Legiony polskie 1914-1918

6 sierpnia 1914 roku. Pierwsza Kompania Kadrowa opuszcza budynki przy krakowskich Oleandrach i pod dowództwem Józefa Pił

280 18 17MB

Polish Pages [366] Year 2018

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Table of contents :
Spis treści
WSTĘP
MILITARNE DZIEJE LEGIONÓW
I. WOJENNE LATA
1. Narodziny
2. Spory organizacyjne
3. Boje Legionu Zachodniego i I Brygady
4. Pierwszy kryzys legionowy i smutny koniec Legionu Wschodniego
5. "Żelazna" II Brygada .
6. Rokitna
7. Kres rozbudowy Legionów: III Brygada
8. I Brygada wraca na front
9. Kostiuchnówka 1915
10. Kostiuchnówka 1916
II. WOJNY POLSKO·POLSKIE
1. Aktorzy legionowego spektaklu
2. Pojedynki z Komendą Legionów
3. Piłsudski czy Sikorski?
4. Drugi kryzys legionowy
III. SCHYŁEK
1. Po 5 listopada 1916
2. Trzeci kryzys legionowy
3. Polska Siła Zbrojna (Polnische Wehrmacht)
4. Polski Korpus Posiłkowy
5. Rarańcza. Czwarty i ostatni kryzys przysięgowy
6. Proces
SPOŁECZNA HISTORIA lEGIONOW
IV. WERBUNEK
1. Wojny werbunkowe
2. Wizerunek legionisty
3. Motywy zaciągu
4. Dlaczego Legiony nie liczyły 200 tysięcy?
V. LEGIONY, WOJSKO OBYWATELSKIE
1. Wojsko inne od pozostałych
2. Żolnierska demokracja
3. Wojsko swawolne
4. KulL Piłsudskiego. Spory między brygadami
VI. BRON I WYPOSAZENIE
1. Mundury i plecaki
2. Broń
3. Zołd i prowiant
VII. W ZOROWYM CIELE ZDROWY OUCH. OPIEKA MEDYCZNA
1. Służby medyczne
2. Ranni, chorzy, polegli
VIII. JAK TRWOGA, TO DO BOGA. POSŁUGA REliGIJNA
1. Duszpasterstwo legionowe
2. Legioniści wobec religii
IX. CZAS NA ZABAWĘ
1. Organizacja czasu wolnego
2. Sport
X. OBYWATElKI I OBYWATElE NA RZECZ LEGIONÓW
1. Boje o finanse
2. Promocja czynu i wizerunku legionisty
ZAKOŃCZENIE
Bibliografia
Źródła ilustracji
Indeks nazwisk
Recommend Papers

Legiony polskie 1914-1918

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

WSTĘP Zapewne niejeden czytelnik jest przekonany, że o Legionach Pol­ skich lat 1914-1918 prawie wszystko, co istotne, już napisano. Z pewnością jest w tym wiele racji, niemniej warlo i trzeba do tematu powracać, Legiony Polskie bowiem - obok strzelców były pierwszą polską formacją zbrojną, której żolnierze w sierp­ niu 1914 roku uznali, że zaczyna się wojna o niepodległą Polskę. Trudno tego nie uważać za najważniejszy powód, dla którego bada się ich dzieje i zapewne dalej tak się będzie czynić. Do tematu Le­ gionów Polskich trzeba powracać także dlatego, że wiedza o nich wśród młodszego pokolenia jest dalece niewystarczająca. Na po­ trzeby książki został przeprowadzony sondaż wśród uczniów dru­ gich i trzecich klas dwóch krakowskich liceów ogólnokształcących, który miał dać odpowiedź na temat skojarzeń, jakie mają z Legio� nami Polskimi lat 1914-1918. Wyniki sondażu nie byly budują­ ce, zwłaszcza że odpowiedzi udzielili uczniowie - mieszkańcy miasta, w którym Legiony się narodzily, gdzie przed 1914 rokiem zawiązały się oddziały strzeleckie, a od wielu już lal w mediach tradycyjnych i elektronicznych obecny jest temat Legionów, Pił­ sudskiego, Oleandrów, pierwszej kompanii kadrowej, krakowskich Błoń, upamiętnienia legionistów na cmentarzu Rakowickim. Spośród uczniów z obu krakowskich liceów 30 procent napisa� lo, że z Legionami Polskimi lat 1914-1918 " nie mają żadnych sko­ jarzeń" . Niektórzy dodali, że " niestety nie kojarzę z czymkolwiek" , " , nie mam rzadnych przykro mi, jeszcze tego przerabialiśmy nie " " skojażeń {pisownia oryginalna] " . Natomiast 65 procent uczniów

identyfikowało Legiony Polskie lat 1914-1918 " z orszakami konny­ mi" , "polami walki na terenach miasta" , " błoniami zapełnionymi po brzegi" , "Monte Cassino" , " Mazurkiem Dąbrowskiego " , z Koś­ ciuszką, Napoleonem, Józefem Wybickim, Józefem [sieli Dąbrow­ skim, Czarnieckim, z "legionami rzymskimi" , wreszcie z "polskimi Termopilami 1920 roku " . Zdarzało się, że łączono je z Piłsudskim, którego umiejscawiano we Włoszech, w towarzystwie Napoleona, czy z pieśnią My, Pierwsza Brygada, ale za jej autora uważano Wy­ bickiego. Legiony Polskie kojarzono też z Rotq i Czerwonymi maka­

mi . . . Jedynie 5 procent podało prawidłowe odpowiedzi. Honor szkoły, czy może raczej lekcji historii, ratowały klasy humanistyczne. W nich sondaż wypadł pocieszająco. Niektórzy uczniowie wymienili najważniejsze bitwy legionistów: pod Ko­ stiuchnówką, Łowczówkiem, Kielcami, Rokitną, Rarańczą. Poda­ wali tytuły pieśni, rodzaje karabinów, nazwiska najbardziej zna­ nych oficerów, głównie kawalerzystów. Wskazywali na maciejówkę, rogatywkę, pierwszą kompanię kadrową, Oleandry, kryzys przy­ sięgowy, "rozczarowanie postawą narodu" , wspominali o narodzi­ nach piłki ręcznej - szczypiorniaka. Jeden z uczniów zacytował opinię Piłsudskiego, że My, Pierwsza Brygada to "naj dumniejsza pieśń Legionów, jaką kiedykolwiek Polska stworzyła" . Ale tak pi­ sali najlepsi. Inni uczniowie z klas humanistycznych kojarzyli Le­ giony Polskie lat 1914-1918 z Napoleonem, Wybickim, Kościuszką. Powyższe wyniki utwierdziły mnie w przekonaniu, że istnieje po­ trzeba przygotowania kolejnej publikacji na temat Legionów Pol­ skich, o charakterze syntetyzującym, popularnej w treści i nauko­ wej w formie. Istotnym powodem zmierzenia się z tematem była poważna rola legionistów jako elity władzy po odzyskaniu niepodległości. Po 1918 roku stali się decydującą siłą w armii, w istotnym stop­ niu wpływali na politykę wojskową, i to zarówno na początku lat dwudziestych, czego świadectwem są kariery polityczne legioni­ stów kiedyś niechętnych Piłsudskiemu, choćby Szeptyckiego czy Sikorskiego, jak i po przewrocie majowym w 1926 roku, kiedy to w wojsku, rządzie, administracji, szkolnictwie, sztuce, biznesie

odgrywali decydującą rolę legioniści I Brygady, a następnie legio­ niści III Brygady, natomiast niektórzy legioniści II Brygady prze­ szli do opozycji . Więzi, jakie żołnierze trzech brygad zadzierzg­ nęli podczas przemarszów, walk okopowych i na tyłach w latach 1914-1918, pozostały na tyle mocne, że można mówić o uformo­

waniu się obozów legionowych, wewnętrznie zróżnicowanych politycznie i ideowo. Jeszcze w czasie działań wojennych doszło między nimi do wybuchu " brudnej wojny" , która rozsadzała jed­ ność Legionów i utrudniała budowanie wspólnej pamięci. Pole­ miki i połajanki były coraz ostrzejsze i brutalniejsze



zwłaszcza

między Sikorskim, Piłsudskim, Hallerem, Zagórskim i Szeptyckim. Swoje sympatie i antypatie, napięcia, urazy legioniści wnieśli po 1 9 1 8 roku do życia politycznego odrodzonej Polski. Okazały się one lrwałe również na wychodźstwie w latach drugiej wojny świa­ towej, we francuskim Angers i w Londynie, oraz w okupowanym kraju, w strukturach politycznych i wojskowych Polskiego Państwa Podziemnego. Bez znajomości historii napięć i konfliktów, przyjaź­ ni i wrogości między politykami wywodzącymi się z trzech brygad Legionów nie zbliżymy się do zrozumienia fenomenu II Rzeczy­ pospolitej, nie zrozumiemy losów polskiej polityki wojennej doby 1939-1945. Konflikt w Legionach o polityczne racje byl w isto­

cie walką o miejsce w życiu politycznym przyszłej Polski. Jest to kolejny powód zainteresowania się Legionami i powstania niniej­ szej książki. I wreszcie powód symboliczny: obchodzimy stulecie wielkiej wojny, stulecie powstania Legionów Polskich, a przede wszystkim stulecie powstania niepodległej Rzeczypospolitej. Le­ giony i odrodzona Polska tworzą klamrę dziejów. Jubileusz stanowi dodatkową zachętę do pracy, ,

Na końcu książki zamieszczona została bibliografia, która ze wzglę­ du zarówno na charakter pracy. jak i wymogi wydawnicze za­ wiera wyłącznie monografie książkowe i rozprawy. W tytule książ­ ki zostaty podane lata 1914-1918 jako klamry dziejów Legionów.

W literaturze można też się spotkać z innymi cezurami kO(lCOWY­ mi. Niemniej uważam, że kresem dziejów Legionów był marzec 1 9 1 8 roku, kiedy lo po bitwie pod Rarańczą II Brygada pod do­ wództwem Hallera weszła w skład II Korpusu Polskiego w Rosji i zatraciła dotychczasową tożsamość. Książka składa się z dwóch podstawowych części. Część pierwsza zatytułowana Militarne dzieje Legionów ma układ chrono­ logiczny: od prezentacji ruchu strzeleckiego w przeddzień wybu­ chu wojny aż po proces legionistów w październiku 1 9 1 8 roku. W części drugiej zatytułowanej Spoleczna historia Legionów opo­ wiadam o werbunku, wyp osażeniu, wizerunku społecznym legio­ nistów, o sporach między brygadami, o posłudze medycznej oraz duchowej. Ta część ma układ problemowy. Z roboczą wersją książki zapoznali się Profesorowie Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego: Michał Baczkowski, Tadeusz Czekaiski, Tomasz Gąsowski, za co jestem im wdzięczny. Profeso­ rowie podzielili się z autorem wrażeniami z lektury i zasugerowali zmiany, które zostały wprowadzone. Serdeczne słowa podziękowa­ nia kieruję do Profesora Michała Klimeckiego z Uniwersytetu Mi­ kołaja Kopernika w Toruniu, specjalisty historii wojennej, w tym Legionów Polskich, którego cenne opinie i propozycje wpłynęły na ostateczny kształt tekstu.

I. Wojenne l ato 1. NARODZINY

Nie byłoby legionistów bez strzelców, a strzelców bez założonego w 1908 roku w Galicji, w zaborze austriackim, tajnego Związku Walki Czynnej (ZWCJ, który powstał z inicjatywy polskich socja­ listów, emigrantów z zaboru rosyjskiego, w tym członków Organi­ zacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Zadaniem ZWC bylo przygotowanie kadr przyszłej armii polskiej do walki z Ro­ sją u boku wojsk austro-węgierskich oraz upowszechnianie myśli niepodległościowej. Galicja już od kilku dziesięcioleci uchodzi­ ła za polski Piemont, co miało oznaczać, że stanie się zaczynem procesu odzyskiwania niepodległości, tak jak niegdyś włoski re­ gion, w którym zapoczątkowano wojnę o zjednoczone i niepodle­ gle Włochy. Aby realizować tę niepodległościową wizję, ZWC zało­ żył w 1910 roku we Lwowie legalne stowarzyszenie paramilitarne o nazwie Związek Strzelecki, a w Krakowie - Strzelec. W kolej­ nych miesiącach i latach powstały następne koła i gniazda strzelec,

kie w Galicji i na Sląsku Cieszyńskim oraz poza granicami Austro-Węgier. Dzięki nim coraz silniejszy stawał się obóz niepodległoś­ ciowy, który zwano również irredentystycznym (z wł. irredenta­ [ziemie] niewyzwolone). Nie był on jednolity pod względem ideo­ wym. Jedni jego działacze wywodzili się z ruchu socjalistycznego, drudzy z tak zwanej secesji, czyli antyrosyjskiej części obozu naro­ dowodemokratycznego (endecji) Królestwa Polskiego. Członkowie

secesji przybyli do Galicji po rewolucji 1905-1907 roku i zało­ żyli w 1 9 1 1 roku Polskie Drużyny Strzeleckie (PDS). Łączna liczba strzelców przekroczyła w 1914 roku 1 2 tysięcy osób. W Królestwie Polskim i w zaborze pruskim irredentyści zakładali nielegalne koła strzeleckie, natomiast w zachodniej Europie, USA, Brazylii - le­ galne. Z PDS związane były Drużyny Podhalańskie. Własne organizacje strzeleckie tworzyła również galicyjska Na­ rodowa Demokracja (ND). Na bazie Sokoła, patriotycznego stowa­ rzyszenia gimnastycznego, powołała Polowe Drużyny Sokole oraz współtworzyła z PDS i ludowcami z Polskiego Stronnictwa Ludo­ wego (PSL) Drużyny Bartoszowe, nawiązujące do czynu chłopów z powstania kościuszkowskiego, mające charakter "wiejskiego brac­ twa wojskowego" . W sumie były liczniejsze niż formacje irreden­ tystów, ale słabiej wyszkolone i uzbrojone. W kolejnych partiach książki opowiem o nadziejach, jakie Narodowa Demokracja wiąza­ ła z własnymi formacjami strzeleckimi. Bez poparcia Wiednia tak rozległy społecznie ruch strzelecki nie mógłby funkcjonować. Carko-królewskie (ck) władze austro­ -węgierskie oczekiwały, że w momencie wybuchu wojny z Rosją strzelcy i sokoły przeprowadzą akCje dywersyjne i sabotażowe na terenie Królestwa Polskiego, a tym samym ułatwią ofensywę włas­ nych armii. Spodziewały się także wybuchu antyrosyjskiego po­ wstania. Wypowiedzenie wojny Serbii przez Austro-Węgry 28 lipca 1914 roku skłoniło stronę austriacką reprezentowaną przez ofice­

rów wywiadu do pogłębienia współpracy z irredentystami i spo­ wodowało sprecyzowanie wzajemnych oczekiwań. Austriacy wy­ razili zgodę na mobilizację oddziałów strzeleckich i wkroczenie do Królestwa Polskiego, gdyż byli pewni, że po stronie Serbii stanie Rosja. Rozkazy mobilizacyjne podpisał Józef Piłsudski, komendant główny polskich oddziałów strzeleckich. 31 lipca 1914 roku pod­ porządkowali się mu także strzelcy z PDS, a 6 sierpnia z koszar zlo­ kalizowanych w krakowskich Oleandrach wyruszyła w kierunku granicy rosyjskiej Pierwsza Kompania Kadrowa skupiająca najlepiej uzbrojonych strzelców. W kolejnych dniach w ślad za nią poszły następne kompanie i bataliony, kierując się na Kielce. Podlegały

dowódcy ck grupy operacyjnej gen. Heinricha Kummera, składa­ jącej się z dwóch dywizji Landwehry (obrony krajowej) i dywizji kawalerii. Strzelcy i ck wojska powinny działać razem przeciwko wspól­ nemu wrogowi, ale obie strony kontraktu miały różne oczekiwa­ nia. Irredentyści traktowali oddziały strzeleckie jako kadry WOjska Polskiego, Austriacy natomiast widzieli w nich jedynie grupy dy­ wersyjne o statusie pospolitego ruszenia podległe Naczelnej Ko­ mendzie Armii (Armeeoberkommando, AOK). Jeszcze inne nadzie­ je wiązali ze strzelcami polscy lojaliści z Galicji, konserwatyści i demokraci. Dla nich mieli być atutem w staraniach o przekształ­ cenie dualistycznych Austro-Węgier w trialistyczne Austro-Węgro­ -Polskę, co miało się dokonać w następstwie przyłączenia, po zwy­ cięskiej wojnie, Królestwa Polskiego do Galicji. Kiedy strzelcy wkroczyli do Królestwa Polskiego, okazalo się, że nie mają ochoty realizować zobowiązatl wobec AOK. Ich akcje dywersyjne i sabotażowe były mało znaczące i co istotne, nie zor­ ganizowali oni na tyłach wojsk rosyjskich oczekiwanego przez AOK powstania zbrojnego. Niechętnie współpracowali z ck do­ wództwem, podkreślając na każdym kroku, że są Wojskiem Pol­ skim wyzwalającym ziemie polskie spod rosyjskiej okupacji, oraz bez zgody AOK tworzyli własną cywilną i wojskową administrację podporządkowaną polskiemu Rządowi Narodowemu, który miał jakoby powstać w Warszawie. Nakładali też na ludność podatki, przeprowadzali rekwizycje żywności i skór, zaprzysięgali wójtów na wierność Rządowi Narodowemu. W polskiej prasie konserwa­ tywnej pojawiły się zdania, że strzelcy mieli się dopuścić "czynów karygodnych" . Samo chciejstwo strzelców, rzeczywiste czy domnie­ mane, oburzyło władze ck monarchii, które zaczęły w nich widzieć formację awanturniczą i wichrzycielską. W ich opinii zawiódł Pił­ sudski, tym samym, jak twierdzili, wygasł jego mandat na dowo­ dzenie strzelcami. Ck generałowie i politycy postanowili jak naj­ szybciej przerwać działalność strzelców, bowiem pociecha z nich była niewielka, a polityczne szkody znaczące. Także lojaliści uznali ich postępowanie w Królestwie za nie do przyjęcia, gdyż strzelcy

