332 17 14MB
Polish Pages 419 Year 2017
PRZEWODNIK PO
Kapitale KAROLA MARKSA
część Q
Chciałbym skłonić was do przeczytania Kapitału autorstwa Karola'Marksa (...) w dodatku na warunkach, które on sam określił i przy użyciu Marksowskich kategorii i pojęć
David Harvey
heterod
x
Celem naszej działalności wydawniczej jest rozsze rzenie dotychczasowego spektrum debaty publicznej przez przeniesienie na polski grunt tradycji intelektualnych ekonomii heterodoksyjnej. Ekonomia, wbrew obiegowej opinii, nie jest nauką ścisłą i od jej zarania zawsze istniały różne, konkurujące ze sobą szkoły, dostarczające alter natywnych opisów zacho dzących w świecie procesów gospodarczych.
Zamierzamy publikować prace autorów polskich i zagranicz nych, a także wznowienia klasycznych dzieł ekonomii heterodoksyjnej. Nasze serie wydawnicze:
• Marksistowska • Neoricardiańska • Postkeynesowska • Instytucjonalna • Schumpeterowska • Ekonomia Środowiskowa • Ekonomia Feministyczna • Filozofia i Metodologia Nauk Ekonomicznych
• Biografie Ekonomistów • Historia gospodarcza i historia myśli ekonomicznej
David Harvey
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Przełożył Krystian Szadkowski
Tytuł oryginału A Companlon to Marx's Capitai
Originally published by Verso Books A Companlon to Marx's Capitai
Copyright © 2010, David Harvey All rights reserved
Copyright © for thè Polish translatlon Krystian Szadkowski Redakcja Marcin Czachor Redakcja językowa Anna Wojczyńska
Korekta Ela Dajksler Skład Maciej Mikulewicz | Składacz - pracownia DTP i usług redakcyjnych Projekt okładki Waldemar Koralewski | Portlab Projekt wnętrza Ela Dajksler, Waldemar Koralewski | Portlab
Zdjęcie na okładce Sebastian Mikołajczak
Indeks Anna Wojczyńska
Copyright © for the Pollsh edltlon by
Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox
Poznań 2017 ISBN 978-83-943671-2-1
Wydawnictwo Ekonomiczne Heteredox ul. Mostowa 10, 61-854 Poznań tei. +48 668 821 341, [email protected] heterodox.pl
Spis treści
Przedmowa • 7
Wprowadzenie • 13
Rozdział I • Towary I wymiana • 31
Rozdziat 1. Towar • 33
1. Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa i wartość (substancja wartości,
wielkość wartości) • 33 2. Dwoisty charakter pracy zawartej w towarach • 45 3. Forma wartości, czyli wartość wymienna • 49 4. Fetyszyzm towarowy i jego tajemnica • 57
Rozdział 2. Proces wymiany • 67 Rozdział II • Pieniądz • 75
Rozdziat 3. Pieniądz, czyli cyrkulacja towarów • 77
1. Miernik wartości • 78 2. Środek cyrkulacji • 84 3. Pieniądz • 93 Rozdział III • Od kapitału do siły roboczej • 109
Rozdziat 4. Przemiana pieniądza w kapitat • 111
1. Ogólny wzór kapitału • 113 2. Sprzeczności ogólnego wzoru • 119 3. Kupno i sprzedaż sity roboczej • 125 Rozdział IV • Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej • 135
Rozdziat 5. Proces pracy i proces pomnażania wartości • 140
Kapitalistyczna forma procesu pracy »149 Rozdziat 6. i 7. Kapitat staty i zmienny oraz stopa wartości dodatkowej • 158 Rozdział V • Dzień roboczy • 165
Rozdziat 8. Dzień roboczy • 167 Rozdziat 9. Stopa i masa wartości dodatkowej • 194
Rozdział VI • Wartość dodatkowa względna • 197
Rozdział 10. Pojęcie wartości dodatkowej względnej • 199 Rozdział 11. Kooperacja • 208 Rozdział 12. Podział pracy i manufaktura • 214 Rozdział VII • Co ujawnia technologia? • 227
Rozdział 13. Maszyna i wielki przemysł • 229
Istotny przypis • 229
1—3. Rozwój maszyn, transfery wartości oraz wpływ na robotników • 242 Rozdział VIII • Maszyny I wielki przemysł • 255
4-10. Robotnicy, fabryki, przemysł • 258 Rozdział IX • Od bezwzględnej I względnej wartości dodatkowej do akumulacji kapitału • 281
Rozdziały 17.-20. Płace • 287 Dział siódmy - Proces akumulacji kapitału • 290 Rozdział 21. Reprodukcja prosta • 294 Rozdział 22. Przemiana wartości dodatkowej w kapitał • 301 Rozdział X • Akumulacja kapitalistyczna • 311
Rozdział 23. Ogólne prawo akumulacji kapitalistycznej • 313 Komentarz odnośnie do wartościowego składu kapitału • 313
Pierwszy model akumulacji kapitału • 318 Drugi model akumulacji kapitału • 320 Względne przeludnienie • 329
Dekonstrukcja liberalnego utopijnego marzenia • 333 Rozdział XI • Tajemnica akumulacji pierwotnej • 339
Rozdziały 24.-25. Akumulacja pierwotna • 347 Komentarz • 358 Refleksje I przewidywania • 369
1. Skąd początkowo biorą się pieniądze? • 373 2. Skąd bierze się siła robocza? • 374 3. Dostęp do środków produkcji • 377
4. Niedobór po stronie przyrody • 378 5. Kwestia technologii • 380
6. Utrata kapitalistycznej kontroli nad procesem pracy • 383 7. Problem realizacji i efektywnego popytu • 383 8. System kredytowy i centralizacja kapitatu • 386 Cyrkulacja kapitału jako catoścl • 393 Indeks rzeczowy • 403
Indeks osób I komentowanych dzieł • 411
Przedmowa
Kiedy dowiedziano się, że nagrania wideo moich corocznych wykładów o tomie I
Marksowskiego Kapitału mają zostać umieszczone w intemecie, redaktorzy z wydaw nictwa Verso zapytali, czy nie byłbym zainteresowany przygotowaniem ich wersji
książkowej. Z wielu różnych powodów przystałem na ten pomysł. Niepowodzenia gospodarki oraz wyłaniający się wówczas na horyzoncie po
ważny globalny kryzys, jeśli nie wręcz całkowite załamanie gospodarcze, poskutko
wały wzrostem zainteresowania analizą Marksa. Ukierunkowane było ono szczegól nie na sprawdzenie, czy analiza ta może być pomocna w zrozumieniu źródeł naszego
dzisiejszego kłopotliwego położenia. Problem polega jednak na tym, że ostatnie trzydzieści lat, w szczególności okres od upadku muru berlińskiego i końca zimnej wojny nie był zbyt pomyślnym i płodnym czasem dla myśli Marksa, o Marksow-
skiej polityce rewolucyjnej nie wspominając. W konsekwencji dojrzało całe młode
pokolenie ludzi pozbawionych znajomości, a co dopiero wprawy, w marksowskiej
ekonomii politycznej. Wydaje się zatem, że jest to właściwy moment na stworzenie
przewodnika po Kapitale, który mógłby dać temu pokoleniu szansę samodzielnego
zbadania, o co właściwie chodzi z tym Marksem. Moment dla przeprowadzenia konstruktywnej ponownej oceny dzieła Marksa
jest sprzyjający w jeszcze jednym sensie. Gwałtowne opozycje i niezliczone podzia ły w obrębie ruchu marksistowskiego, które naznaczyły cale lata siedemdziesiąte
XX wieku, wpływające nie tylko na praktyki polityczne, ale również na orientacje teore
tyczne, zbledły nieco, podobnie jak i apetyt na czysty akademizm, który z jednej strony pomagał utrzymać zainteresowanie Marksem w trudnych czasach, robiąc to jednak,
z drugiej strony, za cenę prowadzenia nieprzystępnych i zwykle wysoce abstrakcyj
nych debat i refleksji. Mam wrażenie, że ci i te, którzy dziś pragną czytać Marksa, są dalece bardziej zainteresowani praktycznym zaangażowaniem. Nie oznacza to jednak,
10
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
że lękają się abstrakcji; raczej to, że akademizm wydaje im się nudny i kompletnie
pozbawiony znaczenia. Wiele studentów i studentek, aktywistów i aktywistek rozpacz
liwie domaga się silnej teoretycznej podstawy pozwalającej na lepsze uchwycenie spo sobu, w jaki wszystko wiąże się ze wszystkim. Ich nadrzędnym celem jest jednak moż
liwość usytuowania analizy w kontekście ich własnych, konkretnych zainteresowań i praktycznego działania politycznego. Mam nadzieję, że składająca się na niniejszy
tom prezentacja podstaw teorii Marksa pomoże im w realizacji tego celu. Przygotowując tekst, pracowałem na transkrypcjach nagrań audio wykładów wygło szonych wiosną 2007 roku, sporządzonych przez Katharinę Bodirsky (której w tym miejscu serdecznie dziękuję). Wykłady w postaci wideo (zob. davidharvey.org) zostały
zorganizowane przez Chrisa Caruso (który również zaprojektował stronę internetową) oraz sfilmowane przez Media College z University of the Poor w Nowym Jorku oraz Media
Mobilizing Project w Filadelfii, a wygłoszone jesienią 2007 roku. Chciałbym podziękować
Chrisowi oraz wszystkim pozostałym za ich dobrowolny wkład pracy w ten projekt. Między wersjami audio a wideo istniały jednak istotne różnice. Pojawiły się one
przede wszystkim dlatego, że zawsze prowadzę wykłady w sposób odrobinę impro wizowany, koncentrując się na różnych aspektach omawianego tekstu, w zależności od wydarzeń politycznych bądź gospodarczych, jak również na moich własnych zain teresowaniach (czasem wręcz kaprysach) w danym momencie. Dyskusje odbywające
się w ramach zajęć często też przekierowują uwagę w niedające się wcześniej przewi
dzieć rejony. Niestety rozmiar tego tomu nie pozwala na dołączenie zapisu dyskusji. W kilku miejscach jednak, tam gdzie wydawało mi się to właściwe, włączyłem ich ele menty do głównej partii tekstu. Chociaż pracowałem głównie z wersją audio, dodałem
również niektóre elementy z materiałów wideo. Oczywiście redagowanie transkrypcji
musiało być zadaniem karkołomnym, po części ze względu na ograniczenia objętości tekstu książki, ale również ze względu na konieczność przekładu ze słowa mówionego
na pisane, co zawsze wymaga istotnych, a niekiedy dość drastycznych modyfikacji. Skorzystałem również z możliwości rozjaśnienia niektórych kwestii niepodjętych
w wykładach oraz dodałem kilka dalej idących przemyśleń. Tekst, z którego korzystam w trakcie kursu, to przekład wykonany przez Bena Fowkesa, opublikowany pierwotnie przez Pelican Books oraz New Left Review w 1976 roku, przedrukowany przez Vintage
w 1977 roku, a następnie wznowiony w ramach Penguin Classics w 1992 roku. Odnie sienia do stron umieszczone w nawiasach odnoszą się do tych wydań *.
* W polskim przekładzie korzystam z wydania nakładem Książki i Wiedzy: K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom I. Proces wytwarzania kapitału, przeł. P. Hoffman, B. Minc,
Przedmowa
11
Mam nadzieję, że mój „przewodnik" - bo rzeczywiście myślę o tej książce jak
o przewodniku bardziej niż o wprowadzeniu czy interpretacji - zapewni użyteczny
wgląd w ekonomię polityczną Marksa każdemu i każdej, którzy chcieliby podą żać wyznaczoną przez nią drogą. Starałem się utrzymać sposób prezentacji właśnie
na poziomie wprowadzenia, bez jednoczesnego popadania w uproszczenia. Co wię cej, nie rozważałem w szczegółach wielu kontrowersji kłębiących się wokół różnych
interpretacji samego tekstu Marksa. Zarazem czytelnik powinien zrozumieć, że to, co otrzymuje w tej książce, w żadnym wypadku nie jest neutralnym odczytaniem. To interpretacja, do której doszedłem po niemal czterdziestu latach nauczania Kapi
tału pośród bardzo różnych, dysponujących rozmaitymi doświadczeniami ludzi (którym jestem dłużny, gdyż nauczyli mnie wielu rzeczy), próbując jednocześnie
wykorzystać myśl Marksa do działania politycznego na własny, konstruktywny spo sób w moich badaniach naukowych. Nie staram się tu nikogo przekonać do przy jęcia mojego punktu widzenia. Za cel obrałem raczej świadome wykorzystanie go
jako furtki dla chcących konstruować własne, znaczące i w maksymalny sposób użyteczne dla nich samych interpretacje, rozwijane w konkretnych okolicznościach,
w których przyszło im żyć. Jeśli uda mi się przynajmniej częściowo zrealizować ten zamiar, będę całkowicie zadowolony.
E. Lipiński, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 23, Książka i Wiedza, Warszawa 1968. Cytaty z tego wydania lokalizuję, podając numer strony w nawiasie (przyp. dum.).
Wprowadzenie
Chciałbym skłonić was do przeczytania Kapitału autorstwa Karola Marksa, a wła ściwie wpierw jego tomu I, w dodatku na warunkach, które on sam określił, i przy
użyciu Marksowskich kategorii i pojęć. Może się to wydawać nieco niedorzeczne, ponieważ jeśli nie przeczytaliście jeszcze tej książki, to prawdopodobnie nie wie
cie, czym są Marksowskie pojęcia i warunki, które stawia. Zapewniam was jednak,
że jednym z nich jest to, żebyście czytali dokładnie i uważnie. Proces rzeczywi stego kształcenia zawsze pociąga za sobą walkę o to, by zrozumieć to, co nieznane. Moje własne odczytania Kapitału, zebrane w niniejszym tomie, okażą się znacznie bardziej pouczające, jeśli przed ich lekturą przeczytacie stosowne rozdziały. Zależy
mi na tym, by zachęcić was do indywidualnego starcia z tym tekstem oraz do tego, byście przez zmaganie się z nim bezpośrednio rozpoczęli kształtowanie własnego rozumienia myśli Marksa.
Stawia to jednak przed nami natychmiastową trudność. Każdy słyszał o Karolu Marksie, o pojęciach takich jak „marksizm" czy „marksistowski" i oczywiście mamy
do czynienia ze wszelkiego rodzaju powiązaniami i skojarzeniami, które nasuwają się w związku z tymi słowami. Tym samym nieuchronnie rozpoczniecie lekturę
z różnymi uprzedzeniami i założeniami; niektóre z nich będą dla myśli Marksa przychylne, inne nie. Jednak chciałbym was prosić o spróbowanie, tak jak to tylko możliwe, odłożenia na bok wszystkich tych rzeczy, które myślicie, że wiecie o Marksie,
tak byście mogli zająć się tym, co rzeczywiście ma on nam do powiedzenia. Pozostanie wciąż wiele innych przeszkód na drodze do osiągnięcia tego rodzaju
bezpośredniego kontaktu z tekstem. Jesteśmy spętani na przykład tym, by zbliżać się
do tekstu tego rodzaju w sposób właściwy naszemu partykularnemu uformowaniu inte lektualnemu i empirycznym doświadczeniom. Dla wielu studentów i studentek na to intelektualne uformowanie mają wpływ lub wręcz rządzą nim względy i problemy
16
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
natury akademickiej. Występuje naturalna tendencja do czytania Marksa z partyku
larnej, wykluczającej perspektywy danej dyscypliny. Sam Marks jednak nigdy nie otrzymałby pełnowymiarowego etatu na uniwersytecie w żadnej z istniejących dyscy
plin, a po dziś dzień większość władz wydziałowych niechętnie uznaje go za swojego człowieka. Jeśli zatem jesteś doktorantem lub doktorantką i chcesz przeczytać Marksa we właściwy sposób, wówczas powinnaś raczej zapomnieć o tym, co przyniesie ci stałe zatrudnienie w twoim własnym obszarze badawczym - oczywiście nie w długiej per
spektywie, ale przynajmniej w kontekście samego celu lektury. Mówiąc krótko, powi nieneś podjąć potężny wysiłek, by ustalić, co Marks ma ci do powiedzenia poza tym,
co w łatwy sposób da się zrozumieć dzięki twoim konkretnym narzędziom dyscypli narnym, intelektualnemu uformowaniu oraz, co ważniejsze, twoim własnym empiry cznym doświadczeniom (czy będą to doświadczenia aktywisty związkowego, czy dzia łaczki na rzecz lokalnej wspólnoty, czy wreszcie kapitalistycznego przedsiębiorcy).
Istotnym powodem dla przyjęcia takiej otwartej postawy względem tej lektury
jest to, że Kapitał okazuje się niesamowicie bogatą książką. Szekspir, Grecy, Faust, Balzac, Shelley, baśnie, wilkołaki, wampiry i poezja - wszystko to pojawia się na jej
kartach w towarzystwie niezliczonych ekonomistów politycznych, filozofów, antro pologów, dziennikarzy oraz teoretyków polityki. Marks czerpie z ogromnego zbioru źródeł, a prześledzenie ich może być nie tylko pouczające, ale również zabawne.
Niektóre z tych odniesień są nieuchwytne, gdyż autor często starał się nie przyzna wać do nich otwarcie; z biegiem kolejnych lat nauczania Kapitału udało mi się jed nak odkryć całkiem sporo powiązań. Na przykład kiedy rozpocząłem swoją pierw
szą lekturę, nie przeczytałem jeszcze zbyt wiele Balzaca. Później, gdy sięgnąłem
po jego powieści, często zdarzało mi się mówić: „Ach, to stąd właśnie wziął to Marks!"
Jasne, że przeczytał uważnie Balzaca, a nawet miał ambicję, by napisać pełnowy miarowe dzieło poświęcone Komedii ludzkiej, kiedy już upora się z Kapitałem. Jed
noczesna lektura Kapitału i Balzaca pomaga wyjaśnić, dlaczego tak było. W każdym razie Kapitał to niezwykle obfity i wielowymiarowy tekst. Bazuje
na olbrzymiej podstawie empirycznej, opracowanej w oparciu o ogromnie zróżni cowaną literaturę napisaną w wielu językach, w różnych miejscach i czasie. Spieszę
dodać, że nie twierdzę, że nie będziecie w stanie zrozumieć Marksa, dopóki nie prze brniecie przez te wszystkie odniesienia bibliograficzne. Jednak to, co mnie osobiście zainspirowało i mam nadzieję zainspiruje również was, to założenie, że mamy tu
przepastny zbiór zasobów, które mogą rzucić światło na to, dlaczego żyjemy dziś w taki sposób, w jaki żyjemy. Wszystkie one napędzają i zasilają Marksowską analizę, przy okazji zaś i my możemy czerpać z nich korzyści.
Wprowadzenie
17
Zobaczycie również, że Kapitał jest zdumiewająco dobry po prostu jako książka. Czytany jako pewna całość okazuje się konstruktem literackim dającym czytelni kowi niebywałą satysfakcję. Napotykamy tu jednak więcej potencjalnych trudności dla rozumienia, ponieważ wiele z was spotkało się już czy czytało fragmenty Marksa
w trakcie swojego kształcenia. Być może już w liceum czytaliście Manifest partii komu nistycznej. Może odbyłyście jeden z tych kursów z zakresu teorii społecznej, gdzie
na Marksa poświęca się dwa tygodnie, kilka następnych na Webera, kilka na Durkheima,
Foucaulta oraz na cały ten orszak ważnych postaci. Może czytaliście wyimki z Kapi tału lub jakieś teoretyczne wykłady na temat, powiedzmy, politycznych przekonań Marksa. Jednak czytanie wyimków czy abstrakcyjnych sprawozdań jest całkowi
cie odmienne od czytania Kapitału jako kompletnego tekstu. Zaczyna się wtedy
postrzegać te fragmenty i cząstki w radykalnie nowym świetle, w kontekście znacz nie obszerniejszej narracji. Zasadniczą kwestią jest tu poświęcenie rzetelnej uwagi tej wielkiej narracji i bycie przygotowanym na zmianę swojego rozumienia tych fragmentów i cząstek lub abstrakcyjnych sprawozdań, z którymi mieliście do czy
nienia uprzednio. Marks z pewnością chciałby, żeby jego dzieło było czytane jako
całość. Podniósłby pewnie ogromny krzyk na samą myśl, że można by go właściwie zrozumieć na podstawie wyimków, bez znaczenia jak starannie dobranych. Z pew nością nie pochwaliłby zaledwie dwóch tygodni rozważań w ramach wprowadzają
cego kursu dotyczącego teorii społecznej, podobnie jak gdyby sam miał poświęcić
zaledwie dwa tygodnie na czytanie Adama Smitha. Niemal z pewnością dojdziecie
do całkiem odmiennego pojmowania myśli Marksa, gdy przeczytacie Kapitał jako całość. Oznacza to jednak, że będziecie musieli przeczytać całą książkę jako książkę
właśnie - i w tym zamierzeniu chciałbym wam pomóc.
W pewien sposób jednak konkretne intelektualne zaplecze oraz stanowiska ugrun
towane w danych dyscyplinach nie tylko mają znaczenie w kontekście lektury Kapitału, ale pozwalają spojrzeć na niego w pożyteczny sposób. Jestem oczywiście przeciwnikiem pewnego rodzaju wykluczających odczytań, wokół których studenci
niewzruszenie organizują swoje rozumienie. Przez lata nauczyłem się jednak, że perspektywy konkretnych dyscyplin mogą być pouczające. Uczyłem Kapitału
grupy wszelkiego rodzaju, niemal corocznie od 1971 roku, czasami po dwa, a nawet
trzy razy w ciągu tego samego roku. Jednego roku był to cały wydział filozofii niejako heglowski - tego, co nazywało się wówczas Morgan State College w Baltimore;
kolejnego roku byli to doktoranci z programu literatury angielskiej Johns Hopkins
University; następnie na kursie pojawili się niemal sami ekonomiści. Zafascynowało
18
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
mnie, że każda z tych grup widziała w Kapitale inne kwestie. Zacząłem uczyć się coraz więcej i więcej o samym tekście przez pracowanie nad nim z ludźmi repre zentującymi różne dyscypliny.
Czasami jednak to doświadczenie uczenia wydawało mi się irytujące, nieraz też bolesne, ponieważ dana grupa nie postrzegała czegoś na mój sposób lub naci
skała na podążanie w kierunkach, które uważałem za pozbawione znaczenia. Któregoś
roku usiłowałem czytać Kapitał z grupą z filologii romańskiej z Johns Hopkins University. Mimo mojej głębokiej frustracji spędziliśmy niemal cały semestr na roz dziale pierwszym. Nieustannie powtarzałem wówczas: „Słuchajcie, musimy ruszać naprzód i dotrzeć co najmniej do polityki dnia roboczego" na co oni: „Nie, nie,
nie. Musimy to wpierw poprawnie zrozumieć. Czym jest wartość? Co on rozumie
przez pieniądz jako towar? Na czym polega fetysz?” i tak dalej. Przynieśli nawet ze sobą na zajęcia niemieckie wydanie tylko po to, żeby sprawdzać poprawność przekładów. Okazało się, że pracowali w tradycji kogoś, o kim wówczas nigdy nie słyszałem, kogoś, kto, jak myślałem, musiał być politycznym, jeśli nie intelektual
nym idiotą, skoro propagował tego rodzaju podejście. Osobą tą był Jacques Derrida,
który przebywał na Hopkins w późnych latach sześćdziesiątych i na początku sie
demdziesiątych XX wieku. Gdy myślę o tym doświadczeniu dzisiaj, rozumiem, że ta grupa nauczyła mnie żywotnego znaczenia tego, by poświęcić uwagę języ kowi Marksa - temu, co mówi, w jaki sposób to mówi oraz co przyjmuje za pewnik po prostu przez dokładne przeczesanie rozdziału pierwszego.
Nie martwcie się jednak: nie zamierzam robić tego w zebranych tu odczyta niach, ponieważ chciałbym nie tylko objąć Marksowskie rozważania o dniu robo
czym, ale również jestem zdeterminowany, by podążać z wami aż do samego końca
tego tomu. Uważam po prostu, że perspektywy różnych dyscyplin mogą w użyteczny sposób otworzyć przed nami rozmaite wymiary myśli Marksa, przede wszystkim
dlatego, że napisał on ten tekst w oparciu o niezwykle zróżnicowaną i bogatą trady
cję krytycznego myślenia. Jestem wdzięczny wielu osobom i grupom, z którymi przez
wiele lat czytałem Kapitał, właśnie dlatego, że nauczyły mnie tak wiele o różnych aspektach dzieła Marksa, których sam nie wyczytałbym z pewnością nigdy.
Trik czy owak, istnieją trzy główne intelektualne i polityczne tradycje stanowiące
podbudowę analizy wyłożonej w Kapitale; wszystkie zostały wprawione w ruch
przez głębokie zaangażowanie Marksa na rzecz teorii krytycznej czy krytycznej analizy. Gdy był on względnie młody, napisał do jednego ze swoich redakcyjnych kolegów list, który ukazał się następnie w formie małego artykułu, noszący osta tecznie tytuł „Bezwzględna krytyka wszystkiego, co istnieje” Ewidentnie był tutaj
Wprowadzenie
19
całkiem skromny - proponuję, żebyście rzeczywiście przeczytali ten tekst, ponie waż jest fascynujący. Nie mówi on bowiem: „Wszyscy są głupi, a ja, wielki tylarks, zamierzam zakrytykować was na śmierć" Twierdzi raczej, że było wielu poważnych ludzi, którzy w przenikliwy sposób myśleli o świecie i dostrzegli jego specyficzne
właściwości. Ich ustalenia muszą zostać uszanowane, bez względu na to, jak by nie były jednostronne czy wypaczone. Metoda krytyczna za punkt wyjścia obiera to, co inni powiedzieli lub dostrzegli, i pracuje nad tym w celu przekształcenia
myśli - oraz świata, który ona opisuje - w coś nowego. Dla Marksa nowa wiedza powstaje wtedy, gdy bierzemy radykalnie odmienne bloki pojęciowe i pocieramy je o siebie, by wzniecić rewolucyjny ogień. Tak właśnie wygląda efekt tego, co uczynił
w Kapitale-, powiązał razem odmienne tradycje intelektualne, tworząc zupełnie nową
i rewolucyjną podbudowę dla wiedzy. Pierwszą z trzech głównych podstaw pojęciowych, które zbiegają się w Kapitale,
jest klasyczna ekonomia polityczna - to znaczy ekonomia polityczna od XVII do po łowy XIX wieku; przede wszystkim brytyjska, choć nie wyłącznie, i rozwijająca się od takich postaci, jak William Petty, John Locke, Thomas Hobbes i David Hume, do wielkiego trio: Adama Smitha, Thomasa Malthusa i Davida Ricarda, obejmu jąca także pozostałych, na przykład pokroju Jamesa Steuarta. Nie można zapo
mnieć o francuskiej tradycji ekonomii politycznej (fizjokratach w rodzaju François Quesnaya czy Anne-Roberta Turgota oraz o Jeanie Sismondim czy Jeanie-Baptiste
Sayu), jak również o pojedynczych Włochach czy Amerykanach (jak Henry Charles
Carey), którzy dostarczyli Marksowi dodatkowych, istotnych materiałów. Marks poddał wszystkich tych autorów głębokiej krytyce w trzech tomach szkiców i nota
tek, które dziś funkcjonują pod nazwą Teorii wartości dodatkowej. Oczywiście nie dysponował wówczas kserokopiarką czy internetem, w związku z czym musiał pie czołowicie kopiować długie ustępy ze Smitha, by następnie spisać o nich komenta
rze, obszerne fragmenty ze Steuarta opatrzone kolejnymi komentarzami i tak dalej. W rezultacie można powiedzieć, że zajmował się tym, co dziś określamy mianem
dekonstrukcji, i muszę przyznać, że to od Marksa nauczyłem się, jak dekonstruować argumenty w ten sposób. Gdy na przykład brał na warsztat Adama Smitha, przysta wał na znaczną część tego, co ten miał do powiedzenia, ale następnie poszukiwał luk i sprzeczności, których oczyszczenie radykalnie przekształca argumentację.
Tego rodzaju wywód pojawia się w całym Kapitale, ponieważ, jak wskazuje podtytuł, został on ukształtowany jako „krytyka ekonomii politycznej” Drugim składnikiem pojęciowym w teoretyzowaniu Marksa są dociekania
filozoficzne, które mają swoje źródła u Greków. Rozprawę doktorską Marks napisał
20
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
o Epikurze i ogólnie rzecz biorąc, był zaznajomiony z myślą grecką. Jak zobaczycie, często nie kto inny, jak Arystoteles dostarcza zakotwiczenia dla jego argumentów.
Marks odebrał gruntowne wykształcenie z zakresu tego, w jaki sposób myśl grecka przedostała się do niemieckiej filozoficznej tradycji krytycznej - do dociekań Spinozy, Leibniza oraz oczywiście Hegla, jak również Kanta i wielu innych. Powiązał tę głów
nie niemiecką tradycję krytycznej filozofii z brytyjską i francuską tradycją ekonomii politycznej. Chociaż, ponownie, błędem byłoby postrzeganie owych wpływów po pros
tu w kategoriach tradycji narodowych (Hume był przecież w równym stopniu filozo fem - chociaż przedstawicielem empiryzmu - co ekonomistą politycznym, a wpływy Kartezjusza i Rousseau na Marksa były przemożne). Jednak na Marksie odciska pięt no głównie niemiecka tradycja filozofii krytycznej, ponieważ to z nią związane było
jego podstawowe wykształcenie. Podobnie potężny wpływ miała na niego kry tyczna atmosfera wytworzona przez tych, których następnie znano pod mianem
„młodoheglistów” z lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku. Trzecia tradycja, do której odwołuje się Marks, to socjalizm utopijny. W jego
czasach był to przede wszystkim francuski nurt, chociaż to Anglik Thomas More uważany jest za ojca założyciela jego nowoczesnej tradycji, choć ona sama ma swe
początki jeszcze u Greków, a kolejny Anglik, Robert Owen, nie tylko napisał pokaź ne utopijne traktaty, ale rzeczywiście poszukiwał sposobów na wcielenie wielu
ze swoich pomysłów w życie. Wszystko to za czasów Marksa. Jednakże to we Francji
w latach trzydziestych i czterdziestych XIX wieku doszło do niesamowitego wybu chu myślenia utopijnego, zainspirowanego przede wszystkim wcześniejszymi
pismami Saint-Simona, Fouriera i Babeufa. Istnieli tacy ludzie, jak na przykład Étienne Cabet, który stworzył grupę nazywaną Ikarianami, a która osiedliła się
w Stanach Zjednoczonych po 1848 roku; Proudhon i proudhoniści; August Blanqui
(który ukuł frazę „dyktatura proletariatu") oraz wielu innych mu podobnych, wier
nych tradycji jakobińskiej (jak choćby Babeuf); ruch saint-simonistów; fourierystów, jak Victor Considérant; czy socjalistycznych feministek, jak Flora Tristan.
I to właśnie w latach czterdziestych XIX wieku we Francji wielu radykałów po raz pierwszy zechciało nazwać się komunistami, nawet jeśli nie mieli żadnej jasności,
co to może oznaczać. Marks był dobrze zapoznany z tą tradycją, jeśli nie wręcz
w niej zanurzony, szczególnie gdy przebywał w Paryżu jeszcze przed wydaleniem w 1844 roku. Myślę, że zaczerpnął z niej więcej, niż jest skłonny przyznać. Co zro
zumiałe, chciał zdystansować się od utopizmu lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku, gdyż uznawał go za z wielu względów winnego porażek rewolucji
1848 roku w Paryżu. Nie podobało mu się, gdy utopiści projektowali jakieś idealne
Wprowadzenie
21
społeczeństwo, pozbawieni pomysłu na to, jak dojść stąd tam, najpełniej zaś to jego opozycyjne stanowisko dało o sobie znać w Manifeście partii komunistyczne}. Nas
tępnie zaś często poddaje ich idee negacji, czyni tak szczególnie w odniesieniu do myśli Fouriera i Proudhona. Oto trzy główne ścieżki pojęciowe, które zbiegają się w Marksowskim Kapitale.
Jego celem jest zamiana radykalnego politycznego projektu z tego, co uważał
za raczej płytki utopijny socjalizm, w naukowy komunizm. Jednak w tym celu nie może po prostu przeciwstawić utopistów politycznym ekonomistom. Musi stworzyć od nowa i przekonfigurować to, czym jest metoda społeczno-naukowa. Ta nowa
metoda naukowa, z grubsza rzecz biorąc, oparta jest na badaniu przede wszystkim brytyjskiej tradycji klasycznej ekonomii politycznej przy wykorzystaniu narzędzi
głównie niemieckiej tradycji filozofii krytycznej, po czym wszystko to zastosowane zostaje do rozjaśnienia głównie francuskiego impulsu utopijnego w celu odpowie dzi na następujące pytania: czym jest komunizm, w jaki sposób komunista powi nien myśleć? w jaki sposób może zarówno zrozumieć, jak i krytykować kapitalizm
naukowo w celu bardziej efektywnego wyznaczenia ścieżki wiodącej do rewolu cji komunistycznej? Jak zobaczymy, w Kapitale znajdziemy wiele uwag na temat
naukowego rozumienia kapitalizmu, ale nie tak znowu dużo o tym, jak ukształtować rewolucję komunistyczną. Nie znajdziemy również zbyt wiele o tym, w jaki sposób powinno wyglądać komunistyczne społeczeństwo.
Wskazałem już niektóre z trudności stojących na drodze lektury Kapitału na warun kach wyznaczonych przez Marksa. On sam był zbyt świadomy tych trudności
i, co interesujące, mówił o nich w swoich różnych przedmowach. W przedmowie do wydania francuskiego na przykład odniósł się do sugestii, że wydanie powinno ukazać się w postaci serii. Pisał w 1872 roku: Mogę jedynie przyklasnąć Waszemu zamiarowi, aby wydawać przekład Kapitału
w periodycznych zeszytach. W tej formie dzieło to będzie bardziej dostępne dla klasy robotniczej, a dla mnie wzgląd ten przeważa nad wszystkimi innymi. Jest to strona
piękna Waszego medalu, ale oto strona odwrotna. Metoda analizy, którą się posługi
wałem i która nie była jeszcze stosowana w zagadnieniach ekonomicznych, utrudnia bardzo czytanie pierwszych rozdziałów. Można się obawiać, że publiczność francuska, zawsze niecierpliwie oczekująca konkluzji i pragnąca poznać związek między ogólnymi
22
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
zasadami a sprawami, które ją bezpośrednio interesują, zlęknie się dalszego czytania,
nie znajdując wszystkiego zaraz na początku. Jest to brak, któremu nie mogę zaradzić, chyba tylko uprzedzić i przestrzec o tym czytelników szukających prawdy. W nauce nie
ma dróg bitych i ci tylko zdołają wedrzeć się na jej świedane szczyty, których nie odstraszy
trud wspinania się po urwistych ścieżkach (20).
Również i ja muszę rozpocząć od przestrzeżenia wszystkich czytelników i czytel
niczek Marksa, jakkolwiek gorliwie skupionych na poszukiwaniu prawdy, że w rze czy samej pierwszych kilka rozdziałów Kapitału jest szczególnie żmudną lekturą.
Są ku temu dwa powody. Pierwszy dotyczy metody Marksa, do której odniesiemy się krótko za moment. Drugi odnosi się do szczególnego sposobu, w jaki urządził on swój projekt. W Kapitale Marks celował w to, by za pomocą krytyki ekonomii politycznej zro
zumieć, w jaki sposób działa kapitalizm. Wiedział, że będzie to ogromne przedsię wzięcie. Jednak by wprawić w ruch swój projekt, musiał rozwinąć aparat pojęciowy,
który pomógłby mu zrozumieć całą złożoność kapitalizmu, i w jednym ze swoich wprowadzeń wyjaśnia, w jaki sposób planuje to osiągnąć. „Sposób wykładu” pisze
w posłowiu do wydania drugiego, „musi różnić się formalnie od sposobu badania": Badanie musi szczegółowo opanować materiał, musi zanalizować różne jego formy rozwojowe i wyśledzić ich więź wewnętrzną. Dopiero po dokonaniu tej pracy może
być właściwie przedstawiony rzeczywisty ruch. Gdy się to uda i gdy życie materii znaj dzie swe odbicie w idei, może się wydawać, że ma się do czynienia z jakąś konstrukcją a priori (18).
Marksowska metoda badawcza wychodzi od wszystkiego, co istnieje - od rzeczywi
stości w tym, jak się jej doświadcza, jak również od wszystkich dostępnych opisów
tego doświadczenia zapewnianych przez ekonomistów politycznych, filozofów, powieściopisarzy i im podobnych. Materiał ten poddawany jest następnie rygory
stycznej krytyce w celu odkrycia kilku prostych, ale potężnych pojęć, które rzucają
światło na sposób, w jaki działa rzeczywistość. Marks określa to mianem metody schodzenia (method ofdescent) - wychodzimy od bezpośrednio danej rzeczywi
stości, która nas otacza, spoglądając głębiej w celu uchwycenia pojęć fundamental
nych dla tej rzeczywistości. Wyposażeni w takie pojęcia możemy rozpocząć naszą
pracę, kierując się z powrotem na powierzchnię - metodą wznoszenia się (method
ofascent) - i odkrywamy, jak łudzące mogą być zjawiska tego świata. Obierając
Wprowadzenie
23
ten punkt, znajdujemy się na stosownej pozycji do interpretowania tego świata w radykalnie odmiennych kategoriach.
Mówiąc ogólnie, Marks rozpoczyna od zjawisk z poziomu powierzchni, by odna
leźć pojęcia głębokie. Jednak w Kapitale zaczyna od prezentowania podstawo wych pojęć, wniosków, do których doszedł, stosując swoją metodę badawczą.
W otwierających księgę rozdziałach po prostu rozmieszcza swoje pojęcia, wprost
i w błyskawicznym porządku następowania po sobie, w sposób, który w istocie sprawia, że wyglądają jak konstrukcje sformułowane a priori, czy nawet arbitral
nie. Nic dziwnego zatem, że przy pierwszej lekturze pojawia się wątpliwość: skąd u diaska wzięły się te wszystkie idee i pojęcia? Dlaczego Marks stosuje je w ten
właśnie sposób? Przez większość czasu nie macie pojęcia, o czym on właściwie mówi. Jednak wraz z zagłębianiem się w dalsze partie książki jasne staje się to,
w jaki sposób pojęcia te rzeczywiście rozświetlają nasz świat. Po chwili zaś kategorie takie, jak wartość czy fetyszyzm nabierają znaczenia.
Przecież dopiero pod koniec książki uchwytujemy, jak te pojęcia pracują!
Przyznajmy, że jest to dość obca i dziwna strategia. Bliższe nam jest zapewne podejście, które polega na budowaniu argumentacji cegiełka po cegiełce. U Marksa
jednak argumentacja przyjmuje bardziej warstwową postać, coś na kształt warstw cebuli. Być może ta metafora jest niefortunna, ponieważ, jak ktoś już kiedyś zwrócił
mi uwagę, obieranie cebuli wyciska łzy z oczu. Marks jednak rozpoczyna z samego zewnętrza cebuli, poruszając się przez warstwy zewnętrznej rzeczywistości, by do
trzeć do jej centrum, pojęciowego rdzenia. Następnie pozwala znów rozrastać
się argumentowi, wracając na powierzchnię poprzez różne warstwy teorii. Praw dziwa moc argumentu staje się jednak oczywista dopiero wtedy, gdy po powro cie do świata doświadczenia okazujemy się wyposażeni w całkowicie nową ramę
wiedzy służącej rozumieniu i interpretowaniu tego doświadczenia. Do tego cza su Marks również ukazał mnóstwo z tego, co sprawia, że kapitalizm rozrasta się
we właściwy mu sposób. Tak oto pojęcia, które na pierwszy rzut oka wydawały się
abstrakcyjne i aprioryczne, stały się jeszcze głębsze i bardziej zrozumiałe. Marks bowiem rozszerza ich zasięg wraz z rozwojem analizy.
Różni się to od podejścia rozwijającego argumentację „cegiełka po cegiełce"
i niełatwo się do tego przyzwyczaić. Oznacza to w praktyce, że musicie się wyka zać niespotykaną cierpliwością, szczególnie przy pierwszych trzech rozdziałach,
nie wiedząc jeszcze w istocie, co się właściwie dzieje, aż wreszcie uzyskacie lepsze rozumienie całości, gdy przejdziecie do dalszych części tekstu. Dopiero wówczas zaczniecie dostrzegać, jak te pojęcia pracują.
24
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Marksowskim punktem wyjścia jest pojęcie towaru. Na pierwszy rzut oka wydaje się to cokolwiek arbitralnym, jeśli nie wręcz dziwnym początkiem analizy. Gdy myś-
limy o Marksie, do głowy przychodzą nam zdania w rodzaju „historia wszystkich dotychczasowych społeczeństw jest historią walk klasowych” z Manifestu. Dlaczego
więc Kapitał nie zaczyna się od wałki klasowej? W rzeczywistości trzeba przebrnąć
przez blisko trzysta stron, by natknąć się na coś więcej niż tylko wzmiankę na ten temat. Może to przyprawić o frustrację zwłaszcza te i tych, którzy poszukają bez pośredniej instrukcji działania. Dlaczego Marks nie zaczyna od pieniądza? Fak
tycznie - w swoich wstępnych dociekaniach chciał zacząć właśnie w tym miejscu, ale po dalszych studiach postanowił, że pieniądz musi zostać wyjaśniony raczej niż
założony. Dlaczego nie zaczął od pracy, kolejnego pojęcia, z którym jest głęboko
związany? Dlaczego zaczął od towaru? Co ciekawe, jeśli prześledzić Marksowskie notatki, można spostrzec, że przez długi okres, około dwadzieścia lat, autor zmagał
się z pytaniem o to, gdzie rozpocząć. Metoda schodzenia przywiodła go do poję cia towaru, ale nie podjął żadnego wysiłku, by wyjaśnić zasadność tego wyboru.
Po prostu rozpoczął od towaru, koniec kropka. Należy jednak zrozumieć, że Marks konstruuje swoją argumentację na podsta
wie już określonego wniosku. Sprzyja to zagadkowemu rozpoczęciu jego wywodu, a pokusa stojąca przed czytelnikiem to albo tak się speszyć, albo tak bardzo zirytować tą całą arbitralnością, by poddać się już na etapie trzeciego rozdziału. W takim razie
Marks ma jednak trochę racji, wskazując, że cały początek Kapitału jest szczególnie uciążliwy. Moim wstępnym zadaniem jest zatem przeprowadzić was, co najmniej,
przez te pierwsze trzy rozdziały; później nawigacja staje się już nieco prostsza. Zasugerowałem jednak, że aparat pojęciowy, który konstruuje Marks, jest przezna czony do radzenia sobie nie tylko z tomem I Kapitału, ale do analizy całości. A jak
oczywiście zdajemy sobie sprawę, istnieją trzy tomy Kapitału, które do nas dotarły, i jeśli rzeczywiście chcecie zrozumieć kapitalistyczny sposób produkcji, musicie niestety przeczytać je wszystkie. Tom I otwiera tylko jedną z perspektyw. Co gorsze,
nawet trzy tomy Kapitału są wyłącznie jedną ósmą (jeśli już) tego, co zaprojektował
Marks. Spójrzmy, co napisał we wstępnym tekście zwanym Zarysem krytyki ekonomii
politycznej, gdzie przedstawiał szczegółowo różne projekty Kapitału. Jak twierdził, w pewnym momencie jego ambicją było zmierzenie się z następującymi kwestiami: i) Ogólne abstrakcyjne określenia, zatem w mniejszym lub większym stopniu właściwe
wszystkim formom społecznym (...). 2) Kategorie, które stanowią wewnętrzną strukturę
Wprowadzenie
25
społeczeństwa burżuazyjnego i na których się opierają podstawowe klasy. Kapitał, praca
najemna, własność ziemska. Ich stosunek wzajemny. Miasto i wieś. Trzy wielkie klasy społeczne. Wymiana między nimi. Cyrkulacja. Kredyt (prywatny). 3) Unifikacja społeczeń
stwa burżuazyjnego w formie państwa. Rozpatrywane [państwo] w stosunku do samego
siebie. Klasy „nieproduktywne" Podatki. Długi państwowe. Kredyt publiczny. Ludność. Kolonie. Emigracja. 4) Międzynarodowe stosunki produkcji. Międzynarodowy podział
pracy. Międzynarodowa wymiana. Wywóz i przywóz. Kurs dewiz. 5) Rynek światowy i kryzysy1.
Marks nigdy nawet nie zbliżył się do ukończenia tego projektu. Faktycznie w jak kolwiek systematyczny lub szczegółowy sposób podjął ledwie kilka z tych tematów.
Wiele z nich - jak system kredytowy czy finanse, działalność w koloniach, państwo,
stosunki międzynarodowe oraz rynek światowy i kryzysy - są absolutnie kluczowe dla naszego rozumienia kapitalizmu. Gdzieniegdzie w przepastnych tomach jego pism pojawiają się wskazówki odnośnie do tego, jak radzić sobie z wieloma z tych problemów, w jaki sposób najlepiej rozumieć państwo, społeczeństwo obywatel
skie, migracje, wymianę walut i tym podobne. Możliwe jest również, jak starałem
się to pokazać w moich The Limits to CapitaP, by powiązać ze sobą niektóre z tych
fragmentów, z którymi nas pozostawił, w sposób, który ma sens. Ważne jest jed nak, by dostrzec, że to na aparacie pojęciowym zaprezentowanym w początkowych partiach Kapitału spoczywa ciężar położenia podwalin pod ten przełomowy, choć
niekompletny projekt. Jak zobaczycie, w tomie I badany jest kapitalistyczny sposób produkcji z punktu widzenia produkcji - nie rynku, nie handlu światowego, ale właśnie samej produk
cji. Tom II (nigdy nieukończona) przyjmuje perspektywę stosunków wymiany, pod czas gdy tom III (również niekompletna) koncentruje się wpierw na formowaniu się
kryzysów jako wytworów fundamentalnych sprzeczności kapitalizmu, by następnie podjąć problemy podziału wartości dodatkowej w formach zysku, zwrotu z kapi
tału finansowego, renty gruntowej, zysku z kapitału handlowego, podatków i tym podobnych. Zatem analiza przeprowadzona w tomie I ma wiele braków, ale jest tu
z pewnością wystarczająco dużo materiału, by wyposażyć was w zrozumienie tego,
jak rzeczywiście działa kapitalistyczny sposób produkcji.1 2
1 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 58-59. 2 D. Harvey, The Limits to Capital, Verso, London 2006.
2«
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Wiedzie nas to z powrotem do metody stosowanej przez Marksa. Jedną z naj
ważniejszych rzeczy, którą można uzyskać dzięki uważnemu studiowaniu tomu I,
jest zrozumienie właśnie tego, w jaki sposób działa owa metoda. Osobiście uważam, że jest to równie ważne, jak wnioski, które Marks wyciąga odnośnie do tego, jak działa kapitalizm. W momencie gdy nauczycie się metody i staniecie się zarówno
wprawni w jej stosowaniu, jak i pewni jej mocy, wówczas będziecie w stanie wyko rzystać ją do zrozumienia niemal wszystkiego. Metoda ta ma oczywiście swoje źró
dło w dialektyce, która, jak Marks zaznacza w już przywoływanej przedmowie, „nie była jeszcze stosowana w zagadnieniach ekonomicznych" (20). Omawia tę dialek
tyczną metodę także w posłowiu do drugiego wydania. Choć jego idee wywodzą się od Hegla, to Marksowska „metoda dialektyczna jest w założeniu nie tylko różna od heglowskiej, lecz jest jej wprost przeciwstawna" (18). Stąd właśnie bierze się
sławetne twierdzenie o tym, że Marks odwrócił Heglowską dialektykę i postawił ją z głowy na nogi. Zobaczymy, że istnieją jednak powody, by uznać, iż nie jest to do końca prawda.
Marks zrewolucjonizował metodę dialektyczną, ale nie polegało to na prostym odwróceniu. „Mistyfikującą stronę dialektyki heglowskiej krytykowałem już pra
wie przed 30 laty" stwierdził, odnosząc się do swojej krytyki Filozofii prawa Hegla. Krytyka ta była fundacyjnym momentem, w którym Marks przedefiniował swój stosunek do dialektyki Hegla. Sprzeciwił się temu, że zmistyfikowana forma owej
dialektyki stała się w Niemczech lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku swe
go rodzaju modą, i postanowił rozpocząć jej odnowę, by mogła uwzględnić fakt,
iż „każdą powstałą formę ujmuje w ciągłości ruchu" Marks musiał zatem przekonfigurować dialektykę, tak aby mogła uchwycić również „stronę przemijającą" spo łeczeństwa. Mówiąc w skrócie, dialektyka musi posiadać zdolność do rozumienia
i reprezentowania procesów ruchu, zmiany i transformacji. Taka metoda dialek tyczna „przed niczym nie chyli czoła i z istoty swej jest krytyczna i rewolucyjna"
(18-19), przede wszystkim dlatego, że dociera do samego serca tego, na czym pole gają zarówno aktualne, jak i potencjalne społeczne transformacje.
Marks mówi tu o swoim zamiarze wynalezienia na nowo metody dialektycz nej, tak by mogła wziąć pod uwagę ujawniające się i dynamiczne stosunki między
elementami w obrębie systemu kapitalistycznego. Zamierza to zrobić w taki spo sób, by uchwycić płynność i ruch, ponieważ jest, jak zobaczymy, niezwykle zafa
scynowany odmiennością i dynamiką kapitalizmu. Taki obraz kontrastuje ze stale wyprzedzającą Marksa sławą sztywnego i nieruchomego myśliciela struktura-
listycznego. Kapitał ukazuje Marksa, który zawsze mówi o przepływie i ruchu -
Wprowadzenie
27
procesie - choćby cyrkulacji kapitału. Wobec tego lektura Marksa na ustalonych
przez niego warunkach wymaga tego, byście uchwycili, z czym wiąże on znaczenie
„dialektyki"
Problem polega tutaj jednak na tym, że Marks nigdy nie napisał traktatu poś więconego dialektyce oraz że nigdy nie wyeksplikował swojej metody dialekty cznej (chociaż, jak zobaczymy, można znaleźć wiele uwag rozproszonych to tu, to tam w jego dziele). Mierzymy się tu z jawnym paradoksem. Żeby zrozumieć
metodę dialektyczną Marksa, musicie przeczytać Kapitał, ponieważ jest on źró dłem jej rzeczywistej praktyki; ale żeby zrozumieć Kapitał, musicie pojąć metodę
dialektyczną Marksa. Uważna lektura Kapitału stopniowo wydobywa sens tego, jak
działa owa metoda, a im więcej przeczytacie, tym lepiej zrozumiecie Kapitał jako
książkę.
Chcialbym zauważyć, że jedną z osobliwych kwestii dotyczących naszego sys
temu edukacji jest to, że im lepiej wykształceni jesteście w danej dyscyplinie, tym prawdopodobnie mniej przyzwyczajeni będziecie do metody dialektycznej. W isto cie małe dzieci są bardzo dialektyczne. Postrzegają wszystko w stanie ruchu,
w sprzecznościach i transformacjach. Trzeba naprawdę ogromnego wysiłku, by poz bawić dzieci zdolności do bycia dobrymi dialektykami. Marks pragnie odzyskać tę intuicyjną moc metody dialektycznej i zaprząc ją do pracy na rzecz rozumienia
tego, w jaki sposób wszystko znajduje się w procesie, w stanie ruchu. Nie mówi
po prostu o pracy; mówi o procesie pracy. Kapitał nie jest rzeczą, ale raczej proce sem, który istnieje wyłącznie w ruchu. Kiedy zatrzymuje się cyrkulacja, wartość znika, a cały system się zawala. Spójrzcie, co stało się po 11 września 2001 roku w Nowym Jorku: wszystko nagle znieruchomiało. Samoloty przestały latać, zam
knięto mosty i drogi. Po trzech dniach zorientowano się, że kapitalizm zawaliłby
się, jeśli wszystko nie znajdzie się z powrotem w ruchu. W związku z tym nagle burmistrz Giuliani i prezydent Bush zaczęli błagać społeczeństwo, by wyciągnęło
swoje karty kredytowe i poszło na zakupy, ruszyło z powrotem na Broadway, wró
ciło do swoich ulubionych restauracji. Bush nawet wystąpił w reklamie telewizyjnej
przemysłu lotniczego, zachęcając Amerykanów do tego, by nie bali się latać. Kapitalizm jest niczym, jeśli nie znajduje się w ruchu. Marks jest niezwykle
pełen uznania dla tej kwestii i podejmuje się przywołania transformacyjnego dyna mizmu kapitału. Właśnie dlatego tak trudno zrozumieć, że często przedstawia
się go jako statycznego myśliciela, który redukuje kapitalizm do pewnej struk turalnej konfiguracji. Wprost przeciwnie: tym, co Marks odszukuje w Kapitałę, jest pojęciowy aparat, głęboka struktura, która wyjaśnia sposób, w jaki ruch jest
ze
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
rzeczywiście wpisany w obręb kapitalistycznego sposobu produkcji. W konse
kwencji wiele z jego pojęć sformułowanych zostało bardziej wokół stosunków
niż wokół samodzielnych zasad; dotyczą one bowiem działań ukierunkowanych na transformację.
Wobec tego poznanie i docenienie metody dialektycznej Kapitału jest nie zbędne do zrozumienia Marksa na warunkach ustalonych przez niego samego.
Wiele osób, w tym niektórzy marksiści i marksistki, zaprzeczyli by temu. Tak zwani marksiści analityczni - myśliciele w rodzaju G.A. Cohena, Johna Roemera
czy Roberta Brennera - odrzucają dialektykę. Faktycznie wolą nazywać się „nie-bzdurnymi marksistami" („no-bulłshit Marxists"). Wolą przekształcać Marksowski
wywód w serię zdań analitycznych. Inni przeistaczają jego wywody w kauzalny model świata. Istnieje nawet pozytywistyczny sposób wykładania Marksa, pozwa
lający na empiryczne sprawdzenie jego teorii. W każdym z tych przypadków wywód
zostaje ogołocony z dialektyki. Otóż zasadniczo nie twierdzę, że analityczni marksi ści się mylą, że ci, którzy przekształcają Marksa w pozytywistycznego budowniczego modeli, zostali wprowadzeni w błąd. Być może mają rację; jednak będę obstawał
przy tym, że warunki, które ustanowił Marks, są warunkami dialektycznymi, a zatem jesteśmy zobowiązani, by wpierw zmierzyć się z dialektycznym czytaniem Kapitału.
Podkreślmy na koniec: naszym celem jest lektura Marksa na jego własnych warun
kach, ale o ile kierować będziemy się tym podejściem, o tyle warunki te znajdować się będą nieuchronnie pod wpływem moich własnych zainteresowań i doświad czeń. Spędziłem znaczną część mojego akademickiego życia, przekładając teorię
Marksa na badania nad kapitalistyczną urbanizacją, nierównym rozwojem geogra ficznym i imperializmem, a to doświadczenie w oczywisty sposób wpłynęło na to,
jak czytam obecnie Kapitał. Zacznijmy od tego, że są to praktyczne bardziej niż filozoficzne czy abstrakcyjnie teoretyczne zainteresowania. Moje podejście zawsze polegało na tym, by pytać, co Kapitał może wyjawić nam odnośnie do naszego
życia codziennego przeżywanego w dużych miastach wytworzonych przez kapitał.
Przez ponad trzydzieści osobliwych lat angażowania się w pracę z tym tekstem zaszły ogromne geograficzne, historyczne i społeczne zmiany. W istocie jednym
z powodów, dla których lubię co roku nauczać Kapitału, jest to, że za każdym razem muszę zadać sobie pytanie, w jaki sposób ta kolejna lektura będzie odmienna
od poprzednich. Co jeśli uderzy mnie to, czego dotąd nie dostrzegałem? Zauważy
łem, że wraz z tym, jak zmienia się geografia, historia i ludzie, wracam do Marksa
w coraz mniejszym stopniu po porady, w coraz większym zaś po potencjalne
Wprowadzenie
29
teoretyczne intuicje. Oczywiście w tym procesie udoskonaliłem z kolei moje rozu mienie samego tekstu. lednak wraz z tym, jak jesteśmy konfrontowani przez histo
ryczny i intelektualny klimat z jawnie bezprecedensowymi problemami i zagroże niami, sposób, w jaki czytamy Kapitał, musi również się zmieniać i przystosowywać.
Marks mówi o tym procesie w kategoriach koniecznego przeformułowania
i reinterpretacji. Zauważa, że teoria burżuazyjna zrozumiała świat w szczególny
sposób w XVIII wieku, a następnie historia ruszyła naprzód i sprawiła, że ta teoria, jak i oferowane przez nią ujęcia stały się bezużyteczne (11-14). Idee muszą ulec zmianie lub zostać przekonfigurowane wraz ze zmianą warunków. Marks zrozu
miał i przedstawił przenikliwie świat kapitalistyczny z lat pięćdziesiątych i sześć dziesiątych XIX wieku, ale świat się zmienił, a wobec tego należy zawsze zadać
pytanie: w jaki sposób ten tekst ma zastosowanie do naszych czasów? Niestety, jak uważam, neoliberalna kontrrewolucja, która zdominowała globalny kapita lizm w ostatnich trzydziestu latach; zrobiła wiele, by odtworzyć w skali globalnej te warunki, które Marks tak doskonale zdekonstruował dla Anglii lat pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych XIX wieku. Wobec tego w niniejsze odczytanie wplatam niektóre
z moich własnych komentarzy odnośnie do znaczenia Kapitału dla współczesnego świata oraz interpretacje tekstu, które wydają się najlepiej pasować do wymowy
naszych czasów.
Przede wszystkim jednak chciałbym, abyście wyszli z naszego spotkania z własnym odczytaniem Kapitału. To znaczy: mam nadzieję, że zaangażujecie się w tekst na warunkach ustanowionych przez wasze własne specyficzne doświadcze
nie - intelektualne, społeczne, polityczne - i pobierzecie z niego lekcję w waszym własnym stylu. Mam nadzieję, że spędzicie dużo dobrego i pouczającego czasu,
przemawiając do tekstu takiego, jakim on jest, i pozwalając mu przemówić do was
z powrotem. Ten rodzaj dialogu z tekstem jest wspaniałym doświadczeniem w poszukiwaniu rozumienia tego, co wydaje się niemal niemożliwe do zrozumie
nia. Zadaniem każdego czytelnika i każdej czytelniczki jest bowiem przekładanie Kapitału na to, co posiada znaczenie w jego i jej własnym życiu. Nie ma i nie może
być żadnego ostatecznego i definitywnego odczytania przede wszystkim dlatego, że świat się nieustannie zmienia. Marks prawdopodobnie skwitowałby to, mówiąc:
Hic Rhodus, hic salta! Do dzieła!
Rozdział I • Towary i wymiana
Rozdział 1. Towar
1. Dwa czynniki towaru: wartość użytkowa I wartość (substancja wartości, wielkość wartości) Pozwólcie, że rozpocznę od bardzo szczegółowego przyjrzenia się pierwszej czę
ści rozdziału pierwszego. Zrobię tak, ponieważ to właśnie w tym miejscu Marks wykłada podstawowe kategorie niejako a priori i często w nieco tajemniczy sposób,
na modłę „przyjmij to bez gadania” a jak, sądzę, wymagałoby to rozwinięcia. Jestem również zainteresowany tym, byście zaznajomili się, najszybciej jak to możliwe,
ze sposobem uważnej lektury Kapitału, niezbędnej do tego, by w ogóle go zro zumieć. Nie bójcie się jednak, w dalszej części nie będę kontynuował swojego
wykładu na tym poziomie szczegółowości! Towar jest dla Marksa apriorycznym punktem wyjścia. Jak pisze: „Bogactwo
społeczeństw, w których panuje kapitalistyczny sposób produkcji, jawi się (erscheint) jako «olbrzymie zbiorowisko towarów», poszczególny zaś towar jako jego forma
elementarna. Dlatego też badania nasze rozpoczynamy od analizy towaru” (39) *Zwróćcie uwagę na pewną kwestię z poziomu językowego. Przyjrzyjmy się sformu
łowaniu „jawić się" użytemu w tym fragmencie w dwojakim kontekście. Co oczywi ste, „jawi się" to nie to samo co „jest" Wybór tego słowa - uważajcie na nie, ponie waż na kartach Kapitału Marks robi z niego częsty użytek - sygnalizuje, że coś innego dzieje się pod powierzchnią pozoru. Zostajemy natychmiast zaproszeni
• Przekład zmodyfikowany. W polskiej wersji niemieckie sformułowanie erscheint oddawane było jako „występuje” - w użyciu Marksowskim ma ono jednak heglowską konotację z das Schein, czyli pozorem. Zmiana ma na celu uzgodnienie tekstu polskiego przekładu z intuicjami, do któ rych odwołuje się w swoim wywodzie Harvey (przyp. tłum.).
34
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
do myślenia nad tym, co to takiego może być. Zauważcie również, że Marks jest zainteresowany wyłącznie kapitalistycznym sposobem produkcji. Nie intere
sują go ani starożytne, ani socjalistyczne, ani nawet mieszane sposoby produkcji, ale właśnie wyłącznie kapitalistyczny sposób produkcji w jego czystej postaci. Bar
dzo ważne, żebyśmy w trakcie dalszej lektury zawsze o tym pamiętali. Rozpoczynanie od towarów okazuje się bardzo poręczne, ponieważ każdy ma
z nimi codzienny kontakt i jakieś powiązane doświadczenia. Jesteśmy nimi oto czeni na każdym kroku, spędzamy czas, kupując je, poszukując ich, pożądając ich
czy wzgardzając nimi. Forma towarowa jest czymś powszechnie obecnym w ramach kapitalistycznego sposobu produkcji. Marks wybrał właśnie ten wspólny mianow
nik, coś, co jest znane i wspólne nam wszystkim bez względu na klasę, rasę, płeć, religię, narodowość, preferencje seksualne czy cokolwiek innego. Znamy się na to
warach w taki potoczny sposób, one zaś, co więcej, są kluczowe dla naszego istnie nia: musimy kupować je, żeby przetrwać.
Towary sprzedawane są na rynku, a to natychmiast narzuca pytanie: jakiego rodzaju transakcją ekonomiczną jest ta sprzedaż? Towar jest czymś, co odpowiada
ludzkiej chęci, potrzebie czy pragnieniu. Jest czymś względem nas zewnętrznym, w czego posiadanie wchodzimy i czynimy naszym własnym. Marks jednak natych
miast oznajmia, że nie jest zainteresowany właściwościami towarów, ponieważ „charakter tych potrzeb, czy np. pochodzą one z żołądka, czy też z wyobraźni, nie odgrywa tu żadnej roli” (39). Wszystko, co go interesuje, to prosty fakt, że ludzie kupują towary oraz że to działanie jest czymś podstawowym dla sposobu, w jaki
żyją. Na świecie istnieją oczywiście miliony towarów, różniących się pod względem cech materialnych oraz tego, w jaki sposób określane są ilościowo (kilogramy mąki,
pary skarpet, kilowaty energii elektrycznej czy metry bieżące płótna i tak dalej). Marks jednak odsuwa to niezmierne zróżnicowanie na bok, mówiąc, że „odkrycie tych
różnych stron, a zatem odkrycie rozmaitych sposobów użycia rzeczy, jest wynikiem rozwoju historycznego” podobnie jak „wynalezienie społecznych miar ilości rzeczy
użytecznych" (40). Musi natomiast znaleźć jakiś sposób, by mówić o towarze jako takim. „Użyteczność danej rzeczy” da się najlepiej pojąć jako „wartość użytkowa" (40). Pojecie wartości użytkowej będzie kluczowe we wszystkim, co następuje dalej.
Spójrzcie, jak szybko Marks abstrahuje od niesamowitej różnorodności ludz
kich chęci, potrzeb i pragnień, jak również od ogromnej rozmaitości towarów, ich wag i miar w celu skupienia się na jednolitym pojęciu wartości użytkowej. Dobrze obrazuje to wniosek, który poczynił w jednej z przedmów, mówiąc,
że problemem nauk społecznych jest to, iż nie mogą wyizolować i przeprowadzić
Rozdział I Towary I wymiana
35
w pełni kontrolowanego eksperymentu w laboratorium, dlatego w tym celu muszą posłużyć się siłą abstrakcji, zamiast rozwijać formy rozumienia podobne do tych
w naukach ścisłych (6). W tym otwierającym fragmencie widzicie ten proces abs
trakcji w działaniu pierwszy, ale z pewnością nie ostatni raz. Jednakże „w formie społecznej, którą mamy rozpatrywać” (to znaczy w kapi
talizmie), towary są „zarazem nośnikami wartości wymiennej" (40-41) . **
Bądźcie
ostrożni w stosunku do słowa „nośnik” ponieważ noszenie czegoś nie jest tym samym co bycie czymś. Towary są nośnikami czegoś innego, co dopiero ma zostać
zdefiniowane. W jaki sposób mamy zatem odkryć, czego nośnikiem jest towar? Kiedy przyjrzymy się rzeczywistym procesom wymiany odbywającym się na rynku,
ukaże nam się ogromna różnorodność wskaźników wymiany między, dajmy na to, koszulami a butami czy jabłkami a pomarańczami, a te wskaźniki wymiany będą
się niezwykle różnić nawet dla tych samych produktów w tym samym czasie i miej scu. Wobec tego na pierwszy rzut oka wydaje się, jakby wskaźniki wymiany były
„czymś przypadkowym i czysto względnym” (ale zauważcie słowo „względnym"). Wszystko „jawiłoby się” zatem tak, że idea „wartości wewnętrznej, immanent-
nej towarowi (valeur intrinsèque) wydaje się jakimś contradictio in adiecto" (41).
Z jednej strony wszystko z zasady wymienialne jest na wszystko inne. Towary mogą
zmieniać właścicieli i poruszać się w systemie wymiany. Coś sprawia, że wszystkie towary są współmierne w ramach wymiany. Wynika z tego, że „odpowiednie war
tości wymienne tego samego towaru wyrażają jednakową wielkość. Po wtóre zaś: wartość wymienna może być w ogóle tylko sposobem wyrażania się, «formą prze
jawiania się» odmiennej od niej treści" (41). Nie mogę rozkroić towaru i dotrzeć
do tego składnika, który odpowiedzialny jest za jego wymienialność. To, co sprawia, że daje się on wymieniać, musi być czymś innym, a to coś innego daje się odkryć tylko wówczas, gdy towar jest wymieniany (w tym miejscu kluczowego znaczenia
zaczyna nabierać idea ruchu i procesu). Gdy towar zmienia właściciela, wyraża coś dotyczącego nie tyle wyłącznie własnych cech, ale również cech wszystkich towarów na przykład to, że są ze sobą współmierne. Dlaczego zatem są one współmierne
i w następstwie czego zachodzi ta współmierność? „Każdy z nich” (towarów) „jako
wartość wymienna - musi więc dać się sprowadzić do tej trzeciej [rzeczy - przyp. tłum.]" (42).
•• Przekład zmodyfikowany. Ponieważ Harvey tam, gdzie Marks odnosi się do wartości użyt kowej, umieszcza towar, słowo „nosicielka" użyte w polskim przekładzie Marksa zmieniono tu
na „nośnik” (przyp. tłum.).
36
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Jak twierdzi Marks, „to wspólne nie może być geometryczną, fizyczną, che
miczną ani żadną inną przyrodzoną własnością towarów” (42). Prowadzi nas to do istotnego zwrotu w argumentacji. Marks często bywa przedstawiany jako nie
złomny, jeśli nie wręcz fimdamentalistyczny materialista. Wszystko musi być ma terialne, żeby mogło zostać prawomocnie uznane za rzeczywiste, ale w tym miej scu Marks zaprzecza temu, że materialność towarów może powiedzieć wam
cokolwiek z tego, co chcielibyście wiedzieć o czynnikach sprawiających, że są one współmierne. „Jako wartości użytkowe towary różnią się przede wszystkim jako
ścią, jako wartości wymienne mogą różnić się tylko ilością, nie zawierają więc ani atomu wartości użytkowej" (42). Współmierność towarów nie jest ustanowiona
na podstawie ich wartości użytkowych. „Jeżeli więc pominiemy wartość użytkową ciał towarów, pozostaje im tylko jedna własność” - w tym właśnie miejscu dokonu
jemy kolejnego z tych przeskoków a priori za pomocą twierdzenia: „ta mianowicie,
że są produktami pracy” (42-43). W taki oto sposób wszystkie towary są wytwo
rami ludzkiej pracy. To, co towary mają ze sobą wspólnego, to fakt, że wszystkie są nośnikami ludzkiej pracy wcielonej w nie w procesie ich produkcji. Jednak, dopytuje natychmiast Marks, jakiego rodzaju ludzka praca wcielona jest w towary? Nie może być to rzeczywisty czas jej trwania - tego, co nazywa on
pracą konkretną - ponieważ im dłużej trwałoby wytworzenie danego towaru, tym
bardziej byłby wartościowy. Dlaczego miałbym płacić więcej za przedmiot tylko dlatego, że ktoś dłużej go wytwarzał, gdy mogę zdobyć go za pół ceny od kogoś,
kto wytworzył go w czasie o połowę krótszym? Marks podsumowując, stwierdza
zatem, że wszystkie towary są „sprowadzone do jednakowej pracy ludzkiej, do abs trakcyjnie ludzkiej pracy” (43).
Jak jednak wygląda taka abstrakcyjnie ludzka praca? Towary są residuum produktów pracy. Pozostała z nich tylko jednakowa dla wszystkich widmowa przedmiotowość, czyste skrzepy niezróżnicowanej pracy ludzkiej. (...) Jako kryształy tej wspólnej im substancji społecznej są one wartościami - wartościami towarów (43).
Cóż za krótkie przejście, a przecież zawierające tak niesłychanie skondensowane treści! Jeśli niezróżnicowana praca ludzka to „widmowa przedmiotowość” w jaki
sposób możemy ją dostrzec lub zmierzyć? Cóż to za materializm? Jak zauważycie, nim wyłożone zostaną podstawowe pojęcia i wywód przejdzie od wartości użytkowej przez wartość wymienną do abstrakcyjnie ludzkiej pracy,
a ostatecznie do wartości jako skrzepów niezróżnicowanej pracy ludzkiej, miną
Rozdział I Towary I wymiana
37
całe cztery strony raczej tajemniczych stwierdzeń. To właśnie wartość czyni wszyst kie towary mierzalnymi i to właśnie ta wartość jest jednocześnie ukryta pod posta
cią „widmowej przedmiotowości” i przekazywana w procesie wymiany towarowej. Stawia to przed nami pytanie: czy wartość rzeczywiście jest „widmową przedmio-
towością" czy też zaledwie jawi się w ten oto sposób? Powyższe pytanie pozwala nam na zreinterpretowanie wartości wymiennej jako „koniecznego sposobu wyrażania się czy też formy przejawiania się wartości"
(43). Zwróćcie uwagę po raz kolejny na słowo „przejawianie się"; tym razem jednak możemy spojrzeć na relację przejawiania się w odwrotny sposób, ponieważ tajem nica tego, co sprawia, że towary są na siebie nawzajem wymienialne, rozumiana jest obecnie jako świat zjawisk owej „widmowej przedmiotowości" którą nazywamy
wartością. Wartość wymienna jest konieczną reprezentacją ludzkiej pracy wcielonej
w towary. Kiedy pójdziecie do supermarketu, możecie odkryć wartości wymienne, jednak nie uda wam się zobaczyć czy zmierzyć ludzkiej pracy wcielonej bezpo
średnio w towary. To właśnie wcielenie pracy ludzkiej posiada widmową obecność
manifestującą się na półkach w supermarkecie. Pomyślcie o tym następnym razem,
gdy znajdziecie się w takim sklepie otoczeni tymi widmami! Marks powraca do pytania o to, jakiego rodzaju praca zaangażowana jest
w wytwarzanie wartości. Wartość to „abstrakcyjnie ludzka praca (...) uprzedmioto wiona (...) lub zmaterializowana" (43) w towarze. W jaki sposób wobec tego mierzy
się tę wartość? Przede wszystkim ma to w oczywisty sposób coś wspólnego z cza
sem pracy. Jednakże, jak już stwierdziłem, wskazując na różnicę między pracą konkretną a pracą abstrakcyjną, nie może być to rzeczywisty czas pracy, ponieważ
wówczas wartość towaru byłaby tym większa, „im bardziej leniwy lub niezręczny jest człowiek" który go wytworzył. W takim razie „praca stanowiąca substancję
wartości jest to jednorodna praca ludzka, wydatkowanie takiej samej ludzkiej siły roboczej" W celu zrozumienia tego, co oznacza „wydatkowanie tej samej ludzkiej
siły roboczej" Marks musi, jak mówi, przyjrzeć się „całej sile roboczej społeczeństwa, reprezentowanej w wartościach świata towarów” (44).
To aprioryczne stwierdzenie ma potężne implikacje. Marks nie rozwija ich
jednak w tym miejscu. Pozwolę sobie zatem zrobić to za niego, żebyście nie zrozu mieli opacznie tego, czego dotyczy teoria wartości. Mówienie o „całej sile roboczej społeczeństwa" jest milczącym przywołaniem rynku światowego, który powstał
w warunkach kapitalistycznego sposobu produkcji. Gdzie to „społeczeństwo" świat kapitalistycznej wymiany towarowej - ma swoje granice? W tym momencie
jest w Chinach, jest w Meksyku, jest w Japonii, Rosji, Republice Południowej Afryki -
38
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
jest globalnym zbiorem stosunków. Miara wartości wyprowadzana jest z całego tego świata ludzkiej pracy. Było tak również, choć oczywiście w nieco mniejszej
skali, w czasach Marksa. Już w Manifeście partii komunistycznej znajdziemy prze
cież wspaniały opis tego, co dziś określamy mianem globalizacji: Przez eksploatację rynku światowego burżuazja nadała produkcji i spożyciu wszystkich krajów charakter kosmopolityczny (...), usunęła spod nóg przemysłu podstawę naro
dową. Odwieczne narodowe gałęzie przemysłu uległy zniszczeniu i ulegają mu codzien nie w dalszym ciągu. Zostają one wyparte przez nowe gałęzie przemysłu, których wpro wadzenie staje się kwestią życia dla wszystkich narodów cywilizowanych, przez gałęzie
przemysłu, które przerabiają już nie miejscowe, lecz sprowadzane z najodleglejszych stref surowce i których fabrykaty spożywane są nie tylko w danym kraju, lecz także
we wszystkich częściach świata. Miejsce dawnych potrzeb, zaspokajanych przez wyroby krajowe, zajmują nowe, wymagające dla swego zaspokojenia produktów najodleglej
szych krajów i klimatów. Dawna miejscowa i narodowa samowystarczalność i zaskle pienie ustępują miejsca wszechstronnym stosunkom wzajemnym i wszechstronnej
współzależności narodów1.
To właśnie na tym dynamicznym globalnym obszarze stosunków wymiany wartość
określana jest wciąż i na nowo. Marks pisał w historycznym kontekście, w którym świat, przy wykorzystaniu statków parowych, kolei żelaznej i telegrafu, bardzo
szybko otwierał się na handel globalny. Autor Kapitału rozumiał również doskonale, że wartość nie jest określana na naszym podwórku czy nawet w obrębie gospodarki
krajowej, ale wynika z funkcjonowania całokształtu światowej wymiany towarowej. Marks ponownie wykorzystuje tu jednak moc abstrakcji, by wyjść z ideą jednostek jednorodnej pracy, z których każda „jest taką samą ludzką siłą roboczą co inna,
jeżeli ma charakter społecznie przeciętnej siły roboczej i działa jako taka społeczna
przeciętna siła robocza" (44), ta redukcja do formy wartości obecnie zachodzi nie jako poprzez handel światowy. Pozwala mu to na sformułowanie kluczowej definicji „wartości" jako „społecz
nie niezbędnego czasu pracy" który „jest czasem pracy potrzebnym do wytworze
nia jakiejś wartości użytkowej w istniejących społecznie normalnych warunkach produkcji i przy społecznie przeciętnym stopniu umiejętności i intensywności
1 K. Marks, F. Engels, Manifest partii komunistycznej, w: tychże, Dzieła, t. 4, Książka i Wiedza,
Warszawa 1962, s. 518.
Rozdział I Towary I wymiana
39
pracy" Po czym podsumowuje: „a więc tylko ilość społecznie niezbędnej pracy, czyli czas pracy społecznie niezbędny do wytworzenia jakiejś wartości użytkowej, określa wielkość jej wartości” (44). Oto definicja. W oczywisty sposób jest to defini cja warunkowa, ponieważ uzależniona jest od pojęcia „społeczeństwa" - gdzie też
to społeczeństwo się zaczyna, a gdzie kończy? Czy jest ono zamknięte, czy otwarte?
Co jeśli, a tak z pewnością być musi, tym społeczeństwem jest rynek światowy...?
Jednym z powodów, dla którego Marks mógł umknąć krytyce z tą tajemniczą prezentacją wartości użytkowej, wartości wymiennej i wartości, było to, że każdy,
kto czytał Ricarda, powiedziałby, że tak to właśnie przedstawia Ricardo. Rzeczy wiście, jest to czysty Ricardo, z jedną jednakże istotną zmianą. Ricardo odwoływał
się do pojęcia czasu pracy jako wartości. Natomiast Marks wykorzystuje pojęcie
społecznie niezbędnego czasu pracy. W tym oto miejscu Marks naśladuje aparat
pojęciowy Ricarda i - wydawałoby się, że zupełnie niewinnie - dodaje drobną modyfikację. Jednak ta zmiana, jak zobaczymy, robi ogromną różnicę. Od razu
zmuszeni jesteśmy zapytać: co to znaczy „społecznie niezbędny”? W jaki sposób jest to ustanawiane i kto jest za to odpowiedzialny? Marks nie udziela tu żadnych
bezpośrednich odpowiedzi, ale to pytanie jest jednym z tematów przewijających się
przez cały Kapitał. Czym są społeczne niezbędności wbudowane w kapitalistyczny
sposób produkcji? Przyznaję, że jest to dla nas wciąż spory problem. Czy, jak w słynnym stwier
dzeniu Margaret Thatcher, „nie ma alternatywy” co w pewien sposób równa się po
wiedzeniu, że społeczne niezbędności, które nas otaczają, są ustanowione w tak sztywny sposób, że nie mamy żadnego wyboru, jak tylko się do nich dostosować? U ich podstawy wracamy do pytania o to, kto i jak ustanawia te „wartości" Oczywi
ście lubimy myśleć, że posiadamy swoje własne „wartości" a przy okazji każdego
okresu wyborczego w Stanach Zjednoczonych powraca niekończąca się dyskusja
o „wartościach" startujących kandydatów. Jednak Marks twierdzi, że istnieje szcze
gólny rodzaj wartości i jej miara, określone przez proces, którego nie rozumiemy, a który niekoniecznie jest naszym świadomym wyborem, oraz że sposób, w który narzucane nam są te wartości, musi zostać wydobyty na jaw. Jeśli chcecie zrozu
mieć, kim jesteście i gdzie znajdujecie się w tym wirze buzujących wartości, musi-
cie wpierw zrozumieć, w jaki sposób wartości towarów są tworzone i wytwarzane, oraz to, jakie niesie to ze sobą konsekwencje - społeczne, środowiskowe, polityczne
i tym podobne. Łudzicie się, jeśli myślicie, że możecie rozwikłać problem środo wiskowy w rodzaju globalnego ocieplenia bez rzeczywistego konfrontowania się
z kwestią tego, przez kogo i jak określona zostaje podstawowa struktura wartości
40
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
naszego społeczeństwa. Wobec tego Marks obstaje przy tym, że musimy zrozu
mieć, na czym polegają wartości towarów i określające je społeczne niezbędności. Wartości towarów nie są ustalonymi na trwałe wielkościami. Są na przykład
wrażliwe na zmiany w wydajności: Po wprowadzeniu w Anglii krosna parowego wystarczyła, być może, połowa tego czasu co dawniej do przetworzenia danej ilości przędzy w tkaninę. Angielski tkacz ręczny fak tycznie nadal potrzebował na to takiego samego czasu pracy co dawniej, ale produkt
jego indywidualnej godziny pracy reprezentował teraz już tylko pół społecznej godziny pracy i dlatego spadl do połowy swej dawnej wartości (44).
Zwraca to naszą uwagę na fakt, że wartość jest wrażliwa na rewolucje w zakresie technologii i wydajności. Duża część tomu I będzie dotyczyła omówienia źródeł
i wpływu rewolucji w wydajności oraz następujących po nich rewolucji w stosunkach wartości. Jednak nie tylko rewolucje z zakresu technologii mają znaczenie, ponieważ wartość „określają najrozmaitsze okoliczności, między innymi przeciętny poziom
umiejętności robotnika, stopień rozwoju nauki i jej technologicznego zastosowania" Marks jest niezwykle przejęty znaczeniem technologii i nauki w kapitalizmie -
„społeczna organizacja procesu produkcji, rozmiary i efektywność środków pro dukcji oraz warunki naturalne” (45). Szeroki wachlarz sił może naruszyć wartości.
Transformacja środowiska naturalnego czy migracje do miejsc o bardziej sprzyja jących warunkach naturalnych (tańsze zasoby) rewolucjonizują wartości. Wartości
towarów, mówiąc w skrócie, poddane są szeregowi potężnych sił. Marks nie stara się przedstawić tu jakiejś ich ostatecznej kategoryzacji, po prostu przestrzega nas, że to,
co nazywamy „wartością” nie jest stałe, ale poddane nieustannym rewolucyjnym transformacjom. Wtem w jego wywodzie następuje szczególny zwrot. W ostatnim akapicie tej
części nagle wprowadza ponownie kwestię wartości użytkowej. „Rzecz może być
wartością użytkową, nie będąc wartością" Oddychamy powietrzem, ale jak do tej pory nie udało nam się zamknąć go w butelkach i sprzedawać jako towaru, cho
ciaż jestem pewien, że w tej chwili ktoś gdzieś zastanawia się nad tym, jak tego dokonać. Co więcej, „rzecz może być użyteczna i być produktem ludzkiej pracy,
nie będąc towarem" Uprawiam pomidory w moim przydomowym ogródku i nas tępnie je zjadam. Wielu ludzi w kapitalizmie rzeczywiście robi wiele rzeczy samo dzielnie (szczególnie jeśli uwzględnić niewielką pomoc ze strony sklepów hoł
dujących zasadzie „zrób to sam”). Ogrom pracy (szczególnie w gospodarstwie
Rozdział I Towary i wymiana
41
domowym) odbywa się poza produkcją towarową. Produkcja towarów wymaga
nie tylko wytwarzania wartości użytkowych, ale „wartości użytkowych dla innych" Nie tylko wartości użytkowych dla pana feudalnego, które mógłby wytworzyć jego
chłop, ale wartości użytkowych, które mogą dotrzeć do innych za pośrednictwem rynku. Następstwem jest to, że „żadna rzecz nie może być wartością, jeżeli nie jest
przedmiotem użytecznym. Jeżeli jest bezużyteczna, to i praca w niej zawarta jest bezużyteczna, nie wchodzi w ogóle w rachubę jako praca i dlatego nie stwarza war tości” (46-47). Marks już wcześniej wydawał się oddalać i abstrahować od wartości
użytkowej w celu przejścia do wartości wymiennej - i to właśnie doprowadziło go
do wartości. Jednak w tym miejscu stwierdza, że jeśli towar nie spełnia ludzkiego pragnienia, potrzeby czy zachcianki, wówczas nie posiada wartości! Mówiąc w skró
cie, należy móc go komuś gdzieś sprzedać. Zastanówmy się przez chwilę nad strukturą tego argumentu. Zaczynamy od pojedynczego pojęcia towaru i ustalamy jego dwoisty charakter: posiada war
tość użytkową i wartość wymienną. Wartości wymienne są reprezentacją czegoś. Czego? Marks stwierdza, że są reprezentacją wartości. Wartość zaś jest społecz
nie niezbędnym czasem pracy. Jednak wartość nie ma żadnego znaczenia, jeśli nie wiąże się z powrotem z wartością użytkową. Wartość użytkowa jest społecznie
niezbędna względem wartości. Powyższy argument można ująć w pewien wzór i wyglądałby on wówczas następująco:
Rysunek 1.1. Struktura wartości
Rozważmy zatem konsekwencje tego wywodu. Posiadacie towar zwany domem.
Czy jesteście bardziej zainteresowani jego wartością użytkową, czy wartością wy
mienną? Najpewniej będziecie zainteresowani obiema z nich. Jednak mamy tu do czynienia z potencjalną opozycją. Jeśli zechcecie w pełni zrealizować wartość
42
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
wymienną, będziecie musieli odstąpić jego wartość użytkową komuś innemu. Jeśli
natomiast chcecie korzystać z jego wartości użytkowej, wówczas dość trudno uzy skać dostęp do jego wartości wymiennej, chyba że weźmiecie kredyt z odwróconą hipoteką. Czy zwiększanie na własny użytek wartości użytkowej domu zwiększa
jego potencjalną wartość wymienną? (Nowoczesna kuchnia - prawdopodobnie tak; specjalna konstrukcja związana z posiadanym hobby - pewnie nie.) Co dzieje
się z naszym światem społecznym, gdy dom, który niegdyś rozumiany był przede wszystkim w kategoriach wartości dodatkowej, jako miejsce zamieszkania, zostaje
pomyślany jako sposób na budowanie długoterminowych oszczędności (aktywów kapitałowych) dla rodziny robotniczej czy nawet jako nośnik „przerzucany" dla krót
koterminowego zysku spekulacyjnego przez każdego, kto ma dostęp do kredytu? Ta dychotomia wartość użytkowa/wartość wymienna jest w zasadzie użyteczna!
Rozważmy jednak ten argument jeszcze dokładniej. Towar, pojedyncze poję cie, ma dwa aspekty. Ale nie możecie przeciąć go na pół i stwierdzić, że oto jest
wartość wymienna, a oto wartość użytkowa. Towar jest bowiem jednością. Nato miast w obrębie tej jedności mamy do czynienia z dwoistością, a ta dwoistość
pozwala nam na zdefiniowanie czegoś, co nazywamy wartością - kolejnym jedno litym pojęciem - jako społecznie niezbędnego czasu pracy, i właśnie tego nośni kiem jest wartość użytkowa towaru. Jednakże po to, by posiadać wartość, towar
musi być użyteczny. Na podstawie tego powiązania między wartością a wartością użytkową dostrzeżemy wszelkiego rodzaju problemy powstające wokół podaży
i popytu. Jeśli podaż jest zbyt wielka, wartość wymienna się obniży; jeśli podaż jest zbyt mała, wartość wymienna wzrośnie - mamy zatem elementy podaży i popytu
w „przypadkowych i względnych” aspektach wartości wymiennej. Jednak za tymi wahaniami wartość może pozostać stałą (jeśli wszystkie inne czynniki określające
wartość, takie jak wydajność, również pozostaną stałe). Marks nie jest szczególnie zainteresowany stosunkami podaży i popytu. Chce wiedzieć, w jaki sposób inter
pretować stosunki wymiany towarów między, powiedzmy, koszulami a butami, gdy podaż i popyt znajdują się w stanie równowagi. Potrzebujemy zatem odmien
nego rodzaju analizy, która wskazywałaby na wartość jako zakrzepłe elementy tej społecznej substancji zwanej społecznie niezbędnym czasem pracy. Musimy, bez zwracania na to uwagi, milcząco wyabstrahować ją z warunków popytu i podaży
na rynku, by móc mówić o wartościach towaru (przy założeniu równowagi podaży i popytu) jako społecznie niezbędnym czasie pracy. W jaki sposób działa tu Marksowska metoda dialektyczna? Czy powiedzielibyś
cie, że wartości wymienne są przyczyną wartości? Czy raczej, że wartości wymienne
Rozdział I Towary i wymiana
43
są podstawą wartości użytkowych, czy też wartości użytkowe są przyczyną?... Nie jest to z pewnością analiza przyczynowa. Dotyczy przede wszystkim relacji, relacji dialek
tycznych. Czy można mówić o wartości wymiennej bez wartości użytkowej? Oczywi
ście, że nie. Czy można mówić o wartości bez wartości użytkowej? Również nie. Innymi słowy, nie można dyskutować jakiegokolwiek z tych pojęć bez omawiania pozostałych. Są to pojęcia współzależne, tworzące stosunki w obrębie swego rodzaju całokształtu.
Przyznaję, że użycie słowa „całokształt" w pewnych środowiskach intelektu alnych może wyglądać jak wyciąganie wielkiej czerwonej płachty. Marks nie miał bladego pojęcia, czym miałby być strukturalizm i jeszcze mniej wiedział o pojęciu postrukturalizmu. Musimy być ostrożni względem wpychania jego myśli w te kate
gorie (moim zdaniem ona zupełnie do nich nie pasuje). Jednak z pewnością Marks miał ambicję zrozumienia kapitalistycznego sposobu produkcji jako całości, dla
tego jedynym interesującym pytaniem jest to, jakie dokładnie pojęcie całokształtu miał na myśli? Wiem z tej pierwszej części, że ów całokształt może zostać najlepiej zrozumiany poprzez triumwirat pojęć wartości użytkowej, wartości wymiennej
oraz wartości, wzniesiony w oparciu o towar. Jednakże Marks przyznawał otwar cie, że wartości użytkowe są niezwykle zróżnicowane, wartości wymienne są przy godne i względne oraz że wartość posiada (lub wydaje się posiadać) „widmową
przedmiotowość" która w każdym razie poddana jest stałym rewolucjom zacho
dzącym na skutek zmian technologicznych i wstrząsów w stosunkach społecznych
i naturalnych. Ten całokształt nie jest czymś statycznym i zamkniętym, ale płynnym i otwartym, a zatem znajduje się w stałym procesie transformacji. Nie jest to nie wątpliwie Heglowska całość, ale wszystko, co jeszcze możemy o niej powiedzieć, będzie musiało poczekać, aż dotrzemy do dalszych partii tekstu.
Jak do tej pory rozwijana tu narracja brzmi mniej więcej następująco: Marks dekla ruje, że jego celem jest odsłonięcie zasad działania kapitalistycznego sposobu
produkcji. Rozpoczyna od pojęcia towaru i niezwłocznie określa jego dwoisty cha rakter: wartość użytkową oraz wartość wymienną. Ponieważ wartości użytkowe
towarzyszą nam od zawsze, w związku z tym mówią nam niewiele o specyfice kapi talizmu. Zatem Marks odsuwa je na bok, by móc spokojnie zająć się wartościami
wymiennymi. Stosunek wymiany między towarami na pierwszy rzut oka wydaje
się przypadkowy, jednak sam akt wymiany zakłada, że wszystkie towary posiadają
coś wspólnego, co sprawia, że są porównywalne i współmierne. Tą wspólność,
44
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
jak tajemniczo zakłada Marks, określa fakt, że wszystkie są wytworami ludzkiej pracy. Jako takie wcielają „wartość” wstępnie zdefiniowaną jako społecznie nie
zbędny (średni) czas pracy potrzebny do ich wytworzenia w danych warunkach wydajności pracy. Jednak po to, żeby praca była społecznie niezbędna, ktoś musi chcieć, pragnąć i potrzebować danego towaru, co oznacza, że wartość użytkowa musi ponownie znaleźć się w naszej argumentacji.
W dalszej analizie te trzy pojęcia - wartości użytkowej, wartości wymiennej oraz wartości - utrzymywane są w stałej i nieraz bardzo intensywnej wzajemnej
relacji. Marks rzadko przygląda się któremuś z nich z osobna; to relacje między nimi mają znaczenie. Jednakże często bada on relacje zachodzące między tylko dwoma
z nich, odsuwając jedną pozostałą na bok Rozwijając swój wywód dotyczący dwo istego charakteru pracy zawartej w towarach w kolejnej części rozdziału, Marks
skupia się na stosunku między wartością użytkową pracy a wartością, którą zawiera ta użyteczna praca (zakładając wartość wymienną jako stałą). W kolejnej części
bierze w nawias wartość użytkową i bada stosunek między wartością wymienną
a wartością w celu wyjaśnienia pochodzenia i roli pieniądza. Należy zwracać uwagę na te przesunięcia uwagi wraz z rozwojem argumentacji, ponieważ twierdzenia w każdej z tych części są zawsze uzależnione od tego, które z pojęć akurat zostało
odsunięte na bok. Jest jeszcze jeden tryb argumentacji, który wymaga wyjaśnienia, jeśli mamy pójść dalej. Rozpocząwszy od wartości użytkowej i wartości wymiennej - dycho tomii - Marks dochodzi następnie do jednolitego pojęcia wartości, które ma coś
wspólnego z ludzką pracą rozumianą jako „społecznie niezbędny czas pracy" (44).
Jakiego natomiast rodzaju ludzka praca jest społecznie niezbędna? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie odsłania przed nami dwoistość między pracą konkretną
(rzeczywistą) oraz abstrakcyjną (społecznie istotną). Te dwie formy pracy zbiegają
się raz jeszcze w jednolitym akcie wymiany towarowej. Oględziny tego momentu
wymiany odsłaniają jednak kolejną dwoistość zachodzącą między względną i ekwi
walentną formą wartości. Te dwa sposoby wyrażania się wartości zostają ponownie zjednoczone w wyłonieniu się jednego towaru - towaru pieniądza - który funk
cjonuje jako ogólny ekwiwalent w stosunku do wszystkich innych towarów. Da się
tu dostrzec pewien schemat argumentacyjny. Argumentacja rozwijana jest stop
niowo, poprzez ukazywanie przeciwieństw składanych następnie w jedną całość (jak w przypadku formy pieniężnej), uwewnętrzniającą te sprzeczności, choć roz
padającą się dalej na kolejne dwoiste relacje. Tak właśnie działa Marksowska dia lektyczna metoda wykładu, obecna, jak zobaczymy, w całym Kapitale.
Rozdział I Towary I wymiana
45
Oto wzorzec rozwijania argumentu w prostej postaci diagramu:
Rysunek 1.2. Ścieżka wywodu w rozdziale pierwszym Kapitału
Odwzorowanie wywodu w taki sposób znacznie ułatwia dostrzeżenie cało ściowego kontekstu. Łatwiej jest wówczas umiejscowić zawartość każdej z części
w obrębie ogólnej linii argumentacyjnej. Nie jest to heglowska logika w ścisłym sensie, ponieważ nie mamy tu ostatecznego momentu syntezy, a jedynie tymcza sowy moment jedności, w obrębie którego wcielona zostaje kolejna sprzeczność -
dwoistość - wymagająca dalszego rozwinięcia argumentacji w celu jej zrozumienia. Oto jak rozwija się Marksowski proces przedstawiania w Kapitale - i rzeczywiście
jest to sposób rozwijania, a nie logicznego wyprowadzania. Tworzy on szkieletową
strukturę argumentacji, na której wesprzeć się mogą wszelkiego rodzaju kwestie konceptualne. W ten sposób, wraz z postępem, wyłania się coraz szersze rozumie nie wewnętrznych stosunków, które utrzymują kapitalizm w stałym stanie sprzecz nej jedności, a zatem - w ciągłym ruchu.
2. Dwoisty charakter pracy zawartej w towarach
Marks rozpoczyna tę część skromnym stwierdzeniem: „pierwszy krytycznie wyś wietliłem ten dwoisty charakter pracy zawartej w towarze. Ponieważ punkt ten
odgrywa decydującą rolę, gdy chodzi o zrozumienie ekonomii politycznej, przeto należy go tutaj zbadać dokładniej” (47). Podobnie jak w części pierwszej, rozpoczyna od wartości użytkowych. Są to produkty fizyczne, wytworzone przez użyteczną,
„konkretną" pracę. Ogromna heterogeniczność form procesów pracy konkretnej -
krawiectwa, szewstwa, przędzalnictwa, tkactwa, rolnictwa i tak dalej - jest ważna,
46
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
ponieważ bez niej nie byłoby podstawy dla jakichkolwiek aktów wymiany (nikt, co oczywiste, nie chciałby wymieniać podobnych produktów) czy społecznego podziału pracy. Wartości użytkowe nie mogą występować wobec siebie jako towary, jeżeli nie tkwią w nich jakościowo różne prace użyteczne. W społeczeństwie, którego produkty przybie
rają powszechnie formę towarów, tzn. w społeczeństwie wytwórców towarów, ta jako
ściowa różnica prac użytecznych, wykonywanych niezależnie od siebie jako prywatne
zajęcia samodzielnych wytwórców, rozwija się w wieloczłonowy system, w społeczny podział pracy (48).
W tym miejscu Marks porusza wątek metodologiczny, powracający następnie
echem we wszystkich pozostałych rozdziałach: ruch od prostoty do większej złożo ności, od prostych molekularnych aspektów gospodarki opartej na wymianie w kie
runku bardziej systematycznego rozumienia. Odstępuje następnie od zasady spo glądania na relacje w celu zbadania niektórych uniwersalnych właściwości pracy
użytecznej. Robi tak, ponieważ praca „jako twórczyni wartości użytkowych, jako praca użyteczna, jest (...) warunkiem istnienia człowieka, niezależnym od wszel
kich ustrojów społecznych" (48-49). Praca użyteczna jest „wieczną, przyrodzoną
koniecznością, która umożliwia wymianę materii między człowiekiem a przyrodą,
a więc umożliwia życie ludzkie" (49). Idea „wymiany materii” ujmująca pracę jako pośrednik między ludzką egzys tencją a przyrodą, jest kluczową kwestią dla Marksowskiej historyczno-materiali-
stycznej argumentacji. Powróci do niej w wielu miejscach w Kapitale, nawet jeśli
pozostawi tę ideę w postaci raczej nierozwiniętej. To również charakterystyczne dla jego podejścia. W rezultacie zdarza mu się stwierdzać: „Spójrzcie, oto coś waż
nego, nad czym powinniście się zastanowić (w tym przypadku chodzi o stosunek do przyrody). Nie zamierzam się tym zajmować bardziej szczegółowo, ale chciał-
bym postawić tę kwestię jako ważną, zanim przejdę do spraw bardziej naglących”
Wartości użytkowe „są połączeniami dwóch pierwiastków: materiału danego przez przyrodę i pracy" W związku z tym „w procesie produkcji człowiek może postępo
wać tylko tak, jak postępuje przyroda" (49). Jest to ponownie fundamentalny punkt: cokolwiek robimy, musi to być spójne z prawem natury; to, co robimy może zmieniać tylko formy materii. Co więcej: w samej tej pracy kształtowania jest on [czło wiek] bezustannie wspomagany przez siły przyrody. Praca nie jest więc jedynym źródłem
Rozdział I Towary i wymiana
47
wartości użytkowych przez nią wytwarzanych, jedynym źródłem materialnego bogactwa. Praca, jak mówi William Petty, jest ojcem materialnego bogactwa, a ziemia matką (49).
Z pomocą tej upłciowionej metafory (która pochodzi co najmniej od Francisa
Bacona) Marks wprowadza kluczowe rozróżnienie między bogactwem - całkowitą
masą wartości użytkowych znajdujących się w czyjejś dyspozycji - a wartością społecznie niezbędnym czasem, który reprezentują te wartości użytkowe.
Następnie Marks powraca do pytania o wartości w celu odróżnienia ich homo-
geniczności (wszystkich wytworów pracy ludzkiej) od ogromnej heterogeniczności
wartości użytkowych i konkretnych form pracy. Pisze: Jakkolwiek krawiectwo i tkactwo są to czynności produkcyjne jakościowo różne, to jed
nak w obu wypadkach odbywa się produkcyjne użytkowanie mózgu człowieka, jego mięśni, nerwów, rąk itd. - i w tym znaczeniu obie czynności są ludzką pracą. Są to tylko
dwie różne formy wydatkowania ludzkiej siły roboczej. Oczywiście, sama ludzka siła
robocza musi już być mniej lub więcej rozwinięta, aby mogła być wydatkowana w tej
lub innej formie. Ale wartość towaru reprezentuje pracę ludzką jako taką, wydatkowanie
ludzkiej pracy w ogóle (50).
Jako takie jest to właśnie to, co Marks nazywa pracą „abstrakcyjną" (50-53). Tego
rodzaju ogólność pracy kontrastuje z mnóstwem konkretnych prac wytwarzających
rzeczywiste wartości użytkowe. Tworząc pojęcie pracy abstrakcyjnej, Marks utrzy muje, że zaledwie odzwierciedla abstrakcję wytworzoną przez rozległe wymiany towarów.
W ten właśnie sposób Marks konceptualizuje wartość, posługując się kate gorią jednostek prostej pracy abstrakcyjnej. Ten standard pomiaru „zmienia swój
charakter w zależności od kraju i epoki kultury, ale w określonym społeczeństwie
jest dany" (50). Raz jeszcze napotykamy często stosowaną w Kapitale strategię. Standard pomiaru jest czymś zależnym od czasu i przestrzeni, ale dla celów analizy zakładamy, że jest czymś znanym. Co więcej, w tym przypadku Marks mówi nawet,
że „praca złożona” na przykład praca wykwalifikowana, „uważana jest za pracę prostą spotęgowaną, a raczej pomnożoną, tak że mniejsza ilość pracy złożonej równa się
większej ilości pracy prostej” (50-51). Doświadczenie uczy, że takie sprowadzanie jednej pracy do drugiej odbywa się nie ustannie. Choćby towar był produktem pracy jak najbardziej złożonej, jego wartość
48
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
przyrównuje go do produktu pracy prostej i dlatego sama także reprezentuje tylko
pewną ilość pracy prostej (...). Dla uproszczenia będziemy odtąd wszelki rodzaj siły
roboczej rozpatrywali bezpośrednio jako siłę roboczą prostą, oszczędzając sobie w ten sposób trudu dokonywania redukcji (51).
Fakt, że Marks nigdy nie doprecyzował, jakie „doświadczenie" miał na myśli, czyni ten fragment wysoce kontrowersyjnym. W literaturze przedmiotu nazywa się to
„problemem redukcji” ponieważ nie ma jasności, w jaki sposób praca wykwalifi
kowana może być i jest redukowana do pracy prostej niezależnie od wartości wytworzonego towaru. Podobnie jak założenie dotyczące wartości jako społecznie
niezbędnego czasu pracy, to sformułowanie Marksa wydaje się tajemnicze, jeśli
nie wręcz nonszalanckie. Nie wyjaśnia, w jaki sposób dokonuje się ta redukcja. Po prostu zakłada dla celów analizy, że tak jest, i dalej rozwija ją już na tej podsta wie. Oznacza to, że jakościowe różnice, których doświadczamy w przypadku pracy konkretnej, pracy użytecznej i jej heterogeniczności, są tu zredukowane do czegoś
czysto ilościowego i homogenicznego. Oczywiście pogląd Marksa dotyczy tego, że zarówno abstrakcyjne (homoge niczne), jak i konkretne (heterogeniczne) aspekty pracy zostają zjednoczone w jed
nolitym akcie pracy. Autor Kapitału nie zakłada przecież, że praca abstrakcyjna odbywa się w jednej części fabryki, konkretna zaś w innym jej miejscu. Dwoistość naznacza sam pojedynczy proces pracy: wytwarzającej koszulę, która zawiera war
tość. Oznacza to, że wcielenie wartości nie zaszłoby bez konkretnej pracy wytwa
rzania koszul i, co więcej, że nie jesteśmy w stanie wiedzieć, czym jest wartość, o ile koszule nie zostaną wymienione na buty czy cokolwiek innego. To właśnie poprzez wielorakość prac konkretnych wyłania się miernik pracy abstrakcyjnej. Wszelka praca jest z jednej strony wydatkowaniem ludzkiej siły roboczej w znaczeniu fizjologicznym - i w tym charakterze jednorodnej pracy ludzkiej, czyli abstrakcyjnie
ludzkiej pracy, tworzy wartość towarów. Wszelka praca jest z drugiej strony wydatko
waniem ludzkiej siły roboczej w szczególnej celowej formie - i w tym charakterze kon
kretnej użytecznej pracy tworzy wartości użytkowe (53)-
Zauważcie, że ten argument jest zwierciadlanym odbiciem argumentu z pierw szej części rozdziału. Pojedynczy towar uwewnętrznia wartości użytkowe, wartości
wymienne i wartości. Poszczególny proces pracy wciela użyteczną pracę konkretną oraz pracę abstrakcyjną czy wartość (społecznie niezbędny czas pracy) w towar,
Rozdział I Towary I wymiana
49
który będzie nośnikiem wartości wymiennej na rynku. Odpowiedź na problem
związany z tym, jak praca wykwalifikowana czy złożona może zostać zredukowana do pracy prostej, znajduje się częściowo, jak się okazuje, w kolejnej części, w której
Marks podąża za towarem aż na rynek i podejmuje kwestię relacji między warto
ścią a wartością wymienną. Przejdźmy zatem do części trzeciej.
3. Forma wartości, czyli wartość wymienna
W moim przekonaniu w tej części Kapitału znajdziemy sporo nudnego materiału, który bardzo łatwo może przesłonić nam znaczenie wyprowadzanego w tym miej
scu argumentu. Jak wskazywałem wcześniej, Marks czasami zakłada czapkę rach
mistrza, skutkiem czego jest forma prezentacji, która może zanudzić na śmierć: „gdy to równa się tamto, a to równa się tamto, natomiast to kosztuje trzy pensy,
a tamto piętnaście, wówczas coś innego równa się..." - mniej więcej tak to leci, wspie
rając się na różnego rodzaju ilustracjach liczbowych. Napotkamy tu problem lasu zasłoniętego przez drzewa w jego najgorszej postaci. W związku z tym jest to dobry
moment, by wymyślić, w jaki sposób mamy sobie radzić z podobnymi sytuacjami. Zamierzam postępować następująco: z jednej strony prześlizgnąć się nad często
prostą i techniczną argumentacją, z drugiej zaś komentować jej głębsze znaczenie.
Celem Marksa jest wyjaśnienie pochodzenia formy pieniężnej. „Tu jednak należy dokonać czegoś" stwierdza (znów tak skromnie!), „o co burżuazyjna eko
nomia nawet się nie pokusiła” Należy mianowicie wykazać, jak powstała ta forma pieniężna, czyli prześledzić rozwój wyrazu wartości zawartego w stosunku wartościowym towarów, od jego najprostszej, najbardziej nie
pozornej postaci aż do olśniewającej formy pieniężnej. Wtedy zniknie też zagadka pie
niądza (55).
Jak zobaczymy, Marks dokona tego w serii niezgrabnych kroków, rozpoczynając od prostej sytuacji handlu wymiennego. Ja mam towar i ty masz towar. Względ na wartość mojego towaru zostanie wyrażona w kategoriach wartości (nakładu
pracy) towaru, który posiadasz ty. W ten sposób twój towar zostanie miarą war tości mojego. Odwróćmy tę relację, a mój towar będzie mógł być postrzegany jako ekwiwalent wartości twojego. W prostej sytuacji tego rodzaju barteru każdy
posiadacz towaru ma również coś o wartości względnej i poszukuje ekwiwalentu
50
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
tego w innym towarze. Ponieważ istnieje tak wiele towarów, jak wiele jest ludzi i aktów wymiany, w związku z tym istnieje tak wiele ekwiwalentów, jak wiele ist
nieje towarów i aktów wymiany. W istocie wszystko, co Marks stara się pokazać, to że akt wymiany zawsze posiada dwoisty charakter - bieguny względnej i ekwi walentnej formy - w którym ekwiwalent towaru występuje „jako ucieleśnienie abs
trakcyjnie ludzkiej pracy" (67). Przeciwieństwo między wartością użytkową a wartoś
cią, dotychczas wcielone w towar, „ujawnia się tu w przeciwieństwie zewnętrznym” między jednym towarem, który pełni funkcję wartości użytkowej, i innym, reprezen
tującym jego wartość wymienną (71). W złożonym polu wymian, takim jak rynek, mój towar będzie posiadał wiele potencjalnych ekwiwalentów oraz na odwrót - wszyscy dookoła posiadają wartości
względne, będące w potencjalnym stosunku w odniesieniu do mojego pojedyncze go ekwiwalentu. Rosnąca złożoność stosunków wymiany stwarza „rozwiniętą formę"
wartości, która przekształca się w „ogólną formę" wartości (B. 72-75 oraz C. 75-80).
Proces ten ostatecznie krystalizuje się w „ogólnym ekwiwalencie": jednym towa rze, który odgrywa wyłączną rolę „towaru-pieniądza" (D. 80-81). Towar-pieniądz wyrasta z systemu handlowego, a nie go poprzedza, tak, że to rozpowszechnienie
się i generalizacja stosunków wymiany są kluczowym i niezbędnym warunkiem
dla wykrystalizowania się formy pieniężnej. W czasach Marksa tę kluczową rolę odgrywały towary w rodzaju złota i srebra, ale co do zasady mogłyby być to muszelki, puszki tuńczyka czy - jak czasem ma to
miejsce w niszczących warunkach wojennych - papierosy, czekolada czy cokolwiek innego. System rynkowy, by działać efektywnie, wymaga towaru-pieniądza jakiegoś rodzaju, jednakże towar-pieniądz może powstać jedynie wskutek rozwinięcia się
wymiany rynkowej. Pieniądz nie został narzucony z zewnątrz ani wynaleziony przez
kogoś, kto pomyślał, że dobrym pomysłem byłoby posiadanie formy pieniężnej. Marks twierdzi, że nawet formy symboliczne należy rozumieć właśnie w tym kontekście.
Daje to początek interesującej kwestii interpretacyjnej, która wielokrotnie prze wija się przez Kapitał: czy Marks formułuje argument historyczny, czy logiczny?
Myślę, że historyczne dowody na poparcie jego wyjaśnienia tego, w jaki sposób pojawia się towar-pieniądz, są obecnie raczej mizerne. Systemy quasi-pieniężne
i towarowe, religijne ikony czy symbole i tym podobne istniały na długo przed tym,
i choć wyrażały swego rodzaju stosunek społeczny, nie miały koniecznie żadnego pierwotnego związku z wymianą towarową, nawet jeśli stopniowo zaczynały zaplą-
tywać się w tego rodzaju wymianach. Jeśli mielibyśmy sięgnąć po dane archeo logiczne i historyczne, dziś wiele z nich prawdopodobnie wykazywałoby, że forma
Rozdział I Towary i wymiana
51
pieniężna w żadnym razie nie powstała w sposób, który zakładał Marks. Jestem
skłonny zaakceptować ten argument, jednak mówiąc w jego kontekście rzecz następującą (wracamy zatem do Marksowskiego zainteresowania rozumieniem
kapitalistycznego sposobu produkcji): w warunkach kapitalizmu forma pieniężna musi zostać poddana i powiązana z logicznym stanowiskiem opisywanym przez
Marksa, w taki sposób, by odzwierciedlała potrzebę systemu do upowszechniania stosunków wymiany. To upowszechnienie stosunków wymiany towarowej podpo
rządkowuje jednak wszystkie formy symboliczne poprzedzające formę pieniężną,
niezbędną do rozwijania towarowej wymiany rynkowej. Prekursorzy formy pie niężnej, których ślad można w istocie dostrzec w danych historycznych i arche
ologicznych dotyczących bicia monet, muszą dostosować się do tej logiki w stop
niu, w którym zostają wciągnięci w obręb kapitalizmu i pełnią funkcję pieniądza. Jednocześnie powinno wydawać się jasne, że rynek nie mógłby się rozwinąć, jeśli nie
zaszedłby ten proces dyscyplinowania. Choć argument historyczny jest raczej słaby, to argumentacja logiczna jest w tym miejscu potężna.
