Dzieło jasne : Lacan, nauka, filozofia 9788365787064

Książka Jeana-Claude'a Milnera wyrasta z dwóch źródeł: erudycji myśliciela wywodzącego się z tradycji seminariów Ja

260 55 7MB

Polish Pages 246 Year 2017

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Table of contents :
Michał Gusin, Jasność z miłości do języka...................... V
Dzieło jasne.
Lacan, nauka, filozofia
Wprowadzenie...................................................................... 3
Rozdział I. Rozważania nad dziełem................................ 9
Rozdział II. Doktryna! nauki
1. Równanie podmiotów i nauka............................. 37
2. Teoria nowoczesności......................................... 43
3. Historycystyczna stylistyka................................ 52
4. Episteme antyczna................................................. 57
5. Że historycyzm nie jest konieczny...................... 68
6. Literalność i przygodność.................................... 77
Rozdział III. Pierwszy klasycyzm lacanowski
1. Mowa cięcia.......................................................... 91
2. Paradygmat struktury......................................... 110
3. Powaga struktury................................................ 124
4. W stronę lektury transcendentalnej.................. 134
Rozdział IV. Drugi klasycyzm lacanowski
1. Niestabilności pierwszego klasycyzmu........... 141
2. Mathem................................................................. 148
2.1. Funkcj a i forma mathemu...................... 149
2.2. Litera........................................................ 156
3. Matematyka.......................................................... 163
4. Widoczność literalności...................................... 175
5. Antyfilozofia........................................................ 183
Rozdział V. Dekonstrukcja............................................. 195
Indeks osób i postaci........................................................ 215
Recommend Papers

Dzieło jasne : Lacan, nauka, filozofia
 9788365787064

  • Commentary
  • Bibuła
  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

Jean-Claude Milner

DZIEŁO JASNE Lacan, nauka, filozofia

przełożył i wstępem opatrzył Michał Gusin

WARSZAWA 2017

Projekt okładki i stron tytułowych Krzysztof Bielecki

Redakcja Piotr Skalski Korekta Agnieszka Pawlikowska

L'Oeuvre claire. Lacan, la science, la philosophie Copyright © Éditions du Seuil 1995

Copyright © for this édition by Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego

ISBN 978-83-65787-06-4 Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego ul. Mianowskiego 15/65,02-044 Warszawa e-mail: [email protected]

Wydanie pierwsze, Warszawa 2017 Skład Studio Artix, Jacek Malik, [email protected] Druk środków i oprawa Drukarnia Sowa, Piaseczno

Druk okładek Drukarnia Marceli, Warszawa

Michał Gusin

Jasność z miłości do języka

Jean-Claude Milner należy do pokolenia myślicieli francu­

skich, których okres formacyjny, przypadający na początek lat 60. XX wieku, zbiegał się z okresem niezwykłej erupcji idei naukowych i filozoficznych kształtujących się we Francji. Z jednej strony, rozwój nauk ścisłych {sciences), w szczegól­ ności matematyki triumfującej w programie szkoły Bourba-

kiego, osiągnięciach Alexandra Grothendiecka i całej plejady francuskich matematyków lat 50., mógł być postrzegany jako

wzorcowa droga myślenia naukowego. Z drugiej - nauki

humanistyczne (lettres), wypatrujące i poszukujące twardej metodologii w krzepnących dokonaniach językoznawstwa,

zarysowywały bieg nurtu nazywanego strukturalizmem. W obrębie filozofii sartre’owska moda ustępowała pod naporem wystąpień nowych sposobów odczytywania Heideggera,

Marksa, Nietzschego czy Freuda. Na początku lat 60. poja­ wiły się już owoce. Jednym z bardziej wykwintnych - jak

okaże się później - była psychoanaliza Jacques’a Lacana. v

Michal Gusin

Jako student École Normale Supérieure, najbardziej elitarnej francuskiej instytucji pedagogicznej, Milner dzię­

ki Althusserowi i Barthes’owi usłyszał o Lacanie, którego teksty były ówcześnie praktycznie niedostępne. Wraz z prze­ niesieniem seminariów ze szpitala Świętej Anny pod dach szkoły z ulicy Ulm (1964) autor Rzeczy freudowskiej mógł

osobiście zapoczątkować proces formacyjny intelektualnej elity Francji - czy go zapoczątkował, to inna kwestia, ale

na pewno objawił się publice w całej intelektualnej oka­

załości. Dla Milnera, adepta językoznawstwa, było to, jak sam podkreśla1, odkrycie, które naznaczyło jego przyszłą działalność badawczo-pisarską. I z pewnością nie tylko jego. Wśród bogatej bibliografii Milnera wyróżnić można trzy

rodzaje prac: ściśle naukowe poświęcone lingwistyce (np. De

la syntaxe à I ’interpretation, Paris 1978; Introduction à une science du langage, Paris 1989), historyczno-filozoficzne

(np. Le Triple du plaisir, Lagrasse 1997; Le Périple struc­ tural, Paris 2002; La Puissance du détail, Paris 2014) oraz eseistyczne (np. De l’école, Paris 1984; Le Juif de savoir,

Paris 2006). Jakkolwiek schematyczny i ogólny jest taki podział, wskazuje on na szeroki krąg podejmowanych za­

gadnień. Wśród nich tematem niezwykle istotnym jest owo

naznaczenie psychoanalizą, naznaczenie Lacanem. Jest ono oczywiście inne niż w przypadku jego bliskiego kompana z École Normale, Jacques’a-Alaina Millera - Milner nigdy nie był psychoanalitykiem, chociaż aktywnie uczestniczył w pracach École Freudienne de Paris i łączyła go dosyć

1 Zob. J.-C. Milner, Clartés de tout. De Lacan à Marx, d'Aristote à Mao, Paris 2011.

VI

Jasność z miłości do języka

bliska znajomość z Lacanem, która, co osobliwe, nawiązała

się, gdy Milner zaangażował się w maoizm.

Niniejsza książka stanowi świadectwo namysłu nad tym, czym było myślenie tak głęboko dotykające tych, któ­

rzy podejmowali jego marszrutę, namysłu nad tym, jak taka

marszruta przebiegała i przebiegać mogła. Stąd pochodzą wszystkie zastrzeżenia, od których zaczyna się wstęp. Jed­

nak właściwym wstępem - w znaczeniu wstąpienia w ob­

szar, przestrzeń problemu - jest wydana niemal dwie dekady wcześniej książka pod znamiennym tytułem L’Amour de

la langue2. To w niej zarysowuje się ujęcie Lacana niejako w użyciu, poprzez podjęcie nie tylko jego terminologii, ale

także właściwego mu problemu. Mówiąc najprościej, pro­

blemem dla Lacana (a jeszcze większym dla jego słuchaczy 1 czytelników) było ustanowienie związku pomiędzy tym,

co pokazywała psychoanaliza w wymiarze praktyki i teorii, a tym, co ukształtowało się pod postacią językoznawstwa wywiedzionego z de Saussure’a. Historycznie współcześni

Freud i Saussure nie są izomorficzni na poziomie syste­ mów - pytanie, czy można ustalić homomorfizm, należałoby nazwać problemem Lacana przynajmniej od czasu wykładu

rzymskiego3. W Miłości do języka Milnera zajmuje coraz wyraźniejszy - wraz z postępami teorii i praktyki Lacana -

rozziew pomiędzy psychoanalizą a lingwistyką struktural­ ną. Ale istnieje także luka wewnętrzna, pęknięcie w samej 2 J.-C. Milner, L'Amour de la langue, Paris 1978. ' J. Lacan, Discours de Rome, w: tegoż, Autres Ecrits, Paris 2001 oraz tenże, Funkcja i pole mmy i mówienia >v psychoanalizie, przel. B. Gorczy­ ca, W. Grajewski, Warszawa 1996 (jest to wersja zmodyfikowana Wykładu rzymskiego). Gwoli ścisłości, w Funkcji nazwisko formalnego autora Kursu językoznawstwa ogólnego nie pojawia się.

VII

Míchal Gusin

nauce lingwistyki, którego znaczenie opisać można dzięki

psychoanalizie. Za punkt wyjścia może posłużyć pierwszy akapit z Télévision Lacana: „Zawsze wypowiadam prawdę: nie całą, ponieważ nie da się wypowiedzieć jej całej. Nie­

możliwe materialnie powiedzieć ją całą: słowa chybią. Przez samą tę niemożliwość prawda trzyma się realnego”4. Istnieje

więc coś, co nie podlega żadnemu dyskursowi naukowemu (dyskursowi, którego partykularną formę psychoanaliza pro­ ponowała powołać za sprawą określenia warunków możli­ wości wpisania Freuda w de Saussure’a i odwrotnie) - coś, co należy do porządku mowy, tak jak prawda należy do po­

rządku wypowiedzi5. Język jest terenem i obiektem zarówno doświadczenia

potocznego, jak i ujęcia naukowego. W tym drugim opi­ sywany jest jako autonomiczny, dający się sformalizować i nieredukowalny do mówiących nim użytkowników system.

Niemniej lingwistyka - której sukcesy od czasów Saussu­ re’a do lat 70. XX wieku dawały nadzieję na wypracowa­ nie takiej samej metodologicznej ścisłości w obrębie nauk

humanistycznych jak ta, którą dzięki matematyce osiągnęły

nauki przyrodnicze (paradygmat strukturalny) - rozpoznaje w języku coś, co narusza jego zupełność6. To pęknięcie bywa rozmaicie artykułowane. Milner odwołuje się tu do psycho­

analizy Lacana jako najlepszego narzędzia pozwalającego 4 J. Lacan, Aulres Ecrits, s. 509. Takimi słowami Lacan zwraca się do naj­ szerszego audytorium, jakie umożliwia przekaz telewizyjny (dokument z roku 1973). 5 Por. J.-C.Milner, L ’Amour de la langue, s. 28. 6 Jest to analogiczna sytuacja, jak ta, która miała miejsce w matematyce przynajmniej od czasów Cantora, a której pełny wyraz znaleźć można w twier­ dzeniu Goedla o niezupełności systemów aksjomatycznych.

VIII

Jasność z miłości do języka

zdać sprawę z tego doświadczenia lingwistyki i lingwisty,

bo to w analizie właśnie pracuje (nie tylko jako termin, ale także jako substancja i tkanka dyskursu) lalangue. Wprowa­ dzony u początku lat 70. przez Lacana zapis7, który można by oddać po polsku jako jejęzyk, oznacza ten poziom języka

(francuskie la langue, różne od le langage), na którym wy­ zwala się on od znaczeń, a słowa zaczynają odgrywać rolę

dźwięków (byłby więc to poziom akustyczny języka). Dzię­ ki homonimiczności wytwarza z kolei nowe znaczenia, tak jak dzieje się to w przypadku gier słownych - różne języki mają różną podatność na taką praktykę: wystarczy porów­

nać francuski z polskim8* . Ma też jejęzyk tę charakterysty­ kę, że pełni on podstawową funkcję w rozwoju jednostki,

jako pierwotny, macierzysty język, fundujący przyswajanie

mowy na poziomie podmiotowym - krótko mówiąc, jest rdzeniem tego, co nazywa się po polsku językiem ojczystym.

I to w nim właśnie krystalizuje się zarówno to, co nie pod­

lega systematyzacji nauki lingwistyki (jej realne), jak i to, w czym odbija się pragnienie i rozkoszowanie mówiącego podmiotu’. Z owego jejęzyka zaczynamy mówić: Jejęzyk jest tym, co sprawia, że jeden język jest nieporównywalny 7 J. Lacan, Séminaire. Livre XX. Encore, Paris 1975. Fonetycznie nie ma różnicy pomiędzy la langue i lalangue. ’ Przykładem tego, jak w języku polskim funkcjonuje jejęzyk - tyleż zabaw­ nym, co i mającym wydźwięk polityczny - może być tytuł piosenki zespołu Perfect Chcialbym być sobą, śpiewanej na koncertach w czasie stanu wo­ jennego i chwilę później. Prawdziwą kopalnią takich przykładów może być polski przekład Finnegans Wake i nadzwyczajna inwencja K. Bartnickiego. Por. K. Bazamik, A Polish Translation of „Finnegans Wake" In Progress, w: „James Joyce Quarterly” 2010, Vol. 47, No. 4. Hipoteza, wedle której to twórczość Joyce’a stanowiła horyzont myślenia Lacana, jest explicite obec­ na w niniejszej książce (rozdz. 5). ’ Por. J.-C. Milner, L 'Amour de la langue, s. 8-14.

IX

Michal Gusin

z żadnym innym, ponieważ właśnie nie posiada on »inne­ go«, a także ponieważ tego, co czyni go nieporównywal­

nym, nie da się wypowiedzieć”10. Innymi słowy, lingwistyka

dzięki pośrednictwu Lacana odnajduje „początek serii: ję­

zyk, mowa, mówienie”, którego sama nie może jako nauka (której przedmiotem jest język) uchwycić; natrafia więc

na to, co Milner nazwie później „niemyślanym”11 lingwi­

styki jako nauki galilejskiej12. Lacan z Miłości do języka jest tym, który wskazuje na istnienie elementu niemyśla-

nego, charakterystycznego dla każdej nauki; pozwala nie tylko na jego usytuowanie w obrębie lingwistyki, ale także na wskazanie, czym on jest. W ujęciu Milnera myślenie z Lacanem jest narzędziem samego dyskursu tworzącego

Miłość do języka'. „W tytule tym język oddany za pomocą

dwóch słów (la langue) odsyła do lingwistyki - nauki ga­

lilejskiej, która nie zajmuje się ani mową, ani jejęzykiem oddawanym przez jedno słowo (lalangue) - wymiar miłości oznacza niejako metonimicznie owo miejsce niemyślanego, w którym psychoanaliza Lacana może się zakotwiczyć”13.

Jakkolwiek książka ta wydawać mogłaby się enigmatyczna,

pokazuje ona „zastosowanie Lacana”, w znaczeniu pracy aparatu terminologicznego w obrębie twardej nauki14.

10 Tamże, s. 22. 11 Termin ten przywołuje oczywiście od razu sławny fragment ze Słów i rzeczy (M. Foucault, Słowa i rzeczy, przeł. T. Komendant, Gdańsk 2006, s. 290-296). 12 J.-C. Milner, Clartés de tout. O tym, co oznacza szczegółowo „nauka gali­ lejska”, Milner pisze w rozdz. 2 niniejszej książki. W tym momencie możemy uznać ją za synonim nauki nowożytnej. 11 J.-C.Milner, Clartés de tout, s. 15. N L'Amour de la langue jest jedną z niewielu w pokaźnej bibliografii Mil­ nera prac przełożonych na język angielski. Obszerna przedmowa tłumaczki pokazuje, na czym owa enigmatyczność i nietrywialność aplikacji polegają:

X

Jasność z miłości do języka

Dzieło Lacana Dziełojasne to z kolei próba uporządkowania, chronologicz­ nie i logicznie, marszruty tego myślenia. Można by powie­

dzieć, że jest to najbardziej systematyczne przedstawienie

ewolucji Lacana. O ile w L 'Amour de la langue rzecz roz­ grywa się w uniwersum lingwistyki i psychoanalizy, o tyle w L’Oeuvre claire perspektywa zdaje się zewnętrzna. Mil­

ner powiada: „istnieje u Lacana myślenie (pensée) - chcę to udowodnić albo zademonstrować”15. Zamysł jest więc

czytelny, a realizacja niemal klasyczna: wskazanie metody, ustalenie przesłanek i wyselekcjonowanie wniosków16. Zacznijmy od metody i założeń. Milner wprowadza trzy postulaty. Po pierwsze, myślenie istnieje w zbiorze dys-

kursywnym, którego elementami są twierdzenia; istnieje w nim przynajmniej jedno twierdzenie. To ono jest więc

elementem minimalnym. W perspektywie jego ekspresji ję­ zykowej twierdzenie odpowiada zdaniu: „Zdanie może być

bądź nie być wyraźnie, explicite obecne w zbiorze dyskur-

sywnym, do którego się odnosimy. Stosuję stale w tym celu

przemieszczenie nauki o języku (lingwistyki) z trivium do quadrivium (miłość do języka nie jest filologią). Zob. J.-C. Milner, For the Love ofthe Language, trans. A. Banfield, New York 1990. 15 A. Badiou, Le Séminaire. Lacan. L'antiphilosophie 3, Paris 2013, s. 240 (da­ lej oznaczone jako B, cytaty bezpośrednio w tekście). Na wykładzie w ramach seminarium Badiou Milner omawiał genezę i zamierzenia leżące u podstaw napisania książki w całości poświęconej Lacanowi. 16 W Clartés de tout Milner powiada, że do napisania niniejszej książki przy­ czyniła się lektura pracy E. Macha dotyczącej mechaniki Newtona (E. Mach, Die Mechanik in ihrer Entwickelung historisch-kritisch dargestellt, Vienn 1883).

XI

Michał Gusin

cudzysłów pojedynczy: służy mi do wyizolowania twierdze­ nia. Twierdzenia odróżniają się w ten sposób od cytatów, które są ujęte podwójnym cudzysłowem. Bywa, że twierdze­

nie pokrywa się z cytatem, choć nie zawsze tak jest. Moja

metoda polega na przyjęciu, dla mnie samego, następującego programu: izolować twierdzenia nadając im postać zdań -

dodam: zdań możliwie najprostszych” (B, s. 243). Po drugie, Milner postuluje względnie najprostszą me­

todę tworzenia twierdzeń-zdań, która sprowadza się do more geometrico. Mamy zatem aksjomaty, teorematy i lematy. Lacan stronił oczywiście od takiej metody i Milner podkreś­

la, że stosuje ją wbrew niemu, niejako przemocą, ale taka

przemoc jest częścią jego projektu. Po trzecie, Milner postuluje, aby wypreparowane

twierdzenia były „niezależne od dyskursywnego otoczenia,

w którym zostały przez badacza odkryte”, czyli powinny zachowywać swoje właściwości niezależnie od kontekstu, a więc od miejsca w tekście, w którym się znajdują, jak

i od okoliczności, w jakich zostały sformułowane: „To właś­

nie nazywam metodą wymuszonego ruchu; polega ona

na wybraniu twierdzenia i wyciągnięciu go z jego natural­ nego miejsca. Jeśli zachowuje ono właściwości twierdzenia, może wówczas być uznane za twierdzenie myślenia. Od­ wołując się do more geometrico, poddaję Lacana tej pró­

bie” (B, s. 243). Na tym więc polega wspomniana przemoc.

Oczywiście najpierw należy określić dyskursywny zbiór,

na którym dokonuje się tych operacji. Autor L’Oeuvre claire stawia hipotezę, której, jak mówi, nie może dowieść, a która może być sformułowana następująco: Lacan wybrał w spo­

sób rozmyślny i świadomy niektóre spośród swoich pisanych XII

Jasność z miłości do języka

wystąpień i uznał je za takie teksty, które konstytuować będą

dzieło. Czym jest samo dzieło - to nie jest sprawą oczywistą, i tej nieoczywistości poświęcony jest pierwszy rozdział.

Na gest założycielski psychoanalizy składa się oczy­ wiście opublikowanie Objaśniania marzeń sennych i Milner przywołuje rozterki Freuda dotyczące wyboru jego formy:

czy ma mieć postać monografii - prac funkcjonujących w świecie nauki akademickiej; czy postać dzieła, a więc tego, co wpisuje się (o ile nie zostaje zapoznane) w dzie­

dzictwo szeroko rozumianej kultury. Nauka nowożytna stoi

w opozycji do nowożytnej kultury - twierdzi Milner - za sprawą tego, że dla nauki obojętna jest postać, w jakiej poja­

wia się dzieło; kultura natomiast tworzy z tej postaci własną podstawę. Freud jako początkujący badacz chciał zaistnieć

w nauce, bez powodzenia (jednym ze spektakularnych tego przykładów jest Freuda „romans” z kokainą17). Zdecydo­ wał się więc na drogę okrężną - na zaistnienie w kulturze.

Tak Milner wykłada znaczenie epigrafu zamieszczonego

na stronie tytułowej Die Traumdeutung: Flectere si nequeo superos, Acheronta movebo. „Bogowie olimpijscy nauki po­ zostali głusi, więc Freud zwraca się do królestwa umarłych,

jakie stanowi kultura” (B, s. 246). Lacan napotkał analo­ giczną sytuację w momencie wkraczania w instytucjonalny

świat psychoanalizy, w szeregi tych, których sam nazwał w 1956 roku Błogosławionymi psychoanalizy: „Zboczył

do świata kultury, o którego żałobnym charakterze przeko­ nali go surrealiści - wykwintny trup - a sam go porównywał

17 E. Jones, Sigmund Freud. Life and work,Vo\. 1,London 1953,s. 106-107.

XIII

Michal Gusin

do kosza na śmieci. Wyrażeniepoubellication'* interpretuje

formę dzieła, w tym samym momencie, gdy w 1966 roku Lacan pogodził się, nie bez kalkulacji, z opublikowaniem Écrits" (B, s. 246). Wystarczająca konstatacja dla zobra­ zowania, jak złożonym problemem jest relacja pomiędzy

mistrzem mowy a człowiekiem pisma. Dla Milnera zbiorem dyskursywnym, w którym będzie

identyfikował twierdzenia, są teksty przez Lacana samego

przeznaczone do publikacji w formie książki zatytułowa­ nej Pisma oraz te powstałe później, po roku 1966, i które ukazywały się w periodyku „Scilicet”. Te pisane i starannie

wyselekcjonowane teksty Milner będzie nazywał Scripta.

Do tej całości nie zalicza Milner Seminariów, których edycja

zaczęła się w 1973 (Les Quatre Concepts fondamentaux de

la psychanalyse otwierało cykl, seminarium z liczbą porząd­

kową XI z lat 1964-1965) i nie jest oficjalnie ukończona. Jednym z powodów takiej decyzji jest rozróżnienie w dziele

Lacana części ezoterycznej i egzoterycznej, rozróżnienie skądinąd znane od starożytności; w największym skrócie sprowadzić można rozważania Milnera do tezy, iż treścią

nauczania prowadzonego w ramach cyklicznych, odby­ wających się od 1953 roku seminariów była metoda pra­

cy psychoanalitycznej jako działania. Innymi słowy, było

to ćwiczenie opierające się na doktrynie powstającej w for­

mie pisanej i niejako retroaktywnie konstytuującej się przez ten zapis. Milner robi jednak wyjątek: do opracowywanej

całości dyskursywnej zaliczony zostaje cykl mówionych

18 W tłumaczeniu W. Grajewskiego: „bublikacja”; można byłoby też oddać jako „pubikacja”.

XIV

Jasność z miłości do języka

wykładów z lat 1972-1973, seminarium opublikowane w roku 1975 z liczbą porządkową XX jako Encore. Autér L'Amour de la langue zawiesza wszelkie osobi­

ste upodobania odnośnie do swego dawnego mistrza, preten­

duje do wykreowania swoiście obiektywnej perspektywy: „Konstatacja, że istnieje myślenie u Lacana, dokonywana za

pomocą materialnej demonstracji, jest całkowicie niezależna od tego, co ja sam osobiście myślę. Dlatego podkreślam fakt,

że nie może istnieć - a jeśli istnieje, to jest to uchybienie -

ślad prywatnej myśli w L'Oeuvre claire. Inaczej mówiąc: do­ wiedzenie istnienia myślenia u Lacana następuje za pośred­

nictwem jakichś osób - w tym przypadku mojej osoby - ale

to tylko kwestia pośrednictwa. Można by wnosić, że poprzez zawieszenie osobistego myślenia narzucam sobie analogicz­

ną powściągliwość do tej, która charakteryzuje historyków bądź egzegetów. Stawka jest poważniejsza. Związana jest z moją koncepcją myślenia: myślenia uznawanego przeze

mnie za bezosobowe; dlatego chodzi o myślenie, którego

bezosobowość jest rozstrzygająca. Mówię w tym momencie o materializmie dyskursywnym” (B, s. 247; pod­

kreślenie moje). Zastosowanie owej metody w przypadku Lacana zdaje się owocne. Jasne dzieło explicite formułuje trzy wnioski odnośnie

do dzieła Lacana. Po pierwsze, jest ono nieskończone: za­ równo materialnie nieukończone ze względu na śmierć auto­

ra, jak i wewnętrznie niedomknięte (jaknp. Sagrada Familia Gaudiego). Po drugie, wyróżnione są w nim dwa wyraźne

momenty nazwane klasycyzmami: pierwszy klasycyzm ma zwieńczenie w zbiorze Ecrits, chociaż nie jest współczesny XV

Michal Gusin

z publikacją tegoż; drugi takiego zwieńczenia nie ma, choć

ma wiele symptomów, w większości negatywnych (lingwisterstwo, antyfilozofia, antypolityka). Po trzecie, istnie­

ją w tym dziele pryncypia, zasady, które są wewnętrznie

spójne, co sprawia, że jest ono przejrzyste, jest jasne. Ten ostatni wniosek wydawać się może paradoksalny.

Nauka Lacana Sporną kwestią towarzyszącą psychoanalizie niemal od na­

rodzin jest sprawa jej przynależności do uniwersum nauki. Wywodzący się od Diltheya podział nauk empirycznych

na Naturwissenschaften i Geisteswissenschaften zadomowił się w języku niemieckim współczesnym Freudowi do tego

stopnia, że naturalne było pytanie o charakter tworzonej

przez niego teorii. Jak wiadomo, Freud nie dał jasnej od­ powiedzi; wzorcowe były dla niego nauki przyrodnicze,

chociaż sam nie tłumaczył ich wzorcowości możliwością matematyzacji. Co więcej, spekulatywny wymiar psycho­

analizy, od którego Freud próbował się odżegnywać, zbliżał ją do przejęcia metodologii nauk o duchu. Tak więc herme­

neutyka byłaby nie do końca akceptowanym przez ojca-założyciela przeznaczeniem, ku któremu nowa praktyka

analityczna jednak by się zbliżała19. Problem ten oczywiście nierozerwalnie związany jest z kwestionowaniem samej na­

ukowości psychoanalizy. Być może złudzeniem jest pytanie

” Por. np. A. Leder, Nauka Freuda >v epoce Sein und Zeit, Warszawa 2007, rozdz. 1.

XVI

Jasność z miłości do języka

o przynależność, skoro sama analiza nauką nie jest. Krytyka ta, wysuwana z różnych pozycji (Wittgenstein, Popper itd.),

zakładała od razu jasność co do znaczenia terminu nauka. W tradycji francuskiej psychoanaliza stanowiła obiekt

krytyki z pozycji filozoficznych (np. Sartre w ostatnim rozdziale Bytu i nicości) czy przedmiot zainteresowania

w świecie literackim (surrealizm), natomiast nie była szcze­

gólnie często rozważana od strony epistemologicznej 20.

Istotną składową Lacanowskiego podejścia było całkowicie nowe podjęcie kwestii naukowości. Ono jest też tematem

książki Milnera. Wychodząc - w myśl materializmu dyskursywnego od twierdzenia o tożsamości podmiotu nauki i podmiotu psy­

choanalizy, argumentacja Milnera zaczyna się od usytuowa­ nia Lacanowskiego ujęcia psychoanalizy w obrębie historii

i teorii nauki. Lacan, implicite podejmując pytanie o nauko­

wy status psychoanalizy, podejmuje zarazem kwestię teorii

nauki; ujęcie to Milner nazywa le doctrinal de science w opisie sensu użycia tego terminu streścić można właściwie

jedną z części Dzieła jasnego. Według słownika Littrego rzeczownik doctrinal, pochodzący od łacińskiego doctrina,

używany był w wiekach średnich jako nazwa dla dzieł prze­ znaczonych do nauczania - po polsku możemy zapropono­ wać doskonały, zachowujący ową archaizację odpowiednik: doktryna!21. Milner podaje dokładne określenie owego dok-

trynału nauki, który odróżnić należy od epistemologii nauki 20 Zob. E. Roudinesco, Histoire de la psychanalyse en France 2, Paris 1986, s. 165-235. 21 E. Littré, Dictionnaire de la langue française, vol. 2, Paris 1874. Uwagę tę, jak i sam polski termin zaproponował P. Skalski.

XVII

Michał Gusin

jako zespołu twierdzeń dotyczących nauki i podmiotu (s. 52 niniejszego wydania). Najważniejsza jednak sprawa tkwi w samym terminie - doktrynał nauki oznacza bowiem to, co przeznaczone jest do nauczania znauki,którą

Lacan nazywa psychoanalizą; jest to treść dzieła Lacana.

Ciąg dalszy argumentacji jest już przejrzysty. Sprecyzować należy, co autor Rzeczy freudowskiej rozumie przez naukę:

narodziny nauki galilejskiej, w której artykułuje się związek empiryczności i matematyczności. Obydwa te terminy mają

specyficzne znaczenie. Jeśli chodzi o pierwszy, mamy tutaj

reminiscencję Koyrego: treść twierdzenia, które ma charak­ ter empiryczny, odznacza się dwiema cechami. Po pierwsze, stan rzeczy, o którym orzeka, da się (w sposób pośredni bądź

bezpośredni) przedstawić w przestrzeni i czasie; po drugie,

możliwe jest pomyślenie owego stanu rzeczy jako różnego względem tego, co owo twierdzenie mówi. Empiryczne jest

to, co przygodne, co nie istnieje z wewnętrznej konieczno­ ści: to jest przedmiot nauki nowoczesnej, w której nastąpiło

zerwanie z tradycją starożytną (episteme). Dochodzi do tego

matematyczność jako formalizacja albo wzorzec ścisłości,

który wiąże się w nauce galilejskiej z literalnością22. Zda­ niem Milnera właśnie w takim kontekście Lacan umiesz­ cza kwestię psychoanalizy jako nauki: należy ona bowiem

do uniwersum zainicjowanego przez naukę nowoczesną23. I właśnie w związku z tym otrzymujemy rozróżnienie dwóch 22 Najlepszą egzemplifikacją tej wzorcowości jest zinterpretowanie sławnego zdania Galileusza o księdze natury zapisanej w języku matematyki, zob. s. 54 niniejszego wydania. 23 W tym miejscu zaczyna się część argumentacji Milnera dotycząca kwestii powiązania przygodności i nieskończoności w nowoczesnej nauce (2.6). Mogę tylko zwrócić uwagę, że argumentacja ta niczego Lacanowi nie zawdzięcza

XVIII

Jasność z miłości do języka

klasycyzmów. Wybór słownictwa u Milnera ewokuje siedem­

nastowieczny spór pomiędzy klasykami (Boileau) a nowo­ czesnymi (Charles Perrault) przeniesiony na pole historii

nauki24. Klasycyzm oznacza zaś zespół reguł określających pozycję myśliciela nowoczesnego, jest synonimem jasności

i przejrzystości.

W przypadku pierwszego klasycyzmu reguły te organi­

zują się wraz z programem strukturalizmu. Wykład rzymski z 1953 roku ustanawia początek tego procesu w momencie

konstytuowania się dzieła, ale kluczową rolę odgrywa tu ma­ tematyczność: „Lacan lingwista jest de facto Lacanem ma­

tematykiem” (s. 117). Milner sugeruje implicite, iż w Ecrits,

które otwiera seminarium o Skradzionym liście (rozszerzone

w stosunku do wersji z 1956 roku o zakończenie zawiera­

jące ilustracje cyrkulacji znaczącego, zaczerpnięte z teorii grafów), mamy do czynienia z programem matematyzacji,

podobnej do tej, jaka dokonała się w lingwistyce. Kwestia ustalenia homomorfizmu Freuda na Saussure’a dotyczy w istocie galileizmu nauki i tego, jak psychoanaliza wpisuje się w naukę nowoczesną - lingwistyka jest jedynie pretek­ stem. Tak samo zresztą jak pretekstem są rozmaite wzory

quasi-matematyczne pojawiające się w Pismach, składające się na tak zwaną „algebrę” Lacana czy figury topologiczne.

Drugi klasycyzm jest niczym innym, jak wyciągnięciem

konsekwencji z owego programu, programu ulokowania

i zdaje się odnosić do szerszej kwestii. Milner mówi o tym więcej we wspo­ mnianym seminarium Badiou. 2q Chodzi o stosunek do tradycji starożytnej (episteme), jej nieodzowności i trwałości, których potwierdzeniem ma być filozofia niemogąca z tym dzie­ dzictwem zerwać.

XIX

Michał Gusin

psychoanalizy w ramach nauki i doktrynału nauki. Poja­ wiają się tu czynniki zewnętrzne (nauczanie psychoanalizy

w ramach uniwersytetu), jak i wewnętrzne (wyczerpanie paradygmatu strukturalnego spod znaku lingwistyki, tenden­ cje w samej matematyce pod postacią kolejnego programu Bourbakiego literalizacji matematyki25 (rozdz. 4.1). Poję­ ciem kluczowym jest pojęcie mathemu. I w tym przypadku

odchodzę od przyjmowanej do tej pory pisowni „matem”. Powodem tego jest sam wywód autora - pokazuje on, że ma-

them nie ma wiele wspólnego (a jeśli, to tylko jest zbieżność akcydentalna) z zapisami matematycznymi czy wspomnia­ ną „algebrą” Lacana. Znacznie bliższy, paradoksalnie, jest

tu rodowód via Heidegger niż via Lévi-Strauss26 i „tech­ niczne” rozumienie matematyki. Rozumowanie Milnera jest

poniekąd dualne. Z jednej strony, chodzi o sprawę transmitowalności nauczania psychoanalizy, skoro ta zajęła miejsce

w orszaku nauk uniwersyteckich. Mathem byłby formą zapi­

su najbardziej wskazaną dla doktrynału nauki (tego, co ma być nauczane); można więc na zasadzie analogii powiedzieć, że jest on dla matematyki tym, czym fonem dla fonematyki.

Z drugiej strony, ta analogia jest myląca, albowiem matema­ tyka oparta na mathemie nie ma nic wspólnego z tym, czym była owa nauka tak samo dla Euklidesa, jak i Bourbakiego: z tym, „co w oczach matematyków wiernych swemu dzie­ dzictwu stanowiło jej najcenniejszą istotę: nie tylko more

2’ N. Bourbaki, Theoriedes ensembles, Paris 1970. 26 „Zgodnie z brzmieniem słowa to, co »matematyczne«, pochodzi od grec­ kiego ta mathemata, to, czego można się nauczyć, i dlatego zarazem to, czego można nauczać”, M. Heidegger, Pytanie o rzecz, przeł. J. Mizera, Warszawa 2001, s. 67.

XX

Jasność z miłości do języka

geometrico, ale demonstracja i wszelki rodzaj powiązania” (s. 165). Za sprawą mathemu matematyka byłaby zestawem

niepowiązanych między sobą zbiorów liter (np. RSI), a Bour­ baki, zradykalizowany, doprowadzony zostałby do swego zaprzeczenia - co Milner nazywa „hiperbourbakizmem”.

Wprowadzając mathem, Lacan miałby spożytkować mate­ matykę jako „skarbiec dla niewyobrażeniowej i niejakościo-

wej teorii myślenia” (s. 169). Tak więc mathem, wywodząc się z horyzontu literalizacji matematyki obecnego w pierw­

szym klasycyzmie (gdzie, jeszcze raz podkreślmy, występuje

„algebra” Lacana), decentruje statut matematyki w doktrynale nauki - dlatego nie jest „matematyczny”. Zresztą jedy­

nym mathemem w ścisłym sensie, jak sugeruje Milner, jest ten zawarty w L'Etourdit i powtórzony w Encore. Używając

więc zapisu odbiegającego od występującego w dotych­ czasowych polskich tłumaczeniach, staram się podkreślić swoistość tego rozumowania Milnera, w którym wpisanie

Lacanowskiego mathemu w matematykę rozsadza ją we wszystkich aspektach. Najbardziej charakterystyczny jest aspekt filozoficzny.

Filozofia... Matematyka, mimo różnic w swoim stosowanym wymia­ rze, jako procedura dowodzenia jest rozumiana tak samo

w ramach episteme antycznej, jak i nowoczesnego podej­

ścia27. Ciągłość ta odpowiada tej, z którą mamy do czynienia Por. N. Bourbaki, Théorie des ensembles, s. 1.

XXI

Michal Gusin

w przypadku filozofii. Symetrycznym odbiciem mathemu w matematyce jest odbicie antyfilozofii w filozofii. Jeśli

dzięki demonstrowalności można nauczyć się i nauczać innych twierdzeń, które są przedmiotem dowodzenia, tak dzięki „mądrości” (sophia) można owo nauczanie operacjo-

nalizować. Tradycja antyczna (platońsko-arystotelesowska)

poprzez figurę sofisty wskazywała na skrajne konsekwencje owej operacjonalizacji: sofista jest pozorem filozofa, tym,

kto go przedrzeźnia, parodiuje i w konsekwencji mu zagraża. Lacan zgodnie z doktrynałem nauki zrywa z episteme an­

tyczną, a tym samym nauka wyrzeka się mądrości. W drugim klasycyzmie nie mówi już o sofiście28, lecz o antyfilozofii. Termin „antyfilozofia”, wprowadzony przez Lacana

w latach 70., był tematem szczegółowych rozważań Alaina Badiou29. Różnicę pomiędzy ujęciem Milnera a Badiou moż­

na by określić jako różnicę pomiędzy słabym i mocnym rozumieniem tegoż terminu. Ujęcie zaproponowane przez autora Bytu i zdarzenia jest słabe w tym znaczeniu, iż przed­

rostek „anty-” ustanawia nie tyle negację, co subwersję filo­

zofii, tradycji filozoficznej. Badiou interpretuje Lacanowską rebelię przeciw filozofii jako coś, co miało miejsce w przy­

padku Nietzschego czy Wittgensteina, chociaż oczywiście opierało się na innych przesłankach. Dla Badiou antyfilo­ zofia jest dyskursem, w którym splatają się trzy operacje. Po pierwsze, językowa krytyka kategorii filozoficznych, za 28 Mówi o nim w pierwszym klasycyzmie: „Psychoanalityk to obecność sofi­ sty w naszych czasach, ale z innym statusem” (J. Lacan, Problèmes cruciata de la psychanalyse, niewydane, seans z 12 maja 1965). Zob. B. Cassin, Ja­ cques le Sophiste. Lacan, logos et psychanalyse, Paris 2012). 29 A. Badiou, L’Antiphilosophie: Lacan et Platon, w: tegoż, Conditions, Paris 1992 oraz tenże, Le Séminaire. Lacan. L’antiphilosophie J.

XXII

Jasność z miłości do języka

których sprawą filozofia rości sobie pretensje do ujawniania

prawdy i systemowości. Po drugie, obnażenie tego, co leży

poza filozoficznym przebraniem - racji ukrytych, w których

imieniu niejawnie i w przebraniu występuje filozof (figura kapłana u Nietzschego stanowić może najbardziej znaną

egzemplifikację takiego przebrania). Po trzecie, powołanie

innego rodzaju działalności, aktu, którego charakter jest

w tym znaczeniu a-filozoficzny. Mocne rozumienie antyfilozofii polega na usytuowa­

niu psychoanalizy Lacana nie tyle w nurcie „wywrotowym” i subwersywnym, poprzecznie przebiegającym historię filo­

zofii, co poza nim. Dokładnie rzecz biorąc, wszelkie odwo­ łania do filozofii mają wówczas w przypadku francuskiego

psychoanalityka charakter wyłącznie strategiczny. Lacan nie jest zainteresowany filozoficznymi implikacjami psycho­

analizy, a chodzi mu o ustanowienie doktryny psychoanali­ tycznej, która obejść się może, tak jak czyni to nowoczesna

nauka, bez balastu filozofii. Milner w niniejszej pracy zary­ sowuje taką wykładnię antyfilozofii. Jest to konsekwencja albo manifestacja drugiego klasycyzmu. I dzięki temu daje

najbardziej radykalną interpretację także tego, co dzieje się w ostatnim okresie nauczania Lacana. Teoria węzłów,

„żegluga pod banderą Joyce’a”, jejęzyk są tymi różnymi

drogami, którymi podążać może myślenie wypracowane wedle reguł drugiego klasycyzmu.

Milnera jako pisarza, człowieka, który pracuje w języku francuskim, charakteryzuje oszczędny, czasami eliptyczny,

czasami przejęty z nauk formalnych styl stawiający opór przy oddawaniu go w składni innego języka. Dochodzi XXIII

Michał Gusin

do tego jeszcze precyzyjnie używany aparat pojęciowy, któ­ ry nie zawsze daje się tak jasno uściślić w obrębie innego

języka. Odwołam się tylko do trzech przykładów. W języku francuskim, w odróżnieniu od języka nie­

mieckiego czy angielskiego, występuje w sposób natu­

ralny rozróżnienie langue-langage-parole? 0. Język polski,

podobnie jak francuski, również dysponuje takim trójpo­ działem. W polskim przekładzie Kursu językoznawstwa

ogólnego, od którego podział ten zaczął mieć istotne zna­ czenie w piśmiennictwie naukowym, mamy odpowiednio

język-mowa-mówienie*3132 . Problemem jednak jest utrzy­

manie różnicy pomiędzy langue a langage, różnicy, która

była fundamentalna dla rozważań z L’Amour de la langue. W polskich przekładach, choćby ze względu na tradycję językową, nie sposób trzymać się konsekwentnie tego skąd­

inąd przejrzystego rozróżnienia - we francuskim mamy

np. philosophie du langage, a nie philosophie de la /an-

guei2, po polsku zaś sformułowanie filozofia mowy zdaje się dużo mniej znaczące niż filozofia języka -

wiąże się to oczywiście z transmisją niemiecko- i angloję­ zycznego słownika filozoficznego. Ewidentny przykład tej

trudności znajdujemy w przekładzie Słów i rzeczy. Tadeusz Komendant zauważa, że w polskiej tradycji - w odróżnieniu

od francuskiej - język ma strukturalne konotacje, mowa zaś

hermeneutyczne, a „każdy wybór będzie tu interpretacją”33, Odwołuję się do hasła langage w fundamentalnym Vocabulaire européen des philosophies: Dictionnaire des intraduisibles, éd. B. Cassin, Paris 2004. 31 F. de Saussure, Kurs Językoznawstwa ogólnego, przeł. K. Kasprzyk, War­ szawa 1991, s. 40-41. 32 J.-C. Milner, L ’amour de la langue, s. 36. 33 M. Foucault, Słowa i rzeczy, s. 351.

XXIV

Jasność z miłości do języka

dlatego zauważyć można zmianę w przekładzie książkowym

w porównaniu z tym, który ukazał się kilkanaście lat wcześ­ niej34. Taką samą trudność napotykamy przy przekładzie Lacanowskiej formuły / ’inconscient est structuré comme un

langage. Rozróżnienie to jest kluczowe ze względu na inny wspomniany Lacanowski termin: lalangue, będący tematem

Miłości dojęzyka. Pracując nad przekładem L’Oeuvre claire,

starałem się konsekwentnie oddawać langue jako język, zaś langage jako mowę - w kilku miejscach odchodzę od tej terminologii ze względów stylistycznych.

Związany jest z tym jeszcze jeden problem: odda­ nie po polsku czasownika dire oraz jego użycia w formie rzeczownikowej le dire. Słownikowo oczywiście oznacza on mówienie, wypowiadanie, wyrażanie się itd., do czego

dochodzą jeszcze zwroty idiomatyczne. Można wnosić,

iż Lacan używał terminu parole w odniesieniu do sytua­

cji stricte analitycznej (analityk-analizant), natomiast dire odnosi się do kontekstu tejże, do jej „teoretyzacji”. Widać

to szczególnie wyraźnie w Encore, gdzie przywołana jest

tyleż sławna, co enigmatyczna formuła mogąca być podsu­ mowaniem seminarium jako całości: qu ’on dise reste oublié derrière ce qui se dit dans ce qui s’entend^. Le dire prowadzi nas jednak do dwóch terminów, które grają ważną rolę w ni­

niejszej książce: mi-dire oraz le bien-dire. Mi-dire oddaję jako niedomówienie - tak, jak można mówić o celowym Chodzi o rozdz. 9 Stów i rzeczy, który ukazał się w 6 numerze „Literatury na świecie" w 1988 r. ” J. Lacan, Encore, s. 20. Można by ją oddać jako: „to, że się wypowiada, pozostaje zapomniane za tym, co się wypowiada w tym, co się słyszy”. Milner jej nie przywołuje explicite, ale wydaje się, że stanowi ona tło dla przywołanej na końcu Dzieła jasnego ostatniej tezy Traktatu Wittgensteina.

XXV

Michał Gusin

niedopowiedzeniu, którym cechują się wypowiedzi (jak

powyższa formuła) zgodne z regułami mowy wysokiej

(zob. s. 30 i 209). I rzeczywiście, mowa wysoka (bene dicen-

di scientia) mogłaby być dobrym odpowiednikiem le bien iftre; niemniej jednak wersja literalna: dobro-mowa wy-

daje się propozycją zgodną z intencją Milnera, który, w ślad za wypowiedziami z Télévision, rozumie ją jako postulat

etyczny, co więcej - jedyny etyczny postulat Lacana.

Drugim przykładem jest termin lettre. Jak wiadomo, oznacza on słownikowo literę, ale także list, i odgrywa

istotną rolę w słowniku Lacana (dwa fundamentalne tek­

sty z Ecrits zawierają go w tytule). Co więcej, w języku francuskim mamy podział na sciences i lettres (docteur ès

lettres)*. Milner stale rozgrywa wieloznaczność tego ter­ minu -rozgrywająhomonimicznością i synonimicznością.

Litera, w pewnym momencie, zaczyna wypierać znaczą­

cego - stanowi to moment organizujący drugi klasycyzm.

Trzeci przykład decyzji translatorskiej jest najbardziej

dyskusyjny. Otóż w całej książce konsekwentnie termin in­ conscient oddawany jest jako nieświadomość. W polskim

piśmiennictwie przyjęło się jednak rozróżnienie: „nieświado­ mość” niekoniecznie znaczy to samo, co „nieświadome”. Ten

ostatni termin rezerwowany jest dla specyficznej instancji, o której mówi Lacan, i jak uzasadnił to Paweł Dybel, stano­ wi „właściwy” przekład freudowskiego das Unbewusste31.

16 Zob. komentarz do listu Rabelais'ego z Gargantui i Pantagruela (rozdz. 3, s. 117). 17 P. Dybel, Okruchy psychoanalizy. Teoria Freuda między hermeneutyki) ipoststrukturalizmem, Kraków 2009, s. 31-32. Oczywiście w pracy tej mamy bardzo subtelną interpretację tego terminu.

XXVI

Jasność z miłości do języka

Pozostawanie więc przy terminie „nieświadomość” byłoby

podwójnie mylące: wbrew duchowi Freuda i wbrew literze

Lacana. Z jednej strony, kierowałem się pewną akceptowalną swobodą terminologiczną oraz terminologią przyjętą w pol­

skim przekładzie Słownika psychoanalizy Laplanche’a i Pontalisa38. Z drugiej strony, chciałem jednak pozostać wiemy

właśnie literze tekstu, właściwej mu niedogodności: sam Lacan w Télévision expressis verbis na nią przystaje („Freud

nie znalazł lepszego i nie ma potrzeby do tego wracać. Słowo

to ma tę niedogodność, że jest negatywne, co pozwala założyć o nim cokolwiek w świecie, i jeszcze więcej. Czemu

nie? Do czegoś niedostrzegalnego nazwa »wszędzie« pasuje równie dobrze jak »nigdzie«”39). Jak wiadomo, próbował póź­

niej owe niedogodności wykorzystywać na właściwy sobie twórczy sposób (das Unbewusste staje się une bevue, błędem,

pomyłką). Milner zaś dodaje do tego jeszcze kilka objaśnień (s. 85 i 86). Pozostanie przy terminie „nieświadomość”, będąc

językowo wygodniejsze, jest więc mimo to nieadekwatne... W odpowiedzi na co decyduję się zachować je właśnie jako

takie; czyż bowiem nieadekwatność nie naznacza termino­

logii psychoanalitycznej z istoty (kwestia przekładów to tylko

jeden wymiar problemu), będąc w ten sposób pożywką dla myśli Lacana, jak i dla komentarzy do tejże myśli?

***

” J. Laplanche, J.-B. Pontalis, Słownik psychoanalizy', przel. E. Modzelewska, E. Wojciechowska, Warszawa 1996. ” J. Lacan, Autres Ecrits, s. 511. Podkreślenie moje. Komentarz Milnera na te­ mat negatywnego charakteru terminu Unbewusste można znaleźć na stronie 86 niniejszej książki.

XXVII

Michal Gusin

W języku polskim prace Milnera są nieobecne, a on sam

słabo jest rozpoznawalny w dyskusjach nad współczesną myślą francuską, trudno jednak przecenić jego wkład tak w rozwój, jak i recepcję tejże. L'Oeuvre claire ukazuje nie tylko marszrutę myśli Lacana, ale także oryginalność

i owocność podejścia metodologicznego leżącego u podłoża projektu Milnera. W tym znaczeniu, mimo ciągle szczątko­

wej obecności Lacana w Polsce, praca ta może mieć walory edukacyjne. Po pierwsze, odkłamuje fałszywy obraz autora

seminarium o Skradzionym liście jako myśliciela mętnego. Po drugie, wpisuje go w kontekst współczesnych mu dyskur­

sów nauk. Po trzecie, pozwala na syntetyczne ujęcie długiej

i żmudnej pracy francuskiego psychoanalityka, myśliciela,

mówcy i pisarza. Po czwarte wreszcie, skłania w sposób zniewalający raz jeszcze (encore) do lektury Lacana.

Wrocław, grudzień 2016

Jean-Claude Milner

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Wprowadzenie

Nie proponuję rozjaśnienia myśli Lacana. Nie mam ku temu ani autorytetu, ani kwalifikacji. Co więcej, projekt takiego

rozświetlenia nie wydaje się szczególnie naglący. Lacan, jak mówi sam o sobie, jest autorem krystalicznym. Wystar­ czy czytać go z uwagą. Wierzę, że takie lektury wymagają

przewodników, ale istnieją już w tym celu poważne insty­ tucje i wyśmienite prace. Bibliografia lacanowska zaiste wyróżnia się ilością i jakością prac. Biorąc pod rozwagę

obecne potrzeby, komentarze, którymi dzisiaj dysponujemy, są doskonałe. Z tym zastrzeżeniem, że te najlepsze nie są ani

najłatwiej dostępne, ani najbardziej znane. Prawdą jest, że „Lacan według porządku racji” nie ist­ nieje. Ale trzeba było dwóch stuleci, aby Kartezjusza przed­ stawić zgodnie z zasadami, które on sam sformułował. Kant

w każdej epoce wymaga powtórnych uważnych odczytań;

niezależnie od tego, jak sztywny był gorset scholastycznej

formy przekazany mu w spadku przez Wolffa, nie uchro­ nił go on od sprzeniewierzeń. Przypuszczać można więc, 3

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

że kiedyś, być może już wkrótce, trzeba będzie powrócić

do Lacana, tak jak sam Lacan powracał do Freuda. Błąd lektury jest tu do przewidzenia i zapewne nie do uniknię­

cia; jest częścią powagi losów. Trzeba jeszcze czasu na jego rozwinięcie. We Francji, w każdym razie, czasu brakuje (nie powiedziałbym tego o Amerykach, ale to nie dla nich piszę). Nie jest więc w porę dawać prezentację Lacana w jego

wewnętrznej logice - niezależnie od tego, czy będzie

ona faktycznie spoista, czy nie - i w sposób tak zupełny, że ewentualne błędy będą mogły być skorygowane. Mój

plan jest całkiem inny: nie chodzi o rozświetlanie myśli Lacana ani o sprostowanie tego, co o niej powiedziano, ale

o jasne ustalenie, że mamy u Lacana do czynienia z myślą. Myślą, czyli czymś, czego istnienie narzuca się temu, kto o nim nie pomyślał.

Słudzy ścisłości i jasności zakładają owo istnienie jako coś naturalnego. Mają rację. Zakładają także, iż najlepszą

metodą jest dla nich rozświetlenie Lacana przez Lacana; i znowu mają rację. W odniesieniu do wszelkich dzieł naj­

bardziej nieskazitelne objaśnienia podlegają tej zasadzie. Lecz kiedy nie zakłada się oczywistości istnienia, należy

postępować inaczej. Jedynym nośnikiem, który zaświadcza o istnieniu my­ ślenia, są twierdzenia. Powiedzieć, że istnieje u Lacana myśl,

to powiedzieć, że istnieją u niego twierdzenia. Nic jednak nie istnieje, jeśli nie posiada własności. A nic nie ma własności,

jeśli nie są one, przynajmniej częściowo, niezależne od oto­ czenia. Należy więc ustalić, czy istnieją u Lacana na tyle so­

lidne twierdzenia, by dały się wydzielić z właściwego im pola, by wytrzymały zmiany pozycji i modyfikacje dyskursywnej 4

Wprowadzenie

przestrzeni. Ale nie jest konieczne bycie wyczerpującym;

wystarczy, że niektóre własności tego typu zostaną uznane dla niektórych twierdzeń. Tak scharakteryzowany program

definiuje się jako zewnętrzny i niekompletny. Zamierzam jedynie odtworzyć pewne artykulacje; zamierzam nie wpisywać ich już powtórnie w urządzenie

całości, które miałoby ukazywać ogólną konstrukcję dzie­ ła (zobaczymy, w jakim znaczeniu słowo „dzieło” może

być tu rozumiane). W toku tej pracy przyznam na przykład

szczególne znaczenie kwestii nauki. Wiadomo, że Lacan poruszał ją z pewnym naciskiem; niemniej nie jest prawdą,

że wychodząc od niej, dałoby się wyprowadzić w szczegó­

łach zbiór podstawowych pojęć psychoanalizy. Co więcej, w kwestii tej Lacan nie przestaje n i e powoływać się sam

na siebie. Tak jakby kwestia nauki była rozstrzygająca do tego stopnia, że wciąż trzeba do niej powracać - i jakby mimo to była na tyle obca istocie rzeczy, iż wystarczy jej zewnętrzny gwarant - mianowicie Koyre. W podobny spo­

sób nabrał wiadomego znaczenia paradygmat lingwistyki strukturalnej, a jednak w żadnym momencie nie dochodzimy do przekonania, że Lacan praktykował właściwe tej dziedzi­ nie prace: tak jakby wystarczyła czysta i prosta egzystencja,

niczym zewnętrzna skarpa zamykająca i zabezpieczająca

przestrzenie do zdobycia. Sądzę, że zewnętrzność można dobrze zużytkować. Lacan sam to praktykował; również w odniesieniu do jego twierdzeń praktyka ta będzie uprawniona.

Lacanowska doktryna nauki wywodzi się od Koyrego, ale wykorzystuje go do celów mu obcych. Ujawnia przez to właściwości jego doktryny, w tekstach pozostające 5

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

niekiedy w stanie utajonym. W taki sam sposób Lacan uka­

zuje właściwości doktryny strukturalnej, w tym stopniu, w jakim utrzymuje się wobec niej w paradoksalnej pozycji

zewnętrznej inkluzji. Jeśli, odwrotnie, wychodzimy od dok­

tryny nauki i struktury, podejmując wysiłek wyprowadze­ nia z niej wyróżniających dla nich tez, ich zewnętrzność

pozwala wziąć przemocą naturalne miejsce lacanowskich twierdzeń; ujawnione zostają w ten sposób pewne właści­

wości obiektywne i niemal materialne. Lacan mawiał: nie trzeba znać planu domu, by zderzyć

się ze ścianą. Powiedzmy lepiej: by natknąć się na ścianę, lepiej planu nie znać, a jeśli przypadkiem się go zna, lepiej go nie uwzględniać. Są dwa sposoby rozpoznawania kształtu obiektu. Można wyjść z wnętrza tego obiektu i, dzięki jakie­

muś prawu albo kombinacji praw, wyznaczyć jego kontury.

W ten sposób działa geometra, wykreślając okrąg; w ten

sposób postępuje lingwista, konstruując gramatykę. Można także wyjść od otoczenia, z zewnątrz; uwzględnić obecność

sąsiadujących ciał; ustalić, w jaki sposób ciała te określa­ ją, poprzez swe boczne rozmieszczenie, formę przestrzeni, w której znajduje się obiekt. Tak czynią rzeki i miasta, ma­

terialnie organizowane przez przeszkody, które je obejmują

i nie są ich świadome. Wybieramy w tym miejscu tę drugą drogę: opisanie kilku zewnętrznych powierzchni, z którymi

lacanowski dyskurs się zderzył, które obszedł i w których wywołał erozję, jednocześnie otrzymując od nich formę i na­

dając formę im samym. Można to nazwać materializmem dyskursywnym.

Zresztą to właśnie w ten sposób uprawniane są tak charakterystyczne dla Freuda czy Lacana techniki lektury. 6

Wprowadzenie

Przemieszczenie akcentów, aby lepiej usłyszeć realność

rytmicznej matrycy. Zerwanie z widocznymi związkami, aby lepiej ujawnić powiązania realne. Rozpuszczenie wy­

artykułowanych i kompletnych znaczeń, aby wydobywać

stale niepełny sens. I znowu nie jest wymagana wyczerpywalność. Przyjąwszy zewnętrzny punkt widzenia, materializm dyskursywny

się zadowoli, a jego program będzie uznany za zrealizowany,

o ile tylko wykryte zostanie kilka własności kilku twierdzeń. Nie będziemy więc zdziwieni, że o kwestiach ewidentnie

podstawowych, ze względu na wewnętrzną doktrynalną lo­ gikę, powiedziane będzie niewiele. Nie będzie uwzględnia­ ne ani pragnienie, ani obiekt a, ani fallus, ani, ogólnie, nic z tego wszystkiego, co uprawomocnia istnienie twierdzeń

klinicznych. Ale jeśli czegoś brakuje, to nie jest to defekt; szczególnie jeśli to, czego brakuje, jest nieodzowne.

Wielkością wszystkich autentycznych materializmów jest to, że nie są totalizujące. To, że De natura rerum i Ka­ pitał są nieukończone, jest dziełem przypadku, ale dlatego

właśnie wynika to z konieczności systemowej. Ich nie­ kompletność usprawiedliwia traktowanie ich na sposób fragmentaryczny. Dziełom nietotalizującym odpowiadają

nietotalizujące odczytania. Jeśli można porównywać rzeczy

wielkie z wielkimi, to Lacan, którego proponuję, okaże się

potwierdzony, jeśli okaże się tak samo niekompletny jak Lukrecjusz czy Marks.

Ostatnia konsekwencja: nie może być uwzględnione

żadne osobiste zaangażowanie. Ani obawa, ani nadzieja. Ani podziw, ani pogarda, ani obojętność. Ani pamięć, ani

zapomnienie. Uznałem, że niewłaściwe byłoby dawanie 7

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

do zrozumienia tego, co osobiście myślę o Lacanie albo, dzięki Lacanowi, o okolicznościach, które go dotyczyły

i na które rzuca światło. Należałoby raczej przyjąć perspek­ tywę płynącej wody, która pozwala zaistnieć krajobrazowi.

Rzecz niekoniecznie w tym, że nic nie myślę na temat żadnej ze spraw, o których mówię - otworzyłem się przy innych okazjach - ale osobista myśl nie miałaby tu żadnej wagi.