utrudniali porozumiewanie się ze stroną rządową w związku z per­ spektywą trializmu. Ponadto staJi się niezależną od nich siłą poli­ tyczną. Obie niezadowolone strony szybko się porozumiały. Zarówno Wiedeń, jak i lojaliści zdawali sobie sprawę, że w obo­ pólnym interesie leży kontynuowanie polskiego czynu zbrojnego, ale pod ścisłym nadzorem AOK. O porozumieniu świadczy powsta­ nie 16 sierpnia w Krakowie nowego ciała politycznego o nazwie Naczelny Komitet Narodowy (NKN). Formalnie zoslał powołany z inicjatywy parlamentarnego Koła Polskiego, co zapowiadał ma­ nifest skierowany do "Narodu Polskiego " , podpisany przez sześć­ dziesięciu pięciu polskich posłów do wiedeńskiej Rady Państwa i Sejmu Krajowego we Lwowie reprezentujących wszystkie opcje polityczne. Posłowie uznali NKN " za najwyższą instancję w za­ kresie wojskowej, skarbowej i politycznej organizacji zbrojnych sit polskich " . W jego skład weszli politycy reprezenlujący cztery główne obozy polityczne Galicji i Śląska Cieszyńskiego: 1) lojaliści, czyli konserwatyści i demokraci; 2) wyznawcy idei niepodległoś­ ciowej, czyli irredentyści; 3) narodowcy (endecja) i podolacy z Ga­ licji Wschodniej; 4) ludowcy. Polscy politycy dotychczas ze sobą konkurowali, ale obecnie ze względu na powagę chwili uznali, że ich powinnością jest współ­ praca. Krakowskim konserwatystom przewodzili tak znani w ck mo­ narchii politycy, a jednocześnie profesorowie Uniwersytetu Jagiel­ lońskiego, jak Michał Bobrzyński, Władysław Leopold Jaworski, Leon Biliński. Demokratom patronował Juliusz Leo, prezydent Krakowa i prezes Koła Polskiego w wiedeńskiej Radzie Państwa, a wspierali go Ludomił German, Konstanty Srokowski. Na czele irredentystów stali Ignacy Daszyński, Józef Piłsudski, Władysław Sikorski, Tadeusz Reger, a byli wśród nich socjaliści, ludowcy o po­ glądach lewicowych i liberalni demokraci. Irredentyści uważali, że wojna jest okazją do stanowczego postawienia sprawy polskiej i popularyzacji idei niepodległościowej. Wierzyli w powstanie wol­ nej i republika lIskiej Polski. Na razie ich sojusznikiem miały być Austro-Węgry, ale nie wykluczali sojuszu z Niemcami, gdyby ci byli bardziej skłonni do ustępstw wobec polskich aspiracji nie-

podległościowych. W listopadzie 1912 roku stworzyli platformę polityczną skupiającą stronnictwa niepodległościowe pochodzą­ ce z Galicji i Królestwa Polskiego O nazwie Tymczasowa Komisja Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych (TKSSN, póź­ niej KSSN). Endecją w Galicji kierowali Stanisław Głąbiński, Alek­ sander Skarbek, Stanisław Grabski, a wśród podolaków, tj. kon­ serwatystów Wschodniej Galicji, Tadeusz Cieński, Agenor Maria Gołuchowski, Andrzej Lubomirski, Witold Czartoryski. Ludowcy z PSL " Piast" z Wincentym Witosem, Władysławem Długoszem i Andrzejem Sredniawskim na czele nie związali się z narodow,

cami, lecz podążali własną drogą polityczną. Narodowcy i podola­ ey oraz ich sojusznicy, w tym okresowo PSL "Piast" , dysponowali własną platformą współdziałania o nazwie Centralny Komitet Na­ rodowy (CKN), która zosŁala powołana w ostatnich dniach lipca 1914 roku we Lwowie. Oficjalnie CKN kierowany przez Cieńskiego

stal na gruncie polityki proaustriackiej. Konserwatyści i demokraci nie utworzyli podobnych instytucji jak CKN i KSSN, posiadali natomiast rozległe wplywy w rządowym Wiedniu, w ministerstwach i na dworze cesarskim. Mieli stosun­ kowo łatwy dostęp do cesarza. Spośród wszystkich sił politycz­ nych Galicji byli najbardziej solidarni z monarchią i Habsburgami oraz najbardziej lojalni wobec ck państwa. Spodziewali się, że ce­ sarz Franciszek Józef l przychyli się do ich politycznych nadziei i stworzy państwo polskie w ramach państwa Habsburgów. Niepo­ koiła ich dwuznaczna polityka CKN, podobnie jak jawnie niepod­ ległościowa postawa KSSN. Dlatego bacznie obserwowali poczy­ nania strzelców Piłsudskiego - już po kilku dniach wojennych akcji zdali sobie sprawę, że ich emancypacja polityczna posunęła się zbyt daleko. Aby się zastanowić, co dalej począć, ck minister skarbu Biliński zaprosił do Wiednia Juliusza Leo. Ów wyruszył tam

g

sierpnia, a następnego dnia zameldował się w Wiedniu.

Natychmiast rozpoczęły się rozmowy z ministrem spraw zagra­ nicznych Leopoldem Berchtoldem oraz z politykami i sztabowca­ mi austriackimi. Dołączył do nich Michał Bobrzyński. Wspólnie szukano rozwiązania. Tymczasem o możliwość rozmów ze sferami

rządowymi i wojskowymi Wiednia zabiegali politycy KSSN i CKN. 12 sierpnia w imieniu KSSN Sikorski złożył ofertę stworzenia na bazie oddziałów strzeleckich polskiego korpusu ochotniczego pod dowództwem Piłsudskiego. Ale ck sztabowcy z szefem sztabu AOK gen. Franzem Conradem von Hoetzendorfem na czele nawet nie wyrazili chęci rozmowy na ten temat. Podobnie nie chcieli dys­ kutować z liderami CKN o perspektywach sprawy polskiej w po­ lityce podwójnej monarchii. Dla Wiednia zdecydowanie lepszym, a w istocie jedynym zaufanym partnerem byli polscy lojaliści, któ­ rzy wystąpili z ideą powołania instytucji reprezentującej polskie ,

stronnictwa z Galicji i Sląska Cieszyńskiego. Miałaby ona nadzór polityczny nad polskim czynem zbrojnym. Byli przekonani, że zjednoczona polska reprezentacja będzie skutecznym narzędziem polskiej polityki w Wiedniu. Starania o jej wyłonienie, w których istotną rolę odgrywał Leo, powiodły się, dlatego 16 sierpnia, w nie­ dzielę, w gmachu krakowskiego magistratu powstał wspomniany wyżej NKN. CKN i KSSN rozwiązaly się, a Polski Skarb Wojskowy (PSW), powstały z inicjatywy irredentystów w 1912 roku, przeniósł swoje, skądinąd niewielkie, aktywa sięgające 36 tysięcy koron do Wojennego Skarbu Legionów Polskich. Powstanie NKN to zresztą sukces konserwatystów i demokratów, którzy od początku uzyskali w nim przodującą pozycję. Pierwszym prezesem komitetu zastal charyzmatyczny Juliusz Leo, a kolejnymi krakowscy konserwaty­ ści: Władyław Leopold Jaworski i Leon Biliński. NKN stał się po­ tężną instytucją dysponującą solidnym budżetem, jego członkowie zaś mieli ambicje, by stać się centralną polską instytucją dla Galicji i Śląska Cieszyńskiego, a w kolejnych miesiącach także dła ziem Królestwa Polskiego. Podczas rozmów polsko-austriackich w Wiedniu dyskutowano głównie o przyszłości oddziałów strzeleckich. Zrodził się pomysł powołania w oparciu o nie nowej formacji o nazwie Legiony Pol­ skie. Władze austriackie przystały na propozycję polskich polity­ ków. Generał Conrad von Hoetzendorf inicjatywę skwitował krót­ ko: " im więcej bagnetów, tym lepiej " . Do dzisiaj nie wiemy, kto był autorem pomysłu Legionów. Wydaje się, że dojrzewał w trakcie



--

-

...

-

- - - -

.. -.-

-

---

-

-�--

--

-

-

-__c



. '1



..

I

Oddzial Strzelców w Oleandrach. 3 sierpnia 1914 roku.

debat, dlatego nie sposób wskazać tego jedynego. Z pewnością wśród inicjatorów znajdowali się Bilióski, Bobrzyński i Leo, któ­ rym znana była propozycja Sikorskiego. Natomiast z pewnością nie było wśród nich Piłsudskiego, aczkolwiek w literaturze i publicy­ styce często taką rolę mu się przypisuje. Polscy lojaliści, powołując Legiony, mieli przede wszystkim na celu poskromienie ambicji politycznych irredentystów i osobiście Piłsudskiego. Pragnęli w miejsce oddziałów strzeleckich stworzyć nowe formacje zbrojne, które będą realizować ich wizję polityczną. a nie Piłsudskiego. Dlatego Komendant nie mógł się pogodzić z tak pomyślaną ideą Legionów - stanowiła ona wszak zaprzeczenie jego niepodległościowego programu. Przez kolejne lala, krok po kroku, starał się o powrót do przerwanej w dniu 16 sierpnia 1914 walki o niezależność polskich formacji zbrojnych.! stale prowadził

mniej lub bardziej otwartą walkę polityczną z AOK, a z czasem tak­ że z polskimi lojalistami z NKN. W wyniku tego dzieje Legionów to nie tylko heroiczna kronika militarna, ale i pasjonująca historia trudnej walki irredentystów o suwerenny status Legionów. Strzelcy, co zrozumiałe; wcale nie byli zachwyceni nową formacją i niechęt­ nie używali słowa "legionista " , woleli mówić o sobie: " my, strzelcy" . W ich przekonaniu strzelec jest duchem wolnym. a legionista ck ­ najmitą, żołnierzem wynajętym przez zaborcę. Jakie plany co do Legionów miały polskie ugrupowania polityczne? Stronnictwa wschodniogalicyjskie, narodowcy i podolacy nie byli zachwyceni ich powstaniem i walką li boku ck armii. Z kolei irredentyści ocze­ kiwali, że Legiony uzyskają niezależność i doprowadzą Polaków , do zwycięskiego ukoronowania ich wysiłków. Piłsudski w liście do (Władysława Leopolda) Jaworskiego z sierpnia 1914 roku wy­ jaśnił te odmienne oczekiwania. Pisał, że strzelcy "uważają się za odrębne wojsko polskje, sprzymierzone z Austrią, a nie za część austriackiej armii, podległej narzuconej sobie komendzie, której zupełnie nie zna i do której nie może żywić z tego powodu ani tych uczuć, ani takiego zaufania, jak do komendy danej " . To isto� ta sporu. Natomiast lojaliści spodziewali się, że Legiony staną się polską formacją sojuszniczą w ramach ck armii, która będzie za­ sadniczym argumentem w politycznych staraniach na rzecz prze� kształcenia monarchii w Austro-Węgro-Polskę. Liczyli, że zaczną dyktować warunki pozostałym ugrupowanjom, a NKN stanie się narzędziem ich planów. Z kolei dla władz austriackich miały być Legiony świadectwem monarchicznych uczuć Polaków i ich so� lidarności

z

państwami centralnymi, przeto austriacka cenzura

chętnie wyrażała zgodę na teksty pisane w tym duchu, natomiast blokowała te na temat Legionów jako atutu w walce o niepodległą Polskę. Słowa " sprawa polska " , a tym bardziej " niepodległa Polska" znalazły się na indeksie. Dlatego trudno byłoby szukać tekstów prasowych, które wyrażałyby opinię, że Legiony gwarantują pol­ ską drogę do niepodległości. Tak różne, a w istocie konkurencyjne oczekiwania stanowiły zapowiedź niełatwych i, jak się wkrótce okazało, dramatycznych sytuacji.

2. SPORY ORGANIZACYJNE

Zgodnie z porozumieniem zawartym między polskimi politykami a władzami w Wiedniu Legiony podlegały politycznie NKN, a woj­ skowo AOK. Zasady organizacji Legionów opracowano tak, by wła­ dze ck monarchii mogły mieć nad nimi pełną kontrolę. Ponieważ AOK nie miała zaufania do Legionów, poddała je systematycznej i sumiennie prowadzonej inwigilacji. Pracę operacyjną wykony­ wali funkcjonariusze i współpracownicy Biura Ewidencyjnego (wywiad i kontrwywiad) Sztabu Generalnego, który miał wówczas siedzibę w Cieszynie. Jego szef, płk Oskar Hranilović, osobiście nadzorował ich pracę i wnikliwie oceniał napływające raporty. Le­ gionistów uważał za żołnierzy rozpolitykowanych, o niskiej war­ tości bojowej, stąd jego raporty wysyłane do centrali AOK przed­ stawiały ich w złym świetle. Herman Lieberman, polski socjalista i legionista, pisał o Hraniloviciu. że jest "w ogólności nieznośnie nieprzyjaźnie usposobiony do Polaków " . Punktem wyjścia do opracowania zasad organizacji Legionów były istniejące regulaminy odnoszące się do ck pospolitego rusze­ nia - Landsturmu. Dlatego też podstawowe założenia organizacyj­ ne opracowało austriackie Ministerstwo Obrony Krajowej, któremu między innymi podlegały takie formacje. Ostateczną wersję przy­ gotowała AOK. 27 sierpnia 1914 roku w rozkazie nr 5782 naczelne­ go wodza, arcyksięcia Fryderyka Habsburga, określono zasady orga­ nizacji, werbunku i funkcjonowania Legionów. Rozkaz zapowiadał powołanie dwóch legionów - Zachodniego z siedzibą w Krako­ wie i Wschodniego z siedzibą we Lwowie. Na dowódców Legio­ nów mianowano austriackich generałów polskiego pochodzenia; nie miały wspólnego dowództwa. Komendantem Legionu Zachod­ niego został gen. Rajmund Baczyński, a Wschodniego gen. Adam Pielraszkiewicz. Baczyński nie zdobył zaufania legionistów. Służbista, stale przypominał żołnierzom, że do ich zasadniczych obowiązków na­ leży "bezwzględne posłuszeństwo względem ck komendy wojsk tudzież władz politycznych" . Nie ceniono go też jako wojskowego.

" Był to sobie Bogu ducha winien poczciwy [ . . l , drobiazgowy sta­ ruszek, który stale [ l torbę z aktami gubił" - tak zapamiętał go .

.

.

.