A zatem w tej części ujmowanej jako pewna całość ustanowiona zostaje nie zbędna relacja między wymianą towaru a towarem-pieniądzem oraz ich rola we wza
jemnym określaniu się, którą każde z nich odgrywa w rozwoju drugiego. Jednak w samej tej części dzieje się znacznie więcej i powinniśmy się temu bliżej przyjrzeć. Na samym początku Marks opisuje sposób, w który przedmiotowość wartości towarów tym się różni od Imć Pani Żwawińskiej, że nie wia
domo, gdzie ją można zastać. W przeciwieństwie do zmysłowo namacalnej przedmioto-
wości ciała towaru, przedmiotowość wartości nie zawiera ani atomu materii naturalnej. Choćbyśmy więc poszczególny towar kręcili i obracali na wszystkie strony, jako przed miot wartości pozostanie on nieuchwytny. Gdy jednak przypomnimy sobie, że towary
mają przedmiotowość wartości tylko dzięki temu, iż są wyrazami tej samej jednostki
społecznej - pracy ludzkiej, że więc przedmiotowość ich wartości jest czysto społeczna,
to stanie się rzeczą samą przez się zrozumiałą, iż może ona wyjść na jaw tylko w sto sunku społecznym towaru do towaru (54).
Jest to punkt absolutnie kluczowy, którego nie sposób przecenić: wartość jest nie
materialna, ale jednocześnie obiektywna. Biorąc pod uwagę założone przywiązanie Marksa do rygorystycznego materializmu, jest to, na pozór, zaskakujący argument,
i musimy się odrobinę z nim pomocować, by go w pełni zrozumieć. Wartość jest
stosunkiem społecznym i nie jesteście w stanie rzeczywiście zobaczyć, dotknąć
52
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
czy poczuć stosunków społecznych w sposób bezpośredni. A zatem musimy ostroż
nie zbadać ten stosunek społeczny oraz jego wyraz. Marks przedstawia następujący pomysł: wartości, będąc niematerialnymi, nie
mogą istnieć bez środków reprezentacji. W związku z tym to powstanie systemu pieniężnego, powstanie samej formy pieniężnej jako środka namacalnego i mate
rialnego wyrazu, sprawia, że wartość (jako społecznie niezbędny czas pracy) staje się regulatorem stosunków wymiany. Jednak forma pieniężna zbliża się - krok po kroku,
jak mówi argument logiczny - do wyrażania wartości jedynie wraz z upowszech nieniem się stosunków wymiany towarowej. A zatem nie istnieje żadna uniwer
salna „wartość" której po wielu, wielu latach zmagań wreszcie udaje się wyrazić poprzez wymianę pieniężną. Zachodzi raczej wewnętrzna i wzajemnie rozwija
jąca się relacja między powstaniem formy pieniężnej i formy wartości. Powstanie wymiany pieniężnej prowadzi do tego, że społecznie niezbędny czas pracy staje
się siłą przewodnią w kapitalistycznym sposobie produkcji. Dlatego wartość jako społecznie niezbędny czas pracy jest czymś historycznie specyficznym dla kapita
listycznego sposobu produkcji. Pojawia się jedynie w sytuacji, w której wymiana
rynkowa spełnia swoje wymagane zadanie. Z tej Marksowskiej analizy można wyprowadzić dwa wnioski oraz jedno istotne pytanie. Pierwszy wniosek głosi, że stosunki wymiany, bardziej niż będąc epifenomenami głębokiej struktury wartości, istnieją w stosunku dialektycznym z war
tościami, tak że te drugie zależą od tych pierwszych i na odwrót. Drugi wniosek
potwierdza niematerialny (widmowy), ale obiektywny status pojęcia wartości. Wszystkie sposoby bezpośredniego pomiaru wartości zawiodą. Natomiast znaczące
pytanie dotyczy wątpliwości odnośnie do, jak rzetelną i dokładną reprezentacją wartości jest pieniądz, a, innymi słowy, tego, jak rzeczywiście rozwija się relacja między niematerialnością (wartością) a obiektywnością (schwytaną w pieniężnej reprezentacji wartości).
Marks rozpracowuje ten problem w serii kolejnych kroków. Wyjaśnia, że Tylko wyrażenie ekwiwalentności różnorodnych towarów ujawnia szczególny charakter
pracy tworzącej wartość, przez to mianowicie, że różnorodne prace tkwiące w różno rodnych towarach sprowadzone zostają faktycznie do tego, co im jest wspólne, do pracy
ludzkiej w ogóle (58).
W tym miejscu napotykamy częściową odpowiedź na pytanie o to, jak zachodzi redukcja wykwalifikowanej i złożonej pracy ludzkiej do pracy prostej. Marks jednak
Rozdział I Towary i wymiana
53
następnie stwierdza: „ludzka siła robocza w stanie płynnym" - uderzające jest to,
jak często Marks przywołuje pojęcie płynności - „czyli ludzka praca, tworzy wartość,
ale nie jest wartością. Wartością staje się w stanie skrzepnięcia, w postaci przedmio towej” (59). Należy zatem poczynić rozróżnienie między procesem pracy a wytwo rzoną na jego skutek rzeczą. Idea związku między procesami a rzeczami oraz idea
płynności są istotną częścią Marksowskiej analizy. Im częściej je przywołuje, tym
bardziej odchodzi od dialektyki jako logiki formalnej, przechodząc do dialektyki
jako filozofii procesu historycznego. Ludzka praca jest namacalnym procesem, jed nak wraz z końcem procesu otrzymujecie tę rzecz - towar - który „skrzepią” czy „wpra wia w stan zastygnięcia” wartość. Choć to rzeczywisty proces jest tym, co ma znacze
nie, to rzecz ma wartość oraz to rzecz posiada cechy przedmiotowe. Zatem aby wyrazić wartość płótna jako skrzepu ludzkiej pracy, musi się ją wyrazić jako „przed-
miotowość” która w charakterze rzeczy różni się od płótna, a zarazem wspólna jest
płótnu i innemu towarowi (59).
Problem polega na tym, w jaki sposób wartość, ta „przedmiotowość w charakte
rze rzeczy różniąca się od płótna” zostaje reprezentowana. Odpowiedź leży w for mie pieniężno-towarowej. Niemniej w tej relacji między wartością a jej wyrazem
w formie pieniężnej zachodzą, jak zauważa Marks, pewne osobliwości. „[Pjierwsza
osobliwość rzucająca się w oczy” to fakt, że szczególna wartość użytkowa „staje się formą, w której przejawia się jej przeciwieństwo - wartość” (65), a to „wskazuje, że ukrywa się w niej stosunek społeczny" (66). Stąd zagadkowość formy ekwiwalentnej, którą burżuazyjnie tępy wzrok ekonomisty spo
strzega dopiero wtedy, gdy forma ta występuje przed nim w skończonej postaci, w pie
niądzu. Wtedy usiłuje on rozwiać mistyczny charakter złota i srebra przez to, że podsuwa zamiast nich mniej lśniące towary i z nie słabnącym zadowoleniem recytuje katalog tych towarów-hofyszów, które ongiś grały rolę ekwiwalentu towarowego (66-67).
„Ciało towaru" - kontynuuje - „który służy za ekwiwalent występuje zawsze jako
ucieleśnienie abstrakcyjnie ludzkiej pracy i jest zawsze produktem określonej użytecznej, konkretnej pracy" (67). Co takiego nam to mówi? Złoto, na przykład, jest określoną wartością użytkową, określonym towarem, wytworzonym w okre
ślonych warunkach produkcji, a przecież używamy go jako środka wyiazu każdej ludzkiej pracy, gdziekolwiek nie byłaby wykonywana - bierzemy konkretną wartość
54
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
użytkową i wykorzystujemy ją jako zastępnik każdej pracy społecznej. Jak zoba
czymy, gdy już przejdziemy głębiej do teorii pieniądza w rozdziale drugim, zrodzi to skomplikowane problemy.
Drugą osobliwością jest to, że „konkretna praca staje się formą przejawiania się
swego przeciwieństwa, abstrakcyjnie ludzkiej pracy" (67), trzecią zaś osobliwością jest to, że „praca prywatna staje się formą swego przeciwieństwa, staje się pracą w formie bezpośrednio społecznej" (68). Oznacza to nie tylko, że ogólny ekwiwa
lent, towar-pieniądz, wystawiony jest na jakościowe i ilościowe problemy, które prześladują również wytwarzanie jakiejkolwiek wartości użytkowej, ale że pro
dukcja i sprzedaż towaru pieniądza, jak również jego akumulacja (w końcu jako kapitał) leży w rękach prywatnych, pomimo że wypełnia swoją uniwersalizującą
funkcję społeczną. Gdy złoto było wciąż dominującym towarem podtrzymującym
pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku globalny pieniądz, dwoma jego głównymi wytwórcami były Rosja i Republika Południowej Afryki; żadne z nich nie było wów
czas szczególnie przyjaźnie nastawione wobec międzynarodowego kapitalizmu. Dematerializacja całego systemu finansowego na początku lat siedemdziesiątych
XX wieku oraz system płynnych kursów walut, wolnych od jakiegokolwiek standardu
złota, który wówczas powstał, miały obezwładniający wpływ na wytwórców złota (nawet jeśli nie był to główny powód tego, że w ogóle do tego doszło).
Oto rodzaj sprzeczności, do których rozważenia prowadzą nas analizy Marksa,
i zobaczymy później - szczególnie w tomie III, ale również w trzecim rozdziale niniej
szego tomu - w jaki sposób te osobliwości i sprzeczności zaczynają odgrywać rolę w tworzeniu możliwości zaistnienia kryzysów finansowych. W każdym przypadku
podstawowym wnioskiem, jaki należy wyciągnąć, jest to, że stosunek między warto
ściami a ich reprezentacją w formie pieniężnej jest pełen sprzeczności, a w związku z tym nie możemy nigdy zakładać doskonałej postaci reprezentacji. Niedopasowanie między wartościami a ich reprezentacją okazuje się, do pewnego stopnia, posiadać
swoje zalety. Nawet jeśli samo w sobie jest głęboko problematyczne, co ukaże się
nam wyraźniej za chwilę. Prowadzi nas to do ważnego fragmentu z Arystotelesa. „Nie może być" - mówi Arystoteles - „wymiany bez równości, a równości bez współmierności" (68)2. Sto sunek między względną a ekwiwalentną formą wartości zakłada równość między
dokonującymi wymiany. Ta właściwość równości w obrębie systemu rynkowego jest
2 Cytowany przez Marksa fragment pochodzi z Etyki nikomachejskiej (przeł. D. Gromska, PWN, Warszawa 2002, ks. V, rozdz. 5, 1 i33b, s. 179).
Rozdział I Towary i wymiana
SS
niezwykle istotna. Marks rozumie ją jako coś fundamentalnego względem tego, jak
na poziomie teoretycznym działa kapitalizm. Podobnie Arystoteles rozumiał potrzebę
współmierności i równości w stosunkach wymiany, jednak nie był w stanie zrozu mieć, co się za nią kryje. Dlaczego? Marks twierdzi, że dlatego, iż „społeczeństwo greckie opierało się na pracy niewolników, a więc naturalną jego podstawą była nierówność ludzi i ich sił roboczych" (69). W społeczeństwie niewolniczym nie może być teorii wartości tego rodzaju, którą odnajdziemy w kapitalizmie. Raz jeszcze
zwróćmy uwagę na historyczną określoność teorii wartości w kapitalizmie.
Prowadzi to Marksa z powrotem do rozwijania trzech osobliwości formy pie niężnej, skutkującego rozpoznaniem wyłaniającego się przeciwieństwa: Utajone w towarze wewnętrzne przeciwieństwo między wartością użytkową a wartością
ujawnia się tu w przeciwieństwie zewnętrznym, tzn. w stosunku dwóch towarów, przy czym towar, którego wartość mamy wyrazić, występuje bezpośrednio tylko jako wartość
użytkowa, towar zaś, w którym wyrażamy wartość, występuje bezpośrednio tylko jako wartość wymienna (71).
Przeciwieństwo między wyrazem wartości oraz światem towarów, przeciwieństwo, które skutkuje „antynomią" między towarami a pieniądzem, musi zostać zinter pretowane jako eksternalizacja czegoś, co jest uwewnętrznione w obrębie samego
towaru. W momencie, w którym opozycja zostanie uzewnętrzniona, staje się wyraźna.
Stosunek między towarami oraz pieniądzem jest wytworem dychotomii między war
tością użytkową a wartością wymienną, które wykryliśmy jako wewnętrzne względem towaru już na samym początku. Co zatem z tego wszystkiego wynosimy? Po pierwsze, społecznie niezbędny
czas pracy nie może bezpośrednio działać jako regulator tego, co się dzieje, ponie waż jest stosunkiem społecznym. Pośrednio będzie robił to za pomocą medium formy pieniężnej. Co więcej, to właśnie powstanie formy pieniężnej pozwala war tości na wykrystalizowanie się jako wiodącej zasady tego, w jaki sposób będzie
funkcjonować kapitalistyczna gospodarka. Pamiętajcie również zawsze, że wartość
jest niematerialna, ale obiektywna. Możemy stwierdzić, że to wszystko stwarza cał kiem dużo problemów dla zdroworozsądkowej logiki, na której gruncie zakłada się,
że wartość może zostać rzeczywiście zmierzona; nawet niektórzy ekonomiści mar ksistowscy spędzili sporo czasu, wyjaśniając, jak można to zrobić. Powiedziałbym,
że nie da się tego zrobić w ogóle. Jeśli wartość jest niematerialna, to nie da się jej mierzyć w sposób bezpośredni. Próba odnalezienia wartości w towarze, poprzez
56
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
zwykłe spoglądanie na towar, przypomina próbę odnalezienia grawitacji w kamie niu. Wartość istnieje wyłącznie w stosunkach między towarami i zostaje wyrażona materialnie wyłącznie w sprzecznej i problematycznej formie towaru pieniądza.
Pozwólcie, że poświęcę chwilę na dalszą refleksję nad statusem tych trzech fun
damentalnych pojęć wartości użytkowej, wartości wymiennej i wartości, które szcze gółowo przedstawił Marks. Czyniąc to, narzucę niektóre z moich własnych pomy słów, wyrosłych z mych szczególnych zainteresowań, które to pomysły możecie wedle uznania przyjąć lub odrzucić. Te trzy różne pojęcia wcielają w siebie fun
damentalnie różne przestrzenno-czasowe punkty odniesienia. Wartości użytkowe istnieją w fizycznym świecie materialnym składającym się z przedmiotów, dających się opisać w newtonowskich i kartezjańskich kategoriach bezwzględnej przestrzeni i czasu. Wartości wymienne znajdują się we względnej czasoprzestrzeni ruchu
oraz wymiany towarów, podczas gdy wartości można zrozumieć jedynie w kate goriach relacyjnej czasoprzestrzeni rynku światowego. (Niematerialna relacyjna
wartość społecznie niezbędnego czasu pracy pojawia się w obrębie rozwijającej się
czasoprzestrzeni kapitalistycznego globalnego rozwoju). Jednak Marks przekonu
jąco pokazał, że wartość nie może istnieć bez wartości wymiennych, a wymiana
nie może istnieć bez wartości użytkowych. Te trzy pojęcia są ze sobą wzajemnie dialektycznie zintegrowane.
W ten sam sposób trzy formy bezwzględnej, względnej i relacyjnej czasoprze strzeni są dialektycznie powiązane z historyczno-geograficzną dynamiką kapitalis
tycznego rozwoju. Tak brzmiałoby moje stanowisko jako geografa. Jedną z głównych konsekwencji takiego stanowiska jest twierdzenie, że czasoprzestrzeń kapitalizmu
nie jest stałą, ale zmienną (to samo dzieje się z przyspieszeniem i tym, co w innym miejscu Marks nazywa „niszczeniem przestrzeni przez czas"3, wprawionym w ruch
przez nieustanne rewolucje w zakresie środków transportu i komunikacji). Nie mogę
powstrzymać się od zwrócenia wam na to uwagi! Jednak jeśli chcecie przebadać
zagadnienie czasoprzestrzennej dynamiki kapitalizmu, będziecie musieli sięgnąć po inne książki4.
3 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 412. 4 D. Harvey, Przestrzenie globalnego kapitalizmu, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2016.
Rozdział I Towary i wymiana
57
4. Fatyszyzm towarowy I Jogo tajemnica Kolejna część została napisana w całkowicie odmiennym, bardziej literackim stylu poruszającym i metaforycznym, fantazyjnym, żartobliwym i uczuciowym, pełnym
aluzji i odniesień do magii, tajemnic i nekromancji. Wyraźnie kontrastuje to z nud nym stylem księgowego z poprzedniej części. Jest to raczej coś typowego dla zasto
sowanej przez Marksa w Kapitale taktyki; często zmienia on styl językowy w zależ ności od rozważanego tematu. W tym przypadku to przesunięcie może stworzyć
swego rodzaju zamęt wokół znaczenia pojęcia fetyszyzmu w ramach całokształtu Marksowskiej argumentacji (zamęt wzmocniony jeszcze przez fakt, że ta cześć wraz z częścią trzecią - dopiero w drugim, ostatecznym wydaniu została przesu
nięta z apendyksu pierwszego wydania Kapitału na swe obecne miejsce). Na przyk ład niektórzy zainteresowani rozwijaniem rygorystycznej teorii ekonomii politycz nej w oparciu o Marksa czasami wydają się postrzegać pojęcie fetyszyzmu jako coś obcego, czego nie należy traktować zbyt poważnie. Z drugiej strony osoby obda
rzone większą filozoficzną i literacką swadą często traktują ten fragment jak żyłę
złota, fundacyjny moment w Marksowskim rozumieniu świata. W związku z tym należałoby zadać sobie teraz pytanie: w jakiej relacji z całością wywodu Marksa
pozostaje ta część? Pojęcie fetyszyzmu zostało już zasygnalizowane w omówieniu sposobów,
w jakie istotne cechy systemu ekonomiczno-politycznego zostają „zamaskowane” lub uwikłane w „antynomie" i „sprzeczności" dajmy na to, między osobliwością
towaru pieniądza z jednej strony a uniwersalnością widmowych wartości z drugiej. Napięcia, przeciwieństwa, sprzeczności, które zostały już odkryte w tekście, w tym momencie zostają poddane szczegółowemu badaniu, ukazując się pod tytułem
„Fetyszystyczny charakter towaru i jego tajemnica" (82). Jak zobaczymy, pojęcie fetyszyzmu będzie się raz po raz pojawiać (częściej po cichu niż bezpośrednio) w całym dalszym tekście Kapitału jako kluczowe narzędzie służące do odsłaniania
tajemnic kapitalistycznej ekonomii politycznej. W związku z tym traktuję fetyszyzm jako pojęcie fundamentalne dla ekonomii politycznej, jak również dla szerszej
Marksowskiej argumentacji. W efekcie spina ono ze sobą oba te obszary. Dalsza analiza rozwija się w dwóch kolejnych krokach. Po pierwsze, Marks
określa, w jaki sposób powstaje fetyszyzm oraz jak działa on, będąc fundamental
nym i nieuchronnym aspektem polityczno-ekonomicznego życia w warunkach kapi
talizmu. Po drugie, bada, jak bałamutnie tenże fetyszyzm reprezentowany jest w myśli burżuazyjnej w ogólności, w szczególności zaś w klasycznej ekonomii politycznej.
58
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Autor Kapitału rozpoczyna od obserwacji, że towar to rzecz „pełna metafi
zycznych subtelności i kruczków teologicznych” (82): Tajemniczość formy towarowej polega więc po prostu na tym, że odzwierciedla ona
ludziom społeczny charakter ich własnej pracy jako przedmiotowy charakter samych produktów pracy, jako społeczne własności naturalne tych rzeczy (83).
Problem polega na tym, że „forma towarowa i stosunek wartościowy produktów pracy, w którym ona znajduje wyraz, nie ma absolutnie nic wspólnego z ich fi
zyczną naturą i z wynikającymi z niej rzeczowymi stosunkami". Nasze doświad
czenie zmysłowe towarów jako wartości użytkowych nie ma nic wspólnego z ich wartością. Towary są zatem „rzeczami zarazem zmysłowymi i nadzmysłowymi,
społecznymi". W rezultacie „określony stosunek społeczny między samymi ludźmi przyjmuje tu dla nich ułudną postać stosunku między rzeczami" To właśnie ten
warunek określa „fetyszyzm, który przylgnął do produktów pracy, odkąd są wyt
warzane jako towary". Jest on bowiem „nieodłączny od produkcji towarowej” (83-84). Dzieje się tak, ponieważ, jak twierdzi Marks „wytwórcy nawiązują z sobą
społeczną styczność dopiero przez wymianę produktów swej pracy”. W związku z tym poznają wyłącznie „specyficznie społeczne znamiona ich prywatnych prac"
w akcie wymiany. Mówiąc inaczej, nie wiedzą i nie mogą wiedzieć, jaka jest war tość ich towarów, dopóki nie wprowadzą ich na rynek i nie wymienią pomyślnie.
„Wytwórcom wydają się społeczne stosunki ich prac prywatnych nie tym, czym
są" - zwróćcie proszę uwagę na istotny zwrot, wydają się - „tzn. nie bezpośrednio społecznymi stosunkami osób w samych ich pracach, lecz raczej rzeczowymi sto
sunkami osób i społecznymi stosunkami rzeczy" (84). Co zatem się tu dzieje? Idziecie do supermarketu i chcecie kupić główkę sa łaty. Po to, by kupić sałatę, musicie uiścić określoną sumę pieniędzy. Rzeczowy stosunek między pieniądzem a sałatą wyraża stosunek społeczny, ponieważ cena -
„ile” - jest społecznie określona, jest ona również pieniężną reprezentacją wartości. Skryta w obrębie tego rynku wymiana rzeczy jest stosunkiem między tobą, konsu
mentem, a bezpośrednimi producentami - tymi, którzy pracowali na wytworzenie sałaty. By ją kupić, nie tylko nie musisz wiedzieć niczego o pracy czy robotnikach,
którzy zaskrzepili wartość w sałacie. W wysoce skomplikowanych systemach wy
miany dowiedzenie się czegokolwiek o pracy czy pracownikach jest zwyczajnie niemożliwe. Na rynku światowym fetyszyzm jest czymś nieuchronnym.
Rozdział I Towary i wymiana
59
Efektem finalnym jest to, że nasz społeczny stosunek względem działań wytwór
czych innych ludzi skryty jest w relacjach miedzy rzeczami. Nie możesz na przykład odkryć w hipermarkecie, czy sałata została wytworzona przez szczęśliwych pracow
ników, biednych pracowników, niewolników, pracowników najemnych czy jakichś
samozatrudnionych chłopów. Sałaty milczą w kwestii tego, przez kogo i jak zostały wytworzone.
Dlaczego ma to jakiekolwiek znaczenie? Gdy prowadziłem wprowadzające
zajęcia z geografii na Johns Hopkins University, zawsze rozpoczynałem je od pyta
nia studentów, skąd wzięło się ich śniadanie. Zazwyczaj odpowiadali: „Ach, kupi łem to w sklepie". Jednak gdy prosiłem ich, by pomyśleli o pochodzeniu wykra
czającym poza sklep, zaczęli rozważać cały niezwykły świat pracy w radykalnie
odmiennych środowiskach geograficznych i warunkach społecznych, o których
nic nie wiedzieli i nie mogli nic wiedzieć na podstawie samego faktu spogląda nia na składniki swojego śniadania czy nawet wizyty w tym sklepie. Chleb, cukier, kawa, mleko; kubki, noże, widelce, tostery i plastikowe talerze - nie mówiąc już
o maszynach i wyposażeniu potrzebnym do produkowania tych wszystkich rzeczy -
wiązały moich studentów i studentki z milionami pracujących ludzi na całym świecie. Jednym z zadań stojących przed edukacją geograficzną jest przekazywanie
wiedzy na temat różnorodności warunków społeczno-środowiskowych, powiązań przestrzennych i praktyk pracy zakorzenionych we wszystkich aspektach życia codziennego, począwszy choćby od codziennego spożycia śniadania.
Czasami studentom wydawało się, że próbuję wytworzyć w nich poczucie winy
za niezwracanie większej uwagi na tych biednych rolników ścinających trzcinę
cukrową na Dominikanie, którzy praktycznie nic na swojej pracy nie zarabiają. Gdy dochodziło do tego etapu, niekiedy oznajmiali mi: „Proszę Pana, dziś w ogóle
nie jadłem śniadania!”. Na tak postawioną sprawę najczęściej odpowiadałem, że mogliby również chcieć pracować bez lunchu, obiadu i kolacji przez tydzień
i więcej, po to tylko, by zgłębić podstawową Marksowską maksymę, że musimy jeść, aby żyć. Zagadnienia tego rodzaju stawiają przed nami kwestie etyczne. Są tacy, którzy
z różnych powodów proponują rozmaite kodeksy etycznego postępowania w sto sunkach międzyludzkich, następnie jednak mierzą się z dylematem, czy lub w jaki
sposób rozszerzyć te reguły etyczne na rzeczywistość wymiany towarowej na rynku
światowym. Zawsze miło jest nalegać na „dobre" relacje twarzą w twarz oraz być
pomocnym bliźniemu, ale co z tego, jeśli jesteśmy całkowicie obojętni względem wszystkich tych, których nie znamy i nie możemy nigdy poznać, a którzy odgrywają
«0
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
kluczową rolę w zapewnianiu nam naszego chleba powszedniego? Czasami zwraca się naszą uwagę na tego rodzaju problemy: na przykład w ramach ruchu „sprawie dliwego handlu" który stara się wyartykułować etyczny standard dla światowej
wymiany towarowej, czy przez ruch przeciwko ubóstwu, który stara się organizować zbiórki charytatywne na rzecz odległych innych. Jednak nawet tego rodzaju inicja tywy najczęściej kończą się niepowodzeniem w zakresie podważania stosunków
społecznych wytwarzających i podtrzymujących warunki globalnej nierówności: bogactwo litościwych darczyńców i ubóstwo wszystkich pozostałych. Jednak Marksowskie wskazanie nie dotyczy konsekwencji etycznych. On stara
się pokazać, w jaki sposób system rynkowy i formy pieniężne przesłaniają rzeczy wiste stosunki społeczne poprzez wymianę rzeczy. Nie mówi on, że ten kamuflaż,
który określa mianem „fetyszyzmu" (84) (zauważcie proszę, że Marksowskie użycie tego sformułowania jest techniczne i całkowicie odmienne od potocznego rozu
mienia), jest czystą iluzją, że jest sfabrykowaną konstrukcją, którą można zdemon
tować, gdy tylko zechcemy spróbować. Nie; w istocie tym, co widzisz, jest sałata, są twoje pieniądze; widzisz, ile co kosztuje, i dokonujesz faktycznych decyzji w opar ciu o te informacje. Oto znaczenie sformułowania „wydają się": rzeczywiście zacho dzi to w ten sposób w hipermarkecie i możemy to zaobserwować, nawet jeśli sto
sunki społeczne ulegają zamaskowaniu.
Fetyszyzm jest nieuchronnym warunkiem kapitalistycznego sposobu produk cji i ma liczne następstwa. Na przykład ludzie zestawiają (...) produkty swojej pracy jako wartości nie dlatego, że traktują te rzeczy
jedynie jako rzeczowe łupiny kryjące jednakową pracę ludzką, lecz odwrotnie, przyrów nując w wymianie swe różnorodne produkty jako wartości, ustalają przez to jednako
wość swych różnych prac jako pracy ludzkiej (85).
Raz jeszcze widzimy, że wartości zaczynają istnieć w oparciu o procesy wymia ny, nawet jeśli stosunki wymiany coraz bardziej zbiegają się, by wyrażać wartość
jakp społecznie niezbędny czas pracy. Jednak wytwórcy nie wiedzą o tym, ale czynią to. Wartość nie ma więc na czole napisu głoszącego, czym
jest. Co więcej, wartość przeobraża każdy produkt pracy w społeczny hieroglif. Później ludzie starają się odcyfrować znaczenie hieroglifu, odkryć tajemnicę swego własnego społecznego produktu, gdyż określenie przedmiotów użytku jako wartości jest tak samo społecznym produktem ludzi jak mowa (85).
Rozdział I Towary I wymiana
61
Nie sposób dobitniej wyrazić dialektycznej relacji między tworzeniem wartości a wymianą oraz niematerialnymi, „widmowymi” cechami wartości jako stosunku
społecznego. Jednak jak ująć tę dialektykę za pomocą konstrukcji myślowej? Wielu spośród ekonomistów politycznych źle to zrozumiało (i wciąż nie może tego pojąć), mówi
Marks, ponieważ patrzą na ceny w hipermarkecie, myśląc, że wszystko już tam jest i że oto jedyny rzeczywisty dowód potrzebny, by konstruować teorie. Badają
po prostu relacje między popytem i podażą oraz powiązane z nimi ruchy cen. Inni zaś, bardziej wnikliwi, doszli do „późno dokonanego odkrycia naukowego mówiącego, że produkty pracy są wartościami tylko jako rzeczowe wyrazy pracy ludzkiej zużytej na ich wykonanie" Otwiera ono nową „epokę w historii rozwoju ludzkości" (85).
Klasyczna ekonomia polityczna stopniowo zjednoczyła się wokół pewnej idei wartości leżącej za wahaniami rynku (często określanymi jako „ceny naturalne")
i uznała, że ludzka praca miała z nimi coś wspólnego. Jednak klasyczna ekonomia poniosła porażkę w zrozumieniu luki między niematerialnością wartości jako „zakrzepłego" społecznie niezbędnego czasu pracy
a jej reprezentacją w postaci pieniądza, a zatem nie zrozumiała również roli, jaką odegrało upowszechnienie wymiany w konsolidowaniu formy wartości jako czegoś
historycznie specyficznego dla kapitalizmu. Założyła, że wartości są czymś oczywi stym czy też powszechną prawdą, nie dostrzegając przy tym, że Charakter wartości produktów pracy utrwala się faktycznie dopiero w ich działaniu jako wielkości wartości. Wielkości te zmieniają się ciągle, niezależnie od woli, świadomości i działania osób wymieniających. Własny ruch społeczny tych osób przybiera w ich
oczach postać ruchu rzeczy, pod którego kontrolą się znajdują, zamiast same go kon
trolować (86).
W ten sposób Marks inauguruje swój atak na liberalne pojęcie wolności. Wolność
rynku nie jest jakąkolwiek wolnością. Jest fetyszystyczną iluzją. W warunkach kapitalizmu jednostki poddają się dyscyplinie abstrakcyjnych sił (takich jak nie widzialna ręka rynku, w znacznej mierze zmyślona przez Adama Smitha), które
skutecznie rządzą ich stosunkami i wyborami. Mogę stworzyć coś pięknego i wpro
wadzić to na rynek, ale jeśli nie uda mi się tego wymienić, wówczas nie będzie miało żadnej wartości. Co więcej, nie będę miał wystarczająco dużo pieniędzy,
by zakupić towary potrzebne mi do przeżycia. Regulują nas siły rynkowe, nad któ
rymi nikt z nas nie ma indywidualnej kontroli. Częścią zaś tego, co Marks pragnie
62
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
osiągnąć w Kapitale, jest mówienie o regulacyjnej sile, pojawiającej się nawet
„w przypadkowych i wciąż zmieniających się stosunkach wymiennych produk
tów" Wahania podaży i popytu tworzą wahania cen w oparciu o jakąś normę, jed nak nie mogą wyjaśnić, dlaczego para butów średnio wymieniana jest na cztery koszule. W obrębie całego tego rynkowego chaosu „czas społecznie niezbędny
do wytworzenia ich [towarów - przyp. tłum.] zawsze daje o sobie znać z przemożną siłą władczego prawa przyrody, podobnie jak prawo ciężkości, gdy się komuś dom
nad głową zawali" (86). Analogia między grawitacją a wartością jest interesująca: obie są stosunkami, a nie rzeczami, obie muszą być pojmowane jako niematerialne,
ale obiektywne.
Prowadzi to następnie Marksa do bezpośredniej krytyki sposobu, w jaki burżuazyjne formy myśli rozwinęły się w relacji do upowszechnienia się wymiany oraz pow
stania formy pieniężnej: Rozmyślanie nad formami życia ludzkiego, a więc też ich naukowa analiza, kroczy w ogóle drogą wprost przeciwną niż rzeczywisty rozwój (...). Toteż dopiero analiza cen towa rów doprowadziła do określenia wielkości wartości i dopiero wspólny pieniężny wyraz
towarów - do ustalenia ich charakteru wartościowego. Ale właśnie ta zakończona forma świata towarów, forma pieniężna, zamiast ujawniać, zarzuca rzeczową zasłonę na spo
łeczny charakter prac prywatnych, a więc - na społeczne stosunki prywatnych pracow ników. Gdy mówię, że surdut, buty itd. ustosunkowują się do płótna jako do ogólnego
ucieleśnienia abstrakcyjnie ludzkiej pracy, dziwaczność tego wyrażenia rzuca się w oczy.
Gdy jednak producenci surduta, butów itd. zestawiają te towary z płótnem - albo, co wca le sprawy nie zmienia, ze złotem lub srebrem - jako z ogólnym ekwiwalentem, stosu
nek ich prywatnych prac do ogólnej pracy społecznej przedstawia się im właśnie w tej cudacznej formie (87).
Słabość tej wizji po stronie klasycznych ekonomistów politycznych uosobiona została w sposobie, w jaki wielu z nich przedstawiało Robinsona Crusoe autorstwa Daniela
Defoe jako model dla doskonałej gospodarki rynkowej wyrastający prosto ze stanu
natury: Robinson samodzielnie, na własną rękę, odosobniony na wyspie, logicznie
tworzy sposób życia właściwy zamieszkiwaniu stanu natury i krok po kroku rekon stytuuje logikę gospodarki rynkowej, jednak, jak ze zdumieniem wskazuje Marks,
Robinson, pomimo rzekomego uczenia się z doświadczenia, niby przypadkiem „ocalił zegarek, księgę główną, pióro i atrament” i „jako prawdziwy Anglik zaczyna
niebawem prowadzić księgi handlowe swego gospodarstwa” (88). Innymi słowy,
Rozdział I Towary i wymiana
63
Robinson wziął ze sobą na wyspę ujmujące świat pojęcia właściwe gospodarce ryn
kowej, a następnie w oparciu o nie zaczął tworzyć swój stosunek do przyrody. Eko nomiści polityczni w sposób perwersyjny wykorzystali tę historię, by znaturalizować praktyki wyłaniającej się burżuazji. Przez długi czas myślałem, że ekonomiści polityczni wybrali złą powieść Defoe.
Moll Flanders wydaje się lepszym modelem tego, w jaki sposób odbywają się pro dukcja i cyrkulacja towarów. Moll zachowuje się jak typowy towar wystawiony
na sprzedaż. Nieustannie spekuluje na cudzych pragnieniach, a inni nieustannie spekulują na jej pragnieniach (doskonały moment pojawia się, gdy komplet
nie spłukana wszystkie swoje pieniądze wydaje na wynajęcie wspaniałego stroju
oraz karocy z zaprzęgiem, jak również stosownej biżuterii, by wybrać się na bal, na którym rozkochuje w sobie młodego arystokratę i spędza z nim noc po to tylko, by zorientować się o poranku, że jest on podobnie spłukany, co sprawia, że oboje
dostrzegają zabawność tej sytuacji i rozchodzą się w przyjaźni). Moll podróżuje po całym świecie (dociera nawet do kolonialnej Wirginii), spędza czas w aresz
cie dla dłużników; jej fortuna raz kurczy się, raz rozrasta. Krąży niczym pieniądz w morzu wymiany towarowej. Moll Flanders jest znacznie lepszą analogią sposobu, w jaki rzeczywiście działa kapitalizm, szczególnie zaś jego spekulacyjna odmiana
z Wall Street. Z oczywistych względów jednak klasyczni ekonomiści polityczni woleli mit
Robinsona Crusoe, ponieważ naturalizował kapitalizm. Jednakże, jak podkreślał Marks, kapitalizm jest tworem historycznym, a nie przedmiotem naturalnym.
„Kategorie burżuazyjnej ekonomii politycznej" to zaledwie „formy myśli mające społeczny, a więc obiektywny walor dla stosunków produkcji tego historycznie
określonego społecznego sposobu produkcji” (87). Krótkie spojrzenie na tę historię
wskazuje ograniczenia rzekomej uniwersalności prawd burżuazyjnej teorii. „Prze nieśmy się teraz ze słonecznej wyspy Robinsona w mroki europejskiego średnio
wiecza" (88-89). Choć może być to skryte w „mrokach” to stosunki społeczne są oczywiste. W systemie pańszczyźnianym, jak wskazuje Marks, „każdy chłop pań szczyźniany wie, że pracując na pańskim, oddał panu określoną ilość swej oso
bistej siły roboczej" (89). Feudalne podmioty były niezwykle świadome, że „spo
łeczne stosunki ludzi w wykonywanych przez nich pracach ujawniają się jako ich własne osobiste stosunki, a nie są przyobleczone w szatę społecznych stosunków
rzeczy, produktów pracy" (89). Podobnie jest z patriarchalnym wiejskim przemy słem chłopskiej rodziny: stosunki społeczne są transparentne, możecie zobaczyć,
co kto robi i dla kogo.
64
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Tego rodzaju historyczne porównania, wraz z analizami fetyszyzmu, pozwalają nam na dostrzeżenie przygodnego, w odróżnieniu od uniwersalnego, charakteru
prawd wykładanych na gruncie burżuazyjnej ekonomii politycznej. „Cały mistycyzm
świata towarów, cała ta mgła tajemniczości i czarów otaczająca produkty pracy w pro
dukcji towarowej pierzchnie więc od razu, gdy przejdziemy do innych form produkcji”
(87). Możemy nawet wreszcie wyobrazić sobie społeczne stosunki zorganizowane w formie „stowarzyszenia wolnych ludzi" (90) i tak dalej, socjalistyczny świat, w któ
rym „społeczne stosunki między ludźmi, ich pracami i produktami ich pracy są tutaj,
i w produkcji, i przy podziale, proste i przejrzyste" (91). Odwołując się do idei sto warzyszenia, Marks powtarza wiele z ustaleń francuskiej myśli utopijnego socjali
zmu z lat trzydziestych i czterdziestych XIX wieku (w szczególności Proudhona, choć Marks wzbraniałby się przed przyznaniem tego). Żywi nadzieję, że możemy wykro
czyć poza fetyszyzm towarowy i spróbować ustanowić, poprzez formy stowarzysze niowe, odmienny sposób odnoszenia się do siebie. Czy jest to praktyczne, czy nie,
to już pytanie do indywidualnego rozważenia przez każdego czytelnika i czytelniczkę Marksa. Teraz natomiast dochodzimy do jednego z rzadkich momentów w Kapitale, gdzie możemy rzucić okiem na Marksowską wizję socjalistycznej przyszłości.
Fetyszyzm rynku wytworzył wokół siebie spory ładunek ideologiczny. Marks
komentuje, w jaki sposób protestantyzm jest najodpowiedniejszą formą religijną dla kapitalizmu. Twierdzi, że formy myśli - nie tylko te ekonomistów politycznych -
odzwierciedlają fetysz swoich czasów; jednakże jest to ogólna tendencja. Jego uwagi dotyczące religii i jej relacji z życiem ekonomiczno-politycznym są istotne: Ekonomia polityczna dokonała wprawdzie, choć nie w pełni, rozbioru wartości i jej wielkości i ujawniła treść ukrytą w tych formach. Nigdy jednak nie postawiła nawet
pytania, dlaczego ta treść przybiera taką formę, dlaczego więc praca znajduje wyraz
w wartości, a jej ilość mierzona czasem pracy - w wielkości wartości produktu pracy. Formuły, które na pierwszy rzut oka zdradzają, że właściwe są takiej formacji społecznej,
w której jeszcze posiadacz rządzi ludźmi, a nie człowiek procesem produkcji, wydaję się jej burżuazyjnej świadomości koniecznością równie naturalną i oczywistą jak sama praca produkcyjna (92-93).
Do powyższych rozważań dodaje jeszcze obszerny i istotny przypis 32: Forma wartości produktu pracy jest najbardziej abstrakcyjną, ale też najogólniejszą
formą burżuazyjnego sposobu produkcji, przy czym forma ta charakteryzuje ten sposób
Rozdział I Towary I wymiana
6S
produkcji jako szczególny rodzaj produkcji społecznej, zarazem więc charakteryzuje go historycznie. Jeżeli tedy traktujemy go jako wieczną, naturalną formę produkcji spo
łecznej, to z konieczności pomijamy też specyficzne osobliwości formy wartości, a więc formy towaru, w dalszym zaś rozwoju - formy pieniężnej, formy kapitału itd. (93).
Marks sugeruje tu, że zabłądzicie, jeśli będziecie naturalizować formę wartości wła
ściwą kapitalizmowi, ponieważ trudno będzie wówczas, jeśli w ogóle będzie to moż
liwe, wyobrazić sobie alternatywy.
To właśnie uczynili burżuazyjni ekonomiści polityczni: potraktowali wartość jako coś naturalnego, a nie jako społeczny twór wyrastający z określonego sposobu
produkcji. Tym, co interesuje tu Marksa, jest rewolucyjna transformacja społeczeń
stwa, oznaczająca obalenie kapitalistycznej formy wartości, tworzenie alternatyw nej struktury wartości oraz alternatywnego systemu wartości, który nie posiadałby
specyficznych cech uzyskanych w ramach kapitalizmu. Nie sposób przecenić tego
argumentu, ponieważ teoria wartości z pism Marksa często jest interpretowana jako uniwersalna norma, do której powinniśmy się dostosować. Przestałem już zliczać sytuacje, kiedy słyszałem ludzi narzekających na to, że problem z Mar
ksem polega na tym, iż wierzy on, że jedyne prawomocne pojęcie wartości wyrasta
z nakładów pracy. W żadnym wypadku. To tylko społeczno-historyczny twór. Zatem
problemem stojącym przed socjalistkami, komunistami, rewolucjonistami, anarchistkami czy kimkolwiek innym jest znalezienie alternatywnej formy wartości,
która sprawdziłaby się w obszarze społecznej reprodukcji odmiennego społeczeń stwa. Przez wprowadzenie pojęcie fetyszyzmu Marks pokazuje, w jaki sposób
znaturalizowana wartość klasycznej ekonomii politycznej dyktuje normę. Wyklu czamy rewolucyjne możliwości, jeśli ślepo podążamy za tą normą i replikujemy
fetyszyzm towarowy. Naszym zadaniem jest jego zakwestionowanie. Kapitalizm nie ma możliwości uwzględnienia prawdziwych, „naturalnych” wartości w swoich rachunkach. „Ponieważ wartość wymienna jest pewnym spo
łecznym sposobem wyrażania pracy zużytej na wytworzenie danej rzeczy, nie może
ona zawierać więcej substancji naturalnej niż np. kurs dewiz" (95). Ułudą jest wiara w to, że na przykład „renta gruntowa wyrasta z ziemi, a nie ze społeczeństwa” (95).
Burżuazyjna ekonomia polityczna spogląda na powierzchnię zjawisk. Raz dorobiwszy się teorii wartości opartej na pracy, nigdy nie zagłębiła się w jej zna czenie czy historyczne okoliczności jej zaistnienia. Pozostawia nas to z zadaniem wykroczenia poza fetyszyzm, nie tyle przez traktowanie go jako iluzji, ale poprzez zajęcie się jego obiektywną rzeczywistością (82-84,95-96). Jednym ze sposobów jest
6«
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
podążenie ścieżką „sprawiedliwego handlu" Inny polega na wytyczeniu ścieżki naukowej, teorii krytycznej: sposobu badania i dociekania, który odsłoni głęboką strukturę kapitalizmu i zasugeruje alternatywny system wartości oparty na rady
kalnie odmiennych społecznych i materialnych stosunkach. Te dwie opcje nie wykluczają się wzajemnie. Polityka, która zajmuje się warun
kami pracy na gruncie globalnym, rozwijana w, powiedzmy, ruch przeciwko sweat-
shopom, może w łatwy sposób prowadzić na znacznie głębszy teoretycznie obszar niż
ten zakreślony przez Marksa w Kapitale. Dokładnie dlatego, że zjawiska powierzchni, choć fetyszystyczne, zawsze wskazują na obiektywną rzeczywistość. Przypominam
sobie, jak niegdyś studenci z Johns Hopkins urządzili pokaz mody, prezentując ubra
nia od Liz Clairborne oraz Gap, i opatrując to komentarzem dotyczącym zarówno ubrań, jak i warunków pracy powiązanych z ich wytwarzaniem. Był to skuteczny sposób, by podyskutować o fetyszyzmie, podnoszący świadomość w kwestii global
nych warunków pracy, a jednocześnie wskazujący na konieczność podjęcia działań. Celem, jaki Marks obrał w Kapitale, jest zdefiniowanie nauki poza bezpo
średnim fetyszyzmem bez zaprzeczania jego realności. Zdążył już położyć spore podstawy pod to przedsięwzięcie w ramach swojej krytyki burżuazyjnej ekonomii
politycznej. Udało mu się również odsłonić skalę tego, jak w tym, co robimy, rzą
dzeni jesteśmy przez abstrakcyjne siły rynku, oraz jak nieustannie zagraża nam możliwość sterowania nami przez fetyszystyczne konstrukcje przesłaniające rze czywiste wydarzenia. Do jakiego stopnia możecie powiedzieć, że żyjemy w wol
nym społeczeństwie określanym przez prawdziwie indywidualną wolność? W opinii Marksa iluzje liberalnego utopijnego porządku należy obalić i ukazać takimi, jakimi
są w istocie, to znaczy: replikacją fetyszyzmu, który sprawia, że społeczne stosunki
między ludźmi jawią się jako materialne stosunki między ludźmi oraz społeczne stosunki między rzeczami.
Rozdziat 2. Proces wymiany
Rozdział drugi nie tylko jest krótszy, ale z pewnością łatwiej nadążyć za zawartym
w nim wywodem. Celem Marksa jest tu zdefiniowanie społecznie niezbędnych
warunków wymiany towarowej oraz stworzenie mocnej podstawy dla rozważań o formie pieniężnej, które następują w rozdziale trzecim. Ponieważ towary same nie udają się na rynek, musimy wpierw określić aktyw ny stosunek między towarami a tymi, którzy je tam zabierają. Marks kreśli wizję społeczeństwa, w którym „opiekunowie" towarów „wzajemnie uznają się za pry
watnych właścicieli. Ten stosunek prawny, którego formą jest umowa - ulegalizowana lub nie - jest stosunkiem woli odzwierciedlającym stosunek ekonomiczny.
(...) Osoby istnieją tu dla siebie nawzajem” - zauważcie w tym miejscu przywołanie
argumentu dotyczącego fetyszyzmu - nie jako ludzie, „tylko jako przedstawiciele towarów, a więc jako ich posiadacze” (97-98). Prowadzi to Marksa do wysunięcia znacznie szerszego argumentu. W całym Kapitale „ekonomiczne maski osób są
tylko uosobieniami stosunków ekonomicznych, które osoby te wzajemnie wobec siebie reprezentują” (98). Marks jest zainteresowany rolami ekonomicznymi, które ludzie odgrywają, bardziej niż samymi jednostkami biorącymi udział w tej grze.
Będzie zatem badał stosunki między nabywcami i sprzedawcami, dłużnikami a kre dytodawcami, kapitalistami i pracownikami. W Kapitale w istocie nacisk położony
będzie raczej na role niż na osoby, co wynika z uznania, że jednostki mogą pełnić
i często pełnią wiele odmiennych ról, nawet w ramach głęboko sprzecznych sta nowisk (jak w sytuacji, w której współcześnie robotnik posiada udziały w fundu
szu emerytalnym inwestującym na giełdzie). Uwaga skupiona na rolach raczej niż
na jednostkach jest w pełni uzasadniona, jak w sytuacji, w której analizowalibyśmy stosunki między kierowcami a przechodniami na ulicach Manhattanu: większość z nas przybierała obie role i dostosowywała do nich odpowiednio swoje zachowania.
68
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Role w ramach kapitalistycznego sposobu produkcji są ściśle określone. Jed nostki stanowią podmioty prawne, dysponujące tytułami własności prywatnej towarów, którymi władają oraz sprzedają je na warunkach określonych w nieprzymusowych umowach. Występuje tu wzajemne poszanowanie praw innych osób;
zasadnicza ekwiwalencja wymian rynkowych, którą dostrzegł już Arystoteles, jest respektowaną wartością. Marks opisuje w tym miejscu konwencjonalną polityczną
i prawną ramę właściwie funkcjonujących rynków, widzianą przez pryzmat liberal nej teorii. W tym świecie towar to „urodzony leveller i cynik’,' ponieważ „zawsze jest
gotów zamienić z innym towarem nie tylko duszę, ale ciało" (98). Właściciel chce
się go pozbyć, a nabywca pragnie go mieć: „Żaden towar nie jest wartością użyt kową dla swego posiadacza; wszystkie towary są wartościami użytkowymi dla tych, którzy ich nie posiadają. Muszą więc ustawicznie przechodzić z rąk do rąk" (98-99), jednakże to, „czy jest ona użyteczna dla innych, czy więc jej produkt zaspokaja
cudze potrzeby, to może się okazać tylko w wymianie" (99). Powyższy wywód dotyczący społecznie niezbędnej struktury prawnej i insty
tucjonalnej wymaganej dla sprawnego działania kapitalizmu jest historycznie spe cyficzny. Niepowodzenie w zakresie rozpoznania historycznej określoności burżuazyjnych koncepcji praw i obowiązków prowadzi do poważnych błędów. To właśnie z tego powodu Marks w długim przypisie odnotowuje energiczne oskarżenie anar
chisty Proudhona, który czerpie najpierw swój ideał sprawiedliwości, „justice etemelle" („wiecznej sprawiedliwo
ści”), ze stosunków prawnych odpowiadających produkcji towarowej, czym - zauważmy mimochodem - dostarcza tak pocieszającego dla wszystkich kołtunów dowodu, że forma
produkcji towarowej jest równie wieczna jak sprawiedliwość. Następnie chce on, na od wrót, przekształcić w myśl tego ideału istniejącą w rzeczywistości produkcję towarową i odpowiadające jej rzeczywiste prawo (97-98).
Proudhon w konsekwencji specyficzne burżuazyjne stosunki prawne i gospodar
cze potraktował jako uniwersalne i fundamentalne punkty odniesienia dla rozwi jania alternatywnego, społecznie sprawiedliwego systemu gospodarczego. Z punktu
widzenia Marksa coś takiego w żadnym wypadku nie może stanowić alternatywy, ponieważ przepisuje burżuazyjne koncepcje wartości na rzekomo nowe formy
społeczeństwa. Problem ten pozostaje wciąż do rozwiązania, nie tylko ze względu
na współczesne anarchistyczne ożywienie zainteresowania pomysłami Proudhona, ale również z powodu rozwoju jeszcze szerzej zakrojonej liberalnej polityki praw
Rozdział I Towary I wymiana
69
człowieka jako rzekomego antidotum na społeczne i polityczne schorzenia współ czesnego kapitalizmu. Marksowska krytyka Proudhona da się bezpośrednio zasto
sować do tej współczesnej polityki. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ
z 1948 roku stanowi fundacyjny dokument burżuazyjnego, opartego na rynku indy widualizmu i jako taka nie może stanowić podstawy dla dogłębnej krytyki liberal
nego czy neoliberalnego kapitalizmu. Kwestia politycznej pożyteczności wywiera nia nacisku na to, by kapitalistyczny porządek polityczny pozostawał wiemy swoim założycielskim zasadom, to jedna sprawa, ale wyobrażanie sobie, że tego rodzaju
polityka może prowadzić do radykalnego usunięcia kapitalistycznego sposobu pro dukcji, jest w opinii Marksa poważnym błędem.
Po powyższych wywodach następuje rekapitulacja tego, w jaki sposób „krysz
tał pieniężny stanowi konieczny produkt procesu wymiany" (100). Marks często powtarza swoje wcześniejsze argumenty w nieco zmienionym języku. Tym razem
robi to w kontekście opisanego powyżej otoczenia instytucjonalnego. Przywołuje
ten temat, opisując pieniądz jako „historyczny proces rozszerzenia i pogłębienia wymiany rozwijający drzemiące w naturze towaru przeciwieństwo między warto ścią użytkową a wartością" (100): Potrzeba zewnętrznego wyrażenia tego przeciwieństwa dla celów obrotu pcha do wytwo rzenia samodzielnej formy wartości towaru i dążenie to nie ustaje dopóty, dopóki cel nie
zostanie ostatecznie osiągnięty przez rozdwojenie towaru na towar i pieniądz. Toteż w miarę jak produkty pracy przeistaczają się w towary, towar przeistacza się w pieniądz (100).
Nie ma tu nic, czego nie czytalibyśmy już we wcześniejszych częściach, jednakże
teraz Marks objaśnia, co ten ekonomiczny stosunek między rzeczami oznacza dla stosunków między ludźmi. Jak twierdzi, ta ekonomia wymiany rynkowej zakłada,
że mamy do czynienia „z prywatnymi właścicielami” „zewnętrznych przedmiotów" co z kolei bazuje na założeniu, że „występują wobec siebie jako osoby niezależne” (101). Określenie „zewnętrzne" w odniesieniu do przedmiotów oznacza, że „są one obce
człowiekowi” to znaczy poddane są zasadzie wolnej wymiany. Podmioty wymiany wolne są zatem od jakichkolwiek osobistych więzi czy zależności z przedmiotami,
które posiadają. Zakłada to również społeczny „stosunek wzajemnej obcości” który jest czymś właściwym kapitalizmowi i współistniejącym z prawną własnością towa
rów (101). „Rodzina patriarchalna czy starohinduska gmina, czy państwo Inków” nie
były związane stosunkami tego rodzaju; procesy wymiany podkopały jednak te
70
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
poprzedzające je struktury społeczne. Jak sugeruje Marks, zachodziło to stopniowo,
aż okazjonalna wymiana między wspólnotami wyewoluowała do punktu, w którym „stałe powtarzanie aktu wymiany uczyniło zeń normalny proces społeczny" (101): W takim samym stopniu, w jakim wymiana towarów rozsadza swoje lokalne szranki,
a przeto wartość towaru przekształca się coraz bardziej w materializację pracy ludzkiej w ogóle, forma pieniężna staje się udziałem towarów, które z natury swej nadają się do spełniania społecznej funkcji ogólnego ekwiwalentu, mianowicie kruszców szlachet
nych (103).
Jak już wskazałem, twierdzenie dotyczące rozkładu istniejących uprzednio form społecznych, w obliczu coraz rozleglejszych stosunków wymiany i powstania form pieniężnych jako argument historyczny jest dość wątpliwe. Jednakże jego logiczna
zawartość służy ukazaniu, że to, co jest społecznie niezbędne, stanowi „adekwatną
formę przejawiania się wartości” (103), jak również że ten wymóg jest najlepiej speł
niany, ze względu na ich naturalne cechy, przez szlachetne metale w rodzaju złota oraz srebra. Jednakże, jak pokazał wcześniej Marks, oznacza to, że towar pieniądz
uwewnętrznia pewną podwójność, ponieważ jest zarówno towarem w zwykłym sen sie bycia wytworem pracy, jak i „otrzymuje formalną wartość użytkową wynikającą z jego szczególnych funkcji społecznych” (103). W tej formalnej społecznej funkcji „forma pieniężna jest tylko utrwalonym w jednym towarze odbiciem stosunków między wszystkimi innymi towarami" (104).
Co więcej, w tej roli w pełni możliwe staje się zastąpienie towaru pieniądza „przez proste, wyobrażające go znaki pieniężne" Ta zdolność do zastąpienia nie jest niczym zaskakującym, jeśli weźmie się pod uwagę, że „każdy towar jest zna kiem, gdyż jako wartość jest tylko rzeczową powłoką wydatkowanej nań pracy
ludzkiej" (105). Marks otwiera tu możliwość włączenia do swojej analizy wielu aspektów tego, co dziś często określa się mianem „ekonomii symbolicznej” Sam jednak tego nie robi, a gdybyśmy chcieli zrobić to za niego, z pewnością wymaga
łoby to zmodyfikowania sposobu wykładu. Myślę natomiast, że należy zaznaczyć,
iż symboliczny aspekt tego, jak działa kapitalizm, nie jest obcy jego argumentacji.
Odnotować powinni to wszyscy ci, którzy twierdzą, że kapitalizm jest dziś czymś nowym ze względu na to, jak wielkiego znaczenia nabrały kapitał symboliczny i eko nomia symboliczna. Kapitalizm bowiem konsekwentnie zmienia swoje oblicze.
Niebezpieczeństwo leży w możliwości traktowania tych ważnych cech sym bolicznych jako czegoś czysto wyobrażonego czy jako „dowolnego produktu myśli
Rozdział I Towary I wymiana
71
ludzkiej" (106). Marks zmierza w tym miejscu do tego, by wskazać, że nawet towar pieniądz nie może realizować swojej specyficznej wartości bez wymieniania 5ię
na wszystkie inne towary jako ich ekwiwalent, nawet jeśli umieści się go jako ogólny ekwiwalent wszystkich pozostałych towarów. „Trudność polega nie na tym, by zro
zumieć, że pieniądz jest towarem, lecz na zrozumieniu, jak, dlaczego, dzięki czemu towar stał się pieniądzem" (106): Na pozór sprawa nie przedstawia się tak, że towar staje się pieniądzem dlatego, że inne towary powszechnie wyrażają w nim swą wartość, dlatego, przeciwnie, sprawa przed
stawia się tak, że inne towary powszechnie wyrażają w nim swą wartość dlatego, że jest on pieniądzem (107, podkr. - DH).
Innymi słowy, gdy już pieniądz istnieje, wówczas towary znajdują sposoby na to,
by mierzyć własną wartość poręcznie, jak gdyby złoto, które „wyszło z łona ziemi” było „bezpośrednim wcieleniem wszelkiej pracy ludzkiej” (107). Oto właśnie „magia pieniądza" (107), którą należy wyjaśnić. „Zagadka fetysza pieniężnego jest więc
w gruncie rzeczy zagadką fetysza towarowego - tylko że w pieniądzu występuje ona w sposób bardziej jaskrawy i myli wzrok" (107).
Jednak znajdujemy tu jeszcze jeden kluczowy punkt niniejszego rozdziału.
Wraz z umocowaniem się tej „magii" i „fetysza" pieniądza ludzie w swym społecznym procesie produkcji ustosunkowują się do siebie jak atomy, i ich własne stosunki wytwórcze przybierają postać rzeczową, niezależną od ich kontroli i od ich świadomego indywidualnego działania (107).
Brzmi to podejrzanie, jak milczące przywołanie Adama Smitha wizji doskonale dzia
łającego rynku, którego niewidzialna ręka steruje indywidualnymi decyzjami. Żadna jednostka nie znajduje się jednak u steru, a wszyscy mają działać zgodnie z tym,
co Marks nazwie później „przymusowymi prawami konkurencji” (372). W idealnym świecie Smitha państwo tworzyłoby instytucjonalną ramę dla dosko nale funkcjonujących rynków oraz własności prywatnej, a następnie obserwowało
to, jak bogactwo państwa i dobrobyt obywateli gwałtownie się zwiększają, ponieważ indywidualna inicjatywa oraz przedsiębiorczość, koordynowane za pomocą niewi dzialnej ręki rynku, wytwarzają sytuację, w której korzystaliby wszyscy. Smith myślał,
że w takim świecie intencje i motywacje jednostek (od chciwości po misję społeczną) nie mają żadnego znaczenia, ponieważ wszystko zorganizuje niewidzialna ręka rynku.
72
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
W tym rozdziale Kapitału mamy do czynienia z nie lada zagadką. Z jednej
strony Marks poświęca przypis na potępienie Proudhonowskiej akceptacji burżuazyjnych pojęć praw i praworządności jako absolutnie marnego wsparcia dla two
rzenia rewolucyjnej alternatywy. Z drugiej jednak w głównym tekście rozdziału wydaje się akceptować liberalną teorię własności, wzajemność i ekwiwalencję
nieprzymusowej wymiany rynkowej odbywającej się miedzy prawnymi jednostkami, a nawet niewidzialną rękę rynku, za którą optował Adam Smith. W jaki sposób mamy rozwiązać tę pozorną sprzeczność? Myślę, że odpowiedź jest dostatecznie prosta, jednakże posiada poważne implikacje dla sposobu, w jaki będziemy czytać pozostałą
część Kapitału. Marks zajęty jest krytyką klasycznej liberalnej ekonomii politycznej. Wobec tego uznaje akceptację tez liberalizmu (oraz, rozszerzając to również na nasze czasy,
neoliberalizmu) za niezbędną, by pokazać, że klasyczni ekonomiści polityczni poważnie mylili się nawet na gruncie własnych założeń. Marks nie twierdzi tutaj, że nie da się stworzyć doskonale funkcjonujących rynków oraz nakłonić do działania
niewidzialnej ręki, ponieważ rynek zawsze jest zakłócany przez władzę polityczną.
Zamiast tego akceptuje liberalną utopijną wizję doskonale działających rynków oraz niewidzialnej ręki, by zademonstrować, że ich działanie nie pociągnęłoby za sobą korzyści dla wszystkich. Chce pokazać, że doprowadziłoby raczej do nie
zwykłego wzbogacenia klasy kapitalistycznej przy względnym zubożeniu robotników
i wszystkich pozostałych. Przekłada się to na hipotezy dotyczące rzeczywiście istniejącego kapitalizmu: im bardziej jest on ustrukturyzowany i zorganizowany zgodnie z tą utopijną libe ralną czy neoliberalną wizją, tym bardziej rosną nierówności klasowe. I rozumie
się samo przez się, że istnieje wiele dowodów na poparcie poglądu mówiącego, że retoryka wolnych rynków, wolnego handlu oraz ich rzekomych uniwersalnych korzyści, na którą byliśmy wystawieni przez ostatnich trzydzieści lat, wytworzyła
efekty oczekiwane przez Marksa: olbrzymią koncentrację bogactwa i władzy na jed nym krańcu skali społecznej, na drugim zaś rozprzestrzeniające się ubóstwo wszyst
kich pozostałych. Jednak by dowieść tego, Marks musi zaakceptować instytucjo
nalne podstawy liberalnego utopizmu i tym właśnie zajmuje się w omawianym rozdziale. Nasuwa to istotne zastrzeżenie dotyczące naszej lektury Kapitału. Musimy
uważnie rozróżniać momenty, w których Marks krytykuje i mówi o liberalnej uto pijnej wizji w jej doskonałym stanie, od tych poświęconych na analizę rzeczywiście
Rozdział I Towary i wymiana
73
istniejącego kapitalizmu ze wszystkimi jego rynkowymi niedoskonałościami, nie równowagą sił i instytucjonalnymi wadami. Jak zobaczymy, działania ku realiza
cji dwóch zadań niekiedy się ze sobą mieszają. Niektóre mielizny interpretacyjne wynikają z tej kontuzji. Będę się zatem starał wskazywać wam te momenty. Podob
nie będę podkreślać pojawiające się niekiedy chwile zamętu, łącznie z tymi wystę
pującymi w samej analizie Marksa, gdy jego pragnienie realizacji obranego celu krytyki klasycznej ekonomii politycznej - przeszkadza mu w dodatkowym zadaniu rozumienia rzeczywistej dynamiki kapitalistycznego sposobu produkcji.
Jednakże przez większą część wywodu Marks wykazuje się przemyślnym spo
sobem wykorzystywania teoretycznej krytyki liberalnego utopizmu w jego różnych polityczno-ekonomicznych przebraniach, rzucając niszczycielskie światło krytyki
na rzeczywiście istniejący kapitalizm jego czasów. Paradoksalnie mamy sporo szczę ścia. Żyjemy w świecie, w którym neoliberalizm przywołuje ponownie, a pod pew nymi względami pogłębia tezy liberalizmu. Nasze szczęście wynika zatem z tego,
że Marksowska krytyka wolnych rynków i wolnego handlu może rzucić tyle samo niszczącego światła na nasz obecny, rzeczywiście istniejący kapitalizm, ile rzuciła
na kapitalizm, w którym żył Marks.
Rozdział II • Pieniqdz
Rozdział 3. Pieniądz, czyli cyrkulacja towarów
W tym momencie wiemy już, że szczególne pojęcie pieniądza wykrystalizowało się z Marksowskiego podejścia do wymiany towarów. Można było się go domyślać już po opozycji między względną a ekwiwalentną formą wartości. To zaś, wraz z upow
szechnieniem wymiany i przyjęciem przez nią postaci ogólnego aktu społecznego, doprowadziło do pojawienia się ogólnego ekwiwalentu, który przybrał formę nama
calnego towaru pieniądza reprezentującego wartość. Nawet jeśli wówczas skrywał jej źródło w społecznie niezbędnym czasie pracy. Przyjrzymy się teraz bliżej tej
formie pieniężnej.
Rozdział trzeci jest długi i dość skomplikowany. Opowiada jednak prostą historię o czymś, co dziś nie powinno wywoływać zdziwienia. Pieniądz jest jedno
litym pojęciem, jednakże uwewnętrznia dwoiste funkcje, odzwierciedlające dwo
istość wartości użytkowej i wartości wymiennej w obrębie towaru. Z jednej strony pieniądz funkcjonuje jako miara wartości, niejako złoty przedstawiciel społecznie
niezbędnego czasu pracy. W tej roli musi posiąść specyficzne cechy, tak by zapew niać możliwie najdokładniejszy i najskuteczniejszy standard miary wartości. Z dru
giej strony pieniądz musi również naoliwiać proces upowszechniania się wymiany
i robić to przy minimalnym zamieszaniu i trudnościach. W ten sposób funkcjonuje
jako zwykłe medium oraz środek umożliwiający obracanie coraz większym zbiorem towarów.
Między tymi dwiema funkcjami zachodzi napięcie czy też sprzeczność. Jako
miara wartości na przykład złoto prezentuje się nie najgorzej. Jest trwałe i może być przechowywane przez wieczność; można analizować jego cechy; można znać
i kontrolować jego konkretne warunki produkcji i cyrkulacji. Złoto świetnie więc
się sprawdza w charakterze miary wartości. Jednak spróbujcie sobie wyobrazić, że za każdym razem, kiedy wybieracie się na kawę, w celu dokonania zakupu musicie
78
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
posługiwać się drobiną złota. Z punktu widzenia cyrkulacji mrowia małych ilości
towarów jest to bardzo nieskuteczna forma pieniądza. Wyobraźcie sobie każdego
z małą sakiewką zawierającą drobiny złota - co jeśli ktoś by kichnął w trakcie prze liczania tych drobin? Złoto jest nieefektywnym środkiem cyrkulacji, nawet jeśli sta
nowi doskonałą miarę wartości. Wobec tego Marks przeciwstawia pieniądz jako miarę wartości (część i) pie niądzowi jako środkowi czy medium cyrkulacji (część 2). Na sam koniec mamy jed
nak wyłącznie jeden rodzaj pieniądza (część 3). Rozwiązanie tego napięcia między pieniądzem jako efektywną miarą wartości a pieniądzem jako efektywnym środ
kiem cyrkulacji zostaje częściowo podane poprzez wskazanie na możliwość, lub -
i to jest kontrowersyjne - konieczność innej formy cyrkulacji, to znaczy istnienie pie
niędzy kredytowych. Wynikająca z tego relacja między dłużnikami i kredytodaw cami otwiera nie tylko możliwość, ale również konieczność innej formy cyrkulacji,
cyrkulacji kapitału. Innymi słowy, w tym rozdziale pojawia się możliwość pojęcia,
jak również samego faktu kapitału. W ten sam sposób, w jaki możliwość pienią dza wykrystalizowała się z procesu wymiany, możliwość kapitału krystalizuje się
ze sprzeczności między pieniądzem jako miarą wartości a pieniądzem jako środ kiem cyrkulacji. Oto wielka narracja rozwijana na kartach tego długiego rozdziału. Jeśli będziecie mieli ją stale na uwadze, znacznie łatwiej będzie wam umieścić na właściwym miejscu wiele spośród zawikłanych i nieraz niejasnych detali.
1. Miernik wartości Istnieje różnica między „pieniądzem" a „towarem-pieniądzem" W celu wzmocnienia
swojego wcześniejszego argumentu - to znaczy stwierdzenia, że wartość nie jest
sama w sobie materialnie mierzalna, ale raczej wymaga reprezentacji, by regulować wymianę - Marks zaczyna, zakładając, że jedynie złoto jest towarem-pieniądzem. Jest to „konieczną formą przejawiania się immanentnego miernika wartości towarów,
czasu pracy" (108). Wartość zostaje wyrażona (czy powinniśmy raczej powiedzieć: „znajduje się") w stosunku między towarem-pieniądzem jako „formą przejawiania
się" wartości a wszystkimi towarami, na które się wymienia. Wartość towarów jest
nierozpoznawalna i niepoznawalna bez swojej formy przejawiania się. Stawia to jednakże kilka problemów - odsłaniając również kilka sprzecz
ności - wymagających dogłębnego zbadania. Marks skupia się wpierw na tym, w jaki sposób ceny zostają powiązane z towarami. Ceny, jak mówi, są wyobrażone
Rozdział II Pieniądz
19
czy idealne (oznaczając produkt myśli czy zasadę logiczną, w odróżnieniu od „real nych" czy empirycznie wywiedzionych wniosków) (no). Odnosi się w tym miejscu do faktu, że gdy tworzę towar, nie mam pojęcia, jaka jest jego wartość, zanim nie
wyprowadzę go na rynek. Udaję się na rynek z pewnym wyobrażeniem, idealnym
pojęciem jego wartości. W związku z tym zawieszam na towarze cenę. Ona mówi potencjalnemu nabywcy, co sądzę o tym, ile powinna wynosić cena mojego towaru. Jednakże sam właściwie nie mam pojęcia, czy otrzymam za niego tę cenę, ponieważ nie mam wcześniejszego pojęcia o tym, jaka jest jego wartość „na rynku": Pieniądz w swej funkcji miernika wartości występuje więc jako pieniądz wyobrażony, czyli idealny. Ta okoliczność była źródłem najbardziej wariackich teorii. Jakkolwiek tylko
wyobrażone złoto pełni funkcję miernika wartości, cena zależy całkowicie od rzeczywi stego materiału pieniądza (110).
Stosunek zachodzi zatem między wyobrażonymi, idealnymi cenami a cenami rze czywiście otrzymanymi na rynku. Uzyskane ceny powinny, „idealnie" wskazywać
rzeczywistą wartość, jednakże będzie to jedynie pozór, reprezentacja - w dodatku niedoskonała - wartości.
Wolelibyśmy oczywiście, żeby ilościowa reprezentacja wartości stanowiła sta
bilny standard pomiaru. Jednakże złoto jest szczególnym towarem; jego wartość dana jest przez zawarty w nim społecznie niezbędny czas pracy, a ten, jak widzieliśmy, nie
jest stały. Chwiejność konkretnych warunków produkcji ma wpływ na wartość złota (czy jakiegokolwiek innego towaru-pieniądza). Jednak ponieważ tego rodzaju zmiany
wpływają na „wszystkie towary jednocześnie, a więc caeteris paribus pozostawia bez
zmiany ich wzajemne wartości względne, jakkolwiek wszystkie one mają teraz wyższe
lub niższe niż poprzednio ceny wyrażone w zlocie” (113, podkr. - DH). Marks wprowadza również srebro jako możliwy alternatywny towar-pieniądz
po to, by wysunąć prosty argument: jakkolwiek złoto wydaje się solidnym standar
dem wartości przy porównywaniu względnych wartości wszystkich innych towa rów, używanie go jako miernika nie jest jednak czymś bezpiecznym gdy, przychodzi do ustanawiania wartości bezwzględnej (113). Jeśli, jak w przypadku gorączki złota
z 1848 roku, napływ złota zalewa rynek, wówczas nagle jego wartość - jako reprezen
tatywnej miary społecznie niezbędnego czasu pracy - spada, a ceny wszystkich towa
rów muszą wzrosnąć, by się do tego dostosować (stąd wielka inflacja z XVI wieku, gdy Hiszpanie przywieźli złoto z Ameryki Łacińskiej). Zawsze mamy do czynie
nia z towarem-pieniądzem jako czymś, co posiada konkretną wartość użytkową,
eo
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
a warunki jego wytwarzania oddziałują na sposób, w jaki reprezentowana jest war tość. W ostatnich latach ceny złota wahały się raz w górę, raz w dół we wszystkich miejscach na świecie (z powodów, które wyjaśnimy niebawem). Marks pragnie pod
kreślić w tym miejscu, że nawet jeśli jakikolwiek towar pieniądz sprzyja zmienianiu
się miary wartości, to jego nieregularność nie robi żadnej różnicy względnym war tościom towarów, które wymieniane są na rynku (112-113, zob. również 63).
Marks idzie dalej, zauważając, że „jako miernik wartości i jako skala cen pie
niądz pełni dwie zupełnie różne funkcje” (112). W tym miejscu pojawia się wspomi nana dwoistość drugiego poziomu na gruncie teorii pieniądza. Nie należy jej mylić
z głównym rozróżnieniem na pieniądz jako miarę wartości oraz jako medium cyr
kulacji. Pieniądz-towar „miernikiem wartości jest jako społeczne ucieleśnienie ludzkiej pracy" - oto „idealna” reprezentacja - jednakże jest on również „skalą cen jako ustalona waga kruszcu” (112). To ten drugi aspekt pozwala nam na stwier
dzenie, że dany towar jest rzeczywiście „wart" tyle a tyle uncji złota. To właśnie tę
ilość, wagę złota, mieliśmy na myśli przed wymianą towaru, jak również - miejmy
nadzieję - mieć będziemy w ręku po wymianie towaru. „Różne były tego zjawiska przyczyny" - a przyczyny te okazują się historyczne - jednakże „nazwy pieniężne
jednostek wagowych kruszcu stopniowo odrywają się od pierwotnych nazw Wago wych” (114).
W Kapitale nie znajdziemy żadnej bezpośredniej teorii państwa, jednakże jeśli prześledzicie wiele momentów pojawiania się go w tekście, stanie się jasne, że w kapi
talistycznym systemie produkcji państwo odgrywa kluczowe role (milcząco przywo
łaliśmy to już w wyobrażeniu instytucji prywatnej własności oraz właściwie funk cjonującego rynku zawartym w rozdziale drugim Kapitału). Jak zobaczymy, jedna
z najważniejszych funkcji państwa musi dotyczyć organizowania systemu mone
tarnego, regulowania nazw pieniężnych oraz utrzymywania systemu monetarnego
w stanie stabilności i efektywności. Te historyczne procesy sprawiają, że oddzielenie pieniężnej nazwy jednostek wagowych kruszcu od ich zwykłej nazwy wchodzi w zwyczaj. Ponieważ skala pieniężna jest z jednej
' strony rzeczą czysto umowną, z drugiej zaś wymaga powszechnego uznania, zostaje w końcu ustalona przez prawo (115).
Nazwa pieniężna jest jednak fetyszystycznym konstruktem. „Nazwa rzeczy jest czymś czysto zewnętrznym w stosunku do jej istoty. Nie wiem jeszcze nic o czło
wieku, gdy wiem, że ma na imię Jakub. Podobnie w nazwach pieniężnych funt, talar,
Rozdział II Pieniądz
ei
frank, dukat itd. znika wszelki ślad stosunku wartości" (115-116). To znaczy, że stosu nek do społecznie niezbędnego czasu pracy jest jeszcze bardziej maskowany przez te nazwy pieniężne. „Cena" podsumowuje Marks, „jest nazwą pieniężną pracy uprzed
miotowionej w towarze" (116). Nazwa pieniężna (funt, dukat) nie jest tym samym,
co towar-pieniądz (złoto), a jej stosunek do wartości jako społecznie niezbędnego czasu pracy staje się jeszcze bardziej nieprzejrzysty. Ważne jest natomiast, by zapa miętać definicję ceny jako nazwy pieniężnej pracy zawartej w towarze.
Marks kontynuuje swój wywód, czyniąc dwie jeszcze ważniejsze obserwacje.
Istnieje „możliwość ilościowej niezgodności między ceną a wielkością wartości, czyli odchylenia się ceny od wielkości wartości" (117), a możliwość ta przynależy
nieodłącznie do formy ceny jako takiej. „Nie jest to wadą tej formy, lecz przeciw nie, czyni ją właśnie adekwatną formą takiego sposobu produkcji, w którym norma może sobie torować drogę tylko jako ślepo poprzez bezład działające prawo liczb
przeciętnych" (117). W tym miejscu Marks mówi, że: jeśli wezmę mój towar na ry nek i zawieszę na nim cenę (nazwę pieniężną czy proponowaną reprezentację
wartości), ty przyniesiesz podobny towar na rynek i zawiesisz na nim swoją cenę,
ktoś inny przyniesie jeszcze inny towar i zawiesi jeszcze inną cenę, to będziemy mieli wówczas rynek pełen różnych cen dla tego samego towaru. Średnia cena,
która rzeczywiście zostanie uzyskana danego dnia, będzie zależeć od tego, jak wielu ludzi uda się na rynek, chcąc nabyć ten towar, oraz jak wielu ludzi pojawi się tam, by go sprzedać. W związku z tym średnia urzeczywistniona cena będzie się wahać
w zależności od chwiejności warunków popytu i podaży.
Właśnie wskutek działania tego mechanizmu pojawia się równowaga cen. Ta równowaga, czy jak nazwali to klasyczni ekonomiści polityczni, cena „natu
ralna" jest ceną osiąganą w warunkach równowagi podaży i popytu. W tym momen cie równowagi, jak Marks będzie później twierdził, popyt i podaż przestają cokol wiek wyjaśniać. Popyt i podaż nie są w stanie wyjaśnić, dlaczego koszula średnio
kosztuje mniej niż para butów oraz jaka jest średnio różnica między koszulami i butami. Marksowski pogląd głosi, że średnia różnica cen odzwierciedla wartość, społecznie niezbędny czas pracy zakrzepły w różnych towarach. Danego dnia jed nakże wahania cen powiedzą wam coś o stanie popytu i podaży butów tego dnia oraz o tym, dlaczego wzrosły one lub spadły w porównaniu z dniem wczorajszym.
W związku z tym fakt, że nadajemy towarom nazwy pieniężne i przekształcamy miarę wartości w tą idealną formę, formę ceny, pozwala wahaniom cen równo
ważyć rynek. To zaś zbliża nas do utożsamienia właściwej reprezentacji wartości ze stanem równowagi czy ceną naturalną. Wahania cen zbiegają się z przeciętną
82
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
społecznie niezbędną pracą przy wytworzeniu danego towaru. Bez tej ilościowej niezgodności nie byłoby sposobu na usuwanie wahań popytu i podaży na rynku
i zbiegania się cen ze społecznie przeciętną ceną, która jest reprezentacją wartości. Druga obserwacja jest jeszcze trudniejsza do przyswojenia: forma ceny nie tylko dopuszcza możliwość ilościowej niezgodności między wielkością
wartości a ceną, tzn. między wielkością wartości a jej pieniężnym wyrazem, ale może też
kryć w sobie sprzeczność jakościową, tak że cena w ogóle przestaje być wyrazem warto ści, jakkolwiek pieniądz jest tylko formą wartości towarów. Rzeczy, które same w sobie
nie są wcale towarami, jak np. sumienie, honor itd., mogą być przez swych posiadaczy sprzedawane za pieniądze i w ten sposób otrzymać dzięki swej cenie formę towaru. Rzecz może więc posiadać formalnie cenę, nie posiadając wartości. Wyraz ceny staje
się tutaj urojony, jak pewne wielkości w matematyce. Z drugiej strony także i urojona forma ceny, jak np. cena ziemi dziewiczej niemającej wartości, gdyż żadna praca ludzka
nie została w niej uprzedmiotowiona, może kryć w sobie rzeczywisty stosunek wartości
lub stosunek od niego pochodny (118).
Kiedy już zawiesicie na czymś cenę, możecie co do zasady powiesić ją na czymkol wiek, w tym na sumieniu czy honorze, o częściach ciała czy dzieciach nie wspo minając. Możecie powiesić ją na zasobach naturalnych czy widoku wodospadu;
możecie z pewnością powiesić ją również na gruncie i spekulować na zmianach cen gruntów. System cen może operować na tych różnicach, by wytworzyć jakościowe,
jak również ilościowe niezgodności. Nasuwa to pytanie: jeśli ceny można zastoso wać do wszystkiego, niezależnie od wartości danego obiektu, oraz jeśli w każdym przypadku ich wysokości mogą się wahać niezależnie od wartości, wówczas dla
czego Marks jest tak zafiksowany na teorii wartości opartej na pracy? Czy typowi
ekonomiści polityczni - nawet dziś - nie mają racji, mówiąc, że jedyne, co jesteśmy w stanie zaobserwować i jedyne, co posiada rzeczywiste znaczenie, zawiera się
w pojęciu ceny, a zatem teoria wartości oparta na pracy jest nieważna?
Marks nie broni w tym miejscu swego wyboru - a gdy wziąć pod uwagę fakt, że tebria wartości oparta na pracy była powszechnie akceptowana przez współcze snych mu ricardianistów, niespecjalnie musiał to robić. Dziś, kiedy teoria wartości opartej na pracy została powszechnie zakwestionowana czy porzucona, nawet
przez niektórych marksistów, wypada nam stworzyć jakiegoś rodzaju odpowiedź
na podobne zarzuty. Jak sądzę, Marks odwołałby się tu do pojęcia materialnej bazy: jeśli wszyscy usiłowaliby żyć z oprowadzania po wodospadach czy dzięki handlowi
Rozdział II Pieniądz
03
sumieniem i honorem, nikt by na dłuższą metę nie przetrwał. Produkcja mate rialna, materialna transformacja przyrody poprzez procesy pracy, ma kluczpwe
znaczenie dla naszej egzystencji; a to właśnie ta praca materialna tworzy podstawę
dla produkcji i reprodukcji całokształtu ludzkiego życia. Nie możemy odziać się za pomocą sumienia czy honoru (przypomnijcie sobie baśń o nowych szatach
cesarza), nie możemy ubrać się w piękny widok tworzony przez wodospady. Nie uzyskujemy ubrań w ten sposób - biorą się one z procesów ludzkiej pracy
i wymiany towarowej. Nawet w mieście w rodzaju Waszyngtonu, gdzie zdaje się
zachodzić nieprzebrana ilość handlu sumieniem i honorem, zawsze pojawia się pytanie, skąd bierze się nasze śniadanie, jak również elektronika, papier, samo
chody, domy czy autostrady podtrzymujące nasze życie codzienne. Udawanie, że to wszystko pojawia się w czarodziejski sposób za pomocą rynku, a ułatwia to magia pieniędzy, które jakoś zaplątały się w naszych kieszeniach, oznacza całko
witą kapitulację przed fetyszyzmem towaru. Potrzebujemy pojęcia wartości jako społecznie niezbędnego czasu pracy w celu przedarcia się przez ten fetyszyzm.
Do was należy decyzja, czy uważacie, że Marks miał rację, zajmując tego rodzaju
stanowisko. Jednak by zrozumieć Kapitał na warunkach ustanowionych przez jego autora, musicie być przygotowani do przyjęcia mniej więcej takiej argumenta
cji, przynajmniej aż do momentu dotarcia do końca tej książki. Niemniej należy również zgodzić się, że Marks przyznaje tutaj coś niesamowicie ważnego - mia
nowicie że system cen w rzeczywistości tworzy tylko powierzchnię zjawisk, które
mają własną obiektywną rzeczywistość (która rzeczywiście „jawi się”), jak również żywotną funkcję - regulowania wahań popytu i podaży w taki sposób, że zbiegają się z równowagą cen - a ten system może łatwo, na własnych warunkach, wymknąć się
spod kontroli. Jak zobaczymy dalej, nawet w tym rozdziale, ilościowe i jakościowe niezgodności mają poważne konsekwencje dla sposobu, w jaki działają systemy rynkowe oraz formy pieniężne (są nawet w stanie stwarzać nie tylko możliwość,
ale również nieuchronność kryzysów finansowych i monetarnych!). Jednakże założenie Marksa - a jeśli macie go zrozumieć, musicie je jakoś
znieść - głosi, że wartość jako społecznie niezbędny czas pracy znajduje się w sa mym centrum wydarzeń. Jeśli przyjmiemy, że wartości są ustalone (chociaż nie
ustanne zmiany w obszarach technologii oraz stosunków społecznych i przyrod niczych ciągle przypominają nam, że w istocie jest dokładnie odwrotnie), wów
czas dostrzeżemy oscylowanie cen w czasie wokół cen „naturalnych" to znaczy wokół stanu równowagi między popytem a podażą. Równowaga cen jest zaled
wie pozorem, przedstawieniem społecznie niezbędnego czasu pracy, który tworzy
84
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
wartość skrystalizowaną w pieniądzu. A ta wartość jest tym, wokół czego rzeczy
wiście wahają się ceny (116-117). Ceny rynkowe nieustannie i z konieczności odchy lają się od wartości; jeśli by tego nie robiły, nie istniałby żaden sposób na rów
noważenie rynku. Gdy chodzi zaś o jakościowe niezgodności, niektóre z nich (w rodzaju spekulacji wartością gruntów czy renty gruntowej) mają do odegrania istotną materialną rolę w procesie urbanizacji oraz produkcji przestrzeni (która to kwestia zostaje podjęta dopiero w tomie III). Zagadnień tych jednak nie można w tym miejscu roztrząsać.
2. Środek cyrkulacji
Warto przestudiować wprowadzające akapity Marksa w sposób skrupulatny, ponie waż często sygnalizują one ogólny tok wywodu czy motyw, o którym należy w dal
szych częściach pamiętać. W tym miejscu autor przypomina nam, iż „widzieliśmy, że proces wymiany towarów zawiera sprzeczne i wzajemnie się wykluczające sto sunki" (119). Do czego się właściwie odnosi? Spójrzcie wstecz na część dotyczącą względnych i ekwiwalentnych form wartości. Marks zidentyfikował tam trzy oso
bliwości pieniądza-towaru. Po pierwsze, to, że „wartość użytkowa staje się formą, w której przejawia się jej przeciwieństwo - wartość" (65); po drugie, że „praca
konkretna staje się formą przejawiania się swego przeciwieństwa, abstrakcyjnie ludzkiej pracy" (67); po trzecie wreszcie, że „praca prywatna staje się formą swego
przeciwieństwa, staje się pracą w formie bezpośrednio społecznej” (68).
Złoto jest szczególnym towarem wytworzonym i dającym się zawłaszczyć przez osoby prywatne, odznaczającym się osobliwą wartością użytkową, a jednak
wszystkie te osobliwości są niejako pogrzebane w ogólnym ekwiwalencie pienią dza-towaru. Jak obserwuje Marks, „rozwój towaru nie znosi tych sprzeczności, ale stwarza formę, w której mogą się poruszać” Mamy tu kilka wskazówek doty
czących metody dialektycznej stosowanej przez Marksa. Zwróćcie choćby uwagę
na frazę „stwarza formę, w której [sprzeczności] mogą się poruszać” Jest to, jak mówi, „w ogóle metoda rozwiązywania rzeczywistych sprzeczności. Sprzecznością jest np. to, że jedno ciało wciąż spada na inne i wciąż od niego ucieka. Elipsa jest
jedną z form ruchu, w której sprzeczność ta zarazem się urzeczywistnia i rozwiązuje"
(119, podkr. - DH). Wcześniej określiłem już dialektykę jako formę ekspansywnej logiki. Nie
którzy lubią myśleć o dialektyce jako czymś ściśle powiązanym z tezą, antytezą
Rozdział II Pieniądz
85
i syntezą, jednakże Marks w tym miejscu mówi, że nie ma żadnej syntezy. Istnieje jedynie uwewnętrznienie sprzeczności i ich coraz większe pomieszczenie. Nigdy nie
dokonuje się ostateczne rozwiązanie sprzeczności; mogą one jedynie zostać zreplikowane, albo w obrębie systemu nieustannego ruchu (jak elipsa), albo w większej
skali. Istnieją pozorne momenty rozwiązania - jak wtedy, gdy forma pieniężna
wykrystalizuje się z wymiany, by rozwiązać problem tego, w jaki sposób cyrkulować wszystkie te towary w sposób efektywny. Możemy zatem odetchnąć z ulgą
i powiedzieć: dzięki Bogu, mamy pieniądze, i jest to ładna synteza, nie musimy się
już niczym więcej martwić. Nie, nie, mówi Marks, musimy teraz przeanalizować sprzeczności, które uwewnętrznia forma pieniężna - sprzeczności, które stały się problematyczne na znacznie większą skalę. Zachodzi tu niejako nieustanna eks
pansja sprzeczności. Z tego powodu nie mam cierpliwości do ludzi, którzy przedstawiają Marksow-
ską dialektykę jako zamkniętą metodę analizy. W żadnym wypadku nie jest ona skończona; wręcz przeciwnie, nieustannie się rozwija, a w tym miejscu wyjaśnia on dokładnie, w jaki sposób to robi. Musimy tylko przyjrzeć się temu, czego już
doświadczyliśmy, czytając Kapitał. Ruch zawartej tu argumentacji polega na nie
ustannym przekształcaniu, przeformułowywaniu oraz rozszerzaniu pola sprzeczno ści. Wyjaśnia to, dlaczego mamy tutaj tyle powtórzeń. Każdy krok naprzód nakazuje Marksowi powrócić do wcześniejszej sprzeczności w celu wyjaśnienia, skąd bierze
się kolejna. Zastanowienie się nad wprowadzającymi fragmentami takimi jak ten pomaga wyjaśnić, co Marks miał na myśli. Daje nam to lepszy wgląd w to, co chciał
zrobić w każdej z części swojej argumentacji.
Widzimy ten proces w całej okazałości w drugiej części rozdziału o pieniądzu,
w którym Marks analizuje to, co określa mianem „społecznej wymiany materii" czy „metamorfozy towaru” (120) zachodzących poprzez wymianę. Jak już widzieliśmy, wymiana stwarza „rozdwojenie towaru na towar i pieniądz” (120). Kiedy wprawimy mechanizm w ruch, zobaczymy, że wraz z każdą zmianą właściciela towar i pieniądz
poruszają się w przeciwnych kierunkach. Podczas gdy ruch jednego (wymiana pie niądza) przypuszczalnie ma ułatwiać ruch drugiego (wymianę towarów), jednocze
śnie zachodzi odwrotny przepływ, tworzący możliwość powstania „przeciwstawnych
form" (120). Przygotowuje to grunt pod analizę metamorfozy towarów.
Wymiana jest transakcją, w której wartość przechodzi przemianę formy. Marks określa ten łańcuch ruchów - towar przechodzący w pieniądz, pieniądz przechodzą
cy w towar - mianem stosunku T-P-T. (Jest to ruch odmienny od barterowej wymiany
8«
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
towaru na towar T-T; wszystkie wymiany są obecnie zapośredniczone w pienią dzu). Ten proces jest dwoistą metamorfozą wartości od T do P oraz od P do T (120-121).
Na powierzchni wyglądałoby to tak, że przejścia te są swoimi zwierciadlanymi odbiciami, a zatem co do zasady są ekwiwalentne, jednak w istocie są one asy
metryczne. Strona wymiany T-P, sprzedaż, pociąga za sobą wymianę w formie poszczególnego towaru na ogólny ekwiwalent, towar-pieniądz. Jest to ruch od tego,
co szczególne, do tego, co ogólne. W celu sprzedaży poszczególnego towaru należy wpierw znaleźć na rynku kogoś, kto go zechce. Co się dzieje, gdy zjawiacie się
na rynku, a nikt nie chce waszego towaru? Nasuwa to całą serię pytań dotyczących tego, w jaki sposób potrzeby - a zatem również, na przykład, stwarzanie potrzeb
poprzez reklamę - oddziałują na proces wymiany: Może towar jest produktem jakiegoś nowego rodzaju pracy, który ma rzekomo zaspoka jać nowo zrodzoną potrzebę ludzką, albo nawet na własną rękę chce ją dopiero zrodzić.
(...) Produkt zaspokaja dziś pewną społeczną potrzebę. lutro może będzie częściowo
lub całkowicie wyparty przez produkt podobnego rodzaju (122).
W związku z powyższym transformacja od T do P jest skomplikowana w dużej części na skutek warunków popytu i podaży, które istnieją na rynku w danym czasie: Jak widać, towar miłuje pieniądz, ale „the course oftrue love never does run smooth" („droga prawdziwej miłości nie jest usłana różami"). Taka sama samorzutna przypadkowość, która cechuje jakościową strukturę społecznego organizmu produkcji, cechuje również jego
strukturę ilościową, wyrażającą swoje membra disjecta w systemie podziału pracy (123).
Oto niewidzialna ręka rynku - chaos rynkowej wymiany, chroniczna niepewność co do jej całokształtu - nakłada wszelkiego rodzaju ograniczenia na sposób, w jaki
dokonuje się bezpośrednia konwersja towarów na ogólny ekwiwalent. T-P-T jest pojedynczym procesem - wymianą - na który można spoglądać z każdego z jego dwóch „biegunów" (124). Strona P-T wymiany, zakup, jest przej
ściem od pieniądza do towaru; zakłada ruch od tego, co ogólne do tego, co szcze gólne. Nie jest to jednakże proste odwrócenie T-P. Wymiana pieniędzy na towar co do zasady jest znacznie łatwiejsza: udajecie się na rynek z waszymi pieniędzmi
i kupujecie wszystko, czego dusza zapragnie. Wprawdzie potencjalni nabywcy mogą niekiedy zdenerwować się, nie znajdując tego, czego pragną, jednakże w takim
Rozdział II Pieniądz
87
przypadku dzięki ogólnej ekwiwalencji towaru-pieniądza mogą zawsze zakupić coś
innego. W związku z tym w procesie wymiany wartość w konsekwencji przechodzi od jednego stanu (towaru) do drugiego (pieniądza) i z powrotem. Proces ten w swo
im całokształcie składa się z dwóch przeciwstawnych i wzajem się uzupełniających ruchów, T-P i P-T. Te dwie przeciwstawne przemiany towaru dokonują się w dwóch przeciwstawnych aktach
społecznych posiadacza towaru i odzwierciedlają się w jego dwóch przeciwstawnych maskach ekonomicznych. (...) Podobnie jak ten sam towar kolejno przechodzi dwie
przeciwstawne przemiany (...) tak też ten sam posiadacz towaru gra kolejno rolę sprze dawcy i nabywcy (127).
Marksowski nacisk na przeciwstawność (antytetyczność) sygnalizuje potencjalną
sprzeczność, jednakże nie taką zachodząca między nabywcą a sprzedawcą, ponie
waż „nie są to role stałe, lecz role, które w obrębie cyrkulacji towarów wykonują wciąż inne osoby" (127). Sprzeczność musi leżeć w metamorfozie towarów wzię tej jako całość, to jest w obrębie cyrkulacji towarów w ogólności, ponieważ „sam
towar określony jest tu w przeciwstawny sposób” (128), jednocześnie nie stanowiąc wartości użytkowej z perspektywy swojego właściciela i stanowiąc ją jako zakup
dla swojego nabywcy (127).
Proces ten - cyrkulacja towarów - jest nieustannie zapośredniczony przez pie niądz. Zwróćcie uwagę raz jeszcze na to, jak istotne dla Marksowskiej argumentacji jest upowszechnienie stosunków wymiany: Z jednej strony, widzimy tu, jak wymiana towarów rozsadza indywidualne i lokalne szranki bezpośredniej wymiany produktów i rozszerza wymianę substancji ludzkich prac; z drugiej strony, powstaje cały krąg zależności społecznych, które mają charakter
praw przyrody, gdyż nie podlegają kontroli działających osób (129).
Gdzie w takim razie w procesie cyrkulacji towarów znajduje się sprzeczność?
Podczas gdy zakupiony towar, stanowiąc wartość użytkową dla swojego konsu menta, „znika z cyrkulacji” (129), pieniądz jej nie opuszcza i nie znika. Nie prze-
staje się dalej poruszać, tak że „cyrkulacja wciąż wydziela pieniądz" (129). Mając to
na uwadze, Marks rozpoczyna ostateczny i gwałtowny atak na coś, co nazywane jest prawem Saya - potężną ideę na gruncie klasycznej ekonomii politycznej i po dziś
88
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
istotny przedmiot wiary monetarystów1. Francuski ekonomista Jean Baptiste Say
utrzymywał, że w kapitalizmie nie może istnieć coś takiego, jak ogólny kryzys
nadprodukcji, ponieważ każda sprzedaż jest również zakupem, a każdy zakup sprzedażą. Według tej logiki zawsze istnieje coś takiego, jak stan zagregowanej rów
nowagi między aktami zakupu i sprzedaży na rynku: choć może wystąpić nadpro
dukcja butów względem koszul czy pomarańczy w stosunku do jabłek, to pow szechna nadprodukcja w społeczeństwie jest niemożliwa ze względu na całościową
ekwiwalencję zakupów i sprzedaży. Marks wyraża swój sprzeciw następująco: Nie ma nic bardziej niedorzecznego niż dogmat, że cyrkulacja towarów oznacza nie odzownie równowagę aktów sprzedaży i aktów kupna, ponieważ każda sprzedaż jest
kupnem i vice versa. Jeżeli dogmat ten ma być rozumiany w tym sensie, że ilość istotnie dokonanych sprzedaży równa się ilości zakupów, to mamy przed sobą płaską tautologię.
(...) Nikt nie może sprzedać, jeżeli ktoś inny nie kupi. Ale nikt nie musi natychmiast kupować dlatego tylko, że sam sprzedał. (...) Fakt, że samodzielnie się sobie przeciwsta
wiające procesy stanowią wewnętrzną jedność, oznacza zarazem, że ich wewnętrzna
jedność porusza się w zewnętrznych przeciwieństwach. Jeżeli to zewnętrzne usamo dzielnienie aktów wewnętrznie niesamodzielnych, bo wzajemnie się uzupełniają
cych, dojdzie do pewnego punktu, jedność daje gwałtownie znać o sobie przez kryzys.
Immanentne towarowi przeciwieństwo wartości użytkowej i wartości, pracy prywatnej, która musi zarazem występować jako praca bezpośrednio społeczna, szczególnej pracy konkretnej, która zarazem liczy się tylko jako praca abstrakcyjnie ogólna, przeciwień
stwo między uosobieniem przedmiotu a uprzedmiotowieniem osób - cala ta imma nent™ sprzeczność osiąga swe rozwinięte formy ruchu w przeciwieństwach meta
morfozy towaru. Formy te zawierają więc możliwość kryzysów, ale też tylko możliwość (129-130).
Jednakowoż by uzyskać pełne rozwinięcie tej możliwości kryzysów, musielibyście -
przyznam z przykrością - przeczytać tom II i III, a do tego trzy tomy Teorii war tości dodatkowej. Jak wskazuje Marks, musimy wiele wiedzieć, zanim będziemy w stanie wyjaśnić w szczegółach, skąd mogą brać się kryzysy. Dla naszych celów
1 Zob. skomplikowaną obronę tego prawa w napisanej przez konserwatywnego ekonomistę
Thomasa Sowella pracy Say's Law. An Historical Analysis, Princeton University Press, Princeton,
NY 1972.
Rozdział II Pieniądz
«9
warto jednak odnotować, jak to „przeciwieństwo między uosobieniem przed miotu a uprzedmiotowieniem osób" przywołuje wywód o fetyszyzmie z pierw
szego rozdziału. W samym sercu Marksowskiego sprzeciwu względem prawa Saya znajduje się
następujący argument. Zaczynam od T, przechodzę do P, ale nie ma żadnej siły, która
zmusiłaby mnie do przeznaczenia pieniędzy natychmiast na kolejny towar. Jeśli chcę, mogę po prostu zatrzymać pieniądze. Mogę to zrobić na przykład jeśli czuję,
że istnieje jakieś zagrożenie na gruncie gospodarki, jeśli martwię się o przyszłość
i chciałem zaoszczędzić. (Co takiego prędzej chciafybyście posiadać w ciężkich czasach: poszczególny towar czy ogólny ekwiwalent?). Co stałoby się jednak z cyr kulacją towarów w ogólności, jeśli wszyscy nagle zaczęliby gromadzić pieniądze? Zniknąłby zakup towarów, a cyrkulacja zatrzymałaby się, wywołując powszechny
kryzys. Jeśli nagle wszyscy na świecie zdecydowaliby, że nie będą używać swoich kart kredytowych przez trzy dni, cala globalna gospodarka znalazłaby się w poważ
nych tarapatach. (Przypomnijcie sobie, w jaki sposób nawoływano ludzi do tego, by po u września wyciągnęli swoje karty kredytowe i wrócili do zakupów.) To z tego powodu tyle wysiłku wkłada się w wyciąganie pieniędzy z naszych kieszeni i utrzy
mywanie ich w cyrkulacji.
W czasach Marksa większość ekonomistów, w tym Ricardo, akceptowała prawo Saya (130, przyp. 73). Po części z powodu ricardianistów prawo to zdominowało myślenie ekonomiczne w całym XIX wieku, aż po lata trzydzieste XX wieku, gdy miał miejsce kryzys powszechny. Następnie zaś pojawił się (słyszalny i dziś) chór eko
nomistów mówiących rzeczy w rodzaju: „Nie będzie żadnego kryzysu, jeśli tylko
gospodarka będzie działać według mojego podręcznika!” Wielki Kryzys sprawił,
że dominujące teorie ekonomiczne zaprzeczające możliwości powszechnych kry zysów stały się nie do utrzymania. Wówczas, w 1936 roku, John Maynard Keynes opublikował swoją Ogólną teorię
zatrudnienia, procentu i pieniądza, w której całkowicie porzucił prawo Saya. W swo
ich Essays in Biography (1933) Keynes przebadał ponownie historię tego prawa oraz to, co uważał za jego opłakane konsekwencje dla teoretyzowania w ekonomii. Keynes dokonał wiele z pomocą konceptu, który określił mianem pułapki płynno
ści, wskutek której na rynku dochodzi czasem do awantur, a posiadacze pieniędzy denerwują się i zachowują je, zamiast inwestować czy wydawać, obniżając w ten
sposób popyt na towary. Niepewność w coraz większym stopniu nęka rynek, a wraz z tym coraz więcej ludzi kurczowo trzyma się swoich pieniędzy jako źródła bez
pieczeństwa. W konsekwencji cala gospodarka ściągana jest na dno w spiralnym
90
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
ruchu. Keynes wyznawał pogląd, że to rząd powinien wkroczyć i odwrócić ten
proces, tworząc różne bodźce fiskalne. Wówczas prywatnie zgromadzone pienią dze zostałyby zwabione z powrotem na rynek.
Widzieliśmy już, że w Kapitale Marks w podobny sposób odrzucał prawo Saya,
uznając je za nonsens, a od lat trzydziestych XX wieku trwa dialog o wzajemnych relacjach marksowskich i keynesowskich teorii ekonomii. Marks wyraźnie brał stronę tych ekonomistów politycznych, którzy dowodzili możliwości powszechnych
kryzysów - w ówczesnej literaturze przedmiotu tego pokroju ekonomiści określani byli jako teoretycy „ogólnej nadpodaży" i nie było ich zbyt wielu. Francuz Sismondi
był jednym z nich; Thomas Malthus (słynący ze swojej teorii ludnościowej) był
kolejnym, co w pewnym sensie jest niefortunne, gdyż Marks, jak zobaczymy w dal szej części, nie mógł ścierpieć tego autora.
Z drugiej strony Keynes chwalił Malthusa niepomiernie w swoich Essays in Biography, jednakże bardzo rzadko, prawdopodobnie z powodów politycznych,
przywoływał Marksa. Twierdził wręcz, że nigdy nie czytał Marksa. Podejrzewam jed nak, że to robił, ale nawet jeśli nie, to był otoczony ludźmi, którzy, jak choćby eko-
nomistka Joan Robinson, przeczytali Marksa i z pewnością powiedzieli Keynesowi o Marksowskim odrzuceniu prawa Saya. Teoria Keynesa zdominowała myślenie
ekonomiczne w okresie powojennym, po czym nadeszła anty-Keynesowska rewo lucja późnych lat siedemdziesiątych XX wieku. Dominujące dziś teorie, monetary-
styczna i neoliberalna, są znacznie bliżej akceptowania prawa Saya. Wobec tego py tanie dotyczące właściwego statusu prawa Saya jest interesujące i warte dalszego
zgłębiania. Dla nas jednak w tym miejscu znaczenie ma stanowcze odrzucenie go
przez Marksa. Kolejny krok w ramach Marksowskiego wywodu zanurza nas w analizie cyrkulacji
pieniądza. Nie będę poświęcał zbyt wiele czasu na szczegóły dotyczące tej kwestii, ponieważ Marks po prostu sprawozdaje tu ówczesną literaturę monetarystyczną. Pytanie, które tutaj stawia, brzmi: ile pieniędzy potrzeba, by wprowadzić do cyr
kulacji daną ilość towarów? Zgadza się tu z pewną wersją tego, co nazywane jest
„ilościową teorią pieniądza” podobną do wersji uznawanej przez Ricarda. Po kilku
stronach szczegółowego omówienia Marks dochodzi do hipotetycznego prawa: ilość cyrkulującego medium „jest określana przez sumę cen cyrkulujących towarów i przeciętną szybkość obiegu pieniądza” (140). (Szybkość obiegu pieniądza jest po prostu miarą tempa, z jakim cyrkulują pieniądze - na przykład tego, jak wiele
razy w ciągu dnia banknot zmienia właściciela.) Jednakże wcześniej już zauważył,
Rozdział II Pieniądz
91
że te „trzy czynniki: ruch cen, ilość cyrkulujących towarów i wreszcie szybkość
obiegu pieniądza - mogą się (...) zmieniać w różnych kierunkach i w rozmaitym stosunku" (139). Ilość pieniądza musiała zatem mocno się wahać, w zależności
od tego, jakim zmianom ulegały te trzy czynniki. Jeśli możecie znaleźć jakiś spo
sób na przyspieszenie cyrkulacji, wówczas szybkość obiegu pieniędzy się zwiększa, jak dzieje się to w przypadku wykorzystania kart kredytowych czy elektronicznej ban
kowości. Dajmy na to: im większa prędkość pieniądza, tym mniej pieniędzy potrze bujecie. Zrozumiale jest zatem, że pojęcie szybkości obiegu pieniądza jest istotne i po dziś dzień Rezerwa Federalna przeżywa męki, usiłując uzyskać właściwe jej pomiary. Rozważania dotyczące ilościowej teorii pieniądza przywodzą autora Kapitału
z powrotem do argumentu zarysowanego na początku tego rozdziału - mianowicie
że gdy chodzi o cyrkulację towarów, małe kawałki złota kompletnie się nie spraw dzają. Znacznie bardziej wydajne jest wykorzystanie symboli, monet, papieru czy,
jak ma to dzisiaj miejsce, liczb na ekranach komputerów. Jednakże, jak zauważa Marks, „funkcja bicia monety, podobnie jak ustanawianie skali cen, należy do pań
stwa" (143). W związku z tym państwo odgrywa żywotną rolę w zastępowaniu towa
rów pieniądza kruszcowego znakami, formami symbolicznymi. Marks ilustruje to, wykazując się doskonałą wyobraźnią: Rozmaite mundury narodowe, które złoto i srebro noszą jako monety, ale zrzucają
na rynku światowym, są wyrazem rozdziału między wewnętrznymi, czyli narodowymi
sferami cyrkulacji towarów a powszechną jej sferą, rynkiem światowym (143).
Znaczenie rynku światowego oraz pieniądza światowego powraca pod koniec tego rozdziału.
Na poziomie lokalnym najważniejsze staje się poszukiwanie skutecznych form pieniądza. „Moneta zdawkowa zjawia się obok złota dla wypłaty ułamków najmniejszej monety złotej" (144), co prowadzi ostatecznie do zaistnienia „pań
stwowego pieniądza papierowego z kursem przymusowym” (145). Gdy tylko poja wiają się symbole pieniądza, wraz z nimi wyłania się wiele innych możliwości i problemów: Pieniądz papierowy jest znakiem złota, czyli znakiem pieniężnym. Jego stosunek do war
tości towarów polega tylko na tym, że wartości te są wyrażone idealnie w tych samych ilościach złota, które papier zmysłowo wyobraża symbolicznie (147).
92
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Marks zauważa również, „że podobnie jak właściwy pieniądz papierowy wywodzi
się z funkcji pieniądza jako środka cyrkulacji, tak też pieniądz kredytowy wyra
sta samorzutnie z funkcji pieniądza jako środka płatniczego” (145). Towar pie niężny, złoto, zostaje zastąpiony przez wszelkiego rodzaju inne środki płatności w rodzaju monet, pieniędzy papierowych czy kredytu. „Społecznie niezbędne" staje się pozostawienie złota za sobą i działanie z innymi symbolicznymi formami
pieniądza. Czy mamy tu do czynienia z argumentem logicznym, argumentem histo rycznym czy też z oboma naraz? Z pewnością historia różnych form monetarnych
oraz historia władzy państwowej są w skomplikowany sposób wzajemnie sple cione. Czy jest tak jednak z konieczności oraz czy istnieje jakiś nieunikniony wzo
rzec dla tych stosunków? Do wczesnych lat siedemdziesiątych XX wieku większość
pieniędzy papierowych była domyślnie wymienialna na złoto. Miało to dawać
pieniądzom papierowym ich rzekomą stabilność czy też, jak mógłby stwierdzić Marks, ich relacyjność w odniesieniu do pieniądza. Jednakże począwszy od lat dwudziestych XX wieku w wielu krajach wymiana pieniądza na złoto była nie dostępna dla osób prywatnych; rezerwowano ją dla wymiany między krajami
w celu równoważenia rachunków dewizowych. Cały system załamał się w późnych
latach sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych XX wieku, a dziś mamy
czysto symboliczny system pozbawiony materialnej podstawy - ogólny towar pieniężny. W takim razie jaka relacja łączy dziś różne pieniądze papierowe (na przykład dolary, euro, pesos, jeny) oraz wartość towarów? Choć złoto wciąż odgrywa inte
resującą rolę, nie pełni już dłużej funkcji podstawy dla reprezentowania wartości. Relacja pieniędzy do społecznie niezbędnego czasu pracy, która była problema tyczna nawet w przypadku złota, stała się jeszcze odleglejsza i bardziej mglista.
Jednakże stwierdzenie, że jest ona ukryta, odległa czy mglista nie oznacza, że nie
istnieje w ogóle. Zamieszanie na międzynarodowych rynkach walutowych ma jakiś związek z różnicami w zakresie rzeczywistej wydajności w różnych gospo
darkach narodowych. Ten problematyczny stosunek między istniejącymi formami pieniężnymi a wartościami towarów zarysowywany przez Marksa wciąż stanowi
część naszej rzeczywistości i stanowi bardzo dobry materiał, od którego wyjść może analiza zdążająca w wyznaczonym przez niego kierunku, nawet jeśli współczesna forma przejawiania się tego stosunku jest całkiem inna.
Rozdział II Pieniądz
93
3. Pieniądz
Marks zbadał pieniądz jako miarę wartości i ujawnił niektóre z jego sprzeczności,
w szczególności w odniesieniu do jego „idealnych" funkcji jako ceny i wynikają cych z tego „niezgodności” w ramach stosunku między cenami a wartościami.
Spojrzał na pieniądz z punktu widzenia cyrkulacji, by odsłonić kolejny zestaw sprzeczności (w tym możliwość ogólnych kryzysów). Następnie - typowy Marks -
powraca do nas i mówi, że ostatecznie istnieje tylko jeden pieniądz. Oznacza to niejako, że sprzeczności między pieniądzem jako miarą wartości oraz pieniądzem jako środkiem cyrkulacji muszą „móc się poruszać” czy być może nawet zostać
rozwiązane.
W związku z tym Marks zaczyna od powtórzenia podstawowej idei: ujęcia pie
niądza jako „towaru, który pełni funkcję miernika wartości, a więc - we własnej osobie lub przez zastępcę - funkcję środka cyrkulacji” (148). Powracamy zatem
do jednolitego pojęcia, jednak musimy teraz przeanalizować to, w jaki sposób wcześniej rozpoznane sprzeczności mogą działać w jego obrębie. Poluzowanie
połączenia między wartością a jej wyrazem tworzy pole manewru, jednakże dzieje
się to kosztem kontaktu z rzeczywistą i trwałą podstawą monetarną. Z tego miejsca
Marks zagłębia się dalej w sprzeczności charakteryzujące rozwiniętą formę sys temu pieniężnego. Rozpoczyna od rozważenia zjawiska gromadzenia pieniądza: Już na pierwszych szczeblach rozwoju cyrkulacji towarów rozwija się jednocześnie konieczność i żądza zatrzymania przy sobie produktu pierwszej metamorfozy, prze kształconej postaci towaru, czyli jego złotej poczwarki. Sprzedajemy towar nie po to, aby kupić towar, ale po to, aby formę towarową zastąpić formą pieniężną. Ze zwykłego
środka pośredniczącego w wymianie materii ta zmiana formy staje się celem samym
w sobie. (...) W ten sposób pieniądz kamienieje w skarb, a sprzedawca towarów staje się ciułaczem skarbu (149).