Zakładając, że w ogóle jakąś ma. Jestem w istocie coraz bardziej przekonany, że myślenie jest zbyt poważną

sprawą, by zostawiać je osobom, chyba że tytułem wyjątku. Lacan niewątpliwie należy do wyjątków; jest kilka innych; z definicji liczą się tylko przez to, że są rzadkością. Zwalnia­

ją w każdym razie tych, którzy o nich mówią, z najmniejszej pretensji do własnej wyjątkowości. Jeśli w zwykłym biegu świata ma istnieć myśl, to uznaję za dającą się przyjąć mak­

symę etyczną, by działać tak, by istniało jej jak najwięcej. Co pociąga za sobą także to, że istnienie narzuca się jak naj­

większej liczbie bytów myślących. Jest to, prawdę mówiąc,

jedyne usprawiedliwienie, które można wysunąć na rzecz tego, by jakiś tekst raczej istniał, niż nie istniał. Pod jednym wszakże warunkiem: że myślenie, bez wyjątku, jest tylko

myśleniem przedmiotów.

Rozdział I Rozważania nad dziełem

To, co zwyczajowo nazywa się dziełem Lacana, występuje

w dwóch postaciach. Z jednej strony, dysponujemy tekstami napisanymi przez Lacana celem publikacji; z drugiej stro­

ny, dysponujemy seminariami spisanymi i wydawanymi przez kogoś innego niż ich autor - niektóre pod bezpo­ średnią kontrolą Lacana. Teksty sprzed października 1966

zostały zgromadzone w tomie zatytułowanym Ecrits, zaś najważniejsze - ale nie wszystkie - teksty napisane po tej dacie zostały opublikowane w periodyku „Scilicet”. Sądzę,

że wszystkie teksty pisane celem publikacji mają porówny­ walny status, niezależnie od daty i miejsca; pozwolę sobie

nazwać je zbiorczo: Scripta. Wokół seminariów podnoszo­ ne są różnego rodzaju spory; z istotnych powodów, które

wkrótce się ujawnią, pozostanę przy bieżącym wydaniu

publikowanym przez wydawnictwo Seuil; wydanie to za­ tytułowane jest Le Séminaire, każdy tom tworzy księgę,

9

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

identyfikowaną w obrębie jednolitego zbioru przez liczbę rzymską i tytuł1.

Nie sposób uniknąć pytania o relację pomiędzy tymi dwiema masami tekstów. Pytanie w istocie dotyczy tego,

co należy nazwać dziełem Lacana. Nie tylko tego, co je ma­ terialnie komponuje, ale, bardziej radykalnie, co uprawnia do mówienia o dziele w przypadku Lacana. Zdawało mi się kiedyś, że kwestia ta jest prosta. Wymaga ona jednak

uważnego rozważenia. Pojęcie dzieła należy do nowoczesnych czasów; przynaj­ mniej jeśli brać je w sensie ścisłym, jako zasadę jedyności, która pozwala na wprowadzenie w mnogość kultury2 porząd­

ku rejestru i zróżnicowania. Jedyność ta skoncentrowana jest

wokół systemu nominacji - nazwisko autora i tytuł dzieła podporządkowującego materialne wytwory, w szczególno­ ści teksty, reżimowi Jednego. Pytanie o to, czy istnieje jeden,

czy wiele tekstów, jest zresztą zupełnie drugorzędne, gdyż

to nominacja składa je w Jedno: inaczej mówiąc, dzieło nie musi być jedną księgą, ani nawet w ogóle nie musi być

1 Odwołania będą oznaczane za pomocą skrótów w następujący sposób: (a) Fonction et Champ de la parole et du langage en psychanalyse, É, s. 237 = Fonction et champ de la parole et du langage en psychanalyse, Ecrits, Paris 1966, s. 237. Litera É występuje tylko przy pierwszym odwołaniu do danego tytułu, następnie jest opuszczana; (b) L’Étourdit, Sc 4, s. 5 = £ ’Étourdit, „Scili­ cet” 4, Paris 1973, s. 5. Litery Sc występują tylko przy pierwszym odwołaniu, następnie są opuszczane, (c) S XX, s. 9 = Le Séminaire, livre XX, Paris 1975, s. 9. [Wydany po publikacji niniejszej książki zbiór Autres Écrits, Paris 2001 oznaczam AE - uwaga tłum.]. 2 W rozdziale tym „kultura” będzie regularnie rozumiana w znaczeniu fran­ cuskiego terminu culture, a niejako odpowiednik niemieckiej Kultur.

10

Rozważania nad dziełem

księgą. Dzieło nie jest materią, lecz formą, i to właśnie

forma jest tym, co organizuje kulturę. Konsekwentny marksista utrzymywałby, że jest ono w porządku myślenia ekwiwalentem tego, czym jest for­ ma towarowa w porządku rzeczy. Tak samo jak bogactwo

społeczeństw, w których panuje kapitalistyczny sposób produkcji, występuje jako olbrzymie zbiorowisko towarów (rozpoznajemy pierwsze zdanie z pierwszej księgi Kapitału), tak też kultura, dla nowoczesnych, występuje jako olbrzymie

zbiorowisko dzieł; każde z nich liczy się jako jedno, w za­

mian za gwarancję, której udziela tej jedyności skojarzenie z autorem (zwykle występującym pod nazwiskiem, lecz ano­

nimowość jest dopuszczalnym wariantem) i tytułem (zwykle nadawanym przez autora, chociaż nie zawsze); w porządku pism owo skojarzenie jest utrwalane przez publikację, która

manifestuje homologię dzieła i towaru: tak samo jak to­

war istnieje wyłącznie, podlegając wymianie, tak też dzieło w sensie ścisłym istnieje tylko jako opublikowane.

Nie zawsze tak było. W nowoczesnych czasach opisane urządzenie opanowało i rozszerzyło się, mutatis mutandis, na wszystkie rejony kultury; rozmaite sztuki poddane są od­

tąd formie dzieła, każda z nich określając to, co funkcjonuje dla niej jako ekwiwalent publikacji (przedstawienie teatralne,

wystawa, wystąpienie w telewizji, cenzura itd.) Możliwe jest ominięcie tego urządzenia, ale trzeba za to zapłacić: zrzec się

wpisania w kulturę. Można wówczas mówić o szaleństwie -

w ten sposób należy rozumieć definicję Foucaulta: szaleń­

stwo jako nieobecność dzieła. Jest to jednocześnie definicja szaleństwa jako zewnętrznej granicy kultury. Nie oznacza

to oczywiście tego, że kultura nie dysponuje siłą wchłaniania 11

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

wytworów szaleństwa; wystarczy, by wpisała je w formę

dzieła, ale, w tym samym momencie, termin „szaleństwo” traci stosowność. Przykładów, jak wiadomo, jest aż nadto,

a i sama etykieta art brut została wymyślona w tym celu. Wchodzi jednak w grę nie tylko szaleństwo, ze swoim or­ szakiem cierpień i dramatów. Wbrew temu, co można by sądzić, całe obszary nowożytnego piśmiennictwa rozwijały się zupełnie spokojnie poza formą dzieła; te pisma, ogólnie

rzecz biorąc, które przynależą do nauki i jej pomocnicz-

ki - techniki. W tym sensie rzeczywiście należy przyznać rację nawracającej opinii, że ani nauka, ani technika nie przynależą do kultury. Rzecz zdecydowanie nie w tym, by

denuncjować uprzedzenia ignorantów albo humanistów (nie

zawsze to było to samo); chodzi raczej o nakreślenie relacji strukturalnej: wzajemnej ekskluzji dwóch systemów, które

definiują się przez tę ekskluzję samą. Konsekwencja: to,

co działa w nauce, nie wpisuje się w formę dzieła; forma ta, to prawda, niekiedy pojawia się, ale w późniejszym cza­

sie, gdy efektywność nauki dobiegła już końca. Einstein

organizuje się w dzieło dopiero w momencie, gdy nauka, wchłonąwszy go, uznaje, że ma prawo o nim zapomnieć.

Wówczas dopiero kultura, jako poza-nauka, zastępuje sys­

tematyczną amnezję postępującej nauki, jako poza-kultury3. 3 Rozmyślnie pozostawiam pytanie o Uniwersytet z boku. Nie jest trywial­ nym pytanie o to, czy profesjonalne wytwory ludzi Uniwersytetu (rozpra­ wy, doktoraty) wpisują się w formę dzieła. Tradycja francuska odpowiada twierdząco; tradycja niemiecka czy angielska odpowiadają przecząco. Nie oznacza to oczywiście, że wszystkie doktoraty francuskie (mówię o tezach doktorskich w dawnym stylu) są dziełami i że żadna teza niemiecka lub angielska dziełem nie jest.

12

Rozważania nad dziełem

Wystarczy więc, by człowiek nowoczesny powołany został jednocześnie przez naukę, jak i przez kulturę, aby

stanął w obliczu pytania o dzieło, które domaga się roz­

strzygnięcia. Wybór pomiędzy nimi był niekiedy kluczowy. Takie było wyzwanie, jakie stanęło przed uczniami Saussure’a. Stanęli oni, jak wiemy, po stronie dzieła, uznając,

że sam zbiór prac naukowych nie wystarczy, by zachować

imię własne, na którym im zależało. Tak narodziła się owa „organiczna całość”, zatytułowana Cours de linguistique

générale, chociaż nie wiadomo, czy tytuł ten rozumiano

w liczbie pojedynczej [tzn. le cours: kurs, wykład], czy mno­

giej [tzn. les cours: kursy, wykłady]. Sukces wydawców

zaznacza się właśnie tym, że liczba pojedyncza narzuciła się wszystkim (mówimy: „Kurs”); istnieje odtąd rzeczywiście dzieło Saussure’a, utworzone przez skojarzenie nazwiska autora z tekstem, postrzeganym jako jednolity; Saussure

zajmuje odtąd miejsce w kulturze4. Freud, jeśli o niego chodzi, sam musiał dokonać wybo­ ru. Można mu nawet przypisać strategię; rzecz wygląda tak,

jakby wybierając formę dzieła, chciał osiągnąć to, na co nie

pozwalała mu publikacja ściśle naukowa. Warto tu przy­ pomnieć sen o monografii botanicznej (Objaśnianie ma­

rzeń sennych, s. 158). „Napisałem monografię poświęconą

4 Nic lepiej nie dowodzi ściśle formalnego charakteru pojęcia dzieła: tytuł Cours pozostaje dwuznacznie zawieszony między liczbą mnogą i pojedynczą; nie pochodzi od Saussure’a; tekst został przepracowany do tego stopnia, że ani jedna strona w obecnym stanie nie może być przypisana ręce Saussure’a; sam Saussure nigdy nie zamierzał publikować żadnego „kursu”. A jednak istnieje dzieło, a stąd także i autor, ponieważ kryteria formalne zostały spełnione. Por. J.-C. Milner, Retour à Saussure, Lettres sur tous les sujets. 12 avril 1994. [Przedrukowane w: J.-C. Milner, Le Périple structural, Paris 2002].

13

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

pewnej roślinie. Książka leży przede mną, właśnie przeglą­

dam kolorową tablicę...” Skojarzenia krążą wokół pewnego

niepowodzenia: „Kiedyś naprawdę napisałem coś w rodzaju

monografii, to znaczy artykuł o roślinie koka, który zwró­ cił uwagę Carla Kollera na znieczulające właściwości ko­

kainy. W moim artykule sam wskazałem na tę możliwość wykorzystania owego alkaloidu, nie wykazałem jednak

dość sumienności, by rozwinąć tę myśl” (tamże, s. 159). Stąd spadły na Kollera sława i sukces, co poświadcza tom okolicznościowy, który Freud odebrał wcześniej. Pomyślał

wówczas ze smutkiem o własnej książce (o samym Traum­

deutung), której ukończenie się opóźniało: „gdybym i ja mógł ujrzeć, jak [...] leży przede mną” (s. 160). Przywołuje

w końcu swą młodzieńczą książkową pasję: „obudziło się

we mnie wybitne upodobanie do kolekcjonowania i posia­ dania książek...” (s. 161).

Interpretacja: monografia i książka znajdują się w koniunkcji-dysjunkcji; sen wypowiada wyrzeczenie się monografii, to znaczy nauki normalnej, w której jest miejsce dla jubileuszy i laboratoriów, i opowiedzenie się za książką, to znaczy za formą dzieła i kulturą; Traumdeutung, jako

książka, będzie o tym zaświadczać. Monografia i książka należą de facto do tego samego paradygmatu - dlatego

pierwsza może „reprezentować” drugą - ale, należąc do tego

samego paradygmatu, przeciwstawiają się sobie wzajemnie, jak dwa fonemy. Ich przeciwstawienie stanowi powtórzenie przeciwstawienia nauki i kultury, na poziomie dzieła. Freud z pewnością wyruszył na podbój nauki biomedycznej (flec-

tere Superos); użył w tym celu oręża monografii; odrzucono go jednak, albo co najmniej pominięto. Swoją początkową 14

Rozważania nad dziełem

strategię zastąpić musiał strategią książki - książka jednak

jest tutaj jedynie empirycznym świadectwem formy dzieła,

wpisanej w żałobne pole kultury (Acheronta movebo). Ciąg dalszy jest znany: kultura była wystarczająco

silna, aby narzucić się medycznej nauce i technice. Forma dzieła pokonała monografię.

Nie bez naprawdę wysokiej ceny: „dzikiej bandy”, któ­ rą Freud musiał zaakceptować, choć marzył o laboratoriach, o porządnej naukowej współpracy, o oddanych uczniach

i jubileuszach. Wiadomo, że starał się ze wszystkich sił dostosować psychoanalizę do wymogów nauki normal­

nej; podbój nowoczesnego świata wymagał takiej daniny.

Międzynarodówka [tj. Międzynarodowe Stowarzyszenie Psychoanalityczne, IPA] była naczelnym narzędziem w re­

alizacji tej strategii.

Czy była to figura odpowiednia dla nauki normalnej, w to z pewnością można wątpić; pod wieloma względami

nauka normalna wyróżnia się właśnie tym, że jest wystar­ czająco silna, by w ogóle nie potrzebować tworzyć tego

typu instytucji; wyrazistość paradygmatów, w połączeniu z odziedziczoną siecią średniowiecznych uniwersytetów,

a także, powiedzmy wprost, Kościołem - oto, co wystar­ czy, aby wszystko ustalić. Siedem pierścieni IPA nasuwa

na myśl, prawdę mówiąc, nie tyle naukę, ile zawody spor­ towe - pięć kół olimpijskich - wraz z ich władczymi federa­

cjami5. Niemniej można zaręczyć: jakkolwiek by wykraczała ’ 25 maja 1913, z okazji pierwszego posiedzenia Komitetu IPA, Freud poda­ rował każdemu ze swoich pięciu współpracowników greckie intaglio, które ci umieścili w pierścieniach. Sam Freud nosił podobny pierścień, a w 1920 nowy członek otrzymał taki sam prezent. W sumie zatem: siedem ogniw.

15

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

poza dobre obyczaje nauki normalnej, Międzynarodówka przynajmniej w opinii Freuda - miała zajmować ich miejsce.

Oto możliwe podsumowanie jej Deklaracji: w psychoanali­ zie, nie bardziej niż w nauce, nie będzie dzieła, z wyjątkiem Freuda; będą tylko monografie. Również Lacan dokonać musiał wyboru. Wraz z koń­

cem drugiej wojny Międzynarodówka odniosła sukces; psychoanaliza wpisała się w zorganizowane uniwersum

nauki normalnej i, jak każda nauka godna tej nazwy w nowo­ czesnym świecie, wypracowała swoją własną technikę. Czy

wobec tego należało się zadowolić samą monografią? Wia­ domo, że Lacan, bardziej świadomy i skromniejszy w istocie niż inni, wahał się. Niekiedy na korzyść milczenia: „podda­

łem się, wzorem Fontenelle’a, owej fantazji, by mieć rękę pełną prawd, aby tym szczelniej je w niej zamknąć”, napisał

w 1946 roku {Propos sur la causalité psychique, E, s. 151). Także na korzyść naukowego periodyku; przez długi czas

stanowił on dla niego wzór - „La Psychanalyse” przypomi­ na na tyle, na ile to możliwe, majestatyczne i krótkotrwałe przedsięwzięcie „Recherches philosophiques”, pisma, z któ­

rym Lacan związany był w latach 30. Model ten jest całko­ wicie przeciwstawny modelowi dzieła: wszelkie periodyki

godne tej nazwy należą do formy monografii. Otóż publikacja Ecrits dokonuje się w horyzoncie dzieła. Lacan dokonał więc wyboru. Potwierdził zarazem,

że istnieć będzie w psychoanalizie jeszcze co najmniej jedno Zarówno zainteresowani, jak i sam Freud nie kryli sentymentalnego charak­ teru tego daru. Por. E. Jones, Sigmund Freud, Life and Work, Vol. 2, London 1955, s. 174-175. Internacjonalizm, ogniwa, Grecja, dziecinność; nawiązanie do Coubertina nie jest nieprawdopodobne.

16

Rozważania nad dziełem

dzieło. Gest tym bardziej zaskakujący, że występował prze­

ciw własnemu ruchowi Lacana. Lacan rozwinął temat „bublikacji”6. Kryje on w so­ bie pewną doktrynę dzieła: twierdzić, że publikowanie jest

zaśmiecającą produkcją bubli, to twierdzić, że publikacje

należą do porządku odpadów; ponieważ dzieło może być tyl­ ko dziełem opublikowanym, wyprowadzamy stąd wniosek, że każde dzieło, jako takie, należy do porządku odpadów.

Rozpoznać tu można pochodzącą od Bataille’a teorię cywi­ lizacji: należeć do cywilizacji - w przeciwieństwie do bar­

barzyńcy, który ją odrzuca, albo obłąkanego, który się z niej

wyłącza - znaczy umieć obchodzić się z odpadami i eks­ krementami. Kultura jako element cywilizacji, dzieło jako element kultury, publikacja jako wymiar dzieła, papier jako

wyróżniony środek dla publikacji i odchodów - wszystko

to daje się odszyfrować w tym świetle. To, że odpad jest tym samym, co odprysk odpowiedni dla zaczepienia pragnienia,

jest z pewnością decydujące (teorematy obiektu małe a), ale nie będziemy się tu tym zajmować.

Otóż zatem Lacan przystał na publikację; znaczy to, że przystał na dzieło; znaczy to, że przystał na śmietniko­

wego bubla. Musiał mieć poważne motywy.

Same ekskluzje z roku 1963 nabierają wymaganej powagi. Raz jeszcze nauka normalna zamknęła swoje po­

dwoje, tym razem pod ostrzałem amoralnych imitatorów; raz jeszcze trzeba było uciec się do kultury, aby zerwać pie­

częcie; raz jeszcze Orfeusz musiał zaintonować pieśń, aby

6 Poubellication, zamiast publication, od poubelle - śmieci, pojemnik na śmieci (przyp. red.).

17

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

móc przebyć Acheron. Na tę potrzebę odpowiadają Ecrits z 1966 roku, książka zatem, w tym, co jest w niej najbardziej

klasyczne.

Tak jak wcześniej Freud, tak też Lacan potrzebował kultury, aby zostać usłyszanym. Wiedział lepiej niż Freud, że był to wybór drogi pogrzebowej i odpadowej. Nie tylko

kamień nagrobny, przedstawiany przez każdą książkę z jej

okładką, która prezentuje, niczym epitafium, nazwisko, ty­ tuły (tytuł tekstu zajmuje miejsce wszystkich innych), datę i miejsce; nie tylko martwota papieru (caro data vermibus),

ale to, na co nie ma nazwy w żadnej mowie: książka jako

funktor zapomnienia (poublier, jak mówił też Lacan7). Jesz­

cze bardziej otwarcie niż w przypadku Freuda, wybór został wymuszony przez jawną decyzję Autorytetu8.

Lacan odniósł sukces w walce z Międzynarodówką.

Można stwierdzić, że istnieje w psychoanalizie przynajmniej

jedno dzieło prócz dzieła Freuda: dzieło Lacana. Oto, co wy­ znacza prawdziwe zwycięstwo Lacana i prawdziwą porażkę

Międzynarodówki. Nie muszę wypowiadać się na temat em­

pirycznej kwestii tego, czy zaistnieją inne dzieła. Nie muszę

7 Tym razem od oublier - zapominać (przyp. red.). 8 Nie można powątpiewać, gdy czyta się dokumenty, że chodzi o decyzję i że jest ona jawna. Por. „L’Excommunication”, dodatek do numeru ósmego „Omicar?”, Paris 1977. Mniej pewne jest, czy styl jest aż tak eklezjastyczny, jak się o nim mówi. Lacan (S XI, s. 9) przywołuje ekskomunikę większą, ale natychmiast zaznacza różnicę: Kościół rzymski nie rzuca ekskomuniki bez nadziei na powrót; następnie przywołuje formułę z Schammathy wygłoszoną przez Synagogę amsterdamską wobec Spinozy, która rzeczywiście dodaje niemożliwość powrotu. Ale nie ma i nie może być Synagogi powszechnej. Przywołać by można również Szkarłatną literę, ale międzynarodowy zbór kalwinistyczny też nie istnieje. Znowu raczej przychodzą na myśl rozmaite International Boards, zarazem wszechmocne i frywolne, które zarządzają światową rozrywką.

18

Rozważania nad dziełem

wypowiadać się na temat teoretycznej kwestii tego, czy dzie­

ło może przestać być dziełem. Pozostaje tylko do ustalenia,

co u Lacana składa się na dzieło. Czy jest nim zbiór publikacji, Scripta i Seminarium, wzię­ tych w swej dwoistej całości? Czy jest nim tylko zbiór Scriptów, o ile nie wyłącznie tom Ecritsl A może raczej

jest nim wyłącznie seria seminariów? Pod warstwą niektó­ rych toczących się podrzędnych sporów można w ten sposób

przywrócić realne pytanie.

Przez długi czas sądziłem, że Seminarium Lacana jest dziełem, a prawdę mówiąc - jest jedynym właściwym

dziełem Lacana. Popierałem generalny tytuł nadany mu

przez wydawcę - rzeczownik liczby pojedynczej poprze­

dzony rodzajnikiem określonym: Le Séminaire', popiera­ łem prezentację poszczególnych części jako numerowanych

i opatrzonych tytułami „ksiąg”; że podziały tych ksiąg nie były prezentowane jako „seanse” czy „wykłady”, lecz jako

rozdziały, także numerowane i opatrzone tytułami; że roz­

działy te były dalej dzielone na części, także numerowane; popierałem zamysł publikowania tekstu wedle najbardziej wypróbowanych reguł erazmiańskiej filologii (kompletność,

precyzja, dokładność), filologia ma bowiem współudział

w pojawieniu się dzieła: nadaje ona status dzieła temu, czym się zajmuje, przynajmniej w czasie, kiedy się tym zajmuje (tak więc Erazm musiał wpisać Ewangelie w formę dzieła

w momencie, gdy poddał je regułom filologii; oto, co czyniło

go w oczach Lutra skrajnym bluźniercą); w zamian forma

dzieła potrzebuje filologii, aby zapewnić swoją władzę nad dowolnym tekstem (dzieło autora współczesnego - Bretona, 19

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Prousta, Attalego - będzie spełnione jako dzieło z dniem,

gdy podniesione i uregulowane zostaną klasyczne problemy filologiczne: datowanie, ustalenie tekstu, klasyfikacja wa­

riantów, wykaz podróbek i zapożyczeń itd. Taka jest zwy­ czajowa funkcja serii wydawniczej La Pleiade). Pozostawało poczucie pewnej nieadekwatności. Jakie dzieło, w nowoczesnym i ścisłym znaczeniu, jest bezpo­

średnio związane z mówionym nauczaniem i jasno ułożo­ nym kalendarzem corocznych wykładów? Jaki jest związek

pomiędzy Seminarium i Scriptamf! Jeśli te drugie, pomimo

pozornie nieuporządkowanej różnorodności, zaliczane by­ łyby do dzieła, to czy należałyby do niego z tego samego

tytułu? Jeśli zaś nie byłyby zaliczane do niego, to czym miałyby być?

Najbardziej przekonujące precedensy pochodziły ze starożytności. Wzięci razem, Platon i Arystoteles również tworzyli wypowiedzi i pisma o dwóch odmiennych statu­

sach. Chodzi oczywiście o źródła antyczne, lecz filologia,

w postaci ukonstytuowanej w renesansie, i kultura, w postaci

ukonstytuowanej w XIX stuleciu, opierają się na zasadni­ czym anachronizmie: niezależnie od tego, czy to prawda,

czy fałsz, należy działać tak, jakby starożytność również podlegała formie dzieła. Zestawienie było więc uprawnione.

Przywołanie Platona i Arystotelesa oznaczało jednak

zarazem przywołanie kombinacji dwóch dystynkcji, z jednej strony między nauczaniem pisanym a nauczaniem mówio­

nym, z drugiej - między pismami egzoterycznymi a pismami

ezoterycznymi; przy założeniu, że relacja między obiema

dystynkcjami jest następująca: egzoteryka jest pisemna, ezoteryka jest ustna (ewentualnie transkrybowana). 20

Rozważania nad dziełem

Wiadomo, że zagadnienie ezoteryczności było ważne dla Lacana, który przywołuje często sławny wykład o Do­

bru, sednie tego, co pewna tradycja uznaje za niepisane i tajemne nauczanie Platona. Tak samo okazywał żywe za­ interesowanie sprawą zaginionych pism Arystotelesa9, którą

streścić można następująco: większa część tego, co napisał

Arystoteles, zaginęła; teksty te najczęściej przybierały formę dialogu i uchodziły za perły języka greckiego; stanowiły one

nauczanie egzoteryczne; to, co wiążemy z nazwiskiem Ary­

stotelesa, nie zostało napisane przez niego i jest dokonaną

przez uczniów transkrypcją samego nauczania ezoterycz­ nego i mówionego. Stąd proste przeciwstawienie Platona

i Arystotelesa: z tego pierwszego znamy całe egzoteryczne

dzieło pisane i nie mamy nic z dzieła ezoterycznego (przy

założeniu, że istniało); z tego drugiego zaś znamy tylko dzieło ezoteryczne, prócz kilku fragmentów egzoterycznych

przekazanych przez tradycję rękopiśmienną. Znane powszechnie przeciwstawienie zapowiada pod

pewnymi względami to, co odróżnia Freuda od Lacana: po­ nieważ, w przypadku pierwszego, mamy wyłącznie pisma,

zatem posiadamy z niego wyłącznie egzoterykę (Zapisy Towarzystwa Wiedeńskiego, późno opublikowane, zdają się niczego nowego nie wnosić); ponieważ z tego drugiego

mamy nie tylko pisma, ale także nauczanie mówione, za­ tem posiadamy dwa rodzaje nauczania: egzoterykę Ecrits

’ Sam Lacan zasygnalizował mi w 1964 dziełko, w którym J. Bidez przed­ stawił francuskim czytelnikom prace W. Jaegera i E. Bignone'a: Un singulier naufrage littéraire dans l Antiquité. A la recherche des épaves de l'Aristote perdu, Bruxelles 1943. Zdaje się zresztą, że W. Jaeger i Lacan utrzymywali znajomość.

21

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

i ezoterykę Seminarium, którego materialny ciężar w ciągu

kolejnych lat stale rósł.

Dystynkcja przeprowadzona między egzoteryką a ezoteryką jest co prawda daleka od oczywistości. Z opisowego punktu

widzenia zgodni jesteśmy co do rzeczy następującej: egzoteryczne nauczanie Arystotelesa adresowane jest do ludzi

spoza filozofii (exö), którzy nie wybrali (jeszcze?) sposobu życia teoretycznego; nauczanie ezoteryczne adresowane jest do tych, którzy są w filozofii (eso); wybrali już właści­ wy sposób życia i przebyli drogę uznawaną za niezbędną. Z perspektywy pojęcia w pismach egzoterycznych nie może

być nic, co kompletnością, precyzyjnością i przejrzystością wykraczałoby poza transkrypcję ezoteryczną; odwrotnie to w transkrypcji ezoterycznej może zawierać się większa kompletność, większa precyzja i większa przejrzystość.

Jeśli jest coś w pismach egzoterycznych, czego nie ma w ezoterycznych, to nie należy to do porządku pojęcia, ale

do czegoś, co znane jest pod nazwą: protreptyka. Chodzi o tę dyskursywną procedurę, której zadaniem jest wyrwać

podmiot z doxa i skierować go ku theoria. Arystoteles, jak mówili starożytni, zrealizował ją i doprowadził do najwyż­ szej doskonałości (por. W. Jaeger, Aristotle, Oxford 1967,

rozdz. 4). To także to, co w opinii niektórych autorów nowo­ żytnych, stanowi jedyny cel dialogów Platona.

Uwzględniając to wszystko, uważałem, że Seminarium

Lacana było w odniesieniu do Scriptów tym, czym były za­ chowane teksty Arystotelesa w odniesieniu do zaginionych

(albo, ewentualnie, zaginione nauczanie Platona wobec za­ chowanego Platona): Seminarium było ezoteryczne, Scripta 22

Rozważania nad dziełem

zaś egzoteryczne. Wnioskowałem stąd, że Seminarium jest

niezbędne dla interpretacji Scriptów, a w konsekwencji - sta­ nowi dopełnienie dzieła. Skoro zaś publikacja Seminarium

pozostawała nieukończona, nieukończonym pozostawało także dzieło; jego interpretacja nie mogła przeto preten­

dować do żadnych definitywnych ustaleń; nic zawartego

w Scriptach nie mogło rozjaśnić Seminarium; tylko Semi­ narium uprawnione było rozjaśniać Seminarium i mogliśmy

używać Scriptów jedynie po to, by wysuwać hipotezy od­ nośnie do jeszcze nieopublikowanych części Seminarium. Zgodny byłem w tym z ogółem interpretatorów. Nie­ którzy szli jeszcze dalej: bez ogródek dawali do zrozu­

mienia, że Scripta, jako pisma, należą do instancji niższej względem nauczania mówionego - sławnego Słowa, które

od Sokratesa i Jezusa Chrystusa gromadzi uczniów i skrywa nieporównane skarby. Stąd niezliczone komentarze na te­ mat znamion mówienia, uznawanych za konstytutywne dla Seminarium. Stąd swobodne przechodzenie do Obecności

i do figury Mistrza, z zadaniem przedstawienia jego Apologii, upamiętnienia jego Procesu - jeśli nie Pasji - i oddania

godnych pamięci gestów bądź powiedzeń. Dzisiaj, po dokładnym i wielokrotnym przeczytaniu tego, co zostało opublikowane z Seminarium, utrzymuję, że się

myliłem. Seminaria Lacana są egzoteryczne, nie ezoterycz­ ne; ezoteryczne są Scripta - w znaczeniu, w jakim ezo­

teryczny jest korpus arystotelesowski. Te pierwsze utkane są z elementów protreptyki - aluzji, literackich bądź uczo­ nych ozdobników, diatryb, dekonstrukcji doxa; te drugie

dążą do pozbycia się jej. Seminaria starają się pochwycić 23

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

słuchacza (projektowanego, przez transkrypcję, w mate­ rialną sytuację czytelnika, ale to mało ważne) w punkcie wyobrażeniowości, w którym umieściły go okoliczności da­

nego momentu; pochwyciwszy go, starają się przemieścić go z tego naturalnego miejsca za sprawą gwałtownego ruchu,

który u Lacana, w odróżnieniu od Platona, przyjmuje raczej postać diatryby, jeśli nie inwektywy: nieokrzesanych i monologicznych dialogów10. Scripta mogą oczywiście zawierać elementy protreptyczne, ale to, co jest w nich rozstrzygające,

pozostaje wobec takich elementów obojętne: czytelnik (któ­ rego zadanie jest dużo bardziej złożone niż projektowanie się na fikcyjnego słuchacza) musi odcyfrować, ewentualnie

między wierszami, tezę z porządku wiedzy.

To prawda, że seminaria adresowane są do analityków i analizantów. Można by więc zakładać w nich tę formę wewnętrznego zamknięcia, która charakteryzowała ezote-

rykę szkół greckich. Rzecz jednak w tym, że Lacan uzna-

je swoich słuchaczy za niezajmujących jeszcze docelowej pozycji w analizie. Aby analityk zajął miejsce analityka,

a analizant analizanta, aby każdy autentycznie wszedł w ana­ lizę - taka jest ostateczna celowość każdego poszczególnego seminarium. Zakłada ona ruch zupełnie ściśle analogiczny

do tego, który w protreptyce prowadzi od zewnętrzności

10 Lacan rozwinął technikę, którą można nazwać protreptykiem negatywnym: pobudzić podmiot do wyrwania się z doxa poprzez strofowanie go. Technika nie jest nowa; praktykowali ją cynicy; odnajdujemy ją ponownie u Lewisa Carrolla, gdzie miła, uprzejma i reprezentująca najbardziej wiktoriańskie bezbarwne opinie Alicja stale daje się obrażać przedstawicielom nonsensu, który jest symptomem realności; odnajdujemy ją wreszcie u surrealistów i w popisach Groucho Manta.

24

Rozważania nad dziełem

bios theoretikos (exô) ku wnętrzu (esó). W Scriptach ruch ten uznawany jest za zrealizowany.

U Lacana istnieje więc, tak jak u Arystotelesa, część ezoteryczna i egzoteryczna; istnieje także część pisana

i część mówiona. Ale od Lacana do Arystotelesa relacja krzyżuje się i odwraca: ezoteryczna jest część pisana, eg­

zoteryczna - część mówiona i transkrybowana. Stąd wnio­

sek: pod względem myśli w seminariach nie ma i nigdy nie będzie niczego więcej niż to, co jest w Scriptach. Ale za­

wsze może być w Scriptach coś więcej niż w seminariach. Seminaria w niczym nie mogą modyfikować interpretacji

Scriptów, ale wszystko, co znajduje się w Scriptach, istotne jest dla interpretacji seminariów.

Stąd wypływa nieuchronna konsekwencja dotycząca dzieła Lacana. Jeśli takie dzieło istnieje, to jest ono w cało­ ści zawarte w Scriptach. Otóż z definicji wszystkie Scripta

zostały opublikowane. Innymi słowy, dzieło już w całości

istnieje teraz, kiedy piszę, bez względu na to, że publikacja seminariów nie została ukończona. Liczba pojedyncza i rodzajnik określony z tytułu Le Séminaire nie mogą być odczytywane jako wyróżniki

dzieła. Są tylko oznaką jedyności pewnej instytucji, która utrzymywała się w różnych miejscach na przestrzeni lat. Jeśli jednak zastanowilibyśmy się nad tekstami transkry-

bowanymi, to wydaje się, że liczba mnoga byłaby bardziej

odpowiednia; będę przeto mówił raczej o seminariach. Z kolei liczba mnoga w tytule Scriptów zdaje jedynie spra­

wę z materialnego rozproszenia tekstów; nie może przesą­ dzać o istnieniu bądź nieistnieniu dzieła, które zależy tylko

od kryteriów myślenia. 25

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Któż nie chciałby móc przeczytać zbioru dialogów

Arystotelesa? Na tej samej zasadzie publikacja seminariów posiada nieporównaną wagę dokumentacyjną. Nie jest

pewne jednak, czy ułatwia dostęp do Scriptów na drodze protreptycznej; protreptyka bowiem jest okolicznościowa;

gdy okoliczności się zmieniają, staje się mętna. Spotkało to dialogi Platona, które stały się ciemne właśnie w swoim

egzoterycznym wymiarze. Jest więc możliwe, iż seminaria zaciemnią Scripta (tak jak ostatecznie Teodycea jest mniej jasna niż Monadologia, a Prolegomena mniej jasne niż Kry­

tyka czystego rozumu, albo korespondencja Flauberta mniej jasna niż Prostota serca, a Pastisze Prousta mniej jasne niż

Wposzukiwaniu straconego czasu). Nikt nie przeczy, że sta­ nowić to może nawet źródło żywego zainteresowania, nie należy jednak dać się zwieść co do istoty sprawy.

Prawdą jest, iż podział na egzoterykę i ezoterykę sam wymaga pewnej obróbki. Zakłada on przejrzyste rozdziele­ nie tekstów. Rozdzielenie to jednak da się dużo mniej wyraź­ nie odtworzyć, niż sugerowałem. Ściśle rzecz biorąc, linia

podziału powinna przebiegać między Scriptami i samymi

seminariami. W każdym z tych zbiorów można rozpoznać współwystępowanie twierdzeń należących do protreptyki i twierdzeń przynależących do doktryny. Pierwsze, w od­

różnieniu od Platona i Arystotelesa, nie mają technicznej

formy dialogu11. Można to łatwo wyjaśnić: technika dialogu

zatraciła się z tego powodu, że dla nowoczesnych wszystkie 11 Por. wprowadzenie do L 'Instance de ta lettre, E, s. 493, gdzie Lacan przed­ stawia własny tekst jako znajdujący się „w połowie drogi” pomiędzy pismem i mową. Znamienne jest jednak, że punktem wyjścia był dla niego wywiad, udzielony na prośbę FGEL w 1957 roku.

26

Rozważania nad dziełem

techniki literackie są przestarzałe. Norden (Die antike Kunstprosa, Bd. 1, Leipzig 1898, s. 48) ustanowił za teoremat,

że żaden tekst antyczny nie jest atechnon', prawdziwy jest

teoremat odwrotny: każdy nowoczesny tekst - w stopniu,

w jakim jest nowoczesny - jest atechnon. To właśnie spra­ wia, że zawsze jest jedyny w swoim rodzaju, w czym od­

najdujemy znamię niezastępowalnego Jednego, charaktery­ stycznego dla formy dzieła.

Otóż Lacan należy do nowoczesnych. Wykorzystuje

więc swobodnie możliwości „atechniczności” i niezastę-

powalności. Przypomina w tym André Bretona, którego Nadja wyznacza horyzont - wprawdzie słabo widoczny, ale rozstrzygający - wszystkich Lacanowskich pism. Jeśli

więc chodzi o seminaria czy pisma, panuje tam atechnon.

Nawet pozostałości scholastycznych technai, przekazywa­ nych przez tradycję uniwersytecką (części, rozdziały, para­ grafy jako wyróżnione od zdań), Lacan skłonny jest wyzbyć się - nie przez ignorancję czy pogardę, ale dlatego, że nie były narzędziami trafnymi. Także protreptyka, w obszarze

pisanego paragrafu, przyjmuje atechniczną postać uczonej konwersacji, przejętą od Makrobiusza za pośrednictwem La Mothe Le Vayera (cytowanego na przykład w Kant avec

Sade, E, s. 787). I ponieważ konwersacja ta nie może mieć już formy dialogu, pozostaje jej jeszcze forma, która nią nie

jest: ekskurs12. 12 Oczywiście przychodzi na myśl Montaigne. Nazwisko Diderot także się nasuwa; jeden z rzadszych, przynajmniej we Francji, przykładów użytkowania dygresji w powieściach; jeden z rzadszych także nowoczesnych przykładów pisania rozbudowanych dialogów nie za sprawą tradycji platońskiej, ale za sprawą inwencji i genialności. Czytając seminarium Lacana, łapiemy się cza­ sami na odnajdywaniu akcentów ze Snud'Alemberta, z którego słyszelibyśmy

27

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

W obszarze zdania protreptyka negatywna nie dys­

ponuje już metodami oskarżenia czy diatryby, aby gwał­

townym posunięciem wyrwać senną doxa z bezpiecznego miejsca. Pojawiają się za to procedury chętnie nazywane „gongorycznymi”. Że nie mają nic wspólnego z Gongorą,

minimum wiedzy wystarcza, by dostrzec. W ścisłej perspek­

tywie historii stylów chodziłoby raczej o pisanie artystycz­

ne, ożywione od czasów Goncourtów, w wąskich granicach świata medycznego, staraniami sławnych lekarzy i kolekcjo­ nerów (Clérambault, Du Boulbon). Chociaż Lacan używa go w innym celu - rzadkie leksemy, niecodzienne semantemy i łamana składnia mają utrudnić czytelnikowi polega­

nie na przyzwyczajeniach języka, wzbudzić brak zaufania

do linearnych następstw i symetrycznych rozmieszczeń, przymusić go do nadchodzącej wiedzy.

Z nieustannymi ekskursami, ze złożonymi zdaniami przygotowującymi drogi wiedzy, wiążą się twierdzenia

przynależne do transmitowalnego elementu wiedzy. Mają one zupełnie inny charakter13. Różnica rzuca się w oczy, gdy Lacan odwołuje się do zapisów matematycznych. Ale

przed pojawieniem się mathemu w ścisłym sensie daje się rozpoznać twierdzenie transmitowalne - sygnalizowane przez składnię (najprostszą z możliwych) i jego nawracanie. tylko repliki d’Alemberta i de Bordeu, pomieszane w jednym tekście, podczas gdy audytorium - prawie lub całkiem nieme - odgrywałoby rolę nieszczęsnej Lespinasse, powołanej do istnienia przez same zniewagi w nią wymierzone. 13 Stylistyka Lacana artykułuje się tym samym wedle funkcjonalnych reperów, które konstytuują protreptykę i całkowitą transmitowalność. F. Régnault zaproponował typologię bardziej „wewnętrzną” dla struktury doktryny (Traits de génie, w: M.-P. de Cossé-Brissac et col., Connaissez-vous Lacan?, Paris 1992, s. 219-230). Różnica w metodzie usprawiedliwia znaczące różnice w wynikach.

28

Rozważania nad dziełem

Wygodnie nazywać je będzie logionem - nazwą za­

pożyczoną z filologii Ewangelii, ale do celów zupełnie świeckich.

Z istnienia logiów wnioskować będziemy, że Lacan czytelnik Leo Straussa14 - nie praktykował systematycznie

sztuki pisania i nie wymagał technik czytania, które Strauss

miałby wedle własnej tezy odnowić. Ta sztuka i te techniki zakładają w istocie: (1) że naprawdę ważne twierdzenia bar­

dzo rzadko pojawiają się w dziele w formie kompletnej (cza­

sami nigdy); (2) że regułą ogólną jest to, że często powta­ rzane twierdzenia występują z pewnymi zmianami, czasami nieznacznymi, acz zawsze znamiennymi; (3) że twierdzenia powtórzone ściśle w identycznej formie (jeśli takie istnieją) są przez to nieistotne albo fragmentaryczne; (4) że głów­

nym wyróżnikiem powtarzanych twierdzeń (ze zmianami

bądź bez) jest najczęściej ich banalność, ich gruba nieade-

kwatność wobec najbardziej oczywistych danych, by nie powiedzieć niekoherencja (cechy te mają pobudzić uwagę

i skłonić do „powtórnej” lektury); (5) że tak skompono­ wane dzieło jest w przeważającej części utkane z nieistot­

nych, pozbawionych znaczenia i nielogicznych twierdzeń

(w tym tkwi zagadka do rozwikłania); (6) że ogólnie każ­ de twierdzenie takiego dzieła, aby powiązane było z tym,

co istotne, koherentne i nietrywialne, musi być czytane jako

fragment do uzupełnienia; metoda polega na wiązaniu ta­

kiego twierdzenia z innymi twierdzeniami dzieła, pozornie H Prześladowanie i sztuka pisania jest cytowane z wydania amerykańskiego z 1952 r. w L'Instance de la lettre, s. 508-509 (tekst z 1957). Przekład fran­ cuski pojawił się później (Paris 1989). [Fragment w tłumaczeniu P. Maciejki ukazał się w: L. Strauss, Sokratejskie pytania. Warszawa 1998].

29

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

niepasującymi do niego czy nawet z nim sprzecznymi, ale

równie cząstkowymi15. Nic tu nie pasuje do logiów: są one zarówno nawracają­

ce, zgodne z prawdą, istotne i zdolne do bycia interpretowany­ mi całkowicie ze względu na własną zawartość. Nie są ani bez

znaczenia, ani sprzeczne, ani niekompletne. Nie są zagadko­

we. Jeśli wydają się takie niestarannemu czytelnikowi, to dla­ tego, że ich stwierdzenia zawsze uprzedzają myśl (asercja

antycypowanej pewności16). Nie są stenogramami ustalonych myśli, ale raczej hologramami nadchodzącej myśli - odczytuje się je w czasie przyszłym uprzednim. Same są źródłem własnej

jasności; transparencja jest im dana jako efekt nieustępliwego

odtwarzania w identycznej postaci oraz powtarzanej i prawie namacalnej manipulacji - Lacan sam angażuje się w tę pra­

cę, stąd ich nawracanie - a nie wzajemnego łączenia. Logia

przynależą do dobro-mowy. Skądinąd wiadomo, że Lacan praktykował „niedo­ mówienie” (por. poniżej, s. 209; co pociąga za sobą to,

15 Stąd konsekwencja, że dzieło pisane wedle tych reguł (przypuszczalnie starożytnych i zapomnianych) musi wydawać się nowoczesnemu czytelni­ kowi czymś na kształt nagromadzenia nieuporządkowanych i nieciekawych twierdzeń. 1 to tym bardziej, im dzieło jest ważniejsze. Pozostaje więc tylko argument z autorytetu: starożytne dzieło, starożytnie sławne, nie mogło stać się sławne z byle powodów; jeśli więc wydaje się nieciekawe i źle skonstruowane, to znaczy, że jest źle czytane, a dokładniej - czytane niestarannie. I odwrotnie, żadne istotnie ważne starożytne dzieło nie mogło być przeoczone - ponieważ niegdyś istnieli staranni czytelnicy. Autor nowoczesny może życzyć sobie takich czytelników; ale nie może być pewien, że istnieją. Najczęściej nawet zakładać musi, że nie istnieją. Tym samym więc jego pisanie warunkowane jest stale przez zapoznane dzieło. W takiej perspektywie Lacan jest zaiste nowoczesny. 16 Fragment tytułu tekstu Lacana, który Milner przywołuje w kolejnym roz­ dziale: Le temps logique et I 'assertion de certitude anticipée (Czas logiczny i asercja antycypowanej pewności) (przyp. red.).

30

Rozważania nad dziełem

iż niektóre twierdzenia wiedzy dają się odczytywać wy­

łącznie jako pozbawione prawdziwości i fragmentaryczne, a także to, iż inne twierdzenia - niekiedy te same - miesza­ ją tezy wiedzy z zabiegami protreptycznymi (dygresje, pi­ śmiennictwo artystyczne). Ani jedne, ani drugie nie są więc

logiami - w porządku wiedzy nie ma u Lacana samych tylko

logiów. Ale niedomówienie samo jest podporządkowane

dobro-mowie. Jest do niej tylko sposobem dostępu. Otóż dobro-mowa (czy to w formie lapsusu, żartu bądź przypad­

kowej zbieżności językowej) rozgrywa się w jednym posu­ nięciu. Logion istnieje tylko wtedy, gdy istnieje zwycięskie

posunięcie, ale w grze logionu wygrywa się lub przegrywa wyłącznie, grając jeden jedyny raz17. Sztuka dobro-mowy jest bez wątpienia trudna; być

może istnieć może tylko na zasadzie etycznego nakazu {Télévision, s. 65; AE, s. 532); być może tylko niedomó­

wienie cechuje roztropność. Ażeby stolik do gry nie zo­ stał opuszczony, należy czasami podzielić stawkę, udając,

że spotyka się ponownie Leo Straussa, który wierzy jedynie

w niedomówienie, logion pozostawiając Bogu. Tak rozgry­ wa się skromniejsze partie, w których wygrywa się tylko dzięki mnożeniu wysiłków.

17 Możliwe jest de jurę sporządzenie wyczerpującego wykazu logiów. Ist­ nieć muszą także logia chybione. Miałyby wymaganą formę składniową, ale antycypowana pewność, która je znamionowała, ulotniła się na dalszym etapie. W rejestrze czasu logicznego jest to posunięcie na zawsze zawieszo­ ne. Wskazówka: Lacan nie wraca do nich, rzuciwszy je raz; z tego powodu tworzy się efekt zagadki. Nie ma u Lacana właściwego miejsca na zagadkę. Jeśli istnieją zagadki de facto, to sygnalizują porażkę. Tytułem przykładu proponuję przykazanie „nie odstępować od swego pragnienia”, które dało się wyprowadzić, jak sądzono, z seminarium VII.

31

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

W ten sposób przeplatać się będą zdania o różnym

statusie: protreptyczne obejścia i twierdzenia wiedzy. Ich splot, będąc sam w sobie a-techniczny, zrealizować się może wyłącznie w sposób nietrwały; może być także odczyty­

wany jedynie w osłabionej postaci zestawienia (dygresja,

poboczna uwaga, wyskok). Temu, kto przywiązany jest do wiedzy, protreptyka wydaje się czymś na kształt jakiejś tkanki łącznej, pasożytującej na nośniku transmitowalności.

Temu, kto przywiązany jest do uczonych dywagacji, wypeł­

nionych genialnymi pomysłami, jasnymi wskazówkami, wy­ szukaną erudycją i odwagą stylistyczną, zmatematyzowane

twierdzenia zdają się nieprzejrzyste i ogólnikowe. Czytelnik powinien wykazać rozeznanie, takie, które Lacan zaleca ana­

litykom, i nie mylić się co do natury wypowiedzi. Możemy zrozumieć teraz prawdziwy związek Scrip-

tów i seminariów: oba zbiory zawierają twierdzenia wie­ dzy i twierdzenia protreptyczne, jednak z punktu widzenia

wiedzy w seminariach nie ma niczego, czego nie byłoby w Scriptach™-, z punktu widzenia protreptyki i uczonej dy­ wagacji pomiędzy Scriptami a seminariami mogą istnieć

różnice; jeśli w tych drugich jest coś, czego nie ma w pierw­

szych, to należy to ciągle do uczonej dywagacji, a nie do wie­ dzy - ale odwrotność tego twierdzenia nie jest prawdziwa. W każdym razie ci, którzy zainteresowani są wiedzą, zawsze mają prawo - acz nie obowiązek - pominąć seminaria.

18 Wyjątek, do którego będzie trzeba wrócić (rozdz. 5), to seminarium XX, które jest szczytowym punktem drugiego klasycyzmu lacanowskiego. Zmierza ono w kierunku anulowania różnicy pomiędzy ezoteryką i egzoteryką - albo, co jest równoznaczne, pozbywa się często stylu protreptycznego.

32

Rozważania nad dziełem

Przy takim generalnym urządzeniu spraw narzuca się wnio­

sek: jeśli to Scripta, a nie seminaria tworzą dzieło, wówczas znaczy to, iż Lacan, w celu transmisji swej doktryny, położył całkowite zaufanie w piśmie (a nie w transkrypcji). Jedna

dana się nie liczy: słowo Lacana. Odrzucamy ostatecznie

uduchowiającą konstelację, która się na nim opierała: Słowo, Obecność, Mistrz, Uczeń, Upamiętnianie. Cała doktryna mathemu powstanie jako przeciwieństwo takiego inscenizo­

wania (por. niżej, rozdz. 4). Do uświęcania teatru pobudzała wyłącznie mityzacja zwykłego faktu: Lacan nauczał ustnie.

Któż tego nie robił, odkąd Uniwersytet stał się instytu­

cją przyjmującą wszystkie doktryny? Prawdą jest, że Lacan

mówił jak mało kto z jego współczesnych - można byłoby powiedzieć tak jeszcze o kilku innych postaciach. Nie mam sumienia przypominać elegijnych zachwytów Alaina nad

ożywczym sposobem mówienia Jules’a Lagneau czy Des Grangesa nad Brunetière’em. To, że słychać pewne osob­

liwości w transkrypcji pochodzące z mówienia, co w tym zaskakującego i zasługującego na podkreślanie? Fakt,

iż Lacan prowadził nauczanie ustne, bardziej go przybliża do zwyczajów uniwersyteckich, niż z nich wyróżnia; pod tym względem Sartre jest dużo bardziej niezwykły, odsu­

nięty tak długo od wszelkiej publicznej transmisji słowa.

Można by co najwyżej zgodzić się, że pomiędzy formą pisaną i mówioną Lacan utrzymywał rozróżnienie,

którego przedstawiciele świata uniwersyteckiego mają nie uznawać. Dumézil miał udzielić Foucaultowi tej rady: „nie

pisać niczego, co nie było wygłaszane; nie wygłaszać ni­

czego, co nie jest przeznaczone do napisania”. W regule

33

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

wzajemnie jednoznacznego projektowania można rozpo­

znać uniwersytecki zwyczaj (z którym wielu francuskich pracowników uniwersyteckich radzi sobie zresztą słabo, już

to przez agrafię bądź grafomanię, już to przez afazję bądź słowotok; to i tak jedna z ich mniejszych słabości). Lacan z pewnością podważają, ale, raz jeszcze, wcale nie bardziej,

lecz raczej mniej niż Sartre. W każdym razie powoływanie się na Platona byłoby

wielce niestosowne. Cokolwiek sądził Platon o piśmie,

a co jest dużo mniej jednoznaczne, niż się zdaje, należał do świata, w którym pismo było jeszcze problematyczne, w tym, co dotyczy przynajmniej stosunku do prawdy19. Całkiem inaczej jest u Lacana: sytuuje się on całkowicie w uniwersum, gdzie relacja prawdy do pisma nie jest już

problematyczna. Co prawda problematyzujeją powtórnie-

we freudowskiej psychoanalizie Prawda mówi, a nie pisze aczkolwiek ruch, na początku i na końcu, zakłada właśnie

odwrócenie Platona. Nie oznacza to oczywiście, że pismo jako takie sytu­ uje się z konieczności w formie książki; wiadomo, że La­

can był - najpierw przez ograniczenia zewnętrzne, później z wyboru - poza księgą; dzielił tę cechę z innymi: André

Bretonem - którego Nadja, jak zauważyliśmy, jest dziełem

jako atechnon, ale czy jest księgą? - czy Jakobsonem. Tak jak oni, i inaczej niż Freud, powołał dzieło w miejscu pęk­ nięcia pomiędzy formą długą i krótką, pomiędzy alokucją 19 Zob. na ten temat Détienne’a (Les Maîtres de vérité dans la Grèce archaïque, Paris 1967), razem z wyjaśnieniami Roubauda (L 'Invention du fils de Leoprepes, Paris 1993).

34

Rozważania nad dziełem

dopuszczalną i powściągniętą. Ale nie wpływa to na główną kwestię: czytanie Lacana to czytanie tego, co jest napisa­ ne, a szczególnie Scriptów, i jednoczesne oczyszczanie ich

z niejasności, które wprowadza w nie okazjonalnie protrep-

tyczne mówienie.

Rozdział II Doktryna! nauki

1. Równanie podmiotów i nauka Lacan ustanawia równanie: „podmiot, na którym działamy

w psychoanalizie, może być tylko podmiotem nauki” (La Scienceetla Verite, E,s. 858). To równanie podmiotów wy­

powiada trzy stwierdzenia: (1) psychoanaliza działa na jakimś podmiocie (a nie na przykład na ego); (2) istnieje jakiś podmiot nauki; (3) te dwa podmioty tworzą jeden.

Wspólnym mianownikiem owych trzech stwierdzeń jest to, iż mówią opodmiocie;co przez to należy rozumieć, za­ leży od tego, co można nazwać aksjomatem podmiotu:

‘istnieje pewien podmiot, różny od wszelkiej formy empirycznej jednostkowości ’1. Ów aksjomat istnienia stosuje termin i rozróżnienie

całkiem homonimiczne z odpowiednimi twierdzeniami ' W sposób jawny sformułowane w La Science et la Verite, s. 875. Cytaty tekstowe będą odtąd ujmowane w zwykły cudzysłów, natomiast w cudzysło­ wie pojedynczym będą umieszczane twierdzenia doktrynalne, które mogą nie występować expressis verbis w źródłach.

37

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

kantowskiej i postkantowskiej metafizyki; pytanie o to, czy

są synonimiczne, na razie zawieszamy. Trzecie stwierdzenie konstytuuje równanie jako takie;

opiera się na korelacjach historycznych, ale nie jest przez nie fundowane. Pierwsze stwierdzenie dotyczy praktyki

analitycznej (co wskazuje czasownik działać) i wcale nie jest trywialne - ważność nadaje mu autorytet wypo­

wiadającego, o którym zakłada się, że wie, na czym polega psychoanaliza, a w szczególności, jak postępował w niej

Freud. Drugie stwierdzenie angażuje pojęcie, któremu Lacan nadaje ścisłe znaczenie, pojęcie „podmiotu nauki”, choć jest ono tylko częściowo lacanowskie. Przywołana

w nim definicja nauki nie pochodzi od Lacana - co zresztą wyjaśnia on wystarczająco; Lacanowi właściwe jest tylko stwierdzenie, że z tej definicji nauki wywodzi się szcze­ gólna figura podmiotu (taka, której istnienie aksjomat pod­

miotu ustanawia). I tu, ściśle mówiąc, mamy do czynienia z hipotezą.

Można i należy więc uznać, że równanie podmio­

tów zależy od tej hipotezy - będzie ona odtąd nazywana hipotezą podmiotu nauki:

‘nauka nowoczesna, jako nauka i jako nowoczesna,

określa pewien sposób konstytuowania podmiotu’. Stąd wyprowadzamy definicję podmiotu nauki:

‘podmiot nauki nie jest niczym innym niż nazwą pod­

miotu, w stopniu, w jakim nauka nowoczesna, na mocy hi­

potezy, określa sposób jego konstytucji’.

Zauważmy, że równanie podmiotów nie mówi nic o psycho­ analizie jako teorii. W szczególności nigdzie nie stwierdza 38

Doktrynal nauki

się, że sama psychoanaliza jest nauką. Lacan mówi o tym

wyraźnie: fakt, iż ,jej praxis nie implikuje innego podmiotu niż podmiot nauki”, trzeba „odróżnić od pytania o to, czy psy­ choanaliza jest nauką (czyjej pole jest naukowe)” (E, s. 863).

Widzimy, że słowo praxis użyte jest wprost. Każę ono przywo­

łać figurę theoria. Wydaje się znamienne, że Lacan nie mówi, iż równanie podmiotów dotyczy theoria analizy. Nie znaczy to, że owo równanie nie jest twierdzeniem theoria, oznacza

raczej, iż sytuuje się ono w przejściu od praxis do theoria. Można by powiedzieć, że artykułuje ono theoria w stanie na­

rodzin, w ruchu podjętej refleksji nad praxis. Wnosimy stąd,

iż wszystkie twierdzenia lacanowskiej theoria zakładają rów­ nanie podmiotów, ponieważ zakładają dopełnienie ruchu re­

fleksji nad praxis. Równanie spełnia więc funkcję inicjującą. Widzimy stąd, jak wielkie znaczenie ma to, by nie było

ono puste. A pustce wymyka się ono tylko pod jednym wa­ runkiem: że sama hipoteza podmiotu nauki nie jest pusta.

