Pisma wczesne z filozofii religii 8370067050

Pisma romantycznego filozofa z okresu jego pobytu w Jenie odsłaniają najgłębsze intuicje myśli Heglowskiej, przede wszys

216 65 12MB

Polish Pages 430 [435] Year 1999

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Table of contents :
[FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE]
(1793-1794)........................................................................................................ 5
1 ............................................................................................................................. 5
Wykład różnicy pomiędzy religią obiektywną i religią subiektywną;
jego znaczenie w kontekście całej problematyki........................................ 8
Religia subiektywna........................................................................................... 12
Oświecenie - wola oddziaływania poprzez intelekt...................................... 15
I ......................................................................................................................... 25
II ........................................................................................................................ 29
III ...................................................................................................................... 32
2 ........................................................................................................................... 35
3 ........................................................................................................................... 37
4 ........................................................................................................................... 43
O różnicy w obrazie śmierci............................................................................ 55
5 [Trzy fragmenty krytyki chrześcijaństwa] [Schemat]................................ 57
Tajemnicze nauki teoretyczne.......................................................................... 60
Moralne nauki praktyczne................................................................................ 69
[Druga wersja] [A. Wprowadzenie]............................................................. 71
[B.] a. [Nauki]................................................................................................... 73
6 .......................................................................................................................... 81
7........................................................................................................................... 83

ŻYWOT JEZUSA............................................................................................. 86

[POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ] (1795/96)............. 156
Stan religii żydowskiej - Jezus.......................................................................... 157
Skąd pozytywność?............................................................................................. 159
]ezus mówi wiele o sobie samym........................................................................ 163
[Jezus mówi o sobie] jako o Mesjaszu................................................................165
Cuda.......................................................................................................................166
Pozytywność pochodząca od jego uczniów....................................................... 168
Dwunastu [apostołów]......................................................................................... 170
Rozesłanie uczniów po kraju.............................................................................. 170
Zmartwychwstanie i polecenia po zmartwychwstaniu.................................... 171
Stosowne w społeczności, niesprawiedliwe w państwie.................................. 173
Wspólnota dóbr....................................................................................................174
Równość................................................................................................................ 175
Eucharystia............................................................................................................ 176
Żądza krzewienia................................................................................................. 178
Społeczność moralna czy religijna staje się państwem .................................. 182
Konflikt Kościoła z państwem............................................................................ 195
Umowa kościelna. Przedstawicielstwo, aktywni obywatele o doktrynie .... 204
Umowa z państwem..................... 210
Jaką formę w Kościele musi uzyskać moralność...............................................221
Konieczność powstawania sekt.......................................................................... 228
[Dodatki]..............................................................................................................231
1 ...............................................................................................................................231
2 ...............................................................................................................................238
Różnica między grecką religią wyobraźni i chrześcijańską religią
pozytywną........................................................................................................244
3 ...............................................................................................................................258
[Nowa wersja początku] (1800).................................................................. 260

[NAJSTARSZY PROGRAM SYSTEMU NIEMIECKIEGO
IDEALIZMU] (1796 lub 1797)...................................................................... 275

[DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS] (1798-1800)................... 278
[Duch judaizmu]............................................................................................... 278
[Podstawowa koncepcja Ducha chrześcijaństwa] ...................................... 298
[Duch chrześcijaństwa]........................................................................:... 320

[FRAGMENT SYSTEMU, ROK 1800]......................................................... 409

Ks. Tomasz Węcławski, Posłowie......................................................................417

Indeks pojęć........................................................................................................420
Indeks imion własnych.................................................................................. 426
Recommend Papers

Pisma wczesne z filozofii religii
 8370067050

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

FILOZOFIA

I

RELIGIA

G.W.F. HEGEL PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Najwcześniejsze prace teoretyczne Hegla (1770-1831) za jego życia nigdy nie doczekały się publikacji. Dopiero w początkach XX wieku nieznane do­ tąd zapiski odkrył w zbiorach berlińskiej Biblioteki Królewskiej Wilhelm Dilthey, który też zdążył je szczegółowo omó­ wić w obszernym studium Historia mło­ dości Hegla. Wypowiada on entuzja­ styczną opinię o fragmentach poświę­ conych duchowi chrześcijaństwa: „Hegel nie napisał nic piękniejszego. Długo nad nimi rozmyślałem. Objawia się w nich cały geniusz historyczny Hegla, z pierwszą świeżością, wolny jeszcze od pęt systemu”. Dilthey określa stanowi­ sko młodego Hegla jako przykład mi­ stycznego panteizmu („nieskończone życie jako duch, który swe urzeczywist­ nienie znajduje w całości świata, nie­ uchwytny dla intelektu, dostępny tylko w religijnym akcie kontemplatywnego wznoszenia się ku niemu duszy”). W 1907 roku Heglowskie manuskrypty uporządkował i pogrupował uczeń Diltheya, Herman Nohl, nadając im zbior­ czy tytuł Młodzieńcze pisma teologiczne Hegla. Odtąd juwenilia te budzą żywe zainteresowanie badaczy heglizmu, po­ nieważ, z jednej strony, nie tchną jesz­ cze idealizmem spekulatywnym, z dru­ giej zaś - nie bez krytycznego nastawie­ nia wielostronnie interpretują konkret­ ne zjawiska religijne.

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Filozofia i religia redaktor serii: Karol Tarnowski

komitet naukowy: Tadeusz Gadacz o. Jan Andrzej Kłoczowski OP Władysław Stróżewski ks. Józef Tischner Elżbieta Wolicka ks. abp Józef Życiński

G.W.F. HEGEL

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Przekład Grzegorz Sowiński Posłowie Ks. Tomasz Węcławski

Wydawnictwo Znak Kraków 1999

Podstawy tłumaczenia Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Frühe Schriften, Frankfurt am Main 1971 Herman Nohl, Hegels theologische Jugendschriften, Tübingen 1907 Projekt okładki Studio nr 11 Piotr Suchodolski Opracowanie typograficzne Marek Pawłowski Adiustacja Tomasz Sikora

Korekta Barbara Gąsiorowska

Łamanie Irena Jagocha

Publikacja dotowana przez Fundację im. Roberta Boscha w Stuttgarcie

Veroeffentlicht mit finanzieller Unterstuetzung der Robert Bosch Stiftung in Stuttgart

© Copyright by Wydawnictwo Znak, Kraków 1999 ISBN 83-7006-705-0 /

Zamówienia: DZIAŁ HANDLOWY

30-105 Kraków, Bezpłatna

Zapraszamy \

ul.

Kościuszki 37.

infolinia:

0800-130-082

też do naszej księgarni

internetowej:

www.znak.com.pl

[FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE] (1793-1794) 1.

Religia1 jest jedną z najważniejszych spraw naszego życia - już gdy byliśmy dziećmi, uczono nas sylabizować modlitwy do Boga, składano nam rączki, byśmy je wznosili ku najwznioślejszej istocie, naszą pamięć obarczono zbiorem wówczas niezrozumiałych jesz­ cze tez, dla przyszłego użytku i pocieszenia w naszym życiu. W starszym wieku dużą część naszego życia wypełniają zajęcia związane z religią, ba, u niejednego cały krąg myśli i skłonności łączy się [z religią], jak obwód koła z jego środkiem. Oprócz innych świąt przeznaczamy dla niej pierwszy dzień każdego tygodnia, dzień, który od lat młodości jawi się nam w piękniejszym i bardziej uro­ czystym świetle niż wszystkie pozostałe. Wokół siebie widzimy odrębną grupę ludzi, której wyłącznym przeznaczeniem jest służ­ ba religijna; religijny akcent przydajemy wszystkim ważniejszym wydarzeniom, postępkom, od których zależy nasze szczęście oso­ biste, narodzinom, małżeństwu, śmierci, pochówkowi. Czy w starszym wieku człowiek zastanawia się nad naturą i własnościami owej istoty, zwłaszcza nad stosunkiem świata do owej istoty, ku której zwracają się jego wszystkie doznania? Ludzka natura jest tak urządzona, że zmysłowi człowieka, który nie uległ zepsuciu, niebawem ukazują się praktyczne konsekwen­ cje nauki o Bogu, które mogą się dlań stać pobudką, postępkiem, źródłem poznania obowiązków, źródłem pociechy, a edukacja, która od młodości traktuje o tych kwestiach, pojęcia, wszelka zewnętrzność, która ma z nimi związek i wywiera na nas wraże­ nie, są zaszczepione na jednej z naturalnych potrzeb ludzkiego ducha - niejednokrotnie zaszczepione na niej bezpośrednio, ale niestety zbyt często przyczepione jedynie dzięki arbitralnym wię-1 1 Nohl {Herman Nohl, Hegels theologische ¡ugendschriften, Tübingen 1907}: ss. 3-20; Schüler (Gisela Schüler, Zur Chronologie von Hegels Jugendschriften, w: HegelStudien, 1. 2, Bonn 1963}: nr 32 (Tübingen 1792/93).

5

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

zom, które nie mają uzasadnienia ani w naturze duszy, ani w praw­ dach, jakie należałoby czerpać i rozwijać z samych pojęć. - 2 ...życia ludzkiego w ruch. Wzniosłe żądanie, które rozum kieruje do ludzkości i którego słuszność tak często uznaj emy całym ser­ cem, jeśli jest ono nim przepełnione, oraz zachwycające opisy, które zrodziła czysta, piękna wyobraźnia wolnych od wszelkiej prze­ winy czy mądrych ludzi, nigdy nie powinny do tego stopnia zawładnąć naszą, byśmy mieli żywić nadzieję, że wiele z tego wszystkiego odnajdziemy w rzeczywistym świecie, czy sądzić, że gdzieś w rzeczywistości pochwycimy i ujrzymy ten piękny miraż; niezadowolenie i irytacja rzadziej mroczyłyby nasz zmysł. Nie wpadajmy zatem w przerażenie, gdy musimy stwierdzić, że zmys­ łowość stanowi główny element wszelkich postępków i dążeń człowieka, jakkolwiek trudno byłoby rozróżnić, czy czynnikiem, który determinuje wolę, jest jedynie roztropność czy też rzeczy­ wista etyczność. Jeśli ktoś przyjmuje, że najwyższym celem życia jest zaspokojenie popędu szczęśliwości, a przy tym potrafi dobrze kalkulować, to będziemy mieć do czynienia z identycznymi, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, działaniami jak wtedy, gdy naszą wolę determinuje prawo rozumu. Jakkolwiek system moralności musi in abstracto oddzielać czystą etyczność od zmysłowości i jak­ kolwiek uniża zmysłowość względem etyczności - to jednak roz­ ważania nad człowiekiem w ogóle i nad jego życiem muszą uwzględniać zwłaszcza jego zmysłowość, jego zależność od na­ tury zewnętrznej i wewnętrznej - od otoczenia, od skłonności zmysłowych i od ślepego instynktu; natura ludzka jest ideami rozumu poniekąd tylko nasycona: jak sól nadaje smak całej po­ trawie, choć nigdzie nie może być wyczuwalna w postaci grudek, jak promienie światła przenikają i wypełniają wszystko, ukazując jego wpływ w całej naturze, ale nie mogą być przedstawiane jako substancja, jakkolwiek nadają przedmiotom ich kształt, w każdym odmiennie się załamując, z roślin dobywając zbawienne powie­ trze, tak idee rozumu ożywiają całe pasmo doznań człowieka, tak dzięki ich wpływowi postępek ukazuje się mu we własnym świet­ le, one same rzadko ukazują swą istotę, niemniej ich działanie 2 W manuskrypcie brakuje czterech stron.

6

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

przenika wszystko niczym jakaś delikatna materia, każdej skłon­ ności i każdemu popędowi nadając własną formę. Zgodnie z pojęciem religii, nie jest ona samą tylko wiedzą o Bo­ gu, o jego własnościach, o naszym stosunku do niego i o stosun­ ku świata do niego, o pośmiertnym trwaniu naszej duszy-co albo byłoby dla nas możliwe do przyjęcia dzięki samemu tylko rozu­ mowi, albo byłoby nam znane na innej drodze - nie jest samym tylko poznaniem historycznym czy poznaniem wyrozumowanym, lecz interesuje serce i wywiera wpływ na nasze doznania, na determinację naszej woli - gdyż nasze obowiązki i prawa uzyskują mocniejszy akcent, jeżeli są nam przedstawione jako prawa Boże, a wizja wzniosłości i dobroci Boga wobec nas napełnia nasze ser­ ce podziwem i uczuciem pokory i wdzięczności. Religia nadaje zatem etyczności i jej motywom nową, wznio­ ślejszą dynamikę, zapewnia nam nowy, mocniejszy wał ochron­ ny przed potęgą bodźców zmysłowych. U ludzi, którymi rządzą zmysły, również religia ma zmysłowy charakter - pobudki religij­ ne, które skłaniają ich do dobrych postępków, muszą mieć zmy­ słowy charakter, by mogły oddziałać na zmysłowość; rzecz jasna, zwykle tracą przez to na swej godności, w tej mierze, w jakiej, będąc pobudkami moralnymi, nabyły przez to tak ludzkiego wyglądu, tak przylgnęły do naszych doznań, że, znęceni przez swe serce i przypochlebiającą się nam piękną wyobraźnię, niejed­ nokrotnie zapominamy, że chłodny rozum z dezaprobatą odnosi się do takich obrazowych przedstawień czy wręcz zakazuje choć­ by tylko rozprawiać o nich. Mówiąc o religii publicznej, rozumiemy przez nią pojęcie Boga i pojęcie nieśmiertelności, jak również wszystko, co pozostaje z nimi w związku, w tej mierze, w jakiej oba pojęcia konstytuują przekonania ludu, w jakiej też wywierają wpływ na jego postęp­ ki i mentalność; a dalej, do religii publicznej należą również środ­ ki, dzięki którym po części naucza się lud owych idei, po części zaś udobitnia je ludzkiemu sercu; przez owo działanie rozumie­ my nie tylko ten bezpośredni skutek, że nie kradnę, ponieważ zakazał tego Bóg - szczególnie musimy tu pamiętać o odleglej­ szych skutkach, które często należy oceniać jako najważniejsze. Tego rodzaju skutkiem jest przede wszystkim uwznioślenie, uszla­

7

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

chetnienie ducha narodu, polegające na tym, że w jego duszy zaczyna się budzić często tak uśpione poczucie własnej godności, że lud nie upadla się i nie daje się upadlać, że nie tylko czuje się człowiekiem - że w obrazie pojawiają się również, bardziej deli­ katne, barwy człowieczeństwa i dobroci. Główne nauki religii chrześcijańskiej pozostały wprawdzie identyczne od czasów jej powstania, ale zależnie od okoliczności jedne z nich usuwano w cień, drugie zaś wynoszono, stawiano w świetle i, kosztem zepchniętych w mrok, przekręcano, nazbyt je rozciągając czy nazbyt ograniczając. Głównym punktem religii ludowej jest masa zasad religijnych i doznań, które z nich wypływają, w szczególności zaś stopień, w jakim owe zasady są zdolne wpływać na sposób postępowa­ nia. Na uciśnionym duchu, który pod brzemieniem swych kaj­ dan utracił młodzieńczą siłę i zaczyna się starzeć, idee religijne mogą wywrzeć niewielkie wrażenie. Młodzieńczy duch ludu - i [jego] starzejący się [duch]: pierw­ szy czuje swą siłę i w jej poczuciu wznosi radosne okrzyki, łakomie rzuca się na rzecz, która jest dlań nowością, okazuje jej najżywsze zainteresowanie, to znów może ją porzuca i chwyta się jakiejś in­ nej, która wszakże nigdy nie może być czymś, co chciałoby nałożyć pęta na jego dumny, wolny kark; starzejący się duch wykazuje zwłaszcza przywiązanie do wszystkiego, co od dawna przyjęte, przeto dźwiga pęta - niczym starzec swą podagrę, który na nią zrzędzi, ale nie może się jej pozbyć - pozwala sobą poszturchiwać i potrząsać, jak zachce jego władca, cieszy się tylko na wpół świadomie, nie swobodnie, nie otwarcie, nie tą pogodną, piękną radością, która zaprasza innych do współodczuwania - jego święta pozostają paplaniną, a nie głośnym zawołaniem, a nie pełnokrwistą uciechą, tak jak dla starca nie ma nic lepszego nad gawędzenie.

Wykład różnicy pomiędzy religią obiektywną i religią subiektywną; jego znaczenie w kontekście całej problematyki

Religia obiektywna to „fides ąuae creditur", intelekt i pamięć to współdziałające w niej siły, które czynią wiedzę przedmiotem badań, przemyśleń czy również wiary. Do religii obiektywnej może

8

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

należeć także wiedza praktyczna, ale tylko w tej mierze, w jakiej stanowi ona martwy kapitał - religię obiektywną można porząd­ kować w umyśle, można ją rozwinąć w system, można ją zawrzeć w książce czy przedstawić w ustnym wystąpieniu; religia subiek­ tywna przejawia się jedynie doznaniami i postępkami: gdy mó­ wię, że ktoś ma religię, to słowa te nie znaczą, że ktoś taki posiada ogromną wiedzę o niej, lecz że jego serce odczuwa uczynki, cuda, bliskość Boga, że rozpoznaje, dostrzega Boga w swej naturze, w ludzkich losach, że pada przed nim na kolana, że dziękuje mu i wielbi go w swych uczynkach, a w swym postępowaniu nie tylko baczy, czy jest ono dobre bądź roztropne, lecz motywem danego postępku, nierzadko najpotężniejszym, jest dlań myśl, że się on podoba Bogu; przeżywając radosną chwilę, szczęśliwe wydarze­ nie, jednocześnie kieruje spojrzenie w stronę Boga i składa mu za nie podziękę. - Religia subiektywna jest czymś żywym, jest dzia­ łaniem we wnętrzu istoty i aktywnością skierowaną na zewnątrz. Religia subiektywna jest czymś indywidualnym, obiektywna jest abstrakcją; pierwsza jest żywą księgą natury, roślinami, owadami, ptakami i zwierzętami, które żyją jedne dzięki drugim, każde żyje, każde się cieszy, wszystkie są przemieszane, wszędzie znajduje­ my wszystkie gatunki razem - druga jest gabinetem badacza przyrody, który uśmiercił owady, wysuszył rośliny, zwierzęta kazał wypchać czy zakonserwować w alkoholu, poklasyfikował razem twory, które natura porozdzielała, uporządkował je stosownie do jednego celu, podczas gdy natura splotła w przyjazną więź nieskończoną rozmaitość celów. Wiedza religijna, która stanowi składnik religii obiektywnej, w całej swej masie może wyglądać jednakowo wśród członków wielkiego ludu, sama w sobie mogłaby być jednakowa na całej kuli ziemskiej; wpleciona w religię subiektywną, stanowi wszakże tylko jej niewielką cząstkę, która dość słabo oddziałuje i którą każdy odmiennie modyfikuje; najważniejszą kwestią, która wchodzi w rachubę w odniesieniu do religii subiektywnej, pozostaje pyta­ nie, czy umysł jest - i w jakim stopniu - tak nastrojony, by mogły go determinować motywy religijne, jak duża jest jego czułość na nie; jakiego rodzaju wyobrażenia wywierają szczególne wrażenie na ludzkim sercu, jakiego rodzaju doznania najbardziej się zako­

9

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

rzeniają w ludzkiej duszy i najłatwiej dają się w niej wzbudzić jeden jest zupełnie pozbawiony zmysłu bardziej subtelnych wyobrażeń miłości, jego serca nie poruszają motywy, u źródeł których leży miłość Boża, jego bardziej prostackie narządy dozna­ niowe pobudza jedynie strach, grzmot i błyskawica, struny jego serca nie wydają dźwięku, gdy je delikatnie potrąca miłość; inny jest głuchy na głos obowiązku, zwracać mu uwagę na sumienie, które jest wewnętrznym sędzią postępków, zasiadającym w sa­ mym sercu człowieka, na nic się nie zda - głos ten nigdy nie rozbrzmi w takich uszach; wzgląd na własną korzyść jest waha­ dłem, które utrzymuje w ruchu całą machinę tego człowieka. Od owego nastrojenia, od owej zdolności przyjmowania za­ leży, jaki charakter religia subiektywna powinna mieć w danej jednostce. Religii obiektywnej uczą nas od młodości w szkole; obarczają nią naszą pamięć na tyle wcześnie, że jej brzemię często przytłacza jeszcze nie umocniony intelekt, tę piękną, delikatną roślinę otwartego, swobodnego zmysłu; albo tak jak korzenie przedzierają się przez spulchnioną ziemię i splatają się z nią, i czer­ pią z niej pokarm, a gdy natrafią na kamień, to zmieniają swój kierunek, tak trwa narzucone naszej pamięci brzemię, wzmocnio­ ne siły duszy albo je zrzucają całkowicie, albo odsuwają je na bok i nie czerpią z niego pożywnych soków. W każdym człowieku natura zasadziła zarodek bardziej sub­ telnych doznań, które rodzi etyczność, ulokowała w nim zmysł moralności, zmysł celów szerszych niż sama tylko zmysłowość; jest sprawą wychowania, kształcenia, by te piękne zarodki nie uległy przyduszeniu, by powstała z nich rzeczywista zdolność przyjmowania idei i doznań moralnych. Religia nie jest czymś, co mogłoby pierwsze zapuścić korzenie w umyśle, lecz czymś, co musi natrafić na uprawną glebę, by się dopiero mogło na niej rozwinąć. Wszystko zależy od religii subiektywnej, która ma właściwą, prawdziwą wartość - teologowie niech się spierają na temat do­ gmatów, na temat treści, które należą do religii obiektywnej, na temat bliższego określenia tych tez; u podstaw każdej religii leży kilka fundamentalnych tez, które przez różnorakie religie są je­ dynie modyfikowane, zniekształcane w mniejszym czy większym

10

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

stopniu, prezentowane w mniej czy bardziej czysty sposób - tez, które stanowią podstawę wszelkiej wiary, wszelkiej nadziei, na jaką pozwala nam religia. Gdy mówię o religii, całkowicie abstra­ huję od wszelkiego naukowego czy raczej od metafizycznego poznania Boga, od naszego stosunku do Boga, od stosunku całe­ go świata do Boga itp. Tego typu poznaniem, którym zajmuje się tylko intelekt, jest teologia, lecz już nie religia. Wiedzę o Bogu i nieśmiertelności zaliczam do religii tylko o tyle, że wiedzy tej domaga się potrzeba rozumu praktycznego, tak jak i wszystko, co pozostaje z nią w łatwo dostrzegalnym związku. Nie wykluczone są tam bliższe informacje o specjalnych wysiłkach, które Bóg podejmuje dla dobra ludzi. O religii obiektywnej zaś mówię tylko w tej mierze, w jakiej stanowi ona składnik religii subiektywnej. Nie zamierzam badać, które doktryny religijne wykazują naj­ większe zainteresowanie dla serca, które mogą duszę najbardziej pocieszyć i podnieść; nie zamierzam badać, jak muszą wyglądać doktryny formułowane przez religię, która ma uczynić lud lep­ szym i szczęśliwszym, lecz jakich trzeba posunięć, by doktryny i siła religii [były] wplecione w pasmo ludzkich doznań, przyłą­ czone do pobudek ich postępowania, by okazywały się w nich jako żywe i oddziałujące - by religia stała się religią całkowicie subiek­ tywną; jeśli jest taka, to swe istnienie przejawia nie tylko jako składanie rąk, uginanie kolan i serca przed świętością, lecz roz­ szerza się na wszystkie sfery ludzkich skłonności (czego dusza sobie nie uświadamia wprost) i wszędzie oddziałuje, lecz jedynie pośrednio - oddziałuje, że się tak wyrażę, negatywnie, gdy czło­ wiek zażywa ludzkich radości, gdy dokonuje wzniosłych uczyn­ ków, gdy praktykuje bardziej delikatne cnoty miłości do ludzi; choć nie oddziaływa bezpośrednio, to jednak wywiera subtelniejszy wpływ, w każdym razie pozwala bowiem duszy, by swobodnie i otwarcie prowadziła dalej swe dzieło, i nie paraliżuje tęsknot, które kierują jej aktywnością; do przejawu ludzkich sił, czy to odwagi, czy to człowieczeństwa, tak jak i do wesołości, do ucie­ chy z życia, należy wolność od złego nastrojenia duszy do zazdro­ ści itp., należy niewinność, czyste sumienie, i obie te właściwości religia pomaga wspierać. Wywiera tedy wpływ o tyle, że niewin­

11

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ność, związana z nią, potrafi dokładnie wyczuć punkt, w którym wesołość wyrodziłaby się w wybujałość, a odwaga i stanowczość w naruszenie cudzych praw.

Religia subiektywna * Jeśli teologia jest sprawą intelektu i pamięci - źródło teologii może zresztą bić obojętnie skąd z samej religii - a religia sprawą serca, interesującą ze względu na pewną potrzebę rozumu prak­ tycznego, to w religii i w teologii działają odmienne siły psychicz­ ne, a zatem wymagają one również odmiennego przygotowania umysłu. Rozum praktyczny, by mógł mieć nadzieję, że w całości urzeczywistni się najwyższe dobro, które mamy obowiązek urzeczywistniać w jakiejś jego cząstce, potrzebuje wiary w Boga - w nieśmiertelność. W każdym razie, jest to zarodek, który stanowi źródło religii - a sumienie, zmysł wewnętrzny prawa i bezprawia, poczucie, że po bezprawiu musi nastąpić kara, a po prawych uczynkach szczę­ śliwość, przez ową dedukcję religii są tylko rozkładane na swe składniki, na jasne pojęcia. Niechby idea mocarnej, niewidzialnej istoty pojawiła się w ludzkiej duszy za sprawą jakiegoś straszli­ wego zjawiska naturalnego czy niechby Bóg najpierw objawił się ludziom pośród burzy, kiedy to każdy czuje bliżej jego obecność, albo pośród delikatnych poszumów wieczornego wiatru: tak czy inaczej, idea ta natrafiła na owo poczucie moralne, które uznało ją za całkowicie przystającą do jego potrzeb. Religia jest jedynie zabobonem, gdy ktoś czynniki determi­ nujące jego postępowanie czerpie z niej w takich przypadkach, w których powinna mu doradzać tylko roztropność, bądź gdy strach przed Bogiem rodzi pewne postępki, dzięki którym można jakoby odwrócić jego niezadowolenie. Pośród wielu ludów, któ­ rymi rządzą zmysły, religia zapewne właśnie tak wygląda wyobrażenie Boga i jego sposobu postępowania z ludźmi zawie­ * [przekreślone:] Sposób, w jaki oddziałuje religia a) jaki musi być umysł, by religia znajdowała do niego dostęp, b) gdy znalazła dostęp, to jak oddziaływa?

12

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

ra się w przekonaniu, że działa on zgodnie z prawami ludzkiej zmysłowości i oddziałuje jedynie na ludzką zmysłowość, dlatego nader niewiele treści moralnych stanowi domieszkę tego pojęcia. - Pojęcie Boga i pojęcie zwracania się ku niemu (pojęcie służby) są już pojęciami bardziej moralnymi, to znaczy: bardziej wskazu­ ją już na świadomość wyższego porządku, określanego według celów wyższych niż cele zmysłowe - choć zabobon, o którym powyżej wspomnieliśmy, również tutaj występuje jako domiesz­ ka, jakkolwiek z pytaniem, które człowiek kieruje do Boga i które dotyczy przyszłości, sukcesu jakiegoś przedsięwzięcia, łączy się przyzwanie jego pomocy, poczucie, że wszystko zależy od jego decyzji, i wszędzie u samych podstaw czy przynajmniej obok wiary w los, w naturalną konieczność występuje wiara, że Bóg obdarza szczęściem jedynie sprawiedliwego, niesprawiedliwemu zaś i zarozumiałemu zrządza nieszczęście - i choć motywy mo­ ralne postępowania człowiek czerpie tu z religii. Religia subiektywna istnieje w sercu dobrych ludzi, obiektyw­ na może mieć barwę, jaką tylko zechce, to niemal wszystko jedno - „Bo co czyni chrześcijaninem mnie dla was, to czyni was w mo­ ich oczach Żydem", powiada Natan3 - religia jest bowiem spra­ wą serca, które w stosunku do dogmatów, przyjmowanych przez intelekt czy przez pamięć, często postępuje niekonsekwentnie; najbardziej czcigodnymi ludźmi z pewnością nie zawsze są ci, którzy najwięcej spekulowali na temat religii, którzy nader często przeobrażają swą religię w teologię, to znaczy: którzy pełnię i ser­ deczność wiary często wymieniają na chłodne poznanie i parady słów. Religia bardzo niewiele uzyskuje dzięki intelektowi, jego ope­ racje, jego wątpliwości, przeciwnie, mogą serce bardziej ochłodzić, niż rozgrzać; a kto uznał, że wyobrażenia, którym hołdują inne narody czy też poganie, jak się ich zwykło nazywać, zawierają wiele absurdów, i [kto] wielce się raduje swym wyższym wglą­ dem, swym intelektem, któremu każę sięgać dalej, niż sięgali najwięksi mężowie, ten nie zna istoty religii. Kto nazywa swego 3 Lessing, Natan mędrzec, akt IV, scena 7 {cytat za: G. E. Lessing, Natan mę­ drzec, przełożył Adam Szczerbowski, Wroclaw-Warszawa-Kraków 1963, s. 192}.

13

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Jehowę Jupiterem czy Brahmą i jest prawdziwym czcicielem Boga, ten swą podziękę, swą ofiarę składa w równie dziecięcym duchu jak prawdziwy chrześcijanin. - Kogóż nie porusza widok pięknej prostoty, gdy niewinność, dostrzegając dobro, którym obdarza ją natura, myśli o swym najwyższym dobroczyńcy i ofiarowuje mu coś najlepszego, coś, co pozbawione wszelkiej skazy, pierwsze płody pól i stad - któż nie podziwia Koriolana, który, w chwili największego szczęścia, czując strach przed Nemezis, prosi bogów, by ukorzyli jego samego, a nie ducha rzymskiej wielkości, podob­ nie jak Gustaw Adolf, podczas bitwy pod Lützen korzący się przed Bogiem. Porywy takie są dla serca i pragną, by się nimi cieszyć sercem, prostotą ducha i doznawania, a nie chłodnym intelektem, który je ocenia okiem krytyka. - Jedynie zarozumiałość sekciarskiego ducha, który uważa, że jest mądrzejszy od wszystkich zwolenni­ ków reszty stronnictw, może, słysząc o ostatnim, niewinnym poleceniu Sokratesa, by bogu zdrowia złożono ofiarę z koguta, pominąć jego piękne uczucie, które każę mu podziękować bogom za śmierć jako wyzdrowienie, i posunąć się do urągliwej uwagi, którą czyni Tertulian w Apolog[eticum ], rozdz. 46- Sokrates etc.4 Gdzie serce, jak u zakonnika w scenie z Natana, z której po­ chodzą przytoczone powyżej słowa, nie mówi głośniej niż inte­ lekt, gdy pozostaje zamknięte i pozostawia intelektowi czas, by rozumował nad jakimś postępkiem - takie serce nie na wiele się już zdaje, nie mieszka w nim miłość. Głos doznawania, które nie uległo zepsuciu, głos czystego serca i pyszałkowatość intelektu nigdzie nie zostały sobie tak pięknie przeciwstawione jak w ewan­ gelicznej opowieści, gdzie czytamy, że Jezus z aprobatą i miłością pozwolił, by niewiasta o złej reputacji namaściła jego ciało, trak­ tując jej uczynek jako wylewny przejaw pięknej duszy, przenik­ niętej skruchą, zaufaniem i miłością, który nie dał się zbić z tropu stojącym wokół osobom, podczas gdy niektórzy z apostołów mieli zbyt chłodne serce, by doznać całej głębi niewieściego doznania, by doznać pięknej ofiary zaufania, i posuwali się do chłodnych 4 „Credo ob honorem patříš eius (Aešculapii), ąuia Socratem Apollo sapientiasimum omnium ceciniť.

14

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

uwag, pod pretekstem, że mają na uwadze dobroczynność. - Jakież to ubożuchne i wysilone spostrzeżenie, gdy poczciwy Gellert powiada gdzieś5, że małe dziecko wie dzisiaj o Bogu więcej niż najmądrzejszy poganin, dokładnie tak samo, jak opinia Tertuliana w Apologeticum, rozdz. 46: „deum quilibet opifex" itd. Toż to tak, jakby podręcznik moralności, który stoi w mojej szafie, i tylko ode mnie zależy, czy go nie użyję jako opakowania na cuchnący ser, miał większą wartość, niż może niekiedy niesprawiedliwe serce Fry­ deryka II; albowiem różnica pomiędzy Tertulianowym opifex-em, Gellertowym dzieckiem, któremu za pomocą katechizmu wkle­ pano do głowy teologiczny zaczyn, i papierem, na którym wydru­ kowano zasady moralne, z tego punktu widzenia jest niezbyt wielka - w obu przypadkach brakuje, niemal w takiej samej mie­ rze, świadomości zdobytej dzięki doświadczeniu6.

Oświecenie - wola oddziaływania poprzez intelekt

Intelekt służy tylko religii obiektywnej. - [Służąc] oczyszcze­ niu zasad, przedstawieniu [ich] w ich czystej postaci - przyniósł wspaniałe owoce, [na przykład] zrodził Natana Lessinga, i zasłu­ guje na pochwały, którymi się go stale wynosi pod niebiosa. Ale intelekt nigdy nie uczyni zasad zasadami praktycznymi. Intelekt jest dworzaninem, który się stosuje do zachcianek swego pana - potrafi dla każdej namiętności, dla każdego przed­ sięwzięcia znaleźć usprawiedliwiające argumenty, jest zwłaszcza sługą samolubstwa, które z wielką bystrością nadaj e piękną bar­ wę przeszłym czy przyszłym błędom, które niejednokrotnie samo siebie wychwala, że znalazło dla siebie tak dobry pretekst. Oświecenie, które jest dziełem intelektu, czyni człowieka wprawdzie roztropniejszym, ale nie lepszym. Jeśli ktoś również cnotę sprowadza do roztropności i wyrachowuje człowiekowi, że bez cnoty nie sposób osiągnąć szczęścia, to rachunek taki jest zbyt drobiazgowy i chłodny, by mógł oddziałać w chwili dokonywania postępku, by w ogóle mógł wywrzeć jakikolwiek wpływ na życie. 5 Por. wiersz Chrześcijanin. 6 Brak jednego arkusza.

15

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Kto bierze do ręki najlepszy traktat moralny, ten zapoznaje się z najdokładniejszymi określeniami zarówno ogólnych zasad, jak i poszczególnych obowiązków czy cnót, a gdyby w rzeczywis­ tym postępowaniu myśleć o tej kupie reguł i wyjątków, to powstał­ by zawiły sposób postępowania, wiecznie zlękniony i zwaśniony z samym sobą. Ktoś, kto kiedykolwiek napisał traktat moralny, czy sam kiedykolwiek chciał, by dano go jakiemuś człowiekowi, któ­ ry albo będzie się miał na pamięć wyuczyć całej książki, albo stale do niej zaglądać, by sprawdzić, czyjego uczynki, jego skłonności są etyczne, czy są dozwolone. A przecież w gruncie rzeczy takie żądanie stawia się przed innymi, pisząc traktat moralny. Moral­ ność, którą wydrukowano na papierze, oświecenie, które jest dziełem intelektu, nie mogą sprawić, by złe skłonności się nie wzmagały, by się nie wzbijały w górę; do tego negatywnego skut­ ku [dąży] Theophron Campego7 - [nie tak:] człowiek powinien sam postępować, sam działać, sam się decydować, nie pozwalać innym, by postępowali za niego, [lecz] nie jest tu niczym więcej niż tylko maszyną. Ktoś, kto mówi, że należy oświecić lud, zakłada, że panują w nim błędy, przesądy, które wiążą się z religią - ich większość rzeczywiście ma, w mniejszym czy większym stopniu, taki cha­ rakter, opiera się na zmysłowości, na ślepym oczekiwaniu, że nastąpi skutek nie pozostający w jakimkolwiek związku z przy­ czyną, która ma go wywołać; pośród ludu, który żywi wiele prze­ sądów, pojęcie przyczyny zwykle zdaje się opierać ponadto na pojęciu samego tylko następowania jednego zdarzenia po dru­ gim, ponieważ ludzie [niejrzadko również tam, gdzie mówią o przyczynie, nie dostrzegają ogniwa pośredniego między na­ stępującymi po sobie skutkami. - Źródłem przesądów jest zmysło­ wość i wyobraźnia, a trafne twierdzenia, których nie obalają ba­ dania podejmowane przez intelekt, wśród pospólstwa również pozostają przesądami o tyle, że pospólstwo jedynie w nie wierzy, gdyż nie zna przemawiających za nimi argumentów. Przesądy mogą zatem być dwojakiego rodzaju: 7 Joachim Heinrich Campe, Theophron oder der erfahrene Ratgeber für die uner­ fahrene fugend, Hamburg 1783.

16

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

a) rzeczywistymi błędami, b) rzeczywistymi prawdami, w jakie jednak człowiek nie ma wglądać jak w prawdy, jakie rozum poznaje jako prawdy, lecz jakie ma uznać na wiarę - z jakimi zatem, subiektywnie, nie wiąże się większa zasługa. Odebrać ludowi jego przesądy, oświecić go to tyle zatem, co jego intelekt - nie mówimy bowiem o przesądach praktycznych, czyli przesądach wywierających wpływ na wolę, które mają zu­ pełnie inne źródła i następstwa - tak wykształcić w odniesieniu do pewnych spraw, by, z jednej strony, rzeczywiście się on wy­ rwał spod władzy błędów, z drugiej zaś, dzięki argumentom nabrał przekonania co do rzeczywistych prawd. Po pierwsze jednak, któryż śmiertelnik w ogóle rozstrzygnie, co jest prawdą? Ale przyj­ mujemy tu tylko - co niezbędne, gdy o wiedzy ludzkiej mówi się bardziej in concreto, i co trzeba założyć również z politycznego punktu widzenia, jeśli ma funkcjonować ludzkie społeczeństwo - że istnieją powszechnie obowiązujące zasady, które muszą nie tylko być zrozumiałe dla zdrowego rozsądku, lecz również leżeć u podstaw każdej religii, jeśli ma ona zasługiwać na miano religii, choćby nawet były najbardziej zniekształcone a) z całą pewnością zasad tych jest tylko niewiele i niełatwo się one kwalifikują do żywego uznania przez lud, właśnie dlate­ go, że po części są tak ogólne i abstrakcyjne, po części [pozostają,] gdy je chcemy przedstawić w czystej postaci, jak się tego domaga rozum, [w sprzeczności z] doświadczeniem i zmysłowym pozo­ rem, ponieważ nie są dla nich regułą i mogą pasować jedynie do przeciwnego porządku rzeczy, a jeśli nawet zachowała je pamięć, to jednak nie stanowią one jeszcze części duchowego, pożądają­ cego systemu człowieka; b) ponieważ nie jest możliwe, by religia, która ma pozosta­ wać powszechna dla ludu, mogła się składać z prawd ogólnych, do jakich zawsze dochodzili tylko ludzie bardziej wyróżnieni, którzy obejmowali je miłością i całym sercem, ponieważ zatem jej domieszkę muszą stanowić po części twierdzenia przyjmo­ wane tylko na wiarę, a8 bardziej czyste tezy, jeśli mają być rozu­ 8 „oder"; Nohl: „oder dafi" („a że").

17

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

miane i możliwe do przyjęcia dla zmysłowości, muszą się zna­ leźć w bardziej zmysłowej osłonce, przybierając bardziej pro­ stacką postać, po części zaś obrzędy, których niezbędność czy pożyteczność sugeruje nam od młodości ufna wiara czy przyzwyczajenie, przeto religia ludowa, jeśli jej nauki mają oddziaływać na życie i uczynek (co jest już związane z pojęciem religii samej w sobie), nie może bazować na samym rozumie. Religia pozytywna musi się opierać na wierze w tradycję, która nam ją przekazuje - zatem również do jej obrzędów religijnych możemy się przekonać jedynie dzięki argumentowi zobowią­ zania do nich, argumentowi wiary, że Bóg się ich domaga od nas jako obowiązku i ma w nich upodobanie. Ale rozpatrując je same w sobie, tylko za pomocą rozumu, możemy stwierdzić jedynie, że owe obrzędy mają budować wiernych, budzić pobożne do­ znania, a ich przydatność do tego celu może stanowić przedmiot badań. Lecz gdy tylko dochodzę do przekonania, że owymi obrzędami, naszą służbą nie czcimy Boga samego w sobie, że pra­ wy uczynek jest służbą, w której Bóg ma największe upodoba­ nie, gdy zarazem widzę, że obrzędy te mają budować wiernych, to straciły one sporą część wrażenia, jakie skądinąd mogą na mnie wywierać. Skoro religia jest w ogólności sprawą serca, można by zapy­ tać: w jakim stopniu rozumowanie ma prawo się do niej mieszać, jeśli religia ma pozostać religią? Gdy rozmyślamy nad powstawa­ niem doznań, nad obrzędami, dzięki którym mają się w nas bu­ dzić pobożne uczucia, nad ich historycznymi źródłami, nad ich celowością itp., niewątpliwie tracą one coś z nimbu świętości, w którym przyzwyczailiśmy się je zawsze widzieć, tak samo jak dogmaty teologii tracą coś ze swego autorytetu, gdy je ukazuje­ my w świetle historii Kościoła. Ale człowiek swą postawę w nie­ wielkim stopniu zawdzięcza tego rodzaju chłodnym rozmyśla­ niom, co niejednokrotnie możemy stwierdzić, patrząc na ludzi, którzy znaleźli się sytuacji, gdy rozdarte serce potrzebuje moc­ niejszej podpory, gdy rozpacz znów chwyta się czegoś, co niegdyś przynosiło jej pociechę i co teraz, celowo zatykając uszy na sofisterie intelektu, ujmuje ona tym silniej i bojaźliwiej, by się jej to znów nie wymknęło.

18

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

Czymś innym niż oświecenie, niż rozumowanie jest mądrość. Ale mądrość nie jest nauką - mądrość jest wzniesieniem duszy, która dzięki doświadczeniu, związanemu z rozmyślaniem, wznio­ sła się ponad zależność od opinii i wrażeń zmysłowych i [której] musi, jeśli [jest] ona mądrością praktyczną, a nie jedynie zadowo­ loną z samej siebie czy chełpliwą mądrością, towarzyszyć spokoj­ ne ciepło, delikatny ogień; mądrość nie rozumuje wiele, nie wyszła methodo mathematica od pojęć, a do treści, które uznaje za prawdę, doszła nie dzięki sylogizmom, takim jak Barbara czy barocco swego przekonania nie nabyła na powszechnym targowisku, gdzie wiedzę może dostać każdy, kto płaci, nie umiałaby nawet odli­ czyć lśniących monet - jej głos dobiega z pełni serca. Kształcenie intelektu, używanego w odniesieniu do zagadnień, które przyciągają nasze zainteresowanie - dlatego oświecenie pozostaje pięknym przymiotem, tak jak jasna znajomość obowiąz­ ków, jak oświecenie co do prawd praktycznych. Ale owo kształ­ cenie intelektu nie może zapewnić człowiekowi etyczności, jeśli chodzi o wartość, to nieskończenie ustępuje dobroci i czystości serca, zatem właściwie jest z nimi [niejwspółmierne. Dobrodusznego młodzieńca przepełnia radość, stanowi ona główną cechę jego charakteru; gdy okoliczności nie pozwalają mu na nią, tak iż musi się bardziej zewrzeć w sobie samym i podej­ muje decyzję, że zostanie człowiekiem pełnym cnoty, przy czym nie ma jeszcze na tyle doświadczenia, by wiedzieć, że książki go takim nie uczynią, to być może weźmie do ręki Theophrona Campego, by owe nauki mądrości i roztropności uczynić wskazówką swego życia; rano i wieczorem przeczyta jeden rozdział i będzie rozmyślać nad nim cały dzień - co okaże się następstwem? Czy rzeczywisty wzrost doskonałości? Czy poznanie człowieka? Czy roztropność w życiu praktycznym? Wszystko to wymaga wielolet­ nich ćwiczeń i doświadczenia - lecz medytacja nad Campem i je­ go liniał zajmą mu osiem dni! Posępny i zlękniony wejdzie w spo­ łeczeństwo, w którym jedynie ten jest mile widziany, kto je umie rozpogodzić, z obawą będzie używać przyjemności, która smakuje jedynie temu, kto uczestniczy w niej radosnym sercem. Przenik­ nięty uczuciem swej niedoskonałości, będzie chylić czoło przed każdym, w obcowaniu z niewiastami nie odnajdzie pogody, bo

19

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

będzie go trawić strach, że dziewczęcy dotyk wleje w jego żyły rozpalający ogień, wszystko to nada mu nieporadny, sztywny wy­ gląd - on wszakże długo tak nie wytrzyma, wkrótce strząśnie nadzór tego mrukliwego guwernera i zaraz się lepiej poczuje. Jeśli oświecenie ma dokonać dzieła, które przypisują mu jego najwięksi chwalcy, jeśli ma zasłużyć na ich pochwały, to musi być prawdziwą mądrością, w innym razie zwykle pozostaje pseudomądrością, która się chełpi i wynosi siebie pod niebiosa za swe maniery, dzięki którym przewyższa, w swym wyobrażeniu, tylu słabszych brad. Zarozumiałość ta zwykle pojawia się u większo­ ści młodzieńców czy mężczyzn, którzy dzięki książkom docho­ dzą do nowych poglądów i zaczynają się wyrzekać swej dotych­ czasowej wiary, jaką wyznawali pospołu z większością otaczają­ cych ich osób, próżność często ma w tym szczególnie duży udział. Kto potrafi wiele mówić o niepojętej głupocie ludzi, kto najdo­ kładniej komuś wykazuje, że jest to największym idiotyzmem, iż lud hołduje takiemu przesądowi, kto przy tym bez przerwy sza­ fuje takimi słowami, jak „oświecenie", „znajomość człowieka", „hi­ storia ludzkośd", „szczęśliwość", „doskonałość", ten jest niczym więcej niż oświeceniowym paplą, jarmarcznym krzykaczem, któ­ ry wystawia na sprzedaż zwietrzałe panaceum - tacy wzajem się karmią pustymi słowami i nie dostrzegają świętego, delikatnego pasma ludzkich doznań. Być może każdy usłyszy wokół siebie ich trajkotanie; niejeden zapewne doświadczył go na sobie samym, w naszych czasach bowiem, wszędzie pokrytych pisaniną, ta droga kształcenia jest nader częsta. - Jeśli nawet ten czy ów dzięki sa­ memu życiu uczy się lepiej rozumieć coś, co przedtem w jego duszy spoczywało jedynie jako martwy kapitał, to jednak w każ­ dym żołądku wciąż jeszcze zalega nie przetrawiony chaos książ­ kowej uczoności, który, ponieważ żołądek ma z nim dość roboty, blokuje napływ zdrowszego pokarmu i nie pozwala, by do reszty ciała dotarły ożywcze soki - obrzmiały wygląd być może rodzi pozór zdrowia, ale we wszystkich kończynach flegma paraliżuje swobodny ruch. Zadaniem, które stoi przed oświecającym intelektem, jest prze­ gląd religii obiektywnej. Lecz tak jak siła [oświecającego intelek­ tu] nie ma większego znaczenia tam, gdzie chodzi o poprawę ludzi,

20

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

o wychowanie do wielkiego, mocnego usposobienia, do szlachet­ nych uczuć, do zdecydowanej samodzielności, tak również wy­ twór, religia obiektywna, nie odgrywa tam większej roli. Ludzki intelekt czuje, patrząc na swe dzieło - na wielką, wysoką budowlę poznania Boga, poznania ludzkich obowiązków i natury - że mu ono pochlebia. Postarał się o narzędzia, o mate­ riał; wzniósł dzięki nim budowlę, nieustannie ją upiększa czy przyozdabia floresami; ale im budowla, nad którą pracuje cala ludzkość, jest bardziej rozległa, im bardziej złożona, w tym mniej­ szym stopniu należy na własność do jednostki. Kto jedynie ko­ piuje tę powszechną budowlę, kto tylko z niej czerpie dla siebie, kto nie wznosi w sobie samym i własnymi siłami własnego domku, by w nim zamieszkać, z więźbą dachową i o szkieletowej konstrukcji, by w nim być u siebie, w którym każdy kamień, nawet jeśli jeszcze nie całkowicie ociosany, sam położył na właściwym miejscu, sam trzymał w ręce - ten jest człowiekiem martwej lite­ ry, ten sam niczego nie przeżył. Kto na wzór tego wielkiego domostwa wzniósł sobie pałac, ten żyje w nim jak Ludwik XIV w Wersalu, nie zna wszystkich komnat swej majętności i zajmuje tylko niewielki gabinet - [pod­ czas] gdy ojciec rodziny lepiej się orientuje w swym małym domku, pamiętającym czasy jego dziadków, o każdej śrubce, o każdej szafeczce potrafi opowiedzieć, jak ich używać i jaką mają historię. - [Recha w] Natanie Lessinga [akt V, scena 6]: „Gdy go pytałam: Jak? Czemu? On mnie o wszystkim pouczał". Religia musi pomagać człowiekowi budować mały domek, któ­ ry będzie on mógł nazwać swym własnym, [lecz] w jakim stop­ niu może mu w tym dopomóc? Skoro czystą religię rozumu, która w duchu i prawdzie wielbi Boga, służbę dlań łącząc jedynie z cnotą, i fetyszystyczną wiarę, która sądzi, że u Boga może zyskać przychylność jeszcze dzięki czemuś [innemu] niż wola dobra sama w sobie, dzieli tak ogrom­ na różnica, że druga, w przeciwieństwie do pierwszej, nie ma w ogóle wartości, że obie są całkowicie odmiennego rodzaju i że dla ludzkości jest tak ważne, by wolę prowadzić coraz bardziej ku religii rozumu, a wypierać fetyszystyczną wiarę, to, ponieważ po­ wszechny Kościół duchowy pozostaje tylko ideałem rozumu - i po­

21

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nieważ zapewne nie jest możliwe, by się przyjęła jakaś religia pu­ bliczna, która usunęłaby wszelką możliwość wywodzenia stąd fetyszystycznej wiary, nasuwa się pytanie, jak w ogólności religia ludowa musi być ukształtowana, by a) w negatywnym sensie, jak najmniej pozwalała wiernym przywiązywać się do martwej litery i do obyczajów, oraz b) w pozytywnym sensie - by wiodła lud ku religii rozumu, by lud stawał się na nią wrażliwy. Gdy moralność uznaje ideę świętości za najwyższy szczyt etyczności i za najwyższy cel dążeń, zarzuty tych, którzy mówią, że idea taka nie jest osiągalna dla człowieka (co sami przyznają również owi moraliści), że poza czystym szacunkiem dla prawa człowiek potrzebuje jeszcze innych pobudek, odnoszących się do jego zmysłowości, dowodzą nie tyle, że człowiek nie może się starać zbliżyć do owej idei, choćby przez całą wieczność, ile tylko, że wobec całej surowości i wobec przemożnej inklinacji do zmy­ słowości trzeba się w odniesieniu do większości ludzi zadowolić tylko legalizmem, którego generowanie nie wymaga czysto etycz­ nych pobudek (por. Mt 19, 16), dla jakich większości ludzi brak zmysłu, i że już to będzie korzyścią, gdy uda się nadać bardziej subtelną postać prostackiej zmysłowości, a przynajmniej gdy uda się rozbudzić tylko zainteresowanie dla czegoś wyższego, w miej­ sce zwierzęcych popędów budząc doznania, które staną się bar­ dziej podatne na wpływ rozumu i w większym stopniu przybliżą się do moralności, albo że, co właściwie pozostaje tylko możliwo­ ścią, zakiełkują również doznania moralne, jeśli krzyk zmysłowo­ ści coś stłumił - że w ogóle już sama tylko kultura będzie korzy­ ścią; chcą oni tylko tyle powiedzieć, że na ziemi zapewne nie jest prawdopodobne, by ludzkość czy choćby poszczególne jednostki mogły się kiedykolwiek obyć bez pozamoralnych pobudek - w sa­ mą naszą naturę są wplecione doznania, które, choć pozamoralne, choć nie wypływające z szacunku dla prawa, zatem ani nie całkowicie trwałe i pewne, ani same w sobie nie mają[ce] wartości i nie zasługują[ce] na szacunek, są jednak lube, stają na przeszko­ dzie złym skłonnościom i wspierają dobro ludzi - tego rodzaju są wszystkie dobre skłonności, współczucie, życzliwość, przyjaźń itd. Ten empiryczny charakter, zawierający się w kręgu ludzkich skłon­ ności, obejmuje również poczucie moralne, które swe delikatne

22

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

nici musi rozplatać po całym paśmie; podstawową zasadą empi­ rycznego charakteru jest miłość, która wykazuje pewne analogię z rozumem, gdyż jako miłość odnajduje siebie w innych ludziach czy raczej, zapominając o sobie, występuje z własnej egzystencji, by żyć, doznawać i działać poniekąd w innych - podobnie rozum, jako zasada powszechnie uznawalnych praw, rozpoznaje siebie w każdej rozumnej istocie, jako współobywatel intelligibilnego świata. Empiryczny charakter jest wprawdzie pobudzany przez chęć i niechęć, [ale] miłość, chociaż stanowi to już patologiczną zasadę postępowania, nie wygląda własnej korzyści, postępuje do­ brze nie dlatego, że wykalkulowała, iż radość, której źródło sta­ nowią jej postępki, ma mniej domieszki i trwa dłużej niż radość zmysłowa czy radość wywołana przez zaspokojenie jakiejś namięt­ ności - nie jest to zatem zasada subtelniejszej miłości własnej, w której, koniec końców, ostatecznym celem zawsze jest „ja". Rzecz jasna, empiryzm absolutnie się nie nadaje do formuło­ wania zasad; ale jeśli mówimy, w jaki sposób należy oddziaływać na ludzi, to musimy ich brać takimi, jacy ludzie rzeczywiście są, i szukać wszelkich dobrych popędów i doznań, które, choć nie mogą bezpośrednio zwiększyć wolności człowieka, to jednak mogą uszlachetnić jego naturę. W religii ludowej zwłaszcza to ma ogrom­ ną wagę, że wyobraźnia i serce nie pozostają nie zaspokojone, że pierwszą wypełniają wielkie, czyste obrazy, a w drugim budzą się bardziej dobroczynne uczucia. Wyobraźnia i serce winny otrzy­ mać dobry kierunek, co jest tym ważniejsze w religii, której przed­ miot pozostaje tak wielki, tak wzniosły, w której zbyt łatwo torują sobie one same drogę czy pozwalają się błędnie prowadzić: serce, zwiedzione przez fałszywe idee i własne wygodnictwo, uczepia się zewnętrznych przedmiotów czy znajduje strawę w niskich, fałszywie pokornych uczuciach i sądzi, że służy tym Bogu - wy­ obraźnia zaś sprzęga zdarzenia, których następowanie po sobie jest tylko przypadkowe, jako przyczynę i skutek, obiecując sobie nadzwyczajne efekty względem natury. Człowiek jest tak wielo­ stronnym tworem, że można zeń wszystko uczynić; tak różnora­ ko splecione pasmo jego doznań ma tak wiele zakończeń, że wszystko można do niego przywiązać - jeśli nie w tym, to w in­ nym miejscu. Dlatego człowiek był zdolny do najgłupszego zabo­

23

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

bonu, do największej niewoli hierarchicznej i politycznej. - Te piękne nici natury spleść, zgodnie z jej wymaganiami, w szlachet­ ną wstęgę: musi to być zwłaszcza zadaniem religii ludowej. Religia ludowa różni się od religii prywatnej tym zwłaszcza, że ma, ponieważ przemożnie oddziałuje na wyobraźnię i serce, tchnąć w duszę entuzjazm i siłę - ducha, który jest niezbędny do wielkiej, do wzniosłej cnoty. Kształcenie jednostki, dostosowane do jej charakteru, pouczanie o przypadkach kolizji obowiązków, szczególne środki wspierania cnoty, pocieszanie i pokrzepianie w poszczególnych cierpieniach i nieszczęściach trzeba pozostawić religii prywatnej; która nie nadaje się, by odgrywać rolę religii pu­ blicznej, co wynika z następujących względów: a) Pouczanie o przypadkach kolizji obowiązków; przypadki te są tak różnorakie, że tylko dzięki radzie prawego i doświadczo­ nego męża czy dzięki przekonaniu, że obowiązek i cnota są naj­ wyższą zasadą - które ewentualnie umocniło się wcześniej dzięki religii publicznej i stało się zdolne stanowić maksymę mojego postępowania - mogę znaleźć wyjście satysfakcjonujące dla mego sumienia: publiczna edukacja, tak samo jak edukacja w sprawach moralności - o czym powyżej - [jest] zbyt sucha i w równie małym stopniu jak ona potrafi sprawić, by w chwili dokonywania postęp­ ku umysł pozwalał, ażeby determinowały go subtelne reguły kazuistyczne; albo zrodziłaby wieczne skrupuły, całkowicie sprzecz­ ne ze stanowczością i siłą, których wymaga cnota. b) Gdy cnota nie jest wytworem doktryny i paplaniny, lecz rośliną, która, choć należycie pielęgnowana, rozwija się dzięki własnemu popędowi i własnej sile, to wielorakie sztuczki, które wynaleziono, by cnotę wyhodować jak w cieplarni, gdzie ponie­ kąd nie może brakować takich wysiłków, więcej psują w człowie­ ku, niż gdyby go zostawić odłogiem9. Publiczna edukacja religij­ na sprawia z samej swej natury, że nie tylko intelekt zostaje oświe­ cony w sprawie idei Boga i w sprawie naszego doń stosunku, lecz że się również usiłuje wszystkie pozostałe obowiązki wyprowa'* Karl Rosenkranz, Hegels Leben, Berlin 1844, suplement, s. 467, dołącza w tym miejscu następujące zdanie: „Ludzie, wcześnie zanurzeni w martwym morzu moralistycznej paplaniny, wprawdzie wychodzą nietknięci, niczym Achilles, ale ludzka siła została w nim zatopiona".

24

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

dzić ze zobowiązań, jakie mamy [wobec] Boga, i tym bardziej je nam udobitnić, przedstawić je jako tym bardziej wiążące. Lecz sam ten wywód ma w sobie coś wymuszonego, coś mocno naciągane­ go, zawiera połączenie, w którym tylko intelekt pojmuje związek, często nader sztuczny i niejasny przynajmniej dla pospolitego zmysłu ludzkiego; zwykle jest tak, że im więcej się przytacza motywów jakiegoś obowiązku, tym staje się człowiek wobec nie­ go bardziej chłodny. c) Jedynym prawdziwym pocieszeniem w cierpieniu (w bólu nie ma pocieszenia - można mu przeciwstawić jedynie siłę du­ cha) jest zaufanie do opatrzności Bożej, wszystko inne jest pustą paplaniną, która nie trafia do serca. Jaki charakter musi mieć religia ludowa? (Religię ludową ro­ zumiemy tu obiektywnie.) a) Jeśli chodzi o obiektywne doktryny b) jeśli chodzi o ceremonie A. I. Jej doktryny muszą się opierać na powszechnym rozumie. II. Wyobraźnia, serce i zmysłowość nie mogą odchodzić z ni­ czym. III. Musi ona mieć taki charakter, by łączyły się z nią wszelkie potrzeby życiowe, publiczne poczynania państwa. B. Czego powinna unikać? Fetyszystycznej wiary - pośród której w naszej epoce wielosłowia częsta jest zwłaszcza wiara, że można zadośćuczynić żąda­ niu, które zgłasza rozum, tyradami na temat oświecenia itp.; to­ czy się wieczne kłótnie w sprawie doktryn dogmatycznych, a mniej czyni dla poprawy siebie czy innych.

I.

Doktryny muszą, nawet jeśli ich autorytet opiera się na bo­ skim objawieniu, mieć taki charakter, by mógł je autoryzować powszechny rozum ludzki, by ich obowiązywanie mógł odczuć i pojąć każdy, kto zwrócił na nie uwagę - poza tym bowiem, że doktryny takie obiecują albo podać nam jakiś szczególny sposób,

25

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

dzięki któremu zdobędziemy upodobanie Boże, albo dostarczyć nam jakiejś szczególnej, wyższej wiedzy, bliższych informacji o nieosiągalnych przedmiotach, czyniąc to ku potrzebie rozumu, a nie tylko ku potrzebie wyobraźni - i poza tym, że wcześniej czy później stają się obiektem ataków ze strony myślących ludzi i przedmiotem sporu, przy czym zawsze ginie zainteresowanie praktyczne bądź, z uwagi na ów spór, dochodzi do sformułowa­ nia precyzyjnie ujętych, nietolerancyjnych symboli, z pewnością nigdy, ponieważ ich powiązanie z prawdziwymi potrzebami i żą­ daniami rozumu zawsze pozostaje nienaturalne, one same zaś, gdy owo powiązanie w pełni się jednak utrwaliło dzięki przyzwy­ czajeniu, łatwo dają sposobność do nadużyć, na płaszczyźnie uczucia nie uzyskają wagi czystego i prawdziwego czynnika prak­ tycznego, który bezpośrednio wiąże się z etycznością. Doktryny te muszą jednak być również proste, a gdy pozostają prawdami rozumu, to są proste właśnie dlatego, że nie potrzebują ani uczonego aparatu, ani mozolnych dowodów: i właś­ nie dzięki tej prostocie będą oddziaływały z tym większą siłą i na­ ciskiem na umysł, na wolę postępków, i, tak skoncentrowane, będą wywierać znacznie większy wpływ, będą mieć znacznie większy udział w kształtowaniu ducha ludu, niż wtedy gdy nakazy są zebrane i sztucznie uporządkowane, właśnie dlatego wymagając coraz liczniejszych wyjątków. Te ogólne doktryny zarazem muszą być ludzkie - wielki i trud­ ny wymóg - tak ludzkie, by przystawały do kultury duchowej i do szczebla etyczności, na którym stoi dany lud. Właśnie niektóre z najbardziej wzniosłych i najbardziej dla ludzi interesujących idei zapewne niezbyt się nadają, by je powszechnie przyjmowano jako maksymy - wydają się one własnością tylko nielicznych ludzi, wypróbowanych i mądrych dzięki długiemu doświadczeniu, sta­ jąc się dla nich mocną wiarą, przekonaniem, które nie ulega wstrząsom właśnie w tych sytuacjach, gdy wiara ma podnosić na duchu. Tego rodzaju jest zwłaszcza wiara w mądrą i dobrotliwą opatrzność, wiara, z którą, gdy [jest] żywa, gdy [jest] właściwego rodzaju, łączy się całkowite oddanie względem Boga. Doktryna ta, choć pozostaje, ze wszystkim, co się z nią łączy, główną doktryną wspólnoty chrześcijańskiej, jako że wszystko re­

26

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

dukuje do niedościgłej miłości Boga, ku której wszystko prowa­ dzi, a Boga niezmiennie przedstawia jako zawsze bliskiego i obec­ nego, jako sprawcę wszystkiego, co wokół nas się dzieje; i choć przedstawia to nie tylko jako pozostające w najbardziej koniecz­ nym związku z naszą etycznością i z wszystkim, co dla nas naj­ bardziej święte, ale też jako najzupełniej pewne dzięki częstym zapewnieniom samego Boga i dzięki innym faktom, które mają nas o tym bezsprzecznie przekonać - to jednak empirycznie stwier­ dzamy, przypatrując się dużemu zbiorowisku, że gradobicie czy chłodna noc są w stanie nadwątlić zaufanie do opatrzności i cier­ pliwe oddanie, jakie winno względem woli Bożej z niego wyni­ kać, że jedynie ktoś, kto jest mądrym człowiekiem, potrafi się wznieść ponad niecierpliwość serca, ponad złość z powodu za­ wiedzionych nadziei, ponad zniechęcenie z powodu nieszczęść. Ów tak nagły spadek zaufania do Boga, szybki przeskok do niezadowolenia z Boga ułatwia okoliczność, że chrześcijański plebs jest nie tylko przyzwyczajany od młodości do nieustannej modli­ twy, ale i przekonywany o jej najwyższej konieczności obietnica­ mi, że wszystko się im na pewno spełni. I dalej: dla dobra cierpiącej ludzkości zewsząd wystarano się o tyle pocieszających argumentów, do wykorzystania w nieszczę­ ściu, iż ktoś mógłby, koniec końców, ubolewać, że nie musi co­ dziennie tracić ojca czy matki, że nie poraziła go ślepota; rozwa­ żania teoretyczne przyjęły tutaj taki tryb, że z niewiarygodną by­ strością śledzono i wymyślano skutki fizyczne i moralne, które przedstawiano jako cel opatrzności, sądząc, że dzięki temu udało się osiągnąć bliższy wgląd w jej plany związane z ludźmi, nie tylko ogólnie, lecz i co do szczegółów. Ale gdy nie uważamy, że wystarczy w świętym szacunku za­ mknąć usta i zamilknąć, to nie ma nic zwyczajniejszego niż uzurpatorskie wścibstwo, jakie ma czelność kierować również droga­ mi opatrzności, którą to inklinację, co prawda nie u pospólstwa, umacnia wiele idealistycznych idei, jakie znajdują się w obiegu. Nie wspiera to oddania względem woli Bożej ani nie służy zado­ woleniu. Ciekawe byłoby porównanie z tym wiary Greków. Z jed­ nej strony, u Greków podstawą była wiara, że bogowie sprzyjają dobremu, a złego pozostawiają straszliwej Nemezis - oparta na

27

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

głębokiej potrzebie moralnej rozumu, ożywiana przez ciepłe tchnienie doznań, a nie na chłodnym, wydedukowanym z poszcze­ gólnych przypadków przekonaniu, że wszystko zmierza do dobre­ go, które to przekonanie nigdy nie daje się przenieść w prawdziwe życie; z drugiej strony, nieszczęście było u nich nieszczęściem, ból był bólem - zamiarów, które leżały u źródeł czegoś, co się zdarzyło i nie dało się zmienić, Grecy nie mogli dociekać, albowiem ich poipa, ich &vdyKata tu/ti była ślepa, a owej konieczności chęt­ nie się podporządkowywali z całą możliwą rezygnacją i odnosili przynajmniej tę korzyść, że łatwiej znieść człowiekowi coś, co od młodości przyzwyczaił się postrzegać jako konieczne, i że nieszczę­ ście do bólu, do cierpienia, którego staje się powodem, nie dodaje znacznie bardziej uciążliwych - bardziej nieznośnych - gniewu, zniechęcenia, niezadowolenia. Owa wiara, ponieważ [jest], z jed­ nej strony, szacunkiem dla strumienia konieczności naturalnej, a równocześnie przekonaniem, że bogowie, panując nad ludźmi, kierują się prawami moralnymi, wydaje się po ludzku przystawać do wzniosłości Boga oraz do słabości, do zależności człowieka od natury i do jego ograniczonego horyzontu. Proste doktryny, mające za fundament powszechny rozum, godzą się z każdym stopniem wykształcenia ludu, które będzie je modyfikować odpowiednio do własnych przeobrażeń, aczkolwiek będzie to dotyczyło raczej umocnień zewnętrznych, raczej malo­ widła, które kreuje wyobraźnia zmysłowa. Jeśli są doktrynami opartymi na powszechnym rozumie ludz­ kim, doktryny owe nie mogą, zważywszy na taki ich charakter, mieć innego celu niż ten, by jedynie w ogólny sposób oddziały­ wać na ducha ludu, czy to bezpośrednio, czy to dzięki czarowi wywierających przemożne wrażenie ceremonii, tak iż ani się nie będą mieszać do sposobu, w jaki jest praktykowana sprawiedli­ wość obywatelska, ani nie będą sobie uzurpować prawa do cen­ zury prywatnej, ani nie będą, ponieważ proste pozostają również ich formuły, dawać łatwej okazji do sporów, których obiektem same by miały być - a ponieważ postulują i ustanawiają niewiele elementów pozytywnych, jako że prawodawstwo rozumu ma jedynie formalny charakter, przeto w religii takiej kapłańska żą­ dza władzy pozostaje ograniczona.

28

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

II. Każda religia, która ma być religią ludową, musi mieć taki charakter, by angażowała serce i wyobraźnię. Najczystsza reli­ gia rozumu również znajduje ucieleśnienie w duszy ludzi, a jesz­ cze bardziej w duszy ludu, i zapewne byłoby dobrze, dla za­ pobieżenia awanturniczym ekscesom wyobraźni, już z samą religią połączyć mity, by dzięki temu przynajmniej wskazać wy­ obraźni piękną drogę, którą może sobie ona usłać kwiatami. Doktryny religii chrześcijańskiej są w przeważającej części zwią­ zane z historią czy przedstawiane za pośrednictwem historii, scena mieści się na ziemi, choć występowali na niej nie tylko sami ludzie; wyobraźni przedstawia się tu zatem cel, który ma ona dobrze rozpoznać, niemniej pozostaje jeszcze mnóstwo miejsc, gdzie wyobraźnia korzysta ze swobody i gdzie może, jeśli jest zabarwiona czarną żółcią, odmalowywać sobie straszliwy świat, gdzie, z drugiej strony, łatwo popada w dziecinność, ponieważ duch naszej religii właściwie wyklucza przyjemne, piękne bar­ wy, czerpane ze świata zmysłowości - w ogóle nazbyt jesteśmy ludźmi rozumu i słowa, by kochać piękne obrazy. Jeśli chodzi o ceremonie, to z jednej strony, wszelka religia ludowa jest bez nich bodaj nie do pomyślenia, z drugiej jednak, zapewne nicze­ mu nie jest trudniej zapobiec, jak temu, by plebs nie brał ich za istotę samej religii. Na religię składają się trzy elementy: a) pojęcia, b) istotne ob­ rzędy, c) ceremonie. Jeśli chrzest, komunię uznajemy za ryty, z któ­ rymi wiążą się nadzwyczajne dobrodziejstwa i łaski, za ryty na­ łożone na nas jako obowiązki same w sobie, których spełnianie czyni nas, chrześcijan, bardziej doskonałymi, bardziej moralny­ mi, to należą one do drugiej grupy. Jeśli uznajemy je tylko za środki, których jedynym celem i skutkiem jest budzenie poboż­ nych doznań, to należą one do trzeciej grupy. Należy do niej również ofiara, którą jednak tylko w niewła­ ściwym sensie można nazywać ceremonią, ponieważ w religii ofiara jest czymś istotnym, czymś, co należy do samej budowli, natomiast ceremonie pozostają tylko ozdobą, formą tej budowli. Również ofiarę można rozpatrywać z dwu stron.

29

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

a) Po części, ofiarę składano na ołtarzu bogów jako ofiarę po­ kutną, jako odpust, jako zamianę, na grzywnę, kary fizycznej czy moralnej, która budziła strach, jako próbę odzyskania utraconych łask najwyższego pana, który rozdziela nagrody i kary - przy czym ocena bezwartościowości takiego zwyczaju musi wprawdzie zga­ nić irracjonalność i zafałszowanie pojęcia etyczności, ale jednocześ­ nie musi wziąć pod uwagę, że idea ofiary nigdzie (może wyjąw­ szy Kościół chrześcijański) nie występowała w tak jaskrawej po­ , * staci nie musi też całkowicie zapoznawać wartości doznań towarzyszących aktowi ofiary, nawet jeśli nie były one przemie­ szane z czymś innym - doznań takich, jak świątobliwy szacunek dla świętej istoty, jak pokorne uniżenie, skruszenie serca w jej ob­ liczu, jak ufne przekonanie, że obciążona, wzdychająca za spoko­ jem dusza dosięgła tej kotwicy. Pielgrzym, którego przygniata ciężar jego grzechów, który porzuca wygody, żonę i dziecko, oj­ czyste ziemie, by boso i we włosiennicy wędrować po świecie w poszukiwaniu bezdrożnych okolic, by zadawać ból swoim sto­ pom, który łzami zrasza święte miejsca, który szuka spokoju dla swego walczącego, rozdartego ducha, który znajduje ulgę w każ­ dej uronionej łzie, w każdej pokucie, we wszelkim poświęceniu, a na myśl, że wędrował tędy Chrystus, że tutaj za mnie został ukrzyżowany, doznaje pokrzepienia, na powrót uzyskuje nieco sił, nieco zaufania do samego siebie - czy pielgrzym taki, z pro­ stotą swego serca, miałby dla kogoś, dla kogo podobny nastrój nie jest już możliwy z powodu odmiennych pojęć jego własnej epo­ ki, czy miałby w nas budzić faryzejskie uczucie: „Jestem od niego rozsądniejszy", albo czy miałyby te świątobliwe doznania stać się dla nas przedmiotem drwin? Również tego rodzaju pokuta ma charakter ofiary, o której powyżej mówiłem, ofiary składanej w identycznym duchu, jak czyni się ową pokutę. b) Inną, bardziej łagodną postacią ofiary, wyrosłą w delikat­ niejszym klimacie, jest prawdopodobnie pierwotniejsza i po­ wszechniejsza postać, opierająca się na wdzięczności i życzliwo* poza Kościołem chrześcijańskim była to co najwyżej kropla balsamu na duszę zbrodniarza, dlatego nie zadowalała jego sumienia (albowiem zapewne nie­ podobna podać przykładu takiego moralnego zepsucia jakiegokolwiek ludu).

/■

30

U

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

ści: w tym przypadku odczucie istoty, która jest wznioślejsza od człowieka, świadomość, że wszystko mam jej do zawdzięczenia i że nie pogardzi ona niczym, co jej w niewinności ofiarowuję, oraz usposobienie, które każę mi najsampierw do niej wznieść błaga­ nie o pomoc, gdy zaczynam jakiekolwiek przedsięwzięcie, najsam­ pierw o niej pomyśleć, gdy przeżywam chwilę radości, chwilę szczęścia, najsampierw o Nemezis, zanim skorzystam z darowa­ nej mi uciechy, usposobienie, które składa jej w darze wszelkie pierworództwo, kwiecie wszelkich dóbr, które zaprasza ją i ma nadzieję, że będzie ona przyjaźnie przebywać pośród ludzi usposobienie, które składało taką ofiarę, było dalekie od myśli o grzechu i [o tym, że] po części odpokutowało należną karę, a su­ mienie nie sugerowało człowiekowi, że tym sposobem zaspokoił Nemezis, która dzięki otrzymanej ofierze miałaby zaniechać swych roszczeń wobec niego i swych praw w przywracaniu równowagi moralnej. Istotne obrzędy religijne w zasadzie muszą się łączyć z religią nie bliżej niż z duchem ludu i z niego winny wyrastać - w prze­ ciwnym razie ich praktykowanie jest pozbawione życia, chłodne, bez siły, doznania, które im towarzyszą, są afektowane, napuszo­ ne, istnieją też obrzędy, które nie są czymś istotnym dla religii ludowej, ale mogą być takie dla religii prywatnej - przykładem komunia, zgodnie z postacią, jaką ma obecnie wśród chrześcijan, mimo [że] właściwie jej przeznaczeniem był posiłek spożywany w towarzystwie. Koniecznymi własnościami ceremonii, które stanowią element religii ludowej, są: a) jako główna pośród nich: że w minimalnym stopniu mogą się stawać sposobnością do fetyszystycznej służby, że [nie] są [ta­ kie], by pozostawał tylko mechanizm, a duch ulatywał. Ich jedy­ nym celem musi być potęgowanie zadumy, świątobliwych doznań - a takim czystym środkiem, który najmniej daje się nadużywać i rodzi ów efekt, być może pozostaje jedynie muzyka święta i śpiew całego ludu, może również uroczystości ludowe, w które musi się włączać religia.

31

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

III. Skoro tylko między życiem i doktryną wystąpi jakaś przegro­ da czy choćby rozdział i znaczne oddalenie, pojawia się podejrz­ liwa myśl, że forma religii ma jakąś wadę - albo że ma zbyt wiele do czynienia z frazesami, albo że stawia ludziom zbyt wielkie, dewocyjne wymagania, wbrew ich naturalnym potrzebom, wbrew popędom uporządkowanej zmysłowości - xf|ę aaxppooi)vr|ę - albo że równocześnie zachodzą oba przypadki. Gdy ludzkie radości muszą się wstydzić przed religią, gdy z publicznej uroczystości [ktoś], kto się weselił, musi ukradkiem wchodzić do świątyni, forma religii ma zbyt posępny wygląd zewnętrzny, by religia mogła sobie obiecywać, że dla jej wymagań ludzie poświęcą radości życia. Religia musi pozostawać w przyjaźni z wszelkimi uczuciami życia, nie może się nigdzie wdzierać, wszędzie musi być czymś, co mile widziane. Jeśli ma oddziaływać na lud, to wszędzie musi mu przyjaźnie towarzyszyć, to musi mu stać u boku zarówno w jego zajęciach i bardziej poważnych sprawach, jak i w jego uroczystościach i radościach - nie w taki jednak sposób, by się narzucała czy zamieniała w uciążliwą guwernantkę, lecz w taki, by człowiekowi przewodziła, by człowieka pokrzepiała. Uroczy­ stości ludowe Greków były wszystkie zapewne świętami religij­ nymi, ku czci jakiegoś boga czy człowieka, który przysłużył się państwu, za co został deifikowany. Wszystko, nawet ekscesy czci­ cieli Bachusa, było poświęcone jakiemuś bogu, nawet widowiska publiczne miały religijne źródło, którego się nigdy nie wypierały. Agathon nie zapomniał o bogach, gdy jego tragedia zdobyła na­ grodę - następnego dnia wyprawił bogom uroczystość. Sympos[ion], s. 168 [Steph. 172 D], Religia ludowa, która rodzi i żywi wielkie usposobienie, współ­ gra z wolnością. Nasza religia chce wychować ludzi na obywateli nieba, któ­ rzy swe spojrzenie zawsze kierują w górę, którym ludzkie dozna­ nia stają się obce. Uczestnicząc w największym święcie publicz­ nym, do świętego daru podchodzimy w barwach smutku i ze spuszczonym wzrokiem - podczas święta, które powinno być świętem powszechnego zbratania, niejeden myśli z obawą, że

32

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

przez wspólnie używany kielich zarazi się chorobą weneryczną, aby zaś jego umysł nie stał się skupiony, nie utrzymał świątobli­ wych doznań, w trakcie samego aktu wierny musi wyciągnąć ofiarę z kieszeni i położyć ją na talerzu - podczas gdy10 Grecy, przybywając z przyjaznymi darami natury, przyozdobieni wień­ cami z kwiatów, odziani w barwy radości, podchodzili do ołtarza swoich dobrych bogów, promieniejąc radością na szczerym obli­ czu, które zapraszało do przyjaźni i miłości. Duch ludu, historia, religia, zakres jego wolności politycznej nie dają się rozważać w izolacji, ani jeśli chodzi o ich wzajemny wpływ, ani jeśli chodzi o ich charakter, są one splecione w jedną wstęgę - jak trzech konfratrów, z których żaden nie może bez drugiego nic uczynić, a każdy też przyjmuje coś od drugiego. Kształtowanie etyczności poszczególnego człowieka jest sprawą religii prywatnej, jego rodziców, jego własnych starań oraz oko­ liczności; kształtowanie ducha ludu jest po części także sprawą religii ludowej, po części zaś stosunków politycznych . * Ach, z odległej przeszłości swe promienie wysyła ku duszy, która ma poczucie ludzkiej piękności, wielkości, pewien obraz obraz ducha ludów, syna szczęścia i wolności, wychowanka pięk­ nej wyobraźni. Również jego przytracza pętami do matki-ziemi spiżowa wstęga potrzeb, ale dzięki swemu doznawaniu, dzięki swej wyobraźni tak on ją przetworzył, wysubtelnił, upiększył, przy pomocy Gracji otoczył różami, że się sobie podoba w tych pętach 10 „wdhrend"; Nohl: „statt" („miast"). * [przekreślone:] Ojcem tego ducha jest Kronos, z którym pozostaje on przez cale swe życie w niejakiej zależności (dzięki okolicznościom czasu) - jego matką TtoKtaela, ustrój, j[ego] akuszerką, j[ego] mamką religia, która na pomocników w wychowaniu przyjęła sztuki piękne, muzykę cielesnych i duchowych poruszeń - jako eteryczna istota, zostaje on cienką wstęgą przyciągnięty do ziemi i na niej zatrzymany, która to wstęga dzięki magicznemu czarowi opiera się wszelkim próbom jej zerwania, albowiem jest całkowicie wpleciona w istotę tego ducha. Owa wstęga, której prostacką podstawą są potrzeby, została utkana z tysiąckrotnych nici natury; w fakcie, że każda nowa nić mocniej wiąże tego ducha z naturą, nie znajduje on niczego, co by było dlań uciążliwe, przeciwnie, odczuwa to jako po­ szerzenie swego używania, rozciągnięcie swego życia dzięki temu dobrowolne­ mu zwiększeniu, zwielokrotnieniu liczby nici. W nim rozwinęły się wszystkie pięk­ niejsze, subtelniejsze doznania, dzięki którym używanie, obcowanie uzyskują tysiące odmian przyjemności.

33

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

jako w swym dziele, jako w cząstce siebie samego. Jego sługami były radość, radosny nastrój, wdzięk; jego dusza [była] przepeł­ niona świadomością swej siły i swej wolności, jego poważniejsi towarzysze zabaw, przyjaźń i miłość, nie [byli] leśnym faunem, lecz subtelnie doznającym, wrażliwym Amorem, którego zdobiły wszelkie wdzięki serca i lube marzenia. Po ojcu, który był ulubieńcem szczęścia i synem siły, otrzymał w schedzie zaufanie do własnego szczęścia i dumę z własnych czynów. Jego pobłażliwa matka, która nie była lżącą, srogą nie­ wiastą, wychowanie swego syna powierzyła naturze, nie krępo­ wała jego delikatnych członków ciasnymi pieluchami, a jako do­ brotliwa matka bardziej słuchała kaprysów i pomysłów swego ulu­ bieńca, niż by je ograniczała. W harmonii z nimi mamka musiała go, dziecko natury, chcieć wychowywać nie strachem przed róz­ gą czy przed upiorem ciemności, nie kwaśno-slodkim marcepa­ nem mistyki, który osłabia żołądek, ani też nie na pasku słów, który by go na wieczność utrzymał w niedojrzałości, musiała go chcieć kształcić na młodzieńca, poiła go zdrowym mlekiem czystych doznań - przy wsparciu pięknej, swobodnej wyobraźni przyozdo­ biła swym kwieciem nieprzeniknioną zasłonę, która oddziela Boga od naszych spojrzeń, a za nią wyczarowała sobie żywe obrazy, na które on przełożył wielkie idee swego serca, razem z całą pełnią szczytnych i pięknych doznań. - Tak jak u Greków mamka nale­ żała do przyjaciół domu i przez całe życie pozostawała przyjacie­ lem swego podopiecznego, tak i ona pozostaje jego przyjacielem, któremu ofiaruje on, nie ulegając zepsuciu, swą wdzięczność i mi­ łość, [ona] dzieli [z nim], towarzysko usposobiona, jego radości, jego zabawy i nie przeszkadza [mu] w jego radościach, utrzymu­ je przy tym swą godność, a jego własne sumienie karci go za każde jej zaniedbanie, ona zachowuje na zawsze swe panowanie, po­ nieważ opiera się ono na miłości, na wdzięczności, na najszla­ chetniejszych uczuciach jej podopiecznego - chlubiła się swą ozdobą, była posłuszna kaprysom jego wyobraźni, ale uczyła go szanować żelazną konieczność, uczyła go bez szemrania godzić się z nieodmiennym losem. Znamy tego ducha tylko ze słyszenia, tylko nieliczne z jego rysów jest nam dane, dzięki zachowanym kopiom jego postaci,

34

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

oglądać z miłością i podziwem, dzięki kopiom, które budzą bole­ sną tęsknotę za oryginałem. Jest on pięknym młodzieńcem, któ­ rego kochamy również, gdy jest lekkomyślny, któremu towarzy­ szy cały orszak Gracji, im zaś balsamiczny oddech natury, dusza, którą, przez nie tchniętą, wysysał z każdego kwiatu - uleciał od . * ziemi

2.

Uczy11 się nasze dzieci modlitw odmawianych przy stole, bło­ gosławieństw porannych i wieczornych Nasza tradycja - pieśni ludowe itd. Nie mamy Harmodiosa, nie mamy Aristogejtona, którzy okryli się wiekuistą sławą, gdyż zgładzili tyrana i nadali obywatelom równe prawa, którzy by żyli na ustach naszego ludu, w jego pieśniach. Czym jest wiedza historyczna naszego ludu? Brakuje mu włas­ nej, ojczystej tradycji, jego pamięć, jego wyobraźnia są przepeł­ nione prehistorią ludzkości, historią obcego ludu, czynami i zbrod­ niami ich królów, którzy nas nic nie obchodzą - dowcip dworuje sobie z ich śmieszności, jak dowcip Arystofanesa z jego bogów. Nie da się zaprzeczyć obecności spaczonych i nieetycznych pojęć żydowskich, takich jak gniew, stronniczość, nienawiść wobec innych ludów, nietolerancja ich Jahwe - pojęć, którymi, niestety, przesiąkła praktyka i teoria religii chrześcijańskiej, co spowodo­ wało zbyt wiele szkód, byśmy mogli nie pragnąć, by religia chrze­ ścijańska miała źródło w religii bardziej przyjaznej człowiekowi bądź by mniej przejęła z religii żydowskiej. I nie jej kapłanom, lecz * [przekreślone:] Zachód wykoncypowal innego ducha narodów, jego po­ stać jest starzejącą się postacią, nigdy nie byl piękny, niemniej zachowaj jeszcze ślad paru męskich rysów, jego ojciec jest pochylony, on sam nie waży się ani ra­ dośnie rozglądać po świecie, ani wznieść się do góry w poczuciu własnej mocy, jest krótkowidzem i widzi tylko niewielkie przedmioty, bez odwagi, bez zaufania do swych sil nie waży się na śmiały rzut, żelazne pęta surowo i... 11 Nohl: ss. 359-360; Schüller: nr 37 (Berno 1793/94).

35

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

filozofii, którą oni [sci7. kapłani] z tego powodu znienawidzili, a także łagodniejszemu światłu naszych czasów możemy zawdzię­ czać, że zmalała jej posępna swarliwość, jej nietolerancja i jej zarozumiałość. Orędownicy ortodoksji, broniąc jej przed giganta­ mi, którzy na nią nacierali, sami stopniowo przyjmowali coś z ich pojęć, a chcąc ocalić główną twierdzę, mieli tylko jedno wyjście: poświęcić umocnienia zewnętrzne, których nie dało się już było utrzymać, a potem, by jednak nie uwłaczyć sławie, ogłosić, że się nie planowało ich obrony: tak jak generał, który wieczorem pa­ nuje nad polem bitewnym i śle pocztylionów do stolicy, by ogło­ sili zwycięstwo, wprawdzie budzi zachwyt plebsu, wierzącego doniesieniom i intonującego Te Deum, ale często nie jest rzeczy­ wiście zwycięzcą, zdradzając się późniejszym opuszczeniem oko­ licy, tak również teologia do niczego się nie przyznawała i zdra­ dzała ją dopiero różnica między podręcznikami teologicznymi po dziesięciu czy dwudziestu latach. Jeśli chcesz być doskonały, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj swe mienie ubogim, rzeki Chrystus do młodzieńca. Ów wizerunek do­ skonałości, który formułuje Chrystus, sam w sobie dowodzi, jak bardzo w nauczaniu chodziło mu tylko o kształtowanie i o dosko­ nałość poszczególnego człowieka i w jak niewielkim stopniu nauka ta daje się rozciągnąć na ogół społeczeństwa. Przeciwnicy chrześcijaństwa nader uszczypliwie, a po części też dotkliwie powoływali się na zepsucie chrześcijan, zwłaszcza duchowieństwa, jako na dowód przemawiający przeciwko ich prawdzie i dobroczynności; jego obrońcy uznawali to za najsłab­ szy, choć imponujący atak - wszak jeśli tak [wygląda] jej oddzia­ ływanie, to jednak nie należy zapoznawać jej zasadniczej istoty; poprawa moralna w najmniejszym stopniu [występuje] u tych, którzy od młodości stale ją rozważają. Ich wymówką jest zawsze, że religia chrześcijańska została zapoznana, ale przecież mieli Biblię tak samo jak my; dają do zrozumienia, że brakowało tylko ich podręcznika, że gdyby się ukazał, wszystko by inaczej poszło. Czy sprzeciwiała się despotyzmowi? - bo od jak dawna sprzeci­ wia się handlowaniu niewolnikami? jej kapłani pływają na Gwi­ neę - albo handlowi ludźmi? z oddziałami posyła się kapelanów wojskowych - wojnom? wszelkiego rodzaju despotyzmowi? Sztu­

36

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

ka, oświecenie zaowocowały poprawą naszej moralności, potem się powiada, że uczyniła to religia chrześcijańska, że bez niej fi­ lozofia nie odkryłaby swych zasad. Gdy rozum pojęciową budowlę, która swe pojęcia zaczerpnę­ ła z ludzkiego ducha i z wielowiekowego doświadczenia, wznosi z poczuciem zadowolenia ze swej pracy i z radością na widok swego dzieła, gdy się chlubi wobec tych, którzy sobie wyobrażają, że przysługuje im przywilej na owe prawdy, i dostatecznie jasno sobie samemu wykazuje, że może się obejść bez swego źródła, to ich zapewnienia, że jednak dostarczyli narzędzi budowlanych i że już dawno, zanim dokonano owych odkryć, wiedzieli tyle samo, ba, więcej i jeszcze teraz więcej wiedzą, są tak samo próżne jak zapewnienia jakiegoś szlachetki, który by się wychwalał, że już gdy miał pięć lat, zauważył, iż jabłka spadają z drzew, i że już wtedy wiedział, iż Słońce nie spada na Ziemię. Gdzie można zobaczyć, że szczęśliwą zmianę w kręgu kultury naukowej poprze­ dziła zmiana w kręgu pojęć religijnych, która stałaby się jej spraw­ czynią? Czyż nie wyglądało to raczej tak, że dopiero rozwój nauk, wzrost ducha krytycyzmu w nich zawsze pociągał za sobą wyja­ śnienie pojęć teologicznych, czemu zresztą towarzyszył najwięk­ szy protest depozytariuszy tych pojęć?

3.

Poza12 ustną edukacją, która ma nader ograniczony krąg od­ działywania, rozciągając się tylko na tych, których natura bezpo­ średnio z nami związała, jedynym sposobem oddziaływania jest [oddziaływanie] przez pisma; pouczający staje tu na niewidzial­ nej katedrze przed całą publicznością, a ponieważ nie jest przez nią widziany, przeto nie boi się kreślić przed nią najjaskrawszego obrazu jej moralnego zepsucia i, nie szczędząc jej zarzutów, przy­ jąć tonu, jakim by się nie zwracał do najbardziej pogardzanej 12 Nohl: ss. 30-35; Schuller: nr 38 (1794).

37

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

osoby; bodaj się jeszcze nie zdarzyło, chyba że z urzędowych powodów, by jakikolwiek moralista choć połowę z napomnień, których - nie w odpowiedzi na czyjeś wezwanie, lecz tylko z we­ wnętrznego poczucia, że jest powołany poprawiać ludzi - prosto w oczy udziela szanownej publiczności, miał odwagę przedsta­ wić kręgowi ludzi, z którego na drodze abstrakcji wywiódł kon­ tury tego obrazu, jeśli tylko sam ów wizerunek nie jest wierutną brednią, a zastosowane środki nie są teoretyczną szarlatanerią. Tak jak w ogóle charakter edukacji zawsze się musi stosować do ducha i tonu, który może liczyć na przyjęcie u ludzi, tak również w tym przypadku stwierdzamy odmienność maniery. Sokrates, który żył w państwie republikańskim, gdzie każdy obywatel mógł swobod­ nie rozmawiać z innymi, gdzie subtelna uprzejmość we wzajem­ nym obcowaniu była udziałem nawet najniższego plebsu, w trak­ cie rozmowy strofował ludzi w najbardziej delikatny sposób, nie popadając w dydaktyczny ton, nie budząc w rozmówcy wraże­ nia, że chce go pouczać, rozpoczynał zwyczajną rozmowę, naj­ bardziej subtelnie wiodąc go ku nauce, która sama z siebie się nasuwała i nawet Diotymie nie mogła się wydać czymś narzuco­ nym. Żydzi natomiast dzięki swym narodowym twórcom nawy­ kli już, od swych przodków, że się do nich przemawia w bardziej szorstki sposób, już przez bytność w synagogach ich uszy [nawy­ kły] do kazań moralnych i do bezpośredniego tonu pouczania, a skutkiem kłótni, które prowadzili ich uczeni w Piśmie i faryze­ usze, [nawykli] do bardziej krzepkiego stylu obalania argumen­ tów przeciwnika, stąd gdy ktoś, kto nie był faryzeuszem czy sa­ duceuszem, zwracał się do innych słowami: „Wy, węże i plemię jaszczurcze", nie brzmiały im one tak drastycznie, jak brzmiałyby w uszach Greków. Powinniśmy uważać, że ten czy ów człowiek, również gdy miał najlepsze predyspozycje i otrzymał najznamienitsze wychowanie, przez całe życie nigdy nie może ustać w pracy nad swą doskona­ łością intelektualną i moralną, że ten czy ów mąż, bardziej natu­ ralnie aktywny w tym dziele, ciągle musi się jeszcze uczyć w róż­ norakich relacjach, w których z innymi ludźmi znalazł się mocą przypadku bądź w które wikła go jego własna aktywność, i nigdy nie może się łatwo uporać ze sobą czy sądzić, że się uporał, co tym

38

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

bardziej dotyczy skomplikowanych relacji w naszym życiu obywatelskim, gdzie nawet najbardziej stanowcza prawość czę­ sto będzie mieć do czynienia z ambiwalentną kolizją obowiązków, na przykład pomiędzy racją i współczuciem w poszczególnym przypadku a ogólnymi zasadami sprawiedliwości czy, przynaj­ mniej, zadawnionymi prawami - i gdzie roztropność tym bardziej musi być obowiązkowo ostrożna, gdy troszczymy się nie o swe własne sprawy, lecz na większą czy mniejszą skalę pomagamy wspierać którąś z gałęzi dobrobytu większej grupy ludzi. Dlatego niejeden sumienny Natanael, by nie gwałcić własnego serca bądź by oszczędzić sobie kłopotów, wołał całkowicie zaniechać tych relacji; albowiem im bardziej wielorakie relacje, tym bardziej wielorakie obowiązki, zatem im prostsze tamte, tym prostsze i te, zwykle też trzeba więcej wysiłku, by skądś wystąpić, niż by wcale tam nie wchodzić - tak jak łatwiej się obywać bez reszty potrzeb, niż się ich z własnej woli wyrzec. Jakiś Diogenes zatem, którego temperament potrafi się zaspokoić łykiem wody i kawałkiem chleba, a ambicja nie purpurą, lecz podartym płaszczem, jakiś Diogenes zatem, który nie ma wielkich obowiązków wobec innych ani jako przyjaciel, ani jako ojciec, ani przez działalność zarobko­ wą, poza tym, by ich nie bił i nie okradał - o co niełatwo byłoby mu się pokusić - który ułatwił sobie bycie doskonałym człowie­ kiem moralnym, ba, który zdobył swego rodzaju prawo, by się nazywać wielkim mężem, ma dość czasu, by teraz pracować rów­ nież nad innymi. Pośród Rzymian nie pojawił się żaden Chrystus, żaden Sokra­ tes; w czasach rzymskiej potęgi, kiedy to uznawano tylko jedną cnotę, Rzymianin nie mógł mieć kłopotów z pytaniem, co winien robić - w Rzymie byli tylko Rzymianie, a nie ludzie; w Gtecji natomiast ceniono studia humanitatis, ludzkie doznania, ludzkie skłonności i sztuki, od natury odchodziły rozmaite drogi boczne, Sokratesowi czy innym mędrcom mogło przyjść do głowy, by nimi podążać - odstępstwo od rzymskiej natury było zbrodnią prze­ ciwko państwu. Gdzie ludzie wyznaczyli taką czy inną linię do­ skonałości, a cnotę połączyli z czymś obiektywnym, w czego służ­ bie nawet namiętności mogą się stać cnotami, tam ocenić, czy coś się do niej zbliża bądź od niej odstępuje, jest łatwiej, aniżeli tam,

39

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

gdzie pojawia się jakieś wyższe zainteresowanie i gdzie w natło­ ku rozmaitych obowiązków, które ze sobą kolidują - czy w na­ stępstwie umocnienia się ludzkich skłonności i obowiązków nieskończenie trudniej wyodrębnić cnotę i granicę, do jakiej na­ tura powinna się podporządkowywać rozumowi. Chrystus miał dwunastu apostołów, liczba dwanaście była stałą, trwałą liczbą - uczniów [miewał] różnych, lecz właśnie apostołowie cieszyli się jego zaufaniem, wyzbyli się wszelkich innych relacji i tylko z nim przestawali, byli przez niego eduko­ wani, starali się maksymalnie doń upodobnić we wszystkim dzięki jego nauczaniu, dzięki jego żywemu przykładowi usiło­ wali uchwycić jego ducha; lecz jakże ograniczone po żydowsku, jakże całkowicie ziemskie były początkowo ich oczekiwania, na­ dzieje, idee, jakże długo nie potrafili spojrzenia i serca wznieść od żydowskiego Mesjasza i założyciela królestwa, w którym do ob­ sadzenia byłoby stanowisko generała i marszałka dworu, od ego­ izmu, który myśli najpierw o sobie samym, jakże długo nie potra­ fili swego serca i spojrzenia rozszerzyć po samą tylko ambicję, by stać się współobywatelami Królestwa Bożego! Chrystusowi nie mogło wystarczać, że ma uczniów, jak Natanael, Józef z Arymatei, Nikodem itp., to znaczy, że wymienia myśli z ludźmi pełnymi ducha i o znamienitym sercu, że wrzuca w ich duszę parę nowych idei, parę iskier, które giną, gdy tworzywo, na które padają, nie jest dobre, gdy samo [nie] zawiera palnego materiału - tacy lu­ dzie, po części szczęśliwi i zadowoleni wieczorną porą, na łonie własnej rodziny, i pożytecznie czynni w kręgu swojej działalno­ ści, po części obeznani ze światem i jego przesądami, dlatego tolerancyjni wobec niego, jakkolwiek surowi wobec samych sie­ bie, nie byliby wrażliwi na wezwanie, by zostali swego rodzaju awanturnikami. Chrystus mówi, że Królestwo Boże nie ukazuje się poprzez zewnętrzne gesty; wydaje się zatem, że jego polece­ nia: Idźcie na cały świat itd. i chrzcijcie wszystkie ludy, apostoło­ wie nie zrozumieli w tej mierze, w jakiej uważali chrzest, ten znak zewnętrzny, za powszechnie konieczny, które to przeświadcze­ nie jest tym szkodliwsze, że znaki zewnętrzne jako znaki odróżnie­ nia pociągają za sobą sekciarstwo, oddalanie się od innych - [tak jak] w ogóle różnica, która ma źródło w zasadach moralnych,

40

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

[ulega] osłabieniu, gdy dodać do niej jeszcze jakąś inną różnicę, i poniekąd traci już coś ze swej jasności. Chrystus mówi: kto tu wierzy, a nie: kto wierzy we mnie- czy tak to należy rozumieć, czy nie, apostołowie właśnie tak przyjmowali jego słowa, a ha­ słem rozpoznawczym ich przyjaciół, obywateli ich Królestwa Bożego nie były: „cnota", „prawość", lecz: „Chrystus", „chrzest" itp. - Gdyby ich Chrystus nie był tak dobrym człowiekiem - patrz Natan [akt II, scena 1]. Sokrates miał wszelkiego rodzaju uczniów; czy raczej nie miał żadnych - był tylko nauczycielem i mistrzem, jakim dla każdego człowieka jest każdy mąż, który odznacza się bezprzykładną prawością i znamienitym rozumem. Choć nie słyszano, by wygła­ szał kazania, stojąc na katedrze czy na jakiejś górze - jak w ogóle mógłby Sokratesowi w Grecji przyjść do głowy taki pomysł, że będzie wygłaszać kazania? - to jednak starał się pouczać ludzi, starał się wyjaśniać im wszystko, co winno budzić ich najwyższe zainteresowanie, starał się ich do tego ożywić, nie kazał sobie płacić za swą mądrość, za sprawą swej mądrości nie przegnał z domu swej niemiłej żony, dzięki czemu by się od niej uwolnił, lecz pozostawał mężem, ojcem, bez niechęci, bez uszczerbku dla swej mądrości. Liczba jego bliższych przyjaciół była nieokreślona; trzynaste­ go, czternastego itd. witał tak samo serdecznie, jak poprzednich, jeśli dorównywał im duchem i sercem. Byli oni jego przyjaciółmi, jego uczniami, w taki jednak sposób, że każdy pozostawał tym, kim był dla siebie, że Sokrates nie żył w nich, nie był głową, od której, jako członki ciała, otrzymywaliby krew. Nie miał wzorca, wedle którego chcialby wymodelować ich charakter, nie miał regu[ł], wedle których chciałby zniwelować ich różnice - do tego celu miałby pod swymi rozkazami jedynie małych ludzi, którymi by się wprawdzie zajmował, ale którzy nie staliby się właśnie jego najbardziej zażyłymi przyjaciółmi - nie zależało mu na czymś, co przypominałoby niewielki oddział straży przybocznej, odzianej w identyczne uniformy, identycznie wyszkolonej, używającej identycznego hasła, oddział złożony z ludzi tylko jednego du­ cha, którzy zawsze nosiliby jego imię - dlatego wprawdzie byli sokratycy, ale nigdy nie było cechu, który dałby się odróżnić od

41

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

innych, tak jak murarze kielnią i młotkiem. Każdy z jego uczniów był mistrzem sam dla siebie; wielu założyło własną szkołę, kilku było wielkimi generałami, politykami, wszelkiego rodzaju boha­ terami - każdy we własnej specjalności, nie spod jednej sztancy, bohaterami nie w męczeństwie i cierpieniu, lecz w postępowaniu i życiu. Pozostawał rybakiem, kto był rybakiem, nikt nie musiał porzucać domu i obejścia - Sokrates zawsze nawiązywał najpierw do profesji każdego i tak go prowadził za rękę ku sprawom du­ cha, nawiązywał do czegoś, na czym się znali, z czego się utrzy­ mywali, i wydobywał z duszy ludzkiej pojęcia, które w niej tkwi­ ły i które nie potrzebowały niczego prócz akuszerki; nie dawał powodu, by ktokolwiek rzeki: „Jakże to - czy to nie syn Sofroniskosa? Skąd u niego taka mądrość, że się ośmiela nas pouczać?" Nikogo nie obrażał chełpliwym podkreślaniem, jaką to ważną jest osobistością, czy tajemniczymi, górnolotnymi zwrotami, które mogą budzić podziw jedynie wśród ignorantów i łatwowiernych - [w przeciwnym razie] między Grekami stałby się przedmiotem śmiechu. Przed śmiercią - zmarł jako Grek, który Asklepiosowi złożył koguta w ofierze, a nie, jak Maupertuis, w habicie kapucyna, nie­ mal z nim zrośnięty - przed śmiercią zatem debatował ze swymi uczniami o nieśmiertelności duszy, jak Grek przemawiając do rozumu i do wyobraźni - mówił tak żywo, całą swą istotą ukazy­ wał im tę nadzieję jako tak bliską, tak przekonywającą, przesłanki tego postulatu zbierali w całym swym życiu. Ową nadzieję sprzeciwia się to ludzkiej naturze i zdolności jej ducha, że tyle moglibyśmy otrzymać, że owa nadzieja miałaby się stać pewno­ ścią - ową nadzieję zatem Sokrates ożywił do tego stopnia, gdyż duch ludzki, zapominając o swym śmiertelnym towarzyszu, może się wyróżnić - że gdyby nawet miało się zdarzyć, iż jakiś duch by wyszedł ze swego grobu i doniósł nam o mścicielce13, iż powie­ działby nam więcej aniżeli tablice Mojżesza i przepowiednie pro­ roków, które mamy w sercu - że gdyby mogła ona jednak pozo11 Por. wiersz Schillera Rezygnacja, V, 64 i nasi.: „Czy wyszedł kiedy z grobu trup, Który by doniósł o mścicielce?"