(Jak zobaczymy, fragment ten zaciemnia inny rodzaj procesu cyrkulacji, w którym T-P-T postrzegany jest jako P-T-P cechujący się zdobywaniem pieniędzy jako celem
samym w sobie).
Dlaczego jednak ludzie to robią? Marks odpowiada na to pytanie w intere sujący dwojaki sposób. Z jednej strony występuje żarliwe pragnienie potęgi pie
niądza, z drugiej zaś istnieje również społeczna konieczność. Dlaczego gromadze
nie pieniądza jest społecznie niezbędne dla wymiany towarowej? W tym miejscu
94
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Marks przywołuje temporalny problem koordynowania sprzedaży i zakupu róż
nych towarów, wymagających odmiennego czasu niezbędnego do ich wytworzenia
i wprowadzenia na rynek. Rolnik wytwarza w ramach cyklu rocznego, jednakże
kupuje w ramach cyklu dziennego; zatem musi przechowywać rezerwy z jednych żniw aż do kolejnych. Każdy, kto pragnie zakupić jakąś większą rzecz (dajmy na to dom czy samochód), musi wpierw zgromadzić pieniądze - chyba że istnieje system
kredytowy. „W ten sposób we wszystkich punktach obiegu powstają skarby złote
i srebrne rozmaitej wielkości" (150-151). Jednakże zdolność do przechowywania środków wymiany (na przekór prawu
Saya) również budzi pasję, „gorączkę złota" Jak pisze Marks, „pęd do tworzenia skar bów z natury nie zna granic” (153). Krzysztof Kolumb tak ujął tę kwestię: „«Złoto to
cudowna rzecz! Kto je posiada, jest panem wszystkiego, czego pragnie. Za pomocą złota można nawet duszom wrota raju otworzyć» (Kolumb, w liście z Jamajki, 1503 r.)" (151). Cytując Kolumba, Marks powraca do idei mówiącej, że w sytuacji, w której
możecie zawiesić cenę na czymś, możecie zawiesić ją na wszystkim - nawet na ludz kiej duszy, na co wskazywałaby jego aluzja do niesławnej średniowiecznej praktyki
Kościoła katolickiego polegającej na sprzedaży odpustów (na przykład papieskich
odpustów obiecujących wejście do nieba): Cyrkulacja staje się olbrzymim tyglem społecznym, do którego wszystko wpada, aby zeń
wyjść jako kryształ pieniężny. Alchemii tej oprzeć się nie mogą nawet święte relikwie (151).
Sprzedaż odpustów niekiedy uważana jest za jedną z pierwszych istotnych fal
kapitalistycznego utowarowienia. Stworzyła z pewnością podstawę dla całego zgro madzonego w Watykanie bogactwa. Nie mówiąc już o utowarowieniu świadomości
czy honoru!
Nie ma wobec tego niczego, czego nie dałoby się sprowadzić do pieniędzy; w ramach cyrkulacji towarów pieniądz jest „radykalnym levellerem, zacierają
cym wszystkie różnice" (151). Idea pieniądza jako radykalnego levellera jest bar dzo istotna. Wskazuje na pewną demokratyczność pieniądza, właściwy mu ega litaryzm: dolar znajdujący się w mojej kieszeni ma identyczną wartość co wasze
dolary. Posiadając wystarczającą ilość pieniędzy, możecie wykupić sobie drogę do nieba, bez względu na wasze grzechy!
Jednakże pieniądz również „sam jest towarem, rzeczą zewnętrzną, która może
się stać własnością prywatną każdego. Potęga społeczna staje się w ten sposób
prywatną potęgą prywatnej osoby" (152). Jest to zasadniczy krok w Marksowskiej
Rozdział II Pieniądz
95
argumentacji. Zauważcie, w jaki sposób przywołuje to trzecią „osobliwość" formy-
pieniężnej odsłoniętej w części poświęconej względnej i ekwiwalentnej foęmie wartości - to jest tendencję pieniądza do przekształcenia prywatnej pracy w środek wyrazu pracy społecznej. Wraz z tym krokiem jednakże Marks odwraca wstępne
sformułowanie logicznego stosunku między pieniądzem a pracą. W tamtym miej
scu problem polegał na tym, że prywatne działania były zaangażowane w wytworze nie ogólnego ekwiwalentu. Teraz opisywany jest sposób, w jaki osoby prywatne mogą
przyswoić ogólny ekwiwalent dla realizacji własnego, prywatnego celu. Zaczynamy zatem dostrzegać możliwość koncentracji prywatnej a ostatecznie również klasowej władzy w formie pieniężnej.
Nie zawsze zachodzi to pomyślnie. „Społeczeństwo starożytne potępia pie
niądz jako zdawkową monetę swego ekonomicznego i moralnego ładu” (152). Jest to problem, który Marks przebadał obszernie w Zarysie krytyki ekonomii politycznej,
gdzie pisze o tym, w jaki sposób pieniądz zniszczył starożytną wspólnotę poprzez stanie się samą wspólnotą, wspólnotą pieniądza2. W takim właśnie świecie żyjemy
obecnie. Możemy roić o przynależności do tej czy innej wspólnoty kulturowej, jed nakże w praktyce, jak twierdzi Marks, nasza pierwotna wspólnota dana jest nam
przez wspólnotę pieniądza - uniwersalny system cyrkulacji, który podaje nam poranny posiłek - czy tego chcemy czy nie: Społeczeństwo nowożytne, które już w swym dzieciństwie za włosy wyciągnęło Plutona
z wnętrza ziemi, wita w Złotym Graalu olśniewające ucieleśnienie swojej najistotniejszej zasady życiowej (152).
Społeczna potęga, która przywiera do pieniądza, nie ma granic. Jednakże choć pęd do gromadzenia pieniądza jest bezgraniczny, istnieje ilościowe ograniczenie nało żone na ciułacza skarbu: ilość pieniądza, którą posiada w danym momencie czasu.
,Ta sprzeczność między ilościową ograniczonością pieniądza a jego jakościową nie-
ograniczonością popycha wciąż ciułacza skarbu do Syzyfowej pracy: akumulacji" (153)**- To pierwsze przywołanie akumulacji w Kapitale, należy w związku z tym zauważyć, że Marks dochodzi do niej przez odkrywanie sprzeczności właściwej
samemu aktowi gromadzenia pieniędzy.
2 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. Z.J. Wyiozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 156-157. • Przekład zmodyfikowany. W polskim przekładzie „Syzyfowej pracy gromadzenia" (przyp. tłum.).
96
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Bezgraniczne możliwości akumulacji pieniężnej są fascynujące. Istnieje jed
nak fizyczna granica na drodze do akumulacji wartości użytkowych . *
Mówi się,
że Imelda Marcos posiadała blisko dwa tysiące par butów, jednakże ta ogromna liczba jest wciąż skończona. Jak wiele ferrari czy podmiejskich willi możecie posia
dać? Gdy dysponuje się potęgą pieniądza, możliwości wydają się nieograniczone. Bez względu na to, jak wiele pieniędzy zarabiają, wszyscy dyrektorzy czy miliarde rzy chcą - i mogą - otrzymywać więcej. W 2005 roku czołowi menedżerowie fun duszy hedgingowych w Stanach Zjednoczonych otrzymali blisko 250 milionów
dolarów w ramach osobistych wynagrodzeń, jednakże do 2008 roku kilku z nich, w tym George Soros, zyskało prawie 3 miliardy dolarów. Akumulacja pieniądza jako nieograniczonej władzy społecznej jest kluczową cechą kapitalistycznego sposobu
produkcji. Kiedy ludzie starają się zakumulować tę społeczną potęgę, zaczynają się
zachowywać w bardzo odmienny sposób. Gdy ogólny ekwiwalent staje się reprezen tacją całego społecznie niezbędnego czasu pracy, możliwości dalszej akumulacji
są nieograniczone.
Konsekwencji tego mamy całe mrowie. Kapitalistyczny sposób produkcji
co do swej istoty oparty jest na nieskończonej akumulacji oraz bezgranicznym wzroście. Inne społeczne formacje w pewnym historycznym lub geograficznym punkcie napotykają granicę, a gdy tak się dzieje, upadają. Jednakże doświadczenie
kapitalizmu, z kilkoma oczywistymi fazami zerwań, charakteryzowało się nieustan
nym i wydawałoby się bezgranicznym wzrostem. Matematyczne krzywe wzrostu ilustrujące historię kapitalizmu w kategoriach całkowitego produktu, całkowitego
bogactwa oraz całkowitej sumy pieniędzy znajdujących się w cyrkulacji są nadzwy czajnym przedmiotem do namysłu (wraz z radykalnymi społecznymi, politycznymi
i środowiskowymi konsekwencjami, które za sobą pociągają). Ten zespół wzrostu
nie byłby możliwy, gdyby nie pozornie nieograniczony sposób, w jaki w prywatnych rękach można akumulować reprezentację wartości. Żadna z tych kwestii nie zostaje
• Harvey w świadomy sposób wykorzystuje teoretycznie parę pojęć limit/barrier zarówno do analizowania Marksowskiego sposobu konceptualizowania kapitalizmu, jak i do śledzenia jego historyczno-geograflcznej dynamiki. W polskim wydaniu zarówno Kapitału, jak i Zarysu krytyki ekonomii politycznej tłumaczenie istotnej pary pojęciowej (die Grenze i die Schranke) o heglowskiej proweniencji, którą świadomie przywołuje Marks, jest niekonsekwentne i niezgodne z polskim tłu maczeniem Nauki logiki, gdzie terminy te oddawane są jako odpowiednio: granica i ograniczenie. W ten też sposób będę konsekwentnie oddawał intencję teoretyczną stojącą za wykorzystaniem pary limit/barrier, nieraz zmieniając z tego powodu polskie tłumaczenia fragmentów dziel Marksa istotnych dla wywodu Harveya (przyp. tłum.).
Rozdział II Pieniądz
97
bezpośrednio poruszona w Kapitale, ale przywołanie ich może nam pomóc w doko
naniu istotnego powiązania. Marks rozpoczyna swój wywód dotyczący sprzeczności między bezgraniczną możliwością akumulacji potęgi-pieniądza a ograniczonymi możliwościami akumulacji wartości użytkowych. Jak zobaczymy, jest to zwiastun
jego wyjaśnienia dynamiki wzrostu oraz ekspansywnej natury tego, co dziś nazy wamy „globalizującym się" kapitalizmem. Autor Kapitału wychodzi tu ze stanowiska ciułacza skarbu, dla którego bez
graniczna akumulacja potęgi społecznej w formie pieniądza jest istotnym bodźcem (odkładając na bok dodatkową zachętę w postaci wartości estetycznej związanej
z pięknem srebrnych i złotych przedmiotów). Marks zauważa, że gromadzenie pieniędzy ma potencjalnie pożyteczną funkcję w kontekście sprzeczności między
pieniądzem jako miarą wartości a pieniądzem jako środkiem cyrkulacji. Zgroma dzone pieniądze tworzą rezerwę, która może zostać wprowadzona do cyrkulacji,
jeśli istnieje wzrost produkcji towarów, jak również może zostać z niej wycofana, gdy ilość pieniędzy potrzebnych do cyrkulacji maleje (na przykład z powodu zwięk
szenia szybkości obiegu). W ten sposób gromadzenie skarbu staje się kluczowe w kontekście zarządzania „przypływami i odpływami” (154) pieniądza w cyrkulacji.
Zakres, w którym skarb może pełnić tę funkcję, zależy jednakże od tego, czy wykorzystywany jest we właściwy sposób. Jak, gdy zajdzie taka potrzeba, zwa
bić z powrotem do cyrkulacji zgromadzone pieniądze? Zwiększanie względnej ceny złota i srebra może podkusić ludzi do wydawania ich na zakup towarów, które
stały się względnie tańsze. Idea zasadza się na tym, że „rezerwuary skarbów służą zarazem za kanały odpływu i dopływu cyrkulującego pieniądza, który wobec tego
nigdy nie przepełnia kanałów swego obiegu" (154).
W związku z tym Marks rozważa konsekwencje tego, że pieniądz wykorzy stywany jest jako środek płatności. Raz jeszcze podstawowy problem podnoszony
w tym miejscu bierze się z przecinania się ze sobą czasowości różnego rodzaju produkcji towarowej. Rolnik wytwarza zboże, które można wprowadzić na rynek
we wrześniu. W jaki sposób rolnicy żyją przez resztę roku? Stale potrzebują pienię dzy, jednakże wszystkie należne sobie środki otrzymują raz w roku. Tworzy to lukę
między wymianą towarów a wymianami pieniędzy; należy ustalić przyszły czas rozliczenia (ze względu na tamtejszy cykl upraw i zbiorów w Anglii tradycyjną datą
zakładania rachunków stał się dzień św. Michała). Towary cyrkulowały „na kre skę" Pieniądz stał się pieniądzem księgowym, zapisanym w księdze rachunkowej.
Ponieważ żaden pieniądz nie krąży rzeczywiście aż do daty rozliczenia, mniejsza
ilość pieniądza kruszcowego jest potrzebna w celu cyrkulowania towarów, a to
98
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
pozwala rozwiązać napięcia między pieniądzem jako miarą wartości a pieniądzem jako środkiem cyrkulacji (154-155).
Wynikiem jest nowy rodzaj stosunku społecznego - między dłużnikami a wie rzycielem - dający początek innego rodzaju transakcji ekonomicznej oraz odmien nej dynamice społecznej: Sprzedawca staje się wierzycielem, nabywca - dłużnikiem. Ponieważ metamorfoza
towaru, czyli rozwój formy jego wartości, ulega tu zmianie, pieniądz otrzymuje też inną funkcję. Staje się środkiem płatniczym (155).
Przyjrzyjcie się jednak dobrze: „cechy wierzyciela i dłużnika wynikają tu z prostej cyrkulacji towarowej" (155), jednak możliwe jest również przesunięcie od przej ściowych, nieregularnych form do takich, które są „w wyższym stopniu zdolne
do krystalizacji" (156), przez co Marks rozumie bardziej określony stosunek klasowy. (Porównuje on tę dynamikę do walki klasowej w świecie starożytnym oraz do walki w średniowieczu, która „kończy się upadkiem feudalnego dłużnika, który traci
władzę polityczną wraz z jej gospodarczą podstawą" (156)). Istnieje zatem relacja
władzy w obrębie stosunku dłużnik-wierzyciel, chociaż jej istota nie została jeszcze określona.
Jaka jest zatem rola kredytu w ogólnej cyrkulacji towarów? Załóżmy, że jestem wierzycielem. Potrzebujecie pieniędzy, a ja pożyczam je wam, chcąc odzyskać je
później. Forma cyrkulacji przyjmuje teraz postać P-T-P, która jest całkiem odmienna od T-P-T. Z jakiego powodu miałbym wpuszczać w obieg pieniądze w celu otrzyma
nia z powrotem tej samej ilości pieniędzy? Nie mam z tego żadnej korzyści, chyba że na koniec otrzymam więcej pieniędzy niż włożyłem. (Prawdopodobnie całkiem jasne już jest, dokąd zmierza ta analiza).
W tym miejscu pojawia się kluczowy fragment, którego znaczenie zbyt łatwo
jest pominąć, częściowo z powodu tego, że Marks zanurza je w skomplikowanym języku. Zacytuję go niemal w całości: ' Wróćmy do sfery cyrkulacji towarowej. Towar i pieniądz nie zjawiają się już jako ekwi walenty jednocześnie na obu biegunach procesu sprzedaży. Pieniądz pełni teraz, po pierwsze, funkcję miernika wartości przy określaniu ceny sprzedawanego towaru.
(...) Po wtóre, pieniądz pełni funkcję idealnego środka kupna. Chociaż istnieje dopiero w formie przyrzeczenia zapłaty ze strony nabywcy, sprawia jednak, że towar zmienia
posiadacza. Dopiero po upływie terminu płatności środek płatniczy wstępuje rzeczywiście
Rozdział II Pieniądz
99
do cyrkulacji, tzn. przechodzi z rąk nabywcy do rąk sprzedawcy. Środek cyrkulacji przekształcił się w skarb dlatego, że po pierwszej fazie w procesie cyrkulacji nastąpiła
przerwa, tzn. że przekształcona postać towaru została wycofana z cyrkulacji. Środek płatniczy wstąpił do cyrkulacji, ale wtedy, gdy towar już z niej wyszedł. Pieniądz nie
pośredniczy już w przebiegu procesu, lecz zamyka go samodzielnie jako absolutny byt wartości wymiennej, czyli towar powszechny. Sprzedawca zamienił towar w pieniądz, aby za pomocą pieniądza zaspokoić jakąś potrzebę, ciułacz skarbu - po to, aby prze
chować towar w formie pieniężnej, nabywca-dłużnik - po to, aby móc zapłacić. Jeżeli nie
zapłaci, nastąpi przymusowa sprzedaż jego dobytku. Tak więc silą konieczności społecz nej, wynikającej ze stosunków samego procesu cyrkulacji - upostaciowana wartość towaru,
pieniądz, staje się teraz samoistnym celem sprzedaży (156-157, podkr. - DH).
Po rozszyfrowaniu, oznacza to, że istnieje potrzeba takiej formy cyrkulacji, w której pieniądz ma być wymieniany w celu osiągnięcia pieniądza: P-T-P. Jest to zmiana
perspektywy, która robi ogromną różnicę. Jeśli celem jest osiąganie innych wartości użytkowych poprzez produkcję towarową oraz wymianę, chociaż w zapośredniczeniu przez pieniądz, mamy wciąż do czynienia z T-P-T. W odróżnieniu od tego P-T-P
jest formą cyrkulacji, w której to nie towary, a pieniądz staje się celem. By uzasadnić
cały proces, muszę odzyskać więcej pieniędzy, niż miałem na początku. Jest to moment w Kapitale, w którym po raz pierwszy widzimy, w jaki sposób cyrkulacja
kapitału wykrystalizowuje się z cyrkulacji towarów zapośredniczonej przez sprzecz
ności form-pieniężnych. Istnieje wielka różnica między cyrkulacją pieniądza jako
pośrednika wymiany towarowej a cyrkulacją pieniądza wykorzystywanego jako kapitał. Nie każdy pieniądz jest kapitałem. Społeczeństwo poddane pieniądzowi nie
musi być koniecznie społeczeństwem kapitalistycznym. Jeśli wszystko skupiłoby się
na procesie cyrkulacji T-P-T, wówczas pieniądz byłby ledwie pośrednikiem i niczym więcej. Kapitał pojawia się, gdy pieniądz zostaje wprowadzony do cyrkulacji w celu uzyskania większej ilości pieniędzy.
Chciałbym zatrzymać się na chwilę, by zastanowić się nad istotą wywodu rozwi niętego przez Marksa do tego miejsca. Możemy tu powiedzieć, że upowszechnie
nie się wymiany towarowej nieuchronnie prowadzi do powstania form-pienięż nych oraz że wewnętrzne sprzeczności tych form pieniężnych prowadzą z kolei z konieczności do powstania kapitalistycznej formy cyrkulacji, w której pieniądz
wykorzystywany jest do tego, by przynosić więcej pieniędzy. Jest to, z grubsza pod
sumowując, argument w Kapitale, który śledziliśmy do tej pory.
100
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Musimy wpierw jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest to argument historyczny, czy logiczny. Jeśli ten pierwszy, wówczas mamy do czynienia z teleo-
logią historii w ogólności, a kapitalistycznej historii w szczególności. Powstanie
kapitału jest nieuniknionym krokiem w ludzkiej historii, powziętym wskutek stop niowego upowszechniania się wymiany towarowej. Można znaleźć stwierdzenia
Marksa, które wspierałyby takie teleologiczne spojrzenie, a jego częste stosowa nie słowa „konieczny" z pewnością stanowi wsparcie tego rodzaju interpretacji.
Nie jestem jednak do niej przekonany, a nawet jeśli Marks rzeczywiście w to wierzył, to moim zdaniem się mylił.
Pozostaje nam jeszcze uzasadnienie logiczne, które uważam za bardziej prze konujące. Skupia się ono na metodologii stosowanej wraz z rozwojem wywodu: dia lektyczna i relacyjna opozycja między wartością użytkową a wartością wymienną
wcielona w towar; eksternalizacja tej opozycji w formie pieniężnej jako sposób na reprezentowanie wartości oraz umożliwienie wymiany towarowej; interna
lizacja tej sprzeczności przez formę pieniężną jako zarówno środek cyrkulacji
i miara wartości; oraz rozwiązanie tej sprzeczności poprzez pojawienie się stosunku między dłużnikami i wierzycielami w ramach wykorzystania pieniądza jako środka płatniczego. Znajdujemy się tu zatem na pozycji umożliwiającej zrozumienie pie
niądza jako początku i końca wyróżnionego procesu cyrkulacji, który będziemy określać kapitałem. Logika Marksowskiego argumentu odsłania uwewnętrznione relacje dialektyczne, charakteryzujące w pełni rozwinięty kapitalistyczny sposób
produkcji (rozumiany jako całość) w rodzaju tego, który wyłaniał się (z przygodnych
historycznych powodów) od XVI wieku, szczególnie w Anglii. Oczywiście można poczynić kilka kompromisów w odniesieniu do historycz
nego uzasadnienia, po prostu przekształcając język z „konieczności” na „możli
wość” czy nawet „prawdopodobieństwo" lub „szansę" Powiedzielibyśmy wówczas, że te sprzeczności formy pieniężnej stworzyły możliwość dla powstania kapitali stycznej formy cyrkulacji. Być może nawet wskazalibyśmy na specyficzne histo
ryczne okoliczności, w których napięcia emanujące z tych sprzeczności mogą stać się tak wszechogarniające, by bezpośrednio przyczynić się do wyłonienia kapita lizmu. Z pewnością sporo z tego, co Marks przypisuje „społecznej konieczności”
wydawałoby się to sugerować. Moglibyśmy podobnie wskazać na zasadnicze ogra
niczenia, które rozwinęły się w „tradycyjnych" społeczeństwach, chroniąc przed dominacją kapitalistycznej formy cyrkulacji, czy też na społeczną niestałość, której doświadczały te społeczeństwa, będąc poddane okresowemu dostatkowi i niedo
statkom, zarówno wskutek handlu towarami, jak i podaży złota czy srebra. Różne
Rozdział II Plenlqdz
101
porządki społeczne (jak choćby w Chinach) w różnych czasach wyeliminowały te sprzeczności na swój własny sposób, jednak bez znajdowania się pod dominacją
kapitału. Czy współczesne Chiny zasiliły już kapitalistyczny obóz, czy też mogą wciąż pozwalać sobie na ujeżdżanie kapitalistycznego tygrysa, to kwestia wielkiej
wagi i przedmiot ożywionej dyskusji. Muszę jednak w tym momencie dokonać
podsumowania, poddając pod waszą rozwagę serię pytań. W Kapitale Marks przechodzi dalej do bardziej szczegółowych kwestii. Ist nieje bowiem, jak zauważa, „sprzeczność właściwa funkcji pieniądza jako środka
płatności": Jeśli płatności wzajemnie się wyrównują, pieniądz funkcjonuje tylko idealnie jako pie
niądz rachunkowy, czyli jako miernik wartości. Jeśli trzeba dokonać rzeczywistych płat ności, pieniądz występuje nie jako środek cyrkulacji, jako przemijająca i pośrednicząca
jedynie forma przemiany materii, lecz jako indywidualne ucieleśnienie pracy społecznej,
jako samodzielny byt wartości wymiennej, jako towar absolutny (158).
Oznacza to, że gdy pieniądz wkracza do cyrkulacji, by rozwiązać tę nierównowa gę, ci, którzy go posiadają, nie robią tego na mocy dobrego serca, odpowiadając
na potrzeby innych czy też rynkową potrzebę większej podaży pieniądza. Raczej ktoś, kto posiada ogólny ekwiwalent, wprowadza go na rynek umyślnie, z jakiegoś powodu, a my musimy zrozumieć, jaki to może być powód. Jednakże „samodziel
ność" ogólnego towaru oraz jego oddzielenie od codziennej cyrkulacji towarów ma
głębokie konsekwencje. W tym miejscu w ramach Marksowskiego wywodu dochodzi do zaskakują cego zwrotu: Sprzeczność ta wybucha w tym momencie kryzysów produkcyjnych i handlowych,
który zwany jest kryzysem pieniężnym. Możliwy jest on tylko tam, gdzie nieprzerwany łańcuch kolejnych płatności oraz system sztucznego ich wyrównywania w pełni się
już rozwinął. W wypadku bardziej ogólnych zakłóceń tego mechanizmu, bez względu
na to, jakie przyczyny wywołały te zakłócenia, pieniądz nagle, bezpośrednio porzuca swą jedynie idealną postać pieniądza rachunkowego, aby przedzierzgnąć się w brzę
czącą monetę. Nie może być wówczas zastąpiony przez pospolite towary (158-159).
Innymi słowy, nie możecie rozliczyć swoich rachunków poprzez zaciąganie dal szych długów; musicie znaleźć żywą gotówkę, ogólny ekwiwalent, by je spłacić.
102
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Stawia to przed nami ogólną kwestię społeczną: skąd ma się brać ta żywa gotówka?
Marks kontynuuje swój wywód: Wartość użytkowa towaru staje się bezużyteczna, a wartość jego niknie wobec jego wła snej formy wartości. Wczoraj jeszcze burżua, upojony świetnym stanem swych intere
sów i mieniąc się wyższym nad przesądy, głosił, że pieniądz to czcze złudzenie. Tylko towar jest pieniądzem. Lecz teraz oto na rynku światowym rozlega się okrzyk: tylko pie
niądz jest towarem! Jak jeleń łaknie świeżej wody, tak dusza burżua łaknie pieniędzy, tego jedynego bogactwa. W czasie kryzysu przeciwieństwo między towarem a jego
postacią wartości, pieniądzem, urasta do sprzeczności absolutnej. Forma przejawiania się pieniądza jest tu więc obojętna. Głód pieniężny jest taki sam, niezależnie od tego,
czy chodzi o płatności w zlocie, czy też w pieniądzu kredytowym, powiedzmy, w bank notach (159).
Jeszcze w 2005 roku panował konsensus co do tego, że istniała pokaźna nadwyżka płynności finansowej rozlewająca się po światowych rynkach. Bankierzy dyspo
nowali nadwyżkowymi funduszami i pożyczali je niemal każdemu, łącznie z tymi osobami, które - jak później zobaczyliśmy - nie miały żadnej zdolności kredyto
wej. Kupić dom, nie mając dochodu? Jasne, dlaczego by nie? Pieniądze nie mają znaczenia, ponieważ towary, jak choćby domy, są pewniakiem. Następnie jednak
ceny domów przestały rosnąć, a gdy przychodziło do spłaty długów, coraz więcej ludzi nie było w stanie podołać temu zadaniu. W tym momencie płynność nagle
wyparowała. Gdzie są pieniądze? Raptem Rezerwa Federalna musiała wstrzyknąć ogromne fundusze do systemu bankowego, ponieważ okazało się, że „pieniądz
jest jedynym towarem" Marks wyraził to w zabawny sposób w innym miejscu: w czasach boomu gos
podarek wszyscy działają jak protestanci - w oparciu o czystą wiarę. Jednakże gdy dochodzi do krachów, wszyscy szukają ratunku w „katolicyzmie”: powrocie do pod
stawy pieniężnej, rzeczywistego złota. A przecież to właśnie w tych czasach pos
tawione zostaje pytanie o rzeczywiste wartości i formy pieniężne, na których można poiegać. Jaka jest relacja między tym, co dzieje się w tych fabrykach wpędzania
w długi w sercu Nowego Jorku a rzeczywistą produkcją? Czy handluje się czysto fik cyjnymi wartościami? Oto pytania, które stawia nam Marks, pytania, o których zwy kle zapomina się w latach tłustych, a które regularnie nawiedzają nas w momentach
kryzysów. Gdy system monetarny staje się bardziej oderwany od systemu wartości,
niż miało to miejsce w przypadku systemu opartego na standardzie złota, wówczas
Rozdział II Pieniądz
103
otwierają się wszelkiego rodzaju nieokiełznane możliwości, mogące mieć wynisz
czające konsekwencje dla stosunków społecznych i naturalnych.
Gwałtowny niedobór środków cyrkulacji w określonym historycznym mo
mencie może w podobny sposób wygenerować kryzys. Wycofanie krótkotermino wych kredytów z rynku może załamać produkcję towarową. Dobry przykład tego
rodzaju sytuacji miał miejsce we Wschodniej i Południowo-Wschodniej Azji mię dzy 1997 a 1998 rokiem. Świetnie działające przedsiębiorstwa wytwarzające towary
były poważnie zadłużone, ale mogły swobodnie wydobyć się z zadłużenia, gdyby nie zostały nagłe pozbawienie krótkookresowej płynności. Bankierzy zatamowali płynność finansową, gospodarka się załamała, a rentowne spółki stały się bankru
tami, musząc ostatecznie wyprzedawać się z powodu braku dostępu do środków płatności finansowej. Zachodni kapitał i banki przybyły i wykupiły je wszystkie
za bezcen. Płynność finansowa została przywrócona, gospodarka ponownie oży
wiona, a spółki, które nagle zbankrutowały, ponownie stały się rentowne. Z tą róż nicą, że teraz stanowią własność banków i chłopaków z Wall Street, którzy mogą je
wyprzedać, inkasując ogromne zyski. W XIX wieku miało miejsce kilka podobnych
kryzysów płynności, a Marks uważnie się im przyglądał. Rok 1848 widział na własne oczy istotny element składowy kryzysu płynności. Ludźmi, którzy wyszli z niego niezmiernie wzbogaceni i wzmocnieni, byli - zgadnijcie! - ci, którzy kontrolowali złoto, to znaczy Rothschildowie. Obalali rządy tylko z tego powodu, że w owym
szczególnym momencie posiadali kontrolę nad złotem. W Kapitale Marks pokazuje, w jaki sposób możliwość tego rodzaju kryzysów tkwi immanentnie w sposobie, w jaki
sprzeczności systemu monetarnego cyrkulują w ramach kapitalizmu (159). Prowadzi go to następnie do zmodyfikowania ilościowej teorii pieniądza: obsta-
je przy tym, że im mniej potrzeba pieniędzy, tym bardziej płatności równoważą się nawzajem oraz w tym większym stopniu pieniądz staje się tylko środkiem płatniczym.
W cyrkulacji zaczynają znajdować się „towary, których ekwiwalent pieniężny ukaże się dopiero w przyszłości" (160). W ten sposób „pieniądz kredytowy powstaje bez pośrednio z funkcji pieniądza jako środka płatniczego, gdyż zobowiązania dłużnicze
za sprzedane towary obiegają z kolei, przenosząc wierzytelności z rąk do rąk" (160). Dziś na Wall Street proces ten został zinstytucjonalizowany w postaci obiegu zabez pieczonych papierów dłużnych cyrkulujących w celu przekazywania tych długów
na innych. Marks pisze dalej: Z drugiej strony, w miarę jak się rozszerza system kredytowy, rozszerza się funkcja pie niądza jako środka płatniczego. (...) Na pewnym stopniu rozwoju i zasięgu produkcji
104
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
towarowej funkcja pieniądza jako środka płatniczego wykracza poza sferę cyrkulacji
towarowej. Pieniądz staje się powszechnym towarem umów. Renty, podatki itd. prze
kształcają się ze świadczeń naturalnych w opłaty pieniężne (160-161).
Twierdzeniem tym Marks antycypuje monetyzację wszystkiego, jak również upo wszechnienie się kredytu i finansów w sposób, który radykalnie przekształciłby
zarówno stosunki gospodarcze, jak i społeczne. Końcowy wynik jego rozważań mówi, że „rozwój pieniądza jako środka płat
niczego wymaga nagromadzenia pieniędzy, aby sprostać zobowiązaniom w termi nach płatności" (163). Raz jeszcze akumulacja jest tu łączona z tworzeniem skarbu,
jednak pełnią one odmienne funkcje: Wraz z rozwojem społeczeństwa burżuazyjnego zanika tworzenie skarbu jako samo dzielna forma bogacenia się, wzrasta ono natomiast jako akumulacja funduszu rezerwo
wego środków płatniczych (163) *.
Prowadzi to Marksa do zmodyfikowania głoszonej wcześniej ilościowej teorii pie niądza: całkowita ilość pieniędzy wymaganych dla cyrkulacji jest sumą towarów
przemnożoną przez ich ceny oraz zmodyfikowaną przez szybkość i rozwój środków płatniczych. Do tego należy teraz dodać fundusz rezerwowy (skarb), który będzie pozwalał na elastyczność w czasach załamania. (Oczywiście we współczesnych warunkach ten fundusz rezerwowy nie jest przechowywany prywatnie, ale znaj
duje się w prerogatywie instytucji publicznej, którą w Stanach Zjednoczonych jest
odpowiednio zaprojektowana Rezerwa Federalna). Ostatnia część tego rozdziału mierzy się z kwestią pieniądza światowego. By działać skutecznie, każdy system monetarny wymaga, jak widzieliśmy, głębokiego zaanga
żowania ze strony państwa, jako regulatora monet i symboli, oraz nadzorcy jako ści i ilości pieniądza (w naszych czasach jako zarządcy funduszu rezerwowego).
Poszczególne państwa zazwyczaj zarządzają swoimi systemami monetarnymi w konkretny sposób, mogąc cieszyć się dużą dozą swobody w zakresie podejmo wanych decyzji. Istnieje jednak rynek światowy, a krajowe polityki monetarne
nie mogą zwolnić państw z efektów dyscyplinarnych, wypływających z wymiany
• Przekład zmodyfikowany. W polskim przekładzie: „gromadzenie funduszu rezerwowego środków płatniczych" (przyp. tłum.).
Rozdział II Pieniądz
105
towarowej na rynku światowym. W związku z tym, choć państwo musi odgrywać
kluczową rolę w stabilizowaniu systemu monetarnego w obrębie swoich grapie geopolitycznych, to jednak powiązane jest z rynkiem światowym, a wobec tego
poddane jego dynamice. Marks wskazuje na rolę odgrywaną przez metale szla chetne. Złoto i srebro stały się niejako lingua franca światowego systemu finanso wego. Ta baza metali była kluczowa dla stosunków krajowych, jak również zewnętrz
nych (międzynarodowych) (163-168). Wobec powyższego bezpieczeństwo tej bazy metali, jak również form pienięż
nych (w szczególności monet), które z tego wynikało, stało się czymś o kluczowym znaczeniu dla globalnego kapitalizmu. Warto zauważyć, że w tym samym czasie,
gdy John Locke nawoływał do religijnej tolerancji, potępiając praktyki palenia heretyków na stosach, jego bliski kolega Izaak Newton został wezwany do obrony
jakości pieniędzy, występując jako mistrz Królewskiej Mennicy. Musiał zmierzyć
się z problemem deprecjacji waluty, która zaszła wskutek praktyk ścierania części srebra ze srebrnych monet, co miało na celu wytworzenie większej ilości monet
(prosty sposób na robienie pieniędzy, jeśli się dobrze nad tym zastanowić). Skazani
skrawacze monet zostali publicznie powieszeni w Tyburn - wykroczenia przeciwko Bogu mogło zostać jakoś wybaczone, ale wykroczenie przeciwko kapitałowi (capi-
tal) i mamonie zasługiwało na dekapitację (capital punishment). Przywodzi nas to do kwestii tego, jakie znaczenie mają Marksowskie argu
menty w świecie, w którym system finansowy działa bez pieniądza-towaru, bez podstawy w metalach, jak ma to miejsce od 1971 roku. Zauważycie, że złoto wciąż
jest istotne i być może zastanowicie się, czy w tych burzliwych czasach zmąconych międzynarodowych rynków walutowych, chcecie przechowywać złoto, dolary, euro
czy jeny. Złoto nie usunęło się zatem kompletnie ze sceny, a niektórzy argumen tują nawet na rzecz powrotu do jakiejś wersji standardu złota, by przeciwdziałać
wahaniom i chaotycznej spekulacji, nękającym międzynarodowe transakcje finan
sowe. Przypomnijcie sobie, że złoto jest po prostu przedstawiane przez Marksa jako
reprezentacja wartości, społecznie niezbędnego czasu pracy. Wszystko, co zaszło od 1973 roku, polega na zmianie sposobu tej reprezentacji. Jednakże sam Marks
również dostrzegł wiele przesunięć w ramach reprezentacyjnych form takich jak
monety, pieniądz papierowy, kredytowy i tym podobne. W związku z tym w dzi siejszej sytuacji w pewien sposób nie ma nic, co opierałoby się jego sposobowi
analizy. W rzeczywistości doszło do tego, że wartość poszczególnej waluty w odnie sieniu do innych walut jest (lub powinna być) określana w kategoriach wartości
całkowitego zestawu towarów wytworzonych w obrębie gospodarki narodowej.
106
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
W zrozumiały sposób całkowita wydajność danej gospodarki jest w tym układzie istotną zmienną. Stąd nacisk kładziony na produktywność i wydajność w polityce
publicznej. Jeśli będziemy trzymać się Marksowskiej logiki, powinniśmy natychmiast
zaobserwować sprzeczności wyrastające z tej sytuacji. Zacznijmy choćby od tego, że istnieje fikcja krajowej gospodarki, która pokrywa się z „krajowymi mundurami" krajowych pieniędzy. Tego rodzaju gospodarka stanowi „ideał” fikcję wcielaną w życie poprzez gromadzenie ogromnej ilości statystyk dotyczących produkcji,
konsumpcji, wymiany, świadczeń społecznych i temu podobnych. Statystyki te mają kluczowe znaczenie dla oceniania stanu danego kraju oraz odgrywają ważną
rolę we wpływaniu na stopy wymiany między poszczególnymi walutami. Kiedy statystyki dotyczące ufności konsumentów oraz zatrudnienia wyglądają dobrze,
kursy walut rosną. Dane te istotnie tworzą fikcję krajowej gospodarki, podczas gdy w rzeczywistości nie ma czegoś takiego. W kategoriach Marksowskich powiedzie libyśmy, że jest to fetyszystyczna konstrukcja. Może się jednak zdarzyć, że poja wią się spekulanci, zakwestionują dane (wiele z nich zbieranych jest w oparciu
o całkiem chybodiwą podstawę) i zasugerują, że niektóre wskaźniki są ważniejsze od innych. Jeśli ich pogląd przeważy, wówczas mogą zarobić ogromną forsę poprzez
grę na wahaniach kursu waluty. George Soros w kilka dni zarobił miliard dolarów, grając przeciwko funtowi brytyjskiemu w stosunku do europejskiego mechanizmu
kursów walutowych (ERM), ponieważ udało mu się przekonać rynek, że miał słusz
niejszy ogląd krajowej gospodarki. Marks wbudował w swój tryb analizy przekonujący sposób rozumienia napię tego i problematycznego powiązania między wartością (społecznie niezbędnym
czasem pracy zakrzepłym w towarach) a sposobami, w jakie system monetarny reprezentuje wartość. Rozpakował to, co fikcyjne i wyobrażeniowe w kontekście
tych reprezentacji oraz wynikających z nich sprzeczności, przy czym jednocześnie
pokazał, w jaki sposób, mimo wszystko, kapitalistyczny sposób produkcji nie może
funkcjonować bez tych idealnych składników. Nie możemy znieść fetyszyzmu, jak wskazał wcześniej - jesteśmy skazani na życie w świecie na opak, w którym mamy materialne stosunki między ludźmi i społeczne stosunki między rzeczami.
Krokiem naprzód jest jednak rozwijanie analizy wewnętrznych sprzeczności, by zro zumieć to, jak się poruszają oraz jak otwierają nowe możliwości dla rozwoju (system kredytowy), a także potencjał wystąpienia kryzysów. Marksowska metoda badania,
jak mi się wydaje, jest wzorcowa, nawet jeśli musimy przystosować ją do rozumienia naszej obecnej niebezpiecznej sytuacji.
Rozdział II Pieniądz
107
Ostatnia kwestia. Rozdział o pieniądzu jest bogaty, skomplikowany i trudny do przyswojenia za pierwszym razem. Z tego powodu, jak zwróciłem uwagę ną po
czątku, wiele osób poddaje się w lekturze Kapitału właśnie tutaj. Mam nadzieję,
że znaleźliście do tej pory wystarczająco dużo intrygujących kwestii, które pozwolą wam wytrwać w dalszej lekturze. Z pewnością jednak ucieszy was, że nie musicie
rozumieć wszystkiego w danym rozdziale, by ruszyć naprzód. Dużo z tego, co powie
dziano w tym miejscu, ma większe znaczenie dla dalszych tomów niż dla pozostałej części tomu I. Uzbrojeni w kilka podstawowych, ale kluczowych wniosków z tego
rozdziału możecie bez większych problemów zrozumieć pozostały materiał. Od tego momentu wywód stanie się znacznie łatwiejszy.
Rozdział III • Od kapitału do siły roboczej
Rozdział 4. Przemiana pieniądza w kapitał
Zabierzemy się teraz za trzy części rozdziału czwartego koncentrujące się na poję
ciach kapitału i siły roboczej. Myślę, że uznacie je za znacznie jaśniejsze i pro stsze niż te, które rozpatrywaliśmy do tej pory. W niektórych punktach wydają się
one wręcz oczywiste; niekiedy można się zastanowić, dlaczego podsuwa się nam tak zawiłe omówienie całkiem prostych idei, szczególnie gdy we wcześniejszych rozdziałach bardzo trudne koncepcje przedstawiane bywały niemal bez żadnego
wyjaśnienia. Do pewnego stopnia jest to efekt czasów, w których Marks pisał swoje
dzieło. Ktokolwiek zainteresowany wówczas ekonomią polityczną był z pewnością zaznajomiony z teorią wartości opartej na pracy (chociaż w formie ricardiańskiej),
podczas gdy dziś żyjemy w momencie, kiedy nie tylko nie mamy żadnej wiedzy o tej teorii, ale też większość ekonomistów, w tym niektórzy marksiści, uznają ją
za niedającą się obronić. Gdyby Marks pisał Kapitał dzisiaj, musiałby raczej zapro
ponować silną obronę tej teorii, niż po prostu prezentować ją jako coś oczywistego. Z kolei materiał, którym Marks zajmuje się w kolejnych rozdziałach, stanowił bar dziej radykalne odstępstwo od standardowego sposobu myślenia za jego czasów, podczas gdy dziś wydaje się nam znacznie bardziej zrozumiały.
W tych trzech częściach dokonujemy makroprzejścia pod względem usytu
owania wywodu i warto to dostrzec już na samym początku. Kapitał rozpoczyna się analizą modelu wymiany opartego na handlu barterowym towarami, w ramach którego (nierealistycznie) wyobrażano sobie, że wymianie podlega ekwiwalent
społecznie niezbędnego czasu pracy. Następnie Marks przechodzi od stosunku T-T do badania tego, w jaki sposób wymiany zostają zapośredniczone i zgeneralizowane dzięki powstaniu formy pieniężnej. Uważna analiza tego systemu wymiany T-P-T prowadzi nas pod koniec rozdziału o pieniądzu do rozpoznania formy cyr kulacji P-T-P, w której pieniądz staje się celem i przedmiotem wymiany. W obiegu
112
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
T-P-T wymiana ekwiwalentnych wartości ma sens, ponieważ jej celem jest pozy
skiwanie wartości użytkowych. Pragnę koszul i butów, ale nie potrzebuję lub nie
chcę jabłek i gruszek, które wyprodukowałem. Gdy jednak przychodzi do P-T-P,
wymiana ekwiwalentów wydaje się czymś absurdalnym. Dlaczego niby miałbym przechodzić przez te wszystkie kłopoty i ryzyko związane z procesem wymiany,
by na koniec znaleźć się z tą samą ilością wartości pieniądza? P-T-P ma sens jedy
nie gdy jej wynikiem jest przyrost wartości, P-T-P + AP, zdefiniowane jako wartość dodatkowa. W tym kontekście pojawia się pytanie: skąd może pochodzić ta wartość dodat
kowa, gdy prawa wymiany, P-T i następnie T-P, jak przyjęto w klasycznej ekono mii politycznej, nakazują wymianę ekwiwalentów? Jeśli prawa wymiany mają zostać zachowane, jak zakłada teoria, wówczas musimy odkryć towar zdolny do wytwarza
nia większej wartości, niż posiada on sam w sobie. Tym towarem, jak pisze Marks w rozdziale czwartym, jest siła robocza. Oto szeroka historia przejścia opowiedziana w jego trzech częściach. Nasza uwaga przenosi się zatem od kwestii wymiany towa rowej do cyrkulacji kapitału. Wstępnego zbadania wymaga tu jedna istotna cecha obecna w omawianych częściach rozdziału czwartego Kapitału. Kilka razy pytałem już, czy Marks for
mułuje argument logiczny (oparty na krytyce utopijnych propozycji klasycznej
liberalnej ekonomii politycznej), czy argument historyczny dotyczący ewolucji rzeczywiście istniejącego kapitalizmu. Ogólnie rzecz biorąc, przedkładałem odczy
tanie logiczne nad historyczne, nawet jeśli to drugie pozwalałoby na poczynienie istotnych historycznych spostrzeżeń w kwestii niezbędnych okoliczności ułatwiają
cych powstanie kapitalistycznego sposobu produkcji (takich jak działanie państwa
w odniesieniu do różnych form pieniężnych). Tego rodzaju podejście byłoby zgodne z argumentem metodologicznym, który Marks poczynił w innym miejscu, miano
wicie że możemy właściwie rozumieć historię wyłącznie przez spoglądanie wstecz z punktu, w którym znajdujemy się dziś. To kluczowy wniosek poczyniony w Zarysie krytyki ekonomii politycznej: Społeczeństwo burżuazyjne jest najbardziej rozwiniętą i najbardziej zróżnicowaną historyczną organizacją produkcji. Dlatego kategorie, które wyrażają jego stosunki
oraz zrozumienie jego struktury, pozwalają zarazem wejrzeć w strukturę i stosunki pro dukcji wszystkich poprzednich upadłych form społecznych, z których szczątków i ele
mentów jest ono zbudowane; ich częściowo nieprzezwyciężone jeszcze resztki wloką w nim nadal swój żywot, zaś to, co w minionych formach istniało tylko w zalążkach,
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
113
rozwinęło się w nim w elementy o poważnym znaczeniu itd. Anatomia człowieka kryje klucz do anatomii małpy1.
Jednakże podczas gdy „zalążki wyższych form (...) można poznać tylko wtedy,
gdy znane są już te wyższe formy" nie powinno nas to mamić tak, byśmy widzieli prototypy „we wszystkich formach społecznych (...) formy burżuazyjnej" czy abyśmy uważali, że „kategorie ekonomii burżuazyjnej są prawdziwe dla wszystkich form społecznych”1 2. Marks nie przyjmował wigowskiej interpretacji historii czy pro stej teleologii. Rewolucja burżuazyjna w sposób fundamentalny zrekonfigurowała
istniejące wcześniej elementy, tworząc zasadniczo nowe formy i jednocześnie pozwa lając nam na spoglądanie na te uprzednio istniejące elementy w nowym świede.
1. Ogólny wzór kapitału W interesujących nas tu trzech częściach odczytanie historii wydaje się mieć do odegrania istotną, niezależną rolę w procesie teoretyzowania. Marks na przy
kład zaczyna część pierwszą od historycznego stwierdzenia: „Handel światowy i rynek światowy otwierają w XVI wieku nowoczesne dzieje kapitału". Logiczny punkt wyjścia podany zostaje w równoległym stwierdzeniu mówiącym, że „koń
cowy wynik cyrkulacji towarów jest pierwszą formą przejawiania się kapitału" (169). W ten sposób argumenty logiczny i historyczny są ze sobą od razu zestawione. Musimy zatem zwrócić szczególną uwagę na to, w jaki sposób pracują one razem
w tych częściach. Wszystko to w celu zrozumienia, w jaki sposób metodologiczne zalecenia przedstawione szczegółowo w Zarysie krytyki ekonomii politycznej zostają
wcielone w praktykę w Kapitale. Marks rozpoczyna od zbadania sposobu, w jaki kapitał historycznie zmierzył
się z władzą własności ziemskiej w ramach przejścia od feudalizmu do kapitalizmu.
W tym przejściu kapitał kupiecki oraz kapitał lichwiarski - szczególne postaci kapi tału - odegrały istotną historyczną rolę. Jednak te formy kapitału różnią się od „nowo
czesnych" przemysłowych form, które Marks uważa za centralne dla w pełni rozwi niętego kapitalistycznego sposobu produkcji (169). Rozkład porządku feudalnego,
1 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 56.
2 Tamże.
114
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
rozkład potęgi własności ziemskiej oraz feudalnej ziemskiej kontroli zostały w dużej
mierze osiągnięte przez władzę kapitału kupieckiego i lichwiarskiego. Dobitny wyraz
tej myśli odnajdziecie również w Manifeście partii komunistycznej. Co ciekawe, nabiera ona logicznego znaczenia w Kapitale, widzimy bowiem, w szczególności w kapitale lichwiarskim, niezależną społeczną potęgę pieniądza (czy też posia daczy pieniędzy), ukazaną przez Marksa w rozdziale o pieniądzu jako społecz
nie niezbędną w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji. Właśnie poprzez wykorzystanie tej niezależnej potęgi lichwa i lichwiarze pomogli rzucić feudalizm na kolana.
Prowadzi to Marksa z powrotem do punktu wyjścia w celu zrozumienia roli pieniądza (przeciwstawionego towarowi) w procesie cyrkulacji. Pieniądz może
zostać wykorzystany, by cyrkulować towary, może być wykorzystany do mierzenia wartości, do przechowywania bogactwa i tak dalej. Kapitał jednakże jest pienią dzem wykorzystanym w określony sposób. Nie tylko proces P-T-P jest odwróce
niem procesu T-P-T, ale jak wskazywał w poprzednim rozdziale Marks: „pieniądz występuje nie jako środek cyrkulacji, jako przemijająca i pośrednicząca jedynie
forma przemiany materii, lecz jako indywidualne ucieleśnienie pracy społecznej, jako samodzielny byt wartości wymiennej, jako towar absolutny” (158). Innymi
słowy, reprezentacja wartości (pieniądz) staje się celem i zadaniem cyrkulacji. Taka forma cyrkulacji jednakże „wydaje się równie bezcelowa, co niedorzeczna" ponie waż „wymienić 100 f. szt. najpierw na bawełnę, a potem tę samą bawełnę wymie
nić znów na too f. szt., a więc okólną drogą wymienić pieniądz na pieniądz” (173), to wymienić „to samo na to samo” (173). Wymiana równych wartości w odniesieniu
do wartości użytkowych jest czymś całkowicie uzasadnionym, ponieważ w tym kon
tekście liczą się określone właściwości. Jak jednak mogliśmy zobaczyć w rozdziale
trzecim, jedynym logicznym powodem angażowania się w cyrkulację P-T-P jest otrzymywanie na koniec większej wartości niż ta, z którą wkraczało się do tego procesu. Marks wkłada jednak sporo trudu, by sformułować ostatecznie całkiem
oczywisty wniosek: Proces P-T-P ma więc sens nie dlatego, że oba jego punkty krańcowe są jakościowo różne,
oba wszak są pieniądzem, lecz dlatego, że są ilościowo różne. W rezultacie wycofujemy z cyrkulacji więcej pieniędzy, niż wrzuciliśmy do niej na początku. [...] Pełną formą tego procesu jest więc P-T-P; przy czym P’ = P + AP, tzn. równa się pierwotnie wyłożonej
sumie plus pewien przyrost. Ten przyrost, czyli tę nadwyżkę ponad pierwotną wartość,
nazywam - wartością dodatkową (surplus value) (174).
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
115
W ten sposób dochodzimy po raz pierwszy do pojęcia wartości dodatkowej, które,
co oczywiste, jest czymś fundamentalnym dla wszystkich Marksowskich analię.
Na naszych oczach zachodzi tu proces, w którym „pierwotnie wyłożona war tość nie tylko [...] zachowuje się w cyrkulacji, ale zmienia w niej swą wielkość,
zwiększa się o pewną wartość dodatkową, czyli pomnaża się. I właśnie ten ruch
przekształca wyłożoną wartość w kapitał" (174). Oto nareszcie definicja „kapitału” Dla Marksa kapitał nie jest rzeczą, a procesem - konkretnie zaś procesem cyrkulacji
wartości. Wartości te zostają zakrzepłe w różnych rzeczach w różnych momentach tego procesu: przede wszystkim w pieniądzu, następnie zaś w towarze, zanim prze mienią się z powrotem w formę pieniężną. Ta definicja kapitału jako procesu jest niezwykle istotna. Stanowi radykalne odej -
ście od definicji, którą możecie znaleźć u klasycznych ekonomistów politycznych, gdzie kapitał tradycyjnie rozumiany był jako zapas aktywów (maszyn, pieniędzy itd.), jak również od dominującej definicji obecnej na gruncie konwencjonalnej ekonomii,
gdzie kapitał postrzegany jest jako coś rzeczowego, w rodzaju „czynnika produkcji"
Ekonomia konwencjonalna ma w praktyce trudne zadanie związane z mierzeniem (szacowaniem) czynnika produkcji, jakim jest kapitał. W związku z tym po prostu określa go literą K i dodaje do swoich równań. Jednak jeśli rzeczywiście zapyta
cie: „Czym właściwie jest to AT i w jaki sposób dokonujecie jego pomiaru?” odpo
wiedź będzie daleka od oczywistości. Ekonomiści rozwijali różnego rodzaju metody pomiaru, ale nie udało im się zgodzić co do tego, czym kapitał właściwie „jest” Istnieje
zarówno w formie pieniędzy, jak i w formie maszyn, fabryk czy środków produkcji; a w jaki sposób można określić niezależną wartość pieniężną środków produkcji to jest niezależną od wartości towarów, do których wytworzenia się przyczyniają?
Jak pokazano we wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku w ramach tak zwanej kontrowersji wokół pojęcia kapitału (tzw. Cambridge capital controversy), podstawa
całej współczesnej teorii ekonomicznej w zasadzie opiera się niemalże całkowi cie na tautologii: wartość pieniężna K w fizycznej formie aktywów określana jest przez to, co zakłada się, że sama ma za zadanie wyjaśnić, mianowicie przez wartość wytworzonych towarów3 (129-130).
Powtórzmy raz jeszcze: Marks spogląda na kapitał jak na proces. Choćby w tej
chwili mógłbym stworzyć kapitał, wyjmując pieniądze z kieszeni i wrzucając je do cyrkulacji w celu zarobienia z nich większej ilości pieniędzy. Mógłbym rów
nież wyjąć kapitał z cyrkulacji, po prostu decydując się na schowanie pieniędzy 3 Marks przytacza tę samą tautologjczną definicję kapitału występującą w teorii cyrkulacji Saya.
11«
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
z powrotem w kieszeni. Wynika z tego, że nie każdy pieniądz jest kapitałem. Kapi tał jest pieniądzem użytym w określony sposób. Definicja kapitału nie może zostać
oddzielona od ludzkiego wyboru odnośnie wpuszczenia potęgi pieniężnej w ten tryb cyrkulacji. Stawia to jednak przed nami cały zestaw problemów. Począwszy
od tego, że istnieje pytanie o to, ile przychodu może przynieść kapitał. Przypomnij-
cie sobie, że jednym z odkryć rozdziału o pieniądzu jest to, że akumulacja potęgi
pieniądza jest potencjalnie bezgraniczna; Marks powtarza to również w tym miejscu
(157-158,179-180). Jego pełne znaczenie zostanie jednak rozważone znacznie później (w szczególności w rozdziałach dwudziestym pierwszym i dwudziestym drugim).
Jak twierdzi Marks, „jako świadomy przedstawiciel tego ruchu posiadacz pie
niędzy staje się kapitalistą. Jego osoba, a raczej jego kieszeń, staje się punktem wyj ścia i punktem powrotu pieniędzy" (176-177). Wynika z tego, że „nie należy więc nigdy uważać wartości użytkowej za bezpośredni cel kapitalisty” (177). Oznacza
to, że kapitalista wytwarza wartości użytkowe jedynie w celu osiągnięcia warto
ści wymiennej. Kapitalista w rzeczywistości nie dba o to, która lub jakiego rodzaju wartość użytkowa zostanie wyprodukowana; może być to jakakolwiek wartość użyt
kowa, jak długo pozwala kapitaliście na zdobycie wartości dodatkowej. Celem kapi talisty jest, jak raczej można było się spodziewać, „nieustanny proces zdobywania
zysku” (177). Brzmi to jak fabuła Balzakowskiej Eugenii Grandetl To dążenie do absolutnego bogacenia się, ta namiętna pogoń za wartością wymienną sta
nowi wspólną cechę kapitalisty i ciułacza skarbu, ale ciułacz jest zwariowanym kapitalistą,
gdy tymczasem kapitalista jest rozsądnym ciułaczem skarbu. Ciułacz skarbu dąży do nie
ustannego pomnażania wartości ratując pieniądz od cyrkulacji, rozumniejszy zaś od niego
kapitalista osiąga ten cel wrzucając wciąż na nowo pieniądz do cyrkulacji (177-178).
Kapitał jest zatem wartością w ruchu - ale wartością-w-ruchu przejawiającą się
w różnych formach. „Jeżeli zatrzymamy się na szczególnych formach przejawiania się" - zwróćcie raz jeszcze uwagę na to zdanie - „które pomnażająca się wartość
kolejno przybiera w okrężnym ruchu swego żywota, to dojdziemy do określeń: kapi
tał to pieniądz, kapitał to towar" (178). Marks w tym miejscu sprawia, że definicja kapitału jako procesu staje się wyraźna: W istocie jednak wartość staje się tutaj podmiotem procesu, w którym ona poprzez usta wiczne przemiany to w formę pieniądza, to w formę towaru sama zmienia swą wielkość, oddziela się jako wartość dodatkowa od siebie samej jako od wartości pierwotnej, sama
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
117
się pomnaża. Albowiem ruch, w którym dołącza ona do siebie wartość dodatkową, jest jej własnym ruchem, jej pomnażanie się jest więc samopomnażaniem się. Wartość
otrzymała tajemną własność stwarzania wartości, dlatego że jest wartością. Wydaje
na świat żywe potomstwo lub co najmniej składa złote jaja (178).
Oczywiście Marks jest w tym miejscu niezwykle ironiczny. Zwracam na to waszą
uwagę, ponieważ czytałem kiedyś rozprawę, w której wzięto te przypisane kapi tałowi magiczne własności samopomnażania się na poważnie. W tym gęstym tek
ście zbyt często można łatwo przegapić ironię. Tutaj akurat „tajemnicze" własności kapitału oraz jego pozornie magiczna zdolność do składania „złotych jaj” istnieją
wyłącznie w rzeczywistości pozorów. Nietrudno jednak dostrzec, w jaki sposób
ten fetyszystyczny twór może zostać wzięty za rzeczywistość - kapitalistyczny sys tem produkcji zależy właśnie od tej fikcji, co zresztą widzieliśmy już w rozdziale
pierwszym. Wkładasz pieniądze na konto oszczędnościowe i pod koniec roku suma rośnie. Czy zadaliście sobie kiedyś pytanie, skąd bierze się ten wzrost? Zgodnie
z obiegową opinią zakłada się, że wynika on po prostu z samej istoty pieniądza. Oczywiście byliśmy świadkami okresów, gdy oprocentowanie oszczędności było
ujemne, na przykład gdy inflacja była tak wysoka, a stopy procentowe tak niskie, że zwrot netto oszczędzającego był ujemny (jak miało to miejsce w 2008 roku). Jednak rzeczywiście wydaje się, jak gdyby wasze pieniądze w banku z samej swojej
natury rosły zgodnie ze stopą procentową. Marks chce wiedzieć, co kryje się za tym fetyszem. Jest to tajemnica, która musi zostać odkryta.
Jak pisze, istnieje jeden moment w ramach tego procesu cyrkulacji, do którego zawsze powracamy i który w ten sposób wydaje się ważniejszy niż wszystkie pozo
stałe. Jest nim moment pieniężny: P-P. Dlaczego tak jest? Ponieważ pieniądz jest
uniwersalną reprezentacją i podstawową miarą wartości. Wobec tego wyłącznie w momencie pieniężnym - momencie kapitalistycznej uniwersalności - możemy
określić, gdzie znajdujemy się w stosunku do wartości i wartości dodatkowej. Trudno to stwierdzić po prostu, przyglądając się specyfice towarów. „Dlatego też pieniądz
jest punktem wyjściowym i punktem końcowym każdego procesu pomnażania war tości" (178). W przykładzie Marksa punkt końcowy powinien przynieść 110 funtów
ze 100 funtów, z którymi kapitalista rozpoczynał: Kapitalista wie, że wszystkie towary, choćby nie wiedzieć jak mizernie wyglądały lub jak
źle pachniały, są, Bogiem a prawdą, pieniądzem, są w swej istocie obrzezanymi Żydami, a przy tym cudownym środkiem na to, żeby z pieniędzy zrobić więcej pieniędzy (179).
lis
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Uwagi tego rodzaju były wodą na młyn istotnej debaty dotyczącej rzekomego Marks-
owskiego antysemityzmu. W rzeczy samej, tego rodzaju zdania wyrastają co jakiś czas
w różnych partiach tekstu. W tych czasach kontekstem był szeroko rozpowszech niony antysemityzm (weźmy na przykład przedstawienie Fagina z Dickensowskiego
Oliwera Twista). Możecie zatem albo stwierdzić, że Marks, pochodzący z żydowskiej
rodziny konwertytów motywowanych względami związanymi z zatrudnieniem, był podświadomie uprzedzony względem swojej przeszłości lub bezmyślnie powtarzał
uprzedzenia dominujące w jego czasach, albo też dojść do wniosku, że przynajmniej
w tym przypadku jego zamiarem było raczej wskazanie, iż wszystkie oszczerstwa kiero
wane pod adresem Żydów należałoby w rzeczywistości skierować w stosunku do kapi talisty jako kapitalisty. Kwestię tę pozostawiam waszemu samodzielnemu osądowi.
Przyglądając się z powrotem tekstowi, widzimy Marksa, który wciąż rozkrusza fetyszystyczną powierzchnię pozoru: W cyrkulacji prostej wartość towarów występuje wobec ich wartości użytkowej co najwy
żej w samodzielnej formie pieniężnej, natomiast tutaj występuje ona naraz jako znajdu jąca się w procesie, samoczynnie poruszająca się substancja, dla której towar i pieniądz są jedynie formami. Co więcej, zamiast wyrażać stosunki między towarami, wartość wcho dzi teraz, że tak powiem, w prywatny stosunek z samą sobą. lako pierwotna wartość od
różnia się ona od siebie samej jako od wartości dodatkowej, podobnie jak Bóg Ojciec odróżnia się od siebie samego jako od Boga Syna (...). Wartość staje się więc wartością
znajdującą się w procesie, pieniądzem w procesie, i w tym charakterze - kapitałem (179).
Oto następny krok w ramach fundamentalnej definicji kapitału: wartość znajdująca
się w procesie, pieniądz w procesie. Jak odmienne jest to od kapitału rozumianego jako zgromadzone aktywa czy czynnik produkcji. (A przecież to Marks, a nie eko
nomiści, jest krytykowany za rzekome statyczne „strukturalne" formuły!). Kapitał
„wychodzi z cyrkulacji i znowu do niej wchodzi, zachowuje i pomnaża się w niej, wraca z niej powiększony i wciąż od nowa rozpoczyna ten sam ruch okrężny” (179). Potężne wrażenie przepływu jest oczywiste. Kapitał jest procesem. Koniec i kropka.
Marks na chwilę powraca do kapitału kupieckiego i kapitału lichwiarskiego (to znaczy swojego historycznego bardziej niż logicznego punktu wyjścia). Choć
tym, na czym się koncentruje, jest kapitał przemysłowy, musi przyznać, że istnieją również inne formy cyrkulacji - kapitał kupiecki (kupowanie tanio, by sprzedać drogo) oraz kapitał przynoszący procent, poprzez który może się dokonać pozor
na samodzielna ekspansja wartości. Widzimy zatem różne możliwości: kapitał
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
119
przemysłowy, kupiecki oraz przynoszący procent, z których wszystkie posiadają tę
samą formę cyrkulacji: P-T-P + AP. Ta postać cyrkulacji, jak podsumowuje Marks, jest „rzeczywiście ogólnym wzorem kapitału, bezpośrednią formą, w jakiej wystę
puje on w sferze cyrkulacji" (180). Jest formą cyrkulacji, którą należy szczegółowo zbadać pod mikroskopem, by zdemistyfikować jej „tajemnicze" własności. W takim
razie: czy kapitał sam znosi swoje złote jaja?
2. Sprzeczności ogólnego wzoru
Marks rozpoczyna poszukiwanie odpowiedzi na powyższe pytanie przez zbada
nie sprzeczności w obrębie formy cyrkulacji P-T-P + AP. Fundamentalne pytanie brzmi zatem: skąd bierze się przyrost, to znaczy wartość dodatkowa? Reguły i prawa wymiany, w ich czystej postaci (jak zakładał utopijny liberalizm), głoszą, że muszą
istnieć zasady ekwiwalencji w przejściu od P do T oraz od T do P. Wartość dodat kowa nie może zatem być wyprowadzona z wymiany w jej czystej postaci. „Gdzie jest
równość, tam nie ma zysku” W praktyce oczywiście „zdarza się wprawdzie, że ceny, po których towary są sprzedawane, odchylają się od ich wartości, lecz te odchy lenia są naruszeniem prawa wymiany towarów" Prawa te są założone w modelu
klasycznej ekonomii politycznej doskonale działających rynków. „W swej czystej
postaci jest ona wymianą ekwiwalentów, nie jest więc środkiem bogacenia się przez zwiększenie wartości” (183). Mierząc się z tą zagadką, kapitaliści i ich ekonomiści pokroju Etienne’a de Condillaca usiłowali przypisać powiększenie obszarowi wartości użytkowych. Marks jednak odrzucił tę opcję. Nie można nagle odwołać się do wartości użytkowych, by
zapobiec problemowi wyrastającemu z ekwiwalencji wartości wymiennych. Jeżeli wymieniamy towary lub towary i pieniądz o jednakowej wartości wymiennej, a więc ekwiwalenty, to nikt oczywiście nie wyciąga z cyrkulacji więcej wartości, niż do niej
wrzuca. Nie powstaje przy tym wartość dodatkowa. Przecież proces cyrkulacji towarów
w jego czystej postaci warunkuje właśnie wymianę ekwiwalentów (185).
Jednak Marks wie doskonale, że „w rzeczywistości (...) zjawiska nie występują w tak
czystej postaci” w związku z czym przechodzi do przypuszczenia, „że wymienia się nieekwiwalenty" Pozwala to na zaistnienie licznych możliwości. Jedną z nich jest to, że sprzedawca może „wskutek jakiegoś zagadkowego przywileju (...) sprzedać
120
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
towar powyżej jego wartości" (185). Nie sprawdza się to, gdy zaczniecie myśleć
o stosunku między nabywcami a sprzedawcami na powszechnych rynkach, ani
trochę bardziej niż sprawdzałoby się stwierdzenie, że nabywca posiada przywilej
zakupu towarów poniżej ich wartości. „Powstawania wartości dodatkowej, a więc przemiany pieniądza w kapitał nie można tedy wytłumaczyć ani w ten sposób, że sprzedawcy sprzedają swoje towary powyżej ich wartości, ani - że nabywcy
kupują je poniżej ich wartości” (186). W kolejnym kroku Marks zwięźle rozważa kwestię tego, co określamy dziś mia
nem efektywnego popytu, która w tamtych czasach była podejmowana głównie przez Malthusa (chociaż, co zadziwiające, Marks nie odwołuje się do kluczowego tekstu
Malthusa na ten temat, mianowicie do Principles ofPolitical Economy) (187). Malthus
twierdził, że na rynku istnieje wyraźna tendencja do powstawania niedoboru zagre gowanego popytu na nadwyżkowe towary, wytwarzane przez kapitalistów w celu
zagarnięcia wartości dodatkowej. Kto posiada siłę nabywczą, by zakupić towary? Kapitaliści reinwestują, a w związku z tym nie konsumują tyle, ile by mogli. Robot
nicy nie mogą konsumować całości produktu, ponieważ są wyzyskiwani. Wobec tego
Malthus podsumował, że klasa posiadaczy ziemskich ma do spełnienia ważną rolę Marks określiłby ich oczywiście mianem wszelkiej maści burżuazyjnych pasożytów -
to znaczy musi ona podjąć się realizacji dobroczynnego działania konsumowania
tyle, ile tylko może w celu zapewnienia stabilności gospodarki. Malthus w ten sposób
usprawiedliwiał trwanie nieprodukcyjnej klasy konsumpcyjnej (w obliczu Ricardiańskiej krytyki, która również lekceważyła tę klasę jako nieprodukcyjne pasożyty). Malthus w pewien sposób zmodyfikował swoją argumentację, sugerując,
że klasa konsumentów może znajdować się również poza narodem - tak, że han del zagraniczny oraz zagraniczne należności (na przykład opłaty w srebrze na rzecz władzy imperialnej) mogłyby również pomóc w rozwiązaniu problemu. Ta ostatnia
kwestia jest jednym z głównych argumentów Róży Luksemburg, mówiącym o nie zbędności efektywnego popytu w systemie kapitalistycznym (czuła ona bowiem,
że Marks nie podjął tego w dostateczny sposób w Kapitale), który to popyt ostatecz
nie może być zagwarantowany wyłącznie przez ustanowienie jakiejś formy relacji z zewnętrzem - w skrócie, poprzez narzucenie imperialistycznej egzekucji należ
ności. Brytyjska logika imperialistyczna, która doprowadziła do wojen opiumowych,
jest dobrym odzwierciedleniem tej sytuacji: w Chinach było dużo srebra, w związku z czym pomysł polegał na sprzedaży Chińczykom indyjskiego opium, by w ten spo sób wydobyć całe srebro w ramach korzystnych transakcji, a następnie zapłacić za wszystkie dobra, które były wytwarzane w Manchesterze i wysyłane do Indii.
Rozdział III Od kapitału do siły robocze)
121
Gdy Chińczycy stawili opór wobec otwierania drzwi ich rynku na opiumowe trans
akcje, Brytyjczycy odpowiedzieli militarnie. Marks formułuje zjadliwą krytykę pomysłu, że istnieje gdzieś klasa konsu mentów czy kogokolwiek, która czerpie swoją wartość nie wiadomo skąd i może
w jakiś sposób wytwarzać wartość dodatkową z obrębu lub z zewnątrz systemu
kapitalistycznych stosunków społecznych. Jak stwierdza, wszyscy (w tym nawet członkowie klas pasożytniczych) w obrębie kapitalizmu biorą skądś swoją wartość,
a jeśli biorą ją z obrębu systemu, wówczas pochodzi ona z przywłaszczania wartości innych (kapitalistów czy robotników), którzy odpowiedzialni są za jej wytworze
nie. Problem wytwarzania wartości dodatkowej nie może zostać rozwiązany przez odwołanie się do rynku i z pewnością nie możemy usprawiedliwić z tego powodu
trwania nieprodukcyjnych klas konsumentów. Nie możemy również, w dłuższej perspektywie, zakładać, że handel zagraniczny wykona robotę za nas; w pewnym momencie zasada ekwiwalencji musi przeważyć (188).
Te ustępy poświęcone efektywnemu popytowi są pod pewnym względem pro
blematyczne, a Róża Luksemburg rzuciła Marksowi w tym kontekście niedające się odeprzeć wyzwanie. Stwierdziła bowiem, że imperializm zwrócony przeciwko nieka-
pitalistycznym formacjom społecznym dostarcza częściową odpowiedź na problem efektywnego popytu4. Od tego czasu trwa dyskusja dotycząca tych problemów. Jed nak w tych fragmentach Marks jest po prostu skupiony na sposobie, w jaki wyt
warzana jest wartość dodatkowa, a nie na tym, w jaki sposób może być opłacona
i zrealizowana poprzez konsumpcję. Wartość dodatkowa musi zostać wytworzona, zanim zostanie skonsumowana i nie możemy w tym kontekście odwoływać się
do procesu konsumpcji w celu zrozumienia jej produkcji. W związku z tym idee dotyczące efektywnego popytu nie mogą wyjaśnić sposobu, w jaki powstaje wartość dodatkowa, w szczególności jeśli pozostajemy
„w granicach wymiany towarów, gdzie sprzedawcy są nabywcami, a nabywcy sprze
dawcami" Na pierwszy rzut oka uwaga ta wydaje się dziwna, zwłaszcza w świetle wcześniejszej krytyki prawa Saya. Nie pomaga również, gdy Marks dodaje, że „kło pot nasz pochodzi może stąd, że traktujemy osoby nie indywidualnie, lecz tylko jako
uosobione kategorie” (188), chociaż niebawem zobaczymy, dlaczego obrał właśnie tę drogę. Uważam, że to właśnie tutaj napotykamy rzeczywiste napięcie w obrębie
tekstu Kapitału, napięcie rodzące się między poleganiem przez Marksa na krytyce
4 R. Luksemburg, Akumulacja kapitału, przel. J. Maliniak, Z. Kluza-Wolosiewicz, J. Nowacki, Książka i Prasa, Warszawa 2011, s. 183-185.
122
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
utopijnych tendencji w obszarze klasycznej ekonomii politycznej a jego pragnieniem zrozumienia i naświetlenia nam istoty rzeczywiście istniejącego kapitalizmu. Marks
w rezultacie mówi, że musimy poszukać odpowiedzi na problem z pochodzeniem wartości dodatkowej w zamkniętym geograficznie i udoskonalonym kapitalistycz
nym sposobie produkcji; w stanie idealnym, gdzie odwołania klas pasożytniczych, konsumeryzmu czy handlu zagranicznego muszą zostać wyeliminowane. W dalszej
części będzie mówił otwarcie o tych założeniach w Kapitale. Tutaj milcząco przywo łuje je przez odrzucenie wszystkich zewnętrznych rozwiązań. Odprawia problemy
z efektywnym popytem w ogólności jako nieistotne w tym punkcie analizy, ponieważ
tutaj, w tomie I, skupiony jest wyłącznie na produkcji. Dopiero w tomie II podejmie problemy realizacji wartości na rynkach oraz świat konsumpcji.
Wszystko to wyklucza na tym etapie analizy jakiekolwiek dociekania doty czące społecznej niezbędności geograficznych ekspansji, przestrzennych utrwaleń (spatialfixes), imperializmu czy kolonializmu dla przetrwania kapitalizmu. Marks
po prostu przyjmuje tutaj doskonały i zamknięty system kapitalistyczny, a pocho
dzenie wartości dodatkowej ma zostać wyjaśnione wyłącznie na gruncie tych zało żeń. Chociaż ograniczają one teoretyczną wydolność analiz (szczególnie w odniesie
niu do rozumienia rzeczywistej historycznej i geograficznej dynamiki kapitalizmu), to jednocześnie pogłębiają je i wyostrzają. Jak pokazałem już w innych miejscach -
w szczególności w The Limits to Capital oraz w Spaces of Capital5 - te obszerniej
sze kwestie były przedmiotem głębokiej troski Marksa, gdy starał się podjąć swój
imponujący projekt rozumienia państwa, handlu zagranicznego, kolonializmu oraz konstrukcji rynku światowego. Jednakże w tym punkcie w Kapitale zajęty jest wyłącznie pokazaniem, że wytwarzanie wartości dodatkowej nie może brać
się z wymiany rynkowej bez względu na to, jakie historyczne czy geopolityczne
warunki będą dominować. Należy znaleźć inny sposób na rozwiązanie sprzecz ności dotyczącej tego, w jaki sposób wytwarza się nieekwiwalent (to jest wartość
dodatkową) z wymiany ekwiwalentów. Obranie tak wąskiego obszaru zainteresowania wyjaśnia, dlaczego Marks
na chwilę zaczyna się przyglądać indywiduom bardziej niż rolom społecznym. Jed
nostki mogą w istocie przewyższyć innych przez sprzedawanie swoich towarów powyżej ich wartości i to rzeczywiście może zachodzić niemal nieustannie. Gdy jed nak przyjrzeć się temu w sposób systematyczny i przy użyciu zagregowanych spo
łecznych kategorii, skutkuje to po prostu sytuacją, w której odbieramy jednemu, 5 D. Harvey, Spaces of Capital. Towards a Critical Geography, Routledge, New York 2001.
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
123
by dać drugiemu. Pojedynczy kapitalista może oszukać drugiego i w ten sposób
umknąć z nadwyżką, jednak w konsekwencji czyjś zysk jest zarazem czyjąś stratą. Nie istnieje więc coś takiego, jak zagregowana wartość dodatkowa. Należy znaleźć
sposób, w ramach którego wszyscy kapitaliści będą w stanie zyskiwać wartość
dodatkową. Zdrowa i sprawnie funkcjonująca gospodarka to taka, gdzie wszyscy
kapitaliści uzyskują stabilną i lukratywną stopę zysku. Tak czy owak, efekt pozostaje ten sam. Jeżeli się wymienia ekwiwalenty, to nie powstaje żadna wartość dodatkowa, a jeżeli się wymienia nieekwiwalenty, to również nie pow staje żadna wartość dodatkowa. (...) Czytelnik rozumie więc teraz, dlaczego w naszej ana
lizie podstawowej formy kapitału, formy, w której określa on organizację ekonomiczną
nowoczesnego społeczeństwa, zostawiamy na razie zupełnie bez uwzględnienia naj bardziej znane i, by tak rzec, przedpotopowe jego postacie, kapitał handlowy i kapitał
lichwiarski (189).
W ten sposób historycznie prawdziwe może być spostrzeżenie Benjamina Franklina,
który stwierdził, że „Wojna jest rabunkiem, handel - oszustwem" (190). Oczywiście
u źródeł kapitalizmu na całym świecie zaszło wiele przypadków grabieży, oszu stwa, rabunku, kradzieży wartości dodatkowej. Marks nie zaprzecza historycznemu
znaczeniu tych wydarzeń. To samo dotyczy kapitału lichwiarskiego, nawet w obliczu długotrwałego i w niektórych przypadkach niezwykle rygorystycznego tabu pożycza
nia na procent. Prawo islamskie na przykład zakazuje tego rodzaju pożyczek Pew nie nie jest to powszechnie znana informacja, ale aż do połowy XIX wieku Kościół
katolicki utrzymywał zakaz pożyczania na procent i niosło to za sobą ogromne kon sekwencje. Na przykład w tym samym okresie we Francji konserwatywni katolicy bardzo często porównywali domy inwestycyjne do burdeli, a operacje finansowe
postrzegali jako swego rodzaju formę prostytucji. Z omawianego okresu pocho dzi wiele wspaniałych politycznych karykatur, które naśmiewają się z tego rodzaju
postaw. Jedną z nich umieściłem w swoim Paris. Capital of Modernity. Przedsta
wia młodą kobietę usiłującą skusić przerażonego starszego pana do wkroczenia do domu inwestycyjnego słowami: „Moja stopa zwrotu jest korzystna niezależnie od tego, jak wielką kwotę chciałbyś zainwestować. Będę dla ciebie bardzo łagodna"6.
A zatem kapitał kupiecki i lichwiarski (lub kapitał przynoszący procent) ode grały ważne historyczne role. Marks stwierdza jednak, że 6 Tegož, Paris. Capital ofModernity, Routledge, New York 2003, s. 119.
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
124
W dalszym ciągu naszych badań przekonamy się, że zarówno kapitał handlowy, jak i kapitał przynoszący procent są formami pochodnymi, a zarazem zrozumiemy, dlaczego - history
cznie rzecz biorąc - pojawiają się one przed nowoczesną formą podstawową kapitału (191).
Te formy cyrkulacji kapitału, mówi, istniały przed pojawieniem się na scenie kapitału
przemysłowego. Zobaczymy jednak, że to kapitał przemysłowy ma się stać formą właściwą kapitału, która określa kapitalistyczny sposób produkcji w jego czystej
postaci. W momencie gdy kapitał przemysłowy staje się dominujący, potrzebuje kapitału handlowego, by sprzedawać swe własne wytwory, jak również kapitału
przynoszącego procent, by mieć możliwość zmieniania inwestycji w celu radzenia sobie z problemami długoterminowych inwestycji w kapitał trwały i tak dalej. W tym celu jednak podstawowa forma cyrkulacji kapitału musi opanować zarówno kapitał
finansowy, jak i kapitał handlowy i przystosować je do swoich potrzeb. W tomie III Kapitału Marks podejmie kwestię sposobu, w jaki się to dzieje, i konsekwencji, jakie niesie.
Z naszej perspektywy ważne jest ocenienie umiejscowienia kapitału handlo wego i kapitału przynoszącego procent w obrębie kapitalizmu jako takiego. W wia rygodny sposób można stwierdzić, że przeszły one drogę od pozycji hegemonicznej i dominującej w XVI i XVII wieku do stania się drugorzędnymi w stosunku do kapi
tału przemysłowego w XIX wieku. Jednak wielu - w tym ja sam - dziś stwierdziłoby, że kapitał finansowy raz jeszcze stał się silą dominującą, szczególnie począwszy od lat siedemdziesiątych XX wieku. Jeśli w istocie tak się stało, naszym zadaniem jest ocenienie, co to właściwie oznacza oraz co może nas w związku z tym czekać.
Nie jest to jednak kwestia, którą moglibyśmy tutaj podjąć. Ważne jest dla nas
spostrzeżenie, że Marks zakładał (i w swoim czasie rzeczywiście miał w tym punkcie
rację), że cyrkulacja kapitału w jego przemysłowej formie stała się hegemoniczna.
W związku z tym to właśnie w tej ramie należało postawić i rozwikłać kwestię wytwa
rzania wartości dodatkowej. Marks stwierdza zatem: Kapitał nie może więc pochodzić z cyrkulacji i tak samo nie może z niej nie pochodzić.
Musi powstawać w cyrkulacji i zarazem nie może powstawać w cyrkulacji. Doszliśmy tedy do podwójnego wyniku. Przemianę pieniądza w kapitał należy objaśnić na podstawie
immanentnych praw wymiany towarów, tak że punktem wyjścia powinna być wymiana
ekwiwalentów. Nasz posiadacz pieniędzy, który jest na razie tylko kapitalistą-poczwarką, musi nabywać towary według ich wartości, musi je sprzedawać według ich wartości, a mi
mo to musi w wyniku procesu wydobywać z cyrkulacji więcej wartości, niż do niej wrzucił.
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
125
Jego przeobrażenie z poczwarki w motyla musi nastąpić w sferze cyrkulacji i nie może
nastąpić w sferze cyrkulacji. Oto warunki zagadnienia. Hic Rhodus, hic salta! (192-493).
Co w potocznym tłumaczeniu oznaczałoby „teraz sobie radź"
3. Kupno i sprzedaż siły roboczej
Sprzeczność ta okazuje się jednak łatwa do rozwiązania. Odpowiedź zostaje ujawnio na już w tytule tej części. Marks konstruuje swoją argumentację w sposób następujący: Aby uzyskać wartość ze spożycia towaru, nasz posiadacz pieniędzy musiałby mieć szczę
ście znalezienia w sferze cyrkulacji, na rynku, takiego towaru, którego wartość użytkowa
sama miałaby osobliwą moc tworzenia wartości, że zatem samo spożycie towaru byłoby uprzedmiotowieniem pracy, czyli stwarzaniem wartości. I posiadacz pieniędzy znajduje na rynku taki szczególny towar - zdolność do pracy lub silę roboczą (193).
Na zdolność do pracy składają się fizyczne, umysłowe i osobowe umiejętności
zaskrzepiania wartości w towarach. Jednak by przekształcić się w towar, zdolność do pracy musi posiadać określone cechy. Po pierwsze, „aby jej posiadacz mógł ją sprzedawać jako towar, musi on nią rozporządzać, musi więc być wolnym właści
cielem swej zdolności do pracy, swej osoby" (193). W ten sposób idea wolnego pra
cownika staje się kluczowa - niewolnictwo i pańszczyzna nie wchodzą w rachubę. Pracownik nie może zrezygnować ze swojej wolności osobistej; jedyne, co może
robić, to sprzedawać swoje fizyczne, umysłowe i osobowe zdolności do tworzenia
wartości. „Może to czynić tylko wówczas, gdy oddaje ją [siłę roboczą - przyp. tłum.] do dyspozycji, do użytku nabywcy zawsze tylko przejściowo, na pewien określony
czas, czyli nie zrzeka się swej własności przez zupełne wyzbycie się jej” (194).
W związku z tym kapitalista nie może posiadać robotnika; jedyne, co kapita lista obejmuje w posiadanie, to zdolność do pracy i wytwarzania wartości w okre ślonym czasie. Drugi zasadniczy warunek, by posiadacz pieniędzy znajdował na rynku siłę roboczą jako
towar, polega na tym, że jej posiadacz, zamiast sprzedawać towary, w których uprzed
miotowiła się jego praca, jest, przeciwnie, zmuszony wystawiać na sprzedaż jako towar samą swoją silę roboczą, która istnieje jedynie w jego żywym organizmie (195).
126
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Innymi słowy robotnicy nie znajdują się w sytuacji, w której mogą pracować sami
dla siebie. Przemiana pieniądza w kapitał wymaga więc, aby posiadacz pieniądza znalazł na rynku
towarowym wolnego robotnika, wolnego w znaczeniu podwójnym; po pierwsze, powinien on jako wolna osoba rozporządzać swą silą roboczą jako swoim towarem, a po wtóre, nie powinien mieć żadnych innych towarów do sprzedania, powinien być zupełnie wolny od wszystkiego, a więc wolny od wszelkich rzeczy niezbędnych do urzeczywistnienia
jego siły roboczej (195).
Robotnik musi, mówiąc w skrócie, być już pozbawiony dostępu do środków
produkcji. Marksowski komentarz dotyczący wolności naprawdę pasuje do naszych cza sów. Co oznaczały częstokroć powtarzane słowa prezydenta George'a W. Busha
dotyczące niesienia światu wolności? W swojej drugiej mowie inauguracyjnej
posłużył się słowami „wolność" i „swoboda" jakieś pięćdziesiąt razy. W świetle Marksowskiej krytycznej interpretacji mogłoby to oznaczać, że Bush uruchamia kampanię mającą na celu uwolnienie możliwie dużej liczby ludzi od jakiejkolwiek
bezpośredniej kontroli nad środkami produkcji czy też od dostępu do nich. Oczy wiście pojedynczy robotnicy będą posiadać prawo do własnego ciała oraz przy
sługujące im indywidualnie prawa na rynku pracy. Co do zasady posiadają pra
wo do sprzedawania swojej siły roboczej komu tylko im się podoba oraz prawo do kupowania czegokolwiek pragną na rynku za otrzymywane płace. Tworzenie tego rodzaju świata zgodne jest z tym, na czym polegała kapitalistyczna forma imperialnej polityki w ostatnich dwustu latach. W tym okresie rdzenna i chłop
ska ludność na całym świecie wywłaszczana była z dostępu do środków produk cji oraz masowo proletaryzowana. W nowszej, neoliberalnej wersji tego samego procesu coraz więcej warstw społecznych na całym świecie, łącznie z ludnością
krajów rozwiniętego kapitalizmu, zostaje wywłaszczonych ze swoich zasobów, w tym z niezależnego dostępu do środków produkcji czy środków przetrwania
(na przykład emerytur dla starszych robotników czy różnych publicznych świad
czeń społecznych). Ideologiczna i polityczna ironia związana z promowaniem tego rodzaju „dwo istej" formy burżuazyjnej wolności nie umyka Marksowi. Dziś wystawia nam się rachunek za pozytywne aspekty wolności, zmuszając do akceptacji jej negatyw
nych aspektów jako czegoś nieuchronnego czy nawet naturalnego. Teoria liberalna
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
127
ufundowana została na doktrynach indywidualnych praw i wolności. Od Locke'a
do Hayeka i później - wszyscy ideologowie liberalizmu i neoliberalizmu stwierdzali, że najlepszym obrońcą tego rodzaju indywidualnych praw oraz wolności jest system rynkowy wsparty na własności prywatnej i burżuazyjnych zasadach niezależności, wzajemności i prawnego indywidualizmu, który Marks opisał (i dla celów badania
przyjął) w rozdziale drugim.
Ponieważ trudno jest protestować przeciwko powszechnym ideałom wolności, łatwo dajemy się przekonać do zaakceptowania tej fikcji mówiącej, że dobre wol ności (takie jak te związane z wyborem rynkowym) dalece przeważają nad złymi
(jak wolność kapitalistów do wyzyskiwania pracy innych ludzi). I nawet jeśli odro bina represji potrzebna jest w celu pozbawienia ludzi dostępu do środków produkcji
oraz zapewnienia żywotności wolności rynkowych, wówczas uznajemy je za uzasad
nione. Bardzo szybko zorientujemy się jednak, że znajdujemy się w samym sercu makkartyzmu czy Guantanamo, pozbawieni opozycyjnej podpory, która pozwa lałaby utrzymać równowagę. Woodrow Wilson, wielki liberalny prezydent Stanów Zjednoczonych, który dołożył starań, by założyć Ligę Narodów, ujął to w swoim
wykładzie z Uniwersytetu Columbia z 1907 roku w sposób następujący: Ponieważ handel ignoruje krajowe granice, a przemysłowiec nalega na ustanowienie świata jako rynku, flaga jego kraju musi za nim podążać, a drzwi krajów, które są przed nim zamknięte, muszą zostać wyważone. Koncesje, które uzyskali finansiści, muszą być chronione przez rządzących, nawet jeśli suwerenność niechętnych narodów zostanie
w tym procesie podważona. Należy pozyskać i zasiedlić kolonie tak, by żaden użyteczny zakątek świata nie został pominięty czy niewykorzystany.
Głównym celem ideologicznym Marksa jest wykazanie dwoistości tkwiącej w samym
sednie burżuazyjnej koncepcji wolności (jak wtedy, kiedy zakwestionował odwołanie
Proudhona do burżuazyjnej koncepcji sprawiedliwości). Kontrast między retoryką George’a Busha dotyczącą wolności i swobody a rzeczywistością Zatoki Guantanamo jest właśnie tym, czego powinniśmy oczekiwać.
W jaki jednak sposób robotnik miał stać się „wolny" w tym podwójnym sensie? To, dlaczego wolny robotnik napotyka kapitalistę, sprzedając swoją pracę na rynku,
jak zauważa Marks, „nie obchodzi wcale posiadacza pieniędzy (...). Na razie pyta
nie to nie obchodzi także i nas" (195). W tym miejscu Marks po prostu zakłada, że proces proletaryzacji już zaszedł oraz że działający rynek pracy już istnieje. Nie mniej jednak pragnie, by co do „jednej kwestii" nie było żadnych wątpliwości:
128
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Przyroda nie stwarza z jednej strony posiadaczy pieniędzy czy towarów, z drugiej zaś -
posiadaczy własnej tylko siły roboczej. Nie jest to stosunek przyrodzony ani też spo
łeczny, wspólny wszystkim okresom historycznym. Sam ten stosunek jest oczywiście wynikiem poprzedniego rozwoju dziejowego, wytworem wielu przewrotów ekonomicz
nych, upadku szeregu dawniejszych formacji produkcji społecznej (196).
Jesteśmy zmuszeni przyznać, że system pracy najemnej posiada określone histo rycznie źródła, gdy tylko wyjaśnimy sobie, że kategoria pracy najemnej nie jest
bardziej „naturalna" niż kategoria kapitalisty czy wartości jako takiej. Historia prole-
taryzacji zostanie podjęta przez Marksa później, w dziale siódmym. W tym miejscu po prostu chce on przyjąć, że w pełni dojrzały rynek pracy już istnieje. Niemniej jednak przyznaje, że Również i kategorie ekonomiczne, które rozpatrywaliśmy wcześniej, zdradzają ślady historii. Istnienie produktu jako towaru ma za przesłankę określone warunki historyczne. (...) Gdybyśmy dalej posunęli się w naszych badaniach i zadali sobie pytanie, w jakich
warunkach wszystkie wytwory lub przynajmniej ich większość przybierają formę towa
rów, zobaczylibyśmy, że dzieje się to tylko na gruncie zupełnie szczególnego, mianowicie kapitalistycznego sposobu produkcji (196).
Przypomina się nam, że to właśnie kapitalistyczny sposób produkcji, nie żaden inny, jest wyłącznym obszarem dociekań Marksa. Produkcja towarowa, która w przeszłości istniała w różnych formach, wraz
z cyrkulacją pieniężną, która historycznie rzecz biorąc również przybierała różne formy, zostaje w przejrzysty sposób powiązana w zamyśle Marksa z powstaniem
form pracy najemnej. Żaden z elementów tego rozwoju nie jest niezależny od pozo stałych w ramach powstania dominacji kapitalistycznego sposobu produkcji. Raz jeszcze dochodzi tu do powiązania ze sobą argumentów historycznego i logicz
nego. Społecznie niezbędny stosunek, który logicznie wiąże produkcję towarową z monetyzacją i oba te procesy zwrotnie z utowarowieniem pracy najemnej, ma swoje
odrębne historyczne źródła. System płacowy oraz rynek pracy, które jawią się nam jako coś oczywistego i logicznego, niemal z pewnością nie wydawały się takie u kresu europejskiego feudalizmu. Sama cyrkulacja towarowa i pieniężna bynajmniej jeszcze nie stwarza historycznych
warunków istnienia kapitału. Powstaje on tylko tam, gdzie posiadacz środków produkcji
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
129
i środków utrzymania znajduje na rynku wolnego robotnika jako sprzedawcę swej siły
roboczej; ale ten jeden historyczny warunek obejmuje cały okres historii świata. Kapitał
otwiera więc nową epokę w rozwoju społecznego procesu produkcji (196-197).
Siła robocza jest jednakże szczególnym typem towaru, specjalnym towarem, innym od wszystkich pozostałych. Przede wszystkim jest jedynym towarem posiadającym
zdolność tworzenia wartości. To właśnie społecznie niezbędny czas pracy robotni ków zostaje zakrzepły w towarach i to robotnicy sprzedają swoją siłę roboczą kapi taliście. Z kolei kapitaliści wykorzystują siłę roboczą, by organizować wytwarzanie wartości dodatkowej. Zauważcie jednak, że forma, w ramach której cyrkuluje siła
robocza, to T-P-T (robotnicy, wprowadzając swoją siłę roboczą na rynek, sprzedają
ją za pieniądze, pozwalające następnie na zakup towarów niezbędnych do prze trwania). Zapamiętajcie zatem, że robotnik zawsze znajduje się w obiegu T-P-T, podczas gdy kapitalista pracuje w obiegu P-T-P. Zasady, w odniesieniu do których
będą rozważać swoją sytuację, będą się odpowiednio od siebie różnić. Robotnik może być zadowolony z wymiany ekwiwalentów, ponieważ liczą się dla niego
przede wszystkim wartości użytkowe. Kapitalista zaś musi rozwiązać problem
osiągania wartości dodatkowej z wymiany ekwiwalentów. Co jest zatem czynnikiem stabilizującym wartość siły roboczej jako towaru? Odpowiedź jest skomplikowana, ponieważ siła robocza nie jest typowym towa
rem. Nie tylko dlatego, że jako jedyna może tworzyć wartość, ale również dlatego, że czynniki warunkujące jej wartość różnią się od tych wpływających na wartość koszul czy butów, zarówno co do zasady, jak i w szczegółach. Marks wymienia te
czynniki niemal nie wchodząc w jakiekolwiek detale: Wartość siły roboczej, podobnie jak wartość każdego innego towaru, określana jest przez czas pracy niezbędny do produkcji, a więc także do reprodukcji tego szczególnego
artykułu. W charakterze wartości sama siła robocza reprezentuje tylko określoną ilość
uprzedmiotowionej w niej przeciętnej pracy społecznej. (...) Aby siebie zachować, żywy
osobnik wymaga pewnej sumy środków utrzymania. Czas pracy niezbędny do wytworze nia siły roboczej sprowadza się więc do czasu pracy niezbędnego do wytworzenia tych
środków utrzymania, czyli wartością siły roboczej jest wartość środków niezbędnych do utrzymania jej posiadacza (197).
Wartość siły roboczej jest zatem ustalana przez wartość wszystkich towarów nie zbędnych dla zreprodukowania robotnika w danym standardzie warunków życia.
130
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Dodajemy do siebie wartość chleba, koszul i butów oraz wszystkich pozostałych
rzeczy niezbędnych do podtrzymania i zreprodukowania robotników i całokształt stanowi o tym, co ustala wartość siły roboczej.
Wydaje się to wystarczająco prostym rachunkiem, nieróżniącym się pozornie
co do zasady od tego, który musimy wykonać dla wszystkich pozostałych towarów. Jednak co określa „potrzeby”? Potrzeby odróżniają pracę od wszelkich innych towa rów, począwszy od tego, że w trakcie pracy „zużyta zostaje określona ilość ludzkich
mięśni, nerwów, mózgu itd., która musi być zastąpiona" Jeśli robotnicy są potrzebni w ramach konkretnego rodzaju pracy (na przykład w kopalni), mogą potrzebo
wać, powiedzmy, większej ilości mięsa i ziemniaków, by podtrzymać swoją zdol ność do pracy. Co więcej, „suma środków utrzymania musi (...) być wystarczająca,
aby zachować pracującego osobnika jako pracującego osobnika w jego normalnych
warunkach życiowych” Ponownie: co to znaczy „normalnych"? Istnieją „naturalne
potrzeby, jak pożywienie, odzież, opał, mieszkanie itd." które „bywają rozmaite, zależnie od klimatycznych czy innych naturalnych właściwości kraju” (197-198). Potrzeby robotnicze w Arktyce różnią się od tych w strefach umiarkowanych. Jed nak w tym miejscu zachodzi naprawdę istotne przesunięcie: Z drugiej strony, zakres tak zwanych niezbędnych potrzeb, a także sposób ich zaspoko jenia, jest wytworem historii i dlatego w znacznym stopniu zależy od szczebla rozwoju
kultury danego kraju, między innymi również zasadniczo od tego, w jakich warunkach a więc z jakimi nawykami i wymaganiami życiowymi - wytworzyła się klasa wolnych robotników. W przeciwieństwie zatem do innych towarów określenie wartości siły robo
czej zawiera pierwiastki historyczne i moralne (198).
W konsekwencji wartość siły roboczej zależna jest od historii walk klasowych. Co wię cej, „szczebel rozwoju kultury" w danym kraju różni się zależnie od, na przykład,
siły burżuazyjnych ruchów reformatorskich. Szacowni i cnodiwi burżuje od cza su do czasu oburzają się, widząc ubóstwo mas, czując się zaś winni, stwierdzają,
że w porządnym społeczeństwie niedopuszczalne jest, że masy ludzi żyją w ten sposób. Naciskają więc na zapewnianie odpowiednich warunków mieszkanio
wych, godnej opieki zdrowotnej i wykształcenia, godnego tego i tamtego. Nie które z tych działań można postrzegać w kategoriach dbania o własny interes
(ponieważ, powiedzmy, epidemia cholery nie zatrzyma się na granicach wyzna czanych między klasami), ale nie istnieje nigdzie żadne burżuazyjne społeczeń stwo, które nie miałoby poczucia kulturowych wartości, a tego rodzaju poczucie
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
131
odgrywa kluczową rolę w określaniu tego, ile powinna wynosić wartość siły roboczej.
Marks odwołuje się tu do zasady mówiącej, że istnieje całokształt towarów
ustanawiających warunki tego, co uznaje się za rozsądną płacę w danym społe czeństwie, w danym okresie. Nie omawia jednak żadnych szczegółów. Zamiast
tego mamy poruszać się naprzód naszego teoretycznego dociekania, jak gdyby
wartość siły roboczej była ustalona i znana, nawet jeśli wielkości dane nieustannie
się zmieniają i w każdym przypadku muszą być elastyczne, odzwierciedlając tego rodzaju aspekty, jak koszty reprodukcji robotnika, od wyszkolenia i reprodukcji
umiejętności po zakładanie rodziny i reprodukowanie klasy robotniczej (jej jakości
i liczebności) (198). Istnieje jeszcze jedna warta uwypuklenia osobliwość siły roboczej jako towaru. Kapitalista wkracza na rynek i musi płacić za wszystkie towary (surowce i maszyny
i tak dalej) zanim zastosuje je w pracy, jednakże w przypadku siły roboczej kapita lista zatrudnia ją i płaci jej dostarczycielom dopiero po tym, jak wykonają już swoją
pracę. W konsekwencji robotnik oddaje awansem towar siły roboczej kapitaliście, mając nadzieję na to, że na końcu otrzyma zapłatę. Nie zawsze ma to jednak miej
sce. Firmy deklarujące bankructwo mogą odstąpić od wypłaty wynagrodzeń (201). We współczesnych Chinach na przykład duża część siły roboczej w określonych
sektorach przemysłu (między innymi w budownictwie) oraz określonych regionach, szczególnie na Północy, została pozbawiona należnych wypłat, co sprowokowało powszechne protesty.
Marks stara się tu wysunąć argument dotyczący pojęcia akceptowalnych standar dów warunków życia robotników różniącego się w zależności od naturalnych, społecz
nych, politycznych i historycznych okoliczności. Oczywiste jest, że coś akceptowal
nego w jednym społeczeństwie (powiedzmy we współczesnej Szwecji) nie jest takie w innym (współczesnych Chinach). Podobnie to, co było do przyjęcia w 1850 roku w Stanach Zjednoczonych, nie jest do przyjęcia dzisiaj. Wartość siły roboczej jest zatem bardzo zmienna, nie tylko w zależności od fizycznych potrzeb, ale również
od warunków walki klasowej, stopnia rozwoju kultury w danym kraju oraz historii
ruchów społecznych (niektóre z nich w swoich żądaniach wykraczają daleko poza to, o co mogliby bezpośrednio walczyć sami robotnicy). Mogą funkcjonować partie
socjaldemokratyczne, naciskające na powszechną służbę zdrowia, dostęp do edu kacji, odpowiednie warunki mieszkalne, infrastrukturę publiczną - parki, dostęp do wody, infrastrukturę transportową, kanalizację - jak również szanse na pełne
zatrudnienie przy określonej płacy minimalnej. Wszystkie te rzeczy można uważać
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
132
za podstawowe obowiązki krajów rozwiniętych, w zależności od danej sytuacji spo łecznej i politycznej. Wynika z tego, że siła robocza nie jest takim samym towarem jak wszystkie pozostałe. Jest unikalnym twórcą wartości, a jednocześnie w sposoby określania
jej wartości wkraczają składniki historyczne i moralne. A te składniki wystawione są na wpływ szerokiego wachlarza sił politycznych, religijnych i innych. Nawet
Watykan wydal wpływowe encykliki o warunkach pracy, a teologia wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej, w swoim szczytowym okresie w latach sześćdziesiątych i sie demdziesiątych XX wieku, odegrała kluczową rolę we wzniecaniu ruchów rewolu
cyjnych, skupionych na standardach życia ubogich. W związku z tym wartość siły
roboczej nie jest czymś raz na zawsze ustalonym. Zmienia się nie tylko dlatego, że zmieniają się koszty podstawowych towarów, ale również dlatego, że koszyk towa
rów potrzebnych do reprodukowania robotnika znajduje się pod stałym wpływem tych szeroko zakrojonych sił. Wartość siły roboczej jest w jawny sposób wrażliwa na zmiany w wartości towarów niezbędnych do jej podtrzymania. Tani import zredukuje tego rodzaju wartość. Spójrzmy choćby na to, jak obecność Wal-Martu
istotnie wpłynęła na wartość siły roboczej w Stanach Zjednoczonych. Hiperwyzysk
siły roboczej w Chinach utrzymuje wartość siły roboczej w Stanach Zjednoczonych
na niskim poziomie właśnie dzięki taniemu importowi. Wyjaśnia to również opór
występujący po stronie licznych frakcji klasy kapitalistycznej wobec nakładania ograniczeń czy ceł na dobra sprowadzane z Chin. Gdyby na to przystać, doprowa
dzono by do wzrostu kosztów życia w USA, co z kolei pociągnęłoby za sobą żądania
wyższych płac ze strony robotników. Marks, wzmiankując pokrótce tego rodzaju problemy, odsuwa je na bok, stwier
dzając, że „w określonym kraju i w określonym okresie przeciętny zakres niezbędnych
środków utrzymania jest wielkością daną" (198). Opisuje on to, co uważa za płynne
i znajdujące się w ciągłej zmianie, jako „wielkość daną” w konkretnym czasie i miejscu. Czy ten ruch jest rozsądny? Teoretycznie pozwala mu na przejście do wyjaśniania tego, w jaki sposób można wytwarzać wartość dodatkową, ale wszystko ma swoją
cenę. W większości gospodarek krajowych znaleziono sposoby określania tego, czym może być ta wielkość dana. Dajmy na to prawodawstwo dotyczące płacy minimalnej uznaje istotność ustalonej wielkości danej w danym miejscu i czasie, podczas gdy polityka dotycząca tego, czy podnosić ją, czy nie, jest świetną ilustra
cją roli, jaką w określaniu wartości siły roboczej pełni walka polityczna. Lokalne
walki w ostatnich latach o „godną płacę" również stanowią przykład idei zarówno
Rozdział III Od kapitału do siły roboczej
133
ogólnej wielkości danej, jak również walki społecznej o to, ile ta wielkość dana powinna wynosić.
Jeszcze bardziej interesującą paralelę dla sformułowania Marksa stanowi okre ślanie tak zwanego progu ubóstwa. W połowie lat sześćdziesiątych XX wieku Mollie Orshansky stworzyła metodę określania poziomu ubóstwa przez powiązanie go
w kategoriach pieniędzy potrzebnych na zakup określonego koszyka towarów
uznanych za niezbędne, by zreprodukować, powiedzmy, czteroosobową rodzinę
na jakimś minimalnie akceptowalnym poziomie. Oto swego rodzaju wielkość
dana, do której odnosił się Marks. Począwszy od lat sześćdziesiątych XX wieku trwa jednak nieustanna dyskusja dotycząca tej definicji, która stała się podstawą
polityki publicznej (na przykład w zakresie różnorodnych świadczeń socjalnych).
Przedmiotem kontrowersji stało się dokładnie to, co powinno wchodzić w skład koszyka towarów - ile pieniędzy z przeznaczeniem na transport, ile na ubrania, ile na jedzenie, ile na wynajem (oraz czy rzeczywiście potrzebujecie dziś telefo nów komórkowych). W Stanach Zjednoczonych kwota dla czteroosobowej rodziny wynosi obecnie powyżej 20 000 dolarów rocznie. Prawica mówi, że od samego początku przyglądaliśmy się złemu składowi koszyka, a przez to przeszacowaliśmy
ubóstwo; jednak, jak sugerują wyniki badań, w miejscach o wysokich kosztach życia, w rodzaju miasta Nowego Jorku, poziom powinien wynosić około 26 000
dolarów. Oczywiście wpływ mają tu argumenty historyczne, polityczne i moralne. Powróćmy jednak do idei cyrkulacji siły roboczej w ramach obiegu T-P-T oraz róż
nicy między tym obiegiem, a tym, w którym działa kapitalista, to znaczy P-T-P + AP. Wartość użytkowa, którą posiadacz pieniędzy otrzymuje w akcie wymiany, przejawia się dopiero w rzeczywistym spożyciu, w procesie konsumpcji siły roboczej. (...) Proces spo
żywania siły roboczej jest zarazem procesem wytwarzania towaru i wartości dodatkowej. Spożycie siły roboczej, podobnie jak spożycie każdego innego towaru, odbywa się poza
rynkiem, czyli poza sferą cyrkulacji (202-203).
W tym momencie następuje ogromne przesunięcie perspektywy: Opuszczamy więc wraz z posiadaczem pieniędzy i posiadaczem siły roboczej tę sferę
pełną gwaru, gdzie wszystko dzieje się na powierzchni i na oczach wszystkich, aby udać się za nimi do tajemniczej siedziby produkcji, na której progu widnieje napis: No admit tance except on business (Wstęp tylko dla interesantów). Tu dowiemy się nie tylko, jak kapi
tał wytwarza, ale także jak się wytwarza sam kapitał (203).
134
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Marks następnie podsumowuje swój wywód zamaszystym oskarżeniem burżuazyjnej konstytucyjności i prawa. Opuszczenie obszaru cyrkulacji i wymiany oznacza
wyjście ze sfery, która została ustanowiona konstytucyjnie jako „prawdziwy raj
przyrodzonych praw człowieka" Rynek jest miejscem, w którym „panuje wyłącznie Wolność, Równość, Własność i Bentham” Wolność! Albowiem nabywca i sprzedawca towaru, np. siły roboczej, działają tylko
z wolnej woli. Zawierają umowę jako wolne, równe w prawach osoby. Umowa jest ostatecznym wynikiem, w którym ich wole znajdują wspólny wyraz prawny. Równość!
Albowiem odnoszą się wzajemnie do siebie wyłącznie jako posiadacze towarów i wymie niają ekwiwalent na ekwiwalent. Własność! Albowiem każdy rozporządza tylko tym,
co do niego należy. Bentham! Albowiem każdy z nich dba tylko o siebie. Jedyną siłą, która ich zbliża i nawiązuje między nimi stosunek, jest siła ich egoizmu, ich własnej
korzyści, ich prywatnych interesów. I właśnie dlatego, że każdy dba tylko o siebie i nikt nie troszczy się o drugiego, wszyscy razem wskutek przedustawnej harmonii rzeczy czy też dzięki opiece przemyślnej Opatrzności dokonują dzieła wzajemnej korzyści, wspólnego
pożytku, ogólnego interesu (203-204).
Marksowski głęboko ironiczny opis standardowej formy liberalnej burżuazyjnej
konstytucjonalności i prawa rynku prowadzi nas do do ostatecznego przesunięcia w ramach jego wywodu: Z chwilą gdy opuszczamy tę sferę prostej cyrkulacji, czyli wymiany towarów, z której wolnohandlowiec vulgaris czerpie swe poglądy, pojęcia i kryteria swego sądu o społeczeń
stwie kapitału i pracy najemnej, coś jak gdyby się już zmienia w fizjonomiach naszych dramatis personae. Dawny posiadacz pieniędzy kroczy na przedzie jako kapitalista,
posiadacz siły roboczej idzie za nim jako jego robotnik; pierwszy stąpa raźno ze znaczą
cym uśmiechem, drugi - osowiały, niechętny, jak ktoś, kto przehandlował własną skórę i teraz czeka już tylko na wygarbowanie jej (204).
Ta dalsza refleksja dotycząca burżuazyjnych praw, przywołująca podwójność rze
komej wolności robotnika, daje Marksowi gładki argument w rozważaniach dużo mniej widzialnego momentu produkcji, który zazwyczaj zachodzi w fabryce. W ten obszar zanurzymy się teraz, podążając za Marksem.
Rozdział IV • Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
Chciałbym teraz na chwilę spojrzeć wstecz na kierunek rozwoju, który obierał do tej pory wywód Marksa. Posłużę się przy tym schematycznym przedstawieniem jego
dialektycznego łańcucha argumentacji (zob. poniższy Rysunek 4.1.). Redukowanie
wywodu do takiej postaci nieuchronnie wyrządza krzywdę bogactwu przemyśleń Marksa. Myślę jednak, że przydaje się czasem posiadać jakiegoś rodzaju mapę poznawczą jego argumentacji. Ułatwi wam to nawigację pośród jej zawiłości.
