Problemy metodologiczne nauki prawa

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

KAZIMIERZ OPAŁEK

PROBLEMY METODOLOGICZNE NAUKI PRAWA

& PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE

PROBLEMY METODOLOGICZNE

NAUKI PRAWA

KAZIMIERZ OPAŁEK

PROBLEMY METODOLOGICZNE NAUKI PRAWA

WARSZAWA 1962 PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOWE

Praca przygotowana w ramach planu badań Instytutu Nauk Prawnych PAN

Obwolutę projektował: Stefan Nargiełło

Copyright by Państwowe Wydawnictwo Naukowe Warszawa 1962 Printed in Poland

WSTĘP

Nasza nauka prawa w wielu swych ważnych gałę­ ziach ma duży dorobek, a w każdym razie pracuje lepiej, niż można by sądzić z różnych opinii i głosów dyskusyjnych. Podstawowe dyscypliny prawoznawstwa, zajmujące się opracowywaniem prawa obowiązującego, dotykają w szeregu poważnych rozpraw i dyskusji problematyki żywotnej i nowej, która staje na po­ rządku dziennym w warunkach naszego ustroju. Dy­ scypliny te, żeby wymienić zwłaszcza cywilistykę, naukę prawa karnego, procesowego i administracyjnego, ożywiły się w stopniu jeszcze większym w toku prac kodyfikacyjnych, czynnie dokumentując swą więź z praktyką. Na innym odcinku — historii państwa i prawa — mamy również do zanotowania poważne osiągnięcia w postaci stałego wzbogacania bazy źró­ dłowej i pokaźnej ilości cennych marksistowskich opracowań monograficznych. Nawet w teorii państwa i prawa, która najczęściej spotyka się z krytyką, panuje dziś ruch, który nie ma precedensów w przeszłości naszej nauki. Chociaż główne dyscypliny prawne dobrze na ogół funkcjonują w zakresie analizy prawa pozytywnego, w gmachu prawoznawstwa pokazują się luki. Postu­ luje się nie bez racji badania nad prawem jako fak­ tem, realnym czynnikiem życia społecznego i świado­ mości ludzi. Znaczenie takich badań dla praktyki ustrojowej — dla umacniania praworządności i dyscy­ pliny społecznej, dla naukowego rozwiązywania pro­ 5

blematyki de lege ferenda, jest bezsporne. Nie są one jednak objęte programem tzw. dogmatyki prawa, bo stanowią inny obiekt niż naukowa analiza prawa obo­ wiązującego, nie znajdują też możliwości urzeczywi­ stnienia w teorii państwa i prawa przy jej obecnej strukturze i orientacji, jako „dyscypliny ogólnej”, po­ nieważ omawiane badania muszą — idąc równolegle z opracowaniem prawa obowiązującego — posiadać charakter badań szczegółowych. Powstaje kwestia, kto ma te badania przedsiębrać, a zatem problem rewizji dotychczasowego rozkładu prac, podziału zadań w prawoznawstwie. Zagadnienie to omówię szeroko rozważając szereg punktów spor­ nych i dyskusyjnych w odniesieniu do różnych upra­ wianych lub znajdujących się w zarodku dyscyplin. Powstaje dalsze pytanie, jak te badania miałyby być prowadzone. Aby dojść do pewnych wniosków na ten temat, potrzebna jest wstępna bodaj orientacja w sfe­ rze tzw. faktyczności prawnej i w jej stosunku do tzw. sfery, czy płaszczyzny normatywnej, ponieważ ujęcie tych problemów obfituje w błędy i nieporozumienia. Trzeba dodać, że nad badaniem prawa jako faktu myśleli wiele rozliczni uczeni burżuazyjni. W pracach szczegółowych nie posuwali się przeważnie daleko, ale wyprodukowali wiele na ten temat recept i projektów. Nasza nauka podchodzi do nich z uzasadnioną nieufno­ ścią, poddając te programy i proponowane metody krytyce. W krytyce tej jednak dochodziło nieraz do uproszczeń, a stanowisko negacji posuwało się za daleko, gdy rozciągano ją także na samą problematykę. Za daleko, bo praktycznie prowadziło do bierności i do oddawania ważnego terenu wyłącznym zabiegom ba­ dawczym nauki burżuazyjnej. Trzeba tedy zadania krytyczne wykonać na nowo i oczyścić problemy z za­ ciemniających je nawarstwień koncepcji niemarksi-

6

stowskich. Trzeba wykryć, o ile dociekania nauki burżuazyjnej dotyczyły (i dotyczą) problematyki real­ nej i istotnej i o ile reprezentują niewłaściwe do niej podejście. Nie można się jednak do tęgo ograniczyć w związku z poruszonymi wyżej sprawami. Należy utorować drogę zrozumieniu, że działalność naukowa w zakresie analizy materiału normatywnego jest wprawdzie bardzo waż­ nym zadaniem prawoznawstwa, ale nie powinna prze­ słaniać innych zadań, urabiając postawę badawczą jednostronną, nie doceniającą znaczenia prac szczegó­ łowych nad problematyką prawa jako faktu. Trzeba też ukazać, że „ogólna” teoria państwa i prawa jest uzasadniona jako systematyczny wykład podstawowych wiadomości o państwie i prawie, ale nie jako dyscy­ plina naukowa. W tym ostatnim charakterze musiałaby badać coś konkretnego i na tej dopiero podstawie do­ chodzić do uogólnień, czego jednak dotąd nie czyni. W tej to właśnie dyscyplinie z ożywieniem mówi się, zwłaszcza ostatnio, o problematyce prawa jako faktu, nie rozumiejąc jednak najczęściej, że problematyki tej nie załatwi produkcja ogólnych formuł na temat społecznego działania prawa, czy świadomości prawnej. Trzeba wreszcie ukazać w sposób dobitny, że program badania nad prawem jako faktem tkwi w samych zało­ żeniach teorii i metody marksistowskiej, że chodzi tutaj o podkreślenie i wydobycie, a także o powrót do istot­ nego w naszej nauce wątku. Jego rozwijanie pozwoli nawiązać zerwaną nić kontaktu i współpracy, jakże obopólnie wskazanej, prawoznawstwa z innymi nau­ kami społecznymi. Pozwoli też wzbogacić i pomnożyć osiągnięcia nauki prawa w służbie praktyki i budo­ wnictwa naszego ustroju. Jednym z centralnych punktów w tej pracy jest sprawa teorii państwa i prawa, i to bynajmniej nie ze

7

względu na samą „przynależność zawodową” autora. Chodzi o to, że właśnie w teorii państwa i prawa trzeba upatrywać bazę wyjściową dla omawianych ba­ dań szczegółowych. Problematyka prawa jako faktu przypada w sposób naturalny w udziale tej dyscyplinie już ze względu na sam jej sposób podejścia do zagad­ nień prawnych, inny niż stanowisko analityka prawa obowiązującego. Jednakże teoria państwa i prawa musi przestać mówić o omawianych zagadnieniach w spo­ sób tylko ogólny; musi zacząć nad nimi pracować, oczywiście mnożąc w sposób odpowiedni swe siły i ule­ gając poważnej rozbudowie. Stąd to problem reformy trybu dociekań teorii państwa i prawa staje na po­ rządku dziennym i jest w pracy poddany wyczerpują­ cej dyskusji. Rozważenie tego problemu zbiega się z krytyką, z którą dyscyplina ta spotyka się dziś czę­ sto ze strony szczegółowych gałęzi nauki prawa. W krytyce tej dwa punkty są szczególnie silne i wy­ mowne: zarzut braku praktycznej przydatności docie­ kań i braku efektywnej pomocy dla pozostałych dyscy­ plin prawnych. Teoria państwa i prawa w swym obecnym kształcie niezbyt wiele ma do ofiarowania praktyce i prawoznawstwu. Nie znaczy to, by nic w ogóle nie dawała. Mimo wszystko wkład jej w za­ kresie metodologicznym oraz analiz logiczno-pojęciowych (choć obarczonych zbyt abstrakcyjnym sposobem myślenia) nie jest do pogardzenia. Zgodzić się jednak trzeba, że wkład to stosunkowo niewielki i nie dający się powiększyć na drodze kontynuowania ogólnych medytacji, odgrodzonych od innych dyscyplin praw­ nych, od praktyki i życia prawnego. Teoria państwa i prawa, przeobrażana stopniowo w sposób scharakte­ ryzowany w tej pracy, może pójść ręka w rękę z całym prawoznawstwem, udzielając mu wartościowej pomocy. Badania szczegółowe podreperują też w sposób istotny

8

obecne uogólnienia i doprowadzą do bardziej roboczych tez metodologicznych. Istnieje jeszcze jeden kompleks problemów prawo­ znawstwa, które trzeba podjąć z większą energią i oczy­ ścić z balastu błędnych koncepcji. Chodzi, mówiąc ogólnie, o zagadnienia językowo-logiczne, tak ważne, skoro istotnym składnikiem prawa są teksty i to szcze­ gólnego rodzaju, o właściwościach dotąd nie wyświe­ tlonych w sposób należyty. Z problematyką tą styka się od dawien dawna tzw. dogmatyka prawa, nie sięgając jednak na ogół do jej podstaw, zaspokajając bieżące potrzeby praktyki bez głębszej na ten temat refleksji. Problematykę tę podejmuje także teoria państwa i prawa, natrafiając na poważne trudności, bo na od­ cinku badań językowo-logicznych nasza filozofia przez długi czas nie przejawiała aktywności (ostatnia praca A. Schaffa posuwa sprawę w pożądanym kierunku), a w dodatku specyficzne zagadnienia zwrotów norma­ tywnych traktowane są ogólnie po macoszemu, ustę­ pując zdecydowanie pola badaniu zwrotów, do których mają zastosowanie kryteria prawdy i fałszu. Ponadto na skutek chronicznego bodaj w nauce burżuazyjnej mieszania zagadnień prawa jako faktu i jako zwrotu językowego (rozpatrywanego w dodatku jeszcze z pun­ ktu widzenia jego „obowiązywania”) doszło do szcze­ gólnego zaciemnienia i zagmatwania omawianej pro­ blematyki językowo-logicznej. I z tego zatem względu wśród poruszonych w pracy zagadnień metodologicz­ nych staje na porządku dziennym kwestia ustalenia granic pomiędzy różnymi płaszczyznami prawa i jego badania (a także określenia, na czym w istocie pole­ gają związki tych płaszczyzn, skoro odrzucić trzeba dotychczasowe, nieraz fantastyczne na ten temat kon­ strukcje, oraz koncepcje jednostronne, pomijające pewne aspekty prawa i ich badanie). W związku z pro­

blematyką językowo-logiczną wysuwa się również, jako kolejny, problem systemu prawa i jego właściwości. Tyle o głównych kierunkach rozważań pracy. Wy­ daje się, iż chodzi tu istotnie o sprawy węzłowe dla rozwoju marksistowskiego prawoznawstwa, sprawy, które powinny być dyskutowane. Istnieje oczywiście wiele innych, szczegółowych problemów metodologicz­ nych dużej wagi, które nie zostały tutaj podjęte. Może niesłusznie, i wtedy dyskusja wytknie to i uzupełni. Osobiście uważam, że istnieją różne szczeble rozważań metodologicznych, i że mnożenie wątków tej pracy o bardziej szczegółowe, choćby nawet o zasadniczym znaczeniu, miałoby wartość problematyczną. Tym bar­ dziej, że teoretyk państwa i prawa zgodnie z tym,, co wyżej powiedziano, nie w każdej kwestii może się dziś wypowiedzieć w sposób kompetentny. Rzecz parado­ ksalna, że bywa jednocześnie nie doceniany i przece­ niany. Utrzymuje się nieraz, że w takiej a takiej sprawie konkretnej, związanej z problematyką prawa pozytywnego, głos teoretyka państwa i prawa byłby pożądany, co nasuwa przypuszczenie, iż w sposób zupeł­ nie nieuzasadniony uważa się przedstawiciela tej dyscy­ pliny za zdolnego do rozprawiania — co najmniej jak równy z równym — z uczonymi, którzy zęby zjedli na danym problemie. Teoretyk państwa i prawa nie jest jednak wcale „mądrzejszym człowiekiem” od specjalistów z danej dziedziny, a po to, by mógł z nimi dyskutować na równi, musi wyposażyć się w wiedzę szczegółową wskazanego wyżej typu. Oczywiście i dziś tu i ówdzie wnieść coś może pod względem metody do rozpatrywania takich problemów, ale w pewnych jedynie granicach, zakreślonych trybem swych obec­ nych dociekań i — co jest już sprawą indywidu­ alną — stopniem zdolności „chwytania” konkretnych zagadnień. 10

W centrum zainteresowań tej pracy znajduje się problem rozwijania marksistowskiej metodologii w prawoznawstwie na odcinkach, na których bądź robimy pierwsze niemal kroki, bądź na tych, gdzie istniejący dorobek nie doczekał się należytej kontynuacji. Obok staje ściśle z tym związany problem ustosunkowania się do koncepcji nauki burżuazyjnej. Uznałem tu za sprawę szczególnej wagi dokładne omówienie tych koncepcji, które zapuściły korzenie na gruncie polskim, a między innymi tak wpływowych, jak poglądy szkoły Petrażyckiego-Landego, dotąd nie naświetlone kry­ tycznie w sposób gruntowny, a urabiające po dziś dzień — nawet w sposób niezupełnie uświadomiony — punkt widzenia wielu badaczy na tę czy inną kwestię. Oddając tę pracę czytelnikom, autor pragnie, aby wywołała ona krytyczną wymianę zdań przedstawicieli różnych gałęzi 'nauki prawa — nie tylko teoretyków państwa i prawa. Praca ta jest bowiem w niejednym punkcie szkicowym zaczątkiem omawiania problemów, których głębokie i wszechstronne rozpatrzenie leży w interesie naszego prawoznawstwa.

CZĘŚĆ PIERWSZA PŁASZCZYZNY PRAWA I JEGO BADANIA

Rozdział I

O WARTOŚCI JURYSPRUDENCJI JAKO NAUKI

§ 1. Jurysprudencja a inne nauki społeczne Snując śladem Bacona rozważania de dignitate et augmentis scientiarum spostrzeżemy łatwo, że ranga przyznawana dociekaniom nauki o państwie i prawie była kiedyś bardzo wysoka. Wystarczy tu przywieść autorytet Platona 1 i Arystotelesa, który ogromną wagę przypisywał wiedzy na temat prawa („sprawiedliwo­ ści”), a gdy zastanawiał się nad tym, jakiej nauce przy­ znać miejsce naczelne w hierarchii umiejętności, to rozumował w sposób następujący: „Trzeba starać się określić w głównych przynajmniej zarysach, czym jest... najwyższe dobro i jakich nauk czy umiejętności jest przedmiotem. Zdawałoby się, że jest przedmiotem na­ uki naczelnej i najbardziej kierowniczej. Za taką zaś uchodzi polityka, nauka o ipaństwie” 2. Nauka o państwie i prawie utrzymywała długo swą * Por. ujęcie problemu sprawiedliwości i państwa, Państwo w przekładzie W. Witwickiego, Warszawa 1958, t. I, szcze­ gólniej ks. IV, str. 238 i nast. 2 Etyka Nikomachejska, przekład D. Gromskiej, War­ szawa 1956, str. 4 i nast.

13

zaszczytną lokatę, związaną niewątpliwie częściowo z ogólną pozycją humanistyki w dawniejszych fazach rozwoju nauk, gdy wiedza przyrodnicza była bardzo słabo zaawansowana. Lokata ta obniżyła się, gdy pry­ mat zdobyły „nauki ścisłe”, i gdy cywilizacja techniczna rozpoczęła swój zwycięski pochód. Równocześnie jed­ nak wystąpiło inne zjawisko, sprowadzające się do swoistej izolacji naszej dyscypliny (czy grupy dyscy­ plin), jej jakby oderwania od pnia humanistyki czy nauk społecznych. Były okresy w historii, w których prawu i państwu poświęcali swe rozważania najwybitniejsi z filozofów. Przykład i opinia Arystotelesa są tutaj szczególnie wymowne. Były czasy, w których wiedza o państwie i prawie cieszyła się dużym poważaniem i była zwią­ zana z ogólnym nurtem rozwojowym nauk społecznych, partycypując w ich wspólnym dorobku. Wystarczy tu wspomnieć — obok okresu starożytnej filozofii grec­ kiej — dzieje nowożytnej doktryny prawa natury, czy potem zainteresowanie problematyką państwa i prawa u przedstawicieli idealistycznej filozofii nie­ mieckiej z początkiem XIX wieku 3. W tymże stuleciu nastąpił jednakże w nauce burżuazyjnej wyraźny rozbrat rozważań o państwie i prawie z humanistyką i utrzymuje się on właściwie po dzień dzisiejszy 4; nie­ raz daje on znać o sobie także u nas. Sprawa ta jest dość skomplikowana i musi budzić poważne zastano­ wienie. 3 Por. na ten temat rozprawę M. Arctowej, Prawo na­ tury jako ideologia antyfeudalna, Warszawa 1957. 4 Np. rozważania J. Landego, Studia z filozofii prawa, Warszawa 1959, str. 561 i nast., który m. in. pisze: „Nauki prawne, pomijając historię prawa, która zachowuje łączność z innymi naukami historycznymi i poziom z nimi wspólny, stanowią dziedzinę ściśle odgrodzoną od ogólnej areny myśli naukowej, zakątek żyjący życiem własnym i zamkniętym". 14

W nauce prawa (czy raczej w naukach prawnych i w nauce o państwie) zawsze istniała' — poniekąd z natury rzeczy — znamienna dwutorowość: rozważań ogólnych nad istotą, czy celem państwa i prawa, oraz prac szczegółowych tzw. dogmatyki prawa, opracowu­ jącej in concreto prawo obowiązujące w różnych jego dziedzinach. Dwa różne punkty widzenia: filozofa czy teoretyka państwa i prawa, wyrozumowującego pewne konstrukcje ogólne, oraz kazuisty i analityka pogrą­ żonego w bogatym i w miarę rozwoju społecznego coraz bogatszym materiale normatywnym, były zawsze tru­ dne do zharmonizowania. Filozofowie i teoretycy pań­ stwa i prawa ciążyli w stronę innych nauk społecznych, bywali oni „filozofami w ogóle”, jak Platon lub Ary­ stoteles, „filozofami-ekonomistami”, jak fizjokraci, hi­ storykami, względnie filozofami historii itd 5. Dogma­ tycy prawa byli natomiast odcięci od tamtych ogólnych dyscyplin, uprawiali swoją wiedzę zamkniętą, ciągnąc pożywkę z przepisów prawnych, z praktyki stosowania prawa, oraz ze wskazań tzw. zdrowego rozsądku. Nie byli filozofami, etykami, ani logikami, socjologami, historykami, ani ekonomistami i w tym sensie w swej pracy cierpieli na praktycyzm, praktycyzm nieu­ chronny, bo wszystkie właściwie ich siły pożerał po­ tężny i rosnący w miarę postępów cywilizacji materiał prawny. Filozofowie i teoretycy państwa i prawa — rzecz paradoksalna — byli przeważnie silniej związani z innymi dyscyplinami humanistycznymi niż z wła­ ściwą, szczegółową nauką prawa. Oczywiście nie wy­ chodziło to także na dobre wartości ich dociekań. Ten stan rzeczy rysował się całkiem jasno w tych czasach, gdy — mniej więcej do początku, czy nawet

5 Problematykę tę omawia szczegółowo A. Ross, Kritik der sogenannten praktischen Erkenntnis. Zugleich Prolegomena zu einer Kritik der Rechtswissenschaft, Kopenhagen 1933,

15

do połowy XIX stulecia — wiedza społeczna oraz filo­ zofia stanowiły jeszcze pewne niezróżnicowane kom­ pleksy, gdy poszczególne dyscypliny naukowe w ich obrębie dokładnie się od siebie nie oddzieliły. W systematach filozoficzno-społecznych było zawsze miejsce na dział poświęcony państwu i prawu, dział ten posia­ dał swoją dużą wagę i znaczenie. Istniała naturalna więź pomiędzy ogólnymi rozważaniami poświęconymi państwu i prąwu, a pozostałą problematyką filozoficznospołeczną. Inna rzecz, że gorzej było z więzią pomiędzy filozofią czy teorią państwa i prawa, a dogmatyką prawa. W miarę jednakże specjalizacji w ramach wiedzy filozoficzno-społecznej wszelkie nieomal więzi pomię­ dzy rozważaniami na temat państwa i prawa, oraz innymi problemami z tej dziedziny, uległy przerwaniu. Ogólna teoria czy filozofia państwa i prawa dołączyła się do pozostałych dyscyplin prawnych, tracąc stop­ niowo kontakt z nowymi prądami i z nową problema­ tyką filozoficzną. Nie stała się przez to — i to po dziś dzień — dyscypliną w pełni prawniczą w tym znaczeniu, by dawała kwintesencję, jakieś istotne i adekwatne dla całego materiału prawnego uogólnienia robocze i rzeczywiście pożyteczne dla szczegółowych dyscy­ plin prawnych. W ten sposób zarysował się stan rzeczy podwójnie niezadowalający: z jednej strony, polegał on na braku kontaktów nauki prawa z myślą społecznofilozoficzną, a z drugiej, na braku dostatecznego, orga­ nicznego powiązania ogólnej teorii i prac szczegóło­ wych. Teoria bywała urabiana tylko na miarę bądź cywilistyki, bądź prawa karnego, bądź państwowego *. Mimo to miewała przeważnie pretensje do miana teorii ogólnej, choć jej ustalenia nie mogły ogółu prawników*

8 Por. K. Opałek, Prawo podmiotowe, Warszawa 1957, str. 436 i nast.

16

zadowolić. Najogólniejsze były jeszcze te teorie, które konstruowano w możliwie pełnym oderwaniu od kon­ kretów jakiegokolwiek materiału normatywnego, ale nie zadowalały one oczywiście nikogo z tzw. dogma­ tyków prawa. Zmiany, które dokonały się w XIX wieku w stosun­ kach pomiędzy badaniami nad państwem i prawem, a różnorodnymi dyscyplinami filozoficzno-społecznymi odrywającymi się od wspólnego dotąd pnia, związane były także ze skrystalizowaniem się w burżuazyjnej nauce prawa kierunku zwanego pozytywizmem prawni­ czym, który do pewnego tylko stopnia może być trak­ towany jako odpowiednik pozytywizmu w ogólnofilozotficznym znaczeniu7. Pozytywizm prawniczy akcentował swój sprzeciw w stosunku do dawnych szkół związanych z określonymi systemami filozoficznospołecznymi, więc w stosunku do szkoły prawa natury wyrosłej w atmosferze filozofii Oświecenia i szkoły historycznej, mającej koneksje z pewnymi nurtami idealistycznej filozofii niemieckiej okresu klasycznego (zwłaszcza z filozofią Schellinga) 8. Pozytywizm praw­ niczy przeciwstawiał się prawu natury także za jego radykalizm bynajmniej już nie na czasie dla burżuazji, która zdobyła władzę. Przeciwstawiał się znowu szkole historycznej m. in. za jej feudalną reakcyjność, sta­ nowiącą w „epoce pozytywnej” postawę społeczną nie

7 K. Opałek — J. Wróblewski, Pozytywizm pra­ wniczy, „Państwo i Prawo” 1, 1954, str. 15 i nast. — ale polemicznie — M. Spaliński, Kilka uwag w sprawie artykułu..., tamże, 10—11, 1954, str. 604 i nast. i E. Jani­ szewska, O niektórych źródłach ideologicznych pozytywizmu prawniczego, tamże, 7—8, str. 155 i nast. eK. Opałek — J. Wróblewski, Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, „Przegląd Nauk Historycznych i Społecznych", V, 1954, str. 245 i nast. Problemy metodologiczne

2

17

do przyjęcia, a przy tym anachronizm. Odrzucał zarówno filozofię postępową, jak i reakcyjną. Propagował nato­ miast „immanentny”, wewnętrzno-prawny punkt widze­ nia, ponieważ ustabilizowany polityczny ustrój burżuazyjny zdawał się nie wymagać żadnych uzasadnień i filozoficznych komentarzy z zewnątrz9. Propagował technicyzm, czystą robotę prawniczą, robotę precyzyjną, bez filozofowania i wnikania w treść stosunków spo­ łecznych epoki, początkowo także stroniąc od wszelkich uogólnień1011 . Pozytywizm prawniczy doprowadził do końca to, co można określić jako actio ftnium regundorurn dla burżuazyjnej nauki prawa n. Zamknął on szczelnie świat prawa i nauki prawa, wyobcował ją spośród nauk społecznych. Nie można nie doceniać dodatnich skutków tych posunięć, gdy chodzi o takie, „wewnętrzne” sprawy prawnicze, jak systematyzacja prawa, podniesienie poziomu techniki kodyfikacji i sto­ sowania prawa. Trzeba jednak zwrócić uwagę również -na zjawiska ujemne polegające na tym, że nauka prawa została skazana na gotowanie się we własnym sosie, i że pozbawiono ją szerszych horyzontów teoretycznometodologicznych. „Immanentny” punkt widzenia odjął prawnikom burżuazyjnym możność prowadzenia kompetentnych roz­ ważań nad tak kapitalnymi zagadnieniami, jak społe­ czne uwarunkowanie, jak funkcja i skutki społeczne działania instytucji państwowo-prawnych. Bez tego zaś cała wiedza prawna stawała się wiedzą tylko technicznoformalną, wiedzą, której nie było już stać na głębszą ’ Pozytywizm prawniczy, str. 12 i nast. 10 J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 352 i nast. 11 Dzieło pozytywizmu prawniczego na tym polu posuwał jeszcze dalej H. Kelsen. Jego praca Hauptprobleme der Staatrechtslehre, Tubingen 1911, programowo przedsiębrała taką actio finium regundorum.

18

krytykę tych instytucji i obmyślanie drogą naukową sposobów ich dalszego kształtowania. Zadanie to speł­ niała dawniej — acz w sposób niedoskonały — szkoła prawa natury, dająca wyraz aspiracjom rewolucjoni­ zującej się burżuazji, a związana z całością wiedzy spo­ łecznej swego okresu. Stawiało ją to właśnie w świetle ujemnym w oczach prawników-pozytywistów, patrzą­ cych z niechęcią na wprowadzanie do nauki prawa akcentów politycznych 12. Nie działo się to bez określo­ nych przyczyn natury klasowej: nie chciano po prostu krytyki obowiązującego, burżuazyjnego prawa. W ten sposób ukształtował się światopogląd prawniczy okresu kapitalizmu, światopogląd będący według słów Engelsa „sekularyzacją światopoglądu teologicznego” 13. Teoria państwa i prawa została w tych warunkach nie­ malże unicestwiona. Wiedza prawnicza — przy szeregu niezaprzeczalnych walorów wniesionych do niej przez pozytywizm — stała się mimo wszystko wiedzą nie­ pełną, krańcową w swej formalistyce i w dogmatycznym dorabianiu uzasadnień do nakazów władzy, jakie by one nie były 14. Tu naszym zdaniem tkwi poważne źródło pewnego zlekceważenia jurysprudencji jako nauki tylko z pozo­ ru, jako umiejętności urabiania tez odpowiadających zaleceniom władzy państwowej. Nastawienie formalnodogmatyczne objawiało się już zresztą od samego zara­ nia w nauce prawa; pozytywizm je jednak spotęgował w sposób szkodliwy. Gdy chodzi o dogmatyzm nauk 12 K. B e r g b o h m, Jurisprudenz und Rechtsphilosophie, I, Leipzig 1892, str. 200 i nast., 238. 13 K. Marks — F. Engels, Dzieła, wyd. ros., t. XVI, 1, str. 296. 14 Por. A. R o s s w recenzji z dzieła H. K e 1 s e n a, The law of the United Nations (London 1950), Ius Gentium II, 1—2, 1951, str. 250 i nast. 2»

19

prawnych, to zaznaczył on się już silnie w Niemczech w okresie absolutyzmu policyjnego, kiedy to nie dopusz­ czano do etyczno-politycznej krytyki prawa obowiązu­ jącego i na uniwersytetach przeprowadzono ścisły rozdział dyscyplin filozoficznych (wśród nich etyki) i prawa. Poglądy zaś w niemieckiej nauce prawa stawały się z biegiem czasu dominujące, ze względu na poważny ciężar gatunkowy tej nauki na rynku europejskim15. Na tej drodze zarysował się kontrast pomiędzy „wolną” nieskrępowaną w zasadzie wiedzą szeregu dyscyplin humanistycznych, a skrępowaną wiedzą prawniczą. Mimo to zdanie nauk prawnych na wyjałowienie, do czego prowadziły tendencje pozytywizmu prawniczego, było na dłuższą metę nie do pomyślenia. Krańcowo formalna i wyłącznie szczegółowa wiedza prawnicza nawet na potrzeby panującej klasy burżuazji okazała się niewystarczająca. Komplikujące się życie w nowo­ czesnym państwie wymagało objęcia regulacją prawną coraz to nowych stosunków; aby regulować te stosunki społeczne, trzeba było je poznawać. Rozbudowane agen­ dy państwowo-prawne nie mogły obywać się bez teore­ tycznej ekspertyzy i diagnozy. Z drugiej strony nadcho­ dził okres uwsteczniania się burżuazji, jej konfliktów z klasą nowowstępującą, przeciwstawiającą kapitalistom nowe koncepcje ustrojowe. Zrodziło to potrzebę rozbu­ dowanych uzasadnień i aktywnej obrony istniejącego państwa i prawa16. Podjęto tedy nowe próby nawią­ zania kontaktów z filozofią i z różnymi gałęziami nauk społecznych. Próby te są liczne we współczesnej burżu15 Na ten temat, gdy chodzi o okres absolutyzmu niemiec­ kiego, por. w mojej pracy Hugona Kołłątaja poglądy na państwo i prawo, Warszawa 1952, str. 150 i nast. 16 Por. W. A. Tumanów, Kritika sowremiennoj burżuaznoj tieorii prawa, Moskwa 1957, str. 20 i nast. i rec. z tej pracy J. Wróblewskiego „Państwo i Prawo” 5—6, 1958, str. 941. 20

azyjnej nauce o państwie i prawie17. Bilans tych usiłowań nie jest jednak bynajmniej dodatni. Abstra­ hujemy tutaj od sprawy ogólnego regresu w bardzo wielu kierunkach filozofii i w naukach społecznych w krajach kapitalistycznych (regresu, który nie oznacza zresztą braku jakichkolwiek pozytywnych osiągnięć i postępów na pewnych szczegółowych odcinkach bada­ wczych); regres ten oczywiście także spowodował, że nowe skojarzenia nauki prawa z prądami panującymi w filozofii i w naukach społecznych nie dały rezultatów dodatnich. Chodzi nam jednak przede wszystkim o to, że tradycje myślenia najczęściej formalno-dogmatycznymi kategoriami w nauce prawa, spotęgowane nie­ bywale przez pozytywizm prawniczy, a potem normatywizm kelsenowski, ograniczyły możliwości szerszego i głębszego spojrzenia — z pomocą wyników osiągnię­ tych w tamtych dyscyplinach — na instytucje państwowo-prawne. Działo się to i dzieje w nauce burżuazyjnej najczęściej w ten sposób, że wyniki te służą tylko za fasadę, że spadają do rzędu programowych ogólników, dość powierzchownie przyczepianych do „normalnej” egzegezy formalno-dogmatycznej 18. Nie dostrzega się natomiast prawdziwej, dogłębnej asymilacji tych wy­ ników w konkretnych badaniach nauki prawa. Trudno jest przekroczyć zaczarowany krąg metody formalnodogmatycznej (która zresztą, raz jeszcze tc podkreśla­ my, ma swe wartości i pewien zakres zastosowania),19 trudno stworzyć teorię prawa czy państwa opartą o wy­ 17 Por. G. L. S e i d 1 e r, Doktryny prawne imperializmu, Warszawa 1957, str. 21 i nast. 19 Por. L. Petrażycki, Wstęp do nauki prawa i moral­ ności, Warszawa 1959, rozdz. I i II. 19 Por. głos J. Gwiazdomorskiego w dyskusji nad metodą formalno-dogmatyczną, „Państwo i Prawo” 4—5, 1955, str. 710 i nast. 21

niki wiedzy społecznej sensu largo, a równocześnie w pełni roboczą, powstającą na gruncie analizy realnych instytucji państwowo-prawnych, a nie spekulującą w oderwaniu od nich i ograniczającą się do pewnych nie realizowanych zapowiedzi różnych „wstępów”, „wprowadzeń”, itp. Nie miejsce tu jednak jeszcze na krytyczną analizę współczesnej burżuazyjnej, a także naszej teorii pań­ stwa i prawa i stanu metodologicznego prawoznawstwa. Ograniczamy się w tym punkcie do uwypuklenia pew­ nej izolacji, w jakiej znalazła się burżuazyjna nauka prawa w obrębie dyscyplin społecznych, i do przedsta­ wienia szeregu czynników, które w procesie rozwojo­ wym oddziałały w kierunku niekorzystnego pomniej­ szenia znaczenia jurysprudencji. Czynniki te, z których część (niebywale wzrastająca rola nauk przyrodniczych i cywilizacji technicznej) wpływa na niezbyt poczesne miejsce zajmowane w nauce przez całą humanistykę, a część (tendencje rozwojowe samej nauki prawa, w szczególności burżuazyjnej) kształtuje sytuację ju­ rysprudencji w obrębie humanistyki, działają w dal­ szym ciągu. Znajdują one pewien refleks także w na­ szej nauce. Punkty wyjściowe marksistowskiej nauki o państwie i prawie są bardzo mocne. Wystarczy wymienić jej związek z filozofią i metodą materializmu dialektycz­ nego i historycznego, stanowiącą niewątpliwie szczy­ towe osiągnięcie w nauce, jak również dyktowane przez tę filozofię i metodę odcięcie się in principiis od for­ malizmu i dogmatyzmu. Mamy tutaj do czynienia z programem nauki o państwie i prawie uwypuklającym momenty historyczno-genetyczne, ekonomiczne, polity­ czne i socjologiczne, podkreślającym konieczność bada­ nia państwa i prawa i ich instytucji jako faktów spo­ łecznych — obok badania samej litery prawa. Zwią­ 22

zek naszej dziedziny z całokształtem dyscyplin społecz­ nych został przez marksizm — leninizm ponownie podkreślony z całą siłą, co przejawiło się już w dziełach samych klasyków, zwłaszcza w randze, jaką przyzna­ wali — i to z nie byle jakich praktycznych i teorety­ cznych przyczyn — nauce o państwie, dając na ten temat rozważania o znaczeniu pierwszorzędnym w jed­ nym szeregu i w ścisłym powiązaniu z dociekaniami z zakresu filozofii i ekonomii politycznej. Prace te jednak nie zawsze i nie pod każdym wzglę­ dem były w należyty sposób kontynuowane. Przyczyną tego bywał nieraz na naszym terenie badań raczej odtwórczy niż twórczy kierunek dociekań. Brakowało niejednokrotnie samodzielności w posługiwaniu się metodą marksistowską w zastosowaniu do nowych zja­ wisk i powstających nowych problemów. Czasem zja­ wiska te i problemy nie stawały się też przedmiotem dostatecznie intensywnych wysiłków badawczych. W określonych zaś historycznie warunkach, które zro­ dziły impas teoretyczny — przejściowy, ale mający swe szkodliwe następstwa — złe tradycje nauki bur­ żuazyjnej działały podskórnie, na przekór ostrej walce, jaką z nauką tą prowadzono na powierzchni. Formalizm i dogmatyzm nie został faktycznie przezwyciężony w sposób dogłębny, oderwanie od pnia dyscyplin huma­ nistyczno-społecznych trwało i trwa do pewnego stopnia nadal, autorytet prawoznawstwa nie doczekał się jeszcze pełnej restytucji. Nawoływanie o podniesienie tego autorytetu nie ma nic wspólnego ze spotykanymi nie­ raz przejawami różnych partykularnych ambicji. Jest to tylko nawoływanie do walki o należne miejsce dla problemów wielkiej wagi. Miejsce to można uzyskać jedynie poprzez właściwy poziom i ciężar gatunkowy rozważań o tych problemach. Jest to równoznaczne z systematycznym twórczym zastosowaniem marksi­ 23

stowskiej metodologii w naszej dziedzinie, z pełną realizacją marksistowskiego programu badań nad pań­ stwem i prawem.

§ 2. Nauki społeczne a „wiedza ścisła" Dotąd zajęliśmy się bolączkami zupełnie swoistymi dla nauki prawa. Są jednak i takie słabe punkty w działalności tej ostatniej, które dotyczą nie tylko jurysprudencji, ale i innych dyscyplin humanistycznospołecznych, jakkolwiek w tych punktach przejawy słabości prawoznawstwa mogą nosić często pewne spe­ cyficzne cechy. Gdy wyjdziemy od znanego, a przeważnie zabarwio­ nego pejoratywnie w odniesieniu do naszych dyscyp­ lin przeciwstawienia „nauk ścisłych” i humanistycznospołecznych, to zobaczymy, że tym drugim zarzuca się dwa braki: 1° „nieścisłość”, czyli innymi słowy zasad­ nicze niedomagania teoretyczne, 2° nie zaspokajanie potrzeb praktyki, brak zdolności efektywnego oddzia­ ływania naukowego na rzeczywistość społeczną; oczy­ wiście jedno wiąże się z drugim, bo ścisłość i sprawdzalność ustaleń naukowych umożliwia przychodzenie do praktyki z czymś istotnie ważkim i skutecznym, a brak pierwszego wyłącza to drugie. Z „niepraktyczności” można rozgrzeszyć szereg dziedzin humanistyki, te mianowicie, których przedmiot sam przez się jest interesujący i atrakcyjny, i które nie dźwigają zbyt wielkiego ciężaru odpowiedzialności wobec praktyki społecznej. Nauka prawa nie zalicza się do tych dzie­ dzin — wręcz przeciwnie — ma do czynienia z tymi ogniwami nadbudowy, które znajdują się najbliżej bazy, i wiąże się przeważnie z problemami kluczowymi politycznie. Wymagania praktyki, i to tej najcięższego kalibru, muszą pod jej adresem być poważne. Pojęcie 24

bowiem samej „praktyki społecznej” jest wewnętrznie zróżnicowane: każda dyscyplina humanistyczno-społeczna odpowiada jakiejś sferze tej praktyki, sferze o mniejszej lub większej doniosłości. Gdy doniosłość nie jest tak wielka, można zastosować łagodniejsze kryteria, tym bardziej, jeśli inne walory danej dyscyp­ liny rekompensują braki praktyczne. Poniżej zastanowimy się kolejno nad tymi dwoma zarzutami i poszukiwaniem dróg uwolnienia się od nich, biorąc za punkt wyjścia stanowiska zarysowujące się w nauce burżuazyjnej w każdym z tych punktów i prze­ chodząc następnie do wniosków dotyczących naszej nauki. W nauce burżuazyjnej mamy do czynienia często z ostrą krytyką braków teoretycznych prawoznawstwa w jednym rzędzie z całą rozległą sferą myśli humanistyczno-społecznej. Tej ostatniej za przykład stawia się nieodmiennie „nauki ścisłe”. Spotykamy się z dwo­ ma typami reakcji na tę krytykę: z proklamowaniem rezygnacji ze ścisłości, oraz z tendencjami do prze­ kształcenia nauk humanistyczno-społecznych w „ścisłe” (ale, jak to zobaczymy, w dość swoisty sposób, ozna­ czający właściwie likwidację badań humanistycznospołecznych). Gdy mowa o pierwszej z tych reakcji, to potwierdza ona tezę, że wprawdzie krytyka i stawianie innych za przykład działa często pobudzająco, ale długotrwała bezowocność wysiłków w kierunku naprawy i bezsporna wyższość konkurentów (tutaj w postaci nauk przy­ rodniczych i technicznych) bywa podłożem dla rezy­ gnacji. Następuje w nauce burżuazyjnej pewnego rodzaju pogodzenie się z faktem, że ostatnio wzmian­ kowane dyscypliny są ścisłe i efektywne, a nauki humanistyczno-społeczne stanowią z konieczności za­ przeczenie tych cech. A skoro tak, to można już do woli 25

igrać z myślą w sposób barwny, fantazyjny i nieobli­ czalny — to nasz przywilej. Jeśli to nie będzie naukowe i przydatne, to przynajmniej może być interesujące i atrakcyjne. Będą to artes liberales w tym sensie, że wolne od rygorów myślenia naukowego. Byłoby jednak zbyt bolesne przyjąć takie rozwiązanie bez samousprawiedliwienia, bez „naukowego” uzasadnienia. Dla za­ dowolenia miłości własnej wystarczy uznać przedmioty badań humanistyczno-społecznych za jakieś odrębne twory ponadempiryczne, dostępne poznaniu tylko na drodze specyficznych, pozaintelektualnych aktów. Nie­ odpowiedzialna spekulacja uzyskuje w ten sposób pod­ budowę teoretyczną, a nawet zostaje wywyższona w stosunku do normalnych aktów poznawczych jako obracająca się w „wyższej” duchowo sferze i działa­ jąca przy pomocy środków subtelniejszych niż metody empiryczno-racjonalne. Uzasadnienia dostarcza ideali­ styczna filozofia kultury czy fenomenologia — kierunki, które w filozofii prawa także zapuściły korzenie20. Postawa rezygnacji w taki sposób upiększona i osło­ dzona nie jest w dziedzinie humanistyczno-społecznej jedyną. Nie zatrzymując się na wielu jej pośrednich wariantach, wskażę jedynie na jej drugą, biegunowo przeciwną odmianę. Ta polega na przysłowiowym wy­ lewaniu dziecka z kąpielą, na nihilistycznym stosunku do specyficznych problemów naszej dziedziny, na wulgaryzmie redukcji fizykalistycznych przedmiotów, z którymi się ona styka. Podczas gdy z mocy poprze­ dniej koncepcji myśl humanistyczno-społeczna doznaje pełnej swobody, jako gatunkowo całkiem różna od wiedzy przyrodniczo-technicznej, to w ujęciu „logiczno20 Dla ich przeglądu por. szereg artykułów w wydaniu zbio­ rowym: Interpretations of modern legał philosophies, Studies iń honor of Roscoe Pound, New York 1947. 26

empirycznym” staje się karłowatym obszarem podle­ głym, radykalnie pozbawiona swoistych treści przez eliminowanie tzw. problemów pozornych. Na każdym kroku wytyka się jej bezsens, radząc ograniczenie się do niewielkiej ilości kwestii, ale za to fizykalistycznie sensownych. Jednakże po okrojeniu „logiczno-empiryczna” humanistyka staje się jeszcze większym bez­ sensem. Gdy analiza jej przedmiotów wykazała, że są one złożone ze składników „urojonych” i „nieurojonych”, odrzucono pierwsze, a pozostawiono drugie. Ale w ten sposób uzyskano przedmioty godne zaintereso­ wania fizyków, a nie humanistów — jakieś zgoła inne przedmioty, których badanie nie jest zdolne rozwią­ zać niczego (lub niemal niczego) w dziedzinie humanistyczno-społecznej. W konsekwencji tego można by po­ wiedzieć, że dziedzina ta składa się tylko z pozornych problemów dotyczących urojonych przedmiotów, że w gruncie rzeczy istnieje jako nauka tylko najszerzej pojęta fizyka. Ale to nikogo nie zadowoli — świat nasz jest po prostu zapchany rozlicznymi przedmiotami humanistyczno-społecznymi o niemałym znaczeniu prak­ tycznym. Od tego faktu nie ma ucieczki. W ten sposób mamy dwie propozycje: propozycję badania przedmiotów właściwych humanistyce, ale w sposób nienaukowy, oraz propozycję badania przed­ miotów niehumanistycznych w sposób naukowy. Obie zawierają rezygnację — jedna z naukowości, druga — z humanistyki. Jedna głosi, że humanistyka musi być nienaukowa, druga, że nauka nie może być humani­ styką. Ostatecznie propozycje te są bliższe sobie, niżby się to na pozór wydawało. Obie przyjmują nienaukowość humanistyki (w sensie fizykalistycznym), tylko pierwsza wyraża chęć uprawiania takiej humanistyki po swojemu ją uzasadniając, a druga nie. Obie są nie na serio o tyle, że starają się wykręcić bądź od nauko­

27

wego stawiania problemów, bądź od stawiania proble­ mów humanistyczno-społecznych. Obie też zawierają — jak to często bywa, zgodnie ze znaną uwagą Lenina, w myśli burżuazyjnej, w której się zrodziły — pewne ziarna słuszności, których produktem są przesadne i jednostronne twierdzenia 21. Pierwsza koncepcja pod­ kreśla silnie swoistość przedmiotów humanistycznospołecznych i metod ich badania. Wyda je się to słuszne, ale prowadzi do jaskrawo przesadnej konkluzji o nadzmysłowym charakterze tych przedmiotów i o irracjo­ nalnym trybie ich poznawania. Druga koncepcja kładzie znowu nacisk na rygory naukowego myślenia. Jest po­ żyteczna jako oręż krytyki tych wszystkich ujęć, które zrodziły się pod znakiem koncepcji pierwszej, ale jed­ nostronna w swym pojmowaniu metod poznania na­ ukowego, w utożsamianiu metody naukowej z metodą pewnej gałęzi wiedzy, w nie uwzględnianiu swoistości metod, które trzeba stosować w różnych dziedzinach zależnie od ich przedmiotów. Pierwsza koncepcja kon­ struktywnie wskazała na swoisty świat przedmiotów humanistyczno-społecznych, ale okazała się wobec nich naukowo bezradna. Druga koncepcja destruktywnie rozbiła fantazje zwolenników pierwszej, ale fantasty­ czne ujęcia problemów utożsamiła z samymi proble­ mami, traktując je w sposób nihilistyczny. Mimo wielkich rozczarowań i bezowocnych wysił­ ków przeszłości, należy obstawać przy ambitnym pro­ gramie łączącym to co słuszne i eliminującym to co niesłuszne w przedstawionych koncepcjach. Trzeba z jednej strony przyjąć, że istnieją swoiste przedmioty i problemy humanistyczno-społeczne, a z drugiej strony, że mogą one i mają być badane przy pomocy normal­ nych w nauce metod empiryczno-racjonalnych — tylko 21 Marks, Engels, marksizm, Warszawa 1949, str. 244. 28

oczywiście dostosowanych do swoistych cech badanych przedmiotów, a nie przenoszonych szablonowo i nie­ wolniczo z innych dyscyplin o odrębnym przedmiocie. Stwierdzenie to nie nowe, może równie często słyszane, jak skargi pod adresem humanistyki i nauk społecz­ nych. Wysuwano je czasami programowo już w daw­ niejszej i nowszej burżuazyjnej nauce, ale realizacja nie dotrzymywała kroku słusznym zasadom. Byłoby nawet rzeczą ciekawą prześledzić dzieła myśli humanistyczno-społecznej poczęte pod hasłem takich lub częściowo bodaj zbliżonych zasad z punktu widzenia zboczeń w stosunku do programu bądź w kierunku fan­ tazji, bądź nihilistycznego przekreślania swoistej pro­ blematyki humanistyczno-społecznej. Przykłady Petra­ życkiego, Duguita, Lundstedta czy Pounda cisną się tutaj od razu 22, Zapewne, ten arsenał filozoficzno-metodologiczny, który ma do dyspozycji nauka burżuazyjna, nie ze wszystkim sprzyja konsekwentnemu ustaleniu i wpro­ wadzeniu w czyn takiego programu. Nasza nauka znaj­ duje się w sytuacji dużo lepszej, ponieważ właściwa koncepcja nauk humanistyczno-społecznych została nie tylko programowo w sposób jasny ustalona, ale po­ wstały też w dziełach klasyków marksizmu bardzo

22 Petrażycki, postulując metody empiryczno-racjonalne, daje ostatecznie konstrukcje nie tyle może fantastyczne, ile w istocie spekulatywne (por. na ten temat dalej, w rozdz. VI); Duguit idzie zarówno w kierunku fantazji prawa natury, jak i częściowego nihilizmu (np. problematyka prawa podmio­ towego, por. G. L. S e i d 1 e r, o. c., str. 33 i nast., str. 47 i nast.); Lundstedt, zwłaszcza w pracy Unwissenschaftlichkeit der Rechtswissenschaft I—II, Berlin 1933—4, idzie konsekwentnie w kierunku nihilistycznym, wychodząc ze zbliżonych do neopozytywizmu pozycji szkoły upsalskiej. Pound w swej „dok­ trynie interesów społecznych” wchodzi na tory myślenia kate­ goriami prawa natury. 29

poważne osiągnięcia na polu szczegółowego zastosowa­ nia wysuniętych założeń 2324 . Czego jednak brak, to dal­ szych dociekań filozoficzno-metodologicznych na temat zjawisk — czy szerzej — przedmiotów humanistycznospołecznych, ich elementów, struktury i płaszczyzn ich badania, na temat ich swoistości w stosunku do przed­ miotów fizykalnych. Są to sprawy trudne, ale bar­ dzo ważne dla humanistyki stojącej na pozycjach materialistycznych, która zdecydowana jest odeprzeć ku­ szącą nieraz wymowę różnych teorii — ale musi dysponować w tym celu własnym konstruktywnym dorobkiem. Dla stanowiska materialistycznego ponętna z drugiej strony wydawałaby się propozycja fizykalizmu (w postaci np. reizmu czy podobnych kierunków), poddającego krytyce koncepcje tradycyjnej, idealisty­ cznej humanistyki. Droga ta jednak jest zbyt uprosz­ czona i ukazująca perspektywy ominięcia właściwej problematyki, jak o tym wyżej była mowa2i. Na przedstawionym odcinku potrzebne są zarówno prace ogólno-teoretyczne dotyczące całej sfery humanistyczno-społecznej, jak i prace skupiające uwagę na poszczególnych częściach tej problematyki, a więc m. in. na problematyce przedmiotów i zjawisk państwowoprawnych, ponieważ każda dziedzina omawianej obszer­ nej sfery wnosi tutaj swe osobliwości i podyktuje specjalne postulaty badawcze, które z kolei mogą być wykorzystane w uogólnieniach filozoficzno-metodolo­ gicznych, ważnych dla całej humanistyki i nauk spo­ łecznych.

23 Por. na ten temat (mimo zastrzeżeń, które można wysu­ wać co do niektórych wywodów) pracę A. Schaffa, Obiek­ tywny charakter praw historii, Warszawa 1955. 24 Por. W. Lang, Czy istnieje „zjawisko prawne”? „Prze­ gląd Polski i Obcy”, 6, 1958, str. 13 i nast. 30

§ 3. Skala praktycznych zadań jurysprudencji J. v. Kirchmann pisał: „Wszystkie nauki oddały ludzkości znakomite usługi, ich twórczość graniczy z cudem... Jakie są zaś osiągnięcia nauki prawa? Szu­ kam pilnie na wszystkie strony i znajduję tylko formu­ larze do czynności prawnych i procesowych, mnóstwo ostrzeżeń, pouczeń, formuł i klauzul... To jest żałosne w nauce prawa, że uznaje się ona za niezdolną do opanowania natury nowych tworów i kierowania ich rozwojem, podczas gdy wszystkie inne nauki uznają to za swą istotną część i swoje najwyższe zadanie. Owo tyle wysławiane kształtowanie prawa przez prawników, o którym tak wiele można czytać we wszystkich kom­ pendiach, sprowadza się tylko do zabawy w drobne szczegóły. Położyć fundamenty i wznosić mocno nową budowlę do góry — tego prawnicy nie potrafią. Do­ piero gdy budowa jest ukończona, wtedy jak szczury przychodzą tysiącami i gnieżdżą się we wszystkich jej kątach”. (Ober die W ertlosigkeit der Jurisprudenz ais Wissenschaft, Berlin 1847). Nie sposób było odmówić sobie zacytowania tego dłuższego wywodu pióra pełnego temperamentu oskar­ życiela nauki prawa sprzed lat z górą stu — zresztą z zawodu prokuratora — a więc mającego wprawę w wystąpieniach tego typu. Pomijam konkretne wa­ runki historyczne i sytuację w nauce prawa w czasie, gdy Kirchmann formułował swe oskarżenie 25. Chodzi o ogólniejsze, a więc i nadal jeszcze aktualne, znacze­ nie jego osądu, choć w odniesieniu do aktualnych wa­ runków kryje on w sobie wiele przesady. Kirchmann wspomina o pewnych cechach nauki prawa, o których wyżej już była mowa i ocenia je negatywnie. Krytyka

25 Na ten temat por. Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, str. 305 i nast. 31

jego jednak dotyczy głównie tego, że nauka prawa „... uznaje się za niezdolną do opanowania natury no­ wych tworów i kierowania ich rozwojem”, a zatem nie zdaje egzaminu przydatności praktycznej rozumianej w sposób twórczy i dynamiczny, a nie statyczno-odtwórczy, polegający tyko na komentowaniu tego, co dane w przepisach w celu ich zastosowania w konkret­ nych, rozstrzyganych przez sądy i administrację przy­ padkach. Innymi słowy, Kirchmann uznaje za niewy­ starczającą praktyczność dogmatyczną nauki prawa i dostrzega brak naukowego traktowania o zagadnie­ niach de lege ferenda. Wystąpienie Kirchmanna nie natrafiło bynajmniej na korzystną atmosferę. Była ona chłodna dla polityki pra­ wa przez cały okres panowania pozytywizmu prawni­ czego. Jest dość znamienne dla swoistego sposobu pojmo­ wania pozytywizmu przez prawników, że nie widzieli oni dla swej nauki zadań tego rodzaju, choć równocześnie ojciec pozytywizmu (jako ogólnego prądu filozoficznonaukowego), August Comte, wysuwał hasło: savoir c’est prevoir pour pouvoir. Unaocznia to tylko tym dobitniej fakt, że pozytywizm prawniczy tylko pozor­ nie, względnie powierzchownie wiązał się z pewnym określonym historycznie kierunkiem w nauce i w filo­ zofii, a w gruncie rzeczy stanowił specjalnie dobitne wcie­ lenie odwiecznych formalno-dogmatycznych predylekcji i postaw prawników26. Z powodu tych predylekcji po dziś dzień częsta jest w środowiskach prawniczych niechęć i nieufność do polityki prawa. Jest to pewna stale objawiająca się żywiołowo tendencja, tylko nie zawsze jest ona firmowana przez określone teorie, uza­ sadniające ją naukowo — jak pozytywizm prawniczy, a potem normatywizm. 20 Por. Pozytywizm prawniczy, str. 10 i nast.

32

Wiadomo, że na przełomie stuleci XIX i XX nastą­ pił w burżuazyjnej filozofii prawa atak na pozycje pozytywizmu prawniczego. Ataku tego nie należy prze­ ceniać, a to z całego szeregu przyczyn. Zasadnicza treść klasowo-polityczna nauki prawa nie ulega przecież zmianie. Nie zmienia się też wiele podskórny nurt formalno-dogmatyczny. Potrzebne są fasadowe uzasadnie­ nia dla aktywnej w zmienionej sytuacji historycznej obrony porządku kapitalistycznego. Z drugiej strony, filozofia prawa nie jest bynajmniej reprezentatywna dla nauki prawa. Wydaje się, że błędem często spoty­ kanym w ocenie ewolucji tej ostatniej jest mierzenie jej przemianami w kierunkach filozoficzno-prawnych. Ocena taka jest powierzchowna, ponieważ nie bierze w rachubę faktycznego trybu pracy szczegółowych dzie­ dzin nauki prawa, a sugeruje się jedynie ogólnymi ha­ słami, projektami, programami i medytacjami filozo­ fów prawa, których nagminne oderwanie od tego, co stanowi „substancję” jurysprudencji, nakazuje ostro­ żność w traktowaniu ich jako barometru całej nauki prawa. Znamienny jest także sam fakt, że ich projekty pozostają przeważnie niezrealizowanymi projektami. Nie jest to tylko dowód szczególnej niemocy teoretyczno-metodologicznej, ale także rozbieżności pomię­ dzy filozofami prawa, a przedstawicielami szczegóło­ wych dyscyplin prawniczych. Filozofowie prawa czerpią swe koncepcje w dużej mierze z ustaleń czerpanych poza terenem nauki prawa — w filozofii, etyce, itd., a uczeni zajmujący się poszczególnymi działami prawa obowiązującego nie dają sobie tych koncepcji narzucić, nie chcą ich stosować i opracowywać w sposób konkre­ tny. Właściwie spośród nowszych, tylko dwa prądy mają stale szanse głębszego zakorzenienia się w bur­ żuazyjnej jurysprudencji: z jednej strony, normatywizm — bo ten odpowiada nastawieniom formalno-dogProblemy metodologiczne

3

33

matycznym, a z drugiej, kierunek, który ogólnie można określić mianem szkoły wolnego prawa; ten ostatni jest chętnie przyjmowany w warunkach porzucania pozycji praworządności burżuazyjnej, najchętniej w ustrojach faszystowskich. Ale nikt poważnie nie chce się stosować w badaniach szczegółowych np. do psychologizmu, czy do kanonów filozofii kultury, do „egologicznej” teorii prawa. Podejście socjologiczne, choć tak zdawałoby się operatywne w konkretnej pra­ cy badawczej, również nie często znajduje zwolenni­ ków. Mimo to ataku filozofów prawa na stanowisko pozytywizmu prawniczego nie można zupełnie lekce­ ważyć. U filozofów prawa spotykamy wprawdzie niemało produktów nieodpowiedzialnej fantazji, ale z drugiej strony, ich pogląd na sprawy bywa szerszy i niezależny, nie obciążony tak dalece rygorami my­ ślenia formalno-dogmatycznego. Dlatego mogą oni uchwycić także pewne istotne braki i jednostronności szczegółowej nauki prawa. Przemiany w burżuazyjnej filozofii prawa na prze­ łomie XIX i XX wieku, niejednokrotnie już poddawane ocenie w literaturze fachowej, były przeważnie trak­ towane jako rewizja stanowisk teoretycznych na temat istoty prawa jako normy i jako zjawiska (psychicznego, społecznego, „kulturowego”), na temat elementów pra­ wa, genezy i funkcjonowania prawa, itp. Jest to słuszne tylko częściowo, ponieważ — co jest bardzo znamien­ ne — wszystkie właściwie nowe kierunki poświęciły główną uwagę problemom de lege ferenda, podporząd­ kowując rozważaniom na ten temat dociekania teore­ tyczne. O to wszak chodziło w doktrynach „odrodzo­ nego prawa natury”, które poszukiwały wyższych kryteriów oceny prawa aktualnie obowiązującego, to był cel główny szkoły wolnego orzecznictwa oraz kon­ 34

cepcji socjologicznych i psychologicznych (wymieniam te kierunki w dużym skrócie, skoro każdy z nich ma cały szereg odmian) 27. Socjologizm przeniesiony potem na grunt amerykański, postawił wszak jako główny problem social engineering through law, czy to w swych znanych już szeroko badaniach na temat tzw. interesów społecznych, czy w późniejszych próbach „juryspru­ dencji eksperymentalnej”, itp28. Psychologizm, mający swego najczystszego i najbardziej krańcowego rzecz­ nika w Petrażyckim, również postawił politykę prawa na miejscu naczelnym. Wszak tylko dla zbudowania tej ostatniej dyscypliny zadał sobie Petrażycki ogrom­ ny trud zbudowania psychologistycznej teorii prawa i państwa 29. „Jest rzeczą pożądaną i konieczną — pisał ten uczony — aby istniejący dziś system nauk praw­ nych, ograniczony do badań historycznych i praktyczno-dogmatycznych nad obowiązującym prawem pozy­ tywnym, został uzupełniony przez zbudowanie nauki polityki prawa (polityki ustawodawczej...). Istota zagad­ nienia polityki prawa polega na uzasadnionym naukowo przewidywaniu następstw, jakich spodziewać się należy w razie wprowadzenia pewnych przepisów prawnych, oraz na opracowaniu takich zasad, których wprowa­ dzenie do systemu prawa obowiązującego drogą usta­ wodawczą (lub inną, np. w dziedzinie międzynarodowej) stałoby się przyczyną pożądanych skutków. Dlatego też podstawą naukowej polityki prawa powinno stać się zbadanie własności przyczynowych, przyczynowego

27 Por. na ten temat J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 358 i nast. 28 Por. M. Arctowa i G. L. Seidler, Funkcjonalizm w burżuazyjnej nauce prawa, „Państwo i Prawo” 7, 1951, oraz M. Arctowa, Znaczenie badań socjologiczno-prawnych dla teorii państwa i prawa, tamże, 4—5, 1957. 28 J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 573 i nast. 3*

35

działania prawa oraz różnych jego odmian, i składników w szczególności” so. Przytaczam in eztenso to sformu­ łowanie; w całości możemy mu przyklasnąć wedle jego literalnego brzmienia, a bez implikacji psychologistycznych wynikających z koncepcji Petrażyckiego. W każdym razie communis opinio philosophorum iuris, która zaznaczyła się w okresie najnowszym w przed­ miocie polityki prawa, jest dosyć znamienna, przyjąwszy nawet konieczną ostrożność w traktowaniu wywodów filozofów prawa, jak to już wyżej zaznaczono. Oczy­ wiście pamiętać trzeba o tym, że chodzi tutaj o przed­ stawicieli nauki burżuazyjnej, którzy wysuwają kon­ cepcje budzące wiele zastrzeżeń, ale zarazem jest pewne, że stawiają problem istotny. Naukowe zaniedbywanie zagadnień de lege ferenda stanowi poważny brak w pra­ cy nauki prawa, z punktu widzenia jej służby dla praktyki społecznej. Krytyka prawoźnawstwa z tego stanowiska jest bezwzględnie duszna. Dążąc do tego, by jurysprudencja osiągnęła pełną wartość jako nauka, powinniśmy zbudować politykę prawa. Jest rzeczą jasną, że instytucje państwowo-prawne posiadają ogromne znaczenie w kształtowaniu społe­ czeństwa i jego rozwoju. Tradycyjny tryb pracy praw­ niczej, polegający na wyjaśnianiu przepisów i ich syste­ matyzacji, stanowi element bardzo ważny społecznie, zwłaszcza gdy chodzi o zagadnienie wykładni i stoso­ wania prawa. Ale nawet to zagadnienie nie znajduje w tradycyjnej jurysprudencji w pełni właściwych roz­ wiązań. Już na tym szczeblu zaznacza się potrzeba bu­ dowania wiedzy o społecznym działaniu prawa, o fak­ tycznym funkcjonowaniu instytucji państwowo-praw­ nych. Dyscyplina o takim charakterze umożliwiłaby zba­ danie, jak konkretne decyzje różnych organów władzy Wstęp do nauki prawa i moralności, str. 13 i nast.

36

państwowej (orzeczenia sądowe, akty administracyjne itp.) wpływają na życie społeczne, jakie w danym zakre­ sie wywołują skutki: pozytywne, względnie negatywne w obrębie określonego ustroju. Chodzi tutaj także o ważki problem praworządności, tzn. o kwestię, czy i w jakiej mierze organy państwowe działają na zasa­ dzie prawa, zgodnie z prawem, oraz o wpływ, jaki praworządna, względnie niepraworządna działalność organów państwowych wywiera na postępowanie oby­ wateli S1. Trudno zresztą wyliczyć liczne aspekty prak­ tyczne, dla których tego rodzaju badania posiadają pierwszorzędną wagę. Najwyższym jednakże celem nauki prawa, celem, którego realizacja zapewniłaby tej nauce należne zna­ czenie, jest świadome kierowanie procesem stanowie­ nia prawa, kształtowania prawa w ten sposób, aby sprzy­ jało ono postępowej ewolucji społeczeństwa i stawało się w naszych warunkach istotnym czynnikiem prze­ obrażeń społecznych. Do tego trzeba umieć przewidywać skutki społeczne, jakie wywołują określone przepisy prawne i postulować stanowienie takich przepisów, których skutki będą w danej sytuacji optymalne — będąc, rzecz jasna, w stanie dowieść w sposób naukowo ugruntowany, że takie skutki w razie wprowadzenia danych przepisów nastąpią. Aby zaś takie przewidy­ wanie było możliwe, trzeba rozwijać ogólną wiedzę teoretyczną o przyczynowym działaniu prawa, oraz stanowiące dla niej podstawę konkretne badania skut­ ków poszczególnych ustaw i przepisów z różnych dzie­ dzin prawa, przeprowadzając krytykę norm prawa obowiązującego oraz projektów ustaw z punktu widze­ nia ich skutków społecznych i dokumentując koniecz-

ai Por. K. Opałek — W. Zakrzewski, Z zagadnień praworządności socjalistycznej, Warszawa 1957, rozdz. II. 37

ność odpowiednich zmian idących w kierunku dosko­ nalenia prawa. W procesie kształtowania prawa tylko takie ścisłe badania na temat przyczynowego działania prawa, na temat wywoływanych przez nie skutków, mogą mieć naukowe znaczenie. Inne rozważania, np. polegające na dowodzeniu „słuszności”, czy „sprawiedliwości” da­ nych przepisów, czy ich projektów, pozbawione są wszel­ kiej wagi teoretycznej i nie dają żadnej gwarancji, że te przepisy wywołują pożądane — z punktu widzenia po­ stępowych przemian — skutki społeczne. Jak słusznie stwierdza Petrażycki: „Jeśli nie możemy danego prze­ pisu uzasadnić inaczej, niż przez stwierdzenie, że od­ powiada on słuszności, to po prostu wypowiadamy sąd: nie możemy powiedzieć, dlaczego doradzamy wydanie takiego przepisu, czujemy jednak instynktownie, że to jest dobry przepis. Rozważania na temat słuszności nie są właściwie żadnymi rozważaniami w sensie logicz­ nego operowania pojęciami i zdaniami i wyciągania logicznych wniosków, polegają tylko na konstatowaniu istnienia określonych uczuć, czy instynktownych dą­ żeń” 32. Podobną krytykę „metody sprawiedliwości” w tworzeniu prawa przeprowadził autor skandynawski, V. A. Lundstedt, postulując rozważania politycznoprawne, które mają stanowić część „jurysprudencji konstruktywnej”, kładącej nacisk na aspekt społecz­ nego działania prawa: „Jurysprudencja konstruktyw­ na, gdy chodzi o jej (pośredni) wpływ na ustawodaw­ stwo w danym kraju, winna zajmować się wyłącznie rozważaniem kwestii, czy można przewidywać — po dokładnym zbadaniu wszystkich okoliczności — że

32 L. Petrażycki, Die Lehre vom Einkommen. Vom Standpunkt des gemeinen Zwilrechts unter Berucksichtigung des Entwurfs eines burgerlichen Gesetzbuches fur das Deutsche Reich. II, Berlin 1895, str. 507.

38

projektowany przepis w swym działaniu zapewni naj­ pomyślniejsze skutki społeczne, albo, mówiąc innymi słowy, spełni w sposób optymalny określoną funkcję społeczną” 33. Podobne stanowisko — zarówno w kry­ tyce jak w ogólnej konstrukcji pozytywnej — zaj­ muje także A. Ross w swej najnowszej pracy. Autor ten dusznie zwraca przy tym uwagę, aby polityka pra­ wa nie zamieniała się w jakąś wiedzę encyklopedycz­ ną, w „prawno-ekonomiczno-społeczno-polityczną polihistorię”, aby nie rościła sobie pretensji do wyrokowa­ nia w takich sprawach, w których wiedza zawodowa polityków prawa nie może dorównywać kompetencji ekspertów34. Do szczegółów koncepcji polityki prawa u Rossa wrócimy jeszcze za chwilę, aby ustosunkować się do nich krytycznie. Jest rzeczą pewną, że postulat stworzenia naukowej polityki prawa wynika wprost z naczelnych tez filo­ zoficznych marksizmu-leninizmu o sprawdzianach i o funkcji naukowego poznania, o związku nauki z praktyką. O tym jak dotąd zdawano się zapominać. Na odwracanie się od polityki prawa miały zapewne niejaki wpływ jej historyczne koneksje z wadliwą w swych założeniach psychologistycznych koncepcją Petrażyckiego. Zaważyły tu zresztą zapewne również tradycje metody formalno^dogmatycznej. Nie tylko jednak istnieje, naszym zdaniem, potrzeba i nasuwa się jako bezapelacyjny nakaz podjęcie prac w dziedzi­ 33 V. A. L u n d s t e d t, Law and justice: a criticism of the method of justice, Interpretations, str. 476. Por. tegoż autora, Legał thinking reuised, Stockholm 1956, str. 131 i nast. 34 A. Ross, Om ret og retfaerdighed. En indforelse i den analitiske retsfilosofi, Kopenhagen 1953, str. 420, cf. G. J. Ar nh o 1 m, Some basie problems of jurisprudence, „Scandinavian Studies in Law”, I, 1957, str. 22 i nast. (ten ustęp nie wszedł do angielskiego wydania pracy Rossa, On law and justice, Lon­ don 1958). 39

nie polityki prawa. Istnieją również w nauce marksi­ stowskiej właściwe podstawy teoretyczno-metodologiczne dla badań tego typu, istnieje w szczególności nauko­ wa teoria rozwoju społecznego, która jedynie umożliwia prawidłowe postawienie zagadnień de lege ferenda. Po­ lityka prawa ma przecież wskazywać ogólne linie do­ skonalenia prawa i szczegółowo projektować legislację w różnych dziedzinach. Aby to czynić, musi dyspono­ wać opracowanymi naukowo kryteriami postępu spo­ łecznego. Jeśli je posiada, to może rozstrzygać, jakie przepisy prawne służą postępowym przemianom, a ja­ kie nie. Bez naukowych kryteriów tego rodzaju skaza­ na jest na błądzenie i bezkierunkowość. • Petrażycki, projektując politykę prawa, dostrzegał kapitalne znaczenie tego problemu i starał się go na swój sposób rozwiązać. Sformułował więc teorię roz­ woju społecznego — ale teoria ta, uznająca za czynnik decydujący i pierwotny w rozwoju przemiany w psy­ chice ludzkiej, określająca poszczególne fazy rozwojo­ we wedle typu psychiki, ulegającej stałemu doskona­ leniu się, nie brała pod uwagę istotnych, motorycznych czynników rozwoju, dawała zniekształcony idealistycz­ nie obraz przemian społecznych35. Te jednak koncep­ cje polityki prawa, które współcześnie wysuwa się w nauce burżuazyjnej, wykazują regres nawet w sto­ sunku do stanowiska Petrażyckiego. Nie operują w ogóle żadną teorią rozwoju społecznego i z tej przy­ czyny nie są w stanie wypracować płodnych naukowo podstaw polityki prawa. Reprezentatywna i znamienna pod tym względem jest koncepcja A. Rossa, której po­ święcimy jeszcze kilka uwag. 35 Zarys tej teorii rozwoju społecznego daje Petrażycki w pracy O ideale społecznym i odrodzeniu prawa naturalnego, Warszawa 1925.

40

Wedle Rossa polityka prawa ma wychodzić od ba­ dania „celów i postaw, które przeważają faktycznie we wpływowych grupach społecznych i dlatego warun­ kują działalność organów ustawodawczych”. Zbadanie tych celów i postaw umożliwia wykrycie warunkują­ cych je faktów społecznych i ich związków przyczyno­ wych, które to fakty i związki jako określające cele i postawy społeczne o największym znaczeniu bierze polityka prawa za podstawę w formułowaniu swych wniosków36. Płynność tych celów i postaw, ich nie­ określoność, w sposób wręcz nieunikniony prowadzi do subiektywizmu badaczy. Sam zresztą przedmiot bada­ nia stanowią w danym przypadku subiektywne odczu­ cia ludzi, to co oni sami myślą o swych interesach i celach. Taka subiektywna podstawa dla polityki pra­ wa wydaje się zbyt wątła i zawodna. Chyba pewniej­ szą podstawą byłaby obiektywna strona zjawisk i pro­ cesów społecznych, nie wyłączając zresztą tego, jak one przedstawiają się w zwierciadle ideologii (trzeba bowiem oczywiście uznać, że ideologia stanowi jeden z elementów omawianych zjawisk). Polityka prawa w ujęciu Rossa będzie wydawała zalecenia co do takie­ go ozy innego sposobu unormowania pewnych dziedzin w oparciu o to, że dane rozwiązanie lepiej niż inne odpowiada postawom, sposobowi myślenia, tradycjom kulturalnym, itp. wpływowych grup społecznych, w sposób bezkrytyczny na równi stawiając to, co sta­ nowi konserwatywne przesądy i to, co myślą wybiega w przyszłość. Podkreślanie przez Rossa wagi tradycji37 wywołuje niepokój, że tak sławione przez krytykowa­ nego w jego pracy Savigny’ego „panowanie przeszło­ ści” również w polityce prawa w ten sposób ujętej da­ ’• On law and justice, str. 334 i nast. 37 Tamże, str. 335. 41

wałoby się poważnie odczuć. Ustalanie obiektywnych prawidłowości rozwoju społecznego (przy uwzględnie­ niu zarówno obiektywnych, jak i subiektywnych stron procesu historycznego) rokuje zdecydowanie większe nadzieje dla polityki prawa. Znajduje ona tutaj pew­ niejsze kryterium dla formułowania swych zaleceń, wykrywając, co sprzyja, a co nie sprzyja postępowym przemianom społecznym. Oczywiście musi być reali­ styczna, a nie doktrynerska, usiłująca raptownie prze­ prowadzać to, do czego świadomość ludzi nie dorosła. Musi też na drodze badań szczegółowych czujnie pre­ cyzować — ewentualnie korygować — ujęcie rozwoju społecznego w różnych jego przejawach w zmiennych warunkach historycznych. Ross wypowiada walkę znanym teoriom rozwoju społecznego, zarzucając im fatalizm, likwidujący rze­ komo w zarodku politykę prawa38. Oczywiście nie chcemy bronić szeregu fantastycznych koncepcji historyczno-rozwojowych. Musimy jednak podkreślić, że naukowe przewidywanie rozwoju społecznego przez badanie jego prawidłowości, przedsiębrane przez naukę marksistowską, nie ma nic wspólnego z fatalizmem. Marksistowskie ujęcie uwzględnia element świadomej działalności ludzkiej, mogącej wspierać określone ten­ dencje rozwojowe. Z drugiej strony stanowisko to, uznając obiektywny charakter wzmiankowanych praw, różnicuje skuteczność działalności ludzi (m. in. także w zakresie polityki prawa) stosownie do obieranego przez tę działalność kierunku. Działalność sprzeczna z obiektywnymi prawami rozwoju społecznego może rozwój hamować i zakłócać, ale tylko do pewnego stop­ nia, w pewnych granicach. Dlatego wybór kierunku działania nie jest obojętny i jest podporządkowany se Tamże, str. 340 i nast.

42

pewnemu zasadniczemu kryterium, którego w ujęciu Rossa brak. W jego bowiem ujęciu polityka prawa musi stać się zabłąkana i bezkierunkowa, oparta na złudnej i woluntarystycznej w istocie wierze w nie­ ograniczone możliwości oddziaływania na bieg zjawisk społecznych w różnych kierunkach. Konkretna kwestia, którą rozpatrujemy, otwiera zawsze przed nami sze­ roki krąg możliwych rozwiązań w świetle wiedzy o od­ powiednich związkach przyczynowych. Ale konkretne kwestie stanowią człony problemów szerszych. W sa­ mych konkretnych kwestiach nie znajdziemy odpowie­ dzi na to, jakie rozwiązanie postawić wyżej niż inne i jakie rozwiązanie jest bardziej skuteczne. Rozpatry­ wanie przyczynowe konkretnych kwestii stawia sku­ teczność wszystkich rozwiązań na równi, ale rozpatry­ wanie tych kwestii jako elementów większych całości wskazuje, że z punktu widzenia procesu rozwojowego pewne rozwiązania jako sprzeczne z jego tendencjami są mniej skuteczne i o mniejszej wartości. Jest rzeczą pewną, że tylko polityka prawa oparta na podstawach naukowych marksizmu-leninizmu może zaofiarować ustawodawcy skuteczne i precyzyjne na­ rzędzie postępowego oddziaływania na stosunki spo­ łeczne. Gwarancją tego jest właśnie możność oparcia się na znajomości obiektywnych praw rozwoju społecz­ nego i stwierdzenia w ich świetle, jakie są lepsze, a jakie gorsze możliwości pokierowania postępowaniem ludzi. Problem sprowadza się jedynie do tego, że jak dotąd — istnieje tylko możliwość stworzenia takiej dyscypliny o wielkim znaczeniu dla postępów w bu­ dowie ustroju socjalistycznego. Przekształcanie tej możliwości w rzeczywistość jest niemałym zadaniem. Aby je wykonać, niewątpliwie wielkim trudem, trzeba się najpierw do niego przekonać. Prawnicy socjali­ styczni muszą wszakże zrozumieć, że naszej dyscypli­ 43

nie pełną wartość i znaczenie mogą zapewnić właśnie przede wszystkim przez zbudowanie naukowej polity­ ki prawa opartej na wiedzy o społecznym działaniu prawa i o świadomości prawnej. Ta właśnie dyscyplina zdolna jest umożliwić świadome kierowanie procesem przemian społecznych o istotnym znaczeniu dla budo­ wy nowego ustroju. A to jest na pewno zarówno „istot­ na część”, jak i „najwyższe zadanie” jurysprudencji.

Rozdział II

METODY I KIERUNKI BADAN JURYSPRUDENCJI W ŚWIETLE KRYTYCZNEJ ANALIZY BURŻUAZYJNEJ TEORII PRAWA

§ 1. Sprecyzowanie zadań krytycznych Nie tylko w marksistowskiej, ale nieraz także w bur­ żuazyjnej literaturze teoretyczino-prawnej notuje się jako objaw charakterystyczny dla ostatniego okresu rozwojowego jurysprudencji państw kapitalistycznych wielość szkół i kierunków, chaos najróżnorodniejszych poglądów zwalczających się wzajemnie, ale nie mogą­ cych się ostać jako trwałe zdobycze naukowe. Ten stan rzeczy prowadzi do wniosków krytycznych h Zarzuca się także nowszym poglądom burżuazyjnych teorety1 W literaturze marksistowskiej por. m. in. S. Rozmaryn, Prawo i państwo, Warszawa 1949, str. 21 i nast., Istoria politiczeskich uczeni} (pod red. S. F. Kieczekiana i G. I. Fedkina), Moskwa 1955, rozdz. XXXII., G. L. S e i d 1 e r, Doktryny prawne imperializmu, str. 20 i nast., W. A. T u m a n o w, Kritika sowremiennoj burżuazno} tieorii prawa, Moskwa 1957, str. 15 i nast., w literaturze niemarksistowskiej np. J. Lande, Studia z filo­ zofii prawa, str. 357 i nast., K. Olivecrona, Some reflections on the present status of legał philosophy (Estratto degli atti del terzo Congresso di Diritto Comparato), Roma 1953, str. 296 i nast. Osobnym studium na temat tego chaosu i ewentualnych możliwości wyjścia z niego była rozprawa S. Arsenjewa, Zagadnienie syntezy zasadniczych sprzeczności filozoficznoprawnych, Ogólna nauka o prawie, t. I, Wilno 1936, str. 317 i nast. 45

ków prawa eklektyzm, ciągłe nawroty do dawniejszych błędów i próby dojścia do ich naprawy przez połącze­ nia różnych koncepcji, z których każda z osobna zo­ stała już dawno przez naukę odrzucona 2. Ta krytyka jest ze wszech miar słuszna i uzasadnio­ na. Nie trzeba nawet zapoznawać się dogłębnie z pro­ blematyką współczesnej burżuazyjnej teorii prawa i państwa, aby dostrzec wskazane impasy tej dyscypli­ ny, które leżą jak na dłoni. Krytyka jednak zarazem nie jest dość precyzyjna, nie zawsze wnika w to, co odbywa się niejako pod powierzchnią notowanych różnokierunkowych kontrowersji. Zbyt sugeruje się nieraz zróżnicowanymi kapryśnie formami spotyka­ nych obecnie teorii i dlatego widzi jedynie chaos i bezkierunkowość tam, gdzie istnieje mimo wszystko pewien plan wewnętrzny. Słowa te nie są wypowie­ dziane w obronie współczesnych teorii burżuazyjnych. Uważam zgodnie z innymi krytykującymi je autorami, że zamiast dróg wskazują one najczęściej bezdroża. Sądzę jednak, iż sprawa wymaga uważniejszej analizy, w większym stopniu docierającej do wewnętrznej za­ wartości istniejących szkół i teorii, nie zatrzymującej się przy samym ich kształcie. Chodzi o to, że teorie burżuazyjne ostatniego okresu, podobnie jak dawniejsze, dają się sprowadzić do nie­ wielkiej liczby zasadniczych kierunków i sposobów ujęcia problematyki prawa i państwa — z tym, iż w odniesieniu do teorii czasów minionych ustalenie tego było łatwiejsze i prostsze, podczas gdy teorie naj­

2 Por. np. M. A. A r ż a n o w, Fiłosowskoje kredo amerikanskich juristow („Izwiestja A. N. ZSRR”, 6, 1946), tenże, Eklektyka W. Friedmanna („Państwo i Prawo”, 6—7, 1949), J. Kowalski, Funkcjonalizm w prawie amerykańskim, Warszawa 1960, str. 117 i nast., a z innych metodologicznie pozycji — J. Lande, O tak zwanej socjologii nauki, Kraków 1935, str. 7 i nast., 52. 46

nowsze zbytnio mamią obserwatora pozorami swej wielopostaciowości, by mógł to od razu dostrzec. Spró­ bujemy jednak wydobyć owe „wspólne mianowniki” różnorakich teorii burżuazyjnych naszych czasów. Wtedy okaże się, że teorie te stanowią tylko zróżnico­ wane formy w obrębie pewnych zasadniczych kierun­ ków. Wykazanie tego pęwinno umożliwić głęboką kry­ tykę istotnej zawartości omawianych teorii, połączoną z wyjaśnieniem pojawiania się tak różnorodnych ich form. Powinno także zaprowadzić nas dalej, ku pew­ nym wnioskom natury konstruktywnej. Możliwe bę­ dzie mianowicie ustalenie granicy i różnicy pomiędzy tym, co stanowi określony sposób podejścia do bada­ nych zjawisk, a więc pomiędzy koncepcjami na ich temat i metodami ich badania z jednej strony — a zróż­ nicowanymi wątkami problemowymi, tj. zasadniczymi zagadnieniami, które bada i objaśnia nasza dyscypli­ na — z drugiej strony. Najlapidarniej mówiąc, od­ dzielić będzie można kwestię, co się bada, od kwestii, jak się bada, a w ten sposób stwierdzić, gdzie się za­ czynają błędy burżuazyjnych teorii prawa i państwa. Co do przedmiotów badania nie może być zasadni­ czych zarzutów — można atakować burżuazyjne teorie jedynie za to, że udzielają preferencji pewnym proble­ mom przy zaniedbywaniu lub zacieraniu niektórych problemów istotnych. Dalej wskażemy, że nawet tam, gdzie same zagadnienia, stawiane przez pewne teorie burżuazyjne, wydają się urojone, wręcz wyssane z palca, chodzi w gruncie rzeczy o całkowicie realną problema­ tykę, tylko potraktowaną w sposób fantastyczny3. Zwracamy na to tyle uwagi, ponieważ często po dziś 3 Chodzi tu o takie zagadnienia, jak problem „idei”, czy „wartości” prawa, wysuwany przez teorie o obiektywno-idealistycznej podbudowie filozoficznej. Por. dalej w § 2. 47

dzień miesza się u nas kwestię ujęć problemów z samy­ mi problemami, odrzucając te ostatnie z programu badań, jako rzekomo nie mające miejsca w marksi­ stowskiej teorii państwa i prawa. Nasza analiza podą­ żająca wskazanym szlakiem może nam tedy podpo­ wiedzieć, w czym zbłądziliśmy sami, odcinając się od badania pewnych zagadnień, oddanych w ten sposób w monopol burżuazyjnemu prawoznawstwu. Może wskazać, jakie kierunki badania są istotnie konieczne w nauce prawa. Jedna z ważnych konkluzji dalszych rozważań będzie prawdopodobnie taka, że nasze własne braki polegają na zaniedbaniu pewnych kierunków badania, podczas gdy braki teorii burżuazyjnych moż­ na widzieć przede wszystkim w błędnych koncepcjach i niewłaściwych sposobach podejścia do problematyki teorii prawa i państwa, problematyki, której poszczegól­ ne kierunki są jednak przez teorie burżuazyjne podej­ mowane (choć w obrębie tych kierunków uwypukla się pewne aspekty kosztem innych). W naszych systemach kursowych teorii państwa i prawa znajdują siłą rzeczy (skoro chodzi o ujęcia całościowe) uwzględnienie także te wątki problemowe, których szczegółowe badania są jak dotąd zaniedbane. Uwzględnianie tych wątków może być jednak tylko ogólnikowe. Skoro zaś nie prowadzimy na dane tematy szczegółowych prac badawczych, to gdy znajdziemy się w obliczu konieczności sformułowania twierdzeń syntetycznych, musimy uciekać się do „ogólnego na­ mysłu”, którego wyniki zawsze są wątpliwe, a niekiedy w sposób nieoczekiwany — zbieżne z tezami teorii bur­ żuazyjnych zapełniającymi w sposób nieuświadomiony dla badacza luki powstałe na skutek zaniedbania pew­ nych zagadnień. W związku z tym wszystkim co wyżej powiedziano, rozważania obecne mają spełnić dwa zadania: przepro­ 48

wadzenie analizy krytycznej współczesnej burżuazyj­ nej teorii prawa i państwa i sformułowanie wniosków, co do sposobu dalszego rozwijania marksistowskich' teoretycznych badań w dziedzinie państwa i prawa.

§ 2. Filozofia wartości i prawo natury Odrębną, szeroką dziedziną dociekań w zakresie tradycyjnie zaliczanym do naszej dyscypliny była i jest sfera rozważań'na temat celu i ideału, wartości i idei państwa i prawa. Jest to wątek w historii naszej nauki może nie najdawniejszy, ale bardzo stary: jeden z dwóch najdawniej opracowywanych — obok szczegó­ łowej analizy prawa obowiązującego, bez której prawoznawstwo nigdy przecież nie mogło się obejść. Nasz obecnie omawiany wątek wydaje się jednak najstar­ szy, ponieważ w czasach, gdy o skromnych analitykach prawa zupełnie było głucho, rozbrzmiewały już sławą nazwiska wielkich filozofów, parających się problema­ tyką państwa i prawa. Ten rozgłos towarzyszył zresztą także później właśnie dociekaniom tego typu. Nie tylko dlatego zapewne, że były one stale przedsiębrane przez wielkich na ogólnym rynku filozoficznym myślicieli, ale także z tej przyczyny, iż przedmiot tych rozważań był i jest jeszcze szczególnie atrakcyjny. Rozważania te wszak mają wysoce ideologiczny charakter, apelują do emocjonalno-dążeniowej strony psychiki ludzkiej; mają w niej swe źródło, znajdują w niej oddźwięk aplauzu lub protest, poruszają masy do działania w okresach wielkich przemian społecznych. Walka o sprawiedliwy ustrój polityczny i słuszne prawo jest stałym składnikiem dziejów społeczeństwa klasowego, stanowiąc transpozycję ideologiczną zasadniczych kon­ fliktów społeczno-ekonomicznych. Nie będziemy tutaj dawali ani skróconego kursu historii doktryn filozo­ Problemy metodologiczne

4

49

ficzno-prawnych, ani przedstawienia roli tych doktryn w różnych okresach historycznych. Dość powiedzieć, że ten typ rozważań występuje stale, aż po dzień dzi­ siejszy i odgrywa pokaźną rolę. Nikt nie może zaprzeczyć, że problem doskonalenia państwa i prawa jest istotny, że słusznie ze względu na swą wagę praktyczną przyciąga on zainteresowania filozofów prawa. Innymi słowy, mamy tutaj do czy­ nienia z jednym z wątków problemowych naszej dy­ scypliny, który nie może być pomijany. Równocześnie jednak — choć przedsocjalistyczne prawoznawstwo na wszystkich odcinkach badania wykazywało i wykazuje mankamenty — nigdzie nie popełniono błędów tak ja­ skrawych, jak w omawianych teraz problemach. Tutaj wszak doszło do stworzenia konstrukcji — i nie tylko konstrukcji — leoz projektów całych dyscyplin, lub nawet szczegółowego rozbudowania dyscyplin o spekulatywnym charakterze, żeby wymienić tylko „prawo natury”, „prawo rozumowe”, aksjologię i różne inne fenomenologiczne, egzystencjalistyczne i podobne koncepcje oraz projektowane dyscypliny ostatniej doby4*. Różne wcielenia platońskiej nauki o ideach znaczyły i znaczą po dziś dzień drogę spekulatywnych dociekań o idei państwa i wartościach prawnych. Rdze­ 4 Por. z nowszych aksjologiczną, opartą na koncepcji G. E. M o o r e’ a teorię C. Znamierowskiego (Podstawowe po­ jęcia teorii prawa, cz. I. Układ prawny i norma prawna, Po­ znań 1924, str. 15 i nast.), dalej teorie fenomenologiczno-egzystencjalistyczne, najsilniej reprezentowane w Ameryce Łaciń­ skiej (por. J. Wróblewski, Fenomenologiczna filozofia pra­ wa w Ameryce Łacińskiej, „Państwo i Prawo”, 6, 1957 i Egologiczna teoria prawa przeciw czystej teorii prawa, tamże, 8—9, 1959, M. Szargorodski, Fiłosofja egzistencjalizma i burżuaznaja tieorija prawa, „Sow. Gos. i Pr.”, 6, 1958, J. Jaku­ bowski, Uwagi o egzystencjalistycznej filozofii prawa, „Pań­ stwo i Prawo”, 7, 1958). 50

niem tych dociekań jest nieodmiennie koncepcja obiek­ tywnego idealizmu, stawiająca obok świata zjawisk — świat idei, obok poznania racjonalno-empirycznego — poznanie czysto racjonalne lub irracjonalne. Doktryny opisanego typu są nie tylko spekulatywne, ale także zdecydowanie metafizyczne: zmienności zjawisk — realnych instytucji państwowo-prawnych — przeciw­ stawiają one statyczne, wieczne i niezmienne ideały — wartości państwowo-prawne. Można wskazać dwie za­ sadnicze postacie tych doktryn, w zależności od tego, czy łączą się one z ahistoryczną, czy też z historyczną, rozwojową koncepcją społeczeństwa. W pierwszej z tych postaci daje o sobie znać racjonalistyczny schematyzm. Nie tłumaczy się tutaj toku rozwojowego realnych instytucji państwowo-prawnych, a tylko podda je się je abstrakcyjnemu osądowi z punktu widzenia kryterium „rozumu” (boskiego, jak u św. Tomasza z Akwinu, względnie ludzkiego „prawego rozumu”, jak np. u Grocjusza). Zgodność realnych instytucji z idealnymi wska­ zuje na racjonalność, zgodność z rozumem tych pierw­ szych, niezgodność jest symptomem, że realne instytucje są produktem „błędu i przesądu”. Naprawa realnych instytucji dokonuje się na drodze czysto poznawczej — pojęcia i zrozumienia, jakie instytucje są idealne. Gdy następuje zrozumienie, wtedy — nie należy w to wąt­ pić — dochodzi do wyrzeczenia się błędów i do pójścia za „głosem rozumu” 5. Doktryna ta (której najdobitniejszym wcieleniem jest burżuazyjne prawo natury XVII i XVIII w.) miewała6 6 Stanowisko typowe w filozofii prawa okresu Oświecenia, por. np. G. B. de Mably, Pisma wybrane, Warszawa 1956, str. 78: „Jeśli idzie o prawa natury... są one tak proste, tak wy­ raźne, tak jasne, że wystarczy je ludziom wyłożyć, ażeby je przyjęli, oczywiście jeśli nie zamroczyła ich jakaś namiętność i jeżeli ich organy mózgowe są w porządku... Im głębiej pozna 4*

51

wprawdzie niekiedy swe postacie konserwatywne, pod­ kreślające „rozumny” charakter zastanych instytucji, ale zawsze tkwiły w niej możliwości i tendencje do walki o przemiany — postępowe lub reakcyjne. Ostre przeciwstawienie tego co realne i tego co racjonalne, brak zasadniczo jakichkolwiek punktów stycznych po­ między światem wartości a rzeczywistością, to wszystko stwarzało dogodną pozycję dla uzasadniania ataku na realne instytucje państwowo-prawne, dla odmawiania im posłuchu, jako „nierozumnym”, dla przedsiębrania drogą racjonalnego pianiu reformy lub rewolucyjnej zmiany całego istniejącego systemu tych instytucji. W różnych okresach historycznych, ale w wieku XVIII najsilniej doszły do głosu doktryny, które nie tylko do­ bitnie akcentowały rozbieżność świata wartości i świata rzeczywistych instytucji, ale także w sposób bardzo nieraz szczegółowy ustalały zasady idealnego państwa i prawa, wypływające z samego „przyrodzenia” w po­ staci całych kodeksów prawa natury 6. W ślad za tym szły praktyczne projekty zmian ustrojowych, imponu­ jące swą skalą i zabójczą, nieżyciową konsekwencją, oparte na uproszczonym racjonalistycznym rachunku, na abstrakcyjnym pojmowaniu natury ludzkiej i spo­ łeczeństwa. To były ich słabe strony, natomiast mocną stroną było to, iż — jakkolwiek pod względem filozoficzno-metodologicznym były z gruntu błędne — re-*6

się te proste prawa natury, tym głębiej duch ich przeniknie nasze prawa polityczne (tu w sensie po prostu prawa pozy­ tywnego, przyp. mój, K. O.) — a czyż nie przez oddalenie się od tej zasady wypaczyliśmy wszystko i zepsuli?” 6 Por. np. IV część dzieła M ore 11 y' e go Kodeks natury czyli prawdziwy duch jej praw, Warszawa 1953, albo w naszej literaturze prace F. Słotwińskiego, np. Prawo natury rzą­ dowe, Kraków 1815, Prawo narodów naturalne, Kraków 1822, Prawo natury prywatne, Kraków 1825, itp.