42

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

stawać sprzeczna z prawami ludzkiej natury, to nie musiałby owej nadziei umacniać zmartwychwstaniem - tylko pośród ubogich duchów, które w sobie samych nie mają żywej przesłanki owej nadziei, to znaczy: które nie mają w sobie idei cnoty i najwyższe­ go dobra, również nadzieja nieśmiertelności jest słaba. Sokrates nie pozostawił znaków murarskich, nie polecił nikomu, by gło­ szono jego imię, nie stworzył metody, podług której można by strofować duszę i wlewać w nią etyczność - ócyocdóv narodził się razem z nami, jest czymś, czego nie [można] wpoić kazaniami. Nie wskazał okrężnej drogi (pośród kwiecia o oszałamiającej woni14), która wiodąc ludzi do wprawy w sprawach dobra, przez nie­ go miałaby prowadzić - gdzie on stanowiłby centrum, jakby stolicę, do której trzeba by z mozołem jeździć, by przywieść stam­ tąd do domu najłaskawiej przydzielone pożywienie i zdepono­ wać je na procent, nie wskazał ordinem salutis, w którym każdy charakter, każdy stan, każdy wiek, każdy temperament musiałby przebyć pewne stacje cierpienia, przeżyć pewne stany psychicz­ ne, lecz zaraz pukał do właściwej bramy, bez pośredników, wiódł człowieka w niego samego, gdzie człowiek nie miał przygotować siedziby jakiemuś obcemu gościowi, [jakiemuś] duchowi, który by przybywał z dalekiego kraju, lecz jedynie zrobić więcej światła i miejsca dawnemu gospodarzowi, który niegdyś przeniósł się do niewielkiej izdebki na poddaszu, zmuszony przez tłum skrzyp­ ków i trębaczy.

4. Ustrój15 państwowy, prawodawstwo i religia każdego ludu jeszcze przez długi czas noszą ślady swego pierwotnego, dziecięce­ go ducha, choć duch ten już dawno uleciał. Jeszcze przez długi 14 Por. Natan mędrzec, akt III, scena 1. 15 Nohl: ss. 36-47; Schuler: nr 39,40,41 (1794). Wszystkie trzy fragmenty (z któ­ rych każdy jest osobnym arkuszem) w całość zostały połączone przez Nohla.

43

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

czas władza znajduje się w rękach jednego tylko człowieka, któ­ remu rodzina, z dziecięcym zmysłem, pozwoliła sprawować wła­ dzę jako swemu ojcu - gdy lud od dawna przestał być rodziną, a władca ojcem. Jeśli chodzi o ustrój państwowy i prawodawstwo, to ludy, jak tylko się nieco rozrosną, niebawem uświadamiają sobie, że nadużywa się ich dziecięcego zaufania, i za pomocą kon­ kretnych praw ograniczają złą czy dobrą wolę swych możnowładców. W religii ów dziecięcy duch zachowuje się dłużej, religie wciąż noszą jego ślady, gdy w państwie już od dawna nie oczekuje się od nikogo, że będzie czynił więcej dobra, niż czynić jest mu do­ zwolone bądź polecone. W kręgu religii ten dziecięcy zmysł traktuje Boga jako mocar­ nego pana, który ponadto miewa skłonności, namiętności, a na­ wet kaprysy - Bóg, który odpoczywa - jak władcy żyjący pośród ludzi, [który] zatem nie zawsze karze czy uszczęśliwia zgodnie z regułami prawa, któremu zatem można się przypochlebić, wobec którego bardziej [odczuwa się] strach, co najwyżej szacunek, niż [się mu] poświęca miłość, któremu [się], jak niegdyś i jak jeszcze dzisiaj wschodnim władcom-jak jeszcze dzisiaj niewinność swym protektorom i przyjaciołom - ofiaruje coś z dobrych darów, jakie natura daje człowiekowi, często odkłada się na bok coś najpięk­ niejszego i najświeższego jako dobrowolną daninę zaufania i ra­ dości - radosny nastrój i zadowolenie; który, jak wierzy wyobraź­ nia, tu czy tam staje się bliższy, który zdaje się jej tu czy tam chętniej przebywać wokół dobrych, czcigodnych ludzi, wokół chat, gdzie mieszka niewinność - na przykład Baucis - i który pozwala, by owe miejsca i owi ludzie jawili się [jej] jako bardziej święci, bar­ dziej czcigodni - ÓE|d.voi, neA.cóptoi; który dziecięcemu intelekto­ wi zdaje się - jako tenże sam czy w postaci kilku istot - bardziej bezpośrednio oddziaływać pośród burzy, powodzi, zarazy itd., pośród morskich fal, pośród skalnych niebezpieczeństw; i na któ­ rego dziecięca wyobraźnia przenosi sprawy i stosunki, jakie wy­ stępują w ludzkim życiu . * Ten dziecięcy zmysł dał początek wszelkim instytucjom, obrzę­ dom i ideom religijnym (zwłaszcza ofierze - modlitwie i poku­ * Bóg zstąpił z nieba, by zobaczyć Sodomę i Babel.

44

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

cie), które rozumowi często wydają się dziwaczne i śmieszne, często obrzydliwe - najbardziej wówczas, gdy widzi on, że żądza władzy oszukała dobre serca ludzkie - a zawsze niegodne, lecz dla ducha i dla wyobraźni, która cofa się do tego dziecięcego zmysłu, często są one czymś miłym, często czymś wzniosłym, często wręcz czymś w najwyższym stopniu wzruszającym. Uświę­ ca je i krzewi tradycja; poza tym zainteresowanie wielu ludzi tak wielorako się w nie wikła, że, z jednej strony, wymaga to najwięk­ szego zwyrodnienia, z drugiej zaś, postępu rozumu, by można było, czemu towarzyszą potężne wstrząsy, usunąć taki system, wpleciony w powszechne przyzwyczajenie. Im bardziej, z jednej strony, ulatnia się duch, który pierwotnie tchnął w tych instytu­ cjach, święte obrzędy i praktyki stają się wówczas ciężarem, któ­ rego pobożność wcześniej nie odczuwała, z drugiej zaś, im rozum zdobywa większy wpływ, tym owe obrzędy są bliższe niechybne­ go upadku. - Nie do pogodzenia z rozumem, który domaga się postępków wypływających z obowiązku, jest zarówno pobożność, która zanosi dar i ofiarę do świątyń Boga - czy daje sercu ulgę dzięki pokucie, umartwieniom, postom, długim i żarliwym mo­ dlitwom - czy która nurza się w pobożnych uczuciach miłości, w mistycznych doznaniach. Dzięki postępom rozumu nieustan­ nie wykrusza się wiele doznań, osłabieniu ulega wiele dotychczas poruszających asocjacji wyobraźni, które nazywamy prostotą obyczajów i których wizerunek nas cieszy, porusza', często słusz­ nie zatem bolejemy nad ich utratą. Wciąż jeszcze trwają ich ślady, tajemne cechy, poza tymi, które wiążą się z każdą ludzką skłonno­ ścią, namiętnością, w ich obliczu człowiek, który chce być całkowi­ cie rozumną istotą, nierzadko [doznaje] poniekąd zaskoczenia, jeśli chodzi o jego człowieczeństwo. Dlaczego jeszcze w naszych cza­ sach żmudnie poszukuje się relikwii Fryderyka Wielkiego czy Rous­ seau, uzyskując wysoką zapłatę? Na przykład, właśnie dzięki tego rodzaju cechom, poza dziel­ nością i wiernością, tak pociągające są dla nas sceny z czasów rycerskich - właśnie zanik tego rodzaju asocjacji starość bierze za * wtedy lucus staje się stertą drewna, a świątynia taką samą masą kamieni, jak każda inna.

45

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

zanik samego obyczaju i czyni go powodem swych skarg. - Gdy owa prostota obyczajów jest u jakiegoś ludu jeszcze powszechna, gdy dla władców, dla kapłanów wszystko jest jeszcze równie święte jak dla całego ludu, wówczas nie ma bardziej poruszają­ cego, bardziej dobroczynnego widoku - jest to szczęściem miesz­ kańców Oceanii, zapewne również Peruwiańczyków przed wa­ śnią Atahualpy i Huascara. A gdy jakiś stan, stan rządzący czy stan kapłański, czy oba równocześnie tracą owego ducha prostoty, który ukonstytuował i dotychczas ożywiał ich prawa i porządek, nie tylko ona nieodwołalnie przepada, lecz także ucisk, pohań­ bienie i poniżenie ludu są pewne (stąd wyodrębnienie się stanów [jest] już niebezpieczne dla wolności, ponieważ może wystąpić esprit de corps, który niebawem okaże się sprzeczny z duchem całości). Gdy na lud także nie nakłada się już ofiary, nie nakłada się już pokuty, do czego wcześniej stale go przyzwyczajano, ca­ łość, razem zebrana, nigdy nie stanowi gminy, która pospołu, jed­ nomyślnie, zgodnie staje przed ołtarzem swych bogów, lecz ciż­ bę, z której przewodnik wywabia świątobliwe doznania, sam nie współodczuwając - podobnie jak kuglarz [wywabia] z gawiedzi podziw, przy czym sam wprawdzie niczego nie podziwia, ale też nie udaje, że podziela jej zdumienie, podczas gdy owi przewod­ nicy postawą, obliczem i słowami pozorują współdoznawanie. Kontrast jest dla spokojnego obserwatora tym bardziej oburzają­ cy, im bardziej porusza go prostota, niewinność tłumu; widok zadumanego ludu, spojrzeń skierowanych w niebo, ugiętych kolan, głębokich westchnień, żarliwych modlitw musiałby czystym ciepłem podnieść jego serce, gdyby w jego doznania nie wlewały właśnie goryczy główne osoby tego widowiska. Dzięki czemu lud pozna, czy jego kapłani, odprawiając służ­ bę Bożą, nie kierują się innymi zamiarami niż pomnażanie jego pobożności, czy nie nadużywają jego zaufania? Możliwość owego zwyrodnienia bierze się zapewne stąd, że przedmiotem religii jest coś tajemniczego, a większość religii, w tym zwłaszcza religie zewnętrzne, miała swe sekretne czy też powszechnie znane tajemnice, że, aby nadawać się na ich depo­ zytariusza, trzeba było posiadać szczególne własności, szczegól­ ne przygotowania, które stanowiły wyróżnik kapłanów; i że bli­

46

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

żej świętości na nich samych spływała cząstka czci, którą jej oka­ zywano. Oni też mieli zarządzać święta religijne (a obchodom każdego święta narodowego przewodziła religijność), przyjmo­ wanie i przechowywanie bądź użycie darów, przeznaczonych dla Boga, poruczano ich sumienności. Lud zatem, który swą publiczną służbę Bożą tak chce ukształ­ tować, by poruszała ona zmysły, wyobraźnię i serca - a intelektu też nie pozostawiała z niczym - by zaduma miała źródło w zjed­ noczeniu i podniesieniu wszystkich sił duszy, by idea surowego obowiązku uzyskiwała pogodniejszą i bardziej dostępną postać za sprawą piękna i radości - lud taki, by przez swe doznania nie przekazać wodzy swej zależności pewnej grupie ludzi, sam bę­ dzie zarządzać swe święta, sam będzie używał swych darów, a gdy rodzime twory będą zajmować jego zmysł, frapować jego wy­ obraźnię, jego duch nie będzie potrzebował - czy raczej: już by go to nie satysfakcjonowało - przez wszystkie dni tygodnia wy­ słuchiwać słów i obrazów, które były czymś zrozumiałym i czymś na miejscu tylko w Syrii przed kilku tysiącami lat. * Jak niewiele religia obiektywna potrafi, sama dla siebie, wskó­ rać bez odpowiednich poczynań państwa i rządu, pokazuje nam jej historia od czasów powstania chrześcijaństwa. W jak niewiel­ kim stopniu potrafiła zapanować nad zepsuciem wszystkich sta­ nów, nad barbarzyństwem czasów, nad prostackimi przesądami ludów. Przeciwników religii chrześcijańskiej, którzy z sercem pełnym ludzkich doznań czytali historię krucjat, odkrycia Ame­ ryki, współczesnego handlu niewolnikami, i nie tylko tych wspa­ niałych zdarzeń, w których po części religia chrześcijańska odgry­ wała wyróżnioną rolę, lecz w ogóle, z krwawiącym sercem, przy­ glądali się długiemu łańcuchowi zepsucia władców i podłości narodów - i [którzy] następnie porównywali z tym deklamacje nauczycieli i kapłanów religii o wyśmienitości, o powszechnej po­ żyteczności itp. - musiała przepełniać gorycz, nienawiść do religii chrześcijańskiej, przez jej obrońców nierzadko przypisywana sza­ tańskiej złośliwości serca. Wspaniałym, przerażającym obrazom

47

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

okrucieństw i nędzy, którą rodził zapał do odrębnej religii - obra­ zom, których przeciwnicy religii chrześcijańskiej nie przestają odmalowywać całą mocą swych pędzli i całą ostrością swego dowcipu - jej obrońcy przeciwstawiają tezę, że owa broń jest już zbyt zużyta i że argumenty, które można było wyciągać z tych faktów, już dawno zostały obalone; zwłaszcza zaś dają do zrozu­ mienia, że cała ta niedola by się nie wydarzyła, gdyby ku szczę­ ściu ludzkości były już wydane ich podręczniki. Lecz czy papieże i ich kardynałowie nie mieli, czy Kukupeter [?] i klechy jego czasów nie mieli, czy nie mieli oni Mojżesza i pro­ roków, czy nie mogli ich słuchać, czy nie mieli czystszego źródła moralności, niż my mamy dzisiaj - czyż potrzebowała ona naszych parafraz, naszych uczonych pojęć doktrynalnych? Czy była sama dla siebie czymś niepełnym? Czy nie była sama w sobie zdolna, już nie mówię, poprawić obyczaje czy przynajmniej okiełzać surowość ludu, ale choćby wywierać większy wpływ na tę grupę ludzi, którzy przez całe życie ją poznawali i pracowali nad sobą - czy nie była zdolna powściągnąć żądzy panowania kleru, który dopuszczał się albo wielkich bezwstydności, albo małych nikczemności, skoro ta grupa ludzi obnosiła się z religijną pokorą, skoro ona każdego dnia pochwałę, zalecenie tych cnót znajdowała w naukach męża, któremu, jak utrzymywała, poświęciła całe swe życie? Jaka zdrożność się wśród nich nie upowszechniła? i jaka nie została jednak zakazana przez ich pana i mistrza? Czyż czasy, gdy władcami kierowali ich spowiednicy, czyż kraje, gdzie rządzili duchowni panowie, nie należały do najbardziej nieszczęśliwych? Jakże lekki jest, jeśli położyć go na wadze, cały porządek zba­ wienia, z najbardziej szczegółowym i najbardziej uczonym: „co to jest?", w dodatku wciśnięty do głowy, z porównaniu z innym, gdzie wszelka namiętność, moc okoliczności, wychowania, przy­ kładu, rządów [pozwalają się] tamtemu wysoko wzbić w prze­ stworza. Jako efekt i główny cel religii chrześcijańskiej podaje się: po­ prawę moralna i upodobanie u Boga - a jako warunku, pod jakim można mieć prawdziwą wiarę, prawdziwą religię, żąda się, iżby człowiek albo już tak się podobał Bogu, by Bóg mu sam podaro­ wał prawdziwą wiarę, albo iżby był tak dobry moralnie, by nie­

48

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

nawidził zła i pragnął sprawiedliwości - co oznacza, że dzięki religji chrześcijańskiej można się stać dobrym, jeśli się już wcześniej było dobrym. Monteskiusz [Esprit des /oix] (24, ch. 2): „C'est mal raisonner contre la religion, de rassembler dans un grand ouvrage une longue énumération des maux qu'elle a produits, si l'on ne fait de même celle des biens, qu'elle a faits. Si je voulais raconter tous les maux, qu'ont produits dans le monde les loix civiles, la Monarchie, le gouvernement républicain, je dirais des choses effroyables!"16 Wśród nakazów, które Chrystus dawał swym uczniom i słu­ chaczom, jest wiele, których realizacja, gdyby się dokonywała nie w duchu, który jest duchem cnoty, lecz tylko zgodnie z brzmie­ niem litery, byłaby niepotrzebna, a często wręcz szkodliwa - tak jak prawodawstwo państwa, w którym rządzą bardziej obyczaje niż prawa, byłoby nader niepełne i nieużyteczne dla innego pań­ stwa, w którym dozwolone byłoby wszystko, czego nie zabrania­ ją prawa. Stąd wiele nakazów Chrystusa przeciwstawia się najpierwszym fundamentom prawodawstwa w społeczeństwie oby­ wateli, zasadom prawa własności, prawa samoobrony itd. Państwo, które by dziś wprowadziło u siebie nakazy Chrystusa - tylko z zewnętrznymi nakazami mogłoby ono mieć do czynienia, albo­ wiem ich ducha nie sposób nakazać - niebawem samo by się rozłożyło. Jeszcze nikt nie słyszał, by człowiek, któremu skradzio­ no marynarkę, lecz który ocalił kamizelkę i spodnie, przez chrze­ ścijańskiego nauczyciela został złajany, że sam ich nie wydał na łup, [a] w przypadku przysięgi, co do której duchowieństwo z ca­ łą pewnością zna zakaz Chrystusa, ma ono najbardziej uroczystą rolę do odegrania. Co zwłaszcza wzbudzało nienawiść uczonych w Piśmie i członków sanhedrynu przeciwko Chrystusowi? czyż nie był to jego indywidualny sposób czy to postępowania, czy to oceniania postępków innych, który zderzał się nie tylko z ich świętymi 16 „Zły to argument przeciwko religii zgromadzić w wielkim dziele długi spis szkód, które sprawiła, jeśli się nie wyliczy i dobrodziejstw, które przyniosła. Gdy­ bym chcial opowiedzieć wszystkie szkody, które sprawiły w świecie prawa cywil­ ne, monarchia, rząd republikański, powiedziałbym straszne rzeczy" (O duchu praw, tłum. T. Boy-Żeleński, Kęty 1997, s. 376).

49

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

przyzwyczajeniami, ale też z prawami obywatelskimi? Gdy roz­ mawiano, jak dany przypadek ocenić wedle praw sądowych, Chrystus atakował szafarzy tych praw, a jeśli założyć, że byliby to najbardziej nienaganni i jednomyślni z nim mężowie, to jednak musieliby wyrokować nie podług jego myśli, lecz zgodnie z obo­ wiązującymi prawami. Sędzia nierzadko musi inaczej orzekać niż człowiek; tamten często potępia coś, co ten wybacza. Jak z tego wszystkiego wynika, nauki Jezusa, jego zasady wła­ ściwie nadawały się tylko do kształtowania pojedynczych osób i na to były nastawione; na przykład, gdy młodzieńcowi, który go pyta: Mistrzu, co powinienem uczynić, aby być doskonałym, każę sprze­ dać swe dobra i rozdać ubogim, to odpowiedź, jeśli ją sobie wy­ obrazić jako zasadę zrealizowaną tylko w niewielkiej gminie, w małej wiosce, doprowadziłaby do zbyt absurdalnych konse­ kwencji, by komukolwiek mógł przyjść do głowy pomysł rozciąg­ nięcia jej na większy lud; albo jeśli [jakaś gmina], jak pierwsi chrze­ ścijanie pośród innego ludu, jednoczy się pod panowaniem pra­ wa wspólnoty dóbr, to duch takiego prawa znika właśnie w chwili jego wprowadzenia, które, wiążąc się ze swego rodzaju przymu­ sem, rodzi nie tylko chęć zatajenia, jak w przypadku Ananiasza, [lecz także] ogranicza dobroczynne skutki takiej rezygnacji jedy­ nie do kręgu jej członków, do współtowarzyszy, którzy uznają jej obrzędy i wyróżniki, a jest sprzeczna z duchem miłości do ludzi, która swe błogosławieństwo rozciąga na obrzezanych i na nieobrzezanych, na ochrzczonych i na nieochrzczonych.

* ... władza publiczna, która ośmiela się wdzierać do świątyni serca, dokąd z własnej woli dopuszczamy jedynie przyjaciela - zajmiemy się teraz wyjaśnieniem zamiarów, sztucznie wymyślanych na gruncie okoliczności. Uzurpatorska dążność, by kontrolować serca i umysły, by sądzić i karać sumienie, która się z wolna zakradła i bez trudu mogła się zakraść, ponieważ jej zalążki tkwiły już u początków chrześcijaństwa, ponieważ błędnie rozciągano stosunki, jakie zawiązują się w kręgu niewielkiej rodziny, na społeczeństwo

50

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

obywateli - ta uzurpatorska dążność, która utrwaliła się w niewia­ rygodny sposób - bo czymś niewiarygodnym powinno się to jawić, że ludzie w tak wielkim stopniu zapomną o swych prawach, a w tak małym stopniu będą odczuwać ową stratę - zrodziła naj­ bardziej oburzającą narośl, jaką stanowiły instytucje oparte na przemocy i wszelkiego rodzaju zbałamucenia ludzkości: spowiedź wobec samego kapłana, klątwa kościelna, pokuta i wszelkie na­ stępstwa tych hańbiących pomników poniżenia ludzkości. Refor­ matorów, którzy w swych tezach doktrynalnych chcieli iść za wy­ powiedziami Nowego Testamentu, a w swych chrześcijańskich in­ stytucjach policyjnych - albowiem nie wierzyli, by [mogło] się bez takich odbywać praktykowanie religii, albowiem nie myśleli, by władzę kościelną jako przeciwwagę władzy książąt uczynić podporą wolności sumienia, albowiem podporządkowywali chrze­ ścijaństwo władzy świeckiej - w policji kościelnej iść za prostotą pierwszego Kościoła, skusiło to do pomijania różnicy między niezbędnymi instytucjami panującej religii ludowej a prawami prywatnymi cząstkowej społeczności, klubu - jakimże sposobem mieliby oni potrafić oderwać się od pojęcia Kościoła jako swego rodzaju status in statu, które jest widzialną, jednolitą wspólnotą i łączy się z określonym ritus? Żałosne spory z Zwinglim, Oekolampadiusem itd. pokazują, jak bardzo Luter był daleki od idei czczenia Boga w duchu i prawdzie, pozbawił duchownych pano­ wania opartego na przemocy i nad trzosem, ale nadal chciał, by panowali nad zapatrywaniami. W osobie nadwornego klechy jako opiekuna ludu książę dawał swym dzieciom guwernera, który miał je wieść na pasku i napominać, a w razie potrzeby również sma­ gać rózgą. Stąd też zachowano kary kościelne, obok politycznych, pokutę kościelną itd., stąd spowiedź w obecności samego kapła­ na [wprawdzie] usunięto, ale duchowni pozostali jako spowied­ nicy, by nieść pomoc zatrwożonemu sumieniu, którego wyobraź­ nię nieustannie szturmowano i niepokojono; okoliczność, że religię redukowano do poprawy serca, do pokuty i nawrócenia, ale nie poprzestawano na tych ogólnych sformułowaniach, które w sercu każdego człowieka właściwie są czymś innym, zależnie od jego temperamentu, skłonności i wyobraźni, lecz stany tak rozczłonkowywano, tak wnikano w mechanizm doznań - gdyż

51

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

stany te ukazywano jako coś namacalnego czy podpadającego pod zmysły, o czego nadejściu czy obecności można wiedzieć z równą dokładnością, jak na zegarze można zobaczyć, czy jest już godzi­ na dwunasta - gdyż [podawano] szczegółowe opisy psychologicz­ ne tych stanów, tak jakby były one jednakie u wszystkich ludzi, których sztucznie zatem łączono i porządkowano nie na gruncie rzeczywistej znajomości ludzkiego serca, lecz na gruncie teologicz­ nych przesądów o wrodzonym zepsuciu ludzkiej natury, którym towarzyszyła śmieszna egzegeza, bez znajomości człowieka - gdyż wszystko to nieustannie wtłaczano z łomotem czy żartobliwie w pamięć i sumienie pospolitego człowieka, stąd taki słodko-kwaśny zaczyn musiał psuć jego zdrowe, silne, czynne soki {okoliczność ta} musiała rodzić niezliczone nieporozumienia co do jego własnych skłonności, poruszeń, musiała rodzić tak zdez­ organizowaną lękliwość sumienia, że miejsce pełni doznań mu­ siał zająć mdły sentymentalizm, nie przetrawiony frazes, [miej­ sce] siły czynu, zaufania do siebie, szacunku dla siebie musiała zająć udająca pokora, próżność religijna, która stale zajmuje się sobą i swymi poruszeniami, która bez końca potrafi paplać o swych uczuciach, tryumfach, niepokojących pokusach i musi mieć z ni­ mi do czynienia - rzecz jasna, teraz duchowni mieli pełne ręce roboty, rozwiązując wątpliwości, umacniając przeciwko pokusom, ostrzegając przed tajemnymi wpływami zła, pocieszając w cier­ pieniach, które mają przyczynę w świecie, w szatańskich poku­ sach, w złych żądzach i pragnieniach człowieka - oto pacjenci, którzy nie mogą znieść zdrowego powietrza i świeżej wody, któ­ rzy teraz żywią się mdłymi zupkami i aptekarskimi mieszankami, w dzienniku zapisują każdy wiatr, który dokucza ich trzewiom, każde kichnięcie i chrząknięcie, nie zajmują się już nikim innym poza samymi sobą, a jeśli ewentualnie ktoś się zwróci do nich z prośbą, to pokazują mu którąś ze swych mikstur i polecają go opiece Bożej. Przyglądamy się podręcznikom teologicznym, w któ­ rych zasadniczą część stanowi nie wiedza religijna, [lecz] coś, co pozostaje tylko wiedzą o psychologicznym trybie czy sposobie generowania pewnych stanów psychicznych - zgodnie z zasadą, że pokuta i nawrócenie są najważniejszym aktem, do którego wszakże prowadzą najbardziej nieoczekiwane drogi okrężne,

52

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

gdzie nie jest niczym dziwnym zatem, że [się] człowiek na nich zbyt gubi, by dotrzeć do właściwego, stałego celu; owa idea po­ prawy i drogi jest w dodatku tak rozwijana, na tak wiele stacji po­ dzielona, o tak wielu obcych nazwach, które wyrażają tę samą rzecz - ale swą obcością i odmiennością zdają się w sobie zawie­ rać nie wiadomo jakie tajemnice, od gratia applicatrix po unio mystica - wysztafirowane, że najprostszych spraw człowiek w nich nie rozpoznaje, a gdy rozpatrzy rzecz zdrowym spojrzeniem i we właściwym świetle, to musi poczuć zawstydzenie, że całą tę sztu­ kę i uczoność wydatkuje się na coś, co pospolity rozsądek ludzki potrafi pojąć w kwadrans; w dzisiejszych czasach uznaliśmy, że religia subiektywna nie daje się wtłoczyć w dogmatykę, jej głów­ na część dzisiaj to wymiar obiektywny, doktryny, które jeśli nie zawsze są dla rozumu, to jednak zabawiają pamięć i intelekt. Owa karność chrześcijan w stosunku do Kościoła nie jest czymś, co dopiero po swym powstaniu zostałoby wpisane w statut chrze­ ścijańskiej społeczności, lecz, jak widzieliśmy, była zawarta już w jego pierwszym, niewykształconym projekcie, a potem wyko­ rzystywana i rozciągana przez żądzę panowania i obłudę. Jakkol­ wiek wiele śladów nadużywania owej karności zaczyna się zacie­ rać, to jednak pozostało nieskończenie wiele z jej ducha i daje nam ona nowy przykład, obok wielu innych, że instytucje i prawa niewielkiej społeczności, w której każdemu obywatelowi [przy­ sługuje] wolność [wyboru], czy będzie, czy nie będzie jej człon­ kiem, gdy zostają rozciągnięte na wielkie społeczeństwo obywa­ teli, nigdy nie są stosowne i nigdy nie mogą współistnieć z wol­ nością obywatelską. Dlatego w państwie, gdzie nie każdy obywatel jest natural­ nym obrońcą swej ojczyzny, gdzie jednak jest dostateczna ilość chętnych, którzy za pieniądze przyjmują na siebie ten obowią­ zek, członkowie jakiejś społeczności mogą się między sobą zo­ bowiązać, że nigdy nie wezmą oręża do ręki, że nigdy nie będą uczestniczyć w wojnach, których legalność jest im równie mało znana, jak korzyści, gdy zwycięzcą zostaje państwo, w którym żyją - społeczności, która w ogóle nie czuje się w żadnym przypadku uprawniona, by kogokolwiek zabijać, a poszczególnym aktom gwałtu przeciwstawia jedynie cierpliwość i uległość. Jednakże

53

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

gdy społeczność taka rozrasta się w państwo, nigdy nie może zachować uniwersalności swych maksym, jeśli nie chce się wystawić na ryzyko, że tłumiąc wszelkie naturalne odczuwanie, cały gmach szczęśliwości całego ludu wyda na pastwę bezczel­ ności garstki zbójów. Tak jak najlepiej wychowuje dobry przykład, który dzieci widzą wokół siebie każdego dnia, i tak jak do nieposłuszeństwa i mrukliwego uporu stają się one tym bardziej skłonne, im więcej się im rozkazuje, tak wygląda to również z wychowaniem czło­ wieka jako takim. Ludzie odsuwają się od takiej religii, unikają takiej religii („i/s ne se pretent pas, ils se refusent"), która chce ich wiecznie prowadzić na pasku, która papla im o mnóstwie cnót i zdrożności, jakich nigdy w życiu nie widzieli tak in abstracto, jak się im je tam opisuje, czy jakie w ludzkich sytuacjach na nic się nie przydają. Tym bardziej, o czym sami nie wiedzą, wywiera ona na nich tajemny wpływ, nawet najbardziej wolny człowiek pozostaje w zależności od ludzi, którzy go otaczają. Kto byłby najbar­ dziej nieugięty wobec wybrzydzania - gdy z ambon powszech­ nie zalecają jakąś cnotę czy pokutę i nawrócenie, każdy to już przyjmuje, każdy pozwala to sobie powiedzieć, ponieważ wszyst­ kich dotyczy to nie mniej niż jego. Ale gdy kreślą szczegółowy, wierny wizerunek panującego zepsucia, gdy wplatają weń indy­ widualne rysy, w człowieku, który czuje się dotknięty, który czu­ je, że jego własność, jego sposób postępowania zostały zaatako­ wane, rodzi to raczej rozgoryczenie, nie uważa on, by jakikolwiek autorytet miał prawo posuwać się do takiej uzurpacji. (Dzieci kierują się tylko zmysłowością, tylko miłością i strachem - doro­ sły człowiek jest zdolny kierować się również rozumem; w każ­ dym razie, niełatwo mu coś, co służy jego dobru, robić, tak jak dziecko, jedynie dla innych, jedynie z miłości dla kogoś, jeśli naj­ pierw nie pojął, że jest dobre.) - Dla każdego jest to nie do znie­ sienia, gdy obcy ludzie mieszają się w jego sprawy, zwłaszcza w jego sposób postępowania; najbardziej nie do zniesienia są publicznie ustanowieni strażnicy obyczajów. Kto postępuje zgod­ nie z czystym sercem, tego błędnie rozumieją przede wszystkim ludzie z liniałem moralnym i religijnym.

54

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

O różnicy w obrazie śmierci

Całe życie chrześcijanina ma być przygotowaniem do tej prze­ miany, nawet jego pragnienia kierują się w tę stronę, codzienne obcowanie z obrazami śmierci i z nadzieją na owo życie - wobec jakiej nie zasługują na uwagę wszelkie uciechy, radości tego świata, z którym się on nie wiąże, którym się jedynie słabo interesuje jak ktoś obcy - ma mu uczynić odejście z tej areny jego działania nie tylko czymś, co nie wywołuje strachu, ale wręcz czymś przyjem­ nym. - Jeszcze mniej niż momentu śmierci boi się unicestwienia, ustania harmonii, skoro instrument byłby rozbity, i swego przy­ szłego losu - jego całe życie było meditatio mortis. Zdaje mu się ono tylko szkołą przygotowującą do przyszłego życia i tylko w od­ niesieniu do niego ma jakąś wartość, a nie samo w sobie. Czymże jest pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat, zużywanych, spożytkowywanych na to życie, które wobec bezgranicznej wieczności, wo­ bec całego trwania naszej egzystencji pozostają tylko momentem? Któż by miał w wieku sześćdziesięciu lat móc na moment zapo­ mnieć o straszliwej alternatywie: wieczna błogość czy wieczne potępienie? Któż by miał wobec wciąż się budzącego strachu, że nie jest jej godny, nie szukać ratunku dzięki środkom łaski, ofe­ rowanym mu właśnie przez doktrynę, która nas zapoznaje z ty­ mi okropnościami? któż by miał [nie] oczekiwać momentu tej straszliwej katastrofy, kiedy to pożegna się nie tylko ze wszyst­ kim, cokolwiek mu było drogie, lecz kiedy to za ledwie parę godzin czy minut nie będzie już więcej widział blasku słońca, ale zoba­ czy, jak lśni blask sędziowskiego tronu, przed którym na wiek wieków rozstrzygnie się jego los? któż miałby na tę chwilę bojaźliwego oczekiwania nie gromadzić wokół siebie wszelkiego orę­ ża, które przynosi pociechę? któż miałby przynajmniej nie zapa­ kować jeszcze sprzętów religijnych, na ile pozwala mu jego cho­ roba i czas, w największym pośpiechu, niczym ów, co nagle [musi] przedsięwziąć podróż, do której nie miał czasu się przygotować? Stąd widzimy modlitwy chorych, których otaczają duchowni i przyjaciele, jak z nut wystękujący przed przygnębioną duszą umierającego przepisowe westchnienia; stąd słyszymy, jak zakoń­ czenie wszelkich przypomnień i napomnień stanowi jeden refren:

55

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

„memento mori"; najprzemożniejsze ze wszystkich motywów po­ stępowania - [móc] pięknie czy pobożnie umrzeć, mieć jeszcze dość przytomności, w szkole wyuczone z mozołem sentencje i ry­ my móc sobie teraz znów przypomnieć i powtórzyć - są dobywa­ ne zza grobu. Bohaterowie wszystkich narodów umierają w identyczny spo­ sób, albowiem żyli, a w życiu nauczyli się akceptować moc natu­ ry. Ale nieugiętość wobec niej, wobec niewielkiego zła natury czyni człowieka nieporadnym, jeśli chodzi o wytrzymałość na jej więk­ sze oddziaływania. W przeciwnym razie jakimże sposobem mo­ głoby się tak dziać, że narody, w których religii punktem zasad­ niczym, kamieniem węgielnym całej budowli jest przygotowanie do śmierci, w ogóle umierają tak nie po męsku, podczas gdy inne w naturalny sposób patrzą, jak się zbliża ów moment? Jeden na ucztę zaczyna wczesnym rankiem karbować włosy, przywdziewa paradne szaty, każę zaprzęgać konie, a przepełniony poczuciem wagi przedsięwzięcia, które ma przed sobą, cały czas rozważa, jak ma się zachować, jak ma prowadzić rozmowę, i niczym młody mówca lęka się, czy dobrze załatwi swą sprawę * - inny rankiem pilnuje swych interesów i dopiero kilka minut przed godziną obiadu przypomina sobie o zaproszeniu, po czym w prosty i na­ turalny sposób do niego przystępuje, jakby był w domu. Jakże odmienne obrazy śmierci, które wypełniły wyobraźnię naszego ludu i wyobraźnię Greków - u nich piękny duch, brat snu, uwiecz­ niany nagrobnymi posągami, w nas kościotrup, którego przera­ żająca czaszka paraduje nad każdą trumną. Im śmierć przypomi­ nała, by używali życia, nam [przypomina], byśmy je widzieli jako cierpienie; dla nich owo używanie było wonią ku życiu, dla nas wonią ku śmierci. Tak jak w czcigodnym towarzystwie nie mówi­ my o niektórych naturalnych sprawach i się nad nimi nie rozwo­ dzimy, tak oni peryfrazowali śmierć, łagodzili jej obrazy, które mówcy i kaznodzieje odmalowują nam wszelkimi obrzydliwymi barwami, by nas przerazić, by nam uprzykrzyć używanie życia.

* U pobożnych ludzi afektacja, z jaką pogardzają dobrami tego życia, po­ wszechnie jest - grymasem.

56

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

5. [Trzy fragmenty krytyki chrześcijaństwa]

[S c h e m a t]17

a) Przez religię obiektywną rozumiem cały ten system związ­ ku naszych obowiązków i pragnień z ideą Boga i nieśmiertelności duszy - zatem należy tu wymienić również teologię, jeśli zajmuje się ona nie tylko poznaniem istnienia i własności Boga, lecz czyni to w relacji do ludzi i potrzeb ich rozumu. P) W tej mierze, w jakiej nie tylko teoria ta istnieje w książ­ kach, ale i pojmuje się pojęcie człowieka, odczuwa miłość do obowiązku i szacunek dla prawa moralnego (w jakiej potęguje je idea), w tej mierze religia jest subiektywna. Ponieważ bezpośred­ nim celem prawodawstwa obywatelskiego nie jest moralność, lecz jedynie legalizm, jak również ponieważ dla wspierania szacunku dla prawa moralnego i dyspozycji do wypełniania praw, zgodne­ go z ich duchem, nie dokonuje się jakichś specjalnych posunięć, które by miały ten cel, lecz także to uważa się za przynależne religii, przeto również tutaj nie będziemy rozdzielać tych spraw, lecz za cel posunięć religijnych uznamy nie tylko wspieranie etyczności przez ideę Boga, lecz także etyczności w ogóle. y) Nie wszystkie popędy ludzkiej natury, takie jak [popęd] roz­ rodczy itd., mają za cel etyczność, ale najwyższym celem czło­ wieka jest moralność, a wśród jego predyspozycji do wspierania owego celu jednym z najznamienitszych jest jego predyspozycja do religii. Poznanie Boga nie może, ze swej natury, być czymś martwym, ma swe źródło w naturze moralnej człowieka, w po­ trzebie praktycznej, samo z kolei będąc źródłem moralności; jeśli­ by głównym celem religii miało być krzewienie imienia i chwały Chrystusa czy Mahometa, to w Grecji Orfeusz czy Homer równie dobrze jak Jupiter czy Pallas zasługiwaliby na to, by stanowić przedmiot chwały i czci, to religia miałaby powód, by najbardziej dumną być z Karola Wielkiego, który schrystianizował Saksonię, 17 Nohl: ss. 48-50; Schüler: nr 42 (1794). Schemat został zapisany na margi­ nesie poniższych fragmentów.

57

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

z hiszpańskich prozelitów w Ameryce czy z Schulza, wyszukiwa­ cza Żydów; - a jeśliby [jej głównym celem miało być] sławienie imienia Bożego, to nie byłoby lepszych chrześcijan niż brygidki, których zgromadzenie ma wiele pieśni, a papież podczas mszy pontyfikalnej w Bazylice św. Piotra byłby bardziej godnym przed­ miotem upodobania Bożego niż kapral (Woltemar), który z nara­ żeniem własnego życia ocalił trzynaście osób z rozbitego okrętu, by ratując czternastą, zginąć w służbie ludzkości. 5) Religię obiektywną czynić religią subiektywną: musi to być wielkim zajęciem państwa, wysiłki muszą pozostawać w zgodzie z wolnością usposobienia, nie mogą gwałcić sumienia i wolności, lecz pośrednio oddziaływać na decydujące motywy woli - ile może uczynić państwo? ile musi pozostać w gestii każdego człowieka? e) Wspieranie etyczności, owego celu religii, dokonuje się a) dzięki jej naukom, b) ceremoniom. Każda religia troszczy się już o obie te sprawy i zawiera już predyspozycje do obu - pań­ stwo dzięki ustrojowi, dzięki duchowi rządów. Q W jakiej mierze kwalifikuje się do tego religia chrześcijań­ ska? Religia chrześcijańska była pierwotnie religią prywatną, zmo­ dyfikowaną stosownie do potrzeb, które miały swe źródło w oko­ licznościach jej powstania, w ludziach i przesądach: a) jej a) nauki praktyczne są czyste i mają przedstawiać dobro, zazwyczaj na przykładach - albowiem, Mt 5/6 etc., gdzie duch etycz­ ności jest przedstawiany ogólnie i nie ogranicza się tylko do formuł, lecz zawiera przepisy materialne, tam religia chrześcijańska podlega błędnemu rozumieniu i bywała też błędnie rozumiana. p) prawdy historyczne, na których jest ona zbudowana pośród nich cud zawsze podlegał niewierze; dopóki pozostaje ona religią prywatną, dopóty każdy może swobodnie postanowić, czy będzie w nią wierzyć, czy nie, ale gdy jest religią publiczną, za­ wsze muszą być niewierzący. y) nie troszczono się [w niej] o wyobraźnię, jak u Greków, jest ona smutna i melancholijna - orientalna, nie wyrosła na naszej glebie, tym samym nigdy nie może się asymilować. b) Ceremonie, spełniające swój cel jako religia prywatna, cał­ kowicie straciły sens i ducha, gdy stała się ona religią publiczną poza tym [służą one] jeszcze jako narzędzie łaski, nie zbratane

58

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

z duchem radości - jednakże gdy stały się ceremoniami publicz­ nymi, mogłyby się stać wsparciem tolerancji, gdyby ich nie zwią­ zano [- gdyby się nie] związano z przemocą wykluczającymi hipotezami - niestety, teraz znakiem wyróżniającym sekt, gdy jednak mogłyby być czymś przeciwnym. c) pozostałe polecenia co do sposobu życia: a) odsunięcie zajęć publicznych P) rozdawanie jałmużny - wspólnota majątkowa [jest] możli­ wa w przypadku religii prywatnej, natomiast nie daje się zrealizo­ wać w państwie; również to, czym dawniej [był] postępek wypły­ wający z pobożności, teraz [jest] związane z czcią publiczną.

[Pierwszy projekt]18 a) Sformułowanie systemu prawd religijnych i moralnych, który mógłby spotkać się z poklaskiem wszystkich czy choćby większości, powinno się okazać trudnym zadaniem, ponieważ za konieczny wymóg religii ludowej uważamy, że nie może ona narzucać swych nauk, że niczyje sumienie nie może doznawać przymusu - powinno się okazać trudne, jeśli choćby powierzchow­ nie się przyjrzeć nieskończonej różnorakości systemów i hipotez, jakie wymyślili filozofowie i teologowie, odkąd rozum wzniósł się ku ideom i ku spekulacji nad nimi. Właśnie to doświadczenie, że możliwe [są] tak wielorakie rodzaje przedstawień i że jednak, jakkolwiek dziwacznymi by się nam niektóre jawiły, wiążą się one z powszechnymi ideami czy potrzebami ludzkości [i] że zawsze znajdowały zwolenników, a zarazem doświadczenie, że gdy za sprawą publicznego polecenia czy nakazu pewien rodzaj przed­ stawień zyskuje na wadze, można nie tylko urazić wolność su­ mienia, ale i łatwo rozniecić niebezpieczny fanatyzm - doświad­ czenia te dostarczają właśnie dogmatom religii ludowej reguły, że powinny one być możliwie proste, że nie powinny zawierać żad­ nych tez, których nie uznaj e powszechny rozum ludzki - żadnych 18 Nohl: ss. 50-60; Schiller: nr 44 (1794). Oba nagłówki w manuskrypcie znaj­ dują się na marginesie.

59

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

tez, które by coś określały, które by dogmatycznie stwierdzały coś, co przekracza granice rozumu, nawet gdyby upoważnienie do głoszenia takich tez swe źródło miało w samym niebie. Tajemnicze nauki teoretyczne

Naukom takim grozi niebezpieczeństwo, niezawodnie poja­ wiające się prędzej czy później, że zajmie się nimi rozum, który je zaatakuje; może to zdusić, przytłumić, odciąć dojrzewające owoce - ale z postępującą dojrzałością ani stosy dla pisarzy czy tylko dla ich pism, ani przyzywane symbole nie powstrzyma­ ją zła, którego niezniszczalne ziarno leży w samej naturze ludz­ kiej. Albowiem rozum nieodparcie naprowadza na wielką zasadę samowystarczalności obowiązku i cnoty, które chcieć wspierać dzięki szerszym czy bardziej heterogenicznym motywom niż tylko dzięki powiązaniu z ideą Boga jest już profanacją; a jeśli przed­ stawiciele tej wiary bynajmniej nie uważają roli, jaką odgrywa cudowna nauka, za ujemną, za szkodliwą dla etyczności, lecz za pomocną despotyzmowi, to swe zajęcie uznają co najwyżej za wędzidło dla nieokrzesanego tłumu. Przeświadczony o tożsamo­ ści jej istoty z jej wiarą rozumową, każdy na swój sposób usiłuje obezwładnić swych przeciwników - jeden kwestionuje religię pozytywną argumentami pochodzącymi z niej samej czy z jej dokumentów, drugi orężem żartu, trzeciemu wystarcza, że nauki pozytywne właściwie [uważa] za nieistotne, ale mimo tego prze­ konania usiłuje je dopasować do swych idei, ponieważ uświęca je wiara ludów. Znajdujemy to u tak wielu mężów, którzy ideę etyczności wyprowadzali jedynie z własnego serca i w nim jak w zwierciadle oglądali jej piękno, zachwyceni nią, których duszę przepełniał szacunek dla cnoty i wielkości moralnej - u Spinozy, Shaftesbury'ego, Rousseau, Kanta: im wyższy się staje ich szacu­ nek dla moralności jako takiej i dla moralności nauki Chrystusa, tym bardziej heterogeniczną, tym bardziej zbędną zdaje się im cała reszta. Tajemnic, niepojętych dogmatów nie może sobie przedstawić rozum czy intelekt - właśnie dlatego, że są one nie do pojęcia podobnie jak wyobraźnia, dla której pozostają one całkowicie

60

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

.sprzeczne * Gdy jest mowa o takich naukach, rozum, intelekt i wy­ obraźnia muszą powstrzymać swe zwyczajowe procedury, mu­ szą się zgodzić, by na ten czas całkowicie z nich zrezygnowano, ich prawa bowiem są tu równie bezużyteczne jak w przypadku, gdybym wino chciał mierzyć na łokcie czy karykaturę wpasować w formę głowy Apollina. Zatem pozostaje pamięć, przyjmująca w siebie pewne powiązania słów, które musi zachowywać dla siebie, które musi izolować, w możliwie jak najmniejszym stop­ niu dopuszczając do nich intelekt. Pozostaje nam jeszcze ich główne użycie, jako że te niepojęte nauki poruszają serce, zawierają wymagania praktyczne, które zwracają się do człowieka, bodźce, których dostarczają człowieko­ wi, nadzieje, których źródłem są ich obietnice. Niektóre z tych nauk mają taki charakter, że nie mieszczą w sobie momentu praktyczne­ go i uzyskują go dopiero we wspólnocie z innymi naukami. W ogóle, pierwszym prawem tych nauk musi być, że nie wska­ zują one człowiekowi [innej] drogi podobania się Bogu niż droga dobrego życia czy też nie podają innych pobudek postępowania moralnego niż [pobudki] czysto moralne. Religia formułuje poję­ cie podobania się Bogu w mniej czy bardziej czystym sensie. Sta­ rać się wytrwać w obliczu Boga jako ideału świętości, wyłącznie i szczególnie dobrze się przy nim czuć dzięki takim czy innym ćwiczeniom zmysłowym: idea ta ma całe mnóstwo odcieni, rzecz jasna, nigdy od siebie w dostatecznym stopniu nie oddzielanych i nie ujmowanych w swej czystej postaci. Tak jak zatem pojęcie podobania się Bogu, które religia for­ mułuje jako najwyższy cel, może zawierać nieczyste tezy, tak religia musi tym troskliwiej zabiegać, by się do niego nie zakradało ja­ kieś szkodliwe w praktyce przedstawienie. Samo w sobie właściwie jest sprzecznością żądanie, by nauki przekraczające nasz rozum i naszą wyobraźnię nie ukazywały nam, gdy tylko pozostają w jakimkolwiek związku z praktyką, jakiejkolwiek innej drogi niż droga dobrego życia, jakiejkolwiek innej drogi podobania się Bogu niż ta droga; gdyby bowiem nie ł W ogóle nie mówimy tu o obiektywnej prawdzie i ważności owych nauk, lecz o tym, czym one, nawet gdy się dowodzi ich prawdy, pozostają dla naszego rozumu, naszej wyobraźni i naszego serca.

61

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ukazywały nam nowej drogi, wówczas nie byłyby niepojętą na­ uką, wówczas nie byłyby tajemnicą. Nauki takie, które żądają od nas tylko pewnych ćwiczeń - bądź to wykonywanych ustami czy rękoma i nogami, bądź to będących grą doznań, bądź to narzu­ cających mu pewne rezygnacje i rygory, bądź to oznaczających wiarę w pewne rzeczy - dzięki którym to ćwiczeniom będziemy się podobać świętej istocie, oswobodzeni, zwolnieni od prawa etyczności - pasmo takich nauk, choćby je wiara ludów i historii poświadczała najświętszymi stemplami, rozum musi odrzucić; ze swego żądania, by człowiek był moralnie dobry, rozum nie może niczego odpuścić. Jak nikczemna jest budowla takich państw czy tylko grup ludzkich, gdzie upowszechniają się te zasady, gdzie wszelkie sto­ sunki naturalne wypacza ten niemoralny galimatias religijny, uczyła historia wszystkich epok i jeszcze dziś uczy nas tego smut­ ny wizerunek państw, w których nadal panuje ów system - na przykład w Państwie Kościelnym, w Neapolu - i jedynie dobroć natury ludzkiej, dobroć, która nigdy nie daje się całkowicie znisz­ czyć, ale jest w nich, rzecz jasna, dość nadwątlona, jedynie koniecz­ ność praw obywatelskich, które, by umożliwić w razie potrzeby zwartość społeczeństwa, muszą w tym czy owym korygować owe zasady, nie dopuszcza, by zdrożność i złe skłonności stały się konsekwencją nauk, które zapewniają im pożywkę, bezkarność i usprawiedliwienie. Zaliczam do nich publicznie autoryzowane przekonanie, że dzięki słuchaniu mszy i odpustom można nie tylko odkupić swe grzechy, ale i w niczym nie ustępować dobremu człowiekowi - że cielesne i inne kary są ustanawiane w odpowiedzi na odmienność poglądów - dalej, że dzięki azylowi ramię sprawiedliwości nie ma dostępu do zbrodniarza i że chronią go interpretatorzy Boga - że wsparcie, którego udziela się jedynie żebrakowi, jest nie tylko traktowane jako większa zasługa w sensie wiary, ale i publicznie organizowane, podczas gdy człowiek pracowity znajduje się w złym położeniu. Mowa tu nie tylko o teoriach części sofistów czy empirystów, którzy z filozoficzną przenikliwością nie mogli uznać za dostatecznie uzasadnione zasad ustalających różnicę między cnotą i zdrożnością, czy [o] rozpustnikach, którzy w swym

62

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

życiu nigdy się o takie sprawy bliżej nie troszczyli czy których namiętności nie pozwalały im usłyszeć głosu cnoty - mowa tu nie o takich jednostkach, których wszędzie można spotkać, lecz o tym, że owe zasady, które spaczają etyczność, ludzkości zaś, podobnie jak Bogu, odbierają cześć, są rozpatrywane nie tylko przez próżniacze głowy w gabinetach naukowych czy z katedr akademickich - bez zauważalnej szkody dla spraw publicznych jeden profesor uznaje na przykład szczęśliwość, natomiast drugi tezy empirycz­ ne za zasadę moralności czy prawa naturalnego - że nie tylko [są] publicznie nauczane, lecz, co przemawia żywiej niż nauki, najści­ ślej wplatane w całokształt państwa. Mężowie, którzy odczuwają potrzebę lepszych zasad, którzy w takich państwach, podobnie jak inni dobrzy ludzie, nie potrafią podążać dozwolonym trak­ tem poniżania i zdrożności, swe lepsze doznawanie wprowadza­ ją z owymi zasadami dzięki takim zwrotom w związek, którego słabość muszą ukrywać przed własnym intelektem, związek, któ­ ry jednak satysfakcjonuje ich serce. Rozum musi zatem absolutnie odrzucać takie nauki, zarówno gdy wybiera sobie zasady dla jednostki, jak i gdy wybiera ogól­ niejsze zasady, które dotyczą ekonomii całego państwa. Poza tym jednak nauki pozytywne danej religii, te, których rozum ludzki nie potrafiłby sam wynaleźć w trakcie swego roz­ woju, podają lepszy cel, i zwłaszcza w nowszych czasach stale są podejmowane entuzjastyczne starania, by z każdej nauki dogma­ tycznej wykształcić i wywieść moment praktyczny. Wycofano się z usiłowań, które chciały tajemnice religii uczy­ nić możliwymi do przyjęcia dla rozumu, i dzisiaj wielką wagę przywiązuje się do specyfikującego stwierdzenia, że owe nauki stoją wprawdzie ponad rozumem, ale nie są sprzeczne z rozumem, stwierdzenia, które sygnalizuje nieśmiały wzgląd dla rozumu, respekt dla jego trybunału, ale, koniec końców, nie sięga daleko; jeśli bowiem rozum jest najwyższym sędzią ich wiary, to nie przyjmie, to nie uwierzy w treści, na które, jak uważa, nie może wpaść w całej dziedzinie swego zastosowania * - podobnie, gdy Można by powiedzieć, że nauki te same w sobie co prawda nie pozostają w sprzeczności z rozumem, lecz w sprzeczności z rozumem pozostaje wiara w nie.

63

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

mimo wszystkich prób żeglugi nie udało się odkryć szlaku pół­ nocno-zachodniego wokół Ameryki, geografia śmiało twierdzi, że takiego w ogóle nie ma. Zatem słowa, które dla rozumu są stracone, gdyż rozum nie może ich pojąć, które dla intelektu są niemożliwe do pomyślenia, a dla wyobraźni nie do przedstawienia, z których użytek robi jedynie pamięć, mogą mieć wagę tylko dla serca, tylko jeśli cho­ dzi o ich wpływ na postanowienia woli. Nie sposób zaprzeczyć, że celem i następstwem niejednej strony ponadludzkich nauk religii chrześcijańskiej nie jest właści­ wa etyczność, lecz jedynie legalizm. Jeśli nauki te są zdolne przy­ jąć bardziej subtelną postać i dokonać zwrotu, który pozwala się im stać naukami moralnymi, to trzeba przyznać - przedtem spra­ wy tej nie traktowano tak ściśle - że do prób tych dały asumpt dopiero zarzuty przeciwników i że przez długi, długi czas nauki owe właściwie służyły tylko do tego, „By wyobraźnię marzyciela wziąć szturmem, Gdzie pochodnia prawa ciemno płonie"19 (bądź skłaniały do nadziei, że etyczność pojawi się w nadna­ turalny sposób - bądź [rodziły] strach, że właśnie tym sposobem ulegnie pogorszeniu). Wystarczy przypomnieć wizję już to nagród, łączonych z mistyczną błogością, z dziecinnym, krotochwilnym czy opartym na niemoralnej dumie prymatem, już to kar, odmalowywa­ nych, jeszcze bardziej wymownie niż nagrody, za pomocą jaskra­ wych, zmysłowych obrazów mąk piekielnych, gdzie diabeł z wciąż nową inwencją wiecznie, wiecznie dręczy duszę, wiecznie pozba­ wioną wszelkiej nadziei na ratunek-: trudno się dziwić, że niejed­ na wyobraźnia, która poddała się władzy tych wizji, ulegała ruinie, że wielu ludzi doprowadzały [one] do rozpaczy, do szaleństwa. Gdy oczami rozpasanej wyobraźni greckie bachantki widzia­ ły przed sobą samego boga i gdy dochodziło do najdzikszych wybuchów nieumiarkowanego pijaństwa, wszystko to było za­ chwytem radości, wesela - zachwytem, po którym niebawem wracały do normalnego życia. Natomiast owe ekscesy religijne wyobraźni są wybuchem najbardziej smętnej, najbardziej zlęknio19 Z później nie publikowanej strofy wiersza Schillera Rezygnacja.

64

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

nej rozpaczy, która do cna rujnuje narządy i często pozostaje nieuleczalna; wizerunkom tym dogmatyka dostarcza danych, a nawet zapewnia im co bardziej określone rysy, nie tylko naukę, i jedynie od mniej czy bardziej żywej wyobraźni nauczyciela zależy, czy ukaże je z większą jaskrawością czy mniej straszliwie. Oczekiwanie nagrody i kary w innym świecie jest tak natu­ ralnie ugruntowane w potrzebie praktycznej rozumu, by [usta­ nowić] związek między tym i jakimś innym życiem, że nauka o na­ grodach i karach stanowi główny punkt wszystkich religii; aby być godnymi religii moralnej, przy ich traktowaniu musimy wszakże zachować ostrożność - aby ją umocnić w wierze ludów. Kwestią nie jest tu kształtowanie wyobraźni, lecz jedynie nau­ ka, w tej mierze, w jakiej opiera się ona na ponadrozumowych za­ sadach, które zawdzięczamy religii chrześcijańskiej - jakkolwiek żąda ona również wiary w obrazy wyobraźni jako w dogmaty. Nauka o zmartwychwstaniu ciał nie ma większej wagi moralnej; jej następstwem, które samo w sobie pozostaje bez znaczenia, było zapewne, że nie mogło się przez nią stać bardziej ogólnym poję­ cie duszy człowieka jako duchowej, niecielesnej istoty; czy może raczej: nie dysponując ideą niecielesnej, nie ulegającej rozkłado­ wi, nieśmiertelnej istoty, nadzieja na trwanie osobowej egzysten­ cji - przeciwko któremu w tak naturalny sposób przemawia śmierć, wygaśnięcie egzystencji - szukała pomocy w tej nauce, by ponow­ nie ożywić ciało jako samą egzystencję, a nie tylko jako powierzo­ nego jej towarzysza. Nadzieja na odszkodowanie za doznane cierpienia jest ideą przynoszącą pocieszenie, ideą, której żądamy od sprawiedliwo­ ści, wszelako musimy się jednak przyzwyczaić, by nie wszystko, co dzieje się wbrew naszym oczekiwaniom, traktować jako bez­ prawie; musimy się bardziej przyzwyczaić, by widzieć siebie bardziej zależnymi od natury. Zawiłość naszych stosunków po­ litycznych i obywatelskich, nierówności w sposobie życia, w do­ stępie do dóbr doczesnych wzmogły nie tylko wszelkiego rodza­ ju nędzę, ale również wyczulenie i wrażliwość na nią; do bólu, na który jesteśmy narażeni mocą naszej natury i naszego sposo­ bu życia, często tak od niej odbiegającego, nierzadko przyłącza również nieugiętość, niecierpliwość, którą rodzi żądanie, by

65

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

wszystko szło nam dobrze i podług naszych życzeń, oraz przeko­ nanie, że cierpimy bezprawie, gdy doznajemy nieszczęścia. Za rzekomą pogardą dla dóbr i zaszczytów tego świata nader często kryje się niekorzystnie z nią kontrastująca zazdrość wobec ludzi, którzy je posiadają; owa pogarda nader często jest raczej gniewem z tego powodu, a ich brak bywa wówczas traktowany jako bezprawie, jako cierpienie, za które również należy się nam odszkodowanie. Wielu ludzi, przekonanych, że cierpienia w tym świecie nie są jeszcze warte wspaniałości w przyszłym, uważa, że nie może w tym świecie uczestniczyć bez cierpień; w spokoju ciesząc się życiem i wypełniając jego obowiązki, żyją [nie tylko] pełni baczności na swą cnotę, ale też pełni lęku - i dostarczają sobie mnóstwa albo rzeczywistych, albo urojonych cierpień, uskarżając * się na świat jako padół łez, choć w rzeczywistości nie mają się na co uskarżać. Wszelkie tego typu skłonności odwodzą od du­ cha, od prawdy moralnego związku między obecnym i przyszłym życiem, związku, na który winniśmy mieć nadzieję. Specyficzną, nie znaną rozumowi nauką chrześcijańską jest straszliwa alternatywa, która nie dopuszcza pośrednich możliwo­ ści: losem, który czeka ludzi w innym świecie, jest albo wieczna błogość, albo wieczne potępienie - alternatywa, która, gdyby wizja przyszłości po ziemskim życiu była dla człowieka tak samo pew­ na, tak samo niewątpliwa, jak stwierdzenie, że owoc maliny leczy z gorączki - alternatywa, która, powiadam, człowiekowi w ziem­ skim życiu, po którym następuje koniec królestwa łaski i począ­ tek królestwa nieubłaganej sprawiedliwości, nie dawałaby chwili spokoju, wprowadzając go w stan najbardziej męczącej niepew­ ności, która w poczuciu ludzkiej niedoskonałości wiecznie waha się między strachem przed sędzią świata i nadzieją co do łaska­ wego, przebaczającego Ojca - stan pełen udręki, który sporadycz­ ny jest tylko dlatego, że natura człowieka pozostaje niekonse­ kwentna w odniesieniu do tych ze swoich zasad, które nie są ugruntowane w niej samej, lecz z zewnątrz zostały nam wtłoczo­ ne do głowy. * uczeni [uskarżają się] na cierpienia, ogniste strzały, gdy nie mają pozytyw­ nych recenzji.

66

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

Wielką wagę praktyczną ma natomiast historia Jezusa, nie tylko jego własne - czy przypisywane mu - nauki. By miłować dobro, by praktykować prawo, by nie tylko chwilowym emocjom mieć do zawdzięczenia pozór cnoty, lecz by miłować ją z wolnego wyboru, na to potrzebne są zasady, na to potrzebna jest przewaga naszej metafizyki nad fizyką, abstrakcyjnych idei nad zmysłowo­ ścią. Kiedy ród ludzki dojdzie tak daleko, że zasady będą pano­ wać w większym stopniu niż doznanie, a prawa w większym stop­ niu niż jednostka? Gdyby cnota, powiada Platon, jawiła się mię­ dzy ludźmi w widzialnej postaci, wszyscy śmiertelni musieliby ją miłować - Platon zapewne wierzył w cnotliwych ludzi, lecz aby rozniecić w ludziach żarliwy podziw, potrzebna jest, uważał, sama cnota. Dzieje Jezusa ukazują nam nie tylko człowieka, który naj­ pierw kształcił się w samotności, a potem cały swój czas poświę­ cał poprawie ludzi, celowi temu składając w ofierze nawet życie. Pod tym względem Sokratesa, by przywołać najbardziej znany przykład, mógłby nam ktoś równie dobrze postawić za zwiercia­ dło, za wzór: swej mądrości Sokrates nabierał w zgiełku aktywne­ go życia, pośród bitew, gdzie z narażeniem życia ocalił swego przyjaciela, swój żywot poświęcił poprawie obywateli, a na ko­ niec prawda wręczyła mu kielich z trucizną, który Sokrates opróż­ nił z najbardziej wzniosłym spokojem. Czegóż nam tutaj brakuje do ideału cnoty? Czyż Sokrates nie był człowiekiem o takich sa­ mych siłach jak my, czyż nie możemy przystąpić do dzieła naśla­ dowania z nadzieją, że również osiągniemy poziom doskonało­ ści? Co kosztowała Chrystusa pomoc, którą wyświadczał chorym? - słowo. Wyposażone w boską siłę, której ani zmysłowość nie potrafiła przeciwstawić choćby cichej skłonności czy cichego doznania, ani nie mógł przeszkodzić brak środków i sił, nienagan­ ne życie Jezusa, jego nieustępliwość, jego spokój pośród cierpień nie powinny się nam jawić jako godne podziwu, nie powinny nas pobudzać do naśladowania, bo trudno człowiekowi mieć nadzie­ ję, że tak daleko zajdzie. Lecz wyobraźnia [nie] baczy na takie rozumowanie chłodnego intelektu, i właśnie domieszka, dodatek boskości kwalifikuje cnotliwego człowieka imieniem Jezus, by stanowił ideał cnoty - bez pierwiastka boskiego jego istoty mie­ libyśmy tylko człowieka, tutaj natomiast mamy prawdziwy, nad­

67

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ludzki ideał, który jednak nie jest obcy ludzkiej duszy, choć musi ona widzieć siebie jako daleką od tego ideału. Poza tym ideał ów ma tę zaletę, że nie jest chłodną abstrakcją; jego indywidualizacja - słyszymy, jak mówi, widzimy, jak postępuje - jeszcze przybliża naszemu doznaniu to, co już i tak jest pokrewne naszemu ducho­ wi. Wierzącym ukazuje się tu zatem już nie człowiek pełen cnoty, lecz sama cnota: w odniesieniu do człowieka zawsze jesteśmy skłonni zakładać jakieś ciemne tajemnice czy dawną walkę, jak u Sokratesa za sprawą jego fizjonomii - tutaj wiara ma przed sobą cnotę wolną od wszelkiej skazy, a jednak nie oderwaną od ciele­ snej postaci. Dodatek pierwiastka boskiego u Jezusa, miast, jakby się na pozór wydawało, osłabiać nasz zapał do naśladowania, ponieważ powinien nas przerażać, gdy się zastanowimy nad niemożliwo­ ścią przybliżenia się doń, być może jest bardziej korzystny dla naszego pociągu do ideałów, które pozostają czymś więcej niż ludzkimi ideałami. Ale tak jak człowiek musi, aby być dobrym naśladowcą, sam równać się cząstce oryginału - jak we wszystkim innym, tak jesz­ cze bardziej w dziedzinie moralnej, w przeciwnym razie cnota jest tylko czymś wymuszonym, czymś, po czym widać, że nie jest naturalne, że tego czy tamtego nie ma na właściwym miejscu, że to czy tamto nie chce pasować, że odstaje od reszty - tak zwłasz­ cza cnota musi być czymś, czego sam doświadczam, czymś, co sam praktykuję. Cnota powtarzana za innymi, wyuczona na pamięć ma w sobie coś niezdarnego, coś, co nie może się ostać wobec doświadczenia i postępującej znajomości ze światem, coś, w czym nie ma wartości, zasługi. Tym sposobem tłum, bezlik ludzi bez większego znaczenia, to znaczy bez szlachetnych doznań, bez delikatnych stanów, bez sytuacji, w których może się ujawnić cnota i potęga czy cierpliwość, ludzi, którzy wszakże, nie będąc w po­ dobnych sytuacjach czy nie będąc podobnie aktywnymi, absolut­ nie chcieli dorównywać swemu prawzorowi, ich drobnostkom nadawał szczytne miano cnoty. Stąd tłumy uskarżających się cier­ piętników, którym niczego nie brakowało - prześladowanych, któ­ rych spokoju nikt nie naruszał albo którzy raczej nie mieli spoko­ ju, dopóki ich nie prześladowano - tłumy nauczających, których

68

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

mądrość nie była nikomu potrzebna. Wzór cnoty, który ludzie kształtowali sobie podług swego ideału, rzecz jasna przyjmował również odcień cnót, które w ideale dominują jako główne, jed­ nakże owoc naśladownictwa często sprawiał, że owe cnoty wy­ rodniały, że je nieporadnie ukazywano. Skłonność do pouczania rodziła zarozumiałość, ta z kolei nietolerancję. Nauka o opatrzności, pojęcie swoiste dla religii chrześcijań­ skiej, [jest] pojęciem rozumu, pojęciem, którym właściwie w żad­ nym poszczególnym przypadku nie powinniśmy się posługiwać, ponieważ nie jest ono pojęciem intelektu, a zatem i niczego nie wyjaśnia.

Moralne nauki praktyczne

Nader wielu przeciwników swoistości chrześcijaństwa oka­ zywało natomiast najwyższy szacunek dla moralności religii chrześcijańskiej - tak jak naukę o Trójcy Świętej, o pojednaniu czy o grzechu pierworodnym czynili przedmiotem drwin czy innych ataków, tak z zachwytem odnosili się do moralności chrześ­ cijańskiej i wynosili ją pod niebiosa jako dobrodziejstwo, które przydarzyło się rodzajowi ludzkiemu. I rzeczywiście, najczyst­ szy system moralności, który wyklucza absolutnie wszystkie za­ sady materialne, do niczego w religii chrześcijańskiej nie mógł nawiązać w bardziej nieprzymuszony sposób niż do jej nauki moralnej. I tak jak niektóre inne wypowiedzi Jezusa czy jego apo­ stołów, poszczególne nakazy czy poszczególne przejawy ich usposobienia znajdowano jako nie dające się pogodzić z czystą moralnością, tak jest pewne, że ducha moralności Chrystusa można uzgodnić z każdą najwznioślejszą moralnością, że jej duch kładzie nacisk na najbardziej bezwarunkowe posłuszeń­ stwo wobec prawa. Główną kwestią nie jest wszakże pytanie, czy wypowiedzi czy­ stej moralności dają się odnaleźć w nauce Jezusa; równie dobrze można je znaleźć w pismach Platona, Ksenofonesa, Rousseau. Nie należy również zwracać szczególnej uwagi na fakt, że zasady praktyczne nie uzyskały formy systemu, że przynajmniej nie zostały określone wszystkie obowiązki i ich motywy; główną

69

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

kwestią jest pytanie, w jakim się je formułuje świetle, w jakim powiązaniu, w jakiej randze. Odezwa Jana Chrzciciela do ludu brzmiała: Czyńcie pokutę; Chrystusa: Czyńcie pokutę i wierzcie w ewangelię; apostołów: Wierzcie w Chrystusa - droga tych ostatnich zachowała się do dzisiejszych czasów we wszystkich szkołach, kompendiach, kazaniach. Również dzisiaj, gdy w duchu, we współczesnych ideach nie występuje już potrzeba pokuty za zbrodnie, zaczyna się nas uczyć Chrystusa, po części co do epoki, po części co do wagi, jako tego, który przejednał grzechy, który za ludzkość padł ofiarą znieważonej świętości Boga, owej świętości, od której każ­ da jednostka potrzebowałaby pokuty nie za poszczególne przy­ padki, lecz już za swe istnienie i za całe swe życie. Wdzięczność wobec osoby, która to dla nas wycierpiała i umarła - jakby milio­ ny ludzi nie poniosły już ofiary dla mniejszych celów, jakby mi­ liony ludzi z uśmiechem, bez śmiertelnego potu, z radością nie poświęciły się dla króla, dla ojczyzny, dla kogoś umiłowanego - tym bardziej umarliby za ród ludzki! - wdzięczność wobec tej śmierci, która jest czymś najważniejszym, punktem ośrodkowym naszej religii, czymś najuroczystszym dla pracy naszej wyobraźni, ma prowadzić do czci dla Chrystusa i Boga; do czci tej należy między innymi krzewienie jego imienia itd., a również pobożność, dobro­ czynność itd. Dzięki tym okrężnym drogom docieramy do moral­ ności, ale nie po wstępującej, lecz po zstępującej linii. Niesprawie­ dliwy byłby zatem zarzut, że religia chrześcijańska w ogóle nie wspiera etyczności; ale jasno widać, że wiele tych dróg przynosiło szkodę etyczności, ponieważ traktowano je jako jedyny cel głów­ ny. Cel etyczności ginął z pola widzenia już skutkiem tego, że ostatecznym celem tych nauk czyniono błogość, a nie etyczność. W następstwie zachwalania wiary ludzie często zadowalali się martwą wiarą - wiarą pamięci, ust - i doznaniami, oszczędzając [sobie] dobrego usposobienia i dobrych postępków. Już sposób, w jaki postępowali apostołowie, przyjmując nowych członków do swej gminy, był całkowicie różny od sposobu, którego przestrze­ gał Chrystus, gdy przyjmował do grona swych uczniów. Aposto­ łom wystarczało, jeśli tłum zwykle nieoświeconych ludzi dawał [się] na godzinę czy kilka godzin krasomówstwem tak wprowa­

70

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

dzić w zdumienie, że zawierzał ich słowom i przyjmował chrzest. Taki sposób nawracania kontynuowano przez wiele wieków i jesz­ cze w dzisiejszych czasach dokładnie tak samo się go praktykuje nad Gangesem, nad Orinoko, nad Rzeką św. Wawrzyńca. Ponieważ wdzięczną cześć dla Chrystusa, krzewienie jego imienia na ziemi przedstawia się jako główny cel, główny obo­ wiązek, przeto w żadnym razie nie jest niesprawiedliwym zarzut, który w Natanie zgłasza Sitta20. Albowiem po co wysyłać misjo­ narzy, gdy wciąż jeszcze wśród samych chrześcijan są ludzi źli w moralnym sensie? Nie tylko katolicy, tak samo protestanci i Ko­ ściół anglikański podejmowali szeroko zakrojone, kosztowne wy­ siłki, których realizacja kosztowała wiele pracy, potu, dolegliwo­ ści, nawet krwi - by jednym imieniem, by historią napełnić wy­ obraźnię ludów, które już wcześniej stworzyły sobie same swych bogów, swą religię, stosownie do własnych potrzeb.

[Druga wersja]21 [A. Wprowadzenie] Kto pisze o religii chrześcijańskiej, zawsze jest narażony na niebezpieczeństwo, że go obwinią o błąd nietrafnego przedstawie­ nia jej celu i jej istoty; a przy uchybieniach, które wytkną jego przedstawieniu, zaraz będą gotowi z odpowiedzią, że sprawa nie dotyczy religii chrześcijańskiej, lecz tylko jednego z jej przedsta­ wień. Gdy się będzie dopraszał, by mu pokazali doktrynę, w któ­ rej można spotkać czysty system religii chrześcijańskiej, każdy z tych panów odpowie: czyżby nie było panu znane moje kompen­ dium? - Lecz, moi panowie, kompendia, któreście sami napisali czy które bierzecie za podstawę jako swój system wiary, same są tak różne, że trzeba was poprosić, byście się wcześniej dogadali, 20 Natan mędrzec, akt II, scena 1: „Cóż cnota? O nią nie chodzi, jego imię chcą rozszerzać". 21 Nohl: ss. 60-69; Schiiler: nr 46 (1794). Schemat na marginesie: „A. Wprowadzenie. B. a) nauki; b) tradycje; c) cere­ monie; d) religia publiczna".

71

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

zanim uznacie coś za nie należące do religii chrześcijańskiej. Wszystko, co w poniższych wywodach będziemy traktować jako należące do religii chrześcijańskiej, jest albo czymś, co bezpośred­ nio czerpiemy z Nowego Testamentu, albo czymś, co można uważać za więcej niż naukę pewnego systemu, prócz nader nie­ licznych podręczników oraz przekonań poszczególnych oświeco­ nych mężów będzie to wciąż jeszcze publicznie uznawana przez konsystorzy i radców kościelnych nauka popularna, wciąż jesz­ cze droga, którą się podąża na większości ambon i w większości szkół - w każdym razie będzie to system, w którym wychowała się cała, obecnie dorastająca generacja - dlatego wciąż jeszcze jest ważne, by rzucić światło na niejeden wymiar tego porządku zbawienia, aż upowszechnią się zdrowsze przedstawienia, owe systemy zaś będą zajmować już tylko badaczy, z zaciekawieniem patrzących na nie w duchu minionych epok. Dlatego sądzę, że nie popadłem w błąd tych, którzy przyprawiają innych o świerzb, by móc ich drapać. Żadne zapewnienie nie sprawiłoby mi więk­ szej satysfakcji niż to, że w odniesieniu do wielu typów przed­ stawień, które zdawały mi się odstręczające, nie było potrzeby wspominać tego czy owego, ponieważ od dawna o nich zapo­ mniano, gdybym w ogóle mógł to zapewnienie traktować jako powszechnie prawdziwe. Działaniem religii jest umocnienie pobudek etyczności dzię­ ki idei Boga jako prawodawcy moralnego - jak również do usa­ tysfakcjonowania zadań naszego rozumu praktycznego, odnoszą­ cych się do wyznaczanego nam przezeń celu ostatecznego, naj­ wyższego dobra. Z uwagi na to działanie religia może się stać celem prawodawców i zarządców państwa, którzy mogą zapewniać zaspokojenie naturalnej potrzeby religijnej ludzi dzięki specjal­ nym wysiłkom. Zwykle bywa tak, że wola narodu już dawno się opowiedziała za określoną religią, zanim rządy mogły ją przyjąć jako cel; swym celem rząd może uczynić tylko krzewienie, pod­ trzymywanie, ciągłe odświeżanie jej znajomości. Jeśli wiemy, jak wielki wpływ na masy narodów w państwach monarchicznych mają publiczne wysiłki na rzecz utrzymania określonego syste­ mu religii, gdy lud rzadko jest w stanie sam dociekać, sam wybie­ rać, a w trakcie nauki w ogóle zachowuje się biernie, to zapewne

72

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

możemy zapytać: Czy religia, która niegdyś była dla ludu celowa - w przeciwnym razie lud by się ku niej nie zwrócił - czy religia ta w identycznej postaci wciąż jeszcze jest równie celowa w zu­ pełnie zmienionych okolicznościach? Czy u swych początków re­ ligia miała taką postać, że była zdolna, mimo wszelkich zmian formy rządzenia, wszelkich zmian oświaty, zarówno jako religia powszechna, jak i jako religia prywatna, zachować swą godność, swą celowość, a jednocześnie przejawiać swe działanie? Czy duch narodów sam z wolna odkładał bądź zmieniał to, co być może było w niej temporale, czy też możnowładcy uzyskiwali władzę udzie­ lania religii i czy byli zainteresowani tym, by utrzymywać formę, którą odziedziczyli od swych przodków, i jako drogie, powierzo­ ne im dobro bez zmian przekazywać w ręce następców? Aż zmiany stawały się potrzebą odczuwaną przez cały naród i były już nie do zatrzymania, zawsze wymagało to wieków; lud zwykle kontentował się jednym natarciem, niebawem znów pozwalał sobie wyrwać ster z rąk, co zwykle na wieki uniemożliwiało dalszy postęp, mnogie ulepszenia - uniemożliwiało nawet przez jego przywiązanie do nowego odkrycia i przez nieufne obawy, że próbują mu je z powrotem zabrać. Religię można rozpatrywać a) pod kątem jej nauk b) jej tradycji c) jej ceremonii d) jej stosunku do państwa, czyli jako religię publiczną - po­ czynania. Jakie wymagania ma religia ludowa, jeśli chodzi o te aspekty - czy spotykamy je w religii chrześcijańskiej?

[B.J a. [Nauki] a) Etyczność i odpowiadająca jej szczęśliwość, które stanowią najwyższe dobro w świecie: ich urzeczywistnianie rozum prak­ tyczny wytycza człowiekowi jako najwyższy cel wszelkich dążeń, nakłada nań jako zadanie.

73

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Za dość powszechną naukę chrześcijańską można, jak sądzę, uznać przekonanie, że nadzieja wiecznej błogości w największym stopniu interesuje chrześcijanina i że w porównaniu z tym wszyst­ ko inne [ma] tylko podrzędną wartość. Bóg jest dawcą owej bło­ gości, dlatego dla chrześcijanina jest tak ważne, by Bóg miał w nim upodobanie. Idea błogości w znacznej mierze zgadza się, jeśli chodzi o jej materię, z tym, co ustanawia rozum. Dla rozumu naczelnym warunkiem możliwości najwyższego dobra jest, by usposobienie przystawało do prawa moralnego. Dla religii chrze­ ścijańskiej naczelnym warunkiem wiecznej błogości jest wiara w Chrystusa i w siłę jego jednającej śmierci, będąca tym warun­ kiem nie dlatego, że może koniec końców doprowadzić do etyczności, która zatem oznaczałaby właściwy warunek, podczas gdy wiara pozostawałaby tylko środkiem: wiara sama w sobie jest po­ wodem upodobania Bożego, które to upodobanie zapewnia wiecz­ ną błogość wierzącym w Chrystusa, błogość, na którą oni właści­ wie nigdy nie mogą zasłużyć. Owa różnica zdań w kwestii nakazu, który winien być dla czło­ wieka najwyższym nakazem, implikuje liczne następstwa czy raczej opiera się na kilku istotnych tezach, które ją poprzedzają: że mianowicie mimo wszelkiego dążenia do dobra, mimo szcze­ rego zapału dla dobra człowiek, jako całkowicie niezdolny do etyczności, nigdy nie może dojść tak daleko, by zasłużyć na szczę­ śliwość; przyznaną mu miarę szczęśliwości zawdzięcza człowiek wolnej łasce Boga, która nie jest skutkiem ludzkiej zasługi, od jego sprawiedliwości mógłby oczekiwać tylko kary i nieszczęścia. Bez­ sprzecznie, podstawą jest tu teza: dobry człowiek zasługuje na szczęśliwość, może się jej domagać jako prawa, jest jej godzien. Tyle tylko, że przyjmuje się za niemożliwe, by człowiek stał się dobrym człowiekiem. Tezom tym do znudzenia przeciwstawiano i Sokratesa, i tylu cnotliwych pogan, i niejeden naród wolny od win, zawsze otrzy­ mując nędzną odpowiedź, oburzającą dla czułego człowieka, który wierzy w cnotę, odpowiedź, która wykluła się w pustym sercu jednego z Ojców Kościoła i którą do obrzydzenia powtarzali za nim jak papuga równie puści uczniowie: że wszędzie tam mamy do czynienia z połyskliwą zdrożnością. Wspomniana teza, mają­

74

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

ca tak głębokie ugruntowanie w powszechnej naturze moralnej człowieka - że dobry jest godzien szczęśliwości, zasada, która po­ wszechnie się przejawia w sądach zdrowego rozsądku - służy teologom za podstawę ich nauki o sprawiedliwości, niemniej jest to teza, która przyczynia im sporo kłopotu, dlatego starają się ją zataić, nie chcą się do niej otwarcie przyznać, gdyż jest cokolwiek sprzeczna z ich podstawową nauką o cierpieniach i śmierci Chry­ stusa jako wystarczających za wszystko. Tezy o zepsuciu nie tylko ludzi, ale i natury ludzkiej, tezy, której nasze doświadczenie przeczy tam, gdzie ludzkości nie spodlały złe rządy, nie głosiłaby na własną rękę i nie rozwijała wątła egzegeza kilku nie łączących się razem fragmentów Pisma, gdyby owa teza nie miała tak wielkiej wagi w kontekście całości. Uważano nawet, że w Piśmie Świętym można znaleźć przyczyny fizyczne owego zepsucia i niechęci do dobra, do którego rozum jakoby odczuwa nieprzezwyciężony wstręt, i nie zastanawiano się, że krzewiąc takie ujęcie, które odmawia woli człowieka jakiego­ kolwiek wpływu i już dzieci uznaje za godne kary - że właśnie krzewiąc je, uznają człowieka, który w dodatku ma pozostawać pod wpływem złych duchów, za wolnego od wszelkiej winy, że przypisanie winy nie może nastąpić, gdy nie ma wolności prak­ tycznej, gdy się uważa, że człowiek nie jest zdolny już to uznać dobra, już to szanować dobra, już to dać mu przewagę nad zmy­ słowością. Stąd, najzupełniej konsekwentnie, potępiano pogan bez miłosierdzia i łaski, a humanitarne usposobienie tych teologów, którzy dziś nie ośmielają się tak otwarcie wyrokować w tych kwestiach, pozostaje w sprzeczności z całą resztą ich systemu. Ponieważ etyczność nie może stanowić naczelnego warunku błogości, gdyż ludzie nie są zdolni do etyczności, a zatem błogość nie mogłaby w ogóle mieć miejsca, przeto litościwa łaska Boża substytutowała (zastąpiła) etyczność innym składnikiem, do którego człowiek jeszcze jest zdolny - mianowicie wiarą w Chrystusa. Można, jako w najwyższym stopniu konieczny składnik wiary, postulować jej aktywność w dobrych uczynkach, jednakże zgod­ nie z orzeczeniem teologów w uczynkach tych na razie nie ma niczego, co mogłoby być dla nas zasługą, co mogłoby nam nadać swoistą wartość, co mogłoby do nas przyciągnąć upodobanie Boże

75

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

- a w takim razie wiara w ogóle zależy od intelektu czy wyobraź­ ni, które mają za prawdę uważać coś, co bądź opiera się na histo­ rycznej wiarygodności, bądź przez swój charakter jest nie do przyjęcia dla intelektu. Wiara w Chrystusa jako historyczną postać nie jest wiarą ugruntowaną w potrzebie rozumu praktycznego, lecz wiarą, któ­ ra opiera się na świadectwie innych. Wszystko, co interesuje ro­ zum, co istnieniu i aktywności człowieka wytycza najwyższy cel, co stanowi zwornik całego systemu jego ukojenia i rozwiązania istotnych dlań pytań, ma, zgodnie z tym, co mówi nam tu rozum, swą zasadę, swój fundament w samym rozumie, który tylko musi się rozwinąć, by każdemu człowiekowi dać rozwiązanie owych problemów, dostęp doń jest zatem otwarty dla każdego, kto chce słuchać jego głosu (jeden dzień mówi to drugiemu itd.). Natomiast historyczna wiara jest ze swej natury ograniczona, jej upowszech­ nianie zależy od przypadkowych okoliczności, jest to źródło, z któ­ rego nie każdy może czerpać - a jednak [od niej] ma zależeć warunek upodobania Bożego w nas, warunek naszego losu co do wieczności. Udawajmy nawet najbardziej skromnych i pokornych w naszej niewiedzy co do dróg i zamiarów opatrzności, którą w innych przypadkach tak dokładnie chcemy wyśledzić - nie możemy pytać, dlaczego natura odmówiła zwierzętom talentów człowieka, jego predyspozycji do rozumu i etyczności - niemniej jeśli nędzna duma, która, wobec założonego zepsucia naszej na­ tury, nie mogłaby się oprzeć na niczym innym niż na niej samej, nie chce nas w hierarchii istot umieścić wyżej niż bezlik innych narodów, to możemy oczekiwać, że środki, że wyszkolenie do do­ skonałości, która jako jedyna [może] nadać człowiekowi wartość, stoją otworem dla całego rodu ludzkiego. Możliwe są tylko dwa przypadki: albo większa część rodu ludzkiego była wykluczona od błogosławieństwa, które dzięki owej wierze spływa na nas, wybranych, na nas, których zepsucie, zgodnie z naszym własnym wyznaniem, było co najmniej równe zepsuciu całej reszty ludz­ kości, i którzy zatem nie zasługiwaliśmy na nic lepszego, w któ­ rym to przypadku odmawiamy naszemu rozumowi i powszech­ nemu odczuciu ludzkiemu tak ważnych pojęć człowieka jako istoty godnej szczęścia, mającego oparcie w etyczności, znosimy

76

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

stosunek moralny Boga do świata i ludzi, znosimy pojęcie jego sprawiedliwości, która jest wszak jedynym powodem naszego za­ interesowania jego istnieniem, i przeczymy, że własności moral­ ne Boga w jakimkolwiek stopniu są dla nas możliwe do poznania, do określenia, że możemy sobie wyrobić jakiekolwiek pojęcie o jego naturze moralnej - o sposobie, w jaki sądzi ludzi, i o tym, co w jego oczach jawi się jako cnota - tu jednak mamy za sprawą religii chrześcijańskiej poznawać jego tak liczne i całkowicie tajem­ nicze właściwości transcendentalne - albo musimy z tego całko­ wicie zrezygnować bądź przyznać, że owa wiara nie ma tak ogrom­ nego znaczenia, jakie się jej przypisuje, że nie jest jedynym i wy­ łącznym warunkiem, pod jakim ludzie mogą pojąć coś ze swego ostatecznego celu na świecie i pod jakim mają wartość w obliczu Boga i rozumu. Powody wiary w Chrystusa spoczywają w historii. Gdy pro­ stoty obyczajów ludu jeszcze nie naruszyła nierówność sta­ nów, a historia toczy się na jego własnym gruncie, podania ro­ dziców przechodzą na dzieci, w równym stopniu stanowiąc włas­ ność każdego; lecz gdy tylko wykształcą się odrębne stany, gdy ojciec rodziny nigdy nie będzie jednocześnie arcykapłanem, nie­ bawem wybija się stan, który jest depozytariuszem podań i w któ­ rym ma potem swe źródło ich znajomość pośród ludu; tak to wygląda, zwłaszcza gdy owe podania zrodziły się w obcym kra­ ju, pośród obcych obyczajów, w obcym języku. W tym przypad­ ku fundament, treść podań nie mogą już w swej pierwotnej formie pozostawać własnością wszystkich, gdyż, by poznać ową formę, trzeba by wiele czasu i różnorakiego aparatu wiedzy; tym sposobem stan ów wkrótce obejmuje panowanie nad wiarą publiczną, które może się rozrastać w nader rozległą władzę, w każdym razie zachowując ster rządów w sprawach nauk religii ludowej. * Wierzyć ludziom, którzy mają nasze zaufanie czy którym wierzymy mocą przywileju nadanego im przez państwo, jest nieskończenie wygodniej, niż nawyknąć do własnego namysłu; historyczna wiara również jest zdolna dać asumpt do badań, ale * Sprawa pamięci.