Zakłada to dwie rzeczy: że pojęcie nauki stanowi przedmiot wystarczająco dookreślonej teorii oraz że z teorią tą, ziden­

tyfikowaną i przyjętą w ten sposób, można powiązać pewną określoną konstytucję podmiotu. Rzeczywiście istnieje u Lacana pewna teoria nauki. Jest

ona wysoce kompletna i nietrywialna2. Ażeby odtworzyć jej spójność, trzeba przede wszystkim ustalić, czym ona nie jest,

i wyjść od różnicy pomiędzy Freudem a Lacanem. U Freuda 2 Odsyłam do książki F. Regnaulta, Dieu est inconscient, Paris 1985; można dodać tu wystąpienie wygłoszone w École de la Cause z 15 października 1989: Entre Ferdinand et Léopold. Prace te czyniłyby zbędnymi inne prace odnośnie do tej kwestii, gdyby takowe istniały. 39

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

bowiem także istnieje teoria nauki. Jest bardzo zwięzła, a od­

powiedź na pytanie o powód, dla którego Freud nią dyspo­ nuje, jest prosta. Zawiera się ona w tym, co przyjęto nazy­

wać scjentyzmem Freuda3, który jest u niego niczym innym niż uznaniem ideału nauki. Ideał ten nadaje wystarczającą

podstawę życzeniu, aby psychoanaliza była nauką. Mówię tu dokładnie o ideale nauki. Chodzi bowiem w istocie o punkt idealny - zewnętrzny albo nieskończenie odległy -

w którego kierunku zbiegają się linie płaszczyzny i który

do wszystkich z nich należy w sposób asymptotyczny. Nie

jest to nauka idealna, która „ucieleśnia” na zmienne

sposoby ideał nauki: określenie ściśle wyobrażeniowe, wy­ móg możliwości przedstawień4. Prawdą jest, iż człowiek stale potrzebuje przedsta­ wień; w szczególności trudno uniknąć, gdy powołujemy się na ideał nauki, jak czynił to Freud, przedstawienia so­

bie tego, czym musi być nauka - i to właśnie jest nauka

idealna. Zapożycza się generalnie jej cechy z nauki już J Trzeba będzie kiedyś wyjaśnić, w następstwie jakich manipulacji słowo to uchodzi generalnie za obraźliwe. Według mnie nie jest bardziej obraźliwe niż na przykład „materializm”, „ateizm” czy „bezwyznaniowość” (wybieram na chybił trafił). Lacan stale łączy Freuda ze scjentyzmem (w szczególności w La Science et la Vérité, s. 857-858); nawet jeśli chodziło mu o zaznaczenie różnicy, to nie wydaje się, aby przez to zamierzał pomniejszać tego, do którego chciał powracać. J Dysjunkcja-koniunkcja ideału nauki z nauką idealną została wprowa­ dzona w „Cahiers pour l’Analyse”, no. 9, pasuje oczywiście do dysjunkcji-koniunkcji Ideału Ja z Ja idealnym, tak jak artykułował ją Lacan, na podstawie D. Lagache’a, w Remarque sur le rapport de Daniel Lagache, Psychanalyse et structure de la personnalité, É, s. 647-684, (w szczególności s. 671-683). Z takiej strukturalnej analogii łatwo wyprowadzić można efekty mirażu, wywoływane nazwą nauka; istnieją, muszą być rozpraszane, ale nauka nie redukuje się do nich.

40

Doktryna) nauki

ukonstytuowanej; następnie stawia się pytanie: ‘czym musi być psychoanaliza, aby była nauką zgodną z modelem?’;

od tego momentu przekształcamy cechy w kryteria. Tym samym otwiera się drogę do innego rodzaju scjentyzmu: już nie chodzi o scjentyzm ideału nauki, ale o scjentyzm nauki idealnej. Freud zawierzył w nią, przejmując oblicze nauki

idealnej od innych, w jego oczach bardziej kompetentnych

od niego. Przywołajmy tu tylko Helmholtza, Macha czy Boltzmanna, by pozostać przy tych największych5. Dochodzi jeszcze co prawda poprzecznie biegnąca teo­

ria nauki, którą da się zrekonstruować z tekstów freudow­ skich -jest to nie tylko teoria tego, czym ma być nauka, ale także odpowiedź na pytanie: ‘dlaczego nauka raczej istnieje, niż nie istnieje?’. Teoria ta pozostaje jednak rozproszona

i nie jest pewne, czy Freud zgodziłby się na jej scalenie, tak

jak uczynił to w przypadku swej teorii religii. W kwestii pytania o „dlaczego” nauki Lacan powtarza jedy­ nie aforyzmy Freuda, podsumowując je następująco: nauka, u swoich narodzin, jest pewną techniką seksualną (S XI, 5 Jeden fakt spośród wielu: Freud podpisuje w 1911 manifest postulujący tworzenie stowarzyszenia, w którym będzie rozwijana i rozpowszechniana filozofia pozytywna. Wśród sygnatariuszy mamy nazwiska E. Macha, D. Hilberta, F. Kleina i A. Einsteina. Wskazanie jest podwójne: to, że Freud złożył podpis, mówi coś o jego poglądach w chwili opublikowania trzeciego wydania Traumdeutung i świeżo po założeniu Międzynarodówki i Zentralblatt Fur Psychoanalyse; skądinąd, gdy weźmiemy pod uwagę wybiórczość zwycza­ jowo towarzyszącą tego rodzaju przedsięwzięciom, fakt, że nazwisko Freuda zostało zaakceptowane, o ile nawet nie zabiegano o nie, pozwala także ocenić zakres jego społecznego sukcesu w pozytywistycznym środowisku niemiec­ kojęzycznym. Zob. na temat tego ważne historyczne wprowadzenie A. Soulez do zbioru Manifeste du cercie de Vienne et antres écrits, Paris 1985, s. 32.

41

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

s. 139). Wykazuje się tu zresztą swoistą ostrożnością. Z taką samą ostrożnością odpowiada na pytanie: ‘dlaczego psycho­

analiza raczej istnieje, niż nie istnieje?’. W każdym razie nie znajdziemy całości integralnie ukonstytuowanej doktryny, która odpowiadałaby na te źródłowe pytania. Lacanowska

teoria nauki dotyczy czegoś innego. Wiemy Freudowi w poprzedniej kwestii, Lacan odci­

na się jednak od niego w kwestii ideału nauki: nie wierzy w niego. Dokładniej rzecz biorąc, nie wierzy w ideał nauki

dla psychoanalizy. Wbrew temu, co można by sądzić,

jest to konsekwencja wyjściowego równania. Jeśli chodzi o działanie analityczne, nauka nie odgrywa roli punktu ideal­

nego, oddalonego ostatecznie w nieskończoności; w ścisłym

znaczeniu, nauka nie jest zewnętrzna w stosunku do dzia­ łania analitycznego, przeciwnie - strukturuje od wewnątrz materię samego przedmiotu. Jeśli trzymalibyśmy się języ­

ka geometrii, pole psychoanalizy moglibyśmy pojmować jako płaszczyznę wyznaczoną przez proste, którymi są jej twierdzenia (odnaleźć w tym można, dokonując dającego się

obliczyć przemieszczenia, zaproponowaną przez Queneau

interpretację systemu Hilberta). Gdyby punkt nauki nie był zewnętrzny wobec tej płaszczyzny, nie strukturowałby jej

na zasadzie regulacji. Nie ma więc sensu pytać, pod jaki­

mi warunkami psychoanaliza byłaby nauką. Nie ma także większego sensu przedstawiać jakąś ukonstytuowaną naukę

jako model, na którym psychoanaliza miałaby się wzoro­ wać. Innymi słowy, skoro nie istnieje ideał nauki odnośnie

do psychoanalizy, nie istnieje także dla niej nauka idealna.

Psychoanaliza znajdzie podstawy swoich zasad i metod w samej sobie. 42

Doktrynal nauki

Co więcej, poczuje się na tyle silna, aby móc za­

kwestionować naukę. „Czym jest nauka, która zawiera psychoanalizę?” - zapytuje Lacan w 1965 (streszczenie dla rocznika Ecole Pratique des Hautes Etudes, przedruko­

wane na okładce wydania S XI z 1973). Sama nauka może

okazać się najbardziej spójną formą aktywności, którą na­

zwać można analizą, a która występuje - w sposób roz­ proszony i dający się zidentyfikować zarazem - w różnych

rejonach wiedzy. Psychoanaliza przedstawiałaby sobą dla

owej analizy niejako punkt idealny, organizujący pole epistemologiczne i pozwalający się w nim orientować (stąd

motyw „orientacji lacanowskiej”). Daleka od przystania

na ideał nauki, ma za zadanie skonstruować dla nauki ideał analizy. Swego czasu „Cahiers pour l’Analyse” określiły taki

właśnie punkt, dorzucając jedynie, że marksizm może i musi

znaleźć w nim swoje miejsce. Można zrozumieć, dlaczego powoływali się w jednym i tym samym ruchu na psycho­ analizę i epistemologię. Wychodząc od ideału analizy, łatwo

dojść do analizy idealnej, której pomniejsi lacaniści będą sporządzać kukłę: kroić matematykę, logikę, fizykę, bio­

logię itd., w taki sposób, by były na ich miarę. Ale nie ma to większego znaczenia, poza społecznym.

2. Teoria nowoczesności Pierwsza charakterystyka, którą można rozpoznać w laca­ nowskiej teorii nauki, wyjaśnić da się w następujący sposób.

Musi ona ukazać tę osobliwą koneksję, za której sprawą 43

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

nauka jest czymś zasadniczym dla istnienia psychoanalizy i - z tego samego powodu - nie stanowi ona dla niej ide­ ału. W tym celu najwłaściwszą relacją będzie taka, która

wyrażana będzie za pomocą terminów zachowujących ho-

monimiczność z operatorami historycznymi: następstwem i cięciem. Opieramy się więc na Koyrem, czytanym przez pryzmat mocno historyzującego ujęcia Kojeve’a.

Celem klarowności wykładu przyjmiemy zwyczaj geo­ metrów, którzy rozumują przez aksjomaty i teorematy. Oto

najważniejsze z nich: Teorematy Kojeve’a:

(i) ‘pomiędzy światem antycznym i nowoczesnym uniwersum zachodzi cięcie’ (ii) ‘cięcie to związane jest z chrześcijaństwem ’.

Teorematy Koyrego:

(i) ‘pomiędzy episteme antyczną i nauką nowoczesną zachodzi cięcie’

(ii) ‘nauka nowoczesna jest nauką galilejską, której

typem jest zmatematyzowana fizyka’ (iii) ‘matematyzując swój przedmiot, nauka galilejska

pozbawia go jakości zmysłowych’.

Hipoteza Lacana: ‘teorematy Koyrego są przypadkiem szczególnym teo­

rematów Kojeve’a’6.

6 Sam Kojève w L'origine chrétienne de la science moderne (w: L'Aventure de l’esprit (= mélanges Alexandre Koyré), vol. 2, Paris 1964, s. 295-306) wygłasza podobne twierdzenie, ale zdaje się, że Lacan był pierwszy, skoro formułował swoją hipotezę od 1960. Co więcej, nie jest pewne, czy oba twierdzenia są ściśle synonimiczne. Por. przyp. następny.

44

Doktryna! nauki

Lematy Lacana:

(i) ‘nauka nowoczesna konstytuuje się za sprawą chrześcijaństwa, w takim stopniu, w jakim odróżnia się ono

od świata antycznego’ (ii) ‘skoro moment odróżniający chrześcijaństwo

od świata antycznego wywodzi się z judaizmu, nauka nowo­ czesna konstytuuje się za sprawą tego, co jest żydowskie

w chrześcijaństwie’7 (iii) ‘wszystko, co jest nowoczesne, jest synchro­ niczne z nauką galilejską i tylko to jest nowoczesne, co synchroniczne jest z nauką galilejską’.

W zgodzie z powyższym urządzeniem dokonuje się również opracowanie hipotezy podmiotu nauki, przecho­

dzące przez Kartezjusza. Jak wiadomo, Lacan niestrudzenie komentował i analizował kartezjańskie Cogito (por. szcze­ gólnie L ’Instance de la lettre, E, s. 516-517; ¿o Science et la

Verite, s. 856-858, 864-865). W ostatecznym rozrachunku upór ten opiera się na tezie, że Kartezjusz jest pierwszym filozofem nowoczesnym, jako nowoczesnym.

Twierdzenie to było wysuwane w wielu odmianach, szczególnie przez Hegla. Trzeba jednak porozumieć się

’ Zob. S VII, s. 147: „Nauka nowoczesna, począwszy od Galileusza, mog­ ła się rozwijać tylko, wychodząc od ideologii biblijnej, żydowskiej, a nie od filozofii antycznej i perspektywy arystotelejskiej”. Mamy tutaj różnicę dzielącą Kojève'a od Lacana: pierwszy przypisuje chrześcijaństwu, a w szcze­ gólności dogmatowi o Wcieleniu (Kojève, L'origine chrétienne de la science moderne, s. 303), rozstrzygającą rolę w powstaniu nauki; ale dogmat ten jest właśnie tym, co oddziela chrześcijaństwo od judaizmu i usprawiedliwia to, że chrześcijaństwo zwraca się do ducha przeciw literze; Lacan przypisuje rozstrzygającą rolę judaizmowi i temu, co w chrześcijaństwie zostało z juda­ izmu - mianowicie właśnie literze. Znaczy to, że hipoteza Lacana (1960) nie pokrywa się z hipotezą Kojève’a (1964), chociaż są niemal homonimiczne. 45

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

co do znaczenia słowa nowoczesny. W sensie ścisłym, który temu słowu nadaje Lacan (lemat (iii)), może ono

znaczyć tylko jedno: Kartezjusz miał uwidocznić, w we­ wnętrznym porządku swego dzieła, to, czego od myślenia wymagają narodziny nowoczesnej nauki. Ale kartezjańskie przedsięwzięcie opiera się fundamentalnie na Cogito. My­

ślenie nauki potrzebuje zatem tego, o czym Cogito zaświad­

cza. Fakt, iż autor Medytacji był także twórcą geometrii ana­ litycznej i autorem Dioptryki, stanowi z pewnością dowód, z którym należy się liczyć. Trzeba jednak, by nie był to zale­

dwie przygodny fakt. To właśnie podtrzymuje zespół twier­ dzeń, które wyrażają to, co nazwać można radykalnym

kartezjanizmem Lacana:

‘jeśli Kartezjusz jest pierwszym filozofem nowoczes­

nym, to tylko za sprawą Cogito' ‘Kartezjusz wynajduje podmiot nowoczesny’

‘Kartezjusz wynajduje podmiot nauki’ ‘podmiot freudowski, w tej mierze, w jakiej psycho­

analiza freudowska jest zasadniczo nowoczesna, nie może być niczym innym niż podmiotem kartezjańskim’.

Oczywiście nie chodzi tylko o korelację chronologicz­ ną; zakładamy ponadto powinowactwo dyskursywne. Po­

rządek argumentacyjny jest następujący: zmatematyzowana fizyka eliminuje wszelkie jakości bytów (teoremat (iii)); teo­

ria podmiotu, która chce odpowiadać takiej fizyce, także bę­

dzie musiała ogołocić podmiot z wszelkich jakości. Podmiot ten, ukonstytuowany zgodnie z charakterystycznym określe­

niem nauki, jest podmiotem nauki (definicja ze strony 38).

Nie odpowiadają mu znamiona jakościowe empirycznej jednostkowości, czy to psychicznej, czy somatycznej; nie 46

Doktrynal nauki

należą do niego również jakościowe własności duszy: nie

jest ani śmiertelny, ani nieśmiertelny, nie jest czysty ani nieczysty, sprawiedliwy ani niesprawiedliwy, ani grzeszny, ani święty, ani potępiony, ani zbawiony; nie należą do niego

nawet własności formalne, które długo uchodziły za kon­

stytutywne dla podmiotowości jako takiej: nie ma ani jaźni, ani refleksyjności, ani świadomości.

Taki właśnie jest byt, który zawdzięcza swą emergencję Cogito, przynajmniej jeśli potraktuje się na poważnie po­ rządek racji. W chwili gdy zostaje on wypowiedziany jako

pewny, zostaje oddzielony, na mocy hipotezy, od wszelkich

jakości, skoro te - kolektywnie i dystrybutywnie - podlegają

podaniu w wątpliwość. Sama myśl, przez którą jest on defi­ niowany, jest w ścisłym sensie dowolna; stanowi minimum wspólne wszystkim możliwym myślom, ponieważ każda

myśl (czy to fałszywa, czy prawdziwa, czy to empiryczna, czy nieempiryczna, racjonalna czy absurdalna, potwierdzo­ na, zaprzeczona bądź podana w wątpliwość), może dać mi podstawę do wniosku, że jestem.

Bezjakościowy korelat przypisany bezjakościowej

myśli: widzimy, dlaczego ów byt - nazwany przez Lacana,

ale nie przez Kartezjusza, podmiotem - odpowiada gestowi

nowoczesnej nauki. Tak naprawdę Kartezjusz na tym się nie zatrzymuje;

przechodzi bez zwłoki i jakby pospiesznie do świadomości i myśli jakościowej. Gdyż to o myśl jakościową chodzi,

od momentu, gdy ustanowiona zostaje synonimia: „rzecz

myśląca, to znaczy rzecz, która wątpi, pojmuje, twierdzi, przeczy, chce, nie chce, a także wyobraża sobie i czuje” (Me­

dytacje, s. 38). Widać więc, że Lacan powołuje się wyłącznie 47

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

na to, co można nazwać momentem granicznym Cogito,

i że wszelkimi środkami próbuje powstrzymać przejście

od etapu pierwszego do drugiego. W tym celu zamyka Co­ gito w samym akcie wypowiadania, a na dodatek zawiesza

ów akt wypowiadania na nim samym, czyniąc z konkluzji

(„więc jestem”) czyste pronuntiatum przesłanki („myślę”): „zapisać: myślę', »więc jestem«, z cudzysłowem obejmują­ cym drugą klauzulę” {La Science et la Vérité, s. 864—865).

Zapewniony jest w ten sposób nacisk myśli bezjakościowej, zatrzymanej w momencie bezpośrednio poprzedzającym jej polimeryzację w wątpieniu, pojmowaniu, twierdzeniu, przeczeniu itd.8

Ale myślenie bezjakościowe nie jest wyłącznie sto­

sowne dla nauki nowoczesnej. Lacan demonstruje, że jest ono również niezbędne do ufundowania freudowskiej nie­

świadomości. Oś programu Freuda znajduje się w tej kon­

statacji, która wydaje się narzucać fakt marzenia sennego

(factum somnii): w marzeniu sennym istnieje myślenie. Stąd rozumowanie: jeśli istnieje myślenie w marzeniu sennym

(w dowcipach, w pomyłkach dnia codziennego), wówczas myślenie nie jest tym, za co uchodziło w tradycji filozoficz­ nej; w szczególności nie jest wynikiem samoświadomości.

a Oczywiście komentarz Lacana wiele zawdzięcza „momentalnościowej” interpretacji Gueroulta, ale nie całkowicie i Gueroult mógłby być podważony (por. J.-M. Beyssade, La Philosophie première de Descartes, Paris 1979), a mimo to przeredagowanie lacanowskie nie byłoby zasadniczo anulowane. Tak samo nie ma mocy obalającej to, że Kartezjusz w Medytacjach nie po­ dejmuje formuły z Rozprawy o metodzie czy z Zasadfilozofii: „myślę, więc jestem”, cogito, ergo sum (por. E. Balibar, Ego sum, ego existo. Descartes aupoint d 'héresie, komunikat dla Francuskiego Towarzystwa Filozoficznego z 22 lutego 1992). Można by nawet powiedzieć, że przeredagowanie Lacana oddaje dokładnie literę Medytacji: „to twierdzenie: »Ja jestem«...”.

48

Doktrynal nauki

Otóż istnieje myślenie w marzeniu sennym (w dowcipie,

w czynnościach pomyłkowych dnia codziennego itp.; ustala

to Traumdeutung i dzieła późniejsze); zatem etc. Jeśli przyjmiemy, że twierdzenie negatywne „samo­

świadomość nie jest konstytutywną własnością myślenia” stenografowane jest nazwą nieświadomość, wówczas

otrzymujemy teoremat:

‘jeśli istnieje myślenie w marzeniu sennym, to istnieje nieświadomość’.

Zarazem otrzymujemy lemat: ‘marzenie senne jest królewską drogą nieświadomości’

i definicję, która wynika z teorematu i lematu: ‘twierdzić, że istnieje nieświadomość, to tyle samo, co twierdzić, że to myśli’.

Lacan jedynie dorzuca twierdzenie, przejęte od Karte-

zjusza i rozszerzone na Freuda: ‘jeśli istnieje myślenie, to istnieje jakiś podmiot’. Rozumowanie to jest jednak prawdziwe tylko pod dwo­ ma warunkami. Po pierwsze, musi zachodzić możliwość istnienia podmiotu, podczas gdy nie istnieje ani świado­

mość, ani Jaźń - wymaga to nietrywialnej teorii podmiotu; po drugie, myślenie, które stanowi materiał marzeń sennych i czynności pomyłkowych, musi być oddzielone od wszel­ kich jakości. Wówczas fenomeny będą ocalone’. ’ W nie mniejszym zresztą stopniu niż spójność tekstów. Istnieje bowiem pewna pozorna sprzeczność; przeciwstawia ona literę Freuda literze Lacana: wedle pierwszego praca snu, w jej specyficznym wymiarze i jako szczególna postać nieświadomości, nie myśli (Objaśnianie marzeń sennych, rozdz. 6, s. 427); wedle drugiego nieświadomość, w jej specyficznym wymiarze, z marzeniem sennym jako jedną z jej form, jest stenogramem wypowiedzi: „to myśli”. Dodajmy tu sprzeczność u samego Freuda, twierdzącego już to,

49

Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia

Freudyzm wedle Lacana opiera się na potrójnej afirmacji: że istnieje nieświadomość, że nie jest ona czymś

obcym w stosunku do myślenia i że zatem nie jest czymś obcym wobec podmiotu myślenia. Gdyby była czymś ob­

cym, wówczas psychoanaliza byłaby dejurę nieuprawniona i niemożliwa jako praktyka. W istocie nieświadomość obca

wobec myślącego podmiotu to somatyka, ale somatyka nie że sen jest postacią myślenia, już to, że nie myśli (tamże). Wszystko jest jed­ nak jasne. Myślenie, którego Freud odmawia nieświadomości, jest myśleniem jakościowym; myślenie, które jej przyznaje i przez które Lacan ją definiuje, jest myśleniem bezjakościowym. Dla którego Cogito jest konieczne. Dla Freuda odmówienie pracy snu wyróżnika myślenia oznacza odmówienie jej także modalności myślenia: kalkulowania i sądzenia („praca marze­ nia sennego nie myśli i nie kalkuluje; ogólnie ujmując, nie sądzi” (tamże) [w przekładzie R. Reszke: „Praca ta w ogóle nie polega na myśleniu, na wy­ dawaniu sądów”, s. 427]. To znaczy tego wszystkiego, co wprowadza różni­ cę jakościową między przeciwstawnymi biegunami. Uprawnionym jest porównanie tekstu Traumdeutung z tekstem Medytacji; Kartezjusz utrzymuje, iż rzecz, która myśli, jest rzeczą, która wątpi, pojmuje, twierdzi i przeczy, która chce i nie chce, która wyobraża sobie i która czuje; istotny w tej analizie jest jej charakter różnicujący, nie tylko między modalnościami, ale w samych modalnościach rozróżnianie pomiędzy ich biegunami (twierdzić/przeczyć itd.). Jeśli praca snu jest taka, jak mówi o niej Freud, wówczas, wedle tej analizy, nie jest to praca rzeczy myślącej. Jeśli natomiast utrzymywać będziemy, że sen jest postacią myślenia, wówczas będziemy musieli przyjąć, że istnieje my­ ślenie dokładnie tam, gdzie różnica między wątpieniem a pewnością, między afirmacją a negacją, między chceniem a odrzuceniem, między wyobraźnią a wrażeniem jest problematyczna, a nawet zawieszona. Freud, pełen rezerwy jeszcze w Traumdeutung (którego ostateczna wersja przypada na 1911), będzie stanowczy w artykule o negacji (1925): istnieje myślenie nawet wówczas, gdy nie pojawiała się żadna polaryzacja - a przez to żadna jakość. Rozumieć można, że Freud myślał o tym, by takie myślenie bezjakościowe rządziło się wyłącznie prawami ilościowymi (energetycznymi). Zobaczymy, że znaczący zaproponuje prawa niejakościowe, które mimo to nie będą także ilościowe. Por. rozdz. 3, s. 111-112 i rozdz. 4, s. 168-169 niniejszego wydania. W ogólniejszej perspektywie, pozostaje otwarte pytanie o to, czy myślenie bezjakościowe, tak jak ono się tu konstytuuje, jest także myśleniem bezwłaściwościowym. Mogłoby się zdarzyć, że będzie miało właściwości „mini­ malne”. Tu znowu teoria znaczącego będzie propozycją specyficznej odpo­ wiedzi na to pytanie.

50

Doktrynal nauki

ma do czynienia ani z prawdą, ani z mówieniem; psycho­

analiza tymczasem m a do czynienia z prawdą i mówieniem. Nieświadomość, z którą do czynienia ma psychoanaliza, nie jest więc czymś obcym ani podmiotowi, ani myśleniu. W za­ mian ani podmiot, ani myślenie nie wymagają świadomości.

Mówić jednak, że dla podmiotu samoświadomość nie jest cechą konstytutywną, to korygować tradycję filozoficz­ ną, a szczególnie Kartezjusza. Mamy tu na myśli Kartezju-

sza w drugim posunięciu, który spieszy się, by porzucić graniczny moment Cogito, tak jak niektórzy więźniowie

śpieszą się porzucić swoje więzienie. W świetle Freuda samoświadomość staje się jedynie cechą charakterystycz­ ną empirycznej jednostkowości, którą filozofia niesłusznie

umieściła w podmiocie, chociaż tak drobiazgowo zrewi­ dowanym na swoje potrzeby. Psychoanaliza zatem ujmuje aksjomat podmiotu w sposób dużo bardziej ścisły niż jaka­ kolwiek inna doktryna. Z niezrównaną precyzją rozdziela dwa byty - w przypadku jednego samoświadomość może

być niesprzecznie nieuznawana za istotną; w przypadku drugiego samoświadomość nie może być niesprzecznie

nieuznawana za istotną. Pierwszy odpowiada dokładnie na zapotrzebowania nauki i tylko on popada w ograniczenia wprowadzone przez aksjomat podmiotu; będziemy więc go

nazywać prawomocnie podmiotem nauki. Rozumiemy teraz, dlaczego jest on równie dobrze podmiotem kartezjańskim,

jak i podmiotem freudowskim10. Co do drugiego, to nazwa Ja pasuje do niego równie dobrze jak każda inna. 10 Helmholtz od 1855 roku podnosił explicite kwestię myślenia bez samoświa­ domości (ein Denken ohne Selbstbewusstsein); por. H. von Helmholtz, Uber das Sehen des Menschen, w: Vorträge und Reden, Bd. 2, Braunschweig 1896,

51

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Teoria nauki wywiedziona jest od Koyrégo i Kojève’a, jed­

nolita interpretacja Kartezjusza-uczonego i Kartezjusza-metafizyka opiera się na ustaleniach Koyrégo, a inter­

pretacja Cogito jest zapożyczona od Gueroulta, aksjomat

podmiotu przejęty jest - homonimicznie albo synonimicznie - z tradycji postkantowskiej, ale hipoteza podmiotu na­

uki, równanie podmiotów, interpretacja Freuda przez nią

implikowana oraz artykulacja całości są specyficznie lacanowskie. Dlatego też właściwe jest mówienie przy okazji

Lacana nie tyle o teorii nauki ani nawet epistemologii, ale oprawdziwym doktrynale nauki. Rozumieć będziemy

przez to koniunkcję twierdzeń na temat nauki i twierdzeń na temat podmiotu.

3. Historycystyczna stylistyka Na pierwszy rzut oka doktrynał nauki w każdym ze swo­ ich elementów jest fundamentalnie historyzujący. Jest taki

w tym, co dotyczy hipotezy podmiotu nauki: „[...] pewien

moment podmiotu, który uznaję, iż jest istotowym korelatem nauki: historycznie określony moment [...], moment, który

Kartezjusz zainaugurował, a który nazywa się Cogito" (La Science et la Vérité, s. 856). Jest taki w tym, co dotyczy nauki: „ta rozstrzygająca zmiana, która drogą fizyki ufundo­

wała Naukę w nowoczesnym znaczeniu” (s. 855). Jest taki w tym, co dotyczy powiązania nauki z podmiotem: „W tej s. 110. Historyczne powiązanie pomiędzy scjentyzmem a nieświadomością jest w ten sposób potwierdzone. Dokładniej jeszcze, postulując teorię nieświa­ domości, Freud nie odcina się od scjentyzmu, lecz dopełnia jego program.

52

Doktrynal nauki

sytuacji zdaje się nam radykalną zmiana w naszej podmio­

towej pozycji, w podwójnym znaczeniu: że jest ona inaugu­ racyjna i że nauka jeszcze ją wzmaga. Koyrè jest tu naszym

przewodnikiem...” (s. 856). Historycyzm jest jeszcze mocniej zaakcentowany, gdy bliżej podążymy za Koyrèm. Z własnych teorematów

wyprowadził on sam dwa wyróżniki, dzięki którym wedle

Koyrègo nauka galilejska wyróżnia się w zbiorze dyskursów prezentujących się jako naukowe; pierwszy jest następujący:

‘galilejska jest nauka, która łączy dwie cechy: empiryczność i matematyzację’. Ten pierwszy wyróżnik można co prawda interpreto­

wać w terminach niehistorycznych; wystarczy w tym celu ogólna interpretacja terminu ‘empiryczność’ i odpowiedź

na pytanie: ‘na podstawie czego uznajemy, że twierdzenie jest empiryczne?’. Ale sam Koyrć nic o tym nie mówi. Aby

rozjaśnić pierwszy wyróżnik, uzupełnia go drugim, całko­ wicie historyzującym:

‘przyjąwszy, iż wszelki byt empiryczny daje się ująć za pomocą jakiejś techniki oraz że matematyzacja tworzy

wzorzec wszelkiej teorii, galilejska nauka jest teorią tech­ niki, a technika jest praktycznym zastosowaniem nauki’.

Wartość tego wyróżnika zdaje się całkowicie polegać na zdolności do wyczerpującego opisu i wyjaśnienia tego,

co każdy może dzisiaj zaobserwować: „galopującą formę wplątywania się nauki w nasz świat”, „łańcuchowe reakcje

charakteryzujące to, co można nazwać ekspansjami jej ener­

getyki” (La Science et la Vérité, s. 855-856). Przeto Lacan

będzie przyznawał ekspedycjom na Księżyc rolę wskaźnika („lądująca na Księżycu sonda LEM, czyli formuła Newtona 53

Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia

urzeczywistniona w urządzeniu”, Radiophonie, Sc 2/3,

s. 75; AE, s. 423; por. też Télévision, s. 59; AE, s. 536. Ale to są dowody historyka teraźniejszości, w dokładnie takim

sensie, w jakim pierwszy wyróżnik faktycznie opiera się na dowodach historyka przeszłości.

Z pierwszego wyróżnika wyprowadzić można kilka

konsekwencji: przedmiotem nauki jest całość tego, co ist­

nieje empirycznie - można nazwać to uniwersum - i nauka rozpatruje ów przedmiot z taką samą precyzją, jak dyscy­ pliny literalne rozpatrują swój. Innymi słowy, nauka zlite-

ralizowana jest, jako taka, nauką precyzyjną. Otóż to także daje się zinterpretować w terminach historii.

Weźmy aforyzm Galileusza: „[wielka księga wszech­ świata] zapisana jest językiem matematycznym, a jej zgłoskami są trójkąty, koła i inne figury geometryczne” (II

Saggiatore, § 6; cytat za wydaniem L ’Essayeur de Galilee,

trans. C. Chauviré, Paris 1980, s. 141). Jest on zrozumiały tylko w kontekście humanizmu (Florencja długi czas była jego stolicą, a Galileusz jest Toskańczykiem). Mówienie o księdze Natury, świata czy uniwersum to nic innego jak

mocna figura stylistyczna z retoryki klasycznej, ale nabiera ona nowej wagi, odkąd wydawanie dzieł drukowanych stało się uczoną sztuką i gdy uzgadnianie tekstów opatrzone zo­

stało ograniczającymi regułami; mówienie o zgłoskach tej

księgi to nawiązanie do Demokryta, Epikura i Lukrecjusza (Redondi zauważył znaczenie, być może zasadnicze, tego powinowactwa11); ale to także powiedzenie czegoś innego, 11 P. Redondi, Galilee hérétique, Paris 1985, s. 69-75. Autor uznaje Galileusza za atomistę; odwrotnie niż Koyrć, który uważał go za platonika (Etudes galiléennes, voi. 3, Paris 1939, s. 267-281). Prawdąjest, że te dwie interpretacje

54

Doktrynal nauki

gdy typografia jako taka podporządkowana zostaje formom geometrycznym, a poprawki tekstu okazują się uzależnione

od formy litery. Innymi słowy, literalność rozjaśnia zdobycze matematyzacji, która, gdy chodzi o Naturę, jest zarazem jej wska­

zówką i środkiem; ale staje się natychmiast czymś więcej: żądaniem precyzji. Dzięki humanizmowi zbiór dyscyplin

literalnych (powiedzmy: filologia) tworzy naukę idealną,

jeśli chodzi o precyzję. Fizyk ma być tak precyzyjny w od­ niesieniu do wszechświata (i wolny od odziedziczonych

ograniczeń), jak był Estienne w odniesieniu do tekstu Platona albo Lorenzo Valla w odniesieniu do tekstu Do­ nacji Konstantyna, albo Erazm w odniesieniu do tekstu

Ewangelii - taki jest nakaz ukryty w samym słowie księga.

Oznacza to, że pozornie bezpośrednie przejście od literal-

ności do precyzji daje się w całości wyjaśnić tylko dzięki historii. To samo dotyczy pozornie bezpośredniego przej­ ścia od precyzji do instrumentacji. W oczach Galileusza

matematyka i pomiar są środkami - jednymi ze środków, co pokaże dalszy ciąg - pozwalającymi skromnej fizyce

dorównać pewnego dnia temu, co za sprawą nauki o języ­

ku (gramatyki) i nauki o dokumentach pisanych prestiżo­

wa filologia osiągnęła już dawno. Prawdą jest, iż precyzja w odniesieniu do materiału empirycznego wymaga instru­ mentów materialnych, innych niż te, których może używać filologia, a w oczach Galileusza bez wątpienia dużo mniej

nie muszą nie dawać się pogodzić (por. F. Hallyn, Le Sens desformes, Genève 1994, s. 296-297).

55

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

szlachetnych. Nauka nowoczesna, jako empiryczna, jest nie tylko eksperymentalna - jest instrumentalna12.

Tu występuje drugi wyróżnik. Zawsze technika była

materialnym obchodzeniem się, za sprawą materialnych narzędzi, z materialną empirią - odkąd nauka uczyniła

przedmiotem element empiryczny, technika może i musi

dostarczyć jej narzędzi; skoro wreszcie ta nauka, która

element empiryczny czyni przedmiotem, jest także nauką literalną, to znaczy nauką precyzyjną, instrumenty dostar­

czone przez technikę mogą i muszą stać się instrumentami

precyzji. Okazuje się oto, że postęp techniczny to umoż­ liwił, dzięki sławnym inżynierom renesansu: raz jeszcze

teza historyczna.

Uniwersum nauki nowoczesnej dzięki temu samemu posunięciu jest równocześnie i uniwersum precyzji, i uni­

wersum techniki. Ale nauka jest literalnie precyzyjna tylko

wtedy, gdy narzędzia wytworzone przez technikę umożli­ wiają jej to materialnie. Prawdą jest, że w oczach Galileusza pozwalają one na precyzję tylko o tyle, o ile nauka kieruje ich koncepcją i ich egzekucją. Takie jest prawdziwe zna­

czenie lunety i odniesienia do inżynierów. Tym sposobem

12 Dla ścisłości muszę podkreślić, że powiązanie precyzji i literalności nie jest jawne u Koyrćgo. Mimo znaczenia historycznego nie zajmuję się odniesienia­ mi do Bacona, u którego wzorzec literalny jest obecny, powiązany bardziej jednak z kryptografią niż filologią. Pośród wartych upamiętnienia spotkań filologii z nowoczesną nauką należy odnotować korespondencję R. Bentleya (wybitnego wydawcy dzieł Horacego) z Newtonem (zobacz A. Koyré, Etu­ des newtoniennes, Paris 1968, s. 245-265). Na temat rozróżnienia między „eksperymentalnym” a „instrumentalnym” por. G. Simon, Le Regard, / Etre et l'Apparence dans l'optique de ¡'Antiquité, Paris 1988, s. 201). Według autora starożytna optyka była eksperymentalna; nie była i nie mogła być instrumentalna.

56

Doktrynal nauki

zarysowuje się nowoczesne uniwersum: unia pomiędzy nauką i techniką, tak intymna i wzajemna, iż można także

powiedzieć, że idzie o tę samą istotę w dwóch postaciach,

albo o naukę, raz podstawową, raz stosowaną, albo technikę, raz teoretyczną, raz praktyczną13.

4. Episteme antyczna Historycyzm uwidacznia się jeszcze bardziej, gdy weźmie-

my pod uwagę znaczenie odniesienia antycznego. Jest ono zasadnicze. Jeśli nauka staje się teorią techniki, a technika praktyczną aplikacją nauki (zob. drugi wyróżnik), wówczas

zakładamy, że para teoria/praktyka nakłada się dokładnie

na parę nauka/technika. Aby uchwycić dystynktywny wy­ miar tego nakładania, należy przyjąć, iż nie jest ono zrozu­ miałe samo przez się. Najprostszy sposób przekonania się o tym polega na ustaleniu, że nałożenie to nie zawsze było

IJ Sytuacja faktyczna jest oczywiście bardziej skomplikowana: czy istnieje dokładna synonimiczność pomiędzy nauką a teorią techniki, pomiędzy tech­ niką a nauką stosowaną? Można o to się spierać. Tak samo jak można się spierać o to, czy do tego samego prowadzi droga „z prawa na lewo” od nauki do techniki, co droga z „lewa na prawo” od techniki do nauki. Dostrzegamy nawet dzisiaj, pod presją nadziei i obawy, że wiążąc badania biologiczne z odkryciem szczepionek, czyni się z nauki po prostu teoretyzowaną technikę. Niezależnie od tego, jak swobodna jest w stosunku do przedmiotu, który teo­ retyzuje, ma jednak ten właśnie przedmiot przed sobą: nie Naturę, ale naturę ujętą przez technikę; w tym przypadku, nie układy molekuł, lecz te same układy jako dające się modyfikować przez procedury powołane do celów medycznego leczenia. Wokół AIDS kontrowersje stały się gwałtowne. Coraz większa liczba badaczy twierdzi, że znajdziemy szczepionkę tylko wtedy, gdy nie będziemy jej szukać. Co powoduje, że finanse kierowane są na cele inne niż poszukiwanie szczepionki. To koyreizm ortodoksyjny. Ale niewielu chorych na AIDS do niego przystępuje.

57

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

prawdziwe; przez wariację geograficzną (pytanie o naukę

chińską) albo wariację temporalną. Koyre wybrał tę drugą. W świecie antycznym wykrył

parę theoria/praxis, całkowicie niezależną od pary episteme/

techne. W rezultacie jednak sformułować można to, co dla

nowoczesnych oczu uchodzi za paradoks minionego świata: istnienie episteme, istnienie technai, i równocześnie nieist­

nienie maszyn wytwórczych. Doktryna Koyrego kończy się więc na hipotezach dotyczących kwestii ściśle histo­

rycznych, dotyczących antycznego świata: niewolnictwa, maszynowości, pracy14. Nie chodzi tu o rozszerzenie, od którego Koyre mógł był się uchylić. Zdaje się ono dotyczyć samego jądra jego

teorematów, tak jak je sam sformułował. W wersji oryginal­ nej są one, jak widzieliśmy, fundamentalnie zróżnicowane.

Mówią o nauce galilejskiej, ale cechy wyróżniające, które jej nadają, są zrozumiałe tylko dzięki relacji opozycji i różnicy. Oba terminy przeciwstawne i zróżnicowane są przedstawio­

ne w języku historycznym. Wprawdzie przeciwstawienie antyku czasom nowoczesnym tworzy oś tego, co nazywa­

my Historią, ale wielu podtrzymuje twierdzenie odwrotne:

mówienie o starożytności i nowoczesności ma sens tylko wtedy, gdy uznajemy Historię. Nauka galilejska da się zro­ zumieć całkowicie tylko wtedy, gdy zrozumiemy, czym ona

nie jest, ale w teorii Koyrego to, czym ona nie jest, daje się skonstruować jedynie w przestrzeni historycznej. Koyre nie 14 Zob. dwa końcowe artykuły z Études d’histoire de la pensée philosophique, Paris 1961 (Les philosophes et la machine oraz Du monde de l'à-peu-près à I "univers de la précision). Oba pierwotnie były opublikowane w Critique w 1948 r.

58

Doktryna! nauki

tylko historyzuje - co byłoby ostatecznie sprawą stylu - ale jest historykiem. Episteme okazuje się spełniona dopiero w chwili, gdy obja­

śniła to, za sprawą czego jakiś przedmiot nie może, koniecz­ nie i odwiecznie, być inny, niż jest. Dokładniej jeszcze, to,

co z episteme istnieje w dyskursie, jest jedynie nagromadze­

niem tego, co ów dyskurs uchwycił wiecznego i konieczne­ go ze swojego przedmiotu. Stąd wynika, że przedmiot tym

bardziej naturalnie nadaje się dla episteme, im łatwiej daje się odsłonić w nim to, co czyni go wiecznym i koniecznym czyli w rezultacie nie ma nauki o tym, co może być inne,

niż jest, a najdoskonalsza nauka jest nauką o przedmiocie

najbardziej wiecznym i najbardziej koniecznym. Wynika stąd również, że nauka może wspierać się w człowieku tylko

na tym, co wiąże go z wiecznością i koniecznością - istnieje dla tego czegoś nazwa: to d u s za. Odróżnia się ona od ciała,

tej instancji w człowieku, która wiąże go z przemijaniem

i przygodnością. 1 wynika stąd wreszcie, że matematyka oferuje nauce wzorzec wyniesiony ponad inne.

Matematyka odziedziczona po Grekach należy bowiem do dziedziny konieczności i wieczności. Figury i Liczby nie

mogą być inne, niż są, i tak samo nie mogą ani powstawać, ani ginąć - będąc tym, czym są odwiecznie. Konieczność

demonstracji ma wartość tylko o tyle, o ile jest ona współistotna konieczności w sobie. Tak jak tory ciał niebieskich

krystalizują dla oczu cielesnych najbardziej adekwatną

figurę wieczności, tak samo droga, która prowadzi od za­ sad i aksjomatów do konkluzji, krystalizuje dla oczu duszy najbardziej adekwatną figurę konieczności. 59

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

I na odwrót, element empiryczny, w swej różnorodno­ ści, nie przestaje powstawać i ginąć, będąc stale inny, niż

jest. Jest więc wewnętrznie wrogi matematyce. Jeśli jednak matematyka może uchwycić cokolwiek z tej różnorodności,

wówczas będzie to coś, co daje się rozpoznać jako tożsame ze sobą i przynależące do wieczności: Toż-Same jako takie.

Przedmioty, które podpadając pod zmysły, dają się całkowi­ cie matematyzować, uznane zostają za będące w sobie by­ tami wiecznymi - to ciała niebieskie albo harmonie. Pewne

zmysły bardziej bezpośrednio emanują z duszy - to spoj­ rzenie15. Z każdego przedmiotu podpadającego pod jaki­

kolwiek zmysł można i należy wydobyć iskrę wieczności.

Jeśli zgodzimy się nazwać Ideą ową iskrę ukrytą w każdym bycie, wówczas zrozumiemy, dlaczego niektórzy ze staro­ żytnych mogli definiować Idee przez Liczby i dlaczego

Liczby stanowiły jedyny sposób dostępu do Toż-Samego. Dlatego są ważne, a nie dlatego, że służą do rachowania,

które ewentualnie umożliwiają. Zwłaszcza że Liczba nie jest jedynym znamieniem

Toż-Samego. Bardziej podstawowa jeszcze jest koniecz­ ność w demonstracjach. Grecka episteme opiera się na nich i tylko na nich - matematyczność jest jedynie ich wtór­

ną konsekwencją. Radykalny i definiujący gest polega

15 Stąd wybitny status astronomii, optyki i harmonii. Por. G. Simon, Le Re­ gard, l ’Etre et l 'Apparence, s. 182-183. Przeciwstawi im się, w ślad za E. Garinem (Moyen Age et Renaissance, Paris 1969), uczoną astrologię usiłującą właśnie uchwycić przypadki losu w tym, co jest w nim najbardziej jednostko­ we, a to za sprawą konfiguracji wiecznych gwiazd i rachowania liczbą. Stąd oburzenie, które mogła wywołać u niektórych starożytnych filozofów (dobrze podsumowane w mowie Favorinosa zrelacjonowanej przez Gelliusza, Noce attyckie, XIV, 1) i podkreślanie jej „obcego” (chaldejskiego) charakteru.

60

Doktrynal nauki

na wyprowadzeniu ze stabilnych zasad i oczywistych ak­

sjomatów konkluzji zgodnych z regułami wnioskowania, przy jednoczesnym poszanowaniu zjawisk. Otóż matema­

tyka proponuje najczystszy typ demonstracji, nawet jeśli

potrzeba specyficznej dyscypliny, nazwanej czy to logiką, czy dialektyką, dla wyłożenia jej reguł: (a) zasada jedyności przedmiotu i homogeniczności dziedziny: wszystkie twierdzenia nauki muszą dotyczyć elementów tej samej

dziedziny i odnosić się do jednego przedmiotu; (b) zasada minimum i maksimum: twierdzenia nauki są albo teorema­

tami, albo aksjomatami; maksymalna liczba teorematów musi dać się wyprowadzić z minimalnej liczby aksjomatów,

wyrażonych przez minimalną liczbę pojęć pierwotnych; (c) zasada oczywistości: wszystkie aksjomaty i pojęcia pier­

wotne muszą być oczywiste, co zwalnia z konieczności ich dowodzenia i definiowania16. Matematyka jest suwerenna, ponieważ proponuje naj­

czystszy typ demonstracji: proponuje go, ponieważ byty, którymi się zajmuje (czyli liczby i figury), są najbliżej

elementu wieczności i doskonałości. Nic zmysłowego nie

naruszy konieczności jej logoi. Jest ona przeto formalnym wzorcem episteme jako takiej - tego, co istnieje w każdej

partykularnej episteme, czyniąc ją episteme w sobie, tego, co istnieje w każdym dyskursie, czyniąc go partykularną epi­

steme (stąd użyteczność morę geometrico dla uwidocznienia

artykulacji episteme nawet poza obszarem matematyki).

16 Por. H. Scholz, Die Axiomatik der Alien, artykuł z 1930 r„ przedrukowany w: Mathesis universalis, Darmstadt 1969, s. 27-44.

61

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Widzimy zarazem, że matematyka jest tym formalnym wzorcem dokładnie w tej mierze, w jakiej nie jest ona najwyższą episteme. Nie jest najwyższą episteme, ponieważ

jej przedmiot nie jest najwyższym przedmiotem; ale propo­ nuje pewien model, ponieważ jej przedmiot, w stopniu mak­

symalnym uwolniony od substancji zmysłowej, w stopniu maksymalnym przypomina, za sprawą własności swej for­ my, najwyższy przedmiot. Jeśli naukowy element dyskursu

zależy od tego, co dyskurs ujmuje wiecznego, doskonałego i koniecznego w swoim przedmiocie, i jeśli skądinąd istnieje

przedmiot, o którym można powiedzieć, że jest w stopniu najwyższym konieczny, w stopniu najwyższym doskona­ ły i w stopniu najwyższym wieczny, ponieważ wszystko,

czym jest, to konieczność, doskonałość i wieczność same w sobie, wówczas jedyną pełną i całkowitą nauką jest taka,

która zgodnie z wzorcem matematycznym zajmuje się tym przedmiotem, który jest ponad i poza wszelką matematy­

ką: a mianowicie Bogiem, jeśli zgodzimy się w ten sposób

nazwać byt konieczny, doskonały i wieczny, a zatem w naj­ wyższym stopniu konieczny, w najwyższym stopniu do­ skonały i w najwyższym stopniu wieczny. Liczba stanowić

może sposób dostępu, najlepszy ze sposobów i być może jedyny, ale Liczba nie jest Bogiem. Matematyka czyni aluzję

do tego, czym sama nie jest, dokładnie w momencie, w któ­ rym zaczyna swoje panowanie, ale ta aluzja musi skierować

spojrzenia ku najwyższemu Bytowi. Równolegle, możliwość nauki rodzi się w człowieku

z tego, co go czyni pokrewnym konieczności i wieczności. Nazwą tego pokrewieństwa, jak mówiliśmy, jest dusza,

czy to jako miejsce dające się zlokalizować w człowieku, 62

Doktrynal nauki

czy to jako quasi-geometryczny zbiór punktów, w którym

dopełnia się to pokrewieństwo. Co do c i a ł a, które naznacza człowieka przygodnością i przemijaniem, jest tyleż aluzją, co przeszkodą: aluzją za sprawą swoich elementów, które w swojej materialności najbardziej przypominają materie

czyniące aluzję do tego, co wieczne i konieczne (spojrze­ nie przypomina światło, proporcjonalne piękno wskazuje

na niezliczone symetrie); przeszkodą w każdym innym

aspekcie. Wymagane jest odtąd filtrowanie, ażeby osłabić wywodzące się z ciała nieprzejrzystości; prowadzą do tego drogi oczyszczenia. Spełniona episteme istnieje więc tylko

dla bytu obdarzonego duszą i ciałem, i który je poddaje

odpowiedniemu treningowi.

Doszedłszy do kresu treningu, poznający rozpoznaje, iż konieczność logiczna w samej nauce jest niczym innym niż znamieniem nadanym dyskursowi przez konieczność

bycia każdego bytu. Arystoteles nie przeczy tutaj Platono­ wi. Kiedy definiuje sylogizm - a przypomnijmy, że zanim stanie się techniczną nazwą partykularnej formy wniosko­

wania, jest on jego nazwą ogólną - powiada: „wypowiedź, w której, gdy coś się założy, coś innego [...] w sposób ko­ nieczny (ex anankes) wynika”, lecz jest to echem Timaiosa, który wiąże zorganizowane myślenie z przebiegiem ciał niebieskich: „bóg umyślił obdarować nas wzrokiem, aby-

śmy oglądając na niebie obiegi umysłu mieli z nich pożytek dla obiegów rozsądku [myślenia w nas], który jest w nas,

bo one są tamtym pokrewne - choć tamte są nie zmącone, a nasze mętne i nieporządne. Abyśmy się tego uczyli, i na­

brawszy w siebie poprawności i rachunków naturalnych,

naśladowali obiegi boskie, które są w ogóle bezbłędne, 63

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

i ustalali jakoś te obiegi błędne, które są w nas” (Tima-

ios 47b)17. Zarówno Akademia, jak i Liceum poświadczają

ruch właściwy dla starożytnej episteme, tak jak ją zakłada teoremat Koyrégo i doktryna! nauki. Konieczność w logoi, konieczność jako taka, stanowi miejsce, gdzie dopełnia się

w nauce podobieństwo pomiędzy koniecznym byciem bytu i koniecznym byciem poznającego; i odwrotnie, nauka jest

niczym, jeśli nie stanowi spełnienia tego podobieństwa, któ­ re, dzięki praktykom oczyszczonej duszy, łączy człowieka obdarzonego ciałem z Bytem najwyższym i bezcielesnym:

nauka może być tylko nauką o tym, co konieczne. Jeszcze ogólniejsze niż owinięcie mikrokosmosu w makrokosmo-

sie (jakkolwiek często by powracał ten wyobrażeniowy

schemat), tropienie koniecznego podobieństwa w samym punkcie konieczności tworzy podstawowy napęd wiedzy.

Galilejska perypetia rozjaśnia się przez kontrast: polega

ona po pierwsze na tym, że matematyka w nauce może rozszyfrować całość empirii, bez względu na wszelką hierarchię bytu, bez porządkowania bytów na skali prze­ biegającej od najmniej doskonałego - w istotny sposób

przeciwstawionego Liczbie - do najbardziej doskonałe­

go - prawie kompletnie liczbowego; polega ona po drugie na tym, że matematyka, rozszyfrowując całość empirii, 17 Interesujący jest fakt, że H. Scholz w swoim krótkim Esquisse d'une histoire de la logique (Paris 1968, s. 47; 1 wyd. niemieckie 1931 ) cytuje ten frag­ ment i uważa, że określa on jeszcze dzisiaj wielkość logiki jako dyscypliny. Jesteśmy tu na antypodach pozytywizmu logicznego, ale także nowoczesnej nauki. Przypomnijmy, że Scholz był nie tylko logikiem i filozofem, ale także teologiem. Szerzej, zauważmy, w jaki sposób skupienie na logice matema­ tycznej może prowadzić niektórych filozofów do zatarcia cięcia galilejskie­ go; i odwrotnie - wiemy, że Koyrć nie darzył estymą logiki matematycznej (o czym świadczy jego Epiménide le Menteur, Paris 1947).

64

Doktryna] nauki

działa poprzez swój wymiar literalny, to znaczy przez ra­ chunek, bardziej niż za sprawą demonstracji (powstanie

nauki oznacza dlatego nieubłagany schyłek mos geometricus); polega po trzecie na tym, że matematyka rozszyfro­

wuje empirię j ak o taką, w jej wymiarze przemijającym,

niedoskonałym i nieprzejrzystym. Rozumiemy tedy, jak matematyka łączy się z techniką18. Rzecz nie w tym, żeby świat starożytny nie znał techniki. Ale, jeśli wierzyć doktrynałowi nauki, nie wiązał jej w nad­

rzędny sposób z episteme. Dokładniej, mamy do dyspozycji dwie pary: techne/episteme oraz theoria/praxis. Uniwersum

nowoczesne nakłada je na siebie. Słowa jednak oczywiście przestają być w ten sposób czytelne. W świecie antycznym nie było żadnej racji dla nakładania się tych par. Jeśli na­ stępowała kombinacja, to bardziej na zasadzie przeplatania się w ten sposób, iż termin starożytny zdawał się grupować

w sobie cechy, o których dzisiaj powiedziałoby się, że są nie

kompatybilne. Oznacza to, że w systemie greckim istnie­ je część theoria w techne, a część praxis - w episteme.

To dlatego Sokrates wypytywał rzemieślników, zmuszając ich do wydobycia, za pomocą oczyszczenia, rdzenia owej theoria, której byli nosicielami; dlatego nosiciele episteme

musieli także postępować uczciwie - nauka wiązała się '• E. Garin (Moyen Age et Renaissance, s. 121-150) posuwa się do stwierdze­ nia, że połączenie matematyczności i empirii, cechujące naukę nowoczesną, stało się możliwe za sprawą powrotu uczonej astrologii, która stała się na po­ wrót dostępna w wieku XII i rozkwitała w XV i XVI. Tak samo jak magia, jako oddziaływanie na świat za pomocą dających się teoretycznie ująć zasad, daje pierwsze składowe nowoczesnej relacji, która łączy naukę, jako teorię techniki, z techniką, jako praktyką i zastosowaniem nauki.

65

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

ze świadomością/sumieniem (conscience), jako rządząca

działaniami (praxeis).

Nowoczesne zerwanie wymaga więc tego, by mate­

matyka - przynajmniej częściowo - straciła powiązanie z wiecznością. O bytach matematyzowalnych (i zwłaszcza

ciałach niebieskich) nie zakłada się już w tym samym stopniu, że są wieczne czy doskonałe; można to założyć,

ale będą za tym stały inne powody i jeśli trzeba te założenia odrzucić (jeśli dostrzec trzeba plamy na Słońcu), to nie wpły­ nie to na możliwości zmatematyzowania ich przebiegu. Tak

samo może się zdarzyć, że o konieczności matematycznych demonstracji zakłada się, że ujawnia ona konieczność Bytu,

ale nie będzie to już boska analogia, a w szczególności nie będzie miała znaczenia dla posługiwania się nimi w nauce. Odtąd liczby nie funkcjonują już jak Liczby, złote

klucze do Toż-Samego, ale jako litery, i jak litery muszą ujmować różnorodność w tym, co jest w nim stale czymś

innym. Empiria jest „literalizowalna” jako empiria; litera nie

wynosi przedmiotu do nieba Idei; niebo nie jest widzialnym rozpostarciem nieskończonej sfery Bytu; literalizacja nie jest idealizacją.

Perypetia nie polega więc na tym, że nowoczesna nauka staje się matematyczna; nauka antyczna już taką była, a nauka nowoczesna jest taką w pewnym stopniu

mniej. Należy więc nazywać ją nie tyle matematyczną,

co zmatematyzowaną. Podstawową siłą matematyzacji jest liczba, jako litera, a przez to rachunek - a nie po­

prawna logiczna forma demonstracji. Dla Greków nauka

jest matematyczna; do jej matematyczności, która nie jest

66

Doktryna! nauki

matematyzacją, nie przyczynia się liczba jako to, co pozwala

dokonywać obliczeń, ale to, co sprawia, że Liczba stanowi dostęp do Toż-Samego w sobie; czyli logos jako konieczna

demonstracja. Droga przez episteme jest istotna nie tylko dla Koyrego.

Jest także jednym z najważniejszych momentów w głów­

nych założeniach Lacana. Jeśli psychoanaliza związana jest częściowo z wyłonieniem się nowoczesnego uniwersum,

to oczywiście jest ono jednym zjej pozytywnych warunków, ale doktrynał nauki mówi więcej; skrywa także warunek negatywny: zniknięcie wiedzy starożytnej. Innymi słowy, w episteme istnieje coś, co wystarczająco mocno wiąże się z psychoanalizą, aby móc stanąć jej na drodze; zrozumieć

episteme to także zrozumieć psychoanalizę. Już nie tylko poprzez kontrast, ale przez intymną relację wzajemnego wykluczenia.

Jeśli episteme nie jest niczym więcej niż figurą histo­

ryczną, wówczas rozumienie psychoanalizy jest zasadni­ czo historycystyczne. Tymczasem historia w oczach same­

go Lacana jest zwodnicza. Czy należy więc wnioskować,

że doktrynał nauki, tak jak został wyżej przedstawiony, jest zwodniczy? Że zatem hipoteza podmiotu nauki, wiążąca

psychoanalizę z nauką nowoczesną, jest pozorem, którego trzeba się pozbyć? A co najwyżej narzędziem ułatwiającym

rozumienie, które należy odrzucić, gdy zostanie zużytkowa­ ne - „spalcie moją książkę” - mówił Gide; „należy odrzucić drabinę, uprzednio po niej się wspiąwszy” - mówił Wittgenstein - czy to jest ostatnie słowo doktrynału?