52

prezentowały wielokrotnie pod względem swej treści społecznej tendencje odpowiadające realnemu rozwo­ jowi, postępowym przemianom społeczeństwa 7. Nas interesuje jednak przede wszystkim strona metodologiczno-filozoficzna tych koncepcji. W ich ramach przeciwstawienie tego, co idealne i tego, co realne przekształcało się w uznanie idealnych instytucji za właściwe i jedynie „realne” — zgodnie z platońską wersją przeciwstawienia świata idei i świata zjawisk. Rzeczywiście istniejące instytucje okazywały się w świe­ tle założeń filozofii prawa natury mniej rzeczywiste niż instytucje idealne, bo stanowiące tylko przypadkowe odchylenie od instytucji „właściwych”, od prawideł „istotnych”. Można przyjąć, że Kant, jako poniekąd na­ stępca filozofów prawa natury XVIII stulecia, wydobył i wyostrzył te konkluzje doktryny w swym przeciw­ stawieniu „czystej”, „rzeczywistej”, rozumnej woli czło­ wieka i zasad, którymi się ona rządzi, oraz woli „zjawi­ skowej”, odchylającej się in concreto od tych zasad8.

7 Por. K. Opałek, Les physiocrates et leur role dans le renouveau culturel au XVIII-eme siecle en Pologne (w aktach kongresu Le Pragmatisme des Lumieres odbytego w Nancy 1959, Paryż 1960). 8 E. Kant, Uzasadnienie metafizyki moralności, Warszawa 1953, str. 97 i nast.: „Gdybym był członkiem tylko świata inte­ lektu, wszystkie moje czyny byłyby zupełnie zgodne z zasadą autonomii czystej woli; gdybym (natomiast) był tylko częścią świata zmysłowego, to trzeba by je uważać za całkowicie zgodne z naturalnym prawem żądz i skłonności, a zatem z heteronomią przyrody. (Pierwsze polegałyby na najwyższej zasadzie mo­ ralności, drugie na zasadzie szczęśliwości). Ponieważ jednak świat intelektu zawiera podstawę świata zmysłowego, a przeto też jego praw, a więc ze względu na moją wolę (należącą całkowicie do świata intelektu) jest bezpośrednio prawodawczy i za taki też musi być uważany, przeto będę musiał poznać, że jako inteligencja — choć z dru­ giej strony będąca istotą należącą do świata zmysłowego — 53

W sumie, trzeba oddzielić wyraźnie dwa aspekty oma­ wianej doktryny: jej tendencje społeczne, niejedno­ krotnie w historii zdrowe i postępowe, oraz jej kon­ strukcje, opanowane do gruntu przez fantastyczną spekulację i metafizykę. Drugą odmianą omawianych rozważań o celu i war­ tości państwa i prawa są doktryny przyjmujące punkt widzenia historyzmu. Ideały i wartości w tym ujęciu nie stoją gdzieś w oddali od świata zjawisk. Rozróżnia się te dwie sfery nie w terminach ahistorycznych, racjonalistyczno-logicznych przeciwstawień. Traktuje się te światy jako odrębne, lecz zarazem organicznie ze sobą związane, człony zmiennej historycznie rzeczy­ wistości społecznej. Wartości bytują w historii, znajdują wcielenie w jej różnych fazach, w realnie istniejących instytucjach państwowo-prawnych. Objawiają się tylko poprzez te instytucje i w nich mogą zostać rozpoznane. Zarazem posiadają znaczenie niejako kierownicze w roz­ woju historycznym: idee wyznaczają bieg dziejów. Takie ujęcie ma bardzo poważne konsekwencje; podczas gdy w ahistorycznych doktrynach racjonalistycznych to co rozumne (wartościowe, idealne) było właściwie i istot­ nie rzeczywiste, to w doktrynach obecnie charakteryzo­ wanych to co rzeczywiste (zjawiskowe) jest rozumne, jako przejaw wartości (idei). Doktryny pierwszego typu dają odskocznię do walki z rzeczywistością, jako niewartościową i nierozumną, doktryny drugiego typu natomiast czynią koniecznym korzenie się przed rzeczy­ wistością, jako posiadającą atrybut „rozumności”. Dla­ tego z samego założenia są to doktryny konserwatywne, przecież podlegam prawu pierwszego (z tych światów), tj. rozu­ mowi, zawierającemu w idei wolności prawo tego (świata), a zatem autonomii woli i z tego powodu prawa świata intelektu będę musiał uważać za imperatywy dla mnie, a czyny zgodne z tą zasadą — za obowiązki”.

54

udzielające aprobaty temu, co istnieje i usprawiedli­ wiające rzeczywistość działającymi w jej obrębie kie­ rowniczymi ideami. Podczas gdy ahistoryczne doktryny racjonalistyczne zbliżone są do założeń filozofii platońskiej, do jej prze­ ciwstawienia zjawisk i idei, materii i formy, to doktryny historyczne bardziej skłaniają się ku koncepcjom kie­ rowniczym filozofii Arystotelesa, w szczególności na temat idei (formy), będącej statycznie cechą jakościową, a dynamicznie tendencją tkwiącą immanentnie w rze­ czach. Idee wyznaczają tu rzeczywistość i jej przemia­ ny 9. Może wydawać się dziwny ten związek doktryn często postępowych z filozofią Platona. Nie jest on przypadkowy. Wszak Platon występował z negacją rzeczywistości i do tej negacji (choć w jego przypadku reakcyjnej) dostrojona jest cała doktryna filozoficzna. Postępowe doktryny prawa natury XVII i XVIII w. również reprezentowały negację istniejących instytucji, zatem mogły się posłużyć tymi samymi założeniami filozoficznymi. Nastawienie natomiast pogodzonego z rzeczywistością Arystotelesa było w istocie konserwa­ tywne i stąd uzasadniająca to nastawienie doktryna filo­ zoficzna mogła być do woli adaptowana przez konser­ watystów różnych epok, począwszy od św. Tomasza z Akwinu. Doktryny konserwatywnego historyzmu były i są liczne od początków XIX wieku. Należą tutaj w pierw­ szym rzędzie koncepcje niemieckiej szkoły historycznej i Schellinga, reprezentujące historyczny irracjonalizm, oraz system Hegla, stojącego na pozycjach historycznego racjonalizmu. U Schellinga, Savigny’ego, Puchty i ich zwolenników idee wyznaczające bieg dziejów były mani­ festacjami uczucia, bądź mistycznego „ducha narodu”, 8 Por. rozdział IV, str. 162.

55

u Hegla natomiast — przejawami rozumu 1011 . Z końcem XIX i w XX wieku powstały liczne nowe wersje dok­ tryn tego typu — w postaci zachodnioniemieckiej filo­ zofii kultury (Windelband, Rickert, Simmel, Łask, Radbruch), różnych odmian neohegelianizmu, „odrodzonego prawa natury”, itp n. Zasadnicze konserwatywne nasta­ wienie tych doktryn odpowiada tendencjom okresu im­ perializmu i to jest jedna z przyczyn, dla których uzy­ skały one w ostatniej epoce większe wpływy niż dawne koncepcje ahistoryzmu. Jest jednak inna jeszcze przy­ czyna tego faktu: postępy nauk społecznych zdyskre­ dytowały w bardzo znacznym stopniu ahistoryczny punkt widzenia i stąd nowe postacie filozofii wartości trzeba już było przyodziać w szaty historyzmu. Poza tym krytyka prawa natury XVII i XVIII wieku, pro­ wadzona z powodzeniem przez całe przeszłe stulecie, ukazała niemożliwość utrzymania na dalszą metę ulu­ bionych dawniej schematycznych przeciwstawień. Jeśli miało się wystąpić z nowymi wersjami doktryny prawa

10 Por. K. Opałek — J. Wróblewski, Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, „Przegl. Nauk Hist. i Społ.”, V, Łódź 1955, str. 247 i nast., 287; A. Ross, Kritik der sogenannten praktischen Erkenntnis, Zugleich Prolegomena zu einer Kri­ tik der Rechtswissenschaft, Kopenhagen 1933, str. 405 i nast., tenże, On law and justice, London 1958, str. 340 i nast. (nie pozbawione punktów trafnych analizy Hegla i szkoły historycz­ nej, obok zupełnie błędnych dalszych ujęć na temat koncepcji Marksa). 11 Wciąż daje się zauważyć brak opracowań tej grupy teorii w naszej marksistowskiej literaturze. Pewne uwagi na ich te­ mat znajdziemy w cytowanych pracach Tumanowa i Seid 1 e r a. W literaturze burżuazyjnej por. omówienia W. Friedmanna, Legał theory, II wyd. London 1947, str. 60 i nast., J. S t o n e’ a, The pronince and function oj law. Law as logie justice and social control. A study in jurisprudence, Sydney 1946, str. 318 i nast. Pewne uwagi u J. Landego, Studia z fi­ lozofii prawa, str. 215 i nast., 697 i nast. 56

natury, to trzeba było z jednej strony pogodzić je jakoś z czyniącym takie postępy historyzmem, a z drugiej strony stępić ich zbyt ostre kanty. Nie można już było, wobec ogólnych postępów nauki, mówić o bez­ względnych i niezmiennych (a zarazem szczegółowo na modłę kodeksów ujętych) zasadach prawa natury; nale­ żało ograniczyć je do pewnych ogólnych „idei kierow­ niczych”, i to idei formalnie wprawdzie zawsze tych samych, ale manifestujących się w sposób treściowo różny w rozmaitych epokach historycznych (np. „prawo natury o zmiennej treści” R. Stammlera). Niezależnie od roli historycznej, jaką spełniały i speł­ niają omawiane doktryny, wspierające różne tendencje społeczne od reakcyjnych począwszy, a na postępowych skończywszy, niezależnie od ahistorycznych lub historyczno-rozwojowych koncepcji, stanowiących składnik tych doktryn, istota ich jest zawsze jedna i ta sama: opierają się one na przyjęciu istnienia dwóch sfer, dwóch szeregów przedmiotów, czy bytów — realnych i idealnych, przy czym tym drugim przyznają charak­ ter nie czysto formalny (jak w innych koncepcjach ide­ alizmu obiektywnego, o których dalej będzie mowa), lecz „materialny”, czyli nadają im cechy treściowo określone. Doktryny te próbują uzasadnić istnienie absolutnych wartości i zasad postępowania. Stoją w sposób zdecydowany na pozycjach idealizmu obiek­ tywnego i naukowo nie mogą być utrzymane. Gdy z drugiej strony chodzi o rolę społeczną tych doktryn, o ich funkcję, sprawa ma odmienne oblicze. W jednej ze swych skrajnych postaci — „historycznej” filozofii wartości — głoszą one fatalizm, usprawiedli­ wiają wszystko, co istnieje w danym ustroju. W dru­ giej postaci, ahistorycznego racjonalizmu, wyrażają przeważnie dążności do przemian ustrojowych, do ulep­ szania instytucji państwowo-prawnych przez ich dosto­ 57

sowywanie do ideałów. Jest rzeczą pewną, że zwłaszcza ta druga wersja omawianych doktryn miała w prze­ mianach społecznych ogromne znaczenie (trzeba zresztą dodać, że przyjęte w tym przedstawieniu ostre odgrani­ czenie obu wersji da je wprawdzie większą jasność wykładu, ale nie zawsze pokrywa się z rzeczywistością, ponieważ w szeregu doktryn mamy do czynienia z eklektycznymi połączeniami tych dwóch koncepcji)12. Fatalizm jest oczywiście postawą negacji, uznaniem nie­ możliwości świadomego oddziaływania na instytucje społeczne, m. in. państwowo-prawne. Natomiast racjo­ nalistyczną doktrynę prawa natury cechowała postawa aktywna wobec rzeczywistości, wiara w możliwość ujmowania przez człowieka biegu historii w swoje ręce. Można przyjąć, iż doktryna ta pełniła funkcje doskonalenia instytucji państwowo-prawnych przez dostosowywanie ich do dokonujących się przemian spo­ łecznych 13. Jednakże zadanie to wykonywała w sposób 12 Por. np. stanowisko W. E. H o c k i n g a, Present status of the philosophy of law and of rights, New Haven 1926. Dziwne połączenie racjonalistycznego prawa natury z punktem widze­ nia mistycznego bergsonizmu obserwujemy u F. Geny Mćthode d’interpretation et sources en droit prive positif, Paris 1899. Typowo eklektyczne są obarczone metafizyką „wartości” i pra­ wa natury poglądy G. del V e c c h io, Lezioni di filosofia del diritto, X. wyd. Milano 1958, por str. 327 i nast., La giustizia, V. wyd. Roma 1959, str. 121 i nast. Por. tegoż autora The essence of natural law, „Universitas” 1, 1956, Droit, societe et solitude, „Revue Philosophiąue de Louvain” LVI, 2, 1958, Mutabilite et iternite du droit, „Les cahiers du Bulletin Europeen” 15, 1959, Progress and regress in law, „Acta Juridica” 1958 (w dwóch ostatnich pracach wyraźne niekonsekwentne powiązanie ahistorycznej koncepcji prawa natury z historyzmem „filozofii kul­ tury”), L’uomo e la natura, „Giornale di Metafisica” XIV 2, 1959. 13 Zauważał to, choć interpretował w błędny, psychologistyczny sposób, L. Petrażycki, O ideale społecznym i odro­ dzeniu prawa naturalnego, str. 46 i nast.

58

nienaukowy, operując miernikami absolutnych war­ tości i niezmiennych, naturalnych zasad. Przez nad­ mierną logizację i „rachunkowy” charakter swych dociekań traciła także często poczucie rzeczywistości. „Historyczna” filozofia wartości na początku XIX wieku, choć wsteczna w swych tendencjach społecznych i popełniająca liczne błędy (fatalistyczny pogląd na dzieje i uzasadnianie wartości absolutnych w istocie w sposób podobny do założeń kierunku ahistorycznego), wychwyciła niektóre słabości swej poprzedniczki, a mia­ nowicie nieliczenie się z przemianami historycznymi i przesadę w dążeniach do układania życia społecznego w myśl pewnych z góry przyjętych schematów. Warto­ ściową zdobyczą dawnej szkoły prawa natury było głoszenie poglądu o możliwości kształtowania przez człowieka instytucji społecznych, ale szkoła ta nie od­ kryła właściwych, historycznych kryteriów doskonalenia tych instytucji. Zwrócenie uwagi na procesy history­ cznego rozwoju było ważnym punktem w dociekaniach „historycznej” filozofii wartości, która jednak przyjmu­ jąc, iż w dziejach realizują się wartości absolutne stra­ ciła z pola widzenia problem możliwości świadomego doskonalenia omawianych instytucji. Wyjście z tych wszystkich trudności dał dopiero historyzm marksowski — materializm historyczny, wy­ krywając obiektywne prawidłowości rozwoju i postępu społecznego i obalając mity o niezmiennych, absolut­ nych wartościach i zasadach postępowania,. Historyczna zmienność instytucji państwowo-prawnych, które pod­ legają rozwojowi postępowemu, daje pole dla świado­ mej działalności człowieka, współdziałającego z rozwo­ jem — w naszej dziedzinie poprzez stworzenie naukowej polityki prawa. O tej ostatniej była już poprzednio mowa (rozdział I). Jakkolwiek pod względem swej obiektywnej funkcji racjonalistyczna szkoła prawa na­ 59

tury była poprzedniczką takiej polityki prawa, to jed­ nak nie była świadoma istoty siwego zadania i stosowała metody nie mogące zagwarantować wyników pewnych i ścisłych. Zagadnienie kierunków, tutaj skrótowo zwanych „filozofią wartości”, nie wyczerpuje się w tych rozwa­ żaniach, ponieważ przyczyny ich powstania i utrzymy­ wania się po dziś dzień w nauce prawa sięgają dalej, poza problem dążności do zmian instytucji państwowoprawnych, czy też do ich uzasadnienia i usprawiedli­ wienia. Sprawa wiąże się z samym charakterem przed­ miotów (norm, zjawisk) państwowo-prawnych i nie może być gruntownie rozpatrzona bez zbadania po­ zostałych kierunków badań prawoznawstwa, a zatem odkładamy ją do dalszych rozważań. W każdym razie konkludując można stwierdzić, że dociekania nad celem i wartością państwa i prawa, stanowiące po dziś dzień jeden z rozdziałów studiów burżuazyjnych teoretyków, są wyraźnie nienaukowym sposobem rozważania problemów ważnych, mających prawo obywatelstwa w prawoźnawstwie. Będąc jedną z części prowadzonych dociekań, stanowią zarazem pewien zasadniczy, całościowy filozoficzny pogląd na państwo i prawo o spekulatywno-metafizycznym za­ barwieniu 14.

§ 3. Kierunek „analityczny” Drugą obszerną dziedziną studiów jurysprudencji są analityczne dociekania nad prawem obowiązującym —

11 Koncepcje opisanego typu mają bowiem swe daleko się­ gające konsekwencje. Nie da się punktu widzenia filozofii war­ tości, czy prawa natury oddzielić i ograniczyć tylko do rozwa­ żań na temat tego, jakie państwo i prawo być powinno. Wszyst­ kie problemy jurysprudencji nabierają odmiennego, a swo­ istego sensu, gdy ten punkt widzenia raz zostanie przyjęty. 60

nad normami i pojęciami prawnymi, nad tzw. źródłami prawa, zasadami wykładni i systematyzacji prawa. Dociekania te, najogólniej mówiąc, odróżniają się od poprzednio omawianych tym, że nie chodzi w nich o ustalenie, jakie prawo (instytucja państwowo-prawna) ma wartość, czy jakie prawo być powinno, lecz o ustale­ nie, co obowiązuje jako prawo, wraz z wypracowaniem metod stwierdzania, co jest prawem obowiązującym, wraz z odgraniczaniem prawa obowiązującego jako okre­ ślonego systemu od innych systemów norm i rozkłada­ niem tego systemu na istotne elementy15. Jak widać, te różnorakie rozważania wiążą się bardzo ściśle z praktyczną pracą prawniczą, a więc z samym tworzeniem i stosowaniem prawa. Jednakże ich związek z obu tymi działami praktyki prawnej nie jest jedna­ kowy. Dociekania te mają wszak przede wszystkim (tak się przynajmniej zdaje na pierwszy rzut oka) charakter egzegetyczny, formalny, językowo-logiczny. Polegają, czy mają polegać, na opracowywaniu treści danych w samym rozpatrywanym materiale normatyw­ nym i akceptowanych jako punkt wyjścia zabiegów mających za przedmiot ustalanie tych treści, ich stwier­ dzanie, precyzowanie pojęciowe, względnie dochodze­ nie do nich za pomocą wnioskowania. Tym samym mniej są pokrewne (przynajmniej operując kryteriami państw, gdzie główną rolę gra prawo ustawowe) dzia­ łalności normodawców niż działalności organów sto­ sujących prawo. Nauka analityczna odbiera do opra­ cowania materiał stworzony przez organy normotwórcze. Z jej' opracowań mogą przyszli normotwórcy korzy­ 15 O tej linii dociekań por. K. Opałek — J. Wróblewski, Pozytywizm prawniczy, „Państwo i Prawo” 1, 1954, str. 5 i nast. Por. także S. Ehrlich O metodzie formalno-dogmatycznej, tamże, 3, 1955. 61

stać — i korzystają, ale działalność obu stron repre­ zentuje zasadniczo dwa różne kierunki. Natomiast wysiłki nauki analitycznej i organów stosujących prawo są zupełnie pokrewne, równoległe i nawzajem się dopełniające (z tym tylko, że nauka analityczna nie stosuje prawa praktycznie, lecz opracowuje je przede wszystkim pod kątem stosowania). Przyznanie jurysprudencji analitycznej opisanego wyżej charakteru nie jest jednak bynajmniej powszech­ ne. Były co prawda i istnieją nadal kierunki, które uznają, że dokonuje ona wraz z praktyką stosowania prawa zabiegów o charakterze czysto formalnym, lo­ gicznym i technicznym. Poglądy te spotykały się wszak­ że i spotykają ze sprzeciwem w postaci twierdzeń, że formalny technicyzm w pracy nad stosowaniem prawa i w działalności jurysprudencji analitycznej stanowi bądź tylko pozór, bądź sposób podawania (i usprawie­ dliwiania, czy uzasadniania) ustaleń, które w gruncie rzeczy nie trzymają się ram formalno-logicznej analizy, lecz przemycają samodzielnie obrane treści pod firmą „ustawodawcy ”. Przechodząc do wniosków praktycz­ nych, postulowano bądź zerwanie z tą obłudą i nazywa­ nie rzeczy po imieniu przez zadeklarowanie, czym jest w istocie działalność organów orzekających i anality­ ków prawa, bądź porzucenie ciasnego formalizmu, który, choć w rzeczywistości nie jest nigdy ściśle prze­ strzegany, pęta jednak pracę tych organów i juryspru­ dencji, mającą w obliczu dynamicznych potrzeb społecz­ nych posiadać „twórczy” charakter16.

18 Por. na ten temat E. Waśkowski, Teoria wykładni prawa cywilnego. Metodologia dogmatyki cywilistycznej w za­ rysie, Warszawa 1936, rozdz. IV iJ. Wróblewski, Zagadnie­ nia teorii wykładni prawa ludowego, Warszawa 1959, zwłaszcza str. 167 i nast. Z dawniejszych specjalnych opracowań: A. P e62

Różne były przyczyny głoszenia takich poglądów, które ze szczególną siłą wystąpiły na przełomie stu­ leci XIX i XX. Ogólnie zaznaczył się kryzys praworząd­ ności burżuazyjnej, prowadzący do dążności w kierunku „uelastycznienia” prawa. Na kontynencie długi okres panowania starych kodeksów stwarzał wiele niedogod­ ności wobec daleko idących przemian w życiu społecz­ nym, których kodeksy te oczywiście nie mogły z góry przewidzieć. Łatwo było zresztą dostrzec, jak daleko nauka prawa i organy stosujące prawe poszły z biegiem czasu twórczą drogą przystosowywania tych kodeksów do nowych warunków życia. Sprzeczność pomiędzy rze­ komo wyłącznie formalno-logicznymi zabiegami na gruncie tych kodeksów, a rzeczywistymi rezultatami tych zabiegów była aż nadto widoczna. Dołączyły się do tego prądy i tendencje panujące na terenie anglo-amerykańskim. Rzecz interesująca, że choć praktyka na tym terenie prowokowała wręcz do poglądów odmiennych niż kontynentalne, poglądy te urobiły się dopiero pod wpływem autorów europejskich. Przyczyną tego był niewątpliwy stan zacofania nauk społecznych w XIX wieku w Ameryce, a mówiąc łącznie o terenie angiel­ skim i amerykańskim — bierność teoretyczna, tendencje praktycystyczne i dziś jeszcze silne. W każdym razie od­ mienny charakter procesu tworzenia prawa w wielu jego podstawowych dziedzinach doprowadził na tym gruncie do odwrócenia tradycyjnych pojęć europejskich i do powstania w końcu już samodzielnie amerykań­ skich teorii, „realistycznych” na temat tego, co rzeczyretiatkowicz, Prąd nowy w prawoznawstwie, Poznań 1912, A. Ohanowicz, Nowe poglądy na stanowisko sędziego cy­ wilnego przy stosowaniu ustawy, Lwów 1912. W odniesieniu do jurysprudencji amerykańskiej A. Ross, Towards a realistic jurisprudence. A criticism of the dualism in law, Kopenhagen 1946, str. 59 i nast.

63

wiście robią sędziowie i inne organy stosujące prawo, oraz nauka prawa 17. W sumie, nie należy poddawać się uprzedzeniom i przypisywać wszystkiego, co stworzyły te kierunki, ostro występujące zwłaszcza w naszym stuleciu, tylko pewnym przemijającym okolicznościom czasu i miejsca, czy określonym koniunkturom i tendencjom politycz­ nym. Niewątpliwie w wielu twierdzeniach i odgałęzie­ niach przesadne, rzuciły przecież światło na pewne za­ poznawane dotąd strony procesu tradycyjnie uznawa­ nego za czysto logiczną analizę prawa i stosowanie pra­ wa. Na ich podstawie można wnieść pewne poprawki do dotychczasowego rozumienia analitycznej nauki pra­ wa — jej charakteru, jej zadań, oo jednak nie oznacza, iż (jak by chciały niektóre z doktryn omawianego typu) można w ogóle zlikwidować taką naukę na rzecz dyscy­ plin socjologicznych czy psychosocjologicznych w na­ uce prawa. Znaczy to tylko, iż analityczna nauka o pra­ wie potrzebuje sprzymierzeńca w postaci równolegle

17 Reprezentatywnym głosicielem takich poglądów stał się K. N. Lle welly n, por. pracę The bramble bush, New York 1960, str. 11 i nast. Por. na ten temat E. N. G arian, Legał realism and justice, New York 1940. Autor sam jednak zajmuje stanowisko umiarkowane i podaje to stanowisko jako pogląd amerykańskich realistów, którym przecież przyświecały wielo­ krotnie bardziej krańcowe tendencje: „Połączony nacisk na po­ trzebę ujmowania prawa w terminach jego działania i warun­ kujących je czynników oraz na krytykę przesadnego traktowa­ nia prawa wyłącznie w kategoriach logicznych u wielu wywołał ogólne przekonanie, że realizm prawny reprezentuje irracjo­ nalne podejście do prawa i odmawia prawu charakteru logicz­ nego czy systematycznego. Jednakże realizm atakował nie lo­ gikę, lecz tendencję do posługiwania się nią wyłącznie bez do­ ceniania wagi innych czynników poza formalnym charakterem przesłanek. Celem realizmu było ustalenie adekwatnej struk­ tury logicznej (prawa), co prawda jak dotąd nie dającej się wy­ świetlić” (str. 9 i nast.).

64

rozwijającej się socjologii prawa, która by oświetlała, w jaki sposób w rzeczywistości przebiegają procesy two­ rzenia, stosowania i analizy prawa. Błędne jest również przyjmowanie przez niektórych autorów, iż światy pra­ wa ustawowego i jego jurysprudencji oraz judge madę law wraz z jego nauką prawa są całkowicie odrębne i rzą­ dzące się odmiennymi zasadami. Mimo różnic, stosowanie i analiza materiału prawnego ma tu i tam cechy wspól­ ne, a czasem nawet formalizm w większym stopniu za­ znaczał się i zaznacza w opracowywaniu common law niż europejskiego prawa ustawowego, ponieważ szczegó­ łowe reguły precedensów stwarzają większe związanie dla poczynań jurysprudencji i organów orzekających niż ogólne zasady długo obowiązujących kodeksów, zasady, które trzeba konkretyzować, rozwijać, a z czasem nie­ postrzeżenie zmieniać 16. Tak czy inaczej, badanie prawa bez względu na jego wartość, bez względu na jego uwarunkowanie, funkcjo­ nowanie i działanie, ma od wieków trwałe obywatel­ stwo w nauce, a tylko z czasem osiąga coraz to większy stopień precyzji. Nie znaczy to, by ten rodzaj badania występował zawsze w izolacji -— często splata się on z elementami wartościowania, z prawno-politycznymi postulatami, czy z dociekaniem przyczyn takiego, a nie innego ukształtowania prawa oraz charakteru jego dzia­ łania. Jest jednak dostatecznie wyraźny, by dał się wy­ różnić z pomiędzy innych wątków, które nawet przytła­ cza swymi rozmiarami od samych początków juryspru­ dencji. W analitycznym badaniu prawa dają się wyróżnić pewne szczeble, stopniowo powstające na przestrzeni*i

le A. Ross, Prawo skandynawskie, a prawo kontynentalne i common law — kilka ogólnych refleksji, „Zeszyty Naukowe U. J.” 7, 1960, str. 22 i nast. Szerzej u K. N. Lle welly na, The common law tradition in deciding appeals, Chicago 1960. Problemy metodologiczne

5

65

rozwoju historycznego. Badanie to przez długie okresy miało żywiołowy, szczegółowo-praktycystyczny charak­ ter, ograniczało się tylko do konkretnych kwestii kon­ kretnego systemu prawa. Stopniowo dopiero rysowały się związki różnych problemów w obrębie tego samego systemu, możliwość i przydatność wprowadzania w nim uogólnień pojęciowych i wypracowywania zasad o mniej­ szej lub większej skali ogólnej ważności. Na tym ostat­ nim polu już w starożytności zdziałano niemało, trzeba jednak pamiętać, że do pojęć i zasad tego typu dochodzo­ no z reguły w sposób intuicyjny lub na gruncie bardzo prymitywnej empirii. Wiedza tego typu nie była teore­ tycznie, ani metodologicznie ugruntowana, była w spo­ sób w zasadzie nieświadomy przystosowana do potrzeb bieżącej praktyki. Na pewno też część racji mają ci, któ­ rzy upatrują w niej ślady wielu pradawnych wyobra­ żeń o charakterze magiczno-mistycznym (choć nie wy­ świetlają dostatecznie ich genezy)19. W pełni świadomy program jurysprudencji analitycz­ nej, rozpoznanie jej celów, zróżnicowanie dziedzin i szczebli — to wszystko powstało dopiero w XIX wieku i było dziełem przede wszystkim Austina w Anglii, po­ zytywistów niemieckich na kontynencie i doczekało się 19 Por. A. Hagerstróm, Der romische Obligationsbegriff im Lićhte der allgemeinen rbmisćhen Rechtsanschauung, t. I—II, Upsala 1927, 1941, oraz lnąuiries into the naturę of law and morals, Upsala 1953, zwłaszcza III, On the question of the notion of law, str. 56 i nast. Omówienie — K. Ol ivec r o n a, Najnowsze kierunki w dziedzinie teorii prawa w Szwecji, „Państwo i Prawo” 8—9, 1958, str. 258 i nast. i The legał theories of Axel Hagerstróm and Vilhelm Lundstedt, „Scandinavian Studies in Law”, 1959, str. 127 i nast. Z ogólnych prac filo­ zoficznych poświęconych zagadnieniom zbliżonym trzeba wy­ mienić rozprawę E. Topitscha, Vom Ursprung und Ende der Metaphysik, Wien 1958 (odnosi się ona oczywiście również do problematyki prawa natury i filozofii wartości). 66

wykończenia — a zarazem pod pewnymi względami wy­ naturzenia — w kelsenowskim normatywizmie już w naszym stuleciu. Rozbudowano naukę o normie i po­ jęciach prawnych, o źródłach, o wykładni i systemie prawa, o zasadach ustalania i stosowania prawa. Roz­ poznano fakt, iż istnieją zasady i pojęcia właściwe da­ nemu tylko systemowi prawa, stanowiące problematykę „partykularnej” jurysprudencji analitycznej. Spostrze­ żono jednak zarazem, że pewne zasady i pojęcia mają szerszy zakres zastosowania, przekraczający ramy jed­ nego tylko systemu prawnego, co dawało podstawę do stworzenia „filozofii prawa pozytywnego”, dyscypliny analitycznej na temat ogółu systemów prawnych państw „cywilizowanych” 20. Otwierało to drogę na dalszy etap, ku najwyższemu szczeblowi jurysprudencji analitycz­ nej — ku ogólno-teoretycznym badaniom nad normą prawną, jej strukturą i elementami i nad systemem prawa. Badania te również zostały podjęte, mają za sobą już szereg prób i zadatków nie pozbawionych wartości. Jeśli mimo wszystko nie posunęły się dotąd dość daleko, to z winy nastawień dogmatycznych, panujących w anali­ 20 J. Austin, Lectures on jurisprudence, London 1863, t. II, str. 1107 i nast.: „Rozważone jako całość w uwarunkowaniu i wzajemnym wynikaniu prawa i reguły pozytywne szczegól­ nego i wyodrębnionego społeczeństwa są systemem lub zbio­ rem prawa. W ograniczeniu do jednego z takich systemów albo do którejś z jego składowych części nauka prawa jest party­ kularną lub narodową. Choć każdy system prawa wykazuje swe specyficzne i charakterystyczne różnice, są jednak zasady, pojęcia i podziały wspólne dla różnych systemów, tworzące ana­ logie lub podobieństwa, które wiążą ze sobą takie systemy. Roz­ maite zasady wspólne dla bardziej dojrzałych systemów... są przedmiotem odrębnej nauki, która to nauka (w przeciwsta­ wieniu do jurysprudencji narodowej czy partykularnej) nosi nazwę ogólnej nauki prawa albo filozofii prawa pozytywnego”. 5*

67

tycznej nauce prawa. Nie uświadomiono sobie miano­ wicie celu i charakteru takich ogółno-teoretycznych ba­ dań, które opracowywany materiał winny traktować nie z punktu widzenia jego „obowiązywania”, lecz strukturalno-logicznych i językowych właściwości. Teoretycy burżuazyjni, nawet Kelsen, tak czujnie wytykający wszystkim autorom błędy metodologiczne, nie uchwy­ cili różnicy pomiędzy analitycznymi badaniami nad pra­ wem z punktu widzenia jego aktualnego obowiązywa­ nia, a badaniami abstrahującymi od tego punktu widze­ nia. W naszej literaturze na to pomieszanie, prowa­ dzące do licznych błędów w ujęciu takich np. zagad­ nień, jak problem podmiotu czy przedmiotu prawa, ro­ dzajów norm prawnych, źródeł prawa, itd., zwrócił słusznie uwagę J. Lande, niemal że odosobniony w tym stanowisku, jedynie pozwalającym na prawidłowe usta­ lenie zakresu dyscypliny opracowującej zagadnienia logiki norm i pojęć prawnych 21. Nie jest to zresztą wy­ łączny błąd nauki prawa, ponieważ również na sąsied­ nim terenie nauki moralności bywa popełniany z po­ dobnymi ujemnymi skutkami22. Antyformalistyczne prądy, które można uznać za przeważające w prawoznawstwie burżuazyjnym po­ cząwszy od schyłku XIX wieku, przyczyniły się do od­ sunięcia w wielu teoriach na daleki plan badań opisa­ nego typu, do zaniedbania problematyki logiki norm i pojęć prawnych. Później dopiero za rozważaniami językowo-logicznymi w nauce prawa (tak jak i w innych dziedzinach nauki) opowiedzieli -się ci autorzy, którzy reprezentowali pozycje neopozytywistyczne lub zbli­ żone. Autorzy ci w krytyce tradycyjnych błędów nauki 21 Stanowisko to zaznacza się u Landego w różnych pra­ cach, por. Studia z filozofii prawa, str. 326 i nast., 914 i nast. 22 Por. M. Ossowska, Podstawy nauki o moralności, War­ szawa 1947, str. 127 i nast. 68

prawa wnieśli bezsporny wkład, dyskredytując szereg uświęconych „teorii”, ale wnieśli też zaczyn teoretycz­ nego nihilizmu, przykładając probierze fizykalizmu do dziedziny o odmiennym, specyficznym charakterze -’3. Kwestie metodologiczne związane z tym punktem mogą być jednak rozpatrzone dopiero dalej, na właściwym dla nich miejscu. Tu trzeba zaznaczyć, że nauka prawa wiele traci na tym, iż nie docenia zagadnień językowo-logicznych lub podchodzi do nich niewłaściwie.

§ 4. Kierunek socjologiczny

Dalszym ważnym kierunkiem w prawoznawstwie są badania o charakterze socjologicznym. Tu wkraczamy na teren dociekań świeższej daty — przynajmniej gdy cho­ dzi o dociekania systematyczne i świadomie kierowane ku pewnym celom badawczym, ponieważ fragmenta­ ryczne rozważania czy spostrzeżenia z tej dziedziny spo­ tykamy już od dawien dawna. Wszędzie tam w szcze­ gólności, gdzie spotykamy się z relatywistyczną postawą badawczą, gdzie widzimy nastawienie historyczne lub komparatystyczne, pewne elementy socjologii występują w sposób nieunikniony 24. Badacze prawa zwyczajowego*i 23 Por. W. Lang, Czy istnieje „zjawisko prawne”?, „Prze­ gląd Polski i Obcy”, 6, 1958, str. 13 i nast. 21 Tak jest już od starożytności — wystarczy wskazać na te bynajmniej nie formalistyczne twierdzenia o prawie, państwie i władzy państwowej, jakie wypowiedzieli sofiści, u których relatywizm zaznaczył się tak silnie. Relatywistyczno-komparatystyczne nastawienie spotykamy też nieraz u Arystote­ lesa. Z późniejszych pisarzy warto jeszcze wskazać M achiavellego i Hobbesa. W okresie Oświecenia u sze­ regu pisarzy dochodzi do przełamania ahistorycznego racjona­ lizmu w kierunku pewnych koncepcji historyczno-rozwojowych i powstają ujęcia częściowo socjologiczne. W literaturze burżuazyjnej poruszał ten problem E. Troeltsch, a potem nie bez zafałszowań podjął go F. Meinecke (Die Entstehung des 69

grawitują też siłą rzeczy bardziej ku podejściu tego typu — choćby nawet w sposób bardzo prymitywny — ponieważ punkt ciężkości badania spoczywa tutaj na praktyce, na faktycznym zachowaniu się w pewnych sytuacjach, czyli na „prawie w działaniu”. Oczywiście historyzm był tym potężnym prądem w nauce, który stworzył podwaliny dla poważniejszych prób socjologicznych w prawoznawstwie. Dla tego te­ renu ważne są prekursorskie poczynania J. B. Vico i Monteskiusza. Obok tych regularnie wymienianych autorów należy uwzględnić mało znanego G. Hugo*25 Historismus, II wyd. Miinchen 1946), por. jednak zbliżone do marksistowskiego ujęcie S. L i 11 e y’ a, Social aspects of the histoTy of science, „Arch. Intern. d’Hist. des Sciences” 6, 1949, str. 427 i nast. i marksistowską analizę F. Luporiniego, Voltaire et les Lettres Philosophiąues, „Societa” 4, 1950. O pol­ skich myślicielach okresu Oświecenia i ich koncepcjach historyczno-rozwojowych, w zalążku socjologicznych, por. K. Opa­ łek, Hugona Kołłątaja pogłądy na państwo i prawo, Warsza­ wa 1952, str. 136 i nast., B. Suchodolski, Studia z dzie­ jów polskiej myśli filozoficznej i naukowej, Wrocław 1958, str. 453 i nast. 25 G. Hugo jest autorem na pewno zasługującym na opra­ cowanie. W swej głównej pracy Lehrbuch des Naturrechts ais einer Philosophie des positwen Rechts, Berlin 1798, stawia on sobie następujący cel: „Jest rzeczą właściwą... połączyć tak pustą samą przez się metafizykę prawa z antropologią prawni­ czą, czyli z empirycznymi twierdzeniami o człowieku jako zwie­ rzęciu, istocie rozumnej i obywatelu danego państwa, by na tej podstawie móc filozofować na temat różnych dawnych, obec­ nych, lub dających sfę tylko pomyśleć systemów prawnych, z wyższego punktu widzenia niż ten, który dać może studium jednego systemu prawnego; będzie tutaj chodziło o zbadanie przyczyn i skutków oraz o porównanie różnych możliwych rozwiązań... W ten sposób otrzymamy prawo natury, które inni zapewne chętniej nazwaliby filozofią prawa pozytywnego, po­ lityką prawa, nauką prawodawstwa, które jednak w każdym razie zasługuje na to, by zastąpić dotychczasowe prawo natury, wykazujące tyle dowolności w ujęciach różnych autorów” (str.

70

i kierunek zainicjowany przez Savigny’ego oraz Puchtę26; nie omawiamy tutaj, skoro w rozdziale chodzi o koncepcje burżuazyjne, marksizmu, który był istot­ nym przewrotem na tym właśnie terenie. Historyzm wymienionych autorów przedmarksistowskich nie był zbyt głęboki i nie operował dostateczną bazą faktów. Nad dawniejszymi spośród tych pisarzy ciążył jeszcze w wysokim stopniu racjonalistyczny schematyzm (za­ wierający, rzecz paradoksalna, wiele elementów ahistoryzmu). Dlatego u nich, zwłaszcza u Monteskiusza i u Hugona, spotykamy raczej pewien typ dość abstrak­ cyjnej, niezbyt historycznie pogłębionej, komparatystyki27. Inaczej z ogólną teorią Savigny’ego i Puchty, której historyczno-socjologiczne kontury są wyraźne. Chodzi tu jednak tylko o bardzo ogólny program, zro­ dzony pod wpływem Schellinga w momencie, gdy sytu­ acja w nauce prawa dyktowała konseiwatystom wygo­ towanie tego programu 28. Szczegółowe prace szkoły hi­ storycznej — i samych jej mistrzów w pierwszym rzę­ 10 i nast.). W wykonaniu uzyskujemy nawet więcej, niż obie­ cuje ten program — wiele interesujących analiz, zasługujących na miano socjologicznych, choć z drugiej strony konserwatywne stanowisko autora daje o sobie znać bardzo wyraźnie. 28 Por. K. Opałek — J. Wróblewski, Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, oraz podana tam literatura zagad­ nienia. Por. rec. K. Grzybowskiego z tej pracy pt. O miej­ scu niemieckiej szkoły historycznej w rozwoju nauki prawa, „Czasop. Prawno-Hist.” VIII, 2, 1956, str. 337 i nast. 27 Co do Monteskiusza por. na ten temat J. Wróblewski, Teoria prawa Monteskiusza, w pracy zbiorowej Monteskiusz i jego dzieło, Wrocław 1956, str. 70 i nast. (autor m. zd. uwy­ pukla nieco przesadnie historyzm Monteskiusza), oraz K. O p ał e k, Rola Monteskiusza w rozwoju myśli społecznej, „Myśl Filozof.”, 1, 1956, str. 39 i nast. 28 Gdy chodzi o szczegółowe przedstawienie ówczesnej sytu­ acji w niemieckiej nauce prawa, por. R. Stinzing — E. Landsberg, Geschichte der deutschen Rechtswissenschaft, t. III 2, Monachium 1910, str. 69 i nast.

71

dzie — odchodziły od tych założeń w kierunku formalno-dogmatycznych dociekań, względnie (Puchta!) idea­ listycznej spekulacji. Można zatem powiedzieć, że historyzm stanowił tu cieniutką powłokę na prawniczym dogmatyzmie, że był recypowany z ogólnych nastawień niektórych kierunków ówczesnej filozofii niemieckiej i w zgodzie z tą filozofią popuszczał zarazem wodze spe­ kulacji; że powstał nie bez widocznych jak na dłoni impulsów politycznych. Mimo to wiele badań spod znaku szkoły historycznej, prowadzonych w XIX wieku nad materiałem prawa w dużej mierze zwyczajowego, przygotowywało stale grunt pod przyszłą socjologię prawa. Dotyczy to w znacznej mierze również prac z terenu angielskiego — o odmiennym metodologicznie nastawieniu, ale także czerpiących impulsy z prawa zwyczajowego 29. Nie można pominąć roli pozytywizmu w jego ogólnym nur­ cie, który proklamował wszak socjologię jako nową dziedzinę wiedzy. Co prawda prawnicy odmiennie poj­ mowali swój pozytywizm, ale koncepcje ustalone w in­ nych dyscyplinach miały kiedyś później znaleźć drogę także do prawoznawstwa, względnie przygotować teren nowszym teoriom, które, już w XX wieku, weszły na rynek prawniczy 30.

20 Chodzi tu głównie o klasyczne w swoim rodzaju prape H. Maine’a (Ancient law, 1861, Early history of institutions, 1875, Early law and custom, 1883) oraz P. Vinogradoffa (Ro­ man Law in Medieual Europę, 1909, Commonsense in the law, 1914, Outlines of the historical jurisprudence 1920) — por. cha­ rakterystykę w pracy K. Opałka — J. Wróblewskiego, Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, str. 312 i nast. O szkole niemieckiej i angielskiej por. także w literaturze bur­ żuazyjnej — R. P o u n d, Interpretations of legał history, Cam­ bridge 194ę, str. 14 i nast. 30 Niektóre z tych koncepcji pojawiły się nawet niejako w ło­ nie samego pozytywizmu prawniczego w okresie jego przeła72

Program socjologii prawa, zupełnie już świadomy, możemy znaleźć w owej lawinie różnych recept i pro­ jektów uzdrowienia jurysprudencji, które zasypały Europę na przełomie dwóch ostatnich stuleci. Czasem nie występował on bez domieszek, łączył się z „odrodzo­ nym prawem natury”, wyrastał w pośrodku prawni­ czego formalizmu, towarzyszył koncepcjom wolnego orzecznictwa. Czasem był przemyślany konsekwentnie (E. Ehrlich). Ale przyszłość dla tego programu była na terenie angloamerykańskim, a nie na naszym konty­ nencie. Początki były co prawda również nie całkiem wyklarowane i nieśmiałe, wyszły z jurysprudencji ana­ litycznej, której czołowi przedstawiciele (O. W. Holmes, J. Ch. Gray) doszli do pewnych tez, stanowiących wy­ łom w ich doktrynie pozytywistycznej. Położyli nacisk na „prawo w działaniu”, na praktykę sądów, upatrując prawo w zasadach, którymi się sądy faktycznie kierują w orzekaniu, a potem nawet w samych aktualnych de­ cyzjach sądowych i sprowadzając stopniowo rolę pra­ woznawstwa do przewidywania przyszłych decyzji są­ dów *31. Były to na razie poszczególne tezy, niezupełnie

mywania. Chodzi tu zwłaszcza o R. Iheringa z jego pracą Der Zweck im Recht (III wyd. Lipsk 1893). Spoza terenu nauki prawa należy wymienić H. Spencera, G. T a r d e’ a, E. Durkheima, L. Gumplowicza; obok nich wywarło jednak wpływ wielu innych autorów. 31 O. W. H o 1 m e s ujmował już rzecz w sposób następujący: „Celem naszego badania jest przewidywanie zastosowania przy­ musu publicznego poprzez działalność sądów. Uprawnienia i obowiązki, którymi zajmuje się jurysprudencja, są tylko prze­ powiedniami. Tak zwany obowiązek prawny, to przepowiednia, że jeśli ktoś uczyni coś lub czegoś zaniecha, poniesie taki lub inny uszczerbek na podstawie orzeczenia sądu — i podobnie w przypadku uprawnienia. Uważam, że prawem są po prostu przepowiednie tego, co sądy zrobią faktycznie” (The path of the law w zbiorze M. Lernera, The mind and faith of Justice Hol­ mes, Boston 1943, str. 72).

73

dopasowane do reszty wywodów. Następcy jednak po­ szli dalej. Jedni z nich byli twórcami kierunku, nazwa­ nego „idealizmem społecznym”. Ci badanie „prawa w działaniu” skojarzyli z filozofią wartości — często z prądami zbliżonymi do prawa natury (B. N. Cardozo, R. Pound). Najbardziej wpływową doktryną tej grupy pisarzy okazała się sformułowana przez Pounda „te­ oria interesów społecznych”. Inni poszli w kierunku czystego socjologicznego realizmu, przydzielając prawoznawstwu zadania opisowe, polegające na ustalaniu czynników motywacyjnych w procesie podejmowania przez sądy decyzji. Tzw. law in books było przez nich w mniejszym lub większym stopniu deprecjonowane, czasem ujmowane tylko jako jeden z czynników moty­ wacji sędziego — oraz jako środek formalnego uspra­ wiedliwienia orzeczeń podjętych nieraz z odmiennych zupełnie motywów32.

:l2 Koncepcje B. N. Cardozo są połączeniem stanowiska Holmesa z filozofią wartości (wpływ Windelbanda) — por. Lebendiges Recht (The growth of the law), Miinchen 1949, str. 20 i nast., 29 i nast. Przedstawienie „teorii interesów społecznych” (wraz z krytyką szeregu tez) u E. W. Pattersona, Pound's theory of social interests, Interpretations of modern legał philosophies. Studies in honor of Roscoe Pound, New York 1947, str. 558 i nast. Por. następujące charakterystyczne stwierdzenia „realistów”: „My, realiści amerykańscy, uważamy, że przypadki sądowe w całej swej konkretności przyczyn i skutków stanowią samą istotę prawa i że przyczyny decyzji sędziowskich nie zawsze są podane, a często w uzasadnieniach nie są podawane wiernie” (J. W. Bingham w My philosophy of law, Boston 1941, str. 13). „Winniśmy z ostrożnością podchodzić do sposobu, w jaki sędzia opisuje swą metodę mającą stanowić podstawę orzeczenia... Uzasadnienie, jakie daje sędzia, jest często racjo­ nalizacją usprawiedliwiającą raczej konkluzję, do której do­ szedł, a nie przedstawieniem faktycznej metody uzyskania tej konkluzji” (M. Gall, Judicial decision and practical judgment, New York 1946, str. 14). Omówienie na dość szerokim mate­ riale u A. Rossa, Towards a realistic jurisprudence, str. 68

74

Struktura prawa anglosaskiego, zwłaszcza amerykań­ skiego, była dla tych kierunków dogodnym podłożem. Szczególnie chodzi tutaj o ograniczoną stosunkowo rolę prawa ustawowego, którego walor przez doktrynę nie jest szacowany zbyt wysoko*33. Sytuacja jednak się zmienia i znaczenie ustawodawstwa wzrasta. Skrajne doktryny, zrodzone nie bez wpływu pragmatyzmu, także nie utrzymują się już na dawniej pozycji. Przyszła kolej na kierunki bardziej umiarkowane i propagujące harmonijnie różne płaszczyzny dociekań prawoznawstwa 34. Doszło także do pewnego stępienia bardzo do­

i nast. Analizy marksistowskie u M. A ret owe j — G. L. S e id 1 e r a, Funkcjonalizm w burżuazyjnej nauce prawa, „Państwo i Prawo” 7, 1951 i u Seidlera, Doktryny prawne imperia­ lizmu, str. 142 i nast. Por. także J. Kowalski, o. c. 33 Por. następującą wypowiedź J. Franka: „Mamy (chodzi o sędziów, przyp. mój, K. O.) zespół stałych reguł, którymi się posługujemy, stanowiących o pewności prawnej. Sami rzadko je zmieniamy, a jeśli to czynimy, to tylko po rozważaniach najbardziej skrupulatnych. Natomiast ustawodawstwo tworzy nowe reguły, często bez zastanowienia i reguły te podkopują pewność prawną. Działalność ustawodawcza jest kapryśna i po­ wierzchowna, oparta na niedojrzałych subiektywnych wraże­ niach nielicznych członków legislatywy. Dlaczego mielibyśmy obdarzać szacunkiem produkty tak tandetne?” (Courts on trial. Myth and reality of American justice, Princetown 1949, str. 292). Por. także relację sędziego Jacksona z wypowiedzi B. N. C a rdozo: „Jeśli możesz uzyskać stanowisko w sądzie apelacyj­ nym Nowego Yorku, korzystaj z tego bezwarunkowo. Jest to prawdziwie wielki sąd rozwijający common law. Problemy, któ­ rymi się zajmuje, to problemy godne prawnika. Natomiast Sąd Najwyższy zajmuje się głównie konstrukcjami opartymi na ustawach, które nigdy nie mogą być interesujące — oraz poli­ tyką” (cyt. za A. R o s s e m, Prawo skandynawskie..., str. 21). 34 Tak ujmuje sprawę J. Hall, Integratiue jurisprudence, Interpretations, j. w. str. 313 i nast. Jurysprudencja w tym ujęciu miałaby „stworzyć pomost między prawnym koncep­ tualizmem, a socjologią prawa” (str. 324), przezwyciężając jedno­

75

tąd częstego ateoretyzmu, kultu samej surowej empirii — na korzyść pewnych ogólnoteoretycznych kon­ cepcji. Trzeba również dodać, że poprzednia nasza uwa­ ga o rozbieżności pomiędzy planami teoretyków prawa, a tym, co robi jurysprudencja szczegółowa, ma i tutaj swe zastosowanie. W tej ostatniej nastawienie formalno-ndogmatyczne jest znacznie silniejsze także na tere­ nie anglo-amerykańskim, niżby się to z pozoru wyda­ wało. Akcesoria formy prawa są co prawda odmienne niż na kontynencie, ale podstawowy nurt dociekań bar­ dzo zbliżony 35. Tak czy inaczej, zwrócenie uwagi na „prawo w dzia­ łaniu” i na znaczenie badań prawno-socjologicznych wraz z zarysowaniem programu tych badań, jest fak­ tem, którego nie należy nie doceniać. Przede wszystkim ważne jest z metodologicznego punktu widzenia una­ ocznienie różnicy pomiędzy literą, a praktyką prawną. Tradycyjnie często ograniczano się do egzegezy tej pierwszej, nie przykładając należytej wagi do społecz­ nych procesów kształtowania się i działania prawa, względnie' sugerowano się, iż badanie ustaw i kodek­ sów jest badaniem prawa „rzeczywiście istniejącego”, co prowadziło do mieszania zagadnień analitycznych

stronność „realizmu i pozytywizmu prawniczego” (str. 316, 321). Podobne jest stanowisko J. S t o n e’a, The prouince and function of law, j. w. i A. Ro ssa, który zbliżając się w ostatniej pracy On law and justice w niejednym punkcie do „realistów”, nie podziela ich skrajności. Na temat obecnej sytuacji w ame­ rykańskiej filozofii prawa por. E. Bodenheimer, A decade of jurisprudence in the United States of America: 1946—1956, „Natural Law Forum” III, 1, 1958, str. 44 i nast. 35 F. K. B e u t e 1, Some potentialities of experimental ju­ risprudence as a new branch of social science, Lincoln 1957, w rozdz. V. podkreśla i szczegółowo dokumentuje konserwa­ tyzm metodologiczny amerykańskiej nauki i praktyki praw­ niczej (str. 68 i nast.). 76

i socjologicznych, względnie do podawania tych pierw­ szych za zagadnienia socjologii. Nie trzeba nikogo po­ uczać o tym, jak duże praktycznie znaczenie mogą po­ siadać — z punktu widzenia praworządności i polityki prawa — badania nad faktyczną praktyką prawną, nad jej przyczynami i skutkami społecznymi. Mimo to jed­ nak badaniom tym niełatwo jest utorować drogę. Przy formułowaniu programu omawianych badań, a później przy wypracowywaniu pewnych ogólnych koncepcji socjologiczno-prawnych popełniono wiele błędów. Wchodzono w przymierze z idealistyczną me­ tafizyką obiektywnych wartości i z prawem natury, lub proklamowano zerwanie z wszelkimi analitycznymi ba­ daniami na temat law in books (tak oczywiście czynili tylko autorzy o nastawieniach skrajnych). Impasy so­ cjologii prawa są zresztą nieuniknione w jurysprudencji burżuazyjnej, która nie operuje ogólną teorią socjolo­ giczną, zasługującą na miano naukowej. Wielką jest rola i wielką, rzec można, przyszłość teorii marksistow­ skiej w zastosowaniu do tych także zagadnień. Właśnie bowiem w aspekcie socjologicznym dzieło klasyków marksizmu ma zgoła kapitalne znaczenie dla naszej nauki prawa. Można jednak powiedzieć, że jak dotąd istniała i jeszcze w znacznej mierze istnieje u nas sprzeczność dwóch zasadniczych nastawień — socjolo­ gicznego po stronie teorii marksizmu-leninizmu i formalno-dogmatycznego po stronie jurysprudencji. Na­ stawienie socjologiczne naszej teorii nie oznacza oczy­ wiście tego, by z jej założeń płynął wniosek o likwida­ cji pozostałych kierunków badań prawnych. Chodzi tylko o to, że w świetle teorii marksistowskiej właśnie badania nad społecznym uwarunkowaniem i treścią, nad społecznym działaniem i skutkami prawa, mają podstawowe znaczenie, któremu podporządkować i z któ­ rym skoordynować należy pozostałe kierunki badań.

77

Braki w podstawach metodologiczno-teoretycznych nie przesądzają o tym, by dorobek burżuazyjnej socjo­ logii prawa był w ogóle bez wartości. Tę ostatnią na­ leży upatrywać głównie w wypracowaniu szeregu tech­ nik badawczych (odróżnić od m e t o d!) i w szczegóło­ wych rezultatach badań nad pewnymi zagadnieniami, rezultatach — które stanowią uporządkowany zasób faktów i zawierają niejednokrotnie także wnioski szcze­ gółowe nie bez naukowego znaczenia. Ta charaktery­ styka i ocena implikuje zarazem nasze stanowisko co do zakresu, w jakim badania burżuazyjnej socjologii prawa mogą być wykorzystywane przez naszą naukę. Szcze­ gólnie jednak podkreślić należy inicjatywę burżuazyj­ nego prawoznawstwa w kierunku badań tego typu. Wy­ da je się, że właśnie w tych badaniach inicjatywa winna zostać przez nas przejęta. Potrzebujemy bardzo takich badań, a z drugiej strony bez ich przedsiębrania w za­ gadnieniach szczegółowych nie możemy zaznaczyć do ­ wodnie wyższości naszej teorii i metody, która powinna być na codzień używanym narzędziem w służbie po­ stępów nauki

§ 5. Psychologizm Ostatni, psychologiczny kierunek badań w juryspru­ dencji dość ściśle zrośnięty jest z socjologią prawa. Jest to zrozumiałe, ponieważ będące przedmiotem stu­ diów socjologicznych działania ludzi kształtujących i stosujących prawo nie mogą być oddzielone od strony psychicznej, od zjawisk świadomości prawnej i pobu­ dek postępowania. Ten związek psychologii z socjologią zaznaczał się silnie w wielu ogólnych teoriach na oma­ wianych przez nas obecnie odcinkach badań prawnych; warto tu przytoczyć m. in. elementy psychologizmu

78

w doktrynie Savigny’ego-Puchty, czy później podobne nastawienie solidarystycznej teorii Duguita36. W naj­ nowszym okresie wzmiankowane dwa wątki kojarzą się ze sobą w wielu koncepcjach amerykańskich „reali­ stów” oraz w skandynawskiej teorii prawa 37. Mamy jednak również do czynienia z ujęciami socjologicznymi odrzucającymi psychologizm — w myśl określonych

36 Elementy psychologizmu w teorii szkoły historycznej niemieckiej nieco przesadnie — w zgodzie ze swą własną psychologistyczną predylekcją — podkreśla J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 349 i nast. Zagadnienie to poruszali rów­ nież S. Brie, Der Volksgeist bei Hegel und in der historischen Schule, Miinchen 1909 i H. Kantorowie z, Volksgeist und historische Schule, Tiibingen 1912. W interpretacji psychologistycznej poglądów L. Duguita — częściowo słusznej — również widać u J. Landego (Studia, str. 362 i nast.) pewną przesadę. 37 Por. poglądy J. Franka zabarwione freudyzmem, a tak­ że psychologistyczną w dużej mierze pracę K. N. Llewellyna The normatiue, the legał and the law jobs: the problem of juristic method, being also an effort to integrate the legał into sociological and political theory („Yale Law Journal” 49, 1940). Podobny punkt widzenia w pracach A. Rossa, V. A. Lundstedta i K. Oliyecrony. Pierwszy z tych autorów (On law and justice, str. 70 i nast.) głosi syntezę psychologizmu z socjologizmem („realizmem” zorientowanym behawiory stycznie), drugi (Die Unwissenschaftlichkeit der Rechtswissenschaft, t. I, Berlin 1932) za przedmiot badań uznaje fakty społeczne (str. 51 i nast.) i irracjonalne przeko­ nania (str. 120 i nast.), które analizuje, lecz od których wpływu chciałby uwolnić naukę prawa; trzeci (Law as fact, London 1939, str. 75 i nast.) zajmuje stanowisko podobne jak Lundstedt, ale bez wniosków skrajnych, a w studium Is a sociological erplanation of law possible?, „Theoria” XIV 2, 1948, przepro­ wadza debatę nad skrajnościami i możliwymi polami zasto­ sowań psychologizmu i socjologizmu. Por. na temat tych poglądów K. Opałek — J. Wróblewski, Współczesna burżuazyjna teoria prawa w Skandynawii, „Państwo i Pra­ wo” 2, 1951. 79

ogólnych założeń teoretyczno-metodologicznych, oraz z koncepcjami jednostronnie psychologistycznymi38. Psychologiczny kierunek badań jest niewątpliwie ważną częścią składową dociekań nauki prawa. Proble­ my rozumienia i oceny obowiązującego prawa, przeko­ nań prawnych, motywacyjnego działania prawa, itp., wymagają odrębnych studiów, które wnieść mogą nie­ mało ważnych punktów do ogólnej- teorii prawa, a także do praktyki stanowienia i stosowania prawa. Podobnie jak socjologiczne, i te badania początkami swymi nie sięgają daleko w przeszłość, jeśli nie liczyć rozrzuconych spostrzeżeń różnych autorów’na te tematy. Właściwie dopiero w XIX wieku mówić można o zapoczątkowaniu tego kierunku badań w sposób świadomy i na szerszą skalę. Wymienić tu należy niektórych przedstawicieli szkoły historycznej oraz pozytywistów, bądź okraszają­

38 Do pierwszych należy zaliczyć teorie amerykańskie, oparte na behawióryzmie; por. charakterystyki w pracach E. N. G a r1 a n a, Legał realism and justice, str. 3 i nast. i T. A. C o w a n a, A report on the status of philosophy of law in the United States, „Columbia Law Review” 50, 1950 str. 1086 i nast. Na swój sposób antypsychologistyczny socjologizm w teorii prawa reprezentował także C. Znamierowski. Obok poprzednio cytowanej pracy tego autora por. w tym związku Psychologistyczna teoria prawa (odb. z „Przegl. Fil.”, Warszawa 1922). Jest to studium krytyczne na temat psychologizmu. Ale póź­ niej w różnych artykułach (np. Analiza oceny moralnej, „Myśl Współczesna” 3—4, 1946) oraz pracy Oceny i normy, Warsza­ wa 1958 (por. także rec. W. Langa w „Państwie i Prawie” 12, 1959) reprezentuje stanowisko w dużej mierze psycholo­ gistyczne. Jednostronnie atomistyczny psychologizm reprezen­ tował znowu L. Petrażycki, jak to obok Znamierowskiego stwierdzali F. Znaniecki, Wstęp do socjologii, Poznań 1922, str. 65 i nast. i T. Szczurkiewicz, Rasa, środowisko, rodzina, Poznań 1938, str. 237 i nast. W opublikowanym po­ śmiertnie (Studia, str. 845 i nast.) studium pt. Socjologia Petrażyckiego J. Lande podjął się odparcia tych zarzutów, ale nie uczynił tego w sposób przekonywający.

80

cych swe badania analityczne wstawkami psychologizmu, bądź starających się dać nawet ogólną psycholo­ giczną podbudowę swoim teoriom. W swym psychologizmie pozytywizm dopuścił się wielu błędów, w kate­ goriach psychologicznych ujmując typowo normatywne pojęcia. Klasycznymi przykładami są tutaj teorie spro­ wadzające prawo podmiotowe (uprawnienie) do „władz­ twa woli”, czy obowiązek do stanu „podporządkowania woli”, jak również osławiona teoria uznania; błędy tych teorii dostrzegli już autorowie współcześni ich twór­ com 39. Poza tym częste były próby wtłaczania zjawisk świadomości prawnej w szablon norm obowiązujących, tj. próby takiej interpretacji psychologistycznej prawa, która by godziła przeżycia ludzi związane na różne spo­ soby z prawem (czy, wedle niektórych autorów, stano­ wiące wręcz istotę prawa) z literą prawa. Teorie takie prowadziły do absurdów i czyniły koniecznym ucieka­ nie się do przeróżnych fikcji. Musimy jeszcze raz obcią­ żyć konto formalno-dogmatycznych nastawień przewa­ żających uporczywie w nauce prawa, stwierdzając, że winą tych nastawień jest mieszanie świadomości praw­ nej z prawem obowiązującym. Błąd ten często się po­ wtarzał i jeszcze nawet w XX wieku jest spotykany 40. Wśród psychologistycznych teorii najgłośniejszą jest teoria prawa i państwa Leona Petrażyckiego. Istotnie,

’• O polemice wokół tzw. teorii prawa podmiotowego itp. pojęć prawnych por. K. Opałek, Prawo podmiotowe, War­ szawa 1957, rozdz. III 2. Na temat teorii uznania L. Petra­ życki, Teoria prawa i państwa w związku z teorią moralności, t. I, Warszawa 1959, str. 408 i nast. 40 Wśród autorów reprezentujących ten typ psychologizmu należy wymienić A. Hołd v o n Fernecka, Die Rechtswidrigkeit, t. I, Jena 1908, str. 80 i nast., E. R. B i e r 1 i n g a, Juristische Prinzipienlehre, t. I, Freiburg 1894, str. 145, 152 i nast. 160 i nast., E. J a r r ę, Ogólna teoria prawa, Warszawa 1922, str. 203 i nast., 333, 343 i in. Problemy metodologiczne

6

81

stanowi ona zjawisko zgoła wyjątkowe w swojej dzie­ dzinie. Petrażycki przezwyciężył błędy swych poprzed­ ników, płynące z mieszania różnych zagadnień jurys­ prudencji. Aby je udokumentować i odciąć się od nich raz na zawsze, poświęcił ogrom pracy zagadnieniom logiczno-metodologicznym nauki prawa i na podstawie swych ustaleń przeprowadził gruntowną krytykę naj­ głośniejszych w swym czasie teorii — także teorii pseudo-psychologicznych. Widząc trudności na terenie psychologii, która swymi wynikami ówcześnie nie ułatwiała pracy nad problematyką prawną, podjął się budowy całego systemu psychologii emocjonalnej. Te wstępne trudy nie stały się przeszkodą w wykonaniu zasadniczego zadania — w opracowaniu teorii prawa i państwa, i to szeroko rozbudowanym i udokumento­ wanym wielkim zasobem faktów. Wszystkie zaś te pra­ ce miały przygotowywać dalsze poważne zamierzenia — pchnięcie naprzód polityki prawa i rozwiązanie pod­ stawowych, ogólnych zagadnień filozofii praktycznej. Dzieło nie zostało zakończone, imponuje jednak swymi rozmiarami, oryginalnością, a niejednokrotnie i traf­ nością ujęć. Trzeba to silnie podkreślić, ponieważ osią­ gnięcia Petrażyckiego nieraz niesłusznie były pomniej­ szane. Choć do wielu tez Petrażyckiego odnieść się trzeba krytycznie, to jednak krytyka nie może prowa­ dzić do zatraty właściwych proporcji w ocenie osiągnięć naukowych bezspornie poważnych 41. W psychologicznych badaniach nad prawem nie ma w całej literaturze burżuazyjnej dzieła, które można by postawić na równi z omawianą teorią. Prace innych uczonych — europejskich, czy amerykańskich, mające 41 Próbą określenia rangi naukowej tej teorii — której błędy skądinąd krytykuję — jest moje studium The Leon Petrażycki’s theory of law, „Theoria. A Swedish Journal of Philosophy and Psychology”, 1961. 82

nastawienie analogiczne, nie dorównują koncepcjom Petrażyckiego ani pod względem precyzji i systema­ tyczności, ani pod względem oryginalności. Stanowią przeważnie raczej tylko zarysy, szkice ujęć psychologistycznych. Psychologizm w teorii prawa przeżywa zresztą kryzys z przyczyn natury ogólnej. Chodzi tutaj o wątpliwości, podnoszone przez fizykalizm pod adresem psychologii z punktu widzenia weryfikacji jej twier­ dzeń. Stąd autorowie reprezentujący pozycje neopozytywistyczne bądź opowiadają się za czystym behawioryzmem, bądź zmuszeni do wprowadzania do swych prac elementów psychologii, nie chcą bliżej precy­ zować swych twierdzeń, stają się bardzo oszczędni i ostrożni w sformułowaniach42. Oczywiście wszystkie momenty niepewności i niedorozwoju na terenie psy­ chologii odbijają się ujemnie na omawianym przez nas kierunku badań. Dotyczy to także teorii Petrażyckiego, którego psychologia emocjonalna musi budzić liczne wątpliwości, jako koncepcja ukształtowana raczej dro­ gą ogólnej spekulacji, przyjęta w sposób aprioryczny, a nie wyprowadzona z szerokiej bazy faktycznej. Jak się skończą te impasy psychologizmu w teorii prawa, trudno w tej chwili przewidzieć. Nasza praca z dzie­ dziny metodologii nauki prawa nie może rozstrzygnąć kwestii, w których decyduje szczegółowy dorobek dy­ scypliny, znajdującej się poza właściwym zakresem prawoznawstwa 43.

42 Na bliskim nam terenie charakterystyczna pod tym wzglę­ dem jest praca neopozyty wisty M. Schlicka, Fragen der Ethik, Wiedeń 1930 (przekład polski Zagadnienia etyki, Warszawa 1960). Spośród autorów skandynawskich właściwie tylko A. Ross, Kritik, str. 55 i nast. próbuje rozwinąć i uściślić swój mie­ szany — behawiorystyczno-psychologistyczny punkt widzenia. 43 Co do stanu psychologii i możliwości korzystania z jej osiągnięć w naszej dyscyplinie por. W. Lang, Czy istnieje zjawisko prawne?, str. 20 i nast. 6*

83

Psychologizm w teorii prawa bywa nie tylko często przez prawników źle pojmowany, co prowadzi do dziw­ nych jego aliansów z nauką analityczną o prawie obo­ wiązującym, ale także jest nieraz atakowany. Stronie atakującej w niektórych punktach przyznać trzeba słuszność, w innych nie. Zacznijmy od tych ostatnich. Nie jest słuszne stanowisko tych autorów, którzy od­ rzucają badania psychologiczne o prawie, głosząc mo­ nopol podejścia analitycznego, popadając w przerosty metody formalruo-dogmatycznej. Odcinek badań psy­ chologicznych jest wszak odrębny, posiada swoistą problematykę, wymagającą właściwego potraktowania. Słuszna jest natomiast walka z przerostami psychologizmu, który w niektórych teoriach przesłania znacze­ nie nauki o prawie obowiązującym, a zarazem przez podejście krańcowo subiektywistyczno-indywidualistyczne podcina właściwie socjologię prawa. Bardzo zna­ miennym przykładem takich przerostów jest właśnie teoria Petrażyckiego. To stwierdzenie nie stoi wcale w sprzeczności z poprzednią jej oceną. Wielka śmiałość i oryginalność teoretyczna kojarzy się często z wielkimi błędami, które są, rzec można, jej przywilejem. W teorii Petrażyckiego mamy połączenia ustaleń uderzająco trafnych i uderzająco nietrafnych. Te drugie powstają przede wszystkim przez wyolbrzymienie znaczenia aspektu psychologicznego w prawie, przez podporząd­ kowanie mu wszystkich innych, przez przyjęcie, że prawo sprowadza się w istocie do faktów psychicznych i że fakty te mają znaczenie nieomalże decydujące o biegu życia społecznego. Wyolbrzymienie znaczenia aspektu psychologicznego w prawie spotykamy równolegle z przesadnym pod­ kreślaniem wagi aspektów formalno-logicznych, czy socjologicznych. Nie chodzi tu zatem o jakieś oderwa­ ne zjawisko, lecz o pewną tendencję, właściwą różnym 84

kierunkom badań prawnych — tendencję do tego, by stać się nie tylko objaśnieniem pewnej ograniczonej grupy zjawisk i przedmiotów, lecz uniwersalnym obja­ śnieniem dla całego terenu prawa. Te monopolistyczne dążności nie stanowią objawu partykularnych patriotyzmów po stronie analityków, socjologów czy psychologistów piszących o prawie. Sprawa sięga głębiej — wiąże się z odczuwaną potrzebą uzyskania jednolitego i zharmonizowanego poglądu na prawo, z potrzebą udzielenia jednej i jednoznacznej odpowiedzi na pyta­ nie, czym jest prawo „w swej istocie”. Wiąże się ze stale powtarzanymi próbami pokonania progu, jaki oddziela normatywność i obowiązywanie od faktów, przez interpretację, która by umożliwiła uznanie pierw­ szych i drugich elementów za spójne i jednorodne. Właśnie obecnie, po dokonaniu syntetycznego prze­ glądu podstawowych kierunków badań nauki prawa, jest pora po temu, by przeanalizować rezultaty tych kierunków z punktu widzenia kształtowania przez nie poglądu na prawo — „prawo w ogóle”. Powinno nam to umożliwić zarysowanie bodaj poglądu na przedmioty określane łącznym mianem „prawa” i ustalenie pewnych wytycznych dla prac naszej nauki — zarówno szcze­ gółowych, jak i ogólnoteoretycznych.

§ 6. O jednostronności omówionych teorii świetle poprzednich rozważań okazuje się z jed­ nej strony, że problematyka prawa i tym samym badań prawnych jest zróżnicowana. Obejmuje ona zagadnienia analizy językowo-logicznej tekstów prawnych, zjawiska „prawa w działaniu” i związane z nimi, lecz poniekąd wyodrębniające się zjawiska świadomości prawnej. Obejmuje także praktyczne kwestie doskonalenia ist­ niejących instytucji państwowo-prawnych. Każde z tych 85

zagadnień, czy raczej kompleksów problemów, dyktuje odrębne podejście, odmienne metody. Z drugiej jednak strony z przeglądu doktryn burżuazyjnej juryspru­ dencji wynika, że zróżnicowanie naszej problematyki staje się punktem wyjścia dla teorii podkreślających mniej lub więcej jednostronnie ten czy inny jej aspekt. Ta jednostronność może być dwojaka: może ona po­ legać na zacieśnieniu się w badaniach do jednego aspektu przy uznaniu istnienia innych. Chodzi tutaj o specjalizację, o odgraniczenie różnych terenów pracy, któremu towarzyszy uznanie, że żaden z poszczególnych kierunków badań nie jest wyłącznym kluczem do roz­ szyfrowania całego terenu prawa, że każdy jest jedynie członem, częścią składową prac koniecznych. Takie podejście do sprawy jest uzasadnione, występuje ono jednak tylko (i to bynajmniej nie zawsze) przy przed­ siębraniu badań szczegółowych, np. analityczno-logicznych lub socjologicznych. Ogólne teorie stoją pod znakiem innej jednostronności. Przyznają one domi­ nację jednemu z aspektów, uznawanemu za zasadniczy i torujący drogę wyjaśnieniu całości. Całą resztę bądź bagatelizują, bądź naginają jej interpretację do kon­ sekwencji, płynących z rozpatrywania obranego aspektu, jako zasadniczego lub w istocie wyłącznego. Uzysku­ jemy tu owo znane rozdęcie i wyolbrzymienie do abso­ lutu jednej strony zjawisk i ich poznania, prowadzące do zniekształcenia obrazu badanych przedmiotów. Takie ujęcie zagadnień nie wynika bynajmniej z cech badanych przedmiotów (mimo że tak utrzymują jego zwolennicy). Odczuwając wewnętrznie słabość takiej swej pozycji, starają się ją ugruntować w sposób spekulatywny. To tłumaczy adaptację ogólnych filozoficz­ nych tez np. szkoły badeńskiej (Radbruch, Łask), czy formalistycznego nurtu neokantyzmu (Kelsen), czy fenomenologii (Cossio), czy egzystenc jalizmu (R. Siches), 86

pragmatyzmu (amerykańska jurisprudence w wielu swych odłamach), itd. itd.44. Tłumaczenie to nie wyjaśnia oczywiście wszystkiego, ponieważ burżuazyjni filozofo­ wie prawa przyjmują koncepcje tego typu także z tej przyczyny, iż potrzebują ogólnej podbudowy teoretyczno-metodologicznej dla swej pracy. Jest to potrzeba, która pojawia się zresztą zawsze na terenie dyscyplin szczegółowych (zwłaszcza „ogólnych części” takich dy­ scyplin). Można zapewne traktować jako przekleństwo losu tę konieczność, przed którą stają burżuazyjni teore­ tycy prawa: potrzebują oni pomocy filozofów i metodo­ logów i przyjmują takie ich produkty, jakie się znajdują na rynku — produkty wątpliwej wartości prowadzące do złych rezultatów, gdy są brane na warsztat dociekań naszej dyscypliny. Rzecz jasna, nie oznacza to, by uwa­ runkowanie klasowe nie dawało o sobie znać i w do­ borze pewnej filozofii, i w wypracowywaniu samych twierdzeń teoretyczno-prawnych. Czasem ktoś, nie ufając innym, próbuje sam sobie stworzyć takie pod­ stawy teoretyczno-metodologiczne, jak Petrażycki, któ­ ry jest tu raczej wyjątkiem. Ale i ten myśliciel nie był przecież wolny od wpływów o charakterze choćby bar­

44 G. R a d b r u c h, Zarys filozofii prawa, Warszawa 1938 — założenia rozdz. I i II. O poglądach E. Laska, wyłożonych w Gesammelte Sćhriften, Tubingen 1923, por. E. Mart inez Pa z, Łask and the doctrine of the science of law, Interpretations, str. 574 i nast. O założeniach filozoficznych teorii Kelsena por. J. Wróblewski, Krytyka normatywistycznej teorii prawa i państwa Hansa Kelsena, Warszawa 1955, rozdz. I. Krótkie ujęcie poglądów C. Cossio w jego studium Phenomenology of the judgment. An introduction to the egological theory of law, Interpretations, str. 85 i nast. Tamże przedsta­ wienie teorii L. R. S i c h e s a, Ideas and historical conditioning in the realization of the juridical values (str. 611 i nast.) i „pragmatyzmu prawnego” — T. A. C o w a n, Legał pragmatism. and beyond (str. 130 i nast.)

87

dzo tylko ogólnym obiegowych systemów filozofii burżuazyjnej; nie mógł też być wolny od określonych nastawień klasowych 45. Wracając jednak do sprawy owej jednostronności — trudno tu rozstrzygać, w jakiej mierze i kierunku prze­ sądza o niej w konkretnych przypadkach uwarunkowa­ nie klasowe, o ile przyczyniają się do niej obrane założenia filozoficzne, a o ile założenia te są przyj­ mowane ex post po to, aby mogły uzasadniać jedno­ stronny pogląd z góry już urobiony. Pewne jest nato­ miast, że istnieje określona potrzeba wewnętrzna tej jednostronności — pozorna zapewne, ale dająca o sobie znać dobitnie. Wszak pytanie, czym jest prawo, zaprząta wciąż umysły prawników. Kant i inni śladem jego drwili sobie z tego pytania i z udzielanych na nie odpowiedzi4fl, ale sprawa mimo to wciąż staje na po­ 48 O filozoficznych podstawach teorii Petrażyckiego por. J. Zajkowski, Wykładnia ustaw według Petrażyckiego i według jego teorii, odb. z „Wileńskiego Przegl. Prawn.” 1936, str. 5 i nast.; W. Steinberg, Leon Petrażycki, „Kwart. Fil.” VIII, 4, 1930, str. 464 i nast.; G. L. S e i d 1 e r, Dokryny prawne imperiałizmu, str. 63 i nast. 48 E. K a n t, Die Metaphysik der Sitten, Wstęp Metaphysische Anfangsgriinde der Rećhtsłehre, Sdmtliche Werke, wyd. III, t. IV, cz. I, Lipsk 1922, str. 33 i nast. Jego śladem szli K. Bergbohm i H. Kelsen. Pierwszy w pracy Jurisprudenz und Rechtsphilosophie, t. I, Leipzig 1892, str: 75 pisał: „Gdy mnie nie pytają — wtedy wiem — odpowiedział święty Augustyn na pytanie, co to jest czas; jest to odpowiednia wymówka także dla prawnika, którego dręczy się pytaniem, czym jest prawo”. Precyzuje to Kelsen stwierdzając, że po­ znanie prawne w ogóle nie dopuszcza pytania, czym jest prawo, ponieważ zakłada wyłączność prawa jako komplet­ nego systemu, samowystarczalnego świata: „W obrębie tego systemu pytanie: czym jest prawo? jako pytanie dotyczące differentiae specificae jest bezsensowne, bo w tym systemie nie ma nic poza prawem, wszystko jest pra­ wem. To właśnie wyraża wypowiedź Kanta: „Czym jest pra88

rządku dziennym. Skoro, sądząc z pozorów, istnieje coś takiego „jednego” i jednolitego, jak „prawo”, to powin­ ny istnieć jednostkowe i jednolite przedmioty — desygnaty tej nazwy. Pytanie wymaga jednoznacznej i jednolitej odpowiedzi — co więcej, odpowiedź taką z góry zakłada. Sugerując kierunek odpowiedzi, popycha ku błędom. Aby bowiem w ten sposób na nie odpowie­ dzieć, trzeba się zdecydować, co z tego, z czym w prawie się spotykamy, ma znaczenie „istotne”, trzeba bazować na czymś jednym, resztę zaś odrzucić lub temu czemuś podporządkować. Wiele zaś jest rzeczy do wyboru: i teksty, i ich znaczenia, i akty świadomości, i postępo­ wanie ludzi. A pośród tego wszystkiego problem cen­ tralny — prawo jest czymś faktycznym, powstaje z pewnych faktów, działa przyczynowo, z drugiej jednak strony jest czymś normatywnym, powstaje na zasadzie obowiązywania pewnych zasad swego tworze­ nia, „działa” swą mocą obowiązującą, podporządkowuje swej ocenie postępowanie ludzkie. Ten cały szereg trze­ ba, zdawałoby się, sprowadzić do jakiegoś jednego ele­ mentu. Albo trzeba wysunąć na czoło normatywność, wo? To pytanie mogłoby prawnika, który by nie chciał popaść w tautologię, lub zamiast ogólnego rozwiązania wskazać na to, czego w pewnym kraju w określonym czasie wymagają przepisy, wprawić w podobne zakłopotanie, jak znane pytanie, czym jest prawda? — logika...” Albo można by dodać — problem: czym jest życie? — biologa. Dlatego nie jest bynaj­ mniej — jak wielu sądzi — świadectwem szczególnego ubó­ stwa dla nauki prawa, że nie ustaliła ona dotąd ostatecznie pojęcia swego przedmiotu. Każde bowiem tego rodzaju usiło­ wanie prawnika jest daremne” (Das problem der Souveranitat und die Theorie des Volkerrechts, Tubingen 1920, str. 13 i nast. w przyp.). Ale nie tylko do Kanta, lecz i do jego na­ stępców mają zastosowanie następujące słowa G. Hugo (Lehrbuch des Naturrechts, str. 8 i nast.): „Jest więcej niż prawdo­ podobne, że gdyby Kant więcej się znał na prawie, to mniej szydziłby z prawników i udzieliłby im lepszej pomocy”. 89

fakty w jej świetle wyinterpretowując lub zgoła od­ rzucając; nie ma wtedy ludzi tworzących i stosujących prawo, są jedynie „idealne punkty zarachowania”, nie ma realnego istnienia prawa (i państwa) jako zjawiska, prawo wraz z państwem tylko „obowiązuje” — jest w istocie swej porządkiem obowiązywania. Albo też wybija się z całą siłą faktyczność prawa — prawo istnieje w świadomości i w działaniach ludzi realnych, a normatywność jest „fantazmatem emocjonalnym”, czy reliktem naiwnego, pierwotnego sposobu ujmowa­ nia rzeczy; miejsce normatywności może zająć staty­ styczne prawdopodobieństwo 47.

47 Por. o stosunku państwa do prawa u Kelsena w Der soziologische und der juristische Staatsbegriff. Kritische Untersuchungen des Verhaltnisses von Staat und Recht, 1922, str. 91, 190 i nast. Także Der Staat ais Integration. Eine prinzipielle Auseinandersetzung, Wien 1930, str. 14, 25 i nast., i Gott und Staat, „Logos” XI, 1922—23, str. 283. Normatywność a „faktyczność prawna” — Podstawowe zagadnienia nauki prawa państwowego, t. I, Wilno 1935, rozdz. I, II. U nas kontynuatorem jeszcze bar­ dziej nawet krańcowym tej linii był S. Ru n d s te in, Zasady teorii prawa, Warszawa 1922 (jaskrawo na str. 125, 241, 310 i nast. itd.). A oto ujęcie L. Petrażyckiego: „Podrażnie­ nia popędowe, wywoływane w nas przez różne przedmioty (ich postrzeżenia lub wyobrażenia) albo przeżywane przez nas z ich powodu, nadają odpowiednim postrzeźeniom lub wyobrażeniom odrębne zabarwienie, odrębny odcień, wobec czego same te przedmioty widzimy jakby w odpowiednio zmienionej postaci, jak gdyby one same obiektywnie posiadały te odrębne właści­ wości... Zjawisko to... nazwiemy projekcją lub fantazją emocjonalną lub impulsywną. To, co pod wpływem fan­ tazji emocjonalnej wyobrażamy sobie jako istniejące obiek­ tywnie, określimy jako fantazmaty emocjonalne albo twory projekcyjne, ideologiczne, a odpowiedni punkt widzenia pod­ miotu, tj. stosunek jego do fantazmatów emocjonalnych, do tworów ideologicznych, jako do czegoś realnego, rzeczywiście istniejącego tam, gdzie dana jednostka je widzi, gdzie je rzu­ tuje, nazwiemy punktem widzenia projekcyjnym lub ideolo­ gicznym. Fantazja impulsywna powołuje do życia nie tylko 90

Pierwsza z tych koncepcji pcha od razu autorów w objęcia idealizmu obiektywnego. Wzgarda dla fak­ tów może znaleźć ostoję tylko w świecie „przedmiotów idealnych” i oprzeć się na specjalnych metodach po­ znawania takich przedmiotów. Ale tę idealność prawa można pojąć dwojako — albo w sposób czysto formalny, tworząc jakąś Rechtsformerilehre, albo w sposób „ma­ terialny”, przypisując danym przedmiotom' idealnym określone treści. Prawo może być zatem formą zdolną przyjąć dowolnie wszelką treść, formą istniejącą nie­ zależnie od treści („istniejącą” oczywiście w sposób idealny), lub może być formą raz na zawsze treściowo określoną, „wartością prawną” lub „słusznym pra­ wem”. To ostatnie ujęcie łączy się z tendencjami do doskonalenia prawa, wyrażanymi nieraz w tej zama­ skowanej, a nienaukowej postaci. Łączy się jednak z czymś więcej — z pewnymi cechami charakterysty­ cznymi samego prawa, którego wszak funkcją jest w dużym stopniu wartościowanie, ocena postępowania ludzi. Łatwo stąd o pogląd, że prawo pozytywne jest „słusznym” wartościowaniem, lub „wartościową” oceną tego postępowania — pogląd absolutyzujący wartość danego prawa — lub o zapatrywanie, że prawo pozy­ tywne jest tylko niedoskonałym odblaskiem „rzeczy­ wistego”, absolutnie wartościowego prawa, że prawo pozytywne zawiera tylko tyle cech „prawności”, na

różne cechy i właściwości przedmiotów lub zjawisk, czego od­ powiednikami językowymi są rozmaite przymiotniki, ale także różne w rzeczywistości nie istniejące twory innych kategorii, np. rozmaite przedmioty fikcyjne, ich położenia i stany, doty­ czące ich procesy i wydarzenia itd., czemu w językach potocz­ nych odpowiadają różne rzeczowniki, czasowniki, przysłówki itd.” (Teoria prawa i państwa..., str. 54 i nast.). Punkt widzenia „realistów” przedstawia K. N. Llewellyn, Some realism about realism — responding to Dean Pound, „Harward Law Review” 44, 1931, str. 1222 i nast., 1233 i nast.

91

ile odpowiada swą treścią prawu „rzeczywistemu”; w pozostałej swej zawartości jest „nierzeczywiste”, nie jest prawem — może także w ogóle nie być prawem, jeśli pozostaje w całkowitej sprzeczności z właściwym prawem idealnym. Druga koncepcja ma założenia realistyczne. Może się łączyć z różnymi systemami filozoficznymi, jednak nie z idealizmem obiektywnym. Znajduje się w pozycji o tyle wygodniejszej niż pierwsza, że ostatecznie nie musi stawać na sprecyzowanym gruncie jakiejś filo­ zofii. Nie obywa się jednak, bo obyć się nie może, bez nieświadomego bodaj przyjęcia pewnego ogólnego stanowiska, które najczęściej w burżuazyjnej teorii prawa zbliża się do idealizmu subiektywnego. Ale za­ łożenia filozoficzne często bywają tu wątłe, niewyklarowane, wykazujące w analizie sprzeczności49. W aspek­ cie niejako technicznym filozofii zwolennicy idealizmu obiektywnego biorą górę nad wieloma realistami, mniej dbałymi i mniej potrzebującymi dbać o swą filozofię. Tyle o założeniach. Gdy chodzi zaś o kierunki, to obiera się tutaj za zasadniczy bądź aspekt socjologiczny prawa (np. prawo jest faktycznym postępowaniem sędziów, jego badanie sprowadza się do formułowania prognostyków na temat tego postępowania), bądź aspekt psychologiczny. Ale często granice tych ujęć nie są tak' ostre, jak u idealistów obiektywnych, zabójczą prostolinijność i konsekwencję spotykamy bowiem ra­ czej w sferze czystej spekulacji niż u badaczy ob­ cujących bądź co bądź z rzeczywistością i pewnym zasobem zgromadzonych faktów. Mimo to pewne ujęcia mogą ujść za typowo psychologiczne (Petrażycki), pewne

40 Co do teorii amerykańskich por. T. A. C o w a n, A report..., str. 1086 i nast. i tegoż autora Legał pragmatism and beyond, str. 130 i nast. 92

za typowo socjologiczne (np. Beutel i projektowana prze­ zeń ezperimental jurisprudence), względnie pewne są głównie psychologistyczne (R. West), a inne głównie socjologiczne (R. Pound)48 49. Oba te kierunki mają swo­ iste braki i każdy z nich pod pewnymi względami góruje nad partnerem. Psychologizm przedsiębierze, bądź co bądź, realisty­ czną interpretację normatywności. Pojęcia i przepisy prawne ujmuje jako wyrazy określonych przeżyć oce­ niających (wartościujących). Nie można mu nawet odmówić pewnych zasług w tępieniu metafizycznych konstrukcji idealizmu obiektywnego^ w teorii prawa. Natomiast socjologizm, zwłaszcza w swych postaciach skrajnych, w ogóle neguje problematykę normatywności, tzn. nie objaśnia jej, a podstawia na jej miejsce co innego. Prawdopodobieństwo takich czy innych decyzji, takiego lub innego postępowania, skuteczność prawa, szanse zastosowania przymusu, osiągnięcia lub utrzymania dzięki prawu pewnej secure position — to niewątpliwie są realne, nawet ważne problemy w ob­ rębie kwestii działania prawa. Ale norm i pojęć praw­ nych na tej drodze się nie wyjaśnia, zajmując w istocie stanowisko naiwnie nihilistyczne wobec zagadnień, któ­ rych nie wolno po prostu „wyrzucać za burtę” 50. Co

48 Por. cyt. prace Petrażyckiego i Beutela oraz przedstawienie poglądów R. Westa w jego artykule: A psychological theory of law, Interpretations, str. 767 i nast. Ogólny punkt widzenia R. P o u n d a przedstawiony w artykule The scope and purpose of sociological jurisprudence, „Harvard Law Review” 25, 1912, str. 489 i nast. t0 Ten skrajny punkt widzenia nieraz był krytykowany także przez burżuazyjną naukę prawa. Np. odrzucenie takich po­ jęć, jak „obowiązek” i „uprawnienie” wzbudziło zastrzeżenia C. K. Allena, Legał duties and other essays in jurisprudence, Oxford 1931, który zauważył: „...niełatwo dostrzec, z czego się właściwie prawo składa w braku tych dwóch elementów”

93

prawda, niektórzy autorzy o nastawieniu psychologistycznym także postępują w sposób podobny, nie ogra­ niczając się do psychologicznego objaśnienia norm i pojęć prawnych, lecz posuwając się ... do oceny od­ nośnych faktów psychicznych. Powiadają, że fakty te są związane z odziedziczonymi przesądami, a zatem przez racjonalnie nastawioną naukę prawa nie powinny być brane pod uwagę; nauka ta powinna wręcz prowa­ dzić akcję uświadamiającą dla wyrugowania takiego sposobu myślenia51. Jest to również jeden ze sposobów omijania problemów bez ich wyjaśnienia. Za zdecydowany brak teorii psychologistycznych na­ leży uznać często występujące sprowadzanie norm i po­ jęć prawnych do czystych emotywów, przyznawanie im zdecydowanie irracjonalnego charakteru, o czym będzie jeszcze mowa w następnym rozdziale. Poza tym teorie tego typu ujmują rzeczywistość prawną w kategoriach

(str. 157). Z innego punktu widzenia tak polemizował z O. W. Holmesem — M. Tufts, TTie legał and social philosophy of Mr. Justice Holmes, „Amer. Bar Ass. Journ.”, 1921, str. 362 i nast. „Jeśli pozbawimy prawo wszelkich elementów moral­ nych i będziemy w nim upatrywać system przewidywań takich, jak meteorologiczne przepowiednie mrozów i burz, to czy bę­ dziemy mogli utrzymać autorytet prawa, który zdaniem naszym powinien być szanowany przez inne poza naszą (chodzi o sę­ dziów, przyp. mój, K. O.) grupy społeczne?... Nie sądzę, by sędzia Holmes postulował badania prawne tylko z punktu wi­ dzenia „złego człowieka”. W każdym zaś razie poglądy Hol­ mesa na historię prawa i jego obecne cele mają zawartość głębszą niż system możliwości i przepowiedni”. Por. także pole­ mikę K. Oli vec ro ny z nihilistycznym poglądem A. L. C o rb i n a, Conditional rights, „Law Quart. Rev.” 44, 1928 — Law as fact, str. 213 i nast. w przypisie. 61 Por. zwłaszcza V. A. Lundstedta, Superstition or rationality in action for peace?, London 1925, i krytykę poglądów tego autora u A. R o s s a, On law and justice, str. 186 i nast. iu K. Ol i vec r o n y The legał theories of Axel Hagerstróm and Vilhelm Lundstedt, str. 137 i nast.