77

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

budzenie ducha namysłu nie leży bezpośrednio w jej naturze; w przypadku reguł moralności czy roztropności każdy uważa, że jest uprawniony, by osądzać ich prawdziwość i stosowalność, zestawiając je z własnymi odczuciami i doświadczeniami. W przy­ padku prawd historii lud przywyka wierzyć opowieściom, które słyszy od młodości, i nigdy nie popadać co do nich w sceptycyzm, podobnie jak, mocą zakazu, nigdy nie może się wdawać w bada­ nia nad ich prawdziwością. Ponieważ podstawa naszej błogości ma się zasadzać nie na tym, co byłoby sprawdzalne dla naszego rozumu, dla naszej uwagi, którą kierujemy na siebie i innych, dla naszego własnego myślenia, lecz na autorytecie osób, którym państwo powierzyło troskę o krzewienie prawd historii, przeto leży to w samej natury rzeczy, że w tak niewielkim stopniu wspie­ rają i upowszechniają one użycie intelektu i jego kulturę, zaufa­ nie do jego własnego wglądu, samodzielność w swoich przeko­ naniach. Wierzyć - wiara ta różni się od historycznej także wyższym stopniem żywości, napięciem duszy, poza tym doświadcza losu; choćby otaczał ją największy autorytet, choćby okoliczności naj­ subtelniej i najkunsztowniej łączyły się w system, z którym, nie wikłając się bez końca w detale, nigdzie nie można się uporać, by usunąć wszelkie hipotezy, wszelkie możliwości - to jednak rozum koniec końców waży się sam z siebie poddać ją sprawdzianowi, sam z siebie zaczerpnąć zasady możliwości i prawdopodobień­ stwa, mimo tej kunsztownej, historycznej budowli, którą odsuwa na bok i [która] z historycznych powodów utwierdza prymat nad przekonaniem co do prawd rozumu. Gdy rozum jest na tyle rozwinięty, że odczuwa tę swoją au­ tonomię, wówczas jego przekonanie, które zaczerpnął z siebie samego i które w nim samym ma swój fundament, cechuje się taką siłą, że rozum albo zupełnie nie zważa na historyczną wiarę i jej argumenty, zupełnie się nią nie przejmuje, ściągając na siebie zarzut karygodnej lekkomyślności, albo, gdy nie przestają mu tej wiary trzymać przed oczyma, gdy nie przestają go nią nagaby­ wać i gdy rozum nie umie jej zaatakować również z historycznych powodów, gdy nie ma niezbędnej do tego uczoności, gdy zatem zawzięcie odmawia kapitulacji, oskarżają go o umyślną ślepotę;

78

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

bądź stara się zachwiać historyczną wiarę albo sam, sięgając po żart, ukazując niedorzeczność wielu opowieści czy traktując hi­ storię świętą jak wszelkie inne ludzkie dzieło i w odniesieniu do jej podań zakładając możliwość, że ulegały zmianom czy choćby tylko miały swą podstawę w wierze ludowej, tak jak zakłada to w odniesieniu do tradycji innych ludów - albo atakując historycz­ ną wiarę jej własną bronią, w księgach, które stanowią jej funda­ ment, nie znajdując tez, która ona z nich wyciąga, i na wszelkie możliwe sposoby usiłując te księgi dopasować do samego siebie - w tym przypadku będą go obwiniać o brak szacunku dla boskie­ go słowa, o złośliwość i nieuczciwość. Wiara w Chrystusa jest wiarą w uosobiony ideał (patrz ss. 67-69 i nast.). Dlaczego przykład innych ludzi nie wystarcza, byśmy się umocnili w walce cnoty, byśmy poczuli w sobie boską iskrę, na­ szą zdolność do zapanowania nad zmysłowością? Dlaczego nie dostrzegamy w cnotliwych ludziach, że [są] oni nie tylko kością z naszej kości, krwią z naszej krwi, dlaczego nie odczuwamy również sympatii moralnej, że jest to duch z naszego ducha, siła z naszej siły? - Ach, wmawiano nam, że zdolności te są czymś obcym, że człowiek należy jedynie do szeregu istot naturalnych, istot przy tym zepsutych, całkowicie wyizolowano ideę świętości i przypisywano ją tylko jednej, odległej istocie, uważając, że świętość jest niemożliwa do pogodzenia z ograniczeniem ściąga­ jącym ją na poziom zmysłowej natury; - stąd gdyby można było świętości przypisać doskonałość moralną, to nie stanowiłaby ona części naszej własnej istoty, a jej działanie w nas byłoby możliwe tylko dzięki powiązaniu owej istoty wszystkich istot z nami, dzię­ ki jej zamieszkiwaniu w nas (unio mystica). To uniżanie ludzkiej natury nie pozwala nam zatem rozpoznawać siebie w cnotliwych ludziach - dla takiego ideału, który byłby dla nas obrazem cnoty, potrzebny był człowiek-Bóg. Cieszmy się wciąż jeszcze, jeśli znaj­ dujemy w nim prawdziwą boskość, nie w tym właśnie, że jest drugą osobą boską, że zrodził go ojciec wieczności, lecz w tym, że jego duch, jego usposobienie pozostawały w zgodzie z prawem moralnym, którego ideę koniec końców musimy wydobyć z sie­ bie samych, jakkolwiek jego litera może nam być dana w znakach

79

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

i słowach. Ta prawdziwa boskość w nim często bywała zapozna­ wana, odsuwana na bok, co pokazują, z jednej strony, spory, nie­ rzadko na śmierć i życie, uczonych i kapłanów - tych więc, któ­ rych obowiązkiem było podtrzymywać uwagę skierowaną na owe własności moralne - spory dotyczące tak bezproduktywnych dla moralności predykatów, jak wieczne spłodzenie, jak charakter po­ wiązania boskiej i ludzkiej natury itd., których to nieistotnych wła­ ściwości można znaleźć w szkolnych kompendiach najbardziej wyczerpujące określenia, koniec końców nabierające takiej sub­ telności, że się nie dają w ogóle uchwycić. Różnorakie poglądy na temat tych zagadnień stały się istotną sprawą religii, wyszły poza gabinety naukowe, apelowano o zainteresowanie do narodu, do rządu, by jego władzy użyć przeciwko stronnictwu inaczej my­ ślących i by kazać im odpokutować krwią czy więzieniem za błę­ dy. Oczywiście, na drodze tej musiało dochodzić do przeoczenia, zapoznania istoty ideału - do przeoczenia, zapoznania własności, z powodu której ma on być dla nas ideałem, z powodu której ma być dla nas czymś boskim. Inne równie smutne doświadczenia w nie mniejszym stopniu zaś dowodzą, że nie był to jedyny możliwy sposób jej zapoznawania, że ludzie potrafili się przywią­ zywać do jego jeszcze bardziej nieistotnych własności, ofiarować własną i cudzą krew za nie, za samo imię, za słowa, które z tym wiązano czy które od niego pochodzą (ss. 70-71). Dzięki jakim przedsięwzięciom można jednak sprawić, by w Chrystusie roz­ poznawano i miłowano nie tylko człowieka, nie tylko jego imię, lecz i samą cnotę? - odpowiedź na to pytanie wymaga rozwiąza­ nia problemu, w jaki sposób można w ogóle wychować lud do wrażliwości na idee moralne i do etyczności, problemu, którego eksplikacja w kontekście naszych zamierzeń zbyt daleko by się­ gała - przedmiotem naszych rozważań [jest] tylko udział, jaki religia chrześcijańska chce mieć w tej sprawie, ubocznie docho­ dząc do niej okrężnymi drogami swej wiary. Lecz osią, wokół któ­ rej obraca się cała nadzieja naszej błogości, jest wiara w Chrystusa jako tego, kto pojednał Boga ze światem, jako tego, kto za nas poniósł karę, na którą ród ludzki zasłużył po części przez swe naturalne zepsucie, po części zaś przez własne przewiny, które to cierpienia Niewinnego - albowiem był on Bogiem - mają wyma­

80

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

zać konto niezmierzonej winy rodu ludzkiego i wyjść nam na dobre. - W porównaniu z tym piętrem gmachu wiary chrześcijań­ skiej inne nauki można traktować jedynie jako wsporniki; dlate­ go było koniecznością [głosić], że ludzie są niegodni i niezdolni osiągnąć jakąś wartość naturalnym sposobem, rozwijać naukę o boskości Chrystusa - albowiem tylko cierpienie boskiej istoty mogło wyrównać winę rodu ludzkiego - dlatego [też] trzeba było rozwinąć naukę o łasce Bożej, ponieważ owa historia, z którą związana jest kwestia naszej błogości, pozostała nie znana poło­ wie świata, bez jej winy, i wiele innych nauk, które się z tym wiążą. A jeśli przy tym oddalimy niewybredną myśl, że Chrystus w swym cierpieniu rzeczywiście wziął na swe barki karę całego świata, i po­ wiemy tylko, że Bóg połączył z tymi cierpieniami odpuszczenie naszych grzechów, że cierpienia te były warunkiem powrotu jego łaski, czego człowiek, rzecz jasna, nie [potrafi] pojąć w świetle swego stosunku moralnego do Boga i czym powyższej niedo­ rzeczności niezbyt można zaradzić, to pozostanie jeszcze myśl główna: mocą cudzej zasługi ludziom zostaje darowana ich wina, jeśli tylko chcą oni w to wierzyć.

6.

Obecnie22 tłum, który nie ma już cnoty publicznej, który, odepchnięty, żyje w stanie ucisku, potrzebuje innego wsparcia, innego pocieszenia, by uzyskać odszkodowanie za swą nędzę, na której zmniejszenie nie może się odważyć - wewnętrzną pewność wiary w Boga i nieśmiertelność muszą zastąpić zewnętrzne zapew­ nienia, musi zastąpić wiara w ludzi, którzy potrafili wzbudzić mniemanie, że mogą o tym więcej wiedzieć. Wolny republikanin, który w duchu swego narodu poświęcał swe siły, swe życie dla ojczyzny, a czynił to z obowiązku, swych wysiłków nie poczyty­ wał sobie za tak wielką zasługę, by mógł się domagać za nie re­ 22 Nohl: ss. 70-71; Schiller: nr 45 (1794).

81

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

kompensaty, odszkodowania; pracował dla swej idei, dla swego obowiązku - czegóż mógł się za to domagać? Ponieważ był dziel­ nym człowiekiem, oczekiwał tylko, że kiedyś będzie żyć w towa­ rzystwie bohaterów w Elizjum czy w Walhalli, tam szczęśliwszy niż tutaj jedynie dlatego, że się uwolni od plag ułomnej ludzko­ ści. Podobnie, kto posłuszeństwo wobec natury i konieczności przyjął do swego rozumu jako maksymę i prawo to czci jako wprawdzie niezrozumiałe dla nas, lecz święte, to jakiegoż odszko­ dowania może się dopominać? Jakiegoż odszkodowania za swe niezawinione cierpienie może się domagać Edyp, który wierzy, że pozostaje w służbie fatum, że podlega jego panowaniu? Ślepe posłuszeństwo wobec złych humorów nikczemnych ludzi zdol­ ny był uczynić swą maksymą jedynie lud o najwyższym stopniu zepsucia, o największym braku siły moralnej; długi czas, całkowi­ ta niepamięć lepszego stanu - jedynie one mogą go do tego przy­ wieść. Taki lud, który, opuszczony przez samego siebie i przez wszystkich bogów, wiedzie swój żywot prywatny, potrzebuje znaków i cudów, potrzebuje zapewnień od Boga, że czeka go przyszłe życie, wiary tej nie potrafi już bowiem mieć w samym sobie. Nie może jednak drogą tą dojść tak daleko, by uchwycić ideę etyczności i na niej zbudować swą wiarę, idee uschły, dziś są chimerą, jego wiara może się trzymać tylko jednostki, może zna­ leźć oparcie tylko w osobie, która jest dlań przykładem, która jest dlań obiektem podziwu. - Dlatego z taką otwartością, z taką chę­ cią przyjmowano religię chrześcijańską w czasach, gdy pośród Rzymian zanikała ich cnota publiczna i malała ich wielkość ze­ wnętrzna. Dlatego gdy po wiekach ludzkość znów staje się zdol­ na do idei, znika zainteresowanie jednostką, a doświadczenie ludz­ kiego zepsucia co prawda nadal się utrzymuje, niemniej nauka o nikczemności człowieka traci na znaczeniu, to zaś, co czyniło dla nas jednostkę interesującą, coraz bardziej wylania się samo jako idea w swym pięknie, idea myślana przez nas, staje się naszą własnością, [gdy] piękno ludzkiej natury, które sami wkładaliśmy w obcą jednostkę, dla ludzkiej natury zachowując jedynie wszel­ ką obrzydliwość, do której jest ona zdolna, znów radośnie rozpoznajemy jako nasze własne dzieło, znów je sobie przyswajamy, a dzięki temu uczymy się odczuwać szacunek dla samych siebie,

82

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

podczas gdy dawniej sądziliśmy, że nasze jest jedynie [to], co może być przedmiotem pogardy W życiu prywatnym miłość do życia, wygoda i upiększanie go musiały pozostawać naszym najwyższym zainteresowaniem (stanowiąc naszą etyczność, uformowaną w system roztropności); obecnie, gdy idee moralne mogą się krzewić w człowieku, owe dobra tracą na wartości, a ustrój, który gwarantuje tylko życie i własność, nigdzie nie jest uważany za najlepszy - cały lękliwy aparat, kunsztowny system pobudek i pocieszeń, w którym tyle tysięcy słabych znajdowało pokrzepienie, staje się bardziej zbęd­ ny. System religii, zawsze przybierający barwę swego czasu i ustro­ jów, którego najwyższą cnotą [była] pokora i świadomość ludz­ kiej niezdolności, skądś indziej oczekująca wszystkiego, w tym po części nawet zła, obecnie otrzyma prawdziwą, autonomiczną godność.

7. I. Transcendentnej23 idei Boga jako najbardziej realnej istoty, nawet gdyby rozum spekulatywny był zdolny dowieść realności i istnienia owej idei czy choćby tylko zrodzić wiarę w ową istotę, absolutnie nie moglibyśmy poznać w niej samej, nie moglibyśmy określić zgodnie z jego własnościami, gdybyśmy nie przywołali na pomoc rozważań teoretycznych nad naturą i pojęcia ostatecz­ nego celu świata. - Ale ponieważ starania rozumu spekulatywnego, by nadać istotność i określoność swemu ideałowi, który, jak­ kolwiek zdaje się wypełniony, byłby jednak pusty w tej mierze, w jakiej sam okazuje zainteresowanie człowiekowi, nie tylko lo­ gice, chybiają, nawet gdy przywołują na pomoc rozważania teore­ tyczne nad naturą, przeto jedynie rozum praktyczny może uza­ sadnić wiarę w Boga. 23 Nohl: ss. 361-62; Schüler: nr 47 (między 4 lutego a 16 kwietnia 1795). Por. list Hegla do Schellinga z końca stycznia 1795.

83

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

A. Rozum praktyczny samoczynnie rodzi pewne prawo, które jawi się jako fakt, będąc formą wyższej zdolności do pragnień. Schelling24, s. 32: przedstawienie w znaczeniu praktycznym [jest] bezpośrednim określeniem zawartego w przedstawieniu „ja" dzięki „ja" absolutnemu (oraz zniesieniem zawartego w przedsta­ wieniu „nie-ja", gdyż jest ono obecne w przedstawieniu, podle­ głe formie określania).

B.

Popęd [jest] określaniem dzięki „nie-ja" - zdolnością do prag­ nień zmysłowych, materią chęc[i], by zdolność do zwierzęcych prag­ nień uporządkować dzięki rozumowi C. Wolność woli [:] dzięki absolutnej samoaktywności nakłonić się do posłuszeństwa bądź nieposłuszeństwa wobec prawa - do kontradyktorycznie przeciwstawionych postępków; czy też jest wolność jedynie zniesieniem określania „nie-ja" - (Fichte nazywa owo określanie wolnością woli indywidualnej), nakłonić się do zaspokojenia bądź niezaspokojenia żądania wychodzącego od zdolności do pragnień? (również pies). Popęd określony czy ograniczony przez prawo etyczne jest jako zgodny z prawem (w sensie możliwości moralnej), a także, gdyby nakazywał światu zjawisk, jako prawny (w sensie rzeczy­ wistości moralnej) godnością. Czy prawo etyczne może cofnąć wszystkie prawa, których udziela? gdy człowiek dobrowolnie wyrzeka się wszelkich żądań popędu, czy trwają prawa do nich? Gdyby ktoś mógł korzystanie z dóbr doczesnych, udane małżeń­ stwo zachować tylko pod warunkiem nieposłuszeństwa wobec prawa etycznego i gdy woli zrezygnować z tamtych, odpadają również prawa, które ma do nich. Czy człowieka, który zrezygno­ 24 Über Möglichkeit einer Form der Philosophie, 1794.

84

FRAGMENTY O RELIGII LUDOWEJ I CHRZEŚCIJAŃSTWIE

wał ze szczęśliwości, można traktować tak, jakby, dochodząc swego prawa, tylko przesunął ją, aby jej zażywać w innym życiu? W przy­ padku kogoś takiego, kogo zgodne z prawem popędy nie mogły swych praw przeforsować z powodu natury czy z powodu ludz­ kiej złośliwości, natura może się domagać, by rozum dochodził swego prawa, nie w przypadku kogoś takiego, kto się wyrzekł po­ pędów; rozum wyznacza jako cel ostateczny świata najwyższe do­ bro, etyczność i, w proporcji z nią, szczęśliwość - ale czy sobie sa­ memu wyznacza ten cel ostateczny? - domaga się, by cel ten stał się rzeczywistością, zatem od innej istoty, a w każdym razie nie od człowieka, od przyczynowości rozumu, dopóki rozum jest ogra­ niczony przez zmysłowość.

D. Bóg - moc, zdolna wprowadzić w czyn prawa, zdolna docho­ dzić praw, których udzielił rozum, określenie to musi określać po­ znanie wszystkich innych własności Boga.

ŻYWOT JEZUSA Czystym1 rozumem, niezdolnym do jakichkolwiek ograniczeń, jest sam Bóg - Zgodnie z rozumem więc został uporządkowany plan świata w ogóle3; dzięki rozumowi człowiek uczy się pozna­ wać swe przeznaczenie, bezwarunkowy cel swego życia; rozum często ulegał wprawdzie zaciemnieniu, ale nigdy nie wygasł cał­ kowicie, nawet w ciemności zawsze utrzymywał się jego słaby promyk Pośród Żydów Jan był człowiekiem, który ponownie zwrócił ludziom uwagę na tę ich godność - która nie miała być dla nich czymś obcym, której mieli szukać w sobie samych, w swej praw­ dziwej osobie, a nie w pochodzeniu, nie w popędzie do szczęścia, nie w służeniu jakiemuś poważanemu mężowi, lecz w kształce­ niu boskiej iskry, która została im przydzielona i jest dla nich świadectwem, że w bardziej wzniosłym sensie pochodzą od sa­ mego Boga - Kształcenie rozumu pozostaje jedynym źródłem prawdy i ukojenia, przy czym Jan bynajmniej nie utrzymywał, że posiada je na wyłączność czy jako coś rzadkiego, wszyscy ludzie bowiem mogą je odsłonić w sobie samych Większe zasługi w dziele naprawy zepsutych maksym ludz­ kich, w dziele poznania autentycznej etyczności i oczyszczonego kultu Boga położył jednak Chrystus. Miejscem, gdzie się urodziłb, była wioska Betlejem w Judei; jego rodzicami byli Maria i Józef, który swój ród wywodził od Da­ wida, zwyczajem Żydów, przywiązujących dużą wagę do tablic genealogicznych - Zgodnie z żydowskimi prawami, Jezus został obrzezany ósmego dnia od swych narodzin0. 1 Manuskrypt składa się z dziewiętnastu arkuszy, oznaczonych literami od „a" do „t"; daty, które Hegel umieści! na początku pierwszej strony oraz na końcu ostatniej, wskazują, że pisa! tekst od 9 maja do 24 lipca 1795 roku. a J 1b Mt 1, 2. c Którzy mieszkali w Nazarecie, a do Betlejem, skąd pochodziła rodzina Jó­ zefa, musieli się udać, by uczestniczyć w spisie ludności żydowskiej, który prze­ prowadzono na rozkaz Augusta. d Lk 2, 21 i nast.

86

ŻYWOT JEZUSA

O jego wychowaniu wiadomo jedynie, że Jezus3 wcześnie [okazał] ślady niepospolitego intelektu i interesował się kwestia­ mi religijnymi - jako przykład bywa tu przytaczana opowieść, że w dwunastym roku życia chłopiec zapodział się pewnego razu rodzicom, którzy, mocno zaniepokojeni, odnaleźli go w jero­ zolimskiej świątyni wśród kapłanów, zadziwionych jego wiedzą i rozsądkiem, niezwykłymi jak na tak młody wiek - O dalszej edukacji młodzieńca, aż do chwili, gdy sam wystąpił jako wykształ­ cony mąż i nauczyciel, o całej, tak bardzo szczególnej fazie roz­ woju, która trwała do trzydziestego roku życia, doszła do nas jedynie wieść, że Jezus nawiązał znajomość ze wspomnianym wyżej Janemb, który zwał się Chrzcicielem, ponieważ zwykł udzie­ lać chrztu tym, którzy przyjmowali jego wezwanie do poprawy - Jan ów miał poczucie, że jest powołany, by zwracać uwagę swym ziomkom na cele wyższe niż uciecha, na oczekiwania lepsze niż powrót dawnego blasku żydowskiego państwa - nauczał i prze­ bywał zwykle w jakiejś odludnej okolicy, inne potrzeby miał nader skromne, odziewał się w płaszcz z wielbłądziej sierści, przewią­ zany skórzanym pasem, żywił zaś szarańczą, która w tamtych stronach jest jadalna, i miodem dzikich pszczół. O jego naucza­ niu, w ogólności, wiadomo jedynie, że wzywał ludzi, by odmie­ nili swe usposobienie i czynem dowiedli tej zmiany - że głosił, iż w błędzie są Żydzi, którzy uważają, że dzięki swemu pochodze­ niu od Abrahama nie muszą dokonać takiej przemiany, by się podobać Bogu - a gdy ci, którzy do niego przyszli, ze skruchą odnosili się do swego dotychczasowego postępowania, Jan udzielał im chrztu, co oznaczało symboliczny akt, który przez swe podo­ bieństwo do aktu zmywania nieczystości wskazywał na odrzu­ cenie zepsutego usposobienia - Również Jezus przybył do Jana Chrzciciela i przyjął od niego chrzest, niemniej, jak się wydaje, Jan nie brał sobie tego za punkt honoru, że musi mieć własnych uczniów i że musi ich do siebie przywiązać, albowiem gdy odkrył w Jezusie wielkie predyspozycje, których Jezus później rzeczywi­ ście dowiódł, zaręczył mu, że nie potrzebuje przyjmować chrztu, 3 Łk 2, 41. b Łk 3; Mt 3.

87

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

i nakazał innym, by się zwracali do Jezusa i przyjmowali jego pouczenia - również w późniejszym czasie Jan dawał świadectwo3 swej radości na wieść, że Jezus znajduje tak licznych słuchaczy i udziela tak licznym słuchaczom chrztu (Jezus wszakże sam nie chrzcił, lecz jedynie jego uczniowie). Koniec końcówb, Jan padł ofiarą urażonej próżności Heroda, władcy owych stron, i pewnej niewiasty - Jan zganił mianowicie jego obcowanie z własną szwagierką, imieniem Herodiada, za co Herod wtrącił go do więzienia; niemniej tetrarcha [nie] śmiał się całkowicie pozbyć Jana, którego lud uważał za proroka - Pewne­ go razu, w dzień swych urodzin, Herod urządził wspaniałą ucztę, a gdy córka Herodiady zaprezentowała swe taneczne uzdolnie­ nia, zachwycony władca pozwolił jej, by go poprosiła, o co zechce, i przyrzekł, że spełni swą prośbę, nawet gdyby zażądała pół kró­ lestwa; matka, której urażona próżność dotychczas musiała się po­ wstrzymywać z zemstą na Janie, nakazała córce poprosić Heroda o jego śmierć - Herod nie śmiał uwierzyć i zaświadczyć przed swymi gośćmi, że słowo, które dał, nie obejmuje zbrodni - i gło­ wę Jana wręczono dziecku na tacy, którą córka przyniosła matce - Ciało Jana pochowali jego uczniowie. Ponadto z omawianego okresu życia Jezusa doszło do potom­ nych jedynie kilka niewyraźnych śladów drogi rozwoju jego du­ cha Pewnego razu podczasc samotniczych rozmyślań zaświtała mu myśl, czy nie warto by się pokusić, dzięki zgłębianiu natury, a być może również dzięki kontaktom z wyższymi duchami, o taką moc, by mniej szlachetne materiały przemieniać w szlachetniejsze, bardziej bezpośrednio użyteczne dla człowieka, na przykład ka­ mienie w chleb, w ogóle bardziej się uniezależnić od natury - ale porzucił tę myśl, gdy rozważył ograniczenia, które natura wyzna­ czyła ludzkiej władzy nad nią - gdy rozważył, że dążenie do takiej władzy byłoby nawet poniżej godności człowieka, albowiem czło­ wiek ma w sobie silę, która wznosi się ponad naturę, silę, której a J 3, 27 i nast. b Ml 14. c Łk 4; Ml 4.

88

ŻYWOT JEZUSA

kształcenie i potęgowanie stanowi prawdziwe przeznaczenie jego życia Innym razem przed oczyma jego wyobraźni stanęło wszyst­ ko, co między ludźmi uchodzi za wielkie, za godne stanowić przedmiot aktywności człowieka: władza nad milionami, rozgłos u połowy świata, zależność tysięcy istnień od własnej woli, od własnych kaprysów - albo radosne uciechy, które wiążą się z za­ spokajaniem własnych pragnień - wszystko, co może ekscytować własną próżność czy zmysły - Ale gdy głębiej rozmyślał nad warunkami, które są niezbędne, by można było wszystkie te rze­ czy osiągnąć, nawet gdyby ktoś chciał ich użyć jedynie dla dobra ludzkości, mianowicie: zniżyć się do poziomu własnych i cudzych namiętności, zapomnieć o swej wyższej godności, wyrzec się sza­ cunku dla siebie, bez wahania porzucił myśl, by kiedykolwiek uznać takie pragnienia za własne, zdecydowany jedynie temu pozostać wiernym na wieki, co, nie do wymazania, zapisano w jego sercu - wiekuistemu prawu etyczności - i czcić tego, którego świętej woli nie może pobudzać nic innego niż to prawo. Publicznie jako nauczyciel Jezus wystąpił dopiero w trzydzie­ stym roku życia; początkowo w swych wystąpieniach prawdopo­ dobnie ograniczał się tylko do jednostek, wszelako niebawem3, już to dzięki upodobaniu, które znajdowali w jego nauce, już to na jego wezwanie, dołączyli doń uczniowie, którzy zwykle mu wszędzie towarzyszyli i z których [starał się] swym przykładem, swymi pouczeniami wyplenić ciasnego ducha żydowskich prze­ sądów i żydowskiej dumy narodowej, by ich [napełnić] swoim duchem, który przyznawał wartość tylko cnocie, nie związanej z jakimś odrębnym narodem czy z instytucjami pozytywnymi Zazwyczaj przebywał w Galilei, tam zaś w Kafarnaum - zwykle stąd w wielkie święta żydowskie, zwłaszcza w doroczne święto Paschy, udawał się do Jerozolimy. Pierwszy raz, odkąd publicznie wystąpił jako nauczyciel, przy­ bywszy do Jerozolimy1’, zyskał rozgłos dzięki uderzającemu wyda­ rzeniu - Gdy wszedł do świątyni, dokąd napływali wszyscy miesza J 1, 35-51. b J 2, 13 i nast.

89

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

kańcy Judei, by we wspólnotowym wielbieniu Boga wznieść się ponad małostkowe sprawy życia i zbliżyć do Boga, napotkał tłum przekupniów, którzy spekulowali na religijności Żydów, handlu­ jąc wszelkiego typu towarami, potrzebnymi Żydom do celów ofiarnych, i którzy pośród ciżby, jaka napływała ze wszystkich stron Judei, w okresie świąt i w świątyni dokonywali swych trans­ akcji - Jezus, oburzony tym kupieckim duchem - wygnał prze­ kupniów ze świątyni. Znajdował wielu, do których przemawiała jego nauka - zbyt dobrze znał przywiązanie Żydów do ich głęboko zakorzenionych przesądów, ich niedostatek zmysłu wyższych spraw, by się z nimi bliżej zadawać, by pokładać zaufanie w ich przekonaniach, nie uważał, by można było zbudować na nich coś większego - był też zbyt odległy od próżności, która za zaszczyt poczytuje sobie po­ klask ogromnej liczby ludzi, i od słabości, która dzięki takiemu świa­ dectwu czuje się bardziej umocniona we własnych przekonaniach, nie potrzebował poklasku, autorytetu, by wierzyć w rozum. Jak się wydaje, sensacja, którą wzbudził tutaj Jezus3, nie zro­ biła większego wrażenia na nauczycielach ludu i na kapłanach, w każdym razie spoglądali nań z pogardą, wszelako jednemu z nich, imieniem Nikodem, rozgłos ten kazał nawiązać bliższą znajomość z Jezusem i na własne uszy przekonać się, na czym polega nowość jego nauki, co ją wyróżnia i czy zasługuje ona na uwagę - By się nie narazić na nienawiść - czy nie wystawić się na pośmiewisko, Nikodem przyszedł do niego pod osłoną nocy Również ja, rzekł Nikodem, przychodzę, byś mnie pouczył - albowiem wszystko, co o tobie słyszę, dowodzi dla mnie, że jesteś posłańcem Boga, że Bóg w tobie mieszka, że przybywasz z niebios - Tak, odpowiedział Jezus, kto swego źródła nie ma w niebiosach, w kim nie mieszka boska siła, ten nie jest obywa­ telem Królestwa Bożego - Lecz, odrzekł Nikodem, w jaki spo­ sób człowiek miałby się wyrzec swych naturalnych predyspozy­ cji, w jaki sposób miałby dosięgnąć wyższych - musiałby powró­ cić do ciała swej matki i narodzić się kimś innym - jako istota innego rodzaju a J3.

90

ŻYWOT JEZUSA

Człowiek jako człowiek, odrzekł Jezus, jest nie tylko zmysło­ wą istotą - Jego natura nie jest ograniczona tylko do popędów przyjemności - jest w nim również duch, również iskra boskiej istoty, zostało mu przyznane dziedzictwo wszystkich istot rozum­ nych. Tak jak słyszysz wprawdzie szum i czujesz powiew wiatru, ale nie masz nań wpływu ani nie wiesz, skąd przybywa i dokąd zmierza, tak nieodparcie daje ci o sobie wewnętrznie znać owa samoistna, niezmienna zdolność - ale jak wiąże się ona z całą resztą ludzkiego umysłu, który podlega zmienności, i jak może wziąć górę nad zmysłowymi zdolnościami - to pozostaje nam niezna­ ne Nikodem przyznał, że nie zna tych pojęć. Jak to, rzeki Jezus, jesteś w Izraelu nauczycielem, a nie pojmujesz słów, które mówię - przekonanie co do nich jest we mnie tak żywe jak pewność co do rzeczy, które widzę i słyszę - Lecz jak mogę od was żądać, byście uwierzyli na moje świadectwo, jeśli nie zważacie na wewnętrzne świadectwo waszego ducha, na ten niebiański głos? Jedynie on, którego źródło jest w niebie, potrafi was pouczyć, co stanowi wyższą potrzebą rozumu, tylko dzięki wierze w ten glos, dzięki posłuszeństwu wobec niego można znaleźć spokój i prawdziwą wielkość człowieka i jego godność - Albowiem Bóg tak bardzo wyróżnił człowieka spośród pozostałej natury, że ożywił go bla­ skiem swej istoty, że obdarzył go rozumem - jedynie przez wiarę weń człowiek spełnia swe szczytne przeznaczenie - rozum nie potępia popędów naturalnych - ale kieruje nimi i nadaje im szla­ chetną postać. Tylko ten, kto nie jest mu posłuszny, sam siebie osądził przez to, że zapoznał owo światło, że go w sobie nie żywił i tym sposobem pokazał swymi postępkami, jakiego ducha jest dzieckiem - odsuwa się przed blaskiem rozumu, który nakazuje etyczność jako obowiązek, albowiem złe dzieła ludzkie wzdraga­ ją się przed owym oświetleniem, które by przepełniło człowieka wstydem, pogardą w stosunku do samego siebie i skruchą - Kto szczerze wobec samego siebie zabiera się do dzieła, ten chętnie staje przed trybunałem rozumu, nie lęka się jego napomnień, nie boi się samopoznania, którego dostarcza mu rozum - i nie musi zatajać swych postępków, albowiem świadczą one o duchu, który go ożywia, o duchu rozumnego świata, o duchu Boga.

91

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Jezus ponownie opuścił Jerozolimę3, gdy usłyszał, że tłumy tych, którzy z poklaskiem przyjmowali jego naukę, ściągnęły na siebie uwagę faryzeuszy - dlatego znów udał się w wędrówkę do Galilei, dokąd droga prowadziła go przez Samarię; swych uczniów wysłał przodem do miasta, by zakupili żywność, natomiast sam zatrzymał się przy źródle, które miało należeć już do Jakuba, jednego z praojców narodu żydowskiego. Napotkał tam Samary­ tankę, którą poprosił, by zaczerpnęła dlań odrobinę wody. Nie­ wiasta zdziwiła się, że on, Żyd, chce się napić od Samarytanki; oba narody bowiem żywią wobec siebie taką nienawiść religijną i narodową, że nie utrzymują ze sobą absolutnie żadnych kontak­ tów. Jezus odrzekł: Gdybyś znała moje zasady, nie oceniłabyś mnie według pospolitego pokroju Żydów - sama również byś się nie zawahała mnie o to poprosić, a ja otworzyłbym przed tobą inne źródło żywej wody, kto z niego czerpie, tego pragnienie zostaje uciszone, woda, która z niego płynie, jest strumieniem, który wiedzie do wiecznego życia. Widzę, że jesteś mądrym mężem, odrzekła Samarytanka, ośmielę się poprosić cię o wyjaśnienie najważniejszej kwestii, która zrodziła spór między naszą religią i twoją religią - Nasi ojcowie odprawiali tu na górze Garizim swą służbę Bożą, a wy twierdzicie, że tylko Jerozolima jest miejscem, gdzie należy czcić Najwyższego. Uwierz mi, niewiasto, odpowie­ dział Jezus, nadejdzie czas, gdy nie będziecie już celebrować służ­ by Bożej, ani na Garizim, ani w Jerozolimie - gdy nikt już nie będzie uważał, że służba Boża ogranicza się do przepisowych działań czy do określonego miejsca - Nadejdzie czas, który właściwie już jest, gdy autentyczni czciciele Boga będą Ojca wszystkich czcić w praw­ dziwym duchu religii - albowiem jedynie takich sobie on upodo­ bał - duch, w którym panuje tylko rozum i jego kwiat, prawo etyczne - jedynie na tym musi się opierać autentyczne oddawa­ nie czci Bogu Gdy niewiasta opowiedziała współobywatelom Samarii o Je­ zusie i swej rozmowie z nim, zrodziło się wśród nich wysokie mniemanie o przybyszu. Wielu Samarytan wyszło z miasta i otrzy­ mało pouczenie od Jezusa. Gdy Jezus z nimi rozmawiał, ucznio­ 3 J 4.

92

ŻYWOT JEZUSA

wie, którzy właśnie powrócili, podali mu strawę. Zostawcie to, odpowiedział im, nie myślę o cielesnym pokarmie; czynić Bożą wolę i uskuteczniać dzieło poprawy ludzi - oto moje zajęcie; wasze myśli kierują się na strawę, na bliski plon - Poszerzcie swe spoj­ rzenie, popatrzcie na żniwo, które podąża naprzeciw ludzkiego rodzaju, również ten siew obrodzi - na tej niwie nie sialiście - kiełki dobra, zasadzone przez naturę w ludzkich sercach, tu i ówdzie wzeszły samoistnie, waszą rzeczą wszakże jest pielęgnować to kwiecie, wyczekiwać, włączyć się do pracy, którą rozpoczęła na­ tura, i sprawić, by siew obrodził. Na prośbę Samarytan pozostał Jezus u nich dwa dni, dzięki czemu na gruncie własnego doświad­ czenia mogli potwierdzić swe wysokie mniemanie o nim, które zrodziła w nich opowieść niewiasty Po dwóch dniach podjął dalszą drogę3 do Galilei; dokądkol­ wiek przybył, nawoływał ludzi, by odmienili swe usposobienie i dokonali poprąwyb, starał się ich obudzić z drzemki i z bezowoc­ nej, bezczynnej nadziei, że niebawem pojawi się Mesjasz i przy­ wróci blask żydowskiej służby Bożej i żydowskiego państwa - Nie czekajcie na kogoś innego, wołał do nich Jezus, sami przyłóżcie ręki do dzieła waszej poprawy - wyznaczcie sobie cel wyższy niż powrót do czegoś, czym byli dawni Żydzi, poprawcie się - wtedy sprowadzicie tutaj Królestwo Boże. Tak Jezusc nauczał wszędzie, w Kafarnaum nad jeziorem Genezaret w miejscach publicznych i w salach wykładowych - między innymi mówił również o pew­ nym ustępie z żydowskich ksiąg świętych - w Nazarecie, gdzie się urodził - tam można było usłyszeć: Czy to nie syn Józefa, urodzony i wychowany wśród nas? Przesąd, który panował na żydowskimi umysłami, że ten, kogo Żydzi oczekują jako swego wybawcy, musi być dostojnego pochodzenia i wystąpić w ze­ wnętrznym blasku, okazał się nie do przezwyciężenia - koniec końców, współobywatele wypędzili go z miasta, przypomniało się mu wówczas porzekadło, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. a J 4, 43; Mt 4, 12 i nast.; Łk 4, 14. b Mt 4, 17. c Łk 4, 16-32.

93

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Tam teża zaprosił Jezus, by za nim poszli, Piotra i Andrzeja, jak również Jakuba i Jana, których spotkał, gdy łowili ryby, co było ich rzemiosłem, przy czym do Piotra rzekł - zostaw ryby, uczynię cię rybakiem ludzi Liczba jego zwolennikówb zaczęła teraz wyraźnie rosnąć z miast i wiosek towarzyszyło mu wielu ludzi. Prawdopodobnie przed tak liczną ciżbą pewnego razu wygłosił na jednym ze wzniesień następującą mowę: Błogosławieni17 pokorni i ubodzy - Królestwo Niebieskie jest ich udziałem. Błogosławieni, którzy cierpią, kiedyś zostaną pocieszeni. Błogosławieni łagodni, oni dostąpią uciechy spokoju. Błogosławieni, którzy pragną sprawiedliwości, ich pragnienie się spełni. Błogosławieni, którzy są litościwi, również oni doznają miło­ sierdzia. Błogosławieni, którzy są czystego serca, oni zbliżają się do świętości. Błogosławieni, którzy miłują pokój, im przysługuje miano Dzieci Bożych. Błogosławieni, którzy za sprawiedliwą rzecz cierpią prześla­ dowania, którzy z jej powodu doznają pohańbienia i zniesławie­ nia - cieszcie się i radujcie - wy jesteście obywatelami Królestwa Niebieskiego. O was, moi przyjaciele, pragnąłbym móc powiedzieć, że jeste­ ście solą ziemi, lecz gdy sól traci smak, czym należy solić? nieod­ czuwalna, niknie pośród innych, pospolitych substancji. Gdyby wymarła w was siła dobra - wasze czyny zginęłyby razem z całą resztą bezcelowych dążeń ludzkich. Pokażcie się [jako] światło świata, by wasze czyny oświecały ludzi i rozniecały owo lepsze, które w nich się kryje, by się nauczyli spoglądać ku wyższym celom i ku Ojcu w niebiosach Nie sądźcie, że przyszedłem może, by ogłosić, że prawa są nie­ ważne, nie przyszedłem, by znieść ich obowiązywanie, przyszea Ml 4, 18-22; c. I. parali. b Mt 4, 25. c Mt 5.

94

ŻYWOT JEZUSA

dłem, by je uzupełnić - by w ten martwy szkielet tchnąć ducha - niebo i ziemia mogą przeminąć, ale nie wymagania prawa etycz­ nego, ale nie obowiązek posłuchu wobec nich - kto siebie i innych zwalnia od ich przestrzegania, ten jest niegodny nosić miano obywatela Królestwa Bożego; kto zaś sam je wypełnia, a innych jeszcze uczy je czcić, ten będzie poważany w Królestwie Niebie­ skim - Ale głównym warunkiem jest to, co dodaję, by dopełnić cały system praw: byście się nie zadowalali, jak faryzeusze i ucze­ ni waszego ludu, przestrzeganiem litery prawa, co może być je­ dynie przedmiotem ludzkich sądów, lecz w duchu prawa postę­ powali z poszanowania dla obowiązku. Objaśnię wam to kilkoma przykładami z waszego kodeksu prawa. Znane jest wam to jako dawne przykazanie: nie zabijaj - kto zabija, ten ma stanąć przed obliczem sądu - lecz powiadam wam, że nie śmierć drugiego czło­ wieka stanowi o karygodności przestępstwa - kto na swego brata gniewa się niesprawiedliwie, ten co prawda przez żaden sąd na ziemi nie zostanie ukarany, ale zgodnie z duchem prawa zasłu­ guje na karę w takim samym stopniu jak tamten Przykazano wam, byście w pewnych chwilach składali ofiarę. Gdy zbliżacie się do ołtarza i przypominacie sobie tam, żeście kogoś znieważyli i że ów człowiek jest przez to niezadowolony, zostawcie swój dar przed ołtarzem, podajcie waszemu bratu rękę na zgodę i potem dopiero podejdźcie do ołtarza, podobając się Bogu. Jedno z waszych przykazań brzmi: nie cudzołóż - lecz powia­ dam wam, że występkiem jest nie tylko rzeczywisty czyn, lubieżność w ogóle bowiem dowodzi, że serce jest już nieczyste - Choć­ by skłonność wasza była najbardziej naturalna, najbardziej miła, zadajcie jej gwałt, zrańcie ją nawet, zanim pozwolicie, by was pociągnęła za linię prawa, coraz bardziej przez to podkopując i psując wasze maksymy, nawet jeśli, zaspokajając waszą skłon­ ność, nie naruszacie litery prawa. Jest też i dawne prawo: nie składaj fałszywej przysięgi; - lecz jeśli macie szacunek dla siebie, to w ogóle każde zapewnienie, każda obietnica, wyrażone prostym „tak" lub „nie", muszą być równie szczere, równie święte i niezłomne jak przysięga złożona przed Bogiem, albowiem swoje „tak" czy swoje „nie" musicie da­ wać z przekonaniem, że zawsze będzie w taki sposób postępować.

95

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Jedno z praw obywatelskich głosi: oko za oko, ząb za ząb lecz nie pozwólcie, by ta sądowa reguła stanowiła w waszym życiu prywatnym kryterium w odwzajemnianiu zniewag czy w wy­ świadczaniu przysług - Obojętni wobec posiadania własności, po­ święćcie żądzę zemsty, zastępując ją szlachetniejszymi uczuciami łagodności i dobroci, i podobnie uczyńcie z własnymi korzyścia­ mi, choćby nawet często były sprawiedliwe Przykazano wam wprawdzie miłość w stosunku do waszych przyjaciół i waszego narodu, ale jest wam dozwolona nienawiść w stosunku do wrogów i do obcych - ja natomiast powiadam wam: Również w swych wrogach szanujcie człowieczeństwo, jeśli nie możecie ich miłować, dobrze życzcie tym, którzy was prze­ klinają, i dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, wstawiajcie się prośbą u innych za tymi, którzy was u innych oczerniają i sta­ rają się was przez innych unieszczęśliwić - a staniecie się auten­ tycznymi dziećmi Ojca w niebiosach, podobni Wszechdobremu, który swemu słońcu każę świecić nad dobrymi i nad złymi, który swój deszcz zsyła na uczciwych i na niesprawiedliwych - Albo­ wiem gdy miłujecie tych, którzy was miłują, gdy swoim dobro­ czyńcom czynicie dobro albo gdy udzielacie pożyczki, by z po­ wrotem otrzymać tyle samo3, jakąż macie zasługę? Jest to natu­ ralna postawa, której nie negują również ludzie źli - niczego tym nie uczyniliście jeszcze dla obowiązku - świętość jest waszym celem, tak jak Bóg jest święty. Dawanie jałmużnyb i działalność charytatywna są cnotami godnymi polecenia, lecz jeśli się ich, podobnie jak powyższych przykazań, nie uprawia w duchu cnoty - a tylko na pokaz - to pozostają bez jakiejkolwiek zasługi - gdy zatem chcecie dawać jałmużnę, nie rozgłaszajcie tego po ulicach, z ambon czy w gaze­ tach, jak to czynią obłudnicy, by ich wychwalano; czyńcie to w skrytości, by wasza lewa ręka poniekąd nie wiedziała, co daje prawa - Waszą nagrodą, jeśli na zachętę potrzebne wam wyobra­ żenie jakiejś nagrody, będzie cicha myśl, że dobrze postąpiliście, i fakt, że choć świat tak mało zna Stwórcę, to jednak wasz postę’ Lk 6, 35. •> Ml 6.

96

ŻYWOT JEZUSA

pek, jakkolwiek by był niewielki - pomoc, którą okazaliście w nieszczęściu, pocieszenie, którego udzieliliście w biedzie - po wieczność będzie bogaty w dobroczynne następstwa Gdy się modlicie, nie czyńcie tego jak obłudnicy, którzy w świątyniach padają na kolana, na ulicach składają ręce czy naprzykrzają się sąsiadom swymi śpiewami - by ich wszyscy widzieli - zaprawdę, ich modlitwa nie przyniesie owoców - Wasza modlitwa, czy to na łonie natury, czy w waszej izbie, niech będzie wzniesieniem się waszego umysłu ponad małostkowe cele, które stawiają sobie ludzie, i ponad żądze, które gnają ich tam i sam, wznoszeniem się dzięki myśli o Świętym, która niech wam przy­ pomina o prawie, wyrytym w waszym sercu, i niech was przepeł­ nia szacunkiem dla prawa, którego nie może naruszyć jakikolwiek urok ludzkich skłonności - Za istotę modlitwy nie uważajcie wielosłowia, dzięki któremu, zdaniem ludzi zabobonnych, moż­ na sobie zjednać łaskę Boga czy wpłynąć nań i na plan jego wie­ kuistej mądrości. Nie bądźcie im podobni. Ojciec wasz wie, czego wam potrzeba, jeszcze zanim go o to poprosicie; potrzeby natu­ ralne, pragnienia, których źródło stanowią skłonności, nie mogą zatem być przedmiotem waszej modlitwy, bo jakimż sposobem moglibyście wiedzieć, czy ich zaspokojenie stanowi cel planów moralnych Świętego? Duch waszej modlitwy niech będzie taki, abyście, ożywieni myślą o Bogu, powzięli w jego obliczu trwałe postanowienie, że wszystkie swe działania poświęcicie cnocie. Duch modlitwy, wyrażony słowami, dałby się tak przedstawić: Ojcze ludzi, któremu podlegają całe niebiosa, Ty, Najświętszy, jesteś obrazem3, który stoi nam przed oczyma i do którego staramy się przybliżyć, by nadeszło kiedyś twoje Królestwo, w którym wszyst­ kie istoty rozumne prawo jedynie uczynią regułą swego postępo­ wania - Idei tej stopniowo podporządkują się wszystkie skłonno­ ści, nawet głos natury! - Mając poczucie naszej niedoskonałości wobec twej świętej woli - jakże mielibyśmy występować w roli surowych czy wręcz żadnych zemsty sędziów naszych braci? Chcemy pracować jedynie nad sobą, by poprawić swe serce, by uszlachetnić motywy naszych postępków, by swe usposobienie a [przekreślone:] idealem.

97

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

coraz bardziej oczyszczać ze zła, bardziej upodobniając się do Ciebie, którego świętość i błogość jest nieskończona Macie oznakę wzrostu swej doskonałości moralnej, jest nią wzrost waszej miłości braterskiej i skłonności do przebaczenia. Nie skarby na ziemi, których nie możecie w pełni nazwać swymi włas­ nymi, złoto, srebro czy piękno, sprawność - na łup wydane wła­ dzy przemijania, zmiennych okoliczności, a nawet rdzy i in­ sektom czy złodziejom - nie takie skarby wypełnią waszą duszę - Gromadźcie nieprzemijający skarb w sobie samych, bogactwo etyczności, jedynie taki możecie w pełnym tego słowa znaczeniu nazwać waszą własnością, albowiem zależy on od waszej najbar­ dziej własnej osoby - nie ma nań wpływu potęga natury czy zła wola ludzi, ani nawet śmierć - Tak jak oczy służą ciału jako latar­ nia i, gdy są zdrowe, kierują nim w jego wszystkich przedsięwzię­ ciach, a gdy są pełne wad, ciało jest we wszystkim niesprawne tak gdy światło duszy, rozum, ulega zaciemnieniu, skąd miałby jakikolwiek popęd, jakakolwiek skłonność otrzymać prawdziwy kierunek? Tak jak nie można z jednakim zapałem służyć dwu panom, tak służba dla Boga i rozumu nie daje się pojednać ze służbą dla zmysłów, jedna wyklucza drugą bądź rodzi się nieszczę­ sna, bezsilna szamotanina między jedną i drugą - Dlatego napo­ minam was, wyzbądźcie się wiecznej troski o jedzenie i odzienie, o potrzeby, które u większości ludzi wyznaczają cały krąg dążeń i które, sądząc z wagi, jaką ludzie do nich przykładają, zdają się stanowić ich przeznaczenie, ostateczny cel ich istnienia - Czyż w ludzkim umyśle nie występuje potrzeba, która jest bardziej wzniosła niż potrzeba strawy, odzienia? Przyjrzyjcie się beztro­ skim ptakom na niebie, nie sieją, nie zbierają plonów, nie zwożą do spichlerzy, Ojciec natury zatroszczył się o ich pożywienie - Czy wasze przeznaczenie nie jest wyższe niż ich i czy natura miałaby was na to skazać, byście wszystkie szlachetne siły swej duszy wytężali jedynie dla zaspokojenia potrzeb żołądka? Tyle trudu poświęcacie na przyozdabianie i upiększanie postaci, którą dała wam natura - czyż wasza próżność potrafi całym nakładem myśli i trosk choćby o cal zwiększyć wasz wzrost - albo przyjrzyjcie się kwiatom na polu, które dziś tak okazale rozkwitają, a jutro będą sianem, czy przy całej swej okazałości Salomon mógł dorównać

98

ŻYWOT JEZUSA

wolnemu pięknu natury? Wyzbądźcie się zatem odrobiny swych zlęknionych trosk o strawę i odzienie; - najwyższym celem wa­ szych dążeń niech będzie Królestwo Boże i etyczność, dzięki któ­ rej staniecie się godni być jego obywatelami - wtedy wszystko inne samo się wam użyczy Nie bądźcie surowi3 w swym sądzie o innych, albowiem mia­ ry, której wy używacie, użyją również w stosunku do was, co nie zawsze wyjdzie wam na korzyść - dlaczego tak chętnie dostrzega­ cie niewielką drzazgę w oku drugiego człowieka, a nie zauważa­ cie znacznie większej we własnym? a może nawet mówicie doń: Stań, mój drogi, pozwól, że ci wyciągnę tę drzazgę z oka - a w wa­ szym jest znacznie większa. - Obłudniku, najpierw tę wyciągnij, a dopiero potem myśl o uzdrawianiu innych - najpierw pracuj nad sobą, zanim zechcesz pracować nad innymi - Jak może ślepy wska­ zywać drogę ślepemu, czyż nie wpadną obaj do dołu? Czy na­ uczyciel może ucznia uczynić sprawniejszym od samego siebie?b Gdy chcecie innych poprawiać, nie bądźcie tak nieostrożni, by się zwracać z tym do każdego bez różnicy, nie rzucajcie świętości przed psy ani pereł przed wieprze, podeptają je tylko nogami i zwrócą się przeciwko wam samym, i was przewrócą - Z prośbą podchodźcie do ludzi, a często pójdą za wami, szukajcie strony, od której moglibyście się do nich zbliżyć, znajdziecie jakąś, pukaj­ cie cicho, a zostaniecie wpuszczeni - Czego moglibyście chcieć, by obowiązywało jako powszechne prawo między ludźmi, niech obowiązuje również w stosunku do was, zgodnie z taką maksy­ mą postępujcie - jest to podstawowe prawo etyczności - treść wszelkiego prawodawstwa i świętych ksiąg wszystkich narodów. Wejdźcie przez tę furtę prawa do świątyni cnoty, furta jest wpraw­ dzie wąska, ścieżka zaś pełna niebezpieczeństw, a towarzyszy będzie mieć niewielu, o ileż bardziej poszukiwany jest pałac zdrożności i zepsucia - jego brama jest szeroka, a jego droga równa. Na ścieżce uważajcie zwłaszcza na fałszywych nauczycieli, którzy będą się do was zbliżać z łagodną miną jagnięcia, ukrywając pod J Mt 7. J Lk 6, 40. c [przekreślone:] Ogólną regułą mądrości jest: czego wy chcecie, by wam lu­ dzie czynili, to i wy im czyńcie - reguła etyczności.

99

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nią żądze drapieżnych wilków - Macie niezawodny znak, który pozwoli wam łatwo przeniknąć ich udawanie - oceniajcie ich po ich dziełach - czyż zbiera się winogrona z cierni albo figi z ostów? Każde dobre drzewo wydaj e dobre, a złe drzewo - złe owoce nie jest wszak to drzewo dobre, które wydaje złe owoce, ani to drzewo liche, które wydaje dobre owoce3. Po owocach zatem ich poznacie - Z bogactwa dobrego serca tryska dobro, z obfitości złego serca tryska złob. Nie dajcie się zwieść pobożnym słowom - Nie każdy, kto do Boga woła, kto zanosi mu modlitwę i ofiarę, jest członkiem Jego królestwa, lecz ten jedynie, kto czyni Jego wolę, którą obwieszcza człowiekowi prawo jego rozumu - Wielu powie w wieczności przed sędzią świata: Panie, Panie, gdy czyniliśmy cuda, gdy wyganialiśmy złe duchy, gdy dokonywaliśmy innych wielkich rzeczy, czy przy tym nie używaliśmy Twego imienia, czy nie wysławialiśmy Ciebie, czyż za to nie dziękowaliśmy Tobie, jako Twoim dziełom? Wtedy usłyszą odpowiedź: Cóż mają znaczyć wasze cuda, proroctwa i wielkie czyny, czyż o nie chodziło? - Bóg nie rozpoznaje was jako swych wyznawców - nie jesteście oby­ watelami Jego królestwa, wy cudotwórcy, wy prorocy, wy spraw­ cy wielkich czynów! Czyniliście zło, a etyczność stanowi jedyne kryterium, wedle którego można się podobać Bogu! Każdego, kto wysłuchał tych zasad i kto przyjął je jako własne, porównuję do roztropnego męża, który swój dom zbudował na skale, oto nade­ szła burza, i strumienie wezbrały, i wichry powiały, i uderzyły również na jego domostwo, lecz dom nie padł, bo się opierał na skale - tego zaś, kto naukę ową wprawdzie posłyszał, ale jej nie przestrzega, porównuję do głupca, który swój dom zbudował na piasku, oto nadeszła burza i uderzyła również na jego domostwo, i dom zawalił się z trzaskiem - bo miał słaby fundament. Słowa te wywarły wielkie wrażenie na jego słuchaczach, al­ bowiem przemawiał z mocą i dobitnie, a sprawy rozważał takie, które stanowią najwyższe zagadnienia człowieczeństwa Odtąd coraz bardziej rosła rzesza ludzi, którzy przybywali, by słuchać Jezusac, ale też z większą uwagą zaczęli się mu przygląa Łk 6, 43. b Lk 6, 45. c Mt 9; Mk 2, 13.

100

ŻYWOT JEZUSA

dać faryzeusze i kapłani żydowscy. By uniknąć zgiełku tej ciżby i ujść przed ich knowaniami, Jezus często wybierał samotność Gdy przebywał w Galilei, pewnego razu przechodził obok punk­ tu celnego, gdzie zobaczył celnika imieniem Mateusz3, którego także zaprosił, by postąpił za nim, i również potem zaszczycał go swym zaufaniem - Wspólnie się z nim posilał, w towarzystwie jeszcze kilku celników - Faryzeusze okazali przed przyjaciółmi Jezusa zdziwienie tym faktem, ponieważ słowa „celnik" i „grzesz­ nik" były u Żydów synonimami. Gdy Jezus to usłyszał, rzekł do nich: Lekarza nie potrzebują zdrowi, lecz chorzy - W drodze rozważcie, co oznaczają słowa, które gdzieś5 zapisano w waszych świętych księgach: Nie w ofierze, lecz w prawości mam upodoba­ nie Niektórych uczniów Jana Chrzciciela uderzyło natomiast, że zarówno oni, jak i faryzeusze przestrzegają tylu postów, a przy­ jaciele Jezusa nie; na ich pytanie Jezus odpowiedział: Jakiekolwiek by mieli rzeczywiście powody do smutku, nadejdą dni, gdy rów­ nież im zostanie zabrany ich nauczyciel, tak jak i wam zostanie wasz zabrany - wtedy niech poszczą! Dlaczego w ogóle miałbym od nich żądać takiej surowości w sposobie życia? nie pasowałoby to ani do ich dotychczasowych przyzwyczajeń, ani do moich zasad, które nie przywiązują wagi do surowego zewnętrza, a tym bar­ dziej nie pozwalają mi narzucać innym przestrzegania pewnych obrzędów Potem znów nadeszło święto Paschy i również Jezus udał się do Jerozolimy. Gdy tam przebywał, zgorszyło Żydów, że pewne­ go razu w szabat okazał miłosierdzie jednemu z ubogich chorych - widzieli w tym profanację świętego dnia i zarozumiałość czło­ wieka, który nie uważa za obowiązujące jednego z przykazań, danych przez samego Boga - który niejako pozwala sobie na prawo przysługujące jedynie Bogu i który swój autorytet zrównuje z au­ torytetem Boga - Jezus odpowiedział im: Jeśli swe kościelne a mówi Lewi. b c

Najprawdopodobniej chodzi o tę samą historię i tę samą osobę, o której Lk 5, 27, oraz Mk 2,14, tyle tylko, że tam mąż ten występuje pod imieniem

Oz 6. J5.

101

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

postanowienia i przykazania pozytywne uważacie za najwyższe prawo, jakie dano człowiekowi - to zapoznajecie godność czło­ wieka, który jest zdolny z siebie samego dobyć pojęcie Boga i po­ znanie jego woli - kto nie czci tej zdolności, którą ma w sobie, ten nie czci Boga - Co człowiek może nazwać swoim „ja", i co sięga poza grób i rozkład, i co sobie samemu wyznaczy swą zasłużoną nagrodę, to potrafi kierować samym sobą - obwieszcza siebie jako rozum, którego prawodawstwo nie jest już zależne od niczego innego - któremu żaden inny autorytet na ziemi czy w niebie nie może dać innej miary, wedle jakiej miałby sobą kierować - Nauki, której wam tu głoszę, nie podaję za swój pomysł, za swą własność, nie żądam, by ktokolwiek ją przyjmował na mocy mego autory­ tetu, albowiem nie szukam sławy - (poddaję ją ocenie powszech­ nego rozumu, który każdemu niech powie, czy nauce tej wierzyć, czy nie -) Lecz jakże moglibyście uznać rozum za najwyższą miarę wiedzy i wiary, skoro nigdyście nie dostrzegli głosu Boga, skoro nigdyście nie posłyszeli echa tego głosu w waszych sercach, sko­ ro nie poważacie Tego, kto uderza w ów ton? Skoro sądzicie, że wiedza o woli Bożej jest w waszym wyłącznym posiadaniu, a wy­ różnienie, które ma wam przysługiwać przed wszystkimi inny­ mi ludźmi, czynicie przedmiotem swych ambicji? Skoro wciąż i wciąż powołujecie się na Mojżesza, swą wiarę opierając na cu­ dzym autorytecie jednego człowieka! Uważnie poczytajcie wasze święte księgi, wnosząc w to ducha prawdy i cnoty, a znajdziecie w nich świadectwo tegoż ducha - zarazem zaś oskarżenie prze­ ciwko wam samym, oskarżenie, że wasza duma, której podoba się jej ograniczony widnokrąg, nie pozwala wam spojrzeć ku czemuś wyższemu niż wasza bezduszna wiedza i wasze mecha­ niczne obrzędy Jeszcze kilka innych powodów3 dało faryzeuszom sposobność, by zarzucić Chrystusowi i jego uczniom profanowanie szabatu Jednego z takich dni spacerował przez obsiane pole ze swymi przy­ jaciółmi, którzy, zgłodniawszy, wyrwali kłosy czy jakieś inne sa­ dzonki, być może wschodnią fasolę, i jedli ziarna - (co w zwykły dzień było dozwolone). Faryzeusze, którzy to widzieli, zwrócili a Mt 12, 1-8; Lk 6, 1-5.

102

ŻYWOT JEZUSA

Chrystusowi uwagę, że jego uczniowie robią coś, co w szabat nie jest dozwolone - Chrystus zaś odpowiedział im: Czy nie przypo­ minacie sobie z historii waszego narodu, że Dawid, gdy był głod­ ny, zjadł uświęcone chleby świątynne, a także wydzielił z nich swym towarzyszom? - albo że kapłani również w szabat wyko­ nują rozmaite zajęcia w świątyni? Czy świątynia ma je uświęcać? powiadam wam, człowiek jest czymś więcej niż świątynia, czło­ wiek, a nie określone miejsce, uświęca postępki albo czyni je nieświętymi - porządek szabatu został ustanowiony gwoli człowie­ ka, a nie człowiek gwoli szabatu, człowiek jest bowiem również panem szabatu - gdybyście się w ogóle zastanowili, co przy innej okazji mówiłem niektórym z waszego stanu, jaki jest sens słów: Bóg żąda miłości, a nie ofiar, to niewinnych nie ganilibyście z taką surowością. W inny szabat3, chcąc znaleźć powód do oskarżenia, zapytali go faryzeusze w jednej z synagog, gdzie przebywał czło­ wiek z niesprawną ręką - czy takiego dnia leczyć go jest do­ zwolone. Jezus odrzekł: Kto spośród was nie wyciągnie swej owcy, która w szabat wpadnie do dołu? a czyż człowiek nie ma znacz­ nie większej wartości niż owca? dlatego dobry postępek będzie dozwolony w dzień szabatu! Już kilka tych przykładów wyraźnie pokazuje złą wolę faryzeuszy wobec Jezusa, i rzeczywiście od tego czasu faryzeusze sprzymierzyli się ze stronnictwem Heroda, by usunąć Jezusa, gdy nadarzy się taka możliwość Potem spotykamy go znów w Galilei, gdzie z powodu tych knowań swój pobyt utrzymywał w tajemnicy i nawet swym słu­ chaczom, którzy się u niego stawili, nakazał, by nie rozgłaszali o jego pobycie Z tłumu swych słuchaczy6 wybrał Jezus dwunastu, których zaszczycił szczególnym przekazem wiedzy, by go dzielnie wspie­ rali w krzewieniu jego nauk, aż nadto zdawał sobie bowiem spra­ wę, że życia i sił jednego człowieka nie starczy, by można było cały naród przysposobić do etyczności - wybrał ich, by mieć jed­ nak kilku, których mógłby w czysty sposób natchnąć swym du­ chem - Ich imiona patrz u Marka, 3, 16-19. a Ml 12, 9-12. b Łk 6, 12-13.

103

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Gdy3 Jan Chrzciciel wysłał kilku ze swych uczniów do Jezusa, by go wypytali o cel jego nauczania, Jezus zarzucił faryzeuszom chłód, z jakim przyjmowali wezwanie do poprawy, które głosił Jan -Jakaż to ciekawość - bo przecież nie żądza poprawy - wygnała was, rzekł, na pustynię? - może chcieliście zobaczyć podobnego wam męża bez charakteru, który swe maksymy zmienia zależnie od swych korzyści? trzcinę, którą wiatr kołysze we wszystkie strony? albo męża w okazałych szatach, który żyje wystawnie? takich nie spotkacie na pustyni, a jedynie w królewskich pałacach! albo może proroka? cudotwórcę? Jan jest czymś więcej niż to wszystko! Pośród gminu prędzej znalazł uznanie - ale sercem faryzeuszy i prawowiernych uczonych w Piśmie nie potrafił wstrząsnąć czy uwrażliwić ich na dobro? Z czym mam porównać ten gatunek ludzi? może z chłopcami, którzy bawią się na rynku i wołają jedni do drugich: Gwizdaliśmy wam na piszczałkach, a wy nie tańczyliście! śpiewaliśmy wam smutne pieśni, lecz również nie płakaliście! Jan nie jadł chleba i nie pił wina - mówicie, że męczy go zły nastrój, ja jem i piję jak inni, to mówicie, że jest człek żar­ łokiem i opojem, który zadaje się ze złymi ludźmi - Lecz mądrość i cnota znajdą czcicieli, którzy docenią ich wartość Nie bacząc na te reprymendy, jeden z faryzeuszy, imieniem Szymon, zaprosił go na obiad - Dowiedziała się o tym pewna nie­ wiasta, która prawdopodobnie zawdzięczała wiele naukom Jezu­ sa, i weszła do komnaty, niosąc naczynie z kosztowną maścią, po czym zbliżyła się do Jezusa. Widok męża pełnego cnót i poczucie własnej grzeszności sprawiły, że zapłakała i rzuciła się mu do nóg, rozczulona wszystkim, czym przyczynił się do jej skruchy i po­ wrotu na drogę cnoty, ucałowała jego stopy, zrosiła je swymi łzami, i osuszyła swymi lokami, i namaściła je kosztowną maścią. Dobroć, z jaką Jezus przyjął te gesty, które przyniosły ulgę sercu pełnemu skruchy i wdzięczności, dobroć Jezusa, której nie odstręczyło to rozczulenie, uraziła smak faryzeuszy, których miny zdradzały zdumienie, że Jezus tak dobrotliwie obszedł się z kobietą o tak złej reputacji - Jezus dostrzegł to i rzekł do Szymona: Mógłbym ci coś opowiedzieć - Mów, odrzekł Szymon - Pewien wierzyciel, zaczął c Łk 7, 18.

104

ŻYWOT JEZUSA

opowiadać Jezus, miał dwóch dłużników, z których jeden był mu winny pięćset, a drugi pięćdziesiąt denarów; ponieważ nie byli w stanie ich oddać, odpuścił im dług. Który z nich będzie go bardziej miłować? - Ten zapewne, powiedział Szymon, któremu najwięcej darował - Bez wątpienia, odrzekł Jezus, i wskazując na niewiastę, ciągnął dalej: Patrz, wszedłem do twego domu, a nie zaoferowałeś mi wody, bym umył swe stopy, ona zwilżyła je swymi łzami i osuszyła swymi lokami - nie złożyłeś mi pocałunku, ona nie uważała, że będzie to poniżej jej godności, jeśli ucałuje nawet moje stopy - nie namaściłeś mej głowy oliwą, ona kosztowną maścią uczyniła to z moimi stopami - Niewieście, która jest zdol­ na do takiej miłości, do takiej wdzięczności, odpuszczone są jej błędy, nawet jeśli było ich już wiele, chłód wobec tak szlachetnych doznań nie wskazuje na powrót do nieuprzedzonej postawy, jaka znamionuje cnotę - To boska radość, Jezus zwrócił się jeszcze do niewiasty, widzieć twój tryumf wiary w siebie, wiary, że oto jesteś jeszcze zdolna do dobra, i twą odwagę - Bądź zdrowa! Potem Jezus wędrował przez miasta i wioski3, wszędzie wygła­ szając kazania, a towarzyszyło mu jego dwunastu apostołów oraz parę niewiast, w tym kilka bogatych, które ze swego majątku utrzymywały całą grupę. Pewnego razu w obecności wielu zebra­ nych wygłosił następującą przypowieść (czyli zmyśloną historię, która uzmysławia jakąś naukę, a tym różni się od bajek, że w nich zwierzęta, i od mitów, że w nich demony czy alegoryczne stworze­ nia - w przypowieściach natomiast ludzie są bohaterami): Pewien siewca wyszedł, by posiać ziarno; część ziaren upadła na drogę, gdzie została rozdeptana bądź zjedzona przez ptaki - inna część upadła na skalisty grunt, gdzie miała niewiele ziemi, szybko wze­ szła, ale też przez skwar szybko zwiędła, bo nie miała głębokich korzeni; część padła między ciernie, które wystrzeliły wysoko i ją przydusiły-część padła również na urodzajną rolę i przyniosła sto­ krotny plon. Gdy uczniowie zapytali go, dlaczego, wykładając ludziom swe nauki, ubiera je w szaty przypowieści, Jezus odpowie­ dział: Wy zapewne macie zmysł wzniosłych idei, dotyczących Królestwa Bożego i etyczności, która daje prawo obywatelstwa a Lk 8.

105

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

w nim - niemniej doświadczenie nauczyło mnie, że u Żydów pozostają one słowem rzuconym na wiatr, a jednak domagają się oni ode mnie, bym im coś powiedział - ich głęboko zakorzenione przesądy nie pozwalają nagiej prawdzie dotrzeć do ich serca. Kto ma predyspozycje, by przyjmować w siebie coś wyższego, ten potrafi wyciągnąć korzyści z moich nauk - komu natomiast brak tego wyższego zmysłu, temu nie zda się na nic nawet ta niewielka znajomość dobra, którą może posiada. Mają oczy, a nie widzą, mają uszy, a nie słyszą, dlatego powiedziałem im tylko przypowieść, którą wam teraz objaśnię. Posianym ziarnem jest poznanie prawa etycz­ nego. Kto ma sposobność dojść do tego poznania, ale go nie uchwy­ cił mocno, temu zwodziciel bez trudu wyrwie z serca tę odrobinę dobra, które było w nim może zasiane - taki sens ma ziarno, które padło na drogę - Które natomiast zostało posiane na skalistym gruncie, oznacza poznanie, jakie ktoś przyjmuje wprawdzie z ra­ dością, ale jakie, ponieważ nie zapuściło głębokich korzeni, wkrót­ ce ulega okolicznościom i przegrywa, gdy niedola i nieszczęście za­ grożą prawości. Ziarno, które padło między ciernie, oznacza stan tych, którzy co prawda słyszeli o cnocie, ale nie wydała ona w nich owoców, przytłumiona przez troski życia i złudną pokusę bogac­ twa. Ziarno posiane w urodzajnej ziemi oznacza głos cnoty, który został zrozumiany i przyniósł stukrotny plon. Przedłożył im jeszcze inną przypowieść3: Królestwo dobra można porównać do roli - którą jej właściciel obsiał dobrym ziar­ nem - Gdy ludzie spali, przyszedł jego wróg, nasiał chwastów pośród pszenicy i czmychnął. Gdy ziarno zaczęło się kłosić, uka­ zały się również chwasty. Parobkowie zapytali gospodarza: Zasia­ łeś czyste ziarno, skąd więc tyle chwastów na polu? - Zapewne posiał je mój wróg, odrzekł gospodarz. Parobkowie rzekli: Czy nie chcesz, byśmy je wyplenili? Nie, odrzekł roztropniejszy od nich gospodarz, bo z chwastami wyrwalibyście również kłosy pszeni­ cy, pozwólcie obu rosnąć razem do żniw, wtedy polecę żniwia­ rzom, by oddzielili i sprzątnęli chwasty, a schowali czystą pszeni­ cę. Gdy Jezus został sam ze swymi uczniami, zapytany o wyja­ śnienie tej przypowieści, udzielił im następującego: Siewcą a Mt 13.

106

ŻYWOT JEZUSA

dobrego ziarna są dobrzy ludzie, którzy swą nauką i swym przy­ kładem zwracają innym uwagę na cnotę - rolą jest świat - do­ brym ziarnem są lepsi ludzie, chwastem zdrożni - wrogiem, któ­ ry rozsiewa chwasty, są pokusy i kusiciele - porą żniw jest wiecz­ ność, która odpłaca za dobro i zło - jednakże cnota i zdrożność pozostają ze sobą w nazbyt ścisłym związku, by można było bez szkody dla niej wyplenić tę drugą Pod innym względem porównał królestwo dobra do ziarnka gorczycy, z którego, choć jest tak małe, wyrasta tak wielki krzew, że ptaki mogą na nim zakładać swe gniazda - a także do odrobiny zaczynu, który, zmieszany z trzema miarami mąki, zakwasza całe ciasto - Z królestwem dobra jest podobnie jak z ziarnem, które, posiane w glebie, nie wymaga dalszych starań, kiełkuje i rośnie, bez doglądania; z natury bowiem ziemia ma własną siłę napędową, dzięki której ziarno kiełkuje, wystrzela w źdźbło, wydaje pełny kłosa. Porównał również królestwo dobra do skarbu ukrytego w roli, który ktoś znajduje, po czym ponownie go ukrywa, by w radości sprzedać wszystko, co ma, i nabyć ów kawałek roli - czy do kupca, który poszukuje pięknych pereł - i znajduje bardzo cenną, dla któ­ rej wszystko sprzedaje, by zostać jej posiadaczem - czy do rybaka, który, gdy nałapie w sieci ryb wszelkiego rodzaju, przebiera je na brzegu i dobre wkłada do swych naczyń, złe zaś wyrzuca - lak samo w wielkiej porze żniw odróżnią się od siebie ludzie dobrzy i ludzie źli, tamci dzięki nagrodzie, którą znajdą w spokoju, jaki daje cnota - ci dzięki skrusze, samooskarżeniu i wstydowi. Tymczasem0 przybyli do Jezusa krewni, by go odwiedzić; z po­ wodu tłumów, które go otaczały, nie mogli się doń zbliżyć; gdy mu o tym powiedziano, odrzekł: Moimi braćmi i krewnymi są ci, którzy słyszą głos Boga i postępują za nim. Na wieśćc o zgładzeniu Jana Chrzciciela przeprawił się na wschodni brzeg Morza Tyberiadzkiego - ale jedynie przez krótki czas bawił pośród Gerazeńczykówd, po czym znów powrócił do Galilei. ■’ b c d

Mk 4, 26 i nast. Lk 8, 19. Łk 8, 22; Mt 14, 13. [Lk] 8, 37.

107

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Swych dwunastu apostołów wysłał Jezus3 w tym samym cza­ sie, by, jak on, kwestionowali przesądy Żydów, którzy, dumni ze swego imienia i pochodzenia, właśnie te wartości, które w ich oczach stanowiły wielki przymiot, stawiali ponad jedyną w swym rodzaju wartość, jaką człowiek zawdzięcza etyczności. Nie musicie czynić wielkich przygotowań do swej podróży, rzeki im Jezus, ani zapowiadać się jakimkolwiek zbytkiem. Gdzie dadzą wam po­ słuch, tam zatrzymajcie się na pewien czas, kto was niemiło przyjmie, temu się nie narzucajcie, lecz opuśćcie zaraz to miejsce i da­ lej kontynuujcie swą wędrówkę. Jak się wydaje, apostołowie jedynie krótki czas pozostawali nieobecni i niebawem znów stanęli u boku Jezusa. Pewnego razub Jezus znalazł się w towarzystwie faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy i którym rzu­ ciło się w oczy, że uczniowie Jezusa zasiadają do stołu z nieczy­ stymi, to znaczy z nie umytymi rękoma: albowiem zgodnie z prze­ pisem, który opiera się na tradycji, Żydzi niczego nie spożywają, zanim się dokładnie nie umyją - a gdy sami są już czyści, przed każdym posiłkiem muszą też skropić wodą wszystkie naczynia, krzesła i ławy. Faryzeusze zapytali Jezusa: Dlaczego uczniowie twoi nie żyją zgodnie z przepisami naszych ojców i zasiadają do stołu z nie uświęconymi rękoma? Jezus odpowiedział: Pewien ustęp z waszych świętych ksiąg daje się odnieść również do was samych, a brzmi on: Lud ten służy mi ustami, ale jego serce jest daleko ode mnie; pozbawiona duszy jest ich cześć dla mnie, bo przestrzegają arbitralnych postanowień. Nie szanujecie boskiego przykazania, lecz trzymacie się ludzkich obrzędów, na przykład uświęcania kielichów i krzeseł wodą - czy wielu podobnych, w tym jesteście skrupulatni. Na przykład, boskim przykazaniem, które w ten sposób znosicie, by pozostać wiernymi swym kościel­ nym statutom, jest prawo: czcij ojca swego i matkę swoją - kto złorzeczy ojcu czy matce, niech zginie. Lecz wy ustanowiliście inne prawo - jeśli ktoś w gniewie do ojca swego czy matki swojej powiedział: przedmiot, którym mógłbym wam wyświadczyć » Lk 9. b Mk 7.

108

ŻYWOT JEZUSA

przysługę - czy uczynić wam dobro, niech będzie poświęcony świątyni - to uznajecie, że słowami tymi jako ślubowaniem jest obowiązany ojcu swemu czy matce swej niczego dobrego już nie okazywać, i liczycie mu za grzech, jeśli wyświadczy im jeszcze jakąś przysługę. Tym sposobem znosicie boskie przykazanie swy­ mi nakazami - wiele macie podobnych postanowień. Następnie Jezus rzeki do tłumu, który stał dokoła: Posłuchajcie mnie i pojmijcie, co do was powiadam: Uczynić człowieka nieczystym nie może żaden przedmiot cielesny, żadna rzecz, którą człowiek przyj­ muje w siebie z zewnątrz, i tylko uczynki, których człowiek jest autorem, tylko słowa, które wychodzą z jego ust, wskazują, czy jego dusza jest czysta bądź nieczysta. Uczniowie Jezusa zwrócili mu uwagę, że faryzeusze gorszą się tymi mowami. Niech się gorszą, takie plantacje, które od człowieka pochodzą, trzeba wyple­ nić, rzeki Jezus - oto ślepcy, którzy ślepcom przewodzą w ich dro­ dze, a takim przewodnikom chciałbym wydrzeć lud, bo inaczej, wpadnie do jakiegoś dołu wraz z tymi, którym powierzył swój los. Gdy lud się rozszedł, a Jezus powrócił do domu, jego przyja­ ciele zapytali o wyjaśnienie owej przypowieści o czystych i nie­ czystych przedmiotach - Jak to? odparł Jezus, to i wy jeszcze nie doszliście tak daleko, by ją zrozumieć? Czyż nie pojmujecie, że wszystko, co przez ludzkie usta przechodzi, w żołądku i jelitach jest przerabiane, a potem wydalane drogami odprowadzającymi? - Co zaś z ust wychodzi, zatem słowa - i w ogóle postępki pochodzi z umysłu człowieka, i one mogą być czyste bądź nieczy­ ste, święte bądź nieświęte - w duszy przecież ma swe źródło zła myśl, morderstwo, zdrada małżeńska, kradzież, fałszywe świa­ dectwo, obelga, zazdrość, pycha, rozpasanie, chciwość - właśnie te zdrożności profanują człowieka - a nie to, że nie uświęcił wodą swych rąk, zanim siadł do stołu. Gdy zbliżało się żydowskie Święto Namiotów3, krewni Jezusa namawiali go, by się udał z nimi do Jerozolimy, gdzie ludzie mogliby go słuchać i poznać na większej scenie niż w galilejskich miasteczkach i wioskach. Jezus odrzekł, że nie nadszedł dlań jesz­ cze stosowny czas, że oni zawsze mogą się tam udać, bo ludzie a J7.

109

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nie nienawidzą ich jak jego, który zaświadczył Żydom, że ich obyczaje są zepsute, a postępki złe. Dopiero kilka dni później, gdy jego krewni opuścili Galileę, również Jezus udał się do Jerozolimy, ale uczynił to cichcem. W Jerozolimie wypytywano już o jego osobę, oczekiwano bowiem, że, będąc Żydem, pojawi się na ob­ chodach święta; opinia ludu o nim, zwłaszcza Galilejczyków, róż­ nie się kształtowała, niektórzy uważali go za prawego męża, nie­ którzy za kusiciela, ale ze strachu przed Żydami Galilejczycy nie ważyli się publicznie o nim rozmawiać. Dopiero w połowie świę­ ta Jezus udał się do świątyni i głosił swe nauki. Żydzi dziwili się temu, bo wiedzieli, że nie prowadził studiów. Jezus odrzekł im w odpowiedzi: Moja nauka nie jest ludzkim wynalazkiem, które­ go trzeba by się w mozole uczyć od innych. Kto bez przesądów postanowił sobie, że będzie postępować zgodnie z niezafałszowa­ nym prawem etyczności, ten zaraz może sprawdzić moją naukę, czy jest ona moim wynalazkiem; kto szuka sławy, ten wielką wagę przywiązuje do ludzkich spekulacji i nakazów - kto zaś prawdzi­ wie poszukuje chwały Boga, ten jest dostatecznie uczciwy, by odrzucić owe wynalazki, które ludzie przydali do prawa etyczne­ go czy wręcz postawili na jego miejscu - Wiem, że mnie niena­ widzicie, a nawet usiłujecie mnie zabić, bo stwierdziłem, że leczyć ludzi w szabat jest dozwolone - wszak dozwolił wam Mojżesz, byście w szabat dokonywali obrzezania ludzi! o ileż bardziej do­ zwolił ich uzdrawiać? Niektórzy ze słuchających go mieszkańców Jerozolimy swym słowem dawali znać, że słyszeli o planach Wy­ sokiej Rady, która chciała się pozbyć Jezusa; dziwili się, że może tak publicznie i swobodnie przemawiać, że jeszcze nikt na niego nie dybie, skoro takie są zamiary; Mesjaszem, którego Żydzi ocze­ kiwali, by przywrócił blask ich służby Bożej i niezależność ich państwa, Jezus być nie może, mówili między sobą, bo wiemy przecież, skąd pochodzi; Mesjasz natomiast, zgodnie z proroctwa­ mi, ma się nagle pojawić. Tak więc misji Jezusa ciągle stawały na przeszkodzie przesądy Żydów, raczej nie dopytujących się o na­ uczyciela, który by usiłował poprawić ich obyczaje i odwieść ich od przesądów sprzecznych z etycznością, lecz pragnęli Mesjasza, który by ich wyzwolił od rzymskiej zależności, nie znajdując ta­ kiego w osobie Jezusa. Członkom Wysokiej Rady ich słudzy nieba­

110

ŻYWOT JEZUSA

wem donieśli, że Jezus przebywa w świątyni, co ściągnęło na nich zarzut, że go od razu nie pojmali, tłumaczyli się tedy, że jeszcze nigdy nie słyszeli, by ktoś tak przemawiał, i dlatego nie śmieli go schwytać - Na to faryzeusze rzekli im: Jak to? wydaje się, że i wy daliście się zwieść, czyliż widzicie, by go poważał jakiś członek Rady albo któryś z faryzeuszy, udało się mu zmylić jedynie plebs, który nie zna naszych praw. Gdy Nikodem, który pewnego razu odwiedził Jezusa nocą, przedłożył im, że prawa nie pozwalają po­ tępić nikogo, jeśli się go wprzód nie wysłuchało i nie poznało dokładnie jego postępków, inni zarzucili mu, że zapewne rów­ nież jest zwolennikiem Galilejczyka - z Galilei, mówili, nie może przecież pochodzić żaden prorok. Rada rozeszła się, prawdopo­ dobnie nie podejmując żadnego wniosku formalnego przeciwko osobie Jezusa. Jezus spędził3 noc na Górze Oliwnej, być może w Be­ tanii, która leżała u jej podnóża, gdzie miał znajomych, o świcie wszakże powrócił do miasta i udał się do świątyni; gdy tam wygłaszał swe nauki, kilku uczonych w Piśmie i faryzeuszy przy­ prowadziło doń niewiastę, którą przyłapano na cudzołóstwie, kazali jej stanąć pośrodku, by niejako dokonać nad nią sądu i przedstawili Jezusowi przypadek: Prawo Mojżeszowe nakazuje taką ukamienować, i zapytali Jezusa o jego zdanie. Jezus przejrzał ich zamiar, że chcą go złapać w sidła, udał, że nie dosłyszał pyta­ nia, pochylił się i rysował palcem jakieś figury na piasku. Gdy na­ legali, by im przedstawił swe zdanie, wyprostował się i rzeki do nich: Kto z was nie popełnił żadnego wykroczenia, niech pierw­ szy rzuci w nią kamieniem - po czym znów, jak poprzednio, ry­ sował figury na piasku. Usłyszawszy tę odpowiedź, uczeni w Pi­ śmie czmychnęli jeden po drugim, tak iż Jezus pozostał sam z nie­ wiastą. Gdy się wyprostował, nie dostrzegł już nikogo oprócz niej. Gdzież są twoi oskarżyciele, zapytał, nikt cię nie skazał? Nikt, od­ powiedziała. Również ja, odrzekł, nie potępiam cię, bądź zdrowa i w przyszłości nigdy już nie popełniaj wykroczeń. Gdy innym razemb Jezus publicznie rozprawiał w świątyni, faryzeusze wystąpili przeciw niemu z pytaniem, jakimż to może a J 8. b J 8, 12-20.

111

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

się okazać świadectwem, które by gwarantowało zarówno jemu, jak i innym, że nauki, które głosi, są prawdą - nam dane jest to szczęście, że mamy ustrój i prawa, które swe uwierzytelnienie zawdzięczają uroczystym objawieniom Bożym - W odpowiedzi Jezus rzeki do nicha: Czyżbyście sądzili, że Bóg rzucił ludzkie ple­ mię w świat, że pozostawił je naturze, nie dając mu jakiegoś pra­ wa, nie dając mu jakiejś świadomości ostatecznego celu istnienia, nie dając mu możliwości odnalezienia w sobie samym drogi, dzięki której będzie się mogło spodobać Bogub- że kwestią szczęścia jest znajomość praw moralnych, która, nie wiedzieć dlaczego, miała­ by przypaść w udziale jedynie wam, temu zakątkowi, wyłącznie wam pośród wszystkich narodów na ziemi - właśnie to każę wam sobie roić samolubna ograniczoność waszych głów - Ja trzymam się niezafałszowanego głosu mego serca i sumienia - kto głosu tego słucha uczciwie, temu świeci zeń prawda - od swych uczniów domagam się jedynie, by go słuchali. Owo prawo wewnętrzne jest prawem wolności, któremu człowiek dobrowolnie się podporząd­ kowuje, jako prawu, które sobie sam nadaje, jest ono wieczne, na nim zasadza się poczucie nieśmiertelności - Za obowiązek zapo­ znawania z nim ludzi jestem gotów oddać życie, jak wierny pasterz za swą trzodę - choćbyście mi je odebrali, nie pozbawicie go mnie, ja sam je poświęcę, gdy taka będzie moja wolna decyzja - jesteście niewolnikami, bo poddaliście się jarzmu prawa, które narzucono wam z zewnątrz, i dlatego nie macie siły, by przez szacunek dla samych siebie wyrwać się swym skłonnościom, którym służycie. Przyjęcie, z jakim Jezus spotkał się w Jerozolimie13, nastroje, jakie w stosunku do niego pojawiły się wśród Żydów, zwłaszcza wśród kapłanów, którzy postanowili, że obłożą klątwą oraz wy­ kluczą z udziału w nabożeństwach i w publicznym nauczaniu tychd, którzy by uznali Jezusa za oczekiwanego przez Żydów •> J 8, 21-31. b Goethe: „Każdy słucha/ Pod jakimkolwiek urodzony niebem/Jeśli mu w ło­ nie czysty potok życia/ Płynie swobodnie", [Ifigenia, akt V, scena 3| {polski prze­ kład: Ifigenia w Taurydzie, tłum. Jan Kasprowicz, w: J. W. Goethe, Dzieła wybrane, Warszawa 1956, t. 3, s. 76). c Lk 9, 21 i nast. d J 9, 22.

112

ŻYWOT JEZUSA

Mesjasza - za którego Jezus publicznie nigdy się nie podawał te wrogie nastroje dały mu przedsmak gwałtów, jakich (być może również śmierci) będzie musiał jeszcze zaznać - i Jezus podzielił się tymi myślami również z gronem swych uczniów. Nie przyj­ dzie to nigdy na ciebie, rzeki Piotr, bo Bóg jest za tobą! Jakże, odpowiedział Jezus, czyś tak słaby, by nie być na to gotowy, albo uważać, że ja nie jestem na to gotowy? Jak bardzo myślenie twe pełne jeszcze zmysłowości! Nie znasz jeszcze boskiej siły, którą daje szacunek dla obowiązku zwycięstwa nad skłonnościami, a nawet nad miłością do życia, zwycięstwa przez wzgląd na cno­ tę! Następnie zwrócił się do pozostałych uczniów: Kto chce po­ stępować za cnotą, musi umieć sobie narzucić wyrzeczenia, kto niewzruszenie chce jej pozostać wierny, musi być gotowy poświę­ cić jej nawet swe życie - kto miłuje swe życie, ten swą duszę pozbawi szlachetności - kto nim pogardza, ten pozostanie wier­ ny swemu lepszemu „ja" i ocali je przed presją natury. Jakaż war­ tość pozostałaby człowiekowi, dla którego cały świat stałby się łupem i który przez to poniżyłby swą osobę? Jakaż cena wyna­ grodziłaby utraconą cnotę? Uciskany stanie kiedyś w blasku wspa­ niałości, a rozum, wprowadzony w swoje prawa, sam wyznaczy każdemu nagrodę za jego czyny. Po dłuższym, niż to zazwyczaj bywało, pobycie w Jerozolimie (pozostawał tam bowiem od Święta Namiotów do grudniowego Święta Poświęcenia Świątyni3), Jezus powrócił - po raz ostatni w okolice6, które stanowiły główną arenę jego życia, do Galilei. Wydaje się, że podczas tej bytności nie nauczał już przed wielki­ mi tłumami, jak czynił to we wcześniejszym okresiec, lecz zajmo­ wał się przede wszystkim kształceniem swoich uczniów. W Kafarnaumd zażądano odeń, by zapłacił coroczny podatek na potrzeby świątyni. Jak uważasz, Piotrze, rzekł, gdy wchodzili do domu, ziemscy królowie ściągają podatki od swoich synów czy od innych? Od innych, odpowiedział Piotr. Synowie zatem byliby wolni, odrzekl Jezus, a my, którzy czcimy Boga w prawdziwym •> b c d

J 10, 22. Ml 17, 22. Mk 9, 30. Mt 17, 24-27.

113

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

duchu jego słowa, nie musimy dawać na utrzymanie świątyni, która nie jest nam potrzebna, byśmy mogli służyć Bogu, albowiem staramy się to czynić dobrym życiem. Ale by ich nie gorszyć i nie okazać pogardy temu, co jest dla nich tak święte - zapłać za nas. Wśród uczniów Jezusa wywiązał sięa spór o rangę, jaka każ­ demu z nich przysługuje, zwłaszcza w przyszłym Królestwie Bo­ żym, albowiem łączyli z nim jeszcze nader zmysłowe idee i nie byli jeszcze całkowicie wolni od żydowskiego rozumienia króle­ stwa ziemskiego -jeszcze nie potrafili sobie pomyśleć czystej idei Królestwa Bożego jako królestwa dobra, gdzie włada jedynie rozum i prawo. Jezus ze smutkiem przysłuchiwał się temu spo­ rowi, po czym zawołał na jakieś dziecko i rzeki do nich: Jeśli się nie zmienicie i nie powrócicie do niewinności, do prostoduszności i bezpretensjonalności, którą ma to dziecko, to zaprawdę nie będziecie obywatelami Królestwa Bożego - kto się puszy w sto­ sunku do innych, nawet w stosunku do takiego dziecka, i sądzi, że może sobie wobec nich pozwalać czy obojętnie ich traktować, ten jest niegodnym człowiekiem - a kto świętość niewinności znieważa i zadaje ból jej czystości, dla takiego byłoby lepiej, gdy­ by mu u szyi uwiązano młyński kamień i utopiono go w morzu. W świecie nigdy nie zabraknie takich, którzy ranią czyste uspo­ sobienie, lecz biada człowiekowi, który je gorszy! Miejcie się na baczności, by nie wzgardzić nikim, a już najmniej prostodusznością, jest ona najdelikatniejszym, najszlachetniejszym kwieciem człowieczeństwa - najczystszym obrazem Boga, tylko ona przy­ daj e rangę, i to najwyższą, prostoduszność jest warta, by poświę­ cić dla niej wszystko, czym są wasze najmilsze skłonności, wszel­ ką próżność i ambicję czy fałszywy wstyd, wszelką myśl o pożyt­ ku czy korzyści - gdy dążycie do prostoduszności, gdy umiecie docenić godność, do której jest przeznaczony i zdolny każdy człowiek, gdy pamiętacie, że nie wszystkie drzewa obrastają korą2, że człowiek, który nie jest przeciwko wam w sprawach, jakich po­ trzeba człowieczeństwu, ale ma inne obyczaje, inne maniery, co obojętne, ten jest z wami - nigdy nie ulegniecie próżności, nigdy a Lk 9, 46-50. 2 Natan mędrzec, akt IV, scena 4.

114

ŻYWOT JEZUSA

nie zagości w was wyniosłość - Gdy zaś rzeczywiście uważacie kogoś za zbłąkanego, starajcie się nie gardzić, lecz poprawiać, lecz prowadzić człowieka na drogę cnoty. Jak sądzicie? czy pasterz, któremu ze stu owiec zabłąkała się gdzieś jedna, nie przewędruje gór, by odszukać tę, która zabłądziła? a gdy będzie miał szczęście ją odnaleźć, jego radość z niej będzie większa niż z dziewięćdzie­ sięciu dziewięciu, które nie zabłądziły. Gdy jakiś człowiek ci uchybi, staraj się zamknąć sprawę mię­ dzy nim a tobą, wyjaśnij mu, o co chodzi, i dojdź z nim do poro­ zumienia. Jeśli cię słucha, to twoją jest winą, że nie możesz się z nim porozumieć - jeśli cię nie słucha, to weź ze sobą jednego jeszcze czy dwóch, by usunąć nieporozumienie - jeśli również to się nie powiedzie, to spór wasz poddaj osądowi liczniejszych rozjemców - Jeśli nie wyciągnie ku wam ręki na zgodę, a tyś ze swej strony uczynił wszystko, to uciekaj i staraj się nie mieć z nim więcej do czynienia. Zniewaga i bezprawie, które ludzie sobie wzajemnie przebaczyli i naprawili, wynagrodzili, są przebaczone również w niebie. Gdy tak pozostajecie razem w duchu miłości i pojednawczości, to jest wśród was również duch, którym prag­ nąłem was ożywić. Na te słowa Piotr zapytał Jezusa3: Po ilekroć muszę odpuścić człowiekowi, który mnie znieważa albo czyni mi bezprawie, może nawet po siedmiokroć? - Czy myślisz, że to dużo, odrzekł Jezus, powiadam ci, że siedemdziesiąt razy siedmiokrotnie. Posłuchaj­ cie opowieści: Pewien władca chciał się rozliczyć ze swymi sługa­ mi; jeden z nich był mu winien dziesięć tysięcy talentów, a że nie posiadał takiej sumy, książę kazał słudze sprzedać wszystko, co stanowiło jego własność, nawet żonę i dzieci. Sługa padł władcy do stóp, błagając o cierpliwość i czas, bo chciał jeszcze zwrócić cały dług. Pan ulitował się nad sługą i darował mu wszystko. Ledwie sługa wyszedł za drzwi, spotkał jednego ze swych towarzyszy, który był mu dłużny sto denarów (suma, która miała się do pierw­ szej jak jeden do więcej niż miliona), natarł na niego i bezwzględ­ nie zażądał spłaty długu, nie chciał słyszeć błagalnych próśb o cier­ pliwość i kazał wtrącić dłużnika do więzienia, dopóki nie odda a Mt 18, 21-35.

115

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

całości. Widzieli to inni słudzy, którzy zasmucili się takim trakto­ waniem i donieśli o wszystkim władcy. Pan wezwał srogiego męża przed swe oblicze i rzeki doń: Człowieku o srogim sercu, na twe prośby darowałem ci twój ogromny dług; czy nie powinieneś okazać miłosierdzia, tak jak ja się nad tobą ulitowałem? Precz z nim, zawołał władca, i kazał go trzymać w więzieniu, dopó­ ki wszystkiego nie spłaci. Jak widzicie, pojednawczość jest ozna­ ką oczyszczonego usposobienia, które święty Bóg może przyjąć jako pełne zadośćuczynienie za często naganny uczynek i które jest jedynym warunkiem, pod jakim możecie żywić nadzieję, że wiekuista sprawiedliwość uwolni was od kary, na którą zasłuży­ liście swym wcześniejszym życiem - warunkiem tym jest zmiana usposobienia, dzięki której staniecie się innymi ludźmi. Jezus3 postanowił ponownie udać się do Jerozolimy i pójść drogą wiodącą przez Samarię, kilku ze swych towarzyszy posłał przodem, by w jednej z osad przygotowali, co niezbędne. Sa­ marytanie wiedzieli, że przybysze zdążają do Jerozolimy na świę­ to Paschy, dlatego nie chcieli im okazać gościnności - czy nawet odmówili im przejazdu. Niektórzy z asysty Jezusa chcieli prosić niebiosa, by piorunami zniszczyły tę osadę. Oburzony Jezus zwrócił się przeciwko nim: Czy duchem, który was ożywia, jest duch zemsty? Który, gdyby miał na swój rozkaz siły natury, po­ służyłby się nimi, by nieprzyjazne powitanie powetować sobie zniszczeniem! Przeobrażać w królestwo dobra, a nie niszczyć - to niech będzie waszym celem! - Potem zawrócili. A gdy podążali drogąb, pewien uczony w Piśmie zaoferował się, że na stałe przyłączy do Jezusa. Jezus rzeki mu: Lecz zważ, że lisy mają nory, a ptaki - gniazda, ja zaś nie mogę nazwać moim własnym żadnego miejsca, gdzie moja głowa mogłaby znaleźć od­ poczynek. Jezus obrał terazc inną, nieco dłuższą drogę do Jerozolimy, a zawsze posyłał przed siebie dwóch ze swych towarzyszy, by przygotowali ludzi na jego przybycie - orszak jego był bowiem a Łk 9, 51. b Łk 9, 57. c Lk 10.

116

ŻYWOT JEZUSA

bardzo liczny - na drogę dawał im wskazówki, jak się mają za­ chowywać: nie wymuszać uprzejmości, gdy ich gdzieś nie przyjmą, iść dalej, zachęcanie ludzi do dobra wszędzie mieć za główny cel, tak wiele jest w tym jeszcze do zrobienia, a chętnych do pracy tak niewielu. Jego uczniowie3 przynieśli mu wieść, że tu i ówdzie spotkali się z dobrym przyjęciem, na co Jezus ozwał się w te słowa: Chwa­ ła ci za to i podzięka, Ojcze nieba i ziemi, że nie potrzeba uczoności i wiedzy, by poznać, co dla każdego pozostaje obowiązkiem, że każde serce, które nie uległo zepsuciu, samo potrafi odczuć różnicę między dobrem i złem. Ach, gdybyż ludzie pozostali przy tym i oprócz obowiązków, które nakłada rozum, nie wynaleźli mnóstwa ciężarów, by nimi zamęczać biedne człowieczeństwo które stają się źródłem dumy i w których nie można znaleźć ukojenia - chyba że kosztem cnoty! W trakcie tej podróży Jezus spotkał uczonego w Piśmie, któ­ ry, by poznać i sprawdzić zasady Jezusa, wdał się z nim w rozmo­ wę. Co muszę uczynić, nauczycielu, by się stać godny szczęśliwo­ ści? - A co ci nakazuje prawo? zapytał go Jezus. Będziesz, odpowie­ dział uczony w Piśmie, z całej duszy miłować Boga jako prawzór świętości, i swego bliźniego jak siebie samego. Dobrze odpowie­ działeś, rzekł Jezus, przestrzegaj tego, a będziesz godny najwyż­ szej szczęśliwości. Uczony w Piśmie chciał pokazać, że ta prosta odpowiedź jeszcze nie zadowala jego głębiej drążącego ducha: Trzeba by jeszcze objaśnić, kogo mamy rozumieć przez bliźniego, którego przykazano nam miłować. - Objaśnię ci to opowieścią. Pewien mąż podróżował z Jerozolimy do Jerycha drogą pełną niebezpieczeństw, która wiodła przez pustynię, i wpadł w ręce rzezimieszków, którzy go rozebrali, ranili i pozostawili na pół martwego. Przypadkowo traktem tym podążał pewien kapłan, który zobaczył rannego, ale poszedł dalej; drogą tą szedł również pewien lewita, który przeszedł obok, nie okazując współczucia. Pewien Samarytanin zaś, który tamtędy podróżował, ulitował się nad rannym, gdy tylko go dostrzegł, podszedł doń, przewiązał mu rany, które obmył oliwą i winem - posadził go na swego muła J Lk 10, 17 i nast.; cf. Ml 11, 25-30.