Jan Dunin-Brzeziński. Po kilku tygodniach generał został odwoła­ ny. Podobnie jak Baczyński, również Pietraszkiewicz nie rozumiał niepodległościowych aspiracji legionistów, zatem i jego nominacją nie mogli być oni zachwyceni. Legion miał się składać z dwóch pułków piechoty, a każdy z czterech batalionów oraz oddziałów jazdy w sile dwóch-trzech szwadronów po 1 5 0 kawalerzystów. Pierwotnie nie planowano do­ posażenia w artylerię ani w karabiny maszynowe. Nie były prze­ widywane sztandary pułkowe. Łączny etat określono na 16 tysięcy żołnierzy. Legiony mogli zasilić oficerowie rezerwy oraz emeryto­ wani. Obowiązywać miała komenda w języku polskim, a w kore­ spondencji z ck władzami język niemiecki. Legioniści otrzymali prawo noszenia mundurów "w kroju i formie, jaki[e] noszą polskie związki strzeleckie " , z tym że na prawy rękaw kurtki mundurowej powinni nałożyć opaskę czarno*żółtą zgodnie z barwami armii au· stro·węgierskiej. Po uformowaniu legioniści mieli złożyć przysięgę na wierność cesarzowi o takiej treści jak żołnierze pospolitego ru· szenia. Nie wszyscy byli z tego radzi, co doprowadziło do pierw· szego kryzysu legionowego. Komendantów batalionów i pułków mianowała AOK na wnio· sek komendanta danego Legionu, z tym że dzieje Legionu Wschod· niego dobiegły wkrótce końca, o czym niżej. Tak rozległa władza AOK nie podobała się irredentystom, którzy oczekiwali, że komen· danl powinien mieć prawo mianowania na wszystkie stanowiska bez konsullacji z dowództwem austriackim, gdyż Legiony są pol· skim wojskiem. Stało się to przedmiotem sporów w kolejnych mie­ siącach i latach. Dowódcy pułków, batalionów, kompanii nie mogli mieć przyszytych gwiazdek na kołnierzach kurtek tak jak oficero· wie ck wojsk liniowych. Na mocy zarządzenia ministra obrony kra­ jowej z 28 listopada 1914 roku mieli nosić kościane rozetki, iden­ tyczne jak urzędnicy wojskowi czy jak obrona krajowa. Jedynie oficerowie austriaccy oddelegowani do służby w Legionach mogli

mieć gwiazdki, jako znak stopnia wojskowego. To był kolejny powód przyszłych napięć. I następny: komendanci jednostek legio­ nowych podlegali ck oficerom wojsk liniowych i jako pierwsi mieli im oddawać honory wojskowe. "Rozmaici komendanci legionów mają stanowiska niższe od sprawujących równą komendę, ale na­ leżących do armii i obron krajowych, bez względu na szarżę tych ostatnich, nawet gdyby byli wyjątkowo aspirantami oficerskimi, a nawet podoficerami" - czytamy w nieco zawiłym tekście rozka­ zu Komendy Legionów z 23 grudnia 1914 roku. Powyższą sytuację trudno było legionistom zaakceptować. Dlatego niejednokrotnie nie oddawali honorów, prowokując tym samym ck oficerów. Jak widać, obszarów konfliktu między irredentystami a AOK było wiele. Legionistom - ludziom honoru walczącym o sprawę polską - zasady organizacyjne Legionów wydawały się nie do przyjęcia. Powodem zadrażnień stalo się także dosyć powszechne lekceważenie legionistów przez ck oficerów, którzy, bywało, trakto­ wali ich "jako hołotę, szmaty ludzkie " , a Legiony jako mało ważną i mało poważną formację. Oficerowie liniowi nazywali legionistów " prowadzoną przez dyletantów" . Ci na takie ochotniczą bandą " " uwagi reagowali alergicznie, czasami nawet zbyt ostro. Skoro zda­ •

niem AOK Legiony nie mają większej wartości bojowej. to szkoda dla nich nowoczesnego sprzętu i dobrych oficerów. W pewnej mie­ rze wszystko to było konsekwencją przyznania legionistom statusu " , czyli wojska trzeciej kategorii. pospolitaków " W drugiej połowie września 1914 roku, po rozwiązaniu Le­ gionu Wschodniego, AOK powołala Komendę Legionów, która spełniała rolę sztabu generalnego. Przede wszystkim miała gwa­ rantować kontrolę austriackiego dowództwa nad Legionami, co oczywiście nie mogło się podobać irredentystom. Początkowo two­ rzyło ją kilkunastu oficerów i żołnierzy. Z czasem zosŁała znacznie rozbudowana. Posiadała między innymi Sztab, Kompanię Tech­ niczną, Kompanię Saperów, piekarnię polową, pocztę polową, a nawet odrębne biuro prasowe, gdyż Komenda nie była zadowo­ lona z polityki prasowej NKN, w jej przekonaniu zbyt nastawionej

na realizację polskich celów. Komendzie podlegał też bezpośred­ nio 2 Pułk Ułanów oraz 1 Pułk Artylerii. W 1915 roku zakres kom­ petencji Komendy został nieco ograniczony na rzecz powołanej 1 1 lutego Komendy Grupy Legionów, która przejęła sprawy zwią­ zane z nowo tworzonymi oddziałami, formacjami tyłowymi, ko­ mendami placów, stacjami zbornymi, warsztatami, szpitalami, za­ opatrzeniem. Stacje zborne zajmowały się organizacją przepływu żołnierzy między frontem a oddziałami tyłowymi, komendy placu zaś patrolowaniem terenu, eskortowaniem aresztantów, wykony­ waniem funkcji służebnych wobec wojsk walczących na froncie. Komenda Grupy Legionów rzeczywiście stała się organem wŁadzy AOK, aczkolwiek od lata 1915 roku podlegała też Departamentowi Wojskowemu NKN. 1 lutego 1917 roku została zlikwidowana, a jej kompetencje zostały przelane na Komendę Legionów. Piłsudski nie stanął na czełe Komendy. Nie życzyli sobie tego Austriacy i Niemcy, a także polscy łojaliści z NKN. Jedni i dru­ dzy obawiali się jego programu niepodległościowego, aspiracji wo­ dzowskich, radykalizmu społecznego. Pretekstem, by go nie awan­ sować, był brak wykształcenia wojskowego, co zresztą stale mu wypominano. Nawet wśród przyjaciół legionowej idei pojawiały się opinie, że Legionami powinni dowodzić oficerowie zawodo­ wi, a nie ambitni politycy. Chcemy, " aby nasze dzieci szły na woj­ nę pod dowództwem prawdziwych fachowych sił wojskowych" powiadali rodzice jednego z legionistów. Dlatego także w póź­ niejszych latach Piłsudski nie został komendantem, mimo podej­ mowanych starań. Nikomu poza jego przyjaciółmi nie byłoby to na rękę. Dnia 25 września 1914 roku AOK na czele Komendy Legionów postawiła gen. Karola Durskiego-Trzaskę. Od 1908 roku był na eme­ ryturze, ale na początku wojny został powołany do służby czynnej. Pełnił funkcję komendanta do grudnia 1915 roku, a w marcu 1916 ponownie przeszedł w stan spoczynku. Nie był obdarzony się jako oficer najwyższymi zdolnościami, nie był również związany z nur­ tem niepodległościowym. Jego chwiejny charakter nie ułatwiał

Generał Karol Durski·Trzaska, komendant Legionów.

dowodzenia. Zbyt często jak na generała zmieniał zdanie, a w cza· sie działań bojowych - rozkazy. Ale dla AOK najważniejsze było, że budził pełne zaufanie, co z punktu widzenia interesów Wied­ nia stanowiło jego największy atut. Miał być strażnikiem interesów ck monarchii w Legionach i starał się tę rolę dobrze wypełniać. Z tego powodu szybko pokłóci! się z Pilsudskim. Wiedeń uznał, że skoro Legiony mają istnieć, to będą forma­ cjami polskimi z języka, a austriackimi z ducha. Mogą walczyć z polskimi pieśniami na ustach, ale realizując cele austro·węgier­ skiego państwa i dynastii Habsburgów. Dlatego w grupie oficerów i podoficerów Komendy znaleźli się tacy, którzy byli Polakami, lecz nie identyfikowali się z polityką niepodległościową Piłsudskiego

i celami ruchu strzeleckiego, natomiast sumiennie wykonywali za� dania przekazane przez zwierzchność wojskową. Należał do nich zręczny, ambitny i utalentowany trzydziestodwuletni kpt. Włodzi� mierz Ostoja�Zagórski, oficer wywiadu sprawujący nadzór wywia� dowczy nad Legionami. Przeciwko jego nominacji bezskutecznie protestował Piłsudski, który z racji osobistych kontaktów znał go dobrze i wiedział, jaka będzie jego rola w Komendzie. Zagórski był na tyle zręczny i wpływowy, że w istocie kierował chwiejnym Ourskim-Trzaską. Stąd opinia legionistów, iż "Ourski jest tylko for­ mą, a wszystkim jesl Zagórski" . Gwarantem lojalności byli również oficerowie obcego pochodzenia: Austriacy, Węgrzy, Czesi, Ukraiń� cy - oczywiście obojętni na polskie sprawy i nadzieje. Służby w Legionach nie cenili, gdyż był to boczny tor, który nie prowadził do sławy czy szybkich awansów, przeto nie dziwi, że służyli bez zaangażowania, świadomi degradacji. Ci, którzy otrzymali przy� dział do Legionów, z reguły natychmiast podejmowali starania, by . Je OpUSCIC, Aby wzmocnić pozycję Komendy i poprawić jej wizerunek, .

,

,

władze austriackie wykonały kilka gestów, które miały świadczyć o ich jak najlepszych intencjach i pokazać legionistom, że tylko dobra współpraca z AOK gwarantuje realizację ich marzeń, l tak 2 października 1914 roku przyznano im prawa kombatanckie, o co zabiegał NKN i o czym rząd powiadomił walczące strony za po� średnictwem państw neutralnych. Kilka dni później AOK zwol­ niła legionistów z konieczności noszenia czarno�żółtych opasek. Nie chodziło tu jednak w istocie o żaden gest dobrej woli, tylko o czytelny znak kapitulacji, AOK bowiem nie była w stanie zmu­ sić legionistów do ich noszenia. Jedni je palili, inni przywiązywali do ogonów świnek, jeszcze inni uroczyście wrzucali do 'Wisły, by popłynęły do Gdańska. Legioniści śpiewali: Tę opaskę, coś mi dala, Za onuczkę będę miał. Żebyś sobie, Austrio, nie myślała, Żem ja ciebie w sercu miał.

Zarządzenie o opaskach pozwoliło zatem AOK wyjść z twa­ rzą z niezręcznej, niewątpliwie kompromitującej sytuacji. Na mocy reskryptu cesarskiego z 4 grudnia 1914 roku, który formalnie po­ woływał do życia Legiony, legioniści zostali zrównani w prawach i obowiązkach z żołnierzami armii austro-węgierskiej, o co również zabiegał NKN, a co miało umożliwić tym, którzy nie byli ck pod­ danymi, korzystanie z zasiłków i opieki. W praktyce zasady tej nie zawsze przestrzegano. Za organizację Legionów odpowiedzialny był NKN. W Krako­ wie powołano Sekcję Zachodnią, która nadzorowała formowanie się Legionu Zachodniego. Jego podstawę miało stanowić ugrupo­ wanie strzeleckie Piłsudskiego, lecz otwarte pozostawało pytanie, czy Komendant i jego strzelcy będą chcieli slużyć w Legionach, czy zechcą zrezygnować z samodzielności. Jak wspomniałem, powsta­ nie Legionów nie było na rękę Piłsudskiemu, ale w praktyce został pozbawiony możliwości wyboru. Gdyby zerwał z ck monarchią i odszedł z wojska, to Legiony i tak by powstały, a on poniósłby polityczną klęskę. 20 sierpnia pojechał więc do Krakowa i zgłosił akces do NKN, a tym samym do Legionów. 23 sierpnia na podsta­ wie rozkazu AOK ugrupowanie strzeleckie przekształcono w 1 Pułk Piechoty Legionu Polskiego, którego dowódcą mianowano Piłsud­ skiego. Była to w istocie formalność, gdyż już 1 8 sierpnia na mocy jego decyzji pułk zastal powołany. Teraz żołnierze mogli już przystąpić do złożenia przysięgi. Oto jej obszerne fragmenty: W obliczu Boga wszechmogącego przysięgamy, że Jego Apostol­ skiej Mości, naszemu Najjaśniejszemu Monarsze i Panu, Francisz­ kowi Józefowi Pierwszemu [ . . . ] wierność i posłuszeństwo zacho­ wamy, że Najjaśniejszego Pana, wszystkich generałów i wszystkich innych przełożonych starszych słuchać ich, czcić i bronić oraz na­ kazów i rozkazów ich w każdej służbie dopełniać będziemy [ . . . l na wodzie i na lądzie, we dnie i w nocy, w bitwach, szturmach, potyczkach i przedsięwzięciach wszelkiego rodzaju, słowem na każdym miejscu, każdego czasu i przy wszelkich sposobnościach

dzielnie i mężnie wałczyć będziemy [ . . . j tym sposobem ze czcią żyć i umierać chcemy. Tak nam Panie Boże dopomóż. Amen. Ponieważ w Legionie Zachodnim, inaczej niż w Legionie Wschodnim, ;;:naczną jego część tworzyli poddani cesarza Miko­ laja II, dlatego mieli wątpliwości, czy powinni składać przysięgę obcemu władcy. Powoływali się na konwencję haską, według któ­ rej nie wolno do niej zmuszać. Ostatecznie zdecydowali się na jej zlożenie. Przeważyły racje polityczne. Gdyby odmówili, zostaliby pozbawieni możliwości walki w Legionach. Podobnie myśleli pod­ dani austriaccy. Mieli świadomość, że załamałaby się ich kariera rozpoczęta kilka lat przed wojną. Nie byłoby woj ny o Polskę. W tej sytuacji uznali przysięgę za zło konieczne, wierząc, że jest to tylko etap walki o Niepodlegią. Powiadali, że jest " potrzebna dla spra­ wy " . Zresztą dla nich ważniejszą osobą od cesarza był komendant główny. Jemu ufali i, jak twierdzili, jemu przysięgali. Poza tym liczyli, że składając przysięgę, zyskają zgodnie z konwencją haską prawa kombatanckie. I tak 4 września 1914 roku w Krakowie przysięgę złożyli legio­ niści wchodzący w skład formującego się 2 Pułku Piechoty. Uroczy­ stość poprzedziło nabożeństwo odprawione w ich intencji w koś­ ciele garnizonowym św. św. Piotra i Pawła. Następnie w zwartym szyku pomaszerowali na Błonia, w miejsce symboliczne i dobrze im znane, gdyż tam przed wojną ćwiczyli umiejętności wojskowe. Stanęli twarzą w kierunku kopca Kościuszki, a kiedy gen. Baczyń­ ski wzniósł okrzyk na cześć cesarza Franciszka Józefa l, prawdo­ podobnie nikt go nie powtórzył. Dzień później przysięgli piechurzy przebywający w Kielcach. Uniknęli natomiast zaprzysiężenia kawalerzyści, bowiem ich do­ wódca, Władysław Belina-Prażmowski, rozesłał plutony poza Kiel­ ce pod pretekstem przeprowadzenia rozpoznania. 9 września w Kra­ kowie przysięgę złożyły kompanie tak zwane wiedeńskie, czyli ci legioniści, którzy zgłosili się na ochotnika w Wiedniu. Polacy złożyli przysięgę w języku polskim, Austriacy w niemieckim. Po tym uro­ czystym zobowiązaniu Legion Zachodni łącznie liczył 5820 ludzi.

3. BOJE LEGIONU ZACHOONIEGO I I BRYGAOY

Po przekroczeniu granicy w Michałowieach 6 sierpnia 1914 roku strzelcy pod dowództwem Piłsudskiego skierowali się przez Mie­ chów i jędrzejów w kierunku Kielc, które zajęli bez walki 12 sierp­ nia. W rejonie przygranicznym nie było rosyjskich wojsk, które zostały ewakuowane w kierunku północno-wschodnim. Najbliż­ sze oddziały rosyjskiej kawalerii operowały na północ od Kielc. Widząc słabość strzelców, rosyjski dowódca 14 Dywizji Kawalerii gen. Aleksander Nowikow postanowił okrążyć miasto, by odciąć im drogę. Dlatego już kolejnego dnia strzelcy musieli się wycofać w kierunku rzeki Nidy. Powstanie Legionów zastało strzelców podczas utarczek z woj­ skami rosyjskimi. Układ sił w tym rejonie zmienił się, gdyż strzel­ ców wsparła grupa gen. Heinricha Kummera. Kawalerzyści rosyj­ scy zdecydowali się wycofać, dlatego 22 sierpnia w Kielcach znów zameldowali się strzelcy. Tego dnia Piłsudski wydał rozkaz infor­ mujący o tym, że stają się Legionem, który podlega ck 7 Dywi­ zji Kawalerii. W kolejnych dniach legioniści nie byli niepokojeni przez wojska rosyjskie. Ale na początku września - w związku z porażkami wojsk austro-węgierskich i aktywnością kawalerii ro­ syjskiej gen. Nowikowa - otrzymali rozkaz przejścia na prawy, " brzeg Wisły. 10 września opuścili Kielce. Maszerowali galicyjski " po 25-30 kilometrów dziennie. W nocy z 1 3 na 14 września prze­ szli na prawy brzeg rzeki, który mieli osłaniać przed nieprzyjacie­ lem. Po kilku dniach znów powrócili do Królestwa. Ulokowali się nad rzeką Nidą i poczynali sobie śmiało, walcząc z poważnymi siłami rosyjskimi. Uczestniczyli w zwycięskich potyczkach mię­ dzy innymi pod Nowym Korczynem, Szczytnikami, Opatowcem, Czarkowami. Wieści o sukcesach legionistów szybko dotarły do Galicji, budząc niebywałą radość. Plotka umiejętnie reżyserowana przez legionowych propagandzistów zwielokrotniła siły rosyjskie do dwóch, czy nawet trzech dywizji kawalerii, które jakoby miał pobić Piłsudski. Od lat pracowicie budowana legenda Komendanta zyskała nowe paliwo.



, ,

1 .

,

� •

\

.

.

,



,



,

,

,

I

.





,

'.

'·1





,



2.t'

,'

,

,

,

,



"(c' ,



I

,

,



\ "-

-

Żołnierze Pierwszej Kompanii Kadrowej wkraczają do Kielc, 12 sierpnia 1914 roku.