67

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

5. Że historycyzm nie jest konieczny Nie sądzę jednak, żeby była to nieunikniona konsekwen­

cja. Figura episteme dostarcza tu właśnie najtwardszego dowodu. Wytrwałość jej utrzymującego się znaczenia dla

psychoanalizy nie należy do rejestru przypominania sobie;

należy ona do porządku teraźniejszości. A dokładniej należy do pewnej logiki. Figura episte­

me została określona; posiada dystynktywne cechy. Zostały oparte na świadectwie archiwów. Ale ten archiwalny ba­

last, jakkolwiek wygodny i ścisły by był19, nie jest niczym

zasadniczym. Wystarczy, że zarysowana figura jest spójna i odpowiada dającym się urzeczywistnić dyskursom. I nie

jest konieczne, żeby okres odnoszący się do starożytności

defacto znał tylko ową figurę; nie jest także konieczne, żeby

figura ta poświadczana była tylko przez ten okres. Kto za­ demonstrowałby istnienie w Grecji czy Rzymie dyskursów zarazem zmatematyzowanych i empirycznych20, osłabiłby 19 Pozostąje zresztą otwarta jedna kwestia empiryczna: czy twierdzenia Koyrégo dotyczące nauki starożytnej są niepodważalne? Specjaliści spierają się o to, nawet jeśli, ogólnie rzecz biorąc, istota jego ujęcia jest uznawana przez poważnych autorów; por. T.S. Kuhn, La Tension essentielle, Paris 1990, s. 69-110; G. Simon, Le Regard, l'Être et l’Apparence. 20 Tak byłoby według M. Serresa w przypadku Archimedesa i Lukrecjusza (La Naissance de la physique dans le texte de Lucrèce, Paris 1977). Niezależnie od tez Serresa, Archimedesa często uznaje się za tego, kto obrazuje takie połączenie elementów matematycznego i empirycznego, nie bez aplikacji technologicznych. Por. m.in. G. Lloyd: La Science grecque après Aristote, Paris 1990, s. 54—62, 112-115. To, co wiadomo o przesłankach doktrynalnych Archimedesa, potwierdza zresztą, że on sam był zwolennikiem fundamental­ nych zasad antycznej episteme. Por. jego niedokończone dzieło pod tytułem Metoda adresowane do Eratostenesa (fragment cytowany u Lloyda, La Science grecque après Aristote, s. 59-60).

68

Doktryna! nauki

Koyrego; ale niekoniecznie osłabiłby doktrynał nauki. Kto

zademonstrowałby istnienie w uniwersum nowoczesnym

dyskursów zgodnych z regułami episteme, nie osłabiałby nawet teorematów Koyrego.

Takie samo wnioskowanie obowiązuje zresztą w ob­

szarze odniesień geograficznych: wydaje się, że nigdzie

poza światem zachodnim nie rozwinął się dyskurs zgodny z doktrynałem nauki. Dla Lacana wszakże nie jest to nie­

zbędne. W systemie założeń, do których odwołuje się Lacan,

episteme, od której oddziela się nauka nowoczesna, stanowi bardziej figurę strukturalną niż jednostkę swoiście histo­ ryczną. Cechuje ją zestaw tez, a nie datowania, nawet jeśli

można ustalić naturalny związek między tezami a datami. Tezy definiujące dotyczą statusu matematyki i relacji pomię­

dzy przemijającą przygodnością a konieczną wiecznością.

Siła tych tez nie wyparowała. Trzymając się ściśle da­

nych obserwacyjnych, któż mógłby wątpić, iż dzisiaj w figu­ rach nauki idealnej występują jeszcze cechy euklidejskiej

demonstracji? Wiele nowych dyskursów otwarcie odwołuje się do epistemologii minimum i maksimum, która nie ma

innego źródła niż greckie; jak zobaczymy, jest to jedna z pa­ radoksalnych cech struktural izmu. Jeśli dusza, jak utrzymuje

Lacan, opierając się na doktrynale nauki, jest ściśle skorelo­ wana z episteme i jej konstytutywnymi zasadami, wówczas

któż może zaprzeczyć, że dusza powraca w nawet najzwyklej­ szych wypowiedziach? Czyż nie można by nawet twierdzić,

że dzisiejszy dyskurs o cywilizowanej demokracji odnajduje

w duszy swój najsolidniejszy trzon? W religiach, w prokla­

macjach duchowości, w gestach humanitaryzmu, w politycz­ nej hipokryzji nie dostrzega się - wbrew temu, co często się 69

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

sądzi - wpływu judeochrześcijaństwa (postępowej od­ miany judeomasonerii), a raczej urządzenie Toż-Samego, wywodzące się ze starożytności. Że demiurg z Timaiosa

i Arystotelesowski Pierwszy Poruszyciel sprowadzeni zostają do statusu Świętego Mikołaja, mającego wyrównać

wszystkie widzialne dla oka straty dzięki widzialnemu dla

duszy zyskowi, wszystko to może być powodem do śmiechu lub płaczu, ale nie jest niezrozumiałe. Jeśli chodzi o naukę, tak przystrojoną swoimi „nowo-

czesnościami”, to czyż nie najtrwalszym żądaniem do niej

adresowanym jest to, ażeby rozbudzać sumienia? Żywa jest jeszcze wiara, iż wielkiemu uczonemu przypada funkcja mo­ ralna. Pod warunkiem że odbija on tylko echo tego, co każdy

pomyślał już sam z siebie, w każdym razie w momentach, w których nie myśli: to właśnie nazywa się - także za po­

mocą greckiego słowa - etyką. Nie będę rozstrzygał, czy

w nowoczesnym uniwersum prawomocna jest jakakolwiek

etyka21. Jedno jest wszak pewne: jeśli etyka istnieje, to nauka

21 Kwestię tę stawia Lacan w seminarium VII. Tego ujęcia w mowie egzoterycznej nie oddał jednak na piśmie. Dowodzi to, iż uważał, że nie doszedł do pojęcia tego, czego wymaga wiedza, co potwierdza lektura seminarium. Co również potwierdza brak powiązania między tym, co tam zostało sfor­ mułowane odnośnie do etyki, i tym, co ostatecznie zostanie sformułowane pod nazwą etyki dobro-mowy (zob. na przykład Télévision). Niewiele więc wiemy o etyce lacanowskiej. Wiemy jedynie, że byłaby, dejure, uprawniona. Kwestia moralności w nieskończonym, zmatematyzowanym i precyzyj­ nym uniwersum jest oczywiście kwestią kantowską. W tej sprawie odsy­ łam do G. Lardreau, La Véracité, Lagrasse 1993 (por. szczególnie ks. 2, cz. 1 - s. 130-275 - i zwięzła analiza, jakiej poddane jest lacanowskie ujęcie, s. 159-160 i przyp. 16) i do J. Vuillemina, L’Intuitionnisme kantien, Paris 1994. Na temat ogólnej kwestii etyki w uniwersum, w którym matematyka jest nauką o Bycie, a nie tylko językiem nauki, przeczytać można u A. Badiou, a szczególnie w jego Etyce [wyd. polskie: przeł. P. Mościcki, Warszawa 2009].

70

Doktryna) nauki

nic o niej nie ma do powiedzenia, i bez wątpienia nic z nią jako nauka - nie ma wspólnego.

Można zapewne wnioskować jeszcze w terminach historycyzmu; można zapożyczyć język Gramsciego: czło­ wiek nowoczesny nigdy nie jest sobie współczesny (Je­ steśmy anachroniczni we własnej epoce”, pisał w więzie­

niu - por. A. Gramsci, Oeuvres choisies, Paris 1959, s. 19). Lacan jest jednak bardziej radykalny, to znaczy bardziej

freudowski. W sławnym tekście - Wstęp do psychoanalizy (= Vor­ lesungen zur Einfiihrung in der Psychoanalyse), wykład

XVIII, s. 289 - Freud wymienia trzy „rany, które zadała

nauka naiwnemu samoumiłowaniu ludzkości”: Kopernik za sprawą zakwestionowania geocentryzmu, Darwin i Wal­

lace za sprawą teorii doboru naturalnego oraz psychoanaliza. W ten sposób wyjaśnia nieproporcjonalną wrogość, którą wywołuje ta ostatnia, wrogość porównywalną w jego oczach

do wściekłości roznieconej przez wielkich poprzedników.

Mało istotne jest, czy miał rację odnośnie do szczegółu hi­ storycznego (Lacan w to wątpił, uprzywilejowując Keplera kosztem Kopernika). Niezależnie od tego szczegółu, należy

odtworzyć tezę podstawową: istnieje nawracający antyko-

pemikanizm; jest związany z Ja. Termin Eigenliebe, którego używa Freud, zawiera

oczywiście odcień moralny (myślimy o amor sui albo o mi­ łości własnej z Maksym La Rochefoucauld), chociaż łatwo się go pozbyć, sprowadzając termin do jego materialnego

jądra, którym jest Ja. Otóż Ja ma charakter strukturalny dlatego, że jest jedynie nazwą funkcji wyobrażeniowego.

Oto, czego dotyka nowoczesna kosmologia, niezależnie 71

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

od tego, czy przypisujemy ją Kopernikowi, czy Keplerowi.

Heliocentryzm pierwszego mniej istotny jest ze względu na rzekome poniżenie Ziemi, a bardziej za sprawą radykalnej

dysharmonii, którą wprowadza pomiędzy geometrycznym

centrum systemu planetarnego a centrum obserwacyjnym przyznanym pozycji człowieka; krok drugiego promuje -

w miejsce okręgu o unikalnym środku - elipsę o dwóch

ogniskach, z których jedno jest w sposób nieunikniony puste. W obydwu przypadkach „porządna” forma okręgu, w której wszystkie centra pokrywają się ze wszystkimi cen­

trami, ustępuje pewnej wadliwej formie22. W przeciwieństwie do powyższego antykopemikanizm ma charakter strukturalny, ponieważ Ja i porządek

wyobrażeniowy, na mocy ich własnego prawa, preferują wszelkie „porządne” formy. Prawdą więc jest, że episte­

me jako figura historyczna zaniknęła, ale pewne jej cechy

22 Kopernik, jak pisze Freud, pokazał, że „nasza ziemia nie jest punktem centralnym wszechświata, lecz maleńką cząstką systemu światów” (Wstęp do psychoanalizy, [przeł. S. Kempnerówna i W. Zaniewicki]). Lacan opie­ rając się na Koyrém (La Révolution astronomique, Paris 1961), uznaje takie przedstawienie za „mityczne”; jego zdaniem rewolucyjny krok wykonany został nie przez Kopernika, lecz przez Keplera i dotyczył nie geocentryzmu, ale zastąpienia okręgu elipsą. Por. Subversion du sujet et Dialectique du désir dans l'inconscientfreudien, É, s. 796-797; Radiophonie, s. 73; S XX, s. 41-43. Jakkolwiek by było, widzimy u Lacana troskę o historyczną do­ kładność, która oddala go właśnie od historycyzmu - który działa na wielkich masach. Na temat galileuszowego odrzucenia Gestalt w całkiem innej dziedzinie por. J.-C. Milner, Introduction à une science du langage, Paris 1989, s. 632633. Jeśli polegać na dyskusji Freuda na temat założeń, można mu zarzu­ cić cytowanie Wallace’a obok Darwina. Bowiem w kwestii miłości własnej ludzkości Wallace wydaje się tym, kto uczynił wiele, by ją oszczędzić (por. na przykład S.J. Gould, Selection naturelle et esprit humain: Darwin contre Wallace, w: tegoż, La Pouce du panda, trans. J. Chabert, Paris 1982, s. 45-55).

72

Doktryna! nauki

charakterystyczne pozostają, ponieważ pozostaje Ja, nieza­ leżnie od periodyzacji.

Stąd następujące twierdzenia, pochodzące tak od Freu­ da, jak i Lacana:

‘Ja ma odrazę do nauki’ ‘Ja ma odrazę do litery jako takiej’ ‘Ja i porządek wyobrażeniowy są gestaltyczne’

‘nauka i litera są obojętne w stosunku do „porządnych”

form’ ‘porządek wyobrażeniowy jako taki jest radykalnie obcy nowoczesnej nauce’

‘nauka nowoczesna, jako literalna, unieważnia porzą­ dek wyobrażeniowy’.

Można teraz lepiej ocenić występujący u Lacana słownik pe­ riodyzacji i bliski neoheglowskiej stylistyce Kojeve’a słow­

nik masywnych powiązań. Dzięki tym dwóm słownikom zręczni użytkownicy nie mają kłopotu z wyartykułowaniem

jednej z możliwych odpowiedzi na pytanie, dlaczego Lacan potrzebował jakiejkolwiek teorii nauki. Nie z powodu scjentyzmu, powiedzą, skoro Lacan nie wierzył w ideał nauki dla psychoanalizy, a jeszcze mniej w naukę idealną; raczej z po­ wodu pozornie historyzujących tez: ‘powstanie nauki gali­

lejskiej umożliwiło psychoanalizę’ albo ‘nie można pojąć psychoanalizy bez zszycia, którego dokonuje nowoczesna

nauka wobec podmiotu (i którego dokumentującym śladem jest Cogito)', albo ‘psychoanaliza rozwinąć się może tylko w nieskończonym uniwersum nauki’ itd. Problem w tym,

że odpowiedzi te same w sobie nic nie znaczą; powtarzają jedynie pytanie w innej formie. 73

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Bardziej ogólnie, nie można dać się za bardzo zwieść

Lacanowi masywnych powiązań;jestto Lacan uczo­ nej rozmowy i protreptyki, ale nie Lacan wiedzy.

W tym przypadku periodyzacja ma określoną funk­

cję: anulować znaczenie pary ideału nauki i nauki idealnej w odniesieniu do psychoanalizy. Cóż bardziej skutecznego w tym kontekście niż operatory następstwa i cięcia, których

skromną konsekwencją jest dobre towarzystwo relatywizmu

i nominalizmu. Ośmielę się stwierdzić, co następuje: Freud dla utorowania drogi psychoanalizie w otoczeniu zdomi­

nowanym przez filozoficzny idealizm musiał opierać się

na scjentyzmie ideału nauki; ceną, jaką musiał za to zapłacić, było nic innego niż scjentyzm nauki idealnej. W ramach ta­ kiej koniunktury, w której instytucje psychoanalityczne dały

się zdominować przez scjentyzm nauki idealnej, Lacan - dla

utorowania drogi - musiał relatywizować i nominalizować; ceną za to był dyskurs periodystyczny. W obydwu przy­ padkach chodzi o zagwarantowanie, poprzez różne środ­

ki, podobnej funkcji, która w obu przypadkach przynależy do protreptyki. A kiedy chcemy dostać się do jądra wiedzy, należy uczynić je w sposób logiczny niezależnym od wszel­

kiej protreptyki. W tym przypadku oznacza to uniezależnie­

nie go od chronologicznych następstw i równoczesności. W ten sposób podążamy jedynie za Lacanem. Zrobiliśmy bowiem wszystko dla obniżenia kosztów i uwolnienia się

od opowieści historycznej. Od momentu, gdy periodyzujący

język dopełnił swój cel i gdy za jego sprawą podwójne wid­

mo nauki idealnej i ideału nauki utraciło żywotność, Lacan stara się oczyścić teorię cięcia. Taka będzie funkcja teorii 74

Doktryna! nauki

dyskursów rozwijanej od 196923: uwidocznić własności

dyskursu w ogólności (przypomnijmy, że dyskurs u Lacana

to więź społeczna), a przez to pokazać, że heterogeniczność i wielość wewnętrznie doń należą. Nie są po prostu zaist­ niałymi w dyskursie skutkami okresów i epok, które byłyby

same w sobie czymś wobec dyskursów zewnętrznym. Nie rozkładają się po prostu na osi następstw („nie należy trak­

tować tego w żadnym wypadku jako szeregu historycznych

emergencji”, S XX, s. 20). Dzięki doktrynie mnogości pozy­ cji, mnogości terminów, różnicy pomiędzy właściwościami

pozycji i właściwościami terminów, zmienności terminów względem pozycji - uzyskujemy to, co można nazwać niechronologiczną, a ogólniej - niesukcesywną artykulacją po­ jęcia cięcia. Niewątpliwie emergencja nowego dyskursu, przejście od jednego dyskursu do innego (co Lacan nazy­

wa quart de tour, ćwierćobrotem, Allocution, s. 395; AE, s. 300) - słowem: przesunięcie, może stanowić wydarzenie; i niewątpliwie wydarzenia te są obiektami, które historycy starają się ująć w formie chronologicznej. Ale nie są takie,

jakimi historycy je opisują. Pod tym względem cała historia

należy do dziedziny oszustwa, a pierwsze fałszerstwo spo­ czywa właśnie w minimalnej homogenizacji, którą zakłada temporalna serializacja. Sam w sobie ćwierćobrót nie daje się wpisać w annalistyczną serię.

Zakładając, że teoria dyskursów jest literalizacją pozycji i terminów, wówczas cięcie będzie zasadniczo oznaczeniem 2J Por. S XVII (w całości); Radiophonie, s. 96-99; AE, s. 444—447; Allocution prononcé pour la clôture du congrès de l'Ecole freudienne de Paris, le 19 avril 1970 (tamże s. 391-399; AE, s. 297-304); Télévision, passim; S XX, s. 20-21. Por. rozdz. 3 w niniejszej publikacji.

75

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

pewnej literalnej niemożliwości. Niemożliwe jest to, by sys­

tem liter był inny; niemożliwe jest to, by jeden system liter

przeszedł bez wstrząsu w inny system liter. Innymi słowy, nie istnieje wewnętrzne przekształcenie systemu - każde prze­

kształcenie jest przejściem od jednego systemu do innego. Można utrzymywać, pogłębiając rozważania, że tak zdefiniowany dyskurs sam w sobie jest niczym innym jak

zbiorem reguł określających synonimiczność i niesynoni-

miczność. Dwa dyskursy będą się od siebie różnić dokładnie o tyle, o ile ich reguły definicyjne będą się różnić. Przeto

istotę dyskursywnego cięcia daje się określić następująco: ‘powiedzieć, że między dwoma dyskursami istnieje cięcie, to jedynie powiedzieć, że żadne z twierdzeń jedne­

go dyskursu nie jest synonimiczne z żadnym twierdzeniem drugiego dyskursu’.

Wnioskujemy z tego, że synonimie - jeśli istnieją -

mogą istnieć tylko w obrębie tego samego dyskursu, zaś między różnymi dyskursami jedyne możliwe podobieństwa

należą do homonimii. W takiej teorii pojęcie cięcia i pojęcie

dyskursu współnależą całkowicie do siebie: między dwoma realnie różnymi dyskursami nie ma innej relacji niż relacja cięcia, ale cięcie jest tylko nazwą ich realnej różnicy. Na­

rzuca się wniosek:

‘cięcie nie ma fundamentalnie chronologicznego charakteru’.

Co można powiedzieć inaczej, uogólniając znaczenie: ‘teoria dyskursów jest antyhistorią’.

Wynika stąd, że synchronia nie oznacza tu współczesno­ ści. Powinna raczej być rozumiana w znaczeniu, w jakim 76

Doktrynal nauki

mówi się o synchronii wahadeł. Łatwiej wówczas zrozu­

mieć, że pomiędzy twierdzeniami tak samo datowanymi,

a nawet w obrębie tego samego twierdzenia, zachodzi niesynchroniczność. Tak samo przejście od jednego dyskursu

do drugiego nie wywołuje jednoznacznych następstw; syn­ chroniczne twierdzenia episteme mogą następować w cza­

sie po synchronicznych twierdzeniach nauki, i odwrotnie. W głębszym sensie, niechronologiczna doktryna cięcia pociąga za sobą to, iż następstwo jest zawsze wyłącznie

wyobrażeniowe. Nie ma ostatniej realnej instancji, która uprawomocniałaby serialne porządki.

Historyzująca lektura doktrynału nauki konieczna jest tylko

wtedy, gdy poprzestajemy na celach protreptycznych; jest zaś daleko niewystarczająca, jeśli bierzemy pod uwagę konstruk­

cję wiedzy. Należy więc wyraźniej określić strukturalne i we­ wnętrzne cechy nauki galilejskiej i nie poprzestawać na an-

nalistycznych odniesieniach do Galileusza i jego następców.

Było to troską samego Koyrego, który sformułował na ten temat kilka tez. Lacan spożytkował je, i nie zawsze w sposób całkiem jawny sformułował kolejne, uzupełniające tamte.

6. Literalność i przygodność Można czytać Koyrego, eliminując historyzujące operato­

ry. A dokładniej, można dokonać oczyszczenia z nich jego lektury, jaką proponuje lacanowski doktryna!. Łącząc matematyczność i empiryczność, przegru-

powując theoria i praxis, episteme i techne, wyróżniki 77

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Koyrego spełniają wiele operacji. Można jednak streścić je za pomocą jednej. By to zrozumieć, wystarczy przejść

do pozornie dalekiej Koyremu epistemologii, a mianowicie

do epistemologii Poppera. Twierdzenia nauki muszą być falsyfikowalne, mówi ów autor, wyznaczając w ten sposób, za pomocą terminu „demarkacja”, to, co można też nazwać

wyróżnikiem Poppera. Twierdzenie jest falsyfikowal­ ne tylko wtedy, gdy jego negacja nie jest logicznie sprzeczna

albo materialnie unieważniona przez zwykłą obserwację.

Inaczej mówiąc, jego referent musi mieć możliwość - lo­ giczną i materialną - bycia innym, niż jest. To wszakże

oznacza przygodność. Krótko mówiąc: tylko przygodne twierdzenia są falsyfikowalne; nauka może więc być tylko nauką o tym, co przygodne.

Odwrotnie z kolei, wszystko, co przygodne, może i musi być uchwytne dla nauki - tak teoretycznej, co sto­

sowanej. Cały zbiór przygodności, takich, jakimi je ujmuje nauka, w teorii i praktyce - to uniwersum.

Takie jest urządzenie, w które naprawdę wpisuje się Lacan.

Terminem średnim jest tu przygodność. Dzięki niemu chro­ nologiczny wyróżnik Koyrego daje się złączyć ze struktu­ ralnym wyróżnikiem Poppera24. Doktryna! nauki okazuje się opierać na ukrytym lemacie:

‘wyróżnik Koyrego i wyróżnik Poppera to syno­ nimy, pod warunkiem że ujmujemy je z perspektywy

przygodności’. 2J W tym zakresie sięgnąć należy do prac Kuhna, a w szczególności do jego zbioru La Tension essentielle, bardziej wprost odnoszącego się do sporu z Popperem niż Struktura rewolucji naukowych.

78

Doktrynal nauki

Pierwsza konsekwencja się narzuca: jakiekolwiek by­ łoby pierwotne sformułowanie teorematu Koyrego, nie jest on mimo to w sposób fundamentalny twierdzeniem histo­

rycznym; jeśli psychoanaliza zależy od niego, to nie z racji historycznych (i zwłaszcza nie z racji chronologicznych). Druga i głębsza konsekwencja wskazuje, że równanie

podmiotów przepisać daje się następująco:

‘podmiot, na którym działa psychoanaliza, będąc korelatem nowoczesnej nauki, jest korelatem tego, co przygodne’.

W tym przepisaniu okazuje się, że Popper jest Lacano-

wi niezbędny. To prawda, że Lacan nie odwołuje się prak­ tycznie do niego (zainteresował się nim późno i bez pasji);

mimo tego to właśnie słowo przygodność wychwytuje

Lacan u Kojeve’a i u Koyrego, którzy jednak go wcale nie stosują: „nie istnieje już sklepienie niebieskie, a cały zbiór ciał niebieskich [...] przedstawia się jako coś, co mogło­

by równie dobrze w ogóle nie być - ich rzeczywistość jest

w istotny sposób naznaczona [...] charakterem faktyczności, są z gruntu przygodne” (S VII, s. 147). W łańcuchu racji,

który przebiega od twierdzeń Koyrego i Kojeve’a do takie­ go uwypuklenia przygodności, uprawnione jest - choć­ by dokonywało się to przy Lacana niewiedzy o Popperze i Poppera niewiedzy o Lacanie - odtworzenie brakującego ogniwa. Jeśli jednak chcemy pozostać przy tym, co Lacan

mógł w sposób jawny myśleć, czy przywołanie w tym miej­ scu Mallarmego będzie nieuprawnione? Jeśli przyjmiemy,

że właściwością nowoczesnej litery jest ujmowanie przy­

godności jako przygodności, to pierwsza dewiza epoki na­ uki brzmi: żadna litera nigdy nie zniesie przypadku. Druga

natomiast brzmi: każda litera jest rzutem kośćmi. 79

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Litera jest, jaka jest, bez żadnej racji, która czyniłaby ją taką, jaką jest; nie ma tym samym żadnej racji, by była inna, niż jest. A gdyby była inna, niż jest, wówczas byłaby

jedynie inną literą. W rzeczywistości od momentu, w któ­ rym jest, trwa i nie zmienia się (Jedyna Liczba, która nie

może być inna”). Co najwyżej dyskurs może nie zmienić literę, lecz ją wymienić. W ten sposób, przez zwodniczy

chwyt, litera nabiera rysów niezmienności, równokształt-

nych z rysami wiecznej idei. Niezmienność tego, co nie ma racji bycia takim, jakim jest, bez wątpienia nie ma nic

wspólnego z niezmiennością tego, co nie może - bez po­

gwałcenia rozumu - być inne, niż jest. Ale wyobrażeniowa

równokształtność pozostaje. Wynika stąd, że ujęcie różnorodności przez literę nadaje

jej - jako temu, co może być inne, niż jest - wyobrażeniowe

rysy tego, co nie może być inne, niż jest. To właśnie nazywa się koniecznością praw nauki. Przypomina ona w każdym

punkcie konieczność najwyższego Bytu, ale przypominają tym bardziej, że nie ma z nią nic wspólnego. Struktura nowo­

czesnej nauki spoczywa cała na przygodności. Materialna konieczność, którą rozpoznaje się w prawach, jest blizną sa­ mej tej przygodności. W momencie przebłysku każdy punkt każdego odniesienia każdego twierdzenia nauki jawi się jako

mogący być nieskończenie innym, z nieskończonej ilości

punktów widzenia; w momencie kolejnym litera ustaliła go takim, jakim jest, i niemogącym być innym, niż jest, z wy­

jątkiem wymiany litery, to znaczy dziedziny. Ale warunkiem momentu późniejszego jest rzecz jasna moment wcześniej­

szy. Pokazanie, że element uniwersum jest taki, jakim jest, wymaga rzucenia kośćmi jakiegoś możliwego uniwersum, 80

Doktrynal nauki

w którym ten element byłby inny, niż jest25. Temu interwa­

łowi czasowemu, w którym kości kręcą się, ale jeszcze nie spadły, doktryna nadała nazwę: emergencja podmiotu, który

nie jest rzucającym (rzucający nie istnieje), ale jest samymi

kośćmi pozostającymi w zawieszeniu. W wirze tych wzajem­ nie wykluczających się możliwości błyska w końcu, w ko­

lejnym momencie, kiedy kości spadają, flesz niemożliwości: niemożliwości, kiedy już spadły, by inny wynik dawał się na nich odczytać. W czym widać, że niemożliwość nie jest

oddzielna od przygodności, lecz stanowi jej realny rdzeń. Ażeby to zobaczyć, należałoby jeszcze stale prze­ chodzić od momentu wcześniejszego do późniejszego.

Ale to niewykonalne, gdyż należałoby także stale wracać od późniejszego do wcześniejszego. W każdym razie nauka na to nie pozwala; odkąd litera została ustalona, pozostaje

tylko konieczność i wymusza zapomnienie o przygodno­

ści, która ją uprawomocniła. Niewczesność tego powrotu przygodności, to właśnie Lacan nazywa zszyciem. Radykal-

ność zapomnienia, to właśnie Lacan nazywa wykluczeniem

{La Science et la Vérité, s. 874). Skoro podmiot jest tym, co wyłania się w kroku od wcześniejszego momentu do póź­

niejszego, zszycie i wykluczenie są w sposób konieczny

zszyciem i wykluczeniem podmiotu26.

25 U S. Kripkego znajdziemy wzajemne powiązanie litery, możliwego uniwersum i rzutu kośćmi: por. szczególnie Nazywanie a konieczność, s. 25-27. Oczywiście nie bierzemy pod uwagę przerażenia mogącego ogarnąć Kripkego na skutek porównania go z Mallarmem czy Lacanem, zakładając nawet, że wie, o kogo chodzi. 26 Inaczej mówiąc, doktryna litery opiera się na logice dwuetapowej. Czy­ telnik może sprawdzić, że formuła Lacana SI (SI (SI (SI—>S2))) - znaleźć ją można w S XX, s. 130 - jest jedynie literalizacją tej logiki.

81

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Przyjąć, że przygodne i empiryczne twierdzenie, o ile jest

właśnie przygodne i empiryczne, da się zmatematyzować, to - w horyzoncie litery - rozerwać i załatać w całkowicie

nowy sposób, stale niepewny, ale i stale odnawiany, poły niezmienności i przejściowości. Całkowity zbiór punktów,

do których odnoszą się twierdzenia nauki, nazywany jest zwykle uniwersum. Skoro każdy z tych punktów musi dać się ująć jako oscylacja o nieskończonej wariacji, skoro wy­

starczy jedna wariacja wpływająca na jeden z tych punktów, aby można było odróżnić dwa możliwe uniwersa, skoro z tej racji ilość możliwych uniwersów jest nieskończona,

skoro uniwersum istnieje dla nauki tylko przez obejście tych możliwych uniwersów, uniwersum jest z konieczno­

ści nieskończone i nie przestałoby takie być, nawet gdyby

liczba tworzących je punktów byłaby aktualnie skończona. Nieskończoność jakościowa, można by wręcz powiedzieć, nie ilościowa.

Za sprawą samej tylko przygodności owa nieskończo­ ność pojawia się w uniwersum, i to z jego własnego wnętrza.

Jest to coś, co kolejny raz wstrząsa zwyczajowymi relacjami wiążącymi z łatwością nieskończoność z jakimś miejscem zewnętrznym, transcendentnym wobec uniwersum. Uni­

wersum, jako przedmiot nauki i przedmiot przygodny, jest nieskończone wewnętrznie27:

27 O jaką nieskończoność chodzi? W ostateczności o nieskończoność pod­ legającą literalizacji: nieskończoność matematyków, to znaczy Cantora. Ale pojawiła się ona późno. U początku galilejskiej nauki, paradoksalnie w mo­ mencie, gdy matematyzuje się i odsyła uniwersum do nieskończoności, nie istnieje matematyka nieskończoności. Na tle owej histerezy powstaje oscy­ lacja pomiędzy pozytywną nieskończonością a negatywną nieokreślonością, której Kartezjusz jest pierwszym sygnałem.

82

Doktryna! nauki

‘nieskończoność uniwersum jest znamieniem jego ra­ dykalnej przygodności’.

A więc to w nim, a nie poza nim, należy poszukiwać znamion tej nieskończoności. Teza par excellence nowo­

czesna będzie więc następująca:

‘skończoność nie istnieje w uniwersum’, a ponieważ wszystko może istnieć wyłącznie w uni­

wersum, tezę można też wyrazić:

‘skończoność nie istnieje’. Gdyż:

‘nie ma niczego, co byłoby poza uniwersum’. W szczególności wynika stąd, że podmiot nie stanowi żadnego poza-uniwersum. W jaki sposób, mimo to, może

i musi być różny od uniwersum, to jest przedmiotem teorii

podmiotu. Zrozumiałe jest, że ta teoria odwołuje się w spo­ sób szczególny do matematycznej teorii wewnętrznego i ze­

wnętrznego, innymi słowy do topologii. Zrozumiałe jest, że zwłaszcza wszystkie warianty wewnętrznej ekskluzji

są w niej zachowane {La Science et la Vérité, s. 861 ). Mamy

tu konieczne konsekwencje doktrynału nauki. Zrozumiałe jest także, że doktrynał nauki musi wiązać się z hipotezami

dotyczącymi podmiotu, niezależnie od wszelkiej korelacji

historycznej. Hipoteza podmiotu nauki może być oddzielona od historycyzmu. To, iż nie ma nic poza uniwersum, okazuje się trudne do wy­

obrażenia. Stąd w przedstawieniach powrót do figur poza-

-światowych; Boga, Człowieka, Ja, którym przypisuje się jakąś specyficzną własność, wyłączającą je z uniwersum i konstytuującą to uniwersum jako pewną Całość. Owa 83

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

własność wyłączająca otrzymuje różne nazwy; przez długi

czas filozofia powoływała się tutaj na duszę - istniejącą w człowieku instancję tego, co czyni go pokrewnym Bogu.

Dusza jednak pochodzi ze świata antycznego i należy do episteme. Kiedy ta ostatnia ustąpiła nowoczesnej nauce,

również dusza, krok po kroku, musiała odejść. Wówczas nadeszła świadomość.

Tutaj tkwi „punkt padania” psychoanalizy. Podejmuje ona na nowo problem uniwersum i rozwiązuje go następu­ jąco: pojęcie, zgodnie z którym istnieje uniwersum, i nic

zeń nie jest wyłączone, nawet Człowiek, to pojęcie mó­ wiące świadomości „nie”, to nieświadomość. Dzięki temu rozjaśnia się nazwa „nieświadomość” i jej negatywna kon­

stytucja. Jeśli świadomość, a dokładniej samoświadomość skupiają w sobie przywileje człowieka jako wyjątku od Ca­

łości, to negacja, którą Freud naznacza świadomość, ma tylko jedną funkcję: uczynić te przywileje przestarzałymi. Tym gestem objęta jest również dusza. Rozjaśniają się także

ostre zmagania, które Lacan - idąc krok dalej niż Freud podejmował wobec duszy: zob. Télévision, s. 16-17; AE,

s. 512. Rozwija jedynie jeden z ukrytych efektów zawartych w słowie „nieświadomość”. W tym samym czasie co du­

sza dotknięta jest też figura Boga, jako poza-uniwersum par excellence. Zrozumiały staje się wówczas logion Lacana: „Bóg jest nieświadomy”28; przede wszystkim znaczy

to rzecz następującą: nazwa „nieświadomość” stenografuje nieistnienie jakiejkolwiek poza-światowości; imię Boga de­

28 Pojawia się tylko raz w S XI [12.02.1964], s. 70, jako właściwa formuła ateizmu.

84

Doktryna! nauki

sygnuje taką poza-światowość; zwycięstwo nowoczesnego uniwersum nad światami starożytnymi oznacza więc, że nie­ świadomość zatriumfowała nawet nad Bogiem.

Jednak sam ten logion jest całkowicie artykułowany w nauce nowoczesnej i w urządzeniu uniwersum. To, iż na­ uka potrzebuje uniwersum i że uniwersum uderza wszelkie

poza-uniwersum niemożliwością, może być stenografowa­

ne w jednym słowie „nieświadomość”, które za jednym zamachem wykreśla i duszę, i Boga. I odwrotnie, system

twierdzeń, który ma ogarnąć obiekt definiowany, jako nie­

świadomość może znaleźć swoją realizację tylko w nauce nowoczesnej i w uniwersum, które ona funduje. Rabelais

rzucił właściwe hasło: science sans conscience, „nauka bez

sumienia/świadomości” i, dlatego właśnie, „ruina duszy”. Albo, dokładniej jeszcze ujmując, nauka realizuje się tylko

przez to, że czyni z siebie naukę o nieistnieniu sumienia/

świadomości i nieistnieniu duszy29.

Jest ściśle prawdą, jak twierdził Freud, iż psychoanali­ za kaleczy Ja i że na tym polega jej pokrewieństwo z Koper­

nikiem, a więc z nauką nowoczesną. Ale aby to zrozumieć, należy dodać, iż narcyzm stale sprowadza się do wymagania

własnej wyjątkowości, i odwrotnie. Hipoteza nieświadomo­ ści jest niczym innym jak odmiennym sposobem stwier­

dzenia nieistnienia takich wyjątków; z tego samego powo­

du jest niczym więcej, ale też niczym mniej niż afirmacją uniwersum nauki. Nie tylko nieświadomość realizuje tym 2,1 Por. L'Étourdit, s. 9: „Aby stanowić język najbardziej odpowiedni do na­ ukowego dyskursu, matematyka jest nauką bez sumienia/świadomości, jaką obiecał nam Rabelais [...]; wiedza radosna cieszyła się, mogąc założyć ruinę duszy”.

85

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

sposobem program, którego obawiał się Rabelais, ale także

okazuje się dokładnie przyjmować funkcje nieskończoności. Oba słowa mają zresztą taką samą strukturę: mówi się unbewusst, tak jak mówi się unendlich. Nieskończoność jest

tym, co mówi „nie” dla wyjątku skończoności; nieświado­ mość jest tym, co mówi „nie” dla samoświadomości jako przywileju. Lacan zaiste często komentował w niechętny

sposób negatywny charakter słowa unbewusst. Możemy rozpoznać tu doktrynę kartezjańską: nieskończoność jest

tym, co pierwotne, i tym, co ma charakter pozytywny, skoń-

czoność jest wtórna i tym, co otrzymuje się przez swego rodzaju wydzielenie; tak samo nieświadomość eksplikuje

świadomość, a nie odwrotnie. Stenografuje ona afirmację, a nie ograniczenie. Zauważyć należy jednak, iż negacja ma

swoje zalety. Co więcej, język niemiecki dokłada do nich jeszcze

inne. W niemieckim prefiks un- nie zawsze jest tam samo

banalnie negatywny, jak łaciński prefiks /«-; nie zawsze ogranicza się do wyznaczenia dopełnienia dziedziny ozna­

czonej przez termin pozytywny. Tym sposobem Unmensch nie oznacza nie-człowieka, ale człowieka zaburzonego, po­

twora; Unkraut oznacza ziele {Kraut), ale „złe”, pasożytni­ cze, czyli chwast; unheimlich nie oznacza przeciwieństwa

tego, co swojskie, ale swojskość zakłóconą na skutek nie­

pokoju, który ją rozprasza30. Tak samo powiedzielibyśmy,

W. Benjamin przytacza to zdanie Leirisa (mimo że wydawcy nie są w sta­ nie wyróżnić, czy chodzi o Michela Leirisa czy o Pierre’a Leyrisa): „słowo »zwyczajny« byłoby u Baudelaire’a pełne tajemnicy i niepokoju” (Charles Baudelaire, Paris 1982, s. 236). Nie do oddzielenia od „Gdziekolwiek poza światem” i od nie-swojskiego jako schronienia.

86

Doktrynal nauki

że w nowoczesnym uniwersum nie ma dziedzinowego

rozróżnienia pomiędzy skończonością a nieskończonością,

istnieje natomiast stałe zakłócanie skończoności przez

nieskończoność; wszelka skończoność, o ile zostaje ujęta przez naukę, ustanawia się najpierw jako coś, co może być

nieskończenie inne, niż jest. Nie byłoby to zresztą dale­ kie od kartezjańskiej teorii prawd wiecznych. Równolegle

w psychoanalizie nieświadomość stale zaburza świadomość; ujawnia ją jako coś, co może być inne, niż jest, i tylko za taką cenę ustanawia to, w czym właśnie nie może być inna.

Przeczący prefiks jest tylko piętnem tego zakłócania. Psychoanaliza u swoich podstaw jest doktryną nieskończo­ nego i przygodnego uniwersum. W ten sposób rozjaśnia się

jej doktryna śmierci i seksualności. Nie można zapominać, że wedle większości śmierć jest samym znamieniem skończoności. Wedle jednak nowo­ czesnego lematu skończoność nie istnieje - psychoanaliza przyjmuje ten lemat. Nadaje mu nawet specyficzną postać:

‘jako znamię skończoności, śmierć jest niczym w analizie’

albo: ‘śmierć liczy się w analizie tylko o tyle, o ile jest zna­ mieniem nieskończoności’,

albo:

‘śmierć jest niczym poza byciem obiektem popędu’.

Taka jest podstawa pojęcia popędu śmierci. Wyprowa­ dzić z niej możemy wniosek, że słowo „śmierć” jest ogni­ skiem homonimiczności między skończonością i nieskoń­

czonością. A także o tym, że z możliwością psychoanalizy 87

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

nie da się pogodzić żadnej filozofii, w której śmierć ucho­ dzi właśnie za motyw przeciwny: za znamię skończoności.

Konkluzja partykularna: jeśli taką jest filozofia Heideggera, jeśli bycie ku śmierci jest byciem ku skończoności, wów­

czas - mimo wymiany listów i odwiedzin, nawet mimo

wagi, jaką trzeba przywiązać w doktrynie leczenia do defi­

nicji prawdy jako nieskrytości - doktryna Lacana, jako dok­

tryna psychoanalizy, jest antynomiczna względem filozofii Heideggera - i odwrotnie. Psychoanaliza ma do czynienia z tym, co nowocześni nazywają seksualnością. Oto i rzecz najlepiej znana na świę­

cie. Można się jednak dopytywać, dlaczego i jak ma z nią

do czynienia? Daremne jest stwierdzenie, że seksualność istnieje empirycznie i potrzeba jakiegoś mówiącego o niej

racjonalnie dyskursu. Nie jest bowiem trywialną kwestią,

czy seksualność istnieje - czy jakiś dający się określić region

rzeczywistości nosi tę nazwę. Jest to tak mało trywialne, że stało się, jak się zdaje, nie do przyjęcia, by w ogóle po­

stawiono to pytanie. Foucault doświadczył, ile kosztował

rewizjonizm w tej kwestii. Załóżmy nawet, że seksualność istnieje tak, jak się mówi, że istnieje; nie jest wcale oczy­

wiste, iż psychoanaliza mówi o niej bezpośrednio. Wiemy, iż wyrafinowane erudycyjnie umysły - Jungowi można przy­

pisać wszystko z wyjątkiem ignorancji - temu zaprzeczały. Powiem, że seksualność, tak jak mówi o niej psycho­ analiza, jest niczym innym jak tym: miejscem nieskończo­

nej przygodności w ciele. To, że seksuacja istnieje, a nie

przeciwnie, to rzecz przygodna. To, że istnieją dwie płcie,

a nie jedna lub wiele, jest rzeczą przygodną. To, że nale­ ży się do jednej lub drugiej strony, jest rzeczą przygodną. 88

Doktrynal nauki

To, że z seksuacją wiążą się takie a takie cechy somatycz­ ne, jest rzeczą przygodną. To, że wiążą się z nią takie a ta­

kie cechy kulturowe, jest rzeczą przygodną. Ponieważ jest

to przygodne, dotyka ono nieskończoności. Mimo to coś nie przestaje podlegać literalizacji. Ponie­

waż nazwy „mężczyzna” i „kobieta” są przede wszystkim sposobem zaliczania się do zbioru, który jednocześnie daje się scalić i pozostaje otwarty, i ponieważ temu wliczaniu

odpowiada pewien typ logiki. W roku 1945 Le Temps lo­ gique et I'Assertion de certitude anticipée (E, s. 197-213)

nazywa ją logiką kolektywną i przedstawia jej wersję dia­ lektyczną, stosowną dla quasi-sartre’owskiej dramatyzacji

{Przy drzwiach zamkniętych nie jest tu odległe); w posta­ ci od-dramatyzowanej i sformalizowanej na wzór quasi-

-russellowski pojawia się na nowo w zapisach z L'Etourdit.

Zrozumieć można, że pytanie o granicę jest kluczowe dla tych ostatnich. Widzimy także, iż powiązane jest z pytaniem o nie­

skończoność. Zapisy seksualne dotyczą nieskończonej Cało­ ści, o ile wpływa na nią istnienie bądź nieistnienie granicy. Freudowska nieświadomość, jako seksualna, to nie­

świadomość jako mogąca być inną, niż jest; to także nie­ świadomość jako będąca taką, jaką jest - i o której, od mo­

mentu, kiedy jest taką, jaką jest, litera ogłasza, że odtąd nie może być inna, niż jest. Skądinąd w tym samym posunięciu nieświadomość jest nieskończonością. W jej miejscu krzy­

żują się więc, zgodnie z oczekiwaniami, nieskończoność

i przygodność. Ale seksualność jest także zakłócana przez nieskończoność; a to za sprawą popędu śmierci, za spra­

wą jouissance, także za sprawą przygodności czy wybie­ gów Całości. Odwracalność jest w rezultacie kompletna: 89

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

nieświadomość jest władzą nieskończonego uniwersum nad myślą bytu mówiącego, ale jako taka może być tylko seksu­

alna; seksualność jest władzą nieskończonego uniwersum nad ciałem bytu mówiącego, ale jako taka może być tylko nieświadoma. W ten sposób odnajdujemy powtórnie naukę

nowoczesną. Psychoanaliza może posiłkować się doktryna-

łem nauki tylko pod warunkiem opierania się na seksuacji jako na fenomenie, i na seksualności jako regionie rzeczywi­

stości, w którym ów fenomen daje się uchwycić. W zamian

doktrynał nauki jest tylko inną nazwą seksuacji jako rzutu kośćmi, to znaczy jako litery.

Rozdział III Pierwszy klasycyzm lacanowski

1. Mowa cięcia Całość doktrynału nauki, jego teorematów, hipotez i lema­

tów, posiada wielkie znaczenie. Pozwala na dokładniejsze, niż robi się to zwykle, oznakowanie przestrzeni doktrynal­

nych twierdzeń Lacanowskich. Potraktowany poważnie,

może stanowić prawdziwy analizator tego, co zwało się

niekiedy myślą lat 60. Myśl ta bowiem, pośród wielu innych cech charakterystycznych, w sposób szczególny zgadzała się w jednej aksjomatycznej tezie: „istnieją cięcia”1. Rozumiała

ją w stylu historyzującym. Prawdą jest, że doktrynał później

rozumiał będzie ją inaczej. Prawdą jest także, iż w latach 60. podzielał interpretację powszechną. Aksjomat istnienia cięć i jego chronologiczna lektura

nie są same w sobie niczym nowym. Od czasu gromów

1 Odsyłam do E. Balibara: Lieux et Noms de la vérité. La Tour-d’Aigues 1994.

91

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

świętego Pawła ogłaszających koniec antycznego świata, któremu on sam kładzie kres („Grecy szukają mądrości...”,

Pierwszy List do Koryntian 1,22), znaleźć je można w róż­ nych postaciach u wielu autorów. Francuskojęzyczni eru-

dyci stale komentowali za pomocą tej terminologii okresy

przed i po rewolucji, tak iż aksjomat cięć stał się dla nich stemplem polityki; przyjmować go stanowiło dla niektórych

prawie tyle samo, co angażować się. Lata 60. zaproponowały jedynie szczególną wersję tej operacji. W Stopniu zero pisania Roland Barthes ogłasza z grub­ sza tezę: ‘Literatura jest z istoty nowoczesna’. Ma więc pewne

p r z e d i być może pewne p o. Tę nowoczesność można dato­ wać w przybliżeniu od momentu ustanowienia burżuazji jako ekonomicznie i politycznie panującej klasy. Przynajmniej

we Francji. Stąd łatwo można by wnioskować, iż literatura francuska stanowi wzór Literatury, tak jak angielska rewo­

lucja przemysłowa wyznacza, zdaniem niektórych, wzorzec

przemysłowego kapitalizmu. Wedle samej logiki Barthesa

cięcie, którego Literatura jest nazwą, może i musi łączyć się

z innymi: politycznym i społecznym cięciem XVI stulecia, cięciem z końca XVIII stulecia; nic nie przeszkadzałoby, ażeby jawiło mu się jako trafne cięcie typu koyrowskiego. Po prostu nie skonstruował odpowiedniej relacji.

Dokonał tego Althusser, a przynajmniej wprowadził pozwalające na to terminy. Jego przedsięwzięcie opiera się

na następującej hipotezie: ‘uniwersum nowoczesnej nauki jest zakresowo zbieżne z rynkiem światowym’. Stąd objaśnienie materialnych podstaw tego ostat­

niego będzie rozjaśnieniem podstaw prawomocności tego 92

Pierwszy klasycyzm lacanowski

pierwszego - i odwrotnie. Pojęcie uniwersum i pojęcie nauki wzajemnie do siebie należą: jedno nie funkcjonuje bez dru­

giego; teoria uniwersum może być tylko nauką; przedmio­ tem nauki może być tylko uniwersum. Równolegle, kom­

pletna teoria rynku światowego byłaby teorią kapitalizmu.

A przez to teoria kapitalizmu i doktryna nowoczesnej nauki są wzajemnie uwarunkowane. W przeciwieństwie do tego,

co sam Althusser czasami twierdził, nie jest tak tylko dlate­ go, że Marks piszący Kapitał wpisuje się w ruch nauki - ten powód jest niekwestionowalny, ale nie jest wystarczający. Relacja jest bardziej fundamentalna i dotyka warunków

możliwości samego dzieła Marksa; dokładniej: podstaw

programu badań i definicji jego przedmiotu2.

W ten sposób, za pośrednictwem Marksa i na sposób,

który nie ma nic wspólnego z progresywizmem Sartre’a lat 50., urządzona zostaje konstelacja wzajemnie powiązanych

tez. Widzimy teraz, co jest własnością lat 60. Nie chodzi o stwierdzenie istnienia cięć, ale o dyskursywną funkcję,

którą można rozpoznać w tym stwierdzeniu. Cięcia są pomy­ ślane, w sposób jawny bądź niejawny, jako odpowiednik w uniwersum myśli - historycznych cezur, których teorię proponował marksizm. Pozwalają one zachować formalną

relację z marksizmem, ale bez konieczności, by być mu substancjalnie podporządkowanymi.

Nie ma tu miejsca na podejmowanie dyskursywnej me­

chaniki, dzięki której nastąpiło przejście stopniowo od poli­

tycznego progresywizmu, reprezentowanego zwłaszcza przez

■ Na temat Althussera por. zbiór Politique et Philosophie dans l'oeuvre de Louis Althusser, éd. S. Lazarus, Paris 1993. 93

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Sartre’a, do twierdzeń coraz bardziej oddzielających wybory polityczne od wyborów intelektualnych3. Wystarczy ustalić, w jaki sposób doktryna! nauki, nie będąc fundamentalnie hi­

storyzującym, z zupełnością i kompletnością ukazuje logiki odnajdywane gdzie indziej, w formie wyraźnie historyzującej. Aby do tego dojść, należy przejść przez Foucaulta. On sam w stosownych okolicznościach dokona! znaczącej

zmiany. Przypuszczać można, iż lepiej od innych rozumiał wskazane przeze mnie spowinowacenia. Czy zaś zaakcep­ tował doktryna! nauki albo po prostu systemy rozgałęzień,

które doktryna! umożliwia, to warte jest zbadania. Co prawda nie mamy pewności, czy przyjmował ak­ sjomat istnienia cięć. Albo raczej przyjmował go, aby na­

tychmiast go rozpuścić w rodzinie problemów: czym jest

cięcie, po czym je rozpoznać, jakie istnieją rodzaje cięć itd.? Program Foucaulta tworzy w ten sposób ogólną typologię

wszelkich możliwych cięć dyskursywnych; rodzaj topologii pojęcia, jeśli topologia jest faktycznie nauką o brzegach, o zewnętrzach i wnętrzach, o pokryciach powierzchni.

Foucault, w końcu, nie uprawia Historii. Nawet jeśli utrzymuje ostatnią instancję serialności czasowej, takiej,

że istnieje u niego dyskursywne następstwo, że musi ono być zawsze homologiczne z następstwem czasowym i że kom­ patybilność dyskursów musi się dać w przybliżeniu pro­ jektować w sąsiedztwo (w epokę), mimo to osie mechani­

zmu są uszkodzone; nazwy starożytności, średniowiecza

i ery nowożytnej pojawiają okazjonalnie, ale są podejrzane

3 Pozwalam sobie odesłać tu do mojej pracy L'Archeologie d'un échec, Paris 1993.

94

Pierwszy klasycyzm lacanowski

z zasady, co nie wzbrania ich stosowania, ale wymaga, by

były poddane kontroli - najlepiej nieoczekiwanej. To praw­ da, że utrzymując chronologię, Foucault utrzymuje także

nazwę „historia”, choć jest ona zbanalizowana i niejako pod­

porządkowana następującemu po niej dopełnieniu: historia

szaleństwa, historia ciał, historia seksualności - syntagmy te skrywają i odkrywają wyzwanie rzucane zastosowaniom absoluty stycznym, w liczbie pojedynczej („myśleć Histo­

rię”, „czynić Historię”) czy mnogiej {bibliothèque des Hi­

stoires'. „biblioteka [mnogich] Historii”).

Swojej metodzie woli nadać nazwę archeologia, nazwę zarazem objaśniającą i ryzykowną. Objaśniającą, ponieważ nie jest to nazwa „historia”, która mówiłaby wię­

cej, niż jest uprawnione; ryzykowną, ponieważ ściśle wiąże

ogólną teorię cięcia z teorią warstw i pokryć powierzchni. To, że na nieciągłość nakłada się koniecznie maskująca ją

warstwa, jest hipotezą nietrywialną. Nie można powiedzieć, że została dowiedziona; jest jednak kosubstancjalna z sa­

mym słowem „archeologia”. W każdym razie ogólna teoria Foucaulta nie jest wy­

starczająca dla doktrynału nauki; nie jest więc wystarcza­ jąca, by autoryzować dyskurs Lacana. Nie jest wystarcza­

jąca w sensie ścisłym: nie zawiera wszystkich aksjomatów, jakich potrzebuje Lacan. Oznacza to, że z perspektywy

Foucaulta u Lacana występuje nadwyżka aksjomatów. Nie chodzi o Historię: Foucault nie uprawia jej, ale Lacan jej

sobie odmawia. Nie ma tu żadnej niezgodności. Herezja leży gdzie indziej. Dotyczy cięć jako takich. Rzeczywiście, teoria Foucaulta chce być radykalnie

sceptyczna wobec nich - powtórzmy, nie wobec kwestii ich 95

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

istnienia (zakładając nawet, że nie jest ono aksjornatyczne,

jest uznawane za dowiedzione za sprawą sukcesu badań, które je zakładają), ale wobec ich możliwych typów; świa­

domie i dobrowolnie odrzucone są tezy Kojève’a i Koyrégo, jako nieużyteczne i ryzykowne; jedyne, co się zakłada, to to, co zakłada afirmacja egzystencjalna ‘istnieją cięcia’, aksjo-

matyczna bądź nie; reszta jest sprawą empirii. Otóż afirmacja ta, według Foucaulta, stanowi jedynie:

(1) że istnieją heterogeniczności pomiędzy dyskursami i (2) że owe heterogeniczności pozostawiają oznaczalne i dato-

walne ślady w archiwach (chronologia raczej niż historia).

Nie zakłada, że owe ślady grupują się w przypadkach ogól­ nej równoczesności. Pozostaje doskonale możliwe, że cezu­

ra heterogeniczności, dotykająca jakiegoś dyskursu A, nie

dotyka w tym samym czasie dyskursu B, współmożliwego wszakże z A. Kombinacja twierdzeń Koyrégo i Kojève’a zdaje się otóż potwierdzać, że pewnego rodzaju cięcie zdolne jest

dotykać nie tylko dwóch dyskursów (na przykład nauki i metafizyki), ale wszystkich współmożliwych dyskur­ sów. Co implikowane jest oczywiście przez stosowanie

totalizujących terminów, świat i uniwersum („świat mniej-więcej”, „uniwersum precyzji”4). Nazwijmy takie cięcie głównym. Doktrynał nauki można więc przefor-

mułować następująco: ‘cięcie pomiędzy episteme a nauką nowoczesną jest

cięciem głównym’. 4 Tytuł artykułu Koyrégo: Du monde de / ’„ à-peu-près " à l univers de la précision (Od świata „ mniej-więcej " do uniwersum precyzji), w: tegoż, Etudes d’histoire de la pensée philosophique, Paris 1971, s. 341-362 (przyp. red.).

96

Pierwszy klasycyzm lacanowski

Taką przynajmniej wykładnię daje Lacan; narzuca się

ona, jeśli doktrynał zawierać musi teorię nowoczesnego podmiotu (hipoteza podmiotu nauki); narzuca się z jeszcze

większą siłą, jeśli, czego zdawał się chcieć Lacan, należy dołączyć, tytułem lematu, hipotezę Althussera (Lacan nie

interesował się bezpośrednio Barthes’em, jakkolwiek sam sformułował twierdzenia dotyczące stylu i były one, dzię­ ki pośrednictwu Nordena, w dużym stopniu zgodne z tymi

ze Stopnia zero). Można to sformułować inaczej: wedle Lacana słowo

„nowoczesny” nie stenografuje niczego, jeśli nie stenogra­ fuje jakiegoś cięcia głównego. Można z pewnością dyskutować na temat elementów tego cięcia, ale pewnym jest, że gdy założymy jego istnienie,

zakładamy też, iż dotyka ono wszystkich współmożliwych dyskursów: żaden nie jest na nie odporny, przynajmniej jeśli jest nowoczesny. Ani ekonomia materialna (hipoteza Althus­ sera), ani literatura (hipoteza Barthesa i równoważna hipoteza

Lacana), ani filozofie polityczne (L. Strauss czy C. Schmitt), ani malarstwo (Panofsky), ani filozofia spekulatywna (Hei­

degger). Ani wreszcie świadomość: psychoanaliza w swej emergencji potwierdza to, że samo życie wewnętrzne nie jest

odporne na cięcie; podmiot nie jest królestwem w królestwie; istnieje podmiot nowoczesny (czy to odróżni się go od pod­

miotowości starożytnej, czy to przyjmie się, że podmioto­ wość narodziła się wraz z samą nowoczesnością); jego usta­

nowienia psychoanaliza jest zarazem dowodem i rezultatem. Innymi słowy - czas to podkreślić - urządzenie dok-

trynału nauki opiera się na uzupełniającym aksjomacie

egzystencjalnym: 97

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

‘nie tylko istnieją cięcia, ale istnieją cięcia główne’. Otóż Foucault właśnie tego nie zakłada, zakłada wręcz

coś pozornie przeciwnego. Całe jego stanowisko opiera się na możliwej nie-koincydencji i nie-homologii cięć; stąd sta­

łe rozszczepienia, zakłócenia, efekty zaburzeń, których nie wolno przeoczyć.

W ten sposób chrześcijaństwo może stanowić cięcie

w historii seksualności, ale już niekoniecznie w historii szaleństwa. Galileizm początku XVII stulecia może sta­ nowić cięcie w przyrodoznawstwie, ale nie w dyskursach

dotyczących mowy, klasyfikacji czy wymiany. Te ostatnie naznaczone są innym cięciem, które datuje się na koniec XVIII stulecia i zdaje się niezależne od fizyki zmatematy­

zowanej. Jakkolwiek radykalne owe cięcia w tym samym

stopniu by były, każde z nich odbiera innym własności cięcia głównego. Nawet cięcia sobie współczesne (czy prawie współczesne) - jak na przykład galileizm i Wiel­ kie Zamknięcie - niekoniecznie wzajemnie się łączą. Jest

wręcz charakterystycznym złudzeniem „psycho”-dyskursu (którego psychoanaliza wedle Foucaulta jest częścią) wiara w taką łączność pomiędzy teorią procesów intymnych a teo­

rią procesów publicznych.

Ogólnie rzecz biorąc, zawsze możliwe jest, że jakiś dyskurs będzie odporny na cięcia uznane przez ogół za główne: chrześcijaństwo, kapitalizm, naukę nowoczesną.