117

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

i zawiózł do zajazdu, gdzie kazał się nim opiekować, a ponieważ następnego dnia musiał wyjechać, zostawił gospodarzowi pienię­ dzy na pokrycie wydatków, jeśliby chory czegoś jeszcze potrze­ bował - gdy koszta przekroczą tę sumę, rzeki do właściciela, na niczym nie oszczędzaj, w drodze powrotnej zwrócę ci resztę. Który z nich trzech okazał się bliźnim w stosunku do nieszczęśnika? który uznał go za bliźniego? - Uczony w Piśmie: Ten, który się nim zajął ze współczuciem. Również ty, rzeki Jezus, za bliźniego uważaj każdego, kto potrzebuje twej pomocy, twego współczucia - obojętne, jakiej będzie narodowości, jakiej wiary, jakiej barwy. Faryzeusze3, do których nie mogły znaleźć dostępu nauki Jezusa, dowodzącego im, że ich przestrzeganie nakazów prawa nie wystarcza do etyczności, po wielekroć domagali się odeń, by swe słowa, które odmawiały wartości ich prawodawstwu, uwia­ rygodnił jakimś niezwykłym zjawiskiem atmosferycznym, podob­ nie jak ich Jahwe zwykł sankcjonować uroczyste podanie czegoś do wiadomości. Jezus rzekł im w odpowiedzi: Wieczorem mó­ wicie, że rano będzie piękna pogoda, bo widać na niebie piękną zorzę wieczorną - a gdy rankiem niebo jest posępnie czerwona­ we, przepowiadacie deszcz. Znacie się więc na wyglądzie nieba, przewidując pogodę, a nie znacie się na ocenie znaków czasu? Czy nie dostrzegacie, że w ludziach przebudziły się wyższe potrzeby, że przebudził się rozum - który zabierze się za wasze arbitralne nauki i postanowienia, za wasze poniżanie cnoty, będącej ostatecz­ nym celem ludzi, za przymus, którym chcecie pośród waszego ludu utrzymać autorytet waszej wiary i waszych nakazów! Żaden inny znak nie będzie wam dany, prócz nauczycieli, od których również wy moglibyście się nauczyć, co najlepiej służy dobru was i dobru ludzkości. Przy tej okazji pewien faryzeusz6 zaprosił Jezusa na obiad. Go­ spodarz zdziwił się, gdy zauważył, że Jezus nie umył rąk, zanim usiadł do stołuc. Jezus rzekł do nich: Myjecie z zewnątrz kielich i stół, lecz czy dzięki temu i wnętrze jest czyste? kto swe zewnę■’ Lk 11, 16, oraz Mt 16, 1. b Lk 11, 37; cf. Mt 23. c Patrz wyżej.

118

ŻYWOT JEZUSA

trze utrzymuje w porządku, czy jest ze swym wnętrzem tak, jak należy? Gdzie dusza jest uświęcona, tam również i zewnętrze jest już uświęcone. Dajecie dziesięcinę z majeranku, ruty i wszelakie­ go zioła, które rośnie w waszych ogrodach - czy przez tę skrupulat­ ność w drobiazgach, którą przedstawiacie jako doskonałość, nie zapominacie, że istnieją wyższe obowiązki? Sprawiedliwość, współczucie i wierność, których przestrzeganie stanowi istotę cnoty, przy czym należy czynić również tamte rzeczy. Czy wasze pojęcie uczynków, które mają wartość, nie jest nastawione jedy­ nie na zewnętrze? Przywiązujecie ogromną wagę do tego, by przewodniczyć ucztom, czy do tego, by każdy was pozdrawiał na ulicy. Utrudniacie ludziom żywot mnóstwem uciążliwych naka­ zów, sami poprzestając na ich zewnętrznym sensie! Uzurpujecie sobie, że jesteście strażnikami klucza do świątyni prawdy, ale nie­ potrzebnymi nakazami zastawiacie sobie i innym wejście do niej. Nagany takie, często wyrażane jeszcze mocniejszymi słowy, któ­ re Jezus kierował przeciwko uczonym w Piśmie i faryzeuszom sprawującym rządy w kraju - oraz ich uświęconym obrzędom, coraz bardziej ich wzburzały i przybliżały decyzję, by wytoczyć oskarżenie przeciwko Jezusowi. Przed wielkim tłumem3 Jezus jeszcze bardziej dobitnie mówił o niebezpieczeństwie, jakie zagraża temu, kto się daje zarazić duchowi faryzeuszy. Strzeżcie się, wywodził, faryzejskiego zaczy­ nu, który, niepostrzegalny dla samego siebie, również nie zmie­ nia zewnętrznego wyglądu całości, jednakże nadaje jej zupełnie inny smak - to znaczy, strzeżcie się obłudy! Owo udawanie nie oszuka oczu Wszechwidzącego. Przed nim stoi otworem usposo­ bienie serca, choćby je kto najusilniej ukrywał - on, Wszechwie­ dzący, nie musi sądzić ludzi jedynie po ich czynach, po zewnętrz­ nych przejawach ich charakteru, które dla ludzi często pozostają złudne, lecz sądzi ich po wewnętrznej dobroci woli. Powiadam wam, przyjaciele, nie bójcie się ludzi, ludzie mogą uśmiercić jedy­ nie ciało, ich władza dalej wszak nie sięga - bójcie się, by godność waszego ducha nie uległa poniżeniu - i byście przez to nie zostali przed rozumem i przed Bogiem uznani za takich, którzy zasługua Łk 12.

219

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ją na utratę szczęśliwości. Kto z bojaźni przed ludźmi nie ma śmiałości, by zasady prawdy i cnoty wyrażać postępowaniem czy wyznawać słowem, ten jest obłudnikiem, który zasługuje na pogardę. Można jeszcze przebaczyć temu, kto źle mówi o mnie czy o jakimś innym nauczycielu cnoty - kto jednak szkaluje świę­ tego ducha cnoty, ten jest nikczemnikiem. Niech was nie trapi dziecinny lęk, że znajdziecie się w kłopotliwej sytuacji, gdy was postawią przed sądem czy będą was w salach wykładowych roz­ pytywać o wasze wyznawanie dobra; ożywionym przez ducha cnoty, nie zbraknie wam ani męstwa, ani słów, by jej bronić. Jeden z tłumu podszedł do Jezusa i poprosił, w nadziei, że autorytet nauczyciela więcej wskóra niż on sam: Nakłoń mego brata, by się ze mną podzielił swą schedą. Lecz Jezus dał mu taką odpowiedź: Któż mnie ustanowił sędzią czy rozjemcą między wami? i zwrócił się do innych: Nie oddawajcie się chciwości; nie dzięki temu spełnia człowiek swe przeznaczenie, że staje się co­ raz bogatszy - uwyraźnię wam to na przykładzie: Bogaty mąż uzyskał ze swych dóbr tyle owoców, że miał kłopoty z ich mno­ gością, musiał powiększyć swe stodoły, by je móc przechować, potem pomyślał sobie, że skoro nie ma w tym nic niewłaściwego, to przechowa wszystko troskliwie i będzie mógł dostatnio żyć przez wiele lat, wypoczywaj tedy, jedz, pij i dobrze żyj. Ale po­ słyszał głos śmierci: Głupcze, dzisiejszej nocy zażądają od ciebie twojej duszy - dla kogo zatem zgromadziłeś to wszystko? Tak trudzi się dla niskiego celu człowiek zagubiony, który gromadzi skarby, a nie myśli o bogactwie, o przeznaczeniu, którego cel jest wieczny. Troska o bogactwa niech nie wypełnia waszej duszy, wasz duch niech się poświęci jedynie obowiązkowi; wasza praca niech się poświęci królestwu dobra - tym sposobem będziecie przy­ szykowani jako mężowie do życia i do śmierci - w przeciwnym razie miłość do życia uzbroi przeciwko wam śmierć we wszelkie okropności, a strach przed śmiercią ograbi was z życia. Nie odra­ czajcie niczego i nie myślcie sobie: Nie ma się co spieszyć do celów wyższych niż gromadzenie skarbów i życie dla przyjemności. Każ­ da chwila, którą odbieracie służbie dobru, dla waszego przezna­ czenia została utracona - albo zaskoczy was śmierć i będziecie jak ów sługa, któremu pan na czas swej nieobecności powierzył całe

120

ŻYWOT JEZUSA

domostwo; oto dozorca myśli sobie: pan mój długo jeszcze nie powróci, i zaczyna źle traktować czeladź, hulać i pić. Ale w chwili, gdy się tego najmniej spodziewa, pan zaskoczy go i wymierzy mu zasłużoną nagrodę. I tak jak parobek, który zna wolę swego pana, lecz się do niej nie stosuje, jest karany surowiej niż ten, który co prawda postępuje karygodnie, jednakże nie znał woli swego pana, tak wiele będzie wymagane od męża, któremu wiele powierzono, który miał talenty i sposobność, by uczynić wiele dobrego. Czyliż sądzicie, że zaprosiłem was do spokojnego cieszenia się życiem? że beztroska, szczęśliwa przyszłość jest również losem, którego ocze­ kuję dla siebie i pragnę? Nie, moim losem, tak jak i waszym, będą prześladowania. Waśń i konflikt będą następstwem mych nauk. Ów konflikt między zdrożnością a cnotą, między przywiązaniem do tra­ dycyjnych mniemań i obrzędów wiary, które jakiś autorytet zasa­ dził w ludzkich umysłach i sercach - a powrotem do odżywającej służby dla rozumu, wprowadzonego w swe prawa - konflikt ten poróżni przyjaciół i rodziny - konflikt ten przyniesie zaszczyt lep­ szej części ludzkości, ale stanie się nieszczęściem, gdyby ci, którzy obalą dawny porządek, którzy obalą go, ponieważ spętał wolność rozumu i zanieczyścił źródła etyczności - na jego miejscu znów postawili jakąś nakazaną wiarę, która ponownie by spowodowała, że rozum znów nie mógłby sam z siebie dobywać prawa i wierzyć w nie pośród wolności, i podporządkować się mu - ach! i gdyby tę nakazaną wiarę, sprowadzoną do litery, uzbroili w miecz i władzę zewnętrzną i gdyby podjudzili ojców przeciw synom, braci prze­ ciw braciom, matki przeciw córkom - i gdyby uczynili ludzkość zdrajczynią ludzkości! Opowiedziano3 Jezusowi o pewnym wydarzeniu, do którego doszło mniej więcej w tym samym okresie. Otóż Piłat, prókonsul Judei, kazał, nie wiadomo, z jakiego powodu, zgładzić kilku Galilejczyków, gdy składali ofiary. Znając sposób myśleniab swych uczniów, którzy już innym razem, napotkawszy człowieka, który nie widział od urodzenia, pośpiesznie wnioskowali, że albo on sam, albo jego rodzice musieli być wielkimi zbrodniarzami - Jezus •1 Lk 13. b J 9.

121

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

wykorzystał tę sposobność, by udzielić im następującego napo­ mnienia: Czy myślicie, że owi Galilejczycy, skoro spotkał ich taki los, byli najgorszymi ze swego ludu - albo że owych ośmiu czy dziesięciu, na których niedawno runęła wieża w Sziloach, byli naj­ bardziej zepsuci spośród mieszkańców Jerozolimy? Nie, o lu­ dziach, którym przytrafiło się takie nieszczęście, nie można wy­ dawać niemiłosiernego sądu, bo nie jest to perspektywa, z której winniście patrzeć na takie wydarzenie, lecz, przerażeni nim, winniście porzucić spokój, z jakim oddajecie się swemu samozado­ woleniu, i szczerze zapytać we własnej piersi, czy w y nie zasłu­ żyliście na taki los. Posłuchajcie następującej opowieści: Właściciel pewnej winnicy zasadził w niej również drzewo figowe; ilekroć przychodził, by zebrać z niego owoce, nigdy nie mógł żadnego znaleźć; powiedział tedy do ogrodnika: Już trzy lata daremnie przychodzę do tego drzewa, wytnij je, by można było lepiej wy­ korzystać miejsce, które ono zajmuje; na te słowa ogrodnik odrzekł: Panie, zostaw je, bym wokół niego spulchnił glebę i dodał mu nawozu, mam nadzieję, że jeszcze wymogę na nim owoce, a jeśli nie, to je zetnę. Zasłużony los zwleka czasami i daje zbrod­ niarzowi czas, by się podniósł, a beztroskiemu, by się dowiedział o wyższych celach. Jeśli zaś niefrasobliwie zaniedbuje on ten czas, dogania go jego los i spotyka go karząca zapłata. Tymczasem Jezus kontynuował swą wędrówkę do Jerozolimy, zatrzymywał się tu i ówdzie, by udzielić ludziom dobrych nauk. W czasie owej podróży zadał mu ktoś pytanie, czy tych, którzy dostąpią szczęśliwości, jest tylko niewielu. Jezus tak odpowiedział na to pytanie: Każdy walczy dla siebie, by trafić na wąską drogę dobrego życia, ale chybia wielu, którzy próbują. Jeśli jakiś gospo­ darz zamknął drzwi, a wy teraz stukacie i wołacie, otwórz nam, to odpowie wam, że was nie zna; jeśli się wówczas powołacie na to, że przecież kiedyś z nim jedliście i piliście, i byliście jego słu­ chaczami, to powtórzy: Zapewne jedliście i piliście ze mną, i by­ liście moimi słuchaczami, gdy nauczałem - ale ulegliście zdrożności, nie poznaję w was swych przyjaciół - idźcie stąd. Wielu ze wschodu i zachodu, z południa i północy, którzy czcili Zeusa czy Brahmę, czy Wotana, znajdzie łaskę przed obliczem sędziego świa­ ta, z tych zaś, którzy, dumni ze swej znajomości Boga, swym

122

ŻYWOT JEZUSA

życiem przynosili hańbę tej wiedzy i którzy roili sobie, że są pierw­ szymi, z tych wielu zostanie odrzuconych Niektórzy faryzeusze ostrzegali Jezusa, nie wiadomo, w dobrej czy w jakiejś innej intencji, by opuścił ziemie Heroda, który czyha na jego życie; Jezus odrzekł, że jego działania w żadnym razie nie mogą wzbudzić niepokoju Heroda i że byłoby to niezgodne z re­ gułą, gdyby Jerozolima - gdzie poniosło śmierć tylu nauczycieli, którzy starali się wyleczyć żydowski naród z jego uporczywie podtrzymywanych przesądów i z matactwa, jakim naruszał on dla nich wszelkie reguły etyczności i roztropności, gdyby więc Jerozo­ lima nie była miejscem, gdzie i jego miałby spotkać taki los. Pewnego razu Jezus znów3 biesiadował u jednego z faryze­ uszy; u niektórych dostrzegł troskliwość, z jaką starali się wybrać najwyższe miejsca, przekonani, że muszą je zająć odpowiednio do swej pozycji - i zauważył, że kto się pcha, by zająć wyższe miejsce, może się znaleźć w kłopotliwej sytuacji, gdy bowiem przybędzie ktoś dostojniejszy, ze wstydem będzie musiał odstą­ pić mu swoje miejsce i zając niższe - ten natomiast, który siadł na szarym końcu, a zostanie przez gospodarza przywołany, by się bliżej przysiadł, będzie mieć większy zaszczyt. W ogóle, kto siebie samego wywyższa, ten zostanie uniżony, skromny natomiast zostanie podniesiony. Wobec pana domu zaś Jezus zauważył, że poza gościnnością, która każę człowiekowi zapraszać swych krew­ nych czy przyjaciół, czy bogatych sąsiadów, że poza tą szczodro­ ścią zna jeszcze inną, która jest bardziej szlachetna, gdyż zapra­ sza na posiłek ubogich, chorych czy innych nieszczęśliwców, którzy zaznanej dobroczynności nie mogą odpłacić inaczej niż niekłamanymi wyrazami podzięki i poczucia, że ktoś ulżył ich tro­ skom, niż świadomością, którą ci dają takie postępki, że rany nie­ szczęśnika opatrzyłeś balsamem i wsparłeś go w nędzy. Błogosła­ wiony, zawołał na te słowa jeden z biesiadników, kto się do takich zalicza, kto jest obywatelem Królestwa Bożego! Jezus objaśnił po­ jęcie Królestwa Bożego przypowieścią o władcyb, który chciał uświetnić wesele swego syna wielką ucztą i zaprosił wielu gości; a Łk 14. b Mt 22.

123

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

w uroczysty dzień wysłał służących, by poprosili zaproszonych o przybycie, bo czeka na nich uczta. Pierwszy kazał przeprosić, że nie przyjdzie, ponieważ właśnie kupił pole, które musi zaraz obejrzeć; drugi, ponieważ musi się przyjrzeć dziesięciu osłom, które dopiero co kupił - trzeci swą nieobecność usprawiedliwiał małżeństwem, które dopiero co zawarł - inni potraktowali wy­ słanników wręcz z pogardą, tak iż ostatecznie nikt z zaproszonych na uczcie się nie pojawił. Oburzony tym władca rozkazał sługom, aby, skoro wydatki zostały już poczynione, poszli na ulice i place miasta i zaprosili biednych, ślepych, chromych czy inne kaleki Słudzy uczynili, jak kazał, ale ponieważ zostało jeszcze miejsca, pan posłał ich jeszcze raz, by poszukali na gościńcach i między opłotkami, sprowadzając wszystkich, których znajdą, iżby dom się wypełnił. - Podobnie ma się sprawa z Królestwem Bożym; bła­ he cele są dla wielu ważniejsze od ich wyższego przeznaczenia, wielu, hojniej obdarowanych przez naturę czy szczęście, nieodpo­ wiedzialnie zaniedbuje sposobność, żeby czynić wiele dobrego i często przegania prawość pod strzechy czy odstępuje ograniczo­ nym talentom. Zdolność do poświęceń stanowi główną cechę ludzi, którzy mieszkają w królestwie dobra - kto swe powinności syna czy brata, czy małżonka, czy ojca, kto swe szczęście i swe życie ceni wyżej niż cnotę, ten nie jest zdatny ani sam przedzierać się ku doskonałości, ani przywieść do niej innych. Zwłaszcza ten, kto chce pracować dla innych, najpierw niech sprawdzi swe siły, czy będzie mógł podołać zadaniu - tak jak mąż, który zaczyna budować dom, ale będzie musiał go zostawić w nie dokończonym stanie, ponieważ nie obliczył zawczasu kosztów całości i staje się dla ludzi pośmiewiskiem - albo jak władca, który sprawdza wcześ­ niej swe siły, zanim poważy się ruszyć na innego, który grozi mu wojną, a gdy stwierdza, że nie dorównuje mu siłą, stara się za­ wrzeć z nim pokój - podobnie niech każdy, kto chce się poświęcić dziełu poprawy człowieka, sprawdzi siebie, czy będzie zdolny w walce tej wyrzec się wszystkiego, co miało dlań urok. Faryzeusze3 również tutaj znów się obruszyli, widząc, że Je­ zus nie odsyła celników i złych ludzi, których wielu dostrzegli a Łk 15.

124

ŻYWOT JEZUSA

wśród jego słuchaczy. Na to Jezus rzeki im: Jeśli owca odłączy się od stada i pobłądzi, to czyż pasterz nie raduje się, gdy ją odnaj­ dzie, a jeśli niewiasta zgubi pieniądz, to czyż nie szuka go troskli­ wie, a gdy go odnajdzie, czyż nie cieszy się nim bardziej niż in­ nymi, których nie zgubiła? Czy więc również dla dobrych ludzi nie jest radością, jak widzą, że człowiek, który pobłądził, powraca do cnoty? Opowiem wam historię: Pewien człowiek miał dwóch synów. Na prośbę młodszego, by mu wydał jego dziedzictwo, ojciec podzielił się z synami - młodszy po paru dniach spakował swe rzeczy i, by móc bez przeszkód zażywać uciech, udał się w podróż do odległego kraju, gdzie przehulał cały majątek. Popadł w niedostatek, który jeszcze powiększyła ogromna drożyzna - w końcu trafił do pewnego człowieka, który posłał go w pole, by pilnował świń, z którymi hulaka musiał się dzielić żołędziami. Smutny los sprawił, że nieszczęśnik znów przypomniał sobie o oj­ cowskim domu. O ileż lepiej, rzeki do samego siebie, mają ro­ botnicy dniówkowi u mego ojca, którym nigdy nie brakuje Chle­ ba, niż ja, którego trawi tutaj głód! wrócę do ojca, wyznam mu, ach ojcze!, zgrzeszyłem przeciw niebu i przeciw tobie, nie jestem godny, by się dłużej zwać twoim synem; przyjmij mnie tylko jako swego robotnika. Jak pomyślał, tak uczynił; ojciec dostrzegł go już z daleka, podbiegł, rzucił mu się na szyję i ucałował. Ach, moje błędy, rzekł skruszony nieszczęśnik, sprawiły, że nie jestem god­ ny, mój ojcze, zwać się twym synem. Lecz ojciec rozkazał parob­ kom, by przynieśli najlepszą szatę i buty: I zarżnijcie tęgiego cie­ laka, wszyscy się uraczymy, bo do życia powrócił mój syn, który dla mnie był już umarły - pogubił się, a teraz znów się odnalazł. Tymczasem z pola wracał starszy syn; gdy się zbliżył do domu, usłyszał odgłosy radości, spytał więc, co się dzieje. Gdy jeden z parobków powiedział mu o wszystkim, oburzony, nie chciał wejść do domu. Ojciec wyszedł doń i robił mu wymówki - lecz syn nie chciał niczego słuchać: Tak długo jestem u ciebie, pracuję dla ciebie, zawsze stosuję się do twej woli, a jeszcze nigdy nie powiedziałeś, że chciałbyś mi wraz z moimi przyjaciółmi sprawić radość; ledwie przybył syn, który swój majątek roztrwonił w to­ warzystwie ladacznic, a już urządzasz mu ucztę! Synu, rzekł oj­ ciec, stale jesteś przy mnie, niczego ci nie brakuje, wszystko, co

125

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

moje, jest i twoje; raduj się i wesel, że twój brat, który się pogubił, znów się pozbierał - że twój brat, którego przekreśliliśmy, znów ozdrowiał Przy innej3 okazji, która jednak nie jest nam znana, Jezus opo­ wiedział swym przyjaciołom następującą historię: Pewien zamoż­ ny człowiek miał zarządcę. Doniesiono mu o nim, że trwoni powierzony majątek; pan kazał go zawezwać i rzeki: Cóż to sły­ szę o tobie? Rozlicz się ze swego zarządzania, bo nie możesz dłu­ żej zachować swej posady. Zarządca zaczął się zastanawiać, co by tu zrobić; posadę straci, do pracy dniówkowej nie ma sił, że­ brać się wstydzi - wreszcie wpadł na pomysł, jak się [wydostać] z kłopotu, otóż zrobię, pomyślał, dłużników mego pana swymi przyjaciółmi, aby, gdy będę [musiał] opuścić swe stanowisko, oni mnie przyjęli; zwołał ich po kolei i pierwszemu, który był wi­ nien sto beczek oliwy, kazał sporządzić nowy skrypt dłużny, w którym dług opiewał jedynie na pięćdziesiąt beczek - drugie­ mu kazał jego dług stu korców pszenicy zmniejszyć do osiem­ dziesięciu, i podobnie uczynił również z pozostałymi dłużnika­ mi. Pan, gdy się o tym później dowiedział, musiał niewiernemu zarządcy przyznać, że przynajmniej okazał się roztropnością, którą ludzi dobrych zwykle przewyższają źli, ponieważ ich roz­ tropność bez najmniejszych skrupułów narusza zasady uczciwo­ ści. Z historii tej wywodzę dla was radę, by wasza roztropność w używaniu pieniędzy, które być może macie, na tym polegała, iżbyście starali się sprawiać nimi radość ludziom, zwłaszcza nie­ szczęśliwym - lecz nie, jak ów zarządca, kosztem prawości; kto bowiem jest niewierny w małych sprawach, jeszcze bardziej będzie niewierny w wielkich - jeślibyście nie potrafili zachować uczciwości w sprawach pieniężnych, to jak będziecie uwrażliwie­ ni na wyższe sprawy ludzkości? - jeśli do czegoś, co powinni­ ście traktować jako cudze, jesteście tak mocno przywiązani, że w niepamięć puszczacie cnotę, to czyż można by od was ocze­ kiwać czegoś wielkiego? Własną korzyść bądź służbę na rzecz cnoty - za najwyższy cel swego życia uznać - to dwie postawy, które nie dają się wzajemnie pojednać. a Łk 16.

126

ŻYWOT JEZUSA

Część faryzeuszy, którzy się przysłuchiwali tym słowom, a byli wielkimi miłośnikami pieniędzy, szydziła z Jezusa, że tak obniża wartość bogactwa - Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Zależy wam na tym jedynie, by w oczach ludzi nadać [sobie] pozór świętości, lecz Bóg zna wasze serce - Co zmysłowemu osądowi jawi się jako wielkie, jako godne szacunku, to przed Bogiem obraca się w swą nicość Żył kiedyś zamożny człowiek, który stroił się w purpury i je­ dwabie - i codziennie hulał do woli - Przed drzwiami jego domo­ stwa często siadywał biedak, imieniem Łazarz, którego choremu ciału - pokrytemu wrzodami - nikt nie przynosił ulgi, oprócz psów, które lizały jego rany; z jakąż ochotą biedak ukoiłby swój głód choćby okruchami ze stołu bogacza - Łazarz umarł i zamieszkał wśród błogosławionych - Wkrótce potem umarł również bogacz, któremu wyprawiono okazały pogrzeb. Bogacz nie dostąpił jed­ nak losu biedaka: gdy spojrzał w górę i zobaczył Łazarza, jak sie­ dzi u boku Abrahama, zawołał w głos: Ach, ojcze Abrahamie, zmiłuj się nade mną i poślij Łazarza, by mnie pokrzepił w mej męce kroplą ulgi, tak jak gorączkującego orzeźwia się kroplą wody! Abraham odpowiedział: Przypomnij sobie, mój synu, że dobrze ci się wiodło za tamtego życia, natomiast Łazarz był nieszczęśliwy - Teraz on zaznaje pocieszenia, a ty cierpisz - Tedy, ojcze, proszę cię tylko, byś go posłał do mojego rodzinnego domu; albowiem mam jeszcze pięciu braci, niech ich pouczy o moim losie i prze­ strzeże, by również nie zasłużyli sobie na taki. - Mają w swym rozumie prawo, mają też nauki dobrych ludzi, których winni słuchać - To im nie wystarczy, rzekł nieszczęśnik - ale gdyby ukazał się im ze swej mogiły jakiś zmarły, z pewnością by się poprawili. Człowiek, odparł Abraham, otrzymał prawo swego rozumu, in­ nego pouczenia nie może dostać ani z nieba, ani z grobu, byłoby to bowiem całkowicie sprzeczne z duchem owego prawa, które wymaga od człowieka, by się mu podporządkował jak wolna istota, a nie jak parobek, przymuszony strachem. Przy innej3 sposobności, której również nie znamy, przyjacie­ le Jezusa skierowali doń osobliwą prośbę, by umocnił ich męstwo a Lk 17, 5.

127

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

i nieustępliwość - Jezus odrzekl im w odpowiedzi: Sprawić to może jedynie myśl o waszym obowiązku i o wielkim celu, który jest przeznaczony człowiekowi; dzięki temu nigdy nie będziecie uważać, że doszliście do końca swej pracy i że oto teraz macie prawo zażywać uciechy - Gdy parobek wraca z pola, jego pan nie powie mu: Idź i dogadzaj sobie, lecz: Przygotuj teraz moją wie­ czerzę i usługuj mi przy niej, potem również ty będziesz mógł się posilić, a gdy parobek to uczyni, pan nie będzie uważał, że jest mu winien podziękę - Tedy również wy, gdy uczyniliście, co czynić winniście, nie myślcie: Zrobiliśmy więcej, niż należało, minął czas pracy, teraz musi nadejść czas uciechy, lecz: Nie zrobiliśmy nic ponad to, co winniśmy czynić. Innym razem faryzeusze, którzy nie potrafili się wyzbyć swych zmysłowych wyobrażeń o Królestwie Bożym, zapytali Jezusa, który często mówił o tej idei, kiedyż nadejdzie owo Królestwo Boże. Jezus odpowiedział im: Królestwo Boże nie objawi się prze­ pychem ani zewnętrznym gestem, nigdy nie można powiedzieć: Patrz, oto jest tutaj, czy: Patrz, oto jest tam, albowiem Królestwo Boże musi zostać wzniesione wewnątrz was. Po czym zwrócił się do swych uczniów: Wy również zapragniecie nieraz ujrzeć Kró­ lestwo Boże, jak się wznosi na ziemi; nieraz wam powiedzą, że tu czy ówdzie istnieje już taka szczęsna wspólnota ludzi w brater­ stwie, kierujących się prawami cnoty - nie gońcie za takimi mamidłami; nie oczekujcie, że Królestwo Boże zobaczycie w jakimś zewnętrznym, wspaniałym zjednoczeniu ludzi - na przykład w zewnętrznej formie jakiegoś państwa, w jakiejś społeczności, w prawach publicznych jakiegoś Kościoła - Losem prawdziwych obywateli Królestwa Bożego, ludzi pełnych cnoty, będą raczej prześladowania niż wspaniały stan spokoju - największe często ze strony tych, którzy, jak Żydzi, mocno czują się członkami takiej społeczności - Z dwóch, którzy wyznają tę samą wiarę i należą do tego samego Kościoła, jeden może być człowiekiem pełnym cnoty, a drugi nikczemnikiem - Nie trzymajcie się zatem formy zewnętrznej, nie pozwólcie, by pogrążyło was w gnuśnym spo­ koju ufne przeświadczenie, że jeśli skrupulatnie przestrzegacie form zewnętrznych, to spełniliście swój obowiązek; zapewne wyszłoby na tym dobrze również umiłowanie życia i jego uciech

128

ŻYWOT JEZUSA

- albowiem kto nie potrafi ich poświęcić dla obowiązku - ten właśnie przez to czyni siebie ich niegodnym. Tak samo3 nie wolno wam tracić nieustępliwości, abyście nie ulegli znużeniu, gdy wasze nadzieje, że swą walką wyjednacie dobro, wciąż nie będą się chciały spełnić, i abyście w chwili, gdy się wam to sprzykrzy, nie postanowili, że popłyniecie razem z powszech­ nym nurtem zepsucia. Tak jak sędzia nierzadko wspiera klien­ ta nie przez swą prawość, lecz dlatego, że chce się uwolnić od jego ciągłych próśb - tak również wam uda się wyjednać wiele dobra dzięki swej nieustępliwości - a ponadto: jeśli całą duszą pojęliście wielkość celu, wyznaczanego przez obowiązek, to wasze dążenie, podobnie jak ów cel, będzie obliczone na nie­ skończoność i nigdy nie osłabnie, choćbyście w tym życiu nie zobaczyli, jak dojrzały jego owoce Odnosząc się do faryzeuszy, którzy mieli siebie za doskona­ łych i którzy przez to pogardzali innymi, Jezus opowiedział na­ stępującą historię: Dwóch ludzi przyszło się modlić do świątyni; jeden z nich był faryzeuszem, drugi celnikiem; modlitwa faryze­ usza brzmiała tak: Dziękuję ci, Boże, że nie jestem, jak inni ludzie, rabusiem, niesprawiedliwym, cudzołożnikiem czy kimś jak ten celnik; poszczę dwa razy w tygodniu, regularnie uczestniczę w nabożeństwie, sumiennie oddaję dziesięcinę na potrzeby twej świątyni - Celnik stał daleko od świątobliwego faryzeusza, nie śmiał podnieść oczu w niebo, bił się w piersi i błagał: Ach, Boże, bądź łaskawy dla mnie, grzesznika! Powiadam wam: celnik wra­ cał do domu z prawdziwszym spokojem sumienia niż ów fary­ zeusz Do Jezusa podszedł dostojny młodzieniecb. Dobry nauczycie­ lu, co muszę uczynić, zapytał go, by być pełnym cnoty, by przed Bogiem być po tym życiu godnym szczęśliwości? Dlaczego nazy­ wasz mnie dobrym, odrzekł Jezus, doskonale dobry jest tylko Bóg i nikt inny - poza tym znasz przecież przykazania waszych na­ uczycieli etyczności: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie dawaj fałszy­ wego świadectwa, czcij ojca swego i matkę swoją. Na to młodziea Lk 18. b Łk 18, 18.

129

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nieć odparł: Od młodości przestrzegam wszystkich tych przyka­ zań - Cóż, rzeki Jezus, jeśli czujesz, że mógłbyś uczynić jeszcze więcej, to spożytkuj swe bogactwo na wspieranie ubogich i krze­ wienie etyczności, w tym zostań mym pomocnikiem - Młodzie­ niec słuchał słów Jezusa ze smutkiem, gdyż był bardzo bogaty Jezus, który zauważył ten smutek, rzeki do swych uczniów: Jak mocno może człowieka omotać zamiłowanie do bogactwa! Jak wielką może się stać dlań przeszkodą w drodze do cnoty! Cnota domaga się poświęcenia, zamiłowanie do bogactwa domaga się coraz to nowych nabytków, cnota - chce się ograniczyć do siebie, zamiłowanie do bogactwa - chce się rozszerzać, chce wciąż po­ większać zasoby, które człowiek może nazwać własnymi. Przyja­ ciele Jezusa zapytali go: Jakim sposobem tedy można mieć nadzie­ ję, że ów popęd ludzkiej natury nie uniemożliwi życia w cnocie? Do zniesienia sprzeczności obu popędów, odpowiedział Jezus prowadzi okoliczność, że Bóg dał jednemu szczególną, prawodaw­ czą moc, która zobowiązuje go do uzyskania przewagi nad dru­ gim, i dał mu również siłę, by mógł tego dokonać - Na te słowa Piotr, jeden z uczniów Jezusa, odrzekł: Wiesz, że wszystko pozo­ stawiliśmy, by się poddać twemu kształceniu i poświęcić etyczno­ ści - Za wszystko, czego się wyrzekliście, rzekł Jezus, świadomość, że żyliście jedynie dla obowiązku, będzie sutym wynagrodzeniem i w tym życiu, i po wiek wieków Ze swym orszakiem, który składał się jedynie z dwunastu wy­ branych uczniów, Jezus przybył teraz3 w pobliże Jerozolimy, gdzie zapoznał ich ze smutnymi przeczuciami co do swego losu - prze­ czuciami, które pozostawały w sprzeczności z wszystkim, co jego uczniowie obiecywali sobie po jego przybyciu do Jerozolimy i po­ bycie w niej - Nawet oni, którzy cieszyli się codziennym obcowa­ niem z Jezusem i jego naukami, porywczej nadziei, że Jezus nie­ bawem wystąpi publicznie jako król, przywróci blask żydowskie­ go państwa i jego niezależność od Rzymu, a ich samych jako swych przyjaciół i pomocników nagrodzi władzą i zaszczytami za wszyst­ ko, czego się niegdyś wyzbyli - nawet oni jeszcze nie wyrugowali ze swych żydowskich umysłów tej nadziei, jeszcze nie przyswoili a Lk 18, 31; Mt 20, 17.

130

ŻYWOT JEZUSA

[sobie] duchowego sensu Królestwa Bożego jako panowania praw cnoty między ludźmi - I tak oto podeszła do Jezusa matka Jana i Jakuba, padła mu do stóp, a na pytanie, czego pragnie - popro­ siła razem z nimi - ponieważ sądzili, że zbliża się spełnienie ich nadziei: Gdy wzniesiesz swe królestwo, podnieś mych synów do najwyższej po tobie rangi. Jezus odrzekł im w odpowiedzi: Nie wiecie, o co prosicie! Czy jesteście gotowi żyć dla obowiązku który na siebie przyjęliście - dla poprawy ludzi, i dzielić mój los, los, który mnie czeka, jakikolwiek by był? - Odpowiedzieli, za­ pewne w nadziei, że los Jezusa nie może być inny niż wspaniały: Tak, jesteśmy gotowi - W takim razie, rzeki Jezus, czyńcie swój obowiązek i spokojnie poddajcie się swemu losowi - lecz nie oczekujcie, że spełnią się nadzieje, które okazaliście swą prośbą; jedynie czystość waszego usposobienia, które jest otwarte przed Bogiem, nie przede mną, może wyznaczyć wartość, jaką macie w jego oczach - Innych uczniów wzburzyła prośba obu braci Jezus udzielił im następującej wskazówki: Wiecie, że żądza pano­ wania [jest] uwodzicielska i [stanowi] powszechną między ludź­ mi namiętność - przejawia się zarówno w szerokich, jak i w wą­ skich kręgach życia - Z waszej społeczności niech będzie wyru­ gowana - Za punkt honoru między sobą uznawajcie wzajemną uprzejmość, tak jak celem, który przyświecał mi w życiu, nigdy nie było panowanie nad innymi, lecz służenie ludzkości i poświę­ cenie dla niej nawet własnego żywota. Odnosząc się do oczeki­ wań swych towarzyszy, pełnych nadziei, że dzięki przyjaźni z Je­ zusem będą mogli w zbliżającym się czasie jego władzy uzyskać wspaniały w niej udział - następującą przypowieścią pouczył ich Jezus, jak ludzie różnią się swą wartością: Pewien władca wybrał się kiedyś do dalekiego kraju, by przejąć w nim rządy; zanim wyjechał, powierzył swoim sługom dziesięć min, by mu przynio­ sły zysk. Obywatele wysłali do niego poselstwo, by mu oświad­ czyć, że nigdy nie uznają go za swego władcę. Mimo to władca, powróciwszy do swego kraju, utrzymał tron i zażądał od swych sług, by zdali mu sprawę, jak użytkowali pieniądze, które im pozostawił. Pierwszy rzeki: Z miny, którą mi powierzyłeś, osiąg­ nąłem zysk dziesięciu min. Świetnie, odparł władca, dobrze go­ spodarowałeś niewielką sumą, chcę cię przenieść na coś większe­

131

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

go, przekazuję ci rządy nad dziesięcioma miastami. Drugi sługa osiągnął zysk pięciu min; książę powierzył mu rządy nad pięcio­ ma miastami - Jeszcze inny rzekł: Przynoszę ci z powrotem twą minę, troskliwie ją przechowywałem; bałem się ryzykować, bo jesteś srogim mężem, chcesz brać, gdzie nic nie postawiłeś, chcesz zbierać plony, gdzie nie posiałeś - Twoje usprawiedliwienie wy­ stawia ci świadectwo, rzekł książę, skoro wiedziałeś, że jestem srogim człowiekiem, który chce zbierać plony, gdzie nie posiał, to dlaczego nie przekazałeś tych pieniędzy wekslarzom, mógłbyś mi wówczas zwrócić minę z odsetkami. Straciłeś swe pieniądze, niech trafią one do sługi, który osiągnął zysk dziesięciu min. Pozosta­ łych zdziwiło, że ten, który ma już dziesięć min, ma otrzymać jeszcze jedną; lecz władca rzekł do nich: Kto dobrze rozporządzał majątkiem, który mu powierzono, temu zostanie jeszcze dodane - kto zaś z powierzonego dobra zrobił marny użytek albo wręcz nie zrobił żadnego, ten również okazał się niegodny rzeczy, którą mu dano - A teraz przyprowadźcie przed me oblicze tych, którzy mi wymówili posłuszeństwo, chcę im wymierzyć karę - Podobnie jak ów władca, również Bóg osądza wartość ludzi podług wierne­ go użycia sił, którymi ich obdarzył, i podług posłuszeństwa wzglę­ dem praw moralnych, którym podlegają ludzie. Faryzeusze również tutaj (Jezus przebywał obecnie w Jerychu, około sześć godzin drogi od Jerozolimy) okazali dezaprobatę, gdy Jezus zatrzymał się w domu pewnego celnika, imieniem Zacheusz; by na własne oczy zobaczyć Jezusa, do którego nie mógł się przedrzeć przez otaczający go tłum, niewielki wzrostem Zacheusz wszedł na drzewo, później zaś był zaskoczony zaszczy­ tem, jaki mu wyświadczył Jezus, wybierając jego dom na miejsce wypoczynku. Mógł się domyślać, jakie pojęcie o jego charakterze Jezus wyrobił sobie na podstawie sprawowanego przezeń urzę­ du, i czuł, że musi się mu jawić w niekorzystnym świetle, dlatego powiedział Jezusowi, że zmienił na lepsze swój dawniejszy spo­ sób myślenia: Z majątku, który zdobyłem, połowę przekazuję ubogim, a kogo skrzywdziłem, temu szkodę zwracam w czwór­ nasób -Jezus zapewnił Zacheusza, że podoba mu się ten powrót do prawości - i że jego własnym celem na ziemi jest prowadzić ludzi tą drogą -

132

ŻYWOT JEZUSA

Znów nadszedł czas święta Paschy3, dlatego większość Żydów znalazła się już w Jerozolimie - Jezus jeszcze przez kilka dni prze­ bywał w pobliżu Jerozolimy, w miasteczku o nazwie Efraim, zwłaszcza zaś w Betaniib; na uczcie, którą dla niego tam urządzo­ no, obecna był również białogłowa imieniem Maria, która należa­ ła do grona przyjaciół Jezusa - niewiasta namaściła jego stopy kosztownym olejkiem i osuszyła je swymi włosami; jeden z apo­ stołów Jezusa, Judasz, który zarządzał pieniędzmi całej grupy, zwrócił uwagę, że można było ów olejek lepiej spożytkować, gdyby go sprzedano, a pieniądze rozdano ubogim. Judasz miał nadzieję, że pieniądze te trafiłyby do jego trzosa. Rozdzielając je między potrzebujących, Judasz na pewno by nie zapomniał o so­ bie. Na te słowa Jezus wskazał Judaszowi, że nie ganiłby Marii, gdyby odczuł w jej uczynku wyraz przyjaźni - w uczynku podob­ nym do tego, jakim okazuje się zmarłemu miłość, namaszczając go olejkiem - Jeśli jesteś tak szczodrobliwy wobec ubogich, jak utrzymujesz, to zawsze będzie miał jeszcze sposobność okazać swą szczodrobliwość, powiedział Jezus Tymczasem12 członkowie Wysokiej Rady, spodziewając się, że Jezus, jak każdy Żyd, przybędzie do Jerozolimy na obchody święta, podjęli decyzję, że, wykorzystując sposobność, należy Jezusa uwięzić, a następnie doprowadzić do skazania go na śmierć; postanowili to jednak przesunąć na poświąteczny okres, obawia­ jąc się, że jego ziomkowie, Galilejczycy, którzy podczas święta Paschy przebywali w Jerozolimie, podejmą próbę uwolnienia więźnia; dlatego0 Wysoka Rada zarządziła, by natychmiast ją po­ wiadomiono, jeśli Jezus pojawi się w świątyni, ludzie, którym zlecono tę misję, w pierwszych dniach święta mieli jednak kło­ pot, gdyż nigdzie nie było widać Jezusa - Sześć dni po wspomnia­ nej uczcie Jezus znalazł się w samej Jerozolimie; gdy zobaczył miasto, łzy stanęły mu w oczach: Ach, rzekł, gdybyś zrozumiało, co służy twemu dobru! lecz dla ciebie pozostaje to zakryte - al-

a b c d

J 11, 54. J 12. Mt 26, 3. J 11, 56-57.

133

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

bowiem wasza duma - wasz upór w trzymaniu się własnych prze­ sądów, wasza nietolerancja rozdrażnią waszych wrogów przeciw­ ko wam, i obiegną was [oni], i zewsząd będą was trwożyć, aż wasze państwo, wasz ustrój - przedmiot waszej dumy - zostanie znisz­ czone, a wy legniecie pod jego ruinami - bez chlubnego poczu­ cia, że umieracie w szlachetnej obronie dobrej sprawy, wielkiej sprawy! Wschodnim zwyczajem Jezus jechał na ośle, a tłum ludzi, którzy go znali, wyszedł mu naprzeciw i towarzyszył z gałązka­ mi oliwnymi w rękach. Pośród radosnych śpiewów ludu Jezus przybył do miasta Na noc Jezus nie pozostał3 w Jerozolimie, lecz udał się do Betanii, ale rankiem znów powrócił do miasta, ukazał się publicz­ nie w świątyni i nauczał - Podchwytliwymi pytaniami wrogowie Jezusab starali się odsłonić jego słabą stronę, już to, by znaleźć pretekst do oskarżeń, już to, by wzniecić nienawiść do Jezusa pośród ludu, którego nastroje nie dawały im spokoju, zwłaszcza że ich obawy spotęgowało jeszcze wielkie zbiegowisko podczas jego wjazdu do Jerozolimy - Raz zapytali go, gdy siedział w świą­ tyni przed tłumem słuchaczy, za sprawą jakich pełnomocnictw sprawuje funkcję nauczyciela publicznego - Jezus powiedział: Pozwólcie, że również ja postawię wam pytanie. Czy powodem, dla którego Jan Chrzciciel publicznie nauczał, był zapal do praw­ dy i cnoty, czy też miał on w tym jakieś samolubne zamiary? Ci, którzy go byli zapytali, teraz pomyśleli sobie: Jeśli odpowie­ my, że to pierwsze, to Jezus znów nas zapyta, dlaczego nie dali­ śmy mu posłuchu; jeśli odpowiemy, że to drugie, to wzburzymy przeciwko sobie lud - odpowiedzieli zatem, że nie wiedzą. No cóż, rzekł Jezus, to również i ja nie potrafię wam odpowiedzieć na wasze pytanie. Ale osądźcie! Pewien mążc, który miał dwóch sy­ nów, kazał pierwszemu iść do winnicy i pracować; ten odpowie­ dział, że nie pójdzie, potem jednak pożałował swych słów i po­ szedł; takie samo polecenie wydał ojciec drugiemu synowi, który natychmiast okazał gotowość i obiecał pójść - ale nie poszedł. ■’ MI 21, 17. b Lk 20. c MI 21, 28.

134

ŻYWOT JEZUSA

Który więc dowiódł posłuszeństwa wobec ojca swego - Odpowie­ dzieli: Pierwszy. Tak samo, odpowiedział Jezus, dzieje się pośród was; ludzie, którzy w powszechnej opinii uchodzili za zepsutych etycznie, na wezwanie Jana dali posłuch głosowi cnoty i teraz górują nad wami usposobieniem, nad wami, którzy stale macie na ustach imię Boże i którzy utrzymujecie, że żyjecie wyłącznie, by służyć Bogu Jezus opowiedział im jeszcze inną historię. Pewien mąż zało­ żył wielką winnicę, otoczył ją murem, wydzierżawił winiarzom, by ją uprawiali, po czym wyjechał. Gdy nadeszła jesień, posłał ludzi, by odebrali zysk, który przyniosła winnica. Ale winiarze źle ich potraktowali, na wszelkie możliwe sposoby; podobnie przydarzyło się następnym, których posłał właściciel tych dóbr Wreszcie zdecydował, że pośle do nich swego syna, mając nadzieję, że okażą mu szacunek. Winiarze zaś pomyśleli, że jeśli zabiją dziedzica, to sami wejdą w pełne posiadanie winnicy - I zamor­ dowali go. Co uczyni właściciel winnicy, zapytał Jezus otaczają­ cych go faryzeuszy; ci zaś rzekli: Z surowością, na którą sobie zasłużyli, ukarze winiarzy, a winnicę wydzierżawi innym, od których, jak należy, otrzyma swój zysk - Podobnie Żydzi, rzeki Jezus, mieli szczęście, że wcześniej od wielu innych narodów osiągnęli bardziej godne pojęcie Boga i jego woli co do człowieka - ale wy nie hodujecie owoców, dzięki którym Bóg ma w człowie­ ku upodobanie - dlatego czczą iluzją jest sądzić, że jedynie dzięki temu pierwszeństwu jesteście ulubieńcami Boga - a zbrodnią dręczyć ludzi, którzy to czują i którzy mówią wam, że istnieje coś wyższego, co nadaje człowiekowi prawdziwą wartość. - Człon­ kowie Wysokiej Rady, którzy dali Jezusowi sposobność do powyż­ szego zarzutu, zaraz by na niego natarli, gdyby się odważyli postąpić wbrew ludowi. Paru Żydów greckich3, którzy również przybyli na święto Paschy, pragnęło porozmawiać z Jezusem, dlatego zwrócili się do kilku jego uczniów, by, jak się zdaje, wyprosić prywatną rozmo­ wę - Jezus, jak się zdaje, nie przejawiał na to ochoty, ponieważ sądził, że przyjdą do niego z tradycyjnymi u Żydów ideami a J 12, 20.

135

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

mesjanistycznymi i będę się mu chcieli polecić jako przyszłemu królowi i władcy żydowskiemu; nawiązując do tej kwestii, Jezus rzekł do swych uczniów: - Ludzie ci mylą się, jeśli ufają, że mam ambicje, by wystąpić jako Mesjasz, którego oczekują, i jeśli sądzą, że pragnę, by mi służyli, albo że mi przypochlebią, ofiarując się przystąpić do mego orszaku. Jeśli słuchają świętego prawa swego rozumu, to jesteśmy braćmi, to jesteśmy z tego samego towarzy­ stwa - Jeśli za mój cel uważają władzę i sławę, to zapoznają wzniosłe przeznaczenie człowieka bądź sądzą, że ja sam je zapoznaję. Tak jak ziarno pszenicy, rzucone w ziemię, obumiera, by jego kiełek mógł się rozwinąć w źdźbło - tak i ja nie pragnę dożyć owoców pracy, która stanowiła cel mego życia - tak w tej ciele­ snej powłoce również mój duch nie spełni swego przeznaczenia - By zachować życie, czy miałbym się sprzeniewierzyć czemuś, co uznaję za obowiązek? Ze smutkiem patrzę, w jakim kierunku zmierzają zamysły ludzi rządzących tym ludem, chcą mnie oni pozbawić życia, lecz czyż mam w takim razie prosić Boga: Ojcze, ocal mnie od tego niebezpieczeństwa! Nie, znalazłem się w tym położeniu, ponieważ wzywałem ludzi do prawdziwej służby Bożej, do cnoty, i jestem gotowy na wszelkie następstwa, które mogą z tego wyniknąć. - Jeśli pozostaje to w sprzeczności z wa­ szymi oczekiwaniami, że Mesjasz, który jest waszą nadzieją, ni­ gdy nie umrze - to życie jest dla was czymś tak wielkim, a śmierć czymś tak straszliwym, że nie potraficie jej połączyć z człowiekiem, który miałby zasługiwać na wasz szacunek! Lecz czyż pragnę sza­ cunku dla swej osoby? albo wiary we mnie? albo czy chcę wam narzucić, jako swój wynalazek, jakąś miarę, podług której nale­ żałoby oceniać i sądzić wartość ludzi? Nie, chciałem w was obu­ dzić szacunek dla samych siebie, wzniecić wiarę w święte prawo waszego rozumu, zwrócić uwagę na wewnętrznego sędziego w waszym sercu, na sumienie, na ową miarę, która jest również miarą Boga Faryzeusze i stronnicy familii Heroda znów * ’ wysłali do Jezu­ sa kilku ludzi, by się wdali z nim w rozmowę, która mogłaby dać powód do oskarżenia go przed rzymską zwierzchnością - By ■n Lk 20, 20.

136

ŻYWOT JEZUSA

zrozumieć, jak podchwytliwe były to pytania i jak łatwo Jezus mógł się narazić albo rzymskiej zwierzchności, albo Żydom z ich prze­ sądami, należy pamiętać o żydowskiej mentalności, dla której było to nie do zniesienia, że trzeba płacić daniny obcemu władcy, Żydzi chcieli je bowiem przekazywać swojemu Bogu i jego świątyni Wysłani doń ludzie tak zatem zagadnęli Jezusa: Wiemy, nauczy­ cielu, że jesteś szczery w swych słowach, że trzymasz się nieza­ fałszowanej prawdy i niczego nie głosisz, by się komuś przypo­ dobać - Powiedz nam, czy jest to słuszne, że płacimy podatki rzym­ skiemu cesarzowi? Jezus przejrzał ich zamiary i rzekł: Obłudnicy, czemu staracie się zastawić na mnie pułapkę? Pokażcie mi denara - Czyj to wizerunek i napis (legenda na otoku)? Odpowiedzieli: Cesarza - Skoro przyznajecie cesarzowi prawo, by bił monety do waszego użytku, to dajcie cesarzowi, co cesarskie, a waszemu Bogu, co niezbędne do jego służby - Z pewnością byli zadowo­ leni z tej odpowiedzi i nie mogli mu nic zarzucić - Także saduce­ usze, należący do żydowskiej sekty, która nie uznawała nieśmier­ telności duszy, chcieli swe poglądy zwrócić również przeciwko Jezusowi, dlatego rzekli doń: Zgodnie z naszymi prawami, męż­ czyzna, którego brat umarł bezpotomnie, musi poślubić wdowę po nim; zdarzyło się, że pewna niewiasta po kolei wyszła w ten sposób za siedmiu braci, ponieważ bracia umierali jeden po dru­ gim, nie spłodziwszy z nią potomka; czyją żoną powinna kiedyś zostać, jeśli ludzie nadal żyją po śmierci? Jezus tak odpowiedział na ten płaski zarzut: W tym życiu ludzie zawierają małżeństwa; - ale nieśmiertelni, którzy teraz znajdują się w towarzystwie czy­ stych duchów, wyzbędą się takich potrzeb, wyzbywając się ciała - Pewien faryzeusz, który przysłuchiwał się celnym odpowiedziom Jezus na pytania innych, sam również skierował doń pytanie (wydaje się, że bez złych zamiarów), jaka jest najwyższa zasada nauki etycznej, na co Jezus odpowiedział mu: Istnieje jeden Bóg i będziesz go miłował z całego serca, i poświęcisz mu swą wolę, całą swą duszę, wszystkie swe siły, jest to pierwszy pośród naka­ zów; drugi jest doń najzupełniej podobny pod względem obo­ wiązywania, a brzmi następująco: miłuj każdego człowieka, jakbyś ty sam nim był; nie ma wyższych nakazów - Faryzeusz podziwiał wyborność tej odpowiedzi, po czym odrzekł: Odpowie­

137

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

działeś zgodnie z prawdą - Bogu poświęcić całą swą duszę, a bliź­ niego miłować jak siebie samego to coś więcej niż wszystkie ofia­ ry i kadzidła! Jezus uradował się dobrym usposobieniem tego męża i rzeki doń: W takim usposobieniu niedaleko ci już, byś był oby­ watelem Królestwa Bożego, gdzie o łaskę nie należy się ubiegać ofiarą czy pokutą, czy służbą odprawianą ustami, czy porzuceniem rozumu - W pewnym miejscu3 świątyni ustawiono skarbonkę, do której wierni dawali na świątynię - Pośród ludzi, którzy wrzucali swój datek, obok bogatych, którzy ofiarowali duże kwoty, Jezus dostrzegł ubogą wdowę, która wrzuciła dwa grosze - rzeki wów­ czas: Ta biedna wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy pozostali; bo wszyscy dawali z nadmiaru, ona zaś w swym darze przekazała cały swój majątek. Skłoniony5 przez tego rodzaju próby, które faryzeusze podej­ mowali przeciwko jego osobie, Jezus korzystał ze sposobności, by przestrzegać lud i swych uczniów przed faryzeuszami - Faryze­ usze i uczeni w Piśmie, mówił, zasiedli na Mojżeszowym stolcu praw, których każą wam przestrzegać, przestrzegajcie; ale nie idźcie za ich przykładem, za ich sposobem postępowania - albo­ wiem co prawda zawiadują prawami Mojżeszowymi, ale sami ich nie przestrzegają - Postępki faryzeuszy służą jednemu celowi: mają im nadać w oczach ludzi zewnętrzny pozór prawości - Przejada­ cie majątek wdów i raczycie się u nich, pod pretekstem wspólnej modlitwy - Jesteście niczym pobielane groby, z zewnątrz poma­ lowane, ale wewnątrz pełne zgnilizny; na zewnątrz nadajecie sobie pozór świątobliwości, ale wasze wnętrze jest obłudą i niesprawie­ dliwością - W swym wystąpieniu Jezus podsumował liczne cechy faryzeuszy, które szczegółowo wytknął im już przy innych oka­ zjach. Przechadzając sięc po różnych częściach świątyni, uczniowie Jezusa rozmawiali ojej okazałości. Jezus rzeki wówczas: Mam przeczucie, że tę pompatyczną służbę Bogu i samą tę budowlę czeka kres. Słowa Jezusa zdumiały jego uczniów, którzy później, a Lk 21,1. b Mt 23. c Mt 24.

138

ŻYWOT JEZUSA

gdy byli z nim sami na Górze Oliwnej, skąd roztaczał się widok na piękną budowlę świątynną i na znaczną część Jerozolimy, zapytali swego nauczyciela: Kiedy to nastąpi, o czym nam przed­ tem powiedziałeś? i jaki znak pozwoli nam poznać, że bliski jest czas, by się spełniło królestwo Mesjasza? Jezus odpowiedział im: Wyczekiwanie Mesjasza sprowadzi na mych rodaków wielkie niebezpieczeństwa, a połączone z ich innymi przesądami, z ich ślepym uporem, zgotuje im całkowitą zagładę; ta chimeryczna nadzieja uczyni ich igraszką w rękach podstępnych oszustów czy nierozważnych marzycieli - Miejcie się na baczności, by was nie wprowadzili w błąd - Często będzie można usłyszeć: Tu czy tam pojawił się wyczekiwany Mesjasz; wielu będzie się podawać za Mesjasza, pod tym imieniem będą się narzucać jako przywódcy buntów i zwierzchnicy sekt religijnych, będą głosić proroctwa i dokonywać cudów, by, jeśli to możliwe, wprowadzić w błąd również ludzi dobrych; często można będzie usłyszeć: Tam na pustyni ukazuje się wyczekiwany Mesjasz, tu pośród mogił jesz­ cze się ukrywa - nie dajcie się tym skusić, nie idźcie za nimi. Uroszczenia takie i pogłoski staną się powodem rozruchów politycznych i podziałów religijnych; ludzie staną po przeciwnych stronach, w stronniczości tej wzajemnie się nienawidząc i zdradzając, uznają bowiem, że są uprawnieni, by dla ślepego zapału do imion i słów poświęcić najświętsze obowiązki człowieczeństwa. Rozkład pań­ stwa, zanik wszelkich więzi społecznych i ludzkich, w następstwie tego dżuma i głód, sprawią, że ten nieszczęsny kraj stanie się ła­ twym łupem dla swych wrogów zewnętrznych. A wówczas bia­ da brzemiennym i niemowlętom! W czasie tych burz nie dajcie się skusić i stanąć po którejś ze stron, niejeden ulegnie zarazkom tego ducha oszukaństwa, sam dobrze nie wiedząc, jak to się stało, że, wciągnięty w wir, z każdym krokiem oddala się od umiaru, by na koniec, uwikłany w zbrodnie i ruinę swego stronnictwa, dostrzec, że nie ma już możliwości powrotu - uciekajcie, uciekajcie, kto tylko może, z tej areny rozkładu i niemiłosierności, wyrwijcie się od wszelkich stosunków domowych, nie odkładajcie tego na później, by jeszcze to czy tamto załatwić czy ocalić - w każdym przypad­ ku pozostańcie niezmiennie wierni swym zasadom, choćby ata­ kował was i dręczył duch zelocki, głoście umiar, napominajcie

139

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

o miłości i pokoju, nie interesujcie się żadnym ze stronnictw re­ ligijnych czy politycznych - nie sądźcie, że w takich ugrupowa­ niach czy w związkach, które przysięgają na imię i wiarę jakiejś osoby, spełnia się Boży plan; nie ogranicza się on do jednego narodu, do jednej wiary, lecz z bezstronnym umiłowaniem obej­ muje cały ród ludzki; powiedzieć, że się spełnił, będziecie mogli wtedy, gdy na całej ziemi ludzie będą uznawać i sprawować służ­ bę nie na rzecz imion i słów, lecz na rzecz rozumu i cnoty - stały wzgląd na tę nadzieję ludzkości, a nie na próżne nadzieje naro­ dowe Żydów, zachowa was wolnymi od sekciarskiego ducha, zawsze prostolinijnymi i odważnymi. Pośród tych podziałów wasz spokój, wasza odwaga niech się opierają na niezafałszowanej cno­ cie, bądźcie czujni, by w wasze serca nie zakradło się fałszywe, gnuśne ukojenie, oparte na przywiązaniu do formuł wiary, do służby odprawianej ustami, do skrupulatnego przestrzegania ceremonii kościelnych. Bo wtedy * 1 byłoby podobnie jak z dziesię­ cioma pannami, które z lampami wyczekiwały na oblubieńca; pięć roztropnie zaopatrzyło się w olej, natomiast pięć nierozważnie o tym zapomniało; po długim oczekiwaniu doczekały się późną nocą, że oblubieniec przybył, i chciały mu wyjść naprzeciw; pięć, które nie pomyślały o oleju - pośpiesznie wybiegły, by go jeszcze kupić - panny roztropne nie mogły im użyczyć swojego, gdyż miały go właśnie tyle, by im wystarczyło, podczas nieobecności tamtych oblubieniec nadszedł i pięć panien roztropnych weszło z nim do domu na ucztę weselną, pozostałe natomiast, które zaniedbały coś istotnego, nie dostąpiły w niej udziału - Tak i wy nie sądźcie, że wystarczy wam wiara, jeśli zaniedbujecie prakty­ kowania cnoty, które jest najbardziej nieodzowne, a potem, w nie­ doli czy w obliczu nadchodzącej śmierci, naprędce gromadzicie kilka dobrych zasad albo zamyślacie się przystroić w cudze zasłu­ gi, których każdy ma tyle, by jemu wystarczyło, i nie może ich przekazać innym - Sama wiara kościelna i pocieszanie się cudzy­ mi zasługami niewiele wam pomogą przed świętym sędzią świa­ ta. Jego sąd porównuję do sądu króla, który gromadzi swe ludy

- Ml 25.

140

ŻYWOT JEZUSA

i tak jak pasterz oddziela kozły od baranków, tak on oddziela dobrych od złych; do pierwszych mówi: Zbliżcie się do mnie, moi przyjaciele, cieszcie się szczęściem, którego sami uczyniliście się godni; albowiem byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragnio­ ny, a daliście mi pić; gdy jako obcy trafiłem między was, przyję­ liście mnie; gdy byłem nagi, przyodzialiście mnie, gdy byłem chory, pielęgnowaliście mnie, gdy byłem w więzieniu, odwiedziliście mnie - Pełni zdziwienia, zapytają go: Panie, kiedyż widzieliśmy cię głodnego czy spragnionego, iżbyśmy cię wówczas nasycili, czy gołego, czy obcego, czy chorego, czy uwięzionego, iżbyśmy cię wówczas odziali, przyjęli czy odwiedzili? A król im odpowie: Co uczyniliście dla któregoś z moich i waszych najmniejszych braci, nagradzam wam, jakbyście to mnie okazali - Do drugich zaś powie: Oddalcie się i odbierzcie nagrodę za swe czyny, gdy by­ łem głodny czy spragniony, nie nakarmiliście mnie, nie napoili­ ście, gdy byłem nagi czy chory, czy uwięziony, nie przyjęliście mnie; ci również go zapytają: Gdzież widzieliśmy cię głodnym czy spragnionym, czy nagim, czy chorym, czy uwięzionym, iżby­ śmy mogli ci wówczas okazać przysługę? Król da im taką samą odpowiedź: Czego nie uczyniliście najmniejszemu, ja wam od­ płacam, jakbyście mnie tego nie uczynili - Tak również sędzia świata skażę na zatratę tych, którzy czcili Boga jedynie ustami i pobożnymi minami, a nie w jego obrazie, nie w ludzkości. Dniem Jezus zwykł przebywać w budowlach i na podwórcach jerozolimskiej świątyni, noce spędzając poza miastem, w pobliżu Góry Oliwnej. Wysoka Rada nie ośmieliła się publicznie zrealizo­ wać swej decyzji o uwięzieniu Jezusa, dlatego życzeniom jej człon­ ków nic nie mogło bardziej odpowiadać niż oferta Judasza, nale­ żącego do dwunastki bardziej zaufanych przyjaciół Jezusa. Za pewną kwotę Judasz był gotów zdradzić miejsce, gdzie Jezus nocuje, i pomóc w jego potajemnym uwięzieniu - Jak się wydaje, żądza posiadania była główną namiętnością Judasza, która mimo jego obcowania z Jezusem nie ustąpiła miejsca lepszemu usposo­ bieniu i która zapewne mogła stanowić pierwotny powód, dla któ­ rego Judasz został zwolennikiem Jezusa, mając nadzieję, że bę­ dzie ją mógł zaspokoić, gdy Jezus zbuduje swe mesjańskie kró­ lestwo - ponieważ Judasz zaczął pojmować, że królestwo takie

141

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nie jest celem Jezusa i że oszukał się w swych nadziejach, przeto spróbował jeszcze ze swej przyjaźni z Jezusem wyciągnąć jak największe korzyści, zdradzając go przed członkami Wysokiej Rady. Zgodnie z żydowskim zwyczajem, Jezus kazał w Jerozolimie przygotować ucztę paschalną, na której najznamienitsze danie stanowiła potrawa z owcy; był to ostatni wieczór, jaki Jezus spę­ dził ze swymi przyjaciółmi - poświęcił go im w całości, by spotka­ nie to pozostawiło po sobie głęboki ślad. Rozpoczynając3 wieczerzę, Jezus jeszcze raz wstał, zdjął swe wierzchnie szaty, wziął prześcieradło i obmył swym przyjaciołom stopy (czynność, którą zwykle wykonywali służący) - Piotr nie chciał na to pozwolić; usłyszał wówczas, że wnet pojmie powód, dla którego Jezus tak czyni; gdy Jezus skończył, rzeki do wszyst­ kich: Widzicie, co uczyniłem; ja, którego nazywacie swym nauczy­ cielem, umyłem wam stopy; w ten sposób chciałem wam dać przy­ kład, jak powinniście się do siebie odnosić - Władcyb uwielbiają panowanie i każą się za to nazywać dobroczyńcami ludzkiego rodu - wy zatem tak nie czyńcie, żaden niech się nie wynosi nad in­ nych, żaden niech się nie wywyższa, lecz, jako przyjaciele, bądź­ cie dla siebie uprzejmi i usłużni, a wasze posługi czyńcie tak, by wobec innych nie jawiły się jako dobroczynność czy protekcjonalność - Teraz, gdy już o tym wiecie, obyście, błogosławieni, tak również czynili - Nie mówię o was wszystkich, albowiem, [jak] gdzieś napisano: jeden, który ze mną spożywa chleb, porwie się na mnie - albowiem jeden spośród was mnie zdradzi. Myśl ta zasmuciła Jezusa, podobnie jak zakłopotała jego uczniów; Jan, który leżał najbliżej Jezusa, cicho zapytał, o kim mówi. Jezus powiedział doń: O tym, któremu podam ten kawałek chleba i podał go Judaszowi, zwracając się doń słowami: Uczyń nieba­ wem, co zamierzasz uczynić - Z pozostałych żaden nie rozumiał, co miały one oznaczać, wszyscy sądzili, że dotyczyły jakiegoś zlecenia, ponieważ Judasz zarządzał pieniędzmi całej grupy Judasz, być może w obawie, że Jezus publicznie zawstydzi go a J 13. b Lk 22, 25.

142

ŻYWOT JEZUSA

przed wszystkimi, która naszła go, gdy sobie uświadomił, że Je­ zusowi jego plan nie jest nie znany - czy w obawie, że dłuższa obecność może zachwiać jego zamiarami, pośpiesznie opuścił grono zebranych. Jezus zaś mówił dalej: Wasz przyjaciel, moi umiłowani, wkrót­ ce spełni swe przeznaczenie - Ojciec ludzi przyjmie go na kom­ naty swej szczęśliwości; już niebawem zostanę wam wydarty. Jako testament dla was pozostawię wam przykazanie, byście się wza­ jemnie miłowali, oraz przykład mej miłości do was - jedynie dzięki tej wzajemnej miłości winniście się wyróżniać jako moi ucznio­ wie - Piotr zapytał Jezusa: Dokąd zamierzasz pójść, że chcesz nas zostawić? W drodze, którą pójdę, rzeki Jezus, nie możesz mi to­ warzyszyć - Dlaczego, odrzekł Piotr, nie miałbym móc iść za tobą? jestem gotowy to uczynić z narażeniem swego życia! - Chcesz mi ofiarować swe życie? rzeki Jezus, znam cię zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że nie jesteś jeszcze dostatecznie silny - nim nastanie ranek, możesz zostać wystawiony na próbę. Nie przerażajcie się, że od was odłączę - czcijcie ducha, który w was mieszka, dzięki niemu poznajecie wolę Boga, dzięki niemu jesteście pokrewni Bogu i należycie do jego rodu, tylko w nim otwiera się przed wami droga do Boga i prawdy, słuchajcie swego niezafałszowanego głosu, a nasze osoby będą wprawdzie różne i rozłączone, ale nasza istota będzie jednością - i nie będziemy daleko od siebie. Dotych­ czas byłem waszym nauczycielem i moja obecność kierowała waszymi postępkami; teraz was opuszczam, ale nie zostawiam was jako sierot; pozostawiam wam przewodnika w was samych; obu­ dziłem w was ziarno dobra, posiane w waszej duszy przez rozum, a pamięć o mych naukach, o mej miłości do was, będzie w was podtrzymywać tego ducha prawdy i cnoty, któremu ludzie tylko dlatego nie hołdują, że go nie znają i że go nie szukają w sobie Staliście się mężami, którym nie potrzeba cudzej kurateli i którzy w końcu mogą powierzyć siebie samym sobie - choć mnie już nie będzie przy was, niech waszym drogowskazem odtąd będzie wasza rozwinięta etyczność; moją pamięć, moją miłość do was czcijcie, postępując drogą prawości, ową drogą, na którą was przywiodłem - święty duch cnoty uchroni was przed błędnymi krokami - jeszcze pełniej nauczy was tego, na co jeszcze nie sta­

143

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

liście się wrażliwi, przypomni wam o wielu sprawach, których jesz­ cze nie zrozumieliście, i nada im znaczenie. Pozostawiam wam moje błogosławieństwo, które nie jest pozdrowieniem bez zna­ czenia, lecz słowem bogatym w owoce dobra - Nawet dla was będzie lepiej, że was opuszczam, albowiem tylko dzięki własne­ mu doświadczeniu i praktykowaniu uzyskacie samodzielność i na­ uczycie się kierować sobą - Niech was to nie zasmuca, lecz prze­ pełnia radością, że od was odchodzę, albowiem wstępuję na dro­ gę, która wiedzie wyżej, w lepszych światach, gdzie duch, bardziej nieograniczony, wzbija się ku praźródłom wszelkiego dobra i wstę­ puje do swej ojczyzny, do królestwa nieskończoności. Z upragnieniem oczekiwałem tej uczty w waszym gronie puśćmy wkoło potrawy i kielich - odnówmy przymierze przyjaź­ ni - Potem zaś, zgodnie ze wschodnim obyczajem - jaki jeszcze dzisiaj panuje wśród Arabów, którzy ustanawiają niezłomną przy­ jaźń, dzieląc się chlebem i pijąc z tego samego kielicha - każdemu odłamał chleba, po czym puścił wkoło również kielich i rzeki: Gdy będziecie się tak posilać w przyjacielskim kręgu, przypomnijcie sobie również waszego dawnego przyjaciela i nauczyciela; i tak jak pascha była dla was obrazem paschy, którą wasi ojcowie spo­ żywali w Egipcie, a krew wspomnieniem krwi ofiarnej, którą Mojżesz (Wj 24, 8) utwierdził przymierze między Jahwe i swym narodem, tak w przyszłości, spożywając chleb, pamiętajcie o ciele waszego dawnego przyjaciela i nauczyciela, które on ofiarował, a pijąc kielich wina, pamiętajcie o jego przelanej krwi! zachowaj­ cie mnie w swej pamięci, mnie, który oddałem za was swe życie, a pamięć o mnie, a mój przykład niech was umacniają w cnocie. Widzę was wokół siebie jak pędy krzewu winnego, które, żywio­ ne przezeń, przynosiły owoce, teraz zaś niebawem, odjęte odeń, własną siłą życia doprowadzą dobro do dojrzałości - Miłujcie się wzajemnie, miłujcie wszystkich ludzi, tak jak ja was miłowałem; jest dowodem mej miłości, że swe życie oddaję dla [dobra] swych przyjaciół - Nie nazywam was już uczniami czy wychowankami, ci bowiem stosują się do woli swe-go wychowawcy, często nie znając powodu, dla którego muszą postąpić tak, a nie inaczej, wy natomiast dorośliście do męskiej samodzielności, do wolności własnej woli, dzięki sile własnej cnoty będziecie wydawać owoce,

144

ŻYWOT JEZUSA

choć duch miłości, siła, która was i mnie przepełnia uniesieniem, są te same. Jeśli będą was prześladować i dręczyć, to przypomnijcie sobie mój przykład, że mnie i tysiącom innych nie lepiej się wiodło. Gdybyście wzięli stronę panujących zdrożności i przesądów, zna­ leźlibyście dość przyjaciół, ale będą was nienawidzić, ponieważ jesteście przyjaciółmi dobra; życie prawego człowieka pozostaje stałym zarzutem dla złego, który to czuje, przez co się rozjątrza; a jeśli nie pozostaje mu żaden pretekst, który by mu pozwalał prześladować dobrego człowieka, wolnego od przesądów, to prze­ sądy, ucisk i zdrożność uczyni sprawą Boga, wmawiając sobie i in­ nym, że służy Bogu, nienawidząc dobra. Ale duch cnoty ożywi was niczym promień z lepszych światów i wzniesie was ponad małostkowe i zdrożne cele ludzi. Mówię wam o tym zawczasu, aby nie spadło to na was nieoczekiwanie. Tak jak lęk niewiasty, która rodzi, przemienia się w radość, gdy dziecko już przyszło na świat, tak utrapienia, które was czekają, kiedyś przejdą w szczęśliwość. Potem Jezus podniósł oczy ku niebu: Ojcze, rzeki, nadeszła moja pora - pora, bym ducha, którego źródłem jest twoja nieskoń­ czoność, ukazał w jego całej godności - i powrócił do ciebie! jego przeznaczeniem jest wieczność i wznoszenie się ponad wszystko, co ma początek i koniec, ponad wszystko, co jest skończone - Moje ziemskie przeznaczenie: poznać ciebie, Ojcze, i pokrewieństwo mojego ducha z Tobą, szanować siebie dzięki wierności wobec tego pokrewieństwa, uszlachetnić ludzi dzięki przebudzonej świado­ mości tej godności - to ziemskie przeznaczenie spełniłem - mi­ łość do ciebie dała mi przyjaciół, którzy nauczyli się pojmować, że nie chciałem narzucić ludziom czegoś obcego czy arbitralnego, że uczyłem ich Twojego prawa, które z cicha mieszka we wszystkich sercach, tyle, że zapoznane przez ludzi. Moim zamiarem nie była cześć, zdobyta dzięki czemuś osobliwemu czy wyróżniającemu, lecz przywrócenie zagubionego szacunku dla porzuconego czło­ wieczeństwa - powszechna zaś cecha rozumnych istot, przyzna­ na wszystkim predyspozycja do cnoty - moją dumą. Najdosko­ nalszy, strzeż ich, by miłość do dobra była najwyższym prawem w nich, które niech nad nimi zapanuje, a będą jednością, a pozo­ staną zjednoczeni z Tobą i ze mną. Do ciebie idę i do ciebie kieru­

145

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ję tę modlitwę, aby radosny nastrój, który mnie ożywia, również ich przeniknął; zapoznałem ich z twoim objawieniem, a ponieważ je ogarnęli, świat ich nienawidzi, jak mnie, który jestem posłusz­ ny Twemu objawieniu - nie proszę cię, byś ich zabrał ze świata próśb tego rodzaju nie można zanosić przed Twój tron - ale uświęć ich swą prawdą - promienieje ona tylko z Twego prawa. Twe szczytne wezwanie, by kształcić ludzi do cnoty, które wyznaczyło mą drogę, złożyłem w ich ręce; niech oni również je spełniają w swojej części i wychowują przyjaciół, którzy nie będą już pa­ dać na kolana przed bożkami, a węzłem swej jedności nie będą czynić słów ni wiary, lecz cnotę i przybliżanie się do Ciebie, Świę­ tego! Po wszystkich tych rozmowach zebrani wstali, jak zwykle opuścili Jerozolimę (zapadła już noc), przeszli przez potok Cedron i udali się do ogrodu o nazwie Getsemani, niedaleko Góry Oliw­ nej3. Miejsce nocnego pobytu Jezusa było znane również Juda­ szowi, który często tam bywał z Jezusem - [Jezus] kazał swym uczniom, by pozostali razem, sam zaś z trzema odszedł nieco dalej, by się oddać swym myślom - Tam natura na moment odzyskała swe prawa, w samotności nocy zawładnęła bowiem i wstrząsnęła Jezusem, i przepełniła go lękiem myśl o zdradzie przez przyjacie­ la, o niesprawiedliwości wrogów i o srogości czekającego go losu -Jezus poprosił swych uczniów, by pozostali z nim i czuwali - nie­ spokojnie chodził tam i z powrotem, pospiesznie zamienił z nimi kilka słów, budził ich, gdy zapadali w sen, od czasu do czasu od­ chodził na bok i kilkakrotnie się modlił: Ojcze, jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten gorzki kielich cierpienia, który mnie cze­ ka! jednakże niech się dzieje nie moja, lecz Twoja wola - jeśli godzina ta nie może mi być oszczędzona, to poddaj ę się Twej woli - Pot spływał po nim wielkimi kroplami - Gdy Jezus znów pod­ szedł do swych uczniów, zachęcając ich, by czuwali, posłyszał czyjeś kroki. Obudźcie się, zawołał do uczniów, chodźmy, zbliża się mój zdrajca! Judasz zbliżał się z uzbrojonymi, którzy nieśli pochodnie; Jezus znów zebrał całą swą nieustępliwość i wyszedł im naprzeciw. Kogo a Łk 22, 39; c. I. parali.

146

ŻYWOT JEZUSA

szukacie, zapytał; Jezusa z Nazaretu, odrzekli; jam jest, odpowie­ dział Jezus; przybysze byli zakłopotani, nie wiedząc, czy słusznie czynią - Jezus zapytał ich jeszcze raz, po czym odrzekl to samo, dodając: Jeśli mnie szukacie, to oszczędźcie mych przyjaciół W tym momencie zbliżył się Judasz i dał swym towarzyszom znak, który z nimi umówił, by mogli rozpoznać Jezusa - rzeki miano­ wicie: Bądź pozdrowiony, nauczycielu; i objął go przy tym; Jezus odrzekł jeszcze: Przyjacielu, pocałunkiem mnie zdradzasz? potem pojmali go żołdacy; gdy Piotr to zobaczył, wyciągnął swój miecz, uderzył na nich i odciął ucho jednemu ze sług arcykapłana; Jezus nakazał Piotrowi spokój, uszanuj, rzekł, los, który Bóg mi prze­ znaczył - Inni uczniowie uciekli i rozproszyli się, ujrzawszy, że zastęp zbrojnych ujął Jezusa, związał go i prowadzi ze sobą; poza jednym młodzieńcem, który, wyrwany z drzemki, w pośpiechu narzucił na siebie tylko płaszcz i chciał iść za Jezusem, lecz został pojmany przez żołdaków, którym się wyrwał, pozostawiając płaszcz w ich rękach, i tym sposobem zdołał się uratować. Gdy szli, Jezus rzeki do ludzi, którzy go prowadzili: Przyszliście do mnie uzbrojeni, by mnie złapać jak jakiegoś rabusia - a przecież każde­ go dnia siedziałem pośród was w świątyni - wtedy mnie nie pojmaliście - Waszą porą jest północ, a ciemność waszym żywio­ łem. Najpierw zaprowadzono Jezusa do Annasza, dawnego arcy­ kapłana i teścia Kajfasza, potem do Kajfasza, ówczesnego arcyka­ płana, u którego zebrali się wszyscy członkowie Wysokiej Rady, czekając na więźnia. Kajfasz wbijał im do głowy maksymę: Obo­ wiązkiem jest poświęcić jednego dla dobra całego ludu. Piotr trzy­ mał się w oddaleniu od siepaczy i nie odważyłby się wejść do samego pałacu, gdyby Jan, który dobrze się znał z arcykapłanem i miał swobodny wstęp do jego siedziby, nie powiedział odźwier­ nej, by wpuściła również Piotra; otwierając mu drzwi, niewiasta zapytała: Czy ty również nie jesteś jednym ze zwolenników tego męża? Piotr wyparł się i stanął przy ognisku pośród woźnych i służby, by się ogrzać jak oni. Arcykapłan, przed którego oblicze przyprowadzono Jezusa, zadawał mu rozmaite pytania, które dotyczyły jego nauczania i jego uczniów. Jezus odpowiedział: Przemawiałem publicznie przed każdym, nauczałem w świątyni i w synagogach, gdzie Żydzi

147

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

zwykli się schodzić wszyscy, nie mam żadnych nauk tajemnych; dlaczego zatem mnie pytasz? tych zapytaj, którzy mnie słuchali, czego ich nauczałem, wszyscy będą ci to mogli powiedzieć. Jed­ nemu z siepaczy odpowiedź Jezusa wydała się nie dość skromna - Tak odpowiadasz arcykapłanowi! rzekł i zadał mu cios; Jezus ze spokojem rzeki doń: Jeśli odpowiedziałem niestosownie, to po­ wiedz mi, gdzie widzisz błąd; a jeśli odpowiedziałem należycie, to dlaczego mnie bijesz?3 - Wielu świadkom zaproponowano, by złożyli zeznania przeciwko Jezusowi, lecz kapłani nie mogli ich wykorzystać, ponieważ albo nie miały one dostatecznego znacze­ nia, albo nie były wzajemnie zgodne. Wreszcie pojawiło się kilku świadków, którzy zeznali, że słyszeli, jak Jezus bez poszanowania wypowiadał się o świątyni, ale również między ich bardziej szcze­ gółowymi zeznaniami nie było zgodności - Jezus cały czas mil­ czał; zniecierpliwiony tym arcykapłan stanął pośrodku zgroma­ dzonych: Nic nie odpowiadasz na wszystkie te oskarżenia? zakli­ nam cię tedy na żywego Boga, byś nam powiedział - czy jesteś poświęconym, czy jesteś Synem Bożym. Tak, odpowiedział Jezus, jestem, i tego wzgardzonego człowieka, który się poświęcił Bogu i cnocie, zobaczycie kiedyś wspaniale odzianego i ponad gwiaz­ dami - Arcykapłan rozdarł swe szaty i zawołał: Bluźni przeciwko Bogu, po cóż nam trzeba innych świadectw, usłyszeliście jego własne - Jakie jest wasze zdanie? Swą winą zasłużył na śmierć, brzmiał ich wyrok. Dla siepaczy orzeczenie to stało się sygnałem do dręczenia i ośmieszania Jezusa, który obecnie pozostał w ich rękach, gdyż członkowie Wysokiej Rady rozeszli się na kilka godzin, by ponownie się zebrać o wczesnym poranku. Piotra, który tymczasem stał ciągle przy ogniskub, rozpoznała jeszcze inna ze służących arcykapłana, która powiedziała do zebranych: Z całą pewnością ten również należy do towarzyszy uwięzionego; Piotr znów odpowiedział bezwarunkowym „Nie!" - A jeden ze służąa Zgodnie z brzmieniem J 18, 24, do zdarzenia tego doszło, jak się zdaje, w pałacu Annasza - jeśli jednak Wysoka Rada zebrała się u Kajfasza i jeśli tam nastąpiło właściwe przesłuchanie, to nie byłoby zgodności co do miejsca, gdzie Piotr zaparł się Jezusa - u Kajfasza tylko (?; lecz] wszędzie jest mowa o áp%teptx {arcykapłanach} w liczbie mnogiej. b Mk 14, 66 i nast.

148

ŻYWOT JEZUSA

cych arcykapłana, krewny żołdaka, którego Piotr zranił kilka godzin wcześniej, rzeki: Czy nie widziałem cię przy Jezusie w Getsemani? Także pozostali zgodzili się, że i dialekt Piotra zdra­ dza, że pochodzi on z Galilei - Wobec tylu okoliczności, które świadczyły przeciwko niemu, Piotr, zapomniawszy się w lęku i ta­ rapatach, zaczął przysięgać na wszystko, że nie pojmuje, o co im chodzi, że w ogóle nie zna człowieka, którego miałby być jakoby przyjacielem. Wówczas to zapiały koguty, obwieszczając poranek, i właśnie w tej chwili obok Piotra przeprowadzano Jezusa, który się odwrócił w jego stronę i spojrzał nań - Piotr poczuł je głęboko, poczuł, na jaką pogardę zasługuje jego zachowanie, poczuł, jak bardzo Jezus miał prawo podczas wieczornej rozmowy wątpić, czy nieustępliwość, którą Piotr tak bardzo się chełpił, wytrzyma próbę, i oddalił się w pośpiechu, roniąc gorzkie łzy wstydu i skru­ chy. Upłynęło kilka pozostałych godzin nocy i Wysoka Rada znów się zebrała, a ponieważ jej członkowie uznali, że Jezus swą winą zasłużył na śmierć, lecz nie mieli prawa, by wydać i wykonać taki wyrok, przeto z samego rana udali się z Jezusem do Piłata, rzym­ skiego namiestnika prowincji, by przekazać mu Jezusa, a tym samym zapobiec [wszelkim akcjom] w jego obronie, do których mogłoby dojść wśród ludu, gdyby Jezus nadal pozostawał w rę­ kach Rady. Gdy zdrajca Judasz zobaczył, że Jezus został skazany na śmierć, poczuł skruchę - odniósł kapłanom otrzymane pienią­ dze (trzydzieści srebrników) i rzekł: Źle postąpiłem, wydając w wasze ręce niewinnego; ale w odpowiedzi usłyszał: To twoja sprawa, nic nam do twego czynu; Judasz wrzucił pieniądze do świątynnej skarbonki i powiesił się - kapłani mieli skrupuły, czy pieniądze te, które były zapłatą za zdradę, można dodać do pie­ niędzy świątynnych, i kupili za nie kawałek pola, które przezna­ czyli na cmentarz dla obcych Ponieważ święto jeszcze trwało, nie weszli do samego pałacu, by się nie skalać. Piłat wyszedł na dziedziniec i zapytał ich: O jaką zbrodnię oskarżacie tego człowieka, że się domagacie, bym go ska­ zał - Gdyby nie był zbrodniarzem, nie wydalibyśmy go tobie odpowiedzieli kapłani. Piłat odrzekł: To wytoczcie mu proces i osądźcie go wedle waszych praw - Nie możemy przecież wydać wyroku śmierci, odrzekli - Gdy Piłat usłyszał zatem, że zbrodnia

149

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

miała zasługiwać na karę śmierci, nie mógł już nie przyjąć roli sędziego nad Jezusem, kazał tedy, by Wysoka Rada przedstawiła swe oskarżenie - Członkowie Wysokiej Rady mieli świadomość, że Jezus nie otrzyma wyroku skazującego na śmierć, jeśli go oskar­ żą, że podawał się za syna Bożego, co zgodnie z żydowskimi pojęciami równało się bluźnierstwu wobec Boga i co Rada uwa­ żała za zbrodnię, która zasługuje na karę śmierci; oskarżyli go więc, że zwodzi lud, że go nakłania do obojętności wobec ustroju pań­ stwa, co doprowadzi kiedyś do odmowy płacenia trybutu, i że podaje się za króla - Gdy Piłat usłyszał te oskarżenia, z powrotem udał się do swego pałacu, kazał wezwać Jezusa i zapytał go: Czy rzeczywiście podajesz się za żydowskiego króla? Na to Jezus od­ powiedział mu pytaniem: Czy sam miałeś powody, by podejrze­ wać, że się podaję za żydowskiego króla, czy też pytasz mnie jedynie dlatego, że inni mnie o to obwiniają? Piłat odpowiedział: Czyż jestem Żydem, bym dla siebie oczekiwał jakiegoś króla waszego narodu? Lud twój i kapłani oskarżyli cię o to przede mną; jakim czynem dałeś im do tego powód? Jezus odpowiedział: Obwiniają mnie, że uzurpuję sobie królestwo; ale królestwo to nie jest królestwem, które ludzie zwykli łączyć z pojęciem królestwa - gdyby było takim królestwem, miałbym poddanych i zwolenni­ ków, którzy by za mnie walczyli, bym nie wpadł w ręce Żydów. Tedy podajesz się jednak, odrzekł Piłat, za króla, skoro mówisz o swoim królestwie? Jeśli takiej chcesz użyć nazwy, odpowiedział Jezus, to tak, wierzę, że po to się urodziłem, by nauczać prawdy i zjednywać zwolenników prawdy, że to było moim ziemskim przeznaczeniem - a kto ją miłował, ten słuchał mego głosu! Czym­ że jest prawda? odrzekł Piłat - z miną dworzanina, która, krótko­ wzrocznie uśmiechnięta, potępia powagę - i zapewne uznał Je­ zusa za marzyciela, poświęcającego się dla słowa, dla abstrakcji, które w głębi duszy jawiło się mu jako pozbawione znaczenia, i traktował cały przypadek jako sprawę, która dotyczy jedynie religii żydowskiej i ani nie wiąże się z jakąkolwiek zbrodnią prze­ ciwko prawom obywatelskim, ani nie zagraża bezpieczeństwu państwa. Zostawił Jezusa i wyszedł do Żydów, którym powiedział, że nie znajduje w nim żadnej winy. Żydzi powtarzali swe oskar­ żenie, że Jezus wywoływał swym nauczaniem niepokoje w całym

150

ŻYWOT JEZUSA

kraju, od Galilei po Jerozolimę - Piłat, który zwrócił uwagę, że członkowie Rady wymienili Galileę jako okolicę, gdzie Jezus roz­ począł swe nauczanie, dopytywał się, czy oskarżony jest Galilej­ czykiem; gdy mu powiedziano, że tak, ucieszył się, że będzie się mógł uwolnić od tej drażniącej sprawy, bo jako Galilejczyk, Jezus podlegał Herodowi, tetrarsze Galilei, odesłał go więc do Heroda, który z powodu święta Paschy właśnie przebywał w Jerozolimie. Herodowi sprawiło to radość, że mógł się zobaczyć z Jezusem, czego już od dawna pragnął, gdyż wiele o nim słyszał i miał nadzieję, że zobaczy coś niezwykłego - Zasypał Jezusa wieloma pytaniami, a arcykapłani i towarzyszące im osoby również tutaj powtarzali swe oskarżenia; Jezus nic nie odpowiadał; zachował spokój także wtedy, gdy Herod i jego dworacy zaczęli z niego drwić, a potem założyli mu szatę, która była znakiem godności monarszej. Herod nie wiedział, co zrobić z Jezusem, który zdawał się mu zasługiwać na drwinę, a nie na karę, dlatego z powrotem odesłał go do Piłata; nota bene, taktowność Piłata, który uszanował jurysdykcję tetrarchy nad Jezusem jako Galilejczykiem, przywró­ ciła przyjaźń między oboma władcami, która wcześniej uległa zerwaniu. Piłat znów znalazł się w kłopocie, dlatego zwołał arcy­ kapłanów i członków Wysokiej Rady, po czym oświadczył: Oskar­ żyliście tego człowieka jako siewcę niepokoju, ale, podobnie jak Herod, nie znajduję w nim winy, która zasługiwałaby na karę śmierć; nie mogę uczynić nic więcej, jak kazać go wychłostać, potem zwrócę mu wolność - Żydzi nie byli jednak zadowoleni z tej kary i nalegali na karę śmierci; Piłat, który z podziwem pa­ trzył na spokój, z jakim Jezusa odnosił się do wszystkich tych pertraktacji, i nie miał najmniejszej ochoty być narzędziem żydow­ skiej nienawiści religijnej, znalazł inne rozwiązanie, do jakiego zainspirowała go własna małżonka, która zainteresowała się spra­ wą Jezusa - Oto zgodnie ze zwyczajem, w święto Paschy rzymski namiestnik darował wolność i życie jednemu żydowskiemu więź­ niowi - Poza Jezusem w więzieniu znajdował się wówczas jesz­ cze jeden Żyd, imieniem Barabasz, którego Żydzi oskarżyli z po­ wodu popełnionych rozbojów i zabójstw. Mając nadzieję, że Żydzi, korzystając z tej tradycji, zażądają wolności raczej dla Jezusa niż dla mordercy, pozostawił im wybór między oboma - między

151

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Barabaszem i żydowskim królem, jak Piłat drwiąco nazwał Jezu­ sa. Kapłani bez trudu namówili zebrany lud, by zażądał wypusz­ czenia mordercy, a Jezusa wydal na śmierć; gdy Piłat jeszcze raz zapytał zebranych, na co się zdecydowali i kogo ma puścić wol­ no, usłyszał: Barabasza! Piłat z niechęcią zawołał: A co mam po­ cząć z Jezusem? Każ go ukrzyżować! zakrzyknęli. Lecz cóż złego uczynił? znów zapytał namiestnik - W tedy jeszcze głośniej zawo­ łali: Na krzyż z nim, na krzyż! Na te słowa Piłat kazał, by wychłostanó Jezusa, wówczas żołdacy upletli koronę z cierni (barszcz, heracleum), założyli mu ją na głowę, ubrali go w purpurowy płaszcz, zamiast berła do ręki włożyli mu kij i zawołali: Bądź pozdrowio­ ny, królu Żydów! obsypując go przy tym razami. Piłat miał na­ dzieję, że zaspokoili swą wściekłość, i rzekł do nich: Powtarzam, że nie znajduję w nim żadnej winy; kazał Jezusa wyprowadzić w tym stroju i rzekł: Przyjrzycie się mu, nasyćcie swe oczy tym widowiskiem - Ale widok, który zobaczyli, nie udobruchał ich; krzykliwie domagali się śmierci Jezusa - To weźcie go sobie, za­ wołał Piłat jeszcze bardziej zniecierpliwionym głosem, ukrzyżuj­ cie go, ja nie znajduję w nim żadnej winy - Żydzi odparli: W myśl naszych praw zawinił śmiertelnie, bo się podawał za syna Boże­ go; Piłata, który syna Bożego wyobrażał sobie podług rzymskich pojęć, ogarnęły jeszcze większe wątpliwości - i zapytał Jezusa, skąd właściwie pochodzi. Jezus nie udzielił mu jednak odpowiedzi. Jakże to, rzekł Piłat, również mnie nie odpowiadasz, czy nie wiesz, że twoje życie i twoja śmierć zależą tylko ode mnie? Jezus odrzekł: Jedynie w tej mierze, w jakiej moje życie bądź moja śmierć wpi­ suje się w plan opatrzności - co jednak nie umniejsza winy tych, którzy mnie wydali - Piłat był coraz bardziej przychylny Jezuso­ wi i skłonny wypuścić go na wolność - Żydzi, którzy to widzieli, przyjęli teraz rolę wiernych poddanych, którzy mają na uwadze jedynie interes cesarza: rola, której odgrywanie musiało im przy­ chodzić nie bez trudu, ale też nie mogło chybić ich celu. Jeśli go wypuścisz, zawołali, okażesz, że nie jesteś przyjacielem cesarza, albowiem kto się podaje za króla, jest buntownikiem przeciwko naszym władcom. Na te słowa Piłat uroczyście zabrał się do są­ dzenia i kazał doprowadzić Jezusa: Przyjrzyjcie się waszemu kró­ lowi - czy mam kazać, by waszego króla przybito do krzyża?

152

ŻYWOT JEZUSA

Ukrzyżuj go! nie znamy innego króla poza cesarzem! Widząc, że zgiełk ciągle narasta, i obawiając się niepokojów, a może nawet powstania, któremu Żydzi mogliby nadać niebezpieczny dla Pi­ łata pozór żarliwej obrony czci cesarza - i widząc, że upór Żydów jest nie do pokonania, kazał sobie przynieść naczynie z czystą wodą, umył ręce na oczach ludu i rzekł: Nie ponoszę winy za krew tego sprawiedliwego! Wy musicie przyjąć na siebie odpowiedzial­ ność za to! Żydzi zawołali: Tak, niech kara za jego śmierć spadnie na nas i nasze dzieci! Tryumf Żydów był zdecydowany - Bara­ basz odzyskał wolność, Jezusa czekała śmierć na krzyżu - (rzym­ ski, ale tak hańbiący rodzaj egzekucji, jak dzisiaj śmierć na szu­ bienicy). Jezus pozostał przedmiotem prostackich drwin i udręk ze strony żołdaków, dopóki go nie wyprowadzono na miejsce straceń - skazany zazwyczaj sam musiał taszczyć pal - ale Jezu­ sowi go odebrano i dano do niesienia mężowi imieniem Szymon, który właśnie stał w pobliżu - Napłynął ogromny tłum - ucznio­ wie Jezusa nie mieli odwagi, by się doń zbliżyć, ale szli za nim, w rozproszeniu, samej egzekucji zaś przyglądali się z oddalenia Bliżej Jezusa widać było liczne niewiasty, które go znały, a teraz płakały i bolały nad jego losem - Jezus zwrócił się ku nim i rzekł: Nie opłakujcie mnie, córki Jerozolimy, już raczej siebie i swe dzie­ ci, nadejdą dni, gdy osoby, które nie mają dzieci, gdy piersi, które nigdy nie karmiły, gdy kobiety, które nie rodziły, będzie się uwa­ żać za szczęśliwe - Popatrzcie, co się ze mną dzieje, i wyciągnijcie wniosek, do czego jeszcze doprowadzi taki duch w narodzie. Jezus został ukrzyżowany w towarzystwie dwóch zbrodnia­ rzy, jego krzyż ustawiono pośrodku; gdy go mocowano do krzy­ ża (przybijając gwoździami ręce i prawdopodobnie tylko3 przy­ wiązując stopy), Jezus zawołał: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią! Zgodnie ze zwyczajem, jego szaty rozdzielili między siebie żołdacy - Piłat kazał przypiąć nad krzyżem napis w języku hebrajskim, greckim i łacińskim, że ukrzyżowany jest królem żydowskim; zirytowało to kapłanów, którzy powiedzieli, że Piłat a Paulus, Memorabilien [1793, ss. 36-64: „Antiquarisches Problem über das Annageln der Füße bei Gekreuzigten"] {„Starożytna kwestia przybijania stóp u ukrzyżowanych"}.

