Pamiętnik i inne pisma z getta


134 9 33MB

Polish Pages [308] Year 2012

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Recommend Papers

Pamiętnik i inne pisma z getta

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

JANUSZ KORCZAK Pamiętnik i inne pisma

Jesieni nie po lo, aby mnie kochali i podziwiali, ale po lo, abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam obowiązek troszczenia się o świat, o człowieka.

MAX CEGIELSKI Mozaika. Siadami Rechoioiczów

JAT

IDA FINK Podróż

(właśc.

JÓZEF HEN Nowolipie. Najpiękniejsze lala

1879. 3 wycl

i

ANITA HALINA JANOWSKA Krzyżówka

ilkulel HALINA KOROLEC-BUJAKOWSKA Mój chłopiec, motor i ja

JERZY KRZYŻANOWSKI MAGDA KRZYŻANOWSKA-MIERZEWSKA Według ojca, według córki

PHILIP MARSDEN Dom na Kresach

i i dz

A!

STEFFEN MÓLLER Moja klasyczna paranoja

Ksiz

w blisk

ANDA ROTTENBERG Proszę bardzo

wychov

W Wy

Maciuś bezludi W prz



■' V

MAGDALENA SAMOZWANIEC Kartki z pamiętnika młodej mężatki Z pamiętnika niemłodej już mężatki

Tylko dla dziewcząt MICHAELSKAKUN Scenariusz ocalenia ANDREW TARNOWSKI Ostatni mazur

Rdzawe szable, blade kości...

JANUSZ

KORCZAK Pamiętnik i inne pisma

z getta Przypisy Marta Ciesielski!

Posłowie Jacek Leociak

Książka współfinansowana jest

ze środków Instytutu Książki w ramach ROKU KORCZAKA. IUTTT.1 U42D

©POLANO

JAT (właśc.

. 1879, i i

wycl

p id i dz

20 ksu w blisl

wycho\ W Wy

Maciuś bezludi W prz

I

Copyright © by Instytut Książki

Posłowie: Copyright © Jacek Leociak Wydanie I w tej edycji Warszawa 2012

PAMIĘTNIK maj - 4 sierpnia 1942

l;

■ .

$

.panlętaik

phcbSip^JSR

• tai czy OCZOD’ rjtlitjl esy Wódz wchodzą w tycie niosąc pełnię araoi^nyę.l} z^ję.rz^ń^ijocn^^-1

*'W(M5fl11

RH?r « cc, próbować. ę] ais -’ie ojcu -Jot me roz-iDieo. -Gdyny zwrocono oi urnę s^pielonych ^at,enrrqię„s^wpolon; w

0£ą-

dzeniacn,rozrzutny rozsacb danych sił...

. JC.

-sgiaM-f9^eby.(^ J^^nią i on atm,-zrazu nieporozuaima a potyzdnlaie jut niero^^iDi.eęię.^ch.ge^st^^ięi; ^pb-

ZU ksu

ich oczy,bia« zęoy i gładkie czoło,choć usta.mjczą....

o^3,

w blisl

wycho\

»?jstko.i^« azjscy wicło .1 zieniąj. ty^aaa i .gajazdy ,twoje rewia

‘rofr.ó:-Je .To' r^'J. ąi'9 ,Z< *$®r’łe8iielme -róoosaó.

W Wy

.r/ijerć ua oaisso ;.h Jtrt^rają.k :. Zak czła/iek i zwierzęta,tak bonaj drzewa,a kto wie.notę ne*et zlr.: : ymizh-’. rsnitlod . }J,łasr .Jb j j -i ::, .-. , asieme.icn teraz wola,coc i czas. ^dO'*:'; 7'1 , r-.-: J •’>. . .1 r-: anu .-rJu-f - :.. ■ ?■>. Twoja dzid starość,a pojutrz zgrzybiałość^ ( uraceso ^'•m en

Maciuś iezludi

c?5a.z dpeszniej. krrtą wskazówki na tarczy zegarów.

wr* -rou

jr, 2 .r /i s Zjtflieone ofinksa spojrzenie zaleje oćw.edzoe (.ytąme

{

-Zto raro na czterech nogach,w p.łudnie raźnie na dwóch a .Hęeł.,w

pn

,7j



ino wsparty,a;ntrzony w gusnnee .cUodne jroróienie słoń-

Pierwsza strona kopii maszynowej jedynego ocalałego przekazu Pamiętnika

[CZĘŚĆ PIERWSZA]

Ponura, przygnębiająca jest literatura pamiętnikowa. Artysta czy uczony, polityk czy wódz wchodzą w życie, niosąc pełnię ambitnych zamierzeń, mocnych, zaczepnych i gładkich poruszeń, żywy mobilizm działania. Wspinają się w górę, zwalczają przeszko­ dy, zwiększają zasięg wpływów, zbrojni w doświadczenie i liczbę przyjaciół, coraz owocniej i łatwiej, etap po etapie zmierzają do swych celów. Trwa to lat dziesiątek, czasem dwa, trzy dziesiątki. A potem... Potem już zmęczenie, potem już tylko krok za krokiem, uparcie w raz obranym kierunku, już wygodniejszym gościńcem, z mniejszym zapałem i z przeświadczeniem bolesnym, że nie tak, że zbyt mało, że daleko trudniej samotnie, że przybywa już tylko biel włosów, więcej zmarszczek na gładkim dawniej i zuchwałym

czole, że oko słabiej już widzi, krew wolniej krąży, a nogi niosą z wysiłkiem. Cóż? - Starość. Jeden opiera się i [nie] dopuszcza, pragnie po dawnemu, nawet szybciej i silniej, by zdążyć. Łudzi się, broni się, buntuje się i mio­ ta. Drugi w smutnej rezygnacji zaczyna nie tylko zrzekać się, ale nawet cofać. - Już nie mogę. - Już nawet nie chcę próbować.

- Nie warto. - Już nie rozumiem. - Gdyby zwrócono mi urnę spopielonych lat, energię strwo­

JAT (własc.i 1879, i i

wycl

i dz 20 ksu

w blist wychov

W Wy

Maciuś bezLudi

W j*1?

nioną w błądzeniach, rozrzutny rozmach dawnych sił... Nowi ludzie, nowe pokolenie, nowe potrzeby. - Już jego drażnią i on drażni - zrazu nieporozumienia, a potem i stale już

nierozumienie. Ich gesty, ich kroki, ich oczy, białe zęby i gładkie czoło, choć usta milczą... Wszystko i wszyscy wokoło, i ziemia, i ty sam, i gwiazdy twoje mówią: - Dosyć... Twój zachód... Teraz my... Twój kres... Twierdzisz, że my [nie] tak... Nie spieramy się z tobą - wiesz lepiej, doświadczony, ale pozwól samodzielnie próbować. Taki jest porządek życia. Tak człowiek i zwierzęta, tak bodaj drzewa, a kto wie, może nawet kamienie, ich teraz wola, moc i czas. Twoja dziś starość, a pojutrze zgrzybiałość. I coraz spieszniej krążą wskazówki na tarczy zegarów. Kamienne sfinksa spojrzenie zadaje odwieczne pytanie: - Kto rano na czterech nogach, w południe raźnie na dwóch, a wieczorem na trzech. Ty na kiju wsparty, zapatrzony w gasnące, chłodne promienie słoń [ca], które zachodzi.

