135 68 8MB
Polish Pages 207 [104] Year 2010
*?
LBEEEL B
I
I
I
I
l
I
I
I
"
'
I
I
'
I
I
l
-
_
l
l
|
l
1
1
1
-
I
l
l
l
I
I
"
I
I
I
I
I
I
I
I
I
I
I
l
l
l
-
l
l
&; .
.
!
-
I
I
o
I
"
I
I
I
-
i
I
.
I
I
I
.
l
!
l
l
l
l
l
I
'
-
l
l
I
l
l
[
(
«
I
I
I
.
.
|
.
-
v
l
l
l
|
l
l
l
l
I
I
|
I
I
I
I
I
I
|
I
I
I
I
I
I
'
I
I
I
I
I
—
'
l
o
'
l
!
l
l
-
l
l
i
i
l
v
-
i
ł
c
ł
u
t
ł
I
-
jak czytać coś, czego nie ma. by coś :: taga-jednak było?
Julian Kutyła
JAK czYTAć coś, CZEGO NIE MA, BY cos z TEGO JEDNAK BYŁO? Króciutka to książeczka, więc ija się będę streszczał. Nie ma wszak
nic bardziej żałosnego niż długi i nudny wstęp tłumacza do krótkiej iwciągającej książki. Zacznę wakacyjnie. Otóż, któregoś łata wy— prawiłem się z przyjaciółmi za naszą zachodnią granicę. Choć trasa tej pięknej podróży kolejowymi szlakami wiodła do Hiszpanii, traf zrządził. że na chwilę wraz z całą ekipą zatrzymaiiśmy się w Paryżu. Nie mogłem się DpFZEći kupiłem tam parę Ic5iąźek- Większe cegły
zostawiłem koleżance, która miała je wysłać do Polski, a w dalas; drogę zabrałem parę wydań kieszonkowych. Jak wiadomo. stronice zabranych na wakacje lektur mają tę osobliwą właściwość, że
zaWSze upływają zbyt szybko, aż któregoś ranka orientujemy się, że z uporem studiujemy etykietę na pudełku zapałek... Chcąc nie chcąc, musiałem więc zajrzeć do tych francuskich „poszów", które
zgodnie z ich nazwą upchnąłem w kieszeniach plecaka. Lacan
E'cn'ts, tom pierwszy i drugi. Wybrałem na chybił trafiłjakiś teks t, ale wiele się nie naczytałem. Przy którejś kolejnej Stronie (raczej
piątej niż dwudziestej) powiedziałem „chwila moment" i nie . mogąc ruzwikłaćjakiegos' zdania, zwróciłem się w Stronę rozbitych
niedaleko Francuzek, by objaśniły mi głupiemu, D co wtym zdaniu mniejwięcej chodzi. Gdy pokazałem im rzeczona; frazę, usłyszałem tylkojęk: „O Boże, co ty czytasz" (dopiero tn naprawdęje rozbiło), i w ten sposób dowiedziałem się, jak na pewno nie należy czytać Lacana. Nie należy go czytać na hiszpań5kim campingu.
Wróćmyjednak do Polski. Doprawdy trudno powiedzieć, co
miałoby znaczyć „czytanie Lacana" (tego „francuskiego Freuda”) Eten często postulowany przez niego „powrót dn Freuda" w kraju, w którym nie za bardzo jest do czego wracać. Nawet tego „praw—
dziwego" Freuda bowiem mało kto porządnie przeczytał. Umówmy się, że niejest to zadanie łatwe, ten cały Freud potrafił nieżle przynudzać, a przykry fakt, że pisał po niemiecku, dodatkowo nie ułatwia Sprawy, ponieważ język niemiecki nie miał w Polsce ta-
kiego szczęścia do zawziętych tłumaczyjak na przykład francuski. Do tego niech każdy, kto czytałjednak Freuda, przyzna się przed samym Sobą, ile razy podczas tej lektury rzucił miała w duchu pobłażliwe: „Na tak, to niesamowite, że kiedyś ludzie mieli takie
poglądy. ale nie czepiajmy się, facet pisał to w końcu prawie sto Eat temu. Trzeba mu wybaczyć te bzdury". A zatem może warto potraktować poważnie prawokacyjne twierdzenie wygłoszone przez Żiźka we wstępie do pomine] książeczki, że dziśjedyna droga do Freuda prowadzi przez Lacana itym samym tu właśnie Lacana powinniśmy przeczytać najpierw, zanim projekt wydania dwunastotomowej edycji dzieł wybranych Freuda dobija wreszcie do szczęśliwego końca. Dobra, załóżmy, że'powinniśmy. CD z tego wynika? Ano niewiele, bo Lacana po polsku uświadczysz. jeszcze mniej niż Freuda, & w zasadzie tyle,
co nic. jest Kanta Sadem w przekładzie Tadeusza Komendanta, jest słynny wykład rzymski w przekładzie Barbary Gorczycy i Wincentego Grajewskiego, jest artykuł o stadium zwierciadła
w przekładxie Jerzegn Aleksandrowicza. Ale reszty podstawowych tekstów Lacana niebyło i nie ma. Nie mówiąc o choćby jednym tomie ze słynnego Lacanowskiegn seminarium, choć to właśnie Lacan .,seminaryjny" uchodzi za najbardziej przys tępne—
go (prace nad wydaniem już rozpoczął PWN). Tekstów nie ma,
jak czytać coś, czego nie ma, by coś: tegajednak było?