153

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

powinien napisać, iż Jezus się jedynie podawał za żydowskiego króla; Piłat, niechętnie wobec nich nastawiony z powodu całego oskarżenia, rad stwierdzał, że odczuli upokarzającą wymowę, jaką miała dla nich owa inskrypcja, na ich prośby zaś, by ją zmienił, odpowiedział: Zostanie, jak napisałem. Tymczasem Jezus nie tyl­ ko cierpiał mękę cielesną, ale także był narażony na tryumfalne drwiny żydowskiego motłochu, zarówno dostojników, jak i po­ spólstwa, a także na prostackie dowcipy rzymskich żołdaków. Również jednego ze zbrodniarzy, których ukrzyżowano razem z Jezusem, wspólnota losu nie uczyniła bardziej przyjaznym w sto­ sunku do Jezusa i nie przeszkodziła mu dorzucać drwin do szy­ derstw tłumu; drugi, u którego zbrodnie nie wymazały bardziej ludzkich doznań i sumienia, wytykał pierwszemu, że kieruje gorz­ kie słowa przeciw komuś, kto cierpi tak samo jak oni; nasz los, dodał, jest sprawiedliwy, bo odbieramy zapłatę, na którą zasłuży­ liśmy swymi czynami, jemu zaś bez zawinienia przypadł taki los jak nam! Pamiętaj o mnie, rzeki do Jezusa, gdy będziesz w swym królestwie - Wkrótce, odrzekł Jezus, przyjmie nas razem kraina szczęśliwości. Pod krzyżem w głębokim smutku stała matka Jezusa, z kilko­ ma swymi przyjaciółkami; spośród zaufanych uczniów Jezusa był z nimi jedynie Jan, dzieląc ich ból. Jezus dostrzegł ich razem i rzekł do matki: Patrz, oto twój syn, na moje miejsce, do Jana zaś: Trak­ tuj ją jako matkę; zgodnie z życzeniem umierającego przyjaciela, Jan zabrał ją do swego domu i pod swoją opiekę. Po kilku godzinach na krzyżu Jezus, zmożony bólem, zawo­ łał: Boże, mój Boże, czemu mnie opuściłeś? Potem zawołał jesz­ cze, że chce mu się pić, a gdy przełknął kilka kropel octua, który mu podano na gąbce, rzekł: Spełniło się, na koniec zaś doniosłym głosem powiedział: Ojcze, w twoje ręce oddaję mego ducha, spu­ ścił głowę i skonał. Nawet rzymski setnik, który podczas egzekucji dowodził żoł­ dakami, z podziwem patrzył na spokój i niezmienną godność, a Na marginesie: keycDU atpere - zostawcie go, nie męczcie go dalej, żeby nie umarł zbyt wcześnie; stracilibyśmy zabawę, gdyby Eliasz przyszedł i mu pomógł (Mk 15, 36).

154

ŻYWOT JEZUSA

z jaką Jezus umierał. Uczniowie Jezusa przyglądali się z dala ostat­ nim chwilom drogiego nauczyciela. Ukrzyżowani zwykle umierali dość wolno, nierzadko jeszcze przez kilka dni zachowując życie, dlatego Żydzi, którzy następ­ nego dnia mieli obchodzić wielkie święto, poprosili Piłata, by kazał ukrzyżowanym roztrzaskać nogi, a potem zdjąć ich ciała z krzy­ ży; żołdacy uczynili tak z oboma złoczyńcami, którzy ciągle jesz­ cze żyli; gdy podeszli do Jezusa, zobaczyli, że nie jest to już po­ trzebne; wbili mu tylko oszczep w bok, z którego wypłynęła woda (limfa) zmieszana z krwią - Józef z Arymatei, członek jerozolim­ skiej Wysokiej Rady, nie znany nam bliżej uczeń Jezusa, dopraszał się u Piłata, by mu powierzył ciało zmarłego; Piłat wyraził takie pozwolenie; w towarzystwie Nikodema, innego ucznia Je­ zusa, Józef zdjął zatem ciało z krzyża, namaścił je mirrą i aloesem, owinął w płótno (len) i złożył do swego rodzinnego grobowca, który znajdował się w jego ogrodzie, wyciosany pośród skał, nie­ daleko miejsca straceń, dzięki czemu zatem mogli się szybciej uporać z wszystkimi tymi czynnościami, jeszcze zanim rozpoczę­ ło się święto, podczas którego nie mogliby się zajmować zmar­ łym3.

1 W tym miejscu rękopis się kończył, na co wskazuje data zakończenia pracy nad nim, którą Hegel umieści! na marginesie: 24 lipca 95.

[POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ] (1795/96)

Choćby1 się oddawać najbardziej sprzecznym na jej [mianowi­ cie religii chrześcijańskiej] temat rozważaniom, jakiegokolwiek [ro­ dzaju] by one były, zawsze się podniosą skierowane przeciw nim liczne .głosy, przytaczające argument, że twierdzenie takie dotyczy wprawdzie tego czy innego systemu religii chrześcijańskiej, niemniej nie odnosi się do samej religii chrześcijańskiej, przy czym każdy uznaje swój system za religię chrześcijańską i domaga się, by każdy miał to na uwadze. Sposób traktowania religii chrześcijańskiej, który upowszechnił się w naszych czasach, za kryterium sprawdzające przyjmując rozum i etyczność, a w wyjaśnianiu wspomagając się pojęciem ducha narodów i ducha czasów, przez czcigodną - dzięki wiedzy opartej na jasnym rozumie oraz dobrym zamiarom - część współczesnych jest uważany za dobroczynne oświecenie, które pro­ wadzi do prawdy i cnoty, będących celem ludzkości, przez inną zaś część - zasługującą na szacunek dzięki podobnej wiedzy i podob­ nie dobrym celom, a nadto wspieranej przez autorytet wieków i władzy publicznej - został okrzyknięty ewidentnym pogorsze­ niem. - Pod innym względem w jeszcze gorszej sytuacji znajdują się dociekania, jakie stanowią przedmiot niniejszej rozprawy; jeśli bowiem, w opinii chrześcijańskich uczonych, badacz nie miał do czynienia z fantomem religii chrześcijańskiej, czy to wykreowanym przez samego siebie, czy to dawno zanikłym, lecz rzeczywiście dotykał jednej ze stron systemu, który stanowi przedmiot szacun­ ku i wiary wielu ludzi, to ma powody do zadowolenia z łagodno­ ści, z jaką mu tylko współczują wobec zaślepienia, które nie pozwala wielu spraw widzieć w równie jasnym świetle doniosłości i niena­ ruszalnej czcigodności. 1 Nohl: ss. 152-213; Schüler: nr 53 (przeważająca część powstała przed 2 listo­ pada 1795 roku, natomiast nowy układ i zakończenie pochodzą z 29 kwietnia 1796 roku). Dziewiętnaście arkuszy (od „a" do „t"), brakuje tylko pierwszej strony. W ma­ nuskrypcie nagłówki znajdują się na marginesie. Początek Hegel przerobi! 24 wrześ­ nia 1800 roku, po części na marginesie starych arkuszy (patrz s. 260 i nast.).

156

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Dlatego wyznanie wiary, sformułowane na wstępie niniejszej rozprawy, również nie pozwoliłoby się jej uznać za zadowalającą próbę, a ponieważ pozostawałoby w sprzeczności z jej celem chce ona owocnie dla samej rzeczy przedłożyć argumenty i do­ statecznie uprawomocnić ich treść - przeto taki suchy szkic musiałby rodzić mniemanie, że autor uważa swe indywidualne przekonania za coś doniosłego i że jego osoba rzutuje na całość wywodów. Wyłącznie w odniesieniu do samej rzeczy zaznaczmy tutaj, że jako fundament wszelkich sądów o różnorakich formach, modyfikacjach i duchu religii chrześcijańskiej położyliśmy zasa­ dę, zgodnie z którą celem i istotą wszelkiej prawdziwej religii, w tym także naszej religii, jest etyczność ludzi, oraz że wedle bliż­ szego czy dalszego związku z owym celem oceniamy wartość i świętość wszelkich bardziej szczegółowych nauk religii chrześci­ jaństwa, wszelkich środków jej krzewienia, wszelkiego obowiąz­ ku wyznawania określonych poglądów i spełniania postępków, które same w sobie pozostają zależne od woli indywidualnej. -

Stan religii żydowskiej - Jezus Żałosny stan narodu żydowskiego - narodu, który swe pra­ wodawstwo wywodził od najwyższej mądrości i którego ducha przytłaczał do ziemi ciężar statutowych nakazów, drobiazgowo przepisujących regułę wszelkim, zupełnie obojętnym postępkom życia codziennego, a całemu narodowi nadających wygląd zako­ nu mniszego, najświętsze zadanie, czyli służbę na rzecz Boga i cno­ ty, wtłaczających w martwe schematy, a duchowi nie pozostawia­ jących nic poza dumą z tego niewolniczego posłuszeństwa wo­ bec praw, których on sam sobie nie nadał, posłuszeństwa głęboko urażanego i rozgoryczonego również podporządkowaniem pań­ stwa obcej władzy - w ludziach o lepszym umyśle i sercu, którzy nie potrafili porzucić, zaprzeć się swego poczucia własnej warto­ ści i żyć jak martwe automaty, ów stan narodu żydowskiego musiał rodzić potrzebę aktywności, w której wolność miałaby więcej miejsca niż w istnieniu bez samoświadomości, wypełnionym mniszą skrzętnością mechanizmu małostkowych obrzędów, w któ­ rych nie ma ducha i istoty, musiał rodzić potrzebę czegoś bardziej

157

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

szlachetnego niż to niewolnicze rzemiosło. Dzięki znajomości z obcym narodami niektórzy poznawali piękniejsze kwiaty ludz­ kiego ducha, esseńczycy starali się wykształcić w sobie bardziej autonomiczną cnotę, Jan Chrzciciel odważnie wystąpił prze­ ciwko zepsuciu obyczajów, które było jednocześnie źródłem i na­ stępstwem tych wypaczonych pojęć. Jezus, który do męskiego wieku zajmował się własnym kształceniem, wolny od zaraźliwej choroby swych czasów i swego narodu, wolny od ciasnej gnuś­ ności, która swą jedyną aktywność poświęca pospolitym potrze­ bom i wygodom, wolny od żądzy zaszczytów i od innych namięt­ ności - dla których zaspokojenia musiałby zawrzeć kompromis z przesądem i zdrożnością - podjął próbę wzniesienia religii i cno­ ty na poziom etyczności i przywrócenia jej wolności, na której za­ sadza się jej istota, albowiem tak jak każdy naród ma swój trady­ cyjny strój narodowy, swój własny sposób, w jaki spożywa posił­ ki, swe nawyki we wszelkich innych sferach życia, tak etyczność zatraciła właściwą sobie wolność i przeobraziła się w system tego rodzaju obrzędów; Jezus przypomniał swemu narodowi zasa­ dy moralne, o których głoszą jego święte księgi (Jezus zastał naj­ wyższe zasady moralności i nie sformułował nowych, Mt 22, 36; patrz Wj 6, 6; Kpł 19, 18; Kpł 18, 5; Mt 5, 48; bądźcie święci jak etc.; Mt 7,12, ma zbyt szeroki zakres - i jest do użycia również przez ludzi zdrożnych jako maksyma roztropności - by mogło stanowić zasadę moralną; i rzeczywiście byłoby to dziwne, gdy­ by religia taka jak żydowska, która uczyniła Boga dawcą swych praw politycznych, nie zawierała również czysto moralnych za­ sad), podług nich oceniał ceremonie i mnóstwo kruczków, jakie wynaleziono, by obchodzić prawo, podług nich oceniał też spo­ kój, który sumienie znajdowało w przestrzeganiu litery Prawa, w składaniu ofiar i w innych świętych obrzędach zamiast w posłu­ szeństwie wobec prawa etycznego - jedynie prawu etycznemu, a nie pochodzeniu od Abrahama, przyznawał wartość w oczach Boga, jedynie z prawem etycznym łączył godność, dzięki której człowiek może dostąpić wiekuistej szczęśliwości. Wartość cnotli­ wego usposobienia i niegodność obłudnej skrupulatności w czy­ sto zewnętrznym praktykowaniu służby Bogu głosi Jezus publicz­ nie przed ludem, zarówno w swej ojczystej Galilei, jak i w Jero-

158

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

zolimie, stanowiącej główny ośrodek judaizmu; zwłaszcza w bar­ dziej zaufanym obcowaniu wykształcił krąg osób, które miały go wspierać w trudzie szerszego oddziaływania na lud. Jego prosta nauka, która żądała walki ze skłonnościami, wyrzeczenia i po­ święcenia, niewiele jednak mogła wskórać wobec zjednoczonej potęgi głęboko zakorzenionej dumy narodowej, obłudy i świętoszkowatości, wplecionej w całą konstytucję, oraz korzyści tych, którzy zawiadywali zarówno wiarą, jak i praktykowaniem prze­ pisów prawa. Jezus martwił się, widząc, że jego plan nasycenia religijności narodu żydowskiego etycznością zupełnie się nie powiódł, że nawet jego wysiłki, by przynajmniej w niektórych mężach wzniecić lepsze nadzieje i lepszą wiarę, odniosły nader dwuznaczny i niepełny skutek (patrz Mt 20, 20 - epizod, do którego doszło po kilkuletnim obcowaniu Jakuba i Jana z Jezu­ sem; - Judasz. Nawet w ostatnich chwilach jego ziemskiego bytowania, kilka chwil przed tak zwanym wniebowstąpieniem, przejawiali oni jeszcze, w jej całej wielkości, żydowską nadzieję, że Jezus przywróci państwo izraelickie, Acta [Dz] 1,6). Sam Jezus padł ofiarą nienawiści stanu kapłańskiego i urażonej próżności narodowej swego narodu -

Skąd pozytywność?

Jakimże sposobem można by oczekiwać, że taki nauczyciel, który wypowiadał się nie przeciwko samej religii, a jedynie prze­ ciwko zabobonowi moralnemu, zgodnie z którym przestrzeganie jej obrzędów ma czynić zadość wymaganiom prawa etycznego; który nie domagał się cnoty opartej na autorytecie (co jest pozba­ wione sensu bądź, bezpośrednio, sprzecznością), lecz cnoty opar­ tej na wolności - że taki nauczyciel da sposobność do powstania religii pozytywnej (która opiera się na autorytecie, wartości czło­ wieka zaś w ogóle nie wiąże z moralnością, a przynajmniej nie widzi jej tylko w moralności)! Owa koncepcja, że Jezus był nauczy­ cielem czysto moralnej religii, która nie miała cech religii pozy­ tywnej; że cuda i tym podobne nie miały służyć uzasadnieniu nauk, które nie mogą się opierać na faktach, a jedynie wzbudze­ niu, dzięki tym zdumiewającym zjawiskom, uwagi ludu, głuche­

159

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

go na sprawę moralności; że liczne wyobrażenia swych współczes­ nych - na przykład ich oczekiwanie Mesjasza, [ich] wyobrażenie nieśmiertelności, które, pod przewodem wizji zmartwychwstania, szybko postępujące, nieuleczalne choroby uważa za skutek działa­ nia złej, wszechmocnej istoty, i tym podobne - że Jezus tylko po to odwoływał się do takich wyobrażeń, by je sprzęgnąć z bardziej szla­ chetnymi pojęciami bądź dlatego, że nie pozostawały one w bez­ pośrednim związku z etycznością; że jako idee związane z duchem czasów nie należą one do treści religii, która to treść musi być wieczna i niezmienna; że nauki Jezusa w ogóle nie są pozytywne i nie chciały niczego opierać na jego autorytecie -; przeciwko koncepcji tej występują dwa stronnictwa, które zgadzają się we wspólnym przekonaniu, że religia zawiera wprawdzie zasady cnoty, ale również przepisy pozytywne, które mówią, jak można podobać się Bogu dzięki praktykom, uczuciom i postępkom in­ nym niż etyczność; - które to stronnictwa różnią się jednak od siebie, ponieważ pierwsze element pozytywny czystej religii uwa­ ża za nieistotny, ba, zasługujący na odrzucenie, i z powodu obec­ ności owego elementu również religii Jezusa nie chce przyznać miana religii cnoty, natomiast drugie prymat religii Jezusa widzi właśnie w owej pozytywności, uznaje ją za równie świętą jak zasady etyczności, nierzadko wręcz nadbudowuje je na elemen­ cie pozytywnym, co więcej, czasami przyznaje mu większą wagę niż owym zasadom. Na pytanie, w jaki sposób religia Jezusa nabrała charakteru religii pozytywnej, drugie z wymienionych stanowisk może bez trudu udzielić odpowiedzi, twierdząc mia­ nowicie, że religia ta jako pozytywna wyszła z ust samego Jezusa, że dla swych nauk, nawet dla praw cnoty, Jezus domagał się wiary tylko ze względu na swój autorytet, stanowisko to nie traktuje zatem jako zarzutu słów, które w Natanie mędrcu o chrześcijanach wypowiada Sitta [akt II, scena 1]: „Nawet bliźniego miłość, którą prorok / ich czczy zabobon zaprawił, wyznają / nie jej ludzkości gwoli / lecz dlatego, / że jej nauczał Chrystus, że tak czynił" {op. cit., s. 62} - natomiast fakt, że religia pozytywna potrafiła się tak upowszechnić, stanowisko to wyjaśniałoby tezą, że żadna inna religia nie przystawała tak bardzo do potrzeb ludzkości, udziela­ jąc zadowalającej odpowiedzi na problemy wysuwane przez ro­

160

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

zum praktyczny, których on sam żadną miarą nie potrafi rozwią­ zać - na przykład na pytanie, jak można mieć nadzieję na odpusz­ czenie grzechów, również dla najlepszego, który nie jest od nich wolny - dzięki czemu owe kwestie powinności bytowej obecnie nie są już podnoszone do rangi postulatów rozumu praktycznego, czego zaś niegdyś starano się dokonać na drodze teoretycznej, mianowicie wykazać argumentami rozumowymi prawdziwość religii chrześcijańskiej, tym dziś zajmuje się tak zwany rozum prak­ tyczny. Ponieważ jednak wiadomo, że nad systemem religii chrze­ ścijańskiej, jakim go znamy w dzisiejszych czasach, pracowano przez wiele wieków, że w trakcie stopniowego definiowania po­ szczególnych dogmatów ojcowie święci nie zawsze kierowali się wiedzą, umiarem i rozumem, że już przyjmując religię chrześcijań­ ską, kierowano się nie tylko czystą miłością do prawdy, ale i po części nader złożonymi motywami, nader nieświętymi względami, nie­ czystymi namiętnościami, a nierzadko i potrzebami duchowymi, których jedyną podstawą był zabobon, przeto by wyjaśnić powsta­ nie gmachu religii chrześcijańskiej, należy przyjąć założenie, iż wpływ na proces kształtowania się jej formy miały również oko­ liczności zewnętrzne i duch czasów - które to wyjaśnienie [stano­ wi] cel historii Kościoła, a jeszcze właściwiej cel historii dogmatów. Niniejsze rozważania nie chcą się zajmować, pod przewodem hi­ storii, tą bardziej szczegółową kwestią zmiennej drogi, którą obrał tu Kościół, lecz uniwersalnymi, odszukanymi po części w pierwot­ nym kształcie religii samego Jezusa, po części w samym duchu czasów, powodami, dzięki którym już we wczesnym okresie moż­ na było zapoznać religię chrześcijańską jako religię cnoty i najpierw uczynić z niej sektę, a później wiarę pozytywną. Zarysowana powyżej wizja wysiłków Jezusa, który starał się przekonać Żydów, że istota cnoty czy sprawiedliwości, która waży przed Bogiem, nie polega tylko na przestrzeganiu prawa Mojżeszo­ wego, jest wprawdzie przez wszystkie stronnictwa wiary chrześci­ jańskiej uznawana za trafną, ale też oceniana jako nader niepełna. Twierdzenie, zgodnie z którym również Jezusowe prawa cnoty są czymś pozytywnym, to znaczy cechują się ważnością, ponie­ waż nakazał je Jezus, stanowi co prawda świadectwo pokornej skromności i rezygnacji ze wszystkiego, co w naturze ludzkiej

161

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

dobre, szlachetne i wielkie dzięki człowiekowi, ale musi założyć przynajmniej, że człowiek ma naturalne poczucie zobowiązania względem boskich przykazań; jeśliby w naszych sercach absolut­ nie nic nie odpowiadało wezwaniu do cnoty, jeśliby owo wezwanie nie uderzało w żadną strunę w nas, to przedsięwzięcie Jezusa, który chciał ludzi uczyć cnoty, byłoby tego samego rodzaju i od­ niosłoby taki sam skutek jak zapał św. Antoniego Padewskiego, który wygłaszał kazania do ryb i który mógłby ufać, że coś, czego nie potrafi sprawić ani jego kazanie, ani natura ryb, może się w nich ziścić dzięki wsparciu z góry. W późniejszych rozważaniach zajmiemy się jeszcze kwestią, jak do tego doszło, że nawet prawa cnoty były uważane za coś pozytywnego. Ponieważ nie zamie­ rzamy tu dociekać, w jaki sposób ta czy inna nauka pozytywna znalazła się w chrześcijaństwie albo w jaki sposób się zmieniała z czasem, ani czy ta bądź inna nauka rzeczywiście jest w całości bądź w części pozytywna i poznawalna na gruncie rozumu, przeto w ogóle zajmiemy się jedynie tymi treściami, które w religii Jezu­ sa spowodowały, że przybrała ona charakter religii pozytywnej, to znaczy które albo nie były postulowane przez rozum czy na­ wet pozostawały z nim w konflikcie, albo były zgodne z rozumem, lecz [domagały się], by w nie wierzono tylko mocą autorytetu. Przesłanką sekty jest w ogóle odmienność doktryny, poglądów - zwykle od panujących czy choćby tylko od innych; sektą filo­ zoficzną można nazywać sektę, która odróżnia się swą doktryną obowiązku i cnoty człowieka, swą koncepcją Boga, sektę, która odrzucenie i niegodność łączy tylko z odstępstwem od etyczności, a nie z błędami co do sposobu, w jaki dokonuje się jej deduk­ cji, przy czym wiarę ludową, której fundament stanowi wyobraź­ nia, uważa za niegodną myślącego człowieka, ale nie za karygod­ ną; sekcie filozoficznej należy przeciwstawić nie tyle sektę religijną, ile sektę pozytywną, prócz etyczności za istotny moment uważa­ jącą również te treści wiary, które właściwie nie opierają się na rozumie, lecz mają swą podstawę w wyobraźni ludu, traktującą jednak ów moment albo jako grzeszny i wystrzegającą się go, albo stawiającą na miejscu tej pozytywności inną pozytywność i wie­ rze w nią przyznającą taką samą wartość i rangę jak etyczności, ba, tych, którzy nie wierzą w tę pozytywność, również bez swej

162

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

winy, co może zachodzić w przypadku wiary pozytywnej, nie w przypadku wiary moralnej, stawiającą na równi z tymi, którzy są moralnie źli. Miano sekty właściwie należałoby rezerwować dla tego rodzaju sekt, ponieważ ma ono w sobie coś antypatycznego, a stronnictwo filozoficzne nie zasługuje na nazwę, z którą ubocz­ nie łączy się idea potępienia i nietolerancji. Mianem sekty pozy­ tywnej nie powinno się nazywać również, jak to jest we zwycza­ ju, sekt religijnych, ponieważ istota religii polega jednak na czymś innym niż na treściach pozytywnych. Między tymi dwoma rodza­ jami sekt można by umieścić trzeci - taki, który co prawda, z jed­ nej strony, zasadę pozytywną wiary i poznania woli Bożej i obo­ wiązku uznaje, jako świętą, za fundament wiary, wszelako za jej istotny wymiar uważa nakazy cnoty, nie zaś nakazane nauki po­ zytywne, jakie być może w niej występują, i zalecone obrzędy. Takiego rodzaju była nauka Jezusa. Jezus był Żydem, zasadę jego wiary i jego ewangelii stanowiła objawiona wola Boża, której prze­ kaz Jezus zawdzięczał żydowskim tradycjom, a jednocześnie żywa świadomość obowiązku i prawa, która przepełniała jego serce. Przestrzeganie prawa moralnego Jezus uważał za podstawowy wa­ runek, bez którego nikt nie może się podobać Bogu. Obok tej nauki, jej zastosowania do poszczególnych przypadków i jej uzmy­ sławiania z pomocą fikcyjnych przykładów (przypowieści), w dziejach Jezusa występują jeszcze inne okoliczności, które spra­ wiły, że wiarę oparto na autorytecie. Jezus mówi wiele o sobie samym

Jakkolwiek również w przypadku męża, który naucza cnoty i chce się przeciwstawić nurtowi zepsucia etycznego swych cza­ sów, zasadnicze znaczenie ma jego własny charakter moralny, bez którego słowa wychodzące z jego ust byłyby martwe i zimne, to jednak u Jezusa nałożyło się na siebie kilka momentów, które spowodowały, że osoba nauczyciela stała się ważniejsza, niż wymagało tego propagowanie prawdy jako takie. Mianowicie Jezus był sam dla siebie zmuszony wiele mówić o sobie, o swej osobie; skłaniał go do tego sposób, w jaki naród żydowski był skłonny do siebie cokolwiek dopuścić; Żydzi żywili

163

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

najgłębsze przekonanie, że cały swój ustrój, wszystkie swe prawa religijne, polityczne i obywatelskie otrzymali od samego Boga. To było ich dumą, ta wiara ucinała wszelkie spekulacje i ograniczała się wyłącznie do studiowania świętych tekstów, a rolę cnoty za­ wężała do ślepego posłuchu wobec tych nakazów, których Żydzi nie nadali sobie sami; - nauczyciel, który pośród swego narodu chciał zdziałać więcej, niż napisać nowy komentarz na ten temat, nauczyciel, który chciał przekonać swych rodaków, że nie wystar­ cza przepisowa wiara kościelna, z konieczności musiał oprzeć swe twierdzenia na takim samym autorytecie; powoływać się jedynie na rozum znaczyłoby tyle samo, co wygłaszać kazanie do ryb, Żydom brakowało bowiem zrozumienia dla takich wezwań; w propagowaniu usposobienia moralnego Jezusowi przychodził wszakże z pomocą nie dający się wyplenić głos nakazu moralne­ go w ludzkim sercu i głos sumienia; głos ów może mieć ten sku­ tek, że sama z siebie maleje waga wiary kościelnej, gdy zaś po­ czucie etyczności przybrało kierunek wiary kościelnej, gdy cał­ kowicie się z nią stopiło, gdy wiara kościelna samowładnie panuje w ludzkich umysłach, gdy wszelka cnota opiera się tylko na niej i gdy zrodziła się z tego fałszywa cnota, wtedy z wiarą kościelną można się uporać jedynie przez przeciwstawienie jej takiego sa­ mego, to znaczy boskiego, autorytetu; stąd Jezus domaga się uwagi dla swych nauk nie dlatego, że przystają one do potrzeb moral­ nych naszego ducha, lecz dlatego, że przystają do woli Bożej; owa zgodność z wolą Bożą słów Jezusa, który mówi, że kto w niego wierzy, ten wierzy w Ojca, i zapewnia, że nie naucza niczego, czego by go nie nauczył Ojciec (idea, która zwłaszcza u Jana jest dominującym i stale się powtarzającym motywem) - gdyby nie stał za nim ten autorytet, Jezus nie mógłby wpłynąć na swych współczesnych nawet najbardziej wymownymi argumentami na temat wartości cnoty samej w sobie; Jezus zapewne miał świado­ mość jakiegoś związku z samym Bogiem czy choćby tylko uważał wyryte w naszych sercach prawo za bezpośrednie objawienie Boga, że jest ono iskrą boskości, a mając pewność, że naucza tego jedynie, co nakazuje owo prawo, był świadom zgodności swej nauki z wolą Bożą. Ludzie wyrzekają się swej przyrodzonej siły i wolności, tak chętnie poddają się wiekuistej kurateli, że przywią­

764

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

zanie do kajdan, w które zakuto rozum, staje się tym większe, im stają się one cięższe - jak daleko może to pójść, każdy codziennie widzi przykłady. Propagując religię cnoty, Jezus z konieczności zawsze musiał w to włączać również siebie, nauczyciela tej religii - i domagać się wiary w siebie samego, której jego religia rozumu potrzebowała jedynie w tym celu, by się przeciwstawić pozytywności.

[Jezus mówi o sobie] jako o Mesjaszu Do tego doszła inna przyczyna, która w pierwszej miała swój fundament, mianowicie oczekiwanie Mesjasza, który, wyposażo­ ny we władzę, jako pełnomocnik Jahwe, miał na nowo założyć ich państwo - wszelką nową naukę, [inną] niż mieli już w swych pismach, Żydzi byli skłonni przyjąć tylko od owego Mesjasza. Źró­ dło posłuchu, jaki Żydzi i większość bliższych uczniów Jezusa dawali jego nauczaniu, stanowiła przede wszystkim możliwość, że Jezus jest owym Mesjaszem i niebawem ukaże się w swej wielkości - Jezus, który liczyć na odzew nie mógł pod innym warunkiem jak tylko dzięki temu domniemaniu, nie mógł się mu wprost sprzeciwić; jednakże starał się oczekiwania, które Żydzi wiązali z Mesjaszem, skierować bardziej w stronę moralności, a porę ukazania się swej wielkości wyznaczył na czas po swej śmierci. Wspomnieliśmy już powyżej, jak bardzo jego uczniowie byli jeszcze przywiązani do tej wiary. Kolejny powód, by mówić o własnej osobie. Innym było zagrożenie, które wisiało nad bez­ pieczeństwem, wolnością i życiem Jezusa; obawy o własną osobę często kazały mu się bronić, wyjaśniać własne zamierzenia, cel swego sposobu życia, a z propagowaniem sprawiedliwości w ogóle wiązać propagowanie sprawiedliwości względem niego samego. Tak jak, wreszcie, w przypadku męża niezwykłego dzięki swej nauce zapytujemy również o okoliczności jego życia i [odczuwa­ my zainteresowanie] już dla zwykłych cech, które pozostają nam obojętne, gdy występują u zwykłych ludzi, tak osoba Jezusa [musiała], również niezależnie od jego nauki, przez historię jego życia i niesprawiedliwej śmierci stać się jeszcze ważniejsza, nie­ skończenie ważniejsza, przykuwając wyobraźnię i uwagę. Z za­

165

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ciekawieniem odnosimy się do interesujących losów nie znanych nam czy nawet zmyślonych postaci, cierpimy i cieszymy się z ni­ mi, odczuwamy niesprawiedliwość, która przydarza się jakiemuś Irokezowi; o ileż głębiej musiał być dla jego przyjaciół obecny obraz ich przyjaciela i nauczyciela, który padł ofiarą bez winy? w jakiż sposób, krzewiąc naukę, będą mogli zapomnieć o nauczycielu? Wdzięczna pamięć o nim, jego chwała będą dla nich równie dro­ gie, równie ważne jak jego nauka. A jeszcze ważniejsze musiały się stać dzięki niezwykłemu charakterowi jego dziejów, który przekracza ludzką naturę i ludzkie siły. Cuda Sporą część zaufania i uwagi, które Jezusowi udało się zdo­ być pośród Żydów, niezdolnych do wiary, którą by sobie sami wywalczyli i która by się opierała na sobie samej, należało przy­ pisać działaniu jego cudów, choć, jak się zdaje, zdolność ich czy­ nienia nie była tak uderzająca dla bardziej uczonych rodaków Jezusa (na przykład, również Żydzi egzorcyzmowali demony; a gdy Jezus w synagodze uleczył uschniętą rękę, uderzyło ich nie samo uzdrowienie, lecz profanacja szabatu), jak można by się spodziewać po ludziach, którzy są lepiej niż pospólstwo obezna­ ni z tym, co dzięki naturze jest możliwe, a co nie jest; mimo za­ rzutów, które przeciwnicy chrześcijaństwa podnieśli przeciwko rzeczywistości cudów, a filozofowie przeciwko możliwości cudów, wszyscy przyznają tyle - co niech nam tu wystarczy - że czyny Jezusa były dla jego uczniów i przyjaciół cudami. Zapewne nic tak bardzo jak owa wiara w cuda nie sprawiło, że religię Jezusa uczyniono religią pozytywną, że jej całość, w tym nawet naukę o znaczeniu cnoty, oparto na autorytecie. Choć sam Jezus doma­ gał się wiary nie z uwagi na swe cuda, lecz z uwagi na swą naukę, i choć wieczne prawdy, jeśli mają być konieczne i powszechnie ważne, mogą znaleźć fundament jedynie w istocie rozumu, a nie w przypadkowych dlań zjawiskach zewnętrznego świata zmy­ słów, to jednak przekonanie o zobowiązaniu do cnoty obrało te­ raz następującą drogę: cuda, przyjęte bez jakichkolwiek zastrze­ żeń, uzasadniały wiarę, uzasadniały autorytet ich sprawcy, a ów

166

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

autorytet sprawcy stał się zasadą zobowiązania do etyczności, przy czym chrześcijanie znacznie by wyprzedzili na tej drodze Żydów, gdyby zawsze docierali do jej celu; koniec końców zatrzymywali się jednak wpół drogi; i tak jak Żydzi uczynili istotą religii ofiarę, ceremonie i wiarę, która przypominała pańszczyznę, tak chrze­ ścijanie istotą religii uczynili służbę odprawianą ustami, postępki zewnętrzne, doznania wewnętrzne, pewną wiarę historyczną. Ta okrężna droga do etyczności, prowadząca przez cuda i au­ torytet osoby, a potem jeszcze [przez] liczne stacje, na których na­ leży dokonać postoju, ma wadę każdej drogi okrężnej, mianowi­ cie czyni cel bardziej odległym niż w rzeczywistości i łatwo może sprawić, że z powodu wszystkich zakrętów i stacji, które wpro­ wadzają element rozproszenia, wędrowiec całkowicie zgubi z oczu samą drogę, a ponadto podkopuje godność etyczności, która, w swej autonomii, gardzi wszelkim innym fundamentem i, samo­ wystarczalna, chce się opierać tylko na sobie samej. Teraz już nie Jezusowa nauka o cnocie miała stanowić sama dla siebie przed­ miot szacunku, rodząc z kolei szacunek dla nauczyciela, lecz na odwrót, nauka o cnocie mogła się domagać szacunku jedynie z uwagi na nauczyciela, ten zaś z uwagi na swe cuda. Kto na tej okrężnej drodze staje się pobożnym i cnotliwym człowiekiem, ten, w swej pokorze, ani własnej sile cnoty, szacunkowi, który oka­ zuje ideałowi świętości, nie przyznaje największego udziału w swym usposobieniu moralnym, ani w ogóle nie przypisuje sobie swej zdolności do cnoty czy wrażliwości na cnotę i cechy wolno­ ści; a owej cechy, która stanowi źródło etyczności, całkowicie wyrzekł się człowiek, który, przymuszony, prawu temu podporząd­ kowuje się jedynie z lęku przed karą ze strony swego pana i który zatem, jeśli zabrać mu wiarę teoretyczną w tę potęgę, od której jest zależny, nie zna już, niczym niewolnik, którego oswobodzo­ no z pęt, żadnego prawa, albowiem prawa, którego jarzmo do­ tychczas nosił, nie on sam, nie [jego rozum] sobie nadał , * albo­ wiem rozumu nie mógł on traktować jako wolnego, jako pana, * Stąd porzucenie czysto pozytywnej religii tak często pociąga za sobą nieetyczność, jeśli wiara była jedynie wiarą pozytywną; bezpośrednio wina wiary po­ zytywnej, a nie jej porzucenia -

167

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

lecz musiał go uważać, w myśl obiegowego wyrażenia, za chłop­ ca na posyłki, a wobec jego skłonności rozumowi pozostaje teraz jedynie ta funkcja. Stwierdzenie, że droga od historii cudów do wiary w konkretną osobę, od tej wiary zaś, jeśli sprawy dobrze się układają, do etyczności stanowi gościniec nakazany przez sym­ bole, jest znane w takiej samej mierze, w jakiej wykazano, że specyficzny fundament cnoty leży w ludzkim rozumie i że rangę ludzkiej natury, stopień doskonałości, którego on wymaga, nale­ ży umieścić wyżej niż na stanowisku niedojrzałości, na którym, jak się głosi, wiecznie potrzebuje on opiekuna i nigdy nie może osiągnąć stanu dorosłości. Wyznaczyć niewielki cel itd. Swej nauce religijnej nie sam Jezus nadał charakter specyficz­ nej sekty, odróżniającej się własnymi obrzędami, od zapału jego przyjaciół i od sposobu, w jaki ujmowali oni jego naukę, zależało, w jakiej postaci, z jakimi aspiracjami będą ją dalej głosić, na jakich argumentach ją oprą. Mamy tu zatem pytanie o wpływ, jaki na naukę Jezusa, czyniąc ją sektą pozytywną, wywarły po części charakter i uzdolnienia uczniów, po części zaś rodzaj ich więzi z na­ uczycielem. Pozytywność pochodząca od jego uczniów Tak jak niewiele szczegółów znamy na temat charakte­ ru większości uczniów Jezusa, tak wydaj e się pewne tyle, że wyróżniali się oni prawością, odwagą i nieustępliwością w wy­ znawaniu nauki swego mistrza, pokorą i przyjaznym stosun­ kiem do innych, ale zarazem nawykli do wąskiego kręgu ak­ tywności, opanowali i uprawiali swe rzemiosło, tak jak się to zwykle czyni, i nie wyróżniali się spośród innych, nie byli ani generałami, ani głębokimi politykami, wręcz przeciw­ nie: poczytywali sobie za chwałę, że nie są kimś takim; - w tym duchu weszli w znajomość z Jezusem i tworzyli jego szkolę; ich horyzont nieco się poszerzył, wszelako nie sięgał poza żydowskie idee i przesądy (w odniesieniu do Piotra, naj­ żarliwszego z nich wszystkich, patrz przykład w Dziejach Apo­ stolskich - teraz dopiero poznaj ę, i naczynie z rozmaitymi zwie­

168

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

rzętami-oraz już przytoczone powyżej fakty), a ponieważ nie dysponowali wielkimi zasobami siły duchowej, ich prze­ konanie co do nauki Jezusa miało za fundament przede wszyst­ kim przyjaźń i przywiązanie do niego; oni sami nie wywalczy­ li sobie prawdy i wolności, lecz jedynie, dzięki mozolnej na­ uce, doszli do ich mglistego poczucia i do ich sformułowań; ambicją uczniów było wierne zrozumienie i przechowanie nauki Jezusa oraz jej równie wierny przekaz, bez jakichkolwiek dodatków, bez własnej obróbki, dzięki której miałaby ona uzyskać odbiegające od pierwowzoru właściwości. I musiało tak być, jeśli religia chrześcijańska miała się zachować, jeśli miała się przyjąć jako religia publiczna i jeśli jako taka miała dojść do potomności. Jeśli wolno nam porównać w tym mo­ mencie losy filozofii Sokratesa z losami nauki Jezusa, to mię­ dzy innymi w różnicy, jaka dzieli uczniów jednego i drugiego mędrca, znajdujemy powód, dla którego filozofia sokratejska ani w Grecji, ani gdziekolwiek indziej nie rozwinęła się w religię publiczną. Uczniowie Jezusa poniechali wszelkich innych zainteresowań, które zresztą nie sięgały daleko i co nie przyszło im też z trudem, pozostawili wszystko i starali się naśladować Jezusa; nie intereso­ wali się państwem, tak jak republikanin interesuje się swą ojczy­ zną, wszelkie ich zainteresowania ograniczały się do osoby Jezu­ sa. Uczniowie Sokratesa natomiast od młodości wszechstronnie rozwijali swe siły, chłonęli republikańskiego ducha, który każdej jednostce zapewnia większą samodzielność, a dobremu umysło­ wi nie pozwala być całkowicie przywiązanym jedynie do tej czy innej osoby; w ich państwie zainteresowanie sprawami państwa było jeszcze warte wysiłku, a zainteresowania takiego niepodob­ na kiedykolwiek porzucić. W większości wcześniej mieli już in­ nych filozofów, innych nauczycieli, Sokratesa miłowali ze wzglę­ du na jego cnotę i jego filozofię, a nie na odwrót. Tak jak sam Sokrates walczył dla swej ojczyzny, wszelkie obowiązki wolnego obywatela podczas wojny wypełnił jako dzielny żołnierz, a w cza­ sach pokoju jako sprawiedliwy sędzia, tak wszyscy jego przyja­ ciele byli kimś więcej niż tylko filozofami, nie uprawiającymi żadnej działalności, kimś więcej niż tylko uczniami Sokratesa.

169

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Umieli też dokonać we własnej głowie obróbki materiału, którego się nauczyli, i odcisnąć na nim stempel własnej oryginalności, niejeden założył własną szkołę i samodzielnie był tak wielkim mężem jak Sokrates. Dwunastu [apostołów]

Jezus uznał, że dobrze będzie ilość swych zaufanych przyja­ ciół ustalić na dwanaście, a po zmartwychwstaniu udzielił im wszelkich pełnomocnictw jako swym posłańcom i następcom. Do krzewienia cnoty każdy ma pełnomocnictwo, a budowa Królestwa Bożego na ziemi nie wyznacza świętej liczby ludzi, którzy mają się czuć powołani do podjęcia tego dzieła; również Sokrates nie miał, powiedzmy, 7 czy 3x3 uczniów, lecz z radością witał każ­ dego przyjaciela cnoty; w ustroju obywatelskim jest to celowe i konieczne, by dla reprezentacji ludu, dla sądów określić liczbę członków i trzymać się tych ustaleń, ale religia cnoty nie może przy­ jmować takich form, wywodzących się z ustroju państwa; przyzna­ nie roli najwyższego autorytetu ograniczonej liczbie uczniów po­ łożyło fundament pod autorytet jednostek, która to okoliczność później stawała się coraz istotniejsza w konstytucji Kościoła chrze­ ścijańskiego, im bardziej się on rozprzestrzeniał, umożliwiała zwo­ ływanie soborów, które na zasadzie większości głosów wyrokowa­ ły o prawdach, a swe dekrety narzucały światu jako normę wiary. Rozesłanie uczniów po kraju W dziejach Jezusa rzuca się w oczy jeszcze inna okoliczność - raz wysłał on większą, raz mniejszą grupę przyjaciół i słucha­ czy, by udali się w okolice, których sam nie miał okazji odwiedzić i oświecić. Jak się wydaje, w obu przypadkach uczniowie nie widzieli się z Jezusem nie dłużej niż kilka dni. Przez krótki czas, jaki w trakcie tych podróży mogli poświęcić kształceniu i popra­ wianiu ludzkich serc, niepodobna było wiele zdziałać. Co najwy­ żej mogli [zwrócić] ludowi uwagę na siebie i na swego nauczycie­ la, krzewić historię jego cudownych uczynków, ale dla cnoty nie byli w stanie dokonać większych podbojów; taki zaś sposób krze­

170

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

wienia religii może przysługiwać jedynie wierze pozytywnej; dziełu wykorzeniania żydowskich zabobonów i krzewienia etyczności nie mogło przynieść to żadnej korzyści, skoro sam Jezus, mimo długoletnich wysiłków i kontaktów, niezbyt daleko dopro­ wadził swych najbardziej zaufanych uczniów. Zmartwychwstanie i polecenia po zmartwychwstaniu

W tym kontekście godne uwagi jest również polecenie, które zmartwychwstały Jezus wydaje swym uczniom, polecenie, by krzewili jego naukę i jego imię. Tak jak poruszające pożegnanie przed śmiercią jest charakterystyczne w ustach nauczyciela cno­ ty, który głosem najdelikatniejszej przyjaźni, zachwycającym poczuciem wartości religii i etyczności w najważniejszym momen­ cie swego życia te kilka chwil, jakie mu pozostały, poświęcił jesz­ cze swym uczniom, by im zalecić miłość i cierpliwość, by ich utwierdzić w obojętności wobec zagrożeń, które może na nich ściągnąć cnota i prawda, tak polecenie, które Jezus wydaje im po swym zmartwychwstaniu, charakteryzuje nauczyciela religii po­ zytywnej, zwłaszcza w sformułowaniu, jakie polecenie to uzyskało u Marka (16,15-18). Zamiast: idźcie na cały świat itd., nauczyciel cnoty być może powiedziałby: niech każdy w kręgu, który przy­ znała mu natura i opatrzność, robi tyle dobrego, ile tylko możli­ we; w trakcie owego pożegnania nauczyciel cnoty przykłada wagę tylko do czynu, natomiast tutaj do wiary; tutaj ustanawia rów­ nież znak zewnętrzny, chrzest, jako znak rozpoznawczy, oba te momenty pozytywne - wiarę i chrzest - uznając za warunek szczęśliwości, a potępiając niewiarę. Choćby wiarę wznosić do poziomu żywej wiary, która jest czynna w dziele miłosierdzia i mi­ łości, niewiarę zaś zniżać do poziomu upartej odmowy uznania prawdy ewangelii, wbrew lepszej wiedzy, którą ma wiara, i wbrew sumieniu, choćby przy tym dodawać, jeśli nie wynika to wprost już z suchych słów, że tylko tak pojmowaną wiarę i niewiarę ma się na myśli, to jednak do wiary pozostaje przyklejone coś pozy­ tywnego, przy czym ów wymiar pozytywny zostaje zaraz uzna­ ny przynajmniej za nieodłączny od etyczności z jej całą godno­ ścią, wiążą się z nim szczęśliwość i potępienie. Także Jezus ma

171

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

w swym poleceniu na myśli przede wszystkim ów wymiar pozy­ tywny, co wynika również z dalszego ciągu wypowiedzi, gdy [zostają] wymienione dary, właściwości, które przypadną w udzia­ le wierzącym, mianowicie będą oni potrafili: w imię Jezusa wypę­ dzać diabły, mówić nowymi językami, bez jakiegokolwiek zagro­ żenia brać do rąk węże, bez jakiegokolwiek zagrożenia połykać trujące napoje, uzdrawiać chorych przez nałożenie rąk. Trudno nie dostrzec kontrastu między zdolnościami, przypisywanymi tu ludziom, w których Bóg ma upodobanie, i wywodem, który zawie­ ra ustęp 7, 22 Mt; odmalowuje on podobne cechy, mianowicie wierni będą w imię Jezusa wypędzać diabły, w imię Jezusa mó­ wić mową proroków (co, jak wiadomo, ma szerszy zakres niż zwykłe przepowiadanie i w znacznym stopniu pokrywa się, a przynajmniej jest pokrewne, z %aivaię ykcóooaię kaXeiv) i dokonywać mnóstwa innych wielkich czynów, wszelako, mi­ mo posiadania wszystkich tych właściwości, niejeden człowiek otrzyma od sędziego świata wyrok odrzucenia. Słowa, które przy­ tacza wspomniany ustęp 16, 15-18 Mk, są możliwe jedynie w ustach nauczyciela religii pozytywnej, a nie w ustach nauczy­ ciela cnoty. Te różnorakie okoliczności, jakie wiązały się z nauczaniem Je­ zusa - które żąda bezwarunkowego i bezinteresownego posłu­ szeństwa wobec woli Bożej i prawa etycznego, samo to posłuszeń­ stwo uznając za warunek podobania się Bogu i nadziei na szczę­ śliwość - mogły spowodować, że ludzie, którzy Jezusową religię przechowywali i krzewili, znajomość woli Bożej i zobowiązanie do niej opierali jedynie na autorytecie Jezusa; że sami uznanie tego autorytetu przedstawiali jako część boskiej woli, a zatem i jako obowiązek; że rozum uczyniono jedynie odbiorczą zdolnością, która nie ma prawodawczej mocy, że wszystko, czego można było dowieść najpierw jako nauki Jezusa, a potem również jako nauki jego zastępców, szanowano jako wolę [Bożą], jedynie dlatego, że jest to nauka Jezusa, i że wiązano z tą postawą kwestię szczęśli­ wości czy potępienia; że nawet nauki o znaczeniu cnoty teraz [stały się] naukami pozytywnymi, to znaczy zobowiązującymi nie same w sobie, lecz jako przykazania Jezusa, że kryterium wewnętrzne ich konieczności zostało zagubione i zrównane rangą z każdym

172

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

innym, szczegółowym nakazem pozytywnym, z każdym rozpo­ rządzeniem zewnętrznym, które miało podstawę w okoliczno­ ściach czy w roztropności; i tak oto religia Jezusa nabrała charak­ teru nauki pozytywnej o znaczeniu cnoty, co zresztą pozostaje sprzecznym pojęciem. Fakt, że obecnie nauka Jezusa nie tylko odróżniała się od wiary publicznej i uważała ją za obojętną, sta­ nowiąc jedynie szkołę filozoficzną, lecz ową wiarę publiczną i prze­ strzeganie jej nakazów czy obrzędów uważała również za coś grzesznego, a ostateczny cel człowieka przedstawiała jako osią­ galny jedynie dzięki swym własnym nakazom, które miały cha­ rakter po części nakazów cnoty, po części zaś poglądów i ceremo­ nii pozytywnych - że zatem nauka Chrystusa stała się wiarą po­ zytywną sekty, z faktu tego wyniknęły najważniejsze, zarówno dla jej formy zewnętrznej, jak i dla jej treści, następstwa, które naukę tę coraz bardziej odwodziły od czegoś, co zaczynamy uważać za istotę każdej prawdziwej religii, zatem również za istotę religii chrześcijańskiej, od przeznaczenia religii, która ma formu­ łować, w ich czystości, obowiązki człowieka i ich motywy oraz możliwość najwyższego dobra ukazywać dzięki idei Boga.

Stosowne w społeczności, niesprawiedliwe w państwie Sektę, która nakazy cnoty traktuje jako nakazy pozytywne i która dodaje do nich jeszcze inne nakazy pozytywne, cechu­ ją właściwości, które pozostają całkowicie obce sekcie czysto filozoficznej (to znaczy sekcie, która ma wprawdzie za przed­ miot również nauki religijne, ale nie uznaje innego sędziego niż rozum), właściwości, które w niewielkiej społeczności człon­ ków sekty co prawda są adekwatne, dozwolone i celowe dla niej, które jednak, gdy społeczność, gdy jej wiara coraz bardziej się rozprzestrzenia w państwie, ba, gdy staje się powszechna, po części przestają być adekwatne lub, jeśli sekta jednak je zachowuje, uzyskują inny sens, po części zaś stają się rzeczy­ wistym źródłem niesprawiedliwości i ucisku. Jedynie za tą przyczyną, że również liczebność chrześcijan się zwiększała, by w końcu objąć wszystkich obywateli państwa, rozporządzenia i instytucje, które nie raziły nikogo prawego, gdy społeczność

173

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

była jeszcze niewielka, stały się obowiązkami państwa i oby­ wateli, czym nigdy nie mogły się stać. Niejedna cecha, właściwa niewielkiej garstce wyznawców sek­ ty, ze wzrostem ich liczebności musiala całkowicie zniknąć - na przykład tak ścisłe zjednoczenie i zbratanie członków sekty, któ­ rzy tym bardziej stawali się sobie bliscy, z im większą spotykali się presją i pogardą. Więź wspólnej wiary stała się tak luźna, że ktoś, kogo nie łączyły z innymi węzły przyjaźni czy interesów, komu nie zapewniały one ścisłych związków i kto, by uzyskać w czym­ kolwiek wsparcie, nie mógł się okazać innym tytułem - wdzię­ kiem2, zasługą, talentami czy bogactwem - niczym innym, jak tylko braterstwem w Chrystusie, ten w niewielkim stopniu mógł liczyć na współczucie czy rekomendację nawet ze strony dobrych chrze­ ścijan. Ścisły związek między chrześcijanami jako sektą pozytyw­ ną całkowicie się różnił od stosunku, w jakich mogą do siebie pozostawać zwolennicy sekty filozoficznej. Przyłączenie do sekty filozoficznej niewiele czy nawet niczego nie zmienia w domowych, obywatelskich czy innych stosunkach: zwolennik sekty filozoficz­ nej pozostaje na tej samej stopie z żoną, dziećmi i wszystkimi niewykształconymi akademicko osobami, a miłość bliźniego, któ­ rą być może on przejawia, zachowa ten sam kierunek i zakres; kto natomiast związał się z niewielką sektą chrześcijańską, ten jedno­ cześnie oddalał się od wielu osób, niegdyś połączonych z nim dzięki wzajemnemu pokrewieństwu, urzędowi czy służbie, a je­ go współczucie, jego dobroczynność odtąd ograniczały się do określonego, wąskiego kręgu, który, wobec identyczności panu­ jących w nim poglądów, w pierwszym rzędzie polecał się jego miłości człowieka, jego usługom czyjego ewentualnym wpływom. Wspólnota dóbr

Równie szybko zaginęła wspólnota dóbr, możliwa jedynie w przypadku niewielkiej sekty, w której wiernemu poczytano by za zbrodnię na majestacie Boga, że zachował dla siebie coś ze swej własności, gdy go przyjęto do gminy. Owa maksyma, która musiala 2 „Anmut"; Nohl: „Armut" („nędzą").

174

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

być tak korzystna dla tych, co niczego nie posiadali, i która mu­ síala być trudnym zadaniem dla tych, co dysponowali jakąś włas­ nością i oto teraz mieli się wyrzec wszelkiej o nią troski, która do tej pory wypełniała całą sferę ich aktywności - owa maksyma, gdyby jej przestrzegano z całą surowością, niewiele by przynio­ sła pożytku sprawie krzewienia chrześcijaństwa, dlatego już we wczesnym okresie została, z przezorności czy konieczności, zarzu­ cona o tyle, że odtąd od ludzi, którzy pragnęli, by ich przyjęto do nowej społeczności, nie domagano się już, jako warunku przyję­ cia, by spełnili tę maksymę, wszelako tym większy nacisk kładzio­ no na dobrowolne datki do kasy społeczności jako uczynek, który pozwala się wkupić w łaski nieba; dzięki czemu w przyszłości mieli jeszcze zyskać przedstawiciele duchowieństwa, którzy zalecali osobom świeckim tę szczodrość wobec kleru, a zapewne wystrze­ gali się trwonienia swej nabytej własności i czynili drugą połowę ludzi żebrakami, by wzbogacić samych siebie - jako ubogich i po­ trzebujących pomocy. W Kościele katolickim klasztory, duchowni i kościoły nadal się w ten sposób bogacą, przy czym ubogim przy­ pada w udziale z tego bogactwa jedynie odrobina, przez co utrzy­ muje się żebractwo, a sprzeczne z naturalnym porządkiem rze­ czy wypaczenie sprawia w wielu miejscach, że wędrowny walkoń, który nocuje na ulicy, ma się lepiej niż solidny robotnik. W Kościele protestanckim ewentualne datki w maśle i jajach wierni składają duszpasterzowi dobrowolnie jako przyjacielowi, jeśli udało się mu pozyskać przychylność swego stadka, a świadczeń tych nie czynią, by sobie kupić niebo; jeśli chodzi o jałmużnę, to sprzed drzwi szczodrego nie przepędza się nawet ubogich Żydów-żebraków.

Równość

Jeśli chodzi o równość między pierwszymi chrześcijanami, gdzie niewolnik stawał się bratem swego pana, gdzie w pokorze nikt nie wynosił się nad innych, gdzie nikt nikogo nie oceniał podług talentów i innych wspaniałości, lecz podług potęgi jego wiary, gdzie poczucie własnej niegodności stało się pierwszym prawem chrześcijanina - to należy stwierdzić, że teoria ta zacho­

175

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

wała się w całym zakresie, ale dodano do niej przezorne zastrze­ żenie, że tak wyglądają sprawy w oczach niebios, stąd w ziem­ skim życiu nadal nie bierze się tego pod uwagę; a prostoduszny człek, który słucha, jak z poruszającą wymownością o tych zasa­ dach pokory, o ohydzie wszelkiej dumy i wszelkiej próżności pra­ wi mu jego biskup czy jego superintendent, i który widzi minę, z jaką przysłuchują się im, zbudowani ich słowy, dostojni pano­ wie i dostojne panie, prostoduszny człek, który teraz, po kazaniu, z poufałością by się zwrócił do swego prałata, do dostojnych pań i panów, mając nadzieję, że znajdzie w nich pokornych braci i przyjaciół, z ich roześmianych czy pogardliwych min wnet mógłby wyczytać, że spraw tych nie należy brać tak dosłownie, że zasady te dopiero w niebie będą mogły znaleźć właściwe za­ stosowanie; a jeśli dostojni prałaci chrześcijańscy jeszcze w dzi­ siejszych czasach pewnej liczbie ubogich obmywają stopy raz do roku, to ich czyn jest jedynie komedią, po odegraniu której wszyst­ ko pozostaje po staremu, komedią, która straciła na znaczeniu również dlatego, że w świecie naszych obyczajów obmywanie stóp nie było już, jak dla Żydów, codzienną czynnością i oznaką uprzej­ mego stosunku do gościa, czynnością zwykle spełnianą tylko przez niewolników czy służących - natomiast coroczna orka, w której bierze udział chiński cesarz, podobnie przemieniła się w kome­ dię, wszelako zachowała większy i bardziej bezpośredni sens dla każdego widza, ponieważ uprawa roli ciągle stanowi główne za­ jęcie ogromnej rzeszy jego poddanych. Eucharystia Również inny akt uzyskał w ustach i w oczach samego nauczy­ ciela cnoty zupełnie inną formę pośród sekty, która miała ograni­ czony zasięg, a potem znów inną w sekcie, która się zuniwersalizowala. Kto czyta bez wyostrzonego daru interpretacji - wy­ ostrzonego przez dogmatyczne pojęcia - historię ostatniego wieczora czy kilku ostatnich wieczorów, które Jezus spędził jesz­ cze pośród zaufanych przyjaciół, ten z pewnością uzna za wznio­ słą rozmowę, którą Jezus [prowadził] ze swymi uczniami o pogo­ dzeniu się z własnym losem, o człowieku cnoty, który wznosi się

176

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

ponad cierpienie i niesprawiedliwość, świadom swego obowiąz­ ku, o powszechnej miłości do ludzi, która może stanowić jedyny dowód posłuszeństwa wobec Boga. Równie poruszający i ludzki jest sposób, w jaki Jezus po raz ostatni obchodzi razem z nimi żydowskie święto Paschy, przypominając im również, by kiedyś, gdy będą wypoczywać podczas religijnego czy przyjacielskiego posiłku, spełniwszy swe obowiązki, nie zapomnieli o nim, o ich wiernym przyjacielu i nauczycielu, którego nie będzie już w ich gronie, by spożywając chleb, wspomnieli jego ciało, które będzie musiał ofiarować za prawdę, a spożywając wino, wspomnieli jego krew, którą będzie musiał przelać - symbol, dzięki któremu Jezus sam w wyobraźni połączył pamięć o sobie z elementami posiłku spożywanego przez jego uczniów, symbol w nader naturalny sposób zaczerpnięty ze świata przedmiotów, które właśnie znaj­ dowały się tam pod ręką, jakkolwiek symbol, który jedynie z es­ tetycznego punktu widzenia może się wydawać nieco lekki, sym­ bol wszakże, który sam w sobie bardziej trafia w upodobania niż tak długo praktykowane użycie słów „krew" i „ciało", „strawa" i „napój", J 6,47 i nast., w metafizycznym znaczeniu, które nawet teologowie uznali za nieco drastyczne. Tę ludzką prośbę przyjaciela, który żegna się ze swymi przy­ jaciółmi, chrześcijanie, którzy stali się sektą, niebawem przeobra­ zili w nakaz, równy poleceniu Bożemu, a obowiązek czczenia pamięci nauczyciela, spontanicznie rodzący się na gruncie przy­ jaźni, w obowiązek religijny, całość zaś w tajemniczy, kultowy akt, który zajął miejsce żydowskich i rzymskich uczt ofiarnych, przy czym dzięki szczodrości bogatszych wyznawców biedacy mogli podołać również temu obowiązkowi, którego spełnienie bez ta­ kiej pomocy musiałoby wyglądać nader skromnie czy wiązać się z wielkim wysiłkiem - obowiązkowi, który dzięki owej pomocy stał się dla nich przyjemnością. Tego rodzaju posiłkom ku czci Chrystusa niebawem przypisano - obok siły, dzięki której każdy zwykły, zdrowy posiłek wpływa na stan ciała, dzięki której swo­ bodne pogwarki rozpogadzają nastrój czy dzięki której pobożna rozmowa wywiera budujący wpływ na jej uczestników - nieza­ leżny od tego wszystkiego skutek. Ale tak jak z chwilą, gdy chrze­ ścijaństwo osiągnęło status religii powszechnej, pojawiła się więk­

177

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

sza nierówność pomiędzy chrześcijanami, którą w teorii wpraw­ dzie odrzucano, ale in praxis zachowywano, tak i skończyła się tego rodzaju fraternizacja, podobnie jak zanikły skargi, które niegdyś tu i ówdzie zgłaszano, że uczty miłości duchowej czasami wy­ naturzają się w biesiady i sceny miłości fizycznej, stopniowo za­ częto bowiem coraz bardziej ujmować na cielesnej sytości, tym wyżej natomiast ceniąc duchowy, mistyczny wymiar, stąd inne, bardziej błahe aspekty, które początkowo wiązały się z ucztą eucharystyczną - przyjacielska rozmowa, przebywanie we wspól­ nym towarzystwie, wzajemna otwartość, rozpogodzenie umysłów - nie wchodziły już w grę wobec tak wzniosłego charakteru spo­ żywania chleba i wina.

Żądza krzewienia Inną cechą swoistą sekty pozytywnej jest zapał, z jakim stara się ona rozprzestrzeniać, z jakim szuka prozelitów dla swej wiary i dla nieba. Prawego człowieka, któremu leży na sercu krzewienie cnoty, równie głęboko przenika poczucie, że każdy ma prawo do włas­ nych przekonań i własnej woli - prawy człowiek jest dostatecz­ nie godziwy, by różnice w sferze poglądów czy wiary uważać za nieistotne, za coś, czego nikt inny nie ma prawa zmieniać, jeśli już ktoś dokonał takiego, a nie innego wyboru. Tak jak prawy człowiek, przychylający się do jakiegoś syste­ mu filozoficznego, czyni etyczność podstawą i celem wszelkiego życia i filozofowania, patrząc przez palce na niekonsekwencję wy­ znawcy epikureizmu czy w ogóle każdego, kto uznaj e szczęśliwość za zasadę swego systemu moralnego - jeżeli w kimś takim, pomi­ mo jego teorii, która, gdyby jej przestrzegać z całą konsekwencją, nie pozostawiałaby różnicy między prawem i bezprawiem, mię­ dzy cnotą i nieetycznością, przewagę zachowuje jednak jego lep­ sza cząstka; - i tak jak prawy człowiek ceni również chrześcijani­ na, który ze swego dogmatycznego systemu czy przynajmniej z niejednej jego części mógłby uczynić dla swego sumienia na­ rzędzie zapewniające mu fałszywe ukojenie, ale jednak trzyma się moralności, stanowiącej prawdziwy, boski wymiar jego religii,

178

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

i jest człowiekiem pełnym cnoty; - i tak jak prawego człowieka tego rodzaju sprzeczność między głową i sercem skłania raczej do podziwu dla nieprzekupnej mocy „ja", które tryumfuje nad nisz­ czycielskimi dla cnoty przekonaniami intelektu i nad wyuczony­ mi słowami pamięci, tak prawy człowiek, przychylający się do sekty pozytywnej, również uzna etyczność za najwyższy moment swej wiary, a w każdym wyznawcy innej sekty, w którym znaj­ duje przyjaciela cnoty, uściśnie brata, zwolennika tej samej religii - chrześcijanin taki powie do takiego Żyda jak braciszek klasztor­ ny do Natana [akt IV, scena 7]: „Przebóg, Natanie, wy jesteście prawym chrześcijaninem. Lepszego nie było nigdy, na Boga!" [a] chrześcijaninowi takiemu odrzeknie taki Żyd: „Zgoda! Bo co czyni chrześcijaninem mnie dla was, to czyni was w moich oczach Żydami" {op. cit., s. 192}. Zgoda! albowiem czystość serca była dla was obu istotnym elementem waszej wiary, dlatego każdy mógł drugiego traktować jako towarzysza w swojej wierze. Ten natomiast, w którego oczach aspekt pozytywny jego religii ma nieskończoną wartość i którego serce nie potrafi ustanowić niczego wyższego nad tę pozytywność, do wyznawców innej sekty będzie się odnosić, zależnie od całej reszty swego charakteru, albo z politowaniem, albo z obrzydze­ niem. W pierwszym przypadku będzie się czuł zmuszony jedyną drogę szczęścia, na które ma dla siebie nadzieję, wskazywać rów­ nież innym, nie wiedzącym i nieszczęśliwym, zwłaszcza jeśli skąd­ inąd ma powody, by ich miłować, tym bardziej że środki, które pozwalają znaleźć tę drogę, wydają się tak proste, tak proste, że pamięć w kilka godzin potrafi ująć wszystko, co do tego niezbęd­ ne, i że zabłąkany, gdy już znalazł się na właściwej drodze, znaj­ duje na niej tylu braci, którzy udzielają mu wsparcia, tyle środ­ ków, które umacniają w wierze, tyle punktów, gdzie można wy­ tchnąć, tyle miejsc, gdzie można doznać pocieszenia. Kogo natomiast dotyczy drugi przypadek, ten nie może, ponieważ jego wiara pozytywna jest z nim tak mocno sprzęgnięta jak poczucie własnej egzystencji, nie wierzyć, że jedynym powodem, dla któ­ rego ktoś nie przyjmuje tej wiary, jest zła wola. Różnice w sferze

179

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

charakteru i skłonności zwykli ludzie uznają w ogóle za bardziej zrozumiałe i znośne niż różnice w sferze poglądów; uważają, że łatwo jest je zmienić, i sądzą, że można tego żądać, ponieważ z taką ochotą spodziewają się u innych czy domagają się od innych swego własnego sposobu widzenia spraw i oczekują, [że] pogląd, który jest znośny dla naszej głowy, nie może być gorszący również dla innych. Nie bez wpływu pozostaje tu również, jako powód czy jako pretekst, zbożna, ale w tym przypadku ograniczona myśl, że człowiek winien wspierać cześć Boga, starać się o jedyny godny Boga typ uwielbienia i służby dlań, a także zapobiegać porzuca­ niu poglądów i obrzędów pozytywnych jako naruszeniu najświęt­ szych obowiązków, od którego należy próbować odwieść daną osobę przekonywaniem czy namową - które to naruszenie hisz­ pańscy zdobywcy w Ameryce czuli się, a członkowie ich Świętej Inkwizycji jeszcze dziś czują się powołani karać, owe zbrodnie zaś wobec znieważonego majestatu Boga mścić mordem, tak jak większość rządów w innych krajach katolickich czy protestanckich [czuje się powołana] karać [te zbrodnie] pozbawieniem praw oby­ watelskich. Jednostka tym mocniej jest przekonana o swej wierze pozytywnej, im więcej osób potrafi o niej przekonać czy im wię­ cej osób widzi o niej przekonanych; wiara w cnotę opiera się na poczuciu konieczności cnoty, na poczuciu, że cnota stanowi jed­ ność z moją najgłębszą istotą; w przypadku wszelkich poglądów, które zawiera wiara pozytywna, jej wyznawca swe poczucie, że są jeszcze możliwe co do nich wątpliwości, [podobnie jak] do­ świadczenia innych, w których wątpliwości te spotęgowały się tak bardzo, że dały powód do odrzucenia owej wiary pozytywnej, stara się oddalić w ten sposób, że usiłuje zebrać jak najwięcej wyznawców pod sztandarami swej wiary, członek sekty wciąż popada w swego rodzaju zdumienie, słysząc o ludziach, którzy nie są wyznawcami jego wiary - uczucie zawodu zaś, którego stają się oni dlań przyczyną, łatwo się przeobraża w niechęć, w niena­ wiść do nich; jest to skłonność rozumu, który czuje się niezdolny, by doktrynom pozytywnym, które swą podstawę mają w historii, nadać cechę konieczności, a przynajmniej by im narzucić, czy znaleźć w nich, inną cechę prawd rozumowych, mianowicie ce­ chę powszechności; stąd wśród tak zwanych dowodów na istnie-

180

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

nie Boga zawsze występował również dowód ex consensu gentium, który przynajmniej przynosi z sobą coś kojącego; wszak nawet w odniesieniu do okropności piekieł myśl, że będzie się tam dzie­ liło los z wieloma innymi, często dawała jakąś pociechę; każde zaś jarzmo, zatem również jarzmo wiary, staje się tym znośniejsze, im większe ma człowiek wokół siebie towarzystwo, nierzadko też bywa, że potajemnym motywem żądzy, z jaką staramy się czynić innych prozelitami, jest oburzenie, że ktoś inny chce być wolny od pęt, które my sami nosimy, nie mając dość siły, by się z nich oswobodzić. Ponieważ jednak chrześcijaństwo dokonało już tak wielkich podbojów na pogańskich obszarach, ponieważ teologo­ wie z wielkim zadowoleniem podkreślali, że staro testamentowe przepowiednie spełniły się czy też niebawem się spełnią całkowi­ cie, że wiara Chrystusa wkrótce rozprzestrzeni się na cały świat, że są jej oddane wszystkie ludy ziemi, przeto przy takiej mnogo­ ści chrześcijan ostygł zapał do nawracania, a choć polemika za­ chowała cały arsenał chrześcijańskiego oręża, tak zwycięskiego w walce z poganami i Żydami - jakkolwiek wiele pozostawałoby jeszcze do zrobienia względem mahometan zwłaszcza, a także Ży­ dów - to jednak kroki skierowane przeciwko Indianom i Amery­ kanom rzeczywiście można nazwać tylko mizernymi, w stosun­ ku do tego, czego można by oczekiwać, zważywszy na liczebność, na przewagę we wszystkich kunsztach, na bogactwo ludów, któ­ re razem składają się na chrześcijański świat; przeciwko Żydom wreszcie, którzy coraz liczniej osiadają między nami, co najwyżej wyrusza jakaś „Łagodność zwycięży", a jej orszaki rycerskie bu­ dzą zainteresowanie tylko ograniczonej [liczby] ludzi. Choć szyb­ ka i rozległa ekspansja wiary chrześcijańskiej dzięki cudom, dzię­ ki niezłomnemu męstwu jej wyznawców i męczenników, dzięki zbożnej roztropności jej późniejszych sterników, którzy dla do­ bra słusznej sprawy niekiedy byli zmuszeni posłużyć się świętym oszustwem, oszustwem, które jednak ludzie niewtajemniczeni zawsze nazywają nieświętym - choć to niebywale szybkie upo­ wszechnienie się chrześcijaństwa stanowi wielki dowód [jego] prawdy i boskiej opatrzności, to jednak w dzisiejszych czasach nierzadko bywa tak, że budujące opowieści o nawracaniu, pocho­ dzące z Malabaru, Paragwaju czy Kalifornii, budzą zainteresowa­

li

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nie nie tyle z uwagi na zbożną pracowitość ich autorów i głosze­ nie imienia Pańskiego nad Gangesem czy nad Missisipi, nie tyle z uwagi na rozrost królestwa Chrystusowego, ile raczej, w oczach wielu, którzy nazywają się chrześcijanami, z uwagi na spodzie­ wane dzięki tym postępom wzbogacenie geografii, historii natu­ ralnej i etnografii. W ogólności, prozelitom, którzy z rzadka się sami tu i ówdzie ofiarowują, chrześcijanie okazują niewiele sza­ cunku i uwagi, tak iż zdziwienie, objawiane przy okazji tego tryum­ fu, na widok chrztu nawróconego Żyda może być przez niego od­ bierane jako życzenie, by się wycofał ze swego zbłądzenia, czy niemal jako zdumienie, że zdarzyło mu zabłądzić do Kościoła chrześcijańskiego. Fakt, że w ogólności tak niewiele się już dzieje, można usprawiedliwić tym również, że najniebezpieczniejsi wro­ gowie chrześcijaństwa, wrogowie wewnętrzni, ciągle wymagają tylu zabiegów i pracy, że nie sposób wiele myśleć o zbawieniu Turków czy Samojedów.

Społeczność moralna czy religijna staje się państwem W ustroju obywatelskim pod uwagę wchodzą jedynie te obo­ wiązki, których pierwszym źródłem jest prawo drugiego człowie­ ka; tylko w tej mierze państwo może uczynić coś obowiązkiem dla mnie; prawo drugiego człowieka musi być wspierane, respek­ towanie jego prawa mogę na gruncie argumentów moralnych uczynić dla siebie bądź nie uczynić obowiązkiem; w tym drugim przypadku państwo stosuje wobec mnie jako istoty naturalnej środki przymusu - najpierw trzeba wydedukować prawo drugie­ go człowieka, zanim wyłoni się dla mnie obowiązek; sumienny człowiek może się wahać, czy ma uznać wymagania prawne kogoś drugiego, nim ów drugi ich nie wydedukował; ale gdy się prze­ konał o prawie drugiego, to nawet bez sędziowskiego orzeczenia wie, że ma obowiązek czynić zadość tym wymaganiom; wszelako wiedza, że coś jest dlań obowiązkiem, swe pierwsze źródło ma w rozpoznaniu prawa drugiego człowieka. - Ale istnieją również inne obowiązki, których źródłem nie jest prawo drugiego czło­ wieka - na przykład obowiązek dobroczynności. Nieszczęśliwiec nie ma sam w sobie prawa do mojej sakiewki, o ile zakłada, że

182

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

wspomaganie nieszczęśliwców powinienem uczynić swoim obo­ wiązkiem; dla mnie mój obowiązek nie ma podstawy w jego prawie; jego prawo do życia, do zdrowia itd., nakładające obo­ wiązek utrzymywania go na państwo czy w ogóle na ludzi, któ­ rzy żyją wokół niego - a nie na jednostkę - zwraca się nie do jednostek, lecz do ludzkości w ogóle (prawo dzieci do życia zwra­ ca się do ich rodziców). (Często, oczekując od kogoś, że sam z sie­ bie wspomoże biednego, można usłyszeć wymówkę: Nie rozu­ miem, dlaczego akurat j a miałbym to robić, równie dobrze jak ja może to uczynić ktoś inny; człowiek taki prędzej przystanie na datek jako jeden z grona innych, po części dlatego, że tym spo­ sobem nie będzie musiał wziąć na siebie całych kosztów, po części wszakże dlatego, że ma poczucie, iż obowiązek ten spoczywa nie tylko na nim, lecz również na innych.) Ubogi może domagać się jałmużny jako prawa w stosunku do mnie jako do kogoś, kto jest ogniwem państwa: występuje on tu z wymaganiem bezpośred­ nio, podczas gdy powinien występować z nim pośrednio poprzez państwo; dla mnie jako istoty moralnej jest to wymogiem moral­ nym w imię prawa etycznego, bym sobie nałożył obowiązek dobroczynności - dla mnie jako istoty patologicznej (obdarzonej uczuciem sympatii) biedny nie występuje z wymaganiem, lecz działa na mnie jako na istotę naturalną, budząc moje współ­ czucie. Sprawiedliwość łączy się z faktem, że szanuję prawa innych; jest ona cnotą, gdy czynię ją jako obowiązek maksymą swego działania nie dlatego, że domaga się jej państwo, lecz dlatego, że jest ona obowiązkiem, o tyle też sprawiedliwość nie jest wymo­ giem ze strony państwa, lecz prawem moralnym. - Drugiego typu obowiązków, na przykład obowiązku dobroczynności, spełniane­ go jako datki do kasy dla ubogich, jako zakładanie szpitali, pań­ stwo nie może domagać się jak jednostka wobec jednostki, lecz [jedynie] jako obowiązków skierowanych do wszystkich obywa­ teli; dobroczynność [jest] w ogóle obowiązkiem, którego domaga się moralność. Prócz tego mogą jeszcze występować obowiązki, których źró­ dłem nie są ani prawa, jakie ktoś ma w stosunku do mnie jako jednostki, ani prawa, jakie ktoś ma w stosunku do ludzkości w ogó­

183

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

le, których źródłem w ogóle nie są prawa innych ludzi - obowiąz­ ki, które ja sam sobie dobrowolnie nałożyłem (nie w następstwie jakiegoś wymagania, które wypływa z prawa etycznego), podob­ nie jak i prawa, które przyznaję komuś drugiemu, przyznałem mu w następstwie swej wolnej woli indywidualnej. Tego rodzaju charakter mają obowiązki, które dobrowolnie sobie nakładam, gdy przystępuję do jakiejś społeczności, której cel nie jest przeciwny celowi państwa (w takim przypadku wykraczałbym przeciwko prawom państwa); dzięki memu przystąpieniu do takiej społecz­ ności jej członkowie uzyskują pewne prawa nade mną, które za jedyną podstawę mają moje dobrowolne przystąpienie i dobro­ wolnie przeze mnie tym samym przyjęte obowiązki. Prawa nade mną, które przyznaję takiej społeczności, nie mogą być prawami, które ma w stosunku do mnie państwo, w przeciwnym razie uznawałbym jakąś obecną w państwie, różną od państwa potęgę, która miałaby takie same prawa jak ono; państwo nie może się zgodzić, bym jakiejś społeczności przyznał jako sędziemu prawo wyrokowania o życiu czy w sporze o własność (zapewne jako przyjaznemu rozjemcy, którego orzeczeniu bym się dobrowolnie podporządkował). Społeczności takiej mogę również przyznać prawo, które pozwoli jej nadzorować moją etyczność, kierować mną pod tym względem, domagać się ode mnie, bym wyznawał swe błędy, oraz nakładać na mnie pokutę za owe błędy; - prawa te mogą wszakże utrzymywać się tylko dopóty, dopóki trwa moja decyzja o nałożeniu sobie obowiązków, dzięki którym rodzą się owe prawa; ponieważ obowiązki te podstawy swej nie mają w pra­ wach drugiego człowieka, przeto mogę je znieść aktem swej woli indywidualnej, jednocześnie znosząc związane z nimi prawa drugiego; obowiązki te przyjmuję zresztą na tyle dobrowolnie, że bynajmniej nie nakazywało ich prawo etyczne; aktem woli indy­ widualnej mogę wszak znieść również prawa drugiego, które rodzą się dopiero na gruncie obowiązków, nakładanych mi przez prawo etyczne, na przykład znieść prawo do cotygodniowego datku, które przyznałem jakiemuś biedakowi; jego prawo nie miało bowiem podstawy w sobie samym, lecz zrodziło się dopie­ ro stąd, że sam nałożyłem sobie obowiązek udzielania mu tego wsparcia.

184

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Ponieważ państwo może od swych obywateli domagać się etyczności nie jako państwo, lecz jedynie jako istota moralna poza wszystkim, państwo ma obowiązek nie wydawać żadnych rozporządzeń, które by były przeciwne etyczności albo by ją po­ tajemnie podkopywały, w jego największym interesie leży bo­ wiem, już choćby dla konstytuowania legalizmu, który stanowi jego cel, by obywatele byli również moralnie dobrzy - przeto państwo będzie czynić wysiłki, by tego bezpośrednio dokonać (nie mówimy tu bowiem o różnicy, która się pojawia, gdy ustrój pań­ stwa swym niewidzialnym wpływem kształtuje cnotliwego du­ cha narodu); prawa, które nadawałoby państwo - że jego obywa­ tele mają być moralni - nie przystałyby mu, pozostawałyby sprzeczne i śmieszne. Skłaniać obywateli, by korzystali z owych wysiłków, może ono jedynie na gruncie zaufania do nich, które musi wzbudzić w swych obywatelach. Zwłaszcza religia jest ta­ kim środkiem, a od użytku, jaki państwo z niej robi, zależy, czy religia będzie zdolna odpowiadać swemu celowi. Jest on wyraź­ nie widoczny w religiach wszelkich narodów, wszystkie religie mają ten [wspólny element], że zawsze wiążą się z konstytuowa­ niem usposobienia, które nie może być obiektem praw obywatel­ skich - i są lepsze lub gorsze, zależnie od tego, czy, starając się ukonstytuować owo usposobienie, które skutkuje postępowaniem zgodnym po części z prawami obywatelskimi, po części z prawa­ mi moralnymi, chcą swymi straszliwymi wizjami [bardziej] oddzia­ ływać na wyobraźnię, a dzięki niej na wolę, czy też bardziej dzię­ ki pobudkom moralnym. Gdy rozporządzenia religijne państwa stają się prawem, państwo i w tym przypadku nie dochodzi dalej niż dzięki wszystkim innym prawom obywatelskim, mianowicie do legalizmu. Co pozostaje niemożliwością dla państwa, które nie jest w sta­ nie sprawić, by postępowanie ludzi wypływało z poszanowania dla obowiązku - choć bierze do pomocy religię, dzięki której dodatkowo chce skłonić ludzi do przekonania, że przestrzegając obrzędów religijnych, zarządzonych przez państwo, zadość czy­ nią samej moralności, i wmawia im, że w ogóle jest to wystarcza­ jące dla człowieka - tego stale próbowali, zarówno w wielkich, jak i w małych rzeczach, dokonać dobrzy ludzie.

185

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Próbował tego również Jezus pośród ludu, któremu pora­ dzić sobie z etycznością było tym trudniej, w którym iluzja, ja­ koby legalizm równał się już moralności, była zakorzeniona tym głębiej, że dla Żydów wszystkie nakazy moralne były zarazem przykazaniami religijnymi i w ogóle tylko dlatego miały cha­ rakter nakazów, tylko dlatego obowiązywały, że były przyka­ zaniami Bożymi. Gdy jakiś Izraelita spełniał przykazania swego Boga, zatem gdy należycie obchodził swe święta, gdy należycie składał swą ofiarę i dawał swemu Bogu dziesięcinę, to mógł uważać, że uczynił wszystko, co uważał za swój obowiązek; na­ kazy, które zarazem mogły mieć charakter nakazów moralnych, były jednak również prawami państwa, a jako takie nie mogły rodzić niczego więcej niż legalizm, i do czegoś więcej niż legalizm pobożny Izraelita nie mógł się czuć zobligowany, skoro przecież postępował zgodnie z prawem, czego domagają się odeń przyka­ zania Boże. Jezus chciał ponownie rozbudzić zmysł etyczności, oddziałać na usposobienie, to było jego celem; dlatego po części w przypowieściach przedstawiał przykłady prawego postępowa­ nia, zwłaszcza przeciwstawiane temu, co winien [był] czynić le­ wita postępujący tylko zgodnie z prawem, i ich odczuciu pozo­ stawiał ocenę, czy to wystarcza. Zwłaszcza wskazywał im na kon­ trast między wymaganiami stawianymi przez nakazy obywatelskie czy nakazy religijne, które nabrały charakteru praw obywatelskich, i wymaganiami stawianymi przez etyczność (zwłaszcza w Kaza­ niu na Górze - complementum praw - usposobienie moralne); zwracał uwagę, w jak niewielkim stopniu przestrzeganie tych nakazów stanowi istotę cnoty - starał się im wpoić ducha, które­ go postępowanie wypływa z poszanowania dla obowiązku, po­ nieważ cnota jest obowiązkiem i ponieważ postępowanie takie jest również nakazem Bożym - to znaczy religię w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Mimo całej swej religijności Żydzi mogli być jedynie obywatelami żydowskiego państwa, obywatelami Króle­ stwa Bożego byli tylko nieliczni. - Zerwawszy pęta nakazów po­ zytywnych, które miały zająć miejsce etyczności, rozum, wypusz­ czony na wolność, mógłby odtąd postępować za własnymi naka­ zami, ale był zbyt młody, zbyt niewprawny w postępowaniu za własnymi prawami, nie obeznany z radością, jaką daje wywalczo­

186

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

na własnym czynem wolność, i ponownie narzucono mu jarzmo formuł. Pierwsi chrześcijanie, związani wspólną wiarą jako jednoczą­ cym ich momentem, stanowili ponadto społeczność, której człon­ kowie wzajemnie się zachęcali w swych postępach na drodze do dobra i mocnej wiary, wzajemnie pouczali się o sprawach wiary i innych obowiązkach, razem rozwiązywali swe wątpliwości, utwierdzali chwiejnych, jeden zwracał drugiemu uwagę na jego błędy, przyznawał się do własnych, a swej skruchy, tak jak i swe­ go wyznania, dokonywał na forum społeczności, składał obietni­ cę posłuszeństwa wobec niej i wobec osób, którym powierzyła ona najwyższy nadzór, jak również wobec kar, które mogły one na­ kładać na wiernych. Z chwilą przyjęcia wiary chrześcijańskiej wierny przystępował zarazem do owej społeczności, przyjmował obowiązki wobec niej i odstępował jej prawo do siebie; przyjąć wiarę chrześcijańską, a zarazem nie podporządkować się społecz­ ności chrześcijańskiej i wymaganiom, które stawiała ona przed prozelitami i w ogóle przed każdym chrześcijaninem, byłoby sprzecznością, mniejszy czy większy stopień pobożności nowo przyjętego bywał, zwłaszcza w początkowym okresie, oceniany wedle stopnia przywiązania do społeczności czy posłuszeństwa wobec niej. Także tym momentem sekta pozytywna różni się od sekty filozoficznej; dzięki uznaniu tez jakiegoś systemu filozoficz­ nego czy, w życiu praktycznym, dzięki cnocie człowiek staje się (w pierwszym przypadku) zwolennikiem danej sekty filozoficz­ nej czy (w drugim) obywatelem królestwa etyczności, obywate­ lem niewidzialnego Kościoła, nie biorąc na siebie żadnych innych obowiązków niż te, które sam sobie nakłada, a społeczności takiej nie daje [innych] praw nad sobą niż te, które sam jej przyznaje: z jednej strony, obowiązku prawości, z drugiej - prawa, by żąda­ no odeń takiego postępowania; natomiast dzięki przystąpieniu do grona wyznawców chrześcijańskiej sekty pozytywnej przyjmo­ wał obowiązek posłuszeństwa wobec statutu chrześcijańskiej spo­ łeczności, nie dlatego, że sam uważał coś za zgodne z obowiąz­ kiem, za dobre i pożyteczne, ocenę w tej sprawie [musiał bowiem] pozostawić społeczności i na gruncie cudzego nakazu i wglądu uznać coś za obowiązek; odtąd miał obowiązek wierzyć w coś,

187

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

uznawać coś za prawdę, ponieważ społeczność nakazała mu w to coś wierzyć. Nabierając przekonania co do jakiegoś systemu filo­ zoficznego, zastrzegam sobie prawo zmiany swego przekonania, gdyby zażądał jej mój rozum; przystępując do społeczności chrze­ ścijańskiej, prozelita przenosił na nią prawo ustalania również dla niego prawdy i przyjmował na siebie obowiązek jej przyjęcia, które następowało niezależnie od jego rozumu, w sprzeczności z jego rozumem; podobnie jak w umowie społecznej, przyjmował obo­ wiązek podporządkowania swej woli indywidualnej głosowi większości, woli powszechnej; ciężko człowiekowi na sercu, gdy sobie wyobrazi, że miałby się znaleźć w takiej sytuacji, jeszcze smutniej to wszystko wygląda, jeśli sobie wyobrazić, jakie, przy takiej drobiazgowości, mogły z tego wynikać następstwa, a już zupełnie opłakany jest widok, jeśli ktoś rzeczywiście dostrzega, patrząc po historii, jak nędzną formę kształcenia przyjął ród ludz­ ki przez to, że każdy wyrzekał się, w odniesieniu do samego sie­ bie i swych potomków, wszelkiego prawa do własnej oceny, która by mu pozwalała stwierdzić, co jest prawdziwe w najważniejszych przedmiotach naszej wiedzy i wiary, tak jak i we wszystkich in­ nych sprawach, co jest dobre i prawe. Ideał doskonałości, który sekta chrześcijańska starała się urze­ czywistniać pośród swych członków, był różny w różnych epo­ kach, a w każdej z nich jawił się jako nader zawikłany i wadliwy; można to przeczuć już po sposobie, w jaki ideał ów miał być urzeczywistniany, mianowicie poprzez uśmiercenie wszelkiej wolności woli i rozumu (rozumu teoretycznego i rozumu prak­ tycznego), a ocenić podług bohaterów, w których Kościół znajdy­ wał urzeczywistnienie swego ideału, gdzie to, co rzeczywiście pobożni ludzie mogą mieć wspólnego z wałkoniami, szaleńcami i łajdakami, połączone w jedno pojęcie, daje świętą wolę, której Kościół domagał się od swych idealnych przedstawicieli. Ponie­ waż ideał doskonałości moralnej w ogóle nie mógł być przedmio­ tem obywatelskiego prawodawstwa, a w każdym razie ideał chrze­ ścijan nie mógł być przedmiotem troski żydowskich czy pogań­ skich władców, przeto sekta chrześcijańska starała się oddziaływać na usposobienie i podług niego określać wartość ludzi, nagrodę i karę, na jaką sobie zasłużyli. Cnoty, które ceniła i nagradzała,

188

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

miały charakter cnót, których państwo nie może nagradzać, po­ dobnie jak błędy, które karała, spotykały się z karą Kościoła nie dlatego, że uchybiały również prawom obywatelskim, lecz dlate­ go, że kierowały się przeciwko nakazom Bożym, jako grzech, za­ tem były to po części takie zdrożności i wykroczenia, które, choć niemoralne, nie mogą należeć do kompetencji sądów obywatel­ skich; po części takie, które co prawda podpadały pod orzecznic­ two sądów obywatelskich, ale zarazem kierowały się przeciwko nakazom moralnym czy kościelno-moralnym i które Kościół mógł karać tylko z tego drugiego względu; po części zaś takie, które uchybiały jedynie rozporządzeniom zewnętrznym Kościoła. Ko­ ściół nie wchodził na miejsce państwa, by sprawować swą funk­ cję sędziowską - funkcja sędziowska Kościoła i państwa były zupełnie różne - nierzadko zdarzało się raczej, że Kościół starał się przestępców, którzy naruszyli prawa obywatelskie, wyrwać spod władzy sędziego, jeśli tylko postępowali oni w duchu sekty. Dla podobnego celu i dzięki podobnym środkom, miano­ wicie dla wspierania etyczności poprzez wzajemne zachęcanie, napominanie, nagradzanie, może się połączyć, bez uszczerbku dla praw każdej jednostki i praw państwa, niewielkie grono lu­ dzi. Szacunek wobec własności moralnych przyjaciela, ufność po­ kładana w jego miłości wobec mnie musiały we mnie wzbudzić zaufanie wobec niego, bym miał pewność, że wyznając z zawsty­ dzeniem swe błędy, nie będę się musiał obawiać pogardliwego odbioru czy rozgoryczającego mnie śmiechu, że z zaufaniem powierzając mu swe tajemnice, nie muszę się obawiać zdrady, że doradzając mi w moim interesie, jeszcze bardziej niż na moją korzyść będzie mieć wzgląd na moje dobro i na poszanowanie pra­ wości; jednym słowem, muszą być przyjaciele, pomiędzy który­ mi zjednoczenie takie jest możliwe. Już ten warunek ogranicza taką społeczność do niewielkiego grona osób; gdy się ono rozra­ sta, jestem zmuszony przyjąć ludzi, których stosunek do mnie pozostaje mi nieznany, na świadków mego zawstydzenia, ludzi, o których mądrości nie wiem ze swego doświadczenia, na swych doradców, ludzi, których cnoty nie mogę jeszcze darzyć poszano­ waniem, na przewodników w spełnianiu swych obowiązków niesłuszne wymaganie. Społeczności takiej mogę ślubować po­

189

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

słuszeństwo tylko w tej mierze i ona może go ode mnie żądać tylko w tej mierze, w jakiej przekonała mnie co do jakiegoś sposobu postępowania, że jest on obowiązkiem; mogę jej obiecać wiarę tylko wtedy i ona może żądać ode mnie wiary tylko wtedy, gdy sam się ze sobą zgodziłem w kwestii argumentów, które przema­ wiają za jej prawdą. - Mogę opuścić taką społeczność, jeśli uwa­ żam, że już jej nie potrzebuję, jeśli uważam, że dojrzałem, albo jeśli mam wrażenie, że nie mogę jej darzyć już zaufaniem, że nie spełnia ona już swego celu, albo jeśli chcę w ogóle - bądź przy­ najmniej przez sposób realizacji, jakiego domaga się ode mnie społeczność - poniechać swego celu, czyli postępów moralnych, którego może ode mnie żądać cnota, ale nie żaden człowiek; w kręgu samej społeczności również muszę mieć wolną rękę, jeśli chodzi o wybór środków, i zaaprobować go jedynie na gruncie swego wglądu czy przyjąć go dzięki zaufaniu do przyjaciół. Tego rodzaju umowa, do jakiej dochodzi właściwie w każdej przyjaźni, która opiera się na wzajemnym poszanowaniu czy na wspólnotowej woli dobra, łatwo może się stać uciążliwa i małost­ kowa, gdy się rozciąga na drobiazgi i wybrzydza w sprawach, które zawsze należy pozostawiać woli indywidualnej. Podobnie, również pierwsi [chrześcijanie] byli przyjaciółmi; wspólnotowe nauczanie i doznawany ucisk czyniły ich przyjaciół­ mi czy umacniały wcześniejszą znajomość; każdy znajdował u innych wszelkiego rodzaju pocieszenie, pouczenie, wsparcie; ich celem było nie tyle swobodne poszukiwanie prawdy, ta była już bowiem dana, ile usuwanie wątpliwości i umacnianie w wie­ rze, a także, najściślej z tym związane, dokonywanie postępów w chrześcijańskiej doskonałości; gdy doszło do większego upo­ wszechnienia, każdy chrześcijanin powinien by w drugim, na przykład Egipcjanin w Brytyjczyku, jeśliby go spotkał, widzieć, tak jak w swych domownikach i sąsiadach, przyjaciela i brata; więź stawała się jednak coraz luźniejsza; a przyjaźń taka nie sięgała zbyt głęboko, często będąc przyjaźnią członków gminy, którzy, podzie­ leni przez próżność, kolizję interesów, co prawda w postawie zewnętrznej i w słowach odnosili się do siebie tak, jak każę chrze­ ścijańska miłość, ale swe małe zazdrości, swą pyszałkowatość, swe wynoszenie się nad innych ujmowali i sprzedawali jako zapał do

190

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

chrześcijańskiej cnoty, a rzeczywistą wrogość łatwo mogli złożyć na karb doktrynalnego odstępstwa czy nieczystego zachowania. Przystąpienie do społeczności uznawano co prawda za obo­ wiązek każdego człowieka, za najświętszy obowiązek wobec Boga, natomiast wystąpienie z niej za wstąpienie do piekieł - i choć udziałem tego, kto ją opuszczał, stawały się również nienawiść i prześladowania ze strony sekty - to jednak nie wiązała się z tym utrata praw obywatelskich, tak jak nie tracił ich człowiek, który trzymał się od niej z dala; podobnie, przystępując do niej, nikt nie nabywał praw obywatelskich czy choćby możliwości bycia zdol­ nym do takich praw. Główny warunek przystąpienia do społeczności chrześcijań­ skiej, który ją całkowicie odróżniał od społeczności filozoficznej, stanowiło bezwarunkowe posłuszeństwo w wierze i postępowaniu, posłuszeństwo, na które członek społeczności chrześcijańskiej musiał jej złożyć ślubowanie; ponieważ każdy mógł swobodnie zdecydować, czy zostanie jej członkiem, i ponieważ właściwość ta nie pozostawała w żadnym związku z prawami obywatelskimi, przeto wymieniony warunek nie łączył się z niesprawiedliwością. Wszystkie te charakterystyki, które występują w kręgu zaufa­ nych przyjaciół, zjednoczonych celem badania prawdy czy celem poprawy moralnej, i które występują również w społeczności sekty chrześcijańskiej, połączonej dla wspierania chrześcijańskiej dosko­ nałości i dla umacniania w chrześcijańskiej prawdzie, później odnajdujemy również, na wielką skalę, w Kościele chrześcijańskim, który stał się Kościołem powszechnym, wszelako uległy one tutaj zniekształceniu w swej istocie, stając się źródłem niesprawiedli­ wości i sprzeczności, gdyż Kościół chrześcijański był teraz Kościo­ łem powszechnym w państwie - i sam stanowił państwo. Gdy Kościół chrześcijański dopiero powstawał, każda gmi­ na miała prawo wybierać swych diakonów, prezbiterów i bisku­ pów; z postępującą ekspansją, gdy Kościół stał się państwem, gminy musiały utracić to prawo, a tak jak w państwie obywatel­ skim poszczególna wspólnota prawo wyboru swych zarządców, swych poborców (odtąd sama nie może też wyznaczać swych dochodów) ceduje na suwerena, którego wola jest uważana za wyraz woli wszystkich, tak i każda gmina chrześcijańska utraciła

191

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

prawo wyboru swych duszpasterzy i scedowała je na państwo klerykalne. Ustanawia się publicznych spowiedników jako doradców w sprawach sumienia; miast żeby każdy mógł, [jak] dawniej, swobodnie wybrać sobie przyjaciela, którego będzie darzył sza­ cunkiem, i uczynić go powiernikiem swych tajemnic czy swych błędów, regenci klerykalnego państwa teraz wyznaczają go jako urzędnika, którego każdy ma się trzymać. Dotychczas dobrowolne wyznawanie błędów teraz jest obo­ wiązkiem każdego obywatela tego klerykalnego państwa, obo­ wiązkiem, za którego naruszenie Kościół orzekał najwyższą ze swych kar - wieczne potępienie. Nadzór nad chrześcijańską etycznością był głównym przed­ miotem troski państwa klerykalnego, stąd nawet myśli i wszelkie takie zdrożności czy błędne skłonności, których państwo nie może karać, [stanowiły] przedmiot prawodawstwa państwa klerykalne­ go, które wymierzało za nie kary. Przestępstwo wobec państwa obywatelskiego było karane nie tylko przez państwo obywatel­ skie, lecz, jako grzech - podobnie jak wszelkie przestępstwa, któ­ re nie mogą być przedmiotem prawodawstwa obywatelskiego przez państwo klerykalne, dlatego spis kar kanonicznych nie ma końca. Tak jak nie można odmówić żadnej społeczności prawa do wykluczania z własnego grona tych, którzy nie chcą się podpo­ rządkować przyjętym przez nią prawom, choć sami wybrali, że przystąpią do niej, że przyjmą na siebie obowiązki jej członka, uzy­ skując tym samym prawo do korzyści, które ta społeczność za­ pewnia - przyznaj e się to prawo każdemu cechowi i każdej gildii - tak również Kościół ma prawo wykluczyć ze swej wspólnoty tych ludzi, którzy nie akceptują wymaganych przezeń warunków, dotyczących wiary i wszystkich innych zachowań. Ale ponieważ państwo to ma jednocześnie zasięg państwa obywatelskiego, przeto w wyniku wykluczenia z państwa klerykalnego człowiek traci również swe prawa obywatelskie, co nie następowało, gdy Kościół był jeszcze ograniczony, gdy jeszcze nie panował, teraz zaś pojawia się kolizja między obu państwami. Fakt, że zarówno Kościół protestancki, jak i Kościół katolicki są państwem, jakkol­ wiek pierwszy nie chce nosić tego miana, wynika stąd, że Kościół

192

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

jest umową jednego ze wszystkimi i wszystkich z jednym, na mocy której ma on każdego członka swej społeczności chronić w okre­ ślonej wierze i w określonych poglądach religijnych oraz podej­ mować wysiłki dla ich zachowania i dla umocnienia każdego członka społeczności w tej wierze - (powiedziałem: „w określo­ nej wierze", gdyż ochrona każdego w jego indywidualnej wierze, nie godząca się, by ktokolwiek doznawał krzywdy przez swą wiarę czy cierpiał z jej powodu gwałt, byłaby artykułem umowy oby­ watelskiej); dlatego każda jednostka musi, zarówno w odniesie­ niu do tych wysiłków, jak i w odniesieniu do wiary powszechnej (która stanowi przedmiot umowy kościelnej, tak jak prawa oso­ bowe i rzeczowe stanowią [przedmiot] umowy obywatelskiej), swą wolę indywidualną podporządkować woli powszechnej, którą wyraża wola suwerena; suwerena tego [ucieleśniają], jeśli chodzi o władzę prawodawczą, sobory i synody, oraz, jeśli chodzi o wła­ dzę wykonawczą, biskupi i konsystorze, którzy utrzymują zawar­ tą w decyzjach soborowych i w księgach symbolicznych konsty­ tucję, ustanawiają urzędników i, naturalnie, utwierdzają prawo nad swymi urzędnikami, pozwalające domagać się od nich speł­ nienia warunku wiary i posłuszeństwa oraz stricto iure pozbawiać urzędu takich urzędników, którzy nie potrafią go spełnić. Owo państwo klerykalne staje się źródłem praw i obowiązków, całkowicie niezależnym od państwa obywatelskiego, a dopóki szcze­ gólna okoliczność, mianowicie okoliczność przystąpienia do tej umowy, zostaje tak określona, że czas, przez jaki ktoś będzie w niej trwać, pozostaje w gestii jego woli indywidualnej, i że nie zobowiąże nią swych potomków, dopóty owo prawo kościelne, które można by nazwać czystym, nie zawiera w sobie niczego, co przynosiłoby uszczerbek prawom naturalnym jakiegokolwiek człowieka czy prawom naturalnym państwa. Do umowy tej każdy chrześcijanin przystępuje w swej gminie przez uroczysty akt chrztu; ponieważ jednak przedmiotem obowiązków i praw kościelnych są wiara i pogląd, zatem nowo narodzone dziecko nie może do niej przystą­ pić dobrowolnie, nie może też w nią zostać wprzęgnięte, przeto chrzestni po części przyjmują na siebie obowiązek wychowania go w wierze Kościoła, ponieważ zaś uczestniczy ono w dobrodziej­ stwach kościelnych, zanim samo wypełni umowę wiary, a Kościół

193

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nie ma ochoty darmo trwonić swych dobrodziejstw, również dziecko ma do nich prawo jedynie dlatego, że w przyszłości będzie wypeł­ niać swe obowiązki, przeto chrzestni odpowiadają za to wobec Ko­ ścioła, gwarantują Kościołowi, że już wychowaniem będą chcieli sprawić, by dziecko wypełniło kiedyś swoją część umowy - po części zaś, w niektórych państwach protestanckich, wprowadzono tak zwany akt konfirmacji, dzięki któremu dziecko, obecnie w 14. czy 15. roku swego życia, dobrowolnie odnawia przymierze chrztu, samo^przystępuje do umowy kościelnej, a zatem uroczyście doko­ nuje czegoś, co świadkowie jego chrztu mogli Kościołowi jedynie obiecać; przy czym Kościół starannie urządził wszystko tak, by dziec­ ko nie słyszało o niczym innym niż jego wiara, ponadto uznaje intelekt i wgląd czternastoletniego dziecka za dojrzałe, a jego pa­ planie formuł wyznania wiary, zwykle nie rozumianych, przyjmu­ je za deklarację wolnego wyboru przez intelekt, który podjął doj­ rzałą decyzję, stosownie do wagi przedmiotu, do swego zbawienia wiecznego, podczas gdy państwo obywatelskie dojrzałość, zdolność wykonywania prawomocnych czynności obywatelskich, które wszak, w porównaniu z tamtymi przedmiotami, dotyczą tylko przyziemnych spraw, przesuwa na dwudziesty czy dwudziesty piąty rok życia obywatela. Kościół jako państwo dba, by dzieci, które mają kiedyś zostać jego członkami, były wychowywane w jego wierze, rodzice mają bowiem prawo wychowywać swe dzieci, w jakiej chcą wierze, ale prawa tego w umowie kościelnej tak da­ lece zrzekli się nie w stosunku do swych dzieci, lecz w stosunku do Kościoła, że zobowiązali się je wychowywać w wierze kościelnej, Kościół zaś spełnia swój obowiązek w ten sposób, że jeszcze pustą wyobraźnię dziecka zapełnia swymi wyobrażeniami, jego pamięć, jeśli nie jego intelekt, swymi pojęciami, a delikatne [serce] dziecka kieruje zarządzonym przez Kościół przebiegiem doznań - zgodnie ze słowami: „Bo czy wszystko, co człowiek robi z dzieckiem, nie jest gwałtem? To jest, wyjąwszy to, co Kościół czyni z dzieciątkiem ~"3. 3 Natan mędrzec, akt IV, scena 2 [op. cit., s. 1611.