94

subiektywizmu i indywidualizmu — czasem nie doce­ niają problemów socjologicznych, społecznego działania i genezy prawa, a czasem wykrzywiają te problemy przez krańcowo psychologistyczne interpretacje 52*. Tu­ taj teorie socjologiczne górują niewątpliwie nad oma­ wianymi, choć znowu wykazują szereg braków z punktu widzenia ogólnych koncepcji socjologicznych, które przyjmu ją 5S. Jeden z podstawowych błędów wszystkich omawia­ nych typów teorii upatrujemy, jak się już powiedziało, w ich krańcowości. Błąd ten potęguje się w miarę osią­ gania przez te teorie coraz to większej „czystości” i kon­ sekwencji. Krańcowo zatem błędną jest teoria uzna­ jąca, że prawem jedynie „rzeczywistym” jest idealne prawo natury, że prawo stanowi odrębną formę Sollen, że prawo sprowadza się do indywidualnych przeżyć psy­ chicznych, że prawo, to przepowiednie przyszłego zacho­ wania się sądów. Każda z tych teorii niezależnie od ta­ kich czy innych błędów filozoficznych i braków meto­ dologicznych kuleje z powodu pomijania pewnych istot­ nych elementów prawa. Teorie mniej konsekwentne bliższe są rzeczywistości. A więc osłabiona doktryna prawa natury („prawo natury o zmiennej treści”, lub prawo natury ograniczone do jakichś „ogólnych postu­ latów”) więcej się liczy z rzeczywistością niż prawo na­ tury w czystej postaci — choć równocześnie z punktu widzenia konsekwencji logicznej pozostaje daleko w tyle.

52 Tak u Petrażyckiego, O ideale społecznym..., str. 46 i nast., 61, 71, 95; działanie prawa w procesie historycznym sprowadzone tu zostało do doskonalenia psychiki ludzkiej; osią­ gnięty przez tę ostatnią poziom określa kolejne fazy rozwoju społecznego. 63 Z braków socjologii burżuazyjnej zdają sobie sprawę nie­ którzy pisarze zachodni, np. J. S t o n e, The pronince and function of law, str. 391, 395 i nast., podobnie A. Ross, On law and justice, str. 5, 333. 95

To samo dotyczy np. doktryn pozytywistów XIX wieku; Kelsen bije ich zwartością logiczną swej teorii, ale oni więcej liczyli się z faktami, choć czynili to przeważnie w sposób naiwny. Realistyczne teorie znowu nie mogą sobie poradzić ze sferą normatywności. Subiektywistyczna interpretacja psychologistów nie objaśnia osta­ tecznie kategorii obowiązywania prawa w sposób obiektywno-systemowy, a krańcowy socjologizm odrzuca wręcz normatywność, bez której ostatecznie — prawo przestaje być prawem. U pozytywistów spotykaliśmy czasem dziwne — ba, nawet absurdalne połączenia re­ alizmu psychologicznego i socjologicznego z normatywizmem. Nie mogąc akceptować tych naiwnych koncep­ cji, musimy jednak stwierdzić, że koncepcje te lepiej zdawały sprawę ze złożoności, z szeregu aspektów pra­ wa niż teorie radykalne. To wszystko znaczy, że teorie „mieszane” nie są dobrymi, poprawnymi teoriami, ale że urobione są z materiału nie jednostronnego, bo od­ powiadającego różnorodnym aspektom „prawa” 54. §7.0 potrzebie zróżnicowania kierunków badań Nie chcemy sugerować rezygnacji z posługiwania się przez naukę nazwą „prawo”, jakkolwiek jest to typowa nazwa pozorna, tj. zdająca się jedynie oznaczać pewne jednogatunkowe — wszystkie takie same — przed­ mioty, indywidua z gatunku „prawa”. Takich uniformistycznych przedmiotów, jak np. desygnaty nazwy 64 Sprawy te poruszał A. R o s s w pracy Towards a realistic jurisprudence, stwierdzając, że w teorii prawa panuje „...tra­ giczne prawo odwrotnej proporcjonalności konsekwencji do symbolicznej zawartości prawdy... im bardziej konsekwentnie rozwinięta jest dana teoria prawa... tym mniej jest ona przy­ datna jako podstawa teoretyczna dla jurysprudencji” (str. 12). Por. dalsze analizy w rozdz. II—IV cytowanej pracy Rossa. 96

„człowiek”, w sferze prawa nie ma. Toteż używając nazwy „prawo”, musimy być świadomi faktu, że na­ zwa ta odnosi się do kategorii różnolitych — więc do tekstów (wraz z ich stroną znaczeniową), do zjawisk świadomości ludzi i do określonych zjawisk społecz­ nych. Wszystko to razem nie stanowi spójnej logicznie całości takich samych przedmiotów. Inaczej można po­ wiedzieć, że nie istnieje nic takiego, co można by na­ zwać „prawem” wprost i bezpośrednio, a tylko istnieją pewne zróżnicowane kategorie przedmiotów, do któ­ rych na równi odnoszona jest cecha „prawności”. Są więc teksty (normy, pojęcia) p r'a w n e, zjawiska (psy­ chiczne, społeczne) prawne. Burżuazyjne teorie w większości nie zdawały sobie sprawy z tego, że mają tutaj do czynienia z nazwą pozorną i dlatego dokony­ wały prób znalezienia jednolitych desygnatów tej na­ zwy. Mając do wyboru różne kategorie, dawały jednym preferencję nad innymi. A więc stawały np. na stano­ wisku, że prawem są normy (teksty wraz z ich znacze­ niem), jak w zasadzie teorie pozytywistyczne, lub że prawem są pewne zjawiska psychiczne, jak to przyjmo­ wał Petrażycki, albo że prawem są określone przebiegi społeczne, jak twierdził i twierdzi realizm amerykański. W ten sposób normy, czy zjawiska pewnego rodzaju przestawały być nosicielami pewnej cechy, która wzięta odrębnie i samoistnie nie posiada własnych desygnatów, a stawały się wręcz desygnatami nazwy „prawo”. Za­ bieg tego rodzaju, sprowadzający się do definicji synte­ tycznej, jest wprawdzie logicznie możliwy, ale meryto­ rycznie okazuje swą wadliwość, prowadzi do jednostron­ ności w ujęciu „prawa”. Nie jest bowiem uzasadnione przyjęcie, że jedna z omawianych kategorii jest pra­ wem, „właściwym prawem”, a inne nie. Gdy stanąć na takim stanowisku, trzeba skonstruować teorię prawa, w której pewien aspekt będzie przesadnie dominujący. Problemy metodologiczne

7

97

Jeśli nawet nie uczyni się kroku tak skrajnego, jak Kelsen, to znaczy nie usunie się z pola widzenia pozo­ stałych aspektów poza badanym, dojdzie się przecież z konieczności do przesady norma ty wistycznej, psychologistycznej, lub socjologicznej. Jest bardzo proste, że w przypadku, gdy np. normy uzna się za „właściwe prawo”, a omawiane zjawiska psychiczne i społeczne za coś innego, pozostającego tylko w związku z prawem, trzeba będzie wiedzę o tych zjawiskach przesycić normatywistycznym punktem widzenia, co może doprowadzić do absurdalnych koncepcji „obowiązujących” przeżyć czy przebiegów społecznych, do pomieszania istnienia z obowiązywaniem, co występowało tak jaskrawo choć­ by u Bergbohma 55. Analogicznie psychologizm lub socjologizm wypaczy naukę o normach, o ile nie zlikwi­ duje jej praktycznie. Mimo wspólnej tendencji omawianych teorii burżua­ zyjnych, chcących dać jednoznaczną odpowiedź na py­ tanie, czym jest prawo, w realizacji tej tendencji posu­ wano się bardziej lub mniej daleko. Nieraz, a to zwłasz­ cza w tradycyjnej doktrynie pozytywistycznej, uzna­ wano co prawda pryncypialnie, że prawem są normy i stosownie do tego poglądu popełniano błędy formalno^dogmatycznej interpretacji zjawisk prawnych wtedy, gdy dotykano nie sfery norm, lecz faktów. Jednakże można zaobserwować u niektórych pisarzy pozytywi­ stycznych odchylenia od zasadniczego poglądu w postaci nieświadomego bodaj i niezbyt konsekwentnego zali­ czania do „prawa” również zjawisk psychicznych, czy społecznych56. Działo się tak pod naciskiem samego 51 Por. Jurisprudenz und Rechtsphilosophie, str. 64, 531 i nast. “ Takie niekonsekwencje widoczne np. u R, Iheringa i O. W. Holmesa. Obaj byli w dużej mierze — zwłaszcza na początku działalności — pozytywistami, ale potem włączali do 98

rozpatrywanego materiału, nie mogącego się pomieścić w ramach jednostronnej koncepcji. Na zaprzeczenie da­ nym, z którymi się stykamy na terenie badań prawnych, zdobyć się może tylko pisarz bardzo konsekwentny w stosowaniu pewnych założeń filozoficzno-metodologicznych. Autorzy mniej wyszkoleni filozoficznie, a zdani jedynie na własny zdrowy rozsądek, mogą popadać w błędy logiczne, ale wierniej, choć w sposób nieraz nieudolny, zdają sprawę z materiału swych badań. Wyżej oczywiście od takich niekonsekwentnych i na­ cechowanych mieszaniem zagadnień punktów widzenia stawiać należy poglądy, nacechowane zrozumieniem istotnego stanu rzeczy, tj. faktu, że nazwa „prawo” od­ nosi się do kompleksu różnogatunkowych przedmiotów, i że badania prawne muszą podlegać świadomemu po­ działowi na różne dziedziny i kierunki o swoistych me­ todach i celach. Zrozumienie tego zarysowuje się w ostat­ nich czasach u niektórych uczonych burżuazyjnych *57. Czasem upatruje się w tym tendencje eklektyczne, co jest zupełnie niesłuszne, gdy jest odnoszone do samego uznania złożoności prawa wraz z postulatem zróżnico­ wania płaszczyzn badawczych. O eklektyzmie można mówić tam tylko, gdzie dochodzi do kombinowania róż­ nych ogólnych założeń i koncepcji teoretycznych. Błędy tego rodzaju spotykamy często, a to zwłaszcza w now­ szych dziejach nauki, gdy uczeni mają do dyspozycji obfity, obejmujący różne warstwy od starożytności po­ cząwszy, bagaż najrozmaitszych koncepcji. Wielość tych recept często nie tyle ułatwia, ile zaciemnia myślenie. Nieraz też się zdarza, że autorzy proklamujący wieloswych poglądów elementy pozytywizmowi prawniczemu obce. Podobnie J. Ch. G r a y, The naturę and sources of law, New York 1909, str. 84, 102, 125, 172 i nast. 57 Por. J. Lande, Studia, str. 418 i nast., A. Ross, On law and justice, str. 19 i nast. 99

kierunkowość (czy wielopłaszczyznowość) badań praw­ nych, popadają jednocześnie w eklektyzm, projektując dla poszczególnych kierunków posługiwanie się kon­ cepcjami należącymi do niezgodnych z sobą systemów myślowych 58. W tym zakresie krytyka w stosunku do nich jest oczywiście słuszna. Natomiast tendencja przed­ miotowego różnicowania badań musi być oceniana pozytywnie. Przedstawiony tutaj na tle błędnych ujęć burżuazyjnej teorii prawa punkt widzenia na „prawo” (cudzysłów w tym związku nie deprecjonuje, lecz, wręcz przeciwnie, podkreśla bogactwo i złożoność sfery określanej tym mianem), byłby znów jednostronny, gdyby poprzestać na samym zróżnicowaniu przedmiotowym i podkreśle­ niu odrębności kilku kierunków badań. Idąc konse­ kwentnie taką drogą, można by doprowadzić do kom­ pletnej izolacji spraw, pozostających przecież we wza­ jemnym związku. Nazywanie na równi norm, pewnych zjawisk świadomości i przebiegów społecznych — praw­ nymi, nie {dynie z jakiegoś czczego werbalizmu. Zwią­ zek pomiędzy tymi różnorodnymi przedmiotami nie­ wątpliwie można wykryć. W następnym rozdziale zaj-

88 Przykłady z nauki polskiej — E. J a r r a, Ogólna teoria prawa, przyjmował częściowo założenia normatywizmu, czę­ ściowo psychologizmu, A. Peretiatkowicz, Wstęp do nauk prawnych, V. wyd., Poznań 1946, szkicuje różne kierunki badań prawoznawstwa, równocześnie łącząc niezgodne ze sobą koncepcje: „odrodzonego prawa natury”, pozytywizmu praw­ niczego, a na dodatek jeszcze dość nieokreślonego (psychologistycznego?) realizmu. Por. analizę J. Landego, Studia, str. 690 i nast. Podobnie u W. L. Jaworskiego (Myśli o ustroju państwowym, „Ruch Prawn., Ekon. i Socjol.” VIII, 1928, Nauka prawa administracyjnego. Zagadnienia ogólne, Warsza­ wa 1924, Rola normatywizmu w prawie, „Themis Polska” 1928/29) mamy do czynienia z wpływami normatywizmu z jednej, a obiektywno-idealistycznej filozofii wartości z drugiej strony. 100

mierny się bliżej tą sprawą, która ma związek z jed­ nym z naczelnych problemów (i jedną z głównych trud­ ności) nauki prawa. Chodzi o stosunek normatywności do faktyczności, o adekwatne ich wyjaśnienie, dające teorię prawa spoistą wewnętrznie, konsekwentną, a za­ razem wierną tym danym, które opracowuje. W świetle tych rozważań okazuje się, że wytykany nieraz teoretykom prawa błąd normatywizmu, psychologizmu i socjologizmu rzeczywiście istnieje, aby jed­ nak go sprecyzować, trzeba przeprowadzić analizę tego, co przez te pojęcia bywa lub może być rozumiane. Poję­ cia te mogą więc po pierwsze, odnosić się do scharakte­ ryzowanych wyżej ujęć jednostronnych, podkładają­ cych pod nazwę „prawo” jeden tylko z wymienionych aspektów a usuwających z pola widzenia pozostałe, lub zniekształcających pogląd na nie. Normatywizm, psychologizm i socjologizm oznaczają w tym przypadku stanowiska wyraźnie błędne. Pojęcia te można jednak również odnieść do pewnych kierunków badań w obrębie jurysprudencji, traktowanych jako równo­ uprawnione, nie wykluczające jedne drugich, a stano­ wiące tylko wyraz specjalizacji. Tutaj zasadniczo nie chodzi o stanowiska błędne. Ich błąd może zaczynać się dopiero wtedy, gdy propagując specjalizację i rozdziel­ ność płaszczyzn badawczych, zapoznają one istnienie związków pomiędzy tymi płaszczyznami (gdy np. ana­ lityka prawa nic nie obchodzi relacja pomiędzy „literą prawa”, a „żywym prawem”, choćby nawet uznawał istnienie tej ostatniej sfery jako odrębnej i nie usiłował jej badaniom narzucić swego punktu widzenia). Mówiąc o błędzie normatywizmu, psychologizmu i socjologizmu mamy jednak nieraz na myśli jeszcze coś trzeciego, mia­ nowicie wadliwość podstaw filozoficzno-metodoJogicznych, będącą cechą określonych teorii i doktryn bur­ żuazyjnych, choćby nawet teorie te i doktryny nie miały 101

charakteru jednostronnego. Wtedy np. pojęcie psychologizmu wiążemy z jakimiś konkretnymi koncepcjami w rodzaju koncepcji Petrażyckiego lub freudystów, a pod socjologizm podkładamy np. koncepcje „pragma­ tyzmu prawnego”, doktryny interesów społecznych itp. Przeprowadzając te dystynkcje znaczeniowe, nie chce­ my dzielić włosa na czworo. Sprawa ma znaczenie dla praktyki badawczej w nauce prawa, ponieważ w przed­ stawionych kwestiach łatwo o nieporozumienia, o mie­ szanie tego, co jest zdrową naukowo dążnością (wy­ odrębnianie kierunków badań) z jednostronnymi punk­ tami widzenia w teorii prawa, które są czymś całkowi­ cie innym, lub o jeszcze gorsze w skutkach ogłaszanie każdego, kto uznaje potrzebę badań analitycznych, za kelsenistę, zwolennika badań nad świadomością praw­ ną — za adherenta Petrażyckiego, a wskazującego ko­ nieczność badań socjologicznych — za hołdującego so­ cjologii amerykańskiej. Nieporozumienia tego typu wy­ twarzają atmosferę nieufności wokół pewnych kierun­ ków badań i tamują praktycznie ich rozwój. A przecież te kierunki dyktuje sama problematyka, jej złożony charakter, mają więc one uzasadnienie merytoryczne, a nie płynące z jakiejś adaptacji obcych założeń filo­ zoficznych i metodologicznych. Chodzi tylko o to, aby w ramach tych kierunków pracować metodą nie burżuazyjną, lecz marksistowską, co jest i możliwe i niezbęd­ nie potrzebne. Jest rzeczą pewną, że mniej samodzielni, mniej wy­ robieni i mniej zbliżeni ideologicznie do marksizmu pracownicy nauki prawa idąc we wskazanych trzech kierunkach badawczych łączyli i łączą nieraz ten krok z akceptacją określonych koncepcji burżuazyjnych. Ale w tych złych wzorach nie trzeba widzieć nieodpartej konieczności, nie należy stwarzać mitu, że (mówiąc w sposób uproszczony) psychologizm związany jest na 102

wieki wieków z koncepcją Petrażyckiego, a socjologizm z pracami Pounda lub Stone’a — nie mówiąc już o neopozytywistach i Kelsenie, których koncepcje wpływają nieraz na niesłusznie ujemną opinię o wszelkich poczy­ naniach w dziedzinie logiczno-język owej analizy prawa. Nasza w tym nawet wina, że nie wykazując większej inicjatywy badawczej w szeregu problemów, stworzy­ liśmy w nich wolne pole dla koncepcji burżuazyjnych, którym przy próbach posuwania naprzód tych kierun­ ków badań hołdują łatwo badacze o chwiejnych pozy­ cjach. Przyciągnąć ich i pozyskać — oto zadanie dla marksistowskich teoretyków. Zadanie to można jednak wykonać jedynie przez położenie podstaw i przez upra­ wę marksistowskich badań analitycznych, badań nad świadomością prawną i socjologicznymi aspektami pra­ wa. Również gdy chodzi o występujących jeszcze na na­ szym terenie badaczy, których stanowiska są niemarksistowskie lub wręcz antymarksistowskie, przedsiębra­ nie takich badań pozwoli najskuteczniej odeprzeć ich poglądy wymową samych wyników, które na pewno jesz­ cze raz okażą wyższość metody marksistowskiej. W naszej teorii państwa i prawa tkwią wartościowe i płodne zadatki badań we wszystkich tych trzech kie­ runkach. Mamy dawniejszy, a czasem i nowszy doro­ bek w zakresie badań analitycznych i socjologicznych (tych przeważnie tylko w aspekcie historycznym)59.

59 Z prac „analitycznych” warto wymienić przede wszyst­ kim S. N. B r a t u s i a, Osoby prawne w radzieckim prawie cywilnym, Warszawa 1950, i Subiekty grażdanskowo prawa, Moskwa 1950, oraz A. W. Wieniediktowa, Państwowa własność socjalistyczna, Warszawa 1952. Oczywiście takich prac jest więcej. Marksistowska historia państwa i prawa, z założe­ nia mająca nastawienie socjologiczne w swych badaniach, ma bardzo poważny dorobek, który trudno przedstawić w ramach przypisu. 103

Istnieją także ważkie punkty wyjścia dla nauki o świa­ domości prawnej, choć — przyznać to trzeba — sprawa przedstawia się tutaj najsłabiej, nie wychodząc dalekc poza ogólne formuły. Podstawowym brakiem jest to, że nasza teoria państwa i prawa nie była rozwijana (zwłasz­ cza poprzez różnokierunkowe teoretyczne badania szcze­ gółowe), że w szczególności nie dotrzymywała kroku zmiennej rzeczywistości historycznej w interpretacji nowych danych i nie zawsze szła równolegle z ogól­ nymi postępami nauki. Jest to dyscyplina wykazująca luki na pewnych odcinkach, a luki te powstały nie bez wpływu wskazanych uproszczonych obaw przed „psychologizmem” i „socjologizmem”. Zaniedbania na tych odcinkach są niewybaczalne i stanowią wręcz paradoks, ponieważ oznaczają praktycznie poniechanie tej linii badań, która wynikała z samych założeń marksizmu i ma nieocenioną podporę w ogólnej marksistowskiej teorii socjologicznej. Formalno-dogmatyczne nawyki prawników nie są bez wpływu na ten stan rzeczy. Tak czy inaczej, należy pilnie wziąć się do szczegółowej pracy teoretycznej w omawianych w tym rozdziale trzech kierunkach badań.

Rozdział III O ZWIĄZKACH RÓŻNYCH ASPEKTÓW PRAWA — W SZCZEGÓLNOŚCI O PROBLEMIE ZNACZENIA

§ 1. Sfera faktyczna i normatywna Zgodziliśmy się już na różnicowanie płaszczyzn prawa i jego badania, stwarzające możliwość wyjścia z impa­ sów jurysprudencji burżuazyjnej, uniknięcia jedno­ stronności i wyczerpania tych rozległych dziedzin, jakie prawo obejmuje. Ale oto nasuwają się nowe obiekcje. Czy godny aprobaty i zadowalający byłby stan rzeczy polegający na tym, że równolegle i we wzajemnej izo­ lacji prowadzono by z jednej strony badania z logiki norm, z drugiej — z dziedziny świadomości prawnej, a z trzeciej — z zakresu społecznego działania prawa? Łatwo przecież tutaj doszłoby znowu do wskrzeszenia błędów , których krytykę mamy już poza sobą. Pierw­ szy odcinek badań przybrałby szaty „czystego” normatywizmu, na drugim psychologizm byłby pozbawiony wszelkich hamulców, na trzecim zaś mógłby władać niepodzielnie fuńkcjonalistyczny socjologizm. Badacze faktów psychicznych i społecznych odcinaliby się od problematyki norm i vice versa. A przecież jasne jest, że gdy np. podejmujemy badania socjologiczne nad działaniem prawa, to nie powinniśmy abstrahować nie tylko od procesów psychicznych towarzyszących zacho­ waniu się określonych osób, ale także od norm, „wyzna­ czających” (jest to zresztą wieloznaczne słowo) oma­ 105

wiane zachowanie. I podobnie, gdy zwracamy uwagę na zjawisko świadomości prawnej, to nie wolno nam zlekceważyć okoliczności, iż za treść mają one normy, jakieś normy, że pozostają w jakimś stosunku do norm prawa pozytywnego, że są dalej w pewien sposób zde­ terminowane społecznie i że stanowią motywy określo­ nego postępowania. Przy normach znowu trudno odci­ nać się od faktu, że dotyczą one zachowania się ludzi, że stanowią jego miernik i jakoś wpływają na nie mo­ tywacyjnie. W ten sposób widać, że nasze trudności tylko częściowo zostały usunięte. Tym komplikacjom dają najlepsze świadectwo nazwy prawne (odrzucamy częściej używany termin „pojęcia prawne”, aby uniknąć niejasności i możliwych kompli­ kacji w rozważaniach logicznych) — szerzej nawet, także liczne spośród nazw, którymi operują inne nauki społeczne. Wystarczy przyjrzeć się szeregowi takich nazw i spróbować określić, co im przedmiotowo odpo­ wiada. Weźmy dla przykładu tego rodzaju nazwy, jak „ustawodawstwo”, „praworządność”, „czynność praw­ na”, „własność”, dalej takie, jak „sędzia ’, „minister­ stwo”, „adwokat”, itp. Podczas gdy dla nazw przyrod­ niczych desygnaty dadzą się względnie jasno i w spo­ sób uchwytny ustalić, jako dane empirycznie, należące do rzeczywistości czasowo-przestrzennej, „jednorod­ ne”, to w przypadku nazw prawnych sprawa przedsta­ wia się odmiennie. Dotyczą one przedmiotów takich, jak rzeczy i działania ludzkie, a z tymi ostatnimi wiąże się strona świadomości i motywacji. Dotyczą równo­ cześnie takich przedmiotów, jak normy postępowania z ich stroną „materialną” (znaki), oraz znaczeniową. Nazwy te stwarzają sugestię, że mogą być sprowadzone do czystej „faktyczności” — sędzia, czy adwokat, to przecież człowiek, własność, to rzecz iakaś, a czynność prawna, to jakieś działanie. Jednakże empiryczne cechy

106

danego „człowieka”, „rzeczy” względnie „działania” (niepotrzebna nam tutaj specjalna ścisłość w precyzo­ waniu tych kategorii) nie dają adekwatnego określenia „sędziego”, „własności” i „czynności prawnej” bez udziału elementów normatywnych. Istnieją inne jeszcze nazwy prawne takie, jak „upraw­ nienie” i „obowiązek” (listę tę można poszerzyć o „sto­ sunek prawny”, „kompetencję”, „normę” itd.), które stwarzają sugestię przeciwną. Wydają się czysto norma­ tywne, dające się określić w całkowicie pozafaktyczny sposób. Ale przecież uprawnienie służy danej osobie względem innej osoby i jest uprawnieniem do pewnego zachowania się; to samo mutatis mutandis dotyczy obo­ wiązku, itp. h W pierwszej grupie pojęć widzimy, jak pozorna czysta faktyczność okazuje się uwikłaną nor­ matywnie, a w drugiej dostrzegamy, że normatywność nie da się wyizolować od faktów. Równocześnie jednak wszystkie te nazwy w odróżnieniu od przyrodniczo-fizycznych zawierają jako istotny, element normatywny. Ich redukcja do samych faktów jest zabiegiem bezsen­ sownym, ich adekwatne określenie uzyskujemy dopiero wtedy, gdy fakty ustawiamy w relacji do norm. W ten sposób stajemy wobec osobliwej i skompliko­ wanej sytuacji: desygnatami nazw prawnych okazują się różne elementy „faktyczności” — przedmioty o okre­ ślonych cechach empirycznych — w połączeniu jednak ze znaczeniem, jakiego te przedmioty nabywają ze względu na normy. Są to specyficzne przedmioty (rze­ czy, zjawiska) „znaczące”, przy czym ich swoiste zna­ czenie wydaje się czymś samoistnym, bo nie sprowa­ dzającym się do ich cech empirycznych — czymś 1 Por. na temat tych nazw J. Wróblewski, Zagadnienia teorii wykładni prawa ludowego, Warszawa 1959, str. 21 i nast. (nazwy te ujmuje autor jako oznaczające specyficzne relacje).

107

jakby dodanym jako jeszcze jedna obiektywna, choć nie dająca się ująć w kategoriach czasowo-przestrzennych cecha. Jeśli znajdziemy się np. na jakimś posie­ dzeniu grona ludzi, w danym momencie wypisujących coś na kartkach, które zbierają i segregują pewne osoby, sporządzając następnie i podając do wiadomości zebra­ nych, jakie kategorie napisów i w jakiej liczbie zostały wykonane, to sporządzając protokół z tych wszystkich faktów określonych czasowo i przestrzennie nie damy adekwatnej definicji „głosowania”, czy „wyborów”, po­ nieważ pominiemy sens, jaki fakty te posiadają ze względu na odpowiednie normy prawne. Podobnie, obserwując tak pospolitą scenę rozgrywającą się po­ między dwiema osobami, z których jedna wręcza dru­ giej teczkę.skórzaną, otrzymując w zamian 650 złotych, będziemy widzami naiwnymi, jeśli nie zrozumiemy ca­ łego misterium, jakie kry je się wdanych faktach, a więc tego, że został zawarty „ważny” kontrakt kupna-sprze­ daży, że jedna z osób jest nabywcą, druga sprzedawcą, że nastąpiły akty „przeniesienia” własności, jej „naby­ cia”, itd., pomijając już subtelniejsze szczegóły. W in­ nej znowu, lecz dającej się analogicznie traktować dzie­ dzinie, np. w bridżu, zabranie przez grającego czterech kart, położonych kolejno przez osoby zajmujące miejsca po czterech stronach stołu, nie jest czynnością, której fizykalistyczne Objaśnienie mogłoby zadowolić. Gra­ jący wziął „lewę” zgodnie z prawidłami gry dotyczą­ cymi „mocy” różnych kart i w związku z tym nabył wraz ze swym partnerem dalsze uprawnienia ważne dla ustalenia końcowego wyniku rozgrywki. Jeśli znów na zielonej murawie, wśród tłumów widzów, osoba (przeważnie na czarno ubrana) uwijająca się wśród dwóch jedenastoosobowych zespołów kopiących piłkę przerwie grę i wskaże miejsce, z którego następnie czło­ nek jednego z zespołów nie atakowany kieruje piłkę ku 108

obranemu przez się celowi (podanie do partnera, strzał na bramkę przeciwnika), to musimy przyznać, że pod­ szewką niejako tych wszystkich działań jest wykrocze­ nie przez kogoś przeciw przepisom gry i wymierzenie za to kary; kopnięcie zaś piłki ze wskazanego miejsca ma kwalifikację „rzutu wolnego”, następuje na podsta­ wie przyznanych jednej stronie uprawnień, z którymi łączą się obowiązki strony przeciwnej (podporządko­ wania się decyzji karnej, nie atakowania wykonującego rzut wolny) 1 2. Podczas gdy faktyczne elementy, określane przez na­ zwy przedstawionego typu, są uchwytne i empirycznie dane, to elementy normatywne w szeregu empirycznym nie figurują. Mimo to zdają się istnieć obiektywnie, tkwić immanentnie w przedmiotach empirycznych, naj­ ściślej z nimi zespolone. Stwarza to bardzo duże trud­ ności w ujęciu przedmiotów, mających stanowić desygnaty nazw prawnych — „przedmiotów prawnych”. Istnieje też cały szereg proponowanych rozwiązań tych trudności.

§ 2. Próby ujęcia „przedmiotów prawnych” jako złożonych struktur ontologicznych Najczęściej spotykane próby rozwiązań — aczkolwiek bardzo różnolite i stojące bądź na wyżynach filozofii, bądź z gruba tylko ciosane, z małą dozą świadomości teoretycznej i precyzji — to ujęcia owych „przedmio­ tów prawnych” jako złożonych i posiadających mniej czy bardziej skomplikowaną strukturę. Mogłoby się zda­ wać, że takie koncepcje stanowią postęp w stosunku do

1 Por. analogiczną do pewnego stopnia (prowadzącą osta­ tecznie do odmiennych konkluzji) analizę gry szachowej u A. Rossa, On law and justice, London 1958, str. 11 i nast. 109

omawianych w poprzednim rozdziale rozwiązań jedno­ stronnych, i w stosunku do izolacjonistycznego trakto­ wania poszczególnych aspektów prawa. Entuzjazm dla tych koncepcji zaraz jednak ostygnie, gdy powiemy, że wszystkie one wkraczają na szlaki metafizyki obiektyw­ nego idealizmu i to zupełnie niezależnie od swej różno­ rodności, od przyjmowania świadomie lub nieświado­ mie rozmaitych założeń konkretnych systemów filozo­ ficznych. Wszystkie widzą w prawie połączenie faktów i idealnej normatywności, tj. idealnego sensu faktów ustalanego przez normy. Nie będziemy się tutaj zwracali ku dawniejszym, słabo opracowanym koncepcjom tego typu. W nowszej burżuazyjnej filozofii prawa zostały one najpełniej roz­ winięte przez zachodnioniemiecką filozofię kultury i przez kierunek fenomenologiczny. Wysunięto tam tezy, że tzw. przedmioty prawne mają charakter „zło­ żonych struktur ontologicznych”, to znaczy struktural­ nych powiązań elementów dwóch zasadniczo płasz­ czyzn — realnej i idealnej — z tym, że cała sprawa przedstawia się w sposób znacznie bardziej skompliko­ wany, zwłaszcza u przedstawicieli kierunku fenome­ nologicznego w świetle „regionalnej ontologii” E. Husserla, która umożliwia nadawanie opracowanym „przed­ miotom” zróżnicowanych kwalifikacji w rozmaitych ich kombinacjach. Złożone ontologicznie — z udziałem ele­ mentów idealnych — przedmioty, czy też struktury, nie są poznawane na drodze empiryczno-racjonalnej, lecz przy pomocy środków irracjonalnych, jak mistycz­ ny, fenomenologiczny „wgląd w istotę” tych przedmio­ tów, jak intuicja, która nas „przybliża” do świata norm i wartości, itp. Ostatnio nadający ton na, tym terenie autorzy południowo-amerykańscy wymieniają tutaj „in­ tuicję istoty”, czyli „ideację” względnie rozróżniają „intellekcję”, czyli intuicję intelektualną, polegającą na

110

..... akcie widzenia przy pomocy inteligencji idealnego przedmiotu czy też istoty, bez zastosowania czegokol­ wiek poza czystym oglądem”, dialektyczną „komprehenzję”, która ma być właściwa poznawaniu „przed­ miotów kulturowych” takich, jak prawo i ma. polegać na aktywnej ingerencji własnego ja, na dokonywaniu adekwacji pomiędzy substratem, a „żywą właściwością” (Iwing quality) danego podmiotu poznającego3. Dość silnie zaznacza się tutaj także nuta egzystencjalizmu: intuicyjne pojmowanie omawianych „przedmiotów” nie jest czysto bierne, lecz „aktywne”, ponieważ przedmioty te związane są z życiem jednostki. Pojmowanie jest tu zarazem twórczym aktem wyboru, ponieważ „...żyć, to znaczy odnajdować się w świecie, w którym okolicz­ ności lub konkretne nasze otoczenie dają nam wielość możliwości, a spomiędzy nich musimy dokonywać wy­ boru dla siebie, aby nie przestawać ani na chwilę w spla­ taniu nici naszej egzystencji” 4. To są przykłady najbardziej jaskrawe tego, do czego

3 C. C o s s i o, Phenomenology of the judgment. An introduction to the egological theory of law, Interpretations of mo­ dern legał philosophies, New York 1947, str. 91, 93. „Ideacja” u J. L. de A z e v e d o, The eidetics and aporetics of the law. Prolegomena to the philosophy of law, „Latin-American legał philosophy”, Cambridge Mass. 1948, str. 406 i nast. Por. na ten temat J. L. K u n z, Latin-American philosophy of law in the twentieth century, New York 1950, str. 84 i nast. i J. Wró­ blewski, Fenomenologiczna filozofia prawa w Ameryce Ła­ cińskiej, „Państwo i Prawo” 6, 1957, str. 1186 i nast., Egologiczna teoria prawa przeciw czystej teorii prawa, tamże, 8—9, 1959, str. 306 i nast. W podobnym kierunku do ujęć fenomeno­ logicznych, lecz ujmując rzecz w sposób bardziej tradycjonalny, idzie G. del V e c c h i o, The essence of natural law, „Universitas” 1, 1956, str. 45 i nast. 4 L. R. S i c h e s, Ideas and historical conditioning in the realization of the juridical values, Interpretations, str. 632; por. J. L. K u n z, o. c., str. 100 i nast. 111

w zastosowaniu do terenu prawa prowadzą koncepcje „złożonych struktur ontologicznych” (pomijamy tutaj produkty niejako uboczne, którymi są konsekwencje tych poglądów dla ujęcia roli sędziego, jako „twórczej”, aktywnej, w zgodzie z prądami funkcjonał izmu) 5. Wy­ stępują jednak współcześnie także tacy zwolennicy po­ glądów sprowadzających się do koncepcji „złożonych struktur ontologicznych”, którzy nie obarczają swych poglądów metafizyczną fantastyką typu wyżej scharak­ teryzowanego, lub rzecz traktują z niedomówieniami, czy zastrzeżeniami. Na uwzględnienie zasługują przede wszystkim kon­ cepcje z terenu prawniczego (bo poza nim analogiczne również występują) i to polskiego. I tak C. Znamierow­ ski na przestrzeni szeregu lat w pracach swych wysuwa koncepcję „tetycznego obszaru działania”, „struktury tetycznej”, „układu tetycznego”, ujmującą „przedmioty prawne” jako złożone całości. „Układ tetyczny” jest konstrukcją zespalającą w jedność normę z elementami psychicznymi i fizycznymi; konstrukcja ta powstała jak się zdaje nie bez pewnego wpływu A. Reinacha> jedne­ go z dawniejszych przedstawicieli kierunku fenomeno­ logicznego w teorii prawa, cechuje się wszakże wyraź­ nie brakiem precyzji w określeniu charakteru ontologicznego poszczególnych składników „układu tetycz­ nego”. Szczególnie dotyczy to elementu normy (trakto­ wanej jako „rzecz”), obowiązywania (pojmowanego jako „istnienie”) ®. Taka osobliwa interpretacja możliwa bys J. Wróblewski, Egologiczna teoria prawa przeciw czy­ stej teorii prawa, str. 313. • C. Znamierowski swoją koncepcję „układu tetycz­ nego” i „tetycznego obszaru działania” przedstawił po raz pierwszy w pracy: Podstawowe pojęcia teorii prawa, Poznań 1924, str. 11 i nast., a potem w Prolegomenach do nauki o pań­ stwie, 2 wyd., Poznań 1947. Autor rozróżnia „naturalny obszar

112

łaby tylko na gruncie ontologicznym jakiejś odmiany obiektywnego idealizmu i faktycznie jest spotykana u niektórych przedstawicieli fenomenologicznej teorii prawa. Sposób „istnienia” obowiązywania musiałby być jakiś inny niż istnienie rzeczywistości psychofizycznej. Ale Znamierowski z drugiej strony twierdzi, że właśnie „...poza rzeczywistością psychofizyczną nie ma żadnej innej płaszczyzny bytu” *i78 , w świetle czego cała sprawa przedstawia się zagadkowo, a pogląd zdaje się wyka­ zywać wewnętrzne sprzeczności s. Dalszą próbą tego typu jest koncepcja,, rzucona zresz­ tą tylko szkicowo przez W. Rudzińskiego. Dotyczy ona pojęcia obowiązku, traktowanego jako wieloczłonowa relacja elementów o różnej strukturze ontologicznej.

działania jednostki”, oraz „obszar tetyczny”, tworzony aktem stanowienia. Przy zestawieniu tych „obszarów” okazuje się, że „...stanowienie, stwarzając poczucie pewnych obowiązków i uprawnień, wpływa na ukształtowanie się naturalnych, psy­ chofizycznych możliwości, a więc kształtuje pośrednio „natu­ ralny obszar działania”. Lecz, co więcej, spośród czynów „na­ turalnie” możliwych tworzy arbitralnie pewną selekcję „czy­ nów zgodnych z normą, czy z układem norm”, wykraczając w ten sposób z naturalnego obszaru działań w obszar tetyczny. Z tego „...wynika bezpośrednio niezmiernie doniosłe znaczenie norm, dotyczących ruchu ciał i ludzi w przestrzeni. Normy te w każdym układzie będą stanowiły część najbardziej podsta­ wową” (Prolegomena, str. 25). Tamże, str. 24, o normach jako o „rzeczach” i obowiązywaniu jako „istnieniu”. 7 Podstawowe pojęcia teorii prawa, str. 145. 8 Krytycznie J. L a n d e w recenzji z Podstawowych pojęć teorii prawa, „Czasopismo Prawnicze i Ekonomiczne” XXIII, 1925, str. 365 i nast. — por. dalej C. Znamierowskiego Logika a teoria prawa. Replika panu Landemu z powodu re­ cenzji o moich „Podstawowych pojęciach” (tamże, str. 390 i nast.) i J. Landego, Logika a pośpiech w teorii prawa (tamże, XXIV, 1926, str. 361 i nast.). Krytyka Landego prowadzona jest jednak z pozycji obiektywno-idealistycznych (przy uznaniu rozdzielności świata przedmiotów realnych i idealnych). Problemy metodologiczne

8

113

Pozostaje pod niewątpliwym wpływem B. Russella, znowu jednakże nie wyjaśnia bliżej charakteru ontologicznego poszczególnych członów relacji9. Do teorii ty­ pów logicznych Russella nawiązuje również ostatnio W. Lang traktując zjawisko prawne jako „złożoną struk­ turę ontologiczną” z zastrzeżeniem, że chodzi tu jedy­ nie o rozumienie semantyczne tej złożoności, to znaczy, iż jakkolwiek autor stoi na stanowisku materialistycznego monizmu ontologicznego, widzi jednak trudności w wyczerpaniu „zjawiska prawnego” opisem wyłącznie przy pomocy deskryptów czasowo-przestrzennych ze względu na pojęcie sensu (znaczenia) nie dającego się w obecnym stanie nauki zredukować ze zdań psycholo­ gicznych do kategorii czasowo-przestrzennych 10. Mimo ’ Rudziński przyjmuje konstrukcję wyłożoną przez B. Russella w Einfuhrung in die mathematische Philosophie, Monachium 1924, str. 138 i nast. A oto wywód Rudziń­ skiego: Obowiązek stanowi „...wieloczłonową (3—4 człono­ wą), a więc skomplikowaną i swoistą relację między elemen­ tami o bardzo różnej strukturze ontologicznej: 1. zobowiązany, a więc osoba, 2. czynność względnie zachowanie się, a więc element dynamiczny, proces, przebieg stanowiący znów ze swej strony relację, 3. zwykle, choć nie zawsze, uprawniony, znów osoba, i 4. norma, a więc wypowiedź o pewnej treści. Ten ostatni człon (normę) musimy, jak się zdaje, wprowadzić rów­ nież w skład relacji stanowiącej obowiązek, gdyż nie są pozba­ wione sensu takie wyrażenia jak: „naruszając obowiązek swój wykonania tej czynności, naruszył pozwany tym samym przepis artykułu... kodeksu...” Wydaje się więc, że badając strukturę obowiązku, nie podobna pominąć samej normy, której treścią jest ustanowienie tegoż właśnie obowiązku” (Z logiki norm, Kraków 1947, str. 6—7). Do pewnego stopnia analogicznie C. A. Emge w pracy Uber das Verhaltnis vom „normativen Rechtsdenken” zur „Lebenswirklichkeit ”, Wiesbaden 1956. 10 W. Lang, Czy istnieje „zjawisko prawne”? „Przegląd Polski i Obcy”, 6, 1958, str. 14 i nast. (Jest to skrótowe ujęcie rozważań części większej pracy pt. Obowiązywanie prawa, Warszawa 1962). 114

że autor wypowiada wiele uwag interesujących i traf­ nych, uderzają w jego poglądzie niekonsekwencje, bę­ dące może wynikiem próby dopasowania do siebie od­ miennych koncepcji filozoficzmych. „Złożoność ontologiczna” (choć autor twierdzi, że pojęciem tym posłu­ guje się w sensie odmiennym od normalnego) nie da się przyjąć, gdy skądinąd mamy zapewnienie o stanowisku monistycznym, a dodatek — „w rozumieniu semantycz­ nym” sprawy nie ratuje, ponieważ stanowi przesunięcie się na całkiem inne zagadnienie. Aby zamknąć listę prób notowanych ostatnio w naszej literaturze, wspo­ mnieć należy jeszcze ujęcie języka; dogmatyki prawa pod wpływem koncepcji K. Ajdukiewicza jako języka okazjonalnego mającego wykazywać złożoność ontologiczną. Autorem tej próby, która spotkała się już z omó­ wieniem krytycznym, jest F. Studnicki u. Punktem węzłowym tych wszystkich prób i trudności jest oczywiście problem eksplikacji „znaczenia” z tymi dodatkowymi komplikacjami, które powstają w związku z tym, że chodzi tu o znaczenie szczególnego rodzaju — „normatywne”. W burżuazyjnej teorii prawa, analogicz­ nie do ogólnych prądów filozoficznych, częste jest trak­ towanie znaczeń ezpressis verbis jako przedmiotów ide­ alnych; obok tego występują poglądy, które wprawdzie w sposób otwarty nie formułują takiego stanowiska, ale w gruncie rzeczy do niego dają się sprowadzić. Pomię­ dzy uczonymi, którzy rozróżniają płaszczyznę realną i idealną — realne procesy i idealne treści myślowe — trwa w teorii prawa spór dotyczący kwestii, w jakim stosunku wzajemnym pozostają te dwie sfery. Jedni — a do tych zaliczają się zwolennicy koncepcji „złożo­ nych struktur ontologicznych”, a więc autorzy wzmian-

11 O dogmatyce prawa, „Państwo i Prawo” 7—8, 1957. Kry­ tycznie J. Wróblewski, Język prawny a teoria dogmatyki prawa, tamże 1, 1958. 8*

115

kowani poprzednio12, stają na stanowisku jakiegoś „organicznego” powiązania płaszczyzny idealnej i re­ alnej. Ich przeciwnicy, np. Kelsen i Lande, podkreślają znowu zasadniczą rozdzielność obu płaszczyzn (podobne w gruncie rzeczy stanowisko zaznacza się czasem — nie zawsze konsekwentnie — u Petrażyckiego)13.

12 Oczywiście stanowisko to występuje nie tylko w teorii prawa. Gdy chodzi o naszą humanistykę, to szczególnie, jako reprezentatywną, należy wymienić fenomenologiczną koncepcję dzieła literackiego jako przedmiotu złożonego, u R. Ingar­ den a, O poznawaniu dzieła literackiego, Lwów 1937. 13 Rozdzielność ta jest podkreślona najdobitniej u H. K e 1s e n a, począwszy od Hauptprobleme der Staatrechtslehre, Tiibingen 1911, choć, jak to dalej zobaczymy i temu autorowi zda­ rzają się niekonsekwencje. Co do rozgraniczenia por. szczegól­ nie Czysta teoria prawa, Warszawa 1938, rozdz. I Prawo i przy­ roda, przede wszystkim paragrafy 5, 6 i 7. U J. Landego roz­ graniczenie jest również wyraźne — por. Norma a zjawisko prawne (w Studia z filozofii prawa, Warszawa 1959, str. 180): „Odrębnym przedmiotem badania, mającym inne zadania i inne, właściwe sobie metody, jest proces psychiczny przeży­ wania normy — odrębnym też ze swojej strony przedmiotem jest owa treść myślowa — prawny przepis postępowania. Na­ uka normatywna bierze za swój przedmiot tę idealną treść myślo­ wą — normę...” Co do L. P e t r a ż yc k i e g o, sprawa jest bar­ dziej skomplikowana: podział na „realne” i „idealne” czasem jakby się akcentuje, ale w ogóle jest wątpliwe, czy można go uznać za obiektywnego idealistę. Wątpliwe nawet, czy był on idealistą subiektywnym, jak to stwierdzali w wywodach nie wolnych może od nieporozumień, M. Fritzhand, Prawo i moralność w teorii Petrażyckiego, „Państwo i Prawo” 8—9, 1952, str. 220 i nast. i G. L. S e i d 1 e r, Doktryny prawne impe­ rializmu, rozdz. III (poprzednio: Psychologizm w nauce prawa, „Państwo i Prawo” 8—9, 1950). Czy psychologizm Petrażyckiego wiąże się rzeczywiście z subiektywnym idealizmem, a nawet solipsyzmem, to zdaje się wymagać jeszcze głębszego zbadania. Natomiast problematyki przez nas podjętej obaj autorowie nie dotykają. Poruszył ją właściwie tylko J. Zajkowski, Wy­ kładnia ustaw według Petrażyckiego i według jego teorii, odb. z „Wileńskiego Przeglądu Prawniczego”, 1936, str. 5—8. Autor 116

Natrafiamy tutaj na paradoks. Akceptacja stanowi­ ska, wedle którego istnieją dwa szeregi zasadniczo róż­ nych w swej istocie „bytów”'— realnych i idealnych, z samego założenia czyni logicznie niedopuszczalnym łączne traktowanie obu szeregów, które już ex definitione nie mają ze sobą nic wspólnego. Teza o „bytowar niu” idei w świecie zjawisk, czy przyjmowaniu przez idee kwalifikacji empirycznych nie podpada w ogóle pod rygory naukowego myślenia. Stąd w ramach ta­ kich idealistycznych założeń jedynie uzasadnione by­ łoby uprawianie osobne czystej Rechtsformenlehre z jednej, a nauki o „faktyczności prawnej” z drugiej strony, bez żadnych związków wzajemnych. Dlatego trzeba przyznać słuszność krytyce immanentnej kiero­ wanej przez zwolenników rozdzielności w stosunku do zwolenników połączalności. Ale zaraz powstaje trud­ ność: normy prawne oderwane od „faktyczności” tracą przecież wszelki sens, a z drugiej strony „faktyczność” nabywa prawnej kwalifikacji tylko dzięki normom’ Dla­ stwierdza u Petrażyckiego wielki nieporządek w trak­ towaniu tych zagadnień, chwiejność pomiędzy uznawaniem, a nieuznawaniem treści myślowych (znaczeń) za byty idealne. Wydaje się, że uwagi Zajkowskiego są trafne: Petrażycki w swych tendencjach naukowych był zdecydowanie przeciwny koncepcjom idealizmu obiektywnego, realizmu pojęciowego: gło­ sił poglądy pokrewne raczej późniejszym ujęciom fizykalistycznym, czy reistycznym. Ale pomimo pozorów porządku, który chciał zaprowadzić w nauce poprzez swą logikę i metodologię, tworzył raczej żywiołowo i stąd pewne naleciałości realizmu po­ jęciowego. Że Petrażycki obiektywnym idealistą nie był, o tym zdają się przekonywać wywody jego pracy O filozofii, Warsza­ wa 1939, fragment 1 (o filozofii teoretycznej). W ten zaś spo­ sób okazuje się, że między poglądami Petrażyckiego i Landego zarysowywała się pewna rozbieżność: Lande mó­ wił wyraźnie o „sferze realnej i idealnej”, a u Petrażyckiego są co najwyżej potknięcia idealistyczne przy zasadniczych ten­ dencjach idealizmowi przeciwnych.

117

tego, choć logicznie naganne, ale bliższe zdrowego roz­ sądku wydaje się znowu traktowanie łączne normatywności i faktyczności. ‘I nawet Kelsen w pewnych wywodach na szczeblu najwyższej abstrakcji zdaje się naginać ku temu drugiemu poglądowi o jakichś punk­ tach stycznych realnego „bytu” i idealnej „powinności”. Spotyka się z tej okazji z krytyką A. Rossa idącą po linii rozważań wyżej przedstawionych 14. Sytuacja, przy­

14 Chodzi tutaj właśnie o wspomnianą wyżej niekonsekwen­ cję K e 1 s e n a, przyjmującego wbrew własnym założeniom „substrat” połączeniowy dla bytu i powinności; por. Das Pro­ blem der Soweranitat und die Theorie des Vdlkerrechts. Beitrag zu einer reinen Rechtslehre, Tubingen 1920, str. 99: „Jak­ kolwiek byt i powinność są dwiema całkowicie od siebie róż­ nymi i nie dającymi się jedne do drugich sprowadzić formami myślenia, mogą one jednak przybrać tę samą treść. Zachowa­ nie się ludzkie można sobie przedstawić jako treść bytu, jako element natury lub historii, tzn. jako przedmiot nauki przy­ rodniczej lub historycznej — albo jako powinne, tzn. jako treść norm i tym samym przedmiot nauki prawa. Tylko ze względu na ten wspólny — sam przez się obojętny i w takiej abstrakcji w ogóle nie dający się ująć — „substrat”, można wartościować faktyczne zdarzenia, oceniać je w specyficznie prawny sposób. Pytanie, czy określona rzeczywistość jest wartościowa, czy nie wartościowa, jest — przyjmując zasadniczy dualizm bytu i po­ winności, rzeczywistości i wartości — bezsensowne. Jeśli rze­ czywistość może być wartościowana, to tylko w tym sensie, że dokonuje się porównania pomiędzy treścią bytu a treścią po­ winności” (por. także Kelsena Die Rechtswissenschaft ais Norm — oder Kulturwissenschaft, Schmollers Jahrb. XL, 3). Na to A. Ros s, (Kritik der sogenannten praktischen Erkenntnis. Prolegomena zu einer Kritik der Rechtswissenschaft, Kopenhagen 1933, str. 52 i nast.) replikuje, że substrat treściowy wedle samych założeń Kelsena nie może być przedstawiony niezależnie od form bytu i powinności, a zatem nie można po­ równywać substratu bytu i powinności niezależnie od tych form. Skoro Kelsen zestawienia tychże form nie dopuszcza, to tego substratu nie tylko nie można przedstawić w abstrakcji, ale w ogóle nie da się on pomyśleć. Ross konkluduje: „Jeśliby 118

najmniej w ramach koncepcji obiektywnego idealizmu, okazuje się bez wyjścia: logika idzie tutaj wbrew roz­ sądkowi, rozsądek czyni koniecznymi odstępstwa od logiki. Sprawą tą zajął się obszernie i gruntownie, dając ana­ lizę nie mającą sobie równych w burżuazyjnej teorii prawa, A. Ross w pracy: Towards a realistic jurispru­ dence. Podtytuł książki brzmi A criticism of the dualism in law. Przedmiotem pracy jest rozległa analiza antynomii, w jakie popada tradycyjna nauka prawa, bądź tworząc nie dające się utrzymać logicznie kon­ cepcje łączące dwie niespójne kategorie: rzeczywistości i normatywnego sensu (reality and ualidity), bądź kon­ sekwentne logicznie, lecz nieadekwatne teorie spro­ wadzające prawo do samych faktów lub do samych norm. Proponowane rozwiązanie idzie drogą redukcji ualidity do faktów psychofizycznych 15. Ross obiera tu­ taj stanowisko syntezy psychologizmu i behawioryzmu, przy której pomocy tworzy teorię wykazującą cechy tzw. nihilizmu wartości, zbliżoną w istocie pod niejed­ nym względem do poglądów Petrażyckiego; o tym sta­ nowisku będzie jeszcze mowa w dalszym ciągu. Na razie zanotować warto, że Ross we wzmiankowa­ nej pracy potraktował normy jako czyste emotywy bez żadnej konotacji i denotacji, jako fakty wyrażania pe­ ty ogóle można było pomyśleć tego rodzaju substrat, to musiałby on być pomyślany w jednej z form myślenia — albo jako „powinność”, albo jako „byt” — co bądź prowadzi do sprzecz­ ności, bądź do regressus ad infinitum". Por. także pozostającą z tym w związku krytykę koncepcji „filozofii kultury” — Ross, Towards a realistic jurisprudence. A criticism of the dualism in law, Copenhagen 1946, str. 42 i nast. Dosyć podobne argu­ menty u J. Landego w pracy Norma a zjawisko prawne i w polemice z C. Znamierowskim. 15 Towards a realistic jurisprudence, str. 78 i nast. 119

wnych przeżyć (postaw)16. W ostatniej swej książce On law and justice zmienił nieco to stanowisko, prze­ prowadzając rozróżnienie pomiędzy znaczeniem „repre­ zentatywnym” i „dyrektywnym”, oraz słusznie oddzie­ lając kategorię wykrzykników w rodzaju „ach”, „hur­ ra” itp. od norm, poprzednio traktowanych z tamtymi łącznie17. Podkreśliliśmy już na innym miejscu 18, że Ross, mówiąc o „znaczeniu dyrektywnym”, przesunął się właściwie na płaszczyznę intencji i funkcji wypo­ wiedzi, pomijając jej znaczenie lingwistyczne. Tak czy inaczej, w nowym ujęciu prawem dla Rossa jest wza­ jemne powiązanie faktów psychofizycznych („zjawisk prawnych”), oraz norm („dyrektyw”). Wobec bardzo lekkiego potraktowania problemu znaczenia powstaje szereg wątpliwości, ale sam sposób wiązania w jedną całość norm z faktami pozostawia otwartą sprawę, czy

*• Tamże, str. 96 i nast. 17 On law and justice, str. 6 i nast. 18 Por. K. Opałek — J. Wróblewski, Uwagi o kon­ cepcjach filozoficzno-pra wnych Alfa Rossa (na marginesie jego ostatniej pracy On law and justice), „Państwo i Prawo” 3, 1960, str. 491. Niekonsekwencje stanowiska ujawniają się np. w pro­ blemie decyzji sądowych, które w teorii Rossa raz mogą być interpretowane jako fakty, drugi raz jako tzw. normy indy­ widualne. Jeśli zaś Ross zasadniczo staje na tym pierwszym stanowisku, to brak miernika dla działalności sędziego, bo w konsekwencji wszystkie normy, także wyższych szczebli, mogą być już interpretowane tylko jako zachowanie się, względ­ nie element świadomości sędziów (ewent. wyższych instancji). Wobec braku tego miernika Ross w innych przypadkach po­ sługuje się „pozafaktyczną" koncepcją normy, co prowadzi do sprzeczności. Por. także wysuwaną przez Rossa koncepcję „spra­ wiedliwości formalnej”, która na gruncie rozumienia norm jako faktów nie da się utrzymać. Wiele trafnych uwag o tych nie­ konsekwencjach Rossa u H. Kelsena, Eine „realistische" und die reine Rechtslehre. Bemerkungen zu Alf Ross: On law and justice, „Osterr. Zeitschr. f. óff. Recht”, X, 1, 1959.

120

w istocie autor nie wraca do „złożonych struktur ontologicznych” w konsekwencji własnych wywodów, na­ wet contrę coeur. Pod tym względem szczegółowe wy­ wody książki dają nieraz wiele do myślenia, ponieważ związek norm ze zjawiskami nie tworzy zapowiadanej przez autora coherent whole, lecz prowadzi raz ku prze­ sunięciom w stronę normatywizmu, drugi raz w stronę funkcjonalistycznego socjologizmu, aby znów kiedy indziej dopuszczać możliwość dwojakiej interpretacji, albowiem sama norma staje się hybrydą, raz przybiera­ jącą postać faktów, to znowu zasad postępowania. Nor­ ma utożsamia się jakby w pewnych wywodach Rossa ze zjawiskiem, gdy jest traktowana jako element świa­ domości sędziów, a gdzie indziej traktowana jest nie­ zależnie od tej świadomości. Wszystkiego można się tutaj dopatrzyć, a najtrudniej zaobserwować in concreto ową mutual correlation norm i faktów. W ten sposób wydaje się, że po bystrym dostrzeżeniu i prze­ analizowaniu krytycznym istotnego dla jurysprudencji problemu, w konstruktywnej próbie jego rozwiązania przez Rossa trudno się dopatrzyć istotnego postępu w stosunku do notowanych dotąd stanowisk.

§ 3. Próby psychologistycznej redukcji normatywności Za najambitniejszą i godną szczególnej uwagi próbę wyjścia z przedstawionego impasu dualizmu ontologicznego na terenie nauki prawa trzeba uznać rozwiązania proponowane przez kierunki psychologistyczne. Takie było m. in. ujęcie Rossa w Towards a realistic juris­ prudence, podobne u niektórych innych uczonych skan­ dynawskich, takież konsekwencje, choć nie zawsze w pełni wyciągane przez samego autora, wysnuć można

121

z teorii Petrażyckiego 19. Chodzi tu o pogląd wspom­ nianego już „nihilizmu wartości”, reprezentowany tak­ że na terenach z prawem stycznych (np. w nauce o mo­ ralności) 20. W miejsce dualizmu „bytu” i „powinności”, rzeczy­ wistości i normatywnych znaczeń, wskazane kierunki *’ Znacznie mniejsze znaczenie mają tutaj — gdy chodzi o próbę redukcji kategorii normatywnych — teorie opierające się na psychologii psychoanalitycznej, które bardziej dotykają problemów genezy i funkcji prawa — por. R. W e s t, Conscience and society. A study of the psychological prereąuisites of law and order, London 1942, oraz A psychological theory of law, Interpretations, str. 767 i nast., a także J. C. F 1 u g e 1, Man, morals and society. A psycho-analytical study, London 1945, str. 133 i nast. Więcej prac tego kierunku dotyczy ogólnej psychologii społecznej i etyki (M. Ginsberg, Les conceptions sociologiąues de Freud, „Cahiers internationaux de sociologie”, 5, 1948, S. Scheidlinger, Psychoanalysis and group behaviour. A study of freudian group psychology, New York 1952). Wpływ tych ujęć widoczny jednak u niektórych amerykańskich „realistów”, np. u J. F r a n k a, Law and the modern mind, New York 1930. Zwolennikiem freudyzmu jest również A. A. Ehrenzweig, por. jego A psychoanalysis of negligence, „Northwestern Univ. Law Rev.” XL, 6, 1953. 20 Por. A. J. A y e r, Language, truth and logie, London 1936, C. L. S t e v e n s o n, The emotiue meaning of ethical terms, „Mind”, XLVI, tenże Ethics and language, New Haven 1948, T. Segerstedt, Imperatiue propositions and judgments of value, „Theoria” 1949, I. Hedenius, Values and duties, tamże; poglądy te rozwijali w teorii prawa na terenie Skan­ dynawii A. Hagerstrom i jego uczniowie (por. K. Opa­ łek — J. Wróblewski, Współczesna burżuazyjna teoria prawa w Skandynawii, „Państwo i Prawo” 2, 1951). Obecnie powstaje tam przeciwko nim opozycja; znamienna jest np. praca A. N a e s s a, Do we know that basie norms cannot be true or false?, „Theoria” XXV, 1, 1959 str. 31 i nast. i tegoż autora La ualidite des normes fondamentales, „Logiąue et Analyse” 1, 1958. W naszej literaturze uwagi o kierunku „nihi­ lizmu wartości” u M. O s s o w s k i e j, Podstawy nauki o mo­ ralności, Warszawa 1947, str. 56 i nast. 122

psychologistyczne (czasem behawiorystyczno-psychologistyczne) wprowadzają monistyczną koordynację, ujmując wszystkie elementy prawa jako fakty nale­ żące do rzeczywistości czasowo-przestrzennej. Norma staje się faktem jako wyrażenie określonych przeżyć niepoznawczych (np. emocji u Petrażyckiego). Normy „...nie służą do komunikowania wiedzy (poznania), lecz do wyrażania pewnych postaw i do wytwarzania tych samych postaw u innych. Język nie ma tutaj funkcji symbolicznej, lecz funkcję symptomatyczną i sygnali­ zującą, symptomatyczną o tyle, o ile wypowiedź wyraża czyjąś własną postawę, a sygnalizującą o tyle, o ile wy­ powiedź zwrócona jest do innych” 21. Wypowiedzi opi­ sanego typu nie są — podkreśla się — stwierdzeniami na temat rzeczywistości obiektywnej, zewnętrznej w stosunku do wypowiadającego i jego przeżyć, nie są także stwierdzeniami na temat stanu własnych przeżyć wypowiadającego: „Mówiąc, że pewien typ zachowania się jest słuszny lub niesłuszny, nie dokonuję faktycz­ nego stwierdzenia na temat stanu mojej psychiki, lecz tylko wyrażam pewne uczucia moralne”22. To cytat z pracy autora zajmującego się nauką o moralności, mający jednak w interesującej nas kwestii pełne zasto­ sowanie. Od razu widzimy, że uczeni reprezentujący sta­ nowisko psychologistyczne „nihilizmu wartości” w spo­ sób dość nieustalony operują pewnymi pojęciami z za­ kresu psychologii. Mówi się tutaj o „emocjach”, a także „stanach emocjonalnych”, co nie zawsze, a nawet nie często, świadczy o akceptacji mało znanej psychologii

21 A. Ross, On the logical naturę of propositions of value, „Theoria” XI, 1945, str. 205. 22 A. J. A y e r, o. c. str. 159. Ayer przeciwstawia się tutaj poglądom, wedle których norma (ocena) jest równoznaczna ze zdaniem stwierdzającym przeżycia, których jest wyrazem (o tych poglądach M. Ossowska, o. c., str. 57 i nast.). 123

emocjonalnej Petrażyckiego; mówi się także o „impul­ sach”, o „przebiegach wolitywno-emocjonalnych”, o „po­ stawach bezinteresownych”, o „uczuciach”, itd. Trudno doszukać się w tym wszystkim naukowej ścisłości, a czę­ sto nawet pretensji do niej. Bodaj wyjątkiem jest Pe­ trażycki, który starał się ugruntować i sprecyzować podstawy psychologiczne swej teorii prawa. Oczywiście już na tej podstawie można wysunąć mocne zarzuty przeciwko poglądom „nihilistów wartości”, ale nie za­ trzymamy się dłużej w tym punkcie, ponieważ dyskusja byłaby niezbyt owocna na gruncie stanu psychologii w zagadnieniach związanych z terenem prawa. Poru­ szymy w krytyce kwestie bardziej uchwytne. Zanim jednak do tego przejdziemy, trzeba zbilansować akty­ wa omawianego kierunku w teorii prawa. Otóż, kierunek ten walnie przyczynił się do krytycz­ nego przezwyciężenia trzech błędnych i szkodliwych poglądów tradycyjnej jurysprudencji (poglądów, które występowały i występują także zresztą na pobliskich polach badania). Te błędne koncepcje plastycznie, choć nie we wszystkich szczegółach precyzyjnie, scharakte­ ryzował Petrażycki w swym Wstępie do nauki prawa i moralności określając je jako „naiwnie realistyczne”, „naiwnie nihilistyczne” i „naiwnie konstrukcyjne”?3. Pierwsze, to wzmiankowane już w tej pracy, a bardzo liczne w nauce prawa, próby sprowadzania pojęć nor-

23 L. Petrażycki, Wstęp do nauki prawa i moralności, str. 54 i nast.: „1) rozwiązanie pierwsze polega na błędnym uznaniu przedmiotu istniejącego rzeczywiście... lecz znalezio­ nego w sferze niewłaściwej... za rzecz poszukiwaną, która na­ prawdę posiada zupełnie inną naturę i znajduje się w innej całkiem sferze... możemy je nazwać naiwnie realistycznym, 2) rozwiązanie drugie polega na błędnym zaprzeczeniu istnie­ nia podmiotu, który istnieje niewątpliwie i może być znale­ ziony w samym sądzie... a to wskutek niewiary w istnienie 124

matywnych do przedmiotów, czy cech danych empi­ rycznie („żywa jednostka ludzka” jako „fizyczny” pod­ miot prawa, „norma” utożsamiana z aktem rozkazu, „roszczenie” z faktem żądania, itp.). Drugie, to teorie, które wobec niemożności znalezienia w rzeczywistości czasowio-przestrzennej przedmiotów, o jakich mowa w prawie (np. „prawo podmiotowe”, „stosunek prawny”, nawet „norma”), stwierdzają, że „nie ma” praw pod­ miotowych”, itp. Trzecie wreszcie są koncepcjami, które nie znajdując w doświadczeniu empirycznym od­ powiednich przedmiotów, kreują z nich swoiste byty — przedmioty idealne, posługując się dla ich ujęcia „...konstrukcjami metafizycznymi odrębnych istot nadzmysłowych” 24. Dana przez Petrażyckiego charaktery­ styka i krytyka tych grup poglądów, może nie ze wszystkim dokładna i wyczerpująca, mimo to musi uchodzić za osiągnięcie do pewnego stopnia przełomo­ we w tradycyjnej jurysprudencji, jako analiza błędów nie tylko zastanych, ale i tych, które mogą zostać (i faktycznie zostały) popełnione przez następców. Pe­ trażycki z dużą bystrością jakby przewidział nihilistyczne teorie Duguita, Lundstedta i szeregu amery­ kańskich „realistów”, z góry przeprowadzając ich trafną krytykę. Szczególnie jednak ważny odcinek polemiki, to walka z poglądami obiektywnego idealizmu, które zostały (choć niezupełnie adekwatnie) zamieszczone w grupie trzeciej. Nie tylko zresztą prace Petrażycprzedmiotu, który nie ma żadnego związku ze sprawą i należy do innej zupełnie sfery... możemy je nazwać naiwnie nihilistycznym; 3) wreszcie rozwiązania trzeciego typu, domysły o istnieniu i naturze przedmiotów obcych zagadnieniu i nale­ żących do innej sfery, połączone z konstrukcjami i sztucznymi i fantastycznymi — nazwiemy teoriami naiwnie konstruk­ cyjnymi”. 24 Tamże, str. 56.

125

kiego, ale dociekania całego kierunku, umownie tutaj określonego mianem „nihilizmu wartości”, stały się po­ ważnym orężem w oczyszczaniu nie tylko nauki prawa, ale humanistyki w ogóle, z metafizyki w jej najbardziej jaskrawej i szkodliwej postaci. To samo zadanie posta­ wił sobie A. Hagerstróm i jego zwolennicy, których jednoczyło hasło: Praeterea censeo metaphysicam esse delendam 25. Negatywne zadanie krytyków trzech scharakteryzo­ wanych poglądów było stosunkowo łatwe. Przecież to już nawet wcześniej, na niższym poziomie wiedży, przeciwnicy Windscheida czy Iheringa przekonywu­ jąco umieli wywieść (choć nie ogarniali całości ani pod­ staw zagadnienia), że prawo podmiotowe nie da się sprowadzić do woli ani do jej „władztwa”, skoro u ma­ łoletnich czy obłąkanych wykluczona jest, jak pisano, sama możliwość woli, co nie przeszkadza w tym, że służą im prawa podmiotowe; że prawo podmiotowe nie jest „interesem”, skoro można mieć prawo podmioto­ we (np. do spadku, w którym pasywa przewyższają aktywa), nie mając w tym interesu 26. W sumie, łatwo dowieść, że przedmioty czasowo-przestrzenne, wyszu­ kiwane na desygnaty dla nazw prawnych, tymi desygnatami być nie mogą. Nie trudno też przygwoździć poglądy naiwnie nihilistyczne, które konsekwentnie przeprowadzone musiałyby prowadzić do konkluzji, że prawa w ogóle nie ma, że ono nie istnieje. Tymczasem od wieków w sposób aż nadto nieraz namacalny oka­ zuje się, że prawo jest, że uprawnienia, obowiązki etc. 25 Por. E. T e g e n, Axel Hagerstróm, „Theoria” V, 3, 1938, str. 230 i nast. 28 Por. na ten temat K. Opałek, Prawo podmiotowe, War­ szawa 1957, str. 229 i nast. 126

nie są „niczym” 27. Wresizcie, gdy chodzi o „przedmioty idealne”, to stając na gruncie naukowego, empirycznoracjonalnego poznania, nie można akceptować ich ist­ nienia. „Nihiliści wartości” mieli rację, że silny na prze­ strzeni wieków, a i dziś jeszcze utrzymujący się kieru­ nek obiektywno-idealistyczny w etyce i w nauce prawa jest produktem zadawnionych uprzedzeń, postaw irracjonalno-fideistycznych z jednej, a pewnych zasadni­ czych trudności w ujęciu „przedmiotów” z tych dziedzin z drugiej strony. Mianowicie dowodom nie istnienia tych „przedmiotów” w sferze realnej towarzyszą silne

27 Krytycznie o nihilizmie V. A. Lundstedt — B. G odenhielm, The legał effects of patents as a legislatiue pro­ blem, „Scandinavian Studies in Law”, 2, 1958, str. 124 i nast. J. H e 11 n e r, Legał philosophy in the analysis of tort pro­ blems, tamże, str. 166 i nast., K. Olivecro na, The legał the­ ories of Axel Hagerstrom and Vilhelm Lundstedt, tamże, 3, 1959, str. 137 i nast. Wielokrotnie też krytykowano z podobnego punktu widzenia stanowisko L. Duguita. — por. w naszej literaturze G. L. S e i d 1 e r, Doktryny prawne imperializmu, Warszawa 1957, str. 47 i nast., K. Opałek, Prawo podmioto­ we, str. 314 i nast. Nihilistyczne wnioski Duguita powstały na tle płytko przezeń pojmowanej walki z metafizyką tradycyjnej nauki prawa. Przy całym „krytycyzmie” nie ustrzegł się sam Duguit naiwności metafizycznych, na co zwracał uwagę już L. Michoud w liście do niego z 28. I. 1912: „Gdy mówiłem, że nawet Pan sam przed nią (metafizyką, przyp. mój. K. O.) nie ustrzegł się, miałem na myśli Pańską teorię o normie prawnej, która niechybnie wybiega poza wyniki doświadczeń, te bowiem pokazują nam fakt solidarności, bynajmniej jednak nie wykazują nam obowiązku przestrzegania pewnej normy, wynikającego z nich mniej lub więcej bezpośrednio. Aby wy­ kazać taki obowiązek, trzeba by wykazać, że jest on nie tylko niezbędny do istnienia i pomyślności grup ludzkich, lecz nad­ to, że jesteśmy obowiązani przykładać się do tego istnienia i do tej pomyślności. Czyż jest to naprawdę możliwe bez ucieka­ nia się do pojlęć transcendentalnych”? (L. Duguit, Kierunki rozwoju prawa cywilnego od początku XIX wieku, Warszawa 1938, str. 158 i nast.)

127

przekonania o ich obiektywnym istnieniu. Skoro zaś sposobem istnienia tych przedmiotów nie może — tak by się zdawało — być realność, obiera się idealność. Zdaniem „nihilistów wartości” konstrukcje idealizmu obiektywnego są produktem zjawiska, określanego przez nich mianem „racjonalizacji” przeżyć nie poznawczych. „Racjonalizować — pisze Ross — znaczy tyle, co treść świadomości, nie mającą w gruncie rzeczy charakteru przedmiotowego, wyrażać w zewnętrznej formie orze­ czeń o rzeczywistości, tj. w formie przedstawiania cze­ goś lub orzekania o czymś”. Postaciami zwrotów norma­ tywnych — kontynuuje ten autor — „...są: sens, racjo­ nalność, wypowiedź o rzeczywistości, twierdzenie. Ale wszystko to są iluzje. W gruncie rzeczy zwroty te są: realnością, są irracjonalne, stanowią wyrazy stanów psychicznych i postaw... Iluzje te dają się wprawdzie przejrzeć, ale przez to nie jest jeszcze powiedziane, że można je tak przezwyciężyć, by już więcej bezpośrednio nie padać ich ofiarą. Prawdopodobnie owa racjonaliza­ cja tego, co irracjonalne, obiektywizacja tego, co su­ biektywne, logizacja przeżycia, która dokonuje się w praktycznej świadomości, jest psychologicznie proce­ sem elementarnym, tak koniecznym, że bezpośrednio nikt nie jest w stanie od niego się uchronić” 28. Obok próby objaśnienia krytycznego poglądów obiektywno-idealistycznych mamy tutaj do czynienia z za­ rysem konstrukcji pozytywnej, przy czym wywody Rossa są na ogół zbieżne nie tylko z tym, co pisał Hagerstróm, ale także z teorią Petrażyckiego: oto zwroty i pojęcia prawne swój osobliwy charakter mają czerpać stąd, że wyrażają przeżycia specyficznego typu — irra­ cjonalne, „mistyczno-autorytatywne ”, jak je nazywał 28 A. R o s s, Kritik der sogenannten praktischen Erkenntnis, str. 431. 128

Petrażycki2!). Dlatego nie tylko w sposób bezapela­ cyjny przywołują człowieka, by postępował w określony sposób, ale także stwarzają złudzenie co do obiektyw­ nego istnienia tego, co dane w wewnętrznym doświad­ czeniu irracjonalnym. Zwroty normatywne i ich ele­ menty będące pozorem nazywania czegoś w gruncie rze­ czy są tylko „projekcjami”, „fantazmatami emocjonal­ nymi”, zewnętrznymi symptomami doznawanych prze­ żyć; są realnością powiązaną przyczynowo z realnością przebiegów psychicznych. Jednakże ludzie doznający określonych przeżyć i wyrażający je w postaci norm (także ocen) i nazw etycznych „rzutują” zarazem te przeżycia na rzeczywistość zewnętrzną, podlegając ilu­ zji, że nie wyrażają w istocie tego, co dzieje się w ich psychice, lecz konstatują coś, co istnieje i zachodzi obiektywnie *30. Tak twierdząc (choć czasem rzecz jest nie dopracorwana i nie ujęta w pełni konsekwentnie) „nihiliści war­

20 Por. L. Petrażycki, O pobudkach postępowania i o istocie moralności i prawa, Warszawa 1922, str. 22 i nast. 30 Por. rozdz. II, przyp. 47. W gruncie rzeczy, mimo odmien­ nych założeń swej teorii, podobnie C. Znamierowski, Ana­ liza oceny moralnej, „Myśl Współczesna” 3, 4, 1946, str. 97: „Nasza reakcja emocjonalna stawia to, co ją pobudza, w pew­ nym swoistym świetle. Oczywista powiedzieliśmy to obrazowo: dokładnie znaczy to, że reakcja emocjonalna wydziela dla nas to, czego dotyczy, spośród wszelkich innych rzeczy, że ustanawia jakiś intymny stosunek między nami, a tym, co reakcja wzbudza. To, co w nas nie wzbudza żadnej reakcji, jest dla nas obojętne: to jest szare i zmienne tło, na któ­ rym nie zatrzymuje się dłużej nasza uwaga. Reakcja emo­ cjonalna wyrywa rzecz, która ją budzi, z tego obszaru obojęt­ nej szarości i wlewa w nią ciepło naszego własnego życia. Jest tedy, jak w ciemności latarnia, która wydobywa rzeczy z ukrycia”. Wszystko to powiedziane językiem dalekim od rygorów ścisłości, której domagał się autor w swej krytyce psychologistycznych teorii. Problemy metodologiczne

9

129

tości” tworzą teorię konsekwentną i utrzymującą się na płaszczyźnie realnej, jeśli pominąć słabości ich psycho­ logii. Eliminują dualizm rzeczywistości i normatywności, wcielając tę ostatnią do łańcucha faktów. Wyja­ śniają także w sposób wcale sugestywny błędy teorii wymienionych trzech typów, a szczególnie teorii obiektywno-idealistycznych. Są to niewątpliwie mocne strony omawianej koncepcji. Przychodzi teraz kolej na jej sła­ be strony. Że przeżycia, względnie postawy tego rodzaju, jakie w sposób dość rozbieżny i z różną dozą ścisłości przed­ stawiają różni przedstawiciele „nihilizmu wartości”, istotnie występują, to fakt niewątpliwy, jakkolwiek da­ lecy jeszcze jesteśmy od poprawnego i systematycz­ nego zbadania tej problematyki psychologicznej. Prze­ konań o „świętych obowiązkach”, czy „słusznych pra­ wach” nieraz ludzie doświadczają, znane są też postawy ludzi działających z poczucia obowiązku, względnie wy­ stępujących aktywnie w przeświadczeniu c zasadności swych roszczeń. Podobne są przekonania o dobrym, czy złym, moralnym, względnie niemoralnym charak­ terze określonych postępków. Że zachodzą tutaj pewne stany psychiczne o impulsywnych, emocjonalnych, uczuciowych, czy emocjonalno-wolitywnych właściwo­ ściach, na to również częściowo można się zgodzić. Jest także prawdą, ze w określonych sytuacjach wypowia­ danie dyrektyw i ocen postępowania stanowi rzeczy­ wiście wyraz aktualnych przeżyć psychicznych tego typu, względnie budzi odpowiednią reakcję psychicz­ ną — dodatnią lub ujemną — u odbiorcy wypowiedzi. Ale chodzi o to, że bynajmniej nie jest tak zawsze. Ko­ deksy zawierające normy prawne trwają, trwałe także okazują się uprawnienia i obowiązki określonych osób — np. prawo własności nieruchomości, czy obowią­ zek comiesięczny spłaty ratalnej — wszystko to ma

130

ową validity całkiem jakoś niezależnie od aktualnego, przeżywania przez zainteresowane osoby odpowiednich emocji, uczuć, lub impulsji. Gdy ustawodawcy formu­ łują i wydają normy prawne, to zdarzy się zapewne od czasu do czasu, że doświadczają tego rodzaju przeżyć psychicznych, ale nie jest to chyba zbyt częste. Proces normodawstwa, angażujący wielu ludzi, jest bardzo skomplikowany psychologicznie, czego nie potrzeba tu­ taj dowodzić i co trudno szczegółowo analizować. To samo jednak dotyczy osób stosujących prawo; na temat złożoności występujących u nich procesów motywacyj­ nych powiedzieli wiele chociażby amerykańscy „rea­ liści”. Dodajmy do tego, że zarówno jedni jak i dru­ dzy — tworzący i stosujący prawo — a na dodatek uczeni prawnicy, posługując się stale formułami o uprawnieniach i obowiązkach, bynajmniej nie często przeżywają coś w rodzaju emocji imperatywno-atrybutywnych Petrażyckiego. Podchodzą do tych spraw w sposób stechnizowany nieraz, beznamiętno-poznawczy, dokonują na normach pewnych zabiegów posia­ dających (obok innych, których nie chcemy negować) aspekty logiczne, czy do logicznych zbliżone. Nie ina­ czej rzecz się ma z obywatelami: mogą oni „odbierać” normy, wypowiadać je, bądź relacjonować w taki spo­ sób, że normy bynajmniej nie stanowią wyrazu prze­ żywania przez nich wyżej scharakteryzowanych uczuć, emocji, czy impulsji. Mogą po prostu wypowiadać lub odbierać normy „ze zrozumieniem”, w połączeniu z mo­ tywacją celowościową (czy „interesowną”), względnie w połączeniu z jeszcze jakimiś innymi, nieraz skompli­ kowanymi stanami psychicznymi. Gdyby chcieć prawo sprowadzić do impulsji, emocji czy postaw przedsta­ wionego typu oraz ich aktualnych słownych wyrazów, to byłyby do wyboru tylko dwie drogi, każda z nich bardzo kłopotliwa. Albo trzeba by przyjąć, że z pra­ 8*

131

wem mamy do czynienia tylko w przypadkach wystę­ powania takich przeżyć (postaw) i ich wyrazów, albo uciec się do fikcji zupełnie podobnej do tej, na której opairta jest teoria uznania, to znaczy przyjmować zacho­ dzenie odpowiednich przeżyć tam, gdzie ich nie ma, lub nawet być nie może. Druga możliwość nie odpowiada żadnemu z poważnych uczonych. Pierwsza w swych konsekwencjach czyni prawo efemerydą złożoną z roz­ rzuconych kapryśnie momentów irracjonalnych prze­ żyć poszczególnych ludzi, chaotycznym składem su­ biektywnych, zindywidualizowanych i zmiennych do­ znań emocjonalnych, z „lukami w prawie” w razie braku takich doznań. W ten sposób eliminuje się z pra­ wa bardzo wiele. Co prawda, zarazem poszerza się jego zakres o przeżycia (i ich wyrazy) identyczne z przeży­ ciami prawa pozytywnego pod względem składu psy­ chicznego (np. u Petrażyckiego prawo gier, prawo dzie­ cinne, bandyckie itp.). Następuje przesunięcie, które pozbawia nas możliwości objaśnienia prawa pozytyw­ nego i to w jego najbardziej istotnych cechach i ele­ mentach. Petrażycki opowiedział się zasadniczo za tą właśnie możliwością, ale miał wiele trudności, gdy za­ czął traktować o prawie pozytywnym i przyjął na tym właściwym terenie nauki prawa różne rozwiązania, które nie dadzą się utrzymać, gdy zachować konsekwen­ tnie koncepcję prawa jako przeżycia o imperatywnoatrybutywnym charakterze (wraz z wyrazami tego przeżycia) S1. W koncepcji Petrażyckiego, nie ze wszyst-*31 31 Por. L. Petrażycki, Teoria prawa i państwa w związ­ ku z teorią moralności, t. I, § 13 i nast. Wprowadzenie pojęcia „prawa oficjalnego”, odpowiadającego „prawu pozytywnemu” w obiegowej terminologii, dokonuje zasadniczego wyłomu w te­ orii psychologistycznej. Od chwili wprowadzenia tego pojęcia wywody Petrażyckiego w dość dziwny sposób schodzą na płaszczyznę tradycyjnej jurysprudencji i jej koncepcji — poprzednio odrzuconych. 132

kim jasnej, byłby także materiał na „hybrydową teorię” normy i oceny, choć skrajnie stanowisko, nazwane po­ tem „nihilizmem wartości” zdaje się przeważać. Zresztą i „hybrydowa teoria” nie jest zabezpieczona przed za­ rzutami przytoczonymi powyżej, tym bardziej, że in­ terpretacja normy jako połączenia (koniunkcji) zdania stwierdzającego cechy zachowania się z wypowiedzią nie będącą zdaniem, lecz „emotywem”, logicznie nie da się utrzymać32. Z drugiej strony — przy wszystkich brakach teorii psychologistycznych — jest rzeczą niewątpliwą, że zja­ wiska, na które one wskazują, zjawiska określonych przeżyć psychicznych, .postaw i ich wyrazów słownych, występują faktycznie. Jest rzeczą bardzo ważną przy­ stąpienie do ich szczegółowego zbadania, scharaktery­ zowania i klasyfikacji. Zjawiska te nie pokrywają się z terenem prawa, pod pewnymi względami wykazując zasadniczą w stosunku do niego odrębność. Podobnie, choć to nie nasza kompetencja, ryzykowne wydawałoby się utożsamianie tych zjawisk (a ściślej, pewnej ich grupy) z terenem moralności33. Należy je naszym zda­

33 Petrażycki w przeżyciu prawnym, a także w jego odpowiedniku, tj. w normie prawnej, widzi powiązanie ele­ mentów niepoznawczych i poznawczych, sprawa nie jest jed­ nak precyzyjnie ujęta. Na temat „hybrydowej” teorii norm i ocen por. M. O sso w ska, o. c. str. 63 i nast. (wyraża tam wątpliwość, czy taki pogląd, czy jakiś inny, wobec nieprecyzyj­ nych sformułowań, można Petrażyckiemu przypisać). Por. także C. L. S t e v e n s o n, Ethics and language, str. 206 i nast. 33 Tak często u autorów skandynawskich, np. K. O 1 i v ec r o n a, Law as fact, London 1939, str. 161 i nast., tenże, Is a sociological explanation of law possible?, „Theoria” XIV, 2, 1948, str. 206 i nast.; A. Ross, Towards a realistic jurisprudence, str. 112 i nast. Typowo także u N. S. Timasheffa, An introduction to the sociology of law, Cambridge 1939, str. 105 i nast. 133

niem uznać za zjawiska „świadomości prawnej” i ana­ logicznie „moralnej”; prawdopodobnie szczegółowe ba­ dania ujawniłyby możliwość wyodrębnienia innych jeszcze grup tego rodzaju zjawisk „świadomości”. Oczy­ wiście, posługiwanie się w danym przypadku terminem „świadomość”, choć przyjęte w pewnych kołach nauko­ wych, nie jest ze wszystkim szczęśliwe, ponieważ pod pojęcie „świadomości” podpadają również (a nawet raczej) procesy poznawcze, „bezemocjonalne”. Ale to już dalsza kwestia ustalenia terminologii. W świetle po­ wyższego zaś okazuje się, na ile odrębną i na ile wartą osobnego badania jest sfera tzw. świadomości prawnej. Wyda je się, że jednym z głównych odkrywców tej sfery był Petrażycki, wyolbrzymiając jednak jej zasięg i usi­ łując wyinterpretować przy jej pomocy całe prawo. Gdyby był ujmował zagadnienie w jego właściwych gra­ nicach, tj. zatrzymał się przy swej teorii „prawa intui­ cyjnego” jako właściwej sfery zjawisk, których cha­ rakterystykę podjął, to jego koncepcja przy mniejszych ambicjach dałaby zapewne naukowo trwalsze wyniki34. Jeśli powiedzieliśmy wyżej, że sfera tzw. świadomości prawnej (a także moralnej itd.), w tej chwili prawie zupełnie nie ustalona i z grubsza tylko ujmowana, za­ sługuje na szczegółowe, osobne badanie — i dodajmy — na zainteresowanie prawników mimo, że nie jest to „właściwa” sfera prawa, to dlatego, że ta bezkształtna na razie dziedzina pozostaje w związku z prawem. Już

34 Teoria porównawcza prawa pozytywnego i intuicyjnego — L. Petrażycki, Teoria prawa i państwa w związku z teorią moralności, t. II, Warszawa 1960. Jednostronności Petrażyc­ kiego próbował usunąć jeden z jego uczniów, M. M. Lasers o n, por. Positive and „natural” law and their correlation, Interpretations, str. 434 i nast. (termin „prawo naturalne” jest tu odpowiednikiem „prawa intuicyjnego” w terminologii Pe­ trażyckiego). 134

teraz, intuicyjnie, w ogólnych formułach naszej teorii, wypowiadamy się na temat związków i wpływów wza­ jemnych prawa stanowionego i świadomości prawnej 35. Kierunek to bez wątpienia trafny, ale wymagający opar­ cia na pewnym gruncie prac szczegółowych na temat wszystkich pokrewnych grup owej „świadomości”. Rzecz wymaga nawet jeszcze rozszerzenia, albowiem owe zjawiska umownie tutaj mówiąc „emocjonalne”, czy „emocjonalno-uczuciowe” nie wyczerpują bogac­ twa procesów psychicznych związanych z prawem, róż­ nych sposobów przeżywania norm, ich oceniania, prze­ biegów motywacyjnych prowadzących do ustalania, stanowienia, stosowania czy niestosowania norm itd. Aktualistyczne ujmowanie norm prawa stanowio­ nego, ocen i nazw prawnych, a zapewne także norm, ocen i nazw moralnych, jako wyrazów przeżyć określo­ nego gatunku, nie wytrzymuje krytyki. Ale nawet po­ mijając wpływ przeżyć, powiedzmy tzw. świadomości prawnej (wraz z ich wyrazami), na prawo stanowione, oraz oddziaływanie odwrotne, wydaje się, że pomiędzy normami i nazwami prawnymi a przeżyciami określo­ nego typu i ich wyrazami można dopatrzyć się związku genetycznego (choć sprawa ta daleka jest od zbadania i udokumentowania). W tym świetle rozszerza się lista zasług i błędów teorii psychologistycznych różnego typu. Postawiły one problem swoistych właściwości norm i nazw prawnych, objaśniając te właściwości cha­ rakterem odpowiednich przeżyć, ale ułatwiły sobie zbytnio zadanie wiążąc te przeżycia aktualistycznie z normami i nazwami prawnymi. Stworzyły w istocie przyczynki do badań nad genezą norm i nazw praw­ 35 Por. np. H. Beniamin, Prawo i świadomość prawna, „Zeszyty Prawnicze”, 1, 1955, zwłaszcza str. 87 i nast., a dalej Teoria państwa i prawa — wykłady pod redakcją S. E h r 1 ic h a, cz. I, Warszawa 1957, str. 105. 135

nych, nie zdając sobie z tego w sposób wyraźny sprawy, albowiem pomieszały zagadnienie genetyczne z zagad­ nieniem cech, które wykazują normy i nazwy prawne. Można zapewne przyjąć hipotezę, że normy te i nazwy ukształtowały się w procesie historycznym na gruncie przeżyć scharakteryzowanych z grubsza typów i wyra­ żania tych przeżyć, jakkolwiek na ten pokład pierwotny nawarstwiły się grubo konstrukcje, będące wynikiem zabiegów techniki prawnej. Przy nie posiadającej zbyt poważnych jak dotąd sprawdzianów hipotezie wolno pokusić się o śmiałość porównań tyle błyskotliwych, ile mało ścisłych. Oto prawo w swej obecnej postaci wydaje się zracjonalizowaną sublimacją tych czynni­ ków, które tkwiły u jego genezy. Mówi się nieraz, że jest produktem „cywilizacji”, ale można również po­ wiedzieć, że jest „ucywilizowaniem” pierwotnych emor cjonalno-dążeniowych składników aż do ich zatraty i zaniku, jest zobiektyzowane, zlogizowane z udziałem procesów poznawczych. Tryby podstawowych zwrotów normatywnych „powinien”, „ma prawo” itp. zostały w trakcie tego wszystkiego skonwencjonalizowane, wy­ zbyły się ładunku emocjonalnego przez swoisty proces neutralizacji i technicyzacji prawa, jakkolwiek w świa­ domości ludzkiej pozostały pokłady emocjonalne, wprawiane w ruch sygnałami „obowiązku” i „upraw­ nienia”, względnie popychające ku wyrażaniu prze­ konań o „słusznych prawach”, czy „świętych obowiąz­ kach”. Aby zaś jeszcze bardziej oddalić się od ścisłości, można w tym problemie iść drogą zestawiania czynni­ ków tkwiących u genezy prawa i tego, jak aktualnie prawo się przedstawia, z ogólnymi przemianami cywili­ zacyjnymi człowieka, u którego z biegiem czasu na pierwotne wairstwy psychiczne w przeważającej mie­ rze instynktowno-dążeniowe nakładają się elementy poznawcze; wiele z początkowych impulsów odpada,

136

inne ulegają przetworzeniu, intelektualizacji. Prawo pozostawiło poza sobą daleko swe składniki genetyczne podobnie — aby użyć najdrastyczniejszego z tych wszystkich nieścisłych porównań — jak pies, który w cywilizowanych warunkach utracił węch 36. W każdym razie waga aspektów psychologicznych w prawie i w moralności powinna być w należyty spo­ sób doceniana. Na temat związku tych sfer z przeży­ ciami nie poznawczymi typów, o których wyżej była mowa (związku bądź genetycznego, bądź aktualnego, w sferze tzw. świadomości prawnej czy moralnej) wy­ powiadał się już Engels. Oto np. polemizując w mate­ riach ekonomicznych z Duhringiem, stwierdzał on m. in., że błędnie „...przenosi pan Duhring... całą teorię

” Nad tymi kwestiami genetycznymi zastanawiano się nie­ jednokrotnie szeroko. Pracowano w tym kierunku w szkole Durkheima — por. np. pracę R. Huberta, Contribution a l'etude sociologiąue de la notion du droit naturel, „Archives de philosophie du droit et de sociologie juridiąue”, 3—4, 1933; dużo uwagi poświęciła tym kwestiom nauka skandynawska: A. Hagerstróm w swej podstawowej pracy Der romische Obligationsbegriff im Lichte der allgemeinen romischen Rechtsanschauung, Upsala 1927—1941, analizował pierwotne magiczno-mistyczne wyobrażenia jako bazę wyjściową dla podstawo­ wych, po dziś dzień utrzymujących się pojęć prawnych, zmie­ nionych wprawdzie w swej zawartości, ale posiadających ele­ menty stanowiące „skamieliny” tego, co tkwi u ich podłoża (A. R o s s, Towards a realistic jurisprudence, str. 15, ujął to jako „...teorię strukturalnej skamieniałości i historycznej me­ tamorfozy pojęcia”). Za ogólną wskazówkę metodologiczną może nam w tym względzie służyć uwaga Engelsa; dotyczy ona wprawdzie wyższych regionów ideologii, w skład których ... wchodzi przedhistoryczny zasób wyobrażeń, odziedziczony i przejęty przez okres historyczny — zasób wyobrażeń, które nazywalibyśmy dzisiaj — bzdurami”, ale wydaje się stosować w pewnym specjalnym aspekcie także do naszych problemów (por. K. Marks — F. Engels, Dzieła Wybrane, t. II, War­ szawa 1949, str. 472). 137

podziału z dziedziny ekonomii w dziedzinę moralności i prawa, tzn. z dziedziny konkretnych faktów material­ nych w dziedzinę mniej lub więcej chwiej­ nych poglądów i uczuć”. A gdzie indziej w sposób nie mniej znamienny pisał: „Bardzo to łatwo piorunować w ogólnikowych frazesach na niewolnictwo itp. i wylewać najwyższe oburzenie moralne na takie bezeceństwo. Niestety nie mówi się w ten sposób nic innego ponad to, o czym każdy wie, mianowicie, że te starożytne instytucje nie odpowiada ją już na­ szym dzisiejszym stosunkom i uczu­ ciom zdeterminowanym przez te sto­ sunki” (podkreślenia moje, K. O.)37. Engels wska­ zywał przy tym na to, czego brak w analizach teore­ tyków burżuazyjnych, o których wyżej była mowa, mianowicie na społeczne uwarunkowanie odpowiednich zjawisk świadomości prawnej i moralnej. Moment to oczywiście wielkiej wagi w przyszłych badaniach nad tą świadomością. Konkluzja dotychczasowych rozważań jest jednak taka, że podstawowe próby objaśnienia prawa w po­ staci teorii tzw. złożonych struktur ontologicznych oraz koncepcji psychologistycznych nie prowadzą do pozy­ tywnego rezultatu. Jeszcze mniej płodne są skrajne te­ orie normatywistyczne, które pomijają „faktyczność prawną”, oraz socjologiczno-funkcjonalistyczne, które wprawdzie podobnie jak psychologizm chcą zredukować prawo do samych faktów, ale stoją niżej o tyle, że nie próbują (w swych czystych postaciach) objaśniać ele­ mentu „treści normatywnych” w' prawie, abstrahując od tego elementu, podczas gdy psychologizm proble­ matykę tę starał się naświetlić. Teoria „złożonych

” F. Engels, Anty-Duhring. Pan Eugeniusz Duhring doko­ nuje przewrotu w nauce, Warszawa 1948, str. 184, 213.

