259 55 7MB
Polish Pages 246 Year 2017
Jean-Claude Milner
DZIEŁO JASNE Lacan, nauka, filozofia
przełożył i wstępem opatrzył Michał Gusin
WARSZAWA 2017
Projekt okładki i stron tytułowych Krzysztof Bielecki
Redakcja Piotr Skalski Korekta Agnieszka Pawlikowska
L'Oeuvre claire. Lacan, la science, la philosophie Copyright © Éditions du Seuil 1995
Copyright © for this édition by Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego
ISBN 978-83-65787-06-4 Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego ul. Mianowskiego 15/65,02-044 Warszawa e-mail: [email protected]
Wydanie pierwsze, Warszawa 2017 Skład Studio Artix, Jacek Malik, [email protected] Druk środków i oprawa Drukarnia Sowa, Piaseczno
Druk okładek Drukarnia Marceli, Warszawa
Michał Gusin
Jasność z miłości do języka
Jean-Claude Milner należy do pokolenia myślicieli francu
skich, których okres formacyjny, przypadający na początek lat 60. XX wieku, zbiegał się z okresem niezwykłej erupcji idei naukowych i filozoficznych kształtujących się we Francji. Z jednej strony, rozwój nauk ścisłych {sciences), w szczegól ności matematyki triumfującej w programie szkoły Bourba-
kiego, osiągnięciach Alexandra Grothendiecka i całej plejady francuskich matematyków lat 50., mógł być postrzegany jako
wzorcowa droga myślenia naukowego. Z drugiej - nauki
humanistyczne (lettres), wypatrujące i poszukujące twardej metodologii w krzepnących dokonaniach językoznawstwa,
zarysowywały bieg nurtu nazywanego strukturalizmem. W obrębie filozofii sartre’owska moda ustępowała pod naporem wystąpień nowych sposobów odczytywania Heideggera,
Marksa, Nietzschego czy Freuda. Na początku lat 60. poja wiły się już owoce. Jednym z bardziej wykwintnych - jak
okaże się później - była psychoanaliza Jacques’a Lacana. v
Michal Gusin
Jako student École Normale Supérieure, najbardziej elitarnej francuskiej instytucji pedagogicznej, Milner dzię
ki Althusserowi i Barthes’owi usłyszał o Lacanie, którego teksty były ówcześnie praktycznie niedostępne. Wraz z prze niesieniem seminariów ze szpitala Świętej Anny pod dach szkoły z ulicy Ulm (1964) autor Rzeczy freudowskiej mógł
osobiście zapoczątkować proces formacyjny intelektualnej elity Francji - czy go zapoczątkował, to inna kwestia, ale
na pewno objawił się publice w całej intelektualnej oka
załości. Dla Milnera, adepta językoznawstwa, było to, jak sam podkreśla1, odkrycie, które naznaczyło jego przyszłą działalność badawczo-pisarską. I z pewnością nie tylko jego. Wśród bogatej bibliografii Milnera wyróżnić można trzy
rodzaje prac: ściśle naukowe poświęcone lingwistyce (np. De
la syntaxe à I ’interpretation, Paris 1978; Introduction à une science du langage, Paris 1989), historyczno-filozoficzne
(np. Le Triple du plaisir, Lagrasse 1997; Le Périple struc tural, Paris 2002; La Puissance du détail, Paris 2014) oraz eseistyczne (np. De l’école, Paris 1984; Le Juif de savoir,
Paris 2006). Jakkolwiek schematyczny i ogólny jest taki podział, wskazuje on na szeroki krąg podejmowanych za
gadnień. Wśród nich tematem niezwykle istotnym jest owo
naznaczenie psychoanalizą, naznaczenie Lacanem. Jest ono oczywiście inne niż w przypadku jego bliskiego kompana z École Normale, Jacques’a-Alaina Millera - Milner nigdy nie był psychoanalitykiem, chociaż aktywnie uczestniczył w pracach École Freudienne de Paris i łączyła go dosyć
1 Zob. J.-C. Milner, Clartés de tout. De Lacan à Marx, d'Aristote à Mao, Paris 2011.
VI
Jasność z miłości do języka
bliska znajomość z Lacanem, która, co osobliwe, nawiązała
się, gdy Milner zaangażował się w maoizm.
Niniejsza książka stanowi świadectwo namysłu nad tym, czym było myślenie tak głęboko dotykające tych, któ
rzy podejmowali jego marszrutę, namysłu nad tym, jak taka
marszruta przebiegała i przebiegać mogła. Stąd pochodzą wszystkie zastrzeżenia, od których zaczyna się wstęp. Jed
nak właściwym wstępem - w znaczeniu wstąpienia w ob
szar, przestrzeń problemu - jest wydana niemal dwie dekady wcześniej książka pod znamiennym tytułem L’Amour de
la langue2. To w niej zarysowuje się ujęcie Lacana niejako w użyciu, poprzez podjęcie nie tylko jego terminologii, ale
także właściwego mu problemu. Mówiąc najprościej, pro
blemem dla Lacana (a jeszcze większym dla jego słuchaczy 1 czytelników) było ustanowienie związku pomiędzy tym,
co pokazywała psychoanaliza w wymiarze praktyki i teorii, a tym, co ukształtowało się pod postacią językoznawstwa wywiedzionego z de Saussure’a. Historycznie współcześni
Freud i Saussure nie są izomorficzni na poziomie syste mów - pytanie, czy można ustalić homomorfizm, należałoby nazwać problemem Lacana przynajmniej od czasu wykładu
rzymskiego3. W Miłości do języka Milnera zajmuje coraz wyraźniejszy - wraz z postępami teorii i praktyki Lacana -
rozziew pomiędzy psychoanalizą a lingwistyką struktural ną. Ale istnieje także luka wewnętrzna, pęknięcie w samej 2 J.-C. Milner, L'Amour de la langue, Paris 1978. ' J. Lacan, Discours de Rome, w: tegoż, Autres Ecrits, Paris 2001 oraz tenże, Funkcja i pole mmy i mówienia >v psychoanalizie, przel. B. Gorczy ca, W. Grajewski, Warszawa 1996 (jest to wersja zmodyfikowana Wykładu rzymskiego). Gwoli ścisłości, w Funkcji nazwisko formalnego autora Kursu językoznawstwa ogólnego nie pojawia się.
VII
Míchal Gusin
nauce lingwistyki, którego znaczenie opisać można dzięki
psychoanalizie. Za punkt wyjścia może posłużyć pierwszy akapit z Télévision Lacana: „Zawsze wypowiadam prawdę: nie całą, ponieważ nie da się wypowiedzieć jej całej. Nie
możliwe materialnie powiedzieć ją całą: słowa chybią. Przez samą tę niemożliwość prawda trzyma się realnego”4. Istnieje
więc coś, co nie podlega żadnemu dyskursowi naukowemu (dyskursowi, którego partykularną formę psychoanaliza pro ponowała powołać za sprawą określenia warunków możli wości wpisania Freuda w de Saussure’a i odwrotnie) - coś, co należy do porządku mowy, tak jak prawda należy do po
rządku wypowiedzi5. Język jest terenem i obiektem zarówno doświadczenia
potocznego, jak i ujęcia naukowego. W tym drugim opi sywany jest jako autonomiczny, dający się sformalizować i nieredukowalny do mówiących nim użytkowników system.
Niemniej lingwistyka - której sukcesy od czasów Saussu re’a do lat 70. XX wieku dawały nadzieję na wypracowa nie takiej samej metodologicznej ścisłości w obrębie nauk
humanistycznych jak ta, którą dzięki matematyce osiągnęły
nauki przyrodnicze (paradygmat strukturalny) - rozpoznaje w języku coś, co narusza jego zupełność6. To pęknięcie bywa rozmaicie artykułowane. Milner odwołuje się tu do psycho
analizy Lacana jako najlepszego narzędzia pozwalającego 4 J. Lacan, Aulres Ecrits, s. 509. Takimi słowami Lacan zwraca się do naj szerszego audytorium, jakie umożliwia przekaz telewizyjny (dokument z roku 1973). 5 Por. J.-C.Milner, L ’Amour de la langue, s. 28. 6 Jest to analogiczna sytuacja, jak ta, która miała miejsce w matematyce przynajmniej od czasów Cantora, a której pełny wyraz znaleźć można w twier dzeniu Goedla o niezupełności systemów aksjomatycznych.
VIII
Jasność z miłości do języka
zdać sprawę z tego doświadczenia lingwistyki i lingwisty,
bo to w analizie właśnie pracuje (nie tylko jako termin, ale także jako substancja i tkanka dyskursu) lalangue. Wprowa dzony u początku lat 70. przez Lacana zapis7, który można by oddać po polsku jako jejęzyk, oznacza ten poziom języka
(francuskie la langue, różne od le langage), na którym wy zwala się on od znaczeń, a słowa zaczynają odgrywać rolę
dźwięków (byłby więc to poziom akustyczny języka). Dzię ki homonimiczności wytwarza z kolei nowe znaczenia, tak jak dzieje się to w przypadku gier słownych - różne języki mają różną podatność na taką praktykę: wystarczy porów
nać francuski z polskim8* . Ma też jejęzyk tę charakterysty kę, że pełni on podstawową funkcję w rozwoju jednostki,
jako pierwotny, macierzysty język, fundujący przyswajanie
mowy na poziomie podmiotowym - krótko mówiąc, jest rdzeniem tego, co nazywa się po polsku językiem ojczystym.
I to w nim właśnie krystalizuje się zarówno to, co nie pod
lega systematyzacji nauki lingwistyki (jej realne), jak i to, w czym odbija się pragnienie i rozkoszowanie mówiącego podmiotu’. Z owego jejęzyka zaczynamy mówić: Jejęzyk jest tym, co sprawia, że jeden język jest nieporównywalny 7 J. Lacan, Séminaire. Livre XX. Encore, Paris 1975. Fonetycznie nie ma różnicy pomiędzy la langue i lalangue. ’ Przykładem tego, jak w języku polskim funkcjonuje jejęzyk - tyleż zabaw nym, co i mającym wydźwięk polityczny - może być tytuł piosenki zespołu Perfect Chcialbym być sobą, śpiewanej na koncertach w czasie stanu wo jennego i chwilę później. Prawdziwą kopalnią takich przykładów może być polski przekład Finnegans Wake i nadzwyczajna inwencja K. Bartnickiego. Por. K. Bazamik, A Polish Translation of „Finnegans Wake" In Progress, w: „James Joyce Quarterly” 2010, Vol. 47, No. 4. Hipoteza, wedle której to twórczość Joyce’a stanowiła horyzont myślenia Lacana, jest explicite obec na w niniejszej książce (rozdz. 5). ’ Por. J.-C. Milner, L 'Amour de la langue, s. 8-14.
IX
Michal Gusin
z żadnym innym, ponieważ właśnie nie posiada on »inne go«, a także ponieważ tego, co czyni go nieporównywal
nym, nie da się wypowiedzieć”10. Innymi słowy, lingwistyka
dzięki pośrednictwu Lacana odnajduje „początek serii: ję
zyk, mowa, mówienie”, którego sama nie może jako nauka (której przedmiotem jest język) uchwycić; natrafia więc
na to, co Milner nazwie później „niemyślanym”11 lingwi
styki jako nauki galilejskiej12. Lacan z Miłości do języka jest tym, który wskazuje na istnienie elementu niemyśla-
nego, charakterystycznego dla każdej nauki; pozwala nie tylko na jego usytuowanie w obrębie lingwistyki, ale także na wskazanie, czym on jest. W ujęciu Milnera myślenie z Lacanem jest narzędziem samego dyskursu tworzącego
Miłość do języka'. „W tytule tym język oddany za pomocą
dwóch słów (la langue) odsyła do lingwistyki - nauki ga
lilejskiej, która nie zajmuje się ani mową, ani jejęzykiem oddawanym przez jedno słowo (lalangue) - wymiar miłości oznacza niejako metonimicznie owo miejsce niemyślanego, w którym psychoanaliza Lacana może się zakotwiczyć”13.
Jakkolwiek książka ta wydawać mogłaby się enigmatyczna,
pokazuje ona „zastosowanie Lacana”, w znaczeniu pracy aparatu terminologicznego w obrębie twardej nauki14.
10 Tamże, s. 22. 11 Termin ten przywołuje oczywiście od razu sławny fragment ze Słów i rzeczy (M. Foucault, Słowa i rzeczy, przeł. T. Komendant, Gdańsk 2006, s. 290-296). 12 J.-C. Milner, Clartés de tout. O tym, co oznacza szczegółowo „nauka gali lejska”, Milner pisze w rozdz. 2 niniejszej książki. W tym momencie możemy uznać ją za synonim nauki nowożytnej. 11 J.-C.Milner, Clartés de tout, s. 15. N L'Amour de la langue jest jedną z niewielu w pokaźnej bibliografii Mil nera prac przełożonych na język angielski. Obszerna przedmowa tłumaczki pokazuje, na czym owa enigmatyczność i nietrywialność aplikacji polegają:
X
Jasność z miłości do języka
Dzieło Lacana Dziełojasne to z kolei próba uporządkowania, chronologicz nie i logicznie, marszruty tego myślenia. Można by powie
dzieć, że jest to najbardziej systematyczne przedstawienie
ewolucji Lacana. O ile w L 'Amour de la langue rzecz roz grywa się w uniwersum lingwistyki i psychoanalizy, o tyle w L’Oeuvre claire perspektywa zdaje się zewnętrzna. Mil
ner powiada: „istnieje u Lacana myślenie (pensée) - chcę to udowodnić albo zademonstrować”15. Zamysł jest więc
czytelny, a realizacja niemal klasyczna: wskazanie metody, ustalenie przesłanek i wyselekcjonowanie wniosków16. Zacznijmy od metody i założeń. Milner wprowadza trzy postulaty. Po pierwsze, myślenie istnieje w zbiorze dys-
kursywnym, którego elementami są twierdzenia; istnieje w nim przynajmniej jedno twierdzenie. To ono jest więc
elementem minimalnym. W perspektywie jego ekspresji ję zykowej twierdzenie odpowiada zdaniu: „Zdanie może być
bądź nie być wyraźnie, explicite obecne w zbiorze dyskur-
sywnym, do którego się odnosimy. Stosuję stale w tym celu
przemieszczenie nauki o języku (lingwistyki) z trivium do quadrivium (miłość do języka nie jest filologią). Zob. J.-C. Milner, For the Love ofthe Language, trans. A. Banfield, New York 1990. 15 A. Badiou, Le Séminaire. Lacan. L'antiphilosophie 3, Paris 2013, s. 240 (da lej oznaczone jako B, cytaty bezpośrednio w tekście). Na wykładzie w ramach seminarium Badiou Milner omawiał genezę i zamierzenia leżące u podstaw napisania książki w całości poświęconej Lacanowi. 16 W Clartés de tout Milner powiada, że do napisania niniejszej książki przy czyniła się lektura pracy E. Macha dotyczącej mechaniki Newtona (E. Mach, Die Mechanik in ihrer Entwickelung historisch-kritisch dargestellt, Vienn 1883).
XI
Michał Gusin
cudzysłów pojedynczy: służy mi do wyizolowania twierdze nia. Twierdzenia odróżniają się w ten sposób od cytatów, które są ujęte podwójnym cudzysłowem. Bywa, że twierdze
nie pokrywa się z cytatem, choć nie zawsze tak jest. Moja
metoda polega na przyjęciu, dla mnie samego, następującego programu: izolować twierdzenia nadając im postać zdań -
dodam: zdań możliwie najprostszych” (B, s. 243). Po drugie, Milner postuluje względnie najprostszą me
todę tworzenia twierdzeń-zdań, która sprowadza się do more geometrico. Mamy zatem aksjomaty, teorematy i lematy. Lacan stronił oczywiście od takiej metody i Milner podkreś
la, że stosuje ją wbrew niemu, niejako przemocą, ale taka
przemoc jest częścią jego projektu. Po trzecie, Milner postuluje, aby wypreparowane
twierdzenia były „niezależne od dyskursywnego otoczenia,
w którym zostały przez badacza odkryte”, czyli powinny zachowywać swoje właściwości niezależnie od kontekstu, a więc od miejsca w tekście, w którym się znajdują, jak
i od okoliczności, w jakich zostały sformułowane: „To właś
nie nazywam metodą wymuszonego ruchu; polega ona
na wybraniu twierdzenia i wyciągnięciu go z jego natural nego miejsca. Jeśli zachowuje ono właściwości twierdzenia, może wówczas być uznane za twierdzenie myślenia. Od wołując się do more geometrico, poddaję Lacana tej pró
bie” (B, s. 243). Na tym więc polega wspomniana przemoc.
Oczywiście najpierw należy określić dyskursywny zbiór,
na którym dokonuje się tych operacji. Autor L’Oeuvre claire stawia hipotezę, której, jak mówi, nie może dowieść, a która może być sformułowana następująco: Lacan wybrał w spo
sób rozmyślny i świadomy niektóre spośród swoich pisanych XII
Jasność z miłości do języka
wystąpień i uznał je za takie teksty, które konstytuować będą
dzieło. Czym jest samo dzieło - to nie jest sprawą oczywistą, i tej nieoczywistości poświęcony jest pierwszy rozdział.
Na gest założycielski psychoanalizy składa się oczy wiście opublikowanie Objaśniania marzeń sennych i Milner przywołuje rozterki Freuda dotyczące wyboru jego formy:
czy ma mieć postać monografii - prac funkcjonujących w świecie nauki akademickiej; czy postać dzieła, a więc tego, co wpisuje się (o ile nie zostaje zapoznane) w dzie
dzictwo szeroko rozumianej kultury. Nauka nowożytna stoi
w opozycji do nowożytnej kultury - twierdzi Milner - za sprawą tego, że dla nauki obojętna jest postać, w jakiej poja
wia się dzieło; kultura natomiast tworzy z tej postaci własną podstawę. Freud jako początkujący badacz chciał zaistnieć
w nauce, bez powodzenia (jednym ze spektakularnych tego przykładów jest Freuda „romans” z kokainą17). Zdecydo wał się więc na drogę okrężną - na zaistnienie w kulturze.
Tak Milner wykłada znaczenie epigrafu zamieszczonego
na stronie tytułowej Die Traumdeutung: Flectere si nequeo superos, Acheronta movebo. „Bogowie olimpijscy nauki po zostali głusi, więc Freud zwraca się do królestwa umarłych,
jakie stanowi kultura” (B, s. 246). Lacan napotkał analo giczną sytuację w momencie wkraczania w instytucjonalny
świat psychoanalizy, w szeregi tych, których sam nazwał w 1956 roku Błogosławionymi psychoanalizy: „Zboczył
do świata kultury, o którego żałobnym charakterze przeko nali go surrealiści - wykwintny trup - a sam go porównywał
17 E. Jones, Sigmund Freud. Life and work,Vo\. 1,London 1953,s. 106-107.
XIII
Michal Gusin
do kosza na śmieci. Wyrażeniepoubellication'* interpretuje
formę dzieła, w tym samym momencie, gdy w 1966 roku Lacan pogodził się, nie bez kalkulacji, z opublikowaniem Écrits" (B, s. 246). Wystarczająca konstatacja dla zobra zowania, jak złożonym problemem jest relacja pomiędzy
mistrzem mowy a człowiekiem pisma. Dla Milnera zbiorem dyskursywnym, w którym będzie
identyfikował twierdzenia, są teksty przez Lacana samego
przeznaczone do publikacji w formie książki zatytułowa nej Pisma oraz te powstałe później, po roku 1966, i które ukazywały się w periodyku „Scilicet”. Te pisane i starannie
wyselekcjonowane teksty Milner będzie nazywał Scripta.
Do tej całości nie zalicza Milner Seminariów, których edycja
zaczęła się w 1973 (Les Quatre Concepts fondamentaux de
la psychanalyse otwierało cykl, seminarium z liczbą porząd
kową XI z lat 1964-1965) i nie jest oficjalnie ukończona. Jednym z powodów takiej decyzji jest rozróżnienie w dziele
Lacana części ezoterycznej i egzoterycznej, rozróżnienie skądinąd znane od starożytności; w największym skrócie sprowadzić można rozważania Milnera do tezy, iż treścią
nauczania prowadzonego w ramach cyklicznych, odby wających się od 1953 roku seminariów była metoda pra
cy psychoanalitycznej jako działania. Innymi słowy, było
to ćwiczenie opierające się na doktrynie powstającej w for
mie pisanej i niejako retroaktywnie konstytuującej się przez ten zapis. Milner robi jednak wyjątek: do opracowywanej
całości dyskursywnej zaliczony zostaje cykl mówionych
18 W tłumaczeniu W. Grajewskiego: „bublikacja”; można byłoby też oddać jako „pubikacja”.
XIV
Jasność z miłości do języka
wykładów z lat 1972-1973, seminarium opublikowane w roku 1975 z liczbą porządkową XX jako Encore. Autér L'Amour de la langue zawiesza wszelkie osobi
ste upodobania odnośnie do swego dawnego mistrza, preten
duje do wykreowania swoiście obiektywnej perspektywy: „Konstatacja, że istnieje myślenie u Lacana, dokonywana za
pomocą materialnej demonstracji, jest całkowicie niezależna od tego, co ja sam osobiście myślę. Dlatego podkreślam fakt,
że nie może istnieć - a jeśli istnieje, to jest to uchybienie -
ślad prywatnej myśli w L'Oeuvre claire. Inaczej mówiąc: do wiedzenie istnienia myślenia u Lacana następuje za pośred
nictwem jakichś osób - w tym przypadku mojej osoby - ale
to tylko kwestia pośrednictwa. Można by wnosić, że poprzez zawieszenie osobistego myślenia narzucam sobie analogicz
ną powściągliwość do tej, która charakteryzuje historyków bądź egzegetów. Stawka jest poważniejsza. Związana jest z moją koncepcją myślenia: myślenia uznawanego przeze
mnie za bezosobowe; dlatego chodzi o myślenie, którego
bezosobowość jest rozstrzygająca. Mówię w tym momencie o materializmie dyskursywnym” (B, s. 247; pod
kreślenie moje). Zastosowanie owej metody w przypadku Lacana zdaje się owocne. Jasne dzieło explicite formułuje trzy wnioski odnośnie
do dzieła Lacana. Po pierwsze, jest ono nieskończone: za równo materialnie nieukończone ze względu na śmierć auto
ra, jak i wewnętrznie niedomknięte (jaknp. Sagrada Familia Gaudiego). Po drugie, wyróżnione są w nim dwa wyraźne
momenty nazwane klasycyzmami: pierwszy klasycyzm ma zwieńczenie w zbiorze Ecrits, chociaż nie jest współczesny XV
Michal Gusin
z publikacją tegoż; drugi takiego zwieńczenia nie ma, choć
ma wiele symptomów, w większości negatywnych (lingwisterstwo, antyfilozofia, antypolityka). Po trzecie, istnie
ją w tym dziele pryncypia, zasady, które są wewnętrznie
spójne, co sprawia, że jest ono przejrzyste, jest jasne. Ten ostatni wniosek wydawać się może paradoksalny.
Nauka Lacana Sporną kwestią towarzyszącą psychoanalizie niemal od na
rodzin jest sprawa jej przynależności do uniwersum nauki. Wywodzący się od Diltheya podział nauk empirycznych
na Naturwissenschaften i Geisteswissenschaften zadomowił się w języku niemieckim współczesnym Freudowi do tego
stopnia, że naturalne było pytanie o charakter tworzonej
przez niego teorii. Jak wiadomo, Freud nie dał jasnej od powiedzi; wzorcowe były dla niego nauki przyrodnicze,
chociaż sam nie tłumaczył ich wzorcowości możliwością matematyzacji. Co więcej, spekulatywny wymiar psycho
analizy, od którego Freud próbował się odżegnywać, zbliżał ją do przejęcia metodologii nauk o duchu. Tak więc herme
neutyka byłaby nie do końca akceptowanym przez ojca-założyciela przeznaczeniem, ku któremu nowa praktyka
analityczna jednak by się zbliżała19. Problem ten oczywiście nierozerwalnie związany jest z kwestionowaniem samej na
ukowości psychoanalizy. Być może złudzeniem jest pytanie
” Por. np. A. Leder, Nauka Freuda >v epoce Sein und Zeit, Warszawa 2007, rozdz. 1.
XVI
Jasność z miłości do języka
o przynależność, skoro sama analiza nauką nie jest. Krytyka ta, wysuwana z różnych pozycji (Wittgenstein, Popper itd.),
zakładała od razu jasność co do znaczenia terminu nauka. W tradycji francuskiej psychoanaliza stanowiła obiekt
krytyki z pozycji filozoficznych (np. Sartre w ostatnim rozdziale Bytu i nicości) czy przedmiot zainteresowania
w świecie literackim (surrealizm), natomiast nie była szcze
gólnie często rozważana od strony epistemologicznej 20.
Istotną składową Lacanowskiego podejścia było całkowicie nowe podjęcie kwestii naukowości. Ono jest też tematem
książki Milnera. Wychodząc - w myśl materializmu dyskursywnego od twierdzenia o tożsamości podmiotu nauki i podmiotu psy
choanalizy, argumentacja Milnera zaczyna się od usytuowa nia Lacanowskiego ujęcia psychoanalizy w obrębie historii
i teorii nauki. Lacan, implicite podejmując pytanie o nauko
wy status psychoanalizy, podejmuje zarazem kwestię teorii
nauki; ujęcie to Milner nazywa le doctrinal de science w opisie sensu użycia tego terminu streścić można właściwie
jedną z części Dzieła jasnego. Według słownika Littrego rzeczownik doctrinal, pochodzący od łacińskiego doctrina,
używany był w wiekach średnich jako nazwa dla dzieł prze znaczonych do nauczania - po polsku możemy zapropono wać doskonały, zachowujący ową archaizację odpowiednik: doktryna!21. Milner podaje dokładne określenie owego dok-
trynału nauki, który odróżnić należy od epistemologii nauki 20 Zob. E. Roudinesco, Histoire de la psychanalyse en France 2, Paris 1986, s. 165-235. 21 E. Littré, Dictionnaire de la langue française, vol. 2, Paris 1874. Uwagę tę, jak i sam polski termin zaproponował P. Skalski.
XVII
Michał Gusin
jako zespołu twierdzeń dotyczących nauki i podmiotu (s. 52 niniejszego wydania). Najważniejsza jednak sprawa tkwi w samym terminie - doktrynał nauki oznacza bowiem to, co przeznaczone jest do nauczania znauki,którą
Lacan nazywa psychoanalizą; jest to treść dzieła Lacana.
Ciąg dalszy argumentacji jest już przejrzysty. Sprecyzować należy, co autor Rzeczy freudowskiej rozumie przez naukę:
narodziny nauki galilejskiej, w której artykułuje się związek empiryczności i matematyczności. Obydwa te terminy mają
specyficzne znaczenie. Jeśli chodzi o pierwszy, mamy tutaj
reminiscencję Koyrego: treść twierdzenia, które ma charak ter empiryczny, odznacza się dwiema cechami. Po pierwsze, stan rzeczy, o którym orzeka, da się (w sposób pośredni bądź
bezpośredni) przedstawić w przestrzeni i czasie; po drugie,
możliwe jest pomyślenie owego stanu rzeczy jako różnego względem tego, co owo twierdzenie mówi. Empiryczne jest
to, co przygodne, co nie istnieje z wewnętrznej konieczno ści: to jest przedmiot nauki nowoczesnej, w której nastąpiło
zerwanie z tradycją starożytną (episteme). Dochodzi do tego
matematyczność jako formalizacja albo wzorzec ścisłości,
który wiąże się w nauce galilejskiej z literalnością22. Zda niem Milnera właśnie w takim kontekście Lacan umiesz cza kwestię psychoanalizy jako nauki: należy ona bowiem
do uniwersum zainicjowanego przez naukę nowoczesną23. I właśnie w związku z tym otrzymujemy rozróżnienie dwóch 22 Najlepszą egzemplifikacją tej wzorcowości jest zinterpretowanie sławnego zdania Galileusza o księdze natury zapisanej w języku matematyki, zob. s. 54 niniejszego wydania. 23 W tym miejscu zaczyna się część argumentacji Milnera dotycząca kwestii powiązania przygodności i nieskończoności w nowoczesnej nauce (2.6). Mogę tylko zwrócić uwagę, że argumentacja ta niczego Lacanowi nie zawdzięcza
XVIII
Jasność z miłości do języka
klasycyzmów. Wybór słownictwa u Milnera ewokuje siedem
nastowieczny spór pomiędzy klasykami (Boileau) a nowo czesnymi (Charles Perrault) przeniesiony na pole historii
nauki24. Klasycyzm oznacza zaś zespół reguł określających pozycję myśliciela nowoczesnego, jest synonimem jasności
i przejrzystości.
W przypadku pierwszego klasycyzmu reguły te organi
zują się wraz z programem strukturalizmu. Wykład rzymski z 1953 roku ustanawia początek tego procesu w momencie
konstytuowania się dzieła, ale kluczową rolę odgrywa tu ma tematyczność: „Lacan lingwista jest de facto Lacanem ma
tematykiem” (s. 117). Milner sugeruje implicite, iż w Ecrits,
które otwiera seminarium o Skradzionym liście (rozszerzone
w stosunku do wersji z 1956 roku o zakończenie zawiera
jące ilustracje cyrkulacji znaczącego, zaczerpnięte z teorii grafów), mamy do czynienia z programem matematyzacji,
podobnej do tej, jaka dokonała się w lingwistyce. Kwestia ustalenia homomorfizmu Freuda na Saussure’a dotyczy w istocie galileizmu nauki i tego, jak psychoanaliza wpisuje się w naukę nowoczesną - lingwistyka jest jedynie pretek stem. Tak samo zresztą jak pretekstem są rozmaite wzory
quasi-matematyczne pojawiające się w Pismach, składające się na tak zwaną „algebrę” Lacana czy figury topologiczne.
Drugi klasycyzm jest niczym innym, jak wyciągnięciem
konsekwencji z owego programu, programu ulokowania
i zdaje się odnosić do szerszej kwestii. Milner mówi o tym więcej we wspo mnianym seminarium Badiou. 2q Chodzi o stosunek do tradycji starożytnej (episteme), jej nieodzowności i trwałości, których potwierdzeniem ma być filozofia niemogąca z tym dzie dzictwem zerwać.
XIX
Michał Gusin
psychoanalizy w ramach nauki i doktrynału nauki. Poja wiają się tu czynniki zewnętrzne (nauczanie psychoanalizy
w ramach uniwersytetu), jak i wewnętrzne (wyczerpanie paradygmatu strukturalnego spod znaku lingwistyki, tenden cje w samej matematyce pod postacią kolejnego programu Bourbakiego literalizacji matematyki25 (rozdz. 4.1). Poję ciem kluczowym jest pojęcie mathemu. I w tym przypadku
odchodzę od przyjmowanej do tej pory pisowni „matem”. Powodem tego jest sam wywód autora - pokazuje on, że ma-
them nie ma wiele wspólnego (a jeśli, to tylko jest zbieżność akcydentalna) z zapisami matematycznymi czy wspomnia ną „algebrą” Lacana. Znacznie bliższy, paradoksalnie, jest
tu rodowód via Heidegger niż via Lévi-Strauss26 i „tech niczne” rozumienie matematyki. Rozumowanie Milnera jest
poniekąd dualne. Z jednej strony, chodzi o sprawę transmitowalności nauczania psychoanalizy, skoro ta zajęła miejsce
w orszaku nauk uniwersyteckich. Mathem byłby formą zapi
su najbardziej wskazaną dla doktrynału nauki (tego, co ma być nauczane); można więc na zasadzie analogii powiedzieć, że jest on dla matematyki tym, czym fonem dla fonematyki.
Z drugiej strony, ta analogia jest myląca, albowiem matema tyka oparta na mathemie nie ma nic wspólnego z tym, czym była owa nauka tak samo dla Euklidesa, jak i Bourbakiego: z tym, „co w oczach matematyków wiernych swemu dzie dzictwu stanowiło jej najcenniejszą istotę: nie tylko more
2’ N. Bourbaki, Theoriedes ensembles, Paris 1970. 26 „Zgodnie z brzmieniem słowa to, co »matematyczne«, pochodzi od grec kiego ta mathemata, to, czego można się nauczyć, i dlatego zarazem to, czego można nauczać”, M. Heidegger, Pytanie o rzecz, przeł. J. Mizera, Warszawa 2001, s. 67.
XX
Jasność z miłości do języka
geometrico, ale demonstracja i wszelki rodzaj powiązania” (s. 165). Za sprawą mathemu matematyka byłaby zestawem
niepowiązanych między sobą zbiorów liter (np. RSI), a Bour baki, zradykalizowany, doprowadzony zostałby do swego zaprzeczenia - co Milner nazywa „hiperbourbakizmem”.
Wprowadzając mathem, Lacan miałby spożytkować mate matykę jako „skarbiec dla niewyobrażeniowej i niejakościo-
wej teorii myślenia” (s. 169). Tak więc mathem, wywodząc się z horyzontu literalizacji matematyki obecnego w pierw
szym klasycyzmie (gdzie, jeszcze raz podkreślmy, występuje
„algebra” Lacana), decentruje statut matematyki w doktrynale nauki - dlatego nie jest „matematyczny”. Zresztą jedy
nym mathemem w ścisłym sensie, jak sugeruje Milner, jest ten zawarty w L'Etourdit i powtórzony w Encore. Używając
więc zapisu odbiegającego od występującego w dotych czasowych polskich tłumaczeniach, staram się podkreślić swoistość tego rozumowania Milnera, w którym wpisanie
Lacanowskiego mathemu w matematykę rozsadza ją we wszystkich aspektach. Najbardziej charakterystyczny jest aspekt filozoficzny.
Filozofia... Matematyka, mimo różnic w swoim stosowanym wymia rze, jako procedura dowodzenia jest rozumiana tak samo
w ramach episteme antycznej, jak i nowoczesnego podej
ścia27. Ciągłość ta odpowiada tej, z którą mamy do czynienia Por. N. Bourbaki, Théorie des ensembles, s. 1.
XXI
Michal Gusin
w przypadku filozofii. Symetrycznym odbiciem mathemu w matematyce jest odbicie antyfilozofii w filozofii. Jeśli
dzięki demonstrowalności można nauczyć się i nauczać innych twierdzeń, które są przedmiotem dowodzenia, tak dzięki „mądrości” (sophia) można owo nauczanie operacjo-
nalizować. Tradycja antyczna (platońsko-arystotelesowska)
poprzez figurę sofisty wskazywała na skrajne konsekwencje owej operacjonalizacji: sofista jest pozorem filozofa, tym,
kto go przedrzeźnia, parodiuje i w konsekwencji mu zagraża. Lacan zgodnie z doktrynałem nauki zrywa z episteme an
tyczną, a tym samym nauka wyrzeka się mądrości. W drugim klasycyzmie nie mówi już o sofiście28, lecz o antyfilozofii. Termin „antyfilozofia”, wprowadzony przez Lacana
w latach 70., był tematem szczegółowych rozważań Alaina Badiou29. Różnicę pomiędzy ujęciem Milnera a Badiou moż
na by określić jako różnicę pomiędzy słabym i mocnym rozumieniem tegoż terminu. Ujęcie zaproponowane przez autora Bytu i zdarzenia jest słabe w tym znaczeniu, iż przed
rostek „anty-” ustanawia nie tyle negację, co subwersję filo
zofii, tradycji filozoficznej. Badiou interpretuje Lacanowską rebelię przeciw filozofii jako coś, co miało miejsce w przy
padku Nietzschego czy Wittgensteina, chociaż oczywiście opierało się na innych przesłankach. Dla Badiou antyfilo zofia jest dyskursem, w którym splatają się trzy operacje. Po pierwsze, językowa krytyka kategorii filozoficznych, za 28 Mówi o nim w pierwszym klasycyzmie: „Psychoanalityk to obecność sofi sty w naszych czasach, ale z innym statusem” (J. Lacan, Problèmes cruciata de la psychanalyse, niewydane, seans z 12 maja 1965). Zob. B. Cassin, Ja cques le Sophiste. Lacan, logos et psychanalyse, Paris 2012). 29 A. Badiou, L’Antiphilosophie: Lacan et Platon, w: tegoż, Conditions, Paris 1992 oraz tenże, Le Séminaire. Lacan. L’antiphilosophie J.
XXII
Jasność z miłości do języka
których sprawą filozofia rości sobie pretensje do ujawniania
prawdy i systemowości. Po drugie, obnażenie tego, co leży
poza filozoficznym przebraniem - racji ukrytych, w których
imieniu niejawnie i w przebraniu występuje filozof (figura kapłana u Nietzschego stanowić może najbardziej znaną
egzemplifikację takiego przebrania). Po trzecie, powołanie
innego rodzaju działalności, aktu, którego charakter jest
w tym znaczeniu a-filozoficzny. Mocne rozumienie antyfilozofii polega na usytuowa
niu psychoanalizy Lacana nie tyle w nurcie „wywrotowym” i subwersywnym, poprzecznie przebiegającym historię filo
zofii, co poza nim. Dokładnie rzecz biorąc, wszelkie odwo łania do filozofii mają wówczas w przypadku francuskiego
psychoanalityka charakter wyłącznie strategiczny. Lacan nie jest zainteresowany filozoficznymi implikacjami psycho
analizy, a chodzi mu o ustanowienie doktryny psychoanali tycznej, która obejść się może, tak jak czyni to nowoczesna
nauka, bez balastu filozofii. Milner w niniejszej pracy zary sowuje taką wykładnię antyfilozofii. Jest to konsekwencja albo manifestacja drugiego klasycyzmu. I dzięki temu daje
najbardziej radykalną interpretację także tego, co dzieje się w ostatnim okresie nauczania Lacana. Teoria węzłów,
„żegluga pod banderą Joyce’a”, jejęzyk są tymi różnymi
drogami, którymi podążać może myślenie wypracowane wedle reguł drugiego klasycyzmu.
Milnera jako pisarza, człowieka, który pracuje w języku francuskim, charakteryzuje oszczędny, czasami eliptyczny,
czasami przejęty z nauk formalnych styl stawiający opór przy oddawaniu go w składni innego języka. Dochodzi XXIII
Michał Gusin
do tego jeszcze precyzyjnie używany aparat pojęciowy, któ ry nie zawsze daje się tak jasno uściślić w obrębie innego
języka. Odwołam się tylko do trzech przykładów. W języku francuskim, w odróżnieniu od języka nie
mieckiego czy angielskiego, występuje w sposób natu
ralny rozróżnienie langue-langage-parole? 0. Język polski,
podobnie jak francuski, również dysponuje takim trójpo działem. W polskim przekładzie Kursu językoznawstwa
ogólnego, od którego podział ten zaczął mieć istotne zna czenie w piśmiennictwie naukowym, mamy odpowiednio
język-mowa-mówienie*3132 . Problemem jednak jest utrzy
manie różnicy pomiędzy langue a langage, różnicy, która
była fundamentalna dla rozważań z L’Amour de la langue. W polskich przekładach, choćby ze względu na tradycję językową, nie sposób trzymać się konsekwentnie tego skąd
inąd przejrzystego rozróżnienia - we francuskim mamy
np. philosophie du langage, a nie philosophie de la /an-
guei2, po polsku zaś sformułowanie filozofia mowy zdaje się dużo mniej znaczące niż filozofia języka -
wiąże się to oczywiście z transmisją niemiecko- i angloję zycznego słownika filozoficznego. Ewidentny przykład tej
trudności znajdujemy w przekładzie Słów i rzeczy. Tadeusz Komendant zauważa, że w polskiej tradycji - w odróżnieniu
od francuskiej - język ma strukturalne konotacje, mowa zaś
hermeneutyczne, a „każdy wybór będzie tu interpretacją”33, Odwołuję się do hasła langage w fundamentalnym Vocabulaire européen des philosophies: Dictionnaire des intraduisibles, éd. B. Cassin, Paris 2004. 31 F. de Saussure, Kurs Językoznawstwa ogólnego, przeł. K. Kasprzyk, War szawa 1991, s. 40-41. 32 J.-C. Milner, L ’amour de la langue, s. 36. 33 M. Foucault, Słowa i rzeczy, s. 351.
XXIV
Jasność z miłości do języka
dlatego zauważyć można zmianę w przekładzie książkowym
w porównaniu z tym, który ukazał się kilkanaście lat wcześ niej34. Taką samą trudność napotykamy przy przekładzie Lacanowskiej formuły / ’inconscient est structuré comme un
langage. Rozróżnienie to jest kluczowe ze względu na inny wspomniany Lacanowski termin: lalangue, będący tematem
Miłości dojęzyka. Pracując nad przekładem L’Oeuvre claire,
starałem się konsekwentnie oddawać langue jako język, zaś langage jako mowę - w kilku miejscach odchodzę od tej terminologii ze względów stylistycznych.
Związany jest z tym jeszcze jeden problem: odda nie po polsku czasownika dire oraz jego użycia w formie rzeczownikowej le dire. Słownikowo oczywiście oznacza on mówienie, wypowiadanie, wyrażanie się itd., do czego
dochodzą jeszcze zwroty idiomatyczne. Można wnosić,
iż Lacan używał terminu parole w odniesieniu do sytua
cji stricte analitycznej (analityk-analizant), natomiast dire odnosi się do kontekstu tejże, do jej „teoretyzacji”. Widać
to szczególnie wyraźnie w Encore, gdzie przywołana jest
tyleż sławna, co enigmatyczna formuła mogąca być podsu mowaniem seminarium jako całości: qu ’on dise reste oublié derrière ce qui se dit dans ce qui s’entend^. Le dire prowadzi nas jednak do dwóch terminów, które grają ważną rolę w ni
niejszej książce: mi-dire oraz le bien-dire. Mi-dire oddaję jako niedomówienie - tak, jak można mówić o celowym Chodzi o rozdz. 9 Stów i rzeczy, który ukazał się w 6 numerze „Literatury na świecie" w 1988 r. ” J. Lacan, Encore, s. 20. Można by ją oddać jako: „to, że się wypowiada, pozostaje zapomniane za tym, co się wypowiada w tym, co się słyszy”. Milner jej nie przywołuje explicite, ale wydaje się, że stanowi ona tło dla przywołanej na końcu Dzieła jasnego ostatniej tezy Traktatu Wittgensteina.
XXV
Michał Gusin
niedopowiedzeniu, którym cechują się wypowiedzi (jak
powyższa formuła) zgodne z regułami mowy wysokiej
(zob. s. 30 i 209). I rzeczywiście, mowa wysoka (bene dicen-
di scientia) mogłaby być dobrym odpowiednikiem le bien iftre; niemniej jednak wersja literalna: dobro-mowa wy-
daje się propozycją zgodną z intencją Milnera, który, w ślad za wypowiedziami z Télévision, rozumie ją jako postulat
etyczny, co więcej - jedyny etyczny postulat Lacana.
Drugim przykładem jest termin lettre. Jak wiadomo, oznacza on słownikowo literę, ale także list, i odgrywa
istotną rolę w słowniku Lacana (dwa fundamentalne tek
sty z Ecrits zawierają go w tytule). Co więcej, w języku francuskim mamy podział na sciences i lettres (docteur ès
lettres)*. Milner stale rozgrywa wieloznaczność tego ter minu -rozgrywająhomonimicznością i synonimicznością.
Litera, w pewnym momencie, zaczyna wypierać znaczą
cego - stanowi to moment organizujący drugi klasycyzm.
Trzeci przykład decyzji translatorskiej jest najbardziej
dyskusyjny. Otóż w całej książce konsekwentnie termin in conscient oddawany jest jako nieświadomość. W polskim
piśmiennictwie przyjęło się jednak rozróżnienie: „nieświado mość” niekoniecznie znaczy to samo, co „nieświadome”. Ten
ostatni termin rezerwowany jest dla specyficznej instancji, o której mówi Lacan, i jak uzasadnił to Paweł Dybel, stano wi „właściwy” przekład freudowskiego das Unbewusste31.
16 Zob. komentarz do listu Rabelais'ego z Gargantui i Pantagruela (rozdz. 3, s. 117). 17 P. Dybel, Okruchy psychoanalizy. Teoria Freuda między hermeneutyki) ipoststrukturalizmem, Kraków 2009, s. 31-32. Oczywiście w pracy tej mamy bardzo subtelną interpretację tego terminu.
XXVI
Jasność z miłości do języka
Pozostawanie więc przy terminie „nieświadomość” byłoby
podwójnie mylące: wbrew duchowi Freuda i wbrew literze
Lacana. Z jednej strony, kierowałem się pewną akceptowalną swobodą terminologiczną oraz terminologią przyjętą w pol
skim przekładzie Słownika psychoanalizy Laplanche’a i Pontalisa38. Z drugiej strony, chciałem jednak pozostać wiemy
właśnie literze tekstu, właściwej mu niedogodności: sam Lacan w Télévision expressis verbis na nią przystaje („Freud
nie znalazł lepszego i nie ma potrzeby do tego wracać. Słowo
to ma tę niedogodność, że jest negatywne, co pozwala założyć o nim cokolwiek w świecie, i jeszcze więcej. Czemu
nie? Do czegoś niedostrzegalnego nazwa »wszędzie« pasuje równie dobrze jak »nigdzie«”39). Jak wiadomo, próbował póź
niej owe niedogodności wykorzystywać na właściwy sobie twórczy sposób (das Unbewusste staje się une bevue, błędem,
pomyłką). Milner zaś dodaje do tego jeszcze kilka objaśnień (s. 85 i 86). Pozostanie przy terminie „nieświadomość”, będąc
językowo wygodniejsze, jest więc mimo to nieadekwatne... W odpowiedzi na co decyduję się zachować je właśnie jako
takie; czyż bowiem nieadekwatność nie naznacza termino
logii psychoanalitycznej z istoty (kwestia przekładów to tylko
jeden wymiar problemu), będąc w ten sposób pożywką dla myśli Lacana, jak i dla komentarzy do tejże myśli?
***
” J. Laplanche, J.-B. Pontalis, Słownik psychoanalizy', przel. E. Modzelewska, E. Wojciechowska, Warszawa 1996. ” J. Lacan, Autres Ecrits, s. 511. Podkreślenie moje. Komentarz Milnera na te mat negatywnego charakteru terminu Unbewusste można znaleźć na stronie 86 niniejszej książki.
XXVII
Michal Gusin
W języku polskim prace Milnera są nieobecne, a on sam
słabo jest rozpoznawalny w dyskusjach nad współczesną myślą francuską, trudno jednak przecenić jego wkład tak w rozwój, jak i recepcję tejże. L'Oeuvre claire ukazuje nie tylko marszrutę myśli Lacana, ale także oryginalność
i owocność podejścia metodologicznego leżącego u podłoża projektu Milnera. W tym znaczeniu, mimo ciągle szczątko
wej obecności Lacana w Polsce, praca ta może mieć walory edukacyjne. Po pierwsze, odkłamuje fałszywy obraz autora
seminarium o Skradzionym liście jako myśliciela mętnego. Po drugie, wpisuje go w kontekst współczesnych mu dyskur
sów nauk. Po trzecie, pozwala na syntetyczne ujęcie długiej
i żmudnej pracy francuskiego psychoanalityka, myśliciela,
mówcy i pisarza. Po czwarte wreszcie, skłania w sposób zniewalający raz jeszcze (encore) do lektury Lacana.
Wrocław, grudzień 2016
Jean-Claude Milner
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Wprowadzenie
Nie proponuję rozjaśnienia myśli Lacana. Nie mam ku temu ani autorytetu, ani kwalifikacji. Co więcej, projekt takiego
rozświetlenia nie wydaje się szczególnie naglący. Lacan, jak mówi sam o sobie, jest autorem krystalicznym. Wystar czy czytać go z uwagą. Wierzę, że takie lektury wymagają
przewodników, ale istnieją już w tym celu poważne insty tucje i wyśmienite prace. Bibliografia lacanowska zaiste wyróżnia się ilością i jakością prac. Biorąc pod rozwagę
obecne potrzeby, komentarze, którymi dzisiaj dysponujemy, są doskonałe. Z tym zastrzeżeniem, że te najlepsze nie są ani
najłatwiej dostępne, ani najbardziej znane. Prawdą jest, że „Lacan według porządku racji” nie ist nieje. Ale trzeba było dwóch stuleci, aby Kartezjusza przed stawić zgodnie z zasadami, które on sam sformułował. Kant
w każdej epoce wymaga powtórnych uważnych odczytań;
niezależnie od tego, jak sztywny był gorset scholastycznej
formy przekazany mu w spadku przez Wolffa, nie uchro nił go on od sprzeniewierzeń. Przypuszczać można więc, 3
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
że kiedyś, być może już wkrótce, trzeba będzie powrócić
do Lacana, tak jak sam Lacan powracał do Freuda. Błąd lektury jest tu do przewidzenia i zapewne nie do uniknię
cia; jest częścią powagi losów. Trzeba jeszcze czasu na jego rozwinięcie. We Francji, w każdym razie, czasu brakuje (nie powiedziałbym tego o Amerykach, ale to nie dla nich piszę). Nie jest więc w porę dawać prezentację Lacana w jego
wewnętrznej logice - niezależnie od tego, czy będzie
ona faktycznie spoista, czy nie - i w sposób tak zupełny, że ewentualne błędy będą mogły być skorygowane. Mój
plan jest całkiem inny: nie chodzi o rozświetlanie myśli Lacana ani o sprostowanie tego, co o niej powiedziano, ale
o jasne ustalenie, że mamy u Lacana do czynienia z myślą. Myślą, czyli czymś, czego istnienie narzuca się temu, kto o nim nie pomyślał.
Słudzy ścisłości i jasności zakładają owo istnienie jako coś naturalnego. Mają rację. Zakładają także, iż najlepszą
metodą jest dla nich rozświetlenie Lacana przez Lacana; i znowu mają rację. W odniesieniu do wszelkich dzieł naj
bardziej nieskazitelne objaśnienia podlegają tej zasadzie. Lecz kiedy nie zakłada się oczywistości istnienia, należy
postępować inaczej. Jedynym nośnikiem, który zaświadcza o istnieniu my ślenia, są twierdzenia. Powiedzieć, że istnieje u Lacana myśl,
to powiedzieć, że istnieją u niego twierdzenia. Nic jednak nie istnieje, jeśli nie posiada własności. A nic nie ma własności,
jeśli nie są one, przynajmniej częściowo, niezależne od oto czenia. Należy więc ustalić, czy istnieją u Lacana na tyle so
lidne twierdzenia, by dały się wydzielić z właściwego im pola, by wytrzymały zmiany pozycji i modyfikacje dyskursywnej 4
Wprowadzenie
przestrzeni. Ale nie jest konieczne bycie wyczerpującym;
wystarczy, że niektóre własności tego typu zostaną uznane dla niektórych twierdzeń. Tak scharakteryzowany program
definiuje się jako zewnętrzny i niekompletny. Zamierzam jedynie odtworzyć pewne artykulacje; zamierzam nie wpisywać ich już powtórnie w urządzenie
całości, które miałoby ukazywać ogólną konstrukcję dzie ła (zobaczymy, w jakim znaczeniu słowo „dzieło” może
być tu rozumiane). W toku tej pracy przyznam na przykład
szczególne znaczenie kwestii nauki. Wiadomo, że Lacan poruszał ją z pewnym naciskiem; niemniej nie jest prawdą,
że wychodząc od niej, dałoby się wyprowadzić w szczegó
łach zbiór podstawowych pojęć psychoanalizy. Co więcej, w kwestii tej Lacan nie przestaje n i e powoływać się sam
na siebie. Tak jakby kwestia nauki była rozstrzygająca do tego stopnia, że wciąż trzeba do niej powracać - i jakby mimo to była na tyle obca istocie rzeczy, iż wystarczy jej zewnętrzny gwarant - mianowicie Koyre. W podobny spo
sób nabrał wiadomego znaczenia paradygmat lingwistyki strukturalnej, a jednak w żadnym momencie nie dochodzimy do przekonania, że Lacan praktykował właściwe tej dziedzi nie prace: tak jakby wystarczyła czysta i prosta egzystencja,
niczym zewnętrzna skarpa zamykająca i zabezpieczająca
przestrzenie do zdobycia. Sądzę, że zewnętrzność można dobrze zużytkować. Lacan sam to praktykował; również w odniesieniu do jego twierdzeń praktyka ta będzie uprawniona.
Lacanowska doktryna nauki wywodzi się od Koyrego, ale wykorzystuje go do celów mu obcych. Ujawnia przez to właściwości jego doktryny, w tekstach pozostające 5
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
niekiedy w stanie utajonym. W taki sam sposób Lacan uka
zuje właściwości doktryny strukturalnej, w tym stopniu, w jakim utrzymuje się wobec niej w paradoksalnej pozycji
zewnętrznej inkluzji. Jeśli, odwrotnie, wychodzimy od dok
tryny nauki i struktury, podejmując wysiłek wyprowadze nia z niej wyróżniających dla nich tez, ich zewnętrzność
pozwala wziąć przemocą naturalne miejsce lacanowskich twierdzeń; ujawnione zostają w ten sposób pewne właści
wości obiektywne i niemal materialne. Lacan mawiał: nie trzeba znać planu domu, by zderzyć
się ze ścianą. Powiedzmy lepiej: by natknąć się na ścianę, lepiej planu nie znać, a jeśli przypadkiem się go zna, lepiej go nie uwzględniać. Są dwa sposoby rozpoznawania kształtu obiektu. Można wyjść z wnętrza tego obiektu i, dzięki jakie
muś prawu albo kombinacji praw, wyznaczyć jego kontury.
W ten sposób działa geometra, wykreślając okrąg; w ten
sposób postępuje lingwista, konstruując gramatykę. Można także wyjść od otoczenia, z zewnątrz; uwzględnić obecność
sąsiadujących ciał; ustalić, w jaki sposób ciała te określa ją, poprzez swe boczne rozmieszczenie, formę przestrzeni, w której znajduje się obiekt. Tak czynią rzeki i miasta, ma
terialnie organizowane przez przeszkody, które je obejmują
i nie są ich świadome. Wybieramy w tym miejscu tę drugą drogę: opisanie kilku zewnętrznych powierzchni, z którymi
lacanowski dyskurs się zderzył, które obszedł i w których wywołał erozję, jednocześnie otrzymując od nich formę i na
dając formę im samym. Można to nazwać materializmem dyskursywnym.
Zresztą to właśnie w ten sposób uprawniane są tak charakterystyczne dla Freuda czy Lacana techniki lektury. 6
Wprowadzenie
Przemieszczenie akcentów, aby lepiej usłyszeć realność
rytmicznej matrycy. Zerwanie z widocznymi związkami, aby lepiej ujawnić powiązania realne. Rozpuszczenie wy
artykułowanych i kompletnych znaczeń, aby wydobywać
stale niepełny sens. I znowu nie jest wymagana wyczerpywalność. Przyjąwszy zewnętrzny punkt widzenia, materializm dyskursywny
się zadowoli, a jego program będzie uznany za zrealizowany,
o ile tylko wykryte zostanie kilka własności kilku twierdzeń. Nie będziemy więc zdziwieni, że o kwestiach ewidentnie
podstawowych, ze względu na wewnętrzną doktrynalną lo gikę, powiedziane będzie niewiele. Nie będzie uwzględnia ne ani pragnienie, ani obiekt a, ani fallus, ani, ogólnie, nic z tego wszystkiego, co uprawomocnia istnienie twierdzeń
klinicznych. Ale jeśli czegoś brakuje, to nie jest to defekt; szczególnie jeśli to, czego brakuje, jest nieodzowne.
Wielkością wszystkich autentycznych materializmów jest to, że nie są totalizujące. To, że De natura rerum i Ka pitał są nieukończone, jest dziełem przypadku, ale dlatego
właśnie wynika to z konieczności systemowej. Ich nie kompletność usprawiedliwia traktowanie ich na sposób fragmentaryczny. Dziełom nietotalizującym odpowiadają
nietotalizujące odczytania. Jeśli można porównywać rzeczy
wielkie z wielkimi, to Lacan, którego proponuję, okaże się
potwierdzony, jeśli okaże się tak samo niekompletny jak Lukrecjusz czy Marks.
Ostatnia konsekwencja: nie może być uwzględnione
żadne osobiste zaangażowanie. Ani obawa, ani nadzieja. Ani podziw, ani pogarda, ani obojętność. Ani pamięć, ani
zapomnienie. Uznałem, że niewłaściwe byłoby dawanie 7
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
do zrozumienia tego, co osobiście myślę o Lacanie albo, dzięki Lacanowi, o okolicznościach, które go dotyczyły
i na które rzuca światło. Należałoby raczej przyjąć perspek tywę płynącej wody, która pozwala zaistnieć krajobrazowi.
Rzecz niekoniecznie w tym, że nic nie myślę na temat żadnej ze spraw, o których mówię - otworzyłem się przy innych okazjach - ale osobista myśl nie miałaby tu żadnej wagi.
Zakładając, że w ogóle jakąś ma. Jestem w istocie coraz bardziej przekonany, że myślenie jest zbyt poważną
sprawą, by zostawiać je osobom, chyba że tytułem wyjątku. Lacan niewątpliwie należy do wyjątków; jest kilka innych; z definicji liczą się tylko przez to, że są rzadkością. Zwalnia
ją w każdym razie tych, którzy o nich mówią, z najmniejszej pretensji do własnej wyjątkowości. Jeśli w zwykłym biegu świata ma istnieć myśl, to uznaję za dającą się przyjąć mak
symę etyczną, by działać tak, by istniało jej jak najwięcej. Co pociąga za sobą także to, że istnienie narzuca się jak naj
większej liczbie bytów myślących. Jest to, prawdę mówiąc,
jedyne usprawiedliwienie, które można wysunąć na rzecz tego, by jakiś tekst raczej istniał, niż nie istniał. Pod jednym wszakże warunkiem: że myślenie, bez wyjątku, jest tylko
myśleniem przedmiotów.