Zawsze jest możliwość, że cięcia są wzajemnie między sobą

niezsynchronizowane, i to nawet wtedy, gdy w oczach an­

nalistyki są równoczesne. Nie trzeba byłoby poza tym wy­ suwać na plan pierwszy spoistości Foucaulta, aby wychwy­

cić u niego polityczne podejrzenie: figura cięcia głównego 98

Pierwszy klasycyzm lacanowski

posiada wszystkie cechy tego, co dyskurs polityczny na­ zwał „Rewolucją”. Powiedzmy więcej: tak samo jak nauka

nowoczesna zrodzić się miała z rewolucji naukowej, tak samo nowoczesny dyskurs polityczny charakteryzuje się tym, że skonstruował wzór Rewolucji i wedle niego mierzy wszystkie możliwe obiekty polityczne. Otóż według Fou-

caulta Rewolucja nie istnieje; wiara w nią prowadzi do ka­

tastrofy - i w teorii, i w praktyce. Równolegle, dyskursywna

figura cięcia głównego, niezależnie od tego, jak mniej winna by była (nie można jej, jak się zdaje, przypisać żadnej masa­

kry), pozostaje w nie mniejszym stopniu zwodnicza.

Samo cięcie tym sposobem jest w sposób fundamen­ talny mnogie albo jest tą mnogością samą. Często niewymieniane z nazwy - Foucault nie lubił mówić o cięciach -

lokuje się w sercu nazewnictwa, z którego artykułuje system.

Foucault jako pierwszy odniósł dyskurs do samego porządku nazw; jako pierwszy w sposób konsekwentny pracował nad

oznakowaniem go wyłącznie przy pomocy ich zgodności i niezgodności. Nie uległ jednak pokusie stale towarzyszącej

takiemu gestowi: że w ostatniej instancji istnieje tylko jeden

dyskurs, gdyż każda nazwa równoważna jest innej. Nigdy nie odstąpił od dyskursywnej wielości, to znaczy od hete-

rogeniczności nazw, to znaczy od ich nierówności. Cięcie nie oznacza niczego innego.

Jest ono wyłącznie tym, co mówi „nie” obfitej synoni-

mii i będzie obfitowało nieregularnym rytmem tego, czemu zaprzecza. Można w ten sposób naświetlić aforyzm Rene

Chara, umieszczony przez Foucaulta na okładce Historii seksualności'. „Ludzka historia jest długim szeregiem sy­

nonimów tego samego wyrazu. Przeciwstawienie się temu 99

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

jest obowiązkiem”. Innymi słowy, cięcia są dyskursywnymi

rebeliami; ich powstawanie jest tak samo rozproszone jak momenty zamętu; więcej mają wspólnego z 1968 niż z 1917;

aksjomat egzystencjalny ustępuje przed przykazaniem nie­ odróżnialnie etycznym i politycznym: „zawsze ma się rację,

buntując się przeciw synonimom”5. Jeśli nie istnieją cięcia główne, wówczas istnieją systemy cięć wzajemnie od siebie niezależne i nie synchroniczne.

Dla każdego dyskursu dotkniętego cięciem istnieć będzie

zawsze co najmniej jeden inny, który w danym momencie dotknięty cięciem nie jest. Za pomocą zmyślnej, jeśli nie

chytrej, metodologii, każdy dyskurs może służyć kolejno jakiemuś innemu za podstawę odniesienia. Nie ma żadnej

potrzeby zakładać absolutnego Reperu, który z natury był­

by niezależny od cięcia, skoro dysharmonie i turbulencje wystarczają do wzajemnego orientowania się.

Chyba że, przypadkiem (ale to okoliczności są roz­ strzygające), pewien efekt pasji ustanawia, na przestrzeni

jednej chwili, jakąś empiryczną konfigurację jako Reper. Można zrozumieć w ten sposób funkcję interwencyjną, jaką Foucault często podejmował przy pomocy Prasy. Całko­

wicie uzależniona jest ona od doktrynalnej aksjomatyki (‘nie ma cięć głównych’), acz koryguje ją twierdzeniem

praktycznym - w kantowskim znaczeniu: ‘istnieją takie okoliczności, które, w momencie pasji, wywołują efekt

cięcia głównego i Reperu’.

5 Trochę odmienny komentarz znaleźć można w P. Veyne, René Char en ses poèmes, Paris 1990, s. 499.

100

Pierwszy klasycyzm lacanowski

Efektowi temu, który przypomina efekt prawdy, jakkol­

wiek nim nie jest, Foucault nadał nazwę. Podczas pracy nad więzieniami rozwinął on pojęcie „badania-nietolerancji”6: ukazywania na drodze najbardziej rygorystycznego badania

empirycznego przedmiotu (działań aparatu, wypowiedzi ta­ kich bądź innych jego agentów, jawnych bądź ukrytych de­

cyzji itd.), tak iż rozbudza u tych, którzy go sobie uprzytom­ nili, punkt nietolerancji - sąd, uprzedni wobec wypowiedzi,

iż to, co się widzi, nie pozwala się tolerować. Intelektualista nie ma innej etycznej maksymy niż głoszenie wypowiedzi

zdolnych do wykreowania takiego osądu u tych, którzy ni­

czego nie głoszą. Rozumiemy obecnie ten gest i ten język; z tego punktu

nietolerancji, wznieconego w granicach badania, wrócić, jakby się wracało z punktu zewnętrznego, usytuowanego

poza cięciem głównym (z tym że nie ma ani zewnętrza, ani cięcia głównego) do całości dyskursów (z tym że tej całości nie da się skonstruować) i ją osądzić (z tym że ten sąd opiera się wyłącznie na swym bezwzględnym wygłoszeniu - które

samo ma efemeryczny charakter).

Jeśli natomiast Lacan ma rację, jeśli rzeczywiście istnieją cięcia główne, wówczas wzajemne orientowanie jest nie­

możliwe; potrzebna jest zatem podstawa odniesienia od­ porna na cięcia. Owa podstawa musi przynajmniej umoż­

liwić uporanie się z homonimami i wahaniami synonimii,

do których, w ich najprostszej formie, sprowadzają się

6 Zob. M. Foucault, (Sur les prisons), w: tegoż, Dits et écrits II: 1970-1975. Paris 1994, s. 175-76 (przyp. red.).

101

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

cięcia. Pytanie o miejsce odporności nie zostało w sposób jawny podjęte ani przez Koyrego, ani przez Kojeve’a, ani przez Lacana.

W ramach lektury historyzującej skłania ono wszakże

do wstępnej i pozornie prostej odpowiedzi: istnieje przy­ najmniej jeden zbiór rzeczywistych bytów, które pozostają odporne na cięcia - są to języki. Względem dyskursów i ich

przemieszczeń bądź rozpraszanej ciągłości dany język jest

miejscem, w którym da się rozpoznać homonimy. De facto tylko język może stanowić to miejsce. Innymi słowy, założenie, że istnieją cięcia główne, jest także założeniem, że nie oddziałują one na język. A to z ko­

lei nic innego niż to, co próbował ustalić Stalin. Można nawet

utrzymywać, iż w jego modelu marksistowskiej scholastyki

udało mu się to osiągnąć, tak że mamy prawo mówić o praw­ dziwym teoremacie Stalina7. W marksistowskiej doktrynie

wypowiadany jest on (wraz ze swą odwrotnością) nastę­

pująco: ‘istnieją zmiany bazy, które nie pociągają za sobą zmian w języku; istnieją zmiany w języku, które nie zależą

od zmian w bazie’; ale, przy założeniu tej doktryny, wszelkie zmiany w bazie oddziałują - pośrednio lub bezpośrednio,

w sposób mniej lub bardziej widoczny - na każdy poziom nadbudowy bez wyjątku; innymi słowy, wszelka zmiana bazy jest cięciem głównym. W zamian klasyczny marksizm zakłada, że tylko zmiana bazy może wytworzyć cięcie głów­ ne. Można więc powtórnie sformułować teoremat Stalina:

7 Dodam, że jego dowód jest pięknym przykładem wnioskowania apagogicznego.

102

Pierwszy klasycyzm lacanowski

‘język jest odporny na cięcia główne’ (albo, w mowie poli­ tycznej: ‘język jest odporny na rewolucje’)8.

Teoremat ten jest oczywiście prawdziwy tylko w odniesieniu do języka jako formy; odnośnie do tego

wszystkiego, co w języku nie jest formalne, łatwo byłoby

ów teoremat obalić, o czym Stalin wiedział jak mało kto. Teoremat zakłada więc, że język jako forma istnieje, dając

się przeciwstawić językowi jako substancji. Otóż język jako forma - to właśnie to, co lingwistyka w czasach Stalina

nazywała strukturą. W rezultacie Jakobson rozpoznał się

w teoremacie i go żyrował. Odnosząc się do struktury („nieświadomość jest

ustrukturowana jak jakaś mowa”), Lacan wypowiada się więc w kwestii Reperu. Robi to pozornie w taki sam sposób jak Stalin. Oczywiście nie wyczerpuje to znaczenia jego związku ze strukturalizmem. W każdym razie posiada także i ten wymiar. Stąd relacja, jaką Lacan sądził, że może skonstruować:

jeśli to, co Lacan mówi o języku, jest prawdą, wówczas ' Taka była zresztą jedna ze stawek. Lacan podkreślają wyraźniej niż inni autorzy (por. L Instance de la lettre, s. 496, przyp. 1). W latach 20. najwięksi poeci języka rosyjskiego (co pod pewnymi względami oznacza: najwięksi poeci świata) byli przekonani, że Rewolucja powołuje nowy język i że do nich należy jego stworzenie. Na co Stalin odpowiedział: nie. Nawet zanim teo­ remat został sformułowany w sposób jawny (datuje się na 1950), rzeczy­ wista polityka nim się inspirowała. Stąd rozpacz Majakowskiego, która go doprowadziła do zgonu; stąd bardzo dwuznaczne relacje, od protekcyjności po okrucieństwo, które z poetami utrzymywał Stalin; poeci zostali powołani do odmienienia kultury bez odmieniania języka, do uczynienia z braku zmiany języka właściwego narzędzia zmiany w kulturze. Stalin doskonale zdawał sobie sprawę, że osiągną to tylko, wyobrażając sobie, iż mogą zmienić język. Ich złudzenie jest więc zarówno przestępstwem, jak i tym, co konieczne dla powodzenia przedsięwzięcia. Trzeba więc ich prześladować, kiedy zawodzą, i trzeba ich prześladować, kiedy odnoszą sukces.

103

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

marksizm może być prawdziwy, chociaż nie w sposób ko­ nieczny; jeśli to, co marksizm - to znaczy Stalin - mówi o języku, jest prawdą, wówczas w sposób konieczny Lacan jest prawdziwy9. Ale relacja jest w rzeczywistości jeszcze bardziej ścisła:

nie chodzi tylko o język, ale o doktryna! nauki; w odczytaniu

historycystycznym wymaga on teorematu Stalina (podobnie

jak tego, co można nazwać lematem Stalina: ‘język, jako forma, jest reperem, który pozwala ustalać cięcia główne’).

Wymaga go dokładnie w tej mierze, w której zależny jest od teorematu Kojève’a. W czym widać, że zapewne wbrew temu, co sam myślał, Kojève zależny jest od teoretyka Stalina, a nie tylko od jego mitycznej figury imperatora

nowoczesnego świata. Jest jeszcze coś. Wychodząc poza same teksty, i niewątp­ liwie poza wyraźne intencje autorów, można odkryć w teo­

remacie Stalina coś, co usuwa pewną trudność doktrynału. Wielu autorów wskazało, jak bardzo problematyczny był w nim status matematyki i logiki. Jedno pytanie pozo-

staje otwarte: czy matematyka sama podpada pod cięcie ’ „Tylko moja teoria mowy jako struktury nieświadomości może być nazwana implikowaną przez marksizm, o ile nie jesteście wymagający bardziej niż implikacja materialna” (Réponses à des étudiants en philosophie, „Cahiers pour l’Analyse”, vol. 3, mai 1966, s. 10; AE, s. 208). Przypomnijmy, że relacja „A materialnie implikuje B” jest fałszywa tylko wtedy, gdy A jest prawdziwe, a B fałszywe; we wszystkich innych przypadkach jest prawdziwa. Innymi sło­ wy, ci, którzy uznają marksizm za prawdziwy (było takich w tamtym okresie wielu), muszą uznać prawdziwość Lacana; ale fałszywość marksizmu nie pociąga za sobą konieczności uznania fałszywości Lacana i prawdziwość Lacana nie zobowiązuje do wymagania prawdziwości marksizmu. Zauważ­ my, że Lacan mówi tu tylko o mowie; przypomnijmy, że w kwestii mowy marksizm, w oczach Lacana, redukuje się do Stalina.

104

Pierwszy klasycyzm lacanowski

galilejskie? Powszechnie przyjęta odpowiedź jest przeczą­ ca. Według większości autorytetów (na przykład według Bourbakiego) nie ma absolutnego zerwania między mate­ matyką grecką a matematyką kartezjańską czy cantorowską;

oczywiście są różnice, ale nic porównywalnego z relacją zachodzącą pomiędzy fizykami pregalilejskimi i fizykami

postgalilejskimi. Co sprowadza się do stwierdzenia, że ma­ tematyka znajduje się na pozycji funkcjonowania jako reper

w stosunku do cięcia głównego. Matematyka nie jest nauką galilejską; nie jest nauką

popperowską; przygodność jej nie dotyczy. Przez to właś­ nie wyjaśnia się rola, którą odgrywa w cięciu. Odporność

matematyki na cięcie główne jest u podstaw samego cięcia. Widać zatem, że matematyka posiada ściśle status języ­ ka, takiego, jakim teoremat Stalina go ustanawia. Wiadomo

skądinąd, że językowa definicja matematyki wzięła górę w nowoczesności. Występowała już u Galileusza: uczynić z matematyki alfabet (ale oczywiście nie hieroglif) uniwer-

sum to nadać jej in nucę status, który okaże się, u kresu krętej drogi, wystarczająco szeroko akceptowany. To, iż ma­

tematyka jest językiem (większość nowoczesnych utrzymuje

ponadto, iż do logiki należy kwestia ustalania jej reguł, pod warunkiem jednak, że sama logika wypowiadana jest w ję­

zyku matematycznym), jest afirmacją, która wiąże się w ele­ gancki sposób z doktrynałem nauki i rozwiązuje paradoks, polegający na tym, że cięcie można rozpoznać tylko dzięki

temu, co jest z niego wyjęte. Nie tu miejsce na określenie, czy da się takie stanowisko utrzymać. Ważne jest rozpoznać

w nim zapoznaną wersję teorematu Stalina.

105

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

W tym świetle interpretowanie doktrynału nauki

w terminach historyzujących, przypisywanie matematyce ciągłości odpornej na cięcia główne, uznawanie konstytu­ tywnej roli matematyki w cięciu głównym nowoczesnego

uniwersum, definiowanie jej jako języka, bycie stalinistą w kwestii języka - wszystko to okazuje się stanowić pięć

współzależnych decyzji. Foucaultowska teoria jest zupełnie inna; może doskonale

pomieścić hipotezę mówiącą, iż języki nie unikają rozpro­

szonych i gwałtownych cięć, których teorię opracowuje archeologia. Będąc antystalinistą w politycznej doktrynie,

Foucault jest nim także w kwestii języka. A dokładniej, po­ wstrzymuje się od wydawania w sprawie języków jakiego­

kolwiek sądu: niepodobna u niego rozstrzygnąć, czy nale­ żą one do nadbudowy. Pomniejsi foucaultyści wykazywali

co prawda mniej rezerwy, ale mniejsza o to.

Wyjaśnia się tym sposobem, dlaczego Foucault zawsze

bardzo ostrożnie stosował rozumowania tak częste przecież u jego sojuszników: wnioskowanie z pojawienia się albo

zanikania słów o pojawieniu się lub zanikaniu rzeczy. Robi

użytek z tego, że dane słowo zaczyna istnieć i przestaje ist­ nieć, ale czyni to z uderzającą powściągliwością. Można by zaiste twierdzić, że niektóre z głównych prac Foucaulta opie­

rają się na hipotezie odwrotnej: to samo słowo „szaleństwo”

i to samo słowo „więzienie” pojawiają się po obu stronach cięcia oddziałującego na dyskursy, w których słowa te wy­

stępują. Z kolei inne twierdzenia, bardziej regionalne, opie­ rają się na hipotezie dokładnie odwrotnej; i tak emergencja

106

Pierwszy klasycyzm lacanowski

grupy nominalnej choroba psychiczna stanowi sygnał,

który metoda zachowuje w pamięci. Dla Foucaulta bowiem ani język, ani mowa nie są istot­ ne, niezależnie, czy rozpatruje się je w aspekcie formalnym,

czy substancjalnym. To prawda, że lingwistyka dostarczy­ ła mu pojęć i punktów oparcia, ale można wątpić, czy jest

w tym coś więcej niż analogie, usprawiedliwione koniunk­

turą lat 60. W równym stopniu jest prawdą, że słowa i zda­ nia stanowią materialną przyczynę dyskursów. Ale dyskursy

posiadają swoje własne prawo, które niczego nie zawdzięcza

ewentualnym prawom rządzącym słowami i zdaniami. Prawo

dyskursów sprowadza się do jednego: ‘istnieją nieciągłości’ lub ‘synonimiom należy powiedzieć nie’. Oto więc jedyny

przedmiot, którym można się zajmować, poprzez jakiś rodzaj fizyki wirów powietrznych, gdzie nie istnieje nic, co zasługi­

wałoby na miano absolutnego. W znaczeniu, w jakim jedyne

dopuszczane przez Kartezjusza ruchy to ruchy względne. Prawem kontrastu lepiej można ocenić charakter dok­

tryny Lacanowskiej: istnieją nie tylko jakieś nieciągłości, ale istnieją nieciągłości takie, które dotykają wszystkich dyskursów. Co zakłada, że istnieje coś takiego jak ruchy

absolutne, a zatem coś takiego jak absolutny reper. Przywołaliśmy, mając do tego podstawy, Stalina. To właśnie imię wypada bowiem odcyfrować pod imieniem Jakobsona,

językoznawcy: afirmację, że reperem absolutnym, nieza­ leżnym zarówno od bazy, jak i nadbudowy, jest struktura

języków naturalnych, dających się przez to właśnie scalić w jednym pojęciu formalnym: mowie. Otóż ze Stalinem,

107

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

choćby nawet był maskowany przez Jakobsona, pozostajemy przy Historii. Ale Lacan nie wierzy w Historię, jedno­

cześnie przyjmując cięcie główne. Połączenie jest tutaj nieubłagane. Jeśli cięcie główne jest interpretowane w terminach historyzujących, wówczas

Stalin jest konieczny; można go uniknąć tylko wtedy, gdy skonstruuje się interpretację niehistoryzującą. Dlatego właśnie Lacanowi zależało na tym, żeby nie zatrzymywać się na mowie. Otwarcie ją przywołuje, by ją

natychmiast zostawić w momencie, gdy przy niej się zatrzy­

muje. Absolutnym reperem nie jest mowa sama w sobie ani poszczególne języki, w które się polimeryzuje, ale to, czego mowa, sprowadzona do swej realności, jest zastępnikiem.

To znaczy podmiot.

Odnajdujemy tu teorię czterech dyskursów i jesteśmy w stanie lepiej ocenić jej wagę. Nie tylko proponuje ona niechronologiczną teorię nieciągłości, nie tylko proponuje

teorię absolutnych własności takiego czy takich dyskur­ sów, nie tylko dopuszcza ruch absolutny („ćwierćobrót”), ale określa i nazywa absolutny reper, na którym się opiera.

Doktryna! nauki zakłada ów absolutny reper, przez sam fakt, że wymaga cięć głównych. Ale z drugiej strony, łączy

się z teorią dyskursów, zgodnie z którą żadne cięcie nie

jest chronologiczne. Stwierdza on więc, że cięcia główne nie są chronologiczne. W odniesieniu do nich nie jest więc wyróżniającą własnością absolutnego reperu wymykanie się

elementowi chronologicznemu. Ponieważ niechronologicz-

na teoria cięć opiera się na pewnej teorii miejsc, własność reperu musi spoczywać w jego atopii: jego zdolności do zaj­

mowania dowolnego miejsca, w którym przytrafia mu się 108

Pierwszy klasycyzm lacanowski

naciskać. Jedyną realnością wykazującą - definicyjnie i kon­ strukcyjnie - taką własność atopii i nacisku jest podmiot

znaczącego. Dlatego teorematy Koyrego i Kojeve’a są ufun­ dowane całkowicie tylko wtedy, gdy przyjmie się łącznie hipotezę podmiotu nauki i definicję podmiotu jako podmiotu

jakiegoś znaczącego: nauka nowoczesna, jako nauka i jako nowoczesna, rzeczywiście określa pewien modus konsty­ tucji podmiotu. Ale hipoteza ta musi jeszcze sama zostać radykalnie

zdehistoryzowana. Umożliwia to teoria dyskursu psycho­

analitycznego. Utrzymywać, że istnieją cięcia główne, to utrzymywać, że z perspektywy podmiotowego punktu

istnieją całości o zawieszonej synonimii. Doktryna inter­ pretacji - interpretacji w leczeniu - znajduje w ten sposób podstawy swego umocowania; i nie może mieć innych.

Interpretacja jest tylko tym: wypowiedzieć słowo, któ­ re sprawi, że pomiędzy przed i po nic nie będzie już

synonimiczne. Słowo spełnia to tylko wtedy, gdy dotyka

podmiotu. Interpretacja istnieje więc tylko z punktu pod­ miotu. Ale ów punkt podmiotu jest tym właśnie, czego

wymaga ogólna doktryna cięć, w stopniu, w jakim cięcie jest zawieszeniem synonimii. Doktryna! nauki jest powią­ zany z tym, co podaje się za najbardziej intymne jądro

freudowskiej praktyki, której matrycę przedstawia teoria dyskursów, pod przewodem dyskursu psychoanalityczne ­

go. Można powtórzyć, ale rozumiejąc już wreszcie jego znaczenie, równanie podmiotów: ‘praxis psychoanalizy stanowi interpretacja; podmiot, jakiego wymaga psycho­ analiza - w stopniu, w jakim interpretuje - jest podmiotem, jakiego wymaga nauka, w stopniu, w jakim konstytuuje się 109

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

ona przez pewne cięcie główne; wszystkie cięcia główne

mają strukturę interpretacji’10.

Jedynie dzięki temu potęga Stalina, to znaczy Marksa, zostaje przezwyciężona.

2. Paradygmat struktury Okazuje się, że w urządzeniu Lacana to, co proponowali Stalin i Jakobson pod przewodem języków i mowy, jest je­

dynie ścisłym zastępnikiem podmiotu, o czym ani Stalin, ani Jakobson nie są w stanie adekwatnie mówić. Przejść

od języków do podmiotu - na to właśnie pozwala doktry­

na nieświadomości, jako ustrukturowanej jak jakaś mowa. Pojąć to to pojąć relację ze strukturalizmem.

Lacan jest figurą strukturalizmu. Nie budzi to wątpliwo­ ści, jeśli pozostać na poziomie opinii. Pozostaje wyjaśnić, co przez to się rozumie. Zakłada to, że wyjaśnimy, przej­

rzyściej, niż czyni się to zwykle, w jaki sposób Lacan wpi­ sywał się w program strukturalistyczny, co z kolei zakłada, że wyjaśnimy, przejrzyściej, niż czyni się to zwykle, czym

ten program był. Lacan sam uważał za użyteczne potwier­

dzić własną doktrynę na początku jej szerszego upowszech­ niania: „owa korekta”, mówił w 1965, „dotyczy losu tego

10 To wyjaśnia twierdzenie z S XX, s. 20: „W każdym przejściu od jednego dyskursu do innego występuje zawsze jakaś emergencja dyskursu psycho­ analitycznego”. Każde dyskursy wne przejście jest cięciem głównym; każde cięcie jest interpretacją; każda interpretacja wpisuje się w matrycę dyskursu analitycznego.

110

Pierwszy klasycyzm lacanowski

wszystkiego, co gromadzi się, nazbyt szeroko w tej chwili,

pod szyldem strukturalizmu” (streszczenie zredagowane dla rocznika L’École des Hautes Études en Sciences Sociales, por. S XI). Ruch w drugą stronę rzadko był uskuteczniany".

Stosownym jest podjąć go dzisiaj. Strukturalizm, poza uniesieniami mody, stanowił figurę nauki: moment, w którym myślano, że jurysdykcja nowo­

czesnej nauki może i musi rozciągnąć się zdecydowanie

poza granice, w których od dawna ją uznawano. Czyli ideał nauki jako zmatematyzowanej nauki o uni-

wersum. Czyli także, w celu przedstawienia nauki idealnej, figurę wywodzącą się z XIX i początków XX wieku; w tej

perspektywie mogliśmy przedłożyć tylko jeden uchwytny

dowód matematyzacji, ścisłą ilościową miarę; dyskurs empiryczny będzie przeto uchodził za zmatematyzowany wtedy i tylko wtedy, gdy jego twierdzenia zawierają miary

i liczbowe repery. Od czasów Galileusza nauki biorące za

przedmiot części królestwa przyrody przystosowywały się do tej definicji; gdy idzie o obiekty społeczne, a ogólniej: ludzkie, wymagane są przystosowania. Istniało wiele ich typów: zachowanie ideału miary (szczególnie stosując pro­

cedury statystyczne), odrzucenie i zastąpienie go inną figurą idealną, wyrzeczenie się wszelkich figur idealnych itd.

Strukturalizm wpisuje się w tę niezgodność; powołuje się na ideał nauki, ale proponuje jego nową figurę; w sto­

sunku do nauki idealnej figura ta charakteryzuje się podwój­

ną modyfikacją; jedna dotyczy obiektów empirycznych: " Ale por. J.-A. Miller, Encyclopédie, „Omicar?”, vol. 24, automne 1981, s. 35-44 (repryza artykułu Jacques Lacan z Encyclopaedia universalis, 1979), zob. szczególnie s. 41-42.

Ill

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

strukturalizm odnosi się do obiektów ludzkich - dlatego pod­ stawowym dla niego jest przeciwstawienie: natura - kultura. Druga dotyczy matematyzacji; musi ona teraz być ro­

zumiana w nowym znaczeniu: nie chodzi już o miarę, stricto

sensu, ale o literalizację i o nieilościowe rozwiązanie tego, co jakościowe. Jest to reinterpretacja teorematu (iii) Koyrego (rozdz. 2, s. 44).

Pamiętamy, że nauka nowoczesna, w porównaniu z fizyką

arystotelejską, ukazuje się jako podążająca za uporczywym

zamysłem: wyeliminowania jakości z nauki. Nie tylko jako­ ści praktycznych - dobre, złe, użyteczne, przyjemne itd. -

ale także i przede wszystkim jakości zmysłowych: szybkie, ciężkie, kolorowe, ciepłe itd. Taki jest pierwszy gest; nie

wystarczy do matematyzacji, ale jest dla niej konieczny. Tyl­

ko dzięki niemu zliteralizowane twierdzenia matematyczne

będą mogły stać się pierwotnymi. Kiedy wszystko to zo­ stanie osiągnięte, jakości nie będą już mogły występować, chyba że tytułem wtórnych stenogramów, wywodzących się z języka potocznego.

Fizyka nic bezpośrednio nie mówi o cieple czy zimnie;

mówi coś o ruchu cząstek, z których pewne dają się skoja­

rzyć z jakością zmysłową zwaną zwyczajowo: ciepło. Tak samo nie mówi nic o jasności i ciemności, ale mówi coś

o świetle i konfiguracjach dających się skojarzyć z jakościa-

mi zmysłowymi zwanymi zwyczajowo: jasność i ciemność. Nie mówi nic o kolorach, ale mówi coś o tym, co je wywo­ łuje u bytu obdarzonego zmysłem wzroku.

We właściwy sobie sposób strukturalizm w lingwistyce

również stanowi metodę redukowania jakości zmysłowych. 112

Pierwszy klasycyzm lacanowski

Charakterystyka ta może odsłonić się tylko w ograniczony sposób, gdyż języki naturalne dotykają materii zmysłowej

w jednej tylko dziedzinie: formie fonicznej. Ale w dziedzinie tej efekty metody są ewidentne. Weźmy przykład, który stał się znany: zapropono­

wane przez Trubeckiego ujęcie końcówek ze spółgłoską

zwartą w języku niemieckim. Słowo Rad („koło”) reali­

zowane jest jako homofoniczne względem Rat („rada”); w obydwu przypadkach fonetyka rejestruje [t], [rat]. Zapis ortograficzny uwidacznia jednak w pierwszym przypadku

„d”, a w drugim „t”; jest ponadto potwierdzony przez licz­ bę mnogą: Räder („koła”), gdzie słyszalne jest /dJ i Räte

(„rady”), gdzie słyszalne jest /t/. Jeśli, jak zdaje się należy stwierdzić, Rad w liczbie pojedynczej i Räder w liczbie

mnogiej są jednym i tym samym słowem, to należy po­

wiedzieć coś na temat tego, stało się z /d/. Niektórzy języ­ koznawcy powiedzą wówczas, że „w języku niemieckim

końcowe /d/ staje się bezdźwięczne”. W perspektywie ścisłej metody, zastrzega Trubecki,

propozycja ta jest niedokładna i nieprecyzyjna: z pewnością

zwarta spółgłoska końcowa z Rat i Radjest materialnie bez­ dźwięczna, ale nie jest taka z punktu widzenia nauki. Rze­ czywiście, nie może przeciwstawiać się spółgłosce zwartej materialnie dźwięcznej, ponieważ te właśnie nie występują

w takiej pozycji. Element końcowy Rad i Rat jest w ścisłym sensie neutralny i bez własności z uwagi na dźwięczność. Własności językowe utrzymują się tylko w tej ścisłej mierze,

w której tworzą część jakiejś relacji opozycji dystynktyw-

nej. Na ogół jednostka foniczna nie jest, z punktu widzenia nauki, bezdźwięczna (albo dźwięczna, albo wargowa, albo 113

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

zębowa itd.) sama z siebie - jest taka za sprawą różnicy, która oddzielają od jakiejś innej jednostki.

W przykładzie Rad/Rat można powiedzieć, że koń­ cówka jest taką jednostką, zwaną archifonemem, która nie zawiera żadnej wartości z punktu widzenia opozycyjnej

własności bezdźwięczny/dżwięczny i którą oddajemy, przy pomocy majuskuły, jako /17. Obydwie formy zapisane więc będą jako /raT/12.

Stwierdzić powyższe to nie brać w ogóle pod uwagę danej zmysłowej, dającej się zarejestrować przez apara­ ty fonetyczne. Prawdą bowiem pozostaje, że końcowy

element foniczny Rat jak i JřaJjest „obiektywnie” bez­ dźwięczny, to znaczy: bezdźwięczny dla ucha. Ale prak­ tycy fonologii strukturalnej o tym pamiętają: wyćwiczeni zostali w niepoprzestawaniu na tej jakości.

Ponownie odkrywamy tu charakterystyczny gest fizy­ ki zmatematyzowanej, o ile nawet nie ściśle galilejskiej13. 12 Archifonem /17 jest nieodróżnialny od /t/ i lál. Liczba pojedyncza Rat (zawierająca /17) i mnoga Ràder (zawierająca Idi) są w rezultacie nie do od­ różnienia z punktu widzenia spółgłoski zwartej zębowej; jest więc ujęta przez to jedyność słowa pomiędzy jego liczbą mnogą i pojedynczą. 13 Zestawienie z Galileuszem narzuca się tym bardziej, jeśli odwołamy się do 11 Saggiatore, § 48 ([L 'Essayeur de Galilee, trans. C. Chauviré, Paris 1980] s. 239-243; zob. również komentarz Redondiego, s. 65-67). Poka­ zane zostaje, że redukcja jakości zmysłowych sprowadza je do własności relacyjnych: figury (jako ograniczonej przez zewnętrze), pozycji przestrzen­ nej (dzięki doktrynie przestrzeni względnej), czasu (dzięki doktrynie czasu względnego), kontaktu z innymi ciałami itd. Otóż lingwistyka strukturalna także polega na sprowadzeniu każdej własności do relacji: opozycji dystynktywnej. Analogię można posunąć dalej: dany system fonematyczny może być rozpatrywany jako system inercyjny; nawet kiedy zmieniłby się co do swo­ jej materialności fonetycznej, pozostanie ze sobą tożsamy, jeśli wewnętrzne relacje różnicy są takie same (na przykład francuski system fonologiczny pozostaje taki sam niezależnie od tego, czy [r] jest przedniojęzykowe, czy nie, ponieważ jego relacje wewnętrzne nie są dotknięte taką zmianą). Brak

114

Pierwszy klasycyzm lacanowski

Oczywiście, jakość nie jest sprowadzona do ilości; zostaje

wszakże w niej rozproszona; oczywiście, nie jest zreduko­ wana do figur geometrycznych, ale wpisuje się w obraz,

na którym można określić odległości, proporcje, symetrie; oczywiście, nie jest wyrażona przy pomocy notacji rachunku

liczbowego, niemniej poddana zostaje literyzacji; sam fakt zapisu archifonemu przy pomocy majuskuły /17 stanowi rozstrzygnięcie należące do systemu notacyjnego, tak samo

ścisłego jak notacja algebraiczna, jakkolwiek nieporówny­ walnie mniej wyrafinowanego.

Mamy tutaj prawo mówić o rozszerzonej matematyzacji;

chce ona oczywiście pozostać ścisła i o precyzyjnej aplika­ cji, ale także autonomiczna wobec aparatu matematycznego

stricto sensu-, geometrii, arytmetyki, algebry, naiwnej bądź abstrakcyjnej teorii zbiorów, teorii struktur itd. Wiadomo, że lingwistyka lat 20. przystąpiła do realizacji tego zadania.

Na końcu tego procesu, w latach 50., mogła być uważa­

na za dyscyplinę tak samo literalną jak algebra czy logika, a jednak od nich całkowicie niezależną. Odniosła sukcesy empiryczne na tych podstawach. Zbiór języków natural­ nych uznany był za możliwy do uchwycenia, co do zakresu

i co do szczegółu, na podstawie jej metody. Można było więc uważać, że w stosunku do swojego przedmiotu zachowu­

je się ona tak jak nauka galilejska. Galileizm rozszerzony

symultaniczności pomiędzy niezależnymi systemami inercyjnymi przybiera posiać: nie ma homofonicznych fonemów pomiędzy oddzielnymi systemami fonematycznymi (choćby fonetyka przypisałaby ich nośnikowi identyczne własności zmysłowe).

115

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

zatem, oparty na rozszerzonej matematyce oraz rozszerzony

na nieznane dotąd przedmioty. Tym nowym przedmiotem była bowiem mowa, to znaczy

to, co w pierwszym rzędzie wyróżnia gatunek ludzki z kró­

lestwa przyrody, przynajmniej tak jak ją się powszechnie rozumie14. Tak samo antropologia Lévi-Straussa zdawa­

ła się pokazywać, że porównywalne metody zastosowa­

ne do przedmiotów wysoce nie-naturalnych - systemów pokrewieństwa - dają prezentację wyczerpującą, ścisłą, precyzyjną i demonstrującą ich funkcjonowanie. Oparcie,

jakie Lévi-Strauss znalazł w lingwistyce, polegało na ana­

logii procedur, a szczególnie na analogii składowych punk­ tów widzenia.

Wiadomo, że na tej podwójnej podstawie, lingwistyce i antropologii, rozwinął się ruch myślowy; wbrew częstej opinii jego metodologiczna jedność nie budzi wątpliwo­

ści. Nie bardziej, niż nie powinno budzić wątpliwości jego znaczenie epistemologiczne. To, że Lacan, którego związek z galileizmem jest pryncypialny i który skądinąd umieszcza

swój przedmiot bardziej po stronie kultury niż natury (nieko­

niecznie było tak samo u Freuda), został wliczony w szeregi strukturalistów, daje się znakomicie wyjaśnić.

14 Zob. następujące twierdzenia z L’Instance de la lettre, s. 496: (1) „mowa jest tym, co w sposób istotowy wyróżnia ludzką społeczność ze społeczności naturalnych”, (2) „mowa zdobyła statut przedmiotu naukowego”, (3) „lin­ gwistyka prezentuje się w pozycji przewodniej w dziedzinie, wokół której przegrupowanie nauk zwiastuje rewolucję poznawczą”. Twierdzenie (3) posługuje się słowem rewolucja, które jest skojarzone z Kopernikiem, a ogólniej - z cięciem galilejskim; twierdzenie (2) mówi o nauce o mowie; twierdzenie (1) ogłasza, że mowa nie należy do natury.

116

Pierwszy klasycyzm lacanowski

W tym świetle należy czytać dyskurs rzymski. Może

być traktowany jako prawdziwy manifest. Uważny czytelnik niechybnie dosłucha się w nim akcentów sławnego listu z Rabelais’go: „Czasy były jeszcze ciemne i trącące opła­

kanym wpływem Gotów, którzy wydali na zniszczenie całą

piękną i dobrą literaturę. Ale za łaską boską jeszcze za mego

życia nauki i wiedza [lettres] odzyskały światło i godność

[...]. Obecnie wszystkie nauki odżyły i wróciły do czci, ję­ zyki zmartwychwstały...”15. Prawdą jest, że Rabelais odnosi

się do nauki starożytnej; nie mógł być, nie bez przyczyny,

zwolennikiem galileizmu; ale był - a cięcie, pod pewnymi

względami, nie jest mniejsze - zwolennikiem erazmianizmu. Jest więc rzecznikiem ideału literalnej precyzji, w czasach, gdy studiowanie natury odznacza się jeszcze „przybliżo-

nością”. Od Erazma do Galileusza, jak wiadomo, przejście jest pomyślne.

Zwłaszcza że dzięki zaletom lingwistycznego strukturalizmu można by uwierzyć, że połączą się po tylu wiekach

separacji. Nigdy wcześniej ideał precyzji w językach i ideał precyzji w Naturze nie zbliżyły się tak bardzo do siebie i nie

były równocześnie ogłaszane. Wybiła więc godzina dru­ giego Pantagruela. Ogłoszone zostają narodziny galileizmu

nowego typu, szerszego niż wcześniejszy, gdyż obejmuje

kulturę, tak samo ufundowaną na „zgłoskach matematycz­ nych”, o których mówi Galileusz. Ale litery te nie należą do miary, ale rachunku. Prawdą jest, że tymczasem sama matematyka, ujęta w swym najściślejszym określeniu,

” F. Rabelais, Gargantua i Pantagruel, t. 1, przeł. T. Żeleński (Boy), War­ szawa 1988, s. 154-155 (przyp. red.).

117

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

zaprezentowała się jako zwarty symbolizm, niezależny

od ilościowego wymiaru.

Bourbaki jest tu wybitnym świadkiem. Skojarzenie jego zdecydowanego literalizmu z literalizacją lingwistów i antropologów jest przez Lacana uznane za dopuszczalne. Nie należy więc wnioskować, że matematyka „stosuje się”

poprzez przystosowanie do niemierzalnych przedmiotów albo że możliwe są w lingwistyce i antropologii formali­

zacje inne niż matematyczne; należy raczej wnioskować,

że matematyka poszerza swoje wpływy, nie odstępując w ni­ czym od swojej istoty. Chodzi rzeczywiście o gal ile izm rozszerzony: szerszy niż pierwszy, ale także bardziej rygorystyczny, skoro uprawomocnia się matematyką do­ prowadzoną wreszcie do swego absolutnego literalizmu. Lingwistyka, uchodząca za naukę spełnioną, liczy się tylko

o tyle, o ile proponuje pewną matematykę16. Lacan-lingwista

jest de facto Lacanem-matematykiem. Tylko lingwistyka strukturalna, to prawda, autentycznie inte­

resowała Lacana. Nie była jednak jedyną pośród możliwych form lingwistyki prezentującą się jako matematyzacja. Inne, nawet przed Chomskim, mogły odgrywać tę rolę referen­

cyjną. Już gramatyka porównawcza, wzięta w swym rady­ kalnym wymiarze, wystarczyłaby ostatecznie w tym celu.

Co więcej, widać wyraźnie, że po Chomskim lingwi­

styka liczyła się coraz mniej dla Lacana; a jeśli liczyła się, 16 „Forma matematyzacji, którą uzyskuje odkrycie fonemu...” (Fonction et Champ de la parole et du langage en psychanalyse, E, s. 284), [Funkcja i pole mowy i mówienia w psychoanalizie, przel. B. Gorczyca, W. Grajewski, Warszawa 1996, s. 86].

118

Pierwszy klasycyzm lacanowski

to już nie w ten sam sposób. Oprócz przyjacielskich relacji z Jakobsonem, oprócz relacji wzajemnego poważania z Ben-

veniste’em - przy niezależności tych relacji od szczególnego

paradygmatu, w który obaj mogli się wpisywać - trzeba więc

zidentyfikować bardziej wewnętrzne pokrewieństwo z lingwi­ styką strukturalną. Należy rozważyć specyficzne tezy, cha­ rakteryzujące lingwistykę strukturalną w opozycji do innych

lingwistyk - ewentualnie nowszych - które także mogłyby być kandydatkami do reprezentowania galileizmu języka.

Lingwistyka strukturalna opiera się na trzech minimalistycznych tezach: (1) minimalizm teorii: teoria tym bliżej będzie ideału nauki, im bardziej narzuci sobie, w celu maksymalnej de-

skryptywnej mocy, używanie minimalnej liczby aksjomatów

i pojęć wyjściowych

(2) minimalizm przedmiotu: poznamy język tylko, narzucając sobie rozpatrywanie wyłącznie minimalnych

własności, które tworzą jego system, dający się rozłożyć na elementy, które same są minimalne

(3) minimalizm własności: element systemu ma wy­ łącznie te własności, które są określone przez system.

Teza ( 1 ) jest w istocie wskrzeszeniem aksjomatyki an­ tycznej. To, że teoretycy lingwistyki - a w szczególności

pierwszy wśród nich: Saussure - nie mieli wyraźnej świa­

domości tej genealogii, wydaje się pewne; zapewne zdawała im się czymś oczywistym. Nic z tego. Przeciwnie, odrzuco­

na została przez doktrynerów nowoczesnej nauki: implicite

przez Koyrégo, explicite przez Poppera. Jej wskrzeszenie

w ten sposób nie obywa się więc bez konsekwencji. 119

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

W rezultacie lingwistyka, z której robi użytek Lacan,

wpisuje się w paradoks: domniemana nosicielka nowej for­

my galileizmu opiera się na przedgalilejskiej figurze nauki. Nauka idealna nie jest synchroniczna z ideałem nauki, który

jednak usiłuje reprezentować. Na tym polega moment nie­ stabilności, którym rozszerzony galileizm okaże się dotknię­

ty. Lacan wszelako, w swym pierwszym ruchu, nie wydawał się na niego wrażliwy. Teza (2) w sposób oczywisty pozostaje pusta, jeśli nic dają­

cego się uogólnić nie zostaje wypowiedziane o tym, co sta­

nowi system. Odpowiedź jest znana i sięga Saussure’a: sys­

tem istnieje wtedy i tylko wtedy, gdy istnieje różnica; jeśli mamy daną tezę minimalistyczną, przy badaniu języka nie

będzie brane pod uwagę nic prócz różnicy. Uzgodnione zo­ staje, że nazwą dla systemu sprowadzonego do swej relacji minimalnej jest struktura; zaś nazwa strukturalizm

desygnuje jego teorię. Po ustaleniu powyższego oczywiste musi być, że w ten

sposób zdefiniowany w minimalnych terminach system nie ma w sobie nic, co byłoby specyficzne tylko dla języków.

Strukturalizm daje się więc z zasady rozszerzać na inne obiekty; w istocie, na całość obiektów kultury. Ogólne zalecenie brzmi więc następująco: dany obiekt kulturowy

będzie adekwatnie poznany tylko wtedy, gdy narzucimy so­

bie rozpatrywanie w nim wyłącznie tych własności, które w ostatniej instancji rozkładają się na relacje różnicy.

Chodzi rzeczywiście o system minimalny, skoro własności zostały sprowadzone do jednego unikalnego

typu: chodzi także o system dowolny, skoro może i musi 120

Pierwszy klasycyzm lacanowski

zachowywać ważność dla materialnie odmiennych obiek­ tów: fonemów, dóbr, kobiet. Teza (3) jest dużo silniejsza niż teza (2). Korzystała z niej być może sama tylko lingwistyka. W połączeniu z tezą (2)

znaczy ona, że: jeśli stawiamy pytanie o istnienie (an sit), element systemu utrzymuje się jako element tylko w roli

terminu w relacji różnicy; jeśli, po odpowiedzi na tamto pytanie, stawia się następnie pytanie o własności elementu

(quidsit), będzie on miał tylko takie własności, które współ­ uczestniczą w relacji różnicy.

Wszyscy praktycy lingwistyki strukturalnej znają te twierdzenia i uznają je za trywialne. Takie jednak nie są.

Równają się one odwróceniu ogólnie przyjętego porządku między własnościami a relacjami. Zwykle bowiem jest tak, że dany jest jakiś byt; przypisywane mu są jakieś własności (nie ma znaczenia tu rodzaj analizy: zmysłowa, percepcyjna, pojęciowa); dopiero następnie, na tej podstawie, można w odniesieniu do innego bytu, analizowanego paralelnie

i niezależnie, wnioskować, że obydwa wchodzą w relację podobieństwa bądź różnicy (zupełnej bądź częściowej).

Tutaj zabieg jest zupełnie inny: najpierw dana jest róż­ nica i to ona uprawomocnia własności. Znaczyć to może tylko jedno: istnieje relacja różnicy, która nie zawdzięcza

nic własnościom terminów, skoro jest wobec nich wcześ­

niejsza. Jest to zresztą wniosek, jaki wyprowadza dowol­

ny konsekwentny lingwista strukturalny: istnieją obiekty lingwistyczne jakościowo podobne, lecz liczące się jako

dwa różne (innymi słowy, zostaje odrzucona Leibnizjańska

zasada nierozróżnialności); istnieją obiekty lingwistyczne 121

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

jakościowo niepodobne, lecz liczące się jako jeden obiekt.

Tym sposobem Benveniste utrzymywał, że dwa greckie sło­ wa domos, mające taką samą formę foniczną i odnoszące się do tej samej oznaczanej rzeczy (tego, co nazywamy do­

mem), są lingwistycznie dwiema oddzielnymi jednostkami {Homophonies radicales en indo-européen, BSL, 51, Paris

1955, s. 21-22); i odwrotnie, argumentacja poprzez wolną wariancję ustala, że dwie jednostki fonicznie niepodobne

tworzą z punktu widzenia lingwistyki jedną: przednioję-

zykowe i nieprzedniojęzykowe [r] w języku francuskim; argumentacja przez wariancję kontekstualną ustala, że do­ strzegalne niepodobieństwo pomiędzy [m] w angielskim

pimp i [n] w angielskim pint nie narusza jedności tych dwóch głosek nosowych; wargowy charakter pierwszej powtarza

tylko wargowy charakter /p/, które po niej następuje, a zę­

bowy charakter drugiej powtarza jedynie zębowy charakter /t/, które po niej następuje; w rzeczywistości istnieje w tym

przypadku tylko jedna jednostka nosowa, przyjmująca dwie odmienne, ale nie odrębne formy, określone przez kontekst;

bardziej techniczna argumentacja poprzez dystrybucję kom­

plementarną: niemieckie Ich-Laut oraz Ach-Laut liczą się

jako jeden fonem, ponieważ różnią się jeden od drugiego i nigdy nie spotykają się w tym samym kontekście17. 17 Chciałbym podkreślić przy okazji, jak zaskakujące jest to wnioskowanie: wnioskujemy o identyczności z samego faktu, że zachodzi niepodobieństwo jakości i wzajemna ekskluzja. Rozumowanie jest ważne tylko wtedy, gdy zbiór jednostek fonematycznych i zbiór kontekstów są skończone. Kiedy zbiór jest nieskończony (na przykład gdy chodzi o leksykę), rozumowanie zawodzi. Wersję mityczną, dziwną i niepokojącą tegoż znajdujemy w opowiadaniu Borgesa Teologowie', dwóch teologów reprezentuje przeciwstawne doktryny i zwalcza się, nigdy nie dochodząc do porozumienia. Jeden z nich doprowadza do potępienia drugiego, który ginie na stosie. A na końcu okazuje się, że dla

122

Pierwszy klasycyzm lacanowski

Powiedzenie, że /b/jest dźwięczne tylko dlatego, iż jest

różne od /p/, oznacza, że afirmacja różnicy poprzedza nada­ nie własności „dźwięczna”. Ponieważ skądinąd istnieją wy­

łącznie własności nadane na podstawie różnicy, znaczy to,

że sama różnica jest odrębna od wszelkich własności.

Jest nawet odrębna od pozytywnego istnienia, skoro, jak zauważa Saussure, Język może się zadowolić opozycją czegoś z niczym”18. W rezultacie nicość materii dźwiękowej może być terminem w relacji różnicy i na samej tej podstawie

nabywać własności. To teoria znaku zero, z której robią uży­ tek wszyscy strukturaliści, nie tylko lingwistyczni, ale której

tylko lingwiści ustanowili elementy. Z bezwiednym spoko­ jem geniusza Saussure w ten sposób odrzuca aksjomat, który

klasyczna metafizyka uznawała za niepodważalny: „nicości nie przysługują własności”19. To, że - przeciwnie - nicości Boga „ortodoksa i heretyk, nienawidzący i znienawidzony, oskarżyciel i ofiara tworzą jedną tylko osobę” [przeł. A. Sobol-Jurczykowski], Powiedzielibyśmy, że byli jak dwa kombinatoryczne warianty w dystrybucji komplementarnej. Zauważmy, że wskazane w opowiadaniu pytanie teologiczne dotyczy właśnie tego, czy czas układa się w zamknięty porządek. Szerzej, ukryta tutaj doktryna identyczności może być przedstawiona następująco: jeśli dwie jednostki mogą być współobecne, należy wnioskować, iż są odrębne; jeśli dwie jednostki są identyczne, wówczas są oddzielone; w szczególności to, co identyczne ze sobą, jest od siebie oddzielone i w rezultacie nie ma Sobości, z którą mo­ głoby być tożsame. Rozpoznać tu można postać zalążkową pewnych podsta­ wowych teorematów teorii podmiotu. Można także rozpoznać dramatyzację Czasu logicznego: ludzie między sobą uznają się za ludzi; od tej chwili uznają się za wzajemnie rozłącznych. W skrócie, identyczność jest realna, ale sepa­ rująca; podobieństwo jednoczy, ale jest wyobrażeniowe. Kursjęzykoznawstwa ogólnego, przeł. K. Kasprzyk, Warszawa 1991, s. 111 (przyp. red.). 19 Wiadomo, że ten aksjomat jest istotny dla kartezjanizmu, zarówno w me­ tafizyce, jak i w fizyce. Daje on w szczególności podstawę do afirmacji, że nie może istnieć próżnia. Interesujące jest zauważenie, że fizyka epikurejska, w której tak uprzywilejowana jest analogia alfabetu i kombinacji charakterów, ustanawia - być może z tego powodu - istnienie próżni.

123

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

mogą przysługiwać własności, to jest zasadnicze dla ogól­

nego pojęcia struktury; Lacan będzie o tym pamiętał w teorii

podmiotu i pragnienia (nawet jeśli stenografuje nazwą brak, zapożyczoną z dyskursów jednak obcych strukturze, dyskur-

sywne zerwanie zawdzięczane samej strukturze). Lingwistyka strukturalna posługuje się w ten sposób

tym, co można nazwać czystą różnicą. Widać, żewbrew zwyczajowej doktrynie - nie będzie ona pozostawać

we wzajemnej korespondencji z podobieństwem. Mówiąc inaczej, lingwistyka strukturalna nie zna relacji podobień­

stwa; nie ma ona dla niej znaczenia; lingwistyka strukturalna dysponuje jedynie relacją różnicy, homonimiczną względem tego, co zwykle nazywa się „różnicą”, ale odrębną od niej,

skoro nie ma ona przeciwieństwa.

3. Powaga struktury Lacan nie wypowiadał się explicite na temat minimalizmu

metody. Wydaje się, że nigdy go nie odrzucił, jakkolwiek ni­ gdy nie narzucił sobie ani more geométrico, ani porządku ra­

cji, choćby tylko jako ograniczeń wyłącznie stylistycznych. W każdym razie nigdy nie wyrzekł się prób, sporadycznych

co prawda, zmierzających do podporządkowywania jego na­

uczania zasadom demonstratywnego maksimum i minimum. Można tu mówić o ścisłej neutralności, o ile nie obojętności.

Kwestia więc będzie pozostawiona na uboczu. Lacan wierzył w minimalizm przedmiotu. Jego odpowiednik

znajdujemy w dodatku do La Lettre volée (E, s. 44—61 ): ujęcie 124

Pierwszy klasycyzm lacanowski

nieświadomości poprzez rozpatrywanie funkcjonowania sys­ temu, któremu przypisuje się jak najmniejszą ilość możli­

wych własności. Ujawnia się wówczas to, że dzięki wyłącz­ nie różnicującym terminom wyjściowym (sprowadzają się

do abstrakcyjnych jednostek, pozbawionych jakichkolwiek własności i oznaczanych jako +/-) i operacjom jak najmniej wyspecyfikowanym (faktycznie sprowadzają się do aleato-

rycznych wystąpień i następstw tego rodzaju wystąpień) moż­ na pokazać regularności, kontury i konkretyzacje - w skrócie,

rodzaj materialnego i ustrukturowanego krajobrazu. System zarazem dowolny i sprowadzony do swoich

własności minimalnych nazywać się będzie łańcuchem; w nazwie tej nie chodzi o konkatenację jako operację formal­

ną; nie chodzi także o jednowymiarowość jako taką; służy ona tylko, za sprawą minimalnego charakteru jego jedynego

wymiaru, do nawiązania do minimalizmu systemu. Tym sa­ mym wymiary takie jak horyzontalność, wertykalność czy

głębia nie będą odgrywać innej roli niż obrazowa.

Jeśli więc struktura jest nazwą dowolnego systemu,

to łańcuch jest nazwą struktury minimalnej. Widać przeto, dlaczego strukturalizm w lingwistyce może dać się wyrazić następująco: ‘poznamy mowę (dany język naturalny), na­ rzucając sobie rozpatrywanie jej wyłącznie jako łańcucha’.

Lingwistyka strukturalna dostarcza więc dowodu na to, że czysta metodologicznie teoria łańcucha jest zarazem

możliwa i płodna, i to nawet wówczas, gdy nie posługuje się bezpośrednio pojęciem łańcucha.

Rozpatrywanie dowolnego elementu wyłącznie pod kątem

własności minimalnych, które przypisuje mu system, sam 125

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

sprowadzony do minimalnych własności systemu; rozpa­

trywanie dowolnego systemu wyłącznie z punktu widzenia

elementów minimalnych, na jakie się dzieli - to właśnie stenografuje nazwa znaczący: nazwa ta oczywiście za­

pożyczona jest od Saussure’a, ale oddala się od niego, gdyż

wyrwana zostaje z symetrycznej pary znaczący/znaczony, w której umieścił ją Saussure. Wypowiada więc ono dwa

odmienne twierdzenia: (i) że lingwistyka poddana zostaje reinterpretacji, jeśli nie sprzeniewierzeniu, oraz (ii) że dzięki

takiej reinterpretacji dowiedzione zostaje, że wywodząca się z lingwistyki strukturalistyczna analiza daje się prawomoc­

nie stosować do przedmiotów innych niż język. To, że zachodziło ze strony Lacana poddane reflek­

sji forsowanie, jest niewątpliwe. Wszyscy językoznaw­

cy strukturalni20 uznawali łańcuch za niewystarczający; uzupełniali go poprzez porządkowanie w warstwy: każda

warstwa jest oczywiście łańcuchem, ale żeby uchwycić empiryczność języków, potrzeba wielości warstw. U Lacana, przeciwnie, warstwy nie istnieją. Innymi słowy, lingwisty­

ka powołana zostaje na świadka dopiero po jej przemiesz­ czeniu. Mówimy jej słownikiem, ale by wypowiedzieć coś

innego niż ona.

Widać wreszcie, że w pojęciu łańcucha znaczącego wszystko do siebie współnależy: znaczący istnieje tylko

w łańcuchu, a żeby system tworzył łańcuch, musi być ukon­

stytuowany ze znaczących.

20 Przypadek chciał, że Lacan nie korzystał z dzieła Harrisa, które realizowało w sposób pod pewnymi względami pełniejszy niż dzieło Jakobsona czystą metodologicznie teorię lingwistycznego łańcucha.

126

Pierwszy klasycyzm lacanowski

Lacan wierzył także w minimalizm własności. Wyraził to na­ wet w sposób szczególnie jawny. Utrzymywać, że istnieją je­

dynie własności indukowane przez system, to utrzymywać, kiedy system jest zdefiniowany jako struktura, że wszelkie własności są wyłącznie skutkiem struktury. Jest to więc

utrzymywanie, że struktura jest przyczyną. A kiedy element każdej struktury zdefiniowany jest jako znaczący, oznacza

to, że znaczący nie posiada własności, lecz je tworzy:

jest działaniem. W ten sposób Lacan podejmuje gramatyczną literę Saussure’owskiej pary (przejętą być może z greckiego;

semainontalsemainomena): „czyste działanie znaczącego, czysta pasywność znaczonego”, zdanie daje się odczytać

w świetle imiesłowu strony czynnej i strony biernej (zob. La Signification du phallus, E, s. 688). Czysta różnica, która nic nie zawdzięcza własno­ ściom, ponieważ, fundując je, jest wobec nich wcześniej­

sza - to właśnie Lacan ujmuje za pomocą nazwy Innego.

Majuskuła, a także epitet „wielki”, którym się tę nazwę po­ przedza, dały sposobność do wielu teologicznych ekskur-

sów21. Kwestia leży jednak gdzie indziej: chodzi o to, by dać

do zrozumienia, iż mamy do czynienia z innym, który nie pozostaje we wzajemnej korespondencji z toż-samym, nie

będąc ani jego granicą, ani przeciwieństwem, ani przypad­ kiem szczególnym. Ów Inny, bez przeciwstawnego terminu,

21 Lacan zasadniczo im się przeciwstawił, poprzez swoją doktrynę przekreślo­ nego Innego. Będąc jedynie znaczącym czystej różnicy, znaczący Innego jest także znaczącym tego, że istnieje w ogóle znaczący, skoro znaczący istnieje tylko wtedy, gdy istnieje czysta różnica. I odwrotnie, pojęcie Innego może być jedynie wewnętrznie naznaczone konstytutywną różnicą, łączącą jeden znaczący z innym. Jesteśmy tu na antypodach idei Boga, która nie może bez popadania w sprzeczność przyjąć takiej wewnętrznej różnicy.

127

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

nie opiera się na różnicach własności, skoro w jego rejestrze

żadna własność nie daje się jeszcze przypisać22. Istnienie

Innego jest tym, co uprawomocnia możliwość ustanowienia jednego i drugiego znaczącego, podczas gdy jako znaczące

są one poza kategorią podobieństwa i niepodobieństwa; usta­ la ono takżefactum linguae, skoro samo tofactum, o którym

lingwistyka strukturalna miała w swoim czasie zaświad­

czać, zależy od istnienia jakiejś różnicy, która poprzedza własności. Inny jest gwarantem, ale nie jest Bogiem; jego

gwarancja zostaje zredukowana do tego: gdyby nie można było utrzymywać, że istnieje Inny, wówczas to nie mówi­ łoby. Otóż: to mówi.