Rysunek 4.1. Dialektyczny łańcuch argumentacji w tomie I Kapitału Marksa
13«
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Autor Kapitału zaczyna od jednolitego pojęcia towaru, ucieleśniającego dwo
istość wartości użytkowych i wymiennych. Za wartością wymienną kryje się nato
miast jednolite pojęcie wartości określone jako społecznie niezbędny czas pracy („społecznie niezbędny" implikuje czyjeś potrzeby i pragnienia z obszaru wartości
użytkowych). Wartość wchłania w siebie dwoistość pracy konkretnej i abstrakcyjnej,
łączących się w akcie wymiany, poprzez którą wartość zostaje wyrażona w ramach dwoistości względnej i ekwiwalentnej formy wartości. Z tego bierze się towar-pieniądz, jako przedstawiciel ogólności wartości, skrywając jednak wewnętrzne zna
czenie wartości jako społecznego stosunku i tworząc tym samym fetyszyzm towa rów, rozumiany jako rzeczowy stosunek między osobami oraz społeczny stosunek
między rzeczami. Na rynku ludzie odnoszą się do siebie nawzajem nie tyle jako ludzie, ale jako nabywcy i sprzedawcy rzeczy. W tym miejscu Marks zakłada, podob
nie jak na gruncie teorii liberalnej, prawa własności prywatnej, jednostki prawne
oraz doskonale działające rynki. W tym świecie pieniądz, przedstawiciel wartości, wchodzi w dwie odmienne i potencjalnie antagonistyczne role: miary wartości
oraz środka cyrkulacji. Jednakże ostatecznie istnieje jeden pieniądz, a napięcie
między tymi dwiema rolami zostaje pozornie rozwiązane przez nowy stosunek pieniężny - między dłużnikami a wierzycielami. Przesuwa to uwagę z formy cyr
kulacji T-P-T do formy P-T-P, która oczywiście stanowi prototyp pojęcia kapitału
określonego nie tyle jako rzecz, ale jako forma cyrkulacji wartości, wytwarzająca wartość dodatkową (zysk), P-T-P + AP. Stwarza to sprzeczność między ekwiwalencją zakładaną w ramach doskonalej wymiany rynkowej oraz nieekwiwalencją wyma
ganą w ramach produkcji wartości dodatkowej. Sprzeczność ta zostaje rozwiązana
dzięki istnieniu siły roboczej jako towaru, który można kupić i sprzedać na rynku,
by następnie wykorzystać go w wytwarzaniu wartości, a zatem wartości dodatko wej. W ten sposób dotarliśmy wreszcie do głównej koncepcji klasowego stosunku między pracą a kapitałem.
Zauważcie proszę, że nie jest to przyczynowy łańcuch argumentacji. Zakłada on stopniowe odsłanianie, rozkładanie różnych poziomów złożoności, wraz z roz
szerzeniem argumentacji od prostej opozycji w obrębie towaru do coraz większej liczby wglądów w różne aspekty tego, w jaki sposób działa kapitalistyczny sposób
produkcji. Ten dialektyczny rozwój obecny jest w całej książce. Weźmy na przykład
pojawienie się w wywodzie stosunku klasowego oraz walki klasowej i dwojakie pojęcia bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej. Dialektyczny namysł prze
skakuje następnie z tej skali na obszar makrodychotomii między całym tomem I,
skupionym na świecie wytwarzania wartości dodatkowej, a tomem II, gdzie uwaga
Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej
139
koncentruje się przede wszystkim na cyrkulacji i realizacji wartości dodatkowej. Napięcie (sprzeczność) między produkcją a realizacją stanowi podstawę teorii kry zysów w tomie III. Wykroczyłem jednak w tym momencie zbyt daleko naprzód.
Powyższa mapa poznawcza pozwala nam wyobrazić sobie to, za pomocą jakich skoków dialektycznych Marks niejako organicznie rozwinął swój wywód. Pamię
tajcie jednak proszę, że ten wykres jest ilustracją zaledwie szkieletu, wokół którego Marks organizuje analizy rzeczywistego ciała i krwi dynamicznego, rozwijającego
się i pełnego sprzeczności kapitalistycznego sposobu produkcji.
Rozdział 5. Proces pracy i proces pomnażania wartości
Opuszczamy teraz „gwarną” sferę rynku, obszar wolności, równości i Benthama, i wkraczamy do wnętrza procesu pracy, gdzie napis mówi nam: „Wstęp tylko
dla interesantów!" Rozdział ten jest niezwykły pod jednym względem. Przez więk szą część Marks jest stanowczy co do tego, że zajmuje się tu jedynie kategoria
mi pojęciowymi sformułowanymi w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji
i jemu właściwymi. Wartość na przykład nie jest uniwersalną kategorią, ale czymś wyjątkowym dla kapitalizmu wyłaniającego się z epoki burżuazyjnej (jak widzie liśmy, Arystoteles nie mógł jej sformułować, z uwagi na panujące w jego czasach niewolnictwo). Jednakże to w tym rozdziale, przez mniej więcej pierwszych dzie
sięć stron, Marks wdaje się w dyskusję nad tym, co jest uniwersalne i stosowalne we wszystkich możliwych sposobach produkcji. Jak mówi, „proces pracy trzeba naj pierw badać niezależnie od jakiejkolwiek określonej formy społecznej” (205); pot
wierdza w ten sposób stanowisko, które zajął wcześniej, mówiące, że praca jest ,warunkiem istnienia człowieka, niezależnym od wszelkich ustrojów społecznych,
jest wieczną przyrodzoną koniecznością, która umożliwia wymianę materii między człowiekiem a przyrodą, a więc umożliwia życie ludzkie” (49).
Nie powinniśmy jednak interpretować tych stwierdzeń w znanych nam burżuazyjnych kategoriach, zakładających jasny rozdział między „człowiekiem a przy rodą” kulturą i naturą, naturalnym i sztucznym, tym, co mentalne, i tym, co fizykalne,
w rdmach którego historia postrzegana jest jako tytaniczne zmaganie między dwoma niezależnymi siłami, ludzkością i przyrodą. Ten proces jest jednocześnie całkowicie
przyrodniczy i całkowicie ludzki. Jest rozumiany dialektycznie jako moment „metabo lizmu” w którym niemożliwe jest oddzielenie tego, co naturalne, od tego, co ludzkie.
Jednakże w obrębie tego jednolitego pojęcia procesu pracy, podobnie jak miało to już miejsce w przypadku towaru, od razu rozpoznajemy pewną dwoistość. Jak mówi
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
141
Marks, mamy tu do czynienia z „procesem zachodzącym między człowiekiem a przy
rodą, procesem, w którym człowiek poprzez swoją własną działalność zapośfed-
nicza, reguluje i kontroluje wymianę materii między sobą a przyrodą" (205). Istoty ludzkie są aktywnymi czynnikami w stosunku do świata znajdującego się wokół
nich. W związku z tym człowiek wobec materii przyrody występuje jako siła przyrody. Wprawia w ruch naturalne siły swe go ciała - ramiona i nogi, głowę i ręce, ażeby przyswoić sobie materię przyrody w postaci
przydatnej dla swego własnego życia. Oddziałując za pośrednictwem tego ruchu na istnie
jącą poza nim przyrodę i zmieniając ją, człowiek zmienia zarazem swoją własną naturę (205).
Jest to miejsce, w którym napotykamy najbardziej przejrzyste Marksowskie dialek tyczne sformułowanie stosunku do przyrody. Nie jesteśmy w stanie przekształcić tego, co znajduje się dookoła nas, bez jednoczesnego przekształcenia nas samych. I na odwrót, nie jesteśmy w stanie przekształcić nas samych bez jednoczesnego
przekształcenia wszystkiego, co nas otacza. Jednolity charakter tego dialektycznego stosunku, nawet jeśli zakłada „eksternalizację" przyrody oraz „internalizację" tego,
co społeczne, nigdy nie może zostać usunięty. Ta dialektyka nieustannego prze kształcania siebie samego poprzez przekształcanie świata i na odwrót stanowi pod
stawę dla rozumienia ewolucji ludzkich społeczeństw, jak również ewolucji samej przyrody. Jednakże proces ten nie ogranicza się wyłącznie do istot ludzkich - robią
tak też mrówki, bobry i wszelkiego rodzaju organizmy. Cała historia życia na Ziemi obfituje w dialektyczne interakcje tego rodzaju. Na przykład James Lovelock w swojej hipotezie Gai twierdzi, że atmosfera podtrzymująca obecnie nasze życie nie istniała od zawsze. Stworzyły ją organizmy, które żyły dzięki metanowi i wytwarzały den.
Dialektyka życia organicznego i ewolucji świata przyrodniczego była czymś kluczo
wym od samego początku istnienia.
W swoich wcześniejszych pracach Marks czerpał wiele z idei charakterystycz
nie ludzkiej „istoty gatunkowej" (być może bazując na antropologii Kanta, jak rów nież na późniejszych ujęciach antropologicznych Feuerbacha). Ta idea znajduje się
raczej w de sformułowań z Kapitału, jednak od czasu do czasu wywiera delikatny wpływ, jak w przytoczonym poniżej przypadku. Co zatem czyni naszą pracę wyjąt
kowo ludzką? Marks pisze: Pająk dokonuje czynności podobnych do czynności tkacza, a pszczoła budową swych komórek woskowych mogłaby zawstydzić niejednego budowniczego-człowieka. Ale nawet
142
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
najlichszy budowniczy tym z góry już różni się od najzręczniejszej pszczoły, że zanim
zbuduje komórkę w wosku, musi ją przedtem zbudować w swojej głowie. Pod koniec procesu pracy pojawia się wynik, który przed rozpoczęciem tego procesu istniał już
w wyobrażeniu robotnika, a więc istniał już idealnie (206).
To ważne stwierdzenie. Mamy ideę, twierdzi Marks, a następnie ją urzeczywist
niamy. Istnieje zatem zawsze „idealny” (mentalny) moment, moment utopijny, wiążący się z ludzką działalnością wytwórczą. Co więcej, moment ten nie jest nie zaplanowany: „robotnik nie tylko zmienia to, co otrzymuje od przyrody; w tym, co mu daje przyroda, urzeczywistnia zarazem swój cel, który jest mu znany, który jest
dla niego prawem określającym sposób jego działania i któremu musi podporządko
wać swoją wolę. I to podporządkowanie nie jest jakimś odosobnionym aktem" (206). Działalność ta jest zatem celowa. Robotnik potrzebuje - potrzebujemy - celowej
woli, uwagi tym bardziej, im mniej praca ta treścią swoją i sposobem, w jaki trzeba ją wykonywać, budzi zapał robotnika, im mniej przeto jest dlań ponętna jako gra własnych jego sil
fizycznych i duchowych (206).
Na temat tych kluczowych fragmentów można poczynić szereg uwag - i są one również kluczowe. Przede wszystkim nie ma wątpliwości, że w tym miejscu Marks kwestionuje Fourierowskie pojęcie procesu pracy. Fourier był przekonany, że praca
powinna polegać na radosnym, pełnym pasji i podniecenia zaangażowaniu, jeśli
nie być po prostu czystą zabawą. Marks mówi, że nigdy na tym nie polega. Jeśli to, co wyobrażone, ma zostać urzeczywistnione, jeśli świadomy cel ma zostać zreali zowany, należy włożyć w to dużo samodyscypliny i ciężkiej pracy. Po drugie, Marks
przyznaj e tu żywotną rolę siłom duchowym, świadomemu i celowemu działaniu,
a to przeczy jednemu z często przypisywanych mu argumentów, że materialne
warunki determinują świadomość; że to, w jaki sposób myślimy, podyktowane jest przez materialne okoliczności naszego życia. Stwierdza wyraźnie, że nie, że istnieje
mofnent, kiedy to, co idealne (to, co mentalne), rzeczywiście zapośrednicza nasze działania. Architekt - myślę, że należy traktować tego architekta raczej jako meta
forę niż konkretny zawód - ma zdolność wymyślania świata i przebudowywania
go na podobieństwo tego pomysłu. Niektórzy teoretycy twierdzą, że albo Marks
w tym fragmencie po prostu zapomniał o swoich własnych zasadach, albo w rze czywistości jest schizofrenikiem. Uznają oni, że istnieją wobec tego dwa marksizmy:
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
143
jeden Marks z tego fragmentu, pozwalający na wolną grę idei oraz aktywności
mentalnych, i drugi Marks - deterministyczny, w istocie utrzymujący, że nąsza świadomość, jak również to, co myślimy i robimy, zdeterminowane są przez
nasze materialne warunki. Myślę, że oba te stanowiska nie są wiarygodne. Nie prawdopodobne jest to, by ze wszystkich możliwych miejsc to w Kapitale, w klu
czowym rozdziale tego dzieła, który był dokładnie poprawiany przed publikacją (a następnie zmodyfikowany w odpowiedzi na krytykę), Marks zajął stanowisko
głęboko niespójne ze sposobem, w jaki rozumiał świat. Co innego, gdyby te frag menty znajdowały się w jednym z jego notatników czy nawet w Zarysie krytyki
ekonomii politycznej. Jednak mowa tu o centralnym, przejściowym momencie
w argumentacji Kapitału. Zasługuje on zatem na poważne odczytanie i dokładną interpretację.
Marksowskie dialektyczne rozumienie procesu pracy jako momentu meta bolicznego od razu implikuje, że idee nie mogą brać się znikąd. Idee w pewnym
sensie są całkiem naturalne (jest to stanowisko będące w całkowitej sprzeczności
z heglowskim idealizmem). Nie ma zatem nic dziwnego w stwierdzeniu, że idee
wyrastają z wnętrza metabolicznego stosunku z materialną przyrodą i zawsze noszą
na sobie piętno tego pochodzenia. Nasze myślowe sposoby pojmowania świata nie są oddzielone od naszych materialnych doświadczeń, naszych kluczowych spo sobów zaangażowania w świat, a zatem nie są od nich niezależne. Istnieje jednak (i porównanie z przypadkiem pieniądza czy towaru jest w tym miejscu pouczające) nieuchronna eksternalizacja wewnętrznego stosunku i w taki sam sposób, w jaki
świat pieniądza (szczególnie gdy przybiera symboliczne postaci) może zarówno przejawiać się i „rzeczywiście być" (spójrzcie na argument dotyczący fetyszyzmu)
w opozycji do świata towarów oraz ich wartości użytkowych, tak samo nasze men
talne przedstawienia świata wchodzą w zewnętrzną relację z materialnym światem, który staramy się przekształcić. Zachodzi zatem dialektyczny ruch, gdy popusz
czamy wodze wyobraźni, kiedy możemy powiedzieć i mówimy „zamierzam zbudo
wać to raczej niż tamto’,’ przekształcając materialne składniki przy wykorzystaniu sił naturalnych (w tym ludzkich mięśni) w taki sposób, by wytworzyć coś nowego
i innego (na przykład garnek na kole garncarskim). Marksowskie sformułowanie uchwytuje jednak pewną otwartość względem idei oraz przedstawień mental
nych. I dokładnie w ten sam sposób, w który system monetarny może wymknąć
się spod kontroli i generować kryzysy finansowe, nasze mentalne przedstawienia
(nasze ideologiczne fiksacje) mogą wymknąć się nam spod kontroli i doprowa dzać do kryzysów. Oto w istocie stanowisko, które zajmuje Marks w odniesieniu
144
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
do całej burżuazyjnej wizji świata, z jej fantazjami dotyczącymi Robinsona Crusoe
oraz jej uwielbieniem wyimaginowanego, zaborczego indywidualizmu oraz dosko
nale działających rynków. Tak samo jak system monetarny zmuszony jest w pew nym momencie do powrotu do normalności w stosunku do materialnego świata społecznie niezbędnego czasu pracy, tak i wciąż nam towarzyszące burżuazyjne
koncepcje świata muszą ustąpić pola odpowiedniejszym konfiguracjom men talnych przedstawień świata, jeśli mamy podjąć narastające gwałtownie proble my społeczne i środowiskowe współczesnego kapitalizmu. Zmagania o właściwe mentalne przedstawienia świata (często ujmowane jako będące „zaledwie" czę
ścią nadbudowy, chociaż zauważcie, że Marks wyszczególnił, iż to w tym obsza
rze „stajemy się świadomi" problemów i „wywalczamy je”) mają tu do odegra
nia istotną rolę. Z jakiego innego powodu Marks tak bardzo starałby się napisać Kapitał? Moment, w którym Marks rozmieszcza mentalne przedstawienia świata, świadomość, celowość i zaangażowanie, nie jest zatem w żaden sposób dziwny
w stosunku do dynamiki społecznej ewolucji i transformacji przyrody oraz natury
ludzkiej, zachodzących poprzez pracę. Wprost przeciwnie, ma fundamentalne
znaczenie. Marks mówi również, że dokańczanie projektów (w rodzaju wznoszenia do mów) wymaga ciężkiej pracy, a gdy już rozpoczniemy projekt, zbyt często dajemy
się zamknąć w jego ramach. Jeśli mamy go ukończyć, musimy ulec jego wymaga niom, poddać siebie i nasze pasje jego celowej intensywności. Za każdym razem,
gdy na przykład piszę książkę, zaczynam od znakomicie i ekscytująco brzmiącego pomysłu, ale gdy dochodzę do momentu, w którym jest ona już gotowa, czuję się,
jakbym wychodził na wolność z więzienia! W tym miejscu napotykamy jednak coś
o znacznie szerszym znaczeniu. W samym sercu Marksowskiej krytycznej wrażli wości znajduje się idea głosząca, że istoty ludzkie mogą zbyt łatwo wpaść w nie
wolę własnych wytworów i projektów, o fałszywych mentalnych przedstawieniach
świata nie wspominając. Tego rodzaju krytyczna wrażliwość może zostać z powo dzeniem zastosowana w odniesieniu do komunizmu, socjalizmu czy starożytno
ści, jak i w przypadku kapitalizmu - i to tu Marks będzie ją stosował w najbardziej przekonujący sposób.
Coś jeszcze sprawia, że te fragmenty są tak interesujące. Mam wrażenie, że Marks przydaje procesowi pracy nie tylko przymiot kreatywności, ale również i szla
chectwa. Ten argument wydaje mi się głęboko romantyczny. Marks bez wątpienia znajdował się pod wpływem wczesnodziewiętnastowiecznego romantyzmu. Jego wczesne pisma natchnięte są romantycznymi znaczeniami i uczuciami. Choć ta
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
14$
wrażliwość jest niejako stłumiona w jego dojrzałych pracach, nietrudno dostrzec jej obecność (nawet jeśli pojęcie alienacji przemieszcza się od znaczenia mocno
agonistycznego, jakie przyjmuje w Rękopisach ekonomiczno-filozoficznych z 1844 r.,
w kierunku bardziej technicznego w Kapitale). W omawianym teraz fragmencie Marks mówi wprost, że istoty ludzkie mogą przekształcać świat w sposób radykalny,
według własnej wyobraźni oraz posiadając ideę celu, będąc świadomymi tego, co robią. Robiąc to zaś, dysponują mocą przekształcania siebie samych. Musimy
zatem myśleć o naszych zamiarach, stawać się świadomymi tego, jak i kiedy inter weniujemy w świat, przekształcając samych siebie. Możemy i musimy pochwycić
tę dialektyczną możliwość w sposób twórczy. Nie ma zatem żadnego neutralnego
przekształcania uzewnętrznionej w stosunku do nas przyrody. To, co robimy „gdzieś
tam" bardzo mocno dotyczy nas „tutaj" Marks skłania do myślenia dokładnie o tym, jakie znaczenie ma dla nas ta dialektyka, jak również co oznacza ona dla przyrody, której jesteśmy przecież częścią. Stąd bierze się właśnie uniwersalistyczne podejście do rozumienia procesu pracy. Oznacza to, że ludzka natura nie jest czymś danym,
ale podlega nieustannym zmianom. Takie usytuowanie Marksa jest czymś kontrowersyjnym (podobnie jak, być może,
moje własne odczytanie tego stanowiska). Będziecie mieli wiele okazji, by je zakwe stionować. Można zająć, na przykład, stanowisko Fouriera czy niektórych wersji marksizmu autonomistycznego reprezentowanego przez, dajmy na to, Antonia
Negriego, Johna Hollowaya czy Harry’ego Cleavera, którego Polityczne czytanie Kapitału1 oferuje wnikliwy wgląd w stojące przed nami kwestie. Musicie jednak
przystać na jakieś rozumienie tego, co mówi Marks, dostrzegać, że jest to jakiś jego sposób na zdefiniowanie własnego stanowiska, jego wizja tego, na czym polega
właściwie możliwość twórczej pracy i zmieniania świata.
Jak zatem można określić proces pracy jako uniwersalny warunek możliwości ludz
kiej egzystencji? Marks wyróżnia trzy jego składniki: „celowa działalność, czyli sama praca, przedmiot pracy i środki pracy" (206). Początkowo przedmiot, na którym
wykonywana jest praca, dany jest w postaci pojęcia ziemi, czystej natury. Jednakże
Marks szybko odsuwa się od tego podziału, by odróżnić czystą przyrodę od surowców,
stanowiących elementy świata, który został już częściowo przekształcony, stworzony czy wydobyty przez ludzką pracę. Podobne rozróżnienie pojawia się w przypadku środków pracy. Te mogą być otrzymane bezpośrednio, w sposób umożliwiający 1 H. Cleaver, Polityczne czytanie Kapitału, przel. I. Czyż, Oficyna Bractwo Trojka, Poznań 2012.
14«
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
od razu ich użycie - jak na przykład kije, kamienie i tym podobne. Istnieją również
świadomie sporządzone środki pracy, w rodzaju noży czy toporów. Dlatego choć ziemia może stanowić naszą „pierwotną spiżarnię" oraz „pierwotny arsenał środ
ków pracy” (207), istoty ludzkie od dawna odnosiły sukcesy na polu przekształca
nia zarówno ziemi, jak i środków pracy zgodnie z własnym zamiarem. Człowiek, jak mówi Marks, cytując z odrobiną aprobaty Benjamina Franklina, to „zwierzę wytwarzające narzędzia" (208). „Jakkolwiek używanie i wytwarzanie środków pracy spotykamy w zarodku już u niektórych gatunków zwierząt, to jednak czynności te stanowią cechę charakterystyczną specyficznie ludzkiego procesu pracy” (208). Następnie Marks podsuwa poboczną obserwację, którą w szczegółach rozwinie
później: Epoki ekonomiczne różnią się nie tym, co się wytwarza, lecz tym, jak się wytwarza, za po
mocą jakich środków pracy się wytwarza. Środki pracy są nie tylko miernikiem rozwoju
ludzkiej siły roboczej, ale też wykładnikiem stosunków społecznych, w jakich praca się odbywa (208).
Wniosek, który z tego wypływa, mówi, że transformacja naszych środków pracy ma konsekwencje dla naszych społecznych stosunków i na odwrót; wraz ze zmianą naszych stosunków społecznych musi się zmieniać nasza technologia, a gdy ona
się zmienia, wraz z nią przemianie podlegają stosunki społeczne. Marks zakłada w tym miejscu ideę dialektyki między technologiami a stosunkami społecznymi,
która będzie miała znaczenie w dalszej części jego wywodu. Jest to, jak widzieli
śmy, jego typowa strategia - rzucić komentarz tego rodzaju jako zapowiedź czegoś,
co pojawi się później. Nie jesteśmy jednak zainteresowani wyłącznie narzędziami w typowym zna
czeniu. Warunki fizycznej infrastruktury, również stworzone na mocy ludzkiej
pracy, nie są wprost zaangażowane w bezpośredni proces pracy, są jednak nie zbędne dla jego przebiegu. „Środkami pracy tego typu, które wszakże powstały już za pośrednictwem pracy, są np. budynki robocze, kanały, drogi itp.” (209). Proces pracy zależy nie tylko od wydobycia materiałów z czystej natury, ale również od śro
dowiska zbudowanego z pól, dróg, infrastruktury miejskiej (często określanego mia
nem „drugiej natury”). Co jednak z rzeczywistym procesem pracy jako takim? W tym miejscu Marks wraca do rozważania stosunków proces-rzecz. Praca jest procesem. Jest przekształ caniem czegoś w coś innego. To przekształcenie niszczy istniejącą wartość użytkową
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
147
i tworzy inną. Co więcej, „to, co po stronie robotnika występowało w formie ruchu (...), występuje teraz po stronie produktu jako stan spoczynku (...), w formie bytu. Robot
nik prządł, a produktem jest przędza" (209). Różnica między procesem a rzeczą
nieustannie pobrzmiewa gdzieś w de. Zawsze ceniłem to w Marksowskim ujęciu. Jako wykładowca nieustannie muszę
konfrontować się ze stosunkiem proces-rzecz. Proces uczenia się przez studenta zostaje na koniec oceniony na podstawie wykonanych rzeczy w rodzaju prac pisem
nych. Czasem jednak trudno, jeśli jest to w ogóle możliwe, oceniać proces w opar
ciu o wytworzone rzeczy. Studenci mogą uważać sam proces za zdumiewająco kształcący i wiele się nauczyć, jednak jeśli napiszą kiepski esej, otrzymują ocenę niedostateczną. Wówczas mówią mi: „Ale przecież tyle się nauczyłem w trakcie
tego kursu!”. Ja zaś odpowiadam: „Jak możesz napisać taki esej i wciąż twierdzić,
że czegokolwiek się nauczyłeś?”. Jest to jednak problem, z którym wszyscy często
się mierzymy. Możemy całkowicie spartolić wytwarzanie rzeczy, ale nauczyć się
czegoś fantastycznego w procesie ich tworzenia. Dla Marksa istotą pracowania jest proces. Dokładnie w ten sam sposób, w jaki
kapitał rozumiany jest jako proces cyrkulacji, praca rozumiana jest jako proces tworzenia. Jest to jednak proces tworzenia wartości użytkowych, a w kapitalizmie oznacza to wytwarzanie ich dla kogoś innego w formie towaru. Czy ta wartość użyt
kowa musi mieć dla nas bezpośrednie zastosowanie? Niekoniecznie, ponieważ
praca może być przechowywana w celu wykorzystania jej w przyszłości (nawet społeczeństwa pierwotne najczęściej zachowują produkt dodatkowy, by wykorzy
stać go w przyszłości). W naszym świecie olbrzymie ilości przeszłej pracy przecho wywane są na naszych polach, w miastach czy w fizycznej infrastrukturze, a część
z tego pochodzi z dalekiej przeszłości. Codzienna aktywność związana z pracowa
niem to jedno, ale sposób, w jaki owo pracowanie zostaje zmagazynowane w pro duktach i rzeczach, również odgrywa istotną rolę. Co więcej, proces pracy często
wytwarza różne rzeczy naraz. Często mówi się o tym jako o problemie „wspólnych
produktów" (Joint productś). Hodowla bydła stwarza mleko, mięso i skóry, podczas gdy owca hodowana na mięso wytwarza wełnę czy tego chcemy, czy nie. W ramach
kapitalizmu prowadzi to do powstania problemu: w jaki sposób, dajmy na to, te róż norodne produkty łączne mają zostać rozłącznie wycenione? Mamy tu problem sprowadzający się do tego, w jaki sposób produkty przeszłej pracy odnoszą się
do teraźniejszych aktywności pracowania. Staje się to szczególnie istotne w przy
padku wartości maszyn: „maszyna nieczynna w procesie pracy jest bezużyteczna” (212). Wniosek z tego taki, że
148
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Żywa praca musi ogarnąć te rzeczy, musi wskrzesić je z martwych, przekształcić je z war
tości użytkowych jedynie potencjalnych w wartości użytkowe rzeczywiste i czynne. Objęte ogniem pracy (przez to Marks znowu powraca do kluczowości pracy jako procesu - DH), przyswojone przez nią jako jej powłoki cielesne, powołane jej tchnieniem do pełnienia
w tym procesie funkcji zgodnych z ich przeznaczeniem i powołaniem, zostają one wpraw dzie również spożyte, lecz spożyte celowo, jako elementy tworzenia nowych wartości
użytkowych, nowych produktów, które jako środki utrzymania mogą wejść do konsump cji indywidualnej lub jako środki produkcji - do nowego procesu pracy (212).
Zatem to kontakt z żywą pracą wskrzesza wartość pracy martwej zakrzepłej w prze szłych wytworach. Wskazuje to na istotne rozróżnienie między produkcyjną a indy
widualną konsumpcją. Konsumpcja produkcyjna jest przeszłą pracą, która zostaje
skonsumowana w obecnym procesie pracy, by stworzyć całkowicie nową wartość użytkową; konsumpcja indywidualna to to, co zostaje skonsumowane przez ludzi w trakcie ich procesów reprodukcyjnych.
„Proces pracy’,’ twierdzi Marks w podsumowującym fragmencie, „jest celową
czynnością mającą wytworzyć wartości użytkowe, przystosować to, co dostarcza
przyroda, do potrzeb człowieka, jest ogólnym warunkiem wymiany materii mię dzy człowiekiem a przyrodą" (213) (zauważcie raz jeszcze, jak ważna w Marksowskiej analizie jest ta idea metabolicznej interakcji); jest on „wiecznym naturalnym warunkiem życia ludzkiego" (213) (o czym wspominał już na stronach 48-49), jest przeto procesem niezależnym od jakiejkolwiek formy tego życia, procesem raczej
wspólnym wszystkim jego formom społecznym. Nie mieliśmy wobec tego potrzeby przedstawiać robotnika w stosunku do innych robotników. Wystarczał nam stan rzeczy,
w którym z jednej strony był człowiek i jego praca, z drugiej - przyroda i jej materiały. Podobnie jak po smaku pszenicy nie można poznać, kto ją uprawiał, tak też nie można po tym procesie poznać, w jakich warunkach się odbywa (213).
Na tych kilku stronach Marks zaoferował uniwersalną, fizykalną, drobiazgową
analizę i opis procesu pracy niezależnego od jakiejkolwiek formacji społecznej, ogołoconego z jakiegokolwiek szczególnego społecznego znaczenia. Mogę opisać
kogoś kopiącego rów, ze wszystkimi cielesnymi szczegółami, w tym jego stosunek do przeszłej pracy ucieleśnionej w łopacie, jednak nie jestem w stanie na podsta
wie tego opisu ustalić, czy jest to stuknięty arystokrata, który robi to dla sportu,
czy chłop, czy niewolnik, pracownik najemny, czy też skazaniec. Istnieje zatem spo
Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej
149
sób spoglądania na proces pracy jako coś czysto fizykalnego, niepozwalający na po
znanie czegokolwiek dotyczącego stosunków społecznych, w których jest zanurzony
i uniemożliwiający jakiekolwiek odniesienia do ideologicznych i mentalnych przed
stawień świata, powstających w ramach, powiedzmy, kapitalistycznego sposobu produkcji. Pozostaje zatem rozważenie tego, w jaki sposób kapitalizm czyni specy
ficzny użytek z tych uniwersalnych zdolności i sił.
Kapitalistyczna forma procesu pracy
„Wróćmy do naszego kapitalisty in spe. Porzuciliśmy go, gdy nabył na rynku towaro wym wszystkie czynniki potrzebne w procesie pracy - czynniki przedmiotowe, czyli środki produkcji, oraz czynnik osobowy, czyli siłę roboczą” (213). Dwa warunki jed
nakże związane są z umową zawiązywaną pomiędzy kapitałem i pracą w związku
z kupnem i sprzedażą siły roboczej jako towaru. Pierwszy dotyczy tego, że „robot nik pracuje pod kontrolą kapitalisty, do którego należy jego praca” (214). Oznacza
to, że gdy zawiązuję umowę z kapitalistą, posiada on prawo kierowania moją pracą oraz delegowania mi zadań. Sprzeciw względem takiej sytuacji pojawi się zapewne,
gdy praca jest niebezpieczna dla życia i kończyn, niemniej jednak ogólna zasada mówi, że robotnik otrzyma pieniądze na przeżycie, w zamian zaś kapitalista może
rozporządzać robotnikiem wedle swego uznania. Siła robocza jest towarem przyna
leżnym kapitaliście na okres umowy. Drugim warunkiem jest to, że niezależnie co
robotnik stworzy w trakcie trwania umowy, należy to do kapitalisty, a nie robotnika. Nawet jeśli to ja tworzę towar i wcielam w niego pracę konkretną i wartość, nie będzie on należał do mnie. Jest to ciekawe pogwałcenie uwagi Locke’a, że ci, którzy tworzą
wartość poprzez łączenie swojej pracy z ziemią, upoważnieni są do prywatnej własno ści tejże wartości. Ogólnie rzecz biorąc, myślę, że spełnienie tych dwóch warunków
oznacza całkowitą alienację (chociaż Marks nie korzysta tu z tego słowa) pracownika od jego twórczego potencjału związanego z pracowaniem oraz z produktem pracy.
„Od tej chwili, gdy wszedł on do warsztatu kapitalisty, wartość użytkowa jego siły robo
czej, a więc jej użytkowanie, praca, należy już do kapitalisty. Nabywając siłę roboczą, kapitalista zaszczepił samą pracę jako żywy czynnik fermentu” - raz jeszcze napoty
kamy tu znane z Zarysu krytyki ekonomii politycznej ujęcie pracy jako „kształtującego
ognia” - „martwym, również do niego należącym, elementom tworzenia produktu" (214). Jednakże te dwa warunki pozwalają kapitaliście tak zorganizować produkcję, aby móc
ISO
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
wytworzyć towar, którego wartość jest większa niż suma wartości towarów potrzebnych do wytworzenia go, mianowicie środków produkcji i siły roboczej, na które wyłożył
na rynku towarowym swoje kochane pieniądze. Chce wytworzyć nie tylko wartość użyt kową, lecz towar, nie tylko wartość użytkową, lecz wartość, i nie tylko wartość, lecz także
wartość dodatkową (215-216).
W ten sposób kapitalista wiąże „proces pracy i proces tworzenia wartości” (216),
tworząc nowego rodzaju jedność. Tym właśnie ma się zajmować kapitalista, jest to jego świadomy cel, ponieważ pochodzenie zysku leży w wartości dodatkowej, a rolą kapitalisty jest poszukiwanie zysku. Jak pisze Marks: Wszystkim warunkom zagadnienia stało się zadość, a prawa wymiany towarowej nie
zostały w żadnej mierze naruszone. Ekwiwalent wymieniono na ekwiwalent. Kapita lista jako nabywca opłaci! każdy towar według jego wartości, bawełnę, wrzeciona, silę roboczą. Następnie uczynił to, co czyni każdy nabywca towarów: spożył ich wartość
użytkową (225).
Czyniąc to, ma możliwość wytwarzać towary posiadające więcej wartości niż ten,
który nabył na początku. Stąd bierze się produkcja wartości dodatkowej. „Cały ten proces, przemiana jego pieniędzy w kapitał, odbywa się w sferze cyrkulacji
i zarazem odbywa się nie w tej sferze" (225). Materiały i siła robocza kupowane
są na rynku za ich wartość, jednak zaprzęgane są do pracy, by zaskrzepić wię cej wartości w wytworzonych towarach w procesie produkcji, poza zasięgiem rynku. Warunki, które zostają tu „spełnione” zostały przedstawione w rozdziale czwartym (pod koniec jego części drugiej poświęconej sprzeczności ogólnego
wzoru): właściciel pieniędzy „musi nabywać towary według ich wartości, musi
je sprzedawać według ich wartości, a mimo to musi w wyniku procesu wydoby wać z cyrkulacji więcej wartości, niż do niej wrzucił” (192). Wynik jawi się jako coś
magicznego, ponieważ nie tylko kapitał wydaje się zdolny do znoszenia złotych jaj, ale również: wcielając w ich martwą przedmiotowość żywą silę roboczą, kapitalista przekształca war tość, czyli pracę minioną, uprzedmiotowioną, martwą, w kapitał, w samopomnażającą
się wartość, w żywego potwora, który zaczyna „pracować” jak gdyby ogarnięty szałem
miłosnym (w tym miejscu Marks cytuje Fausta - DH) (226).
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
151
Ta forma cyrkulacji wygląda następująco:
SR
...Pr ...T-P + AP
P-T
ŚP
Przyjrzyjmy się bliżej różnym krokom w ramach tego procesu. Kapitalista musi zakupić środki produkcji (ŚP): surowce, maszyny, półfabrykaty, wszystkie wytwory przeszłej pracy (zakrzepłe wartości). Musi również nabyć je zgodnie z ich warto
ścią według zasad wymiany. Jeśli potrzebne jest wrzeciono, wówczas społecznie niezbędny czas pracy wcielony we wrzeciono ustala wartość. Wykorzystywanie przez kogoś złotego wrzeciona nie ma nic wspólnego ze społeczną niezbędnością.
By proces pracy mógł zachodzić poprawnie, kapitalista potrzebuje odpowiedniego
dostępu do środków produkcji na rynku. Zakup siły roboczej (SR) umożliwia oży wienie tych „martwych" środków produkcji poprzez proces pracowania (Pr). W przebiegu procesu praca przechodzi wciąż z formy działania w formę bytu, z formy ruchu w formę przedmiotu. Po upływie godziny ruch przędzenia przy
biera postać pewnej ilości przędzy, a więc określona ilość pracy, jedna godzina pracy,
uprzedmiotowiona jest w bawełnie. Mówimy godzina pracy, tzn. wydatkowanie siły życiowej przędzarza w ciągu godziny, gdyż praca przędzenia rozpatrywana tu jest tylko
jako wydatkowanie siły roboczej, a nie jako szczególna praca przędzenia (219).
Innymi słowy, to praca abstrakcyjna zostaje wcielona w ten akt przędzenia, jej war
tość zostaje dodana w postaci społecznie niezbędnego czasu pracy zakrzepłego w przędzy. Wynik jest taki, że Określone i ustalone w drodze doświadczenia ilości produktu nie wyobrażają teraz nic
innego jak tylko określone ilości pracy, określoną ilość zakrzepłego czasu pracy. Są one już tylko materializacją jednej godziny, dwóch godzin, jednego dnia pracy społecznej (220).
Co więcej, „rozstrzygające znaczenie ma to, żeby w czasie trwania procesu, tzn. w cza
sie przekształcania bawełny w przędzę, wydatkowano tylko czas pracy społecznie
niezbędny” (219).
152
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Na koniec dnia roboczego jednak, jeśli wszystko poszło dobrze, kapitalista
w magiczny sposób znajduje się w posiadaniu wartości dodatkowej. Marks ironi zuje: „Nasz kapitalista jest zdumiony" Czy wartość produktu nie powinna równać
się „wartości wyłożonego kapitału" (221), będąc prostym zsumowaniem wartości wszystkich nakładów? Jeśli weźmiemy pod uwagę prawa ekwiwalencji wymiany,
wówczas trudno ustalić, skąd wzięła się wartość dodatkowa. Z równą ironią Marks dodaje, że „dobrymi chęciami piekło jest brukowane" (221).
W związku z tym kapitaliści poszukują moralnych uzasadnień i wyjaśnień tego, jak powstaje wartość dodatkowa. Początkowo rozważają wstrzemięźliwość. Kapi taliści powstrzymują się od bieżącej konsumpcji i inwestują zaoszczędzone pie niądze. Czyż zatem nie zasługują na nagrodę za swoją wstrzemięźliwość? Jest to
motyw głośno wybrzmiewający w długich dyskusjach o roli etyki protestanckiej w powstaniu kapitalizmu. Po drugie, kapitaliści zapewniają ludziom zatrudnie
nie. Jeśli kapitaliści nie inwestowaliby swoich pieniędzy, nie byłoby zatrudnie nia. Biedni robotnicy! Inwestując swoje pieniądze, kapitaliści wyświadczają im
nie lada przysługę. Czy za tę dobroczynność nie należy im się jakaś stopa zwrotu? Jest to całkiem ogólny i z pozoru raczej przekonujący argument - czyż inwestycje
nie tworzą miejsc pracy? Nieustannie sprzeczałem się o to z moją mamą. Mówi ła mi: „Przecież to oczywiste, że potrzebujemy kapitalistów!" Odpowiadałem:
„Ale dlaczego?" Ona na to: „Kto by zatrudnił robotników, gdybyśmy nie mieli kapi
talistów?" Nie potrafiła wyobrazić sobie, że mogą istnieć inne sposoby, w oparciu o które można zatrudniać ludzi. „Kapitaliści są niezbędni" twierdziła, „należy ich
zachować i dobrze traktować, ponieważ gdyby nie zatrudniali robotników, świat stałby się okropnym miejscem - zobacz, co stało się w latach trzydziestych!” Trzeci argument stosowany przez kapitalistów dotyczy tego, że ciężko pracują. Organizują
proces produkcji, zarządzają rzeczami, wkładają w to swój czas pracy oraz ponoszą
całe ryzyko. Prawda, w istocie wielu kapitalistów pracuje, a niektórzy z nich nawet ciężko pracują, jednak kiedy to robią, zazwyczaj płacą sobie podwójnie: z jednej strony wypłacają sobie stopę zwrotu z zainwestowanego kapitału, z drugiej zaś
płacą sobie jako menedżerowie. Przyznają sobie dyrektorskie pensje, a następnie
pobierają opcje na akcje.
Marks uznaje wszystkie te wyjaśnienia za podstępne, kuglarskie sztuczki: Cała ta litania to były z jego (kapitalisty] strony kpiny. Nie przywiązuje do tego wszyst
kiego żadnego znaczenia. Te i podobne nędzne wykręty i jałowe kruczki pozostawia
profesorom ekonomii politycznej, właśnie za to opłacanym. On sam jest człowiekiem
Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej
153
praktycznym, który wprawdzie nie zawsze zastanawia się nad tym, co mówi na tematy
niedotyczące jego interesów, lecz zawsze wie, co robić, gdy idzie o interes (223). >
Kapitaliści mogą rzeczywiście być oszczędni i wstrzemięźliwi, a niekiedy mogą
również eksponować dobrotiiwe podejście do swoich robotników (na przykład rozpaczliwie utrzymując ich w stanie zatrudnienia, gdy przychodzą ciężkie czasy).
Marksowski argument tyczy się raczej tego, że kapitaliści prawdopodobnie nie mogą
podtrzymać całego systemu przez odwoływanie się do cnoty, moralności oraz dobro
czynności. Poszczególne zachowania kapitalistów, przechodzące od dobroczynno ści do występnej chciwości, są bez znaczenia dla tego, co muszą oni robić, by być kapitalistami - to jest, po prostu, dla zdobywania wartości dodatkowej. Co wię
cej, ich rola określana jest przez to, na co w dalszej części wywodu wskaże Marks, czyli „przymusowe prawa konkurencji" (372), które pchają wszystkich kapitalistów do zachowywania się w podobny sposób, niezależnie od tego, czy są dobrymi ludźmi,
czy przysłowiowymi kapitalistycznymi świniami. Pełna odpowiedź na problem wyjaśniania wartości dodatkowej jest następują
ca. Opłacasz wartość siły roboczej, która jest, przypomnijmy, ustalona przez wartość
wszystkich towarów niezbędnych do zreprodukowania robotnika w danym standardzie
warunków życia. Robotnik sprzedaje towar siły roboczej, otrzymuje pieniądze, a następ nie nabywa zestaw towarów, których potrzebuje do przeżycia. Jednak by odtworzyć
ekwiwalent wartości własnej siły roboczej, robotnik potrzebuje jedynie określonej liczby
godzin każdego dnia. W związku z tym „dzienne koszty utrzymania" (224) siły roboczej oraz codzienne tworzenie wartości to dwie zupełnie różne rzeczy: „Pierwsza określa
jej wartość wymienną, druga stanowi jej wartość użytkową” (224). Przypomnijcie
sobie, że praca funkcjonuje w obiegu T-P-T, podczas gdy kapitał w obiegu P-T-P + AP. To, że trzeba połowy dnia roboczego, żeby utrzymać robotnika przy życiu w ciągu 24
godzin, bynajmniej nie przeszkadza mu pracować przez cały dzień. A zatem wartość siły roboczej i wartość stwarzana przez użytkowanie siły roboczej w procesie pracy - to
dwie różne wielkości. Tę różnicę wartości miał na względzie kapitalista, nabywając siłę
roboczą. (...) Jednakże czynnikiem decydującym była swoista wartość użytkowa tego towaru, polegająca na tym, że jest on źródłem wartości, i to wartości większej niż jego
własna. To jest ta szczególna usługa, jakiej kapitalista oczekuje od siły roboczej. A przy tym postępuje on zgodnie z wiecznymi prawami wymiany towarowej. W istocie bowiem
sprzedawca siły roboczej, podobnie jak sprzedawca każdego innego towaru, realizuje
jej wartość wymienną, a zbywa jej wartość użytkową (224).
154
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Rozróżnienie na to, co praca tworzy, i to, co praca otrzymuje, jest tutaj kluczo we. Wartość dodatkowa bierze się z różnicy między wartością pracy zakrzepłej w towarach w trakcie dnia roboczego a wartością, którą otrzymuje robotnik pod
dający swoją siłę roboczą jako towar kapitaliście. Mówiąc w skrócie, robotnicy otrzymują wartość swojej siły roboczej i tyle. Kapitaliści następnie zatrudniają ich
do pracy tak, że nie tylko odtwarzają oni wartość swojej siły roboczej, ale również
wytwarzają wartość dodatkową. Wartość użytkowa siły roboczej dla kapitalisty sprowadza się do tego, że jest ona jedynym towarem, który może wytwarzać war
tość, a zatem wartość dodatkową. Należy oczywiście rozważyć w tym kontekście wiele różnych niuansów. Wiemy
z poprzedniego rozdziału, na przykład, że wartość siły roboczej nie jest ustaloną wielkością, ale waha się w zależności od fizycznych potrzeb, stopnia rozwoju kul tury danego kraju, poziomu walki klasowej oraz wszystkich pozostałych czynni
ków. W związku z tym wartość siły roboczej w Szwecji jest radykalnie odmienna od jej wartości w Tajlandii czy w Chinach. Jednakże Marks w celu uproszczenia
analizy przyjmuje w tym miejscu, że wartość siły roboczej jest ustalonym faktem.
A w danym społeczeństwie, w danym momencie, możemy z grubsza określić, ile ona wynosi. Pozwala to Marksowi na założenie, że kapitaliści będą płacić pełną wartość siły roboczej (chociaż w praktyce mogą silnie zabiegać o to, by płacić swoim
robotnikom mniej) i wciąż wykorzystywać ją do tworzenia wartości dodatkowej przez wykorzystywanie różnicy między tym, co praca otrzymuje, a wartością, którą
tworzy. Różnica ta może zostać uzyskana, ponieważ kapitalista kontroluje (a) to,
co robotnik robi w fabryce oraz (b) produkt. Jednakże w tym założeniu kryje się kolejna zmienna, którą Marks ma dopiero poddać analizie: jak długo robotnik ma
pracować w trakcie dnia roboczego? Jeśli robotnicy wytwarzają ekwiwalent wartości
własnej siły roboczej w ciągu sześciu godzin, wówczas w jasny sposób kapitalista może zdobyć wartość dodatkową jedynie przez zatrudnianie ich na czas dłuższy
niż te sześć godzin. Jeśli dzień roboczy wynosi dziesięć godzin, wtedy kapitaliści otrzymają wartość dodatkową równą czterem godzinom. Pozwala to na wydobycie
wartości dodatkowej w sposób w żadnym wypadku nienaruszający zasad wymiany. W tym miejscu właśnie musimy przypomnieć sobie o dwoistości Marksowskiego projektu. Pragnął on pokazać, że nawet w spełnionym liberalnym społe czeństwie, gdzie wszystkie zasady wymiany są w pełni przestrzegane, kapitaliści dysponują środkami do wydobywania wartości dodatkowej z robotników. Libe
ralna utopia okazuje się nie być żadną utopią, ale potencjalną dystopią dla robotni ków. Marks nie mówi, że określanie płac działa rzeczywiście w ten sposób, ale że tezy
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
155
klasycznej liberalnej ekonomii politycznej (a rozciąga się to i na nasze neoliberalne czasy) są poważnie wypaczone na korzyść kapitału. Świat wolności, równości, wła sności i Benthama jest maską, fortelem pozwalającym na wydobywanie wartości
dodatkowej z robotników bez pogwałcenia praw wymiany. Wyłożywszy to podstawowe twierdzenie - że wartość dodatkowa pochodzi z różnicy między tym, co otrzymuje praca za swoją siłę roboczą jako towar, a tym,
co wytwarza robotnik w trakcie procesu pracy pod dowództwem kapitału - Marks natychmiast zgłasza mnóstwo zastrzeżeń. Zauważa na przykład, że czas przezna
czony na produkcję ma znaczenie wyłącznie wtedy, gdy „czas zużyty na wytwo
rzenie wartości użytkowej jest społecznie niezbędny" (226), a to zależy od tego, czy siła robocza funkcjonuje w „w warunkach normalnych” (227). Stawia to przed nami pytanie: co to znaczy normalność? Co więcej, siła robocza powinna posiadać
„normalny charakter" (227). Marks raz jeszcze pozostawia otwartą kwestię tego, co oznacza normalność, poza stwierdzeniem, że będzie się to różnić w różnych
zawodach, co oznacza posiadanie „panującej przeciętnej miary wprawy, wyszko lenia i szybkości" (227). Pracę należy również wydatkować z zachowaniem zwykłej przeciętnej miary natężenia, społecznie przecięt nego stopnia intensywności. Kapitalista czuwa nad tym z taką samą troskliwością jak
nad tym, żeby ani jedna chwila nie została zmarnowana bez pracy (227).
Wprowadzenie mimochodem kwestii „przeciętnego natężenia” jest tutaj zna
czące, ponieważ rozwija się ono później jako kluczowy aspekt kontroli pracy, jako że „atomy czasu są pierwiastkami zysku” (282). W tym wszystkim kapitalista „dba
o to, żeby wyjść na swoje" (227) w ramach praw rządzących wymianami, by w pełni
wykorzystać zakupiony przez siebie towar oraz prawo do karania tych, którzy nie godzą się współpracować zgodnie z jego życzeniami. Prawa te obejmują zasadę,
że praca nie może być marnowana, jak również to, że nie może dojść do sprzecznego z celem spożycia materiału i środków pracy, gdyż zmar
nowane materiały czy środki pracy oznaczają zbytecznie wydatkowane ilości uprzed
miotowionej pracy, nie wchodzą więc w rachubę i nie uczestniczą w tworzeniu wartości produktu (227).
Zarysowany został przed nami akt założycielski kapitalistycznej kontroli nad pro cesem pracy i to właśnie przez wdrożenie tego rodzaju kontroli kwestia tego, co
156
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
oznacza społeczna niezbędność w procesie pracy, staje się jaśniej określona. Niespo dzianka - rezultatem jest ponownie dwoistość! Jako jedność procesu pracy i procesu tworzenia wartości proces produkcji jest procesem
wytwarzania towarów; jako jedność procesu pracy i procesu pomnażania wartości jest on kapitalistycznym procesem produkcji, kapitalistyczną formą produkcji towarowej (228).
Raz jeszcze Marks rozróżnia produkcję towarów w ogóle i specyficznie kapitali
styczną formę wykorzystującą produkcję w celu osiągnięcia wartości dodatkowej
i ustanowienia w ten sposób odmiennego typu jedności. Wreszcie Marks powraca do pełnego napięć pytania o to, w jaki sposób wyja
śniać wpływ zróżnicowania umiejętności w obrębie procesu pracy. Praca wykwali fikowana uznawana jest za pracę prostą „o większym ciężarze gatunkowym” (228).
Ta praca, „której powstanie wymaga większych kosztów, której wytworzenie kosz tuje dłuższego czasu pracy, (...) ma wobec tego większą wartość niż prosta siła robo
cza" (229). Jednakże w przypisie na tej i kolejnej stronie Marks wskazuje, że wiele spośród tych różnic w umiejętnościach jest iluzorycznych czy arbitralnych i jako
takie są określone społecznie i historycznie. Mamy długą historię tego zjawiska,
do której Marks się zwięźle odwołuje, a którą można by nieco w tym miejscu roz
winąć. W mojej pracy dotyczącej Paryża Drugiego Cesarstwa odkryłem na przykład, że definicja „umiejętności" miała charakter ściśle związany z płcią. Jakakolwiek
praca, którą mogły wykonywać kobiety, uznawana była za niewykwalifikowaną, w związku z czym gdy kobiety zaczęły wkraczać do danego zawodu, praca w jego ramach zaczynała być uznawana za niewymagającą kwalifikacji. Częściowo odpo
wiadało to za wrogość niektórych grup rzemieślniczych wobec zatrudniania kobiet oraz za obstawanie Proudhona przy tym, że kobiety nie pasują do warsztatu i powin
ny pozostać w domu. Sam problem kobiecego zatrudnienia stał się źródłem poważ nego napięcia wewnątrz Pierwszej Międzynarodówki w latach sześćdziesiątych
XIX wieku. Opór przeciwko zatrudnieniu kobiet nie pomógł jednak w rozwiąza
niu problemu z wyjaśnieniem zjawiska pracy wymagającej dobrego wyszkolenia, a zatem drogiej w wytworzeniu i utrzymaniu. Marks raz jeszcze ominął tę drażliwą
kwestię, zakładając, że „w każdym procesie tworzenia wartości” „praca o wyższym
ciężarze gatunkowym” może zostać zredukowana do „przeciętnej pracy prostej” a w związku z tym możemy założyć, że „w każdym procesie tworzenia wartości
pracę wyższą należy zawsze sprowadzać do pracy społecznie przeciętnej" (230). W istocie z tym argumentem można mieć poważne trudności. Problem ten znany
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowe)
157
jest pod nazwą „problemu redukcji pracy złożonej do pracy prostej" Jednakże ja
również ominę go w tym miejscu, pozostawiając was z pytaniem do późniejszego
rozważenia. Obszerny przypis dotyczący relacji między niewolnictwem a pracą najemną (227-
-228) zasługuje również na jakiś komentarz. Kiedy dwa systemy pracy wchodzą ze sobą w kolizję i stają się względem siebie konkurencyjne, przynosi to zgubne
efekty. Niewolnictwo staje się bardziej brutalne pod batem konkurencyjności rynku przystosowującego się do reguł kapitalizmu, jednocześnie zaś niewolnictwo wywiera
silną negatywną presję zarówno na płace, jak i na warunki pracy. Jakikolwiek rodzaj ludzkiego stosunku, który mógł uprzednio istnieć między panem a niewolnikiem, zostanie prawdopodobnie zniszczony. Oczywiście poszczególne warianty niewol
nictwa różnią się znacząco od siebie, jednak z pewnością w żadnym nie polega ono na wytwarzaniu wartości w sensie, o który chodzi Marksowi. Zakłada odmienny
rodzaj procesu pracy. W czystym systemie niewolniczym nie istnieje praca abstrak cyjna. Dlatego właśnie Arystoteles nie mógł sformułować teorii wartości opartej na pracy - ponieważ teoria ta działa wyłącznie w przypadku wolnej pracy. Pamię
tajmy, że wartość dla Marksa nie jest czymś uniwersalnym, ale specyficznym dla pracy
najemnej w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji.
Rozdział 6. i 7. Kapitał stały i zmienny oraz stopa wartości dodatkowej
W kolejnych dwóch rozdziałach Marks poszukuje sposobu na rozjaśnienie i wzmoc nienie swojej teorii wartości dodatkowej, teorii, która, jak zauważył Engels w swoim wprowadzeniu do tomu II Kapitału, „uderzyła jak grom z jasnego nieba”2. Nie są
to zbyt skomplikowane rozdziały, dlatego podejdę do nich dość niezobowiązująco.
Marks wpierw ustanawia rozróżnienie między tym, co określa mianem kapi
tału stałego oraz kapitału zmiennego. Kapitał stały to przeszła praca zakrzepła w towarach, która wykorzystywana jest jako środki produkcji w obecnym procesie
pracy. Wartość środków produkcji jest już dana, stąd pytanie o to, co dzieje się z tą wartością, gdy zostaje wcielona do nowego procesu pracy. Marks twierdzi, że war tość po prostu zostaje przeniesiona na nowy towar. Wartość ta różni się w zależ
ności od wydajności gałęzi przemysłu wytwarzających surowce oraz maszyny itd. w związku z czym nazywanie tego kapitału „stałym" nie oznacza traktowania go jako czegoś trwałego. Marks chce tu zasygnalizować, że wartość środków produkcji
przepływa przez proces pracy, by zakrzepnąć w nowym towarze. Wartość pozostaje stała w trakcie tego przepływu.
Rzeczywisty proces przenoszenia wartości jest skomplikowany wskutek różno rodnych specjalnych okoliczności. Bawełna wchodzi w skład koszuli i w tym przy
padku fizycznie staje się substancją koszuli, w związku z czym zrozumiałe jest stwier dzenie, że jej wartość zostaje wcielona w koszulę. Jednakże energia wykorzystana
w ramach wytwarzania koszuli ostatecznie się w niej nie znajduje. Z pewnością też
nie podobałoby wam się, gdyby w koszuli osadzały się fragmenty maszyny. Roz różnienie między fizycznym przenoszeniem a cyrkulacją wartości jednak istnieje.
2 F. Engels, Wstęp do tomu II Kapitału, przel. J. Maliniak, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 24, Książka i Wiedza, Warszawa 1977, s. 25.
Rozdział IV Proces pracy I wytwarzanie wartości dodatkowej
159
Te dwa procesy cyrkulacji różnią się od siebie, ponieważ bawełna jest fizyczną, materialną wartością użytkową, natomiast wartość jest niematerialna i społeczna
(niemniej jednak, jak wywodziliśmy wcześniej, obiektywna). Surowce również
zawierają określoną ilość przeszłej wartości, podobnie jak maszyny oraz inne środki
pracy. Wszystkie te zakumulowane przeszłe wartości wprowadzane są do nowego procesu produkcji pod postacią pracy martwej, którą ożywia praca żywa. W związku
z tym robotnik w efekcie zachowuje wartości już zakrzepłe w surowcach, częściowo obrobionych produktach, maszynach i temu podobnych, i robi to, wykorzystując
je (w produkcyjnej konsumpcji). Marks czyni znaczny użytek z faktu, że robotnik wyświadcza tę przysługę kapitaliście gratis. Te przeszłe wartości użytkowe oraz ich zakrzepłe wartości nie tworzą ani
nie mogą tworzyć niczego nowego. Po prostu zostają wykorzystane i zachowane. Maszyny, dajmy na to, nie mogą tworzyć wartości. To bardzo ważna kwestia, ponieważ
często utrzymuje się - fetyszystycznie - że maszyny są źródłem wartości. W ramach Marksowskiego schematu wyliczeń nie są nim jednak w żadnym wypadku. Jedyne
co zachodzi to przenoszenie wartości maszyn na towar w trakcie procesu pracy. Z maszynami jest natomiast pewien problem, ponieważ maszyna może funkcjonować przez dwadzieścia lata, a wy możecie za jej pomocą wytworzyć całe mnóstwo koszul.
Stąd pytanie o to, ile z wartości maszyny przenoszone jest na pojedynczą koszulę.
Najprostszy sposób na wyjaśnienie przepływu wartości z maszyny na koszulę to stwierdzenie, że na przykład jedna dwudziesta wartości maszyny, która może dzia
łać przez dwadzieścia lat, będzie przepływać co roku na koszule wyprodukowane
w tymże roku. Proces pracy zachowuje wszystkie te wartości przez przenoszenie ich
na towar, który ma zostać sprzedany na rynku. Zauważcie, że dzieje się tak jedynie ponieważ wartość jest niematerialna, choć obiektywna, w związku z czym można ją wyjaśniać w ten właśnie sposób.
Następnie mamy kapitał zmienny, wartość przeznaczoną na zatrudnianie robot ników. W jaki sposób ona cyrkuluje i jakie niesie to ze sobą konsekwencje? Praca martwa zostaje wskrzeszona i przeniesiona na wartość nowych towarów przez żywą pracę. Jest to idea o ogromnym znaczeniu dla Marksa i możecie dostrzec od razu
jej polityczne znaczenie. Robotnicy dysponują mocą niszczenia kapitału stałego (na przykład maszyn), po prostu odmawiając pracy przy ich użyciu. Jeśli robotnicy
odstąpią od maszyn (a „produkcyjna konsumpcja” zostanie przerwana), wówczas transfer kapitału z maszyny na produkt finalny również się zatrzyma, a wartość
kapitału stałego zmniejszy się lub zostanie całkowicie wygubiona. W oczywisty sposób przez sam ten fakt robotnicy są potencjalnie upodmiotowieni, a w stopniu,
160
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
w którym sprawują oni tę funkcję, powinni z pewnością domagać się jakiejś formy
wynagrodzenia za jej realizowanie. Skoro kapitaliści mogą rościć sobie pretensje do wartości dodatkowej na podstawie ofiarowywania robotnikom zatrudnienia, dla
czego robotnicy nie mieliby zasługiwać na wartość dodatkową ze względu na to, że bez ich starań cały kapitał stały posiadany przez kapitalistów stałby się bezwartościowy?
Robotnicy również dodają wartość przez zaskrzepianie społecznie niezbęd nego czasu pracy w produktach. Jednakże wartość, którą tworzą, ma dwa składniki.
Po pierwsze, robotnicy muszą wytwarzać wystarczająco dużo wartości, by pokryć koszty swojego zatrudnienia. To zaś, w przełożeniu na formę pieniężną, pozwala
na reprodukcję siły roboczej w danym standardzie warunków życia, w danym miej
scu i czasie. Robotnicy przeznaczają swoje pieniądze na zakup towarów, których chcą, potrzebują czy pragną, by żyć. W ten sposób kapitał zmienny dosłownie cyrkuluje w ciałach robotników w ramach procesu cyrkulacji o schemacie T-P-T, który
reprodukuje żywego robotnika przez indywidualną konsumpcję i społeczną repro dukcję. Drugi aspekt kapitału zmiennego dotyczy wytwarzania wartości dodatkowej, produkowania wartości powyżej i ponad tę, która byłaby wymagana do zreprodu-
kowania robotników w danym standardzie życia. Wartość dodatkowa wytwarza i reprodukuje kapitalistę. Marks w rezultacie proponuje teorię nowo wytworzonej wartości jako produkcji wartości dodatkowej.
Całkowita wartość towaru złożona jest z wartości kapitału stałego i kapitału
zmiennego powiększonej o wartość dodatkową (c + v + s). Jeśli kapitalista ma osiągnąć wartość dodatkową, wówczas należy kontrolować część zmienną. Mimo wszystko maszyny zwykle nie strajkują ani nie zachowują się w kłótliwy sposób
(choć czasem okazują swój temperament). Aktywnym elementem procesu pracy jest
kapitał zmienny. Jest to „kształtujący ogień" żywej pracy zastosowany w produkcji. Wywód ten ponownie zawiera komponent polityczny. Marks mówi: „Zobaczcie, dro
dzy robotnicy. To wy tutaj rzeczywiście wykonujecie pracę. Zachowujecie wartość z przeszłości. Odtwarza się ona poprzez to, że pracujecie. Również wy wytwarzacie
wartość dodatkową, przywłaszczaną przez kapitał, by kapitaliści mogli przetrwać, nieraz pławiąc się w luksusach. Oczywiście w interesie kapitalistów leży zapewnienie,
że nie dostrzeżecie swojej kluczowej roli oraz ogromnej potęgi. Wolą, byście wyobra żali sobie siebie jako pałętających się tu i tam, a w konsekwencji otrzymujących pracę z przyzwoitą płacą, pozwalającą wam jedynie na powrót do domu i zreprodu-
kowanie siebie i rodziny - najlepiej na tyle, by móc powrócić do pracy kolejnego dnia. Funkcjonujecie w schemacie procesu cyrkulacji T-P-T, a kapitaliści sądzą, że do tego
powinniście ograniczyć swoje życiowe ambicje" Marks pragnie przeciwstawić się tej
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
161
celowej fetyszyzacji poprzez ostrzeżenie klasy robotniczej i wskazanie jej właściwej pozycji zajmowanej w stosunku do wartości dodatkowej oraz akumulacji kapitału.
W ten sposób Marks określił kompletny proces cyrkulacji kapitału i dopełnił definicje kapitału stałego i zmiennego. Wobec tego podsumowuje: A zatem część kapitału, która przekształca się w środki produkcji, tzn. w materiały surowe,
materiały pomocnicze i środki pracy, nie zmienia wielkości swej wartości w procesie pro dukcji. Dlatego nazywam ją stałą częścią kapitału lub krócej: kapitałem stałym. Natomiast
część kapitału, która przekształca się w siłę roboczą, zmienia swą wartość w procesie pro dukcji. Odtwarza swój własny ekwiwalent, a ponadto stwarza pewną nadwyżkę, wartość dodatkową (...). Dlatego nazywam ją zmienną częścią kapitału lub krócej: kapitałem
zmiennym (242-243).
Prowadzi nas to do rozdziału siódmego, w którym Marks wykorzystuje właśnie
zdefiniowane kategorie, których wzajemne relacje przeanalizował w bardziej upo
rządkowany sposób. Ponownie wchodzi tu w rolę księgowego. Rzekomo poszukuje „dokładnego wyrazu" stopnia wyzysku siły roboczej. Jednakże wymyśla jednocze śnie kilka ciekawych miar stosunków. Weźmy na przykład stosunek kapitału stałego do kapitału zmiennego, c/v. Stosunek ten jest miarą wydajności pracy, wartości
środków produkcji, którą pojedyncza jednostka wartości siły roboczej może prze
kształcić. Im wyższy stosunek, tym wydajniejsza praca. Następnie Marks rozważa
stosunek wartości dodatkowej do kapitału zmiennego s/v - miarę wyzysku siły roboczej. Jest to ilość wartości dodatkowej, którą może wytworzyć pojedyncza jed
nostka wartości siły roboczej. Wreszcie jest stopa zysku, którą tworzy stosunek war
tości dodatkowej do całkowitej wartości wykorzystanej (kapitał stały plus zmienny) czy s/(c + v). Stopa zysku jest czymś innym niż stopa wyzysku. Ta ostatnia uchwytuje to, ile nadmiernej pracy robotnicy oddają kapitaliście w zamian za wartość
otrzymywaną do reprodukowania ich samych w danym standardzie warunków życia. Oczywiście możecie od razu dostrzec, że stopa zysku jest zawsze niższa niż stopa wyzysku. Jeśli narzekacie na zbyt wysoką stopę wyzysku, wówczas kapitaliści mogą zerknąć do swoich ksiąg rachunkowych, by udowodnić, że ich stopa zysku
w zasadzie jest niska. W związku z czym powinniście współczuć kapitaliście i zapo
mnieć o wysokiej stopie wyzysku! Im więcej zatrudnia się kapitału stałego, tym niż sza stopa zysku (jeśli wszystko pozostałe pozostaje niezmienione). Niska stopa zysku
może towarzyszyć wysokiej stopie wyzysku. Będzie to jeden z kluczowych argu mentów tomu III Kapitału. Kapitaliści działają pod dyktando stopy zysku, mając
162
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
tendencję do alokowania swojego kapitału tam, gdzie tylko jest ona najwyższa.
Wynikiem jest (napędzana konkurencją) tendencja do równoważenia stopy zysku. Jeśli po przyjrzeniu się sytuacji stwierdzam, że mogę osiągnąć wyższą stopę zys
ku w innym miejscu, to przeniosę tam swój kapitał. Jednakże niekoniecznie pro wadzi mnie to podjęcia dobrych decyzji z perspektywy zwiększania stopy wyzysku,
co jest kluczowym elementem, którym kapitalista powinien być zainteresowany. W rzeczywistości jest to miejsce, w którym fetyszyzm systemu chwyta kapitalistę w pułapkę. Nawet jeśli kapitaliści zorientowaliby się w tej sytuacji, nie byłoby nic,
co mogliby z nią zrobić. Konkurencja pcha ich do podejmowania decyzji w opar ciu o stopę zysku, a nie stopę wyzysku. Jeśli pójdą do banku po pożyczkę, to bank będzie podejmował swoje decyzje w oparciu o stopę zysku, a nie stopę wyzysku. Oczywiście, wielkie znaczenie ekonomiczne ma stosunek wartości dodatkowej nie tylko
do tej części kapitału, od której bezpośrednio pochodzi i której zmianę wartości repre zentuje, ale też do całego wyłożonego kapitału. Dlatego stosunek ten potraktujemy
obszerniej w księdze trzeciej (248).
W tomie III Marks stara się pokazać, że jest to jeden z mechanizmów, który wpędza
kapitalizm w okresowe kryzysy spadającej stopy zysku. Nie mogę w tym miejscu omawiać tej kwestii obszerniej, niż zrobił to sam autor, jednak chciałbym podkre
ślić, że powinniście zwrócić szczególną uwagę na rozróżnienie miedzy stopą zysku,
s/(c + v), oraz stopą wyzysku, s/v. Dla Marksa, podobnie jak dla robotników, liczy się przede wszystkim stopa wyzysku. Co więcej, rozumienie dynamiki kapitalizmu wymaga raczej analizy stopy wyzysku niż stopy zysku. Właśnie na tym Marks skupia się w tym rozdziale.
Na stopę wyzysku można, jak mówi, spoglądać na liczne sposoby. Możecie myśleć
o niej jako o stosunku między pracą dodatkową (zawłaszczoną przez kapitalistę) a pracą niezbędną (pracą wymaganą do reprodukowania wartości siły roboczej),
jako niezbędnym czasie pracy w stosunku do czasu pracy dodatkowej czy też, w bar dziej formalny sposób, jako stosunku wartości wyłożonej na zakup siły roboczej do całkowitej wartości wytworzonej i pomniejszonej o to, co przeznaczono na opła
cenie siły roboczej. Problem leży jednak w tym, że podczas gdy wszystkie te sto sunki mają sens, nie ma żadnego sposobu, by zaobserwować je w praktyce. W trak
cie dnia roboczego, gdy robotnicy odtworzyli już wartość v (czy spędzili czas nie
zbędny na wytworzenie v), nie bije żaden dzwon, tak by mogli wiedzieć, że od tej chwili wytwarzają wartość dodatkową (oddają za darmo swój czas) dla kapitalisty.
Rozdział IV Proces pracy i wytwarzanie wartości dodatkowej
163
Proces pracy jest procesem ciągłym, kończącym się powstaniem towaru, którego wartość złożona jest z c + v + s.
Chociaż różne składniki wartości zakrzepłej w towarze są niedostrzegalne gołym okiem, Marks zamierza stwierdzić - co może się wam nie spodobać - że taki sposób analizy rzeczywiście daje ostatecznie dużo lepszą naukę ekonomii politycz
nej właśnie dlatego, że wykracza poza fetyszyzm rynku. Burżuazja stworzyła naukę
wystarczająco dobrą z punktu widzenia rynku, jednakże nie zrozumiała tego, jak działa system z punktu widzenia procesu pracy. Zaś w tym stopniu, w jakim to rozumie, chce to oczywiście zamaskować. Burżuazja ma żywotny interes w mówie
niu robotnikom, że praca jest zaledwie jednym z czynników produkcji: to wasz wkład, który przynosicie na rynek i za który otrzymacie uczciwe wynagrodzenie
w oparciu o bieżącą stopę płac. Nie jest ona w żadnym wypadku w stanie przyznać, że praca jest kształtującym, płynnym, twórczym ogniem w obszarze przekształca
nia przyrody, znajdującym się w samym sercu jakiegokolwiek sposobu produkcji, w tym kapitalizmu. Podobnie nie można sobie wyobrazić kapitalisty chwalącego
robotników za całą wartość, którą wytworzyli, łącznie oczywiście z wartością dodat kową, która leży u podstaw kapitalistycznego zysku.
Marks kończy ten rozdział fantastycznym fragmentem, w którym krytykuje typowe burżuazyjne przedstawienie świata pracy. Zrodziło się ono, gdy Pewnego pięknego poranku 1836 r. Nassau W. Senior, słynny z wiedzy ekonomicznej i pięknego stylu, (...) wezwany został z Oksfordu do Manchesteru, ażeby tu poduczył się
ekonomii, zamiast nauczać jej w Oksfordzie (259).
Manchesterscy przemysłowcy byli bardzo zasmuceni politycznym nawoływaniem
do ograniczenia długości dnia roboczego do „cywilizowanych" dziesięciu godzin
po tym, jak płytkie i niezbyt skuteczne Ustawy fabryczne z 1833 roku pokazały, że apa rat państwowy był co najmniej co do zasady przygotowany do uchwalenia ustawo wych godzin pracy. W swojej szczegółowej broszurze Senior twierdził, że robotnik
miałby się zajmować w trakcie pierwszych ośmiu godzin swojego dnia pracy wytwa
rzaniem ekwiwalentnej wartości wszystkich wykorzystanych środków produkcji (kapitału stałego w kategoriach Marksa). Senior nie miał więc bladego pojęcia o tym, że robotnik może przenosić wartości już zakrzepłe w towarach, i zajął niedorzeczne stanowisko, iż musi on aktywnie odtwarzać te wartości. Kolejne trzy godziny miały być poświęcone na reprodukowanie wartości zatrudnionej siły roboczej (kapitału
zmiennego) i dopiero w ostatniej godzinie wytwarzany był zysk kapitalisty (wartość
164
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
dodatkowa). Zatem dwunastogodzinny dzień pracy jest absolutnie niezbędny
dla osiągania zysku. Jeśli dzień roboczy miałby zostać zredukowany z dwunastu do jedenastu godzin, wówczas zniknąłby cały zysk, a przemysł przestałby funkcjo nować. Marks odpowiada zjadliwie: „I to pan profesor nazywa «analizą»!" (260).
„Ostatnia godzina Seniora" jest wulgarno-ekonomicznym argumentem, ukutym wyłącznie by dbać o interes przemysłowców.
W nieco śmieszny sposób Senior potwierdza jednakże Marksowski sposób teore tyzowania. Czas robotników stanowi kluczową wartość dla kapitalistów i dlatego tak
rozpaczliwie potrzebują oni tych dwunastu godzin. Walka o dowodzenie czasem robotnika leży u źródeł zysku, a to właśnie zakłada Marksowska teoria wartości
dodatkowej. Potwierdza to znaczenie Marksowskiej definicji wartości jako spo łecznie niezbędnego czasu pracy. Co takiego jest zatem społecznie niezbędnego w czasowościach pracy? Kapitaliści nie tylko muszą dowodzić procesem pracy, produktem oraz czasem robotników - muszą również zmagać się z zarządzaniem
społeczną istotą czasowości jako takiej. Senior dostrzegł tę fundamentalną prawdę, a Marks, wykorzystując swoje krytyczne narzędzia i usytuowanie po stronie robot ników, przekształcił wyskrobki argumentacji Seniora w rzeczywisty moment odkry cia. Krytyka konceptu dwunastej godziny Seniora nabywa zatem podwójnego
znaczenia. Z jednej strony pozwala Marksowi na przedstawienie głębin, w których ekonomiści mogą utonąć, usiłując tworzyć apologetyczne argumenty na rzecz klasy kapitalistycznej, a jednocześnie z drugiej strony zgrabnie umieszcza go na pozycji,
z której jest w stanie podjąć fundamentalną prawdę odsłoniętą przez polemikę Seniora: dowodzenie czasem jest kluczowym wektorem walki w obrębie kapita
listycznego sposobu produkcji. Analiza konceptu dwunastej godziny umożliwia
zgrabne przejście do następnego rozdziału, który w całości poświęcony jest kapi talistycznemu czasowi.
Rozdział V • Dzień roboczy
Rozdział 8. Dzień roboczy
Rozdział ósmy jest skonstruowany i napisany w innym stylu niż poprzedzające go
rozdziały. Jest raczej delikatny pod względem teoretycznym, natomiast przełado
wany bogactwem historycznych szczegółów. Przywołuje też abstrakcyjne kategorie, których nie napotkaliście do tej pory. Marks skupia się tu na historii walki klasowej
o długość dnia roboczego. Starałem się już wcześniej objaśniać ten złożony wza
jemny splot argumentacji logicznej i historycznej zawartej w Kapitale, przez więk szość czasu twierdząc, że wywód logiczny jest znacznie bezpieczniejszym grun tem. Tutaj jednak to narracja historyczna ma największe znaczenie - chociaż nie
jest zupełnie pozbawiona znaczenia teoretycznego. Napotykamy w tym miejscu dogłębne teoretyczne sformułowanie istoty czasu i czasowości w ramach kapita
lizmu, jednocześnie widząc wyraźnie, dlaczego kapitalistyczny sposób produkcji w sposób konieczny konstytuuje się poprzez walkę klasową i się na niej wspiera. Marks rozpoczyna wywód przypominając nam, że między teorią wartości opar
tej na pracy a wartością siły roboczej istnieje ogromna różnica. Teoria wartości opartej
na pracy zajmuje się tym, w jaki sposób robotnik zaskrzepia społecznie niezbędny czas w towarach. Jest to standard wartości reprezentowany przez towar-pieniądz oraz przez pieniądz w ogólności. Z drugiej strony wartość siły roboczej jest po prostu
wartością towaru sprzedanego na rynku jako siła robocza. Chociaż pod wieloma względami jest to towar jak wszystkie inne towary, posiada jenak kilka szczegól
nych właściwości, gdyż składają się na niego elementy historyczne i moralne. Nie zdolność do rozróżnienia między wartością siły roboczej a teorią wartości opartej
na pracy może doprowadzić do poważnych nieporozumień. Jak pisze Marks: „Wychodziliśmy z założenia, że siłę roboczą kupuje się i sprze-
daje według jej wartości. Jej wartość, podobnie jak wartość każdego innego towaru,
określana jest przez czas pracy niezbędny do jej wytworzenia” (267). Równa się to
168
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
czasowi pracy, który pochłonęło wytworzenie towarów niezbędnych do zreprodukowania robotnika w danym standardzie warunków życia. Marks zakłada, że ta wartość jest stała, nawet jeśli wiemy (jak i on wie), że zmienia się ona nieustannie,
zależąc od kosztów towarów, stanu rozwoju kultury oraz stanu walki klas.
Gdy w ramach procesu pracy robotnicy dodają wartość do towarów, w trak
cie dnia pracy docieramy do momentu, w którym wytworzą dokładny ekwiwalent wartości własnej siły roboczej. Załóżmy zatem, mówi Marks, że zachodzi to po sze
ściu godzinach pracy. Wartość dodatkowa pojawia się, ponieważ robotnicy pracują
ponad liczbę godzin potrzebną do zreprodukowania wartości równej wartości ich siły roboczej. Ile jednak dodatkowych godzin przepracowują? Zależy to od długości dnia roboczego. Długość ta nie jest czymś, co podlega negocjacji na rynku w ramach
formy wymiany towarowej, w której ekwiwalenty wymieniane są na ekwiwalenty
(jak w przypadku płac). Nie jest ona stała, lecz płynna. Może wahać się od sześciu do dziesięciu, dwunastu czy czternastu godzin, z zewnętrzną granicą na poziomie
dwudziestu czterech godzin - niemożliwą do osiągnięcia, jako że stanowi ona „fizyczną granicę siły roboczej” (268), a „robotnik potrzebuje pewnego czasu na zas
pokojenie swych potrzeb duchowych i społecznych (...). Zmiany długości dnia roboczego dokonują się przeto w obrębie fizycznych i społecznych granic” (269). Marks przeprowadza następnie fikcyjną dyskusję między kapitalistą a robotni kiem. Kapitalista jako nabywca siły roboczej mówi, że posiada prawo do wykorzy
stywania jej jak długo tylko pragnie. Jest on wszakże „tylko uosobieniem kapitału"
(269) (przypomnijcie sobie, że Marks zajmuje się wyłącznie rolami, a nie osobami). „Jego dusza jest duszą kapitału. A kapitał ma tylko jedną dążność życiową, dążność do pomnażania swej wartości, do tworzenia wartości dodatkowej” (269). Kapitał,
jak pisze Marks, „jest pracą martwą, która jak wampir" (jest to rozdział, w którym będziemy mieli sporo do czynienia z wampirami i wilkołakami - poważne odejście
od typowych sposobów teoretyzowania w ekonomii politycznej) „ożywia się tylko wtedy, gdy wysysa pracę żywą, i tym więcej nabiera życia, im więcej jej wyssie” (269). Gdy robotnik mówi, że kończy pracę czy bierze wolne, „to okrada kapitalistę. Kapita lista powołuje się więc na prawo wymiany towarowej. Jak każdy inny nabywca, usiłuje on wydobyć z wartości użytkowej swego towaru możliwie największą korzyść" (270).
Robotnicy, w odróżnieniu od maszyn i innych form kapitału stałego, odpowia dają. Dostrzegają, że posiadają tę właściwość zwaną siłą roboczą i że ich interes polega na zachowywaniu jej wartości dla przyszłego użytku. Kapitalista nie ma
prawa wyciskać z nich każdego dnia tyle, by groziło to skróceniem ich roboczego
życia. Jak mówi robotnik:
Rozdział V Dzień roboczy
169
To jest sprzeczne z naszą umową i prawem wymiany towarowej. Wobec tego domagam się dnia roboczego normalnej długości, a domagam się go nie odwołując się do twęgo serca, gdyż w sprawach pieniężnych nie ma miejsca na sentymenty. (...) Domagam się normalnego dnia roboczego, ponieważ żądam wartości mego towaru jak każdy inny
sprzedawca (271).
Zauważcie, że zarówno robotnicy, jak i kapitaliści zajmują swoje stanowiska zgod nie z prawami wymiany. Marks nie nawołuje, czego moglibyście oczekiwać od rewo lucyjnego myśliciela, do zniesienia systemu płac (wages system), ale w swojej anali
zie przyjmuje, że zarówno robotnicy, jak i kapitaliści przystają na prawa wymiany rynkowej, ekwiwalentu na ekwiwalent. Jedyny problem dotyczy tego, jak wiele
wartości użytkowej (zdolności do zaskrzepiania wartości w towarach) robotnik ma
oddać kapitaliście. Marks posuwa się do tego, ponieważ, jak podkreślałem, pod stawowym celem Kapitału jest zdekonstruowanie utopijnych stanowisk klasycz
nej liberalnej ekonomii politycznej na jej własnych zasadach. „Kapitalista działa
zgodnie ze swym prawem nabywcy, gdy usiłuje przedłużyć jak najbardziej dzień roboczy" (271), a robotnik działa zgodnie ze swym prawem sprzedawcy, gdy chce ograniczyć dzień roboczy do określonej normalnej długości. Mamy tu więc do czynienia z antynomią: prawo prze
ciw prawu, przy czym oba prawa jednakowo usankcjonowane są przez prawo wymiany towarowej. Między równymi prawami rozstrzyga siła. Oto dlaczego w dziejach produk cji kapitalistycznej normowanie dnia roboczego przybiera postać walki o granice dnia
roboczego - walki między zbiorowym kapitalistą, tzn. klasą kapitalistów, a zbiorowym robotnikiem, tzn. klasą robotniczą (272).
Wreszcie, po 272 stronach, mamy ideę walki klasowej. W końcu!
Wiele problemów domaga się tu wyjaśnienia. Akceptacja przez obie strony
pojęcia „praw” jest stwierdzeniem faktu odnoszącym się do hegemonii burżuazyjnej koncepcji praw. Jednakże Marks od razu wskazuje, że problem długości dnia roboczego nie może zostać rozwiązany przez odwołanie się do praw oraz prawa pisanego i prawomocności wymiany (odpowiada to jego wcześniejszemu ata
kowi na Proudhonowskie pojęcie wiecznej sprawiedliwości). Problemy tego rodzaju mogą zostać rozwiązane jedynie przez walkę klasową, w której „siła" roz
strzyga między „równymi prawami". Rozpoznanie to ma konsekwencje również dla rozumienia polityki współczesnego kapitalizmu. W ostatnich czasach nastąpił
170
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
niesłychanie gwałtowny rozrost „dyskusji o prawach" a wiele politycznej energii wło żono w ideę, że gonitwa za jednostkowymi prawami człowieka jest sposobem (jeśli niejedynym sposobem) na stworzenie bardziej humanitarnego systemu kapitalistycz
nego. Marks sygnalizuje w tym miejscu, że nie ma żadnego sposobu na to, by roz
wiązać wiele spośród ważnych kwestii stawianych w kategoriach praw bez uprzed niego przeformułowania ich na kategorie walki klasowej. Amnesty International
na przykład radzi sobie całkiem dobrze w przypadku praw politycznych i obywa telskich, jednak ma poważne problemy z rozszerzaniem swojej troski na prawa
ekonomiczne, ponieważ nie ma możliwości, by rozwiązać je bez opowiadania się
po jednej ze stron: pracy lub kapitału. Widzicie teraz, o co chodzi Marksowi. Nie ma szans na „uczciwe" rozstrzyganie między równymi prawami (oboma opatrzonymi
pieczęcią praw wymiany). Jedyne, co możecie zrobić, to walczyć po swojej stronie sporu. Rozdział ten kończy się zatem bardzo sceptyczną uwagą dotyczącą „prze
pysznego katalogu «niezbywalnych praw człowieka»” (354), przeciwstawionego temu, co da się osiągnąć za pomocą walki klasowej.
„Siła" w tym kontekście nie oznacza siły fizycznej (chociaż z pewnością znajdziemy przypadki, w których również i ta miała znaczenie). Główny nacisk w tym rozdziale został jednak położony na siłę polityczną, zdolność do mobilizowa
nia i budowania politycznych sojuszy i instytucji (jak choćby związków zawodo wych) mających wpływać na aparat państwowy, dysponujący mocą prawnego regulowania „normalnego" dnia roboczego. W Marksowskiej ocenie istnieją
momenty możliwości, które można wykorzystać lub zaprzepaścić, w zależności od nieprzewidywalnych okoliczności politycznej sytuacji oraz stosunków między
siłami uczestników gry. Zastosowana tu technika podobna jest do tej wspaniale
przedstawionej w Marksowskim studium Osiemnasty brumaire'a poświęconym temu, w jaki sposób Ludwik Bonaparte doszedł we Francji do władzy w wyniku przegranej rewolucji 1848 roku w Paryżu. Materiały zgromadzone w tym rozdziale
rzucają szczególne światło na sposób, w jaki Marks łącznie uprawiał teorię kapi talistycznego sposobu produkcji z jednej strony, oraz, z drugiej, głębokie rozu mienie procesów historycznego przekształcania rzeczywiście istniejących kapi
talistycznych formacji społecznych. Rezultaty walki klasowej nie są nigdy z góry określone.
Wprowadzenie walki klasowej wyznacza moment radykalnego odejścia od zasad zarówno klasycznej, jak i współczesnej teorii ekonomicznej. Całkowicie
zmienia się język, w którym opisywana jest gospodarka; przesunięciu ulega też
rozkład akcentów. Mało prawdopodobne, by wprowadzające kursy z ekonomii
Rozdział V Dzień roboczy
171
kiedykolwiek skupiały się na długości dnia roboczego jako poważnym problemie.
Kwestia ta nie była również omawiana w ramach klasycznej ekonomii politycznej. Historycznie rzecz ujmując, istniały jednak potężne i nieustanne walki o długość
dnia, tygodnia czy roku roboczego (na przykład o płatne wakacje) oraz roboczego życia (wiek emerytalny) i po dziś dzień są to walki, które toczą się wokół nas. Jest to z pewnością podstawowy aspekt kapitalistycznej historii oraz centralny problem
kapitalistycznego sposobu produkcji. Po co nam teorie ekonomiczne, które igno rują ten problem?
Marksowska teoria wartości, wprost przeciwnie, prowadzi bezpośrednio do tej centralnej kwestii. Jest tak dlatego, że wartość jest społecznie niezbędnym czasem
pracy, co oznacza, że czas należy do istoty kapitalizmu. Jak mówi stare porzeka dło, „czas to pieniądz!" O kontrolę nad czasem, szczególnie czasem innych ludzi, należy kolektywnie walczyć. Nie da się jej przehandlować. Walka klasowa musi
wejść na sam środek sceny teorii polityczno-ekonomicznej, jak również wszystkich
starań na rzecz tego, by zrozumieć historyczną i geograficzną ewolucję kapitali
zmu. W tym właśnie punkcie Kapitału możemy zacząć doceniać „wartość użyt kową" Marksowskiej teorii wartości i wartości dodatkowej. I choć błędem byłoby
traktowanie samego ujęcia konfliktu toczącego się wokół kwestii czasu jako swego
rodzaju empirycznego dowodu sprawności aparatu teoretycznego, to z pewnością pokazuje ono swoją użyteczność, gdy przychodzi do praktyki świadomego teore
tycznie badania empirycznego.
W jaki sposób zatem Marks prowadzi nas przez tę historię walki o długość dnia roboczego? Rozpoczyna od spostrzeżenia, że kapitalizm nie jest jedynym
rodzajem społeczeństwa, w ramach którego praca dodatkowa i produkt dodatkowy wydobywane są z korzyścią dla jakiejś klasy rządzącej: Gdziekolwiek środki produkcji są monopolem części społeczeństwa, robotnik, wolny czy niewolny, musi do czasu pracy niezbędnego do utrzymania go przy życiu dołączać dodatkowy czas pracy, ażeby wytworzyć środki utrzymania dla właściciela środków pro
dukcji (272).
Jednakże w kapitalizmie praca dodatkowa przekształcana jest w wartość dodatkową. W związku z tym wytwarzanie produktu dodatkowego stanowi centrum kapitali stycznego osiągania wartości dodatkowej. Narzuca to szczególne cechy kapitalisty
cznemu wyzyskowi, ponieważ akumulacja wartości w formie pieniężnej, jak widzie
liśmy już wcześniej, nie ma granicy.
172
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
W ekonomicznej formacji społeczeństwa, w której przeważające znaczenie ma nie war tość wymienna, lecz wartość użytkowa produktu, ilość pracy dodatkowej ograniczona
jest przez węższy lub szerszy zakres potrzeb, ale z samego charakteru produkcji nie
wypływa jakaś bezgraniczna potrzeba pracy dodatkowej (272-273).
Co więcej, ponieważ przywłaszczenie zachodzi w ramach społeczeństwa określa
nego przez pracę najemną, robotnicy nie będą doświadczać swojego wytwarzania
wartości dodatkowej w taki sam sposób, w jaki chłopi pańszczyźniani czy niewol nicy doświadczają pracy dodatkowej (ponieważ przywłaszczenie skryte jest przez fetyszyzm wymiany rynkowej). By zilustrować to przykładem, Marks odwołuje się
do środkowoeuropejskiego systemu pańszczyzny. Robotnik jest tu zmuszony do świad czenia pracy swojemu panu przez określoną liczbę dni. W ten sposób przywłaszcze
nie pracy dodatkowej staje się całkowicie przejrzyste. Uwolnienie chłopów na mocy rosyjskiego ukazu z 1831 roku rzeczywiście stworzyło sytuację, w której następu
jący po tym zmodyfikowany system pańszczyzny, zorganizowany na podstawie Règlement organique, pozwolił, by określone definicje dziennej pracy stały się płynne i otwarte. Właściciele ziemscy (bojarzy) twierdzili, że dzienna praca nie jest mie
rzona przez rzeczywisty dzień, ale przez to, ile pracy powinno zostać wykonane.
To wymaganie dotyczące pracy prawdopodobnie nie mogło zostać spełnione w trak cie jednego dnia, w związku z czym wymagano coraz więcej i więcej rzeczywistych dni, by odrobić formalny dzień pracy, aż do czasu, gdy „dwanaście dni pańszczyźnia nych przewidzianych w Règlement organique (...) wyniosło 365 dni w ciągu roku” (277).
Mamy tu zalążek bardzo ważnej idei, którą napotkamy jeszcze kilka razy w Kapi
tale. Miara czasu jest czymś elastycznym, może zostać rozciągnięta lub zmanipulo wana dla celów społecznych. W tym przypadku dwanaście dni pracy stało się 365 rzeczywistymi dniami. Tego rodzaju społeczna manipulacja czasu i czasowości jest
również fundamentalną cechą kapitalizmu. Gdy tylko wydobycie dodatkowego czasu pracy staje się czymś podstawowym dla odtwarzania stosunków klasowych,
wówczas kwestia tego, czym jest czas, kto go mierzy oraz jak rozumieć czasowość, wysuwa się na pierwszy plan analiz. Czas nie jest czymś po prostu danym; jest czymś społecznie skonstruowanym i nieustannie poddanym rekonstrukcji (pomyślcie tylko, na przykład, jak w ostatnich latach przesunęły się horyzonty czasowe, dajmy na to,
w sektorze finansowym). W przypadku Règlement organique rozciąganie czasu było
czymś oczywistym. Robotnicy wiedzieli dokładnie, jak wiele pracy dodatkowej mają oddać panu oraz jak przyczyniło się do tego rozciąganie czasu przez klasy rządzące. Jednakże główna idea zawarta w brytyjskich Ustawach fabrycznych z XIX wieku -
Rozdział V Dzień roboczy
173
gwóźdź programu znacznej części omówionego rozdziału - była całkiem inna: ich celem było „okiełznanie dążenia kapitalistów do nieograniczonego wysysania siły
roboczej, co ma być osiągnięte w drodze przymusowego ograniczenia dnia robo czego przez państwo, i to przez państwo, którym włada kapitalista i land-lord" (277).
Sformułowanie Marksa stawia przed nami istotne pytanie: dlaczego państwo
rządzone przez kapitalistów i właścicieli ziemskich godzi się na okiełznanie długo ści dnia roboczego lub choćby rozmyśla nad tym? Jak dotąd w Kapitale spotykali śmy wyłącznie postaci robotników i kapitalistów, wobec tego co u diaska robi tutaj
właściciel ziemski? Ponieważ Marks stara się analizować rzeczywistą historyczną sytuację, z oczywistych powodów musi przyjrzeć się istniejącym układom klaso
wym oraz temu, w jaki sposób mogą działać sojusze klasowe, gdy robotnicy nie
mają bezpośredniego dostępu do władzy państwowej. Państwo brytyjskie w pier wszej połowie XIX wieku było w gruncie rzeczy oparte na stosunkach władzy kapi talistów i właścicieli ziemskich i analizowanie polityki tego okresu bez poświęcania uwagi roli arystokracji ziemskiej byłoby niemożliwe. Siła ruchu robotniczego znaj
dowała się na drugim planie. Jak pisze Marks: Pomijając groźniejszy z każdym dniem ruch robotniczy, ograniczenie czasu pracy
fabrycznej podyktowane było tą samą koniecznością, która nakazała rozlewać guano
na pola angielskie. Ta sama ślepa chciwość, która w jednym wypadku wyjaławiała rolę,
w drugim podcinała siłę życiową narodu u samego korzenia. Wciąż powtarzające się
epidemie przemawiały tu równie wyraźnym językiem, jak zmniejszanie się wzrostu żoł nierza w Niemczech i we Francji (277).
Jeśli praca jest, podobnie jak ziemia, kluczowym zasobem w tworzeniu narodowego bogactwa, jak również jeśli jest nadmiernie wyzyskiwana oraz upodlana, wówczas
podkopana zostaje zdolność do dalszego wytwarzania wartości dodatkowej. W inte resie państwa leży również posiadanie robotników, którzy mogą stać się skuteczną siłą militarną. Zdrowie i sprawność fizyczna klas robotniczych znajduje się w orbi
cie interesów politycznych i militarnych (co odnotowane zostało w długim przypi sie 46 na stronach 277-278). Na przykład w trakcie wojny francusko-pruskiej z lat
1870-1871 błyskawiczna porażka Francuzów po części przypisana została lepszemu zdrowiu niemieckiego chłopstwa w porównaniu ze zubożałym francuskim chłop stwem i klasą robotniczą. Płynący stąd polityczny wniosek mówi, że pozwalanie
na degenerację klasy robotniczej jest militarnie niebezpieczne. Kwestia ta stała się ważna w USA w trakcie drugiej wojny światowej, szczególnie gdy przyszło
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
174
do mobilizowania jednostek ze zubożałych, a w niektórych przypadkach rasowo odmiennych części ludności.
Brytyjskie Ustawy fabryczne, na których koncentruje się Marks, były narzu cone przez państwo, a zaprojektowane zarówno z ekonomicznych, jak i politycznych/militarnych powodów, w celu ograniczenia wyzysku żywej pracy i uchronie
nia jej przed nadmiernym wyniszczeniem. Prawo to jedno, ale jego wdrażanie to osobna sprawa. Przywodzi nas to do istotnej figury inspektorów fabrycznych: kim byli i skąd się wzięli? Nie byli z pewnością radykalnymi marksistami! Wywodzili się z warstwy mieszczańskich fachowców. Byli przedstawicielami służby cywilnej.
Jednak zbierając informacje, wykonali kawał dobrej roboty oraz naciskali mocno, by zdyscyplinować interes fabrykantów zgodnie z wymaganiami państwowymi.
Marks nie byłby w stanie napisać tego rozdziału bez dostarczonego przez nich bogatego zbioru informacji. Dlaczego zatem państwo kontrolowane przez kapitał oraz właścicieli ziemskich zatrudnia inspektorów fabrycznych, by wykonali tego
rodzaju pracę? Wkracza tu na arenę „stopień rozwoju kultury danego kraju" jak rów nież burżuazyjna moralność i militarne troski państwa. W dziewiętnastowiecz
nej Anglii występowały silne nurty burżuazyjnego reformizmu (na przykład Karol Dickens), których przedstawiciele byli przekonani, że niektóre z ówcześnie występu jących praktyk z obszaru pracy nie powinny istnieć w żadnym cywilizowanym społe
czeństwie. Wprowadza to do dyskusji ten sam „historyczny i moralny składnik" który
wpływa na wartość siły roboczej. Choć zatem ruch klasy robotniczej rzeczywiście rósł w siłę, nie dotarłby tam, gdzie się znalazł, bez pomocy burżuazyjnego reformi
zmu, szczególnie jego odmiany reprezentowanej przez inspektorów fabrycznych. Inspektorzy fabryczni musieli zmierzyć się z problemem tego, w jaki spo
sób dzień roboczy mógłby zostać określony w praktyce. O której godzinie robot nicy powinni zaczynać pracę? Czy początek tego dnia ma miejsce wewnątrz
czy na zewnątrz fabryki? Co z kwestią przerw na posiłek? Marks przytacza fragment raportu: „Zysk dodatkowy, jaki można osiągnąć przez nadmierną pracę ponad czas ustawowy,
' stanowi dla fabrykantów tak wielką pokusę, że nie mogą się jej oprzeć” (...) Te dokony wane przez kapitał „drobne kradzieże" czasu posiłku i czasu wypoczynku robotników inspektorzy fabryczni nazywają też „petty pilferings ofminutes", drobnymi kradzieżami
minut, lub „snatching a few minutes", urywaniem po parę minut, robotnicy zaś mają
na to swoją techniczną nazwę: „nibbling and cribbling at meal times" [„wyskubywanie
i wyskrobywanie z przerw na posiłek”] (281-282).
Rozdział V Dzień roboczy
175
Następnie przywołuje kluczową ideę: „atomy czasu są pierwiastkami zysku" (282).
Myślę, że jest to stwierdzenie o fundamentalnym znaczeniu. Kapitaliści starają się pochwycić każdą chwilę czasu robotnika w ramach procesu pracy. Kapitaliści nie
tylko zakupują siłę roboczą robotnika na dwanaście godzin. Muszą być również pewni, że każdy moment tych dwunastu godzin zostanie wykorzystany z maksy
malną intensywnością. Na tym właśnie polega cały system nadzoru i dyscypliny fabrycznej.
Jeśli potraficie zawierzyć starym filmom, niegdyś operatorzy i operatorki tele foniczni mieli czas, by z wami porozmawiać (jestem wystarczająco stary, by pamię tać nawet możliwość flirtowania z nimi). Dziś operatorzy mają ścisły rozkład roz
mów, które muszą obsłużyć w ciągu każdej godziny. Jeśli nie sprostają temu zadaniu, zostaną wylani. Sam rozkład zadań natomiast nieustannie robi się coraz bardziej
napięty tak, że dziś możecie czuć się uprzywilejowani, jeśli uda wam się wyszar pać dwie minuty ich czasu. Czytałem o operatorze, który spędził pół godziny, rozmawiając z dzieckiem, którego matka najwyraźniej zmarła. Został następnie
wyrzucony z pracy za niewykonanie zadań z grafiku. To charakterystyczne dla pro cesu pracy w ogóle. Kapitalista pragnie czasu, pragnie tych momentów stanowią
cych elementy zysku. Jest to następstwo faktu, że wartość jest społecznie niezbęd nym czasem pracy. Przy całej swojej abstrakcyjności teoria wartości odsłania coś ważnego odnośnie do codziennych praktyk i doświadczeń rzeczywistości pro
dukcyjnej. Dotyka rzeczywistości zachowań kapitalisty oraz rzeczywistości życia robotnika.
W trzeciej części tego rozdziału Marks obszernie omawia „Gałęzie przemysłu angielskiego bez ustawowej granicy wyzysku" Nie zamierzam rozwijać tu komenta rza, ponieważ przerażające świadectwa praktyk pracy w przemyśle zapałczarskim, tapeciarskim czy płóciennym, a w szczególności w piekarstwie (gdzie praca nocna
i fałszowanie chleba stanowiły poważne problemy) mówią raczej same za siebie. Marks przytacza również wypadki, które mogą zaistnieć z powodu przepracowania,
takie jak te na kolei, gdzie sędzia śledczy spostrzegł, że nieuważność, która dopro
wadziła do wypadku, wynikała prawdopodobnie z nadmiaru godzin pracy. Następ
nie mamy słynny przypadek dwudziestoletniej modniarki Mary Annę Walkley, „zatrudnionej w bardzo szanowanej nadwornej pracowni modniarskiej" - w sytuacji,
gdy „młode dziewczęta pracują przeciętnie po 16,5 godziny, a w sezonie często po 30 godzin bez przerwy, przy czym odmawiająca posłuszeństwa ich «siła robo
cza» podtrzymywana jest w razie potrzeby przez sherry, portwejn albo kawę” (295), zmarłej w ciszy z przepracowania. Śmierć z przepracowania nie jest czymś
176
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
charakterystycznym tylko dla XIX wieku. Japończycy mają specjalny określający ją termin techniczny - kardshi. Ludzie umierają z przepracowania, a życie wielu osób
skracane jest przez przepracowanie, którego doświadczają, lub przez warunki,
w których pracują. W 2009 roku Zjednoczeni Robotnicy Rolni (United Farm Workers) pozwali Kalifornijską Administrację Bezpieczeństwa i Zdrowia Zawodowego (California Occupational Safety and Health Administration) za niechronienie
robotników rolnych pracujących w tym stanie przed śmiercionośnymi upałami, przytaczając trzy przypadki bezsensownej śmierci z wyczerpania spowodowanego
gorącem. Marks opisuje, co się dzieje, gdy stosunek sił między kapitałem a pracą staje
się tak przechylony na stronę kapitału, że siła robocza zostaje zdegradowana czy nawet doprowadzana do przedwczesnej śmierci. Problem ten zostaje zaog
niony wraz z powstaniem systemu zmianowego opisanego w części czwartej tego rozdziału. Niezatrudniony kapitał to stracony kapitał. Pamiętacie, że kapitał nie jest maszyną ani sumą pieniędzy, ale wartością w ruchu. Jeśli maszyna nie jest wyko
rzystywana, jest martwym kapitałem, w związku z tym istnieje presja na wykorzysty
wanie jej przez cały czas. Ciągłość procesu produkcji staje się istotna, szczególnie w gałęziach przemysłu takich jak huty czy projektowanie potężnych urządzeń żela znych, stosujących duże ilości wyposażenia stanowiącego kapitał trwały. Potrzeba utrzymywania kapitału trwałego w stanie ciągłego działania wymusza dwudzie
stoczterogodzinny dzień roboczy. Ponieważ pojedynczy robotnicy nie mogą praco
wać przez dwadzieścia cztery godziny, zaprojektowany zostaje system zmianowy, uzupełniony następnie pracą nocną. Pamiętajcie: robotnicy wytwarzają wartość
dodatkową tylko wtedy, gdy ożywiają kapitał stały. Wynikiem tego jest praca na nocną zmianę w ramach systemu zmianowego. Nie ma zatem czegoś takiego
jak „naturalny dzień roboczy" a tylko różne jego skonstruowane postaci znajdujące
się w relacji do kapitalistycznego wymogu utrzymywania za wszelką cenę ciągłości przepływu.
Część piąta podejmuje kwestię walki o normalny dzień roboczy. Jaka jest zatem
długość czasu, w ciągu którego kapitał może konsumować siłę roboczą, za której dzidnną wartość zapłacił? Kapitał, co jasne, będzie starał się wyszarpać tyle, ile tylko
się da. Dla kapitału rozumie się samo przez się, że robotnik przez całe swe życie jest tylko silą roboczą i niczym więcej, że przeto cały czas, którym rozporządza, jest z natury i z prawa cza
sem pracy, a więc powinien służyć samopomnażaniu wartości kapitału. Czas potrzebny
Rozdział V Dzień roboczy
177
człowiekowi do wykształcenia, do rozwoju duchowego, do wykonywania funkcji spo łecznych, do życia towarzyskiego, do swobodnego korzystania ze swych sił fizycznych
i duchowych, nawet wypoczynek niedzielny (...), wszystko to jest czystym urojeniem!
Ale bezgraniczna i ślepa żądza kapitału, jego wilczy apetyt na pracę dodatkową, spra wia, że przekracza on nie tylko granice moralne, lecz również czysto fizyczną górną
granicę dnia roboczego. Przywłaszcza on sobie czas niezbędny do wzrostu, rozwoju i zdrowia organizmu. Rabuje czas potrzebny do wchłaniania czystego powietrza i światła
słonecznego. Skraca czas posiłków i urwane chwile wciela, gdzie tylko może, do procesu produkcji (308-309).
Zawsze, kiedy czytam te fragmenty, przypominam sobie sceny z linią produkcyjną z Dzisiejszych czasów Charliego Chaplina. Kapitał zdrowy sen, potrzebny do gromadzenia, odnawiania i odświeżania siły życiowej, redukuje do tylu godzin odrętwienia, ile trzeba, aby przywrócić życie organizmowi doszczętnie wyczerpanemu. (...) Kapitał nie pyta o długość życia siły roboczej. Interesuje go jedy
nie i wyłącznie maksimum siły roboczej, które można uruchomić w ciągu jednego dnia roboczego. Cel ten osiąga skracając długość życia siły roboczej, podobnie jak chciwy
gospodarz powiększa plon, wyjaławiając ziemię (309).
Analogia między wyjałowieniem ziemi oraz sił życiowych robotnika przywo łuje sformułowanie z rozdziału pierwszego, w którym Marks cytuje komentarz Williama Petty'ego, mówiącego, że „praca (...) jest ojcem materialnego bogac
twa, a ziemia jego matką" (49)- Daje to również do zrozumienia, że nadmierna eksploatacja zasobów wymaganych do produkcji wszelkiego bogactwa stanowi
niebezpieczeństwo dla samego kapitalizmu. W tym czy innym momencie kapi
talista również pomyśli, że normalny dzień roboczy nie jest być może takim złym pomysłem. Jeżeli więc nienaturalne przedłużanie dnia roboczego, do którego kapitał nieuchron nie zmierza w bezgranicznym pędzie do samopomnażania swej wartości, skraca życie
poszczególnych robotników, a przez to czas trwania ich siły roboczej, niezbędne staje się szybsze zastępowanie zużytej siły roboczej, czyli wzrasta koszt reprodukcji tej siły,
zupełnie tak samo, jak cząstka wartości maszyny podlegająca codziennej reprodukcji
jest tym większa, im szybciej maszyna się zużywa. Zdawałoby się więc, że własny interes kapitału skłania go do ustalenia normalnego dnia roboczego (310).
178
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Problem polega jednakże na tym, że pojedynczy kapitaliści w ramach wzajemnej konkurencji nie mogą przestać przeć w kierunku nadmiernego wyzysku swoich
dwóch podstawowych zasobów: pracy i ziemi. Rodzi to potencjalny konflikt między
klasowym interesem kapitalistów związanym ze „zrównoważoną" siłą roboczą a krótkoterminowymi indywidualnymi zachowaniami kapitalistów mierzących się z konkurencją. Z tej przyczyny należy nałożyć na ich wzajemną konkurencję jakieś ograniczenia.
Właściciele niewolników, jak wskazuje Marks, mogą, gdyby tylko chcieli, poz wolić sobie na zabijanie swoich pracowników poprzez nadmierną pracę pod warun
kiem, że mają pod ręką nowe źródło tanich niewolników. Sprawdza się to jednak
również w przypadku rynku pracy: handel niewolnikami, czytaj: rynek pracy, zamiast Kentucky i Wirginia - Irlandia i okręgi rolnicze Anglii, Szkocji i Walii, zamiast Afryka - Niemcy! Widzieliśmy, jak nadmierna praca dziesiątkuje londyńskich piekarzy, a jednak londyński rynek pracy jest stale prze
pełniony niemieckimi i innymi kandydatami do śmierci w piekarstwie (311).
Marks wprowadza tu kolejne ważne pojęcie: nadmiernej ludności. Jej występowa
nie pozwala kapitaliście na hiperwyzysk swoich robotników, bez zwracania uwagi na ich zdrowie czy dobrostan. Oczywiście kapitał musi posiadać dostęp do nad
miernej ludności. Marks przywołuje tu przypadek komisarzy ustawy o ubogich, którym kazano, „aby wysłali «nadmiar ludności» z okręgów rolniczych na północ, gdzie - jak twierdzili - «fabrykanci wchłoną go i spożyją»" (311). Okręgi rolnicze
wygodnie pozbyły się swoich obowiązków związanych z ustawą o ubogich, jedno
cześnie dostarczając pracę dodatkową okręgom przemysłowym. W ogóle doświadczenie wskazuje kapitaliście, że istnieje pewien stały nadmiar ludności, tzn. nadmiar ludności w stosunku do tego, w jakich rozmiarach kapitał pragnie w danej
chwili pomnożyć swą wartość, jakkolwiek ten nadmiar ludności składa się z pokoleń ludzkich wycieńczonych, rychło się starzejących, szybko wypierających się nawzajem,
' zrywanych - że się tak wyrażę - zanim dojrzeją. Z drugiej strony jednak doświadczenie wskazuje (...), jak jedynie stałe wchłanianie żywotnych, zdrowych elementów ze wsi hamuje zwyrodnienie ludności przemysłowej i jak nawet robotnicy rolni zaczynają się
wyradzać, pomimo przebywania na świeżym powietrzu oraz pomimo tak wszechwład nie wśród nich panujące[j] „principle of natural selection” [zasady doboru natural nego], pozwalającej] dorastać tylko najsilniejszym jednostkom (313-314).
Rozdział V Dzień roboczy
179
Nadmierna ludność wpływa na to, czy kapitalista musi dbać o zdrowie, dobrostan oraz oczekiwaną długość życia siły roboczej. Jako pojedyncze istoty ludzkie ka pitaliści mogą się tym przejmować. Jednakże zmuszeni do zwiększania zysków
za wszelką cenę w warunkach konkurencji, indywidualni kapitaliści nie mają żad
nego wyboru. Après moi le déluge! - jest hasłem każdego kapitalisty i każdego narodu kapitalistycz
nego. Kapitał nie liczy się więc ze zdrowiem i życiem robotnika, jeśli go społeczeństwo do tego nie zmusi. Wobec skarg na degenerację fizyczną i duchową, na przedwczesną śmierć, na mękę przepracowania - kapitał odpowiada: miałażby nas ta męka boleć,
skoro naszą uciechę (zysk) pomnaża? Na ogół jednak nie zależy to od dobrej lub złej
woli poszczególnego kapitalisty. Wolna konkurencja sprawia, że immanentne prawa
produkcji kapitalistycznej działają wobec poszczególnego kapitalisty jako zewnętrzne prawo przymusowe (314-315).
Bez względu na to, czy są dobroduszni, czy paskudni, kapitaliści poprzez konkuren cję zmuszeni są do angażowania się w te same praktyki, co ich konkurenci. Jeśli kon
kurenci skrócili życie swoich robotników, musicie postąpić tak samo. Tak działają przymusowe prawa konkurencji. Samo określenie „przymusowe prawa konkurencji"
powróci jeszcze w wywodzie kilkukrotnie. Ważne jest, by dostrzec, gdzie, jak choćby
w tym przypadku, owe przymusowe prawa odgrywają decydującą rolę. Prowadzi to Marksa do rozważenia sposobu, w jaki „ustanowienie normalnego
dnia roboczego jest wynikiem wielowiekowej walki między kapitalistą a robotni kiem” (315). Przenikliwie zauważa, że „dzieje tej walki ukazują nam dwa przeciw stawne prądy" (315). W średniowieczu bardzo trudno było znaleźć ludzi, których
można było uczynić robotnikami najemnymi. Jeśli nie byli w stanie utrzymać się z ziemi, stawali się włóczęgami, żebrakami czy rzezimieszkami czyhającymi na trak tach (jak Robin Hood). W związku z tym wprowadzono ustawy kodyfikujące stosunek
płacowy, rozszerzające dzień roboczy i kryminalizujące żebractwo i włóczęgostwo.