Rozdział I Rozważania nad dziełem
To, co zwyczajowo nazywa się dziełem Lacana, występuje
w dwóch postaciach. Z jednej strony, dysponujemy tekstami napisanymi przez Lacana celem publikacji; z drugiej stro
ny, dysponujemy seminariami spisanymi i wydawanymi przez kogoś innego niż ich autor - niektóre pod bezpo średnią kontrolą Lacana. Teksty sprzed października 1966
zostały zgromadzone w tomie zatytułowanym Ecrits, zaś najważniejsze - ale nie wszystkie - teksty napisane po tej dacie zostały opublikowane w periodyku „Scilicet”. Sądzę,
że wszystkie teksty pisane celem publikacji mają porówny walny status, niezależnie od daty i miejsca; pozwolę sobie
nazwać je zbiorczo: Scripta. Wokół seminariów podnoszo ne są różnego rodzaju spory; z istotnych powodów, które
wkrótce się ujawnią, pozostanę przy bieżącym wydaniu
publikowanym przez wydawnictwo Seuil; wydanie to za tytułowane jest Le Séminaire, każdy tom tworzy księgę,
9
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
identyfikowaną w obrębie jednolitego zbioru przez liczbę rzymską i tytuł1.
Nie sposób uniknąć pytania o relację pomiędzy tymi dwiema masami tekstów. Pytanie w istocie dotyczy tego,
co należy nazwać dziełem Lacana. Nie tylko tego, co je ma terialnie komponuje, ale, bardziej radykalnie, co uprawnia do mówienia o dziele w przypadku Lacana. Zdawało mi się kiedyś, że kwestia ta jest prosta. Wymaga ona jednak
uważnego rozważenia. Pojęcie dzieła należy do nowoczesnych czasów; przynaj mniej jeśli brać je w sensie ścisłym, jako zasadę jedyności, która pozwala na wprowadzenie w mnogość kultury2 porząd
ku rejestru i zróżnicowania. Jedyność ta skoncentrowana jest
wokół systemu nominacji - nazwisko autora i tytuł dzieła podporządkowującego materialne wytwory, w szczególno ści teksty, reżimowi Jednego. Pytanie o to, czy istnieje jeden,
czy wiele tekstów, jest zresztą zupełnie drugorzędne, gdyż
to nominacja składa je w Jedno: inaczej mówiąc, dzieło nie musi być jedną księgą, ani nawet w ogóle nie musi być
1 Odwołania będą oznaczane za pomocą skrótów w następujący sposób: (a) Fonction et Champ de la parole et du langage en psychanalyse, É, s. 237 = Fonction et champ de la parole et du langage en psychanalyse, Ecrits, Paris 1966, s. 237. Litera É występuje tylko przy pierwszym odwołaniu do danego tytułu, następnie jest opuszczana; (b) L’Étourdit, Sc 4, s. 5 = £ ’Étourdit, „Scili cet” 4, Paris 1973, s. 5. Litery Sc występują tylko przy pierwszym odwołaniu, następnie są opuszczane, (c) S XX, s. 9 = Le Séminaire, livre XX, Paris 1975, s. 9. [Wydany po publikacji niniejszej książki zbiór Autres Écrits, Paris 2001 oznaczam AE - uwaga tłum.]. 2 W rozdziale tym „kultura” będzie regularnie rozumiana w znaczeniu fran cuskiego terminu culture, a niejako odpowiednik niemieckiej Kultur.
10
Rozważania nad dziełem
księgą. Dzieło nie jest materią, lecz formą, i to właśnie
forma jest tym, co organizuje kulturę. Konsekwentny marksista utrzymywałby, że jest ono w porządku myślenia ekwiwalentem tego, czym jest for ma towarowa w porządku rzeczy. Tak samo jak bogactwo
społeczeństw, w których panuje kapitalistyczny sposób produkcji, występuje jako olbrzymie zbiorowisko towarów (rozpoznajemy pierwsze zdanie z pierwszej księgi Kapitału), tak też kultura, dla nowoczesnych, występuje jako olbrzymie
zbiorowisko dzieł; każde z nich liczy się jako jedno, w za
mian za gwarancję, której udziela tej jedyności skojarzenie z autorem (zwykle występującym pod nazwiskiem, lecz ano
nimowość jest dopuszczalnym wariantem) i tytułem (zwykle nadawanym przez autora, chociaż nie zawsze); w porządku pism owo skojarzenie jest utrwalane przez publikację, która
manifestuje homologię dzieła i towaru: tak samo jak to
war istnieje wyłącznie, podlegając wymianie, tak też dzieło w sensie ścisłym istnieje tylko jako opublikowane.
Nie zawsze tak było. W nowoczesnych czasach opisane urządzenie opanowało i rozszerzyło się, mutatis mutandis, na wszystkie rejony kultury; rozmaite sztuki poddane są od
tąd formie dzieła, każda z nich określając to, co funkcjonuje dla niej jako ekwiwalent publikacji (przedstawienie teatralne,
wystawa, wystąpienie w telewizji, cenzura itd.) Możliwe jest ominięcie tego urządzenia, ale trzeba za to zapłacić: zrzec się
wpisania w kulturę. Można wówczas mówić o szaleństwie -
w ten sposób należy rozumieć definicję Foucaulta: szaleń
stwo jako nieobecność dzieła. Jest to jednocześnie definicja szaleństwa jako zewnętrznej granicy kultury. Nie oznacza
to oczywiście tego, że kultura nie dysponuje siłą wchłaniania 11
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
wytworów szaleństwa; wystarczy, by wpisała je w formę
dzieła, ale, w tym samym momencie, termin „szaleństwo” traci stosowność. Przykładów, jak wiadomo, jest aż nadto,
a i sama etykieta art brut została wymyślona w tym celu. Wchodzi jednak w grę nie tylko szaleństwo, ze swoim or szakiem cierpień i dramatów. Wbrew temu, co można by sądzić, całe obszary nowożytnego piśmiennictwa rozwijały się zupełnie spokojnie poza formą dzieła; te pisma, ogólnie
rzecz biorąc, które przynależą do nauki i jej pomocnicz-
ki - techniki. W tym sensie rzeczywiście należy przyznać rację nawracającej opinii, że ani nauka, ani technika nie przynależą do kultury. Rzecz zdecydowanie nie w tym, by
denuncjować uprzedzenia ignorantów albo humanistów (nie
zawsze to było to samo); chodzi raczej o nakreślenie relacji strukturalnej: wzajemnej ekskluzji dwóch systemów, które
definiują się przez tę ekskluzję samą. Konsekwencja: to,
co działa w nauce, nie wpisuje się w formę dzieła; forma ta, to prawda, niekiedy pojawia się, ale w późniejszym cza
sie, gdy efektywność nauki dobiegła już końca. Einstein
organizuje się w dzieło dopiero w momencie, gdy nauka, wchłonąwszy go, uznaje, że ma prawo o nim zapomnieć.
Wówczas dopiero kultura, jako poza-nauka, zastępuje sys
tematyczną amnezję postępującej nauki, jako poza-kultury3. 3 Rozmyślnie pozostawiam pytanie o Uniwersytet z boku. Nie jest trywial nym pytanie o to, czy profesjonalne wytwory ludzi Uniwersytetu (rozpra wy, doktoraty) wpisują się w formę dzieła. Tradycja francuska odpowiada twierdząco; tradycja niemiecka czy angielska odpowiadają przecząco. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie doktoraty francuskie (mówię o tezach doktorskich w dawnym stylu) są dziełami i że żadna teza niemiecka lub angielska dziełem nie jest.
12
Rozważania nad dziełem
Wystarczy więc, by człowiek nowoczesny powołany został jednocześnie przez naukę, jak i przez kulturę, aby
stanął w obliczu pytania o dzieło, które domaga się roz
strzygnięcia. Wybór pomiędzy nimi był niekiedy kluczowy. Takie było wyzwanie, jakie stanęło przed uczniami Saussure’a. Stanęli oni, jak wiemy, po stronie dzieła, uznając,
że sam zbiór prac naukowych nie wystarczy, by zachować
imię własne, na którym im zależało. Tak narodziła się owa „organiczna całość”, zatytułowana Cours de linguistique
générale, chociaż nie wiadomo, czy tytuł ten rozumiano
w liczbie pojedynczej [tzn. le cours: kurs, wykład], czy mno
giej [tzn. les cours: kursy, wykłady]. Sukces wydawców
zaznacza się właśnie tym, że liczba pojedyncza narzuciła się wszystkim (mówimy: „Kurs”); istnieje odtąd rzeczywiście dzieło Saussure’a, utworzone przez skojarzenie nazwiska autora z tekstem, postrzeganym jako jednolity; Saussure
zajmuje odtąd miejsce w kulturze4. Freud, jeśli o niego chodzi, sam musiał dokonać wybo ru. Można mu nawet przypisać strategię; rzecz wygląda tak,
jakby wybierając formę dzieła, chciał osiągnąć to, na co nie
pozwalała mu publikacja ściśle naukowa. Warto tu przy pomnieć sen o monografii botanicznej (Objaśnianie ma
rzeń sennych, s. 158). „Napisałem monografię poświęconą
4 Nic lepiej nie dowodzi ściśle formalnego charakteru pojęcia dzieła: tytuł Cours pozostaje dwuznacznie zawieszony między liczbą mnogą i pojedynczą; nie pochodzi od Saussure’a; tekst został przepracowany do tego stopnia, że ani jedna strona w obecnym stanie nie może być przypisana ręce Saussure’a; sam Saussure nigdy nie zamierzał publikować żadnego „kursu”. A jednak istnieje dzieło, a stąd także i autor, ponieważ kryteria formalne zostały spełnione. Por. J.-C. Milner, Retour à Saussure, Lettres sur tous les sujets. 12 avril 1994. [Przedrukowane w: J.-C. Milner, Le Périple structural, Paris 2002].
13
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
pewnej roślinie. Książka leży przede mną, właśnie przeglą
dam kolorową tablicę...” Skojarzenia krążą wokół pewnego
niepowodzenia: „Kiedyś naprawdę napisałem coś w rodzaju
monografii, to znaczy artykuł o roślinie koka, który zwró cił uwagę Carla Kollera na znieczulające właściwości ko
kainy. W moim artykule sam wskazałem na tę możliwość wykorzystania owego alkaloidu, nie wykazałem jednak
dość sumienności, by rozwinąć tę myśl” (tamże, s. 159). Stąd spadły na Kollera sława i sukces, co poświadcza tom okolicznościowy, który Freud odebrał wcześniej. Pomyślał
wówczas ze smutkiem o własnej książce (o samym Traum
deutung), której ukończenie się opóźniało: „gdybym i ja mógł ujrzeć, jak [...] leży przede mną” (s. 160). Przywołuje
w końcu swą młodzieńczą książkową pasję: „obudziło się
we mnie wybitne upodobanie do kolekcjonowania i posia dania książek...” (s. 161).
Interpretacja: monografia i książka znajdują się w koniunkcji-dysjunkcji; sen wypowiada wyrzeczenie się monografii, to znaczy nauki normalnej, w której jest miejsce dla jubileuszy i laboratoriów, i opowiedzenie się za książką, to znaczy za formą dzieła i kulturą; Traumdeutung, jako
książka, będzie o tym zaświadczać. Monografia i książka należą de facto do tego samego paradygmatu - dlatego
pierwsza może „reprezentować” drugą - ale, należąc do tego
samego paradygmatu, przeciwstawiają się sobie wzajemnie, jak dwa fonemy. Ich przeciwstawienie stanowi powtórzenie przeciwstawienia nauki i kultury, na poziomie dzieła. Freud z pewnością wyruszył na podbój nauki biomedycznej (flec-
tere Superos); użył w tym celu oręża monografii; odrzucono go jednak, albo co najmniej pominięto. Swoją początkową 14
Rozważania nad dziełem
strategię zastąpić musiał strategią książki - książka jednak
jest tutaj jedynie empirycznym świadectwem formy dzieła,
wpisanej w żałobne pole kultury (Acheronta movebo). Ciąg dalszy jest znany: kultura była wystarczająco
silna, aby narzucić się medycznej nauce i technice. Forma dzieła pokonała monografię.
Nie bez naprawdę wysokiej ceny: „dzikiej bandy”, któ rą Freud musiał zaakceptować, choć marzył o laboratoriach, o porządnej naukowej współpracy, o oddanych uczniach
i jubileuszach. Wiadomo, że starał się ze wszystkich sił dostosować psychoanalizę do wymogów nauki normal
nej; podbój nowoczesnego świata wymagał takiej daniny.
Międzynarodówka [tj. Międzynarodowe Stowarzyszenie Psychoanalityczne, IPA] była naczelnym narzędziem w re
alizacji tej strategii.
Czy była to figura odpowiednia dla nauki normalnej, w to z pewnością można wątpić; pod wieloma względami
nauka normalna wyróżnia się właśnie tym, że jest wystar czająco silna, by w ogóle nie potrzebować tworzyć tego
typu instytucji; wyrazistość paradygmatów, w połączeniu z odziedziczoną siecią średniowiecznych uniwersytetów,
a także, powiedzmy wprost, Kościołem - oto, co wystar czy, aby wszystko ustalić. Siedem pierścieni IPA nasuwa
na myśl, prawdę mówiąc, nie tyle naukę, ile zawody spor towe - pięć kół olimpijskich - wraz z ich władczymi federa
cjami5. Niemniej można zaręczyć: jakkolwiek by wykraczała ’ 25 maja 1913, z okazji pierwszego posiedzenia Komitetu IPA, Freud poda rował każdemu ze swoich pięciu współpracowników greckie intaglio, które ci umieścili w pierścieniach. Sam Freud nosił podobny pierścień, a w 1920 nowy członek otrzymał taki sam prezent. W sumie zatem: siedem ogniw.
15
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
poza dobre obyczaje nauki normalnej, Międzynarodówka przynajmniej w opinii Freuda - miała zajmować ich miejsce.
Oto możliwe podsumowanie jej Deklaracji: w psychoanali zie, nie bardziej niż w nauce, nie będzie dzieła, z wyjątkiem Freuda; będą tylko monografie. Również Lacan dokonać musiał wyboru. Wraz z koń
cem drugiej wojny Międzynarodówka odniosła sukces; psychoanaliza wpisała się w zorganizowane uniwersum
nauki normalnej i, jak każda nauka godna tej nazwy w nowo czesnym świecie, wypracowała swoją własną technikę. Czy
wobec tego należało się zadowolić samą monografią? Wia domo, że Lacan, bardziej świadomy i skromniejszy w istocie niż inni, wahał się. Niekiedy na korzyść milczenia: „podda
łem się, wzorem Fontenelle’a, owej fantazji, by mieć rękę pełną prawd, aby tym szczelniej je w niej zamknąć”, napisał
w 1946 roku {Propos sur la causalité psychique, E, s. 151). Także na korzyść naukowego periodyku; przez długi czas
stanowił on dla niego wzór - „La Psychanalyse” przypomi na na tyle, na ile to możliwe, majestatyczne i krótkotrwałe przedsięwzięcie „Recherches philosophiques”, pisma, z któ
rym Lacan związany był w latach 30. Model ten jest całko wicie przeciwstawny modelowi dzieła: wszelkie periodyki
godne tej nazwy należą do formy monografii. Otóż publikacja Ecrits dokonuje się w horyzoncie dzieła. Lacan dokonał więc wyboru. Potwierdził zarazem,
że istnieć będzie w psychoanalizie jeszcze co najmniej jedno Zarówno zainteresowani, jak i sam Freud nie kryli sentymentalnego charak teru tego daru. Por. E. Jones, Sigmund Freud, Life and Work, Vol. 2, London 1955, s. 174-175. Internacjonalizm, ogniwa, Grecja, dziecinność; nawiązanie do Coubertina nie jest nieprawdopodobne.
16
Rozważania nad dziełem
dzieło. Gest tym bardziej zaskakujący, że występował prze
ciw własnemu ruchowi Lacana. Lacan rozwinął temat „bublikacji”6. Kryje on w so bie pewną doktrynę dzieła: twierdzić, że publikowanie jest
zaśmiecającą produkcją bubli, to twierdzić, że publikacje
należą do porządku odpadów; ponieważ dzieło może być tyl ko dziełem opublikowanym, wyprowadzamy stąd wniosek, że każde dzieło, jako takie, należy do porządku odpadów.
Rozpoznać tu można pochodzącą od Bataille’a teorię cywi lizacji: należeć do cywilizacji - w przeciwieństwie do bar
barzyńcy, który ją odrzuca, albo obłąkanego, który się z niej
wyłącza - znaczy umieć obchodzić się z odpadami i eks krementami. Kultura jako element cywilizacji, dzieło jako element kultury, publikacja jako wymiar dzieła, papier jako
wyróżniony środek dla publikacji i odchodów - wszystko
to daje się odszyfrować w tym świetle. To, że odpad jest tym samym, co odprysk odpowiedni dla zaczepienia pragnienia,
jest z pewnością decydujące (teorematy obiektu małe a), ale nie będziemy się tu tym zajmować.
Otóż zatem Lacan przystał na publikację; znaczy to, że przystał na dzieło; znaczy to, że przystał na śmietniko
wego bubla. Musiał mieć poważne motywy.
Same ekskluzje z roku 1963 nabierają wymaganej powagi. Raz jeszcze nauka normalna zamknęła swoje po
dwoje, tym razem pod ostrzałem amoralnych imitatorów; raz jeszcze trzeba było uciec się do kultury, aby zerwać pie
częcie; raz jeszcze Orfeusz musiał zaintonować pieśń, aby
6 Poubellication, zamiast publication, od poubelle - śmieci, pojemnik na śmieci (przyp. red.).
17
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
móc przebyć Acheron. Na tę potrzebę odpowiadają Ecrits z 1966 roku, książka zatem, w tym, co jest w niej najbardziej
klasyczne.
Tak jak wcześniej Freud, tak też Lacan potrzebował kultury, aby zostać usłyszanym. Wiedział lepiej niż Freud, że był to wybór drogi pogrzebowej i odpadowej. Nie tylko
kamień nagrobny, przedstawiany przez każdą książkę z jej
okładką, która prezentuje, niczym epitafium, nazwisko, ty tuły (tytuł tekstu zajmuje miejsce wszystkich innych), datę i miejsce; nie tylko martwota papieru (caro data vermibus),
ale to, na co nie ma nazwy w żadnej mowie: książka jako
funktor zapomnienia (poublier, jak mówił też Lacan7). Jesz
cze bardziej otwarcie niż w przypadku Freuda, wybór został wymuszony przez jawną decyzję Autorytetu8.
Lacan odniósł sukces w walce z Międzynarodówką.
Można stwierdzić, że istnieje w psychoanalizie przynajmniej
jedno dzieło prócz dzieła Freuda: dzieło Lacana. Oto, co wy znacza prawdziwe zwycięstwo Lacana i prawdziwą porażkę
Międzynarodówki. Nie muszę wypowiadać się na temat em
pirycznej kwestii tego, czy zaistnieją inne dzieła. Nie muszę
7 Tym razem od oublier - zapominać (przyp. red.). 8 Nie można powątpiewać, gdy czyta się dokumenty, że chodzi o decyzję i że jest ona jawna. Por. „L’Excommunication”, dodatek do numeru ósmego „Omicar?”, Paris 1977. Mniej pewne jest, czy styl jest aż tak eklezjastyczny, jak się o nim mówi. Lacan (S XI, s. 9) przywołuje ekskomunikę większą, ale natychmiast zaznacza różnicę: Kościół rzymski nie rzuca ekskomuniki bez nadziei na powrót; następnie przywołuje formułę z Schammathy wygłoszoną przez Synagogę amsterdamską wobec Spinozy, która rzeczywiście dodaje niemożliwość powrotu. Ale nie ma i nie może być Synagogi powszechnej. Przywołać by można również Szkarłatną literę, ale międzynarodowy zbór kalwinistyczny też nie istnieje. Znowu raczej przychodzą na myśl rozmaite International Boards, zarazem wszechmocne i frywolne, które zarządzają światową rozrywką.
18
Rozważania nad dziełem
wypowiadać się na temat teoretycznej kwestii tego, czy dzie
ło może przestać być dziełem. Pozostaje tylko do ustalenia,
co u Lacana składa się na dzieło. Czy jest nim zbiór publikacji, Scripta i Seminarium, wzię tych w swej dwoistej całości? Czy jest nim tylko zbiór Scriptów, o ile nie wyłącznie tom Ecritsl A może raczej
jest nim wyłącznie seria seminariów? Pod warstwą niektó rych toczących się podrzędnych sporów można w ten sposób
przywrócić realne pytanie.
Przez długi czas sądziłem, że Seminarium Lacana jest dziełem, a prawdę mówiąc - jest jedynym właściwym
dziełem Lacana. Popierałem generalny tytuł nadany mu
przez wydawcę - rzeczownik liczby pojedynczej poprze
dzony rodzajnikiem określonym: Le Séminaire', popiera łem prezentację poszczególnych części jako numerowanych
i opatrzonych tytułami „ksiąg”; że podziały tych ksiąg nie były prezentowane jako „seanse” czy „wykłady”, lecz jako
rozdziały, także numerowane i opatrzone tytułami; że roz
działy te były dalej dzielone na części, także numerowane; popierałem zamysł publikowania tekstu wedle najbardziej wypróbowanych reguł erazmiańskiej filologii (kompletność,
precyzja, dokładność), filologia ma bowiem współudział
w pojawieniu się dzieła: nadaje ona status dzieła temu, czym się zajmuje, przynajmniej w czasie, kiedy się tym zajmuje (tak więc Erazm musiał wpisać Ewangelie w formę dzieła
w momencie, gdy poddał je regułom filologii; oto, co czyniło
go w oczach Lutra skrajnym bluźniercą); w zamian forma
dzieła potrzebuje filologii, aby zapewnić swoją władzę nad dowolnym tekstem (dzieło autora współczesnego - Bretona, 19
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Prousta, Attalego - będzie spełnione jako dzieło z dniem,
gdy podniesione i uregulowane zostaną klasyczne problemy filologiczne: datowanie, ustalenie tekstu, klasyfikacja wa
riantów, wykaz podróbek i zapożyczeń itd. Taka jest zwy czajowa funkcja serii wydawniczej La Pleiade). Pozostawało poczucie pewnej nieadekwatności. Jakie dzieło, w nowoczesnym i ścisłym znaczeniu, jest bezpo
średnio związane z mówionym nauczaniem i jasno ułożo nym kalendarzem corocznych wykładów? Jaki jest związek
pomiędzy Seminarium i Scriptamf! Jeśli te drugie, pomimo
pozornie nieuporządkowanej różnorodności, zaliczane by łyby do dzieła, to czy należałyby do niego z tego samego
tytułu? Jeśli zaś nie byłyby zaliczane do niego, to czym miałyby być?
Najbardziej przekonujące precedensy pochodziły ze starożytności. Wzięci razem, Platon i Arystoteles również tworzyli wypowiedzi i pisma o dwóch odmiennych statu
sach. Chodzi oczywiście o źródła antyczne, lecz filologia,
w postaci ukonstytuowanej w renesansie, i kultura, w postaci
ukonstytuowanej w XIX stuleciu, opierają się na zasadni czym anachronizmie: niezależnie od tego, czy to prawda,
czy fałsz, należy działać tak, jakby starożytność również podlegała formie dzieła. Zestawienie było więc uprawnione.
Przywołanie Platona i Arystotelesa oznaczało jednak
zarazem przywołanie kombinacji dwóch dystynkcji, z jednej strony między nauczaniem pisanym a nauczaniem mówio
nym, z drugiej - między pismami egzoterycznymi a pismami
ezoterycznymi; przy założeniu, że relacja między obiema
dystynkcjami jest następująca: egzoteryka jest pisemna, ezoteryka jest ustna (ewentualnie transkrybowana). 20
Rozważania nad dziełem
Wiadomo, że zagadnienie ezoteryczności było ważne dla Lacana, który przywołuje często sławny wykład o Do
bru, sednie tego, co pewna tradycja uznaje za niepisane i tajemne nauczanie Platona. Tak samo okazywał żywe za interesowanie sprawą zaginionych pism Arystotelesa9, którą
streścić można następująco: większa część tego, co napisał
Arystoteles, zaginęła; teksty te najczęściej przybierały formę dialogu i uchodziły za perły języka greckiego; stanowiły one
nauczanie egzoteryczne; to, co wiążemy z nazwiskiem Ary
stotelesa, nie zostało napisane przez niego i jest dokonaną
przez uczniów transkrypcją samego nauczania ezoterycz nego i mówionego. Stąd proste przeciwstawienie Platona
i Arystotelesa: z tego pierwszego znamy całe egzoteryczne
dzieło pisane i nie mamy nic z dzieła ezoterycznego (przy
założeniu, że istniało); z tego drugiego zaś znamy tylko dzieło ezoteryczne, prócz kilku fragmentów egzoterycznych
przekazanych przez tradycję rękopiśmienną. Znane powszechnie przeciwstawienie zapowiada pod
pewnymi względami to, co odróżnia Freuda od Lacana: po nieważ, w przypadku pierwszego, mamy wyłącznie pisma,
zatem posiadamy z niego wyłącznie egzoterykę (Zapisy Towarzystwa Wiedeńskiego, późno opublikowane, zdają się niczego nowego nie wnosić); ponieważ z tego drugiego
mamy nie tylko pisma, ale także nauczanie mówione, za tem posiadamy dwa rodzaje nauczania: egzoterykę Ecrits
’ Sam Lacan zasygnalizował mi w 1964 dziełko, w którym J. Bidez przed stawił francuskim czytelnikom prace W. Jaegera i E. Bignone'a: Un singulier naufrage littéraire dans l Antiquité. A la recherche des épaves de l'Aristote perdu, Bruxelles 1943. Zdaje się zresztą, że W. Jaeger i Lacan utrzymywali znajomość.
21
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
i ezoterykę Seminarium, którego materialny ciężar w ciągu
kolejnych lat stale rósł.
Dystynkcja przeprowadzona między egzoteryką a ezoteryką jest co prawda daleka od oczywistości. Z opisowego punktu
widzenia zgodni jesteśmy co do rzeczy następującej: egzoteryczne nauczanie Arystotelesa adresowane jest do ludzi
spoza filozofii (exö), którzy nie wybrali (jeszcze?) sposobu życia teoretycznego; nauczanie ezoteryczne adresowane jest do tych, którzy są w filozofii (eso); wybrali już właści wy sposób życia i przebyli drogę uznawaną za niezbędną. Z perspektywy pojęcia w pismach egzoterycznych nie może
być nic, co kompletnością, precyzyjnością i przejrzystością wykraczałoby poza transkrypcję ezoteryczną; odwrotnie to w transkrypcji ezoterycznej może zawierać się większa kompletność, większa precyzja i większa przejrzystość.
Jeśli jest coś w pismach egzoterycznych, czego nie ma w ezoterycznych, to nie należy to do porządku pojęcia, ale
do czegoś, co znane jest pod nazwą: protreptyka. Chodzi o tę dyskursywną procedurę, której zadaniem jest wyrwać
podmiot z doxa i skierować go ku theoria. Arystoteles, jak mówili starożytni, zrealizował ją i doprowadził do najwyż szej doskonałości (por. W. Jaeger, Aristotle, Oxford 1967,
rozdz. 4). To także to, co w opinii niektórych autorów nowo żytnych, stanowi jedyny cel dialogów Platona.
Uwzględniając to wszystko, uważałem, że Seminarium
Lacana było w odniesieniu do Scriptów tym, czym były za chowane teksty Arystotelesa w odniesieniu do zaginionych
(albo, ewentualnie, zaginione nauczanie Platona wobec za chowanego Platona): Seminarium było ezoteryczne, Scripta 22
Rozważania nad dziełem
zaś egzoteryczne. Wnioskowałem stąd, że Seminarium jest
niezbędne dla interpretacji Scriptów, a w konsekwencji - sta nowi dopełnienie dzieła. Skoro zaś publikacja Seminarium
pozostawała nieukończona, nieukończonym pozostawało także dzieło; jego interpretacja nie mogła przeto preten
dować do żadnych definitywnych ustaleń; nic zawartego
w Scriptach nie mogło rozjaśnić Seminarium; tylko Semi narium uprawnione było rozjaśniać Seminarium i mogliśmy
używać Scriptów jedynie po to, by wysuwać hipotezy od nośnie do jeszcze nieopublikowanych części Seminarium. Zgodny byłem w tym z ogółem interpretatorów. Nie którzy szli jeszcze dalej: bez ogródek dawali do zrozu
mienia, że Scripta, jako pisma, należą do instancji niższej względem nauczania mówionego - sławnego Słowa, które
od Sokratesa i Jezusa Chrystusa gromadzi uczniów i skrywa nieporównane skarby. Stąd niezliczone komentarze na te mat znamion mówienia, uznawanych za konstytutywne dla Seminarium. Stąd swobodne przechodzenie do Obecności
i do figury Mistrza, z zadaniem przedstawienia jego Apologii, upamiętnienia jego Procesu - jeśli nie Pasji - i oddania
godnych pamięci gestów bądź powiedzeń. Dzisiaj, po dokładnym i wielokrotnym przeczytaniu tego, co zostało opublikowane z Seminarium, utrzymuję, że się
myliłem. Seminaria Lacana są egzoteryczne, nie ezoterycz ne; ezoteryczne są Scripta - w znaczeniu, w jakim ezo
teryczny jest korpus arystotelesowski. Te pierwsze utkane są z elementów protreptyki - aluzji, literackich bądź uczo nych ozdobników, diatryb, dekonstrukcji doxa; te drugie
dążą do pozbycia się jej. Seminaria starają się pochwycić 23
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
słuchacza (projektowanego, przez transkrypcję, w mate rialną sytuację czytelnika, ale to mało ważne) w punkcie wyobrażeniowości, w którym umieściły go okoliczności da
nego momentu; pochwyciwszy go, starają się przemieścić go z tego naturalnego miejsca za sprawą gwałtownego ruchu,
który u Lacana, w odróżnieniu od Platona, przyjmuje raczej postać diatryby, jeśli nie inwektywy: nieokrzesanych i monologicznych dialogów10. Scripta mogą oczywiście zawierać elementy protreptyczne, ale to, co jest w nich rozstrzygające,
pozostaje wobec takich elementów obojętne: czytelnik (któ rego zadanie jest dużo bardziej złożone niż projektowanie się na fikcyjnego słuchacza) musi odcyfrować, ewentualnie
między wierszami, tezę z porządku wiedzy.
To prawda, że seminaria adresowane są do analityków i analizantów. Można by więc zakładać w nich tę formę wewnętrznego zamknięcia, która charakteryzowała ezote-
rykę szkół greckich. Rzecz jednak w tym, że Lacan uzna-
je swoich słuchaczy za niezajmujących jeszcze docelowej pozycji w analizie. Aby analityk zajął miejsce analityka,
a analizant analizanta, aby każdy autentycznie wszedł w ana lizę - taka jest ostateczna celowość każdego poszczególnego seminarium. Zakłada ona ruch zupełnie ściśle analogiczny
do tego, który w protreptyce prowadzi od zewnętrzności
10 Lacan rozwinął technikę, którą można nazwać protreptykiem negatywnym: pobudzić podmiot do wyrwania się z doxa poprzez strofowanie go. Technika nie jest nowa; praktykowali ją cynicy; odnajdujemy ją ponownie u Lewisa Carrolla, gdzie miła, uprzejma i reprezentująca najbardziej wiktoriańskie bezbarwne opinie Alicja stale daje się obrażać przedstawicielom nonsensu, który jest symptomem realności; odnajdujemy ją wreszcie u surrealistów i w popisach Groucho Manta.
24
Rozważania nad dziełem
bios theoretikos (exô) ku wnętrzu (esó). W Scriptach ruch ten uznawany jest za zrealizowany.
U Lacana istnieje więc, tak jak u Arystotelesa, część ezoteryczna i egzoteryczna; istnieje także część pisana
i część mówiona. Ale od Lacana do Arystotelesa relacja krzyżuje się i odwraca: ezoteryczna jest część pisana, eg
zoteryczna - część mówiona i transkrybowana. Stąd wnio
sek: pod względem myśli w seminariach nie ma i nigdy nie będzie niczego więcej niż to, co jest w Scriptach. Ale za
wsze może być w Scriptach coś więcej niż w seminariach. Seminaria w niczym nie mogą modyfikować interpretacji
Scriptów, ale wszystko, co znajduje się w Scriptach, istotne jest dla interpretacji seminariów.
Stąd wypływa nieuchronna konsekwencja dotycząca dzieła Lacana. Jeśli takie dzieło istnieje, to jest ono w cało ści zawarte w Scriptach. Otóż z definicji wszystkie Scripta
zostały opublikowane. Innymi słowy, dzieło już w całości
istnieje teraz, kiedy piszę, bez względu na to, że publikacja seminariów nie została ukończona. Liczba pojedyncza i rodzajnik określony z tytułu Le Séminaire nie mogą być odczytywane jako wyróżniki
dzieła. Są tylko oznaką jedyności pewnej instytucji, która utrzymywała się w różnych miejscach na przestrzeni lat. Jeśli jednak zastanowilibyśmy się nad tekstami transkry-
bowanymi, to wydaje się, że liczba mnoga byłaby bardziej
odpowiednia; będę przeto mówił raczej o seminariach. Z kolei liczba mnoga w tytule Scriptów zdaje jedynie spra
wę z materialnego rozproszenia tekstów; nie może przesą dzać o istnieniu bądź nieistnieniu dzieła, które zależy tylko
od kryteriów myślenia. 25
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Któż nie chciałby móc przeczytać zbioru dialogów
Arystotelesa? Na tej samej zasadzie publikacja seminariów posiada nieporównaną wagę dokumentacyjną. Nie jest
pewne jednak, czy ułatwia dostęp do Scriptów na drodze protreptycznej; protreptyka bowiem jest okolicznościowa;
gdy okoliczności się zmieniają, staje się mętna. Spotkało to dialogi Platona, które stały się ciemne właśnie w swoim
egzoterycznym wymiarze. Jest więc możliwe, iż seminaria zaciemnią Scripta (tak jak ostatecznie Teodycea jest mniej jasna niż Monadologia, a Prolegomena mniej jasne niż Kry
tyka czystego rozumu, albo korespondencja Flauberta mniej jasna niż Prostota serca, a Pastisze Prousta mniej jasne niż
Wposzukiwaniu straconego czasu). Nikt nie przeczy, że sta nowić to może nawet źródło żywego zainteresowania, nie należy jednak dać się zwieść co do istoty sprawy.
Prawdą jest, iż podział na egzoterykę i ezoterykę sam wymaga pewnej obróbki. Zakłada on przejrzyste rozdziele nie tekstów. Rozdzielenie to jednak da się dużo mniej wyraź nie odtworzyć, niż sugerowałem. Ściśle rzecz biorąc, linia
podziału powinna przebiegać między Scriptami i samymi
seminariami. W każdym z tych zbiorów można rozpoznać współwystępowanie twierdzeń należących do protreptyki i twierdzeń przynależących do doktryny. Pierwsze, w od
różnieniu od Platona i Arystotelesa, nie mają technicznej
formy dialogu11. Można to łatwo wyjaśnić: technika dialogu
zatraciła się z tego powodu, że dla nowoczesnych wszystkie 11 Por. wprowadzenie do L 'Instance de ta lettre, E, s. 493, gdzie Lacan przed stawia własny tekst jako znajdujący się „w połowie drogi” pomiędzy pismem i mową. Znamienne jest jednak, że punktem wyjścia był dla niego wywiad, udzielony na prośbę FGEL w 1957 roku.
26
Rozważania nad dziełem
techniki literackie są przestarzałe. Norden (Die antike Kunstprosa, Bd. 1, Leipzig 1898, s. 48) ustanowił za teoremat,
że żaden tekst antyczny nie jest atechnon', prawdziwy jest
teoremat odwrotny: każdy nowoczesny tekst - w stopniu,
w jakim jest nowoczesny - jest atechnon. To właśnie spra wia, że zawsze jest jedyny w swoim rodzaju, w czym od
najdujemy znamię niezastępowalnego Jednego, charaktery stycznego dla formy dzieła.
Otóż Lacan należy do nowoczesnych. Wykorzystuje
więc swobodnie możliwości „atechniczności” i niezastę-
powalności. Przypomina w tym André Bretona, którego Nadja wyznacza horyzont - wprawdzie słabo widoczny, ale rozstrzygający - wszystkich Lacanowskich pism. Jeśli
więc chodzi o seminaria czy pisma, panuje tam atechnon.
Nawet pozostałości scholastycznych technai, przekazywa nych przez tradycję uniwersytecką (części, rozdziały, para grafy jako wyróżnione od zdań), Lacan skłonny jest wyzbyć się - nie przez ignorancję czy pogardę, ale dlatego, że nie były narzędziami trafnymi. Także protreptyka, w obszarze
pisanego paragrafu, przyjmuje atechniczną postać uczonej konwersacji, przejętą od Makrobiusza za pośrednictwem La Mothe Le Vayera (cytowanego na przykład w Kant avec
Sade, E, s. 787). I ponieważ konwersacja ta nie może mieć już formy dialogu, pozostaje jej jeszcze forma, która nią nie
jest: ekskurs12. 12 Oczywiście przychodzi na myśl Montaigne. Nazwisko Diderot także się nasuwa; jeden z rzadszych, przynajmniej we Francji, przykładów użytkowania dygresji w powieściach; jeden z rzadszych także nowoczesnych przykładów pisania rozbudowanych dialogów nie za sprawą tradycji platońskiej, ale za sprawą inwencji i genialności. Czytając seminarium Lacana, łapiemy się cza sami na odnajdywaniu akcentów ze Snud'Alemberta, z którego słyszelibyśmy
27
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
W obszarze zdania protreptyka negatywna nie dys
ponuje już metodami oskarżenia czy diatryby, aby gwał
townym posunięciem wyrwać senną doxa z bezpiecznego miejsca. Pojawiają się za to procedury chętnie nazywane „gongorycznymi”. Że nie mają nic wspólnego z Gongorą,
minimum wiedzy wystarcza, by dostrzec. W ścisłej perspek
tywie historii stylów chodziłoby raczej o pisanie artystycz
ne, ożywione od czasów Goncourtów, w wąskich granicach świata medycznego, staraniami sławnych lekarzy i kolekcjo nerów (Clérambault, Du Boulbon). Chociaż Lacan używa go w innym celu - rzadkie leksemy, niecodzienne semantemy i łamana składnia mają utrudnić czytelnikowi polega
nie na przyzwyczajeniach języka, wzbudzić brak zaufania
do linearnych następstw i symetrycznych rozmieszczeń, przymusić go do nadchodzącej wiedzy.
Z nieustannymi ekskursami, ze złożonymi zdaniami przygotowującymi drogi wiedzy, wiążą się twierdzenia
przynależne do transmitowalnego elementu wiedzy. Mają one zupełnie inny charakter13. Różnica rzuca się w oczy, gdy Lacan odwołuje się do zapisów matematycznych. Ale
przed pojawieniem się mathemu w ścisłym sensie daje się rozpoznać twierdzenie transmitowalne - sygnalizowane przez składnię (najprostszą z możliwych) i jego nawracanie. tylko repliki d’Alemberta i de Bordeu, pomieszane w jednym tekście, podczas gdy audytorium - prawie lub całkiem nieme - odgrywałoby rolę nieszczęsnej Lespinasse, powołanej do istnienia przez same zniewagi w nią wymierzone. 13 Stylistyka Lacana artykułuje się tym samym wedle funkcjonalnych reperów, które konstytuują protreptykę i całkowitą transmitowalność. F. Régnault zaproponował typologię bardziej „wewnętrzną” dla struktury doktryny (Traits de génie, w: M.-P. de Cossé-Brissac et col., Connaissez-vous Lacan?, Paris 1992, s. 219-230). Różnica w metodzie usprawiedliwia znaczące różnice w wynikach.
28
Rozważania nad dziełem
Wygodnie nazywać je będzie logionem - nazwą za
pożyczoną z filologii Ewangelii, ale do celów zupełnie świeckich.
Z istnienia logiów wnioskować będziemy, że Lacan czytelnik Leo Straussa14 - nie praktykował systematycznie
sztuki pisania i nie wymagał technik czytania, które Strauss
miałby wedle własnej tezy odnowić. Ta sztuka i te techniki zakładają w istocie: (1) że naprawdę ważne twierdzenia bar
dzo rzadko pojawiają się w dziele w formie kompletnej (cza
sami nigdy); (2) że regułą ogólną jest to, że często powta rzane twierdzenia występują z pewnymi zmianami, czasami nieznacznymi, acz zawsze znamiennymi; (3) że twierdzenia powtórzone ściśle w identycznej formie (jeśli takie istnieją) są przez to nieistotne albo fragmentaryczne; (4) że głów
nym wyróżnikiem powtarzanych twierdzeń (ze zmianami
bądź bez) jest najczęściej ich banalność, ich gruba nieade-
kwatność wobec najbardziej oczywistych danych, by nie powiedzieć niekoherencja (cechy te mają pobudzić uwagę
i skłonić do „powtórnej” lektury); (5) że tak skompono wane dzieło jest w przeważającej części utkane z nieistot
nych, pozbawionych znaczenia i nielogicznych twierdzeń
(w tym tkwi zagadka do rozwikłania); (6) że ogólnie każ de twierdzenie takiego dzieła, aby powiązane było z tym,
co istotne, koherentne i nietrywialne, musi być czytane jako
fragment do uzupełnienia; metoda polega na wiązaniu ta
kiego twierdzenia z innymi twierdzeniami dzieła, pozornie H Prześladowanie i sztuka pisania jest cytowane z wydania amerykańskiego z 1952 r. w L'Instance de la lettre, s. 508-509 (tekst z 1957). Przekład fran cuski pojawił się później (Paris 1989). [Fragment w tłumaczeniu P. Maciejki ukazał się w: L. Strauss, Sokratejskie pytania. Warszawa 1998].
29
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
niepasującymi do niego czy nawet z nim sprzecznymi, ale
równie cząstkowymi15. Nic tu nie pasuje do logiów: są one zarówno nawracają
ce, zgodne z prawdą, istotne i zdolne do bycia interpretowany mi całkowicie ze względu na własną zawartość. Nie są ani bez
znaczenia, ani sprzeczne, ani niekompletne. Nie są zagadko
we. Jeśli wydają się takie niestarannemu czytelnikowi, to dla tego, że ich stwierdzenia zawsze uprzedzają myśl (asercja
antycypowanej pewności16). Nie są stenogramami ustalonych myśli, ale raczej hologramami nadchodzącej myśli - odczytuje się je w czasie przyszłym uprzednim. Same są źródłem własnej
jasności; transparencja jest im dana jako efekt nieustępliwego
odtwarzania w identycznej postaci oraz powtarzanej i prawie namacalnej manipulacji - Lacan sam angażuje się w tę pra
cę, stąd ich nawracanie - a nie wzajemnego łączenia. Logia
przynależą do dobro-mowy. Skądinąd wiadomo, że Lacan praktykował „niedo mówienie” (por. poniżej, s. 209; co pociąga za sobą to,
15 Stąd konsekwencja, że dzieło pisane wedle tych reguł (przypuszczalnie starożytnych i zapomnianych) musi wydawać się nowoczesnemu czytelni kowi czymś na kształt nagromadzenia nieuporządkowanych i nieciekawych twierdzeń. 1 to tym bardziej, im dzieło jest ważniejsze. Pozostaje więc tylko argument z autorytetu: starożytne dzieło, starożytnie sławne, nie mogło stać się sławne z byle powodów; jeśli więc wydaje się nieciekawe i źle skonstruowane, to znaczy, że jest źle czytane, a dokładniej - czytane niestarannie. I odwrotnie, żadne istotnie ważne starożytne dzieło nie mogło być przeoczone - ponieważ niegdyś istnieli staranni czytelnicy. Autor nowoczesny może życzyć sobie takich czytelników; ale nie może być pewien, że istnieją. Najczęściej nawet zakładać musi, że nie istnieją. Tym samym więc jego pisanie warunkowane jest stale przez zapoznane dzieło. W takiej perspektywie Lacan jest zaiste nowoczesny. 16 Fragment tytułu tekstu Lacana, który Milner przywołuje w kolejnym roz dziale: Le temps logique et I 'assertion de certitude anticipée (Czas logiczny i asercja antycypowanej pewności) (przyp. red.).
30
Rozważania nad dziełem
iż niektóre twierdzenia wiedzy dają się odczytywać wy
łącznie jako pozbawione prawdziwości i fragmentaryczne, a także to, iż inne twierdzenia - niekiedy te same - miesza ją tezy wiedzy z zabiegami protreptycznymi (dygresje, pi śmiennictwo artystyczne). Ani jedne, ani drugie nie są więc
logiami - w porządku wiedzy nie ma u Lacana samych tylko
logiów. Ale niedomówienie samo jest podporządkowane
dobro-mowie. Jest do niej tylko sposobem dostępu. Otóż dobro-mowa (czy to w formie lapsusu, żartu bądź przypad
kowej zbieżności językowej) rozgrywa się w jednym posu nięciu. Logion istnieje tylko wtedy, gdy istnieje zwycięskie
posunięcie, ale w grze logionu wygrywa się lub przegrywa wyłącznie, grając jeden jedyny raz17. Sztuka dobro-mowy jest bez wątpienia trudna; być
może istnieć może tylko na zasadzie etycznego nakazu {Télévision, s. 65; AE, s. 532); być może tylko niedomó
wienie cechuje roztropność. Ażeby stolik do gry nie zo stał opuszczony, należy czasami podzielić stawkę, udając,
że spotyka się ponownie Leo Straussa, który wierzy jedynie
w niedomówienie, logion pozostawiając Bogu. Tak rozgry wa się skromniejsze partie, w których wygrywa się tylko dzięki mnożeniu wysiłków.
17 Możliwe jest de jurę sporządzenie wyczerpującego wykazu logiów. Ist nieć muszą także logia chybione. Miałyby wymaganą formę składniową, ale antycypowana pewność, która je znamionowała, ulotniła się na dalszym etapie. W rejestrze czasu logicznego jest to posunięcie na zawsze zawieszo ne. Wskazówka: Lacan nie wraca do nich, rzuciwszy je raz; z tego powodu tworzy się efekt zagadki. Nie ma u Lacana właściwego miejsca na zagadkę. Jeśli istnieją zagadki de facto, to sygnalizują porażkę. Tytułem przykładu proponuję przykazanie „nie odstępować od swego pragnienia”, które dało się wyprowadzić, jak sądzono, z seminarium VII.
31
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
W ten sposób przeplatać się będą zdania o różnym
statusie: protreptyczne obejścia i twierdzenia wiedzy. Ich splot, będąc sam w sobie a-techniczny, zrealizować się może wyłącznie w sposób nietrwały; może być także odczyty
wany jedynie w osłabionej postaci zestawienia (dygresja,
poboczna uwaga, wyskok). Temu, kto przywiązany jest do wiedzy, protreptyka wydaje się czymś na kształt jakiejś tkanki łącznej, pasożytującej na nośniku transmitowalności.
Temu, kto przywiązany jest do uczonych dywagacji, wypeł
nionych genialnymi pomysłami, jasnymi wskazówkami, wy szukaną erudycją i odwagą stylistyczną, zmatematyzowane
twierdzenia zdają się nieprzejrzyste i ogólnikowe. Czytelnik powinien wykazać rozeznanie, takie, które Lacan zaleca ana
litykom, i nie mylić się co do natury wypowiedzi. Możemy zrozumieć teraz prawdziwy związek Scrip-
tów i seminariów: oba zbiory zawierają twierdzenia wie dzy i twierdzenia protreptyczne, jednak z punktu widzenia
wiedzy w seminariach nie ma niczego, czego nie byłoby w Scriptach™-, z punktu widzenia protreptyki i uczonej dy wagacji pomiędzy Scriptami a seminariami mogą istnieć
różnice; jeśli w tych drugich jest coś, czego nie ma w pierw
szych, to należy to ciągle do uczonej dywagacji, a nie do wie dzy - ale odwrotność tego twierdzenia nie jest prawdziwa. W każdym razie ci, którzy zainteresowani są wiedzą, zawsze mają prawo - acz nie obowiązek - pominąć seminaria.
18 Wyjątek, do którego będzie trzeba wrócić (rozdz. 5), to seminarium XX, które jest szczytowym punktem drugiego klasycyzmu lacanowskiego. Zmierza ono w kierunku anulowania różnicy pomiędzy ezoteryką i egzoteryką - albo, co jest równoznaczne, pozbywa się często stylu protreptycznego.
32
Rozważania nad dziełem
Przy takim generalnym urządzeniu spraw narzuca się wnio
sek: jeśli to Scripta, a nie seminaria tworzą dzieło, wówczas znaczy to, iż Lacan, w celu transmisji swej doktryny, położył całkowite zaufanie w piśmie (a nie w transkrypcji). Jedna
dana się nie liczy: słowo Lacana. Odrzucamy ostatecznie
uduchowiającą konstelację, która się na nim opierała: Słowo, Obecność, Mistrz, Uczeń, Upamiętnianie. Cała doktryna mathemu powstanie jako przeciwieństwo takiego inscenizo
wania (por. niżej, rozdz. 4). Do uświęcania teatru pobudzała wyłącznie mityzacja zwykłego faktu: Lacan nauczał ustnie.
Któż tego nie robił, odkąd Uniwersytet stał się instytu
cją przyjmującą wszystkie doktryny? Prawdą jest, że Lacan
mówił jak mało kto z jego współczesnych - można byłoby powiedzieć tak jeszcze o kilku innych postaciach. Nie mam sumienia przypominać elegijnych zachwytów Alaina nad
ożywczym sposobem mówienia Jules’a Lagneau czy Des Grangesa nad Brunetière’em. To, że słychać pewne osob
liwości w transkrypcji pochodzące z mówienia, co w tym zaskakującego i zasługującego na podkreślanie? Fakt,
iż Lacan prowadził nauczanie ustne, bardziej go przybliża do zwyczajów uniwersyteckich, niż z nich wyróżnia; pod tym względem Sartre jest dużo bardziej niezwykły, odsu
nięty tak długo od wszelkiej publicznej transmisji słowa.
Można by co najwyżej zgodzić się, że pomiędzy formą pisaną i mówioną Lacan utrzymywał rozróżnienie,
którego przedstawiciele świata uniwersyteckiego mają nie uznawać. Dumézil miał udzielić Foucaultowi tej rady: „nie
pisać niczego, co nie było wygłaszane; nie wygłaszać ni
czego, co nie jest przeznaczone do napisania”. W regule
33
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
wzajemnie jednoznacznego projektowania można rozpo
znać uniwersytecki zwyczaj (z którym wielu francuskich pracowników uniwersyteckich radzi sobie zresztą słabo, już
to przez agrafię bądź grafomanię, już to przez afazję bądź słowotok; to i tak jedna z ich mniejszych słabości). Lacan z pewnością podważają, ale, raz jeszcze, wcale nie bardziej,
lecz raczej mniej niż Sartre. W każdym razie powoływanie się na Platona byłoby
wielce niestosowne. Cokolwiek sądził Platon o piśmie,
a co jest dużo mniej jednoznaczne, niż się zdaje, należał do świata, w którym pismo było jeszcze problematyczne, w tym, co dotyczy przynajmniej stosunku do prawdy19. Całkiem inaczej jest u Lacana: sytuuje się on całkowicie w uniwersum, gdzie relacja prawdy do pisma nie jest już
problematyczna. Co prawda problematyzujeją powtórnie-
we freudowskiej psychoanalizie Prawda mówi, a nie pisze aczkolwiek ruch, na początku i na końcu, zakłada właśnie
odwrócenie Platona. Nie oznacza to oczywiście, że pismo jako takie sytu uje się z konieczności w formie książki; wiadomo, że La
can był - najpierw przez ograniczenia zewnętrzne, później z wyboru - poza księgą; dzielił tę cechę z innymi: André
Bretonem - którego Nadja, jak zauważyliśmy, jest dziełem
jako atechnon, ale czy jest księgą? - czy Jakobsonem. Tak jak oni, i inaczej niż Freud, powołał dzieło w miejscu pęk nięcia pomiędzy formą długą i krótką, pomiędzy alokucją 19 Zob. na ten temat Détienne’a (Les Maîtres de vérité dans la Grèce archaïque, Paris 1967), razem z wyjaśnieniami Roubauda (L 'Invention du fils de Leoprepes, Paris 1993).
34
Rozważania nad dziełem
dopuszczalną i powściągniętą. Ale nie wpływa to na główną kwestię: czytanie Lacana to czytanie tego, co jest napisa ne, a szczególnie Scriptów, i jednoczesne oczyszczanie ich
z niejasności, które wprowadza w nie okazjonalnie protrep-
tyczne mówienie.
Rozdział II Doktryna! nauki
1. Równanie podmiotów i nauka Lacan ustanawia równanie: „podmiot, na którym działamy
w psychoanalizie, może być tylko podmiotem nauki” (La Scienceetla Verite, E,s. 858). To równanie podmiotów wy
powiada trzy stwierdzenia: (1) psychoanaliza działa na jakimś podmiocie (a nie na przykład na ego); (2) istnieje jakiś podmiot nauki; (3) te dwa podmioty tworzą jeden.
Wspólnym mianownikiem owych trzech stwierdzeń jest to, iż mówią opodmiocie;co przez to należy rozumieć, za leży od tego, co można nazwać aksjomatem podmiotu:
‘istnieje pewien podmiot, różny od wszelkiej formy empirycznej jednostkowości ’1. Ów aksjomat istnienia stosuje termin i rozróżnienie
całkiem homonimiczne z odpowiednimi twierdzeniami ' W sposób jawny sformułowane w La Science et la Verite, s. 875. Cytaty tekstowe będą odtąd ujmowane w zwykły cudzysłów, natomiast w cudzysło wie pojedynczym będą umieszczane twierdzenia doktrynalne, które mogą nie występować expressis verbis w źródłach.
37
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
kantowskiej i postkantowskiej metafizyki; pytanie o to, czy
są synonimiczne, na razie zawieszamy. Trzecie stwierdzenie konstytuuje równanie jako takie;
opiera się na korelacjach historycznych, ale nie jest przez nie fundowane. Pierwsze stwierdzenie dotyczy praktyki
analitycznej (co wskazuje czasownik działać) i wcale nie jest trywialne - ważność nadaje mu autorytet wypo
wiadającego, o którym zakłada się, że wie, na czym polega psychoanaliza, a w szczególności, jak postępował w niej
Freud. Drugie stwierdzenie angażuje pojęcie, któremu Lacan nadaje ścisłe znaczenie, pojęcie „podmiotu nauki”, choć jest ono tylko częściowo lacanowskie. Przywołana
w nim definicja nauki nie pochodzi od Lacana - co zresztą wyjaśnia on wystarczająco; Lacanowi właściwe jest tylko stwierdzenie, że z tej definicji nauki wywodzi się szcze gólna figura podmiotu (taka, której istnienie aksjomat pod
miotu ustanawia). I tu, ściśle mówiąc, mamy do czynienia z hipotezą.
Można i należy więc uznać, że równanie podmio
tów zależy od tej hipotezy - będzie ona odtąd nazywana hipotezą podmiotu nauki:
‘nauka nowoczesna, jako nauka i jako nowoczesna,
określa pewien sposób konstytuowania podmiotu’. Stąd wyprowadzamy definicję podmiotu nauki:
‘podmiot nauki nie jest niczym innym niż nazwą pod
miotu, w stopniu, w jakim nauka nowoczesna, na mocy hi
potezy, określa sposób jego konstytucji’.
Zauważmy, że równanie podmiotów nie mówi nic o psycho analizie jako teorii. W szczególności nigdzie nie stwierdza 38
Doktrynal nauki
się, że sama psychoanaliza jest nauką. Lacan mówi o tym
wyraźnie: fakt, iż ,jej praxis nie implikuje innego podmiotu niż podmiot nauki”, trzeba „odróżnić od pytania o to, czy psy choanaliza jest nauką (czyjej pole jest naukowe)” (E, s. 863).
Widzimy, że słowo praxis użyte jest wprost. Każę ono przywo
łać figurę theoria. Wydaje się znamienne, że Lacan nie mówi, iż równanie podmiotów dotyczy theoria analizy. Nie znaczy to, że owo równanie nie jest twierdzeniem theoria, oznacza
raczej, iż sytuuje się ono w przejściu od praxis do theoria. Można by powiedzieć, że artykułuje ono theoria w stanie na
rodzin, w ruchu podjętej refleksji nad praxis. Wnosimy stąd,
iż wszystkie twierdzenia lacanowskiej theoria zakładają rów nanie podmiotów, ponieważ zakładają dopełnienie ruchu re
fleksji nad praxis. Równanie spełnia więc funkcję inicjującą. Widzimy stąd, jak wielkie znaczenie ma to, by nie było
ono puste. A pustce wymyka się ono tylko pod jednym wa runkiem: że sama hipoteza podmiotu nauki nie jest pusta.
Zakłada to dwie rzeczy: że pojęcie nauki stanowi przedmiot wystarczająco dookreślonej teorii oraz że z teorią tą, ziden
tyfikowaną i przyjętą w ten sposób, można powiązać pewną określoną konstytucję podmiotu. Rzeczywiście istnieje u Lacana pewna teoria nauki. Jest
ona wysoce kompletna i nietrywialna2. Ażeby odtworzyć jej spójność, trzeba przede wszystkim ustalić, czym ona nie jest,
i wyjść od różnicy pomiędzy Freudem a Lacanem. U Freuda 2 Odsyłam do książki F. Regnaulta, Dieu est inconscient, Paris 1985; można dodać tu wystąpienie wygłoszone w École de la Cause z 15 października 1989: Entre Ferdinand et Léopold. Prace te czyniłyby zbędnymi inne prace odnośnie do tej kwestii, gdyby takowe istniały. 39
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
bowiem także istnieje teoria nauki. Jest bardzo zwięzła, a od
powiedź na pytanie o powód, dla którego Freud nią dyspo nuje, jest prosta. Zawiera się ona w tym, co przyjęto nazy
wać scjentyzmem Freuda3, który jest u niego niczym innym niż uznaniem ideału nauki. Ideał ten nadaje wystarczającą
podstawę życzeniu, aby psychoanaliza była nauką. Mówię tu dokładnie o ideale nauki. Chodzi bowiem w istocie o punkt idealny - zewnętrzny albo nieskończenie odległy -
w którego kierunku zbiegają się linie płaszczyzny i który
do wszystkich z nich należy w sposób asymptotyczny. Nie
jest to nauka idealna, która „ucieleśnia” na zmienne
sposoby ideał nauki: określenie ściśle wyobrażeniowe, wy móg możliwości przedstawień4. Prawdą jest, iż człowiek stale potrzebuje przedsta wień; w szczególności trudno uniknąć, gdy powołujemy się na ideał nauki, jak czynił to Freud, przedstawienia so
bie tego, czym musi być nauka - i to właśnie jest nauka
idealna. Zapożycza się generalnie jej cechy z nauki już J Trzeba będzie kiedyś wyjaśnić, w następstwie jakich manipulacji słowo to uchodzi generalnie za obraźliwe. Według mnie nie jest bardziej obraźliwe niż na przykład „materializm”, „ateizm” czy „bezwyznaniowość” (wybieram na chybił trafił). Lacan stale łączy Freuda ze scjentyzmem (w szczególności w La Science et la Vérité, s. 857-858); nawet jeśli chodziło mu o zaznaczenie różnicy, to nie wydaje się, aby przez to zamierzał pomniejszać tego, do którego chciał powracać. J Dysjunkcja-koniunkcja ideału nauki z nauką idealną została wprowa dzona w „Cahiers pour l’Analyse”, no. 9, pasuje oczywiście do dysjunkcji-koniunkcji Ideału Ja z Ja idealnym, tak jak artykułował ją Lacan, na podstawie D. Lagache’a, w Remarque sur le rapport de Daniel Lagache, Psychanalyse et structure de la personnalité, É, s. 647-684, (w szczególności s. 671-683). Z takiej strukturalnej analogii łatwo wyprowadzić można efekty mirażu, wywoływane nazwą nauka; istnieją, muszą być rozpraszane, ale nauka nie redukuje się do nich.