194

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Niezadowolony z czystego prawa kościelnego Kościół daw­ no związał się z państwem, co legło u podstaw mieszanego pra­ wa kościelnego, tak jak można również wskazać nieliczne pań­ stwa, w których prawo obywatelskie pozostało czyste; obie zasa­ dy są niezależnym źródłem obowiązków i praw; jeśli chodzi o wła­ dzę ustawodawczą, to obie z samej swej natury są niemożliwe do pogodzenia, dlatego zawsze można mówić o status in statu, jak­ kolwiek protestanci, z jednej strony, opierają się przed tym sfor­ mułowaniem, z drugiej zaś - niczego tak chwalebnie i mężnie nie bronili jak samej sprawy; jeśli chodzi o władzę wykonawczą, to Kościół katolicki utwierdza również swą pełną niezależność od państwa obywatelskiego, podobnie jak całkowicie wyłącza spod jego jurysdykcji swych urzędników, pracowników kościelnych, podczas gdy Kościół protestancki pod tym względem bardziej się podporządkował państwu; w przypadkach zaś, gdy dochodzi do kolizji pomiędzy prawami kościelnymi i prawami państwowymi, większość państw musiała ustąpić, tak Kościołowi katolickiemu, jak Kościołowi protestanckiemu, i poświęcić dlań swe prawa. Konflikt Kościoła z państwem

a) Prawa obywatelskie dotyczą bezpieczeństwa osoby i włas­ ności każdego obywatela, przy czym jego poglądy w sprawach religii absolutnie nie są brane pod uwagę; do jakiejkolwiek zatem wiary by się on przychylał, państwo ma obowiązek stać na straży jego praw, które przysługują mu jako obywatelowi i które wobec państwa może utracić tylko wtedy, gdy narusza prawa innych obywateli; w takim przypadku państwo zwraca przeciwko niemu te maksymy i traktuje go zgodnie z tymi maksymami, które wy­ raża obywatel; jeśli chodzi o wiarę, to obywatel nie może się względem państwa zobowiązać do niczego, albowiem państwo nie jest zdolne takich warunków czynić czy przyjmować. Z drugiej wszakże strony, wszyscy obywatele tego państwa są zjednoczeni w Kościele; a jako społeczność, Kościół ma prawo wykluczyć ze swego grona każdą osobę, która nie chce zaaprobo­ wać jego praw. Obywatel, który nie wyznaje wiary Kościoła albo ją porzucił, żąda od państwa, jako prawa, zdolności korzystania

195

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

z praw obywatelskich; lecz Kościół wykluczył go ze swej wspól­ noty, a jednocześnie, ponieważ obejmuje całe państwo, z państwa. Która strona utwierdzi swoje prawo - państwo obywatelskie, które wzięło na siebie obowiązek zagwarantowania dobremu obywate­ lowi jego praw (a jeśli chodzi o jego prawa, to chcemy i możemy go uważać za dobrego, jakąkolwiek by wyznawał wiarę) i w ogó­ le nie może wchodzić w kwestię wiary - czy państwo kościelne, które ma prawo wykluczyć innowiercę z grona członków swej wspólnoty i które tym samym wyklucza go również z państwa? W zdecydowanej większości krajów, zarówno katolickich, jak i protestanckich, państwo kościelne utwierdziło swe prawa wo­ bec państwa obywatelskiego; żaden innowierca nie jest w nich zdolny uzyskać praw obywatelskich ani cieszyć się ochroną praw­ ną zarówno w sprawach kryminalnych, jak i w sprawach cywil­ nych, którą cieszy się obywatel; nie może nabyć jakiegokolwiek rodzaju nieruchomości, sprawować jakiegokolwiek urzędu pań­ stwowego, inaczej traktowany jest również pod względem obcią­ żeń finansowych; ponieważ nawet chrzest oznacza nie tylko akt kościelny, dzięki któremu przystępuje się do Kościoła, lecz rów­ nież akt obywatelski, którym rodzice powiadamiają państwo o ist­ nieniu dziecka i którym żądają od państwa przynajmniej tylu praw, na ile pozwoli Kościół, przeto Kościół zmusza ojca, którego wiara odbiega od wiary Kościoła danego kraju, by je ochrzcił zgodnie z kościelnymi obrządkami i by aktu tego dokonał jeden z urzędników kościelnych, co bynajmniej nie ma oznaczać, iżby Kościół przyjął nowo narodzonego na swe łono, później bowiem Kościół pozwala go wychowywać w religii ojca, aktem tym Ko­ ściół dowodzi jedynie, że odebrał państwu obywatelskiemu pra­ wo przyjmowania obywateli; albowiem chrzest dziecka osoby, która należy do panującego Kościoła, jest przyjęciem zarówno na łono Kościoła, jak i na łono państwa. - Podobna sytuacja dotyczy małżeństwa, które w wielu krajach, by zostało uznane, musi być zawarte przed urzędnikiem panującego Kościoła; przy tym Ko­ ściół nie narzuca się, że odprawi ceremonię innej wiary, do której należą nowożeńcy, lecz odprawia akt obywatelski. Zatem państwo obywatelskie odstąpiło państwu kościelnemu swe prawa i swe funkcje, zarówno gdy oba państwa wchodzą w kolizję, jak i gdy

196

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

[zostaje dokonany] obopólny akt, który wymaga usankcjonowa­ nia przez obie strony. W podobny sposób, jak Kościół do państwa, odnoszą się do niego cechy i ich prawa. Również cech stanowi społeczność w pań­ stwie, której odstępuje się pewne prawa i przyjmuje na siebie pewne obowiązki. Jeden tego rodzaju cech w danym mieście obejmuje zatem wszystkich, którzy uprawiają to samo rzemiosło, i, zgodnie z prawem społeczności, ma prawo przyjmować do swego grona, kogo chce, oraz wykluczać ze swego grona tych, którzy nie dosto­ sowują się do jego porządków. Z drugiej strony, państwo ma obo­ wiązek chronić każdego, kto nie znieważając praw obywatelskich (które mogą w ogóle niczego nie stanowić w kwestii cechów), chce się utrzymywać, w jakikolwiek sposób, z własnej pracy; gdy cech mu na to nie pozwala, zatem gdy [go] wyklucza z grona swych członków, to zarazem wyklucza go z całej gminy i pozbawia go jed­ nego z praw, na które zezwala mu państwo, staje mu na przeszko­ dzie w korzystaniu z praw obywatelskich; również w tym przypad­ ku państwo wyrzekło się prawa swych obywateli. Podobnie, państwo ma prawo przyjąć na swego urzędnika, z którego usług chce korzystać do naukowego kształcenia swej młodzieży, osobę, którą uważa za przydatną do tego celu; ale przed­ stawiciele każdej z dziedzin uczoności zjednoczyli się w cech, bro­ niący swego prawa do przyjmowania tych, którzy uznają jego prawa, oraz wykluczania tych, którzy ich nie uznają; ponieważ oso­ ba, która nie byłaby zrzeszona w cechu, pozostawałaby wykluczona z tej społeczności, a zatem, w tym względzie, również z państwa, przeto państwo zrezygnowało ze swego prawa i jest zmuszone do grona swych uczonych urzędników przyjmować takich ludzi, któ­ rzy w cechu danej gałęzi nauk zostali mistrzami (magistri czy docto­ res), albo przynajmniej zmusza takiego urzędnika, by potem posta­ rał się o przyjęcie do cechu, gdyby zaś uczony ów nie miał na to ochoty, cech, ponieważ chce utwierdzić swe prawo, obdaruje go tym mistrzostwem, której to godności uczony ów zapewne nie może odrzucić - albo uczyniłby to jedynie z dziwactwa. Stąd, gdy w nowszych czasach niektóre rządy katolickie przy­ znały niekatolikom prawa obywatelskie i zezwoliły im na nomino­ wanie własnych duchownych, na budowę własnych kościołów,

197

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

jedna strona wychwalała to jako świadectwo wspaniałomyślnej tolerancji, druga natomiast twierdziła, że słowa „tolerancja", „cier­ pliwość" są tu nie na miejscu, że było to jedynie aktem sprawiedli­ wości; owa sprzeczność daje się rozwiązać w ten sposób, że ze strony państwa przyznanie tych praw bezspornie było niczym więcej jak zniesieniem wielkiej niesprawiedliwości, a zatem obowiązkiem, natomiast ze strony Kościoła, który ma prawo wykluczać innowier­ ców co prawda nie z ziemi, wody i powietrza, jak niegdyś głosił i jak gdzieniegdzie głosi jeszcze w dzisiejszych czasach, ale jednak z pań­ stwa, zawsze będzie to oznaczać tolerancję, a gdy państwo żąda, jako obowiązku, by szanowano prawa innowierców, urzędnicy Kościoła, który przejawia tę cierpliwość (w tym również Kościoła protestanckiego), wciąż mówią o poszanowaniu, o współczuciu, o miłości, które należy okazywać błądzącym, o skłonnościach za­ tem, których nie można nakazać jako obowiązku i które powinno się im okazywać na zasadzie dobrowolności. b) By odprawiać swój kult, by prowadzić nauczanie w przed­ miotach religijnych, gminy potrzebują osobnych budowli, osob­ nych nauczycieli i jeszcze innych osób; na wznoszenie pierwszych oraz na utrzymanie pierwszych i drugich łożył cały lud, na upięk­ szenie wielu sprzętów kultowych zaś dobrowolne świadczenia i składki łożyły poszczególne jednostki; wzniesione budowle, określone uposażenie i dochody nauczycieli i innych pracowni­ ków kościelnych są zatem własnością gminy, w ogóle ludu [, a nie] państwa; ale niemal zawsze były traktowane jako włas­ ność państwa w tej mierze, w jakiej państwo czy w jakiej w ogóle gminy połączyły się w państwo kościelne; owo rozróżnienie - czy kościoły i dochody pracowników kościelnych są własnością pań­ stwa jako państwa obywatelskiego czy jako państwa kościelnego - nie ma większego znaczenia dopóty i nie pojawia się dopóty, dopóki w państwie występuje tylko jeden Kościół; ale różnica ta natychmiast rzuca się w oczy i prowadzi do waśni, gdy zaczy­ nają się w nim osiedlać różnorakie Kościoły. Kościół, który na nowym gruncie stawia dopiero pierwsze kro­ ki, domaga się argumentami, które czerpie z praw obywatelskich, udziału w tej własności państwa; państwo zaś jest obowiązane gminie, jakąkolwiek by jej członkowie wyznawali wiarę, przyznać

198

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

budynek kościelny, by mogli sprawować swój kult, i podług jej życzeń wyznaczyć nauczycieli, podczas gdy panujący do tej pory Kościół broni swego prawa do swej własności, którą mu przeka­ zano i która nigdy nie była kwestionowana; jeśli państwo ma dość siły, by utwierdzić swe prawo, i jego zarządcy są dostatecznie in­ teligentni, bezstronni i sprawiedliwi, by znać to prawo i chcieć je utwierdzić, to każdemu Kościołowi przyzna, stosownie do jego potrzeb, odpowiednie środki, by podług swych życzeń mógł od­ prawiać swój kult. Choć państwo, jako państwo obywatelskie, oraz jego prawodawcy i zarządcy nie powinni jako tacy wyznawać żadnej wiary, to jednak zwykle dzieje się tak, że panujący Kościół nakłada na nich jako na swych członków obowiązek ochrony praw panującego Kościoła; spór zaś między oboma Kościołami zwykle nie jest rozstrzygany podług praw państwowych, lecz przez potęgę jednej i biedę drugiej strony. Gdy, mianowicie, zapuszcza­ jący korzenie Kościół na tyle się rozprzestrzeni, że obrona praw kwestionowanego Kościoła, które dałyby się utrzymać jedynie poprzez wytępienie zwolenników nowej nauki, a w każdym ra­ zie wymagałyby wielkich gwałtów i olbrzymich wydatków, ozna­ czałaby zbyt duży uszczerbek dla państwa i zbyt głębokie znie­ ważenie jego praw, w takiej sytuacji państwo przypomina sobie o swym bezpieczeństwie i przyznaje nowemu Kościołowi pewne prawa, ale posługuje się przy tym językiem kościelnym, nazywa­ jąc ten akt tolerancją; - albo też spór zostaje załagodzony na innej płaszczyźnie, mianowicie dotychczas uciskany Kościół staje się Kościołem panującym, Kościół zaś dotychczas panujący Kościo­ łem tolerowanym, w takim przypadku również państwo zwykle wchodzi znów w podobne przymierze z obecnie panującym Kościołem i znów broni jego praw w równie nieograniczonym stopniu, jak broniło ich dla poprzedniego Kościoła. Jak wynika z powyższego, spostrzeżenie, które poczyniło wielu bystrych historiografów - że, co zdumiewające, każdy Kościół, niepomny doznanych cierpień, które to wspomnienie powinno go czynić tolerancyjnym, stawał się również nietolerancyjny, jak tylko zdo­ był pozycję panującego Kościoła - spostrzeżenie to nie jest przy­ padkową tezą, wyabstrahowaną z historii i doświadczenia, lecz tezą, która z niepodważalną koniecznością wynika z praw każde­

199

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

go Kościoła - co opiera się na prawie każdej społeczności do wykluczania z własnego grona tych, którzy nie stosują się do jej praw i rozporządzeń; gdy zatem staje się panującą w państwie, społeczność kościelna utwierdza swe prawo i wyklucza innowiercę ze swej wspólnoty, a tym samym i z państwa, stając się nietolerancyjną, zarówno w sprawach wiary, jak i w sprawach własno­ ści, wobec Kościoła, który nie jest panujący. Taką prawidłowość w odniesieniu do spraw własności Kościoła można zauważyć w pierwszym okresie ekspansji Kościoła chrze­ ścijańskiego, podobnie jak w przypadku ekspansji każdej nowej sekty w Kościele chrześcijańskim. Na początku chrześcijanie zbie­ rali się prywatnych siedzibach, na własny koszt wznosili swe budowle kultowe, natomiast gdy chrześcijaństwo stało się religią panującą, Kościół zaczął czynić użytek ze swych praw, burząc pogańskie świątynie albo przejmując je w posiadanie, nawet gdy w jakimś mieście czy w jakiejś gminie poganie nadal stanowili największą grupę ludności; zgodnie z prawem państwowym, gmina całkowicie chrześcijańska miała do tego prawo; Julian utwierdził prawo kościelne i prawo państwowe pogan, z powro­ tem odbierając chrześcijanom świątynie, które wyznawcy chrze­ ścijaństwa zabrali poganom. Protestanci do celów swego kultu korzystali z niegdyś katolickich kościołów, podług swego życze­ nia użytkowali również dochody duchownych i klasztory; zgod­ nie z prawem obywatelskim mieli do tego prawo i czynili użytek również ze swego prawa kościelnego - naruszając wszakże kato­ lickie prawo kościelne, którego Kościół katolicki ciągle broni, uważając protestanckie kościoły, diecezje, klasztory i dochody duchownych za coś, co de iure pozostaje jego własnością, logicz­ nie rzecz biorąc, ma zatem swych biskupów, opatów - in partibus. Konflikt dwóch praw kościelnych nie daje się, ponieważ pozostają one do siebie w jawnej i nieprzejednanej sprzeczności, załago­ dzić na drodze prawnej, a jedynie przemocą bądź za pośrednic­ twem prawa państwowego, które zatem musi zostać uznane za wyższe, co dla Kościoła katolickiego jest w ogóle nie do przyjęcia, dla Kościoła protestanckiego zaś tylko pod pewnymi względami. Przyznając coś innym, Kościół oddaje im to ze swych praw, akt ten traktując jako łaskę ze swej strony.

200

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Kto opuszcza łono Kościoła swego kraju, ten skazuje się na banicję ze swej ojczyzny i traci swe wolności obywatelskie; że kogoś prześladuje się z powodu jego wiary, że pozbawia się go praw obywatelskich, że zabiera się mu wszystko, co natura i przy­ zwyczajenie uczyniły drogim jego sercu - mogłoby się to jawić jako drastyczne i niesprawiedliwe. Kościół wszakże językiem wspaniałomyślności, a nie tylko sprawiedliwości, dowodzi, że czło­ wiekowi takiemu bynajmniej nie dzieje się bezprawie, że Kościół nie przeszkadza mu w zmianie wiary; że Kościół szanuje jego wol­ ność, która prowadzi go do wystąpienia z Kościoła; a ponieważ, brzmi argumentacja, warunkiem zdolności korzystania z praw obywatelskich jest w tym kraju, o czym zainteresowany dobrze wiedział, związek z Kościołem, który to warunek obecnie został zniesiony przez zmianę wiary, przeto człowiek taki w żadnym razie nie może mówić o niesprawiedliwości - miał możliwość wolnego wyboru. Gdyby to wykluczenie wykluczało go jedynie z Kościoła, Kościół wykluczałby nim jedynie kogoś, kto go już opuścił; ale Kościół wyklucza go nim jednocześnie z państwa; państwo zaś godzi się, by prawa tej osoby zostały naruszone, o tyle też można powiedzieć, że państwo i Kościół stopiły się w jedno. c) Poza prawem do utrzymania swego zwierzęcego bytu każ­ dy człowiek przynosi na świat również pra\vo do kształcenia swych zdolności, dzięki którym staje się człowiekiem; dzięki temu prawu rodzice i państwo przyjmują na siebie obowiązek celowe­ go wychowania; prócz tego obowiązku państwo winno być naj­ głębiej zainteresowane takim kształtowaniem młodych serc swych dorastających obywateli, by ich wiek męski przyniósł mu zaszczyt i pożytek. Państwo uważało, że jednemu i drugiemu nie zadość­ uczyni w lepszy i bardziej naturalny sposób, niż powierzając Kościołowi ową troskę albo całkowicie, albo w ogromnej części, dzięki czemu dba się nie tylko o interes państwa, lecz także o in­ teres Kościoła, który chce, by młodzi obywatele byli wychowywa­ ni również na obywateli Kościoła; od tego jedynie, jak Kościół sprawuje swą funkcję, zależy, czy nie zostaje zagrożone prawo młodych obywateli do swobodnego kształcenia swych sił. - Tak jak państwo, które prawa dzieci, przynajmniej jako osób, uczyni­ ło już swoimi prawami i chroni je jako takie, ma prawo kształcić

201

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

dzieci zgodnie ze swymi maksymami i celami, tak Kościół utwier­ dza właśnie to prawo, ponieważ już dzieciom pozwala się cieszyć swymi dobrodziejstwami, czyni je zatem zdatnymi - i dzięki jego nauczaniu - skłonnymi spełniać w przyszłości swe obowiązki rów­ nież wobec Kościoła. Gdy w wieku dojrzałości intelektualnej jakiś obywatel stwierdza, że w ojczyźnie nie odpowiada mu prawodaw­ stwo czy cokolwiek innego, w większości europejskich państw opuszczenie jej pozostaje kwestią jego swobodnego wyboru; a je­ go zależność od prawodawstwa własnego kraju opiera się na tej swobodnej decyzji, by żyć w tych warunkach prawnych, którą podejmuje jego wola indywidualna; choć w podjęciu tej decyzji duży udział mogą mieć przyzwyczajenie czy strach, to jednak nigdy nie prowadzą one do zniesienia możliwości swobodnego wyboru. Gdyby Kościół w swym wychowaniu mógł dojść tak daleko, że od strony namysłu religijnego całkowicie by przytłumił inte­ lekt i rozum albo wyobraźnię przynajmniej tak przepełnił okrop­ nościami, iżby rozum i intelekt nie potrafiły i nie mogły odważnie sobie uświadomić własnej wolności i używać jej również w od­ niesieniu do spraw religijnych, to całkowicie pozbawiłby ludzi możliwości wolnego wyboru i wolnej decyzji co do bycia człon­ kiem Kościoła, na której, jako na jedynej podstawie, może on i chce opierać swe roszczenia wobec każdego, to naruszyłby naturalne prawo dzieci do swobodnego kształcenia swych zdolności, to wychowałby sobie niewolników zamiast wolnych obywateli. Poza gwałtownym wpływem wczesnych wrażeń na wyobraźnię i ser­ ce dziecka, poza mocą przykładu najbardziej ukochanych osób, związanych z nami pierwszymi więzami natury - czynniki te stanowią element wszelkiego wychowania i nie muszą pętać wolności rozumu - wskażmy, że Kościół wychowuje do wiary, co oznacza, że rozum i intelekt nie są rozwijane w tym kierunku, by wykształciły własne zasady czy umiały wedle własnych praw osądzać przedkładane im twierdzenia, przeciwnie, idee i słowa, wtłaczane do wyobraźni i pamięci, zostają tak uzbrojone w okrop­ ności i rozkazem wprowadzone w tak świątobliwym, nienaruszal­ nym, oślepiającym świetle, że swym blaskiem zmuszają prawa intelektu i rozumu do milczenia, wzbraniają używania tych praw

202

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

bądź same przepisują intelektowi i rozumowi prawa, które mu­ szą zatem mieć heterogeniczny charakter. To obce prawodawstwo odbiera zatem intelektowi i rozumowi wolność, to znaczy zdol­ ność postępowania za prawami, które są ich własnością, które mają swój fundament w ich naturze, nie ma już mowy o wolności wyboru Kościoła, państwo, jakkolwiek dobre byłyby jego zamy­ sły, zdradziło prawa dziecka do wolnego kształcenia zdolności duszy. Wychowywać dzieci bez wiary pozytywnej wszelkiego Kościoła, by do bardziej dojrzałego wieku zachować ich wolność wyboru: rozwiązanie takie nie mogłoby zostać przyjęte, obok niezliczonych trudności z jego ewentualną realizacją, również z obligatoryjnych powodów, gdyż Kościół uważa utrzymywanie dzieci w takiej niewiedzy co do wiary za zbrodnię, a odrobienie zaległości z lat młodzieńczych wymagałoby odeń niebywałego wy­ siłku - niemal niepodobna już w taki sposób wtłoczyć wiarę w głę­ bie ludzkiej duszy, w taki sposób owinąć wiarą wszystkie dzie­ dziny ludzkich pojęć i zdolności, wszystkie dziedziny ludzkich dążeń i pragnień. Dlatego Patriarcha (w Natanie mędrcu [akt IV, scena 2]), słysząc, że pewien Żyd wychował dziewczynę nawet nie we własnej wierze, lecz w ogóle w żadnej, o Bogu ucząc ją tylko tyle, ile rozumowi wystarcza, najbardziej o to się złości i uznaje, że „choćby z tego / powodu trzykroć winien być spalony. / Jak to? Pozwolić dziecku bez wyznania / uróść? Jak to? / nie nauczyć dziecka, / że jest największym obowiązkiem wierzyć? / Zaiste to za wiele!" {op. cit., ss. 162-163}. Albowiem nadzieja, że człowieka, którego intelekt od mło­ dości przywykł do obowiązku wiary, uda się przywieść do wiary innego Kościoła, jest jeszcze większa niż nadzieja, że człowie­ ka, którego wyobraźnia jest wolna od kościelnych wizji, a in­ telekt od kościelnych pęt, w ogóle uda się przywieść do wia­ ry i do posłuszeństwa w kwestii poglądów, którego domaga się Kościół. Można tu dodać jeszcze dwie uwagi: że choć ten, kto chce zostać obywatelem chrześcijańskiego państwa, musi przyjąć wia­ rę kraju, to jednak, w odwrotnym układzie, prozelita nie staje się dzięki temu obywatelem państwa, a to z naturalnego powodu, ponieważ Kościół [ma] większy zasięg niż państwo, które jednak

203

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

wszędzie broni jeszcze swych niezależnych praw. (W jakim przy­ padku proselyti portae byli już Hebrajczykami?) Następnie: Przedmiotem umowy, która leży u fundamentów Kościoła, jest wiara i pogląd. W Kościele protestanckim wolność co do tych spraw jest, zwłaszcza w nowszych czasach, tak zde­ cydowanie większa niż w Kościele katolickim, że trudno tu o ja­ kiekolwiek porównania; niemniej oba Kościoły ściśle bronią swych praw, które wypływają z tej umowy. Kościół katolicki strzeże poglądów z całą skrupulatnością; natomiast jeśli chodzi o Kościół protestancki, to wiadomo, że wiara najbardziej uczonych i najbar­ dziej prawych teologów nie jest tą samą wiarą, którą Kościół protestancki zatwierdza czy zaprzysięga w księgach symbolicz­ nych; jeśli chodzi o innych urzędników państwa obywatelskiego, to i tak niemal każdy tylko w niewielkim stopniu zna nauki za­ warte w księgach symbolicznych, pod którymi również oni mu­ szą się podpisać; na przykład, kto nie miałby identycznego zda­ nia na temat chrztu, jakie sformułował Kościół, albo kto o głów­ nych punktach dogmatyki protestanckiej myśli zupełnie inaczej niż Kościół, tego więcej się nie indaguje w tej kwestii, nawet jeśli swe ujęcie wyłożył on w pismach czy zaprezentował publicznie; gdyby [jednak] chciał być tak konsekwentny i nie ochrzciłby swego dziecka albo, obejmując swój urząd, nie podpisałby się pod księ­ gami symbolicznymi, Kościół, który nie protestował w sprawie jego poglądów, zająłby się konsekwencjami, które w naturalny sposób z nich wypływają, i zrobiłby użytek ze swych praw. Umowa kościelna. Przedstawicielstwo, aktywni obywatele o doktrynie Jeśli chodzi o samą umowę, na której opierają się prawa Ko­ ścioła, to wprawdzie pierwsze prawa władców mogłyby się opie­ rać na prawach zdobywcy, który zwyciężonym darował życie pod warunkiem ich posłuszeństwa - na tej pierwotnej umowie po­ gromcy z rozgromionymi mogłyby się zasadzać prawa potomków danego władcy, którzy zatem dysponowaliby nimi już nie dzięki prawu zdobywcy, lecz dzięki prawu dziedzictwa, tak jak na umowie tej zasadzało się również podporządkowanie woli jed-

204

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

nos tek woli suwerena - teoria, której potwierdzenie czy obalenie pozostaje tu dla nas obojętną kwestią - w każdym razie można powiedzieć tyle, że, jakkolwiek by doszło do powstania społeczeń­ stwa obywatelskiego oraz praw jego władców i prawodawców, prawa jednostki z samej jego natury stały się w nim prawami państwa, które zobowiązało [się] bronić i strzec moich praw jako swoich. Natomiast w przypadku praw Kościoła jako państwa nie może ulegać najmniejszej wątpliwości, że, przynajmniej w okre­ sie, gdy Kościół się konstytuował, jego umowa i jego prawa opie­ rały się wyłącznie na dobrowolnym przyzwoleniu wszystkich jednostek. W państwie tym wola powszechna, to znaczy większość głosów, wyraża się w postaci praw wiary; członkowie społeczno­ ści łączą się dla jej ochrony, jeden za wszystkich, wszyscy za jed­ nego; państwo kościelne potrzebuje i ustanawia swych urzędni­ ków po części do zorganizowania i zarządzenia zgromadzenia powszechnego, które ustanawia prawa, po części do ochrony tych praw wiary, do których należy zwłaszcza nauczanie, wszelkiego rodzaju, oraz publicznie sprawowany kult. W odniesieniu do jednej kwestii, mianowicie do zgody wszyst­ kich na jedną wiarę, należy zauważyć, że jest to zasadnicza różnica, czy do zjednoczenia doszło samoistnie dzięki zgodności wiary wszystkich wyznawców i czy powszechna wiara stanowi wyraz wiary wszystkich, czy też wiara powszechna została po części ustalona przez większość głosów i czy procedurę tę uzna­ no za możliwą do przyjęcia. Tę drugą zasadę uroczyście przyjął Kościół katolicki, gdyż zgromadzenie kościelne otrzymało najwyż­ szą władzę rozstrzygania w ostatecznej instancji o wierze Kościo­ ła, przy czym mniejszość ma bezwzględny obowiązek podporząd­ kować się większości. W zgromadzeniu takim część członków jest obecna w charakterze przedstawicieli swej gromady, część zaś głównie w charakterze urzędników Kościoła. Źródłem przysłu­ gujących im pełnomocnictw ma być wprawdzie fakt, że są oni przedstawicielami innych, niemniej lud dawno utracił prawo wy­ bierania swych przedstawicieli i urzędników, które przysługiwa­ ło mu przez kilka stuleci. Urzędnicy Kościoła, mianowani przez innych urzędników czy, po części, przez jakieś ciało, również niezależne od ludu, stanowią zatem zgromadzenie kościelne

205

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

i wszyscy razem tworzą spełnioną samą w sobie organizację, któ­ ra zawiaduje wiarą ludu, wiarą świeckich, pozbawionych już nawet najmniejszego wpływu. - Ponieważ przedmiotem Kościo­ ła nie jest osoba i własność, dla których ochrony można sięgnąć po przemoc, lecz pogląd i wiara, przeto należy uznać za całkowi­ cie sprzeczny z naturą poglądów fakt, że jednostka swoje poglą­ dy podporządkowuje większości głosów, a sytuacja, która jest możliwa w przypadku umowy obywatelskiej, gdzie jednostka podporządkowuje swą wolę woli powszechnej i uznaje ją dla siebie za prawo, absolutnie nie może zrodzić podobnej umowy kościelnej, to znaczy umowy w sprawach wiary - tego rodzaju umowa jest niemożliwa sama w sobie, a jeśli jednak została za­ warta, to pozostaje niebyła i nieważna. Jeśli zgromadzenie składa się z przedstawicieli, którzy są nimi nie tylko z nazwy, ale i z czynu, zatem rzeczywiście zostali wy­ brani przez swe gminy do pełnienia roli ich przedstawiciela, to członkowie gminy nie mogą im udzielić innego pełnomocnictwa niż prawo do oświadczenia, czym jest wiara gminy i jakie artyku­ ły wiary gmina uważa za główne punkty, za warunek, pod któ­ rym, jako tożsamym dla wszystkich gmin, będzie się ona uważać z innymi gminami za przychylną jednemu Kościołowi; gdy­ by udzielić im pełnomocnictwa, na gruncie którego mogliby podług własnego wglądu określać wiarę gminy i podporządko­ wywać tę wiarę większości, mielibyśmy do czynienia z republiką przedstawicielską, która pozostawałaby w całkowitej sprzeczno­ ści z prawem ludzi do niepodporządkowywania swych poglądów obcemu autorytetowi i stawiałaby ich w takiej samej sytuacji, w jakiej byliby oni w przypadku właśnie opisanej umowy - który to ustrój można by nazwać czystą demokracją. - Tego rodzaju republiką przedstawicielską Kościół był w pierwszych wiekach swej ekspansji, w którym to okresie widać szczególny konflikt między zasadą wolności poglądów, która przysługiwała każdej gminie i jej przedstawicielom, i zasadą, zgodnie z którą obowiąz­ kiem jest podporządkowanie się większości. Mianowicie, gdy pojawiały się rozłamy, których, jak wiemy, nie brakowało w żad­ nym okresie, oba stronnictwa apelowały do wolnego soboru po­ wszechnego i domagały się jego zwołania, przyjmując zasadę, że

206

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

obowiązkiem mniejszości jest podporządkować się większości, przy czym każdy obóz miał nadzieję, że dzięki swym niezbitym argumentom, dzięki swemu krasomówstwu, a jeszcze bardziej dzięki swym intrygom, jak również dzięki wsparciu ze strony ośrodków władzy, uda się mu pozyskać [innych] dla swego sta­ nowiska; tryumfujący obóz domagał się, by zasada ta znalazła zastosowanie i by mniejszość podporządkowała się większości, natomiast mniejszość zwykle uciekała się do innej zasady i krzy­ czała o gwałcie, który chcą zadać wolności jej przekonań. Często dochodziło przy tym do swoistych koalicji dla przeprowadzenia jej celu, koalicji, której członkowie stanowili teraz jedną osobę moralną, a postanowień zgromadzenia nie można już było trak­ tować jako postanowień wolnej większości, lecz jako tryumf fakcji, która pozwalała sobie na oszustwo i wszelkiego rodzaju akty przemocy, byle dopiąć swego, pokonane zaś stronnictwo strasz­ liwie dręczyła jako rebeliantów; jedno z tego typu zgromadzeń świątobliwych ojców zostało przez jego przeciwników nazwane bandą rzezimieszków, M o s h e i m zaś, [¡nstitutiones] Hist[oriae] eccles[iasticae] saec. 5, pars 2, c. 5, § 14, temu drastycznemu wyra­ żeniu tyle ma tylko do zarzucenia, że nie użyto go w stosunku do paru innych zgromadzeń kościelnych, które równie dobrze zasłu­ żyły sobie na taki tytuł. Od tamtego czasu wszakże świeccy stra­ cili również prawo choćby tylko do wystawiania własnych przed­ stawicieli w sprawach wiary, od tamtego czasu biskupami i przy­ wódcami Kościoła chrześcijańskiego są tylko urzędnicy, od tamtego czasu zatem prawa wiary są ustanawiane przez regentów Kościo­ ła, a ludowi, choć już nie biskupom, może to być dosyć obojętne, czy regentem jego wiary i sędzią pozostaje jedna osoba - papież - czy mnogość niezależnych od ludu osób, czy jego klerykalnym ustrojem jest monarchia czy arystokracja: w obu przypadkach prawa ludu są jednako wielkie - jednako zerowe. Tracić słowo na temat zgodności z prawem takiego rządzenia, takiego ustroju w sprawach wiary, byłoby zupełnie zbytecznym zajęciem. Pierwsza zasada Kościoła protestanckiego głosi, że jego umo­ wa opiera się na powszechnej zgodzie wszystkich członków Kościoła i że od nikogo nie można żądać przystąpienia do kościel­ nej umowy, które dokonywałoby się pod warunkiem, że wstępu­

207

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

jący podporządkował swą wiarę większości głosów. Wprawdzie u początków swego wielkiego dzieła Luter odwołał się do wolne­ go, powszechnego zgromadzenia kościelnego, ale wielką zasadę protestanckiej wolności, palladium jej Kościoła znaleziono dopie­ ro wtedy, gdy odrzucono przystąpienie do soboru, obecność na soborze, i nie dlatego, że z góry można było zakładać, iż sprawa będzie tam przegrana, lecz dlatego, że w sprzeczności z naturą poglądów religijnych pozostaje myśl, jakoby mogła o nich decy­ dować większość; że każdy ma prawo sam ze sobą uzgodnić, czym jest jego wiara. - Wiara każdego protestanta musi zatem być jego wiarą, dlatego że jest jego wiarą, a nie dlatego, że jest wiarą Ko­ ścioła; protestant jest członkiem Kościoła protestanckiego, ponie­ waż dobrowolnie doń przystąpił i dobrowolnie w nim pozostaje; wszelkie prawa, które Kościół ma nad nim, zasadzają się na tym jedynie, że jego wiara jest również wiarą Kościoła. Jeśli Kościół protestancki, gdy projektował swój kodeks, swój ustrój w sprawach wiary, we wszystkich swych działaniach pozo­ stał z niezmienną trwałością wierny tej zasadzie czystego prawa kościelnego, to nie może być narażony na zarzut niezgodności z prawem. Nauczyciele jednak, którzy go założyli, i urzędnicy, których Kościół ten sobie wyznaczył i o których będzie później jeszcze mowa, czasami ulegali pokusie, skutkiem której nie uwa­ żali siebie tylko za przedstawicieli swej gminy i nie działali tylko w charakterze takiego przedstawiciela, któremu jego własna gmina zleciła jedynie, by oświadczył jej wolę, lecz traktowali swe pełno­ mocnictwa jako bardziej rozległe, że mianowicie gminy pozosta­ wiły ich wglądowi zadanie uzgodnienia we własnym gronie, czym jest wiara Kościoła - wynika to zarówno stąd, że wiele określeń w księgach symbolicznych Kościoła protestanckiego ma tak sub­ telną formę, iż można je uważać jedynie za dzieło wyrafinowa­ nych teologów, a nie za pogląd uznany dzięki akceptacji całego ludu, jak i [stąd:] z historii powstania części tych pism i uznania ich za normę w sprawach wiary wiadomo, że danym problemem zwykle zajmowali się w swym gronie tylko teologowie; w pracy tej brały udział tylko takie osoby świeckie, które jako możnowładcy byli niezbędni, by nadać i zapewnić tym księgom dostateczny autorytet. - Dwie okoliczności można tu przytoczyć na usprawie­

208

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

dliwienie teologów, [po pierwsze,] że musieli księgom symbolicz­ nym nadać bardziej uczoną formę, a niektórym ze swych doktryn subtelniejsze określenie, by zadowolić współwyznawców Kościo­ ła protestanckiego w konfrontacji z Kościołem katolickim, który walczył taką bronią, oraz że mniej uczony odłam ich Kościoła mógł im powierzyć zadanie takiego opracowania swych nauk wiary, nie pozbawiając się tym niczego ze swych niezmiennych praw. Prze­ ciwko takiemu wyjaśnieniu można jednak powiedzieć, że teolo­ gowie swe bardziej uczone dowody, swe bardziej wyrafinowane rozróżnienia mogli, zupełnie bez uszczerbku dla sprawy swego Kościoła, zachować dla swych pism, skoro głównie chodziło im wszak o legitymizację ich własnej wiary, gdyż ludu nie można w jego wierze legitymizować argumentami, które pozostają mu nie znane; w bardziej uproszczonej formie, która, oczywiście, nie tak polemicznie stawiłaby wszystkiemu czoła, księgi symboliczne w większym stopniu cieszyłyby się autorytetem jako norma w sprawach wiary, która to norma, zgodnie z uroczystą zasadą Kościoła protestanckiego, zostałaby uznana przez wgląd samego ludu jako jego wiara - tym bardziej że oręż, który w danym okre­ sie bardzo dobrze pełni swą służbę, w późniejszym czasie staje się bezużyteczny. Stąd uczona forma ksiąg symbolicznych, w któ­ rą nigdy lud, lecz jedynie uczeni oblekali swe dowody, obecnie również stała się nieprzydatna o tyle, że teologowie naszych dni już się w niej nie legitymizują. Lud nigdy nie potrzebował tego oręża, a również uczeni dzisiaj nim pogardzają. Jeśli chodzi o drugą okoliczność, jaką można przytoczyć na usprawiedliwienie teologów, którzy sami, bez ludu, określali, co stanowi jego wiarę, to mogą oni powiedzieć, że w przypadku późniejszych ksiąg, które zawierają wiarę Kościoła protestanckie­ go, działali jedynie jako interpretatorzy normy, wcześniej przyję­ tej przez sam lud, i że owa funkcja interpretatorów została im powierzona bez uszczerbku dla praw religijnych ludu. I rzecz jasna, jeśli interpretowanym ustępom normy można było przypi­ sać tylko jeden sens, to niepodobna wystąpić z jakimkolwiek zarzutem wobec tej funkcji teologów. Ale jeśli jakaś doktryna dopuszcza na przykład dwie albo kilka interpretacji, z których jedną przyjęli teologowie, albo jeśli teologowie z jakiejś tezy wy­

209

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ciągnęli wnioski z najściślejszą trafnością i sformułowali je jako doktrynę Kościoła, to w takim przypadku postąpili samowolnie. By wiedzieć, która z obu możliwych wykładni pozostaje zgodna z sensem kościelnym, wcześniej należało bowiem zapytać o to Kościoła, podobnie jak w odniesieniu do takich wniosków, gdyż jest kanonem krytyki, trafnym, choć często niezbyt przestrzega­ nym, zwłaszcza w sporze, że jeśli z jakiegoś systemu wypływają choćby najbardziej trafne wnioski, to człowiek, który przychyla się do tego systemu, nie może wprost przyjąć, że opowie się również za nimi. Jeśli chodzi o samą wiarę, to właściwie nie występuje tu umowa społeczna, można się wprawdzie zobowiązać, że będzie się szanować wiarę innych, tak jak się szanuje prawa własności, jednakże pogląd, że należy szanować prawo innych do wolności w sprawach własnej wiary, właściwie ma charakter zobowiązania obywatelskiego; niepodobna siebie, a jeszcze mniej swych potom­ ków, zobowiązać, że się będzie chciało w coś wierzyć; koniec końców bowiem, każda umowa ma swą podstawę w woli - nie można tylko chcieć w coś wierzyć, a wiara Kościoła musi w naj­ ściślejszym sensie być wiarą powszechną tego Kościoła, to znaczy wszystkich jednostek.

Umowa z państwem Jeśli jakaś społeczność ludzka, jeśli jedno czy kilka państw jako Kościół zawiera umowę z inną społecznością, która zatem jest innym państwem, jeśli pod innymi względami obie te społeczno­ ści pozostają już w związku, bądź z członkami jej państwa, to postąpiła co najmniej nieroztropnie - albowiem warunek, pod jakim druga strona ma wypełniać swoją część umowy, związała z wiarą, a zatem z czymś, co może ulec zmianie, i przez formę umowy naraża się na ryzyko, że albo, jeśli będzie jej bardzo na tym zależało, by druga strona wypełniała swój obowiązek, wyrzeknie się pierwszego, najświętszego prawa każdej jednostki i każdej społeczności, prawa do zmiany przekonań - albo, jeśli ona zmieni swą wiarę, zniknie obowiązek drugiej strony, który był związany jedynie z tym warunkiem. Ze swymi własnymi

210

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

członkami, gdy wiarę zmieniają wszyscy, państwo i Kościół wnet dadzą sobie radę, mieszczanie i chłopi protestanccy płacą jeszcze te same świadczenia, czynsze, dziesięciny i bezlik innych drobiaz­ gów, jakie płacili Kościołowi katolickiemu; kwoty te muszą łożyć na kult obecnego Kościoła, kult, którego odprawianie i utrzyma­ nie również wymaga pieniędzy - a robić prezenty jakiemuś Ko­ ściołowi czy przyznawać mu prawa [z zastrzeżeniem, że ma on pozostać taki sam], to byłoby tak, jakby ktoś chciał upiększyć miej­ sce nad rzeką i zastrzegał sobie, że fale, które je teraz obmywają, powinny zawsze tam pozostać. - No dobrze, lecz płacić na świece do tego ołtarza, gdzie żadnej się już nie pali i nie używa, łożyć świadczenia na ten klasztor, w którym nie ma już prałata ani mnichów, a niezliczone tego rodzaju przywileje i onera były prze­ znaczone właściwie tylko dla kultu katolickiego i wiary katolic­ kiej; gdy wiara katolicka się skończyła, z konieczności skończyły się również oparte na niej prawa, a ponieważ świadczenia, które należy uiszczać na rzecz nowego Kościoła, są ściągane w takim samym zakresie i na gruncie takich samych praw, jak się to działo w dawnym Kościele, przeto ogromną nierówność, której nie moż­ na nazwać słuszną, zachowano przynajmniej w odniesieniu do świadczeń członków jednego Kościoła. Jeśli zobowiązanie świadczących - lenników i pańszczyźnianych - ma się jeszcze teraz opierać na fakcie, że przecież byli oni poddanym’ tego opactwa, tego klasztoru, tej parafii, obowiązanymi do tych świadczeń, i że przystąpili oni do obecnego Kościoła, skoro przejął on wszelką własność i wszelkie prawa poprzedniego, to owo zobowiązanie jest skierowane nie przeciwko jednostkom (czy wręcz przeciwko budowlom tego opactwa itd.), lecz przeciwko nim jako członkom Kościoła katolickiego, jako urzędnikom Kościoła katolickiego, to znaczy przeciwko samemu Kościołowi, a ponieważ świadczący już do niego nie należą, gdyż Kościół katolicki jest tutaj już nieobec­ ny, przeto razem z nim powinny się skończyć mające w nim swe źródło i z nim związane prawa. Gdyby, na przykład, katolicy pozostawali jeszcze w takim re­ formowanym kraju, to czy można by się od nich domagać jeszcze takich samych świadczeń - to czy państwo zasadnie mogłoby się ich domagać? Państwu płacą oni inne świadczenia - jako jego

211

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

obywatele; kościelne świadczenia nigdy nie były jego świadcze­ niami. - Nowy Kościół? Słusznie mogą twierdzić, że byli obowią­ zani jedynie w stosunku do starego Kościoła - i że na rzecz nowe­ go nie mogą łożyć, ponieważ do niego nie należą. Z podobnym przypadkiem mamy do czynienia w wielu krajach katolickich, na przykład w krajach należących do państwa austriackiego, gdzie przyczynia się on, zwłaszcza od czasów wydania patentu toleran­ cyjnego przez Józefa II, do wielu sporów i problemów. - Czy niekatolicy są nadal zobligowani do identycznych świadczeń, jakie wcześniej uiszczali na rzecz Kościoła, do takich samych należno­ ści za chrzest, spowiedź, do takich samych obciążeń, przeznaczo­ nych na utrzymanie rozmaitych przedmiotów, których wymaga kult katolicki? Nie, powiadają protestanci, albowiem nie należą przecież do Kościoła katolickiego, a wszystko, co płacili, płacili Kościołowi. Tak, powiadają katolicy, nadal są tej parafii, temu klasztorowi dłużni to samo co dawniej, do któregokolwiek Ko­ ścioła by one należały. Argumentacja protestantów opiera się tu na zasadach odwrotnych niż te, z których Kościół protestan­ cki czyni użytek wobec swych członków, argumentacja katolików zaś na zasadach, które Kościół protestancki głosi we własnym kręgu. Podobne niedogodności pojawiają się, gdy Kościół zawiera umowę z innymi państwami, jako Kościół, który wyznaje okre­ śloną wiarę; jeśli jako taki chce on zobowiązać do czegoś drugą stronę, to również połączył ten obowiązek z czymś, co ma prawo zmienić, jednocześnie zaś domaga się, by obowiązek drugiej stro­ ny pozostał taki sam. Niemieccy protestanci konstytucyjną wol­ ność swej wiary i swego kultu okupili morzem krwi - ale we wszystkich traktatach pokojowych umowę zawsze udawało się im tak sformułować, że książęta katoliccy przyjmowali na siebie wobec Kościoła ewangelickiego i reformowanego obowiązek ochrony jego kultu, jego własności. Na czym polega istota Kościo­ łów protestanckich, uroczyście ogłosiły one w swych wyznaniach wiary i symbolach. Ponieważ umowy te zawierano z Kościołami, wyznającymi określoną wiarę, Piderit4 (jeśli się nie mylę) przed 4 J. R. A. Piderit, Einleitung und Entwurf einer Religionsvereinigung, 1781.

212

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

paru laty ku wielkiemu zgorszeniu protestantów argumentował: wiara ich [już nie] jest ta sama, co wynika z pism przedstawicieli ich Kościoła, najsławniejszych teologów, jeśli je porównać z ich księgami symbolicznymi; zatem nie mogą się oni już domagać praw, które zapewnili im katolicy mocą traktatów pokojowych, albo­ wiem układano się z Kościołem, który zdeklarował swą określoną wiarę; jeśli protestanci chcą utwierdzić te same prawa, to muszą zachować wiarę Kościoła, wyrzec się swego prawa jej zmiany, i wy­ cofać się z jej zmian, które wprowadzili. - Tego rodzaju argumen­ tacja, zresztą nader konsekwentna, byłaby niemożliwa, a prote­ stanci nie sprawialiby wrażenia, że skrępowali swą wolność ulep­ szania własnej wiary, wolność, której nie można stracić w wyniku żadnej umowy, gdyby władcy, którzy zawierali traktaty pokojo­ we, zawierali umowę nie jako zwierzchnicy czy członkowie Ko­ ścioła, mając do pomocy teologów, którzy zawsze znajdowali się pod ręką i którzy mieli upodobanie w tak ważnej roli, lecz jako władcy, to znaczy jako zwierzchnicy swego państwa, gdyby je zawierali nie dla swego Kościoła, lecz dla swego państwa. - Swo­ boda praktykowania religii i wierność wobec własnej wiary jest prawem, którego należy strzec nie dopiero dla człowieka jako członka Kościoła, lecz dla człowieka jako obywatela państwa, a za­ pewnić je swym poddanym ma obowiązek władca jako władca; bardziej boskiego prawa nie mogliby żądać władcy od układają­ cych się stron jako ich obowiązku, które to prawo osiągali wszak­ że, niestety, tylko jako zwycięzcy - słowa w tekście umowy zaś nie brzmiałyby tak jak obecnie, czyli że również Kościół reformo­ wany i luterański ma w Rzeszy niemieckiej prawnie zagwaranto­ waną swobodę praktykowania religii, lecz, trafniej, że władcy katoliccy zobowiązują się nie zakłócać i nie uszczuplać swobody praktykowania religii w państwie brandenburskim, saksońskim itd.; gdyby zapis brzmiał: „Kościół brandenburski", „Kościół sak­ soński", wyszłoby na to samo, albowiem zwrot ten oznacza pań­ stwo, w tej mierze, w jakiej przychyla się ono do jakiejś wiary, bez określania, jakiej, i tym sposobem można by odczuć satysfakcję, po wiekach barbarzyństwa i po latach, które znaczyło morze krwi przelanej za to prawo do wiary, fundamentalny artykuł umowy społecznej, ludzkie prawo, którego nie może usunąć przystąpie­

213

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nie do żadnej społeczności, jakiegokolwiek by była ona rodzaju, widząc w czystej, rozwiniętej postaci uroczyście uznane w umo­ wach narodowych. - W szczytnym poczuciu prawa każdej jed­ nostki, a zatem również wszystkich, to znaczy Kościoła, do ulep­ szania własnej wiary, do czynienia postępów w sferze własnych przekonań, z drugiej strony zarazem jednak ze świadomością, że wiele z tego prawa trzeba było poświęcić, by udało się zawrzeć wszystkie te umowy Kościoła z państwami, które pozostają czymś obcym wobec Kościoła, przywiązanego do ksiąg symbolicznych, i że popada się w niekonsekwencje wobec tego wieczystego pra­ wa państwa kościelnego, gdy w swym kręgu sądzi ono, że cała umowa tego państwa opiera się na pewnych symbolach, gdy uważa zatem, że jego obowiązkiem jest z zapałem strzec ścisłej wiary w te symbole - wielcy mężowie w nowszych czasach rewin­ dykowali dla pojęcia „protestanci" sens, zgodnie z którym ozna­ cza ono człowieka czy też Kościół, który nie związał się z niezmien­ nymi normami wiary, lecz protestuje przeciwko wszelkiemu autorytetowi w sprawach wiary, przeciwko wszelkim zobowiąza­ niom, które pozostawałyby w sprzeczności z tym świętym pra­ wem; a gdyby Kościół był zadowolony z tego negatywnego okre­ ślenia, miałby tę zasługę, że przypominał państwu o obowiązku, który państwo dawniej zapoznawało, o obowiązku strzeżenia wolności religijnej swych poddanych, i że w jego miejsce bronił [tego], czego ono samo zaniedbywało. W rezultacie każdej umowy, którą Kościół zawiera z każdym swym członkiem bądź z częścią swych członków czy którą każda jednostka zawiera z nim, Kościół, jeśli umowa ta dotyczy praw, które właściwie mają swe miejsce tylko w państwie obywatelskim, staje się niesprawiedliwy wobec samego siebie - albo wobec swych poszczególnych członków. Nie odczuwa się tego wprost, wcześ­ niej czy później musi to jednak wyjść na jaw, wówczas obywatel państwa, który występuje z Kościoła, tracąc tym samym swe pra­ wa obywatelskie, daremnie będzie się ich domagał z powrotem od państwa, albowiem państwo zaniedbało określenia swych praw, a ponieważ pozwoliło Kościołowi określić je w jego miejsce, prze­ to Kościół traktuje jego prawa jako swoje i utwierdza je jako takie, albowiem, co było wystarczające dla jego celów, uczynił użytek

214

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

z powszechnego prawa - z prawa wolności wiary i kultu - tylko dla jednego indywiduum, tylko dla siebie. Jeśli zaś, w odniesieniu do wiary, powstania danego Kościoła nie można w ogóle traktować jako umowy, jeśli się on, będąc zjed­ noczeniem dla jakiegoś celu, samoistnie konstytuuje za sprawą powszechnej jednolitości wiary, to owym celem może być chro­ nienie i zachowywanie owej wiary, uporządkowanie zgodnego z nią kultu, wykształcanie tych własności u członków, które są zgodne z kościelnym ideałem doskonałości. Co się tyczy chronienia i zachowywania wiary - na myśli mamy ochronę wiary, a zarazem ochronę swobodnego praktyko­ wania kultu i ochronę utrzymywania innych rozporządzeń - to stanowi ono właściwie obowiązek państwa, a owa ochrona, owa gwarancja jest z konieczności zawarta w umowie społecznej; i tyl­ ko w źle zorganizowanym państwie czy, jak już mówiliśmy, w pań­ stwie, które tego obowiązku nie znało, które nie rewindykowało dla siebie tego prawa ochrony, jest możliwe, by jego obywatele czy ich grupa - znaleźli się w sytuacji, w której prawo to muszą dla siebie utwierdzić przemocą czy w której nie mogą się nim cieszyć. W takiej sytuacji znajdowali się protestanci, a książęta, którzy wbrew innym przedstawicielom władzy państwa od­ ważnie opowiadali się za prawem do swobodnego praktyko­ wania religii przez swych poddanych i dzielnie o nie walczyli, czynili to z obowiązku władcy; o niestosownej praktyce zaś że zawierali pokój i umowę nie jako władcy, lecz jako członkowie czy jako zwierzchnicy Kościoła - wcześniej już mówiliśmy. Ponie­ waż Kościół nie może zatem chronić swej wiary wbrew przemo­ cy, nie pozostaje nic innego, jak chronić ją wbrew sobie i utrzy­ mywać. Jeśli wiarę, której ma dotyczyć ochrona, należy uważać za wiarę powszechną, od której ten czy ów w ogóle czy w poszcze­ gólnych aspektach odbiega, to ktoś taki nie byłby już członkiem Kościoła i wyrzekłby się jego dobrodziejstw, tak jak i Kościół nie miałby do niego już żadnych praw; gdyby zaś Kościół miał jednak mieć do niego prawo, które zobowiązywałoby tego czło­ wieka, by dawał się mu pouczać i słuchał jego przepisów, które mówią, co winien czynić, a czego zaniechać, prawo to mogło­

215

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

by mieć uzasadnienie tylko wówczas, gdyby w umowie z Ko­ ściołem zobowiązał się on w odniesieniu do przyszłych przy­ padków, że w określaniu prawdziwej wiary zaufa większości czy reprezentantom Kościoła i pozwoli mu sobą kierować w tej kwestii; to znaczyłoby jednak, że przypisuje się Kościołowi swe­ go rodzaju nieomylność, a protestować przeciwko tego rodza­ ju autorytetowi jest najwyższym obowiązkiem prawdziwego protestanta. - Inaczej myślący znajdowałby się tu w sytuacji kogoś, kto wykracza przeciwko prawom obywatelskim i kto przez ich możnowładcę jest zmuszany, by je szanował; umowa kościelna nie może jednak mieć takiego charakteru - on [mia­ nowicie Kościół] może swą wiarę, będącą jakby jego prawami, uważać za wiążącą tylko dla kogoś, kto dobrowolnie je przy­ jmuje, kto dobrowolnie wierzy i żyje zgodnie z nią. Pozostaje jeszcze sytuacja, w której prawo Kościoła zasadzałoby się na tym, by wiarę, za którą ktoś się kiedyś opowiedział, powszech­ ną wiarę Kościoła, nie w tej mierze, w jakiej jest ona wiarą Ko­ ścioła, lecz w tej, w jakiej była ona kiedyś wiarą tej jednostki, chronić wbrew niej samej. Inaczej myślący znajduje się nie tyle w sytuacji utracjusza, którego pozostały majątek państwo [bierze] pod swój zarząd i nadzór, państwo chroni tu nie tyle prawo utracjusza wbrew niemu samemu, ile prawo przypuszczalnych spadkobierców czy gminy, która w przeciwnym razie musiałaby go utrzymywać - inaczej myślący znajduje się wobec Kościoła raczej w sytuacji obłąkańca, którym państwo jest obowiązane się zajmować również dlatego, prócz innych ważnych względów, że on sam nie może już na zdrowy rozum czynić użytku ze swego prawa, a nigdy nie można uważać, że z niego zrezygnował, stąd krewni czy państwo podejmują się jego sprawy znów doprowa­ dzić do ładu; podobnie Kościół chce uczynić użytek z prawa każdej jednostki w stosunku do jego wiary - tu jednak sytuacja jest odmienna, albowiem od każdego przecież zależy, czy zrobi użytek z tego prawa, i w żadnym razie nie można uważać, że, podobnie jak obłąkaniec, nie może zrezygnować z tego prawa w stosunku do konkretnej wiary i że obowiązkiem Kościoła jest wprowadzić go, bez jego przyzwolenia, nolentem volentem, w ko­ rzystanie z tego prawa; każdy musi być traktowany tak, jak pań­

216

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

stwo traktuje osobę pełnoletnią, której pozwala wedle jej woli indywidualnej czynić użytek z jakiegoś prawa bądź nie czynić. Z zasad tych wynika, że spoczywający na Kościele obowiązek chronienia swej wiary we własnym obrębie ma ograniczony charakter. Obowiązek ten nie jest obowiązkiem wypływającym z prawa drugiego człowieka, któremu Kościół musialby bezwzględnie umożliwić korzystanie z tego prawa, a jedynie obowiązkiem w tej mierze, w jakiej ów obowiązek nakazuje sobie sam Kościół, pełen poczucia wagi swych nauk dla ludzkości, pełen nadmiernego zapału, z jakim chce nimi uszczęśliwiać ludzkość. Kościół może zatem jedynie czynić wysiłki, by każdy, na kogo chce on rozciąg­ nąć swe dobrodziejstwa, miał możność ich poznania; użycie tych środków musi przy tym być zależne od woli indywidualnej zain­ teresowanych, albowiem stosować środki przymusu czy kary znaczyłoby tyle, co chcieć narzucić dobro przemocą, jak czynili Hiszpanie w Ameryce czy Karol Wielki w Saksonii. Jeśli pominąć fakt, że w niektórych krajach protestanckich ten, kto zaniedbuje kultu publicznego czy przyjęcia komunii, jest pozywany przed sąd, który wymierza mu karę, jeżeli do zaniedbania tego dojdzie jesz­ cze kilka razy; jeśli pominąć fakt, że w pewnych krajach, w któ­ rych państwo zreformowało Kościół, nikt co prawda nie był zmuszany do porzucenia swej wiary, ale karając kogoś, nakazy­ wano mu, by słuchał kazań zawierających nowe nauki, a potem je sam oceniał; jeśli pominąć fakt, że gdzieniegdzie Żydzi, któ­ rych zresztą nigdy nie traktowano zbyt dobrze, od czasu do czasu muszą, przynajmniej poprzez swych przedstawicieli, uczestniczyć w protestanckim kulcie - jeśli pominąć wszystkie te fakty, to można powiedzieć, że Kościół protestancki raczej przestrzegał podanych ograniczeń, natomiast najbardziej znienawidzoną stroną historii krajów katolickich jest to, w jaki sposób i na gruncie jakich zasad ludzi inaczej myślących traktowano w nich jako buntowników przeciwko Kościołowi, którego wiara, określona przez większość czy przez władzę absolutną, ma być prawem dla każdego, jako buntowników przeciwko Bogu, którego urząd sędziowski Kościół ośmielał się sprawować w swym kraju - umowę kościelną uwa­ żano tam za równą umowie społeczeństwa obywatelskiego, a pań­

217

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

stwu kościelnemu przyznawano równe prawa z państwem oby­ watelskim. W odniesieniu do wysiłków, które Kościół czyni, by utrzymać swą naukę, rzecz jasna może dojść do umowy, to znaczy: można polecić większości, przedstawicielom czy władcy, by podług swe­ go rozeznania organizowali te wysiłki, kontrolowali i wyznaczali nauczycieli ludu. Czy Kościół ten może mieć prawo [usunąć z po­ sady] urzędnika, którego wyznaczył, lecz który ze swą gminą oddalił się od doktryny kościelnej i wyrzekł się Kościoła - w kwe­ stii tej nie może być żadnych wątpliwości, obecnie bowiem gmina ta stanowi osobny Kościół, nad którym absolutnie nie może mieć władzy inny Kościół, jedynie w swym własnym obrębie stanowią­ cy możnowladcze państwo. Nowa gmina jest winna temu Kościo­ łowi, a być może również państwu, co najwyżej oświadczenie, że się od tego Kościoła oddzieliła, ale nie usprawiedliwienie któremukolwiek z nich; gdyby zaś dawny Kościół nie chciał uznać tego rozdziału i starał się, by mu zapobiec, przywołać do pomocy pań­ stwo, które ma tuż pod ręką, Kościołem panującym zwie się bo­ wiem taki Kościół, który korzysta z praw państwa dla własnego pożytku, bezzwłocznym obowiązkiem państwa byłaby ochrona nowego Kościoła, utwierdzająca wolność jego wiary i praktyko­ wania jego kultu. Ostatnimi czasy szerokie zainteresowanie wzbu­ dziła również inna kwestia: czy przełożeni Kościoła, którzy prze­ czuwają, co się święci, mogą takiego kaznodzieję pozbawić posa­ dy i chleba. Zupełnie logicznie twierdzą oni, że ich obowiązkiem jest chronić wiarę Kościoła i troszczyć się, by jej nauczano; kazno­ dzieja, który naucza czegoś innego, nie nadaje się zatem, wywo­ dzą, na urzędnika. W Kościele katolickim nikt nie kwestionuje tego prawa; w Kościele protestanckim natomiast wielu wypowiada się przeciwko, argumentując, że Kościołowi przyniosłoby nieskoń­ czenie więcej chluby, gdyby celem swych wysiłków uczynił cnotę i prawdę - że wiązać je z określonymi symbolami jest czymś sprzecznym z ich naturą; że w duszy tych, którzy się podejmo­ wali czegoś takiego i którzy czegoś takiego jeszcze bronią, nigdy nie zagościł promień prawdy; że gdyby jakiś Kościół, gdyby zwierzchnicy tego Kościoła i państwa celem swych dążeń uczyni­ li cnotę i prawdę, nigdy nie dochodziłoby do takiej sytuacji, iż

218

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Kościół i państwo szykanowali prawych, aktywnych, oddanych dobru i etyczności swej gminy ludzi, którzy jednak nie trzymali się dokładnie doktryny swego Kościoła, uważaliby to za hańbę, że nie potrafią się ułożyć z takimi ludźmi; mogliby im jedynie za­ lecać naśladowanie samych siebie, naśladowanie swej roztropno­ ści, to znaczy poszanowania dla cudzych poglądów, a gdyby lu­ dzie tacy byli godni zwierzchników Kościoła i państwa czy zwierzchnicy Kościoła i państwa byliby godni takich ludzi, to nie byłaby potrzebna nawet i ta rada. Najskuteczniejszym, a stąd też i często stosowanym środkiem, z którego pomocą Kościół chroni swą wiarę, jest zapobieganie wąt­ pliwościom, odmiennym poglądom w sprawach wiary. By od wewnątrz, to znaczy w samych członkach wspólnoty kościelnej, przeszkodzić powstawaniu takich wątpliwości, których źródłem byłby własny rozum i intelekt, [o to] na rozmaite sposoby dosta­ tecznie zadbano: tym, że pierwsze wrażenia, które przez całe życie zachowują władzę nad człowiekiem, młodzieńcza dusza otrzymu­ je od Kościoła - tym, że nauki Kościoła zbroi się we wszelkie okropności wyobraźni - tym, że mają one, niby jakiś czarodziej, zahamować użytkowanie sił fizycznych, sparaliżować wszelkie siły duszy czy choćby tylko przymusić je do kościelnych wizji; a dalej, niewielkimi rozmiarami wolnej kultury tych sił, całkowitym od­ separowaniem znajomości doktryn kościelnych, które, wyizolo­ wane w straszliwym dostojeństwie, mają w pogardzie wszelkie po­ krewieństwo, wszelkie skrzyżowanie z innymi doktrynami, wsżelką zależność od innych praw - odseparowaniem jak w przypadku dwu dróg, które prowadzą w różne strony świata i nigdy się nie zejdą, gdzie na jednej drodze [, drodze] spraw domowych, nauk, sztuk pięknych, pojawia się człowiek o najgłębszym i najbieglejszym intelekcie, odznaczający się najsubtelniejszą przenikliwością, delikatnymi doznaniami, którego nie sposób już rozpoznać, tak jak i żadnej z tych właściwości, gdy się go spotyka na drodze kościelnej. Z zewnątrz możliwość transformacji wiary zostaje ukrócona przez ścisłą cenzurę, zakaz lektury książek itd., przez czuwanie, by w rozmowach, z katedr czy z ambon nie upowszechniano ob­ cych poglądów - albowiem Kościół ma obowiązek chronić włas­

219

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

ność religijną każdego, a własność ta zostałaby naruszona, gdyby wierzącego mogły jej pozbawić własne wątpliwości czy argumenty innych. Każdy Kościół podaje swą wiarę kościelną za non plus ultra wszystkich prawd i wychodzi od tej zasady - wiarę, którą można by zatem jak pieniądz zgarnąć do mózgu, i w taki sposób jest też ona rzeczywiście traktowana - zgodnie zaś z twierdzeniem każ­ dego Kościoła nic na świecie nie jest tak łatwe jak znajdowanie prawdy, pamięć musi tylko wchłonąć jeden z jego katechizmów; Kościół nie uznaje, że: „Tylko dla powagi, której nie bieli mozół, Szemrze prawdy zdrój głęboko ukryty"5, i urządza publiczny targ, na którym ją oferuje, strumień kościel­ nej prawdy głośno szemrze po wszystkich zaułkach, każdy może napełnić mózg jego wodą. * rozdawcami są nauczyciele Kościoła, którzy o tyle też poJej zostają jego urzędnikami, a nazywają siebie sługami boskiego słowa - [słowa,] ponieważ swej nauki nie czerpią ze swego naj­ głębszego życia, ponieważ są to słowa, które do nich przyszły sługami, ponieważ nie są panami, nie są prawodawcami, lecz słu­ chają cudzej woli. Charakter samego kultu nie może być, podobnie jak wiara, przedmiotem umowy społecznej; jeśli mianowicie brać kult we właściwym tego słowa znaczeniu - jako pewne działania, które bezpośrednio mają być obowiązkiem wobec Boga i które nie dają się wywieść z innych obowiązków człowieka wobec siebie czy innych ludzi - to dobrowolna akceptacja takiego obowiązku musi stanowić jedyną podstawę zobowiązania do niego; a rozpozna­ nia, że coś jest takim obowiązkiem, w żadnym razie nie można pozostawić w gestii większości; celem uporządkowania praktycz­ nej realizacji tego powszechnie uznanego obowiązku może jed­ nak dojść do zawarcia wzajemnej umowy, która pozostawi tę sprawę w gestii większości, co odnosiłoby się do Kościoła o de5 Schiller, Das Ideal und das Leben, wydrukowane w numerze wrześniowym czasopisma „Horen" (1795). * [data na marginesie:] 2 lis. (1795].

220

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

mokra tycznym ustroju, bądź, w monarchicznym czy arystokra­ tycznym Kościele, zleci ją władzy rządzącej. Te różnorakie funkcje zazwyczaj są łączone w nader natural­ ny sposób: duchowni są nie tylko wolnymi nauczycielami praw­ dy kościelnej, lecz zarazem urzędnikami, którym powierzono ko­ ścielny obowiązek chronienia wiary Kościoła, dalej zaś również kapłanami, czyli tymi, którzy w imieniu wiernych przedkładają Bogu modlitwy i ofiary, mogące, jak mniema lud, wyjednać łaskę Bożą, a przy tym kierują ludem i stają na jego czele. Prócz tych funkcji mają oni zwłaszcza upowszechniać, po części za pomocą nauki dogmatycznej Kościoła, po części za pomocą jego moralno­ ści oraz innych form nadzoru i napominania, coś, co zwie się pobożnością, bogobojnością i co zatem w każdym Kościele musi mieć odmienną tonację. Jaką formę w Kościele musi uzyskać moralność

Najważniejsza zmiana, jaka zaszła dzięki ekspansji chrześci­ jaństwa, dotyczy sposobu, w jaki Kościół wspiera etyczność; gdy Kościół ze społeczności prywatnej przeobraził się w państwo, wspieranie etyczności ze sprawy prywatnej stało się sprawą pań­ stwa, a co z natury jest i było kwestią woli indywidualnej, zaczęło się jawić jako obowiązek - na jego gruncie po części wyrosło jedno z praw zewnętrznych Kościoła. Kościół sformułował zasady etycz­ ności, poza ową moralnością podając jednocześnie środki, dzięki którym wierni mogą sobie przyswoić te zasady, w szczególności zaś wypracowując, pod nazwą kazuistyki, rozległą naukę, która traktuje o ich zastosowaniu do konkretnych przypadków. Kościelny system moralny opiera się na religii i na naszej za­ leżności od Boga, co stanowi główną cechę tego systemu; funda­ mentem jego budowli nie jest jakikolwiek fakt z dziedziny nasze­ go ducha, jakakolwiek teza, którą można by wywieść z naszej świa­ domości, lecz coś, czego się nauczono, moralność nie [pozostaje] zatem autonomiczną wiedzą, niezależną w swych zasadach; isto­ ta etyczności nie opiera się zatem na wolności, na autonomii woli. Punktem wyjścia jest poznanie historyczne, któremu wyzna­ cza się, jakie ma generować doznania i jaki stan umysłu, miano­

221

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

wicie wdzięczność i strach - by utrzymać nas w wierności wobec naszych obowiązków, których kryterium stanowi podobanie się Bogu, kryterium znane w przypadku części obowiązków, nato­ miast sztucznie z wiedzy historycznej wykalkulowywane w przy­ padku innych. Owa sztuka kalkulowania rozwinęła się do takich rozmiarów, tak nieskończenie zwiększając bezlik obowiązków, że niewiele pozostawiono w gestii wolnej woli indywidualnej; wszystko zaś, co samo w sobie nie jest, jako obowiązek, przed­ miotem bezpośredniego nakazu czy zakazu, tym bardziej zysku­ je na wadze w ascetyzmie, który nie pozostawia wręcz żadnej wolności myślenia, który nie pozostawia nie kontrolowanym żadnego postępku, żadnego mimowolnego spojrzenia, żadnej uciechy, jakiegokolwiek by była rodzaju, radości, miłości, przyjaźni, towarzyskości, lecz zgłasza roszczenia wobec wszelkich poruszeń duszy, wszelkich asocjacji myślowych, wobec każdej z myśli, któ­ re co sekunda przelatują przez głowę człowieka, wobec dobrego samopoczucia, a dzięki podobnej kalkulacji, tak jak system dok­ tryny szczęśliwości dedukuje obowiązki - za pomocą długiego ciągu wniosków potrafi wydedukować niebezpieczeństwo. Asce­ tyzm, dalej, przepisuje duszy mnóstwo ćwiczeń, które mają obro­ bić duszę - szczegółowa nauka taktyki uczy, jak kunsztownie i re­ gularnie manewrować przeciwko każdemu wrogowi pobożności, którego każdy człowiek ma w swej piersi i którym może się dlań stać każda sytuacja, każde zapatrywanie, zwłaszcza zaś przeciw­ ko niewidzialnemu wrogowi piekielnemu. Nader trudno jednak człowiekowi świeckiemu, który jest nieuczony, we wszelkich konkretnych przypadkach ocenić, jak po­ winno wyglądać postępowanie, albowiem wobec mnóstwa reguł moralności i ostrożności nawet najprostsza sprawa może prowa­ dzić do kolizji kilku takich reguł, stąd niezbędna jest wyćwiczona przenikliwość, by można było szczęśliwie wybrnąć z tego rodza­ ju przypadków, które teraz zaczęły się komplikować, zdrowemu rozsądkowi wszakże ani było w głowie myśleć o takiej przezor­ ności, a bezpośrednie odczucie zwykle sięgało po trafniejszy spo­ sób postępowania niż nawet najbardziej uczeni kazuiści - i, w prze­ ciwieństwie do większości ich decyzji, nie zaniechałoby dobrego postępku, wśród którego dalekich konsekwencji być może kryła-

222

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

by się również sposobność do grzechu. W przypadku wszystkich tych reguł moralności i roztropności procedura miała apriorycz­ ny charakter, to znaczy martwa litera była podstawą, na której wznoszono system, zawierający wiedzę, jak człowiek powinien postępować, doznawać, co z tak zwanych prawd powinno wyni­ kać dla wszelkich poruszeń - pamięci przyznawano władzę pra­ wodawczą nad wszystkimi, nawet najszlachetniejszymi siłami duszy. Ktoś, w kogo nici systemu nie zostały wplecione w okresie młodości, a kto dzięki doświadczeniu innych i dzięki własnemu doznawaniu poznał ludzką naturę, czuje się jak w zaczarowanym świecie, gdy go zapoznają z tym systemem i gdy ma w nim teraz żyć; w człowieku, którego rysy kreśli system, nie potrafi rozpo­ znać istoty takiego samego jak on rodzaju, prędzej niż w6 tym systemie odnajdzie naturę w czarnoksięskich baśniach wschod­ nich czy w naszych powieściach rycerskich i nie zabłądzi tak bardzo jak na owej drodze, gdyby na owych tworach wyobraźni chciał oprzeć gmach fizyki, a na tych płodach naszych dni psy­ chologię - gdy zaś przed Bogiem i ludźmi rzuca się na kolana jako biedny grzesznik i zepsuta istota, to wobec wrodzonego zepsucia naszej natury przywara taka nie jest warta trudu, by przed Bo­ giem, przed sobą samym i przed innymi uznawać się jej winnym, przecież i bez niej nie ma z nas żadnego pożytku, a pocieszeniem jest fakt, że i tak mamy ją pospołu z wszystkimi innymi ludźmi, z którymi się porównując, każdy wierzy, że [czymś] nad nimi góruje. - Gdy jakiś człowiek przebył całą drogę poznawania, doznawania i stanów umysłu, którą przepisuje Kościół, a jednak nie doszedł dalej niż ktoś, kto nie miał całego tego aparatu, tak jak wielu cnotliwych ludzi między tak zwanymi poganami, i [gdy] wprawdzie daleko zaszedł w lęku i ostrożności, podległości i po­ słuszeństwie, ale pod względem męstwa, zdecydowania, siły i in­ nych cnót, dzięki którym rzeczywiście można wspierać dobro jednostek i państwa, pozostał w tyle czy wręcz wyszedł z tej wędrówki bez niczego - to cóż zyskał ród ludzki dzięki mozolne­ mu systemowi reguł Kościoła? Pytanie takie tym bardziej ciśnie się na usta, gdy zważymy na nieprzebrany tłum obłudników 6 „in": Nohl: „aus" („z").

223

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

w każdym takim Kościele, którzy dysponują tą wiedzą, tymi doznaniami, a także orzeczeniami Kościoła, którzy oddają się takim praktykom kościelnym; jaką siłę można im przypisać, jeśli prze­ strzegali wszystkiego i czynili wszystko, czego żąda Kościół, a jed­ nak pozostają złoczyńcami, do tego jeszcze będąc oszustami? Jedną korzyść, i to wielką, państwo, czy raczej jego możnowładcy - albowiem państwo leży przy tym w gruzach - uzyskało dzięki temu dążeniu Kościoła, by oddziaływać na usposobienie, a wiąże się ona z panowaniem, despotyzmem, który po stłumie­ niu wszelkiej wolności woli przez duchowieństwo ma wygraną w kieszeni - wolnością obywatelską i polityczną Kościół uczył pogardzać jako plugastwem, skierowanym przeciwko niebiańskim dobrom i radości życia, a tak jak niedostatek środków służących zaspokojeniu potrzeb fizycznych pozbawia życia zwierzęcą cząstkę człowieka, tak pozbawienie ducha radości, jaką daje wolność, przynosi rozumowi śmierć, w którym to stanie ludzie będą od­ czuwać ową stratę, ów [brak] używania wolności i tęsknotę za nią w równie małym stopniu, jak martwe ciało tęskni za strawą. Mimo usiłowań Jezusa, starającego się zwrócić uwagę swemu narodowi na usposobienie i ducha, który musi być czymś żywym, aby człowiek, przestrzegając praw, mógł się podobać Bogu, zatem mimo tych usiłowań owo complementum praw pod rządami Ko­ ścioła znów uzyskało charakter reguł i porządków, które wciąż wymagają takiego complementi; próba Kościoła zaś się nie powio­ dła; albowiem duch, usposobienie jest zbyt eteryczną istotą, aby go można było utrzymać w literze i formule nakazu czy przedsta­ wić w nakazanych odczuciach i stanach umysłu. Przyjrzyjmy się innemu złu, które musiało się z tego zrodzić: owe doznania, które mają wystąpić w trakcie poprawy, i postęp­ ki, które uważa się za przejaw takich doznań - komunia święta, spowiedź, jałmużna, dawana przy spowiedzi i podczas nabożeń­ stwa - mają publiczny charakter, są przedkładane państwu ko­ ścielnemu czy jego urzędnikom, którzy, ponieważ są urzędnika­ mi kościelnymi, mają być naszymi przyjaciółmi. W publicznym manifestowaniu swych postępów na drodze pobożności nikt nie chce pozostawać w tyle, współuczestniczy więc w doznaniach i ich oznakach - więcej Kościół nie może nakazać i uskutecznić.

224

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Również nasze obyczaje, w tej mierze, w jakiej za pośrednic­ twem zewnętrznych oznak ukazują doznania, łączą się nie tyle z doznaniami, które ktoś rzeczywiście ma, ile z doznaniami, które powinien mieć, tak jak na wieść o śmierci krewni zmarłego po­ winni doznawać smutku bardziej, niż go rzeczywiście doznają, a zewnętrzne oznaki tego uczucia stosują się nie tyle do smutku, który ktoś rzeczywiście odczuwa, ile do smutku, którego powi­ nien doznawać, przy czym zapanowała zgoda nawet co do siły danego doznania i czasu, jaki powinno ono trwać; a ponieważ nasza religia publiczna również pod tym względem, dość wymie­ nić smutek i post w okresie wielkopostnym czy strójność i dosta­ tek podczas dni wielkanocnych - podobnie jak niejeden z naszych obyczajów - wiąże się z regułami doznań, które to reguły mają powszechnie obowiązywać, przeto w naszych obrzędach jest obec­ nie tyle pustki, tyle bezduszności, doznanie bowiem z nich wypa­ rowało, ale reguła wciąż je nam zadaje. Nic tak bardzo nie zaszko­ dziło ascetyzmowi i kazuistyce jak rozwój zmysłu moralnego wśród ludzi i lepsza znajomość natury psychiki ludzkiej . * W opisany sposób Kościół nie tylko przepisywał mnóstwo postępków zewnętrznych, dzięki którym po części okazujemy bezpośrednio cześć Bogu i zdobywamy jego łaskę, po części zaś [mamy] osiągnąć taki nastrój i kierunek naszego ducha, jakich domaga się od nas Kościół, ale także przepisywał prawa bezpo­ średnio naszemu myśleniu, doznawaniu i chceniu, przez co chrze­ ścijanie znów znaleźli się tam, dokąd doszli Żydzi; charakterystycz­ ną cechę religii żydowskiej - poddaństwo wobec prawa, owo poddaństwo, od którego tak bardzo chcą się wyzwolić chrześci­ janie - można odnaleźć także w Kościele chrześcijańskim. Różni­ ca polega po części na środkach, gdyż obowiązki religijne Żydów w pewnej mierze były także obowiązkami opartymi na przymu­ sie, czym po części są one również w Kościele chrześcijańskim, albowiem ten, kto ich zaniedbuje, tu i ówdzie naraża się jeszcze na stos, niemal powszechnie zaś zostaje pozbawiony praw swego państwa. Najznamienitszym środkiem, który właściwie występo­ wał również u Żydów, jest oddziaływanie na wyobraźnię, tyle że * W odniesieniu do tej sprawy wskażmy na powieści Marivaux itd.

225

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

różne są wizje, których się do tego używa - u chrześcijan są to przede wszystkim „Straszliwe ognie, zatknięte na wysokich wieżach, By wyobraźnię marzyciela wziąć szturmem, Gdzie pochodnia prawa ciemno plonie"7. Zasadnicza różnica ma polegać na tym, po pierwsze, że Żydzi uważali, iż swymi ceremoniami zewnętrznymi zadość czynią Bogu, natomiast chrześcijanom wbija się do głowy, że wszystko zależy przy tym od usposobienia, z jakim dwaj ludzie dochodzą do identycznego postępku; - Kościół dokładnie przepisuje chrze­ ścijaninowi, jak powinno wyglądać jego usposobienie, w porząd­ ku zbawienia dokładnie wyznacza mu nie tylko ciąg niezbędnych aktów poznania, którym można nadać wyraźną postać, ale rów­ nież ciąg różnorakich stanów umysłu, które mają się rozwijać z tychże aktów oraz z siebie nawzajem - Kościół nakazuje wier­ nym, by przeszli ten kurs - oraz na tym, po drugie, że w Kościele chrześcijańskim dochodzi sprzeczny dodatek, jakim jest nakazy­ wanie doznań, judaizm bowiem nakazywał jedynie postępki, różnica ta nie ma jednak takiego charakteru, by pozwalała chrze­ ścijanom osiągnąć cel moralności i religii, etyczność: na drodze tej zrodzić coś więcej niż legalizm, niż mechaniczną cnotę i poboż­ ność jest samo w sobie i było również dla Kościoła niemożliwo­ ścią. - Nakazywanie określonych doznań miało i musiało mieć nieuchronne następstwa dla wiernych, którzy oszukiwali samych siebie, że mają przepisane przez Kościół doznania, że ich uczucia pozostają zgodne z opisem danego doznania, przy czym takie sztucznie wytworzone doznanie nie mogło dorównać ani siłą, ani wartością prawdziwemu, naturalnemu; [następstwem] tego samooszukiwania jest albo fałszywe ukojenie, które przyznaje wysoką wartość owym doznaniom wykreowanym w klerykalnej cieplar­ ni, które się nimi szczyci, stąd też jest słabe tam, gdzie obecnie niezbędna byłaby siła, i popada, gdy człowiek taki sam to zauwa­ ża, w bezradność, lęk, nieufność - stan duszy, który nierzadko pro­ wadzi do obłędu, tak jak nierzadko popada w rozpacz ten, kto uważa, że mimo dobrej woli i całego wysiłku jednak nie wzniósł 7 Z nie publikowanej strofy wiersza Schillera Rezygnacja.

226

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

swych doznań na wyżyny, których się od niego wymaga, a po­ nieważ porusza się po polu doznań i nigdy nie może osiągnąć trwałego miernika swej doskonałości (jeśli nie dzięki złudzeniom wyobraźni), przeto znajdzie się stanie lękliwości, którą cechuje brak siły i zdecydowania, lękliwości, która pewne ukojenie znajdu­ je tylko w zaufaniu do nieograniczonej łaski Boga - już niewielki wzrost napięcia wyobraźni również przeobraża ten stan w obłęd i szaleństwo. Najpospolitszym skutkiem jest pewien rodzaj wspo­ mnianego powyżej samooszukiwania, gdy przy całym bogactwie klerykalnych doznań wierny zachowuje swój charakter i pospo­ lity człowiek mieszka obok klerykalnego, czasami przystrajany przezeń frazesami i zewnętrznymi gestami, w działalności będąc pospolitym człowiekiem, ale w niedzielę czy pośród swych braci, czy nad swym modlitewnikiem kimś zupełnie innym; nierzadko bywa się zbyt surowym, obwiniając taki charakter o właściwą obłudę; do właściwej obłudy potrzebna jest świadomość sprzecz­ ności między motywami postępków i szyldem, który się nad nimi wywiesza; u tamtego brak natomiast owej świadomości, człowiek taki jest absolutnie pozbawiony jedności; gdy między dwoma typami usposobień rzeczywiście dochodzi do kolizji - a typ zmy­ słowy ma zwykle przewagę - to wśród mnóstwa nakazów moral­ nych i ascetycznych nie może dlań zabraknąć nakazu, którym wy­ kroczenie można zrelatywizować i sprawić, by pod tą powłoczką samemu sprawcy jawiło się w chwalebnej postaci. Najdalej to wy­ rafinowanie posunęło się u katolików; Kościół luterański najwię­ cej odrzucił zwłaszcza z momentów zewnętrznych, sformułował jednak system postanowień i reguł, które dotyczą doznań, najbar­ dziej konsekwentnie utwierdzany i praktykowany przez pietystów, albowiem choć zdają się oni jedynie sektą tego Kościoła, to jednak nie można powiedzieć, że w swym systemie wiary i mo­ ralności odstąpili w czymkolwiek od postanowień swego Kościo­ ła, przeciwnie, wydają się jego system jedynie dokładniej wyra­ żać, a jeśli zdają się czymś wyróżniać spośród reszty luteranów, to dlatego, że natura i zdrowy rozsądek nie dopuszczają, by życie i uczucia luteranów przystawały do ich systemu. W ogólności, re­ formowani zdają się wysuwać moralność na pierwszy plan, a za­ niedbywać ascetyzm.

227

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Konieczność powstawania sekt

Wobec owego zamierzenia różnorakich Kościołów chrześcijań­ skich, by po części dzięki swym statutom i postanowieniom pu­ blicznym, po części dzięki niezbędnej do tego władzy wykonaw­ czej ustalić, nakazać i zrodzić usposobienie, motywy postępowa­ nia, a zarazem wobec faktu, że za pośrednictwem tych środków nie można rządzić wolnością człowieka i zrodzić czegoś więcej niż legalizm, od czasu do czasu musieli - albo Kościół musiałby móc nieodwołalnie wyplenić u pewnej części rodzaju ludzkiego cechę człowieczeństwa, a jego brak uczynić niemożliwą do wyplenie­ nia cechą całej rasy - od czasu do czasu musieli zatem pojawiać się ludzie, którzy uważali, że ów kościelny legalizm, ów charak­ ter, jaki zdolny jest konstytuować ascetyzm, nie zaspokaja wyma­ gań ich serca, i którzy czuli, że są zdolni nadać sobie prawo etyczności, które wypływa z wolności ; * gdy swej wiary nie zacho­ wywali tylko dla siebie, stawali się założycielami sekty, która ekspandowała, jeśli nie uciskał jej Kościół, i, im bardziej się odsu­ wała od swego źródła, znów zachowywała jedynie reguły i pra­ wa, ustanowione przez swego założyciela, które dla jej zwolen­ ników teraz nie były już prawami wypływającymi z wolności, lecz znów statutami kościelnymi; co znów prowadziło do powstania nowych sekt; i tak zawsze - najpierw w Kościele żydowskim, z niego powstała sekta chrześcijańska, po czym przeobraziła się w Kościół, z kolei w łonie tego Kościoła zrodziły się nowe sekty, które potem również rozwinęły się w osobny Kościół, i tak to musi się toczyć dalej, dopóki państwo zapoznaje zakres swych praw i albo pozwala powstać w sobie samym państwu panującego Kościoła, albo wręcz się z nim łączy i tym sposobem znów prze­ kracza swe kompetencje. - “Podstawowym błędem, który leży u podstaw całego systemu Kościoła, jest zapoznanie praw każdej ze zdolności ludzkiego ducha, zwłaszcza pierwszej wśród nich, rozumu; a jeśli rozum został zapoznany przez system Kościoła, to * Beguinen bei Mosheim [, Institutiones historiae eccleaiasticae saec. XIII, p. II, c. V, §9, 10]. " [data na marginesie:] 29 kwietnia 96.

228

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

ów system nie może być niczym innym jak systemem pogardy wobec ludzi. Zbawienne rozdzielenie dziedzin zdolności ludzkiego ducha, przez Kanta dokonane w odniesieniu do wiedzy, rozdzie­ lenie to nie zostało poczynione przez prawodawstwo Kościoła i wieki jeszcze przeminą, zanim duch Europejczyków nauczy się dokonywać owego rozróżnienia w czynnym życiu, w prawodaw­ stwie, do czego samoczynnie doprowadziło Greków ich trafne uczucie. Nakazy moralne rozumu są mianowicie w Kościele chrze­ ścijańskim, tak jak w każdym Kościele, którego zasadę stanowi czysta moralność, traktowane8 i formułowane właśnie jak reguły intelektu; tamte są subiektywne, te obiektywne; Kościół chrześci­ jański natomiast jak coś obiektywnego formułuje jako regułę su­ biektywne treści rozumu. Rozum formułuje prawa moralne - konieczne i powszechnie uznawalne; z tego względu Kant nazywa je, jakkolwiek w innym sensie niż reguły intelektu, prawami obiektywnymi; prawom tym nadawać charakter subiektywności czy charakter maksym, znaj­ dywać dla nich pobudki - jest to zadanie, które prowadzi do nieskończonych rozbieżności. Owej zdolności rozumu teologowie rzadko przeczyli, w dzisiejszych czasach przyznaje się jej to dość powszechnie - a gdy to czynili, zwykle rozumieli przez nią coś innego, że mianowicie rozum nie jest w stanie swemu prawu dać takich pobudek, które same dla siebie byłyby zdolne zapewnić prawu szacunek, a wolę skłonić, by postępowała zgodnie z nim; religia chrześcijańska daje nam obiektywne pobudki, pobudki, które nie są samym prawem. Jedyną pobudkę moralną - szacunek dla prawa etycznego można wzniecić tylko w tym podmiocie, w którym prawo etycz­ ne jest prawodawczą mocą i w którym ono samo wyłania się ż je­ go wnętrza; religia chrześcijańska zaś obwieszcza nam prawo moralne jako coś, co istnieje poza nami, jako coś danego, musi zatem próbować mu zapewnić szacunek w jakiś inny sposób. W pojęciu religii pozytywnej można by już zawrzeć tę cechę, że religia ta formułuje ludziom prawo moralne jako coś danego. H Nohl proponuje następującą lekcję: „Nakazy moralne rozumu nie są mia­ nowicie w religii Greków (...) traktowane jak reguły intelektu".

229

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

W następstwie tego cnota stała się skomplikowaną sztuką, pod­ czas gdy nie zepsute poczucie etyczne, które może samo decydo­ wać, potrafi podjąć decyzję w jednej chwili - sztuką, która posłu­ guje się rozmaitymi chwytami i ćwiczeniami, sztuką, której jako­ by można się nauczyć jak każdej innej, którą jednak spotkał przy tym osobliwy los, ponieważ gdy wszystkie ludzkie sztuki się doskonaliły i gdy jedno pokolenie uczyło się ich od drugiego, jedynie etyczności nie dotyczył widoczny wzrost, każdy musi się jej dla siebie nauczyć od początku, nie mogąc wykorzystać do­ świadczenia wcześniejszych generacji. Prawodawstwo obywatel­ skie i ustrój obywatelski mają za przedmiot prawa zewnętrzne ludzi, ustrój kościelny to, co człowiek jest winny sobie czy Bogu. Kościół twierdzi, że wie, co człowiek jest winny Bogu i sobie sa­ memu, jednocześnie Kościół ustanawia trybunał, przed którym wydaje o tym sąd. Przywiódł przedeń wszystko, co w ludzkich postępkach i zdarzeniach może być boskiego, a zarazem wpisał do swego kodeksu, czego człowiek powinien przy tym doznawać, i tym sposobem sformułował szczegółowy kodeks moralny, który wskazuje po części, co człowiek powinien czynić, po części, co powinien wiedzieć i w co powinien wierzyć, po części zaś, czego powinien doznawać. Na posiadaniu tego kodeksu i operowaniu nim zasadza się wszelka władza prawodawcza i sędziowska Ko­ ścioła; a jeśli jest sprzeczne z prawem rozumu każdego człowie­ ka, że podporządkowuje się go takiemu obcemu kodeksowi, to cała władza Kościoła pozostaje bezprawna; z prawa do tego, by samemu nadać sobie swe własne prawo, by tylko wobec siebie być winnym rozliczenia ze sposobu, w jaki nim operuje, żaden czło­ wiek nie może zrezygnować, gdyż wyzbywając się go, przestałby być człowiekiem. Ale rzeczą państwa nie jest przeszkadzać mu w tym - działanie takie oznaczałoby, że państwo chce człowieka przymusić, by był człowiekiem, a to byłoby przemocą. - Powsta­ nie wszystkich sekt w Kościele chrześcijańskim w czasach średnio­ wiecza i w nowszej epoce miało za podstawę poczucie poszcze­ gólnych ludzi, że mają prawo być dla siebie samych prawodaw­ cami, jednakże zrodzona w barbarzyńskich czasach czy pośród ludu, przez swych władców skazanego na nieokrzesanie, zasada takiego prawodawstwa zwykle pozostawała wybujałą, zdziczałą

230

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

i nieuporządkowaną fantazją, pośród płodów której niekiedy bły­ skała piękna iskierka rozumu, a przy tym stale jednak utwierdza­ no niezbywalne prawo człowieka, prawo, by z własnej piersi nada­ wać sobie prawa9.