138

struktur ontologicznych” tym jednak góruje nad pozo­ stałymi, że zdaje się uwzględniać wszystkie elementy prawa w ich wzajemnym powiązaniu. Potyka się nato­ miast w jednym rzędzie z tamtymi na problemie „nor­ matywnego znaczenia” w prawie. Daje na równi z normatywizmem jego objaśnienie obiektywno-idealistyczne, natomiast objaśnienia tego w ogóle brak w socjolo­ gicznym funkcjonalizmie, a w psychologizmie próbuje się znaczenie to zredukować do wyraizów określonych przeżyć, co jednak okazuje się nie zadowalające.

§ 4. Na czym właściwie polegają związki różnych aspektów prawa? W wyniku tego wszystkiego interpretacja „norma­ tywnego znaczenia” staje przed nami jako nieodparte zadanie. Aby się jednak zająć tą bardzo trudną kwestią, musimy wstępnie rozważyć inne jeszcze zagadnienie. Otóż teorie jednostronne stwarzają niedosyt, pomijając jeden z dwóch istotnych, jak nam się wydaje, elemen­ tów prawa: bądź „znaczenie normatywne”, bądź „faktyczność”. Teorie „złożonych struktur”, abstrahując w tej chwili od kwestii ontologicznych, uwzględniają natomiast oba elementy i podkreślają ich związki. Za­ stanówmy się nad tym, na czym związki te mają i mogą polegać. Zacznijmy od tego, na czym mogą polegać. Po pierwsze, może zachodzić związek przyczynowy po­ między określonym napisem (dźwiękiem), przeżyciem powstającym na jego gruncie (znaczenie psychologiczne zwrotu normatywnego) i zachowaniem się — to z punktu widzenia „odbiorcy”, lub z punktu widzenia normodawcy, związek pomiędzy przeżyciem a zachowaniem się (wypowiedzenie odpowiedniego zwrotu normatyw­ nego, itd.). Należy brać pod uwagę fakt, że znacze­

139

nie psychologiczne nie koniecznie musi zawierać prze­ konanie o uprawnieniu, obowiązku, etc., może być „bierną” psychiczną reprodukcją, polegającą na sa­ mym zrozumieniu zwrotu, może też być, w sytuacji obowiązku, przeżyciem „interesownym” np. typu: „jeśli to zrobię (tego nie zrobię), znajdę się w wię­ zieniu”. Związek drugiego rodzaju będzie polegał na „zara­ chowaniu”, żeby posłużyć się terminologią kelsenowską. Norma jest tutaj miernikiem pewnego zachowania się, pewnych faktów fizycznych, a także psychicznych („wi­ na”, „zamiar przestępny”, „chęć zysku”, „błąd”, „pod­ stęp”, itp.). Ze względu na znaczenie językowe normy, dane postępowanie, ewentualnie także jego motywy, nabiera kwalifikacji „uprawnionego”, „przestępnego”, „zawinionego”, itd. Omawiany tutaj związek należy odróżnić ściśle od pierwszego, czym innym bowiem są procesy np. w umyśle sędziego powstające na gruncie przeżywania przezeń normy i zapoznawania się z pe­ wną konkretną sytuacją faktyczną, prowadzące w związ­ ku przyczynowym z pierwszym i drugim elementem do określonego zachowania się (wydania decyzji), a czym innym kwalifikacja pewnych faktów ze względu na normę. Podczas gdy pierwszy związek przebiega na płaszczyźnie przyczynowej, to drugi występuje na płasz­ czyźnie językowo-logicznej. W teoriach „złożonych struktur ontologicznych” pra­ wie z reguły mamy do czynienia z pomieszaniem tych dwóch związków. Płaszczyznę językowo-logiczną łączy się tutaj często w sposób niedopuszczalny z płaszczyzną związków przyczynowych i stąd „struktury” mają wy­ gląd dziwaczny: elementy logiczne łączone są z faktami i vice versa, skutkiem czego powstają takie powiązania, których nie można wyeksplikować bez uciekania się do 140

konstrukcji metafizycznych, względnie trzeba, w trak­ cie dociekania, przechylać się na jedną, lub na drugą stronę: albo językowo-logiczną, albo faktów psychicz­ nych i społecznych, jak to np. da się zauważyć w ostat­ niej pracy Rossa38. Próby dokonywania tego rodzaju niedopuszczalnych połączeń spotkać można nie tylko w pracach fenomenologów i „filozofów kultury”, ale także teoretyków, o których była poprzednio mowa, a więc np. u Znamierowskiego, Rudzińskiego i Langa, jeśli ograniczyć się do autorów polskich. Dlaczego dochodzi do takich pomieszań, do łączenia przedmiotów i faktów czasowo-przestrzennych ze „zna­ czeniem normatywnym”? Dlatego, że zwroty norma­ tywne (normy i nazwy prawne) są źródłem pewnych charakterystycznych złudzeń. Jeśli zwrot normatywny wypowiada się np. o „dłużniku”, to wydaje się, iż przed­ miotowo zwrot ten odnosi się do swoistego kompleksu, złożonego z człowieka o określonych obiektywnych wła­ ściwościach, oraz z idealnego elementu normatywnego. To samo mutatis mutandis w przypadku tzw. „zdarze­ nia prawnego”, „przestępstwa”, „osoby prawnej” (ko­ lektyw, czy majątek, plus element normatywny), itd. Ze zwrotów normatywnych zdaje się wynikać, że ist­ nieje specyficzny świat „przedmiotów prawnych”, czę­ ściowo realnych, a częściowo idealnych (a zatem złożo­ nych ontologicznie)39. Otóż „przedmiotów” takich nie ma, a odpowiednie określenia, którymi posługują się zwroty normatywne mają tylko charakter swoistych „hipostaz normatywnych”, skrótów zastępczych w sto­

38 Por. przypis 18. 39 Por. np. A. Rein ach, Die apriorischen Grundlagen des bilrgerlichen Rechts w Gesammelte Schrlften, Halle 1921, str. 169 i nast., C. C o s s i o, Phenomenology of the judgment, str. 89 i nast.

141

sunku do pewnych kompleksów dyspozycji prawnych 40. Np. słowo „przestępstwo” syntetycznie ujmuje dys­ pozycje normatywne, polegające na zakazie pod groź­ bą kary szeregu czynów; słowo „zdarzenie prawne” wyodrębnia wszystkie dyspozycje, wiążące skutki praw­ ne z wyodrębnionymi przez dany system prawny gru­ pami faktów, itd., z dalszymi stopniami konkrety­ zacji (w kategorii przestępstwa np. „kradzież”, w kate­ gorii zdarzeń prawnych np. „akt administracyjny” i po­ dobne). Dlatego to całkiem nie przypadkowo zastana­ wiając się nad tego rodzaju zwrotami, skłaniamy się ku definicjom formalnym, mówiąc, że „przestępstwo”

40 Por. A. Ross, Tfi-tu, „Scandinavian Studies in Law”, I, 1957, str. 139 i nast. i On law and justice, str. 178 i nast. (cho­ ciaż z szeregiem konkluzji trudno się zgodzić, por. K. Opa­ łek — J. Wróblewski, Uwagi o koncepcjach filozoficznoprawnych A. Rossa, str. 495 i nast.). Sprawę porusza także T. Kotarbiński, Kurs logiki dla prawników, wyd. IV, War­ szawa 1960,- str. 20 i nast. i Z. Ziembiński, Logika prak­ tyczna, Poznań 1959 str. 16, nie wnikając jednak w specyficzne właściwości dziedziny prawa. Także szereg ogólnych uwag T. Kotarbińskiego na temat hipostaz (Elementy teorii poznania, logiki formalnej i metodologii nauk, Lwów 1925, str. 61 i nast., 429 i nast., Humanistyka bez hipostaz. Próba eliminacji hipo­ staz ze świata pojąć nauk humanistycznych, „Myśl Filozoficzna” 1, 1952, str. 257 i nast.) ma tutaj mutatis mutandis zastosowanie, choć koncepcja reistyczna zasadniczo nie wydaje się konstruk­ tywna dla rozwiązywania szeregu problemów nauk społecz­ nych, prawnych w szczególności (słusznie m. zd. W. Lang, Czy istnieje „zjawisko prawne"?, str. 13 i nast.). Problem hipo­ staz widział już L. Petrażycki: „...przekonanie badaczy jakoby przedmioty, oznaczane przez nich pewną nazwą, miały istotnie jakąś naturę odrębną, w wielu konkretnych wypad­ kach nie odpowiada rzeczywistości. Dotyczy to szczególnie nauk, operujących pojęciami i terminami absolutnie lub względnie psychologicznymi, nauk tak zwanych humanistycznych i spo­ łecznych (w tradycyjnej terminologii niemieckiej Geisteswissenschaften)” — Wstąp do nauki prawa i moralności, str. 111. 142

jest tym, co ustawa uznaje za przestępstwo, „zdarze­ nie prawne” tym, z czym ustawa wiąże skutki prawne, itd. W ten sposób dajemy świadectwo niemożności ade­ kwatnego określenia odpowiednich „nazw prawnych” „poza ustawą”, abstrahując od niej — czy też w ogóle w sposób pozanormatywny — na podstawie samych cech obiektywnych 41. Usiłowania w kierunku tworze­ nia tutaj definicji „materialnych” jednak trwają. Są one wynikiem nieporozumienia. Otóż wydaje się, że „formalizując” pomijamy składniki realne prawa jako zjawiska społecznego, że popadamy w normatywizm. 41 Z podobnych przyczyn na terenie filozofii moralnej I. Kant daje tautologiczne określenie obowiązku: „Obiek­ tywna konieczność czynu (wypływającego) ze zobowiązania na­ zywa się obowiązkiem” (Uzasadnienie metafizyki moralności, Warszawa 1953, str. 78) i spekulatywnie uzasadnia swoisty cha­ rakter pojęć moralnych: „...wszystkie pojęcia moralne mają swe siedlisko i źródło całkowicie a priori w rozeznaniu... nie możemy wywieść ich przy pomocy abstrakcji z żadnego empi­ rycznego, a więc tylko przypadkowego poznania... właśnie na tej czystości ich pochodzenia polega ich godność, dzięki której mogą one służyć nam za najwyższe praktyczne zasady... zawsze odbieramy im tyle z ich prawdziwego wpływu i nieograniczo­ nej wartości czynów, ile udzielamy im pierwiastka empirycz­ nego...” (str. 36). Świat moralności i jej pojęć nie jest pozna­ walny: „Wprawdzie mógłbym teraz bujać w marzeniach po świecie dającym się pojąć czystym intelektem, ale chociaż mam jego ideę należycie uzasadnioną, to jednak nie posiadam naj­ mniejszej jego znajomości i nie mogę też do niej nigdy dojść żadnymi usiłowaniami mej naturalnej władzy rozumu. Oznacza ona tylko coś, co pozostaje, gdy już oddzieliłem wszyst­ ko, co należy do świata zmysłowego, od powodów określających moją wolę tylko dlatego, ażeby zasadę pobudek wykluczyć z pola zmysłowości przez to, że ją ograniczam i wykazuję, że nie wszystko zgoła w sobie mieści, lecz że prócz niej istnieje jeszcze coś więcej, jednak tego „więcej” nie znam bliżej” (str. 109). To ponadempiryczne „więcej” jest właśnie elementem normatywnym, którego niepołączalność z empirycznym pro­ wadzi Kanta do konstrukcji metafizycznych. 143

Tymczasem poprzez definicje „materialne” wskazanego typu gubimy właściwe zjawisko prawne, należące do rzeczywistości psychofizycznej, a szukamy go tam, gdzie ono nie istnieje. Popadamy w naiwny realizm, jeśli zatrzymujemy się przy samej odnormatywizowanej realności, np. sprowadzając „obowiązek” do stanu skrępowania (fizycznego, lub psychicznego). Popadamy w naiwny nihilizm, gdy zniechęceni nieudałymi pró­ bami znajdowania dla naszych nazw odpowiedników realnych powiadamy np. jak Duguit, że „nie ma” pra­ wa podmiotowego. Grozi nam zaś zawsze, choćby w spo­ sób przez nas nieuświadomiony, koncepcja „złożonych struktur ontologicznych”, ponieważ, gdy same realia nie wyczerpią zawartości naszej nazwy, łatwo poku­ simy się o dodatek normatywny; tak np. prawo podmio­ towe nie będzie zwykłym interesem, lecz „prawnie chronionym”. Ujęcia podpadające pod kategorię teorii „złożonych struktur ontologicznych” powstają nie tyle z tej przyczyny, że prawnicy są zdeklarowanymi wy­ znawcami idealistycznej filozofii, ile dlatego, iż samo ich stanowisko, w intencjach jak najbardziej reali­ styczne (czasem nawet materialistyczne) pcha ich w objęcia idealizmu obiektywnego. Ich zabiegi badawcze wiodą ku wykrywaniu „przedmiotów”, które okazują się przedmiotami nie czysto realnymi, łącząc w sobie „istnienie” z „obowiązywaniem”; nie mogą zatem istnieć w sposób normalny, lecz kwalifikowany, utrzy­ mując się na jakiejś wypadkowej realności i idealności. Prawnicy o większych filozoficznych ambicjach dobudowują do tego finezyjne konstrukcje metafizyczne, inni zadowalają się otrzymanym nonsensem bez prób eksplikacji. W świetle powyższego jest również zrozu­ miałe, dlaczego klasyczne błędy definicji idem per idem, dlaczego circulus in dejiniendo i regressus ad infinitum są tak częste w nauce prawa. Oto prawnik znaj­

144

duje przedmiot realny jako odpowiednik dla analizo­ wanej normy; po namyśle wiidzi, że odpowiednik ten nie jest adekwatny bez zaopatrzenia go kwalifikacją prawną. Wyszedł od zwrotu normatywnego ku faktom, ale te w sposób bezwzględny spychają go na płaszczy­ znę pierwotną 4243 . Albo, będąc amerykańskim „realistą” określa prawo jako „decyzje wydane przez sędziów”, gdy zaś dalej trzeba dać określenie „sędziego” to oka­ zuje się, że nie można tego zrobić bez posłużenia się elementem prawa 4S. Albo sprowadza np. uprawnienie do „roszczenia”, okazuje się jednak, iż to „roszczenie” nie jest faktem domagania się czegoś, lecz uprawnie­ niem do roszczenia w przypadku naruszenia obowiązku przez inną osobę. Fakt roszczenia w stanie naruszenia nie jest już uprawnieniem, jest nim natomiast „na wyż­ szym piętrze” roszczenie do sądu o rozpatrzenie spra­ wy. Ale to roszczenie jest dalej uprawnieniem, zaś fakt roszczenia w stosunku do sądu nim nie jest. Uprawnie­ niem jest tylko na jeszcze wyższym piętrze roszczenie w przypadku naruszenia przez sąd jego obowiązków. Ale to roszczenie jest znowu uprawnieniem roszczenia, fakt roszczenia nie jest uprawnieniem, itd., itd.44. Kwalifikacje normatywne nie tworzą wespół z real­ nymi stanami rzeczy swoistych a odrębnych „bytów”. Mamy do czynienia tylko na płaszczyźnie „językowo-lo-

42 Tak np. Ihering sprowadził kategorię normatywną prawa podmiotowego do faktów (interesu), ale spotkawszy się z zarzutami wrócił od faktów do kategorii normatywnej, inter­ pretując „interes” jako to, co ustawodawca uznaje za potrze­ bujące ochrony (zatem to, co jest „interesem” z punktu widze­ nia porządku prawnego). Geist des rómischen Rechts auf den uerschiedenen Stufen seiner Entwicklung, III, 1, Leipzig 1865, str. 309 i nast., 320. 43 Por. na ten temat A. Ross, Towards a realistic jurispru­ dence, str. 61 i nast. 44 Por. K. Opałek, Prawo podmiotowe, str. 276 i nast. Problemy metodologiczne

10

145

gicznej” z powiązaniami normatywnymi elementów o charakterze deskryptywnym, tzn. określeń realnych stanów rzeczy. Powiązania te mają charakter „funktorów normatywnych” („normotwórczych”), nadających całości zwrotów znaczenie normatywne, a nie poznawcze (pomijamy tutaj dalsze komplikacje, nie wnoszące żad­ nych istotnych elementów do zagadnienia, a płynące z twoinzenia skrótów zastępczych, nazw normatywnych, dających się zawsze sprowadzić do powiązań wskaza­ nego typu). Dotykamy tutaj me opracowanego dotąd problemu struktury logicznej izwrotów normatywnych z konieczności nawiasowo i szkicowo. Jest to problem wymagający szczegółowego opracowania przez przyszłą logikę norm. Stanowisko tutaj przedstawione nie oznacza żadnego „zerwania z rzeczywistością”, tylko przesuwa proble­ matykę stosunku „normatywności” do „rzeczywistości” na płaszczyznę w danym przypadku właściwą. Norma zawiera zawsze odniesienie do rzeczywistości, ale od­ niesienie to nie ma charakteru stwierdzania, i dlatego nie można znaleźć stanów rzeczy, które by stanowiły jej desygnaty, a zabiegiem z gruntu błędnym, jak już powiedzieliśmy, jest „rzutowanie na zewnątrz” tego, o czym norma mówi (stanów rzeczy „zabarwionych nor­ matywnie”). Skoro norma po prostu normuje, a nie stwierdza, to w żaden sposób nie może posiadać tego rodzaju, ani żadnych innych desygnatów. Element „rzeczywistości” zaś jest zawarty w samej normie, w tej postaci, w jakiej jedynie jest to tam możliwe, to znaczy w symbolicznej postaci powiązanych norma­ tywnie „poznawczych” elementów znaczeniowych. Jednakże prawo, jak o tym już wspomniano, posiada również swoją płaszczyznę realną. Nie są nią przed­ mioty (stany rzeczy) w połączeniu ze swymi tajemni­ czymi cechami normatywnymi, jako rzekome desy-

146

gnaty zwrotów normatywnych, lecz przebiegi psycho­ fizyczne, o których wyżej była mowa. Przebiegi te mogą posiadać cały szereg odmian o skomplikowanym nieraz charakterze; jako typowe w uproszczeniu wy­ mienimy zjawisko tworzenia prawa, w którym łączą się procesy psychiczne i działania normodawcy (pojęcie to jest oczywiście pewnym śkrótem), dalej zjawisko stoso­ wania prawa sensu stricto oraz stosowania się (bądź nie stosowania się) do prawa. Wszędzie jako element wystę­ puje tu znaczenie psychologiczne normy (w połączeniu z całym szeregiem psychicznych procesów motywa­ cyjnych) oraz pewien zespół działań, pozostających w związku przyczynowym z tymi procesami. Nie jest zadaniem tej pracy przykładowa nawet analiza tego rodzaju zjawisk, bardzo złożonych i występujących w różnych wariantach. Jest to problematyka nauki szczegółowej o prawie jako fakcie, w obrębie której zagadnienia świadomości prawnej w węższym, poprzed­ nio omówionym rozumieniu, zająć muszą poważne miej­ sce. A więc, podkreślamy to jeszcze raz, rzeczywisto­ ścią prawną nie są realne przedmioty (stan rzeczy) zabarwione „wartością”, czy „obowiązywaniem”, lecz procesy psychiczne, polegające na kwalifikowaniu nor­ matywnym realiów, w połączeniu z zachowaniem się po­ dyktowanym przez rodzaj kwalifikacji normatywnej. Nie można narazić się na zarzut zbytecznego powtarzania tej tezy, ponieważ nagięcie się ku jej akceptacji przychodzi z trudem; teza ta musi torować sobie drogę poprzez zwalczanie iluzji, które bierze się za oczywistą prawdę i poprzez usuwanie zastarzałych nawyków myślowych. Dopiero w świetle powyższego można precyzyjnie określić poszczególne płaszczyzny prawa oraz ich zwią­ zki. Wymieniliśmy w poprzednim rozdziale trzy płasz­ czyzny: językowo-logiczną, psychologiczną i socjolo­ giczną. Otóż dwie ostatnie płaszczyzny łączą się ze 10’

147

sobą na zasadzie powiązań przyczynowych; przebiegi psychiczne wraz z odpowiednim zachowaniem się mo­ gą, a nawet z reguły muszą być badane iunctim, choć nieraz trzeba dla określonych celów badawczych izo­ lować w mniejszym lub większym stopniu aspekty psychologiczne, względnie socjologiczne (zresztą nawet zasadnicze postawienie sprawy stoi tu pod znakiem sporów pomiędzy psychologią introspekcyjną a behawioryzmem). Płaszczyzna językowo-logiczna natomiast, to znaczenie normatywne pewnego scharakteryzowa­ nego w zwrocie normatywnym stanu rzeczy. O ujęciu w jeden szereg (bądź „rzeczywistości”, bądź „powin­ ności”, bądź jakiś mieszany) pierwszych dwóch płaszczyzn z trzecią nie może być mowy, jednakże znaczenie normatywne jest znaczeniem określonych w normie stanów rzeczy i o tyle nie jest nigdy jakimś czystym Sollen, lecz odnosi się do rzeczywistości, do przebiegów zachodzących w pierwszych dwóch płasz­ czyznach. Skądinąd, badanie zestawiające jedną i dru­ gą płaszczyznę („stan prawny” i „stan faktyczny”) musi wielokrotnie być przedsiębrane. Nie może być oczywiście mowy o jakiejś mechanicznej odpowiedniości i przekładalności pierwszej i drugiej płasz­ czyzny na trzecią, ponieważ zachowanie się i jego motywy mogą kształtować się w sposób różny, są pewnymi indywidualnymi faktami, wielokrotnie od­ chylającymi się od dyspozycji normatywnych.

§ 5. Problem „znaczenia normatywnego”

Ostatnim ogniwem tych rozważań jest sam problem znaczenia normatywnego. Wyjść by należało od ogól­ nej problematyki znaczenia, która obfituje w niejasności i jest sporna, a w dodatku obciążona koncepcjami 148

idealizmu obiektywnego 45. Nie ma co do tego wątpli­ wości, że zaznaczające się niekiedy obawy przed nie­ uchronnym jakoby w nauce prawa popadaniem w ide­ alizm w tym problemie nie są bynajmniej uzasadnione, a próby usunięcia problematyki znaczeniowej do ni­ czego nie prowadzą. Wprawdzie tzw. mentalistyczna teoria znaczenia w ujęciu obiektywnym prowadzi do koncepcji obiektywno-idealistycznych, a w ujęciu su­ biektywnym — do psychologizmu, a zorientowane behawiorystycznie interpretacje znaczenia popadają w jednostronność, odsuwając stronę psychologiczną znaczenia i pozostawiając w ten sposób bez wyjaśnie­ nia szereg problemów, ale całkowicie możliwe wydaje się wyjście z impasów obu tych teorii (czy grup teorii, mających rozmaite odcienie) i przezwyciężenie ich jednostronności. Dowodzi tego ostatnia praca A. Schaf­ fa, inicjująca poważne studia marksistowskie nad tym zagadnieniem i dająca interesującą propozycję co do

45 Por. m. in. K. Twardowski, Zut Lehre uom Inhalt und Gegenstand der VoTstellungen. Eine psychologische Untersuchung, Wien 1897, A. M einong, Zut Grundlegung der allgemeinen Werttheorie, Graz 1923, F. Brentano, Psycho­ logie vom empirischen Standpunkt, Leipzig 1924, i Versuch uber Erkenntnis, Leipzig 1925, T. Czeżowski, O naukach huma­ nistycznych, Toruń 1946. Koncepcje tego typu w sposób swo­ isty zostały podjęte przez burżuazyjną filozofię prawa, czer­ piącą je z „filozofii kultury” i z fenomenologicznej filozofii E. Husserla i następców. Oddziałały tutaj zwłaszcza poglądy W. Windelbanda (Prdludien, Tubingen 1884), G. S imm 1 a (Einleitung in die Moralwissenschaft, Berlin 1892), H. R ic k e r t a (Kulturwissenschaft und Naturwissenschaft, 4—5 wyd., Tubingen 1921). Ujęcia fenomenologiczne zakorzeniły się naj­ pierw w pracach uczniów Kelsena (F. K a u f m a n n, Logik und Rechtswissenschaft, Tubingen 1922, F. S c h r e i e r, Grundbegriffe und Grundformen des Rechts, Leipzig 1923), a następ­ nie u autorów z Ameryki Łacińskiej. 149

kierunku jego rozwiązania4*. Nie mamy oczywiście zamiaru prowadzić tutaj generalnej dyskusji z zakresu ogólnej teorii znaczenia. Raczej tylko, na tle ogólnej problematyki znaczenia w ujęciach dotychczasowych, spróbujemy ukazać zagadnienie znaczenia normatyw­ nego. Będzie to zapewne pomocne w dostrzeganiu ta­ kich braków w tych ujęciach, które uchodzą uwagi filo­ zofów traktujących ogólnie o omawianym problemie. Może stanowić głos wart rozwagi przy dalszych pracach nad ogólną teorią znaczenia. Nie będziemy kusić się tutaj o przedstawienie szcze­ gółowe kierunków rozważań, wysnuwanych koncepcji i różnic w stanowiskach poruszających te problemy autorów. Dokonano już tego niedawno w sposób grun­ towny także w naszej literaturze prawniczej. Odwo­ łując się tedy do systematycznych wywodów J. Wrób­ lewskiego, 46 47 sami ograniczymy się do ogólnej charak­ terystyki stanu zagadnienia w specjalnym odniesieniu do kwestii znaczenia normatywnego. Dwa punkty wiążące się ze sobą należy tutaj przede wszystkim podkreślić. Po pierwsze, wieloznaczne ope­ rowanie samym terminem „znaczenie”, po drugie, nie­ uwzględnienie przez większość teorii znaczenia prob­ lematyki znaczenia normatywnego. Znaczeń terminu „znaczenie” jest sporo,4849 a sprawę komplikuje jeszcze fakt, iż ta problematyka nie jest 46 Por. A. Schaff, Wstęp do semantyki. Warszawa 1960, zwłaszcza rozdział III. Por. dawniejsze szkicowe uwagi tegoż autora, Z zagadnień marksistowskiej teorii prawdy, Warszawa 1951, str. 20 i nast. 47 J. Wróblewski, Zagadnienia teorii wykładni prawa ludowego, rozdz. I i II. 49 Por. C. Ogden — I. Richard s, The meaning of the meaning. A study of the influence of language upon thought and of the science of symbolism, wyd. VIII, London 1948, str. 186 i nast. 150

niekiedy odgraniczana dość jasno od zagadnień funkcji języka; przykłady tego spotykamy również na terenie teorii prawa49. Ograniczymy się jednakże do zesta­ wienia dwóch tylko znaczeń naszego terminu, operowa­ nie którymi pociąga za sobą szczególne konsekwencje dla sprawy znaczenia normatywnego. Pierwsze z tych zna­ czeń można skrótowo (może niezbyt ściśle) ująć jako „typowy wspólny sposób rozumienia” (przy założeniu przekładalności „rozumienia” na kategorie behawiorystyczne). Będzie to, mówiąc ściślej, w rozumieniu teorii mentalistycznej — wspólne typowe znaczenie psycho­ logiczne, umożliwiające porozumiewanie się w danym języku 50, a w rozumieniu teorii behawiorystycznej — wspólny dla członków danej grupy sposób reakcji na zwrot językowy jako bodziec51 (oczywiście przy tym drugim wariancie odcinamy się od typowo pragmatystycznych jego interpretacji, spotykanych czasem także w naszej teorii prawa)52. Drugie z tych znaczeń nato­ miast sprowadza znaczenie do „desygnacji”, „typowy wspólny sposób rozumienia” zastaje sprowadzony do płaszczyzny obiektywnych cech desygnowanych przez 49 Tak np. u A. Rossa, On law and justice, str. 6 i nast. (znaczenie „dyrektywne”). 50 K. Ajdukiewicz, Logiczne podstawy nauczania, Lwów 1934, str. 9 i O znaczeniu wyrażeń, odb. z „Księgi Pamiątkowej Polskiego Towarzystwa Filozoficznego we Lwowie”, Lwów 1931, str. 43 i nast. 51 C. Morris, Signs, language and behauior, New York 1946, str. 10, 17, 33, 55 i nast. Co do literatury przedmiotu por. J. Wróblewski, Zagadnienia teorii wykładni prawa ludo­ wego, str. 34 i nast. Przyjmujemy w tekście nomenklaturę: „mentalistyczna” i „behawiorystyczna” teoria znaczenia, choć zdajemy sobie sprawę z tego, że wobec skomplikowanego cha­ rakteru różnych koncepcji nie jest ona zupełnie ścisła. 52 Np. J. Zajkowski, Wstęp do badań nad pojęciem inte­ resu w prawie i procesie cywilnym, Ogólna nauka o prawie, t. I, Wilno 1936, str. 28 i nast.

151

zwroty językowe przedmiotów. Mamy tu do czynienia z zerwaniem z XIX-wiecznymi tendencjami psychologistycznymi w logice (psychologistyczny asocjacjonizm językowy) i z przenoszeniem zagadnienia na grunt obiektywny5S. Wydaje się, że nie zawsze obywa się to bez pomieszania pewnych zagadnień („desygnacja” może stanowić wszak genetyczne objaśnienie, dlaczego powstaje ów „typowy wspólny sposób rozumienia”, mo­ że być także rozumiana funkcjonalnie). Nie o to jed­ nak przede wszystkim chodzi. Rzecz sprowadza się dla nas do tego, że ten sposób rozumienia „znaczenia” (w różnych zresztą występujący wariantach) powoduje daleko idące zacieśnienie zagadnienia i usunięcie z pola widzenia naszej problematyki. W ten sposób doszliśmy do drugiego punktu naszych obecnych rozważań. Pierwszy ze wskazanych sposobów rozumienia „zna­ czenia” umożliwia w zupełności traktowanie, obok „zna­ czenia poznawczego”, o normatywnym i innych rodza­ jach, które by dały się tutaj jeszcze wyróżnić. Jest to szerokie znaczenie „znaczenia”, dające podstawę do prawidłowego zbudowania nauki o jego poszczególnych działach 53 54. Jednakże, a to przede wszystkim za sprawą teorii mentalistycznych, mających swe obarczenia pły­ nące z dawniejszej koncepcji logiki, jako psychologii procesów poznania, istnieje wyraźna dotąd tendencja do ograniczania' znaczenia do „desygnacji”, do „zna­ czenia poznawczego” (podkreślić należy, że teorie mentalistyczne z samego założenia nie musiałyby bynaj­ 53 Por. K. Ajdukiewicz, O znaczeniu wyrażeń, str. 30 i nast. i J. Wróblewski, Zagadnienia teorii wykładni pra­ wa ludowego, str. 33. 54 Behawioryści operują takim szerokim „znaczeniem zna­ czenia” i wymieniają różne kategorie znaczeń. Por. C. Morris, o. c., str. 67 i nast. Szerzej o tym problemie J. Wróblewski, Zagadnienia teorii wykładni prawa ludowego, str. 45 i nast. 152

mniej do takich konsekwencji prowadzić). Zawężanie dokonuje się poprzez łączenie znaczenia z dyrektywa­ mi sensu, które odnoszą się jedynie do zwrotów użytych w wypowiedziach, mogących być uznanymi za praw­ dziwe lub fałszywe55. W konsekwencji problematyka znaczenia ogranicza się do zdań i nazw w sensie logi­ cznym (problem tych ostatnich jest w logice bardzo sporny i skomplikowany, o czym jednak nie będziemy tutaj traktować). Przy takim postawieniu sprawy nic dziwnego, że gdy z jednej strony oferuje się nam, prawnikom, fan­ tastyczne konstrukcje „złożonych struktur ontologicznych” i normatywnych „przedmiotów idealnych”, to z drugiej strony kwituje się naszą problematykę czysto negatywnymi stwierdzeniami typu, iż zwroty prawne „nie posiadają znaczenia”, że nie są zdaniami ani nazwami, itp. Ten sposób podejścia do zagadnienia usuwa właściwie możliwość wyjaśnienia czegokolwiek na naszym terenie. Jeśli przyjmie się z góry, że zna­ czenie jest „desygnacją”, że zwroty posiadające zna­ czenie są prawdziwe lub fałszywe, to tym samym już na początku odgranicza się definicyjnie znaczenie jako „desygnację” od „wyznaczania” postępowania, czy „nor­ mowania” (zdajemy sobie sprawę z niedostatków tych określeń, które zdają się sugerować raczej pewne akty, ale ustalenie terminologii, to ostatecznie sprawa dru­ gorzędna), odgranicza się również zdania (i nazwy) od zwrotów normatywnych z góry jako coś odmiennego’. Przy takim punkcie wyjścia późniejsze roztrząsania nad “ K. A j dukie w ic z, O znaczeniu wyrażeń, oraz Sprache und Sinn, „Erkenntnis” 1934, passim, Naukowa perspektywa świata, „Przegl. Fil.” IV, 1934, str. 409 i nast. (Polemika, która toczyła się w związku z tymi poglądami — zob. „Myśl Filozo­ ficzna” 1, 1952, 2, 1953 — ma dla naszych rozważań uboczne tylko znaczenie).

153

znaczeniem zwrotów normatywnych są jedynie niepo­ rozumieniem. Szuka się w nich tego, czego nie mają w myśl 'poprzednich ustaleń. Jeśli nam się powie w wyniku tych poszukiwań, że zwroty normatywne nie są prawdziwe ani fałszywe, to stwierdzi się coś, w co nikt z rozsądnych teoretyków prawa od początku nie wątpił. Stwarzając zaś sugestię, że znaczenie to tyle, co „desygnacja”, sprowadza się innych teoretyków na mylne drogi. Wszystko bowiem zdaje się za tym przemawiać, że zwroty normatywne mają znaczenie (pozwala na przyjęcie tego również pierwszy z omó­ wionych wariantów rozumienia znaczenia). Skoro wszakże logik mówi, że znaczenie sprowadza się jed­ nak do „desygnacji”, to usiłowania idą nieraz w kie­ runku przymusowego wtłoczenia zwrotów normatyw­ nych do kategorii desygnujących, opisowych, czy „poznawczych” 56. Stąd jedynie przydatne wydaje się operowanie pier­ wszym, szerokim rozumieniem omawianego przez nas terminu, z wydzieleniem rodzajów znaczenia i wyraź­ nym stwierdzeniem, że „znaczenie poznawcze” jest jed­ ną z dających się tutaj wyróżnić kategorii (najlepiej zresztą dotąd opracowaną), a nie „znaczeniem w ogóle”. Zabiegi badawcze nad „znaczeniem poznawczym” są całkowicie uzasadnione na właściwie zakreślonym te­ renie, podobnie jak na terenie odrębnym zabiegi ba­ dawcze nad znaczeniem normatywnym. Wiąże się to z koniecznością opracowania odpowiednich normatyw­ nych dyrektyw semantycznych i rozbudowania szcze­ gółowych rozważań z dziedziny „logiki norm”, która nie może być, jak dotąd bywała, mechanicznym prze­ 58 Ten błąd jest częsty, a bardzo charakterystyczną jego po­ stacią pogląd C. C o s s i o, Egologische Theorie und reine Rechtslehre, „Osterreichische Zeitschrift fiir offentliches Recht” V, 1952, str. 15 i nast., 46 i nast. 154

noszeniem i adaptacją tez logiki zdań i nazw w dziedzi­ nie zwrotów normatywnych57. W cytowanej pracy J. Wróblewski zajmuje się m. in. sprawą semantycznych dyrektyw normatywnych, formułując „dyrektywę speł­ nienia” normy. Propozycja ta warta jest niewątpliwie dyskusji, stanowi jednak tylko fragmentaryczną uwagę, od której daleko do systematycznego opracowania zagadnienia. Z tekstu pracy nie wiadomo, czy chodzi tu tylko o przykład na taką dyrektywę, czy też miałaby ona być jedyną (to nie wydaje się jednak możliwe do przyjęcia) i czy jest ona rozumiana jako dyrektywa empiryczna, przyjmując koncepcję K. Ajdukiewicza. Nie wiadomo też, co autor sądzi o ewentualnym analo­ gicznym wprowadzeniu do logiki norm dalszych dyrek­ tyw, tj. aksjomatycznej i dedukcyjnej58. Te wątpli­ wości dokumentują tym silniej konieczność systema­ tycznej pracy nad tą problematyką. Oczywiście, skoro to zadanie dotąd prawie że nie zostało podjęte, a obejmuje duży kompleks kwestii, które muszą zostać rozstrzygnięte, trzeba będzie ogra­ niczyć się tutaj do wysunięcia powyższych postulatów i do wyodrębnienia, jako odrębnej kategorii obok zdań w sensie logicznym i ich znaczeń zwanych „sądami”, zwrotów normatywnych i ich znaczeń. Znaczenia te 57 Tak było np. w pracy W. N. H o h f e 1 d a, Fundamental legał conceptions as applied to judicial reasoning, „Yale Law Journal” XXVI, 1913, u A. Kocoureka, Jural relations, Indianopolis 1927, czy na naszym terenie u A. W. Rudziń­ skiego, Z logiki norm. Z drugiej strony, nasze podręczniki logiki (i to dla prawników, czy przez prawników opracowane) problematyce, o którą tu chodzi, nie poświęcają uwagi, co zre­ sztą nie może dziwić przy braku odpowiednich prac szcze­ gółowych. 58 J. Wróblewski, Zagadnienia teorii wykładni prawa ludowego, str. 20. Por. W. Lang, Znaczenie normy prawnej, „Państwo i Prawo” 7, 1960, str. 91. 155

nie dadzą się sprowadzić do „znaczeń poznawczych”, nie mogą ulec redukcji przez sprowadzanie zwrotów normatywnych do emotywów, itp. Znaczenia norma­ tywnego nie można określić w sposób pozanormatyw­ ny i nie ma takiej potrzeby. Usiłowania w tym kie­ runku są równie bezsensowne, jak byłyby wysiłki w kie­ runku „pozaeksplikatywnej” redukcji „znaczenia po­ znawczego”. J. Wróblewski w cytowanej pracy daje określenie znaczenia normatywnego jako „wzoru powininego zachowania się”. Jest to określenie zasługujące na uwagę. Charakteryzuje ono skomplikowaną strukturę zwrotu normatywnego, będącego powiązaniem różnych elemen­ tów59. Koncepcja tego rodzaju ma zresztą już za sobą autorytet szeregu autorów skandynawskich i angiel­ skich 60. Na jej jednak braki wskazał słusznie moim zdaniem W. Lang, podkreślając m. in. niewłaściwość określenia .„zachowanie się”, niedostateczną precyzję formuły, dyskusyjność stosunku pomiędzy strukturą normy i „wzoru zachowania się”, oraz nieuwzględnie­ nie w formule elementu uprawnienia obok powinności (obowiązku)61. W tym ostatnim punkcie sprawa jest szczególnie zagadkowa, ponieważ autor może co prawda uważać, że element uprawnienia podlega redukcji do „powinności”, ale musiałby tego w pracy dowieść, by obronić obecną koncepcję. W braku zaś takiego dowo­ du, którego moim zdaniem zresztą nie udałoby się prze­ prowadzić ®2, formułę „wzór powinnego zachowania się” trzeba opatrzyć znakiem zapytania jako niedostatecznie*i

59 J. W r ó b 1 e w s k i, o. c. str. 74 i nast. 89 Np. K. Oli v e c r o n a, Law as fact, London 1939, str. 91 i nast., R. W. M. Dias — G. B. J. Hughes, Jurisprudence, London 1957, str. 491. 91 W. Lang, Znaczenie normy prawnej, str. 92. 68 Por. K. Opałek, Prawo podmiotowe, str. 373 i nast. 156

umotywowaną i przyjętą dowolnie. Nie podzielałbym natomiast zastrzeżeń W. Langa co do tautologii w okre­ śleniu normy i jej znaczenia, ponieważ termin „powin­ ność” wydaje się pierwotny i formuła znaczenia normy nie jest w stanie poddać go redukcji. Wydaje się, że kwestia znaczenia normatywnego spro­ wadza się w istotnym zakresie do problematyki zwro­ tów „powinien” („musi”, „nie może”) oraz „ma prawo” („może”). To właśnie ze względu na nie, jako powiąza­ nia innych elementów, cały zwrot jako pewna struk­ tura posiada znaczenie normatywne. Otóż są to zwroty nie podlegające redukcji semantycznej, stanowiące od­ rębne kategorie. Na innym miejscu określiłem je mia­ nem „powiązań kierunkowych” 63. W tym stanie rzeczy wydaje się, że w określeniu znaczenia normatywnego nie można wyjść poza „typowy wspólny sposób rozu­ mienia” odpowiednich zwrotów jako „powinności” i „możliwości” określonego zachowania się. Nad samym ujęciem terminologicznym można dalej dyskutować, w każdym jednak razie przyjąć trzeba elementarny lo­ gicznie charakter wskazanych kategorii — całkiem nie­ zależnie od tego, co by się powiedziało na temat ge­ nezy, wahań w możliwych znaczeniach psychologicz­ nych i w aktualnych funkcjach scharakteryzowanych zwrotów.

6a Tamże, str. 384.

CZĘSC druga SYSTEM PRAWA I SYSTEM NAUK PRAWNYCH

Rozdział IV SYSTEM PRAWA

§ 1. Wstęp W rozdziale II rozważyliśmy problem wielopłaszczyznowości prawa poddając krytyce burżuazyjne teorie urabiające jednostronne poglądy na prawo przez wy­ olbrzymienie znaczenia jednego z jego aspektów. Wy­ sunęliśmy jednocześnie postulat zróżnicowania kierun­ ków badań prawnych stosownie do wyodrębnionych płaszczyzn. W rozdziale III poruszyliśmy kwestię związ­ ków pomiędzy tymi płaszczyznami, starając się sprecy­ zować, w jakim zakresie związki takie istnieją i na czypn mogą polegać i odpierając błędne naszym zda­ niem teorie na temat tzw. „struktur prawnych”. W związku z tym wyłonił się kapitalny i niezwykle trudny problem znaczenia na terenie prawa, znaczenia norm prawnych. Wydobywanie związków pomiędzy różnymi płaszczy­ znami prawa nie jest jedynym sposobem jego całościo­ wego traktowania. Ważnym jest tu również badanie prawa jako systemu posiadającego swe odrębne właści­ wości, swą wewnętrzną spoistość. Oczywiście chodzi w takim badaniu tylko o jedną z płaszczyzn prawa, tj. 158

o normy (z ich szatą językową i stroną znaczeniową), czy ściślej o ich kompleksy obejmujące całość norm obowiązujących w poszczególnych państwach. System prawa, to bardzo istotna dla nas kategoria pojęciowa, ukazująca, że zróżnicowanie treściowe prawa jest zróż­ nicowaniem pewnej całości, a nie bezładem i chaosem. Dlatego rozważania tej pracy nie mogą obejść się bez charakterystyki systemu prawa. W tym trudnym i skomplikowanym problemie trzeba jednak zacząć od rozpatrzenia pewnych naczelnych kwestii o charakte­ rze filozoficznym.

§ 2. Pojęcie systemu Problem systemu prawa, mało dotąd opracowany w naszej literaturze z ogólno-teoretycznego punktu wi­ dzenia, kryje w sobie szereg niejasności. Jest to czę­ ściowo spowodowane wieloznacznością samego słowa „system”. Nawet jednak wtedy, gdy porozumiemy się co do używania tego słowa w określonym i jednolitym znaczeniu, trudności nasze nie ustają, ponieważ na gruncie tego znaczenia można urobić parę różniących się pomiędzy sobą pojęć systemu prawa. Aby stopniowo sprawy te wyjaśnić, zajmiemy się na wstępie bliżej ogólnym pojęciem „systemu”, a potem przejdziemy do pojęcia systemu prawa. Otóż łatwo zorientować się, że słowo „system” występuje w roz­ maitych zastosowaniach. I tak studiujący historię filo­ zofii dowiadują się z wykładów o systemach (lub systematach), charakterystycznych dla dawnej, przedmarksistowskiej filozofii spekulatywnej (zwłaszcza dla ide­ alistycznej filozofii niemieckiej). Systemy takie rościły sobie pretensję do rozwiązania raz na zawsze, w spo­ sób ogólny i absolutny, wszelkich problemów i zagadek przyrody i społeczeństwa. Wysuwały swe twierdzenia

159

z pewnych z góry przyjętych, najczęściej dosyć dowol­ nych założeń. Obok tego swoistego znaczenia słowa „sy­ stem” spotykamy inne jego znaczenie, gdy mówimy np. o strukturze poszczególnych nauk, stanowiących syste­ my uporządkowanych twierdzeń, pozostających z sobą w określonym związku i zależności, lub gdy mówimy o systemach dedukcyjnych logiki formalnej. W innym jeszcze znaczeniu występuje słowo „system”, gdy mowa na przykład o systemie wychowawczym. W całkiem znów innej dziedzinie, ale w sposób znaczeniowo temu ostatniemu pokrewny, używa się takich określeń, jak system gry (w piłkę nożną, w brydża, itp.). Widać za­ tem, że słowem „system” posługujemy się często i w różnych zastosowaniach. Dla uporządkowania tych rozmaitych znaczeń ucie­ kamy się do pomocy tzw. warszawskiego Słownika ję­ zyka polskiego, gdzie czytamy, co następuje: system, to „porządnie obmyślany układ, w którym wszystkie czę­ ści składowe, z jednego pnia wychodząc, opierają się na jednej zasadzie i do jednego celu dążąc, stanowią jedną organiczną całość”, system to „całokształt wiado­ mości tak ułożonych, że późniejsze z nich opierają się na poprzednich”; system, to „zbiór zasad tworzących jaką doktrynę”; system, to „zbiór praw jakiejś czyn­ ności kierującej wykonaniem na podstawie obmyśla­ nego i na zasadach racjonalnych opartego planu, me­ toda”. W Słowniku języka polskiego wymienia się rów­ nież takie znaczenia słowa „system”, jak np. system rzeczny („rzeka główna z siecią rzek dążących do niej”), lub system górski („sieć gór z ich odnogami, sta­ nowiących jakby całość z łańcuchem gór lub węzłem górskim, do którego dążą) *.

1 J. Karłowicz, A. Kryński, W. Niedźwiecki, Słownik języka polskiego, t. VI, Warszawa 1915, str. 545 i nast. (wyd. fotooffsetowe, Warszawa 1952). 160

Mamy tu wyliczone rozmaite, nieraz bardzo rozbież­ ne, znaczenia słowa „system”. Ale zastanówmy się za­ raz nad tym, czy obok różnic nie posiadają one pewnych cech wspólnych. Otóż wydaje się, że we wszystkich tych określeniach „system” jest pewną zamkniętą całością różnych przedmiotów (rzeczy, zjawisk, względnie twier­ dzeń na ich temat, albo zasad postępowania) i to cało­ ścią zróżnicowaną wewnętrznie i rozczłonkowaną. Z dru­ giej strony zawarty jest w tym pojęciu element porząd­ ku i założony z reguły — nawet wbrew odmiennym pozorom — określony charakter działalności osoby, bę­ dącej twórcą systemu. Chodzi tutaj o działalność celo­ wą, o świadome i skoordynowane ułożenie pewnych rzeczy czy twierdzeń, względnie jakiegoś planu dzia­ łania. To nasze uogólnienie nie wzbudzi prawdopodobnie zastrzeżeń w zastosowaniu do większości znaczeń po­ danych w Słowniku. Ale „system rzeczny” lub „górski” zdaje się tutaj nie mieścić. Czy tak jest rzeczywiście? Wydaje się, że takie pojęcia, przynajmniej w swej od­ ległej genezie, mają jednak podobne cechy. Przypomnijmy sobie tylko, jak to różne religie czynią bóstwo — istotę najwyższą — twórcą przyrodzonego, celowego porządku świata. Podobnie w XVII i XVIII wieku po­ stępowali deiści, głosiciele nie opartej na objawieniu „religii naturalnej”, mówiąc o „systemie natury”, w którym łatwo rozpoznać rękę jej autora — „wiel­ kiego zegarmistrza”. Dziś często nie zda jemy sobie spra­ wy z tego, że pozostajemy pod wpływem takich koncep­ cji, które wycisnęły swe piętno na naszych pojęciach o systematycznej i celowej budowie tworów przyrody. Może zresztą nie zawsze w ten sposób dochodzi do ura­ biania tego rodzaju pojęć. Czasem wystarcza posługiwa­ nie się prostą analogią. Oto dostrzegamy w przyrodzie zespół przedmiotów, łudząco zbliżony w swej budowie Problemy metodologiczne

11

161

do „systemu” stworzonego przez człowieka. Jakiż tu po­ rządek, jaka harmonia — mówimy — i per analogiam stosujemy w danym przypadku słowo „system”. Ale ostatecznie, choćby tylko w drodze takiej asocjacji, z po­ jęciem systemu łączymy zawsze wyobrażenie planowe­ go i celowego ułożenia pewnego kompleksu przedmio­ tów przez człowieka. Zagadnienie systemu prowadzi nas na wyżyny filo­ zofii, gdy stajemy wobec pytania, jakie znaczenie na­ leży przyznać porządkującej, systematyzującej działal­ ności umysłu w obrębie rzeczywistości. Różnych na ten temat udzielano odpowiedzi, w tej liczbie również ta­ kiej, że owa działalność jest czynnikiem kształtującym rzeczywistość. To ujęcie na wskroś idealistyczne abso­ lutyzuje znaczenie aktów rozumu. Myśl porządkująca ma być czynnikiem pierwotnym, tworzącym jak arystotelesowska forma z bezkształtnej materii rzeczy skoń­ czone, czy jak heglowska idea, formująca i konstytuu­ jąca rozwój przyrody i społeczeństwa. Pogląd oma­ wiany jest charakterystyczny dla kierunku zwanego finalizmem, głoszącego rozumne i celowe urządzenie świata przez myśl (z reguły boską). Łączy się także z woluntaryzmem, przyjmującym, że świadoma, pla­ nowa i porządkująca działalność ludzka może kształto­ wać rzeczywistość w sposób dowolny, wbrew jakim­ kolwiek obiektywnym prawidłowościom. Spośród poglądów występujących w filozofii burżuazyjnej w nowszym okresie należy w związku z oma­ wianym zagadnieniem zwrócić uwagę na koncepcje neokantyzmu, rozwinięte na przełomie XIX i XX stu­ lecia, które absolutyzowały znaczenie porządkującej myśli ludzkiej w rozważaniach na temat metody badań naukowych (ma to bezpośredni związek z jednym z wy­ żej podanych znaczeń słowa „system”). Twierdzono mianowicie, że metoda — więc produkt myśli ludz­ 162

kiej — określa przedmiot poznania, czyli przedsta­ wiano rzecz na opak, ponieważ to właśnie odwrotnie, przedmiot poznania określa metodę, zasady badania zjawisk, których obiektywne właściwości dyktują taki, a nie inny sposób ich ujmowania 2. Tego rodzaju błędne ujęcia odpiera filozofia marksi­ stowska uznając, że działalność systematyzująca umy­ słu ludzkiego wydobywa tylko określone elementy dane w obiektywnej rzeczywistości, że rzeczywistość warunkuje kształtowanie takich, a nie innych systemów, a nie odwrotnie. Systemy stanowią jedynie pewien spo­ sób ujmowania elementów, znajdujących się obiektyw­ nie w rzeczywistości, w sposób przydatny dla założo­ nych przez człowieka celów. Cele te określić można najogólniej jako łatwiejsze i lepsze poznawanie rzeczy­ wistości przez porządkowanie danych na jej temat oraz wypracowanie zespołów zasad skutecznego oddziaływa­ nia na rzeczywistość. Stosownie do tych celów może­ my przeprowadzić rozróżnienie systemów teore­ tycznych, stanowiących uporządkowanie naszych wiadomości na pewien temat, oraz systemów praktycznych, wypracowujących na gruncie po­ znania określonych zjawisk plany skutecznego i celo­ wego działania w postaci zespołów zasad postępowania. Musimy stwierdzić z całym naciskiem, że „systemy”, to twory myślowe, pewne sposoby ujmowania rzeczy­ wistości przez umysł ludzki. „Systemu” nie można utoż­ samiać zatem z rzeczywistością i z jej zjawiskami, nie można jednak zarazem traktować go jako czegoś nie­ zależnego od rzeczywistości, względnie kształtującego, czy tworzącego w pewien sposób rzeczywistość. Nawet

2 Por. na ten temat w zastosowaniu do nauki prawa: G. L. S e i d 1 e r, Doktryny prawne imperializmu, Warszawa 1957, str. 102; J. Wróblewski, Krytyka normatywistycznej teorii prawa i państwa Hansa Kelsena, Warszawa 1955, str. 70. u*

163

systemy najbardziej spekulatywne, oderwane od rze­ czywistości, są przez nią uwarunkowane i czerpią z niej swe podstawy, jak tego szczegółowo dowodzi F. Engels w Anty-Duhringu3. Jeśli systemy zawierają w sobie nawet elementy nie znajdujące pokrycia w rzeczywi­ stości, to nie znaczy, by tworzyły jakąś własną „rzeczy­ wistość”, lecz tylko to, że dają fałszywy jej obraz. Pra­ widłowość, a tym samym praktyczna przydatność sy­ stemów, uzależniona jest od ich zgodności z rzeczy­ wistością. Innymi słowy: „systemy” poprawne nie oznaczają prostego odwzorowania rzeczywistości, lecz pewne kon­ strukcje myślowe, porządkujące i segregujące w okre­ ślony sposób zjawiska rzeczywistości — nie wnoszące niczego nowego do rzeczywistości, lecz dające jej sko­ ordynowany obraz w celu lepszego objęcia jej myślą i poznania. Albo są to zespoły pewnych zasad postępo­ wania, umożliwiających, w oparciu o poznanie rzeczy­ wistości, oddziaływanie na nią. To „oddziaływanie na rzeczywistość” nie musi oznaczać zabiegów o charak­ terze bezpośredniej praktyki życiowej na różnorodnych odcinkach. System może obejmować również zasady postępowania mające zastosowanie w praktyce odmien­ nego rzędu, w praktyce procesu poznawczego, w bada­ niach naukowych. Takie systemy zasad postępowania określamy właśnie mianem metod naukowych. § 3. Pojęcie systemu prawa

Od tych rozważań i twierdzeń ogólnych przechodzimy z kolei do problematyki systemu prawa. Chodzi tutaj o normy prawa stanowionego i obowiązującego w po­ 3 F. Engels, Anty-Diihring. Pan Eugeniusz Dilhring do­ konuje przewrotu w nauce, Warszawa 1948, str. 94 i nast.

164

szczególnych państwach. Normy te nie mają charak­ teru obiektywnego w tym sensie, by powstawały w spo­ sób niezależny od woli i świadomości ludzi, choć są one obiektywne o tyle, iż są uwarunkowane przez sto­ sunki społeczno-ekonomiczne i że z chwilą swego po­ wstania uniezależniają się od subiektywnych chęci i dą­ żeń jednostkowych4. W każdym razie normy prawa stanowionego są tworem — choć nie dowolnym — my­ śli i woli ludzi, którym przyświeca cel planowego i sko­ ordynowanego oddziaływania na postępowanie społe­ czeństwa we wszystkich tych dziedzinach, które mają istotne i żywotne znaczenie z punktu widzenia intere­ sów klasy panującej. Oddziaływanie to odbywa się drogą stanowienia norm prawnych, zabezpieczonych przymusem państwowym. Prawu stanowionemu przy­ świeca zamiar wszechobejmującego uregulowania na terenie danego państwa scharakteryzowanych wyżej dziedzin stosunków społecznych, uregulowania ich w sposób ogólny, to znaczy nie przy pomocy poleceń wydawanych dorywczo poszczególnym jednostkom w in­ dywidualnych przypadkach, lecz przy pomocy ogól­ nych, pojęciowo określonych zasad postępowania, ma­ jących stałe zastosowanie do wszystkich podobnych przypadków. Jak z tego widać, prawo stanowione — wytwór działalności człowieka — posiada samo przez się niejako pierwotnie i niezależnie od swego później­ szego systematycznego opracowania przez orzecznictwo i naukę prawa cechy systemu, a mianowicie systemu praktycznego w poprzednio podanym rozumieniu ze­ społu zasad postępowania. W prawie stanowionym i obowiązującym w poszczególnych państwach tkwią 4 Por. K. Opałek — J. Wróblewski, Niektóre zagad­ nienia teorii państwa i prawa w świetle pracy J. Stalina „Eko­ nomiczne problemy socjalizmu w ZSRR”, „Państwo i Prawo” 7, 1953, str. 35 i nast. 165

takie elementy systematyzacji, jak: 1) dążenie do peł­ nego wyczerpania regulacją prawną całej sfery stosun­ ków społecznych, mających żywotne znaczenie z punk­ tu widzenia interesów klasy panującej, 2) dążenie do zsyntetyzowania, do pojęciowego zgrupowania razem przypadków podobnych, czyli do ustanowienia norm ogólnych, pod które podpadają całe kompleksy zbliżo­ nych sytuacji i stosunków społecznych, 3) równoległe ze scharakteryzowanym pod 2) dążenie do oddzielania od siebie i do różnicowania grup stosunków odmien­ nych od siebie, regulowanych w sposób odrębny, 4) uporządkowanie regulacji prawnej na zasadzie zróż­ nicowania kompetencji normotwórczych organów pań­ stwowych. Możemy powiedzieć, że prawo stanowione w danym państwie jest systemem regulacji sto­ sunków społecznych, systemem zasad oddziaływa­ nia na postępowanie ludzi w społeczeństwie. Równocześnie jednak nie sposób twierdzić, by ze­ społy norm prawnych ustanowionych i obowiązujących w poszczególnych państwach były systemami w pełni doskonałymi. Występują w nich z reguły elementy sprzeczne z systemem, wyłamujące się z systemu. Re­ gulacja prawna dotyczy skomplikowanych i zmiennych sytuacji życia społecznego i przeprowadzana jest nie w drodze jednorazowych aktów dotyczących całości sto­ sunków społecznych, lecz częściowo, wielokrotnie i w różnym czasie, gdy chodzi o uregulowanie poszcze­ gólnych grup tych stosunków. Warunkuje ją rozległa materia życia społecznego, znajdującego się w ciągłym rozwoju. Życiu temu nie można narzucać apriorycznie jakichś zasad płynących wprost z rozumu ludzkiego i obowiązujących wiecznie, jak to próbowały czynić doktryny prawa natury, budujące, zwłaszcza w XVII i XVIII wieku, całe kodeksy zasad dotyczących całości stosunków społecznych, o mocy obowiązywania rze­ 166

komo absolutnej. Pomijamy nawet fakt, że doktryny te podawały za wiecznie obowiązujące i absolutnie „ro­ zumne” zasady, które w gruncie rzeczy w swej treści były uwarunkowane przez aktualnie istniejące stosunki społeczne i interesy określonych klas. Ważniejsze dla nas jest tutaj to, że jako systemy mogły one być nawet zbudowane w sposób idealnie konsekwentny pod wzglę­ dem logicznym, a mimo to były jedynie pewnymi sztywnymi schematami, nie odpowiadającymi zmiennej i różnolitej rzeczywistości społecznej. Odmiennie niż prawo natury, urojone przez myślicieli skądinąd nieraz bardzo postępowych, prawo stanowione jest — bo być musi — zmienne, elastycznie dostosowujące się do róż­ nych sytuacji i tworzone ciągle na nowo na różnych od­ cinkach, gdzie tylko pojawiają się w miarę rozwoju od­ powiednie potrzeby społeczne. Zespoły norm prawnych obowiązujących w poszczególnych państwach nie stano­ wią systemów tak idealnych, jak systemy prawa natury, są za to od nich bardziej realistyczne. Przyznać jednak trzeba, że to nie tylko realizm i uwarunkowanie norm prawa przez zmienne sytuacje empiryczne powodują jego systemowe niedoskonałości. Istnieją także inne tego przyczyny. Do takich należały w przeszłości i wciąż jeszcze należą braki w wiedzy o rzeczywistości społecznej w jej różnych dziedzinach, utrudniające precyzyjne ustalenie systemu zasad, do­ stosowanych ściśle do obiektywnie istniejących warun­ ków. W formacjach minionych świadomość zachodzą­ cych procesów społecznych nie była posunięta zbyt da­ leko i stąd element żywiołowości w kształtowaniu pra­ wa stanowionego miał dosyć duże znaczenie. Obejmo­ wano oczywiście myślą, rozumiano zjawiska i procesy społeczne na poszczególnych odcinkach, a klasa panu­ jąca uświadamiała sobie swe interesy, ale brak było peł­

167

nego i całościowego wglądu w daną rzeczywistość spo­ łeczną, w jej istotę i tendencje rozwojowe. Obok tego momentu działał inny, również czyniący systemy prawa niedoskonałymi i dokonujący w nich wyłomów. Polegał on na dostrzeżonym przez F. Engel­ sa fakcie, iż w prawie eksploatatorskim istnieją wpraw­ dzie z jednej strony scharakteryzowane przez nas wy­ żej tendencje do systematyzacji, ale z drugiej strony istniejące sprzeczności klasowe z konieczności prowadzą do wyłomów w systemie. System, z natury swej ogólny i niesprzeczny, narusza wierność odwierciedlania peł­ nych sprzeczności stosunków społeczno-ekonomicznych. Sprzeczności te z kolei przełamują system prawmy. „W państwie nowoczesnym — pisał F. Engels, mając na myśli państwo burżuazyjne — prawo musi nie tylko odpowiadać ogólnemu położeniu ekonomicznemu, nie tylko być jego wyrazem, ale musi być nadto wyrazem wewnętrznie harmonijnym, nie urągającym samemu sobie wskutek swych sprzeczności wewnętrz­ nych (tzn. musi mieć charakter systemu, przyp. mój, K. O.). Aby to osiągnąć, narusza się coraz bardziej wierność odzwierciedlania stosunków ekonomicznych. W ten sposób bieg „rozwoju prawa” polega przeważnie tylko na tym, że naprzód usiłuje się usunąć sprzeczno­ ści wynikające z bezpośredniego przekładu stosunków ekonomicznych na język zasad prawnych i próbuje się skonstruować harmonijny system prawny, następnie zaś wpływ i przymus dalszego rozwoju ekonomicznego przełamuje ustawicznie system prawny i wplątuje go w nowe sprzeczności...” 5. W państwie socjalistycznym istnieją obiektywne pod­ stawy dla wyeliminowania takich sprzeczności i wyło­

5 F. Engels. List do Konrada Schmidta (Londyn, 27. X. 1890 r.). K. Marks — F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, War­ szawa 1949, str. 471 i nast. 168

mów w systemie prawa. Co więcej, możliwość rozpo­ znania rzeczywistości społecznej dzięki marksistowskiej nauce o społeczeństwie stwarza warunki dla nierównie doskonalszego ukształtowania systemu prawa. Istnie­ jące możliwości nie zostały jednak dotąd w pełni wyko­ rzystane. Zadowalano się nieraz znajomością ogólnych praw rozwoju społecznego i generalnej linii rozwojo­ wej, nie doceniając znaczenia badań szczegółowych nad złożonością i cechami specyficznymi poszczególnych dziedzin życia społecznego i potrzeby tworzenia no­ wych uogólnień dla zmieniających się sytuacji histo­ rycznych. Należy jeszcze bliżej scharakteryzować pewną wspól­ ną wszystkim formacjom przyczynę powstawania w sy­ stemach prawa wyłomów i odchyleń od jednolitych za­ sad, stanowiących tak charakterystyczną cechę każdego systemu. Obowiązujące w danym czasie przepisy, skła­ dające się na system prawa, stanowią mianowicie za­ wsze pewnego rodzaju ,.usztywnienie ” istniejących sto­ sunków społecznych, które warunkują ich powstanie. Przepisy tworzące system prawa mają za podstawę swego ukształtowania pewien aktualny stan tych sto­ sunków, a ponieważ ich obowiązywanie przewidziane jest z natury rzeczy na dłuższy okres czasu, więc na­ stępuje pewnego rodzaju zatrzymanie w miejscu regu­ lacji prawnej w stosunku do zachodzących coraz to no­ wych zjawisk i procesów społecznych. System pozostaje we względnym, trwającym przez pewien czas bezruchu, podczas gdy stosunki społeczne stale ulegają przemia­ nom. Gdy przemiany na danym odcinku dają znać o so­ bie w sposób szczególnie jaskrawy, wówczas ustawo­ dawca zmuszony zostaje do ingerencji. Ingerencja ta bywa incydentalna, dotycząca jedynie pewnego szcze­ gólnego odcinka życia społecznego, podczas gdy pozo­ stałe części prawa obowiązującego pozostają bez zmian. 169

W ten sposób system prawa, przynajmniej w swej tre­ ści, staje się niejednolity, obejmuje pewne elementy odnoszące się do nowopowstałych stosunków społecz­ nych, ponieważ nie zdarza się, by w sposób jednolity i dogłębny poddawano od razu zmianie całe ustawo­ dawstwo. Zmiana taka następuje z reguły stopniowo, w miarę jak dalsze wydarzenia z większą jaskrawością ukazują tok rozwojowy. Wydarzenia te albo potwier­ dzają słuszność dotychczasowych incydentalnych korektur i sygnalizują potrzebę dalszych, bardziej grun­ townych przemian ustawodawstwa, albo — co również się zdarza — wskazują, że incydentalne zmiany usta­ wodawcze były pochopne, płynęły z powierzchownych wniosków, lub wiązały się ze zjawiskami, których ży­ wot był tylko efemeryczny. Wywołuje to niejednoli­ tości, luki i wyłomy w systemie prawa. W ten sposób prawo stanowione nie posiada samo przez się charakteru bezbłędnego systemu. Braki syste­ mu prawa stara się usuwać z kolei nauka prawa, dążąc do pełnego uporządkowania przepisów wedle różnych kryteriów. Hierarchizuje ona normy prawne, grupuje je według ich treści, usuwa sprzeczności, luki i nieja­ sności. Pracę tę do pewnego stopnia wykonuje zresztą nie tylko nauka prawa, ale również poszczególne orga­ ny państwowe, zwłaszcza dokonując wykładni prawa obowiązującego. Systematyzacja prawa, dokonywana przez naukę i organy państwowe, ustalające wykładnię prawa, może być do pewnego stopnia traktowana po prostu jako przedłużenie procesu systematyzacji, doko­ nującego się w toku samej działalności prawotwórczej. Ale dodać trzeba, że system prawa opracowywany przez naukę prawa posiada cechy dwoiste: z jednej strony cechy systemu praktycznego („poprawionego” systemu reguł zawartego w materiale normatywnym), a z dru­ giej strony systemu teoretycznego, przedstawiającego 170

w sposób uporządkowany wiedzę o prawie, obowiązu­ jącym w danym czasie w pewnym kraju. Elementy systematyzacji, wypracowane przez naukę prawa, miewają z jednej strony charakter zasad zwią­ zanych ściśle z prawem obowiązującym w konkretnym państwie i w konkretnym czasie, ale istnieją wśród nich także takie zasady, które stanowią poniekąd „trwały dorobek” nauki prawa na polu systematyzacji. Wystar­ czy wspomnieć tutaj choćby tylko o zasadach wypraco­ wanych jeszcze przez jurysprudencję rzymską. Takie zasady wędrują z jednej formacji do drugiej, niektóre przekraczają nawet próg dzielący formacje eksploatatorskie od socjalistycznej. I tak np. można z pewnością stwierdzić, że podział prawa na jego podstawowe gałę­ zie zachował się w swym zasadniczym zrębie i został odziedziczony przez prawo socjalistyczne, gdzie dorzu­ cono do niego pewne dziedziny na gruncie nowopowsta­ łych, specyficznych stosunków (np. prawo rolne, dalej prawo ziemskie w ZSRR, czy prawo gospodarcze, o któ­ rego wyodrębnieniu również się mówi). Z rozważań tych nie należy oczywiście wnioskować, że nauka prawa w toku pracy systematyzacyjnej two­ rzy jakieś zasady w sposób samodzielny i dowolny. Za­ sady te wyznaczone są wszak przez właściwości danego materiału normatywnego. Z drugiej jednakże strony uproszczeniem byłoby twierdzenie, iż działalność systematyzacyjna nauki prawa pozbawiona jest jakichkolwiek elementów twórczych i wyznaczających tok dalszego ukształtowania prawa obowiązującego, czy tylko w da­ nym konkretnym kraju, czy też szerzej, w szeregu kra­ jów. Jest wszak rzeczą pewną, że zasady wytworzone w toku działalności systematyzującej organów pań­ stwowych, dokonujących wykładni prawa, oraz nauki prawa wpływają na ustawodawcę, gdy konstruuje on nowe przepisy, a zwłaszcza gdy tworzy obszerne kody­ 171

fikacje całych gałęzi prawa, opierając się na wytworzo­ nych przez naukę czy praktykę podziałach, ustaleniach pojęciowych, przyjmując sugerowane uzupełnienia w postaci przepisów, których brak w systemie dawał się odczuć, itp. W związku z tym trudno się zgodzić z wy­ powiadanym czasem poglądem, że system prawa, to po prostu tylko właściwość samego prawa obowiązującego, jako zespołu reguł postępowania. Można przyjąć, że prawo obowiązujące posiada scharakteryzowane przez nas poprzednio cechy systemu, i że cechy te mają nawet podstawowe, dominujące znaczenie dla systemu prawa. Z drugiej jednakże strony „antysystematyczność” sze­ regu elementów prawa, o których wyżej była mowa, oraz wyrównująca braki systemu działalność nauki i praktyki stosowania prawa musi być również brana w rachubę; w stopniu niemniejszym dotyczy to także przedstawionej tutaj, wtórnie określającej w stosunku do prawa obowiązującego, roli zasad systemowych wy­ pracowanych przez jurysprudencję 6.

§ 4. Gałęzie prawa i hierarchia norm W świetle powyższego prawo ma charakter systemu o następujących cechach specyficznych: po pierwsze, mamy tu do czynienia z kompleksem norm (zasad) po­ stępowania ludzi; po drugie, normy te regulują stosunki społeczne, mające znaczenie żywotne z punktu widzenia interesów klasy panującej; po trzecie, podmiotami nor­ mującymi są tu uszeregowane w pewnej hierarchii or­ gany państwowe. Cechy pierwszej nie da się oddzielić

6 W zbiorowym podręczniku radzieckim Teoria państwa i prawa, Moskwa 1955, rozdział XVIII, str. 428 i nast. słusznie podkreślono złożoność czynników wpływających na kształto­ wanie systemu prawa. 172

od drugiej, ponieważ nie może być mowy o normowa­ niu bez tego, do czego się ono odnosi, tj. bez przedmiotu normowania. Łącząc zatem te dwa momenty uzysku­ jemy pierwsze z dwóch możliwych pojęć systemu pra­ wa, jako (możliwie) pełnego i uporządkowanego unor­ mowania sfer życia społecznego ważnych z punktu wi­ dzenia interesów klasy panującej, uszeregowania norm łączącego we wspólne grupy normy dotyczące tych sa­ mych, czy pokrewnych stosunków społecznych i oddzie­ lającego grupy odrębne. System stanowi tu częściowo właściwość samego materiału normatywnego, częściowo zaś jest pewną wypracowaną -koncepcją, konstrukcją jurysprudencji, będącą niejako przedłużeniem działal­ ności normotwórców. System w tym znaczeniu daje nam poniekąd „poziomy” przekrój prawa, obok którego, jak zaraz zobaczymy, istnieje także przekrój „pionowy”. Mówiąc o systemie prawa w tym drugim rozumieniu, musimy wziąć za punkt wyjścia trzecią z podanych wyżej cech. Wchodzimy tu w sprawy związane z hie­ rarchią i z zakresem kompetencji poszczególnych orga­ nów państwowych. Niektóre z tych organów mają kom­ petencje prawotwórcze wyższego rzędu (u nas Sejm), inne kompetencje w kolejnej gradacji rzędu niższego (Rada Państwa, Rada Ministrów, ministrowie), inne kompetencji takich w ogóle nie posiadają (sąd i proku­ ratura), choć w odmiennych warunkach politycznoustrojowych mogą je posiadać (znamienna jest tu rola sądów w krajach anglosaskich). Forma i tryb uchwala­ nia różnych aktów przez ten sam organ może tu mieć również swoje znaczenie. Ten sam organ (Sejm) uchwala np. konstytucję i zwykłe ustawy, tylko w rozmaity sposób, co ma wyraźny wpływ na miejsce norm jednego i-drugiego gatunku w „pionowym” sys­ temie prawa. Pojęcie „pionowego” systemu prawa łatwo pomie­ 173

szać z pojęciem systemu źródeł prawa. System źródeł prawa, to system aktów normatywnych, uporządkowa­ nych wedle kryterium hierarchii organów państwowych wydających te akty. Hierarchiczny („pionowy”) system prawa, to natomiast system norm prawnych, zasad po­ stępowania, będących treścią powyższych aktów, okre­ ślający stosunki pomiędzy normami różnego rzędu, np. między normami konstytucyjnymi, a „zwykłymi” nor­ mami ustawowymi, czy normami ustawowymi, a nor­ mami zawartymi w rozporządzeniach wykonawczych, itp. Trzeba zresztą podkreślić, że istnieje ścisły związek pomiędzy systemem norm w tym rozumieniu, a syste­ mem źródeł prawa. System prawa zarówno w pierw­ szym, jak i w drugim rozumieniu możemy pojmować in abstracto i in concreto. Jeśli mówimy np., że prawo nasze składa się z takich a takich działów (poddziałów, itd.), regulujących takie a takie kategorie stosunków społecznych, to traktujemy nasz system prawa in ab­ stracto. Podobnie wtedy gdy mówimy, że prawo nasze składa się z norm konstytucyjnych, ustawowych, z norm zawartych w dekretach z mocą ustawy, w roz­ porządzeniach wykonawczych, itp. Innym będzie po­ jęcie systemu prawa in concreto. Pod pojęcie to pod­ pada ogół aktualnie obowiązujących w danym kraju norm prawnych, uszeregowanych albo wedle kryte­ rium treściowego (podział „poziomy”), albo hierar­ chicznie (podział „pionowy”). W pierwszym (abstrak­ cyjnym) znaczeniu system prawa oznacza same z as a d y uszeregowania norm prawnych, w drugim zna­ czeniu (konkretnym) oznacza uporządkowanie (w opar­ ciu o te zasady) wszystkich aktualnie obo­ wiązujących norm. System w tym drugim zna­ czeniu zawierałby przedstawienie w odpowiednim po­ rządku obowiązujących (np. w naszym kraju) norm pra­ wa państwowego, administracyjnego, finansowego, cy­

174

wilnego, pracy itd. (wedle treści normowanych stosun­ ków), względnie norm konstytucyjnych, ustawowych, dekretowych, itd. (wedle hierarchii nofm). § 5. Przedmiotowe i podmiotowe kryterium systematyki prawa Zajmijmy się bliżej systematyką prawa opartą na kryterium treści normowanych stosunków społecz­ nych. Pojęcie treści stosunków społecznych nie jest do­ statecznie jasne i dlatego trzeba rozpocząć od jego ści­ słego sformułowania. Jedne stosunki społeczne różnią się od drugich tym, iż obejmują różne sfery, różne dzie­ dziny działalności jednych ludzi w stosunku do dru­ gich. Tutaj istotnym momentem dla pojęcia treści sto­ sunków społecznych okazuje się przedmiot tych stosunków. Z drugiej jednakże strony ważne okazuje się również, jacy ludzie wchodzą w te, czy inne sto­ sunki, kto jest podmiotem danych stosunków. Cza­ sem podmiotami stosunków społecznych danej kategorii są „wszyscy ludzie”, co w sposób bardzo wyraźny wi­ dzimy np. w prawie karnym, gdzie wszyscy podlegają prawnej ochronie i wszyscy zobowiązani są do wstrzy­ mania się od aktów stanowiących przestępstwa. Czasem są to podmioty specjalnej kategorii; trudno np. wyobra­ zić sobie prawo finansowe bez takiej specyficznej kate­ gorii podmiotów, jak organy administracji finansowej, czy prawo rolne bez takich podmiotów, jak spółdzielnie produkcyjne i członkowie tych spółdzielni. Nie znaczy to, by w pierwszym przypadku obok organów finan­ sowych jako druga strona w odnośnych stosunkach nie mogły występować inne osoby (obywatele) i by w dru­ gim przypadku obok spółdzielni i spółdzielców nie wy­ stępowały często inne podmioty, jak organy państwowe i obywatele — nie spółdzielcy. Istotne jest, że w wy­

175

mienionych stosunkach muszą, przynajmniej jako jedna strona, występować takie podmioty specyficzne, jak organy finansowe, spółdzielnie i spółdzielcy. Aby uniknąć uproszczeń zwrócić należy uwagę na ten jesz­ cze fakt, że ludzie w różnych stosunkach społecznych występować mogą jako podmioty różnego gatunku. Oto pewna grupa ludzi występuje w sferze gospodarki finansowej państwa w charakterze „organów finanso­ wych”, podmiotów o specyficznym charakterze. To samo dotyczy posłów — ludzi wchodzących w skład Sejmu, np. w sferze działalności ustawodawczej. W in­ nych jednakże dziedzinach stosunków społecznych, dziedzinach regulowanych przez inne gałęzie prawa, ci sami ludzie występują już nie jako wymienione organy państwowe, lecz jako „zwykli ludzie”, „obywatele”, np. w dziedzinie odpowiedzialności za czyny przestępcze, regulowanej przez prawo karne, czy w dziedzinie sto­ sunków majątkowych, regulowanych przez prawo cy­ wilne. Jeśli jednak rzucić okiem na nasz system prawa i na systemy prawa socjalistycznego w ogóle, to widoczne jest, że kryterium przedmiotowe w wydzieleniu gałęzi prawa jest decydujące, że kwestia podmiotów danych normowanych stosunków społecznych jest tylko akcesoryjna i podporządkowana kryterium przedmiotowe­ mu. Nie zawsze jednak sprawy kształtowały się w ten sposób. Dawne systemy prawa czyniły często zasadni­ czym właśnie kryterium podmiotowe, co nie znaczy, by nie znały także kryterium przedmiotowego. W syste­ mach prawnych niewolniczym i feudalnym spotykamy obok siebie z jednej strony systematykę opartą na kry­ terium przedmiotowym, z drugiej strony na podmioto­ wym, a także systematykę, w której pewne przynaj­ mniej człony łączą cechy kryteriów podmiotowych i przedmiotowych. Często wszakże kryterium podmio­

176

towe staje się zasadniczym. Najbardziej dobitnym tego przejawem jest to, że stosunki społeczne o jednako­ wym przedmiocie zróżnicowane były w syste­ mie prawa wedle kategorii podmiotów, wchodzą­ cych w te stosunki. Dla wyjaśnienia tych różnych zawiłości przypomnijmy sobie na wstępie stary, rzymski podział prawa na ius cwile (ius Quiritum), oraz ius gentium. Mamy tu zarys systematyki opartej na kryterium podmiotowym. Ius civile, to prawo służące jedynie obywatelom rzym­ skim w ich wzajemnych stosunkach, ius gentium to pra­ wo, którym posługiwali się w stosunkach z cudzoziem­ cami. Podstawą wyodrębnienia ius cwile od ius gen­ tium nie jest (przynajmniej w zasadzie) przedmiot sto­ sunków regulowanych przez jedno i drugie prawo, lecz podmioty tych stosunków. Jedno i drugie prawo mogło regulować i faktycznie regulowało te same często sto­ sunki, a od charakteru podmiotów tych stosunków za­ leżało tu zróżnicowanie. Mówimy: w zasadzie, ponie­ waż ius gentium wytworzyło także szereg instytucji, nieznanych w ius civile, różniło się zatem również czę­ ściowo przedmiotem regulowanych stosunków. Podobną, a jeszcze znacznie bardziej zróżnicowaną systematykę prawa opartą na zasadzie podmiotowej, spotykamy w prawie typu feudalnego. W rozwiniętym prawie feudalnym system prawny rozpada się z reguły na odrębne prawo obowiązujące szlachtę (prawo ziem­ skie), prawo miejskie dla mieszczan i prawo dworskie dla poddańczej ludności chłopskiej, wreszcie prawo ko­ ścielne, kanoniczne dla duchowieństwa7. Podział ten scharakteryzowany tutaj w uproszczeniu wskazuje na wagę kryterium podmiotowego dla systematyki prawa 7 Por. K. K o r a n y i, Powszechna historia państwa i prawa w zarysie, t. II, Warszawa 1953, str. 127, 157. Problemy metodologiczne

12

177

w średniowieczu. Obok tego rozwija się jednakże rów­ nież systematyka oparta na kryterium przedmiotowym, względnie następuje krzyżowanie się jednej i drugiej (np. prawo kościelne obowiązuje duchowieństwo często we wszystkich sprawach — kryterium podmiotowe — rozciąga się zaś także na inną ludność, gdy chodzi o sto­ sunki specjalnego rodzaju, tzw. causae spirituales — kryterium przedmiotowe itp.). Kryterium podmiotowe, mające zasadnicze znaczenie dla średniowiecznego sy­ stemu prawa, wiąże się z reguły z odrębnością kompe­ tencji odnośnie stosowania — czasem nawet stanowie­ nia — prawa danego gatunku przez rozmaite władze i organy. Prowadzi to do tego, iż w prawie feudalnym tego okresu (czasem także i później, jak u nas w rzeczypospolitej szlacheckiej) pojawiają się tendencje antysystemowe, rozdzierające system prawa; zasadni­ czym momentem jest tu zwłaszcza daleko nieraz posu­ nięte wyobcowanie hierarchii duchownej, świeckiej czy zakonnej z danego organizmu państwowego i uczynie­ nie prawa kościelnego prawem konkurującym z pra­ wem danego państwa, odrębnym, gdy chodzi o źródło swego stanowienia, o stosowanie i egzekucję. W okre­ sie monarchii absolutnej następuje konsolidacja państw feudalnych i ujednolicenie systemu prawa. Równocze­ śnie potrzeby nowego, kapitalistycznego obrotu prowa­ dzą do ograniczeń w zróżnicowaniu prawa na zasadzie podmiotowej, wyrażającej formalną nierówność wobec prawa. Zasada ta stanowiła nieznośne skrępowanie dla wolnego najmu pracy i dla rozszerzającej się gospo­ darki towarowo-wymiennej. Daleko idące zmiany na­ stąpiły w prawie typu kapitalistycznego, opierającego się na zasadzie formalnej równości. Zasada formalnej równości oznaczała brak zróżnicowania prawa na za­ sadzie podmiotowej, oznaczała powszechne, takie samo prawo dla wszystkich (przy przemilczaniu faktu istnie­

178

nia zróżnicowania podmiotów i ich pozycji pod wzglę­ dem materialnym). Tym samym podstawą systematyki prawa pozostawało w zasadzie jedynie kryterium przedmiotowe, różnice pomiędzy typami stosunków społecznych regulowanych przez prawo. Zasada pod­ miotowa w systemie prawa miała już teraz znaczenie niewielkie, zmienił się także jej sens. Podział prawa na tej zasadzie, jeśli występował, miał raczej za pod­ stawę różnice zawodowe między pewnymi grupami ludzi (kupcy, urzędnicy, itp.), a nie zasadnicze róż­ nice stanowo-klasowe, jak to miało miejsce w okresie feudalizmu. Podział podmiotowy pokrywał się tutaj zresztą często z podziałem przedmiotowym, ponieważ wydzielając np. prawo handlowe, czy prawo dotyczące urzędników państwowych, powodowano się nie tylko charakterem podmiotów jednego, czy drugiego prawa, lecz także specyficznym charakterem przedmiotu da­ nej regulacji prawnej (czynności handlowe, służba cywilna itp.). Charakterystyczne było, że dany dział prawa, w którym przebijało kryterium podmiotowe, nie wyczerpywał już, jak to miało miejsce w prawie feu­ dalnym, całości stosunków życiowych danej osoby, lecz tylko ich część. Na przykład kupiec podlegał prawu handlowemu już tylko w zakresie swych czynności handlowych, a nie np. jako mąż, ojciec, przestępca itp. System prawa oparty na zasadzie podmiotowej w okre­ sie feudalizmu zakładał, iż poszczególne grupy pod­ miotów są zamknięte i ściśle od siebie oddzielone we wszystkich swych, lub prawie wszystkich stosun­ kach życiowych. System prawa burżuazyjnego o tyle, o ile oparty był jeszcze na zasadzie podmiotowej, za­ kładał już wspólność i podległość tym samym prawom zasadniczej sfery życia wszystkich członków społeczeń­ stwa z pewnymi wyjątkami dla sfery specjalnych czyn­ ności danej grupy ludzi, zakładając przy tym nie 12*

179

statyczny układ społeczeństwa, lecz jego dynamikę, możność przechodzenia wszystkich ludzi do wszelkich grup i zawodów, możność przynajmniej formalną, w praktyce często wyłącznie teoretyczną. Stan rzeczy uległ ponownie pewnym reakcyjnym zmianom w okre­ sie imperializmu w państwach faszystowskich, nawra­ cających do zasady formalnej nierówności i uszerego­ wania prawa na zasadzie podmiotowej — obywateli „lepszych” i „gorszych”, uprzywilejowanych i upośle­ dzonych — np. z przyczyn rasowych. W państwach socjalistycznych równość formalna przekształca się zdecydowanie w równość faktyczną. Tym samym dominującą bez żadnych zastrzeżeń staje się przedmiotowa podstawa systemu prawa. Oczywiście wszędzie, a więc także w państwie socjalistycznym, istnieją specjalne funkcje i specjalne sfery działalno­ ści, obsługiwane przez specjalne grupy ludzi. Podczas gdy jednak w warunkach kapitalistycznych eksploatatorski charakter ustroju przesądza o tym, iż dostęp do tych różnych grup, formalnie otwarty dla każdego, faktycznie dla wielu jest zamknięty, to w państwie socjalistycznym zostaje urzeczywistniona w pełni za­ sada równego startu. Stąd kryterium podmiotowe jako podstawa systemu prawa traci w państwie socjalisty­ cznym wszelkie znaczenie.