40
Doktryna) nauki
ukonstytuowanej; następnie stawia się pytanie: ‘czym musi być psychoanaliza, aby była nauką zgodną z modelem?’;
od tego momentu przekształcamy cechy w kryteria. Tym samym otwiera się drogę do innego rodzaju scjentyzmu: już nie chodzi o scjentyzm ideału nauki, ale o scjentyzm nauki idealnej. Freud zawierzył w nią, przejmując oblicze nauki
idealnej od innych, w jego oczach bardziej kompetentnych
od niego. Przywołajmy tu tylko Helmholtza, Macha czy Boltzmanna, by pozostać przy tych największych5. Dochodzi jeszcze co prawda poprzecznie biegnąca teo
ria nauki, którą da się zrekonstruować z tekstów freudow skich -jest to nie tylko teoria tego, czym ma być nauka, ale także odpowiedź na pytanie: ‘dlaczego nauka raczej istnieje, niż nie istnieje?’. Teoria ta pozostaje jednak rozproszona
i nie jest pewne, czy Freud zgodziłby się na jej scalenie, tak
jak uczynił to w przypadku swej teorii religii. W kwestii pytania o „dlaczego” nauki Lacan powtarza jedy nie aforyzmy Freuda, podsumowując je następująco: nauka, u swoich narodzin, jest pewną techniką seksualną (S XI, 5 Jeden fakt spośród wielu: Freud podpisuje w 1911 manifest postulujący tworzenie stowarzyszenia, w którym będzie rozwijana i rozpowszechniana filozofia pozytywna. Wśród sygnatariuszy mamy nazwiska E. Macha, D. Hilberta, F. Kleina i A. Einsteina. Wskazanie jest podwójne: to, że Freud złożył podpis, mówi coś o jego poglądach w chwili opublikowania trzeciego wydania Traumdeutung i świeżo po założeniu Międzynarodówki i Zentralblatt Fur Psychoanalyse; skądinąd, gdy weźmiemy pod uwagę wybiórczość zwycza jowo towarzyszącą tego rodzaju przedsięwzięciom, fakt, że nazwisko Freuda zostało zaakceptowane, o ile nawet nie zabiegano o nie, pozwala także ocenić zakres jego społecznego sukcesu w pozytywistycznym środowisku niemiec kojęzycznym. Zob. na temat tego ważne historyczne wprowadzenie A. Soulez do zbioru Manifeste du cercie de Vienne et antres écrits, Paris 1985, s. 32.
41
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
s. 139). Wykazuje się tu zresztą swoistą ostrożnością. Z taką samą ostrożnością odpowiada na pytanie: ‘dlaczego psycho
analiza raczej istnieje, niż nie istnieje?’. W każdym razie nie znajdziemy całości integralnie ukonstytuowanej doktryny, która odpowiadałaby na te źródłowe pytania. Lacanowska
teoria nauki dotyczy czegoś innego. Wiemy Freudowi w poprzedniej kwestii, Lacan odci
na się jednak od niego w kwestii ideału nauki: nie wierzy w niego. Dokładniej rzecz biorąc, nie wierzy w ideał nauki
dla psychoanalizy. Wbrew temu, co można by sądzić,
jest to konsekwencja wyjściowego równania. Jeśli chodzi o działanie analityczne, nauka nie odgrywa roli punktu ideal
nego, oddalonego ostatecznie w nieskończoności; w ścisłym
znaczeniu, nauka nie jest zewnętrzna w stosunku do dzia łania analitycznego, przeciwnie - strukturuje od wewnątrz materię samego przedmiotu. Jeśli trzymalibyśmy się języ
ka geometrii, pole psychoanalizy moglibyśmy pojmować jako płaszczyznę wyznaczoną przez proste, którymi są jej twierdzenia (odnaleźć w tym można, dokonując dającego się
obliczyć przemieszczenia, zaproponowaną przez Queneau
interpretację systemu Hilberta). Gdyby punkt nauki nie był zewnętrzny wobec tej płaszczyzny, nie strukturowałby jej
na zasadzie regulacji. Nie ma więc sensu pytać, pod jaki
mi warunkami psychoanaliza byłaby nauką. Nie ma także większego sensu przedstawiać jakąś ukonstytuowaną naukę
jako model, na którym psychoanaliza miałaby się wzoro wać. Innymi słowy, skoro nie istnieje ideał nauki odnośnie
do psychoanalizy, nie istnieje także dla niej nauka idealna.
Psychoanaliza znajdzie podstawy swoich zasad i metod w samej sobie. 42
Doktrynal nauki
Co więcej, poczuje się na tyle silna, aby móc za
kwestionować naukę. „Czym jest nauka, która zawiera psychoanalizę?” - zapytuje Lacan w 1965 (streszczenie dla rocznika Ecole Pratique des Hautes Etudes, przedruko
wane na okładce wydania S XI z 1973). Sama nauka może
okazać się najbardziej spójną formą aktywności, którą na
zwać można analizą, a która występuje - w sposób roz proszony i dający się zidentyfikować zarazem - w różnych
rejonach wiedzy. Psychoanaliza przedstawiałaby sobą dla
owej analizy niejako punkt idealny, organizujący pole epistemologiczne i pozwalający się w nim orientować (stąd
motyw „orientacji lacanowskiej”). Daleka od przystania
na ideał nauki, ma za zadanie skonstruować dla nauki ideał analizy. Swego czasu „Cahiers pour l’Analyse” określiły taki
właśnie punkt, dorzucając jedynie, że marksizm może i musi
znaleźć w nim swoje miejsce. Można zrozumieć, dlaczego powoływali się w jednym i tym samym ruchu na psycho analizę i epistemologię. Wychodząc od ideału analizy, łatwo
dojść do analizy idealnej, której pomniejsi lacaniści będą sporządzać kukłę: kroić matematykę, logikę, fizykę, bio
logię itd., w taki sposób, by były na ich miarę. Ale nie ma to większego znaczenia, poza społecznym.
2. Teoria nowoczesności Pierwsza charakterystyka, którą można rozpoznać w laca nowskiej teorii nauki, wyjaśnić da się w następujący sposób.
Musi ona ukazać tę osobliwą koneksję, za której sprawą 43
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
nauka jest czymś zasadniczym dla istnienia psychoanalizy i - z tego samego powodu - nie stanowi ona dla niej ide ału. W tym celu najwłaściwszą relacją będzie taka, która
wyrażana będzie za pomocą terminów zachowujących ho-
monimiczność z operatorami historycznymi: następstwem i cięciem. Opieramy się więc na Koyrem, czytanym przez pryzmat mocno historyzującego ujęcia Kojeve’a.
Celem klarowności wykładu przyjmiemy zwyczaj geo metrów, którzy rozumują przez aksjomaty i teorematy. Oto
najważniejsze z nich: Teorematy Kojeve’a:
(i) ‘pomiędzy światem antycznym i nowoczesnym uniwersum zachodzi cięcie’ (ii) ‘cięcie to związane jest z chrześcijaństwem ’.
Teorematy Koyrego:
(i) ‘pomiędzy episteme antyczną i nauką nowoczesną zachodzi cięcie’
(ii) ‘nauka nowoczesna jest nauką galilejską, której
typem jest zmatematyzowana fizyka’ (iii) ‘matematyzując swój przedmiot, nauka galilejska
pozbawia go jakości zmysłowych’.
Hipoteza Lacana: ‘teorematy Koyrego są przypadkiem szczególnym teo
rematów Kojeve’a’6.
6 Sam Kojève w L'origine chrétienne de la science moderne (w: L'Aventure de l’esprit (= mélanges Alexandre Koyré), vol. 2, Paris 1964, s. 295-306) wygłasza podobne twierdzenie, ale zdaje się, że Lacan był pierwszy, skoro formułował swoją hipotezę od 1960. Co więcej, nie jest pewne, czy oba twierdzenia są ściśle synonimiczne. Por. przyp. następny.
44
Doktryna! nauki
Lematy Lacana:
(i) ‘nauka nowoczesna konstytuuje się za sprawą chrześcijaństwa, w takim stopniu, w jakim odróżnia się ono
od świata antycznego’ (ii) ‘skoro moment odróżniający chrześcijaństwo
od świata antycznego wywodzi się z judaizmu, nauka nowo czesna konstytuuje się za sprawą tego, co jest żydowskie
w chrześcijaństwie’7 (iii) ‘wszystko, co jest nowoczesne, jest synchro niczne z nauką galilejską i tylko to jest nowoczesne, co synchroniczne jest z nauką galilejską’.
W zgodzie z powyższym urządzeniem dokonuje się również opracowanie hipotezy podmiotu nauki, przecho
dzące przez Kartezjusza. Jak wiadomo, Lacan niestrudzenie komentował i analizował kartezjańskie Cogito (por. szcze gólnie L ’Instance de la lettre, E, s. 516-517; ¿o Science et la
Verite, s. 856-858, 864-865). W ostatecznym rozrachunku upór ten opiera się na tezie, że Kartezjusz jest pierwszym filozofem nowoczesnym, jako nowoczesnym.
Twierdzenie to było wysuwane w wielu odmianach, szczególnie przez Hegla. Trzeba jednak porozumieć się
’ Zob. S VII, s. 147: „Nauka nowoczesna, począwszy od Galileusza, mog ła się rozwijać tylko, wychodząc od ideologii biblijnej, żydowskiej, a nie od filozofii antycznej i perspektywy arystotelejskiej”. Mamy tutaj różnicę dzielącą Kojève'a od Lacana: pierwszy przypisuje chrześcijaństwu, a w szcze gólności dogmatowi o Wcieleniu (Kojève, L'origine chrétienne de la science moderne, s. 303), rozstrzygającą rolę w powstaniu nauki; ale dogmat ten jest właśnie tym, co oddziela chrześcijaństwo od judaizmu i usprawiedliwia to, że chrześcijaństwo zwraca się do ducha przeciw literze; Lacan przypisuje rozstrzygającą rolę judaizmowi i temu, co w chrześcijaństwie zostało z juda izmu - mianowicie właśnie literze. Znaczy to, że hipoteza Lacana (1960) nie pokrywa się z hipotezą Kojève’a (1964), chociaż są niemal homonimiczne. 45
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
co do znaczenia słowa nowoczesny. W sensie ścisłym, który temu słowu nadaje Lacan (lemat (iii)), może ono
znaczyć tylko jedno: Kartezjusz miał uwidocznić, w we wnętrznym porządku swego dzieła, to, czego od myślenia wymagają narodziny nowoczesnej nauki. Ale kartezjańskie przedsięwzięcie opiera się fundamentalnie na Cogito. My
ślenie nauki potrzebuje zatem tego, o czym Cogito zaświad
cza. Fakt, iż autor Medytacji był także twórcą geometrii ana litycznej i autorem Dioptryki, stanowi z pewnością dowód, z którym należy się liczyć. Trzeba jednak, by nie był to zale
dwie przygodny fakt. To właśnie podtrzymuje zespół twier dzeń, które wyrażają to, co nazwać można radykalnym
kartezjanizmem Lacana:
‘jeśli Kartezjusz jest pierwszym filozofem nowoczes
nym, to tylko za sprawą Cogito' ‘Kartezjusz wynajduje podmiot nowoczesny’
‘Kartezjusz wynajduje podmiot nauki’ ‘podmiot freudowski, w tej mierze, w jakiej psycho
analiza freudowska jest zasadniczo nowoczesna, nie może być niczym innym niż podmiotem kartezjańskim’.
Oczywiście nie chodzi tylko o korelację chronologicz ną; zakładamy ponadto powinowactwo dyskursywne. Po
rządek argumentacyjny jest następujący: zmatematyzowana fizyka eliminuje wszelkie jakości bytów (teoremat (iii)); teo
ria podmiotu, która chce odpowiadać takiej fizyce, także bę
dzie musiała ogołocić podmiot z wszelkich jakości. Podmiot ten, ukonstytuowany zgodnie z charakterystycznym określe
niem nauki, jest podmiotem nauki (definicja ze strony 38).
Nie odpowiadają mu znamiona jakościowe empirycznej jednostkowości, czy to psychicznej, czy somatycznej; nie 46
Doktrynal nauki
należą do niego również jakościowe własności duszy: nie
jest ani śmiertelny, ani nieśmiertelny, nie jest czysty ani nieczysty, sprawiedliwy ani niesprawiedliwy, ani grzeszny, ani święty, ani potępiony, ani zbawiony; nie należą do niego
nawet własności formalne, które długo uchodziły za kon
stytutywne dla podmiotowości jako takiej: nie ma ani jaźni, ani refleksyjności, ani świadomości.
Taki właśnie jest byt, który zawdzięcza swą emergencję Cogito, przynajmniej jeśli potraktuje się na poważnie po rządek racji. W chwili gdy zostaje on wypowiedziany jako
pewny, zostaje oddzielony, na mocy hipotezy, od wszelkich
jakości, skoro te - kolektywnie i dystrybutywnie - podlegają
podaniu w wątpliwość. Sama myśl, przez którą jest on defi niowany, jest w ścisłym sensie dowolna; stanowi minimum wspólne wszystkim możliwym myślom, ponieważ każda
myśl (czy to fałszywa, czy prawdziwa, czy to empiryczna, czy nieempiryczna, racjonalna czy absurdalna, potwierdzo na, zaprzeczona bądź podana w wątpliwość), może dać mi podstawę do wniosku, że jestem.
Bezjakościowy korelat przypisany bezjakościowej
myśli: widzimy, dlaczego ów byt - nazwany przez Lacana,
ale nie przez Kartezjusza, podmiotem - odpowiada gestowi
nowoczesnej nauki. Tak naprawdę Kartezjusz na tym się nie zatrzymuje;
przechodzi bez zwłoki i jakby pospiesznie do świadomości i myśli jakościowej. Gdyż to o myśl jakościową chodzi,
od momentu, gdy ustanowiona zostaje synonimia: „rzecz
myśląca, to znaczy rzecz, która wątpi, pojmuje, twierdzi, przeczy, chce, nie chce, a także wyobraża sobie i czuje” (Me
dytacje, s. 38). Widać więc, że Lacan powołuje się wyłącznie 47
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
na to, co można nazwać momentem granicznym Cogito,
i że wszelkimi środkami próbuje powstrzymać przejście
od etapu pierwszego do drugiego. W tym celu zamyka Co gito w samym akcie wypowiadania, a na dodatek zawiesza
ów akt wypowiadania na nim samym, czyniąc z konkluzji
(„więc jestem”) czyste pronuntiatum przesłanki („myślę”): „zapisać: myślę', »więc jestem«, z cudzysłowem obejmują cym drugą klauzulę” {La Science et la Vérité, s. 864—865).
Zapewniony jest w ten sposób nacisk myśli bezjakościowej, zatrzymanej w momencie bezpośrednio poprzedzającym jej polimeryzację w wątpieniu, pojmowaniu, twierdzeniu, przeczeniu itd.8
Ale myślenie bezjakościowe nie jest wyłącznie sto
sowne dla nauki nowoczesnej. Lacan demonstruje, że jest ono również niezbędne do ufundowania freudowskiej nie
świadomości. Oś programu Freuda znajduje się w tej kon
statacji, która wydaje się narzucać fakt marzenia sennego
(factum somnii): w marzeniu sennym istnieje myślenie. Stąd rozumowanie: jeśli istnieje myślenie w marzeniu sennym
(w dowcipach, w pomyłkach dnia codziennego), wówczas myślenie nie jest tym, za co uchodziło w tradycji filozoficz nej; w szczególności nie jest wynikiem samoświadomości.
a Oczywiście komentarz Lacana wiele zawdzięcza „momentalnościowej” interpretacji Gueroulta, ale nie całkowicie i Gueroult mógłby być podważony (por. J.-M. Beyssade, La Philosophie première de Descartes, Paris 1979), a mimo to przeredagowanie lacanowskie nie byłoby zasadniczo anulowane. Tak samo nie ma mocy obalającej to, że Kartezjusz w Medytacjach nie po dejmuje formuły z Rozprawy o metodzie czy z Zasadfilozofii: „myślę, więc jestem”, cogito, ergo sum (por. E. Balibar, Ego sum, ego existo. Descartes aupoint d 'héresie, komunikat dla Francuskiego Towarzystwa Filozoficznego z 22 lutego 1992). Można by nawet powiedzieć, że przeredagowanie Lacana oddaje dokładnie literę Medytacji: „to twierdzenie: »Ja jestem«...”.
48
Doktrynal nauki
Otóż istnieje myślenie w marzeniu sennym (w dowcipie,
w czynnościach pomyłkowych dnia codziennego itp.; ustala
to Traumdeutung i dzieła późniejsze); zatem etc. Jeśli przyjmiemy, że twierdzenie negatywne „samo
świadomość nie jest konstytutywną własnością myślenia” stenografowane jest nazwą nieświadomość, wówczas
otrzymujemy teoremat:
‘jeśli istnieje myślenie w marzeniu sennym, to istnieje nieświadomość’.
Zarazem otrzymujemy lemat: ‘marzenie senne jest królewską drogą nieświadomości’
i definicję, która wynika z teorematu i lematu: ‘twierdzić, że istnieje nieświadomość, to tyle samo, co twierdzić, że to myśli’.
Lacan jedynie dorzuca twierdzenie, przejęte od Karte-
zjusza i rozszerzone na Freuda: ‘jeśli istnieje myślenie, to istnieje jakiś podmiot’. Rozumowanie to jest jednak prawdziwe tylko pod dwo ma warunkami. Po pierwsze, musi zachodzić możliwość istnienia podmiotu, podczas gdy nie istnieje ani świado
mość, ani Jaźń - wymaga to nietrywialnej teorii podmiotu; po drugie, myślenie, które stanowi materiał marzeń sennych i czynności pomyłkowych, musi być oddzielone od wszel kich jakości. Wówczas fenomeny będą ocalone’. ’ W nie mniejszym zresztą stopniu niż spójność tekstów. Istnieje bowiem pewna pozorna sprzeczność; przeciwstawia ona literę Freuda literze Lacana: wedle pierwszego praca snu, w jej specyficznym wymiarze i jako szczególna postać nieświadomości, nie myśli (Objaśnianie marzeń sennych, rozdz. 6, s. 427); wedle drugiego nieświadomość, w jej specyficznym wymiarze, z marzeniem sennym jako jedną z jej form, jest stenogramem wypowiedzi: „to myśli”. Dodajmy tu sprzeczność u samego Freuda, twierdzącego już to,
49
Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia
Freudyzm wedle Lacana opiera się na potrójnej afirmacji: że istnieje nieświadomość, że nie jest ona czymś
obcym w stosunku do myślenia i że zatem nie jest czymś obcym wobec podmiotu myślenia. Gdyby była czymś ob
cym, wówczas psychoanaliza byłaby dejurę nieuprawniona i niemożliwa jako praktyka. W istocie nieświadomość obca
wobec myślącego podmiotu to somatyka, ale somatyka nie że sen jest postacią myślenia, już to, że nie myśli (tamże). Wszystko jest jed nak jasne. Myślenie, którego Freud odmawia nieświadomości, jest myśleniem jakościowym; myślenie, które jej przyznaje i przez które Lacan ją definiuje, jest myśleniem bezjakościowym. Dla którego Cogito jest konieczne. Dla Freuda odmówienie pracy snu wyróżnika myślenia oznacza odmówienie jej także modalności myślenia: kalkulowania i sądzenia („praca marze nia sennego nie myśli i nie kalkuluje; ogólnie ujmując, nie sądzi” (tamże) [w przekładzie R. Reszke: „Praca ta w ogóle nie polega na myśleniu, na wy dawaniu sądów”, s. 427]. To znaczy tego wszystkiego, co wprowadza różni cę jakościową między przeciwstawnymi biegunami. Uprawnionym jest porównanie tekstu Traumdeutung z tekstem Medytacji; Kartezjusz utrzymuje, iż rzecz, która myśli, jest rzeczą, która wątpi, pojmuje, twierdzi i przeczy, która chce i nie chce, która wyobraża sobie i która czuje; istotny w tej analizie jest jej charakter różnicujący, nie tylko między modalnościami, ale w samych modalnościach rozróżnianie pomiędzy ich biegunami (twierdzić/przeczyć itd.). Jeśli praca snu jest taka, jak mówi o niej Freud, wówczas, wedle tej analizy, nie jest to praca rzeczy myślącej. Jeśli natomiast utrzymywać będziemy, że sen jest postacią myślenia, wówczas będziemy musieli przyjąć, że istnieje my ślenie dokładnie tam, gdzie różnica między wątpieniem a pewnością, między afirmacją a negacją, między chceniem a odrzuceniem, między wyobraźnią a wrażeniem jest problematyczna, a nawet zawieszona. Freud, pełen rezerwy jeszcze w Traumdeutung (którego ostateczna wersja przypada na 1911), będzie stanowczy w artykule o negacji (1925): istnieje myślenie nawet wówczas, gdy nie pojawiała się żadna polaryzacja - a przez to żadna jakość. Rozumieć można, że Freud myślał o tym, by takie myślenie bezjakościowe rządziło się wyłącznie prawami ilościowymi (energetycznymi). Zobaczymy, że znaczący zaproponuje prawa niejakościowe, które mimo to nie będą także ilościowe. Por. rozdz. 3, s. 111-112 i rozdz. 4, s. 168-169 niniejszego wydania. W ogólniejszej perspektywie, pozostaje otwarte pytanie o to, czy myślenie bezjakościowe, tak jak ono się tu konstytuuje, jest także myśleniem bezwłaściwościowym. Mogłoby się zdarzyć, że będzie miało właściwości „mini malne”. Tu znowu teoria znaczącego będzie propozycją specyficznej odpo wiedzi na to pytanie.
50
Doktrynal nauki
ma do czynienia ani z prawdą, ani z mówieniem; psycho
analiza tymczasem m a do czynienia z prawdą i mówieniem. Nieświadomość, z którą do czynienia ma psychoanaliza, nie jest więc czymś obcym ani podmiotowi, ani myśleniu. W za mian ani podmiot, ani myślenie nie wymagają świadomości.
Mówić jednak, że dla podmiotu samoświadomość nie jest cechą konstytutywną, to korygować tradycję filozoficz ną, a szczególnie Kartezjusza. Mamy tu na myśli Kartezju-
sza w drugim posunięciu, który spieszy się, by porzucić graniczny moment Cogito, tak jak niektórzy więźniowie
śpieszą się porzucić swoje więzienie. W świetle Freuda samoświadomość staje się jedynie cechą charakterystycz ną empirycznej jednostkowości, którą filozofia niesłusznie
umieściła w podmiocie, chociaż tak drobiazgowo zrewi dowanym na swoje potrzeby. Psychoanaliza zatem ujmuje aksjomat podmiotu w sposób dużo bardziej ścisły niż jaka kolwiek inna doktryna. Z niezrównaną precyzją rozdziela dwa byty - w przypadku jednego samoświadomość może
być niesprzecznie nieuznawana za istotną; w przypadku drugiego samoświadomość nie może być niesprzecznie
nieuznawana za istotną. Pierwszy odpowiada dokładnie na zapotrzebowania nauki i tylko on popada w ograniczenia wprowadzone przez aksjomat podmiotu; będziemy więc go
nazywać prawomocnie podmiotem nauki. Rozumiemy teraz, dlaczego jest on równie dobrze podmiotem kartezjańskim,
jak i podmiotem freudowskim10. Co do drugiego, to nazwa Ja pasuje do niego równie dobrze jak każda inna. 10 Helmholtz od 1855 roku podnosił explicite kwestię myślenia bez samoświa domości (ein Denken ohne Selbstbewusstsein); por. H. von Helmholtz, Uber das Sehen des Menschen, w: Vorträge und Reden, Bd. 2, Braunschweig 1896,
51
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Teoria nauki wywiedziona jest od Koyrégo i Kojève’a, jed
nolita interpretacja Kartezjusza-uczonego i Kartezjusza-metafizyka opiera się na ustaleniach Koyrégo, a inter
pretacja Cogito jest zapożyczona od Gueroulta, aksjomat
podmiotu przejęty jest - homonimicznie albo synonimicznie - z tradycji postkantowskiej, ale hipoteza podmiotu na
uki, równanie podmiotów, interpretacja Freuda przez nią
implikowana oraz artykulacja całości są specyficznie lacanowskie. Dlatego też właściwe jest mówienie przy okazji
Lacana nie tyle o teorii nauki ani nawet epistemologii, ale oprawdziwym doktrynale nauki. Rozumieć będziemy
przez to koniunkcję twierdzeń na temat nauki i twierdzeń na temat podmiotu.
3. Historycystyczna stylistyka Na pierwszy rzut oka doktrynał nauki w każdym ze swo ich elementów jest fundamentalnie historyzujący. Jest taki
w tym, co dotyczy hipotezy podmiotu nauki: „[...] pewien
moment podmiotu, który uznaję, iż jest istotowym korelatem nauki: historycznie określony moment [...], moment, który
Kartezjusz zainaugurował, a który nazywa się Cogito" (La Science et la Vérité, s. 856). Jest taki w tym, co dotyczy nauki: „ta rozstrzygająca zmiana, która drogą fizyki ufundo
wała Naukę w nowoczesnym znaczeniu” (s. 855). Jest taki w tym, co dotyczy powiązania nauki z podmiotem: „W tej s. 110. Historyczne powiązanie pomiędzy scjentyzmem a nieświadomością jest w ten sposób potwierdzone. Dokładniej jeszcze, postulując teorię nieświa domości, Freud nie odcina się od scjentyzmu, lecz dopełnia jego program.
52
Doktrynal nauki
sytuacji zdaje się nam radykalną zmiana w naszej podmio
towej pozycji, w podwójnym znaczeniu: że jest ona inaugu racyjna i że nauka jeszcze ją wzmaga. Koyrè jest tu naszym
przewodnikiem...” (s. 856). Historycyzm jest jeszcze mocniej zaakcentowany, gdy bliżej podążymy za Koyrèm. Z własnych teorematów
wyprowadził on sam dwa wyróżniki, dzięki którym wedle
Koyrègo nauka galilejska wyróżnia się w zbiorze dyskursów prezentujących się jako naukowe; pierwszy jest następujący:
‘galilejska jest nauka, która łączy dwie cechy: empiryczność i matematyzację’. Ten pierwszy wyróżnik można co prawda interpreto
wać w terminach niehistorycznych; wystarczy w tym celu ogólna interpretacja terminu ‘empiryczność’ i odpowiedź
na pytanie: ‘na podstawie czego uznajemy, że twierdzenie jest empiryczne?’. Ale sam Koyrć nic o tym nie mówi. Aby
rozjaśnić pierwszy wyróżnik, uzupełnia go drugim, całko wicie historyzującym:
‘przyjąwszy, iż wszelki byt empiryczny daje się ująć za pomocą jakiejś techniki oraz że matematyzacja tworzy
wzorzec wszelkiej teorii, galilejska nauka jest teorią tech niki, a technika jest praktycznym zastosowaniem nauki’.
Wartość tego wyróżnika zdaje się całkowicie polegać na zdolności do wyczerpującego opisu i wyjaśnienia tego,
co każdy może dzisiaj zaobserwować: „galopującą formę wplątywania się nauki w nasz świat”, „łańcuchowe reakcje
charakteryzujące to, co można nazwać ekspansjami jej ener
getyki” (La Science et la Vérité, s. 855-856). Przeto Lacan
będzie przyznawał ekspedycjom na Księżyc rolę wskaźnika („lądująca na Księżycu sonda LEM, czyli formuła Newtona 53
Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia
urzeczywistniona w urządzeniu”, Radiophonie, Sc 2/3,
s. 75; AE, s. 423; por. też Télévision, s. 59; AE, s. 536. Ale to są dowody historyka teraźniejszości, w dokładnie takim
sensie, w jakim pierwszy wyróżnik faktycznie opiera się na dowodach historyka przeszłości.
Z pierwszego wyróżnika wyprowadzić można kilka
konsekwencji: przedmiotem nauki jest całość tego, co ist
nieje empirycznie - można nazwać to uniwersum - i nauka rozpatruje ów przedmiot z taką samą precyzją, jak dyscy pliny literalne rozpatrują swój. Innymi słowy, nauka zlite-
ralizowana jest, jako taka, nauką precyzyjną. Otóż to także daje się zinterpretować w terminach historii.
Weźmy aforyzm Galileusza: „[wielka księga wszech świata] zapisana jest językiem matematycznym, a jej zgłoskami są trójkąty, koła i inne figury geometryczne” (II
Saggiatore, § 6; cytat za wydaniem L ’Essayeur de Galilee,
trans. C. Chauviré, Paris 1980, s. 141). Jest on zrozumiały tylko w kontekście humanizmu (Florencja długi czas była jego stolicą, a Galileusz jest Toskańczykiem). Mówienie o księdze Natury, świata czy uniwersum to nic innego jak
mocna figura stylistyczna z retoryki klasycznej, ale nabiera ona nowej wagi, odkąd wydawanie dzieł drukowanych stało się uczoną sztuką i gdy uzgadnianie tekstów opatrzone zo
stało ograniczającymi regułami; mówienie o zgłoskach tej
księgi to nawiązanie do Demokryta, Epikura i Lukrecjusza (Redondi zauważył znaczenie, być może zasadnicze, tego powinowactwa11); ale to także powiedzenie czegoś innego, 11 P. Redondi, Galilee hérétique, Paris 1985, s. 69-75. Autor uznaje Galileusza za atomistę; odwrotnie niż Koyrć, który uważał go za platonika (Etudes galiléennes, voi. 3, Paris 1939, s. 267-281). Prawdąjest, że te dwie interpretacje
54
Doktrynal nauki
gdy typografia jako taka podporządkowana zostaje formom geometrycznym, a poprawki tekstu okazują się uzależnione
od formy litery. Innymi słowy, literalność rozjaśnia zdobycze matematyzacji, która, gdy chodzi o Naturę, jest zarazem jej wska
zówką i środkiem; ale staje się natychmiast czymś więcej: żądaniem precyzji. Dzięki humanizmowi zbiór dyscyplin
literalnych (powiedzmy: filologia) tworzy naukę idealną,
jeśli chodzi o precyzję. Fizyk ma być tak precyzyjny w od niesieniu do wszechświata (i wolny od odziedziczonych
ograniczeń), jak był Estienne w odniesieniu do tekstu Platona albo Lorenzo Valla w odniesieniu do tekstu Do nacji Konstantyna, albo Erazm w odniesieniu do tekstu
Ewangelii - taki jest nakaz ukryty w samym słowie księga.
Oznacza to, że pozornie bezpośrednie przejście od literal-
ności do precyzji daje się w całości wyjaśnić tylko dzięki historii. To samo dotyczy pozornie bezpośredniego przej ścia od precyzji do instrumentacji. W oczach Galileusza
matematyka i pomiar są środkami - jednymi ze środków, co pokaże dalszy ciąg - pozwalającymi skromnej fizyce
dorównać pewnego dnia temu, co za sprawą nauki o języ
ku (gramatyki) i nauki o dokumentach pisanych prestiżo
wa filologia osiągnęła już dawno. Prawdą jest, iż precyzja w odniesieniu do materiału empirycznego wymaga instru mentów materialnych, innych niż te, których może używać filologia, a w oczach Galileusza bez wątpienia dużo mniej
nie muszą nie dawać się pogodzić (por. F. Hallyn, Le Sens desformes, Genève 1994, s. 296-297).
55
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
szlachetnych. Nauka nowoczesna, jako empiryczna, jest nie tylko eksperymentalna - jest instrumentalna12.
Tu występuje drugi wyróżnik. Zawsze technika była
materialnym obchodzeniem się, za sprawą materialnych narzędzi, z materialną empirią - odkąd nauka uczyniła
przedmiotem element empiryczny, technika może i musi
dostarczyć jej narzędzi; skoro wreszcie ta nauka, która
element empiryczny czyni przedmiotem, jest także nauką literalną, to znaczy nauką precyzyjną, instrumenty dostar
czone przez technikę mogą i muszą stać się instrumentami
precyzji. Okazuje się oto, że postęp techniczny to umoż liwił, dzięki sławnym inżynierom renesansu: raz jeszcze
teza historyczna.
Uniwersum nauki nowoczesnej dzięki temu samemu posunięciu jest równocześnie i uniwersum precyzji, i uni
wersum techniki. Ale nauka jest literalnie precyzyjna tylko
wtedy, gdy narzędzia wytworzone przez technikę umożli wiają jej to materialnie. Prawdą jest, że w oczach Galileusza pozwalają one na precyzję tylko o tyle, o ile nauka kieruje ich koncepcją i ich egzekucją. Takie jest prawdziwe zna
czenie lunety i odniesienia do inżynierów. Tym sposobem
12 Dla ścisłości muszę podkreślić, że powiązanie precyzji i literalności nie jest jawne u Koyrćgo. Mimo znaczenia historycznego nie zajmuję się odniesienia mi do Bacona, u którego wzorzec literalny jest obecny, powiązany bardziej jednak z kryptografią niż filologią. Pośród wartych upamiętnienia spotkań filologii z nowoczesną nauką należy odnotować korespondencję R. Bentleya (wybitnego wydawcy dzieł Horacego) z Newtonem (zobacz A. Koyré, Etu des newtoniennes, Paris 1968, s. 245-265). Na temat rozróżnienia między „eksperymentalnym” a „instrumentalnym” por. G. Simon, Le Regard, / Etre et l'Apparence dans l'optique de ¡'Antiquité, Paris 1988, s. 201). Według autora starożytna optyka była eksperymentalna; nie była i nie mogła być instrumentalna.
56
Doktrynal nauki
zarysowuje się nowoczesne uniwersum: unia pomiędzy nauką i techniką, tak intymna i wzajemna, iż można także
powiedzieć, że idzie o tę samą istotę w dwóch postaciach,
albo o naukę, raz podstawową, raz stosowaną, albo technikę, raz teoretyczną, raz praktyczną13.
4. Episteme antyczna Historycyzm uwidacznia się jeszcze bardziej, gdy weźmie-
my pod uwagę znaczenie odniesienia antycznego. Jest ono zasadnicze. Jeśli nauka staje się teorią techniki, a technika praktyczną aplikacją nauki (zob. drugi wyróżnik), wówczas
zakładamy, że para teoria/praktyka nakłada się dokładnie
na parę nauka/technika. Aby uchwycić dystynktywny wy miar tego nakładania, należy przyjąć, iż nie jest ono zrozu miałe samo przez się. Najprostszy sposób przekonania się o tym polega na ustaleniu, że nałożenie to nie zawsze było
IJ Sytuacja faktyczna jest oczywiście bardziej skomplikowana: czy istnieje dokładna synonimiczność pomiędzy nauką a teorią techniki, pomiędzy tech niką a nauką stosowaną? Można o to się spierać. Tak samo jak można się spierać o to, czy do tego samego prowadzi droga „z prawa na lewo” od nauki do techniki, co droga z „lewa na prawo” od techniki do nauki. Dostrzegamy nawet dzisiaj, pod presją nadziei i obawy, że wiążąc badania biologiczne z odkryciem szczepionek, czyni się z nauki po prostu teoretyzowaną technikę. Niezależnie od tego, jak swobodna jest w stosunku do przedmiotu, który teo retyzuje, ma jednak ten właśnie przedmiot przed sobą: nie Naturę, ale naturę ujętą przez technikę; w tym przypadku, nie układy molekuł, lecz te same układy jako dające się modyfikować przez procedury powołane do celów medycznego leczenia. Wokół AIDS kontrowersje stały się gwałtowne. Coraz większa liczba badaczy twierdzi, że znajdziemy szczepionkę tylko wtedy, gdy nie będziemy jej szukać. Co powoduje, że finanse kierowane są na cele inne niż poszukiwanie szczepionki. To koyreizm ortodoksyjny. Ale niewielu chorych na AIDS do niego przystępuje.
57
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
prawdziwe; przez wariację geograficzną (pytanie o naukę
chińską) albo wariację temporalną. Koyre wybrał tę drugą. W świecie antycznym wykrył
parę theoria/praxis, całkowicie niezależną od pary episteme/
techne. W rezultacie jednak sformułować można to, co dla
nowoczesnych oczu uchodzi za paradoks minionego świata: istnienie episteme, istnienie technai, i równocześnie nieist
nienie maszyn wytwórczych. Doktryna Koyrego kończy się więc na hipotezach dotyczących kwestii ściśle histo
rycznych, dotyczących antycznego świata: niewolnictwa, maszynowości, pracy14. Nie chodzi tu o rozszerzenie, od którego Koyre mógł był się uchylić. Zdaje się ono dotyczyć samego jądra jego
teorematów, tak jak je sam sformułował. W wersji oryginal nej są one, jak widzieliśmy, fundamentalnie zróżnicowane.
Mówią o nauce galilejskiej, ale cechy wyróżniające, które jej nadają, są zrozumiałe tylko dzięki relacji opozycji i różnicy. Oba terminy przeciwstawne i zróżnicowane są przedstawio
ne w języku historycznym. Wprawdzie przeciwstawienie antyku czasom nowoczesnym tworzy oś tego, co nazywa
my Historią, ale wielu podtrzymuje twierdzenie odwrotne:
mówienie o starożytności i nowoczesności ma sens tylko wtedy, gdy uznajemy Historię. Nauka galilejska da się zro zumieć całkowicie tylko wtedy, gdy zrozumiemy, czym ona
nie jest, ale w teorii Koyrego to, czym ona nie jest, daje się skonstruować jedynie w przestrzeni historycznej. Koyre nie 14 Zob. dwa końcowe artykuły z Études d’histoire de la pensée philosophique, Paris 1961 (Les philosophes et la machine oraz Du monde de l'à-peu-près à I "univers de la précision). Oba pierwotnie były opublikowane w Critique w 1948 r.
58
Doktryna! nauki
tylko historyzuje - co byłoby ostatecznie sprawą stylu - ale jest historykiem. Episteme okazuje się spełniona dopiero w chwili, gdy obja
śniła to, za sprawą czego jakiś przedmiot nie może, koniecz nie i odwiecznie, być inny, niż jest. Dokładniej jeszcze, to,
co z episteme istnieje w dyskursie, jest jedynie nagromadze
niem tego, co ów dyskurs uchwycił wiecznego i konieczne go ze swojego przedmiotu. Stąd wynika, że przedmiot tym
bardziej naturalnie nadaje się dla episteme, im łatwiej daje się odsłonić w nim to, co czyni go wiecznym i koniecznym czyli w rezultacie nie ma nauki o tym, co może być inne,
niż jest, a najdoskonalsza nauka jest nauką o przedmiocie
najbardziej wiecznym i najbardziej koniecznym. Wynika stąd również, że nauka może wspierać się w człowieku tylko
na tym, co wiąże go z wiecznością i koniecznością - istnieje dla tego czegoś nazwa: to d u s za. Odróżnia się ona od ciała,
tej instancji w człowieku, która wiąże go z przemijaniem
i przygodnością. 1 wynika stąd wreszcie, że matematyka oferuje nauce wzorzec wyniesiony ponad inne.
Matematyka odziedziczona po Grekach należy bowiem do dziedziny konieczności i wieczności. Figury i Liczby nie
mogą być inne, niż są, i tak samo nie mogą ani powstawać, ani ginąć - będąc tym, czym są odwiecznie. Konieczność
demonstracji ma wartość tylko o tyle, o ile jest ona współistotna konieczności w sobie. Tak jak tory ciał niebieskich
krystalizują dla oczu cielesnych najbardziej adekwatną
figurę wieczności, tak samo droga, która prowadzi od za sad i aksjomatów do konkluzji, krystalizuje dla oczu duszy najbardziej adekwatną figurę konieczności. 59
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
I na odwrót, element empiryczny, w swej różnorodno ści, nie przestaje powstawać i ginąć, będąc stale inny, niż
jest. Jest więc wewnętrznie wrogi matematyce. Jeśli jednak matematyka może uchwycić cokolwiek z tej różnorodności,
wówczas będzie to coś, co daje się rozpoznać jako tożsame ze sobą i przynależące do wieczności: Toż-Same jako takie.
Przedmioty, które podpadając pod zmysły, dają się całkowi cie matematyzować, uznane zostają za będące w sobie by tami wiecznymi - to ciała niebieskie albo harmonie. Pewne
zmysły bardziej bezpośrednio emanują z duszy - to spoj rzenie15. Z każdego przedmiotu podpadającego pod jaki
kolwiek zmysł można i należy wydobyć iskrę wieczności.
Jeśli zgodzimy się nazwać Ideą ową iskrę ukrytą w każdym bycie, wówczas zrozumiemy, dlaczego niektórzy ze staro żytnych mogli definiować Idee przez Liczby i dlaczego
Liczby stanowiły jedyny sposób dostępu do Toż-Samego. Dlatego są ważne, a nie dlatego, że służą do rachowania,
które ewentualnie umożliwiają. Zwłaszcza że Liczba nie jest jedynym znamieniem
Toż-Samego. Bardziej podstawowa jeszcze jest koniecz ność w demonstracjach. Grecka episteme opiera się na nich i tylko na nich - matematyczność jest jedynie ich wtór
ną konsekwencją. Radykalny i definiujący gest polega
15 Stąd wybitny status astronomii, optyki i harmonii. Por. G. Simon, Le Re gard, l ’Etre et l 'Apparence, s. 182-183. Przeciwstawi im się, w ślad za E. Garinem (Moyen Age et Renaissance, Paris 1969), uczoną astrologię usiłującą właśnie uchwycić przypadki losu w tym, co jest w nim najbardziej jednostko we, a to za sprawą konfiguracji wiecznych gwiazd i rachowania liczbą. Stąd oburzenie, które mogła wywołać u niektórych starożytnych filozofów (dobrze podsumowane w mowie Favorinosa zrelacjonowanej przez Gelliusza, Noce attyckie, XIV, 1) i podkreślanie jej „obcego” (chaldejskiego) charakteru.
60
Doktrynal nauki
na wyprowadzeniu ze stabilnych zasad i oczywistych ak
sjomatów konkluzji zgodnych z regułami wnioskowania, przy jednoczesnym poszanowaniu zjawisk. Otóż matema
tyka proponuje najczystszy typ demonstracji, nawet jeśli
potrzeba specyficznej dyscypliny, nazwanej czy to logiką, czy dialektyką, dla wyłożenia jej reguł: (a) zasada jedyności przedmiotu i homogeniczności dziedziny: wszystkie twierdzenia nauki muszą dotyczyć elementów tej samej
dziedziny i odnosić się do jednego przedmiotu; (b) zasada minimum i maksimum: twierdzenia nauki są albo teorema
tami, albo aksjomatami; maksymalna liczba teorematów musi dać się wyprowadzić z minimalnej liczby aksjomatów,
wyrażonych przez minimalną liczbę pojęć pierwotnych; (c) zasada oczywistości: wszystkie aksjomaty i pojęcia pier
wotne muszą być oczywiste, co zwalnia z konieczności ich dowodzenia i definiowania16. Matematyka jest suwerenna, ponieważ proponuje naj
czystszy typ demonstracji: proponuje go, ponieważ byty, którymi się zajmuje (czyli liczby i figury), są najbliżej
elementu wieczności i doskonałości. Nic zmysłowego nie
naruszy konieczności jej logoi. Jest ona przeto formalnym wzorcem episteme jako takiej - tego, co istnieje w każdej
partykularnej episteme, czyniąc ją episteme w sobie, tego, co istnieje w każdym dyskursie, czyniąc go partykularną epi
steme (stąd użyteczność morę geometrico dla uwidocznienia
artykulacji episteme nawet poza obszarem matematyki).
16 Por. H. Scholz, Die Axiomatik der Alien, artykuł z 1930 r„ przedrukowany w: Mathesis universalis, Darmstadt 1969, s. 27-44.
61
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Widzimy zarazem, że matematyka jest tym formalnym wzorcem dokładnie w tej mierze, w jakiej nie jest ona najwyższą episteme. Nie jest najwyższą episteme, ponieważ
jej przedmiot nie jest najwyższym przedmiotem; ale propo nuje pewien model, ponieważ jej przedmiot, w stopniu mak
symalnym uwolniony od substancji zmysłowej, w stopniu maksymalnym przypomina, za sprawą własności swej for my, najwyższy przedmiot. Jeśli naukowy element dyskursu
zależy od tego, co dyskurs ujmuje wiecznego, doskonałego i koniecznego w swoim przedmiocie, i jeśli skądinąd istnieje
przedmiot, o którym można powiedzieć, że jest w stopniu najwyższym konieczny, w stopniu najwyższym doskona ły i w stopniu najwyższym wieczny, ponieważ wszystko,
czym jest, to konieczność, doskonałość i wieczność same w sobie, wówczas jedyną pełną i całkowitą nauką jest taka,
która zgodnie z wzorcem matematycznym zajmuje się tym przedmiotem, który jest ponad i poza wszelką matematy
ką: a mianowicie Bogiem, jeśli zgodzimy się w ten sposób
nazwać byt konieczny, doskonały i wieczny, a zatem w naj wyższym stopniu konieczny, w najwyższym stopniu do skonały i w najwyższym stopniu wieczny. Liczba stanowić
może sposób dostępu, najlepszy ze sposobów i być może jedyny, ale Liczba nie jest Bogiem. Matematyka czyni aluzję
do tego, czym sama nie jest, dokładnie w momencie, w któ rym zaczyna swoje panowanie, ale ta aluzja musi skierować
spojrzenia ku najwyższemu Bytowi. Równolegle, możliwość nauki rodzi się w człowieku
z tego, co go czyni pokrewnym konieczności i wieczności. Nazwą tego pokrewieństwa, jak mówiliśmy, jest dusza,
czy to jako miejsce dające się zlokalizować w człowieku, 62
Doktrynal nauki
czy to jako quasi-geometryczny zbiór punktów, w którym
dopełnia się to pokrewieństwo. Co do c i a ł a, które naznacza człowieka przygodnością i przemijaniem, jest tyleż aluzją, co przeszkodą: aluzją za sprawą swoich elementów, które w swojej materialności najbardziej przypominają materie
czyniące aluzję do tego, co wieczne i konieczne (spojrze nie przypomina światło, proporcjonalne piękno wskazuje
na niezliczone symetrie); przeszkodą w każdym innym
aspekcie. Wymagane jest odtąd filtrowanie, ażeby osłabić wywodzące się z ciała nieprzejrzystości; prowadzą do tego drogi oczyszczenia. Spełniona episteme istnieje więc tylko
dla bytu obdarzonego duszą i ciałem, i który je poddaje
odpowiedniemu treningowi.
Doszedłszy do kresu treningu, poznający rozpoznaje, iż konieczność logiczna w samej nauce jest niczym innym niż znamieniem nadanym dyskursowi przez konieczność
bycia każdego bytu. Arystoteles nie przeczy tutaj Platono wi. Kiedy definiuje sylogizm - a przypomnijmy, że zanim stanie się techniczną nazwą partykularnej formy wniosko
wania, jest on jego nazwą ogólną - powiada: „wypowiedź, w której, gdy coś się założy, coś innego [...] w sposób ko nieczny (ex anankes) wynika”, lecz jest to echem Timaiosa, który wiąże zorganizowane myślenie z przebiegiem ciał niebieskich: „bóg umyślił obdarować nas wzrokiem, aby-
śmy oglądając na niebie obiegi umysłu mieli z nich pożytek dla obiegów rozsądku [myślenia w nas], który jest w nas,
bo one są tamtym pokrewne - choć tamte są nie zmącone, a nasze mętne i nieporządne. Abyśmy się tego uczyli, i na
brawszy w siebie poprawności i rachunków naturalnych,
naśladowali obiegi boskie, które są w ogóle bezbłędne, 63
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
i ustalali jakoś te obiegi błędne, które są w nas” (Tima-
ios 47b)17. Zarówno Akademia, jak i Liceum poświadczają
ruch właściwy dla starożytnej episteme, tak jak ją zakłada teoremat Koyrégo i doktryna! nauki. Konieczność w logoi, konieczność jako taka, stanowi miejsce, gdzie dopełnia się
w nauce podobieństwo pomiędzy koniecznym byciem bytu i koniecznym byciem poznającego; i odwrotnie, nauka jest
niczym, jeśli nie stanowi spełnienia tego podobieństwa, któ re, dzięki praktykom oczyszczonej duszy, łączy człowieka obdarzonego ciałem z Bytem najwyższym i bezcielesnym:
nauka może być tylko nauką o tym, co konieczne. Jeszcze ogólniejsze niż owinięcie mikrokosmosu w makrokosmo-
sie (jakkolwiek często by powracał ten wyobrażeniowy
schemat), tropienie koniecznego podobieństwa w samym punkcie konieczności tworzy podstawowy napęd wiedzy.
Galilejska perypetia rozjaśnia się przez kontrast: polega
ona po pierwsze na tym, że matematyka w nauce może rozszyfrować całość empirii, bez względu na wszelką hierarchię bytu, bez porządkowania bytów na skali prze biegającej od najmniej doskonałego - w istotny sposób
przeciwstawionego Liczbie - do najbardziej doskonałe
go - prawie kompletnie liczbowego; polega ona po drugie na tym, że matematyka, rozszyfrowując całość empirii, 17 Interesujący jest fakt, że H. Scholz w swoim krótkim Esquisse d'une histoire de la logique (Paris 1968, s. 47; 1 wyd. niemieckie 1931 ) cytuje ten frag ment i uważa, że określa on jeszcze dzisiaj wielkość logiki jako dyscypliny. Jesteśmy tu na antypodach pozytywizmu logicznego, ale także nowoczesnej nauki. Przypomnijmy, że Scholz był nie tylko logikiem i filozofem, ale także teologiem. Szerzej, zauważmy, w jaki sposób skupienie na logice matema tycznej może prowadzić niektórych filozofów do zatarcia cięcia galilejskie go; i odwrotnie - wiemy, że Koyrć nie darzył estymą logiki matematycznej (o czym świadczy jego Epiménide le Menteur, Paris 1947).
64
Doktryna] nauki
działa poprzez swój wymiar literalny, to znaczy przez ra chunek, bardziej niż za sprawą demonstracji (powstanie
nauki oznacza dlatego nieubłagany schyłek mos geometricus); polega po trzecie na tym, że matematyka rozszyfro
wuje empirię j ak o taką, w jej wymiarze przemijającym,
niedoskonałym i nieprzejrzystym. Rozumiemy tedy, jak matematyka łączy się z techniką18. Rzecz nie w tym, żeby świat starożytny nie znał techniki. Ale, jeśli wierzyć doktrynałowi nauki, nie wiązał jej w nad
rzędny sposób z episteme. Dokładniej, mamy do dyspozycji dwie pary: techne/episteme oraz theoria/praxis. Uniwersum
nowoczesne nakłada je na siebie. Słowa jednak oczywiście przestają być w ten sposób czytelne. W świecie antycznym nie było żadnej racji dla nakładania się tych par. Jeśli na stępowała kombinacja, to bardziej na zasadzie przeplatania się w ten sposób, iż termin starożytny zdawał się grupować
w sobie cechy, o których dzisiaj powiedziałoby się, że są nie
kompatybilne. Oznacza to, że w systemie greckim istnie je część theoria w techne, a część praxis - w episteme.
To dlatego Sokrates wypytywał rzemieślników, zmuszając ich do wydobycia, za pomocą oczyszczenia, rdzenia owej theoria, której byli nosicielami; dlatego nosiciele episteme
musieli także postępować uczciwie - nauka wiązała się '• E. Garin (Moyen Age et Renaissance, s. 121-150) posuwa się do stwierdze nia, że połączenie matematyczności i empirii, cechujące naukę nowoczesną, stało się możliwe za sprawą powrotu uczonej astrologii, która stała się na po wrót dostępna w wieku XII i rozkwitała w XV i XVI. Tak samo jak magia, jako oddziaływanie na świat za pomocą dających się teoretycznie ująć zasad, daje pierwsze składowe nowoczesnej relacji, która łączy naukę, jako teorię techniki, z techniką, jako praktyką i zastosowaniem nauki.
65
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
ze świadomością/sumieniem (conscience), jako rządząca
działaniami (praxeis).
Nowoczesne zerwanie wymaga więc tego, by mate
matyka - przynajmniej częściowo - straciła powiązanie z wiecznością. O bytach matematyzowalnych (i zwłaszcza
ciałach niebieskich) nie zakłada się już w tym samym stopniu, że są wieczne czy doskonałe; można to założyć,
ale będą za tym stały inne powody i jeśli trzeba te założenia odrzucić (jeśli dostrzec trzeba plamy na Słońcu), to nie wpły nie to na możliwości zmatematyzowania ich przebiegu. Tak
samo może się zdarzyć, że o konieczności matematycznych demonstracji zakłada się, że ujawnia ona konieczność Bytu,
ale nie będzie to już boska analogia, a w szczególności nie będzie miała znaczenia dla posługiwania się nimi w nauce. Odtąd liczby nie funkcjonują już jak Liczby, złote
klucze do Toż-Samego, ale jako litery, i jak litery muszą ujmować różnorodność w tym, co jest w nim stale czymś
innym. Empiria jest „literalizowalna” jako empiria; litera nie
wynosi przedmiotu do nieba Idei; niebo nie jest widzialnym rozpostarciem nieskończonej sfery Bytu; literalizacja nie jest idealizacją.
Perypetia nie polega więc na tym, że nowoczesna nauka staje się matematyczna; nauka antyczna już taką była, a nauka nowoczesna jest taką w pewnym stopniu
mniej. Należy więc nazywać ją nie tyle matematyczną,
co zmatematyzowaną. Podstawową siłą matematyzacji jest liczba, jako litera, a przez to rachunek - a nie po
prawna logiczna forma demonstracji. Dla Greków nauka
jest matematyczna; do jej matematyczności, która nie jest
66
Doktryna! nauki
matematyzacją, nie przyczynia się liczba jako to, co pozwala
dokonywać obliczeń, ale to, co sprawia, że Liczba stanowi dostęp do Toż-Samego w sobie; czyli logos jako konieczna
demonstracja. Droga przez episteme jest istotna nie tylko dla Koyrego.
Jest także jednym z najważniejszych momentów w głów
nych założeniach Lacana. Jeśli psychoanaliza związana jest częściowo z wyłonieniem się nowoczesnego uniwersum,
to oczywiście jest ono jednym zjej pozytywnych warunków, ale doktrynał nauki mówi więcej; skrywa także warunek negatywny: zniknięcie wiedzy starożytnej. Innymi słowy, w episteme istnieje coś, co wystarczająco mocno wiąże się z psychoanalizą, aby móc stanąć jej na drodze; zrozumieć
episteme to także zrozumieć psychoanalizę. Już nie tylko poprzez kontrast, ale przez intymną relację wzajemnego wykluczenia.
Jeśli episteme nie jest niczym więcej niż figurą histo
ryczną, wówczas rozumienie psychoanalizy jest zasadni czo historycystyczne. Tymczasem historia w oczach same
go Lacana jest zwodnicza. Czy należy więc wnioskować,
że doktrynał nauki, tak jak został wyżej przedstawiony, jest zwodniczy? Że zatem hipoteza podmiotu nauki, wiążąca
psychoanalizę z nauką nowoczesną, jest pozorem, którego trzeba się pozbyć? A co najwyżej narzędziem ułatwiającym
rozumienie, które należy odrzucić, gdy zostanie zużytkowa ne - „spalcie moją książkę” - mówił Gide; „należy odrzucić drabinę, uprzednio po niej się wspiąwszy” - mówił Wittgenstein - czy to jest ostatnie słowo doktrynału?
67
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
5. Że historycyzm nie jest konieczny Nie sądzę jednak, żeby była to nieunikniona konsekwen
cja. Figura episteme dostarcza tu właśnie najtwardszego dowodu. Wytrwałość jej utrzymującego się znaczenia dla
psychoanalizy nie należy do rejestru przypominania sobie;
należy ona do porządku teraźniejszości. A dokładniej należy do pewnej logiki. Figura episte
me została określona; posiada dystynktywne cechy. Zostały oparte na świadectwie archiwów. Ale ten archiwalny ba
last, jakkolwiek wygodny i ścisły by był19, nie jest niczym
zasadniczym. Wystarczy, że zarysowana figura jest spójna i odpowiada dającym się urzeczywistnić dyskursom. I nie
jest konieczne, żeby okres odnoszący się do starożytności
defacto znał tylko ową figurę; nie jest także konieczne, żeby
figura ta poświadczana była tylko przez ten okres. Kto za demonstrowałby istnienie w Grecji czy Rzymie dyskursów zarazem zmatematyzowanych i empirycznych20, osłabiłby 19 Pozostąje zresztą otwarta jedna kwestia empiryczna: czy twierdzenia Koyrégo dotyczące nauki starożytnej są niepodważalne? Specjaliści spierają się o to, nawet jeśli, ogólnie rzecz biorąc, istota jego ujęcia jest uznawana przez poważnych autorów; por. T.S. Kuhn, La Tension essentielle, Paris 1990, s. 69-110; G. Simon, Le Regard, l'Être et l’Apparence. 20 Tak byłoby według M. Serresa w przypadku Archimedesa i Lukrecjusza (La Naissance de la physique dans le texte de Lucrèce, Paris 1977). Niezależnie od tez Serresa, Archimedesa często uznaje się za tego, kto obrazuje takie połączenie elementów matematycznego i empirycznego, nie bez aplikacji technologicznych. Por. m.in. G. Lloyd: La Science grecque après Aristote, Paris 1990, s. 54—62, 112-115. To, co wiadomo o przesłankach doktrynalnych Archimedesa, potwierdza zresztą, że on sam był zwolennikiem fundamental nych zasad antycznej episteme. Por. jego niedokończone dzieło pod tytułem Metoda adresowane do Eratostenesa (fragment cytowany u Lloyda, La Science grecque après Aristote, s. 59-60).