ale ] rozpisywać się nad tym zbyt długo też nie ma co. Dośc”, że tej nienbecn ości poświęcono cały numer pewnegu znanego cza— supisma zajmującego Się szlachetną 5ztuką przekładu. Co zatem jest? Anu Żiiekjest... Wydaje kolejną k5iążkę cu pół roku, wjed— nym zdaniu putrafi zmieścić Karola i Groucho Marksa, jeżdxi po całym świecie xe swoim ane man shaw, słowem robi wszyStku, by nie dało się go traktować poważnie. Nie inaczej jest w PDISCE,
gdzie wielu komentatorów pDStrxega go jako filnzufa : intelek— tualnego supermarketu, który grzebie w teoriach niczym w ka— SZU : przecenionymi płytami, błazna, pruwukatura, który z braku laku udgrzebuje leninuwakiegu trupa. Nawet jeśli już COŚ zjegu twórczości przypadnie do gustu luminarmm produkcji intelek— tualnej. to zaWsze towarzyszy temu znamienne zdanie: „No tak, tu może ciekawe, ale..." (tu w zależności od ruzrnówcy możemy watawić: „upraszczające, kontrowersyjne, nie dość udokumento— wane, naciągane” itd.). Oczywiście, za tymi wszystkimi wyrazami .
dezaprobaty maina dDSŁrzec pewną wizję tego, jak powinien za— chowywać się porządny filozof. Po pierwsze, wyklucznne są jakiekolwiek odniesienia do tradycji marksistowskiej — no. chyba że miażdżąca i humurystyczw
Po trzecie, filnzof powinien być 5tarym nudziarxem, który
nie jESt w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie wykraczające puza jego specyficzną działkę albo wygłana na każdy temat ten 53m 295taw ogólnie przyjętych banałńw.
W tym sensie — faktycznie — Żiiek filozofem niejest. Oprócz
fanklubu „starej, dobrej filuzufii" na pewne: roaczaruwuje też tych
wszystkich, którzy uc! fiiuzofii oczekują zestawu dobrych rad. swego rodzaju intelektualnego savoir—vivre*u w stylu koluruwych
magazynów. Choć swoje wywody czę5to otwiera pytaniem, nie udziela wiatu odpowiedzi, a może nawet nie udziela ich wcale. Czego zatem możemy Się Spodziewać pajak czytać LE.-cana?
By rozwikłać tę kweatię, wcale nie tak jamą, jak magłnby Się : pozoru wydawać, warto mnie sięgnąć do wydanej niedawna kaiążeczki samego Lacana. Rzecz nazywa Się Łe triomphe d E fa refig,nr'4r:.ur:.'"I i zawiera dwa wykłady wygłoszone przez Lacana w Brukseli w1960 roku Uraz zapis rozmowy z dziennikarzami przeprowadza—
nej w Rzymie 29 października 1974 roku. W rozmowie tej pojawia się właśnie temat zawiłości Lacanuwskich Ścn'ts: „Pańskie Pisma są strasznie niejaSne, bardzo trudne" —5karży się dziennikami boleje nad tym, ŻE ich niezrnzumiałnść [jeśli nie uniemożliwia, tu
z pewnością) mocno utrudnia jakikulwiek „powrót do Freuda”,
na (choć to drugie niekoniecznie w zamierzony sposób) krytyka
o którym tyle mówi i pisze Łacan. Lacan udziela dość zaSkakująCEj
w rodzaju Po ppera. Po drugie, wykluczone są jakiekolwiek cytaty spoza kanonu kulturowego (klaaycznego i modernistycznego). W wersji pul—
ndpnwiedzi. Nie mówi, że tektura ta wymaga filozoficznej erudy-
skiej kultura sprowadza Się zwykle do literat ury. & literatura — dn Sch ułza, Gumbruwicza i Leśmiana. „Stara szkoła" dorzuci Kucha-
nuwskiegn i romantyków.