Spróbuję inaczej w własnym życiorysie. Może myśl szczęśliwa, może uda się, może tak właśnie trzeba. Gdy kopiesz studnię, zaczynasz robotę nie od głębokiego dna, poruszasz szeroko zrazu górną warstwę, odrzucasz ziemię łopata za łopatą, nie wiedząc, co niżej, ile splątanych korzeni, ja­ kie przeszkody i braki, ile uciążliwych, zakopanych przez innych i przez ciebie, zapomnianych kamieni i różnych twardych przed­ miotów.

Decyzja powzięta. Dosyć sił, by zacząć. - A w ogóle, czy jest kiedy jaka robota skończona. Spluń w garść. Mocny chwyt łopaty. Śmiało. - Raz, dwa, raz, dwa.

- Boże, dopomóż. - Dziaduniu, co zamierzasz? - Widzisz przecie. Szukam podziemnych źródeł, czysty, chłod­ ny żywioł wody odgarniam i rozgarniam wspomnienia. - Pomóc ci? - O nie, kochanie ty moje, każdy to musi sam. Nikt nie pospie­ szy z wyręką ani nie zastąpi. Wszystko inne razem, jeśli ufasz mi jeszcze i nie ważysz lekce, ale tę ostatnią moją robotę ja sam. - Szczęść Boże. Tak tedy... Zamierzam odpowiedzieć na kłamliwą książkę fałszywego proroka. Książka ta wiele wyrządziła szkody. 7hk[o] rzecze Zaratustra1. I ja rozmawiałem, miałem honor z Zaratustrą rozmawiać. Mądre jego wtajemniczenia, ciężkie, twarde i ostre. Ciebie, biedny filozofie, zaprowadziły za mroczne mury i ciasne kraty szpitala

wariatów, bo tak przecież było. Stoi czarne na białym: „Nietzsche zmarł w rozterce z życiem - obłąkany”.

Chcę w mojej książce dowieść, że w bolesnej rozterce z prawdą. Ten sam Zaratustra inaczej mnie nauczał. Może miałem lepszy

słuch, może czujniej słuchałem.

1 Przekład Wacława Berenta z 1905 roku. Jedna z młodzieńczych lektur Korczaka, przywołana już w 1901 roku („Kolce”; wówczas pod bliższym oryginałowi tytu­ łem wcześniejszego tłumaczenia Tak mówił Zarathustra).

9 ■■

Na jedno zgadzamy się: droga mistrza i moja, ucznia - były uciążliwe. Wiele częściej porażki niż powodzenia, wiele krzywizn, więc czas i wysiłek na marne, pozornie na marne. Bo w godzinie wypłaty nie w samotnej celi najsmutniejszego

JAT (właśc.

>1879, i i

wycl

szpitala, [—] i motyle, i polne koniki, i świętojańskie robaczki, i koncert świerszczów, i solista w błękitach wysokich - skowronek. Dobry Boże. Dzięki Ci, dobry Boże, za łąkę i barwne zachody, za rześki wietrzyk wieczorny po upalnym dniu znoju i mozołu. Dobry Boże, który wymyśliłeś tak mądrze, że kwiaty mają

zapach, świętojanki świecą na ziemi, iskry gwiazd na niebie. Jakże radosna jest starość. Jaka miła cisza. Miły wypoczynek. „Człowiek, który bez miary obsypany Twymi dary, coś go stworzył i ocalił...”2

pod

Ano dobrze. - Zaczynam. - Raz, dwa.

u i dz 20 ksii

w blisl

wychów

W Wy

Maciuś beżludi

Grzeją się na słońcu dwa dziady. - Powiedz, stary grzybie, jak to się stało, że żyjesz jeszcze. - Ba, życie wiodłem solidne, rozważne, bez wstrząsów i nag­ łych zwrotów. Nie palę, nie piję, w karty nie gram, za dziewczętami nie biegałem. Nigdy głodny ani nazbyt zmęczony, ani pospiesznie, ani ryzykownie. Zawsze w porę i w miarę. Nie dręczyłem serca, nie forsowałem płuc, nie fatygowałem głowy. Umiar, spokój i rozwa­ ga. Dlatego żyję jeszcze. A kolega?

2 Cytat 7. Pieśni porannej (Kiedy ranne wstają zorze...) Franciszka Karpińskiego.

■■ 10

- Ja nieco inaczej. Zawsze tam, gdzie łatwo o guzy i sińce. Szczenięciem byłem, gdy pierwsza rewolta i pukanina. Były noce bezsenne i tyle kozy, ile trzeba młodziakowi pokazać, by z gruba bodaj utemperować3. - Potem wojna. Taka sobie. Trzeba jej było szukać daleko, za górą uralską, za morzem bajkalskim, poprzez Tatarów, Kirgizów, Buriatów aż do Chińczyków. O wieś mandżur­ ską Taołajdżou oparłem się i znów rewolucja. Potem krótki niby

spokój. Wódkę piłem, owszem, nieraz na kartę stawiałem życie, nie zmięty papierek. Tylko na dziewczęta nie miałem czasu, bo

gdyby nie to, że juchy zachłanne i na noce łase, no i rodzą dzie­ ci. Paskudny obyczaj. Raz mi się zdarzyło. Pozostał niesmak na

całe życie. Dość mi tego było. I gróźb, i łez. Papierosy paliłem bez miary. I w dzień, i w dyskusji szukania, raz w raz, jak komin. I nie ma we mnie zdrowego kawałka. Zrosty, bóle, przepukliny, blizna, rozłażę się, skwierczę, pruję, żyję. I to jak jeszcze. Wiedzą coś o tym ci, co mi włażą w drogę. Kopniaki moje są wcale i owszem. Bywa i teraz, że cała banda chyłkiem przede mną. Mam zresztą stronników i przyjaciół. - Ja też. Mam dzieci i wnuków. A wy? A pan, a kolega? - Ja mam dwieście. - Filut z waści.