68
Doktryna! nauki
Koyrego; ale niekoniecznie osłabiłby doktrynał nauki. Kto
zademonstrowałby istnienie w uniwersum nowoczesnym
dyskursów zgodnych z regułami episteme, nie osłabiałby nawet teorematów Koyrego.
Takie samo wnioskowanie obowiązuje zresztą w ob
szarze odniesień geograficznych: wydaje się, że nigdzie
poza światem zachodnim nie rozwinął się dyskurs zgodny z doktrynałem nauki. Dla Lacana wszakże nie jest to nie
zbędne. W systemie założeń, do których odwołuje się Lacan,
episteme, od której oddziela się nauka nowoczesna, stanowi bardziej figurę strukturalną niż jednostkę swoiście histo ryczną. Cechuje ją zestaw tez, a nie datowania, nawet jeśli
można ustalić naturalny związek między tezami a datami. Tezy definiujące dotyczą statusu matematyki i relacji pomię
dzy przemijającą przygodnością a konieczną wiecznością.
Siła tych tez nie wyparowała. Trzymając się ściśle da
nych obserwacyjnych, któż mógłby wątpić, iż dzisiaj w figu rach nauki idealnej występują jeszcze cechy euklidejskiej
demonstracji? Wiele nowych dyskursów otwarcie odwołuje się do epistemologii minimum i maksimum, która nie ma
innego źródła niż greckie; jak zobaczymy, jest to jedna z pa radoksalnych cech struktural izmu. Jeśli dusza, jak utrzymuje
Lacan, opierając się na doktrynale nauki, jest ściśle skorelo wana z episteme i jej konstytutywnymi zasadami, wówczas
któż może zaprzeczyć, że dusza powraca w nawet najzwyklej szych wypowiedziach? Czyż nie można by nawet twierdzić,
że dzisiejszy dyskurs o cywilizowanej demokracji odnajduje
w duszy swój najsolidniejszy trzon? W religiach, w prokla
macjach duchowości, w gestach humanitaryzmu, w politycz nej hipokryzji nie dostrzega się - wbrew temu, co często się 69
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
sądzi - wpływu judeochrześcijaństwa (postępowej od miany judeomasonerii), a raczej urządzenie Toż-Samego, wywodzące się ze starożytności. Że demiurg z Timaiosa
i Arystotelesowski Pierwszy Poruszyciel sprowadzeni zostają do statusu Świętego Mikołaja, mającego wyrównać
wszystkie widzialne dla oka straty dzięki widzialnemu dla
duszy zyskowi, wszystko to może być powodem do śmiechu lub płaczu, ale nie jest niezrozumiałe. Jeśli chodzi o naukę, tak przystrojoną swoimi „nowo-
czesnościami”, to czyż nie najtrwalszym żądaniem do niej
adresowanym jest to, ażeby rozbudzać sumienia? Żywa jest jeszcze wiara, iż wielkiemu uczonemu przypada funkcja mo ralna. Pod warunkiem że odbija on tylko echo tego, co każdy
pomyślał już sam z siebie, w każdym razie w momentach, w których nie myśli: to właśnie nazywa się - także za po
mocą greckiego słowa - etyką. Nie będę rozstrzygał, czy
w nowoczesnym uniwersum prawomocna jest jakakolwiek
etyka21. Jedno jest wszak pewne: jeśli etyka istnieje, to nauka
21 Kwestię tę stawia Lacan w seminarium VII. Tego ujęcia w mowie egzoterycznej nie oddał jednak na piśmie. Dowodzi to, iż uważał, że nie doszedł do pojęcia tego, czego wymaga wiedza, co potwierdza lektura seminarium. Co również potwierdza brak powiązania między tym, co tam zostało sfor mułowane odnośnie do etyki, i tym, co ostatecznie zostanie sformułowane pod nazwą etyki dobro-mowy (zob. na przykład Télévision). Niewiele więc wiemy o etyce lacanowskiej. Wiemy jedynie, że byłaby, dejure, uprawniona. Kwestia moralności w nieskończonym, zmatematyzowanym i precyzyj nym uniwersum jest oczywiście kwestią kantowską. W tej sprawie odsy łam do G. Lardreau, La Véracité, Lagrasse 1993 (por. szczególnie ks. 2, cz. 1 - s. 130-275 - i zwięzła analiza, jakiej poddane jest lacanowskie ujęcie, s. 159-160 i przyp. 16) i do J. Vuillemina, L’Intuitionnisme kantien, Paris 1994. Na temat ogólnej kwestii etyki w uniwersum, w którym matematyka jest nauką o Bycie, a nie tylko językiem nauki, przeczytać można u A. Badiou, a szczególnie w jego Etyce [wyd. polskie: przeł. P. Mościcki, Warszawa 2009].
70
Doktryna) nauki
nic o niej nie ma do powiedzenia, i bez wątpienia nic z nią jako nauka - nie ma wspólnego.
Można zapewne wnioskować jeszcze w terminach historycyzmu; można zapożyczyć język Gramsciego: czło wiek nowoczesny nigdy nie jest sobie współczesny (Je steśmy anachroniczni we własnej epoce”, pisał w więzie
niu - por. A. Gramsci, Oeuvres choisies, Paris 1959, s. 19). Lacan jest jednak bardziej radykalny, to znaczy bardziej
freudowski. W sławnym tekście - Wstęp do psychoanalizy (= Vor lesungen zur Einfiihrung in der Psychoanalyse), wykład
XVIII, s. 289 - Freud wymienia trzy „rany, które zadała
nauka naiwnemu samoumiłowaniu ludzkości”: Kopernik za sprawą zakwestionowania geocentryzmu, Darwin i Wal
lace za sprawą teorii doboru naturalnego oraz psychoanaliza. W ten sposób wyjaśnia nieproporcjonalną wrogość, którą wywołuje ta ostatnia, wrogość porównywalną w jego oczach
do wściekłości roznieconej przez wielkich poprzedników.
Mało istotne jest, czy miał rację odnośnie do szczegółu hi storycznego (Lacan w to wątpił, uprzywilejowując Keplera kosztem Kopernika). Niezależnie od tego szczegółu, należy
odtworzyć tezę podstawową: istnieje nawracający antyko-
pemikanizm; jest związany z Ja. Termin Eigenliebe, którego używa Freud, zawiera
oczywiście odcień moralny (myślimy o amor sui albo o mi łości własnej z Maksym La Rochefoucauld), chociaż łatwo się go pozbyć, sprowadzając termin do jego materialnego
jądra, którym jest Ja. Otóż Ja ma charakter strukturalny dlatego, że jest jedynie nazwą funkcji wyobrażeniowego.
Oto, czego dotyka nowoczesna kosmologia, niezależnie 71
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
od tego, czy przypisujemy ją Kopernikowi, czy Keplerowi.
Heliocentryzm pierwszego mniej istotny jest ze względu na rzekome poniżenie Ziemi, a bardziej za sprawą radykalnej
dysharmonii, którą wprowadza pomiędzy geometrycznym
centrum systemu planetarnego a centrum obserwacyjnym przyznanym pozycji człowieka; krok drugiego promuje -
w miejsce okręgu o unikalnym środku - elipsę o dwóch
ogniskach, z których jedno jest w sposób nieunikniony puste. W obydwu przypadkach „porządna” forma okręgu, w której wszystkie centra pokrywają się ze wszystkimi cen
trami, ustępuje pewnej wadliwej formie22. W przeciwieństwie do powyższego antykopemikanizm ma charakter strukturalny, ponieważ Ja i porządek
wyobrażeniowy, na mocy ich własnego prawa, preferują wszelkie „porządne” formy. Prawdą więc jest, że episte
me jako figura historyczna zaniknęła, ale pewne jej cechy
22 Kopernik, jak pisze Freud, pokazał, że „nasza ziemia nie jest punktem centralnym wszechświata, lecz maleńką cząstką systemu światów” (Wstęp do psychoanalizy, [przeł. S. Kempnerówna i W. Zaniewicki]). Lacan opie rając się na Koyrém (La Révolution astronomique, Paris 1961), uznaje takie przedstawienie za „mityczne”; jego zdaniem rewolucyjny krok wykonany został nie przez Kopernika, lecz przez Keplera i dotyczył nie geocentryzmu, ale zastąpienia okręgu elipsą. Por. Subversion du sujet et Dialectique du désir dans l'inconscientfreudien, É, s. 796-797; Radiophonie, s. 73; S XX, s. 41-43. Jakkolwiek by było, widzimy u Lacana troskę o historyczną do kładność, która oddala go właśnie od historycyzmu - który działa na wielkich masach. Na temat galileuszowego odrzucenia Gestalt w całkiem innej dziedzinie por. J.-C. Milner, Introduction à une science du langage, Paris 1989, s. 632633. Jeśli polegać na dyskusji Freuda na temat założeń, można mu zarzu cić cytowanie Wallace’a obok Darwina. Bowiem w kwestii miłości własnej ludzkości Wallace wydaje się tym, kto uczynił wiele, by ją oszczędzić (por. na przykład S.J. Gould, Selection naturelle et esprit humain: Darwin contre Wallace, w: tegoż, La Pouce du panda, trans. J. Chabert, Paris 1982, s. 45-55).
72
Doktryna! nauki
charakterystyczne pozostają, ponieważ pozostaje Ja, nieza leżnie od periodyzacji.
Stąd następujące twierdzenia, pochodzące tak od Freu da, jak i Lacana:
‘Ja ma odrazę do nauki’ ‘Ja ma odrazę do litery jako takiej’ ‘Ja i porządek wyobrażeniowy są gestaltyczne’
‘nauka i litera są obojętne w stosunku do „porządnych”
form’ ‘porządek wyobrażeniowy jako taki jest radykalnie obcy nowoczesnej nauce’
‘nauka nowoczesna, jako literalna, unieważnia porzą dek wyobrażeniowy’.
Można teraz lepiej ocenić występujący u Lacana słownik pe riodyzacji i bliski neoheglowskiej stylistyce Kojeve’a słow
nik masywnych powiązań. Dzięki tym dwóm słownikom zręczni użytkownicy nie mają kłopotu z wyartykułowaniem
jednej z możliwych odpowiedzi na pytanie, dlaczego Lacan potrzebował jakiejkolwiek teorii nauki. Nie z powodu scjentyzmu, powiedzą, skoro Lacan nie wierzył w ideał nauki dla psychoanalizy, a jeszcze mniej w naukę idealną; raczej z po wodu pozornie historyzujących tez: ‘powstanie nauki gali
lejskiej umożliwiło psychoanalizę’ albo ‘nie można pojąć psychoanalizy bez zszycia, którego dokonuje nowoczesna
nauka wobec podmiotu (i którego dokumentującym śladem jest Cogito)', albo ‘psychoanaliza rozwinąć się może tylko w nieskończonym uniwersum nauki’ itd. Problem w tym,
że odpowiedzi te same w sobie nic nie znaczą; powtarzają jedynie pytanie w innej formie. 73
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Bardziej ogólnie, nie można dać się za bardzo zwieść
Lacanowi masywnych powiązań;jestto Lacan uczo nej rozmowy i protreptyki, ale nie Lacan wiedzy.
W tym przypadku periodyzacja ma określoną funk
cję: anulować znaczenie pary ideału nauki i nauki idealnej w odniesieniu do psychoanalizy. Cóż bardziej skutecznego w tym kontekście niż operatory następstwa i cięcia, których
skromną konsekwencją jest dobre towarzystwo relatywizmu
i nominalizmu. Ośmielę się stwierdzić, co następuje: Freud dla utorowania drogi psychoanalizie w otoczeniu zdomi
nowanym przez filozoficzny idealizm musiał opierać się
na scjentyzmie ideału nauki; ceną, jaką musiał za to zapłacić, było nic innego niż scjentyzm nauki idealnej. W ramach ta kiej koniunktury, w której instytucje psychoanalityczne dały
się zdominować przez scjentyzm nauki idealnej, Lacan - dla
utorowania drogi - musiał relatywizować i nominalizować; ceną za to był dyskurs periodystyczny. W obydwu przy padkach chodzi o zagwarantowanie, poprzez różne środ
ki, podobnej funkcji, która w obu przypadkach przynależy do protreptyki. A kiedy chcemy dostać się do jądra wiedzy, należy uczynić je w sposób logiczny niezależnym od wszel
kiej protreptyki. W tym przypadku oznacza to uniezależnie
nie go od chronologicznych następstw i równoczesności. W ten sposób podążamy jedynie za Lacanem. Zrobiliśmy bowiem wszystko dla obniżenia kosztów i uwolnienia się
od opowieści historycznej. Od momentu, gdy periodyzujący
język dopełnił swój cel i gdy za jego sprawą podwójne wid
mo nauki idealnej i ideału nauki utraciło żywotność, Lacan stara się oczyścić teorię cięcia. Taka będzie funkcja teorii 74
Doktryna! nauki
dyskursów rozwijanej od 196923: uwidocznić własności
dyskursu w ogólności (przypomnijmy, że dyskurs u Lacana
to więź społeczna), a przez to pokazać, że heterogeniczność i wielość wewnętrznie doń należą. Nie są po prostu zaist niałymi w dyskursie skutkami okresów i epok, które byłyby
same w sobie czymś wobec dyskursów zewnętrznym. Nie rozkładają się po prostu na osi następstw („nie należy trak
tować tego w żadnym wypadku jako szeregu historycznych
emergencji”, S XX, s. 20). Dzięki doktrynie mnogości pozy cji, mnogości terminów, różnicy pomiędzy właściwościami
pozycji i właściwościami terminów, zmienności terminów względem pozycji - uzyskujemy to, co można nazwać niechronologiczną, a ogólniej - niesukcesywną artykulacją po jęcia cięcia. Niewątpliwie emergencja nowego dyskursu, przejście od jednego dyskursu do innego (co Lacan nazy
wa quart de tour, ćwierćobrotem, Allocution, s. 395; AE, s. 300) - słowem: przesunięcie, może stanowić wydarzenie; i niewątpliwie wydarzenia te są obiektami, które historycy starają się ująć w formie chronologicznej. Ale nie są takie,
jakimi historycy je opisują. Pod tym względem cała historia
należy do dziedziny oszustwa, a pierwsze fałszerstwo spo czywa właśnie w minimalnej homogenizacji, którą zakłada temporalna serializacja. Sam w sobie ćwierćobrót nie daje się wpisać w annalistyczną serię.
Zakładając, że teoria dyskursów jest literalizacją pozycji i terminów, wówczas cięcie będzie zasadniczo oznaczeniem 2J Por. S XVII (w całości); Radiophonie, s. 96-99; AE, s. 444—447; Allocution prononcé pour la clôture du congrès de l'Ecole freudienne de Paris, le 19 avril 1970 (tamże s. 391-399; AE, s. 297-304); Télévision, passim; S XX, s. 20-21. Por. rozdz. 3 w niniejszej publikacji.
75
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
pewnej literalnej niemożliwości. Niemożliwe jest to, by sys
tem liter był inny; niemożliwe jest to, by jeden system liter
przeszedł bez wstrząsu w inny system liter. Innymi słowy, nie istnieje wewnętrzne przekształcenie systemu - każde prze
kształcenie jest przejściem od jednego systemu do innego. Można utrzymywać, pogłębiając rozważania, że tak zdefiniowany dyskurs sam w sobie jest niczym innym jak
zbiorem reguł określających synonimiczność i niesynoni-
miczność. Dwa dyskursy będą się od siebie różnić dokładnie o tyle, o ile ich reguły definicyjne będą się różnić. Przeto
istotę dyskursywnego cięcia daje się określić następująco: ‘powiedzieć, że między dwoma dyskursami istnieje cięcie, to jedynie powiedzieć, że żadne z twierdzeń jedne
go dyskursu nie jest synonimiczne z żadnym twierdzeniem drugiego dyskursu’.
Wnioskujemy z tego, że synonimie - jeśli istnieją -
mogą istnieć tylko w obrębie tego samego dyskursu, zaś między różnymi dyskursami jedyne możliwe podobieństwa
należą do homonimii. W takiej teorii pojęcie cięcia i pojęcie
dyskursu współnależą całkowicie do siebie: między dwoma realnie różnymi dyskursami nie ma innej relacji niż relacja cięcia, ale cięcie jest tylko nazwą ich realnej różnicy. Na
rzuca się wniosek:
‘cięcie nie ma fundamentalnie chronologicznego charakteru’.
Co można powiedzieć inaczej, uogólniając znaczenie: ‘teoria dyskursów jest antyhistorią’.
Wynika stąd, że synchronia nie oznacza tu współczesno ści. Powinna raczej być rozumiana w znaczeniu, w jakim 76
Doktrynal nauki
mówi się o synchronii wahadeł. Łatwiej wówczas zrozu
mieć, że pomiędzy twierdzeniami tak samo datowanymi,
a nawet w obrębie tego samego twierdzenia, zachodzi niesynchroniczność. Tak samo przejście od jednego dyskursu
do drugiego nie wywołuje jednoznacznych następstw; syn chroniczne twierdzenia episteme mogą następować w cza
sie po synchronicznych twierdzeniach nauki, i odwrotnie. W głębszym sensie, niechronologiczna doktryna cięcia pociąga za sobą to, iż następstwo jest zawsze wyłącznie
wyobrażeniowe. Nie ma ostatniej realnej instancji, która uprawomocniałaby serialne porządki.
Historyzująca lektura doktrynału nauki konieczna jest tylko
wtedy, gdy poprzestajemy na celach protreptycznych; jest zaś daleko niewystarczająca, jeśli bierzemy pod uwagę konstruk
cję wiedzy. Należy więc wyraźniej określić strukturalne i we wnętrzne cechy nauki galilejskiej i nie poprzestawać na an-
nalistycznych odniesieniach do Galileusza i jego następców.
Było to troską samego Koyrego, który sformułował na ten temat kilka tez. Lacan spożytkował je, i nie zawsze w sposób całkiem jawny sformułował kolejne, uzupełniające tamte.
6. Literalność i przygodność Można czytać Koyrego, eliminując historyzujące operato
ry. A dokładniej, można dokonać oczyszczenia z nich jego lektury, jaką proponuje lacanowski doktryna!. Łącząc matematyczność i empiryczność, przegru-
powując theoria i praxis, episteme i techne, wyróżniki 77
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Koyrego spełniają wiele operacji. Można jednak streścić je za pomocą jednej. By to zrozumieć, wystarczy przejść
do pozornie dalekiej Koyremu epistemologii, a mianowicie
do epistemologii Poppera. Twierdzenia nauki muszą być falsyfikowalne, mówi ów autor, wyznaczając w ten sposób, za pomocą terminu „demarkacja”, to, co można też nazwać
wyróżnikiem Poppera. Twierdzenie jest falsyfikowal ne tylko wtedy, gdy jego negacja nie jest logicznie sprzeczna
albo materialnie unieważniona przez zwykłą obserwację.
Inaczej mówiąc, jego referent musi mieć możliwość - lo giczną i materialną - bycia innym, niż jest. To wszakże
oznacza przygodność. Krótko mówiąc: tylko przygodne twierdzenia są falsyfikowalne; nauka może więc być tylko nauką o tym, co przygodne.
Odwrotnie z kolei, wszystko, co przygodne, może i musi być uchwytne dla nauki - tak teoretycznej, co sto
sowanej. Cały zbiór przygodności, takich, jakimi je ujmuje nauka, w teorii i praktyce - to uniwersum.
Takie jest urządzenie, w które naprawdę wpisuje się Lacan.
Terminem średnim jest tu przygodność. Dzięki niemu chro nologiczny wyróżnik Koyrego daje się złączyć ze struktu ralnym wyróżnikiem Poppera24. Doktryna! nauki okazuje się opierać na ukrytym lemacie:
‘wyróżnik Koyrego i wyróżnik Poppera to syno nimy, pod warunkiem że ujmujemy je z perspektywy
przygodności’. 2J W tym zakresie sięgnąć należy do prac Kuhna, a w szczególności do jego zbioru La Tension essentielle, bardziej wprost odnoszącego się do sporu z Popperem niż Struktura rewolucji naukowych.
78
Doktrynal nauki
Pierwsza konsekwencja się narzuca: jakiekolwiek by łoby pierwotne sformułowanie teorematu Koyrego, nie jest on mimo to w sposób fundamentalny twierdzeniem histo
rycznym; jeśli psychoanaliza zależy od niego, to nie z racji historycznych (i zwłaszcza nie z racji chronologicznych). Druga i głębsza konsekwencja wskazuje, że równanie
podmiotów przepisać daje się następująco:
‘podmiot, na którym działa psychoanaliza, będąc korelatem nowoczesnej nauki, jest korelatem tego, co przygodne’.
W tym przepisaniu okazuje się, że Popper jest Lacano-
wi niezbędny. To prawda, że Lacan nie odwołuje się prak tycznie do niego (zainteresował się nim późno i bez pasji);
mimo tego to właśnie słowo przygodność wychwytuje
Lacan u Kojeve’a i u Koyrego, którzy jednak go wcale nie stosują: „nie istnieje już sklepienie niebieskie, a cały zbiór ciał niebieskich [...] przedstawia się jako coś, co mogło
by równie dobrze w ogóle nie być - ich rzeczywistość jest
w istotny sposób naznaczona [...] charakterem faktyczności, są z gruntu przygodne” (S VII, s. 147). W łańcuchu racji,
który przebiega od twierdzeń Koyrego i Kojeve’a do takie go uwypuklenia przygodności, uprawnione jest - choć by dokonywało się to przy Lacana niewiedzy o Popperze i Poppera niewiedzy o Lacanie - odtworzenie brakującego ogniwa. Jeśli jednak chcemy pozostać przy tym, co Lacan
mógł w sposób jawny myśleć, czy przywołanie w tym miej scu Mallarmego będzie nieuprawnione? Jeśli przyjmiemy,
że właściwością nowoczesnej litery jest ujmowanie przy
godności jako przygodności, to pierwsza dewiza epoki na uki brzmi: żadna litera nigdy nie zniesie przypadku. Druga
natomiast brzmi: każda litera jest rzutem kośćmi. 79
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Litera jest, jaka jest, bez żadnej racji, która czyniłaby ją taką, jaką jest; nie ma tym samym żadnej racji, by była inna, niż jest. A gdyby była inna, niż jest, wówczas byłaby
jedynie inną literą. W rzeczywistości od momentu, w któ rym jest, trwa i nie zmienia się (Jedyna Liczba, która nie
może być inna”). Co najwyżej dyskurs może nie zmienić literę, lecz ją wymienić. W ten sposób, przez zwodniczy
chwyt, litera nabiera rysów niezmienności, równokształt-
nych z rysami wiecznej idei. Niezmienność tego, co nie ma racji bycia takim, jakim jest, bez wątpienia nie ma nic
wspólnego z niezmiennością tego, co nie może - bez po
gwałcenia rozumu - być inne, niż jest. Ale wyobrażeniowa
równokształtność pozostaje. Wynika stąd, że ujęcie różnorodności przez literę nadaje
jej - jako temu, co może być inne, niż jest - wyobrażeniowe
rysy tego, co nie może być inne, niż jest. To właśnie nazywa się koniecznością praw nauki. Przypomina ona w każdym
punkcie konieczność najwyższego Bytu, ale przypominają tym bardziej, że nie ma z nią nic wspólnego. Struktura nowo
czesnej nauki spoczywa cała na przygodności. Materialna konieczność, którą rozpoznaje się w prawach, jest blizną sa mej tej przygodności. W momencie przebłysku każdy punkt każdego odniesienia każdego twierdzenia nauki jawi się jako
mogący być nieskończenie innym, z nieskończonej ilości
punktów widzenia; w momencie kolejnym litera ustaliła go takim, jakim jest, i niemogącym być innym, niż jest, z wy
jątkiem wymiany litery, to znaczy dziedziny. Ale warunkiem momentu późniejszego jest rzecz jasna moment wcześniej
szy. Pokazanie, że element uniwersum jest taki, jakim jest, wymaga rzucenia kośćmi jakiegoś możliwego uniwersum, 80
Doktrynal nauki
w którym ten element byłby inny, niż jest25. Temu interwa
łowi czasowemu, w którym kości kręcą się, ale jeszcze nie spadły, doktryna nadała nazwę: emergencja podmiotu, który
nie jest rzucającym (rzucający nie istnieje), ale jest samymi
kośćmi pozostającymi w zawieszeniu. W wirze tych wzajem nie wykluczających się możliwości błyska w końcu, w ko
lejnym momencie, kiedy kości spadają, flesz niemożliwości: niemożliwości, kiedy już spadły, by inny wynik dawał się na nich odczytać. W czym widać, że niemożliwość nie jest
oddzielna od przygodności, lecz stanowi jej realny rdzeń. Ażeby to zobaczyć, należałoby jeszcze stale prze chodzić od momentu wcześniejszego do późniejszego.
Ale to niewykonalne, gdyż należałoby także stale wracać od późniejszego do wcześniejszego. W każdym razie nauka na to nie pozwala; odkąd litera została ustalona, pozostaje
tylko konieczność i wymusza zapomnienie o przygodno
ści, która ją uprawomocniła. Niewczesność tego powrotu przygodności, to właśnie Lacan nazywa zszyciem. Radykal-
ność zapomnienia, to właśnie Lacan nazywa wykluczeniem
{La Science et la Vérité, s. 874). Skoro podmiot jest tym, co wyłania się w kroku od wcześniejszego momentu do póź
niejszego, zszycie i wykluczenie są w sposób konieczny
zszyciem i wykluczeniem podmiotu26.
25 U S. Kripkego znajdziemy wzajemne powiązanie litery, możliwego uniwersum i rzutu kośćmi: por. szczególnie Nazywanie a konieczność, s. 25-27. Oczywiście nie bierzemy pod uwagę przerażenia mogącego ogarnąć Kripkego na skutek porównania go z Mallarmem czy Lacanem, zakładając nawet, że wie, o kogo chodzi. 26 Inaczej mówiąc, doktryna litery opiera się na logice dwuetapowej. Czy telnik może sprawdzić, że formuła Lacana SI (SI (SI (SI—>S2))) - znaleźć ją można w S XX, s. 130 - jest jedynie literalizacją tej logiki.
81
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Przyjąć, że przygodne i empiryczne twierdzenie, o ile jest
właśnie przygodne i empiryczne, da się zmatematyzować, to - w horyzoncie litery - rozerwać i załatać w całkowicie
nowy sposób, stale niepewny, ale i stale odnawiany, poły niezmienności i przejściowości. Całkowity zbiór punktów,
do których odnoszą się twierdzenia nauki, nazywany jest zwykle uniwersum. Skoro każdy z tych punktów musi dać się ująć jako oscylacja o nieskończonej wariacji, skoro wy
starczy jedna wariacja wpływająca na jeden z tych punktów, aby można było odróżnić dwa możliwe uniwersa, skoro z tej racji ilość możliwych uniwersów jest nieskończona,
skoro uniwersum istnieje dla nauki tylko przez obejście tych możliwych uniwersów, uniwersum jest z konieczno
ści nieskończone i nie przestałoby takie być, nawet gdyby
liczba tworzących je punktów byłaby aktualnie skończona. Nieskończoność jakościowa, można by wręcz powiedzieć, nie ilościowa.
Za sprawą samej tylko przygodności owa nieskończo ność pojawia się w uniwersum, i to z jego własnego wnętrza.
Jest to coś, co kolejny raz wstrząsa zwyczajowymi relacjami wiążącymi z łatwością nieskończoność z jakimś miejscem zewnętrznym, transcendentnym wobec uniwersum. Uni
wersum, jako przedmiot nauki i przedmiot przygodny, jest nieskończone wewnętrznie27:
27 O jaką nieskończoność chodzi? W ostateczności o nieskończoność pod legającą literalizacji: nieskończoność matematyków, to znaczy Cantora. Ale pojawiła się ona późno. U początku galilejskiej nauki, paradoksalnie w mo mencie, gdy matematyzuje się i odsyła uniwersum do nieskończoności, nie istnieje matematyka nieskończoności. Na tle owej histerezy powstaje oscy lacja pomiędzy pozytywną nieskończonością a negatywną nieokreślonością, której Kartezjusz jest pierwszym sygnałem.
82
Doktryna! nauki
‘nieskończoność uniwersum jest znamieniem jego ra dykalnej przygodności’.
A więc to w nim, a nie poza nim, należy poszukiwać znamion tej nieskończoności. Teza par excellence nowo
czesna będzie więc następująca:
‘skończoność nie istnieje w uniwersum’, a ponieważ wszystko może istnieć wyłącznie w uni
wersum, tezę można też wyrazić:
‘skończoność nie istnieje’. Gdyż:
‘nie ma niczego, co byłoby poza uniwersum’. W szczególności wynika stąd, że podmiot nie stanowi żadnego poza-uniwersum. W jaki sposób, mimo to, może
i musi być różny od uniwersum, to jest przedmiotem teorii
podmiotu. Zrozumiałe jest, że ta teoria odwołuje się w spo sób szczególny do matematycznej teorii wewnętrznego i ze
wnętrznego, innymi słowy do topologii. Zrozumiałe jest, że zwłaszcza wszystkie warianty wewnętrznej ekskluzji
są w niej zachowane {La Science et la Vérité, s. 861 ). Mamy
tu konieczne konsekwencje doktrynału nauki. Zrozumiałe jest także, że doktrynał nauki musi wiązać się z hipotezami
dotyczącymi podmiotu, niezależnie od wszelkiej korelacji
historycznej. Hipoteza podmiotu nauki może być oddzielona od historycyzmu. To, iż nie ma nic poza uniwersum, okazuje się trudne do wy
obrażenia. Stąd w przedstawieniach powrót do figur poza-
-światowych; Boga, Człowieka, Ja, którym przypisuje się jakąś specyficzną własność, wyłączającą je z uniwersum i konstytuującą to uniwersum jako pewną Całość. Owa 83
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
własność wyłączająca otrzymuje różne nazwy; przez długi
czas filozofia powoływała się tutaj na duszę - istniejącą w człowieku instancję tego, co czyni go pokrewnym Bogu.
Dusza jednak pochodzi ze świata antycznego i należy do episteme. Kiedy ta ostatnia ustąpiła nowoczesnej nauce,
również dusza, krok po kroku, musiała odejść. Wówczas nadeszła świadomość.
Tutaj tkwi „punkt padania” psychoanalizy. Podejmuje ona na nowo problem uniwersum i rozwiązuje go następu jąco: pojęcie, zgodnie z którym istnieje uniwersum, i nic
zeń nie jest wyłączone, nawet Człowiek, to pojęcie mó wiące świadomości „nie”, to nieświadomość. Dzięki temu rozjaśnia się nazwa „nieświadomość” i jej negatywna kon
stytucja. Jeśli świadomość, a dokładniej samoświadomość skupiają w sobie przywileje człowieka jako wyjątku od Ca
łości, to negacja, którą Freud naznacza świadomość, ma tylko jedną funkcję: uczynić te przywileje przestarzałymi. Tym gestem objęta jest również dusza. Rozjaśniają się także
ostre zmagania, które Lacan - idąc krok dalej niż Freud podejmował wobec duszy: zob. Télévision, s. 16-17; AE,
s. 512. Rozwija jedynie jeden z ukrytych efektów zawartych w słowie „nieświadomość”. W tym samym czasie co du
sza dotknięta jest też figura Boga, jako poza-uniwersum par excellence. Zrozumiały staje się wówczas logion Lacana: „Bóg jest nieświadomy”28; przede wszystkim znaczy
to rzecz następującą: nazwa „nieświadomość” stenografuje nieistnienie jakiejkolwiek poza-światowości; imię Boga de
28 Pojawia się tylko raz w S XI [12.02.1964], s. 70, jako właściwa formuła ateizmu.
84
Doktryna! nauki
sygnuje taką poza-światowość; zwycięstwo nowoczesnego uniwersum nad światami starożytnymi oznacza więc, że nie świadomość zatriumfowała nawet nad Bogiem.
Jednak sam ten logion jest całkowicie artykułowany w nauce nowoczesnej i w urządzeniu uniwersum. To, iż na uka potrzebuje uniwersum i że uniwersum uderza wszelkie
poza-uniwersum niemożliwością, może być stenografowa
ne w jednym słowie „nieświadomość”, które za jednym zamachem wykreśla i duszę, i Boga. I odwrotnie, system
twierdzeń, który ma ogarnąć obiekt definiowany, jako nie
świadomość może znaleźć swoją realizację tylko w nauce nowoczesnej i w uniwersum, które ona funduje. Rabelais
rzucił właściwe hasło: science sans conscience, „nauka bez
sumienia/świadomości” i, dlatego właśnie, „ruina duszy”. Albo, dokładniej jeszcze ujmując, nauka realizuje się tylko
przez to, że czyni z siebie naukę o nieistnieniu sumienia/
świadomości i nieistnieniu duszy29.
Jest ściśle prawdą, jak twierdził Freud, iż psychoanali za kaleczy Ja i że na tym polega jej pokrewieństwo z Koper
nikiem, a więc z nauką nowoczesną. Ale aby to zrozumieć, należy dodać, iż narcyzm stale sprowadza się do wymagania
własnej wyjątkowości, i odwrotnie. Hipoteza nieświadomo ści jest niczym innym jak odmiennym sposobem stwier
dzenia nieistnienia takich wyjątków; z tego samego powo
du jest niczym więcej, ale też niczym mniej niż afirmacją uniwersum nauki. Nie tylko nieświadomość realizuje tym 2,1 Por. L'Étourdit, s. 9: „Aby stanowić język najbardziej odpowiedni do na ukowego dyskursu, matematyka jest nauką bez sumienia/świadomości, jaką obiecał nam Rabelais [...]; wiedza radosna cieszyła się, mogąc założyć ruinę duszy”.
85
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
sposobem program, którego obawiał się Rabelais, ale także
okazuje się dokładnie przyjmować funkcje nieskończoności. Oba słowa mają zresztą taką samą strukturę: mówi się unbewusst, tak jak mówi się unendlich. Nieskończoność jest
tym, co mówi „nie” dla wyjątku skończoności; nieświado mość jest tym, co mówi „nie” dla samoświadomości jako przywileju. Lacan zaiste często komentował w niechętny
sposób negatywny charakter słowa unbewusst. Możemy rozpoznać tu doktrynę kartezjańską: nieskończoność jest
tym, co pierwotne, i tym, co ma charakter pozytywny, skoń-
czoność jest wtórna i tym, co otrzymuje się przez swego rodzaju wydzielenie; tak samo nieświadomość eksplikuje
świadomość, a nie odwrotnie. Stenografuje ona afirmację, a nie ograniczenie. Zauważyć należy jednak, iż negacja ma
swoje zalety. Co więcej, język niemiecki dokłada do nich jeszcze
inne. W niemieckim prefiks un- nie zawsze jest tam samo
banalnie negatywny, jak łaciński prefiks /«-; nie zawsze ogranicza się do wyznaczenia dopełnienia dziedziny ozna
czonej przez termin pozytywny. Tym sposobem Unmensch nie oznacza nie-człowieka, ale człowieka zaburzonego, po
twora; Unkraut oznacza ziele {Kraut), ale „złe”, pasożytni cze, czyli chwast; unheimlich nie oznacza przeciwieństwa
tego, co swojskie, ale swojskość zakłóconą na skutek nie
pokoju, który ją rozprasza30. Tak samo powiedzielibyśmy,
W. Benjamin przytacza to zdanie Leirisa (mimo że wydawcy nie są w sta nie wyróżnić, czy chodzi o Michela Leirisa czy o Pierre’a Leyrisa): „słowo »zwyczajny« byłoby u Baudelaire’a pełne tajemnicy i niepokoju” (Charles Baudelaire, Paris 1982, s. 236). Nie do oddzielenia od „Gdziekolwiek poza światem” i od nie-swojskiego jako schronienia.
86
Doktrynal nauki
że w nowoczesnym uniwersum nie ma dziedzinowego
rozróżnienia pomiędzy skończonością a nieskończonością,
istnieje natomiast stałe zakłócanie skończoności przez
nieskończoność; wszelka skończoność, o ile zostaje ujęta przez naukę, ustanawia się najpierw jako coś, co może być
nieskończenie inne, niż jest. Nie byłoby to zresztą dale kie od kartezjańskiej teorii prawd wiecznych. Równolegle
w psychoanalizie nieświadomość stale zaburza świadomość; ujawnia ją jako coś, co może być inne, niż jest, i tylko za taką cenę ustanawia to, w czym właśnie nie może być inna.
Przeczący prefiks jest tylko piętnem tego zakłócania. Psychoanaliza u swoich podstaw jest doktryną nieskończo nego i przygodnego uniwersum. W ten sposób rozjaśnia się
jej doktryna śmierci i seksualności. Nie można zapominać, że wedle większości śmierć jest samym znamieniem skończoności. Wedle jednak nowo czesnego lematu skończoność nie istnieje - psychoanaliza przyjmuje ten lemat. Nadaje mu nawet specyficzną postać:
‘jako znamię skończoności, śmierć jest niczym w analizie’
albo: ‘śmierć liczy się w analizie tylko o tyle, o ile jest zna mieniem nieskończoności’,
albo:
‘śmierć jest niczym poza byciem obiektem popędu’.
Taka jest podstawa pojęcia popędu śmierci. Wyprowa dzić z niej możemy wniosek, że słowo „śmierć” jest ogni skiem homonimiczności między skończonością i nieskoń
czonością. A także o tym, że z możliwością psychoanalizy 87
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
nie da się pogodzić żadnej filozofii, w której śmierć ucho dzi właśnie za motyw przeciwny: za znamię skończoności.
Konkluzja partykularna: jeśli taką jest filozofia Heideggera, jeśli bycie ku śmierci jest byciem ku skończoności, wów
czas - mimo wymiany listów i odwiedzin, nawet mimo
wagi, jaką trzeba przywiązać w doktrynie leczenia do defi
nicji prawdy jako nieskrytości - doktryna Lacana, jako dok
tryna psychoanalizy, jest antynomiczna względem filozofii Heideggera - i odwrotnie. Psychoanaliza ma do czynienia z tym, co nowocześni nazywają seksualnością. Oto i rzecz najlepiej znana na świę
cie. Można się jednak dopytywać, dlaczego i jak ma z nią
do czynienia? Daremne jest stwierdzenie, że seksualność istnieje empirycznie i potrzeba jakiegoś mówiącego o niej
racjonalnie dyskursu. Nie jest bowiem trywialną kwestią,
czy seksualność istnieje - czy jakiś dający się określić region
rzeczywistości nosi tę nazwę. Jest to tak mało trywialne, że stało się, jak się zdaje, nie do przyjęcia, by w ogóle po
stawiono to pytanie. Foucault doświadczył, ile kosztował
rewizjonizm w tej kwestii. Załóżmy nawet, że seksualność istnieje tak, jak się mówi, że istnieje; nie jest wcale oczy
wiste, iż psychoanaliza mówi o niej bezpośrednio. Wiemy, iż wyrafinowane erudycyjnie umysły - Jungowi można przy
pisać wszystko z wyjątkiem ignorancji - temu zaprzeczały. Powiem, że seksualność, tak jak mówi o niej psycho analiza, jest niczym innym jak tym: miejscem nieskończo
nej przygodności w ciele. To, że seksuacja istnieje, a nie
przeciwnie, to rzecz przygodna. To, że istnieją dwie płcie,
a nie jedna lub wiele, jest rzeczą przygodną. To, że nale ży się do jednej lub drugiej strony, jest rzeczą przygodną. 88
Doktrynal nauki
To, że z seksuacją wiążą się takie a takie cechy somatycz ne, jest rzeczą przygodną. To, że wiążą się z nią takie a ta
kie cechy kulturowe, jest rzeczą przygodną. Ponieważ jest
to przygodne, dotyka ono nieskończoności. Mimo to coś nie przestaje podlegać literalizacji. Ponie
waż nazwy „mężczyzna” i „kobieta” są przede wszystkim sposobem zaliczania się do zbioru, który jednocześnie daje się scalić i pozostaje otwarty, i ponieważ temu wliczaniu
odpowiada pewien typ logiki. W roku 1945 Le Temps lo gique et I'Assertion de certitude anticipée (E, s. 197-213)
nazywa ją logiką kolektywną i przedstawia jej wersję dia lektyczną, stosowną dla quasi-sartre’owskiej dramatyzacji
{Przy drzwiach zamkniętych nie jest tu odległe); w posta ci od-dramatyzowanej i sformalizowanej na wzór quasi-
-russellowski pojawia się na nowo w zapisach z L'Etourdit.
Zrozumieć można, że pytanie o granicę jest kluczowe dla tych ostatnich. Widzimy także, iż powiązane jest z pytaniem o nie
skończoność. Zapisy seksualne dotyczą nieskończonej Cało ści, o ile wpływa na nią istnienie bądź nieistnienie granicy. Freudowska nieświadomość, jako seksualna, to nie
świadomość jako mogąca być inną, niż jest; to także nie świadomość jako będąca taką, jaką jest - i o której, od mo
mentu, kiedy jest taką, jaką jest, litera ogłasza, że odtąd nie może być inna, niż jest. Skądinąd w tym samym posunięciu nieświadomość jest nieskończonością. W jej miejscu krzy
żują się więc, zgodnie z oczekiwaniami, nieskończoność
i przygodność. Ale seksualność jest także zakłócana przez nieskończoność; a to za sprawą popędu śmierci, za spra
wą jouissance, także za sprawą przygodności czy wybie gów Całości. Odwracalność jest w rezultacie kompletna: 89
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
nieświadomość jest władzą nieskończonego uniwersum nad myślą bytu mówiącego, ale jako taka może być tylko seksu
alna; seksualność jest władzą nieskończonego uniwersum nad ciałem bytu mówiącego, ale jako taka może być tylko nieświadoma. W ten sposób odnajdujemy powtórnie naukę
nowoczesną. Psychoanaliza może posiłkować się doktryna-
łem nauki tylko pod warunkiem opierania się na seksuacji jako na fenomenie, i na seksualności jako regionie rzeczywi
stości, w którym ów fenomen daje się uchwycić. W zamian
doktrynał nauki jest tylko inną nazwą seksuacji jako rzutu kośćmi, to znaczy jako litery.
Rozdział III Pierwszy klasycyzm lacanowski
1. Mowa cięcia Całość doktrynału nauki, jego teorematów, hipotez i lema
tów, posiada wielkie znaczenie. Pozwala na dokładniejsze, niż robi się to zwykle, oznakowanie przestrzeni doktrynal
nych twierdzeń Lacanowskich. Potraktowany poważnie,
może stanowić prawdziwy analizator tego, co zwało się
niekiedy myślą lat 60. Myśl ta bowiem, pośród wielu innych cech charakterystycznych, w sposób szczególny zgadzała się w jednej aksjomatycznej tezie: „istnieją cięcia”1. Rozumiała
ją w stylu historyzującym. Prawdą jest, że doktrynał później
rozumiał będzie ją inaczej. Prawdą jest także, iż w latach 60. podzielał interpretację powszechną. Aksjomat istnienia cięć i jego chronologiczna lektura
nie są same w sobie niczym nowym. Od czasu gromów
1 Odsyłam do E. Balibara: Lieux et Noms de la vérité. La Tour-d’Aigues 1994.
91
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
świętego Pawła ogłaszających koniec antycznego świata, któremu on sam kładzie kres („Grecy szukają mądrości...”,
Pierwszy List do Koryntian 1,22), znaleźć je można w róż nych postaciach u wielu autorów. Francuskojęzyczni eru-
dyci stale komentowali za pomocą tej terminologii okresy
przed i po rewolucji, tak iż aksjomat cięć stał się dla nich stemplem polityki; przyjmować go stanowiło dla niektórych
prawie tyle samo, co angażować się. Lata 60. zaproponowały jedynie szczególną wersję tej operacji. W Stopniu zero pisania Roland Barthes ogłasza z grub sza tezę: ‘Literatura jest z istoty nowoczesna’. Ma więc pewne
p r z e d i być może pewne p o. Tę nowoczesność można dato wać w przybliżeniu od momentu ustanowienia burżuazji jako ekonomicznie i politycznie panującej klasy. Przynajmniej
we Francji. Stąd łatwo można by wnioskować, iż literatura francuska stanowi wzór Literatury, tak jak angielska rewo
lucja przemysłowa wyznacza, zdaniem niektórych, wzorzec
przemysłowego kapitalizmu. Wedle samej logiki Barthesa
cięcie, którego Literatura jest nazwą, może i musi łączyć się
z innymi: politycznym i społecznym cięciem XVI stulecia, cięciem z końca XVIII stulecia; nic nie przeszkadzałoby, ażeby jawiło mu się jako trafne cięcie typu koyrowskiego. Po prostu nie skonstruował odpowiedniej relacji.
Dokonał tego Althusser, a przynajmniej wprowadził pozwalające na to terminy. Jego przedsięwzięcie opiera się
na następującej hipotezie: ‘uniwersum nowoczesnej nauki jest zakresowo zbieżne z rynkiem światowym’. Stąd objaśnienie materialnych podstaw tego ostat
niego będzie rozjaśnieniem podstaw prawomocności tego 92
Pierwszy klasycyzm lacanowski
pierwszego - i odwrotnie. Pojęcie uniwersum i pojęcie nauki wzajemnie do siebie należą: jedno nie funkcjonuje bez dru
giego; teoria uniwersum może być tylko nauką; przedmio tem nauki może być tylko uniwersum. Równolegle, kom
pletna teoria rynku światowego byłaby teorią kapitalizmu.
A przez to teoria kapitalizmu i doktryna nowoczesnej nauki są wzajemnie uwarunkowane. W przeciwieństwie do tego,
co sam Althusser czasami twierdził, nie jest tak tylko dlate go, że Marks piszący Kapitał wpisuje się w ruch nauki - ten powód jest niekwestionowalny, ale nie jest wystarczający. Relacja jest bardziej fundamentalna i dotyka warunków
możliwości samego dzieła Marksa; dokładniej: podstaw
programu badań i definicji jego przedmiotu2.
W ten sposób, za pośrednictwem Marksa i na sposób,
który nie ma nic wspólnego z progresywizmem Sartre’a lat 50., urządzona zostaje konstelacja wzajemnie powiązanych
tez. Widzimy teraz, co jest własnością lat 60. Nie chodzi o stwierdzenie istnienia cięć, ale o dyskursywną funkcję,
którą można rozpoznać w tym stwierdzeniu. Cięcia są pomy ślane, w sposób jawny bądź niejawny, jako odpowiednik w uniwersum myśli - historycznych cezur, których teorię proponował marksizm. Pozwalają one zachować formalną
relację z marksizmem, ale bez konieczności, by być mu substancjalnie podporządkowanymi.
Nie ma tu miejsca na podejmowanie dyskursywnej me
chaniki, dzięki której nastąpiło przejście stopniowo od poli
tycznego progresywizmu, reprezentowanego zwłaszcza przez
■ Na temat Althussera por. zbiór Politique et Philosophie dans l'oeuvre de Louis Althusser, éd. S. Lazarus, Paris 1993. 93
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Sartre’a, do twierdzeń coraz bardziej oddzielających wybory polityczne od wyborów intelektualnych3. Wystarczy ustalić, w jaki sposób doktryna! nauki, nie będąc fundamentalnie hi
storyzującym, z zupełnością i kompletnością ukazuje logiki odnajdywane gdzie indziej, w formie wyraźnie historyzującej. Aby do tego dojść, należy przejść przez Foucaulta. On sam w stosownych okolicznościach dokona! znaczącej
zmiany. Przypuszczać można, iż lepiej od innych rozumiał wskazane przeze mnie spowinowacenia. Czy zaś zaakcep tował doktryna! nauki albo po prostu systemy rozgałęzień,
które doktryna! umożliwia, to warte jest zbadania. Co prawda nie mamy pewności, czy przyjmował ak sjomat istnienia cięć. Albo raczej przyjmował go, aby na
tychmiast go rozpuścić w rodzinie problemów: czym jest
cięcie, po czym je rozpoznać, jakie istnieją rodzaje cięć itd.? Program Foucaulta tworzy w ten sposób ogólną typologię
wszelkich możliwych cięć dyskursywnych; rodzaj topologii pojęcia, jeśli topologia jest faktycznie nauką o brzegach, o zewnętrzach i wnętrzach, o pokryciach powierzchni.
Foucault, w końcu, nie uprawia Historii. Nawet jeśli utrzymuje ostatnią instancję serialności czasowej, takiej,
że istnieje u niego dyskursywne następstwo, że musi ono być zawsze homologiczne z następstwem czasowym i że kom patybilność dyskursów musi się dać w przybliżeniu pro jektować w sąsiedztwo (w epokę), mimo to osie mechani
zmu są uszkodzone; nazwy starożytności, średniowiecza
i ery nowożytnej pojawiają okazjonalnie, ale są podejrzane
3 Pozwalam sobie odesłać tu do mojej pracy L'Archeologie d'un échec, Paris 1993.
94
Pierwszy klasycyzm lacanowski
z zasady, co nie wzbrania ich stosowania, ale wymaga, by
były poddane kontroli - najlepiej nieoczekiwanej. To praw da, że utrzymując chronologię, Foucault utrzymuje także
nazwę „historia”, choć jest ona zbanalizowana i niejako pod
porządkowana następującemu po niej dopełnieniu: historia
szaleństwa, historia ciał, historia seksualności - syntagmy te skrywają i odkrywają wyzwanie rzucane zastosowaniom absoluty stycznym, w liczbie pojedynczej („myśleć Histo
rię”, „czynić Historię”) czy mnogiej {bibliothèque des Hi
stoires'. „biblioteka [mnogich] Historii”).
Swojej metodzie woli nadać nazwę archeologia, nazwę zarazem objaśniającą i ryzykowną. Objaśniającą, ponieważ nie jest to nazwa „historia”, która mówiłaby wię
cej, niż jest uprawnione; ryzykowną, ponieważ ściśle wiąże
ogólną teorię cięcia z teorią warstw i pokryć powierzchni. To, że na nieciągłość nakłada się koniecznie maskująca ją
warstwa, jest hipotezą nietrywialną. Nie można powiedzieć, że została dowiedziona; jest jednak kosubstancjalna z sa
mym słowem „archeologia”. W każdym razie ogólna teoria Foucaulta nie jest wy
starczająca dla doktrynału nauki; nie jest więc wystarcza jąca, by autoryzować dyskurs Lacana. Nie jest wystarcza
jąca w sensie ścisłym: nie zawiera wszystkich aksjomatów, jakich potrzebuje Lacan. Oznacza to, że z perspektywy
Foucaulta u Lacana występuje nadwyżka aksjomatów. Nie chodzi o Historię: Foucault nie uprawia jej, ale Lacan jej
sobie odmawia. Nie ma tu żadnej niezgodności. Herezja leży gdzie indziej. Dotyczy cięć jako takich. Rzeczywiście, teoria Foucaulta chce być radykalnie
sceptyczna wobec nich - powtórzmy, nie wobec kwestii ich 95
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
istnienia (zakładając nawet, że nie jest ono aksjornatyczne,
jest uznawane za dowiedzione za sprawą sukcesu badań, które je zakładają), ale wobec ich możliwych typów; świa
domie i dobrowolnie odrzucone są tezy Kojève’a i Koyrégo, jako nieużyteczne i ryzykowne; jedyne, co się zakłada, to to, co zakłada afirmacja egzystencjalna ‘istnieją cięcia’, aksjo-
matyczna bądź nie; reszta jest sprawą empirii. Otóż afirmacja ta, według Foucaulta, stanowi jedynie:
(1) że istnieją heterogeniczności pomiędzy dyskursami i (2) że owe heterogeniczności pozostawiają oznaczalne i dato-
walne ślady w archiwach (chronologia raczej niż historia).
Nie zakłada, że owe ślady grupują się w przypadkach ogól nej równoczesności. Pozostaje doskonale możliwe, że cezu
ra heterogeniczności, dotykająca jakiegoś dyskursu A, nie
dotyka w tym samym czasie dyskursu B, współmożliwego wszakże z A. Kombinacja twierdzeń Koyrégo i Kojève’a zdaje się otóż potwierdzać, że pewnego rodzaju cięcie zdolne jest
dotykać nie tylko dwóch dyskursów (na przykład nauki i metafizyki), ale wszystkich współmożliwych dyskur sów. Co implikowane jest oczywiście przez stosowanie
totalizujących terminów, świat i uniwersum („świat mniej-więcej”, „uniwersum precyzji”4). Nazwijmy takie cięcie głównym. Doktrynał nauki można więc przefor-
mułować następująco: ‘cięcie pomiędzy episteme a nauką nowoczesną jest
cięciem głównym’. 4 Tytuł artykułu Koyrégo: Du monde de / ’„ à-peu-près " à l univers de la précision (Od świata „ mniej-więcej " do uniwersum precyzji), w: tegoż, Etudes d’histoire de la pensée philosophique, Paris 1971, s. 341-362 (przyp. red.).
96
Pierwszy klasycyzm lacanowski
Taką przynajmniej wykładnię daje Lacan; narzuca się
ona, jeśli doktrynał zawierać musi teorię nowoczesnego podmiotu (hipoteza podmiotu nauki); narzuca się z jeszcze
większą siłą, jeśli, czego zdawał się chcieć Lacan, należy dołączyć, tytułem lematu, hipotezę Althussera (Lacan nie
interesował się bezpośrednio Barthes’em, jakkolwiek sam sformułował twierdzenia dotyczące stylu i były one, dzię ki pośrednictwu Nordena, w dużym stopniu zgodne z tymi
ze Stopnia zero). Można to sformułować inaczej: wedle Lacana słowo
„nowoczesny” nie stenografuje niczego, jeśli nie stenogra fuje jakiegoś cięcia głównego. Można z pewnością dyskutować na temat elementów tego cięcia, ale pewnym jest, że gdy założymy jego istnienie,
zakładamy też, iż dotyka ono wszystkich współmożliwych dyskursów: żaden nie jest na nie odporny, przynajmniej jeśli jest nowoczesny. Ani ekonomia materialna (hipoteza Althus sera), ani literatura (hipoteza Barthesa i równoważna hipoteza
Lacana), ani filozofie polityczne (L. Strauss czy C. Schmitt), ani malarstwo (Panofsky), ani filozofia spekulatywna (Hei
degger). Ani wreszcie świadomość: psychoanaliza w swej emergencji potwierdza to, że samo życie wewnętrzne nie jest
odporne na cięcie; podmiot nie jest królestwem w królestwie; istnieje podmiot nowoczesny (czy to odróżni się go od pod
miotowości starożytnej, czy to przyjmie się, że podmioto wość narodziła się wraz z samą nowoczesnością); jego usta
nowienia psychoanaliza jest zarazem dowodem i rezultatem. Innymi słowy - czas to podkreślić - urządzenie dok-
trynału nauki opiera się na uzupełniającym aksjomacie
egzystencjalnym: 97
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
‘nie tylko istnieją cięcia, ale istnieją cięcia główne’. Otóż Foucault właśnie tego nie zakłada, zakłada wręcz
coś pozornie przeciwnego. Całe jego stanowisko opiera się na możliwej nie-koincydencji i nie-homologii cięć; stąd sta
łe rozszczepienia, zakłócenia, efekty zaburzeń, których nie wolno przeoczyć.
W ten sposób chrześcijaństwo może stanowić cięcie
w historii seksualności, ale już niekoniecznie w historii szaleństwa. Galileizm początku XVII stulecia może sta nowić cięcie w przyrodoznawstwie, ale nie w dyskursach
dotyczących mowy, klasyfikacji czy wymiany. Te ostatnie naznaczone są innym cięciem, które datuje się na koniec XVIII stulecia i zdaje się niezależne od fizyki zmatematy
zowanej. Jakkolwiek radykalne owe cięcia w tym samym
stopniu by były, każde z nich odbiera innym własności cięcia głównego. Nawet cięcia sobie współczesne (czy prawie współczesne) - jak na przykład galileizm i Wiel kie Zamknięcie - niekoniecznie wzajemnie się łączą. Jest
wręcz charakterystycznym złudzeniem „psycho”-dyskursu (którego psychoanaliza wedle Foucaulta jest częścią) wiara w taką łączność pomiędzy teorią procesów intymnych a teo
rią procesów publicznych.
Ogólnie rzecz biorąc, zawsze możliwe jest, że jakiś dyskurs będzie odporny na cięcia uznane przez ogół za główne: chrześcijaństwo, kapitalizm, naukę nowoczesną.
Zawsze jest możliwość, że cięcia są wzajemnie między sobą
niezsynchronizowane, i to nawet wtedy, gdy w oczach an
nalistyki są równoczesne. Nie trzeba byłoby poza tym wy suwać na plan pierwszy spoistości Foucaulta, aby wychwy
cić u niego polityczne podejrzenie: figura cięcia głównego 98
Pierwszy klasycyzm lacanowski
posiada wszystkie cechy tego, co dyskurs polityczny na zwał „Rewolucją”. Powiedzmy więcej: tak samo jak nauka
nowoczesna zrodzić się miała z rewolucji naukowej, tak samo nowoczesny dyskurs polityczny charakteryzuje się tym, że skonstruował wzór Rewolucji i wedle niego mierzy wszystkie możliwe obiekty polityczne. Otóż według Fou-
caulta Rewolucja nie istnieje; wiara w nią prowadzi do ka
tastrofy - i w teorii, i w praktyce. Równolegle, dyskursywna
figura cięcia głównego, niezależnie od tego, jak mniej winna by była (nie można jej, jak się zdaje, przypisać żadnej masa
kry), pozostaje w nie mniejszym stopniu zwodnicza.
Samo cięcie tym sposobem jest w sposób fundamen talny mnogie albo jest tą mnogością samą. Często niewymieniane z nazwy - Foucault nie lubił mówić o cięciach -
lokuje się w sercu nazewnictwa, z którego artykułuje system.