§ 6. Prawo publiczne i prywatne Dla systematyki prawa w jej historycznym rozwoju wielkie znaczenie posiada podział prawa na dwa wiel­ kie działy norm, zwane prawem publicznym i prywat­ nym. Podział ten znany był już w starożytnym Rzymie, występował także w prawie następnych formacji: feu­ dalnej i kapitalistycznej. Kryterium tego podziału było

180

i jest sporne w nauce burżuazyjnej, doprowadzając do wielu kontrowersji. Nauka socjalistyczna jak dotąd stwierdza stanowczo, w oparciu o pewne cytaty z dzieł klasyków marksizmu, zwłaszcza Lenina, że podział taki nie ma zastosowania do prawa typu socjalistycznego. Sprawę tę trzeba bliżej rozpatrzyć, ponieważ przyta­ czana argumentacja nie zdaje się przemawiać za wnio­ skiem tak stanowczym. Mówiąc o podziale prawa na publiczne i prywatne, różni prawnicy mieli na myśli różne rzeczy, co zresztą wyraźnie stwierdzali. Zasadniczą zaś przyczyną trud­ ności, które napotykali, było to, że chcieli znaleźć taką cechę odróżniającą prawo publiczne od prywat­ nego, która by pozwoliła na podzielenie znanych gałęzi prawa (prawo państwowe, administracyjne, cywilne, karne, procesowe, itd.) na dwie grupy ściśle oddziela­ jące się od siebie. Zawsze okazywało się to niewyko­ nalne, ponieważ cechy, którymi próbowano się posłu­ giwać, z reguły nie odpowiadały wszystkim bez reszty normom danej gałęzi prawa. Poszczególne gałęzie pra­ wa wykazywały istnienie w swym obrębie zarówno elementów „publicznych”, jak i „prywatnych”. Wyja­ śnienie tego faktu jest dość proste, choć na ogół nie zdawano sobie z tego sprawy. Oto podział prawa na wymienione gałęzie oparty jest na odmiennych zasa­ dach, niż wymienione przez prawników zasady podziału prawa na publiczne i prywatne. Ten ostatni podział we wszystkich swych wersjach stanowi po prostu odmienne zgrupowanie norm prawnych niż podział prawa na gałęzie. Przedsocjalistyczna nauka prawa, zwłaszcza burżuazyjna, omawiająca szeroko zagadnienie podziału prawa na publiczne i prywatne, zna trzy główne kryteria takie­ go podziału (istnieją także inne, które tutaj pomijamy, 181

aby nie przeciążać wywodów)*8. Pierwszym z nich jest rozróżnianie interesu prywatnego, indywidualnego, oraz publicznego, państwowego. W zależności od tego, jaki interes dane normy chronią, są normami prawnopublicznymi lub prawno-prywatnymi. Podział ten sfor­ mułował po raz pierwszy w sposób wyraźny prawnik rzymski Ulpian, w swym zhanym stwierdzeniu: „Pra­ wem publicznym jest prawo chroniące byt państwa rzymskiego, prywatnym — prawo służące korzyści jednostki: pewne bowiem sprawy dotyczą pożytków publicznych, inne prywatnych”9. Trudno wymienić tych licznych prawników, którzy — choć z modyfika­ cjami — ujmowali sprawę podobnie; należą do nich iii. in. przywódcy szkoły historycznej F. K. Savigny i G. F. Puchta. Podnoszono jednak również obiekcje (np. prawnik angielski z początków XIX wieku, twórca „jurysprudencji analitycznej”, J. Austin), że podział taki w praktyce jest trudny do przeprowadzenia, po­ nieważ interes publiczny wielokrotnie zazębia się ściśle z prywatnym. Innym kryterium podziału, wprowadzonym zwłasz­ cza przez E. R. Bierlinga i F. Somló, jest typ stosunków prawnych, ustanawianych przez dane normy 10. Mogą 8 Np. wytworzona przez orzecznictwo sądów koncepcja fran­ cuska, która wyszła z wyodrębnienia actes d’autorite i actes de gestion, rozróżniając wśród tych ostatnich gestion publiąue i gestion prwee. 8 „Publicum ius est, quod ad statum rei Romanae spectat, privatum quod ad singulorum utilitatem: sunt enim quaedam publice utilia, quaedam privatim”. Digesta 1, 1, 1, 2; por. rów­ nież Paulus, tamże 39, 4, 9, 5 oraz G a i u s, Institutiones 1, 1, 4. Podział podobny zarysowuje się już u Arystotelesa w Retoryce I, XIII, 13. 18 E. R. B i e r 1 i n g, Juristische Prinzipienlehre, t. I, Freiburg i B. u. Leipzig 1894, str. 312, F. Somló, Juristische Grundlehre, Leipzig 1917, str. 485 i nast. Za takim ujęciem wy­ 182

to być albo stosunki między organami państwowymi, albo między państwem (jego organami), a obywatelami, albo wreszcie, między obywatelami. Normy ustanawia­ jące stosunki pierwszego i drugiego typu są prawnopubliczne, zaś ustanawiające stosunki typu trzeciego prawno-prywatne, z tym, że w gruncie rzeczy i te ostatnie stawiają obywateli w pewnym stosunku do państwa i jego organów. „Prawo prywatne pozostaje pod pieczą prawa publicznego”, wedle sformułowania F. Ba­ cona Dalszym wariantem tej koncepcji podziału jest przyjmowanie, że normy prawa publicznego są podstawą stosunku podporządkowania (organów państwowych między sobą i obywateli w stosunku do tych organów), zaś normy prawa prywatnego są podstawą stcsunku koordynacji. Ujęcie takie wyszło od znawców prawa państwowego (np. G. Jellinek) i wzbudziło szereg za­ strzeżeń (stosunki między organami państwowymi rów­ nego stopnia mogą polegać na równorzędności — „koordynacji”, a stosunki między obywatelami mogą opierać się na podporządkowaniu — np. między rodzi­ cami a dziećmi)11 12. Trzecie ujęcie, którego głównym autorem był A. Thon, związane jest ściśle z uformowaną przez tego uczonego i głoszoną przez wielu prawników (np. H. Kelsena) teorią praw podmiotowych, sprowadzającą te prawa

powiada się również ostatnio L. M armo, II diritto internazionale e la distinzione tra diritto publico e privato, Milano 1958, rozdz. II, zwłaszcza str. 37 i nast. Podobnie K. N. Llewellyn, The bramble bush, New York 1960, str. 18. 11 Ius privatum sub tutela iuris publici latet, F. Bacon, De dignitate et augmentis scientiarum, 1623, VIII, 3. 12 Omówienie tego ujęcia i jego literatury — A. Schantz, Das subjektive Recht ais Bestandteil des allgemeinen Teils der Rechtsordnung, Berlin 1931, str. 35 i nast. 183

do prawa skargi, prywatnego powództwa 13. Bierze się tutaj pod uwagę sposób realizacji przepi­ sów prawnych na wypadek ich narusze­ nia. Jeśli realizacja ta następuje niejako automaty­ cznie, z inicjatywy samych organów państwowych, wkraczających w przypadku naruszenia prawa (np. w przypadku popełnienia takiego przestępstwa, jak zabójstwo, czy kradzież), to mamy do czynienia z pra­ wem publicznym, jeśli zaś realizacja ta uzależniona jest od decyzji osoby prywatnej, od wniesienia przez nią powództwa i puszczenia tym samym w ruch odpo­ wiednich organów państwowych, to mamy do czynienia z prawem prywatnym (dodając nawiasowo, tylko w tym przypadku istnieją według Thona prawa podmiotowe, zaczem normy prawa prywatnego są dlań tożsame z normami przydzielającymi prawa podmiotowe, pod­ czas gdy normy prawa publicznego, jego zdaniem, praw takich nie przydzielają). Nie wchodząc tutaj w zawikłaną problematykę teorii praw podmiotowych stwierdzamy, że znane podziały prawa na publiczne i prywatne opierają się: 1) na kry­ terium interesu (publicznego — państwowego i prywat­ nego, którego zabezpieczenie ma być celem danych norm, ich treścią, czy efektem ich realizacji); 2) na kry­ terium stosunków prawnych, ustanawianych przez nor­ my (między organami państwowyrfti, czy też między organami a obywatelami, oraz między obywatelami); 3) na kryterium ochrony, sposobu dochodzenia naru­ szonych praw (z inicjatywy organów państwowych, lub z inicjatywy obywateli). W nauce socjalistycznej słusznie wykazuje się szereg zawikłań i niekonsekwencji w różnych wersjach po­

13 Por. A. Thon, Rechtsnorm und subjektwes Recht, Wei­ mar 1878, str. 134, 143 i nast.

184

działu prawa na publiczne i prywatne w nauce burżuazyjnej. Jednocześnie wszakże odrzuca się podział tego rodzaju w prawie typu socjalistycznego w sposób, na­ szym zdaniem, nie umotywowany dostatecznie. Rozu­ mowanie, mające wykazać brak uzasadnienia dla ta­ kiego podziału w prawie socjalistycznym jest u niektó­ rych autorów następujące: w prawie eksploatatorskim, a w szczególności burżuazyjnym, ma zastosowanie po­ dział na prawo publiczne i prywatne, ponieważ podsta­ wą tego podziału jest panowanie prywatnej własności środków i narzędzi produkcji. Prawo prywatne jest bezpośrednim wyrazem własności prywatnej i rozwija się wraz z nią. Prawo publiczne stanowi prawną formę organizacji władzy danej klasy eksploatatorskiej, któ­ rej celem jest utrzymanie stosunków społecznych opar­ tych na własności prywatnej. W prawie socjalistycznym nie można przyjąć omawianego podziału, ponieważ w państwie socjalistycznym nie istnieje prywatna wła­ sność narzędzi i środków produkcji, a więc odpada sama podstawa wyodrębnienia prawa prywatnego. Twierdzi się również, że podział ten nie ma uzasadnienia wobec jedności interesów jednostki i kolektywu, obywateli i państwa, jedności, której nie ma w społeczeństwie bur­ żuazyjnym 14. 11 Por. Teoria państwa i prawa, Warszawa 1951, str. 590. Wnioski podobne, lecz z motywacją bardziej precyzyjną w Tieorii gosudarstwa i prawa, 1955, str. 432. Czytamy tam, co nastę­ puje: „Radzieckiemu prawu socjalistycznemu nie odpowiada podział na publiczne i prywatne, który występował już w pra­ wie rzymskim, a potem ustalił się w jurysprudencji burżuazyjnej i uznawany jest także dziś za podstawowy podział prawa. Wraz z likwidacją prywatnej własności środków produkcji i z utwierdzeniem socjalistycznej bazy ekonomicznej zniknęła ta podstawa, która zrodziła w społeczeństwie burżuazyjnym realne przeciwieństwa między interesami państwa, społeczeństwa i jednostki i stosownie do tego — podział prawa na prywatne 185

Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że słusznie wskazuje się na klasowo-eksploatatorski charakter pra­ wa poprzednich formacji, m. in. burżuazyjnego, że słusznie w szczególności różnicuje się sferę uregulowa­ nej prawnie prywatnej działalności gospodarczej kapi­ talistów, oraz sferę zorganizowanej w państwie działal­ ności kapitalistów jako klasy, działalność mającą na celu zachowanie burżuazyjnych stosunków społecznych. Taki jest rzeczywiście ogólny charakter prawa burżua­ zyjnego, jakkolwiek, gdy przejdziemy do jego składni­ ków, do poszczególnych norm prawnych, to nie bę­ dziemy mogli po prostu twierdzić, że każda norma prawa burżuazyjnego dotyczy bezpośrednio inte­ resów kapitalistycznych, związanych z prywatną dzia­ łalnością gospodarczą, względnie dotyczy zorganizowa­ nych, „państwowych” interesów kapitalistów. Nie wydaje się słuszne przyjęcie, że „...prawo prywatne stanowi całokształt norm ustalających, w jaki sposób po­ szczególni właściciele mogą korzystać ze swej własno­ ści” — burżuazyjne prawo prywatne reguluje przecież nie tylko stosunki własnościowe kapitalistów, ale wiele stosunków życiowych (np. rodzinnych), których pod­ miotami nie są koniecznie kapitaliści. To samo mniej więcej powiedzieć można o charakterystyce prawa pu­ blicznego, wedle której jest ono „...całokształtem tych i publiczne. Prawo radzieckie obejmuje liczne normy, usta­ nawiające rozmaite prawa obywateli, gwarantując wszech­ stronnie ich realizację. W szeregu norm jest mowa o takich czy innych uprawnieniach i obowiązkach organów państwa, orga­ nizacji społecznych, osób urzędowych i przedsiębiorstw pań­ stwowych. Ale to nie znaczy, że ogół norm prawa radzieckiego można podzielić na dwie części, z których jedna dotyczyłaby tylko interesów jednostki, a druga — tylko interesów państwa, jego organów. Wszelkie normy prawa radzieckiego niezależ­ nie od swej konkretnej treści tak samo wychodzą z zasady jedności interesów jednostki i kolektywu, obywateli i państwa”. 186

norm, które w najbardziej bezwzględnej formie wyra­ żają represyjną, opartą na przemocy działalność pań­ stwa burżuazyjnego” 15. Wątpliwe, czy np. normom kon­ stytucyjnym republiki burżuazyjno-demokratycznej można przyznawać taki charakter, lub czy „bezwzględ­ ną przemoc” wyrażają administracyjne przepisy o ru­ chu drogowym. Ujmowanie prawa burżuazyjnego, zwłaszcza prawa prywatnego, jako jedynie bezpośredniego regulatora ka­ pitalistycznych stosunków własności, prowadzi niektó­ rych autorów do wniosku, że tam, gdzie nie ma takich stosunków, nie ma też racji bytu podział prawa na pu­ bliczne i prywatne. W szczególności niesłuszne wydaje się spotykane czasem wyciąganie ogólnych wniosków teoretycznych ze znanej wypowiedzi Lenina, która do­ tyczyła przecież pewnego konkretnego zagadnienia w danej konkretnej sytuacji. Lenin w okresie NEP-u stwierdził mianowicie: „my nie uzna jemy niczego „pry­ watnego”, dla nas w dziedzinie gospodarki wszystko jest publiczno-prawne, a nie prywatne”. Stąd postulował: „A więc rozszerzyć stosowanie ingerencji państwowej w stosunki „prywatno-prawne”, rozszerzyć prawo pań­ stwa do uchylania „prywatnych” umów, stosować do „cywilnych stosunków prawnych” nie corpus iuris Romani, lecz naszą rewolucyjną świadomość prawną...” 16. Idąc za tokiem rozumowania prawników zwalczających podział prawa na publiczne i prywatne, można by twierdzić, że nie istnieje również w prawie socjalistycznym prawo cywilne, które Lenin także tutaj wymienia. Leninowi chodziło w tym wywodzie o to, aby w początkowym okresie NEP-u, gdy w pewnych grani­ cach dopuszczano jeszcze stosunki prywatno-kapitali-

15 Teoria państwa i prawa, Warszawa 1951, str. 591. 16 W. I. Lenin, Dzieła, III wyd. ros., t. XXIX, str. 419. 187

styczne, państwo ingerowało w te stosunki w tych wszystkich przypadkach, gdy naruszano w nich inte­ resy państwowe, gdy elementy prywatno-kapitalistyczne wykraczały poza zakreślone dla nich przez prawo granice. Ale czy z tego wynika całkowita negacja pra­ wa prywatnego i podziału prawa socjalistycznego na publiczne i prywatne? Oczywiście że nie, a to z tej pro­ stej przyczyny, że uznanie działalności gospodarczej kapitalistów za „publiczną”, za regulowaną „prawnopublicznie”, nie jest jeszcze uznaniem za taką wszel­ kiej działalności majątkowej obywateli — niekapitalistów, tym bardziej zaś niemajątkowej, prywatnej sfery ich życia, np. rodzinnego. Rozpatrzmy teraz kolejno kryteria podziału prawa na publiczne i prywatne, wypracowane przez przedsocjalistyczną naukę prawa, czy któreś z nich rzeczywi­ ście jest nieaktualne w odniesieniu do prawa socjali­ stycznego. Pierwsze kryterium — interes indywidualny („prywatny”) i społeczno-państwowy („publiczny”) nie­ wątpliwie pozostaje aktualne, ponieważ w naszych wa­ runkach kształtuje się wprawdzie jedność, ale nie toż­ samość jednych i drugich interesów, a często jeszcze występują pomiędzy nimi przeciwieństwa. Inna rzecz, czy odróżnianie norm prawnych na podstawie tego kry­ terium jest łatwe i praktyczne, trudno jednak powie­ dzieć, by różnice tego typu w ogóle się nie zaznaczały. Istnieją przecież i u nas normy dotyczące bezpośrednio prywatnych interesów majątkowych, czy rodzinnych obywateli, a z drugiej strony normy dotyczące bezpo­ średnio ogólnych, społeczno-państwowych interesów. Kryterium drugie — to typy stosunków prawnych. Podobnie jak w państwach poprzednich formacji, także i u nas istnieją normy regulujące stosunki pomiędzy organami państwowymi, pomiędzy tymi ostatnimi a obywatelami i wreszcie pomiędzy obywatelami, co 188

w niemniejszym stopniu, niż np. w państwie burżuazyjnym, daje podstawę do odróżnienia norm prawa publicznego i prywatnego. Jeśli zaś twierdzi się prze­ ciwko burżuazyjnej teorii, wyróżniającej stosunki pod­ porządkowania i koordynacji, że kategorii podporząd­ kowania nie można przenosić na prawo socjalistyczne, bo tutaj wszyscy obywatele są aktywnymi uczestni­ kami władzy państwowej, a cała władza należy do ludu pracującego miast i wsi17, to popełnia się poważny błąd. Niezależnie bowiem od tego, czy cała konstrukcja „ko­ ordynacji” i „podporządkowania” jest trafną, oczywiste jest, że podporządkowanie, posłuch, hierarchia władzy itp. w państwie socjalistycznym występuje, i że głosze­ nie czegoś przeciwnego byłoby pewną formą anar­ chizmu. Kryterium trzecie — to rodzaj ochrony prawnej (po­ wództwo cywilne, lub bezpośrednia interwencja odpo­ wiedniego organu władzy państwowej). Otóż jest fak­ tem oczywistym, że to odróżnienie ma również pełne zastosowanie w prawie socjalistycznym, w którym osoby prywatne mogą dochodzić swych praw na pod­ stawie powództwa w całym szeregu przypadków, pod­ czas gdy w innych przypadkach ingerują bezpośrednio organy państwowe. Wywody zaś przeciwników podziału prawa socjalistycznego na publiczne i prywatne dają fałszywy obraz rzeczywistości, z którego można by wnosić, że w państwie socjalistycznym następuje jakaś całkowita „publicyzacja” prawna indywidualnego życia i spraw jednostki. Jest to oparty na nieporozumieniach pogląd błędny teoretycznie i — nie trzeba dodawać — szkodliwy politycznie. W państwie socjalistycznym, w warunkach uspołecz­ nienia podstawowych środków i narzędzi produkcji, na­

17 Teoria państwa i prawa, Warszawa 1951, str. 592. 189

stępuje całkowicie zrozumiałe rozszerzenie sfery prawno-publicznej, skoro w miejsce prywatnych kapitali­ stów wchodzi oparty na „publicznych” zasadach praw­ nych państwowy aparat gospodarczy. Ten fakt wymaga oczywiście podkreślenia, nie oznacza on jednakże wy­ eliminowania prawa prywatnego w ogóle. Podstawy, dla których nauka socjalistyczna odrzucała dotychczas podział naszego prawa na publiczne i prywatne, są na­ szym zdaniem niewystarczające. Szerszej natomiast na­ ukowej dyskusji wymaga kwestia, nierozwiązana wła­ ściwie — a raczej beznadziejnie zagmatwana — w na­ uce burżuazyjnej, jak ująć ten podział w sposób ścisły i poprawny teoretycznie i kwestia, o ile może on być pożyteczny praktycznie. Spróbujemy tylko szkicowo pokusić się o pewne sugestie w sprawie podziału prawa na publiczne i pry­ watne, w sprawie jego stosowalności w różnych syste­ mach prawnych oraz ewentualnej przydatności. Punk­ tem wyjścia powinien być jak się zdaje fakt, że pań­ stwowa regulacja prawna ma wyraźnie dwutorowy, czy dwoisty charakter. Z jednej strony państwo wkracza w sposób bezpośredni w życie społeczne, formułując dla szeregu sytuacji pewne obowiązki (nakazy i zakazy). Nakazuje np. obywatelowi w pewnym wieku pełnić służbę wojskową, nakazuje sądowi rozpatrywać wnie­ sione powództwo, zakazuje wszystkim popełniania prze­ stępstw w rodzaju zabójstwa, kradzieży, itp. W inną grupę sytuacji państwo bezpośrednio nie wkracza. Nie nakazuje np. ani nie zakazuje przenoszenia prawa wła­ sności, zawierania małżeństw, kontraktów kupna-sprze­ daży, itp. Istnieje zatem sfera czynów bezpośrednio na­ kazanych lub zakazanych przez prawo, a obok niej sfera czynów nienakazanych i niezakazanych,. związa­ nych ze sprawami majątkowymi i innymi sprawami osobistymi jednostek. W ostatniej sferze nikt nie jest 190

co prawda zmuszony do przedsiębrania tych czy innych działań, ale skoro je już przedsiębierze, to podlega określonym normom prawnym, dotyczącym tych dzia­ łań (jeśli np. zaciągnie dług, to ma obowiązek go zwró­ cić w określonym terminie, jeśli postanowi spisać testa­ ment, to musi to uczynić w jednej z form przewidzia­ nych przez prawo, itd.). W tej ostatniej, osobistej sferze czynów nienakazanych i niezakazanych prawnie, znajdą się i takie czyny, których przedsiębranie nie posiada takiej wagi społecznej, by podlegały w ogóle jakiemuś unormowaniu (np. sprawa posiłku, przechadzki, czy tp.). Otóż wydaje się, że w tym kierunku należałoby pójść, szukając kryterium odróżnienia prawa publicznego i prywatnego. Nie chcemy się tutaj kusić o jakieś de­ finitywne wyświetlenie tego zagadnienia, omawianego przez naukę prawa bez przesady od przeszło 2000 lat i to bez rezultatów, które by doczekały się powszech­ nego przyjęcia. Zadowalniamy się skromnie zarysowa­ niem pewnej sugestii, która jest dyskusyjna i wymaga szerszego opracowania. Nie ma też co ukrywać, że idzie ona po linii w pewnej mierze zbliżonej do niektórych koncepcji tradycyjnych. Jeśli pójść po wskazanej linii podziału, to wydaje się, że będzie można w sposób operatywny wyznaczyć gra­ nice pomiędzy sferą prawa publicznego i prywatnego i będzie można śledzić w oparciu o tę linię niezmiernie interesujące zmiany historyczne stosunku tych dwóch sfer, wykrywając zarazem przyczyny zachodzącej ewo­ lucji. Podział tak ujęty wydawałby się zatem płodnym metodologicznie dla nauki prawa. Przyjmując zaś wy­ żej zarysowany punkt widzenia będziemy zmuszeni zdecydowanie odrzucić pogląd, jakoby w prawie typu socjalistycznego omawiany podział nie miał zastosowa­ nia. Sfera osobista, sfera czynów nienakazanych i nie­ zakazanych, podległych osobistej decyzji i dopiero

191

w konsekwencji jej podjęcia wchodzących co do spo­ sobu wykonania i co do swych skutków w obręb regu­ lacji prawnej, istnieje nadal w państwie socjalistycz­ nym. Można by, co prawda teoretycznie, przyjąć, że możliwe byłoby także jej usunięcie na rzecz bezpośred­ niej ingerencji nakazów i zakazów państwowych w każ­ dą dziedzinę życia. Należy jednak porzucić sferę przy­ puszczeń i stanąć na gruncie rzeczywistości, która jest odmienna. Nie ulega wątpliwości, że sfera prawno-prywatna jest znacznie szersza w państwie eksploatatorskim niż w so­ cjalistycznym, że osiąga ona zapewne szczytowy okres swego rozwoju w przedmonopolistycznym państwie ka­ pitalistycznym. Tam, gdzie państwu wyznaczano (za­ pewne z niejaką przesadą) tylko rolę „stróża nocnego” swobodnie przedsiębiorących swe czynności ekonomiczne kapitalistów, gdzie sfera tego co nienakazane i niezakazane była szczególnie rozległa, prawo prywatne było oczywiście w rozkwicie. Związane to było z rozwojem kapitalistycznej własności prywatnej, z podziałem dóbr pomiędzy poszczególne prywatne jednostki i z pozosta­ wieniem dysponowania tymi dobrami do swobodnego uznania owych jednostek. Uspołecznienie prywatnej własności środków i narzędzi produkcji w państwie so­ cjalistycznym musiało doprowadzić do zwężenia sfery prawno-prywatnej. Sfera swobodnej dyspozycji prze­ kształciła się w znacznej mierze w sferę nakazów i za­ kazów. Tym niemniej swobodna dyspozycja jednostek w ich sprawach majątkowych i innych osobistych nie została wyeliminowana. Sfera prawno-prywatna ist­ nieje nadal, choć zmianie uległ jej zakres i jej charak­ ter klasowy. Powyższe rozważania generalne nad podziałem pra­ wa na publiczne i prywatne i nad jego racją bytu w sy­ stemach prawnych państw socjalistycznych, w pewnych

192

istotnych aspektach wiążą się z bieżącą, niezwykle żywą dyskusją nad konkretnym problemem wyodrębnienia tzw, prawa gospodarczego. Problem to oczywiście bar­ dzo złożony ze względu na różnolitość stosunków spo­ łeczno-gospodarczych i rozwiązań ustawodawczych w po­ szczególnych krajach socjalistycznych, ze względu na to, że wchodzą w nim w grę zarówno zasadnicze kwestie merytoryczne, jak i kwestie techniki legisla­ cyjnej (jeśli rzecz brać pod kątem bieżącej działal­ ności kodyfikacyjnej w dziedzinie prawa cywilnego)18. Z tej przyczyny byłoby wręcz niestosowne kusić się tutaj o wypowiadanie jakichś sądów apodyktycznych. Dyskusja nad tzw. prawem gospodarczym ma zbyt wielki ciężar gatunkowy, by można ją kwitować kilku zdaniami (z drugiej strony wydaje się tu potrzebny także głos teoretyka państwa i prawa, ale w ramach innych rozważań niż obecne, tj. specjalnie poświę­ conych temu zagadnieniu i różnym ujawnionym do­ tąd co do niego stanowiskom). Tutaj możemy jedy­ nie wskazać, że problem tzw. prawa gospodarczego zdaje się dokumentować znaczenie podziału prawa na publiczne i prywatne w naszych warunkach ustrojo­ wych; oddzielenie prawa gospodarczego od cywilnego, mające naszym zdaniem — biorąc rzecz ogólnie — wiele ważkich za sobą argumentów, może być dokonane właśnie przy pomocy tego podziału i pożyteczne meto­ dologicznie byłoby połączenie dyskusji nad obu tymi sprawami. Również proponowana tutaj zasada podziału prawa na publiczne i prywatne wydaje się istotna dla 18 Por. na ten temat J. Wasilkowski (z udziałem M. Madeya), Kodeks cywilny PRL a zagadnienie prawa go­ spodarczego, „Państwo i Prawo” 3, 1960, zwłaszcza str. 415. Tamże bogate dane bibliograficzne na temat tego problemu. Por. także' S. Buczkowski, Obrót gospodarczy a metody jego regulacji prawnej, tamże, str. 434 i nast. Problemy metodologiczne

13

193

wyodrębnienia prawa gospodarczego od cywilnego19 (jakkolwiek aktualne ustawodawstwo i faktyczne sto­ sunki w różnych krajach, o których tu mowa, czynią nieraz in concreto zagadnienie skomplikowanym i utrud­ niają wydzielenie w postaci chemicznie czystej norm jednej i drugiej kategorii). Mimo to na tym odcinku zarówno pod względem teoretycznym, jak i praktycz­ nym podział prawa na publiczne i prywatne nie jest pozbawiony znaczenia. Za przydatnością tego podziału w naszych warunkach przemawiają : ae jeszcze, ogólniejsze względy. Jeśli mianowicie patrzeć na rzecz z punktu widzenia dyna­ miki rozwojowej społeczeństwa naszych krajów, jego przechodzenia ku wyższej fazie socjalizmu, to widoczne stają się dalsze racje dla utrzymania tego podziału. „Publicyzacja” prawa nie jest perspektywą naszego rozwoju, wręcz przeciwnie, elementy prawa prywatnego będą się umacniać i współistnieć z publiczno-prawnymi. Te pierwsze muszą silnie dochodzić do głosu w miarę kształtowania się nowych stosunków pomiędzy pań­ stwem a społeczeństwem, w miarę kształtowania się samorządu społeczeństwa komunistycznego, w miarę wreszcie wznoszenia się jednostki na coraz wyższy roz­ wojowo poziom, umożliwiającego w coraz to większym stopniu kształtowanie na zasadzie dobrowolności tych stosunków, które obecnie uregulowane są przy pomocy nakazów i zakazów. Zagadnienie podziału prawa na publiczne i prywatne w naszym ustroju zostało tu poruszone w sposób szki­ cowy, ale wydaje się, że przytoczono dość argumentów przemawiających za ważnością tej sprawy i potrzebą dyskusji różnych specjalistów na jej temat.

1# Por. J. Topiński, Problem prawa gospodarczego, „Pań­ stwo i Prawo” 2, 1960, str. 224, 228. 194

Rozdział V

PROBLEM PODZIAŁU NAUK PRAWNYCH

§ 1. Aktualny podział pracy w jurysprudencji W nauce prawa w sposób w znacznej mierze żywio­ łowy na gruncie samej praktyki badawczej, wytworzył się w ciągu długich wieków podział pracy. W podziale tym, który nie jest bynajmniej ścisły w odgraniczaniu różnych sfer badań, i który — gdy chodzi o pewne człony podziału — jest nacechowany dość dużą chwiejnością, zaznaczają się osobliwości nauki prawa, osobli­ wości nie „autonomiczne”, lecz wypływające z samych cech i tendencji właściwych jej przedmiotowi, tj. prawu. O podziale nauk prawnych, powstałym na tej drodze nieświadomie praktycznej, sporo możemy się dowie­ dzieć ze składu dyscyplin prawniczych aktualnie upra­ wianych i ujętych w programach studiów prawnych na uniwersytetach, gdy wyłączymy, rzecz prosta, przed­ mioty mające w tych studiach charakter dodatkowy, propedeutyczny, albo jak ekonomia polityczna, trady­ cyjnie wykładanych na wielu wydziałach prawa. Roz­ ważając skład tych dyscyplin prawniczych, znajdziemy w jego obrębie trzy kategorie nauk, rozbudowane w nierównym stopniu. Kategorią przeważającą nad pozostałymi jest tak zwana często dogmatyka prawa \ obejmująca cały sze1 Czasem mówi się po prostu o tej dyscyplinie jako o „nauce prawa” (nazwa charakterystyczna, bo „nauka prawa” to tak, 13*

195

reg szczegółowych dyscyplin zajmujących się prawem aktualnie obowiązującym: naukę prawa państwowego (konstytucyjnego, politycznego), administracyjnego, fi­ nansowego, karnego, cywilnego, procedury karnej i cy­ wilnej, ustroju sądów, prokuratury i adwokatury, pra­ wa międzynarodowego publicznego i prywatnego, oraz często inne jeszcze działy (np. u nas prawo pracy, pra­ wo rolne). Niektóre spośród działów dogmatyki prawa, niezwykle obszerne, różnicują się jeszcze dalej w swym własnym obrębie na szereg dziedzin specjalnych, upra­ wianych przez różne grupy badaczy np. spomiędzy cywilistów, czy znawców prawa administracyjnego. Takie dziedziny stają się nawet nieraz odrębnymi także for­ malnie przedmiotami studiów prawniczych (np. prawo rodzinne, prawo wyznaniowe itp.). Kategorią dyscyplin dużo szczuplejszą są nauki histo­ ryczne (u nas historia państwa i prawa polskiego, po­ wszechna historia państwa i prawa, historia prawa rzymskiego). Gdzieś na pograniczu dyscyplin historycz­ nych i dogmatycznych lokuje się w niektórych kra­ jach jeszcze tak niezbyt szczęśliwie nazwane prawo po­ równawcze *i2. Jest w ogóle kwestią sporną w nauce, czy

jakby „lekcja prawa” w odróżnieniu od „nauki o prawie”). Na kontynencie spotyka się także nazwę „jurysprudencja” zarów­ no dawniej, jak i obecnie (por. np. J. Sche in, Unsere Rechtsphilosophie und Jurisprudenz, Berlin 1889, G. del V e c c h i o, Lezioni di filosofia del diritto, X. wyd., Milano 1958, str. 102 i nast.), w nauce anglosaskiej natomiast jurisprudence, to ogólna nauka o prawie, przeważnie analityczna. A. R o s s w On law and justice, London 1958, str. 21 i nast., proponuje nazwę doctrinal study of law w miejsce dawniej przez siebie używanej legał dogmatics (Towards a realistic jurisprudence, Copenhagen 1946). 2 Obok comparatiue law stosowane są też, jako określenia tej dziedziny, terminy: comparatiue jurisprudence i compara­ tiue legislation. Stosuje się tu ewentualny podział na descriptiue oraz applied comparatiue law. Programy tej dyscypliny są 196

chodzi tutaj o odrębną dyscyplinę (lub grupę dyscy­ plin), czy tylko o pewien swoisty pod względem meto­ dologicznym sposób podejścia do problematyki bądź prawa aktualnie obowiązującego, bądź prawa przeszło­ ści. Nie wdając się w powstające w tym przedmiocie kontrowersje należy, rejestrując istniejący stan rzeczy, stwierdzić, że mamy do czynienia z dość już dziś ob­ szerną dziedziną studiów komparatystycznych o tyle samodzielną, iż nie dającą się utożsamić z normalnym zakresem badań prawno-dogmatycznych, czy prawno-historycznych lub socjologicznych 3. Trzecią kategorię wreszcie stanowi nauka o niezbyt jasno określonym przedmiocie, różnie zwana i w roz­ maity sposób traktowana — czasem tylko jako nauka ogólna, czasem w części także szczegółowa nauka teore­ tyczna o państwie i prawie (względnie raczej grupa .ta­ kich nauk teoretycznych). Nauka ta, to bądź teoria pra­ wa, lub państwa i prawa (prawa i państwa w koncep­ cjach burżuazyjnych przyznających priorytet czasowy dość rozbieżne, ale ma ona już za sobą spory kapitał badań. Por. H. G. Gutteridge, The prouince of comparatwe law w Interpretations of modern legał philosophies, New York 1947, str. 30 i nast. i Comparatwe law, Cambridge 1946, oraz T. A sc a re lii, Premesse allo studio del diritto comparato w Saggi giuridici, Milano 1949. W literaturze burżuazyjnej spotykamy nieraz koncepcje tej dyscypliny podbudowane ide­ alistycznie, np. G. del V e c c h i o, L’unite de l’esprit humain comme base de la comparaison juridiąue (,,Les cahiers du „Bulletin Europeen”, 12, 1951) i dawniejsza praca tegoż autora Sull' idea d’una scienza del diritto universale comparato, II wyd. Torino 1909. Z innych dawniejszych pozycji literatury doty­ czącej prawa porównawczego warto wspomnieć F. Pollocka The history of comparatwe jurisprudence, „Journal of the Society of Comparative Legislation — New Series” XI, 1903. 3 Tak m. in. traktuje sprawę A. Ross, On law and justice, str. 22, choć istnieją także zdania odrębne.

197

prawu) 4 z dodatkiem „ogólna” lub też bez tego dodatku, bądź filozofia prawa, bądź jurisprudence, względnie jurisprudence and legał theory, bądź socjologia prawa, itp.5*. Z dyscyplinami tego typu tradycyjnie blisko jest spokrewniona encyklopedia prawa, czy tzw. wstęp (wprowadzenie) do nauk prawnych8. Z samych nazw tych ostatnich przedmiotów studiów wynika, że nie chodzi tutaj o samoistne nauki o odrębnym przedmio­ cie, że mamy do czynienia po prostu z opracowaniami propedeutycznymi, posiadającymi określone znaczenie dydaktyczne7. Ale encyklopedie i wstępy mają coś wspólnego z wymienionymi wyżej dyscyplinami, bo 4 Por. o tych koncepcjach S. Rozmaryn, Prawo i pań­ stwo, Warszawa 1949. 5 Nie tylko występują tutaj różne nazwy, ale także rozmaite są koncepcje tych dyscyplin; nawet posługiwanie się przez różnych uczonych tą samą nazwą, np. jurisprudence lub sociology of law o niczym jeszcze nie świadczy. Nazwa „teoria prawa” jest bardzo rzadka na terenie anglo-amerykańskim, nazwa „filozofia prawa” bardzo częsta w krajach romańskich, w Europie i w Południowej Ameryce. Sociology of law może być ujmowana jako dyscyplina bądź ogólna, bądź szczegółowa (zwana także sociological jurisprudence). Wyróżnia się również czasem applied sociology of law, mającą bliskie koneksje z po­ lityką prawa. Por. na ten temat J. S t o n e, The prouince and function of law, Sydney 1946, str. 393 i nast. ’ Tego typu prace były szczególnie rozpowszechnione w Niem­ czech, por. np. C. G a r e i s, Rechtsenzyklopiidie und Methodologie ais Einleitung in die Rechtswissenschaft, Giessen 1920, F. Giese, Einfiihrung in die Rechtswissenschaft, Berlin 1928, A. M e rkel, Juristische Enzyklopddie, Berlin 1909. Na ten kie­ runek twórczości oddziałał z jednej strony wpływ uniwersalnego systematyzmu heglowskiego, a z drugiej strony — później — pozytywizm prawniczy, który sprowadzając naukę prawa do szczegółowych rozważań dogmatycznych potrzebował czegoś w rodzaju przewodnika — wstępu do tych rozważań. 7 W związku z tymi kwestiami por. J. Lande Studia z filo­ zofii prawa, str. 338 i nast., 629 i nast., 646 i nast., 687 i nast. 198

również — jak tamte to czynią przeważnie — ogólnie traktują o państwie, prawie i o podstawowych pojęciach z państwem i prawem związanych. Trudno też sądzić o treści danych rozważań z samych tylko nazw. Zd irza się, że „teoria prawa” w ujęciu pewnego autora jest ni­ czym więcej, jak encyklopedycznym wstępem do nauk prawnych, podczas gdy prace kursujące pod mianem wstępów lub encyklopedii mieszczą w sobie zręby po­ ważnych teorii naukowych. Często dzieła, określane za­ równo jako „wstępy”, jak i „teorie”, łączą w sobie ele­ menty encyklopedyczne z systematyczną ekspozycją teorii lub filozofii prawa we właściwym tego słowa zna­ czeniu 8. Przeważnie ci sami autorzy, którzy fachowo i „na poważnie” zajmują się teorią państwa i prawa (względnie dyscypliną inaczej nazwaną, lecz mniej wię­ cej równoważną), poświęcają się usługowo wykładom i książkowym opracowaniom wstępów i encyklopedii. W tych zaś krajach, gdzie brak takich propedeutycznych przedmiotów studiów, wykład teorii prawa ze względu na potrzeby praktyczne staje się nierzadko wy­ kładem o składzie mieszanym; jest częściowo poświę­ cony pewnej specjalnej nauce, a częściowo staje się wprowadzającym w studia prawnicze zbiorem wstęp­ nych wiadomości o państwie i prawie 9. Z przewagą tzw. dogmatyki prawa wśród nauk praw­ nych mieliśmy i mamy do czynienia zawsze, we wszyst­ kich okresach rozwojowych nauki prawa. Jest to zro­ 8 Por. np. w ten właśnie sposób ujętą Ogólną teorię prawa E. J a r r y (II wyd., Warszawa 1922) czy Lezioni di filosofia del diritto G. del Vecchio (X wyd., Milano 1958). ’ Ze stanem takim spotkałem się za granicą — częściowo w Skandynawii, także we Włoszech. U nas problem również aktualny, skoro nie ma odrębnego wykładu „wstępu”, a teoria państwa i prawa jest już na I roku, znajdując słuchaczy nieobeznanymi jeszcze w ogóle z prawem. 199

zumiałe, bo prawo ze względu na swą funkcję regula­ tora życia społecznego musi być przede wszystkim w spo­ sób możliwie jasny i jednoznaczny rozumiane, musi stanowić zunifikowany zespół reguł postępowania, musi stawać się wyczerpującym systemem, musi być stoso­ wane w sposób maksymalnie jednolity. Same środki instytucjonalne nie są tego w stanie w należytym stop­ niu zapewnić. Ustawodawca nigdy nie jest w stanie przewidzieć wszystkich kwestii, które wyłoni praktyka stosowania prawa, nie jest też w stanie uniknąć przy redagowaniu przepisów prawnych wielu niejasnych określeń zaczerpniętych z mowy potocznej. Nie potrafi ingerować zawsze w porę, gdy pojawiają się problemy społeczne wymagające regulacji dotąd nie istniejącej na danym odcinku lub odmiennej od dotychczasowej. Organy stosujące prawo działają wprawdzie na zasa­ dach sprzyjających realizacji wymienionych wyżej za­ łożeń (zasady te są odmienne w administracji państwo­ wej i w sądownictwie), ale nie są w stanie wypełnić w sposób wystarczający wszystkich zadań podyktowa­ nych potrzebą wspomagania przejawiającej się już w sa­ mym procesie kształtowania prawa tendencji unifika­ cyjnej 10, zadań w zakresie krytyki, interpretacji i sy­ stematycznego porządkowania prawa obowiązującego. Do zadań tych powołana jest jeszcze tak często zwana „nauka prawa”, inaczej: dogmatyka prawa, której dzia­ łalność, jakże ważna społecznie, zazębia się ściśle i do­ pełnia z działalnością organów stanowiących i stosują­ cych prawo. Czynności tych organów oraz dogmatyki prawa oznaczają w sumie, jak to stwierdzał Petrażycki, „...dążenie za wszelką cenę do znalezienia (w prawie)

10 Por. na ten temat F. Engels, List do Konrada Schmidta (Londyn, 27. X. 1890 r.), K. Marks — F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, str. 471 i nast. 200

rozstrzygnięcia obiektywnego, niezależnego od różno­ rodności poglądów indywidualnych” u. Abstrahujemy tutaj od pewnych dążności subiektywistycznych i antysystemowych, które z określonych przyczyn społecz­ nych i politycznych zaznaczają się niekiedy w działal­ ności poszczególnych instancji stosujących prawo — czasem także w nauce prawa — ale nie podważają faktu występowania, jako zasadniczej, tendencji unifika­ cyjnej. Ze względów tedy praktyczno-społecznych poważny rozmiar dogmatyki prawa łatwo się tłumaczy. Dziedzin prawa jest wiele, obfitują one w mnóstwo szczegółów, w związku ze skomplikowanym charakterem stosun­ ków w społeczeństwie nowoczesnym regulacja prawna wzrasta jeszcze ilościowo i stąd nic dziwnego, że do dotychczasowych działów dogmatyki dochodzą jeszcze nowe, a dawne ulegają niejednokrotnie rozszczepieniu w odrębne dyscypliny. Żywa materia prawa współcze­ snego, powstającego i narastającego, stwarza zamówie­ nie społeczne o charakterze dynamicznym; zamówienie nigdy nie wyczerpane dla prawników dogmatyków, któ­ rych dziedzina jest dziedziną stałego wzrostu, póki jesz­ cze nie ma symptomów obumierania prawa. Inaczej z badaniami historyczno-prawnymi. Tutaj panuje sta­ tyka, ponieważ to, co przeszło, nie może ogniskować tak żywotnych zainteresowań, jak teraźniejszość i materiału rozważań nie przybywa tak wiele. Teraźniejszość postę­ pując małymi tylko dawkami oddziela materiał dla hi­ storyka. Temu ostatniemu zdarzy się co prawda nie­ jednokrotnie znaleźć jakieś nieznane dotąd źródła doty­ czące przeszłości i wzbogacające jego warsztat badaw­ czy. Jest to jednak niczym w porównaniu ze szczodrym 11 L. Petrażycki, Teoria prawa i państwa w związku z teorią moralności, Warszawa 1959, t. I, str. 323—4. 201

piórem ustawodawcy i organów stosujących prawo, które w obfitości dostarcza stale nowych materiałów dla dociekań dogmatyków prawa. Pozostaje jeszcze jedna dziedzina słabiej rozwinięta, jednoprzedmiotowa najczęściej, także u nas w niedosta­ tecznej jeszcze mierze sprecyzowana: ogólna nauka o państwie i prawie. W tej jednak dyscyplinie, jednost­ kowej obecnie, mieści się naszym zdaniem potencjalnie poważny partner i konkurent, ale zarazem poważny sprzymierzeniec i pomocnik dla dogmatyki prawa w przyszłości. Na razie dyscyplina ta stanowi dość po­ jemny worek dla przedmiotów przeróżnych. Właściwie w tym podziale nauk, który dokonał się w trybie tra­ dycyjnym, żywiołowo-praktycystycznym, mamy do czynienia, gdy o tę dyscyplinę chodzi, z punktem, w którym objawia się podziału tego bądź wadliwość, bądź niedokończenie. Często wszak — a to także w prze­ pisach prawa obowiązującego, także w nauce prawa — spotykamy .podziały o pewnych członach precyzyjnie określonych, jednakże ze sprawiającym rozczarowanie dodatkiem członu: „inne” lub ^pozostałe” (przedmioty, materie). Dyscyplina, o której tu mówimy, jest również jakąś taką pozostałością, „resztówką” teoretycznie niedość wyklarowaną, praktycznie często lekceważoną. Taki stan rzeczy nie stanowi zresztą niczego nowego w historii nauk i ich podziału, dokonującego się w spo­ sób żywiołowy w miarę postępów wiedzy. Zawsze tam, gdzie wyodrębniały się zaawansowane w swym rozwoju dyscypliny naukowe, powstawały jasne, precyzujące się linie podziału, początkowa mgławica splątanych roz­ ważań na różne tematy ustępowała miejsca kształtują­ cemu się porządkowi nauk. Jednakże w dalszym ciągu pozostawały w nauce punkty ciemne w postaci dyscy­ plin o niesprecyzowanym przedmiocie i zawartości — jakichś „innych”, „pozostałych” dyscyplin, opatrywa­ 202

nych łącznie tajemniczymi, nie zalecającymi się jasno­ ścią nazwami, jak np. „filozofia społeczna”, gdy chodzi o teren bliski naszego lub „filozofia prawa”, gdy cho­ dzi o nasz własny teren. Było to symptomem niedoroz­ woju pewnych dziedzin myśli, w których brakło kapi­ tału wiedzy ustalonej, których przedmioty nie były do­ statecznie ostro dostrzegane i odróżniane. Tak miały się sprawy w dawniejszej historii nauk, w warunkach ustroju kapitalistycznego. Nasza ogólna nauka o pań­ stwie i prawie góruje wprawdzie zdecydowanie nad analogicznymi dyscyplinami burżuazyjnymi, ale nie jest jeszcze dość zaawansowana w swym rozwoju, jeśli stosować wewnętrzną skalę porównawczą, tj. zestawiać jej poziom z poziomem innych dyscyplin naszego pra­ woznawstwa. Sytuacja omawianej nauki jest dość ciężka, ponieważ dysproporcje rozwojowe utrudniają jej dźwi­ ganie na wyższy poziom. Sukcesy bowiem mobilizują, dyscypliny okazujące swą praktyczną przydatność chęt­ nie są uprawiane i popierane, ich byt osiąga określoność i stabilizację. Brak sukcesów i praktycznej przy­ datności działa natomiast w kierunku odwrotnym, w kierunku odwracania się' od zacofanych w rozwoju dyscyplin, pozostawiania ich w stadium dotychczasowym poza właściwym terenem, na którym koncentrują się wysiłki naukowe. Ostatecznie, mimo istnienia czynni­ ków utrudniających dodatkowo rozwój dyscyplin opóź­ nionych, nie należy wątpić w ich stopniowy postęp, soli­ daryzując się z optymistycznym w tej mierze stanowi­ skiem J. Landego 12. W takiej właśnie sytuacji wśród nauk prawnych znaj­ duje się dyscyplina, której rozwój u nas, mimo położe­

12 J. Lande, Studia z filozofii prawa. Warszawa 1959, str. 720: „... nie rezygnujmy z ufności w postęp, który rządzi innymi dziedzinami kultury, więc nie ominie chyba także nauki w jej dziedzinach dotąd upośledzonych”.

203

nia u jej podstaw tez prawdziwie w swej odkrywczości rewelacyjnych, w dalszym swym toku nie okazał się zadowalający; o wielu zasadniczych brakach tej dyscy­ pliny w jej różnych wersjach dotychczasowych w nauce burżuazyjnej piszemy na innym miejscu wskazując na różne immanentne przyczyny jej niedomagań. Mówimy tam m. in. o zwodniczej „oczywistości” faktów, które różne teorie prawa brały za punkt wyjścia i związanej z tym wadliwości metod przyjętych przez te teorie, a tak­ że poddajemy krytyce samą koncepcję tej nauki, jako in toto „nauki ogólnej” 13. Tutaj pragniemy poruszyć inne problemy, zwrócić uwagę na przyczyny dość wy­ raźnego niedorozwoju omawianej dyscypliny związane z całością historycznie ukształtowanej struktury nauki prawa sensu largo i z przeważającym w tej nauce na­ stawieniem. Chodzi tutaj o pewne momenty zaznacza­ jące się w nauce prawa w sposób ciągły, do pewnego stopnia niezależnie nawet od klasowych i metodolo­ gicznych linii podziału. Te ostatnie mają co prawda za­ sadnicze znaczenie dla zdefiniowania pozytywnych war­ tości marksistowskiej teorii państwa i prawa w prze­ ciwstawieniu do teorii burżuazyjnej. Te pierwsze jed­ nak zasługują na wydobycie, ponieważ pozwalają na diagnozę istniejących strukturalnych niedomagań nauki prawa i obmyślenie środków zaradczych. Otóż stan niezadowalający, w jakim wciąż jeszcze pozostaje wzmiankowana dyscyplina, wiąże się m. in. wyraźnie z pozycją, jaką na terenie nauk prawnych zaj­ muje dogmatyka prawa i właściwy jej sposób podejścia do problemów państwa i prawa. Pozycja ta wykazuje niekiedy tendencje monopolityczne. Stwierdzając to pragniemy zastrzec się przeciwko możliwym nieporozu­

13 Por. dalej rozdział VI, Krytyka ogólnej teorii państwa i prawa, str. 257 i nast. 204

mieniom. Mogą się one, po pierwsze, wiązać już z samą używaną przez nas terminologią. Nazwa „dogmatyka prawa” kojarzy się z „dogmatyzmem” (ściślej: z metodą formalno-dogmatyczną), czyli z określeniem pewnego szczególnego — a wadliwego, lub co najmniej niewy­ starczającego i jednostronnego — sposobu podejścia do problematyki prawa ]4. To skojarzenie przesądza nie­ jako w sensie pejoratywnym ocenę zawartości „dog­ matyki prawa”. Tymczasem, ta ostatnia nie musi w za­ sadzie być wcieleniem metody formalno-dogmatycznej (choć jak dotąd bardzo często nim bywała). Innymi sło­ wy, nazwa „dogmatyka” (dogmatyczny) znaczy co in­ nego w określeniu „dogmatyka prawa” niż w określe­ niu „metoda formalno-dogmatyczna”. „Dogmatyka pra­ wa” to po prostu nauka objaśniająca i systematyzująca przepisy prawa obowiązującego. Lepiej byłoby, dla uniknięcia nieporozumień, nadać jej inną nazwę, ale o taką trudno, a w dodatku dotychczasowa jest dość powszechnie przyjęta i ustalopa w nauce. Po drugie, nie należy sądzić, byśmy występowali tutaj w roli prze­ ciwników dogmatyki prawa, której praktyczna rola spo­ łeczna musi być podkreślona z całym naciskiem. Wska­ zujemy jedynie na pewne zjawiska, stanowiące uboczny produkt naturalny rozwoju dogmatyki prawa, a ciążące ujemnie na innych dyscyplinach prawnych, m. in. na teorii państwa i prawa. Oto praktyczne cele unifikacji prawnej uzyskują w naukach prawnych przeważające znaczenie, inne za­ dania badawcze wydają się stosunkowo mniej ważne. Pozostałe linie rozważań — teoretyczne, krytyczne, wartościujące, prawno-polityczne — mają zbyt nie-* 14 Por. na ten temat w polskiej literaturze: K. Opałek — J. Wróblewski, Pozytywizm prawniczy, „Państwo i Pra­ wo” 1, 1954, S. Ehrlich, O metodzie Jormalno-dogmatycznej, „Państwo i Prawo” 3, 1955. 205

wielu popleczników, czego przyczyna tkwi w tym waż­ nym społecznie fakcie, iż prawnik prawie że z reguły ze stanowiskiem badacza łączy w sposób ścisły i nieoddzielny ex professo stanowisko rzecznika prawa obo­ wiązującego. Prawo jest dlań nie tylko obiektem ba­ dania, jest także czymś wiążącym, autorytatywnym, po­ chodzącym od władzy, wymaga oprócz objaśnienia rów­ nież uzasadnienia. Taki punkt widzenia jest we właści­ wych granicach zupełnie słuszny, bo przecież istotnie funkcją społeczną prawa jest to, aby było ono niewzru­ szalne, przestrzegane, jednolicie stosowane i po to ist­ nieją prawnicy — także naukowcy — by stali na straży jednolitości prawa oraz wypełniania jego nakazów. W służbie obowiązywania prawa konieczny jest ten punkt widzenia zarówno w pracy organów państwo­ wych, jak i dogmatyków prawa, inny stanowiłby zgoła sprzeniewierzenie się podstawowym zadaniom dyscy­ pliny uprawianej przez tych ostatnich. Ale teoretycz­ na analiza prawa i opracowywanie naukowych postula­ tów de lege et de sententia ferenda wymaga już innej postawy, transcendentnej w stosunku do tego, co w da­ nym czasie obowiązuje. Postawę tę trudno jednak wy­ robić, gdy zawodowo dominującym jest punkt widze­ nia dogmatyki prawa, gdy ten ostatni także w szkole­ niu prawników przeważa. Stanowisko dogmatyki prawa nawet nieświadomie jest przenoszone i wpływa na inne kierunki rozważań o państwie i prawie. Centralne py­ tanie, czym jest prawo, bezwiednie nieraz ulega prze­ kształceniu w pytanie, co obowiązuje jako prawo, tzn. w odpowiedzi na to pytanie nie stwierdza się, czym jest prawo, wszelkie prawo ze względu na swe obiektywne cechy, lecz tylko czym jest prawo, które obowiązuje aktualnie 15. Różnorakie teorie (np. praw podmiotowych, 15 Por. L. Petrażycki, Wstęp do nauki prawa i moral­ ności, Warszawa 1959, rozdz. II, str. 72 i nast.

206

osób prawnych, istoty przestępstwa, itd.) bywają for­ mułowane pod przemożną sugestią danego systemu pra­ wa obowiązującego, względnie pewnej grupy systemów pokrewnych. Wiele słusznych uwag na ten temat wy­ powiedział już w swych pracach J. Lande, do którego wywodów należy odwołać się w tym względzie 10. Punkt widzenia dogmatyki prawa w połączeniu z określonymi przyczynami natury klasowej mógł nawet w pewnym okresie doprowadzić do całkowitego usunięcia w cień rozważań teoretycznych i prawno-politycznych. Było to w okresie pozytywizmu prawniczego, gdy ustabili­ zowany porządek burżuazyjny nie zdawał się potrze­ bować uzasadnienia i wymagać analizy krytycznej. Gdy nieco później w obrębie tegoż kierunku objawiły się tendencje do tworzenia ogólnej nauki o prawie i pań­ stwie, to z tej ogólnej nauki uczyniono dyscyplinę nie teoretyczną, ani prawno-polityczną, lecz dyscyplinę uogólniającą zasady prawne obowiązujące „w krajach cywilizowanych” — to znaczy ogólną dogmatyczn ą naukę o prawie (lub o państwie i prawie)*17. Mono­ pol dogmatycznego punktu widzenia w burżuazyjnej nauce prawa został jeszcze teoretycznie podbudowany w naszym stuleciu przez H. Kelsena i jego uczniów. Normatywizm odróżnił co prawda badanie „powinno­ ści” i „faktyczności” prawnej, ale dociekania nad tą ostatnią usunął z obrębu nauki prawa, jako wyłącznie „normatywnej”. Wprawdzie stanowisko pozytywizmu prawniczego i normatywizmu uległo zasadniczemu przezwyciężeniu

18 Por. J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 353 i nast., 661 i nast. 17 Por. np. koncepcję ogólnej nauki prawa (filozofii prawa pozytywnego) w ujęciu J. Austina, Lectures on jurispru­ dence, wyd. II, London 1863, t. II, str. 1107, a także La philosophie du droit positif, Paris 1894. 207

przy marksistowskim podejściu do problematyki pań­ stwa i prawa, ale wpływ tych poglądów nie przebrzmią! jeszcze nawet u nas całkowicie. Co zaś szczególnie waż­ ne, jednostronnie formalno-dogmatyczny punkt widze­ nia pozytywizmu prawniczego doprowadził do stanu pomieszania zagadnień dogmatyki prawa z jednej, a teorii i polityki prawa z drugiej strony, a zarazem do takiego tych ostatnich zagadnień zaniedbania, które w krótkim czasie nie mogło przez naszą naukę zostać odrobione. Poza tym jednak przemożne sugestie zwią­ zane z funkcją społeczno-polityczną, a także naukową dogmatyki prawa nadal działają. Wolni od nich są prze­ ważnie ci tylko teoretycy państwa i prawa, którzy nie mieli i nie mają wiele wspólnego z materiałem prawa obowiązującego, ale z nimi właśnie nie można wiązać wielkich nadziei na postęp w tak zaniedbanych dyscy­ plinach. Stanowisko uzasadnione tylko w obrębie dogmatyki prawa rozciągało się także na inne poza teorią i poli­ tyką prawa tereny. Dotyczy to historii państwa i prawa, uprawianej nieraz w sposób ahistoryczny i dogmatycz­ ny. Tak jak aktualnie obowiązujące, objaśniano i syste­ matyzowano prawo należące do przeszłości. Tego ro­ dzaju charakter posiadał często zwłaszcza —,i to w bar­ dzo niedawnych jeszcze czasach (a posiada go w niektó­ rych przypadkach nawet po dziś dzień) — wykład pra­ wa rzymskiego, w czym widać oddziaływanie bardzo odległych tradycji. W prawie rzymskim widziano wszak w dawniejszych wiekach ucieleśnienie sprawiedliwości naturalnej i stąd uznawano to prawo za obowiązujące aktualnie, bodaj posiłkowo1S. W niektórych krajach18

18 W czasie Oświecenia stawano co prawda nieraz — z punk­ tu widzenia ówczesnej doktryny prawa natury — w opozycji w stosunku do prawa rzymskiego; por. K. Opałek, Prawo 208

prawo to, w połączeniu z lokalnym, obowiązywało istot­ nie. Gdy zaś doktryna prawa natury już się przeżyła, nie przestawano w prawie rzymskim upatrywać „wzo­ ru”, często wzoru niedościgłego, dla współczesności. Po­ dawano prawo rzymskie nie jako pewną formę rozwo­ jową prawa, lecz jako zbiór formuł oderwanych od rze­ czywistości historycznej, wprawdzie nie obowiązują­ cych, ale traktowanych analogicznie do aktualnie obo­ wiązującego prawa cywilnego. Wprawdzie dziś już ideały tego rodzaju uległy relatywizacji, ale „wzorowość” rzymskiego prawa prywatnego nadal jest podno­ szona, już przynajmniej z punktu widzenia dydaktyki, wprowadzenia w studium współczesnego prawa cywil­ nego i w „myślenie prawnicze”. Zagadnienie ahistoryzmu w historii państwa i prawa jest jednak zbyt ob­ szerne, aby je tutaj bliżej omawiać. Jedną z ważnych stron tego ahistoryzmu (ściśle związaną z myśleniem formalno-dogmatycznym) było i jest traktowanie prze­ szłości państwa i prawa w aspekcie przepisów, norm obowiązujących, a nie w aspekcie faktycznej praktyki ustrojowo-prawnej1!l.

natury u polskich fizjokratów, Warszawa 1953, str. 107 i nast. Romaniści w obrębie szkoły historycznej niemieckiej nieraz absolutyzowali walor prawa rzymskiego — por. K. Opałek — J. Wróblewski, Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, nadb. z „Przeglądu Nauk Historycznych i Społecznych ” V, 1954, str. 297 i nast. Później podobne stanowisko reprezen­ tował R. I h e r i n g, Geist des romischen Rechts auf den verschiedenen Stufen seiner Entwicklung, wyd. VI—VII, Leipzig 1923, t. II 2, str. 311 i nast. Dogmatyczne ujęcie prawa rzym­ skiego i w naszym kraju miało bardzo poważnych rzeczników, jak F. Z o 11 (s e n.) (por. jego Pandekta, zapoczątkowane w 1888 r. i uzupełnione potem przez Z. Lisowskiego) i S. Wróblewski (Zarys wykładu prawa rzymskiego, 2 to­ my, Kraków 1916—19). ” Marksizm przełamuje zdecydowanie ten formalizm na od­ cinku historii państwa i prawa. W nowszej nauce burżuazyjProblemy metodologiczne

14

209

Czas jednak powrócić do wzmiankowanej już dyscy­ pliny o wielu nazwach i o niejasnej zawartości. Dyscy­ plina ta — owa ogólna nauka o prawie i państwie — nie obejmuje bynajmniej rozważań jednolitych i jedno­ kierunkowych, łączy raczej w sobie różne niezbyt jasne wątki. Bywała, jak widzieliśmy, traktowana w nauce burżuazyjnej jako dyscyplina ogólna o nastawieniu dogmatycznym i jako taka została filozoficznie podbu­ dowana przez Kelsena. Bywa dalej traktowana jako nauka teoretyczna o tym, czym prawo i państwo jest, jak się kształtuje, rozwija i jak działa w społeczeństwie; przez Petrażyckiego ta ogólna teoria była łączona z poli­ tyką prawa pod wspólną nazwą „filozofii prawa” *20. By­ wa ujmowana jako nauka o wartości i celu państwa i prawa, o państwie i prawie idealnym, a to już po­ cząwszy od tej dawnej formy filozofii prawa, jaką było prawo natury. Bardzo często dyscyplina ta stanowi po­ mieszanie najróżniejszych twierdzeń i dociekań o pra­ wie i państwie z przewagą wstępnych ustaleń programowo-metodologicznych. Jest ponadto ujmowana w spo­ sób bardzo rozmaity, z podkreśleniem lub wyolbrzy­ mieniem znaczenia aspektu analiz językowo-logicznych, albo na modłę mniej czy więcej radykalnie psycholo­ giczną, socjologiczną, itp. W każdym razie wyda je się — a dalej to jeszcze uzasadnimy — że jest w niej materiał nie na jedną, a na kilka dyscyplin naukowych, nawet jeśli odrzucimy rozważania aksjologiczne jako nie­ naukowe. nej — nie bez wpływu marksizmu, wpływu, który czasem na­ wet nie jest uświadamiany — równie zaznacza się odwrót od ujęć tradycyjnych. Obok jednak marksizmu, lub promiscue z jego ujęciem za podstawę służą tu często koncepcje socjo­ logiczne o zabarwieniu idealistycznym. 20 L. Petrażycki, Wstęp do nauki prawa i moralności, str. 159.

210

chaosie różnorodnych poglądów nauki burżuazyjnej na temat omawianej dyscypliny należy wspomnieć i o takich koncepcjach, które w ogóle negują istnienie odrębnego przedmiotowo zakresu badań „juryspru­ dencji teoretycznej”, przyznając jej rolę incydentalnego doradcy w problemach przekraczających możliwości przedstawicieli szczegółowych dyscyplin prawniczych. Wedle tego ujęcia nie istnieje samodzielna jurispru­ dence, a tylko pojawiające się od wypadku do wypadku jurisprudential problems, które ktoś z wykształceniem filozoficznym powinien roztrząsać. O tyle, o ile po­ gląd ten podważa prawoznawstwo ogólne w ujęciu tra­ dycyjnym, zbliża się do naszego, ale różnica polega na tym, że — jak dalej o tym będzie mowa — my przyjmujemy istnienie samoistnej i kilkupłaszczyznowej problematyki „jurysprudencji teoretycznej”. Ross uznaje tylko przedmiotową odrębność socjologii prawa, której jednak do jurisprudence nie zalicza — zamazuje za to różnice pomiędzy nią, a dogmatyką prawa (w jego nomenklaturze doctrinal study of law)21.

§2.0 projektowanych podziałach, w szczególności o ujęciu Petrażyckiego

Tak wygląda — przynajmniej w najbardziej zaryso­ wej postaci — podział dyscyplin prawnych, który do­ konał się w procesie ewolucji nauki prawa w sposób w zasadzie samorzutny. Obok tego podziału-faktu ist­ nieją jeszcze podziały-projekty, wśród nich interesujący i zasługujący na szersze rozpatrzenie projekt wypraco­ wany przez Petrażyckiego, przemyślany bardziej niż 21 Por. na ten temat K. Opałek — J. Wróblewski, Uwagi o koncepcjach filozoficzno-prawnych Alfa Rossa, „Pań­ stwo i Prawo” 3, 1960, str. 486. 14*

211

inne szczegółowo i konsekwentnie. Zastanawiając się tu­ taj nad kwestią podziału nauk prawnych nie mamy za­ miaru wdawać się w niezwykle obszerne zagadnienie ogólnej klasyfikacji nauk, które nie posiada w tych wywodach poważniejszego znaczenia 22. Ale trzeba za­ stanowić się w ogóle nad sprawą znaczenia projektów w zakresie klasyfikacji nauk, w tym nauk prawnych. Otóż wydaje się rzeczą niewątpliwą, iż w sferze tej to, co jest arbitralnym projektem, pozbawione jest w za­ sadzie praktycznego znaczenia, a to w tym większej mierze, im bardziej jest arbitralne, im bardziej odda­ lone od rzeczywistego podziału pracy w nauce między poszczególne dyscypliny naukowe. Podział nauk może właściwie posiadać znaczenie przede wszystkim w sen­ sie deklaratoryjnym, a już mniej w sensie konstytu­ tywnym. Może mieć znaczenie rejestratora procesu po­ działu pracy w nauce, może w tym charakterze ukazy­ wać aktualną strukturę nauki, związki i odrębności jej dyscyplin. Może mieć znaczenie systematyzująco-porządkujące, łącząc pewne nauki w ogólniejsze kategorie nadrzędne, wydzielając kategorie podrzędne, unaocz­ niając nawet pewne nieprawidłowości w kształtującym się żywiołowo podziale pracy. Może zapewne mieć także częściowo heurystyczne znaczenie, przewidując ponie­ kąd dalszy tok rozwoju, wydzielanie się lub powstanie pewnych dyscyplin. Dostrzegając zaś zarysowujące się tendencje rozwojowe w kierunkach badań, można na­ wet wysuwać pewne koncepcje prawidłowej budowy nowych dyscyplin. W odróżnieniu bowiem od nauk, które dawniej powstały i kształtowały się w sposób do­ syć żywiołowy, dyscypliny nowopowstające mogą, przy obecnym poziomie ogólnej wiedzy teoretyczno-metodo22 Por. T. Kotarbiński, Z dziejów klasyfikacji nauk, „Życie Nauki” 3—4, 1950, str. 232 i nast.

212

logicznej, zostać lepiej obmyślane i uniknąć w swym rozwoju tych wad strukturalnych, które zaciążyły nad rozwojem ich poprzedniczek. Ale podział nauk nie może wszak „stanowić”, nie może abstrahując od faktycznego rozwoju nauki nowych dyscyplin tworzyć, a tym bar­ dziej w sposób decydujący starać się zmienić charakter nauk istniejących. I to trzeba mieć na uwadze, aby nie przeceniać znaczenia podziału nauk, np. prawnych. Nie można go oczywiście również nie doceniać 23. W dawniejszych czasach poszczególni uczeni-prawnicy wypowiadali się na temat podziału nauk prawnych przeważnie tylko fragmentarycznie. W wieku XIX np. przedstawiciele szkoły historycznej dzielili naukę pra­ wa na filozoficzną i pozytywną z dalszym podziałem tej ostatniej na systematyczną i historyczną (filozofia pra­ wa odpowiadała tutaj temu mniej więcej, co dziś rozu­ mie się przez teorię prawa) z tym, że miała nastawienie zdecydowanie historyczne, a „nauka systematyczna” była po prostu dogmatyką prawa 24. Przeciwnik szkoły historycznej, J. v. Kirchmann, wysuwał obok tego poli­ tykę prawa, którą jednak wnet potem, za czasów pozy­ tywizmu prawniczego wraz z teoretyczną filozofią pra­ wa zdecydowanie odrzucano 25. W czasach pozytywizmu prawniczego i późniejszych znajdziemy znacznie wię­ cej — i bogatszych — sformułowań dotyczących klasy­ 23 Problematykę tę w sposób ogólny porusza W. Tatar­ kiewicz, Nauki Homologiczne a typologiczne, „Sprawozda­ nia PAU” t. XLVI, 1—5, 1945, str. 29 i nast. 24 Por. na ten temat K. Opałek — J. Wróblewski, Niemiecka szkoła historyczna w teorii prawa, str. 294 i nast. 25 Por. J. H. Kirchmann, Uber die Wertlosigkeit der Jurisprudenz ais Wissenschaft, Berlin 1847; przeciwko polityce prawa i pozadogmatycznej filozofii prawa wypowiadał się ostro jeden z czołowych pozytywistów, K. Bergbohm, Ju­ risprudenz und Rechtsphilosophie. I, Leipzig 1892, str. 200 i nast., 238, 240 i nast.

213

fikacji nauk prawnych. Sprawy te w nauce burżuazyjnej są bardzo sporne, dyskusje na ich temat prowa­ dzone w sposób dość mało odpowiedzialny i dowolny. Uzyskujemy w ich świetle istną dżunglę różnorodnych ujęć, nad którymi z jednej strony zaciążyły tradycyjne podziały wykształcone w związku z dydaktyką nau­ czania prawoznawstwa, a z drugiej strony założenia metodologiczno-filozoficzne poszczególnych koncepcji. Warto tutaj m. in. wspomnieć o różnych próbach w tej dziedzinie, spotykanych w polskiej literaturze podręcz­ nikowej. Próby te doczekały się już częściowego omó­ wienia 26. Nie chodzi nam jednak tutaj o śledzenie tych różnych prób, nawet tylko polskich, nie zawsze orygi­ nalnych. Nie byłoby to zajęcie twórcze. Rzecz bowiem godna podkreślenia, że panuje w nich mimo wszystko daleko posunięta zgodność, gdy chodzi o wymienianie dyscyplin, które rozwinęły się i wyprecyzowały (dyscy­ pliny dogmatyczne i historyczne) — choć różne są tych dyscyplin koncepcje i zapatrywania na ich charakter, natomiast co do owych „innych”, „pozostałych” dyscy­ plin mamy do czynienia z licznymi rozbieżnościami. Dyscypliny te w nauce burżuazyjnej nie mogą się wciąż i nadal wyprecyzować, nie stanowiąc nauk w pełnym tego słowa znaczeniu, a często tylko — jak o tym piszemy dalej — twory indywidualne (czy raczej indy­ widualne projekty) poszczególnych uczonych i myśli­ cieli 27. Opatrywane są różnymi nazwami i rozmaite przewiduje się dla nich programy. Z projektów tych jednak niewiele jak dotąd wychodzi, nie stają się one — na wzór nauk dogmatycznych i prawno-nisto28 Np. na temat ujęć A. Peretiatkowicza, H. Pięt­ ki i S. Kutrzeby, por. J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 690 i nast. 27 Por. rozdz. VI, str. 250.

214

rycznych — trwałymi pozycjami w podziale nauk prawnych28, pozycjami akceptowanymi przez ogół uczo­ nych i rozwijanymi na sposób dyscyplin, które w nauce zdobyły prawo obywatelstwa. A choć w naszej, marksi­ stowskiej nauce wyszliśmy już ze stanu indywidualnego projektowania i anarchii subiektywnych pomysłów, znajdując pewniejszy grunt pod nogami, to jednak nie zdołaliśmy jeszcze nadrobić straconego czasu i ukształ­ tować w sposób wyraźny oblicza omawianej grupy dy­ scyplin. Aby uzyskać punkt wyjścia do dalszych rozważań, zastanowimy się teraz bliżej nad wspomnianym już po­ działem nauk prawnych Petrażyckiego, stanowiącym najpoważniejsze ze znanych opracowań zagadnienia (gdy chodzi o podziały-projekty). Podział ten nie do­ czekał się jak dotąd opracowania krytycznego. Pewne interesujące uwagi na jego temat wypowiedział jedy­ nie J. Zajkowski w studium dziś mało dostępnym i zna­ nym: Wykładnia ustaw według Petrażyckiego i we­ dług jego teorii29. Petrażycki oparł swą klasyfikację (której nadał nawet szersze znaczenie, przekraczające sferę dyscyplin prawnych) 30 na podziale sądów na te­ oretyczne i praktyczne (obiektywne i subiektywno-stosunkowe). Teoretyczne dzielił dalej na ogólne (kla­ sowe) i konkretno-indywidualne, a te ostatnie na opi­ sowe, historyczne i prognostyczne. Sądy praktyczne 28 Można tu wymienić projekty najróżniejsze, choćby F. Somló, Juristische Grundlehre, Leipzig 1917, A. Gorovts e f f a principiologie du droit (por. Etudes de principiologie du droit, Paris 1928), J. H a 11 a integrative jurisprudence (por. Interpretations of modern legał philosophies, str. 313 i nast.) i podobne. 29 Odb. z „Wileńskiego Przeglądu Prawniczego”, Wilno 1936. 30 Por. systematyczne wyłożenie tego podziału u J. Land e go. Studia z filozofii prawa, str. 369 i nast. 215

dzielił na krytyczne (ujemnie i dodatnio) oraz postula­ towe z dalszym tych ostatnich podziałem na podmio­ towe i przedmiotowe 31. Podmiotowe (dotyczące postępo­ wania) rozpadają się wedle tej klasyfikacji na celowościowe (teleologiczne) i zasadnicze (normatywne), a te ostatnie na pozytywne (dogmatyczne) i niepozytywne (intuicyjne). Uznając nauki za systemy sądów jednorodzajowych wyodrębniał Petrażycki na podstawie powyższego po­ działu wśród nauk prawnych następujące dyscypliny: 1) naukę ogólną (klasową — teorię prawa i państwa), 2) prawoznawstwo opisowe, 3) historię prawa, 4) prognozy prawne, 5) krytykę prawa, 6) politykę prawa, 7) dogma­ tykę prawa i 8) naukę prawa intuicyjnego. Pełne sfor­ mułowanie tego podziału dał Petrażycki w swej pracy Nowe podstawy logiki i klasyfikacja umiejętności (wyd. 1939): w pracy tej w miejsce pojęcia „sądu”, którym poprzednio się posługiwał, wprowadził pojęcie „pozy­ cji”, chcąc wznieść się ponad przeciwieństwa logiki są­ dów i zdań; jednakże bardzo niejasną koncepcją „po­ zycji” nie będziemy się tu bliżej zajmowali 32. W podziale tym występują, podobnie jak w poprzed­ nio wzmiankowanych, pewne człony odpowiadające dyscyplinom prawnym aktualnie uprawianym i zaawan­ sowanym w swym rozwoju (historia prawa, dogmatyka prawa). Widnieje tutaj również teoria prawa i polityka prawa, dyscypliny, które uwzględniali w klasyfikacjach 31 Por. L. Petrażycki, Nowe podstawy logiki i klasyfi­ kacja umiejętności, Warszawa 1939, str. 43 i nast. 32 Sprawa ta nie wzbudziła dotąd żywszego zainteresowania. J. L a n d e, O ocenach (praca zamieszczona w Studiach, str. 752), a ostatnio J. Wróblewski w szkicu Jerzy Lande jako teoretyk prawa, zamieszczonym na wstępie Studiów, str. 26 i nast., poświęcili jej jedynie nawiasowe uwagi. 216

także inni uczeni. Mamy jednak inne jeszcze kategorie, jak prawoznawstwo opisowe, prognostyczne, krytykę prawa i naukę prawa intuicyjnego, szereg zatem dyscy­ plin, które w praktycznie wytworzonym podziale nauk prawnych nie występują. Obok tego zaś dyscypliny wy­ mieniane także przez innych uczonych, względnie figu­ rujące w podziale, który się wytworzył historycznie i faktycznie od dawna uprawiane, są tutaj ujęte w spo­ sób specyficzny, co od razu nasuwa szereg wątpliwości i trudności, stawiających celowość przeprowadzenia ta­ kiego podziału nauk prawnych pod znakiem zapytania. Mówiąc wyraźniej, klasyfikacja Petrażyckiego z jednej strony odzwierciedla w pewnym stopniu zastane kie­ runki rozważań prawnych (niektóre rozwinięte w prak­ tyce badawczej, inne znajdujące się w formie dość pier­ wiastkowej), ale z drugiej strony w sposób jaskrawy odbiega od stanu zaznaczającego się w podziale pracy w nauce prawa przez to, że inaczej rozumie dyscypliny dotąd istniejące i że wprowadza inne dyscypliny, w któ­ rych szanse naukowe pozwalamy sobie wątpić. Przy­ czyny naszego powątpiewania rozwiniemy dalej. Re­ alizm sugeruje twierdzenie, że nauk prawnych ukształ­ towanych według projektów Petrażyckiego nikt nigdy nie powoła do życia, po prostu dlatego, iż nikt nigdy nie posegreguje we wskazany przezeń sposób różnych kate­ gorii sądów, tworząc na tej podstawie odrębne nauki. Podział sądów, jak wykażemy, nie jest dogodnym kry­ terium dla klasyfikacji nauk odpowiadającej potrzebom rzeczywistości, klasyfikacji nie syntetycznej, lecz ana­ litycznej, która posiadać może dla nas praktyczne zna­ czenie. Ujmowanie nauk jako systemów sądów jednogatunkowych polega na projektowaniu pewnego stanu rzeczy, który nigdy nie zostanie osiągnięty, i którego osiągnięcie nie wydaj e się nawet sprawą wartą wysił­ 217

ków33. Jest rzeczą uderzającą, że same dzieła Petra­ życkiego nie są pisane w myśl założeń jego klasyfikacji nauk, lecz zawierają kombinacje sądów różnogatunkowych, co jest całkowicie naturalne, ale podważa dobit­ nie praktyczną doniosłość klasyfikacyjnych rygorów. Np. w Teorii prawa i państwa w związku z teorią moral­ ności Petrażycki wyprowadza sądy ogólne z różnych sądów konkretno-indywidualnych, choć przy jego zało­ żeniu dzieło powinno zawierać tylko sądy klasowe (ogól­ ne). W dziele Die Lehre vom Einkommen ujawniają się tendencje do kształtowania polityki prawa i wypowia­ dane są w dużej liczbie właściwe jej sądy teleologiczne, ale w oparciu o opis i analizę konkretnych instytucji rzymskiego prawa prywatnego wraz z szeregiem ogól­ nych tez teoretycznych. Każdy zgodzi się z tym, że w rozważaniach prawnych ujmowanych jako całość wypowiadane są twierdzenia ogólne o charakterze praw nauki, twierdzenia konkretno-opisowe, historyczne, prognostyczne, krytyczne, po­ stulaty zmian w prawie obowiązującym, a także jakieś 33 Rzecz interesująca, że L. Petrażycki (Nowe podstawy logiki i klasyfikacja umiejętności, str. 59—60) zdaje sobie spra­ wę z tego, iż istniejące nauki są mieszaninami sądów różno­ rodnych i uznaje za kardynalny błąd wszystkich dotychczaso­ wych prób klasyfikacji umiejętności dążenie do podziału nauk takich, jakie istnieją. Trudno przyjąć takie stanowisko biorąc pod uwagę jego konsekwencje praktyczne. Klasyfikacje nauk prawnych przeprowadzane w podręcznikach teorii państwa i prawa, opracowanych z pozycji marksistowskich (por. Te­ oria państwa i prawa, Warszawa 1951, przeki. zbiorowego dzieła radzieckiego, rozdział I, Tieoria gosudarstwa i prawa, Moskwa 1955 (zbiorowe), rozdział I, i Teoria państwa i prawa. Wykłady pod redakcją S. Ehrlicha, Warszawa 1957, rozdział I), nie wy­ kazują tych wad, co ujęcie Petrażyckiego, opierając się na rzeczywistym podziale pracy w nauce prawa. Są jednak nie­ zupełne w szeregu punktów, które próbowałem wydobyć w ni­ niejszych rozważaniach.

218

zwroty na temat norm prawa pozytywnego, względnie norm określanych przez Petrażyckiego mianem „prawa intuicyjnego”. Nie precyzujemy tutaj jeszcze naszego poglądu na charakter zwrotów dwóch ostatnich kate­ gorii, pozostawiając to dalszym wywodom, w których poddamy krytyce sposób ich ujmowania przez Petra­ życkiego. Zgadzając się jednak z tym, że w nauce pra­ wa występują wypowiedzi wyżej przedstawionych kate­ gorii, trudno przyjąć, by poszczególne dyscypliny praw­ ne miały lub mogły stanowić systemy wypowiedzi jednogatunkowych, by np. w teorii twierdzenia ogólne nie współistniały z konkretno-indywidualnymi, stano­ wiącymi podstawę dla tych pierwszych; by w rozważa­ niach opisowych nie było miejsca dla pewnych konklu­ zji natury ogólniejszej i podobnie w przypadku histo­ rycznej nauki o państwie i prawie, która nie sprowadza się wszak do czystej faktografii. Nikt też nie zgodzi się, by obok prognostyków szczegółowych nie mogło być ogólnych (dotyczących linii rozwojowych danego syste­ mu prawa lub jego działu), by krytykę dało się oddzie­ lić np. od opisu i analizy, by politykę prawa można było uprawiać w obrębie dyscypliny naukowej nie zawie­ rającej żadnych rozważań ogólno-teoretycznych i szcze­ gółowych, opisowych, prognostycznych i krytycznych, by dogmatyka prawa wolna była od wszelkich wypowie­ dzi ogólnoteoretycznych, od opisu pewnych faktów, itd. Stąd wniosek, że klasyfikacja Petrażyckiego w spo­ sób sztuczny i naszym zdaniem niepotrzebny dzieli to, co występuje łącznie ze względu na sam charakter na­ ukowego poznania, a także ze względu na samą złożo­ ność problematyki państwa i prawa. Równocześnie wydaje się, iż klasyfikacja Petrażyckiego w sposób sztucz­ ny i niepotrzebny mnoży ilość dyscyplin prawnych, projektując takie dyscypliny, które zapewne nigdy w sposób samoistny nie będą uprawiane (a może skąd­ 219

inąd nie uwzględnia takich, które będą miały rację sa­ modzielnego bytu). Cechę charakterystyczną, a zarazem bardzo poważną wadę ujęcia Petrażyckiego upatrujemy w tym, że w uję­ ciu tym dochodzi do głosu tendencja do oddzielania od siebie poszczególnych stadiów jednolitego i ciągłego procesu poznania naukowego i przydzielania tych sta­ diów odrębnym samodzielnym dyscyplinom. Wszak to na gruncie opisu i analizy dochodzimy do uogólnień i objaśnień zaobserwowanych przedmiotów i zjawisk, co z kolei umożliwia (w mniejszym lub w większym stopniu i z mniejszą lub większą ścisłością) przewidy­ wanie naukowe. Jeśli chodzi o sferę szeroko pojętej praktyki społecznej, sferę oddziaływania ludzi na ich środowisko przyrodnicze i społeczne, to rozpatrywanie zjawisk z tej sfery i ich wyjaśnianie — jak również przewidywanie ich dalszego biegu — daje podstawę dla krytycyzmu i dążenia do świadomego oddziaływa­ nia na bieg tych zjawisk, aby kształtować je w sposób odmienny, odpowiadający pewnym potrzebom i przy­ jętym celom społecznym. Jeśli zaś chodzi w szcze­ gólności o badania prawne, to w ich obrębie opis fak­ tów (warunkujących kształtowanie się prawa i warun­ kowanych przez prawo) nie może być oderwany od przedstawienia samego prawa, a wszelkie objaśnienia, przewidywania, krytyka oraz obmyślanie środków zmiany istniejącego stanu rzeczy, muszą mieć za punkt wyjścia łącznie wypowiedzi o normach prawnych i wy­ powiedzi o warunkach i sposobach ich powstawania, oraz o ich skutkach społecznych. Pisząc to, nie chcemy zamazywać legitymujących się praktyczną przydatno­ ścią linii podziału w badaniach prawnych, pragniemy jednakże unaocznić niecelowość przyjęcia bardzo dro­ biazgowej specyfikacji przeprowadzonej w powyższy sposób. 220

Powyżej przedstawiliśmy pewne argumenty przema­ wiające za stanowiskiem, że podział sądów nie jest od­ powiednią podstawą dla klasyfikacji nauk, w szczegól­ ności nauk prawnych. Pragniemy dodać, że taki po­ dział sądów, jaki Petrażycki kładzie u podstaw swojej klasyfikacji umiejętności, do postawionych celów nie jest absolutnie przydatny. Petrażycki dzieli sądy na teoretyczne i praktyczne i stosownie do tego klasyfikuje nauki. Sądy teoretyczne (czy zdania teoretyczne) mają charakter stwierdzeń na temat pewnych stanów rzeczy, praktyczne natomiast mają charakter oceniający (war­ tościujący) i normatywny. Otóż, nie dyskutując tutaj na temat ścisłości i kompletności takiego podziału są­ dów, możemy w każdym razie powiedzieć, że jako po­ dział sądów wyodrębnia on pewne ich grupy istot­ nie różniące się pomiędzy sobą, że taki podział jest przydatny w pewnym zastosowaniu dla prawnika lub etyka. Na czym przydatność ta polega? Na tym, że prawnik i etyk znajdują w tym podziale podstawę dla wyodrębnienia swego przedmiotu badania, przed­ miotu, którym w znacznej mierze są specyficzne sądy wartościujące (oceny) i normatywne, odmienne od są­ dów teoretycznych, czy asertorycznych (w najogólniej­ szym tego słowa znaczeniu). Podział ten jest pożądany dla charakterystyki „sądów prawnych” i „sądów mo­ ralnych”, jako sądów szczególnego rodzaju. Inaczej przedstawia się jednak sprawa, gdy chodzi o podział nauk. Tutaj podział sądów na teoretyczne i praktyczne nie ma zastosowania. Nie należy naszym zdaniem do zadań nauki formułowanie sądów praktycznych (w usta­ lonym przez Petrażyckiego rozumieniu), lecz tylko i wyłącznie formułowanie sądów teoretycznych. Rzecz wymaga bliższych wyjaśnień, ponieważ łatwo tutaj o nieporozumienia. Tylko ktoś powierzchownie sądzący o tych sprawach 221

mógłby przyjąć, że chcemy zrywać więź nauki z prak­ tyką, negować w szczególności znaczenie praktycznych zastosowań nauki. Chodzi nam przecież o to, że nauka polega na poznawaniu rzeczywistości, na stwierdzaniu i objaśnianiu faktów, na wykrywaniu związków przy­ czynowych. Nauka prawa nie jest tutaj żadnym wyjąt­ kiem. Nauka prawa nie normuje, nie dokonuje też ety­ cznej oceny, etycznego wartościowania, przepisów i po­ stępowania ludzi. Nauka prawa zawiera wypowiedzi o przepisach obowiązujących, stwierdza zatem, że takie a takie przepisy obowiązują czy obowiązywały, a także zawiera wypowiedzi o faktach warunkujących i warunkowanych przez prawo, ustalając zachodzące w ich obrębie związki przyczynowe. Systemy tzw. pra­ wa intuicyjnego, np. systemy prawa natury, nie należą do nauki prawa, są czymś zgoła sprzecznym z nauką, a pojawiające się w podręcznikach i dziełach prawni­ czych zwroty wartościujące etycznie pewne normy lub zachowanie się ludzi, mogą być traktowane jedynie jako pewne wtręty, ciała obce nauce. Rozważania z zakresu tzw. polityki prawa mieszczą się oczywiście w nauce, nie składają się one bowiem w istocie z żadnych norm ani ocen (sądów krytycznych w terminologii Petrażyckiego), lecz ze zwrotów formu­ łujących związki przyczynowe i oparte na nich przewi­ dywania następstw określonych działań ludzkich. Roz­ ważania na temat przyczyn i skutków mogą być prze­ kształcane w rozważania na temat środków i celów z tym, że normowanie samych celów, ich wytyczanie, nie należy do nauki, lecz do praktyki społeczno-poli­ tycznej. Akt decyzji jest czymś różnym od aktów po­ znawania i objaśniania rzeczywistości, z których składa się nauka. Ta ostatnia może natomiast, przyjmując za punkt wyjścia pewne cele, na tej czy innej drodze usta­ lone, obmyślać stosowne do nich środki na zasadzie zna-

222

jomości związków przyczynowych, względnie może usta­ lać hipotetycznie, że jeśli przyjmie się takie cele, to ta­ kich należy użyć środków, a jeśli przyjmie się cele od­ mienne, to znów prowadzić do nich będą inne okre­ ślone środki. Często wydaje się, że jest inaczej, że to nauka jako nauka wytycza cele i dopasowuje środki do nich wiodące, ale jest to jedynie złudzenie. Nauka sama przez się spełnia w takich wypadkach zawsze pewne zamówienie polityczne, czy społeczne, czasem ustalone ezpressis verbis, czasem ogólnie tylko tkwią­ ce w atmosferze okresu lub chwili. Odsuwając jednak rozważania na temat tego, skąd genetycznie biorą się wytyczne co do tych celów, powiedzieć możemy, że sam akt decyzji co do celu nigdy nie jest aktem nauko­ wym, chociażby był wyrażony w dziele naukowym, że natomiast badanie środków do celu stanowiące transpo­ zycję badań nad przyczynami i skutkami, mieści się w obrębie dociekań naukowych. Podobnie ocena („sąd krytyczny”), że dany cel jest np. dobry (sam w sobie), nie należy do nauki, należy zaś do niej tylko ocena da­ nego środka, jako dobrego lub złego z punktu widzenia określonego celu, ocena stanowiąca transpozycję twier­ dzenia, że dane działanie powoduje takie a takie skutki (uznane za cel) lub tych skutków nie powoduje. W ten sposób uznając całą doniosłość polityki prawa i potrze­ bę jej wyodrębnienia w podziale nauk, nie możemy zgodzić się na określenie jej mianem nauki praktycznej w rozumieniu Petrażyckiego, które nie zawsze jest zre­ sztą dostatecznie jasne. Lepiej już byłoby określać ją przyjętym w innych dyscyplinach mianem nauki sto­ sowanej 34. 34 W tym kierunku słusznie moim zdaniem wypowiada się A. Ross, On law and justice, str. 24, oraz str. 327 i nast. (w roz­ dziale 15 The province and task of legał politics).