Sytuacja na froncie zmieniała się jak w kalejdoskopie. Z po­ wodu śmiałych poczynań wojsk rosyjskich dowódca 7 Dywizji Kawalerii gen. Ignaz Korda rozkazał 2 3 września, by 1 Pułk Le­ gionów ponownie wycofał się na prawy brzeg Wisły. Przeprawa się powiodła. Osłaniała ją ck artyleria. 29 i 30 września na sku­ tek kolejnej ofensywy sprzymierzonych, czyli wojsk niemieckich i austro-węgierskich, legioniści powrócili do Królestwa. Najpierw podlegali 101 Brygadzie Honwedów, a następnie dowódcy I Kor­ pusu Krakowskiego, później zaś jeszcze innym formacjom. Zmiany przydziału oddziałów legionowych wynikały z sytuacji na froncie. Utrala Lwowa z jednej strony, a z drugiej próba ofensywy austro­ -niemieckiej w kierunku Warszawy doprowadzały do dyslokacji wojsk, w tym Legionów. W ostatnich dniach września legioniści maszerowali, razem z żołnierzami austro-węgierskimi, w kierunku Opatowa i Staszo­ wa. Ale bóg wojny przestał im sprzyjać. Po raz kolejny koniunk­ tura wojenna się odwróciła. Ck żołnierze i legioniści zaczęli się wycofywać. Niezaprzeczalnie doprowadziło to do klęski armii po­ dwójnej monarchii, narastającego chaosu i bałaganu. Na skutek tego również nastroje wśród legionistów były coraz gorsze. Ulot­ nił się optymizm pierwszych tygodni wojny. Stąd pomysły, by się przedrzeć na Podhale i tam bić się z nieprzyjacielem - ale trzeba to potraktować jako glosy zwątpienia. Jak się okazało, nie było aż tak dramatycznie, skoro wojska ck monarchii wspierane przez oddziały niemieckie otrzymały rozkaz natarcia w kierun­ ku środkowej Wisły. AOK rozkazała legionistom przesuwać się ku Pionkom i twierdzy w Dęblinie. Legioniści napotkali większe od­ działy rosyjskie i w takich okolicznościach w dniach 22-26 paź­ dziernika 1914 roku doszło do pierwszej większej bitwy pod Las­ kami i Anielinem na przedpolu dęblińskiej twierdzy. W bitwie wzięła udział większość 1 Pułku. jedynie 2 batalion pod dowódz­ twem mjr. Mieczysława Norwida-Neugebauera walczył pod Łowi­ czem w ramach ck 7 Dywizji Kawalerii. "Gdy ruszyliśmy do ataku, mieliśmy przed sobą [ . . . l wielką równinę piaskową [ . . . l. Wkopa­ nie się w teren lub skrycie się za jakąś bruzdą było niemożliwe,

w dodatku piasek, wyrzucany różnego rodzaju pociskami, two­ rzył dookoła nas gęsty kurz, który zasypywał nam nieznośnie oczy, wciskał się w nos, gardło i tamował oddech [ . . . ] . Po raz pierw­ szy zetknęliśmy się z groźbą wielkiej bitwy" - wspominał józef Krzan, legionista, rolnik spod Brzeżan. Walki pod Laskami były niezwykle zacięte, w wyniku czego wieś została kompletnie znisz­ czona. Straty oceniano jako poważne. Wśród rannych znalazł się Piłsudski. " Komendant był wszędzie, gdzie czuł, że chłopcy po­ trzebują otuchy. Był w okopach, na punkcie opatrunkowym, przy rezerwach" - pisali legioniści o jego postawie. Ciągła obecność Piłsudskiego wśród żołnierzy i troska o nich stała się jednym ze źródeł zaufania i szacunku. Choć legioniści obronili się pod Laskami, to ze względu na niepowodzenia wojsk sojuszniczych otrzymali rozkaz wycofania się w kierunku zachodnim. 3 listo­ pada dotarli do linii Nidy, po czym przemieścili się w kierunku zachodnim. 8 listopada bataliony i kompanie 1 Pułku połączyły się w Wolbromiu na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Istniało ryzyko zepchnięcia legionistów na terytorium Rzeszy przez nacie­ rające wojska rosyjskie, które ostro kontratakowały, zamierzając okrążyć Kraków. Piłsudski, nie chcąc opuścić Królestwa, podjął ryzykowną, lecz, jak się wkrótce okazało, szczęśliwą w skutkach decyzję, by przejść z siłami trzech batalionów wąskim korytarzem między ustępującymi ck wojskami a następującymi rosyjskimi. Nocą z g na 10 listopada ruszył w kierunku wsi o nazwie Ulina Mała. Zołnierze byli bardzo znużeni i dysponowali niewielkjm za•

pasem amunicji. Ze względu na bezpieczeństwo maszerowali bez wozów. Udało się. Szczęście ponownie dopisało legionistom. De­ cyzję o marszu podjął Piłsudski, lecz głównym wykonawcą był -

Edward Rydz-Smigły i to on przede wszystkim uchodzi za autora sukcesu. Marsz przez Ulinę Małą nie został uzgodniony z ck Komendą. Stąd pretensje austriackich sztabowców do Piłsudskie­ go, który tłumaczył, że tylko w ten sposób wyobrażał sobie wy­ konanie rozkazu. Nierzadko zaskakujące i niekonwencjonalne de­ cyzje okazywały się źródłem jego sukcesów. Ulina Mała byŁa tego dowodem.



Edward Rydz-Smigły, fotografia z 1 9 1 4 roku.

Marsz przez Ulinę Małą to kolejny powód do dumy i chwały Legionów. "Teraz za Komendantem pójdziemy wszędzie! Jeżeli on nas wyprowadził z Uliny, to już jesteśmy spokojni " - powiadali żołnierze, którzy wykazali się odpornością fizyczną i psychiczną oraz żelazną dyscypliną. Sukces pod Uliną Małą stał się też źród­ łem satysfakcji Komendanta. " Dopiero p o Ulinie zacząłem sobie ufać i wierzyć w swoje siły" - pisał. Dobre efekty były następ­ stwem nie tylko doświadczeń wyniesionych z kolejnych walk, ale i systemu szkolenia, tak by, jak powiadano, slrzelec, " na trzy czwarte cywil, był przerabiany na żołnierza" . Nie wszystkim legionistom 1 Pułku dane było uczestniczyć w marszu przez Ulinę Małą. Mianowicie bataliony 4 i 6 we­ szły w skład 46 Dywizji ck 1 Armii Victora Dankla. W dniach 16-19 listopada 1914 roku wzięły udział w bitwie pod Krzywo­

płotami i poniosły poważne straty. Wśród zabitych legionistów był Antoni Łukasiewicz, jeden z nielicznych polskich Ormian, oraz inżynier Stanisław Paderewski, brat pianisty Ignacego Jana. Po bi­ twie bataliony zostały wycofane do odwodu wojsk austriackich. Po raz pierwszy w bitwie Legionów uczestniczył dywizjon artylerii. 1 1 listopada legioniści maszerujący z Piłsudskim osiągnęli Kraków,

ale dowództwu twierdzy nie byli do niczego potrzebni, dlatego, po krótkim odpoczynku, w dwa dni później ruszyli na południe w kie­ runku Beskidu Wyspowego i Podhala. Tymczasem wojska rosyjskie nacierały, chcąc jak najszybciej zdobyć krakowską twierdzę, a następnie przez Bramę Morawską ruszyć na Wiedeń i Budapeszt. Było to niezwykle groźne dla wojsk austro-węgierskich i ich niemieckich sojuszników. Ale Festung Krakau atakowana z dwóch stron - z południowego wschodu i z północy - zdała egzamin. Nie doszło do bezpośrednich walk o Kraków i twierdzę, bowiem sukcesem zakończyła się kontrak­ cja ck wojsk z południa, w bok armii rosyjskiej. Do historii wojen operacja ta przeszła pod nazwą bitwy limanowskiej albo operacji łapanowsko-limanowskiej nazwanej przez Piłsudskiego krwawym tańcem pod Limanową.

Dla naszego tematu ważne jest, że uczestniczył w niej 1 Pułk i okrył się chwałą. Walczył w Beskidzie Wyspowym, w otoczeniu potężnych masywów górskich Lopienia i Mogielicy oraz w dolinie rzeki Łososiny. Legioniści skutecznie wsparli kawaleryjski korpus pod dowództwem węgierskiego generała Gyuli Elhe Nagya. W ich pamięci Madziar zapisal się z jak najlepszej strony. Okazywal im sympatię i szacunek oraz uważał 1 Pułk za formację lepszą od puł­ ków austro-węgierskich. Był " zupełnie nieuprzedzonym do takiej formacji jak legiony" - podkreślał Komendant. Legioniści pod •

dowództwem mjr. Rydza-Smigłego uczestniczyli między innymi w nocnym ataku na wojska nieprzyjaciela we wsi Chyszówki le­ żącej na stokach Mogielicy oraz na przełęczy między topieniem a Mogielicą. Odnieśli sukces. W rozpoznaniu brali udział miejsco­ wi górale. Po wojnie przełęcz została nazwana imieniem Rydza-Smigłego, a ludność góralska do dzisiaj zachowuje w pamięci czyny legionistów, doceniając ich waleczność i skuteczność, i jest dum­ •

na z walk i pobytu żołnierzy. Legioniści byli zachwyceni górala­ mi - ich postawa kontrastowała z nieufnością, a nawet z niechęcią włościan znad Nidy i spod Wolbromia oraz Jędrzejowa, którzy wi­ dzieli w żołnierzach Piłsudskiego tylko wrogich im "Austryjoków" . Podczas bitwy Piłsudski nocował na plebanii w Jurkowie oraz w sąsiedniej wsi Dobra. Miał wówczas okazję do rozmów z ck ge­ neralicją, która stopniowo zaczęła zmieniać zdanie na temat warto­ ści bojowej Legionów, dostrzegając, że nie jest to formacja strachli­ wa, o niskim morale, jak ją często przedstawiano. Ck generałowie częściej niż poprzednio byli gotowi rozmawiać z polskimi oficera­ mi legionowymi, a nawet razem z nimi spożyć kolację. Wcześniej takie sytuacje jak wspólny posiłek należały do rzadkości. Świadec­ twem wyróżnienia było mianowanie 15 listopada Piłsudskiego brygadierem Legionu Polskiego przez naczelnego wodza, aczkol­ wiek jeszcze nie był dowódcą brygady, tylko pułku. Z racji tego, że Piłsudski nigdy nie uczęszczał do szkól oficerskich, nie mówiąc o akademiach wojskowych, nie mógł być nagradzany awansami wojskowymi, a najwyżej funkcją brygadiera. Legioniści dostrzegli w tym nagrodę także dla siebie.

, . # •22

Grupa ułanów z I Brygady Legionów. Widoczny dowódca 1 Pułku Ula nów Legionów Polskich - Władysław Belina-Prażmowski (w środku) w towarzystwie Gustawa Orlicz-Dreszera (z prawej) i Stanisława Grzmota-Skotnickiego (z lewej), 1914 rok.

Dnia

28

listopada 1914 roku do gŁównych sił pułku dołączyła

artyleria oraz dwa bataliony, które walczyły pod Krzywopłotami. Razem z pozostałymi batalionami wzięły udział w kolejnych star­ ciach i potyczkach. Legioniści zaatakowali Nowy Sącz i zajęli go 13

grudnia 1914 roku, uroczyście witani przez mieszkaflców. AOK

rozkazem z 19 grudnia przemianowała 1 Pułk w r Brygadę Legio­ nów. To kolejne zwycięstwo legionowej idei, aczkolwiek nie z tego powodu Piłsudski zmienił swój wizerunek, goląc brodę. Być może w ten sposób chciał podkreślić, że rozpoczyna nowy etap w swoim życiu: żołnierza, ale i polityka, poważnego partnera dla umiarko­ wanych środowisk politycznych.

Podstawę brygady stanowiły dwa pułki piechoty - pierw­ szy pod dowództwem Edwarda Rydza- Śmigłego, drugi Mieczysła­ wa Norwida-Neugebauera. Żołnierze brygady nie mieli czasu, by w spokoju świętować awans, gdyż w drugiej połowie grudnia za­ atakowali Rosjanie i przerwal i front na styku 3 i 4 Armii auslro­ -węgierskich, w miejscu gdzie stacjonowały głównie wojska obrony krajowej. Aby nie dopuścić do pogłębienia wyłomu, AOK skiero­ wała na zagrożony odcinek frontu wszystkie dostępne siły. W dniu 20 grudnia dowództwo I Brygady otrzymało rozkaz przejścia w rejon Łowczówka w pobliżu Tarnowa i oddania się do dyspozycji dowódcy 43 Dywizji Piechoty. Brygadą dowodził szef sztabu ppłk Kazimierz Sosnkowski, gdyż Pilsudski od 18 grudnia przebywał w Wiedniu, prowadząc rozmowy z polskimi i austria­ ckimi politykami. Pod Łowcz6wkiem od 22 do 25 grudnia legioni­ ści potykali się z wojskami rosyjskimi ze zmiennym szczęściem. Zdobyli wzgórze Łowczówek (360 m n.p.m.) oraz odparli szes­ naście ataków wojsk rosyjskich. W boju odznaczyl się między in­ nymi malarz por. Mikołaj Sarmat-Szyszlowski. Legioniści 25 grud­ nia opuścili dotychczasowe stanowiska i okopali się nieco dalej, ale uczynili to w sytuacji przymusowej, gdyż znajdujące się po lewej i prawej stronie wojska austro-węgierskie wycofały się, a we­ dług komentarzy legionistów - " uciekly" . Coraz częściej legioniści powiadali o ck wojskach " czarno-żółte dziady" . Wycieńczeni Rosjanie nie atakowali, ale i tak na skutek zacię­ tych walk I Brygada odnotowała poważne straty. Poległo i zaginęło bez wieści 128 żołnierzy, w tym kpl. Kazimierz Kuba-Bojarski, do­ wódca 1 batalionu, zasłużony w akcjach dywersyjnych lat rewolu­ cji 1905-1907. Rannych zostało 342 legionistów, w tym 38 ofice­ rów. 00 niewoli dostał się na przykład dzielny oficer pochodzący z Warszawy Stanislaw Król-Kaszubski, który 7 lutego 1915 roku za­ stal powieszony w Pilźnie koło Tarnowa. Oficjalnie Rosjanie podali, że za zdradę stanu. Pochowali go poza cmentarzem, by dać przy­ klad innym, którzy by chcieli iść w jego ślady i zdradzić cesarza Rosji. Przypadków rozstrzelania jeńców legionistów było więcej. Z reguły traktowano ich jak zdrajców. " Moskale [ . . . l nielitościwie

prześladują [ . . . [ legionistów. Chodzą wieści o okrucieństwach po­ pełnianych nad jeńcami. Wieszają jak buntowników, nie jak armię regularną. A przecież oni przysięgali. Są na żołdzie austriackim" ­ żalił się jeden z legionistów. Karol Łepkowski napisał w wierszu: Stracono go wieczorem w przydrożnej stodole Przybyła jedna więcej cierniowa korona Mogiłę tratowały kozackie patrole I przeszły poprzez nią wojska północy Nerona. W kolejnych miesiącach jeszcze wielokrotnie dochodziło do przypadków mordowania jeńców, a także dobijania rannych legio­ nistów. ,W ruinach leżał trup strzelca, którego dwa dni temu wzięli Moskale. Miał roztrzaskaną czaszkę, ze dwadzieścia kul w pier­ siach, rozpruty brzuch, wyrżnięte genitalia i przebitą bagnetem twarz " - zapisał pod datą 11 maja 1915 roku Wacław Lipiński, przyszły historyk, naukowiec, zamordowany po drugiej wojnie światowej przez komunistyczny UB. a umiejętnościach wojskowych i odwadze legionistów świad�

czy fakt, że pod Łowczówkiem zginęło kilkakrotnie mniej żołnierzy broniących się niż atakujących. Do niewoli wzięto 602 rosyjskich jeńców. 5 stycznia 1915 roku w rozkazie do legionistów Piłsudski pisał: "Z pięciu tysięcy ludzi, którzy byli w moim oddziale, tysiąc padło lub zostalo rannych w bojach, świadcząc przede wszystkim, że za honor należenia do naszego żołnierskiego kola obficie krwią płacić trzeba" . a zwycięstwach legionistów rozpisywała się pra� sa galicyjska. "Pułk Piłsudskiego gdzieś tam nad Wisłą dokonuje cudów" - podkreślał w krakowskiej "Nowej Reformie" Konstan� ,

ty Srokowski, poseł i publicysta. Tego entuzjazmu nie podzielali jednak legioniści, a ich nastroje po Łowczówku, mimo zwycię� slwa, były minorowe. Legionista i historyk Marian Kukiel pisał, że " cała Brygada w stanie znużenia i depresji. Obok dumy [ . . . ] czuć bylo gorycz, że ofiary bardzo krwawe poszły na marne, brak zaufania do armii sprzymierzonej, osłabiona wiara w zwycięstwo, niechęć do boju " . Powodem tych nastrojów był też brak dłuższego

odpoczynku. Dopiero po wielu miesiącach wyczerpujących walk nastal czas na regenerację sil, a okazało się to możliwe od 19 stycz­ nia 1915 roku. Miejsce postoju legionistów było dobrze wybrane, w spokojnej okolicy, w miasteczku Kęty i w przyległych miejsco­ wościach w zachodniej części Galicji. Zmęczeni odpoczywali, wy­ poczęci szkolili się, doskonaląc umiejętności wojskowe. " Ćwiczy­ liśmy wszystko, a więc musztrę zwykłą, bojową, rozwijanie frontu, zmiany szyków, rozsypywanie się w tyraliery itp. " - notował je­ den z legionistów. W wolnych chwilach żołnierze oddawali się zabawie. W maju 1915 roku, po kolejnej reorganizacji, I Brygada składa­ la się z trzech dwubatalionowych pułków: 1 dowodził ppłk Edward Rydz- Śmigły, 5 kpt. Leon Berbecki, a 7, istniejącym nieoficjalnie, czyli bez zgody AOK, mjr Mieczysław Ryś-Trojanowski. Była to oficjalna numeracja pułków, natomiast oficerowie i żołnierze I Bry­ gady używali własnej: 1 , 2, 3 . jak do tego doszło? W skład bry­ gady, zgodnie z etatem, miały wejść dwa pułki po trzy bataliony. Piłsudski jednak uznał, że z sześciu batalionów, którymi dyspo­ nuje, utworzy trzy pułki: 1 , 2 i 3. Ale numeru 2 nie uznawała Ko­ menda Legionów i AOK, gdyż nosił go pułk w II Brygadzie; z ko­ lei dowództwo I Brygady nie uznawało numeru 5. Zatem ten sam pułk miał dwa numery w zależności od tego, kto o nim opowia­ dał. Musiało to prowadzić do scysji z AOK i Komendą Legionów, a także do zabawnych historii, jak choćby rozmowa między le­ gionistą, dowódcą kompanii a ck oficerem, którą przytaczam za Marią Dąbrowską. "W którym pułku pan służy? " - pyta ck ofi­ cer legionistę. "W trzecim " . - "W trzecim?" - "To jest, mylę się, w pierwszym . . . " - "Czy na pewno pan wie, że pan jest w pierwlak Jest · ? " - "p.ląty" . · " . - " Kt óry b atal lOn. szym pułku?. " - "� " " Piąty? Czy pan się znów nie myli? - "Tak jest, mylę się. jestem w batalionie drugim " . - "Nie, drugi batalion jest w drugim puł­ ku" . - "W drugim? " - "A w pierwszym nie ma drugiego bata­ lionu? " Nasz oficer zaczyna na palcach obliczać, jaką cyfrę nosi oficjalnie jego batalion . . I tu już oficer austriacki nic rozumle. .



z

tego nie

I Brygadę dopełniała jazda. Jeszcze w sierpniu 1914 roku uformowano pierwszy szwadron kawalerii. 1 2 listopada tegoż roku utworzono 1 Dywizjon, a 1 5 stycznia 1 9 1 5 roku 1 Pulk Uła­ nów - tak jak wcześniej i jak później - pod dowództwem Beliny­ -Prażmowskiego. W składzie brygady znalaz! się dywizjon artylerii dowodzony przez kpt. Ottokara Brzozę-Brzezinę (od 16 maja przez -

kpt. Marcelego Sniadowskiego), kompania saperów kpl. Mieczysława Dąbkowskiego oraz służby techniczne, medyczne i tabory.