Foucault jako pierwszy odniósł dyskurs do samego porządku nazw; jako pierwszy w sposób konsekwentny pracował nad
oznakowaniem go wyłącznie przy pomocy ich zgodności i niezgodności. Nie uległ jednak pokusie stale towarzyszącej
takiemu gestowi: że w ostatniej instancji istnieje tylko jeden
dyskurs, gdyż każda nazwa równoważna jest innej. Nigdy nie odstąpił od dyskursywnej wielości, to znaczy od hete-
rogeniczności nazw, to znaczy od ich nierówności. Cięcie nie oznacza niczego innego.
Jest ono wyłącznie tym, co mówi „nie” obfitej synoni-
mii i będzie obfitowało nieregularnym rytmem tego, czemu zaprzecza. Można w ten sposób naświetlić aforyzm Rene
Chara, umieszczony przez Foucaulta na okładce Historii seksualności'. „Ludzka historia jest długim szeregiem sy
nonimów tego samego wyrazu. Przeciwstawienie się temu 99
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
jest obowiązkiem”. Innymi słowy, cięcia są dyskursywnymi
rebeliami; ich powstawanie jest tak samo rozproszone jak momenty zamętu; więcej mają wspólnego z 1968 niż z 1917;
aksjomat egzystencjalny ustępuje przed przykazaniem nie odróżnialnie etycznym i politycznym: „zawsze ma się rację,
buntując się przeciw synonimom”5. Jeśli nie istnieją cięcia główne, wówczas istnieją systemy cięć wzajemnie od siebie niezależne i nie synchroniczne.
Dla każdego dyskursu dotkniętego cięciem istnieć będzie
zawsze co najmniej jeden inny, który w danym momencie dotknięty cięciem nie jest. Za pomocą zmyślnej, jeśli nie
chytrej, metodologii, każdy dyskurs może służyć kolejno jakiemuś innemu za podstawę odniesienia. Nie ma żadnej
potrzeby zakładać absolutnego Reperu, który z natury był
by niezależny od cięcia, skoro dysharmonie i turbulencje wystarczają do wzajemnego orientowania się.
Chyba że, przypadkiem (ale to okoliczności są roz strzygające), pewien efekt pasji ustanawia, na przestrzeni
jednej chwili, jakąś empiryczną konfigurację jako Reper. Można zrozumieć w ten sposób funkcję interwencyjną, jaką Foucault często podejmował przy pomocy Prasy. Całko
wicie uzależniona jest ona od doktrynalnej aksjomatyki (‘nie ma cięć głównych’), acz koryguje ją twierdzeniem
praktycznym - w kantowskim znaczeniu: ‘istnieją takie okoliczności, które, w momencie pasji, wywołują efekt
cięcia głównego i Reperu’.
5 Trochę odmienny komentarz znaleźć można w P. Veyne, René Char en ses poèmes, Paris 1990, s. 499.
100
Pierwszy klasycyzm lacanowski
Efektowi temu, który przypomina efekt prawdy, jakkol
wiek nim nie jest, Foucault nadał nazwę. Podczas pracy nad więzieniami rozwinął on pojęcie „badania-nietolerancji”6: ukazywania na drodze najbardziej rygorystycznego badania
empirycznego przedmiotu (działań aparatu, wypowiedzi ta kich bądź innych jego agentów, jawnych bądź ukrytych de
cyzji itd.), tak iż rozbudza u tych, którzy go sobie uprzytom nili, punkt nietolerancji - sąd, uprzedni wobec wypowiedzi,
iż to, co się widzi, nie pozwala się tolerować. Intelektualista nie ma innej etycznej maksymy niż głoszenie wypowiedzi
zdolnych do wykreowania takiego osądu u tych, którzy ni
czego nie głoszą. Rozumiemy obecnie ten gest i ten język; z tego punktu
nietolerancji, wznieconego w granicach badania, wrócić, jakby się wracało z punktu zewnętrznego, usytuowanego
poza cięciem głównym (z tym że nie ma ani zewnętrza, ani cięcia głównego) do całości dyskursów (z tym że tej całości nie da się skonstruować) i ją osądzić (z tym że ten sąd opiera się wyłącznie na swym bezwzględnym wygłoszeniu - które
samo ma efemeryczny charakter).
Jeśli natomiast Lacan ma rację, jeśli rzeczywiście istnieją cięcia główne, wówczas wzajemne orientowanie jest nie
możliwe; potrzebna jest zatem podstawa odniesienia od porna na cięcia. Owa podstawa musi przynajmniej umoż
liwić uporanie się z homonimami i wahaniami synonimii,
do których, w ich najprostszej formie, sprowadzają się
6 Zob. M. Foucault, (Sur les prisons), w: tegoż, Dits et écrits II: 1970-1975. Paris 1994, s. 175-76 (przyp. red.).
101
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
cięcia. Pytanie o miejsce odporności nie zostało w sposób jawny podjęte ani przez Koyrego, ani przez Kojeve’a, ani przez Lacana.
W ramach lektury historyzującej skłania ono wszakże
do wstępnej i pozornie prostej odpowiedzi: istnieje przy najmniej jeden zbiór rzeczywistych bytów, które pozostają odporne na cięcia - są to języki. Względem dyskursów i ich
przemieszczeń bądź rozpraszanej ciągłości dany język jest
miejscem, w którym da się rozpoznać homonimy. De facto tylko język może stanowić to miejsce. Innymi słowy, założenie, że istnieją cięcia główne, jest także założeniem, że nie oddziałują one na język. A to z ko
lei nic innego niż to, co próbował ustalić Stalin. Można nawet
utrzymywać, iż w jego modelu marksistowskiej scholastyki
udało mu się to osiągnąć, tak że mamy prawo mówić o praw dziwym teoremacie Stalina7. W marksistowskiej doktrynie
wypowiadany jest on (wraz ze swą odwrotnością) nastę
pująco: ‘istnieją zmiany bazy, które nie pociągają za sobą zmian w języku; istnieją zmiany w języku, które nie zależą
od zmian w bazie’; ale, przy założeniu tej doktryny, wszelkie zmiany w bazie oddziałują - pośrednio lub bezpośrednio,
w sposób mniej lub bardziej widoczny - na każdy poziom nadbudowy bez wyjątku; innymi słowy, wszelka zmiana bazy jest cięciem głównym. W zamian klasyczny marksizm zakłada, że tylko zmiana bazy może wytworzyć cięcie głów ne. Można więc powtórnie sformułować teoremat Stalina:
7 Dodam, że jego dowód jest pięknym przykładem wnioskowania apagogicznego.
102
Pierwszy klasycyzm lacanowski
‘język jest odporny na cięcia główne’ (albo, w mowie poli tycznej: ‘język jest odporny na rewolucje’)8.
Teoremat ten jest oczywiście prawdziwy tylko w odniesieniu do języka jako formy; odnośnie do tego
wszystkiego, co w języku nie jest formalne, łatwo byłoby
ów teoremat obalić, o czym Stalin wiedział jak mało kto. Teoremat zakłada więc, że język jako forma istnieje, dając
się przeciwstawić językowi jako substancji. Otóż język jako forma - to właśnie to, co lingwistyka w czasach Stalina
nazywała strukturą. W rezultacie Jakobson rozpoznał się
w teoremacie i go żyrował. Odnosząc się do struktury („nieświadomość jest
ustrukturowana jak jakaś mowa”), Lacan wypowiada się więc w kwestii Reperu. Robi to pozornie w taki sam sposób jak Stalin. Oczywiście nie wyczerpuje to znaczenia jego związku ze strukturalizmem. W każdym razie posiada także i ten wymiar. Stąd relacja, jaką Lacan sądził, że może skonstruować:
jeśli to, co Lacan mówi o języku, jest prawdą, wówczas ' Taka była zresztą jedna ze stawek. Lacan podkreślają wyraźniej niż inni autorzy (por. L Instance de la lettre, s. 496, przyp. 1). W latach 20. najwięksi poeci języka rosyjskiego (co pod pewnymi względami oznacza: najwięksi poeci świata) byli przekonani, że Rewolucja powołuje nowy język i że do nich należy jego stworzenie. Na co Stalin odpowiedział: nie. Nawet zanim teo remat został sformułowany w sposób jawny (datuje się na 1950), rzeczy wista polityka nim się inspirowała. Stąd rozpacz Majakowskiego, która go doprowadziła do zgonu; stąd bardzo dwuznaczne relacje, od protekcyjności po okrucieństwo, które z poetami utrzymywał Stalin; poeci zostali powołani do odmienienia kultury bez odmieniania języka, do uczynienia z braku zmiany języka właściwego narzędzia zmiany w kulturze. Stalin doskonale zdawał sobie sprawę, że osiągną to tylko, wyobrażając sobie, iż mogą zmienić język. Ich złudzenie jest więc zarówno przestępstwem, jak i tym, co konieczne dla powodzenia przedsięwzięcia. Trzeba więc ich prześladować, kiedy zawodzą, i trzeba ich prześladować, kiedy odnoszą sukces.
103
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
marksizm może być prawdziwy, chociaż nie w sposób ko nieczny; jeśli to, co marksizm - to znaczy Stalin - mówi o języku, jest prawdą, wówczas w sposób konieczny Lacan jest prawdziwy9. Ale relacja jest w rzeczywistości jeszcze bardziej ścisła:
nie chodzi tylko o język, ale o doktryna! nauki; w odczytaniu
historycystycznym wymaga on teorematu Stalina (podobnie
jak tego, co można nazwać lematem Stalina: ‘język, jako forma, jest reperem, który pozwala ustalać cięcia główne’).
Wymaga go dokładnie w tej mierze, w której zależny jest od teorematu Kojève’a. W czym widać, że zapewne wbrew temu, co sam myślał, Kojève zależny jest od teoretyka Stalina, a nie tylko od jego mitycznej figury imperatora
nowoczesnego świata. Jest jeszcze coś. Wychodząc poza same teksty, i niewątp liwie poza wyraźne intencje autorów, można odkryć w teo
remacie Stalina coś, co usuwa pewną trudność doktrynału. Wielu autorów wskazało, jak bardzo problematyczny był w nim status matematyki i logiki. Jedno pytanie pozo-
staje otwarte: czy matematyka sama podpada pod cięcie ’ „Tylko moja teoria mowy jako struktury nieświadomości może być nazwana implikowaną przez marksizm, o ile nie jesteście wymagający bardziej niż implikacja materialna” (Réponses à des étudiants en philosophie, „Cahiers pour l’Analyse”, vol. 3, mai 1966, s. 10; AE, s. 208). Przypomnijmy, że relacja „A materialnie implikuje B” jest fałszywa tylko wtedy, gdy A jest prawdziwe, a B fałszywe; we wszystkich innych przypadkach jest prawdziwa. Innymi sło wy, ci, którzy uznają marksizm za prawdziwy (było takich w tamtym okresie wielu), muszą uznać prawdziwość Lacana; ale fałszywość marksizmu nie pociąga za sobą konieczności uznania fałszywości Lacana i prawdziwość Lacana nie zobowiązuje do wymagania prawdziwości marksizmu. Zauważ my, że Lacan mówi tu tylko o mowie; przypomnijmy, że w kwestii mowy marksizm, w oczach Lacana, redukuje się do Stalina.
104
Pierwszy klasycyzm lacanowski
galilejskie? Powszechnie przyjęta odpowiedź jest przeczą ca. Według większości autorytetów (na przykład według Bourbakiego) nie ma absolutnego zerwania między mate matyką grecką a matematyką kartezjańską czy cantorowską;
oczywiście są różnice, ale nic porównywalnego z relacją zachodzącą pomiędzy fizykami pregalilejskimi i fizykami
postgalilejskimi. Co sprowadza się do stwierdzenia, że ma tematyka znajduje się na pozycji funkcjonowania jako reper
w stosunku do cięcia głównego. Matematyka nie jest nauką galilejską; nie jest nauką
popperowską; przygodność jej nie dotyczy. Przez to właś nie wyjaśnia się rola, którą odgrywa w cięciu. Odporność
matematyki na cięcie główne jest u podstaw samego cięcia. Widać zatem, że matematyka posiada ściśle status języ ka, takiego, jakim teoremat Stalina go ustanawia. Wiadomo
skądinąd, że językowa definicja matematyki wzięła górę w nowoczesności. Występowała już u Galileusza: uczynić z matematyki alfabet (ale oczywiście nie hieroglif) uniwer-
sum to nadać jej in nucę status, który okaże się, u kresu krętej drogi, wystarczająco szeroko akceptowany. To, iż ma
tematyka jest językiem (większość nowoczesnych utrzymuje
ponadto, iż do logiki należy kwestia ustalania jej reguł, pod warunkiem jednak, że sama logika wypowiadana jest w ję
zyku matematycznym), jest afirmacją, która wiąże się w ele gancki sposób z doktrynałem nauki i rozwiązuje paradoks, polegający na tym, że cięcie można rozpoznać tylko dzięki
temu, co jest z niego wyjęte. Nie tu miejsce na określenie, czy da się takie stanowisko utrzymać. Ważne jest rozpoznać
w nim zapoznaną wersję teorematu Stalina.
105
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
W tym świetle interpretowanie doktrynału nauki
w terminach historyzujących, przypisywanie matematyce ciągłości odpornej na cięcia główne, uznawanie konstytu tywnej roli matematyki w cięciu głównym nowoczesnego
uniwersum, definiowanie jej jako języka, bycie stalinistą w kwestii języka - wszystko to okazuje się stanowić pięć
współzależnych decyzji. Foucaultowska teoria jest zupełnie inna; może doskonale
pomieścić hipotezę mówiącą, iż języki nie unikają rozpro
szonych i gwałtownych cięć, których teorię opracowuje archeologia. Będąc antystalinistą w politycznej doktrynie,
Foucault jest nim także w kwestii języka. A dokładniej, po wstrzymuje się od wydawania w sprawie języków jakiego
kolwiek sądu: niepodobna u niego rozstrzygnąć, czy nale żą one do nadbudowy. Pomniejsi foucaultyści wykazywali
co prawda mniej rezerwy, ale mniejsza o to.
Wyjaśnia się tym sposobem, dlaczego Foucault zawsze
bardzo ostrożnie stosował rozumowania tak częste przecież u jego sojuszników: wnioskowanie z pojawienia się albo
zanikania słów o pojawieniu się lub zanikaniu rzeczy. Robi
użytek z tego, że dane słowo zaczyna istnieć i przestaje ist nieć, ale czyni to z uderzającą powściągliwością. Można by zaiste twierdzić, że niektóre z głównych prac Foucaulta opie
rają się na hipotezie odwrotnej: to samo słowo „szaleństwo”
i to samo słowo „więzienie” pojawiają się po obu stronach cięcia oddziałującego na dyskursy, w których słowa te wy
stępują. Z kolei inne twierdzenia, bardziej regionalne, opie rają się na hipotezie dokładnie odwrotnej; i tak emergencja
106
Pierwszy klasycyzm lacanowski
grupy nominalnej choroba psychiczna stanowi sygnał,
który metoda zachowuje w pamięci. Dla Foucaulta bowiem ani język, ani mowa nie są istot ne, niezależnie, czy rozpatruje się je w aspekcie formalnym,
czy substancjalnym. To prawda, że lingwistyka dostarczy ła mu pojęć i punktów oparcia, ale można wątpić, czy jest
w tym coś więcej niż analogie, usprawiedliwione koniunk
turą lat 60. W równym stopniu jest prawdą, że słowa i zda nia stanowią materialną przyczynę dyskursów. Ale dyskursy
posiadają swoje własne prawo, które niczego nie zawdzięcza
ewentualnym prawom rządzącym słowami i zdaniami. Prawo
dyskursów sprowadza się do jednego: ‘istnieją nieciągłości’ lub ‘synonimiom należy powiedzieć nie’. Oto więc jedyny
przedmiot, którym można się zajmować, poprzez jakiś rodzaj fizyki wirów powietrznych, gdzie nie istnieje nic, co zasługi
wałoby na miano absolutnego. W znaczeniu, w jakim jedyne
dopuszczane przez Kartezjusza ruchy to ruchy względne. Prawem kontrastu lepiej można ocenić charakter dok
tryny Lacanowskiej: istnieją nie tylko jakieś nieciągłości, ale istnieją nieciągłości takie, które dotykają wszystkich dyskursów. Co zakłada, że istnieje coś takiego jak ruchy
absolutne, a zatem coś takiego jak absolutny reper. Przywołaliśmy, mając do tego podstawy, Stalina. To właśnie imię wypada bowiem odcyfrować pod imieniem Jakobsona,
językoznawcy: afirmację, że reperem absolutnym, nieza leżnym zarówno od bazy, jak i nadbudowy, jest struktura
języków naturalnych, dających się przez to właśnie scalić w jednym pojęciu formalnym: mowie. Otóż ze Stalinem,
107
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
choćby nawet był maskowany przez Jakobsona, pozostajemy przy Historii. Ale Lacan nie wierzy w Historię, jedno
cześnie przyjmując cięcie główne. Połączenie jest tutaj nieubłagane. Jeśli cięcie główne jest interpretowane w terminach historyzujących, wówczas
Stalin jest konieczny; można go uniknąć tylko wtedy, gdy skonstruuje się interpretację niehistoryzującą. Dlatego właśnie Lacanowi zależało na tym, żeby nie zatrzymywać się na mowie. Otwarcie ją przywołuje, by ją
natychmiast zostawić w momencie, gdy przy niej się zatrzy
muje. Absolutnym reperem nie jest mowa sama w sobie ani poszczególne języki, w które się polimeryzuje, ale to, czego mowa, sprowadzona do swej realności, jest zastępnikiem.
To znaczy podmiot.
Odnajdujemy tu teorię czterech dyskursów i jesteśmy w stanie lepiej ocenić jej wagę. Nie tylko proponuje ona niechronologiczną teorię nieciągłości, nie tylko proponuje
teorię absolutnych własności takiego czy takich dyskur sów, nie tylko dopuszcza ruch absolutny („ćwierćobrót”), ale określa i nazywa absolutny reper, na którym się opiera.
Doktryna! nauki zakłada ów absolutny reper, przez sam fakt, że wymaga cięć głównych. Ale z drugiej strony, łączy
się z teorią dyskursów, zgodnie z którą żadne cięcie nie
jest chronologiczne. Stwierdza on więc, że cięcia główne nie są chronologiczne. W odniesieniu do nich nie jest więc wyróżniającą własnością absolutnego reperu wymykanie się
elementowi chronologicznemu. Ponieważ niechronologicz-
na teoria cięć opiera się na pewnej teorii miejsc, własność reperu musi spoczywać w jego atopii: jego zdolności do zaj
mowania dowolnego miejsca, w którym przytrafia mu się 108
Pierwszy klasycyzm lacanowski
naciskać. Jedyną realnością wykazującą - definicyjnie i kon strukcyjnie - taką własność atopii i nacisku jest podmiot
znaczącego. Dlatego teorematy Koyrego i Kojeve’a są ufun dowane całkowicie tylko wtedy, gdy przyjmie się łącznie hipotezę podmiotu nauki i definicję podmiotu jako podmiotu
jakiegoś znaczącego: nauka nowoczesna, jako nauka i jako nowoczesna, rzeczywiście określa pewien modus konsty tucji podmiotu. Ale hipoteza ta musi jeszcze sama zostać radykalnie
zdehistoryzowana. Umożliwia to teoria dyskursu psycho
analitycznego. Utrzymywać, że istnieją cięcia główne, to utrzymywać, że z perspektywy podmiotowego punktu
istnieją całości o zawieszonej synonimii. Doktryna inter pretacji - interpretacji w leczeniu - znajduje w ten sposób podstawy swego umocowania; i nie może mieć innych.
Interpretacja jest tylko tym: wypowiedzieć słowo, któ re sprawi, że pomiędzy przed i po nic nie będzie już
synonimiczne. Słowo spełnia to tylko wtedy, gdy dotyka
podmiotu. Interpretacja istnieje więc tylko z punktu pod miotu. Ale ów punkt podmiotu jest tym właśnie, czego
wymaga ogólna doktryna cięć, w stopniu, w jakim cięcie jest zawieszeniem synonimii. Doktryna! nauki jest powią zany z tym, co podaje się za najbardziej intymne jądro
freudowskiej praktyki, której matrycę przedstawia teoria dyskursów, pod przewodem dyskursu psychoanalityczne
go. Można powtórzyć, ale rozumiejąc już wreszcie jego znaczenie, równanie podmiotów: ‘praxis psychoanalizy stanowi interpretacja; podmiot, jakiego wymaga psycho analiza - w stopniu, w jakim interpretuje - jest podmiotem, jakiego wymaga nauka, w stopniu, w jakim konstytuuje się 109
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
ona przez pewne cięcie główne; wszystkie cięcia główne
mają strukturę interpretacji’10.
Jedynie dzięki temu potęga Stalina, to znaczy Marksa, zostaje przezwyciężona.
2. Paradygmat struktury Okazuje się, że w urządzeniu Lacana to, co proponowali Stalin i Jakobson pod przewodem języków i mowy, jest je
dynie ścisłym zastępnikiem podmiotu, o czym ani Stalin, ani Jakobson nie są w stanie adekwatnie mówić. Przejść
od języków do podmiotu - na to właśnie pozwala doktry
na nieświadomości, jako ustrukturowanej jak jakaś mowa. Pojąć to to pojąć relację ze strukturalizmem.
Lacan jest figurą strukturalizmu. Nie budzi to wątpliwo ści, jeśli pozostać na poziomie opinii. Pozostaje wyjaśnić, co przez to się rozumie. Zakłada to, że wyjaśnimy, przej
rzyściej, niż czyni się to zwykle, w jaki sposób Lacan wpi sywał się w program strukturalistyczny, co z kolei zakłada, że wyjaśnimy, przejrzyściej, niż czyni się to zwykle, czym
ten program był. Lacan sam uważał za użyteczne potwier
dzić własną doktrynę na początku jej szerszego upowszech niania: „owa korekta”, mówił w 1965, „dotyczy losu tego
10 To wyjaśnia twierdzenie z S XX, s. 20: „W każdym przejściu od jednego dyskursu do innego występuje zawsze jakaś emergencja dyskursu psycho analitycznego”. Każde dyskursy wne przejście jest cięciem głównym; każde cięcie jest interpretacją; każda interpretacja wpisuje się w matrycę dyskursu analitycznego.
110
Pierwszy klasycyzm lacanowski
wszystkiego, co gromadzi się, nazbyt szeroko w tej chwili,
pod szyldem strukturalizmu” (streszczenie zredagowane dla rocznika L’École des Hautes Études en Sciences Sociales, por. S XI). Ruch w drugą stronę rzadko był uskuteczniany".
Stosownym jest podjąć go dzisiaj. Strukturalizm, poza uniesieniami mody, stanowił figurę nauki: moment, w którym myślano, że jurysdykcja nowo
czesnej nauki może i musi rozciągnąć się zdecydowanie
poza granice, w których od dawna ją uznawano. Czyli ideał nauki jako zmatematyzowanej nauki o uni-
wersum. Czyli także, w celu przedstawienia nauki idealnej, figurę wywodzącą się z XIX i początków XX wieku; w tej
perspektywie mogliśmy przedłożyć tylko jeden uchwytny
dowód matematyzacji, ścisłą ilościową miarę; dyskurs empiryczny będzie przeto uchodził za zmatematyzowany wtedy i tylko wtedy, gdy jego twierdzenia zawierają miary
i liczbowe repery. Od czasów Galileusza nauki biorące za
przedmiot części królestwa przyrody przystosowywały się do tej definicji; gdy idzie o obiekty społeczne, a ogólniej: ludzkie, wymagane są przystosowania. Istniało wiele ich typów: zachowanie ideału miary (szczególnie stosując pro
cedury statystyczne), odrzucenie i zastąpienie go inną figurą idealną, wyrzeczenie się wszelkich figur idealnych itd.
Strukturalizm wpisuje się w tę niezgodność; powołuje się na ideał nauki, ale proponuje jego nową figurę; w sto
sunku do nauki idealnej figura ta charakteryzuje się podwój
ną modyfikacją; jedna dotyczy obiektów empirycznych: " Ale por. J.-A. Miller, Encyclopédie, „Omicar?”, vol. 24, automne 1981, s. 35-44 (repryza artykułu Jacques Lacan z Encyclopaedia universalis, 1979), zob. szczególnie s. 41-42.
Ill
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
strukturalizm odnosi się do obiektów ludzkich - dlatego pod stawowym dla niego jest przeciwstawienie: natura - kultura. Druga dotyczy matematyzacji; musi ona teraz być ro
zumiana w nowym znaczeniu: nie chodzi już o miarę, stricto
sensu, ale o literalizację i o nieilościowe rozwiązanie tego, co jakościowe. Jest to reinterpretacja teorematu (iii) Koyrego (rozdz. 2, s. 44).
Pamiętamy, że nauka nowoczesna, w porównaniu z fizyką
arystotelejską, ukazuje się jako podążająca za uporczywym
zamysłem: wyeliminowania jakości z nauki. Nie tylko jako ści praktycznych - dobre, złe, użyteczne, przyjemne itd. -
ale także i przede wszystkim jakości zmysłowych: szybkie, ciężkie, kolorowe, ciepłe itd. Taki jest pierwszy gest; nie
wystarczy do matematyzacji, ale jest dla niej konieczny. Tyl
ko dzięki niemu zliteralizowane twierdzenia matematyczne
będą mogły stać się pierwotnymi. Kiedy wszystko to zo stanie osiągnięte, jakości nie będą już mogły występować, chyba że tytułem wtórnych stenogramów, wywodzących się z języka potocznego.
Fizyka nic bezpośrednio nie mówi o cieple czy zimnie;
mówi coś o ruchu cząstek, z których pewne dają się skoja
rzyć z jakością zmysłową zwaną zwyczajowo: ciepło. Tak samo nie mówi nic o jasności i ciemności, ale mówi coś
o świetle i konfiguracjach dających się skojarzyć z jakościa-
mi zmysłowymi zwanymi zwyczajowo: jasność i ciemność. Nie mówi nic o kolorach, ale mówi coś o tym, co je wywo łuje u bytu obdarzonego zmysłem wzroku.
We właściwy sobie sposób strukturalizm w lingwistyce
również stanowi metodę redukowania jakości zmysłowych. 112
Pierwszy klasycyzm lacanowski
Charakterystyka ta może odsłonić się tylko w ograniczony sposób, gdyż języki naturalne dotykają materii zmysłowej
w jednej tylko dziedzinie: formie fonicznej. Ale w dziedzinie tej efekty metody są ewidentne. Weźmy przykład, który stał się znany: zapropono
wane przez Trubeckiego ujęcie końcówek ze spółgłoską
zwartą w języku niemieckim. Słowo Rad („koło”) reali
zowane jest jako homofoniczne względem Rat („rada”); w obydwu przypadkach fonetyka rejestruje [t], [rat]. Zapis ortograficzny uwidacznia jednak w pierwszym przypadku
„d”, a w drugim „t”; jest ponadto potwierdzony przez licz bę mnogą: Räder („koła”), gdzie słyszalne jest /dJ i Räte
(„rady”), gdzie słyszalne jest /t/. Jeśli, jak zdaje się należy stwierdzić, Rad w liczbie pojedynczej i Räder w liczbie
mnogiej są jednym i tym samym słowem, to należy po
wiedzieć coś na temat tego, stało się z /d/. Niektórzy języ koznawcy powiedzą wówczas, że „w języku niemieckim
końcowe /d/ staje się bezdźwięczne”. W perspektywie ścisłej metody, zastrzega Trubecki,
propozycja ta jest niedokładna i nieprecyzyjna: z pewnością
zwarta spółgłoska końcowa z Rat i Radjest materialnie bez dźwięczna, ale nie jest taka z punktu widzenia nauki. Rze czywiście, nie może przeciwstawiać się spółgłosce zwartej materialnie dźwięcznej, ponieważ te właśnie nie występują
w takiej pozycji. Element końcowy Rad i Rat jest w ścisłym sensie neutralny i bez własności z uwagi na dźwięczność. Własności językowe utrzymują się tylko w tej ścisłej mierze,
w której tworzą część jakiejś relacji opozycji dystynktyw-
nej. Na ogół jednostka foniczna nie jest, z punktu widzenia nauki, bezdźwięczna (albo dźwięczna, albo wargowa, albo 113
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
zębowa itd.) sama z siebie - jest taka za sprawą różnicy, która oddzielają od jakiejś innej jednostki.
W przykładzie Rad/Rat można powiedzieć, że koń cówka jest taką jednostką, zwaną archifonemem, która nie zawiera żadnej wartości z punktu widzenia opozycyjnej
własności bezdźwięczny/dżwięczny i którą oddajemy, przy pomocy majuskuły, jako /17. Obydwie formy zapisane więc będą jako /raT/12.
Stwierdzić powyższe to nie brać w ogóle pod uwagę danej zmysłowej, dającej się zarejestrować przez apara ty fonetyczne. Prawdą bowiem pozostaje, że końcowy
element foniczny Rat jak i JřaJjest „obiektywnie” bez dźwięczny, to znaczy: bezdźwięczny dla ucha. Ale prak tycy fonologii strukturalnej o tym pamiętają: wyćwiczeni zostali w niepoprzestawaniu na tej jakości.
Ponownie odkrywamy tu charakterystyczny gest fizy ki zmatematyzowanej, o ile nawet nie ściśle galilejskiej13. 12 Archifonem /17 jest nieodróżnialny od /t/ i lál. Liczba pojedyncza Rat (zawierająca /17) i mnoga Ràder (zawierająca Idi) są w rezultacie nie do od różnienia z punktu widzenia spółgłoski zwartej zębowej; jest więc ujęta przez to jedyność słowa pomiędzy jego liczbą mnogą i pojedynczą. 13 Zestawienie z Galileuszem narzuca się tym bardziej, jeśli odwołamy się do 11 Saggiatore, § 48 ([L 'Essayeur de Galilee, trans. C. Chauviré, Paris 1980] s. 239-243; zob. również komentarz Redondiego, s. 65-67). Poka zane zostaje, że redukcja jakości zmysłowych sprowadza je do własności relacyjnych: figury (jako ograniczonej przez zewnętrze), pozycji przestrzen nej (dzięki doktrynie przestrzeni względnej), czasu (dzięki doktrynie czasu względnego), kontaktu z innymi ciałami itd. Otóż lingwistyka strukturalna także polega na sprowadzeniu każdej własności do relacji: opozycji dystynktywnej. Analogię można posunąć dalej: dany system fonematyczny może być rozpatrywany jako system inercyjny; nawet kiedy zmieniłby się co do swo jej materialności fonetycznej, pozostanie ze sobą tożsamy, jeśli wewnętrzne relacje różnicy są takie same (na przykład francuski system fonologiczny pozostaje taki sam niezależnie od tego, czy [r] jest przedniojęzykowe, czy nie, ponieważ jego relacje wewnętrzne nie są dotknięte taką zmianą). Brak
114
Pierwszy klasycyzm lacanowski
Oczywiście, jakość nie jest sprowadzona do ilości; zostaje
wszakże w niej rozproszona; oczywiście, nie jest zreduko wana do figur geometrycznych, ale wpisuje się w obraz,
na którym można określić odległości, proporcje, symetrie; oczywiście, nie jest wyrażona przy pomocy notacji rachunku
liczbowego, niemniej poddana zostaje literyzacji; sam fakt zapisu archifonemu przy pomocy majuskuły /17 stanowi rozstrzygnięcie należące do systemu notacyjnego, tak samo
ścisłego jak notacja algebraiczna, jakkolwiek nieporówny walnie mniej wyrafinowanego.
Mamy tutaj prawo mówić o rozszerzonej matematyzacji;
chce ona oczywiście pozostać ścisła i o precyzyjnej aplika cji, ale także autonomiczna wobec aparatu matematycznego
stricto sensu-, geometrii, arytmetyki, algebry, naiwnej bądź abstrakcyjnej teorii zbiorów, teorii struktur itd. Wiadomo, że lingwistyka lat 20. przystąpiła do realizacji tego zadania.
Na końcu tego procesu, w latach 50., mogła być uważa
na za dyscyplinę tak samo literalną jak algebra czy logika, a jednak od nich całkowicie niezależną. Odniosła sukcesy empiryczne na tych podstawach. Zbiór języków natural nych uznany był za możliwy do uchwycenia, co do zakresu
i co do szczegółu, na podstawie jej metody. Można było więc uważać, że w stosunku do swojego przedmiotu zachowu
je się ona tak jak nauka galilejska. Galileizm rozszerzony
symultaniczności pomiędzy niezależnymi systemami inercyjnymi przybiera posiać: nie ma homofonicznych fonemów pomiędzy oddzielnymi systemami fonematycznymi (choćby fonetyka przypisałaby ich nośnikowi identyczne własności zmysłowe).
115
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
zatem, oparty na rozszerzonej matematyce oraz rozszerzony
na nieznane dotąd przedmioty. Tym nowym przedmiotem była bowiem mowa, to znaczy
to, co w pierwszym rzędzie wyróżnia gatunek ludzki z kró
lestwa przyrody, przynajmniej tak jak ją się powszechnie rozumie14. Tak samo antropologia Lévi-Straussa zdawa
ła się pokazywać, że porównywalne metody zastosowa
ne do przedmiotów wysoce nie-naturalnych - systemów pokrewieństwa - dają prezentację wyczerpującą, ścisłą, precyzyjną i demonstrującą ich funkcjonowanie. Oparcie,
jakie Lévi-Strauss znalazł w lingwistyce, polegało na ana
logii procedur, a szczególnie na analogii składowych punk tów widzenia.
Wiadomo, że na tej podwójnej podstawie, lingwistyce i antropologii, rozwinął się ruch myślowy; wbrew częstej opinii jego metodologiczna jedność nie budzi wątpliwo
ści. Nie bardziej, niż nie powinno budzić wątpliwości jego znaczenie epistemologiczne. To, że Lacan, którego związek z galileizmem jest pryncypialny i który skądinąd umieszcza
swój przedmiot bardziej po stronie kultury niż natury (nieko
niecznie było tak samo u Freuda), został wliczony w szeregi strukturalistów, daje się znakomicie wyjaśnić.
14 Zob. następujące twierdzenia z L’Instance de la lettre, s. 496: (1) „mowa jest tym, co w sposób istotowy wyróżnia ludzką społeczność ze społeczności naturalnych”, (2) „mowa zdobyła statut przedmiotu naukowego”, (3) „lin gwistyka prezentuje się w pozycji przewodniej w dziedzinie, wokół której przegrupowanie nauk zwiastuje rewolucję poznawczą”. Twierdzenie (3) posługuje się słowem rewolucja, które jest skojarzone z Kopernikiem, a ogólniej - z cięciem galilejskim; twierdzenie (2) mówi o nauce o mowie; twierdzenie (1) ogłasza, że mowa nie należy do natury.
116
Pierwszy klasycyzm lacanowski
W tym świetle należy czytać dyskurs rzymski. Może
być traktowany jako prawdziwy manifest. Uważny czytelnik niechybnie dosłucha się w nim akcentów sławnego listu z Rabelais’go: „Czasy były jeszcze ciemne i trącące opła
kanym wpływem Gotów, którzy wydali na zniszczenie całą
piękną i dobrą literaturę. Ale za łaską boską jeszcze za mego
życia nauki i wiedza [lettres] odzyskały światło i godność
[...]. Obecnie wszystkie nauki odżyły i wróciły do czci, ję zyki zmartwychwstały...”15. Prawdą jest, że Rabelais odnosi
się do nauki starożytnej; nie mógł być, nie bez przyczyny,
zwolennikiem galileizmu; ale był - a cięcie, pod pewnymi
względami, nie jest mniejsze - zwolennikiem erazmianizmu. Jest więc rzecznikiem ideału literalnej precyzji, w czasach, gdy studiowanie natury odznacza się jeszcze „przybliżo-
nością”. Od Erazma do Galileusza, jak wiadomo, przejście jest pomyślne.
Zwłaszcza że dzięki zaletom lingwistycznego strukturalizmu można by uwierzyć, że połączą się po tylu wiekach
separacji. Nigdy wcześniej ideał precyzji w językach i ideał precyzji w Naturze nie zbliżyły się tak bardzo do siebie i nie
były równocześnie ogłaszane. Wybiła więc godzina dru giego Pantagruela. Ogłoszone zostają narodziny galileizmu
nowego typu, szerszego niż wcześniejszy, gdyż obejmuje
kulturę, tak samo ufundowaną na „zgłoskach matematycz nych”, o których mówi Galileusz. Ale litery te nie należą do miary, ale rachunku. Prawdą jest, że tymczasem sama matematyka, ujęta w swym najściślejszym określeniu,
” F. Rabelais, Gargantua i Pantagruel, t. 1, przeł. T. Żeleński (Boy), War szawa 1988, s. 154-155 (przyp. red.).
117
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
zaprezentowała się jako zwarty symbolizm, niezależny
od ilościowego wymiaru.
Bourbaki jest tu wybitnym świadkiem. Skojarzenie jego zdecydowanego literalizmu z literalizacją lingwistów i antropologów jest przez Lacana uznane za dopuszczalne. Nie należy więc wnioskować, że matematyka „stosuje się”
poprzez przystosowanie do niemierzalnych przedmiotów albo że możliwe są w lingwistyce i antropologii formali
zacje inne niż matematyczne; należy raczej wnioskować,
że matematyka poszerza swoje wpływy, nie odstępując w ni czym od swojej istoty. Chodzi rzeczywiście o gal ile izm rozszerzony: szerszy niż pierwszy, ale także bardziej rygorystyczny, skoro uprawomocnia się matematyką do prowadzoną wreszcie do swego absolutnego literalizmu. Lingwistyka, uchodząca za naukę spełnioną, liczy się tylko
o tyle, o ile proponuje pewną matematykę16. Lacan-lingwista
jest de facto Lacanem-matematykiem. Tylko lingwistyka strukturalna, to prawda, autentycznie inte
resowała Lacana. Nie była jednak jedyną pośród możliwych form lingwistyki prezentującą się jako matematyzacja. Inne, nawet przed Chomskim, mogły odgrywać tę rolę referen
cyjną. Już gramatyka porównawcza, wzięta w swym rady kalnym wymiarze, wystarczyłaby ostatecznie w tym celu.
Co więcej, widać wyraźnie, że po Chomskim lingwi
styka liczyła się coraz mniej dla Lacana; a jeśli liczyła się, 16 „Forma matematyzacji, którą uzyskuje odkrycie fonemu...” (Fonction et Champ de la parole et du langage en psychanalyse, E, s. 284), [Funkcja i pole mowy i mówienia w psychoanalizie, przel. B. Gorczyca, W. Grajewski, Warszawa 1996, s. 86].
118
Pierwszy klasycyzm lacanowski
to już nie w ten sam sposób. Oprócz przyjacielskich relacji z Jakobsonem, oprócz relacji wzajemnego poważania z Ben-
veniste’em - przy niezależności tych relacji od szczególnego
paradygmatu, w który obaj mogli się wpisywać - trzeba więc
zidentyfikować bardziej wewnętrzne pokrewieństwo z lingwi styką strukturalną. Należy rozważyć specyficzne tezy, cha rakteryzujące lingwistykę strukturalną w opozycji do innych
lingwistyk - ewentualnie nowszych - które także mogłyby być kandydatkami do reprezentowania galileizmu języka.
Lingwistyka strukturalna opiera się na trzech minimalistycznych tezach: (1) minimalizm teorii: teoria tym bliżej będzie ideału nauki, im bardziej narzuci sobie, w celu maksymalnej de-
skryptywnej mocy, używanie minimalnej liczby aksjomatów
i pojęć wyjściowych
(2) minimalizm przedmiotu: poznamy język tylko, narzucając sobie rozpatrywanie wyłącznie minimalnych
własności, które tworzą jego system, dający się rozłożyć na elementy, które same są minimalne
(3) minimalizm własności: element systemu ma wy łącznie te własności, które są określone przez system.
Teza ( 1 ) jest w istocie wskrzeszeniem aksjomatyki an tycznej. To, że teoretycy lingwistyki - a w szczególności
pierwszy wśród nich: Saussure - nie mieli wyraźnej świa
domości tej genealogii, wydaje się pewne; zapewne zdawała im się czymś oczywistym. Nic z tego. Przeciwnie, odrzuco
na została przez doktrynerów nowoczesnej nauki: implicite
przez Koyrégo, explicite przez Poppera. Jej wskrzeszenie
w ten sposób nie obywa się więc bez konsekwencji. 119
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
W rezultacie lingwistyka, z której robi użytek Lacan,
wpisuje się w paradoks: domniemana nosicielka nowej for
my galileizmu opiera się na przedgalilejskiej figurze nauki. Nauka idealna nie jest synchroniczna z ideałem nauki, który
jednak usiłuje reprezentować. Na tym polega moment nie stabilności, którym rozszerzony galileizm okaże się dotknię
ty. Lacan wszelako, w swym pierwszym ruchu, nie wydawał się na niego wrażliwy. Teza (2) w sposób oczywisty pozostaje pusta, jeśli nic dają
cego się uogólnić nie zostaje wypowiedziane o tym, co sta
nowi system. Odpowiedź jest znana i sięga Saussure’a: sys
tem istnieje wtedy i tylko wtedy, gdy istnieje różnica; jeśli mamy daną tezę minimalistyczną, przy badaniu języka nie
będzie brane pod uwagę nic prócz różnicy. Uzgodnione zo staje, że nazwą dla systemu sprowadzonego do swej relacji minimalnej jest struktura; zaś nazwa strukturalizm
desygnuje jego teorię. Po ustaleniu powyższego oczywiste musi być, że w ten
sposób zdefiniowany w minimalnych terminach system nie ma w sobie nic, co byłoby specyficzne tylko dla języków.
Strukturalizm daje się więc z zasady rozszerzać na inne obiekty; w istocie, na całość obiektów kultury. Ogólne zalecenie brzmi więc następująco: dany obiekt kulturowy
będzie adekwatnie poznany tylko wtedy, gdy narzucimy so
bie rozpatrywanie w nim wyłącznie tych własności, które w ostatniej instancji rozkładają się na relacje różnicy.
Chodzi rzeczywiście o system minimalny, skoro własności zostały sprowadzone do jednego unikalnego
typu: chodzi także o system dowolny, skoro może i musi 120
Pierwszy klasycyzm lacanowski
zachowywać ważność dla materialnie odmiennych obiek tów: fonemów, dóbr, kobiet. Teza (3) jest dużo silniejsza niż teza (2). Korzystała z niej być może sama tylko lingwistyka. W połączeniu z tezą (2)
znaczy ona, że: jeśli stawiamy pytanie o istnienie (an sit), element systemu utrzymuje się jako element tylko w roli
terminu w relacji różnicy; jeśli, po odpowiedzi na tamto pytanie, stawia się następnie pytanie o własności elementu
(quidsit), będzie on miał tylko takie własności, które współ uczestniczą w relacji różnicy.
Wszyscy praktycy lingwistyki strukturalnej znają te twierdzenia i uznają je za trywialne. Takie jednak nie są.
Równają się one odwróceniu ogólnie przyjętego porządku między własnościami a relacjami. Zwykle bowiem jest tak, że dany jest jakiś byt; przypisywane mu są jakieś własności (nie ma znaczenia tu rodzaj analizy: zmysłowa, percepcyjna, pojęciowa); dopiero następnie, na tej podstawie, można w odniesieniu do innego bytu, analizowanego paralelnie
i niezależnie, wnioskować, że obydwa wchodzą w relację podobieństwa bądź różnicy (zupełnej bądź częściowej).
Tutaj zabieg jest zupełnie inny: najpierw dana jest róż nica i to ona uprawomocnia własności. Znaczyć to może tylko jedno: istnieje relacja różnicy, która nie zawdzięcza
nic własnościom terminów, skoro jest wobec nich wcześ
niejsza. Jest to zresztą wniosek, jaki wyprowadza dowol
ny konsekwentny lingwista strukturalny: istnieją obiekty lingwistyczne jakościowo podobne, lecz liczące się jako
dwa różne (innymi słowy, zostaje odrzucona Leibnizjańska
zasada nierozróżnialności); istnieją obiekty lingwistyczne 121
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
jakościowo niepodobne, lecz liczące się jako jeden obiekt.
Tym sposobem Benveniste utrzymywał, że dwa greckie sło wa domos, mające taką samą formę foniczną i odnoszące się do tej samej oznaczanej rzeczy (tego, co nazywamy do
mem), są lingwistycznie dwiema oddzielnymi jednostkami {Homophonies radicales en indo-européen, BSL, 51, Paris
1955, s. 21-22); i odwrotnie, argumentacja poprzez wolną wariancję ustala, że dwie jednostki fonicznie niepodobne
tworzą z punktu widzenia lingwistyki jedną: przednioję-
zykowe i nieprzedniojęzykowe [r] w języku francuskim; argumentacja przez wariancję kontekstualną ustala, że do strzegalne niepodobieństwo pomiędzy [m] w angielskim
pimp i [n] w angielskim pint nie narusza jedności tych dwóch głosek nosowych; wargowy charakter pierwszej powtarza
tylko wargowy charakter /p/, które po niej następuje, a zę
bowy charakter drugiej powtarza jedynie zębowy charakter /t/, które po niej następuje; w rzeczywistości istnieje w tym
przypadku tylko jedna jednostka nosowa, przyjmująca dwie odmienne, ale nie odrębne formy, określone przez kontekst;
bardziej techniczna argumentacja poprzez dystrybucję kom
plementarną: niemieckie Ich-Laut oraz Ach-Laut liczą się
jako jeden fonem, ponieważ różnią się jeden od drugiego i nigdy nie spotykają się w tym samym kontekście17. 17 Chciałbym podkreślić przy okazji, jak zaskakujące jest to wnioskowanie: wnioskujemy o identyczności z samego faktu, że zachodzi niepodobieństwo jakości i wzajemna ekskluzja. Rozumowanie jest ważne tylko wtedy, gdy zbiór jednostek fonematycznych i zbiór kontekstów są skończone. Kiedy zbiór jest nieskończony (na przykład gdy chodzi o leksykę), rozumowanie zawodzi. Wersję mityczną, dziwną i niepokojącą tegoż znajdujemy w opowiadaniu Borgesa Teologowie', dwóch teologów reprezentuje przeciwstawne doktryny i zwalcza się, nigdy nie dochodząc do porozumienia. Jeden z nich doprowadza do potępienia drugiego, który ginie na stosie. A na końcu okazuje się, że dla
122
Pierwszy klasycyzm lacanowski
Powiedzenie, że /b/jest dźwięczne tylko dlatego, iż jest
różne od /p/, oznacza, że afirmacja różnicy poprzedza nada nie własności „dźwięczna”. Ponieważ skądinąd istnieją wy
łącznie własności nadane na podstawie różnicy, znaczy to,
że sama różnica jest odrębna od wszelkich własności.
Jest nawet odrębna od pozytywnego istnienia, skoro, jak zauważa Saussure, Język może się zadowolić opozycją czegoś z niczym”18. W rezultacie nicość materii dźwiękowej może być terminem w relacji różnicy i na samej tej podstawie
nabywać własności. To teoria znaku zero, z której robią uży tek wszyscy strukturaliści, nie tylko lingwistyczni, ale której
tylko lingwiści ustanowili elementy. Z bezwiednym spoko jem geniusza Saussure w ten sposób odrzuca aksjomat, który
klasyczna metafizyka uznawała za niepodważalny: „nicości nie przysługują własności”19. To, że - przeciwnie - nicości Boga „ortodoksa i heretyk, nienawidzący i znienawidzony, oskarżyciel i ofiara tworzą jedną tylko osobę” [przeł. A. Sobol-Jurczykowski], Powiedzielibyśmy, że byli jak dwa kombinatoryczne warianty w dystrybucji komplementarnej. Zauważmy, że wskazane w opowiadaniu pytanie teologiczne dotyczy właśnie tego, czy czas układa się w zamknięty porządek. Szerzej, ukryta tutaj doktryna identyczności może być przedstawiona następująco: jeśli dwie jednostki mogą być współobecne, należy wnioskować, iż są odrębne; jeśli dwie jednostki są identyczne, wówczas są oddzielone; w szczególności to, co identyczne ze sobą, jest od siebie oddzielone i w rezultacie nie ma Sobości, z którą mo głoby być tożsame. Rozpoznać tu można postać zalążkową pewnych podsta wowych teorematów teorii podmiotu. Można także rozpoznać dramatyzację Czasu logicznego: ludzie między sobą uznają się za ludzi; od tej chwili uznają się za wzajemnie rozłącznych. W skrócie, identyczność jest realna, ale sepa rująca; podobieństwo jednoczy, ale jest wyobrażeniowe. Kursjęzykoznawstwa ogólnego, przeł. K. Kasprzyk, Warszawa 1991, s. 111 (przyp. red.). 19 Wiadomo, że ten aksjomat jest istotny dla kartezjanizmu, zarówno w me tafizyce, jak i w fizyce. Daje on w szczególności podstawę do afirmacji, że nie może istnieć próżnia. Interesujące jest zauważenie, że fizyka epikurejska, w której tak uprzywilejowana jest analogia alfabetu i kombinacji charakterów, ustanawia - być może z tego powodu - istnienie próżni.
123
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
mogą przysługiwać własności, to jest zasadnicze dla ogól
nego pojęcia struktury; Lacan będzie o tym pamiętał w teorii
podmiotu i pragnienia (nawet jeśli stenografuje nazwą brak, zapożyczoną z dyskursów jednak obcych strukturze, dyskur-
sywne zerwanie zawdzięczane samej strukturze). Lingwistyka strukturalna posługuje się w ten sposób
tym, co można nazwać czystą różnicą. Widać, żewbrew zwyczajowej doktrynie - nie będzie ona pozostawać
we wzajemnej korespondencji z podobieństwem. Mówiąc inaczej, lingwistyka strukturalna nie zna relacji podobień
stwa; nie ma ona dla niej znaczenia; lingwistyka strukturalna dysponuje jedynie relacją różnicy, homonimiczną względem tego, co zwykle nazywa się „różnicą”, ale odrębną od niej,
skoro nie ma ona przeciwieństwa.
3. Powaga struktury Lacan nie wypowiadał się explicite na temat minimalizmu
metody. Wydaje się, że nigdy go nie odrzucił, jakkolwiek ni gdy nie narzucił sobie ani more geométrico, ani porządku ra
cji, choćby tylko jako ograniczeń wyłącznie stylistycznych. W każdym razie nigdy nie wyrzekł się prób, sporadycznych
co prawda, zmierzających do podporządkowywania jego na
uczania zasadom demonstratywnego maksimum i minimum. Można tu mówić o ścisłej neutralności, o ile nie obojętności.
Kwestia więc będzie pozostawiona na uboczu. Lacan wierzył w minimalizm przedmiotu. Jego odpowiednik
znajdujemy w dodatku do La Lettre volée (E, s. 44—61 ): ujęcie 124
Pierwszy klasycyzm lacanowski
nieświadomości poprzez rozpatrywanie funkcjonowania sys temu, któremu przypisuje się jak najmniejszą ilość możli
wych własności. Ujawnia się wówczas to, że dzięki wyłącz nie różnicującym terminom wyjściowym (sprowadzają się
do abstrakcyjnych jednostek, pozbawionych jakichkolwiek własności i oznaczanych jako +/-) i operacjom jak najmniej wyspecyfikowanym (faktycznie sprowadzają się do aleato-
rycznych wystąpień i następstw tego rodzaju wystąpień) moż na pokazać regularności, kontury i konkretyzacje - w skrócie,
rodzaj materialnego i ustrukturowanego krajobrazu. System zarazem dowolny i sprowadzony do swoich
własności minimalnych nazywać się będzie łańcuchem; w nazwie tej nie chodzi o konkatenację jako operację formal
ną; nie chodzi także o jednowymiarowość jako taką; służy ona tylko, za sprawą minimalnego charakteru jego jedynego
wymiaru, do nawiązania do minimalizmu systemu. Tym sa mym wymiary takie jak horyzontalność, wertykalność czy
głębia nie będą odgrywać innej roli niż obrazowa.
Jeśli więc struktura jest nazwą dowolnego systemu,
to łańcuch jest nazwą struktury minimalnej. Widać przeto, dlaczego strukturalizm w lingwistyce może dać się wyrazić następująco: ‘poznamy mowę (dany język naturalny), na rzucając sobie rozpatrywanie jej wyłącznie jako łańcucha’.
Lingwistyka strukturalna dostarcza więc dowodu na to, że czysta metodologicznie teoria łańcucha jest zarazem
możliwa i płodna, i to nawet wówczas, gdy nie posługuje się bezpośrednio pojęciem łańcucha.
Rozpatrywanie dowolnego elementu wyłącznie pod kątem
własności minimalnych, które przypisuje mu system, sam 125
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
sprowadzony do minimalnych własności systemu; rozpa
trywanie dowolnego systemu wyłącznie z punktu widzenia
elementów minimalnych, na jakie się dzieli - to właśnie stenografuje nazwa znaczący: nazwa ta oczywiście za
pożyczona jest od Saussure’a, ale oddala się od niego, gdyż
wyrwana zostaje z symetrycznej pary znaczący/znaczony, w której umieścił ją Saussure. Wypowiada więc ono dwa
odmienne twierdzenia: (i) że lingwistyka poddana zostaje reinterpretacji, jeśli nie sprzeniewierzeniu, oraz (ii) że dzięki
takiej reinterpretacji dowiedzione zostaje, że wywodząca się z lingwistyki strukturalistyczna analiza daje się prawomoc
nie stosować do przedmiotów innych niż język. To, że zachodziło ze strony Lacana poddane reflek
sji forsowanie, jest niewątpliwe. Wszyscy językoznaw
cy strukturalni20 uznawali łańcuch za niewystarczający; uzupełniali go poprzez porządkowanie w warstwy: każda
warstwa jest oczywiście łańcuchem, ale żeby uchwycić empiryczność języków, potrzeba wielości warstw. U Lacana, przeciwnie, warstwy nie istnieją. Innymi słowy, lingwisty
ka powołana zostaje na świadka dopiero po jej przemiesz czeniu. Mówimy jej słownikiem, ale by wypowiedzieć coś
innego niż ona.
Widać wreszcie, że w pojęciu łańcucha znaczącego wszystko do siebie współnależy: znaczący istnieje tylko
w łańcuchu, a żeby system tworzył łańcuch, musi być ukon
stytuowany ze znaczących.
20 Przypadek chciał, że Lacan nie korzystał z dzieła Harrisa, które realizowało w sposób pod pewnymi względami pełniejszy niż dzieło Jakobsona czystą metodologicznie teorię lingwistycznego łańcucha.
126
Pierwszy klasycyzm lacanowski
Lacan wierzył także w minimalizm własności. Wyraził to na wet w sposób szczególnie jawny. Utrzymywać, że istnieją je
dynie własności indukowane przez system, to utrzymywać, kiedy system jest zdefiniowany jako struktura, że wszelkie własności są wyłącznie skutkiem struktury. Jest to więc
utrzymywanie, że struktura jest przyczyną. A kiedy element każdej struktury zdefiniowany jest jako znaczący, oznacza
to, że znaczący nie posiada własności, lecz je tworzy:
jest działaniem. W ten sposób Lacan podejmuje gramatyczną literę Saussure’owskiej pary (przejętą być może z greckiego;
semainontalsemainomena): „czyste działanie znaczącego, czysta pasywność znaczonego”, zdanie daje się odczytać
w świetle imiesłowu strony czynnej i strony biernej (zob. La Signification du phallus, E, s. 688). Czysta różnica, która nic nie zawdzięcza własno ściom, ponieważ, fundując je, jest wobec nich wcześniej
sza - to właśnie Lacan ujmuje za pomocą nazwy Innego.
Majuskuła, a także epitet „wielki”, którym się tę nazwę po przedza, dały sposobność do wielu teologicznych ekskur-
sów21. Kwestia leży jednak gdzie indziej: chodzi o to, by dać
do zrozumienia, iż mamy do czynienia z innym, który nie pozostaje we wzajemnej korespondencji z toż-samym, nie
będąc ani jego granicą, ani przeciwieństwem, ani przypad kiem szczególnym. Ów Inny, bez przeciwstawnego terminu,
21 Lacan zasadniczo im się przeciwstawił, poprzez swoją doktrynę przekreślo nego Innego. Będąc jedynie znaczącym czystej różnicy, znaczący Innego jest także znaczącym tego, że istnieje w ogóle znaczący, skoro znaczący istnieje tylko wtedy, gdy istnieje czysta różnica. I odwrotnie, pojęcie Innego może być jedynie wewnętrznie naznaczone konstytutywną różnicą, łączącą jeden znaczący z innym. Jesteśmy tu na antypodach idei Boga, która nie może bez popadania w sprzeczność przyjąć takiej wewnętrznej różnicy.
127
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
nie opiera się na różnicach własności, skoro w jego rejestrze
żadna własność nie daje się jeszcze przypisać22. Istnienie
Innego jest tym, co uprawomocnia możliwość ustanowienia jednego i drugiego znaczącego, podczas gdy jako znaczące
są one poza kategorią podobieństwa i niepodobieństwa; usta la ono takżefactum linguae, skoro samo tofactum, o którym
lingwistyka strukturalna miała w swoim czasie zaświad
czać, zależy od istnienia jakiejś różnicy, która poprzedza własności. Inny jest gwarantem, ale nie jest Bogiem; jego
gwarancja zostaje zredukowana do tego: gdyby nie można było utrzymywać, że istnieje Inny, wówczas to nie mówi łoby. Otóż: to mówi.
Minimalizm obiektu oraz minimal izm własności w połą czeniu mają jedną konsekwencję: tę mianowicie, że logion „nieświadomość, ustrukturowana jak jakaś mowa” (/ 'in
conscient, structuré comme un langage) jest tautologiczna. Rzeczywiście, mowa, na mocy hipotezy, nie ma nic poza własnościami struktury, ale, i znowu na mocy hipotezy, owe
własności struktury są z konieczności minimalne. Otóż jeśli
są minimalne, to wszystko, co jest ustrukturowane, będzie
je prezentować: wszystko, co jest ustrukturowane, jest więc z konieczności ustrukturowane jak mowa. Oprócz
12 Równolegle jest on Toż-Samym, bez przeciwieństwa, nieopierającym się na podobieństwie właściwości. Dokładnie teorię owego Toż-Samego tworzy Kripke w Nazywanie a konieczność. Do owego Toż-Samego odwołuje się Lacan w teorii powtórzenia („realność jest tym, co zawsze powraca na to samo miejsce”, S XI, s. 49). Ale lingwistyka strukturalna nie robi z niego użyt ku, a więc nie z niej wyprowadza go Lacan. Nie dysponując odniesieniem do Kripkego, pozostawia owo Toż-Same bez kompletnej teorii przed teorią węzła RSI.