W rezultacie stworzono aparat dyscyplinarny (Marks podejmuje tę kwestię ponownie w dziale siódmym), by socjalizować ludność do roli robotników i robotnic najem nych. Zanim nakazywano im wykonywać porządną pracę codzienną, włóczędzy byli chłostani i zakuwani w dyby. W pierwszych statutach, datowanych na 1349 rok,
porządny dzień pracy określany był jako dzień roboczy złożony z dwunastu godzin.
W ten oto sposób w Anglii narzucono dyscyplinę pracy. Zobaczycie, że w XIX wieku i później podobne problemy podnoszone były przez władze kolonialne. Raportowano,
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
180
dajmy na to, że w Indiach czy Afryce nie da się zmusić rdzennej ludności do praco
wania przez „normalny" dzień roboczy, a co dopiero „normalny" tydzień roboczy. Rdzenni mieszkańcy zazwyczaj pracowali przez chwilę, po czym znikali. Lokalne
pojęcie czasowości nie przystawało do pojęcia czasu zegarowego i podważało zdol ność kapitalistów do wydobywania wartości jako atomów czasu budujących zysk.
Brak dyscypliny czasowej lokalnej ludności był częstym powodem skarg do admi nistracji kolonialnej, która podejmowała ogromne wysiłki w celu zaszczepienia dys cypliny pracy oraz właściwego poczucia czasowości. (Słyszałem podobne narzeka
nia współczesnej administracji uniwersyteckiej na studentów, raz nawet zostałem poinstruowany przez edukacyjnych geniuszy z Harvardu, obstających przy tym,
że pierwszą rzeczą, którą powinniśmy robić, by właściwie uczyć studentów, jest zaszczepienie im odpowiedniego poczucia dyscypliny czasowej). Obecnie dysponujemy obszerną literaturą poświęconą średniowiecznemu
i późnośredniowiecznemu stosunkowi do czasu, jak również kwestii przesunięć, do jakich doszło w kontekście czasowości wraz z powstaniem kapitalizmu (czy, jak
niektórzy woleliby to określać, „nowoczesności"). Dla przykładu: zbyt łatwo zapomi namy, że godzina była w dużej mierze wynalazkiem XIII wieku, że minuta i sekunda stały się powszechnymi miarami dopiero w późnym XVII wieku oraz że dopiero w naszych czasach wynaleziono kategorie w rodzaju „nanosekund” Nie są to natu ralne, a społeczne określenia, ich wynalezienie nie było bez znaczenia dla przej
ścia od feudalizmu do kapitalizmu. Gdy Michel Foucault mówi o narodzinach urządzania, w istocie odnosi się do tego momentu, gdy ludzie zaczęli uwewnętrz-
niać poczucie czasowej dyscypliny i uczyć się żyć z nią niemal bez zastanowienia. W stopniu, w którym wszyscy zinternalizowaliśmy to poczucie, staliśmy się zakład nikami określonego sposobu myślenia o czasowości oraz powiązanych z nią prak
tykach. Dla Marksa zaś ta czasowość powstaje w nierozerwalnym stosunku z war
tością jako społecznie niezbędnym czasem pracy. Dla niego rola walki klasowej
jest tutaj kluczowa, co Foucault starał się ominąć czy zbagatelizować. Jak twierdzi Marks Widzieliśmy, że te drobiazgowe postanowienia, z tak koszarową jednostajnością regulu jące za pomocą dzwonka okresy, granice i przerwy pracy, nie były bynajmniej wytworem
pomysłowości parlamentu. Rozwijały się one stopniowo z układu stosunków jako pra wa naturalne nowoczesnego sposobu produkcji. Sformułowanie tych praw, urzędowe
ich uznanie, ogłoszenie ich przez państwo było wynikiem długotrwałych walk klaso wych (330).
Rozdział V Dzień roboczy
1S1
Nie jest to już dłużej kwestia stwierdzenia, że „między równymi prawami rozstrzyga siła” ale uznania klasowego charakteru hegemonicznych form myślenia czasowego
o świecie. Jednak we wszystko to wpleciona zostaje nie tylko czasowość, ale rów
nież kwestie przestrzenności. Dla ideologów, w rodzaju anonimowego autora An Essay on Trade and Commerce z 1770 roku, problem stanowi „fatalna" skłonność
do „wygodnictwa i lenistwa" (321) po stronie robotniczej ludności. Marks cytuje ten esej w następujący sposób: „Uzdrowienie nie będzie zupełne, dopóki nasi przemysłowi biedacy nie zgodzą się pra
cować 6 dni za tę samą sumę, która dziś stanowi ich czterodniowy zarobek” W tym celu, a także po to, by „wytrzebić lenistwo, rozpustę i romantyczne mrzonki o wolności” jak
i po to, by „zmniejszyć podatek na rzecz ubogich, by pobudzić ducha przedsiębiorczości i obniżyć cenę pracy w manufakturach” nasz wiemy Eckart kapitału proponuje wypró
bowany środek, aby tych robotników, którzy korzystają z dobroczynności publicznej (...),
zamykać w „idealnym domu roboczym" („an ideał workhouse"). Dom taki musi stać się „domem postrachu” („House of Terror"), [gdzie] „praca winna trwać 14 godzin dziennie,
jednakże z odpowiednimi przerwami na posiłki, tak aby pozostawało nie mniej niż 12
pełnych godzin pracy” (322).
Marks zaraz odpowiada. Dla pauprów odpowiednik tego domu postrachu, który: w 1770 r. był dopiero marzeniem kapitalistycznej duszy, w niewiele lat później wznosi się już jako olbrzymi „dom roboczy” dla samych robotników przemysłowych. A imię
jego: fabryka. Tym razem idea! blednie wobec rzeczywistości (323).
Przestrzenna organizacja jest częścią aparatów dyscyplinarnych powołanych do życia,
by ciążyć na robotniku. Niemal z pewnością zainspirowało to Foucaulta do sporzą dzenia różnorodnych badań przestrzennej organizacji aparatów dyscyplinarnych
(z ich wzorcem w postaci panoptykonu) w książkach w rodzaju Historii szaleństwa
w dobie klasycyzmu, Nadzorować i karać czy Narodzin kliniki. Myślę, że to całkiem ironiczne, że w anglojęzycznych krajach Foucault postrzegany jest często jako myśli ciel radykalnie przeciwstawny Marksowi, podczas gdy w oczywisty sposób obrał on
Marksowskie analizy dnia roboczego za jedno ze źródeł swoich inspiracji. W mojej
opinii Foucault wykonał ogromną pracę, uogólniając Marksowski wywód i nada jąc mu treść. Chociaż w niektórych jego późniejszych pracach odchodzi od tego,
co twierdzili marksiści (szczególnie zaś maoiści i komuniści w ówczesnej Francji),
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
102
to jego wczesne fundamentalne teksty dotyczące szpitali, więzień czy klinik po
winny moim zdaniem być odczytywane raczej jako kontynuacja niż odejście od Marksowskich wywodów - szczególnie tych dotyczących powstania dyscypli
narnego kapitalizmu, w którym robotnicy muszą zostać zsocjalizowani i zdyscypli
nowani, by zaakceptowali przestrzenno-czasową logikę kapitalistycznego procesu
pracy. Problem tego, w jaki sposób stworzyć i podtrzymać robotniczą dyscyplinę,
nadal jest oczywiście aktualny. Kolejnym jest to, co robić z ludźmi, którzy się nie
dostosują, a zatem zostają określeni jako osobliwi, jeśli nie wręcz dewianci. Tutaj odpowiedzi Marksa i Foucaulta się pokrywają: nazywa się ich szalonymi czy anty
społecznymi i umieszcza w szpitalach dla psychicznie chorych i więzieniach; bądź, jak zauważa Marks, zostają zakuci w dyby, wykpieni i ukarani. Zatem, aby być „nor malną" osobą, należy akceptować określoną czasoprzestrzenną dyscyplinę sto
sowną dla kapitalistycznego sposobu produkcji. Marks pokazuje, że nie jest to w żadnym wypadku coś normalnego - jest to społeczny twór, powstający w tym historycznym okresie, w szczególny sposób i z konkretnych powodów.
Zrozumiałe zatem, że kapitaliści muszą pierwotnie rozpętać potężną walkę,
by rozszerzyć dzień roboczy i znormalizować go na poziomie, powiedzmy, dzie sięciu czy dwunastu godzin (jak miało to miejsce w czasach Marksa). „Czas pracy” w społeczeństwach przedkapitalistycznych różnił się istotnie w zależności od oko
liczności, jednakże w wielu przypadkach nie wynosił więcej niż cztery godziny dziennie. Pozostała część dnia była przeznaczana na aktywności towarzyskie i inne działania, których nie sposób określić jako „produkcyjne" w sensie przyczyniania
się do materialnego przetrwania. W naszej formie społeczeństwa czterogodzinny dzień pracy zostałby uznany za śmieszny, godny pożałowania i niecywilizowany.
Nasuwa to kilka pytań odnośnie do „stopnia rozwoju” naszej własnej kultury. Przy
puszczalnie socjalistyczna alternatywa celowałaby w przywrócenie czterogodzin nego dnia pracy! W części szóstej znajdujemy historię tego, co stało się w latach trzydziestych
i czterdziestych XIX wieku, gdy robotnicy starali się walczyć przeciwko nadmier
nemu wydłużaniu dnia roboczego w przemysłowej Anglii. Marks relacjonuje szczególną dynamikę polityczną, którą spróbuję nakreślić na swój sposób, by
nieco rozjaśnić opis Marksa. Wyglądała ona mniej więcej następująco. W latach
dwudziestych XIX wieku w Anglii arystokracja ziemska wciąż sprawowała władzę polityczną. Kontrolowała parlament, kontrolowała Izbę Lordów, miała w swoich rękach monarchię, wojsko oraz system sądowniczy. Istniała wówczas również
Rozdział V Dzień roboczy
183
wzrastająca w siłę burżuazja, częściowo opierająca się na tradycyjnych przedsię wzięciach handlowych i finansowych (ulokowanych w Londynie oraz miastach portowych w rodzaju Bristolu czy Liverpoolu, które zbiły fortuny na handlu nie wolnikami), jednak już uzupełniana przez coraz potężniejsze przedsięwzięcia przemysłowe skoncentrowane w przędzalniach regionu manchesterskiego. Bur
żuazja z tej ostatniej frakcji stała się potężnym adwokatem szczególnej wersji teo
rii ekonomicznej, która zdominowana była przez idee wolnego rynku i wolnego handlu (przypomnijcie sobie, Manchester był miejscem, gdzie Senior udał się,
by dokształcić się w zakresie swojej ekonomii). Choć coraz bogatsi, kapitaliści
przemysłowi byli w zasadzie politycznie bezbronni w porównaniu z arystokracją ziemską. W związku z tym starali się zreformować system parlamentarny w taki
sposób, by zyskać większą władzę w aparacie państwa. By to osiągnąć, musieli jednak stoczyć poważną walkę z arystokracją ziemską. Poszukiwali wsparcia mas
ludowych, szczególnie klas średnich składających się z profesjonalistów czy elokwentnej, samodzielnie wykształconej, rzemieślniczej klasy robotniczej (odmien
nej od masy niewyedukowanych robotników). Mówiąc w skrócie, przemysłowa burżuazja dążyła do sojuszu z rzemieślniczymi ruchami klasy robotniczej prze
ciwko arystokracji ziemskiej. Poprzez zmasowaną agitację pod koniec lat dwu dziestych XIX wieku przeforsowali w 1832 roku Ihe Reform Act, który przekształ
cił system reprezentacji parlamentarnej na ich korzyść i zliberalizował cenzus
wyborczy w taki sposób, że skromnie uposażeni właściciele nieruchomości mogli głosować. Jednakże w trakcie agitowania prowadzącego do reformy klasom robotni
czym złożono różnego rodzaju polityczne obietnice, łącznie z rozszerzeniem praw do głosowania na rzemieślników, uregulowaniem długości dnia roboczego i zro bieniem czegoś z uciążliwymi warunkami pracy. The Reform Act szybko został
nazwany przez robotników „wielką zdradą" Przemysłowa burżuazja uzyskała więk szość pożądanych przez siebie reform, podczas gdy robotnicy pozostali z niczym.
Pierwsza Ustawa fabryczna regulująca długość dnia roboczego z 1833 roku była słaba i nieskuteczna (choć ustanowiła precedens w zakresie państwowego usta
wodawstwa w tym zakresie). Robotnicy, rozwścieczeni zdradą, zorganizowali ruch
polityczny zwany czartyzmem, który przeciwstawiał się warunkom życia mas lud ności, jak również przerażającym warunkom pracy przemysłowej. W tym czasie
arystokracja ziemska stała się jeszcze bardziej wroga powstającej potędze przemy
słowej burżuazji (przeczytajcie powieści Karola Dickensa czy Benjamina Disraelego, w których to napięcie jest wszechobecne). Arystokraci byli zatem skłonni wesprzeć
184
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
robotnicze żądania, po części na podstawie narodowego (militarnego) interesu, jednakże również w ramach typowej arystokratycznej polityki noblesse oblige (szlachectwo zobowiązuje), przedstawiając siebie samych jako dobrych paterna
listycznych ludzi, niewyzyskujących innych w ten sam sposób co ci przebrzydli przemysłowcy. To właśnie częściowo stąd wzięli się inspektorzy fabryczni. Zostali wylansowani przez arystokrację ziemską w celu poskromienia potęgi bezwzględ
nej, przemysłowej burżuazji. Przez lata czterdzieste XIX wieku przemysłowa burżuazja była ostro naciskana przez tę koalicję arystokracji ziemskiej oraz ruchu klasy robotniczej, która, jak ujął to Marks, była „groźniejsza z każdym dniem” (277). Moc
niejsze wersje Ustaw fabrycznych zostały poddane pod debatę, a następnie weszły
w życie w 1844,1847 oraz 1848 roku. Mamy tu jednak kolejny kawałek układanki stosunków klasowych i formowa
nia się sojuszy. Manchesterska szkoła ekonomii była wielką zwolenniczką polityki laissez-faire i wolnego handlu. Doprowadziło to do walki o ustawy zbożowe. Wyso
kie cła na importowaną pszenicę chroniły przychody arystokracji ziemskiej przed
zagraniczną konkurencją. Rezultatem były jednak wysokie koszty chleba, podsta wowego pokarmu klas robotniczych. Przemysłowa burżuazja rozpoczęła zatem
prowadzoną przez Richarda Cobdena i Johna Brighta z Manchesteru kampanię na rzecz zniesienia ustaw zbożowych, wskazując robotnikom, że będzie to ozna
czało potanienie chleba. Podjęto starania (choć niezbyt skuteczne, robotnicy bowiem zbyt dobrze pamiętali „wielką zdradę"), by wykuć sojusz z robotnikami. Ostatecznie
w latach czterdziestych XIX wieku zreformowano ustawy zbożowe, doprowadzając do obniżki cła na pszenicę, co poważnie wpłynęło na bogactwo arystokracji ziem
skiej. Jednakże gdy tylko obniżona została cena chleba, przemysłowa burżuazja zredukowała płace. W kategoriach Marksowskich moglibyśmy pokazać, że ponie
waż wartość siły roboczej określona jest po części przez cenę chleba, tańszy import pszenicy prowadzi do niższych cen chleba, co z kolei prowadzi (przy wszystkich
innych czynnikach niezmienionych) do spadku wartości siły roboczej. Przemy słowcy mogą płacić swoim robotnikom mniej, ponieważ robotnicy potrzebują
mniej pieniędzy, by zakupić swój chleb powszedni! W latach czterdziestych XIX wieku ruch czartystów wzmocnił się, robotnicze żądania oraz robotnicza agitacja
się nasiliły, jednakże nie istniał trwały sojusz przeciwko nim ze względu na silny podział między przemysłowymi (burżuazyjnymi) a ziemskimi (arystokratycznymi)
interesami. Burżuazja przemysłowa starała się podkopać działanie Ustaw fabrycznych z lat czterdziestych XIX wieku. Podobnie jak bojarzy, również i ona rozgrywała
Rozdział V Dzień roboczy
165
pojęcia czasowości. Ponieważ robotnicy nie posiadali swoich zegarów, szefowie tak przestawiali zegary fabryczne, by zyskać dodatkowy czas pracy. Organizowali zmiany robocze w taki sposób, by pracować w pofragmentowany sposób, „goniąc
[robotnika] to tu, to tam na krótkie odstępy czasu" (339), tak, że niczym aktor na scenie uczestniczy! on w pracy przez dziesięć godzin, choć musiał być obecny
przez piętnaście. Robotnicy musieli „przełykać swój posiłek w coraz innej porze” (339). Szefowie wykorzystywali system zmianowy, by gmatwać czasy pracy i „pięt
nowali inspektorów fabrycznych jako swego rodzaju komisarzy Konwentu, którzy bez litości poświęcają nieszczęsnych robotników dla swych mrzonek o ulepsze
niu świata” (332). Wcześniejsza legislacja w tym zakresie skupiała się szczególnie na zatrudnianiu kobiet i dzieci, co dało początek dyskusji dotyczącej tego, kiedy
dzieci wchodzą w wiek dorosły. „Według antropologii kapitalistycznej wiek dzie
cięcy kończył się w dziesiątym lub co najwyżej w jedenastym roku życia" (327). Tyle
odnośnie do szczebla rozwoju kultury przemysłowej burżuazji! Jak głośno narze kał jeden z inspektorów fabrycznych, Leonard Horner, nie było żadnego sensu
w chodzeniu z tym do sądów, ponieważ zawsze jedynie uniewinniały fabrykantów.
Jak jednak spostrzegł Marks, torysi - czyli arystokracja ziemska - „łaknęli odwetu" (330) za ustawy zbożowe i przeprowadzili nową ustawę fabryczną, która miała ogra
niczyć dzień roboczy do dziesięciu godzin w 1848 roku.
Jednakże w 1848 roku nastąpił jeden z tych okresowych kryzysów kapitalizmu, poważny kryzys nadakumulacji kapitału, ogromny kryzys bezrobocia obejmujący
całą Europę i wywołujący silne ruchy rewolucyjne w Paryżu, Berlinie i Wiedniu oraz w innych miejscach. Jednocześnie w samej Anglii czartystowskie ożywienie
osiągnęło swój punkt kulminacyjny. W obliczu tego cała burżuazja zaniepokoiła się rewolucyjnym potencjałem klasy robotniczej. W czerwcu 1848 roku w Paryżu doszło do gwałtownego stłumienia ruchów klasy robotniczej, które umożliwiło utrzymanie
władzy, za tym natomiast poszło ustanowienie autorytarnego reżimu, który w 1852
roku stał się Drugim Cesarstwem pod wodzą Ludwika Bonapartego.
W Anglii wydarzenia nie przybrały tak dramatycznego obrotu, jednakże lęk
przed zamieszkami stał się powszechny. Tam też porażka partii czartystów, której wodzowie zostali uwięzieni i której organizacja uległa rozbiciu, zdołała już podkopać zaufanie angielskiej klasy robotniczej we własne siły.
Niebawem paryskie powstanie czerwcowe i jego krwawe zdławienie skupiło zarówno
na kontynencie europejskim, jak i w Anglii, pod wspólnym hasłem ratowania własności, religii, rodziny, społeczeństwa, wszystkie odłamy klas panujących: właścicieli ziemskich
186
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
i kapitalistów, rekinów giełdowych i kramarzy, rzeczników ceł ochronnych i zwolen
ników wolnego handlu, rząd i opozycję, klechów i wolnomyślicieli, młode ladacznice i stare mniszki! (szczerze powiedziawszy, nie mam bladego pojęcia, co one miały z tym
wspólnego - DH) (333).
Rozważenie tego, jak często „własność, religia, rodzina i społeczeństwo” przewijają
się w charakterze ideologicznej mantry powtarzanej w celu ochrony ustanowio
nego porządku burżuazyjnego, jest czymś zdumiewającym. Nie szukając daleko, wystarczy sięgnąć po najnowszą historię Stanów Zjednoczonych, gdzie szczególnie Partia Republikańska nie istniałaby, gdyby nie jej zapalczywe deklaracje lojalno
ści względem tych zasad. W Anglii w 1848 roku oznaczało to, że „klasę robotniczą
wszędzie wyklinano, prześladowano, traktowano jako podpadającą pod „loi des suspects” („ustawę o podejrzanych"). Panowie fabrykanci mogli się więc nie krępo
wać" i podnieść „otwarty bunt (...) przeciw całemu ustawodawstwu, które poczyna jąc od 1833 r. starało się nieco okiełznać «wolne» wysysanie siły roboczej" (333). Ten bunt był „prowadzony z cyniczną bezwzględnością i nieubłaganym terroryzmem,
co zresztą tym łatwiej przychodziło zbuntowanym kapitalistom, że nic poza skórą swych robotników nie ryzykowali" (333). Swoją drogą, bardzo przypomina to neo
liberalną kontrrewolucję z lat osiemdziesiątych XX wieku, przeprowadzoną przez Reagana i Thatcher. Za czasów administracji Reagana wiele pracy, którą włożono, by uregulować obszar stosunków pracowniczych (za pośrednictwem amerykańskiej
Krajowej Rady Stosunków Pracy oraz Rady Administracji Bezpieczeństwa i Zdrowia)
zostało albo zaprzepaszczone, albo niedoprowadzone do końca. Również w tym przypadku kluczową rolę odegrały zmiany charakteru władzy klasowej i sojuszy
między klasami na gruncie aparatu państwowego.
Coś interesującego stało się jednak w Anglii po 1850 roku: bezpośrednio po tym pozornie ostatecznym zwycięstwie kapitału zaszedł nagły zwrot. Dotychczas robotnicy stawiali opór bierny, choć nieugięty i codziennie ponawiany. Teraz
zaprotestowali głośno i groźnie na wiecach w Lancashire i Yorkshire. A więc tak zwana ustawa o dziesięciogodzinnym dniu roboczym jest czystą blagą, oszustwem parlamen
tarnym i nigdy naprawdę nie istniała! Inspektorzy fabryczni usilnie ostrzegali rząd, że antagonizm klasowy doszedł do niebywałego napięcia. Nawet część fabrykantów
szemrała: „Sprzeczne orzeczenia sądów spowodowały stan zupełnie anormalny i anar chiczny. Inna ustawa obowiązuje w Yorkshire, a inna w Lancashire; inna w jednej parafii
Lancashire, a inna w jej bezpośrednim sąsiedztwie” (341).
Rozdział V Dzień roboczy
187
W efekcie kapitaliści osiągnęli sytuację, w której prawo wykorzystywano do podej
mowania fragmentarycznych decyzji w różnych miejscach tak, że w rzeczywisto ści wszędzie straciło swoją spójność. Poważne zagrożenie rozruchami w 1850 roku wymusiło jednak to, że doszło między fabrykantami i robotnikami do kompromisu, któremu pieczęć sankcji
parlamentarnej nadała nowa dodatkowa ustawa fabryczna z 5 sierpnia 1850 r. Dzień roboczy dla „młodocianych i kobiet” w pierwszych pięciu dniach tygodnia został prze dłużony z 10 do 10 łó godziny, w sobotę zaś ograniczony do 7 % godziny (341).
Poszczególne grupy, w rodzaju wytwórców jedwabiu, stosowały wyjątki. W takich zakładach „dla delikatnych palców zarzynano dzieci" (342). Jednak w 1850 roku zasada ta zatryumfowała ostatecznie, kiedy zwyciężyła w wielkich gałęziach przemysłu, będących najbardziej nieodrodnym tworem nowoczesnego sposobu produkcji. Wspa niały ich rozwój w latach 1853-1860, idący w parze z fizycznym i moralnym odrodze niem robotników fabrycznych, rzucał się w oczy nawet najbardziej krótkowzrocznym.
Sami fabrykanci, którym w półwiekowej z nimi wojnie domowej trzeba było krok za kro
kiem wydzierać ustawowe granice i normy dnia roboczego, wskazywali z dumą na kon trast między ich a „wolnymi" jeszcze dziedzinami wyzysku. Faryzeusze „ekonomii
politycznej” proklamowali teraz zrozumienie konieczności ustawowego normowania dnia roboczego jako znamienną najświeższą zdobycz ich „nauki”. Łatwo zrozumieć,
że z chwilą gdy magnaci fabryczni ulegli konieczności i pogodzili się z nią, siła oporu
kapitału stopniowo słabła, gdy jednocześnie siła ataku klasy robotniczej wzrastała wraz z liczbą jej sprzymierzeńców wśród niezainteresowanych bezpośrednio warstw społe
czeństwa (345-346).
Kim byli ci sprzymierzeńcy? Marks nie wymienia ich konkretnie, zapewne jednak
chodzi znów przede wszystkim o klasy robotników wykwalifikowanych oraz postę powe skrzydło reformistycznej burżuazji. Były to kluczowe składniki w sytuacji,
w której klasy robotnicze nie mogły głosować. „Stąd szybki stosunkowo postęp od roku 1860" (346).
Choć Marks nie komentuje tej kwestii, reformizm ów nie ograniczał się do warun
ków pracy fabrycznej, a w stopniu, w jakim stało się jasne, że mógłby na tym sko rzystać nawet interes przemysłowy, jego udział również rósł. Najlepszym symbo lem tego był przemysłowiec z Birmingham, Joseph Chamberlain, który został
188
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
burmistrzem i często określano go mianem „Radykalnego Joe" z powodu jego zaan gażowania w usprawnianie miasta w obszarach edukacji, infrastruktury (dopływu
wody, kanalizacji, oświetlenia gazowego i tak dalej) oraz lepszych mieszkań dla ubo gich. Do 1860 roku przynajmniej część przemysłowej burżuazji nauczyła się, że jeśli
chce utrzymać zyski, nie musi koniecznie być w tych obszarach reakcyjna. Cała ta dynamika wymaga pewnego komentarza. Z danych wynika jasno,
że do mniej więcej 1850 roku stopa wyzysku w angielskim systemie przemysłowym
była koszmarna, podobnie jak liczba godzin pracy, z ich przerażającymi konsekwen cjami dla warunków pracy i życia. Jednakże ten hiperwyzysk rozluźnił się nieco po 1850 roku, bez jakiegokolwiek widocznego negatywnego efektu dla zyskowności
czy wydajności. Miało to miejsce po części dlatego, że kapitaliści znaleźli inny sposób na osiąganie wartości dodatkowej (przejdziemy do tej kwestii niebawem). Odkryli
również, że zdrowa i wydajna siła robocza, w ramach krótszego dnia roboczego, mogła być znacznie bardziej produktywna niż chora, nieskuteczna, rozpadająca się, nieus tannie przewracająca się i wymierająca siła robocza jak ta, którą zatrudniali w latach
trzydziestych i czterdziestych XIX wieku. Kapitaliści mogli wówczas odtrąbić to odkry cie i swoją dobroczynność, a czasem otwarcie wesprzeć określony poziom regulacji
zbiorowych i interwencji państwa mających na celu ograniczenie przymusowych praw
konkurencji. Jeśli, z punktu widzenia klasy kapitalistycznej jako całości, skracanie dłu gości dnia roboczego okazało się dobrym pomysłem, co mówi to nam o walce robot
ników i ich sprzymierzeńców o jego ograniczenie? Można powiedzieć, że robotnicy
wyświadczyli kapitałowi przysługę. Kapitaliści zostali wepchnięci w reformę, która niekoniecznie była skierowana przeciwko ich interesowi klasowemu. Innymi słowy,
dynamika walki klasowej może równie łatwo pomagać w równoważeniu systemu, jak w jego zniszczeniu. Ostatecznie Marks w tym miejscu przyznaje, że gdy po pięć
dziesięciu latach walki przeciwko idei regulowania dnia roboczego kapitaliści ulegli, dostrzegli, że sprawdza się ona zarówno dla nich, jak i dla robotników.
W części siódmej Marks bada wpływ angielskiego ustawodawstwa fabrycznego
na inne kraje, przede wszystkim Francję i Stany Zjednoczone. W ten sposób jest on pierwszym myślicielem uznającym, że sposób analizy koncentrujący się wyłącznie
na pojedynczym robotniku i jego umowie jest niewystarczający. Dzieje normowania dnia roboczego w pewnych gałęziach produkcji i trwająca jeszcze
walka o to unormowanie w innych gałęziach stanowią oczywisty dowód, że robotnik
odosobniony, robotnik jako „wolny” sprzedawca swej siły roboczej, na pewnym stopniu
Rozdział V Dzień roboczy
189
dojrzałości produkcji kapitalistycznej ulega bez możności stawienia oporu. Toteż usta
nowienie normalnego dnia roboczego jest produktem przewlekłej, mniej lub bardziej utajonej wojny domowej między klasą kapitalistów a klasą robotniczą (350).
W innych krajach na tę walkę wpływa charakter tradycji politycznych („rewolucyjna
metoda francuska" (351) jest, dajmy na to, znacznie bardziej uzależniona od dekla racji „powszechnych praw") oraz rzeczywistych warunków pracy (w Stanach Zjed
noczonych, w warunkach niewolnictwa, „robotnik o skórze białej nie może się wyzwolić tam, gdzie robotnik o skórze czarnej piętnowany jest i poniżany" (352)). Jednak w tych wszystkich przypadkach robotnik, jawiący się na rynku jako „wolny
kontrahent" (353), odkrywa, że w żadnym wypadku nie jest nim w rzeczywistości
produkcji, gdzie „pijawka nie puści go, «dopóki bodaj jeden mięsień, jedno ścięgno,
jedna kropla krwi pozostaje do wyssania»" (353-354) (w tym miejscu Marks przy wołuje Engelsa). Lekcja do odrobienia brzmi następująco: Dla „ochrony” przed wężem swych udręczeń robotnicy muszą zespolić się i jako klasa
wymusić ustawę państwową, potężną zaporę społeczną, która by przeszkodziła im samym zaprzedawać przez dobrowolną umowę z kapitałem siebie i swoje potomstwo
na śmierć i na niewolę. W miejsce przepysznego katalogu „niezbywalnych praw czło wieka” zjawia się skromna Magna Charta ustawowo ograniczonego dnia roboczego,
która „nareszcie wyjaśnia, kiedy się kończy czas, który robotnik sprzedaje, a kiedy się
zaczyna czas należący do niego samego” (354).
Wniosek ten nasuwa kilka uwag. Marksowskie odrzucenie „niezbywalnych praw
człowieka" jest ponownym potwierdzeniem tego, że „gadka o prawach" nie jest w stanie objąć podstawowych problemów, jak choćby określenie długości dnia
roboczego. Sądy również nie są w stanie podołać temu zadaniu. W tym miejscu po raz pierwszy Marks twierdzi, że robotnicy muszą „zespolić się” i działać jako
klasa, a to, jak to zrobią, będzie miało potężny wpływ na warunki pracy i dynamikę kapitalizmu. Poniżej cytuję fragment tomu III Kapitału: Królestwo wolności zaczyna się faktycznie dopiero tam, gdzie kończy się praca, którą
dyktuje nędza i celowość zewnętrzna; leży więc ono z natury rzeczy poza sferą właści wej produkcji materialnej. Podobnie jak człowiek dziki, tak też człowiek cywilizowany
musi walczyć z przyrodą, aby zaspokoić swoje potrzeby, aby zachować i reprodukować
swój gatunek, a musi to czynić we wszystkich formach społeczeństwa i przy wszelkich
190
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
możliwych sposobach produkcji. Wraz z jego rozwojem rozszerza się królestwo koniecz
ności przyrodniczej, wzrastają bowiem potrzeby; zarazem jednak wzrastają siły wytwór cze, które owe potrzeby zaspokajają. Wolność w tej dziedzinie może polegać tylko na tym,
że uspołeczniony człowiek, zrzeszeni producenci regulują racjonalnie tę swoją wymianę materii z przyrodą, poddają ją wspólnej kontroli, zamiast być przez nią opanowani jako
przez ślepą silę, dokonują tej wymiany najmniejszym nakładem sił i w warunkach naj bardziej godnych ich ludzkiej natury i najbardziej odpowiadających. Zawsze jednak jest
to królestwo konieczności. Poza jego granicami rozpoczyna się rozwój sił ludzkich jako cel sam w sobie, prawdziwe królestwo wolności. Może ono wszakże rozkwitnąć jedynie na swej niezbędnej bazie, która stanowi królestwo konieczności. Skrócenie dnia robo
czego jest tu przesłanką podstawową1.
Widzieliśmy jednak również, że kapitaliści, pchani naprzód przez przymusowe prawa konkurencji, z dużym prawdopodobieństwem zachowują się w sposób poważnie
nadwądający ich szanse na reprodukowanie się jako klasy. Jeśli robotnicy zorgani zują się jako klasa, zmuszając kapitalistów, by zmienili swoje zachowanie, wówczas robotnicy pomagają uchronić kapitalistów od ich własnej indywidualnej głupoty
i krótkowzroczności, zmuszając ich do rozpoznania własnego interesu klasowego. Konsekwencją tego jest fakt, że zbiorowa walka klasowa może pełnić funkcję stabi lizatora w obrębie kapitalistycznej dynamiki. Jeśli robotnicy są kompletnie bezsilni,
wówczas system działa opacznie, ponieważ Apres moi le delugeiw żaden sposób
nie stanowi formuły prowadzenia stabilnej gospodarki kapitalistycznej. W oczy wisty sposób przymusowe prawa konkurencji spychające kapitalistów na ścieżkę samozniszczenia muszą zostać zahamowane. Stanowi to poważny problem zarówno
w odniesieniu do hipereksploatacji ziemi, grabieży zasobów naturalnych, jak rów nież jakości i ilości podaży pracy.
Jest to więc wniosek trudny do wyprowadzenia, ponieważ Marks jest rzekomo myślicielem rewolucyjnym. W tym rozdziale obwarował się jednak wstępnym zało żeniem, mówiącym, że zarówno kapitał, jak i praca dochodzą swoich racji w kate
goriach praw wymiany. W tych kategoriach jedynym możliwym wynikiem po stro nie' robotników jest „skromna Magna Carta" uczciwej zapłaty za uczciwy dzień pracy. Nie ma tu mowy o obaleniu klasy kapitalistów czy zniesieniu stosunków klasowych.* i
i K. Marks, Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej. Tom III. Proces produkcji kapitalistycznej
jako całość, cz. 2, przel. E. Lipiński, J. Maliniak, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 25, cz. 2, Książka
i Wiedza, Warszawa 1984, s. 560-561.
Rozdział V Dzień roboczy
191
Walka klas zaledwie równoważy stosunek kapital-praca. Walka klasowa zbyt łatwo
może zostać uwewnętrzniona w ramach kapitalistycznej dynamiki, stając się ppzytywną siłą, podtrzymującą kapitalistyczny sposób produkcji. Chociaż oznacza to,
że walka klas jest zarówno nieuchronna, jak i społecznie niezbędna, to jednak rzuca bardzo niewiele światła na szanse stojące przed rewolucyjnym zniesieniem
kapitalizmu.
W jaki sposób mamy rozumieć wynikającą z tego politykę? Według mnie można
się zgodzić z propozycją, że określone upodmiotowienie ruchu robotniczego jest społecznie niezbędne dla skutecznego działania kapitalizmu, a im szybciej kapi taliści to dostrzegą i poddadzą się temu, tym lepiej na tym wyjdą. Możemy przy
toczyć mnóstwo różnorodnych historycznych przykładów na potwierdzenie tego wniosku. Miały bowiem miejsce sytuacje, w których nawet państwo, jak stało się to
w Stanach Zjednoczonych w trakcie New Deal, umyślnie wzmacniało ruch związ
kowy, nie tyle w celu obalenia kapitalizmu, ale by dopomóc w jego ustabilizowaniu. Walki o wartość siły roboczej oraz o długość dnia roboczego stanowią fundament osiągnięcia odrobiny stabilności na gruncie kapitalizmu, zarówno ze społecznych, politycznych, jak również ekonomicznych powodów. Prawdopodobnie to nie przy
padek, że faza silnych socjaldemokratycznych rządów w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku w Europie, jak również umowa społeczna między kapi tałem a pracą w Stanach Zjednoczonych, wiązały się z silnym kapitalistycznym
wzrostem. Podobnie nie przypadkiem państwa skandynawskie z ich silnymi syste mami opieki społecznej pozostały względnie skutecznymi konkurentami na scenie międzynarodowej, nawet w czasie ostatniego zwrotu w kierunku neoliberalizmu,
dokonanego w różnych miejscach na świecie. Marks będzie obstawał przy tym, że w celu zrozumienia dynamiki kapitalizmu odkrycie społecznie niezbędnego
stanu walki klas musi zostać włączone teoretycznie w obręb burżuazyjnej ekonomii politycznej, która w innym wypadku by tę kwestię przemilczała.
Istnieje również punkt, po którego osiągnięciu walka o długość dnia robo czego oraz o upodmiotowienie ruchu klasy robotniczej może wykroczyć poza świa domość związkową i przemienić się w bardziej rewolucyjne żądania. Jedną kwestią
jest mówienie o tym, że dzień roboczy powinien zostać ograniczony do dziesięciu czy ośmiu godzin, ale co dzieje się, gdy skrócimy go do czterech? W tym momen cie kapitaliści robią się nieco nerwowi. Jak pokazał przypadek Francji, nawet trzydziestopięciogodzinny tydzień pracy i sześć tygodni nakazanych prawnie wakacji
uznawane jest za przesadę i wywołuje silny opór po stronie klasy kapitalistów i ich sprzymierzeńców, jak również skłania do walki na rzecz większej „elastyczności"
192
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
prawa pracy. Pytanie w tym miejscu brzmi zatem: od jakiego momentu reformy idą
za daleko i rzeczywiście podważają samą podstawę kapitalizmu? Jeśli w ogóle istnieje punkt równowagi dla walki klas, nie jest on ani sztywno określony, ani znany. Zależy jednak od istoty sił klasowych oraz stopnia elastyczno ści, który kapitaliści wykazują w stosunku do nowych wymogów. Na przykład znacz
nie krótszy dzień roboczy pozwala kapitalistom kłaść większy nacisk na intensyfika
cję i rosnącą wydajność pracy w sposób, który kompensuje straty poniesione przez krótsze godziny pracy. Niemalże niemożliwe jest utrzymanie wysokiego stopnia intensywności w trakcie dwunastogodzinnego dnia roboczego. Interesujący przy
kład tej sytuacji miał miejsce w czasie strajku górników przeciwko rządowi Edwarda Heatha w Wielkiej Brytanii we wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku.
W obliczu niedoborów zasilania Heath nakazał wprowadzenie trzydniowego tygo dnia pracy, późniejsze materiały pokazały jednak, że spadek aktywności wytwórczej
nie był proporcjonalnie duży. Heath zakazał również emisji programów telewizyj nych po dziesiątej wieczorem, co ostatecznie doprowadziło do tego, że został wyko pany w kolejnych wyborach (przypominam sobie również, że dziewięć miesięcy
później skoczyła nieco stopa urodzeń).
Nie mogę się powstrzymać, zanim zakończę rozważania nad tym rozdziałem, przed kilkoma komentarzami odnośnie do jego istotności dla współczesnych warun
ków. Co oczywiste, dynamika walki klasowej (w tym formowania się sojuszy klaso
wych) od czasów Marksa odgrywa wciąż kluczową rolę w określaniu dnia roboczego, tygodnia, roku czy życia pracy, jak również stopnia uregulowania warunków pracy oraz poziomu płac. Podczas gdy w niektórych miejscach i czasach co bardziej okropne
i przerażające warunki niż te, nad którymi rozmyślał szczegółowo Marks, zostały w znacznej mierze ograniczone, to ogólne problemy, które opisał (jak choćby znacz
nie niższa niż średnia oczekiwana długość życia w wielu zawodach w rodzaju gór nictwa, przetwórstwa stali czy budownictwa), nigdy nie zniknęły. Jednakże w ciągu ostatnich trzydziestu lat, wraz z neoliberalną kontrrewolucją kładącą większy nacisk
na deregulację oraz poszukiwanie w ramach procesu globalizacji znacznie podat-
niejszej na wyzysk siły roboczej, nastąpiło odnowienie tego rodzaju warunków pracy, na których tak obrazowym opisywaniu spędzali swoje dni w czasach Marksa inspektorzy fabryczni. W połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku na zajęciach
z Kapitału zwykłem zadawać moim studentom i studentkom następujące ćwicze nie. Prosiłem, by wyobrazili sobie, że otrzymali list z domu, w którym zwraca się
im uwagę, iż biorą udział w kursie poświęconym Kapitałowi, oraz komentuje się,
że chociaż jest to książka historycznie adekwatna, warunki opisane przez Marksa
Rozdział V Dzień roboczy
193
dawno temu zostały wyrugowane. Dawałem studentkom plik wyimków z oficjalnych raportów (choćby Banku Światowego) oraz wycinki z szanowanych gazet (w rodzaju New York Timesa) opisujące warunki pracy w fabrykach produkujących odzież firmy Gap w Ameryce Środkowej, fabrykach Nike’a w Indonezji lub Wietnamie czy pro duktów Levi-Straussa w Azji Południowej. Podsuwałem wreszcie te opisujące, jak wielka miłośniczka dzieci, Kathy Lee Gifford, doznała szoku, orientując się, że jej
linia odzieży dla Wal-Martu została wyprodukowana albo przez fabryki w Hondu
rasie, niemalże bezpłatnie zatrudniające dzieci, albo w sweatshopach w regionie Nowego Jorku, w których ludziom nie płacono przez całe tygodnie. Studenci i stu
dentki napisali naprawdę wspaniałe eseje. Gdy jednak zasugerowałem, że mogliby chcieć wysłać je do swoich domów, zaczęli się wzdragać.
Niestety w międzyczasie warunki zmieniły się na jeszcze gorsze. W maju 2008 roku Służby Imigracyjne i Celne USA najechały pakownię mięsa, aresztując 389
osób podejrzanych o bycie nielegalnymi imigrantami. Kilkoro z nich było nielet nich, a wielu pracowało po dwanaście godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu.
Imigranci zostali potraktowani jak kryminaliści. Wielu spośród 297 skazanych spę
dziło w więzieniu pięć lub więcej miesięcy jeszcze przed deportacją, podczas gdy władze zaczęły powoli rozprawiać się z firmą stosującą haniebne praktyki pracy,
i to dopiero pod naciskiem opinii publicznej i jej narastającego moralnego obu rzenia po ujawnieniu całej sprawy. Jak podsumowali to moi studenci, zbyt łatwo
można włożyć dowolną liczbę współczesnych przykładów praktyk pracowniczych do Marksowskiego rozdziału o dniu roboczym i w ogóle nie zauważyć różnicy.
Do tego doprowadziła nas neoliberalna kontrrewolucja i utrata władzy przez ruch
robotniczy. Przyznaję to ze smutkiem, że w odniesieniu do naszych dzisiejszych
czasów Marksowskie analizy są aż nazbyt aktualne.
Rozdział 9. Stopa i masa wartości dodatkowej
Rozdział dziewiąty jest typowym rozdziałem-łącznikiem. Z jednego zestawu proble mów zostaje tu wyprowadzony kolejny. Zanim zajdzie istotny zwrot, Marksowska
metoda powraca do nieco suchych wywodów algebraicznych. Jak sugeruje Marks,
kapitaliści zainteresowani są przede wszystkim maksymalizacją masy wartości dodatkowej, ponieważ ich indywidualna społeczna potęga zależy od całkowitej potęgi pieniądza, którą dowodzą. Masa wartości dodatkowej ustalana jest przez
stopę wartości dodatkowej przemnożoną przez liczbę zatrudnionych robotni
ków. Jeśli liczba zatrudnionych robotników się zmniejsza, ta sama masa wartości dodatkowej może zostać osiągnięta przez zwiększenie stopy wartości dodatkowej. Jednakże istnieje granica stopy wartości dodatkowej, nie tylko ze względu na dwu
dziestoczterogodzinną dobę, ale również w związku ze wszystkimi społecznymi
ograniczeniami omówionymi już wcześniej. W obliczu tych ograniczeń kapitaliści mogą zwiększać liczbę zatrudnionych robotników. W pewnym momencie napo
tykają jednak inną granicę, którą stanowi całkowity dostępny kapitał zmienny oraz całkowita podaż pracującej ludności. Zewnętrzną granicą będzie tutaj oczywi
ście całkowita liczba ludności, z drugiej strony jednak istnieją powody, dla których
dostępna siła robocza to znacznie mniej niż całkowita liczba ludności. Mierząc się z tymi dwoma ograniczeniami, kapitał musi wynaleźć całkowicie odmienną stra
tegię zwiększania masy wartości dodatkowej.
' Jak często zdarza się w rozdziałach przejściowych, również i tu Marks dostarcza nam w pigułce konceptualną mapę tego, gdzie już byliśmy i dokąd będziemy dalej
zmierzać: W obrębie procesu produkcji kapitał rozwinął się w zwierzchnictwo nad pracą, tzn.
nad czynną siłą roboczą, czyli nad samym robotnikiem. Uosobiony kapitał, kapitalista,
Rozdział V Dzień roboczy
195
dba o to, aby robotnik wykonywał swą robotę porządnie i z należytym stopniem inten
sywności. Kapitał rozwinął się dalej w stosunek przymusowy, zniewalający klasę rpbotniczą do wykonywania pracy większej, niżby wymagał od niej wąski zakres jej własnych
potrzeb życiowych (364).
Uosobiony kapitał, w swej żądzy pracy dodatkowej oraz nieustającej pogoni za war
tością dodatkową, przewyższa energią, żarłocznością i skutecznością wszystkie poprzednie systemy pro dukcji
Kapitał z początku podporządkowuje sobie pracę w warunkach technicz
nych, w których ją historycznie zastaje. Nie zmienia więc natychmiast sposobu produk
cji. Toteż wytwarzanie wartości dodatkowej w formie dotychczas przez nas rozważanej,
to znaczy za pomocą prostego przedłużenia dnia roboczego, okazywało się niezależne od jakiejkolwiek zmiany samego sposobu produkcji (364).
Wszystko to jednak ma się zmienić zarówno logicznie, jak i historycznie. Gdy „roz
patrujemy proces produkcji z punktu widzenia procesu pomnażania wartości" wówczas środki produkcji zmieniają się w „środki pochłaniania cudzej pracy. Już nie robotnik posługuje się środkami produkcji, lecz one posługują się nim” (364). To historyczne i logiczne odwrócenie znajduje się w samym centrum zdumiewa
jącej transformacji, jak powinien być rozumiany kapitalistyczny sposób produkcji. „Nie on konsumuje środki produkcji jako materialne elementy swej działalności produkcyjnej” lecz środki produkcji „jego konsumują jako zaczyn swego własnego procesu życiowego, a proces życiowy kapitału polega jedynie na jego ruchu jako
samopomnażającej się wartości” (364-365). Wynika to z prostego faktu, że jedyny sposób, w jaki wartość środków produkcji (martwa praca zakrzepła w fabrykach,
wrzecionach i maszynach) posiadana przez kapitalistów może zostać zachowa na (nie mówiąc już o jej powiększaniu w formie wartości dodatkowej), polega na wchłanianiu świeżych dostaw żywej pracy. Dla „burżuazyjnego mózgu” wynika z tego, że robotnicy istnieją jedynie w celu pomnażania kapitału przez stosowanie ich siły roboczej!
Kapitalizm żywi odrazę do wszelkiego rodzaju granic, dokładnie dlatego, że aku
mulacja potęgi pieniądza jest co do zasady czymś bezgranicznym. W związku z tym kapitalizm walczy nieustannie o przekroczenie wszystkich granic (środowiskowych, społecznych, politycznych oraz geograficznych) i przekształcenie ich w ograniczenia,
które można ominąć lub przechytrzyć. Przydaje to kapitalistycznemu sposobowi
196
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
produkcji określonego i szczególnego charakteru, jak również narzuca specyficzne historyczne i geograficzne konsekwencje jego rozwojowi. Zwrócimy się teraz w stronę rozważań dotyczących tego, w jaki sposób granice napotkane w tym roz
dziale - całkowitej dostępnej siły roboczej oraz stopy wyzysku - zostają przekształ
cone przez kapitał w dające się pokonać ograniczenia.
Rozdział VI • Wartość dodatkowa względna
Rozdział: 10. Pojęcie wartości dodatkowej względnej
Rozdział dziesiąty oferuje nam całkiem prosty wywód, stawiający jednak kilka skom plikowanych problemów. Mimo to zbyt łatwo go źle zrozumieć. Początkowy tok rozumowania przybiera tu następującą formę:
Wartość towaru określona jest przez zakrzepły w nim społecznie niezbędny
czas pracy, jednak wartość ta zanika wraz ze wzrastającą wydajnością. „Mówiąc ogólnie: im większa jest produkcyjna siła pracy, tym krótszy jest czas pracy niez
będny do wytworzenia przedmiotu, tym mniejsza jest skrystalizowana w nim ilość pracy, tym mniejsza jest jego wartość" (46).
Na wartość siły roboczej jako towaru wpływają wszelkiego rodzaju okolicz ności historyczne, kulturowe i społeczne. Jednakże powiązana jest ona również
z wartością towarów, których robotnicy potrzebują w celu zaspokojenia potrzeb związanych z własną reprodukcją i uzależnieniem od określonego standardu warun ków życia. Wartość siły roboczej sprowadza się do wartości określonej sumy środków utrzymania. Zmienia się więc ona wraz z wartością tych środków utrzymania, tzn. z długością czasu
pracy potrzebnego do ich wytworzenia (199).
Gdy inne czynniki pozostają niezmienione, wówczas wartość siły roboczej będzie
zmniejszać się wraz z rosnącą wydajnością w gałęziach przemysłu wytwarzających dobra, których robotnicy wymagają do własnej reprodukcji. Ażeby obniżyć wartość siły roboczej, musi wzrost siły produkcyjnej objąć gałęzie prze
mysłu, których produkty określają wartość siły roboczej, a więc bądź wchodzą w skład zwyczajnych środków utrzymania, bądź mogą je zastąpić (371).
200
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Dla kapitalistów oznacza to, że mogą wyłożyć mniej kapitału zmiennego, ponie waż robotnicy potrzebują mniej pieniędzy, by zaspokoić swoje potrzeby (ustalone
w danym standardzie warunków życia). Jeżeli kapitaliści muszą wykładać mniej
na kapitał zmienny, wówczas nawet jeśli długość dnia roboczego jest stała, stosunek s/v, stopa wyzysku, wzrasta. Zatem większa masa wartości dodatkowej przypada
kapitaliście, nawet jeśli długość dnia roboczego jest stała.
Proces ten w żaden sposób nie narusza praw wymiany. Możemy mieć pew ność, że kapitaliści będą poszukiwać możliwości zakupu jakiejkolwiek siły roboczej za jak najmniejszą wartość, a to zwiększy otrzymywaną przez nich masę warto
ści dodatkowej. „Pomimo poważnej roli, jaką metoda ta odgrywa w rzeczywistym
ruchu płac roboczych, musimy ją tutaj wyłączyć ze względu na założenie, że towary, a więc i siła robocza, są kupowane i sprzedawane według swej pełnej wartości" (369). Zatem raz jeszcze akceptacja logiki rynkowej oraz tez klasycznej ekonomii politycz
nej bierze górę nad badaniem rzeczywistych praktyk, pokazując ponownie Marksowskie przywiązanie do zdekonstruowania utopijnych tez klasycznej ekonomii
politycznej na jej własnych warunkach. Marksowski sposób rozumowania daje jesz
cze jeden szczególny rezultat. „Wzmożenie siły produkcyjnej w gałęziach produkcji, które nie dostarczają ani niezbędnych środków utrzymania, ani środków produkcji do wytwarzania ich, nie wywiera żadnego wpływu na wartość siły roboczej” (371).
Zatem redukowanie wartości luksusowych dóbr przez zwiększanie siły produkcyjnej
nie przynosi wartości dodatkowej względnej. Jedynie spadająca wartość artykułów konsumpcji robotniczej ma znaczenie.
Stąd wypływa następująca zagadka: dlaczego poszczególni kapitaliści zwiększają siłę produkcyjną we własnej gałęzi przemysłu wytwarzającej artykuły konsumpcji
robotniczej, skoro skorzystają z tego wszyscy kapitaliści? Dziś nazywane jest to pro
blemem gapowicza. Pojedynczy kapitalista, wychodzący naprzód, dokonuje inno wacji, obniża cenę danego dobra konsumpcyjnego, w ten sposób obniża wartość
siły roboczej, nie zyskując żadnej szczególnej korzyści. Korzyść przypada całej klasie kapitalistów. Gdzie tkwi indywidualna zachęta do takiego postępowania? Czy wartość dodatkowa względna powstaje wskutek jakiejś strategii klasowej?
Chóć Marks w tym rozdziale nie czyni żadnej wzmianki na ten temat, wcześniej
odniósł się już do przypadku, w którym działał podobny mechanizm - zniesienie ustaw zbożowych (ceł na import pszenicy) w wyniku zbiorowej agitacji ze strony prze mysłowców z Manchesteru. Tańszy import pszenicy poskutkował obniżeniem cen chleba, umożliwiając następnie zredukowanie płac. Okazało się, że tego rodzaju stra
tegia klasowa miała wielkie historyczne znaczenie. Podobne myślenie występuje dziś
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
201
w Stanach Zjednoczonych w odniesieniu do rzekomych korzyści z wolnego handlu.
Fenomen Wal-Martu i taniego importu z Chin są tu mile widziane, gdyż tanie pro dukty redukują koszty życia klas robotniczych. Fakt, że pieniężne płace robotników nie wzrosły wiele w ostatnich trzydziestu latach, stał się łatwiejszy do przyjęcia, ponie
waż fizyczna ilość dóbr, które mogą oni zakupić, wzrosła (pod warunkiem że kupują
w Wal-Marcie). Dokładnie w ten sam sposób, w jaki dziewiętnastowieczna angielska
burżuazja przemysłowa chciała obniżyć wartość siły roboczej, pozwalając na tani import, niechęć do blokowania taniego importu w dzisiejszych Stanach Zjednoczo nych wynika z potrzeby utrzymywania wartości siły roboczej na niezmiennym pozio
mie. Cła ochronne, choć mogą pomóc w zachowaniu miejsc pracy w Stanach Zjed noczonych, skutkowałyby podwyżką cen, wywierając presję, by podwyższyć płace. Z historycznego punktu widzenia okazuje się, że istniało i istnieje do dziś wiele
organizowanych przez państwo strategii interweniowania w obszarze wartości siły roboczej. Dlaczego na przykład stan Nowy Jork nie pobiera podatków od sprzedaży jedzenia? Ponieważ wydaje się to kwestią fundamentalną dla określania wartości
siły roboczej. Od czasu do czasu przemysłowa burżuazja wspiera kontrolę wyso kości czynszów, tanie (socjalne) mieszkalnictwo i dotowane czynsze oraz produkty
rolnicze, ponieważ utrzymuje to wartość siły roboczej na niskim poziomie. Możemy
zatem dostrzec wiele sytuacji, w których strategie klasowe były i są wypracowy wane za pośrednictwem aparatu państwowego w celu obniżenia wartości siły robo czej. W stopniu, w którym klasy robotnicze zyskały odrobinę dostępu do władzy państwowej, mogą wykorzystać go do zwiększenia swojego dochodu w naturze (przez państwowe świadczenie wielu usług i dóbr), podnosząc wartość siły robo
czej (w rzeczywistości żądając zachowania dla siebie części potencjalnej wartości
dodatkowej względnej). Marks w tym rozdziale wystrzega się jakiejkolwiek wzmianki na ten temat,
z pewnością z tych samych powodów, dla których odrzuca sposób, w jaki kapita
liści nieustannie starają się zakupywać siłę roboczą za mniej niż wynosi jej war
tość. Na gruncie przyjętych przez Marksa założeń teoretycznych niedopuszczalne
są świadome strategie klasowe czy interwencje państwowe. Nie musimy jednak w tej kwestii koniecznie cały czas za nim podążać, szczególnie jeśli jesteśmy zain
teresowani rzeczywistą historią. Niemniej jednak wskutek przylgnięcia do restryk cyjnych założeń wolnorynkowego utopizmu Marks dostrzega coś bardzo istot
nego. Pokazuje, jak i dlaczego poszczególni kapitaliści mogą zostać zmuszeni do innowacyjności (bez żadnych klasowych czy państwowych interwencji), nawet jeśli zwrot z ich innowacji trafia do całej klasy kapitalistycznej.
202
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
„Jeżeli poszczególny kapitalista przez wzmożenie produkcyjnej siły pracy powo duje potanienie np. koszul, to bynajmniej nie musi przyświecać mu cel, aby pro tanto
zniżyć wartość siły roboczej, a zatem skrócić niezbędny czas pracy" (371-372). Posz czególny kapitalista nie działa w oparciu o ogólną klasową świadomość, nawet jeśli
na mocy swoich działań „przyczynia się (...) do podniesienia ogólnej stopy wartości dodatkowej" (372). Marks ostrzega, że „należy odróżniać ogólne i konieczne ten
dencje kapitału od form ich przejawiania się” (372). To dziwne wyrażenie sygnalizuje, że dzieje się coś szczególnego (zapach fetyszyzmu unosi się w powietrzu). Do czego on zmierza? Nie będziemy teraz rozpatrywali, w jaki sposób immanentne prawa produkcji kapitalis tycznej przejawiają się w zewnętrznym ruchu kapitałów, działają jako przymusowe prawa konkurencji i dlatego dochodzą do świadomości indywidualnego kapitalisty jako napę
dowe motywy jego działania. Ale od razu jest widoczne, że naukowa analiza konkurencji możliwa jest tylko wtedy, kiedy pojęliśmy wewnętrzną naturę kapitału, podobnie jak pozorny ruch ciał niebieskich zrozumiały jest tylko dla tego, kto poznał ich rzeczywisty, ale zmysłowo niepostrzegalny ruch (372).
Musimy teraz pomyśleć długo i wytrwale, krytycznie i uważnie o tym, co mówi.
Zasugerowałem wcześniej, byście wytężyli uwagę, gdy do argumentacji dołączają
przymusowe prawa konkurencji, a tutaj wyraźnie się one pojawiają. Marks jed nakowoż wydaje się bagatelizować ich znaczenie, nawet jeśli uznaje, że nie może sobie bez nich poradzić. W tym miejscu mogę jedynie zaoferować wam moją wła
sną interpretację, będąc świadomym, że wiele osób się ze mną nie zgodzi. Myślę, że istnieje określone podobieństwo między sposobem, w jaki Marks analizuje rolę
wahań podaży i popytu oraz rolę konkurencji. W przypadku podaży i popytu Marks przyznawał, że te warunki odgrywają żywotną rolę, jednak gdy podaż i popyt znajdują
się w równowadze, wówczas nie wyjaśniają niczego. Podaż i popyt nie są w stanie
wyjaśnić, dlaczego koszule wymieniają się na buty w określonym stosunku. Należy to wytłumaczyć przez odwołanie do czegoś całkowicie innego, zakrzepłego społecz
nie niezbędnego czasu pracy czy wartości. Nie oznacza to, że podaż i popyt nie mają
żadnego znaczenia, ponieważ bez nich nie byłoby równowagi cen. Stosunki podaży
i popytu są niezbędnym, jednak nie wystarczającym aspektem kapitalistycznego sposobu produkcji. Konkurencja między poszczególnymi kapitalistami w obrębie
danej gałęzi produkcji towarów odgrywa podobną rolę. W tym przypadku jednakże
redefiniuje pozycję równowagi - średnią cenę czy wartość towaru - przez zmiany
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
203
w ogólnym poziomie wydajności w tej gałęzi produkcji towarów. Konkurencja, jak formułuje to w tym miejscu Marks, jest swego rodzaju epifenomenem, występują
cym na powierzchni społeczeństwa, podobnie jednak jak sama wymiana, posiada
głębsze znaczenie, którego nie sposób wyjaśnić przez odniesienie do konkurencji. Takie stanowisko zajął również w Zarysie krytyki ekonomii politycznej: konkurencja nie ustanawia praw ruchu kapitalizmu, lecz jest ich egzekutorem. Illimited competition (nieograniczona konkurencja) nie jest zatem przesłanką prawdziwości praw ekonomicznych, lecz skutkiem - formą przejawia
nia się, w której realizuje się ich konieczność (...). Konkurencja nie wyjaśnia zatem tych praw, lecz pozwala je dostrzec, nie tworzy ich jednak1.
Zobaczmy, w jaki sposób w tym przypadku działa ten proces. „Aby jednak zro
zumieć wytwarzanie wartości dodatkowej względnej, i to jedynie na podstawie dotychczas osiągniętych wyników, należy zauważyć, co następuje" (372). Wartość towaru, przypomnijcie sobie, określona jest przez społecznie niezbędny „czas
pracy potrzebny do wytworzenia jakiejś wartości użytkowej w istniejących spo łecznie normalnych warunkach produkcji i przy społecznie przeciętnym stopniu umiejętności i intensywności pracy” (44). Co się stanie, jeśli poszczególny kapita lista odejdzie od społecznej przeciętnej i zorganizuje superwydajny system pro
dukcyjny, który zamiast dziesięciu dowolnych przedmiotów na godzinę wytwarza
dwadzieścia? Jeśli zrobi tak jeden kapitalista, a wszyscy pozostali wciąż wytwarzają na poziomie dziesięciu, wówczas ten jeden kapitalista może sprzedawać na pozio mie lub blisko społecznej przeciętnej dla dziesięciu przedmiotów, produkując
i sprzedając dwadzieścia. „Wartość indywidualna tego towaru jest obecnie niż sza od jego wartości społecznej, co oznacza, że kosztuje on mniej czasu pracy
niż ten sam artykuł wytwarzany w wielkich ilościach w przeciętnych warunkach
społecznych” (373). Innowacyjny kapitalista osiąga nadprogramowy zysk, nad programową wartość dodatkową, sprzedając na poziomie lub blisko społecznej przeciętnej, choć produkuje na poziomie siły produkcyjnej znacznie wyższej niż
społecznie przeciętna. Ta różnica jest kluczowa i daje poszczególnemu kapitaliście
formę wartości dodatkowej względnej. W tym przypadku nie ma znaczenia, czy kapi talista produkuje artykuły konsumpcji robotniczej, czy dobra luksusowe. Jednak
1 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przeł. ZJ. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 435.
204
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
w jaki sposób ten kapitalista sprzedaje nadprogramowe dziesięć przedmiotów na godzinę po starej społecznie przeciętnej cenie? Tutaj do gry wkraczają prawa
podaży i popytu. Odpowiedź brzmi prawdopodobnie, że przedmioty te nie mogą zostać sprzedane po starej cenie. W związku z tym ceny zaczynają się obniżać.
Gdy to się dzieje, inni kapitaliści konfrontowani są z mniejszym zyskiem. Oznacza
to redystrybucję wartości dodatkowej od tych posiadających gorszą technologię do tych dysponujących lepszą. Zatem ci posługujący się gorszą technologią mają
coraz większą konkurencyjną zachętę do zastosowania nowej technologii. Gdy wszy
scy kapitaliści w danej gałęzi produkcji pójdą za przykładem i zastosują nową tech nologię, by produkować dwadzieścia przedmiotów na godzinę, wówczas społecznie niezbędny czas pracy zakrzepły w przedmiotach spada.
Ta forma wartości dodatkowej względnej, która przypada poszczególnemu kapitaliście, trwa tak długo, jak długo on lub ona posiada lepszą technologię niż
wszyscy pozostali kapitaliści. Jest zatem ulotna: ta nadzwyczajna wartość dodatkowa znika z chwilą, gdy nowy sposób wytwarzania upo
wszechnia się i przez to znika różnica między wartością indywidualną taniej wytwa
rzanych towarów a ich wartością społeczną. To samo prawo określania wartości przez czas pracy, które kapitaliście stosującemu nową metodę daje się odczuć w tej postaci, że zmusza go do sprzedawania swych towarów poniżej ich wartości społecznej, to samo
prawo jako przymusowe prawo konkurencji zmusza jego współzawodników do wpro wadzania u siebie nowego sposobu wytwarzania (375).
Pierwsza forma względnej wartości dodatkowej rozważana w tym rozdziale jest zjawiskiem klasowym. Przypada całej klasie kapitalistów i jest czymś tak stałym, jak pozwalają na to warunki walki klasowej o wartość siły roboczej. Druga forma jest indywidualna i ulotna. Właśnie ta druga forma przyznaje jednostkową przewagę,
której poszczególni kapitaliści zmuszeni są poszukiwać pchani przez przymusowe
prawa konkurencji. W wyniku tego wszyscy kapitaliści na tym czy innym etapie zmuszeni są do stosowania tej samej technologii. Dwie formy wartości dodat
kowej względnej są ze sobą wzajemnie powiązane, ponieważ ulotne innowacje
w sektorach artykułów konsumpcji robotniczej będą również obniżać wartość siły
roboczej na fizycznie ustalonym standardzie warunków życia. „Jest więc immanentnym dążeniem i stałą tendencją kapitału wzmagać siłę produkcyjną pracy,
aby spowodować potanienie towarów i przez to uczynić tańszym samego robot nika” (376).
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
205
Jeśli są z was jednak mądrzy kapitaliści, będziecie wiedzieć, że zawsze możecie
uzyskać tę drugą ulotną formę wartości dodatkowej względnej, pod warunkiejn że zawsze będziecie dysponować najlepszą technologią w swojej gałęzi produkcji. Niesie to ze sobą kilka interesujących konsekwencji. Załóżmy, że nową technologią jest nowa maszyna. Marks twierdził, że maszyny, będąc pracą martwą, nie mogą
wytwarzać wartości. Co się jednak dzieje, gdy otrzymujecie nadprogramową war tość dodatkową z powodu waszej nowej maszyny? Choć maszyny nie są źródłem wartości, mogą być źródłem względnej wartości dodatkowej dla pojedynczego kapi talisty! Gdy te maszyny staną się powszechne, mogą zacząć jawić się jako źródło war tości dodatkowej względnej dla całej klasy kapitalistycznej ze względu na spadek w wartości siły roboczej. Skutkuje to czymś szczególnym: maszyny nie mogą być
źródłem wartości, ale mogą być źródłem wartości dodatkowej. Spoglądając na sposób, w jaki Marks zorganizował swój wywód, widzimy,
że poszczególni kapitaliści są potężnie zachęcani do przeskakiwania na kolejne
poziomy innowacji technologicznych. Jeśli wysunę się na czoło grupy, ponie waż mam lepszy i bardziej wydajny system produkcji niż ty, otrzymam ulotną
wartość dodatkową przez trzy lata, a jeśli następnie ty mnie dogonisz lub nawet przegonisz, wówczas ta ulotna wartość dodatkowa przez trzy lata będzie przy
padać tobie. Wszyscy kapitaliści polują na ulotną wartość dodatkową osiągalną
za pośrednictwem nowych technologii. Stąd bierze się technologiczna dynamiczność kapitalizmu.
Większość innych teorii zmiany technologicznej traktuje ją jako coś w rodzaju deus ex machina, swego rodzaju egzogeniczną zmienną, przypisywaną wrodzo
nemu geniuszowi przedsiębiorców lub po prostu immanentnej dla istot ludzkich zdolności do innowacji. Jednak Marks jest jak zwykle niechętny przypisywaniu
czegoś tak kluczowego jakiejś zewnętrznej sile. Znalazł tu zatem prosty sposób
na wyjaśnienie od wewnątrz (czy, jak powiedzielibyśmy, endogennie) tego, dla czego kapitalizm jest tak niesłychanie technologicznie dynamiczny. Wyjaśnia rów nież, dlaczego kapitaliści utrzymują fetyszystyczny pogląd, że maszyny są źródłem wartości, i dlaczego również my go uznajemy. Jest jednak stanowczy. Maszyny
są źródłem względnej wartości dodatkowej, ale nie wartości. Ponieważ kapitali
ści zainteresowani są masą wartości dodatkowej oraz ponieważ ogólnie preferują otrzymywanie względnej wartości dodatkowej nad mierzenie się z walkami klaso wymi o bezwzględną wartość dodatkową, fetyszystyczna wiara w „technologiczne
utrwalenie” (technologicalfix) stanowiąca odpowiedź na ich ambicje jest aż nadto zrozumiała. Trudno nam było nawet wyprowadzić z tego błędu samych siebie.
204
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Mamy tu jeszcze do wyciągnięcia inny interesujący wniosek, przed którego zbadaniem Marks się powstrzymuje, choć nieśmiało odwołuje się do niego w innym
miejscu. Załóżmy, że robotnicy żyją wyłącznie o chlebie, a koszty chleba, ze względu na wzrosty wydajności, zostają zmniejszone o połowę. Załóżmy, że kapitaliści obci
nają płace o jedną czwartą. Zyskują kolektywną formę względnej wartości dodat kowej, zwiększając w ten sposób stopę wyzysku. Jednocześnie robotnicy mogą zakupić więcej chleba i podnieść standard warunków życia. Narzucające się tu
ogólne pytanie dotyczy sposobu, w jaki zyski ze zwiększenia wydajności dzielone
są między klasami. Jednym z możliwych rezultatów, którego podkreślenia niestety odmawia Marks, jest to, że fizyczny standard warunków życia robotników może się podnosić (mierzony przez dobra materialne - wartości użytkowe - na które mogą
sobie pozwolić), gdy w tym samym czasie zwiększa się stopa wyzysku, s/v. Jest to
o tyle istotny punkt, że jedna z linii krytyki wykorzystywana często w atakach na Marksa
głosi, że wierzy on we wzrost stopy wyzysku. Jak to możliwe? - pytają krytycy. Robot nicy (przynajmniej w krajach rozwiniętego kapitalizmu) posiadają dziś samochody
i wszystkie te dobra konsumpcyjne, w związku z tym stopa wyzysku nie może rosnąć! Czy robotnikom nie powodzi się lepiej? Jedna część odpowiedzi na te zarzuty opiera
się na tym, że postulowana przez Marksa teoria przewiduje opisaną sytuację. Stały
wzrost standardu warunków życia robotników może zachodzić przy jednoczesnym wzroście lub niezmienności stopy wyzysku. (Drugą część odpowiedzi może stano
wić wskazanie na korzyści przypadające jednej części globalnej klasy robotniczej kosztem imperialnych praktyk wyzysku innej części, jednakże nie można odwoły
wać się w tym miejscu do tej linii argumentacji). Uważam, że fakt, iż Marks nie podkreślił tej kwestii, był niefortunny po części
dlatego, że uczynienie tego uprzedziłoby błędną, złudną linię teoretycznej i histo rycznej krytyki. Co więcej, pozwoliłoby to nam również łatwiej skupić się na kwestii
sposobu, w jaki współdzieli się korzyści ze wzrostów wydajności, stanowiącej klu czowy aspekt historii walki klasowej. W przypadku Stanów Zjednoczonych od cza
sów wojny secesyjnej robotnikom przypadała część zysków z wyższej wydajności. Typową strategią przetargową związku zawodowego przy zwiększającej się wydaj
ności jest zgoda na współpracę w zamian za wyższe płace. Jeżeli korzyści z technolo
gicznej dynamiki rozkładają sie pomiędzy klasami, wówczas opór zostaje wyciszony, nawet jeśli kapitaliści radośnie zwiększają stopę wyzysku. Polityczny sprzeciw wo
bec kapitalizmu jako takiego również może stracić na ostrości, nawet jeśli stopa wyzysku rośnie, ponieważ robotnicy przynajmniej osiągają wyższy fizyczny stan dard warunków życia. Osobliwość sytuacji w Stanach Zjednoczonych sprowadza
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
207
się do tego, że robotnikom nie udaje się zyskać na wzrastającej wydajności dopiero od ostatnich trzydziestu lat. Klasa kapitalistów przywłaszczyła sobie niemal wszyst
kie korzyści. Jest to kwestia centralna dla neoliberalnej kontrrewolucji, odróżniająca ją od Keynesowskiego okresu państwa dobrobytu, gdy korzyści z wydajności zda
wały się dzielone bardziej po równo między kapitał i pracę. W wyniku tego, jak już
dobrze to udokumentowano, nastąpił olbrzymi wzrost poziomu społecznych nie równości w krajach, które przesunęły się na pozycje neoliberalne. Po części ma to
związek z równowagą sił między klasami oraz dynamiką walki klasowej w różnych miejscach, choć w Stanach Zjednoczonych tani import (i praktyki imperialistyczne)
również pomogły robotnikom w podtrzymywaniu złudzenia, że mogą w istocie czerpać korzyści z kapitalistycznego imperializmu. Wszystko to znajduje się jednak poza obszarem zainteresowania tekstu Marksa. Uważam natomiast, że rozszerzanie
jego kluczowych intuicji w tych kierunkach może być dla nas przydatne.
Rozdziat 11. Kooperacja
Trzy kolejne rozdziały zajmują się różnymi sposobami, w jakie kapitaliści mogą zdobywać względną wartość dodatkową konkretnego rodzaju. Ogólnym obszarem,
na którym ogniskuje się uwaga, jest tu wszystko, co podnosi produkcyjną silę pracy. Ewidentnie zależy to zarówno od form organizacyjnych (kooperacja i podział pracy),
jak również od maszyn i automatyzacji (najczęściej myślimy o tym w kategoriach technologii). Tworzy to pewnego rodzaju zamieszanie, ponieważ Marks czasami wiąże wszystkie te strategie razem pod jedną kategorią „sił wytwórczych" potem zaś
przy różnych okazjach korzysta z pojęcia „technologii” jak gdyby było to to samo. Jest wyraźnie zainteresowany zarówno formami organizacyjnymi („oprogramowaniem”),
jak i maszynami (sprzętem). Myślę, że najlepiej założyć, iż Marksowska teoria tech-
nologii/sił wytwórczych obejmuje maszyny plus formę organizacyjną. Uważam jego
stanowisko dotyczące tej kwestii za szczególnie istotne, ponieważ w naszych czasach transformacja formy organizacyjnej - podwykonawstwa, systemów produkcji just-in-time, korporacyjnej decentralizacji i temu podobnych - odegrała i wciąż odgrywa
dużą rolę w poszukiwaniu wzrostów wydajności. Choć zyskowność Wal-Martu ma swoją podstawę w wyzysku taniej chińskiej pracy, skuteczność jego formy organiza cyjnej wyróżnia go na de wielu konkurentów. Podobnie japoński podbój amerykań skiego rynku samochodowego kosztem Detroit miał tyle samo wspólnego z formą
organizacyjną (just-in-time oraz podwykonawstwem) japońskich firm samocho
dowych, co z nowym sprzętem oraz wdrożoną przez nie automatyzacją. W istocie odkąd tylko badania nad związkami czasu i ruchu (oraz tego, co znamy pod nazwą
tayloryzmu) stały się modne około roku 1900, zawsze istniało silne powiązanie mię dzy sprzętem a „oprogramowaniem” kapitalistycznych systemów produkcji. Marks rozpoczyna od zbadania tego, w jaki sposób dwie formy organizacyjne -
kooperacja i podział pracy - mogą zostać wykorzystane przez kapitał w ramach
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
209
istniejących warunków technologicznych, rzemieślniczej i rękodzielniczej pracy,
w celu zwiększenia wydajności. Innowacje w zakresie tych dwóch aspektów fgrmy
organizacyjnej stały się w historii kapitalizmu czymś nieodłącznym od samego zdobywania względnej wartości dodatkowej. Nie powinniśmy o tym nigdy zapo
minać. Jednakże, jak w rozdziale o procesie pracy, gdzie uwypukla się potencjalną szlachetność procesu w odróżnieniu od jej wyalienowanej formy w kapitalizmie,
również i tu Marks nie przedstawia ani kooperacji, ani podziału pracy wyłącznie
w negatywnym świetle. Uznaje je za coś potencjalnie twórczego, korzystnego i sa tysfakcjonującego dla robotników. Kooperacja i dobrze zorganizowany podział
pracy stanowią wspaniałe ludzkie zdolności zwiększające nasze kolektywne moce.
Zapewne socjalizm i komunizm będą ich zdecydowanie potrzebować. Marks stara
się jednak pokazać, w jaki sposób te pozytywne potencjały przechwytywane są przez kapitał na jego własną konkretną korzyść, a zatem przekształcane w coś negatyw
nego dla robotników. „Forma pracy wielu jednostek, które pracują planowo obok siebie i razem ze sobą w tym samym procesie produkcji lub w różnych, lecz powiązanych proce sach produkcji, nosi nazwę kooperacji" (383). Zwróćcie uwagę na słowo „planowo" ponieważ stanie się to ważną ideą. Kooperacja pozwala na przykład na zwiększe
nie rozmiarów produkcji, a idące z tym w parze korzyści skali mogą prowadzić do wzrostów wydajności oraz produkcyjnej siły pracy. Wykorzystywane jest to
w znaczący sposób w konwencjonalnej teorii ekonomicznej i Marks wcale się przed tym nie wzbrania. „Idzie tu nie tylko o to, by podnieść indywidualną siłę produk cyjną poprzez kooperację, lecz o stworzenie siły produkcyjnej, która sama przez się
musi być siłą masową" (384), Ta masowa siła w większości prac produkcyjnych (...) wywołuje wśród robotników współzawodnic two i pobudzenie ich energii życiowej (animal spirits), podnoszące zdolność produk
cyjną poszczególnej jednostki. Dzięki temu 12 osób razem wytworzy w ciągu łącznego
144-godzinnego dnia roboczego o wiele większy łączny produkt niż 12 oddzielnych robotników, z których każdy pracuje przez 12 godzin (384).
Co więcej, „kooperacja umożliwia (...) rozszerzanie przestrzennej sfery pracy" (387),
jednocześnie pozwalając na przestrzenne zwężanie obszaru produkcji w stosunku do skali produkcji. To ograni czenie przestrzennej sfery pracy przy jednoczesnym rozszerzeniu sfery jej działania,
210
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
przez co oszczędza się wiele nieprodukcyjnych kosztów (...), jest wynikiem skupienia robotników, łączenia różnych procesów pracy i koncentracji środków produkcji (387).
Mamy tu interesujące napięcie między, z jednej strony, ekspansją geograficzną (pracą wykonywaną na dużym obszarze) oraz, z drugiej strony, geograficzną kon centracją (gromadzeniem robotników w celach kooperacji na określonej prze
strzeni). Ten ostatni aspekt, jak wskazuje Marks, może mieć polityczne konsekwen cje, ponieważ robotnicy zbierają się razem i organizują.
Obstaje jednak przy tym, że „we wszystkich tych okolicznościach specyficzna siła produkcyjna kombinowanego dnia roboczego jest społeczną siłą produkcyjną
pracy, czyli siłą produkcyjną pracy społecznej. Wynika ona z samej kooperacji” (388).
Co więcej, „w planowym współdziałaniu z innymi robotnik przezwycięża swoje indy widualne ograniczenia i rozwija swoją zdolność gatunkową” (388). To jeden z tych
przypadków, w których Marks powraca do jakiegoś pojęcia ogólnej istoty gatunko wej, będącej istotnym tematem Rękopisów ekonomiczno-filozoflcznych z 1844 roku. W tym miejscu trudno postrzegać w negatywnym świede tę dyskusję poświęconą kooperacji. Zrzucamy kajdany naszej indywidualności i rozwijamy zdolności gatun
kowe. Tak długo, jak nasze zdolności nie zostały urzeczywistnione, musimy wciąż uświadamiać sobie potencjalność naszej istoty gatunkowej.
Co jednak się dzieje, gdy powracamy do świata naszego „niedoszłego kapita listy"? Po pierwsze, by zorganizować kooperację, kapitalista potrzebuje wstępnej masy kapitału. Ile go potrzeba i skąd pochodzi? Dziś ustosunkowując się do tego problemu, często wskazujemy na poważne ograniczenia możliwości zainicjowania
jakiegokolwiek procesu produkcji. W niektórych przypadkach koszty początkowe
mogą być pokaźne. Istnieją jednak sposoby, dzięki którym można pokonać ten
problem. Marks wprowadza istotne rozróżnienie. Pisze, że „z początku zwierzch nictwo kapitału nad pracą zdawało się formalnym tylko skutkiem tego, że robotnik
zamiast na siebie pracuje na kapitalistę i dlatego pod komendą kapitalisty" (389-
-390). Jednak wraz z upływem czasu, „wraz z rozwojem kooperacji wielu robot ników najemnych zwierzchnictwo kapitału staje się niezbędne do realizacji
sarniego procesu pracy, staje się rzeczywistym warunkiem produkcji” (390). Jest to rozróżnienie między „formalną” subsumcją pracy pod kapitał a jej subsumcją
„realną" Co oznacza ta różnica? W ramach tego, co było określane mianem systemu na
kładczego, kapitaliści handlowi dostarczaliby materiałów robotnikom pracującym
we własnych chałupach i powracaliby odebrać wypracowany produkt w późniejszym
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
211
terminie. Robotnicy nie byliby nadzorowani, a proces pracy byłby pozostawiony chałupnikom (często obejmował pracę rodzinną i zazębiał się z pracami rolpymi
zapewniającymi utrzymanie). Jednakże chałupnicy byli uzależnieni od kapitalistów handlowych z powodu ich przychodów pieniężnych i nieposiadania wypracowa
nych przez siebie produktów. To Marks miał na myśli, odnosząc się do subsumcji formalnej. Gdy robotnicy zostali przyprowadzeni do fabryki w zamian za płacę,
wówczas zarówno oni, jak i proces pracy znaleźli się pod bezpośrednim nadzorem kapitalisty. Oto subsumcja realna. W związku z tym subsumcja formalna zachodzi
na zewnątrz, jednak w ramach stosunku zależności, podczas gdy realna ma miejsce w obrębie fabryki, pod nadzorem kapitalisty. Ta ostatnia pociąga za sobą większe koszty początkowe, więcej kapitału wstępnego. Na wczesnych etapach kapitali
zmu, gdy kapitał był czymś rzadkim, formalny system wyzysku mógł równie dobrze być bardziej korzystny. Marks był przekonany, że z czasem subsumcja formalna
ustąpi subsumcji realnej. Niekoniecznie miał jednak rację. Odrodzenie w naszych czasach pracy kontraktowej, pracy w domu i temu podobnych wskazuje, że jakiś
powrót do formalnych sposobów podporządkowania i subsumcji jest całkowicie
możliwy. Gdy robotnicy zostają zebrani w ramach kolektywnej struktury kooperacji wew nątrz fabryki, podlegają władzy kierowniczej kapitalisty. Jakikolwiek kooperatywny
wysiłek wymaga pewnej władzy kierowniczej, kogoś w rodzaju dyrygenta orkiestry. Problem polega jednak na tym, że „funkcja kierownictwa, nadzoru i uzgadniania
staje się funkcją kapitału, kiedy podległa mu praca staje się pracą kooperacyjną"
(390). Co więcej, „jako szczególna funkcja kapitału przybiera funkcja kierowania pewne szczególne cechy charakterystyczne” (390). Funkcja ta polega na rozpozna
niu faktu, że atomy czasu są pierwiastkami zysku, i wyciskaniu z robotników tak
wiele czasu pracy, jak to tylko możliwe. Z drugiej strony „wraz ze zwiększaniem się
liczby jednocześnie zatrudnionych robotników wzrasta ich opór, a więc nieuchron
nie wzrasta też nacisk kapitału w celu pokonania tego oporu” (390).
Walka między kapitałem a pracą, którą już wcześniej napotkaliśmy na rynku pracy, zostaje zinternalizowana w obrębie hali fabrycznej. Dzieje się tak, ponieważ kooperacja zostaje zorganizowana poprzez władzę kapitału. To, co niegdyś stano
wiło potęgę pracy, obecnie jawi się jako potęga kapitału: współzależność prac robotników występuje wobec nich idealnie jako plan kapitalisty, a w praktyce jako jego władza, jako potęga obcej woli, która ich działanie podporząd kowuje swojemu celowi (391).
212
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Zamiarem kapitalisty jest zabezpieczenie, z jednej strony, „społecznego procesu pracy w celu wytworzenia określonego produktu" z drugiej zaś „procesu pomnaża
nia wartości kapitału" (391), to znaczy wytwarzania wartości dodatkowej. Pociąga to za sobą rozwój szczególnego rodzaju procesu pracy, w którym „funkcja bez pośredniego i stałego nadzorowania poszczególnych robotników i grup robot
niczych" (391-392) skutkuje wytworzeniem „szczególnej odmiany pracowników najemnych” (391). Podobnie jak armia potrzebuje swoich oficerów i podoficerów, tak też masy robotnicze,
działające wspólnie pod komendą kapitału, potrzebują przemysłowych oficerów (dyrek torów, managers) i podoficerów (nadzorców, foremen, overlookers, contremaîtres) (392).
Wyłania się określona struktura nadzoru robotników, która jest zarówno autory tarna, jak i „despotyczna" (391). W jej ramach kapitalista uzyskuje odrębną rolę koordynatora procesu pracy we wszystkich jego aspektach. „Kapitalista nie dlatego jest kapitalistą, że jest kierownikiem przemysłowym, lecz dlatego staje się rozkazo
dawcą przemysłowym, że jest kapitalistą. Dowództwo w przemyśle staje się atrybu tem kapitału" (392). Jedynie przez dowodzenie procesem pracy można wytworzyć
i odtworzyć kapitał. Z drugiej strony robotnicy wstępują w pewien stosunek z tym samym kapitałem, ale nie między sobą. Współ
działanie ich zaczyna się dopiero w procesie pracy, ale w procesie pracy przestali oni już należeć do samych siebie. Z chwilą wstąpienia w ten proces zostali wcieleni
do kapitału. W charakterze robotników współdziałających, w charakterze członków
pewnego organizmu wytwarzającego, stanowią tylko szczególny sposób istnienia
kapitału (393).
Robotnicy tracą swoją osobowość i stają się zwykłym kapitałem zmiennym. To wła
śnie Marks rozumie przez realną subsumcję pracy pod kapitał. ' Społeczna siła produkcyjna pracy rozwija się bezpłatnie, gdy robotnicy znajdują się
w pewnych określonych warunkach; a w te właśnie warunki stawia ich kapitał. Ponieważ za społeczną siłę produkcyjną pracy kapitał nic nie płaci i ponieważ z drugiej strony
robotnik rozwija ją dopiero wtedy, kiedy praca jego należy już do kapitału, przeto wystę puje ona jako siła produkcyjna, którą kapitał posiada z natury, jako jego immanentna siła produkcyjna (393).
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
213
Przyrodzona potęga pracy, społeczna siła kooperacji, zostaje zawłaszczona przez
kapitał i jawi się jako władza kapitału nad robotnikami. Historyczne przykłady wymuszonej kooperacji można by mnożyć - średniowiecze, niewolnictwo, kolonie, praca niewolnicza - jednakże w kapitalizmie powiązanie zorganizowanej koopera
cji z pracą najemną manifestuje się w szczególne sposoby. Odegrało ono kluczową rolę w powstaniu kapitalizmu. Jednoczesne zatrudnienie większej liczby robotników najemnych w tym samym pro cesie pracy jest punktem wyjścia produkcji kapitalistycznej. Zbiega się on z samym powstaniem kapitału. Jeżeli więc, z jednej strony, kapitalistyczny sposób produkcji stanowi historycznie niezbędny warunek przekształcenia procesu pracy w proces spo
łeczny, to z drugiej strony ta społeczna forma procesu pracy stanowi metodę stosowaną
przez kapitał, po to by przez wzmożenie jego siły produkcyjnej eksploatować go z więk
szym zyskiem (395).
Źródłowy status określonej formy kooperacji zostaje utrwalony w całej historii kapi
talizmu. Kooperacja prosta jest wciąż jeszcze dominującą formą w tych gałęziach produkcji, w których kapitał produkuje na wielką skalę, ale podział pracy i maszyny nie odgrywają
poważnej roli. Kooperacja pozostaje podstawową formą kapitalistycznego sposobu pro
dukcji, chociaż sama jej prosta postać występuje jako jej forma szczególna obok innych bardziej rozwiniętych jej form (396).
Nie sposób wyobrazić sobie kapitalistycznego sposobu produkcji bez kooperacji,
chociaż jest to kooperacja w warunkach despotyzmu kapitalistów organizujących
i dyrygujących władzą nadzoru oraz dzielących klasę robotniczą na odrębne hie
rarchiczne grupy. Zatem nie wystarczy już dłużej myśleć wyłącznie o robotniku najemnym jako takim, ponieważ klasa robotnicza zostaje rozwarstwiona według zarówno statusu, jak i zróżnicowania wysokości wynagrodzenia powiązanego z róż
nymi funkcjami wymaganymi w celu ustanowienia despotyzmu kooperatywnego aparatu oddanego wyłącznie produkcji wartości dodatkowej.
Rozdział 12. Podział pracy i manufaktura
Rozdział dwunasty zawiera analizę podziału pracy. Marks skupia się tu na reor
ganizacji istniejącego rzemiosła, istniejących umiejętności, istniejących techno logii w zakresie narzędzi i tym podobnych w nowy system, który określa mianem „manufaktury” Tej reorganizacji można dokonać na dwa sposoby. Pierwszym jest zebranie „w jednym warsztacie pod komendą tego samego kapitalisty (...) robotni
ków różnorakich samodzielnych rzemiosł” (395). Przykładem wykorzystanym przez
Marksa jest produkcja karet, gdzie koła, obicie, rama i tak dalej były produkowane oddzielnie, a następnie składane w całość. Różni się to wyraźnie od robienia gwoź dzi czy igieł. W tym przypadku proces zaczyna się od surowców, następnie przecho dzi przez ciągłą procedurę, aż osiąga postać gwoździa czy igły. Jednak „choć punkt wyjściowy manufaktury w obu wypadkach jest różny, ostateczna jej postać jest ta
sama: mechanizm wytwórczy, którego organami są ludzie” (399-400). Oznacza to, że istoty ludzkie zbierane są razem, tworząc określony rodzaj wzajemnych stosun ków wewnątrz kooperatywnego reżimu przestrzeni produkcji. Jednakże tego rodzaju reorganizacja nie pozostawia bazowych umiejętności
nietkniętymi. „Rozczłonkowanie procesu produkcji na jego poszczególne fazy zbiega
się tu zupełnie z rozszczepieniem działalności rzemieślniczej na jej różne operacje
cząstkowe" (400). Gdy proces produkcji widziany jest jako całość, powstają możliwo
ści podzielenia go na mniejsze części i zaangażowania do każdej z nich wyspecjali
zowanych robotników albo w ramach jednej ciągłej sekwencji, albo zaangażowania
różnorodności wielu rzemiosł. Niemniej jednak „podstawą pozostaje rzemiosło. Ta wąska podstawa techniczna wyklucza rzeczywiście naukowe rozczłonkowanie procesu produkcji" (400). Stanowi to oczywiście ograniczenie dla postępu kapita
listycznej produkcji, a jak już twierdziłem, kapitał nie przepada za ograniczeniami
i nieustannie stara się je pokonywać. Trudność w tym przypadku polega na tym, że
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
215
każdy proces cząstkowy, przez który produkt przechodzi, musi być wykonany jako cząst kowa praca rzemieślnicza. Właśnie dlatego, że zręczność rzemieślnicza pozostają pod
stawą procesu produkcji, każdy robotnik przysposabia się do jednej tylko funkcji cząst kowej, a jego siła robocza staje się na całe życie organem tej cząstkowej funkcji (400).
W wyniku tego robotnicy zamiast cieszyć się wolnością zmieniania jednej czyn
ności na drugą, zostają coraz bardziej ograniczeni do poszczególnej umiejętności, poszczególnego rzemiosła i wykorzystania poszczególnego zestawu specjalistycz
nych narzędzi. „Robotnik, który przez całe życie wykonuje jedną i tę samą czynność, przekształca całe swe ciało w automatycznie jednostronny organ tej czynności"
(400). Czy robotnik posiada kontrolę nad narzędziem, czy też narzędzie kontro
luje robotnika? Marks sugeruje, że społeczne uwięzienie robotników w poszcze gólnej specjalizacji w ramach podziału pracy sprawia, iż stają się tak powiązani
ze swoimi wyspecjalizowanymi narzędziami, że tracą wolność. Nie zawsze tak było. Rzemieślnik, który przy wytwarzaniu danego wyrobu wypełnia kolejno różne procesy cząstkowe, musi zmieniać to miejsce, to narzędzia. Przejście od jednej czynności do dru giej przerywa tok jego pracy i stwarza jak gdyby pory w jego dniu roboczym (402).
Kapitał nie lubi jednak tego rodzaju przerw w dniu roboczym, ponieważ atomy czasu są pierwiastkami zysku. Te przerwy „zwężają się, gdy robotnik przez cały dzień
wykonuje bez przerwy jedną i tę samą czynność" (402). Z drugiej strony może być
to kontrproduktywne, ponieważ „nieprzerwana jednostajność pracy przytępia
i osłabia napięcie sił życiowych robotnika, dla którego sama zmiana działalności
jest wypoczynkiem i bodźcem” (402). Jest to częściowe ustępstwo na rzecz poglądu Fouriera dotyczącego znaczenia różnorodności oraz mnogości bodźców w procesie pracy w odróżnieniu od nud
nego uwięzienia w ramach podziału pracy jednej osoby z jednym narzędziem na całe
życie. Do wywodu wkraczają pozytywne i negatywne aspekty sposobu, w jaki pod kapitalistyczną kontrolą zorganizowany jest podział pracy. Ten argument na rzecz zróżnicowania pracy nie stracił znaczenia nawet w obrębie kapitalizmu. Próby zwięk
szenia wydajności i produktywnej siły w ramach procesu pracy przez wprowadzenie „kół jakości” (quality circles) oraz zróżnicowanie zadań w celu przeciwdziałania monotonii pracy były obiektem wielu eksperymentów dokonanych przez kapitali styczne firmy w określonych gałęziach produkcji.
216
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
W części trzeciej Marks zarysowuje bardziej systematycznie kontrast między
dwiema podstawowymi formami manufaktury - heterogeniczną (łączenie ze sobą wielu różnych umiejętności, jak w produkcji karet czy lokomotyw) oraz organiczną
(ciągłą, jak robienie gwoździ). Natomiast w tym miejscu korzysta z możliwości
wprowadzenia pojęcia „robotnika łącznego',’ który jest złożony z robotników cząstkowych, częścią swych wielu rąk uzbrojonych w liczne narzę
dzia ciągnie drut, gdy innymi rękami i innymi narzędziami prostuje go, tnie, zaostrza itd.
Różne procesy stopniowe następujące kolejno po sobie w czasie przekształcają się w pro
cesy odbywające się obok siebie w przestrzeni (407)-
Siła produkcyjna oraz wydajność zależą nie od pojedynczego robotnika, ale od wła
ściwej organizacji pracy zbiorowej.
Oznacza to, że należy poświęcić właściwą uwagę organizacji produkcji oraz wy dajności, którą można osiągnąć przez czasoprzestrzenną rekonstrukcję procesu pracy jako całości. Marks wskazuje, że siłę produkcyjną zyskuje się poprzez nietra-
cenie czasu. Racjonalizując sposób, w jaki zorganizowana jest przestrzeń, możecie
zaoszczędzić na kosztach ruchu. W związku z tym, w kontekście tego, jak funk
cjonuje kapitalizm, cała struktura czasoprzestrzenna staje się problemem organi zacyjnym. Była to wielka innowacja, wprowadzona do procesu pracy z produkcją
just-in-time w latach siedemdziesiątych XX wieku przez Japończyków. Chodziło
o sztywne planowanie przepływów dóbr w przestrzeni i czasie tak, by nie musieć posiadać niemal żadnych magazynów w jakimkolwiek punkcie systemu produkcji.
Była to ta właśnie innowacja, która dała japońskiemu przemysłowi samochodo
wemu przewagę konkurencyjną nad wszystkimi innymi graczami w latach osiem dziesiątych XX wieku. Japończycy zgarnęli ulotną formę względnej wartości dodat kowej, zanim pochwycili ją wszyscy pozostali. Słabą stroną tego systemu jest to,
że jest podatny na zakłócenia. Jeśli jedno ogniwo w łańcuchu czasoprzestrzennym
zostanie zastopowane przez, dajmy na to, strajk, wówczas wszystko inne musi sta nąć. Właśnie ze względu na brak magazynów.
Marks w jasny sposób dostrzega, że głównym organizacyjnym aspektem sys
temu kapitalistycznego jest to, w jaki sposób zorganizowane i zrozumiane zostaną przestrzeń i czas. Kapitalista musi wymyśleć plan dla skutecznego czasoprzestrzen
nego systemu produkcji. Zakłada to z kolei ważne rozróżnienie między tym, co dzieje się na rynku, a tym, co dzieje się wewnątrz firmy. „To, że na wytworzenie towaru wydatkuje się tylko społecznie niezbędny czas pracy, występuje w warunkach
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
217
produkcji towarowej w ogóle jako zewnętrzny przymus konkurencji" (408) (raz
jeszcze zwróćcie uwagę na znaczenie konkurencji). Natomiast „w manufakturze wykonanie danej ilości produktów w danym czasie pracy staje się prawem technicz
nym samego procesu produkcji” (408). To rozróżnienie (sprzeczność) między tym, co wymusza logika rynkowa, a tym, co może zostać wykonane przez wewnętrzne
planowanie, jest kluczowe dla następującego po tym wywodu. Pełnemu rozkwi towi tej sprzeczności stoi jednak na przeszkodzie ograniczenie wynikające z tego,
że wciąż zajmujemy się pracą rzemieślniczą i rękodzielniczą. Skłania to Marksa do poczynienia wymownego ogólnego komentarza. Cesarstwo rzymskie przekazało nam najpierwotniejszą formę maszyny w postaci młyna
wodnego. Okres rzemieślniczy dał nam wielkie wynalazki kompasu, prochu, druku i auto matycznego zegara. Ale na ogól maszyna odgrywa ową podrzędną rolę, którą Adam Smith
wyznacza jej obok podziału pracy (411-412).
Oznacza to, że aż do końca XVIII wieku kapitaliści nie ukierunkowywali się na nowe maszyny jako na główny sposób poprawienia swojej wydajności produkcyjnej. Byli
ogólnie zadowoleni z użytkowania istniejących metod produkcji i możliwości ich
reorganizowania. Oczywiście pojawiały się innowacje w rodzaju kompasu czy pro chu i wszystkich innych, ale kapitalizm nie zintemalizował jeszcze dynamiki nie
ustannej innowacji technologicznej w samym sercu procesu pracy jako takiego.
Stało się to później, wraz z powstaniem maszyn i nowoczesnego przemysłu (stanowi
to przedmiot rozważań w rozdziale trzynastym).
Kapitalistyczna reorganizacja procesów pracy wywarła istotny wpływ na robot ników. „Przyzwyczajenie do czynności jednostronnej przekształca go w jej nieza
wodnie, jak siła przyrody, działający organ, a jednocześnie współzależność mecha
nizmu łącznego zmusza go do działania z regularnością części maszyny" (413). Zachodził zatem „podział, klasyfikacja i ugrupowanie robotników według właściwo
ści, które u nich przeważają” (412), co następnie tworzyło „hierarchię sił roboczych, której odpowiada skala płac roboczych" (413). Rozróżnienie między robotnikami wykwalifikowanymi i niewykwalifikowanymi zostało szczególnie zaznaczone. Obok hierarchicznego stopniowania występuje prosty podział robotników na wykwalifi kowanych i niewykwalifikowanych. Dla tych ostatnich zgoła nie istnieją koszty nabywa nia kwalifikacji, dla pierwszych zmniejszają się one, w porównaniu z rzemieślnikami (...).
W obu wypadkach wartość siły roboczej spada (414).
218
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Kapitalistyczne reorganizacje i rekonfiguracje zadań dążyły do wytworzenia sytuacji,
w której robotnicy zostają pozbawiani umiejętności, ponieważ niegdyś skompliko wane zadania zostały uproszczone i rozczłonkowane. Wywarło to również wpływ na obniżanie wartości zatrudnionej siły roboczej. Stosunkowy spadek wartości siły roboczej wskutek tego, że odpadają lub zmniejszają się
koszty nabywania kwalifikacji, obejmuje bezpośrednio znaczniejsze pomnażanie warto ści kapitału, ponieważ wszystko, co skraca czas niezbędny do reprodukcji siły roboczej,
rozszerza dziedzinę pracy dodatkowej (414).
Jednakże „wyjątki zdarzają się wówczas, gdy rozkład procesu pracy stwarza nowe wiążące czynności, które w rzemieślniczym trybie produkcji nie występowały wcale
albo występowały w mniejszym zakresie” (414). Należy przyznać, że w ramach każ dej reorganizacji procesu pracy może zajść dwustronny ruch: masowego pozba wiania umiejętności przy jednoczesnym powoływaniu do życia znacznie mniejszej
grupy obdarzonej nowymi umiejętnościami (na przykład inżynierów linii montażo wych). Ta ostatnia część klasy robotniczej jest najczęściej upodmiotowiona i uprzywi
lejowana względem pozostałych robotników. Część czwarta, zatytułowana „Podział pracy w obrębie manufaktury i podział pracy w obrębie społeczeństwa” jest ważna i potencjalnie brzemienna w konsekwencje. Marks powraca tu do rozróżnienia między szczegółowym podziałem pracy w ramach warsztatu,
zachodzącym w ramach zaplanowanego projektu oraz bezpośredniego nadzoru kapi talisty, a podziałem pracy osiągniętym poprzez konkurencję na rynku. Te dwie formy wywodzą się „z przeciwległych" punktów wyjścia, ale odnoszą się do siebie nawzajem.
Marks dostarcza tu krótkiego (i muszę przyznać, nie bardzo satysfakcjonującego) omó
wienia rozwoju historycznego. „W obrębie rodziny, a w dalszym rozwoju - plemienia, powstaje naturalny podział pracy na tle różnic pici i wieku, czyli na podstawie czysto fizjologicznej” (415). Jest to uproszczenie oparte, podobnie jak w przypadku jego innych
historycznych komentarzy, na bardzo znikomych dowodach. Marks stawia hipotezę, że wymiana produktów zaczyna się w tych punktach, gdzie różne rodziny, plemiona, spo łeczności stykają się z sobą, gdyż w zaraniu cywilizacji nie osoby prywatne, lecz rodziny,
plemiona itd. występują wobec siebie jako samodzielne jednostki. Różne społeczności znajdują w otaczającej je przyrodzie różne środki produkcji i różne środki utrzymania.
Toteż ich sposób produkcji, ich tryb życia oraz ich produkty są bardzo różne (416).
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
219
Stosunki wymiany powstają między wspólnotami posiadającymi różne aktywa, różne zasoby oraz różne produkty. „Podstawą wszelkiego rozwiniętego podziału
pracy, dokonującego się za pośrednictwem wymiany towarów, jest podział na mia sto i wieś" (416). Dialektyka stosunków miasto-wieś jest, jak (słusznie w mojej opi nii) sugeruje Marks, historycznie istotna. Jednak nie rozwija on kwestii tego, dla
czego i gdzie tak jest. Dalej: do powstania kapitalizmu właściwa „liczba ludności
i gęstość zaludnienia” (417) jest niezwykle istotna. Jest ona, jak pisze, „warunkiem
podziału pracy w obrębie społeczeństwa" (417). Ale ta gęstość zaludnienia jest rzeczą względną. Stosunkowo słabo zaludniony kraj o roz winiętych środkach komunikacji jest bardziej gęsto zaludniony niż silniej zaludniony kraj
o nierozwiniętych środkach komunikacji. W tym sensie północne stany Unii Amerykań
skiej np. są gęściej zaludnione niż Indie (417).
Marks odwołuje się tu do względnej teorii stosunków przestrzeni-czasu, w czym jest całkiem innowacyjny. Obszar geograficzny, na którym rozwinął się kapitalizm, nie był niezmienny, lecz zróżnicowany, będąc zależnym nie tylko od gęstości zaludnienia,
ale również od technologii transportowych i komunikacyjnych. Kluczowy argument
dotyczy tego, że podział pracy w manufakturze zakłada, iż społeczeństwo „osiągnęło już pewien stopień dojrzałości. Z drugiej strony rękodzielniczy podział pracy oddzia
ływa z kolei na ten społeczny podział pracy, rozwijając go i rozgałęziając” (417). Argu mentuje tutaj na rzecz zwiększania okrężności w produkcji, jak i jej złożoności. Ruch
zachodzi tu od prostej sytuacji, gdy ktoś tworzy jedną rzecz, do sytuacji, w której kilka osób tworzy części tej rzeczy i sprzedaje je na rynku, aż na koniec wszystkie zostaną
złożone przez kogoś innego. Rosnąca okrężność tworzy coraz większe możliwości dla rozwinięcia się terytorialnej specjalizacji. Terytorialnemu podziałowi pracy, który przytwierdza poszczególne gałęzie produkcji do poszczególnych okręgów kraju, dodaje nowego bodźca rękodzielniczy tryb produkcji,
który eksploatuje każdą odrębność. Rozszerzenie rynku światowego i system kolonialny, które zaliczyć należy do niezbędnych warunków istnienia okresu manufaktury (ważny
punkt, który powinniśmy dobrze odnotować - przyp. DH), dostarczają jej obfitego mate riału dla podziału pracy w obrębie społeczeństwa (418).
Chociaż istnieje wiele „analogii i związków wzajemnych" (419) między podziałem
pracy w społeczeństwie a podziałem pracy w obrębie warsztatu, „różnią się one nie
220
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
tylko swym zakresem, lecz samą swą istotą" (419) (czymś, czym, jak słusznie przyznał
Marks, zajmował się Adam Smith). Podział pracy w obrębie społeczeństwa dokonuje się za pośrednictwem kupna i sprzedaży
produktów różnych gałęzi pracy, natomiast związek między różnymi pracami cząstkowymi w manufakturze utrzymuje się za pośrednictwem sprzedaży różnych sił roboczych temu samemu kapitaliście, który stosuje je jako kombinowaną siłę roboczą. Rękodzielniczy podział
pracy ma za przesłankę koncentrację środków produkcji w ręku jednego kapitalisty, prze słanką zaś społecznego podziału pracy jest rozproszenie środków produkcji pomiędzy wielu
niezależnych od siebie wytwórców towarów. W obrębie manufaktury spiżowe prawo stosunku ilościowego, czyli proporcjonalności, przydziela określoną liczbę robotników do określonych czynności, w obrębie zaś społeczeństwa przypadek i dowolność rządzą rozdziałem wytwór
ców towarów i ich środków produkcji pomiędzy różne społeczne gałęzie pracy (420-421).
W tym ostatnim przypadku, jak twierdzi, „różne sfery produkcji stale dążą do rów nowagi” (421), jednakże robią to wyłącznie za pomocą mechanizmów rynkowych. Następnie zaś, powracając do praw wymiany towarów, wyjaśnia, dlaczego tak się
dzieje. Oznacza to, że „stała tendencja różnych sfer produkcji do osiągnięcia rów nowagi działa jedynie jako reakcja przeciw ciągłemu naruszaniu tej równowagi"
(421). Czyli gdy popyt i podaż się Zachwieją (zauważcie, że nie jesteśmy tu w stanie
postępować bez uwzględnienia mechanizmów podaży i popytu), wahania cen ryn kowych wymuszają niezbędne przystosowanie do skrywanych stosunków wartości, ponieważ wytwórcy zmieniają to, co produkują oraz ile produkują. W efekcie otrzy
mujemy wyraźnie zaznaczony kontrast. Marks oddaje go następująco: Reguła, która przy podziale pracy w obrębie warsztatu przeprowadzana jest a priori i planowo, przy podziale pracy w obrębie społeczeństwa działa już tylko a posteriori jako konieczność przyrody, konieczność wewnętrzna, ślepa, objawiająca się w wahaniach barometru cen rynkowych i przezwyciężająca bezładną dowolność wytwórców towa rów. Rękodzielniczy podział pracy ma za przesłankę bezwzględną władzę kapitalisty
nad ludźmi, którzy stanowią już tylko człony należącego doń mechanizmu łącznego; społeczny podział pracy przeciwstawia sobie nawzajem niezależnych wytwórców towa
rów, którzy nie uznają nad sobą żadnej innej władzy prócz władzy konkurencji, prócz przymusu wywieranego na nich przez ich krzyżujące się z sobą interesy, podobnie jak
w królestwie zwierzęcym bellum omnium contra omnes w mniejszym lub większym stopniu stanowi o warunkach istnienia wszystkich rodzajów (421).
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
221
Zauważcie w tym fragmencie zależność od mechanizmów podaży i popytu oraz przy musowych praw konkurencji jako czegoś niezbędnego do osiągnięcia pewnego
stanu równowagi, w którym panują stosunki wartości. Kapitalizm, podsumowuje Marks, zawsze funkcjonuje w samym sercu sprze czności między „anarchią społecznego podziału pracy i despotyzmem rękodzielni
czego podziału pracy” (422). Co więcej, te dwa aspekty podziału pracy „wzajemnie się warunkują" (422). Jednakże Marks wiąże z tym wnioskiem pewien kontrower syjny i politycznie istotny komentarz: ta sama świadomość burżuazyjna, która rękodzielniczy podział pracy, dożywotnie przy
kucie robotnika do wykonywania jednej jakiejś cząstkowej czynności i bezwzględne podporządkowanie robotnika cząstkowego kapitałowi wynosi pod niebiosa jako organi zację pracy wzmagającą jej siłę produkcyjną - ta sama świadomość burżuazyjna równie
namiętnie piętnuje wszelką świadomą kontrolę społeczną i regulowanie społecznego
procesu produkcji jako zamach na nietykalne prawa własności, na wolność i na samo-
określający się „geniusz" indywidualnego kapitalisty. Jest rzeczą bardzo znamienną, że natchnieni apologeci systemu fabrycznego nic gorszego nie potrafią powiedzieć
o wszelkiej ogólnej organizacji pracy społecznej niż to, że zamieniłaby ona całe społe czeństwo w jedną fabrykę (421-422).
Powyższe stwierdzenia wymagają drobiazgowego rozbioru. Kapitaliści kochają planową organizację produkcji w obrębie swojej fabryki, jednakże czują odrazę
względem idei jakiegokolwiek społecznego planowania produkcji w społeczeństwie.
Wiele mówiące jest to ideologiczne narzekanie, że planowanie jest złe - w szcze
gólności dla kapitalistów - mające na celu jedynie zaatakowanie tej idei z powodu
tego, że przekształciłaby ona świat na podobieństwo ich własnych straszliwych fabryk. Potępienie planowania nie zazębia się w żaden sposób z tym, co zachodzi w strukturach Toyoty czy Wal-Martu. Odnoszące sukcesy korporacje rozwijają zawiłe techniki planowania w ramach kompleksowego zarządzania jakością, analiz nakła-
dów-wyników (input-output analysis), optymalnego ustalania harmonogramów
czy projektowania, planując wszystko aż po najdrobniejsze szczegóły. Natomiast
jedną kwestią jest Marksowskie wskazanie na pełne hipokryzji podejście kapitali stów do planowania w obszarze społecznej rzeczywistości, czymś innym zaś suge
rowanie, że te bez wątpienia złożone techniki, stosowane w ramach poszukiwania względnej wartości dodatkowej, mogą być właściwe dla planowania społeczeń
stwa socjalistycznego chcącego powiększać materialny dobrostan nas wszystkich.
222
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Mówiąc w skrócie, czy w poszukiwaniu socjalizmu rozsądnie byłoby przekształcić świat w centralnie planowaną gospodarkę, a w efekcie w jedną wielką fabrykę?
Oczywiście dokonanie tego przysporzyłoby wiele problemów - wystarczy spojrzeć
na Marksowskie świadectwo dotyczące przerażających warunków pracy fabrycz nej. Jednakże jeśli problemem nie miałyby być same techniki, ale fakt, że zostały one wykorzystane do osiągania względnej wartości dodatkowej dla kapitalistów
raczej niż do wytworzenia wystarczającej ilości produktów pozwalających zaspo
koić materialne potrzeby ogółu, wówczas poparcie Lenina dla fordowskiego pro-
duktywizmu jako celu do osiągnięcia przez sowiecki przemysł staje się bardziej zrozumiałe. Powrócimy jednak jeszcze do tego pytania.