4 . P I ERWSZY KRYZYS L E G I O N OWY I S M U T N Y KON I E C LEG I O N U W S C HOD N I EGO

Na wieść o mobilizacji strzelców w Galicji Zachodniej i pierwszych zwycięskich bojach niektórzy lwowscy strzelcy ruszyli w kierunku Krakowa, w tym "konni sokoli " , którzy do oddziałów strzeleckich dołączyli w Kielcach. Ale większość strzelców ze wschodniej czę­ ści Galicji, między innymi z Sambora, Tarnopola i Przemyśla, kie­ rowała się do Lwowa. Tam również zmierzali członkowie Polowych Drużyn Sokolich, Polskich Drużyn Strzeleckich, Drużyn Bartoszo­ wych. Jechali konno, furmankami lub pociągami, a witały ich tłu­ my. Wcześniej były czułe pożegnania, kwiaty, słodycze, sokołom i strzelcom przyrządzano ciepłe posiłki. Najlepiej naslrój oczeki­ wania dał się odczuć we Lwowie, o czym też świadczy ich udział w manifestacjach patriotycznych, jak choćby pod pomnikiem Mic­ kiewicza na placu Mariackim, a następnie 1 3 sierpnia przed głów­ nym gmachem Uniwersytetu Lwowskiego. W związku z zapowiedzią powołania Legionu Wschodniego już 10 sierpnia 1914 roku ogłoszono mobilizację Drużyn Sokolich i Drużyn Bartoszowych Galicji Wschodniej. Wezwano do zaopa­ trywania się w bieliznę, swetry, peleryny, buty, karabiny i pociski (patrony). Należało się spieszyć, gdyż do Lwowa docierały wieści o niepowodzeniach ck wojsk i przygotowywanej ewakuacji kolei, administracji cyvvilnej tudzież uczelni lwowskich. 21 września na­ czelny wódz Fryderyk Habsburg mianował, jak już wspominaliśmy,

,

I

,

Władysław Belina-Prażmowski. fotografia portretowa, około 1 9 1 5 roku.

gen. Pielraszkiewicza komendantem Legionu Wschodniego, lecz ten z niewyjaśnionych przyczyn nie objął stanowiska. W tej sytua­ cji p.o. komendanta mial być pplk Piotr Fiałkowski, ale również on nie podjął czynności dowódczych. Najpierw zapowiedział, że dołączy do Legionu, kiedy tylko załatwi sprawy prywatne. Zjawił się, ale po dwóch tygodniach. Nie stanął na wysokości zadania i podał się do dymisji. Legion nie miał szczęścia do dowódców. Nie zawiódł natomiast kpt. Józef Haller, który jeszcze we Lwowie zorganizował biuro poborowo-ewidencyjne przyjmujące ochotni­ ków. I to on nadzorował przekształcanie się formacji ochotniczych w plutony i kompanie wojska. Już przed wojną byl dobrze znany sokołom i skautom o orientacji narodowej. Część przyszłych legionistów dotarła do Lwowa w zwartych oddziałach, w kompaniach i plutonach, które organizowano w mia­ stach takich jak Rzeszów, Sambor, Jarosław, Przemyśl. Na skutek tego liczba zorganizowanych szybko wzrastała. Legioniści z Gali­ cji Wschodniej byli słabiej wyszkoleni, gorzej zapoznani z bronią i z taktyką niż ci z Galicji Zachodniej. Najsłabiej byli przygotowani żołnierze z Drużyn Bartoszowych. Niektórzy spośród nich po raz pierwszy w życiu mieli w ręku karabin. Dnia 2 8 sierpnia AOK zażądała wycofania się Legionu ze Lwowa. Kolejnego dnia w godzinach porannych legioniści urzą­ dzili pożegnalną paradę przed gmachem tamtejszego Sokola, któ­ rą prowadził Haller, siedząc na koniu. Z rąk uczennic Zakładu •

Naukowego ZeIiskiego Zofii Strzałkowskiej otrzymali pięknie wyhaftowany sztandar, który poświęcił wierny sympatyk Legionów ks. biskup Władysław Bandurski. W godzinach popoludniowych 28 i 29 sierpnia legioniści żegnani przez mieszkańców Lwowa po­ maszerowali w kierunku południowo-zachodnim. Ponieważ nie dostarczano obiecanych składów pociągów, zdecydowali się iść pleszo. •

Pierwszym punktem docelowym był Sanok. Tam doliczono się 6200 legionistów. W Sanoku wydzielono kolejne plutony i polączo­ no je w kompanie, a te w bataliony. Następnie legioniści powędro­ wali do Jasia, gdzie ck dowództwo wydało im karabiny, po czym

je odebrało. Żołnierzy irytowała nonszalancja i buta ck oficerów, jawnie pogardzających legionistami. Powodem napięć stała się też kolejna odmowa przyznania im transportu kolejowego. Wreszcie po wielu interwencjach zostali załadowani do pociągów i pojechali w kierunku Podhala. Po drodze Legion Wschodni topniał. Brakowa­ ło żywności i kwater na noc. Szerzyła się dezercja, gdyż nie tego oczekiwali legioniści ze strony Wiednia. Podczas podróży stale de� batowali w atmosferze niemal rewolucyjnej, szukając odpowiedzi na pytanie, co dalej należy robić. Narastał wśród nich bunt prze� ciwko koncepcji walki u boku ck monarchii. W takiej atmosferze dotarli do Mszany Dolnej i Rabki, miejscowości uzdrowiskowych w Beskidzie Wyspowym. Do oddziałów wkradł się bałagan. Wśród legionistów uwijali się narodowcy zniechęcający do walki w "obronie tronu " . Ich pró­ by uzyskania deklaracji Wiednia w sprawie polskiej zakoilczyły się porażką. Zdali sobie sprawę, że na ck monarchię liczyć nie można, przynajmniej w najbliższym czasie. W tej sytuacji uznali, że le­ piej rozwiązać Legion, niż prowadzić legionistów w bój za Austrię. Takie stanowisko zajmowali między innymi Aleksander Skarbek jako szef Departamentu Wojskowego Sekcji Wschodniej NKN oraz Tadeusz Cieilski. Pretekstem do otwartego buntu legionistów były słowa przy­ sięgi na wierność Najjaśniejszemu Panu i austro-węgierskiemu państwu, którą mieli złożyć. Uznali, że tego nie uczynią, gdyż są wojskiem polskim, a nie najemnikami austriackimi. Mówili, że nie po to poszli w bój, by walczyć za obce interesy. Nie chcą iść drogą socjalisty Piłsudskiego, gdyż jak wieść gminna niesie, jest regular­ nie opłacanym austriackim agentem. Miał też składać donosy na swoich współpracowników. W istocie Piłsudski ani nie był agen� tem ck wywiadu, ani nie donosił; z oficerami wywiadu uzgadniał jedynie działania, jakie strzelcy mieli prowadzić przeciwko zabor­ cy rosyjskiemu. Niemniej intensywnie powielana plotka do dzisiaj uchodzi za najprawdziwszą. Zatem akcja narodowców była skiero­ wana także przeciwko Piłsudskiemu, w którym widzieli groźnego konkurenta na galicyjskiej scenie politycznej. Obawiali się, że od�

działy Legionu Wschodniego trafią do jednostek kontrolowanych przez Komendanta i jego lewicowych przyjaciół. Odmowa przysięgi oznaczała, że legioniści w bój nie poma­ szerują, a Legion Wschodni zostanie rozwiązany. Formalną decy­ zję podjęła AOK. Po rozbrojeniu część legionistów się rozpierzch­ ła, część powróciła w zwartych kompaniach do domu, jak choćby strzyżowska czy łańcucka. Około dwóch tysięcy poddanych cesa­ rza zostało wcielonych do wojsk liniowych oraz do obrony krajo­ wej. Nielicznych królewiaków, jako poddanych obcego państwa, aresztowano. "Było sporo szemrania, ,czuliśmy się bowiem upo­ korzeni, jakby mniej wartościowi, odepchnięci " - pisał rozżalo­ ny Bronisław Konieczny, jeden z legionistów. Nie wszyscy jed­ nak chcieli rezygnować z udziału w wojnie. Wśród tych, co dalej pragnęli się bić, był Józef Haller. Uważał, że udzial w walkach u boku wojsk austro-węgierskich służy sprawie polskiej, jeśli nie dzisiaj, to w przyszłości. Dlatego tłumaczył towarzyszom broni, aby pozostali w szeregach i złożyli przysięgę, "Czy chcecie iść do domu kopać kartofle? " - pytał rozgoryczony. Jego działania nie były wszakże zbyt efektywne, bo tylko kilkuset legionistów uznało jego argumentację. Haller nie cieszył się jeszcze taką po­ zycją jak w 1918 roku, kiedy był już sławnym i charyzmatycznym generałem. Odmowa złożenia przysięgi ze strony legionistów była anty­ austriacką manifestacją polskich elit wschodniogalicyjskich. I tak zostało to odebrane w Wiedniu. Od tego momentu AOK i rząd wie­ deński posądzały Polaków o nielojalność, brak solidarności z pań­ stwem i monarchą, wręcz o zdradę. Tak zwana kwestia Legionu Wschodniego do koflca wojny zatruwała relacje polsko-aus triackie i stale była podnoszona przez polityków i generałów nieprzyjaz­ nych Polakom, a także przez Ukraińców. Również polscy polity­ cy z Galicji Zachodniej bardzo krytycznie ocenili rolę narodowców w rozbiciu Legionu Wschodniego. Najostrzej atakowali socjaliści z Ignacym Daszyńskim na czele, widząc, że lata ciężkiej pracy na rzecz stworzenia silnego polskiego ruchu strzeleckiego zostały w znacznej mIerze zmarnowane. •





5 . , Z E l AZNA" I I B R YGADA Do grupy kilkuset legionistów z Legionu Wschodniego, którzy poszli za Hallerem, zostali przyłączeni kolejni ochotnicy: ponad pięćet z Drużyn Podhalańskich, przyprowadzonych przez Henry­ ka Minkiewieza, oraz około trzystu z Legionu Śląskiego, zwanego też Cieszyńskim. Górale podhalańscy przez Nowy Targ dotarli do Mszany Dolnej. Nie chcieli wracać do domu po rozwiązaniu Legio­ nu Wschodniego. Postanowili dalej walczyć, argumentując, że nie po to zglosili się jako ochotnicy do szeregów, by teraz uciekać. Po­ dobnie postąpili Polacy ze Śląska Cieszyńskiego, którzy dOjechali pociągiem w nocy z 21 na 22 września do Mszany Dolnej i Rabki. I jedni, i drudzy rekrutowali się z regionów, w których panowały inne nastroje niż w Galicji Wschodniej i pieczę nad legionistami sprawowali politycy o innej orientacji. Z powyżej wymienionych żołnierzy utworzono 3 Pułk Legio­ nów 26 września nastąpiło ich zaprzysiężenie. Legioniści ocze­ kiwali, że po zakończeniu szkolenia zostaną przewiezieni do Kró­ lestwa, gdzie staną obok 1 Pułku do walki z wojskami rosyjskimi. Spotkało ich rozczarowanie, po pierwsze bowiem, nie zostali prze­ szkoleni, a po drugie, po załadowaniu do wagonów na stacji Kra­ ków w dniu 30 września pojechali na Górne Węgry, do miejscowo­ -

ści Huszt. Obok 3 Pułku skierowano tam 2 Pułk, który organizował się w Krakowie i okolicy i również nie był gotowy do walki ze względu na słabe wyszkolenie. Niektórzy legioniści protestowali przeciwko, jak powiadali, "węgierskiej zsyłce " - Huszt nazwali nowym San Domingo, przypominając w ten sposób cyniczną decy­ zję Napoleona, który wysyłając ówczesne polskie Legiony do wal­ ki w tropikalnej dżungli na wyspie (San Domingo), doprowadził de facto do ich likwidacji. Legioniści tylko sporadycznie nawiązy­ wali do dziejów Legionów Jana Henryka Dąbrowskiego. Powyższy przyklad jest jednym z nielicznych. Przeciwko decyzji AOK prote­ stowal też NKN, podnosząc argument, że Legiony powstały po to, by bić się z wojskami rosyjskimi na terytorium Królestwa. AOK nie zdecydowała się na udzielenie odpowiedzi. Protest mało elegancko pominęła milczeniem.

Węgry były poważnie zagrożone przez wojska rosyjskie, któ­ re po opanowaniu karpackich przełęczy planowały dalszy marsz w kierunku Budapesztu i Wiednia. Zaniepokojony premier rzą­ du węgierskiego Istvan Tisza wezwał AOK do energicznej obrony Krajów Korony Swiętego Stefana. W trosce o interes całej mo,

narchii skierowano w Karpaty wszystkie dostępne siły. Wśród nich oba pułki legionowe, które miały ryglować przełęcze karpac­ kie przed wojskami rosyjskimi, a następnie pomóc w wypchnię­ ciu ich poza łuk Karpat. To był najważniejszy powód wyjazdu 2 i 3 Pulku Piechoty na południowy wschód. Ale byl i drugi. Mia­ nowicie ani Wiedeń, ani Komenda Legionów nie były zaintereso­ wane tym, by wszystkie pułki legionowe znalazły się w pobliżu wojsk Piłsudskiego. Po trzech dniach jazdy koleją pulki osiągnęły cel podróży. Łącznie liczyły ponad siedem tysięcy żołnierzy. Towarzyszyła im Komenda Legionów z komendantem Durskim-Trzaską na czele. Oba znalazły się - i to na wiele miesięcy - w grupie operacyjnej gen. Karla Pflanzera-Baltina, który dysponował czterema dywizja­ mi piechoty. Nie był to generał lubiany przez swoich podkomend­ nych, tym bardziej przez legionistów, którym staral się uprzykrzyć i komplikować życie. Z reguły nie docierały do niego argumenty innych oficerów. Stąd powszechnie znany jego przydomek: " za­ kuta pala" . Niemniej w bojach potrafił być skuteczny i uparty, co doceniała komenda austriacka. Jego zadaniem była ochrona odcin­ ka Karpat Wschodnich. Miał współdziałać od strony zachodniej z ck 3 Armią. Legionistom nie było dane walczyć w zwartych od­ działach, gdyż zostali podzieleni na mniejsze grupy rozlokowane w promieniu 60 kilometrów, a momentami ponad 100 kilometrów. Niewątpliwie Komenda nie miała nad nimi władzy tak jak dowód­ cy pułków nad pulkami, a batalionów nad batalionami. Byl to ko­ lejny powód rozgoryczenia, pozorowania chorób i dezercji wśród legionistów. Trudno im się dziwić. I tak było jeszcze wielokrotnie w następnych miesiącach, kiedy to oddziałom legionowym przy­ szło walczyć w ramach różnych formacji. Oczywiście była to świa­ doma polityka Pflanzera-Baltina inspirowanego przez AOK, która

po doświadczeniach z Legionem Wschodnim miała ograniczony poziom zaufania do legionistów. Po pierwsze, rozdzielając legio­ nistów, ck Komenda uniemożliwiała im organizowanie ewentu­ alnych akcji protestacyjnych. Po drugie, utrudniała powstawanie więzi między żołnierzami obu pułków. Po trzecie, czyniła tak, by nie było znaczących śladów walk połskich żołnierzy. Po czwarte, chciała utrudnić upominanie się o sprawę polską. Po przybyciu do Husztu legioniści natychmiast zostali skie­ rowani na front. Z wielkim wysiłkiem powstrzymali atakujące­ go przeciwnika, a następnie w ciężkich walkach wyparli go poza łuk Karpat. Największym sukcesem było opanowanie stolicy ko­ mitatu Maramaros-Maramarossziget (obecnie rumuńskie Syhot) w dniach 6-7 października 1918 roku przez 1 batalion kpt. Mariana Januszajtisa-Żegoty. O Polakach często i ciepło pisała prasa węgier­ ska, a miejscowa ludność dawała liczne przykłady wdzięczności. Jednym z nich był sztandar z białym orłem ufundowany i wrę­ czony legionistom przez towarzystwa akademickie z Budapesztu za ocalenie Węgier przed inwazją rosyjską. Podziękowanie wyra­ żali też węgierscy żołnierze. Widząc legionistów, wznosili okrzyki: ". Niech Polacy! żyją " W kolejnych dniach października legioniści dalej walczyli w trudno dostępnych i zalesionych terenach górskich, pozbawio­ nych dróg, z licznymi rzekami i potokami. Maszerowali w oddziel­ nych grupach. jednej z nich przypadło zadanie przejścia na gali­ cyjską stronę granicy przez przełęcz Ragadze Wielkie nieopodal Pantyru. Aby ułatwić transport wojsk i zaopatrzenia między Węg­ rami a Galicją, kpt. Zagórski zarządził budowę drogi przez prze­ łęcz, którą ułożono z bali drewnianych (okrąglaków) przykrytych grubymi gałęziami. Nad potokami wzniesiono czternaście mostów drewnianych. Droga liczyła blisko 6 kilometrów. Legionistom i ck saperom zajęło to załedwie pięćdziesiąt trzy godziny, nie li­ cząc czasu na przygotowanie materiaJ6w i sprzętu.