Teraz rok 1942. Maj. Chłodny maj w tym roku. I ta dzisiejsza noc najcichsza z cichych. Godzina piąta rano. Dzieciaki śpią. Jest

3 Okoliczności pierwszego aresztowania Korczaka (drugi raz zatrzymano go na dwa tygodnie w 1909 roku) nie są znane; być może działo się to w lutymmarcu 1899 (był wtedy studentem I roku medycyny), w związku z protestami studenckimi na Cesarskim Uniwersyteckie Warszawskim i innych uczelniach. Dalej wspomina Korczak swój udział w wojnie rosyjsko-japońskiej na Dalekim Wschodzie, zmobilizowany w czerwcu 1905 powrócił w marcu 1906 roku; zob. leż s. 157.

u ■■

ich naprawdę dwie setki. Na prawym skrzydle pani Stefa4, ja na lewo w tzw. izolatce5. Łóżko moje w środku pokoju. Pod łóżkiem butelka wódki. Na nocnym stoliku razowy chleb i dzbanek wody. Poczciwy Felek6 naostrzył ołówki, każdy z dwóch stron. Mógł­ bym pisać piórem wiecznym, jedno dała mi Hadaska7, drugie

1879, : i

wycł

kilkule

i dz ksi< w blisl

wychot

jr

W Wy

Maciuś '

bezludi W prz

pewien papa niesfornego synka. Rowek mi się od tego ołówka na palcu wyżłobił. Teraz dopiero przypomniało mi się, że można inaczej, że można wygodniej, że łatwiej piórem. Nie darmo tatulo8 nazywał mnie w dzieciństwie gapą i cym­ bałem, a w burzliwych momentach nawet idiotą i osłem. Jedna tylko babcia9 wierzyła w moją gwiazdę. A tak to leń, beksa, mazgaj (mówiłem już), idiota i do luftu. Ale o tym potem. Mieli słuszność. Po równo. Pół na pół. Babunia i papa. Ale o tym potem.

4 Stefania Wilczyńska (1886-1942), naczelna wychowawczyni Domu Sierot, współkierująca z Korczakiem placówką od początku jej istnienia (od październi­ ka 1912). 5 Pokój Korczaka, podobnie jak inne pomieszczenia zajmowane przez Dom Sierot na Siennej 16/Sliskiej 9 (w budynku Towarzystwa Pracowników Handlowych i Przemysłowych) od końca października 1941 roku, pełnił kilka funkcji - był leż izolatką dla chorych. 6 Feliks Grzyb (1917-1943?), wyróżniający się wychowanek, później - wraz z żoną Balbiną („p. Blimka”), bursistką Domu Sierot - jego pracownik; oboje przeżyli wywózkę Domu. 7 List do dziewczynki o tym imieniu (spoza DS) na s. 213. ’ Józef Goldszmit (1844-1896), adwokat, działacz społeczny, autor publikacji. (O rodzinie Korczaka szerzej zob. Maria Falkowska, Rodowód Janusza Korczaka, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” 1997, nr 1). 9 Jedyna babka Korczaka, ze strony matki - Emilia (Mina) z Dajtchcrów Gębicka (1832-1892); babka po mieczu i dziadkowie zmarli przed jego urodzinami (1878 czy 1879). mra 12

Janusz Korczak i Stefania Wilczyńska w „Różyczce", lata 30

JAI I

(właśc. ... 1879, :



wycl

pad

i i dz ZU ksi;

w blisl wychoi

W W) Maciui bezludi

W prz

Leń... słusznie... Nie lubię pisać. Rozmyślać to tak. Nie sprawia mi to trudności. Tak jakbym bajeczki sobie opowiadał. Czytałem gdzieś: „Są ludzie, którzy tak samo nie myślą, jak inni mówią: «Nie palę»”. Ja myślę. - Raz, dwa, raz, dwa. - Na każdą niezdarną łopatę mojej stud­ ni obowiązkowo zagapię się. Zamyślę się na minut dziesięć. I nie, że słaby dziś jestem, bo stary. Tak zawsze było. Babcia dawała mi rodzynki i mówiła: - Filozof. Podobno już wtedy zwierzyłem babuni w intymnej rozmowie mój śmiały plan przebudowy świata. Ni mniej, ni więcej, tylko wy­ rzucić wszystkie pieniądze. Jak i dokąd wyrzucić, i co potem robić, zapewne nie wiedziałem. Nie należy sądzić zbyt surowo. Liczyłem wówczas pięć lat, a zagadnienie żenująco trudne: co robić, żeby nie było dzieci brudnych, obdartych i głodnych, z którymi nie wolno mi bawić się na podwórku, gdzie pod kasztanem pochowany był w wacie, w blaszanym pudełku od landrynek pierwszy mój zmar­ ły, bliski i kochany, na razie tylko kanarek. Jego śmierć wysunęła tajemnicze zagadnienie wyznania.

Chciałem na jego grobie postawić krzyż. Służąca powiedziała, że nie, bo on ptak, coś bardzo niższego niż człowiek. Płakać nawet grzech. Tyle służąca. Ale gorsze to, że syn dozorcy domu orzekł, że kanarek był Żydem. I ja. Ja też Żyd, a on - Polak katolik. On w raju, ja natomiast, jeżeli nie będę mówił brzydkich wyrazów i będę mu posłusznie przyno­

sił kradziony w domu cukier - dostanę się po śmierci do czegoś, co wprawdzie piekłem nie jest, ale tam jest ciemno. A ja bałem się ciemnego pokoju.

Śmierć. - Żyd. - Piekło. Czarny, żydowski raj. - Było co roz­ ważać.

Leżę w łóżku. Łóżko na środku pokoju. Sublokatorzy moi: Moniuś młodszy (Moniusiów mamy czterech10), potem Al­ bert, Jerzyk. Z drugiej strony pod ścianą Felunia, Genia i Ha­ neczka. Drzwi otwarte do sypialni chłopców. Jest ich sztuk sześć­ dziesiąt. Nieco na wschód śpi najcichszym snem sześćdziesiąt dziewcząt. Reszta na górnym piętrze. - Jest maj, więc chociaż zimny, jed­ nakże w górnej sali mogą od biedy sypiać starsi chłopcy. Noc. - Mam o niej i o dzieciach śpiących notatki. Trzydzieści cztery bloczki notatek. Dlatego właśnie tak długo nie mogłem zdecydować się na pisanie pamiętników.

Zamierzam napisać: 1. - Gruby tom o nocy w sierocińcu i w ogóle o śnie dzieci. 2. - Dwutomową powieść. Rzecz dzieje się w Palestynie. Noc poślubna pary chaluców u podnóża góry Gilboa, w miejscu, skąd wytryska źródło11; o górze tej i o źródle tym mówi księga Moj­ żesza. (Głęboka będzie, jeśli zdążę, ta moja studnia).