223

Mogą jednak powstać tutaj pewne wątpliwości. Na­ uka jest przecież pomocą nie tylko w ustalaniu środ­ ków adekwatnych w stosunku do danych celów, ale przez objaśnianie rzeczywistości przyrodniczej i spo­ łecznej da je także orientację co do tego, jakie cele są możliwe do osiągnięcia, i które z nich są godne wysił­ ków. Abstrahując od tego, że uznanie czegoś za „godne wysiłków” możliwe jest znowu jedynie na drodze uzna­ nia pewnych zasadniczych celów, nie da się zaprzeczyć, że istotnie nauka działa także w kierunku tutaj wska­ zanym. Chodzi tylko o to, że dostarczanie orientacji co do celów przez naukę jest czym innym niż ustalanie celów. Naświetlenie naukowe możliwych celów, to czyn­ nik, który może warunkować odpowiednią decyzję i pozostaje w pośrednim stosunku do przyjęcia pewnego celu. To ostatnie jest zawsze aktem woli, dla którego podjęcia nauka dawać może motywację, ale którego sama nie przedsiębierze. Oczywiście człowiek jest „ca­ łym człowiekiem”, ma zdolność nie tylko poznawania, ale i decydowania. Praktycznie u ludzi występuje prze­ waga jednego lub drugiego elementu. Ten sam człowiek może jednak badać rzeczywistość i wytyczać cele (choć jak uczy doświadczenie historyczne, powierzanie decy­ dowania badaczom-uczonym bynajmniej nie daje opty­ malnego rozwiązania). Sfera nauki jest tylko pewną częścią działalności ludzkiej, tą częścią, która wyczer­ puje się w działalności poznawczej. Najbardziej jednak newralgicznym punktem podzia­ łu nauk prawnych na teoretyczne i praktyczne jest do­ gmatyka prawa, o której już poprzednio była mowa. Petrażycki i Lande, a za nimi (choć z pewnymi ograni­ czeniami) liczni inni naukowcy skłonni byli uznawać, że dogmatyka prawa składa się z norm, że „sama... nor­ muje, wyznacza obowiązki i prawa, czerpiąc te normy 224

z określonych faktów normatywnych” 35. W ten sposób pojmowana dogmatyka prawa miała się znowu zali­ czać do wydzielonej przez Petrażyckiego grupy „nauk praktycznych”. Gdyby dogmatyka prawa normowała, to trudno byłoby uznać ją w ogóle za naukę w myśl tego, co wyżej powiedziano. Ale dogmatyka na szczęście nic nie normuje i jest nauką, nie posiadając charakteru „na­ uki praktycznej” w rozumieniu Petrażyckiego. Dobrze się stało, że ostatnio szereg artykułów poświęcono temu spornemu zagadnieniu36. Artykuł J. Wróblewskiego ujmuje rzecz w sposób odpowiadający wnioskom, do jakich dochodzimy na ten temat. Mówiąc po prostu, co innego jest normować, a co innego dawać „lekcję pra­ wa” — wypowiadać się o prawie, o przepisach obowią­ zujących. Tego rodzaju wypowiedzi — wszystko jedno czy chodzi o tak (nieprecyzyjnie) zwane „powtarzanie” przez dogmatykę prawa zwrotów zawartych w tekście ustawy (por. dobrą analizę Wróblewskiego) 37, czy o wy­ powiedzi na temat operacji „logicznych” dokonywanych na tych zwrotach, czy o wypowiedzi o wynikach tych operacji, są oczywiście wypowiedziami należącymi do języka wyższego stopnia niż zwroty ustawowe. Roz­ ważania Wróblewskiego można jeszcze rozszerzyć prze­ chodząc na grunt pragmatyki językowej, porównując sytuacje społeczne, w których znajdują się normodawcy

35 Por. J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 180. 36 Por. K. Kozłowski, O praktycznym i teoretycznym charak­ terze nauk prawnych, „Państwo i Prawo” 1, 1957, J. Kowal­ ski, Uwagi krytyczne w kwestii dotyczącej teoretycznego, czy praktycznego charakteru nauk prawnych, „Państwo i Prawo” 2, 1957, F. Studnicki, O dogmatyce prawa, „Państwo i Pra­ wo” 7—8, 1957, J. Wróblewski, Język prawny a teoria dogmatyki prawa, „Państwo i Prawo” 1, 1958. 37 J. Wróblewski, Język prawny a teoria dogmatyki prawa, str. 59 i nast. Problemy metodologiczne

15

225

i dogmatycy prawa, ich stosunek do społeczeństwa i vice versa odmienne intencje normodawców i dogma­ tyków wyrażające się w wypowiedziach językowo na­ wet identycznych, itd. Z pojmowaniem dogmatyki pra­ wa jako „nauki normatywnej” spotykamy się zresztą nie tylko u Petrażyckiego, Landego i ich adherentów, ale także u innych uczonych, np. u Kelsena i niektórych jego uczniów. Te ostatnie poglądy spotkały się z ana­ logiczną jak u nas krytyką A. Rossa 38. Dogmatyka prawa jest zatem niewątpliwie nauką (czy też grupą nauk) o specyficznym charakterze w obrębie dyscyplin prawnych i w podziale tych dyscy­ plin musi być wyodrębniona jako oddzielna pozycja. Nie jest to jednak nauka normująca — bo takich nauk w ogóle nie ma. Jest to nauka teoretyczna o normach (i w tym tylko sensie „normatywna”). Tradycja języ­ kowa, określająca tę naukę mianem „dogmatyki prawa” uchwyciła w tym terminie pewne cechy omawianej nauki (jakkolwiek skądinąd nazwa ta nie jest dobrana szczęśliwie). Dogmatykiem prawa nie nazywamy wszak tego, kto decyduje, kto normuje, lecz tego, kto pozostaje swą myślą w granicach ustalonych przez normodawcę i poza te granice nie wychodzi. Tak właśnie czyni dogmatyka prawa, wykładająca i objaśniająca to tylko, co mieści się w ustawach, nie wykraczająca poza ich punkt widzenia, a przynajmniej nie czyniąca tego pra­ wie nigdy w sposób formalny, lecz co najwyżej prze­ mycająca pewne inne punkty widzenia pod firmą usta­ wy, czy wniosków „logicznych” z niej płynących. W stosunku do propozycji Petrażyckiego można wy­ sunąć jeszcze szereg dalszych zastrzeżeń. Oto więc po­ dział sądów (i nauk) na ogólne i szczegółowe został zasto­ sowany tylko do kategorii sądów (i nauk) teoretycznych,

Por. A. Ross, On law and justice, str. 9 i nast. 226

a nie do praktycznych, co musi budzić wątpliwości, po­ nieważ w dogmatyce obok dogmatyki szczegółowej mo­ żliwe są uogólnienia na tle dogmatyki (taka dyscypli­ na — „filozofia prawa pozytywnego” krajów cywilizo­ wanych —istniała nawet, jak pisaliśmy wyżej, w XIX wieku). Uogólnienia takie można uzyskiwać również na drodze komparatystyki. Polityka prawa może być rów­ nież szczegółowa i ogólna, co niekonsekwentnie przy­ znawał sam Petrażycki39. Sądzić należy, że Petrażycki dlatego wśród nauk praktycznych nie wyróżniał ogól­ nych i szczegółowych, iż nauki te ujmował jako syste­ my przepisów postępowania — a w przepisach postę­ powania trudno raczej o przeprowadzenie tego kry­ terium w ten sposób, by uzyskać podział sensowny i na­ ukowo przydatny. Wobec jednak odrzucenia poglądu, jakoby te kategorie nauk składały się z przepisów po­ stępowania, ujęcie Petrażyckiego naszym zdaniem nie ma uzasadnienia (jakkolwiek sami kwestionujemy za­ sadniczo przydatność podziału nauk prawnych na ogól­ ne i szczegółowe). Wśród nauk wyszczególnionych przez Petrażyckiego „prawoznawstwo opisowe” jest kategorią całkowicie niejasną. Z jednej strony może ono odpowiadać jakiejś szczegółowej „socjologii prawa”, zróżnicowanej na sze­ reg działów, ale z drugiej strony zachodzi podejrzenie, że jest to kategoria nie odróżniająca się ostro od dogma­ tyki prawa, że jest to jakby „opis” norm prawa (przede wszystkim tzw. przez Petrażyckiego — oficjalnego, ale także prawa innych gatunków). Petrażycki wprowadzał taką kategorię „opisu” norm prawnych wyczuwając za­ pewne, że to, co rozumiał on przez dogmatykę prawa — •• Por. L. Petrażycki, Wstęp do nauki prawa i moral­ ności, str. 17; por. także J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 569 i nast. 15*

227

po prostu system norm — jakoś nie wystarcza. Jak się zdaje, nie uzyskał Petrażycki należytej jasności co do charakteru „wykładu prawa obowiązującego”, jaki dają prawnicy — i stąd brak precyzji w podziale, w ustosun­ kowaniu na jego gruncie prawoznawstwa opisowego i dogmatyki prawa 40. Podobnie nie jest jasne, co rozumiał Petrażycki przez „krytykę prawa” — czy krytykę „zasadniczą” (posługując się jego terminologią), czy teleologiczną. Oczywiście kry­ tyka „zasadnicza” nie należy w ogóle do nauki w myśl tego, co wyżej powiedziano, a krytyka teleologiczną sta­ nowi element polityki prawa. To samo z dość zagad­ kową kategorią „nauki prawa intuicyjnego”; jeśli miałby to być system przepisów prawa intuicyjnego, to trudno zaliczać go do nauki, jeśli zaś jest to nauka o prawie intuicyjnym, to stanowi ona po prostu część teorii pra­ wa (o ile w poważnej części nie powinna być zaliczona do teorii moralności). Trzeba dodać, że pewne człony podziału zdecydowanie nie mają charakteru osobnych dyscyplin naukowych, które posiadałyby rację bytu. Do takich należy właśnie teoretyczna „nauka prawa intuicyjnego” z przytoczonych względów. Prognozy, krytyka (teleologiczną) i polityka prawa stanowić win­ ny naszym zdaniem razem tylko jedną kategorię o na­ zwie „polityki prawa”, ponieważ prognozy prawne i kry­

40 O tym braku jasności w ujęciu prawoznawstwa opiso­ wego świadczy ekspozycja tego ujęcia pióra J. Landego (Studia z filozofii prawa, str. 379 i nast.). Do prawoznawstwa tego zalicza się z jednej strony opis zjawisk prawnych (sc. w tej teorii psychicznych), a z drugiej — opis norm prawa obowiązującego. Podobna niejasność w ujęciu dogmatyki pra­ wa: z jednej strony Petrażycki i Lande twierdzą, że ona „nor­ muje”, a z drugiej J. Lande (Studia z filozofii prawa, str. 623), pisze, że dogmatyka prawa ma „wykładać treść norm prawnych...” (podkr. moje K. O.), a to nie jest to samo. 228

tyka prawa nie zdają się mieć samoistnego znaczenia. Zresztą, prognozy są elementem niejako „przechodnim” od teorii do rozważań prawno-politycznych.

§ 3. Wnioski Po tych uwagach krytycznych przechodzimy do wnio­ sków co do podziału nauk prawnych. Podział ten winien być naszym zdaniem bliższy tradycji odzwierciedlają­ cej rzeczywisty stan specjalizacji wśród nauk praw­ nych. Jeśli coś projektujemy w nim niejako „na wy­ rost”, to tylko na podstawie orientacji w aktualnych kierunkach i tendencjach rozwojowych nauki prawa, tylko na podstawie tego co istnieje — bodaj w zarod­ ku — i ma rację bytu na przyszłość, bytu w postaci odrębnych dyscyplin naukowych (trzeba zdawać sobie mimo to sprawę, iż w takim przewidywaniu łatwo moż­ na się pomylić). Tradycyjnie wyszczególnia się wśród nauk prawnych teorię, dogmatykę, historię i politykę prawa. Z tych dyscyplin dogmatyka i historia państwa i prawa nie od dziś dokumentują swe istnienie, dojrza­ łość naukową i pożyteczność. Dzielą się dalej w okre­ ślony sposób przedmiotowo i nie wydaje się, by w tym zakresie jakakolwiek ingerencja twórcza i inwencja osoby dokonującej podziału nauk mogła mieć uzasad­ nione zastosowanie. Jako pozycję odrębną w stosunku do dogmatyki i historii państwa i prawa należy moim zdaniem wymienić prawoznawstwo porównawcze. Dy­ scyplina ta może prowadzić zarówno badania nad pra­ wem współcześnie obowiązującym w różnych pań­ stwach, jak i nad prawem obowiązującym w przeszło­ ści i stąd zbliża się w pierwszym przypadku bardziej do rozważań dogmatycznych, w drugim do prawno-historycznych. Badając jednak przyczyny odmiennego ukształtowania instytucji prawnych w różnych krajach 229

oraz skutki społeczne tych instytucji, zbliża się do so­ cjologicznej problematyki teorii państwa i prawa, a także stwarza podstawę dla pewnych rozważań poli­ tyki prawa. Ze względu na obszerny zakres i specy­ ficzny charakter swych badań zasługuje mimo tych bli­ skich związków z innymi dyscyplinami prawnymi na odrębne traktowanie 41. Przedmiot jej w każdym razie o tyle jest odrębny, że zjawiska i związki, jakie komparatystyka w swych rozważaniach wydobywa, nie są opracowywane przez inne spośród wymienionych dy­ scyplin prawnych. Nieco inaczej przedstawia się spra­ wa, gdy chodzi o teorię i politykę prawa. Są to dyscy­ pliny zbyt jeszcze mało dotąd rozwinięte, w swych kon­ turach nie dość sprecyzowane. Niemniej ich racja bytu jako dyscyplin naukowych nie zdaje się budzić żad­ nych wątpliwości, a chodzi jedynie o sposób ich ujęcia. Stosownie do poglądów wyrażonych w dalszych roz­ ważaniach, nie ma naszym zdaniem uzasadnienia dzie­ lenie dyscyplin prawnych na ogólne i szczegółowe — argumentacji tam przedstawionej nie będziemy uprze­ dzać 42. Nie oznacza to rezygnacji z uogólnień o cha­ rakterze konstrukcji wyjściowych, dyrektyw metodo­ logicznych oraz wniosków z badań szczegółowych. Uogólnienia jednak nie mają być uprawiane same dla siebie, w odrębnej dyscyplinie (można takim uogólnie­ niom poświęcać od czasu do czasu osobne prace nauko­ we lub książki o charakterze podręcznikowo-propedeutycznym, ale jest jedynie złudzeniem upatrywanie w tym odrębnej dyscypliny naukowej). Teoria państwa i prawa (czy, jak to nazwaliśmy, jurysprudencja teore­ tyczna) ma zatem posiadać odmienny niż dotąd cha­ rakter. Tej zmiany nie dokona się jakimś arbitralnym

41 Por. A. Ross, On law and justice, str. 22. 42 Por. rozdz. VI, str. 274 i nast. 230

aktem stanowienia i nie w tym sensie zmianę taką suge­ rujemy. Chcemy jedynie oddziaływać w kierunku scha­ rakteryzowanej reformy teorii państwa i prawa, wy­ dobywając pewne objawiające się w niej tendencje roz­ wojowe i przeciwstawiając się zarazem oddziałującej niekorzystnie tradycji. Chcemy włączyć do przemian dokonujących się żywiołowo i natrafiających na opory tej tradycji czynnik świadomości, planowania działal­ ności naukowej na przyszłość, w sposób odpowiadający zaobserwowanym tendencjom. I w ten sposób docho­ dzimy do wniosku, że teoria państwa i prawa (czy ju­ rysprudencja teoretyczna) winna stać się dyscypliną roz­ budowującą badania szczegółowe, sprawdzającą na ich podstawie dotychczasowe twierdzenia ogólnej teorii pań­ stwa i prawa i szukającą nowych dróg dociekań kon­ kretnych, prowadzących do naukowych wniosków i uogólnień. Jak się zdaje, w obrębie tej dyscypliny ulegną w przyszłości usamodzielnieniu kategorie ba­ dań analityczno-logicznych, badań nad uwarunkowa­ niem i społecznym działaniem prawa, oraz badań nad świadomością prawną. Jest rzeczą znamienną, iż taki trójpodział zagadnień w ostatnich czasach z wielu stron jest wysuwany. Wyjątek stanowią niektórzy zwolen­ nicy prawa natury i wąsko ujętej metody formalno-dogmatycznej, lub tacy autorzy, którzy (jak np. Petra­ życki) wyolbrzymiali znaczenie jednego tylko aspektu badań teoretycznych. Koncepcja Landego w tym się różniła od poglądu jego mistrza, że postulowała równo­ rzędne w zasadzie traktowanie wszystkich trzech kie­ runków badania 43. Nie silimy się na obmyślanie spe­ cjalnej terminologii dla określenia tych sfer badań i nie 43 W każdym razie taka była koncepcja Landego u schył­ ku życia, w pośmiertnie wydanej pracy Nauka o normie praw­ nej (Studia z filozofii prawa, str. 913 i nast.). 231

mamy pretensji do pełnej precyzji w ich ujęciu, bo usiłowania w tym kierunku byłyby może jeszcze przed­ wczesne. W każdym razie wszystkie te dyscypliny wy­ chodząc z badań szczegółowych, zmierzałyby dopiero ku uogólnieniom. Musi się oczywiście znaleźć miejsce i na powiązania tych badań, odpowiadające złożonemu charakterowi zjawisk państwowo-prawnych, ale to sprawa szersza, dotycząca nie tylko tej grupy, lecz in­ nych także nauk prawnych, bo utrzymywanie związ­ ków pomiędzy naszymi dyscyplinami w większej niż dotąd mierze stanowi niewątpliwą konieczność. Gdy wymieniamy wśród tych dyscyplin naukę o spo­ łecznym działaniu prawa z jednej, a naukę analityczno-logiczną z drugiej strony, to uderza rozległość per­ spektyw badawczych i ogrom przewidywanych rozmia­ rów tej pierwszej dyscypliny wobec spodziewanej szczu­ płości tej drugiej. Ale tak już jest w naukach; jedne rozciągają się na duże obszary i ulegają dalszemu jesz­ cze podziałowi (czego można spodziewać się łatwo w przypadku nauki o społecznym działaniu prawa), a inne mają zasięg szczuplejszy, co bynajmniej nie sta­ nowi o ich małej wadze. Polityka prawa, która jest dopiero w powijakach, jest „nauką praktyczną” (choć nie w sensie przyjętym przez Petrażyckiego, lecz jako nauka stosowana). Na jej te­ mat wypowiedział Petrażycki szereg tez zapładniających, choć wadliwy jest tu ogólny, psychologistyczny punkt wyjścia, dał też w szczegółowych swych bada­ niach pewne jej zadatki nie pozbawione znaczenia44. Gdy dotykamy sprawy polityki prawa, to dopiero oka­ zuje się, jak konieczną jest przyszła przebudowa i rozbu­ dowa teorii państwa i prawa w kierunku wyżej wska­

44 Zwłaszcza w swych pracach niemieckich, Die Fruchtverteilung beim Wechsel der Nutzungsberechtigten, Berlin 1892 i Die Lehre vom Einkommen, Berlin 1893—1895. 232

zanym. Przecież polityka prawa w obecnej teorii pań­ stwa i prawa nie uzyskuje konkretnego oparcia, a tylko rzetelne badania szczegółowe jurysprudencji teoretycz­ nej wraz z wypracowanymi na ich podstawie wnioska­ mi mogą stać się należytą podstawą dla rozważań prawno-politycznych. Zróżnicowanie się polityki prawa na szereg działów stosownie do podziału prawa na poszcze­ gólne gałęzie będzie musiało niewątpliwie nastąpić, jakkolwiek nie jest przez to powiedziane, by działy te miały zaraz urastać do rzędu odrębnych dyscyplin. Dzielenie polityki prawa przed jej ustabilizowaniem się de facto w nauce byłoby czymś nie mającym nic wspól­ nego z poczuciem rzeczywistości. W świetle poprzed­ nich uwag rzuca się w oczy ścisły związek polityki pra­ wa z jurysprudencją teoretyczną. Trudno jednak z dru­ giej strony, by polityka prawa nie starała się o ścisłą więź również z dogmatyką prawa, bo przecież dla poli­ tyki prawa charakterystyczne jest właśnie zestawienie faktów ze stanem prawnym, szukanie odpowiedzi na pytanie, czy istniejący stan prawny toruje drogę fak­ tom pożądanym, a jeśli nie, to jaki stan prawny faktom takim utoruje drogę. O polityce prawa, jako odrębnej i ważnej dyscypli­ nie prawnej, mówi się nie od dziś. Próbuje się już na­ wet czasem, w odróżnieniu od dawniejszego stadium ogólnych projektów, przechodzić do pewnych prac szczegółowych w tej dziedzinie. W nauce burżuazyjnej jednak rozwój tej dyscypliny stoi pod znakiem zapy­ tania ze względu na wadliwy sposób ujmowania sze­ regu podstawowych w tym związku kwestii metodologiczno-filozoficznych 45.

45 Por. rozdz. I, str. 40 i nast. oraz krytyczne uwagi na temat koncepcji polityki prawa u A. Rossa — K. Opałek — J. Wróblewski, Uwagi o koncepcjach filozoficzno-prawnych Alfa Rossa, str. 487 i nast. 233

Jednakże i u nas jak dotąd sprawy nie przedstawiają się zadowalająco. Jedyną koncepcją o pewnych wpły­ wach było w naszym kraju ujęcie polityki prawa L. Pe­ trażyckiego. Koncepcja ta jest nie do przyjęcia, jako z gruntu psychologistyczna (rozwój społeczny, który ma być wspomagany przez politykę prawa, jest także ujmowany w kategoriach doskonalenia się psychiki ludzkiej). Słuszny sprzeciw w stosunku do takiego pro­ gramu polityki prawa przerodził się w nieuzasadnioną nieufność do samej dyscypliny, którą często nieomalże utożsamia się... z konkretną koncepcją Petrażyckiego. Czego bardzo pilnie potrzeba, to gruntownego opraco­ wania programu marksistowskiej polityki prawa. Opra­ cowanie takie z jednej strony powinno odeprzeć kry­ tycznie koncepcje niemarksistowskie, a z drugiej okre­ ślić w oparciu o tezy materializmu historycznego zało­ żenia metodologiczne i strukturę tej dyscypliny, wokół której istnieje jak dotąd tyle nieporozumień4®. Podobnie jak polityka prawa, także jurysprudencja teoretyczna nie może stronić od związków z dogmatyką prawa; jej „nagi socjologizm”, lub czysty formalizm logiczno-językowy w stylu niektórych złych wzorów nauki burżuazyjnej byłby bardzo niebezpieczny, pro­ wadziłby do ujęć teoretycznie nieadekwatnych, a prak­ tycznie wątpliwych w swej przydatności. Ale nie należy sądzić, by na związku z dogmatyką prawa korzystały tylko jurysprudencja teoretyczna i polityka prawa — pożytki dla dogmatyki będą również pokaźne, bo 46 Brak tego w dotychczasowych nowszych pracach doty­ czących wzmiankowanej problematyki — A. Po d gó rec­ kiego, Założenia polityki prawa, Warszawa 1958, M. A r c t ow e j, Drogi rozwoju polityki prawa, „Zeszyty Naukowe U. J. Prawo” 6, 1959. W tym związku wymienić jeszcze trzeba pracę F. Studnickiego, Z teorii promulgacji w zbiorze Zagadnie­ nia prawa karnego i teorii prawa, Warszawa 1959.

234

w dogmatyce mamy nieraz do czynienia z objawami praktycyzmu i niedostatkiem refleksji teoretycznej. Trudno się dziwić dogmatykom prawa, że mało dotąd korzystali z usług teorii państwa i prawa i niezbyt wiele nawet oczekiwali z kontaktów z tą dyscypliną. Niewiele miała ona i ma im do zaofiarowania. Z tego widać, że pozycja teorii państwa i prawa („juryspruden­ cji teoretycznej”) w nowym przedstawionym ujęciu nie ulega bynajmniej podważeniu; widać, że jest to pozycja bardzo poważna, bo od niej zależy całkowicie możność istnienia polityki prawa, pojętej jako nauka i od niej zależy także rozwój dogmatyki prawa. Widać wręcz, że poziom nauk prawnych w ich całości zależy w poważnej mierze od właściwego trybu pracy teorii państwa i pra­ wa, że wskazane kroki badawcze w tej dyscyplinie są wręcz palącą koniecznością, jeśli jurysprudencję uczy­ nić chcemy wartościową. A przecież nam wszystkim, jako prawnikom, leży na sercu wartość jurysprudencji jako nauki. Dlatego sprawę teorii państwa i prawa na­ leży omówić jeszcze bardziej szczegółowo.

Rozdział VI

KRYTYKA OGÓLNEJ TEORII PAŃSTWA I PRAWA

§ 1. O złudzeniu faktów „prostych” i „oczywistych” „I gdy teraz taki ideolog (zwolennik aprioryzmu) bu­ duje moralność i prawo z pojęcia lub z tak zwanych najprostszych elementów „społeczeństwa”, zamiast z rzeczywistych społecznych stosunków otaczających go ludzi, jakiż materiał ma do takiej budowy? Oczy­ wiście dwojaki: po pierwsze, nikłe wątki rzeczywistej treści, które mogły jeszcze pozostać w owych przyję­ tych za podstawę abstrakcjach, po wtóre, treść, którą nasz ideolog wnosi z własnej świadomości. A co znaj­ duje w swojej świadomości? Głównie poglądy moralne i prawne, stanowiące mniej lub więcej trafny — pozy­ tywny lub negatywny, aprobujący lub zwalczający — wyraz stosunków społecznych i politycznych, w których żyje; następnie może wyobrażenia zaczerpnięte z litera­ tury przedmiotu — i wreszcie może jeszcze własne wy­ pociny” (Fryderyk Engels, Anty-Diihring, str. 95). Ta głęboka wypowiedź Engelsa daje nowy interesu­ jący punkt wyjścia dla analizy krytycznej ogólnej te­ orii państwa i prawa w jej stanie dotychczasowym i dla wniosków co do jej reformy oraz perspektyw roz­ wojowych. W poprzednich rozważaniach wskazałem na zasadnicze kiefunki i sposoby podejścia do problema­ tyki państwa i prawa. Problematyka ta posiada różne 236

aspekty — socjologiczne, psychologiczne i logicznojęzykowe, które wymagają stosowania różnorodnych metod badawczych i odrębnych, rozbudowanych rozwa­ żań, jednak nie pozostających wzajemnie w kompletnej izolacji i nie zapoznających związku pomiędzy tymi aspektami. Ale to jeszcze nie wyjaśnia w sposób dosta1teczny charakteru, jaki mają posiadać badania teore­ tycznej nauki o państwie i prawie (czy też całej grupy takich nauk teoretycznych). Słowa Engelsa mają zastosowanie nie tylko do kry­ tykowanych u nas np. przez Landego 1 zdeklarowanych kierunków aprioryczno-dedukcyjnych w teorii prawa (czy w teorii państwa i prawa), usiłujących budować wiedzę z pewników, czy z aksjomatów dotyczących „najprostszych elementów” badanych przedmiotów2. Poniżej pragnę dowieść, że taki właśnie tryb docie­ kań — swoiście aprioryczno-dedukcyjny — jest właści­ wy także bardzo wielu innym dotychczasowym teoriom państwa i prawa. Spotykamy w nich jakże liczne twier­ dzenia beztroskie w swej ogólności, w braku należy­ tego uzasadnienia i dokumentacji, nie spełniające ry­ gorów metody empiryczno-racjonalnej, bez których spełnienia nie ma przecież nauki.

1 Por. Studia z filozofii prawa, Warszawa 1959, str. 358, 363 i nast.; por. także polemikę J. Landego z C. Znamierowskim na temat pracy tego ostatniego Podstawowe pojęcia teorii prawa, cz. I Układ prawny i norma prawna, Poznań 1924: recenzja Landego w „Czasopiśmie Prawniczym i Ekonomicznym” XXIII, 1925, str. 365 i nast., odpowiedź Znamierowskiego pt. Logika a teoria prawa. Replika panu Landemu z powodu recenzji o mo­ ich „Podstawowych pojęciach” (tamże, str. 390 i nast.) i odpo­ wiedź Landego Logika a pośpiech w teorii prawa (tamże, XXIV, 1926, str. 361 i nast.). 2 Taki kierunek — nawiązujący przy tym do filozofii kato­ lickiej — reprezentował u nas T. Bittner w pracy Pewniki prawa, Warszawa 1932.

237

Teoria prawa (państwa i prawa) w postaci krytyko­ wanej poniżej została ukształtowana przez naukę burżuazyjną. Dlatego koncepcje burżuazyjnych teoretyków będą głównym przedmiotem tej analizy. Nauka marksi­ stowska stworzyła w pracach klasyków zasadniczo od­ mienne, prawdziwie naukowe pozycje wyjściowe także dla naszej dyscypliny. W świetle tych prac moim zda­ niem omawiana dyscyplina nie powinna być składem, zestawem samych ogólnych formuł (nauką „ogólną” od początku do końca), lecz „prawoznawstwem teoretycz­ nym” (ta nazwa prowizoryczna ma swoje braki), do­ chodzącym do uogólnień na podstawie wielostronnych badań szczegółowych. Rozumie się przez to szczegóło­ we badania teoretyczne z zakresu logiki norm, społecznego działania prawa i zjawisk świadomości prawnej, a nie badania prawno-dogmatyczne. Takie ujęcie naszej dyscypliny nie doczekało się jednak jak dotąd realizacji. Wprawdzie pod względem metody i w wielu tezach wypracowanych góruje marksistowska teoria państwa i prawa wyraźnie nad analogicznymi rozważaniami nauki burżuazyjnej, ale przyjmuje zbli­ żony w dużym stopniu tryb postępowania, jako „nauka ogólna”, pozbawiona odpowiedniego zaplecza faktów, a tym samym ograniczona w możliwościach rozwijania i precyzowania swych twierdzeń. Wprost uderzająca jest dysproporcja w traktowaniu przez prawoznawstwo zagadnień dogmatycznych z jednej, a wskazanych wy­ żej teoretycznych z drugiej strony. Podczas gdy pierw­ sze są przedmiotem rozległych, szczegółowych studiów, to drugie rozważane są wyrywkowo i ogólnikowo. Dzieje się tak zapewne nie bez wpływu tej koncepcji teorii prawa (państwa i prawa), która się ustaliła trady­ cyjnie i przyjmowana jest bez głębszej analizy za wła­ ściwy tryb rozważań nad teoretycznymi aspektami pra­ wa i państwa. Stąd celem niniejszego rozdziału pracy 238

jest z jednej strony krytyka tradycyjnej koncepcji te­ oretycznej „nauki ogólnej”, koncepcji, która ustaliła się w burżuazyjnym prawoznawstwie, a z drugiej usta­ lenie wniosków konstruktywnych co do formy teore­ tycznych badań nad państwem i prawem. Nauka ogólna o państwie i prawie doświadczyła swych badaczy szeregiem trudności, na które oni nie­ ustannie się uskarżają. Ale równocześnie nie inaczej jak inne dyscypliny społeczne o ogólnym charakterze stwo­ rzyła dla badaczy całe piekło pokus w postaci pozornej łatwości, dostępności, wręcz „oczywistości” materiału, z jakim badacze ci się stykają. Nie kto inny, jak wybitny badacz problematyki filozoficzno-społecznej w wieku XVIII piał hymny na cześć „oczywistości” po­ rządku zjawisk społecznych: „Porządek naturalny i istotny społeczeństwa — pisał on — jest prosty, oczy­ wisty i niezmienny”; i dodał: „został on tak stworzony, aby mógł być pojęty (nawet) przez istoty o najbardziej ograniczonej inteligencji”3. Jeśli tak ma się rzecz z ludźmi ograniczonymi, to uczony poczynać może so­ bie z pełną swobodą i łatwością z „porządkiem społecz­ nym”. Prostaczkowie oglądają go może w sposób na­ iwny, ale on mierzy go okiem bystrym i krytycznym, wdziera się niezawodnie we wszystkie jego rejony. Wprawdzie dziś już nikt tak spraw eipressis verbis nie stawia, a niewielu tylko wierzy w niezmienność „praw przyrodzonych”, to jednak wiele pozostało z dawnych przeświadczeń w podejściu do ogólnej problematyki społecznej, m. in. problematyki państwa i prawa. Aby rzecz uczynić jaśniejszą, powrócę jeszcze na chwilę do XVIII, a właściwie do początków XIX wieku, oddając jednemu z naszych ówczesnych myślicieli głos8 8 Por. Mercier de la R i v i e r e, L’ordre naturel et essentiel des societes politiques, t. I, London 1767, str. 59, 73. 239

w sprawie metody badań prawno-etycznych. „We wszystkich takowych badaniach — powiada on — po­ winniśmy iść drogą rozbioru, postępując od rzeczy zna­ jomych do tych, które nam nie są znane; bo takowy sposób podług swych prawideł zachowany jest najpew­ niejszy i nigdy nie zwodzi; zaczym badania nasze po­ winny być zaczęte od przedmiotów najpospolitszych, znajomych wszystkim i niepodległych żadnej wątpli­ wości”. „Zaczynając nasze badania w tej mierze — kontynuuje ów autor — postrzeżemy na pierwszy rzut oka, iż ...wszystko, czego uczyć się mamy, jest jasne, oczywiste i prawie dotykalne: a co bardziej dostrze­ żemy, że czego się nam uczyć trzeba, w rozumie na­ szym już zawieramy; dość jest zastanowić się dobrze nad tym, co już wiemy, przystosować to do badań, któreśmy sobie zadali, wyciągnąć stąd proste wnioski, a prawda poszukiwana odkryje się sama od siebie”. I autor nasz konkluduje: „Każdy z nas wie, iż czujemy, póki tylko żyjemy; że mamy wielorakie potrzeby, bez zaspokojenia których żadnym sposobem obejść się nie możemy; że mamy wielorakie siły do zaspokojenia tych potrzeb. Wszystko to są prawa fizyczne przyrodzenia, wedle którego jesteśmy i inaczej być nie możemy. Nie masz nikogo, który by nie był przekonany o tych trzech prawdach... Zastanówmy się tylko nad tymi prawdami, przystosujmy do naszych badań, a przekonamy się żeśmy je w przód znali". I oto cała droga poznania jest prosta i jasna, bo w samej istocie ludzkiej zapisana „niestartymi niczym charakterami” 4. Jakież to wszystko naiwne — powiemy. Co to w ogóle ma wspólnego ze współczesną nauką, ze współczesną teorią państwa i prawa! Ma bardzo wiele wspólnego —

4 H. Kołłątaj, Porządek fizyczno-moralny, Warszawa 1955, str. 36 i nast., 128. 240

posłuchajmy tylko, co pisano u nas w 1936 roku. Oto jeden z autorów stwierdzał, że cała teoria prawa w swym zasadniczym zrębie jest nam dana bezpośrednio w na­ szym „prostym rozumie” i nie wymaga jakichś mozol­ onych badań i dociekań. „Rozum prosty, rozum przyro­ dzony — to rozum, obracający się w granicach właści­ wego mu przedmiotu i nie wybiegający poza ramy tych granic. Pozostając w obrębie odpowiadającego mu te­ renu ma rozum wskazany mu właściwy przymiot wy­ krywania znamion prawdy istotnej i ich bezpośred­ niego jakby pojmowania”. Przy pomocy tego „prostego rozumu” autor łatwo obala teorie Kelsena, Duguita i Petrażyckiego i znajduje ostoję w doktrynie św. To­ masza z Akwinu. „Koncepcja prawna Doktora Aniel­ skiego — pisze —: to personifikacja rozumu natural­ nego w rozumu tego najdoskonalszej i najwyższej for­ mie. Zaklęta w niej jest największa mądrość, a zarazem największa prostota. Ta prostota tak bardzo nam dziś obca, tak nieraz pogardzana, a tak niezmiernie po­ trzebna” 5. Zdyskredytowany w tym wywodzie Duguit daje ze swej strony także próbkę „prostego rozumu”, choć bez tak wzniosłych spirytualistycznych aspiracji. Oto „proste” i „oczywiste” fakty, dostrzeżone przez Du­ guita: „Doktryna solidarności... stwierdza, że ludzie faktycznie są solidarni jedni w stosunku do drugich, to znaczy mają wspólne potrzeby, które mogą zaspo­ koić tylko wspólnie, mają różne zdolności i potrzeby, którym mogą zadość uczynić tylko przez wymianę wza­ jemnych usług. Konsekwencją tego jest, że jeśli czło­ wiek chce żyć, to może żyć tylko postępując zgodnie z prawem solidarności... jest to prostym stwierdzeniem faktu, związku przyczynowego; nieszczęście jednostki

5 A. M y cielsk i, Prosty rozum, a współczesna ogólna na­ uka o prawie, Ogólna nauka o prawie. Studia pod red. prof. B. Wróblewskiego, t. I, Wilno 1936, str. 126, 137. Problemy metodologiczne

16

241

dotyka wszystkich innych; szczęście jednostki jest ko­ rzystne dla wszystkich innych. Zrozumienie tego faktu nie stanowi odkrycia...” — rzecz jasna dlatego, że jest to „prosty” i „oczywisty” fakt społeczny6. Zarzuci może ktoś, że to przykład szczególnego rodzaju, że jest, to w XX wieku procedura naukowa całkiem wyjątkowa. Ale neotomistycznych przedstawicieli „prostego rozu­ mu” w teorii prawa jest i dzisiaj wielu 78 , a typ rozwa­ żań, który spotkaliśmy u Duguita, także posiada zwo­ lenników. Zarzucający Duguitowi grzech prawa natury twórcy „teorii interesu społecznego” postępują bardzo podobnie: już ich ojciec duchowy, Ihering, wywodził swą teorię prawa i państwa z „prostego faktu” dążenia do samozachowania się jednostki ludzkiej s; oni z rów­ nie „prostego” faktu istnienia „oczywistych” interesów jednostki wywodzą jej „cztery podstawowe roszczenia” a to: „roszczenie do władztwa nad pewnymi przedmio­ tami materialnymi, naturalnymi środkami, od których zależy ludzka egzystencja. Inne roszczenie dotyczy wol­ ności przemysłu i umów... trzecie jest roszczeniem przyobiecanych korzyści i świadczeń o wartości pie­ niężnej ...czwarte jest roszczeniem do zabezpieczania od ingerencji osób trzecich”9. Przykłady te ilustrują

6 L. D u g u i t, L’etat, le droit objectif et la lot positive, Paris 1901, str. 24. 7 Por. na ten temat M. Maneli, Z zagadnień współczesnej neotomistycznej doktryny społeczno-politycznej, w wyd. zbio­ rowym Ateizm a religia, Warszawa 1957, str. 101 i nast. 8 R. Ihering, Der Zweck im Recht, t. I, 3 wyd. Leipzig 1893, str. 62, 64 i nast., 444. 9 R. P o u n d, An introduction to the philosophy of law, New Haven 1924, str. 191; por. tegoż autora Introduction to the American Law, Cambridge 1919, str. 93 i nast.; por. E. W. Pa tt er son, Pound’s theory of social interests, Interpretations of modern legał philosophies. Studies in honor of Roscoe Pound, New York 1947, str. 558 i nast. 242

wystarczająco tezę, że istnieją i w naszym wieku teorie powtarzające dawną pseudonaukową procedurę, zawie­ rające prawo natury w zamaskowanej postaci. Może ktoś jednak zarzuci, że istnieją także inne teorie — realistyczne, które takiego błędu zdają się nie popeł­ niać, opierając się na empirii. Licząc się z takim zarzutem, gotów jestem w cyto­ wanych przykładach — Merciera de la Riviere, Kołłą­ taja, Duguita, Iheringa i Pounda — przykładach, które łatwo pomnożyć, abstrahować od tkwiącego w nich wszystkich elementu absolutnego wartościowania, war­ tościowania bądź dokonywanego programowo przez tych autorów, bądź występującego u niektórych z nich (np. Duguit) mimo gorących zaprzeczeń. W teoriach tych obok owego wartościowania występuje jeszcze inny ele­ ment, który, jak twierdzę, jest o tyle bardziej istotny, że wspólny większości znanych teorii na temat prawa i państwa. Ten element, to opieranie się na oczywisto­ ści pewnych „prostych faktów” społecznych, zawierza­ nie tym faktom i wyprowadzanie z nich ważkich twier­ dzeń ogólnych. Innymi słowy, chodzi tu o czerpanie teorii państwa i prawa właściwie z głowy — z tego, co wie się jako członek społeczeństwa ludzkiego (homo sum et humani nihil a me alienum puto) o tym społe­ czeństwie, o jego podstawowych dążeniach, urządze­ niach i ustanowieniach, co wie się z lektury, w okru­ chach szczegółowej i fachowej, a w okruchach opiera­ jącej się na takichże danych będących wspólnym do­ brem świadomości potocznej. Czy ktoś te wszystkie rzeczy — jakże ambitne w uogólnieniach — sprawdzał empirycznie, troszczył się o ich należytą dokumentację? Nikt tego normalnie nie czyni, przedstawiciele szcze­ gółowych dyscyplin prawniczych ze wzruszeniem ra­ mion przechodzą po prostu nad tymi ogólnymi twier­ dzeniami do porządku dziennego; twórcy tych twier­ 16*

243

dzeń wychodzą widocznie z tego założenia, co Mercier de la Riviere, że nawet przed maluczkimi sprawy, o których tu mowa, stoją otworem, a już na pewno nie mogą się oprzeć ich własnym krytycznym umysłom, nie potrzebującym żadnych badań szczegółowych dla na­ leżytego zgłębienia tych spraw; jednakże — rzecz dziw­ na — ich koledzy po fachu na ogół łatwo zbijają te „oczywiste” twierdzenia i (niestety) na ich miejsce wy­ suwają własne tezy równie ogólne i wyprowadzone na podobny sposób, tezy równie łatwe do obalenia 10. Jest to bardzo kłopotliwa sytuacja, w burżuazyjnej teorii prawa wręcz chroniczna. I tak wspólne większości dociekań omawianej dyscy­ pliny jest beztroskie wychodzenie od jakichś rzeczy „znanych”, „prostych”, „oczywistych”, elementarnych i budowanie na nich ogromnych nieraz gmachów z pa­ pieru. Powiedziałem, że najłatwiej wykryć to w teoriach aksjologicznych, czy w doktrynach prawa natury. W sposób bardzo otwarty rysuje się jednak to samo w teoriach, które nie uprawiając tego rodzaju warto­ ściowania (uprawiając je co najwyżej incydentalnie), zaznaczają jednak swe aprioryczno-dedukcyjne stano­ wisko, wychodząc od faktów, sytuacji i pojęć „najpro­ stszych”. Występują tutaj różne ulubione „proste ukła­ dy” i „grupy”, których badanie samo w sobie może (a nawet na pewno) warte jest czasu — jeśli to będzie rzeczywiste, empiryczne badanie — ale nie powinno ono powodować zaraz zawrotu głowy i popychać na drogę niebezpiecznych analogii i roszczeń do rozwią­ zania innych, zawikłanych i swoistych problemów. Miej­ sce dawnego Robinsona, czy homo economicus, zajmują obecnie szachiści, czy u bardziej „postępowych” teore­ tyków — bridżyści itp., z ich działań i poruszeń łatwo 10 Por. J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 641. 244

już wyprowadzić teorię państwa i prawa 11. I znowu przypominają się dawno skreślone uwagi Engelsa na temat takich punktów wyjścia w postaci „prostych układów”: „Muszą to być dwaj ludzie, tak dalece uwol­ nieni od wszelkiej rzeczywistości, od wszystkich wystę­ pujących na ziemi stosunków narodowych, gospodar­ czych, politycznych, religijnych, od wszelkich właściwo­ ści płciowych i osobistych, że z obu nie zostaje nic poza czystym pojęciem „człowiek”... Oczywiście te dwa duchy muszą robić wszystko, czego od nich zażąda ich zakli­ nacz i właśnie dlatego wszystkie ich sztuczki są dla reszty świata najzupełniej obojętne” 1213 *. Dla reszty świa­ ta, a w szczególności dla prawników-praktyków i tzw. dogmatyków. Dlatego słusznie pisze C. Znamierowski, że w teorii (czy filozofii prawa) „...możliwe jest zupełne odwrócenie wszelkich wskazań zdrowego rozsądku” i nie bez racji wyżej stawia konkretną, szczegółową wiedzę prawniczą: „O ileż to na ogół przyjemniej — stwierdza — czytać jakieś subtelnie ujęte dzieło z za­ kresu prawa cywilnego czy karnego, niż te mgliste i fał­ szywe ogólniki w różnych filozofiach prawa” 1S. Z tym jednakże, że na samym zdrowym rozsądku w podejściu do „znanych powszechnie” (więc szczegółowo nie ba­ 11 Predylekcję do tego rodzaju ujęć wykazuje np. C. Zna­ mierowski, Podstawowe pojęcia teorii prawa, podobna nieco tendencja zarysowuje się w najnowszej pracy A. Rossa On law and justice, London 1958, str. 11 i nast. (por. na temat wcześniejszej, duńskiej wersji pracy Rossa C. J. A r n h o 1 m, Some basie problems of jurisprudence, ,,Scandinavian Studies in Law”, I, 1957, str. 14 i nast.). Por. także A. Ross Legał norms and norms of chess, „Osterr. Zeitschrift fur óffentliches Recht”, VIII 4, 1958, str. 477 i nast. 12 F. Engels, Anty-Duhring. Pan Eugeniusz Diihring doko­ nuje przewrotu w nauce, str. 117. 13 C. Znamierowski, Psychologistyczna teoria prawa, odb. z „Przeglądu Filozoficznego” 1922, str. 49. 245

danych) faktów społecznych (państwowo-prawnych) także trudno budować teorię państwa i prawa tym wię­ cej, że pojęcie „zdrowego rozsądku” jest bardzo względ­ ne. Ma również rację J. Lande, gdy stwierdza, że w te­ orii prawa „definicje pojęcia centralnego — prawa — są wytworami dowolnej pomysłowości autorów i przed­ stawiają taką różnorodność, że trudno nieraz uwierzyć, aby dotyczyły tego samego pojęcia”14. Ale nie do­ strzega Lande przedstawionych wyżej przyczyn tego stanu rzeczy. Lande zadaje następujące ważne pytania: „czyż jest rzeczą konieczną, czy długo jeszcze trwać będzie sytuacja, w której każdy teoretyk prawa musi mieć swoją własną teorię, czy w każdej teorii prawo i inne normy mają się inaczej nazywać niż w innych i inaczej do siebie ustosunkowywać?” 15. Na pytania te należy odpowiedzieć: owszem, przy obecnie panują­ cym „stylu” pracy w burżuazyjnej teorii prawa jest to rzeczą konieczną i bez zmiany tego stylu stan nie może ulec zmianie. Zahaczyłem umyślnie o J. Landego, ponieważ obec­ nie pragnę skierować uwagę czytelnika w stronę grupy tzw. realistycznych teorii prawa i państwa, więc psycho­ logicznych, a także socjologicznych. Uważam, że teorie te postępują mimo wszystko dosyć podobnie do po­ przednio wymienionych, tzn. opierają się w przeważa­ jącej mierze na znanym nam już „rozsądnym”, inteli­ gentnym namyśle nad faktami zestawionymi z wła­ snych doznań i z doświadczeń społecznych, z lektury i ewentualnie, w najlepszym wypadku — pochodzą­ cymi ze „stażu” praktyki prawniczej (jeśli dany autor parał się kiedy tak poziomym zajęciem). Wśród twór­ ców realistycznych teorii prawa są oczywiście autorzy

14 J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 639. 15 Tamże, str. 720. 246

lepiej i gorzej przysposobieni pod względem faktycznomateriałowym i filozoficznym, bystrzejsi i mniej by­ strzy, bardziej lub mniej koncepcyjni. Ale ich twórczość, nawet bardzo nieraz interesująca jako sugestie i inicja­ tywy intelektualne, najczęściej może być określona mia­ nem dyletantyzmu; czasem jest to ein schaler Dilettantismus, używając mocnego określenia jednego ze współ­ czesnych teoretyków prawa 16. Warto się przypatrzyć pod tym samym co dotąd ką­ tem widzenia — aby posłużyć się pozornym para­ doksem — teorii psychologistycznej Leona Petrażyc­ kiego, teorii, którą wiele chwalono, której wiele zarzu­ cano, ale na pewno nie braku solidnego empirycznego zaplecza. Można jak się zdaje wykazać — co nie jest bynajmniej równoznaczne z niedocenianiem tej teorii — że w istocie zrodzona jest ona w trybie zasadniczo nie odbiegającym „jakościowo” od innych burżuazyjnych teorii prawa i państwa. Petrażycki wyszedł również od pewnych „powszechnie znanych”, rzekomych prostych faktów — tym razem faktów psychiki ludzkiej — kon­ struując je w gruncie rzeczy wedle potrzeb swojej te­ orii i osnuł na ich tle pewną dalekosiężną konstrukcję. Skonstruował świat zjawisk etycznych z danych w spo­ sób „oczywisty” w naszej psychice rzekomych tej psy­ chiki elementów. Dodał do tego swą rozległą działalność systematyzacyjno-logiczną , spróbował „odczytać” różne materiały — historyczne i dogmatyczne — w świetle wyjściowych faktów prostych. Może ktoś zarzucić, że Petrażycki jednak badał, badał szczegółowo, a miano­ wicie nie tylko projektował posługiwanie się w teorii prawa i państwa przede wszystkim introspekcją, ale 16 A. Ross, Kritik der sogenannten praktischen Erkenntnis. Zugleich Prolegomena zu einer Kritik der Rechtswissenschaft, Kopenhagen—Leipzig 1933, w przedmowie. 247

także sam stosował zabiegi introspekcyjne 17. Nie chcę się tutaj wdawać w generalne rozważania na temat introspekcji18, ale muszę zauważyć, że — przynajmniej w omawianym tu przypadku — chodzi o bardzo ogra­ niczone pod względem swego zakresu, a także wątpliwe pod względem swej ścisłości stosowanie empirycznych metod badawczych połączone z pewnymi złudzeniami, które żywił w stosunku do swych metod i wyników nie­ wątpliwie sam Petrażycki. Nie dostrzegał on we wła­ snym badaniu pewnych braków, które wnikliwie wyty­ kał współczesnym sobie psychologom: „Powoływanie się na „analizę” — pisał — lub inne podstawy podobne („obserwację”, „samoobserwację”, „fakty”), gra w dzi­ siejszej literaturze psychologicznej rolę bardzo znaczną, decydującą, w charakterze przesłanki do różnych twier­ dzeń ogólnych, klasowych (teorii). Niekiedy rozważa­ nie zaczyna się od przytoczenia jakiegoś jednego kon­ kretnego wypadku, np. zaczerpniętego z życia przykła­ du walki pobudek i postanowienia woli i na podstawie „analizy” tego wypadku, stwierdzenia w nim tych czy innych wyobrażeń, uczuć itp. wygłasza się różne twier­ dzenia ogólne co do składu zjawisk pewnej klasy (np. co do składu zjawisk woli). Niekiedy na udowodnienie tezy klasowej przytacza się dwa przykłady konkretne 17 Por. rozważania L. Petrażyckiego na temat poszcze­ gólnych emocji we Wstępie do nauki prawa i moralności, str. 323 i nast. Byłoby zapewne rzeczą ciekawą przeanalizować tezy psychologiczne Petrażyckiego z punktu widzenia nowoczesnej psychologii, do pewnego stopnia analogicznie, jak to czynią z tezami Hume’a S. i A. N a e s s w artykule Psychological research and humean problems, „Philosophy of Science”, 27, 2, 1960. 18 Por. na ten temat np. A. Ross, Kritik, str. 55 i nast., 69 i nast., i pewne uwagi w artykule K. Opałka — J. Wró­ blewskiego, Współczesna burżuazyjna teoria prawa w Skan­ dynawii, „Państwo i Prawo” 2, 1951 str. 204 i nast.

248

lub więcej. Czasami zaś mamy tylko powołanie się ogól­ nikowe na „fakty”, „analizę”, „obserwację” itp.” 18 19. To, o czym tu pisze Petrażycki, kryje w sobie uderzającą analogię do naszych poprzednich uwag na temat teorii państwa i prawa — ale w pewnych punktach ma zasto­ sowanie także do własnej teorii Petrażyckiego. W grun­ cie rzeczy dał Petrażycki w swej teorii, mimo jej dalekko posuniętych roszczeń, szkicowe ujęcia o zabarwie­ niu nieraz bardziej spekulatywnym niż empirycznym. Mimo że w przekonaniu naszym lepiej niż wielu in­ nych burżuazyjnych teoretyków nakreślił kierunek pewnych rozwiązań na odcinku zjawisk świadomości prawnej, przyłączył się przecież do chóru tych obser­ watorów prawd prostych i „oczywistych”, z których jeden zaobserwował fakt solidarności, drugi fakt walki o byt, trzeci uznał za punkt wyjścia wartości — idee wieczne i absolutne, czwarty — interesy i egoizm, pią­ ty — sympatię i altruizm, itd. Petrażycki zaobserwował przekonanie o tym, co należne i co obowiązkowe. Zesta­ wienie tych różnych ujęć może się komuś wydać rażące dlatego, że są one bardzo od siebie odmienne, a także z tej przyczyny, że sam ich poziom jako pewnych pro­ pozycji badawczych nie jest całkiem współmierny. Psychologistyczna teoria prawa i państwa stoi na pewno wyżej od „filozofii wartości” i doktryn prawa natury. Ale zestawienie to jest mimo wszystko uzasadnione o tyle, że przedstawione ujęcia z koncepcją Petrażyc­ kiego włącznie nie opierają się na szczegółowych bada­ niach, lecz na ogólnym „oglądzie”, na znajomości „oczy­ wistych” rzeczy społecznych. Wszystkie te teorie są ogólnymi projektami rzuconymi w dużym stopniu w próżnię, tzn. mającymi, owszem, adherentów obok

18 L. Petrażycki, Wstęp do nauki prawa i moralności. str. 289 i nast. 249

przeciwników, ale dyskutowanymi wciąż na płaszczyź­ nie ogólnych formuł i projektów, a nie poddawanymi robocie warsztatowej przy użyciu metod właściwych w nauce. Stąd różnorakie burżuazyjne teorie prawa mają w sobie coś z właściwości tworów pięknych nawet czasem, lecz dziwnie bezużytecznych. W wieku XX, w wieku potężnego rozwoju nauki, pozostaną jeszcze na poziomie dawnych systemów filozoficznych, będących rozwinięciem mniej lub bardziej konsekwentnym pew­ nych przyjętych za punkt wyjścia faktów lub zasad. I podobnie jak o tych systemach mówimy: system filo­ zoficzny, czy wręcz krótko — filozofia Platona^ Arysto­ telesa, św. Tomasza, Hobbesa, Spinozy, Kanta czy Fichtego, w zastosowaniu do filozofii lub teorii prawa uży­ wamy określeń: teoria Stammlera, Petrażyckiego, Duguita, Kelsena, Pounda itd., a w Stanach Zjednoczonych ukazuje się w roku 1941 książka zatytułowana: My philosophy of law. Credos of sixteen American scholars20. Czegoś podobnego nie ma w naukach przyrodniczych, które mają obiektywny i sprawdzalny dorobek. Burżu­ azyjne teorie prawa nie inaczej niż wzmiankowane sy­ stemy filozoficzne nie mają takiego charakteru, są su­ biektywnymi w dużej mierze tworami jak dzieła sztuki raczej, związane ściśle z nazwiskiem — i co ważniej­ sze — z indywidualnością swych autorów. Zawierają przeważnie jakieś prawdy cząstkowe, są, mówiąc sło­ wami Lenina stosowanymi tutaj per analogiam — „...jednostronnym, przesadzonym... rozwinięciem jedne­

20 Praca ta przedstawia coś w rodzaju subiektywnych filo­ zoficznych „wyznań wiary” szeregu wybitnych prawników ame­ rykańskich. Ta sama koncepcja przyświeca opracowanym przez H. G. Reusc hleina tekstom charakteryzującym amery­ kańskich filozofów prawa: Jurisprudence — its American prophets, Indianapolis 1951 (rec. L. L. Fuller, „Louisiana Law Rev”. XII, 4, 1952). 250

go z drobnych rysów, jednej ze stron, krawędzi pozna­ nia do absolutu...” 21 Należy zastanowić się nad przy­ czynami tego stanu rzeczy, co powinno ukonkretnić — w dalszej części tych rozważań — wnioski metodolo­ giczne.

§ 2. O przyczynach tradycyjnego trybu dociekań Przyczyn takich jest szereg, wymieniam jednak tylko trzy, moim zdaniem najważniejsze i najbardziej godne uwagi. Pierwsza, to postawa klasowa twórców poszcze­ gólnych teorii. Nie należy tego upraszczać, bo uwarun­ kowanie klasowe - objawia się w sposób różnorodny, drogi jego są skomplikowane. Nie wyjaśnia ono też w sposób prosty i oczywisty każdej konkretnej teorii, co jest bezsporne, jeśli weźmie się choćby pod uwagę wielopostaciowość burżuazyjnych teorii ostatniego okre­ su, nawet teorii, których uwarunkowanie klasowe jest mniej więcej jednakowe. I tak jeślibyśmy chcieli zbardać, dlaczego dany twórca stworzył taką właśnie, a nie inną konkretną teorię, musielibyśmy przeprowadzić bardzo szerokie dociekania dotyczące całego kręgu wpływów społecznych (w najszerszym rozumieniu tego słowa), którym on podlegał 22. I to nawet może nie wy­ jaśniłoby jeszcze wszystkiego. Nie naszą jednak rzeczą są takie badania, chodzi wszak tylko o uchwycenie z grubsza jednego z rysów omawianych teorii. I zado­ woli nas tutaj stwierdzenie, że przyczyny wyboru ta­ kich np. podstawowych „oczywistych” faktów, na któ­ rych opierają się poszczególne teorie, jak zaspokajanie 21 W. I. Lenin, Marks, Engels, marksizm, Warszawa 1949, str. 244. 22 Por. ciekawe metodologicznie na ten temat rozważania S. L i 11 e y a, Social aspects of the history of science, „Arch. Intern. d’Hist. de Sciences” 1949. 251

materialnych potrzeb (w okresie początków kapitali­ zmu), jak walka o byt (w okresie kapitalizmu wolnokonkurencyjnego), jak solidarność, względnie zaprowa­ dzanie „pokoju społecznego” przez delimitację kolidu­ jących ze sobą „interesów społecznych”, nie mówiąc już o nawrotach do „naturalnego, prostego rozumu” Dokto­ ra Anielskiego (w okresie imperializmu), że przyczyny te nie są trudne do rozszyfrowania. Już trudniejsze w niektórych innych przypadkach (np. teoria Petrażyc­ kiego), ale jak powiedziano, bardziej szczegółowa analiza jest tutaj konieczna. Zresztą trzeba zwrócić uwagę na inne jeszcze przyczyny wzmiankowanego stanu rzeczy. Taką przyczyną o podstawowym zgoła znaczeniu jest to, że w teoretycznych badaniach nad państwem i pra­ wem w stopniu nader ograniczonym stosowane są me­ tody stwarzające należyte możliwości i dające właściwy probierz i gwarancję trafnego odzwierciedlenia rzeczy­ wistości. Wartość naukową zdaje się posiadać jedynie taka procedura badawcza, która wychodzi od szczegó­ łowych obserwacji (względnie oddziaływań na przed­ miot badania przy pomocy eksperymentuj, która na­ stępnie przy pomocy hipotez usiłuje wyjaśnić zaobser­ wowane fakty i przeprowadza dalsze obserwacje dla sprawdzenia hipotez; po ich ewentualnej weryfikacji ustala twierdzenia naukowe, zmierza do ich uogólnie­ nia na inne fakty (prawa nauki) i (najczęściej) prze­ kształca osiągnięte uogólnienia wobec faktów, których nie wyjaśnia dane twierdzenie, oczywiście przeprowa­ dzając nowe obserwacje, ich weryfikację, itd. Najważ­ niejszą rolę spełnia tutaj, jak to słusznie stwierdzają przedstawiciele nauk przyrodniczych, odpowiednio sze­ roki materiał obserwacyjny, dokładność w jego zbada­ niu, oraz stawianie hipotez, traktowanych w sposób antydogmatyczny przy zachowaniu naukowej postawy, pozbawionej wszelkich uprzedzeń. „Główna wartość na­ 252

ukowej metody polega na związanej z nią bezstronności, która umożliwia natychmiastowe odrzucenie niewłaści­ wych sposobów podejścia i tworzenie nowych i płodnych sposobów poznania rzeczywistości i zaspokojenia po­ trzeb ludzkich” 23. Można nawet ze spokojem pominąć pewien ton pragmatystyczny, zawarty w tym twierdze­ niu, którego autor ma rację, gdy chodzi o istotę zagad­ nienia. I trzeba stwierdzić, że tego rodzaju metod nie stosuje się niemal w naszych badaniach; jakże często nie stosuje się ich także w innych naukach humanistyczno-społecznych. Twórcy teorii „zjawisk kulturalnych” i „nauk humanistycznych” znaleźli na to niejedną wy­ mówkę, podnosząc nieścisłość i niesprawdzalność twier­ dzeń obiegowej humanistyki do rzędu cnoty i odrębnej metody właściwej tak swoistym przedmiotom, jak zja­ wiska kultury24. Chętnie też przychylali się oni do fideistyczno-mistycznych koncepcji poznania, o których już wielokrotnie wyżej wspominano25. Na terenie na­ uki prawa wpływ tych koncepcji był także znaczny, szczególniej gdy chodzi o koronę nauk prawnych — filo­ zofię prawa, uznawaną przez niektórych autorów za do­ menę neohegelianizmu, mającego swe wcielenie zwłasz­ cza w „filozofii kultury”. I tak np. E. Jarra pisał, że termin „filozofia prawa” „...obecnie używany jest dla oznaczenia całkowitego systemu prawnego, zbudowa­ 23 F. K. B e u t e 1, Some potentialities of ezperimental juris­ prudence as a new branch of social science, Lincoln 1957. 24 Por. na ten temat J. L an d e, O tzw. socjologii nauki, odb. z XXX t. „Czasopisma Prawn. i Ekon.”, Kraków 1935, str. 12 i nast. 25 Por. chociażby wywody C. C o s s i o w pracy Egologische Theorie und reine Rechtslehre, „Ostem. Zeitschrift fiir óffentliches Recht”, V, 1952, str. 15 i nast., oraz Jurisprudence and sociology of law, „Columbia Law Review” 52, 1952, str. 356 i nast.

253

nego na podstawach neohegelianizmu i prawoznawstwa porównawczego” 26. Nawet tam w nauce burżuazyjnej, gdzie wpływ tych koncepcji nie dotarł, gdzie wręcz przeciwstawiano się im w imię „empiryzmu” i „realizmu”, nie spełniano przeważnie ścisłych rygorów myślenia naukowego, nie postępowano w zgodzie z naszkicowaną wyżej proce­ durą naukową, tworząc zbyt pochopnie uogólnienia, względnie posługując się jakąś szczególną logiką, psy­ chologią i socjologią 27. O tej psychologii pisał np. słusz­ nie Petrażycki, że: „Prawnicy posiadają, rzec można, swoją własną psychologię domową, nie mającą nic wspólnego z psychologią naukową i polegającą głównie na używaniu różnych wyrażeń pozornie psychologicz­ nych, do oznaczania nimi czegoś zupełnie innego niż w psychologii naukowej, przeważnie zaś zjawisk w ogóle nie psychicznych, lecz rozmaitych innych (np. „wola” jako rozkazy w stosunku do kogoś), albo rzeczy w ogóle nie istniejących (wola państwa jako odrębnej osoby, wola powszechna, uznanie powszechne itp.)” 28. Można

29 E. J a r r a, Ogólna teoria prawa, Warszawa 1920, str. 34. 27 Por. K. Opałek — J. Wróblewski, Pozytywizm prawniczy, „Państwo i Prawo” 1, 1954, str. 9 i nast., 32 i nast. 28 L. Petrażycki, Teoria prawa i państwa w związku z teorią moralności, t. I, Warszawa 1959, str. 414. Tamże (str. 328) podkreślał Petrażycki praktycystyczny, pozbawiony głęb­ szych podstaw naukowych, charakter logiki burżuazyjnego prawoznawstwa. Cechuje ją wprawdzie jego zdaniem kunsztowność, nawet precyzja i „bezwzględna konsekwencja dedukcyj­ na”, jednakże „...wytworzenie odpowiednich typów i stadiów prac umysłowych, metod i kierunku ich wykonywania itd. powstaje... drogą naiwnie nieświadomego przystosowania spo­ łecznego; jurysprudencja nie zna i nie rozumie swojej własnej natury i znaczenia swej pracy, swego stosunku do swoistej natury prawa i związanej z nią tendencji unifikacyjnej itd.” W słowach tych oczywiście wiele jest przesady stąd płynącej, że Petrażycki w czambuł potępiał wszystkich nie doceniających 254

Oczywiście winić prawników wiele o to, że nie dbali często nawet o spełnianie tych rygorów naukowego my­ ślenia, które były spełniane w dyscyplinach niewątpli­ wie stycznych, że odgradzali się, izolowali od ogólnego nurtu wiedzy społecznej ze szkodą dla poziomu swej pracy 29. Ale trzeba otwarcie powiedzieć, że w aspek­ tach bardzo istotnych dla nauki o państwie i prawie takie ścisłe i rzetelne metody często nie zostały dotąd wypracowane przez pokrewne dyscypliny, że w naszej dziedzinie przychodziło stale parać się zagadnieniami, których ścisłe naukowe potraktowanie natrafiało na nie­ przezwyciężone wręcz trudności. Dogmatyzm prawni­ czy stanowił rzecz jasna przeszkodę w posłużeniu się naukowymi metodami tam, gdzie zostały one już w pewnej mierze wypracowane. Jednakże nawet twórcy nastawieni antydogmatycznie natrafiali w swych bada­ niach na bardzo poważne przeszkody. Stan psychologii i socjologii z wciąż jeszcze spornymi sprawami właści­ wych w tych dyscyplinach metod naukowych, nie mó­ wiąc o stanie logiki nie przystosowanej do problematyki normatywno-logicznej, utrudniał stale zadanie, zmuszał do wysnuwania pewnych ogólnych propozycji, niestety niesprawdzalnych i trudnych do roboczego konkretnego przepracowania. Gdy ogólne propozycje nie dają się sprawdzać w spo­ sób ścisły, mogą być co prawda krytykowane, ale kry­

psychicznej, w myśl jego teorii, natury prawa. Jeszcze zjadliwiej oskarżał logikę burżuazyjnego prawoznawstwa H. K e 1s e n, pisząc, że logika ta ....już od dawna pozbawiła jurysprudencję wszelkiego poważania w kręgu prawdziwej nauki i w przekonaniu społecznym nadała prawnikowi cechy kręta­ cza...” (Das Problem der Souuerdnitat und die Theorie des Vblkerrechts — Beitrag zu einer reinen Rechtslehre, Tiibingen 1920, str. V). 29 J. Lande, Studia z filozofii prawa, str. 561 i nast. 255

tyka nie jest w stanie dać w ich materii niezbitych przeciwdowodów. Propozycje takie stają się więc w du­ żej mierze przedmiotem subiektywnych sympatii i an­ typatii — jedni czynią do nich chętny akces, jako do „oczywistych” i „zgodnych ze zdrowym rozumem”, a inni zarzucają im „absurdalność ” i sprzeczność z tym­ że zdrowym rozumem. Dlatego w burżuazyjnej teorii prawa tworzą się szkoły — nie w sensie połączenia ludzi wspólnym warsztatem prac szczegółowych w pew­ nym kierunku, lecz w sensie „wyznawców” słów „mi­ strza” — szkoły oparte w dużym stopniu na nastawie­ niu subiektywno-emocjonalnym. Jak Comte miał wy­ znawców swojej religion de l’Humanite, tak Kelsen miał swoje grono, do którego zwykł był przemawiać zagadkowym i uroczystym stylem proroka 30. Podobnie powstał kult Petrażyckiego i innych osobistości, skąd­ inąd rzeczywiście nieraz wybitnych 31. Inspiracja i en­ tuzjazm dla niej — obok inwektyw przeciwników — zastępowały tu często, poniekąd z konieczności, rzetelne badania i ścisłe sprawdzanie tego, kto ma rację, względ­ nie modyfikację postawionych tez. Dlatego też wymie­ nione i podobne kierunki zainicjowane przez mistrzów nie wykazały płodności naukowej, a ich kontynuatorstwo było tylko epigonizmem, egzegezą słów mistrza, wyrażaniem dla niego zachwytów i ubolewaniem, że przez innych jest on tak „niedoceniany” i „zapomnia­ ny”. Nie było zaś warunków dla kontynuacji pewnych prac na zasadzie prawdziwie naukowej odpowiednich badań empirycznych wraz z wysuwanymi z nich ogól­ nymi wnioskami. Sprawa metod badawczych i ich nie­ 30 Tamże, str. 288 i nast. 31 Gdy chodzi o kult Petrażyckiego, to jest on znany z ust­ nych przekazów jego uczniów i postronnych obserwatorów, zarówno z okresu działalności Petrażyckiego w Rosji, jak i w Polsce. 256

dostatków, stanowiących zresztą zagadnienie ogólniej­ sze, wykraczające poza teren samych nauk prawnych, staje się zatem punktem o zasadniczym znaczeniu. Ist­ nieje jednak trzecia jeszcze strona trudności specyficz­ nych w dyscyplinie, o której tu mowa. Chodzi tutaj o samą postać, sam charakter tej dyscy­ pliny, charakter „zastany”, przekazany nam przez do­ tychczasowe programy wybitnych uczonych burżuazyjnych w tym zakresie. Wychodząc od wspomnień ściśle osobistych grona uczniów złączonego zainteresowania­ mi w kierunku teorii prawa i entuzjazmującego się swego czasu teorią Petrażyckiego w wykładzie J. Lan­ dego, warto przytoczyć niektóre wątpliwości doznawane przez to grono co do przedstawianej mu koncepcji. Oto miała to być teoria ogólna, nauka ogólna, wypowiada­ jąca prawdy o wszelkim prawie niezależnie od czasu i miejsca. Głównym zadaniem tej teorii było ustale­ nie definicji prawa i innych najważniejszych pojęć prawnych (także niektórych dotyczących państwa). Trudno było myśleć bez uczucia zawodu o tym, że te­ oria ta ustala definicję wszelkiego prawa, określa inne pojęcia, wszystko rozstrzyga, nic nie pozostawiając do zbadania, ponieważ wszystko to wykonał już Petrażycki. Podobnie w innych teoriach na swój sposób wykonali to inni autorzy, również twierdzący, że w sposób defi­ nitywny i z pełną naukową ścisłością wypełnili zadania stojące przed teorią prawa (czy państwa i prawa), rów­ nie przekonani o słuszności swych koncepcji. To zresztą nie było jeszcze dla uczniów powodem zmartwień, że inni twierdzili, jakoby rozwiązali te problemy, wyż­ szość Petrażyckiego wydawała się niewątpliwa. Ale na­ wet stając na gruncie jego teorii trudno było wyzbyć się oporów polegających na tym, że naukę rozumie się przecież zawsze jako coś dynamicznego, jako proces poznawania pewnego odcinka rzeczywistości; że od razu, Problemy metodologiczne

17

257

nawet instynktownie, wzbudza niechęć obcowanie z każdym statycznym zbiorem prawd absolutnych, rze­ czy już przesądzonych, w których nie ma nic do doda­ nia, poza drugorzędnymi może tylko szczegółami, względ­ nie działalnością polemiczną w stosunku do twórców teorii konkurencyjnych. Rodziło się podejrzenie, że musiał tu tkwić jakiś błąd podstawowy, jakieś fałszywe za­ łożenie co do samego charakteru omawianej dyscypliny. Zarzut podobny, choć bardziej skonkretyzowany, na­ suwa się dzisiaj z całą ostrością i w płaszczyźnie szer­ szej. Nie chodzi tym razem o dyskusję na temat rozwią­ zań merytorycznych. Obiekcję wywołuje sam charak­ ter przyznany tej dyscyplinie. Czy można w ogóle za­ akceptować tego rodzaju naukę, zajmującą się tylko uogólnianiem (zresztą nie wiadomo bardzo, czego), tylko tworzeniem pewnych formuł dotyczących ogólnych pra­ widłowości w danej dziedzinie, bez żadnej konkretnej roboty badawczej, bez przygotowania uogólnień na dro­ dze skrupulatnego zbadania faktów, bez weryfikacji po­ stawionych hipotez itd.? Można by powiedzieć, że to inne, szczegółowe dyscypliny prawne mają przygotować odpowiedni materiał do uogólnień teoretycznych. Na­ wet jednak pomijając fakt, że tego w należyty sposób nie czynią, trzeba uznać za zjawisko niezdrowe taki tryb pracy, czy współpracy. Teoretycy w tym świetle, to jacyś platońscy filozofowie zajmujący się poznawa­ niem idei, a nie plamiący się badaniem pospolitego świata zjawisk. Taki właśnie styl ich pracy często jest uznawany wyraźnie i aprobowany. Przypomina mi to jedno charakterystyczne wydarzenie. Przed kilku laty jeden z naszych wybitnych prawników zaproponował mi napisanie artykułu o aktualnej problematyce teoretyczno-prawnej. Z aktualnością wiązała się potrzeba opracowania artykułu w krótkim czasie. Na zastrzeże­ nia, że chodzi tu o trudne zagadnienie, którego nie da 258

się tak szybko opracować, uczony ów odpowiedział, że teoretyk państwa i prawa nie musi przecież nic kon­ kretnego badać, że wystarcza mu siąść i pomyśleć. Jest to stanowisko znamienne. Przebija w nim zarówno pewne uszanowanie dla teorii państwa i prawa jako „wysokiej” i subtelnej nauki, jak i jej lekceważenie, jako wiedzy trochę wyssanej z palca. Takie nastawie­ nie spotyka §ię bardzo często wśród prawników — z jednej strony uszanowanie dla dziedziny trudnych i abstrakcyjnych dociekań, ale z drugiej — słuszne za­ rzuty oderwania od konkretu i potrzeb praktyki oraz płynącej stąd bezużyteczności naszej nauki dla szcżegółowych, praktycznych dyscyplin prawnych 32. Teore­ tycy państwa i prawa ze swej strony znów lubią się skarżyć, że te szczegółowe dyscypliny nie dostarczają im potrzebnych danych, że badania swe prowadzą źle, w niewłaściwy sposób. Głosów krytycznych na ten te­ mat można przytoczyć mnóstwo 33. Ostatnie uwagi zmierzają do wykazania, że nasza dyscyplina w taki pomyślana sposób siłą rzeczy nie może, chociażby chciała, wywiązywać się należycie ze stojących przed nią zadań. Teoretyk państwa i prawa ma już programowo wytyczony tryb dociekań polega­ jący na jakichś ogólnych medytacjach na temat istoty, genezy, rozwoju i funkcjonowania państwa i prawa. Jego nauka jest programowo „nauką ogólną”, zatem 32 Dobitnym wyrazem niezadowolenia z aktualnego stanu teorii państwa i prawa był np. artykuł Za dalniejszuju tworczeskuju razrabotku woprosow obszczej tieorii gosudarstwa i prawa, „Sowjetskojje Gosudarstwo i Prawo”, 3, 1955 (przekł. poi. w „Zeszytach Prawniczych” 2, 1955). 33 Krytyczny stosunek do wartości badań szczegółowych dy­ scyplin prawniczych np. u A. R o s s a, Towards a realistic jurisprudence, A criticism of the dualism in law, Kopenhagen 1946, str. 94 i nast. 17*

259

nie polegającą na badaniach szczegółowych. Wszystkie zabiegi naukowe teoretyka państwa i prawa zaczyna­ jąc na pierwszym, a kończąc na ostatnim, z założenia mają charakter „ogólnego oglądu” i „ogólnego namy­ słu” nad tak ważkimi, podstawowymi zagadnieniami. Nie idzie się tutaj od ustaleń szczegółowych faktów do hipotez, ich weryfikacji i formułowania ogólnych praw nauki. Zbiera się to tylko, co dane w „zdrowym rozumie” człowieka wykształconego, a więc fragmenty wiedzy o pewnych faktach oraz szereg przemawiających do tego rozumu tez innych autorów i z tego ustala się określone ogólne twierdzenia. Ponieważ sam bagaż umy­ słowy osób poświęcających się rozważaniom z zakresu teorii państwa i prawa jest rozmaity pod względem swego składu: np. jeden w przeszłości odbywał prak­ tykę notarialną, drugi był przez pewien czas adwoka­ tem specjalizującym się w sprawach karnych, jeden stał się znawcą literatury klasycznej, a drugi kształcił się na filozofii Windelbanda i Rickerta; więc wypowia­ dane przez tych różnych ludzi ogólne twierdzenia są z konieczności rozmaite. Mamy w nich odwoływanie się do różnych, znanych przeważnie jedynie fragmenta­ rycznie, lub nawet tylko z drugiej ręki spraw i stosun­ ków społecznych. Mamy odwoływanie się do zasad pra­ wa bądź państwowego, bądź karnego, bądź cywilnego. Mamy odwoływanie się do mnogości różnych autorów z różnych epok (przy czym zestawienie tych autorów bywa bardzo rozmaite). Nie mamy natomiast odwoły­ wania się do czegoś wspólnego w postaci obiektywnych, szczegółowych podstaw faktycznych, nieodzownych w każdej nauce. Ale też nasza dyscyplina w ten sposób „założona” nie może być inna. Zdarzają się w niej mimo wszystko trafne domysły i pomysły, nie tworzące jed­ nak, jak to słusznie argumentował Petrażycki, zrębu nauki. „Trafność obiektywna pewnej idei a jej nauko­ 260

wość — pisał ten bezspornie jeden z najwnikliwszych myślicieli wśród twórców burżuazyjnych teorii państwa i prawa — są to dwie rzeczy zasadniczo różne. Myśli obiektywnie trafne udaje się czasem osiągnąć przypad­ kiem, zgadując na chybił-trafił... Kto by nie pożałował czasu na poszukiwania w archiwach dawnych druków, czy nie wypowiedziano gdzie przypadkiem myśli, które można by ogłosić za „poprzedniczki” tych lub innych głę­ bokich teorii lub cennych odkryć naukowych czasów nowszych, ten by nieraz istotnie natrafił na poszcze­ gólne powiedzenia, odpowiadające mniej lub więcej swą treścią wynikom myśli naukowej, a nieraz wieloletnich badań metodycznych wielkich myślicieli i uczonych doby współczesnej; i powiedzenia podobne można by znaleźć nawet w pracach pozbawionych wartości nau­ kowej lub w wytworach takiej epoki, która nie miała i nie mogła mieć poważnych podstaw naukowych do wypowiadania takich twierdzeń (wobec czego miały one charakter lekkomyślnych domysłów i fantazji)” 34. Na wypowiadanie myśli w wielu wypadkach błęd­ nych, a jeśli słusznych, to nieraz tylko przypadkowo, (lub słusznych w stosunku do węższego zakresu przed­ miotów, niż wskazywany w twierdzeniach) przedstawi­ ciele tak założonej nauki ogólnej są (na razie) skazani na skutek splotu wymienionych czynników. Warząc się w swoim „sosie” ogólnych formuł, które cierpią na to, że w sposób niezbity, w drodze faktycznej argumen­ tacji naukowej, nie dają się często ani potwierdzić, ani obalić, prowadzą dyskusję na szerokiej arenie dziejowej z myślami i myślicielami epok odległych i mniej od­ ległych. Myślom owym przysługuje ta sama właści­ wość co koncepcjom współczesnych burżuazyjnych teo­

34 L. Petrażycki, Wstęp do nauki prawa i moralności, str. 113.

261

retyków państwa i prawa, jeśli są różnice w uzasadnie­ niu i w stopniu rzeczowej konkretyzacji, to tylko ilo­ ściowe, a nie jakościowe. Są to myśli ogólne, naukowo dokładnie nie ugruntowane, mniej lub bardziej słuszne (lub wydające się takimi tym czy innym teoretykom państwa i prawa). Ci ostatni zwracają się ku tym my­ ślom z powodu ogólnego impasu dyscypliny, z powodu tego, że nie może ona przejść przez próg jakościowy, inicjując poczynania naukowe, które by odróżniły w sposób istotny nowe twierdzenia od dawnych, które by dawne twierdzenia pozwoliły złożyć wreszcie do la­ musa. Słusznie stwierdzał Lande (choć zadowalał się stwierdzeniem stanu faktycznego, nie sięgając do jego przyczyn), że w dyscyplinie naszej i w podobnych na­ ukach o zabarwieniu „filozoficznym”, „...uczeni dzi­ siejsi, w atmosferze walki i poszukiwania, zwracają się ku myślicielom dawnym na tej samej płaszczyźnie dy­ skusyjnej, na której spotykają się ze swymi kolegami dzisiejszymi. Kieruje nimi nie właściwe zainteresowa­ nie historyczne: co i dlaczego mówił myśliciel N. w swo­ jej epoce? — lecz ciekawość, czy ten myśliciel przed wiekami nie rozstrzygnął danego zagadnienia lepiej niż dzisiejszy filozof Z. i czy nie można by się od niego cze­ goś nauczyć?”. I stąd powstaje na naszym terenie ów „...wielki parlament dyskusyjny, w którym zasiadają na tych samych ławkach wiecznie żywi i pełni wigoru polemicznego mężowie różnych epok od Talesa z Miletu aż do młodzieńczych starszych asystentów naszych dzisiejszych uniwersytetów” 35. Można by ostatecznie powiedzieć, że istnieje prze­ cież podział pracy w nauce, owa jakaś duguitowska solidarite par division du travail. Może jednak dałoby się jakoś pogodzić z faktem, że istniejące aktualnie 55 J. La nd e, O tzw. socjologii nauki, str. 7—8. 262

szczegółowe nauki prawne zbierają materiał faktyczny i przygotowują w ten sposób dzieło teorii ogólnej pań­ stwa i prawa? Teoretyk odbiera to, co w postaci wyni­ ków badań szczegółowych „oddają mu do jego produk­ cji” pozostałe nauki prawne. Ale przecież tyle napi­ sano już na ten temat i na ogół nie bez słuszności, że te pozostałe nauki mają cele dość specyficzne i że badają one prawo przede wszystkim pod praktycznym kątem widzenia ustalając, co obowiązuje jako prawo. Trudno się zgodzić z krańcowymi twierdzeniami niektórych autorów, że to nie jest w ogóle materiał przydatny dla uogólnień teoretyka. Jest jednak jasne, że szczegółowe nauki o prawie obowiązującym nie tyle z powodu ja­ kichś swych mankamentów, ile ze względu na swe bar­ dzo istotne funkcje, odmienne od zadań teoretycznych, nie wydobywają wielu istotnych dla teorii aspektów, a szereg problemów wręcz pomijają (chodzi tu głównie o problematykę socjologiczną). Tymczasem już zawsze tak musi być w nauce (podobnie jak w innych dziedzi­ nach praktyki społecznej), że jeśli chcemy coś zrobić, wykonać jakieś dzieło, to musimy przysposobić do niego odpowiedni materiał i zespół środków do jego obróbki. Tymczasem materiał w sposób częściowo przy­ najmniej odmienny, przeznaczony na inne dzieło, zbie­ rają inne osoby i posługują się odmiennymi narzędzia­ mi, takimi, jakich to dzieło wymaga. Pewnie, że można też nieraz przy sposobności pracy innych ludzi na tere­ nie pokrewnym skorzystać i wykroić z tego niejedno na własny pożytek. Wydaje się więc np. jakieś źródła dla celów literacko-filologicznych, czy dla historii go­ spodarczej, a my w tych źródłach znajdziemy podstawy dla dociekań natury prawno-politycznej, czy podobnej. Ale to nie jest w pełni właściwe organizowanie pracy naukowej, nawet przyjmując oczywisty fakt, że w na­ szej konkretnej sytuacji dogmatyka prawa jest nam

263

znacznie bliższa niż filologia i historia gospodarcza. Przedstawiciele szczegółowych nauk o prawie obowią­ zującym w niejednym przypadku pominą to, co ich nie interesuje, a nam jest potrzebne. A choćby nawet na razie zadowolić się materiałem istniejących szczegóło­ wych dyscyplin prawnych, to któż z teoretyków ma­ teriał ten ogarnie, materiał dotyczący wszystkich ga­ łęzi prawa obowiązującego z dodatkiem jeszcze potężnej wiedzy historycznej o państwie i prawie? Ogólność oma­ wianej dyscypliny jest w tym świetle wręcz przeraża­ jąca. Nie ma ona należycie zgromadzonych podstaw szczegółowych dla swych twierdzeń, a tej podstawy szczegółowej, którą mogłaby dysponować, nie jest w sta­ nie opanować. Dlatego niektórzy uczeni burżuazyjni uciekają się do „prostego rozumu” i aktów więcej zbli­ żonych do natchnienia niż do poznania. I co się tu dziwić w tych warunkach tym uczonym, że piszą wciąż jakieś wstępy, programy, deklaracje, że wyżywają się w działalności krytyczno-polemicznej lub historycznej (z nawrotami do ulubionych myślicieli?) Czy stać ich dziś, w obecnym stanie rzeczy, na coś wię­ cej? Stać ich na pewno na prace propedeutyczne, na jakąś uniwersytecką Eirileitung in die Rechtswissenschajt, bo mogą w zarysie naszkicować coś na temat państwa i prawa. Stać ich na pojedyncze akty tworze­ nia, przedstawiające sumę mądrości tego czy innego jurysty większego lub mniejszego kalibru. Ale nie stać ich na twórczość ciągłą, jednoczącą pracowników z tej dziedziny wspólną podstawą materiałowo-faktyczną i wspólnymi, naukowymi metodami badań. To wszystko musi się z kolei odbijać na stanie wzmiankowanych po­ przednio szczegółowych dyscyplin prawnych. Na pewno w tym czy w innym zakresie wiedza o kształtowaniu się i funkcjonowaniu prawa i instytucji państwowych, oraz o wpływie prawa i państwa na stosunki społeczne, 264

wiedza rzetelna i pewna byłaby im bardzo potrzebna. Na pewno wiedza taka pozwoliłaby zmienić niejedno na lepsze w ustawodawstwie i w stosowaniu prawa. Ale wiedzy takiej na razie nie ma. Tradycyjna „nauka ogól­ na” przynosi w darze często tylko nieużyteczne bły­ skotki, nierzetelne uogólnienia definicyjne, których wa­ dliwość nie uszła uwagi bystrzejszych teoretyków burżuazyjnych, choć nawet nie zdawali oni sobie sprawy z istotnych przyczyn tego stanu rzeczy. Warto tutaj przypomnieć spostrzeżenie Somló’a na temat owych definicji, które „...niestety w większości podobne są do kariatyd na naszych domach; wydają się coś dźwigać, są jednak tylko ozdobami, które są dźwigane” 30. Gdy chodzi o wzmiankowane wyżej wstępy i progra­ my wygotowywane przez przedstawicieli naszej dyscy­ pliny, to niedorzecznością byłoby twierdzić, że są one pozbawione wszelkiej wartości. Zwłaszcza w tych wstę­ pach, które poświęcone są wypracowywaniu i precyzo­ waniu aparatury pojęciowej, można nieraz znaleźć wiele subtelnych analiz i sprostowań nagminnych błędów, popełnianych potocznie w nauce, operującej hipostazami, czy słowami o znaczeniu chwiejnym i niejasnym. Takie prace teoretyków państwa i prawa umożliwiają ściślejsze ujęcie tego przynajmniej szczupłego kapitału wiedzy, którym dysponuje nasza dyscyplina. Prace te mają również na oku stworzenie bardziej precyzyjnych narzędzi dla przyszłych badań. Oceniać ich wartość na tym odcinku można jednak tylko na podstawie wyni­ ków dociekań, w których te prace wstępne zostały spo­ żytkowane; „...znaczenie wstępu zależy w wysokim stopniu od tego, jak bardzo przydał się do tego, do czego miał być wstępem” 37. Niestety jak dotąd wartość tego

30 F. S o m 1 ó, Juristische Grundlehre, Leipzig 1917, str. 32. 37 T. Kotarbiński, Wybór pism, t. I, Warszawa 1957, str. 417. 265

rodzaju wstępów nie uzyskiwała takiego potwierdzenia. Być inaczej nie mogło wobec zaniedbania teoretycz­ nych prac szczegółowych, które by pozwoliły sprawdzać użyteczność subtelnych nieraz analiz pojęciowych. Cza­ sem nauki cierpią na niedosyt aparatury pojęciowej przy obfitości badań faktycznych, czasem bywa od­ wrotnie. Uczeni burżuazyjni, którzy omawianą dyscyplinę ulo­ kowali na piedestale wzniosłej ogólności oderwanej od prawdziwie naukowych operacji (a dla takich operacji punkt wyjścia zawsze musi być szczegółowy), oddali jurysprudencji niedźwiedzią przysługę. Szli oni za dawną tradycją wielkich systemów myślowych, zwią­ zani byli przeważnie z nauką niemiecką. Chcieli stwo­ rzyć naukę oderwaną od faktów. Nie negując potrzeby uogólnień, stwierdzić trzeba, że nie dadzą się one stwo­ rzyć w sposób należyty bez podstaw. Podstawy te mu­ szą zostać znalezione, musi powstać nowy program i no­ wa koncepcja teoretycznej nauki o państwie i prawie. Koncepcja mozolnego dochodzenia do uogólnień na dro­ dze badań szczegółowych napełni nas niepokojem, bo w ten sposób rysuje się jakaś droga długa i żmudna, na której dobijać się trzeba będzie dopiero o prawdy częściowe i o zmontowanie z nich prawd ogólniejszych. Wspominaliśmy poprzednio o podobnym zakłopotaniu w związku z burżuazyjną koncepcją teorii prawa i pań­ stwa jako nauki ogólnej i raz na zawsze ustalonej w swych ważkich twierdzeniach piórem mistrza. Są­ dzimy, że niepokój związany z obecną naszą sugestią powinien być jedynie niepokojem twórczym, otwiera­ jącym drogę postępów naukowych, drogę bez wątpienia niełatwą, ale odpowiadającą temu, co zwykliśmy okre­ ślać mianem nauki, bo będącą procesem poznawczym, stopniowym dochodzeniem do prawdy obiektywnej. Tradycyjna koncepcja teorii prawa była natomiast za­ 266

przeczeniem takiego procesu, nie ukazywała dróg po­ stępu, przygotowując tylko dogodny grunt dla powsta­ nia przybytków adoracji pewnych dzieł skończonych, doskonałych wyjaśnień i definicji. Tam, gdzie nie moż­ na nic dalej poznawać, gdzie stwierdza się prawdy abso­ lutne, pozostaje tylko uwielbiać i wierzyć, a to z nauką nie ma nic wspólnego. Aby uniknąć jakichkolwiek nieporozumień, trzeba zauważyć, że co innego jest zaproponować bada­ nia językowo-logiczne na temat norm prawnych, psy­ chologiczne na temat świadomości polityczno-prawnej, lub socjologiczne na temat państwa i prawa ,,w działa­ niu”, co innego zaś badania takie prowadzić. Same propozycje badawcze, jak to już powiedziano poprzed­ nio, niewątpliwie są słuszne. Ale propozycji tych bądź nie realizowano w postaci konkretnych badań, bądź kon­ struowano na ich podstawie w nauce burżuazyjnej skończone systemy teoretyczno-prawne, oparte na pew­ nych „oczywistych” punktach wyjściowych, z których wyprowadzano całe te systemy, więc na ujęciu prawa np. jako idealnej sfery Sollen, jako emocji imperatywno-atrybutywnych, czy jako reguł odpowiadających so­ lidarności społecznej. Dlatego propozycje co do kierun­ ków badań w swej ogólnej postaci mogą zostać przyjęte, ale nie wymienione tutaj systemy. Nie znaczy to, by badania szczegółowe, które — nie należy w to wątpić — nastąpią, nie mogły potwierdzić w tym czy w innym punkcie tej czy innej tezy rozmaitych systemów, bar­ dzo wiele twierdzeń równocześnie usuwając. To jednak, co zostanie w drodze badań naukowych potwierdzone, będzie twierdzeniem naukowym, w przeciwieństwie do tez dotychczasowych burżuazyjnej teorii prawa. Nie bez racji stwierdza się na temat dotychczasowej trady­ cyjnej filozofii, względnie teorii prawa, że „...w świetle współczesnych metod badawczych nie może ona odgry­ 267

wać innej roli, jak rolę filozoficznej spekulacji. Taka spekulacja może być niezmiernie interesująca i może ustalać bardzo sugestywne hipotezy robocze, ale nigdy nie może posiadać prawdziwie naukowej płodności, do­ póki nie zostanie poddana surowemu sprawdzeniu w praktyce badawczej polegającej na starannej obser­ wacji faktów społecznych przez uczonych” 3S. Nawet najzdrowsze naukowo dążności przy najlep­ szych merytorycznie punktach wyjścia ulec muszą za­ hamowaniu, gdy zostanie im narzucony scharakteryzo­ wany wyżej tryb „ogólnych dociekań”. Tryb ten sta­ nowi rekwizyt dawnych epok, w których ujmowano sprawy społeczne w ogólno-spekulatywnych katego­ riach. U jego podłoża tkwi genetycznie starodawna scientia generalis, która w przeszłości wydała bogactwo systemów prawa natury, nie pozbawionych fantazji syn­ tez i uproszczeń dokonywanych w imię rzekomej oczy­ wistości faktów społecznych, lub rzekomej ścisłości roz­ myślań przeprowadzanych morę mathematico lub geometrico. Złudzenie oczywistości faktów podstawowych wiązało się tutaj zawsze z zaufaniem do ścisłości, do potęgi abstrakcyjnego rozumowania na tle tych faktów, rozumowania, które w jakiś magiczno-automatyczny sposób miało rozszyfrować całą rzeczywistość społeczną w różnych jej dziedzinach. Szczegóły miały ukazać się jasno i ostro w świetle i w wyniku ogólnych dociekań. Te cudowne zabiegi jednak nie pomagały, bo szczegóły uzyskane w toku rozumowań doktryny nieodmiennie okazywały się różne od tego, co rzeczywiście jest dane w życiu społecznym. Tworzeniu tradycyjnych systemów filozoficzno- czy teoretyczno-prawnych towarzyszyła irracjonalna w istocie postawa badaczy polegająca na 38 F. K. B e u t e 1, Some potentialities of experimental juris­ prudence, str. 55. 268

przyjęciu, że akty tworzenia, akty genialnej intuicji czy siły rozumu są w stanie przeniknąć zagadki, zakląć je w pewne olśniewające swą oczywistą dla każdego praw­ dą formuły. Nie mozolne poszukiwania, nie skrupulatne badania szczegółów, lecz przejawy twórczej inspiracji miały dać klucz do poznania państwa i prawa. I to było nieuniknione w dawnych i niedawnych okresach. Gdy w danej dziedzinie nie istnieją środki badania nauko­ wego, zawsze wpada się w irracjonalizm tego czy in­ nego typu, czasem zamaskowany deklaracjami stano­ wisk rzekomo racjonalno-empirycznych. Istnieją po­ trzeby — potrzeby społeczne — wyrobienia sobie jakie­ goś poglądu, zajęcia jakiegoś stanowiska w stosunku do spraw pewnej kategorii. Potrzeby te przejawiają się tym bardziej dobitnie, gdy chodzi o tak ważny, jak przez nas omawiany, odcinek praktyki społecznej. Gdy zaś nie można dojść do poglądu naukowego, formułuje się poglądy nienaukowe (choć nie określa się ich oczy­ wiście tym mianem). Poglądy takie zaś szerzą się w na­ szej dziedzinie tym bardziej, że dotyka ona problema­ tyki klasowo żywotnej, w której pojmowaniu na swoją modłę zainteresowane są rozmaite grupy społeczne. Iluzje obiektywności związane z wartościowaniem także mają tutaj swój udział. Można oczywiście powiedzieć, że prymat przyznać należy niedorozwojowi poznawcze­ mu, brakowi odpowiednich środków poznania nauko­ wego. Ale zdobycie, wypracowanie i należyte stosowa­ nie takich środków jest przecież utrudnione przez ostat­ nio wymienione czynniki zakłócające. Wciąż jednak powraca zastrzeżenie co do traktowania tutaj na jednej niejako płaszczyźnie dawnych doktryn (np. prawa natury) i realistycznych koncepcji burżuazyjnych epoki nowszej, np. takich, jak koncepcja Petrażyckiego, Duguita, czy Somló’a, względnie „formalno-logicznych” teorii w rodzaju systemów Kelsena lub