128
Pierwszy klasycyzm lacanowski
tautologiczności logion ten jest także sprzeczny, gdyż zda-
je się zakładać, za sprawą zastosowania rodzajnika nie określonego un (,Jakiś”), że istnieje wiele rodzajów mowy,
strukturalnie rozróżnialnych; ale jeśli jakaś mowa jako
mowa ma wyłącznie własności minimalne, to żadna mowa nie może strukturalnie się odróżniać od innej. Logion
mówi tylko, że nieświadomość jest ustrukturowana. Wy bór jest następujący: albo ograniczamy się do powtórze nia, że przyjmujemy tezę strukturalistyczną i trzymamy się wynikającej z niej metody - ale w tym przypadku logion
ma tylko treść społeczną (akces do strukturalizmu); albo
przedkładamy pewną określoną własność strukturalną, która będzie prawdziwa dla dowolnej struktury, która będzie od różniać każdą strukturę jako taką od tego, co strukturą nie
jest, ale która nie będzie odróżniać żadnej struktury jako takiej od żadnej innej.
Być może jako jedyny ze wszystkich strukturalistów,
Lacan świadomie wybrał drugą drogę. Być może jako je dyny pojął jej konieczność. Sprowadza się ona do przyjęcia
tego, co można nazwać założeniem hiperstrukturalnym:
‘dowolna struktura posiada niedowolne własności’.
Jakkolwiek nigdy nie było sformułowane formalnie w postaci jawnej, założenie to dotyka samego rdzenia laca-
nowskiej doktryny. Znajduje się u podstaw niektórych spo śród najważniejszych jej części. A dokładniej jeszcze, poka
zuje ono, iż jeden z fundamentalnych celów doktryny może i musi polegać na opracowaniu teorii dowolnej struktury. Jeden z teorematów tej teorii powiada, że pośród nie-
dowolnych własności dowolnej struktury - o tyle przynaj mniej, o ile jest rozpatrywana wyłącznie jako struktura i o ile 129
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
sprowadzona zostaje do swoich własności minimalnych występuje emergencja podmiotu. I odwrotnie, dla skon
struowania teorii podmiotu konieczne i wystarczające jest wyliczenie własności, które zadaje mu dowolna struktura.
Weźmy tymczasowy teoremat:
‘dowolna minimalna struktura zawiera, przez ze wnętrzną inkluzję, pewien wyróżniony byt, który będziemy
nazywać podmiotem’. Ponieważ znaczący to nic innego jak minimalny ele
ment dowolnej struktury, owa emergencja musi zawrzeć się w definicji znaczącego. Stąd logion: ‘znaczący reprezentu je podmiot dla innego znaczącego’ (Subversion du sujet et
dialectique du désir dans l'inconscient freudien, E, s. 819);
rozkłada się on na cztery tezy definicyjne:
(i) znaczący reprezentuje wyłącznie dla (ii) tym, dla czego znaczący reprezentuje, może być
tylko znaczący (iii) znaczący może reprezentować wyłącznie podmiot (iv) podmiot jest jedynie tym, co znaczący reprezentuje
dla innego znaczącego.
Tezy (i)—(iii) wzięte razem stanowią dokładnie defini
cję łańcucha. Definicja ta zawarta jest całkowicie w relacji
„X reprezentuje Y dla Z”. Relacja, jak widać, jest troista;
różni się w tym od klasycznej relacji reprezentowania, w szczególności takiej, jak ją wyróżniał Foucault (Słowa
i rzeczy, [przeł. T. Komendant, Gdańsk 2006, s. 63-68]) i która jest binarna; różni się także od saussure’owskiej
definicji znaczącego, w której relacja reprezentacji nie gra
żadnej roli. Podmiot staje się wewnętrzną własnością łań
cucha; taka jest teza (i v): każdy łańcuch znaczący, jako taki, 130
Pierwszy klasycyzm lacanowski
zawiera podmiot; ale sam podmiot nie ma innej definicji niż bycie terminem Y w troistej relacji, w której X jest zna czącym i Z23 jest innym znaczącym. Podmiot jest wtórny
w stosunku do znaczącego (S XI, s. 129)24.
Z hiperstrukturalnego założenia i z teorii dowolnej struktury wynika więc teza, którą można nazwać hipotezą podmiotu znaczącego:
‘podmiot jest tylko podmiotem znaczącego’. Zważywszy na przyjętą skądinąd hipotezę podmiotu na
uki, równanie podmiotów jest konsekwencją automatyczną: ‘podmiot nauki, podmiot kartezjański, podmiot freu
dowski, jeśli są podmiotami, to mogą być tylko podmiotem znaczącego; są one i muszą być jednym’. Wniosek jest oczywisty, ale może być potwierdzony.
Kartezjański podmiot może i musi być ustanowiony jako podmiot znaczącego: konieczne i wystarczające ku temu
jest zapisanie Cogito w postaci łańcucha: myślę „więc 2J W oryginale: Y. Podobnie w przyp. 24. W obu fragmentach poprawiam tak, by X i Z (zgodnie z pierwszą formułą kilka linijek wyżej) były symbolami znaczących, a Y - symbolem podmiotu (przyp. tłum.). 2J Jest możliwe, choć nie pewne, że miało miejsce spotkanie z pracami Que neau o troistej relacji „X bierze Y za Z”; por. C. Berge, Pour une analyse po tentielle de la littérature combinatoire, Oulipo, Paris 1973, s. 56 oraz R. Que neau, Le relation X prend Y pour Z, tamże, s. 62-65. Prawdą jest, że daty się nie zgadzają, skoro wystąpienie Queneau w Oulipo pochodzi z 1965 roku, natomiast logion Lacana z 1960. Ale rzecz zasługiwałaby na głębsze zbadanie. Różnice są przy tym równie pouczające jak podobieństwa. W ten sposób, dla Queneau kluczowe jest to, że X może być tożsame z Y bądź z Z; dla Lacana kluczowe jest to, że różnica pomiędzy X, Y i Z (dowolnej natury) zostaje zachowana. Dla Queneau kluczowe jest, że X, Y i Z są niedookreślonymi zmiennymi; dla Lacana kluczowe jest, że X i Z są dookreślone jako znaczące, a Y jako podmiot. Wyjaśnia to, dlaczego w seminarium XVII będzie rozwijany na podstawie trójskładowej relacji zapis z dookreślonymi zmiennymi: SI i S2 jako X i Z, a $ jako Y. Stąd wyprowadzić można, przez uzupełniającą dedukcję, czwarty termin (a). Dalsze szczegóły na s. 159.
131
Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia
jestem”25. Freudowski podmiot, to znaczy podmiot zdol
ny do nieświadomości, może i musi być ustanowiony jako
podmiot znaczącego: konieczne i wystarczające ku temu jest 2’ „W próbie zapisania myślę: »więc jestem«, z cudzysłowem po dwu kropku, daje się odczytać, że myślenie funduje bycie jedynie za sprawą wią zania się w mówieniu, w którym każda operacja dotyka istoty Języka” (La Science et la Vérité, s. 864-865). Istnienie łańcucha znaczącego z dwoma ogniwami - ogniwem myślenia i ogniwem bycia - potwierdza występowanie czasownika „wiązać się” (nie bez pewnego składniowego forsowania: podmiot owego „wiązać się” ma za nieciągły poprzednik koniunkcję „myślenie + bycie”, a „się” jest raczej wzajemne niż zwrotne). Innymi słowy, Cogito jest scalone z teorią struktury dowolnej i minimalnej. Jest to także to, co implikuje przepisanie w cudzysłowie. Powtórnie odczytane przez Lacana Cogito jest, ściśle rzecz biorąc, wypowie dzeniem „więc jestem”; na tym wypowiedzeniu, skupionym na znaczącym jednostkowym i występującym jako drugi (sum), retroaktywnie powstaje pierwszy znaczący „myślę” (cogito); realny podmiot naciska w pulsowaniu (od drugiego do pierwszego, od pierwszego do drugiego) tych dwóch zna czących. Pulsowaniu zasygnalizowanym przez niestałość „więc” (ergo), już to obecnego, już to nieobecnego. Można zrozumieć, że później, po sprowadzeniu wszystkich łańcuchów znaczą cych do minimalnej postaci jednego i drugiego znaczącego, SI i S2, znaczący drugi jest znaczącym wiedzy. Odnajdujemy tu samą funkcję Jestem”, mającą, zdaniem komentatorów, dawać podstawy możliwości jakiejś pewnej wiedzy dzięki, przypomnijmy, przejściu do myślenia jakościowego. Ale S2 jest właś nie samym tym przejściem. Teoria dyskursów i doktryna z seminarium XX (wykład 8 i 11) opierają się na tej analizie Cogito. Zauważmy na marginesie, że w tej prezentacji Cogito jest przykładem języka prywatnego w sensie Wittgensteina (tak jak sama nieświadomość, jeśli nie świadomość jest ustrukturowana jak jakaś mowa); podlega więc ono, jak każ dy język prywatny, paradoksowi Wittgensteina-Kripkego. Można go streścić następująco: co zapewni, że Bóg zwodziciel nie jest w stanie zmienić reguł użycia leksemu sum i reguł operatora konkluzji ergo, pomiędzy momentem, w którym zaczynam wypowiadać „więc (ja)”, a momentem, w którym kończę Jestem”? Kąpiel Diany Klossowskiego przedstawia się jako owidiański mit tej ewentualności. Przewodniczący Schreber daje przykłady aktów wypowie dzi, które poprzestawałyby na „więc (ja)” (por. D'une question préliminaire à tout traitement possible de la psychose, E, s. 539-540). Interpretacja momentalistyczna może z pewnością uniknąć tego rodzaju zarzutów, ale nie ich wersji skrajnej: co mi gwarantuje, że Bóg zwodziciel nie pozostawił w ich zwykłej postaci reguł stosowania leksemów, z wyjątkiem właśnie tego pojedynczego momentu, kiedy wypowiadam „więc jestem”?
132
Pierwszy klasycyzm lacanowski
pomyślenie nieświadomości jako łańcucha, co zapewnia lo
gion ‘nieświadomość, ustrukturowanajak mowa’. Podmiot nauki zmatematyzowanej może i musi być ustanowiony
jako podmiot znaczącego: konieczne i wystarczające ku temu jest pomyślenie matematyki jako wybijającej się for
my znaczącego, oddzielonej od wszelkiego znaczonego, na co pozwala galileizm rozszerzony: logion „matematyka znaczącego” (E, s. 861 ) jest uważany za właściwą charakte rystykę całej nauki i musi być czytany przez odwrócenie -
znaczący jest wewnętrznie matematyczny, a matematyka
jest wewnętrznie matematyką znaczącego. Aby całkowicie zrównać podmiot kartezjański z podmiotem freudowskim,
potrzeba jeszcze tylko istnienia podmiotu tam, gdzie to my
śli, mimo że podmiot nie może artykułować jego „więc jestem” (C 'est à la lecture de Freud..., „Cahiers du Cistre”
1977, no. 3, s. 14); konieczne i wystarczające ku temu jest
to, by podmiot nie był niczym innym niż to, co bez przerwy wyłania się i zanika w łańcuchu znaczącym. Otóż podmiot
ten jest również podmiotem pozbawionym jakości, którego
wymaga nauka; myśl bez jakości, której jest zakładanym korelatem, daje się przedstawić pozytywnie jako niedowol-
ne prawa znaczącego - prawa bez jakości, ale także poza
ilością. W ten sposób ciąg racji, z których każda potwierdza kolejną, zamyka się w sobie.
W formie wyjściowej (rozdz. 2, s. 44—47) identyczność konstytucji między podmiotem kartezjańskim i podmio
tem freudowskim była tylko częściowo zademonstrowana. W cieniu pozostała konstytucja właściwa podmiotowi nauki, z którym i jeden, i drugi zostały z osobna utożsamione;
stwierdzono jedynie, że pozbawiony jest wszelkich jakości, 133
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
poza myślą, która sama pozbawiona jest wszelkich jakości.
Odtąd teoria dowolnej struktury pozwala na wyartykułowa nie tezy pozytywnej. Co więcej, teza ta nie jest historyczna;
równanie podmiotów nie zależy już od reżimu warunków dyskursywnych i od następstwa. Nie jest już konieczne zało żenie, że pojawienie się Cogito pozwala w annalistycznych powiązaniach dyskursów na emergencję nieświadomości.
Korelacja ma strukturalny charakter.
4. W stronę lektury transcendentalnej Widać, że w tych warunkach można wysunąć dwa twier dzenia: (i) łańcuch znaczący nie jest niczym innym jak naj
ogólniejszą możliwą definicją myśli sprowadzonej do jej własności minimalnych; innymi słowy, znaczący jest myślą
pozbawioną jakości (ii) sprowadzony do swych własności strukturalnych
i odarty z obcych mu jakości (należeć mogą co najwyżej
do duszy), wszelki metafizyczny podmiot daje się rozszyfro wać jako podmiot znaczącego. Założenie hiperstrukturalne udziela więc metafizyce kredytu zaufania. Prawdę mówiąc, założenie to daje się odczytać w spo
sób homonimiczny jako filozofia transcendentalna. Pokre wieństwo jest głębokie. Albert Wielki określił mianem transcendentna własności, które przysługują wszystkim
przedmiotom, w odróżnieniu od „zwykłych” własności, któ re przysługują zawsze tylko jakiemuś podzbiorowi przed
miotów, dającemu się przeciwstawić innemu. A dokładniej: 134
Pierwszy klasycyzm lacanowski
własność P jest dobrze zdefiniowana tylko wtedy, gdy po zwala odróżnić przedmioty, którym przysługuje, od tych,
którym nie przysługuje. Wyjątek od tego właśnie stanowią własności transcendentne, o ile istnieją: każdy przedmiot je przedstawia i żadna z nich nie pozwala odróżnić jednego
przedmiotu od drugiego - należą do dowolnego przedmiotu. Albert Wielki uznawał trzy takie własności: własność by
cia unum, własność bycia verum i własność bycia bonum26.
Teoria jest więc transcendentalna, gdy obiera za przedmiot którąś z tych własności. Filozofia Kanta jest rzeczywiście
transcendentalna w tym ścisłym sensie. Ale widzimy kon
sekwencję: uznanie istnienia własności „transcendentnych”, które nie są ani niedefiniowalne, ani puste, oznacza uznanie,
że dowolny przedmiot ma niedowolne własności. Metoda transcendentalna polegała będzie na pozba
wieniu przedmiotu jego partykularnych własności, na do
konaniu tego w sposób możliwie najbardziej systematyczny i na dotarciu mimo to do odkrycia faktu, że mimo tego
pozbawienia, tuż przed momentem, gdy zniknąłby po pro
stu z pola rzeczy dających się myśleć, przedmiot ukazuje się jako ani całkowicie pusty, ani całkowicie pozbawiony
struktury. Własności rezydualne nie mogą być inne, niż są,
ponieważ, gdyby przypadkiem były inne, wówczas przed miot przestałby istnieć albo przestałby dawać się pomyśleć. Nie są dotknięte przez różnorodność, skoro otrzymywa
ne są na skutek wyeliminowania różnorodności. Pozwa
lając wszakże uchwycić owo minimum, dzięki któremu 26 Co podsumowuje św. Tomasz: omrie ens est unum, verum, bonum. Zob. na len lemat H. Scholz, Einfiihrung in die komische Philosophie, Mathesis universalis, Darmstadt 1969, s. 172.
135
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
przedmiot istnieje albo daje się pomyśleć, pozwalają one
także uchwycić, w jakim aspekcie różnorodność istnieje
albo daje się pomyśleć. Oczywiście Lacan nie przejmuje zestawu transcendent nych własności Alberta Wielkiego; można by nawet sądzić, że odrzuca je punkt po punkcie. Doktryna znaczącego jest
tego świadectwem. Trzymając się litery Saussure’a, istnie
nie jednego znaczącego pośród innych utrzymuje się tylko
na wielości wszystkich innych; taka jest najbardziej bezpo
średnia konsekwencja definiowania wyłącznie poprzez róż nice. Ens nie jest więc tutaj unum. Co do arbitralności, która
zdaje się rządzić stosunkiem znaczącego do znaczonego,
to mało istotna jest jej natura (omawiali ją tak językoznawcy, jak i sam Lacan); w każdym razie jedna rzecz jest pewna: za sprawą arbitralności usunięta zostaje wszelka istotność Dobra i Prawdy w odniesieniu do znaczącego. Lacanowska
definicja znaczącego jedynie podkreśla w tym względzie saussure’owskie zerwanie: jako modus istnienia, znaczący,
tak samo dla Saussure’a i dla Lacana, nie jest ani jeden, ani dobry, ani prawdziwy, w znaczeniu, w jakim pojmuje
to tradycja filozoficzna, a mimo to - nie przestaje istnieć. Nasuwa się jednak wątpliwość. Że Lacan systematycz nie neguje transcendentne własności odziedziczone przez
tradycję, to jest pewne; ale czy pewne jest, że uznaje własno ści tego typu, choćby były inne niż te wywodzące się z trady
cji? Nie sądzę. Niemniej rzuca się w oczy analogia pomiędzy
transcendentalnymi własnościami dowolnego przedmiotu a minimalnymi własnościami dowolnego systemu. O ile
tylko stosujemy język filozoficzny - Lacan nie odrzucał
go w tamtym czasie - to analogia ta staje się homonimią; 136
Pierwszy klasycyzm lacanowski
podwaja i potwierdza homonimię, która naznacza aksjomat podmiotu (rozdz. 2, s. 37). Można przypuszczać, że program
„Cahiers pour 1’Analyse” opierał się na tej podwójnej ho-
monimii; a dokładniej jeszcze - zmierzał w kierunku prze
kształcenia jej w synonim. Program ten głosi zatem: ‘hipoteza podmiotu znaczącego nie jest wy
łącznie jedną z konsekwencji założenia hiperstrukturalnego; jest jego konsekwencją główną’
albo: ‘założenie hiperstrukturalne jest nowoczesną formą pytania transcendentalnego ’.
Głosi także:
‘podmiot znaczącego jest nowoczesnym podmiotem
metafizycznym’. I wreszcie: ‘co takiego może i musi nowoczesna metafizyka?’.
Nowoczesna w tym sensie: tak jak Kant zasymilował naukę galilejską (w wersji Newtona), tak metafizyka impli
kowana przez założenie hiperstrukturalne asymiluje nowy galileizm, którego Lacan jest zarazem dowodem, jak i herol
dem. Tak jak Kant napisał Metafizyczne podstawy przyrodo
znawstwa, tak samo można sobie wyobrazić, że ktoś napisze
Podstawy analizy, gdzie analiza oznacza to, co jest wspólne psychoanalizie, rozszerzonej galilejskiej nauce, a przez to też
metafizyce, którą jej się przypisuje. Jej wyróżnionym narzę dziem jest teoria znaczącego, o ile znaczący jest wyłącznie
dowolnym elementem dowolnej struktury, o ile, na mocy założenia hiperstrukturalnego, stanowić ma nośnik niedowolnych własności i o ile, na mocy teorii podmiotu, owe
niedowolne własności obejmują emergencję wyróżnionego 137
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
elementu, nazywanego podmiotem. Pośród ukonstytuowa
nych dyscyplin do niej w pierwszym rzędzie będą należały
te, które czyszczą przedmiot z wszelkiej substancji i które w swoich metodach przestrzegają praw aksjomatycznego
minimalizmu; inaczej mówiąc, chodzi o logikę. Stąd też
nazwa logika znaczącego, którą będzie przypisywać się teorii znaczącego.
Logika ta obejmuje zarówno logikę matematyczną w ścisłym sensie, jak i ontologię formalną - platońską, neo-
platońską, fichteańską. Oczekiwany rezultat: sporządzenie na sposób aksjomatyczny (przy przestrzeganiu minimalizmu metody) wyczerpującej listy niedowolnych własności mini malnych dowolnego znaczącego.
Związanie programu transcendentalnego z programem minimalistycznym nie może dziwić. Z pewnością minima-
lizm strukturalistów często jest postacią fenomenalizmu, związaną ze zdeklarowanym empiryzmem (takie jest sta
nowisko Martineta), ale wiadomo, że przejście od fenome
nalizmu do idealizmu transcendentalnego nie jest rzeczą niemożliwą. Co więcej, pomiędzy minimalizmem empirycy-
stycznym a minimalizmem metafizycznym pokrewieństwo jest silne: nie zakładać o przedmiocie niczego, co wykra czałoby poza to, co jest konieczne do jego empirycznego
opisu; nie zakładać o przedmiocie niczego, co wykraczało by poza to, co jest konieczne do jego pomyślenia; odkryć, że pozbawiając przedmiot jego własności, nie odkrywa się
pustki, lecz że istnieje nieredukowalna podstawa niedowol nych własności.
Program „Cahiers pour 1’Analyse” nie pochodzi od Lacana; nie uczynił go swoim, ale też go się nie wypierał 138
Pierwszy klasycyzm lacanowski
(por. Discours a l EFP, Sc 2/3, s. 17). Można go więc stoso wać jako wywoływacz; rozpoznajemy w nim, w bardziej ry
zykownej, ale przez to też bardziej czytelnej formie, pewne ważne własności tego, co będę odtąd nazywał pierwszym klasycyzmem lacanowskim.
Głównym pomnikiem tego klasycyzmu są Ecrits, pisma wzięte w całości, poza tekstami wyraźnie prezentowanymi
jako „poprzedzające” (część 2 Ecrits). Stanowi on stopniowe i niemal systematyczne rozwinięcie programu wyrażonego
w dyskursie rzymskim z 1953 roku. Opiera hiperstrukturalną hipotezę na zakładanej oczywistości strukturalizmów jako
współczesnych form nowego galileizmu; ten ostatni rozpa
trywany ma być jako rozszerzenie galileizmu ścisłego; roz
szerzenie to utrzymuje, a dokładniej: oczyszcza równanie podmiotów i hipotezę podmiotu nauki, która jest jego osią. Jego części składowe dają się teraz jasno wskazać:
- doktrynał nauki obejmuje specyficznie hipotezę podmiotu nauki
- galileizm przywołany w doktrynale przybiera szczegól
ną postać, ufundowaną na rozszerzeniu pojęcia mate-
matyzacji i rozszerzeniu uniwersum o przedmioty niebędące w ścisłym sensie przyrodniczymi; to galileizm
rozszerzony
- galileizm rozszerzony obejmuje psychoanalizę, za po
średnictwem logionu ‘nieświadomość jest ustrukturowana jak jakaś mowa’, ale logion ten sam wymaga założenia hiperstrukturalnego
- założenie hiperstrukturalne, jako teoria dowolnej struk
tury i jako teoria obejmująca emergencję podmiotu, jest sposobem rozwiązania hipotezy podmiotu nauki; z tej 139
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
racji łączy się ono z aksjomatem podmiotu, homonimem i ewentualnie synonimem klasycznej metafizyki. Budowla jest majestatyczna. Można zrozumieć, iż prezen
tując się w formie książki, wywołała wrażenie dzieła. Nie dane jej było jednak rozbudowanie i przyozdobienie nowymi
dodatkami, które respektowałyby jej plan; przeznaczeniem jej było wywrócenie. Można przyznać, że pewne wydarzenia
miały swój udział w tej perypetii, ale determinujący charak ter mają same wewnętrzne przyczyny: niezależnie od swego
majestatu, budowla była niestabilna.
Rozdział IV Drugi klasycyzm lacanowski
1. Niestabilności pierwszego klasycyzmu Niestabilność pierwszego klasycyzmu wynika z wersji doktrynału nauki, jaką zaoferował. Postawienie diagnozy jest proste:
1. Niestabilność wynikająca z historycyzmu: w swo
jej logice wewnętrznej doktrynał nauki nie ma charakteru historyzującego; świadczy o tym istnienie teorii podmiotu.
Ale w 1966 roku korelacje nie zostały jeszcze rozwinięte
w sposób kompletny. Wersja występująca w Ecrits odwołu
je się do słownictwa inauguralnej emergencji, następstwa, współczesności; jest historyczna, nawet jeśli chodzi coraz
bardziej otwarcie o historyzującą stylistykę i nawet jeśli nic substancjalnego już od niej nie zależy. Pod tym względem
pierwszy klasycyzm nie jest synchroniczny z samym sobą: teoria cięcia i teoria podmiotu sobie nie odpowiadają1. 1 Lévi-Strauss dostrzegł ową dyschronię, nie lokalizując jej jednak dokładnie. Por. Myśl nieoswojona, przeł. A. Zajączkowski, Warszawa 2001, rozdz. 9. Można znaleźć tam dwie serie afirmacji: (1) istnieją cięcia główne; w każdym
141
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
2. Niestabilność wynikająca z pojęcia matematyzacji. Ta ostatnia musi być rozumiana jako literalizacja nieilo-
ściowa. Pozwala na to, jak zauważyliśmy, ewolucja samej
matematyki: szczególnie bourbakizm. Ale bourbakizm jest tylko jedną z postaci ogólniejszego ruchu, rekonstruującego
całość matematyki na zagwarantowanych podstawach lo
gicznych. Innymi słowy, bourbakizm afirmuje trzy rzeczy tyczące matematyki: (1) matematyka jest autonomiczna względem nauki galilejskiej; (2) jej istotą nie jest ilość;
może więc odnosić się do nieilościowych obiektów; (3) ist
nieje coś takiego jak logika matematyczna. Otóż założenia
Koyrego są dokładnie przeciwne: (1’) matematyka, nieza leżnie od tego, czym jest sama w sobie, rozpatrywana jest wyłącznie jako służebnica matematyzacji; (2’) ma być rozu miana w wąskim sensie, który jest zdaniem Koyrego jedy nym, jaki interesuje nowoczesną naukę: jako ilość; (3’) nie
ma czegoś takiego jak logika matematyczna (por. Epimenide le Menteur). Punkt (3’) może wydawać się osobliwy i zbyteczny dla
tez dotyczących fizyki (sam jestem zupełnie innego zdania, ale mniejsza o to). Pozostaje wszakże faktem, że dopusz
czając prawomocność logiki matematycznej, konsekwentny koyrysta utrzymuje, że matematyczność tejże nie ma żadnej
razie przynajmniej jedno: cięcie pomiędzy myślą nieoswojoną a myślą nowo czesnej nauki (s. 356); (2) cięcie to nie jest natury historycznej; historia nie jest w stanie go uchwycić; jest zresztą zasadniczo niezdolna do uchwycenia żadnego cięcia głównego (s. 344). W 1965 Lacan odnotowuje sam, jak bardzo doktryna Lévi-Straussa jest niekompatybilna z doktryną Koyrego; ale mimo to jej nie odrzuca; co potwierdza, że głoszony historycyzm nie jest już istotny, ale także, że urządzenie całości nie jest homogeniczne; por. La Science et la Yérité, s. 861.
142
Drugi klasycyzm lacanowski
wagi dla matematyzacji, o którą chodzi w nauce. Krótko
mówiąc, doktryna! nauki, sprowadzony do swych funda mentów, nie może przyznać najmniejszej nawet wagi logice
matematycznej w szczególności ani aksjomatyzacji mate
matyki w ogólności.
Otóż jest to właśnie pozycja, jakiej pierwszy klasy cyzm lacanowski, w swojej kompletnej formie, nie może utrzymać. Z powodu, jak powiedzieliśmy, galileizmu rozsze rzonego: ważne jest, by matematyka była literalna i nieilościowa; otóż tylko aksjomatyzacja na to pozwala. Również z powodu teorii struktury dowolnej: logika matematyczna
ma w niej odgrywać determinującą rolę. Pierwszy klasy
cyzm potrzebuje logiki matematycznej: jej ogólnego istnie nia oraz niektórych jej szczegółowych twierdzeń (na przy
kład teorematu Goedla). Potrzebuje także doktrynału nauki.
Otóż obie drogi okazują się rozbieżne, kiedy tylko zacznie się nimi podążać wystarczająco wytrwale.
3. Niestabilność wynikająca ze sprzeczności pomię dzy nauką idealną strukturalizmu, wywodzącą się z greckiej
episteme, a ideałem nauki właściwym doktrynałowi nauki,
który odrzuca tę samą episteme. Sprzeczność się uwydatnia,
gdy doktryna! nauki interpretowany jest na sposób niehistoryzujący; wówczas rzeczywiście synonimiczność wyznacz
nika Koyrego i wyznacznika Poppera staje się rozstrzygają ca. Otóż wyznacznik Poppera bezpośrednio przeciwstawia się aksjomatyce antycznej i wszelkiej formie aksjomatyki minimum. Paradoks polega na tym, iż lektura niehistoryzu-
jąca jest właśnie indukowana przez strukturalizm. 4. Niestabilność wynikająca z niedostatecznego spre cyzowania pojęcia litery. Pojęcie to jest zasadnicze dla 143
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
galileizmu rozszerzonego; tylko ono pozwala przejść w spo
sób gładki od matematyki do nauk o kulturze, a stamtąd do psychoanalizy. Ale nie stanowi ono przedmiotu auto nomicznej teorii, porównywalnej z teorią znaczącego. Ka
nonicznym tekstem z tego punktu widzenia jest L’Instance de la lettre, gdzie obie teorie występują oddzielnie, ale też
we wzajemnej korelacji. Z tej racji wydaje się, że wiele twierdzeń sformułowanych w kategoriach litery i literalności zdaje się formułowalne, w sposób równoważny, w ka
tegoriach znaczącego, i odwrotnie. W świetle poważnego potraktowania minimalizmu równoważność taka powinna
jedną z dwóch teorii uczynić zbyteczną. Jeśli natomiast zbyteczności nie ma, oznacza to, że wzajemność korelacji musi
być uznana za błąd. Ale żaden błąd nie zostaje ujawniony.
Z braku rozstrzygnięcia tej kwestii pojęcia litery i znaczą
cego wzajemnie się zaciemniają; ani charakter znaczący, ani charakter literalny matematyki nie może uzyskać statusu cał
kowicie określonego. Afirmowanie, że matematyzacja jest literalizacją, nie jest w konsekwencji ani jasne, ani wyraźne.
5. Niestabilność wynikająca z ewolucji lingwistyki.
Na etapie wykładu rzymskiego lingwistyka wydawała się nauką spełnioną, w obu znaczeniach tego słowa: zarazem ukończoną i bezpłodną. Lacan uważają w tym samym ruchu za metodologicznie wzorową i niezdolną nauczyć go nicze
go nowego, w porównaniu ze złotym wiekiem Genewy, Mo skwy i Pragi („nieobecność lingwisty”, powiada Radiopho nie, s. 62; AE, s. 410, odnośnie do założenia La Psychanalyse
w 1953). To dwoiste przekonanie, pokrywane relacjami esty-
my i przyjaźni z Benveniste’em czy Jakobsonem, jest jednak charakterystyczne dla pierwszego klasycyzmu: lingwistyka 144
Drugi klasycyzm lacanowski
odgrywa rolę gwaranta, ale z tytułu swoich wcześniejszych
osiągnięć; nie ma już od niej czego oczekiwać. Otóż następują dwa wydarzenia. Z jednej strony, od
krycie anagramów Saussure’a (w 1964) i, co ważniejsze, konsekwencje tego odkrycia dla Jakobsona: ten ostatni uzna się teraz za uprawnionego do założenia - w lingwistycznych
terminach - całkowicie nowej poetyki, godnej w jego oczach wliczenia w poczet wielkich innowacji XX stulecia. Z dru giej strony, pojawienie się na początku lat 60. Chomskiego:
dowodziło ono, że lingwistyka strukturalna nie jest nauką
ukończoną; że istnieją inne drogi dla galileizmu w materii języków; że możliwe jest coś nowego w nauce o mowie. Ale
w rezultacie wszystko zostaje powywracane. Anagramy i poetyka okażą się bowiem ważne dla
psychoanalizy, ale także okażą się skrywać coś obcego dla galileizmu, nawet rozszerzonego. Co do Chomskiego, to po
wołuje się na galileizm, ale w wersji nierozszerzonej, pro
wadzącej w końcu do renaturalizacji języka (temat narządu,
omawiany w seansie z 9 grudnia 1975, „Omicar?” 1976, vol. 6, s. 13-14 [S XX11I, s. 31-32]). Nie tylko w jego meto
dzie nic już nie dotyczy znaczącego, łańcucha czy struktury dowolnej, ale też nic, co w tej metodzie jest nowego, nie dorzuca niczego do baconizmu, i nic w tym, co twierdzi
o mowie, nie jest kompatybilne z faktem psychoanalizy.
Równie dobrze więc można zwrócić się w kierunku nauk przyrodniczych. Tym zwielokrotnionym niestabilnościom galileizm rozsze rzony nie będzie w stanie się przeciwstawić. Można przy
jąć, że w 1970 proces przekształcania jest wystarczająco 145
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
posunięty. Zaczyna się druga faza. Będę ją nazywał drugim klasycyzmem lacanowskim. Jego program nigdy w pełni nie został wyeksponowa
ny. W latach 70. nie dysponujemy odpowiednikiem wykładu
rzymskiego, nawet jeśli w seminarium XX odnajdujemy sporadycznie pewne jego radosne akcenty. Przyjmując
pierwszy klasycyzm za źródło, można wszakże wskazać
przemieszczenia, pominięcia i dodatki, których suma oka zuje się spójna i zarysowuje nową konfigurację.
Jeśli doktrynał nauki ma zachować ważność dla psy
choanalizy, to musi, z powodu braku galileizmu rozszerzo nego, zostać przeformułowany. Można nawet pomyśleć,
że za sprawą paradoksu, który nazwałbym chętnie dialek tycznym, dający się zaobserwować kres strukturalizmu mógł
doprowadzić do wyjaśnienia antyhistorycyzmu, ku któremu
strukturalizm zmierzał w czasach swojej świetności. W 1953 (nim zaczął się proces jego ekscesywnej dyfuzji, skrytyko
wanej w 1965) strukturalizm czy raczej jego zalążki mogły
uchodzić za dającą się datować emergencję nowej figury nowoczesnej nauki. Można było tym mocniej ufać odczyta
niom historyzującym, że było się równocześnie świadkiem Historii: rok 1945 nie był tak odległy. Otóż w 1968 struk turalizmu już nie ma; emergencja była emergencją pozorną. Dodajmy, że najwyraźniej z barykad ‘68 Lacan wyprowadził wniosek, iż Historia, zdecydowanie, nie istnieje (albo już nie
istnieje). Stąd sceptycyzm, nie tyle wobec nowoczesności, co raczej wobec jej annalistycznych odczytań. W tej dokładnie mierze, w jakiej doktrynał zostaje za
razem oczyszczony z historycyzmu i ogołocony z galileizmu
rozszerzonego, będzie on miał już tylko jedną podstawę: 146
Drugi klasycyzm lacanowski
literalizację. Autonomiczna teoria litery okazuje się więc nie tylko pożądana, ale także niezbędna. Nie pozostanie bez
wpływu na teorię matematyki. Bourbaki ustanowił synonimię literalizacji i matematyzacji; pozwoliło to w pierw szym momencie oświetlić tę pierwszą przez drugą; okaże się, że z kolei druga może być oświetlona przez pierwszą. Jeśli założenie hiperstrukturalne ma być utrzymane,
to znajdzie się w paradoksalnej pozycji, nie mogąc już opie
rać się na ruchu strukturalistycznym. Jeszcze bardziej niż poprzednio, doktryna Lacana zdana będzie na własne siły,
aby opracowywać teorię struktury dowolnej i teorię czystej różnicy oderwanej od wszelkich jakościowych własności. Niezależnie od tego, jakkolwiek pojęciowe byłoby ich sfor
mułowanie, te dwie teorie nie mogą już aspirować do pozio mu transcendentalnego; tylko strukturalizm usprawiedliwiał homonimię pomiędzy minimalizmami; kiedy zniknął, mi-
nimalizm przedmiotu i własności nie udzieli już żadnego kredytu zaufania nowoczesnej metafizyce. W rezultacie synonimiczne odczytanie aksjomatu podmiotu przestanie być owocne; sam aksjomat straci znaczenie, choćby był
ograniczony do homonimii. Drugi klasycyzm, w odróżnie
niu od pierwszego, może sobie pozwolić na dezynwolturę wobec filozofii. Także lingwistyka przestanie być ważna. Pozosta-
ją tylko niektórzy wyróżnieni praktycy. Lacan będzie ich traktował jako cennych świadków, nie tyle pewnej nauki, co pewnej sztuki, którzy napotykają w swojej materii luki
podmiotu - w istocie ich własne luki. Co do Jakobsona,
mistrza języków, jego wewnętrzny lingwista ustąpi miej sca poetykowi, a Lacan, w przeciwieństwie do Jakobsona, 147
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
nigdy nie uzna, że są oni tą samą osobą. 1 odpowiednio,
teoremat Stalina będzie stosowany ubocznie. Naznaczyć język, uczynić go na chwilę innym, niż był, taki jest odtąd
gest, który ma znaczenie. Majakowski bardziej niż Stalin, Joyce bardziej niż ktokolwiek inny. Rewolucja nigdy nie
zmienia języka, twierdzili politycy i uczeni; rewolucja czy nie - w każdym razie jakiś podmiot niekiedy zmienia język,
powie wkrótce Lacan.
Uznać można, że zbiór Scriptów powstałych po ‘68 należy do tego programu, przy pośrednictwie kilku pism przejścio wych, retrospektywnie (myślę tu o Radiophonie) i prospek
tywnie (myślę o ostatnich wykładach z seminarium XX).
Mimo braku syntetycznej ekspozycji zarysowało się dzieło.
2. Mathem Osią drugiego klasycyzmu jest pojęcie mathemu. Tylko ono
pozwala połączyć wzajemnie twierdzenia dotyczące doktrynału nauki, litery, matematyki i filozofii. Lacan będzie roz wijał to pojęcie od 1972. Głównym źródłem jest L'Étourdit (Sc 4, s. 5-52; AE, s. 449-495) i seminarium XX.
Kilka cytatów pozwoli rozpocząć badanie:
„[...] mowa czystego mathemu - mam na myśli to, co jako jedyne daje się nauczać” (Z 'Etourdit, s. 28; AE, s. 472). „Mathem jest wypowiadany na podstawie jedynej
realności rozpoznawanej najpierw w mowie: mianowicie liczby” (tamże, s. 37; AE, s. 481). 148
Drugi klasycyzm lacanowski
„wyrażenie takie jak moje [...] ustanowione zostaje [...] jako dające się nauczać wyłącznie po zmatematyzowaniu
go przeze mnie, według menonicznych kryteriów... (tamże, s. 39; AE, s. 482^83). „Nienauczalne uczyniłem mathemem, zapewniając fiksję prawdziwej opinii, fiksję zamiast fikcję, by wprowadzić
pewną dwuznaczność” (tamże, s. 39; AE, s. 483). „Formalizacja matematyczna jest naszym celem, naszym
ideałem. Dlaczego? - ponieważ tylko ona jest mathemem,
to znaczy jest zdolna do całkowitej transmisji” (S XX, s. 108). Od razu należy rozróżnić dwie kwestie: szczegółową
kwestię mathemu, jego funkcji i formy; ogólną kwestię ma
tematyki i jej statusu. Te dwa pytania się spotykają, skoro pojęcie mathemu opiera się na tezie dotyczącej matematyki
i skoro każdy poszczególny mathem polega na specyficznym
i operacyjnym (czasami nie bez modyfikacji) zapożycze niu ze zbioru zapisów matematycznych. Ale rozróżnienie obowiązuje: mamy u Lacana odniesienia do matematyki,
które nie przynależą do doktryny mathemu. Choćby nawet ze względów chronologicznych: Ecrits są o sześć lat star sze od L'Étourdit. Co więcej, na chronologię nakładają się
różnice strukturalne. Innymi słowy, pojawienie się jawnej
doktryny mathemu zmodyfikowało stosunek Lacana do ma tematyki, a przez to do matematyzacji. Doktryna! nauki do
tknięty zostaje u samych swych podstaw. 2.1. Funkcja i forma mathemu
Funkcja i forma mathemu u Lacana okazują się określone
przez dwie afirmacje: 149
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
a) mathem zapewnia całkowitą transmitowalność
wiedzy
b) mathem stosuje się do paradygmatu matematycznego.
Twierdzenie b), jeśli trzymać się samych jego termi nów, implikuje, co następuje: mathem będzie dla matematy
ki tym, czym fonem dla fonematyki: atomem wiedzy, tak jak
tamten jest atomem fonii. I odwrotnie, matematyka będzie dla mathemu tym, czym fonematyka jest dla fonemu: teo
rią ogólnych warunków poprawnego tworzenia mathemu, tak jak tamta jest teorią ogólnych warunków poprawnego tworzenia fonemu. Zakłada to, że fonematyka umie zdefi
niować to, czym jest fonematyczność jako taka; równolegle
zakłada to, że matematyka umie zdefiniować to, czym jest matematyczność jako taka. Aby zrozumieć znaczenie twierdzenia a), należy zwa
żyć, że całkowita transmitowalność obejmuje stawkę, która prowadzi do doktrynału nauki. Przez długi czas sądzono, że konieczna dla transmi
sji wiedzy, a przynajmniej dla całkowitej transmisji, jest interwencja niezastępowalnego podmiotu - interwencja zatem tego, kogo zwie się mistrzem, który za pośrednic
twem Słowa (którego postacią może być milczenie) i swej Obecności (której postacią może być nieobecność) udziela uczniomplus-de-savoir, wartości-dodatkowej-wiedzy. Bez
tej wartości-dodatkowej-wiedzy, którą nazywa się mądrością i która musi inspirować postać miłości, i bez mistrza, który jest jej nośnikiem, żadna transmisja nie może zostać przepro
wadzona w sposób całkowity. Rozpoznajemy tu urządzenie antyczne, związane z episteme.
150
Drugi klasycyzm lacanowski
Właśnie to wyklucza doktryna mathemu; o ile możemy
przyjąć, że nie jest ona konieczną konsekwencją doktrynału nauki, to jednak jest pewne, że potrzebuje go jako swego
warunku sine qua non. Afirmować a) to de facto afirmować
twierdzenia typu: ‘nie istnieją mistrzowie’
albo: ‘nie istnieją uczniowie’,
albo: ‘nie istnieje mądrość’,
albo: ‘nie istnieje Słowo ani Obecność’,
albo: ‘nie istnieje mądrość poza wiedzą’.
Wykluczenia te stanowią właściwość nowoczesnego
uniwersum. Co widać lepiej, gdy zestawi się a) i b). Dzięki temu zestawieniu docieramy do głębszej tezy:
‘matematyka jest paradygmatem całkowitej transmi-
towalności’. Jeśli transmisja nowoczesnej wiedzy nie wymaga
mistrzów (a co najwyżej profesorów), to właśnie dlatego,
że w całości zdaje się na literalne funkcjonowanie matema
tyki. I odwrotnie, jeśli nauka nowoczesna zdaje się w całości
na literalne funkcjonowanie matematyki, to pociąga to za sobą to, iż nie jest ona mądrością (skandal, przeciw któremu komitety etyczne i Kościoły śpieszą z odsieczą). Pociąga
to za sobą także to, iż w uniwersum nauki nie ma mistrza
albo, co wychodzi na to samo, nazwa „mistrz” oznacza je dynie pewną pozycję.
151
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Na mocy teorematu Stalina języki nie zmieniają się,
nawet jeśli zmienia się baza; nazwa „mistrz” utrzymuje się więc od świata antycznego po uniwersum nowoczesne, ale
za cenę homonimii. Mistrz starożytny był mistrzem jako nie-
zastępowalny termin i pozostawał nim poza wszelką pozycją w społecznej więzi; jego właściwości jako terminu (jego cnoty) były istotne dla jego pozytywnego zaklasyfikowa nia (Sokrates, taki jakim określiła go wyrocznia delficka).
Mistrz nowoczesny jest mistrzem tylko dlatego, że zajmuje pewną pozycję, na której jest nieskończenie wymienialny
na wszystkich innych, a jego właściwości jako terminu
są nieistotne i fundamentalnie negatywne; wystarczy tylko, aby go nie dyskwalifikowały.
Stąd wynikają między innymi pewne pozornie anegdo
tyczne rysy tego, co nazywa się nauką normalną. Stąd nie trwały status nazw własnych: przyjmowane są tylko tytułem
stenogramów twierdzeń, które im są przypisane; w żadnym
wypadku nie wskazują czegoś niezastępowalnego. Stąd po wolne, ale nieuchronne wchłonięcie nauki przez uniwersy
tet: każdy uczony jest tutaj zastępowalny przez innego jako
uczony, ale przez to właśnie jest homomorficzny z profeso rem. Stąd wzmocnienie znaczenia profesora wyznaczonego
do przeprowadzania transmisji (zliteralizowanej, gdy chodzi o naukę, oraz niekoniecznie zliteralizowanej, gdy chodzi o inne rodzaje wiedzy); o ile tylko jednostka, ustanowio
na jako narzędzie tej transmisji, poprawnie spełnia swoją funkcję, nie traktuje się żadnych jej osobistych cech jako
cnót, oprócz tych, które jako transparentne i nieszkodliwe będą umiały nie zmieniać jej poprawnego funkcjonowania; z tego powodu jest łatwa do zastąpienia. Zniknięcie aury, 152
Drugi klasycyzm lacanowski
szara kolorystyka i skromne maniery - oto, czego oczeku je się, gdy wszystko jest sprawą pozycji, a nie podmiotu2. Czym innym oczywiście jest to, z czym ma się do czynienia
w nauce, którą się uprawia, w nauce zerwań i rewolucji, ale nie o tym tutaj mówimy.
U Lacana doktryna mathemu wiąże się więc z doktryną mi strza jako czystego określenia pozycjonalnego. To ostatnie
jest jedynym zgodnym z doktrynałem nauki; jest przedsta
wione w teorii czterech dyskursów, gdzie w sposób zupełny
rozwinięta jest dystynkcja między terminami a pozycjami3. Trzymając się jednak drogi negatywnej, zupełna nieobec ność antycznej figury mistrza była już implicite zawarta
w powrocie do Freuda. Hasło to opiera się na ukrytej te zie: jeśli dla przywrócenia prawdziwego przedmiotu psy choanalizy należy powrócić do Freuda, wówczas w samej
psychoanalizie jest coś odpornego na różnicę między
niemieckim a francuskim. Dokładnie rzecz biorąc, nie
idzie tu o kwestię jakości przekładu; a dokładniej jeszcze, 2 Można zrozumieć, że prawdziwy profesor, zawsze zastępowalny, jest przeci wieństwem prawdziwego mistrza, zawsze niezastępowalnego. Fakt, że w języ ku codziennym tak często mówimy o „mistrzach”, maîtres, czyli nauczycielach (znamy bardzo szanowną i bardzo szanowaną formation des maîtres, czyli kształcenie nauczycieli), aby wskazać to, co jest najbardziej zastępowalne na świecie, jest tylko jednym przykładem przeciwnego sensu prasłów. ’ Terminy to: SI, S2, $, a (por. dalej, przyp. 6); miejsca to: agens, prawda, inny, produkcja. Ćwiczenie dla czytelnika: za pomocą teorii czterech dys kursów usuń dwuznaczność, którą [w języku francuskim] umożliwia homofonia pomiędzy mistrzem [a więc Panem] politycznym a mistrzem [a więc Nauczycielem] mądrości. Wskazówka: w tę dwuznaczność zaangażowana jest kwestia pedagogiki. Zauważmy następstwo chronologiczne. Teoria czterech dyskursów przedsta wiona została w 1970 r. w L'Envers de la psychanalyse (S XVII); niewiele poprzedza doktrynę mathemu (1972) i, w pewnej mierze, czyni ją możliwą.
153
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
można lepiej przetłumaczyć Freuda, ale w braku właściwe go przekładu można, dzięki komentarzowi i interpretacji, obejść się bez przekładu, który byłby wiemy (tu mamy,
całkowicie nie anegdotyczną, różnicę zdań z Jeanem La-
planche’em). Teza jest tym bardziej uderzająca, że utrzy
mujemy skądinąd, iż przedmiot psychoanalizy na wskroś przeniknięty jest nie tylko przez mowę, ale także przez
języki; nie przeszkadza to jednak temu, by między Freu dem, mówiącym i myślącym po niemiecku, a Lacanem, mówiącym i myślącym po francusku, istniała możliwość
całkowitej transmisji.
Wojna z Międzynarodówką (przynajmniej pierwsza, wytoczona przeciw Międzynarodówce Londyńskiej i jej
rodzinnemu establishmentowi; druga wojna wytoczona przeciw Międzynarodówce Amerykańskiej ma inną natu rę) nadaje szerszy zakres twierdzeniu: skoro Freud nie jest
mistrzem (jakkolwiek zajmuje jego pozycję), to partycy pacja w jego Obecności i jego Słowie nie nadaje tytułu. W szczególności Melanie Klein może górować nad Anną
Freud. Tak samo Lacan, który nigdy nie spotkał fizycznie
Freuda, może górować nad Marią Bonaparte - bliską przy jaciółką Freuda. Gdy, pod postacią mathemu, litera stała się konieczna i wystarczająca dla transmisji, nie ma już
pary mistrz-uczeń wraz z jej orszakiem dowodów wierności
i dokonanych zdrad; jedyne dobrania w pary są literalne: „Marks i Lenin, Freud i Lacan nie są związani w bycie.
To dzięki literze, którą odnaleźli w Innym, jako byty wiedzy postępują w parach...” (S XX, s. 89).
Można wysunąć tezę, że z mathemem i czysto po-
zycjonalnym określeniem mistrza łączy się status Szkoły. 154
Drugi klasycyzm lacanowski
Ta ostatnia nie jest niczym innym niż instytucjonalnym
korelatem mathemu i jej główna funkcja polega na zapew nieniu pewnej całkowitej transmisji. Ekspresją Szkoły bę
dzie ponadto pismo stanowiące kolekcję mathemów, zaty
tułowane „Scilicet” (objaśnienie: ‘możesz wiedzieć’, scil. ‘dzięki mathemowi’). W piśmie tym rzuca się w oczy rola
retorycznego modelu Bourbakiego: anonimowość tekstów
z jednym tylko wyjątkiem (Bourbaki w jednym przypadku, Lacan w drugim); ta anonimowość-minus-jeden zaświadcza o funkcjonowaniu „kolektywnego intelektualisty”, którego
jedyne imię - mało ważne, czy o desygnacie fikcyjnym lub rzeczywistym - stenografuje zasadę zgromadzenia; imitacja
Bourbakiego, daleka od kokieterii, podobnie jak daleki był
od niej zdaniem Marksa heglizm Kapitału, przypieczęto-
wuje w Szkole Freudowskiej panowanie matematyki nad transmisją wiedzy. W istocie to osobliwe formatowanie ujawnia pewien projekt: przepisać „matematycznie” psycho
analizę, tak samo jak Bourbaki przepisał „matematycz nie” matematykę. Fakt, że wybrano nazwę „Szkoła”, a nie
„Towarzystwo” czy „Instytut”, wynika z nietrywialnego
elementu doktryny4.
4 Można się domyślić, że doktryna mathemu w sposób dramatyczny krzyżuje się z pytaniem o pozycję analityka. Czy w istocie mamy powiedzieć, że ten ostatni nie interweniuje jako podmiot? Ale jeśli interweniuje jako podmiot, to czy można zaprzeczyć, że jest niezastępowalny? Ale jeśli jest niezastępowalny, to czy nie jest wówczas strukturalnie heteromorficzny z urządzeniem nowoczesnej nauki? A dokładniej jeszcze, czy nie jest homomorficzny z Mi strzami mądrości (oto, co jest głębokiego w obrazie Lacana-Gurdżijewa)? Ale jeśli analityk jest Mistrzem, wówczas mathemu psychoanalizy nie ma, psychoanaliza jest zewnętrzna względem nowoczesnego uniwersum, a Freud nie istnieje. Istotna część lacanowskiego programu polega na rozwiązaniu tej antynomii.
155
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
‘Nie jestem mistrzem, zajmuję jego pozycję’, oto wnios
ki, których Lacan nie mógł był nie wyciągnąć dla siebie w momencie, gdy rozwinęło się w sposób najbardziej zu pełny urządzenie jego matematyzacji. Do tej właśnie tezy należy odnieść kalambur: „czytajcie Salomona, to mistrz
mistrzów, to szczery mistrz5, ktoś w moim typie” (S XX,
s. 104), w którego francuskiej wersji można usłyszeć zna
czącego „antymistrz”, ścisłego odpowiednika antyfilozofii. Tym bardziej ścisłego, że filozofia i mistrzostwo przez długi
czas działały w porozumieniu.
2.2. Litera Dlaczego matematyka jest paradygmatem transmitowalno-
ści? Z powodu, jak powiedzieliśmy, litery.
Otóż litera nie jest znaczącym. W pierwszym kla
sycyzmie ich rozróżnienie mogło pozostać zamazane (zob. zwłaszcza L 'Instance de la lettre)', zostaje uwydatniona
i dopracowana w toku drugiego (zob. zwłaszcza semina
rium XX). Oto zasadnicze elementy tej różnicy. Znaczący jest tylko relacją: reprezentuje dla i jest tym, dla c z e g o to reprezentuje; litera oczywiście wchodzi w re
lacje z innymi literami, ale nie jest tylko relacją. Będąc tylko
relacją różnicy, znaczący jest pozbawiony pozytywności; litera zaś jest pozytywna w swoim porządku. Ponieważ róż
nica znacząca jest uprzednia względem wszelkich jakości, 5 Kalambur, który znika w przekładzie, polega na homonimii złożenia senti-maitre (szczery mistrz) i słowa centimetre (centymetr), w których ponadto, jak zauważa Milner, zawarta jest (po pierwszej głosce [s]) homonimia z anti-maitre (antymistrz) (przyp. red.).
156
Drugi klasycyzm lacanowski
znaczący jest pozbawiony jakości; litera zaś jest jakościowa (dysponuje fizjonomią, zmysłowym nośnikiem, odniesie niem itd.) Znaczący nie jest tożsamy ze sobą, nie mając
„siebie”, z którym mogłaby go wiązać tożsamość; litera zaś,
w dyskursie, w którym się sadowi, jest ze sobą tożsama. Po nieważ znaczący jest całkowicie zdefiniowany przez swoje
miejsce w systemie, nie da się go przemieścić; możliwe jest zaś przemieszczenie litery; również operacja literalna par
excellence należy do porządku permutacji (o czym świad czy teoria czterech dyskursów). Z tego samego powodu znaczący nie podlega zniszczeniu: co najwyżej może go
„brakować na swoim miejscu”; litera zaś, ze swoimi okre
śleniami jakościowymi i swoją tożsamością, może być wy mazana, przekreślona czy zniesiona6. Nikt nie może położyć
ręki na j edny m znaczącym, skoro istnieje on tylko przez innego znaczącego; literą zaś daje się manipulować, jeśli nie schwycić („ten zapis [...] coś, co streszcza się w pięciu literkach zapisanych na dłoni”, w ten sposób Lacan objaśnia
formułę powszechnej grawitacji, S XX, s. 43). Jako dająca się przemieścić i uchwycić, litera jest transmitowalna; za
sprawą owej czystej transmitowalności, transmituje ona to, czego jest nośnikiem w obrębie dyskursu; znaczący z kolei nie jest transmitowalny i niczego nie transmituje: reprezen
tuje on, w łańcuchach, w których występuje, podmiot dla 6 Inaczej mówiąc, Chomskiego operacje transformacji dotyczą litery, a nie znaczącego. 1 odwrotnie, teoria czterech dyskursów, która jest literalna, opiera się de facto na technice transformacji. Co idzie w parze z faktem, że termi ny nie są tam dowolne, lecz posiadające jakość. To, że każda transformacja literalna jest zarejestrowana w jakiejś historycznej reprezentacji jako pewna katastrofa (co Lacan nazywa un bougé, poruszeniem), wynika z historycznej reprezentacji.