10 Zob. dalej np. o Moniusiu Frajbergerze, s. 234. 11 Chalucowie - członkowie organizacji syjonistycznej Hechaluc Hacair (hebr. Młody Pionier), przygotowującej młodzież żydowską do osiedlania się w Palestynie; zainicjowana w czasie 1 wojny w Rosji, w Polsce działała od 1919 roku, krzewiąc idee żydowskiego odrodzenia narodowego (i języka hebrajskiego) oraz szkoląc młodych do pracy zawodowej, głównie na roli. Okolice góry Gilboa i źródła Harod (przywoływane kilkakrotnie w Biblii) znał Korczak ze swoich podróży palestyńskich (1934, 1936), kiedy to przebywał w pobliskim kibucu Ein Harod (hebr. Źródło Harod).

15

3. 4. 5. 6. - Napisałem przed kilku laty opowieść o życiu Pa­ steura dla dzieci12. - Teraz dalszy ciąg serii: Pestalozzi, da Vinci, Kropotkin, Piłsudski13 i jeszcze parę tuzinów innych, bo i Fabre, Multatuli, Ruskin i Grzegorz Mendel, Nałkowski i Szczepanowski,

Dygasiński, Dawid14. Uparty chłopiec. Zycie Ludwika Pasteura, 1938; książkę tę o francuskim uczonym zadedykował Korczak siostrze, Annie Lui. 13 Johann Heinrich Pestalozzi (1746-1827), szwajcarski pedagog, którego Korczak cenił szczególnie; podczas pierwszej podróży zagranicznej do Szwajcarii (1899) - zwiedzał miejsca z nim związane. Do pism Piotra Kropotkina (1842-1921, rosyjski uczony, działacz polityczny) sięgał z pewnością w pierwszej dekadzie XX wieku. W Domu Sierot wisiał portret Piłsudskiego z podpisem: „Przed wojną w Polsce rządzili Niemcy i Rosjanie. Piłsudski namówił robotników do powsta­ nia. Za to długo siedział w więzieniu. Uciekł z więzienia, stworzył wojsko polskie, zwyciężył jako wódz, i był Naczelnikiem Państwa”. Zob. też s. 157. 14 Większość przywołanych z nazwiska to postaci znaczące w biografii Korczaka (chociażby jako autorzy jego lektur). Już u progu XX wieku pisał: „...zaludnić wyobraźnię dzieci i młodzieży postaciami bohaterów', którzy nie mieczem, lecz odkryciami i wynalazkami walczyli, torowali myśli ludzkiej nowe drogi (...) jest rzeczą ważną” („Przegląd Pedagogiczny”, 1901). Jean Henri Fabre (1823-1915), francuski entomolog. Korczak, miłośnik jego pism, przywołał go w końco­ wych słowach Jak kochać dziecko. Kolonie letnie, 1920: „...Fabre szczyci się, że poczynił epokowe obserwacje nad owadami, nie uśmierciwszy żadnego (...) mądrym okiem śledził potężne prawa natury (...). Wychowawco, bądź Fabreem świata dziecięcego”. Multatuli (łac. musiałem wiele znieść), pseudonim Eduarda Douwesa-Dekkera (1820-1887), holenderskiego pisarza; zob. też s. 64. John Ruskin (1819-1900), angielski teoretyk i historyk sztuki, zob. s. 54. Gregor Johann Mendel (1822-1884), czeski przyrodnik; zakonnik, „...z zielonego grochu wytrącił groźne prawo dziedziczności” (Sarn na sarn z Bogiem, 1922). Wacław' Nałkowski (1851-1911), geograf, działacz społeczny, publicysta; on - i wymieniony dalej Jan Władysław Dawid (1859-1914), pedagog, psycholog należeli do szczególnych „mistrzów” Korczaka, w pierwszej dekadzie XX wieku zaprzyjaźnionego także z ich bliskimi (córką Wacława, Zofią Nałkowską, żoną Jana, Jadwigą Szczawińską-Dawidową). Stanisław Szczepanowski (1846-1890), działacz społeczny, publicysta, przemysłowiec. Adolf Dygasiński (1839-1902), pisarz. Własne przeżycia z lektur jednego z opowiadań wspomina może Korczak słowami narratora swej autobiograficznej powieści: „...płakałem. Dygasiński, poeto-pedagogu, czemuś wycisnął dziecku łzy...?” (Dziecko salonu, zob. przyp. 87).

12

wyc!

pod i dz

20 ksi. w blisl wycho*

Maciuś

.bezludi

■M 16

Nie wiecie, kto to Nałkowski? Nie wie świat o wielu wielkich Polakach. 7. - Napisałem przed laty powieść o królu Maciusiu15.

Teraz kolej na króla-dziecko: król Dawid Drugi16.

8. - Jak zmarnować materiał pół tysiąca wykresów wagi i mia­ ry wychowańców17 i nie opisać w pięknej, rzetelnej, radosnej pracy

wzrostu człowieka? [—] za najbliższych pięć tysięcy lat. - Gdzieś tam w przepast­ nej przyszłości socjalizm, teraz anarchia. Wojna poetów i muzyków w najpiękniejszej Olimpiadzie - wojna o najpiękniejszą modlitwę - na jeden dla świata na rok hymn do Boga. Zapomniałem nadmienić, że i teraz jest wojna. 10. - Autobiografia. Tak. - O sobie, o swojej małej i ważnej osobie. Ktoś napisał gdzieś złośliwie, że świat jest kropelką błota, za­ wieszonego w bezkresie; a człowiek jest zwierzęciem, które zrobiło karierę. Może być i tak także. Ale dopełnienie: ta kropla błota zna cier­

pienie, umie kochać i płakać i pełna jest tęsknoty. A kariera człowieka, jeśli zważyć sumienie [sumiennie?] -

wątpliwa, bardzo wątpliwa.

Godzina szósta i pół. Krzyknął ktoś w sypialni:

15 Król Maciuś Pierwszy i Król Maciuś na wyspie bezludnej, 1923. 16 Niejasne, czy miało to być jakieś nawiązanie do król Dawida (ok. 1040 p.n.e. - ok. 970 p.n.e., król - drugi - Izraela od ok. 1010 p.n.e.). Do postaci biblijnych sięgnął Korczak kilka lat wcześniej, pisząc około 1936 roku pierwsza pozycję z planowa­ nego cyklu Dzieci Biblii - Mojżesz. 17 W Domu Sierot (i Naszym Domu) dzieci co tydzień ważono i mierzono (ta i inna - gromadzona systematycznie przez lata - dokumentacja nie przetrwała II wojny).