Z pewnością argument mówiący, że centralne planowanie jest niemożliwe
ze względu na poziom złożoności czy z powodu tego, iż narusza stosunki wła sności prywatnej, jest nie do utrzymania - szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę
złożoność właściwą każdej wielkiej korporacji produkującej, powiedzmy, elektro
nikę, jak również fakt pozbawienia robotnika i robotnicy praw do owoców jego/jej pracy. Niesłychana nieefektywność systemu rynkowego (szczególnie w odniesieniu do kwestii środowiska naturalnego) oraz okresowa brutalność przymusowych praw
konkurencji, wraz z rosnącym despotyzmem, który ten przymus zazwyczaj wytwa
rza w miejscu pracy, z trudem mogą służyć za świetną reklamę dla nadrzędności koordynacji rynkowej. Podobnie pomysł, jakoby innowacja była możliwa wyłącznie
przy jednostkowych prawach własności oraz przymusowych prawach konkuren cji, jest z pewnością naciągany, zarówno logicznie, jak i historycznie. To, co, jak myślę, robi tutaj największe wrażenie na Marksie, to przyswojenie wytwórczych sił pracy przez kapitał. Raz po raz przypomina on klasie robotniczej, że wszystkie te moce kooperacji oraz podziału pracy są jej siłami produkcyjnymi, a kapitał je po prostu zawłaszcza. Siła produkcyjna powstająca z kombinacji różnych prac występuje jako siła produk
cyjna kapitału. Manufaktura właściwa nie tylko podporządkowuje robotnika, dawniej samodzielnego, dowództwu i dyscyplinie kapitału, ale ponadto stwarza hierarchiczne uszeregowanie wśród samych robotników (426).
Konsekwencje dotykające robotników są daleko idące. Manufaktura czyni robotnika kaleką, sztucznie hodując jego specjalną sprawność zawodową kosztem
całego świata skłonności i zdolności twórczych; podobnie mieszkańcy krajów położonych
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
223
nad La Plata zarzynają bydlę tylko dla skóry lub łoju. Nie tylko poszczególne prace cząst
kowe rozdziela się między różne jednostki, ale samą jednostkę dzieli się i przeksztąłca
w automatyczne narzędzie jakiejś pracy cząstkowej; w ten sposób urzeczywistniła się niedorzeczna bajka Meneniusza Agryppy, przedstawiająca człowieka jako część jego własnego ciała (426-427).
W związku z powyższym polityka ciała sprowadza się do tego, że robotnicy zostają zredukowani do bycia fragmentami samych siebie. „Postradawszy swą naturalną
zdolność" - Marks jest w tym miejscu ironiczny - „do wykonywania czegoś samo dzielnego, robotnik manufaktury rozwija wytwórczą działalność już tylko jako przy
datek do warsztatu kapitalisty" (427). Duchowe siły produkcji zwiększają swą skalę w jednym miejscu właśnie dlatego, że zni kają w wielu innych miejscach. To, co tracą robotnicy cząstkowi, koncentruje się przeciw
nim w kapitale. To, że duchowe siły materialnego procesu produkcji przeciwstawiają się robotnikom jako cudza własność i jako ujarzmiająca ich potęga, stanowi produkt rękodzielniczego podziału pracy (427).
Praca intelektualna staje się wyspecjalizowaną funkcją, oddzielającą pracę men
talną od manualnej, przy czym ta pierwsza staje się coraz mocniej kontrolowana przez kapitał. Ten proces oddzielenia rozpoczyna się w kooperacji prostej (...). Rozwija się dalej w manu fakturze, która kaleczy robotnika, czyniąc go robotnikiem cząstkowym. Osiąga swój punkt
kulminacyjny w wielkim przemyśle, który oddziela od pracy naukę jako samodzielną siłę wytwórczą i narzuca jej rolę służebnicy kapitału (427-428).
Wynikiem tego jest „zubożenie robotnika” oraz poważna utrata jego „indywidual
nych sił produkcyjnych" (428). Polityczne i intelektualne podmiotowości nie pozostają nietknięte. Marks cytuje następnie Adama Smitha - niekoniecznie z aprobatą,
ale zacytowane słowa stały się później faktem: „Umysł ogromnej większości ludzi” powiada A. Smith, „kształtuje się siłą rzeczy w pow szednich czynnościach. Człowiek, który całe życie spędza na wykonywaniu niewielu prostych czynności... nie ma żadnej sposobności, by wyćwiczyć swój umysł... schodzi zwykle na najniższy wśród ludzkich istot szczebel tępoty i niewiedzy” Po przedstawieniu
224
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
umysłowego przytępienia robotnika cząstkowego, Smith pisze dalej: „Jednostajność jego znieruchomiałego życia osłabia, oczywiście, także siłę jego umysłu... Niszczy nawet
jego tężyznę cielesną i czyni go niezdolnym do wytężonego i wytrwałego wysiłku, poza cząstkowym zatrudnieniem, do którego się wdrożył. Tak więc jego sprawność w oddziel
nym jego zawodzie wydaje się być nabyta kosztem cnót umysłowych, społecznych i woj skowych. Jednakże w każdym przemysłowym i cywilizowanym społeczeństwie do tego
stanu muszą nieuchronnie stoczyć się ubodzy ludzie pracy (the labouring poor), to zna czy szerokie masy ludowe" (428-429).
W tym miejscu Marks wydaje się częściowo przychylny temu, by do pewnego stopnia zaakceptować opis sytuacji dostarczony przez Smitha. Również uważam,
że należy zadać ogólne pytanie: w jakim stopniu nasze codzienne zatrudnienia osłabiają siłę naszych umysłów? Myślę, że problem jest powszechny i wcale nie
ogranicza się do robotników. Dziennikarze, osoby medialne, profesorowie uniwer
syteccy - wszyscy się z nim mierzymy (mam pod tym względem dużo osobistych doświadczeń). Powszechna niechęć do protestowania przeciwko militaryzmowi, społecznej niesprawiedliwości, represjom, które otaczają nas na każdym kroku,
ma coś wspólnego (w bardzo podstępny sposób) z umyslowościami i politycznymi podmiotowościami wynikającymi z naszego codziennego zatrudnienia, jak rów nież ze skomplikowaną organizacją burżuazyjnej represji. „Pewne zwyrodnienie
duchowe i fizyczne jest nieodłączne nawet od podziału pracy w społeczeństwie jako całości" (430), przyznaje Marks, a skutkuje to tym, co określa mianem „patolo
gii przemysłowej” (430). Ponownie stąpamy tutaj po niepewnym gruncie. Czy nie byłoby właściwe ujmować całą klasę robotniczą w kategoriach patologii? Utopią byłoby założenie, że wszystko to nie ma żadnego wpływu na ludzkie zdolności
do reagowania i myślenia. Ci z was, którzy i które kiedykolwiek organizowali się wraz z ludźmi pracującymi w dwóch miejscach (osiemdziesiąt godzin w tygodniu), znają
ten problem aż za dobrze. Robotnicy w tych warunkach mają mało lub nie mają w ogóle czasu na myślenie (nie mówiąc już o czytaniu) o większości rzeczy, o któ rych myślimy, że powinni myśleć, biorąc pod uwagę ich robotniczą pozycję. Są tak
zmęczeni usiłowaniem związania końca z końcem, wykarmienia dzieci czy wyko nania innych czynności domowych, że nie mają czasu na nic innego poza pracą.
Smith doprowadził ten argument do ekstremum, kreśląc niefortunny wniosek, że w związku z sytuacją robotników pracą i obowiązkiem wąskiej elity jest wykony wanie całego procesu myślenia i organizowania. Jest jednak coś, co w Marksowskim opisie możemy zakwestionować jedynie na własne polityczne ryzyko.
Rozdział VI Wartość dodatkowa względna
225
Reorganizacja podziału pracy, zarówno w obrębie procesu pracy, jak i w społe czeństwie jako całości, jest cechą tego, co Marks nazwał „okresem manufaktury”
(435) w historii kapitalizmu. System manufaktury ma jednak swoje granice. Manu faktura nie mogła ani objąć produkcji społecznej w całym jej zakresie, ani dokonać
w niej dogłębnego przewrotu. „Wznosiła się ona” - i Marks rzeczywiście się tym zachwyca jako kunsztowne dzieło ekonomiczne na szerokiej podstawie miejskiego rzemiosła i wiej skiego przemysłu domowego. Jej własna wąska baza techniczna znalazła się na pewnym
stopniu rozwoju w sprzeczności z wytworzonymi przez nią samą potrzebami produkcji (436).
Istniał jednak nacisk na wykroczenie poza te ograniczenia. Oczywiście to maszyny znoszą „działalność rzemieślniczą w charakterze regulującej zasady produkcji spo łecznej" (437). Wiedzie nas to do kolejnego rozdziału, w którym maszyny i forma
organizacyjna nowoczesnej fabryki wysuwają się na sam środek sceny.
Rozdział VII • Co ujawnia technologia?
Rozdział 13. Maszyna i wielki przemysł
We wprowadzeniu do tej książki zwróciłem waszą uwagę na fakt, że Marksowi
bardzo rzadko zdarza się omawiać przyjętą przez niego metodologię. Należy ją zatem zrekonstruować przez uważne i staranne przyglądanie się marginalnym komentarzom, uzupełnione o zbadanie samych jego praktyk badawczych. Rozdział trzynasty, zatytułowany „Maszyna i wielki przemysł” daje nam okazję do zmierze
nia się z tym problemem, a jednocześnie rozwija ogólną argumentację dotyczącą charakteru kapitalistycznego sposobu produkcji. To zdecydowanie długi rozdział, jego części są jednak uporządkowane w logiczny sposób. Opłaca się z pewnością
przyjrzeć temu logicznemu uporządkowaniu zarówno przed przestudiowaniem go, jak i po nim.
Istotny przypis
Rozpocznę jednakże od przypisu 89, w którym Marks w zagadkowy, często stoso wany do roztrząsania kwestii metodologicznych sposób wiąże ze sobą w jeden układ mnóstwo pojęć, rzeczywiście dostarczając ogólnej ramy dla dialektycznego i histo
rycznego materializmu. Przypis rozwija się w trzech oddzielnych etapach. Pierwszy z nich ujmuje relację wiążącą Marksa z Darwinem. Marks przeczytał O powstawa niu gatunków i znajdował się pod wrażeniem zarysowanej w tej książce historycznej metody ewolucyjnej rekonstrukcji. Wyobrażał sobie, że jego praca jest w pewnym
sensie kontynuacją dzieła Darwina, jednak kładącą nacisk na historię ludzką w takim
samym stopniu jak na historię naturalną (nie zaś w opozycji do niej). Jak twierdził
w przedmowie do pierwszego wydania, jego celem było spojrzenie „na rozwój eko nomicznej formacji społeczeństwa jako proces przyrodniczo-historyczny" (8). Z tego
230
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
punktu widzenia nie można „obarczać jednostki odpowiedzialnością za stosunki, których sama, społecznie biorąc, pozostaje wytworem, choćby je subiektywnie przerastała” (8).
W interesującym nas przypisie Marks wpierw skupia się na „krytycznej historii
technologii” która: musiałaby w ogóle wykazać, w jak małym stopniu można jakikolwiek wynalazek XVIII stulecia przypisać w całości jednemu człowiekowi. Dotychczas nie ma takiego dzieła.
Darwin zwrócił uwagę na historię technologii naturalnej, tzn. na kształtowanie się orga nów roślin i zwierząt jako narzędzi wytwórczych dla życia zwierzęcego i roślinnego.
Czyż nie zasługuje na równie baczną uwagę historia organów wytwórczych człowieka społecznego, będących materialną podstawą każdej poszczególnej organizacji społecz nej? I czy historia ta nie byłaby łatwiejsza do napisania, skoro - jak twierdzi Vico - histo ria ludzkości tym się różni od historii przyrody, że pierwszą tworzyliśmy sami, a drugiej
nie? (440).
Argumentacja Vico opiera się na założeniu, że historia przyrody jest domeną Boga,
a skoro ten przejawia się jedynie w tajemniczy sposób, znajduje się ona poza ludz
kim zrozumieniem. Wciąż jednak z pewnością jesteśmy w stanie zrozumieć naszą własną historię, ponieważ to my ją stworzyliśmy. Marks już wcześniej przedstawił
historyczne podejście do zmiany technologicznej i zauważył kilka istotnych przejść powiązanych z transformacją sposobu produkcji. W rozdziale piątym, podążając
za Benjaminem Franklinem i określając człowieka mianem „a toolmaking animai",
tj. zwierzęcia wytwarzającego narzędzia, spostrzega, że Szczątki środków pracy mają takież znaczenie dla określenia dawnych formacji ekono miczno-społecznych, jakie dla rozpoznania organizacji wymarłych gatunków zwierząt
ma budowa szczątków ich kości. Epoki ekonomiczne różnią się nie tym, co się wytwarza,
lecz tym, jak się wytwarza, za pomocą jakich środków pracy się wytwarza. Środki pracy nie są tylko miernikiem rozwoju ludzkiej siły roboczej, ale też wykładnikiem stosunków
' społecznych, w jakich praca się odbywa (208).
Następnie w przypisie stwierdza, że „dotychczasowe dziejopisarstwo niewiele wie o rozwoju produkcji materialnej, a więc o podstawie wszelkiego życia społecznego, a przeto wszelkich prawdziwych dziejów" (208-209). W rozdziale dwunastym twier
dził natomiast, że
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
231
Cesarstwo rzymskie przekazało nam najpierwotniejszą formę maszyny w postaci młyna wodnego. Okres rzemieślniczy dał nam wielkie wynalazki kompasu, prochu, druku i auto
matycznego zegara. Ale na ogół maszyna odgrywa ową podrzędną rolę, którą Adam Smith wyznacza jej obok podziału pracy (411-412).
Idea głosząca, jakoby istniał proces ewolucyjny ludzkości, w którym możemy wyod
rębnić radykalne zwroty, nie tylko w technologiach, ale również w całokształtach sposobów życia społecznego, jest zdecydowanie czymś dla Marksa istotnym. Marks nie czytał Darwina bezkrytycznie. „Osobliwe" pisał do Engelsa, „jak to Darwin wśród bestii i roślin odnajduje swoje angielskie społeczeństwo z jego podzia łem pracy, konkurencją, odkrywaniem nowych rynków, «wynalazkami» i Maltu-
zjańską «walką o byt»"1. Marks widzi, że problemem jest ahistoryczne podejście
Darwina do czysto naturalnej ewolucji bez żadnego odniesienia do roli działania
ludzkiego w przekształcaniu oblicza ziemi. Odniesienie do Malthusa również wiele
nam mówi, ponieważ w swoim wprowadzeniu do O powstawaniu gatunków Darwin przypisał pochodzenie kilku swoich kluczowych idei Malthusowi. Ponieważ Marks
nie był w stanie znieść tego autora, myśl, że to on właśnie zainspirował Darwina, musiała być dla niego trudna do zaakceptowania. Co ciekawe, to rosyjscy ewolucjo-
niści, którzy nie byli tak wystawieni na wpływ brytyjskiego, bezwzględnego industrializmu (Darwin ożenił się z córką Josiaha Wedgwooda, słynnego przedsiębiorcy
ceramicznego, w ten sposób wiedzę o konkurencji, podziale pracy czy funkcji w fab ryce czerpał z pierwszej ręki), położyli znacznie większy nacisk na kooperację i pomoc
wzajemną. Rosyjski geograf Piotr Kropotkin przełożył następnie te idee na podstawy
anarchizmu społecznego. Tym, co Marks cenił u Darwina, było jednakże podejście do ewolucji jako procesu otwartego na historyczną rekonstrukcję i teoretyczne dociekanie. Autor
Kapitału w podobny sposób wierny jest rozumieniu ludzkiego procesu ewolucyj
nego. Właśnie tu pojawia się jego silniejszy nacisk na procesy bardziej niż na rze czy. W tym duchu rozdział o maszynie i wielkim przemyśle powinien być czytany
jako esej o historii technologii. Dotyczy on tego, w jaki sposób przemysłowa forma kapitalizmu wyłoniła się ze świata rękodzieła i rzemiosła. Faktycznie, przed Marksem nikt nie myślał o pisaniu takiej historii, ten rozdział zatem jest rezultatem pionier
skiego wysiłku, owocującego powstaniem nowej dziedziny badań nazywanej historią
1 Marks do Engelsa. 18 czerwca 1862 roku, przeł. K. Wolicki, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 30, Książka i Wiedza, Warszawa 1974, s. 294.
232
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
nauki i technologu. Czytany w tym kontekście wywód rozwijany w rozdziale nabiera
znacznie więcej sensu. Jednak, podobnie jak w przypadku teorii Darwina, dzieje się
tu znacznie więcej niż tylko pisanie historii. Mamy do czynienia z teoretycznym zaangażowaniem w procesy transformacji społecznej, a zatem sporo tu kwestii do dyskusji.
Druga część przypisu proponuje nam krótkie, jednak w mojej opinii niezwykle ważne stwierdzenie, które domaga się rozwinięcia: Technologia odstania czynną postawę człowieka wobec przyrody, bezpośredni proces
wytwórczy jego życia, a wraz z tym również stosunków społecznych jego życia i mających w nich źródło mentalnych przedstawień świata (440).
Marks wiąże tutaj w jednym zdaniu sześć osobnych składników pojęciowych.
Po pierwsze, mamy tu technologię. Jest również relacja z przyrodą. Dalej rzeczywi sty proces wytwórczy, a następnie, w raczej mglistej formie, produkcja i reprodukcja
życia codziennego. Potem dołączone zostają stosunki społeczne i mentalne przed
stawienia świata. Wszystkie te składniki nie są statyczne, znajdują się w zauważal nym ruchu, powiązane ze sobą przez „procesy produkcji',’ ukierunkowujące ludzką ewolucję. Jedyny element, którego Marks nie opisuje bezpośrednio w kategoriach
produkcji, to postawa wobec przyrody. Oczywiście stosunek do przyrody ewolu
uje z czasem. Idea, że przyroda jest również czymś znajdującym się nieustannie w toku bycia wytwarzaną, po części przez ludzkie działanie, ma swoją długą trady
cję. W wersji marksistowskiej (zarysowanej w rozdziale piątym Kapitału) najlepiej
zaprezentowano ją w książce mojego kolegi Neila Smitha zatytułowanej Uneven , * Development
gdzie przejrzyście wyłożono w kategoriach teoretycznych kapitali
styczne procesy produkcji natury i przestrzeni. W jaki sposób mamy rozumieć powiązania między tymi sześcioma składni
kami pojęciowymi? Chociaż jego język jest bardzo sugestywny, Marks pozostawia to pytanie otwarte, co jest o tyle niefortunne, że daje bardzo wiele miejsca na inter pretacje wszelkiej maści. Często przedstawia się Marksa, a robią to zarówno jego
zwolennicy, jak i zaciekli wrogowie, jako technologicznego deterministę sądzą
cego, że zmiany w obszarze sił wytwórczych dyktują bieg ludzkiej historii, w tym ewolucję stosunków społecznych, mentalnych przedstawień świata, stosunku
2 N. Smith, Uneven Development. Nature, Capital, and the Production of Space, University of Georgia Press, Athens GA 2008.
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
233
do przyrody i tym podobnych. Weźmy na przykład neoliberalnego dziennikarza
Thomasa L. Friedmana, który w swojej książce Światjest plaski3 radośnie przyzpaje
się do zarzutu o bycie technologicznym deterministą; gdy ktoś wskazał mu (błęd nie), że jest to stanowisko Marksowskie, wyraził swój podziw dla Marksa i z apro
batą zacytował obszerny fragment z Manifestu partii komunistycznej, by dowieść swojej racji. W recenzji z książki Friedmana konserwatywny filozof polityczny John Gray potwierdził Marksowski technologiczny determinizm i stwierdził, że w rzeczy wistości Friedman podąża śladami Marksa4. Obserwacje poczynione przez tych
generalnie niesympatyzujących z Marksem teoretyków funkcjonują równolegle z tymi wypowiadanymi w obszarze tradycji marksistowskiej. Najsilniejszą wersję tezy o tym, że siły wytwórcze są naczelnymi siłami sprawczymi historii, wypowie
dział G.A. Cohen w swojej książce Karl Marx's Theory ofHistory. A Defence5. Cohen, który przeanalizował wszystkie teksty Marksa z punktu widzenia filozofii analitycz
nej, broni tej interpretacji jego teorii.
Nie popieram tych interpretacji. Uważam je za niezgodne z Marksowską me todą dialektyczną (odrzucaną jako bezwartościowy śmieć przez filozofów anali
tycznych w rodzaju Cohena). Marks co do zasady unikał stosowania języka potocz
nego (spróbujcie znaleźć jego ślady w Kapitale). W tym przypisie nie mówi zatem, że technologia „określa” czy „determinuje” ale raczej że „odsłania" czynną postawę człowieka względem przyrody. Dla pewności jednak zauważymy, że Marks przy wiązuje ogromną wagę do badania technologii (w tym również form organizacyj nych), jednak nie uzasadnia to traktowania ich jako naczelnych sił sprawczych
ludzkiej ewolucji. Marks zdaje się mówić (a wiele osób nie zgodziłoby się ze mną
w tej kwestii), że technologie i formy organizacyjne internalizują określony stosu
nek do przyrody, jak również do mentalnych przedstawień świata czy stosunków społecznych, życia codziennego czy procesów pracy. Z powodu tej internalizacji
badanie technologii i form organizacyjnych związane jest z „odsłanianiem" licz nych faktów dotyczących pozostałych składników. I na odwrót, wszystkie pozostałe składniki zawierają w sobie coś dotyczącego znaczenia technologii. Na przykład
szczegółowe badanie życia codziennego w kapitalizmie ujawni wiele informacji
3 T.L. Friedman, Świat jest plaski. Krótka historia XXI wieku, przeł. T. Hornowski, Dom
Wydawniczy Rebis, Poznań 2006. 4 J. Gray, „The World Is Round” The New York Review ofBooks, 11 sierpnia 2005. 5 G.A. Cohen, Karl Marx's Theory of History. A Defence, Princeton University Press, Princeton 2000.
234
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
na temat naszego stosunku do przyrody, technologii, stosunków społecznych, men talnych przedstawień świata czy procesów pracy w obszarze produkcji. W podobny
sposób badanie współczesnego stosunku do przyrody nie zajdzie zbyt daleko, jeśli
nie zmierzy się z istotą naszych stosunków społecznych, naszych systemów pro dukcji, koncepcji dotyczących świata, wykorzystywanych technologii oraz tego,
w jaki sposób wiedziemy życie codzienne. Wszystkie te elementy tworzą całość, my zaś musimy zrozumieć to, w jaki sposób zachodzą wzajemne interakcje mię
dzy nimi. Uważam, że jest to bardzo pomocny sposób myślenia o świecie. Przykład:
byłem kiedyś członkiem jury oceniającego idee projektu nowego miasta w Korei
Południowej. Członkom jury przedstawiono wszystkie projekty. Zespół składał się
przede wszystkim z inżynierów i planistów, w tym z kilku uznanych architektów i projektantów krajobrazu. Ta ostatnia grupa zdominowała początkową dyskusję
dotyczącą kryteriów, które powinniśmy stosować w celu ustalenia decyzji, sama zaś dyskusja ruszyła w kierunku omawiania względnych symbolicznych przewag
i praktycznych konsekwencji kół i sześcianów w formach zabudowanych. Innymi
słowy, decyzje miały zapaść przede wszystkim według geometrycznych i symbo
licznych kryteriów oceny. W pewnym momencie zainterweniowałem i zapytałem:
o jakiego rodzaju kwestiach chcielibyśmy wiedzieć w trakcie budowania nowego miasta? Osobiście chciałbym wiedzieć: jakiego rodzaju stosunek do przyrody mamy
tu stworzyć (ślad ekologiczny i tak dalej)? jakiego rodzaju technologie chcemy wbu dować w to miasto i dlaczego? jakiego rodzaju stosunki społeczne sobie wyobrażamy? jakie systemy produkcji i reprodukcji mają zostać tam wcielone? jaki kształt będzie
miało życie codzienne i czy właśnie takiego życia codziennego tam chcemy? jakiego rodzaju koncepcje, symboliczne i wszystkie pozostałe, mają zostać tam zastoso
wane? czy ma to być miasto wzniesione w charakterze narodowego monumentu, czy raczej miejsce o kosmopolitycznym charakterze? Pozostali członkowie panelu oceniającego uznali te pytania za zarówno inte resujące, jak i innowacyjne. Omawialiśmy te kwestie przez jakiś czas, aż stały się
trochę zbyt skomplikowane, zważywszy na czas, którym dysponowaliśmy. Jeden
z arćhitektów zasugerował wówczas, że spośród wszystkich sześciu kryteriów jedy
nie mentalne przedstawienia świata mają rzeczywiste znaczenie, co sprowadziło nas z powrotem do symbolizmu form, a tym samym pytania o względną siłę kół
i sześcianów! Jednak po całej dyskusji zostałem zapytany, gdzie szukać więcej informacji, jeśli chciałoby się zgłębić tak ciekawy sposób myślenia. Zrobiłem błąd,
mówiąc, że wszystko to zawarte jest w przypisie 89 rozdziału trzynastego Kapitału
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
235
Marksa. Powinienem był przewidzieć dalszy bieg wydarzeń, ponieważ mamy dwie
typowe reakcje na tego rodzaju wypowiedzi. Jedna to nerwowość czy nawet lęk. Przede wszystkim przed tym, że przyznanie, iż Marks mógłby powiedzieć coś tak
zrozumiałego i interesującego, jest formą okazania sympatii względem marksizmu. To zaś byłoby okropne dla czyjejś kariery zawodowej czy osobistej. Drugą reakcją
jest uznanie mnie za idiotę - w dodatku tak pozbawionego własnych pomysłów, że jedyne, na co mnie stać, to papugowanie Marksa czy też (co gorsza w tym przy padku) uznanie, że upadłem tak nisko, iż przytaczam zaledwie przypis. Tak czy ina
czej, nasza rozmowa zakończyła się w tym miejscu. Uważam jednak, że jest to cie
kawy sposób oceniania miejskich projektów, jak również krytykowania cech życia miejskiego. Ta rama pozwala na mocne ugruntowanie teorii materializmu historycz
nego. Dysponujemy też, co mam nadzieję pokazać, mocnymi dowodami na to, że stanowi ona również podstawę artykułowanego przez Marksa rozumienia ewolucji kapitalizmu. Pozwólcie, że rozwinę tę myśl. Wyobraźcie sobie ramę
myślenia, w której tych sześć składników utrzymuje się razem we wspólnej prze
strzeni, pozwalającej na to, by wchodziły one w intensywne wzajemne relacje (zob. poniższy Rysunek 7.1.). Każdy z tych składników ma wewnętrzną dynamikę,
co pozwala nam uznać, że ustanawia on określony „moment” w procesie ludzkiej ewolucji. Można badać ową ewolucję z perspektywy jednego z tych momentów lub analizować interakcje zachodzące między nimi, takie jak transformacja tech
nologii i form organizacyjnych w relacji do stosunków społecznych i mentalnych
przedstawień świata. W jaki sposób zmieniają się nasze koncepcje w zależności od tego, jak zmieniają się dostępne nam technologie? Czy nie postrzegamy świata
w odmienny sposób, gdy do naszej dyspozycji mamy mikroskopy, teleskopy i sate lity, promienie X czy tomografy? Współcześnie rozumiemy świat i myślimy o nim
w bardzo, bardzo odmienny sposób dzięki dostępnym nam technologiom. Jed
nak ktoś gdzieś musiał wpaść na pomysł, że zrobienie teleskopu jest czymś inte resującym (przywołajmy Marksowską uwagę o procesie pracy oraz najgorszym z architektów). Gdy ktoś ma taką ideę, musi mieć też zdolność do znalezienia szlifierzy soczewek, szklarzy oraz wszystkich składników niezbędnych w celu przekształcenia idei w rzeczywistość przez wytworzenie teleskopu. Technologie
i formy organizacji nie spadają z nieba. Mają swoje źródło w mentalnych przed stawieniach świata. Wyrastają z naszych stosunków społecznych, a konkretnie w odpowiedzi na praktyczne potrzeby naszego życia codziennego czy procesów
pracy.
236
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
STOSUNEK DO PRZYRODY
MENTALNE PRZEDSTAWIENIE ŚWIATA
Rysunek 7.1. Wzajemne powiązanie elementów
Lubię sposób, w jaki Marks łączy te elementy, pod warunkiem że będziemy
na ów ruch patrzeć dialektycznie, a nie przyczynowo. Tego rodzaju myślenie prze
nika Kapitał i cała książka powinna być czytana z tak zarysowanej perspektywy. Taka rama pojęciowa dostarcza również wzorca krytyki, ponieważ możemy analizo wać Marksowskie dzieło w odniesieniu do tego, jak dobrze udaje mu się powiązać te elementy ze sobą. Jak dokładnie Marks wiąże ze sobą mentalne przedstawienia
świata, stosunki społeczne i technologie i czy robi to we właściwy sposób? Czy są jakieś aspekty, jak na przykład polityka życia codziennego, które znajdują się w cie niu? Innymi słowy, uważnej analizie powinna zostać poddana dialektyka między
tym sformułowaniem a Marksowskimi praktykami.
Pozwolę sobie podsumować powyższe wywody. Omówione sześć składników wyznacza dystynktywne momenty w ludzkiej ewolucji rozumianej jako całościowy
proces. Żaden pojedynczy moment nie przeważa nad pozostałymi, nawet jeśli w obrębie każdego z nich istnieje możliwość autonomicznego rozwoju (przyroda
ulega mutacji i rozwija się niezależnie, podobnie jak idee, stosunki społeczne, formy
życia codziennego i tak dalej). Wszystkie składniki współewoluują i poddane są
nieustannej odnowie i transformacji, stanowiąc dynamiczne momenty w obrębie
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
237
całości. Nie jest to jednak Heglowska całość, w której każdy z momentów ściśle uwewnętrznia wszystkie pozostałe. Jest to raczej coś w rodzaju całości ekologicz
nej, do której Henri Lefebvre odnosił się jako do „zespołu" a Gilles Deleuze jako
do „asamblażu" momentów współrozwijających się w otwarty i dialektyczny sposób.
Nierówny rozwój między tymi składnikami i pośród nich wytwarza przygodność ludzkiej ewolucji (w podobny sposób, w jaki nieprzewidywalne mutacje wytwarzają przygodność w teorii Darwina).
Niebezpieczeństwem, przed którym stoi teoria społeczna, jest postrzeganie jednego z tych składników jako determinującego wszystkie pozostałe. Technolo
giczny determinizm jest koncepcją równie błędną, jak determinizm środowiskowy
(dyktat natury), determinizm oparty na walce klas, idealizm (pierwszeństwo men talnych przedstawień świata), determinizm procesu pracy czy determinizm oparty
na (kulturowych) zmianach w obszarze życia codziennego (jest to stanowisko poli tyczne przyjęte przez Paula Hawkena w jego wpływowym tekście Blessed Unresf).
Przełomowe przekształcenia, takie jak ruch od feudalizmu (czy niektórych kon figuracji przedkapitalistycznych) do kapitalizmu, zachodzą poprzez dialektykę transformacji między wszystkimi tymi składnikami. Ta współewolucja rozwinęła
się nierówno w czasie i przestrzeni, wytwarzając lokalne przygodności, aczkolwiek przygodności ograniczone przez wzajemne oddziaływanie wewnątrz asamblaży
składników uwikłanych w ewolucyjny proces oraz rosnącą przestrzenną (a czasami konkurencyjną) integrację procesów gospodarczo-rozwojowych na rynku świato
wym. Być może jedną z największych porażek świadomych prób budowania socja lizmu i komunizmu na bazie kapitalizmu było niedostrzeżenie potrzeby zaanga
żowania politycznego w obszarze wszystkich tych momentów w sposób wrażliwy
na specyfikę geograficzną. Pokusą rewolucyjnego komunizmu było zredukowanie dialektyki do prostego modelu przyczynowego, w którym ten lub inny moment
sytuowany był w awangardzie zmiany i całość miała dzięki temu działać. Podejście
to musiało i okazało się porażką.
Na pierwszy rzut oka trzecia partia przypisu wydaje się wchodzić w sprzecz
ność z moją interpretacją drugiej: Nawet wszelka historia religii abstrahująca od tej materialnej bazy jest historią niekry
tyczną. Doprawdy, o wiele łatwiej wykrywać za pomocą analizy ziemską treść mglistych
6 P. Hawken, Blessed Unrest. How the Largest Movement in the World Came into Being and Why No One Saw It Coming, Viking, New York 2007.
238
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
wyobrażeń religii niż, odwrotnie, z każdorazowych rzeczywistych stosunków życia wypro
wadzać ich formy religijne. Jedynie ta ostatnia metoda jest materialistyczna, a więc naukowa (440).
Marks uważał się za naukowca, a w powyższym fragmencie potwierdza, że oznacza to przywiązanie do materializmu. Jednak jego materializm jest inny od reprezentowa
nego przez badaczy z obszaru nauk przyrodniczych. Jest historyczny. „Słabe strony abstrakcyjnego materializmu przyrodoznawstwa, który nie uwzględnia procesu his
torycznego, widoczne są choćby w abstrakcyjnych i ideologicznych wyobrażeniach jego rzeczników, ilekroć zapędzą się poza obręb swej specjalności" (440). Odkry
cia Darwina dotyczące ewolucji były niedoskonałe, ponieważ zignorował on wpływ
kontekstu historycznego na własne teoretyzowanie (to jest potęgę metafor, które
czerpał z rzeczywistości brytyjskiego kapitalizmu) i nie zdołał przenieść swojego toku rozumowania na obszar ludzkiej ewolucji oraz zintegrować go z ustaleniami
na temat ewolucji przyrody. Marks oczywiście pisał w okresie zanim jeszcze spo łeczny darwinizm zyskał na popularności, jednak zapowiadał krytyczną odpowiedź
na to, w jaki sposób społeczni darwiniści, odwołując się do Darwinowskiej teo rii ewolucji, legitymizowali kapitalizm jako „naturalny” Ponieważ teoria Darwina
czerpała swoje wiodące metafory z kapitalizmu i posiłkowała się społeczną teo rią Malthusa, fakt, że kapitalizm został w jej ramach uznany za całkowicie zgodny
z rzekomym naturalnym procesem konkurencji, walki o przetrwanie i, co oczywi
ste, przetrwaniem najsilniejszych, nie był żadną niespodzianką. Nie poświęcono tu żadnej uwagi Kropotkinowskiej pomocy wzajemnej.
Ogólny argument, który wysuwał tu Marks, mówił, że badacze reprezentujący
obszar nauk przyrodniczych przez swoje metodologiczne zobowiązania nie byli zdolni do integrowania ludzkiej historii w swoich modelach świata, ponieważ
nie udawało im się zrozumieć ich własnego historycznego momentu. Najczęściej lądowali z, w najlepszym wypadku, cząstkowymi, w najgorszym zaś z poważnie błędnymi interpretacjami tego świata, w których maskowali swoje historyczne
i polityczne założenia pod przykrywką rzekomo neutralnej i obiektywnej nauki. Ta krytyczna perspektywa, zapoczątkowana przez Marksa, jest obecnie standardową
praktyką w obszarze studiów nad nauką, w ramach których nieustannie ukazuje
się, że importowanie do nauk przyrodniczych społecznych metafor dotyczących
gender, seksualności czy społecznych hierarchii prowadzi do różnorakich błędnych odczytań tego, na czym polega świat przyrody (choć jednocześnie zrozumiałe jest
to, że pozbawione metafor dociekanie naukowe prowadziłoby donikąd).
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
239
Mamy tu jednak do czynienia ze znacznie głębszym problemem, z którym na leży się zmierzyć. W pierwszym umieszczonym w tej książce wykładzie móvyiłem
o zstępującym ruchu myśli Marksa: zaczynamy na powierzchni zjawisk, następnie zanurzamy się głębiej, poniżej poziomu fetyszyzmu, by odsłonić teoretyczny apa rat pojęciowy, który jest w stanie uchwycić leżący pod powierzchnią ruch proce
sów społecznych. Ten aparat teoretyczny jest następnie wyciągany krok po kroku z powrotem na powierzchnię w celu interpretowania dynamiki życia codziennego
na nowe sposoby. Jedyne, co Marks potwierdza w komentowanym przypisie, to to, że taka metoda jest „metodą materialistyczną, a więc naukową". Widzieliśmy już
szczególny przykład stosowania tej metody w rozdziale o dniu roboczym. Wartość jako społecznie niezbędny czas pracy wciela specyficzną kapitalistyczną czaso-
wość i to staje się zarzewiem szeroko zakrojonych walk społecznych toczących się na powierzchni społeczeństwa, dotyczących zawłaszczania czasu należącego do innych. Fakt, że „atomy czasu są pierwiastkami zysku" prowadzi kapitalistów do obsesji na punkcie dyscypliny czasowej oraz kontroli nad czasem (a ponadto
zwięźle wyjaśnia, dlaczego są oni opętani obsesją przyspieszenia). W jaki jednak sposób mamy myśleć o relacji między, powiedzmy, głęboką
teorią wartości a nieprzewidywalnym fermentem walk toczonych na powierzchni o długość dnia roboczego? Gdy wrócimy na stronę 94, zobaczymy, jak Marks z apro
batą cytuje (w kolejnym przypisie!) słynny fragment ze swojej wcześniejszej pracy, Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej: O moim poglądzie, że określony sposób produkcji i odpowiadające mu za każdym razem stosunki produkcji, krótko mówiąc: „ekonomiczna struktura społeczeństwa stanowi
realną podstawę, na której wznosi się nadbudowa prawna i polityczna i której odpowia dają określone formy świadomości społecznej" [czy inaczej, mentalne przedstawienia świata - DH], że „sposób produkcji życia materialnego warunkuje społeczny, polityczny i duchowy proces życia w ogóle7.
Opuszcza zatem zdanie z Przyczynku, które wyjaśnia, że to w nadbudowie stajemy się świadomi problemów politycznych i możemy się o nie zmagać. Kwestię ujętą w tym zdaniu najczęściej określa się mianem modelu bazy- nadbudowy. Wspierająca go hipoteza głosi, że istnieje jakaś ekonomiczna baza,
7 K. Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, przeł. E. Lipiński, w: K. Marks, E Engels, Dzieła, 1.13, Książka i Wiedza, Warszawa 1972, s. 9.
240
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
nad którą wznoszą się ramy dla myśli, jak również polityczna i prawna nadbudowa,
które razem określają to, w jaki sposób stajemy się świadomi problemów i walczy
my o ich rozwiązanie. Niekiedy to określenie odczytywane jest w sposób determinis
tyczny: ekonomiczna baza determinuje polityczną i prawną infrastrukturę, określa formy walki, które możemy napotkać, oraz, w stopniu, w jakim te przekształcenia zachodzą na poziomie ekonomicznej bazy, rzeczywiście określa rezultaty walk poli
tycznych. Nie jestem jednak w stanie dostrzec, w jaki sposób interesujący nas tutaj wywód można postrzegać jako deterministyczny czy choćby przyczynowy. Rozdział
o dniu roboczym nijak nie zmierza w takim kierunku. Istnieją sojusze klasowe, koniun kturalne możliwości, dyskursywne przesunięcia w zapatrywaniach, a rezultat nigdy
nie jest pewny. Jednakże zawsze występuje pewna głęboka troska o zawłaszczanie czasu innych, do tego stopnia, że ten problem nigdy nie znika. Jest to ciągły punkt sporu „między równymi prawami" w obrębie kapitalizmu - sporu, który na jego
gruncie nigdy nie dociera do jakiegoś ostatecznego rozwiązania. Walki dotyczące czasu są czymś fundamentalnym dla kapitalistycznego sposobu produkcji. O tym
właśnie mówi nam głęboka teoria: bez względu na to, co się wydarzy w nadbudowie,
ten imperatyw nie będzie mógł zostać przekroczony bez obalenia kapitalizmu. Tak czy inaczej, siły wytwórcze i stosunki społeczne nie mogą istnieć bez wyra
żenia swojej reprezentacji w politycznej i prawnej nadbudowie. Widzieliśmy to już w przypadku pieniądza, będącego reprezentacją wartości otoczoną wszelkiego
rodzaju instytucjonalnymi i prawnymi umowami, jak również z pewnością stano
wiącą przedmiot walki i politycznej manipulacji (co zachodzi również w przypadku
prawnej ramy praw własności prywatnej). Marks pokazał również, że bez pieniędzy (czy prawnej ramy praw własności) wartość nie może istnieć jako podstawowy sto
sunek ekonomiczny. Reguły gry zostają wypracowane w sferze pieniężnej na bar dzo szczególne sposoby, w zależności od dynamiki walki klasowej, a to niesie
ze sobą konsekwencje dla sposobu, w jaki funkcjonuje wartość. Czy pieniądz znaj duje się w obszarze politycznej nadbudowy, czy w ekonomicznej bazie? Odpowiedź
z pewnością powinna brzmieć: w obydwu. Tak samo ktoś mógłby powiedzieć, biorąc za podstawę rozdział o dniu robo
czym, że rezultat walki o dzień roboczy został określony przez ruchy w obszarze
ekonomicznej bazy. Co więcej, polityczne ograniczenia długości dnia roboczego po części doprowadziły kapitalistów do poszukiwania innego sposobu pozyskiwa
nia wartości dodatkowej, to jest wartości dodatkowej względnej. Marks oczywiście nie zakładał, że ten model bazy-nadbudowy działa mechanicznie czy przyczynowo, ale korzystał z niego w sposób dialektyczny.
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
241
Prawdą jest jednak również to, że „rozwiązanie" zachodzące w rzeczywistości walki o długość dnia roboczego wynika z fundamentalnego faktu, że atomy cząsu są
pierwiastkami zysku, co bierze się z definicji wartości jako społecznie niezbędnego
czasu pracy. Nie było skoncentrowanej walki o długość dnia roboczego w społeczeń
stwach przedkapitalistycznych czy nawet w starożytnym Rzymie. Jedynie w obrębie kapitalistycznego sposobu produkcji tego rodzaju walka ma sens. Kwestie formalne w rodzaju długości dnia roboczego (tygodnia, roku, życia) podnoszone zostają właśnie
ze względu na głęboką strukturę tego, czym się stał kapitalizm. W jaki sposób te walki zostają rozstrzygnięte, zależy ode mnie i od ciebie oraz od wszystkich innych. W istocie
zaś walka może potencjalnie zostać rozstrzygnięta w sposób, który pociągałby za sobą zniesienie kapitalistycznego sposobu produkcji. Wówczas skonstruowane zostałoby takie społeczeństwo, w którym atomy czasu nie są pierwiastkami zysku. Czy możecie
sobie wyobrazić, jak mogłoby to wyglądać? Brzmi raczej miło, nieprawdaż?
Sednem mojego wywodu jest to, że sposoby, w które rezultaty tych walk są osiągane - środkami prawnymi czy politycznymi, równowagą sił między klasami,
hegemonicznymi koncepcjami czy temu podobnymi - nie pozostają bez wpływu na głębokie pojęcie cyrkulacji wartości jako kapitału. Prawdziwa metoda naukowa polega na rozpoznaniu tych głębokich elementów, wyjaśniających nam, dlaczego
określone zjawiska zachodzą w naszych społeczeństwach w taki, a nie inny spo sób. Widzieliśmy to już w kontekście walki o długość dnia roboczego oraz zma
gań o uzyskiwanie wartości dodatkowej względnej, co wyjaśnia, dlaczego kapitał musi być tak technologicznie dynamiczny. Wydaje się, że nie mamy szczególnego wyboru, jeśli chodzi o to, czy wzrastać, czynie, lub czy wynajdywać nowe rozwiąza nia, ponieważ to właśnie nakazuje nam głęboka struktura kapitalizmu. Jedyne inte
resujące pytanie dotyczy zatem tego, jak wzrost będzie zachodził oraz jakie zmiany technologiczne będą mu towarzyszyć. Zmusza nas to do rozważenia konsekwen cji koncepcji pojęciowych, stosunku do natury oraz wszystkich innych momen
tów. Jeśli nie podobają nam się te konsekwencje, wówczas nie mamy żadnej drogi odwrotu za wyjątkiem zaangażowania się w walkę w odniesieniu nie tylko do tego
lub innego momentu, ale do wszystkich równocześnie, dopóki nie pogodzimy się
ostatecznie z tym, by przekształcić samą zasadę wartości jako takiej. Cyrkulacja kapitału jest napędem dynamiki w warunkach kapitalizmu. Co jest
jednak społecznie niezbędne, by podtrzymać ten proces? Rozważmy na przykład niezbędne mentalne przedstawienia świata. Jeśli poszlibyście na Wall Street z wiel
kim banerem mówiącym „Wzrost jest zły, czas z nim skończyć!” czy zostałoby to uznane za stanowisko antykapitalistyczne? Obstawiacie, że tak. Wyrzucono by was
242
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
stamtąd, jednakże niekoniecznie za szerzenie antykapitalizmu, ale za bycie prze ciwnikami wzrostu, ponieważ uważany jest on zarówno za coś nieuchronnego, jak
i dobrego. Zerowy wzrost oznacza poważny problem. Japonia w ostatnim czasie nie
wzrastała za wiele, biedactwo. Jednocześnie wzrost w Chinach był spektakularny, w związku z czym losy Chińczyków przedstawiane są jako wielka historia sukcesu. W jaki sposób możemy ich naśladować? Wszyscy siedzimy zadowoleni z założo
nymi rękami i powtarzamy, że wzrost jest dobry, zmiana technologiczna jest dobra,
a w związku z tym kapitalizm, który wymaga ich obu, musi również być dobry. Jest to pewien rodzaj powszechnego systemu przekonań, który Antonio Gramsci
często określał mianem „hegemonii". Podobnego rodzaju problemy narastają w kontekście porozumień instytucjonalnych. Kapitalizm, żeby działać wydajnie,
wymaga odpowiednich układów instytucjonalnych. Im prężniej Chińczycy wkra czali na ścieżkę kapitalistyczną, tym mniej prawdopodobne było to, że utrzymają system prawny, który nie uznaje niektórych rodzajów praw własności prywatnej.
W obrębie porozumień instytucjonalnych istnieje jednak cała gama możliwych rozwiązań.
1—3. Rozwój maszyn, transfery wartości oraz wpływ na robotników Zbierzmy zatem w jedno materiały zgromadzone w tym długim rozdziale. Sugeruję,
byście zwrócili szczególną uwagę na sekwencję nagłówków kolejnych części. Okre
ślają one logiczny ciąg argumentacji, który nadaje strukturę Marksowskiemu docie kaniu dotyczącemu powstania systemu fabrycznego oraz wykorzystania maszyn.
Marks zaczyna jednak od zdziwienia Johna Stuarta Milla faktem, że wynalazki maszynowe, rzekomo zaprojektowane do złagodzenia trudów pracy, nie dokonały
niczego w tym zakresie. W rzeczywistości, ogólnie rzecz biorąc, tylko pogorszyły
sprawę. Marks nie jest tym faktem w żaden sposób zaskoczony, ponieważ maszyny wykorzystywane są do wytwarzania wartości dodatkowej, a nie do odciążania pra
cowników. Zauważcie, że oznacza to, iż „maszyna jest środkiem do wytwarzania war
tości'dodatkowej" (438). Brzmi to dziwnie, ponieważ Marks twierdził, że maszyny są
pracą martwą (kapitałem stałym) i nie mogą wytwarzać wartości. Mogą być jednak
źródłem wartości dodatkowej. Redukcja wartości siły roboczej przez podnoszenie wydajności w sektorach wytwarzających artykuły konsumpcji robotniczej rodzi war
tość dodatkową względną dla klasy kapitalistycznej, podczas gdy kapitalista z naj lepszymi maszynami osiągnie tymczasową formę względnej wartości dodatkowej,
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
243
która przypada producentowi o najwyższej wydajności. Nic dziwnego, że kapitaliści trwają w fetyszystycznym przekonaniu, że maszyny wytwarzają wartość!
Następnie Marks rozważa różnicę między narzędziami a maszynami. Powie dzieć, „że narzędzie jest maszyną prostą, a maszyna - narzędziem złożonym"
oraz „nie widzieć żadnej istotnej różnicy między nimi” to pominąć coś istotnego, szczególnie „pierwiastek historyczny" (składnik, o który Marks robił tyle hałasu
w przypisie) (439). Marks był jedną z pierwszych osób, która użyła frazy „rewolucja przemysłowa" oraz uczyniła ją kluczowym składnikiem swojej rekonstrukcji histo rycznej. Co zatem tworzy rdzeń tej rewolucji przemysłowej? Czy była to po prostu
zmiana technologii, fakt, że narzędzia stały się maszynami? Czy różnica między maszynami a narzędziami polega na tym, że maszyny posiadają zewnętrzne źródło
mocy? Czy zakłada ona radykalne przesunięcie w stosunkach społecznych, równo ległe względem przekształceń w obszarze sił wytwórczych? Odpowiedź we wszyst
kich powyższych przypadkach jest twierdząca. Maszyna, stanowiąca punkt wyjścia rewolucji przemysłowej, zastępuje robotnika, który działa za pomocą jednego tylko narzędzia, mechanizmem, który operuje dużą ilością takich samych lub tego samego rodzaju narzędzi, a poruszany jest jedną tylko siłą napę
dową, bez względu na jej postać. Mamy tu już maszynę, ale dopiero jako prosty element produkcji maszynowej (444).
Oparte jest to jednak na przekształceniu w umiejscowieniu (stosunku społecznym) robotnika. Jest to tak samo istotne, jak sama maszyna. Podczas gdy robotnicy mogą
wciąż zapewniać siłę napędową, to w pewnym momencie narasta potrzeba uzupeł nienia tej siły jakimś zewnętrznym źródłem. Energia wodna była wykorzystywana
w tym procesie, jednak jej zastosowanie było ograniczone i zawężone do konkret nych lokalizacji. Dopiero z wynalezieniem przez Watta drugiej maszyny parowej, maszyny o tak zwanym
działaniu podwójnym, uzyskano motor, który sam wytwarza swoją silę napędową, spo żywając wodę i węgiel, i którego potencjał pozostaje pod zupełną kontrolą człowieka;
motor, który porusza się i sam jest środkiem lokomocji, który stosuje się w mieście, a nie jak koło wodne - na wsi, który umożliwia koncentrację produkcji w miastach, zamiast jak koło wodne - rozpraszać ją po wsiach, który jest uniwersalny, jeśli idzie o jego tech
niczne zastosowanie, i stosunkowo mniej zależny od warunków lokalnych, jeżeli idzie o miejsce jego działania (446).
244
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Silnik parowy wyzwolił kapitał od zależności od zlokalizowanych źródeł energii,
ponieważ węgiel był towarem, który mógł, co do zasady, zostać przemieszczony właściwie gdziekolwiek. Uważajcie jednak, by nie przypisywać zbyt dużego znacze
nia temu wynalazkowi, ponieważ „sama maszyna parowa (...) nie wywołała rewo lucji przemysłowej. Na odwrót, raczej stworzenie maszyn narzędziowych wywołało konieczność przewrotu w maszynie parowej" (443).
Chociaż Marks go nie wymienił, węgiel wyeliminował również swojego groź nego rywala, który we wcześniejszym okresie miał ograniczone zastosowanie
w warunkach przemysłowych, między wykorzystaniem ziemi dla produkcji żywno
ści a wykorzystaniem dawanej przez ziemię biomasy w charakterze źródła energii. Przez cały czas drewno i węgiel drzewny były głównymi źródłami paliwa, jednak konkurencja o ziemię między żywnością a biopaliwami podniosła koszt ich obu.
Dzięki węglowi możliwe stało się wydobywanie energii zgromadzonej w okresie
karbonu; następnie zaś, dzięki ropie - energii z okresu kredy. Uwolniło to ziemię
dla produkcji żywności i innych form produkcji surowców. Podobnie uwolniło to przemysł, dając mu możliwość rozprzestrzeniania się w oparciu o tanie paliwa,
z różnego rodzaju konsekwencjami zarówno dla urbanizacji, jak i, oczywiście,
dla obecnego sposobu naszego życia. Co ciekawe, odpowiedzią na rzadkość paliw w ostatnich czasach jest powrót do ziemi po paliwo (w szczególności etanol),
to zaś ma łatwe do przewidzenia konsekwencje w postaci gwałtownych podwyżek
cen żywności oraz innych surowców (z ich społecznymi skutkami w postaci np. zamieszek chlebowych czy eskalacji głodu; nawet mój bajgiel podrożał ostatnio
o trzydzieści centów). Obecnie natrafiamy ponownie na ograniczenia akumulacji kapitału, które przy przejściu do paliw kopalnych w późnym XVIII wieku zostały tak pomyślnie ominięte wskutek zrewolucjonizowania stosunku do przyrody.
Jednakże cechą charakterystyczną rewolucji przemysłowej było coś więcej niż
po prostu zmiana w sferze produkcji energii. „Tu znowu występuje forma kooperacji właściwa manufakturze, oparta na podziale pracy” jednak teraz jawi się „jako kom
binacja maszyn robót cząstkowych" (448). Zachodzi istotna ewolucja stosunków społecznych. W manufakturze robotnicy, działający oddzielnie lub w grupach, muszą wykonywać każdy oddzielny proces cząstkowy swymi rzemieślniczymi narzędziami. Jeżeli robotnik dostosowuje się do procesu, to przedtem także proces został przystosowany do robot
nika. Ta subiektywna zasada podziału pracy odpada w produkcji maszynowej. Tutaj łączny proces, rozpatrywany sam w sobie, rozkładany jest obiektywnie na tworzące go
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
24S
fazy, zagadnienie zaś wykonania każdego procesu cząstkowego oraz powiązania różnych procesów cząstkowych rozstrzyga się za pomocą technicznego stosowania mechaniki,
chemii itd. (449).
Wynikiem tej ewolucji jest „rozczłonkowany zespół różnorodnych oddzielnych ma
szyn roboczych i ich grup” które stają się tym „doskonalsze, im większa jest ciągłość jej łącznego procesu" (450).
Istnieje wiele kwestii, które należałoby podjąć w odniesieniu do tego stwier
dzenia. Po pierwsze, istotność ciągłości procesu produkcji jest wymogiem cią głości cyrkulacji kapitału, a maszyny pomagają ową ciągłość procesu produkcji
osiągnąć. Po drugie, zauważcie, że stosunki społeczne zostają przekształcone wraz ze stosunkami technicznymi. Po trzecie, analiza procesu produkcji z podziałem na jej składowe etapy zakłada transformację umysłową, sprawiającą, że nauka (jak choćby chemia) rzutuje na technologię. Innymi słowy, zachodzi pewna ewolucja
pojęciowa. Co najmniej trzy elementy przeanalizowane w powyżej przywołanym przypisie odgrywają w tym miejscu istotną rolę, a jednocześnie stosunek do przy
rody i wymogi dotyczące lokalizacji również ulegają zmianom wraz z zastępowa
niem kaskad i biomasy w roli głównych źródeł energii przez węgiel. W tego rodzaju
akapitach widzimy, jak pracują sformułowania z Marksowskiego przypisu. Różne elementy przepływają łatwo przez siebie, tworząc przekonującą narrację współewoluowania zamiast przyczynowości. Rezultatem jest „rozczłonkowany zespół maszyn
roboczych otrzymujących napęd z centralnego automatu za pośrednictwem mecha
nizmu transmisyjnego” który jest, jak pisze Marks, „najbardziej rozwiniętą formą produkcji maszynowej. Zamiast oddzielnej maszyny występuje tu potwór mecha
niczny" - jak już widzieliśmy, Marks lubuje się w tego rodzaju obrazkach - „którego cielsko wypełnia całe budynki fabryczne i którego demoniczna siła, zrazu utajona w miarowych, niemal uroczystych ruchach jego potężnych członów, wreszcie wybu cha w gorączkowym, wściekłym tańcu jego niezliczonych właściwych organów
pracy'! Jednak Marks przestrzega nas, że „wynalazki Vaucansona, Arkwrighta, Watta itd. tylko dlatego można było wprowadzić w życie, że wynalazcy ci zastali spory
zastęp sprawnych robotników maszynowych, przygotowanych przez poprzedzający
okres manufaktury” (450). To znaczy, że nowych technologii nie dałoby się uru
chomić, jeśli niezbędne stosunki społeczne i umiejętności pracy nie znajdowałyby
się już na miejscu. W niektórych przypadkach „byli to po części samodzielni rze
mieślnicy różnych zawodów'! podczas gdy inni zaliczali się w poczet robotników „już skupionych w manufakturach" (451).
246
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Jednakże proces ewolucyjny ma swoje własne tempo. „W miarę jak przyby
wało wynalazków i wzrastał popyt na nowo wynalezione maszyny, rozwijał się coraz bardziej, z jednej strony, podział produkcji maszyn na różne samodzielne gałęzie, z drugiej zaś strony - podział pracy wewnątrz manufaktur wytwarzają
cych maszyny" (451)- Stosunki społeczne zostały w pełni ogarnięte przekształ ceniami. „Widzimy tu więc w manufakturze bezpośrednią podstawę techniczną
wielkiego przemysłu. Manufaktura wytwarzała maszyny, za pomocą których wielki przemysł wypierał zarówno produkcję rzemieślniczą, jak i produkcję manufaktur
z tych gałęzi produkcji, które najpierw ogarniał" Ponieważ system „w tej starej
formie rozwijał się nadal" wytworzył wreszcie „sobie nową bazę, odpowiadającą jego własnemu sposobowi produkcji" (452). Mówiąc w skrócie, kapitalizm wyna
lazł technologiczną podstawę w większym stopniu zgodną z własnymi zasadami cyrkulacji.
Jest to w mojej opinii argument bardziej ewolucyjny niż deterministyczny.
Sprzeczności kapitalizmu, powstające w okresie manufaktury i rzemiosła, nie mogły
zostać rozwiązane, biorąc pod uwagę istniejące wówczas technologie. Istniała zatem istotna presja, by wynaleźć jakąś nową mieszankę technologiczną. Marks opowiada
historię tego, w jaki sposób kapitalizm stworzył „sobie nową bazę, odpowiadającą jego własnemu sposobowi produkcji” Jednakże cały ten proces zależny byl całkowicie od wzrostu kategorii robotników, których praca jest na wpół
kunsztem i dlatego liczba ich może wzrastać tylko stopniowo, a nie skokami. Jednakże na określonym szczeblu swego rozwoju wielki przemysł wpada również pod wzglę
dem technicznym w sprzeczność ze swym rzemieślniczym i rękodzielniczym pod łożem (452).
Ekspansywna siła kapitału napotkała ograniczenia. System kapitalistyczny doszedł do punktu, w którym potrzebował wykwalifikowanych robotników tworzących
maszyny, które sprzyjałyby jego rozwojowi, w tym samym czasie, w którym jego własna technologiczna podstawa działała jako przeszkoda na drodze do realizacji
zdolności budowania maszyn.
Jednakże ten ewolucyjny proces był trudny do zatrzymania. „Przewrót w spo
sobie produkcji w jednej dziedzinie przemysłu pociąga za sobą przewrót w innych
dziedzinach” (453). Zauważmy tu, swoją drogą, że Marks używa pojęcia „sposób produkcji" Czasem z niego korzysta, jak na przykład we fragmentach otwierają cych Kapitał, odróżniając od siebie, powiedzmy, kapitalistyczny i feudalny sposób
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
247
produkcji. Jednak w tym miejscu oznacza to coś bardziej specyficznego: sposób produkcji w poszczególnej gałęzi przemysłu. Te dwa znaczenia wchodzą ze sobą
w relacje: sposób produkcji w poszczególnej gałęzi przemysłu tworzy nowe maszy
nowe formy rzeczywiście zgodne z kapitalistycznym sposobem produkcji rozu mianym w szerokim sensie. Jednakże tutaj mówimy o konkretnych przekształce niach w sposobach produkcji, w szczególności w konkretnych gałęziach przemysłu,
oraz o dynamicznych interakcjach między nimi. Dotyczy to przede wszystkim tych gałęzi przemysłu, które społeczny podział pracy
wprawdzie rozdzielił, tak że każda z nich samodzielnie wytwarza towar, lecz zazębiają się wzajemnie jako fazy łącznego procesu produkcji. Tak np. przędzalnictwo maszynowe uczyniło niezbędnym tkactwo maszynowe, a oba razem wywołały przewrót mechanicznochemiczny w blicharstwie, drukowaniu tkanin i farbiarstwie (453).
Efekty uboczne między różnymi segmentami procesu produkcji tworzą wzajem
nie wzmacniające się zmiany. Co więcej, „rewolucja w sposobie produkcji prze mysłu i rolnictwa wywołała w szczególności rewolucję w ogólnych warunkach
społecznego procesu produkcji, tzn. w środkach komunikacji i transportu" (454).
Wprowadza to jeden z tematów, który według mnie jest niesamowicie interesu
jący u Marksa: znaczenie tego, co w Zarysie krytyki ekonomii politycznej nazywa on „niszczeniem przestrzeni przez czas”8. Ewolucyjna dynamika kapitalizmu nie
jest neutralna pod względem jego geograficznej formy. Widzieliśmy już wskazówki odnośnie do tego w jego omówieniu procesu urbanizacji, koncentracji, która mogła
wystąpić dzięki silnikowi parowemu, jak również wolności lokacyjnych zapewnio
nych przez energię parową. Łączność w obszarze rynku światowego również uległa zmianie. Toteż, pomijając już zupełny przewrót w budowie statków żaglowych, dostosowano stop
niowo komunikację i transport do wielkoprzemysłowego sposobu produkcji za pomocą całego systemu parowców rzecznych, kolei żelaznych, parowej żeglugi oceanicznej, telegrafu itp. Ale ogromne ilości żelaza, które trzeba było teraz przekuwać, spawać, kra
jać, wiercić i formować, wymagały z kolei olbrzymich maszyn, których rękodzielnicza
budowa maszyn nie była w stanie wytworzyć (454).
8 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 412.
248
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Dopiero tutaj pojawia się ostatnie ogniwo łańcucha argumentacji: Wielki przemysł musiał więc zawładnąć charakterystycznym dlań środkiem produkcji,
samą maszyną, i przejść do maszynowej produkcji maszyn. Dopiero w ten sposób stwo rzył sobie odpowiednią podstawę techniczną i stanął na własnych nogach (454).
Zdolność do wytwarzania maszyn za pomocą innych maszyn jest właściwą tech
niczną podstawą w pełni dojrzałego, dynamicznego kapitalistycznego sposobu produkcji. Innymi słowy, wzrost inżynierii i przemysłu narzędzi maszynowych jest ostateczna fazą rewolucji, która stworzyła „adekwatną techniczną podstawę”
dla kapitalistycznego sposobu produkcji w ogólności. „Środek pracy w charakterze maszyny otrzymuje materialną formę istnienia, która wymaga, aby siłę człowieka zastąpiły siły przyrody, a rutynę opartą na doświadczeniu - świadome stosowanie wiedzy przyrodniczej" (456). Zakłada to rewolucję nie tylko w systemie pojęciowym,
ale również w jego zastosowaniu. W manufakturze rozczłonkowanie społecznego procesu pracy ma charakter czysto
subiektywny, stanowi kombinację robotników cząstkowych; w systemie maszyn posiada
wielki przemysł zupełnie obiektywny organizm wytwórczy, który robotnik zastaje już jako gotowy materialny warunek produkcji (456).
Istota kooperacji ulega w tym momencie całkowitej i fundamentalnej zmianie.
Przyjrzałem się tej części tak szczegółowo w celu pokazania, w jaki sposób synergetyczne upowszechnienie się rewolucji w obszarze technologii z jednej strony opiera się na przekształceniach stosunków społecznych, mentalnych przedstawień
świata, sposobów produkcji (w konkretnym i szczególnym znaczeniu tego słowa) oraz stosunków przestrzennych i przyrodniczych, zaś z drugiej strony je wywołuje.
Powstanie tego nowego systemu technologicznego, dopasowanego do kapitali stycznego sposobu produkcji (w szerokim sensie) jest historią ewolucyjną, w której
wszystkie elementy z omówionego wyżej przypisu współewoluują.
'W drugiej części rozdziału Marks zadaje następujące pytanie: w jaki sposób
wartość jest przenoszona z maszyny na produkt? Dwa pozostałe sposoby uzyski wania względnej wartości dodatkowej - poprzez kooperację oraz podział pracy -
nie przysparzają kapitałowi kosztów, za wyjątkiem niewielkich przypadkowych wydatków. Jednakże maszyna jest towarem, który musi zostać zakupiony na rynku. Jest to coś znacząco odmiennego od, powiedzmy, zwykłego przeorganizowania
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
249
podziału pracy w miejscu produkcji. Maszyny mają wartość, a za wartość trzeba
zapłacić. W jakiś jednak sposób wartość zakrzepła w maszynie musi zostać prze
niesiona na produkt, „do którego wytworzenia została użyta" (458), nawet jeśli żaden fizyczny transfer materii nie jest w to zaangażowany. Pierwotnie Marks
skłaniał się w stronę metody amortyzacji liniowej: gdy maszyna funkcjonuje przez
dziesięć lat, jedna dziesiąta jej wartości ląduje każdego roku w produkcie. Następ
nie jednak doszedł do wyprowadzenia istotnego ograniczenia w zastosowaniu maszyn: Jeżeli rozpatrujemy maszynę wyłącznie jako środek do obniżenia ceny produktu, to gra
nica jej użytku wyznaczona jest przez to, iż wytworzenie jej kosztuje mniej pracy niż
ta, którą zastępuje się przez jej zastosowanie. Jednakże dla kapitału granica ta jest węż sza. Ponieważ kapitał opłaca nie pracę zastosowaną, lecz wartość zastosowanej siły
roboczej, przeto użycie maszyny jest dlań ograniczone przez różnicę między wartością
maszyny a wartością siły roboczej zastąpionej przez maszynę (465).
Zakłada to (podobnego zdania jest większość ekonomistów), że kapitaliści są racjo
nalni w swoich decyzjach. Jeśli maszyna jest droga i oszczędza ci niewiele pracy, to po co ją kupować? Im tańsza maszyna oraz im droższa praca, tym większa korzyść ze stosowania maszyn. A zatem kalkulacja, której dokonać musi kapitalista, uwzględ nia oczekiwaną wartość nabywanej maszyny oraz zaoszczędzoną wartość zatrud
nionej pracy (kapitał zmienny). Ograniczenie zastosowania maszyn najczęściej narzucane jest przez przymusowe prawa konkurencji. Kapitaliści nabywający dro
gie maszyny, ale przy tej okazji oszczędzający niewiele pracy, zostaną wyelimino
wani z interesu. To, jak wiele kapitału zmiennego zostaje oszczędzone, zależy jednakże od war
tości siły roboczej. „Dlatego zdarza się dziś, że maszyna wynaleziona w Anglii znajduje zastosowanie tylko w Ameryce Północnej" (456). W Ameryce Północnej
względny niedobór pracy pociąga za sobą jej wyższe koszty, dlatego stosowanie maszyn ma sens, jednak w Anglii istnienie nadwyżki pracy oznacza jej niską cenę
i mniej korzyści związanych z wykorzystaniem maszyn. Ta kalkulacja przeprowa
dzona w kontekście ograniczających warunków zastosowania maszyn jest istotna zarówno ze względów praktycznych, jak i teoretycznych. Mamy dziś kilka przykła
dów we współczesnych Chinach, gdzie w związku z dostatkiem taniej pracy proces
powstawania rzeczy, które w Stanach Zjednoczonych wytwarza się z wykorzysta niem skomplikowanych i drogich maszyn, został rozbity na mniejsze procesy pracy,
250
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
które mogą być wykonywane ręcznie. Zamiast stosowania jednej bardzo drogiej
maszyny obsługiwanej przez dwudziestu pracowników w Stanach Zjednoczonych, w Chinach zatrudniasz dwa tysiące pracowników wykorzystujących ręczne narzę
dzia. Jest to jeden z przykładów, który odpiera argument zakładający, że kapitalizm nieuchronnie zmierza w kierunku coraz większej mechanizacji i technologicznego
zaawansowania. Gdy weźmiemy pod uwagę ograniczające warunki i stosunki warto ści, wówczas mogą wystąpić różnego rodzaju zróżnicowania w zastosowaniu tech
nologii maszynowej. W trzeciej części natomiast Marks rozważa trzy rodzaje konsekwencji zastoso wania maszyn z punktu widzenia robotników. Maszyny sprzyjają „przywłaszczaniu
sobie dodatkowych sil roboczych przez kapitał. Pracy kobiet i dzieci" (467). Techno
logie maszynowe skutecznie zniszczyły podstawę umiejętności istniejącą w okresie produkcji rzemieślniczej. Niosło to ze sobą liczne konsekwencje. Umożliwiło zastą
pienie płacy rodzinnej płacą indywidualną. Ta druga mogła ulec redukcji, jednak
płaca rodzinna mogła pozostać na wcześniejszym poziomie, gdyż kobiety i dzieci wkroczyły w szeregi siły roboczej. Od zawsze w kapitalistycznej historii był to inte
resujący i stale obecny temat. Od lat siedemdziesiątych XX wieku w Stanach Zjed noczonych indywidualna płaca realna albo się obniżyła, albo utrzymywała się
na dość stałym poziomie, jednak płace rodzinne miały tendencję wzrostową, gdyż pracę podjęło wiele kobiet. Kapitaliści otrzymują w tej sytuacji dwóch robotników
za cenę bliską tej, którą musieliby zapłacić za jednego. W podobny sposób brazy lijski cud gospodarczy z lat sześćdziesiątych XX wieku w czasach dyktatury wojsko
wej zdominowany był przez katastrofalne zmniejszanie się płac indywidualnych. Udało się jednak utrzymać płace rodzinne na stabilnym poziomie, ponieważ nie
tylko kobiety, ale również i dzieci poszły do pracy (nagle wzrosła ilość pracy dzieci
wykorzystywana w kopalniach żelaza). To sprawiło, że ówczesny prezydent Brazylii, Emilio Garrastazu Medici, poczynił słynny komentarz, stwierdzając, że „gospodarka" (choć powinien był powiedzieć „klasa kapitalistów") „radzi sobie bardzo dobrze,
tylko ludzie jakoś gorzej” Znamy z historii wiele przypadków, gdy kapitaliści zasto sowali tego rodzaju rozwiązanie, by zagarnąć wartość dodatkową. Pojawia się tu również kwestia stosunku między płacą indywidualną a rodzinną.
Ta druga jest czymś niezbędnym dla reprodukcji klasy robotniczej. Jednak kto ponosi koszty tej reprodukcji? Jak wiele autorów i autorek zdążyło wskazać, Marks w tym miejscu nie jest zbyt wrażliwy na kwestię płci, jednak w przypisie uznaje znacze
nie stosunku między pracą domową a kupnem i sprzedażą siły roboczej na rynku. Gdy kobiety zasilają szeregi siły roboczej, wówczas
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
251
Prace, których wymaga utrzymanie rodziny, jak szycie, cerowanie itd., muszą być zastą pione przez kupno gotowych towarów. Zmniejszonemu wydatkowaniu pracy domowej
odpowiada więc zwiększony wydatek pieniężny. Toteż koszty produkcji rodziny robotni czej wzrastają i wyrównują zwiększenie dochodu. Dodajmy do tego jeszcze, że oszczęd ność i celowość w spożywaniu i przygotowywaniu środków utrzymania staje się nie możliwa (468-469).
Rozważania dotyczące płacy rodzinnej nasuwają szereg innych kwestii. W czasach Marksa czymś niezwykle powszechnym dla mężczyzn, zwłaszcza w krajach, z któ rych rzeczywistością Marks był zaznajomiony, było funkcjonowanie w charak terze dostawcy rozporządzającego całością pracy najemnej świadczonej przez
rodzinę. W wyniku tego w obszarze podaży pracy istniał „system mafijny". Jeden
mężczyzna był odpowiedzialny za dostarczanie siły roboczej kilkorga dzieci, być może również siły roboczej żony oraz siostry, jak również siły roboczej siostrzeń
ców czy innych krewnych. We Francji rynek pracy był często ukształtowany jako system mafijny, przez co patriarchalna postać zarządzała pracą wszystkich znaj
dujących się dookoła niej i dostarczała tę pracę swoim zleceniodawcom, pozosta
wiając kwestię wynagrodzenia za pracę oraz podział wynikających z niej korzyści w swojej gestii. Systemy tego rodzaju nie są wcale czymś niespotykanym w Azji
i często znajdujemy je w organizacjach grup imigrantów w Europie czy Ameryce Północnej. Część najgorszych aspektów tej sytuacji, zarówno wczoraj, jak i dziś,
jak Marks wskazuje w kolejnym przypisie, wzięła się (i bierze) z handlu dziećmi oraz odpowiednika handlu niewolnikami. Opierając się w dużym stopniu na rapor
tach inspektorów fabrycznych (przesiąkniętych wiktoriańską moralnością, której Marks nie krytykuje) oraz świadectwie Engelsa z Położenia klasy robotniczej w Anglii, Marks skupia się na „kalectwie moralnym będącym następstwem kapitalistycznego
wyzysku pracy kobiet i dzieci" oraz mizernych staraniach burżuazji o przeciwdzia
łanie tej degradacji przez edukację (473)- Podobnie jak w przypadku Ustaw fabrycz nych sprzeczność pojawia się między tym, co pojedynczy kapitaliści są zmuszeni robić ze względu na przymusowe prawa konkurencji, a tym, co próbuje robić pań
stwo w sposobie kształcenia dzieci. Marks zatem podnosi, chociaż w niezbyt właś
ciwy sposób, problemy dotyczące reprodukcji życia (raz jeszcze w istotnym, ale jakoś
ignorowanym wątku przypisu 128). Kolejny podpunkt mierzy się z „Przedłużaniem dnia roboczego". Maszyny w istocie tworzą nowe warunki nie tylko pozwalające kapitałowi na wydłużanie dnia roboczego, ale także tworzące „nowe zachęty” ku temu.
252
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
lako kapitał - a w tym charakterze automat posiada w osobie kapitalisty świadomość
i wolę - środek pracy jest więc ożywiony dążnością, aby zredukować do minimum opór
przeciwdziałającej mu, lecz elastycznej natury ludzkiej (477).
Maszyna jest zatem po części zaprojektowana, by przezwyciężyć opór, który w każdym przypadku „słabnie, a to wskutek pozornej łatwości pracy przy maszy
nie oraz wskutek większej ustępliwości i uległości elementu kobiecego i dziecię cego" (477)- Jest to oczywiście typowe wiktoriańskie uprzedzenie. W rzeczywistości
kobiety nie były w żaden sposób potulne, na pewno nie bardziej niż dzieci.
Jednakże sednem problemu w tym przypadku jest czasowość i ciągłość pro dukcji. Maszyna zużywa się tym szybciej, im częściej jest używana, a przecież za tym, by zużywać maszyny tak szybko, jak to tylko możliwe, przemawiają liczne
korzyści - począwszy od tej, że „dwojakie bywa materialne zużycie maszyny. Jedno jest wynikiem jej używania” inne zaś wynika z nieużywania, to jest po prostu z rdze
wienia. „Jednakże obok materialnego zużycia maszyny występuje również zuży cie, że się tak wyrażę, moralne” (479)- Zawsze uznawałem ten termin za dziwny.
To, co Marks rzeczywiście ma tutaj na myśli, to ekonomiczna przestarzałość. Jeśli w zeszłym roku zakupiłem maszynę za dwa miliony dolarów, a w tym roku wszy
scy moi konkurenci mogą kupić ją za milion dolarów (lub, co sprowadza się do tego
samego, kupić maszynę za dwa miliony dolarów, która jest dwa razy bardziej wydaj na niż moja), wówczas wartość wytwarzanych towarów spada, a ja stracę połowę
wartości mojej maszyny. „Wartość maszyny, chociażby jeszcze młodej i pełnej sił
żywotnych, zależy już nie od faktycznie w niej samej uprzedmiotowionego czasu
pracy, lecz od czasu pracy niezbędnego do odtworzenia jej lub do odtworzenia lep szej maszyny" Zagrożenie polega na tym, że maszyna „straci więc mniej lub bar
dziej na wartości” (479). By uchronić się przed tym zagrożeniem, kapitaliści są zmu
szeni do wykorzystywania swoich maszyn tak szybko, jak to tylko możliwe (starając się zachować je funkcjonujące na pełnym biegu przez dwadzieścia cztery godziny).
Oznacza to przedłużanie dnia roboczego (lub, jak zobaczymy, stosowanie syste mu zmianowego). Maszyny, co do których zakładałoby się, że ich zadaniem jest ominięcie konieczności wydłużania dnia roboczego, w rzeczywistości stymulują
potrzebę dalszego wydłużania go. Kapitaliści są zakochani w maszynach, ponieważ stanowią one źródło war
tości dodatkowej i wartości dodatkowej względnej. Fetysz „technologicznego roz wiązania” (technological fix) silnie zakorzenia się w ich systemie przekonań. Jed
nak maszyny stanowią również źródło „immanentnej sprzeczności” ponieważ
Rozdział VII Co ujawnia technologia?
253
„maszyna powiększa jeden z dwóch czynników wartości dodatkowej dostarczanej przez kapitał danej wielkości, mianowicie jej stopę, tylko dzięki temu, że zmniej
sza drugi czynnik, mianowicie liczbę robotników” (483). A z racji tego, że masa
wartości dodatkowej, tak istotna dla kapitalisty, uzależniona jest od stopy wartości
dodatkowej oraz liczby robotników, wynalazki oszczędzające pracę mogą sprawić, że kapitalista wcale nie odniesie korzyści. Z tego punktu widzenia pozbawianie robotników pracy przez stosowanie innowacji technologicznych nie wydaje się
dobrym pomysłem, ponieważ rzeczywiści wytwórcy wartości zostają z procesu produkcji wyeliminowani. Ta sprzeczność zostanie znacznie bardziej rozwinięta
w tomie III Kapitału, gdzie dynamika innowacji technologicznej postrzegana jest jako czynnik destabilizujący oraz źródło poważnych tendencji kryzysowych.
Wpływające na kapitalistów bodźce do ciągłego wprowadzania innowacji są niezwykle silne. Konkurencyjny pościg za ulotną formą względnej wartości dodat
kowej, pomimo sprzeczności, staje się powszechny. Poszczególni kapitaliści, odpo wiadając na przymusowe prawa konkurencji, zachowują się w sposób niekoniecz
nie odpowiadający interesowi klasy kapitalistów. Społeczne konsekwencje tego pościgu mogą być katastrofalne również dla pracy. Po części przez podporządkowanie kapitałowi dawniej dla niego niedostępnych warstw
robotniczych, po części zaś przez zwalnianie robotników, których wypiera maszyna stwarza zbędną ludność robotniczą, która musi przystać na prawa dyktowane przez
kapitał. Tym się dumaczy owo znamienne zjawisko w dziejach nowoczesnego przemysłu, że maszyna obala wszelkie zwyczajowe i naturalne granice dnia roboczego. Stąd para
doks ekonomiczny, że najpotężniejszy środek skracania czasu pracy staje się najbardziej
niezawodnym środkiem przekształcania całego życia robotnika i jego rodziny w czas
pracy, którym kapitał może rozporządzać w celu pomnożenia swej wartości (483-484).
Widzimy teraz, dlaczego John Stuart Mili miał rację. Trzecia część podejmuje bezpośrednio kwestię intensyfikacji. Wspominana
we wcześniejszych partiach zazwyczaj mimochodem (jak choćby w definicji spo łecznie niezbędnego czasu pracy), zostaje w tym miejscu ujęta wprost. Kapitaliści mogą wykorzystać technologię w celu zmienienia i uregulowania intensywności
i tempa procesu pracy. Redukowanie tego, co określane jest mianem porowato ści dnia roboczego (momenty, w których praca nie jest wykonywana), jest tutaj
kluczowym celem. Przez ile sekund w ciągu dnia roboczego robotnik może się
wygłupiać? Jeśli posiada kontrolę nad własnymi narzędziami, może wszakże je
2S4
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
odłożyć, a następnie podnieść z powrotem. Pracownicy mogą pracować we własnym
tempie. Wraz z technologią maszynową prędkość oraz ciągłość procesu pracy są określone zgodnie z wewnętrznym systemem maszynowym, a robotnicy muszą zmagać się z ruchem, powiedzmy, taśmy produkcyjnej (jak w Chaplinowskich
Dzisiejszych czasach). Następuje odwrócenie stosunków społecznych, skutkujące tym, że teraz robotnicy stają się dodatkami do maszyny. Jednym z wielkich postę pów, który nastąpił po 1850 roku, gdy przemysłowa burżuazja odżałowała już fakt,
że będzie musiała zmagać się z Ustawami fabrycznymi oraz regulacją długości dnia
roboczego, było odkrycie przez kapitalistów tego, że krótszy dzień roboczy jest zgodny z rosnącą intensywnością. Ta zmiana pozycji pracownika, czyniąca z niego dodatek do procesu pracy, ma ogromne znaczenie dla kwestii, do których przej
dziemy w kolejnym rozdziale.
Rozdział Vlil • Maszyny i wielki przemysł
W poprzednim fragmencie zachęciłem was do spojrzenia na długi rozdział o maszy
nach przez pryzmat Marksowskiego przypisu 89, kładącego szczególny nacisk na to, jak „technologia odsłania czynną postawę człowieka wobec przyrody, bezpośredni proces wytwórczy jego życia, a wraz z tym również stosunków społecznych jego
życia i mających w nich źródło wyobrażeń duchowych" (440). W trakcie lektury tego rozdziału warto dostrzec, w jaki sposób Marks wiąże ze sobą wzajemne relacje pomiędzy różnymi „momentami" Nie tylko po to, by zrozumieć ewolucję kapita
listycznych technologii, ale również by wskazać, co to badanie ewolucyjnego pro
cesu ujawnia w kontekście kapitalistycznego sposobu produkcji postrzeganego jako
całość (jako zestaw bądź układ wchodzących ze sobą w interakcję składników). Jeśli podejdziecie do lektury w taki sposób, dostrzeżecie w tekście Marksa znacznie wię
cej niż ledwie opowieść o zmianie technologicznej.
Sugerowałem także, że przy lekturze tego gargantuicznego rozdziału (w którym zbyt łatwo zabłądzić) warto zwrócić uwagę na nazwy kolejnych jego części. Pozwala to na uchwycenie sensu dynamiki całej argumentacji. Spójrzmy na dotychczas prze analizowany wywód. W pierwszych częściach Marks wyjaśnił sposób, w jaki kapi talizm rozwinął unikalną podstawę technologiczną, przekształcając technolo
gie powiązane z rzemiosłem i manufakturą. Podstawę tę osiąga się ostatecznie
w wyniku wytwarzania maszyn przez maszyny, jak również przez zorganizowanie wielu maszyn w system fabryczny. Same maszyny są jednak towarami, za które
trzeba zapłacić. Ich wartość zatem musi cyrkulować jako kapitał stały przez cały
czas życia maszyny. Jeśli jej żywot wynosi dziesięć lat, wówczas każdego roku jedna dziesiąta wartości maszyny przenoszona jest na produkt. Narzuca to jednak
pewne ograniczenie - deprecjacja wartości maszyny powinna być mniejsza niż wartość pracy przez nią zastąpionej. Stwarza to warunki nierównego rozwoju
258
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
geograficznego. Jeśli koszty pracy w Stanach Zjednoczonych są wysokie w porów naniu z Wielką Brytanią, wówczas korzyść wynikająca z zastosowania maszyn
w Stanach Zjednoczonych jest większa. Siła związków zawodowych w Niemczech Zachodnich, poczynając od połowy lat siedemdziesiątych XX wieku, z ich naciskiem
na utrzymywanie wysokiej stopy płac, wytworzyła silną zachętę dla innowacji tech nologicznej. Gospodarka Niemiec Zachodnich dzięki przewadze technologicznej
zyskała wówczas wartość dodatkową względną w odniesieniu do pozostałych części
świata. Innowacje oszczędzające pracę wytworzyły jednak strukturalne bezrobocie.
W trzeciej części Marks bada konsekwencje dla robotnika (relację między tech
nologiami a stosunkami społecznymi). Przekształcenie prowadzące od wykwa lifikowanego rzemiosła do doglądania maszyny pozwala na zatrudnienie kobiet
i dzieci w sposób, który nie mógł być możliwy wcześniej. Umożliwiło to zastąpienie pracy rodzinnej (płacy rodzinnej) pracą indywidualną (oraz indywidualną płacą),
zapewniając oszczędności po stronie kapitalisty oraz głębokie zmiany dla struktur
rodziny, stosunków między płciami oraz zmiany w roli oraz formie gospodarstw
domowych. Jednakże wprowadzenie maszyn stworzyło również zachętę do prze dłużania dnia pracy, by sprostać problemowi „moralnej deprecjacji" (ekonomicznej przestarzałości) oraz ryzyka dewaluacji starszych maszyn poprzez wprowadzenie
nowych i lepszych. Kapitaliści w związku z tym dążą do odzyskania wartości zakrze płej w maszynie, jak szybko się da, co oznacza utrzymywanie maszyny w stanie
gotowości przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, gdy tylko to możliwe. Maszyny można również stosować do intensyfikowania procesu pracy. Kapitaliści mogą prze
jąć kontrolę nad zarówno ciągłością, jak i prędkością procesu pracy, a w związku
z tym redukować porowatość dnia roboczego. Intensyfikacja okazuje się ważną strategią kapitalistyczną zmierzającą do wyciskania większej ilości wartości dodat
kowej z robotnika. Tak w skrócie wygląda dotychczasowa opowieść.
4—10. Robotnicy, fabryki, przemysł Siedem pozostałych części rozdziału o maszynach zarówno pogłębia, jak i poszerza nasz ogląd tego, co da się ujawnić odnośnie do kapitalizmu dzięki badaniu ewolucji technologicznej. W części czwartej Marks bada fabrykę jako taką. Jest to centralny
punkt jego rozważań, nie tylko jako coś technicznego, ale również jako porządek spo łeczny. Muszę tu przemycić kilka krytycznych zastrzeżeń. Budując swoje rozumie nie systemu fabrycznego, Marks posługuje się dwoma źródłami. Kluczowe znaczenie
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
259
miało tutaj bezpośrednie doświadczenie Engelsa w manchesterskim przemyśle.
Uzupełnione zostało jednak lekturami Charlesa Babbage’a i Andrew Urego, będą
cych ówcześnie czołowymi ideologami prokapitalistycznymi, upowszechniającymi
zasady skutecznego zarządzania przemysłowego. Marks zdaje się uniwersalizować to,
co dzieje się w Manchesterze, jak gdyby stanowiło to ostateczną formę kapitalistycz
nego uprzemysłowienia, a w dodatku, jak mi się wydaje, trochę zbyt pospiesznie akceptuje pomysły Babbage'a i Urego. Jeśli Engels znajdowałby się w Birmingham,
prezentacja dokonana przez Marksa mogłaby być nieco inna. Struktura przemysłowa miała tam niewielką skalę, ale była zorganizowana w taki sposób, by realizować
ekonomie aglomeracji. Birmingham było miastem znacznie bardziej nastawionym
na rzemiosło, posiadającym warsztaty wytwarzające pistolety, biżuterię oraz różno rodne produkty metalurgiczne. W dodatku wydawało się bardzo wydajne i charak
teryzować się stosunkami pracy odmiennymi od tych istniejących w dużych przę
dzalniach regionu Manchesteru. Marks najwyraźniej wiedział bardzo niewiele o tym, co możemy nazwać birminghamskim modelem kapitalistycznego uprzemysłowienia,
a zatem nie dostrzegł rozróżnienia, które długo utrzymywało się w historii kapitali stycznego rozwoju. Uprzemysłowienie Korei Południowej, począwszy od lat sześć dziesiątych XX wieku, odbywało się w stylu manchesterskim, jednakże już Hongkong
przypominał raczej Birmingham. Bawaria, to, co nazywamy Trzecią Italią, czy inne podobnie zorganizowane regiony przemysłowe (Dolina Krzemowa stanowi zupełnie osobny przypadek) mają krytyczne znaczenie w nowszych fazach uprzemysłowie
nia. Różnią się natomiast bardzo istotnie od manchesterskich form przemysłowych spotykanych w delcie Rzeki Perłowej w Chinach. Istotne w tym kontekście jest jed
nakże to, że świat przemysłowy nie był i nie jest podobny do fabryk Manchesteru.
Marksowskie ujęcie fabryki, choć trudne do odparcia, jest jednostronne.
Marks rozpoczyna swój wywód, zauważając, że Wraz z narzędziem pracy także i umiejętność władania nim przechodzi z robotnika
na maszynę. Sprawność narzędzia wyzwala się z ograniczeń właściwych ludzkiej sile roboczej. Wskutek tego zniesiona zostaje podstawa techniczna, na której opiera się podział pracy w manufakturze. Zamiast hierarchii wyspecjalizowanych robotników,
cechującej manufakturę, mamy w automatycznej fabryce tendencję do wyrównywania,
czyli niwelowania prac, które wykonywać mają pomocnicy maszyn, zamiast sztucznie wytworzonych różnic pomiędzy robotnikami cząstkowymi, występują na plan pierwszy
naturalne różnice wieku i płci. Podział pracy zjawia się znów w fabryce automatycznej najpierw w postaci przydziału robotników do wyspecjalizowanych maszyn (498).
260
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Robotnicy muszą przechodzić od jednej maszyny do drugiej. Stają się w konsekwen
cji ich opiekunami. Marks opisuje tu pozbawianie umiejętności, towarzyszące powstaniu systemu fabrycznego, w którego konsekwencji wszelka praca staje się coraz bardziej homoge
niczna. Jeśli możesz opiekować się tą maszyną, możesz również i tamtą. Trwałe zna czenie pozbawiania umiejętności w toku historii kapitalizmu stało się współcześnie przedmiotem istotnej dyskusji (począwszy od książki Harry’ego Bravermana Labor
and Monopoty Capital', która od lat siedemdziesiątych XX wieku prowokuje liczne komentarze i badania). Co więcej, „nie robotnik, lecz maszyna nadaje fabryce
ogólny ruch" a w związku z tym „ustawiczna zmiana osób może się odbywać bez przerywania procesu pracy" (500-501). W konsekwencji robotnicy redukowani
są do całożyciowego zadania służenia poszczególnej maszynie. Wyraźnie widać,
że robotnik i stosunki społeczne zostają przekształcone wraz z pracą robotnika w taki sposób, że robotnicy stają się zaledwie dodatkami do maszyn. W manufakturze i w rzemiośle robotnik posługuje się narzędziem, w fabryce służy
maszynie. Tam wprawiał w ruch środki pracy, tu musi iść za ich ruchem. W manufaktu rze robotnicy są członami żywego mechanizmu. W fabryce istnieje niezależny od nich
mechanizm martwy, do którego są wcielani jako jego żywe dodatki. (...) Samo nawet uła twienie pracy staje się środkiem tortury, gdyż maszyna wyzwala nie robotnika z pracy, lecz pracę jego z treści. (...) nie robotnik stosuje warunki pracy, lecz przeciwnie, one stosują robotnika; jednakże dopiero maszyna nadaje temu odwrotnemu stosunkowi technicznie uchwytną rzeczywistość. Przekształcenie środka pracy w automat spra
wia, że w samym procesie pracy występuje on wobec robotnika jako kapitał, jako praca martwa, która ujarzmia i wysysa żywą siłę roboczą. Jak już poprzednio nadmieniliśmy,
oddzielenie duchowych sil procesu produkcji od pracy ręcznej i przekształcenie ich w siły kapitału panujące nad pracą dokonuje się ostatecznie w wielkim przemyśle opar
tym na produkcji maszynowej (502).
Duchowe siły zostają oddzielone od pracy ręcznej. Różnego rodzaju koncepcje należą do kapitalistów - to oni projektują rzeczy. Nie zakłada się, że robotnicy będą
myśleć; mają po prostu pilnować maszyn. Oczywiście może to nie być w istocie
prawdą, ale faktem jest, że to struktura, o którą klasa kapitalistów walczy dzień i noc,
1 H. Braverman, Labor and Monopoly Capital. The Degradation of Work in the Twentieth Century, Monthly Review Press, New York 1974.
Rozdział VIII Maszyny I wielki przemysł
261
a w konsekwencji cała struktura mentalnych przedstawień świata, stosunków spo
łecznych, reprodukcji życia, stosunku do przyrody i tak dalej ulega transformacji zgodnie z podziałami klasowymi. Umiejętność cząstkowa indywidualnego, pozbawionego treści duchowej robotnika maszynowego traci znaczenie, stając się czymś ubocznym i znikomym wobec nauki, wobec potężnych sił przyrody i wobec masowej pracy społecznej, które ucieleśnione są w systemie maszyn i wraz z nim stanowią potęgę „pryncypała" (master) (502).
Jednakże ta transformacja oparta jest na zdolności do takiego zdegradowania poło żenia robotników, że stają się oni niczym więcej niż dodatkami do maszyn, niezdol nymi do wykorzystania którejkolwiek ze swoich mocy umysłowych i poddanymi
kapitalistycznej „władzy absolutnej" (503) oraz despotycznym rządom. Umiejętno
ści znajdują się obecnie wyłącznie po stronie tych, którzy projektują maszyny, inży
nierów i tym podobnych, stających się małą grupką bardzo wyspecjalizowanych robotników. Jednak, jak już wcześniej zauważył Marks, w charakterze kontrapunktu wyłania się „wyższa, po części posiadająca fachowe wykształcenie naukowe, po czę
ści rzemieślnicza kategoria pracowników, która nie należy do kategorii robotników
fabrycznych, a została do nich jedynie przyłączona” (499).
Przekształcenia tego rodzaju wiązały się z prowokowaniem oporu, szczegól
nie pośród wykwalifikowanych robotników. Na tym skupia się część piąta, w któ rej Marks mierzy się z „Walką między robotnikiem a maszyną" Tak zwany ruch
luddystów (nazwany od imienia fikcyjnej postaci Neda Ludda) był ruchem skie rowanym przeciwko maszynom, w ramach którego niszcząc maszyny, robotnicy
protestowali przeciwko ograbianiu ich z umiejętności oraz utracie pracy. Uznawali maszyny za swoich konkurentów, niszczycieli własnych umiejętności i sprawców
niepewności pracy. Marks dostrzega jednak ewolucję polityki rozwijanej w ramach tej rewolty: Masowe niszczenie maszyn w angielskich okręgach manufaktur w pierwszym piętnasto
leciu XIX wieku, spowodowane głównie używaniem krosna parowego i znane pod nazwą
ruchu luddystów, dało antyjakobińskiemu rządowi Sidmoutha, Castlereagha itd. pre tekst do zastosowania najbardziej reakcyjnych aktów przemocy. Trzeba było sporo czasu
i doświadczenia, aby robotnik nauczył się odróżniać maszynę od jej kapitalistycznego zastosowania i dlatego kierować swe ataki nie przeciw samym materialnym środkom
produkcji, lecz przeciw społecznej formie ich eksploatacji (508-509).
262
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Powyższe stwierdzenie wymaga jednak uważnej oceny. Marks wydaje się sugero
wać tu, że problemem nie są maszyny (technologia), ale kapitalizm (stosunki spo
łeczne). Można stąd wywnioskować (moim zdaniem błędnie), że maszyny same
w sobie są neutralne, a zatem, że mogą zostać wykorzystane w przejściu do socja lizmu. Wydaje się, że historycznie prawdziwe jest stwierdzenie, iż sami robotnicy poddali się na polu bezkrytycznego niszczenia maszyn, oddając się strategii atako wania tych kapitalistów, którzy wykorzystywali technologię maszynową w najbar
dziej brutalny sposób. Sprzeniewierza się to ogólnej linii argumentacyjnej Marksa,
szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę moje odczytanie przypisu 89, w którym
technologie i stosunki społeczne są ze sobą splecione. Na gruncie tego odczytania musi również wystąpić problem z maszynami, ponieważ zostały zaprojektowane i urządzone w taki sposób, by zinternalizować określone stosunki społeczne, men
talne przedstawienia świata oraz sposoby wytwarzania i życia. Fakt, że robotnicy
zostają przekształceni w dodatki do maszyn, nie jest z pewnością dobrą rzeczą. Nie jest nią również pozbawianie ich zdolności umysłowych powiązane z upo wszechnieniem się kapitalistycznych technologii maszynowych. W związku z tym,
gdy Lenin chwalił fordowskie techniki produkcji, urządzał system fabryczny
dla produkcji podobnej do tej rozwijanej ówcześnie przez amerykańskie korpo racje i gdy twierdził, że to co się naprawdę liczy to zmiana stosunków społecznych przez rewolucję, stąpał po niepewnym gruncie. W przytoczonych powyżej frag
mentach Marks wydaje się wieloznaczny. W innych miejscach jest bardziej kry tyczny w stosunku do istoty technologii, przez które kapitalizm znalazł sobie własną podstawę. Technologie omówione w tym rozdziale to takie, które zostały skrojone
pod kapitalistyczny sposób produkcji. Powinno nas to automatycznie prowadzić do postawienia problemu wynajdywania odmiennych technologii właściwych
socjalistycznemu czy komunistycznemu sposobowi produkcji. Jeśli posłużycie się
technologiami wziętymi z kapitalistycznego sposobu produkcji i będziecie usiłować
stworzyć w oparciu o nie socjalizm, dokąd ostatecznie zajdziecie? Prawdopodob
nie uzyskacie kolejną wersję kapitalizmu, jak miało to miejsce w Związku Radziec
kim wskutek rozpowszechnienia technik fordowskich. Tak jak Marks krytykował
Proudhona za ledwie realizowanie burżuazyjnych pojęć sprawiedliwości, tak sam zagrożony jest w tym miejscu popadnięciem w zachwyt nad realizacją kapitali
stycznych technologii. Jednym ze sposobów na obronę Marksa jest powrót do miejsca, gdzie przed
stawia on powstanie kapitalizmu. W okresie manufaktury rozwój kapitalistyczny opierał się na późnofeudalnym rzemiośle oraz manufakturowych technologiach
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
263
(choć zmieniając ich formę organizacyjną) i było to coś niezbędnego, zważywszy
na koniunkturę. Dopiero z czasem kapitalizm określił swoją specyficzną podstawę technologiczną. W dokładnie taki sam sposób na swoich wczesnych rewolucyjnych etapach socjalizm został sprowokowany do wykorzystania kapitalistycznej technolo
gii. Biorąc pod uwagę naglącą potrzebę chwili (wojna i masowa dezorganizacja), Lenin
miał zatem rację, zwracając się ku najbardziej zaawansowanym kapitalistycznym for mom w celu ożywienia produkcji i ochrony rewolucji. W długiej perspektywie jednak
socjalistyczny projekt rewolucyjny nie może, jeśli uwzględnić moje odczytanie wspo
mnianego przypisu, uniknąć kwestii zdefiniowania alternatywnej podstawy technolo
gicznej, jak również alternatywnych stosunków względem przyrody, stosunków spo łecznych, systemu produkcji, reprodukcji poprzez życie codzienne i mentalne przed stawienia świata. A to, jak mi się wydaje, było jedną z najdotkliwszych porażek w his
torii rzeczywiście ¡śmiejących komunizmów. Jest to oczywiście problem znacznie
szerszy niż komunizm, ponieważ kwestia technologii nadających się do realizacji określonych społecznych i politycznych celów, czy to feministycznych, anarchisty
cznych, środowiskowych, czy jakichkolwiek innych, jest ogólną sprawą zasługującą
na bliższe zbadanie. Musimy zatem podsumować tę kwestię, stwierdzając, że technolo gie nie są neutralne w stosunku do pozostałych momentów społecznego całokształtu. Problematyczny klasowy charakter kapitalistycznych technologii został w istocie
potwierdzony w samym tekście Marksa. Jak pisał: Maszyna działa nie tylko jako przemożny konkurent wiecznie czyhający na to, aby robot
nika najemnego uczynić „zbytecznym” Kapitał posługuje się maszyną jako potęgą wrogą robotnikowi i rozmyślnie obwieszcza o tym z rozgłosem. Maszyna staje się najpotęż
niejszym środkiem wojennym do poskramiania periodycznych buntów robotniczych, strajków itd. skierowanych przeciw samowładztwu kapitału. Według Gaskella maszyna
parowa była od samego początku antagonistką „siły ludzkiej" ona to pomagała kapita listom w duszeniu wzrastających roszczeń robotniczych, które groziły kryzysem rodzą cemu się systemowi fabrycznemu. Można by napisać całą historię na temat wynalazków
dokonanych od 1830 r. i zastosowanych jedynie w charakterze środków wojennych kapi tału przeciw buntom robotniczym (517-518).
Zatem kapitaliści świadomie konstruują nowe technologie jako narzędzia walki
klasowej. Technologie te nie tylko służą do dyscyplinowania robotnika na gruncie procesu pracy, ale również pomagają tworzyć nadwyżkę pracy, która obniża płace
i aspiracje robotników.
264
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Marks w tym miejscu po raz pierwszy wprowadza ideę technologicznie wywo
ływanego bezrobocia. Innowacje oszczędzające pracę wyrzucają ludzi z pracy. W istocie w ciągu ostatnich trzydziestu lat silne zmiany technologiczne i niezwy kłe zwiększenie wydajności wytworzyły bezrobocie i niepewność pracy, jak rów
nież sprawiły, że znacznie łatwiejsze stało się dyscyplinowanie pracy w sposób polityczny.
Pojawiła się skłonność do obwiniania za krzywdy amerykańskiej klasy robotni czej outsourcingu i konkurencji ze strony nisko opłacanej pracy w Meksyku czy Chi nach. Badania wykazały jednak, że za blisko dwie trzecie liczby utraconych miejsc pracy odpowiedzialna jest zmiana technologiczna. Kiedy przybyłem do Baltimore w 1969 roku, Bethlehem Steel zatrudniało ponad dwadzieścia pięć tysięcy robot
ników, jednak już dwadzieścia lat później ta sama firma zatrudniała ich mniej niż pięć tysięcy, wytwarzając tę samą ilość stali. „Środek pracy zabija robotnika” (514).
Nietrudno uzasadnić twierdzenie, jakoby technologie były wykorzystywane jako broń stosowana w ramach walki klasowej. Przypominam sobie lekturę wspomnień
pewnego przemysłowca, wynalazcy maszynowych narzędzi, pracującego w Paryżu z czasów Drugiego Cesarstwa. Podawał tam trzy powody, które motywują do inno wacji: po pierwsze, obniżanie ceny towarów i polepszanie pozycji konkurencyjnej; po drugie, zwiększenie wydajności i wyeliminowanie marnotrawstwa; po trzecie,
wskazanie robotnikom właściwego im miejsca. Od czasów luddystów po dziś dzień walka klasowa dotycząca form technologii jest nieodłączną cechą kapitalizmu. Część szósta, „Teoria kompensacji dotycząca robotników wypieranych przez
maszyny" skupia się na całokształcie stosunku między kapitałem a pracą jako kon sekwencji zmian technologicznych. Jeśli kapitaliści oszczędzają kapitał zmienny, zatrudniając mniejszą liczbę robotników, co wówczas robią z zaoszczędzonym kapi tałem? Jeśli rozszerzają swoją działalność, wówczas zbędna część pracy zostaje
ponownie wchłonięta. Na tej podstawie ówcześni burżuazyjni ekonomiści wyna leźli teorię kompensacji, mającą dowodzić, że maszyny w sumie nie spowodowały
bezrobocia. Marks nie przeczy, że może istnieć jakaś forma kompensacji, jednak to, jak jest ona wielka, jest już kwestią problematyczną. Możecie przyjąć dziesięć
proćent spośród robotników, których właśnie uczyniliście zbędnymi, lub nawet dwadzieścia procent. Nie istnieje żaden automatyczny powód, dla którego wszyscy mają być ponownie wchłonięci. „Chociaż maszyna nieuchronnie wypiera robot
nika z tych gałęzi pracy, do których zostaje wprowadzona, to jednak może wywo łać wzrost zatrudnienia w innych gałęziach pracy. Ale to działanie maszyny nie
ma nic wspólnego z tak zwaną teorią kompensacji" (526). Nawet jeśli większość
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
265
robotników zostanie ostatecznie ponownie zatrudniona, mamy wciąż do czynienia z poważnym problemem przejściowym. „Gdy tylko maszyna zwolni część robotni
ków zatrudnionych dotychczas w określonej gałęzi przemysłu, to i szeregi uzupeł
niające" - to znaczy, że nadal istnieje rezerwowa armia pracy - „ulegają nowemu przegrupowaniu i są wchłaniane przez inne gałęzie pracy, pierwotne zaś ofiary” czyli, ci których wyrzucono z pracy - „przeważnie marnieją i giną w okresie przej
ściowym" (524). Występują również problemy z adaptacją: hutnicy z dnia na dzień
nie zostaną programistami. Ponieważ więc maszyna rozpatrywana sama w sobie skraca czas pracy, a w zastosowaniu
kapitalistycznym przedłuża dzień roboczy, sama przez się czyni pracę lżejszą, a w zasto
sowaniu kapitalistycznym wzmaga jej intensywność, sama przez się jest zwycięstwem człowieka nad siłami przyrody, a w zastosowaniu kapitalistycznym jest ujarzmieniem człowieka przez siły przyrody, sama przez się pomnaża bogactwo wytwórcy, a w zasto
sowaniu kapitalistycznym zamienia go w nędzarza itd., przeto ekonomista burżuazyjny oświadcza po prostu, że rozpatrywanie maszyny samej w sobie dowodzi niezbicie,
iż wszystkie te oczywiste sprzeczności są tylko zwykłym pozorem pospolitej rzeczywi
stości, lecz same w sobie, a więc i w teorii, zgoła nie istnieją (524-525).
Maszynę należy zawsze postrzegać w ramach relacji, a zatem w jej kapitalistycznym
zastosowaniu. Nie ma też wątpliwości, że kapitalistyczne zastosowanie jest często
bezwzględnie i niepotrzebnie opresyjne. Jeśli jednak maszyna jest postrzegana „sama w sobie” jako „zwycięstwo człowieka nad siłami przyrody’; jak również „sama w sobie" obdarzana potencjalnie prawymi możliwościami (jak redukcja obciążeń w pracy
czy zwiększanie rzeczywistego dobrobytu), wówczas znajdujemy się z powrotem
na wątpliwym stanowisku głoszącym, że kapitalistyczna technologia „sama w sobie” może stanowić podstawę dla alternatywnych form społecznej organizacji bez żad
nego istotnego dostosowania, nie mówiąc już o rewolucyjnej transformacji. Po raz kolejny wysunięte zostaje pytanie o umiejscowienie form organizacyjnych, technolo
gii i maszyn w przejściu od feudalizmu do kapitalizmu oraz od kapitalizmu do socja
lizmu lub komunizmu. Jest to jedno z fundamentalnych pytań podniesionych w tym
rozdziale, zasługujących na poważne i dogłębne przemyślenie.
Kompensacja powstaje również ponieważ wprowadzenie maszyn zwiększa zatrudnienie w przemyśle wytwórstwa maszyn. Pamiętajmy jednak, że „przyrost
pracy, potrzebny do wytworzenia samych środków pracy, maszyn, węgla itd., musi być mniejszy od pracy zaoszczędzonej dzięki zastosowaniu maszyny” (526).
266
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
W związku z tym pojawia się możliwość wzrostu zatrudnienia w sektorze wydobycia surowców. W przypadku bawełny jednak oznaczało to raczej niestety intensyfikację
i ekspansję pracy niewolniczej na Południu Stanów Zjednoczonych, niż ekspan sję zatrudnienia najemnego. Natomiast jeśli wszystkie te możliwości kompensacji zostają zablokowane, wówczas pozostaje źródłowy problem tego, co kapitaliści
powinni zrobić z ich dodatkowym kapitałem. Pozyskują tę nadwyżkę albo indy widualnie, albo jako klasa, wraz ze spadkiem wartości siły roboczej oraz tendencją spadkową liczby zatrudnianych robotników. Stawiany jest tutaj, chociaż w nieco niewyraźnej formie, problem tego, co burżuazja powinna zrobić z dodatkowym kapitałem. Jest to ogromny i fundamentalny
problem. Określam go mianem problemu absorpcji nadwyżki kapitału. W ostatecz nym rozrachunku kapitaliści zawsze kończą z większą ilością czegoś, nadwyżką,
wówczas zaś mają problem, co zrobić z tą nadwyżką dnia następnego. Jeśli nie mogą
znaleźć niczego takiego, wpadają w tarapaty. To kluczowy problem, podjęty w kolej nych tomach Kapitału. Marks w tym miejscu nie próbuje analizować go w pełni,
stara się natomiast podrzucić nam kilka sugestii. „Pierwszym następstwem wpro wadzenia maszyny jest wzrost wartości dodatkowej i zarazem ilości produktów, w któ
rych wartość dodatkowa się wyraża, a zatem wzrost substancji, którą spożywa klasa kapitalistów oraz jej świta" (529). Zwiększa się zatem „produkcja towarów luksuso
wych” podczas gdy rynek na produkt dodatkowy może również zostać zwiększony przez ekspansję handlu zagranicznego. „Pomnażanie środków produkcji i środków utrzymania przy stosunkowo zmniejszającej się liczbie robotników stanowi bodziec
do zwiększenia pracy w tych gałęziach przemysłu, których produkty, jak kanały, skład
nice towarów, tunele, mosty itd., przynoszą owoce dopiero w dalekiej przyszłości (529-530)" W długiej perspektywie inwestycje w infrastrukturę, które nie przynoszą owoców przez wiele lat, mogą stać się środkami absorpcji nadwyżki. Uwagi tego rodzaju ostatecznie doprowadziły mnie, w The Limits to Capital, do sformułowa
nia teorii kluczowej roli ekspansji geograficznej oraz długoterminowych inwestycji (szczególnie w środowisko zabudowane) w stabilizacji kapitalizmu. Co więcej: nadzwyczajne wzmożenie siły produkcyjnej w sferach wielkiego przemysłu, któremu
towarzyszy ekstensywnie i intensywnie zwiększony wyzysk siły roboczej we wszyst
kich innych sferach produkcji, pozwala zatrudniać coraz większą część klasy robotni czej przy pracach nieprodukcyjnych i w ten sposób odtwarzać coraz bardziej masowo pod nazwą „służby" jak służących, pokojówek, lokajów itd., dawnych niewolników
domowych (530).
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
267
Klasa osób nieprodukcyjnych obejmuje wszystkich za młodych lub za starych do pracy, wszystkie „nieprodukcyjne" kobiety, młodocianych i dzieci, dalej stany „ideologiczne" jak rząd, klechów, prawników, woj
skowych itd., (...) tych wszystkich, których zajęcie polega wyłącznie na spożywaniu cudzej pracy w postaci renty gruntowej, procentu itd. (530).
Cała ta liczna ludność musi zostać utrzymana z nadwyżki. Odnosząc się do Anglii
i Walii, Marks przywołuje dane ze spisu ludności z 1861 roku, pokazujące, że „jeżeli
zsumujemy personel przemysłów tekstylnych i wszystkich zakładów hutniczych i manufaktur metalowych, suma wyniesie 1 039 605”*, podczas gdy zatrudnieni w górnictwie to 565 835 ludzi w porównaniu z 1208 605 osobami służby („nowocze snych niewolników domowych") (532). Choć mamy tendencję, by myśleć, że rady kalne przejście od przemysłu do usług zaszło dopiero w ostatnim półwieczu, powyż
sze dane jasno wskazują, że nie jest to w żadnym wypadku nowy sektor. Dużą róż
nicą jest jednak to, że Marksowska służba w większości nie była zorganizowana zgodnie z kapitalistycznymi podziałami (znaczna część służby mieszkała w domach,
w których pracowała). Nie było żadnych sklepów z napisami w rodzaju „Kosme
tyka” „Sprzątacze" „Fryzjer” i tak dalej. Liczba ludności zaangażowana w tę formę zatrudnienia była zawsze duża i zbyt często pomijana w analizach ekonomicznych
(w tym w Marksowskiej), chociaż przewyższała ona liczebność klasy robotniczej w klasycznym znaczeniu obejmującym robotników fabrycznych, górników i im
podobnych. Część siódma, zatytułowana „Odpychanie i przyciąganie robotników w związku z rozwojem produkcji maszynowej" bada czasowe rytmy zatrudnienia odpowiada
jące przypływom i odpływom cykli przemysłowych. Jak twierdzi Marks, zyski „nie tylko same przez się są źródłem przyśpieszonej akumulacji, ale przyciągają też do uprzywilejowanej dziedziny produkcji znaczną część społecznego kapitału
dodatkowego, który wciąż powstaje na nowo i szuka nowej lokaty" (536). Gdy kapitał dodatkowy przepływa do tych nowych preferowanych obszarów, napotyka okre
ślone ograniczenia, jak choćby niedostępność „materiału surowego i rynku zbytu" (536). Skąd weźmiecie surowce oraz komu zamierzacie sprzedać swój produkt
dodatkowy? Jak zobaczymy, są to kluczowe pytania, do których przejdziemy w koń
cowej części tej książki poświęconej „Refleksjom i przewidywaniom” Przekład zmodyfikowany (przyp. tłum.).