'
cji, :::-czytania w pismach francuskich klasyków, pozwalającego na rnzpakuwywanie rzucanych czę5tu mimuchud em ŁacanGWSkich konceptów. Mówi mst, że wcale nie napisał Ecn'ts, by były zruzumiałe. Napisał je, by były czytane, a to dwie kompletnie różne sprawy. Pisma Lacana są przeznaczone dn czytania, wielokrotnego czytania, Są raczej gadane" niż „dane". Nie będąc łatwe w odbiorze 'Jacques Lacan, Łe trł'nmphe dE [& religion. Seuil, Parif; 2005.
jak czytać coś. czego nie ma, by coś : tegajednak byłu?
literatury. trochę polityki. Trzebajednak zauważyć, że książka ta różni się nieco od pozostałych pozycji w dorobku Żiźka. W pewnym sensie Żiźek wydał książkę podobną do tych, które często krytykował. Zajmowanie się Lacanem dla samego Łacana traktował
i natychmiastowo przyswajalne, zmuszają czytełnika do pracy. Lacan przywołuje przy tym piękny przykład japuńskich kwiatów, „które należy włożyć do wody. by ujrzeć jak Się rozwijają"? Tą wodą, w której Lacanowskie koncepty oraz teksty nabierają ży—
jako kolejny produkt zjadającego własny ogon akademizmu. Do
cia i uciekają tym Samym : zakurzonych bibliotek w świat, są bez
tej pory, choć wyjaśnianie zawiłości koncepcji Lacana zajmowa-
wątpienia książki Sławoja Żiźka.
Eo lwią częśćjego książek, tojednak zawaze wprowadzałje raczej mimochodem. To nie teoretyczne koncepty były stawką i celem. Żiźek sięgał po nie, aby rozwiązać czy naświetlić dany probiem
Na czym polega specyfika Żiikowskiej lektury Lacana? Na .
pewno nie stara się Żiźek drobiazgowo odtworzyć drugi myśli La— cana, posługując się kluczem biograficzn.::-historycznym. Niewiele obchodzą go kolejne wułty (nawet jeśli czasem o nich wspomni)
Społeczny, naszkicować quasi—ontuiogię fiłozofii politycznej, itp.
itd. W tej książce sytuacja ulega odwróceniu — tym razem Łatanowskie pajęcia stają w centrum zainteresowań Żiźka. Tu nie one pracują na pozostałe wątki, ale pozostałe wątki mają 5łużyć ich
i w gruncie rzeczy wjegu lekturze Lacan pozbawiony zostaje tego historycznie zmiennego oblicza, które jest czymś zasadniczym
choćby dla kronikarki „jego życia i myśli" (a także dziejów całej francuskiej psychoanalizy), Elisabeth Roudinescoł W tym też semie Żiźek jest zwolennikiem szkoły Jacques'a—Aiaina Millera. To właśnie Milłer (późniejszy zięć i spadkobierca Lacana) w latach
rozjaśnienia Cayjednak w ten sposób da się rozjaśnić Lacana? Tym wątpiącyrn, którzy nie dają się nabrać na wszystkie te Żiikowskie sztuczki i poszukują "tego „prawdziwegd', twardego
jądra Lacanowskiej teorii. dedykować można jedną : maksym
60. jako pierwszy zaproponował tę swoiście synchroniczną wy—
autoratwa samego Lacana: Les non-dupes errent. „Błądzą właś—
kładnię myśli Lacena, która 523:k wzbudziła wiele kontrowersji.