20

październi­

ka droga została ukończona. Przy jej budowie pracowali też chłopi ukraióscy, których wnuki i prawnuki do dzisiaj dobrze to wspomi­ nają i nadal nazywają Drogą Legionów.

Inna grupa legionistów starła się z Kozakami 12 październi· ka 1914 roku w okolicach miejscowości Rafajłowa znajdującej się w Galicji, a następnie walczyła o Nadwórną, którą zajęła 24 tegoż miesiąca. Działania piechurów wsparły legionowe armaty. Wal· kę tę doceniło ck dowództwo, podkreślając, że ułatwili działa­ nia ck 2 Armii operującej w dolinie rzeki Stryj. Szczególnie do­ brze oceniono postawę kpt. Januszajtisa.Żegoty, którego za zajęcie Nadwórnej nagrodzono awansem na stopiefl majora, oraz Halle· ra, który najpierw został awansowany na majora, a następnie na podpułkownika. "Hallera - pisał Józef Zając, przyszły generał nauczyliśmy się szanować i lubić. Roztropny, nie lubił niepotrzeb­ nie szafować krwią żołnierza, miał duże poczucie rzeczywistości pola walki i wyczucie sytuacji, wydawał rozkazy jasne i wyko­ nalne" . Na bardzo dobre opinie wojskowej zwierzchności zasłu­ żył kpt. Bolesław Roja, wkrótce awansowany do stopnia majora: " Zawadiacka dusza zagończyka, niepohamowany temperament. Był w tym człowieku młodzieńczy rozmach i ogień, jakaś nie­ spokojna, pełna inicjatywy wola, było przedziwne nieliczenie się z rzeczywistością, wyzywanie własnego szczęścia " - wspomi­ nał go jeden ze świadków, Zdaniem austro-węgierskich generałów na uznanie zasłużył też płk Zygmunt Zieliflski, uczciwy, prawy i sprawny żołnierz. Z czasem stał się ukochanym oficerem legioni­ stów. " Służbista, prostolinijny, głuchy na wszelką politykę, choć­ by polską, uznający jedynie rozkaz przełożonej komendy" - pisał o nim Roja. Po Rafajłowej i kolejnych potyczkach w dolinie Bystrzycy Na­ dwórniańskiej oficerowie informowali zwierzchność austriacką, że żołnierze są już bardzo wyczerpani walkami w górach i dlatego oczekują skierowania na tyły. Takiego rozkazu się nie doczekali. Dalej musieli się bić. Legiony w Karpatach liczyły około 7300 żoł­ nierzy. 29 października doszło do najważniejszej, aczkolwiek prze­ granej bitwy pod Mołotkowem koło Nadwórnej. Przeciwnik był znacznie liczniejszy i zdecydowanie lepiej wyposażony. Rosjanie dysponowali ponaddwukrotną przewagą w liczbie żołnierzy i jesz­ cze poważniejszą w artylerii: 48 dział przeciwko 14 przestarzałym

Bolesław Raja w 1916 roku.

armatom górskim. Legioniści nie posiadali karabinów maszyno­ wych, podczas gdy wojska nieprzyjaciela miały 3 2 sztuki. Wśród żołnierzy armii rosyjskiej byli liczni oficerowie Polacy, w tym przy­ szli generałowie: Lucjan Żeligowski, wówczas pułkownik, i Kazi­ mierz jacynik, kapitan. W tym wypadku, ze względu na przewagę ludzką i materiałową, Polacy w szynelach rosyjskich spisali się lepiej niż Polacy w szynelach legionowych. W godzinach popołu­ dniowych stało się jasne, że tej bitwy legioniści nie wygrają, tym bardziej że nie otrzymali wsparcia ze slrony austro-węgierskiej. Komendant Durski-Trzaska zarządził odwrót. Sukcesem było wy­ rwanie się z zagrażającego okrążenia. Legioniści ponieśli bardzo poważne straty, po raz pierwszy tak dotkliwe. Około 200 z nich

dostało się do niewoli, 480 zostało rannych, a 200 poległo lub zo­ stało uznanych za zaginionych. Prawie 1000 żołnierzy wyelimino­ wano zatem z walki! Po Mołotkowie wśród legionistów zapanowały żal i przygnębienie. Fatalny był stan morale, gdyż trudno bylo do­ slrzec jakikolwiek awans sprawy polskiej w polityce austriackiej. Legioniści walczyli i ginęli bez rekompensaty dla siebie i Polski. Pojawiły się więc głosy, że należy rozwiązać Legiony. że nie można się godzić na dalsze traktowanie żołnie,rzy jak mięsa armatniego. Znakiem nastrojów była smętna pieśń śpiewana przez legio­ nistów: Bo my żolnierze są jak psy, Bezdomni my włóczędzy, Tropi nas Moskal, Gryzą wszy, Za Austrii skrawek nędzny. Cholera, kulka, tyfus, głód, Czego zapI.'agnie dusza! Marszrutę bierz i zjeżdżaj w grób, Nikogo to nie wzrusza. Jak zwykle w podobnych okolicznościach debatowano o powo­ dach tak poważnych strat. Winiono Ukraińców, którzy, jak uważa­ no, szpiegowali na rzecz przeciwnika i donosili. Winnych zdrady ­ przynajmniej w przekonaniu legionistów - aresztowano i skazano na karę śmierci; wyroki wykonano na rynku w miasteczku Na­ dwórna. Nadgorliwością w tropieniu szpiegów wykazała się żan­ darmeria legionowa, składająca się z bojowców PPS z 1905 roku, którzy już niejeden wyrok wykonali. Musiało to rzutować na trud­ ne relacje z miejscowymi. W związku z porażką pod Mołotkowem oskarżano ck dowództwo o nieUczenie się z ryzykiem i szafowa­ nie życiem ludzkim. Ale podczas legionowej debaty dostrzeżono też i własne słabe strony, w tym niedoskonałe wyszkolenie. Zgo­ dzono się, że żołnierze nie byli jeszcze w pełni gotowi do udziału w regularnych działaniach wojennych. W bój poszli z rodzinnych

pieleszy, bez solidnego przygotowania wojskowego i znajomości warsztatu żołnierskiego. "Najmniej odporni umknęli z pola bitwy i więcej już do szeregów legionowych nie wrócili" - relacjonowa­ no. Lecz z drugiej strony ci, co zostali i przetrwali, wzmocnili się. " Porażka pod Mołotkowem poderwała na jakiś czas wiarę we włas­ ne siły, a z drugiej strony przyczyniła się do wykruszenia z szere­ gów elementu żołnierskiego mniej odpornego na wzruszenia pola bitwy" - pisał Józef Zając. Poza tym było w Legionach zbyt dużo bałaganu, a za mało dyscypliny. "W Legionach za mato jest ducha wojskowego, wszystko cywile, posłuszeństwa wojskowego bardzo brakuje, a także rygoru i uszanowania rang legionowych" - stwier­ dzał August Krasicki, autor znanych pamiętników, poseł na Sejm Krajowy. Ck dowództwo, widząc słabe morale i mankamenty w za­ kresie wyszkolenia Legionów, starało się polepszyć nastroje, popra­ wiając zaopatrzenie w żywność i hojnie szafując żelaznymi krzyzami i awansami. •







Kiepski stan ducha wielu legionistów był także następstwem pustki społecznej, w jakiej przyszło im walczyć. Po drugiej stronie Karpat mieszkali głównie Ukraińcy, którzy niejednokrotnie sympa­ tyzowali z armią rosyjską i nie ukrywali niechęci, czy wręcz wro­ gości, wobec legionistów. Dobrze te karpackie klimaty społeczne oddaje wiersz Józefa Englichta Duma

o

II Blygadzie:

Idziemy przez miasta obce i przez sioła . . . Patrzy się ludu obcego gromada, Nikt jej z radością nie wita, nie woła: Druga brygada. Nikt tu jej pieśnią nie wita ni mową, Ni dziewcząt grono ani starców rada . . . Idzie swym szlakiem zadumą grobową Druga brygada. Ale choć duszę plamień żre tęsknoty, Co krok wróg czyha lub przyziemna zdrada . . . Z bagnetem w ręku spelnia przysiąg roty Druga brygada.

Od początku walk w Karpatach zdarzały się w legionowych pułkach przypadki nieposłuszeństwa, niewykonywania należy­ cie poleceń służbowych, kradzieży. Sądy polowe nie mogły narze­ kać na brak zajęcia. Za drobne kradzieże zasądzały kary cielesne: 25

czy 50 rózeg, co miało działać odstraszająco na pozostałych

legionistów. Bywało leż, że winnych surowo karali legionowi żan­ darmi, jak choćby pod Mołotkowem, kiedy rotmistrz żandarmerii zastrzelił legionistę, który odmówił powrotu na pole bitwy; kilka dni później jednak przyjaciel zabitego zabił rotmistrza. Od tego momentu aż do wiosny 1915 roku nie wykonano żadnej egzekucji, aczkolwiek przed sąd polowy trafiła na przykład sprawa 10 dezer­ terów Ofaz 17 oskarżonych o odmowę wykonania rozkazu. Zresztą gdyby nawet sądy zasądziły karę śmierci, to i tak wyroki musiały być zatwierdzone przez komendanta Legionów, który mógł ułaska­ wić skazanego, ewentualnie zawiesić wykonanie wyroku do czasu demobilizacji Legionów. Należy dodać, że żandarmeria zajmowała się nie tylko dezerterami i wykroczeniami, ale także wykrywaniem agentów rosyjskich, którzy przekazywali swojej armii informacje na temat liczebności i stanu ducha legionistów. Żandarmi rozpra­ cowywali również agentów wywiadu austriackiego. Po Mołotkowie zintensyfikowano nauczanie. W pierwszej ko­ lejności objęto nim najmłodszych stażem i wiekiem. Szkolenia pro­ wadzono prawie cały czas, a jednocześnie przy stałym kontakcie z wrogiem - dlatego oczekiwano wycofania obu pułków na tyły. Mimo próśb kierowanych do ck zwierzchności, by pozwolono le­ gionistom zebrać siły i odpocząć, Pflanzer-Baltin nie wyraził na to zgody. Uznał, że legioniści nadal są mu potrzebni. Dnia 26 listopada 1914 roku Legiony podzielono na dwie gru­ py: jedną pod dowództwem Durskiego-Trzaski, drugą Hallera, i obie poprowadzono do walki. Grupa Durskiego posuwała się w kierun­ ku wschodnim, wzdłuż północnego łuku Karpat. Już samo pokona­ nie drogi szczytami górskimi było nie lada wyzwaniem i sukcesem, gdyż pułki legionowe nie były formacjami stworzonymi do walki w górach. Nie dysponowały sprzętem ani doświadczeniem przy­ datnym w tego typu operacjach, nie zostały także przygotowane

do funkcjonowania w niskich temperaturach, które nawiedziły Karpaty w tamtym czasie. W listopadzie nocą temperatura spada· ła do -21 stopni Celsjusza. Nie dziwią zatem powszechne opinie, że " gorszymi wrogami wówczas od Moskali były śniegi i mrozy" . Z kolei w grudniu nastała odwilż. "Rozmokła ziemia pokryła się grubymi warstwami grząskiego błota. Wieczne deszcze, wieczna szaruga. Mgły, zadymki, ulewy wcale nie grudniowe. Jary w gó· rach wzbierają, ścieżyny zamieniają się w rwące potoki. Z poszy· cia drzew ścieka wilgoć. A żołnierz nasz wciąż w szczerym polu. Tygodniami [ . . 1. Tak mija Boże Narodzenie, tak mija Nowy Rok .

[ . .

.

]" - pisał jeden z legionistów. Grupa Durskiego·Trzaski w kolejnych dniach została podzie­

lona na dwie grupy: pierwszą pod dowództwem Zielińskiego, dru­ gą Januszajtisa-Ż egoty. Obaj ponownie wyróżnili się dojrzałością wojskową i wyobraźnią. Walki trwały do 10 stycznia 1915 roku, kiedy to grupę Durskiego wycofano do Husztu. Uczyniono tak nie tylko ze względu na rosnącą liczbę chorych, których przybywa­ lo w następstwie walk w ekstremalnych warunkach pogodowych, przy niedostatku żywności i medykamentów. W takich okolicznoś­ ciach trudno o zachowanie higieny, a jej brak prowadził do chorób. Wartość bojowa Legionów musiała się obniżyć. Legioniści walczyli i tak znacznie dłużej niż inne formacje, stale przerzucani z miejsca na miejsce, w celu, jak powiadali, " zaklajstrowania dziur" - w roli straży ogniowej, od Husztu na zachodzie po Ś niatyń na wschodzie. Tam, gdzie było zagrożenie, gdzie ziemia paliła się żołnierzom pod nogami, gdzie ck oddziały wycofywały się na wieść o zbliżaniu się wroga - tam wysyłano legionistów. To kierowanie ich do najbar· dziej niebezpiecznych zadań, często fatalnie przygotowanych, nie­ pokoiło żołnierzy. Niewiele brakowało, by doszło do buntu. " Legio­ ny są nieustannie w boju i bez uzupełnień. Mimo woli przychodzi nam na myśl, czy nie gra lu roli jakaś zakulisowa intryga austria­ cka, lj., że chcą się po prostu Legionów pozbyć" - pisal Krasicki. Przez tych kilka mjesięcy legioniści walczyli na Węgrzech, później w Galicji, potem znów na Węgrzech i na powrót w Galicji, wreszcie na pograniczu Galicji i Bukowiny. Walczyli w Gorganach

i w dolinie Czeremoszu w Czarnohorze. Walczyli podczas odwil­ ży, w sąsiedztwie schodzących z gór lawin, w mrozie sięgającym w styczniu 1915 roku -28 stopni Celsjusza, a nawet -30 stopni Celsjusza, w śniegu zalegającym na 2,5 metra. "Wężowato wiją­ cą się drogą pięliśmy się coraz wyżej poprzez śniegiem zawalone lasy, gdzie spod puchowych zwałów wystawały zaledwie czuby drzew [ " , ] , przejmujący chłód drętwił nam ręce, kolana, białym szronem osadzał się nam na twarzach [ . J . Śnieg sypał coraz gęst­ .

.

szy i siekł niemiłosiernie po twarzach, mróz ścinał krew w żyłach, ludzie, konie tulili się do siebie, skostniałe palce odmawiały po­ słuszeństwa" - relacjonował ppor. Tadeusz Grabowski spod góry Prislop (1413 m n,p,m,), Ze względu na brak osad ludzkich w oko­ licy żołnierze spędzali noce z reguły pod gołym niebem, co nieraz prowadziło do odmrożeń. Niejeden nie doczekał poranka, bowiem dowódcy z powodu bezpieczeńslwa powierzonej im jednostki nie­ chętnie wyrażali zgodę na palenie ognisk. Mimo to nie był im dany dłuższy odpoczynek, gdyż 12 stycznia znów ruszyli w drogę, posu­ wając się doliną Złotej Bystrzycy, 2 1 lutego 1915 roku opanowali Horodenkę. Wielonarodowa społeczność miasteczka cieszyła się z oswobodzenia. Dopiero w marcu Pflanzer-Baltin wyraził zgodę na czterotygodniowy odpoczynek, W służbie, w walce byli już pół roku. Niewielu zdrowych pozostało w pierwszej linii. Żołnierzy z grupy ppłk. Hallera kampania kosztowała nie­ co mniej wysiłku, nie stoczyli tylu walk, a przy tym mieli więcej szczęścia w związku z tym, że na przełomie grudnia i stycznia znaleźli się w Rafajłowej. Stworzyli tam sprawnie zarządzane te­ rytorium, nazwane przez nich Rzecząpospolitą Rafajłowską. Ko­ rzystając z czasu wolnego, Haller cały czas pracował nad poprawą wyszkolenia oraz zapewnieniem żołnierzom godziwego noclegu, o co nie było łatwo, bo kwatery w chatach chłopskich obfitowały w . . . insekty. "Kanapa, na której spał w ubraniu dowódca batalionu, robiła wrażenie czegoś ruchomego, tyle w niej było różnego roba­ ctwa, do czego zresztą w ciągu kilku tygodni udziału w wojnie zdo­ łaliśmy się przyzwyczaić" - wspominał Józef Zając. Wszy i wal­ ka z nimi urastały z czasem do potężnego problemu. Oczywiście

, t,

-

.