157
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
innego znaczącego. Znaczący nie jest wytworem aktu usta
nowienia; oczywiście nie jest tym samym przypisywanie mu arbitralności (Saussure) bądź przygodności (Lacan), ale jest to mało istotne wobec tego, co jest powiedziane w obu przypadkach: że dla znaczącego nie istnieje racja, na mocy
której ma być taki, jaki jest, a to przede wszystkim dlate
go, że nie jest taki, jaki jest; dlatego, że nie jest ze sobą
tożsamy; dlatego, że nie ma dysponuje żadnym „sobą”; dlatego, że wszelka „sobość” jest refleksywna, a znaczą cy nie może być refleksywny, nie dwojąc się natychmiast
i stając innym znaczącym. Litera, przeciwnie, zależy zawsze
od deklaracji; w tym sensie zawsze ma ona rację bycia taką,
jaką jest, nawet jeśli owa racja jest czystą decyzją; dlatego stale odnosi się do jakiegoś dyskursu („Litera radykalnie
jest skutkiem dyskursu”, S XX, s. 36); nie jest niczym bez reguł, które ograniczają jej manipulowanie, ale skoro tylko
reguły te są dane, każda litera jest tym, czym jest, taką, jaką jest; refleksyjność jest jej dozwolona; posiada sobość. Otóż
reguły manipulowania dają się wypowiedzieć („pismo [...] trwa wyłącznie wtedy, gdy do jego prezentacji stosuję język,
którego używam”, S XX, s. 108); ten, który je wypowiada, zajmuje tym samym, w czasie ich wypowiedzenia, pozycję mistrza gry literowej, a nawet wynalazcy: Palamedes albo
Kadmos, Klaudiusz albo święty Cyryl. Nie ma natomiast mistrza znaczących; nie ma ich wynalazcy (poza Bogiem, o ile coś w tym rodzaju istnieje). W języku szkoły znaczący należy do samej instancji S;
zaś litera wiąże R, S oraz I, które są wzajemnie heteroge niczne. Wszystko, co dotyczy znaczącego, da się zatem wy
powiedzieć w terminologii łańcucha i inności; sprowadzone 158
Drugi klasycyzm lacanowski
do postaci szkieletowej streszczać się będzie jako S1 (jeden/ jakiś znaczący), S2 (inny znaczący), $ (podmiot przekre
ślony przez pulsowanie między S1 i S2), a (to, co wypada na skutek przekreślenia)7. Ale wszystko, co dotyczy litery, da się wypowiedzieć w terminologii spotkania, zaklinowania,
kontaktu, przedziału. Terminologie te są wielorakie: geome tria liniowa, topologia, logika kwantyfikatorów mogły być
użyteczne na zmianę. Były użyteczne szczególnie dla wyar
tykułowania doktryny mathemu, dokładnie w tym stopniu, w którym mathem należy do domeny litery. Możemy w ten sposób zrozumieć, że Lacan definiuje go
jako orthë doxa, przynajmniej pod warunkiem odniesienia
pojęcia orthë doxa do jego platońskiego źródła (Państwo,
476c-478d; Menon, 97b-99b). Chodziło tu o wytyczenie na linii odcinka pośredniczącego między dwoma hetero genicznymi obszarami: agnosia i episteme. Topologiczną
wersją - antylineamą i dramatyczną - linearnej geometrii Platona jest figura cross-cap z L’Etourdit (AE, s. 482-485;
s. 38-39): zszycie dwóch heterogenicznych części, frag
mentu sferycznego z fragmentem asferycznym, okręgu ze wstęgą Moebiusa. Istnieje logiczna wersja tego rodza ju zderzenia: są to paradoksy Całości, w których zapisana 7 Czwómia (quaternaire) została wprowadzona w seminarium XVII. W se minarium XX jest sprowadzona do jeszcze mniejszej postaci, w której wystę puje jedynie SI i S2 (por. S XX, s. 130 i wyżej, rozdz. 2, przyp. 26). Można przyjąć, że zapisy te są mathemami znaczącego. Dla absolutnej ścisłości, mathemy te przynależą do porządku litery; uchwytują więc znaczącego w li terach. Uchwycenie to daje się sprecyzować: znaczący jako taki jest niejakościowy, ale, w mathemach znaczącego, S1 i S2 są jakościowe: S1 jako Mistrz, a S2 jako wiedza. Odkąd istnieją jakości, jesteśmy w rejestrze litery, a nie znaczącego. Na temat kwalifikacji S2 jako wiedzy, por. rozdz. 3, przyp. 25.
159
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
zostaje doktryna seksuacji. Zderzają się dwie linie: jedna, za pomocą symboliki zainspirowanej Russellem, zapisuje
strukturę Całości jako ograniczoną, łącząc dwa sparowa
ne twierdzenia: można powiedzieć „dla wszystkich x, Ox” tylko wtedy, gdy można także powiedzieć „istnieje x, taki, że nie-x”. Mathem nie stanowi
żadnego z tych twierdzeń jako wziętych oddzielnie, żadnej z tych par wziętych oddzielnie, lecz konfrontację dwóch
niedających się pogodzić par8. ’ Por. L’Étourdit, s. 14, s. 22 i kolejne; AE, s. 458, 465. Kilka uzupełnia jących objaśnień: seksualność w swojej istocie nie jest niczym innym, jak radykalną zasadą gestu polegającego, dla bytu mówiącego, na wliczaniu się albo nie w pewną całość, na podstawie jakiejś dowolnej właściwości 4>; zapisy seksualne są więc ćwiczeniem z logiki kolektywnej, por. rozdz. 2, s. 89-90. Pierwsza linia, linia Całości, znajdując potwierdzenie w konstruowalności ele mentu ją ograniczającego, posiada za stenogram nazwę Mężczyzna; rodzajnik określony, który w języku francuskim jest także rodzajnikiem totalizującym, jest więc tu dozwolony: /'Homme, Mężczyzna, istnieje. Druga linia, linia nie-Całości, to znaczy linia niedozwolonego, kiedy nic jej nie ogranicza, cha rakteru Całości, posiada za stenogram nazwę Kobieta; rodzajnik określony nie jest tu dozwolony: la Femme, Kobieta, nie istnieje. Jaki jest związek pomiędzy tymi nazwami a tym, co wszyscy nazywają mężczyznami i kobietami? W fonologii strukturalnej pewne własności czysto kombinatoryczne miały za stenogram nazwę „bezdźwięczna” (albo „zwarta”, albo „nosowa” itd.), a inne własności, również kombinatoryczne, miały za stenogram nazwę „nie-bezdźwięczna” („nie-zwarta”, „nie-nosowa” itd.). Te nazwy fonologiczne są homonimami nazw fonetycznych, opisując substancjalne własności fonicz ne obserwowane przez fonetyków eksperymentalnych. Fonolodzy, posługując się tymi homonimicznymi nazwami, afirmowali trzy rzeczy: (i) że fonologia nie jest fonetyką; że nazwa „bezdźwięczny” w fonologii streszcza własno ści strukturalne i sama w sobie nic nie mówi o własnościach fonicznych; że więc byt fonologiczny zwany „bezdźwięcznym” nie jest koniecznie bez dźwięczny z punktu widzenia swej substancji fonetycznej; ale (ii) że zdarza
160
Drugi klasycyzm lacanowski
W ten sposób tworzy się najbardziej ogólny typ ma-
themu, pozwalający odczytać konieczność niejednolitości w rachunku seksualnym, ale także fakt, że możliwość i ko
nieczność mathemu w ogólności wywodzi się z tego, że byt mówiący jest płciowy.
W nawiązaniu do orthe doxa jest wszakże do odszyfrowa nia coś więcej niż struktura zderzenia elementów heteroge
nicznych. Platon, jak pamiętamy, orthe doxa przeciwstawia episteme za pomocą powiązania: „Wiedza jest cenniejsza
od prawdziwego mniemania, różni się zaś od niego wię
zami” (Menon, 98a). Otóż właściwością mathemów psychoanalizy jest to,
że nie wiążą się między sobą. Nie tylko każdy z nich tworzy
zbiór heterogeniczny, ale każdy jest ponadto heteromorficzny względem każdego innego. Pismo, w jakim są formułowane, zmienia się. Nie ma literalnego przejścia od jednego mathe
mu do drugiego: nie da się otrzymać mathemu na podstawie innego za pomocą manipulowania na literach. Permutacja,
która strukturuje teorię czterech dyskursów, należy tylko
do jednego mathemu: tego, który tworzą cztery formuły
wzięte razem oraz reguła pozwalająca przechodzić od jed nej do drugiej. Żadna z czterech linii mathemu płciowego
się koincydencja fonologicznej nazwy „bezdźwięczny” z fonetyczną nazwą „bezdźwięczny” i (iii) że zdarza się to częściej niż sytuacja przeciwna. Tak samo pozycja nazwana Mężczyzną (albo Kobietą) jest strukturalna i nie mówi niczego na temat męskich (czy żeńskich) cech somatycznych podmiotu, który ją zajmuje. Ale zdarza się koincydencja własności pozycji zwanej Mężczy zną (albo Kobietą) z męskimi (albo żeńskimi) własnościami somatycznymi podmiotu. Hipoteza (falsyfikowalna) jest taka, że zdarza się to częściej niż sytuacja przeciwna.
161
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
nie da się uzyskać przez transformację którejkolwiek z po
zostałych: funkcjonują na sposób współobecności. Między jednym a drugim mathemem nie ma żadnego literalnego
przejścia. Krótko mówiąc, mathemy nie dają się zsumować w jakiś korpus nauki. Narzuca się wniosek: w mathemie Lacan przejmuje z matematycznego paradygmatu wszystko, z wyjątkiem de
dukcji. Mathem przedstawia się jako rachunek lokalny; moż na oczywiście wyprowadzić z niego wszystkie twierdzenia, które uprawomocnia przez operacje manipulowania na jego własnych literach, ale to wszystko, co można wyprowadzić.
Przyjmując ponadto, że z mathemu nie można wyprowadzić żadnego innego mathemu, owe nowe twierdzenia mogą być
wyłącznie twierdzeniami niematematycznymi i czysto opi
sowymi: lacanowski mathem, jako literalny, idealnie funk
cjonuje jako matryca produkcji twierdzeń empirycznych. Można i należy wywodzić z niego wyłącznie przygodności
świata ziemskiego9.
9 W ten sposób zapisy seksualne przewidują i objaśniają, że wśród ludu kobieta jest nazywana panią domu (L’Etourdit, s. 25; AE, s. 469). Możli we i uprawnione jest kontynuowanie ćwiczeń w tym stylu: można zauważyć na przykład, że angielskie queen (indoeuropejska nazwa kobiety, analogiczne do greckiej gynê) desygnuje zarówno królową, jak i prostytutkę (dzisiaj szcze gólnie zniewieściałą prostytutkę męską), że Jean Genet ciotę nazywa Boska, że Boska mówi o sobie: Jestem Cała-Cała”, że gilotynę nazywa się Wdową, a masturbację Wdowieństwem Dłoni - wszystko to, skądinąd empirycznie sprawdzone, da się wykalkulować przez mathem. Dla czterech dyskursów działają porównywalne procedury; zob. seminarium XVII. Ten macierzowy charakter pochodzi w prostej linii od Freuda (,ja, mężczyzna, kocham mężczy znę”, „dziecko jest bite” itd.). Ale Freud dysponował, w charakterze rachunku, jedynie samą gramatyką, a ta wobec mathemu okazuje się tylko aluzją do praw dziwej zasady: literalnego rachunku. Matematyzowanie w sposób bardziej otwarty, niż kiedykolwiek robił to Freud, stanowi więc dokonanie powrotu do Freuda, jeszcze bardziej zdecydowane niż w pierwszym klasycyzmie.
162
Drugi klasycyzm lacanowski
Mathem ogłasza formalną władzę matematyki nad psychoanalizą, ale z matematyki zachowuje jedynie literal-
ność, oderwaną od łańcuchowego charakteru wnioskowań.
Albo dokładniej jeszcze, rachunek lokalny - niepodzielny fragment wiedzy - który dopuszcza litera (littera scire licet),
jest dopuszczalny tylko za sprawą wymuszonego przez literę zawieszenia łańcuchów wnioskowań.
3. Matematyka Doktryna mathemu, jakkolwiek nowatorska, okazuje się za tem opierać na charakterystyce wspólnej zbiorowi licznych
i zróżnicowanych zapożyczeń Lacana z matematycznych liter. Lacan zachowuje z owych liter to, co artykułują one jako element zawieszający, to znaczy niemożliwy: nieskoń
czoność jako nieosiągalność, teoria liczby jako przechodze nia nieustającej luki zera, topologia jako teoria nieprzestrze-
ni, n 'espace, wyrywająca geometrię z wszelkiej estetyki transcendentalnej. Sumując te zapożyczenia i sprowadzając je do ich wspólnej cechy, uzyskujemy definicję matematyki jako na
uki o realności, jako oznaczającej funkcję niemożliwości (S XX, s. 118). Oczywiście często w tym kontekście będzie
przywoływane twierdzenie Goedla, ale trzeba zauważyć,
że Lacan nie czyni z niego oryginalnego użytku. Ogranicza się do odnotowania tego, co każdy obyty czytelnik w nim widzi: rygorystycznej demonstracji istnienia twierdzeń nierozstrzygalnych w arytmetyce. Wyraźnie bardziej struk
turalne jest odniesienie do intuicjonizmu. Z konieczności 163
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
uznawania w matematyce tylko tego, co daje się intuicyj nie uchwycić jako wytwór pozytywnej konstrukcji, Lacan
zachowuje w mniejszym stopniu doktrynę intuicjonizmu niż odrzucenie wszelkiego dowodzenia apagogicznego1011 .
Stawka jest wysoka, albowiem filozofowie matematyki,
a zwłaszcza wśród nich najbardziej współczesny i jeden z najwybitniejszych, mogli twierdzić, że prawomocność wnioskowania apagogicznego dotyka samej istoty mate
matycznej dedukcji". Ale odrzucenie przez Lacana daje się wyjaśnić łatwo: metoda apagogiczna opiera się zasadniczo
na wiązaniu racji; otóż takie wiązanie jest właściwe porząd kowi wyobrażeniowemu. Matematyka oddzielona od dedukcji i apagogiczności, zre
dukowana do samych swoich liter, oto, co funkcjonuje de facto w rozproszonych i mnogich odniesieniach do matema tyki; oto, co mathem pozwala odczytać w sposób całkowi
cie jawny; oto także, co wydaje się konstytuować zdaniem
Lacana znaczenie matematyki dla nowoczesnej nauki. Drugi klasycyzm lacanowski wcale bowiem nie wy
rzeka się Galileusza. Przeciwnie, reafirmuje on doktryna!
10 Jego własna doktryna intuicji jest na pozór antynomiczna z doktryną Brouwera. Na ile można zrozumieć tę ostatnią, jest ona doktryną pełności intuicjonistycznego podmiotu (co ostatecznie autoryzuje wszystkie odchyty, w tym w stronę Gućnona czy Evoli; sam Brouwer zdaje się skłaniać ku najgorszemu); wedle Lacana, moment intuicji jest momentem wydrążenia (évidement) pod miotu - co daje się wyczytać w samej nazwie évidence, oczywistość. 11 Por. prace Alaina Badiou, szczególnie L’Être et l'événement, s. 275-279. Odnotować można radykalną różnicę pomiędzy Lacanem i Badiou; ten drugi odwołuje się do matematyki uposażonej w procedury dedukcyjne i wniosko wanie apagogiczne. W swoich ostatnich pracach Badiou zmierza do zaakcen towania różnicy, a nie jej zredukowania.
164
Drugi klasycyzm lacanowski
nauki. Z tym że tym razem matematyka implikowana przez matematyzację jest całkowicie oczyszczona ze wszystkiego
tego, co w niej pozostawało z Euklidesa i z morę geometrico. Staje się dogłębnie niegrecka. Ma znaczenie nie za sprawą łańcuchów racji, ale ściśle zakreślonych sfer literalności,
jakie autoryzuje - to, co można nazwać rachunkiem. Nie trzeba się bać artykułować tu radykalnych twier dzeń. Doktryna mathemu pozwala Lacanowi nie tylko
na reafirmację gestu matematyzacji; w istocie, rozjaśnia ona
podstawy doktrynału nauki, takie jakimi muszą być, aby psychoanaliza mogła się na nich opierać. Fakt, że mathem
psychoanalizy jest fragmentaryczny, lokalny i ograniczony do kilku liter, jest niezaprzeczalny. Ale to nie czyni go wy jątkiem w tym, co funkcjonuje w matematyzacji wymaganej od czasu Galileusza. Przeciwnie, mathem ujawnia ten aspekt
w jeszcze czystszej postaci.
W tym świetle pokazuje się, że nauka nowoczesna po wołuje się na matematykę w całości, ale wycofuje z niej to,
co w oczach matematyków wiernych swemu dziedzictwu
stanowiło jej najcenniejszą istotę: nie tylko morę geometrico, ale demonstracja i wszelki rodzaj powiązania. Miara sama stanowi tylko rezyduum. Funkcjonuje odtąd wyłącznie ra
chunek: „kiedy piszecie, że bezwładność to mv2/2 - to co ten zapis oznacza? Cóż innego niż to, że niezależnie od liczby je
dynek, jakie wstawicie w miejsce każdej z tych liter, podlegać
będziecie pewnej liczbie praw, praw grupy, z dodawaniem,
mnożeniem itd.” (S XX, s. 118). A więc: wszystkim regional nym prawom szczególnego typu rachunku, ale też tylko im. Odnajdujemy tu znowu, chociaż w nowy sposób, linię
podziału oddzielającą episteme od nauki. 165
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
W episteme powiązanie jest determinujące - co wy raźnie mówi Platon; determinujące tym bardziej, że będzie
w mniejszym stopniu zlokalizowane i tylko wnioskowanie o ogólnej postaci pozwoli mu uchylić się od zależności to-
picznej. Ważne więc będzie, by konkretna nauka ustaliła ogólne formy wnioskowania, niezależnie, czy nazywa się
ją dialektyką, czy logiką. Euklidejskie praktyki oferują dla
owych ogólnych form ilustrację w najwyższym stopniu oczyszczoną z substancjalnych obciążeń. „Długie łańcu
chy racji”, słowa te powinny być traktowane dosłownie: rozległy obszar przestrzeni twierdzeń, ciągłość powiązań,
które je łączą. W nauce, poważmy się na stwierdzenie, że powiązanie nie ma znaczenia, ani też demonstracja przez wnioskowanie,
lecz znaczenie ma rachunek, który jest lokalny (chociaż jego
lokalność okazuje się mocno rozległa). Rachunek działa na li terach, ustalonych przez jakiś dyskurs i łączonych w kombina
cje wedle dających się sformułować reguł, w taki sposób, by wytworzyć nową literalną kombinację; reguły te jednak obo wiązują dla jednego typu danego rachunku. Pod tym wzglę
dem lacanowska matematyzacja psychoanalizy wykonuje tylko jeden dodatkowy krok: literalny rachunek oddala się
tak bardzo od wszelkiej dedukcji, jego lokalność zakreślona jest tak ściśle, że jego efektywność ogranicza się do samego skrawka zapisu, w którym da się go odczytać.
Czy nie jest to jednak unicestwienie matematyki? Zapewne większość matematyków i cała tradycja filozoficzna odpo
wiedziałaby twierdząco; Lacan jednak rozstaje się z nimi.
166
Drugi klasycyzm lacanowski
Nie tylko stwierdza, że użytek, jaki robi z matematyki, jest
uprawniony i właściwy dla usprawiedliwienia matematyzacji, ale stwierdza zdecydowanie więcej: że użytek ten uka
zuje samą istotę matematyczności. Pod postacią mathemu proponuje on nową i skandaliczną definicję matematyczno ści jako takiej, tego, co sprawia, że matematyka jest matema
tyką. Definicja ta opiera się na lokalności wewnętrznej,
wynikającej z litery. Lacan czuje się utwierdzony w swojej doktrynie przez
najbardziej rozstrzygający aspekt projektu Bourbakiego; a właściwie przez program ogłoszony we Wprowadzeniu
do pierwszej księgi Eléments de mathématique i procedury stosowane w rozdziale 1 tejże księgi. Wspominaliśmy o zna czeniu retoryki Bourbakiego dla formowania „Scilicet”.
Pora odnotować bardziej substancjalne znaczenie: doktryna mathemu da się utrzymać tylko wtedy, gdy przyjmuje się bourbakistowską interpretację matematyki. A przynajmniej
interpretację całkowicie literalizującą, którą Lacan nadaje
programowi Bourbakiego: matematyka ufundowana sama na rachunku, takim, który nie jest dedukcją, oraz na literze,
takiej, która nie jest znakiem: Zgromadźmy razem jakieś przedmioty [...].
Skolekcjonujmy te absolutnie odmienne rzeczy
i dajmy sobie prawo oznaczyć tę kolekcję jakąś literą. W ten sposób wyraża się u swego początku
teoria zbiorów, na przykład ta, którą przedstawia łem ostatnio, odwołując się do Nicolasa Bour bakiego. Dopuściliście stwierdzenie, że litera
167
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
desygnuje kolekcję. Jest to wyrażone w tekście
ostatecznego wydania [...] [autorzy] rzeczywi ście zatroszczyli się o to, by powiedzieć, że lite
ry desygnują kolekcje. W tym właśnie tkwi ich
nieśmiałość i błąd - litery tworzą kolekcje, litery są tymi kolekcjami, a nie desygnują
je, są traktowane jako funkcjonujące jako same te kolekcje (S XX, s. 46).
W oczach Lacana Bourbaki nie jest jeszcze wystarcza jąco bourbakistą. Wiadomo zresztą, że Bourbaki posługuje
się dedukcją jak i metodą apagogiczną. Co więcej, stwierdza
on pozbawioną luk ciągłość matematycznej demonstracji od czasów greckich: „co było demonstracją dla Euklidesa, pozostaje demonstracją i dla nas” (Bourbaki, Eléments de mathématique, s. 1). Niewątpliwie, zaproponował on jej
wersję zliteralizowaną do skrajności, ale stanowiło to jego zdaniem tylko obnażenie samej istoty morę geometrico.
Otóż tę właśnie ciągłość Lacan odrzuca, nawet jeśli owo odrzucenie pozostaje implicite w stwierdzeniu: „litery
tworzą kolekcję”. Mówiąc to, Lacan w istocie wprowadza
na miejsce Bourbakiego figurę fundamentalnie odmienną, którą można by raczej nazwać hiperbourbakizmem.
Tak samo jak niedawno do strukturalizmu dołączył był hiperstrukturalną hipotezę. Tam, gdzie prebourbakistowska matematyka powoływała się na pochodzącą od Greków koherencję racjonalną,
Bourbaki powołuje się wyłącznie na konsystencję literalną.
168
Drugi klasycyzm lacanowski
Uważają wszakże za homogeniczną z pierwszą. Lacan zaś,
opierając się na hiperbourbakizmie, jest bardziej restrykcyj ny: gdyby literalna konsystencja istniała, nie przestałaby być wyobrażeniowa, ponieważ wszelka konsystencja jest zawsze
wariantem więzi; ale nie istnieje literalna konsystencja, po nieważ literalność nie należy do porządku konsystencji.
Specyficzna funkcja matematyki, w postaci wyizolo
wanej przez mathem, daje się więc streścić następująco: matematyka, w świetle artykulacji dokonanej przez Bourbakiego i dezartykulacji dokonanej przez odwołującego się
do hiperbourbakizmu Lacana, stanowi skarbiec dla niewyobrażeniowej i niejakościowej teorii myślenia. Jak pamiętamy, generalny problem psychoanalizy polega
na istnieniu myślenia, które nie odpowiada wyobrażenio wym i jakościowym kryteriom myślenia (koherencji, wyłą
czonemu środkowi, dyskursywności, negacji itd., w skrócie: Arystotelesowi). Jedynie pod tym warunkiem można utrzy
mywać równanie podmiotów, a szczególnie jego najbardziej ambitną wersję: identyczność podmiotu Cogito i podmio
tu freudowskiego. Psychoanaliza musi więc skonstruować taką teorię myślenia, która asymiluje - niejako przygodne
rozszerzenie, ale jako własność konstytutywną - myślenie oddzielone od regulacji wyobrażeniowych. U Freuda teoria
ta jest prawie całkowicie negatywna; co jest tam pozytywne, nie zasługuje na miano teorii; jest to co najwyżej energe
tyczny albo biologiczny model. U Lacana widać ambicję pozytywnej teorii, która wychodząc poza wyobrażenio
wy porządek myślenia, dotyka jego realnego wymiaru.
169
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Matematyka i wszystkie dyscypliny formalne zostają
powołane do urzeczywistnienia tego programu. Wiadomo jednak, że ich zakres zmieniał się. W pa
radygmacie pierwszego klasycyzmu włączone są do nich główne dyscypliny galileizmu rozszerzonego. Lingwisty
ka szczególnie wydaje się predestynowana do ujawnienia mechanizmów myślenia, które nie jest refleksyjne, nie jest świadome, nie jest arystotelesowskie. Matematyka bourba-
kistowska, logika russellowska i postrussellowska, antro pologia lévi-straussowska oczywiście współdziałają w re
alizacji tego planu. Co nie jest zaskakujące, skoro właśnie
fundamentalna homogeniczność ich formalizacji została przyjęta jako hipoteza w wykładzie rzymskim. W drugim klasycyzmie jednorodność jest zerwana.
Pozostaje tylko matematyka, i to wyłącznie w swym hiperbourbakistowskim odczytaniu. Taka jest główna oś teorii niewyobrażeniowego myślenia. Mathem wydobywa na jaw jej rozstrzygający status. Bez galileizmu rozszerzonego nic nie byłoby tu możli
we - to prawda. Dodajmy, że ten nie byłby możliwy bez Bourbakiego. Tylko Bourbaki bowiem w sposób konsekwentny re
alizował plan oddzielenia matematyki od wymiaru ilościowe
go; założenie konieczne do tego, by strukturalizmy, a zwłasz cza lingwistyka, były uznane za matematyczne, mimo że nie
obejmują ani miary, ani nawet logiczno-matematycznej de
dukcji. Zgoda; ale jest prawdą również, że coś się zmienia
pomiędzy wykładem rzymskim a L'Etourdit. Po pierwsze, Lacan stopniowo oddziela od uogólnio
nego wymiaru symbolicznego specyficzną instancję lite ry; w konsekwencji, jeszcze humanistyczne symboliczne 170
Drugi klasycyzm lacanowski
z wykładu rzymskiego12 zostaje sprowadzone do obnażonej
formy: litery S w RSI. Po drugie, coraz wyraźniej zajmu je się literalizmem występującym w matematyce; a mate
matyka, w epoce wykładu rzymskiego jeszcze formowana
przez ciągłą racjonalność, prezentuje się wyłącznie jako niekonsystentne nagromadzenie rozproszonych zapisów. Po trzecie, radykalnie ograniczył gest matematyzacji w na
uce nowoczesnej; ta ostatnia miałaby już tylko przelotnie
czerpać z nagromadzenia zapisów to, co pozwala, od przy
padku do przypadku, dokonać transliteracji jakiejś linijki wszechświata; nawet gdyby zmatematyzowana fizyka była zunifikowana (a nie jest), matematyka jej matematyzacji nie
mogłaby być zunifikowana, ponieważ matematyka sama w sobie taką nie jest. Po czwarte, w kwestii naukowych
liter Lacan nie uznaje już niczego innego niż bezpośrednie
odwołanie się do ścisłej matematyki, matematyki czystych matematyków. Odczytywanej oczywiście wedle reguł hiper-
bourbakistowskiej fragmentacji. Logika matematyczna nie tylko do niej należy, ale
dostarcza jej najczystszego typu: dzięki niej musi stać się jasne, że euklideizm jest niczym, a rzeczywistym nerwem
rzekomych demonstracji jest operowanie literami (czasa mi nazywane dedukcją bądź dowodem, ale to nieistotne). l; „Człowiek więc mówi, ale mówi dlatego, że symbol uczynił go czło wiekiem” (E, s. 276; [Funkcja i pole mowy i mówienia w psychoanalizie^ przel. B. Gorczyca, W. Grajewski, Warszawa 1996, s. 72]. Można by powie dzieć, że na pojęcie symbolu składa się brak wyraźnego rozróżnienia pomię dzy literą a znaczącym. Dokładnie taki ma on status u Saussure’a (fragment zapewne wcześniejszy od wykładów z językoznawstwa ogólnego, cytowany przez Starobinskiego, Les Mots sous les mots, s. 15-16): runom, jednostkom literalnym, przyznane są właściwości znaczącego. Z tej niejasności bierze się impas anagramów.
171
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Logika ta słusznie jest nazwana matematyczną, nie dlate go, że matematyka jest jedną z jej gałęzi (logicyzm), nie dlatego, że mówi o matematyce i uprawomocnia jej pro cedury (metamatematyka), ale dlatego, że ukazuje całkiem
bezpośrednio to, co odtąd będzie definiować matematycz ność jako taką13. Nie ma więc sprzeczności w stwierdzeniu,
że nauka o realnym jest, w wolnej wariancji, matematyką
albo logiką: w jednym i drugim przypadku chodzi o tę samą
własność - literalność. Daleko więc do tego, by podzielać niechęć Koyrego
do logiki, a nawet do tego, by pozostawać obojętnym wo bec niej, jak czynią to bardziej umiarkowani zwolennicy
koyryzmu. Logika matematyczna na mocy samej swo
jej możliwości staje się szyboletem nauki; nie tyle przez swoje metody i konkretne wyniki, ale dlatego, że ukazuje
autentyczną istotę matematyczności. W ten sposób zostaje zmniejszona jedna z poważnych niestabilności, którą był
naznaczony pierwszy klasycyzm (zob. s. 141 )14.
IJ Klasyczne przedstawienie logiki matematycznej jako rachunku liter zob. w: P. Rosenbloom, The Eléments ofMathematical Logie, New York 1950, s. 11-111 is. 152-180. 14 I odwrotnie, jeśli matematyczność matematyki nie jest zdefiniowana przez literę, wówczas, przez całą kaskadę następstw, cięcie galilejskie jest zatarte. Znakomity przykład, godny największego podziwu: Albert Lautman. Wedle Lautmana matematyczność polega na kontemplowaniu obiektywnych bytów matematycznych (niezależnych od liter, które przypadkowo je oznaczają); w konsekwencji możliwość fizyki matematycznej domaga się powtórnego napisania Timaiosa. Nauka nowoczesna może i musi kierować się regułami platońskiej episteme. Por., dla jej przejrzystości, debatę między Cavaillèsem i Lautmanem w: J. Cavaillès, Oeuvres complètes de philosophie des sciences, Paris [1994], s. 593-630, szczególnie s. 605-609. Porównywalna konsekwencja, gdy logiczność logiki nie jest zdefiniowana przez literę; por. niniejsze wydanie, rozdz. 2, przyp. 17.
172
Drugi klasycyzm lacanowski
Sukces ten jednak opłacony jest zmianą dyskursu.
W L’Etourdit matematyka to już tylko litery, ale litery na
uki są już tylko ścisłą matematyką, to znaczy rachunkiem. Lingwistyka, Lévi-Strauss i cały strukturalizm nie dowodzą
już istnienia niczego, co stawiłoby opór w obliczu najdrob niejszego matematycznego zapisu. Mathem jest wskaźni kiem, skutkiem i nazwą tej zmiany. Staje się on zarazem dozwolony i niezbędny, w stopniu, w jakim matematyczne
pole stanowi już tylko 1 itéraiizacja, a literalizacji nauki nie ma już poza explicite matematycznym polem.
Heroldem wyprowadzania matematyki, chętnie wią
zanej z porządkiem symbolicznym, poza jej pole był Ja
kobson. Zadedykowany mu wykład z seminarium XX jest w istocie pożegnaniem się z tą dawną figurą. Nie z samym Jakobsonem, który za sprawą swej podmiotowej siły stał się nośnikiem innych, nowych iluminacji, ale z Rzymem15.
To właśnie sygnalizuje temat „lingwisterstwa” [linguisterie] („moje lingwisterstwo”, mówi Lacan); nazwa utworzona
jest tak samo jak nazwa zachowań właściwych pogardza nym fachom: piractwo [piraterie], szalbierstwo [escroque
rie], szachrajstwo [tricherie], bajdziarstwo [fumisterie] oraz polega raczej na słowie „lingwista” [linguiste] niż „lingwistyka” [linguistique] - lingwisterstwo nie jest właś nie lingwistykierstwem [linguistiquerie], Uznani lingwiści
nie są już, jak uprzednio, matematykami; gdyby w sposób
15 Zob. drugi wykład zatytułowany Jakobsonowi (A Jakobson), w którym Lacan odwołuje się wprost do L'Étourdit. Tematem centralnym jest „zmiana dyskursu”. Zob. także, w stylu protreptycznym, seans z 19 kwietnia 1977 r„ zatytułowany Vers un signifiant nouveau, „Omicar?”, vol. 17/18, printemps 1979, s. 16.
173
Dzieło jasne. Łacan, nauka, filozofia
otwarty byli tym, czym są potajemnie, okazaliby się po
szukiwaczami złota, błądzącymi i samotnymi żeglarzami,
bardziej rabusiami wraków niż uczonymi - podmiotami
na wygnaniu. Wykład rzymski postulował matematykę tak konsy-
stentną z samą sobą, że mogła rozszerzyć swe imperium bez wstrząsów. Od poprawnie zaksjomatyzowanej teorii
zbiorów przechodziło się, nie naruszając ciągłości, do Freu da, przechodząc przez Jakobsona czy Levi-Straussa: iście
królewski trakt. Encore decyduje o zamknięciu bram; imię
Bourbakiego, definiując dotąd wszystkie możliwe sezamy, przekształca się w swoje przeciwieństwo i dokonuje osta
tecznego zapieczętowania. Zbiór Ecrits podlegał progra mowi matematyki rozszerzonej. Obecnie stwierdzić trzeba,
że nic z jego zmatematyzowanej treści nie jest bezpośrednio zgodne z mathemem. Ani dodatek do seminarium o Skra dzionym liście, ani formuły metafory i metonimii, ani sche
mat optyczny z Remarque sur le rapport de Daniel Lagache, ani grafy i zapisy z Subversion du sujet nie są mathemami,
chociaż pochodzą z formy matematyzacji. Nie tylko dlatego,
że pojęcie mathemu nie zostało wtedy jeszcze formalnie skonstruowane, ale dlatego, że pojęcie mathemu określa
konfigurację radykalnie obcą temu, co wydawało się zapo wiadać w 1953 i pozostawało żywe w 1966. Ściśle mówiąc, można by utrzymywać, że mathem
istnieje wyłącznie od czasu L’Etourdit. W tym przypadku nawet teoria dyskursów nie spełniałaby wymaganych wa runków. Traktowanie jej jako mathemu, nie będąc absolutnie
nieuprawnionym, byłoby rezultatem retroaktywnego forso wania; forsowanie takie jest zresztą praktykowane odnośnie 174
Drugi klasycyzm lacanowski
do liter pierwszego klasycyzmu, już to poprawianych, już to potwierdzanych (zob. S XX, s. 31). W ten sposób drugi
klasycyzm może objąć pierwszy i przekształcić go w mathemy pochodne. Niemniej istniałby w psychoanalizie tylko
jeden mathem podstawowy: mathem zapisów płciowych.
Co oznacza powrót na pozycję Freuda: psychoanaliza mówi tylko jedną rzecz, stale tę samą- że istnieje jakaś płeć. W ten sposób wyjaśnia się, dlaczego Lacan upodobał sobie mówie nie o mathemie w liczbie pojedynczej w równym stopniu
jak w mnogiej. W drugim klasycyzmie matematyzacja jest
wymagana bardziej niż kiedykolwiek wcześniej; jeśli zakła da się jej możliwość, to poprzez matematykę zorientowaną
wyłącznie na własną fragmentację; jeśli jest dokonywana,
to za sprawą czystego rzutu liter.
4. Widoczność literalności Otóż istnieje coś, co nazywane jest węzłem boromejskim. Posiada on następującą własność definiującą: z trzech okrę
gów powiązanych ze sobą wystarczy, że odłącza się jeden,
a rozproszone zostają wszystkie. Ale to samo stanowi zara zem właściwość literalności jako takiej, a dokładniej: wła
ściwość literalności matematycznej. Zaledwie rok po L’Etourdit, gdzie wprowadzony
jest mathem, dziewięć miesięcy po wprowadzeniu hiper-
bourbakistowskiej lektury matematyki, węzeł nazwany jest „najlepszym nośnikiem, który możemy dać temu, po przez co działa język matematyczny”. Dlaczego? - dlate
go, że „własnością języka matematycznego, kiedy już jest 175
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
wystarczająco oznaczony co do wymogów czystej demon stracji, jest to, że wszystko, co zeń wychodzi - nie tyle
w komentarzu mówionym, co w samym manipulowaniu
literami - zakłada, że wystarczy, że odłącza się jedna, by
rozproszone zostały wszystkie” (S XX, s. 116). Tym samym wysunięte są trzy twierdzenia: po pierwsze, matematyka,
na której opiera się mathem, jest matematyką oderwaną od dedukcyjności uznanej zarazem za osiągniętą i za po zbawioną znaczenia: to właśnie oznacza wtrącenie „kiedy
już jest wystarczająco oznaczony co do wymogów czystej
demonstracji”; znajdujemy się tu w centrum drugiego klasy cyzmu. Po drugie, matematyka odłączona od dedukcyjności
składa się z czystej literalności: manipulowania literami,
a nie komentarza mówionego, który prowadzi z powrotem do łańcuchów racji. Po trzecie, nośnikiem owej matema tyczności jest boromeizm, gdyż boromeizm jest dokładnie
tym: wystarczy, by jeden krąg się odłączył, by pozostałe się rozproszyły; otóż własność ta uznana jest za najlepszy
i być może jedyny odpowiednik definicyjnej własności li teralności jako takiej.
Z drugiej strony, co nie mniej zaskakujące, węzeł, jako boromejski, okazuje się odpowiedni do ustrukturowania - a dokładniej do zmatematyzowania - doktrynalnej molekuły, stale przywoływanej od czasu pierwszego kla sycyzmu; a mianowicie troistości realnego, symbolicznego
i wyobrażeniowego. Pod pewnymi względami można by
stwierdzić, że w tej troistości zawarte jest podsumowanie
trzonu programu rzymskiego; a w każdym razie to, co pozostaje po wstrząsach zadanych pierwszemu klasycyzmo wi. Aż dotąd doktryna mogła, i to w sposób coraz bardziej 176
Drugi klasycyzm lacanowski
precyzyjny, określać to, co rozumiała przez realne, symbo
liczne i wyobrażeniowe; nie mogła jednak wysłowić nic
solidnego na temat modusu ich współistnienia. Odtąd węzeł boromejski okazuje się - przez rodzaj szczęśliwej okolicz ności, jaką napotyka się czasem w „literaturze”, domenie liter - dostarczać najbardziej przejrzystego i najbardziej
produktywnego rozwiązania.
Wcześniej majuskuły R, S, I mogły uchodzić za zwy kłe skróty, nie posiadając innej reguły manipulowania niż opisowa wygoda, nie posiadając innego uprawomocnienia
niż to, że są inicjałami. Każda z nich z osobna, stając się
etykietą okręgu boromejsko związanego z dwoma innymi,
okazuje się podlegać realnemu prawu, które ogranicza je wszystkie. Pozwalają one kalkulować klasyczne kategorie
doświadczenia (zahamowanie, symptom, lęk, rozkoszo wanie - por. R.S.I, „Omicar?”, vol. 2, s. 95-105). Auten
tycznie stały się literami. To, co przetrwało z pierwszego klasycyzmu w drugim i dzięki temu ukonstytuowało się
jako ich wspólny substrat, daje się wpisać w boromejskie urządzenie w postaci trój literowej: cała doktryna daje się
odtąd odmieniać, wychodząc od jednej, nieskończenie pro duktywnej matrycy. Także równanie podmiotów otrzymało wreszcie peł ne wyjaśnienie. Z trzech afirmacji, na które się rozkładało,
wszystkie otrzymały precyzyjny status na przestrzeni lat.
Wszystkie z wyjątkiem pierwszej: Lacan powtarzał w całym
swoim dziele, że psychoanaliza działa na jakimś podmio cie. Kiedy już raz się to przyjmie, wszystko ponadto jest ściśle ustalone: że ów podmiot jest podmiotem kartezjańskim, że jest określony przez naukę, że jest reprezentowany 177
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
przez znaczącego dla innego znaczącego. Pozostaje afirmacja sama. Co właściwie ona znaczy?
Zaraz po wprowadzeniu węzła, i dzięki niemu, Lacan zrywa z niej zasłony. Afirmacja ta jest pewną hipotezą,
hipotezą Lacana: „Nie wchodzę w ową nieświadomość, nie bardziej niż Newton, bez hipotezy. Moja hipoteza jest taka, że jednostka, która dotknięta jest przez nieświadomość,
jest tą samą jednostką, która tworzy to, co nazywam pod miotem znaczącego” (S XX, s. 129). Wszystko się odtąd układa. Równanie podmiotów
utożsamiało podmiot nauki oraz podmiot, na którym dzia ła psychoanaliza: tworzyły jedność, gdyż tworzyły jedność z podmiotem znaczącego; na mocy hipotezy Lacana można
zrozumieć, że wyrażenie „podmiot, na którym działa psycho
analiza” ma zostać rozdzielone na dwoje: istnieje jednostka
dotknięta przez nieświadomość, którą napotyka praktyka analityczna w swym najbardziej technicznym aspekcie; oraz
istnieje podmiot taki, jakim definiuje go teoria struktury do wolnej: to podmiot znaczącego. Nie ma dwóch podmiotów, które tworzą jedność, lecz jeden podmiot oraz jednostka, któ ra, będąc radykalnie odrębna od podmiotu, utrzymuje z nim
koincydencję. Stwierdzić to - to stwierdzić, że dystynkcja jest nieredukowalna, a bycie tym samym oznacza bycie Innym. Widzimy więc doktrynę:
Przesłanka 1: ‘podmiot nauki jest podmiotem jakiegoś znaczącego’ (hipoteza podmiotu znaczącego, sformułowana
w pierwszym klasycyzmie, utrzymana w drugim). Przesłanka 2: ‘podmiot znaczącego utrzymuje koincy
dencję z jednostką dotkniętą przez nieświadomość’ (hipoteza Lacana, sformułowana dopiero w drugim klasycyzmie). 178
Drugi klasycyzm lacanowski
Przesłanka 3: ‘psychoanaliza w swojej praktyce działa na jednostce dotkniętej przez nieświadomość’ (założycielska
hipoteza Freuda). Konkluzja: ‘psychoanaliza w swojej praktyce, za spra
wą koincydencji, napotyka podmiot’16.
„Wyjaśnienie”, powiedziałem. Ale chodzi raczej o znie sienie, w sensie Aufhebung. Równanie podmiotów, z któ rego wszystko zostało wyprowadzone, rozpada się w tym
samym momencie, w którym odnajduje swój status. Nie żeby jego trzon nie został zachowany; raczej po prostu to, co wypowiadane było w kategoriach równania, wypowia
dane jest teraz w kategoriach koincydencji i spotkania. Kto teraz zapytywałby, czym jest koincydencja i spotkanie, zna
lazłby objaśnienie dzięki węzłowi: chodzi o boromejskie zawęźlenie określenia realnego (podmiot), określenia wy
obrażeniowego (jednostka) oraz określenia symbolicznego
(znaczący). Kto zapytywałby, czym jest podmiot, znalazłby wystarczającą odpowiedź w definicji znaczącego; byłaby
wystarczająca w tym sensie, że nic więcej nie jest koniecz ne, a w szczególności nie podmiot metafizyczny. Aksjomat
podmiotu (rozdz. 2, s. 33) nie ma już ani żadnego statusu,
16 Lemat 1: wyrażenie „podmiot nieświadomości” jest niewłaściwe; dopusz czone jest tylko ze względu na wygodę: stenografuje ono realną koincydencję pomiędzy podmiotem a jednostką. Uczonym pozostawiam zatroszczenie się o ustalenie, czy należy tu odwołać się do kartezjańskiej doktryny o związku duszy i ciała. Lemat 2: skoro jednostka, o którą chodzi, jest jednostką bio logiczną (por. E, s. 875), to nieświadomość, którą jest dotknięta, jest także biologiczna. Hipoteza Lacana daje się wypowiedzieć również następująco: nieświadomość jako istota biologiczna pozostaje, artykulacja przez artyku lację, w koincydencji z łańcuchami znaczącymi.
179
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
ani użyteczności, skoro podmiot jest od razu zawarty w zna czącym jako takim.
Ale uwaga: nie chodzi o obalenie. Aksjomat i równanie
rozróżniały jednostkę i podmiot; teoria węzła pozwala wy
artykułować nakładanie się jednostki i podmiotu na siebie. Ale w logice boromejskiej mogą się na siebie nakładać tylko
w dokładnie takiej mierze, w jakiej są absolutnie heteroge
niczne. Hipoteza Lacana, mówiąc językiem spotkania, po wtarza to, co mówi aksjomat podmiotu w języku dystynkcji, ale tym samym czyni ten aksjomat zbytecznym.
Schyłkowi aksjomatu podmiotu odpowiada utrata zna czenia przez podmiot metafizyczny. Z tej racji odniesienie
do myślenia przestaje być konieczne: „w nieświadomości nie chodzi o to, że byt myśli” (S XX, s. 95); rzeczywiście,
„człowiek myśli za pomocą swej duszy, to znaczy człowiek
myśli za pomocą myśli Arystotelesa” (tamże, s. 100). Inaczej mówiąc, nie ma innego myślenia niż wyobrażeniowe i jako ściowe (podobieństwo, negacja, wyłączony środek, dictum
de omni et nullo, kategorie, sąd, wątpienie itd.), z którym
nieświadomość nie ma nic wspólnego. Co należy powiązać z twierdzeniem ‘znaczący jest głupi’ (S XX, s. 24), skąd
można by wyprowadzić twierdzenie ‘znaczący nie myśli’; innymi słowy, nie twierdzimy już, że znaczący artykułuje
myślenie bezjakościowe. Takie myślenie bowiem nie istnie
je: nie ma myśli innej niż myśl Arystotelesa. I odwrotnie, „bezjakościowość” wymagana przez na ukę nie nazywa się już myśleniem. Tak należy rozumieć
to, iż Lacan, wracając do Freuda, ale też do Marksa, woli mówić odtąd o pracy: nieświadomośćjako „wiedza, która
nie myśli, nie rachuje ani nie sądzi, co nie przeszkadza jej 180
Drugi klasycyzm lacanowski
pracować” (Télévision, s. 26; AE, s. 518). Raz jeszcze, defi nicja nieświadomości jako „to myśli” nie zostaje tu, ściśle biorąc, obalona; jest jedynie - siłą - przemieszczona. Ażeby
nieświadome było owym „to myśli”, istnieć musi, jak wiado
mo, myślenie bezjakościowe; psychoanalizie w pełni udało się ustalić jego istnienie, poza tym, że w chwili sukcesu
okazuje się, że nie należy już mówić o myśleniu.
Jeśli istnieje tylko myśl arystotelejska, to bezjakościowość musi zmienić nazwę. Marks jest tu najlepszą instancją odwoławczą. Praca, o którą chodzi - praca nieświadomości,
praca znaczącego - to niezróżnicowana i niewyspecyfiko-
wana praca, która jest przedmiotem teorii wypracowanej w pierwszej księdze Kapitału. To praca bezjakościowa.
W ten sposób podmiot zakładany w nieświadomej wiedzy podmiot bezjakościowy - może być nazwany „idealnym
robotnikiem” (Télévision, s. 26; AE, s. 518; Ou pire, Sc 5,
s. 9; AE, s. 551, gdzie przywołany jest Robotnik, pozbawione znaczenia kokietowanie Jiingera?).
Jeśli znaczący jest z istoty oddzielony od myśli,
a ta z kolei nie da się odtąd oddzielić od jakości, wówczas
podmiot bezjakościowy jest ściśle podmiotem znaczące
go, a nie podmiotem myśli; zostaje obalony do postaci wy obrażeniowej jednostki, kiedy tylko cokolwiek pomyśli,
a w szczególności gdy pomyśli:, ja jestem”. Odtąd Cogito, w przeciwieństwie do tego, co postulował pierwszy kla
sycyzm, nie stanowi emergencji, lecz immersję podmiotu. Logion ‘to myśli tam, gdzie ja nie jestem’ zostaje zastąpiony logionem albo quasi-logionem ‘tam, gdzie to mówi, to się
rozkoszuje i nic nie wie’ (wyeksponowanym jako motto wy
kładu 9, S XX, s. 95). Owo to mówi i jejęzyk (lalangue, 181
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
jako jedno słowo, zamiast la langue), który jest tylko rze czownikową formą to mówi, wchłaniają to myśli. Kar-
tezjusz jest bezużyteczny i niepewny. Homonimia, która łączyła aksjomat podmiotu z metafi zyką, nie realizuje już żadnego efektu wiedzy; co do ewen
tualnych rozwinięć synonimicznych, to droga do nich jest zamknięta. Lacan żegna się z radykalnym kartezjanizmem
i transcendentalnymi eskapadami. Program „Cahiers pour
1’Analyse” zostaje definitywnie zarzucony. Dzięki węzłowi drugi klasycyzm zdaje się więc scalać, porządkować i przedefiniowywać dziedzictwo pierwsze
go. Węzeł wchłania matematykę w tym aspekcie, w jakim jest ona istotna dla psychoanalizy: literalności. Tym samym
wszystkie trudności związane z doktrynałem nauki mogą uchodzić za rozwiązane: psychoanaliza jest zmatematy
zowana de jurę i potrafi odcyfrować sens matematyzacji. Galileizm rozszerzony potwierdza swoją bezużyteczność. Została wchłonięta teoria struktury dowolnej, stanowiąc
odtąd regionalną teorię samego kręgu S17. Zostało wreszcie
wyjaśnione - i rozwiązane - równanie podmiotów, w którym doktryna! nauki spotykał się z teorią struktury dowolnej.
17 Pozwolę sobie odesłać czytelnika do moich Les Noms indistincts, Paris 1983. Zauważmy, że teoria trójliterowego węzła nie jest teorią przedmiotu dowolnego. Wręcz przeciwnie. Nie wystarczy bowiem dla jej produktywno ści, by wyizolowana została sama własność boromejska, jakkolwiek ta jest konieczna dla jej zdefiniowania; trzeba ponadto, by każdy krąg był ujakościowiony; litery R, S, I są stenogramami tych jakości. Jeśli okręgi są ujakościowione, to nie są dowolne. Węzeł trójliterowy znajduje się na antypodach struktury dowolnej, która niczego jakościowo nie określa. Z tego właśnie powodu może ją ufundować i uprawomocnić jako teorię regionalną.
182
Drugi klasycyzm lacanowski
Rozpoznajemy tu wychwalany przez historię nauki
ruch idealny. Niestabilności naznaczające pierwszy model prowadzą do powstania drugiego, w którym zostają, nieraz
po długim czasie, rozwiązane. W ten sposób rozpatrywany, węzeł boromejski nadaje mathemowi wagę i go potwierdza.
Jego definicja otwiera, we właściwym sensie, królewską
drogę psychoanalizy, w jej ustosunkowaniu wobec nowo czesnej nauki18.
5. Antyfilozofia Psychoanaliza ustaliła, że jest dyskursem podmiotu. Ale do wyjaśnienia tego, czym jest podmiot, nie potrzebuje już filozofii. Jeśli filozofia jest dla niej bezużyteczna, to jest dla niej szkodliwa i tak musi być określona. Jest to moment antyfilozofii.
Słowo było zaskakujące. Odwołania do filozofów
zdawały się być nieodłączną częścią dzieła Lacana. Tam gdzie Freud pozostawał powściągliwy - bardziej austriacki niż niemiecki w tym aspekcie - i skłonny zawsze bardziej
do opierania się na literaturze i sztuce niż na filozofii, Lacan stale cytował corpus philosophorum. Czy mówiąc więc o an
tyfilozofii, nie zdecydował się zaprzeczyć samemu sobie? Motyw ten ma oczywiście kontekst historyczny. Po-
wstaje wraz z reorganizacją w roku 1975 wydziału psy choanalizy Uniwersytetu Paris VIII. Pojawia się powtór nie w roku 1980 przy okazji polemiki zainicjowanej przez 18 Les Noms indistincts trzymają się tej pozycji.
183
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Louisa Althussera. Jałowe byłoby jednak poprzestawanie
na okolicznościach anegdotycznych, tu i gdziekolwiek in dziej. Reorganizacja wydziału psychoanalizy przebiegać musiała na drodze dziwacznych i nieuprzejmych dyskusji z wydziałem filozofii, co na swój sposób było odnowieniem
przy tej okazji prawdziwego sporu fakultetów - ma to swo
ją wagę, nawet jeśli wzbudza dzisiaj uśmiech. Lecz żaden element anegdotyczny nie wystarcza do usprawiedliwienia fabrykacji słowa tak gwałtownego. Można ją wyjaśnić je
dynie poprzez przyczyny będące na miarę tej gwałtowności. Przyczyn tych, choćby tylko z powodów chronologicznych, należy oczywiście szukać w ogólnym urządzeniu drugiego
klasycyzmu, to znaczy w mathemie. Jak wiadomo, Lacan dosyć długo wahał się z wpisaniem
w strukturę organizacyjną Uniwersytetu, zadowalając się tym, że Uniwersytet oferował mu gościnę na swoich obrze żach. Po roku 1970 zaakceptował, a być może zażyczył sobie, aby wydział powoływał się bezpośrednio na niego.
Przyczyny tej zmiany są wielorakie. Nie można pomijać
wstrząsu, jakiego doznała instytucja francuskiego Uniwer sytetu w roku 1968. Pytanie, jak interpretował go Lacan.
Są powody, by sądzić, że interpretował go jako mechanizm
dekadencji; dokładnie z tego powodu uznał, że nie będzie kosztowało już wiele posłużenie się środkami, które były
jeszcze do dyspozycji w zanikającej instytucji (tak samo chrześcijanie nie wahali się wykorzystywać imperium, od
kąd mieli pewność jego nieuleczalnej zapaści. Nawet jeśli
przedstawiali się jako jego najpewniejsi gwaranci).
184
Drugi klasycyzm lacanowski
Nie należy jednak na tym poprzestawać: instytucja Uniwersytetu ufundowana jest na akcie transmisji; prawo-
witość uniwersyteckiego wydziału psychoanalizy opierać się więc może tylko na zapewnieniu doktryny transmitowalności psychoanalizy. Jeśli więc uniwersytecki wydział mógł de
facto zostać uznany za miejsce odpowiednie dla nauczania Lacana (a przypomnijmy, że była to nowa decyzja), to dla tego, że doktryna mathemu była już kompletna. Drugi kla
sycyzm nie tylko jest współczesny z uruchomieniem drogi uniwersyteckiej - jest jej warunkiem koniecznym (co nie znaczy, że sama ta droga jest jego koniecznym następstwem; stanowi to przedmiot polemik).
Reorganizacja wydziału streszcza się otóż w haśle antyfilozofii. Tylko mathem może więc uprawomocnić
to słowo. A dokładniej jeszcze, antyfilozofia jest jedynie inną nazwą mathemu. Teza jest więc następująca:
‘istnieje wzajemna ekskluzja pomiędzy filozofią i ma-
themem psychoanalizy ’.
Argument jest w istocie prosty do skonstruowania. Wy starczy wziąć dosłownie to, co tylu filozofów (choć nie
wszyscy) mówi o sobie: że pozostają zależni, bez żadnego
cięcia głównego, od filozofii greckiej. Otóż filozofia grecka związana jest radykalnie ze światem episteme. Pod pewnymi
względami funduje ten świat. Episteme, w swojej strukturze theoria odróżniona od praxis, w całości uprawomocniana jest wyłącznie przez filozofię. I na odwrót, filozof nigdy nie
może być obojętny wobec możliwości istnienia episteme
185
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
(niezależnie, czy tej możliwości przeczy, czyją potwierdza): wiedzy, która wymaga duszy i ją wzywa.
Sama nazwa filozofii wskazuje na podstawy owego świata. Konieczność z właściwą jej pompą, podobieństwo ze swymi powinnościami, dusza ze swymi puryfikacjami -
oto, co rozwijają razem filozofia i episteme\ być może naj właściwszą nazwą je streszczającą jest sophia, owa mądrość, którą należy pokochać jak siebie samego (philein). Tego
właśnie nauka nowożytna się wyrzeka. Psychoanaliza owo wyrzeczenie rozwija explicite. Jest więc w sensie ścisłym
odwróceniem filozofii. Wyprowadzamy więc wniosek:
‘nie ma filozofii, która byłaby całkowicie synchronicz
na z nauką nowoczesną, choćby była jej współczesna’. Oznacza to właściwie przyznanie jej wielkości. Filo zofia współczesna nauce nowożytnej poświadcza o istnieniu
urządzeń, które są jej obce; stąd jej istotowe pokrewieństwo z matematyką, o ile tylko ta ostatnia nie jest definiowana
w terminach językowych. Mimo że nie neguje cięcia głów
nego, filozofia pozostawia je otwarte i problematyczne; wzy
wa do jego myślenia. Niektórzy powiedzieliby, że zajmuje ona pozycję reperu absolutnego.
Ale psychoanaliza jest wewnętrznie synchroniczna z nauką nowoczesną; jest więc z innego czasu - chrono
logicznego bądź logicznego - niż filozofia. Lecz musi ona jeszcze potrafić wypowiedzieć swoją synchroniczność. Po Freudzie dysponowała w tym celu wyłącznie pod
rabianym językiem nauki idealnej. To właśnie sprawia, że w urządzeniu pierwszego klasycyzmu psychoanaliza
186
Drugi klasycyzm lacanowski
używa filozofii. Chodzi o wetknięcie klina między nią samą a naukę idealną, taką, jaką wyobrażał ją sobie Freud i jego następcy. Świadczą o tym w pierwszym rzędzie aksjomat
podmiotu i jego homonimia.
Freud zdał się na kulturę humanistyczną - literaturę, historię, archeologię. Odwołanie to nie wystarczyło; moż
na było przewidzieć, że jeszcze mniej będzie wystarczać po instytucjonalnym, militarnym, politycznym i moralnym
upadku krajów, w których długo funkcjonował klasyczny humanizm: Niemcy Melanchtona, Austria jezuitów, Francja dreyfusowskiej Sorbony. Zwłaszcza że nauka idealna urosła
w siłę: po roku 1945 znajdowała się w obozie zwycięzców. Zwycięstwo liberalnej demokracji inżynierów i kupców było także zwycięstwem najbardziej ograniczonej wśród nauk19.
Powrót do Freuda zakładał więc wyprawę w obszary,
których sam Freud sobie zakazał. Przeciw wykolejonemu scjentyzmowi Międzynarodówki lepszym orężem niż kul tura było uzbrojenie filozoficzne. Aby ukazać swą intymną
przynależność do uniwersum nauki, Lacan musiał najpierw unieważnić przynależność fałszywą i czysto naśladowczą, jaką ostatecznie skonstruowała, daleko od ziemi ojczystej,
psychoanaliza anglojęzyczna. Do tego celu tylko filozofia 19 Taki jest zasadniczy sens artykułu La psychiatrie anglaise et la guerre (L'Évolution psychiatrique, 1947, s. 293-312; AE, s. 101-120); można by w nim wyczytać, pośród pochwał pod adresem Anglii, opis przyszłych adwer sarzy: świat WASP, poddający Anglię Stanom Zjednoczonym i jednoczący w każdym z tych państw, w imię nauki idealnej, element stanowiący najwięk szego wroga wolnej myśli. Wersją tego świata jest IPA. W 1960 Lacan skon statował o „notorycznych odchyleniach w Anglii i Ameryce” (Subversion du sujet, E, s. 794); wzmiankowanie Anglii zabrania dopatrywać się tu wariantu denuncjacji American way of life.
187
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
mogła posłużyć, skoro tylko ona prezentowała się, w po
rządku systematyczności i demonstracji, jako Inna niż nauka. Stałe użytkowanie filozofii przez Lacana w tym czasie w niczym nie przeczy relacji wzajemnej ekskluzji pomiędzy
filozofią a psychoanalizą. Przeciwnie - zakłada tę ekskluzję. Tylko ono pozwala powierzyć filozofii odsunięcie ogrom
nych mas nauki idealnej i ich instytucjonalnych imitacji. Użytkowanie filozofii jest dokładnym rewersem antyfilozofii. Co oznacza także, iż ta druga jest awersem pierwszej.