[Dodatki] 1.

Wiarą10 pozytywną jest taki system tez religijnych, który dla nas ma się cechować prawdziwością dlatego, że został nam naka­ zany przez jakiś autorytet, któremu podporządkowania naszej wiary nie możemy sobie odmówić. W pojęciu tym występuje, po pierwsze, system tez czy prawd religijnych, które, niezależnie od tego, czy uważamy je za prawdziwe, mamy traktować jako praw­ dę - prawdy, które, nawet gdyby ich nigdy nie wyznawał żaden człowiek, nawet gdyby ich żaden człowiek nigdy nie uważał za prawdę, pozostawałyby jednak prawdą i które z tego też wzglę­ du często bywają nazywane prawdami obiektywnymi - prawdy te mają zatem stać się również prawdami dla nas, prawdami su­ biektywnymi. Te prawdy, które dotyczą intelektu czy rozumu, in­ telekt i rozum powinien przyjąć jako takie, te zaś, które za­ wierają nakazy odnoszące się do naszej woli, wola powinna przyjąć jako maksymy, przy czym ich pierwszym nakazem, warun­ kiem wszystkich pozostałych, jest ten, który nakazuje nam uwa­ żać owe prawdy za prawdę - jest nam to mianowicie nakazywa­ ne przez autorytet, któremu absolutnie nie możemy odmówić posłuchu. Owo pojęcie - że wierzyć jest naszym obowiązkiem stanowi istotny element pojęcia wiary pozytywnej; albowiem wiara historyczna, dalej zaś wiara, którą darzymy słowa rodziców, wychowawców, przyjaciół, również jest wiarą w autorytet, wsze­ lako wiara ta ma swą podstawę w zaufaniu do owych osób, które 9 W manuskrypcie następuje pusta stronica. 10 Nohl: ss. 233-239; Schiller: nr 54 (zima 1795/96).

231

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

wypływa z woli indywidualnej i które w ogromnej mierze ma za podstawę samą wiarygodność, jaką cechują się dla nas wiadomo­ ści, które nam oni przekazują, natomiast wiara w autorytet nauk pozytywnych nie jest czymś, co leży w gestii naszej woli indywi­ dualnej, a zaufanie doń musi zostać w nas ugruntowane, jeszcze zanim poznamy czy ocenimy treść podawanych nam nauk. Pra­ wo Boga w stosunku do nas i obowiązek naszego posłuszeństwa wobec niego zasadza się na tym, że jest on naszym możnym panem i władcą, my zaś jego stworzeniami i poddanymi - na jego dobroczynności względem nas i na naszym obowiązku wdzięcz­ ności, dalej zaś na tym, że jest on źródłem prawdy, a my nie wie­ dzącymi, ślepymi: w kwestii tych uzasadnień prawa zauważmy tylko, że dwie ostatnie zakładają już niejaką miłość do prawdy, zakładają już pewnego rodzaju usposobienie moralne, że zwłasz­ cza ten, kogo porusza dobroczynność Boga, za punkt wyjścia przyjmuje coś, co należy dopiero wykazać - nasze zobowiązanie do religii pozytywnej zostaje w tym przypadku wywiedzione stąd mianowicie, że jest ona dobrodziejstwem i że z wdzięczności dawać jej posłuch znaczy właściwie tyle, co czynić to dla Boga ku upodobaniu, sprawić mu radość itd. Pierwszy powód naszego zobowiązania jest właściwym i ważkim powodem, zwłaszcza gdy się z nim zwracać do człowieka oddanego zmysłom, w którym usposobienie moralne ma się dopiero zrodzić: że mocą owego stosunku do Boga istocie tej przysługuje coś w rodzaju przymu­ sowego prawa, z którego nie może on nie korzystać - niewolnik może mieć nadzieję, że uda się mu uniknąć swego pana na ziemi, wydostać się poza krąg jego władzy; ale z Bogiem tak nie jest: gdyby uleciał na skrzydłach jutrzenki, ty istniejesz; gdyby się zaszył w morskich głębinach, ty również istniejesz. Kto uznaje tę przewagę pewnej istoty nie tylko nad popędami swego życia albowiem przewagę taką, pod nazwą „natury", „fatum" czy „opatrzności" musi uznać każdy - ale również taką przewagę nad swym duchem, nad całym zakresem swego bycia, ten nie może uniknąć wiary pozytywnej. Zdolność do takiej wiary nieuchron­ nie zakłada utratę wolności rozumu, jego samodzielności, która nie może niczego przeciwstawić obcej mocy. Mamy tu pierwszy punkt, od którego wychodzi wszelka wiara czy brak wiary w re­

232

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

ligię pozytywną, a jednocześnie punkt ośrodkowy, wokół które­ go krążą wszelkie spory, jakich jest ona przyczyną, i nawet jeśli nie ma co do niego jasności, to jednak stanowi on podstawę wszelkiej uległości bądź krnąbrności. Tutaj ortodoksi muszą być twardzi, tu niczego nie odpuszczają; - nawet jeśli przyznają, że etyczność rzeczywiście stanowi absolutny i najwyższy cel ludz­ kości, nawet jeśli przyznają, że rozum jest w stanie - bo nie mogą zaprzeczyć temu, co dzieje się przed ich oczyma - zbudować czysty system moralności, to jednak muszą twierdzić, że rozum nie jest zdolny zapewnić sobie prymatu nad skłonnościami, urzeczywist­ nić swych postulatów, a owe postulaty, ostateczny cel rodzaju ludzkiego, z konieczności muszą tak określać, że jeśli nie w jego ustanowieniu, to jednak w jego spełnianiu człowiek pozostaje zależny od istoty, która znajduje się poza nim samym. Jeśli zało­ żyć ową niezdolność rozumu i zależność całego naszego bycia co stanowi warunek konieczny wszelkich dalszych wywodów to dowód, że pewna religia, na przykład religia chrześcijańska, jest taką religią pozytywną, daną przez Boga, można przeprowa­ dzić w pełni historycznie, co jest tym łatwiejsze, że z uznaniem naszej służebności wypuściliśmy z ręki kryterium innego spraw­ dzianu, całkowicie zrzekliśmy się prawa, by pytać o racje we­ wnętrzne, o ich racjonalność, by badać, czy zdarzenia, o których się nam opowiada, przystają do praw doświadczenia. - Pytanie o racjonalność czy irracjonalność pozostaje tu zupełnie zbędnym pytaniem, które można stawiać bodaj z nudów, ale którego abso­ lutnie nie wolno uważać za coś, co wpływa na decyzję mojej wiary - przed wyższym trybunałem, który raz uznałem, wszystkie niż­ sze muszą zamilknąć. Żadna teza, którą uważam za prawdziwą dlatego, że jest racjonalna, nigdy nie leży w kręgu mojej wiary pozytywnej, jakkolwiek może się zdarzyć, że w coś, w co na po­ czątku wierzyłem jedynie dlatego, że nakazano mi tę wiarę, póź­ niej wierzę dlatego, że uznaję to coś za zgodne z moim rozumem, że się o tym przekonałem za sprawą argumentów; oczekiwać, że cała treść religii pozytywnej, czy żądać, by całą treść religii pozy­ tywnej można było mocą własnego rozumu uznać za prawdziwą, może jedynie ktoś inny, kto jest wolny od tej wiary pozytywnej, czy też: wierzący może próbować wywieść jej nauki pozytywne

233

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

z rozumu jedynie po to, by usatysfakcjonować kogoś takiego, kto pozostaje obcy religii pozytywnej. Należałoby raczej, jeśliby się ktoś o to dopytywał, oczekiwać od religii objawionej przez Boga, która zatem zawiera boskie prawdy, to znaczy prawdy pomyśla­ ne przez Boga, czegoś przeciwnego, że mianowicie rozum ludzki nie może uchwycić, nie może zmierzyć myśli Boga. - Jak jest możliwa do pomyślenia wiara pozytywna w takie prawdy, jak mogą się one stawać prawdami subiektywnymi; jak w tym stanie umysł ludzki jest pobudzany, jak jest aktywny, jak jest bierny? Wyrażenia takie jak: „wiara to żywe przekonanie, które napędza ku określonym postępkom i któremu towarzyszą uczucia", są na­ zbyt nieokreślone, by mogły nam wiele powiedzieć. Religia chrześcijańska zawiera po części nakazy co do pozna­ nia przedmiotów, z jego momentami praktycznymi, po części nakazy co do postępków. Możliwość zakomunikowania drugiemu człowiekowi włas­ nych doświadczeń i myśli wymaga, by miał on już podobne, któ­ re teraz ukazujemy mu w innym związku i chcemy, by je połą­ czył w sposób, który mu właśnie podajemy; wymaga zdolności wytworzenia w sobie tych czynności, które mu określamy; praw­ dy religii chrześcijańskiej, odnoszące się do zdolności poznawa­ nia, po części odnoszą się do wyobraźni, po części do intelektu, po części do rozumu. Prawdy historyczne, które zgadzają się z prawami naszego do­ świadczenia, przyjmuje wyobraźnia, przy współudziale intelek­ tu, przy czym nowy jest dla niej tylko związek, w który musi wprowadzić już wcześniej posiadane przedstawienia; towarzyszy temu przedstawienie, że były to rzeczywiste doświadczenia, że występowały uczucia, które przywiodły intelekt do aktywności, jaka byłaby koniecznością dla wszystkich ludzi, którym uczucia te również byłyby dane; właśnie to oznacza tutaj słowo „wiara". - Istnieją wszakże prawdy historyczne, w przypadku których nie­ co bardziej wyćwiczony intelekt natychmiast rozpoznaje, że pozostają one w sprzeczności z jego prawami, i które zatem jest on skłonny odrzucić, należą do nich wszelkie cuda i inne nadnatu­ ralne zdarzenia; intelekt nie zadowala się wskazaniem na nadzmysłowe przyczyny, odpowiedź taka jest dlań bowiem zupełnie

234

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

niezrozumiała i nic mu nie mówi - jak można w takim przypad­ ku zadośćuczynić obowiązkowi wiary? Wyobraźnię owo podanie nadnaturalnej przyczyny w pełni zadowala - jest jej [to] zupełnie obojętne - ale intelekt odrzuca jej poezje i nie pozwala, by mu cokolwiek wmawiała w odniesieniu do kwestii realności bądź nie­ realności jakiegoś przedstawienia; trzeba zatem przywołać jakąś wyższą zdolność, w obliczu której sam intelekt musi zamilknąć, wiarę uznaje się za sprawą obowiązku i odsyła w sferę nadzmysłowości, gdzie intelektowi nie wolno się już pojawiać; pod tym względem „wierzyć" znaczy tyle, co związku zdarzeń, który jest dany wyobraźni i w miejsce którego intelekt zawsze poszukuje innego, trzymać się z obowiązku, co w tym przypadku znaczy: ze strachu przed potężnym władcą, a przy tym zmuszać intelekt, by w tym zajęciu, które jest dlań obrzydliwe, sam miał udział, użycza­ jąc mu pojęcia przyczyny, a gdy tylko zachce się dalej mieszać, natychmiast usuwał ze świadomości swe żądania, opracowywał dany wyobraźni związek i trzymał się go, nie ulegając swym włas­ nym żądaniom. Momenty praktyczne mają usatysfakcjonować żądania rozu­ mu; nie zwracają się one ku woli, którą miałyby nakłaniać do określonych postępków, lecz ku rozumowi, który występuje z żą­ daniami wobec woli i wobec świata zmysłów, czy [ku] prawu. System religii pozytywnej pozwala rozumowi jedynie na żądania skierowane do świata zmysłów, które religia ta obiecuje usatys­ fakcjonować; żądania skierowane do woli wysuwa prawo wład­ cy, sama religia pozytywna, która obiecuje w nich wsparcie -; owa wola mianowicie, która nie wierzyła w swą siłę i która czuje, że nie może [siłą], w jaką jeszcze ufa, osiągnąć stanu, który by przy­ stawał do ideału, zadanego woli przez religię pozytywną, otrzy­ muje zapewnienie, że uzyska pomoc i wsparcie z góry. - Wiara ta kieruje światło świadomości i refleksji na coś, co leżało u podstaw możliwości wiary pozytywnej w ogóle, na brak siły moralnej i na poczucie, że jest się maszyną, jakkolwiek maszyną, która ma swe przedstawienia i którą one napędzają - wiara ta dokonuje reflek­ sji nad naszą nieznajomością mocy trybików owej maszyny, nad często przez nas doświadczaną niezdolnością do wykorzystania napędu, którego dostarczają jej pewne przedstawienia, a z reflek­

235

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

sją tą łączy się nadzieja, że pierwszy poruszyciel owej machiny, jako dobry i litościwy pan, zajmuje się nią, gdy mechanizm się zacina, i udziela jej pomocy. Człowiek pojmowany przez wiarę pozytywną cały swój stan dokładnie czyni tu przedmiotem reflek­ sji, tyle tylko, że - określany przez przedstawienia, które daje mu wiara pozytywna - określenia tego nie ujmuje tutaj jako określe­ nia, które przeszło przez medium przedstawień, lecz jako okre­ ślenie, które dojdzie do samej jego aktywności, do samej jego istoty. Jeśli ęhodzi o żądania rozumu praktycznego, które obiecuje za­ spokoić religia pozytywna, to są one dwojakiego rodzaju; niektó­ re pragnie on [sc. rozum] mianowicie widzieć zrealizowanymi, ale obawiałby się realizacji innych - religia pozytywna obiecuje dać mu ukojenie w obu przypadkach. Już wyrażenia: „rozum pragnie" czy „obawia się", sygnalizują, że wchodzi tu w grę zmysłowość, że być może właśnie ona podsuwa rozumowi, by występował z owymi żądaniami, i że właśnie ona chce uzyskać zaspokojenie. - W jaki sposób w postulacie harmonii między szczęśliwością i etycznością, który zwłaszcza w nowszych czasach stał się sław­ ny i który występuje u wszystkich ludów, rozum dochodzi do żądania, które kieruje się ku czemuś, co pod tym względem uznaje on za niezależne od niego, za niemożliwe do określenia? Rozum, który w jakimś podmiocie osiągnął pewien stopień panowania, mocy, daje świadomości owo poczucie powinności, panowa­ nia; gdy zwraca się z tym do woli, której popęd ma określony obiekt, wola jest aktywna zgodnie z formą nadaną przez rozum, wytęża siły fizyczne; gdy siły te odnoszą zwycięstwo bądź11 ule­ gają w walce z obcymi, przeciwstawnymi siłami, a wola pozosta­ ła nieugięta, w obu przypadkach rozum doznał zadośćuczynie­ nia, a gdy ktoś poniósł śmierć w obronie honoru czy dla ojczyzny albo cnoty, jedynie w naszych czasach można było powiedzieć, że był godzien lepszego losu. Gdzie rozum znajduje wolę, nad którą bardziej panują zmysłowe skłonności, i gdzie rzadko znaj­ duje okazję, by się do niej zwrócić, w podmiotach takich zmysło­ wość słyszy jego głos, jego „powinnaś"; i wyjaśnia to podług własnych potrzeb, interpretując owo „powinnaś" rozumu jako 11 „oder"; Nohl: „iind" („i").

236

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

pragnienie szczęśliwości, które jednak jest różne od zmysłowego żądania szczęśliwości, gdyż opiera się na głosie rozumu, gdyż zakłada moc rozumu, która pozwala mu wypowiadać swe „po­ winnaś" - niejako legitymizowane przez rozum żądanie oznacza wówczas, że ktoś jest godny szczęśliwości; że natomiast ktoś jest niegodny szczęśliwości, oznacza, że rozum jest niezdolny wypo­ wiedzieć żadnego „powinnaś", że ulega okolicznościom zewnętrz­ nym, a zatem i brak mu mocy w stosunku do okoliczności ze­ wnętrznych. W obu przypadkach rozum nie domaga się szczęśli­ wości bezpośrednio - pojęcie to przystoi mu w równie małym stopniu, jak pojęcie doznania intelektowi - daje on tylko (albo nie daje) świadomości swe „powinnaś", pochwytywane przez zmy­ słowość; nie określa on wcale, co powinno stanowić przedmiot owego „powinnaś", rozum nie ma przedmiotu, nad którym chciałby panować. Również tak zespolony ze zmysłowością rozum żąda realizacji jej obiektu , * a ponieważ rozum nie może zrealizować tej mieszaniny, gdyż domieszka natury osłabia go i zanieczyszcza, przeto postuluje obcą istotę, panującą nad naturą, którą teraz ob­ mierza i którą teraz nie może już pogardzać. Pod tym względem wiara oznacza niedostatek świadomo­ ści, że rozum jest absolutny, spełniony sam w sobie - że jego nie­ skończona idea musi zostać stworzona tylko z samej siebie, bez obcej domieszki - że można ją spełnić tylko przez odsunięcie właśnie tego obcego elementu, a nie przez jego wykształcanie. Uwarunkowany w ten sposób cel ostateczny rozumu rodzi wiarę moralną w istnienie Boga, która dlatego nie może być wiarą prak­ tyczną, że [nie] mogłaby popędzać woli ku urzeczywistnianiu owego celu ostatecznego, że jest zdolna ją popędzać jedynie ku urzeczywistnianiu jego cząstki, zależnej od samej woli, która dzięki rozważaniom teoretycznym zabiera się do owego urzeczywistnia­ nia z tym większą ochotą, że przyniesie ono korzyść również zmysłowości. Kto zatem - na przykład jak republikanin czy wojownik, który nie walczy bezpośrednio dla ojczyzny, lecz dla sławy - wyznaczył sobie cel istnienia, który nie zawiera drugiego • Aktywność rozumu sprawia, że żądanie jest tak bezwarunkowe, zmysło­ wość sprawia, że żądanie dotyczy szczęśliwości.

237

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

momentu, mianowicie szczęśliwości, ten ma cel, którego urzeczy­ wistnianie pozostaje całkowicie zależne od niego samego i nie wymaga zatem obcej pomocy. Religia pozytywna wspiera jeszcze ową wiarę moralną różnorakimi obrazami, różnorakimi danymi, których dostarcza wyobraźni i które przybliżają wyobraźni ów obiekt, do tego stopnia czyniąc go obiektem, że opowiada, iż tu i ówdzie był on dany ludziom w doświadczeniu. Inną ze sławnych potrzeb rozumu, na którą religia pozytywna absolutnie nie może udzielić zadowalającej odpowiedzi, jest upragnione ukojenie w obliczu nieuchronnych kar, które muszą stanowić następstwo immoralizmu.

2.

Każdy12 lud ma właściwe mu przedmioty wyobraźni, swych bogów, aniołów, diabłów czy świętych, którzy żyją w tradycji ludu, których historię i czyny mamka opowiada dzieciom, przy­ ciągając [je] do siebie dzięki wrażeniu, jakie opowieści te wywie­ rają na ich wyobraźnię, i utrwalając w nich owe historie. - Obok tych tworów wyobraźni żyją w pamięci większości ludów, zwłasz­ cza wolnych, starzy bohaterowie historii ich ojczyzny - mniej założyciele czy wyzwoliciele państwa, bardziej śmiałkowie z za­ mierzchłych praczasów, gdy lud zjednoczył się w państwo, w któ­ rym władają prawa obywatelskie. Bohaterowie ci nie żyją w izo­ lacji, nie żyją wyłącznie w wyobraźni ludu; ich historia, pamięć ich czynów wiążą się ze świętami publicznymi, z zabawami, z nie­ jedną instytucją wewnętrzną czy ze stosunkami zewnętrznymi państwa, z dobrze znanymi domostwami i okolicami, ze świąty­ niami i innymi pomnikami. Każdy lud, który swą własną religię i swój własny ustrój czy choćby część swej religii, swego ustroju, swej kultury otrzymał od obcego narodu, ale je w pełni zasymi­ lował - Egipcjanie, Żydzi, Grecy, Rzymianie - miał taką wyobraź­ nię narodową. Również dawni Germanowie, Galowie, Skandy­ 12 Nohl: ss. 214-231; Schiiler: nr55(wiosna/lato 1796). Ustępy traktujące o grec­ kiej religii wyobraźni są rozwinięciem szóstego punktu Religii ludowej i chrześcijań­ stwa, patrz s. 81.

238

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

nawowie mieli swą Walhallę, gdzie mieszkali ich bogowie, ich bohaterowie, którzy żyli w ich pieśniach, których czyny zagrze­ wały ich podczas bitew, a podczas uczt napełniały ich dusze wiel­ kimi decyzjami; mieli swe święte gaje, gdzie bóstwa te znajdowa­ ły się bliżej nich. Chrześcijaństwo wyludniło Walhallę, wycięło święte gaje, a wyobraźnię ludu wytępiło jako haniebny zabobon, jako diabel­ ską truciznę, zamiast tego dając nam wyobraźnię ludu, którego klimat, którego prawodawstwo, którego kultura, którego zainte­ resowania są nam obce, którego historia nie ma z nami żadnego związku. W wyobraźni naszego ludu żyje Dawid, Salomon, a bo­ haterowie naszej ojczyzny drzemią w podręcznikach historii, au­ torstwa uczonych badaczy, dla których Aleksander, Cezar itd. są równie interesujący jak historia Karola Wielkiego czy Fryderyka I Barbarossy. Może poza Lutrem u protestantów, jacy mogliby być bohaterowie dla nas, którzy nigdy nie byliśmy narodem, jaki byłby nasz Tezeusz, który założył państwo i nadał mu prawa; gdzie nasi Harmodiosowie i Aristogejtonowie, którym jako wyzwolicielom naszego kraju śpiewalibyśmy skolie? Wojny, które pochłonęły miliony Niemców, były wojnami, które zrodziła ambicja czy nie­ zawisłość książąt, a naród pozostawał jedynie narzędziem i jeśli nawet walczył z zaciekłością i furią, to jednak na koniec nie umiał odpowiedzieć: dlaczego?, albo: co zyskaliśmy? Reformacja i krwa­ we utwierdzenie prawa do jej przeprowadzenia stanowi jedno z niewielu zdarzeń, którymi część narodu wykazywała zaintere­ sowanie - zainteresowanie, które nie wyparowało jak zaintere­ sowanie krucjatami, coraz bardziej słabnące, gdy ostygła wyobraź­ nia, zainteresowanie, w którym przejawiało się poczucie trwałe­ go prawa, prawa, by w swych poglądach religijnych postępować zgodnie z własnym przekonaniem, powziętym przez samego sie­ bie czy wpojonym przez innych; ale poza tradycyjnym w niektó­ rych Kościołach protestanckich, corocznym odczytywaniem wy­ znania augsburskiego, które zwykle nudzi każdego słuchacza, i poza chłodnym kazaniem, które po nim następuje: jakie święto czci pamięć owego zdarzenia? Można odnieść wrażenie, że wład­ cy Kościoła i państwa z przyjemnością patrzą, jak pamięć, że nie­ gdyś nasi przodkowie mieli poczucie tego prawa i że tysiące ludzi

239

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

potrafiły zaryzykować swe życie w jego obronie, jak pamięć o tym zapada w drzemkę, ba, nie zachowała się jako żywe wspomnie­ nie. Kto, nie obeznany z historią miasta Ateny, jego kultury i pra­ wodawstwa, spędził w jego murach jeden rok, mógł je dobrze poznać dzięki jego świętom. Tak to przy braku wyobraźni religijnej, która by wyrosła na naszym gruncie i która łączyłaby się z naszą historią, przy abso­ lutnym braku wszelkiej wyobraźni politycznej, tu i ówdzie wśród prostego ludu błąka się resztka naszej własnej wyobraźni pod nazwą zabobonu, który jako wiara w duchy zachowuje pamięć o pagórku, gdzie niegdyś harcowali rycerze, czy o domostwie, gdzie straszył upiór mnicha czy zakonnicy albo gdzie nieuczciwy zarządca czy sąsiad nie mógł znaleźć po śmierci spokoju, lub który jako płód wyobraźni, nie czerpiący z historii, bałamuci słabych czy złych możliwością czarodziejskich sił - mizerne i żałosne resztki, które pozostały po próbie, by osiągnąć samodzielność, by mieć coś własnego, których całkowita likwidacja jest uważana za obowią­ zek klasy oświeconej narodu i stanowi powszechne zawołanie które to podejście subtelniejszej części narodu, przy niepodatności na kształtowanie i chropowatości samego materiału, odsuwa możliwość uszlachetnienia owych resztek mitologii, a tym samym uszlachetnienia wyobraźni i sposobu doznawania ludu. Miłe igraszki Hólty'ego, Burgera, Musausa w tej dziedzinie są bodaj zupełnie stracone dla naszego ludu, który zbyt odstaje swą kul­ turą, by móc się nimi delektować, tak jak wyobraźnia bardziej wykształconych części narodu ma zupełnie inną niwę niż wy­ obraźnia gminnych stanów, a pisarze i artyści, którzy pracują dla tamtych, przez tych są całkowicie nie rozumiani również w od­ niesieniu do scenerii i osób - natomiast obywatel ateński, który przez swe ubóstwo nie mógł zabierać głosu podczas zgromadzeń publicznych czy wręcz musiał siebie sprzedać jako niewolnika, równie dobrze jak Perykles czy Alcybiades wiedział, kim jest Agamemnon i Edyp, którego Sofokles i Eurypides w szlachetnych formach pięknego i wzniosłego człowieczeństwa wprowadzili do teatru, a Fidiasz i Apelles ukazali w czystych kształtach cielesne­ go piękna.

240

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Prawda charakterów u Szekspira - pomijając fakt, że niejeden jest znany z historii - tak głęboko wbiła je w pamięć angielskiego ludu i stworzyła dlań osobny krąg wyobrażeń, że na wystawie akademickich malowideł, gdzie współzawodniczą najwięksi mi­ strzowie, lud ze swobodą i rozumieniem delektuje się tematami tej części Szekspirowskiej galerii. Sfera wyobrażeń, która byłaby wspólna zarówno wykształco­ nej, jak i niewykształconej części naszego narodu - mianowicie historia religijna - w kontekście obróbki poetyckiej, która mogła­ by uszlachetnić naród, ma, poza wszystkimi innymi niedogodno­ ściami, jeśli chodzi o bardziej niewykształconą część, również [ten minus], że ludzie tacy są zbyt sztywno przywiązani do tworzywa jako do sprawy religijnej, jeśli zaś chodzi o bardziej wykształconą część [, ten minus], że nawet przy piękniejszym potraktowaniu poetyckim już same imiona po części przywodzą ze sobą wyobra­ żenie czegoś staroświeckiego, po części zaś, skutkiem przymusu, z jakim je od młodości ogłaszano rozumowi, niosą ze sobą poczu­ cie nieprzyjemności, które nie pozwala się delektować pięknem, tego rodzaju odbiór rodzi się bowiem ze swobodnej gry sił psy­ chicznych; nawet jeśli w niektórych umysłach wyobraźnia osią­ gnęła swobodę i dąży jedynie do rzeczy pięknych i wielkich, to jednak w całokształcie jej ideałów czy jej wrażliwości na nie wi­ dać, że swoboda została wrażliwości przykrojona przez katechizm. Gdy upowszechniło się upodobanie do dawnej literatury, a tym samym również upodobanie do sztuk pięknych, bardziej wykształcona część narodu wchłonęła do jego wyobraźni mitolo­ gię Greków, a wrażliwość owej części na te przedstawienia dowo­ dzi większej samodzielności i niezależności wyobraźni od intelek­ tu, który zresztą nigdy nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie zakłócać swobodnego delektowania się nimi. Inni próbowali przywrócić Niemcom ich własną wyobraźnię, która niegdyś wyrosła na niemieckim gruncie, i wołali do nich: czyż Achaja jest ojczyzną Tuisków? Wyobraźnia ta nie jest jednak wyobraźnią dzisiejszych Niemców; próby restytuowania utraconej wyobraź­ ni narodu od dawna pozostają daremne i, w ogólności, mogą przynieść jeszcze mniej szczęścia niż wysiłki cesarza Juliana, któ­ ry starał się mitologii swych przodków przydać w ludziach swej

241

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

epoki jej dawną potęgę i powszechność, wysiłki, których powo­ dzenie samo w sobie było znacznie bardziej prawdopodobne13, ponieważ wiele z niej jeszcze pozostało w ówczesnych umysłach i ponieważ cesarz dysponował jeszcze wieloma środkami, by jej nadać prymat. Staroniemiecka wyobraźnia nie znajduje w naszej epoce nic, do czego mogłaby przylgnąć, przyłączyć, w całym kręgu naszych przedstawień, poglądów i wiary jawi się jako tak oderwa­ na, pozostaje nam tak obca, jak wyobraźnia osjaniczna czy wy­ obraźnia indyjska, a jeśli ów poeta, mając na myśli mitologię grec­ ką, woła do swego ludu: czyż Achaja jest ojczyzną Tuisków?, to można by do niego i do jego ludu z równym prawem zawołać, mając na myśli mitologię żydowską: czyż Judea jest ojczyzną Tuisków? Tak jak wyobraźnia kocha swobodę, tak potrzeba, by wyobraź­ nia religijna ludu była czymś stałym, by swój system łączyła nie tyle z konkretnymi czasami, ile ze znanymi miejscami; znajomość miejsca zwykle jest dla ludu jednym dowodem więcej czy też najpewniejszym dowodem, że historia, którą się o nim opowia­ da, jest prawdziwa. To było źródłem żywej obecności, z jaką mi­ tologia Greków tkwiła w ich umysłach; to było źródłem potęgi wiary katolików w ich świętych i cudotwórców; dla katolików znacznie bardziej obecne i bardziej ważne są te cuda, których dokonano w ich kraju, niż często znacznie większe, których jed­ nak dokonano w innych krajach czy nawet których dokonał Chrystus. Zwykle każdy kraj ma swego patrona, który go strzeże i który zwłaszcza w tym kraju dokonywał cudów, ciesząc się w nim szczególną czcią. Ponadto, każdy naród wierzy, że jest na zasa­ dzie prymatu wyróżniony i szanowany dzięki szczególnej uwa­ dze, którą poświęcił mu taki strzegący go Bóg, przy czym ów prymat przed innymi narodami zwiększa doń przywiązanie, jak to widzimy w przypadku Żydów. Tym sposobem wyobraźnia re­ ligijna staje się czymś rodzimym pośród ludu. Wszystko, co w na­ szych księgach świętych jest historią we właściwym tego słowa znaczeniu - ogromna część Starego Testamentu - i co właściwie nie nakłada, jak Nowy Testament, obowiązku wiary, co zatem właś­ 13 „Wahrscheinliches"; Nohl: „Sclieinbares" („pozorne").

242

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

ciwie może się stać przedmiotem wyobraźni ludu, jest tak obce naszym obyczajom, naszemu ustrojowi, kulturze naszych sił fi­ zycznych i psychicznych, że nie ma prawie punktu, w którym byśmy się z tym stykali, jeśli nie liczyć powszechnej natury ludz­ kiej, która tu i tam jest obecna - dla każdego, kto zaczyna się stawać człowiekiem oświeconym, to znaczy postulować cechę powszech­ ności dla praw swego intelektu i swego doświadczenia - liczeb­ ność tej klasy ludzi stale rośnie - wszystko to po większej części [pozostaje] niestrawne i [może być] spożytkowane tylko przez dwie klasy czytelników, jedną, która ze świętą naiwnością wszyst­ ko bierze za prawdę w tym sensie, że jest przekonana, iż wszyst­ ko, co czyta, było dostępne dla powszechnego doświadczenia, i drugą, której owo pytanie o prawdziwość czy nieprawdziwość dla intelektu w ogóle nie przychodzi tutaj do głowy, klasę, która myśli tylko o prawdzie subiektywnej, o prawdzie dla wyobraźni, tak jak ją odczytujemy za Herderem . * * Te dwa różne sposoby, na jakie można dawne podania czytać z pomocą intelektu bądź wyobraźni, dają się unaocznić na przykładzie dziejów Mojżesza, o którym Stary Testament opowiada, że na Synaju widział Boga; prosty chrześci­ janin traktuje to jako zmysłowe spostrzeżenie, które przebiegało zgodnie z pra­ wami wszelkich naszych spostrzeżeń zmysłowych; oświecona, rozsądna Recha14 powiada: gdziekolwiek stal, tam zawsze stal przed Bogiem; uznaje [ona] obiek­ tywne istnienie Boga, ale odrzuca możliwość, by mogły go postrzegać ludzie zmysły, i twierdzi, że Bóg jest dlań [sc. dla człowieka] wszędzie obecny, nawet gdy czło­ wiek o nim nie myśli - w tym przypadku Recha przeczy zwłaszcza obecności zmysłowej Boga. - W innym sensie można jeszcze twierdzić, że w owym miejscu i w owej chwili, gdy Mojżesz doznał obecności Boga, Bóg byt dlań tak samo praw­ dziwie obecny, jak każde doznanie ma dla nas prawdę, niczego nie wyrokując o obiekcie, o którym w sądzie tym nie może być mowy; zarazem stwierdza się, że gdzie i gdy człowiek nie myśli o Bogu, Bóg nie jest obecny. Pierwszy sąd stwierdza spostrzeżenie zmysłowe Boga jako pewnego obiek­ tu, drugi odrzuca spostrzeżenie zmysłowe, ale stwierdza obecność Boga, trzeci stwierdza spostrzeżenie zmysłowe Boga, ale nie jako obiektu. Pierwszy twierdzi, że w owej chwili aktywne były zmysły i intelekt Mojżesza, drugi - że tylko wy­ obraźnia, trzeci - że wyobraźnia i rozum. Do osoby, która wydaje drugi sąd, prze­ mawia tylko obiekt, i ocenia go ona jako obiekt, podług praw swego intelektu i swego doświadczenia; do ducha osoby, która nie troszcząc się o obiekt, wydaje trzeci sąd, bezpośrednio przemawia duch samego Mojżesza - którego ona rozu­ mie, który jest dla niej jawny. Pierwszy sąd stwierdza prawdę subiektywną i obiektywną, drugi prawdę obiektywną i błąd subiektywny, trzeci prawdę subiektywną i - jeśli można by tak powiedzieć - błąd obiektywny. 14 Lessing, Natan mędrzec, akt III, scena 2.

243

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

Grecy swe podania religijne mieli niemal wyłącznie po to, by mieć bogów, którym poświęcali swą wdzięczność, którym wzno­ sili ołtarze i którym mogli składać ofiary; nam natomiast historia święta ma się rozmaicie przydawać, rozmaicie mamy się z niej uczyć i wnioskować pod moralnym względem. Ale zdrowy osąd moralny, który z tą intencją podchodzi do historii świętej, na­ der często bywa zmuszony naukę moralną wkładać w większość opowieści, zanim znajdzie w nich coś moralnego, a z nader wie­ loma' w ogóle będzie miał problem, by je pogodzić ze swymi własnymi zasadami. Głównym pożytkiem i głównym skutkiem, jaki pobożny człowiek może tu w sobie odczuć, jest zbudowanie, to znaczy wzbudzenie ciemnych, świątobliwych doznań (ponie­ waż ma w tym momencie do czynienia z przedstawieniami Boga), których zawiłość rezygnuje z zysku w dziedzinie poznania mo­ ralnego, zwykle zaś na powrót przynosi z sobą wzmocnienie in­ nych tak zwanych świętych namiętności - dość wymienić błędnie pojmowaną żarliwość, pobożną dumę i pychę, oddaną Bogu ospa­ łość. Różnica między grecką religią wyobraźni i chrześcijańską religią pozytywną15

Jednym z najprzyjemniejszych doznań wyznawców chrześci­ jaństwa jest porównywanie swego szczęścia i swej nauki z nie­ szczęściem i ciemnotą pogan, a także jednym z komunałów, ku któremu duchowni pasterze najchętniej wiodą swe owiecz­ ki na pastwisko samozadowolenia i dumnej pokory, by im owo szczęście żywo unaocznić - na czym pogańscy ślepcy zwykle bardzo źle wychodzą. Szczególnie ubolewa się nad brakiem po­ cieszenia, którego nie daje im ich religią, nie obiecująca swym wyznawcom odpuszczenia grzechów, a w dodatku pozostawia­ jąca ich bez wiary w opatrzność, która by kierowała ich losami według mądrych i dobroczynnych celów. Szybko jednak dostrze­ gamy, że możemy sobie oszczędzić naszego współczucia, albo­ wiem u Greków nie spotykamy tych potrzeb, jakie ma nasz dzi­ 15 W manuskrypcie jako nagłówek.

244

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

siejszy rozum praktyczny - który w ogóle potrafimy obarczyć rzeczywiście wieloma rzeczami. Wyparcie religii pogańskiej przez religię chrześcijańską stano­ wi jedną z cudownych rewolucji, których przyczyn poszukiwać musi każdy myślący badacz historii. Wielkie, rzucające się w oczy rewolucje musi poprzedzać cicha, potajemna rewolucja, która dotyczy ducha epoki i która nie jest widoczna dla każdego oka, dla współczesnych pozostaje najmniej dostrzegalna, a przedsta­ wić słowami daje się równie trudno, jak pojąć. Brak obeznania z rewolucjami, które zachodzą w świecie ducha, rodzi zdziwienie ich rezultatami; rewolucja takiego rodzaju jak nasza - że rodzi­ ma, prastara religia zostaje wyparta przez obcą - rewolucja taka, która wydarza się bezpośrednio w królestwie ducha, musi tym bardziej bezpośrednio w samym duchu epoki znajdować swe przyczyny. Jak mogła ulec wyparciu religia, która od stuleci zakorzeniała się w państwie, która najściślej łączyła się z ustrojem państwowym, jak mogła dobiec końca wiara w bogów, którym miasta i monar­ chie przypisywały swe powstanie; którym ludy każdego dnia składały ofiarę; których błogosławieństw wzywały we wszelkich zajęciach; pod sztandarami których armie odnosiły swe zwycię­ stwa; którym dziękowały za swe tryumfy; którym poświęcały radość swych pieśni i powagę swych modlitw; których świątynie, których ołtarze, bogactwa i pomniki stanowiły dumę ludów, chlu­ bę sztuk; których kult i święta były sposobnością do powszechnej radości - jak można było wiarę w bogów, która tysiącem nici wplatała się w pasmo ludzkiego życia, wyrwać z tego układu? Każdemu przyzwyczajeniu cielesnemu [można] przeciwstawić wolę ducha i inne siły cielesne, każdemu przyzwyczajeniu po­ szczególnej siły psychicznej [można] poza trwałą wolą przeciw­ stawić inne siły psychiczne; ale względem przyzwyczajenia du­ szy, które nie [jest] wyizolowane, jak często bywa dziś religia, które przetyka wszystkie aspekty ludzkich sił i najściślej splata się z naj­ bardziej samoczynną siłą - jak mocna musi być przeciwwaga, która pokonuje ową moc? Znajomość z chrześcijaństwem miała ten negatywny skutek, że narody zwróciły uwagę, jak mizerna jest ich religia, jak nie­

245

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

wielkie daje im pocieszenie; że ich intelekt wejrzał w niedorzecz­ ność i śmieszność ich mitologicznych baśni i już się nimi nie za­ dowalał - oraz ten pozytywny, że przyjęły one chrześcijaństwo, ową religię, która, tak przystając do wszelkich potrzeb ludzkiego ducha i serca, tak zadowalająco odpowiada na wszelkie pytania ludzkiego rozumu, która ponadto swe boskie pochodzenie uwie­ rzytelniała jeszcze cudami. Tak brzmi tradycyjna odpowiedź na postawione wyżej pytanie, a wyrażenia, którymi się ona posłu­ guje, Takie jak: „oświecenie intelektu", „nowy wgląd" i tym po­ dobne, są nam tak znane, że się nam wydaje, jakoby dotykały wiel­ kich spraw i wszystko wyjaśniały - całą operację wyobrażamy sobie jako tak prostą, a skutek jako tak naturalny, ponieważ tak łatwo nam przecież wytłumaczyć każdemu dziecku, jak niedo­ rzecznie jest wierzyć, że w niebie mieszka, jak wierzyli poganie, cała gromada bóstw, które hałasują, jedzą i piją, toczą bijatyki i wy­ prawiają inne swawole, jakich wstydziłby się każdy dobrze wy­ chowany człowiek. Kto wszakże dokonał prostego spostrzeżenia, że owi poganie również mieli swój rozum, że we wszystkim, co wielkie, piękne, szlachetne i wolne, do tego stopnia pozostają jeszcze naszym wzorem, iż możemy tylko z podziwem na nich patrzyć jako na obcy nam ród - kto wie, że religii, zwłaszcza religii opartej na wyobraźni, nie wyrywają z serca, a już najmniej z serca i z całego życia ludu, chłodne wnioski, jakie wyprowadza się w naukowych gabinetach - kto, dalej, wie, że krzewiąc religię chrześcijańską, używano wszystkiego innego raczej niż rozumu i intelektu - kto nie uważa, że nastanie religii chrześcijańskiej daje się wyjaśnić cudami, i postawił sobie już pytanie: jak musiała wyglądać owa epoka, że stały się w niej możliwe cuda, i to takie, o jakich opo­ wiada nam historia -: kto dokonał już tych spostrzeżeń, ten po­ stawionego powyżej pytania nie uzna jeszcze za usatysfakcjono­ wane ową odpowiedzią. Wolny Rzym, który podporządkował sobie mnóstwo państw, państw, które - w Azji wcześniej, na Zachodzie później - utraciły swą wolność, a kilka jeszcze wolnych zburzył - gdyż nie dałyby się ujarzmić, zwyciężczyni świata pozostał tylko ten zaszczyt, że przynajmniej była ostatnią, która utraciła wolność. Religia

246

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

grecka i religia rzymska była rełigią jedynie dla wolnych narodów - z utratą wolności musiał zginąć również jej sens, jej siła, jej przydatność dla ludzi. Armii, która wystrzelała całą amunicję, cóż po armatach? Musi poszukać innej broni. Rybakowi, gdy strumień wysechł, cóż po sieciach? Jako wolni ludzie, słuchali praw, które sami sobie nadali, słu­ chali ludzi, których sami ustanowili sobie swymi zwierzchnika­ mi, prowadzili wojny, o których sami zdecydowali, poświęcali swą własność, swe namiętności, ofiarowali tysiące żywotów za spra­ wę, którą mieli za swoją - nie nauczali maksym cnoty i nie uczyli się maksym cnoty, ale praktykowali je postępkami, które w całej rozciągłości mogli nazywać własnymi; w życiu publicznym, po­ dobnie jak w życiu prywatnym i domowym, każdy był wolnym człowiekiem, każdy żył wedle własnych praw. Idea własnej ojczy­ zny, własnego państwa była niewidzialnym, wyższym wymiarem, dla którego pracował, który go motywował, to [było] jego osta­ tecznym celem świata czy też ostatecznym celem jego świata który to cel znajdował ukazanym w rzeczywistości czy sam po­ magał go ukazać i utrzymać. W obliczu tej idei znikała jego indy­ widualność, tylko dla tej idei pragnął, by się utrzymała, by żyła, by trwała, i sam mógł to urzeczywistniać; dla swej indywidualno­ ści pragnąć czy żebrać trwania czy wiecznego żywota - coś takie­ go nie mogło mu przyjść do głowy albo przychodziło jedynie [rzadko], jedynie w bezczynnych, w gnuśnych chwilach mógł nieco mocniej odczuwać jakieś pragnienie, które tylko jego same­ go dotyczyło. Katon sięgnął po Platońskiego Fedona, dopiero gdy legł w gruzach jego świat, jego republika, która do tej pory była dlań najwyższym porządkiem; potem znalazł schronienie w jesz­ cze wyższym porządku. Ich bogowie panowali w królestwie natury, nad wszystkim, przez co ludzie mogą doznawać cierpienia bądź szczęścia. Ich dziełem były wzniosłe namiętności, tak jak ich darem wielki ta­ lent mądrości, mowy i rady. Ich pytano o radę, by zapewnić po­ wodzenie swym przedsięwzięciom, ich błagano o błogosławień­ stwo, im dziękowano za ich wszelkie dary. Owym władcom na­ tury, owej mocy człowiek, gdy wchodził z nimi w kolizję, mógł przeciwstawić siebie, swą wolność. Ich [sc. ludzi] wola była wol­

247

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

na, słuchała swych własnych praw, nie znali boskich nakazów, a gdy prawo moralne nazywali boskim nakazem, nigdy nie było ono im skądś dane, zaklęte w literę, lecz rządziło nimi niewidzial­ nie (Antygona). Przy tym uznawali prawo każdego do posiada­ nia własnej woli, obojętne, dobrej czy złej. Dobrzy uznawali dla siebie obowiązek bycia dobrymi, ale zarazem szanowali wolność drugiego, jeśli on sam nie mógł być taki, stąd nie sformułowali ani boskiej, ani przez siebie stworzonej czy wyabstrahowanej moralności, której by wymagali od innych. Szczęśliwe wojny, wzrost bogactwa, rozliczne wygody i luk­ sus zrodziły w Atenach i Rzymie arystokrację, która opierała się na wojennej sławie i bogactwach, dano im wpływy, dano im panować nad wieloma ludźmi, którzy, ujęci czynami owych mę­ żów, a jeszcze bardziej użytkiem, jaki robili ze swego bogactwa, chętnie i dobrowolnie przyznawali im przewagę i władzę w pań­ stwie, pomni, że sami ją im dają i że znów będą im ją mogli odebrać, gdy ich najdzie zła chwila. Tamci zaś stopniowo przestawali za­ sługiwać na zarzut, który tak często bywał im czyniony, że mia­ nowicie są niewdzięczni wobec nich, że w wyborze pomiędzy bezprawiem i wolnością preferują pierwsze, że potrafią przekląć cnoty męża, które ich ojczyznę przywiodły do upadku. - Swo­ bodnie udzielona przewaga wkrótce została utwierdzona prze­ mocą, a możliwość ta wymaga już utraty owego poczucia, owej świadomości, które pod nazwą cnoty Monteskiusz czyni zasadą republiki i które są gotowością poświęcenia własnego indywidu­ um dla idei, w oczach republikanów urzeczywistnianej przez ich ojczyznę. Z duszy obywatela zniknął wizerunek państwa jako wytwo­ ru jego aktywności; troska, spojrzenie ogarniające całość utrzy­ mywały się w duszy jedynego czy nielicznych; każdy miał swoje, wyznaczone mu, mniej czy bardziej ograniczone miejsce, różne od miejsca innych obywateli; zarządzanie machiną państwa po­ wierzono niewielkiej liczbie obywateli, obywatele natomiast stali się trybikami, które swą wartość uzyskiwały dopiero w powiąza­ niu z innymi - powierzona każdemu część pokawałkowanej ca­ łości była w stosunku do niej tak niewielka, że jednostka nie musiała znać czy unaoczniać sobie tej relacji. Użyteczność w pań­

248

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

stwie była wielkim celem, który państwo wyznaczyło swym pod­ danym, a celem, który oni sobie wyznaczali, były zarobek, utrzy­ manie, może jeszcze próżność. Wszelka aktywność, wszelki cel od­ nosiły się teraz do indywiduum; żadnej już aktywności dla całe­ go państwa, dla idei - każdy pracował albo dla siebie, albo, zmuszony, dla jakiejś innej jednostki. Przepadła wolność, w któ­ rej człowiek słuchał nadanych sobie samemu praw, postępował za wybranymi przez siebie zwierzchnikami w czasach pokoju i za dowódcami wojskowymi, sam urzeczywistniał plany, o których współdecydował; przepadła wszelka wolność polityczna; prawo obywatela uprawniało go jedynie do zabezpieczenia własności, która teraz stała się jego całym światem; śmierć, owo zjawisko, które zrywało całą tkankę jego celów, aktywność jego całego życia, musiała być dlań czymś straszliwym, albowiem nic nie mogło go przeżyć; republikanina [natomiast] przeżywała republika, którą, swą duszę, uważał on za wieczną. Gdy wszystkie cele, wszelka aktywność człowieka kierowały się w stronę szczegółu, gdy człowiek nie znajdował już dla nich ogólnej idei, dla której chciałby żyć i umrzeć, schronienia nie mógł on znaleźć również u swych bogów, albowiem także oni byli po­ szczególnymi, niedoskonałymi istotami, które nie mogły zadość­ uczynić idei . * Grecy i Rzymianie byli zadowoleni z tak marnie * [Na osobnej kartce z. 1795 roku, zawierającej notatki z lektury Ansichte von Niederrhein Forstera (patrz Nohl, s. 366; Schüler, nr 51):] W republice żyje się dla jakiejś idei, w monarchiach [żyje się] zawsze dla cze­ goś poszczególnego; ale ludzie nie mogą w nich żyć bez jakiejś idei, [dlatego] bu­ dują poszczególną ideę, idea! - tam idea, tak jak powinno być; tu ideal, który jest, który oni rzadko kiedy sami tworzyli, Bóg. Wielki duch w republice wszystkie swe siły, fizyczne i moralne, wydatkuje na rzecz swej idei, całą sferę jego działania ce­ chuje jedność - pobożny chrześcijanin, który całkowicie się poświęca służbie na rzecz swego ideału, jest mistycznym marzycielem; jeśli jego ideał całkowicie go wypełnia, jeśli nie potrafi on podzielić siebie między swój ideał i swą świecką sferę działania, wszystkie swe siły kierując w tamtą stronę, to staje się panią Guyon11’ - żądanie, by oglądać ideal, zaspokoi napięta wyobraźnia, a również zmysłowość utwierdzi tu swe prawa; przykładem bezlik mnichów i zakonnic, romansujących z Jezusem i wierzą­ cych, że go trzymają w ramionach. Idea republikanina jest ideą tego rodzaju, że wszystkie jego najszlachetniejsze siły znajdują zaspokojenie w prawdziwej pracy, podczas gdy praca marzyciela [jest) tylko złudzeniem wyobraźni. 16 Jeanne Marie de la Motte-Guyon, 1648-1717, twórczyni tak zwanego kwietyzmu.

249

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

uposażonych bogów, obdarzonych ludzkimi słabościami, albo­ wiem ludzie ci wieczysty, samoistny wymiar mieli we własnej piersi. Potrafili patrzeć, jak ich bogów wyszydza się na scenie, tym bowiem, co w nich wyszydzano, nie była świętość; niewolnik u Plauta śmiał powiedzieć: „si summus Jupiter hocfacit, ego homuncio idem nonfacerem"^7 - wniosek, który jego słuchacze musieli uwa­ żać za osobliwy i zabawny, ponieważ zasada, by u bogów szukać odpowiedzi na pytanie, co człowiek winien czynić, była im zupeł­ nie nieznana, podczas gdy chrześcijanin musiałby go uznać za trafny. W tym stanie, bez wiary w coś, co by się dało utrzymać, w coś absolutnego, w tym nawyku, by słuchać obcej woli, obcego prawodawstwa, bez ojczyzny, w państwie, z którym nie mogła się łączyć żadna radość, które obywatel odczuwał jedynie jako ucisk, w kulcie, którego uroczystości, którego świąt nie mogli wypełnić wesołością, gdyż wszelka wesołość znikła z ich życia, w stanie, w którym niewolnik, często przewyższający swego pana natural­ nymi zdolnościami i kulturą, nie mógł u niego już dostrzec pry­ matu wolności i niezależności - w tym stanie zaofiarowała się ludziom religia, która albo już przystawała do potrzeb epoki, ponieważ zrodziła się pośród podobnie zepsutego narodu, który cechowała podobna, tyle że inaczej zabarwionej, pustka i niedo­ moga, albo pozwalała ludziom ukształtować z siebie coś, czego żądała ich potrzeba i czego można się było trzymać. Rozum nigdy nie mógł ustać w próbach, które starały się jed­ nak gdzieś znaleźć coś absolutnego, samoistnego, praktycznego, w woli człowieka nie można już było czegoś takiego spotkać; wymiar taki ukazywał się rozumowi jeszcze w Bogu, którego oferowała mu religia chrześcijańska, poza sferą naszej mocy, na­ szego chcenia, ale nie poza sferą naszych błagań i próśb - urze­ czywistnienia idei moralnej można było zatem już tylko sobie życzyć (rzeczy bowiem, której może sobie życzyć, człowiek nie może samemu spełnić i oczekuje, że ją uzyska bez własnego współudziału), a nie chcieć. Na taką rewolucję, która miałaby dojść do skutku dzięki boskiej istocie, rewolucję, która pozwalałaby na 17 „Jeśli wielki Jupiter czyni coś takiego, dlaczego nie miałbym tego samego czynić ja, mały człek?" Por. Terencjusz, Eunuch, wersy 590 i nast.

250

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

całkowicie bierne zachowanie, dawali nadzieję pierwsi krzewiciele religii chrześcijańskiej, a gdy nadzieje te w końcu się rozwiały, po­ przestawano na oczekiwaniu, że owa rewolucja całości nastąpi przy końcu świata. - Jeśli urzeczywistnienie idei umiejscowić poza granicami ludzkiej mocy, a ówcześni ludzie czuli się już nie dość zdolni do czegokolwiek, to nie będzie miało większego znacze­ nia, w jak niezmierzoną dal zostanie przesunięty przedmiot na­ dziei, który zatem był zdolny wszystko w siebie przyjąć, nie tylko dla wyobraźni, ale i dla oczekiwań co do rzeczywistości, w które w swym zapale przyozdobiła go orientalna wyobraźnia. Dopóki państwo żydowskie znajdowało w sobie samym odwagę i siłę, dzięki którym zachowywało swe istnienie jako niezależny twór, również [Żydzi] rzadko czy, jak chce wielu, nigdy nie uciekali się do oczekiwań Mesjasza; dopiero ujarzmieni przez obce narody, w poczuciu swej niemocy i słabości szukają takiego pocieszenia w swych świętych księgach; gdy zaofiarował się im Mesjasz, któ­ ry nie spełnił ich nadziei politycznych, naród żydowski uznał, że warto zadać sobie trud, by ich państwo było jeszcze państwem; naród, któremu coś takiego jest obojętne, wkrótce przestanie być narodem; niedługo potem odrzucił swe gnuśne nadzieje mesjań­ skie, chwycił za broń, a gdy uczynił wszystko, czego może doko­ nać uniesione najwyższym zapałem męstwo, gdy zaznał najstrasz­ liwszej ludzkiej nędzy, pogrzebał siebie i swe państwo pod ruina­ mi swej stolicy, i stałby w historii, w opinii narodów, obok Kartagińczyków i Saguntyjczyków, większy niż Grecy i Rzymia­ nie, których stolice przetrwały ich państwo, gdyby nie było nam zbyt obce poczucie tego, co naród może uczynić dla swej nieza­ wisłości, i gdybyśmy nie mieli odwagi, by sugerować jakiemuś narodowi, że zamiast czynić swoją sprawę swoją sprawą, powi­ nien [mieć] nasze poglądy, żyć i umierać dla naszych poglądów, dla których utwierdzenia my sami nie ruszamy nawet palcem. Rozproszone resztki narodu żydowskiego nie porzuciły wpraw­ dzie idei własnego państwa, ale już nie wróciły z nią pod propor­ ce swej odwagi, lecz ponownie zebrały się pod sztandarem gnuśnych nadziei mesjańskich. - Również wyznawcy religii pogańskiej odczuwali ten niedostatek idei praktycznych; że powinny się one znaleźć między ludźmi, czuł Lukian, czuł Longinos, a smutne

251

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

doświadczenie, które obaj mieli w tej sprawie, przelewało się w gorzkie skargi, inni natomiast, jak Porfiriusz i Iamblichos, sta­ rali się wyposażyć swych bogów w bogactwo, które nie było już własnością człowieka, po czym dzięki czarom część tego bogac­ twa odzyskać od nich z powrotem jako dar. Jeśli pominąć wcześ­ niejsze próby, to można powiedzieć, że historia zwłaszcza dla naszych czasów zachowała zadanie rewindykacji, przynajmniej teoretycznej, skarbów wyprzedanych niebu jako własności na­ leżącej do ludzi, lecz która epoka będzie mieć siłę, by skorzystać z tego prawa i wejść w ich posiadanie? W łonie zepsutej ludzkości, która musiała sobą gardzić pod moralnym względem, ale poza wszystkim ceniła siebie jako ulu­ bienicę Boga, musiała się zrodzić i znaleźć skwapliwą akceptację nauka o zepsuciu ludzkiej natury; z jednej strony, zgadzała się ona z doświadczeniem, z drugiej zaś, satysfakcjonowała dumę, głosząc, że człowiek może zrzucić z siebie winę i w poczuciu nędzy sam [sobie] dawać powód do dumy, czciła to, co jest hańbą, uświęcała i uwieczniała ową niezdolność, jako grzech traktując nawet wiarę w możliwość jakiejkolwiek siły. Dziedzina panowania pogańskich bogów, którzy dotychczas przebywali jedynie w świecie natury, została, jako dziedzina chrześcijańskiego Boga, rozciągnięta na świat wolnych duchów; Bogu przyznano nie tylko wyłączne pra­ wo prawodawstwa, ale i każdego dobrego ruchu, każdego lepsze­ go zamiaru czy postanowienia oczekiwano odeń jako jego dzieła, nie w tym sensie, w jakim stoicy przypisywali Bogu wszystko, co dobre, wyobrażając sobie swe dusze jako pochodzące z jego rodu, jako iskrę od Boga, lecz w tym: jako dzieło istoty, która istnieje poza nami, której częścią my sami nie jesteśmy, która jest od nas daleko, z którą nie mamy nic wspólnego. Nawet zdolność bierne­ go zachowania wobec owych oddziaływań Boga została jeszcze osłabiona przez ciągle intrygi i podstępy złej istoty, która dokonuje nieustannych podjazdów na sferę drugiej zarówno w królestwie natury, jak i w królestwie ducha; a gdy wyznawcy manicheizmu zdawali się przyznawać złej zasadzie niepodzielne panowanie w królestwie natury, Kościół ortodoksyjny, przeciwstawiając się temu twierdzeniu, które pozbawiało czci majestat Boży, rewindy­ kował dlań znaczną część tego panowania; wszelako Kościół or­

252

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

todoksyjny ową stratę dostatecznie zrekompensował złej zasadzie, przyznając jej władzę w królestwie wolności. Bezsilny ród ze szczerym sercem i zapałem szukał schronienia przy ołtarzu, gdzie znajdował i wielbił samoistność i etyczność. Gdy jednak chrześcijaństwo przeniknęło do bardziej zesputej, bardziej dostojnej klasy, gdy w jego wnętrzu powstała wielka różnica mię­ dzy „dostojny" i „niski", gdy despotyzm [coraz] bardziej zatruwał wszystkie źródła życia i bycia, epoka ukazała całą nieważkość swej istoty dzięki zwrotowi, którego doznały ówczesne pojęcia boskości Boga i ówczesne spory wokół tej kwestii, przy czym swą nagość ukazała tym bardziej bez obsłonek, że otaczała ją nimbem święto­ ści i wysławiała jako najwyższą chlubę ludzkości. Z ideału doskonałości mianowicie, z jedynego miejsca, gdzie przechowywano świętość, znikła, a przynajmniej popadła w za­ pomnienie, również moralność. Miast moralności, prawdziwej boskości, której ogląd rzucałby rozgrzewające promienie w ludz­ kie serca, zwierciadło odbijało już tylko obraz swej epoki, naturę, w celu, którego dowolnie użyczała jej duma i namiętność ludzi naturę, albowiem widzimy, jak wszelkie zainteresowania wiedzy i wiary zwracają się ku metafizycznej czy transcendentalnej stro­ nie idei Boga. Widzimy, jak [chrześcijanie] mniej zajmują się dynamicznymi pojęciami intelektu, które rozum teoretyczny potrafi rozpiąć do nieskończoności, bardziej zaś starają się pojęcia liczbowe, pojęcia refleksyjne różnicy itd., ba, nawet same tylko przedstawienia spostrzeżeniowe powstawania, tworzenia, płodze­ nia zastosować w odniesieniu do swego nieskończonego obiektu, a jego własności wywieść ze zdarzeń w jego naturze. Owe okre­ ślenia i drobiazgowe dystynkcje nie pozostawały, jak dawniej, w gabinetach teologów, ich publiczność stanowił ogół chrześcijan, wszystkie stany, wszystkie grupy wiekowe, obie płcie brały w tym jednaki udział, a różnice w sferze tego typu poglądów budziły najbardziej śmiertelną nienawiść, najbardziej krwawe prześlado­ wania, nierzadko zaś i całkowite zerwanie wszelkich więzów mo­ ralnych i najświętszych relacji. Takie odwrócenie natury musiało się zemścić, w najstraszliwszy sposób. Jeśli chodzi o cel, który nadano owej nieskończonej naturze, to był on daleki od ostatecznego celu moralnego, ograniczał się

253

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nie tylko do krzewienia religii chrześcijańskiej, lecz i do celów, jakie wyznaczały sobie poszczególne gminy, jakie wyznaczali sobie poszczególni ludzie, zwłaszcza kapłani, którzy nieskończonemu obiektowi przydawali wszelką pychę, dumę, ambicję, zazdrość, nienawiść i inne namiętności. Wszak nie była to jeszcze pora na pięknie odmalowaną doktrynę opatrzności i pocieszenia, która zrodziła się w naszych czasach i stanowi zwornik naszej doktry­ ny szczęśliwości. Większość chrześcijan znajdowała się w zbyt nieszczęśliwym położeniu, by mogła oczekiwać tyle szczęśliwo­ ści na ziemi, a uniwersalne pojęcie Kościoła kryło się zbyt głęboko w duszy, by jednostka mogła dla siebie tak wiele oczekiwać czy żądać. Ale tym mocniejsze były żądania, z którymi ludzie wystę­ powali, gdy tylko udawało się im połączyć swój interes z intere­ sem Kościoła. Gardzili doczesnymi radościami i ziemskimi dobra­ mi, bez których musieli się obejść, a swe sowite odszkodowanie znajdowali w niebie. Miejsce ojczyzny, wolnego państwa zajęła idea Kościoła, który tym się różnił od państwa, że - nie licząc faktu, iż w Kościele nie mogło być mowy o jakiejkolwiek wolności - tamto widziało siebie spełnionym na ziemi, ten natomiast najściślej łą­ czył się z niebem, które pozostawało tak bliskie całemu systemo­ wi doznań chrześcijanina, że poświęcenie wszelkich radości i dóbr mogło18 nie być uznawane za ofiarę, a czymś niezwykłym musiało się wydawać jedynie tym widzom męczeńskiej śmierci, którym nie znane było owo doznanie bliskości nieba. Tym sposobem despotyzm rzymskich władców przegnał ludz­ kiego ducha z ziemskiego globu, grabież wolności zmusiła czło­ wieka, by swą wieczność, swą absolutność schronił w Bogu nędza, którą krzewił [ów] despotyzm, [zmusiła go], by szczęśli­ wości szukał i oczekiwał w niebie. Obiektywność Boga szła w pa­ rze z zepsuciem i niewolą ludzi, Bóg zaś właściwie jest tylko ob­ jawieniem, tylko przejawem tego ducha epoki. W ten sposób, poprzez swego obiektywnego Boga, objawiał się ów duch, gdy ludzie zaczęli tak zdumiewająco dużo wiedzieć o Bogu, gdy tak wielu tajemnic jego natury, w tak wielu formułach, nie przekazy-

,e „konnte"; Nohl: „kann" („może").

254

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

wano sobie, jak dawniej, na ucho jeden drugiemu, lecz wykrzy­ kiwano je na cały świat - gdy dzieci znały je na pamięć; duch epoki objawiał się w obiektywności swego Boga, gdy go ulokowano nie w nieskończoności, podług miary, lecz w obcym nam świecie, w którego sferze nie [mamy] żadnego udziału, gdzie nie osiedla­ my się swym czynem, do którego co najwyżej możemy przenik­ nąć żebraniną czy czarami - gdy człowiek sam był pewnym „nie-ja", a jego Bóg innym „nie-ja". Najjaśniej objawiał się on bezli­ kiem swych cudów, które w sprawach decyzji i przekonań zajęły miejsce rozumu; najpotworniej zaś, gdy dla tego Boga walczono, mordowano, szkalowano, palono, kradziono, kłamano i oszuki­ wano. W takim okresie Bóg musiał przestać być czymś subiektyw­ nym i całkowicie stał się obiektem; później teoria zupełnie łatwo i konsekwentnie usprawiedliwiła owo wypaczenie maksym mo­ ralnych. - Dzięki objawieniu się samego Boga chrześcijanie wie­ dzą, że jest on wzniosłym panem, panem nieba, panem, który włada nad całą ziemią, nad przyrodą nieożywioną [i] ożywioną, również panem świata duchów; królowi temu odmawiać swego szacunku [, miast go czcić] w sposób, jaki on sam nakazał, z ko­ nieczności jest niewdzięcznością i zbrodnią. Tak wygląda sy­ stem wszystkich Kościołów i kierują się one odmiennymi ma­ ksymami jedynie w tej kwestii, kto ma być sędzią karzącym ową zbrodnię. Jeden Kościół sam zawiaduje tym urzędem sędziow­ skim; drugi potępia w swym systemie, ale nie rusza palcem, by swój wyrok wykonać już na ziemi, natomiast zapewnia, że wyko­ na go sam Bóg, a zapał, z jakim [współdziała] z nim swą doktryną czy innymi drobnymi środkami przekupstwa, czy uciskiem, któ­ ry nie mógł tylko pociągać śmierci uciskanych, zdaje się coraz bar­ dziej chłodnieć, miejsce nienawiści zajmuje współczucie, dozna­ nie bezsilności, które, jakkolwiek swą podstawę ma w pysze, prze­ konanej, że jest w posiadaniu prawdy, można jednak woleć niż tę pychę. - Człowiek wolny przejawiałby taki zapał w równie ma­ łym stopniu jak takie współczucie; albowiem żyjąc jako wolny między wolnymi, nikomu nie przyznałby prawa, które pozwala­ łoby innym coś poprawiać, zmieniać w nim samym, mieszać się do jego własnych maksym, tak jak nie śmiałby kwestionować ich prawa do tego, by byli takimi, jacy są i jacy chcą być, dobrymi czy

255

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

złymi. Pobożność i grzech są dwoma pojęciami, których w tym znaczeniu brakowało Grekom; pobożność jest dla nas usposo­ bieniem, które w swym postępowaniu kieruje się szacunkiem wobec Boga jako prawodawcy, grzech zaś postępkiem, który przekroczył nakazy, jeśli są one nakazami boskimi; słowa óiyiov, dvdytov, „pietas" i „impietas", wyrażają świątobliwe doznania ludz­ kości oraz usposobienie czy postępek, które przystają do tych do­ znań bądź pozostają z nimi w sprzeczności; jednocześnie nazywają-one boskie nakazy, ale nie [biorą] ich w znaczeniu pozytyw­ nym; ktoś, komu przyszłoby do głowy, by wykazać, że jakiś nakaz czy zakaz ma boski charakter, nie mógłby się w tej kwestii powo­ łać na żaden fakt historyczny, lecz tylko na doznanie swego serca i na zgodę wszystkich dobrych ludzi. W sytuacji, gdy po wytępieniu wszelkiej wolności politycznej zanikło wszelkie zainteresowanie sprawami państwa - albowiem możemy się interesować jedynie czymś, czemu możemy poświę­ cić swą aktywność - i gdy cel życia ograniczał się jedynie do zarobkowania na codzienny chleb, połączonego z mniejszą czy większą wygodą czy obfitością, zainteresowanie państwem zaś ograniczało jedynie do nadziei, że jego trwanie pozwoli nam to wszystko uzyskać czy zachować, a zatem było całkowicie ego­ istyczne, pośród rysów, które dostrzegamy na obliczu ducha epoki, z konieczności musi się znaleźć również niechęć do służby woj­ skowej, ponieważ [jest] ona przeciwieństwem powszechnego pragnienia, przeciwieństwem spokojnego, miarowego użycia, po­ nieważ niesie z sobą dolegliwości, a nawet utratę możliwości cie­ szenia się czymkolwiek, śmierć; kto zaś, by utrzymać siebie i za­ spokoić swe żądze, ima się tego ostatniego środka, jaki pozosta­ wia mu gnuśność czy rozwiązłość, czy nuda, ten w obliczu wroga będzie tylko tchórzem. W owym stanie ucisku, bierności politycz­ nej widzimy wśród Rzymian całe mnóstwo ludzi, którzy, by uniknąć służby wojskowej, decydują się na ucieczkę, wręczają łapówki, dokonują samookaleczenia; lud o takim nastawieniu musiał z otwartymi ramionami witać ową religię, która panującego ducha epoki, niemoc moralną, dyshonor, jakiego doznaje człowiek, którego podeptano, pod nazwą cierpliwego posłuszeństwa ety-

256

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

kietowala jako honor i najwyższą cnotę, dzięki której to operacji ludzie pogardę innych i poczucie własnej hańby widzieli, w ra­ dosnym zdumieniu, przemienionymi w chlubę i dumę - ową religię, która głosiła im, że przelewanie ludzkiej krwi jest grze­ chem. Stąd św. Ambrożego czy św. Antoniego widzimy w asyście ich licznego ludu, który, gdy do miasta zbliżała się horda barba­ rzyńców, miast spieszyć na wały, klęczy po kościołach i ulicach, błagając Boga, by zażegnał nieszczęście. Bo i dlaczegóż mieliby chcieć ginąć w walce? Każdy, kto mógł się starać utrzymać mia­ sto, uczyniłby tak jedynie w tym celu, by utrzymać swą własność i jej użytkowanie; gdyby się naraził na śmierć w walce, zrobiłby coś śmiesznego; albowiem środek, czyli śmierć, bezpośrednio zniósłby cel, czyli możliwość użytkowania własności; poczucie, że umiera­ jąc w obronie własności, utwierdza się nie tyle samą własności, ile prawo do niej (albowiem kto umiera w obronie jakiegoś prawa, ten je utwierdził) - poczucie to było obce uciskanemu ludowi, któremu wystarczało, że swą własność ma tylko dzięki .łasce * Z potrzebą danej, obiektywnej religii ściśle wiąże się możliwość wiary w cuda. Zdarzenie, którego warunek tylko jeden jedyny raz miał być jego warunkiem, spostrzeżenie, o którym donosi opowieść i któremu absolutnie nie można nadać rangi doświadczenia, dla intelektu, który pozostaje tu jedynym sędzią i przed którego try­ bunałem zapada decyzja, jest absolutnie nie do pomyślenia - inte­ lekt nie może nie poszukiwać kompletu warunków owego zdarze­ nia, jakkolwiek sama opowieść absolutnie nie dostarcza mu takich danych, wobec czego musi się on zatem powstrzymać od domnie­ mywania określonych, pewnych warunków; gdy wydaj e mu się prawdopodobne, że jakiś warunek, który sobie właśnie pomyślał, nie zaszedł, będzie poszukiwać innego, a gdy ukaże się mu niepraw­ dopodobieństwo wszystkich warunków, jakie tylko może wymy­ ślić inteligencja, nie porzuci swego postulatu, że musiał jednak zajść komplet warunków, nawet jeśli ten czy ów nie warunek do nich nie należał. Jeśli ktoś swe bezowocne poszukiwania chce w tym momencie zadowolić wyjaśnieniem, że przyczyną była jakaś wyż­ * [przekreślone:] Rzeczą, którą lud pragną! utwierdzić, była jego wiara.

257

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

sza istota, to intelekt milknie, ktoś taki odwrócił się bowiem od intelektu, nie do niego skierował swe wyjaśnienie - natomiast wyobraźnia łatwo się nim zadowala, badacz rzucił się teraz na jej pole, intelekt przyzwala, by się tak stało, poniekąd uśmiecha się na to, ale nie ma żadnego interesu, by pozbawić wyobraźnię jej za­ bawki, albowiem takim wyjaśnieniem niczego się już od niego nie żąda, on sam zniża się do jej poziomu o tyle, że pozostawia, że prze­ kazuje jej swe ogólne pojęcie przyczyny, by go używała, ale nie może mieć.nic wspólnego z jego zastosowaniem. To jednak nie satysfak­ cjonuje osoby, która opowiada o cudzie; zaczyna ona teraz gardło­ wać i krzyczeć o bezbożności, bluźnierstwie, łajdactwie - niewie­ rzący pozostaje nieporuszony, nie widzi, by zachodził jakikolwiek związek między immoralizmem i irreligijnością a utwierdzaniem praw własnego intelektu. W tym momencie wszakże scena się zmienia, człowiek zwraca się do rozumu, nawiązując do owych cudów, wypomina mu sprawę wielkich celów moralnych - popra­ wy i szczęścia rodzaju ludzkiego - zwraca się do poczucia niemocy rozumu, ostro zagrzewa wyobraźnię, a bezsilny rozum, który temu przerażeniu, tej przemożnej mocy nie może nic przeciwstawić, w lęku przyjmuje prawa, które zostają mu nadane, i ucisza wszelki sprzeciw intelektu. Taki stan umysłu jest fundamentem wiary w cu­ da. Na gruncie intelektu spierać się w kwestii cudów jest darem­ nym zajęciem; rezultat zawsze pokazywał, że niczego tym wskórać nie można; interes rozumu zawsze decydował za bądź przeciw. Jeśli o n potrzebuje zewnętrznego prawodawstwa, jeśli jest przerażo­ ny obiektywnym światem... 3.

Spór19 w sprawie możliwości i rzeczywistości cudów toczy się przed różnymi trybunałami i niełatwo daje się rozwikłać, dopóki obu stron nie doprowadzono do porozumie­ nia. Wszyscy są jednomyślni co do prawdy dla wyobraźni: cuda są niedostępne tylko dla wyobraźni tych, 19 Rosenkranz, Hegels Leben, ss. 510-512; Schüler: nr 59 (bez bliższego dato­ wania). Fragment znany jedynie z przekazu Rosenkranza.

258

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

u których ciągle w całą sprawę miesza się intelekt. W każdym razie władza sądzenia zawsze czuje się w nią wciągnięta, starając się ocenić ich zgodność z zadanym celem. Jeśli chodzi o estetyczną władzę sądzenia, o wolność władzy wyobraźni, to Herder jest pierwszy, a być może i jedyny, który w tym sensie potraktował Stary Testament - opracowanie, do którego nie nadaje się Nowy Testament. Przeciwnicy cudów zwykle zaciągają je przed trybu­ nał intelektu. Ich oręż stanowią doświadczenie i prawa natury. Obrońcy cudów walczą orężem rozumu, ale nie samodzielnego, który tylko sam, niezależnie, wyznacza sobie cele na gruncie własnej istoty, lecz rozumu, któremu zostają z zewnątrz wyzna­ czone cele i który potem dokonuje zgodnej z nimi refleksji, już to wynajdując podporządkowane im cele, już to wywodząc z nich wyższe. Kontrowersja między obiema stronami: czy uzasad­ niając najwyższą dla człowieka wiedzę, należy wychodzić od historii?, redukuje się do pytania: czy naj­ wyższy cel rozumu może mu być dany tylko przez niego samego i czy nie sprzeciwia się to najgłębszej istocie rozumu, gdy cel ów zostaje mu wyznaczony z zewnątrz czy przez obcy autorytet - czy też rozum jest do tego niezdolny? Tylko w tym punkcie przeciwnicy cudów winni przytrzymy­ wać ich obrońców. Wdawać się w historyczne i egzegetyczne roz­ trząsania, sytuować się na ich polu znaczy: nie znać czy nie utwier­ dzać swego prawa - obrońcy cudów mają wygraną w kieszeni. Albowiem gdyby nawet można było pokazać, że każdy cud daje się naturalnie wyjaśnić (przy czym wszakże wszystkie dotychcza­ sowe wyjaśnienia jawią się w przypadku większości cudów jako niebywale wymuszone i nigdy nie mogą się jawić jako zadowa­ lające dla każdego, stąd upowszechniła się zasada, że historia, że autorytet nie mogą wyznaczyć rozumowi jego najwyższego celu), to już zbyt wiele by przyznano obrońcom cudów. Gdyby tylko jeden cud nie dał się wyjaśnić, rozum straciłby swe prawo. Jest to najwyższe stanowisko, które musimy zająć w tej kwestii. Zgo­ dzić się, by spór był prowadzony przed trybunałem intelektu dowodziłoby to już, że na jego polu nie stoimy jeszcze dostatecz­ nie mocno, że opowieść o cudownych wydarzeniach nas zadzi­ wiła, że jeszcze się nie odważyliśmy ich stamtąd wyrzucić, że fakty,

259

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

które podają nam za cuda, mogłyby być zdolne obalić ową samo­ dzielność rozumu. Gdy w polemice z obrońcą cudów zstępuje się na pole inte­ lektu, dochodzi do rozwlekłych sporów nad ich możliwością i nie­ możliwością. Również ten punkt zwykle pozostaje nie rozstrzyg­ nięty, a gdy dochodzi do szczegółów, przeciwnik cudów albo domaga się, by spostrzeżenie uzyskało rangę doświadczenia, to znaczy zostało wyjaśnione na gruncie praw natury, albo przeczy samemu spostrzeżeniu, jeśli w nie wątpi - obie strony już się wzajemnie nie rozumieją. Obrońca nie może pojąć, jaki interes może mieć w tym ich przeciwnik, że uznaj e cuda za niebyłe czy przeczy im, albowiem wdając się w takie zajęcie, przeciwnik cu­ dów zdradził się, że nie jest zdecydowany, czy jego rozum może, czy nie może ręczyć za samego siebie. Niezdarność, jaką przeciw­ nik cudów okazuje i musi okazywać, zlękniony, czy uda mu się wszystko wyjaśnić, rodzi wobec niego nienawiść innych, którzy przypisują mu jedynie złe intencje, on sam zaś zdradza się, że bałby się najmniejszego cudu i że często bardziej stara się zagłuszyć siebie, niż dzięki jasnemu wglądowi osiągnąć spokój i pewność, wolne od wszelkich uprzedzeń. Schodząc zaś na niższe pozycje, by z polemicznym nastawieniem nawracać innych, podejmuje się daremnego trudu i wtrąca ich w wątpliwości, w stan, w którym brak im trwałego oparcia.

[Nowa wersja początku]21 (1800) Pojęcie pozytywności religii powstało i zyskało na znaczeniu dopiero w nowszych czasach; religię pozytywną przeciwstawia się religii naturalnej, zakładając tym samym, że istnieje tylko jedna religia naturalna, ponieważ natura ludzka jest tylko j e d n a, że natomiast religii pozytywnych może być wiele. Już z tego prze­ ciwstawienia wynika, że religia pozytywna byłaby religią przeciwnaturalną czy ponadnaturalną, zawierającą pojęcia, wiedzę, któ­ 21 Nohl: ss. 139-151; Schiller: nr 95 (Frankfurt, 24 września 1800).

260

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

re intelektowi i rozumowi jawią się jako emfatyczne, domagającą się uczuć i postępków, które nie wynikałyby z człowieka natural­ nego, lecz, jeśli chodzi o uczucia, są wymuszane odpowiednimi przygotowaniami [i], jeśli chodzi o postępki, dokonywane tylko na rozkaz i z posłuszeństwa, bez zainteresowania. Jak widać z tego ogólnego wyjaśnienia, by móc uznać jakąś religię czy jakąś jej część za pozytywną, trzeba określić pojęcie natury ludzkiej, a tym samym również jej stosunek do Boga. W nowszych czasach, które wiele zajmowały się tym pojęciem, pojawiło się przeświadczenie, że pojęcie przeznaczenia człowie­ ka jest już na tyle jasne jako kryterium, by można było przystąpić do problemu samej religii. Trzeba było długiej, rozciągającej się na stulecia drogi kształ­ cenia w tym kierunku, by mógł nadejść czas, w którym pojęcia uzyskały tak abstrakcyjny charakter, że utwierdzono się w prze­ konaniu, iż nieskończona rozmaitość zjawisk natury ludzkiej została ujęta w jedność kilku pojęć ogólnych. Te proste pojęcia stają się jednocześnie, przez swą ogólność, koniecznymi pojęciami i charakterystykami ludzkości; wszelka rozmaitość obyczajów, przyzwyczajeń i opinii narodów czy jedno­ stek staje się, gdy ustalono owe cechy, przypadkowością, przesą­ dem i błędem, religia zaś, która dostosowała się do tej rozmaitości, staje się tym samym religią pozytywną, ponieważ jej odniesienie do wszelkich przypadkowości samo jest pewną przy­ padkowością, ale zarazem, jako część religii, stanowi święty nakaz. Religii chrześcijańskiej raz poczytywano to za powód do za­ rzutów, innym razem za powód do chwały, że dostosowała się do najróżniejszych obyczajów, charakterów i ustrojów. Jej kolebkę stanowiło zepsucie państwa rzymskiego; religia chrześcijańska staje się religią panującą, gdy imperium chyli się ku upadkowi, i nie widać, by chrześcijaństwo powstrzymywało jego krach, przeciwnie, uzyskuje dzięki niemu rozleglejszy obszar, jawiąc się w owym czasie jako religia wydelikaconych, niewolniczych Rzy­ mian i Greków, którzy pławią się w najnikczemniejszych zdrożnościach, oraz - najbardziej ignoranckich, najbardziej dzikich, ale też najbardziej wolnych barbarzyńców. Chrześcijaństwo było religią państw italskich w najpiękniejszym okresie ich rozzuchwa­

261

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

lonej wolności w czasach średniowiecza, religią poważniejszych, wolnych republik szwajcarskich, religią umiarkowanych - w roz­ maitym stopniu - monarchii nowszej Europy, tak jak religią naj­ bardziej uciskanych chłopów pańszczyźnianych i ich panów; wszyscy chodzili do jednego kościoła. Niosąc przed sobą krzyż, Hiszpanie w Ameryce mordowali przedstawicieli wszyst­ kich pokoleń, Anglicy, pustosząc Indie, śpiewali chrześcijańskie pieśni dziękczynne. Na gruncie religii chrześcijańskiej wyrosły najokazalsze kwiaty sztuk pięknych, wzbiły się w górę wysokie budowle nauki, dla jej chluby rugowano też wszelkie sztuki pięk­ ne, a rozwój nauk zaliczano do bezbożnictwa. We wszystkich klimatach drzewo Krzyża rozrastało się, zapuszczało korzenie, wydawało owoce. Z religią chrześcijańską narody łączyły wszel­ kie radości życia, w religii chrześcijańskiej największa posępność znajdowała swą pożywkę i swe usprawiedliwienie. Ogólne pojęcie natury ludzkiej dopuszcza nieskończone mo­ dyfikacje - można tego ściśle dowieść, nie posiłkując się doraź­ nym środkiem, jakim jest doświadczenie, że modyfikacje są ko­ niecznością, że natura ludzka nigdy nie była obecna w czystym stanie; wystarczy ustalić, czymże byłaby czysta natura ludzka. Wyrażenie „czysta natura ludzka" ma ujmować coś, co przystaje do jej ogólnego pojęcia. Żywa natura zawsze jest jednak czymś innym niż jej pojęcie, tym samym momenty, które dla pojęcia były tylko modyfikacjami, czystą przypadkowością, nadwyżką, stają się czymś koniecznym, czymś żywym, być może czymś, co jako je­ dyne można nazwać naturalnym i pięknym. Sformułowane na początku kryterium pozytywności religii uzyskuje zatem zupełnie inny wygląd. Ogólne pojęcie natury ludzkiej już nie wystarcza; wolność woli jawi się jako jednostron­ ne kryterium, albowiem ludzkie obyczaje i charaktery oraz łączą­ ca się z nimi religią nie zależą od pojęciowego określenia; w każ­ dej formie kultury musiałaby występować świadomość wyższej mocy, a tym samym musiałyby występować przedstawienia, któ­ re intelektowi i rozumowi jawią się jako emfatyczne; gdy zwykłe życie nie daje ludziom uczuć, które muszą występować w natu­ rze, konieczne stają się gwałtowne wysiłki, by zrodzić owe uczu­ cia, do których, rzecz jasna, zawsze musi coś przylgnąć z tej

262

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

gwałtowności; podobnie, tylko na rozkaz, ze ślepego posłuszeń­ stwa dokonuje się postępków, których wymaga najbardziej natu­ ralna religia, które jednak również by odpadły w czasach, gdy wszystko stałoby się nienaturalne. W tym momencie religia stała się religią pozytywną, ale też tylko stała się taką, pierwotnie nie była religią pozytywną; w tym momencie religia musi być religią pozytywną, gdyż w przeciwnym razie nie byłoby żadnej religii. Religia pozostała jedynie jako obce dziedzictwo po minionych czasach, jej wymagania jeszcze się szanuje, być może odczuwając wobec nich tym większą cześć i tym większy strach, im bardziej nieznana pozostaje ich istota. Drżeć przed nieznanym, w swym postępowaniu wyrzekać się własnej woli i jak maszyna podpo­ rządkowywać się danym skądinąd regułom, bez wszelkiego roz­ sądku czynem i wyrzeczeniem, mową i milczeniem ukołysać się do snu w bardziej krótkotrwałej czy w dozgonnej tępocie uczucia - wszystko to może być naturalne, a religia, z której tchnąłby taki duch, nie byłaby jeszcze religią pozytywną - ponieważ przysta­ wałaby do natury swych czasów. Natura, która wymagałaby ta­ kiej religii, byłaby wszakże nędzną naturą; ale religia spełniłaby swój ostateczny cel, przydałaby jej czegoś wyższego, co natura ta potrafiłaby sama wytrzymać i w czym znajdowałaby ukojenie. Dopiero gdy budzi się jakaś inna odwaga, dopiero gdy natura uzyskuje poczucie samej siebie, gdy tym samym domaga się wolności dla siebie, gdy nie tylko umieszcza ją w swej przemoż­ nej istocie, dotychczasowa religia może się jej jawić jako religia pozytywna. Ogólne pojęcia natury ludzkiej są zbyt puste, by mogły stanowić kryterium odrębnych i bardziej wielorakich po­ trzeb religijności. Źle by zrozumiał dotychczasowe wywody ten, kto chciałby w nich widzieć usprawiedliwienie wszelkich uzurpacji, jakich dopuszczały się religie o ustalonej postaci, usprawiedliwienie wszelkiego zabobonu, wszelkiego despotyzmu kościelnego, wszel­ kiej otępiałości, zrodzonej czy podsycanej przez błędnie skiero­ wane wysiłki religijne. Nie! najbardziej idiotyczny, najbardziej drastyczny zabobon nie jest niczym pozytywnym dla bezdusz­ nej istoty, która ma ludzki kształt, ale gdy budzi się w niej dusza, a wymóg zabobonu by pozostał, wówczas zabobon ten stałby się

263

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

zabobonem pozytywnym dla kogoś, kto dawniej tkwił w nim z największą naiwnością; natomiast dla człowieka oceniającego za­ bobon z konieczności jest czymś pozytywnym, właśnie dlatego, że oceniający jako oceniający musi mieć przed oczyma jakiś ideał ludzkości. Ideał natury ludzkiej jest wszakże czymś zupełnie innym niż ogólne pojęcia, dotyczące ludzkiego przeznaczenia i sto­ sunku człowieka do Boga. Ideał dopuszcza odrębność, określoność, a nawet domaga się specyficznych postępków, uczuć, ob­ rzędów religijnych, pewnej nadwyżki, mnóstwa nadwyżkowych momentów, które w świetle, jakie roztacza latarnia pojęć ogólnych, jawią się jedynie jako lody i głazy. Owa nadwyżka tylko wtedy staje się czymś pozytywnym, gdy prowadzi do zniesienia wolno­ ści, to znaczy, gdy występuje z roszczeniami wobec intelektu i ro­ zumu, gdy sprzeciwia się ich koniecznym prawom. Ogólność tego kryterium musi ograniczać fakt, że intelekt i rozum tylko wtedy mogą być sędziami, gdy się do nich o to apeluje; jeśli coś nie ma aspiracji, by być zgodne z intelektem czy rozumem, to nie należy do ich jurysdykcji. Właśnie tu dochodzimy do głównego punktu, którego zaniedbywanie rodzi tak przeciwstawne sądy. Intelekt i ro­ zum mogą wszystko pozywać przed swój trybunał i łatwo wystę­ pują z roszczeniem, że wszystko powinno być zgodne z intelek­ tem i rozumem, a tym samym, rzecz jasna, odkrywają sporo pozytywności - krzykom o zniewoleniu ducha, o presji wywieranej na sumienie, o zabobonie nie ma wręcz końca. Tak obcesowego potraktowania doznają najbardziej wolne od uprzedzeń postęp­ ki, najbardziej niewinne uczucia, najpiękniejsze dzieła wyobraź­ ni. Skutek również przystaje do tego niestosownego czynu. Ro­ zumni ludzie sądzą, że mówią prawdę, gdy rozumnie przema­ wiają do uczucia, do wyobraźni, do potrzeb religijnych, i nie potrafią zrozumieć nikogo, kto opiera się ich prawdzie, nie potra­ fią pojąć, dlaczego mówią jak do ściany; błąd polega na tym, że dziecku, które żąda chleba, wręczają kamienie; ich towar może się przydać tam, gdzie ma stanąć dom. Sami słusznie by się sprze­ ciwili, gdyby chleb miał się nadawać do budowania domów. Ta czy inna religia może uważać pewne postępki, osoby, wspo­ mnienia za święte; rozum dowodzi, że są one czymś przypadko­ wym, i domaga się, by coś, co jest święte, było wieczne, nieprze­

264

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

mijające. Nie oznacza to jednak, że rozum dowiódł tym samym ich pozytywności; człowiek może bowiem i musi łączyć nieprze­ mijalność i świętość z czymś, co ma charakter przypadkowości; a w swym myśleniu wieczności łączy ją z przypadkowością włas­ nego myślenia. Z inną sytuacją mamy do czynienia, gdy coś przy­ padkowego jako takie, jako to, czym jest dla intelektu, chce być nieprzemijające i święte, gdy domaga się czci. Wówczas rozum ma prawo mówić o pozytywności. Pytanie, czy jakaś religia jest religią pozytywną, w znacznie mniejszym stopniu dotyczy treści jej nauk i nakazów niż formy, w jakiej religia ta uwierzytelnia prawdę swych nauk i domaga się przestrzegania swych nakazów; każda nauka, każdy nakaz są zdolne stać się czymś pozytywnym, wszystko można bowiem ogłaszać w sposób, który wiąże się z gwałtem i tłumieniem wol­ ności, nie ma też takiej nauki, która w pewnych okolicznościach nie byłaby prawdą, nie ma takiego nakazu, który w pewnych okolicznościach nie byłby obowiązkiem, albowiem również praw­ da, która może w powszechnej świadomości uchodzić za najczyst­ szą prawdę, skutkiem swej ogólności wymaga ograniczenia w szczególnych okolicznościach, w jakich zostaje zastosowana, co oznacza, że nie we wszystkich okolicznościach jest prawdą bez­ warunkową. Dlatego celem niniejszej rozprawy nie są dociekania nad pytaniem, czy w religii chrześcijańskiej występują nauki i na­ kazy pozytywne; odpowiedź na takie pytanie, zgodna z ogólny­ mi pojęciami natury ludzkiej i własności Boga, jest zbyt pusta, okropna paplanina, utrzymana w tej tonacji, stała się zbyt nudna przez swe rozmiary, które bez końca się rozszerzają, i swą pustkę wewnętrzną, zbyt straciła na wszelkim zainteresowaniu, tak iż potrzebą chwili bodaj czy nie byłby raczej dowód, który by ozna­ czał przeciwieństwo owego oświecającego zastosowania pojęć ogólnych - oczywiście, dowód tego przeciwieństwa nie opierałby się na zasadach i metodach, które dawnej dogmatyce oferowała kultura jej epoki, lecz na tym, co dzisiaj rozpoznajemy jako po­ trzebę natury ludzkiej, potrzebę, by znaleźć rodowód obecnie odrzucanej dogmatyki, by ukazać jej naturalność i konieczność. Próba taka wymagałaby wiary, że przekonania wielu stuleci, że coś, co za obowiązek i świętą prawdę uważały miliony, które dla

265

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nich żyły i umierały - że nie było to czystym bezsensem czy wręcz immoralizmem, przynajmniej nie na płaszczyźnie poglądów. Je­ śli na gruncie jakże popularnej metody pojęć ogólnych cały gmach dogmatyki został uznany za pozostałość po ciemnych wiekach, której w bardziej oświeconych czasach nie sposób utrzymać, to jednak winniśmy być na tyle ludzcy, by poniewczasie postawić pytanie, jak można to wyjaśnić, że wbrew ludzkiemu rozumowi udało się wznieść taki gmach, który na wskroś jest błędem. Histo­ rii Kościoła pozwala się pokazać, jak na proste prawdy, które le­ żały u jego fundamentów, skutkiem namiętności i niewiedzy naniesiono z czasem taki stos błędów - że w tym stopniowym, kontynuowanym przez stulecia definiowaniu poszczególnych dogmatów ojcami świętymi nie zawsze kierowały wiedza, umiar i rozum - że już do przyjęcia religii chrześcijańskiej dochodziło nie tylko z czystej miłości prawdy, lecz po części również z nader skomplikowanych pobudek, z nader nieświętych względów, nie­ czystych namiętności, a często jedynie pod wpływem potrzeb duchowych, które wywodziły się z zabobonu - że w ogóle wiarę narodów modelowały, zgodnie z ich celami, okoliczności ze­ wnętrzne, które nie miały nic wspólnego z samą religią, egoistycz­ ne zamierzenia, przemoc i podstęp. Tego typu wyjaśnienie ma wszakże za przesłankę głęboką pogardę wobec człowieka, jaskra­ wy brak wiary w jego intelekt; poza tym nie dotyka zasadniczej kwestii, mianowicie problemu przystawania religii do natury, która w różnych wiekach ulegała modyfikacjom, innymi słowy: posta­ wiono pytanie o prawdę religii w powiązaniu z obyczajami i cha­ rakterem narodów i epok, a odpowiedź brzmi, że była ona tylko zabobonem, oszustwem i głupotą. Najbardziej oskarża się zmy­ słowość, która miałaby być wszystkiemu winna; ale choćby jej przypisać nawet największą władzę, to i tak człowiek nie przestaje być rozumną istotą bądź jego natura zawsze musi zawierać wyższe potrzeby religijności, a sposób, w jaki człowiek je zaspo­ kaja, to znaczy system jego wiary, jego kultu, jego obowiązków, nie mógł być wierutną głupotą, nie wiedzieć jak nieczystą głupo­ tą, która by dopuszczała wszelki immoralizm. Skoro celem niniejszej rozprawy nie są, jak stwierdziliśmy, dociekania nad pytaniem, czy chrześcijaństwo zawiera w sobie

266

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

nauki, które mają charakter nauk pozytywnych, lecz nad pyta­ niem, czy w ogóle jest ono religią pozytywną, oba ujęcia o tyle mogą się stopić w jedno, że nawet twierdzenie, iż religia chrześci­ jańska jest religią pozytywną - bądź nie jest - mogłoby, wraz z wszystkimi konsekwencjami, które z niego płyną, zostać podję­ te przez samą teorię religii, dzięki czemu rzeczywiście doszłoby zatem do zbadania pozytywności poszczególnych nauk chrześci­ jańskich. Każde ujęcie, które odnosi się do całości, można wszak­ że znów wyizolować i postawić obok innych, czyniąc je zatem czę­ ścią; ale treść tego ujęcia zawsze będzie dotyczyć całości. Jak już wspomnieliśmy powyżej, pytanie o pozytywność dotyczy nie tyle treści, ile sposobu, w jaki religia ma być czymś danym bądź ma być dawana jako coś wolnego i przyjmowana z zachowaniem wol­ ności. Ponadto, rozprawa ta pomija nieskończenie zróżnicowane for­ my, jakie religia chrześcijańska przyjmowała w różnych epokach i wśród różnych narodów; podobnie jak pomija twór, który w na­ szych czasach mógłby uchodzić za religię chrześcijańską; nie ma nic bardziej wieloznacznego niż pojęcie religii chrześcijańskiej, zarówno jeśli chodzi o jej istotę, jak i o jej poszczególne nauki, o ich stosunek do całości, o ich wagę. Niniejsza rozprawa chce, traktu­ jąc to jako swój cel, powstanie wiary chrześcijańskiej, jaką bezpo­ średnio zrodziła się ona ze słów i życia Jezusa, zbadać pod kątem okoliczności, które mogły stać się bezpośrednim powodem jej pozytywnego charakteru, bezpośrednim powodem tego, że przy­ padkowe momenty, jako takie, potraktowano jako coś wieczne­ go, że religia chrześcijańska w ogóle opierałaby się na takiej przy­ padkowości - twierdzenie, które przez rozum musialoby zostać odrzucone, a przez wolność odepchnięte. Owa przypadkowość, z której miałaby się wyłaniać koniecz­ ność, ów moment, który podlega władzy przemijania i na którym miałaby się opierać w ludziach świadomość wieczności, na któ­ rym miałby się, w doznawaniu, myśleniu i postępowaniu, opie­ rać stosunek do wieczności - ów podlegający władzy przemijania moment w ogólności nosi nazwę autorytetu. Że religia chrześcijańska opiera się na autorytecie - co do tego zgodne są dwa stronnictwa; wprawdzie powołuje się ona na

267

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

naturalne poczucie dobra czy naturalną tęsknotę człowieka do dobra i przyjmuje, że człowiek zwraca swe spojrzenie w stronę Boga, lecz by człowiek mógł wierzyć, że podoba się Bogu, Jezus żąda odeń nie tylko czystego i wolnego posłuszeństwa wobec nieskończonego Boga, której to postawy będzie od siebie wyma­ gać prawdziwie religijna dusza, ale również posłuszeństwa wo­ bec przepisów i nakazów, które zalecają określone postępki, uczu­ cia, przekonania. Dwa stronnictwa, które reprezentują taki pogląd, różnią się wzajemnie, jedno bowiem ów wymiar pozytywny czy­ stej religii uważa za nieistotny, ba, godny odrzucenia, i z uwagi na ów wymiar nie chce również religii Jezusa przyznać stanowi­ ska wolnej religii cnoty; drugie stronnictwo natomiast jej prymat widzi właśnie w owym wymiarze pozytywnym, który uznaje za prawdziwie święty i na którym chciało zbudować wszelką etyczność. Pytania o bezpośredni powód, dla którego religia Jezusa stała się religią pozytywną, drugie z wymienionych stronnictw w ogóle nie może postawić, gdyż uważa, że religia ta jako pozytywna wyszła z ust samego Jezusa: wiary dla wszystkich swych nauk, dla praw cnoty, dla stosunku Boga do człowieka Jezus domagał się mocą swego autorytet, który utwierdzał cudami itd.; stronnictwo to nie uważa za zarzut słów, które Sitta w Natanie mędrcu [akt II, scena 1] {op. cit., s. 62} wypowiada o chrześcijanach: „Nawet bliźniego mi­ łość, którą prorok / ich czczy zabobon zaprawił, wyznają / nie jej ludzkości gwoli / lecz dlatego, / że jej nauczał Chrystus, że tak czynił". - Możliwość religii pozytywnej w ogóle wspomniane stronnictwo wyjaśnia w ten sposób, że w naturze ludzkiej występują potrzeby, których ona sama nie może zaspokoić, przy czym potrzebami ta­ kimi są jej najwyższe potrzeby; sprzeczności, które rodzą się w niej na tym gruncie, natura ludzka nie może sama rozwiązać: ich roz­ wiązanie musi być miłosiernym dziełem czegoś obcego. Nie tylko pouczenia i nakazy religijne, lecz również wszelkie prawa cnoty, które pochodzą od Jezusa, traktować jako coś pozy­ tywnego, ich ważności i możliwości jej poznania doszukiwać się tylko w tym, że Jezus je nakazał - podejście takie świadczy wpraw­ dzie o pokornej skromności i rezygnacji, która wyrzeka się wszyst­ kiego, co dobre, szlachetne i wielkie w naturze ludzkiej, ale gdy chce zrozumieć samo siebie, musi przynajmniej założyć, że czło­

268

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

wiek ma naturalne poczucie czy naturalną świadomość nadzmyslowego świata i obowiązku wobec Boga; gdyby pochodzącemu z zewnątrz wymaganiu cnoty i religii absolutnie nic nie odpowia­ dało w naszych sercach, gdyby nie było strun natury, w które ono w nas uderza, przedsięwzięcie Jezusa, który chciał w ludziach wzniecić zapał do lepszej religii i do cnoty, odniosłoby taki sam skutek jak przedsięwzięcie św. Antoniego Padewskiego, który z za­ pałem wygłaszał kazania do ryb i który mógł ufać, że coś, co istnie­ je całkowicie poza nimi, swym wsparciem z góry ziści w nich to, czego nie potrafi sprawić ani jego kazanie, ani natura ryb. Takiego ujęcia stosunku religii chrześcijańskiej do człowieka nie można samego w sobie wprost nazwać pozytywnym, jego podstawę stanowi z pewnością piękne założenie, że wszystko, co wyższe, wszystko, co szlachetne i dobre w człowieku, jest czymś boskim, czymś, co pochodzi od Boga, w którym ma swe źródło ludzki duch. Ujęcie to jednak staje się jaskrawą pozytywnością, gdy absolutnie oddziela naturę ludzką od pierwiastka boskiego, gdy nie dopuszcza żadnego ich zapośredniczenia - poza j e dn y m indywiduum - a ludzką świadomość dobra i boskiego wymiaru deprecjonuje jako tępotę i unicestwienie wiary w coś, co pozostaje wobec człowieka całkowicie obce i przemożne. Jak widać, badania nad tą kwestią przeszłyby w końcu, gdyby je grun­ townie przeprowadzić za pomocą pojęć, w rozważania metafizycz­ ne nad stosunkiem skończoności do nieskończoności; nie są one jednak intencją tej rozprawy, która za podstawę przyjmuje, że w samej naturze ludzkiej z konieczności [tkwi] potrzeba, pod wpływem której człowiek uznaje istotę wyższą niż jego czyn, ogląd jej doskonałości czyni ożywiającym duchem życia, a oglądowi temu bezpośrednio, bez związku z innymi celami, pragnie poświę­ cać czas, wysiłki i uczucia. Ta ogólna potrzeba religii zawiera w sobie wiele poszczególnych potrzeb; w jakiej mierze ich zaspo­ kojenie należy do natury, w jakiej mierze sprzeczności z sobą samą, w które popada natura, mogą zostać rozwiązane przez nią samą, czy religia chrześcijańska zawiera ich jedyne możliwe rozwiąza­ nie i czy rozwiązanie to leży całkowicie poza naturą, czy człowiek może je pochwycić wyłącznie dzięki pasywności wiary - pytania powyższe, analiza ich prawdziwego sensu i ich rozwinięcie bodaj

269

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nigdzie indziej się nie pojawiły. Gdy podane przez religię chrze­ ścijańską rozwiązanie owych zadań ludzkiego serca czy, jak kto woli, rozumu praktycznego zostaje przez rozum czysto powierz­ chownie, podług zewnętrznego przejawu, mianowicie jako okre­ ślony czyn, jako określona nauka, uznane za przypadkowość, to należy w ogólności zauważyć, że nie wolno zapominać, iż przy­ padkowość stanowi tylko jedną stronę wszystkiego, co ucho­ dzi za święte. Gdy jakaś religia coś wiecznego połączyła z czymś, co podlega władzy przemijania, i gdy rozum konstatuje tylko ten drugi aspekt, krzycząc o zabobonie, jego jest winą, że powierz­ chownie się zabrał do dzieła i przeoczył pierwszy. Niniejsza roz­ prawa nie przystawia nauk czy nakazów religii chrześcijańskiej do owego kryterium pojęć ogólnych i nie podług niego ocenia, czy zawierają się one w tych pojęciach bądź pozostają z nimi w sprzeczności albo czy przynajmniej są czymś nadwyżkowym, a tym samym czymś nierozumnym i niepotrzebnym; przypadko­ wości takie, które tracą swój charakter przypadkowości, gdyż połączono z nimi coś wiecznego, muszą mieć dwie strony, któ­ rych odizolowanie jest rozdzieleniem dokonanym przez rozum; w samej religii pozostają one nie rozdzielonymi, do samej religii czy może lepiej: do wymiaru religijnego, pojęcia ogólne zupełnie nie dałyby się stosować, ponieważ on sam nie jest pojęciem. O ta­ kich przypadkowościach, które konstytuuje dopiero refleksja, nie będziemy tu mówić, lecz jedynie o takich, które jako przedmiot samej religii mają istnieć jako przypadkowość, które mają jako coś, co podlega władzy przemijania, wyróżniać się wzniosłym znacze­ niem, a jako coś, co ograniczone, cechować się świętością i być godne czci; rozważania będą się wprawdzie ograniczać do kwe­ stii, czy tego rodzaju przypadkowości występowały już w okre­ sie, gdy bezpośrednio rodziła się religia chrześcijańska, w naukach, postępkach, losach samego Jezusa - czy w formie jego mów, w jego stosunkach z innymi ludźmi, z jego przyjaciółmi i jego wrogami jawią się takie przypadkowości, które same w sobie bądź dzięki okolicznościom uzyskały pierwotnie nie przysługującą im wagę, innymi słowy: czy w okresie, gdy bezpośrednio doszło do powsta­ nia religii chrześcijańskiej, występowały powody, dla których stała się ona religią pozytywną.