-





'. "

• �

.-

ił.

,

• •

• -

....... /



JJ:"

/

-

\.



....

,//•

I'"



�.





-



,

�.

)

-

• -

• •

-.

-

II Brygady Legionów pod Aafajlową podczas dzialań na froncie wschodnim - żołnierze prry ognisku, zjma przełomu lat 1914 i 1915. Walki

nie był to tylko kłopot i zmartwienie żołnierzy w Karpatach, lecz w ogóle żołnierzy tego czasu, o czym przekonuje Wincenty Solek z I Brygady. "Wszy, wyhodowane obficie w szwach ubrania, wyła­ puje się co grubsze palcami, mniejsze niewarte codziennego za­ chodu i gnidy hurtem wydrapuje się scyzorykiem na papier i pali się w kominie [ . . . J. Brudną bieliznę wynosi się daleko i rzuca, gdyż o praniu nie ma mowy" . Zródłem robactwa było nieprzestrzeganie ,

elementarnych zasad higieny, a także korzystanie z silnie zaroba­ czonych kwater. Zazwyczaj żołnierz, przychodząc na nocleg po wielu godzinach. marszu, układał plecak pod ścianą, a płaszcz na ziemi jako posłanie i bez wieczornej higieny kładł się spać. Mimo zimy co pewien czas korpusy rosyjskie atakowały, nie dając dłuższej chwili wytchnienia, lecz skuteczność ataków była niewielka ze względu na porę roku i zacinające się karabiny. Zresztą w tak niskiej temperaturze -20 stopni Celsjusza czy -25 stopni Cel­ sjusza odmawiała posłuszeństwa również broń austriacka. W Ra­ fajłowej w dniach 23-24 stycznia 1915 roku znów doszło do ataku rosyjskiego i walk nocą. Na grupę Hallera, która liczyła 1361 goto­ wych do walki żołnierzy (2748 było na liście do żywienia, w tym ranni i chorzy) , nacierało kilka tysięcy żołnierzy nieprzyjaciela. Straty legionistów były niewielkie, znacznie mniejsze niż strony atakującej. Zginęło 5 legionistów j 100 żołnierzy strony przeciw­ nej, a za zaginionych uznano 20 legionistów i ponad 100 żołnierzy agresora. W sumie atakujący utracili około 600 żołnierzy, w tym 138 dosłało się do niewoli. Zatem znów legioniści odnieśli sukces; poszły za tym pochwały i gratulacje dla polskich dowódców. Hal­ ler i Raja otrzymali telegram od ck generała: "Odwaga i nadzwy­ czajna waleczność polskich legionistów okazała się w ostatnich dniach znowu w pełni [ . . . j . Waszych znakomitych komendantów ppłk. von Hallera i mjr. Roję za ich świetne czyny przedstawię do wyższych stanowisk i odznaczeń". Również ich późniejsze wal­ ki zostały dobrze ocenione przez generałów. Dowódca 6 Dywizji Piechoty napisał: "Dywizja z przykrością rozłącza się z dzielnymi batalionami Legionów. Przy sposobności tej wyrażam w imieniu najwyższej służby najwyższe uznanie dzielnym ich dowódcom" .

Następnie grupa Hallera wzięła udział w zimowej ofensywie 1915 roku w dolinach Bystrzycy Nadwórniańskiej i Bystrzycy So­ łotwińskiej. W bezpośrednim sąsiedztwie legionistów walczył ba­ talion strzelców tyrolskich. Legioniści mogli się z bliska przyjrzeć austriackiej polityce wobec swoich i wobec legionistów. Tym dru­ gim brakowało prawie wszystkiego, ci pierwsi wszystkiego mieli pod dostatkiem. Dysponowali kociołkami, termosami, ciemnymi okularami do ochrony oczu przed blaskiem słońca na śniegu, nar­ tami, lornetami, telefonami, ciepłymi okryciami głowy i futrzany­ mi rękawicami. Legioniści przy nich wyglądali jak wojska nie trze­ ciej, ale piątej kategorii. Siły rosyjskie rozpoczęły odwrót 4 lutego 1915 roku. Wyda­ wało się, że jest to dobra okazja do odpoczynku. Ale ck dowódcy dalej kazali legionistom walczyć, grożąc rozwiązaniem 2 i 3 Pułku. Pflanzer-Baltin wszczął śledztwo w sprawie niewykonywania roz­ kazów przez 3 Pułk, lecz ostatecznie sprawę umorzono, przy czym jeden z ck generałów groził Hallerowi rozwiązaniem Legionów. PfIanzer-Baltin był bezwzględny także wobec swoich, co wy­ nikało z przekonania, że gdy żołnierz zostanie zmuszony do za­ chowania stanu ciągłej gotowości i do walki, nie bumeluje, nie narzeka na zaopatrzenie, nie marudzi. Wojsko - powiadał do pod­ władnych - które nie walczy, "gnije" i po prostu może się rozejść. Nie widział nic złego w tym, że oddziały przez niego dowodzone ponosiły olbrzymie straty, gdyż jego zdaniem to także sprzyjało podnoszeniu dyscypliny i zachowaniu porządku. Dlatego w pa­ mięci żołnierzy zapisał się tym, że " uczył swoich ludzi umierać" . Niepokoiła go natomiast skala handlu wymiennego z żołnierzami nieprzyjaciela - ale kwitł on i tak mimo kar. Rosjanie byli szcze­ gólnie spragnieni gorzałki, gdyż z powodu prohibicji pili spirytus opałowy i denaturat, a to niejednokrotnie kończyło się śmiercią. Za alkohol, a także za tytoń oferowali żołnierzom, w tym legioni­ stom, chleb, suchary, wędlinę. O intensywności walk grupy Hallera świadczą liczby: w ciągu kilku miesięcy stoczyła ona 16 bitew i potyczek o defensywnym charakterze oraz 19 o charakterze ofensywnym. Marną pociechą

dla Hallera i jego żołnierzy były słowa Durskiego z 1 4 marca 1 9 1 5 roku skierowane do dowódcy grupy: ,,[Haller] na czele po­ wierzonej mu grupy Legionów dokonał całego szeregu świetnych ] zasłu­ żył sobie na najwyższe uznanie, które mu równocześnie wyrażam " , Za zasługi wojenne Haller otrzymał Order Żelaznej Korony klasy III wojennych czynów, chlubę Legionom przynoszących. [

.

.

.

i z tej okazji w rozkazie do żołnierzy napisał: "Odznaczenie to uwa· żarn za odznakę dla Was wszystkich [ . . . ] wierzę, że Legiony Polskie pewnym krokiem staną na ziemi Ojczystej, gdzie Naród cały uzna je za podwaliny lepszej przyszłości " . Między 10 a 16 marca 1915 roku grupy legionowe zameldowa­ ły się w Kołomyi, gdzie nastąpił z dawna oczekiwany odpoczynek. Interwencje polskich oficerów wreszcie przyniosły skutek. Ale jak jednak się okazuje, starania oficerów legionowych nie zakończy­ łyby się sukcesem bez poparcia polskich polityków z NKN i po­ słów do Rady Państwa. Jak zwykle w podobnych okolicznościach ck dowództwo nie oszczędzało na krzyżach i awansach, gdyż o nie najłatwiej. Ppłk Haller został pułkownikiem, a majorzy Januszajtis­ .Żegota i Roja podpułkownikami. Podziwianego przez żołnierzy kpl. Hemyka Minkiewicza mianowano majorem. Podczas legionowych rozmów opowiadano, jak to jesienią 1914 roku Minkiewicz "wszedł między tyraliery i z najzimniejszą krwią, zapaliwszy papierosa, na· wiązał z chłopcami przyjacielską rozmowę " . 16 marca 1915 roku na kolejny urlop pojechał Durski. Komendę nad obiema grupami Legionów przejął Haller, wzywając pod sztandary ozdrowieńców, maruderów i dawnych legionistów z Legionu Wschodniego. Nie· wielu jednak powróciło. Odpoczynek trwał krótko, gdyż gen. Pf1anzer-Baltin zażądał od Hallera sformowania z wyselekcjonowanych żołnierzy tak zwa· nych marszbatalionów. Pierwszy z nich opuścił Kołomyję 28 mar­ ca i pomaszerował na front, pięć następnych w kolejnych dniach. W ten sposób rozrywano - mimo protestów - istniejące for­ macje i tworzono nowe, lak jak działo się już od wielu miesięcy. Powstanie marszbatalionów było wstępem do głębszej reorgani­ zacji Legionów. Ostatecznie w miejsce dwóch grup legionowych

gen. Pflanzer-Baltin utworzył trzy grupy: pod dowództwem płk. Hallera, ppłk. Roi i ppłk. Januszajtisa-Żegoty. Uzasadniał to tym, że w Legionach panuje " mocny nieporządek" i "mala kar­ ność" . Rzeczywiście w Legionach brakowało dobrego nastroju, ale miało to swoje uzasadnienie. Po pierwsze, legioniści poszli w bój dla niepodległej Polski, a perspektywy jej powstania coraz bardziej się oddalały. Po drugie, ck władze wojskowe traktowały ich gorzej niż swoich żołnierzy - stąd opinia, że świadomie niszczą Legio­ ny. Po trzecie, mimo wysiłków polskich polityków AOK uważała Legiony za formacje w służbie monarchii, a nie za sojusznicze woj­ sko polskie. W tej sytuacji nie wszyscy wierzyli w sens dalszej walki. Stąd sporo dekowników, a jeszcze więcej dezerterów. Liczni legioniści symulowali choroby i masowo składali podania o urlopy zdrowotne. Rozgoryczenie i urazy pogłębiały złośliwości ze strony pflanzera-Baltina. Legioniści powiadali, że gdyby mógł, to chętnie zlikwidowałby Legiony, a żołnierzy popędził w kamaszach na front bałkański. Nie poprawiały nastrojów wieści, w istocie zaś plotki, że Haller i Roja zamierzają opuścić Legiony. Większość jednak mimo wszystko dalej chciała walczyć: "jak się raz wdepło i zrobiło lo glupstwo, że się do Legionów wstąpiło, to trzeba konsekwencje za to ponieść " - komentowali. Najbardziej zdeterminowani rozwa­ żali możliwość uderzenia na wojska austro-węgierskie i przedarcia się do neutralnej Rumunii. Tymczasem Haller przystąpił do intensywnych działań na rzecz powołania II Brygady, tym bardziej że jej powstanie zapo­ wiedziano w grudniu 1 9 1 4 roku. Jego zabiegi zaniepokoiły jednak ck komendę i pozbawiono go dowództwa. Pozostał bez przydzia­ łu podobnie jak płk Zygmunt Zieliński. Wyjechał do Piotrkowa, licząc na spotkanie z Piłsudskim i Sikorskim, z którymi chciał się naradzić co do dalszych działań. Według ustaleń historyka Stanisława Czerepa II Brygada powstała 1 5 kwietnia, a 8 maja wydano rozkaz sankcjonujący decyzję. Zaliczono ją do XI Kor­ pusu gen. Ignaza Kordy, który z kolei wchodził w skład grupy gen. pflanzera-Baltina. 23 kwietnia 1 9 1 5 roku utworzono stanowi­ sko komendanta II Brygady. Legionistom wydawało się, że zostanie

nim Haller, ewentualnie Zieliński, tym bardziej że ten pierwszy już od wielu tygodni przeprowadzał reorganizację pułków jako pełniący obowiązki komendanta. Jak się okazało, komendantury nie otrzymał ani jeden, ani drugi, gdyż AOK nie miała do ruch zaufania. Na komendanta wskazano gen. Mieczysława Zaleskiego, który miał jak najgorszą opinię wśród legionistów. Widziano w nim renegata, zamierzającego uczynić z Legionów wzorcowe karne ck kompanie. Polskie idee niepodległościowe traktował jako nie­ porozumienie. Solidarny protest oficerów II Brygady wzmocniony przez polskich polityków z NKN spowodował, że AOK zmieniła zdanie i poszukała nowego kandydata. Został nim oficer austriac­ ki płk Ferdynand Kiittner, mianowany brygadierem. Od trzydzie­ stu łat mieszkał w Galicji, słabo znal język polski, a poza tym cier­ piał na sklerozę, zapominał o rozkazach, które wydał, po czym dawał kolejne, sprzeczne z poprzednimi. Jednego dnia karał legio­ nistów za niesubordynację czy opieszałość, a kolejnego tych sa­ mych nagradzał srebrnymi krzyżami za waleczność i awansami. Trudno, by mógł zyskać zaufanie żołnierzy i autorytet. Jego przy­ padłość wykorzystywali legioniści, robiąc mu psikusy jak sztu­ bacy w szkole nielubianemu profesorowi. KiUtner, podobnie jak oficerowie austriaccy, nie rozumiał celu walki Legionów. I wza­ jemnie - on też mial u podkomendnych złą opinię, w znacznej mierze nieusprawiedliwioną, co wynikało między innymi z tego, że jak przystało na ck oficera przestrzegał regulaminów i wyma­ gał od żołnierzy salutowania, co wielu uważało za upokarzające. Nieco większym poważaniem cieszył się szef sztabu Brygady, sym•

patyczny skądinąd Madziar, kpI. Arp.d Vagas, aczkolwiek również nie znał języka polskiego, podobnie jak inni oficerowie wę­ gierscy i niemieccy oddelegowani do służby w II Brygadzie. Mo­ żemy zresztą w tej formacji odnaleźć całą mozaikę etniczną po­ dwójnej monarchii. Lecz mimo ułomności Ktittner i tak zapisał się w pamięci legionistów z lepszej strony niż choćby Pflazner­ �Baltin. Przynajmniej nie był małostkowy i złośliwy i odnosił się do nich z szacunkiem. Z czasem ich polubił i potrafił uczciwie nagradzać.

----- ---

!

I

Zygmunt Zieliński, 1 9 1 5 rok.

Wszystko, o czym wspominaliśmy, zniechęcało do służby po­ tencjalnych ochotników polskich. Skromny napływ uzupełnień spowodował, że w II Brygadzie znalazły się dwa niepełne w sta­ nach pułki - każdy liczył po trzy, a nie cztery bataliony. Zresztą zarówno w ck armii, jak i niemieckiej zaczęto, zgodnie z tureckim wzorem, powoływać pułki trzybatalionowe, a dywizje trzypułkowe . •

Dowódcą 2 Pułku został Januszajtis-Zegota, a 3 Pułku - Minkiewicz. Do każdego pułku przydzielono po oddziale karabinów ma­ szynowych. II Brygada dysponowała artylerią, ale wyłącznie lekką i w skromnej liczbie, oraz dwoma szwadronami kawalerii.

6. RO KITNA Dnia 16 kwietnia 1915 roku II Brygada została skierowana na front bukowiński w rejon Czerniowiec. Do 8 maja panował tam względ­ ny spokój, lecz kolejnego dnia ruszyła w kierunku Kołomyi ofensy­ wa rosyjskiej

g

Armii pod dowództwem gen. Platona Leczyckiego.