Minimalizm obiektu oraz minimal izm własności w połą­ czeniu mają jedną konsekwencję: tę mianowicie, że logion „nieświadomość, ustrukturowana jak jakaś mowa” (/ 'in­

conscient, structuré comme un langage) jest tautologiczna. Rzeczywiście, mowa, na mocy hipotezy, nie ma nic poza własnościami struktury, ale, i znowu na mocy hipotezy, owe

własności struktury są z konieczności minimalne. Otóż jeśli

są minimalne, to wszystko, co jest ustrukturowane, będzie

je prezentować: wszystko, co jest ustrukturowane, jest więc z konieczności ustrukturowane jak mowa. Oprócz

12 Równolegle jest on Toż-Samym, bez przeciwieństwa, nieopierającym się na podobieństwie właściwości. Dokładnie teorię owego Toż-Samego tworzy Kripke w Nazywanie a konieczność. Do owego Toż-Samego odwołuje się Lacan w teorii powtórzenia („realność jest tym, co zawsze powraca na to samo miejsce”, S XI, s. 49). Ale lingwistyka strukturalna nie robi z niego użyt­ ku, a więc nie z niej wyprowadza go Lacan. Nie dysponując odniesieniem do Kripkego, pozostawia owo Toż-Same bez kompletnej teorii przed teorią węzła RSI.

128

Pierwszy klasycyzm lacanowski

tautologiczności logion ten jest także sprzeczny, gdyż zda-

je się zakładać, za sprawą zastosowania rodzajnika nie­ określonego un (,Jakiś”), że istnieje wiele rodzajów mowy,

strukturalnie rozróżnialnych; ale jeśli jakaś mowa jako

mowa ma wyłącznie własności minimalne, to żadna mowa nie może strukturalnie się odróżniać od innej. Logion

mówi tylko, że nieświadomość jest ustrukturowana. Wy­ bór jest następujący: albo ograniczamy się do powtórze­ nia, że przyjmujemy tezę strukturalistyczną i trzymamy się wynikającej z niej metody - ale w tym przypadku logion

ma tylko treść społeczną (akces do strukturalizmu); albo

przedkładamy pewną określoną własność strukturalną, która będzie prawdziwa dla dowolnej struktury, która będzie od­ różniać każdą strukturę jako taką od tego, co strukturą nie

jest, ale która nie będzie odróżniać żadnej struktury jako takiej od żadnej innej.

Być może jako jedyny ze wszystkich strukturalistów,

Lacan świadomie wybrał drugą drogę. Być może jako je­ dyny pojął jej konieczność. Sprowadza się ona do przyjęcia

tego, co można nazwać założeniem hiperstrukturalnym:

‘dowolna struktura posiada niedowolne własności’.

Jakkolwiek nigdy nie było sformułowane formalnie w postaci jawnej, założenie to dotyka samego rdzenia laca-

nowskiej doktryny. Znajduje się u podstaw niektórych spo­ śród najważniejszych jej części. A dokładniej jeszcze, poka­

zuje ono, iż jeden z fundamentalnych celów doktryny może i musi polegać na opracowaniu teorii dowolnej struktury. Jeden z teorematów tej teorii powiada, że pośród nie-

dowolnych własności dowolnej struktury - o tyle przynaj­ mniej, o ile jest rozpatrywana wyłącznie jako struktura i o ile 129

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

sprowadzona zostaje do swoich własności minimalnych występuje emergencja podmiotu. I odwrotnie, dla skon­

struowania teorii podmiotu konieczne i wystarczające jest wyliczenie własności, które zadaje mu dowolna struktura.

Weźmy tymczasowy teoremat:

‘dowolna minimalna struktura zawiera, przez ze­ wnętrzną inkluzję, pewien wyróżniony byt, który będziemy

nazywać podmiotem’. Ponieważ znaczący to nic innego jak minimalny ele­

ment dowolnej struktury, owa emergencja musi zawrzeć się w definicji znaczącego. Stąd logion: ‘znaczący reprezentu­ je podmiot dla innego znaczącego’ (Subversion du sujet et

dialectique du désir dans l'inconscient freudien, E, s. 819);

rozkłada się on na cztery tezy definicyjne:

(i) znaczący reprezentuje wyłącznie dla (ii) tym, dla czego znaczący reprezentuje, może być

tylko znaczący (iii) znaczący może reprezentować wyłącznie podmiot (iv) podmiot jest jedynie tym, co znaczący reprezentuje

dla innego znaczącego.

Tezy (i)—(iii) wzięte razem stanowią dokładnie defini­

cję łańcucha. Definicja ta zawarta jest całkowicie w relacji

„X reprezentuje Y dla Z”. Relacja, jak widać, jest troista;

różni się w tym od klasycznej relacji reprezentowania, w szczególności takiej, jak ją wyróżniał Foucault (Słowa

i rzeczy, [przeł. T. Komendant, Gdańsk 2006, s. 63-68]) i która jest binarna; różni się także od saussure’owskiej

definicji znaczącego, w której relacja reprezentacji nie gra

żadnej roli. Podmiot staje się wewnętrzną własnością łań­

cucha; taka jest teza (i v): każdy łańcuch znaczący, jako taki, 130

Pierwszy klasycyzm lacanowski

zawiera podmiot; ale sam podmiot nie ma innej definicji niż bycie terminem Y w troistej relacji, w której X jest zna­ czącym i Z23 jest innym znaczącym. Podmiot jest wtórny

w stosunku do znaczącego (S XI, s. 129)24.

Z hiperstrukturalnego założenia i z teorii dowolnej struktury wynika więc teza, którą można nazwać hipotezą podmiotu znaczącego:

‘podmiot jest tylko podmiotem znaczącego’. Zważywszy na przyjętą skądinąd hipotezę podmiotu na­

uki, równanie podmiotów jest konsekwencją automatyczną: ‘podmiot nauki, podmiot kartezjański, podmiot freu­

dowski, jeśli są podmiotami, to mogą być tylko podmiotem znaczącego; są one i muszą być jednym’. Wniosek jest oczywisty, ale może być potwierdzony.

Kartezjański podmiot może i musi być ustanowiony jako podmiot znaczącego: konieczne i wystarczające ku temu

jest zapisanie Cogito w postaci łańcucha: myślę „więc 2J W oryginale: Y. Podobnie w przyp. 24. W obu fragmentach poprawiam tak, by X i Z (zgodnie z pierwszą formułą kilka linijek wyżej) były symbolami znaczących, a Y - symbolem podmiotu (przyp. tłum.). 2J Jest możliwe, choć nie pewne, że miało miejsce spotkanie z pracami Que­ neau o troistej relacji „X bierze Y za Z”; por. C. Berge, Pour une analyse po­ tentielle de la littérature combinatoire, Oulipo, Paris 1973, s. 56 oraz R. Que­ neau, Le relation X prend Y pour Z, tamże, s. 62-65. Prawdą jest, że daty się nie zgadzają, skoro wystąpienie Queneau w Oulipo pochodzi z 1965 roku, natomiast logion Lacana z 1960. Ale rzecz zasługiwałaby na głębsze zbadanie. Różnice są przy tym równie pouczające jak podobieństwa. W ten sposób, dla Queneau kluczowe jest to, że X może być tożsame z Y bądź z Z; dla Lacana kluczowe jest to, że różnica pomiędzy X, Y i Z (dowolnej natury) zostaje zachowana. Dla Queneau kluczowe jest, że X, Y i Z są niedookreślonymi zmiennymi; dla Lacana kluczowe jest, że X i Z są dookreślone jako znaczące, a Y jako podmiot. Wyjaśnia to, dlaczego w seminarium XVII będzie rozwijany na podstawie trójskładowej relacji zapis z dookreślonymi zmiennymi: SI i S2 jako X i Z, a $ jako Y. Stąd wyprowadzić można, przez uzupełniającą dedukcję, czwarty termin (a). Dalsze szczegóły na s. 159.

131

Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia

jestem”25. Freudowski podmiot, to znaczy podmiot zdol­

ny do nieświadomości, może i musi być ustanowiony jako

podmiot znaczącego: konieczne i wystarczające ku temu jest 2’ „W próbie zapisania myślę: »więc jestem«, z cudzysłowem po dwu­ kropku, daje się odczytać, że myślenie funduje bycie jedynie za sprawą wią­ zania się w mówieniu, w którym każda operacja dotyka istoty Języka” (La Science et la Vérité, s. 864-865). Istnienie łańcucha znaczącego z dwoma ogniwami - ogniwem myślenia i ogniwem bycia - potwierdza występowanie czasownika „wiązać się” (nie bez pewnego składniowego forsowania: podmiot owego „wiązać się” ma za nieciągły poprzednik koniunkcję „myślenie + bycie”, a „się” jest raczej wzajemne niż zwrotne). Innymi słowy, Cogito jest scalone z teorią struktury dowolnej i minimalnej. Jest to także to, co implikuje przepisanie w cudzysłowie. Powtórnie odczytane przez Lacana Cogito jest, ściśle rzecz biorąc, wypowie­ dzeniem „więc jestem”; na tym wypowiedzeniu, skupionym na znaczącym jednostkowym i występującym jako drugi (sum), retroaktywnie powstaje pierwszy znaczący „myślę” (cogito); realny podmiot naciska w pulsowaniu (od drugiego do pierwszego, od pierwszego do drugiego) tych dwóch zna­ czących. Pulsowaniu zasygnalizowanym przez niestałość „więc” (ergo), już to obecnego, już to nieobecnego. Można zrozumieć, że później, po sprowadzeniu wszystkich łańcuchów znaczą­ cych do minimalnej postaci jednego i drugiego znaczącego, SI i S2, znaczący drugi jest znaczącym wiedzy. Odnajdujemy tu samą funkcję Jestem”, mającą, zdaniem komentatorów, dawać podstawy możliwości jakiejś pewnej wiedzy dzięki, przypomnijmy, przejściu do myślenia jakościowego. Ale S2 jest właś­ nie samym tym przejściem. Teoria dyskursów i doktryna z seminarium XX (wykład 8 i 11) opierają się na tej analizie Cogito. Zauważmy na marginesie, że w tej prezentacji Cogito jest przykładem języka prywatnego w sensie Wittgensteina (tak jak sama nieświadomość, jeśli nie­ świadomość jest ustrukturowana jak jakaś mowa); podlega więc ono, jak każ­ dy język prywatny, paradoksowi Wittgensteina-Kripkego. Można go streścić następująco: co zapewni, że Bóg zwodziciel nie jest w stanie zmienić reguł użycia leksemu sum i reguł operatora konkluzji ergo, pomiędzy momentem, w którym zaczynam wypowiadać „więc (ja)”, a momentem, w którym kończę Jestem”? Kąpiel Diany Klossowskiego przedstawia się jako owidiański mit tej ewentualności. Przewodniczący Schreber daje przykłady aktów wypowie­ dzi, które poprzestawałyby na „więc (ja)” (por. D'une question préliminaire à tout traitement possible de la psychose, E, s. 539-540). Interpretacja momentalistyczna może z pewnością uniknąć tego rodzaju zarzutów, ale nie ich wersji skrajnej: co mi gwarantuje, że Bóg zwodziciel nie pozostawił w ich zwykłej postaci reguł stosowania leksemów, z wyjątkiem właśnie tego pojedynczego momentu, kiedy wypowiadam „więc jestem”?

132

Pierwszy klasycyzm lacanowski

pomyślenie nieświadomości jako łańcucha, co zapewnia lo­

gion ‘nieświadomość, ustrukturowanajak mowa’. Podmiot nauki zmatematyzowanej może i musi być ustanowiony

jako podmiot znaczącego: konieczne i wystarczające ku temu jest pomyślenie matematyki jako wybijającej się for­

my znaczącego, oddzielonej od wszelkiego znaczonego, na co pozwala galileizm rozszerzony: logion „matematyka znaczącego” (E, s. 861 ) jest uważany za właściwą charakte­ rystykę całej nauki i musi być czytany przez odwrócenie -

znaczący jest wewnętrznie matematyczny, a matematyka

jest wewnętrznie matematyką znaczącego. Aby całkowicie zrównać podmiot kartezjański z podmiotem freudowskim,

potrzeba jeszcze tylko istnienia podmiotu tam, gdzie to my­

śli, mimo że podmiot nie może artykułować jego „więc jestem” (C 'est à la lecture de Freud..., „Cahiers du Cistre”

1977, no. 3, s. 14); konieczne i wystarczające ku temu jest

to, by podmiot nie był niczym innym niż to, co bez przerwy wyłania się i zanika w łańcuchu znaczącym. Otóż podmiot

ten jest również podmiotem pozbawionym jakości, którego

wymaga nauka; myśl bez jakości, której jest zakładanym korelatem, daje się przedstawić pozytywnie jako niedowol-

ne prawa znaczącego - prawa bez jakości, ale także poza

ilością. W ten sposób ciąg racji, z których każda potwierdza kolejną, zamyka się w sobie.

W formie wyjściowej (rozdz. 2, s. 44—47) identyczność konstytucji między podmiotem kartezjańskim i podmio­

tem freudowskim była tylko częściowo zademonstrowana. W cieniu pozostała konstytucja właściwa podmiotowi nauki, z którym i jeden, i drugi zostały z osobna utożsamione;

stwierdzono jedynie, że pozbawiony jest wszelkich jakości, 133

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

poza myślą, która sama pozbawiona jest wszelkich jakości.

Odtąd teoria dowolnej struktury pozwala na wyartykułowa­ nie tezy pozytywnej. Co więcej, teza ta nie jest historyczna;

równanie podmiotów nie zależy już od reżimu warunków dyskursywnych i od następstwa. Nie jest już konieczne zało­ żenie, że pojawienie się Cogito pozwala w annalistycznych powiązaniach dyskursów na emergencję nieświadomości.

Korelacja ma strukturalny charakter.

4. W stronę lektury transcendentalnej Widać, że w tych warunkach można wysunąć dwa twier­ dzenia: (i) łańcuch znaczący nie jest niczym innym jak naj­

ogólniejszą możliwą definicją myśli sprowadzonej do jej własności minimalnych; innymi słowy, znaczący jest myślą

pozbawioną jakości (ii) sprowadzony do swych własności strukturalnych

i odarty z obcych mu jakości (należeć mogą co najwyżej

do duszy), wszelki metafizyczny podmiot daje się rozszyfro­ wać jako podmiot znaczącego. Założenie hiperstrukturalne udziela więc metafizyce kredytu zaufania. Prawdę mówiąc, założenie to daje się odczytać w spo­

sób homonimiczny jako filozofia transcendentalna. Pokre­ wieństwo jest głębokie. Albert Wielki określił mianem transcendentna własności, które przysługują wszystkim

przedmiotom, w odróżnieniu od „zwykłych” własności, któ­ re przysługują zawsze tylko jakiemuś podzbiorowi przed­

miotów, dającemu się przeciwstawić innemu. A dokładniej: 134

Pierwszy klasycyzm lacanowski

własność P jest dobrze zdefiniowana tylko wtedy, gdy po­ zwala odróżnić przedmioty, którym przysługuje, od tych,

którym nie przysługuje. Wyjątek od tego właśnie stanowią własności transcendentne, o ile istnieją: każdy przedmiot je przedstawia i żadna z nich nie pozwala odróżnić jednego

przedmiotu od drugiego - należą do dowolnego przedmiotu. Albert Wielki uznawał trzy takie własności: własność by­

cia unum, własność bycia verum i własność bycia bonum26.

Teoria jest więc transcendentalna, gdy obiera za przedmiot którąś z tych własności. Filozofia Kanta jest rzeczywiście

transcendentalna w tym ścisłym sensie. Ale widzimy kon­

sekwencję: uznanie istnienia własności „transcendentnych”, które nie są ani niedefiniowalne, ani puste, oznacza uznanie,

że dowolny przedmiot ma niedowolne własności. Metoda transcendentalna polegała będzie na pozba­

wieniu przedmiotu jego partykularnych własności, na do­

konaniu tego w sposób możliwie najbardziej systematyczny i na dotarciu mimo to do odkrycia faktu, że mimo tego

pozbawienia, tuż przed momentem, gdy zniknąłby po pro­

stu z pola rzeczy dających się myśleć, przedmiot ukazuje się jako ani całkowicie pusty, ani całkowicie pozbawiony

struktury. Własności rezydualne nie mogą być inne, niż są,

ponieważ, gdyby przypadkiem były inne, wówczas przed­ miot przestałby istnieć albo przestałby dawać się pomyśleć. Nie są dotknięte przez różnorodność, skoro otrzymywa­

ne są na skutek wyeliminowania różnorodności. Pozwa­

lając wszakże uchwycić owo minimum, dzięki któremu 26 Co podsumowuje św. Tomasz: omrie ens est unum, verum, bonum. Zob. na len lemat H. Scholz, Einfiihrung in die komische Philosophie, Mathesis universalis, Darmstadt 1969, s. 172.

135

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

przedmiot istnieje albo daje się pomyśleć, pozwalają one

także uchwycić, w jakim aspekcie różnorodność istnieje

albo daje się pomyśleć. Oczywiście Lacan nie przejmuje zestawu transcendent­ nych własności Alberta Wielkiego; można by nawet sądzić, że odrzuca je punkt po punkcie. Doktryna znaczącego jest

tego świadectwem. Trzymając się litery Saussure’a, istnie­

nie jednego znaczącego pośród innych utrzymuje się tylko

na wielości wszystkich innych; taka jest najbardziej bezpo­

średnia konsekwencja definiowania wyłącznie poprzez róż­ nice. Ens nie jest więc tutaj unum. Co do arbitralności, która

zdaje się rządzić stosunkiem znaczącego do znaczonego,

to mało istotna jest jej natura (omawiali ją tak językoznawcy, jak i sam Lacan); w każdym razie jedna rzecz jest pewna: za sprawą arbitralności usunięta zostaje wszelka istotność Dobra i Prawdy w odniesieniu do znaczącego. Lacanowska

definicja znaczącego jedynie podkreśla w tym względzie saussure’owskie zerwanie: jako modus istnienia, znaczący,

tak samo dla Saussure’a i dla Lacana, nie jest ani jeden, ani dobry, ani prawdziwy, w znaczeniu, w jakim pojmuje

to tradycja filozoficzna, a mimo to - nie przestaje istnieć. Nasuwa się jednak wątpliwość. Że Lacan systematycz­ nie neguje transcendentne własności odziedziczone przez

tradycję, to jest pewne; ale czy pewne jest, że uznaje własno­ ści tego typu, choćby były inne niż te wywodzące się z trady­

cji? Nie sądzę. Niemniej rzuca się w oczy analogia pomiędzy

transcendentalnymi własnościami dowolnego przedmiotu a minimalnymi własnościami dowolnego systemu. O ile

tylko stosujemy język filozoficzny - Lacan nie odrzucał

go w tamtym czasie - to analogia ta staje się homonimią; 136

Pierwszy klasycyzm lacanowski

podwaja i potwierdza homonimię, która naznacza aksjomat podmiotu (rozdz. 2, s. 37). Można przypuszczać, że program

„Cahiers pour 1’Analyse” opierał się na tej podwójnej ho-

monimii; a dokładniej jeszcze - zmierzał w kierunku prze­

kształcenia jej w synonim. Program ten głosi zatem: ‘hipoteza podmiotu znaczącego nie jest wy­

łącznie jedną z konsekwencji założenia hiperstrukturalnego; jest jego konsekwencją główną’

albo: ‘założenie hiperstrukturalne jest nowoczesną formą pytania transcendentalnego ’.

Głosi także:

‘podmiot znaczącego jest nowoczesnym podmiotem

metafizycznym’. I wreszcie: ‘co takiego może i musi nowoczesna metafizyka?’.

Nowoczesna w tym sensie: tak jak Kant zasymilował naukę galilejską (w wersji Newtona), tak metafizyka impli­

kowana przez założenie hiperstrukturalne asymiluje nowy galileizm, którego Lacan jest zarazem dowodem, jak i herol­

dem. Tak jak Kant napisał Metafizyczne podstawy przyrodo­

znawstwa, tak samo można sobie wyobrazić, że ktoś napisze

Podstawy analizy, gdzie analiza oznacza to, co jest wspólne psychoanalizie, rozszerzonej galilejskiej nauce, a przez to też

metafizyce, którą jej się przypisuje. Jej wyróżnionym narzę­ dziem jest teoria znaczącego, o ile znaczący jest wyłącznie

dowolnym elementem dowolnej struktury, o ile, na mocy założenia hiperstrukturalnego, stanowić ma nośnik niedowolnych własności i o ile, na mocy teorii podmiotu, owe

niedowolne własności obejmują emergencję wyróżnionego 137

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

elementu, nazywanego podmiotem. Pośród ukonstytuowa­

nych dyscyplin do niej w pierwszym rzędzie będą należały

te, które czyszczą przedmiot z wszelkiej substancji i które w swoich metodach przestrzegają praw aksjomatycznego

minimalizmu; inaczej mówiąc, chodzi o logikę. Stąd też

nazwa logika znaczącego, którą będzie przypisywać się teorii znaczącego.

Logika ta obejmuje zarówno logikę matematyczną w ścisłym sensie, jak i ontologię formalną - platońską, neo-

platońską, fichteańską. Oczekiwany rezultat: sporządzenie na sposób aksjomatyczny (przy przestrzeganiu minimalizmu metody) wyczerpującej listy niedowolnych własności mini­ malnych dowolnego znaczącego.

Związanie programu transcendentalnego z programem minimalistycznym nie może dziwić. Z pewnością minima-

lizm strukturalistów często jest postacią fenomenalizmu, związaną ze zdeklarowanym empiryzmem (takie jest sta­

nowisko Martineta), ale wiadomo, że przejście od fenome­

nalizmu do idealizmu transcendentalnego nie jest rzeczą niemożliwą. Co więcej, pomiędzy minimalizmem empirycy-

stycznym a minimalizmem metafizycznym pokrewieństwo jest silne: nie zakładać o przedmiocie niczego, co wykra­ czałoby poza to, co jest konieczne do jego empirycznego

opisu; nie zakładać o przedmiocie niczego, co wykraczało­ by poza to, co jest konieczne do jego pomyślenia; odkryć, że pozbawiając przedmiot jego własności, nie odkrywa się

pustki, lecz że istnieje nieredukowalna podstawa niedowol­ nych własności.

Program „Cahiers pour 1’Analyse” nie pochodzi od Lacana; nie uczynił go swoim, ale też go się nie wypierał 138

Pierwszy klasycyzm lacanowski

(por. Discours a l EFP, Sc 2/3, s. 17). Można go więc stoso­ wać jako wywoływacz; rozpoznajemy w nim, w bardziej ry­

zykownej, ale przez to też bardziej czytelnej formie, pewne ważne własności tego, co będę odtąd nazywał pierwszym klasycyzmem lacanowskim.

Głównym pomnikiem tego klasycyzmu są Ecrits, pisma wzięte w całości, poza tekstami wyraźnie prezentowanymi

jako „poprzedzające” (część 2 Ecrits). Stanowi on stopniowe i niemal systematyczne rozwinięcie programu wyrażonego

w dyskursie rzymskim z 1953 roku. Opiera hiperstrukturalną hipotezę na zakładanej oczywistości strukturalizmów jako

współczesnych form nowego galileizmu; ten ostatni rozpa­

trywany ma być jako rozszerzenie galileizmu ścisłego; roz­

szerzenie to utrzymuje, a dokładniej: oczyszcza równanie podmiotów i hipotezę podmiotu nauki, która jest jego osią. Jego części składowe dają się teraz jasno wskazać:

- doktrynał nauki obejmuje specyficznie hipotezę podmiotu nauki

- galileizm przywołany w doktrynale przybiera szczegól­

ną postać, ufundowaną na rozszerzeniu pojęcia mate-

matyzacji i rozszerzeniu uniwersum o przedmioty niebędące w ścisłym sensie przyrodniczymi; to galileizm

rozszerzony

- galileizm rozszerzony obejmuje psychoanalizę, za po­

średnictwem logionu ‘nieświadomość jest ustrukturowana jak jakaś mowa’, ale logion ten sam wymaga założenia hiperstrukturalnego

- założenie hiperstrukturalne, jako teoria dowolnej struk­

tury i jako teoria obejmująca emergencję podmiotu, jest sposobem rozwiązania hipotezy podmiotu nauki; z tej 139

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

racji łączy się ono z aksjomatem podmiotu, homonimem i ewentualnie synonimem klasycznej metafizyki. Budowla jest majestatyczna. Można zrozumieć, iż prezen­

tując się w formie książki, wywołała wrażenie dzieła. Nie dane jej było jednak rozbudowanie i przyozdobienie nowymi

dodatkami, które respektowałyby jej plan; przeznaczeniem jej było wywrócenie. Można przyznać, że pewne wydarzenia

miały swój udział w tej perypetii, ale determinujący charak­ ter mają same wewnętrzne przyczyny: niezależnie od swego

majestatu, budowla była niestabilna.

Rozdział IV Drugi klasycyzm lacanowski

1. Niestabilności pierwszego klasycyzmu Niestabilność pierwszego klasycyzmu wynika z wersji doktrynału nauki, jaką zaoferował. Postawienie diagnozy jest proste:

1. Niestabilność wynikająca z historycyzmu: w swo­

jej logice wewnętrznej doktrynał nauki nie ma charakteru historyzującego; świadczy o tym istnienie teorii podmiotu.

Ale w 1966 roku korelacje nie zostały jeszcze rozwinięte

w sposób kompletny. Wersja występująca w Ecrits odwołu­

je się do słownictwa inauguralnej emergencji, następstwa, współczesności; jest historyczna, nawet jeśli chodzi coraz

bardziej otwarcie o historyzującą stylistykę i nawet jeśli nic substancjalnego już od niej nie zależy. Pod tym względem

pierwszy klasycyzm nie jest synchroniczny z samym sobą: teoria cięcia i teoria podmiotu sobie nie odpowiadają1. 1 Lévi-Strauss dostrzegł ową dyschronię, nie lokalizując jej jednak dokładnie. Por. Myśl nieoswojona, przeł. A. Zajączkowski, Warszawa 2001, rozdz. 9. Można znaleźć tam dwie serie afirmacji: (1) istnieją cięcia główne; w każdym

141

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

2. Niestabilność wynikająca z pojęcia matematyzacji. Ta ostatnia musi być rozumiana jako literalizacja nieilo-

ściowa. Pozwala na to, jak zauważyliśmy, ewolucja samej

matematyki: szczególnie bourbakizm. Ale bourbakizm jest tylko jedną z postaci ogólniejszego ruchu, rekonstruującego

całość matematyki na zagwarantowanych podstawach lo­

gicznych. Innymi słowy, bourbakizm afirmuje trzy rzeczy tyczące matematyki: (1) matematyka jest autonomiczna względem nauki galilejskiej; (2) jej istotą nie jest ilość;

może więc odnosić się do nieilościowych obiektów; (3) ist­

nieje coś takiego jak logika matematyczna. Otóż założenia

Koyrego są dokładnie przeciwne: (1’) matematyka, nieza­ leżnie od tego, czym jest sama w sobie, rozpatrywana jest wyłącznie jako służebnica matematyzacji; (2’) ma być rozu­ miana w wąskim sensie, który jest zdaniem Koyrego jedy­ nym, jaki interesuje nowoczesną naukę: jako ilość; (3’) nie

ma czegoś takiego jak logika matematyczna (por. Epimenide le Menteur). Punkt (3’) może wydawać się osobliwy i zbyteczny dla

tez dotyczących fizyki (sam jestem zupełnie innego zdania, ale mniejsza o to). Pozostaje wszakże faktem, że dopusz­

czając prawomocność logiki matematycznej, konsekwentny koyrysta utrzymuje, że matematyczność tejże nie ma żadnej

razie przynajmniej jedno: cięcie pomiędzy myślą nieoswojoną a myślą nowo­ czesnej nauki (s. 356); (2) cięcie to nie jest natury historycznej; historia nie jest w stanie go uchwycić; jest zresztą zasadniczo niezdolna do uchwycenia żadnego cięcia głównego (s. 344). W 1965 Lacan odnotowuje sam, jak bardzo doktryna Lévi-Straussa jest niekompatybilna z doktryną Koyrego; ale mimo to jej nie odrzuca; co potwierdza, że głoszony historycyzm nie jest już istotny, ale także, że urządzenie całości nie jest homogeniczne; por. La Science et la Yérité, s. 861.

142

Drugi klasycyzm lacanowski

wagi dla matematyzacji, o którą chodzi w nauce. Krótko

mówiąc, doktryna! nauki, sprowadzony do swych funda­ mentów, nie może przyznać najmniejszej nawet wagi logice

matematycznej w szczególności ani aksjomatyzacji mate­

matyki w ogólności.

Otóż jest to właśnie pozycja, jakiej pierwszy klasy­ cyzm lacanowski, w swojej kompletnej formie, nie może utrzymać. Z powodu, jak powiedzieliśmy, galileizmu rozsze­ rzonego: ważne jest, by matematyka była literalna i nieilościowa; otóż tylko aksjomatyzacja na to pozwala. Również z powodu teorii struktury dowolnej: logika matematyczna

ma w niej odgrywać determinującą rolę. Pierwszy klasy­

cyzm potrzebuje logiki matematycznej: jej ogólnego istnie­ nia oraz niektórych jej szczegółowych twierdzeń (na przy­

kład teorematu Goedla). Potrzebuje także doktrynału nauki.

Otóż obie drogi okazują się rozbieżne, kiedy tylko zacznie się nimi podążać wystarczająco wytrwale.

3. Niestabilność wynikająca ze sprzeczności pomię­ dzy nauką idealną strukturalizmu, wywodzącą się z greckiej

episteme, a ideałem nauki właściwym doktrynałowi nauki,

który odrzuca tę samą episteme. Sprzeczność się uwydatnia,

gdy doktryna! nauki interpretowany jest na sposób niehistoryzujący; wówczas rzeczywiście synonimiczność wyznacz­

nika Koyrego i wyznacznika Poppera staje się rozstrzygają­ ca. Otóż wyznacznik Poppera bezpośrednio przeciwstawia się aksjomatyce antycznej i wszelkiej formie aksjomatyki minimum. Paradoks polega na tym, iż lektura niehistoryzu-

jąca jest właśnie indukowana przez strukturalizm. 4. Niestabilność wynikająca z niedostatecznego spre­ cyzowania pojęcia litery. Pojęcie to jest zasadnicze dla 143

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

galileizmu rozszerzonego; tylko ono pozwala przejść w spo­

sób gładki od matematyki do nauk o kulturze, a stamtąd do psychoanalizy. Ale nie stanowi ono przedmiotu auto­ nomicznej teorii, porównywalnej z teorią znaczącego. Ka­

nonicznym tekstem z tego punktu widzenia jest L’Instance de la lettre, gdzie obie teorie występują oddzielnie, ale też

we wzajemnej korelacji. Z tej racji wydaje się, że wiele twierdzeń sformułowanych w kategoriach litery i literalności zdaje się formułowalne, w sposób równoważny, w ka­

tegoriach znaczącego, i odwrotnie. W świetle poważnego potraktowania minimalizmu równoważność taka powinna

jedną z dwóch teorii uczynić zbyteczną. Jeśli natomiast zbyteczności nie ma, oznacza to, że wzajemność korelacji musi

być uznana za błąd. Ale żaden błąd nie zostaje ujawniony.

Z braku rozstrzygnięcia tej kwestii pojęcia litery i znaczą­

cego wzajemnie się zaciemniają; ani charakter znaczący, ani charakter literalny matematyki nie może uzyskać statusu cał­

kowicie określonego. Afirmowanie, że matematyzacja jest literalizacją, nie jest w konsekwencji ani jasne, ani wyraźne.

5. Niestabilność wynikająca z ewolucji lingwistyki.

Na etapie wykładu rzymskiego lingwistyka wydawała się nauką spełnioną, w obu znaczeniach tego słowa: zarazem ukończoną i bezpłodną. Lacan uważają w tym samym ruchu za metodologicznie wzorową i niezdolną nauczyć go nicze­

go nowego, w porównaniu ze złotym wiekiem Genewy, Mo­ skwy i Pragi („nieobecność lingwisty”, powiada Radiopho­ nie, s. 62; AE, s. 410, odnośnie do założenia La Psychanalyse

w 1953). To dwoiste przekonanie, pokrywane relacjami esty-

my i przyjaźni z Benveniste’em czy Jakobsonem, jest jednak charakterystyczne dla pierwszego klasycyzmu: lingwistyka 144

Drugi klasycyzm lacanowski

odgrywa rolę gwaranta, ale z tytułu swoich wcześniejszych

osiągnięć; nie ma już od niej czego oczekiwać. Otóż następują dwa wydarzenia. Z jednej strony, od­

krycie anagramów Saussure’a (w 1964) i, co ważniejsze, konsekwencje tego odkrycia dla Jakobsona: ten ostatni uzna się teraz za uprawnionego do założenia - w lingwistycznych

terminach - całkowicie nowej poetyki, godnej w jego oczach wliczenia w poczet wielkich innowacji XX stulecia. Z dru­ giej strony, pojawienie się na początku lat 60. Chomskiego:

dowodziło ono, że lingwistyka strukturalna nie jest nauką

ukończoną; że istnieją inne drogi dla galileizmu w materii języków; że możliwe jest coś nowego w nauce o mowie. Ale

w rezultacie wszystko zostaje powywracane. Anagramy i poetyka okażą się bowiem ważne dla

psychoanalizy, ale także okażą się skrywać coś obcego dla galileizmu, nawet rozszerzonego. Co do Chomskiego, to po­

wołuje się na galileizm, ale w wersji nierozszerzonej, pro­

wadzącej w końcu do renaturalizacji języka (temat narządu,

omawiany w seansie z 9 grudnia 1975, „Omicar?” 1976, vol. 6, s. 13-14 [S XX11I, s. 31-32]). Nie tylko w jego meto­

dzie nic już nie dotyczy znaczącego, łańcucha czy struktury dowolnej, ale też nic, co w tej metodzie jest nowego, nie dorzuca niczego do baconizmu, i nic w tym, co twierdzi

o mowie, nie jest kompatybilne z faktem psychoanalizy.

Równie dobrze więc można zwrócić się w kierunku nauk przyrodniczych. Tym zwielokrotnionym niestabilnościom galileizm rozsze­ rzony nie będzie w stanie się przeciwstawić. Można przy­

jąć, że w 1970 proces przekształcania jest wystarczająco 145

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

posunięty. Zaczyna się druga faza. Będę ją nazywał drugim klasycyzmem lacanowskim. Jego program nigdy w pełni nie został wyeksponowa­

ny. W latach 70. nie dysponujemy odpowiednikiem wykładu

rzymskiego, nawet jeśli w seminarium XX odnajdujemy sporadycznie pewne jego radosne akcenty. Przyjmując

pierwszy klasycyzm za źródło, można wszakże wskazać

przemieszczenia, pominięcia i dodatki, których suma oka­ zuje się spójna i zarysowuje nową konfigurację.

Jeśli doktrynał nauki ma zachować ważność dla psy­

choanalizy, to musi, z powodu braku galileizmu rozszerzo­ nego, zostać przeformułowany. Można nawet pomyśleć,

że za sprawą paradoksu, który nazwałbym chętnie dialek­ tycznym, dający się zaobserwować kres strukturalizmu mógł

doprowadzić do wyjaśnienia antyhistorycyzmu, ku któremu

strukturalizm zmierzał w czasach swojej świetności. W 1953 (nim zaczął się proces jego ekscesywnej dyfuzji, skrytyko­

wanej w 1965) strukturalizm czy raczej jego zalążki mogły

uchodzić za dającą się datować emergencję nowej figury nowoczesnej nauki. Można było tym mocniej ufać odczyta­

niom historyzującym, że było się równocześnie świadkiem Historii: rok 1945 nie był tak odległy. Otóż w 1968 struk­ turalizmu już nie ma; emergencja była emergencją pozorną. Dodajmy, że najwyraźniej z barykad ‘68 Lacan wyprowadził wniosek, iż Historia, zdecydowanie, nie istnieje (albo już nie

istnieje). Stąd sceptycyzm, nie tyle wobec nowoczesności, co raczej wobec jej annalistycznych odczytań. W tej dokładnie mierze, w jakiej doktrynał zostaje za­

razem oczyszczony z historycyzmu i ogołocony z galileizmu

rozszerzonego, będzie on miał już tylko jedną podstawę: 146

Drugi klasycyzm lacanowski

literalizację. Autonomiczna teoria litery okazuje się więc nie tylko pożądana, ale także niezbędna. Nie pozostanie bez

wpływu na teorię matematyki. Bourbaki ustanowił synonimię literalizacji i matematyzacji; pozwoliło to w pierw­ szym momencie oświetlić tę pierwszą przez drugą; okaże się, że z kolei druga może być oświetlona przez pierwszą. Jeśli założenie hiperstrukturalne ma być utrzymane,

to znajdzie się w paradoksalnej pozycji, nie mogąc już opie­

rać się na ruchu strukturalistycznym. Jeszcze bardziej niż poprzednio, doktryna Lacana zdana będzie na własne siły,

aby opracowywać teorię struktury dowolnej i teorię czystej różnicy oderwanej od wszelkich jakościowych własności. Niezależnie od tego, jakkolwiek pojęciowe byłoby ich sfor­

mułowanie, te dwie teorie nie mogą już aspirować do pozio­ mu transcendentalnego; tylko strukturalizm usprawiedliwiał homonimię pomiędzy minimalizmami; kiedy zniknął, mi-

nimalizm przedmiotu i własności nie udzieli już żadnego kredytu zaufania nowoczesnej metafizyce. W rezultacie synonimiczne odczytanie aksjomatu podmiotu przestanie być owocne; sam aksjomat straci znaczenie, choćby był

ograniczony do homonimii. Drugi klasycyzm, w odróżnie­

niu od pierwszego, może sobie pozwolić na dezynwolturę wobec filozofii. Także lingwistyka przestanie być ważna. Pozosta-

ją tylko niektórzy wyróżnieni praktycy. Lacan będzie ich traktował jako cennych świadków, nie tyle pewnej nauki, co pewnej sztuki, którzy napotykają w swojej materii luki

podmiotu - w istocie ich własne luki. Co do Jakobsona,

mistrza języków, jego wewnętrzny lingwista ustąpi miej­ sca poetykowi, a Lacan, w przeciwieństwie do Jakobsona, 147

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

nigdy nie uzna, że są oni tą samą osobą. 1 odpowiednio,

teoremat Stalina będzie stosowany ubocznie. Naznaczyć język, uczynić go na chwilę innym, niż był, taki jest odtąd

gest, który ma znaczenie. Majakowski bardziej niż Stalin, Joyce bardziej niż ktokolwiek inny. Rewolucja nigdy nie

zmienia języka, twierdzili politycy i uczeni; rewolucja czy nie - w każdym razie jakiś podmiot niekiedy zmienia język,

powie wkrótce Lacan.

Uznać można, że zbiór Scriptów powstałych po ‘68 należy do tego programu, przy pośrednictwie kilku pism przejścio­ wych, retrospektywnie (myślę tu o Radiophonie) i prospek­

tywnie (myślę o ostatnich wykładach z seminarium XX).

Mimo braku syntetycznej ekspozycji zarysowało się dzieło.

2. Mathem Osią drugiego klasycyzmu jest pojęcie mathemu. Tylko ono

pozwala połączyć wzajemnie twierdzenia dotyczące doktrynału nauki, litery, matematyki i filozofii. Lacan będzie roz­ wijał to pojęcie od 1972. Głównym źródłem jest L'Étourdit (Sc 4, s. 5-52; AE, s. 449-495) i seminarium XX.

Kilka cytatów pozwoli rozpocząć badanie:

„[...] mowa czystego mathemu - mam na myśli to, co jako jedyne daje się nauczać” (Z 'Etourdit, s. 28; AE, s. 472). „Mathem jest wypowiadany na podstawie jedynej

realności rozpoznawanej najpierw w mowie: mianowicie liczby” (tamże, s. 37; AE, s. 481). 148

Drugi klasycyzm lacanowski

„wyrażenie takie jak moje [...] ustanowione zostaje [...] jako dające się nauczać wyłącznie po zmatematyzowaniu

go przeze mnie, według menonicznych kryteriów... (tamże, s. 39; AE, s. 482^83). „Nienauczalne uczyniłem mathemem, zapewniając fiksję prawdziwej opinii, fiksję zamiast fikcję, by wprowadzić

pewną dwuznaczność” (tamże, s. 39; AE, s. 483). „Formalizacja matematyczna jest naszym celem, naszym

ideałem. Dlaczego? - ponieważ tylko ona jest mathemem,

to znaczy jest zdolna do całkowitej transmisji” (S XX, s. 108). Od razu należy rozróżnić dwie kwestie: szczegółową

kwestię mathemu, jego funkcji i formy; ogólną kwestię ma­

tematyki i jej statusu. Te dwa pytania się spotykają, skoro pojęcie mathemu opiera się na tezie dotyczącej matematyki

i skoro każdy poszczególny mathem polega na specyficznym

i operacyjnym (czasami nie bez modyfikacji) zapożycze­ niu ze zbioru zapisów matematycznych. Ale rozróżnienie obowiązuje: mamy u Lacana odniesienia do matematyki,

które nie przynależą do doktryny mathemu. Choćby nawet ze względów chronologicznych: Ecrits są o sześć lat star­ sze od L'Étourdit. Co więcej, na chronologię nakładają się

różnice strukturalne. Innymi słowy, pojawienie się jawnej

doktryny mathemu zmodyfikowało stosunek Lacana do ma­ tematyki, a przez to do matematyzacji. Doktryna! nauki do­

tknięty zostaje u samych swych podstaw. 2.1. Funkcja i forma mathemu

Funkcja i forma mathemu u Lacana okazują się określone

przez dwie afirmacje: 149

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

a) mathem zapewnia całkowitą transmitowalność

wiedzy

b) mathem stosuje się do paradygmatu matematycznego.

Twierdzenie b), jeśli trzymać się samych jego termi­ nów, implikuje, co następuje: mathem będzie dla matematy­

ki tym, czym fonem dla fonematyki: atomem wiedzy, tak jak

tamten jest atomem fonii. I odwrotnie, matematyka będzie dla mathemu tym, czym fonematyka jest dla fonemu: teo­

rią ogólnych warunków poprawnego tworzenia mathemu, tak jak tamta jest teorią ogólnych warunków poprawnego tworzenia fonemu. Zakłada to, że fonematyka umie zdefi­

niować to, czym jest fonematyczność jako taka; równolegle

zakłada to, że matematyka umie zdefiniować to, czym jest matematyczność jako taka. Aby zrozumieć znaczenie twierdzenia a), należy zwa­

żyć, że całkowita transmitowalność obejmuje stawkę, która prowadzi do doktrynału nauki. Przez długi czas sądzono, że konieczna dla transmi­

sji wiedzy, a przynajmniej dla całkowitej transmisji, jest interwencja niezastępowalnego podmiotu - interwencja zatem tego, kogo zwie się mistrzem, który za pośrednic­

twem Słowa (którego postacią może być milczenie) i swej Obecności (której postacią może być nieobecność) udziela uczniomplus-de-savoir, wartości-dodatkowej-wiedzy. Bez

tej wartości-dodatkowej-wiedzy, którą nazywa się mądrością i która musi inspirować postać miłości, i bez mistrza, który jest jej nośnikiem, żadna transmisja nie może zostać przepro­

wadzona w sposób całkowity. Rozpoznajemy tu urządzenie antyczne, związane z episteme.

150

Drugi klasycyzm lacanowski

Właśnie to wyklucza doktryna mathemu; o ile możemy

przyjąć, że nie jest ona konieczną konsekwencją doktrynału nauki, to jednak jest pewne, że potrzebuje go jako swego

warunku sine qua non. Afirmować a) to de facto afirmować

twierdzenia typu: ‘nie istnieją mistrzowie’

albo: ‘nie istnieją uczniowie’,

albo: ‘nie istnieje mądrość’,

albo: ‘nie istnieje Słowo ani Obecność’,

albo: ‘nie istnieje mądrość poza wiedzą’.

Wykluczenia te stanowią właściwość nowoczesnego

uniwersum. Co widać lepiej, gdy zestawi się a) i b). Dzięki temu zestawieniu docieramy do głębszej tezy:

‘matematyka jest paradygmatem całkowitej transmi-

towalności’. Jeśli transmisja nowoczesnej wiedzy nie wymaga

mistrzów (a co najwyżej profesorów), to właśnie dlatego,

że w całości zdaje się na literalne funkcjonowanie matema­

tyki. I odwrotnie, jeśli nauka nowoczesna zdaje się w całości

na literalne funkcjonowanie matematyki, to pociąga to za sobą to, iż nie jest ona mądrością (skandal, przeciw któremu komitety etyczne i Kościoły śpieszą z odsieczą). Pociąga

to za sobą także to, iż w uniwersum nauki nie ma mistrza

albo, co wychodzi na to samo, nazwa „mistrz” oznacza je­ dynie pewną pozycję.

151

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Na mocy teorematu Stalina języki nie zmieniają się,

nawet jeśli zmienia się baza; nazwa „mistrz” utrzymuje się więc od świata antycznego po uniwersum nowoczesne, ale

za cenę homonimii. Mistrz starożytny był mistrzem jako nie-

zastępowalny termin i pozostawał nim poza wszelką pozycją w społecznej więzi; jego właściwości jako terminu (jego cnoty) były istotne dla jego pozytywnego zaklasyfikowa­ nia (Sokrates, taki jakim określiła go wyrocznia delficka).

Mistrz nowoczesny jest mistrzem tylko dlatego, że zajmuje pewną pozycję, na której jest nieskończenie wymienialny

na wszystkich innych, a jego właściwości jako terminu

są nieistotne i fundamentalnie negatywne; wystarczy tylko, aby go nie dyskwalifikowały.

Stąd wynikają między innymi pewne pozornie anegdo­

tyczne rysy tego, co nazywa się nauką normalną. Stąd nie­ trwały status nazw własnych: przyjmowane są tylko tytułem

stenogramów twierdzeń, które im są przypisane; w żadnym

wypadku nie wskazują czegoś niezastępowalnego. Stąd po­ wolne, ale nieuchronne wchłonięcie nauki przez uniwersy­

tet: każdy uczony jest tutaj zastępowalny przez innego jako

uczony, ale przez to właśnie jest homomorficzny z profeso­ rem. Stąd wzmocnienie znaczenia profesora wyznaczonego

do przeprowadzania transmisji (zliteralizowanej, gdy chodzi o naukę, oraz niekoniecznie zliteralizowanej, gdy chodzi o inne rodzaje wiedzy); o ile tylko jednostka, ustanowio­

na jako narzędzie tej transmisji, poprawnie spełnia swoją funkcję, nie traktuje się żadnych jej osobistych cech jako

cnót, oprócz tych, które jako transparentne i nieszkodliwe będą umiały nie zmieniać jej poprawnego funkcjonowania; z tego powodu jest łatwa do zastąpienia. Zniknięcie aury, 152

Drugi klasycyzm lacanowski

szara kolorystyka i skromne maniery - oto, czego oczeku­ je się, gdy wszystko jest sprawą pozycji, a nie podmiotu2. Czym innym oczywiście jest to, z czym ma się do czynienia

w nauce, którą się uprawia, w nauce zerwań i rewolucji, ale nie o tym tutaj mówimy.

U Lacana doktryna mathemu wiąże się więc z doktryną mi­ strza jako czystego określenia pozycjonalnego. To ostatnie

jest jedynym zgodnym z doktrynałem nauki; jest przedsta­

wione w teorii czterech dyskursów, gdzie w sposób zupełny

rozwinięta jest dystynkcja między terminami a pozycjami3. Trzymając się jednak drogi negatywnej, zupełna nieobec­ ność antycznej figury mistrza była już implicite zawarta

w powrocie do Freuda. Hasło to opiera się na ukrytej te­ zie: jeśli dla przywrócenia prawdziwego przedmiotu psy­ choanalizy należy powrócić do Freuda, wówczas w samej

psychoanalizie jest coś odpornego na różnicę między

niemieckim a francuskim. Dokładnie rzecz biorąc, nie

idzie tu o kwestię jakości przekładu; a dokładniej jeszcze, 2 Można zrozumieć, że prawdziwy profesor, zawsze zastępowalny, jest przeci­ wieństwem prawdziwego mistrza, zawsze niezastępowalnego. Fakt, że w języ­ ku codziennym tak często mówimy o „mistrzach”, maîtres, czyli nauczycielach (znamy bardzo szanowną i bardzo szanowaną formation des maîtres, czyli kształcenie nauczycieli), aby wskazać to, co jest najbardziej zastępowalne na świecie, jest tylko jednym przykładem przeciwnego sensu prasłów. ’ Terminy to: SI, S2, $, a (por. dalej, przyp. 6); miejsca to: agens, prawda, inny, produkcja. Ćwiczenie dla czytelnika: za pomocą teorii czterech dys­ kursów usuń dwuznaczność, którą [w języku francuskim] umożliwia homofonia pomiędzy mistrzem [a więc Panem] politycznym a mistrzem [a więc Nauczycielem] mądrości. Wskazówka: w tę dwuznaczność zaangażowana jest kwestia pedagogiki. Zauważmy następstwo chronologiczne. Teoria czterech dyskursów przedsta­ wiona została w 1970 r. w L'Envers de la psychanalyse (S XVII); niewiele poprzedza doktrynę mathemu (1972) i, w pewnej mierze, czyni ją możliwą.

153

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

można lepiej przetłumaczyć Freuda, ale w braku właściwe­ go przekładu można, dzięki komentarzowi i interpretacji, obejść się bez przekładu, który byłby wiemy (tu mamy,

całkowicie nie anegdotyczną, różnicę zdań z Jeanem La-

planche’em). Teza jest tym bardziej uderzająca, że utrzy­

mujemy skądinąd, iż przedmiot psychoanalizy na wskroś przeniknięty jest nie tylko przez mowę, ale także przez

języki; nie przeszkadza to jednak temu, by między Freu­ dem, mówiącym i myślącym po niemiecku, a Lacanem, mówiącym i myślącym po francusku, istniała możliwość

całkowitej transmisji.

Wojna z Międzynarodówką (przynajmniej pierwsza, wytoczona przeciw Międzynarodówce Londyńskiej i jej

rodzinnemu establishmentowi; druga wojna wytoczona przeciw Międzynarodówce Amerykańskiej ma inną natu­ rę) nadaje szerszy zakres twierdzeniu: skoro Freud nie jest

mistrzem (jakkolwiek zajmuje jego pozycję), to partycy­ pacja w jego Obecności i jego Słowie nie nadaje tytułu. W szczególności Melanie Klein może górować nad Anną

Freud. Tak samo Lacan, który nigdy nie spotkał fizycznie

Freuda, może górować nad Marią Bonaparte - bliską przy­ jaciółką Freuda. Gdy, pod postacią mathemu, litera stała się konieczna i wystarczająca dla transmisji, nie ma już

pary mistrz-uczeń wraz z jej orszakiem dowodów wierności

i dokonanych zdrad; jedyne dobrania w pary są literalne: „Marks i Lenin, Freud i Lacan nie są związani w bycie.

To dzięki literze, którą odnaleźli w Innym, jako byty wiedzy postępują w parach...” (S XX, s. 89).

Można wysunąć tezę, że z mathemem i czysto po-

zycjonalnym określeniem mistrza łączy się status Szkoły. 154

Drugi klasycyzm lacanowski

Ta ostatnia nie jest niczym innym niż instytucjonalnym

korelatem mathemu i jej główna funkcja polega na zapew­ nieniu pewnej całkowitej transmisji. Ekspresją Szkoły bę­

dzie ponadto pismo stanowiące kolekcję mathemów, zaty­

tułowane „Scilicet” (objaśnienie: ‘możesz wiedzieć’, scil. ‘dzięki mathemowi’). W piśmie tym rzuca się w oczy rola

retorycznego modelu Bourbakiego: anonimowość tekstów

z jednym tylko wyjątkiem (Bourbaki w jednym przypadku, Lacan w drugim); ta anonimowość-minus-jeden zaświadcza o funkcjonowaniu „kolektywnego intelektualisty”, którego

jedyne imię - mało ważne, czy o desygnacie fikcyjnym lub rzeczywistym - stenografuje zasadę zgromadzenia; imitacja

Bourbakiego, daleka od kokieterii, podobnie jak daleki był

od niej zdaniem Marksa heglizm Kapitału, przypieczęto-

wuje w Szkole Freudowskiej panowanie matematyki nad transmisją wiedzy. W istocie to osobliwe formatowanie ujawnia pewien projekt: przepisać „matematycznie” psycho­

analizę, tak samo jak Bourbaki przepisał „matematycz­ nie” matematykę. Fakt, że wybrano nazwę „Szkoła”, a nie

„Towarzystwo” czy „Instytut”, wynika z nietrywialnego

elementu doktryny4.

4 Można się domyślić, że doktryna mathemu w sposób dramatyczny krzyżuje się z pytaniem o pozycję analityka. Czy w istocie mamy powiedzieć, że ten ostatni nie interweniuje jako podmiot? Ale jeśli interweniuje jako podmiot, to czy można zaprzeczyć, że jest niezastępowalny? Ale jeśli jest niezastępowalny, to czy nie jest wówczas strukturalnie heteromorficzny z urządzeniem nowoczesnej nauki? A dokładniej jeszcze, czy nie jest homomorficzny z Mi­ strzami mądrości (oto, co jest głębokiego w obrazie Lacana-Gurdżijewa)? Ale jeśli analityk jest Mistrzem, wówczas mathemu psychoanalizy nie ma, psychoanaliza jest zewnętrzna względem nowoczesnego uniwersum, a Freud nie istnieje. Istotna część lacanowskiego programu polega na rozwiązaniu tej antynomii.

155

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

‘Nie jestem mistrzem, zajmuję jego pozycję’, oto wnios­

ki, których Lacan nie mógł był nie wyciągnąć dla siebie w momencie, gdy rozwinęło się w sposób najbardziej zu­ pełny urządzenie jego matematyzacji. Do tej właśnie tezy należy odnieść kalambur: „czytajcie Salomona, to mistrz

mistrzów, to szczery mistrz5, ktoś w moim typie” (S XX,

s. 104), w którego francuskiej wersji można usłyszeć zna­

czącego „antymistrz”, ścisłego odpowiednika antyfilozofii. Tym bardziej ścisłego, że filozofia i mistrzostwo przez długi

czas działały w porozumieniu.

2.2. Litera Dlaczego matematyka jest paradygmatem transmitowalno-

ści? Z powodu, jak powiedzieliśmy, litery.

Otóż litera nie jest znaczącym. W pierwszym kla­

sycyzmie ich rozróżnienie mogło pozostać zamazane (zob. zwłaszcza L 'Instance de la lettre)', zostaje uwydatniona

i dopracowana w toku drugiego (zob. zwłaszcza semina­

rium XX). Oto zasadnicze elementy tej różnicy. Znaczący jest tylko relacją: reprezentuje dla i jest tym, dla c z e g o to reprezentuje; litera oczywiście wchodzi w re­

lacje z innymi literami, ale nie jest tylko relacją. Będąc tylko

relacją różnicy, znaczący jest pozbawiony pozytywności; litera zaś jest pozytywna w swoim porządku. Ponieważ róż­

nica znacząca jest uprzednia względem wszelkich jakości, 5 Kalambur, który znika w przekładzie, polega na homonimii złożenia senti-maitre (szczery mistrz) i słowa centimetre (centymetr), w których ponadto, jak zauważa Milner, zawarta jest (po pierwszej głosce [s]) homonimia z anti-maitre (antymistrz) (przyp. red.).

156

Drugi klasycyzm lacanowski

znaczący jest pozbawiony jakości; litera zaś jest jakościowa (dysponuje fizjonomią, zmysłowym nośnikiem, odniesie­ niem itd.) Znaczący nie jest tożsamy ze sobą, nie mając

„siebie”, z którym mogłaby go wiązać tożsamość; litera zaś,

w dyskursie, w którym się sadowi, jest ze sobą tożsama. Po­ nieważ znaczący jest całkowicie zdefiniowany przez swoje

miejsce w systemie, nie da się go przemieścić; możliwe jest zaś przemieszczenie litery; również operacja literalna par

excellence należy do porządku permutacji (o czym świad­ czy teoria czterech dyskursów). Z tego samego powodu znaczący nie podlega zniszczeniu: co najwyżej może go

„brakować na swoim miejscu”; litera zaś, ze swoimi okre­

śleniami jakościowymi i swoją tożsamością, może być wy­ mazana, przekreślona czy zniesiona6. Nikt nie może położyć

ręki na j edny m znaczącym, skoro istnieje on tylko przez innego znaczącego; literą zaś daje się manipulować, jeśli nie schwycić („ten zapis [...] coś, co streszcza się w pięciu literkach zapisanych na dłoni”, w ten sposób Lacan objaśnia

formułę powszechnej grawitacji, S XX, s. 43). Jako dająca się przemieścić i uchwycić, litera jest transmitowalna; za

sprawą owej czystej transmitowalności, transmituje ona to, czego jest nośnikiem w obrębie dyskursu; znaczący z kolei nie jest transmitowalny i niczego nie transmituje: reprezen­

tuje on, w łańcuchach, w których występuje, podmiot dla 6 Inaczej mówiąc, Chomskiego operacje transformacji dotyczą litery, a nie znaczącego. 1 odwrotnie, teoria czterech dyskursów, która jest literalna, opiera się de facto na technice transformacji. Co idzie w parze z faktem, że termi­ ny nie są tam dowolne, lecz posiadające jakość. To, że każda transformacja literalna jest zarejestrowana w jakiejś historycznej reprezentacji jako pewna katastrofa (co Lacan nazywa un bougé, poruszeniem), wynika z historycznej reprezentacji.