269

jego uczniów. Należy stwierdzić, że wszystkie te nowsze teorie w zasadzie nie odbiegają od dawnych, gdy cho­ dzi o procedurę swego tworzenia i charakter tworów ogólnego namysłu, ogólnej spekulacji nad przedmiotem szczegółowo nie dość badanym. Ogólne postępy wiedzy pozwalają im co prawda unikać takich wyraźnych non­ sensów i naiwności, w jakie dawniej popadano, ale nie stanowią one zasadniczego „skoku”, gdy chodzi o zawar­ tość prawdy, prawdy naukowej. Mimo to wspomniane teorie i szereg innych jeszcze podobnych mają oblicze dość charakterystyczne, wskazują na zbliżanie się punktu przełomowego w teoretycznej jurysprudencji. Wszystkie ujęte zostały w dawne struktury systemowe, pozostają pod wpływem trybu ogólnego rozważania za­ gadnień państwa i prawa, ale widać w tych doktrynach, że oto zbliża się moment ich przezwyciężenia, że istnieją w nich elementy, które je rozsadzają, względnie roz­ sadzą. Twórcy tych teorii, przynajmniej większość spo­ śród tych twórców, byli to uczeni bezspornie dużej miary. Z poprzednikami dzielili nadmiar zaufania we własne siły i charakterystyczną postawę proroków, któ­ rzy wszystkich przeciwników rozstawiają po kątach, wieszcząc nowe, jedynie prawdziwe formuły. Walczyli co prawda w większości z dogmatyzmem prawniczym, ale sami kształtowali swoisty dogmatyzm własnych for­ muł. Nie był to już dawny dogmatyzm wartości praw­ no-etycznych, głoszonych przez przedstawicieli szkoły prawa natury, ale dogmatyzm jedynie, absolutnie prawdziwego wniknięcia w istotę przedmiotów państwowo-prawnych. Ci sami jednak autorowie, utrzymując się w dotychczasowych ramach wiedzy systemowej, absolutnie prawdziwej, popadali ze sobą w sprzeczność, bo z dociekań ich konsekwentnie można było wypro­ wadzić tylko wniosek o konieczności szczegółowych, empirycznych badań socjologicznych i psychologicz­ 270

nych nad tymi przedmiotami, względnie równie szcze­ gółowych badań językowo-logicznych. Wprawdzie so­ cjologia „faktu solidarności społecznej” i psychologia „emocji imperatywno-atrybutywnej”, podobnie jak spe­ kulacja filozoficzna na temat Sollen, były w systemach poszczególnych autorów żelaznymi obręczami, miały charakter magicznych recept na odkrycie prawdy w te­ orii państwa i prawa, ale wystarczało odrzucić te re­ cepty, aby uzyskać rozsądne wskazania co do właści­ wych, naukowych badań w naszym przedmiocie. Wska­ zania te po prostu wynikały z wymienionych teorii, choć ich twórcy subiektywnie dalecy byli od sformu­ łowania takich wskazań, systemowy charakter omawia­ nych teorii stał się anachronizmem, pozostałością nie­ trudną do odrzucenia. Każdy bowiem łatwo zrozumie, że socjologiczne, psychologiczne, względnie językowo-logiczne badanie przedmiotów państwowo-prawnych musi być rzeczywistym, szczegółowym badaniem, a nie zamkniętym raz na zawsze systemem formuł ogólnych. Wymienione teorie (i inne, pokrewne) powstały w okre­ sie, gdy wiedza w zakresie psychologii, socjologii i lo­ gicznej analizy języka — wiedza w nowoczesnym tego słowa rozumieniu — znajdowała się w stadium zacząt­ kowym, gdy istniały tylko jej zapowiedzi. Toteż teorie te zapowiedziały tę wiedzę, jej wcielenie na terenie jurysprudencji teoretycznej. Od tego czasu wiedza szczegółowa w wymienionych dyscyplinach uczyniła po­ stępy, choć wciąż jeszcze bardzo daleko do tego, by stan jej uznać za olśniewający. W każdym razie weszła na drogę żmudnych, szczegółowych obserwacji, czasem na­ wet eksperymentowania (gdy chodzi o psychologię i so­ cjologię), oraz analiz językowo-logicznych. Weszła w fa­ zę praktycznego sprawdzania stawianych hipotez. Wydaje się, że nad tym nie można przejść do porządku

271

dziennego, że należy na prawniczym terenie naukowym, który ma zresztą tendencję do chronicznego opóźniania się w stosunku do innych gałęzi nauk społecznych, po­ stawić nowy program jurysprudencji teoretycznej. A teraz kolej na uwagi dotyczące naszej teorii pań­ stwa i prawa. Jej wyjściowe tezy teoretyczne i metodo­ logiczne dzieli ogromna różnica w stosunku do teorii burżuazyjnych. Tezy te stanowią zasadniczy postęp w omawianej dyscyplinie, pełnej w nauce burżuazyjnej zafałszowań mających podłoże klasowe. Można stwierdzić, że marksizm stworzył zasadniczy przełom w badaniach teoretycznych nad państwem i prawem nie tylko w sensie wytyczenia drogi i wynikających stąd potencjalnych możliwości, ale także w sensie istnieją­ cego już dorobku, zrębu aktualnych dokonań. Jednakże nauka musi mieć dane dla swego prawidłowego roz­ woju, a ten właśnie został poważnie zahamowany przez przyjęcie dla treści żywej i nowatorskiej nieadekwatnej formy „nauki ogólnej”, stanowiącej niewątpliwie tra­ dycyjny przeżytek. Gdy w krajach, które wstąpiły na drogę socjalizmu, przystąpiono do marksistowskich ba­ dań teoretycznych nad państwem i prawem, przezwy­ ciężono u progu nowej naukowej działalności postulaty metodologiczne i tezy merytoryczne uczonych pracu­ jących w tej dziedzinie poprzednio, w warunkach ustro­ ju, który został obalony. Sama natomiast postać dyscy­ pliny umknęła zarzutom, potraktowana tak, jakby była sama przez się zrozumiała i nie podlegała krytyce. Po­ stać ta jednak bynajmniej nie jest taka oczywista. Z „ducha marksizmu” uprawianie tej dyscypliny na modłę scientiae generalis wcale nie wynika, nie znajdziemy również, choćbyśmy nie wiem jak szukali w dziełach klasyków marksizmu, żadnych wskazówek wytyczających program dyscypliny o takim charakte­

272

rze. Co natomiast tam znajdziemy? Znajdziemy szero­ kie perspektywy i program konkretnych badań nad ge­ nezą, nad społecznym uwarunkowaniem i społecznym działaniem instytucji państwowo-prawnych, oraz postu­ laty tworzenia uogólnień w oparciu o takie badania. Taki program wynika wprost z marksizmu, na pewno zaś nie program stworzenia statycznego systemu for­ muł ogólnych o państwie i prawie. Niech więc nikt nie usiłuje sugerować, że kierunek powyższych rozważań i płynące z nich dalsze sugestie w jakiś — ten czy inny sposób — wchodzą w kolizję z marksizmem, że wkra­ czają na tory ujęć burżuazyjnych. Wręcz przeciwnie, chodzi tutaj o zwalczenie tradycyjnej koncepcji teorii, czy filozofii prawa (państwa i prawa), koncepcji, która tylko siłą ciążenia tradycji, a nie z żadnych ważkich racji naukowych, oddziałuje niekorzystnie na naszą naukę. A że różne szczegółowe badania funkcjonalne, socjo-psychologiczne i językowo-logiczne przedsiębrane są obecnie — z rozmaitym powodzeniem — przez na­ ukę burżuazyjną, to w niczym nie przemawia prze­ ciwko postulatom badań marksistowskich w tychże kie­ runkach. Nie akceptując metodologii ani ujęć burżua­ zyjnych, przyjmujemy po prostu, że chodzi tutaj o ważne problemy, które także przez nas powinny zo­ stać zaatakowane. Skoro badania tego typu są już gdzie indziej inicjowane, to prosty stąd wniosek, że nauki społeczne, a między innymi omawiana przez nas dyscy­ plina wykazują obecnie dążenie do tego, by oprzeć się na fundamencie faktów, osiągając dane, które staną się podstawą dla bardziej adekwatnych uogólnień i które mogą się na coś przydać praktyce stanowienia i stoso­ wania prawa. Przy naszej metodzie i teoretycznych punktach wyjścia mamy znacznie więcej niż nauka burżuazyjna danych po temu, by na takiej drodze dojść do osiągnięć prawdziwie wartościowych. Problemy metodologiczne

18

273

§ 3. Program jurysprudencji teoretycznej Ogólną koncepcję dyscypliny, która z większym po­ wodzeniem mogłaby podjąć zadania teorii państwa i prawa w jej obecnym ujęciu, przedstawiam omawia­ jąc podział nauk prawnych, ponieważ rzut oka na cały kompleks tych nauk jest potrzebny dla zdania sobie sprawy z zakresu i roli omawianej tutaj gałęzi prawoznawstwa. Tutaj zaś pragnę podkreślić, że w praktyce nie da się nic zrobić nagle i stąd właściwym wyjściem wyda je mi się stopniowa przebudowa obecnej teorii państwa i prawa, przekształcanie charakteru jej badań. Jeśli chodzi o kierunki tych badań, to muszą to być odpowiednio ze sobą powiązane badania o charakterze socjologicznym i psychologicznym oraz logiczno-językowe, co wobec znaczenia, jakie w badanych przez nas przedmiotach posiadają zwroty językowe, nie może bu­ dzić żadnych wątpliwości. A zatem teoria państwa i pra­ wa nie byłaby „ogólną teorią” w dotychczasowym ro­ zumieniu, lecz teoretycznym (w przeciwieństwie do tzw. praktyczno-dogmatycznego) badaniem państwa i prawa w aspektach socjo-psychologicznym i językowo-logicznym, w aspektach, jak to wynika z poprzed­ nich rozważań, odpowiednio ze sobą związanych. By­ łaby to teoria przyjmująca jak każda nauka pewne wstępne założenia, pewne hipotezy robocze, z nimi przy­ stępująca do konkretnych badań szczegółowych i w wy­ niku takich badań dochodząca dopiero do uogólnień, do ustalania praw nauki. Jest prawdopodobne, że tak po­ jęta „jurysprudencja teoretyczna” rozrośnie się w sze­ reg działów, zróżnicuje się wewnętrznie tak, jak zawsze różnicowały się i różnicują nauki, wychodząc w toku badań szczegółowych ze swych pierwotnych stadiów, w których mają charakter spekulatywno-abstrakcyj274

nych dyscyplin ogólnych39. Wyodrębnią się zapewne w przyszłości pewne gałęzie socjologii prawa i państwa, względnie socjo-psychologii, czy to wedle kryterium różnych kierunków działalności państwa oraz dziedzin prawa obowiązującego, czy biorąc pod uwagę aspekty historyczno-rozwojowe, prawno-porównawcze itp. Za wcześnie jest przesądzać te sprawy, które w nauce burżuazyjnej przedstawiają obecnie obraz bardzo zawikłany, obraz najróżniejszych prób badań szczegółowych z ambicjami w kierunku uogólnień i bez takich ambi­ cji — koncepcji typowo usługowo-praktycystycznych i koncepcji posiadających określone aspiracje teore­ tyczne 40. Jest pewne, że nie opowiemy się za wąską i surową, bezkierunkową empirią, nastawioną co naj­ wyżej na krótkodystansowe rezultaty praktyczne. Ale z drugiej strony nie możemy dłużej pozostawać przy dawnej koncepcji ogólnej teorii państwa i prawa, bo ta koncepcja hamuje rozwój naszych badań, zamiast je ułatwiać. Dlatego też nie zgadzamy się z autorami arty­ kułu O przedmiocie ogólnej teorii państwa i prawa, którzy kontynuują tradycyjne ujęcie naszej dyscy­ pliny41. Z dzieł wybitnych burżuazyjnych teoretyków, hołdujących koncepcji „wiedzy systemowej”, możemy niemało skorzystać, uzyskujemy w niej szereg intere­ sujących hipotetycznych punktów wyjścia dla naszych badań, oraz wartościowe propozycje w dziedzinie uści­ ślania aparatury pojęciowej. Dorobek twórców tej dy­ 39 Por. W. I. Lenin, Dzieła, t. I, Warszawa 1950, str. 143. 40 Por. M. Arctowa — G. L. Seidler, Funkcjonalizm, w burżuazyjnej nauce prawa, „Państwo i Prawo”, 7, 1951, i M. Arctowa, Inżynieria społeczna poprzez prawo, „Życie Na­ uki”, 1948, str. 27 i nast. 41D. A. Kierimow i B. W. Szejndlin, O priedmietie obszczej tieorii gosudarstwa i prawa, „Sowjetskoje Gosudarstwo i Prawo”, 12, 1957, str. 3 i nast. 18*

275

scypliny, chociaż budzący tak wiele zastrzeżeń, na pewno nie jest do pogardzenia. W naukach przyrodni­ czych przecież również nieraz twórcza imaginacja bez szczegółowych badań dawała jakże płodne idee, wyko­ rzystywane przez następców, wytyczające tym następ­ com ważne kierunki badawcze niezależnie nawet od tego, czy owe idee okazały się błędne, czy też uzyskały naukowe potwierdzenie 42. Zainicjowanie badań w zakresie tak scharakteryzo­ wanej jurysprudencji teoretycznej jest oczywiście rze­ czą obecnych teoretyków państwa i prawa. Nie chodzi tutaj zresztą tylko o inicjatywę, ale także o kierowanie przyszłymi pracami, organizowanie odpowiednich ba­ dań, wytyczanie ich programu i podstaw metodologicz­ nych. Nie można tutaj wiele liczyć na pomoc przedsta­ wicieli szczegółowych dyscyplin prawnych, ponieważ problematyka socjologiczna, psychologiczna i językowo-logiczna nie leży w kręgu ich kompetencji i zainte­ resowań (wyjąwszy sporadyczne przypadki). Taki stan rzeczy potrwa niewątpliwie jeszcze długo i dopiero rze­ czą przedstawicieli jurysprudencji teoretycznej będzie odpowiednie oddziaływanie — poprzez wypracowane metody i wyniki badań — na tryb rozważań tzw. dog­ matyki prawa. Teoretycy państwa i prawa winni odpo­ wiednio przestawić kierunek własnych badań na bar­ dziej konkretną problematykę i na właściwe dla niej metody, winni wypracować odpowiedni program takich badań, przysposabiając do nich młodsze kadry pracu­ jące w naszej dyscyplinie i wciągając do nich także in­ nych prawników-naukowców o odpowiednim przygoto­ waniu i' zainteresowaniach. Nieodzowne wydaje się także szukanie możliwości współpracy z przedstawicie­ 42 J. D. B e r n a 1, Nauka w dziejach, Warszawa 1957, str. 34 i nast.

276

lami dyscyplin pokrewnych, ponieważ praca zespołowa łącząca naukowców o różnych specjalnościach może w danym przypadku być szczególnie pożyteczna. Jest to zapewne muzyka dalszej przyszłości, ponieważ we­ dle dotychczasowych doświadczeń trudno o chętnych do takiej współpracy z prawnikami. Zainteresowania problematyką prawniczą u socjologów, psychologów, specjalistów w zakresie logiki i nauki o języku są zni­ kome. Bardziej obiecujące są perspektywy wewnętrznej rozbudowy odcinka jurysprudencji teoretycznej przez powiększenie własnej kadry i pozyskiwanie do współ­ pracy młodych prawników-naukowców różnych specjal­ ności. Wydaje się, że właśnie w personelu asystenckim tkwią duże możliwości wzmocnienia naszej bazy opera­ cyjnej, gdyż zainteresowania w naszkicowanym tutaj typie badań u tego pokolenia pracowników nauki są niewątpliwe. Wciąganie ich do współpracy jest tym bardziej ważne, że posiadają oni szczegółową znajomość różnych działów prawa, co stwarza dla jurysprudencji teoretycznej możliwości uzyskiwania wielostronnych materiałów i wniosków naukowych. Łatwo mogą popłynąć słowa oskarżenia, że autor „likwiduje” teorię państwa i prawa, że usuwa jej i jej przedstawicielom grunt spod nóg. Ale jak wskazaliśmy, obecny „grunt” nie jest wcale pewny, bo przed dyscy­ pliną z założenia „ogólną” nie stoją zbyt obiecujące perspektywy rozwojowe. Tutaj proponuje się szeroki program badań i otwiera się duże pole rzeczywistej aktywności naukowej. Teoria państwa i prawa może w nowym, zreformowanym stanie rzeczy ulec tylko poważnemu rozbudowaniu i uzyskać większy ciężar ga­ tunkowy ze względu na sprawdzalność i użyteczność praktyczną swych ustaleń i wniosków. Wcale nie utraci swego prawa do tworzenia uogólnień. Mogą powstać przeciwko nam zwolennicy systema­ 277

tycznego układu nauk z twierdzeniem, że chcemy wpro­ wadzać chaos i deformację w miejsce dotychczasowej harmonii podziału nauk prawnych z ich ustaloną hie­ rarchią. Zapewne, że obecne symetryczne linie zostaną zachwiane i o wykrystalizowanie precyzyjnej budowy nowego gmachu nauk prawnych nie będzie łatwo. Jurysprudencja teoretyczna, zanim ustali się i określi dokładnie swoją problematykę i dyscypliny składowe, będzie ciałem nieco bezkształtnym, jakkolwiek już obecnie można wytyczyć pewne kierunki jej uderzeń i zarysować ogólny program. Naszym jednak zdaniem do pełnego wykrystalizowania się nowej dyscypliny (czy też zespołu dyscyplin) trzeba czasu. Trzeba, aby ta gałąź wiedzy zaczęła pracować w oparciu o taki pro­ gram, jaki można ułożyć. Tylko uzyskane wyniki mogą podyktować dalszy rozwój, rozbudowę i ustalenie no­ wych linii demarkacyjnych. Tak było zresztą we wszyst­ kich naukach w miarę ich rozwoju. Najpierw trzeba starać się o zawartość w postaci ustaleń naukowych, a potem o odpowiednie opakowania. Dotąd zaś często apriorycznie przygotowywało się opakowania, chociaż brakowało dla nich zawartości. Podjęcie badań jest za­ tem sprawą pierwszą, chociaż nie może chodzić tu o ba­ danie „czegokolwiek”. O taką bezkierunkowość nie mamy jednak powodu się obawiać, ponieważ praktyka ustrojowo-prawna i dotychczasowa ogólna teoria pań­ stwa i prawa wskazuje w sposób wystarczający decy­ dujące ogniwa i punkty newralgiczne, wymagające za­ stosowania zabiegów naukowo-badawczych. Ustalmy tedy choćby szkicowo i prowizorycznie kie­ runki badań jurysprudencji teoretycznej. Będzie ona miała po pierwsze, za zadanie wypełnić żywą, kon­ kretną treścią to, co obecnie pokrywane jest ogólnymi formułami, kształtowanymi drogą jakiegoś „wyczucia" na podstawie pewnych danych fragmentarycznych. Na­

278

leży tutaj cała szeroka problematyka socjologiczna funkcjonowania aparatu państwowego i poszczególnych jego ogniw, problematyka społecznego działania prawa, mechanizmu procesu legislacyjnego i stosowania pra­ wa. Dalej problematyka świadomości prawnej w po­ wiązaniu z bogatym zróżnicowaniem motywacji postę­ powania obywateli zgodnego, bądź niezgodnego z pra­ wem (świadomość moralna, motywy interesowne itd.). Tematyka, naszkicowana tu ogólnie, musi oczywiście przy wygotowaniu dalszych planów roboczych ulec konkretyzacji. Wówczas trzeba by było wytypować te akty normatywne, których badanie jest szczególnie wskazane i ważne; te instancje (administracyjne, sądo­ we), których działalność będzie się śledzić pod określo­ nym kątem widzenia; te grupy obywateli, których sto­ sunek do obowiązującego prawa będzie podlegać bada­ niu, itd. Prace tego rodzaju z jednej strony dadzą sa­ mej jurysprudencji teoretycznej podstawę dla bliższych prawdy wniosków i uogólnień, a z drugiej strony sta­ nowić będą harmonijne dopełnienie na różnych odcin­ kach tego, czym zajmuje się dogmatyka prawa. Wielo­ krotnie, a właściwie w przeważnej mierze, będziemy posuwali się do niej równolegle, ale od strony badania odpowiednich procesów społecznych i zjawisk świado­ mości ludzi. To jedna część problematyki jurysprudencji teore­ tycznej. Drugą to badania językowo-logiczne, również jak dotąd zaniedbane, choć może nie w tym stopniu, co poprzednio omówione. Jak to już wspomniano w roz­ dziale III, problematyka ta nie budziła i po dziś dzień przeważnie nie budzi zainteresowania zawodowych logi­ ków i przedstawicieli nauki o języku, a prawoznawstwo nie było na ogół dotąd odpowiednio przygotowane do samodzielnego, a kompetentnego podjęcia badań tego typu. Narzuca się po prostu nieodparcie potrzeba opra­

279

cowania logiki norm, zagadnień zwrotów normatyw­ nych, ich znaczenia i funkcji (informacyjnych, wpły­ wających czy dyrektywnych, z dalszym odpowiednim zróżnicowaniem). Szczegółowego zbadania wymagają właściwości i struktura zwrotów normatywnych, spoty­ kanych w różnych gałęziach prawa (interesująco zary­ sowują się pod tym kątem widzenia różnice pomiędzy np. prawem państwowym, cywilnym i karnym). Znowu jednak program badań trudno tutaj we wszystkich szczegółach rozwinąć. Obie przedstawione tu grupy problemów nie są wy­ myślone dla zadowolenia samych tylko pasji poznaw­ czych jurysprudencji teoretycznej. Są to problemy nie­ zwykle żywotne z punktu widzenia praktyki. Wszak badania nad społecznym działaniem prawa i nad świa­ domością prawną są wręcz podstawowe dla zbudowa­ nia naukowej polityki prawa i dla działalności na polu umacniania praworządności oraz dyscypliny prawnej społeczeństwa. Dla dogmatyka prawa konfrontacja litery prawa z praktyką także ma ogromne znaczenie. Nie trzeba dodawać, że w konstrukcjach prawno-dogmatycznych wiele może mieć na przyszłość do powie­ dzenia logika norm, której ustalenia będą też na pewno wkładem do problemów techniki legislacyjnej. Ze wzglę­ du na żywotne punkty styczne zainteresowań „zawodo­ wych” teoretyków i dogmatyków prawa i ze względu na dopełnianie się w wielu z tych problemów kompe­ tencji badawczych obu stron, należy przewidywać — a to niezależnie od kroków na polu powiększenia kadry pracowników jurysprudencji teoretycznej — wspólne, zespołowe przedsiębranie szeregu prac przez teorety­ ków i dogmatyków prawa różnych działów. Maksymalizm i minimalizm w nauce — to dwie ten­ dencje, których pewne postacie słusznie bywają zwal­ czane. Syntezy nie liczące się z dorobkiem wiedzy fak­ 280

tycznej i z konieczności kolidujące z faktami, a z dru­ giej strony badania szczegółowe pozbawione wszelkich ambicji teoretyczno-eksplikatywnych, na pewno są na­ ganne. Poza tymi jednak wynaturzeniami trzeba do­ strzegać w przeplatających się w nauce prądach ku szerszym uogólnieniom i ku badaniom analitycznym zjawisko całkowicie naturalne. Po przednaukowych mgławicach ujęć ogólnych na gruncie zwiększającej się wiedzy faktycznej i racjonalnych potrzeb praktyki rodzi się krytycyzm. Zaczynają się dyskusje z dotych­ czasowymi uogólnieniami, w których dąży się zrazu do załatania dziur i dokonania korektur w dotychczaso­ wym gmachu pojęciowym. Gmach ten jednakże w toku poprawiania wali się coraz bardziej i wygasa wiara w możliwość jego konserwacji. Wtedy następuje gwał­ towny odwrót od tradycyjnych koncepcji i przejście na pozycje minimalistyczne. Przychodzi okres „pracy orga­ nicznej” w nauce, dający potem odskocznię dla nowej tendencji uogólniającej wiedzę na wyższym szczeblu rozwojowym. Zdając sobie sprawę z pewnego uprosz­ czenia w powyższym ujęciu sądzimy, że dla teorii pań­ stwa i prawa nadchodzi właśnie okres badań analitycz­ nych mających na celu przygotowanie ujęć bardziej adekwatnych. Nie chcąc brnąć w patologiczny minimalizm, musimy z drugiej strony afirmować konkretne cele i metody badawcze 43. Burżuazyjne prawoznawstwo wypracowało szereg metod i technik badawczych w problematyce, o której wyżej była mowa. Metody te i techniki wypracowane przez socjologię, czy socjografię, przez psychologię spo­ łeczną, logikę, czy teorię języka, są zróżnicowane i mają swoją obszerną literaturę, jak również praktyczne do­

43 Dalszych dowodów na poparcie naszego stanowiska do­ starczymy w następnym, VII rozdziale tej pracy.

281

świadczenia w postaci konkretnych zastosowań, także na terenie nauki prawa, choć nie należy sądzić, by na tym terenie przyjmowały się bez oporów. W kraju, w którym np. badania socjologiczne cieszą się taką wziętością, jak w Stanach Zjednoczonych, prawnicy w wielkiej liczbie wolą pracować do dzisiaj metodami z czasów cesarza Justyniana Augusta, jak o tym rela­ cjonuje jeden z uczonych amerykańskich w pracy opu­ blikowanej w 1957 r.44. U nas sprawy te nie są niestety daleko posunięte. Propozycje metodologiczne, z który­ mi mamy dotąd do czynienia, posiadają raczej charak­ ter reproduktywny. W pracach wysuwających te pro­ pozycje zawarty jest interesujący materiał informa­ cyjny o kierunkach metodologicznych we współczesnej nauce burżuazyjnej, ale brak — poza luźnymi sugestia­ mi — szczegółowego rozważenia sprawy z punktu wi­ dzenia realizacji założeń marksizmu w konkretnych metodach jurysprudencji teoretycznej 4R. A to jest wła­ śnie rzecz, na której powinniśmy skoncentrować nasze wysiłki. Sprawa konkretnego zastosowania odpowied­ nich metod i technik badawczych w naszej dziedzinie wymaga szeregu konkretnych, gruntownych rozważań. Ograniczamy się do stwierdzenia, że in concreto należy w sposób dokładny przewidywać i opracowywać te za­ biegi badawcze, które mają być zastosowane. Chodzi tu nie tylko o sam ogólny wybór jakichś metod spośród tych, które są znane i stosowane w wymienionych wy-*43

44 F. K. B e u t e 1, Some potentialities of eiperimental juris­ prudence, str. 101 i nast. 43 Por. zwłaszcza wartościowe skądinąd artykuły M. A re­ tów e j: Znaczenie badań socjologiczno-prawnyćh dla teorii państwa i prawa, „Państwo i Prawo” 4—5, 1957, Przewidywanie a powinność we współczesnej problematyce socjologiczno-prawnej, tamże, 10, 1958, Drogi rozwoju polityki prawa, „Zeszyty Naukowe U. J. Prace Prawnicze” 6, 1959. 282

żej dyscyplinach, ale także o zdanie sobie sprawy z kon­ kretnych operacji w danym przedmiocie, z ich zakresu i stopnia dokładności, z możliwości, jakie one otwie­ rają, z ich mocnych i słabych stron. Operacje takie — jedno- lub wielogatunkowe, kombinowanie, przedsię­ brać trzeba w wyniku wyboru pewnych optymalnych możliwości spośród tych, które stoją do dyspozycji. „Optymalność” oznacza tutaj cały splot różnorodnych czynników. Przede wszystkim zaś, wśród możliwych sposobów zbadania danego problemu, zarysują się spo­ soby bardziej i mniej uciążliwe (czaso- i pracochłon­ ne, wymagające nakładów), a także sposoby gwaran­ tujące bardziej i mniej pewne wyniki. Te ewentual­ ności mogą się ze sobą w rozmaity sposób kombinować; w razie kolizji trzeba np. rozstrzygać, czy w danym przypadku względy teoretyczne i praktyczne przema­ wiają za tym, aby osiągnąć większy stopień przybliże­ nia do rzeczywistości kosztem zastosowania trudniej­ szych, więcej uciążliwych zabiegów, czy też osiągnięcie mniej dokładnych wyników przy pomocy metod prost­ szych nie będzie miało in concreto poważnych ujem­ nych konsekwencji teoretycznych i praktycznych. Z tych i podobnych kwestii trzeba zdać sobie sprawę z tym, że można tutaj nieraz popełnić błędy, które trzeba będzie naprawić w dalszym toku badań przez zmianę metod. Dokładne zdanie sobie sprawy ze środ­ ków, jakich użyliśmy w danych badaniach, określa także — do pewnego przynajmniej stopnia — charak­ ter wyników, które osiągamy, pod względem zakresu ich „ważności” i stopnia ich dokładności. Chroni to wła­ śnie przed nieodpowiedzialnym uogólnianiem, pozwala odróżniać wnioski bezsporne od hipotez, nad których uzasadnieniem trzeba dalej pracować, czy to ponawia­ jąc wysiłki badawcze nad danym przedmiotem, czy też rozszerzając badania na inne przedmioty pokrewne.

283

Na koniec warto może podeprzeć nasze propozycje pewną analogią historyczną. Jak każda analogia i ta ma słabe strony, ponieważ to, co chcemy dziś reformo­ wać, tj. teoria państwa i prawa, reprezentuje poziom zupełnie inny, wyższy niż nauki, w których przed stu mniej więcej laty Marks dokonywał przewrotu. Nie cho­ dzi tu jednak tyle o poziom nauk, o ich zawartość me­ rytoryczną, ile o sposób podejścia do problemów nau­ kowych, pod tym zaś względem analogia może o czymś pouczyć. Oto przed Marksem dociekania na tematy hi­ storyczne i społeczne polegały przeważnie „na czysto apriorystycznych, dogmatycznych, oderwanych kon­ strukcjach na temat: czym jest społeczeństwo, czym jest postęp?” Dlaczego tak było, to bardzo proste: „Jest to najbardziej rzucająca się w oczy cecha metafizyki, od której rozpoczynała wszelka nauka: dopóki nie umia­ no zabrać się do badania faktów, zawsze konstruowano a priori ogólne teorie, które pozostawały zawsze bez­ owocnymi. Metafizyk-chemik, który nie umiał jeszcze badać faktów dotyczących procesów chemicznych, kon­ struował teorię na temat: jaką siłą jest powinowactwo chemiczne? Metafizyk-biolog rozprawiał: czym jest ży­ cie i siła witalna? Metafizyk-psycholog roztrząsał kwe­ stię: czym jest dusza? Sama metoda była już niedo­ rzeczna. Nie można rozprawiać o duszy, zanim się nie wytłumaczy w szczególności procesów psychicznych; postęp powinien polegać tutaj właśnie na porzuceniu ogólnych teorii i konstrukcji filozoficznych na temat, czym jest dusza i na umiejętności postawienia na grun­ cie naukowym badania faktów charakteryzujących te lub inne procesy psychiczne” 46. Marks podszedł do za­ gadnień naukowych inaczej niż socjologowie-metafizycy; postawił swą materialistyczną hipotezę, aby na­ W. I. Lenin, Dzieła, t. I, str. 144.

284

stępnie studiować przez ćwierć wieku morze faktów dotyczących systemu gospodarki towarowej i w szcze­ gółowych badaniach wypracować swą teorię. Powtarzamy, analogia ta ma pewne słabe strony, ale mimo to wymownie podważa celowość uprawiania „na­ uki ogólnej”, choćby nawet nieporównywalnie wyżej stojącej od dyscyplin społecznych zeszłego wieku. „Nau­ ka ogólna” więcej nawet miała na swe usprawiedliwie­ nie w owym okresie niż dziś, na tym właśnie zdecydo­ wanie wyższym szczeblu rozwojowym wiedzy. Dlatego teoria państwa i prawa powinna obrać ów cel jasny i prosty, który w mrówczej pracy realizował na innym odcinku Marks przed wiekiem, rozpoczynając swe ba­ dania „...od początku, nie zaś od końca — od analizy faktów, nie zaś od wniosków ostatecznych, od badania poszczególnych, historycznie określonych stosunków społecznych, nie zaś od teorii ogólnych o istocie owych stosunków społecznych w ogóle”47. 47 W. I. Lenin, Dzieła, t. I. str. 145.

Rozdział VII

FILOZOFIA PRAWA — JURYSPRUDENCJA ANALITYCZNA — TEORIA PRAWA. PORÓWNANIE I WNIOSKI

§ 1. Partykularyzmu burżuazyjnej ogólnej nauki o prawie Wydając w roku 1832 pierwszą część swych wykła­ dów pt.: The prouince of jurisprudence determined, J. Austin przedstawił w nich koncepcję podziału nauki prawa na szczegółową (partykularną) i ogólną *. Nie był on ani pierwszym, ani ostatnim poszukiwaczem ogólnej nauki o prawie, ale godny jest wspomnienia, ponieważ, choć sam tego nieświadom, ostro unaocznił pewien pa­ radoks zarysowujący się we wszelkich próbach stwo­ rzenia takiej nauki. Oto ogólna nauka o prawie zawsze wbrew intencjom ujmujących ją na różne sposoby auto­ rów okazywała się tylko partykularną. Twórca szkoły analitycznej chciał sformułować ogólne tezy na temat prawa, chociaż sam zaznaczał, że opiera się jedynie na „obszerniejszych i bardziej dojrzałych” jego systemach, a w praktyce był daleki od ogarnięcia tego nawet ma­ teriału, uwzględniając właściwie jedynie prawo angiel­ skie poszerzone o niegłęboką znajomość prawa rzym1 Praca ta została ponownie opublikowana w pełnym wyda­ niu wykładów Austina, Lectures on jurisprudence (1861). Tutaj opieram się na drugim wydaniu (1863), II, str. 1073 i nast., 1107 i nast. 286

skiego 2. Nie inaczej pod rozmaitymi względami przed­ stawiają się dokonania innych prawników, którym przy­ świecały podobne dążenia. Spójrzmy na wyniki ich prac. Filozofowie prawa natury tworzyli na swój sposób ogólną, a zarazem jedynie istotną — bo dotyczącą jedy­ nie „istotnego” prawa — dyscyplinę prawoznawstwa. Wypowiadać mieli powszechnie ważne tezy na temat powszechnie ważnego prawa, ale w gruncie rzeczy tezy te i zasady partykularnie tylko wiązały się z konkret­ nymi warunkami czasu i miejsca, z pewnymi dążno­ ściami społecznymi i rychło objawiały swą sezonowość, zastępowane przez inne formuły, w intencjach swych autorów znowu mające walor absolutny i znowu wnet skazywane na bankructwo. To samo dotyczyło później niż prawo natury powstałych dyscyplin poświęconych rozważaniom na temat idei prawa i absolutnych warto­ ści prawnych. Rozważania ogólne o prawie na taką mo­ dłę prowadzone są dalej, choć okres ich największej wziętości przeminął. Usiłowania poszły z kolei głównie w kierunku stworzenia ogólnej nauki o prawie mającej za przedmiot pozytywny materiał prawny lub realne zjawiska prawne, zachodzące w społeczeństwie. I w ta­ kiej jednak wersji omawiana dyscyplina nieodmiennie okazuje się partykularną. Z reguły nie uwzględnia wszystkich aspektów prawa, będąc jednostronną, moc­ no naciągniętą interpretacją jego całości: formalno-analityczną, socjologiczną lub psychologiczną. Z reguły opiera się głównie na materiale prawnym kraju, którego jej autor jest obywatelem, z pewnymi tylko przydat­ kami znacznie mniej dokładnej wiedzy o prawie innych krajów. Z reguły uprzywilejowuje pewien dział lub działy prawa, znane lepiej swemu twórcy. Cóż dopiero

2 Por. W. Bu c klan d, Some reflections on jurisprudence, London 1945, str. 71 i nast. 287

mówić o różnolitości punktów wyjścia, założeń metodo­ logicznych i wniosków burżuazyjnej ogólnej nauki o prawie, której lapidarna ocena sformułowana przez jednego z prawników burżuazyjnych brzmi: „A chaos of approaches to a chaos of topics, chaotically delimited”*1 3. Chaos łączy się oczywiście z partykularyzmem w jak najbardziej krańcowej postaci. Dla rozważenia tych wszystkich partykularyzmów kluczowe znaczenie posiada ta jeszcze jedna ich postać, w której się one przecinają i stają się szczególnie wy­ raziste, a mianowicie swoisty podział burżuazyjnego prawoźnawstwa na sfery: filozofii prawa, teorii prawa i jurisprudence 4, sfery mimo pewnych kontaktów wciąż od siebie dość odległe i dotąd jeszcze w znacznym stop­ niu wewnętrznie zasklepione we własnych tradycjach, własnym aparacie naukowym, własnym arsenale biblio­ graficznym itp. Są to tereny działań o analogicznym w zasadzie kierunku i ambicjach, ale opartych o roz­ maite dane i sposoby stawiania problemów, działań, których wypadkowe wykazują czasem beznadziejną rozbieżność, czasem przypadkową i niezamierzoną stycz­ ność, a z reguły mało wiedzy o tym, co i jak robią uczeni z pozostałych terenów. Z grubsza rzecz ujmując, obszar filozofii prawa roz­ ciąga się dziś głównie na kraje romańskie, teoria prawa ukształtowała się w środkowo-wschodniej Europie (ale nastąpiły tu wnet po jej powstaniu zasadnicze zmiany w związku z rozwojem na tym terenie marksistowskiej teorii państwa i prawa), a jurisprudence jest ściśle zwią­

3 J. S t o n e, The prouince and function of law. Law as logie justice and social control. A study in jurisprudence, Sydney 1946, str. 16. 1 Pozytywistyczny, kontynentalny odpowiednik — przynaj­ mniej w swej klasycznej postaci — tej ostatniej należy już ra­ czej do historii. 288

zana z terytoriami anglosaskimi. Na innych terenach mamy do czynienia z wynikłą z rozmaitych przyczyn adaptacją jednego z tych typów ogólnej nauki o prawie i dlatego można twórczość z naszej dziedziny w tych krajach w obecnych rozważaniach pominąć. Zestawiając w tym rozdziale filozofię prawa, jurysprudencję analityczną i teorię prawa, świadomie ogranicza­ my się do rozważań porównawczych na temat głów­ nych postaci burżuazyjnej ogólnej nauki o prawie. Je­ dnakże wnioski, do których dochodzimy, mają, jak się to okaże, bardzo poważne znaczenie dla oceny naszej teorii państwa i prawa. Będą one stanowiły uzupełnie­ nie i konkretyzację tez zawartych w poprzednim roz­ dziale.

§ 2. Filozofia prawa Rozważania filozofii prawa sprowadzają się typowo do spekulacji na temat prawa idealnego, norm powszech­ nie ważnych, wartości znajdujących swe wcielenie w prawie itp. Początki dyscypliny tego typu są bardzo dawne, ale postać bardziej rozwiniętą — a zarazem od­ dzieloną od spekulacji na inne tematy — uzyskała ona dopiero w nauce prawa natury XVII i XVIII wieku, pełne zaś i systematyczne ujęcie zawdzięcza docieka­ niom zrodzonym z ducha klasycznej filozofii niemiec­ kiej. W jej okresie, to jest na początku XIX stulecia, powstała też nazwa „filozofia prawa”, ex post przy­ znana również nauce prawa natury 5. Pod łącznym od­ 5 Stosunkowo dawno był w użyciu termin „filozofia moral­ na” (np. L. A. M u r a t o r i, La filosofia morale, 1735, także u pisarzy polskich okresu Oświecenia), natomiast „filozofia prawa”, to nazwa późniejsza, przełomu XVIII i XIX wieku. Hegel nie jest pierwszym, który jej użył, jak to utrzymywał J. Lande (Studia z filozofii prawa, str. 633). W swym LehrProblemy metodologiczne

19

289

działywaniem głównych ówczesnych systemów filozo­ ficznych — przede wszystkim kantowskiego i heglow­ skiego — urobił się pogląd o dwoistym charakterze po­ znania w poszczególnych dziedzinach wiedzy: filozoficz­ nego i naukowego, przy nadrzędności tego pierwszego. Wedle Kanta filozofia była ugruntowaniem nauki, usta­ leniem warunków jej możliwości, filozofia zaś prak­ tyczna stawała na piętrze najwyższym, dając uzasadnie­ nie tez metafizyki obyczajów, nie dających się dowieść rozumem teoretycznym. Wedle Hegla filozofia, jako najwyższa forma ducha, stanowiła jego samopoznanie, abstrahujące od elementów przejściowych i nieistot­ nych, a filozofia prawa, państwa, historii itp. obejmo­ wała najwyższe rozwojowo przejawy „ducha obiektyw­ nego”. Nie bez znaczenia była także koncepcja filozofii jako W issenschaftslehre, wysunięta przez Fichtego. Te wszystkie ujęcia, zaadoptowane w naszej dziedzinie, do­ prowadziły do tezy, iż prawo może być pojmowane w dwojaki sposób, naukowy, dający poznanie niższej rangi i filozoficzny, będący wyższym szczeblem pozna­ nia, tym wyższym właśnie w takich dziedzinach, jak prawo, moralność itp., że dającym możliwość rozstrzyg­ nięcia kwestii metafizycznych, których środkami nauki nie można skutecznie zaatakować. Z jednej strony uzna­ wano błędnie, że ten sam przedmiot można badać nie tylko przy pomocy metod naukowych, ale także — i to nawet lepiej — w sposób poza- czy też ponadnaukowy. Z drugiej ugruntowano rację bytu metafizycznych buch des Naturrechts ais einer Philosophie des positiven Rechts (Berlin 1798) G. Hugo zaliczał dawniejsze prawo natury do filozofii prawa, przypisując mu uprawianie filozoficznej gry sło­ wami takimi jak prawo, wolność, panujący itd. (str. 7—8). Gło­ siciele prawa natury w XIX wieku (np. K. K r a u s e, H. Ahrens, K. Róder) z reguły utożsamiali prawo natury z filozofią prawa. 290

spekulacji o świecie idei i wartości prawnych, którymi od tego czasu po dziś dzień zajmuje się filozofia prawa. Albo uznawano możliwość dwóch rodzajów dociekań o tym samym przedmiocie, usuwając tym samym w gruncie rzeczy filozofię poza obręb nauki, zamiast widzieć w niej naukę o przedmiocie odrębnym, albo przydzielano jej przedmiot samodzielny, lecz metafi­ zycznie urojony. Te podstawowe nieporozumienia za­ ważyły na charakterze omawianej dyscypliny, strojo­ nej dotąd w szaty różnych odmian filozofii idealistycz­ nej, stanowiących nowe warianty i bliższe lub dalsze od pierwowzoru przekształcenia kantyzmu, hegelianizmu oraz podobnych kierunków. Kolebką filozofii prawa tak wypracowanej były Niemcy. W tym to kraju XIX wieku nasza dyscyplina przeżywała swe zasadnicze fluktuacje. Po okresie wiel­ kiej wziętości z początkiem stulecia znalazła się potem w odpływie, gdy pozytywizm prawniczy odciął się od spekulacji, na miejsce filozofii prawa wprowadzając formalno-dogmatyczną naukę ogólną o prawie obowią­ zującym, bądź ograniczając rozważania ogólne prawoznawstwa do ram tzw. encyklopedii prawa. Na fali neokantyzmu i neohegelianizmu niemiecka filozofia prawa odżyła jednak na przełomie wieków XIX i XX, później splatając swój rozwój z nowszymi odmianami idealizmu obiektywnego, aż po dzisiejszą filozofię fenomenolo­ giczną, egzystencjalizm itp. kierunki. Objęła też szersze kręgi i środowiska, robiąc teraz karierę światową, mimo silnych skądinąd prądów przeciwstawnych. Aby jednak ten nowy proces rozwojowy zrozumieć i w szczególności wyjaśnić, dlaczego filozofia prawa zakorzeniła się tak silnie w krajach romańskich, które w jej uprawie pozostawiły w końcu w tyle Niemcy, trzeba uwzględnić następujące okoliczności. Z jednej strony kraje romańskie w większości były i są krajami 19’

291

o silnych tradycjach i kulturze katolickiej, wobec czego światopogląd na tych terenach przeważający stwarzał zawsze predylekcję do spekulacji o określonym za­ barwieniu na temat prawa. Nie bez wpływu są tutaj także momenty natury ustrojowo-politycznej. Z dru­ giej strony — a to głównie znowu we Francji — utrzy­ mywało się, choćby nawet tylko w osłabionej z upły­ wem lat tradycji — ujmowanie szeregu problemów prawnych w kategoriach prawa natury i niezbywalnych praw jednostkowych, którymi to sprawami Francja żyła w pewnym okresie intensywniej niż jakikolwiek inny kraj. Choć wyliczenie czynników tutaj działających nie jest zapewne kompletne, to jednak ograniczamy się do tych, jako uchwytnych, nie wdając się w inne spra­ wy bardziej wątpliwe. Dzięki tym czynnikom w czasie, gdy Niemcy wypracowały subtelną spekulatywnie filo­ zofię prawa, mniej świadoma swych założeń i mniej precyzyjna, odpowiadająca raczej dawniejszym doktry­ nom filozofia prawa istniała w tamtych krajach. Było to prawo natury bądź w wersji doktryny katolickiej, bądź — we Francji — związane ideologicznie z założe­ niami podstawowych aktów ustawodawczych. Gdy zdo­ bycze „nauki pozytywnej” podały w wątpliwość filo­ zofię prawa zarówno w tej wersji, jak i w „klasycznej” wersji niemieckiej, powstało w kręgu określonych śro­ dowisk zapotrzebowanie na nowo ugruntowaną, pogo­ dzoną z tym, co w nowych zdobyczach nauki niewątpli­ we, i wykorzystującą to, co nadal wątpliwe, spekulację na temat prawa. Podstaw dostarczyła filozofia nie­ miecka, wykorzystana tym razem przez kraje, w któ­ rych utrzymywała się dotąd filozofia prawa w wersji bardziej wulgarnej, wyraźnie już nie do utrzymania w XX wieku. Same natomiast Niemcy wycofywały stopniowo swój udział z omawianej imprezy, ponieważ 292

bogaty i różnokierunkowy rozwój nauk społecznych w tym kraju osłabiał pozycje filozofii prawa — choć przeżyła ona tutaj nowy nawrót w okresie mistycznych uzasadnień misji rasowej i zasady wodzostwa. Także i we Francji pozytywistyczna „fizyka obyczajów” prze­ ciwstawiona ich metafizyce stopniowo, choć nie bez oporów, pchała naukę prawa na pozycje bardziej reali­ styczne. Zreformowana filozofia prawa ogarnęła tedy przede wszystkim pozostałe kraje romańskie pod prze­ wodnictwem Włoch, w których najpierw zakorzenił się silnie neohegelianizm dzięki dziełom G. Gentile i B. Croce. I w tych zresztą krajach można ostatnio zanotować elementy nowych procesów rozwojowych naszej dyscy­ pliny. Uwagi na ten temat przenosimy jednak do dal­ szej części tego opracowania. Filozofia prawa pojęta w sposób wyżej wskazany była sporadycznie adaptowana w innych także krajach, cza­ sem nawet — jak ostatnio w USA — rozwijając się wcale silnie jako ideologia mająca dać odpór socjali­ stycznym koncepcjom ustrojowym i prawno-politycznym ®. ’ Głównym organem tego ruchu jest ukazujące się w roczni­ kach wydawnictwo Notre Damę University: „Natural Law Fo­ rum”, a główni przedstawiciele prawa natury, to: F. S. C. Northrop (The complezity of legał and ethical eiperience, Boston 1959, i inne prace), L. L. Fuller, (Reason and fiat in case law, „Harvard Law Rev.” LIX, 3, 1946, Positiuism and fidelity to law, tamże LXXI, 4, 1958, i in.), R. L. C a 1 h o u n (Democracy and natural law, „Natural Law Forum” V, 1960), do pewnego stopnia M. S. Mc D o u g a 1 (The comparative study of law for policy purposes: value classification as an instrument of democratic world order, „Yale Law Journ.” LXI, 6, 1952), oraz E. C a h n, (The morał decision, Bloomington 1959). Występują także zwolennicy koncepcji platońskich, jak J. P. M a g u i r e (Plato’s theory of natural law, „Yale Classical Studies” X, 1947), J. Wild (Plato’s modern enemies and the theory of natural law, Chicago 1953). 293

Ta penetracja prowadziła zarazem do styku różnych koncepcji ogólnej nauki o prawie, do tworzenia z jednej strony eklektycznych połączeń filozofii prawa z innymi ujęciami — „analitycznymi”, realistycznymi, a z dru­ giej strony do posługiwania się nazwą „filozofia prawa” często w sensie bardziej neutralnym, niekoniecznie spekulacji na temat prawa, lecz ogólnej nauki o prawie, w jakikolwiek sposób uprawianej. W ten sposób dziś np. nazwa ta bywa stosowana w charakterze wspólnego mianownika dla różnych koncepcji z naszej dziedziny, jak w tytule zbiorowego dzieła Interpretations of mo­ dern legał philosophies (1947), zawierającego próbki rozmaitych ujęć ogólnej nauki o prawie, lub w tytule wydawnictwa amerykańskiego The twentieth century legał philosophical series, obejmującego zarówno dzieła filozoficzno-prawne we właściwym tego słowa znacze­ niu, jak i prace reprezentatywne dla innych kierunków. Czasem nazwa „filozofia prawa” bywa używana w dość specyficznym znaczeniu indywidualnych przekonań i su­ my mądrości danego prawnika (My philosophy of law 1944), czasem dla określenia studiów o charakterze logi­ cznej analizy języka prawnego prowadzonych z inspiracji neopozytywizmu (Skandynawia) 7, czasem wreszcie dla łącznego objęcia teorii i polityki prawa8. W gruncie rzeczy jednak filozofia prawa sensu stricto, to nadal wszelka spekulacja o idei, celu i wartości prawa (zwana czasem w Stanach Zjednoczonych philosophical juris7 Studia takie prowadzone są z reguły na wydziałach filo­ zoficznych w ramach tzw. filozofii praktycznej — ale również na wydziałach prawa mamy tam bądź wykłady, bądź seminaria z „filozofii prawa”, której antymetafizyczne tendencje są ja­ skrawo przeciwstawne filozofii prawa w rozumieniu trady­ cyjnym. 8 L. Petrażycki, O filozofii, Warszawa 1939; F. S o m 1 ó, Juristische Grundlehre, Leipzig 1917, str. 13 i nast. 294

prudence) °. Z tym też znaczeniem obiegowo łączy się termin „historia filozofii prawa”, określający dyscy­ plinę, która analizuje spekulatywne dociekania ogólne na temat prawa, pochodzące od autorów dawniejszych epok. Dyscyplina ta rzadko raczej wkracza w nowsze dzieje myśli z tej dziedziny; jeśli zaś ostatnio czasem to czyni, to znowu z rozszerzeniem zakresu nazwy filo­ zofii prawa i z nadaniem jej znaczenia bardziej „neu­ tralnego”, bo łączącego najrozmaitsze, różnokierunkowe koncepcje i systemy ogólnej nauki o prawie*1011 .

§ 3. Jurysprudencja analityczna Drugą z kolei ukształtowaną wersją ogólnej nauki o prawie jest jurisprudence. Dla prawników kontynen­ talnych obce i raczej niezwykłe jest używanie tej na­ zwy w takim zastosowaniu, właściwym nauce anglo­ saskiej, i stąd na początku kilka słów poświęcić wypada fluktuacjom znaczeniowym samego terminu. Był on używany już w Rzymie, ale przekazane nam przez źró­ dła definicje nie są zbyt instruktywne, wykazując ra­ czej cechy patetycznej retoryki: Iurisprudentia est divinarum atque humanarum rerum notitia, iusti atque iniusti scientia u. Można jednak z grubsza wnosić z tego określenia, że chodzi tutaj o wytworzoną na gruncie praktyki intuicyjną mądrość i biegłość prawniczą, czy też po prostu o naukę prawa. Takie znaczenie tego ter­

• Por. T. A. C o w a n, The American jurisprudence reader, New York 1956, cz. I, str. 11 i nast. 10 Tak w istocie uG. del V e c c h i o (choć skądinąd jest on czystym wyznawcą tradycyjnej filozofii prawa). Jego histo­ ria filozofii prawa, stanowiąca część I Lezioni di filosofia del diritto (wyd. X, Milano 1958) obejmuje wszystko — aż po czasy ostatnie — co zaliczyć można do ogólnej nauki o prawie. 11 Digesta 1. 1. 10. 2, Inst. 1. 1. 1.

295

minu utrzymywało się w następnych wiekach, a to także w Anglii. „Jurysprudencja ” była określeniem nauki prawa, ewentualnie z odpowiednimi dodatkami, nauki różnych odmian prawa (np. jurisprudentia criminalis, ale także jurisprudentia naturalis, w Anglii np. eąuity jurisprudence, etc.). Na kontynencie europejskim ten sposób rozumienia naszej nazwy utrzymał się na ogół po dziś dzień. W swoim czasie jako szczegółową naukę prawa przeciwstawiano ją filozofii prawa 12. Wy­ jątkowo we Francji przez jurisprudence rozumiano także zespoły zasad prawnych wytworzonych przez orzecznictwo sądów 13. Jurisprudence (początkowo u Austina, z dodatkiem generał, później już bez tego dodatku) stała się na tere­ nie anglosaskim synonimem specyficznie ujętej ogólnej nauki o prawie dopiero dzięki temu autorowi. Specy­ ficzne ujęcie polegało na nadaniu tej nauce cech ogólnej dyscypliny „analitycznej”, formalno-dogma tycznej. Austin nawiązał tutaj zapewne do pierwotnego i do­ słownego znaczenia tego terminu, określającego jakąś esencjonalną mądrość prawniczą i dlatego użył go dla określenia dyscypliny ogólnej i podstawowej. Stworzył swą jurisprudence w nawiązaniu do myśli angielskiej, do dawniejszych konstrukcji Hobbesa (koncepcja suwe­ renności) i nowszych Benthama, ale również pod wpły­ wem kontynentalnej nauki prawa niemieckich pandekcistów. Główne swe zadanie widział w stworzeniu ogól­ nych podstaw systematyzacji i pojęciowego opracowa­ nia prawa angielskiego, którego bezład był uderzający w porównaniu do stanu, z jakim spotkał się Austin 12 J. S c h e i n, Unsere Rechtsphilosophie und Jurisprudenz, Berlin 1889, str. 124 i nast. 13 Por. A. E s m e i n, La jurisprudence et la doctrine, „Revue trimestr. de droit civil” 1, 1902. 296

w prawie kontynentalnym 14. Jak już wyżej wspomnia­ no, Austin nie stworzył prawdziwie ogólnej nauki o pra­ wie, bo i jednostronny był materiał, na którym się oparł i podejście, które propagował. Niemniej był pierwszym, który w sposób systematyczny zapoczątkował studia analityczne na temat — jak to dziś mówimy — języka prawnego. Ten „analityczny”, formalno-dogmatyczny charakter koncepcji Austina zbliża ją bardzo do późniejszego o lat kilkadziesiąt dzieła pozytywistów z kontynentu, głównie niemieckich. Ich ogólną naukę o prawie można tedy włączyć do tej samej rubryki, ale nie bez wielu zastrze­ żeń. Na innym miejscu, w sposób uzasadniony o tyle, że odmienne były cele opracowania, kładliśmy nacisk tylko na podobieństwa, a nie na różnice nauki Austina i jego następców z jednej, a pozytywistów europejskich z drugiej strony 15. Ujęcie to należy jednak skorygować, ponieważ jurisprudence jest koncepcją swoistą. W tym, co wspólne dla niej i dla kontynentalnych ujęć drugiej połowy XIX wieku widzimy ową niezamierzoną zbież­ ność powstających w naszej dyscyplinie niezależnie od siebie koncepcji, będącą wynikiem panującego tu party­ kularyzmu. Z drugiej jednak strony, tenże partykula­ ryzm w postaci posługiwania się przez autorów z róż­ nych terenów rozmaitymi danymi dla zbudowania kon­ cepcji ogólnych, powoduje duże różnice pomiędzy juris­ prudence i nauką pozytywistów. Jurisprudence była w istocie analizą pojęciową prawa angielskiego (czy w ogóle anglosaskiego), a nauka pozytywistyczna ana­ logiczną analizą prawa kontynentalnego. Ze względu na

14 Por. J. S t o n e, The pronince and junction of law, str. 55 i nast. 15 K. Opałek — J. Wróblewski, Pozytywizm prawni­ czy, „Państwo i Prawo” 1, 1954. 297

odmienny charakter źródeł prawa, różnice w procesie tworzenia i stosowania prawa oraz w ich rzeczywistej i doktrynalnie przyjmowanej roli, ze względu na swo­ isty w jednym i drugim przypadku zasób pojęć praw­ nych oraz sposób podziału prawa pozytywnego, obie wymienione ogólne nauki o prawie stoją od siebie dość daleko i w poszczególnych materiach nie mają wspól­ nego języka. Jurisprudence Austina i jego następców obejmuje takie podziały i pojęcia prawne (przypomi­ namy, jako ogólne i ważne powszechnie), które dla pra­ wa kontynentalnego są już zupełnie obce, a odwrotnie, pozytywiści kontynentalni pozostawali pod przemożną sugestią, że takie ukształtowanie prawa i jego źródeł, jakie spotyka się w opracowanym przez nich prawie, jest czymś koniecznym i dającym podstawę do wypo­ wiedzenia twierdzeń o walorze najszerszym. Nie sposób tego w pełni tutaj udokumentować: w nauce kontynen­ talnej jesteśmy zorientowani dostatecznie, ale dla kon­ trastu wystarczy pokrótce nadmienić, o czym traktuje jurisprudence w swych podstawowych działach doty­ czących źródeł prawa i pojęć prawnych. Wśród źródeł na pierwszym miejscu mamy zwyczaj, a to: local custom, usage, generał custom; następnie idzie precedens z szeroko rozwiniętą doktryną stare decisis, ratio decidendi, dicta, etc.; potem dopiero ustawy z ich interpretacją, obejmującą wielką ilość zupełnie dla nas obcych reguł; w końcu, żeby nie przedłużać prze­ glądu o kwestie mniej istotne, potężny a nieznany nam dział eąuity. Wśród mnogości podziałów i pojęć praw­ nych wystarczy wymienić tylko przykładowo recklessness i reasonableness w odniesieniu do zachowania się podmiotów, podział rzeczy na chose in action i chose in possession, własności na real i personal property, da­ lej takie kategorie przedmiotów prawa, jak corporations sole, corporations aggregate, public corporations, unin298

corporate associations, itd. Cóż dopiero mówić o róż­ nych kategoriach z dziedziny equity!11 *16. ’Ale to jedna tylko strona odrębności anglosaskiej jurisprudence w stosunku do nauki pozytywistów. Druga, to znacz­ nie mniejszy stopień konsekwencji logicznej i syste­ matyczności, brak niemal zupełny tak ulubionych na kontynencie „teorii” na temat np. praw podmiotowych, osób prawnych, itp. — w ogóle brak skłonności do po­ suwania się na wysoki szczebel abstrakcji i do teorety­ zowania. I wrodzona bodajże nuta swoistego pragma­ tyzmu: jeżeli sądy tego a tego w ten sposób nie rozu­ mieją i nie robią, to dana teoria nie jest „prawdziwa”, bo nie jest użyteczna 1718 . Chociaż z jednej strony jest to recepta przeciwko odrywaniu się od praktyki, to jednak z drugiej strony także recepta na kurczowe trzymanie się praktyki i na niezdolność udzielania jej samodziel­ nych wytycznych. Jest rzeczą osobliwą, że mimo ewolucji wielu poglą­ dów i krytycznego niejednokrotnie ustosunkowania się do tez Austina, jurisprudence nie tylko z nazwy, ale i z zasadniczej zawartości utrzymuje się w Anglii po dzień dzisiejszy w swej pierwotnej postaci studiów formalno-analitycznych. Poza sporadycznymi wypadkami nie przyjęła się na tym terenie ani starsza filozofia pra­ wa, ani nowsze wersje realistycznej ogólnej nauki o pra­ wie, co współcześni przedstawiciele jurisprudence wy­ tykają, podporządkowując się mimo to tradycji,8. Po­

11 Dane na temat tych różnic także w artykule A. Rossa, Prawo skandynawskie a prawo państw kontynentu i common law. Kilka ogólnych refleksji, „Zeszyty Naukowe U. J. — Prace prawnicze”, 7, 1960, str. 14 n. 17 F. Cohen, Transcendental nonsense and the functional approach, wyd. w zbiorze The legał conscience, Selected papers of F. S. Cohen, New Haven 1960, str. 33 i nast. 18 Por. R. W. M. D i a s — G. B. J. H u g h e s, Jurisprudence, London 1957 str. 10 i nast.

299

cząwszy od Austina aż do publikujących swe prace w ostatnich latach R. W. Diasa i G. B. J. Hughesa mamy na terenie angielskim do czynienia z dziełami autorów tworzących zwartą szkołę. Wymienić tu należy zwłasz­ cza S. Amosa, I. E. Hollanda, B. R. Wise’a, J. Clarka, F. Pollocka, J. Salmonda, G. W. Patona i W. Bucklanda. Zmiany, które ostatnio dają się zauważyć w angielskiej jurisprudence, polegają z jednej strony na próbach sto­ sowania do niej nowszych zdobyczy na polu logicznej analizy języka, a z drugiej, na poświęcaniu części roz­ ważań omawianiu różnych koncepcji ogólnej nauki o prawie spoza terenu angielskiego. Znajomość tych koncepcji jest po dziś dzień mimo wszystko niepełna (wykorzystuje się prawie jedynie literaturę opubliko­ waną w języku angielskim i to nie każdą pozycję, choć­ by nawet ważną). Zasadnicza dyskusja toczy się tylko wewnętrznie między autorami angielskimi. Gdy chodzi o podstawy logiczno-semantyczne, również i one czer­ pane są z dzieł uczonych rodzimych18 19. Nawet nauka amerykańska uwzględniana jest w niewielkim stopniu. Mimo to w obrębie jurisprudence doszło ostatnio do zmian, a to za sprawą innej grupy uczonych uprawiają­ cych ją, a mianowicie prawników amerykańskich. Po­ czątkowo, w XIX wieku, w pełni przyłączali się oni do poglądów szkoły Austina, ale już na przełomie stuleci 18 Zwłaszcza B. Russella, dalej C. K. O g d e n a i I. A. Richardsa (The meaning of the meaning, London 1923), G. L. W illiam sa (Language and the law, „Law Quart. Review” 61, 1945, 62, 1946), i inne. Charakterystyczną dla przed­ stawionego sposobu ujęcia jest np. praca H. S. A. Harta i A. M. Honore, Causation in the law, Oxford 1959. Filo­ zoficznie nawiązuje wyłącznie do autorów angielskich (str. 8— 23), rozważa następnie kazuistycznie materiał prawa angiel­ skiego, posługując się szeroko analizą semantyczną, a na koń­ cu stosunkowo zwięźle omawia „teorie kontynentalne” (str. 381—441). 300

XIX i XX dwaj zwłaszcza wybitni pisarze, którzy wy­ szli z tradycyjnej jurisprudence, stali się prekursorami nowych prądów. Chodzi tutaj o J. Ch. Graya i O. Hol­ mesa, którzy utorowali drogę tzw. realizmowi20. Odtąd zaczął się okres rozsadzania ram dotychczasowej juris­ prudence, częściowo przy pomocy adaptacji wyników nauki europejskiej, częściowo przy wypracowywaniu własnych funkcjonalno-socjologicznych metod badania prawa. Drogi angielskiej i amerykańskiej jurisprudence rozeszły się w ten sposób w znacznej mierze. Amerykań­ ska nauka prawa zrealizowała jednak możliwości, od po­ czątku. tkwiące w zarodku w orientacji badaczy common law, dla których problem what the courts will do in fact zawsze miał wielkie znaczenie. Odmienny sposób two­ rzenia prawa prowokował po prostu badania nad law in action, badania socjologiczne czy konkretniej: „reali­ styczne”. Jeśli przy tych wspólnych pod rządem common law potencjalnych możliwościach zarysowała się rozbieżność pomiędzy angielską i amerykańską jurisprudence, to stało się tak z szeregu przyczyn. Intencją Austina i na­ stępców było właśnie sformalizowanie koncepcji nauki prawa (nie bez wpływu wzorów kontynentalnych) w celu nadania common law cech systematyczności i sta­ bilności. Stabilność ta została też de facto w dużej mie­ rze osiągnięta dzięki długowiekowemu rozwojowi bry­ tyjskich instytucji prawnych. Amerykańskie instytucje są świeższej daty. Przy wspólnym „sądowym” punkcie widzenia, w Stanach Zjednoczonych nadal żywą jest koncepcja sędziego, kształtującego świadomie prawo,

20 O Grayu — A. Ross, Towards a realistic jurisprudence, Copenhagen 1946, str. 59 i nast.; o Holmesie — C. Ho we, The positivism of Mr. Justice Holmes, „Harvard Law Review”, 64, 1950.

301

podczas gdy w Anglii istnieje tendencja do poglądu na działalność sędziego jako raczej mechaniczną i dającą się ująć w ramach koncepcji formalistycznej, odmiennej tylko o tyle od kontynentalnej, że punktem wyjścia jest sędzia, a nie ustawodawca. Należy wymienić tutaj takie jeszcze momenty, jak: kompetencje sędziów ame­ rykańskich do kontroli nad ustawodawstwem z punktu widzenia jego zgodności z konstytucją, wybieralność sędziów niższych stopni i ich daleko idące uleganie wpływom politycznym, oraz zróżnicowanie stanowych systemów common law, które wyszły z wspólnego pnia, a odrębności zawdzięczają twórczej działalności sądów. Na tle tych faktów amerykańska jurisprudence kładzie nacisk łatwo zrozumiały z jednej strony na prawnie usankcjonowaną stronę prawotwórczej roli sędziego, z drugiej zaś na pozaprawne czynniki, które powodują odchylenia od litery prawa. Ten ostatni moment pro­ wadzi nawet do poglądów krańcowych w postaci lekce­ ważenia reguł prawnych, sprowadzania prawa do indy­ widualnych decyzji sądowych, których motywy z tymi regułami najczęściej niewiele rzekomo mają wspól­ nego 21. Krańcowe teorie „realistów” znajdują się już dziś w odpływie, faktem jednak pozostaje nacisk na badania empiryczne w ramach jurisprudence (sociological, experimental jurisprudence, etc.). To w końcu powoduje, że jurisprudence w wydaniu amerykańskim przestaje być nie tylko dyscypliną formalno-analityczną, ale także ogólną nauką o prawie, bo empiryczne prace z natury rzeczy mają charakter szczegółowy; ogólne pozostają tylko tezy programowe i części metodologiczne studiów 21 Por. na ten temat E. W. G a r 1 a n, Legał realism and justice, New York 1940, str. 10 i nast. 302

z zakresu jurisprudence. I dlatego, gdy dziś anglosaski uczony usiłuje udzielić ogólnej odpowiedzi na pytanie, czym jest jurisprudence, to może powiedzieć tylko tyle, iż dyscyplina ta obejmuje wszelką twórczość naukową na temat prawa, inną niż techniczne przedstawienie po­ szczególnych gałęzi prawa, i zalicza do jurisprudence na równi — przykładowo rzecz biorąc — prace na temat skutków ekonomicznych uwięzienia na sytuację spo­ łeczną rodzin skazańców, na temat teorii sprawiedliwo­ ści w świecie starożytnym, oraz na temat psychiki sę­ dziów i jej wpływu na rozwój common law w różnych jego częściach i w różnych okresach 22. Do tych prze­ mian wrócimy jeszcze w dalszej części rozważań. Pozytywistycznej ogólnej nauki o prawie nie będzie­ my osobno omawiali, powołując się na pracę dawniej­ szą 23. Jest ona, czy raczej była, czymś bardzo podob­ nym w swym zasadniczym kierunku do jurisprudence (oczywiście klasycznej, angielskiej) i o tyle może być łącznie z nią traktowana. Objęliśmy ją też w nagłówku tego rozdziału wraz z anglosaską jurisprudence łączną nazwą „jurysprudencji analitycznej”. Równocześnie kładziemy nacisk na różnice tych dwóch dyscyplin w przedstawionych wyżej aspektach. Wydaje się poza tym, że jeden z dawniejszych naszych poglądów na temat rozwoju jurisprudence i nauki pozytywistów kon­ tynentalnych winien ulec sprostowaniu. Oto w obrębie zarówno pierwszej jak i drugiej widzieliśmy paralelne tendencje rozwojowe w kierunku realistycznym z jed­ nej, a ściśle formalistycznym z drugiej strony, co nie 22 C. K. Allen, Jurisprudence — what and why? w Legał duties and other essays in jurisprudence, Oxford 1931, rozdz. I. Por. także W. B u c k 1 a n d, o. c., str. 2. 23 Pozytywizm prawniczy, j. w. 303

wydaje się zupełnie słuszne. Tymczasem to raczej w ju­ risprudence, dzięki „sądowemu” punktowi widzenia, tkwiły immanentnie możliwości rozwoju w kierunku realizmu w określonych konkretnych warunkach, a mo­ żliwości tych brakło w pozytywizmie kontynentalnym. Jeśli w Europie ukształtowały się po panowaniu tego kierunku prądy antyformalistyczne, to raczej na ze­ wnątrz pozytywizmu, poza nim i wbrew niemu, a nie były one zrodzone z elementów właściwych samemu pozytywizmowi prawniczemu. Mimo że w Europie w pewnym okresie doszedł do głosu kierunek analogiczny do klasycznej jurisprudence, ta ostatnia pozostawała długo nie znana, a i do dziś jeszcze nie można mówić o włączeniu jej tez do kon­ tynentalnej dyskusji z dziedziny ogólnej nauki o pra­ wie. Odosobnionym propagatorem angielskiej jurispru­ dence był w Europie F. Somló 21 *24. Jurisprudence w zmo­ dyfikowanej wersji amerykańskiej jest dziś lepiej znana i wywiera pewien wpływ na burżuazyjną kontynental­ ną naukę prawa, z której w okresie początkowym sama wiele czerpała. Niektórzy autorzy europejscy, wydający swe dzieła w języku angielskim, przyjmują nawet no­ menklaturę jurisprudence, co czasem wynika tylko z chęci dostosowania się do pojęć anglosaskich, czasem jednak świadczy także o adaptacji pewnych anglo­ saskich koncepcji25. 21 Juristische Grundlehre, j. w., passim. Za pośrednictwem Somló niektóre koncepcje austinowskiej jurisprudence adapto­ wał u nas S. Cheliński, Pojęcie rozkazu w świetle ogólnej teorii norm, „Czasop. Prawn. i Ekon.” XXIII, Kraków 1924, str. 89 i nast. 25 Tak np. A. R o s s w ostatnich pracach — co więcej, autor ten wytycza nawet ogólnej nauce o prawie kierunek przede wszystkim „analityczny”, On law and justice, London 1958, str. 25. 304

§ 4. Teoria prawa Najbardziej niezwykle i dla polskiego czytelnika na­ wet zaskakująco przedstawia się sprawa teorii prawa, jej początków, a także dalszych losów. Teoria prawa ukształtowała się najpóźniej z omawianych tu dyscy­ plin.Nie chodzi zaś tylko o to, że późno powstała taka nazwa ogólnej nauki o prawie, chodzi o naukę o swoi­ stym programie: jasno zarysowanej koncepcji, odmien­ nej od kierunku reprezentowanego przez filozofię pra­ wa, jurisprudence oraz tej ostatniej kontynentalny od­ powiednik. Teoria prawa powstała pod wpływem pozytywizmu — ale nie prawniczego, lecz pozytywizmu w rozumieniu ogólnofilozoficznym, kierunku przeciwstawiającego się tradycyjnej metafizyce w dążeniu do ugruntowania empirycznej wiedzy ścisłej, także w naukach społecz­ nych. Teoria prawa programowo miała być „nauką po­ zytywną” o charakterze realistycznym. Wysunięta zo­ stała przeciwko filozofii prawa jako „teoria”, badająca to co dane realnie, wbrew mrzonkom o „idei prawa” i wartościach prawnych. Miała być „teorią” jako nauka systematyczna w przeciwstawieniu do encyklopedii pra­ wa, stanowiącej zlepek różnych elementarnych wiado­ mości o prawie. Była wreszcie „teorią” jako nauka o fak­ tach, a nie o tym co obowiązuje, odmiennie niż formalno-dogmatyczna nauka pozytywizmu prawniczego. W ten sposób program teorii prawa, który stopniowo się kry­ stalizował, kreował nową ogólną naukę o prawie, stającą w opozycji w stosunku do dotychczas uprawianych. Jest rzeczą niezmiernie interesującą, że ta nowa kon­ cepcja wysunięta została przez uczonych rosyjskich na przełomie XIX i XX wieku. Na próżno szukalibyśmy jej na Zachodzie, nawet w tak bogatej w różnorakie po­ mysły nauce niemieckiej, choć przyznać trzeba, że gło­ Problemy metodologiczne

20

305

siciele teorii prawa, a to głównie N. M. Korkunow, L. Petrażycki i G. Szerszeniewicz26 pozostawali pod wpływem tej nauki. Wystąpienie kolejne tych uczonych stanowiło bezpośrednio krytyczne ustosunkowanie się do tych wersji tradycyjnej ogólnej nauki o prawie, które występowały na terenie rosyjskim, głównie do filozofii i encyklopedii prawa, sankcjonowanych oficjalnym pro­ gramem wykładów. Postać najbardziej konsekwentnie i świadomie odgraniczoną od tamtych dyscyplin nadał teorii prawa L. Petrażycki, poświęcając wiele wysiłków jej ugruntowaniu metodologicznemu. W pracach Petrażyckiego, a z jego uczniów głównie J. Landego, możemy śledzić najwyraźniej drogę kreowania teorii prawa na nową ogólną naukę o prawie w przeciwstawieniu do dotychczas uprawianych dyscyplin tego rodzaju 27. Mimo szeregu wysiłków mniej lub więcej paralelnych w innych krajach, a następujących bezpośrednio w tym okresie, koncepcja teorii prawa w sposób świadomy wysuwana była i rozprzestrzeniała się na wąskim tylko stosunkowo obszarze w środkowo-wschodniej Europie i wpływami swymi nie ogarnęła innych krajów. W Pol­ sce zakorzeniła się na dobre i stąd łatwo u nas o suge­ stię, że teoria prawa, to coś powszechnie znanego, to dyscyplina, na temat której łatwo znaleźć wspólny ję­ zyk z uczonymi na całym świecie. Tymczasem wcale tak nie jest. I dziś jeszcze, mimo zmienionej pod wielu względami sytuacji, istnieją uczeni uprawiający ogólną 26 N. M. Korkunow, Kurs obszczej tieorii prawa, Peter­ sburg 1887 (przekł. franc. 1903, ang. 1909); L. Petrażycki, Teoria prawa i państwa, tom II; G. Szerszeniewicz, Obszczaja tieoria prawa (4 tomy, Moskwa 1910—12). 27 Stosunek teorii prawa do tradycyjnych postaci ogólnej na­ uki o prawie określał jako rzecznik szkoły Petrażyckiego J. Lande (por. Studia z filozofii prawa, str. 337 i nast., a zwłasz­ cza ciekawe uwagi na str. 627 i nast.). 306

naukę o prawie, którym o teorii prawa nic nie wiadomo. Merytoryczna koncepcja teorii prawa popularyzowała się na świecie w stopniu bardzo niewielkim, choć stop­ niowo ujawniały się pod innymi nazwami koncepcje analogiczne lub elementy takich koncepcji. Z różnych przyczyn w obrębie sfery — ogólnie mówiąc — juris­ prudence, a nawet filozofii prawa, pojawiały się i poja­ wiają próby zbliżone do teorii prawa w mniejszym lub w większym stopniu. Oczywiście, nazwa stopniowo odry­ wała się od koncepcji, które początkowo pokrywała i wchodziła tu i ówdzie w użytek równie „neutralny” jak „filozofia prawa” na oznaczenie wszelakich, czy różnorakich koncepcji ogólnej nauki o prawie. Ale „te­ oria prawa” nigdy nie firmowała tych koncepcji w tak szerokiej mierze, jak „filozofia prawa” i pozostaje na­ dal nazwą mało używaną. Raczej już występowała lub występuje w schemacie znaczeniowym: „teoria prawa takiego a takiego autora”, niż w znaczeniu „intersubiektywnym” dyscypliny naukowej2B. Można powie­ dzieć, że przyjęła się, choć skąpo w tym ostatnim cha­ rakterze, jedynie dzięki początkowo sporadycznemu, a ostatnio — od okresu poprzedzającego bezpośrednio II wojnę światową — częstszemu oddziaływaniu prac uczonych, którzy przenieśli się ze środkowo-wschodniej Europy na Zachód. Dawniej mieli w tym swój udział uczniowie Petrażyckiego, później inni uczeni, z których zwłaszcza W. Friedmann i jego Legał theory (pierwsze wydanie 1944 r.) posiada wpływ nieco szerszy. Dziś już nieraz twórcy różnych koncepcji ogólnej nauki o pra­ wie, którzy nigdy nie byli wyznawcami teorii prawa, przyjmują tę nazwę dla swoich dzieł. Przykładem H. Kelsen z jego Generał theory of ław and state (1949).* 28 Por. np. W. J. Brown, The Austinian theory of law, Sydney 1906. 20’

307

Kelsen nigdy poprzednio tej nazwy nie używał — jego praca przetłumaczona na język polski pod tytułem: Czysta teoria prawa nosi w istocie nazwę: Reine Rechtslehre (1934). Przykładów przyjmowania obecnie tej nomenklatury podać można więcej — ale więcej jeszcze przykładów jej nieznajomości, jak również nie­ wiedzy o merytorycznym programie teorii prawa29. W samej Europie do pewnej popularyzacji nazwy „te­ oria prawa” w jej neutralnym zastosowaniu doszło w związku z zapoczątkowaniem w 1926 r. wydawania w Brnie „Revue Internationale de la Thćorie du Droit” („Internazionale Zeitschrift fur Theorie des Rechts”). Dwa momenty są w tym wszystkim ciekawe, a na­ wet, jak to powiedzieliśmy, zaskakujące: po pierwsze fakt, że teoria prawa nie jest bynajmniej czymś po­ wszechnie znanym i „oczywistym”, a po drugie to, że powstała ona w naszym rejonie, ściślej mówiąc w Rosji, a w Polsce znalazła teren wyjątkowo silnej ekspansji. Nasza dzisiejsza marksistowska teoria państwa i prawa niemało pod względem genetycznym zawdzięcza omó­ wionej tutaj koncepcji teorii prawa, bo nie tylko na­ zwę z tamtej przetworzoną, ale także nawiązanie pod pewnymi względami do tego właśnie kierunku rozwa­ żań burżuazyjnej ogólnej nauki o prawie. Czytelnika polskiego nie trzeba dziś oczywiście pouczać o zasadni­ czej odmienności założeń filozoficzno-metodologicznych i ogromnej ilości tez marksistowskiej teorii państwa i prawa w stosunku do burżuazyjnej ogólnej nauki o prawie (czy prawie i państwie), także w kierunku wysuwającym koncepcję teorii prawa. Mimo to wska­

29 Częściej jeszcze wie się coś na ten temat w Anglii niż w Stanach Zjednoczonych. Na terenie skandynawskim, choć poświęca się tam wiele uwagi ogólnej nauce o prawie, proble­ matyka teorii prawa jest prawie że nieznana. 308

zać wypada, że stanowiąc krytyczne przezwyciężenie koncepcji burżuazyjnych, marksistowska teoria pań­ stwa i prawa nawiązała zarazem (w pewnym stopniu) do tych spośród wymienionych koncepcji, które reprezen­ towały najwyższy rozwojowo szczebel w burżuazyjnej ogólnej nauce o prawie. Nie nawiązała bowiem ani do nauki formalno-analitycznej, ani do spekulatywnej filo­ zofii prawa, lecz do kierunku proklamującego i realizu­ jącego — przynajmniej na tyle, na ile było go stać — hasła realizmu i metod empiryczno-racjonalnych w prawoznawstwie ogólnym. Trzeba również podkreślić, że marksistowska teoria państwa i prawa inaczej pojęła swój realizm i metody empiryczno-racjonalne, opiera­ jąc się na metodologii materializmu historycznego, pod­ czas gdy burżuazyjna teoria prawa zabrnęła we wszyst­ kie impasy idealizmu subiektywnego — co było dzie­ dzictwem pozytywizmu zwłaszcza w dalszej jego ewo­ lucji — a zarazem nie mogła i nie chciała wyświetlić klasowego charakteru instytucji państwowo-prawnych. Ale w świetle powyższego sprawa teorii prawa po­ winna nam być mimo wszystko szczególnie bliską. Wydaje się nie od rzeczy postulować historyczne poszuki­ wania na temat konkretnych dróg ukształtowania się tej dyscypliny i nici wiążących jej koncepcję z począt­ kami teorii państwa i prawa w Związku Radzieckim30. § 5. Perspektywy i wnioski Dyscyplinę o bardzo ogólnym charakterze najłatwiej budować wtedy, gdy dysponuje się niewielkim zasobem faktów. W miarę jak poznanie tych ostatnich wzrasta,

30 Autor artykułu nie dysponuje materiałami do szczegóło­ wego naświetlenia tych ważnych i ciekawych kwestii — nie stawiał sobie zresztą za zadanie takich rozważań historycz­ nych.

309

prostolinijność syntezy dawniej obdarzana zaufaniem, staje się z kolei jej grzechem. Obraz danej dziedziny coraz bardziej skomplikowany i złożony, coraz też mniej poddaje się ogólnemu ujęciu. Co badacz może zrobić i co robi w obliczu takiego przebiegu wypadków w swo­ jej dziedzinie? Albo utrzymuje syntezę, z którą tak się zżył, łatając w niej tylko dziury najbardziej rzucające się w oczy i pryncypialnie wyraża swe lekceważenie dla świata faktów kapryśnie niestałych i różnorodnych. Albo porzuca wszelką myśl o syntezie, przekładając nad nią opisowość, fotograficzne dane o różnych fragmen­ tach rzeczywistości ze swej dziedziny. Albo wreszcie, wychodząc od pewnych hipotez, podejmuje ogromny trud badania w ich świetle różnych materiałów i różnych punktów widzenia, aby poprzez osiąganie rezultatów częściowych budować od nowa gmach uogólnień nie wiszących już w powietrzu, lecz wspie­ rających się na solidnym fundamencie szczegółowych twierdzeń. Wielu przedstawicieli burżuazyjnej ogólnej nauki o prawie czuje się dziś nieswojo. Stają oni coraz czę­ ściej w obliczu danych, których nie uwzględniali, w obli­ czu twierdzeń innych uczonych, wypracowanych na gruncie materiałów prowadzących do wniosków nieraz odmiennych niż ich własne „ogólne” twierdzenia. Można oczywiście — a tak czynią głównie uczeni starszego po­ kolenia, którzy już przyzwyczaili się do pewnego spo­ sobu stawiania problemów — przy drobnym i powierz­ chownym retuszu trzymać się dawnych uogólnień: jurisprudence w wydaniu tradycyjnym, teorii prawa operującej jakąś, na drodze w dużej mierze spekulatywnej, wypracowaną koncepcją socjologiczną lub psy­ chologiczną, czy (i to najłatwiej) filozofii prawa, która mając do czynienia ze światem idei, najmniej troszczyć się musi o fakty. To stanowisko jest w tej chwili jeszcze 310

najczęściej spotykane; o jego sile stanowi też fakt, że dawne poglądy obrosły tradycją, wytwarzając tory my­ ślenia ustabilizowanych szkół, oddziałujące także na młodszych uczonych. Zmiany znajdują się dopiero w sta­ dium początkowym i przedstawiają obraz skompliko­ wany. Zasadniczy rozbrat z ogólną nauką o prawie na rzecz opisowej faktografii na ogół należy do rzadkości. Daleko też do długofalowych planów uprawy prawoznawstwa teoretycznego na gruncie skrupulatnego bada­ nia faktów i dopracowywania się wyników częściowych. Natomiast sytuacja prowokuje po prostu do eklektyzmu, do łączenia różnych ogólnych koncepcji tradycyjnych31. Skoro jedna dotąd wyznawana okazała się niekom­ pletna, to jej połączenie z innymi wydaje się zapo­ wiadać uzyskanie syntezy wyższego stopnia, usuwają­ cej jednostronności poprzedniej. Remedia tego rodzaju, stosowane dziś dość często w burżuazyjnej ogólnej na­ uce o prawie, mają wartość więcej niż problematyczną. Nie można wprawdzie mówić dziś o przemianach jakościowych w naszej dziedzinie, ale są przemiany ilo­ ściowe i to znamienne. Do nich należy zaliczyć najpierw jako rzecz elementarną stopniowe przezwyciężanie sta­ nu niewiedzy o materiale prawnym i o osiągnięciach ogólnej nauki o prawie na innych terenach. Stopniowo np. fantastyczne wyobrażenia uczonych burżuazyjnych 31 Względnie do częściowej przynajmniej „modernizacji” sta­ nowiska tradycyjnego. Tak np. u przedstawiciela włoskiej filo­ zofii prawa dawniejszego autoramentu, W. C. S f o r z y, w jego nowszych pracach, gdzie wprowadza pewne elementy analiz logicznych i semantycznych: Filosofia del diritto, wyd. III, Milano 1958, Sul significato degli imperativi giuridici (Estr. della Rivista Italiana per le scienze giuridiche, vol. IX, s. III, anni XI—XII, Milano 1959), Leggi giuridiche e leggi naturali (Estr. della Rivista Internazionale di Filosofia del Diritto, anno XXXVI, f. 4, Milano 1959), Sulla relativitd dei concetti giuri­ dici (tamże, f. 1).

311

o prawie socjalistycznym, Europejczyków o common law, a Anglosasów o prawie kontynentalnym, zastępo­ wane są bardziej konkretnymi danymi na ten temat, a filozofia prawa, teoria prawa oraz jurisprudence, wraz z ich podstawową literaturą, zaczynają być znane szerzej, poza danym partykularnym kręgiem twórców i odbiorców32. Równocześnie u adherentów poszczegól­ nych koncepcji ogólnej nauki o prawie powstają wątpli­ wości co do tego, czy ich twierdzenia mają istotnie wa­ lor ogólny, czy nie powinny zostać poddane ogranicze­ niom. Zdanie sobie sprawy z tego, że dana teza może być utrzymana, ale np. tylko w zastosowaniu do com­ mon law, czy jeszcze konkretniej — prawa angielskie­ go — że inna znajduje pokrycie w materiale prawa cy­ wilnego, ale nie — powiedzmy — karnego, jest bardzo poważnym krokiem naprzód w kierunku prawidłowej budowy uogólnień z dostrzeżeniem ich właściwego za­ kresu 33. Dalej, postępy nauki w różnych dziedzinach, a w szczególności w nauce o języku, socjologii i psy­ chologii, podważają również dotychczasowe systemy ogólnych twierdzeń wykazując, że ich podstawy są wa­ dliwe, że np. tradycyjna jurisprudence pod względem swych poglądów z dziedziny logiczno-językowej nie zdaje egzaminu, a tradycyjna teoria prawa opiera się na podstawach wadliwych, jak np. teoria Petrażyckiego. Postępy nauki tym silniej podcinają filozofię prawa, prowadząc jednak równocześnie do rozpoznania, że sam problem przez nią przede wszystkim stawiany (choć w sposób fantastyczny), problem doskonalenia prawa jest bardzo ważny i winien być zaatakowany w sposób

32 Symptomatyczne są pod tym względem np. prace J. Sto­ nek, W. F r i e d m a n n a, A. Rossa, R. P o u n d a. 33 Por. np. R. W. D i a s — G. B. J. H u g h e s, o. c., str. 9 i nast., 22, 299 i nast., 375. 312

naukowy 34. Równocześnie staje się coraz bardziej jasne, że partykularyzm różnych postaci ogólnej nauki o pra­ wie był i jest powodowany m. in. złudzeniem, iż „pra­ wo” jest czymś jednolitym i dającym się objąć jednokie­ runkową interpretacją, np. formalno-logiczną, psychologistyczną lub socjologiczną. Tymczasem prawo jest właśnie złożone, a jego poszczególne płaszczyzny wy­ magają różnorodnych ujęć i zabiegów badawczych. Ani jurisprudence tradycyjna, ani zreformowana „reali­ styczna”, ani normatywizm, ani psychologizm już z tego punktu widzenia (nie biorąc pod uwagę innych ich bra­ ków) nie da się utrzymać jako ogólna nauka o prawie 35. Nieufność w stosunku do dotychczasowej ogólnej nauki o prawie zaczyna budzić się także pod wpływem obser­ wacji różnorodnych jej koncepcji, których ilość dziś, w stanie lepszej naukowej informacji wzajemnej, oka­ zuje się wręcz przytłaczająca (w obrębie podstawowych, rozpatrywanych przez nas typów, tj. filozofii prawa, jurisprudence i teorii prawa). Jeśli tyle jest rozmaitych pomysłów, a tak mało poglądów szerzej uznanych, to musi to być przede wszystkim dowodem dowolności po­ stępowania badaczy w naszej dziedzinie, przyjmowania przez nich różnorodnych — a wątłych i fragmentarycz­ nych — podstaw do wysnuwania z nich twierdzeń z po­ zoru tylko ogólnych. Stąd, mimo że tradycyjnie pojmowana ogólna nauka o prawie utrzymuje się jeszcze i główne jej formy dzielą prawoznawstwo burżuazyjne na strefy swych wpły­ wów, to jednak kryzys tej dyscypliny wydaje się nie­ wątpliwy, a dalszy rozwój pójdzie w kierunku ugrun­

34 Por. M. A r c t o w a, Drogi rozwoju polityki prawa, „Ze­ szyty Naukowe U. J. — Prace Prawnicze”, 6, 1959, str. 31 i nast. 35 Por. K. Opałek, Z problematyki podziału nauk praw­ nych, „Zeszyty Naukowe U. J. — Prace Prawnicze”. 7, 1960, str. 42 i nast. 313

towania prawoznawstwa teoretycznego, badającego prawo w sposób szczegółowy w różnych jego aspektach i odmianach zróżnicowanych czasowo, terytorialnie i rzeczowo, i na tej dopiero drodze dopracowującego się uogólnień. Taki rozwój można przewidywać z dużym stopniem pewności skoro, jak wspomnieliśmy wyżej, tradycyjna ogólna jurisprudence przekształca się już de facto we wszelkie badania inne niż prawno-dogmatyczne i skoro np. we Włoszech pod bokiem filozofii prawa wyrasta silny kierunek szczegółowych badań językowo-logicznych 36. W omówieniu tym zarezerwowaliśmy sobie pozycję zewnętrznego obserwatora tego, co dzieje się w burżuazyjnej ogólnej nauce o prawie. Byłoby jednak grubym błędem sądzić, że nas to wszystko bezpośrednio nie do­ tyczy. To, że nasza teoria państwa i prawa w swych podstawowych koncepcjach ma zasadniczą wyższość nad ujęciami burżuazyjnymi ze względu na swe podstawy filozoficzno-metodologiczne, nie chroni jej jeszcze od błędu pierworodnego związanego z samym jej progra­ mem jako dyscypliny we wszystkich swych częściach ogólnej, podobnie jak omawiane wyżej postacie burżuazyjnej ogólnej nauki o prawie. Również i nasza teoria państwa i prawa musi przekształcić się w rozbudowaną dyscyplinę teoretyczną (czy później nawet w kompleks takich dyscyplin), badającą różnorodne aspekty prawa w sposób szczegółowy i od niższych szczebli uogólnienia posuwającą się ku wyższym. Bardzo ważne dla rozwoju takiej dyscypliny są badania prawno-porównawcze upra­ wiane w kontakcie z prawoznawstwem innych krajów, także kapitalistycznych, ponieważ tylko zdobycie ma­

39 Por. na ten temat G. Opocher, Considerazioni sugli ultimi sviluppi delta filosofia del diritto italiana, „Riv. Intern, di Fil. del- Diritto”, 1951, str. 40—57, V. P a r e s c e, La filo­ sofia del diritto in Italia nel. secolo XX, tamże, str. 21—39. 314

teriału istotnie wszechstronnego może na przyszłość gwarantować istotną wartość uogólnień. Bardzo też ważne jest wypracowanie — w oparciu o nasze podsta­ wowe założenia filozoficzno-metodologiczne — konkret­ nych metod postępowania na terenie socjologii prawa, nauki o świadomości prawnej, i analizy językowo-logicznej prawa. Dopiero tak przekształcając naszą dyscyplinę i takie przedsiębiorąc w jej obrębie studia będziemy mogli — przy „wyrównaniu się” w przyszłości na świecie sposo­ bów traktowania prawoznawstwa teoretycznego (tj. przy powszechnym odejściu od tradycyjnych koncepcji „na­ uki ogólnej”) — zadokumentować wyższość marksistow­ skich metod badawczych. Wtedy bowiem metody te zaczną rzeczywiście „pracować” i rozwijać się w kon­ kretnym zastosowaniu do naszej dziedziny, podczas gdy dziś są metodami nie dość wprawiającymi w ruch za­ stygłą w swej ogólności teorię państwa i prawa. Często słyszymy jakże słuszne skargi na tę dyscy­ plinę jako w niczym niemal nie wspomagającą praktyki stanowienia i stosowania prawa. Jak bardzo są one uza­ sadnione, właśnie na gruncie powyższych wywodów można to ocenić. Wszak abstrakcyjne formuły wysnute z jakichś fragmentów wiedzy o prawie — raz takich, raz innych — nie mogą praktyce na nic się przydać. Nauka nie składa się z aktów objawienia, objawienie nie jest też udziałem teoretyków państwa i prawa. Dobrze by to było, gdyby w błyskach genialnej intu­ icji mogli oni z punktu powiązać wszystko razem, dając syntezy nieodparte i adekwatne. Ale tak nie jest. Tylko cudotwórca mógłby przyrządzić smaczną potrawę, nie używając żadnych innych składników prócz czystej wody. Normalnie z niczego coś nie powstaje i jeśli ma­ teriał szczegółowy nie zostanie w studiach prawoznaw­ stwa teoretycznego użyty w dostatecznej ilości i w spo­ 315

sób właściwy potraktowany, to nie można będzie osiąg­ nąć pożytecznych wyników. Skoro zaś nie inaczej niż w innych naukach służenie praktyce jest naszym naj­ wyższym zadaniem, to musimy podjąć trud przestawie­ nia badań teoretycznych na nowe tory pracy cięższej niż „ogólny namysł” nad państwem i prawem, ale i bar­ dziej efektywnej!