nie ci, którzy nie dali się nabrać". Jeśli zastosujemyją do twór-
Do takiego właśnie Lacana dorzuca Żiźek trochę popkultury, kilka
czości Żiika, szybko się przekonamy, że ten pozornie błahy ciąg filmowych skojarzeń i nieprzyzwoitych dowcipów wywodzi nas w pole wcale nie dlatego, że sprzedając nam tanie błyskotki, za-
wypi5ów : fiłozofii niemieckiego idealizmu, garść odniesień do współczesnej fizyki oraz obecnej sytuacji społeczno—politycznej
i— miła! — oto mamy gotowy przepis na kolejne książki słoweń—
krywa dostęp do prawdziwej akarbnicy Lacanuwskich mądrości. ale diatego, że z tymi błahostkami łykamy bezwiednie dużo pD— ważniejsze pigułki, które mogą dość mocno zachwiać naszym
skiego filozofa. _ W jak czytać Łata-mra?14 znajdziemy oczywiście wszystkie te
wypróbowane chwyty. jest trochę filmu (Obcy, Casablanca), trochę
liberalnym dobrym samopoczuciem. Żiiek podobny jest w tym zresztą do Łacana, który gdy ktoś po kilkunastu minutach przyjemnej rozmowy chciał zapi5ać się do niego'na analizę, powiadał
*Tamże. 5. 86. 32
kolei z jej perspektywy Żiiek jeat „postacią osobliwą". kreującą Łacana na icłeulnga ..postmudernizmu" (sic!). Pur. Elisabeth RuudinescoJacques Łacan. Jego źycfei myśl. przeł. Robert Reszka. Wydawnictwo KR. Warszawa 2005, 5. ą5u. *Warta może dodać. że książka ta jest cm;-ścią seriiHow toma-ci.. przybliżają-
„Drogi panie. otóż właśnie trwa pańska analiza". Obaj mają ten sam cel. Chcą wywieźć nas w pole, abyśmy sami musiełi znaleźć
cej angiełskim czytelnikom tak różne postaci jak Szekspir, Wittgenstein czy Hitler. 1D
1”! .....
3%
«. ..
53:52 ' 23553.
drogę wyjścia. W sytuacji, w której — jak powtarza często Żiźek «— znacznie łatwiej wyobrazić sobie zagładę naszej cywilizacji niż minimalną zmianę systemu społeczno-gospodarczego, naprawdę trudno o lepsze ćwiczenie w myśleniu. Nie mamyjednak do czynienia z kolejną czystą teorią, to raczej ćwiczenie etyczne, dla Lacana etyka jest bowiem właśnie praktyką podejmowania decyzji, wyboru podejmowanego we własnym imieniu. W tym (zdaniem tak Lacana, jak i Żiźka) tkwi ktucz do enigmatycznej Freudowskiej maksymy: WD 95 war sołł ich werden. Okazuje się
zatem, że autorem, który odrobił lekcję Żiika, ] jednym z tych nielicznych w Polsce, którzy porządnie przeczytali Lacana/Freuda,
jest oczywiście Adam Mickiewicz: Zostać na polu samemu i w nucy, „To lubię — rze-kłem — to lubię!".
jak czytać coś. czego nie ma, by coś : tegojednak była?
zapisów (zainteresowani mogą je znaleźć na przykład na stronie httpzllwwwacole-lacanienne.net/bibliotheque.php). Chciałem brzmiały na tyle jasno, na ile przede wszystkim, by fragmenty te
to możłiwe. stąd jeśli część czytelników poczuje się okradziona
: szeregu ważkich znaczeń (homufonii, kalamburów itp.] anonsowanych przez tekst Lacana — niniejszym przepraszam. Podana
mnie fakt, że taki czytelnik zwykle na tyle świetnie orientuje się w twórczości Lacana, by nie rozpaczać długo i wrócić do oryginałów lub zajrzeć do zaopatrzonego w świetne przypisy nowego
angielskiego tłumaczenia autorstwa Bruce'a Finka. Jeśłi chodzi o przekład tekstu samego Ziźka, tu również mym priorytetem była jasność wywodu (jest to w końcu pewien rodzaj wprowa-
dzenia do Łacana. przewodnik], więc czasem rezygnowałem ze
ścisłej psychoanalitycznej terminologii, gdy uznawałem tylko, że
codzienne znaczenia pewnych słów (jak np. disavnwal) są w danym miejscu istotniejsze od ścisłych, psychoanalitycznych definicji.
Nic dodać, nic ująć. Enjoy!
*=I==I=
Na koniec kilka technicznych uwag, które muszę poczynić z obuwiązku «— czytelnik mniej zainteresowany spnkojnie moźeje sobie
odpuścić i przejść od razu do tek5tu Żiika.
Fragmenty autorstwa samego Lacana tłumaczyłam bezpo—-
średnio z francuskiego, nawet tam, gdzie przypis odsyła do angiel— skiego wydania. Są onejuż d05tatecznie enigmatyczne w oryginałe, więc przepuszczania ich jeszcze przez filtr trzeciegojęzyka (angiel—
skiego) bywa dość zdradliwe i zamiast ułatwić zadanie, często je utrudnia. Starałem się też weryfikować wersje opubli kowane pod
redakcją Jacques'a-Alaina Millera : oryginałem-li seminaryjnych 13
12
u n u m — _ _ _ " ! ! — „ _ . _ . - . _ . . . — . . . . . . _ _ _ . . . . . . . . . . . . . — _ _ _ g m — F — u n n m n w — u u u u m u m — —
Dla Tima, najmłodszego na świecie materialiaaty diałektycznegu!
Slavoj Żiźek