17 MB

-. ■

T

san dJjbbLwjci,

ja^.,-Odziać Urn w ‘•przelotnej przyszłości .occ jalizm,

uraz anarchia.?, ojna poetów 1 ouzyitfw w najpiękniejszej ••liwriadzie - wojna

o najpiękniejszą 5i»sdlitwv -..,0»s^V M. ■Maiłam. .',linl«»o»o

Opał^

3*-

Oświetlenie

200.-

1.200.200.-

Otrzymanie porządku ■ii ooo

7/oda i kanady

/Ci..000

Żywienie

Ijooo

Biel izna/reparac j e/'

100.-

£

400.-

Inwentarz

3a.op9

Pranie

100.5.000.100.-

3.000.-

'.9f0

Gry i zabawy

100.-

3^0 0

Leczenie

200.-

riózne

200.-

, ■O. v oJ *•'.•!! '. ‘ J : •,■■/! jnb. Mjf k.oś uzi.-.actwo.co za upór.a reoże nawet brzydkie 'idai jnie .że jestem praccwi£DcxwDqoo 9xntn5att3ics3i7h’ns. :.'iu z ,i- c£Jr .a-.-. ■ r -r. /st za «>sexq Kiedy ^Dier.aa b u u .widzę pęknięte trierze .wiozę zgięte kyżtl ,po.. frrifz •; ■>-. ■ /nr: dci .ló^rihcn • f.’- aio drapane mi u czki.prędze j oralni ( K dla dyżurnych ftcO^ do sprzątania i stć* fiooa ■ x;^.. j ..± ' . >jvl. i, :-, .• •j @ + < .6 :>jrco Jo fi^nrooifco r.H rduoao ula sklepiku.-uidzo,jat pieoUi^e ŁtŁiv trochę oo arystokroćku i trochę'ro fr^an-i oj -..axn^oal i oxn-jx;j/xi n: j.iscffi.. :j a\c •r-żrnilci chaujku rozrzucajs. iyżzi.uoże ,Łolnicz^; 1 tubki.znnńaLl _.sta.ać na miejscu. C?Or (• •• z \ i • 3; • r:~ : rr *l * : ■. ‘c:: rrr«

T tg>.ł.-Eco i ioŁUe ŁcJj Jsana s :o2.iJ^osasc. ecie Yir.r ccsiJ ■ n-.- .oipna waga. -eonr o\sJ-? os ęi? *ov>-’-.ovo«‘ 9iudfi'rr>sia,u>vnoii.sł j s loo i. N J.j . . ; , »■• jak *. j c»k,r:s st’77,60 by.ro Ich aielu,nie T^gT rswitt&i ar - 7d>.-- '_•)» nłmo inb»r ortojru/ęb oJ ' M 6 --.- 1 tiiq -,dirc ar.-/-.. n: raofrincr-e^o zadania.e.cłyr ci? dfirjo,iz w.iozuik carr-acee! w r-' ■•■' -■“

Nie jezt ani ?-:zy tai cadney-zy «oó d;atego,de pracuje u iL-i-^izyńio -nI6 bzfedsr.ns • -Jr/.Y Jdv sBr asbiv -:n .iO.raiauwi jju ;B 6( a nie przy w (4- 0.'5, ,x'odU, 6 >Jh L j.. n; :,-... euljtjn,dygnitarze zlękaja. :rzed pipicie-. 1 na/ujii jetp pantofel.' ten cun naeoif. n. • s. /'c o J ■ 1 _ . : j + ■/. j ■ _ . -...>» o t nn. o .’ iu ca . r’’. flet -yje co roto u topicie no‘gi d-.-iraot? .tejr '/Arozinal-. r». X^d=l V din^cb nirńi 'tac 0 /> V t. -ułe.01 ićni się się filo •■>..•..> Oj rr. 100 r.?-'T. • : • v>- ..łl .-Jci, Vj ••;■■■ róże na-ct r.e •••Uigo.,*. •.ąucsar.jB nie gniei ajcie o. , .r-?.z-,,;c j'.t lierrr na»z^li,idoOo Vyi'/wkwn^t^fie. '■ 1 J *

Xtc ^rń':hri-n; r ’-'ijc:;-...,1:,.: \ ik'j-ówi • Inn praca nie przyftort ontydn'ale raś >ybierVt;."o'-v ó. rucó-. /,ńm»A I./ j ^uretj roboty i zddje ■. .

-I

się,de tcwfmtn i' sen od cze^iey roboty atrenit* - 10-if . • • ,te; ,.■ .cxi

W Myszyńcu został stary, ślepy Żyd129. Szedł o kiju wśród wo­ zów, koni, kozaków, armat. - Co za okrucieństwo zostawić ślepego starca. - Oni chcieli go zabrać - mówi Naścia. - On uparł się, że nie odejdzie, bo ktoś musi pilnować bóżnicy. Znajomość z Nastką zawarłem, pomagając jej odszukać kube­ łek, który jej zabrał żołnierz i miał zwrócić, ale nie zwrócił. Jestem ślepym Żydem i Nastką. * * *

Tak mi miękko i ciepło w łóżku. - Bardzo ciężko mi będzie wstać. Ale dziś sobota - w sobotę ważę dzieci z rana przed śnia­ daniem. Pierwszy bodaj raz nie jestem ciekaw, jaki będzie wynik tygodnia. Powinno im przybyć. (Nie wiem, dlaczego wczoraj wy­ dano na kolację surową marchew). 4 4 4

Na miejsce starego Azrylewicza mam młodego Julka. - „Woda w boku”. - Z innego powodu, ale są trudności przy oddychaniu. Te same postękiwania, ruchy, gesty, żal do mnie, samolubna i aktorska chęć zwrócenia na siebie uwagi; może nawet zemsta za to, że o nim nie myślę. Dziś Julek miał pierwszą od tygodnia spokojną noc. Ja też. 4 4 4

29 Wspomnienie z początku I wojny, które Korczak opublikował, przytaczając i inne epizody, już w czerwcu 1918 roku („Głos Żydowski”), inne wspomnienie wojenne - spod Tarnopola, gdzie stacjonował w 1917 roku, zob. s. 174. c - 134

Ja też. Od momentu, kiedy dzień daje tyle wrogich i ponurych wrażeń i doznań - zupełnie ustały sny. Prawo równowagi. Dręczy dzień, koi noc. - Pomyślny dzień, dręcząca noc. O pierzynie napisałbym monografię. Chłop i pierzyna. Proletariusz i pierzyna. * * *

Dawno już nie błogosławiłem świata130. Tej nocy próbowałem

- zawiodło. Nie wiem nawet, czym pobłądziłem. Oddechy oczyszczające wyszły jako tako. - Ale palce pozostały słabe, nie przepływała przez nie energia. ...Czy wierzę w skutek? Wierzę, ale nie w moje. - Indie! Święte

Indie! * * *

Z dnia na dzień zmienia się oblicze dzielnicy. 1. - Kryminał. 2. - Zadżumieni. 3. - Tokowisko. 4. - Dom wariatów. 5. - Dom gry. Monaco. Stawka - głowa. * * *