Rozdział VIII O HISTORII DOKTRYN POLITYCZNYCH

§ 1. Kwestie sporne

Problemy, o których będzie tutaj mowa, pozostają w związku z rozważaniami poprzednich rozdziałów. Cho­ dzi o przedmiot i zakres, o metodę i miejsce tzw. histo­ rii doktryn politycznych w nauce, o jej stosunek do nauk historycznych i do nauk prawnych. Sprawy te były poruszane już wielokrotnie, zarówno w nauce marksistowskiej, jak i w burżuazyjnej. U nas również doczekały się szeregu omówień \ ale mimo to trudno uznać je za zamknięte, zadowalająco wyjaśnione i nie budzące już wątpliwości. W obecnej sytuacji, gdy w dy­ daktyce uniwersyteckiej historia doktryn politycznych została przywrócona do życia, i gdy istnieje szereg różnostronnych inicjatyw badawczych na jej uprawę skie1 J. L a n d e, O tzw. socjologii nauki, odb. z „Czasop. Prawn. i Ekon.” XXX, 1935; tenże w Historii filozofii prawa, cz. I (wyd. w Studiach z filozofii prawa, Warszawa 1959); K. Opałek, Doktryny i historia nauki, „Życie Nauki” 7—8, 1950; G. L. S e id 1 e r, Studia z historii doktryn politycznych, Lublin 1955, rozdz. I; K. Grzybowski, Z zagadnień metodologii historii doktryn politycznych, „Czasop. Prawno-Hist.” VIII, 1, 1956; M. M a n e 1 i, Historia doktryn polityczno-prawnych — Sta­ rożytność, cz. I, Warszawa 1958, rozdz. I; J. Baszkiewicz, Historia doktryn i historia „idei" politycznych (w związku z książką pod redakcją J. Toucharda), „Państwo i Prawo” 3, 1960, str. 510 i nast. 317

rowanych, wątpliwości te akcentują się dość mocno, dając o sobie znać od strony praktycznej. Dlatego po­ nowne zabranie głosu w tej sprawie wydaje się na cza­ sie. Celem tych rozważań będzie próba uporządkowania problematyki historii doktryn politycznych, jej odgra­ niczenia pod względem merytorycznym i co za tym idzie, usunięcia istniejących „sporów kompetencyjnych” w jej przedmiocie, a dalej sprecyzowania sposobów ba­ dania tej problematyki. Kwestie sporne wyłaniają się w trzech zasadniczych punktach. Dotyczą więc po pierwsze tego, co należy właściwie do omawianej dyscypliny, a co do niej nie należy, po drugie — spraw metodologicznych, po trze­ cie wreszcie — kto, jakie nauki i jacy badacze są powo­ łani i w jakim zakresie do zajmowania się tą proble­ matyką. Jak zobaczymy, wszystkie te trzy kwestie pozostają ze sobą w ścisłym związku. Z tego powodu nie będziemy kusić się w zasadzie, poza sprawami incyden­ talnymi, o odrębne ich rozstrzyganie (bo to prowadzi­ łoby do powtarzania się i do chaotycznych wniosków), lecz przedstawimy na razie aktualne dane faktyczne dotyczące każdej z tych kwestii, po czym postaramy się dać rozwiązanie łącznie dla nich wszystkich. Dla uzy­ skania należytej jasności zredukujemy odwołania do literatury przedmiotu, posługując się nią o tyle tylko, o ile to jest konieczne dla zilustrowania zasadniczych stanowisk. Przy takich intencjach wskazane jest poło­ żenie głównego nacisku na polską literaturę naukową z tego zakresu.

§ 2. Nazwa, przedmiot i zakres Zacznijmy od nomenklatury. Mamy dziś u nas do czynienia z historią doktryn politycznych, a nazwa ta nie jest bynajmniej naszym wynalazkiem i osobliwością 318

naszej nauki, ponieważ spotykamy ją również w nauce burżuazyjnej (mówi się tam czasem również o historii teorii politycznych, myśli politycznej, filozofii politycz­ nej i w sposób podobny) 2. Dawniejszą tradycją uświę­ cona była „historia filozofii prawa”, wykładana na na­ szych uczelniach jeszcze początkowo w powojennym okresie 3. Pozornie chodzi tu o same nazwy, ale tylko pozornie. Z nazwami tymi związane są wahania i prze­ sunięcia w samej problematyce. Historia filozofii pra­ wa siłą rzeczy kładzie główny nacisk na prawo, i to 2 Historia doktryn politycznych np. u P. Beneyto, Histo­ ria de las doctrinas politicas, Madryt 1948, G. M o s c a, Storia delle dottrine politiche, 6. wyd., Bari 1951; nazwy zbliżone: P. J a n e t, Histoire de la science politiąue dans ses rapports avec la morale, 5 wyd., Paris, 1924, W. Dunning, A łr.story of political theories, 3 tomy, New York 1902—22, A. J. Ca r1 y 1 e, A history of medieual political theory in the West, 6 to­ mów, Edinburgh 1903—36, P. D o y 1 e, A history of political thought, London 1933, R. G. Gettel, History of political thought, 3 wyd., London 1936, G. H. S a b i n e, A history of poli­ tical theory, 2 wyd. New York 1951, G. C a 11 i n, A history of the political philosophers, New York 1950. Ostatnio we Francji przeciwstawia się „historii doktryn” — „historię idei politycz­ nych”, bazującą na materiale szerszym niż ta pierwsza, a więc nie tylko historię „wielkich myślicieli”, lecz także dzieje in­ nych luźnych nieraz, lecz znamiennych społecznie przejawów refleksji politycznej. Por. M. P r e 1 o t, Histoire des idees politiqu.es, Paris 1959, i zbiorowe dzieło pod tymże tytułem pod red. J. Toucharda, Paris 1959 (recenzje J. Baszkiewicza, „Pań­ stwo i Prawo” 10, 1959, 3, 1960). 3 Tak już u F. S t a h 1 a, Geschichte der Rechtsphilosophie (w III tomie Die Philosophie des Rechts, Heidelberg 1830) i u wielu następców (u nas E. Krzymuski, Historia filozo­ fii prawa, Kraków 1923, E. J a r r a, dzieło pod tym samym tytułem, Warszawa 1923, J. L a n d e i inni). Nazwa ta utrzy­ muje się po dziś dzień: np. u G. del V e c c h i o, w Lezioni di filosofia del diritto, 10 wyd. Milano 1958, E. Luno Pena, Historia de la filosofia del derecho, 2 tomy, Barcelona 1948— 49, itd. 319

traktowane w pewnym szczególnym aspekcie filozofo­ wania na temat prawa, czy tego, co wybitni filozofowie wśród innych rozpatrywanych kwestii powiedzieli na temat prawa. W jakimś zaś ujęciu krańcowym, któremu przyświeca obiektywno-idealistyczna koncepcja filozofii prawa, będzie to dyscyplina wyodrębniająca ten tylko szczególny wątek z historii myśli4. Widać oznaki nie­ dostatków tak ujętej dyscypliny, jej nieadekwatności w stosunku do tego, co pragnęlibyśmy do niej dzisiaj włożyć, jeśli mamy co do tego jakiś sąd, z grubsza bodaj ustalony. Od razu rzuca się w oczy brak oddania tego co należne problematyce państwa i nasuwa się obawa, czy to, o czym chce mówić „historia filozofii prawa”, nie będzie stanowić zbyt wąskiego zakresowo przedstawienia poglądów na prawo i ujęcia ich pod specyficznym kątem widzenia. O nieadekwatności tej nomenklatury łatwo się przekonać studiując dzieła w nagłówku ją przyjmujące. Z jednej strony w sposób bodaj nieusprawiedliwiony tytułem wdają się one, i to nieraz obficie, w problematykę państwa, z drugiej stro­ ny, ograniczają się nieraz do omawiania wypowiedzi „zawodowych” filozofów tradycyjnego autoramentu.

4 Tak właśnie u Stahla, u A. Rossbacha, Die Perioden der Rechtsphilosophie, Regensburg 1842, u I. H. F i c ht e g o, Die philosophischen Lehren von Recht, Staat und Sitte (System, der Ethik, cz. I, Leipzig 1850), u F. Hildenbrand a, Geschtchte und System, der Rechts- und Staatsphilosophie, t. I, Leipzig 1860 (chodzi tu o dzieła związane z koncepcjami klasycznej filozofii niemieckiej). Do tej kategorii zaliczają się jednak również dawniejsze prace o historii prawa natury, np. Buddeusa, Historia juris naturalis, ed. nova Halae 1717, Thomasiusa, Paulo plenior historia juris naturalis, Halae 1719, Hubnera, Essai sur 1’histoire du droit naturel, 2 tomy, London 1757—58, w Polsce Słotwińskiego, Rozprawa o hi­ storii prawa natury i systematach różnych jego pisarzów, Kra­ ków 1812. 320

W związku z tym mają też tendencję do zamykania rozważań dość odległą datą, znaczącą zmierzch czasów filozofii systemowej 5*8 . Ale nie lepiej sprawa przedstawia się z „historią doktryn politycznych”. Tam państwo, a tutaj znowu prawo traktowane jest po macoszemu. Zresztą, słowo „polityczny” w tym związku nie jest bynajmniej jasne, pomimo oferowanych interpretacji9. Można z całą słusz­ nością w szerokim sensie powiedzieć, że wszystkie doktryny, jako przejawy świadomości społecznej, są polityczne, co jednak nie daje nam jasnego wyodręb­ nienia naszej dziedziny. Można także sprawę ująć wąsko mówiąc, że chodzi tutaj tylko o koncepcje gruntujące, uzasadniające i projektujące działalność w dziedzinie polityki wewnętrznej i zewnętrznej danego państwa, sta­ nowiące bądź „prywatne opinie”, bądź oficjalne doktry­ ny określonych ugrupowań i stronnictw łącznie ze znaj­ dującym się przy władzy. Przy takim rozumieniu dok­

5 Np. Lande dochodził w swym opracowaniu do Spi­ nozy, Krzymuski do współczesnych zwolenników i do epigonów idealistycznej filozofii niemieckiej; podobnie w wielu innych „historiach filozofii prawa”. 8 Tak np. G. L. Seidler (o. c., str. 3) pisze: „Przedmiotem doktryn politycznych są zagadnienia ustrojowo-społeczne, przez co należy rozumieć nienaukowe poglądy na istotę, organi­ zację i funkcję państwa oraz koncepcje zasad współżycia mię­ dzy ludźmi, a więc nienaukowe poglądy na prawo i moralność... słowo „polityczny” określa z jednej strony przedmiot doktryn, ponadto z drugiej strony przesądza o klasowym charakterze doktryn. Doktryny polityczne wyrażają bowiem zapatrywania klasowe, w nich też należy odkryć zapatrywania i tendencje klas panujących bądź ustępujących, bądź też sięgających po wła­ dzę”. Autor pragnie dać taką eksplikację, która by pokrywała zawartość naszej historii doktryn, ale czyni to w sposób nasu­ wający wątpliwości. „Zagadnienia ustrojowo-społeczne” to rów­ nież pojęcie niejasne — albo można je rozumieć szeroko i wte­ dy weszłyby tutaj (ale tylko między innymi) problemy pań­ Problemy metodologiczne

21

321

tryn politycznych ich historia miałaby nawet całkowi­ cie jasną i dającą się zakresowo wyodrębnić koncepcję; mówiłaby o doktrynalnych stanowiskach różnych partii politycznych i o ważnych głosach jednostek „niezrzeszonych”, incydentalnie wdających się w aktualne spory co do koncepcji politycznych. Rozważań tych nie można by z pewnością zdecydowanie oddzielić od działalności stronnictw, ale jest rzeczą pewną, że ta strona doktry­ nalna stanowiłaby obszar rozległych i naukowo uspra­ wiedliwionych studiów. Gdyby tak jednak zrobić, to „historia doktryn politycznych” stałaby się dyscypliną może nawet nam bliską, ale nie „naszą”. To znaczy, sięgalibyśmy nieraz pomocniczo do jej rozważań, lecz nie w niej byłoby miejsce na rozstrzyganie tych kwestii, o które nam chodzi. Istnieje oczywiście szereg pośred­ nich, względnie odrębnych propozycji rozumienia „hi­ storii doktryn politycznych”. Nie dają one jednak wyj­ ścia z niejasności. „Historia doktryn politycznych” grze­ szy rozlewnością wobec nieograniczenie szerokich mo­

stwa, prawa — może i moralności; można je jednak rozumieć ściślej jako problemy bazy i wtedy chodzi już o coś zgoła róż­ nego niż zagadnienia mające być główną treścią naszej historii doktryn. „Polityczny” w sensie „klasowy” to znowu kategoria bardzo ogólna, niespecyficzna bynajmniej dla naszego przed­ miotu. M. Maneli (o. c., str. 5) operuje dogodniejszą termi­ nologią „doktryny polityczno-prawne” i stwierdza, że „Histo­ ria doktryn polityczno-prawnych zajmuje się, najogólniej biorąc, historią ludzkich wyobrażeń o powstaniu, rozwoju i isto­ cie instytucji państwowych oraz polityczno-prawnych”. W tym sformułowaniu mamy do czynienia z częściowym wyklarowa­ niem sprawy (gdy idzie o problematykę państwa), ale w drugim członie spotykamy definitio idem per idem (historia doktryn polityczno-prawnych zajmuje się wyobrażeniami dotyczącymi instytucji polityczno-prawnych). Tymczasem właśnie określenie „polityczno-prawny” wymaga koniecznie wyjaśnienia. O wy­ jaśnieniu danym przez K. Grzybowskiego będzie dalej mowa w innym związku. 322

żliwości rozumienia słowa „polityczny”, toteż wzbo­ gaca nas o wątki, dla których wolelibyśmy zarezerwo­ wać miejsce rozważań w innych, odrębnych dyscypli­ nach w imię porządku w nauce. Przesuwa też szalę na korzyść „polityczności” w sensie odniesienia do aktu­ alnych sytuacji oraz związanych z nimi praktycznych recept działania, kładzie nacisk na aspekty programowo-ideologiczne myśli, mniej uwzględniając stronę teoretyczną. Wreszcie wobec tego, że słowo „polityczny” ma bliskie asocjacje z państwem, czyni ten wątek gó­ rującym w stosunku do prawa 7. W związku z tym lepiej jest już, jak to czynią niektórzy autorzy, traktować o „historii doktryn politycznych i prawnych” 8. Nie usu­ wa to jednak wskazanych już niejasności oraz wszyst­ kich tych obiekcji terminologicznych. Z drugiej strony, słowo „doktryny” (polityczne i prawne) nie mniej niż poprzednio omawiana „filozofia” (prawa) wpływa w spo­ sób niepożądany na kierunek naszych badań. Nazwa „doktryny”, po pierwsze, stwarza sugestię, że chodzi o omawianie poglądów nienaukowych9, a po drugie, raczej uwypukla aspekt praktyczno-ideologiczny niż teoretyczny. Poza tym zarówno określenie „doktryny”, jak i „filozofia” stwarza zawężone ramy dla materiału, który jest opracowywany: forytuje wielkie systemy

7 Nie można natomiast wysuwać zastrzeżeń przeciwko pro­ gramowemu zacieśnianiu rozważań do zagadnień poglądów na państwo, jak to jest np. w pracach J. C. Bluntschliego, Geschichte der neueren Staatswissenschaft, 3 wyd. Monachium 1881, L. Gumplowicza, Geschichte der Staatstheorien, Innsbruck 1926, czy E. v. H i p p e 1 a, Geschichte der Staatsphilosophie in Hauptkapiteln t. I, Meisenheim 1955. 9 Tak u nas K. Grzybowski i M. Maneli — zresztą to sformułowanie przyjmuje się w naszych kręgach naukowych ostatnio coraz szerzej. ’ Por. G. L. S e i d 1 e r, l. c., contra M. Maneli, o. c., str. 17 i nast. 21*

323

myślowe, usuwając w cień inne, nieraz bardzo ważne źródła. Na razie mowa jest o naszej dyscyplinie i jej nomen­ klaturze, ale przecież obok stają w szranki różne dyscy­ pliny konkurencyjne, które nie łatwo odgraniczyć od naszego terenu i uniknąć wzajemnego przechwytywa­ nia problemów. Nie tylko my traktujemy o państwie i prawie, ale zajmują się tym, choćby nawet tylko mar­ ginesowo — a czasem wcale obszernie — historycy filo­ zofii. Historycy nauki poza obrębem prawoznawstwa, również w jednym z działów swych dociekań uznali za stosowne zajmować się państwem i prawem 1011 . Obok na­ szej dyscypliny istnieje „historia nauki prawa”, upra­ wiana przez różne gałęzie prawoznawstwa n. Niektórzy mówią o „filozofii społecznej” i jej historii, w której wiele spraw pokrywa się zdecydowanie z zakresem na­ szych zainteresowań 12. W ogóle cały szereg działów hi­

10 Por. program i praktykę działalności Komitetu Historii Nauki PAN, oraz artykuł W. V o i s ó, O zadaniach i metodzie historii nauk społecznych, „Kwart. Hist. Nauki i Techn.” 1, 1958, zwłaszcza rozdz. II. 11 Czasem ujmowana także globalnie, jak w ogromnym dziele R. Stinzinga — E. Landsberga, Geschichte der deutschen Rechtswissensćhaft, Monachium 1880—1910, poza tym zaś stanowiąca przedmiot odrębnych badań poszczególnych dy­ scyplin, szczególnie szeroko traktowana w prawie międzynaro­ dowym publicznym. U nas opracowano zarysy dziejów podsta­ wowych dyscyplin prawnych w ramach zbiorowej Historii na­ uki w monografiach, Kraków 1948—49: A. Vetulani, Dzieje historii prawa w Polsce, K. Opałek i W. Wolter, Nauka filozofii prawa i prawa karnego w Polsce, A. S z p u n a r, K. Przybyłowski i W. Siedlecki, Nauka prawa prywat­ nego i procesowego w Polsce, L. Ehrlich iJ. S. Langrod, Zarys historii nauki prawa narodów, politycznego i administra­ cyjnego w Polsce. 12 Por. np. u nas takie prace jak A. Peretiatkowicza, Filozofia społeczna J. J. Rousseau’a, Poznań 1921, S. Czar­ nowskiego, Filozofia społeczna w Polsce w końcu XVIII

324

storii myśli społecznej, równie nieostro jak nasz wy­ odrębnionych, wkracza na nasz, podobnie jak my na ich teren 13 *1S. Aby te kwestie rozwikłać, trzeba ściśle ustalić przed­ miot i zakres naszej dyscypliny, co da podstawę do roz­ graniczenia terenów pokrewnych i rozdziału kompe­ tencji badawczych. Jednakże w tej chwili nie jesteśmy jeszcze w posiadaniu wszystkich danych potrzebnych dla uczynienia tego kroku. Trzeba zatem uzbroić się w cierpliwość i zapoznać się z poszczególnymi kwestia­ mi spornymi, o których była wyżej mowa.

§ 3. O metodzie Sprawie metod badania w naszej dziedzinie poświę­ cano uwagę niejednokrotnie. Także w polskiej litera­ turze istnieją na ten temat pozycje zasługujące na uwagę. Wydawałoby się może, że problemy metodolo­ giczne straciły swą aktualność w związku z zapanowa­ niem w historii doktryn metody marksistowskiej, z prze­ zwyciężeniem metod tradycyjnych. Tak nie jest, ponie­ waż ogólna metoda na każdym terenie badań musi mieć swoje konkretyzacje dostosowane do rozpatrywa­ nego materiału. Można z pewnością stwierdzić, że po­ ziom metodologiczny na naszym odcinku uległ zdecy­ dowanej poprawie, ale daleko do rozproszenia wszyst­ kich wątpliwości, pojawiających się w konkretnej robo­ cie badawczej.

i początku XIX w., „Bibl. Warsz.” IV, 4, 1904, Z. Daszyń­ skiej -Golińskiej, Hugo Kołłątaj jako filozof społeczny (rozprawa wstępna w wydawnictwie H. Kołłątaja Porządek fizyczno-moralny, „Bibl. Dzieł Społ.-Ekon.”, s. I, t. IX, Warszawa 1912). 13 Por. K. Opałek, Stan badań nad nauką polskiego Oświe­ cenia. Próba oceny i wnioski, „Kwart. Hist. Nauki i Techniki”, 3, 1955, str. 191 i nast.

325

Toteż nie będzie w tym anachronizmu, jeśli wyjdzie­ my w tych rozważaniach od krytycznych uwag meto­ dologicznych J. Landego14, które przyczyniły się do sprecyzowania u nas pewnych zasadniczych punktów widzenia i wywarły nawet wpływ na poglądy innych polskich badaczy — marksistów. Wpływ ten, jak zoba­ czymy, pod pewnymi względami był dodatni, pod inny­ mi ujemny. Krytyczne uwagi Landego nasuwają pewne wątpliwości; uwagi te prowadzą dalej do wniosków kon­ struktywnych, które po sprecyzowaniu mogą zostać przez nas zaakceptowane, jeśli pod badanie uwarunko­ wania społecznego i treści społecznej doktryn, w któ­ rym omawiany autor widział główny cel ich historii, będziemy podkładać badanie ich metodą marksistowską, a nie wedle wskazań teorii Petrażyckiego 15. Lande, krytykując tradycyjną historię doktryn, ma­ jącą na polskim terenie swe wcielenie w pracach E. Jarry i jego uczniów16, zarzucał jej: 1° posługiwanie się „metodą referatu”, 2° ograniczanie rozpatrywania za­ leżności przyczynowych do kwestii wpływów jednych autorów na drugich, 3 ° operowanie oceną krytyczną tez dawnych pisarzy z punktu widzenia poglądów dzisiej­ szych, co prowadzi do ahistoryzmu, czy nawet antyhistoryzmu. Głównym zadaniem historii poglądów jest zdaniem Landego „...badać czynniki realne, które wy­ wołały powstanie tych poglądów” 17. Lande nie odrzucał oczywiście referatu poglądów, jako etapu przygotowawczego pracy. Pod tym wzglę­

14 J. L a n d e, O tzw. socjologii nauki, str. 3 i nast. 15 Tak Lande, tamże, str. 42 i nast. ls. Na temat tych prac wiele trafnych uwag krytycznych wy­ powiedział także W. Wąsik, Prace prof. Eugeniusza Jarry i jego uczniów, „Przegl. Fil.” XXXIX, 3, 1936, str. 302 i nast. Por. także K. Opałek, Doktryny i historia nauki, str. 667 i nast. 17 O. c., str. 5. 326

dem można się z nim zgodzić, dodając to chyba tylko, że referat ten powinien być sporządzony jak najbardziej precyzyjnie, oparty na badaniu z pierwszej ręki, ope­ rujący prawidłową historycznie i bogatą dokumentacją źródłową. Trzeba to silnie podkreślić, ponieważ zarówno sub auspiciis poglądów Landego, jak później nie dość dobrze zrozumianego marksizmu, lekceważono u nas nieraz warsztat źródłowy, bez którego nie ma dobrej historii; uznawano, że wystarczy sama strona interpre­ tacyjna, a materiał może być niedokładny, ogólnikowo tylko i za czyimś pośrednictwem poznany. Nie będzie­ my przytaczać licznych a drażliwych przykładów’ ta­ kiego podejścia do historii doktryn. Lande nie doceniał dalej badania wpływów. Jest jasną rzeczą, że do tego historia doktryn nie może się ograni­ czać. Choroba „wpływologii” prowadzącej aż do absur­ dów znana jest też z wielu dziedzin historii myśli18.

18 O „wpływologii” w literaturoznawstwie por. np. T. BoyŻeleński, Obrachunki fredrowskie, Warszawa 1949, str. 72 i nast. Por. także ogólne rozważania o roli wpływów w roz­ woju ideologicznym u K. Opałka, Monteskiusz w Polsce, w wyd. zbiorowym Monteskiusz i jego dzieło, Wrocław 1956, str. 239—242., Przykłady jednostronnej „wpływologii” w burżuazyjnej historii doktryn są liczne. Znamienne pod tym wzglę­ dem są wzmiankowane już prace E. Jarry i jego uczniów a dalej ujęcia, jakie daje G. del V e c c h i o w swej Storia della filosofia del diritto, stanowiącej część I Lezioni di filosofia del diritto (wyd. X, Milano 1958, str. 1—183). W fazach końcowych pracy nawet ujęcie referatowo-wpływologiczne już zanika, ustępując miejsca surowym danym bibliograficznym niezliczonych różnojęzycznych pozycji. Sporo pod względem jednostronnej „wpływologii” zarzucić można takim pracom, opublikowanym w zbiorowym dziele Interpretations of modern legał phżlosophies, New York 1947, jak: W. Jonesa, Cino da Pistoia, J. F r a n k a, A sketch of an influence (o Blackstonie), A. Mendizabala, On euerlasting values of the Spanish school of natural law. 327

Ale przecież nie można tego odcinka badań bagateli­ zować. Obok warunków określających zewnętrznie tok rozwoju myśli i treść różnych koncepcji istnieje we­ wnętrzny nurt rozwoju wiedzy polegający na konty­ nuacji przez następców dzieła ich poprzedników. Ustrój społeczno-ekonomiczny i polityczny, oraz pozycja my­ śliciela w ustroju, w toczącej się w nim walce klasowej, nie urabiają ani bezpośrednio, ani automatycznie treści doktryny będącej tworem skomplikowanym, powstałym przy udziale całego szeregu czynników. Na zastany ma­ teriał myślowy w postaci prac istniejących nawarstwia się empiryczny materiał własnych doświadczeń, obser­ wacji, badań rzeczywistości, przeprowadzonych przez twórcę doktryny. Uwarunkowanie społeczne jest swego rodzaju filtrem zarówno przekształcającym w sposób specyficzny ów zastany materiał myślowy, jak i okre­ ślającym sposób interpretacji zdobytego materiału empi­ rycznego 19. Uwarunkowanie społeczne decyduje oczy­ wiście także o samym doborze doktryn, jakie wpływają na twórcę doktryny i o doborze faktów. Tak więc inter­ pretacja danej doktryny jest sprawą wymagającą złożo­ nych i subtelnych zabiegów, wśród których ustalenie wpływów ma znaczenie poważne. Błąd tradycyjnej „wpływologii” polegał przede wszystkim na tym, że bądź abstrahowała ona zupełnie od kwestii społecznego uwarunkowania myśli, zestawiając mechanicznie wpły­ wy i filiacje bez dociekania ich głębszych przyczyn, bądź też stosowała na dodatek do dociekań „wpływologicznych” idealistyczne koncepcje uwarunkowania two­

10 Por. F. Engels do Konrada Schmidta 27. X. 1890 r. (K. Marks — F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, str. 473): (w wyższych regionach ideologicznych) „ekonomika nie tworzy... nic na nowo bezpośrednio sama z siebie, lecz okre­ śla rodzaj zmiany i dalszego kształtowania istniejącego już ma­ teriału myślowego...” 328

rów ideologicznych, koncepcje mające swe źródło w „fi­ lozofii kultury”, czy w podobnych kierunkach 20. W każdym razie wydaje się, że w tym punkcie Lande upraszczał sprawę. Podobnie in concreto postępowała nieraz nasza nowsza historia doktryn (nie tylko poli­ tycznych, czy prawno-politycznych) także proklamująca stanowisko marksistowskie. Reakcją na mechaniczną „wpływologię”, okraszaną ewentualnie podbudową ide­ alistycznej filozofii, stawało się nie dogłębne i wielo­ stronne interpretowanie doktryn w zgodzie z tym, co rzeczywiście postuluje w tej dziedzinie materializm historyczny, lecz mechaniczne również na swój sposób wyprowadzanie doktryn wprost z bazy, z ogólnych prze­ mian społecznych i walki klasowej21. Jest to uproszcze­ nie, które można zapisać na konto materializmu eko­ nomicznego, ale nie marksizmu we właściwym rozu­ mieniu. Z uproszczenia tego płynęły takie m. in. kon­ sekwencje, że odrywano poszczególne doktryny od ogól­ nego nurtu myśli światowej, od jej przodujących osiąg­ nięć. Doktryny takie, np. polskie, traktowano ze zwi­ chnięciem właściwych proporcji, bez wyważenia tego, 20 Opierała się m. in. na koncepcjach Diltheya i M. We­ bera, dalej na głośnej pracy K. Mannheima, Ideologie und Utopie, Bonn 1930, na fenomenologicznych ujęciach M. Schelera (porównaj zbiór pod jego redakcją Probleme einer Soziologie des Wissens, Monachium 1924, oraz zbiór własnych rozpraw Schelera, Die Wissensformen und die Gesellschaft, Leipzig 1926). Dla orientacji w problematyce tzw. socjologii nauki por. obok cyt. pracy J. La n d e go — E. Grunwalda, Das Problem der Soziologie des Wissens, Wien 1934. Koncepcje wyraźnie idealistyczne przyświecają np. pracom G. C a 11 i n a, A history of the political philosophers, New York 1950 (str. 3 1 nast.), czy G. H. S a b i n e’ a, A history of political theory, 2 wyd. New York 1951. 21 Por. na ten temat trafne uwagi K. Grzybowskiego, Z zagadnień metodologii historii doktryn politycznych, str. 308 i nast. 329

co było w nich oryginalne, a co przejęte od innych my­ ślicieli. Tak jak dawna „wpływologia” często lekcewa­ żyła dorobek myśli rodzimej, dopatrując się wszędzie wpływów „Zachodu”, omawiane ujęcia bądź wyolbrzy­ miały oryginalność naszych pisarzy, bądź — w konse­ kwencji nieprzemyślanej przez autorów, która się jed­ nak narzucała — czyniły z naszej myśli społecznej jakiś zabity deskami partykularz, nie mający nic wspólnego z nurtem przodujących osiągnięć światowych22. Gło­ szono bez głębszego zastanowienia, że takie stanowisko jest „marksistowskie”. Było to dla niektórych autorów prac z historii doktryn dogodnym usprawiedliwieniem nieprzedsiębrania przez nich żmudnej roboty źródłowo-erudycyjnej, której prawdziwie marksistowskie ba­ danie koniecznie wymaga. Wedle tych autorów wystar­ czało zestawić mechanicznie wziętą z drugiej ręki treść doktryny z ogólnymi podręcznikowymi wiadomościami o bazie danego okresu czasu. Wyniki tego musiały być niezadowalające (jakkolwiek stwierdzić to trzeba, że procedura badawcza nie zawsze przybierała formę aż tak rażącą; były prace dotknięte opisanym błędem w mniejszym lub większym stopniu). W świetle powyż­ szego jest jednak wystarczająco jasne, dlaczego tyle uwagi poświęcamy dość lekceważąco przez Landego traktowanym pozycjom „referatu” i „wpływów”. Lande miał w zasadzie rację podkreślając to, co stanowi rzecz główną w historii doktryn. Jednakże nie bez jego m. in. wpływu dyscyplina ta u nas uległa pewnemu wykrzy­ wieniu, stając się bardziej ogólnikowo-„filozoficzną” niż źródłowo-historyczną. W trzecim wreszcie punkcie swej krytyki tradycyj­ nej historii doktryn Lande podkreślał jej ahistoryczny, 22 Por. K. Opałek, Opracowanie zarysu dziejów nauki pol­ skiej, „Nauka Polska”, 4, 1958, str. 88 i nast. 330

czy zgoła antyhistoryczny „krytycyzm”. Miał jednak co do tego pewne wątpliwości, które osłabiały ostrość jego zarzutów. Zastrzegał się mianowicie, że ,,... świa­ dome stosowanie kryteriów oceny można tu uznać w pewnym kierunku za właściwe. Skoro przedmiotem nauki są wysiłki w kierunku poznania, a metodą jej metoda genetyczna, to najzupełniej dopuszczalne będzie tu zestawienie skuteczności tych wysiłków ze stano­ wiska rozwojowego, rozważanie, czy dany autor lub dana teza wyraża postęp lub objaw wsteczny w rozwoju zagadnienia. Dopóki chodzi o zagadnienie rozwoju, a oceniamy go obiektywnie, nie wykraczamy poza za­ kres historii. Ale też tego zakresu nie wypełniamy: sto­ sujemy bowiem kryterium praktyczne doskonałości wy­ ników tak, jak byśmy badali historię narzędzi ze sta­ nowiska stopniowego ich doskonalenia — lecz pozosta­ wiamy w cieniu czynniki, które sam rozwój wyzna­ czają” 23. Ten właśnie ostatni punkt krytyki Landego jest szcze­ gólnie niejasny. Autor właściwie nie sprecyzował, co pod metodą krytyczną tradycyjnej historii doktryn można rozumieć. A można rozumieć różne rzeczy. Na­ suwają się co najmniej trzy ujęcia, mogące się pomie­ ścić w krytykowanej pozycji, a przez Landego nie zróż­ nicowane. Po pierwsze, może to być taka „krytyka”, o jakiej Lande najwięcej pisze, więc krytyka poglądów z punktu widzenia ich obiektywnej trafności i nietraf­ ności, zgodności, czy niezgodności z obiektywną rze­ czywistością. Po. drugie, może to być jednak krytyka „normatywna” — oceniająco-wartościująca. Wszak główną zawartością doktryn dawnych, a często now­ szych, są wypowiedzi dające wyraz absolutnemu warto­ ściowaniu — tezy o prawie natury, o ideach, czy warto­

23 O. c., str. 6.

331

ściach prawnych, o państwie idealnym, itp. Może się zdarzyć i zdarzało się nieraz, że tradycyjny historyk doktryn na takie tezy dawnego myśliciela replikował własnymi tezami tego samego, wartościującego gatunku. Dawny myśliciel uznawał pewne normy i instytucje za „sprawiedliwe ”, zgodne z „prawem przyrodzenia”, a jego krytyk odwrotnie, utrzymywał, że są one „nie­ sprawiedliwe”, itd. To znaczy, krytyk mógł stwarzać pozory obiektywnej argumentacji i posługiwać się sło­ wami takimi jak „nieprawdziwe”, „niesłuszne”, itp. Jednakże chodzi tutaj już o inne w istocie stanowisko „krytyczne” — o wartościowanie. Tej kategorii Lande nie wyróżnił i nie sprecyzował, jakkolwiek domyślał się może jej istnienia, jak wolno wnosić z tego, co pisze o poglądach P. Janeta 24. Nie wydobył w każdym razie różnicy pomiędzy pierwszą a drugą kategorią. Jest jed­ nak jeszcze i trzecia; chodzi tutaj o ocenę doktryny z punktu widzenia jej treści i funkcji społecznej, z punktu zatem widzenia stanowiska, jakie dana dok­ tryna zajmowała w stosunku do ustroju i obiektywnych praw — tendencji rozwoju społecznego na danym jego etapie. Na tym odcinku różnicujemy doktryny na postę­ powe i reakcyjne (z całą nieraz gamą dalszych odcieni i charakterystyk precyzujących tendencje w doktrynie 24 O. c., str. 4: „...gdy np. Paul Janet w swojej, pełnej talentu zresztą, Historii nauk politycznych, walczy z ojcami kościoła lub z Hobbesem o „nieprawdziwość” ich poglądów na świętość prawa własności lub zasadę władzy absolutnej, mając za sza­ niec trącące już dzisiaj myszką ideały umiarkowanego liberała francuskiego z epoki drugiego cesarstwa — trudno się dzisiej­ szemu czytelnikowi powstrzymać od śmiechu”. Nawiasem mó­ wiąc, do tego krytykowanego tutaj stanowiska przyłącza się późniejszy W. A. D u n n i n g (o. c„ t. I, str. XIX i nast.) przyj­ mując instytucje prawno-polityczne liberalnej burżuazji za kry­ terium wartościowania doktryn. Por. słuszne uwagi G. L. S e id 1 e r a, o. c., str. 7 i nast. 332

się objawiające). Jest to także pewien typ oceny dok­ tryn, czasem intencjonalnie nie będącej krytyczną, ale w pośrednim wydźwięku (a tym bardziej, gdy chodzi o doktryny nowsze) krytyczną jak najbardziej zdecy­ dowanie 25. Dopiero po takim sprecyzowaniu sprawy można po­ kusić się o ocenę tego, co przez Landego zostało ogólnie nazwane „metodą krytyczną” w historii doktryn. Pierw­ szy z wyszczególnionych typów krytyki naszym zda­ niem zdecydowanie należy do zakresu badań tej dyscy­ pliny, to samo należy powiedzieć o trzecim, natomiast krytyka typu drugiego w ogóle nie pozostaje w obrę­ bie nauki. Śledzenie postępów poznawczych jest sprawą bardzo ważną; wiąże się z poruszonym wyżej aspektem wewnętrznego rozwoju nauki. Oczywiście wartość po­ znawczą doktryny oceniać należy z punktu widzenia rozwoju wiedzy na danym jej historycznym etapie, a nie przy zastosowaniu do danej doktryny probierza osiągnięć dzisiejszej nauki. W tym bowiem ostatnim przypadku mamy do czynienia z ahistoryzmem, czy nawet antyhistoryzmem. Naświetlenie i ocena doktryny pod ką­ tem jej stosunku do danej rzeczywistości ustrojowej, treści i funkcji społecznej, jest zadaniem bodaj jeszcze od pierwszego istotniejszym, jako że stanowi właściwy par excellence cel interpretacji historycznej. Mimo zgodności w szeregu punktów istnieje tutaj pewna róż­ nica pomiędzy stanowiskiem Landego i autorów marksi­ stowskich. Postawa Landego wobec tego zagadnienia była obiektywistyczna; uczony ten kładł główny nacisk na momenty eksplikacyjno-genetyczne. Ograniczał się do stwierdzania, że takie warunki wydają taką, a inne inną doktrynę, bez zajmowania stanowiska w stosunku 25 J. L a n d e daje tutaj zróżnicowanie doktryn dość zbliżone do marksistowskiego, o. c., str. 47 i nast., oraz Studia, str. 445 i nast. Por. także na ten temat G. L. S e i d 1 e r, o. c., rozdz. I.

333

do doktryn o takiej czy innej treści i funkcji społecznej. To zaś ostatnie wydaje się całkowicie uzasadnione, zwłaszcza gdy operuje się naukową teorią rozwoju i po­ stępu społecznego, dającą obiektywną podstawę dla for­ mułowania ocen tego rodzaju. Znowu podkreślić trzeba, że oceny tego typu będą ahistoryczne lub antyhistoryczne, jeśli „przeskakują etapy” rozwoju społecznego i naświetlają doktryny np. epoki niewolnictwa czy feudalizmu z punktu widzenia kryteriów współczesnego ustroju socjalistycznego, czy w podobny sposób. Ocena prawidłowa musi brać za probierz procesy i tendencje społeczne danego okresu czasu, ustalając, co wtedy oznaczało postęp, a co regres. Gdy chodzi wreszcie o drugi z wymienionych typów „metody krytycznej”, to musi on być zdecydowanie odrzucony. Stosuje się do niego mutatis mutandis to wszystko, co w poprzednich rozdziałach powiedziano na temat idealistycznego punktu widzenia obiektywnych wartości. Tego rodzaju oceny krytyczne, dodać to trzeba, mają coś wspólnego ż trzecią kategorią — z oceną doktryn z punktu widze­ nia kryteriów rozwoju i postępu społecznego. Stanowią niejako prehistorię tej ostatniej oceny, operując nie­ jasnymi, intuicyjnymi kategoriami „sprawiedliwości” i „niesprawiedliwości”, „słuszności” i „niesłuszności” zamiast naukowego probierza obiektywnych praw roz­ woju społecznego, które jednak trzeba było wykryć, aby móc odejść od dawnych kryteriów idealistycznych. Te ostatnie nie były żadnymi naukowymi kryteriami — same wymagają naukowej interpretacji. To znaczy, jeśli stwierdziliśmy, że dawny myśliciel X ustalił pewną nor­ mę, czy grupę norm „sprawiedliwych”, stanowiących jego zdaniem „prawo natury”, a opracowujący poglądy tego myśliciela autor Y uznał te normy za „niesprawie­ dliwe”, „niesłuszne”, to w stosunku do poglądów obu tych pisarzy nasze zadania badawcze są identyczne. Mu334

simy zbadać uwarunkowanie, treść i funkcję społeczną jednego i drugiego poglądu. Znajdziemy wówczas od­ powiedź na pytanie, dlaczego obaj autorzy, należący do różnych epok, klas i środowisk, wykazują niezgodność ocen. Oceny te, jako należące do zupełnie odmiennych sytuacji historycznych, będą w zasadzie naukowo nie­ porównywalne. Każda z nich może być postępowa czy wsteczna dla swojej własnej epoki. Natomiast wywyż­ szanie jako bardziej postępowego np. ideologa burżuazji na przełomie XVIII i XIX wieku ponad krytykowanego przezeń pisarza starożytnego, powiedzmy Cycerona, nie wniesie wiele, ponieważ obaj ci autorzy bytowali w in­ nych niejako wymiarach. Można tu tylko ogólnie, paralelnie do ogólnej teorii rozwoju społecznego, rozważać kolejne etapy postępów w sferze ideologii na prze­ strzeni dziejów, nie należy natomiast przenosić kryte­ riów jednej epoki na drugą. W sumie trzeba powiedzieć, że gdy chodzi o trzeci punkt krytyki Landego, to istnieją w nim właściwie tylko przebłyski zrozumienia tego, czego w historii doktryn robić nie należy. Niejasność zaś w tym punkcie (która powstała u nas bynajmniej nie tylko i nie przede wszystkim za sprawą Landego) ma poważne konse­ kwencje w praktyce badawczej. Lekceważenie oceny i krytyki doktryn z punktu widzenia wewnętrznego rozwoju nauki — postępów poznawczych — wypaczało niejednokrotnie historię poglądów na państwo i prawo. Naświetlano te ostatnie przeważnie tylko w aspektach społecznych, ewentualnie zaś przesuwano się w kie­ runku bądź podporządkowywania aspektów teoretycz­ nych tym ostatnim, bądź utożsamiania jednych i dru­ gich. Jednostronne uwypuklanie w doktrynach ich klasowo-politycznej treści prowadziło aż do negacji jakiej­ kolwiek teoretyczno-naukowej w nich zawartości, a re­ fleksja o niesłuszności takiego stanowiska przyszła do­

335

piero stosunkowo niedawno 26. W innych znowu pracach dominował punkt widzenia całkowitej jakoby równo­ ważności postępowości i wsteczności społecznej z jednej, a postępowości i regresu naukowego z drugiej strony 27. Praktyka konkretnych badań wykazywała i wykazuje dobitnie, że istnieją tutaj znaczne rozbieżności, i że uznawać te dwie sprawy za równoważne można jedynie uciekając się do uproszczeń lub naciągania faktów. Wi­ dać z tego, jak wiele uwagi i nacisku trzeba położyć w badaniach zarówno na naświetlanie i ocenę doktryn z punktu widzenia ich zawartości teoretycznej, jak i treści oraz funkcji społecznej, jak ostro trzeba widzieć znaczenie tych dwóch kwestii w badaniu historycznym, różnice pomiędzy nimi — a także współzależności, które niewątpliwie istnieją, lecz nie przedstawiają się tak pro­ sto, jak to się mogło wydawać uczonym, stawiającym pomiędzy tymi kwestiami znak równoważności. Badania z historii doktryn w ostatnim czasie wzniosły się wyraźnie na wyższy poziom. Badacze osiągnęli większy stopień dojrzałości w posługiwaniu się metodą materializmu historycznego, przezwyciężyli szereg uproszczeń nagminnie dawniej spotykanych. Ale wciąż występują jeszcze pewne trudności we wskazanych punktach. Dodać by tutaj należało jeden jeszcze ele­ ment — poza omówieniem kwestii referatu, „wpływów”

28 Por. cyt. pracę M. Manelego, oraz K. Grzybow­ skiego Historię doktryn politycznych i prawnych, cz. I, Kra­ ków 1958, str. 3 i nast.; dowody zrozumienia, że taką zawartość teoretyczną doktryny posiadają, na każdym kroku w szczegó­ łowych wywodach. Również nasza historia nauki, kładąc tak duży nacisk na stronę poznawczą dawnej myśli społecznej, przyczyniła się niemało do przezwyciężenia dawnych błędów; por. w tym związku choćby cyt. art. W. V o i s e, O zadaniach i metodzie historii nauk społecznych. 27 Por. ujęcie sprawy w pracy A. Schaffa, Narodziny i rozwój filozofii marksistowskiej, Warszawa 1950, str. 46 i nast. 336

i krytyki — a mianowicie „najwyższy etap” historii doktryn, którym jest sama marksistowska interpretacja genezy, treści i funkcji społecznej opracowywanych koncepcji. Dla tej kwestii szereg wniosków wynika już z punktów poprzednich, a poza tym, trudno o niej pi­ sać w ten sposób, aby udzielić historii doktryn warto­ ściowych wskazań. Nie byłoby przydatne formułowanie ogólnych zasad — te zna każdy marksista. Zasad zaś szczegółowych nie da się ustalić i wyliczyć, bo te musi dyktować badaczowi sam niezwykle bogaty i zróżnico­ wany materiał. Należyte każdorazowo potraktowanie materiału jest zależne od wnikliwości badawczej i twór­ czej postawy w stosowaniu marksizmu. Przy braku tych walorów żadne recepty badaczowi nie pomogą. § 4. O kompetencjach badawczych

Istnieją wreszcie w omawianej dziedzinie badań kwe­ stie sporne co do kompetencji badawczych w jej zakre­ sie, które łączą się z pierwszą spośród spraw poruszo­ nych, tj. z wątpliwościami co do przedmiotu i granic tej dyscypliny. Spomiędzy różnych badaczy poświęca­ jących jej zagadnieniom więcej lub mniej uwagi jedni bez pretensji uprawiania in toto tej nauki wkraczają tylko na jej teren w związku z problemami, nad któ­ rymi głównie pracują, a drudzy przyznają się do tej nauki jako do „ich dyscypliny” — w całości lub w pew­ nej części. Gdy chodzi o pierwszych, postępowanie ich jest w zu­ pełności zrozumiałe, a częściowo usprawiedliwione i uzasadnione. Zrozumiałe wobec nieostrego zakresu naszej dyscypliny, podobnie jak i nauk przez nich upra­ wianych. Usprawiedliwione i uzasadnione tym, że two­ ry myślowe, z dalszej zwłaszcza przeszłości, są przed­ miotem połączonych zainteresowań specjalistówróżnego Problemy metodologiczne

22

337

autoramentu, ponieważ były to przeważnie systemy ogarniające bardzo szerokie połacie zagadnień społecz­ nych (czasem nie tylko społecznych), ponieważ pocho­ dziły z epok myśli niewyspecjalizowanej, łączącej roz­ ważania filozoficzne, religijne, etyczne, ekonomiczne, prawne, itp.28. I tak trudno jest np. historykowi filo­ zofii piszącemu o Hobbesie czy Spinozie abstrahować od rozważań tych autorów o państwie i prawie, rozwa­ żań, bez poruszenia których charakterystyka danych systemów filozoficznych byłaby niepełna, pozbawiona pewnych ważkich elementów. Odwrotnie zresztą, któ­ ryż z historyków doktryn politycznych i prawnych po­ minie koncepcje filozoficzne np. Platona czy Arysto­ telesa, mające tak duże znaczenie dla wyświetlenia po­ glądów tych autorów na państwo i prawo? Podobnie historyk doktryn ekonomicznych zetknie się np. u fizjokratów z tak dominującą u nich koncepcją prawa na­ tury, która nie może zostać pominięta bez wypaczenia poglądu na naukę „filozofów-ekonomistów”, a ktoś specjalizujący się w historii etyki musi dostrzec związki zagadnień etycznych i prawnych — powiedzmy u Kołłą­ taja. Badacz zajmujący się historią wychowania, np. opracowując poglądy Konarskiego, stanie w obliczu nie dającej się usunąć z pola widzenia problematyki pań­ stwa i reform ustrojowych, a historyk literatury pisząc o pisarzach politycznych np. wieku złotego nie będzie traktował jedynie o kwestiach formalnych, lecz wniknie w treść poglądów Modrzewskiego, czy Orzechowskiego. Wreszcie uczeni, poświęcający się specjalnie historii szczegółowych dyscyplin prawnych natkną się nieraz na zagadnienia ogólne państwa i prawa, od których nie 28 Por. K. Opałek, Badania nad historią nauki. Ich cha­ rakter, zakres, organizacja, Studia i materiały z dziejów nauki polskiej, !, 1953, str. 17.

338

będą mogli abstrahować. Jak pisać o Gentilisie, o Grocjuszu czy Puffendorfie, pomijając te kwestie? Można rozpatrywanie ich ograniczać, ale nie wolno pomijać ich milczeniem. Prawidłowe w przypadkach scharakteryzowanego typu postawienie sprawy jest w dużej mierze kwestią zachowania właściwych proporcji, nietracenia z pola widzenia tego, co jest zasadniczym, a co pobocznym tematem danej pracy. Jest to poza tym kwestia kompe­ tentnego, nie ośmieszającego autora traktowania o za­ gadnieniach, które nie dają się pominąć, a nie należą do jego specjalności. Jedyną tego rękojmią może być ścisły kontakt i wymiana myśli między różnymi spe­ cjalistami, ewentualnie przedsiębranie zespołowo pew­ nych prac szczególnie tego wymagających. W zakresie kontaktu, już nie tylko bezpośredniego z sąsiadami, ale nawet pośredniego, poprzez ich literaturę fachową, wiele pozostaje dziś do życzenia. Poszczególne grupy history­ ków doktryn bywają ściśle od siebie oddzielone, korzy­ stają w lwiej części tylko z literatury własnego kręgu ze szkodą dla poziomu swych prac. Oczywiście nie zawsze wchodzenie na teren sąsiedni jest usprawiedliwione i uzasadnione, a przynajmniej nie w takim zakresie, w jakim to ma czasem miejsce. Czasem polega to na przejmowaniu po prostu obcej problematyki, powtarzaniu (nieznanych autorowi) ba­ dań już przeprowadzonych we właściwym miejscu i wte­ dy — w najlepszym razie — na odkrywaniu Ameryki, jeśli nie — w gorszym przypadku — na stawianiu rze­ czy w nieodpowiedzialny, dyletancki sposób. Bywa tak dlatego, że granice różnych dziedzin historii myśli spo­ łecznej nie są ściśle ustalone i postępowanie uczonych wykazuje cechy żywiołowości. Z tej przyczyny wydaje się potrzebna szeroka dyskusja historyków poświęcają­ cych się różnym dziedzinom myśli nad przedmiotem, 22’

339

granicami i charakterem ich badań, nad tzw. specyfiką i zazębieniami prac w tych różnych dziedzinach. Obok tych kwestii istnieją i spory we właściwym zna­ czeniu dotyczące omawianej dyscypliny. Na dwa zasad­ nicze spośród nich zwrócimy tutaj uwagę (mówiąc o „sporach”, nie mamy tu na myśli tego, by pewne gru­ py badaczy były skłócone; chodzi o ich pewne sprzeczne tezy programowe i niezgodną praktykę). Pierwsza ze sprzeczności, o których tu mowa, wynikła przy ustala­ niu przez historyków nauki zakresu i programu ich prac. Polscy historycy nauki, odmiennie niż w więk­ szości zagraniczni, uznali, że nie tylko tzw. nauki ścisłe mają być przedmiotem zainteresowań ich dyscypliny. Podjęli również sprawę historii nauk społecznych. Sta­ nowisko to wydaje się zupełnie słuszne. Zrywa ono z uproszczonym traktowaniem przeszłości dyscyplin społecznych jako zupełnie „nienaukowej”, praktycznie zapewnia pełny, prawidłowy rozwój historii nauki28 29. Jednakże w związku z próbą wyklarowania przedmiotu badań historii nauki pojawiły się na tym odcinku pewne koncepcje dotyczące zróżnicowania problematyki myśli społecznej na stronę poznawczą, naukową i nie poznaw­ czą, „ideologiczną”, doktrynalną. Pierwsza miałaby po­ zostać w obrębie historii nauki, druga byłaby oddana historykom doktryn 30. Omijając prestiżową sprawę bo­ lesnego okrojenia naszej m. in. historii doktryn trzeba 28 Według tych założeń przystępuje obecnie Komitet Historii Nauki PAN, na podstawie projektu opracowanego przez P. R ybickiego do przygotowania dzieła zbiorowego Zarys dzie­ jów nauki polskiej. Tymi założeniami kieruje się B. S uchodolski w swej pracy Studia z dziejów polskiej myśli filozoficznej i naukowej, Wrocław 1958. Por. również wyżej cy­ towany artykuł W. V o i s e. 30 Polemizuję z tym punktem widzenia w artykule Opraco­ wanie zarysu dziejów nauki polskiej, str. 97 i nast. 340

podkreślić, że stanowisko to zdaje się polegać na niepo­ rozumieniu. Strony doktrynalno-postulatowej nie da się w tworach myślowych, o których mowa, oddzielić od strony poznawczej, obie stanowią jednolity przed­ miot badań. Wynika to z samego klasowo-politycznego — „ideologicznego” charakteru myśli społecznej, w której nawet konstrukcje pozornie zupełnie teore­ tyczne mają charakter zdecydowanie intencjonalny, a wartościowania i postulaty formułowane ezpressis verbis wypływają z tez teoretycznych, stanowiąc jeden tok rozważań, rozumowania. Nieporozumienie polega tutaj na tym, że historycy nauki tworząc swój program nie dostrzegli na czym w istocie polega praca tzw. histo­ ryków doktryn, m. in. politycznych i prawnych. Ci hi­ storycy doktryn, to są po prostu ich właśni pracownicy, historycy nauki na pewnym odcinku, choć formalnie jeszcze nie zostali zaszeregowani do kadry skupiającej się w Komitecie Historii Nauki i Techniki PAN. Wydaje się, że cała sprawa może i powinna być załatwiona w jak najbardziej pokojowy i konstruktywny sposób przez ustalenie ścisłego związku pomiędzy „oficjalną” historią nauki i historykami doktryn. Stworzyłoby to podporę dla prac komitetu w dziedzinie historii nauk społecznych, a z drugiej strony przyczyniłoby się do prawidłowego „ustawienia ludzi”, których badania sta­ łyby się wreszcie zróżnicowanymi członami dobrze za­ planowanej całości. Istnieją jednak poza tym w łonie samej nauki prawa pewne niejasności co do tego, kto ma zajmować się hi­ storią doktryn politycznych i prawnych 31. Zasadniczo

31 Pewna różnica zaznacza się tutaj np. pomiędzy stanowi­ skami K. Grzybowskiego, Z zagadnień metodologii hi­ storii doktryn politycznych, str. 310 i M. Manelego, o. c., str. 21 i nast. 341

dwie dyscypliny wchodzą w grę i mają roszczenia do prowadzenia tych badań: teoria państwa i prawa, oraz historia państwa i prawa; w obu też tych dyscyplinach pewne prace z omawianego zakresu są prowadzone. I ten stan rzeczy nie byłby nawet zły, gdyby istniała jakaś wspólna linia, wspólny język, program i metoda badań. Ale tak, niestety, przeważnie nie jest. Teoretycy państwa i prawa (w zgodzie z dawniejszą tradycją hi­ storii filozofii prawa) uważają, że do badań tego typu głównie potrzebna jest ogólna podbudowa wiedzy filo­ zoficznej i stąd czują się na tym terenie bardziej kom­ petentni od historyków państwa i prawa. Ci ostatni znowu dostrzegają (słusznie!) braki w warsztacie histo­ rycznym teoretyków państwa i prawa i dlatego może woleliby pracować sami bez nawiązywania ściślejszych kontaktów. Z tą dysharmonią, która ma podłoże meto­ dologiczne, wiążą się dość poważne konsekwencje dla zakresu rozważań i sposobu ich prowadzenia. Historia doktryn politycznych i prawnych uprawiana przez hi­ storyków nie jest tym samym, co ta historia uprawiana przez teoretyków państwa i prawa. Przedstawiciele tej ostatniej dyscypliny mają predylekcję w kierunku opra­ cowywania ogólnej problematyki, rzutując na historię doktryn te ramy i charakter, jaki posiada ich macie­ rzysta nauka. Historycy, znowu w zgodzie z charakte­ rem swych zasadniczych dyscyplin, mają większe skłon­ ności do konkretyzmu, do wydobywania problemów bardziej szczegółowych, związanych z określonymi in­ stytucjami, sytuacjami ustrojowymi itd.3Z. Dla uniknię32 Tak np. K. Grzybowski na wstępie swej Historii doktryn politycznych i prawnych pisze: „Przez doktryny poli­ tyczno-prawne rozumiemy poglądy na strukturę polityczną spo­ łeczeństwa (przede wszystkim i w pierwszym rzędzie, choć nie wyłącznie, na państwo jako najważniejsze i decydujące — choć nie jedyne — zjawisko struktury politycznej) oraz na obowią-

342

cia nieporozumień podkreślam, że nie chodzi mi tutaj o sposób ujęcia zagadnień — abstrakcyjny, „ponadcza­ sowy” u teoretyków, a konkretny w ujmowaniu związ­ ków doktryn z sytuacjami dziejowymi u historyków. Chodzi mi o sam dobór problemów (jakkolwiek zaprze­ czyć się nie da, że teoretycy, posiadając wiedzę histo­ ryczną bardziej skąpą, dają nieraz niezadowalające i nie dość historycznie konkretne interpretacje opracowywa­ nych systemów myślowych). Rozbieżności w ujęciu historii doktryn polegają jesz­ cze na tym, że historycy państwa i prawa skłonni są tę dyscyplinę zamykać w punkcie czasowo dość odległym, podczas gdy teoretycy państwa i prawa (na ogół) chcieliby obejmować nią także koncepcje nowsze aż po czasy ostatnie. Tradycyjne zapatrywania na historię i uprze­ dzenia w stosunku do historii najnowszej należy odrzu­ cić i odciąć się od tzw. ucieczki w historię (tutaj w sen­ sie ściślejszym zajmowania się problematyką dotyczącą dawniejszych epok). Jednak stanowisko, jakie na na­ szym odcinku zajmują historycy państwa i prawa, jest zrozumiałe. Po prostu, gdy dochodzą do epok nowszych, nie mogą często sprostać materiałowi, który staje się trudny, skomplikowany, obejmujący rozważania filo­ zofów prawa nad szeregiem zagadnień specjalnych. zujące w tym społeczeństwie prawo”. Odnosi się wrażenie, że chodzi tutaj raczej o poglądy na „bieżące” instytucje politycz­ no-prawne (konkretne instytucje w danym ustroju) niż o po­ glądy dotyczące ogólnych zagadnień polityczno-prawnych. A przecież o takie poglądy również w naszej historii doktryn chodzi. Można co prawda powiedzieć, że w wielu przypadkach pod pokrywką ogólnych twierdzeń występują tezy dotyczące właśnie danej konkretnej rzeczywistości; nie jest tak jednak zawsze; szereg tez przekracza zdecydowanie swym zasięgiem dane warunki ustrojowe (choć tezy te w swym ujęciu są nawet zabarwione postawą danego myśliciela określoną przez jego konkretną pozycję w konkretnym ustroju).

343

Z tymi zaś zagadnieniami stykają się na codzień teore­ tycy państwa i prawa, polemizując na bieżąco z różny­ mi autorami i w starciu poglądów wypracowując aktu­ alne koncepcje swej „zasadniczej” dyscypliny. Dlatego łatwo im włączyć tę problematykę do historii doktryn. Wątpliwości, które tutaj powstają, mają także głęb­ sze tło — metodologiczne. Chodzi z jednej strony o nie­ zbyt wyklarowany (była o tym wyżej mowa) stosunek interpretacji historycznej do krytyki poglądów, a z dru­ giej o często potocznie nawet formułowany sąd, że dla oceny historycznej potrzeba tzw. perspektywy. To ostatnie zapatrywanie nie jest słuszne, zwłaszcza gdy stoją do dyspozycji środki naukowej interpretacji dok­ tryn także najnowszych, jakie daje badaczowi materia­ lizm historyczny. Nie da się jednak zaprzeczyć, że za­ dania historyka doktryn są trudniejsze w przypadku, gdy opracowuje doktryny ostatnich czasów, skoro pro­ cesy społeczne, na tle których doktryny te się poja­ wiają, są bądź bardziej skomplikowane, bądź jeszcze nie zamknięte, a w każdym razie nie opracowane w tym stopniu, co dawniejsze. Stwarza to szczególne niebez­ pieczeństwo popadania w schematyzm mechanicznego posługiwania się w interpretacji historycznej wzorcami, które zdały egzamin, gdy szło o minione epoki histo­ ryczne. Interpretacja doktryn okresu najnowszego wy­ maga, poza efektywną pomocą w postaci badań z za­ kresu najnowszej historii politycznej i zbliżonych dy­ scyplin, szczególnie subtelnego i twórczego posługiwa­ nia się metodą marksistowską. Teoretycy państwa i prawa, mając zadanie ułatwione poniekąd w historii doktryn ostatnich czasów, mniej pewnie czują się właśnie w epokach odległych, których opracowywanie pod pewnymi względami jest mocną stroną historyków państwa i prawa. Nie tylko o to cho­ dzi, że ci ostatni znają lepiej fakty dotyczące tych epok, 344

ale także o to, iż są wdrożeni do pracy nad źródłami, ich odczytywaniem, zestawianiem, krytycznym opraco­ wywaniem, itd. Technika pracy źródłowej, gdy chodzi o badanie materiałów dawnych okresów, jest trudna, stanowi poważny dział specjalnej wiedzy pomocniczej. Tutaj teoretycy państwa i prawa często zawodzą, a po­ dejmując opracowania, są niekiedy wystawieni na nie­ bezpieczeństwo popełniania elementarnych błędów. Przeważnie zadowalają się nieautentycznym, niepeł­ nym i przez siebie nie skontrolowanym materiałem, który służy im za podstawę zabiegów interpretacyjnych. Zgodnie z programem, zaznaczonym na wstępie, nie przechodzimy do konkluzji na ten temat. Wnioski przedstawimy łącznie w następnym punkcie tych roz­ ważań, które dotąd charakteryzowały tylko stan aktu­ alny, opatrując go komentarzem i wysuwając propo­ zycje jedynie w punktach o znaczeniu drugorzędnym, które można było załatwić „po drodze”.

§ 5. Kilka sugestii konstruktywnych

Nazbyt długo, aż w sposób sztuczny, wstrzymywa­ liśmy odpowiedź na zasadnicze pytanie, co ma być przedmiotem historii doktryn politycznych (czy poli­ tycznych i prawnych — używamy z konieczności tej nazwy, choć nie mamy do niej przekonania). Odpo­ wiedź ta powinna umożliwić wybrnięcie z niejasności granic naszej dyscypliny, z wątpliwości co do jej sto­ sunków z innymi pokrewnymi dyscyplinami. Powinna usunąć spory konkurencyjno-kompetencyjne, a nawet wyświetlić kilka spornych punktów w zakresie metodo­ logii. Trzeba sobie zarazem zdać sprawę z tego, że do­ broć odpowiedzi nie może leżeć w jej zbytniej „orygi­ nalności”, to jest w syntetycznym oderwaniu się od do­ tychczasowych chwiejnych znaczeń i określeń i „wy­ 345

myśleniu” takiej sfery zagadnień dla naszej dyscypli­ ny, jaka nigdy w praktyce nie była przedmiotem jej zainteresowań, lub była tym przedmiotem w wąskim tylko zakresie. Wraca tutaj mutatis mutandis problem poruszony w związku z klasyfikacją nauk prawnych, która naszym zdaniem także nie może się odrywać od faktycznego stanu rzeczy, od praktyki prawoznawstwa. Przedmiot naszej historii doktryn winien odpowiadać zakresowo problematyce aktualnej teorii państwa i pra­ wa, tzn. obejmować poglądy „teoretyczne” na zagadnie­ nia ogólne genezy i istoty, rozwoju i funkcji państwa i prawa (wraz z bardziej-specjalnymi zagadnieniami za­ wartymi w tych nagłówkach implicite), oraz poglądy „praktyczne” na ideał państwa i prawa oraz sposoby ich doskonalenia. Terminologia tutaj użyta może być, zdajemy sobie z tego sprawę, modernistyczna w stosun­ ku do materiału, który wchodzi w zakres naszej dyscy­ pliny tak ujętej, ponieważ dawne teorie inaczej sta­ wiały różne zagadnienia i w inny sposób je nazywały. W inny jednak sposób nie da się stworzyć wspólnego mianownika dla tej całej problematyki, a wnikliwy czytelnik podłoży sobie pod ten schemat całe bogactwo ujęć i nomenklatury spotykanej na przestrzeni historii. Rzecz jasna, tak zakreślona problematyka nie może rzutować na sposób ujęcia. Ogólne zagadnienia mają u myślicieli przeszłości z reguły konkretne powiązania z rzeczywistością społeczną danych czasów, zagadnie­ nia te przejawiają się w szczególnych postaciach, a to tym bardziej, gdy chodzi o praktyczne kwestie dosko­ nalenia instytucji państwowo-prawnych. Abstrakcyjne tedy traktowanie tego rodzaju koncepcji byłoby nie do darowania — muszą one być naświetlone dwustron­ nie — jako manifestacje konkretnych dążności danej epoki, a równocześnie jako określone odpowiedzi na py­ tania, powtarzające się (choć w różnej formie stawiane) 346

w różnych epokach, odpowiedzi, które ze względu na swą powtarzalność wyposażają historię doktryn w ele­ ment ciągłości i zwartości. Stawia to zarazem pod jej adresem żądanie wyjaśnienia różnic i podobieństw w głoszonych na przestrzeni historii poglądach poprzez ich naświetlanie z punktu widzenia warunków społeczno-ustrojowych i procesów rozwoju poznania na­ ukowego. Takie ustalenie przedmiotu historii doktryn z grubsza odpowiada dotychczasowej praktyce badawczej zarówno pod egidą „historii filozofii prawa”, jak i „historii dok­ tryn politycznych”, a zarazem stawia znaki ostrzegaw­ cze w punktach, w których te dyscypliny dopuszczały się lub dopuszczają odchyleń (por. paragr. 2 rozdziału). Zarazem stanowi środek zapobiegawczy przeciwko za­ pędom sąsiednich historii doktryn (filozoficznych, etycz­ nych, społecznych, ekonomicznych, wychowawczych, itp.), które mogą przy naszej pomocy ustalić, dokąd się­ gają ich wpływy, a co jest naszą domeną. Obok tak uję­ tej naszej historii doktryn jest miejsce dla historii po­ szczególnych nauk prawnych, i również powstaje opty­ malnie ścisła granica pomiędzy nimi a nami. W tym uporządkowaniu możemy wraz z historią różnych dzie­ dzin prawoznawstwa uczynić akces do historii nauki, która będzie wiedziała, z kim ma do czynienia i nale­ życie skoordynuje swe badania. Historycy państwa i prawa, opracowujący dotąd nieraz w ramach naszej historii doktryn pewne zagadnienia szczegółowe, będą wiedzieli, gdzie je trzeba włączać — raczej do historii szczegółowej prawoznawstwa. Dopomogą w tym spe­ cjalistom z tych dziedzin szczegółowych, którzy mniej się znają na odleglejszej historii. Pozostają jeszcze takie sfery, jak np. historia doktryn politycznych sensu stricto, scharakteryzowana w paragr. 2. Jest i dla niej w świetle powyższego odrębne miejsce w nauce. Nie 347

należy się z drugiej strony łudzić, że wszystkie kwestie sporne zostaną usunięte, że nie będzie już usterek w po­ staci powtarzania pewnych badań albo takich czy in­ nych luk. Ale pewien postęp zostanie niechybnie osiąg­ nięty. Poza tym zaś odgraniczenie nie ma oznaczać wy­ izolowania, ponieważ współpraca i kontakty tych róż­ nych dyscyplin są bardzo potrzebne. Pozostaje kwestia nazwy naszej dyscypliny. Można ją ujmować w zaproponowany tutaj sposób, używając któ­ rejś z nazw dawnych (tylko uprzytamniając sobie, co pod nią teraz podkładamy). O tyle nie jest to wyjście najlepsze, że potoczne intuicje znaczeniowe nadal dzia­ łają i od ich sugestii trudno się uwolnić. Dlatego trzeba by się zastanowić nad zmianą nazwy. Nazwa „historia teorii państwa i prawa” poza niezgrabnym brzmieniem wydaje się ahistoryczna, bo teoria państwa i prawa po­ wstała właściwie dopiero niedawno. Lepsza już byłaby może „historia poglądów na państwo i prawo”. Ale sprawa ta wymaga przemyślenia. Wymyślenie dobrej nazwy jest rzeczą trudną, choć nawet mniej ważną od ustaleń merytorycznych. Gdy mowa o zakresie naszej historii doktryn, trzeba ustalić go także czasowo. Zgodnie z tym, co już powie­ dziano, historia ta powinna obejmować materiał doktry­ nalny aż do naszych czasów. Nasuwają się tylko pewne kwestie co do sposobu potraktowania zagadnień daw­ niejszych i nowszych, kwestie — powiedzielibyśmy — proporcji pomiędzy objaśnianiem historycznym, a kry­ tyką. Jeden i drugi element opracowania ma określone miejsce i zastosowanie zarówno w historii doktryn epok minionych, jak i późniejszych, ale akcenty muszą być inne. Gdy chodzi o doktryny dawne, śmieszną rzeczą byłoby zapalczywie krytykować ich błędy teoretyczne, skoro mowa tu o poglądach trącących myszką, dawno nieraz przebrzmiałych. Trzeba raczej objaśniać 348

tutaj, na tle rozwoju poglądów, o ile omawiane w sto­ sunku do dawniejszych lub innych współczesnych sta­ nowią postęp, względnie regres teoretyczny, o ile toro­ wały drogę dalszemu rozwojowi teorii, itd. Wchodzi to w zakres krytyki sensu largo, ale jest krytyką w sposób specyficzny ujętą i stanowiącą zapewne mniej istotny moment w opracowaniu niż w przypadku doktryn okre­ su nowszego. Tutaj wśród autorów doktryn spotykamy wszak często przeciwników nie tylko ideologicznych, ale także teoretycznych, z którymi wiedziemy aktualne spory, pełne polemicznego wigoru — niestosownego w odniesieniu do mędrców dawnych pokoleń. Trzeba jednak w traktowaniu — krytycznym i interpretacyj­ nym — myślicieli nowszych znać proporcje. Nie odże­ gnując się bynajmniej od teoretycznej krytyki w histo­ rii doktryn, nacisk zawsze musi być położony na stronę interpretacyjną, a krytyka o charakterze bardziej spe­ cjalistycznym winna znajdować miejsce w dociekaniach teorii państwa i prawa, przy rozpatrywaniu odpowied­ nich problemów, nie w historii doktryn. W świetle powyższego dojrzewają także do rozwią­ zania problemy „kadrowe”. W szczególności, w sporze kompetencyjnym teoretyków i historyków państwa i prawa żadnej zasadniczo stronie nie należy dawać pre­ ferencji 33. Trzeba zająć całkowicie inne stanowisko. Nasza historia doktryn (czy historia poglądów na pań­ stwo i prawo) jest dyscypliną odrębną, której przed­ miot i zakres właśnie staraliśmy się ustalić. Nie tylko

33 W związku zaś z tym nie do przyjęcia wydaje się pogląd M. Man e 1 e go, że „historia doktryn polityczno-prawnych jest integralną częścią składową teorii państwa i prawa...” (o. c., str. 23). Z punktu widzenia teoretycznego można temu poglądo­ wi zarzucić, że pozbawia autonomii dyscyplinę mającą odrębne w stosunku do teorii państwa i prawa, i bardzo obszerne, za­ dania badawcze, dyscyplinę, która także pod względem metod

349

wiele ma ona do zbadania, ale wiele też wymaga od ba­ dacza pod względem metody i techniki badawczej. Nie może być zatem traktowana marginesowo, jako zajęcie uboczne. Dyscyplina ta musi posiadać po prostu własną kadrę badaczy poświęcających się jej specjalnie. Ponie­ waż kadra taka nie powstanie automatycznie, potrzebna jest baza, lub bazy wyjściowe dla jej uformowania. Praktycznie narzuca się wniosek, by rolę tej bazy speł­ niały właśnie teoria i historia państwa i prawa, wydzie­ lając pewną grupę badaczy dla specjalizacji w historii doktryn. Przy uznaniu, że problematykę nowszą obej­ mą raczej teoretycy, a pewne (choć to nie jest już wy­ móg bezwzględny) zagadnienia dawniejsze raczej histo­ rycy państwa i prawa, trzeba sobie jedno otwarcie po­ wiedzieć: historykiem doktryn z prawdziwego zdarze­ nia nie będzie i nie może być nikt nie posiadający nale­ żytego przygotowania do pracy na tym polu. A chodzi tutaj o przygotowanie rozległe — historyczne (w połą­ czeniu z odpowiednią techniczną znajomością rzeczy), filozoficzne — no i oczywiście, nie licząc punktów bar­ dziej drugorzędnych, znajomość problematyki teorii państwa i prawa. Tym bardziej skłania to do poglądu, iż potrzebna jest tutaj specjalna kadra, serio traktująca swe ciężkie zadania badawcze. Rzecz jasna, uczynienie z teorii i historii państwa i prawa bazy historii doktryn dyscypliny nie wyłącza przyciągania do niej innych osób, które mają odpowiednie zainteresowania i zdo­ będą właściwe przygotowanie. Mogą się tacy ludzie zna-

musi posiadać odrębne oblicze (zgodnie z tym, co mówiliśmy o konieczności różnicowania, „specjalizowania” metody mate­ rializmu historycznego w różnych działach wiedzy społecznej). Pod względem praktycznym zaś — zrzucilibyśmy przy takim stanowisku zbyt wielki ciężar na barki teoretyków państwa i prawa. Historia doktryn politycznych musi stać się odrębną specjalnością naukową. 350

leźć w niektórych szczegółowych dyscyplinach praw­ nych — a nawet, choć to już bardziej wątpliwe, poza właściwym zasięgiem prawoznawstwa. Po tych rozważaniach umilkną może wreszcie spory na temat, czy w historii doktryn „referat” jest potrzeb­ ny, czy nie, czy dopuszczalna jest „wpływologia”, czy krytyka poglądów jest dopuszczalna, itd. Sprawy te już zostały wyjaśnione. Nie ma miejsca dla bujającej w obłokach historii doktryn, nie ma pobłażania dla nie­ znajomości faktów, źródeł, dla braków w dokumentacji historycznej. Z nieprawdy lub z danych nieścisłych in­ terpretacja nic nie wykrzesze i ma wszelkie dane po temu, by stać się fałszywą interpretacją (prawdziwą co najwyżej w tym nierzeczywistym przypadku, gdyby fakty wyglądały tak, jak zostały podane do wierzenia). Tzw. (w uproszczeniu) referatu nie wolno także pomijać choćby dlatego, że odbiorcy pracy powinni móc go kon­ frontować z objaśnieniem, jakie daje autor, nie mówiąc już o tym prostym fakcie, że materiał źródłowy, nawet mało objaśniony, ale dobrze zebrany, ma już w nauce historycznej wartość bardzo poważną. To samo dotyczy kwestii „wpływów”. Historyk dok­ tryn nie może ograniczać się do znajomości, choćby dobrej, dzieł pisarza, którego opracowuje. Jeśli nawet powoła się w dodatku na swą dobrą znajomość metody marksistowskiej, nie będzie rozgrzeszony, ponieważ wła­ snym postępowaniem dowiedzie właśnie nieznajomości marksistowskiej nauki o skomplikowanych drogach roz­ woju ideologicznego. I w tej dziedzinie znowu wiedza o faktach, o rozwoju danej dyscypliny jako całości, okazuje się niezbędna, przy uznaniu, że historyk dok­ tryn — dany, konkretny historyk — nie może być omnibusem, powinien specjalizować się w pewnej epo­ ce, autorach, zagadnieniach, itp., mając przy tym jed­ nak dostateczny zasób orientacji ogólnej.

351

Sprawa „krytyki” była już poruszana parokrotnie. Uznając krytykę poglądów za element potrzebny w hi­ storii doktryn, tym bardziej musimy nastawać, by nie jeden autor, lecz cały stan i rozwój wiedzy o państwie i prawie na danym jej etapie, był naszemu historykowi dobrze znany. Inaczej nie zorientuje się on w ogóle w poglądach „swego” autora: co tenże przejął od in­ nych, co zmienił, co powiedział zdecydowanie nowego, do jakiego nurtu, czy prądu należał, jaka jest jego ogólna pozycja i wartość w rzędzie innych myśli­ cieli, itd. Ale to tylko jedna strona zagadnienia. Całkiem bo­ wiem możliwy i nieraz spotykany jest taki stan, że ktoś skrupulatnie i fachowo bada oraz przedstawia treść doktryny, wpływy i daje wyczerpujące naświetlenie krytyczne danych poglądów, na tym rzecz kończąc. Przy faktograficznym nastawieniu historyków trady­ cyjnego autoramentu taka jednostronność może stawać się nawet chorobą zawodową. A przecież trzeba rozu­ mieć, że nacisk na stronę faktów nie oznacza, by można było zrezygnować z interpretacji. Nie wykonuje w pełni historycznych zadań badawczych ten, kto zadowala się opisem danych faktycznych. Dopiero marksistowskie objaśnienie tych danych wieńczy dzieło. Nie może to być jakieś ogólnikowe, deklaratywne „objaśnienie” przyczepione nieprzekonywająco do faktów, stanowiące obiekt sam dla siebie — ot, taki ukłon w stronę marksi­ stów. Interpretacja musi wynikać z faktów: to one muszą być w sposób subtelny i rzeczowy komentowane. Czym wierniej i ściślej zostały ustalone i przedstawione, tym większa jest gwarancja rzeczywistych sukcesów w objaśnianiu i w zdobywaniu prawdy historycznej. Istotnie marksistowski, pogłębiony charakter opraco­ wania widzimy w interpretacji, która jest jednakże funkcją zebranego materiału. Lecz interpretacja, to nie 352

jest Ding an sićh, jest zawsze interpretacją c z e g q ś. To coś w postaci materiału historycznego zdobytego w zgodzie ze wszystkimi wskazaniami wiedzy jest ko­ nieczne niezbędnie, aby powstała możliwość wykonania pracy odpowiadającej wymaganiom metodologii marksi­ stowskiej. Przekształcenie tej możliwości w rzeczywi­ stość zależy już od całego szeregu — obok wiedzy — walorów badacza.

Ka3UMezK Onajiatc

METOAOJIOrHHECKHE nPOBJIEMbl IIPABOBEAEHMfl (KPATKOE COAEP2KAHME) Tpyfl coctomt M3 flByx HacTefł: nepBan co^epscHT paccyjK^ehmh

Ha TeMy

Tpe6oBaHne HHH,

MHororpaHHoro xapaKTepa npaBa, flHKTyionjero

flwepeHmipoBaHMH

BTOpaH

---

aHaJIM3

npaBOBeae-

nccjieflOBaHMii

npOÓjipMaTMKM

npaBOBOil

CMCTeMbl

n KJiaccMMKaqnn ropMflMHecKMX Hayx.

nepBan nacTb HawuHaeTCH rjiaBOił: „O 3HaweHMH npaBOBejjeHMH xaK HayKn”.

B

hom

airryajibHoe flocroHHMe hhh

n

noflHepKMBaeTCH

to, hto

cocTasjineT

oSmecTBeHHoe SHaneHMe npaBOBe^e-

— BajKHoro aKTopa o6pa3OBaHHH m yKpenjieHMH npaBO-

nopnflKa

Boro

3flecb

u

o6inecTBeHHOił flMcmmjiMHbi.

noAHepKHBaeTCH

HeflOCTaTOHHOe

OflHOBpeMeHHO

HexoTopbix

pa3BMTne

HanpaBJiemifi b TeopeTHHecKnx nccjieflOBaHHHX ropMflMHecKOił HayKn, Bbi3biBaiomee OTpwpaTejibHbie npaKTMHecKne nocjiefl-

CTBMH. Mbl MMeeM 3fleCb flejIO OTHaCTM C TaKMMM HeflOCTaTKaMM m

HeflyraMM, KOTopbie npMcyiijM npaBOBe^eHMio

m

flpyrnM 06-

mecTBeHHbiM HayxaM, OTnacTM jxe c HefloCTaTKaMM, CBOfłCTBeH-

HbiMM MCKJiiOHHTejibHO Hanie# oSjiacTM. 3flecb Ha nepBOM MecTe cJieflyeT nocTaBMTb HeyflOBJieTBOpuTejibHoe coctohhmo wccjieflOBahmm

no o6jiacTn o6mecTBeHHoro fleiłcTBitn npaBa

C03HaHMH,

hto

npocoB de

lege ferenda

flejiaeT

hbbosmokhoh

n

npaBOBoro

HayHHyio TpaKTOBKy

bo-

(npaBOBan nojiMTMKa). IJeHHOCTb coBpe-

MeHHoro floCTOHHMH npaBOBefleHMH HecopasMepHa c ero noTeH-

ąnajibHOM ąeHHOCTbio, c HeocymecTBJięHHbiMM flo

cmx

nop BO3-

MOMHOCTHMM. B cjiesyiomeił rjiaBe: „MeTOflbi u HanpaBJieHWH MCCJieflOBaHMM npaBOBefleHMH b ocBememm KpMTMHecKoro aHajiM3a 6yp?Kya3-

HOii TeopnM npaBa” naeTCH aHaJina ochobhbix 6ypjKya3Hbix Teopnil Hameił oSjiacTM (4>njiocoi c coGom,

ho

3Ta

CBH3b TpyflHO yjioBMMa; b oco6eHHOCTM Bce eiife He mojkct flo-

iKflaTbCH pa3pemeHMH npoSjieMa OTHOiuemia m

HopMaTMBHoił ccjiep

b

npaBe.

t. h.

cJjaKTMHecKoił

CoBMecTHoe paccMaTpMBBHMe

3tmx ccjjep b „K>pM3MHecKMX o6'ŁeKTax”, 6yflTO-6bi npeflCTaBjiHioiyne OHTOJiorMnecKyio

cjiojkhoctb,

Be^eT

k

MfleajiMCTMHecKOM

MeTaM3MKe. npe^npMHMMaeMaH ncMxoJiorMnecKOM

nblTKa

OrpaHMHeHMH

ncMxojiorMHecKoro

HOpMaTMBHOił

xapaKTepa

Cepbl

npeflCTaBJineT

hikojiom

K 4>aKTaM

Kpaitae

no-

hmcto

cyóteK-

TMBMCTMHeCKOe M MPpaiJMOHajIMCTMHeCKOe TOJiKOBBHMe npaBa, KOTOpOe KP0Me Toro CTaHOBMTCH 3eMepMfl0ft (c npaBOBOii HOp-

MOii Mbi MMeeM flejio JiMinb Torfla, Kor^a KTO-HM6yflb b jjaHHbiM MOMeHT nepejKMBaeT m BbipawaeT onpe^ejieHHbie SMOijMOHajibHbie

coctohhmh).

IIpeflCTaBjiHH coScTBeHHOe TOJiKOBaime

B3a-

MM0CBH3M MejKfly pa3JiMHHbiMM acneKTaMM npaBa, aBTop c oco-

SeHHoił hmh”,

cmjiom

noflnepKMBaeT npoójieMy „hopmbtmbhofo 3Hane-

CTOJib npeHe5peraeMyio flo cmx nop jiorMKOił m H3biK0-

Be^eHMeM.

BropaH nacTb Tpy.ua HBHMHaeTCH c rjiaBbi o npaBOBOń CMCTe-

Me. Ilocjie paccMOTpeHMH oGmeii npoBjieMaTMKM

hohhtmh

„cm-

CTeMbi” aBTop nbiTaercH onpeaejiMTb noHHTMe npaBOBOii CMCTe-

355

Mbi. BajKHtiM nyHKTOM paccywcflemiM hbjihctch 3flecb npofijie-

Ma, nocKOJibKy npaBO caMO no ce6e, yace npoflyKTa”

HOpMOCoanflaTejibHOii

cncTeMbi (n nocKOJibKy

btopmhho,

nepTbi

otm

hocmt

nepTbi

OTHomeHMM HecoBepmeHHO),

oho b otom

nocKOJibKy Hte npnoSpeTaeT

KanecTBe „cbiporo

b

peHTejibHOCTM

nyTeM flesi-

TeJibHOCTM npnMeHHK>mnx npaBO m npaBOByio Hayxy opraHOB. JJajiee aBTop paa.nnnaeT hohhtmh: BepTUKajibHOił m ropraoHTanbHoń npaBOBoił cncTeMbi, cncTeMbi B m

ropn30HTajibHon

cncTeMe

oh

concreto.

in abstracto

n in

pa3JiMnaeT

06'beKTMBHbifi

cySteKTMBHbiil KpnTepnił npaBOBOM cncTeMaTUKM, npncTynaa

HaKOHep k paccMOTpeHTno flejiemui npaBa Ha nySjiMHHoe m nacT-

Hoe. Abtop OTpnpaeT Te3MC o hhmo k

tom, hto oto

fleneHMe HenpnMe-

npaBy connajincTunecKoro rana n ^ejiaeT nonbiTKy jan.

coScTBeHHyio nocTBHOBKy paccMaTpnBaeMoro

mm

flejiewui.

Cne^yiomaH rjiaBa KacaeTCH KJiaccMtJinKapMM iopM«MHecKMX Hayx. CpejjM BCTpenaeMbix hmx b

nbiTaiOTCH

oSnacTM

p,o

OTpajKaTb

cmx

nop KJiaccncjjMKapMił o^hm M3

(JjaKTMHecKoe flpyrne

npaBOBejjeHMH,



pa3flejieHne

Tpy/ja

npoeKTnpoBaTb

HOBbie

„npaBMJibHbie” KJiaccM$MKapMM, He cOBna^azoipne c pejieHMeM. Abtop KpwTMKyeT ctopohhmkob hmh,

otmm

pa3-

btopom tohkm

3pe-

npejKfle Bcero IleTpajKMpKoro. flonycKaeT, hto KJiaccntJjM-

KapMH B OCHOBHOM MOHteT HBJIHTbCH TOJIbKO „fleKJiapaTMBHOM”, a He „KOHCTMTyTMBHOił”, C TOM OTOBOpKOM, HTO B KJiaCCMCjjMKa-

Pmm

pejiecoo6pa3HO yHMTbisaTb

BefleHMH h3m,

b

TeHfleHpnM pa3BMTMH npaBO-

BMfle oSecneneHMH Ha^jiejKanjero MecTa flMcpnnjiM-

HaxoflHniMMCH eme in

statu nascendi.

Tanoro po^a „njia-

HMpOBaHMe” HBJIHeTCH OJieMeHTOM C03HaTejIbH0T0 pyKOBOflCTBa

AajibHenniMM b

pasBMTneM

npaBOBeneHMH

m

ero

npaanjibHbix

OTHonieHMM Oyflymero nponoppnn. Abtop paccMaTpMBaeT ot-

flejibHbie OTpacjin npaBOBefleHMH, nocBHinan mhoto MecTa TeM, paSBMTMe KOTOpbIX npOM3OMfleT nOBMflMMOMy JIMUIb B SyflymeM, T.e. TeopeTMHeCKMM lOPMflMHeCKMM HayKaM: JIMHTBMCTMHeCKOMy m

jiorMHecKOMy

aHajiM3y

npaBa,

a

Tarae

copnojiorMHecKMM

M nCMXOJIOTMHeCKMM MCCJieflOBaHMHM.

CjieflyioinaH rjiaBa 03arjiaBJieHa:

„KpwTMKa obipeM

Teopnn

rocysapcTBa m npaBa”. Abtop yTBepjKflaeT, hto TeopeTMnecKoe

npaBOBefleHne He MoxceT MMeTb xapaKTepa „oSipeił HayKM”

ot

MCXOflHbIX nyHKTOB flO KOHeHHbIX Te3MCOB, HO HTO OHO flOJIJKHO

COCTOHTb B nOflpO5HbIX MCCJieflOBaHMHX, yCTpeMJieHHbIX B Bbime ynoMHHyTbix HanpaBJieHMax. BcnKMe o6o6ipeHMH bo3mojkhm jinnib Ha OCHOBaHMM OTMX MCCJieflOBaHMfi. TpaflMpMOHHaH TeopMH npa­

Ba nblTajiaCb BbIBeCTM M3 HKOSbl „np0CTbIX” M „OHeBMflHbIX”

356

06meCTBeHHbIX (JjaKTOB, He HyjK,HaiOmMXCH B KpOIIOTJIMBbIX MC-

cjieflOBaHMHx, HayKy o rocysapcTBe o neM

6e3ycneniHO,

>Kya3Hbie U

TeopuM,

npOTMBOpeHHBbie

MCCJieflOBaHMM

6biji

w.

npaBe. OHa flejiajia sto

CBMfleTejibCTBytoT MHoroHncjieHHbip 6ypHecxoflHbie B

CBOMX

b

cbohx

mcxo^hbix

nyHKTax

TaKOM

nopaflOK

3aKJHOHeHMHX.

npeflpemeH

npwHMHaMM

TpoHKoro

po«a:

1) KJiaccoBOil oSycjiOBJieHHOCTbio, onpeflejiHiomeił nofl6op sthx

„OHeBMflHbIX” MCXOflHbIX CpaKTOB, 2) MeTOflOJIOrMHeCKMMM HeflOCTaTKaMM — HecoSjiiofleHMe HayaHon MCCJieflOBaTejibCKoił npope«ypbi,

„HaiłfleHHbiM”,

3)

3aKperuieHHbiM

TpaflHpneń

bhjhom

scientiae generalis.

(rocy^apcTBa m npaBa) —

npaBa

TeopnM

Abtop npefljiaraeT nepexofl ot MCCJiejjOBaHMił 3toto pofla

APo6hom (ho cnocoÓHOii

no-

k

o6o6meHMHM) Hayne o pa3JiMHHbix

k

acnexTax rocyaapcTBa m npaBa. 3aTeM aBTop conocTaBJineT tpm M3BecTHbix ho Hamero Bpe-

MeHM BMfla o6meił HayKM o npaBe (rocyflapcTBe u npaBe), MJioco

u

k

k

npaBOBe,a;e-

pa3JiMHHbiM oSjiacTHM mctopmh nflen. Oh paccMaTpn-

BaeT Bonpocbi: npe^MeTa n cepbi 3T0ił flncpMnjiMHbi (a

b cbhsh

c 3tmm TaKjKe ee HanMeHOBaHwa), Mero,noB nccjieflOBaHMH (kpm-

WKa TeopMM U. JlaHfle, noJib3yiomeiicH BJiMHHMeM

m HayHHbix KOMneTeHpMM meM

Mewc^y

MCTopwKaMn

b stom

u

b

IIojibHie)

oSjiacTM. B cnope, nponcxo«a-

TeopeTMKaMM

rocy/japcTBa

M3-3a

357

stmx

b

KOMneTeHijMM, aBTop He 3aHMMaeT onpe^ejieHHOił noamjMM

nojibay

hm

OflHoił M3 cnopHinMx ctopoh, nojiaran, hto

mcto-

ppiH nojwTMHecKnx yneHMil hbjihctch caMOCTOHTejibHoił HayKoił,

TpeSyiomeil Ka/jpbi HayHHbix paSoTHMKOB, cnepnajibHO Mccjie-

jyioiHHx 3Ty flMcmmJiMHy. B 3aKJiK>HMTejibHbix npMMenaHMHX aBTop onpeaejiHeT aa^a-

HMM MapKCMCTCKOfł MeTOflOJIOrMM ® oSjiaCTM TOJIKOBaHMH yHeHMM, noflHepKMBaa

npn

stom

Heo6xoflMM0CTb

TinaTejibHbix,

caMbix

06cT0HTejIbHbIX MCCJieflOBaHMM, C03flaK>H