Ck wojska dawały słaby opór, wycofując się za Prut, a wraz z nimi II Brygada. Legioniści dowodzeni przez Zieliflskiego bardzo dobrze sobie poczynali, powstrzymując natarcie. Zadawali spore straty wojskom nieprzyjaciela. To między innymi dzięki ich działaniom ostatecznie ck WOjska przejęły inicjatywę i przeszły do kontrataku. W pościgu za cofającymi się oddziałami wroga uczestniczyli legio­ niści. 11 czerwca stoczyli zwycięski bój o Zadobrówkę. Wzięli do niewoli kilkuset żołnierzy wojsk rosyjskich, a gen. Korda nazwał ów dzień " dniem polskim " . Legioniści dotarli do wsi RokiŁna, która znajdowała się na tery­ torium rosyjskiej Besarabii, w pobliżu Rarańczy. Rankiem gorącego 13 czerwca 1915 roku oddziały II Brygady osiągnęły linię rzeki Ro­ kitnianki. Jej brzegi były zabagnione, porośnięte krzakami i wierz­ bami. Brygada miała przeprowadzić uderzenie, nie dysponowa­ ła jednak wystarczającymi rezerwami. W odwodzie znajdował się tylko dywizjon kawalerii składający się z dwóch szwadronów uła-

nów pod dowództwem rtm. Zbigniewa Dunin-Wąsowicza. Na roz­ kaz szefa sztabu II Brygady ułani mieli zaatakować rosyjskie linie obronne. Dowódca dywizjonu zdecydował się użyć do szarży je­ den ze szwadronów. Po drugiej stronie fronlu znajdowali się solid­ nie okopani piechurzy armii rosyjskiej. " Był to jeden wielki okop dobrze umocniony ziemią i okryty darnią. Okop ten przecinała droga polna zamknięta kozłem hiszpańskim [ . . . J . Na skrzydłach relacjonował polski świadek szarży. stały karabiny maszynowe " �

" Dla polskich ułanów nie ma przeszkód! "



miał krzyknąć Dunin­

-Wąsowicz, nakazując wykonanie szalonego rozkazu. Dlatego nie mogło być zaskoczeniem, że przeciwnik przywitał ułanów ogniem karabinów maszynowych z [Janki, a kiedy dobiegali do drugiej linii okopów, spadły na nich omyłkowo pociski ck artylerii. Jeden z ofi­ cerów rosyjskich zanotował: "Gdy kawaleria atakuje okopy, to musi być bardzo źle z nami [tj. wojskiem rosyjskim - A.Ch.], skoro stro­ na przeciwna lekceważy aż tak dalece nieprzyjaciela" . Szarża się załamała. Pozostali przy życiu ułani wycofali się, nie osiągając za­ kładanych celów, aczkolwiek na ich widok część wojsk rosyjskich pierzchła. Szarża trwała trzynaście minut. Z 63 ułanów zginęło 1 5 , a 3 dalszych zmarlo kilka dni później. Rannych zostało 27, z ko­ lei 7 dostało się do niewoli. Zginął Dunin-Wąsowicz. Z 4 oficerów sz\·vadronu poległo 3. Padło 25 koni. Szarża pod Rokitną - choć zakończyła się tak, jak przewi­ dywano, i uczestniczył w niej tylko niewielki oddział - stała się jedną z naj głośniejszych bitew z udziałem kawalerii doby wielkiej wojny i silnie zapisała się w pamięci pokolenia wojennego, w oka­ zjonalnej literaturze i pieśni. Rokitnie poświęcił jeden ze swych najlepszych obrazów Wojciech Kossak. Kawalerzyści spod Rokit­ nej wspominani są w pieśni Czerwone maki na Monte Cassino. Szarżę pod Rokitną porównywano do najwspanialszych bitew pol­ skich ułanów z 1831 roku oraz Somosierry z 1808 roku. "Nie tyl­ ko my, którzyśmy dzień przeżyli, ale cała Polska pamiętać będzie ten dzień chwały i smutku. Jak ongi Somosierra złotymi głoskami wryła się w karty historyj oręża polskiego - tak dzieci nasze uczyć się będą historyi tego dnia, bardzi nasi opiewać szarżę rotmistrza

Wąsowicza" - zapisał w dzienniku pod datą 1 3 czerwca 1915 roku Bertold Merwin. W polskim obozie rozpoczęła się debata, kto jest winien śmier­ ci ułanów. Kto był odpowiedzialny za pozbawienie ich wsparcia ck artylerii? Do dzisiaj sprawa nie została definitywnie wyjaśniona, niemniej obciąża konto szefa sztabu kpt. Vagasa, który bronił się, twierdząc, że wydał rozkaz ataku, ale nie szarży na okopy. Obciążał też winą porywczego dowódcę, twierdząc, że ruszył bez głębszego rozpoznania. Wyjaśnienie wątpliwości ze względu na śmierć do­ wódcy nie było możliwe. Jedno jest pewne: w czasie wielkiej wojny szarże kawalerii były czymś sporadycznym, gdyż trudno sobie wy­ obrazić taki atak na okopy pelne nieprzyjacielskiej piechoty wspar­ tej artylerią i karabinami maszynowymi. Jeśli kawalerzyści mieli atakować okopy, to jedynie jako spieszeni, lo znaczy piechota. Ko­ nie służyły im za środek szybkiego transportu, lecz nie walki. Poza tym kawaleria była wykorzystywana do zadań rozpoznawczych, zabezpieczających i wspierających działania piechoty. Ułani zostali pochowani 1 5 czerwca w Raraó.czy na wiejskim cmentarzu. "Oto nasi towarzysze [ . . . l . Wysłani na śmierć jechali z całą tego świadomością, lecz ani jeden nie zawrócił konia [ . j . .

.

Odnowili tradycję polskiego ulana sprzed stu lat [ . . . J . Ponieśli śmierć bohaterską [ . . . j patrząc na nią, niech wszyscy, wszyscy wrogowie nasi wiedzą i pamiętają o tym, do czego Polak jest zdol­ ny l . . . ]. Ufajmy, że krew ta przelana na marne nie pójdzie [ . . . ] . Że przechyli ona szalę tylu już, tylu ofiar i że dzięki niej nasze ideały narodowe będą urzeczywistnione" - powiedział nad mo­ giłą wachmistrz Stanisław Sokołowski, cały owinięty bandażami. W 1923 roku ułani zostali ekshumowani i uroczyście pochowani w mogile zbiorowej na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Tymczasem walki trwały dalej. 1 7 czerwca Rosjanie cztero­ krotnie próbowali bez powodzenia przełamać pozycje legioni­ stów pod Raraóczą. Ostatecznie się wycofali i nie ponawiali ataku, utraciwszy tysiąc żołnierzy wziętych do niewoli. Na pewien czas front się ustabilizował, a legioniści wolny czas przeznaczali na dal­ sze szkolenie i prace fortyfikacyjne. Ral'ańcza stała się legionową

twierdzą. Silnie rozbudowano pozycje obronne, wykopano liczne okopy wzmocnione płytami stalowymi oraz położono gęste zasie­ ki z drutu kolczastego. W tej ostatniej fazie walk na Bukowinie II Brygada nadal podlegała XI Korpusowi gen. Ignaza Kordy, który potrafił docenić męstwo i wyszkolenie legionistów. W połowie października 1915 roku legioniści rozpoczęli przy­ gotowania do pożegnania się z Bukowiną. 20 października II Bry­ gada odjechała na Wołyń, by tam walczyć z wojskami nieprzy­ jacielskimi obok I i III Brygady Legionów. Wcześniejsze próby osiągnięcia tego celu koflczyły się niepomyślnie. Kilkakrotnie z ta­ kim postulatem do AOK występował NKN, który przekonywał, że byłby to "czyn świadczący o zrozumieniu duszy narodu polskie­ go" . Wyjazd na Wołyń to najpiękniejsza rzecz, jaka mogła spotkać legionistów. Wróciły dobre humory i pozytywne emocje, aczkol­ wiek sprawa polska nie posunęła się ani o krok i nic nie wskazy­ wało, by miało być lepiej. Przeciwnie nawet - legioniści obawiali się, że państwa centralne, ufne w swoje siły po zwycięskiej bitwie gorlickiej z maja 1915 roku i kolejnych zwycięstwach, nie będą już zainteresowane wspieraniem Legionów. II Brygada, biorąc pod uwagę miejsce prowadzonych walk, zo­ stała nazwana karpacką, a ze względu na karność, odwagę, poczu­ cie honoru legionistów - żelazną. Jej żołnierzy nazywano karpat­ czykami. Bilans walk i służby tej formacji w Karpatach nie był jednoznaczny. Z jednej strony głośne sukcesy, ale z drugiej olbrzy­ mie straty w sprzęcie i jeszcze większe w ludziach. W ciągu roku walk II Brygada utraciła aż 42 procent stanu. Kampanię karpacką skończyło, razem z oddziałami tyłowymi, około pięciu tysięcy le­ gionistów. "Przez cały ten rok nie straciliśmy ani jednego posterun­ ku naszej obronie powierzonego, nie staliśmy się ani razu powo­ dem do cofnięcia się z linii raz zajętej. Jeśli przyszło się cofać, to druga brygada szła zawsze w tylnej straży, chroniąc inne oddziały. Gdy przyszło iść naprzód, to szliśmy na czele " - podsumował •

okrągły rok bojów ppłk Januszajtis-Zegota. W prasie opublikowano dziesiątki tekstów dokumentujących miesiące chwały legionistów. "W ciągu dziewięciomiesięcznej

bojowej działalności obie brygady Legionów okryły się sławą wiel­ ką i zdobyły sobie wśród wojsk współwalczących takie uznanie, że w wiełu punktach i odcinkach stały się niezbędnymi niejako [ . J . .

.

Na krwawej tablicy dziejów światowej wojny Legiony nasze głę­ boko wyryły imię polskie i sławę oręża polskiego, a sława ta idzie daleko poza granice naszego kraju i państwa. Wszystko, cośmy zro­ bić mogli, stanowią właśnie Legiony, jako jedyny fakl realny przez obcych uznawany" - pisał z pewną jednak przesadą g czerwca 1916 roku w "Nowej Reformie " Konstanty Srokowski. Jako członek NKN starał się dopatrzyć w Legionach silnych stron i ważnych atutów. O innych sprawach, mniej chwalebnych, pisała prasa anty­ legionowej opozycji.

7. KRES ROZBUDOWY LEGIONÓW I I I BRYGADA

Dla NKN jesień 1914 i wiosna 1 9 1 5 roku to był dobry czas. Jego struktury dynamicznie się rozwijały. Utworzył kilka departamen­ tów. Najważniejszy był Departament Wojskowy (DW), w którego skład wchodziły między innymi Centralne Biuro Werbunkowe, Biuro Prasowe kierowane przez Stanisława Kota, Biuro Prezydialne, Biuro Sanitarne, Oddzial Wywiadowczy. Ten ostatni został zlikwi­ dowany w połowie 1 9 1 5 roku na mocy decyzji władz austriackich. Na czele OW stał Władysław Sikorski. W sierpniu 1914 roku

Z010-



bilizowany do ck armii, dzięki interwencji przyjaciół został zwolniony i 8 sierpnia skierowany do Legionów. Przed wojną aktywnie działal w polskim ruchu strzeleckim i KSSN, blisko współpracując z Piłsudskim. We wrześniu 1914 roku awansował do stopnia pod­ pułkownika. Jego zastępcą zastal Wacław Tokarz, znakomity uczo­ ny, badacz historii wojskowości z Uniwersytetu Jagiello(lskiego. Z powodu zagrożenia ze strony nacierających wojsk rosyj­ skich 9 łistopada 1914 roku DW NKN pożegnał Kraków i znalazł siedzibę na Ś ląsku Cieszyńskim koło Jabłonkowa, wśród tamtej­ szej polskiej ludności. Następnie 9 stycznia 1 9 1 5 roku, po odpar-

ciu ofensywy wojsk rosyjskich przez wojska niemieckie i austro­ -węgierskie, przeniósł się bliżej frontu, do Sławkowa koło Dąbrowy Górniczej. Zajęcie zachodnich rubieży Królestwa Polskiego przez wojska państw centralnych skłoniły DW do wzmożenia wysiłków na rzecz szybkiej rozbudowy Legionów, których znacząca obecność w Królestwie miała być argumentem politycznym na rzecz triali­ zmu. AOK nie chciała jednak rozbudowy Legionów głównie dlate­ go, by nie przeszkadzały podwójnej monarchii w rozgrywaniu kar­ ty polskiej ponad głowami polskich polityków, a w porozumieniu z Rzeszą. Niechęć sztabowców AOK do planu rozbudowy wynikała także z zasadniczo niskiej oceny walorów wojskowych legionistów jako formacji ochotniczej, nowej i nieznanej w ck armii, w dodatku słabej pod względem dyscypliny. Przyszłość Legionów zatem zależała od skuteczności lobbin­ gu prowadzonego przez polskich polityków skupionych w parla­ mentarnym Kole Polskim i w NKN. Politycy mieli dobre kontakty w sferach cY'-vilnych i rządowych, lecz w czasie wojny decydują­ cy głos pozostawał przy wojskowych, a wpływy polskie w armii były znacznie słabsze. W rozmowach z ich austriackimi partne­ rami Polacy podkreślali propagandowe znaczenie Legionów dla państw centralnych. Zwracali też uwagę, że ich istnienie wpływa­ ło pozytywnie na postawę społeczeństwa polskiego Gałicji i Śląska Cieszyńskiego wobec wojny. Jednocześnie ostrzegali wiedeńskich rozmówców oraz generałów z AOK, że osłabienie rangi Legionów wywoła kryzys austro-polskiej orientacji. Ostatecznie polscy po­ litycy zyskali zrozumienie, co pozwoliło na przeniesienie wios­ ną 1915 roku centrali Legionów do Piotrkowa, gdzie siedzibę zna­ lazły Komenda Legionów, Komenda Grupy Legionów Polskich, DW NKN, w tym jego Biuro Prasowe. W Piotrkowie i okolicach mogły również stacjonować formacje legionowe, a batalion uzu­ pełniający w Radomiu. Porozumienie umożliwiło dalszą rozbudowę Legionów. Na mocy rozkazu Komendy Legionów Polskich z 8 maja 1915 roku powołano III Brygadę, a jej dowódcą został płk Wiktor Grzesicki. Był on dobrym austriackim oficerem, wiernym synem austriacko-

-węgierskiej ojczyzny, ale dalekim od niepodległościowych aspi­ racji legionistów. Gwarantowało mu to dalsze awanse, a ze strony irredentystów - czarną legendę. W stosunkach służbowych uży­ wał języka niemieckiego. Latem 1916 roku został mianowany ge­ nerałem, a przez kilka miesięcy pełnił funkcję zastępcy generała­ -gubernatora lubelskiego. jako dowódca brygady zabrania! śpiewu pieśni patriotycznych i nie zezwalał na organizowanie uroczysto­ ści narodowych, trudno więc by zwolennicy Piłsudskiego cenili go i szanowali. Również Sikorski oraz politycy NKN nie mieli o nim dobrego zdania, kiedy na przykład utrudniał kolportaż enkaenow­ skich broszur i ulotek o treściach patriotycznych. Rekrutacja do oddziałów III Brygady odbywała się głównie •

na terytorium Królestwa Polskiego. Zotnierze wywodzili się między innymi z dawnych konspiracyjnych środowisk strzeleckich pozostających pod wpływem Piłsudskiego i idei niepodległoś­ ciowej. Drugim źródłem rekrutacji była Galicja, w tym Podhale. W pierwszej kolejności, bo już 10 maja, powolano 4 Pułk Piechoty, w którego skład weszły między innymi pododdziały skoszarowa­ ne w Galicji. Jeszcze w kwietniu przewieziono je koleją do Króle­ stwa Polskiego. Kadry 4 Pulku stanowili podoficerowie i oficero­ wie II Brygady. jego dowódcą mianowano ppłk. Roję, a dowódcą jednego z batalionów kpt. Andrzeja Galicę, podhalallskiego górala. Nadzór nad organizacją 4 Pułku i III Brygady sprawowała Komenda Grupy Legionów Polskich. Czyniła wiele, choć nieskutecznie, by osłabić sympatię żołnierzy ]l[ Brygady do Piłsudskiego, a j.dno­ cześnie wzmocnić swój autorytet. -

Formowanie 6 Pułku pod dowództwem mjr. Witolda Scibora-Rylskiego rozpoczęto 23 lipca 1 9 1 5 roku. Jego organizacja nie prze­ biegała tak szybko jak w wypadku 4 Pułku . Oprócz piechoty po­ wstały dwa szwadrony kawalerii, które 1 7 października tegoż roku poŁączono w dywizjon kawalerii dowodzony przez rtm. Juliusza Ostoję-Zagórskiego, brata Włodzimierza. Od lipca do październi­ ka 1916 roku III Brygadą dowodził płk Stanisław Szeptycki, jeden z najlepszych polskich oficerów w ck armii, który na własną proś­ bę uzyskał zgodę na służbę w Legionach.

8 . I 8 R Y GADA WRACA N A F R O N T Dnia 28 lutego 1915 roku I Brygada została przewieziona kole­ ją do Królestwa, gdzie od 3 marca zajmowała pozycję nad Nidą. Do pierwszych dni maja nic szczególnego na froncie się nie działo. Sytuacja zmieniła się w następstwie zwycięstwa połączonych sił niemieckich i austro-węgierskich pod Gorlicami. W ciągu kolej­ nych dni i tygodni front ożył. Wojska sprzymierzone znajdujące się w Królestwie ruszyły ku Dęblinowi i Warszawie. 10 maja nie­ przyjaciel zaczął się cofać z przedpola ck 1 Armii. Był to sygnał do alaku także dla I Brygady. luż w dniach 1 6-24 maja 1915 roku doszło do krwawej bitwy pod Konarami koło Klimontowa. Szczególnie zacięty bój legioni­ ści toczyli o lasek kozinkowski, który przechodził z rąk do rąk. "Ogień artylerii i piechoty rosyjskiej coraz gwałtowniejszy, około 4. przechodzi w burzę, jakiej nie pamiętali najstarsi żołnierze. Huk pękających granatów, trzask łamanych drzew, świst kul, krakanie tysięcy wron łączą się w koncert piekielny" - pisał Marian Kukieł. W momencie rozstrzygającym doszło do ataku z walką na bagnety. Polskich żołnierzy osobiście poprowadził do ataku Rydz- Śmigły. Wśród atakujących był również Piłsudski. Ówcześni eksperci oceniają, że nie powinno było dojść do udziału żołnierzy wyższych rangą w tak niebezpiecznym ataku. Widocznie jednak w głowach legionowych oficerów mocno była ugruntowana tradycja romantyczna, by zagrzewać do walki przez bezpośredni udział. Szczęśliwie wszystko się dobrze skończyło. Le­ gioniści bitwę wygrali i wzięli do niewoli ponad 1500 jeńców, ale straty też ponieśli niemałe: 104 zabitych, 54 zaginionych i 404 ran­ nych. Według innych źródeł łączne straty wyniosły 655 szerego­ wych i 39 oficerów. Zginęli między innymi kpt. Kazimierz Jan­ Herwin-Piątek, były dowódca Kompanii Kadrowej, i por. Mikołaj Sarmat-Szyszłowski, a kpt. Franciszek Grudziński-Pększyc został najpierw ciężko ranny, a 3 czerwca, nie chcąc się dostać do nie­ woli, odebrał sobie życie. Konary to jedna z najkrwawszych bi­ tew I Brygady. Po bitwie legioniści nie kontynuowali marszu na

Żołnierze I Brygady na stanowiskach w rowie strzeleckim, Tur Dolny, rejon walk nad Nidą, 28 marca 1 9 1 5 roku.

wschód, oczekując rozkazów dowództwa wojsk sprzymierzonych. Otrzymali je w końcu czerwca i wó,'vczas wraz z wOjskami austro­ -węgierskimi i niemieckimi pomaszerowali w kierunku północno-wschodnim. Najpierw walczyli pod Ożarowem i UrzędQ.\