30 Korczak - człowiek wiary, ale niezwiązany z konkretną konfesją - czerpał z różnych tradycji i duchowości: chrześcijańskich, żydowskich, teozoficznych, Dalekiego Wschodu. 135 ■■

Co najważniejsze, że to wszystko było. Nędzarze, zawieszeni między kryminałem a szpitalem. Praca niewolnicza: nie tylko wysiłek mięśni, ale honor, cześć dziewczyny. Sponiewierana wiara, rodzina, macierzyństwo. Handel wszystkimi dobrami duchowymi. Giełda, gdzie notowano, ile waży sumienie. - Kurs zmienny - jak dziś cebula i życie. Dzieci żyją w ciągłej niepewności, w strachu. „Żyd ciebie weź­ mie”. „Oddam cię dziadowi”. - „Wezmą w worek”. Sieroctwo. Starość. - Jej poniżenie i uwiąd moralny. (Onego czasu na starość zasłużyć, zapracować dobrze było. Toż samo zdrowie. Teraz kupuje się siły i lata życia. Łajdak ma szanse na siwy włos). Panna Esterka. Panna Esterka nie chce żyć ani wesoło, ani łatwo. Chce żyć ładnie - piękne życie chce mieć. Dała nam pocztę na to chwilowe pożegnanie. Jeżeli nie wróci tu i teraz, to spotkamy się później gdzie indziej. Mamy pewność, że innym przez ten czas służyć będzie tak, jak dobro dawała i przynosiła pożytek. * * *

4 sierpnia 1942 1 Podlałem kwiaty, biedne rośliny sierocińca, rośliny żydowskie­ go sierocińca. - Ziemia spieczona odetchnęła. Przyglądał się mojej pracy wartownik. Czy go drażni czy roz­ rzewnia ta moja pokojowa o szóstej rano czynność? Stoi i patrzy. Nogi szeroko rozstawił. 136

Janusz Korczak w oknie Esa

2 Na nic starania, by Esterkę zwrócono. - Nie byłem pewien, czy w razie powodzenia przysłużę się jej, czy zaszkodzę i skrzywdzę. - Gdzie wpadła? - pyta się ktoś. - Może nie ona, ale my wpadliśmy (że zostajemy). 3 Napisałem do komisariatu, żeby wysłali Adzia: niedorozwinię­ ty i złośliwie niekarny. - Nie możemy za wybryk jego jakiś narażać domu. (Zbiorowa odpowiedzialność).

4 Na Dzielną na razie tona węgla - do Rózi Abramowicz131. Pyta się ktoś, czy tam bezpieczny węgiel. Odpowiedzią uśmiech. 5 Pochmurny ranek. Godzina piąta i pół rano. Niby normalny początek dnia. - Mówię Hannie: - Dzień dobry. Odpowiada zdziwionym spojrzeniem. Proszę: „Uśmiechnij się”. Są chore, blade, piersiowo chore uśmiechy. 6 Piliście, panowie oficery, piliście obficie i smacznie, to za krew, tańcząc, pobrzękiwaliście orderami - na wiwat hańby, której ślepi nie widzieliście, raczej udawaliście, że nie widzicie.

151 Róża Abramowicz, wychowanka i bursistka Domu Sierot, w 1928 roku ukończy­ ła szkołę gospodarczą i od tego lub kolejnego roku pracowała jako intendentka w filii Domu Sierot „Różyczka”.

7 Udział mój w wojnie japońskiej. Porażka - klęska. W wojnie europejskiej - porażka - klęska. W wojnie światowej... Nie wiem, jak czuje i czym czuje się żołnierz armii zwycię­ skiej...

8 Pisma, w których współpracowałem, zamykano, zawieszano - bankrutowały132. Wydawca odebrał sobie życie133, zrujnowany. A to wszystko nie, że jestem Żydem, ale że urodziłem się na

Wschodzie... Smutna mogłaby być pociecha, że i pysznemu Zachodowi nie jest dobrze. Mogłaby być, ale nie jest. Nikomu nie życzę źle. Nie umiem. Nie wiem, jak to się robi. 9 Ojcze nasz, który jesteś w niebiesiech... Modlitwę tę wyrzeźbiły głód i niedola. Chleba naszego. Chleba. 132 Represje dotykały głównie pisma zaangażowane ideowo, radykalizujące się czy radykalne (lewicowe), z którymi Korczak współpracował jako publicysta w latach 1905-1912 - jak „Głos” i jego mutacje „Przegląd Społeczny” i „Społeczeństwo", czy pisma socjalistyczne „Wiedza”, „Światło”. Brak środków finansowych spo­ wodował zamknięcie pionierskich pism dla dzieci, redagowanych przez Sempołowską i Mortkowiczową - „Promyka” w 1911 roku czy „W słońcu” w la­ tach dwudziestych. 133 Wydawca większości książek Korczaka, a także wielu innych wybitnych pisarzy polskich, znany z dbałości o jakość estetyczną książki, Jakub Morlkowicz, popeł­ nił samobójstwo w wieku 58 lat (1931). 139 ■■

Przecież to, co przeżywam, było. - Było. Sprzedawali sprzęty, odzież, na litr nafty, kilo kaszy - na kie­ liszek wódki. Kiedy junak Polak życzliwie pytał się w komendzie policji, jak wydostałem się z blokady134, zapytałem, czy mógłby „coś” w spra­ wie Esterki. Rozumie się, że nie. Powiedziałem spiesznie: - Dziękuję za dobre słowo. To podziękowanie jest bezkrwistym dziecięciem nędzy i po­ niżenia. 10 Podlewam kwiaty. Moja łysina w oknie - taki dobry cel? Ma karabin. - Dlaczego stoi i patrzy spokojnie? Nie ma rozkazu. A może był za cywila nauczycielem na wsi, może rejentem, zamiataczem ulic w Lipsku, kelnerem w Kolonii? Co by zrobił, gdybym mu kiwnął głową? - Przyjaźnie ręki} pozdrowił? Może on nie wie nawet, że jest tak, jak jest? Mógł przyjechać wczoraj dopiero z daleka...

134 Junacy - tu: jedna z pomocniczych formacji porządkowych, wykorzystywa­ nych przy tak zwanych blokadach podczas Akcji, kiedy to zgarniano ludzi na Umschlagplatz z wycinka terenu getta. „Trzy razy policja lub żołnierze niemieccy chwytali Doktora na ulicy i ładowali na «wóz śmierci*, trzy razy żandarmi zwal­ niali go bez próśb z jego strony” (S. Eliasbergowa). 140

72 trzecito o° jrze lywam, było.-Było^'"'

Sprzedawli nprzęty odzież,na litr nafty,kilo kaszy,-na kie

wódki.

w komendzie policji, Kiedy junak rolak życzliwei pytał się,jdc wydootałem się

zapytałem czy mógłby "cod" w sprawie 3eterlci. Rozumie się,że niw. posiedziałem śpieszcie.