Niemniej wraz ze stworzeniem nazwy dokonało się odwrócenie. Przeszliśmy od awersu do rewersu, od orła
do reszki. Zapewne bowiem Lacan uznał za wygraną swo ją pierwszą bitwę z nauką idealną. A przynajmniej z nauką
idealną reprezentowaną przez WASP. Być może dzięki ro kowi ‘68, który prawdopodobnie zatrzymał jej bezbolesną ekspansję. Być może także dzięki sondzie LEM lądującej
na Księżycu, we wtargnięciu realności osiągniętym przez na ukę, która wyzwolona została przez to z wyobrażeniowego
balastu i zawezwana do samej matematyzacji („dyskursowi naukowemu udało się doprowadzić do lądowania na Księży cu, w którym potwierdzone zostaje dla myślenia wtargnięcie
realnego. Mimo że matematyka nie ma aparatu innego niż językowy” (Télévision, s. 59; AE, s. 536).
Do tych przyczyn zewnętrznych, mających wartość symptomu, dołącza się przyczyna wewnętrzna: pojawienie się teorii mathemu, utrwalonej dzięki perspektywie węzłów. W czasie drugiego klasycyzmu nazwa „antyfilozofia” odno
si się w szczególny sposób do kwestii transmisji. W czasie pierwszego klasycyzmu nazwa ta nie musiała być wypowie
dziana, ponieważ problem integralnej transmitowalności 188
Drugi klasycyzm lacanowski
psychoanalizy nie był poruszany wprost. Prawdą jest,
że w tym okresie Lacan przykłada wielką wagę do relacji psychoanalizy z nowoczesną nauką; prawdą jest, że stale po
sługuje się obiektami matematycznymi, ale nie twierdzi, że je
dyna możliwa transmisja dokonuje się dzięki matematycznej literze. Nie uczynił bowiem jeszcze doktryny litery w pełni
autonomiczną i nie definiował matematyki przez literę. Kiedy tylko zostały sformułowane decydujące tezy dotyczące litery,
matematyki i transmisji, zwrot mógł się dokonać. Wystarczy zresztą tylko przytoczyć cytaty: By stanowić mowę najwłaściwszą dla dyskur
su naukowego, matematyka jest nauką bez sumienia/świadomości, którą obiecuje nasz dobry
Rabelais, nauką, na którą filozof może być tylko zamknięty {L’Etourdit, s. 9; AE,
s. 453; podkreślenie moje).
Nadejście realnego, lądowanie na Księżycu nastąpiło, nie wywołując w filozofie,
którym za sprawą gazet jest każdy, żadnego poruszenia {Télévision, s. 59; AE,
s. 536; podkreślenie moje).
Buntuję się, jeśli mogę tak rzec, przeciwko filozofii. Rzecz jest skończona, to pewne. Nawet
jeśli spodziewam się, że powróci z niej jakiś od rzut” {Monsieur A., „Omicar?” 1980, vol. 20/21,
s. 17; podkreślenie Lacana)20. m Tekst ten, odczytany na seminarium z 15 marca 1980, jest odpowiedzią Louisowi Althusserowi, oznaczonemu jako „Pan A., filozof’. Lacan odwrot nie, wskazuje tytuł dzieła Tristana Tzary: Pan Aa. antyfilozof. Odnotujmy
189
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Nie należy więc dziwić się, że po bezustannym powoływa
niu się na teksty filozoficzne, po kształceniu się w pojęciu poprzez lekturę Hegla, po przekładzie Heideggera, komen towaniu Platona i Kartezjusza, cytowaniu Arystotelesa i św.
Tomasza z Akwinu, Lacan wymyśla termin, który filozofo wie, co trzeba odnotować, uznali zbiorczo za obelgę.
W tym aspekcie filozofia wchodzi w grę tak samo, jak i po
lityka. Ich współprzynależność staje się teorematem: „Me
tafizyka nigdy nie była i nie może być niczym więcej niż zajęciem polegającym na zatykaniu dziury polityki. To jej zakres kompetencji” - pisze Lacan w 1973, zwracając się
szczególnie do Heideggera (Introduction à l’édition alle mande des Ecrits, Sc 5, s. 13; AE, s. 555). Także bowiem i polityka okazuje się fundamentalnie zdesynchronizowana
względem nowoczesnego uniwersum. Czy to tylko przypadek, że gdy mówi ona o Państwie,
demokracji, dominacji czy wolności, używa greki i łaciny (co prawda o ile w ogóle mówi; najczęściej bowiem mam rocze)? Za sprawą tej fundamentalnej dyschronii polityka
wywołuje ze strony psychoanalizy zasadniczą obojętność.
Jedna i druga bowiem nie należą ani do tego samego świata, ani do tego samego uniwersum.
Tak jak nauka i polityka nie mają nic do popełnienia wspólnie - chyba że zbrodnie - gdyż nie należą ani do tego
samego świata, ani do tego samego uniwersum, tak samo twierdzenie: „filozofia jest rzeczą skończoną”; nie jest nieuprawnionym interpretować je następująco: „filozofia nie ma miejsca w uniwersum nie skończonym”. Dziękuję François Regnaultowi za zwrócenie mi uwagi na to odniesienie.
190
Drugi klasycyzm lacanowski
psychoanaliza nie ma nic do zdziałania wspólnie z polityką chyba że mówienie głupstw. Takie było, jak pamiętamy, sta
nowisko Freuda: „polityczny agnostycyzm”, „obojętność” {La Science et la Vérité, s. 858)21. Antypolityka, można by
powiedzieć, paralelna wobec antyfilozofii.
Obojętność rozumiana w takim znaczeniu nie musi ko niecznie prowadzić do niewypowiadania się o tym, o czym mówi polityka. Lacan nie był systematyczny w milczeniu pod tym względem. Zgódźmy się odsunąć na bok bardzo
ogólne komentarze co do stanu świata - pozostają one roz
proszone w protreptycznych interwencjach, których Lacan
często nie raczył ponawiać, i w większości ograniczają się do rozległych skojarzeń: błyskotliwych względem opinii, ale i niewystarczających względem wiedzy. Istnieje jeszcze coś - teoria czterech dyskursów. Stanowi ona interwencję
w empiryczne pole przedmiotów, którymi zajmuje się po lityka, jako praktyka i jako myślenie. Nie rozstrzygamy tu,
czy jest to interwencja udana. Ważne jest, by podkreślić
naturę samej propozycji. Ewidentnie w niczym nie zmie nia ona fundamentalnej obojętności, jako jedynej autory
zowanej przez Freuda, skoro najbardziej przeciwstawne twierdzenia polityczne mogą występować w niej jako różne
wartości tej samej zmiennej.
!l Lacan odsyła tu do Essai sur l’indifférence Lamennaisa. Odniesienie znaj duje się także w S XI, s. 238. Zauważmy, że freudowska obojętność politycz na ma granice, których nie jesteśmy zmuszeni aprobować; nie przeszkadza ona skłaniać się wyraźnie ku angielskiemu systemowi politycznemu. Będąc niemal regułą u europejskich ludzi pióra, począwszy od XVIII w., przesąd ten nie pozostaje bez elementów niedorzeczności i zawiera w zalążku pewne późniejsze rozwinięcia. Por. przyp. 19, s. 187.
191
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Istnieje tak samo fundamentalna filozoficzna obojęt
ność psychoanalizy. Taki jest rzeczywiście motor nadmiernej ilości odwo łań do corpus philosophorum. Należy pozostawać głęboko
obojętnym w filozofii, aby posługiwać się tak swobodnie
tyloma technicznymi pojęciami, aluzjami jawnymi bądź niejawnymi; albo, co wychodzi na to samo, należy przyjąć, że filozofia stanowi konstelację błyskotliwych tekstów, ale
nie myślenie. Odnajdujemy tym samym antyfilozofię, pod
postacią najrozleglejszej kultury filozoficznej. Tak jak polityczna obojętność nie zabrania okazjonalnie
wypowiadać się o polityce (obojętność w polityce nie jest obojętnością na politykę), tak samo antyfilozofia nie może
zabraniać mówić o tym, o czym mówi filozofia: obojętność w filozofii nie jest obojętnością na filozofię. Należy, prawdę
mówiąc, pójść dalej: psychoanaliza ma nie tylko prawo, ale obowiązek mówienia o tym, o czym mówi filozofia, gdyż
jej przedmioty są dokładnie te same. W Télévision Lacan
zgadza się odpowiedzieć na pytanie postawione mu pod po trójnym hasłem „wiedzieć, oczekiwać, czynić” - nie zgłasza obiekcji, że pytanie to, odziedziczone po Kancie, jest bez
przedmiotowe. Można by widzieć w tym zwykłą kurtuazję. Związek jednak jest bardziej wewnętrzny.
Moment interwencji psychoanalizy daje się w istocie streścić następująco: przejście od chwili wcześniejszej,
w której mówiący byt mógłby być nieskończenie inny, niż jest - w swym ciele i w swym myśleniu - do chwili później szej, w której byt mówiący, przez sam fakt swojej przygod
ności, stał się całkiem podobny do wiecznej konieczności. 192
Drugi klasycyzm lacanowski
W końcu bowiem psychoanaliza mówi tylko o jednym: prze kształceniu każdej subiektywnej osobliwości w prawo tak
samo konieczne jak prawa przyrody, tak samo przygodne
jak one i tak samo absolutne. Otóż prawdą jest, że filozofia bez przerwy zajmowała się ową chwilą. W pewnym sensie można by powiedzieć,
że właściwie ją wynalazła. Ale by ją opisać, obrała gene
ralnie ścieżki poza-uniwersum. Otóż psychoanaliza jest ni
czym, jeśli nie utrzymuje, jako oś swojej doktryny, że poza-
-uniwersum nie istnieje. Wyłącznie w tym tkwi strukturalny i niechronologiczny element jej relacji z nowoczesną nauką. Możemy w rezultacie zrozumieć, że filozofia i psycho
analiza mówią dokładnie o tym samym, w kategoriach tym bardziej identycznych, że zmierzają do przeciwstawnych efektów. W ten sposób słowo „antyfilozofia” daje się zin
terpretować w sposób pełniejszy: skonstruowane jest tak jak imię Antychryst - jak przedstawiał je przed Nietzschem
święty Jan. „Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami” (1 J 2,19)22. W ten
sposób filozofowie mogliby mówić o lacanistach; bardziej rzeczowo mogliby przypomnieć, że Antychryst, jako taki,
musi mówić dokładnie tak samo jak Chrystus. Jego mowa
potrzebuje mowy zarazem dlań bezużytecznej, naśladuje ją w sposób absolutny, mówi o tych samych rzeczach, uży wając tych samych terminów, a to dlatego, że nie ma z nią żadnego związku. Jedna różnica ze świętym Janem jest taka, że nowo
cześni, nie wierząc w skończoność, nie wierzą w Sąd ” Cyt. za wyd. Biblia Tysiąclecia, Poznań-Warszawa 1980 (przyp. tłum.).
193
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Ostateczny. Jeśli Antychryst i Chrystus dążą do wzajem
nego obalenia, to dlatego, że czasy są bliskie: „Oto teraz pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że jest
już ostatnia godzina”, pisze Apostoł (1 J 2,18)23. Dla antyfilozofii i filozofii jednak czasy są otwarte, nieskończenie.
W tej nieskończoności ich wzajemna ekskluzja przekształca się w obopólne osłanianie; każdy punkt jednej będzie miał
odwrócony korelat w drugiej; każda będzie na zmianę mar twym bogiem i purpurowym całunem.
23 Tamże.
Rozdział V Dekonstrukcja
Mathem pozna jednak swój koniec. Bieg wydarzeń po
twierdza ów epizod. Doktryna mathemu związana była z instytucjonalnym korelatem: Ecole Freudienne, Szkołą
Freudowską; szkoła ta zwana była po pierwsze szkołą
i po drugie freudowską, ponieważ ufundowana była
na potrójnej hipotezie: że wychodząc od Freuda, coś jest transmitowane integralnie, że miejscem integralnej trans misji jest szkoła oraz że narzędziem integralnej transmisji
jest w takim miejscu mathem; oddziaływała na zewnątrz za sprawą pisma zatytułowanego „Scilicet” („możesz wiedzieć, co myśli Szkoła Freudowska” - takie było motto; co należy,
jak powiedzieliśmy, dopełnić: „dzięki mathemowi”); pismo to wzorowane było na modelu Bourbakiego, gdyż matematy
ka jest modelem literalnej transmisji, a Bourbaki jest mode lem literalnej matematyki. Otóż szkoła została rozwiązana,
momentalnie. Nawet jeśli szkoła natychmiast powstała po wtórnie, nie można wnosić, że moment rozwiązania nie miał 195
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
miejsca. Pismo „Scilicet” zniknęło. Ze względu na swoje nazwy i formę (podpisywanie artykułów) pisma, które je za
stąpiły, pokazują wyraźnie, że podporządkowane są innym,
bardziej klasycznym regułom. Równolegle bourbakizm staje się w matematyce figurą skończoną, i to do stopnia, którego
Lacan nie mógł przeoczyć.
Nie do pomyślenia jest, że przypadki historyczne wy
starczająco wyjaśniają korelację tylu zerwań. Tym bardziej że wola instytucjonalna Lacana jest zawsze symptomem
doktrynalnego zdarzenia. Daleki od pewnej francuskiej tra
dycji, skłaniającej myślicieli raczej do zadowalania się mimo wszystko tym, co istnieje, niż do przekształcania jakichkol wiek urządzeń, był w tej kwestii bliski Mallarmému. Ten ostatni wierzył, że wolno podmiotowi kreować instytucje;
wierzył w to tak długo, jak długo wierzył w Księgę. Prawdą jest, że praktycznie nie miał następców. Wiemy, że Księga
nie wpisała się w Społeczeństwo; sam Mallarmé być może
ostatecznie zwątpił; Valéry w każdym razie, najbardziej od
dany z uczniów, pospieszył, by ogłosić, że w materii insty tucji dla poetów nie ma alternatywy wobec konformizmu.
Seminarium konformistyczne nie było. Stanowiło instytucjonalną kreację, nie mniej silną niż Szkoła Freu
dowska, być może bardziej śmiałą. Na każdym kroku od najdujemy tu Mallarmégo (wiadomo, że kartele szkoły zawdzięczały co nieco arytmetycznym operacjom Księgi).
Przywołuję Mallarmégo, ale oczywiście przywołać trzeba
także Freuda: fakt, że człowiek, który powoływał się na ideał nauki, uznał za możliwe, poza akademiami, poza instytu
cjami publicznymi, poza Kościołami i poza związkami pro fesjonalistów, stworzenie czegoś takiego jak nowa profesja 196
Dekonstrukcja
i czegoś takiego jak Międzynarodówka psychoanalityczna fakt ten, kiedy o tym pomyśleć, autentycznie przekracza gra
nice; pierwszą rzeczą, którą przyswaja nowoczesny uczony, jest to, że w materii zawodów i instytucji naukowych kreacja
jest trudna i rzadko udana. Rzadko opiera się biologicznej
lub prawnej śmierci swych założycieli. Wola instytucjonalna Lacana, podobnie jak Freuda
i Mallarmego, stanowi wyjątek. Usprawiedliwia się wszak że przed samą sobą tylko jako związana z doktrynalną rę kojmią. Dopuszczalne jest oczywiście, by jakiś podmiot
kreował instytucje w porządku wiedzy - pod jednym tylko
warunkiem: że podmiot ten sam może być, bez skandalu i drwiny, przypisany pewnej wiedzy. Wypada więc do insty tucjonalnych turbulencji przykładać jak największą wagę.
Należą one nie do porządku dworskiej kroniki, lecz do samej
lacanowskiej wiedzy. Szkoła Freudowska znalazła doktrynalne wsparcie w doktrynie mathemu - która wyjaśniała, w jakim znacze
niu przyzwolone jest wiedzieć i zatem w jakim znaczeniu szkoła jest wystarczającym (lub koniecznym) narzędziem
uskuteczniania tego przyzwolenia. Fakt, że szkoła została momentalnie rozwiązana, oznacza więc jedno: mathem tak
że został rozwiązany. I tak samo jak szkoła zrekonstruowana po rozwiązaniu nie jest już tą samą co poprzednio, tak też powtórnie afirmowany mathem nie będzie tym samym.
Teksty nie obalają konkluzji, do której prowadzi sekwencja zdarzeń. Jasne jest, że posługiwanie się matematyką zmienia się wraz z seminarium XX. Ujmując rzecz zwięźle, mate
matyczne odniesienie okazuje się odtąd wchłaniane przez 197
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
teorię węzła boromejskiego. Nie bez przyczyny. Węzeł na macalnie uwidacznia sedno litery, a w szczególności litery matematycznej. Wyjaśnienie praw boromeizmu oznacza
więc wyjaśnienie podstaw mathemu jako takiego; oznacza ujawnienie zasady jego skuteczności. Usprawiedliwione jest
skierowanie całego wysiłku na kwestię, którą się uznaje za decydującą; jeśli mówienie wyłącznie o węźle oznacza mó
wienie o jedynym elemencie konieczności, wówczas należy
się tego trzymać. Od początku wszakże jedna sprawa powinna ude rzać: chociaż istnieje matematyczne ujęcie węzłów, to nie
na nim skupia się Lacan. Dokładniej jeszcze rzecz ujmując,
wszystko rozgrywa się tak, jakby Lacan był zainteresowany węzłem tylko dlatego, że jest w nim coś opornego wzglę dem integralnej matematyzacji: „Nie istnieje żadna teoria
węzłów. Do węzłów jak do tej pory nie stosuje się żadna matematyczna formalizacja...” (S XX, s. 116).
Węzeł okazuje się więc czymś zupełnie innym od roz
maitych obiektów topologicznych - wstęgi Moebiusa, cross-cap - wykorzystywanych wcześniej. W ich przypadku istnieje teoria matematyczna; nawet jeśli Lacan nie podej
muje jej bezpośrednio, to jej ogólna możliwość pozwala
na pozostawanie w horyzoncie matematyki jako ogólnej teorii każdego możliwego mathemu („[moja ekspozycja
topologiczna] dawała się przeprowadzić czysto literalną algebrą...”, L’Étourdit, s. 28; AE, s. 472). W przypadku
węzła, splotów itd. sprawa jest całkiem inna. Niewątpli wie wywodzą się z matematyki, choć raczej tytułem cie
kawostek; węzeł wyczerpuje się w swoich niestrudzenie różnicowanych prezentacjach („drobnych fabrykacjach”, 198
(Rekonstrukcja
S XX, s. 116) i nie wymaga, dla usprawiedliwienia swej
skuteczności, bycia integralnie zapisanym. Nie zabrania to oczywiście matematykom podejmowania prób zmatema tyzowania węzła. Niektórzy próbowali tego z rozmachem,
pod czujnym okiem Lacana. Być może, w momencie kiedy piszę te słowa, stwierdzone zostało, że komuś powiodło się
w pełni1. Niemniej węzeł nie oczekiwał na ich wysiłki, by móc funkcjonować w obrębie dyskursu. Istnieją oczywiście pewne precedensy. Pamiętamy o pa
radoksie ustanowionym przez doktrynał nauki; po Galileuszu i Kartezjuszu należało przyjąć trzy rzeczy zarazem: że uniwersum integralnie podlega zmatematyzowanej nauce, że jest
nieskończone i że nieskończoność, przynajmniej w czasie,
gdy konstruuje się galilejska nauka, nie jest obiektem ma tematycznie przejrzystym2. Niemniej jednak dosyć szybko
nieskończoność umożliwiła rachunek i zapisy matematyczne, jakkolwiek niejasne było ich znaczenie przynajmniej do cza
sów Bolzano. Można by w rezultacie widzieć w jego powsta
niu bardziej triumf literalności jako takiej niż jej porażkę. Węzeł jest czymś innym; jest antynomiczny wzglę dem litery, a przez to antynomiczny względem mathemu3.
1 Pełną matematyczną teorię podał rosyjski matematyk Wiktor Wassiliew na początku lat 90. (przyp. tłum.). 2 Oczywiście, problemy historyczne są dużo bardziej złożone. Przypomnijmy zwłaszcza, że Kartezjusz przeciwstawiał się stosowaniu pojęcia nieskończo ności w odniesieniu do Uniwersum. ' Odnotujmy pojawienie się słowa pathème w seminarium R, S. I, dwa lata po Encore i L'Étourdit (por. w „Omicar?”, hiver 1975/1976, vol. 5, s. 17-28, transkrypcja seansu z 11 marca 1975 pod tytułem La pathème du phallus). Nie trzeba wielkiej uczoności, aby usłyszeć w tym słowie wykluczające pas, którym opatrzony jest mathem, tak jak jest nim opatrzony operator całości w doktrynie seksuacji (bez ujmy dla innych powiązań: na przykład zpathein).
199
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Otwarła się bowiem zasadnicza luka: węzeł może pod
trzymywać litery (na przykład R, S, I), jego boromeizm pokazuje, czym jest literalność, ale on sam nie jest poddany
integralnej literalizacji: „do węzłów jak do tej pory nie stosuje się żadna matematyczna formalizacja”. W konse
kwencji to obiektowi nieliteralnemu przypada zadanie uwi
docznienia tego, na czym polega istota literalności. Litera nie znajduje w sobie samej środków do własnej wystar
czającej literalizacji. Myślimy tu oczywiście o różnorodnych motywach radykalnej niezupełności, powracających u Lacana; choć
nie zostały porzucone, zdawały się stracić na dramatycznej
intensywności, przynajmniej o tyle, o ile pozostawało się
przy matematyzacji zgodnej z lacanowskimi postulatami: rozproszonej, niededukcyjnej, lokalnej. Otóż węzeł sygna
lizuje nawrót dramatów; można by odnaleźć, ledwo je mo dyfikując, kilka starych logiów: nie istnieje ani Inny Innego,
ani metajęzyk; nie istnieje ani mathem mathemu, ani litera
litery; istnieje tylko węzeł, który pozostaje, jakkolwiek da leko by posunięto jego literalizację, oporny na literalizację integralną.
W okresie Encore opór ten wcale nie uchodził za ab solutnie nieusuwalny; nic nie wzbraniało myśleć, że kiedyś
matematyka całkowicie zasymiluje własność boromejską. W miarę jednak postępów matematycznej pracy, wraz z późniejszymi seminariami, widać nie tylko, że sukces się
wymyka, ale że w tej samej chwili, w której zostałby osiąg nięty, własność ta utraciłaby to, co stanowiło ojej wartości.
Nie tylko węzeł nie jest zmatematyzowany, ale funkcjonuje on wyłącznie jako taki, jako niezmatematyzowany. 200
Dekonstrukcja
Gdyby przynajmniej matematyka jako taka pozostawała tym, czym zdawała się być. Ale i to nie jest już prawdą. W Bourbakim, zinterpretowanym w odpowiedni sposób,
doktryna litery, jako odrębna od doktryny znaczącego, zna lazła swoje podstawy. Otóż pewna pogłoska zaczynała już być natarczywa; szybko rzeczywiście stała się wystarczająco
wpływowa, by nie dać się zlekceważyć: a jeśli Bourbaki był martwy?4
Znaczyłoby to, że matematyka ma przyszłość, w któ rej być może literalność stanie się czymś podrzędnym. Za pośrednictwem Bourbakiego również hiperbourbakizm zo
stałby uderzony. Lacan powziął być może podejrzenie w tej
kwestii, kończąc XX seminarium. Załóżmy, że tak było; węzeł, jako nośnik matematycznej litery, nie byłby już
nośnikiem niczego istotnego, skoro na mocy hipotezy litera nie jest już dla matematyki istotna. Okazałby się sprowadzo
ny do właściwej mu nieobecności. W polu litery nie byłby niczym więcej niż figurą żałoby: żałoby po matematycznej literze i jej potędze. Nie idzie o to, że węzeł nic nie mówi o literze, że nie istnieje litera, że nie istnieje matematyka -
ale o to, że węzeł mówi coś o literze tylko dlatego, że jest względem niej wyjątkiem; litera spotyka się z nim w wy
miarze własnej niewydolności; matematyka, jeśli zachowu je jeszcze jakąś siłę, nie jest literalna. Czytając seminaria następujące po Encore, nie można oprzeć się przekonaniu,
że wszystko tak się właśnie rozwija.
4 Hasło to pojawiło się w ‘68. Według jednego z jego autorów (komunikacja osobista), było ono wówczas przedwczesne, ale zarazem prorocze. Pięć lat później stało się prawdą.
201
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Jak sękata laska zmienia się na oczach faraona w węża, tak węzeł z podparcia dla wyobraźni staje się teraz zwierzę
ciem niszczycielskim - niszczącym literę. Lacan nie wy
rzeka się jej, ale jeśli litera ma istnieć, to należy odtąd jej
poszukiwać gdzie indziej. Po matematyce i osobliwościach,
które oferuje, pojawiają się nowe obszary; kroki kierują ku Joyce’owi, ku poematowi, jednym słowem, ku Literaturze5. Ruch ten niewątpliwie rozpoczyna się wraz z Encore. Ale w tym optymistycznym tekście apogeum osiąga mathem,
podczas gdy poemat występuje tylko w charakterze jego
potwierdzenia. Saussure i Jakobson, opuszczeni jako pa troni pierwszego klasycyzmu, powracają na nowej pozycji,
pozycji podmiotów-lingwistów (takie jest, jak pamiętamy, znaczenie lingwisterstwa), zdolnych - jako podmioty i jako lingwiści - zapewnić przechodniość między literami mate
matycznymi i poematycznymi. Można więc odczytać w En core, przy okazji odniesienia do Parmenidesa, równoważ ność obu urządzeń, mathemu i poematu, w rejestrze litery:
„Szczęśliwie Parmenides w rzeczywistości pisał poematy. Czy nie stosuje on - świadectwo lingwisty bierze w tym
miejscu górę - aparatów językowych bardzo podobnych do artykulacji matematycznej, altemacja po następstwie, kompozycja po altemacji?” (S XX, s. 25). Odnotujmy przysłówek: szczęśliwy traf sprawia, że litera pochodząca z Literatury i litera pochodząca z Liczb harmonijnie so
bie odpowiadają. Jako suweren symetrii, który przyszedł
we własnej osobie wystąpić na Seminarium, Jakobson raz jeszcze daje świadectwo. Tak jak już dawał świadectwo, ale ’ W oryginale: „vers les Lettres”, czyli dosłownie: „ku Literom” (przyp. red.).
202
Dekonslrukcja
z nowych powodów: „zmieniany jest dyskurs”, powtarza
w jego obecności Lacan, „nowa miłość”, dorzuca, cytując Rimbauda (tamże, s. 20). Po Encore jednak symetria zostaje zerwana. Poemat
oczywiście pociesza; czy nie mógłby pewnego dnia, jeśli wę
zeł ma się wymykać, zaproponować dla literalności bardziej trwałego wsparcia? Ale poemat także niepokoi; albowiem się
mnoży. Jeśli jest taki, jak mówi o nim lingwista („altemacja po następstwie, kompozycja po altemacji”), to powstaje on przy każdym zaiskrzeniu, wywołanym na krysztale języ
ka przez grę jego ścianek, aleatoryczną bądź nie. Homoni
miczne kalambury, które od lat 70. stanowią tkaninę wypo wiedzi, nie stanowią dowcipów; są oderwane od wszelkiego
Witz; tworzą one, jeden po drugim, wykluczone z wszelkiego podmiotu, pewną literalną komórkę, atom poematyczne-
go rachunku6. Dając się myśleć na początku jako całko
wicie homomorficzne z matematyczną literą (we właśnie ten sposób w L'Étourdit, w tej samej chwili, gdy mathem zostaje wprowadzony, gra homonimów już się toczy, po
cząwszy od samego tytułu), są jak mathemy dane przez sam
jejęzyk, odpowiadając mathemom konstruowanym przez dyskurs. Jako ścisłe odpowiedniki Wielkiej Niedźwiedzicy,
która wpisuje w niebo gwiaździste, na zasadzie przypadku, 6 Wiele odkrywają tu rozwinięcia seansu z 19 kwietnia 1977, zatytułowa nego Vers un signifiant nouveau, „Omicar?”, printemps 1979, vol. 17/18, s. 15-16; opierając się na pracach François Chenga o chińskiej poezji pisanej i oddając raz jeszcze hołd Jakobsonowi, Lacan zwraca się do psychoanali tyków: „Inspirować się ewentualnie przez jakiś element z porządku poezji, by interweniować w roli psychoanalityka? Właśnie w tę stronę musicie się zwrócić [...]. To nie po stronie artykułowanej logiki - choć przy okazji się ku niej przechylam - trzeba odczuwać wagę naszego mówienia”. Trudno jest w tych słowach na temat logiki nie wyczytać pożegnania z mathemem.
203
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Siódemkę, tę samą liczbę, która podlega rachunkowi, błysz
czą one w galaktyce jejęzyka jak konstelacje - przygodne i architektoniczne zarazem. Ale matematyka okazuje się nie być już w sposób nie
wątpliwy literalna. Analogia się psuje. Homofony stają się więc jedyną oznaką, która pozostaje z literalności, już nie symetryczne względem mathemu, lecz zastępujące
wyczerpany mathem. Ich mnożenie równoważy milczące
demonstrowanie węzłów. Ale tym samym potwierdza je i powtarza.
Każda z tych gier pochłania bowiem kolejną; do tego stopnia, że każda pochłania samą siebie. Poemat, spolime-
ryzowany w nieograniczonej nieskończoności jejęzyka, eks
ploduje nieprzerwanie nad otchłanią. Z jednej strony mil czące węzły, z drugiej poemat, zarazem poróżniony ze sobą
i wszechobecny, poświadczony i obalony przez swoje własne
pęcznienie. Każda spośród homofonicznych gier, w tytułach seminariów, w prezentacjach pisanych, w nieprzerwanych
powrotach do Joyce’a, jest jak kapsuła zamykająca w sobie możliwość litery pochodzącej z jedynego języka, całkiem
innego niż proponowany przez słabnącą teraz matematykę,
a jednak obdarzonego dokładnie identycznymi funkcjami. Przy czym stale istnieje ryzyko, że nieprzejrzystość zwycię ży. Konstelacje zawsze może przeniknąć niepamięć. Równocześnie zamyka się dłoń, palec po palcu, na materialności sznurków, które tworzą węzły. Jak niegdyś pewna
ręka zamykała w sobie prawdy.
Aż do punktu, w którym ostatnim aktem nauczania niestrudzenie prowadzonego przez tyle lat, ostatnim słowem tylu zaskakujących pojęć, piorunujących analiz, śmiałych 204
Dekonslrukcja
zapisów i niezmordowanej inwencji, staje się milczące ma
nipulowanie, nieodróżnialne w oczach profanów od samot
niczej manii. Dałoby się oczywiście odeń odróżnić, gdyby mogło zapewnić integralną transmisję elementu literalnego. Ale
wówczas pułapka by się zatrzasnęła. Gdyby węzeł odniósł
sukces, dowiódłby tym samym, przez swą realność, że ist nieje przynajmniej jeden przypadek, w którym integralna
transmisja nie przechodzi przez mathem - węzeł bowiem, nie będąc literą, nie jest mathemem. Gdyby z kolei po
niósł porażkę, nic nie byłoby transmitowane z tego, co li terę czyni transmitującą. Pozostałby wyłącznie kryształ
języka, zmaterializowany w Proteuszowym poemacie, w nieskończoność pomnażanym w kalamburach - ale czy
wtedy transmisja będzie integralna? Czy wręcz w ogóle się rozpocznie?
U kresu drogi węzeł stał się sprzeniewierzeniem li
tery, nawet jeśli przez to sprzeniewierzenie litera [jak list] dociera pod właściwy adres. Stał się ściśle antymatematyką. Po antylingwistyce, którą skrywa doktryna znaczącego
i którą ogłasza doktryna homofonii, po antypolityce, którą wprowadza teoria dyskursów, po antyfilozofii, którą skry
wa pierwszy klasycyzm, a ogłasza drugi. Krótko mówiąc, ziszcza się dyskursywna anachoreza.
Węzeł był więc śmiertelny. Seminarium XX, w którym jest wprowadzony, zajmu je wyjątkowe miejsce w dziele Lacana. Przez swoją doktry
nalną wagę: spełnia się w nim drugi klasycyzm lacanowski, zarówno w tym, co odróżnia go od pierwszego, jak i w tym, co go z nim jeszcze (taki jest tytuł seminarium: Encore, 205
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Jeszcze) łączy. Przez swoją formę: rozdzielenie elementu ezoterycznego od egzoterycznego okazuje się tu mieć pro
wizoryczną naturę; forma dzieła łączy się tu z protreptyczną efektywnością. Wreszcie przez znamionującą je woltę, godną dzieł tragicznych: w samej swojej doskonałości za
wiera ono w zarodku zabójczy czynnik, za którego spra
wą Seminarium jako takie zostanie rozbite, od pierwszej do ostatniej księgi. Z pewnością konkluzja jest mocna. Nie można jej wysuwać nierozważnie. Świadkowie ostatnich seminariów powinni mieć jednak najmniej wątpliwości w tym względzie. La-
can z tego czasu nieodparcie nasuwa myśl o Wittgensteinie z końca Traktatu', trzeba milczeć o tym, o czym nie można
mówić; trzeba pokazywać to, o czym można tylko milczeć. Otóż Lacan milknie i Lacan pokazuje7. To, co pokazane jest w ciszy, jest tym, bez czego
transmisja psychoanalizy nie mogłaby dokonywać się in tegralnie. Jak uniknąć indukcyjnego wnioskowania? Jeśli
mathem zostaje obalony, to nie można już mówić, można tylko pokazywać; otóż po seminarium XX Lacan stopniowo
zmierza w kierunku samego pokazywania, co zatem ozna cza, że mathem został obalony. Jednocześnie obalony został
galileizm w psychoanalizie: „Specjalnością analityczną nie
będzie matematyka. Dlatego właśnie dyskurs analizy odróż nia się od dyskursu naukowego (S XX, s. 105). 7 Na temat relacji Lacana wobec Wittgensteina por. E. Roudinesco, Histoire de la psychanalyse en France, vol. 2, Paris 1986, s. 563-565 oraz E. Roudi nesco, Jacques Lacan, jego życie i myśl, przeł. R. Reszke, Warszawa 2005, s. 470-472.
206
Dekonstrukcja
Nieprzypadkowo Lacan wróci do antygalilejskich sfor mułowań typu: „Natura nie znosi węzła” (Séminaire R, S, I, „Omicar?”, mai 1975, vol. 3, s. 101). Poza swoją formą,
prawdziwym herbem tego, co elementarna historia nauki przypisuje arystotelejskim adwersarzom Galileusza, logion
tego rodzaju pociąga za sobą radykalną konsekwencję: jeśli Natura nie znosi węzła i jeśli węzeł był matematycz
ną literą, to Natura i pewna matematyczna litera mogłyby być niekompatybilne, co bezpośrednio przeciwstawia się
założycielskiemu aksjomatowi nowoczesnej nauki. Jedno z dwojga: albo zmatematyzowana nauka uznana jest za
obaloną, a wówczas całość doktrynału nauki upada, pocią gając za sobą drugi klasycyzm lacanowski, w tym, co ma
on wspólnego z pierwszym; albo węzeł nie jest literą; nie jest więc mathemem, a wówczas drugi klasycyzm jest obalony,
w tym, w czym odróżnia się od pierwszego. Jak w rozłącz nym „albo”, tracimy za każdym razem.
W ten sposób drugi klasycyzm przeminął, w tym samym
momencie, w którym wydawał się spełnić. Sam Lacan po łożył mu kres. Seminarium XX, stanowiące jego szczyt,
uruchamia także mechanizm jego dekonstrukcji. Wszystko jest już w kawałkach, kiedy Lacan, u progu lat 80., wybiera
milczenie. Węzeł z jednej strony, poemat z drugiej; sznurek i litera; cisza i kalambur. Przychodzi na myśl Etiopia.
Co nie jest tak bardzo odległe od Wittgensteina. Nie ma tu miejsca na systematyczne badanie powiązań. Nie ma
wątpliwości, że Lacan czytał Wittgensteina; nie mniej pewne jest, że wyciągnął niewiele jawnie sformułowanych wnios
ków z tej lektury. Można przewidywać zresztą, że niektórzy 207
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
śpieszą się już odczytywać jednego poprzez drugiego; oko liczności temu sprzyjają: kilka nowych skrzydeł zostanie
w ten sposób dobudowanych do Zamku Mgieł. Ograniczę się tu do rzeczy najbardziej elementarnej.
Weźmy, jak go nazwiemy, problem Wittgensteina. Załóżmy, tak jak zdawał się twierdzić ten ostatni, że istnieje
antynomia między wypowiadaniem (dire} a pokazywaniem.
Istnieje to, co jest wypowiadane, i to, czego się nie wypo wiada; granica pomiędzy nimi jest realna i nieprzekraczalna.
To, czego się nie wypowiada, jest pokazywane i trzeba o nim milczeć; to, co jest pokazywane, pokazuje się poprzez obrazy.
Pośród tego, czego się nie wypowiada, lecz co pokazuje się po
przez obrazy, znajduje się prawda tego, co jest wypowiadane.
Jasne jest, że Lacan w prawie całym swoim dziele pisanym utrzymywał, że problem Wittgensteina jest za
równo realny, jak i dający się rozwiązać. Że nie prowadzi
do przymusu milczenia. De facto Lacan bardzo wcześnie napotkał milczenie, w jego relacji z prawdą - i oddalił się od niego. Przypomnieliśmy już (w rozdz. l,s. 16) deklara
cję z 1946 roku; jej podkreślania nigdy za wiele: „podda
łem się, wzorem Fontenelle’a, owej fantazji, by mieć rękę
pełną prawd, aby tym szczelniej je w niej zamknąć”. Czy da się być bardziej dobitnym? Zamknięcie w ręce prawd jest fantazmatem; oddanie się mu jest poddaniem; i Lacan
kontynuuje: „Przyznaję się do jego śmieszności, gdyż wy znacza on granice pewnego bytu w tym samym momencie,
w którym zaczyna stanowić świadectwo”8. Należy więc 8 Warto zacytować słowa Fontenelle’a w całości: „Miałbym rękę pełną prawd, której nie otworzyłbym dla ludu”. Taka jest przynajmniej wersja dana przez O. Guerlaca (Les Citationsfrançaises, Paris 1954). Rozpoznajemy
208
Dekonslrukcja
rękę otworzyć, to znaczy odkryć, to znaczy mówić i wy
powiadać prawdę. Tym bardziej, że milczenie, w rejestrze realnego, jest
niemożliwe. W ten sposób należy rozumieć prozopopeję:
Moi la vérité, je parle, „Ja, czyli prawda, mówię” (La Cho se freudienne, É, s. 409; tekst z 1955). Fontenelle zdaje się
przez to na zawsze odrzucony: po cóż zamykać w dłoni prawdę, jeśli ta mówi? Przychodzą na myśl Niedyskretne
klejnoty. Niedyskrecja prawdy została ogłoszona - czy przypadkiem? - w Wiedniu, mieście Freuda i Wittgensteina. Innymi słowy, Wittgenstein miałby rację, gdyby tylko
to, o czym nie można mówić, zgodziło się milczeć. Rzecz w tym, że się nie godzi. Tym właśnie jest nieświadomość.
Jak więc zgodzić się nie mówić o tym, co nie milknie, nie
zależnie od niemożliwości, jaką napotykamy w podjęciu samej takiej próby? I czy chodzi o zgodę, kiedy milczenie
jest dla podmiotu niemożliwe?
Niemożliwe jest mówienie, niemożliwe jest niemówienie. Stąd strategia odstępu, niedomówienia, nie-całości.
Aforyzm „prawda nie wypowiada się cała” nie oznacza, że prawda się nie wypowiada - wypowiada się, ale nie cała.
A wypowiadając się, nawet jako niecała, nie musi być poka zywana. Nie ma spisów prawdy. Wittgensteinowską dycho tomię odparowuje logika cząstkowości, niekompletności,
lu klasyczną doktrynę polityczną ludzi pióra, z którą nowocześni jako tacy zerwali od czasów oświecenia i rewolucji (por. L. Strauss). Widać, że Lacan oczyścił cytat i go odpolitycznił; jest bowiem nowoczesny (szczególnie z po wodu doktrynału nauki). Może wahać się między otwarciem a zamknięciem dłoni; ale nie będzie to w każdym razie motywowane odsuwaniem ludu. Co najwyżej hołoty (Télévision, s. 67; AE, s. 543), a to nie to samo.
209
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
odstępu, heteros: wypowiadać to łączyć to, co w sposób
zasadniczy obce jest samemu sobie.
Już w programie pierwszego klasycyzmu znaczą
cy powstawał ze zderzenia skrytości z nieskrytością. Po śród powtarzanych komentarzy, którymi Lacan opatrywał
18 fragment z Herakiita: oute legei oute kruptei, alla se-
mainei, zapamiętajmy ten: „delficki bóg fabrykuje znaczą cego”. Tak jakby tylko znaczący pozwalał przekroczyć Słu py Herkulesa między wypowiadaniem i niewypowiadaniem. W okresie drugiego klasycyzmu etyka dobro-mowy wystę
puje jako symetryczne odwrócenie ostatniej tezy Traktatu:
Wovon man nicht sprechen kann, darüber muss schweigen, „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. Że istnie ją jakieś x-y, o których nie można (können) mówić, że należy
(müssen) o nich milczeć - co do tego zgoda; załóżmy jednak, że przechodzimy do powinności (sollen) - wtedy powinno ścią jest dobro-mowa9. Otóż dobro-mowa to łączenie tego,
co nie może być połączone.
Ta heterologia przebiega przez całe dzieło. W swojej pierwszej postaci doktryna węzłajest tylko jedną z jej wersji. Przy okazji mathemu napotkaliśmy odniesienie do platoń
skiej orthèdoxa, do figury cross-cap, do russellowskich i antyrussellowskich zapisów. Są to urządzenia z gruntu antywitt-
gensteinowskie. W sensie ścisłym znajdują się one po obu stronach granicy, uznawanej za realną i nieprzekraczalną; 9 Przypomnijmy, że etyka dobro-mowy została zaproponowana jako odpo wiedź na kantowskie pytanie „co powinienem czynić” (Was soll ich lun?), w Télévision, s. 65; AE, s. 541. U Wittgensteina sollen przynależy do tego, o czym nie można mówić, nie wypowiada się go więc, lecz pokazuje (Tractatus 6.421). U Lacana sollen przynależy do tego, o czym nie można mówić w całości; a więc musimy je dobrze wypowiedzieć.
210
Dekonstrukcja
a to właśnie Wittgenstein zawsze odrzucał: „Chcąc bowiem wytyczać granice myśleniu, trzeba by móc pomyśleć obie strony granicy (więc i to, co się pomyśleć nie da)” (Trac-
tatus, Przedmowa). Czymże jednak w końcu jest nieświa
domość, jeśli nie samą granicą aktu myślenia, którego obie strony jednocześnie psychoanaliza zamierza myśleć od cza
su Freuda? W samym sercu freudowskiego obiektu zachodzi owo realne pulsowanie, którego lacanowskie niedomówie nie jest najwierniejszym poręczycielem. Jeśli psychoanaliza
jest prawdziwa, to Spaltung, które przecina podmiot myślący
i nosi nazwę nieświadomości, oraz heterologię, która dzieli
i zszywa wypowiedzenia, należy uznawać za współzależne.
Odrzucić jedno to odrzucić drugie. Poprzez cały szereg ak
tów demonstrowania węzeł skrępował niedomówienie jako środek dobro-mowy, ale więzy założone na niedomówienie oraz niedostępność dobro-mowy stanowią obalenie nieświa
domości. Jeśli milczenie jest nie tylko potrzebne, ale także
możliwe (‘musisz zamilknąć, więc możesz zamilknąć’), to jest tak dlatego, że prawda nie mówi, a nieświadomość nie istnieje. Nie ma rzeczy freudowskiej. Jeśli Wittgenstein
góruje, jeśli węzeł góruje nad pismem, to Lacan nie jest jedyną ofiarą destrukcji.
Można by sądzić, że podwójne wyrzeczenie, obalenie
i milczenie, ostatecznie ustanowiło swe panowanie. Czyżby
więc Wittgenstein z Traktatu był Panem absolutnym? Czyż by pokazywane przez niego obrazy czyniły go Signorellim myślenia? Albo czy oprócz niego nie zatriumfowałby Gorgiasz nad Sokratesem („nic nie istnieje; a jeśli istnieje, to jest niepoznawalne; a jeśli istnieje i jest poznawalne, to wiedzy o tym nie da się przekazać innym”)? Albo Wittgenstein 211
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Kripkego, który być może unieważnia Cogito, i który być
może jest tylko legendą? Albo antyczny sceptycyzm, który być może także nią jest?10
Nie wyprowadzę jednak takiego wniosku. Stwierdzę je dynie obumarcie drugiego klasycyzmu. Także i on, tak
jak pierwszy, zanikł. Istnieje doktrynalna przyczyna tego zdarzenia: emergencja węzła. Poprzez efekt niemal mecha niczny emergencja ta prowadzi do odcumowania instancji
litery; ta, pływając i błądząc niczym okręt w stanie upoje nia, namnaża się nieograniczenie - pod banderą Joyce’a.
Program jest więc jasny; po końcu drugiego klasycyzmu
pozostaje jeden tylko problem: jakie relacje utrzymują
ze sobą (zgodności bądź niezgodności, równoważności bądź nierównoważności) konstatacja: „to jest pokazane” i konstatacja: „to jest zapisane”?
Rozwiązania nie przedstawiono; chociaż sam problem wychodzi na jaw w niektórych Scriptach (na przykład w Li-
turaterre), to artykułowany jest tu tylko przez czytelnika, jednego wśród wielu. Wyrzekanie się drugiego klasycyzmu
nie zostało więc doprowadzone do końca. Wskazówka za
trzymała się pomiędzy dwiema pozycjami. Znaczy to tylko
tyle, że dzieło Lacana jest nieukończone. Porównywalne 10 Sceptyczna interpretacja Wittgensteina, jaką proponuje Kripke, została odrzucona przez kompetentnych autorów. Interpretacja starożytnego scep tycyzmu, którą zwłaszcza Brochard uczynił klasyczną, została podważona solidnymi argumentami przez Jeana-Paula Dumonta. W tym miejscu nas to nie interesuje. U Lacana istnieje pewna figura sceptycyzmu: Jest to trzymanie się następującej subiektywnej pozycji - nic nie można wiedzieć” (S XI, s. 203). Uznaje ją zarazem za heroiczną i niepojmowalną dla nowoczes nych. Szczególnie z powodu Kartezjusza i Cogito. Ale co pozostaje z Cogito w epoce węzła i jejęzyka?
212
Dekonslrukcja
jest w tym, jak mówiłem, do wielkich dzieł materialistycz-
nych. De natura rerum kończy się zarazą w Atenach; nikt nie wie, jak Lukrecjusz by je kontynuował; nikt nie wie,
czy straciliśmy to, co napisał, czy też wybrał milczenie, czy przerwała mu śmierć, czy może szaleństwo. Czy powiemy
mimo to, że prawdą Wenus jest uniwersalna śmierć i po wszechny rozkład?
Nikt nie może mieć pewności, co mogło zastąpić drugi klasycyzm. Można być jednak pewnym, że drugi klasycyzm
został ukończony i nie był ostatnim słowem.
Indeks osób i postaci
Indeks zawiera wszystkie osoby występujące w tekście, w tym również postaci fikcyjne i mitologiczne.
A Alain (właśc. Emile-Auguste Chartier) 33 Albert Wielki (Albertus Magnus, Albert von Bollstädt, Albert von Lauin gen), święty 134-136 Alembert Jean Le Rond d’ 28 Alicja 24 Althusser Louis VI, 92,93,97, 184,189 Antychryst 193, 194 Archimedes 68 Arystoteles 20-22, 25, 26, 63, 70, 169, 180, 190 Attali Jacques 20 B Bacon Francis 56 Badiou Alain XI, XIX, XXII, 70, 164 Balibar Etienne 48, 91 Barthes Roland VI, 92, 97 Bartnicki Krzysztof IX Bataille Georges 17 Baudelaire Charles Pierre 86 Bazamik Katarzyna IX Benjamin Walter 86 Bentley Richard 56
Benveniste Émile 119, 122, 144 Berge Claude Jacques 131 Beyssade Jean-Marie 48 Bidez Joseph 21 Bignone Ettore 21 Boltzmann Ludwig Eduard 41 Bolzano Bernard 199 Bonaparte Maria 154 Bordeu Theophile de 28 Borges Jorge Luis 122 Bourbaki Nicolas V, XX, XXI, 105,118, 147, 155, 167-170, 174, 195, 201, Bóg 31,62, 83-85, 123, 127, 128, 132, 158 Breton André 19, 27, 34 Brochard Victor 212 Brouwer Luitzen Egbertus Jan 164 Brunetiěre Ferdinand 33
C Cantor Georg Ferdinand Ludwig Phi lipp VIII, 82 Carroll Lewis (właśc. Charles Lutwidge Dodgson) 24 Cassin Barbara XXII, XXIV
215
Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia
Cavaillès Jean 172 Char René 99, 100 Cheng François 203 Chomsky Noam Avram 118, 145, 157 Chrystus 23, 193, 194 Clérambault Gaëtan Gatian de 28 Cossé-Brissac Marie-Pierre de 28 Coubertin Pierre de 16 Cyryl, święty 158
D Darwin Charles Robert 71, 72 Demokryt z Abdery 54 Des Granges Charles-Marc 33 Descartes René zob. Kartezjusz Détienne Marcel 34 Diderot Denis 27 Dilthey Wilhelm XVI Du Boulbon 28 Dumézil Georges Edmond Raoul 33 Dumont Jean-Paul 212 Dybel Paweł XXVI Dżugaszwili Iosif Wissarionowicz zob. Stalin Józef
E Einstein Albert 12,41 Epikur 54 Eratostenes z Cyreny 68 Erazm z Rotterdamu (właśc. Gerhard Gerhards) 19, 55, 117 Estienne Henri (młodszy) 55 Euklides XX, 165, 166, 168 Evola Julius (właśc. Giulio Cesare An drea baron Evola) 164
F Favorinos (Favorinus) 60 Flaubert Gustave 26 Fontenelle Bernard le Bovier de Foucault Paul Michel X, XXIV, 11,33, 88,94-96,98-101, 106, 107, 130 Freud Anna 154 Freud Sigmund V, VII, VIII, XIII, XVI, XIX, XXVI, XXVII, 4, 6, 13-16, 18, 21, 34, 38-42, 48-52, 71-74, 84,85,89, 116, 132, 133, 153-155, 162, 169, 174, 175, 179, 180, 183, 186, 187, 191, 195-197,209,211
216
G Galileusz (właśc. Galileo Galilei) XVIII, 45, 54-56, 77, 105, 111, 114, 117, 164, 165, 199, 207 Garin Eugenio 60, 65 Gaudí Antonio XV Gelliusz (Aulus Gellius) 60 Genet Jean 162 Gide André 67 Goedel Kurt VIII, 143, 163 Gorgiasz 211 Gould Stephen Jay 72 Grajewski Wincenty VII, XIV, 118,171 Gramsci Antonio 71 Grothendieck Alexander V Guénon René-Jean-Marie-Joseph 164 Guerlac Othon 208 Gueroult Martial 48, 52 Gurdżijew Georgij Iwanowicz 155
H Hallyn Fernand 55 Harris Zellig Sabbetai 126 Hegel Georg Wilhelm Friedrich 45,190 Heidegger Martin V, XX, 88, 97, 190 Helmholtz Hermann Ludwig Ferdinand von 41,51 Heraklit z Efezu 210 Hilbert David 41, 42 Horacy 56 J Jaeger Werner 21, 22 Jakobson Roman 34, 103, 107, 108, 110, 119, 126, 144, 147, 173, 174, 202, 203 Jan Apostoł, święty 193, 194 Jones Emest XIII, 16 Joyce James Augustine Aloysius IX, XXIII, 148, 202, 204,212 Jung Carl Gustav 88 Jünger Emst 181
K Kadmos 158 Kant Immaneul 3, 135, 137, 192 Kartezjusz (właśc. René Descartes) 3, 45-52, 82, 107, 131, 182, 190, 199,212
Indeks osób i postaci
Kepler Johannes 71,72 Klaudiusz, cesarz 158 Klein Felix 41 Klein Melanie 154 Klossowski Pierre 132 Kojéve Alexandre (wlaśc. Aleksandr Kożewnikow) 44, 45, 52, 73, 79, 96, 102, 104, 109 Koller Carl 14 Komendant Tadeusz X, XXIV, XXVII, 130 Konstantyn Wielki 55 Kopernik Mikołaj 71, 72, 85, 116 Koyré Alexandre XVIII, 5, 44, 52-54, 56, 58, 64, 67-69, 72, 77-79, 96, 102, 109, 112, 119, 142, 143, 172 Kożewnikow Aleksandr zob. Kojéve Alexandre Kripke Saul Aaron 81, 128, 132,212 Kuhn Thomas Samuel 68, 78
Makrobiusz (właśc. Ambrozjusz Teodozjusz Makrobiusz) 27 Mallarmé Stéphane 79, 81, 196, 197 Marks Karol (właśc. Karl Heinrich Marx) V,7,93, HO, 154, 155, 180, 181 Martinet André 138 Marx Groucho (właśc. Julius Henry Marx) 24 Melanchton Filip (właśc. Philipp Schwartzerdt) 187 Miller Jacques-Alain VI, 111 Milner Jean-Claude V-XIV, XVIIXXVIII, 13, 30, 72, 156 Montaigne Michel Eyquem de 27
L La Mothe Le Vayer François de 27 La Rochefoucauld François de 71 Lagache Daniel 40 Lagneau Jules 33 Lamennais (La Mennais) Félicité Ro bert de 191 Laplanche Jean XXVII, 154 Lardreau Guy 70 Lautman Albert 172 Leder Andrzej XVI Leibniz Gottfried Wilhelm 121 Leiris Michel 86 Lenin Włodzimierz Iljicz (właśc. Wło dzimierz Iljicz Uljanow) 154 Lespinasse Jeanne Julie Eléonore de 28 Lévi-Strauss Claude XX, 116,141,142, 173, 174 Leyris Pierre 86 Littré Maximilien-Paul-Emile XVII Lloyd Geoffrey E.R. 68 Lukrecjusz 7, 54, 68, 213 Luter Marcin (Martin Luther) 19
O Orfeusz 17
M Mach Emst XI, 41 Majakowski Władimir Władimirowicz 103, 148
N Newton Isaac Sir XI, 53, 56, 137, 178 Nietzsche Friedrich Wilhelm V, XXII, XXIII, 193 Norden Eduard 27, 97
P Palamedes 158 Panofsky Erwin 97 Pantagruel 117 Parmenides z Elei 202 Pawel z Tarsu, święty 92 Perrault Charles XIX Platon (wlaśc. Arystokles) 20-22, 24, 26, 34,55,63, 159, 161, 169, 190 Pontalis Jean-Bertrand XXVII Popper Karl Raimund Sir XVII, 78,79, 119, 143 Proleusz 205 Proust Marcel 20, 26 Q Queneau Raymond 42, 131
R Rabelais François 85, 117, 189 Redondi Pietro 54, 114 Régnault François 28, 39, 190 Reszke Robert 50, 206 Rimbaud (Jean) Arthur 203 Rosenbloom Paul Charles 172
217
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia
Roubaud Jacques 34 Roudinesco Elisabeth XVII, 206 Russell Bertrand 160 S Salomon, król 156 Sartre Jean-Paul XVII, 33, 34, 93, 94 Saussure Ferdinand de VII, Vlil, XIX, XXIV, 13, 119, 120, 123, 126, 127, 136, 145, 158, 171,202 Schmitt Carl 97 Scholz Heinrich 61, 64, 135 Schreber Daniel Paul 132 Serres Michel 68 Simon Gerard 56, 60,68 Skalski Piotr XVII Sokrates 23, 65, 152, 211 Soulez Antonia 41 Spinoza Baruch (Benedictas Despinoza, Benedictas d’Espinoza) 18 Stalin Józef (właśc. Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili) 102-105, 107, 110, 148, 152 Starobinski Jean 171 Strauss Leo 29, 31, 97, 209
Ś Święty Mikołaj 70
T Tomasz z Akwinu, święty 135, 190 Trubecki Nikolaj Siergiejewicz 113 Tzara Tristan 189
V Valéry Paul Ambroise 196 Valla Lorenzo (właśc. Lorenzo della Valle) 55 Veyne Paul 100 Vuillemin Jules 70 W Wallace Alfred Russell 71, 72 Wassiliew Wiktor 199 Wenus 213 Wittgenstein Ludwig JosefJohann XVII, XXll, XXV, 67, 132, 206-212 Wolff Christian 3
Spis treści
Michał Gusin, Jasność z miłości do języka...................... V
Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia Wprowadzenie...................................................................... 3 Rozdział I. Rozważania nad dziełem................................
9
Rozdział II. Doktryna! nauki
1. Równanie podmiotów i nauka............................. 37
2. Teoria nowoczesności......................................... 43
3. Historycystyczna stylistyka................................ 52 4. Episteme antyczna................................................. 57 5. Że historycyzm nie jest konieczny...................... 68 6. Literalność i przygodność.................................... 77
Rozdział III. Pierwszy klasycyzm lacanowski 1. Mowa cięcia.......................................................... 91 2. Paradygmat struktury ......................................... 110 219
3. Powaga struktury ................................................ 124 4. W stronę lektury transcendentalnej.................. 134
Rozdział IV. Drugi klasycyzm lacanowski 1. Niestabilności pierwszego klasycyzmu........... 141
2. Mathem................................................................. 148
2.1. Funkcj a i forma mathemu...................... 149 2.2. Litera........................................................ 156 3. Matematyka.......................................................... 163 4. Widoczność literalności...................................... 175
5. Antyfilozofia........................................................ 183 RozdziałV. Dekonstrukcja............................................. 195
Indeks osób i postaci........................................................ 215