157

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

innego znaczącego. Znaczący nie jest wytworem aktu usta­

nowienia; oczywiście nie jest tym samym przypisywanie mu arbitralności (Saussure) bądź przygodności (Lacan), ale jest to mało istotne wobec tego, co jest powiedziane w obu przypadkach: że dla znaczącego nie istnieje racja, na mocy

której ma być taki, jaki jest, a to przede wszystkim dlate­

go, że nie jest taki, jaki jest; dlatego, że nie jest ze sobą

tożsamy; dlatego, że nie ma dysponuje żadnym „sobą”; dlatego, że wszelka „sobość” jest refleksywna, a znaczą­ cy nie może być refleksywny, nie dwojąc się natychmiast

i stając innym znaczącym. Litera, przeciwnie, zależy zawsze

od deklaracji; w tym sensie zawsze ma ona rację bycia taką,

jaką jest, nawet jeśli owa racja jest czystą decyzją; dlatego stale odnosi się do jakiegoś dyskursu („Litera radykalnie

jest skutkiem dyskursu”, S XX, s. 36); nie jest niczym bez reguł, które ograniczają jej manipulowanie, ale skoro tylko

reguły te są dane, każda litera jest tym, czym jest, taką, jaką jest; refleksyjność jest jej dozwolona; posiada sobość. Otóż

reguły manipulowania dają się wypowiedzieć („pismo [...] trwa wyłącznie wtedy, gdy do jego prezentacji stosuję język,

którego używam”, S XX, s. 108); ten, który je wypowiada, zajmuje tym samym, w czasie ich wypowiedzenia, pozycję mistrza gry literowej, a nawet wynalazcy: Palamedes albo

Kadmos, Klaudiusz albo święty Cyryl. Nie ma natomiast mistrza znaczących; nie ma ich wynalazcy (poza Bogiem, o ile coś w tym rodzaju istnieje). W języku szkoły znaczący należy do samej instancji S;

zaś litera wiąże R, S oraz I, które są wzajemnie heteroge­ niczne. Wszystko, co dotyczy znaczącego, da się zatem wy­

powiedzieć w terminologii łańcucha i inności; sprowadzone 158

Drugi klasycyzm lacanowski

do postaci szkieletowej streszczać się będzie jako S1 (jeden/ jakiś znaczący), S2 (inny znaczący), $ (podmiot przekre­

ślony przez pulsowanie między S1 i S2), a (to, co wypada na skutek przekreślenia)7. Ale wszystko, co dotyczy litery, da się wypowiedzieć w terminologii spotkania, zaklinowania,

kontaktu, przedziału. Terminologie te są wielorakie: geome­ tria liniowa, topologia, logika kwantyfikatorów mogły być

użyteczne na zmianę. Były użyteczne szczególnie dla wyar­

tykułowania doktryny mathemu, dokładnie w tym stopniu, w którym mathem należy do domeny litery. Możemy w ten sposób zrozumieć, że Lacan definiuje go

jako orthë doxa, przynajmniej pod warunkiem odniesienia

pojęcia orthë doxa do jego platońskiego źródła (Państwo,

476c-478d; Menon, 97b-99b). Chodziło tu o wytyczenie na linii odcinka pośredniczącego między dwoma hetero­ genicznymi obszarami: agnosia i episteme. Topologiczną

wersją - antylineamą i dramatyczną - linearnej geometrii Platona jest figura cross-cap z L’Etourdit (AE, s. 482-485;

s. 38-39): zszycie dwóch heterogenicznych części, frag­

mentu sferycznego z fragmentem asferycznym, okręgu ze wstęgą Moebiusa. Istnieje logiczna wersja tego rodza­ ju zderzenia: są to paradoksy Całości, w których zapisana 7 Czwómia (quaternaire) została wprowadzona w seminarium XVII. W se­ minarium XX jest sprowadzona do jeszcze mniejszej postaci, w której wystę­ puje jedynie SI i S2 (por. S XX, s. 130 i wyżej, rozdz. 2, przyp. 26). Można przyjąć, że zapisy te są mathemami znaczącego. Dla absolutnej ścisłości, mathemy te przynależą do porządku litery; uchwytują więc znaczącego w li­ terach. Uchwycenie to daje się sprecyzować: znaczący jako taki jest niejakościowy, ale, w mathemach znaczącego, S1 i S2 są jakościowe: S1 jako Mistrz, a S2 jako wiedza. Odkąd istnieją jakości, jesteśmy w rejestrze litery, a nie znaczącego. Na temat kwalifikacji S2 jako wiedzy, por. rozdz. 3, przyp. 25.

159

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

zostaje doktryna seksuacji. Zderzają się dwie linie: jedna, za pomocą symboliki zainspirowanej Russellem, zapisuje

strukturę Całości jako ograniczoną, łącząc dwa sparowa­

ne twierdzenia: można powiedzieć „dla wszystkich x, Ox” tylko wtedy, gdy można także powiedzieć „istnieje x, taki, że nie-x”. Mathem nie stanowi

żadnego z tych twierdzeń jako wziętych oddzielnie, żadnej z tych par wziętych oddzielnie, lecz konfrontację dwóch

niedających się pogodzić par8. ’ Por. L’Étourdit, s. 14, s. 22 i kolejne; AE, s. 458, 465. Kilka uzupełnia­ jących objaśnień: seksualność w swojej istocie nie jest niczym innym, jak radykalną zasadą gestu polegającego, dla bytu mówiącego, na wliczaniu się albo nie w pewną całość, na podstawie jakiejś dowolnej właściwości 4>; zapisy seksualne są więc ćwiczeniem z logiki kolektywnej, por. rozdz. 2, s. 89-90. Pierwsza linia, linia Całości, znajdując potwierdzenie w konstruowalności ele­ mentu ją ograniczającego, posiada za stenogram nazwę Mężczyzna; rodzajnik określony, który w języku francuskim jest także rodzajnikiem totalizującym, jest więc tu dozwolony: /'Homme, Mężczyzna, istnieje. Druga linia, linia nie-Całości, to znaczy linia niedozwolonego, kiedy nic jej nie ogranicza, cha­ rakteru Całości, posiada za stenogram nazwę Kobieta; rodzajnik określony nie jest tu dozwolony: la Femme, Kobieta, nie istnieje. Jaki jest związek pomiędzy tymi nazwami a tym, co wszyscy nazywają mężczyznami i kobietami? W fonologii strukturalnej pewne własności czysto kombinatoryczne miały za stenogram nazwę „bezdźwięczna” (albo „zwarta”, albo „nosowa” itd.), a inne własności, również kombinatoryczne, miały za stenogram nazwę „nie-bezdźwięczna” („nie-zwarta”, „nie-nosowa” itd.). Te nazwy fonologiczne są homonimami nazw fonetycznych, opisując substancjalne własności fonicz­ ne obserwowane przez fonetyków eksperymentalnych. Fonolodzy, posługując się tymi homonimicznymi nazwami, afirmowali trzy rzeczy: (i) że fonologia nie jest fonetyką; że nazwa „bezdźwięczny” w fonologii streszcza własno­ ści strukturalne i sama w sobie nic nie mówi o własnościach fonicznych; że więc byt fonologiczny zwany „bezdźwięcznym” nie jest koniecznie bez­ dźwięczny z punktu widzenia swej substancji fonetycznej; ale (ii) że zdarza

160

Drugi klasycyzm lacanowski

W ten sposób tworzy się najbardziej ogólny typ ma-

themu, pozwalający odczytać konieczność niejednolitości w rachunku seksualnym, ale także fakt, że możliwość i ko­

nieczność mathemu w ogólności wywodzi się z tego, że byt mówiący jest płciowy.

W nawiązaniu do orthe doxa jest wszakże do odszyfrowa­ nia coś więcej niż struktura zderzenia elementów heteroge­

nicznych. Platon, jak pamiętamy, orthe doxa przeciwstawia episteme za pomocą powiązania: „Wiedza jest cenniejsza

od prawdziwego mniemania, różni się zaś od niego wię­

zami” (Menon, 98a). Otóż właściwością mathemów psychoanalizy jest to,

że nie wiążą się między sobą. Nie tylko każdy z nich tworzy

zbiór heterogeniczny, ale każdy jest ponadto heteromorficzny względem każdego innego. Pismo, w jakim są formułowane, zmienia się. Nie ma literalnego przejścia od jednego mathe­

mu do drugiego: nie da się otrzymać mathemu na podstawie innego za pomocą manipulowania na literach. Permutacja,

która strukturuje teorię czterech dyskursów, należy tylko

do jednego mathemu: tego, który tworzą cztery formuły

wzięte razem oraz reguła pozwalająca przechodzić od jed­ nej do drugiej. Żadna z czterech linii mathemu płciowego

się koincydencja fonologicznej nazwy „bezdźwięczny” z fonetyczną nazwą „bezdźwięczny” i (iii) że zdarza się to częściej niż sytuacja przeciwna. Tak samo pozycja nazwana Mężczyzną (albo Kobietą) jest strukturalna i nie mówi niczego na temat męskich (czy żeńskich) cech somatycznych podmiotu, który ją zajmuje. Ale zdarza się koincydencja własności pozycji zwanej Mężczy­ zną (albo Kobietą) z męskimi (albo żeńskimi) własnościami somatycznymi podmiotu. Hipoteza (falsyfikowalna) jest taka, że zdarza się to częściej niż sytuacja przeciwna.

161

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

nie da się uzyskać przez transformację którejkolwiek z po­

zostałych: funkcjonują na sposób współobecności. Między jednym a drugim mathemem nie ma żadnego literalnego

przejścia. Krótko mówiąc, mathemy nie dają się zsumować w jakiś korpus nauki. Narzuca się wniosek: w mathemie Lacan przejmuje z matematycznego paradygmatu wszystko, z wyjątkiem de­

dukcji. Mathem przedstawia się jako rachunek lokalny; moż­ na oczywiście wyprowadzić z niego wszystkie twierdzenia, które uprawomocnia przez operacje manipulowania na jego własnych literach, ale to wszystko, co można wyprowadzić.

Przyjmując ponadto, że z mathemu nie można wyprowadzić żadnego innego mathemu, owe nowe twierdzenia mogą być

wyłącznie twierdzeniami niematematycznymi i czysto opi­

sowymi: lacanowski mathem, jako literalny, idealnie funk­

cjonuje jako matryca produkcji twierdzeń empirycznych. Można i należy wywodzić z niego wyłącznie przygodności

świata ziemskiego9.

9 W ten sposób zapisy seksualne przewidują i objaśniają, że wśród ludu kobieta jest nazywana panią domu (L’Etourdit, s. 25; AE, s. 469). Możli­ we i uprawnione jest kontynuowanie ćwiczeń w tym stylu: można zauważyć na przykład, że angielskie queen (indoeuropejska nazwa kobiety, analogiczne do greckiej gynê) desygnuje zarówno królową, jak i prostytutkę (dzisiaj szcze­ gólnie zniewieściałą prostytutkę męską), że Jean Genet ciotę nazywa Boska, że Boska mówi o sobie: Jestem Cała-Cała”, że gilotynę nazywa się Wdową, a masturbację Wdowieństwem Dłoni - wszystko to, skądinąd empirycznie sprawdzone, da się wykalkulować przez mathem. Dla czterech dyskursów działają porównywalne procedury; zob. seminarium XVII. Ten macierzowy charakter pochodzi w prostej linii od Freuda (,ja, mężczyzna, kocham mężczy­ znę”, „dziecko jest bite” itd.). Ale Freud dysponował, w charakterze rachunku, jedynie samą gramatyką, a ta wobec mathemu okazuje się tylko aluzją do praw­ dziwej zasady: literalnego rachunku. Matematyzowanie w sposób bardziej otwarty, niż kiedykolwiek robił to Freud, stanowi więc dokonanie powrotu do Freuda, jeszcze bardziej zdecydowane niż w pierwszym klasycyzmie.

162

Drugi klasycyzm lacanowski

Mathem ogłasza formalną władzę matematyki nad psychoanalizą, ale z matematyki zachowuje jedynie literal-

ność, oderwaną od łańcuchowego charakteru wnioskowań.

Albo dokładniej jeszcze, rachunek lokalny - niepodzielny fragment wiedzy - który dopuszcza litera (littera scire licet),

jest dopuszczalny tylko za sprawą wymuszonego przez literę zawieszenia łańcuchów wnioskowań.

3. Matematyka Doktryna mathemu, jakkolwiek nowatorska, okazuje się za­ tem opierać na charakterystyce wspólnej zbiorowi licznych

i zróżnicowanych zapożyczeń Lacana z matematycznych liter. Lacan zachowuje z owych liter to, co artykułują one jako element zawieszający, to znaczy niemożliwy: nieskoń­

czoność jako nieosiągalność, teoria liczby jako przechodze­ nia nieustającej luki zera, topologia jako teoria nieprzestrze-

ni, n 'espace, wyrywająca geometrię z wszelkiej estetyki transcendentalnej. Sumując te zapożyczenia i sprowadzając je do ich wspólnej cechy, uzyskujemy definicję matematyki jako na­

uki o realności, jako oznaczającej funkcję niemożliwości (S XX, s. 118). Oczywiście często w tym kontekście będzie

przywoływane twierdzenie Goedla, ale trzeba zauważyć,

że Lacan nie czyni z niego oryginalnego użytku. Ogranicza się do odnotowania tego, co każdy obyty czytelnik w nim widzi: rygorystycznej demonstracji istnienia twierdzeń nierozstrzygalnych w arytmetyce. Wyraźnie bardziej struk­

turalne jest odniesienie do intuicjonizmu. Z konieczności 163

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

uznawania w matematyce tylko tego, co daje się intuicyj­ nie uchwycić jako wytwór pozytywnej konstrukcji, Lacan

zachowuje w mniejszym stopniu doktrynę intuicjonizmu niż odrzucenie wszelkiego dowodzenia apagogicznego1011 .

Stawka jest wysoka, albowiem filozofowie matematyki,

a zwłaszcza wśród nich najbardziej współczesny i jeden z najwybitniejszych, mogli twierdzić, że prawomocność wnioskowania apagogicznego dotyka samej istoty mate­

matycznej dedukcji". Ale odrzucenie przez Lacana daje się wyjaśnić łatwo: metoda apagogiczna opiera się zasadniczo

na wiązaniu racji; otóż takie wiązanie jest właściwe porząd­ kowi wyobrażeniowemu. Matematyka oddzielona od dedukcji i apagogiczności, zre­

dukowana do samych swoich liter, oto, co funkcjonuje de facto w rozproszonych i mnogich odniesieniach do matema­ tyki; oto, co mathem pozwala odczytać w sposób całkowi­

cie jawny; oto także, co wydaje się konstytuować zdaniem

Lacana znaczenie matematyki dla nowoczesnej nauki. Drugi klasycyzm lacanowski wcale bowiem nie wy­

rzeka się Galileusza. Przeciwnie, reafirmuje on doktryna!

10 Jego własna doktryna intuicji jest na pozór antynomiczna z doktryną Brouwera. Na ile można zrozumieć tę ostatnią, jest ona doktryną pełności intuicjonistycznego podmiotu (co ostatecznie autoryzuje wszystkie odchyty, w tym w stronę Gućnona czy Evoli; sam Brouwer zdaje się skłaniać ku najgorszemu); wedle Lacana, moment intuicji jest momentem wydrążenia (évidement) pod­ miotu - co daje się wyczytać w samej nazwie évidence, oczywistość. 11 Por. prace Alaina Badiou, szczególnie L’Être et l'événement, s. 275-279. Odnotować można radykalną różnicę pomiędzy Lacanem i Badiou; ten drugi odwołuje się do matematyki uposażonej w procedury dedukcyjne i wniosko­ wanie apagogiczne. W swoich ostatnich pracach Badiou zmierza do zaakcen­ towania różnicy, a nie jej zredukowania.

164

Drugi klasycyzm lacanowski

nauki. Z tym że tym razem matematyka implikowana przez matematyzację jest całkowicie oczyszczona ze wszystkiego

tego, co w niej pozostawało z Euklidesa i z morę geometrico. Staje się dogłębnie niegrecka. Ma znaczenie nie za sprawą łańcuchów racji, ale ściśle zakreślonych sfer literalności,

jakie autoryzuje - to, co można nazwać rachunkiem. Nie trzeba się bać artykułować tu radykalnych twier­ dzeń. Doktryna mathemu pozwala Lacanowi nie tylko

na reafirmację gestu matematyzacji; w istocie, rozjaśnia ona

podstawy doktrynału nauki, takie jakimi muszą być, aby psychoanaliza mogła się na nich opierać. Fakt, że mathem

psychoanalizy jest fragmentaryczny, lokalny i ograniczony do kilku liter, jest niezaprzeczalny. Ale to nie czyni go wy­ jątkiem w tym, co funkcjonuje w matematyzacji wymaganej od czasu Galileusza. Przeciwnie, mathem ujawnia ten aspekt

w jeszcze czystszej postaci.

W tym świetle pokazuje się, że nauka nowoczesna po­ wołuje się na matematykę w całości, ale wycofuje z niej to,

co w oczach matematyków wiernych swemu dziedzictwu

stanowiło jej najcenniejszą istotę: nie tylko morę geometrico, ale demonstracja i wszelki rodzaj powiązania. Miara sama stanowi tylko rezyduum. Funkcjonuje odtąd wyłącznie ra­

chunek: „kiedy piszecie, że bezwładność to mv2/2 - to co ten zapis oznacza? Cóż innego niż to, że niezależnie od liczby je­

dynek, jakie wstawicie w miejsce każdej z tych liter, podlegać

będziecie pewnej liczbie praw, praw grupy, z dodawaniem,

mnożeniem itd.” (S XX, s. 118). A więc: wszystkim regional­ nym prawom szczególnego typu rachunku, ale też tylko im. Odnajdujemy tu znowu, chociaż w nowy sposób, linię

podziału oddzielającą episteme od nauki. 165

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

W episteme powiązanie jest determinujące - co wy­ raźnie mówi Platon; determinujące tym bardziej, że będzie

w mniejszym stopniu zlokalizowane i tylko wnioskowanie o ogólnej postaci pozwoli mu uchylić się od zależności to-

picznej. Ważne więc będzie, by konkretna nauka ustaliła ogólne formy wnioskowania, niezależnie, czy nazywa się

ją dialektyką, czy logiką. Euklidejskie praktyki oferują dla

owych ogólnych form ilustrację w najwyższym stopniu oczyszczoną z substancjalnych obciążeń. „Długie łańcu­

chy racji”, słowa te powinny być traktowane dosłownie: rozległy obszar przestrzeni twierdzeń, ciągłość powiązań,

które je łączą. W nauce, poważmy się na stwierdzenie, że powiązanie nie ma znaczenia, ani też demonstracja przez wnioskowanie,

lecz znaczenie ma rachunek, który jest lokalny (chociaż jego

lokalność okazuje się mocno rozległa). Rachunek działa na li­ terach, ustalonych przez jakiś dyskurs i łączonych w kombina­

cje wedle dających się sformułować reguł, w taki sposób, by wytworzyć nową literalną kombinację; reguły te jednak obo­ wiązują dla jednego typu danego rachunku. Pod tym wzglę­

dem lacanowska matematyzacja psychoanalizy wykonuje tylko jeden dodatkowy krok: literalny rachunek oddala się

tak bardzo od wszelkiej dedukcji, jego lokalność zakreślona jest tak ściśle, że jego efektywność ogranicza się do samego skrawka zapisu, w którym da się go odczytać.

Czy nie jest to jednak unicestwienie matematyki? Zapewne większość matematyków i cała tradycja filozoficzna odpo­

wiedziałaby twierdząco; Lacan jednak rozstaje się z nimi.

166

Drugi klasycyzm lacanowski

Nie tylko stwierdza, że użytek, jaki robi z matematyki, jest

uprawniony i właściwy dla usprawiedliwienia matematyzacji, ale stwierdza zdecydowanie więcej: że użytek ten uka­

zuje samą istotę matematyczności. Pod postacią mathemu proponuje on nową i skandaliczną definicję matematyczno­ ści jako takiej, tego, co sprawia, że matematyka jest matema­

tyką. Definicja ta opiera się na lokalności wewnętrznej,

wynikającej z litery. Lacan czuje się utwierdzony w swojej doktrynie przez

najbardziej rozstrzygający aspekt projektu Bourbakiego; a właściwie przez program ogłoszony we Wprowadzeniu

do pierwszej księgi Eléments de mathématique i procedury stosowane w rozdziale 1 tejże księgi. Wspominaliśmy o zna­ czeniu retoryki Bourbakiego dla formowania „Scilicet”.

Pora odnotować bardziej substancjalne znaczenie: doktryna mathemu da się utrzymać tylko wtedy, gdy przyjmuje się bourbakistowską interpretację matematyki. A przynajmniej

interpretację całkowicie literalizującą, którą Lacan nadaje

programowi Bourbakiego: matematyka ufundowana sama na rachunku, takim, który nie jest dedukcją, oraz na literze,

takiej, która nie jest znakiem: Zgromadźmy razem jakieś przedmioty [...].

Skolekcjonujmy te absolutnie odmienne rzeczy

i dajmy sobie prawo oznaczyć tę kolekcję jakąś literą. W ten sposób wyraża się u swego początku

teoria zbiorów, na przykład ta, którą przedstawia­ łem ostatnio, odwołując się do Nicolasa Bour­ bakiego. Dopuściliście stwierdzenie, że litera

167

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

desygnuje kolekcję. Jest to wyrażone w tekście

ostatecznego wydania [...] [autorzy] rzeczywi­ ście zatroszczyli się o to, by powiedzieć, że lite­

ry desygnują kolekcje. W tym właśnie tkwi ich

nieśmiałość i błąd - litery tworzą kolekcje, litery są tymi kolekcjami, a nie desygnują

je, są traktowane jako funkcjonujące jako same te kolekcje (S XX, s. 46).

W oczach Lacana Bourbaki nie jest jeszcze wystarcza­ jąco bourbakistą. Wiadomo zresztą, że Bourbaki posługuje

się dedukcją jak i metodą apagogiczną. Co więcej, stwierdza

on pozbawioną luk ciągłość matematycznej demonstracji od czasów greckich: „co było demonstracją dla Euklidesa, pozostaje demonstracją i dla nas” (Bourbaki, Eléments de mathématique, s. 1). Niewątpliwie, zaproponował on jej

wersję zliteralizowaną do skrajności, ale stanowiło to jego zdaniem tylko obnażenie samej istoty morę geometrico.

Otóż tę właśnie ciągłość Lacan odrzuca, nawet jeśli owo odrzucenie pozostaje implicite w stwierdzeniu: „litery

tworzą kolekcję”. Mówiąc to, Lacan w istocie wprowadza

na miejsce Bourbakiego figurę fundamentalnie odmienną, którą można by raczej nazwać hiperbourbakizmem.

Tak samo jak niedawno do strukturalizmu dołączył był hiperstrukturalną hipotezę. Tam, gdzie prebourbakistowska matematyka powoływała się na pochodzącą od Greków koherencję racjonalną,

Bourbaki powołuje się wyłącznie na konsystencję literalną.

168

Drugi klasycyzm lacanowski

Uważają wszakże za homogeniczną z pierwszą. Lacan zaś,

opierając się na hiperbourbakizmie, jest bardziej restrykcyj­ ny: gdyby literalna konsystencja istniała, nie przestałaby być wyobrażeniowa, ponieważ wszelka konsystencja jest zawsze

wariantem więzi; ale nie istnieje literalna konsystencja, po­ nieważ literalność nie należy do porządku konsystencji.

Specyficzna funkcja matematyki, w postaci wyizolo­

wanej przez mathem, daje się więc streścić następująco: matematyka, w świetle artykulacji dokonanej przez Bourbakiego i dezartykulacji dokonanej przez odwołującego się

do hiperbourbakizmu Lacana, stanowi skarbiec dla niewyobrażeniowej i niejakościowej teorii myślenia. Jak pamiętamy, generalny problem psychoanalizy polega

na istnieniu myślenia, które nie odpowiada wyobrażenio­ wym i jakościowym kryteriom myślenia (koherencji, wyłą­

czonemu środkowi, dyskursywności, negacji itd., w skrócie: Arystotelesowi). Jedynie pod tym warunkiem można utrzy­

mywać równanie podmiotów, a szczególnie jego najbardziej ambitną wersję: identyczność podmiotu Cogito i podmio­

tu freudowskiego. Psychoanaliza musi więc skonstruować taką teorię myślenia, która asymiluje - niejako przygodne

rozszerzenie, ale jako własność konstytutywną - myślenie oddzielone od regulacji wyobrażeniowych. U Freuda teoria

ta jest prawie całkowicie negatywna; co jest tam pozytywne, nie zasługuje na miano teorii; jest to co najwyżej energe­

tyczny albo biologiczny model. U Lacana widać ambicję pozytywnej teorii, która wychodząc poza wyobrażenio­

wy porządek myślenia, dotyka jego realnego wymiaru.

169

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Matematyka i wszystkie dyscypliny formalne zostają

powołane do urzeczywistnienia tego programu. Wiadomo jednak, że ich zakres zmieniał się. W pa­

radygmacie pierwszego klasycyzmu włączone są do nich główne dyscypliny galileizmu rozszerzonego. Lingwisty­

ka szczególnie wydaje się predestynowana do ujawnienia mechanizmów myślenia, które nie jest refleksyjne, nie jest świadome, nie jest arystotelesowskie. Matematyka bourba-

kistowska, logika russellowska i postrussellowska, antro­ pologia lévi-straussowska oczywiście współdziałają w re­

alizacji tego planu. Co nie jest zaskakujące, skoro właśnie

fundamentalna homogeniczność ich formalizacji została przyjęta jako hipoteza w wykładzie rzymskim. W drugim klasycyzmie jednorodność jest zerwana.

Pozostaje tylko matematyka, i to wyłącznie w swym hiperbourbakistowskim odczytaniu. Taka jest główna oś teorii niewyobrażeniowego myślenia. Mathem wydobywa na jaw jej rozstrzygający status. Bez galileizmu rozszerzonego nic nie byłoby tu możli­

we - to prawda. Dodajmy, że ten nie byłby możliwy bez Bourbakiego. Tylko Bourbaki bowiem w sposób konsekwentny re­

alizował plan oddzielenia matematyki od wymiaru ilościowe­

go; założenie konieczne do tego, by strukturalizmy, a zwłasz­ cza lingwistyka, były uznane za matematyczne, mimo że nie

obejmują ani miary, ani nawet logiczno-matematycznej de­

dukcji. Zgoda; ale jest prawdą również, że coś się zmienia

pomiędzy wykładem rzymskim a L'Etourdit. Po pierwsze, Lacan stopniowo oddziela od uogólnio­

nego wymiaru symbolicznego specyficzną instancję lite­ ry; w konsekwencji, jeszcze humanistyczne symboliczne 170

Drugi klasycyzm lacanowski

z wykładu rzymskiego12 zostaje sprowadzone do obnażonej

formy: litery S w RSI. Po drugie, coraz wyraźniej zajmu­ je się literalizmem występującym w matematyce; a mate­

matyka, w epoce wykładu rzymskiego jeszcze formowana

przez ciągłą racjonalność, prezentuje się wyłącznie jako niekonsystentne nagromadzenie rozproszonych zapisów. Po trzecie, radykalnie ograniczył gest matematyzacji w na­

uce nowoczesnej; ta ostatnia miałaby już tylko przelotnie

czerpać z nagromadzenia zapisów to, co pozwala, od przy­

padku do przypadku, dokonać transliteracji jakiejś linijki wszechświata; nawet gdyby zmatematyzowana fizyka była zunifikowana (a nie jest), matematyka jej matematyzacji nie

mogłaby być zunifikowana, ponieważ matematyka sama w sobie taką nie jest. Po czwarte, w kwestii naukowych

liter Lacan nie uznaje już niczego innego niż bezpośrednie

odwołanie się do ścisłej matematyki, matematyki czystych matematyków. Odczytywanej oczywiście wedle reguł hiper-

bourbakistowskiej fragmentacji. Logika matematyczna nie tylko do niej należy, ale

dostarcza jej najczystszego typu: dzięki niej musi stać się jasne, że euklideizm jest niczym, a rzeczywistym nerwem

rzekomych demonstracji jest operowanie literami (czasa­ mi nazywane dedukcją bądź dowodem, ale to nieistotne). l; „Człowiek więc mówi, ale mówi dlatego, że symbol uczynił go czło­ wiekiem” (E, s. 276; [Funkcja i pole mowy i mówienia w psychoanalizie^ przel. B. Gorczyca, W. Grajewski, Warszawa 1996, s. 72]. Można by powie­ dzieć, że na pojęcie symbolu składa się brak wyraźnego rozróżnienia pomię­ dzy literą a znaczącym. Dokładnie taki ma on status u Saussure’a (fragment zapewne wcześniejszy od wykładów z językoznawstwa ogólnego, cytowany przez Starobinskiego, Les Mots sous les mots, s. 15-16): runom, jednostkom literalnym, przyznane są właściwości znaczącego. Z tej niejasności bierze się impas anagramów.

171

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Logika ta słusznie jest nazwana matematyczną, nie dlate­ go, że matematyka jest jedną z jej gałęzi (logicyzm), nie dlatego, że mówi o matematyce i uprawomocnia jej pro­ cedury (metamatematyka), ale dlatego, że ukazuje całkiem

bezpośrednio to, co odtąd będzie definiować matematycz­ ność jako taką13. Nie ma więc sprzeczności w stwierdzeniu,

że nauka o realnym jest, w wolnej wariancji, matematyką

albo logiką: w jednym i drugim przypadku chodzi o tę samą

własność - literalność. Daleko więc do tego, by podzielać niechęć Koyrego

do logiki, a nawet do tego, by pozostawać obojętnym wo­ bec niej, jak czynią to bardziej umiarkowani zwolennicy

koyryzmu. Logika matematyczna na mocy samej swo­

jej możliwości staje się szyboletem nauki; nie tyle przez swoje metody i konkretne wyniki, ale dlatego, że ukazuje

autentyczną istotę matematyczności. W ten sposób zostaje zmniejszona jedna z poważnych niestabilności, którą był

naznaczony pierwszy klasycyzm (zob. s. 141 )14.

IJ Klasyczne przedstawienie logiki matematycznej jako rachunku liter zob. w: P. Rosenbloom, The Eléments ofMathematical Logie, New York 1950, s. 11-111 is. 152-180. 14 I odwrotnie, jeśli matematyczność matematyki nie jest zdefiniowana przez literę, wówczas, przez całą kaskadę następstw, cięcie galilejskie jest zatarte. Znakomity przykład, godny największego podziwu: Albert Lautman. Wedle Lautmana matematyczność polega na kontemplowaniu obiektywnych bytów matematycznych (niezależnych od liter, które przypadkowo je oznaczają); w konsekwencji możliwość fizyki matematycznej domaga się powtórnego napisania Timaiosa. Nauka nowoczesna może i musi kierować się regułami platońskiej episteme. Por., dla jej przejrzystości, debatę między Cavaillèsem i Lautmanem w: J. Cavaillès, Oeuvres complètes de philosophie des sciences, Paris [1994], s. 593-630, szczególnie s. 605-609. Porównywalna konsekwencja, gdy logiczność logiki nie jest zdefiniowana przez literę; por. niniejsze wydanie, rozdz. 2, przyp. 17.

172

Drugi klasycyzm lacanowski

Sukces ten jednak opłacony jest zmianą dyskursu.

W L’Etourdit matematyka to już tylko litery, ale litery na­

uki są już tylko ścisłą matematyką, to znaczy rachunkiem. Lingwistyka, Lévi-Strauss i cały strukturalizm nie dowodzą

już istnienia niczego, co stawiłoby opór w obliczu najdrob­ niejszego matematycznego zapisu. Mathem jest wskaźni­ kiem, skutkiem i nazwą tej zmiany. Staje się on zarazem dozwolony i niezbędny, w stopniu, w jakim matematyczne

pole stanowi już tylko 1 itéraiizacja, a literalizacji nauki nie ma już poza explicite matematycznym polem.

Heroldem wyprowadzania matematyki, chętnie wią­

zanej z porządkiem symbolicznym, poza jej pole był Ja­

kobson. Zadedykowany mu wykład z seminarium XX jest w istocie pożegnaniem się z tą dawną figurą. Nie z samym Jakobsonem, który za sprawą swej podmiotowej siły stał się nośnikiem innych, nowych iluminacji, ale z Rzymem15.

To właśnie sygnalizuje temat „lingwisterstwa” [linguisterie] („moje lingwisterstwo”, mówi Lacan); nazwa utworzona

jest tak samo jak nazwa zachowań właściwych pogardza­ nym fachom: piractwo [piraterie], szalbierstwo [escroque­

rie], szachrajstwo [tricherie], bajdziarstwo [fumisterie] oraz polega raczej na słowie „lingwista” [linguiste] niż „lingwistyka” [linguistique] - lingwisterstwo nie jest właś­ nie lingwistykierstwem [linguistiquerie], Uznani lingwiści

nie są już, jak uprzednio, matematykami; gdyby w sposób

15 Zob. drugi wykład zatytułowany Jakobsonowi (A Jakobson), w którym Lacan odwołuje się wprost do L'Étourdit. Tematem centralnym jest „zmiana dyskursu”. Zob. także, w stylu protreptycznym, seans z 19 kwietnia 1977 r„ zatytułowany Vers un signifiant nouveau, „Omicar?”, vol. 17/18, printemps 1979, s. 16.

173

Dzieło jasne. Łacan, nauka, filozofia

otwarty byli tym, czym są potajemnie, okazaliby się po­

szukiwaczami złota, błądzącymi i samotnymi żeglarzami,

bardziej rabusiami wraków niż uczonymi - podmiotami

na wygnaniu. Wykład rzymski postulował matematykę tak konsy-

stentną z samą sobą, że mogła rozszerzyć swe imperium bez wstrząsów. Od poprawnie zaksjomatyzowanej teorii

zbiorów przechodziło się, nie naruszając ciągłości, do Freu­ da, przechodząc przez Jakobsona czy Levi-Straussa: iście

królewski trakt. Encore decyduje o zamknięciu bram; imię

Bourbakiego, definiując dotąd wszystkie możliwe sezamy, przekształca się w swoje przeciwieństwo i dokonuje osta­

tecznego zapieczętowania. Zbiór Ecrits podlegał progra­ mowi matematyki rozszerzonej. Obecnie stwierdzić trzeba,

że nic z jego zmatematyzowanej treści nie jest bezpośrednio zgodne z mathemem. Ani dodatek do seminarium o Skra­ dzionym liście, ani formuły metafory i metonimii, ani sche­

mat optyczny z Remarque sur le rapport de Daniel Lagache, ani grafy i zapisy z Subversion du sujet nie są mathemami,

chociaż pochodzą z formy matematyzacji. Nie tylko dlatego,

że pojęcie mathemu nie zostało wtedy jeszcze formalnie skonstruowane, ale dlatego, że pojęcie mathemu określa

konfigurację radykalnie obcą temu, co wydawało się zapo­ wiadać w 1953 i pozostawało żywe w 1966. Ściśle mówiąc, można by utrzymywać, że mathem

istnieje wyłącznie od czasu L’Etourdit. W tym przypadku nawet teoria dyskursów nie spełniałaby wymaganych wa­ runków. Traktowanie jej jako mathemu, nie będąc absolutnie

nieuprawnionym, byłoby rezultatem retroaktywnego forso­ wania; forsowanie takie jest zresztą praktykowane odnośnie 174

Drugi klasycyzm lacanowski

do liter pierwszego klasycyzmu, już to poprawianych, już to potwierdzanych (zob. S XX, s. 31). W ten sposób drugi

klasycyzm może objąć pierwszy i przekształcić go w mathemy pochodne. Niemniej istniałby w psychoanalizie tylko

jeden mathem podstawowy: mathem zapisów płciowych.

Co oznacza powrót na pozycję Freuda: psychoanaliza mówi tylko jedną rzecz, stale tę samą- że istnieje jakaś płeć. W ten sposób wyjaśnia się, dlaczego Lacan upodobał sobie mówie­ nie o mathemie w liczbie pojedynczej w równym stopniu

jak w mnogiej. W drugim klasycyzmie matematyzacja jest

wymagana bardziej niż kiedykolwiek wcześniej; jeśli zakła­ da się jej możliwość, to poprzez matematykę zorientowaną

wyłącznie na własną fragmentację; jeśli jest dokonywana,

to za sprawą czystego rzutu liter.

4. Widoczność literalności Otóż istnieje coś, co nazywane jest węzłem boromejskim. Posiada on następującą własność definiującą: z trzech okrę­

gów powiązanych ze sobą wystarczy, że odłącza się jeden,

a rozproszone zostają wszystkie. Ale to samo stanowi zara­ zem właściwość literalności jako takiej, a dokładniej: wła­

ściwość literalności matematycznej. Zaledwie rok po L’Etourdit, gdzie wprowadzony

jest mathem, dziewięć miesięcy po wprowadzeniu hiper-

bourbakistowskiej lektury matematyki, węzeł nazwany jest „najlepszym nośnikiem, który możemy dać temu, po­ przez co działa język matematyczny”. Dlaczego? - dlate­

go, że „własnością języka matematycznego, kiedy już jest 175

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

wystarczająco oznaczony co do wymogów czystej demon­ stracji, jest to, że wszystko, co zeń wychodzi - nie tyle

w komentarzu mówionym, co w samym manipulowaniu

literami - zakłada, że wystarczy, że odłącza się jedna, by

rozproszone zostały wszystkie” (S XX, s. 116). Tym samym wysunięte są trzy twierdzenia: po pierwsze, matematyka,

na której opiera się mathem, jest matematyką oderwaną od dedukcyjności uznanej zarazem za osiągniętą i za po­ zbawioną znaczenia: to właśnie oznacza wtrącenie „kiedy

już jest wystarczająco oznaczony co do wymogów czystej

demonstracji”; znajdujemy się tu w centrum drugiego klasy­ cyzmu. Po drugie, matematyka odłączona od dedukcyjności

składa się z czystej literalności: manipulowania literami,

a nie komentarza mówionego, który prowadzi z powrotem do łańcuchów racji. Po trzecie, nośnikiem owej matema­ tyczności jest boromeizm, gdyż boromeizm jest dokładnie

tym: wystarczy, by jeden krąg się odłączył, by pozostałe się rozproszyły; otóż własność ta uznana jest za najlepszy

i być może jedyny odpowiednik definicyjnej własności li­ teralności jako takiej.

Z drugiej strony, co nie mniej zaskakujące, węzeł, jako boromejski, okazuje się odpowiedni do ustrukturowania - a dokładniej do zmatematyzowania - doktrynalnej molekuły, stale przywoływanej od czasu pierwszego kla­ sycyzmu; a mianowicie troistości realnego, symbolicznego

i wyobrażeniowego. Pod pewnymi względami można by

stwierdzić, że w tej troistości zawarte jest podsumowanie

trzonu programu rzymskiego; a w każdym razie to, co pozostaje po wstrząsach zadanych pierwszemu klasycyzmo­ wi. Aż dotąd doktryna mogła, i to w sposób coraz bardziej 176

Drugi klasycyzm lacanowski

precyzyjny, określać to, co rozumiała przez realne, symbo­

liczne i wyobrażeniowe; nie mogła jednak wysłowić nic

solidnego na temat modusu ich współistnienia. Odtąd węzeł boromejski okazuje się - przez rodzaj szczęśliwej okolicz­ ności, jaką napotyka się czasem w „literaturze”, domenie liter - dostarczać najbardziej przejrzystego i najbardziej

produktywnego rozwiązania.

Wcześniej majuskuły R, S, I mogły uchodzić za zwy­ kłe skróty, nie posiadając innej reguły manipulowania niż opisowa wygoda, nie posiadając innego uprawomocnienia

niż to, że są inicjałami. Każda z nich z osobna, stając się

etykietą okręgu boromejsko związanego z dwoma innymi,

okazuje się podlegać realnemu prawu, które ogranicza je wszystkie. Pozwalają one kalkulować klasyczne kategorie

doświadczenia (zahamowanie, symptom, lęk, rozkoszo­ wanie - por. R.S.I, „Omicar?”, vol. 2, s. 95-105). Auten­

tycznie stały się literami. To, co przetrwało z pierwszego klasycyzmu w drugim i dzięki temu ukonstytuowało się

jako ich wspólny substrat, daje się wpisać w boromejskie urządzenie w postaci trój literowej: cała doktryna daje się

odtąd odmieniać, wychodząc od jednej, nieskończenie pro­ duktywnej matrycy. Także równanie podmiotów otrzymało wreszcie peł­ ne wyjaśnienie. Z trzech afirmacji, na które się rozkładało,

wszystkie otrzymały precyzyjny status na przestrzeni lat.

Wszystkie z wyjątkiem pierwszej: Lacan powtarzał w całym

swoim dziele, że psychoanaliza działa na jakimś podmio­ cie. Kiedy już raz się to przyjmie, wszystko ponadto jest ściśle ustalone: że ów podmiot jest podmiotem kartezjańskim, że jest określony przez naukę, że jest reprezentowany 177

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

przez znaczącego dla innego znaczącego. Pozostaje afirmacja sama. Co właściwie ona znaczy?

Zaraz po wprowadzeniu węzła, i dzięki niemu, Lacan zrywa z niej zasłony. Afirmacja ta jest pewną hipotezą,

hipotezą Lacana: „Nie wchodzę w ową nieświadomość, nie bardziej niż Newton, bez hipotezy. Moja hipoteza jest taka, że jednostka, która dotknięta jest przez nieświadomość,

jest tą samą jednostką, która tworzy to, co nazywam pod­ miotem znaczącego” (S XX, s. 129). Wszystko się odtąd układa. Równanie podmiotów

utożsamiało podmiot nauki oraz podmiot, na którym dzia­ ła psychoanaliza: tworzyły jedność, gdyż tworzyły jedność z podmiotem znaczącego; na mocy hipotezy Lacana można

zrozumieć, że wyrażenie „podmiot, na którym działa psycho­

analiza” ma zostać rozdzielone na dwoje: istnieje jednostka

dotknięta przez nieświadomość, którą napotyka praktyka analityczna w swym najbardziej technicznym aspekcie; oraz

istnieje podmiot taki, jakim definiuje go teoria struktury do­ wolnej: to podmiot znaczącego. Nie ma dwóch podmiotów, które tworzą jedność, lecz jeden podmiot oraz jednostka, któ­ ra, będąc radykalnie odrębna od podmiotu, utrzymuje z nim

koincydencję. Stwierdzić to - to stwierdzić, że dystynkcja jest nieredukowalna, a bycie tym samym oznacza bycie Innym. Widzimy więc doktrynę:

Przesłanka 1: ‘podmiot nauki jest podmiotem jakiegoś znaczącego’ (hipoteza podmiotu znaczącego, sformułowana

w pierwszym klasycyzmie, utrzymana w drugim). Przesłanka 2: ‘podmiot znaczącego utrzymuje koincy­

dencję z jednostką dotkniętą przez nieświadomość’ (hipoteza Lacana, sformułowana dopiero w drugim klasycyzmie). 178

Drugi klasycyzm lacanowski

Przesłanka 3: ‘psychoanaliza w swojej praktyce działa na jednostce dotkniętej przez nieświadomość’ (założycielska

hipoteza Freuda). Konkluzja: ‘psychoanaliza w swojej praktyce, za spra­

wą koincydencji, napotyka podmiot’16.

„Wyjaśnienie”, powiedziałem. Ale chodzi raczej o znie­ sienie, w sensie Aufhebung. Równanie podmiotów, z któ­ rego wszystko zostało wyprowadzone, rozpada się w tym

samym momencie, w którym odnajduje swój status. Nie żeby jego trzon nie został zachowany; raczej po prostu to, co wypowiadane było w kategoriach równania, wypowia­

dane jest teraz w kategoriach koincydencji i spotkania. Kto teraz zapytywałby, czym jest koincydencja i spotkanie, zna­

lazłby objaśnienie dzięki węzłowi: chodzi o boromejskie zawęźlenie określenia realnego (podmiot), określenia wy­

obrażeniowego (jednostka) oraz określenia symbolicznego

(znaczący). Kto zapytywałby, czym jest podmiot, znalazłby wystarczającą odpowiedź w definicji znaczącego; byłaby

wystarczająca w tym sensie, że nic więcej nie jest koniecz­ ne, a w szczególności nie podmiot metafizyczny. Aksjomat

podmiotu (rozdz. 2, s. 33) nie ma już ani żadnego statusu,

16 Lemat 1: wyrażenie „podmiot nieświadomości” jest niewłaściwe; dopusz­ czone jest tylko ze względu na wygodę: stenografuje ono realną koincydencję pomiędzy podmiotem a jednostką. Uczonym pozostawiam zatroszczenie się o ustalenie, czy należy tu odwołać się do kartezjańskiej doktryny o związku duszy i ciała. Lemat 2: skoro jednostka, o którą chodzi, jest jednostką bio­ logiczną (por. E, s. 875), to nieświadomość, którą jest dotknięta, jest także biologiczna. Hipoteza Lacana daje się wypowiedzieć również następująco: nieświadomość jako istota biologiczna pozostaje, artykulacja przez artyku­ lację, w koincydencji z łańcuchami znaczącymi.

179

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

ani użyteczności, skoro podmiot jest od razu zawarty w zna­ czącym jako takim.

Ale uwaga: nie chodzi o obalenie. Aksjomat i równanie

rozróżniały jednostkę i podmiot; teoria węzła pozwala wy­

artykułować nakładanie się jednostki i podmiotu na siebie. Ale w logice boromejskiej mogą się na siebie nakładać tylko

w dokładnie takiej mierze, w jakiej są absolutnie heteroge­

niczne. Hipoteza Lacana, mówiąc językiem spotkania, po­ wtarza to, co mówi aksjomat podmiotu w języku dystynkcji, ale tym samym czyni ten aksjomat zbytecznym.

Schyłkowi aksjomatu podmiotu odpowiada utrata zna­ czenia przez podmiot metafizyczny. Z tej racji odniesienie

do myślenia przestaje być konieczne: „w nieświadomości nie chodzi o to, że byt myśli” (S XX, s. 95); rzeczywiście,

„człowiek myśli za pomocą swej duszy, to znaczy człowiek

myśli za pomocą myśli Arystotelesa” (tamże, s. 100). Inaczej mówiąc, nie ma innego myślenia niż wyobrażeniowe i jako­ ściowe (podobieństwo, negacja, wyłączony środek, dictum

de omni et nullo, kategorie, sąd, wątpienie itd.), z którym

nieświadomość nie ma nic wspólnego. Co należy powiązać z twierdzeniem ‘znaczący jest głupi’ (S XX, s. 24), skąd

można by wyprowadzić twierdzenie ‘znaczący nie myśli’; innymi słowy, nie twierdzimy już, że znaczący artykułuje

myślenie bezjakościowe. Takie myślenie bowiem nie istnie­

je: nie ma myśli innej niż myśl Arystotelesa. I odwrotnie, „bezjakościowość” wymagana przez na­ ukę nie nazywa się już myśleniem. Tak należy rozumieć

to, iż Lacan, wracając do Freuda, ale też do Marksa, woli mówić odtąd o pracy: nieświadomośćjako „wiedza, która

nie myśli, nie rachuje ani nie sądzi, co nie przeszkadza jej 180

Drugi klasycyzm lacanowski

pracować” (Télévision, s. 26; AE, s. 518). Raz jeszcze, defi­ nicja nieświadomości jako „to myśli” nie zostaje tu, ściśle biorąc, obalona; jest jedynie - siłą - przemieszczona. Ażeby

nieświadome było owym „to myśli”, istnieć musi, jak wiado­

mo, myślenie bezjakościowe; psychoanalizie w pełni udało się ustalić jego istnienie, poza tym, że w chwili sukcesu

okazuje się, że nie należy już mówić o myśleniu.

Jeśli istnieje tylko myśl arystotelejska, to bezjakościowość musi zmienić nazwę. Marks jest tu najlepszą instancją odwoławczą. Praca, o którą chodzi - praca nieświadomości,

praca znaczącego - to niezróżnicowana i niewyspecyfiko-

wana praca, która jest przedmiotem teorii wypracowanej w pierwszej księdze Kapitału. To praca bezjakościowa.

W ten sposób podmiot zakładany w nieświadomej wiedzy podmiot bezjakościowy - może być nazwany „idealnym

robotnikiem” (Télévision, s. 26; AE, s. 518; Ou pire, Sc 5,

s. 9; AE, s. 551, gdzie przywołany jest Robotnik, pozbawione znaczenia kokietowanie Jiingera?).

Jeśli znaczący jest z istoty oddzielony od myśli,

a ta z kolei nie da się odtąd oddzielić od jakości, wówczas

podmiot bezjakościowy jest ściśle podmiotem znaczące­

go, a nie podmiotem myśli; zostaje obalony do postaci wy­ obrażeniowej jednostki, kiedy tylko cokolwiek pomyśli,

a w szczególności gdy pomyśli:, ja jestem”. Odtąd Cogito, w przeciwieństwie do tego, co postulował pierwszy kla­

sycyzm, nie stanowi emergencji, lecz immersję podmiotu. Logion ‘to myśli tam, gdzie ja nie jestem’ zostaje zastąpiony logionem albo quasi-logionem ‘tam, gdzie to mówi, to się

rozkoszuje i nic nie wie’ (wyeksponowanym jako motto wy­

kładu 9, S XX, s. 95). Owo to mówi i jejęzyk (lalangue, 181

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

jako jedno słowo, zamiast la langue), który jest tylko rze­ czownikową formą to mówi, wchłaniają to myśli. Kar-

tezjusz jest bezużyteczny i niepewny. Homonimia, która łączyła aksjomat podmiotu z metafi­ zyką, nie realizuje już żadnego efektu wiedzy; co do ewen­

tualnych rozwinięć synonimicznych, to droga do nich jest zamknięta. Lacan żegna się z radykalnym kartezjanizmem

i transcendentalnymi eskapadami. Program „Cahiers pour

1’Analyse” zostaje definitywnie zarzucony. Dzięki węzłowi drugi klasycyzm zdaje się więc scalać, porządkować i przedefiniowywać dziedzictwo pierwsze­

go. Węzeł wchłania matematykę w tym aspekcie, w jakim jest ona istotna dla psychoanalizy: literalności. Tym samym

wszystkie trudności związane z doktrynałem nauki mogą uchodzić za rozwiązane: psychoanaliza jest zmatematy­

zowana de jurę i potrafi odcyfrować sens matematyzacji. Galileizm rozszerzony potwierdza swoją bezużyteczność. Została wchłonięta teoria struktury dowolnej, stanowiąc

odtąd regionalną teorię samego kręgu S17. Zostało wreszcie

wyjaśnione - i rozwiązane - równanie podmiotów, w którym doktryna! nauki spotykał się z teorią struktury dowolnej.

17 Pozwolę sobie odesłać czytelnika do moich Les Noms indistincts, Paris 1983. Zauważmy, że teoria trójliterowego węzła nie jest teorią przedmiotu dowolnego. Wręcz przeciwnie. Nie wystarczy bowiem dla jej produktywno­ ści, by wyizolowana została sama własność boromejska, jakkolwiek ta jest konieczna dla jej zdefiniowania; trzeba ponadto, by każdy krąg był ujakościowiony; litery R, S, I są stenogramami tych jakości. Jeśli okręgi są ujakościowione, to nie są dowolne. Węzeł trójliterowy znajduje się na antypodach struktury dowolnej, która niczego jakościowo nie określa. Z tego właśnie powodu może ją ufundować i uprawomocnić jako teorię regionalną.

182

Drugi klasycyzm lacanowski

Rozpoznajemy tu wychwalany przez historię nauki

ruch idealny. Niestabilności naznaczające pierwszy model prowadzą do powstania drugiego, w którym zostają, nieraz

po długim czasie, rozwiązane. W ten sposób rozpatrywany, węzeł boromejski nadaje mathemowi wagę i go potwierdza.

Jego definicja otwiera, we właściwym sensie, królewską

drogę psychoanalizy, w jej ustosunkowaniu wobec nowo­ czesnej nauki18.

5. Antyfilozofia Psychoanaliza ustaliła, że jest dyskursem podmiotu. Ale do wyjaśnienia tego, czym jest podmiot, nie potrzebuje już filozofii. Jeśli filozofia jest dla niej bezużyteczna, to jest dla niej szkodliwa i tak musi być określona. Jest to moment antyfilozofii.

Słowo było zaskakujące. Odwołania do filozofów

zdawały się być nieodłączną częścią dzieła Lacana. Tam gdzie Freud pozostawał powściągliwy - bardziej austriacki niż niemiecki w tym aspekcie - i skłonny zawsze bardziej

do opierania się na literaturze i sztuce niż na filozofii, Lacan stale cytował corpus philosophorum. Czy mówiąc więc o an­

tyfilozofii, nie zdecydował się zaprzeczyć samemu sobie? Motyw ten ma oczywiście kontekst historyczny. Po-

wstaje wraz z reorganizacją w roku 1975 wydziału psy­ choanalizy Uniwersytetu Paris VIII. Pojawia się powtór­ nie w roku 1980 przy okazji polemiki zainicjowanej przez 18 Les Noms indistincts trzymają się tej pozycji.

183

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Louisa Althussera. Jałowe byłoby jednak poprzestawanie

na okolicznościach anegdotycznych, tu i gdziekolwiek in­ dziej. Reorganizacja wydziału psychoanalizy przebiegać musiała na drodze dziwacznych i nieuprzejmych dyskusji z wydziałem filozofii, co na swój sposób było odnowieniem

przy tej okazji prawdziwego sporu fakultetów - ma to swo­

ją wagę, nawet jeśli wzbudza dzisiaj uśmiech. Lecz żaden element anegdotyczny nie wystarcza do usprawiedliwienia fabrykacji słowa tak gwałtownego. Można ją wyjaśnić je­

dynie poprzez przyczyny będące na miarę tej gwałtowności. Przyczyn tych, choćby tylko z powodów chronologicznych, należy oczywiście szukać w ogólnym urządzeniu drugiego

klasycyzmu, to znaczy w mathemie. Jak wiadomo, Lacan dosyć długo wahał się z wpisaniem

w strukturę organizacyjną Uniwersytetu, zadowalając się tym, że Uniwersytet oferował mu gościnę na swoich obrze­ żach. Po roku 1970 zaakceptował, a być może zażyczył sobie, aby wydział powoływał się bezpośrednio na niego.

Przyczyny tej zmiany są wielorakie. Nie można pomijać

wstrząsu, jakiego doznała instytucja francuskiego Uniwer­ sytetu w roku 1968. Pytanie, jak interpretował go Lacan.

Są powody, by sądzić, że interpretował go jako mechanizm

dekadencji; dokładnie z tego powodu uznał, że nie będzie kosztowało już wiele posłużenie się środkami, które były

jeszcze do dyspozycji w zanikającej instytucji (tak samo chrześcijanie nie wahali się wykorzystywać imperium, od­

kąd mieli pewność jego nieuleczalnej zapaści. Nawet jeśli

przedstawiali się jako jego najpewniejsi gwaranci).

184

Drugi klasycyzm lacanowski

Nie należy jednak na tym poprzestawać: instytucja Uniwersytetu ufundowana jest na akcie transmisji; prawo-

witość uniwersyteckiego wydziału psychoanalizy opierać się więc może tylko na zapewnieniu doktryny transmitowalności psychoanalizy. Jeśli więc uniwersytecki wydział mógł de

facto zostać uznany za miejsce odpowiednie dla nauczania Lacana (a przypomnijmy, że była to nowa decyzja), to dla­ tego, że doktryna mathemu była już kompletna. Drugi kla­

sycyzm nie tylko jest współczesny z uruchomieniem drogi uniwersyteckiej - jest jej warunkiem koniecznym (co nie znaczy, że sama ta droga jest jego koniecznym następstwem; stanowi to przedmiot polemik).

Reorganizacja wydziału streszcza się otóż w haśle antyfilozofii. Tylko mathem może więc uprawomocnić

to słowo. A dokładniej jeszcze, antyfilozofia jest jedynie inną nazwą mathemu. Teza jest więc następująca:

‘istnieje wzajemna ekskluzja pomiędzy filozofią i ma-

themem psychoanalizy ’.

Argument jest w istocie prosty do skonstruowania. Wy­ starczy wziąć dosłownie to, co tylu filozofów (choć nie

wszyscy) mówi o sobie: że pozostają zależni, bez żadnego

cięcia głównego, od filozofii greckiej. Otóż filozofia grecka związana jest radykalnie ze światem episteme. Pod pewnymi

względami funduje ten świat. Episteme, w swojej strukturze theoria odróżniona od praxis, w całości uprawomocniana jest wyłącznie przez filozofię. I na odwrót, filozof nigdy nie

może być obojętny wobec możliwości istnienia episteme

185

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

(niezależnie, czy tej możliwości przeczy, czyją potwierdza): wiedzy, która wymaga duszy i ją wzywa.

Sama nazwa filozofii wskazuje na podstawy owego świata. Konieczność z właściwą jej pompą, podobieństwo ze swymi powinnościami, dusza ze swymi puryfikacjami -

oto, co rozwijają razem filozofia i episteme\ być może naj­ właściwszą nazwą je streszczającą jest sophia, owa mądrość, którą należy pokochać jak siebie samego (philein). Tego

właśnie nauka nowożytna się wyrzeka. Psychoanaliza owo wyrzeczenie rozwija explicite. Jest więc w sensie ścisłym

odwróceniem filozofii. Wyprowadzamy więc wniosek:

‘nie ma filozofii, która byłaby całkowicie synchronicz­

na z nauką nowoczesną, choćby była jej współczesna’. Oznacza to właściwie przyznanie jej wielkości. Filo­ zofia współczesna nauce nowożytnej poświadcza o istnieniu

urządzeń, które są jej obce; stąd jej istotowe pokrewieństwo z matematyką, o ile tylko ta ostatnia nie jest definiowana

w terminach językowych. Mimo że nie neguje cięcia głów­

nego, filozofia pozostawia je otwarte i problematyczne; wzy­

wa do jego myślenia. Niektórzy powiedzieliby, że zajmuje ona pozycję reperu absolutnego.

Ale psychoanaliza jest wewnętrznie synchroniczna z nauką nowoczesną; jest więc z innego czasu - chrono­

logicznego bądź logicznego - niż filozofia. Lecz musi ona jeszcze potrafić wypowiedzieć swoją synchroniczność. Po Freudzie dysponowała w tym celu wyłącznie pod­

rabianym językiem nauki idealnej. To właśnie sprawia, że w urządzeniu pierwszego klasycyzmu psychoanaliza

186

Drugi klasycyzm lacanowski

używa filozofii. Chodzi o wetknięcie klina między nią samą a naukę idealną, taką, jaką wyobrażał ją sobie Freud i jego następcy. Świadczą o tym w pierwszym rzędzie aksjomat

podmiotu i jego homonimia.

Freud zdał się na kulturę humanistyczną - literaturę, historię, archeologię. Odwołanie to nie wystarczyło; moż­

na było przewidzieć, że jeszcze mniej będzie wystarczać po instytucjonalnym, militarnym, politycznym i moralnym

upadku krajów, w których długo funkcjonował klasyczny humanizm: Niemcy Melanchtona, Austria jezuitów, Francja dreyfusowskiej Sorbony. Zwłaszcza że nauka idealna urosła

w siłę: po roku 1945 znajdowała się w obozie zwycięzców. Zwycięstwo liberalnej demokracji inżynierów i kupców było także zwycięstwem najbardziej ograniczonej wśród nauk19.

Powrót do Freuda zakładał więc wyprawę w obszary,

których sam Freud sobie zakazał. Przeciw wykolejonemu scjentyzmowi Międzynarodówki lepszym orężem niż kul­ tura było uzbrojenie filozoficzne. Aby ukazać swą intymną

przynależność do uniwersum nauki, Lacan musiał najpierw unieważnić przynależność fałszywą i czysto naśladowczą, jaką ostatecznie skonstruowała, daleko od ziemi ojczystej,

psychoanaliza anglojęzyczna. Do tego celu tylko filozofia 19 Taki jest zasadniczy sens artykułu La psychiatrie anglaise et la guerre (L'Évolution psychiatrique, 1947, s. 293-312; AE, s. 101-120); można by w nim wyczytać, pośród pochwał pod adresem Anglii, opis przyszłych adwer­ sarzy: świat WASP, poddający Anglię Stanom Zjednoczonym i jednoczący w każdym z tych państw, w imię nauki idealnej, element stanowiący najwięk­ szego wroga wolnej myśli. Wersją tego świata jest IPA. W 1960 Lacan skon­ statował o „notorycznych odchyleniach w Anglii i Ameryce” (Subversion du sujet, E, s. 794); wzmiankowanie Anglii zabrania dopatrywać się tu wariantu denuncjacji American way of life.