-Dziękuję za doore słowo. To podziękowanie jeot be z krwi sten dziecięciem nędzy i poniżenia.

10. Podlewam kwtaty.Hoja łysiny w oknie - taki dobry cel ? Ilu karabin.-Dlaczego stoi i patrzy spokojnie?

Nie ma rozkazu. A może był za cypila nauczycielem na wsi,może rejentem,zamiataczem

ulic w Lipsku,kelnerem w aolnii ? Coby zrobił,gdyoym mu kiwnął głową ?-przyJaźnie ręką pozdrowił?

KOie on nie wieMnawet,że jest tak jak jest ?

i

f.ógł przyjechać wczoraj dopiero z daleka...



Ostatnia, siedemdziesiąta druga strona maszynopisu Pamiętnika

ŻOLIBO^DANZlGER^Hn DW. GDAŃSKI

SACMS'SCHt» GAłłtN 00’00 SASKI I

Mapa Warszawy z. 1941 roku

INNE PISMA

MIŁYM CHALUCOM135 NA WOLNĄ CHWILĘ DO ODCYFROWANIA 30 stycznia 1942

Chcę, bo kocham. - Chcę, więc umiem. - Chcę, więc mogę. - Chcę, bo wierzę. Chcę tylko dla siebie, bo za siebie tylko, nie za innych - ko­ cham, wiem, umiem, chcę i wierzę. Moja miłość, moja wiedza, moja moc i moja wiara - w wiernej służbie Wam i u Was, w pracy znojnej dla Was, w drodze mozolnej do Was i ku Wam. Wiem i wierzę. Jakże piękna jest wiedza, gdy waha się, gdy nie ufa sobie, gdy szuka w sobie i wokoło błędu, zaniedbań, nawet nieświadomego kłamstwa. Jakże piękna jest wiara bez wątpliwości, bez zastrzeżeń, bez obawy, że mogę się mylić. Szalom

35 Kartka do członków komuny/kibucu z ul. Dzielnej 34, do której należeli m.in. Cywia Lubet kin i Icchak (Antek) Cukierman z socjalistycznej organizacji chalucowej „Dror” (hebr. Wolność), przyszli liderzy Żydowskiej Organizacji Bojowej (1943). Korczak i Wilczyńska utrzymywali z nimi w getcie kontakty. 147 =■»

,dnia 15 stycznia 19 Z Szanowna i Lilia pani. Praca wychowawcza jest grą na ślepej klawiaturze.

Nie naiu sądzić,czy i ile przynosi pożytku.

Wierszyki iugodne,- jeśli przynoszą Pani ukojenia niech Pani dalej picze. Kto szuka zawsze znajdzie jakkolwiek nie zawsze to

znajdzie czego szuka.

iozdrow.ienia L. Justmanówna Gorzkowice Pow. Piotrków Dom Mirczaka

List do L. Justmanówny

DO BIURA PERSONALNEGO RADY ŻYDOWSKIEJ 9 lutego 1942

Biuro Personalne Rady Żydowskiej w miejscu136

Henryka Goldszmita (Janusza Korczaka) zamiesz. przy ul. Siennej 16 Śliska 9 Podanie Domagają się ode mnie życzliwi, bym napisał testament. Czynię to obecnie w swym curriculum vitae, składając ofertę na posadę wychowawcy w internacie dla sierot Dzielna 39.

Mam lal sześćdziesiąt cztery. Egzamin zdrowia zdałem w roku ubiegłym w więzieniu. Mimo fatygujące warunki pobytu ani razu nie chorowałem, nie zwracałem się do lekarza, ani razu nie zwol-

136 Warszawska Rada Żydowska (Judenrat), powołana przez niemieckie władze oku­ pacyjne 6 X 1939 jako organ reprezentujący społeczność żydowską, początkowo złożona z komisji, później wydziałów (około 30) i podległych jej agend, zajmu­ jących się sprawami prawnymi, finansowymi, gospodarczymi, opieką społeczną i medyczną itd., z główną siedzibą w dawnej Gminie, ul. Grzybowska 26/28; faktycznie działała do stycznia 1943 roku. Sprawami personalnymi zajmował się Referat Personalny Wydziału Ogólnego, przekształcony w samodzielny Wydział Personalny, któremu przewodniczył Natan Grodzieński, zob. przyp. 170.

149 «

nilem się z gimnastyki, ze zgrozą unikanej przez młodych nawet kolegów. - (Apetyt wilczy, sen sprawiedliwy, niedawno po dziesię­ ciu kieliszkach mocnej wódki wróciłem sam spiesznym marszem z ulicy Rymarskiej na Sienną - późnym wieczorem. - Wstaję w nocy dwukrotnie, wylewam dziesięć dużych kubłów). Palę, nie piję, władze umysłowe na codzienny użytek znośne. Jestem mistrzem w ekonomii wysiłku: jak Harpagon cedzę celowość każdej zużytej jednostki energii.

Uważam się za wtajemniczonego w dziedzinie medycyny, wychowawstwa, eugeniki, polityki. Dzięki wyrobieniu posiadam dużą umiejętność współżycia i współpracy nawet z typami kryminalnymi, z urodzonymi mato­ łami. - Ambitni i uparci durnie dyskwalifikują mnie, nie ja ich. Ostatni egzamin: tolerowałem przez z górą rok z nieprawdzi­ wego zdarzenia kierowniczkę w swoim internacie i na przekór własnej wygodzie i spokojowi namawiałem ją do pozostania uciekła sama - (zasada moja: lepsze są nawet wady aktualnego personelu niż nawet zalety nowego). Przewiduję, że typy kryminalne spośród personelu internatu na Dzielnej opuszczą dobrowolnie znienawidzoną placówkę, z którą wiąże ich tylko tchórzostwo i inercja.

Gimnazjum i Uniwersytet skończyłem w Warszawie137, wy­ kształcenie dopełniłem w klinikach Berlina (rok) i Paryża (pół roku). - Miesięczny wypad do Londynu138 pozwolił mi zrozumieć na miejscu istotę pracy charytatywnej (duży dorobek). 37 Korczak chodził do Praskiego Gimnazjum filologicznego na ul. Brukowej 16, róg Namiestnikowskiej; po maturze w 1898 roku rozpoczął studia medyczne na Cesarskim Uniwersyteckie Warszawskim, którego dyplom otrzymał w marcu 1905 roku (1 rok powtarzał). 38 Prawdopodobnie w 1910 roku, kiedy to przebywał we Francji.