270

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Naród żydowski, który w stosunku do absolutnie wszystkich otaczających go narodów odczuwał odrazę i pogardę, chciał, wyniosły, trwać w swym charakterze, przy swych obyczajach, w swej pysze; wszelkie zrównanie, zjednoczenie z innymi poprzez obyczaj było dlań najokropniejszą ohydą, niemniej skutkiem położenia swego niewielkiego kraju, dzięki więziom handlowym, dzięki zjednoczeniu narodów, do którego doprowadzili Rzymia­ nie, Żydzi pozostawali w rozmaitych kontaktach z innymi naro­ dami; żydowska żądza izolacji musiała ulec przed dążeniem narodów do zjednoczenia i uległa po walkach, które były tym straszliwsze, im osobliwszy był to naród, głęboko urażona i rozgo­ ryczona podporządkowaniem państwa żydowskiego obcej wła­ dzy. Z tym większym uporem naród żydowski nadal trzymał się swych statutowych nakazów religijnych; swe prawodawstwo wywodził bezpośrednio od wyłącznego Boga; w jego religii istot­ ną rolę odgrywało przestrzeganie niezliczonego mnóstwa postęp­ ków, pozbawionych wszelkiego sensu i znaczenia, a pedantyczno-niewolniczy duch narodu nawet najbardziej obojętnym po­ stępkom w życiu codziennym przepisywał odpowiednią regułę, całemu narodowi nadając wygląd zakonu mniszego - służba na rzecz Boga i cnoty była życiem pełnym przymusów pośród mar­ twych formuł, duchowi nie pozostawało nic innego jak uparta duma z tego posłuszeństwa niewolników wobec praw, które nie oni sami sobie nadali. Upór ów nie mógł jednak powstrzymać ich coraz szybszego upadku, a ich trudny los z dnia na dzień uginał się pod coraz liczniejszymi ciężarami. Całość uległa raz na zawsze rozerwaniu. Ich szał izolacji nie mógł stawić oporu zależności politycznej i wpływowi kontaktów z obcymi. Taki stan narodu żydowskiego musiał w ludziach ulepionych z lepszej gliny, któ­ rzy nie potrafili się zaprzeć swego poczucia własnej wartości, którzy nie potrafili żyć jak martwe automaty, którzy nie potrafili się pogodzić z furią poddaństwa, wzbudzić potrzebę bardziej wolnej aktywności i bardziej czystej samodzielności niż istnienie pozbawione samoświadomości, prowadzone z mniszą skrzętnością mechanizmu małostkowych obrzędów, w których nie ma du­ cha i istoty, potrzebę czegoś bardziej szlachetnego niż to niewol­ nicze rzemiosło. Natura burzyła się przeciwko temu stanowi i ro­

271

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

dziła najrozmaitsze reakcje, dość wymienić takie przykłady, jak zbójeckie bandy, jak bezlik mesjaszów, jak surowszy judaizm fa­ ryzeuszy, nabierający monastycznych rysów, jak powiązanie wolności i polityki z judaizmem, preferowane przez saduceuszy, jak braterskie, wolne od żydowskich namiętności i trosk życie eremickie esseńczyków, jak rozjaśnienie judaizmu piękniejszym kwieciem głębszej natury ludzkiej w platonizmie, wreszcie jak wystąpienie i publiczne nauczanie św. Jana, skierowane do całe­ go nąrodu - na ostatek pojawienie się Jezusa, który zło swego narodu zaatakował u samych źródeł, piętnując wyniosłą i wrogą izolację od reszty narodów, który zatem chciał go poprowadzić do Boga wszystkich ludzi, do powszechnej miłości między ludź­ mi, do rezygnacji z mechanicznego kultu, pozbawionego miłości i istoty: nowa nauka, którą głosił Jezus, właśnie dlatego stała się bardziej religią świata niż jego własnego narodu - dowód, jak głęboko Jezus pochwycił potrzeby swej epoki i jak głęboko Żydzi pogrążyli się w nieobecności dobra, która nie pozostawiała miej­ sca na ratunek, w furii duchowego poddaństwa. Jak dojrzewała kultura Jezusa - w tej interesującej kwestii nie doszły do nas żadne informacje; wystąpił on dopiero w wieku męskim, wolny od żydowskiej umysłowości, wolny od ciasnej gnuśności, która swą jedyną aktywność poświęca pospolitym potrzebom i wygodom, wolny od żądzy zaszczytów i od innych namiętności, dla których zaspokojenia musiałby zawrzeć kompro­ mis z przesądem i zdrożnością. Jego cała postawa wskazuje, że Jezus wychowywał się wprawdzie pośród swego narodu, ale, oddalony odeń, najwięcej zawdzięczał reformatorskiemu entuzja­ zmowi - który zapewne ożywiał go dłużej niż przez czterdzieści dni; jednocześnie sposób, w jaki Jezus postępuje i mówi, nie nosi na sobie śladów kultury czy religii żadnego innego narodu. Jezus pojawił się nagle, z radosną nadzieją, młodzieńczo ufny, że jego wystąpienie przyniesie sukces; jak się wydaje, nie oczekiwał opo­ ru, jaki stawiły mu głęboko zakorzenione przesądy Żydów; zda­ wał się zapominać o uśmierconym duchu wolnej religijności, o za­ wziętym szale poddaństwa swego narodu. Prostym słowem, ka­ zaniem, wędrując z miejsca na miejsce, zamyśla odwrócić serce swego zatwardziałego narodu; dwunastu uczniów, którzy niedłu­

272

POZYTYWNOŚĆ RELIGII CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

go się z nim znają, uważa za zdolnych doprowadzić do tego skut­ ku; swój naród uważa za dojrzały, by poruszyli go i zmienili tak niedojrzali ludzie, którzy w przyszłości ukażą jeszcze tyle słabych stron i którzy zapewne umieli tylko powtarzać słowa Jezusa. Dopiero skutkiem gorzkiego doświadczenia bezowocności jego starań wygasa młodzieńcza naiwność - Jezus zaczyna wówczas przemawiać z gorzką porywczością, rozdrażniony wrogim opo­ rem. O teokratycznej doskonałości, o Królestwie Bożym, którego Żydzi z nadzieją oczekiwali od przyszłości, o tym mówił im Je­ zus: nadeszło, jest obecne; dzięki tej wierze ono staje się rzeczy­ wistością, a każdy jego obywatelem. Po chłopsku wyniośli Żydzi mieli zarazem poczucie swej marności, które przez niewolniczy stosunek do własnych praw musieli uznawać za wieczne. Spra­ wić, by uwierzyli, że mimo swej nędznej rzeczywistości mogą być członkami Królestwa Bożego, że może do niego należeć syn proste­ go cieśli, wzbudzić w nich poczucie własnej wartości: było to nie­ zrównanym i trudnym zadaniem; wolność od jarzma prawa [sta­ nowiła] negatywny moment owej wiary. Dlatego Jezus stale ata­ kuje martwy mechanizm ich życia religijnego; prawo żydowskie uległo takiemu zepsuciu, że wynaleziono całe mnóstwo wybiegów, by obchodzić również te przepisy, które składały się na jego naj­ znamienitszą część. Jezus niewiele jednak mógł w konfrontacji ze zjednoczoną mocą głęboko zakorzenionej dumy narodowej, ob­ łudy i świętoszkowatości, wplecionych w cały ustrój, oraz opartej na nich władzy przywódców ludu. Jezus z zatroskaniem patrzył, jak udziałem jego entuzjastycznych usiłowań, by religijność swe­ go narodu nasycić wolnością i etycznością, staje się całkowite nie­ powodzenie, jak jego wysiłki, by przynajmniej w niektórych lu­ dziach rozniecić lepsze nadzieje i lepszą wiarę, by dzięki bardziej zażyłym kontaktom wykształcić ich dla samych siebie i dla wspie­ rania jego wysiłków, przyniosły nader dwuznaczny i niepełny rezultat (Mt 20, 20 - epizod, do którego doszło po kilkuletniej znajomości Jakuba i Jana z Jezusem; - Judasz. Nawet w ostatnich godzinach jego ziemskiego bytowania, kilka chwil przed tak zwanym wniebowstąpieniem, jego uczniowie nadal przejawiają żydowską nadzieję, że Jezus przywróci państwo Izraelitów, Acta

273

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

[Dz] 1, 6). Sam Jezus padł ofiarą nienawiści stanu kapłańskiego, która wybuchła przeciwko niemu, i urażonej próżności narodo­ wej swego narodu. Czymś zupełnie naturalnym jest oczekiwanie, że nowa nauka, którą głosił Jezus, podjęta przez żydowskie umysły, jakkolwiek wolna sama w sobie i raczej tylko polemiczna, musi się przeobra­ zić w coś pozytywnego - że, jakkolwiek by do tego miało dojść, stworzą sobie one z niej coś, czemu będą mogły poddańczo słu­ żyć. Religia, którą nosił w sobie Jezus, była, co łatwo dostrzec, czysta od ducha jego narodu; jego wypowiedzi, które trącą zabo­ bonem, na przykład słowa o władzy demonów nad ludźmi, część okrzyknęła straszliwym nonsensem, część chciała prostować ta­ kimi pojęciami, jak akomodacja, jak idee uwarunkowane przez ducha epoki itp.; o tego rodzaju wypowiedziach, które w naszych oczach muszą się jawić jako zabobon, musimy powiedzieć, że nie należą one do religii. Poza tym dusza Jezusa była wolna, niezależ­ na od przypadkowości, [była] miłością Boga i bliźniego - być świę­ tym, tak jak Bóg jest święty, oto jedyna konieczność. Owa czy­ stość religijna jest w Żydzie z pewnością godna najwyższego po­ dziwu; natomiast jego następcy wyrzekają się żydowskich przypadkowości, ale nie oczyszczają się z ducha zależności od tego rodzaju elementów w ogóle; niebawem z mów Jezusa, z epizodów, które przydarzyły się jego osobie, wywodzą dla siebie reguły, nakazy powinności, a wolne naśladownictwo nauczyciela prze­ mienia się w poddańczą służbę wobec mistrza. Czym są owe przypadkowości, które występują w sposobie postępowania i mówienia Jezusa - które, przypadkowe same w sobie, są traktowane i czczone jako coś świętego? Ponieważ nie zamierzamy tu dociekać, w jaki sposób ta czy inna nauka pozytywna znalazła się w chrześcijaństwie albo w ja­ ki sposób się zmieniała z czasem etc.22

22 W odniesieniu do kontynuacji por. pierwszą wersję, s. 162 i nast.

[NAJSTARSZY PROGRAM SYSTEMU NIEMIECKIEGO IDEALIZMU]1 (1796 lub 1797)

-etyka. Ponieważ w przyszłości cała metafizyka będzie na­ leżeć do moralności - czego Kant swymi obydwoma postu­ latami praktycznymi dał tylko przykład, niczego nie wy­ czerpując - przeto etyka ta będzie niczym innym jak całkowi­ tym systemem wszystkich idei czy też, co na jedno wychodzi, wszystkich postulatów praktycznych. Naturalnie, pierwszą ideą jest przedstawienie mnie samego jako absolutnie wolnej istoty. Z wolną, samoświadomą istotą występuje jednocześnie z nicości - cały świat: jedyne prawdziwe i możliwe do pomyśle­ nia stwórz en ie z nicości. - Tutaj zstąpię na pole fizyki; py­ tanie brzmi: jakiego rodzaju musi być świat dla istoty moralnej? Chciałbym znów dodać skrzydeł naszej powoli kroczącej fizyce, która mozoli się z eksperymentem. Gdy filozofia wskaże idee, doświadczenie, dane, będziemy mogli w końcu mieć fizykę, jakiej oczekuję od późniejszych epok. Nie wydaje się, by dzisiejsza fizyka mogła zadowolić twórczego ducha, jakim nasz duch jest czy powinien być. Od natury przechodzę do ludzkiego dzieła. Najprzód idea ludzkości, chcę pokazać, że nie istnieje idea państwa, po­ nieważ państwo jest czymś mechanicznym, tak samo jak nie istnieje idea maszyny. Ideą zwie się jedynie to, co stanowi przed­ miot wolności. Musimy zatem wyjść poza państwo! - Albowiem każde państwo musi wolnych ludzi traktować jako mechaniczne trybiki; a nie powinno tego czynić; zatem powinno ustać. Wi­ dzicie więc, że wszelkie idee, takie jak idea wiecznego pokoju itd., pozostają tu ideami podporządkowanymi wyższej idei. Jednocześnie chcę tu zawrzeć zasady historii ludzkości i do samego dna obnażyć nędzne dzieło ludzkie, jakim jest państwo, ustrój, rząd, prawodawstwo. Na końcu pójdą idee świata moral­ 1 Hoffmeister (red.), Dokumente zu Hegels Entwicklung, ss. 219-221; Schüler: nr 56 (początek lata 1796). - Datowanie Pöggelera: 1796 lub pierwsze miesiące 1797.

275

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nego, Boga, nieśmiertelności - obalenie wszelkiego zabobonu, prześladowanie kapłaństwa, które ostatnimi czasy pozoruje ro­ zum, przez sam rozum. - Absolutna wolność wszystkich duchów, które niosą w sobie intelektualny świat i nie mogą poza sobą szukać ani Boga, ani nieśmiertelności. Wreszcie, idea, która wszystko jednoczy, idea piękna, ter­ min rozumiany w wyższym, platońskim znaczeniu. Jestem prze­ konany, że najwyższym aktem rozumu, aktem, w którym rozum obejmuje wszystkie idee, jest akt estetyczny, że p ra wda i do­ bro spokrewniają się tylko w pięknie. Filozof musi mieć tyle samo siły estetycznej co poeta. Ludzie bez zmysłu estetycz­ nego są naszymi filozofami litery. Filozofia ducha jest filozofią es­ tetyczną. W żadnej kwestii nie można być błyskotliwym, nawet na temat historii nie można błyskotliwie rozprawiać - bez zmysłu estetycznego. Ma się tu ujawnić, czego właściwie brakuje ludziom, którzy nie rozumieją idei - i dość szczerze wyznają, że pozostaje dla nich ciemne wszystko, co wykracza poza tabele i wykazy. Poezja uzyska dzięki temu wyższą godność, na koniec stanie się tym, czym była na początku - nauczycielką ludz­ kości; albowiem nie będzie już filozofii, nie będzie już histo­ rii, jedynie sztuka poetycka przeżyje wszystkie pozostałe nauki i sztuki. W tym samym czasie słyszymy tak często, że pospólstwo musi mieć zmysłową religię. Nie tylko pospólstwo, również fi­ lozof jej potrzebuje. Monoteizm rozumu i serca, politeizm wy­ obraźni i sztuki - oto czego nam potrzeba. Najpierw powiem tu o idei, której bodaj nie słyszało jeszcze żadne ucho - musimy mieć nowa mitologię, ale mitologia ta musi pozostawać w służbie idei, musi stać się mitologią rozumu. Zanim nie uczynimy idei ideami estetycznymi, to znaczy mi­ tologicznymi, 1 u d nie będzie się nimi interesować; i odwrotnie, zanim mitologia nie stanie się mitologią rozumową, filozof musi się jej wstydzić. Oświeceni i nieoświeceni muszą sobie w końcu podać rękę, mitologia musi stać się filozoficzną, lud musi stać się rozumnym, filozofia zaś musi stać się mitologiczną, aby filozofów uczynić zmysłowymi. Wtedy zapanuje między nami wieczysta jedność. Nigdy pogardliwego spojrzenia, nigdy ślepego drżenia

276

NAJSTARSZY PROGRAM SYSTEMU NIEMIECKIEGO IDEALIZMU

ludu przed jego mędrcami i kapłanami. Wtedy dopiero czeka nas jednakie kształcenie wszystkich sił, zarówno jednostki, jak i wszystkich indywiduów. Żadna siła nie będzie już tłumiona. Wtedy zapanuje powszechna wolność i równość duchów! Wyższy duch, zesłany przez niebiosa, musi założyć pośród nas tę nową religię, będzie ona ostatnim, największym dziełem ludz­ kości.

[DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS] (1798-1800) [Duch judaizmu] Od1 Abrahama, prawdziwego protoplasty Żydów, zaczynają się dzieje tego narodu, to znaczy: jego duch stanowi jedność, duszę, która kierowała wszelkimi losami potomków Abrahama, i przeja­ wia się w różnorakiej postaci, czy to prowadząc walkę z różnora­ kimi siłami, czy to doznając zanieczyszczenia przez wchłanianie obcej istoty, gdy ulegał przemocy bądź pokusie; zatem w różnora­ kiej formie, w jakiej się zbroił i wiódł swe spory czy nosił pęta, nakładane mu przez silniejszych; którą to formę zwiemy losem. Po owej drodze, którą postępował rozwój ludzkiego rodu przed Abrahamem, po tym istotnym okresie, w którym brutalność, będąca następstwem utraty stanu naturalnego, na różne sposoby usiłowała powrócić do zburzonego zjednoczenia, po owej drodze zachowały się dla nas jedynie nieliczne, ciemne ślady. Wrażeniem, jakie wywarł na ludzkich umysłach biblijny potop, musialo być głębokie rozdarcie, skutkiem zaś naj ogromniej sza niewiara co do , * natury która, przedtem przyjazna czy spokojna, zachwiała równowagę swych żywiołów, by wiarę, którą pokładał w niej ród ludzki, odwzajemnić teraz najbardziej niszczycielską, nieprzezwy­ ciężoną, najbardziej nieodpartą wrogością i w swym wrzeniu ni­ czego nie oszczędzić, bez różnicy, którą wyznaczałaby miłość, lecz na wszystko rozlać się dzikim spustoszeniem. Opowieść napomy­ ka o pewnych zjawiskach, reakcjach, do których doszło pod wra­ żeniem tej powszechnej zagłady, spowodowanej przez wrogie ży­ wioły. By człowiek mógł sprostać wybuchom wrogiej teraz natu­ ry, musiał nad nią zapanować; a ponieważ [rozdwojona] całość 1 Nohl: ss. 243-245; Schiller: nr 77 (lato/jesień 1798). * [przekreślone:] gdyż dla człowieka o czystym usposobieniu nie ma nic bardziej oburzającego niż widok człowieka zabitego - czy to zgodnie z wyrokiem i prawem, czy bezprawnie - przez fizyczną przemoc, przed którą nie może się on obronić.

278

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

może być2 rozdwojona jedynie w idei i w rzeczywistości, przeto najwyższa jedność, osiągnięta dzięki zapanowaniu, jest obecna w czymś pomyślanym albo w czymś rzeczywistym. Noe w myśli scalił rozerwany świat; swój pomyślany ideał uczynił bytem, po czym postawił naprzeciw niego wszystko jako pomyślane, to znaczy jako opanowane, ideał obiecał służące mu żywioły tak utrzymywać w ich granicach, by żaden potop nie przyniósł już 'udziom zniszczenia; pośród istot żywych, które są zdolne do takiego zapanowania, ideał narzucił ludziom prawo, nakaz ogra­ niczania samych siebie, tak by się wzajemnie nie mordowali; kto by te granice przekroczył, ten niech podlega jego władzy i stanie się zatem istotą pozbawioną życia; swe zapanowanie nad czło­ wiekiem wynagradzał mu natomiast panowaniem nad zwierzę­ tami; a jeśli wprawdzie sankcjonował to jedno rozdarcie świata istot żywych, uśmiercanie roślin i zwierząt, wymuszone przez niedolę wrogie poczynania czynił zaś uprawnionym panowaniem, to jednak istoty żywe honorował jeszcze o tyle, że zakazywał spo­ żywania krwi zwierząt, ponieważ jest w niej życie, dusza zwie­ rząt, Rdz 9, 4. Nimrod (jeśli możemy tu z mojżeszowymi doniesieniami połączyć stosowne przedstawienie jego dziejów, którego dokonuje Josephus, Jiid[ische] Altertfiimer], tom 1, rozdz. 4) w przeciwstaw­ ny sposób zaprowadził jedność w człowieku, ustanowił go bytem, który resztę rzeczywistości czyni czymś pomyślanym, to znaczy uśmiercił go, opanował; Nimrod starał się nad naturą zapanować do tego stopnia, by nie mogła się ona stać groźna dla ludzi; wszedł w stan obrony przed nią, „szaleńczo odważny mąż, polegający na swym mocarnym ramieniu; na wypadek, gdyby Bóg znów miał ochotę zalać świat wodami potopu, zagroził, że nie będzie szczę­ dził sił i środków, by mu stawić dostateczny opór; postanowił bowiem, że zbuduje wieżę, która miała sięgać znacznie wyżej, niż kiedykolwiek mogłyby się wzbić bałwany i fale, tym sposobem chciał pomścić zagładę swych przodków (wedle innej legendy, Eupol[emos] u Euzebiusza3, wieżę mieli zbudować ci, którzy się 2 „sein"; Nohl: „werden" („stać się"). •’ Euzebiusz z Cezarei, Praeparatio evangelica, 9, 17.

279

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

uchowali przed potopem); perswadował ludziom, że wszystko, co dobre, sami zdobyli dzięki swej dzielności i potędze; i tak odmienił wszystko, po czym wkrótce wprowadził tyranię". Lu­ dzi, którzy stali się sobie wzajem obcy, którzy stali się nieufni, którzy chcieli się rozproszyć, Nimrod nie zjednoczył w radosne towarzystwo, ufne w stosunku do siebie i do natury, ale utrzymał ich razem, jakkolwiek siłą. Przed potopem bronił się murami, był myśliwym i królem. Żywioły, zwierzęta i ludzie w walce z niedo­ lą musieli zatem znosić prawo potężniejszego - ale kogoś, kto jest żywą istotą. Przed wrogą mocą Noe zabezpieczył się w ten sposób, że ją i siebie podporządkował czemuś mocarniejszemu, Nimrod, że sam ją okiełzał; obaj zawarli z wrogiem pokój oparty na niedoli i tym sposobem uwiecznili wrogość; żaden nie pojednał się z wrogiem tak jak piękniejsza para, Deukalion i Pyrra, [którzy] po mitycznym potopie zaprosili ludzi znów do przyjaźni ze światem, do natury, dzięki radości i uciesze uczynili ich niepomnymi niedoli i wrogo­ ści, zawarli pokój oparty na miłości, zostali protoplastami pięk­ nych narodów, a swą epokę uczynili matką nowo narodzonej natury, która zachowuje kwiecie swej młodości. Abraham4, urodzony w Chaldei, już w młodzieńczych latach opuścił z ojcem swą ojczyznę; na równinach Mezopotamii rozstał się także ze swą rodziną, by żyć jako całkowicie samodzielny, nieza­ leżny człowiek, sobie samemu będący sterem, nie znieważony czy odepchnięty, bez bólu, przejawiającego się, gdy człowieka spotka bezprawie albo okrucieństwo, trwałą potrzebą miłości, która, wprawdzie zraniona, ale nie utracona, poszukuje nowej ojczyzny, by w niej rozkwitnąć i radować się z samej siebie. Pierwszym aktem, dzięki któremu Abraham zostaje protoplastą narodu, jest rozstanie, które zrywa więzy współżycia i miłości, wszelkie relacje, w których Abraham dotychczas żył z ludźmi i naturą; te piękne związki z lat młodości (Joz 24, 3) Abraham odepchnął od siebie. Nohl: ss. 245-260; Schüler: nr 79 (pierwsza wersja, jesień 1798) oraz nr 82 (ostateczna wersja, jesień/zima 1798/99).

280

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

Również Kadmos, Danaos itd. opuścili swą ojczyznę, ale [opu­ ścili ją] w walce; poszukiwali ziemi, gdzie byliby wolni, by móc miłować; Abraham n i e chciał miłować i być dzięki temu wolnym człowiekiem; tamci, by móc żyć w nie splamionym, pięknym zjed­ noczeniu, które w ich kraju nie było im już dane, bogów tych zabrali ze sobą - Abraham chciał być wolny od samych tych re­ lacji; tamci swymi łagodnymi kunsztami i obyczajami przyciągnęli do siebie bardziej surowych tubylców i połączyli się z nimi w ra­ dosny i towarzyski naród. Właśnie duch, który odwiódł był Abra­ hama od jego krewnych, kierował nim pośród obcych narodów, z którymi [Abraham] stykał się w trakcie swego żywota - duch, który kazał mu się ostro przeciwstawiać wszystkiemu, myśl, któ­ ra wzniosła się na poziom jedności zapanowującej nad nieskoń­ czoną, wrogą naturą, wrogość może bowiem wejść jedynie w re­ lację panowania. Abraham błąkał się ze swymi stadami po bez­ granicznych ziemiach, z których ani kawałka nie przybliżył sobie uprawą, upiększeniem, nie polubił, nie przyjął jako części swo­ jego świata; tylko jego trzoda spasała te grunty. Woda spoczy­ wała w głębokich studniach, bez ożywczego ruchu; z mozołem ją wydobywano, drogo ją kupowano czy wywalczano, wymuszona od innych własność, w niedoli potrzebna Abrahamowi i jego trzo­ dzie. Gaje, które często dawały mu cień i ochłodę, wkrótce znów opuszczał, miewał w nich wprawdzie teofanie, w których po­ jawiał się mu jego cały wzniosły obiekt, ale nie przebywał w nich z poczuciem miłości, która by je czyniła wartymi boskości i uczestniczącymi w boskości. Był człowiekiem obcym na ziemi, tak wobec gruntów, jak i wobec ludzi, pośród których zawsze był i pozostał obcoplemienny; [ale] nie był tak od nich oddalony i nie­ zależny, by w ogóle nie musiał o nich wiedzieć, by w ogóle nie miał z nimi nic wspólnego; kraj był już tak zaludniony, że podczas swych wędrówek Abraham wciąż stykał się z ludźmi, którzy już się zjednoczyli w niewielkie narody, [wszelako] Abraham nie wszedł w takie związki; potrzebował od nich również ziarna, mimo to bronił się przed swym losem, który mu nakazywał osia­ dłe współżycie z innymi. Abraham trzymał się swej izolacji, którą podkreślał również swą cielesną odrębnością, jaką narzucił sobie i swym potomkom. W otoczeniu mocarniejszych, jak w Egipcie czy

281

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

w Gerar, u królów, którzy nie mieli złych zamiarów, nieufny Abraham pomagał sobie podstępem i dwuznacznością - gdy uwa­ żał, że jest potężniejszy, jak w stosunku do pięciu królów, doby­ wał miecza. Z innymi, którzy nie ściągnęli nań niedoli, z troską starał się utrzymywać prawe stosunki. Kupował, czego mu było potrzeba; nie przyjął daru od dobrodusznego Efrona, który chciał mu użyczyć miejsca na pochówek Sary, i uniknął uwikłania w re­ lację wdzięczności wobec równego sobie męża. Swemu synowi nie pozwolił poślubić żadnej z mieszkanek Kanaanu, lecz spro­ wadził mu żonę spośród swych krewnych, którzy mieszkali w od­ ległych stronach. Cały absolutnie przeciwstawiany świat swój fundament, by nie być nicością, miał w Bogu, który pozostawał obcy światu i w którym żadna cząstka natury nie miała udziału, w Bogu, któ­ ry nad wszystkim panował. Jemu także zawdzięczał Abraham, który przez Boga wchodził tylko w pośrednie relacje ze światem, w jedyny możliwy dla Abrahama rodzaj związków ze światem, swą przeciwstawiającą się całemu światu postawę, która jako taka nie mogłaby istnieć bez Boga; ideał Abrahama ujarzmił dlań świat, darował mu ze świata tyle, ile Abrahamowi było potrzeba, a w sto­ sunku do reszty zapewniał mu poczucie bezpieczeństwa. Jedynie miłować Abraham nie potrafił niczego; nawet miłość, jedyna miłość, którą odczuwał, miłość do własnego syna, i nadzieja po­ tomstwa, jedyny sposób, w jaki mógł przedłużyć swe bycie, je­ dyny rodzaj nieśmiertelności, jaki Abraham znał i jakiego w na­ dziei oczekiwał, mogły go uwierać, zakłócać jego umysł, który od wszystkiego się izolował, i wprowadzać go w niepokój, który pewnego razu wzmógł się tak bardzo, że Abraham chciał znisz­ czyć również tę miłość i uspokoił się tylko dzięki pewności po­ czucia, że owa miłość nie jest na tyle mocna, by umiłowanego syna nie mógł własnymi rękoma zarżnąć. Ponieważ sam Abraham nie mógł urzeczywistnić jedynej możliwej relacji, jaka jest możliwa wobec przeciwstawianego sobie, nieskończonego świata, mianowicie relacji panowania, przeto relacja ta pozostawała w gestii jego ideału; wprawdzie sam Abra­ ham również podlegał jego panowaniu, ale on, w którego duchu tkwiła idea, on, który jej służył, cieszył się łaską swego ideału -

282

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

a ponieważ źródłem jego bóstwa była pogarda Abrahama wobec całego świata, przeto również Abraham był jedynym, który do­ świadczał łaski. Dlatego Bóg Abrahama w istotny sposób różni się od lar i bóstw narodowych; rodzina, która czciła swe lary, naród, który czcił swe bóstwo narodowe, wprawdzie również się izolo­ wały, wydzielały pewną część, by ze swojej5 części wykluczyć po­ zostałych, ale przy tym dopuszczały zarazem inne części, nie za­ strzegały dla siebie całej niezmierzoności i nie przeganiały z niej wszystkiego, lecz przyznawały innym prawa równe swym włas­ nym, i uznawały lary i bóstwa innych jako lary i bóstwa; natomiast w zazdrosnym Bogu Abrahama i jego potomków kryło się strasz­ liwe żądanie, aby był on jedynym Bogiem i aby naród ten był jedynym narodem, który ma Boga. W przypadku jednak, gdy jego potomkom było dane, by ich rzeczywistość mniej odbiegała od ich ideału, gdy sami mieli dość mocy, by urzeczywistniać swą ideę jedności, panowali jako naj­ bardziej oburzający, najbardziej zatwardziali tyrani, bez poszano­ wania tępiący wszelkie życie; albowiem tylko nad śmiercią unosi się jedność. I tak też z sataniczną obrzydliwością synowie Jakuba, których mieszkańcy Sychem starali się na powrót udobruchać bezprzykładną dobrotliwością, pomścili hańbę swej siostry; do ich rodziny wmieszał się ktoś obcy, wszedł z nimi w związek i tym sposobem chciał zakłócić ich izolację. Poza nieskończoną jedno­ ścią, w której nikt prócz nich, ulubieńców, nie może uczestniczyć, wszystko jest materią - głowa Gorgony wszystko przemieniała w kamień - tworzywem pozbawionym miłości i wyjętym spod prawa, czymś przeklętym, co w taki też sposób, jeśli tylko nie brakuje siły, zostaje potraktowane i czemu, gdy chciało się sprze­ ciwiać, natychmiast wskazywano jego miejsce Zdobywszy władzę w Egipcie, Józef [wjprowadził hierarchię polityczną, ustawiającą wszystkich Egipcjan względem faraona w stosunku, który, w jego idei, wszystko odnosił do jego Boga Józef urzeczywistnił swe bóstwo. Dzięki zbożu, które sami mu ofiarowali i którym żywił ich w czasach klęski głodu, Józef przejął wszystkie ich pieniądze, potem wszelką ich trzodę, ich konie, ich 5 „ihrein"; Nohl: „seinent" („jej").

283

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

owce i kozy, ich rogaciznę i ich osły, potem wszelką ziemię i ich samych; w tej mierze, w jakiej mieli egzystencję, uczynił ją włas­ nością faraona . * Losowi, z którym walczył Abraham, a także jeszcze Jakub - lo­ sowi, który każę mieć stałą siedzibę i trzymać się jakiegoś narodu - koniec końców uległ Jakub, a im bardziej wchodził on w ten sto­ sunek skutkiem niedoli, wbrew własnemu duchowi i za sprawą przypadku, tym ciężej musiało to godzić w niego samego i w jego potomków. Duch, który wywiódł ich z egipskiej niewoli, a potem zorganizował w niezależny naród, od tej chwili działa i rozwija się w liczniejszych stosunkach, niż przejawiał się wśród prostszych rodów, a dzięki temu nabiera jeszcze bardziej zdecydowanego charakteru i pociąga za sobą bardziej wielorakie następstwa. Nie możemy się tutaj, podobnie jak we wcześniejszych wy­ wodach, zająć pytaniem, w jaki sposób można by naszym in­ telektem uchwycić owo wyzwolenie się Izraelitów - wszelako mając je takim, jakim odzwierciedliła je wyobraźnia i pamięć Żydów, możemy powiedzieć, że przejawił się w nim ich duch. Gdy Mojżesz, w samotności uniesiony zapałem wyzwolenia swe­ go narodu, udał się do najstarszych między Izraelitami i opowie­ dział im o swych zamiarach, jego boskie powołanie znalazło ak­ ceptację nie dzięki nienawiści ich umysłów do ucisku, nie dzięki tęsknocie za powietrzem i wolnością, lecz dzięki kilku sztuczkom, którymi ich zadziwił i które później z równą biegłością wykony­ wali egipscy sztukmistrze. Czyny Mojżesza i Aarona działały na ich braci, podobnie jak na Egipcjan, niczym jakaś moc, i widzimy, jak Egipcjanie bronią się przed ujarzmieniem przez nią. Większa surowość, z jaką zaczęto traktować Żydów po pierw­ szym spotkaniu Mojżesza z faraonem, nie rozdrażniła ich moc­ niej, jedynie pogłębiła ich cierpienie; Żydzi nie stali się bardziej gniewni niż w stosunku do Mojżesza, którego przeklinali (Wj 5, 21; 6, 9). Mojżesz działa w pojedynkę, zgodę na wyjście z Egiptu uzyskuje dzięki strachowi faraona, któremu wiara Żydów nie * [przekreślone:] Jak się zdaje, ani w sferze pojęć, ani w sferze doznań Józefa nie występowała jakakolwiek egzystencja, która nie {polegałaby} na fizycznej zależności.

284

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

pozwala zapomnieć o własnym strachu i żałować wymuszonej decyzji, jego słowa zaś, które nie podporządkowują się żydow­ skiemu Bogu, w oczach samych Żydów są rezultatem jego dzia­ łania. Bóg czyni dla Żydów coś wielkiego, lecz o n i nie przecho­ dzą do bohaterskich czynów; za nich cierpią Egipcjanie najroz­ maitsze plagi i nędzę, Żydzi odchodzą pośród powszechnego lamentu, ponaglani przez nieszczęśliwych Egipcjan (Ex [Wj] 12, 33-34), sami jednak przejawiają jedynie radość z cudzej krzywdy, niczym tchórz, którego wróg został powalony, lecz nie przez niego, jedynie świadomość dla nich zadanego bólu, a nie świadomość dzielności, która potrafi uronić łzę nad nędzą, jaką musi wyrządzić; ich rzeczywistość jest niesplamiona, ale ich duch musi się cieszyć z lamentu, który przyniósł im takie korzy­ ści. Żydzi tryumfują, ale nie walczyli; Egipcjanie ulegają, ale nie przed siłą swych wrogów, ulegają jak ktoś, kogo otruto czy kogo zamordowano, gdy spał, ulegają niewidzialnemu atakowi, a Izra­ elici, z umówionym znakiem na swych domostwach i z korzyścią, którą przyniosła im cala ta nędza Egipcjan, wyglądają jak osła­ wiony złodziej, grasujący podczas dżumy w Marsylii. Jedyny czyn, jaki Mojżesz przewidział dla Izraelitów, polegał na tym, by ostat­ niego wieczora przed wyjściem z ziemi egipskiej pożyczyli od sąsiadów i przyjaciół srebrne i złote przedmioty, ich zaufanie od­ wzajemniając kradzieżą. Trudno się dziwić, że naród żydowski, który, zdobywając wolność, zachował się w najbardziej niewolniczy sposób, później, gdy napotykał jakiekolwiek trudności czy zagrożenia, swym ża­ lem, że opuścił ziemię egipską, i pragnieniem, by znów do niej powrócić, okazywał, że w chwili, gdy się wyzwalał, był pozbawio­ ny duszy i własnej potrzeby wolności. Wyzwoliciel swego narodu został również jego prawodawcą - [co] nie mogło oznaczać niczego innego niż: człowiek, który oswobodził go od jednego jarzma, nałożył mu drugie. Bierny naród, który by sam sobie nadał prawa, byłby sprzecznością. Zasadą, na której opierało się całe prawodawstwo, był duch odziedziczony po przodkach - nieskończony obiekt, kwintesen­ cja wszystkich prawd i wszystkich relacji, zatem właściwie ów duch jedynym, nieskończonym subiektem, ponieważ możemy go

285

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

nazwać obiektem dopiero wówczas, gdy założymy człowieka z podarowanym mu życiem i gdy człowiek oznacza żywy, abso­ lutny subiekt - by tak rzec, jedyna w swym rodzaju synteza, a an­ tytezą naród żydowski z jednej strony oraz cała reszta ludzkiego rodu i świat z drugiej. Obie antytezy są prawdziwymi, czystymi obiektami, tym, czym pozostają względem czegoś znajdującego się poza nimi, czegoś nieskończonego, pozbawionymi treści i pu­ stymi, pozbawionymi życia, bynajmniej nie martwymi - niczym [, a] czymś tylko w tej mierze, w jakiej nieskończony obiekt czyni je czymś, czymś uczynionym, nie bytem, który nie ma życia, prawa, miłości dla siebie . * Powszechna wrogość pozostawia jedy­ nie zależność fizyczną, egzystencję zwierzęcą, którą zatem moż­ na zabezpieczyć tylko kosztem pozostałej i którą Żydzi otrzymali jako lenno. Owa wyjątkowość, owo oczekiwane, izolowane bez­ pieczeństwo nieuchronnie wynikają z nieskończonego rozdziele­ nia; a ów dar, owo wyzwolenie z egipskiej niewoli, posiadanie kraju płynącego mlekiem i miodem, zapewnione jedzenie, picie i spółkowanie oznaczają prawo Boga do czci; jakim tytułem cześć, taka i cześć; tytułem zaradzenie niedoli, czcią poddaństwo. Nieskończony subiekt musiał być niewidzialny; albowiem wszystko, co widzialne, pozostaje czymś ograniczonym; gdy Mojżesz nie miał jeszcze Namiotu Spotkania, pokazywał Izraeli­ tom tylko ogień i chmury, które mieniąc się coraz to nowymi, nieokreślonymi kształtami, zaprzątały spojrzenie, nie przykuwa­ jąc go do jakiejś jednej formy. Wizerunkiem bogów były dla nich właśnie kamień czy drewno - które nie widzą, nie słyszą itd., zdaje się im, że dzięki tej litanii są cudownie mądrzy, i pogardzają nim, ponieważ ich nie leczy, i nie przeczuwają nic z jego ubóstwienia w oglądzie miłości i w syceniu się pięknem. Skoro żadnej formy dla doznawania, zaduma, cześć niewi­ dzialnego obiektu musiała jednak otrzymać kierunek i granice, które zawierały w sobie ów obiekt - Mojżesz nadał je dzięki Miej­ scu Najświętszemu w Namiocie Spotkania, a potem dzięki Miej* Kapłani Kybele, wzniosłego bóstwa, które pozostaje wszystkim, co jest, co było i co będzie, którego zasłony nie podniósł żaden ze śmiertelnych - jej kapłani byli wykastrowani, pozbawieni męskości cielesnej i duchowej.

286

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

scu Najświętszemu w Świątyni. Pompejusza zapewne ogarnęło zdziwienie, gdy się zbliżył do serca Świątyni, do centralnego miejsca adoracji, w którym miał nadzieję poznać źródło ducha na­ rodowego, ożywiającą duszę tego wyróżnionego narodu, dostrzec istotę, ku której zwraca się jego zaduma, coś sensownego, co budzi jego szacunek, ale wchodząc w tajemnicę, rozczarował się, jeśli chodzi o to drugie, tamtą zaś znalazł w pustej przestrzeni. Poza tym zawsze należało przypominać, w każdej radości, w każdej ludzkiej aktywności, o nie-byciu człowieka i o nikłości egzystencji, otrzymanej dzięki łasce. Z wszelkich płodów ziemi każdy musi dziesiątą część składać Bogu jako znak boskiego pra­ wa własności i jako jego udział; do Boga należało wszelkie pierworodztwo, które można było wykupić. Ciało, które było im tyl­ ko wypożyczone i właściwie nie należało do nich, każdy musi utrzymywać w czystości, tak jak lokaj ma w czystości utrzymy­ wać liberię, którą mu daje pan, wszelkie zanieczyszczenie [musiało] zostać przejednane, to znaczy poprzez poświęcenie jakiejś rzeczy, którą Izraelita nazywał swoją, [musiało] zostać uznane, że zmiana cudzej własności była uzurpacją i czymś, co niezgodne z prawem, że Izraelicie w ogóle nie przysługuje żadna własność. Co zaś całkowicie należało do niego [mianowicie do Boga], to było dla Izraelity całkowitą świętością, jak poczynione na wrogach zdobycze i łupy, w których pełne posiadanie wchodził on w ten sposób, że je unicestwiał. Cały trzon narodu izraelickiego stanowiło to, za co się on tylko po części uważał i jakim siebie samego w ogólności określał; mia­ nowicie za całkowitą, ale służebną własność ich Boga , * które to sługi były żywione tylko przez swego pana, bezpośrednio trosz­ czyły się o jego gospodarstwo, stanowiły jego poborców w całym kraju i jego posługaczy domowych, miały bronić jego praw i zaj­ mowały różnorakie stanowiska, od wykonawcy najniższych po­ sług do bezpośredniego ministra. Ten ostatni sam nie był strażni­ kiem tajemnicy - a tylko strażnikiem rzeczy tajemnych - był nim w tak niewielkim stopniu, w jak niewielkim stopniu pozostali * W pełne posiadanie - unicestwienie - własności, która miała mu służyć, pan nie mógł wejść, musiała ona wszak zachować przynajmniej wegetację.

287

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

kapłani mogli się uczyć i nauczać czegoś innego niż służba. Sama tajemnica była czymś na wskroś obcym, w co żaden człowiek nie [był] wtajemniczony i od czego mógł tylko zależeć; przy czym ukrytość Boga w Miejscu Najświętszym ma zupełnie inny [sens] niż tajemnica bóstw eleuzyńskich. W Eleuzis przed nikim nie za­ mykano wizerunków, nikomu nie wzbraniano uczuć, zachwytu i zadumy, nikogo nie wykluczano od tych objawień Boga, mówić o nich nie można było, gdyż słowa by je sprofanowały; o swej służbje, jej rzeczach, jej działaniach, jej prawach Izraelici zapew­ ne mogli paplać (Pwt 30, 11), albowiem nie ma w niej nic świę­ tego, świętość była na wieki poza nimi, nie widziana i nie odczu­ wana. Zjawiska, które towarzyszyły uroczystemu nadaniu praw na górze Synaj, tak ogłuszyły wszystkich Żydów, że poprosili Moj­ żesza, by ich nie prowadził tak blisko Boga, by im tego oszczędził, lecz niech tylko sam z nim rozmawia, a potem im przekaże jego polecenia. Trzy wielkie coroczne święta, którym uroczysty charakter nadawano głównie posiłkami i tańcami, są najbardziej ludzkim elementem mojżeszowego ustroju; nader charakterystyczna jest wszakże uroczystość obchodzona każdego siódmego dnia; niewol­ ników musi cieszyć wypoczynek od pracy, po sześciu znojnych dniach dzień, w którym nie trzeba nic robić; ale żeby wolni, żywi ludzie cały dzień spędzali po próżnicy, w biernej jedności ducha, a czas poświęcony Bogu czynili pustym czasem, i pozwalali, by ta próżnica tak często się powtarzała - coś takiego mogło wpaść do głowy jedynie prawodawcy narodu, dla którego smętna, nie odczuwana jedność [jest] najwyższą rzeczą, jaka sześciodniowe życie ich Boga w nowym życiu świata przeciwstawia ich Bogu, traktując je jako obce mu wyjście z siebie i każąc mu po nim wypocząć. Zważywszy na tę powszechną bierność, poza poświadczaniem swej służebności nie pozostawało im nic prócz nagiej, pustej potrzeby zachowania fizycznej egzystencji i zabezpieczenia jej przed niedolą. Potem zachowywali ją wraz z życiem, niczego więcej nie chcieli; otrzymali za siedzibę kraj, który płynął mlekiem i miodem; jako osiadły i rolniczy naród chcieli mieć na własność

288

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

kraj, który ich ojcowie chcieli tylko przemierzać jako pasterze, dzięki takiemu sposobowi życia nie niepokojąc skupiających się w miastach, kiełkujących narodów, które również im pozwalały spokojnie wypasać swój dobytek na nie uprawianej ziemi i które, gdy już zaprzestawali wędrówki w ich stronach, otaczały czcią ich groby; ich potomkowie nie powrócili już jako nomadowie; ulegli losowi, z którym tak długo walczyli ich nomadyczni przodkowie i którym to oporem coraz bardziej rozgoryczali swego ducha i du­ cha swego narodu. Wprawdzie porzucili sposób życia swych przodków, ale jakimże sposobem miałby z nich wyparować ich duch? Musiał się on stawać w nich tym mocarniejszy i tym strasz­ liwszy, że dzięki zmienionym potrzebom znikła główna przegro­ da między ich własnymi obyczajami i obyczajami innych naro­ dów; i żadna inna moc nie stała już na przeszkodzie zjednocze­ niu z nimi poza samymi ich umysłami; niedola czyniła ich wrogami, ale wrogość nie mogła iść dalej niż niedola, nie mogła wyjść poza wymuszenie zgody na osiadły tryb życia pośród Kananejczyków; znikła różnica, jaka dzieli sposób życia ludów pasterskich i sposób życia rolników; ludzie pozostają jednią dzię­ ki swemu czystemu duchowi; tylko duch Żydów odróżniał ich od Kananejczyków; ów demon nienawiści kazał im całkowicie wytępić dawnych mieszkańców; również w tym przypadku honor natury ludzkiej uratowała po części okoliczność, że Ży­ dzi, choć ich najgłębszy duch uległ wypaczeniu i przeobraził się w nienawiść, swej pierwotnej istoty jednak nie wyparli się cał­ kowicie, a swego wypaczenia dokonali nie w pełni konsekwent­ nie, nie całkowicie; Izraelici pozostawili wszak przy życiu mnó­ stwo mieszkańców, złupionych co prawda i traktowanych jako niewolnicy. Ci, którym śmierć na pustyni nie pozwoliła dotrzeć do ziemi obiecanej, nie spełnili swego przeznaczenia, idei swego istnienia; ich życie było bowiem podporządkowane celowi, nie było życiem istniejącym samo dla siebie, życiem wystarczającym samo sobie, stąd ich śmierć mogła być postrzegana jedynie jako zło i, gdy wszystko podlega panu, jedynie jako kara. Od służby wojskowej zwolnieni byli wszyscy, którzy jeszcze nie zamieszkali w swym nowo zbudowanym domu, nie zjedli

289

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

jeszcze winogron z nowo założonej winnicy, z oblubienicą nit urządzili jeszcze wesela - oni bowiem, na których teraz czekało życie, postąpiliby idiotycznie, gdyby dla rzeczywistości zaryzyko­ wali całą możliwość, warunek życia; dla własności i egzystencji narażać tę własność i tę egzystencję jest sprzecznością; jedynie spośród heterogenicznych rzeczy można jedną poświęcać dla dru­ giej; własność i egzystencję tylko dla czci, wolności czy piękna, dla czegoś wiecznego; ale Żydzi nie partycypowali w niczym, co by miało charakter wieczności. Mojżesz przypieczętował swe prawodawstwo na orientalny sposób piękną groźbą utraty wszelkiej uciechy i wszelkiego szczę­ ścia; przed poddańczego ducha przywiódł obraz niego samego, przerażenie mocą fizyczną. Inna refleksja nad ludzkim duchem, inny rodzaj świadomo­ ści nie występuje wśród praw religijnych, a Mendelsohn6 poczy­ tuje to swojej wierze za wielką zasługę, że nie nakazuje ona żad­ nych prawd wiecznych. Że Bóg istnieje - stwierdzenie to stoi na czele praw państwowych, a jeśli nakazaną w tej formie treść można by nazwać prawdą, to zapewne dałoby się powiedzieć: jakaż głębsza prawda istnieje dla poddanych od tej, że mają oni pana. Ale Mendelsohn ma rację, że nie nazywa tego prawdą, gdyż coś, co znajdujemy u nich jako prawdę, nie jawiło się im w formie prawd, spraw wiary; albowiem prawda jest czymś wolnym, nad czym nie panujemy i co nad nami nie panuje; dlatego istnienie Boga występuje nie jako prawda, lecz jako polecenie; od Boga są Żydzi na wskroś zależni, a coś, od czego się jest zależnym, nie może mieć formy prawdy; albowiem prawda jest pięknem, przedsta­ wionym intelektualnie, negatywną charakterystykę prawdy sta­ nowi wolność. Lecz w jakiż sposób mogliby przeczuć piękno ci, którzy we wszystkim widzieli tylko materię, w jakiż sposób [mo­ gliby] korzystać z rozumu i wolności ci, którzy tylko panują albo podlegają cudzemu panowaniu, którzy mają nadzieję tylko na niską nieśmiertelność, dzięki jakiej ocalona zostaje świadomość indywidualna, którzy chcą trwać samodzielnie, którzy w istnie­

6 Jerusalem oder über religiöse Macht und Judentum, 1783, tom II, ss. 31-54.

290

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

niu zrezygnowali ze zdolności woli, z samego bycia i którzy chcieli tylko, by, gdy odejdą na zawsze, trwała dzięki któremuś z potom­ ków własność ich ziemi, by w kimś spłodzonym przez nich trwa­ ło ich imię bez zasług i sławy, którzy w najmniejszym stopniu nie cieszyli się życiem i świadomością, wzniesionymi ponad jadło i pi­ cie. Jakimże więc sposobem miałoby być to zasługą, że nie zanie­ czyścili przez ograniczenie czegoś, co nie było obecne, że odstą­ pili od czegoś, czego nie znali. To tak, jakby Eskimosi chcieli się chełpić wyższością nad dowolnym Europejczykiem, ponieważ u nich nie płaci się akcyzy od wina albo ponieważ rolnictwa nie utrudniają u nich wysokie daniny. Tak jak identyczne następstwo, mianowicie odstąpienie od prawd, wypływa tu z przeciwstawnych przesłanek, tak pod wzglę­ dem podporządkowania praw obywatelskich prawom państwo­ wym organizacja państwa mojżeszowego wykazuje zdumiewa­ jące podobieństwo ze stosunkami, które w swych republikach zaprowadzili dwaj sławni prawodawcy, ale ma zupełnie inne źródła. By odwrócić od swego państwa zagrożenie, jakim dla wolności jest nierówne bogactwo, Solon i Likurg na wieloraki spo­ sób ograniczyli prawa własności i wyeliminowali niejedną samo­ wolę, która mogłaby prowadzić do nierównego bogactwa. Rów­ nież w państwie mojżeszowym własność rodziny była na zawsze w niej utrwalona; kto skutkiem niedoli sprzedał swój majątek i siebie samego, ten w wielkim roku jubileuszowym ponownie wchodził w swe prawa rzeczowe, a w siódmym roku w swe pra­ wa osobowe, kto nabył więcej pola, powracał do dawnego areału. Kto, pochodząc z innego rodu czy z innego narodu, żenił się z dziewczyną, która nie miała braci, dzięki czemu zostawała właścicielką dóbr, ten wchodził do rodu i do rodziny, do której należały owe dobra, przynależność do rodziny zależała zatem [mniej] od jego pochodzenia, którego niezatarty charakter stano­ wił jego najbardziej właściwe uposażenie, niż od czegoś, co otrzy­ mywał dzięki zawartemu małżeństwu. Prawa te w greckich republikach wprowadzono dlatego, że rodząca się bez nich nierówność mogłaby zagrozić wolności zubo­ żałych, którzy popadliby w niebyt polityczny; u Żydów dlatego, że nie mieli oni żadnej wolności i żadnych praw, gdyż wszystko

291

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

posiadali jedynie jako wypożyczone, nie jako własność , * że jako obywatele państwa wszyscy byli niczym; - Grecy mieli być rów­ ni, ponieważ wszyscy byli wolni, samodzielni, Żydzi mieli być równi, ponieważ żaden nie miał zdolności samoistnienia. Stąd każdy Żyd należał do rodziny, ponieważ miał udział w jej ziemi, której również ona nie mogła nazywać swoją; ziemia została jej tylko przyznana z łaski; niezdolność każdego Żyda do pomnoże­ nia swych gruntów była wszakże tylko celem prawodawcy, jego naród nigdy, jak się zdaje, nie przestrzegał ściśle tego przepisu; gdyby w duszy prawodawcy miała ona za przyczynę chęć zapo­ bieżenia nierówności bogactwa, to przedsięwziąłby on zupełnie inne kroki, zasypałby wiele innych źródeł nierówności, to wiel­ kim celem jego prawodawstwa musiałaby być wolność obywate­ li, ustrojowy ideał, któremu w duchu Mojżesza i jego narodu nie odpowiadał żaden ton. Niezdolność do pomnażania dóbr nieru­ chomych nie była następstwem równych praw do ziemi, lecz rów­ nego braku jakichkolwiek praw do niej. Poczucie owej równości wzbudziło bunt Datana i Koracha, którzy za niekonsekwen­ cję uznali prymat, jaki nadal sobie Mojżesz, prymat oznajmiania (Lb 16, 3). Ów pozór wewnętrznego stosunku prawno-państwowego zniknął w obliczu zasady, z której wypłynęły owe prawa; ponieważ wzajemne relacje Żydów jako obywateli państwa były niczym innym jak równą zależnością wszystkich od ich niewidzial­ nego regenta i od jego widzialnych sług i urzędników, zatem właściwie nie można tu mówić o jakimkolwiek obywatelstwie państwowym, a owa zależność znosiła warunek wszelkich praw politycznych, czyli praw wolnościowych, przeto nie mogło u nich też występować nic, co przypominałoby wewnętrzne prawo pań­ stwowe, władzę prawodawczą, która określa prawo państwowe; tak jak w każdej despocji czymś sprzecznym pozostaje pytanie o wewnętrzne prawo państwowe. - Sądy i urzędnicy (pisarze), również swego rodzaju regenci (stojący na czele rodów), przywód­ cy i władcy, którzy pojawiali się dzięki samowoli, przypadkowej

* Kpi 25, 23 i nasi, oraz 25, 35: Nie wolno sprzedawać ziemi na zawsze, bo ziemia należy do mnie, a wy jesteście u mnie przybyszami i osadnikami.

292

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

potrzebie czy przemocy, by potem zniknąć z pola widzenia: wszystko to mogło i musiało się znaleźć. Jedynie w warunkach takiej formy więzi społecznej mogła również być obojętna, mogła pozostawać nie rozstrzygniętą kwestia władzy królewskiej; na wypadek, gdyby Izraelitom przyszło do głowy, by, jak innymi narodami, rządził nimi król, Mojżesz wydał im tylko kilka pole­ ceń, które po części mają taki charakter, że władza królewska mogła ich wedle swego uznania przestrzegać bądź nie przestrzegać, po części zaś zupełnie się nie wiążą, choćby tylko ogólnie, z kwestia­ mi ustrojowymi, z jakimiś prawami ludu wobec króla. Zagroże­ nia jakich praw mógł się obawiać lud, który nie miał żadnych praw i u którego nie było już czego ciemiężyć? Mojżesz nie dożył pełnego urzeczywistnienia swych praw w ogóle jego prawodawstwo bodaj w żadnym okresie izraelickiej historii nie miało pełnej mocy; śmierć Mojżesza była karą za je­ dyny poryw niewielkiej samodzielności, jaki stanowiło uderzenie laską o skałę, którego nie dokonał na rozkaz swego pana; podsu­ mowując swój żywot polityczny (Pwt 32,11), Mojżesz przyrów­ nuje sposób, w jaki poprzez niego Bóg prowadził Żydów, do za­ chowania orła, który swe pisklęta chce przyzwyczaić do lotu; bez przerwy trzepoce skrzydłami nad gniazdem, zabiera młode na swe skrzydła i unosi je w dal. Tyle tylko, że Izraelici nie ziścili tego pięknego obrazu, orlęta nie stały się orłami; w stosunkach ze swym Bogiem ukazują raczej obraz orła, który zagrzewał - zmylony kamienie, który pokazywał im swój lot i na swych skrzydłach brał je ze sobą między chmury, lecz ciężar tych kamieni nigdy nie przemienił się w lot, lecz użyczona im ciepłota nigdy nie przemie­ niła się w płomień życia. Wszystkie późniejsze stany narodu żydowskiego, aż po ohyd­ ny, nikczemny, parszywy stan, w którym znajduje się on jeszcze w dzisiejszych czasach, są niczym innym jak następstwem i roz­ winięciem ich pierwotnego losu, który ich gnębił - nieskończona moc, której Żydzi się nieprzezwyciężenie przeciwstawiali - i któ­ ry będzie ich dopóty gnębił, dopóki go nie przejednają dzięki duchowi piękna i tym sposobem nie zniosą go dzięki pojednaniu. Po śmierci Mojżesza nastąpił długi okres raz niezależności państwowej, raz podporządkowania obcym narodom. Los, które­

293

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

go wyrokiem dzięki szczęściu traci się niezależność, a dzięki uci­ skowi odzyskuje odwagę niezależności, ów wspólny los wszyst­ kich narodów musiał, jako los narodu żydowskiego, doznać dwu szczególnych modyfikacji: a) Ze stanowi szczęścia przejście do słabości jawiło się jako przechodzenie do służby bogom, natomiast odwaga wybicia się z ucisku na niezależność jako powrót do ich własnego Boga. Wraz z niedolą odstępował Żydów duch wrogości i pustoszenia, ich El Szadaj, ich Bóg czasów niedoli. W ich umysłach pojawiały się bardziej humanitarne uczucia, a tym samym rodziły się bardziej przyjazne stosunki; Żydzi wyczuwali piękniejszego ducha i służyli obcym bogom. Wtedy jednak, w samej tej służbie, dochodził do głosu ich los; nie potrafili stać się czcicielami tych bogów, zosta­ wali jedynie ich poddanymi, stawali się zależni od świata, który wcześniej podporządkowali sobie samym czy swemu ideałowi; tym sposobem odstępowała ich siła, która zasadzała się jedynie na wrogości, a więź, spajająca ich państwo, całkowicie się rozta­ piała; nigdy nie mogło ono mieć oparcia, które brałoby się stąd, że każdy obywatel ma oparcie; jako zjednoczeni w państwo mo­ gli istnieć tylko dzięki temu, że wszyscy zależeli od czegoś wspól­ notowego, ale czegoś wspólnotowego, co byłoby tylko dla nich, co przeciwstawiali wszystkim ludziom. Służąc obcym bogom, wprawdzie nie stawali się niewierni żadnemu z poszczególnych praw, które nazywamy prawami państwowymi, lecz samej zasa­ dzie swego całego prawodawstwa i [swego] państwa, dlatego naj­ zupełniej konsekwentny był zakaz bałwochwalstwa, stanowiący treść prawa najbardziej dezaprobowanego pośród ich pierwszych praw. Dzięki przemieszaniu z innymi narodami, dzięki więzom małżeństwa, przyjaźni, dzięki wszelkim postaciom nie poddańczego, lecz przyjacielskiego współżycia rozwijało się między nimi coś wspólnotowego, razem cieszą się słońcem, razem spoglądają na księżyc i gwiazdy, a gdy dokonują refleksji nad samym swym doznawaniem, stwierdzają więzi, doznania, które ich jednoczą; gdy zaś owe gwiazdy przedstawiają sobie razem ze zjednoczeniem, które dzięki nim się dokonuje, ze swym przedstawieniem dozna­ wania, w którym stanowią jedność, zatem jako coś żywego, to mają bogów. Jak tylko się zdarzyło, że dusza żydowskiej narodowości

294

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

choćby w najmniejszym stopniu zaczynała zaniedbywać swą odium generis humani, że przyjaźniejsze duchy jednoczyły ich z ob­ cymi i znosiły granice, które wyznaczała owa nienawiść, Żydzi przechodzili na stronę dawnego wroga, znajdowali sobie dziedzi­ ny życia, w których mogli go używać bez dotychczasowego pod­ daństwa; owo doświadczenie - że obok podarowanego im dziedzictwa byłoby jeszcze miejsce na coś, co mógłby w siebie wchłonąć ludzki umysł - owo doświadczenie było nieposłuszeń­ stwem poddanych, którzy prócz rzeczy otrzymanych od pana znają jeszcze coś, co chcą nazywać swym własnym. Wraz z humanitarnością, nawet gdy potrafili ją tylko odczuwać, nie stając się znów poddanymi czegoś, co było wolne u swych źródeł, odstępowała ich siła, pojawiała się teraz [w] nich sprzeczność w jakiż sposób mogliby nagle odrzucić cały swój los, dawne przy­ mierze oparte na nienawiści, i zorganizować piękne zjednocze­ nie? Otrzymane ciosy wkrótce znów kazały im powrócić do dawnego przymierza; albowiem przez rozluźnienie swej wspól­ noty i swego państwa padali łupem mocarniejszych, ich prze­ mieszanie z innymi narodami przeradzało się w zależność. Ucisk ponownie rozniecał nienawiść; tym samym znów budził się ich Bóg; ich instynkt niezależności właściwie był instynktem zależ­ ności od czegoś własnego. b) Owe przeobrażenia, które inne narody często przechodzi­ ły przez tysiąclecia, u narodu żydowskiego musiały tak szybko przebiegać; każdy z jego stanów był zbyt gwałtowny, by mógł się długo utrzymać; stan niezależności, powiązany z powszechną wrogością, nie mógł trwać, nazbyt jest stanem przeciwstawnym naturze; u innych narodów stan niezależności jest stanem szczę­ ścia, stanem piękniejszej humanitarności; u Żydów stan niezależ­ ności miał być stanem całkowitej bierności, całkowitej nienawistności. Ponieważ ich niezależność zapewniła im tylko jedzenie i pi­ cie, mizerną egzystencję, przeto z utratą niezależności, tej odrobiny, tracili wszystko czy też groziła im utrata wszystkiego, nie pozostawało im już nic żywego, co [mogliby] sobie zachować i z czego [mogliby] się cieszyć, czego użycie nauczyłoby ich zno­ sić niejedną niedolę, niejedno poświęcać; w warunkach ucisku bezpośrednie zagrożenie dotyczyło nędznego istnienia, w które­

295

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

go obronie uderzali na wroga . * To zwierzęce istnienie było nie do pogodzenia z piękniejszą formą człowieczeństwa, która dałaby im wolność. Gdy Żydzi wprowadzili u siebie władzę królewską (którą Mojżesz uważał za możliwą, natomiast Samuel za niemożliwą do pogodzenia z teokracją), wiele jednostek uzyskało znaczenie polityczne, które jednak musiało dzielić z kapłanami czy bronić przed kapłanami; tak jak w wolnych państwach wprowadzenie monarchii czyni wszystkich obywateli osobami prywatnymi, tak w państwie żydowskim, w którym każdy był politycznie niczym, wprowadzenie jej uczyniło przynajmniej jednostki mniej czy bardziej ograniczonym czymś. Gdy odszedł w przeszłość efeme­ ryczny, nader uciążliwy blask rządów Salomona, nowe moce, które wprowadzenie monarchii wplotły w bicz ich losu - nieokiełzana żądza panowania i bezsilne panowanie - całkowicie rozdarły naród żydowski, przeciwko jego własnym trzewiom zwróciły się wściekła niemiłosierność i bezbożność, które dotychczas zwraca­ ły się przeciwko innym narodom; jego los własnymi rękami skie­ rowali na swój naród. Obce narody naród żydowski uczył przy­ najmniej się bać, z narodu panującego w idei stał się narodem opanowanym w rzeczywistości, pojawiło się poczucie własnej zależności zewnętrznej. Przez pewien czas pośród upokorzeń jeszcze się utrzymywał żałosny rodzaj państwowości, aż w końcu - polityka podstępnej słabości zawsze musi się doczekać feralne­ go dnia - naród żydowski został całkowicie wdeptany w ziemię, nie mając sił, by się podnieść. Zapaleńcy od czasu do czasu starali się utrzymać dawnego ducha, ożywić obumierającego; zbiegłego ducha narodu zapał nie może jednak przywołać z powrotem, nie może zakląć narodowego losu, z pewnością może [natomiast] wywołać nowego ducha z głębin życia, jeśli są one czyste i żywe. Wszelako prorocy żydowscy rozpalali swój ogień od pochodni zwątlałego ducha, próbowali mu przywrócić jego dawną siłę, jego dawną, drżąco wzniosłą jedność, zabijając zainteresowanie spra­ * Żydzi nie potrafili, jak późniejsi fanatycy, iść pod topór czy na śmierć gło­ dową, ponieważ nie trzymali się idei, lecz zwierzęcego istnienia; a w swego Boga wierzyli, ponieważ, skłóceni z naturą, w nim znajdowali zjednoczenie dzięki sto­ sunkowi panowania.

296

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA 1 JEGO LOS

wami swej epoki; mogli zatem stać się jedynie chłodnymi fana­ tykami, którzy mieszając się do polityki i celów, okazywali się ograniczeni i nieskuteczni, mogli przywoływać jedynie wspomnie­ nie dawnych czasów, przez co jeszcze bardziej gmatwali współ­ czesność, nie przybliżając nowych czasów. Domieszka namiętno­ ści nigdy nie potrafiła się przemienić w monotonną bierność, ale za sprawą biernych umysłów musiały one tym straszliwiej kipieć. By ujść przed tą okropną rzeczywistością, ludzie szukali pocie­ szenia w świecie idei; pospolity Żyd, który zapewne był skłon­ ny zrezygnować z samego siebie, ale nie ze swego obiektu, [szu­ kał pocieszenia] w nadziei na przyjście Mesjasza; faryzeusze w służbie i działaniu na rzecz aktualnej obiektywności, w pełnym zjednoczeniu świadomości z nią (ponieważ czuli, że poza ogra­ niczoną sferą ich działania, w której byli panami, występują obce im moce, przeto wierzyli, że uda się im sprzęgnąć obcy los z mo­ cą własnej woli i aktywności); saduceusze - w całej rozmaitości swej egzystencji i w rozproszeniu zmiennego istnienia, które było wypełnione tylko przez określoności i [w którym] nieokreśloność byłaby jedynie możliwością przejścia do innych określoności; es­ seńczycy w czymś wiekuistym, w zbrataniu, które wykluczało dzielącą wszystko własność i związane z nią skutki, które czyni­ ło ich żywą jednością, bez rozmaitości - w pospólnym życiu, które było niezależne od wszelkich stosunków, jakie panują w rzeczy­ wistości, i opierało się na zwyczaju współbycia, współbycia, któ­ rego, dzięki pełnej równości, nie zakłócała jakakolwiek rozma­ itość. Im powszechniejsza była zależność Żydów od ich prawa, tym większy musiał być ich upór tam, gdzie mogli jeszcze mieć jakąś wolę, a tą jedyną sferę stanowiła ich służba, jeśli znajdo­ wała jakieś przeciwstawienie. Tak jak niefrasobliwie dawali się nakłonić do niewierności wobec swej wiary, jeśli obcy im żywioł, kiedy nie znajdowali się w niedoli, kiedy ich mizerne potrzeby znajdowały zaspokojenie, przybliżał się do nich nie jako coś wro­ giego, tak z zawziętością walczyli o swą służbę, jeśli ją atakowa­ no. Toczyli o nią bój jako zrozpaczeni, w walce o nią byli zdolni nawet przekroczyć jej przykazania, na przykład świętowanie szabatu, do których świadomego naruszenia na czyjekolwiek polecenie nie mogła ich skłonić żadna siła. I tak jak gnębiono

297

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

w nich życie, tak jak nie pozostawiano w nich niczego, co nie podlegałoby panowaniu, niczego świętego, tak ich postępowa­ nie stawało się najbardziej nieświętym szałem, najbardziej sro­ gim fanatyzmem. Nadzieje Rzymian, że ich umiarkowane panowanie złagodzi żydowski fanatyzm, spełzły na niczym, rozgorzał on jeszcze raz i zagrzebał się w swej destrukcji. Wielka tragedia narodu żydowskiego nie jest tragedią grecką, nie potrafi wzbudzić lęku ani współczucia, jakie budzi jedynie los pięknej istoty, którą czeka nieuchronne potknięcie; tragedia na­ rodu żydowskiego może budzić tylko odrazę. Los narodu żydow­ skiego jest losem Makbeta, który porzucił samą naturę, który trzy­ mał się obcych istot, który w ich służbie musiał deptać i zabijać wszystko, co święte w ludzkiej naturze, na koniec opuszczony przez swych bogów (albowiem były to obiekty, on zaś poddanym) i zdruzgotany w samej swej wierze.

[Podstawowa koncepcja Ducha chrześcijaństwa]

W7 chwili, gdy Jezus wystąpił pośród narodu żydowskiego, znajdował się on w stanie, który jest warunkiem wcześniej czy później następującej rewolucji i zawsze wykazuje identyczne, powszechne cechy. Gdy z ustroju, z praw ulatuje duch, który skutkiem swej przemiany nie pasuje już do nich, pojawia się poszukiwanie, dążenie do czegoś innego, co każdy niebawem znajduje w czymś innym, to zaś rodzi całą rozmaitość kultur, sposobów życia, aspiracji, potrzeb, które z czasem tak bardzo się rozchodząc, że nie mogą już obok siebie współistnieć, prowadzą w końcu do wybuchu i do nowej powszechnej formy, do nowej więzi między ludźmi; im luźniejsza jest owa więź, im mniej jed­ nocząca, tym więcej zawiera ziaren nowych nierówności i przy­ szłych eksplozji.

7 Nohl: ss. 385-398; Schiller: nr 80 (jesień 1798).

298

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA 1 JEGO LOS

I tak też naród żydowski w czasach Jezusa nie ukazuje się nam już jako całość; coś ogólnego trzyma ich jeszcze od biedy razem, ale jest tyle obcej, rozmaitej materii, tyle wielorakiego życia, tyle różnorakich ideałów, tyle nie zaspokojonego dążenia, z ciekawo­ ścią rozglądającego się za czymś nowym, że każdy reformator, występujący z ufnością i nadzieją, może być pewny, że znajdzie zarówno zwolenników, jak i wrogie stronnictwo. Niezależność zewnętrzna państwa żydowskiego została utra­ cona, dlatego Rzymianie i tolerowani czy nadawani przez nich władcy jednoczyli przeciwko sobie dość powszechną, skrytą nie­ nawiść; postulat niezależności zbyt głęboko tkwił w ich religii, która nie bardzo zezwalała innym narodom na współistnienie obok niej; w jakiż sposób miałaby uznać za możliwe do ścierpienia panowanie nad swymi dziećmi kogoś z innego narodu? Na­ ród, którego rzeczywistość, poza polityczną, pozostawała jeszcze nienaruszona, nie znajdował się jeszcze w punkcie, w którym musiałby chcieć ją poświęcić, dlatego wyczekiwał obcego, wyposa­ żonego w moc Mesjasza, który by uczynił dlań to, czego sam naród nie ważył się uczynić, albo który by go natchnął do odwagi i po­ derwał dzięki tej władzy. Wielu z narodu żydowskiego wyróżniało się bardziej ścisłym i dokładnym przestrzeganiem wszelkich przepisów religijnych, i już fakt, że się tym wyróżniali, wskazuje nam na utratę naiwności, na trud i walkę osiągnięcia czegoś, co nie wyłania się samo przez się. Ich służba była służbą wobec ślepego fatum, które nie tkwiło (jak greckie) w przyrodzie, a ich większa religijność [była] nieustannym sczepianiem i rozczepianiem bardziej różnorakich momentów, które odnosiłyby się do jedna, ale wykluczałyby wszelką inną świado­ mość. Faryzeusze z wytężeniem starali się być doskonałymi Żyda­ mi, zdając sobie zatem sprawę, że można takimi nie być. Saduce­ usze aprobowali swą żydowskość jako coś realnego, ponieważ już była, i zadowalali się małym, które, jak się wydaje, bezpośrednio interesowało ich tylko o tyle, że stanowiło warunek ich innych radości; poza tym byli dla siebie, ze swym istnieniem, najwyższą dumą. Również esseńczycy nie weszli w walkę z żydowskim cha­ rakterem, lecz odsunęli go na bok; albowiem by uniknąć waśni, po­ święcili się swemu monotonnemu sposobowi życia.

299

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

W końcu musial wystąpić ktoś, kto wprost zaatakował sam judaizm; ale ponieważ nie znalazł między Żydami narzędzi, któ­ re by mu pomogły go zakwestionować, których by się chwycił i którymi mógłby go obalić, przeto musiał zginąć, a bezpośrednio założył tylko sektę. Korzenie judaizmu stanowi obiektywność, to znaczy służba, poddaństwo wobec czegoś obcego. To zaatakował Jezus. a) Poddaństwo wobec ich prawa, wobec woli pana - przeciw­ stawieniem do niego samostanowienie, samodzielność. Czym jest poddaństwo wobec jakiegoś prawa? a) w przeciwstawnym - bezwolność; P) w odniesieniu do innych ludzi - bezuczuciowość, nie­ dostatek pięknych relacji, miłości, rozdzielenie; y) bezbożność b) Pan, niewidzialny pan - w przeciwstawieniu doń bezlosowość, albo niewinności, albo samowładztwa; niewinność niemoż­ liwa, nie mógł w nią jednoczyć obu przeciwstawnych momentów, ponieważ właściwie panował, bez konfliktu, tylko jeden z nich samowładztwo niemożliwe, jako bezbożność - zatem panowanie złagodzone w ojcostwie - zależność, jeśli chodzi o niedolę, od ko­ goś miłującego. c) O innych stanowię albo a) ja - temu przeciwstawna etyczność, albo P) ktoś inny (pogarda dla ludzi, egoizm i nadzieja na obiektywną pomoc) - szacunek innych, skorygowanie czy unice­ stwienie tej nadziei. Autorytet przeciwko autorytetowi - jedynie na gruncie auto­ rytetu wiary w naturę ludzką. Ja[nj: wiedział, jaka siła tkwi w czło­ wieku. Cuda - miał nadzieję również na ich działanie - coś realne­ go, nie polemicznego. Pobudzenie, pod wieloma względami, su­ biektywności - założyć piękną religię, jej ideał? czy się go znajduje? Jedynie wtedy można dokonać rozróżnienia między prawa­ mi ceremonialnymi i prawami moralnymi, gdy została rewindyko­ wana etyczność; w religii żydowskiej etyczność niemożliwa, po­ nieważ nie było w niej wolności, lecz całkowite panowanie. W ogólności [Jezus stawia] subiekt przeciwko prawu. Prawu przeciwstawia etyczność? - Według Kanta, etyczność jest ujarzmieniem jednostkowości przez ogólność, zwycięstwem

300

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

ogólności nad przeciwstawioną jej jednostkowością - raczej pod­ niesieniem jednostkowości do poziomu ogólności, zjednoczeniem - zniesieniem obu przeciwstawionych momentów dzięki zjedno­ czeniu. a) Przesłanką jedni w świecie określoności wolność, albowiem wszystko, co ograniczone, ma coś przeciwstawnego . * b) Jednia całego człowieka. c) Ideał jedni. Idea ich woli jest przeciwieństwem woli; jej celem nie [jest] chcieć; ale obiektem postępku, ideą, celem zawsze [jest] jakiś popęd, jakaś czynność, mianowicie zreflektowana, ale nie bierne­ go człowieka, zatem nie obcej woli; do określonego postępku konieczność określonej woli, określonego popędu; ale w biernym człowieku ta określona wola nie [jest] rzeczywista, zatem tylko w idei, w przedstawieniu. Tą obcą wolą [jest] jakieś obiektywne prawo. Pokazując im, że mają złą wolę, pokazał im, że mają wolę. W Kazaniu na Górze naprzeciw siebie stają obiektywny na­ kaz i obowiązek; na przykład ofiara nie po to, aby coś zostało podarowane czy przebaczone, lecz w y macie przebaczać; - przy­ * Tym sposobem sama jednia [jest] ograniczoną jednią - nie jednością inte­ lektualną, która również pozostaje niepełną jednią; jedność intelektualna pozo­ stawia rozdzielone elementy jako rozdzielone, substancje pozostają rozdzielone; zjednoczenie jest obiektywne, w jedni wolicjonalnej rozdzielone elementy nie są substancjami; przeciwstawne momenty całkowicie wykluczają jedność; inne zostaje wybrane, to znaczy zjednoczenie dokonuje się przed przedstawieniem i przed­ stawiającym; przedstawiający i przedstawione stają się jednością; jest to postępek; wymiar moralny postępku leży w wyborze, zjednoczeniem w wyborze jest to, że wykluczone jest czymś rozdzielającym; że przedstawione, które w postępku zostaje zjednoczone z przedstawiającym, samo jest już czymś zjednoczonym' nie­ moralnie, jeśli jest czymś rozdzielającym. Możliwość przeciwstawienia jest wol­ nością - samo przeciwstawianie aktem wolności. Dlatego postępek moralny jest niepełny i niedoskonały, ponieważ ma za przesłankę wybór, ponieważ ma za przesłankę wolność, przeciwstawne momen­ ty, wykluczenie jednego z nich - im bardziej połączony jest ów wykluczony, tym większa ofiara, rozdzielenie, tym nieszczęśliwszy los; [im] większa ta jednostka, tym bardziej rozdarta idea człowieka; (im| intensywniejsze jej życie, tym bardziej traci ono na ekstensji i tym bardziej jednostka znów się oddziela. Etyczność sta­ nowi adekwatność, zjednoczenie z prawem życia; jeśli jednak prawo to nie jest prawem życia, lecz samo czymś obcym, to dochodzi do najwyższego rozdzielenia; obiektywność.

301

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

sięga świętą nie ze względu na świątynię, lecz w y macie być prawdomówni; postępek i wasz zamiar mają być j e d n oś c i ą; wy macie postępku dokonywać w jego całym zakresie, każdy postępek wywodzi się z jakiegoś prawa, prawo to ma być rów­ nież waszym własnym. Z nakazów moralnych jedynie zakazy są zdolne stać się obiek­ tywnymi nakazami; nakazy moralne są zjednoczeniem, wyrażo­ nym jako reguła, reguły są wzajemnym odniesieniem do siebie obiektów; zewnętrzne odniesienie, to znaczy odniesienie między rozdzielonymi obiektami, można podać tylko negatywnie, to znaczy jako zakaz; albowiem żywe zjednoczenie, jednia w postęp­ ku moralnym nie są zewnętrzne, to znaczy: odniesione do siebie obiekty nie są już rozdzielone. Etyczność jest zniesieniem rozdzielenia w życiu; jedność teo­ retyczna jest jednością przeciwstawnych momentów - zasadą etyczności jest miłość; odniesienie w rozdzieleniu: stanowienie przeze mnie o innych czy stanowienie innych o mnie, tamto nie­ moralne wobec innych, to wobec mnie samego - albowiem oba prowadzą tylko do jedności teoretycznej. Chcenie jest wyklucza­ niem czegoś przeciwstawnego - czyn jest zniesieniem rozdziele­ nia między czymś chcianym, teraz jeszcze przedstawionym, a dą­ żeniem, czynnością, popędem, człowiekiem, który chce. W przy­ padku prawa pozytywnego postępek nie oznacza zjednoczenia, lecz stanowienie przez prawo o mnie; zasadą nie jest miłość; motyw jest motywem we właściwym sensie, zachowuje się jako przyczyna, coś działającego; jest czymś obcym, a nie modyfikacją chcącego. Obiektem postępku nie jest, w przypadku pozytywności, sam zreflektowany popęd czy popęd jako obiekt, lecz coś obcego, różnego od popędu. Kantowski rozum praktyczny jest zdolnością ogólności, to znaczy zdolnością wykluczania; pobudką szacunek; owo wyklu­ czone zostaje ujarzmione w strachu - dezorganizacja, wyklucza­ nie czegoś jeszcze zjednoczonego; wykluczone nie jest czymś zniesionym, lecz czymś oddzielonym, jeszcze istniejącym. Nakaz jest wprawdzie subiektywny, jest prawem człowieka, ale prawem, które sprzeciwia się innym, w nim obecnym, prawem, które pa­ nuje; nakaz tylko nakazuje, szacunek doprowadza do postępku,

302

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

ale jest przeciwieństwem zasady, której odpowiada postępek; zasada jest ogólnością; szacunek tym nie jest; nakazy są dla sza­ cunku zawsze czymś danym. Jezus naprzeciw nakazu stawia usposobienie, to znaczy skłon­ ność, by postępować w taki a taki sposób; skłonność jest ugrun­ towana w sobie samej, ma w sobie swój idealistyczny obiekt; nie w czymś obcym (w prawie etycznym rozumu). Jezus nie mówi: przestrzegajcie takich nakazów, ponieważ są nakazami waszego ducha, nie ponieważ zostały dane waszym przodkom, lecz po­ nieważ wy sami je sobie dajecie - tak nie mówi; naprzeciw te­ go stawia usposobienie, skłonność do moralnego postępowania. Ponieważ postępek moralny jest ograniczony, przeto również całość, z której się on wywodzi, zawsze jest ograniczona i ukazu­ je się tylko w tym ograniczeniu; ale jest określony tylko dzięki swemu obiektowi, dzięki szczególnemu rodzajowi rozdzielenia, które zostaje zniesione przez postępek; poza tym w obrębie owych granic jego zasadą jest pełne zjednoczenie; ale ponieważ owo usposobienie jest uwarunkowane, ograniczone, przeto pozostaje w stanie spoczynku, a postępuje tylko wtedy, gdy pojawia się warunek, wówczas go jednoczy, usposobienie jest zatem, z jed­ nej strony, widoczne tylko w postępowaniu, w tym, co ono czyni (nie można o nim w pełnym sensie powiedzieć: jest, nie jest bo­ wiem nie uwarunkowane), z drugiej strony - postępek nie uka­ zuje go w pełni. Albowiem postępek ukazuje tylko obiektywne odniesienie osób obecnych przy postępku; nie zjednoczenie, któ­ re jest czymś żywym; ale ponieważ owo zjednoczenie zachodzi tylko w tym postępku, przeto pozostaje czymś izolowanym i jed­ nostkowym; zjednoczone zostało tylko to, co zdarzyło się w owym postępku. Jeśli zarazem występuje dążność, by owe akty powielać, to zasadą nie jest już usposobienie pozostające w stanie spoczynku; obecna jest pewna potrzeba oraz potrzeba całości zjednoczenia, potrzeba miłości (powszechna miłość do ludzi); miłość stara się stworzyć całość pośród nieskończonej rozmaitości postępków, dzięki mnogości i powieleniu nadać ograniczonemu charaktero­ wi poszczególnego postępku pozór całości, nieskończoności. Stąd piękne dusze, które są nieszczęśliwe, albo dlatego, że uświada­

303

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

miają sobie swój los, albo jedynie dlatego, że pełnia ich miłości nie znajduje zaspokojenia, są tak dobroczynne - mają piękne chwile radości, ale też tylko chwile; łzy współczucia, wzruszenia takim pięknym postępkiem oznaczają smutek z powodu jego ograniczoności - bądź uporczywą odmowę przyjęcia podzięki, skrywana wspaniałomyślność [jest] zawstydzeniem nad niedostat­ kami sytuacji. Dobroczyńca zawsze jest większy od otrzymu­ jącego. W [ewangeliach] Mateusza, Marka i Łukasza Chrystus [pozostaje] bardziej w opozycji do Żydów - więcej moralności. W [Ewangelii] Jana [jest] bardziej sobą, więcej treści religijnej, jego odniesienie do Boga i gminy, jego jedność z Ojcem, i jak jego zwolennicy mają z nim być między sobą jednością - On ośrod­ kiem i zwierzchnikiem; tak jak w najżywszym zjednoczeniu kil­ ku ludzi wciąż jeszcze utrzymuje się pewne rozdzielenie, tak również w tym zjednoczeniu - to prawem ludzkości; w ideale zjednoczone w pełni to, co jeszcze pozostaje rozdzielone, Grecy w bóstwach narodowych, chrześcijanie w Chrystusie. a) Moralność b) Miłość c) Religia - ja, Chrystus - Królestwo Boże - jego forma w tych okolicznościach - cuda. Usposobienie znosi pozytywność, obiektywność nakazów; miłość znosi ograniczenia usposobienia, religia znosi ogranicze­ nia miłości. W ludziach obiektywnych jest on [mianowicie człowiek] prze­ ciwstawiony mocy, która nad nim panuje, i o tyle też bierny; jeśli jest aktywny, to zachowuje się tak samo, ma naprzeciw siebie coś biernego; zawsze jest niewolnikiem wobec tyrana, a jednocześnie tyranem wobec niewolnika; w religii pozytywnej człowiek [jest], z jednej strony, określany, podległy panowaniu, Bóg panem również jego przeciwstawny świat nie [jest jako] coś obiektywne­ go sam, samotny; także podlega panowaniu Boga. Usposobienie dokonuje zniesienia jedynie obiektywnego prawa, ale nie obiek­ tywnego świata; człowiek stoi w pojedynkę i świat. - Miłość łączy punkty w chwilach, ale świat w niej, człowiek i ich podleganie panowaniu nadal istnieją. Podleganie Żydów panowaniu tyranii

304

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

ma odmienny charakter, ponieważ tyran jest czymś rzeczywistym, ich Jehowa zaś czymś niewidzialnym; rzeczywisty tyran jest wrogi, idea tyrańska zaś jednocześnie czymś strzegącym; albowiem każ­ dy jest ulubieńcem swej idei - panująca idea zapanowuje nade mną, jest zwrócona przeciwko mnie; ale zarazem w mym prze­ ciwstawieniu się światu stoi po mojej stronie . * Z obiektywnym prawem odpada część panowania i podlega­ nia panowaniu, prawo jest czynnością jako skutkiem, zatem okre­ śloną, ograniczoną czynnością, która jest skutkiem, gdy zachodzi dany warunek - czy raczej samym związkiem między warunkiem i czynnością jako skutkiem; jeśli związek jest konieczny, to [ist­ nieje pewien] przymus; jeśli jest możliwe nieprzejawienie czyn­ ności, to powinność. Jeśli związek jest konieczny, [to] nie [ma] wolności; to na dwa sposoby: pełna podstawa, to znaczy pełny związek w samym warunku - żywy skutek; albo nie w warunku - martwy. Między oboma wolność i prawa. a) Przydatność do zwalczenia obiektywności. b) Niedostatki. Etyczność znosi jedynie podleganie „ja" panowaniu, a tym samym jego panowanie nad żywymi istotami; ale żywe jest jesz­ cze mnogością absolutnie rozdzielonych, nie powiązanych istot, poza tym pozostaje nieskończona, martwa materia - a owi poje­ dynczy potrzebują jeszcze panującego, Boga, sama istota moral­ na [potrzebuje] w tej mierze kogoś panującego, w jakiej nie jest moralna (nie: amoralna). Jest ona czymś spoczywającym, co nie zadaje gwałtu i nie doznaje gwałtu; [co] również pomaga, gdy ja­ kiejś istocie dzieje się gwałt ze strony kogoś trzeciego; ogólność jest martwa, pozostaje bowiem przeciwstawiona jednostce, życie zaś jest zjednoczeniem obu - etyczność jest zależnością ode mnie samego, rozdwojeniem w sobie samym. Prawo moralne znosi zarazem czysto pozytywne nakazy, gdyż nie uznają one żadnego prawa poza swym własnym; ale niekon­ sekwentne w tym, gdyż jest nie tylko czymś, co stanowi, ale też * W stosunku panowania realne A [jest] czynne, realne B bierne, synteza C celem; C ideą w A, o tyle też B środkiem; ale również A czymś należącym do C, określanym przez C; A względem C podlega panowaniu, względem B panuje; ponieważ C jest zarazem celem A, przeto C jest czymś, co służy A i panuje nad B.

305

PISMA WCZESNE Z FILOZOFII RELIGII

czymś, o czym można stanowić; zatem wciąż jeszcze podlega obcej władzy. Ze zmianą obiektywnego prawa musiały ulegać zmianie rów­ nież inne aspekty żydowskich stosunków. Jeśli sam człowiek ma wolę, to pozostaje w zupełnie innym stosunku do Boga niż ktoś czysto pasywny; dwie niezależne wole, dwie substancje nie ist­ nieją; Bóg i człowiek muszą zatem być jednością - ale człowiek synem, Bóg ojcem; człowiek nie jest niezależny i upierający się przy swoim, istnieje on tylko, jeżeli jest przeciwstawiony, jeżeli jest modyfikacją, dlatego również ojciec w nim; w synu tym są również jego uczniowie; również oni są jednością z nim; rzeczy­ wista transsubstancjacja, rzeczywiste zamieszkiwanie Ojca w Sy­ nu, a Syna w jego uczniach - wszyscy ci nie [są] substancjami, absolutnie rozdzielonymi, a zjednoczonymi tylko w ogólnym pojęciu, lecz jak krzew winny i jego latorośle; żywe życie Boga w nich. - Tej wiary w niego domaga się Jezus - wiary w Syna Człowieczego; że Ojciec w nim mieszka, a kto w niego wierzy, w tym mieszka również on i jego Ojciec. Wiara ta jest przeciw­ stawna obiektywności pasywności i odróżnia się od pasywności marzycieli, którzy zamieszkiwanie Boga i Chrystusa w nich chcą sprawić czy odczuć, rozróżniając siebie i tę w nich rządzącą isto­ tę, zatem znów podlegając panowaniu pewnego obiektu; a nas chcą uwolnić od obiektywnego, historycznego Chrystusa, od zależności od niego, tak go subiektywizując, że staje się on idea­ łem, co znaczy właśnie, że pozbawiają go życia, że czynią go ideą, substancją naprzeciw człowieka - żywy Bóg nie jest ideą. Czynić go jedynie nauczycielem ludzi znaczy: zabrać Boga ze świata, z natury i człowieka. - Jezus nazywał siebie Mesjaszem; Syn Czło­ wieczy i nikt inny nie mógł nim być, tylko niewiara w naturę mogła oczekiwać kogoś innego, kogoś nadnaturalnego; - nadnaturalne jest obecne tylko obok podnaturalnego; albowiem całość, choć rozdzielona, zawsze musi istnieć. - Bóg jest miłością, miłość jest Bogiem, nie ma innego Boga niż miłość - tylko co nie jest boskie, co nie miłuje, musi mieć Boga w idei, poza sobą. Kto nie potrafi uwierzyć, że Bóg był w Jezusie, że mieszkał w człowieku, ten gardzi ludźmi. Jeśli między ludźmi mieszka miłość, mieszka Bóg, to mogą istnieć bogowie; gdy nie, trzeba o nim rozprawiać i nie

306

DUCH CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO LOS

są możliwi bogowie; bogowie są tylko ideałami poszczególnych rozdzieleń; jeśli wszystko jest rozdzielone, istnieje tylko jeden ideał. Zburzyć obiektywność nakazów, praw, [znaczy:] pokazać, że coś ma podstawę w jakiejś potrzebie człowieka, w naturze; odpu­ ścić (óc