26*
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Bezpośrednia odpowiedź, którą proponuje tutaj Marks, to... Indie! Ich przykład
pokazuje, że da się rozbić krajowy przemysł, a olbrzymie masy ludności przekształ
cić w swój rynek zbytu, jednocześnie czyniąc z całych Indii wytwórcę surowców produkowanych na swój własny rynek. W ten sposób angażujemy się w imperia listyczne praktyki i geograficzną ekspansję. Problem ten rozwiązuje się przez to,
co określam mianem przestrzennego utrwalenia (spatialfix). W konsekwencji Powstaje nowy międzynarodowy podział pracy, odpowiadający rozmieszczeniu głów
nych ośrodków przemysłu maszynowego; podział ten przekształca jedną część kuli ziem skiej w teren produkcji przede wszystkim rolnej dla drugiej części jako terenu produkcji przede wszystkim przemysłowej (537).
Wszystko to jeszcze znajduje się poza zasięgiem Marksowskiego aparatu teoretycz nego. W tej części widzimy jednak wyraźnie, że w obrębie kapitalistycznego spo sobu produkcji istnieje społeczna niezbędność by problem nadwyżki kapitału był
rozwiązany wyłącznie przez przesunięcia czasowe i geograficzne.
Przypływy i odpływy w ramach cyklu przemysłowego są czymś typowym
dla kapitalizmu. Olbrzymia zdolność przemysłu fabrycznego do raptownego rozszerzania się i jego zależność od rynku światowego nieuchronnie wywołuje gorączkową produkcję i nastę
pujące w ślad za tym przepełnienie rynków, których kurczenie się powoduje paraliż.
Życie przemysłu przekształca się w szereg kolejnych okresów średniego ożywienia, roz
kwitu, nadprodukcji, kryzysu i zastoju. Niepewność i niestałość zatrudnienia, a przez to i sytuacji życiowej robotnika, będące następstwem produkcji maszynowej, stają się przy tej zmienności okresów cyklu przemysłowego zjawiskiem normalnym. Z wyjątkiem okre
sów rozkwitu wre między kapitalistami zażarta walka o udział każdego z nich na rynku. Udział ten jest wprost proporcjonalny do taniości produktu. Oprócz wywołanej przez to
rywalizacji w stosowaniu ulepszonych maszyn, zastępujących silę roboczą, i nowych metod produkcji, za każdym razem występuje w pewnym momencie dążenie, aby obni-
' żyć cenę towaru przez zepchnięcie przemocą płacy roboczej poniżej wartości siły robo czej (538-539).
Ten ogólnikowy opis cyklicznych ruchów w obszarze gospodarki pozbawiony
jest jakiegokolwiek teoretycznego zaplecza, same zaś mechanizmy wytwarza jące te ruchy pozostają niezbadane. Marks przesuwa się niejako z obszaru teorii
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
269
do schematycznego opisu cykli wzrostów i spadków właściwych brytyjskiej gospo
darce jego czasów. Po tym następuje historia cykli wzrostów i spadków w brytyjskim
przemyśle bawełnianym, której głównym celem wydaje się po prostu dostarczenie ilustracji dla rozwijanej przez Marksa argumentacji historycznej. Podsumowuje on
swoją narrację następująco: A zatem na pierwsze 45 lat dziejów angielskiego przemysłu bawełnianego, od 1770 do 1815 r.,
przypada tylko 5 lat kryzysu i zastoju, ale był to okres jego światowego monopolu. W nas tępnym 48-letnim okresie, od 1815 do 1863 r., naliczyliśmy tylko 20 lat ożywienia i roz
kwitu na 28 lat depresji i zastoju. W okresie między rokiem 1815 a 1830 zaczyna się kon
kurencja z Europą kontynentalną i Stanami Zjednoczonymi. Od 1833 r. Anglia zaczyna przemocą rozszerzać swe azjatyckie rynki przez „tępienie rodzaju ludzkiego" (546).
Przypis wyjaśnia, że „tępienie rodzaju ludzkiego” do którego się odnosi, dokonane
zostało przez Brytyjczyków, gdy przemocą wykorzystali opium uprawiane w Indiach, by sprzedać je w Chinach w zamian za tamtejsze srebro, które mogło być wykorzy
stane na zakup brytyjskich towarów. W części ósmej, zatytułowanej „Przewrót dokonany przez wielki przemysł w manufakturze, rzemiośle i chałupnictwie” Marks poddaje analizie to, co się dzieje, gdy konkurują ze sobą różne systemy pracy. Podnoszone jest tu kilka intrygują cych kwestii. W czasach Marksa system pracy chałupniczej, system rzemiosła,
system manufakturowy oraz system fabryczny współistniały ze sobą, niekiedy
w obrębie tego samego regionu. Gdy zaczynały ze sobą nawzajem konkurować,
przechodziły szereg adaptacji, niekiedy wytwarzając nowe hybrydyczne formy, jednakże ogólnie skutkując tym, że warunki pracy we wszystkich gałęziach produk
cji stawały się absolutnie przerażające, jeśli nie wręcz całkowicie nieakceptowalne.
Rzemieślnicy na przykład musieli pracować pięć razy ciężej, by móc konkurować
z wytworami krosna mechanicznego. Jednakże Marks zdaje się wierzyć, że ostatecz
nie to system fabryczny zacznie przeważać. Podkreślam, że „zdaje się” ponieważ nigdzie nie mówi tego wprost. Znajdziemy wiele uwag o charakterze swego rodzaju postępu teleologicznego, takich jak choćby to, że kapitalizm z konieczności i w coraz
większym stopniu przesuwa się w kierunku systemu opartego na fabryce. Starsze
i hybrydyczne systemy pracy, utrzymujące się na powierzchni dzięki organizacji
nieludzkiego systemu wyzysku (który Marks, przy pomocy inspektorów fabrycz nych, opisze z przenikliwą obrazowością), prawdopodobnie nie mogą przetrwać.
Jeśli zgodzimy się, że to właśnie twierdzi, wówczas istnieją podstawy do niezgody.
270
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Wolę jednak czytać go w inny sposób, prawdopodobnie niejako pod włos jego własnego myślenia w tym obszarze. Kapitaliści, jak chciałbym twierdzić, lubią zachowywać możliwość wyboru systemu pracy. Jeśli nie mogą czerpać wystarcza jących zysków z systemu fabrycznego, wówczas chcą mieć możliwość powrotu do systemu chałupniczego. Jeśli nie są w stanie ich wydobyć także w ten sposób,
przejdą do systemu quasi-manufakturowego. To znaczy, że zamiast traktować opi
sane przez Marksa warunki jako tymczasowe i przejściowe, wolę odczytywać je jako stałe cechy (opcje) kapitalistycznego sposobu produkcji, w którym konkurencja
między różnymi systemami pracy staje się bronią, jaką kapitał może wykorzystać przeciwko pracy w walce o uzyskiwanie wartości dodatkowej. Wykorzystując Mark-
sowską ocenę niszczycielskich konsekwencji konkurencji między systemami pracy, zapewniamy sobie warunki dla lepszego rozumienia tego, co dokładnie dzieje
się dzisiaj na świecie. Odrodzenie sweatshopów czy systemów pracy rodzinnej, systemu pracy nakładczej, systemu podwykonawstwa i temu podobnych, stało się
w ostatnich czterdziestu latach wyraźną cechą globalnego neoliberalnego kapi talizmu. System fabryczny nie zawsze działał na korzyść kapitału, a Marks potrafi
udzielić nam kilku dobrych wskazówek, dlaczego tak jest. Gdy zgromadzi się robot ników w dużej fabryce, mogą oni stać się zbyt świadomi swoich wspólnych intere sów i przekształcić w potencjalnie potężną kolektywną siłę polityczną. Uprzemy
słowienie Korei Południowej po 1960 roku stworzyło wielki fabryczny system pracy,
a jednym z jego konsekwencji był silny ruch związkowy, który stał się potężną silą polityczną aż do kryzysu z lat 1997-1998, kiedy to został zdyscyplinowany. System pracy w Hongkongu opierał się na pracy rodzinnej wykonywanej w sweatshopach
oraz strukturach podwykonawstwa, a w takich warunkach nie ma zbyt wiele prze strzeni dla ruchu związkowego. W grę wchodzi oczywiście wiele innych czynników,
należy zwrócić jednak uwagę, że możliwość wyboru pomiędzy systemami pracy ma istotne znaczenie dla kapitału w ramach dynamiki walki klasowej. Uważam zatem, że najbardziej wartościowe odczytanie tych fragmentów
Kapitału zakłada, że mamy tu do czynienia z przestrogą dotyczącą tego, w jaki
sposób kapitaliści, obdarzeni możliwością wyboru procesu pracy i systemu pracy, wykorzystują go jako broń w walce klasowej o wytwarzanie nadwyżki. Robotnicy
fabryczni są zdyscyplinowani przez konkurencję ze sweatshopami i na odwrót. Zaostrzanie konkurencji między systemami pracy w ostatnich latach pogorszyło
sytuację pracowników, jeśli porównać ją, powiedzmy, z latami sześćdziesiątymi i siedemdziesiątymi XX wieku, gdy w wielu częściach świata kapitalistycznego mie liśmy dość duże systemy fabryczne i silne organizacje pracownicze, wspierające
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
271
ruchy społeczne, które wówczas cieszyły się pewnym stopniem politycznego wpływu
i mocy. Wówczas pokusą było myślenie, że to system fabryczny wypchnie wszystkie pozostałe oraz że wynikająca z tego polityka będzie prowadzić do socjalizmu. Wiele
osób, które czytały Kapitał w latach sześćdziesiątych XX wieku, preferowało tego
rodzaju ideologiczną interpretację. Rozważmy zatem stanowisko Marksa w bardziej szczegółowy sposób. Po pierw sze, mamy część „Zniesienie kooperacji opartej na rzemiośle i podziale pracy"; w której
opisany został znamienny proces zastąpienia jednego systemu pracy przez inny. Po drugie, zbadane zostało tu jego oddziaływanie na manufaktury oraz przemysł domowy. W tym przypadku przedmiotem analizy jest adaptacja, a nie obalenie systemu pracy. Wszędzie zaczyna górować zasada produkcji maszynowej polegająca na tym, aby proces produkcji rozłożyć na tworzące go fazy i rozwiązywać postawione w ten sposób zadania przez stosowanie mechaniki, chemii itd., słowem - nauk przyrodniczych (549).
Innymi słowy mentalne przedstawienia świata powiązane z technologiami maszy nowymi przeniknęły do procesów reorganizowania starszych systemów. Nauka
i technologia zaczynają się sprzymierzać z przemysłem dopiero w XIX wieku, co faktycznie pociągnęło za sobą naukowe rozczłonkowanie procesów pracy i po dzielenie ich na fazy składowe, rutynizując je i mechanizując. Oznacza to jednak
mentalną rewolucję w sposobach, w jakie rozumiemy świat, sprawiającą, że moż liwe stało się zastosowanie metod naukowych do wszystkich systemów pracy (rów nież tych rzemieślniczych). Wprawdzie nie stało się to automatycznie w manufaktu rze i przemysłach domowych, gdzie przez długi czas trwały stare sposoby myślenia.
Konsekwencje dla tych gałęzi przemysłu, które zostały zreorganizowane zgodnie z zasadami naukowymi i technicznymi, były jednak przerażające, jeśli przystać
na Marksowską ocenę produkcji koronek (554-559). Forma, którą obecnie przyjął przemysł domowy, „poza nazwą nie ma nic wspól
nego ze staroświeckim przemysłem domowym (...). Przekształcił się on obecnie
w zewnętrzny oddział fabryki, manufaktury lub domu towarowego" W ten sposób
kapitał „uruchamia obecnie nie tylko robotników fabrycznych, robotników manufak
tur i rzemieślników, których skupia przestrzennie w wielkich masach i którymi rozpo rządza bezpośrednio, ale za pomocą niewidzialnych nici uruchamia również inną
armię" Marks przytacza przykład fabryki koszul, która „zatrudnia 1000 robotników fabrycznych i 9000 chałupników rozproszonych po wsiach” (549). Ta forma organi
zacji pracy pozostaje powszechna i dziś, szczególnie w Azji, gdzie japoński przemysł
272
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
samochodowy, by podać choćby jeden przykład, opiera się na bazie szerokiej sieci domowych podwykonawców wytwarzających części samochodowe. „Bezwstydny
wyzysk” jest czymś charakterystycznym dla „nowoczesnych form" chałupnictwa, po części dlatego, że „wraz z rozproszeniem robotników zmniejsza się ich zdolność oporu’,’ oraz dlatego, że „między właściwego pracodawcę a robotnika wciska się mnó
stwo drapieżnych pasożytów" (550). Te powszechne przekształcenia wszystkich systemów pracy były złożone w swo
jej specyfice. „Przewrót w społecznym sposobie produkcji, ów konieczny produkt
przemiany środka produkcji, odbywa się poprzez pstrą mieszaninę form przejścio
wych" (562). W tym miejscu jednak Marks posunął się najdalej w wychwalaniu perspektywy teleologicznej, stwierdzając, że „różnorodność form przejściowych
nie przesłania jednak tendencji do przemiany we właściwy przemysł fabryczny” (563). Jest to jednak tendencja, a nie prawo, a gdy Marks używa słowa „tendencja” warto zauważyć, że niemal zawsze ma w głowie również tendencje przeciwdziała
jące, które sprawiają, że faktyczne wyniki tych procesów stają się niepewne. W tym przypadku nie zajmuje się jednak potencjalnymi przeciwtendencjami.
Autor Kapitału opisuje też sposób, w jaki „rozciągnięcie ustaw fabrycznych na wszystkie gałęzie przemysłu, w których pracują kobiety, młodociani i dzieci,
sztucznie przyśpiesza tę żywiołową rewolucję przemysłową" (564)- Jedynie duże przedsięwzięcia, jak zauważa, posiadają zasoby, by sprostać tym regulacjom. Jeżeli jednak ustawa fabryczna sprawia w ten sposób, że materialne elementy przemiany
manufaktury w przemysł fabryczny dojrzewają szybko, jak gdyby w cieplarni, to jed nocześnie, stwarzając konieczność większych nakładów kapitału, przyśpiesza upadek drobniejszych majstrów i koncentrację kapitału (568).
Duży kapitał w rezultacie często wspiera rygorystyczne stosowanie wszelkiego ro dzaju reżimów regulacyjnych dotyczących, na przykład, bezpieczeństwa czy zdro
wia w miejscu pracy, szczególnie gdy drobny biznes nie jest w stanie sobie na to
pozwolić, oddając w ten sposób całe pole dużym korporacjom. To, co określa się
miahem „regulacyjnego przechwycenia" (regulatory capture), od dawna jest ele
mentem historii kapitalizmu. Korporacje przechwytują aparat regulacyjny, wyko rzystując go do eliminowania konkurencji. Kiedy we wczesnych latach sześćdziesią tych XX wieku w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy pojawiły się Mini Coopery, reżim regulacyjny w Stanach Zjednoczonych wykluczył je, podkreślając, że przednie
reflektory musiałyby znajdować się w określonej odległości od ziemi, podczas gdy
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
273
w Mini Cooperze są one umieszczone poniżej tego poziomu. Tyle w temacie rze czywistych praktyk wolnego handlu! Sezonowość cechująca niektóre branże produkcji tworzy kolejny zestaw pro
blemów, do których kapitał musi się zaadaptować. Jednym z powodów, dla którego uważam Kapitał za tak proroczą książkę, jest to, że Marks często rozpoznaje ten
dencje działające w kapitalizmie jego czasu, które nazbyt łatwo możemy dostrzec w naszych własnych czasach. Weźmy na przykład to, że istniała w kapitalizmie ten dencja do tworzenia tego, co w łatach osiemdziesiątych XX wieku zaczęto określać
mianem systemu produkcji just-in-time. Marks spostrzegł, że w jego czasach waha
nia popytu i podaży, zarówno sezonowe, jak i roczne, domagały się elastycznych spo sobów odpowiedzi. Przytacza w tym kontekście słowa współczesnego komentatora: „Rozpowszechnianie się systemu kolejowego na cały kraj" mówi np. pewien londyń
ski fabrykant, „bardzo sprzyjało zwyczajowi zamówień krótkoterminowych. Nabywcy z Glasgow, Manchesteru i Edynburga przyjeżdżają obecnie raz na 14 dni po zakupy
hurtowe w domach towarowych w City, którym my dostarczamy towarów. Zamiast kupować w składzie, jak to zwykli byli czynić dawniej, dają zamówienia, które musi się
natychmiast wykonać. W latach ubiegłych mogliśmy zawsze w martwym okresie praco wać na zapas, licząc na popyt w sezonie nadchodzącym, ale dziś nikt nie jest w stanie
przewidzieć, na co w sezonie będzie popyt (569).
Jednakże by osiągnąć tego rodzaju elastyczność, niezbędne było stworzenie sto
sownej infrastruktury transportowej i komunikacyjnej. „Zwyczaj takich zamówień rozpowszechnia się wraz z rozpowszechnianiem się kolei i telegrafu" (569).
Część dziewiąta, zatytułowana „Ustawodawstwo fabryczne (Artykuły o higie
nie i wychowaniu)" podsuwa nam kolejny zestaw interesujących sprzeczności. Jak rozpoczyna Marks, Ustawodawstwo fabryczne, to pierwsze świadome i planowe oddziaływanie społeczeń stwa na żywiołowo powstałą formę swego procesu produkcji, jest, jak widzieliśmy, rów
nie nieodzownym produktem wielkiego przemysłu jak przędza bawełniana, selfaktory i telegraf elektryczny (572).
Ustawodawstwo nie tylko starało się uregulować godziny pracy, ale również miało coś do powiedzenia w kwestii zdrowia i wychowania - tematów, którym przemy słowcy stawiali krzykliwy opór. Niemniej jednak,
274
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
jak Robert Owen wykazał szczegółowo, wyrosły zalążki systemu wychowawczego przy szłości, który wszystkie dzieci powyżej pewnego wieku obejmie wychowaniem łączącym pracę produkcyjną z nauką i gimnastyką, nie tylko w celu zwiększenia produkcji społecz
nej, lecz także w celu uformowania wszechstronnie rozwiniętych ludzi (576).
Dlaczego nagle dyskutujemy o „wszechstronnie rozwiniętych ludziach" w rozdziale obfitym w historie dotyczące deptania godności oraz przywłaszczania wszystkich zdolności robotnika przez kapitał? Czy możliwe jest, że opór pojedynczego kapi
talisty wobec zapewniania opieki zdrowotnej i wykształcenia może być irracjo nalny z punktu widzenia klasy kapitalistycznej? „Widzieliśmy, że wielki przemysł usuwa środkami technicznymi rękodzielniczy podział pracy z jego dożywotnim
przykuciem całego człowieka do pewnej czynności cząstkowej, gdy jednocześnie kapitalistyczna forma wielkiego przemysłu odtwarza ten podział pracy w jeszcze
potworniejszej formie, (...) przez przekształcenie robotnika w obdarzony świa domością dodatek do maszyny cząstkowej" (576). Skutki dotykające dzieci są zaś
szczególnie wyniszczające. Da się tu jednak dostrzec kilka pozytywów. Jest rzeczą charakterystyczną, że aż do XVIII wieku poszczególne rzemiosła zwały się mysteries (mystères) [tajemnice], których mrok przenikać mógł jedynie ktoś wtajemni
czony empirycznie i zawodowo. Wielki przemysł zdarł zasłonę, która ukrywała przed okiem ludzi ich własny społeczny proces produkcji i każdą spośród różnych samorzut nie wyodrębnionych gałęzi produkcji czyniła zagadką dla innych zawodów, a nawet
dla jednostki wtajemniczonej w dany zawód (578).
Nowoczesna nauka technologii spowodowała istny przewrót w naszym pojmowaniu
świata. „Różnorodne, na pozór niepowiązane z sobą i skostniałe postacie społecz
nego procesu produkcji sprowadzone zostały do świadomie planowych i w zależno
ści od zamierzonego efektu użytkowego systematycznie zróżnicowanych zastosowań
nauk przyrodniczych” (579). Konsekwencją była rewolucja przemysłowa w całym tego słowa znaczeniu. Nowoczesny przemysł nigdy nie rozpatruje i nie traktuje istniejącej formy procesu pro
dukcji jako ostatecznej. Jego techniczna baza jest więc rewolucyjna, gdy baza wszystkich poprzednich sposobów produkcji była z istoty swej konserwatywna. Poprzez maszyny,
procesy chemiczne i inne metody dokonuje on wciąż przewrotu w technicznej podsta wie produkcji, a zarazem w funkcjach robotników oraz w społecznych kombinacjach
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
27S
procesu pracy. Tym samym dokonuje on też wciąż przewrotu w podziale pracy w obrę
bie społeczeństwa i przerzuca nieustannie masy kapitału i masy robotników z jednej
gałęzi produkcji do drugiej. Istota wielkiego przemysłu wymaga zatem zmiany pracy,
płynności funkcji i wszechstronnej ruchliwości robotnika (579-580).
Ta konieczność rodzi poważną sprzeczność. Po złej stronie możemy dostrzec, że wielki przemysł „odtwarza w swej formie kapitalistycznej dawny podział pracy wraz ze skostniałymi jego osobliwościami" oraz „znosi wszelki spokój, trwałość
i bezpieczeństwo sytuacji życiowej robotnika, jak i grozi mu nieustannie wytrą
ceniem z rąk środków pracy, a wraz z nimi także i środków utrzymania”. Skutkuje to „bezgranicznym marnotrawieniem sil roboczych i spustoszeniami zrodzonymi
z anarchii społecznej" (580). Jednak istnieje również dobra strona tych procesów. Wielki przemysł czyni sprawą życia i śmierci zastąpienie potworności, jaką jest wynędz niała, trzymana w rezerwie dla zmiennej potrzeby wyzysku kapitalistycznego i stale w roz
porządzeniu kapitału znajdująca się ludność robotnicza - a więc zastąpienie tej potwor
ności przez absolutną możność rozporządzania człowiekiem odpowiednio do zmiennych wymagań pracy; zastąpienie jednostki cząstkowej, prostego nosiciela jakiejś cząstkowej
funkcji społecznej, przez jednostkę wszechstronnie rozwiniętą, dla której różne funkcje społeczne są kolejno po sobie następującymi formami jej działalności (580).
Kapitalizm wymaga płynności i zdolności do przystosowywania się po stronie pracy, wykształconej oraz odżywionej siły roboczej, zdatnej do wykonywania różnorod
nych zadań oraz zdolnej do elastycznego reagowania na zmieniające się warunki. Tutaj tkwi głęboka sprzeczność: z jednej strony kapitał pragnie pracy zdegradowa
nej, niewykształconej, podobnej do wyszkolonego goryla, wykonującego rozkazy
kapitału bez podawania ich w wątpliwość. Z drugiej zaś potrzebuje również tego
innego rodzaju elastycznej, adaptującej się i wykształconej pracy. W jaki sposób można podjąć tę sprzeczność bez doprowadzania do „żywiołowego przewrotu" (581),
szczególnie gdy dla pojedynczego kapitalisty, usilnie podążającego za własnym inte resem oraz napędzanego przymusowymi prawami konkurencji, problem stanowić będzie samo oddziaływanie na nią?
Jedna z kolektywnych odpowiedzi klasowych polega na dołączeniu do Ustaw
fabrycznych paragrafów dotyczących wychowania. Jak zauważa Marks, tego rodzaju paragrafy nie były koniecznie przestrzegane, szczególnie w obliczu oporu ze strony
pojedynczych kapitalistów. Niemniej jednak, sam fakt, że uznano je za niezbędne
276
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
w państwie rządzonym przez kapitalistów i właścicieli ziemskich, jest znaczący. Suge ruje to, że „nauka technologii" skierowana do klasy robotniczej, zarówno „teoretyczna
i praktyczna, zdobędzie należne sobie miejsce w szkołach robotniczych” (581). Raz jeszcze: Nie ulega także najmniejszej wątpliwości, że kapitalistyczna forma produkcji i odpowiada jące jej ekonomiczne stosunki robotnicze pozostają w diametralnej sprzeczności z takimi
zaczynami przewrotu oraz z ich celem - zniesieniem dawnego podziału pracy (581).
Dobrze zatem zaznaczyć, że rozwój tego rodzaju „sprzeczności danej historycznej formy
produkcji jest jedyną drogą dziejową zniszczenia jej i powstania formy nowej” (581).
Rozwój tej fundamentalnej sprzeczności jest kluczowy dla rozumienia prze kształceń w zakresie reprodukcji siły roboczej. Wielki przemysł odgrywa istotną rolę w procesie, w którym „wraz z podstawą ekonomiczną dawnej rodziny i odpowiada
jącą jej pracą rodzinną rozkłada też same dawne stosunki rodzinne" (582). W ten
sposób rewolucjonizuje stosunki między rodzicami i dziećmi oraz poskramia nad używanie władzy rodzicielskiej, zrodzone przez system klanowy. „Kapitalistyczny
system wyzysku, który pozbawił władzę rodzicielską odpowiadającej jej podstawy
ekonomicznej, zrobił z niej nadużycie" (582-583). Jednakże Jakkolwiek przerażający i odrażający jest obraz rozkładu dawnej rodziny w systemie kapitalistycznym, to przecież wielki przemysł, wyznaczając kobietom, młodocianym
i dzieciom obojga płci tak przemożną rolę w społecznie zorganizowanym procesie pro dukcji poza sferą życia domowego, stwarza tym samym nową ekonomiczną podstawę
dla wyższej formy rodziny i wzajemnego stosunku obu płci (583).
Oczywiste jest, jak podsumowuje Marks, że kombinowany personel roboczy, składający się z jednostek obojga płci i najróżniej
szego wieku, mimo że w swej żywiołowo powstałej, brutalnej, kapitalistycznej formie, gdzie robotnik istnieje dla procesu produkcji, a nie proces produkcji dla robotnika, jest
rozsadnikiem zepsucia i niewoli, musi, przeciwnie, w odpowiednich warunkach prze kształcić się w źródło prawdziwie ludzkiego rozwoju (583).
Pogoń za płynnością, elastycznością i dostosowywaniem się pracy rewolucjonizuje
rodzinę, jak również stosunki między płciami! Tego rodzaju presje są obecne również
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemyst
277
i dziś, razem z negatywną stroną sprzeczności rozpoznaną przez Marksa, która jest
teraz wszechobecna. Powinniśmy zatem wyciągnąć wniosek, że jest to raczej perma nentna niż przejściowa sprzeczność tkwiąca w samym sercu kapitalizmu. Okazuje się zatem, że niespodziewanie napotkaliśmy pod koniec tego dłu
giego, pełnego mrocznych wizji rozdziału jakieś pozytywne i rewolucyjne możli
wości edukowania klas robotniczych oraz radykalnego przekształcenia (z pomocą państwa) warunków ich reprodukcji. Kapitał potrzebuje płynności pracy, a zatem
musi kształcić robotników, jednocześnie przełamując stare paternalistyczne, patriarchalne koleiny. Nie są to pomysły, które w tekście Marksa byłyby dobrze przepraco
wane. Ciekawe jest jednak to, że ich dołączenie mógłby uznać za istotne. Tak samo, jak polityka w zakresie dnia roboczego wyprowadzona została w celu uchronienia kapitału od jego własnych niszczących tendencji, tak i tutaj polityka z zakresu zapew
niania płynności pracy zawiera w sobie zręb polityki klasy robotniczej na rzecz obalenia całego systemu kapitalistycznego.
Zaraz po długim i szczegółowym przeglądzie ustawodawstwa fabrycznego Marks dochodzi do wniosku, w którym raz jeszcze pobrzmiewają teleologiczne sformułowania: Jeżeli upowszechnienie ustawodawstwa fabrycznego jako środka fizycznej i duchowej
ochrony klasy robotniczej stało się nieuniknione, to z drugiej strony samo to ustawo dawstwo, jak już wspominaliśmy, upowszechnia i przyśpiesza przemianę rozproszonych procesów pracy w skali karłowatej w kombinowane procesy pracy w skali wielkiej, spo
łecznej, upowszechnia więc i przyśpiesza koncentrację kapitału i jedynowładztwo sys
temu fabrycznego. Niszczy wszelkie formy staroświeckie i przejściowe, które częściowo przesłaniają jeszcze panowanie kapitału, a na ich miejsce wprowadza jego panowanie
bezpośrednie i jawne. Upowszechnia w ten sposób również bezpośrednią walkę z tym panowaniem. Narzucając poszczególnym warsztatom pracy jednolitość, regularność,
porządek i oszczędność, powiększa zarazem, dzięki potężnemu bodźcowi, jakim staje się dla techniki unormowanie i ograniczenie dnia roboczego, anarchię i katastrofy produkcji
kapitalistycznej jako całości, potęguje intensywność pracy oraz wzmaga konkurencję
maszyny z robotnikiem. Niszcząc sfery drobnej produkcji i chałupnictwa, niszczy ono zarazem ostatnie schroniska „zbytecznych" robotników, a przez to także i dotychczasową
klapę bezpieczeństwa całego mechanizmu społecznego. Zmieniając materialne warunki i społeczną kombinację procesu produkcji, przyśpiesza dojrzewanie sprzeczności i anta
gonizmów jego kapitalistycznej formy, a więc zarazem dojrzewanie twórczych pierwiast
ków społeczeństwa nowego i momentów przewrotu - starego (596-597).
278
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Część dziesiąta, „Wielki przemysł a rolnictwo” raz jeszcze wprowadza nam na scenę „stosunek człowieka do przyrody" czyniąc z niego, do pewnego stopnia, krótki,
lecz ważny epizod całego wywodu. „Wielki przemysł w dziedzinie rolnictwa działa
najbardziej rewolucyjnie w tym znaczeniu, że niszczy ostoję starego społeczeństwa «chłopa», i chłopa zastępuje robotnikiem najemnym” (599), co w konsekwencji two rzy konflikt klasowy na wsi. Rozszerzenie racjonalnych zasad naukowych na rol
nictwo jednocześnie rewolucjonizuje stosunki miedzy rolnictwem a przemysłem,
„stwarzając zarazem materialne przesłanki nowej, wyższej syntezy, zjednoczenia
rolnictwa i przemysłu" (599). Jednakże ten potencjalnie pozytywny wynik wystę
puje kosztem zakłócenia wymiany materii między człowiekiem a ziemią, tzn. powrotu do ziemi tych jej części, które zostały zużyte przez człowieka jako pokarm i jako odzież, narusza więc
wieczny, naturalny warunek trwałej urodzajności gleby (599).
Problem ten zostaje pogłębiony przez postępującą urbanizację. A jak podsumowuje Marks, każdy postęp kapitalistycznego rolnictwa jest nie tylko postępem w sztuce grabienia
robotnika, lecz również w sztuce grabienia ziemi; każdy postęp we wzroście urodzajno ści ziemi w danym okresie czasu jest zarazem postępem w niszczeniu trwałych źródeł
tej urodzajności. Im bardziej dany kraj, jak np. Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, opiera swój rozwój na podstawie wielkiego przemysłu, tym szybciej postępuje ów proces niszczenia. Produkcja kapitalistyczna rozwija więc technikę i kombinację społecznego
procesu produkcji tylko w ten sposób, że wyniszcza zarazem same źródła wszelkiego bogactwa: ziemię i robotnika (600-601).
Stosunek między technologią, przyrodą, produkcją oraz reprodukcją życia przyj muje negatywny zwrot, nawet jeśli rewolucja w obszarze mentalnych przedstawień
świata i stosunków społecznych otwiera pozytywne możliwości. Marks nie zaleca powrotu do społeczeństwa, w którym procesy produkcji stanowiły owe „mystères".
Wyraźnie wierzy, że zastosowanie nauki i technologii może nieść ze sobą postę powe skutki. Duży problem, z którym mierzy się w tym rozdziale, polega jednak na zrozumieniu, gdzie dokładnie te progresywne możliwości mogą się znajdować
oraz w jaki sposób mogą zostać uruchomione, by sprzyjać pogoni za stworzeniem socjalistycznego sposobu produkcji. Marks, choć sam nie rozwiązał tego problemu,
Rozdział VIII Maszyny i wielki przemysł
279
stawia go przed nami i wymusza naszą refleksję. Zmiany technologiczne i orga
nizacyjne nie są jakimiś deus ex machina, lecz czymś głęboko zakorzenionym we wspólnej ewolucji naszego stosunku do przyrody, procesów produkcji, stosun ków społecznych, mentalnych przedstawień świata i reprodukcji życia codziennego.
Wszystkie te momenty zostają w niniejszym rozdziale powiązane, niektóre w spo sób wyraźniejszy niż pozostałe. Może i powinien on być czytany jako esej służący
przemyśleniu tych relacji. Sens metody wyłaniającej się w jego toku pozwala jednak
również na rozpatrzenie Marksowskiej argumentacji na warunkach ustanowionych przez samego Marksa.
Rozdział IX • Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej do akumulacji kapitału
W poprzednich rozdziałach dużo uwagi poświęciliśmy różnym sposobom otrzy mywania względnej i bezwzględnej wartości dodatkowej. Gdy Marks ustanawia pojęciową dwoistość tego rodzaju, zawsze w jakimś momencie przywraca to roz
dwojenie do stanu jedności - ponieważ ostatecznie istnieje tylko jedna wartość dodatkowa, a jej dwie formy są wzajemnie od siebie uzależnione. Niemożliwością
byłoby wydobywanie bezwzględnej wartości dodatkowej w oderwaniu od stosow nej technologicznej i organizacyjnej podstawy. I na odwrót, względna wartość dodatkowa byłaby całkowicie pozbawiona sensu, gdyby nie długość dnia roboczego
pozwalająca na przywłaszczenie bezwzględnej wartości dodatkowej. Różnicę sta
nowi wyłącznie kapitalistyczna strategia, która „daje się odczuć, ilekroć chodzi o to, aby w ogóle podnieść stopę wartości dodatkowej" (боб). Jak to się zwykle dzieje
w momencie, w którym Marks przechodzi do punktu syntezy, zarówno podkreśla tu
znaczenie materiałów, które do tej pory zdążył omówić, jak również wyznacza nową perspektywę, dzięki której możliwe jest spojrzenie na teren kapitalizmu w odkryw
czy sposób. Nowe perspektywy zaprezentowane w rozdziale czternastym są raczej kontrowersyjne, a zatem domagają się uważnego przestudiowania.
Rozważmy wpierw pojęcie robotnika łącznego, do którego odwoływaliśmy się już kilka razy we wcześniejszych rozdziałach. Wartość dodatkowa nie jest już dłużej
postrzegana jako jednostkowy stosunek wyzysku, ale jako część większej całości, w której robotnicy, w ramach kooperacji i rozlokowani zgodnie ze szczegółowym podziałem pracy, wytwarzają zbiorowo wartość dodatkową, zawłaszczaną przez
kapitalistów. Trudność właściwa temu pojęciu polega na zdefiniowaniu, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy robotnik łączny. Najprostszym sposobem byłoby wzię cie, powiedzmy, fabryki jako całości i przypisanie każdemu w niej pracującemu,
razem z personelem sprzątającym, recepcjonistami, zarządczyniami magazynów
284
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
czy nawet praktykantami, określonej roli jako fragmentu robotnika łącznego -
nawet jeśli wielu robotników tego rodzaju nie pełni żadnej bezpośredniej funkcji
w rzeczywistym wytwarzaniu towarów. „Ażeby pracować produkcyjnie, nie trzeba
już teraz samemu przykładać ręki. Wystarczy być organem robotnika łącznego i pełnić którąkolwiek z jego podfunkcji” (603). Znaczna część pracy nie zachodzi w fabrykach, a współczesną tendencją stało się uciekanie się do outsourcingu czy zlecania podwykonawcom, za którymi kryją się kolejni podwykonawcy. Co powiedzielibyśmy natomiast o funkcjach związanych
z reklamowaniem, marketingiem czy projektowaniem, jak również z usługami biz
nesowymi, mającymi kluczowe znaczenie dla sprzedaży towarów, często, choć nie
zawsze, oddzielonych od czynności składających się na bezpośrednią produkcję? Czy ograniczymy się wyłącznie do aktywności zachodzących w obrębie fabryki?
Trudno wypracować tutaj dokładną definicję i wydaje się, że nie mamy do dyspo zycji żadnego precyzyjnego rozwiązania - stąd właśnie wypływa wzmiankowana
już kontrowersja. Bez pomocy pojęcia robotnika łącznego niełatwo byłoby jednak wykroczyć w stronę bardziej makroteoretycznego podejścia do dynamiki kapitali
zmu. W związku z tym Marks prze naprzód, stwierdzając, że jego analiza „pozostaje nadal słuszna w stosunku do robotnika łącznego, rozpatrywanego jako całość” cho
ciaż „nie stosuje się już do każdego z jego członków, wziętego z osobna" (603). W kolejnym ruchu zakłada się odróżnienie tego rozszerzania definicji pracy
produkcyjnej od jej węższego zakresu, w którym „produkcyjny jest tylko ten robotnik,
który wytwarza wartość dodatkową dla kapitalisty” (603). Przedstawianie wszystkich pozostałych ludzi jako „nieprodukcyjnych" rodzi ryzyko wywołania emocjonalnej reakcji. Brzmi bowiem jak oszczerstwo rzucone w twarz wszystkim ciężko pracują cym ludziom, którzy i które starają się jakoś związać koniec z końcem. Jak jednak
pospiesznie wskazuje Marks, w kapitalizmie „prawdziwy to pech, a nie szczęście, być robotnikiem produkcyjnym" (603). Marksowskie pojęcie „produkcyjności" nie
jest pojęciem normatywnym czy uniwersalnym, ale określoną historycznie defini cją właściwą kapitalizmowi. Z perspektywy kapitału ci, którzy nie przyczyniają się do wytwarzania wartości dodatkowej, traktowani są jak nieprodukcyjni. Zadaniem
stojącym przed socjalizmem byłoby zatem takie przedefiniowanie „tego, co produk cyjne” by miało bardziej społecznie odpowiedzialny i korzystny charakter.
Nawet w kontekście kapitalizmu istnieją jednak uzasadnione wyzwania zwią zane z kwestią zdefiniowania „tego, co produkcyjne” Przez długi czas feministki argu
mentowały na przykład na rzecz tezy, że nieodpłatna praca domowa obniża rynkową
wartość siły roboczej, a zatem jest produkcyjna, gdy chodzi o wartość dodatkową
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
285
przechwytywaną przez kapitalistę. Marks nie dyskutował tej konkretnej kwestii, podjął
jednak problem, omawiając sprawę rzekomej „naturalnej podstawy" produkcyjności,
a jego analiza rzuca nieco światła na to, jak mógł podchodzić do zagadnień tego rodzaju. Przyznaje bowiem, że produkcyjność „wiąże się z warunkami naturalnymi” mogąc być przez nie zarówno ograniczana, jak i rozwijana. Jest tak, ponieważ „im większa jest naturalna urodzajność gruntu i im bardziej sprzyjający jest klimat, tym krótszy jest
czas pracy niezbędny do utrzymania i odtwarzania wytwórcy'! Przy wszystkich innych czynnikach niezmienionych „wielkość pracy dodatkowej będzie się zmieniała w zależ ności od naturalnych warunków pracy, zwłaszcza od urodzajności gruntu” (607-608). Nie ma zatem żadnego powodu, by zaprzeczać, że praca dodatkowa będzie również się
wahać w zależności od warunków społecznych (na przykład wydajności pracy wyko nywanej w ramach rodziny). Pozostawmy na boku niektóre dziwne fragmenty, w któ
rych do głosu dochodzi dziewiętnastowieczne myślenie o środowiskowym determini-
zmie i dominacji przyrody („przyroda zbyt hojna «prowadzi go za rękę, jak prowadzi
się dziecko na pasku»" (608)), ponieważ następnie Marks stwierdza, że „sprzyjające
warunki naturalne" (do których moglibyśmy teraz dodać też „społeczne") „zawsze stwarzają tylko możliwość, ale nie rzeczywistość pracy dodatkowej, a więc wartości
dodatkowej bądź produktu dodatkowego” (610). To znaczy, że dynamiczny stosunek do przyrody (lub do warunków życia codziennego czy pracy domowej) tworzy nie
zbędne, ale nie wystarczające tło dla społecznych procesów i stosunków klasowych,
na mocy których wartość dodatkowa jest wytwarzana i zawłaszczana. Marks stara się nas przekonać do tego, byśmy uznali, że „stosunek kapitałowy
powstaje zresztą na gruncie ekonomicznym, będącym wytworem długiego procesu rozwojowego’,’ tak że wydajność pracy „nie jest darem przyrody, lecz wynikiem rozwoju
dziejowego obejmującego tysiące stuleci" (607). Co więcej, przestrzega nas, że „potrzeba
przymusu zewnętrznego, aby (robotnik) wydatkował go (czas wolny - DH) w pracy dodatkowej dla osób obcych" (611). Szczytem ironii jest to, że „podobnie jak historycznie
ukształtowane, społeczne, tak też i siły produkcyjne pracy uwarunkowane przez przy rodę przybierają postać sił produkcyjnych kapitału, w który praca zostaje wcielona" (611).
Sedno sprawy dla Marksa, słusznie bądź nie, tkwi zawsze w specyficznej konfiguracji przywłaszczania wartości dodatkowej z pracy przez kapitał wewnątrz pewnej matrycy elementów, określających całość nieustannie zmieniającego się kapitalistycznego spo
sobu produkcji. Marks ująłby mozół pracy domowej w ten sam sposób, w jaki odniósł
się do stosunku do przyrody (o czym napomknął w przypisie 121 na stronach 468-469). Te dwa ruchy, zarówno rozszerzający, jak i zawężający definicję pracy produk cyjnej, nie są od siebie niezależne. Wzięte razem, pomagają Marksowi przejść
286
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
od zindywidualizowanej mikroperspektywy, w której dominującym wyobrażeniem
jest to obejmujące pojedynczego robotnika wyzyskiwanego przez konkretnego kapi
talistycznego pracodawcę, do makroanalizy stosunków klasowych, w której na pierw szy plan wysuwa się wyzysk jednej klasy przez drugą. Ta perspektywa klasowa zdo minuje pozostałe rozdziały.
Co interesujące, wszystkie formy teorii ekonomicznej napotykają pewne pro blemy z przejściem od analizy na poziomie mikro do poziomu makro. Burżuazyjna
ekonomia polityczna nie miała możliwości, by wykonać takie przejście, ponieważ
nie posiadała (i wciąż nie posiada) żadnej teorii pochodzenia wartości dodatkowej. Ricardo zignorował niemal całkowicie ten problem. John Stuart Mili przynajmniej
rozpoznał, że ma to coś wspólnego z pracą, choć nie był w stanie dostrzec dokładnie,
co takiego, ponieważ nie widział różnicy między tym, co praca otrzymuje, a tym, co sama wytwarza. Niestety Mili nie miał zbyt wiele szczęścia w życiu, a Marks go nie oszczędzał, stwierdzając szyderczo, że „na płaszczyźnie byle kupa piasku wydaje
się wzgórzem; płaskość dzisiejszej naszej burżuazji możemy zmierzyć kalibrem jej
«wielkich umysłów»" (614). Chociaż Marksowska teoria wartości dodatkowej ułatwia to przejście, to jednak sposób, w jaki to robi, jak widzieliśmy, nie jest wolny od zastrze
żeń. Musimy wobec tego podążyć za Marksem, by zebrać plony jego myślenia. Kolejne dwa rozdziały Kapitału nie podejmują właściwie żadnych istotnych pro blemów. W rozdziale piętnastym wszystko, co Marks robi, sprowadza się do rozpozna
nia, że wartość dodatkowa będzie się wahać zgodnie z trzema zmiennymi: długością
dnia roboczego, intensywnością pracy oraz wydajnością pracy, w rezultacie czego kapitaliści otrzymują do dyspozycji trzy strategie, które mogą stosować. Zmniejszenie możliwości związanych z jednym wymiarem może zostać skompensowane przez
ucieknięcie się do innych. Podstawową kwestią jest podkreślenie, jak Marks często robi, elastyczności kapitalistycznych strategii stosowanych w poszukiwaniu wartości dodatkowej: jeśli kapitaliści nie mogą uzyskać jej w dany sposób (przez zwiększenie
intensywności pracy), będą wówczas odbierać ją sobie w inny (przez wydłużanie czasu pracy). Chciałbym zwrócić waszą uwagę na tę sprawę, ponieważ Marks czę
sto przedstawiany jest jako rygorystyczny myśliciel posługujący się bardzo ścisłymi pojęciami. Rozdział szesnasty po prostu przechodzi (jeszcze raz!) przez różne formuły
interpretowania stopy wartości dodatkowej. W Kapitale mamy dużo powtórzeń tego
rodzaju. Czasami wręcz odnosimy wrażenie, jakby Marks był zdenerwowany, że nie dostatecznie uchwyciliśmy, o co mu chodzi, w związku z czym czuje się przymuszony,
by nam to wszystko powtórzyć, dla pewności, że zrozumieliśmy.
Rozdziały 17.-20. Płace
Wydaje się, że krótkie rozdziały o płacach, to znaczy te od siedemnastego do dwu
dziestego, nie wymagają żadnych szczególnych wyjaśnień. Wyprowadzane tu wnio ski biorą się przede wszystkim, jak można było oczekiwać, z faktu, że to raczej
reprezentacja w formie pieniężnej - płace - niż wartość siły roboczej stanowi punkt
odniesienia dla działania społecznego. Stawia to natychmiast problem fetyszystycznej maski, skrywającej stosunki społeczne pod wzburzeniem polityki repre zentacyjnej. Marks rozpoczyna jednak od przypomnienia nam, że istnieje ogromna różnica między „wartością pracy" (kategorią skwapliwie wykorzystywaną przez kla
sycznych ekonomistów politycznych) a „wartością siły roboczej" Na rynku towarowym wobec posiadacza pieniędzy występuje bezpośrednio nie praca,
lecz robotnik. Robotnik sprzedaje swą silę roboczą. Z chwilą gdy jego praca rzeczy
wiście się rozpoczyna, już przestała doń należeć, a więc nie może już być przezeń sprzedana. Praca jest substancją wartości i jej immanentną miarą, ale sama nie ma wartości (636).
Myślenie w inny sposób to wejście w obszar tautologii, w rezultacie którego mamy do czynienia z mówieniem o wartości samej wartości. W wyrażeniu „wartość pracy" pojęcie wartości nie tylko znika zupełnie, ale przekształca się w swą przeciwstawność. Jest to pojęcie urojone, jak na przykład wartość ziemi. Te urojone wyrażenia są jednak płodem samych stosunków produkcji. Są to katego rie form przejawiania się istotnych stosunków. To, że rzeczy przejawiają się nieraz
w postaci opacznej, znane jest dość dobrze we wszystkich naukach, prócz ekonomii
politycznej (637).
288
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Innymi słowy, wartość pracy jest pojęciem-fetyszem, skrywającym ideę wartości siły roboczej, tym samym w dogodny sposób unikającym konfrontacji z kluczowym pytaniem o to, w jaki sposób siła robocza staje się towarem.
Jedynym sposobem, w jaki klasyczna ekonomia polityczna mogłaby rozwiązać problem błędnie nazwany kwestią wartości pracy, było odwołanie się do doktryny
popytu i podaży. Doktryna ta pojawia się kilkukrotnie w Kapitale, jednak Marks nie pozostawia tu żadnych złudzeń odnośnie do jej wartości eksplanacyjnej. Nawet
klasyczna ekonomia polityczna przekonała się niebawem, że zmiany w stosunku popytu i podaży nic nie wyjaśniają w cenie pracy, podobnie jak wszelkiego innego towaru, prócz jej zmian, tzn. wahań cen
rynkowych poniżej lub powyżej pewnej wielkości. Jeżeli popyt i podaż pokrywają się, to, przy pozostałych warunkach niezmienionych, wahania ceny ustają. Ale też wtedy popyt
i podaż przestają cokolwiek wyjaśniać. Cena pracy, jeżeli popyt i podaż się pokrywają, jest jej ceną określaną niezależnie od stosunku popytu i podaży, jej ceną naturalną (637).
To niezależne określanie Marks zdążył już zdefiniować w swojej analizie sprzedaży
i kupna siły roboczej. Jej wartość ustalona jest bowiem w oparciu o wartość towarów potrzebnych do zreprodukowania robotnika w danym standardzie warunków życia
w danym społeczeństwie, w danym czasie. Pójście dalej w mówieniu o wartości pracy zamiast wartości siły roboczej prowadzi do wieloźródłowego zamieszania
i kontuzji. W związku z tym Marks usiłuje wyjaśnić te kwestie, oferując (raz jeszcze!) użyteczne, choć zwięzłe podsumowanie teorii wartości dodatkowej na stronie 639. Robotnik może jednak zostać wynagrodzony na różne sposoby - płacą za go dzinę, dzień, tydzień czy też płacą od sztuki. Rozdział osiemnasty dotyczy płacy
według czasu pracy oraz tego, w jaki sposób funkcjonuje system pracy oparty
na płacy za określony czas pracy. Nie ma tu nic szczególnie problematycznego, za wyjątkiem tego, że musimy przypomnieć sobie, iż sposób, w jaki system ten
działa na rynku, skrywa stosunek społeczny leżący u podstaw tego zjawiska. Roz dział dziewiętnasty dotyczy płacy od sztuki, korzyści, którą kapitalista czerpie
z tego, że robotnicy mogą być zmuszeni do konkurowania ze sobą w kategoriach jednostkowej wydajności. Przesadna konkurencja między robotnikami podnosi
wydajność i doprowadza do obniżenia płac, całkiem możliwe, że poniżej warto
ści siły roboczej. Z drugiej strony konkurencja między kapitalistami potencjalnie podnosi płace. W ten sposób raz jeszcze kończymy z ideą, że oto mamy do czy
nienia z jakimś punktem równowagi, w którym konkurencja między kapitalistami
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
2S9
oraz konkurencja między robotnikami wytwarza na rynku rzeczywistą płacę, która
adekwatnie reprezentuje wartość siły roboczej. Część poświęcona płacom znajduje swój punkt kulminacyjny w rozdziale dwudziestym, wraz ze zbadaniem krajowych różnic między płacami. Marks w tym miejscu na chwilę odchodzi od swojej tendencji do analizowania kapitalizmu
tak, jakby stanowił zamknięty system. Stoimy tu przed szansą na zbadanie nie
równego rozwoju geograficznego w ramach globalizującego się systemu. Jednak trwa ona zbyt krótko, żeby pójść dostatecznie daleko. Jeśli wartość siły roboczej
określona jest przez wartość koszyka towarów potrzebnych do wsparcia robotnika w danym standardzie warunków życia oraz jeśli ten standard różni się w zależ
ności od warunków naturalnych, stanu walki klas oraz szczebla rozwoju kultury w danym kraju, wówczas w oczywisty sposób wartość siły roboczej różni się istot
nie pod względem geograficznym (w tym przypadku między poszczególnymi kra jami). Historia walki klasowej w Niemczech jest na ten przykład inna niż w Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii, a w związku z tym między tymi krajami występują różnice
w płacach (w istocie występują także często ważkie różnice na poziomie regional nym, jednak Marks nie bierze tego w tym miejscu pod uwagę). Podobnie zróżni
cowania w wydajności w tych gałęziach przemysłu, które wytwarzają artykuły kon sumpcji robotniczej w różnych częściach świata, generują różnice w wartości siły
roboczej oraz w stopach płac. Niska płaca nominalna w wysoce wydajnym kraju
przekłada się na wyższą płacę realną oraz vice versa, ponieważ robotnicy mają kon trolę nad większą ilością dóbr w oparciu o otrzymywaną płacę (określa się to dziś mianem parytetu siły nabywczej). Co w takim razie w tych warunkach dzieje się
z handlem między krajami oraz jak będzie funkcjonować konkurencja między nimi? Marks nie zagłębia się zbytnio w to pytanie, ponieważ przede wszystkim
zdaje się zainteresowany tym, jak w różnych krajach płace realne i płace nomi nalne różnią się przede wszystkim ze względu na różnice w wydajności przemysłów
wytwarzających artykuły konsumpcji robotniczej. Rezultatem będzie zróżnicowana
dynamika między krajami (ponieważ to one są dla Marksa jednostkami porównań)
pod względem tego, w jaki sposób kapitalizm się rozwija i w jaki sposób wartość dodatkowa jest strategicznie osiągana i wydobywana. Gdyby tylko Marks rozwinął
tego rodzaju namysł, niemal z pewnością prowadziłoby to do poważnego zakwe stionowania teorii przewagi komparatywnej w handlu zagranicznym Ricarda. Jed nak z jakichś powodów nie podjął się tu rozwijania tej linii argumentacji. Muszę
przyznać, że trudno mi się emocjonować tymi rozdziałami o płacach, ponieważ
idee, które się tu rozwija, są całkiem oczywiste, a sposób pisania dość prozaiczny.
Dział siódmy - Proces akumulacji kapitału
Natomiast dział siódmy jest niezmiernie interesujący i wnikliwy. Właśnie tutaj bowiem Marks podejmuje się analizy „procesu akumulacji kapitału" jako całości. Tworzy w nim to, co można by najlepiej określić mianem „makroanalizy" dynamiki kapitalistycz
nego sposobu produkcji. W niekwestionowany sposób stanowi to punkt kulminacyjny argumentacji zawartej w tomie I Kapitału. Cały zestaw wcześniejszych intuicji zostaje
tutaj zebrany w całość, by stworzyć to, co nazwalibyśmy w tym miejscu serią „modeli” kapitalistycznej dynamiki. Jednakże zasadniczą kwestią w trakcie lektury działu siód
mego jest zachowanie z tyłu głowy istoty przyjmowanych tu założeń. Wnioski wypro wadzane przez Marksa nie są uniwersalnymi stwierdzeniami, ale uwarunkowanymi ustaleniami, opartymi na jego założeniach, a tym samym przez nie ograniczonymi.
Zapominamy o tym wyłącznie na własne ryzyko. Istnieje zbyt wiele komentarzy doty czących Marksowskiego dzieła, zarówno tych przychylnych, jak i tych bardzo krytycz
nych, które wpadają w sidła poważnych nadinterpretacji, ponieważ ignorują znaczenie
przyjmowanych przez niego założeń. Jedną z najsłynniejszych tez rozwijanych w tym miejscu jest na przykład ta dotycząca tendencji do postępującego ubożenia proleta
riatu i tworzenia się coraz większej nierówności klasowej. Teza ta jest ściśle zależna od Marksowskich założeń, a gdy się je rozluźnia lub zastępuje innymi, niekoniecznie wytrzymuje krytykę. Strasznie mnie irytują próby potwierdzenia lub podważania Mark
sowskich ustaleń z tego rozdziału, które podchodzą do nich, jak gdyby wykładał on swoje
wnioski jako prawdy uniwersalne raczej niż zbiór pewnych uwarunkowanych założeń. Marks dookreśla swoje założenia w przedmowie do działu siódmego. Stwierdza
mianowicie, że: Pierwszym warunkiem akumulacji jest, aby kapitalista zdołał sprzedać swe towary i większą część uzyskanych w ten sposób pieniędzy przekształcił znów w kapitał. W dal
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
291
szych wywodach zakładamy, że proces cyrkulacji dokonuje się w normalnym trybie. Bar dziej szczegółowa analiza tego procesu jest zadaniem księgi drugiej (672).
Następstwem „normalnego trybu” jest to, że kapitaliści nie mają problemu ze sprze dażą swoich dóbr za ich wartość na rynku oraz że są w stanie ponownie przepro
wadzać przez cyrkulację zyskiwaną przez nich wartość dodatkową z powrotem
do produkcji. Wszystkie towary sprzedawane są zatem za ich wartość. Nie ma tu
żadnej nadprodukcji czy niedostatecznej produkcji; wszystko jest sprzedawane w ramach równowagi. W szczególności nie występuje tu problem konieczności
znalezienia rynku. Nie występuje nigdy żaden brak efektywnego popytu. Czy jest to
rozsądne założenie? Odpowiedź brzmi: w żadnym wypadku. W ten sposób bowiem
eliminujemy jeden z głównych aspektów powstawania kryzysów, który na przykład dominował w ramach Wielkiego Kryzysu lat trzydziestych XX wieku i stał się punk
tem centralnym teorii Keynesa. Zakładamy mianowicie brak efektywnego popytu. Marks porzucił te założenia w dalszych księgach, jednak w kolejnych trzech rozdzia łach utrzymuje je w sposób bardzo rygorystyczny. Odłożenie kwestii efektywnego
popytu na bok pozwala Marksowi na zidentyfikowanie aspektów kapitalistycznej dynamiki, które mogłyby w innym wypadku pozostawać niejasne. Drugim założeniem jest to, że podział wartości dodatkowej na zysk przedsię
biorstw (stopa zwrotu z kapitału przemysłowego), zysku z kapitału handlowego, procent, rentę czy podatki (Marks nie włącza tych ostatnich w analizę prowadzoną w tym miejscu) nie ma żadnych konsekwencji. W praktyce kapitalistyczni wytwórcy muszą współdzielić część wartości dodatkowej stworzonej i przywłaszczonej z kapi
talistami, którzy pełnią inne funkcje. „Wartość dodatkowa rozpada się więc na różne
części, które dostają się różnym kategoriom osób i przybierają rożne, wzajem od sie bie niezależne formy, jak zysk, procent, zysk handlowy, renta gruntowa" podatki i tak
dalej „Te przekształcone formy wartości dodatkowej mogą być rozpatrzone dopiero w księdze trzeciej” (672). W konsekwencji Marks przyjmuje, że istnieje homoge niczna klasa kapitalistyczna złożona wyłącznie z kapitalistów przemysłowych.
W tomie III Kapitału staje się jaśniejsze, że rola kapitału przynoszącego procent, kapitału finansowego, kapitału handlowego czy kapitału ziemskiego - wszystkie
mają istotne znaczenie w rozumieniu całościowej dynamiki kapitalizmu. Jednak
w tym miejscu całe rozważania dotyczące wszystkich tych funkcji są odłożone
na bok. Zostajemy natomiast z wysoce uproszczonym modelem tego, w jaki sposób działa akumulacja kapitału, i podobnie jak w przypadku każdego takiego modelu,
jest on na tyle dobry, na ile pozwalają mu przyjęte założenia.
292
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Jest tu jeszcze jedno milczące założenie, które rzeczywiście staje się jaśniejsze
nieco dalej, w przypisie. Pomijamy tu handel międzynarodowy, dzięki któremu dany kraj może artykuły zbytku
wymieniać na środki produkcji lub środki utrzymania czy też odwrotnie. Aby ująć przed
miot badania w czystej postaci i wyeliminować zaciemniające go okoliczności uboczne,
musimy tu cały świat handlowy traktować jako jedno państwo i założyć, że kapitalistyczna produkcja ustaliła się wszędzie i opanowała wszystkie gałęzie produkcji (692).
Marks zakłada tu zamknięty system, w którego obrębie kapitał cyrkuluje w sposób
„normalny” Jest to ważne i w oczywisty sposób ograniczające założenie. Zostajemy
tu z ogołoconym modelem dynamiki akumulacji kapitału, wyprowadzonym z teorii bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej funkcjonujących w systemie zamknię tym. Okazuje się jednak, że w modelu tym, jak zobaczymy za chwilę, da się skutecz
nie odsłaniać określone aspekty kapitalizmu. Żeby umieścić kolejne rozdziały w szerokim kontekście, warto odróżnić to,
co się w nich dzieje, od tego, z czym mamy do czynienia w innych tomach Kapi
tału. Tom II mierzy się z tym, co utrzymywane jest jako stała w tomie I: to znaczy z trudnościami wynikającymi z poszukiwania rynków i doprowadzania ich do stanu równowagi, w którym może następować „normalny" proces cyrkulacji kapitału.
Jednakże tom II zakłada jako stałą to, co w tomie I traktowane jest jako zjawisko dynamiczne, to jest wydobywanie bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej, gwałtowne zmiany w obszarze technologii i wydajności, zmieniające się określe
nia wartości siły roboczej. Tom II przedstawia nam natomiast wyobrażenie świata o niezmiennej technologii oraz stabilnych stosunkach pracy! Stawia wobec tego pytanie o to, w jaki sposób kapitał może cyrkulować w sposób niezakłócony (biorąc
pod uwagę różne czasy obrotu, w tym problemy wynikające z różnego okresu życio wego cyrkulacji kapitału trwałego), oraz w jaki sposób może zawsze znaleźć rynek
dla wytworzonej wartości dodatkowej. Skoro akumulacja kapitału zawsze dotyczy ekspansji, w jaki sposób kapitaliści są w stanie znaleźć rynek, gdy klasa robotnicza
jest ciągle zubożana, a kapitaliści wciąż reinwestują? W rzeczywistości pod koniec
tomu II nie ma żadnej wzmianki o zubożeniu. Problemem jest zapewnienie „racjo nalnej konsumpcji" po stronie klasy robotniczej, w celu wspomożenia kapitału w absorpcji wyprodukowanej nadwyżki. Modelem, który pojawia się w tym miej
scu, byłby słynny Fordowski zwrot w kierunku pięciu dolarów za ośmiogodzinny dzień pracy dla robotników wspieranych przez armię społecznych pracowników
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
293
zajmujących się zapewnianiem tego, by robotnicy skonsumowali swoje płace w spo sób „racjonalny” z punktu widzenia kapitału. Dziś w USA żyjemy w rzeczywistośęi,
w której blisko siedemdziesiąt procent tego, co napędza gospodarkę, uzależnione
jest od konsumpcji wspomaganej przez dług. Jest to zresztą doskonale zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę analizę z tomu II, jednakże nie tę z tomu I.
Okazuje się, że mamy do czynienia z poważną sprzecznością zachodzącą mię dzy warunkami równowagi określonymi w tomie I a tymi naszkicowanymi w tomie II.
Jeśli sprawy toczą się dobrze z perspektywy analizy w księdze I, wówczas mają szan sę iść bardzo źle z punktu widzenia tomu II i na odwrót. Dwa odróżniające się
od siebie modele dynamiki akumulacji kapitału nie współdziałają i nie mogą współ działać ze sobą. Poprzedza to dyskusję dotyczącą nieuchronności kryzysów z tomu III,
jednak mój dopisek „wspomaganej przez dług” do słowa „konsumpcji” wskazuje, że kategorie związane z podziałem (finanse, kredyt czy procent) mogą rzeczywiście
odgrywać główną bardziej niż po prostu pomocniczą rolę w dynamice kapitalizmu. Siła nabywcza konsumentów zwiększana przez każdego (w tym przez rządy) przy
wykorzystaniu kart kredytowych czy zadłużenia się aż do granic stała się czymś klu czowym dla stabilizacji (takiej, jaką jest obecnie) globalnego kapitalizmu w ostat nim półwieczu. Nic z tego nie zostanie jednak podjęte w kolejnych rozdziałach.
Bardzo uproszczony model akumulacji kapitału, który Marks konstruuje i analizuje, jest jednak niesłychanie odkrywczy, jak również pomaga w zrozumieniu najśwież
szej historii neoliberalizmu, charakteryzującej się deindustrializacją, chronicznym strukturalnym bezrobociem, spiralą niepewności zatrudnienia czy rosnącymi spo łecznymi nierównościami. Mówiąc w skrócie, przez ostatnie trzydzieści lat żyliśmy
raczej w świecie tomu I. Problem efektywnego popytu, który odsłonięty został w ana
lizie prowadzonej w tomie II, został częściowo rozwiązany poprzez przerosty sys temu kredytowego, które w przewidywalny sposób mają katastrofalne konsekwencje.
Rozdział: 21. Reprodukcja prosta
Pierwszy z rozdziałów siódmego działu odwzorowuje cechy fikcyjnego kapitalizmu określanego przez prostą reprodukcję. W jaki sposób, wraz z biegiem czasu, akumula
cja kapitału odbywająca się przez wydobywanie wartości dodatkowej zostaje zreprodukowana i podtrzymana? By odpowiedzieć na to pytanie, musimy akumulację kapitału „rozpatrywać w ciągłym powiązaniu i w nieprzerwanym ruchu jego odnawiania się"
ponieważ „wszelki społeczny proces produkcji (...) jest zarazem procesem reproduk cji" Co więcej, „jeżeli produkcja ma formę kapitalistyczną, to również i reprodukcja ma taką formę" (674). Część tego, co pochwytuje kapitalista, jeśli chodzi o nowe bogac
two, musi zostać włożona z powrotem w reprodukowanie systemu. Oznacza to jednak, że wartość dodatkowa musi ponownie przejść przez cyrkulację, by wrócić do pro stej reprodukcji. „Jednak samo to powtarzanie, czyli ciągłość, nadaje temu procesowi
pewne nowe cechy, a raczej pozbawia go pozornych cech właściwych jego odosobnio nemu przebiegowi" (675). Dotychczasowa analiza skupiała się wyłącznie na procesie
wytwarzania wartości dodatkowej jako jednorazowym wydarzeniu. Jednakże rzeczy
wyglądają nieco inaczej, gdy rozpatrywać to jako proces ciągły, zachodzący w czasie. Jest to część produktu stale odtwarzanego przez samego robotnika, która powraca doń stale w formie płacy roboczej. Co prawda, kapitalista wypłaca mu wartość towarową
w pieniądzu. Ale pieniądz ten jest tylko przekształconą formą produktu pracy. W tym
' czasie, kiedy robotnik przekształca część środków produkcji w produkt, część produktu jego poprzedniej pracy przekształca się z powrotem w pieniądz. Jego własna praca z zeszłego tygodnia czy z ubiegłego półrocza służy do opłacenia jego pracy z dnia dzi siejszego czy z następnego półrocza. Złudzenie, które stwarza forma pieniężna, znika
od razu, gdy tylko zamiast poszczególnego kapitalisty i poszczególnego robotnika weź-
miemy pod uwagę klasę kapitalistów i klasę robotniczą (676).
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
29S
W tym momencie w Marksowskim myśleniu na pierwszy plan, przed indywidualne umowy, wysuwają się stosunki klasowe. Klasa kapitalistów stale daje klasie robotniczej w formie pieniężnej przekazy na część
produktów, które wytwarzają robotnicy, a przywłaszczają sobie kapitaliści. Robotnik
równie stale zwraca te przekazy klasie kapitalistów i w ten sposób odbiera przypada jącą w udziale jemu samemu część jego własnego produktu. Towarowa forma produktu i pieniężna forma towaru maskują tę transakcję (676).
Obraz, który w ramach tego zostaje przekazany, sprawia, że klasa robotnicza jako
całość znajduje się względem klasy kapitalistów w stosunku podobnym do klientów „sklepu fabrycznego" Robotnicy otrzymują pieniądze za sprzedawaną kapitaliście siłę roboczą, a następnie wydają otrzymane pieniądze, by odkupić część towarów,
które kolektywnie wytworzyli. Ten stosunek upodabniający ich do klientów sklepu
fabrycznego skrywa się za systemem płacowym i nie jest od razu zauważalny, jeśli analiza skupia się wyłącznie na pojedynczym robotniku. Pojęcie „kapitału zmien
nego" zyskuje tu nowy odcień znaczeniowy. W rezultacie ciało robotnika jest z per
spektywy kapitału zwykłym narzędziem transmisyjnym dla cyrkulacji części kapitału. Robotnik znajduje się w nieustannym procesie przechodzenia przez T-P-T. Jednakże
zamiast postrzegać ten ruch jako prostą linearną relację, musimy myśleć o nim jako o ciągłym i okrężnym. Porcja kapitału cyrkuluje, gdy robotnicy zaskrzepiają wartość
w towarach, otrzymują swoje pieniężne płace, wydatkują pieniądze na towary, repro dukują się i powracają do pracy, by zaskrzepić jeszcze więcej wartości w towarach
dnia następnego. W ten sposób mechanizm utrzymywania się przy życiu robotników
zapośredniczony jest przez cyrkulowanie kapitału zmiennego. Dzięki temu możemy poczynić kilka interesujących obserwacji. Zacznijmy
choćby od tego, że kapitał zmienny „tylko wtedy traci charakter wartości wyłożonej
przez kapitalistę z własnego funduszu, gdy rozpatrujemy kapitalistyczny proces produkcji w nieustannym przebiegu jego odnawiania się” (677-678). Kapitaliści
płacą swoim robotnikom dopiero po wykonaniu pracy. W efekcie zatem robotnicy przekazują ekwiwalent wartości swojej siły roboczej awansem kapitaliście. Nie ma jednak gwarancji, że otrzymają wynagrodzenie (jeśli na przykład kapitaliści w mię
dzyczasie zadeklarują bankructwo). W ostatnich latach w Chinach niewypłacanie należnych płac stało się powszechne, szczególnie w takich obszarach jak budow
nictwo. Marks jest jednak zainteresowany przekształceniem naszej interpretacji akumulacji kapitału w jeszcze radykalniejszy sposób. Wskazuje na to, że:
296
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
przecież proces ten gdzieś i kiedyś musi się zacząć. Z naszego dotychczasowego punktu
widzenia jest więc prawdopodobne, że kapitalista kiedyś, dzięki jakiejś pierwotnej aku mulacji, niezależnej od cudzej nieopłaconej pracy, stał się właścicielem pieniędzy i dla
tego mógł wystąpić na rynku jako nabywca siły roboczej (678).
Uwaga ta będzie stanowiła punkt oparcia dyskusji dotyczącej pochodzenia kapitali
zmu przeprowadzonej w dziale ósmym. W tym miejscu po prostu Marks potwierdza,
że musial istnieć jakiś źródłowy moment, w którym kapitaliści czy też ktoś inny zgro
madzili wystarczającą ilość aktywów (pieniężnych lub innego rodzaju), by rozpo cząć proces akumulacji kapitału. Pytanie, które w tym miejscu stawia, brzmi: w jaki sposób i przez kogo ten źródłowy kapitał zostaje zreprodukowany?
Marks podaje przykład: jeśli kapitalista rozpoczyna z tysiącem funtów i inwe stuje je w kapitał zmienny oraz kapitał stały, by wytworzyć wartość dodatkową rzędu
dwustu funtów, wówczas kapitalista zawłaszcza dwieście funtów dodatkowo ponad
samą możliwość odzyskania początkowego tysiąca funtów. lednak kapitał począt kowy zostaje zachowany przez produkcyjną konsumpcję robotników, a wartość
dodatkowa zostaje wytworzona z robotniczego czasu pracy dodatkowej. Przyjmijmy, że w kolejnym roku kapitalista raz jeszcze wykłada tysiąc funtów (skonsumowawszy
nadwyżkę), by wytworzyć kolejne dwieście funtów wartości dodatkowej. Po pięciu latach trwania tego procesu robotnicy wytworzyli tysiąc funtów wartości dodatkowej,
co stanowi ekwiwalent kapitału początkowego kapitalisty. Marks wyprowadza tu
argument polityczny głoszący, że nawet jeśli kapitalista posiadał prawo do tysiąca funtów na początku i choć z nimi przyszedł, to po pięciu latach corocznego wytwa rzania dwustu funtów wartości dodatkowej z pewnością utracił prawo do począt
kowego kapitału. Według Marksowskiej metody rachunkowej kapitał początkowy został skonsumowany. Tysiąc funtów obecnie należy się prawnie robotnikom, biorąc pod uwagę Locke’owską zasadę (nieprzywoływaną przez Marksa w tym miejscu,
ale z pewnością przez niego uwzględnianą), że prawo własności przypada tym, któ
rzy tworzą wartość przez łączenie swojej pracy z ziemią. Robotnicy są tymi, którzy wytworzyli wartość dodatkową i na mocy prawa powinna ona do nich należeć.
Polityczne konsekwencje tego argumentu są istotne, jednakże idą one w pop rzek głęboko zakorzenionych sposobów myślenia. Prawdopodobnie zaskoczyłoby
nas, gdyby ktoś nam powiedział, że początkowe kwoty pieniężne, które umiesz czamy na koncie oszczędnościowym, powiedzmy na pięć procent, nie przynależą
już nam po jakimś okresie. Jesteśmy bowiem przekonani, że kapitalizm wydaje się zdolny do składania złotych jaj. Jednak pytanie o to, skąd pochodzi te pięć
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
297
procent, jest całkowicie uzasadnione, a może być takie wyłącznie jeśli Marks ma
rację, jakoby wartość dodatkowa pochodziła z uruchamiania jej i przywłaszęzenia gdzieś, od kogoś. Refleksja nad tym, że być może te pięć procent pochodzi
z bezwzględnego wyzysku żywej pracy w chińskiej prowincji Guangdong, jest nie-
komfortowa. Nasza prawna nadbudowa jest stanowcza w kwestii zachowywania
źródłowych praw własności oraz chronienia praw do korzystania z własności w celu otrzymywania zysku. Jednak prawa własności z kolei wywodzą się z władzy klaso
wej kapitału do wydobywania i utrzymywania panowania nad nadwyżkami, ponie
waż siła robocza, wskutek określonego procesu historycznego, stała się towarem
sprzedawanym i kupowanym na rynku pracy. W konsekwencji, w celu zakwestio nowania kapitalizmu należy koniecznie zmierzyć się nie tylko z pojęciem praw,
z tym, w jaki sposób ludzie myślą o prawach oraz w jaki sposób myślą o własności, ale również z materialnymi procesami, w wyniku których nadwyżki są nie tylko two
rzone, ale również zawłaszczane przez kapitał. Wówczas doszlibyśmy do wniosku, że z pewnością po pięciu latach Z dawnego jego kapitału nie pozostał już ani jeden atom wartości. A więc zupełnie nie zależnie od wszelkiej akumulacji sama ciągłość procesu produkcji, czyli reprodukcja
prosta, prędzej czy później siłą konieczności przekształca każdy kapitał w kapitał zaku mulowany, czyli w skapitalizowaną wartość dodatkową. Jeżeli nawet kapitał w chwili
wejścia do procesu produkcji był osobiście zapracowaną własnością osoby, która go
stosuje, to jednak wcześniej czy później staje się wartością zawłaszczoną bezpłatnie,
czyli materializacją, w formie pieniężnej lub innej, cudzej nieopłaconej pracy (679).
Zdarzały się interesujące przykłady praktycznych planów odzwierciedlających Marksowski sposób myślenia (czy faktycznie były one wyprowadzone z pism Marksa, nie
mam pojęcia). Szwedzki ekonomista pracy, Rudolf Meidner, który odegrał główną rolę w tworzeniu zrębów niezwykle pomyślnego szwedzkiego państwa dobrobytu
w latach sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych XX wieku, sformułował plan, znany następnie pod nazwą planu Meidnera. W ramach próby walki z inflacją
potężne związki zawodowe nawoływały do sprawowania zbiorowej kontroli nad ogra niczeniem płac. W zamian dodatkowe zyski, mające przypaść w udziale kapitałowi
ze względu na to ograniczenie, były potężnie opodatkowane i umieszczone w kon
trolowanym przez robotników funduszu społeczno-inwestycyjnym, wykupującym udziały w kapitalistycznych korporacjach. Założono, że raz zakupione udziały były
niezbywalne i z czasem (po okresie dłuższym niż pięć lat z Marksowskiego przykładu)
298
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
kontrola nad całą korporacją poddana zostanie funduszowi społeczno-inwestycyj-
nemu. Innymi słowy, klasa kapitalistów miałaby zostać z czasem dosłownie wyku piona (w pokojowy sposób) i zastąpiona przez całkowitą kontrolę robotniczą nad
decyzjami podejmowanymi w odniesieniu do inwestycji. Ogłoszenie planu wywołało
ogromną trwogę pośród klasy kapitalistycznej (która niezwłocznie ufundowała tak zwaną Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii * - niemającą nic wspólnego z Alfredem Noblem - przyznając ją neoliberałom w rodzaju Friedricha von Hayeka czy Miltona Friedmana oraz powołując do życia antyzwiązkowe think tanki, jak i mobilizując zaciekłą opozycję sprzeciwiającą się temu planowi w mediach). Ówczesny socjal
demokratyczny rząd przeląkł się i nigdy nie spróbował wdrożyć tego planu. Jeśli się
jednak zastanowicie, to sama stojąca za nim idea (oczywiście znacznie bardziej skom plikowana jeśli chodzi o szczegóły) jest ogólnie zgodna z argumentem rozwiniętym przez Marksa, jednocześnie zaś oferuje pokojowy sposób na wykupienie władzy kla
sowej z rąk kapitalistów. Dlaczego zatem nie myśleć o niej głębiej i częściej?
Jeśli połączymy to z występowaniem pracy w roli klienta sklepu fabrycznego w stosunku do kapitału, Marksowska argumentacja pozwala nam na osiągnięcie
jeszcze głębszego wglądu, podnosząc przy okazji fundamentalne (lecz w tym przy padku, niestety, pozostające bez odpowiedzi) pytania. „Ponieważ jeszcze przed wej
ściem robotnika do procesu produkcji własna jego praca występuje wobec niego jako
wyobcowana” - co oznacza, że przekazał on wartość użytkową swojej siły roboczej
kapitaliście - „jako własność kapitalisty i wcielona w kapitał, przeto uprzedmiotawia
się ona w toku procesu stale jako produkt cudzy" (680). Ani wytwór, ani zakrzepła
w nim praca nie należą zatem do niego. A zatem sam robotnik wciąż wytwarza obiektywne bogactwo jako kapitał, jako obcą mu
potęgę panującą nad nim i wyzyskującą go, kapitalista zaś tak samo wciąż wytwarza siłę roboczą jako subiektywne źródło bogactwa, oddzielone od środków swego własnego uprzedmiotowiania i urzeczywistniania się, abstrakcyjne, istniejące w samym ciele
robotnika, krótko mówiąc, kapitalista wytwarza robotnika jako robotnika najemnego. Ta nieustanna reprodukcja lub uwiecznianie robotnika stanowi sine qua non produkcji 'kapitalistycznej (680).
Uważam, że jest to sformułowanie jednocześnie interesujące i problematyczne, nie
mniej warte poważnego zastanowienia się. „A zatem sam robotnik wciąż wytwarza Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych (przyp. tłum.).
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
299
obiektywne bogactwo jako kapitał" a to obiektywne bogactwo staje się obcą potęgą, która nad nim panuje. Robotnik wytwarza narzędzie własnej dominacji! Jest to terpat,
który wybrzmiewa echem i rezonuje w całym Kapitale. Nasuwa się tu ogólne histo
ryczne pytanie o skłonność ludzkich istnień do wytwarzania wszelkiego rodzaju narzędzi własnego podporządkowania. Jednak w tym przypadku kapitalista stwarza
abstrakcyjne, subiektywne źródło bogactwa, „istniejące w samym ciele robotnika',' które jednocześnie jest „oddzielone od środków swego własnego uprzedmiotowiania
i urzeczywistniania się" Kapitalista produkuje i odtwarza robotnika jako aktywny, ale wyalienowany podmiot zdolny do wytwarzania wartości. A to, zauważmy, jest fundamentalny, społecznie niezbędny warunek przetrwania i utrzymania kapitali
stycznego sposobu produkcji.
Robotnik angażuje się w produkcyjną konsumpcję oraz w konsumpcję indy
widualną (napotkaliśmy to rozróżnienie już wcześniej). Robotnicy nie tylko wytwa rzają ekwiwalent wartości kapitału zmiennego, to znaczy swoje własne utrzyma
nie, ale również przenoszą, a tym samym reprodukują wartość kapitału stałego. Poprzez swoją pracę robotnicy odtwarzają zarówno kapitał, jak i pracowników.
Rozdziały o podziale pracy i maszynach pokazały, w jaki sposób robotnik został
z konieczności przekształcony w dodatek do kapitału wewnątrz procesu pracy. Jednak teraz zaczynamy również dostrzegać robotnika jako „dodatek do kapitału"
zarówno na rynku, jak i w domu. Oto co rzeczywiście oznacza cyrkulacja kapitału
zmiennego: kapitał cyrkuluje przez ciało robotnika i reprodukuje robotnika jako aktywny podmiot, reprodukujący kapitał. Jednakże robotnik nie tylko musi zostać
zreprodukowany jako jednostka. „Stałe zachowywanie i reprodukowanie klasy robotniczej pozostaje stałym warunkiem reprodukcji kapitału" (682).
Rodzi to mnóstwo pytań, które Marks niejako tuszuje. Polityka reprodukcji klasy była w jego czasach, jak utrzymuje Marks, brutalna i prosta. „Spełnienie tego
warunku" codziennego znoju rzeczywistej reprodukcji klasowej „kapitalista może śmiało powierzyć samozachowawczemu i rozrodczemu instynktowi robotników.
Dba on jedynie o to, aby jak najbardziej ograniczyć ich spożycie indywidualne
do tego, co najniezbędniejsze” (682). Jednakże Marks prześlizguje się tutaj nad czymś istotnym, co domaga się głębszej analizy. Ogromne i fundamentalne pytanie doty
czące reprodukcji klasy robotniczej obejmuje kwestię prokreacji, samozachowania,
stosunków społecznych w obrębie klasy oraz mnóstwa innych problemów, które Marks wygodnie pozostawia do rozwiązania samym robotnikom, ponieważ tak wła
śnie postępuje kapitał. W rzeczywistości nawet w państwie kontrolowanym przez
kapitalistów i właścicieli ziemskich kwestie społecznej reprodukcji nigdy nie są
300
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
pozostawione wyłącznie samym robotnikom, a warunki walki klasowej czy kwestia
„szczebla rozwoju kultury" w danym kraju wkraczają tutaj z co najmniej tą samą
siłą, co w kontekście dnia roboczego - jeśli nie jeszcze intensywniej. Wcześniej sze dyskusje dotyczące klauzul edukacyjnych zawartych w Ustawach fabrycznych dostarczyły nam przykładu interwencji państwowej w politykę reprodukcji klasy
robotniczej, a państwo zawsze było aktywne w obszarach zdrowia publicznego (biorąc pod uwagę, że cholera ma dziwny zwyczaj przekraczania podziałów klasowych)
oraz praw reprodukcyjnych, polityki dotyczącej populacji i tym podobnych. Pro blemy tego rodzaju wymagają znacznie bardziej szczegółowych rozważań niż te, których dostarcza nam Marks. Jednakże zgadzamy się w pełni z przedstawionym przez niego ogólnym argumentem. Reprodukcja prosta nie jest kwestią techniczną.
Kluczowym problemem jest w jej ramach reprodukcja samego stosunku klasowego. A więc kapitalistyczny proces produkcji samym swym przebiegiem odtwarza oddzie lenie warunków pracy od siły roboczej. Odtwarza i uwiecznia przez to warunki umoż
liwiające wyzysk robotnika. Zmusza nieustannie robotnika do sprzedawania swej siły roboczej w celu zachowania życia, a kapitaliście nieustannie umożliwia jej kupno w celu
wzbogacenia się. Teraz już nie przypadek stawia na rynku towarowym kapitalistę wobec
robotnika jako nabywcę wobec sprzedawcy. Sam mechanizm procesu wciąż rzuca jed nego na rynek towarowy jako sprzedawcę swojej siły roboczej, a własny jego produkt wciąż
przekształca w środek płatniczy drugiego. W istocie rzeczy robotnik należy do kapitału,
zanim się jeszcze sprzedał kapitaliście (688).
W rezultacie zaś, jak podsumowuje Marks: Kapitalistyczny proces produkcji, rozpatrywany jako proces ciągły, czyli jako proces
reprodukcji, produkuje więc nie tylko towar i nie tylko wartość dodatkową; produkuje i reprodukuje sam stosunek kapitałowy, z jednej strony kapitalistę, z drugiej - robotnika
najemnego (689).
Rozdział 22. Przemiana wartości dodatkowej w kapitał
Z wielu różnych powodów, jak za chwilę zobaczymy, idea kapitalistycznego spo sobu produkcji w stanie stabilnym, pozbawionego możliwości wzrostu, jest czymś
niewłaściwym, jeśli nie wręcz całkowicie niemożliwym. Rozdział dwudziesty drugi bada to, dlaczego oraz w jaki sposób wartość dodatkowa pozyskana wczoraj prze kształcana jest w jutrzejszy nowy kapitał pieniężny. Powstaje z tego „reprodukcja
kapitału w rozszerzającej się skali’,’ zakładająca powiązanie „dodatkowych sił robo czych, które klasa robotnicza dostarcza mu rokrocznie w postaci osobników w róż nym wieku, z dodatkowymi środkami produkcji” (693). Jednak w tym celu kapitał musi wpierw wytworzyć warunki swojej własnej ekspansji. Żeby akumulować, trzeba część produktu dodatkowego przekształcać w kapitał. Ale nie czyniąc cudów można przekształcać w kapitał tylko takie rzeczy, jakie znajdują zastosowa nie w procesie pracy, tzn. środki produkcji, a nadto rzeczy, które utrzymują robotnika przy
życiu, tzn. środki utrzymania. Z tego wynika, że część rocznej pracy dodatkowej należy wy
datkować na wytworzenie dodatkowych środków produkcji i środków utrzymania (...). Sło wem, wartość dodatkową tylko dlatego można przekształcić w kapitał, że produkt dodat kowy, którego jest wartością, zawiera już rzeczowe części składowe nowego kapitału (692).
Produkcja towarów luksusowych czy innych bezużytecznych produktów (takich
jak sprzęt wojskowy czy pomniki państwowe lub religijne) nie działa, bez względu
na to, jak zyskowna mogłaby być. Nowe środki utrzymania oraz produkcji muszą być wytworzone i zorganizowane na zapas. Wtedy i tylko wtedy „ruch okrężny reprodukcji prostej zmienia się i przekształca (...) w spiralę” (693). Z innej per
spektywy, uwzględniającej analizę z poprzedniego rozdziału, można powiedzieć,
że „klasa robotnicza swą tegoroczną pracą dodatkową wytworzyła kapitał, który
302
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
w następnym roku zatrudni dodatkową pracę" „To właśnie nazywa się" - dodaje
Marks z ogromnym pokładem ironii - „z kapitału wytwarzać kapitał” (694). Jednakże w tym procesie pracownik stanowi aktywny podmiot. Marks konty
nuuje, zakładając, że procesy rynkowe „odpowiadają stale prawu wymiany towarów, kapitalista wciąż kupuje siłę roboczą, robotnik wciąż ją sprzedaje, przypuśćmy nawet,
że według jej rzeczywistej wartości” (695). Podkreślmy raz jeszcze znaczenie tego
rodzaju założeń w Marksowskiej analizie. „Rzuca się w oczy, że oparte na produkcji
towarowej i na cyrkulacji towarów prawo zawłaszczania, czyli prawo własności pry watnej, przeistacza się dzięki swej własnej, wewnętrznej, nieuchronnej dialektyce w swe bezpośrednie przeciwieństwo" Odwrócenie zasady Locke'a o łączeniu pracy
z ziemią w celu tworzenia wartości jako prawa własności prywatnej jest tutaj jasne. Wymiana ekwiwalentów, która występowała jako czynność pierwotna, uległa takiemu
spaczeniu, iż pozostaje jedynie pozór wymiany, gdyż, po pierwsze, część kapitału wymie
niona na siłę roboczą sama jest tylko częścią produktu cudzej pracy, przywłaszczonego sobie bez uiszczenia ekwiwalentu (696).
W konsekwencji „stosunek wymiany między kapitalistą a robotnikiem staje się więc tylko pozorem właściwym procesowi cyrkulacji, czczą formą, która obca jest samej
treści i treść tę jedynie zaciemnia" (696). Wzmacniając jeszcze tego rodzaju stwier dzenie, Marks kontynuuje: Formą jest ustawiczne kupowanie i sprzedawanie siły roboczej. Treścią jest to, że kapita
lista pewną część już uprzedmiotowionej cudzej pracy, którą ustawicznie przywłaszcza
sobie bez uiszczenia ekwiwalentu, wymienia wciąż na większą ilość cudzej pracy żywej.
Pierwotnie zdawało nam się, że prawo własności opiera się na własnej pracy. Musieliśmy przynajmniej trzymać się tego założenia, gdyż tylko równoprawni posiadacze towarów występowali wobec siebie, a przywłaszczyć sobie cudzy towar można było jedynie przez wyzbycie się własnego, ten zaś można było wytworzyć tylko pracą. Obecnie własność
występuje po stronie kapitalisty jako prawo do przywłaszczania sobie cudzej nieopłaco nej pracy lub jej produktu, po stronie zaś robotnika - jako niemożność przywłaszczania
sobie swego własnego produktu. Oddzielenie własności od pracy staje się koniecznym następstwem prawa, które pozornie miało za przesłankę ich tożsamość (696).
Marks powrócił tu (raz jeszcze) do pytania o to, jakiego rodzaju ekwiwalentna wy miana może wytwarzać nie-ekwiwalent, to jest wartość dodatkową, oraz w jaki
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
303
sposób źródłowe pojęcie praw własności zostaje odwrócone, stając się prawem
do przywłaszczania cudzej pracy. Następnie mamy powtórzenie, w którym po raz ęnty
wykłada nam się teorię wartości dodatkowej (zatem jeśli wciąż nie jesteście pewni, czego ona właściwie dotyczy, przeczytajcie uważnie strony 696-697). Jednak Marks
idzie dalej i zauważa, że to, co można wyprowadzić z punktu widzenia jednostki,
nie okazuje się tym samym z punktu widzenia stosunków klasowych. Co prawda, cała sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy produkcję kapitalistyczną ujmujemy jako wciąż odnawiający się proces i gdy zamiast poszczególnego kapitalisty i poszczególnego
robotnika rozpatrujemy ich ogół, klasę kapitalistów i występującą wobec niej klasę robotniczą.
Ale wtedy zastosowalibyśmy kryterium zupełnie obce produkcji towarowej (699).
Dzieje się tak, ponieważ wolność, równość, własność i Bentham dominują nad ryn
kiem, sprawiając, że wytwarzanie wartości dodatkowej w procesie pracy staje się
niewidzialne. To samo prawo zachowuje moc zarówno na początku, gdy produkt należy do wytwórcy i gdy ten, wymieniając ekwiwalent na ekwiwalent, może się wzbogacić tylko własną
pracą, jak i w okresie kapitalistycznym, gdy bogactwo społeczne w coraz większym zakre sie staje się własnością tych, którzy mają możność wciąż na nowo przywłaszczać sobie cudzą nieopłaconą pracę. Wynik ten staje się nieunikniony od chwili, gdy robotnik sam zaczyna swobodnie sprzedawać swą siłę roboczą jako towar (699-700).
Burżuazyjne wolności i prawa skrywają wyzysk i alienację. „W miarę jak produk
cja towarowa, zgodnie ze swymi własnymi immanentnymi prawami, rozwija się
w produkcję kapitalistyczną, prawa własności właściwe produkcji towarowej prze
chodzą w prawa zawłaszczania kapitalistycznego” (700). Zachodzi tu, by odwrócić sformułowanie z przedmowy do Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej, dosto
sowanie nadbudowy do uzasadnionego i uprawnionego przywłaszczania wartości dodatkowej poprzez odwołanie się do pojęć praw własności prywatnej. Stąd bie-
rze się Marksowskie fundamentalne zastrzeżenie względem jakichkolwiek prób
upowszechniania burżuazyjnych pojęć prawa i sprawiedliwości. Dostarczają one bowiem społecznie niezbędnej prawnej, ideologicznej i instytucjonalnej przykrywki dla wytwarzania kapitału na coraz większą skalę.
Klasyczna ekonomia polityczna, obarczona burżuazyjnymi pojęciami praw,
wytworzyła liczne rodzaje „błędnego pojmowania koncepcji reprodukcji w skali
304
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
rozszerzonej" (jak głosi tytuł drugiej części tego rozdziału). Zaczynając od związku
między akumulacją kapitału a tezauryzacją (oszczędzaniem), pozostała w stanie kompletnej kontuzji. Klasyczni ekonomiści polityczni mieli jednakże „słuszność
wtedy, kiedy jako charakterystyczny moment procesu akumulacji podkreślali to,
że produkt dodatkowy spożywają robotnicy produkcyjni, nie zaś nieprodukcyj ni” (701). Jednak biorąc pod uwagę Marksowską definicję „tego, co produkcyjne" oznacza to, że wczorajszy produkt dodatkowy musi zostać umieszczony w procesie
tworzenia większej ilości produktu dodatkowego oraz wartości dodatkowej dzisiaj. Rzeczywiste dynamiki tych procesów są jednak skomplikowane. Klasyczna ekono mia polityczna skupiała się wyłącznie na pracy dodatkowej, a zatem na dodatko
wym kapitale zmiennym (zwiększeniu pieniężnych nakładów na płace), których się domagano. Jednak podobnie jak w przypadku ostatniej godziny Seniora, którą tak
efektownie wyszydził Marks już wcześniej, klasyczna ekonomia polityczna zdawała
się zapominać całkowicie o konieczności dostarczania nowych środków produk cji (kapitału stałego) z każdym kolejnym cyklem akumulacji (co pociąga za sobą przekształcenia relacji z przyrodą poprzez wydobywanie surowców). Była to druga
błędna koncepcja, którą Marks sprostował. Prowadzi nas to do kluczowego pytania: gdy kapitaliści dysponują wartością dodatkową, dlaczego nie spędzą milo czasu i nie skonsumują jej w całości? Część
wartości dodatkowej jest rzeczywiście konsumowana przez kapitalistów jako przy
chód. Klasa kapitalistów konsumuje część nadwyżki, dążąc do zaspokojenia swo ich pragnień. Jednak jej część jest reinwestowana jako kapitał. Pojawia się jednak kolejne pytanie: co rządzi relacją między kapitalistyczną konsumpcją przychodów
a reinwestycją wartości dodatkowej jako kapitału? Odpowiedź Marksa jest warta przytoczenia in extenso: Kapitalista o tyle tylko, o ile jest uosobionym kapitałem, ma historyczne znaczenie i ową historyczną rację bytu, która, jak powiada dowcipniś Lichnowsky, nie ma żadnej daty. O tyle tylko przejściowa konieczność jego istnienia zawarta jest w przejściowej koniecz ności istnienia kapitalistycznego sposobu produkcji. Lecz właśnie dlatego motywem okre
ślającym jego działalność nie jest wartość użytkowa i użycie, lecz wartość wymienna i jej pomnażanie (705-706).
Jak zapewnia Marks, kapitaliści są w sposób konieczny zainteresowani akumulowaniem społecznej potęgi w formie pieniężnej, a jednocześnie to ten proces motywuje
ich do dalszego działania.
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
30S
Jako fanatyk pomnażania wartości, zmusza on z całą bezwzględnością ludzkość do pro dukcji dla produkcji, a więc do takiego rozwoju społecznych sil wytwórczych i do stwa
rzania takich materialnych warunków produkcji, jakie właśnie tworzyć mogą realną podstawę wyższej formy społeczeństwa, której podstawową zasadą jest pełny i swobodny
rozwój każdego osobnika. Kapitalista budzi respekt tylko o tyle, o ile jest uosobieniem
kapitału. Jako kapitalistę łączy go z ciułaczem skarbu bezwzględna żądza bogacenia się. Ale to, co u tego ostatniego jest manią indywidualną, jest u pierwszego działaniem
mechanizmu społecznego, w którym on sam jest tylko jednym z kółek. Poza tym rozwój
produkcji kapitalistycznej czyni koniecznym ciągły wzrost kapitału włożonego w przed siębiorstwo przemysłowe, a konkurencja narzuca każdemu poszczególnemu kapitali ście immanentne prawa kapitalistycznego sposobu produkcji jako prawa zewnętrznego
przymusu. Konkurencja zmusza kapitalistę do ciągłego powiększania swego kapitału,
by mógł on ten kapitał zachować, a powiększać go może on jedynie za pomocą postępu jącej akumulacji (706).
Według Marksa również kapitalista nie posiada rzeczywistej wolności. Biedny kapi
talista jest zaledwie trybikiem w maszynie, który ciągle musi reinwestować, ponie waż skłaniają go do tego przymusowe prawa konkurencji. Gdy kapitał zostaje
spersonifikowany w postaci kapitalisty, jego psychika koncentruje się na zwięk
szaniu wartości wymiennej, na akumulacji społecznej potęgi w bezkresnej formie pieniężnej, w ramach której akumulacja pieniądza staje się fetyszem, skupiającym
jego najgłębsze pragnienia. Tutaj tkwi podobieństwo między chciwcem a kapita
listą. Obaj pożądają społecznej potęgi, jednakże społeczna potęga kapitalistów pochodzi z nieustannego zwiększania ich bogactwa poprzez realizowanie go w sfe
rze cyrkulacji, podczas gdy skąpiec próbuje zachować je przez niewykorzystywanie
go. Co więcej, jeśli pojedynczy kapitalista wykaże jakąkolwiek oznakę oddalania się od swojej centralnej misji, wówczas nieznośne, przymusowe prawa konkurencji
(raz jeszcze wywód ześlizguje się w argumentację dotyczącą centralnej roli systemu
policyjnego) przywracają go do pionu.
Skonfrontowani z tą rzeczywistością burżuazyjni apologeci kreują szlachetną
fikcję. Kapitaliści, jak powiadają, tworzą kapitał i angażują się w swoją szlachetną misję stworzenia „wyższej formy społeczeństwa" o której nawet Marks przyzna
wał, że może być wytworem ich starań... poprzez abstynencję! Muszę powiedzieć,
że żyjąc w Nowym Jorku, rzadko miałem okazję zaobserwować klasę kapitalistów, która by się od czegoś zbytnio powstrzymywała. Jednak Marks sugeruje, że kapita
liści mierzą się z iście faustowskim dylematem. Przytacza nawet w tym kontekście
306
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Fausta: „Ach, dwie dusze goszczą w jego piersi i jedna chce się oderwać od drugiej!" (708). Zmuszeni są bowiem przez przymusowe prawa konkurencji do akumulowa-
nia oraz reinwestowania z jednej strony, z drugiej zaś prześladuje ich pragnienie konsumpcji. Wymuszone ograniczenie dotyczące tej ostatniej zostaje przekształ cone w ideologię dobrowolnej burżuazyjnej cnoty. Zysk można w ten sposób inter pretować niemalże jako zwrot z tej cnoty! Reinwestycja, jak głosi ta opowieść, jest cnotą (na przykład tworzy miejsca pracy), a zatem zasługuje na to, by ją podzi
wiać i wynagradzać. Wszystkie te obniżki podatków dla niezwykle bogatych, które
ustanowił George W. Bush w trakcie swojej prezydentury, skonstruowane zostały jako wynagrodzenie dla prawych inwestorów, których wstrzemięźliwość rzekomo odegrała kluczową rolę w tworzeniu miejsc pracy i wzroście gospodarczym. Nie
mniej fakt, że bogaci szybko wykształcili zwyczaj urządzania przyjęć za dziesięć milionów dolarów z okazji ukończenia studiów przez swoje pociechy czy urodzin
swoich żon-trofeów, z trudem daje się uzgodnić z tą teorią. Marks raz jeszcze jed nak, pod silnym wpływem historii manchesterskiego kapitalizmu, sugeruje, że walka
między tymi „dwiema duszami" mieszkającymi w piersi kapitalisty przeszła stop niową ewolucję. W fazach początkowych kapitaliści w istocie zmuszeni byli do prak tykowania ograniczonej konsumpcji (stąd właśnie znaczenie ideologii kwakrów
pośród niektórych z wczesnych angielskich kapitalistów). Jednakże gdy ruszyła
spirala akumulacji na coraz większą skalę, poluzowano również ograniczenia kon
sumpcji. W Manchesterze „ostatnie trzydziestolecie wieku XVIII «jest okresem wiel
kiego zbytku i rozrzutności, czemu sprzyjał rozwój przemysłu»" - raportuje Marks, przytaczając na potwierdzenie świadectwo z 1795 roku (709). W takich warunkach „produkcja i reprodukcja w skali rozszerzonej odbywają się (...) bez pośrednictwa
owego świętego cudotwórcy, owego rycerza o smętnym obliczu, «wstrzemięźliwego»
kapitalisty" (712). Pchani przymusowymi prawami konkurencji oraz pragnieniem zwiększania
swojej społecznej potęgi w bezgranicznej formie pieniężnej, kapitaliści reinwe-
stują, ponieważ ostatecznie jest to jedyny sposób, w który mogą pozostać w obiegu
oraz utrzymać swoją pozycję klasową. Prowadzi to Marksa do głównego wniosku dotyćzącego istoty kapitalistycznego sposobu produkcji. Akumulujcie, akumulujcie! Tak głosi Mojżesz i prorocy! A więc oszczędzajcie, oszczę
dzajcie, tzn. obracajcie z powrotem w kapitał jak największą część wartości dodatkowej,
czyli produktu dodatkowego! Akumulacja dla akumulacji, produkcja dla produkcji - w tej formule klasyczna ekonomia wyraziła dziejowe posłannictwo okresu burżuazyjnego.
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
307
Ani na chwilę nie łudziła się co do bólów porodowych bogactwa, ale cóż pomoże lament wobec konieczności dziejowej? Jeżeli dla klasycznej ekonomii proletariusz jest tylko pta
szyną do wytwarzania wartości dodatkowej, to kapitalista również jest dla niej tylko
maszyną do przekształcania tej wartości dodatkowej w dodatkowy kapitał (710).
Oznacza to po prostu, że kapitalizm zawsze polega na wzroście. Nie może być cze goś takiego, jak kapitalistyczny porządek społeczny, który nie opiera się na wzroście
i akumulacji na coraz większą i stale rosnącą skalę. „Akumulacja dla akumulacji, produkcja dla produkcji” Przeczytajcie tylko codzienne doniesienia prasowe o sta
nie gospodarki, o czym my właściwie nieustannie mówimy? Wzrost! Gdzie on się
odbywa? W jaki sposób zamierzamy wzrastać? Powolny wzrost oznacza recesję, ujemny wzrost oznacza załamanie. Jedno- czy dwuprocentowy wzrost (łączny) to
za mało, potrzebujemy co najmniej trzech procent, a gdy tylko osiągniemy cztery procent, wówczas gospodarka uznana zostanie za „zdrową" Spójrzcie na Chiny z ich
trwałymi, dziesięcioprocentowymi wskaźnikami corocznego wzrostu: oto właśnie prawdziwa historia sukcesu naszych czasów. Zwłaszcza gdy porównamy ją z Japo
nią, która po dekadach kosmicznego wzrostu wpadła do szpitala globalnego kapi talizmu razem ze swoim zerowym wzrostem, zastygłym w bezruchu przez całe lata
dziewięćdziesiąte XX wieku. Z tym imperatywem związane jest fetyszystyczne przekonanie, czy wręcz cala
ideologia skoncentrowana na cnocie wzrostu. Wzrost jest nieuchronny, wzrost jest dobry. Nie wzrastać oznacza znajdować się w kryzysie. Jednakże nieskończony
wzrost oznacza produkcję dla produkcji, jak również konsumpcję dla konsump
cji. Wszystko, co staje na drodze wzrostu, jest złe. Ograniczenia i granice wzrostu muszą zniknąć. Problemy środowiska? Co za pech! Stosunek do przyrody musi ulec przekształceniu. Problemy społeczne i polityczne? Co za szkoda! Należy poddać represji krytyków, a wichrzycieli wrzucić do więzienia. Przeszkody geopolityczne?
Złammy je przemocą, jeśli będzie trzeba. Wszystko musi tańczyć do muzyki granej przez frazę „akumulacja dla akumulacji, produkcja dla produkcji”
Dla Marksa jest to jedna z istotowych cech kapitalizmu. Z pewnością dochodzi on do tego wniosku w oparciu o swoje założenia. Jednakże założenia te zgodne są
ze zinternalizowaną w klasycznej ekonomii politycznej wizją „akumulacji dla aku mulacji" jako „historycznej misji” burżuazji. Wyznacza ona bardzo istotną i potężną zasadę regulacyjną. Czy historia kapitalizmu opiera się na zwiększającej się stale stopie wzrostu? Tak. Czy kapitalistyczne kryzysy zostały zdefiniowane jako brak
wzrostu? Tak. Czy ustawodawcy w całym świecie kapitalistycznym są opętani ideą
308
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
stymulowania i podtrzymywania wzrostu? Tak. Czy dostrzegacie kogokolwiek, kto
by rzeczywiście kwestionował zasadę wzrostu, czy, co więcej, robił coś w celu jej podważenia? Nie. Podważanie zasady wzrostu jest czymś nieodpowiedzialnym
i nie do pomyślenia. Jedynie dziwacy, ludzie niedopasowani do społeczeństwa czy dziwni utopiści myślą, że bezgraniczny wzrost, bez oglądania się na jego kon
sekwencje środowiskowe, gospodarcze, społeczne czy polityczne, może być zły.
Wprawdzie musimy sobie jakoś radzić z problemami wynikającymi ze wzrostu, takimi jak globalne ocieplenie czy zniszczenie środowiska, jednakże rzadko się
mówi, że ich rozwiązaniem jest całkowite zaprzestanie wzrostu (nawet jeśli mamy
dowody na to, że recesje poluzowują presję wywieraną na środowisko). Nie, musimy
znaleźć nowe technologie, nowe ramy pojęciowe, nowe sposoby życia i wytwarza nia, tak by wzrost, bezgranicznie zwiększająca się akumulacja kapitału mogła trwać.
Wzrost nie był zasadą regulującą funkcjonowanie na gruncie innych sposobów
produkcji. Wprawdzie imperia się rozrastały, a porządki społeczne rozszerzały się epizodycznie, jednak w końcu równie często ulegały ustabilizowaniu, a w niektó rych przypadkach wpadały w stagnację czy wręcz znikały. Jedna z poważnych kry
tyk pod adresem rzeczywiście istniejących komunizmów, na przykład tych w byłym Związku Radzieckim czy na Kubie, dotyczy tego, że nie rosły one w wystarczającym
tempie, aby dotrzymać kroku niezwykłemu konsumpcjonizmowi i wydajności wzro stu na Zachodzie, zogniskowanych głównie w USA. Nie mówię tego w tym momencie
ku chwale ZSRR, ale wyłącznie by wskazać, jak bardzo zautomatyzowały się nasze
odpowiedzi dotyczące braku wzrostu - stagnacja jest dla nas często czymś niewyba
czalnym. Dziś mamy zatem wystarczająca ilość SUV-ów, Coca-Coli czy butelkowanej wody, by zaspokoić akumulację dla akumulacji ze wszystkimi jej katastrofalnymi konsekwencjami (takimi jak epidemie cukrzycy, które przypadkiem wciąż są czymś
niezwykle rzadkim na Kubie, gdy porównamy ją z USA). Nasuwa się tu myśl, że nie skończone trzyprocentowe zwiększanie się stopy wzrostu, które charakteryzowało
kapitalizm od połowy osiemnastego stulecia, może być czymś wyjątkowo trudnym do utrzymania. Gdy kapitalizm tworzony był przez strefy gospodarcze o rozmiarach
około czterdziestu mil kwadratowych wokół Manchesteru oraz kilku innych mniej
szych lokalizacji, trzyprocentowe zwiększanie się stopy wzrostu było inną sprawą,
natomiast dziś obejmuje on swoim zasięgiem Europę, Amerykę Północną i Połu dniową, a przede wszystkim Azję Wschodnią, z coraz silniejszym zakorzenieniem w Indiach, Indonezji, Rosji i Republice Południowej Afryki. Gdy weźmiemy za punkt
wyjścia taką podstawę, konsekwencje trzyprocentowego zwiększania się stopy wzro stu w ciągu kolejnych pięćdziesięciu lat wydają się niewyobrażalne. Jednocześnie
Rozdział IX Od bezwzględnej i względnej wartości dodatkowej
309
sprawia to, że Marksowska sugestia z Zarysu krytyki ekonomii politycznej, mówiąca, iż nastał czas na to, by kapitalizm zniknął i zrobił miejsce dla jakiegoś bardziej
wrażliwego sposobu produkcji, stała się dziś czymś łatwiejszym do wyobrażenia, jeśli nie wręcz absolutnie koniecznym imperatywem.
Jak się okazało, istnieją różne sposoby na pozyskiwanie wartości dodatkowej bez wytwarzania czegokolwiek. Redukowanie wartości siły roboczej przez redu
kowanie standardu życia otwiera jedną ze ścieżek. W istocie, przytaczając Johna Stuarta Milla, Marks pisze, że „gdyby można było mieć pracę nie kupując jej, płace
robocze byłyby zbyteczne" (715). Jednak wówczas, Gdyby robotnicy mogli żyć powietrzem, to by ich także nie można było kupić za żadną
cenę. Darmowa praca robotników jest więc granicą w sensie matematycznym, granicą, której nie można osiągnąć, lecz do której można się wciąż zbliżać. Stałą tendencją kapi
tału jest właśnie spychanie plac do tego zerowego poziomu (715-716).
Marks dostrzega kilka sposobów osiągnięcia tego poziomu, jak choćby dostarcza
nie robotnikom przepisów kulinarnych, tak aby mogli się taniej wykarmić. Tego rodzaju praktyka stała się z biegiem czasu częścią działań na przykład Russell Sagę
Foundation czy pracowników opieki społecznej, którzy starali się kształcić innych robotników w zakresie odpowiednich sposobów konsumpcji. Wyraźnie widać jed
nak, że pójście tą drogą tworzy problem efektywnego popytu, którego Marks tutaj
nie rozważa, ponieważ wykluczył go, zakładając, że wszystkie towary sprzedawane są za ich wartość. Oszczędzanie na kapitale stałym (w tym oszczędzanie na usuwa niu odpadów) może również okazać się pomocne, ponieważ kapitaliści nieustan
nie poszukują „bezpłatnych darów przyrody" (720). „Człowiek i przyroda, pierwsi
twórcy produktu, a więc twórcy materialnych elementów kapitału, działają tu zgod nie, jak w pierwszym dniu produkcji. Dzięki elastyczności siły roboczej dziedzina
akumulacji rozszerzyła się tu bez uprzedniego powiększenia kapitału stałego" (720). Zmienianie wydajności pracy społecznej innymi środkami (przez motywowanie
czy organizację) jest również darmowe, a wykorzystywanie starych maszyn, gdy upłynie już okres ich świetności, pomaga, podobnie jak wykorzystywanie aktywów z przeszłości (na przykład otoczenia zabudowanego) dla nowych celów. Wreszcie „wiedza i technika stwarzają ekspansywną moc funkcjonującego kapitału, nieza
leżną od danej wielkości tego kapitału” (723). Można rozszerzyć skalę akumulacji przy wykorzystaniu wszystkich tych sposobów bez uciekania się do kapitalizacji
wartości dodatkowej.
310
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Podsumowując powyższe wywody, Marks na początku części piątej stwierdza: Okazało się w przebiegu niniejszych wywodów, że kapitał nie jest wielkością stałą, lecz elastyczną częścią bogactwa społecznego, zmieniającą się nieustannie w zależności od podziału wartości dodatkowej na dochód i na kapitał dodatkowy. Widzieliśmy dalej,
że nawet przy danej wielkości funkcjonującego kapitału wcielona doń siła robocza,
nauka i ziemia (a przez ziemię rozumiemy w sensie ekonomicznym wszelkie przed mioty pracy, których przyroda nam dostarcza bez współudziału człowieka) stanowią
jego elastyczne siły, które udostępniają mu, w obrębie określonych granic, pole dzia łania niezależne od jego własnej wielkości. Pominęliśmy przy tym wszelkie stosunki
procesu cyrkulacji (Marks przypomina nam o swoich pierwotnych założeniach doty
czących rynku - DH), za których sprawą siła działania tej samej ilości kapitału może być bardzo różna. (...) przeto pominęliśmy również wszelką bardziej racjonalną kom
binację, którą można bezpośrednio i planowo urzeczywistnić za pomocą istniejących środków produkcji i sił roboczych (726-727).