187

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

mogła posłużyć, skoro tylko ona prezentowała się, w po­

rządku systematyczności i demonstracji, jako Inna niż nauka. Stałe użytkowanie filozofii przez Lacana w tym czasie w niczym nie przeczy relacji wzajemnej ekskluzji pomiędzy

filozofią a psychoanalizą. Przeciwnie - zakłada tę ekskluzję. Tylko ono pozwala powierzyć filozofii odsunięcie ogrom­

nych mas nauki idealnej i ich instytucjonalnych imitacji. Użytkowanie filozofii jest dokładnym rewersem antyfilozofii. Co oznacza także, iż ta druga jest awersem pierwszej.

Niemniej wraz ze stworzeniem nazwy dokonało się odwrócenie. Przeszliśmy od awersu do rewersu, od orła

do reszki. Zapewne bowiem Lacan uznał za wygraną swo­ ją pierwszą bitwę z nauką idealną. A przynajmniej z nauką

idealną reprezentowaną przez WASP. Być może dzięki ro­ kowi ‘68, który prawdopodobnie zatrzymał jej bezbolesną ekspansję. Być może także dzięki sondzie LEM lądującej

na Księżycu, we wtargnięciu realności osiągniętym przez na­ ukę, która wyzwolona została przez to z wyobrażeniowego

balastu i zawezwana do samej matematyzacji („dyskursowi naukowemu udało się doprowadzić do lądowania na Księży­ cu, w którym potwierdzone zostaje dla myślenia wtargnięcie

realnego. Mimo że matematyka nie ma aparatu innego niż językowy” (Télévision, s. 59; AE, s. 536).

Do tych przyczyn zewnętrznych, mających wartość symptomu, dołącza się przyczyna wewnętrzna: pojawienie się teorii mathemu, utrwalonej dzięki perspektywie węzłów. W czasie drugiego klasycyzmu nazwa „antyfilozofia” odno­

si się w szczególny sposób do kwestii transmisji. W czasie pierwszego klasycyzmu nazwa ta nie musiała być wypowie­

dziana, ponieważ problem integralnej transmitowalności 188

Drugi klasycyzm lacanowski

psychoanalizy nie był poruszany wprost. Prawdą jest,

że w tym okresie Lacan przykłada wielką wagę do relacji psychoanalizy z nowoczesną nauką; prawdą jest, że stale po­

sługuje się obiektami matematycznymi, ale nie twierdzi, że je­

dyna możliwa transmisja dokonuje się dzięki matematycznej literze. Nie uczynił bowiem jeszcze doktryny litery w pełni

autonomiczną i nie definiował matematyki przez literę. Kiedy tylko zostały sformułowane decydujące tezy dotyczące litery,

matematyki i transmisji, zwrot mógł się dokonać. Wystarczy zresztą tylko przytoczyć cytaty: By stanowić mowę najwłaściwszą dla dyskur­

su naukowego, matematyka jest nauką bez sumienia/świadomości, którą obiecuje nasz dobry

Rabelais, nauką, na którą filozof może być tylko zamknięty {L’Etourdit, s. 9; AE,

s. 453; podkreślenie moje).

Nadejście realnego, lądowanie na Księżycu nastąpiło, nie wywołując w filozofie,

którym za sprawą gazet jest każdy, żadnego poruszenia {Télévision, s. 59; AE,

s. 536; podkreślenie moje).

Buntuję się, jeśli mogę tak rzec, przeciwko filozofii. Rzecz jest skończona, to pewne. Nawet

jeśli spodziewam się, że powróci z niej jakiś od­ rzut” {Monsieur A., „Omicar?” 1980, vol. 20/21,

s. 17; podkreślenie Lacana)20. m Tekst ten, odczytany na seminarium z 15 marca 1980, jest odpowiedzią Louisowi Althusserowi, oznaczonemu jako „Pan A., filozof’. Lacan odwrot­ nie, wskazuje tytuł dzieła Tristana Tzary: Pan Aa. antyfilozof. Odnotujmy

189

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Nie należy więc dziwić się, że po bezustannym powoływa­

niu się na teksty filozoficzne, po kształceniu się w pojęciu poprzez lekturę Hegla, po przekładzie Heideggera, komen­ towaniu Platona i Kartezjusza, cytowaniu Arystotelesa i św.

Tomasza z Akwinu, Lacan wymyśla termin, który filozofo­ wie, co trzeba odnotować, uznali zbiorczo za obelgę.

W tym aspekcie filozofia wchodzi w grę tak samo, jak i po­

lityka. Ich współprzynależność staje się teorematem: „Me­

tafizyka nigdy nie była i nie może być niczym więcej niż zajęciem polegającym na zatykaniu dziury polityki. To jej zakres kompetencji” - pisze Lacan w 1973, zwracając się

szczególnie do Heideggera (Introduction à l’édition alle­ mande des Ecrits, Sc 5, s. 13; AE, s. 555). Także bowiem i polityka okazuje się fundamentalnie zdesynchronizowana

względem nowoczesnego uniwersum. Czy to tylko przypadek, że gdy mówi ona o Państwie,

demokracji, dominacji czy wolności, używa greki i łaciny (co prawda o ile w ogóle mówi; najczęściej bowiem mam­ rocze)? Za sprawą tej fundamentalnej dyschronii polityka

wywołuje ze strony psychoanalizy zasadniczą obojętność.

Jedna i druga bowiem nie należą ani do tego samego świata, ani do tego samego uniwersum.

Tak jak nauka i polityka nie mają nic do popełnienia wspólnie - chyba że zbrodnie - gdyż nie należą ani do tego

samego świata, ani do tego samego uniwersum, tak samo twierdzenie: „filozofia jest rzeczą skończoną”; nie jest nieuprawnionym interpretować je następująco: „filozofia nie ma miejsca w uniwersum nie­ skończonym”. Dziękuję François Regnaultowi za zwrócenie mi uwagi na to odniesienie.

190

Drugi klasycyzm lacanowski

psychoanaliza nie ma nic do zdziałania wspólnie z polityką chyba że mówienie głupstw. Takie było, jak pamiętamy, sta­

nowisko Freuda: „polityczny agnostycyzm”, „obojętność” {La Science et la Vérité, s. 858)21. Antypolityka, można by

powiedzieć, paralelna wobec antyfilozofii.

Obojętność rozumiana w takim znaczeniu nie musi ko­ niecznie prowadzić do niewypowiadania się o tym, o czym mówi polityka. Lacan nie był systematyczny w milczeniu pod tym względem. Zgódźmy się odsunąć na bok bardzo

ogólne komentarze co do stanu świata - pozostają one roz­

proszone w protreptycznych interwencjach, których Lacan

często nie raczył ponawiać, i w większości ograniczają się do rozległych skojarzeń: błyskotliwych względem opinii, ale i niewystarczających względem wiedzy. Istnieje jeszcze coś - teoria czterech dyskursów. Stanowi ona interwencję

w empiryczne pole przedmiotów, którymi zajmuje się po­ lityka, jako praktyka i jako myślenie. Nie rozstrzygamy tu,

czy jest to interwencja udana. Ważne jest, by podkreślić

naturę samej propozycji. Ewidentnie w niczym nie zmie­ nia ona fundamentalnej obojętności, jako jedynej autory­

zowanej przez Freuda, skoro najbardziej przeciwstawne twierdzenia polityczne mogą występować w niej jako różne

wartości tej samej zmiennej.

!l Lacan odsyła tu do Essai sur l’indifférence Lamennaisa. Odniesienie znaj­ duje się także w S XI, s. 238. Zauważmy, że freudowska obojętność politycz­ na ma granice, których nie jesteśmy zmuszeni aprobować; nie przeszkadza ona skłaniać się wyraźnie ku angielskiemu systemowi politycznemu. Będąc niemal regułą u europejskich ludzi pióra, począwszy od XVIII w., przesąd ten nie pozostaje bez elementów niedorzeczności i zawiera w zalążku pewne późniejsze rozwinięcia. Por. przyp. 19, s. 187.

191

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Istnieje tak samo fundamentalna filozoficzna obojęt­

ność psychoanalizy. Taki jest rzeczywiście motor nadmiernej ilości odwo­ łań do corpus philosophorum. Należy pozostawać głęboko

obojętnym w filozofii, aby posługiwać się tak swobodnie

tyloma technicznymi pojęciami, aluzjami jawnymi bądź niejawnymi; albo, co wychodzi na to samo, należy przyjąć, że filozofia stanowi konstelację błyskotliwych tekstów, ale

nie myślenie. Odnajdujemy tym samym antyfilozofię, pod

postacią najrozleglejszej kultury filozoficznej. Tak jak polityczna obojętność nie zabrania okazjonalnie

wypowiadać się o polityce (obojętność w polityce nie jest obojętnością na politykę), tak samo antyfilozofia nie może

zabraniać mówić o tym, o czym mówi filozofia: obojętność w filozofii nie jest obojętnością na filozofię. Należy, prawdę

mówiąc, pójść dalej: psychoanaliza ma nie tylko prawo, ale obowiązek mówienia o tym, o czym mówi filozofia, gdyż

jej przedmioty są dokładnie te same. W Télévision Lacan

zgadza się odpowiedzieć na pytanie postawione mu pod po­ trójnym hasłem „wiedzieć, oczekiwać, czynić” - nie zgłasza obiekcji, że pytanie to, odziedziczone po Kancie, jest bez­

przedmiotowe. Można by widzieć w tym zwykłą kurtuazję. Związek jednak jest bardziej wewnętrzny.

Moment interwencji psychoanalizy daje się w istocie streścić następująco: przejście od chwili wcześniejszej,

w której mówiący byt mógłby być nieskończenie inny, niż jest - w swym ciele i w swym myśleniu - do chwili później­ szej, w której byt mówiący, przez sam fakt swojej przygod­

ności, stał się całkiem podobny do wiecznej konieczności. 192

Drugi klasycyzm lacanowski

W końcu bowiem psychoanaliza mówi tylko o jednym: prze­ kształceniu każdej subiektywnej osobliwości w prawo tak

samo konieczne jak prawa przyrody, tak samo przygodne

jak one i tak samo absolutne. Otóż prawdą jest, że filozofia bez przerwy zajmowała się ową chwilą. W pewnym sensie można by powiedzieć,

że właściwie ją wynalazła. Ale by ją opisać, obrała gene­

ralnie ścieżki poza-uniwersum. Otóż psychoanaliza jest ni­

czym, jeśli nie utrzymuje, jako oś swojej doktryny, że poza-

-uniwersum nie istnieje. Wyłącznie w tym tkwi strukturalny i niechronologiczny element jej relacji z nowoczesną nauką. Możemy w rezultacie zrozumieć, że filozofia i psycho­

analiza mówią dokładnie o tym samym, w kategoriach tym bardziej identycznych, że zmierzają do przeciwstawnych efektów. W ten sposób słowo „antyfilozofia” daje się zin­

terpretować w sposób pełniejszy: skonstruowane jest tak jak imię Antychryst - jak przedstawiał je przed Nietzschem

święty Jan. „Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas; bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami” (1 J 2,19)22. W ten

sposób filozofowie mogliby mówić o lacanistach; bardziej rzeczowo mogliby przypomnieć, że Antychryst, jako taki,

musi mówić dokładnie tak samo jak Chrystus. Jego mowa

potrzebuje mowy zarazem dlań bezużytecznej, naśladuje ją w sposób absolutny, mówi o tych samych rzeczach, uży­ wając tych samych terminów, a to dlatego, że nie ma z nią żadnego związku. Jedna różnica ze świętym Janem jest taka, że nowo­

cześni, nie wierząc w skończoność, nie wierzą w Sąd ” Cyt. za wyd. Biblia Tysiąclecia, Poznań-Warszawa 1980 (przyp. tłum.).

193

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Ostateczny. Jeśli Antychryst i Chrystus dążą do wzajem­

nego obalenia, to dlatego, że czasy są bliskie: „Oto teraz pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że jest

już ostatnia godzina”, pisze Apostoł (1 J 2,18)23. Dla antyfilozofii i filozofii jednak czasy są otwarte, nieskończenie.

W tej nieskończoności ich wzajemna ekskluzja przekształca się w obopólne osłanianie; każdy punkt jednej będzie miał

odwrócony korelat w drugiej; każda będzie na zmianę mar­ twym bogiem i purpurowym całunem.

23 Tamże.

Rozdział V Dekonstrukcja

Mathem pozna jednak swój koniec. Bieg wydarzeń po­

twierdza ów epizod. Doktryna mathemu związana była z instytucjonalnym korelatem: Ecole Freudienne, Szkołą

Freudowską; szkoła ta zwana była po pierwsze szkołą

i po drugie freudowską, ponieważ ufundowana była

na potrójnej hipotezie: że wychodząc od Freuda, coś jest transmitowane integralnie, że miejscem integralnej trans­ misji jest szkoła oraz że narzędziem integralnej transmisji

jest w takim miejscu mathem; oddziaływała na zewnątrz za sprawą pisma zatytułowanego „Scilicet” („możesz wiedzieć, co myśli Szkoła Freudowska” - takie było motto; co należy,

jak powiedzieliśmy, dopełnić: „dzięki mathemowi”); pismo to wzorowane było na modelu Bourbakiego, gdyż matematy­

ka jest modelem literalnej transmisji, a Bourbaki jest mode­ lem literalnej matematyki. Otóż szkoła została rozwiązana,

momentalnie. Nawet jeśli szkoła natychmiast powstała po­ wtórnie, nie można wnosić, że moment rozwiązania nie miał 195

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

miejsca. Pismo „Scilicet” zniknęło. Ze względu na swoje nazwy i formę (podpisywanie artykułów) pisma, które je za­

stąpiły, pokazują wyraźnie, że podporządkowane są innym,

bardziej klasycznym regułom. Równolegle bourbakizm staje się w matematyce figurą skończoną, i to do stopnia, którego

Lacan nie mógł przeoczyć.

Nie do pomyślenia jest, że przypadki historyczne wy­

starczająco wyjaśniają korelację tylu zerwań. Tym bardziej że wola instytucjonalna Lacana jest zawsze symptomem

doktrynalnego zdarzenia. Daleki od pewnej francuskiej tra­

dycji, skłaniającej myślicieli raczej do zadowalania się mimo wszystko tym, co istnieje, niż do przekształcania jakichkol­ wiek urządzeń, był w tej kwestii bliski Mallarmému. Ten ostatni wierzył, że wolno podmiotowi kreować instytucje;

wierzył w to tak długo, jak długo wierzył w Księgę. Prawdą jest, że praktycznie nie miał następców. Wiemy, że Księga

nie wpisała się w Społeczeństwo; sam Mallarmé być może

ostatecznie zwątpił; Valéry w każdym razie, najbardziej od­

dany z uczniów, pospieszył, by ogłosić, że w materii insty­ tucji dla poetów nie ma alternatywy wobec konformizmu.

Seminarium konformistyczne nie było. Stanowiło instytucjonalną kreację, nie mniej silną niż Szkoła Freu­

dowska, być może bardziej śmiałą. Na każdym kroku od­ najdujemy tu Mallarmégo (wiadomo, że kartele szkoły zawdzięczały co nieco arytmetycznym operacjom Księgi).

Przywołuję Mallarmégo, ale oczywiście przywołać trzeba

także Freuda: fakt, że człowiek, który powoływał się na ideał nauki, uznał za możliwe, poza akademiami, poza instytu­

cjami publicznymi, poza Kościołami i poza związkami pro­ fesjonalistów, stworzenie czegoś takiego jak nowa profesja 196

Dekonstrukcja

i czegoś takiego jak Międzynarodówka psychoanalityczna fakt ten, kiedy o tym pomyśleć, autentycznie przekracza gra­

nice; pierwszą rzeczą, którą przyswaja nowoczesny uczony, jest to, że w materii zawodów i instytucji naukowych kreacja

jest trudna i rzadko udana. Rzadko opiera się biologicznej

lub prawnej śmierci swych założycieli. Wola instytucjonalna Lacana, podobnie jak Freuda

i Mallarmego, stanowi wyjątek. Usprawiedliwia się wszak­ że przed samą sobą tylko jako związana z doktrynalną rę­ kojmią. Dopuszczalne jest oczywiście, by jakiś podmiot

kreował instytucje w porządku wiedzy - pod jednym tylko

warunkiem: że podmiot ten sam może być, bez skandalu i drwiny, przypisany pewnej wiedzy. Wypada więc do insty­ tucjonalnych turbulencji przykładać jak największą wagę.

Należą one nie do porządku dworskiej kroniki, lecz do samej

lacanowskiej wiedzy. Szkoła Freudowska znalazła doktrynalne wsparcie w doktrynie mathemu - która wyjaśniała, w jakim znacze­

niu przyzwolone jest wiedzieć i zatem w jakim znaczeniu szkoła jest wystarczającym (lub koniecznym) narzędziem

uskuteczniania tego przyzwolenia. Fakt, że szkoła została momentalnie rozwiązana, oznacza więc jedno: mathem tak­

że został rozwiązany. I tak samo jak szkoła zrekonstruowana po rozwiązaniu nie jest już tą samą co poprzednio, tak też powtórnie afirmowany mathem nie będzie tym samym.

Teksty nie obalają konkluzji, do której prowadzi sekwencja zdarzeń. Jasne jest, że posługiwanie się matematyką zmienia się wraz z seminarium XX. Ujmując rzecz zwięźle, mate­

matyczne odniesienie okazuje się odtąd wchłaniane przez 197

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

teorię węzła boromejskiego. Nie bez przyczyny. Węzeł na­ macalnie uwidacznia sedno litery, a w szczególności litery matematycznej. Wyjaśnienie praw boromeizmu oznacza

więc wyjaśnienie podstaw mathemu jako takiego; oznacza ujawnienie zasady jego skuteczności. Usprawiedliwione jest

skierowanie całego wysiłku na kwestię, którą się uznaje za decydującą; jeśli mówienie wyłącznie o węźle oznacza mó­

wienie o jedynym elemencie konieczności, wówczas należy

się tego trzymać. Od początku wszakże jedna sprawa powinna ude­ rzać: chociaż istnieje matematyczne ujęcie węzłów, to nie

na nim skupia się Lacan. Dokładniej jeszcze rzecz ujmując,

wszystko rozgrywa się tak, jakby Lacan był zainteresowany węzłem tylko dlatego, że jest w nim coś opornego wzglę­ dem integralnej matematyzacji: „Nie istnieje żadna teoria

węzłów. Do węzłów jak do tej pory nie stosuje się żadna matematyczna formalizacja...” (S XX, s. 116).

Węzeł okazuje się więc czymś zupełnie innym od roz­

maitych obiektów topologicznych - wstęgi Moebiusa, cross-cap - wykorzystywanych wcześniej. W ich przypadku istnieje teoria matematyczna; nawet jeśli Lacan nie podej­

muje jej bezpośrednio, to jej ogólna możliwość pozwala

na pozostawanie w horyzoncie matematyki jako ogólnej teorii każdego możliwego mathemu („[moja ekspozycja

topologiczna] dawała się przeprowadzić czysto literalną algebrą...”, L’Étourdit, s. 28; AE, s. 472). W przypadku

węzła, splotów itd. sprawa jest całkiem inna. Niewątpli­ wie wywodzą się z matematyki, choć raczej tytułem cie­

kawostek; węzeł wyczerpuje się w swoich niestrudzenie różnicowanych prezentacjach („drobnych fabrykacjach”, 198

(Rekonstrukcja

S XX, s. 116) i nie wymaga, dla usprawiedliwienia swej

skuteczności, bycia integralnie zapisanym. Nie zabrania to oczywiście matematykom podejmowania prób zmatema­ tyzowania węzła. Niektórzy próbowali tego z rozmachem,

pod czujnym okiem Lacana. Być może, w momencie kiedy piszę te słowa, stwierdzone zostało, że komuś powiodło się

w pełni1. Niemniej węzeł nie oczekiwał na ich wysiłki, by móc funkcjonować w obrębie dyskursu. Istnieją oczywiście pewne precedensy. Pamiętamy o pa­

radoksie ustanowionym przez doktrynał nauki; po Galileuszu i Kartezjuszu należało przyjąć trzy rzeczy zarazem: że uniwersum integralnie podlega zmatematyzowanej nauce, że jest

nieskończone i że nieskończoność, przynajmniej w czasie,

gdy konstruuje się galilejska nauka, nie jest obiektem ma­ tematycznie przejrzystym2. Niemniej jednak dosyć szybko

nieskończoność umożliwiła rachunek i zapisy matematyczne, jakkolwiek niejasne było ich znaczenie przynajmniej do cza­

sów Bolzano. Można by w rezultacie widzieć w jego powsta­

niu bardziej triumf literalności jako takiej niż jej porażkę. Węzeł jest czymś innym; jest antynomiczny wzglę­ dem litery, a przez to antynomiczny względem mathemu3.

1 Pełną matematyczną teorię podał rosyjski matematyk Wiktor Wassiliew na początku lat 90. (przyp. tłum.). 2 Oczywiście, problemy historyczne są dużo bardziej złożone. Przypomnijmy zwłaszcza, że Kartezjusz przeciwstawiał się stosowaniu pojęcia nieskończo­ ności w odniesieniu do Uniwersum. ' Odnotujmy pojawienie się słowa pathème w seminarium R, S. I, dwa lata po Encore i L'Étourdit (por. w „Omicar?”, hiver 1975/1976, vol. 5, s. 17-28, transkrypcja seansu z 11 marca 1975 pod tytułem La pathème du phallus). Nie trzeba wielkiej uczoności, aby usłyszeć w tym słowie wykluczające pas, którym opatrzony jest mathem, tak jak jest nim opatrzony operator całości w doktrynie seksuacji (bez ujmy dla innych powiązań: na przykład zpathein).

199

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Otwarła się bowiem zasadnicza luka: węzeł może pod­

trzymywać litery (na przykład R, S, I), jego boromeizm pokazuje, czym jest literalność, ale on sam nie jest poddany

integralnej literalizacji: „do węzłów jak do tej pory nie stosuje się żadna matematyczna formalizacja”. W konse­

kwencji to obiektowi nieliteralnemu przypada zadanie uwi­

docznienia tego, na czym polega istota literalności. Litera nie znajduje w sobie samej środków do własnej wystar­

czającej literalizacji. Myślimy tu oczywiście o różnorodnych motywach radykalnej niezupełności, powracających u Lacana; choć

nie zostały porzucone, zdawały się stracić na dramatycznej

intensywności, przynajmniej o tyle, o ile pozostawało się

przy matematyzacji zgodnej z lacanowskimi postulatami: rozproszonej, niededukcyjnej, lokalnej. Otóż węzeł sygna­

lizuje nawrót dramatów; można by odnaleźć, ledwo je mo­ dyfikując, kilka starych logiów: nie istnieje ani Inny Innego,

ani metajęzyk; nie istnieje ani mathem mathemu, ani litera

litery; istnieje tylko węzeł, który pozostaje, jakkolwiek da­ leko by posunięto jego literalizację, oporny na literalizację integralną.

W okresie Encore opór ten wcale nie uchodził za ab­ solutnie nieusuwalny; nic nie wzbraniało myśleć, że kiedyś

matematyka całkowicie zasymiluje własność boromejską. W miarę jednak postępów matematycznej pracy, wraz z późniejszymi seminariami, widać nie tylko, że sukces się

wymyka, ale że w tej samej chwili, w której zostałby osiąg­ nięty, własność ta utraciłaby to, co stanowiło ojej wartości.

Nie tylko węzeł nie jest zmatematyzowany, ale funkcjonuje on wyłącznie jako taki, jako niezmatematyzowany. 200

Dekonstrukcja

Gdyby przynajmniej matematyka jako taka pozostawała tym, czym zdawała się być. Ale i to nie jest już prawdą. W Bourbakim, zinterpretowanym w odpowiedni sposób,

doktryna litery, jako odrębna od doktryny znaczącego, zna­ lazła swoje podstawy. Otóż pewna pogłoska zaczynała już być natarczywa; szybko rzeczywiście stała się wystarczająco

wpływowa, by nie dać się zlekceważyć: a jeśli Bourbaki był martwy?4

Znaczyłoby to, że matematyka ma przyszłość, w któ­ rej być może literalność stanie się czymś podrzędnym. Za pośrednictwem Bourbakiego również hiperbourbakizm zo­

stałby uderzony. Lacan powziął być może podejrzenie w tej

kwestii, kończąc XX seminarium. Załóżmy, że tak było; węzeł, jako nośnik matematycznej litery, nie byłby już

nośnikiem niczego istotnego, skoro na mocy hipotezy litera nie jest już dla matematyki istotna. Okazałby się sprowadzo­

ny do właściwej mu nieobecności. W polu litery nie byłby niczym więcej niż figurą żałoby: żałoby po matematycznej literze i jej potędze. Nie idzie o to, że węzeł nic nie mówi o literze, że nie istnieje litera, że nie istnieje matematyka -

ale o to, że węzeł mówi coś o literze tylko dlatego, że jest względem niej wyjątkiem; litera spotyka się z nim w wy­

miarze własnej niewydolności; matematyka, jeśli zachowu­ je jeszcze jakąś siłę, nie jest literalna. Czytając seminaria następujące po Encore, nie można oprzeć się przekonaniu,

że wszystko tak się właśnie rozwija.

4 Hasło to pojawiło się w ‘68. Według jednego z jego autorów (komunikacja osobista), było ono wówczas przedwczesne, ale zarazem prorocze. Pięć lat później stało się prawdą.

201

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Jak sękata laska zmienia się na oczach faraona w węża, tak węzeł z podparcia dla wyobraźni staje się teraz zwierzę­

ciem niszczycielskim - niszczącym literę. Lacan nie wy­

rzeka się jej, ale jeśli litera ma istnieć, to należy odtąd jej

poszukiwać gdzie indziej. Po matematyce i osobliwościach,

które oferuje, pojawiają się nowe obszary; kroki kierują ku Joyce’owi, ku poematowi, jednym słowem, ku Literaturze5. Ruch ten niewątpliwie rozpoczyna się wraz z Encore. Ale w tym optymistycznym tekście apogeum osiąga mathem,

podczas gdy poemat występuje tylko w charakterze jego

potwierdzenia. Saussure i Jakobson, opuszczeni jako pa­ troni pierwszego klasycyzmu, powracają na nowej pozycji,

pozycji podmiotów-lingwistów (takie jest, jak pamiętamy, znaczenie lingwisterstwa), zdolnych - jako podmioty i jako lingwiści - zapewnić przechodniość między literami mate­

matycznymi i poematycznymi. Można więc odczytać w En­ core, przy okazji odniesienia do Parmenidesa, równoważ­ ność obu urządzeń, mathemu i poematu, w rejestrze litery:

„Szczęśliwie Parmenides w rzeczywistości pisał poematy. Czy nie stosuje on - świadectwo lingwisty bierze w tym

miejscu górę - aparatów językowych bardzo podobnych do artykulacji matematycznej, altemacja po następstwie, kompozycja po altemacji?” (S XX, s. 25). Odnotujmy przysłówek: szczęśliwy traf sprawia, że litera pochodząca z Literatury i litera pochodząca z Liczb harmonijnie so­

bie odpowiadają. Jako suweren symetrii, który przyszedł

we własnej osobie wystąpić na Seminarium, Jakobson raz jeszcze daje świadectwo. Tak jak już dawał świadectwo, ale ’ W oryginale: „vers les Lettres”, czyli dosłownie: „ku Literom” (przyp. red.).

202

Dekonslrukcja

z nowych powodów: „zmieniany jest dyskurs”, powtarza

w jego obecności Lacan, „nowa miłość”, dorzuca, cytując Rimbauda (tamże, s. 20). Po Encore jednak symetria zostaje zerwana. Poemat

oczywiście pociesza; czy nie mógłby pewnego dnia, jeśli wę­

zeł ma się wymykać, zaproponować dla literalności bardziej trwałego wsparcia? Ale poemat także niepokoi; albowiem się

mnoży. Jeśli jest taki, jak mówi o nim lingwista („altemacja po następstwie, kompozycja po altemacji”), to powstaje on przy każdym zaiskrzeniu, wywołanym na krysztale języ­

ka przez grę jego ścianek, aleatoryczną bądź nie. Homoni­

miczne kalambury, które od lat 70. stanowią tkaninę wypo­ wiedzi, nie stanowią dowcipów; są oderwane od wszelkiego

Witz; tworzą one, jeden po drugim, wykluczone z wszelkiego podmiotu, pewną literalną komórkę, atom poematyczne-

go rachunku6. Dając się myśleć na początku jako całko­

wicie homomorficzne z matematyczną literą (we właśnie ten sposób w L'Étourdit, w tej samej chwili, gdy mathem zostaje wprowadzony, gra homonimów już się toczy, po­

cząwszy od samego tytułu), są jak mathemy dane przez sam

jejęzyk, odpowiadając mathemom konstruowanym przez dyskurs. Jako ścisłe odpowiedniki Wielkiej Niedźwiedzicy,

która wpisuje w niebo gwiaździste, na zasadzie przypadku, 6 Wiele odkrywają tu rozwinięcia seansu z 19 kwietnia 1977, zatytułowa­ nego Vers un signifiant nouveau, „Omicar?”, printemps 1979, vol. 17/18, s. 15-16; opierając się na pracach François Chenga o chińskiej poezji pisanej i oddając raz jeszcze hołd Jakobsonowi, Lacan zwraca się do psychoanali­ tyków: „Inspirować się ewentualnie przez jakiś element z porządku poezji, by interweniować w roli psychoanalityka? Właśnie w tę stronę musicie się zwrócić [...]. To nie po stronie artykułowanej logiki - choć przy okazji się ku niej przechylam - trzeba odczuwać wagę naszego mówienia”. Trudno jest w tych słowach na temat logiki nie wyczytać pożegnania z mathemem.

203

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Siódemkę, tę samą liczbę, która podlega rachunkowi, błysz­

czą one w galaktyce jejęzyka jak konstelacje - przygodne i architektoniczne zarazem. Ale matematyka okazuje się nie być już w sposób nie­

wątpliwy literalna. Analogia się psuje. Homofony stają się więc jedyną oznaką, która pozostaje z literalności, już nie symetryczne względem mathemu, lecz zastępujące

wyczerpany mathem. Ich mnożenie równoważy milczące

demonstrowanie węzłów. Ale tym samym potwierdza je i powtarza.

Każda z tych gier pochłania bowiem kolejną; do tego stopnia, że każda pochłania samą siebie. Poemat, spolime-

ryzowany w nieograniczonej nieskończoności jejęzyka, eks­

ploduje nieprzerwanie nad otchłanią. Z jednej strony mil­ czące węzły, z drugiej poemat, zarazem poróżniony ze sobą

i wszechobecny, poświadczony i obalony przez swoje własne

pęcznienie. Każda spośród homofonicznych gier, w tytułach seminariów, w prezentacjach pisanych, w nieprzerwanych

powrotach do Joyce’a, jest jak kapsuła zamykająca w sobie możliwość litery pochodzącej z jedynego języka, całkiem

innego niż proponowany przez słabnącą teraz matematykę,

a jednak obdarzonego dokładnie identycznymi funkcjami. Przy czym stale istnieje ryzyko, że nieprzejrzystość zwycię­ ży. Konstelacje zawsze może przeniknąć niepamięć. Równocześnie zamyka się dłoń, palec po palcu, na materialności sznurków, które tworzą węzły. Jak niegdyś pewna

ręka zamykała w sobie prawdy.

Aż do punktu, w którym ostatnim aktem nauczania niestrudzenie prowadzonego przez tyle lat, ostatnim słowem tylu zaskakujących pojęć, piorunujących analiz, śmiałych 204

Dekonslrukcja

zapisów i niezmordowanej inwencji, staje się milczące ma­

nipulowanie, nieodróżnialne w oczach profanów od samot­

niczej manii. Dałoby się oczywiście odeń odróżnić, gdyby mogło zapewnić integralną transmisję elementu literalnego. Ale

wówczas pułapka by się zatrzasnęła. Gdyby węzeł odniósł

sukces, dowiódłby tym samym, przez swą realność, że ist­ nieje przynajmniej jeden przypadek, w którym integralna

transmisja nie przechodzi przez mathem - węzeł bowiem, nie będąc literą, nie jest mathemem. Gdyby z kolei po­

niósł porażkę, nic nie byłoby transmitowane z tego, co li­ terę czyni transmitującą. Pozostałby wyłącznie kryształ

języka, zmaterializowany w Proteuszowym poemacie, w nieskończoność pomnażanym w kalamburach - ale czy

wtedy transmisja będzie integralna? Czy wręcz w ogóle się rozpocznie?

U kresu drogi węzeł stał się sprzeniewierzeniem li­

tery, nawet jeśli przez to sprzeniewierzenie litera [jak list] dociera pod właściwy adres. Stał się ściśle antymatematyką. Po antylingwistyce, którą skrywa doktryna znaczącego

i którą ogłasza doktryna homofonii, po antypolityce, którą wprowadza teoria dyskursów, po antyfilozofii, którą skry­

wa pierwszy klasycyzm, a ogłasza drugi. Krótko mówiąc, ziszcza się dyskursywna anachoreza.

Węzeł był więc śmiertelny. Seminarium XX, w którym jest wprowadzony, zajmu­ je wyjątkowe miejsce w dziele Lacana. Przez swoją doktry­

nalną wagę: spełnia się w nim drugi klasycyzm lacanowski, zarówno w tym, co odróżnia go od pierwszego, jak i w tym, co go z nim jeszcze (taki jest tytuł seminarium: Encore, 205

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Jeszcze) łączy. Przez swoją formę: rozdzielenie elementu ezoterycznego od egzoterycznego okazuje się tu mieć pro­

wizoryczną naturę; forma dzieła łączy się tu z protreptyczną efektywnością. Wreszcie przez znamionującą je woltę, godną dzieł tragicznych: w samej swojej doskonałości za­

wiera ono w zarodku zabójczy czynnik, za którego spra­

wą Seminarium jako takie zostanie rozbite, od pierwszej do ostatniej księgi. Z pewnością konkluzja jest mocna. Nie można jej wysuwać nierozważnie. Świadkowie ostatnich seminariów powinni mieć jednak najmniej wątpliwości w tym względzie. La-

can z tego czasu nieodparcie nasuwa myśl o Wittgensteinie z końca Traktatu', trzeba milczeć o tym, o czym nie można

mówić; trzeba pokazywać to, o czym można tylko milczeć. Otóż Lacan milknie i Lacan pokazuje7. To, co pokazane jest w ciszy, jest tym, bez czego

transmisja psychoanalizy nie mogłaby dokonywać się in­ tegralnie. Jak uniknąć indukcyjnego wnioskowania? Jeśli

mathem zostaje obalony, to nie można już mówić, można tylko pokazywać; otóż po seminarium XX Lacan stopniowo

zmierza w kierunku samego pokazywania, co zatem ozna­ cza, że mathem został obalony. Jednocześnie obalony został

galileizm w psychoanalizie: „Specjalnością analityczną nie

będzie matematyka. Dlatego właśnie dyskurs analizy odróż­ nia się od dyskursu naukowego (S XX, s. 105). 7 Na temat relacji Lacana wobec Wittgensteina por. E. Roudinesco, Histoire de la psychanalyse en France, vol. 2, Paris 1986, s. 563-565 oraz E. Roudi­ nesco, Jacques Lacan, jego życie i myśl, przeł. R. Reszke, Warszawa 2005, s. 470-472.

206

Dekonstrukcja

Nieprzypadkowo Lacan wróci do antygalilejskich sfor­ mułowań typu: „Natura nie znosi węzła” (Séminaire R, S, I, „Omicar?”, mai 1975, vol. 3, s. 101). Poza swoją formą,

prawdziwym herbem tego, co elementarna historia nauki przypisuje arystotelejskim adwersarzom Galileusza, logion

tego rodzaju pociąga za sobą radykalną konsekwencję: jeśli Natura nie znosi węzła i jeśli węzeł był matematycz­

ną literą, to Natura i pewna matematyczna litera mogłyby być niekompatybilne, co bezpośrednio przeciwstawia się

założycielskiemu aksjomatowi nowoczesnej nauki. Jedno z dwojga: albo zmatematyzowana nauka uznana jest za

obaloną, a wówczas całość doktrynału nauki upada, pocią­ gając za sobą drugi klasycyzm lacanowski, w tym, co ma

on wspólnego z pierwszym; albo węzeł nie jest literą; nie jest więc mathemem, a wówczas drugi klasycyzm jest obalony,

w tym, w czym odróżnia się od pierwszego. Jak w rozłącz­ nym „albo”, tracimy za każdym razem.

W ten sposób drugi klasycyzm przeminął, w tym samym

momencie, w którym wydawał się spełnić. Sam Lacan po­ łożył mu kres. Seminarium XX, stanowiące jego szczyt,

uruchamia także mechanizm jego dekonstrukcji. Wszystko jest już w kawałkach, kiedy Lacan, u progu lat 80., wybiera

milczenie. Węzeł z jednej strony, poemat z drugiej; sznurek i litera; cisza i kalambur. Przychodzi na myśl Etiopia.

Co nie jest tak bardzo odległe od Wittgensteina. Nie ma tu miejsca na systematyczne badanie powiązań. Nie ma

wątpliwości, że Lacan czytał Wittgensteina; nie mniej pewne jest, że wyciągnął niewiele jawnie sformułowanych wnios­

ków z tej lektury. Można przewidywać zresztą, że niektórzy 207

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

śpieszą się już odczytywać jednego poprzez drugiego; oko­ liczności temu sprzyjają: kilka nowych skrzydeł zostanie

w ten sposób dobudowanych do Zamku Mgieł. Ograniczę się tu do rzeczy najbardziej elementarnej.

Weźmy, jak go nazwiemy, problem Wittgensteina. Załóżmy, tak jak zdawał się twierdzić ten ostatni, że istnieje

antynomia między wypowiadaniem (dire} a pokazywaniem.

Istnieje to, co jest wypowiadane, i to, czego się nie wypo­ wiada; granica pomiędzy nimi jest realna i nieprzekraczalna.

To, czego się nie wypowiada, jest pokazywane i trzeba o nim milczeć; to, co jest pokazywane, pokazuje się poprzez obrazy.

Pośród tego, czego się nie wypowiada, lecz co pokazuje się po­

przez obrazy, znajduje się prawda tego, co jest wypowiadane.

Jasne jest, że Lacan w prawie całym swoim dziele pisanym utrzymywał, że problem Wittgensteina jest za­

równo realny, jak i dający się rozwiązać. Że nie prowadzi

do przymusu milczenia. De facto Lacan bardzo wcześnie napotkał milczenie, w jego relacji z prawdą - i oddalił się od niego. Przypomnieliśmy już (w rozdz. l,s. 16) deklara­

cję z 1946 roku; jej podkreślania nigdy za wiele: „podda­

łem się, wzorem Fontenelle’a, owej fantazji, by mieć rękę

pełną prawd, aby tym szczelniej je w niej zamknąć”. Czy da się być bardziej dobitnym? Zamknięcie w ręce prawd jest fantazmatem; oddanie się mu jest poddaniem; i Lacan

kontynuuje: „Przyznaję się do jego śmieszności, gdyż wy­ znacza on granice pewnego bytu w tym samym momencie,

w którym zaczyna stanowić świadectwo”8. Należy więc 8 Warto zacytować słowa Fontenelle’a w całości: „Miałbym rękę pełną prawd, której nie otworzyłbym dla ludu”. Taka jest przynajmniej wersja dana przez O. Guerlaca (Les Citationsfrançaises, Paris 1954). Rozpoznajemy

208

Dekonslrukcja

rękę otworzyć, to znaczy odkryć, to znaczy mówić i wy­

powiadać prawdę. Tym bardziej, że milczenie, w rejestrze realnego, jest

niemożliwe. W ten sposób należy rozumieć prozopopeję:

Moi la vérité, je parle, „Ja, czyli prawda, mówię” (La Cho­ se freudienne, É, s. 409; tekst z 1955). Fontenelle zdaje się

przez to na zawsze odrzucony: po cóż zamykać w dłoni prawdę, jeśli ta mówi? Przychodzą na myśl Niedyskretne

klejnoty. Niedyskrecja prawdy została ogłoszona - czy przypadkiem? - w Wiedniu, mieście Freuda i Wittgensteina. Innymi słowy, Wittgenstein miałby rację, gdyby tylko

to, o czym nie można mówić, zgodziło się milczeć. Rzecz w tym, że się nie godzi. Tym właśnie jest nieświadomość.

Jak więc zgodzić się nie mówić o tym, co nie milknie, nie­

zależnie od niemożliwości, jaką napotykamy w podjęciu samej takiej próby? I czy chodzi o zgodę, kiedy milczenie

jest dla podmiotu niemożliwe?

Niemożliwe jest mówienie, niemożliwe jest niemówienie. Stąd strategia odstępu, niedomówienia, nie-całości.

Aforyzm „prawda nie wypowiada się cała” nie oznacza, że prawda się nie wypowiada - wypowiada się, ale nie cała.

A wypowiadając się, nawet jako niecała, nie musi być poka­ zywana. Nie ma spisów prawdy. Wittgensteinowską dycho­ tomię odparowuje logika cząstkowości, niekompletności,

lu klasyczną doktrynę polityczną ludzi pióra, z którą nowocześni jako tacy zerwali od czasów oświecenia i rewolucji (por. L. Strauss). Widać, że Lacan oczyścił cytat i go odpolitycznił; jest bowiem nowoczesny (szczególnie z po­ wodu doktrynału nauki). Może wahać się między otwarciem a zamknięciem dłoni; ale nie będzie to w każdym razie motywowane odsuwaniem ludu. Co najwyżej hołoty (Télévision, s. 67; AE, s. 543), a to nie to samo.

209

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

odstępu, heteros: wypowiadać to łączyć to, co w sposób

zasadniczy obce jest samemu sobie.

Już w programie pierwszego klasycyzmu znaczą­

cy powstawał ze zderzenia skrytości z nieskrytością. Po­ śród powtarzanych komentarzy, którymi Lacan opatrywał

18 fragment z Herakiita: oute legei oute kruptei, alla se-

mainei, zapamiętajmy ten: „delficki bóg fabrykuje znaczą­ cego”. Tak jakby tylko znaczący pozwalał przekroczyć Słu­ py Herkulesa między wypowiadaniem i niewypowiadaniem. W okresie drugiego klasycyzmu etyka dobro-mowy wystę­

puje jako symetryczne odwrócenie ostatniej tezy Traktatu:

Wovon man nicht sprechen kann, darüber muss schweigen, „O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. Że istnie­ ją jakieś x-y, o których nie można (können) mówić, że należy

(müssen) o nich milczeć - co do tego zgoda; załóżmy jednak, że przechodzimy do powinności (sollen) - wtedy powinno­ ścią jest dobro-mowa9. Otóż dobro-mowa to łączenie tego,

co nie może być połączone.

Ta heterologia przebiega przez całe dzieło. W swojej pierwszej postaci doktryna węzłajest tylko jedną z jej wersji. Przy okazji mathemu napotkaliśmy odniesienie do platoń­

skiej orthèdoxa, do figury cross-cap, do russellowskich i antyrussellowskich zapisów. Są to urządzenia z gruntu antywitt-

gensteinowskie. W sensie ścisłym znajdują się one po obu stronach granicy, uznawanej za realną i nieprzekraczalną; 9 Przypomnijmy, że etyka dobro-mowy została zaproponowana jako odpo­ wiedź na kantowskie pytanie „co powinienem czynić” (Was soll ich lun?), w Télévision, s. 65; AE, s. 541. U Wittgensteina sollen przynależy do tego, o czym nie można mówić, nie wypowiada się go więc, lecz pokazuje (Tractatus 6.421). U Lacana sollen przynależy do tego, o czym nie można mówić w całości; a więc musimy je dobrze wypowiedzieć.

210

Dekonstrukcja

a to właśnie Wittgenstein zawsze odrzucał: „Chcąc bowiem wytyczać granice myśleniu, trzeba by móc pomyśleć obie strony granicy (więc i to, co się pomyśleć nie da)” (Trac-

tatus, Przedmowa). Czymże jednak w końcu jest nieświa­

domość, jeśli nie samą granicą aktu myślenia, którego obie strony jednocześnie psychoanaliza zamierza myśleć od cza­

su Freuda? W samym sercu freudowskiego obiektu zachodzi owo realne pulsowanie, którego lacanowskie niedomówie­ nie jest najwierniejszym poręczycielem. Jeśli psychoanaliza

jest prawdziwa, to Spaltung, które przecina podmiot myślący

i nosi nazwę nieświadomości, oraz heterologię, która dzieli

i zszywa wypowiedzenia, należy uznawać za współzależne.

Odrzucić jedno to odrzucić drugie. Poprzez cały szereg ak­

tów demonstrowania węzeł skrępował niedomówienie jako środek dobro-mowy, ale więzy założone na niedomówienie oraz niedostępność dobro-mowy stanowią obalenie nieświa­

domości. Jeśli milczenie jest nie tylko potrzebne, ale także

możliwe (‘musisz zamilknąć, więc możesz zamilknąć’), to jest tak dlatego, że prawda nie mówi, a nieświadomość nie istnieje. Nie ma rzeczy freudowskiej. Jeśli Wittgenstein

góruje, jeśli węzeł góruje nad pismem, to Lacan nie jest jedyną ofiarą destrukcji.

Można by sądzić, że podwójne wyrzeczenie, obalenie

i milczenie, ostatecznie ustanowiło swe panowanie. Czyżby

więc Wittgenstein z Traktatu był Panem absolutnym? Czyż­ by pokazywane przez niego obrazy czyniły go Signorellim myślenia? Albo czy oprócz niego nie zatriumfowałby Gorgiasz nad Sokratesem („nic nie istnieje; a jeśli istnieje, to jest niepoznawalne; a jeśli istnieje i jest poznawalne, to wiedzy o tym nie da się przekazać innym”)? Albo Wittgenstein 211

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Kripkego, który być może unieważnia Cogito, i który być

może jest tylko legendą? Albo antyczny sceptycyzm, który być może także nią jest?10

Nie wyprowadzę jednak takiego wniosku. Stwierdzę je­ dynie obumarcie drugiego klasycyzmu. Także i on, tak

jak pierwszy, zanikł. Istnieje doktrynalna przyczyna tego zdarzenia: emergencja węzła. Poprzez efekt niemal mecha­ niczny emergencja ta prowadzi do odcumowania instancji

litery; ta, pływając i błądząc niczym okręt w stanie upoje­ nia, namnaża się nieograniczenie - pod banderą Joyce’a.

Program jest więc jasny; po końcu drugiego klasycyzmu

pozostaje jeden tylko problem: jakie relacje utrzymują

ze sobą (zgodności bądź niezgodności, równoważności bądź nierównoważności) konstatacja: „to jest pokazane” i konstatacja: „to jest zapisane”?

Rozwiązania nie przedstawiono; chociaż sam problem wychodzi na jaw w niektórych Scriptach (na przykład w Li-

turaterre), to artykułowany jest tu tylko przez czytelnika, jednego wśród wielu. Wyrzekanie się drugiego klasycyzmu

nie zostało więc doprowadzone do końca. Wskazówka za­

trzymała się pomiędzy dwiema pozycjami. Znaczy to tylko

tyle, że dzieło Lacana jest nieukończone. Porównywalne 10 Sceptyczna interpretacja Wittgensteina, jaką proponuje Kripke, została odrzucona przez kompetentnych autorów. Interpretacja starożytnego scep­ tycyzmu, którą zwłaszcza Brochard uczynił klasyczną, została podważona solidnymi argumentami przez Jeana-Paula Dumonta. W tym miejscu nas to nie interesuje. U Lacana istnieje pewna figura sceptycyzmu: Jest to trzymanie się następującej subiektywnej pozycji - nic nie można wiedzieć” (S XI, s. 203). Uznaje ją zarazem za heroiczną i niepojmowalną dla nowoczes­ nych. Szczególnie z powodu Kartezjusza i Cogito. Ale co pozostaje z Cogito w epoce węzła i jejęzyka?

212

Dekonslrukcja

jest w tym, jak mówiłem, do wielkich dzieł materialistycz-

nych. De natura rerum kończy się zarazą w Atenach; nikt nie wie, jak Lukrecjusz by je kontynuował; nikt nie wie,

czy straciliśmy to, co napisał, czy też wybrał milczenie, czy przerwała mu śmierć, czy może szaleństwo. Czy powiemy

mimo to, że prawdą Wenus jest uniwersalna śmierć i po­ wszechny rozkład?

Nikt nie może mieć pewności, co mogło zastąpić drugi klasycyzm. Można być jednak pewnym, że drugi klasycyzm

został ukończony i nie był ostatnim słowem.

Indeks osób i postaci

Indeks zawiera wszystkie osoby występujące w tekście, w tym również postaci fikcyjne i mitologiczne.

A Alain (właśc. Emile-Auguste Chartier) 33 Albert Wielki (Albertus Magnus, Albert von Bollstädt, Albert von Lauin­ gen), święty 134-136 Alembert Jean Le Rond d’ 28 Alicja 24 Althusser Louis VI, 92,93,97, 184,189 Antychryst 193, 194 Archimedes 68 Arystoteles 20-22, 25, 26, 63, 70, 169, 180, 190 Attali Jacques 20 B Bacon Francis 56 Badiou Alain XI, XIX, XXII, 70, 164 Balibar Etienne 48, 91 Barthes Roland VI, 92, 97 Bartnicki Krzysztof IX Bataille Georges 17 Baudelaire Charles Pierre 86 Bazamik Katarzyna IX Benjamin Walter 86 Bentley Richard 56

Benveniste Émile 119, 122, 144 Berge Claude Jacques 131 Beyssade Jean-Marie 48 Bidez Joseph 21 Bignone Ettore 21 Boltzmann Ludwig Eduard 41 Bolzano Bernard 199 Bonaparte Maria 154 Bordeu Theophile de 28 Borges Jorge Luis 122 Bourbaki Nicolas V, XX, XXI, 105,118, 147, 155, 167-170, 174, 195, 201, Bóg 31,62, 83-85, 123, 127, 128, 132, 158 Breton André 19, 27, 34 Brochard Victor 212 Brouwer Luitzen Egbertus Jan 164 Brunetiěre Ferdinand 33

C Cantor Georg Ferdinand Ludwig Phi­ lipp VIII, 82 Carroll Lewis (właśc. Charles Lutwidge Dodgson) 24 Cassin Barbara XXII, XXIV

215

Dzido jasne. Lacan, nauka, filozofia

Cavaillès Jean 172 Char René 99, 100 Cheng François 203 Chomsky Noam Avram 118, 145, 157 Chrystus 23, 193, 194 Clérambault Gaëtan Gatian de 28 Cossé-Brissac Marie-Pierre de 28 Coubertin Pierre de 16 Cyryl, święty 158

D Darwin Charles Robert 71, 72 Demokryt z Abdery 54 Des Granges Charles-Marc 33 Descartes René zob. Kartezjusz Détienne Marcel 34 Diderot Denis 27 Dilthey Wilhelm XVI Du Boulbon 28 Dumézil Georges Edmond Raoul 33 Dumont Jean-Paul 212 Dybel Paweł XXVI Dżugaszwili Iosif Wissarionowicz zob. Stalin Józef

E Einstein Albert 12,41 Epikur 54 Eratostenes z Cyreny 68 Erazm z Rotterdamu (właśc. Gerhard Gerhards) 19, 55, 117 Estienne Henri (młodszy) 55 Euklides XX, 165, 166, 168 Evola Julius (właśc. Giulio Cesare An­ drea baron Evola) 164

F Favorinos (Favorinus) 60 Flaubert Gustave 26 Fontenelle Bernard le Bovier de Foucault Paul Michel X, XXIV, 11,33, 88,94-96,98-101, 106, 107, 130 Freud Anna 154 Freud Sigmund V, VII, VIII, XIII, XVI, XIX, XXVI, XXVII, 4, 6, 13-16, 18, 21, 34, 38-42, 48-52, 71-74, 84,85,89, 116, 132, 133, 153-155, 162, 169, 174, 175, 179, 180, 183, 186, 187, 191, 195-197,209,211

216

G Galileusz (właśc. Galileo Galilei) XVIII, 45, 54-56, 77, 105, 111, 114, 117, 164, 165, 199, 207 Garin Eugenio 60, 65 Gaudí Antonio XV Gelliusz (Aulus Gellius) 60 Genet Jean 162 Gide André 67 Goedel Kurt VIII, 143, 163 Gorgiasz 211 Gould Stephen Jay 72 Grajewski Wincenty VII, XIV, 118,171 Gramsci Antonio 71 Grothendieck Alexander V Guénon René-Jean-Marie-Joseph 164 Guerlac Othon 208 Gueroult Martial 48, 52 Gurdżijew Georgij Iwanowicz 155

H Hallyn Fernand 55 Harris Zellig Sabbetai 126 Hegel Georg Wilhelm Friedrich 45,190 Heidegger Martin V, XX, 88, 97, 190 Helmholtz Hermann Ludwig Ferdinand von 41,51 Heraklit z Efezu 210 Hilbert David 41, 42 Horacy 56 J Jaeger Werner 21, 22 Jakobson Roman 34, 103, 107, 108, 110, 119, 126, 144, 147, 173, 174, 202, 203 Jan Apostoł, święty 193, 194 Jones Emest XIII, 16 Joyce James Augustine Aloysius IX, XXIII, 148, 202, 204,212 Jung Carl Gustav 88 Jünger Emst 181

K Kadmos 158 Kant Immaneul 3, 135, 137, 192 Kartezjusz (właśc. René Descartes) 3, 45-52, 82, 107, 131, 182, 190, 199,212

Indeks osób i postaci

Kepler Johannes 71,72 Klaudiusz, cesarz 158 Klein Felix 41 Klein Melanie 154 Klossowski Pierre 132 Kojéve Alexandre (wlaśc. Aleksandr Kożewnikow) 44, 45, 52, 73, 79, 96, 102, 104, 109 Koller Carl 14 Komendant Tadeusz X, XXIV, XXVII, 130 Konstantyn Wielki 55 Kopernik Mikołaj 71, 72, 85, 116 Koyré Alexandre XVIII, 5, 44, 52-54, 56, 58, 64, 67-69, 72, 77-79, 96, 102, 109, 112, 119, 142, 143, 172 Kożewnikow Aleksandr zob. Kojéve Alexandre Kripke Saul Aaron 81, 128, 132,212 Kuhn Thomas Samuel 68, 78

Makrobiusz (właśc. Ambrozjusz Teodozjusz Makrobiusz) 27 Mallarmé Stéphane 79, 81, 196, 197 Marks Karol (właśc. Karl Heinrich Marx) V,7,93, HO, 154, 155, 180, 181 Martinet André 138 Marx Groucho (właśc. Julius Henry Marx) 24 Melanchton Filip (właśc. Philipp Schwartzerdt) 187 Miller Jacques-Alain VI, 111 Milner Jean-Claude V-XIV, XVIIXXVIII, 13, 30, 72, 156 Montaigne Michel Eyquem de 27

L La Mothe Le Vayer François de 27 La Rochefoucauld François de 71 Lagache Daniel 40 Lagneau Jules 33 Lamennais (La Mennais) Félicité Ro­ bert de 191 Laplanche Jean XXVII, 154 Lardreau Guy 70 Lautman Albert 172 Leder Andrzej XVI Leibniz Gottfried Wilhelm 121 Leiris Michel 86 Lenin Włodzimierz Iljicz (właśc. Wło­ dzimierz Iljicz Uljanow) 154 Lespinasse Jeanne Julie Eléonore de 28 Lévi-Strauss Claude XX, 116,141,142, 173, 174 Leyris Pierre 86 Littré Maximilien-Paul-Emile XVII Lloyd Geoffrey E.R. 68 Lukrecjusz 7, 54, 68, 213 Luter Marcin (Martin Luther) 19

O Orfeusz 17

M Mach Emst XI, 41 Majakowski Władimir Władimirowicz 103, 148

N Newton Isaac Sir XI, 53, 56, 137, 178 Nietzsche Friedrich Wilhelm V, XXII, XXIII, 193 Norden Eduard 27, 97

P Palamedes 158 Panofsky Erwin 97 Pantagruel 117 Parmenides z Elei 202 Pawel z Tarsu, święty 92 Perrault Charles XIX Platon (wlaśc. Arystokles) 20-22, 24, 26, 34,55,63, 159, 161, 169, 190 Pontalis Jean-Bertrand XXVII Popper Karl Raimund Sir XVII, 78,79, 119, 143 Proleusz 205 Proust Marcel 20, 26 Q Queneau Raymond 42, 131

R Rabelais François 85, 117, 189 Redondi Pietro 54, 114 Régnault François 28, 39, 190 Reszke Robert 50, 206 Rimbaud (Jean) Arthur 203 Rosenbloom Paul Charles 172

217

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia

Roubaud Jacques 34 Roudinesco Elisabeth XVII, 206 Russell Bertrand 160 S Salomon, król 156 Sartre Jean-Paul XVII, 33, 34, 93, 94 Saussure Ferdinand de VII, Vlil, XIX, XXIV, 13, 119, 120, 123, 126, 127, 136, 145, 158, 171,202 Schmitt Carl 97 Scholz Heinrich 61, 64, 135 Schreber Daniel Paul 132 Serres Michel 68 Simon Gerard 56, 60,68 Skalski Piotr XVII Sokrates 23, 65, 152, 211 Soulez Antonia 41 Spinoza Baruch (Benedictas Despinoza, Benedictas d’Espinoza) 18 Stalin Józef (właśc. Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili) 102-105, 107, 110, 148, 152 Starobinski Jean 171 Strauss Leo 29, 31, 97, 209

Ś Święty Mikołaj 70

T Tomasz z Akwinu, święty 135, 190 Trubecki Nikolaj Siergiejewicz 113 Tzara Tristan 189

V Valéry Paul Ambroise 196 Valla Lorenzo (właśc. Lorenzo della Valle) 55 Veyne Paul 100 Vuillemin Jules 70 W Wallace Alfred Russell 71, 72 Wassiliew Wiktor 199 Wenus 213 Wittgenstein Ludwig JosefJohann XVII, XXll, XXV, 67, 132, 206-212 Wolff Christian 3

Spis treści

Michał Gusin, Jasność z miłości do języka...................... V

Dzieło jasne. Lacan, nauka, filozofia Wprowadzenie...................................................................... 3 Rozdział I. Rozważania nad dziełem................................

9

Rozdział II. Doktryna! nauki

1. Równanie podmiotów i nauka............................. 37

2. Teoria nowoczesności......................................... 43

3. Historycystyczna stylistyka................................ 52 4. Episteme antyczna................................................. 57 5. Że historycyzm nie jest konieczny...................... 68 6. Literalność i przygodność.................................... 77

Rozdział III. Pierwszy klasycyzm lacanowski 1. Mowa cięcia.......................................................... 91 2. Paradygmat struktury ......................................... 110 219

3. Powaga struktury ................................................ 124 4. W stronę lektury transcendentalnej.................. 134

Rozdział IV. Drugi klasycyzm lacanowski 1. Niestabilności pierwszego klasycyzmu........... 141

2. Mathem................................................................. 148

2.1. Funkcj a i forma mathemu...................... 149 2.2. Litera........................................................ 156 3. Matematyka.......................................................... 163 4. Widoczność literalności...................................... 175

5. Antyfilozofia........................................................ 183 RozdziałV. Dekonstrukcja............................................. 195

Indeks osób i postaci........................................................ 215