Mistrzami moimi byli w medycynie: profesor Przewóski (anatomia i bakteriologia), Nasonow (zoolog), Szczerbakow (psy­ chiatria) - i pediatrzy Finkelstein139, Baginsky, Marfan, Hutinel (Berlin, Paryż). (Dnie wolne - zwiedzanie sierocińców, zakładów popraw­ czych, miejsc zamknięcia dla tak zwanych dzieci występnych). Miesiąc w szkole dla cofniętych w rozwoju, miesiąc w klinice neurologicznej Ziehena140. Mistrze moi w szpitalu na Śliskiej: ironista i nihilista Koral, jo­ wialny Kramsztyk, poważny Gantz, świetny diagnosta Eliasberg141 - poza tym - felczer chirurgii Śliżewski i pielęgniarka ofiarna Łaja. Spodziewam się spotkać kilka takich Łaj - bohaterek w rzeźni dzieci (i domu przedpogrzebowym) na Dzielnej 39. Szpital pokazał mi, jak godnie, dojrzale i rozumnie umie umierać dziecko. Rozumienie fachu medycznego pogłębiły książki o sta­ tystyce. - Statystyka dała dyscyplinę logicznego myślenia

139 Edward Przewoski/Przewóski (1849-1925); od 1872 roku zatrudniony na uni­ wersytecie, od 1897 jego profesor i kierownik katedry anatomii patologicznej. Profesorowie rosyjscy: Nikołaj Nasonow (1855-1939), kierował katedrą zoologii w latach 1889-1906; Aleksandr Szczerbak (1863-1934), kierował katedrą cho­ rób nerwowych i psychicznych w latach 1893-1910. Prof. Heinrich Finkelstein (1865-1942), niemiecki pediatra, w 1901 roku założył w Berlinie wzorcowy zakład opieki nad niemowlętami (prowadził go 18 lat). 140 Prof. Theodor Georg Ziehen (1862-1950), niemiecki neurolog i psychiatra, w la­ tach 1904-1912 dyrektor kliniki neurologicznej Charitć w Berlinie. 141 Adolf Koral (1857-1939), pediatra, działacz społeczny towarzystw lekarskich, 1884-1894 lekarz miejscowy Szpitala im. Bersonów i Baumanów, autor opra­ cowania jego historii (1916). Mieczysław Gantz/Ganz (1876-1939), laryngolog i ftyzjatra; leczył dzieci w Domu Sierot. Izaak Eliasberg (1860-1929), dermatolog, społecznik; aktywny przy organizowaniu DS członek Towarzystwa „Pomoc dla Sierot”, od 1913 roku jego prezes. Pośmiertne wspomnienie o nim zatytułował Korczak Entuzjasta obowiązku, a zakończył: „...w [...] rozumieniu najszlachet­ niejszym - osierocił. Żegnaj, Przyjacielu” („Nasz Przegląd”, 1929). 151 MB

ńiuro tertonalne Haay dydowcaie j w r.iejLcu Henryka uoidazdta /janutzs. aorczao^uaiesz.

przy ul.jiennej 16 31iuca v

Doca-aja. się oaecnie 2yczliwi,oyD napicaz ceut.reat. Czynię to ooecnie u swes coriooluc witae,składając otertę n pocaaę trycbo.a-.icy • internacie aia sierot Dzielna ó J.

f

s.an lat 64. igzanin zdrcjia zdałeś u roc unie *cyn t więzieniu. iso fatygujące wamnn pooytu tri razu nie cnoru-a;ea,nie awra;.- _o lu Kielinzcacn nocnej Wtdci wrocices nam cpieazny.-. uarczen z ulicy .-(ywnrakiej na .lenną - pożnys cieczores.- ctaj; nocy aujcrotnic ylewaa lu dutjcfl Knołow/. raię,r.ie pij?,władze usys^owe na codzienny udytelc znośne. jesteo Mi Strzec w e zonom wy&iricu: jat narpa^on cedzę celo.ośd zaziej zutytej jednoctci ener^ni. 1'wadan tię za ttajeEn1.zcne.70 w dziedzinie Eeaycyny,wytnŁ-jaazen przez a rora roe z niepra.7dziwęro zda­ rzenia Kieroenioskę w b ~+ 6- internacie i na ^rzezor wzaLnej wygodzie i epocoj&Ki na&a-iałec ja do pozostania,- ucielcła eaca,- /zarida moja:lepcze

La naułt wady aktualnego personelu,nil nawet zalety nowego/. frzezidoj?,£e typy erynmalnc z pośród personelu internatu r. Dzicl-

„Testamcnl” Korczaka, czyli podanie do Biura Personalnego Rady Żydowskiej, 7 lutego 1942 roku

nej opuszczą dobrowolnie zniena-lizana j-lacówcę, z które -tale ich tyko tcnćrzoatro i inercja.

Giuiązjtfs 4 ''nr-erojtet uco:.czyćren -> arsza-ie.wykształcenie dopeinUen clinikaca Berlina /rok/ i Jaryla /póc roko/.- ; iesijczny wypad do r.cndynu yoz-olik _i zrozunieó r- ciejsco istot? pracy charytatywnej

/outy dorcoe*/. . i-.trcr.t-i coiai oyli • cedycynie: profesor Przewoski /anetoeia 1 » cte riologia,, -cno- /zoolog, ,hzczeroako« /psycniatria, i pediatrzy rircieio-tein,Dagi..aki/-rian.Hotinel./Jerlir. ;aryi, . /Dnie olce - zcieisanie sierccijcó.z,iacraić-’ poprawczych,niejtc zar.zr.1 ,-cia dla tac zwanych dzieci ■jatjpnych/. lesiac szkole iii cofniętych ■■ rozwoje,ciesiec •' klinice neurologicznej nieŁona. libtrze uoi bzpitalo ni pilskiej: irenlata i niniliota koral,

jc.-it.lny ł.raasztyz,podatny /antz,ś->ietn/ aiu ;noota jliatuer/f,- j-ozater. felczer c-inr.ni jiiteiati 1 xie»;cr-iar*a ofiarna L*ja. j;oazie. i-- tii? spotka) kilka tacicŁ 'aj - oohatere*: ■ rzędni -;ieci /i d.21 ^rzeipcęrze&osyi^ r. "-zielnej j &. j;rital pocaz-i ui, Ja'., oime ,dojrzą le 1 rozumnie utie ut.ierj : cne -CO. 3czi.ie.’i. l-cuił c-it-«.i o btatyctyce.utatyutycz .-la ayscyrlln? lon;;'-. •- myślenia 1 o iet- u., i luefeu.- ;rz«»z ..r ... l V1 1 .R.-nar. .. . inu-ij i

..

i

,

. - t.tci _r.-.. u..le- sreui i wjr. n.i*