Raz jeszcze Marks podkreśla tę niezwykłą elastyczność i zwrotność kapitału. Eko nomia klasyczna natomiast „zawsze była skłonna ujmować kapitał społeczny jako
stałą wielkość o stałej sile działania" Ten biedny Jeremy Bentham, „owa mdła, pedan tyczna i gadatliwa wyrocznia pospolitego rozsądku mieszczańskiego XIX wieku" po
siadał szczególnie nieruchomą wizję tego, jak kapitalizm tworzy fundusz płac (727).
Kapitał nie jest wielkością stałą!!! Pamiętajcie o tym zawsze i doceniajcie to,
że w całym tym systemie mamy do czynienia z olbrzymim stopniem elastyczności
i płynności. Lewicowa opozycja wobec kapitalizmu zbyt często nie doceniała tego aspektu. Jeśli kapitaliści nie są w stanie akumulować w dany sposób, wówczas zro
bią to w inny. Jeśli nie mogą wykorzystać dla swojej korzyści nauki i technologii, będą rabować przyrodę czy zalecać klasie robotniczej przepisy kulinarne. Istnieje niezliczona liczba dostępnych kapitalistom strategii i jak do tej pory pokazali, że potrafią z nich korzystać w sposób wyszukany. Kapitalizm może być potworny, ale nie jest z pewnością potworem nieruchomym. Ruchy protestu na własne ryzyko ignorują jego zdolność do adaptacji, elastyczności czy płynności. Kapitał nie jest
rzeczą, lecz procesem. Znajduje się w nieustannym ruchu, nawet jeśli uwewnętrznia
regulacyjną zasadę „akumulacji dla akumulacji, produkcji dla produkcji”
Rozdział X • Akumulacja kapitalistyczna
Rozdział 23. Ogólne prawo akumulacji kapitalistycznej
W rozdziale dwudziestym trzecim Marks dokonuje operacjonalizacji ogólnego
modelu kapitalistycznej dynamiki, bazując wciąż na założeniach poczynionych na początku działu siódmego, głoszących, że akumulacja zachodzi w swój normalny
sposób (nigdy nie napotykamy na rynku żadnych problemów, a wszystko sprzeda wane jest za swoją wartość, oprócz siły roboczej - wyjątek poczyniony w tym roz
dziale); system jest zamknięty (nie zachodzi żaden handel z zewnętrzem); wartość
dodatkowa wytwarzana jest poprzez wyzysk siły roboczej w produkcji, a podział wartości dodatkowej między procent, zysk z kapitału handlowego, rentę i podatki
nie wywiera żadnego wpływu na dynamikę akumulacji. W tym uproszczonym mo delu procesu akumulacji wszystko jest wysoce uzależnione od powyższych założeń.
Gdy w pewnym momencie, jak ma to miejsce na przykład w tomie II, nastąpi ich
porzucenie, wyniki będą wyglądać zupełnie inaczej.
Komentarz dotyczący wartościowego składu kapitału
W interesującym nas tutaj rozdziale Marks skupia się na jednym istotnym problemie.
Chce przeanalizować konsekwencje akumulacji kapitału dla losów klasy robotniczej. Z tego powodu pozwala wynagrodzeniu za silę roboczą wahać się powyżej i poniżej jej
wartości. By ułatwić sobie to zadanie, tworzy aparat pojęciowy do opisu tego, co określa
mianem „składu kapitału” (731). Wykorzystuje w tym celu trzy kategorie: skład tech niczny, skład organiczny oraz skład wartościowy. Mam wrażenie, że powyższe katego
rie zostały wprowadzone do argumentacji dość późno, po części by dać wyraz pracy podejmowanej przez niego w tomie III, w partiach dotyczących sprzeczności i kry
zysów. W związku z tym kategorie te nie odgrywają zbyt wielkiej roli w interesującym
314
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
nas rozdziale i możliwe jest zrozumienie Marksowskiego wywodu bez odniesienia do nich. Jeśli zawarta tu dyskusja wyda wam się nazbyt zawiła i ezoteryczna (a jest taka w istocie), wówczas przejdźcie bezpośrednio do kolejnej części. Jednak ponieważ powyższe kategorie odgrywają kluczową rolę w tomie III i stały się, w szerokim
sensie, przedmiotem poważnych sporów i kontrowersji na gruncie teorii Marksa, myślę, że należy przestudiować je tutaj uważnie.
Kategoria „technicznego składu" opisuje po prostu fizyczną zdolność robot nika do przekształcania określonej ilości wartości użytkowych w towary w danym okresie. Jest miarą fizycznej wydajności. Odnosi się do liczby skarpet, ton stali,
bochenków chleba, litrów soku pomarańczowego czy butelek piwa wytwarzanych przez robotnika w ciągu danej godziny. Nowe technologie przekształcają te fizyczne stosunki w taki sposób, że na przykład liczba skarpet wytworzonych przez godzinę
przez robotnika zwiększa się z dziesięciu do dwudziestu. Pojęcie technicznego składu jest zrozumiałe i pozbawione wieloznaczności. Problemy narastają, gdy pró bujemy odróżnić od siebie skład organiczny i wartościowy, ponieważ oba pojęcia
określają pewne stosunki wartości. Skład wartościowy jest stosunkiem wartości
środków produkcji, skonsumowanych w produkcji, względem wartości awanso wanego kapitału zmiennego. Przedstawiamy go schematycznie w postaci c/v, ilość kapitału stałego podzielona przez kapitał zmienny. Organiczny skład, również mie
rzony poprzez stosunek wartości c/v, określony jest przez zmianę w składzie warto
ściowym, która powstaje ze względu na fizyczne zmiany w wydajności.
Skąd więc różnica? Ponieważ mogą zajść inne zmiany w składzie wartościo wym niż te powiązane wyłącznie z fizycznymi zmianami wydajności. Zmiany o cha
rakterze nietechnologicznym zostały wymienione pod koniec poprzedniego roz działu, w związku z czym moja interpretacja jest bardziej niż tylko prawdopodobna.
Zauważcie jednak, że te zmiany, podobnie jak dary natury, ekonomizacja śmieci czy obniżanie fizycznych standardów warunków życia robotników, mogą mieć
wpływ na wartość wyłożonych kapitałów, zarówno stałego, jak i zmiennego. Dokład
nie tak, jak stosunek c/v może w wyniku tego zarówno wzrastać, jak i spadać. Można wyprowadzić jeszcze jedną interpretację, zgodnie z moją wiedzą nieroz-
wijaną przez samego Marks. Uważam, że da się ją jednak wywnioskować z tego,
co napisał. Wychodzi ona od tego, w jakim konkretnie obszarze zachodzą zmiany w fizycznej wydajności. Jeśli zmiany w fizycznej wydajności sporządzania skarpet
powstają wskutek zastosowania nowych maszyn, wówczas zazwyczaj stosunek c/v
(nazwijmy go organicznym składem kapitału) w mojej firmie zwiększa się ze względu
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
315
na podjęte przeze mnie działania. Stosunek ten będzie jednak równie dobrze zmie niał się bez względu na jakiekolwiek moje działania. Wartość stałego i zmiennego kapitału, którą zakupuję (po ich wartości, przyjmując Marksowskie założenie), jest
bowiem ustalona przez zmieniającą się fizyczną wydajność w gałęziach przemysłu wytwarzających artykuły konsumpcji robotniczej, wpływające na ustalanie warto
ści siły roboczej, jak również w innych gałęziach przemysłu, wytwarzających zaku pywane przeze mnie środki produkcji (nakłady na kapitał stały). W tym przypad
ku stosunek c/v (nazwijmy go teraz składem wartościowym kapitału) będzie rósł lub spadał w zależności od względnego tempa zmian w fizycznej wydajności tych
dwóch różnych sektorów gospodarki (nawet jeśli fizyczna wydajność w obrębie
mojej firmy nie będzie się zmieniała). Ta interpretacja skupia się na różnicy między tym, co jest możliwe do wykonania przez pojedynczego kapitalistę w odniesieniu do stosunku c/v, oraz tym, co dzieje się ze stosunkiem c/v na rynku i poza kon
trolą pojedynczego kapitalisty. Trudno utrzymać taką interpretację w tym miej scu, biorąc pod uwagę, że Marks w niniejszym rozdziale pracuje na zagregowanym poziomie stosunków między klasami kapitalistów i robotników. Niemniej jest ona
przekonująca, jeśli weźmiemy pod uwagę teorię względnej wartości dodatkowej, podkreślającą, że to pościg za ulotną formą wartości dodatkowej względnej indywi dualnego kapitalisty, działającego pod wpływem przymusowych praw konkurencji,
rzeczywiście napędza dynamikę technologiczną, odpowiedzialną za wytwarzanie
wartości dodatkowej względnej tego zagregowanego typu.
To wszystko ma tak istotne znaczenie ze względu na fakt, że w tomie III Kapi
tału Marks podejmuje kwestię tego, dlaczego tendencja spadkowa stopy zysku może w ogóle zachodzić. Ricardo wyjaśnił to zjawisko w kategoriach malthusiań-
skich, wskazując, że w ostateczności spadające zwroty z ziemi doprowadziłyby do takiego wzrostu cen surowców naturalnych, że zyski musiałyby spaść do zera.
Innymi słowy, problem tkwił w stosunku do przyrody (w innym miejscu Marks żar
tował, że gdy Ricardo musiał się zmierzyć z problemem spadającej stopy zysku „z ekonomii uciekł on do chemii organicznej"1). Marks oddalił to roszczenie, twier
dząc, że wewnętrzna dynamika zmiany technologicznej na gruncie kapitalizmu, to znaczy pogoń za względną wartością dodatkową, podnosząca organiczny (warto
ściowy?) skład kapitału, c/v, w dłuższej perspektywie czasowej prowadzi do spa dającej stopy zysku (s/[c + v]) na gruncie założenia o ograniczeniu nałożonymi
i K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza, Warszawa 1986, s. 614.
316
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
na stopę wyzysku (s/v). Mówiąc inaczej, innowacje mające na celu oszczędność
pracy usuwają aktywnego wytwórcę wartości z procesu pracy, a w ten sposób
utrudniają (jeśli wszystko inne pozostaje niezmienione) wytwarzanie wartości dodatkowej. Zastosowany w tym miejscu argument jest całkiem zmyślny i posiada niewątpliwą zaletę związaną ze słusznym w moim przekonaniu ulokowaniem dyna miki formowania się kryzysów wewnątrz ramy kapitalistycznych stosunków spo
łecznych oraz rozwoju właściwych im sił wytwórczych. Niestety przeprowadzana tu argumentacja jest niekompletna i problematyczna, ponieważ, zważywszy na drugi element argumentu rozwiniętego powyżej, nie istnieje wyraźny powód, dla którego
stosunek c/v powinien wzrastać w sposób sugerowany przez Marksa. W tym rozdziale Marks szczerze stara się nas przekonać do prawa rosnącego wartościowego składu kapitału. Zaczyna od wskazania, że z punktu widzenia całej
klasy kapitalistów w zmieniającym się wartościowym składzie kapitału, w odniesie niu do produkcji możemy wyróżnić zarówno bezpośrednie, jak i pośrednie aspekty.
Mówimy w tym miejscu nie tylko o maszynach i fabrykach, ale również o torach kole jowych, drogach oraz wszelkiej maści fizycznej infrastrukturze (środowisku zabudo wanym), dostarczających niezbędnych warunków dla rozwijania się kapitalistycz nej produkcji i realizacji. Jeśli zaś te warunki mają zostać spełnione, musi nastąpić niesamowity wzrost w stosunku całkowitego zapasu kapitału stałego (czy w coraz
większym stopniu trwałego) do liczby zatrudnionych robotników. (Marks nie odno tował tu argumentu, który sformułował w innym miejscu: jeśli przeszłe inwesty
cje, powiedzmy, w środowisko zabudowane zostały już zamortyzowane, wówczas
funkcjonują jako „dary" - w sposób zbliżony do darów natury - na rzecz rozwijania
produkcji kapitalistycznej. Będzie się tak działo, chyba że nieznośna klasa właści cieli nieruchomości wejdzie w drogę kapitaliście przemysłowemu i zacznie wydo bywać z nich rentę.) Ruch od względnie prostej produkcji rzemieślniczej do bardziej
złożonych i zintegrowanych procesów produkcji sam w sobie zawiera historyczną tendencję do wzrastania stosunku c/v z biegiem czasu. Prowadzi to Marksa do przy znania, że prawo postępującego wzrostu stałej części kapitału w stosunku do części zmiennej
potwierdza na każdym kroku (jak to już zostało wykazane wyżej) porównawcza analiza
cen towarów, przy czym możemy równie dobrze zestawiać różne epoki ekonomiczne w dziejach jednego narodu, jak różne narody w tej samej epoce. Względna wielkość elementu ceny, który reprezentuje tylko wartość zużytych środków produkcji, czyli stałą
część kapitału, pozostaje w prostym stosunku do postępów akumulacji, względna zaś
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
317
wielkość elementu ceny, który reprezentuje zapłatę za pracę, czyli zmienną część kapi
tału, pozostaje na ogół w stosunku odwrotnym do postępów akumulacji (744).
Istnieje, jak Marks w otwarty sposób sugeruje w tym miejscu, „prawo" rosnącego
z biegiem czasu wartościowego składu kapitału i jest to prawo, które odgrywa klu czową rolę w teorii spadającej stopy zysku ujętej w tomie III. Jednakże Marks nie
dopuszcza tego, że w zależności od zmiany technologicznej może zachodzić spadek
w wartości (w odróżnieniu od fizycznej obecności) kapitału stałego. W istocie suge ruje, że powód tego, iż stopa c/v nie wzrosła bardziej, niż wzrosła w rzeczywistości, jest prosty. „Przyczyna tkwi po prostu w tym, że ze wzrostem wydajności pracy nie
tylko wzrasta ilość zużywanych przez nią środków produkcji, lecz zmniejsza się ich wartość w porównaniu z ich ilością” (744). Rezultatem rosnącej wydajności w pro dukcji środków produkcji jest to, że Wartość ich podnosi się (...) absolutnie, ale nie proporcjonalnie do ich ilości. Wzrost
różnicy między ilością kapitału stałego a ilością kapitału zmiennego jest daleko słabszy niż wzrost różnicy między ilością środków produkcji, na które wymienia się kapitał stały, a ilością siły roboczej, na którą wymienia się kapitał zmienny (744).
Rzekome „prawo" rosnącego wartościowego składu kapitału poddane zostaje mody fikacji, jednak nie w sposób, który zakwestionowałby jego fundamentalny kieru nek działania. Akumulacja kapitału oraz pogoń za względną wartością dodatkową
„w złożonym stosunku wzajemnie udzielanych sobie bodźców, powodują zmianę w technicznym składzie kapitału, w wyniku której jego zmienna część składowa
staje się coraz mniejsza w porównaniu z częścią stałą” (746). By wzmocnić swój wywód, Marks potrzebuje jednak rozłożyć gospodarkę
na konkretne sektory wytwarzające odpowiednio artykuły konsumpcji robotniczej oraz środki produkcji, a następnie przebadać względne stopy zmiany w fizycznej wydajności w obu sektorach. Robi to pod koniec tomu II (napisanej po szkicach do tomu III), jednak jego główną troską jest przebadanie problemu tego, w jaki
sposób rynek może utrzymywać równowagę między tymi dwoma sektorami (jeśli
w ogóle jest to możliwe). Odchodzi zatem od założenia technologicznego dynami zmu, które jest fundamentalne dla analizy z tomu I oraz bardzo ważne dla analizy
spadających zysków w tomie III. Pojęcie składu wartościowego nie jest jednak w tym miejscu wspominane. Marks dopuszcza wszakże możliwość kryzysów nieproporcjonalności (zbyt dużej ilości artykułów konsumpcji robotniczej w stosunku
318
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
do środków produkcji i na odwrót), a nawet możliwość ogólnych kryzysów pod-
konsumpcji (braku efektywnego popytu), jednak nie robi nic w celu naświetlenia
problemu spadających stóp zysku spowodowanych zmianami technologicznymi. Ale późniejsze prace teoretyczne pokazały, że istnieje wzorzec zmiany technologicz
nej między tymi dwoma sektorami (artykułami konsumpcji robotniczej i środkami
produkcji), który może utrzymywać stosunek c/v w nieprzerwanym trwaniu, jed nak nie istnieje żaden mechanizm sprawiający, że tego rodzaju rezultat na pewno
zostanie osiągnięty. Stąd właśnie znaczne prawdopodobieństwo częstych kryzysów
nieproporcjonalności i sporadycznych kryzysów powszechnych, wynikających z nie stabilności wywoływanej wskutek zmian technologicznych.
Nie możemy jednak tak po prostu rozwiązać tutaj wszystkich tych problemów. Moim zdaniem (z którym wiele osób się nie zgodzi) Marksowska intuicja doty
cząca tego, że wzorce zmiany technologicznej mają moc destabilizowania systemu do tego stopnia, że wywołują kryzysy, jest poprawna, choć jego wyjaśnienie doty czące wzrastania wartościowego składu kapitału oraz obniżania się zysków - już
niekoniecznie. Główna linia argumentacji rozwinięta w tym rozdziale daje się
jednak na szczęście zrozumieć bez zastosowania pojęcia wartościowego składu
kapitału.
Pierwszy model akumulacji kapitału
Jeśli kapitalista bierze część wartości dodatkowej, którą przywłaszczył wczoraj, i inwe stuje ją dzisiaj w zwiększoną aktywność wytwórczą, wówczas wymagane jest zwięk szenie ilości siły roboczej (chwilowo zakładamy tu, że w międzyczasie nie zachodzi żadna zmiana technologiczna). W związku z tym pierwszym oczywistym efektem
akumulacji kapitału dokonującej się w tych warunkach jest zwiększony popyt na siłę roboczą. „Akumulacja kapitału jest więc pomnażaniem proletariatu” (733). Skąd jednak mają się brać pracownicy oraz jakie są konsekwencje tego rosnącego popytu
na ich usługi? W pewnym momencie rosnący popyt będzie prowadził do podnie
sienia płac roboczych. „Spirala" akumulacji zakłada zatem, że generuje się więcej kapitału, zatrudniona jest większa liczba pracowników, a do pewnego stopnia wzra
stają również płace robocze. W ten sposób siła robocza jest albo sprzedawana powyżej swojej wartości (stanowi to wyjątek wobec założenia głoszącego, że wszy stkie towary sprzedawane są za swoją wartość), lub też wartość siły roboczej roś
nie wraz z tym, jak robotnicy korzystają z wyższych standardów życia. Oznacza to
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
319
jednak wyłącznie, że „długość i ciężar złotego łańcucha, który robotnik najemny
sam sobie już wykuł, umożliwia rozluźnienie łańcucha" (738). lej zwiększenie oznacza w najlepszym razie tylko ilościowe zmniejszenie pracy nieopła
conej, którą robotnik musi dostarczyć. Nigdy jednak owo zmniejszenie nie może dojść do punktu, w którym zagroziłoby samemu systemowi. Jeżeli pominiemy przy tym gwał
towne konflikty o poziom płacy roboczej (...), to spowodowany przez akumulację kapi tału wzrost ceny pracy dopuszcza następującą alternatywę. Albo cena pracy w dalszym
ciągu wzrasta, gdyż wzrost jej nie hamuje postępu akumulacji (738-739)
- oznacza to, że kapitaliści mogą pozwolić sobie na pewne podniesienie ceny pracy,
ponieważ gdy zatrudniają większą liczbę robotników, ilość kapitału, którą mogą
przywłaszczyć, nieustannie rośnie. Pamiętajmy, że kapitaliści są przede wszystkim zainteresowani ilością zysku, a ta ilość uzależniona jest, jak widzieliśmy w rozdziale piętnastym, od liczby zatrudnionych robotników, stopy wyzysku i intensywności.
W obliczu zmniejszającej się stopy wyzysku zwiększająca się liczba robotników
może zwiększyć w istotny sposób ilość kapitału osiąganego przez kapitalistę. W tym
scenariuszu nie istnieje zatem konflikt między rosnącymi płacami a akumulacją kapitału. „Druga strona tej alternatywy" wygląda tak, że akumulacja słabnie wskutek zwyżki ceny pracy, gdyż bodziec, jakim jest zysk, zostaje
stępiony. Akumulacja zmniejsza się. Ale wraz ze zmniejszeniem akumulacji znika przy
czyna tego zmniejszenia, mianowicie dysproporcja między kapitałem a siłą roboczą podległą wyzyskowi. Mechanizm kapitalistycznego sposobu produkcji sam więc usuwa
przejściowe przeszkody, które sam stwarza (740).
Marksowski model jest w tym miejscu całkiem prosty. Akumulacja kapitału, zakłada jąc stałą wydajność, zwiększa popyt na pracę. Czy prowadzi to do zwiększenia płac,
czy też nie, zależy od dostępnej ludności. Ponieważ jednak coraz więcej dostępnej ludności zostaje włączone w szeregi pracy najemnej, płace będą rosły, co zmniejszy
stopę wyzysku. Jednak masa (mass) wartości dodatkowej może rosnąć, ponieważ zatrudniona zostaje większa liczba robotników. Jeśli w pewnym momencie z jakiegoś
powodu masa wartości dodatkowej zaczyna się kurczyć, wówczas popyt na pracę zamiera, presja na płace się rozluźnia, a stopa wyzysku odzyskuje swoją dynamikę. A zatem z czasem moglibyśmy zaobserwować przeciwdziałające wahania w stopach zysku oraz płac. Wzrost płac, poluzowanie akumulacji, spadek płac, ponowne odżycie
320
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
zysków i akumulacji. Marks opisuje tu automatyczne przystosowanie się systemu zachodzące pomiędzy popytem i podażą pracy a dynamiką akumulacji.
Sugeruje również, że istnieją historyczne dowody, że tego rodzaju proces rzeczy
wiście zachodzi. W osiemnastowiecznej Anglii występowała tendencja, wywołana przez to, co współczesny komentator określił mianem raju na ziemi (Eden), do wzro stu płac spowodowanego gwałtowną ekspansją akumulacji kapitału. Klasie robot
niczej wiodło się lepiej, podobnie jak klasie kapitalistycznej, która również radziła
sobie niezwykle dobrze. Wiązała się z tym podsuwana przez przekonanie o rzeczy wistym istnieniu tegoż raju na ziemi pokusa deklarowania, że akumulacja kapitału była korzystna również z punktu widzenia robotników. Jedyne, do czego akumula
cja może doprowadzić, jak pisze Marks, to wydłużenie „złotego łańcucha" którym
praca przykuta jest do kapitału. Oprócz krytyki wysuniętej przez samego Marksa
idea ta została w stanowczy sposób podważona w słynnej pracy Mandeville’a, Baj ce o pszczołach. Mandeville stworzył obelżywą polemikę przeciwko „trutniom” istniejącym w angielskim społeczeństwie, jednocześnie dochodząc do wniosku,
że takie społeczeństwo posiada ogromną potrzebę istnienia biednych ludzi, im
biedniejszych, tym lepiej, ponieważ wówczas domagają się oni mniej, gdy idzie o dobra i usługi, tym samym pozostawiając ich większą część bogatym. Jeśli nie
mielibyśmy biednych, wówczas bogaci nie mogliby być bogaci. Takie surowe pod sumowanie warunków panujących w osiemnastowiecznej Anglii zasmuciło Adama
Smitha i humanistów, niebędących w stanie zaakceptować sugestii, jakoby biedni powinni zostać z nami na zawsze, jak również tego, że z perspektywy bogatych peł
nią tak istotną rolę. Odpowiedzią, wystosowaną przez Smitha była próba ukazania, że wszyscy, również najbiedniejsi, w ostateczności mają skorzystać na skutecznym
zmobilizowaniu mechanizmów rynkowych, których zadaniem jest zwiększanie na rodowego bogactwa. Znaczenie Mandeville’a dla Marksa wiąże się z ideą głoszącą,
że akumulacja kapitału wymaga uprzedniego istnienia nie tylko dostępnej ludności,
ale również ludności dostatecznie zubożałej, wystarczająco niewykształconej, dosta tecznie poddanej opresji i zdesperowanej, by można było ją zatrudnić za niskie płace
w systemie kapitalistycznym i by była gotowa do pracy na przysłowiowe zawołanie.
Drugi model akumulacji kapitału Drugi model akumulacji analizuje to, co się dzieje, gdy zwiększona wydajność pracy
społecznej staje się „najpotężniejszą dźwignią akumulacji” (742). Wpływy zmian
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
321
technologicznych i organizacyjnych na wydajność należy umieścić na pozycji cen tralnej w stosunku do dynamiki akumulacji. Prowadzi to Marksa do rozwinięcia argumentacji dotyczącej „prawa” rosnącego wartościowego składu kapitału, którą
zarysowaliśmy już wcześniej. Jednak „choć postęp akumulacji zmniejsza stosunkową wielkość zmiennej części kapitału, to jednak nie wyłącza przez to bynajmniej wzro stu jej wielkości absolutnej" (744), ponieważ, jak widzieliśmy w pierwszym modelu,
można zatrudnić większą liczbę robotników, by przeciwdziałać spadającej stopie wartości dodatkowej. Zastosowanie kooperacji, nowe podziały pracy oraz zastosowanie maszyn, nauki i technologii jako sposoby zwiększania wydajności pracy uzależnione są
przede wszystkim od tego, czy zaszła wystarczająca wstępna lub też „pierwotna" akumulacja bogactwa wyrażonego w pieniądzu, tak by można było wprawić cały
ten proces w ruch. Marks wprowadził już to pojęcie, „akumulację pierwotną" wcze śniej, jednak raz jeszcze woli opóźnić jakiekolwiek dotyczące go szczegółowe rozwa żania, dopóki nie przejdziemy do działu siódmego. „Skąd ona sama bierze początek,
tego w tym miejscu nie mamy jeszcze potrzeby badać" (745). Jednak raz wprawiony w ruch postęp zwiększającej się wydajności zależy od procesu koncentracji i cen
tralizacji kapitału. Jedynie w ten sposób można bowiem odnieść korzyści z ekono
mii skali. Bogactwo coraz bardziej koncentruje się w niewielkiej liczbie rąk, mówi Marks, ponieważ z każdym cyklem akumulacji kapitalista osiąga coraz większą masę kapitału w formie władzy pieniężnej. Wzrost mierzony jest w oparciu o sku
mulowany wskaźnik, a procesy koncentracji bogactwa oraz władzy przyspieszają,
chociaż w sposób ograniczony stopą wartości dodatkowej oraz liczbą zatrudnionych
robotników. Ten proces koncentracji może jednakże zostać skompensowany przez otwieranie małych przedsięwzięć w nowych gałęziach produkcji. A więc akumulacja i towarzysząca jej koncentracja nie tylko rozdrabnia się na wielu
odcinkach, ale również wzrost kapitałów funkcjonujących przeplata się z powstawa niem kapitałów nowych i podziałem starych. Jeżeli więc akumulacja z jednej strony
występuje jako wzrastająca koncentracja środków produkcji i dowództwa nad pracą, to z drugiej strony przybiera postać wzajemnego odpychania się wielu kapitałów indy
widualnych (747).
Należy również uwzględnić „rozdrobnienie globalnego kapitału społecznego na licz
ne kapitały indywidualne, czyli wzajemne odpychanie się jego części” (747). Oto typowy Marks. Mamy tu do czynienia z ruchem przeciwstawnych tendencji: z jednej
322
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
strony koncentracją, z drugiej zaś podziałem na mniejsze części i fragmentacją. Gdzie jest zatem jakaś równowaga między nimi? Któż to wie! Równowaga między koncen
tracją a decentralizacją jest niemal z pewnością przedmiotem nieustannych fluk
tuacji (przeciwstawiając się jakimkolwiek teleologicznym interpretacjom ewolucji
maszyn oraz wielkiego przemysłu). Centralizacja z kolei dochodzi do punku koncentracji kapitału różnymi ścież kami - przejęciami, fuzjami, bezwzględnym niszczeniem przeciwników. Marks twier
dzi, że mogą istnieć prawa centralizacji kapitału. Jednak przyznaje, że nie jest w tym
miejscu uprawniony do ich rozwinięcia. Najwyraźniej podejrzewa jednak, że nie bawem mogą zostać odkryte (co byłoby swoją drogą zgodne z ujęciem teleologicz
nym!). Istnieje jednakże określona tendencja w kierunku centralizacji, bez wątpie
nia zasilana przez „zupełnie nową potęgę - system kredytowy” (748), powołany do życia przez produkcję kapitalistyczną. Podczas gdy Marks nie czuje się upraw
niony do wprowadzenia tu systemu kredytowego (złamałoby to jego wstępne zało
żenie dotyczące tego, że podział wartości dodatkowej między procent, rentę, zysk z kapitału handlowego nie ma tutaj znaczenia), nie może się jednak powstrzymać od poczynienia wstępnych uwag: z początku wkrada się chyłkiem jako skromny pomocnik akumulacji, niewidzialnymi
nićmi ściągający do rąk indywidualnych lub zrzeszonych kapitalistów środki pieniężne,
w mniejszych lub większych ilościach rozsiane na powierzchni społeczeństwa, rychło jednak staje się nową i straszliwą bronią w walce konkurencyjnej i w końcu przekształca
się w olbrzymi społeczny mechanizm centralizacji kapitałów (748).
Powyższy obraz jest przekonujący. W swoim czasie Marks w dużym stopniu ba
zował na teoriach Saint-Simona dotyczących potęgi stowarzyszonych kapitałów oraz praktyk stosowanych przez bankierów Drugiego Cesarstwa, takich jak choćby bracia Pereire we Francji. Podobne procesy mają również miejsce w naszym współ
czesnym świecie. Ustanowienie mikrokredytów oraz instytucji mikrofinansowych w celu przechwycenia tego, co określane jest mianem „bogactwa skupionego w dol
nych partiach piramidy" by następnie wyssać je w całości w celu wspierania sprzy
mierzonych międzynarodowych instytucji finansowych (wszystko to z pomocą Banku Światowego i MFW) oraz wykorzystać to bogactwo na Wall Street w celu
opłacenia aktywów i podejmowania gry w kolejne fuzje... Marks trafnie spostrzega, że „w miarę rozwoju kapitalistycznej produkcji i akumulacji rozwija się również kon
kurencja i kredyt, dwie najpotężniejsze dźwignie centralizacji" (748). Gwałtowna
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
323
centralizacja bierze górę nad wolniejszymi procesami koncentracji poprzez złożony
wzrost, stanowiący główny mechanizm osiągania ogromnej finansowej skali wyma ganej do wprowadzenia w życie całkowicie nowych rund wzrostów wydajności. Nie bylibyśmy zdolni do podjęcia się realizacji wielu megaprojektów rozbudowy fizycz nej infrastruktury (na przykład kolei czy portów) lub urbanizacji (kapitał trwały
i stały) bez centralizacji (lub, co omawia w innym miejscu, bez zaangażowania
państwa). Właściwe narzędzia centralizacji są zatem czymś absolutnie kluczowym dla dy namiki akumulacji. Wywołują jednak zagrożenie powstania władzy monopolowej
oraz wchodzą w konflikt z tak drogą klasycznej ekonomii politycznej, jak również współczesnym teoretykom neoliberalnym, wizją zdecentralizowanej gospodarki ryn kowej, charakteryzującej się dominacją indywidualizmu i rozproszeniem procesu
podejmowania decyzji, tak by nikt nie mógł osaczyć wymiany lub przejąć kontroli
nad rynkiem. Marks sugeruje tu, że nawet jeśli gospodarka rynkowa rozpoczyna się od działalności małych i wysoce konkurencyjnych firm, niemal z całkowitą pewno
ścią przejdzie gwałtowną transformację w kierunku centralizacji kapitału i skończy w stanie oligopolu czy monopolu. Istnieją zatem procesy wewnętrzne względem
kapitalistycznej dynamiki, które właściwie przekreślają zasadność teorii mówiącej
o doskonałym funkcjonowaniu rynków. Problem polega na tym, że rynki i walka o wartość dodatkową względną nie są w stanie współwystępować długo bez poja
wienia się tendencji do centralizacji i przerwania zdecentralizowanego procesu
podejmowania decyzji na nieskrępowanie funkcjonujących rynkach. Choć Marks w tym miejscu nie wyprowadza tego argumentu dostatecznie wyraźnie, to z całą pewnością jest to jedna z konsekwencji jego wywodu. Jednak jeśli mielibyśmy się
zgodzić z analizą koncentracji, rosnąca centralizacja nie może być całkowicie jed
nokierunkowym procesem pozbawionym jakichkolwiek przeciwdziałających wpły wów czy sił. Niestety Marks nie wysuwa tu tego wniosku, w innym miejscu będzie
mówił jednak o sposobie, w jaki centralizacja może czasami być przerwana przez decentralizację. Musimy zatem przyjrzeć się relacji koncentracji, dekoncentracji,
centralizacji i decentralizacji. Marks wprowadza tutaj ideę dynamiki rynkowej pro
cesu akumulacji, w której siły te muszą zostać włączone w argumentację, a nie pozostawione z boku, jako swego rodzaju zakłócenia biegu historii. Prowadzi go to
jednak poza obszar jego poszukiwań w tym rozdziale, dotyczącym przede wszyst kim kondycji klasy robotniczej. Rosnąca wydajność pracy (rosnący wartościowy skład kapitału) ma swoje kon
sekwencje dla popytu na pracę.
324
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
A że popyt na pracę określany jest nie przez wielkość kapitału globalnego, lecz przez wiel
kość jego zmiennej części składowej, więc popyt ten spada coraz bardziej wraz ze wzro stem kapitału globalnego, zamiast wzrastać w tym samym co on stosunku, jakeśmy to przy puszczali przedtem. Popyt na pracę spada w stosunku do wielkości kapitału globalnego, i to w progresji przyśpieszonej wraz ze wzrostem tej wielkości. Wprawdzie ze wzrostem
kapitału globalnego wzrasta również jego zmienna część składowa, czyli wcielona w skład kapitału siła robocza, lecz wzrasta w stale zmniejszającym się stosunku (751).
Zakłada to, że kapitalistyczna akumulacja „wciąż wytwarza, i to proporcjonalnie do swego rozmachu i swych rozmiarów, względnie nadmierną ludność robotniczą,
to znaczy nadmierną w stosunku do przeciętnych potrzeb pomnażania wartości
kapitału, a więc zbędną lub dodatkową ludność robotniczą" (752). Robi to poprzez proces, który nazwiemy w tym miejscu redukowaniem etatów. A zatem dokonując akumulacji kapitału, ludność robotnicza wytwarza w coraz więk
szym zakresie środki, które ją samą czynią stosunkowo nadmierną. Jest to prawo ludno ściowe właściwe kapitalistycznemu sposobowi produkcji (753-754).
Wzmianka o „prawie ludnościowym" ustawia Marksa w prostym kursie kolizyjnym
z Malthusem, który, sądząc po wcześniejszych przypisach, daleki jest od bycia jego
ulubionym teoretykiem, a którego powszechna teoria ludności oraz przeludnienia wymagają odrzucenia. Każdy szczególny historyczny sposób produkcji ma swe własne szczególne, obowią zujące w danej epoce historycznej, prawa ludnościowe. Abstrakcyjne prawo ludno
ściowe istnieje tylko wśród roślin i zwierząt aż do historycznego momentu ingerencji człowieka (754).
Marksowskie obiekcje względem Malthusa polegałyby na tym, że naturalizuje on bezrobocie oraz tworzenie biedy, przekształcając je w prosty stosunek między
wzrostem ludności a rosnącą presją na zasoby. Marks nie utrzymuje, że wzrost ludności nie ma żadnego znaczenia czy też że jest wręcz neutralny względem aku
mulacji kapitału. W innych miejscach jego dzieła znajdujemy wiele fragmentów, w których przedstawia on gwałtowny wzrost ludności jako niezbędny warunek
wstępny dla trwałej i stabilnej akumulacji. Jego podstawowy zarzut wysunięty został pod adresem tezy mówiącej, że ubóstwo wytwarzane jest przez klasę robotniczą,
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
325
która odtwarza się w zbyt licznych szeregach nowych robotników - i tym samym
obwiniającej ofiarę. Troska Marksa dotyczy tego, jak pokazać, że to kapitalizm vyyt-
warza ubóstwo bez względu na to, jak kształtuje się stan lub stopa wzrostu ludności. Dowodzi tym samym słuszności Mandeville'a, który mówił, że biedni są i w ramach
kapitalistycznego sposobu produkcji będą z nami na zawsze, jednakże przeciwnie do autora Bajki o pszczołach Marks pokazuje, jak i dlaczego tak się dzieje.
Kapitalizm wytwarza ubóstwo, generując względną nadwyżkę pracowników przez wykorzystanie technologii, które wyrzucają robotników z pracy. Trwała pula
niezatrudnionych robotników jest społecznie niezbędna do tego, by proces akumu lacji mógł nieustannie się rozszerzać. Jeżeli jednak nadmiar ludności robotniczej jest koniecznym wytworem akumulacji, czyli
rozwoju bogactwa na podstawie kapitalistycznej, to z kolei nadmiar ów staje się dźwignią akumulacji kapitalistycznej, a nawet warunkiem istnienia kapitalistycznego sposobu pro
dukcji. Stanowi on rozporządzalną rezerwową armię przemysłową, tak zupełnie i abso lutnie podległą kapitałowi, jak gdyby ją własnym kosztem wyhodował (754-755).
To nie tyle zatem technologia jako taka jest główną dźwignią akumulacji, ale pula nadmiernych robotników tworząca się wskutek wprowadzenia technologii. „Dostar
cza znajdujący się stale pod ręką i nadający się do wyzysku materiał ludzki dla zmien
nych potrzeb pomnażania wartości kapitału, niezależnie od granic rzeczywistego przyrostu ludności" (755). Zazwyczaj rezerwowa armia jest wciągana do produkcji, a następnie z niej
wyrzucana w naprzemiennych erupcjach, tworząc cykliczny ruch na rynku pracy. „Ze swej strony zmiany cyklu przemysłowego uzupełniają przeludnienie i stają się jednym z najprzemożniejszych czynników jego odtwarzania" (755). Marks opisuje
to zjawisko następująco: Pomnożenie to odbywa się na drodze prostego procesu, który stale „zwalnia” część robot
ników za pomocą metod zmniejszających liczbę zatrudnionych robotników w stosunku do zwiększonej produkcji. Cała więc forma ruchu nowoczesnego przemysłu wyrasta
z ciągłego przekształcania części ludności robotniczej w ludność bezrobotną lub na wpół bezrobotną (756).
„Nawet ekonomia polityczna zaczyna rozumieć, że wytwarzanie względnego, czyli
w stosunku do przeciętnych potrzeb pomnażania wartości kapitału, nadmiaru
326
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
ludności stanowi warunek istnienia nowoczesnego przemysłu" (756). Na przykład Malthus zauważa, że przeludnienie stanowi „konieczność dla nowoczesnego prze mysłu" jednak nie udaje mu się dostrzec, że „produkcji kapitalistycznej bynajmniej
nie wystarcza ta ilość rozporządzalnej siły roboczej, której dostarcza naturalny przy rost ludności. Aby mieć swobodę ruchów, potrzebuje ona rezerwowej armii prze
mysłowej niezależnej od owej naturalnej granicy" (758).
Proces ten ma bardzo szeroki zakres oddziaływania - wpływa na obniżanie kwalifikacji (deskiling) dużych segmentów siły roboczej oraz procesy deindustriali-
zacji przeprowadzane wskutek zmiany technologicznej, która stała się dla nas czymś nazbyt zwyczajnym w ostatnich trzydziestu kilku latach. Istnienie tego względnego
przeludnienia zazwyczaj skutkuje przepracowaniem tych, którzy są rzeczywiście zatrudnieni. Można im bowiem grozić zwolnieniami, jeśli nie będą pracować w nad godzinach lub też gdy nie zgodzą się na zwiększenie intensywności swojej pracy.
Ponieważ w naszych czasach kapitał nie lubi ponosić pośrednich kosztów pełnego zatrudnienia pracowników (opieki zdrowotnej czy emerytur), nasila się preferen
cja do wpychania zatrudnionych w obszar pracy nadliczbowej (bez względu na to, czy tego chcą, czy nie), a liczba niezatrudnionych pracowników wzrasta. Zgoda na pracę w nadgodzinach czasami staje się warunkiem zatrudnienia. W ostatnich
latach jest to coraz poważniejszy problem w Europie. Rezultatem jest przepracowanie
i nieumiarkowany wyzysk tych, którzy są już zatrudnieni. Nadmierna praca zatrudnionej części klasy robotniczej pomnaża szeregi jej rezerwy, gdy,
na odwrót, spotęgowany nacisk, który rezerwa ta swoją konkurencją wywiera na robot ników zatrudnionych, zmusza ich do nadmiernej pracy i do podporządkowania się roz
kazom kapitału (759).
Staje się to niezrównanym „środkiem bogacenia się poszczególnych kapitalistów”
(759). Wpływ na płace jest również istotny. „Wszystko razem wziąwszy, ogólne ruchy płacy roboczej regulowane są wyłącznie przez zwiększanie i zmniejszanie się rezer
wowej armii przemysłowej” (760). Ruchy płac roboczych napędzane są przez aku mulację kapitału. Jest to sprzeczne ze standardowym ujęciem, mówiącym, że rytm akumulacji kapitału uregulowany jest przez wahania stóp płac, napędzanych albo
wzrostem ludności, albo, by posłużyć się bardziej współczesną retoryką, rozwo jem nadmiernie roszczeniowych związków zawodowych. „Dogmat ekonomii poli
tycznej” głosił, że „wyższa płaca robocza jest bodźcem do szybszego rozmnażania
się ludności robotniczej, a to znów trwa dopóty, dopóki nie nastąpi przepełnienie
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
327
rynku pracy, dopóki więc kapitał nie okaże się względnie niewystarczający w sto sunku do podaży pracy" (760).
Marksowski model sugerował, że jeśli akumulacja kapitału kiedykolwiek po
pada w problemy związane z podażą siły roboczej, wyrzuca wówczas ludzi z pracy przez uciekanie się do technologicznych i organizacyjnych innowacji, w efekcie których albo płace robocze spadają poniżej wartości, albo wydłużona zostaje dłu
gość dnia roboczego, albo zwiększa się intensywność pracy tych, którzy pozostają
zatrudnieni. Rezerwowa armia przemysłowa wywiera w okresach zastoju i średniego ożywienia na
cisk na czynną armię robotniczą, a trzyma w ryzach jej żądania w okresach nadprodukcji i gorączki przemysłowej. Względne przeludnienie stanowi więc tło dla prawa rządzą cego popytem i podażą pracy. Ogranicza ono zakres działania tego prawa do ram bez
względnie odpowiadających właściwej kapitałowi żądzy wyzysku i panowania (763).
Tak oto ten właśnie „mechanizm produkcji kapitalistycznej dba o to, żeby absolut nemu przyrostowi kapitału nie towarzyszył odpowiedni wzrost ogólnego popytu
na pracę” (764). Ponieważ tego typu praktyki działają w oczywisty sposób na szkodę
klasy robotniczej, po stronie burżuazji ich uzasadnienie pociąga za sobą „jeden z wielkich czynów ekonomicznej apologetyki” (763). Jedyną rzeczą, którą mogą
uczynić apologeci, jest postrzeganie „nędzy, cierpienia, możliwej zagłady grożącej robotnikom wyrzuconym na bruk podczas okresu przejściowego, który zapędza ich do szeregów rezerwowej armii przemysłowej" jako niezbędnego krótkookresowego
poświęcenia dla większego długoterminowego dobra wszystkich, które mogłoby powstać z postępującej akumulacji kapitału. Jednakże rzeczywistość ma znacznie
bardziej złowieszcze oblicze. Popyt na pracę nie jest identyczny ze wzrostem kapitału ani jej podaż - ze wzrostem klasy robotniczej. Nie oddziałują tu wzajemnie na siebie dwie niezależne potęgi. Les
des sont pipes [Kości są sfałszowane]. Kapitał działa jednocześnie po obu stronach (763).
Oznacza to, że kapitał tworzy popyt na siłę roboczą, kiedy reinwestuje, ale jest rów nież w stanie zarządzać podażą siły roboczej poprzez reinwestycje w obszarze tech
nologii oszczędzających pracę, wytwarzając w ten sposób bezrobocie. Ta zdolność do operowania po obu stronach równania popytu i podaży podważa całkowicie powszechne wyobrażenie o sposobie działania rynków.
328
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Podobnie jak miało to miejsce w przypadku maszyn, robotnicy niebawem odkrywają tajemnicę, jak to się dzieje, że im więcej pracują, im więcej wytwarzają cu
dzego bogactwa i im bardziej wzrasta siła produkcyjna ich pracy, tym bardziej niepewna staje się możność ich funkcjonowania, nawet w roli środka pomnażania kapitału; kiedy
odkrywają, że stopień napięcia konkurencji w ich własnych szeregach zależy całkowicie
od nacisku względnego przeludnienia; kiedy więc za pomocą związków zawodowych (to, zadziwiająco, jedyny moment, kiedy zobaczycie tę kategorię wspomnianą w Kapi
tale - DH) itd. próbują zorganizować planowe współdziałanie zatrudnionych i nieza-
trudnionych, ażeby unicestwić lub osłabić rujnujący wpływ owego naturalnego prawa
produkcji kapitalistycznej na los ich klasy - wtedy kapitał i jego sykofant-ekonomista
podnoszą gwałt, że depcze się „wieczne" i, rzec można, „święte” prawo popytu i podaży (764-765).
W sytuacji, w której zasady wymiany rynkowej podważone zostają przez zdolność kapitału do regulowania zarówno podaży, jak i popytu na siłę roboczą, starania
robotników na rzecz zorganizowania się w swoim kolektywnym interesie są zażarcie oskarżane o łamanie zasad rynkowych. Marks skonstruował dwa modele akumulacji. Jeden z nich obejmuje zmianę technologiczną, drugi nie. Kapitaliści mają do wyboru: akumulować w oparciu
o istniejącą technologię i wejść do świata z modelu pierwszego (trudne do reali zacji w obliczu przymusowych praw konkurencji) lub inwestować w zmianę tech nologiczną i wkroczyć do świata modelu drugiego. Pytanie odnośnie do drugiego
modelu dotyczy tego, co reguluje tempo zmiany technologicznej. Teoria względnej
wartości dodatkowej ukazała, że tempo tej zmiany napędzane jest przez przymu sowe prawa konkurencji, ponieważ kapitaliści zmagają się ze sobą o kruchą formę względnej wartości dodatkowej, przypadającą tym, którzy pracują wydajniej. Ogra
niczenie jest zatem częściowo ustanowione przez samą intensywność konkurencji (kwestia, której Marks nie uwypukla). Istnieje jednak również zewnętrzne ograni czenie. Marks już wcześniej ustalił, że uzasadnienie dla zastosowania nowych tech nologii maszynowych pociągnęło za sobą określony kompromis między wartością
wyłożoną na maszynę oraz wartością siły roboczej oszczędzonej przez jej wyko rzystanie. Chociaż Marks nie formułuje tego argumentu w sposób bezpośredni, oznacza to, że innowacja technologiczna będzie się rozwijać do momentu, w któ rym stopy płac roboczych będą dostatecznie niskie (jak miało to miejsce w Anglii w XIX wieku w relacji do USA), by sprawić, że kupowanie maszyn stanie się dłużej
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
329
nieopłacalne. Do tego punktu można dojść, gdy zredukuje się klasę robotniczą do funkcjonowania w warunkach absolutnej nędzy.
Względne przeludnienie
W części czwartej tego rozdziału Marks zajmuje się warunkami względnego prze
ludnienia. Identyfikuje trzy jego odmienne formy: płynną, utajoną i przewlekłą. W ramach „płynnej" ujmuje ludzi, którzy już są sproletaryzowani, są już pełnowy miarowymi robotnikami najemnymi, są tymczasowo wyrzuceni z pracy z różnych
powodów, którzy jakoś przetrwali pewien okres bezrobocia, nim zostali ponownie zatrudnieni, gdy warunki dla akumulacji uległy poprawie. Gdybyśmy chcieli posłu
żyć się bardziej współczesnymi kategoriami, moglibyśmy stwierdzić, że ludność
płynna z grubsza sprowadza się do bezrobotnych, zarejestrowanych w bazach da nych statystycznych pozwalających na monitorowanie bezrobocia, oraz tych ludzi, których kwalifikuje się jako zatrudnionych poniżej kwalifikacji lub jako „zniechę
conych pracowników” Formę utajoną stanowią ludzie, którzy jeszcze nie zostali sproletaryzowani. W czasach Marksa była to przede wszystkim ludność chłop ska, jeszcze niewchłonięta przez system pracy najemnej. Zniszczenie chłopskich czy rdzennych rolniczych systemów utrzymania oraz proletaryzacja świata wiej skiego wypchnęły ogromne rzesze ludzi w szeregi najemnej siły roboczej. Procesy
te zachodzą również w naszych czasach (weźmy pod uwagę choćby Chiny, Meksyk
czy Indie w ostatnich dekadach). Mobilizacja kobiet i dzieci w szeregi najemnej siły roboczej poprzez niszczenie systemów gospodarstw domowych od dawna odgry wała w tym procesie rolę i odgrywa ją po dziś dzień (vide sprawianie, że kobiety zaczynają stanowić rdzeń siły roboczej w wielu częściach rozwijającego się świata).
Kategoria utajonej formy może również obejmować drobnomieszczańskich, nie
zależnych wytwórców czy rzemieślników, którzy zostali wyrugowani na skutek wkroczenia wielkiego kapitału, a tym samym zmuszeni do wejścia na rynek pracy.
Pożarcie przez wielki kapitał farm rodzinnych w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat uwolniło tkwiącą tam w zamknięciu siłę roboczą. Może
cie to samo powiedzieć o niezależnych wytwórcach oraz ludziach, którzy niegdyś
prowadzili sklepiki osiedlowe, dziś usunięte wskutek rozplenienia się supermarke tów. Utajoną formę przeludnienia tworzą wewnętrznie zróżnicowane rzesze ludzi, obejmujące drobnomieszczańskich wytwórców różnego rodzaju, kobiety, dzieci,
chłopów i podobnych. W naszych czasach obejmuje również grupy, które umknęły
330
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
proletaryzacji jedynie po to, by zostać z powrotem przez nią wchłonięte. Lekarze
przez długi czas myśleli, że nie są częścią proletariatu, ale działający niepostrzeże
nie proces proletaryzacji medycznej siły roboczej nie jest dziś trudny do dostrzeże nia. W podobny sposób przyspieszyło tempo proletaryzacji na gruncie szkolnictwa
wyższego, szczególnie wraz z mocniejszym zakorzenieniem się korporacyjnego czy neoliberalnego modelu uniwersytetu. Marks jednak kieruje tutaj naszą uwagę
na możliwe zmiany w dynamice proletaryzacji oraz różne sposoby na to, jak można zmobilizować te utajone rezerwy siły roboczej. W oczywisty sposób w różnych sytu acjach będą występować poważne różnice. Co więcej, podczas gdy występowanie płynnej ludności jest z grubsza ograniczone do obszarów kapitalistycznej organi
zacji, utajone rezerwy są rozlokowane geograficznie w bardzo różnorodny sposób.
Potencjalnie są one dostępne wszędzie, a geopolityka dostępu do nich poprzez praktyki imperialistyczne i kolonialne może odgrywać bardzo istotną rolę. Trzecią formą jest forma przewlekła. Zjawisko dotyczy tej części ludności, która
jest zatrudniana w bardzo nieregularny sposób, dodatkowo jest szczególnie trudna do zmobilizowania. W odniesieniu do niższej warstwy osób reprezentujących formę
przewlekłą Marks stwierdza, że znajduje się ona „w bagnie pauperyzmu” obejmu jąc „włóczęgów, zbrodniarzy i uprawiających prostytucję, krótko mówiąc, właściwy
lumpenproletariat" (767), który darzy naprawdę niewielką sympatią. Pośród nich znajdują się również ubodzy „zdolni do pracy’,' jak również „sieroty i dzieci pauprów.
Są to kandydaci do rezerwowej armii przemysłowej; w okresach rozkwitu przemy słowego (...) są oni pośpiesznie i masowo wcielani do czynnej armii robotniczej" (768). Następnie jednak istnieją ci „podupadli, wynędzniali, niezdolni do pracy.
Są to w szczególności robotnicy, którzy giną, gdyż podział pracy uczynił ich niezdol nymi do innego zawodu” Ta ludność tworzy to, co Marks określa mianem „domu
inwalidów czynnej armii robotniczej" (769), są to zatem ludzie niemal niedający się zmobilizować w szeregi najemnej siły roboczej. William Julius Wilson opisywał ich za pomocą kategorii „podklasy" (określenie, za którym nie przepadam). Ostatnia, długa część piąta niniejszego rozdziału w makabrycznych szczegó
łach opisuje sytuację, którą przeżywają ci wcielani w przemysłową armię rezer
wową (zarówno płynną, jak i utajoną). Chociaż Marks koncentruje się na Anglii
(oraz w szczególności kondycji jej wiejskiej rezerwy pracy), zwraca również uwagę na rolę urbanizacji, a także w kontekście irlandzkich migrantów do Anglii, rozpo-
znaje coś istotnego odnośnie do sposobu, w jaki tego rodzaju mobilizacje utajonej siły roboczej często wykorzystują różnice etniczne, w tym wypadku również wyzna
niowe. W ramach stosowanej przez klasę kapitalistyczną polityki spod znaku „dziel
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
331
i rządź” łatwo do nich dołączyć wszelkiego rodzaju różnice rasowe, płciowe, kultu rowe, religijne oraz inne. Bez trudu możemy dostarczyć analogicznych materiałów dla naszych własnych czasów. Długa historia portorykańskich pracowników w Sta nach Zjednoczonych może z powodzeniem zostać przyrównana do historii Irland
czyków w Anglii w XIX wieku. Można również swobodnie opisać warunki w Meksyku,
Gwatemali, Chinach, Bangladeszu, Indonezji czy Republice Południowej Afryki dokładnie tak samo rozpaczliwe, jak te, które Marks opisuje w części piątej.
Drugi model akumulacji stworzony przez Marksa zależy przede wszystkim
od płynnych rezerw stworzonych przez technologicznie wywołane bezrobocie. Sys
tematyczny sposób, w który zarządzana jest ta płynna populacja (na przykład to, jak bezrobotni robotnicy pozostają przy życiu oraz cieszą się wystarczająco dobrym zdrowiem pozwalającym na powrót w szeregi siły roboczej), jest oczywiście przed
miotem wzmożonego zainteresowania. Mamy tu jednak również kwestię strate giczną dotyczącą tego, czy bardziej korzystne dla kapitalizmu jest pracowanie w oparciu o płynne, czy też utajone rezerwy (przewlekłe są bowiem bardzo trudne
do zmobilizowania, a jeszcze trudniejsze we współpracy). Swobodne operowanie płynnymi rezerwami stawia przed kapitalistami liczne trudności. Silna organizacja pracy, dostarczająca nieco pewności zatrudnienia, może kontrolować bezrobocie.
Nowe technologie i nowe systemy produkcji mogą zostać zakwestionowane przez samych robotników, zanim się jeszcze upowszechnią. Natomiast polityczne konse
kwencje wynikające z wytwarzania bezrobocia, kiedy już się ono pojawia, w okre ślonych okolicznościach mogą stać się naprawdę poważne. Na przykład w latach
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku w większości kapitalistycznego świata mieliśmy po stronie burżuazyjnej klasy korporacyjnej do czynienia z ogólną niechę cią do tworzenia bezrobocia, przede wszystkim z powodu obawy przed niepokojami
społecznymi. Preferowaną strategią było znajdowanie utajonych rezerw. Istniały
dwa sposoby, by to osiągnąć. Można było przenieść kapitał za granicę lub importo wać robotników. W Szwecji w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku bezrobocie było niskie, a w związku z tym nie było niemal żadnej płynnej rezerwy.
W obliczu silnej władzy związkowej, znacznej ilości ustawodawstwa socjalnego oraz potężnie zakorzenionego aparatu politycznego socjaldemokratów importowa nie siły roboczej z Portugalii, Jugosławii oraz Europy Środkowej stało się kluczem
do generowania wartości dodatkowej. Niedobory siły roboczej we francuskim sekto rze samochodowym doprowadziły do wspieranej państwowo migracji wewnętrznej robotników z kolonialnych krajów Maghrebu, a w tym samym okresie powstała
w Turcji nadwyżka siły roboczej zasiliła niemiecki przemysł. Zmiany w prawie
332
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
¡migracyjnym w Stanach Zjednoczonych w latach sześćdziesiątych XX wieku rów nież miały istotne znaczenie w mobilizowaniu utajonych rezerw siły roboczej. Nad
wyżki siły roboczej powstałej w Meksyku były kluczowe dla funkcjonowania firm
w USA, przyczyniając się do obecnych kontrowersji dotyczących migracji zarówno legalnej, jak i nielegalnej (na przykład brak nadwyżki siły roboczej doprowadził do utraty plonów w trakcie żniw w zachodnich Stanach Zjednoczonych).
Dziś mamy sytuację, w której istnieje znaczące bezrobocie i spora ilość utajo nej siły roboczej. Myślenie o tych kategoriach w kontekście specyficznej politycznej
historii kontroli nad pracą na gruncie kapitalizmu wydaje się interesujące. Istnienie
płynnej ludności rodzi również pytanie o to, jak można utrzymać rezerwę w wystar czająco dobrym stanie zdrowia, by mogła konkurować z zatrudnionymi. Stworze
nie struktur społecznego systemu opieki stało się jedną z odpowiedzi na to pytanie, jednak obecnie straciła ona na znaczeniu ze względu na ogólny trend w kierunku
neoliberalizacji. Prawicowe argumenty w tej kwestii mówią, że bezrobocie rośnie,
gdy robotnicy ustanawiają zbyt wysoką rezerwową cenę swojej siły roboczej. Pra cownicy tworzą bezrobocie, odmawiając pracy poniżej określonej płacy minimal nej! Dzieje się tak najczęściej, gdy świadczenia społeczne są zbyt hojne. A zatem najlepszym sposobem pozbycia się bezrobocia jest zredukowanie świadczeń spo
łecznych do zera. To jednak utrudnia płynnej ludności pozostanie rezerwową siłą
roboczą. Podobny problem prześladuje politykę ¡migracyjną. Każda próba regulo wania imigracji do Stanów Zjednoczonych spotyka na swej drodze korporacyjną
potrzebę stosownego dostępu do dostaw nadwyżki siły roboczej. Różne gałęzie przemysłu, od agrobiznesu po Microsoft, agitują na rzecz mniej restrykcyjnej poli tyki ¡migracyjnej.
Zarządzanie podażą siły roboczej stało się kluczowe. W interesie klasy kapi talistycznej leży zarządzanie podażą pracy w taki sposób, żeby tworzyć i podtrzy mywać rezerwową armię (jakąś kombinację płynnej i utajonej siły roboczej) w celu
utrzymywania płac roboczych na niskim poziomie, a zatrudnionych robotników w strachu przed zwolnieniami, niszcząc tym samym zorganizowaną pracę i zwięk
szając intensywność pracy tych, którzy już są zatrudnieni. Od lat siedemdziesią tych XX wieku ta strategia wydawała się cieszyć umiarkowanym powodzeniem w Stanach Zjednoczonych, ponieważ płace realne pozostawały w zasadzie płaskie
(z krótkim wzrostem w latach dziewięćdziesiątych XX wieku), podczas gdy sto
py zysku, ogólnie rzecz biorąc, rosły. Była to pierwsza epoka w historii Stanów Zjednoczonych, w której robotnicy nie korzystali z istotnych wzrostów wydajno
ści. Wszystkie korzyści płynące z pogoni za względną wartością dodatkową zostały
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
333
przejęte przez klasę kapitalistyczną, co doprowadziło do ogromnej koncentracji
bogactwa i wzrostu nierówności.
Dekonstrukcja liberalnego utopijnego marzenia Przekonaliśmy się w dziale czwartym, kiedy analizowaliśmy sprawę wytwarzania względ
nej wartości dodatkowej, że w obrębie systemu kapitalistycznego wszelkie metody mające na celu wzmożenie społecznej produkcyjnej siły pracy urzeczywistniane są
kosztem robotnika indywidualnego; wszelkie środki stosowane w celu rozwoju produkcji przekształcają się w środki ujarzmiania i wyzyskiwania producenta; skazują robotnika
na kalectwo robotnika cząstkowego i poniżają go do roli dodatku do maszyny; przekształ cając jego pracę w mękę, wyzuwają ją zarazem z treści; sprawiają, że duchowe siły pro cesu pracy stają się dla robotnika czymś obcym, i to w miarę jak nauka wcielona zostaje do tego procesu jako samodzielna siła; czynią warunki jego pracy odrażającymi; pod
dają go w procesie pracy małostkowemu i nienawistnemu despotyzmowi; przemieniają
całe jego życie w czas pracy; wciągają jego żonę i dzieci w juggemautowe tryby kapitału.
Jednakże wszelkie metody wytwarzania wartości dodatkowej są zarazem metodami akumulacji i na odwrót - wszelki wzrost akumulacji staje się środkiem rozwijania tych
metod. Wynika więc z tego, że w miarę akumulacji kapitału musi się pogarszać sytuacja robotnika, bez względu na to, czy płaca jego jest wysoka, czy niska. Wreszcie, prawo, które
wciąż utrzymuje równowagę między względnym przeludnieniem, czyli rezerwową armią przemysłową, a zakresem i rozmachem akumulacji, przykuwa robotnika do kapitału
mocniej niż łańcuchy Hefajstosa przykuły Prometeusza do skały. Wymaga ono akumulacji nędzy odpowiadającej akumulacji kapitału. Akumulacja bogactw na jednym biegunie jest
więc zarazem akumulacją nędzy, udręki pracy, niewoli, ciemnoty, zdziczenia i degrada cji moralnej na przeciwnym biegunie, tzn. po stronie klasy, która wytwarza swój własny
produkt jako kapitał (770-771).
Oto słynna podsumowująca teza dotycząca postępującego ubożenia proletariatu, stanowiącego społecznie niezbędny warunek kondycji kapitalistycznej akumula
cji. Typową reakcją na nią jest stwierdzenie, że jest po prostu błędna, ponieważ wielu robotników na świecie radzi sobie dzisiaj stanowczo lepiej niż sto lat temu.
Twierdzi się zatem, że choć może prawdą jest to, iż warunki pracy gdzieniegdzie nadal są okropne - np. w chińskich fabrykach czy sweatshopach w Hongkongu -
ale stanowią one typowy przejściowy problem na drodze do stworzenia lepszych
334
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
materialnych standardów życia, które zaczynamy dostrzegać nawet w tych krajach.
Jest to zatem jedno z tych stwierdzeń, które uznawane są niekiedy przez samych marksistów (tak samo jak przez ich krytyków) za jedno z Marksowskich mocnych
przewidywań, które mogą być po prostu przetestowane poprzez odwołanie się do danych historycznych. A skoro dane historyczne nie potwierdzają go z pełną
stanowczością, uznaje się, że cała analiza Marksa jest z pewnością błędna.
W związku z tym muszę zasadniczo przypomnieć wam o założeniach rządzą cych tym rozdziałem oraz podkreślić raz jeszcze, że wnioski tego rodzaju nie mają charakteru absolutnego, ale przygodny, są głęboko uzależnione od ograniczających
założeń wyłożonych na samym początku. Oto wniosek z tomu I Kapitału, w którym-
punkt ciężkości położony został wyłącznie na dynamice produkcji, a cała analiza prowadzona jest z jej perspektywy. To, co znajdziemy na końcu tomu II, napisanego
z perspektywy realizacji kapitału na rynku, różni się całkowicie. Tam Marks będzie
się koncentrował na problemach efektywnego popytu (kto posiada pieniężną siłę nabywczą pozwalającą na zakup rozszerzającej się ilości produktów?). Część roz
wiązania tego problemu leży w tym, co przedstawia on tam jako „racjonalną kon sumpcję" po stronie klasy robotniczej. Rozumie przez to dwie rzeczy. Po pierwsze,
klasa robotnicza musi posiadać wystarczającą siłę nabywczą, by móc konsumo wać. Po drugie, klasa robotnicza musi posiąść zwyczaje konsumpcyjne czyniące ją
podatną do absorpcji produktu dodatkowego, który nieustannie wytwarza kapita lizm. W związku z tym na koniec tomu II Marks przywołuje sposoby, w jakie burżuazyjna filantropia skupia się na nauczaniu klas robotniczych „właściwych" nawyków konsumpcyjnych (w zbliżony sposób jak wówczas, gdy Ford uruchomił armię pra
cowników socjalnych, by mieć pewność, że korzystający z ustanowionej przez niego w fabrykach dniówki w wysokości pięciu dolarów za ośmiogodzinny dzień pracy wydają swoje pieniądze rozsądnie, a nie na alkohol, narkotyki czy kobiety). Zatem to,
co napotykamy pod koniec tomu II, to zupełnie inna historia. Jeśli uznamy, że praw dziwa jest wyłącznie narracja zawarta w tomie I, wówczas oczywiście nie możemy
zakładać, że klasa robotnicza jest w stanie wypełniać swoją społecznie niezbędną
rolę ośrodka konsumenckiego popytu na kapitalistyczne produkty.
Co jest zatem celem i wnioskiem wywodu zawartego w tomie I? Mówi on, że jeśli świat funkcjonowałby w opisany tam sposób, wówczas rezultatem byłoby
postępujące ubożenie robotników. Jeśli zapytamy, czy jesteśmy w stanie dostrzec
elementy prawdy w tym podsumowaniu, wówczas odpowiedź brzmi z pewnością „tak" gdy kierujemy się do fabryk w Indonezji, Bangladeszu, Wietnamie czy Gwate
mali. W tych miejscach utajone rezerwy siły roboczej uruchamiane są w warunkach
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
335
najskrajniejszej brutalności. Można tam zobaczyć wszystko to, co Marks opisuje
jako „agonię znoju" Nie musicie daleko szukać, by natknąć się na szczegółowe
raporty dotyczące przerażających warunków pracy w wielu centrach produkcji na świecie (raporty przygotowane przez ONZ czy różne organizacje trzeciego sek
tora są ich pełne; podobnie przenikliwe relacje zdarzają się nawet w prasie głów nego nurtu). Co więcej, na przestrzeni ostatnich trzydziestu kilku lat jest to jeden
z kluczowych faktów dotyczących neoliberalnych praktyk i polityk. Nierówności dochodowe poszybowały bowiem w górę, a liczba miliarderów eksplodowała
w niemal wszystkich zakątkach świata (w Indiach, Meksyku, Chinach czy Rosji), sprawiając, że obrazek akumulacji bogactwa na jednym krańcu i ubóstwa na dru gim stał się bardzo przekonującą metaforą warunków współczesnego globalnego
kapitalizmu. W związku z tym trudno czytać tom I i nie uznawać, że odmalowuje się tu pewną, choć częściową prawdę, szczególnie jeśli porównać naszą obecną sytuację
z tą w rozwiniętych krajach kapitalistycznych z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, gdy uzwiązkowienie pracy było względnie silne, tendencje socjaldemo
kratyczne dominowały, a interwencje państwowe zarówno w obszarze produkcji, jak i w odniesieniu do podziału bogactwa były powszechnie akceptowane. Wówczas
problemy związane z racjonalną konsumpcją były bardziej widoczne: w jaki spo sób zapewnimy, by klasa robotnicza mogła kupować samochody? Cóż, zbudujemy miasta i przedmieścia w taki sposób, by samochód stał się koniecznością bardziej
niż luksusem, co oznacza, że robotników należy wynagradzać w wystarczającym
stopniu, by mogli sobie pozwolić na zakup samochodów oraz domów na przed mieściach i wszystkiego, co wiąże się z tym stylem życia. W tamtych czasach to analiza zawarta w tomie II miała sporo sensu, podczas gdy wnioski wyprowadzone z tomu I wydawały się trochę naciągane. Sytuacja uległa znaczącej zmianie wskutek zwrotu neoliberalnego, który nastą
pił w latach siedemdziesiątych XX wieku. Na całym świecie mieliśmy do czynienia z masową ekspansją proletariatu; blisko dwa miliardy ludzi zostało wywłaszczo
nych ze swojej uprzedniej podstawy ekonomicznej i wprowadzonych w szeregi proletariatu albo przez zniszczenie wiejskich sposobów życia bądź gospodarek chłopskich (jak w przypadku Ameryki Łacińskiej czy Azji Południowej), albo przez
bezpośrednie działania rządu (jak w przypadku Chin czy ogólnie Azji Wschodniej). Jak nietrudno przewidzieć, wskutek tego napływu byt klas robotniczych w rdzeniu tradycyjnych centrów akumulacji kapitału niewiele się poprawił. Niesłychane przy
rosty bogactwa przepłynęły do górnego jednego procenta (precyzyjniej - do górnej
336
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
jednej dziesiątej procenta) populacji. Pogoń zapoczątkowana na nowo realizacją projektu neoliberalnego doprowadziła nas z powrotem do świata, w którym ana
liza z tomu I wydaje się coraz bardziej przylegać do rzeczywistości.
Był to projekt, który klasy rządzące realizowały świadomie. „Szok Volckera" który począwszy od 1979 roku prowadził do drastycznego wzrostu stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, wywołał też gwałtowny skok bezrobocia. Razem z ata
kiem prezydenta Reagana na związki zawodowe (począwszy od podjęcia strajku
przez kontrolerów ruchu lotniczego w 1981 roku) miało to na celu dyscyplinowanie siły roboczej. Brytyjski ekonomista Alan Budd, rozmyślając nad swoimi doświadcze
niami z czasów bycia głównym ekonomicznym doradcą Margaret Ihatcher, wyznał później, jaki wstyd czuł przed swoimi sąsiadami, ponieważ polityka z lat osiemdziesiątych XX wieku, skoncentrowana na zwalczaniu inflacji poprzez
narzucenie ścisłych ograniczeń gospodarce oraz wydatkom publicznym była przykrywką dla uderzenia w robotników. Zwiększanie bezrobocia było bardzo pożądanym sposobem
na ograniczanie siły klasy robotniczej. Zaprojektowano to, co w kategoriach marksistow skich można było nazwać kryzysem kapitalizmu, który odtwarzał rezerwową amię pracy, w ten sposób pozwalając kapitalistom na osiąganie większych zysków niż kiedykolwiek
wcześniej2.
Podobnie jak Reagan, Ihatcher zaatakowała potęgę związkową politycznie, gwał townie tiumiąc strajki górników z lat osiemdziesiątych XX wieku. Raz jeszcze celem było zdyscyplinowanie pracy, by zabezpieczyć zyski oraz niekończącą się akumu
lację. Przerażający w kontekście analiz Marksa jest fakt, że tego rodzaju rezultat jest całkowicie do przewidzenia i że tak łatwo wyartykułować go w kategoriach
marksistowskich. Dokonanie Marksa z tomu I Kapitału polegało na tym, że wziął wypowiedzi
i teorie klasycznych ekonomistów politycznych poważnie i na tej podstawie zapy
tał, jakiego rodzaju świat wyłoniłby się wskutek realizacji ich utopijnej liberalnej wizji perfekcyjnie funkcjonujących rynków, osobistej wolności, praw własności prywatnej oraz wolnego handlu. Krok po kroku bada on zatem to, co stałoby się w świecie stworzonym na obraz i podobieństwo tej wizji. Adam Smith rzekomo
pokazał, że bogactwo narodów wzrastałoby i każdemu wiodłoby się lub mogłoby
się wieść lepiej w świecie zdecentralizowanych i w swobodnie funkcjonujących 2 Zob. „The Observer’,’ 21 czerwca 1992.
Rozdział X Akumulacja kapitalistyczna
337
rynków (chociaż sam Smith nie zwalniał państwa z odpowiedzialności, jeśli chodzi
o podział tego bogactwa w bardziej wyrównany sposób). Marks pokazuje, że świat skonstruowany według czystych leseferystycznych kryteriów dałby początek postę pującej akumulacji bogactwa na jednym krańcu oraz przybierającej na sile aku
mulacji nędzy na drugim. Kto zatem chciałby tworzyć świat zgodnie z tą utopijną
wizją? Odpowiedź jest uderzająco oczywista: bogaci członkowie klasy kapitalistów!
Kto zatem wygłasza nam kazania dotyczące zalet tej utopijnej wolnorynkowej wizji
oraz kto umieścił nas na obecnej neoliberalnej ścieżce? Niespodzianka! Byli to bogacze, którzy wykorzystali potęgę swoich pieniędzy, by przekonać nas wszystkich,
że rynek ma zawsze rację, a teoria Marksa jest pozbawiona sensu.
Projekt neoliberalny (jak pokazałem w książce Neoliberalizm. Historia kata strofy3) ukierunkowany był na rosnącą akumulację bogactwa i postępujące przy właszczanie wartości dodatkowej przez część górnych warstw klasy kapitalistycznej.
Dla realizacji tego celu obrała ona typową ścieżkę zarysowaną w modelach akumu
lacji kapitału przedstawionych w tomie I. Obniż płace i stwórz bezrobocie w opar ciu o zmiany technologiczne, które pozwolą na zastąpienie robotników, scentra
lizuj kapitalistyczną władzę, zaatakuj organizacje robotnicze zakłócające rynkową
koordynację podaży i popytu (podczas gdy, jak widzieliśmy, kapitał działa po obu stronach rynku), poddaj outsourcingowi i offshoringowi pracę, uruchom utajone
rezerwy ludności na całym świecie i obniż poziom świadczeń społecznych, jak to tylko możliwe. Oto czego w istocie dotyczyła neoliberalna „globalizacja” Stworzono społecznie niezbędne warunki, w dużej mierze zgodne z analizą z tomu I, dla bez
kresnej akumulacji bogactwa przez niewielką grupę ludzi, kosztem wszystkich pozo
stałych. Problem oczywiście polega na tym, że tego rodzaju neoliberalny kapitalizm może przetrwać wyłącznie dzięki temu, że „wyniszcza zarazem same źródła wszel kiego bogactwa: ziemię i robotnika" (601).
Nie jest to jednak jedyny rezultat zgodny z Marksowską analizą. Marks wska
zuje w tym rozdziale na nieuchronność rosnącej koncentracji i centralizacji kapitału w warunkach wolnorynkowej utopii. Co ciekawe, była to również główna cecha ostatnich trzydziestu lat neoliberalizacji (przyjrzyjcie się tylko sferze energii, farma
ceutyków czy mediów, a przede wszystkim rosnącej centralizacji potęgi finansowej). Nieumiarkowana wolność zapewniana przez rynek zawsze wytwarza trend szerze nia oligopoli czy wręcz monopoli (fakt, o którego prawdziwości świadczą przepisy
3 D. Harvey, Neoliberalizm. Historia katastrofy, przel. J.P. Listwan, Książka i Prasa, Warszawa 2008.
336
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
antymonopolowe i niektóre - dziś raczej nieskuteczne - państwowe mechanizmy
monitorowania fuzji i tworzenia się monopoli). Bogactwo jest nie tylko akumulowane, ale też skoncentrowane w rękach coraz potężniejszej klasy kapitalistów! Stawia
to jednak przed nami pewien problem. Co się stanie, gdy warunki możliwości rów
nowagi określone w analizie z tomu II popadną w sprzeczność z ¡śmiejącymi warun kami - właśnie ze względu na polaryzację bogactwa - doprowadzając do wstrząsają cego gospodarką kryzysu, w rodzaju tego, który wybuchnął w 2008 roku? Być może
to nie przypadek, że jedyny okres w historii Stanów Zjednoczonych, gdy podział bogactwa był tak wypaczony jak dzisiaj, miał miejsce w latach dwudziestych XX wieku, oraz że to, czego dziś jesteśmy świadkami, to powtórka krachu z 1929 roku.
Myślę, że doniosłym świadectwem siły Marksowskiej analizy oraz potęgi jego
metody jest jej zdolność wyraźnego uwidoczniania aspektów historycznej dynamiki, które często pozostają przesłonięte, a jednocześnie konfrontowania nas z kipiącymi
sprzecznościami i potężnymi ideologicznymi tworami, wytwarzającymi i legitymi zującymi rezultaty, które przewiduje. Jak wielu Nassau'ów Seniorów znajduje się na naszych wydziałach ekonomii! Obrona warunkowych twierdzeń Marksa jest
stosowna, bo choć nie stanowią one całej historii, to wciąż dotyczą zasadniczych
i aż nazbyt rzucających się w oczy aspektów tego, co rozwija się w obrębie współ
czesnego kapitalizmu. W istocie Marks wypowiedział „absolutne, ogólne prawo
akumulacji kapitalistycznej" w kategoriach niepozostawiających wątpliwości, nawet jeśli dostrzegł również, że „na równi z innymi prawami, w urzeczywistnie
niu swym zmodyfikowane zostaje przez różnorodne okoliczności, których w tym miejscu analizować nie będziemy" (760). Ogólne prawo jest genialnym wyjaśnie
niem tego, dokąd mogą zabrać nas, jeśli miałyby zostać wdrożone, liberalne i wol
norynkowe utopie. Wskazuje również na to, w jakim stopniu neoliberalna ideologia przejęła te szybolety, przebierając je w nowe stroje, próbując je wcielić w życie,
a w konsekwencji pociągając nas faktycznie w pełnym sprzeczności kierunku prze widzianym przez Marksa. Myślę, że uważna lektura tekstu Marksa i docenienie jego metody pozwala nam uzyskać istotną moc diagnostyczną, to znaczy pewien wgląd, choć z pewnością nie pocieszenie.
Rozdział XI • Tajemnica akumulacji pierwotnej
W okolicy rozdziału dwudziestego czwartego, w dziale siódmym Kapitału napoty kamy wyraźną zmianę w tonie, zawartości i stosowanej metodzie. Weźmy choćby to, że postępuje się tu wbrew kluczowemu założeniu funkcjonującemu w pozosta
łych partiach książki, poczynionemu już w rozdziale drugim. Marks przystaje tam
na teoretyczny świat Adama Smitha. Jest to świat atomistycznej wymiany rynkowej, w którym wolność, równość, własność i Bentham rządzą w taki sposób, że wszyst kie elementy wymiany towarów zachodzą w środowisku wolnym od przymusu,
w którym liberalne instytucje funkcjonują bez zakłóceń. Smith wiedział doskonale, że świat tak nie działa, ale zaakceptował powyższe ustalenia jako dogodną i przeko nującą fikcję, w oparciu o którą można zbudować normatywną teorię ekonomiczno-
-polityczną. Jak widzieliśmy, Marks godzi się na to wszystko tylko po to, żeby rozłożyć
na czynniki pierwsze utopijny charakter tych założeń. Dzięki temu manewrowi Marks jest w stanie pokazać, jak widzieliśmy w poprzed nim rozdziale tej książki, że im bliżej jesteśmy osiągnięcia tego liberalnego reżimu
działania rynkowego, tym mocniej musimy konfrontować się z dwiema istotnymi konsekwencjami. Mniej istotną konsekwencją jest to, że zdecentralizowana, sfragmentaryzowana i atomistyczna struktura, która uniemożliwiałaby jakiejkolwiek poje
dynczej sile ograniczanie i manipulowanie rynkiem, ustępuje wobec coraz bardziej scentralizowanej kapitalistycznej potęgi. Konkurencja zawsze stwarza monopole, a im ostrzejsza jest to konkurencja, tym szybciej zachodzi tendencja do centralizacji. Istot
niejszą jednak konsekwencją jest tworzenie ogromnej koncentracji bogactwa na jed nym krańcu (szczególnie po stronie dokonujących procesu centralizacji kapitalistów)
oraz coraz większej nędzy, trudu i degradacji klasy robotniczej na drugim krańcu.
Neoliberalny projekt ostatnich trzydziestu lat, zakorzeniony w liberalnej uto
pii, potwierdził skutecznie oba przewidywane przez Marksa trendy. Oczywiście
342
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
znajdziemy znaczną liczbę odchyleń, zarówno geograficznych, jak i sektorowych, jeśli chodzi o szczegóły, ale stopień centralizacji kapitału w różnych sferach jest
uderzający. Powszechnie uznaje się, że ogromne koncentracje bogactwa zacho dzące na samym szczycie hierarchii majątku i przychodów nigdy nie były tak wielkie
jak dziś, podczas gdy warunki, z którymi mierzy się klasa robotnicza na świecie,
albo znalazły się w stanie stagnacji, albo też uległy pogorszeniu. W Stanach Zjed noczonych na przykład odsetek dochodu krajowego czy majątku posiadany przez
górne jeden procent populacji podwoił się w ciągu ostatnich dwudziestu lat, nato miast w przypadku górnej jednej dziesiątej procenta odsetek ten się potroił. Wskaź
nik proporcji przychodów osiąganych przez dyrektorów generalnych oraz ich medianowych pobierających pensję robotników, który jeszcze w latach siedemdziesiątych
XX wieku wynosił trzydzieści do jednego, zwiększył się ogromnie, w ostatnich kilku latach przekraczając proporcję trzysta pięćdziesiąt do jednego. Gdziekolwiek poja
wiała się nieokiełznana neoliberalizacja (jak w Meksyku czy Indiach od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku), nagle na listach najbogatszych ludzi na świecie Forbesa ujawniali się nowi miliarderzy. Carlos Slim z Meksyku jest obecnie uzna
wany za jednego z najbogatszych ludzi na świecie, a osiągnął tę pozycję, wznosząc
się na fali neoliberalizacji, która przeszła przez Meksyk we wczesnych latach dzie więćdziesiątych XX wieku.
Marks doszedł do tych kontrintuicyjnych wniosków poprzez dekonstruowanie
propozycji klasycznych ekonomistów politycznych na gruncie ich własnych zało
żeń. Wykorzystywał jednak ich potężne abstrakcje w sposób krytyczny, by twórczo testować rzeczywistą dynamikę kapitalizmu i odsłaniać źródła walk o długość dnia
roboczego, walk dotyczących warunków życia przemysłowej rezerwowej armii pracy i temu podobnych. Analizy zawarte w tomie I można odczytywać jako skom
plikowane, potępiające rozliczenie tego, dlaczego „nie ma nic bardziej nierównego, niż równe traktowanie nierównych sobie" Ideologia wolnej wymiany oraz wolności
zawierania umów mami nas wszystkich. Ugruntowuje bowiem moralną wyższość i hegemonię burżuazyjnej teorii politycznej oraz podtrzymuje jej legitymizację,
jak i rzekomy humanizm. Jednak w momencie, w którym ludzie wkraczają w ten świat wolnej i egalitarnej wymiany rynkowej z różnym wyposażeniem w zasoby
czy odmiennymi aktywami, wówczas nawet niewielkie nierówności, nie mówiąc już o głównych podziałach stanowisk klasowych, zostają powiększone i składają się z czasem na ogromne nierówności we wpływie, bogactwie i władzy. Gdy powiąże
się je z rosnącą centralizacją, sprzyja to Marksowskiemu, niszczącemu odwróceniu Smithiańskiej wizji „korzyści dla wszystkich” które czerpać można z niewidzialnej
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
343
ręki rynkowej wymiany. W tym miejscu doznajemy oświecenia odnośnie do klaso wej treści choćby tego, czym w istocie było ostatnie trzydzieści lat neoliberalnej glo balizacji opartej na rynku. Rezultatem dla Marksa jest surowa krytyka tezy o indywi dualnej swobodzie i wolności, stanowiących podstawę liberalnej i neoliberalnej
teorii. Tego rodzaju ideały są w jego ujęciu tak samo mylące, fikcyjne i fałszywe, jak zwodnicze i urzekające. Pracownicy, jak spostrzegł wcześniej, wolni są jedynie
w podwójnym sensie bycia wolnym do sprzedawania swojej siły roboczej komu kolwiek się zdecydują, jednocześnie będąc zmuszonymi do sprzedaży swojej siły roboczej, by przeżyć, ponieważ zostali pozbawieni i uwolnieni od jakiejkolwiek
i wszelkiej kontroli nad środkami produkcji! Ostatnie rozdziały działu siódmego Kapitału podnoszą kwestię tego, w jaki
sposób osiągnięty został ten drugi rodzaj „wolności" Jesteśmy w tym miejscu zmu szeni zmierzyć się z kradzieżą, grabieżą, przemocą i agresywnym wykorzystaniem
władzy, leżącymi u podłoża historycznych początków kapitalizmu, który w ten spo sób uwolnił siłę roboczą jako towar oraz usunął wcześniejszy sposób produkcji.
Założenia, które dominowały nad argumentacją prowadzoną we wcześniejszych sześciu działach Kapitału (a także w kilku poprzedzających rozdziałach działu siód
mego), zostają tu odsunięte na bok, co samo w sobie niesie brutalne konsekwencje. Jak już widzieliśmy, kapitalizm w sposób fundamentalny zależy od towaru
zdolnego do wytwarzania większej wartości, niż sam posiada, tym towarem jest zaś siła robocza. „Dlaczego ten wolny robotnik” obserwował Marks już we wcześniej
szych partiach Kapitału, występuje wobec niego w sferze cyrkulacji, nie obchodzi wcale posiadacza pieniędzy, dla którego rynek pracy jest tylko szczególnym odcinkiem rynku towarowego. Na razie
pytanie to nie obchodzi także i nas. Trzymamy się tego faktu w teorii, podobnie jak posia dacz pieniędzy trzyma się go w praktyce. Ale jedna rzecz jest oczywista. Przyroda nie
stwarza z jednej strony posiadaczy pieniędzy czy towarów, z drugiej zaś - posiadaczy własnej tylko siły roboczej. Nie jest to stosunek przyrodzony ani też społeczny, wspólny
wszystkim okresom historycznym. Sam ten stosunek jest oczywiście wynikiem poprzed
niego rozwoju dziejowego, wytworem wielu przewrotów ekonomicznych, upadku sze
regu dawniejszych formacji produkcji społecznej (195-196).
Akumulacja pierwotna dotyczy historycznego źródła tej pracy najemnej, jak rów nież akumulacji niezbędnych aktywów znajdujących się w rękach klasy kapitalistów,
pozwalających na jej zatrudnianie.
344
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Omawiane przez nas rozdziały podejmują zatem kluczowe pytanie dotyczące sposobu, w jaki siła robocza staje się towarem (czy ogólniej tego, w jaki sposób ufor
mowano klasę robotniczą). Typową burżuazyjną historią opracowaną przez Locke’a
i Smitha było to, że W zamierzchłych czasach była sobie z jednej strony elita ludzi pracowitych, rozumnych, a przede wszystkim oszczędnych, z drugiej zaś strony - nicponie próżnujący, trwo
niący całe swe mienie i jeszcze więcej. (...) pierwsi nagromadzili bogactwa, a drudzy
w końcu mieli do sprzedania tylko własną skórę. I od czasu tego grzechu pierworodnego datuje się nędza wielkich mas ludności, które wciąż jeszcze, mimo całej pracy, nie mają
na sprzedaż nic prócz samych siebie, z drugiej zaś strony bogactwo niewielkiej garstki osób, które wciąż wzrasta, choć osoby te od dawna przestały pracować (849).
Ta standardowa opowieść przedstawia przejście od feudalizmu do kapitalizmu jako
coś stopniowego i pokojowego. „Rzeczywista historia" była, jak twierdzi Marks, zgoła odmienna: Jak wiadomo, w rzeczywistej historii wielką rolę odgrywa podbój, ujarzmienie, mor derstwo rabunkowe, słowem: przemoc. Natomiast w łagodnej ekonomii politycznej od niepamiętnych czasów panowała sielanka. Prawo i „praca” były od niepamiętnych
czasów jedynymi środkami bogacenia się, oczywiście za każdym razem z wyjątkiem
„roku bieżącego” Faktycznie jednak metody akumulacji pierwotnej są wszystkim innym, tylko nie sielanką (849).
Jest tak dlatego, że Stosunek kapitałowy zakłada, że robotnicy oddzieleni zostali od tytułu własności do wa runków urzeczywistniania się pracy. Z chwilą gdy produkcja kapitalistyczna staje na włas
nych nogach, nie tylko zachowuje ona to oddzielenie, lecz odtwarza je w coraz szerszej skali. Proces stwarzający stosunek kapitałowy nie może więc być niczym innym jak
procesem oddzielania robotnika od tytułu własności do warunków jego pracy, proce sem, który z jednej strony przekształca społeczne środki utrzymania i środki produkcji
w kapitał, z drugiej - bezpośrednich wytwórców w robotników najemnych. Tak zwana
akumulacja pierwotna nie jest więc niczym innym jak historycznym procesem oddziela nia wytwórcy od środków produkcji. Proces ten występuje jako „pierwotny" gdyż stanowi prehistorię kapitału i odpowiadającego mu sposobu produkcji (850).
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
345
Faktycznie, historia akumulacji pierwotnej jest „wszystkim innym, tylko nie sie lanką" „Wpisana została do kronik ludzkości krwią i ogniem” (849). Podejście Marksa, będące radykalnie sprzeczne z tym prezentowanym przez
Smitha i Locke'a, nasuwa kilka ciekawych pytań. Po pierwsze, czy kapitał handlowy oraz kapitał finansowy i lichwiarski są przestarzałymi formami, czy też wciąż odgry
wają bardzo aktywną rolę, niezależną od kapitału produkcyjnego, kapitału przemy słowego i tym podobnych? Marks również wcześniej zaobserwował, że „zarówno kapitał handlowy, jak i kapitał przynoszący procent są formami pochodnymi" a zara
zem „historycznie rzecz biorąc - pojawiają się one przed nowoczesną formą podsta
wową kapitału" (191). Płynie z tego wniosek, że przejście od feudalizmu do kapita
lizmu zaszło etapami, w ramach których kapitał handlowy oraz lichwiarski przetarły
drogę dla powstania kapitału produkcyjnego/przemysłowego. Rola odgrywana przez te wcześniejsze formy kapitału w rozkładzie porządku feudalnego jest wciąż
czymś, co należy zbadać. Po drugie, czy oznacza to, że gdy już kapitalizm przeszedł przez akumulację
pierwotną, gdy już zakończyła się prehistoria i wyłoniło się dojrzałe kapitalistyczne społeczeństwo, te przemożne procesy opisane przez Marksa stały się nieistotne
i nie były już dłużej konieczne dla funkcjonowania kapitalizmu? Powrócę do tego pytania. Miejcie je na uwadze w trakcie dalszej lektury. W Marksowskiej wersji akumulacji pierwotnej wszystkie zasady wymiany ryn kowej wyłożone wcześniej (w rozdziale drugim) zostają porzucone. Nie ma żadnej wzajemności ani równości. Oczywiście zachodzi akumulacja pieniądza, istnieją pew
nego rodzaju rynki, ale rzeczywisty proces jest czymś innym. Jest przede wszystkim gwałtownym wywłaszczeniem całej klasy ludzi z ich kontroli sprawowanej nad środ
kami produkcji, wpierw przez akty bezprawia, ale ostatecznie, jak w przypadku usta
wodawstwa dotyczącego grodzeń w Anglii, poprzez działania państwa. Oczywiście Adam Smith nie życzył sobie, by uznawać państwo za aktywnego aktora w repre
sjonowaniu ludności, w związku z czym nie mógł opowiedzieć historii akumulacji pierwotnej, w której przemoc państwowa odgrywała kluczową rolę. Jeśli źródła aku mulacji kapitału można wyprowadzić z państwowego aparatu oraz władzy państwo
wej, dlaczego wówczas bronić leseferystycznych polityk jako naczelnych środków sprzyjania krajowemu czy indywidualnemu dobrobytowi? W rezultacie Smith, wraz z większością pozostałych klasycznych ekonomistów politycznych, wołał ignoro
wać rolę państwa w akumulacji pierwotnej. Istniały od tego wyjątki. James Steuart, jak zauważa Marks, z pewnością zrozumiał, że państwowa przemoc była absolutnie
kluczowa w proletaryzacji, ale uważał, że było to zło konieczne. Książka Michaela
346
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Perelmans The Invention of Capitalism1 dostarcza nam doskonałej wykładni tego,
w jaki sposób na gruncie klasycznej ekonomii politycznej radzono sobie ze źródłową
czy pierwotną akumulacją. Główną troską Marksa w omawianych rozdziałach działu siódmego było ujaw
nienie historii akumulacji pierwotnej od XVI wieku i zbadanie tego, w jaki sposób uruchomione zostały związane z nią procesy. Bez trudu przyznaje oczywiście, że Dzieje tego wywłaszczenia przybierają w różnych krajach różne odcienie i przechodzą różne fazy w różnej kolejności i w różnych epokach historycznych. Tylko w Anglii, którą
dlatego bierzemy za przykład, wywłaszczenie to ma formę klasyczną (851).
Czy „klasyczna” oznacza, że była to forma wzorcowa dla przejścia do kapitalizmu, którą wszyscy pozostali na całym świecie musieli wypełnić? Później Marks zaprze
czył tej interpretacji i stwierdził, że postrzegał Anglię jako jeden, aczkolwiek szcze
gólny i pionierski, z wielu przykładów. Podkreślmy raz jeszcze, że są to kontro wersyjne kwestie, do których jeszcze wrócimy. To, w jaki sposób je przemyślimy,
ma znaczenie dla innej ważnej, choć przeważnie prześlepianej kwestii: czy przej ście przez akumulację pierwotną oraz długą historię kapitalizmu jest niezbędne,
by dotrzeć do socjalizmu?
1 M. Perelman, The Invention ofCapitalism. Classical Political Economy and the Secret History ofPrimitive Accumulation, Duke University Press, Durham 2000.
Rozdziały 24.-25. Akumulacja pierwotna
Rozdział dwudziesty czwarty składa się ze względnie krótkich i ułożonych w pewną sekwencję części. Wspólnie z rozdziałem dwudziestym piątym mają one oczywi
ste konsekwencje. Rozważę je zwięźle, wskazując na niektóre istotne elementy. Część druga rozdziału dwudziestego czwartego zajmuje się wywłaszczeniem lud
ności rolniczej, jak i również istotnym procesem rozkładu grup feudalnych wasali. Zawłaszczenie ziemi było głównym środkiem pozbawienia własności chłopstwa, jednak uwolnienie wasali zawdzięczamy sposobowi, w jaki władza pieniężna prze
jęła porządek feudalny (na przykład przez kapitał handlowy czy lichwiarski). „Nowa [szlachta] była dziecięciem swego wieku, czczącego pieniądz nad wszelką potęgę
świata" (854). W Zarysie krytyki ekonomii politycznej Marks jest raczej bardziej bez
pośredni. Pisze tam o tym, w jaki sposób pieniądz przenika tradycyjną wspólnotę, a rozpuszczając ją, sam staje się wspólnotą. W ten sposób przechodzimy od świata,
w którym „wspólnota” zdefiniowana jest w kategoriach struktury międzyludzkich stosunków społecznych, do świata, w którym przeważa wspólnota pieniężna. Pie
niądz wykorzystany jako społeczna potęga prowadzi do stworzenia większych włości
ziemskich, wielkich przedsiębiorstw hodowli owiec i temu podobnych. Jednocześnie rozprzestrzenia się wymiana towarowa (idea rozwinięta przede wszystkim we wcze snych rozdziałach o pieniądzu i wymianie w ogólności). Tradycyjna wspólnota nie poddaje się jednak bez walki, a władza państwowa, przynajmniej w początkowych
fazach, stara się zachować to, co później E.P. Thompson nazwał „moralną ekonomią" chłopstwa przeciw surowej potędze pieniądza. Stopniowo władza państwowa poddaje się z dwóch powodów. Po pierwsze, państwo zależy od władzy pieniądza, a tym samym staje się wrażliwe na jej oddzia
ływanie. Po drugie, władza pieniądza może zostać stworzona i uruchomiona w spo sób, który dla państwowego ustawodawstwa jest trudny do zatrzymania. Za czasów
348
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Henryka VII wprowadzono ustawy, które usiłowały zatrzymać proces monetyzacji
i proletaryzacji. Jednak rosnąca władza kapitalizmu w jego początkowym stadium wymagała „niewolniczego stanu mas ludowych, przemiany ich samych w najemni
ków, a ich środków pracy w kapitał. (...) W wieku XVI reformacja i będąca jej następ stwem niesłychana grabież dóbr kościelnych stały się nowym potężnym bodźcem
w procesie wywłaszczania przemocą mas ludowych” (856-857). Po tym okresie jed nak opór tradycyjnego porządku społecznego zaczął kruszeć. Na subwersywność
i bezprawie potęgi pieniądza państwo odpowiedziało zawarciem przymierza z tą
potęgą i aktywnym wsparciem procesu proletaryzacji. Trend ten jest wzmacniany, jak sugeruje Marks, wraz z „chwalebną rewolucją" 1688 roku, która przyniosła wraz z Wilhelmem III Orańskim panowanie obszarniczych i kapitalistycz
nych rycerzy zysku. Uczcili oni nową erę w ten sposób, że powściągliwą dotychczas gra bież dóbr państwowych jęli praktykować na olbrzymią skalę. Dobra te rozdarowywano,
sprzedawano za bezcen lub też w drodze zwyczajnego przywłaszczania sobie włączano do majątków prywatnych. (...) Dobra państwowe w tak oszukańczy sposób zawłaszczone
oraz grabież dóbr kościelnych (...) tworzą podwaliny dzisiejszych książęcych domen oligarchii angielskiej (860).
Na tej podstawie uformowało się nowe i potężniejsze przymierze klasowe. „W dodatku nowa arystokracja ziemska była naturalną sojuszniczką nowej bankokracji, dopiero
co powstałej wielkiej finansjery, oraz właścicieli wielkich manufaktur opierających
się podówczas na cłach ochronnych" Innymi słowy, mamy do czynienia z formacją burżuazji powstałej z ziemskich kapitalistów, kapitalistów handlowych, kapitalistów
finansowych i kapitalistów przemysłowych w ramach jednego szerokiego sojuszu. Przeciągają aparat państwowy na swoją stronę, tak żeby służył ich zbiorowej woli.
W rezultacie „samo ustawodawstwo staje się teraz narzędziem grabieży gruntów ludowych, chociaż wielcy dzierżawcy stosują przy tym swe drobne niezależne me
tody prywatne”. W ten sposób dokonywała się systematyczna grabież wspólnej własności, na której czele stoi wielki ruch na rzecz grodzenia dóbr wspólnych. Zawłaszczenie przemocą, któremu towarzyszy „przemiana pól ornych w pastwiska, zaczyna się
u schyłku wieku XV i trwa dalej w wieku XVI” (861). Mimochodem te okoliczno
ści doprowadzają do bujnego rozkwitu ważnej literatury przesiąkniętej nostalgią
za utraconym starym porządkiem. Oto świat Olivera Goldsmitha czy elegii Graya, lamentujących nad zniszczeniem rzekomej „Radosnej Anglii” Marks komentuje ten
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
349
drugi przykład, spektakularną wyprzedaż Highlands w Szkocji, w ramach której stop
niowo, aż do późnego XIX wieku, wywłaszczano zagrodników z ich ziem. Obpaża on hipokryzję księżnej Sutherland, która choć półprawnie wydalała ludzi z ich
ziem w Highlands, jednocześnie „podejmowała w Londynie z wielką pompą panią
Beecher Stowe, autorkę Chaty Wuja Toma, aby okazać swą sympatię dla sprawy wyzwolenia murzyńskich niewolników republiki amerykańskiej" (868). Marks podsumowując stwierdza: Grabież dóbr kościelnych, oszukańcza wyprzedaż dóbr państwowych, kradzież własności
gminnej, bezprawna i za pomocą brutalnego terroryzmu przeprowadzona przemiana własności feudalnej i klanowej w nowoczesną własność prywatną - oto sielankowe
metody pierwotnej akumulacji. One to zdobyły teren dla kapitalistycznego rolnictwa,
wcieliły ziemię do kapitału i zapewniły przemysłowi miejskiemu potrzebną mu podaż pozbawionego wszelkich praw proletariatu (871-872).
W części trzeciej rozdziału dwudziestego czwartego podjęta zostaje natomiast kwe stia tego, co zamierzają zrobić ci wszyscy, których wyrzucono z ich ziemi. Często nie
było dla nich żadnej formy zatrudnienia i z tego powodu, przynajmniej z punktu widzenia państwa, stawali się włóczęgami, żebrakami, złodziejami i bandytami. Aparat państwowy odpowiedział na to zjawisko w sposoby, które znane są nam
po dziś dzień: kryminalizacją i więzieniem, przedstawiając ich jako łotrów i kie
rując w ich stronę najskrajniejszą przemoc. „Tak oto groteskowo-terrorystyczne
ustawy batem, pręgierzem i torturą wdrażały wywłaszczony przemocą z ziemi, wypędzony z niej i obrócony we włóczęgów lud wiejski do dyscypliny wymaganej przez pracę najemną” Przemoc uspołeczniania robotników do dyscyplinarnego aparatu kapitału z początku jest przejrzysta. Jednak z biegiem czasu „ślepy przy
mus stosunków ekonomicznych utrwala panowanie kapitalisty nad robotnikiem" Jak zdaje się twierdzić Marks, gdy proletariat już się uformuje, ślepy przymus stosunków ekonomicznych wykonuje swoją pracę i jawna przemoc może roz
puścić się w tle, ponieważ ludzie zostali już uspołecznieni do swojej roli robot ników najemnych, nośników towaru siły roboczej. Jednakże „rozwijającej się
burżuazji" stale potrzeba „władzy państwowej” by regulować płace i zapobiegać
jakiejkolwiek zbiorowej organizacji robotników (vide działania obejmujące usta wodawstwo antyzwiązkowe oraz to, co podówczas nazywane było Ustawami
zrzeszeniowymi, zabraniającymi stowarzyszania się robotników czy nawet wspól
nych zgromadzeń) (876). Jak wskazał Marks, było to wsparcie o kluczowym znaczeniu
350
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
dla skonsolidowania się reżimu liberalnego (wspartego na prawach własności prywatnej). Już na samym początku burzy rewolucyjnej burżuazja francuska zdecydowała się ode brać robotnikom dopiero co przez nich zdobyte prawo stowarzyszania się. Dekretem
z 14 czerwca 1791 r. uznała ona wszelką koalicję robotniczą za „zamach na wolność i dek
larację praw człowieka" (880).
Burżuazyjna praworządność wykorzystana jest w ten bardzo specyficzny sposób,
by zahamować potencjalną zbiorową potęgę pracy. Część czwarta rozdziału dwudziestego czwartego zajmuje się genezą kapita listycznego dzierżawcy. Marks opowiada tu bardzo prostą historię o tym, w jaki
sposób zarządcy stali się wpierw dzierżawcami, a następnie dzierżawcami gruntów
rolnych, by następnie zacząć płacić rentę gruntową (w pieniądzu) właścicielom
ziemskim. Procesy monetyzacji i utowarowienia stanowiły podbudowę „rewolucji rolnej" odbywającej się w ramach stosunku do gruntów, która umożliwiła kapita
łowi zarządzanie ziemią na określone sposoby. Kapitał cyrkuluje poprzez grunty,
poprzez przyrodę, w dokładnie w ten sam sposób, w jaki cyrkuluje poprzez ciało pracownika jako kapitał zmienny. Wpływ tej rewolucji rolnej, jak mówi w części
piątej rozdziału dwudziestego czwartego, jest obosieczny. Uwalnia nie tylko dużą
ilość pracy, ale również środki utrzymania, które uprzednio były konsumowane
bezpośrednio w obrębie danego gruntu. Mówiąc w skrócie, poddaje utowarowie-
niu dostawy żywności. Rynek dóbr i towarów rośnie, po części dlatego, że mniej ludzi jest w stanie się samodzielnie utrzymać. Wynikiem tego jest ekspansja wymiany
rynkowej oraz wzrost rozmiaru rynku. W międzyczasie kapitał niszczył wiele zakła
dów rzemieślniczych i fachów związanych z gospodarstwami domowymi nie tylko w Indiach, ale również w Anglii. Poskutkowało to stworzeniem silniejszych i więk
szych rynków krajowych. Wzrost rynku wewnętrznego w Anglii począwszy od XVI wieku był w opinii Marksa ważnym składnikiem rozwoju kapitalizmu.
Prowadzi nas to wszystko do rozważenia, w części szóstej rozdziału dwudzie stego'czwartego, genezy przemysłowego kapitalisty, który przejmuje dominującą
rolę z rąk kapitału handlowego, kapitału lichwiarskiego, bankokracji (kapitału finansowego) czy kapitału ziemskiego. Jest to przejęcie od samego początku bar dzo ściśle związane z kolonializmem, handlem niewolnikami oraz wszystkim tym, co stało się podówczas w Afryce oraz Stanach Zjednoczonych. W okresie feudalizmu mieliśmy do czynienia z wieloma ograniczeniami na drodze do przekształcania
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
351
stale rosnącej ilości kapitału pieniężnego w kapitał przemysłowy. „Ustrój feudalny
na wsi i ustrój cechowy w mieście" utrudniały rozwój przemysłowy oparty na pracy
najemnej, jednak „zapory te padły wraz z rozpuszczeniem feudalnych orszaków, wywłaszczeniem i częściowym wypędzeniem ludu wiejskiego" Marks przewidująco
spostrzega, że Nowe manufaktury powstawały w eksportowych portach morskich lub na wsi, poza kon trolą starej organizacji miejskiej i jej konstytucji cechowej. Toteż w Anglii corporate towns prowadzą zaciętą walkę przeciw tym nowym szkółkom przemysłowym (891).
Kapitalizm przemysłowy rozwinął się w Anglii na tym, co dziś moglibyśmy nazwać
obszarami niezagospodarowanymi. Miasta korporacyjne w rodzaju Norwich czy Bristolu były wysoce zorganizowane i z politycznego punktu widzenia ich przejęcie czy złamanie władzy rządzących nimi cechów było zwyczajnie trudne.
Na wiejskich obszarach niezagospodarowanych nie występowały żadne mechani zmy regulacyjne, które mogłyby kogokolwiek zatrzymać - żadna miejska burżu-
azja, żadna organizacja cechowa. W ten sposób znaczna część procesu uprzemy słowienia zaszła w Anglii na terenach uprzednio wiejskich, jak choćby Manchester
(wszystkie miasta bawełniane były pierwotnie po prostu małymi wioskami). Podob nie też Leeds czy Brimingham zaczynały jako małe wioski handlowe. Różni się to od niektórych wzorców industrializacji, która zaszła w innych miejscach, chociaż
wciąż widzimy, że kapitał woli przenosić się na obszary niezagospodarowane,
gdy tylko nadarzy mu się ku temu okazja. Gdy w latach osiemdziesiątych XX wieku
w Wielkiej Brytanii pojawił się japoński przemysł motoryzacyjny, unikał wysoce uzwiązkowionych części kraju i przenosił się przede wszystkim do obszarów otwar tych na możliwości nowego rozwoju, gdzie firmy mogły rozpocząć od zera i zbu dować co tylko im się podobało (oczywiście z pomocą antyzwiązkowego rządu
Thatcher). W Stanach Zjednoczonych mieliśmy do czynienia z tą samą tenden cją. Znajdowanie obszarów, gdzie regulacje i organizacja związkowa nie wystę
pują, nieustannie stanowi istotny aspekt geograficznej i lokalizacyjnej dynamiki kapitalizmu.
Nie można w tym miejscu zignorować również roli systemu kolonialnego
i handlu niewolnikami, ponieważ to właśnie tymi środkami burżuazja zarówno obeszła, jak i wywróciła potęgi feudalne. Opinia, że niewolnicze plantacje Indii
Zachodnich we wczesnym XVIII wieku stanowiły pionierską fazę organizacji pracy
tego rodzaju na wielką skalę, którą dostrzec można ponownie później w systemach
352
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
fabrycznych Anglii, jest powszechna. Podobnie uważał Marks, stwierdzając, że „me tody te po części oparte są na najbardziej brutalnej przemocy, np. system kolo
nialny” (891). W celu wydobycia bogactwa ze skolonizowanej ludności stosowano
najróżniejsze taktyki. Na przykład „w latach 1769 i 1770 Anglicy sztucznie wywołali
w Indiach głód, skupując wszystek ryż i odmawiając sprzedaży inaczej niż po fan tastycznych cenach” (893). Jednak wszystkie te metody posługują się władzą państwową, skoncentrowaną i zorganizowaną przemocą społeczną, w tym celu, aby proces przemiany feudalnego sposobu produkcji w kapitalistyczny przy
śpieszyć sposobem cieplarnianym i skrócić fazy przejściowe. Przemoc jest akuszerką każdego starego społeczeństwa brzemiennego nowym. Przemoc sama jest potęgą eko
nomiczną (891-892).
Nie jesteśmy w stanie zrozumieć kluczowej roli państwa jako siły organizującej
oraz jako propagatora systemu kolonialnego bez uznania znaczenia zarówno dłu gu krajowego, jak i publicznego systemu kredytowego jako środków, z których po
mocą władza pieniądza może rozciągnąć kontrolę nad władzą państwa. Stopienie się ze sobą władzy pieniądza i władzy państwowej, począwszy od XVI wieku aż po
dziś dzień, zostało zasygnalizowane przez powstanie „nowoczesnego systemu podatkowego” oraz międzynarodowego systemu kredytowego (897). Zasiedlające
ten system „plemię bankokratów, finansistów, rentierów, maklerów, spekulantów i rekinów giełdowych" (896) zaczyna wówczas odgrywać kluczowe role w obszarze władzy. System kolonialny umożliwił, by „skarby, zagrabione poza Europą w drodze
rabunku, ujarzmienia i rzezi, wracały do kraju macierzystego i tu przeobrażały się w kapitał" (894), gdy jednocześnie „dług publiczny staje się jedną z najpotężniej
szych dźwigni akumulacji pierwotnej” (895). System kolonialny, długi państwowe, brzemię podatkowe, cła ochronne, wojny han dlowe itd., owe latorośle właściwego okresu manufaktur, wybujały potężnie w dzie
cięcym okresie wielkiego przemysłu. Narodziny wielkiego przemysłu upamiętniły się ihasowym, iście herodowym porywaniem dzieci (898).
Ta „rzeźnia" powstała z potrzeby znalezienia i uruchomienia dostatecznej siły robo czej w obszarach odległych od istniejących ówcześnie miasteczek Marks przytacza
w tym kontekście Johna Fieldena, stwierdzającego, że „drobne, zwinne paluszki były najbardziej poszukiwane. Weszło więc zaraz w zwyczaj ściąganie uczniów (!)
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
353
z różnych parafialnych domów pracy w Londynie, w Birmingham i gdzie się dało"
(900) oraz przewożenie ich na północ do rolniczego Lancashire. Marks kontynuuje
ten wywód, pisząc, że „przemysł bawełniany, wprowadzając w Anglii niewolę dzieci, stał się zarazem bodźcem do przekształcenia niewolnictwa w Stanach Zjednoczo nych, dotychczas mniej lub więcej patriarchalnego, w handlowy system wyzysku"
(901) , co dało impuls do handlu niewolnikami, stającego się w coraz większym stop
niu domeną Brytyjczyków. „Liverpool wyrósł na handlu niewolnikami, który był jego metodą pierwotnej akumulacji” (900).
Wiele wysiłku wymagało to, aby nastąpił poród „wiecznych praw naturalnych” kapitalistycznego sposobu produkcji,
aby dokonał się proces oddzielenia robotników od warunków pracy, aby na jednym biegunie społeczne środki produkcji i utrzymania przekształcić w kapitał, a na biegunie przeciwnym - masy ludowe w robotników najemnych, w wolnych „pracujących bieda
ków” ów sztuczny produkt dziejów nowożytnych (901).
Jeśli bowiem pieniądz „przychodzi na świat z krwawym piętnem na policzku" to,
jak podsumowuje Marks, „kapitał rodzi się ociekając krwią i brudem wszystkimi porami, od stóp do głowy" (902).
Procesy wywłaszczenia, jak twierdzi Marks w siódmej części rozdziału dwu dziestego czwartego, są równie przewlekłe, co brutalne i bolesne. Feudalizm nie poddał się bez walki. Nastąpił jednak moment, w którym „budzą się w łonie społe
czeństwa siły i namiętności, które czują się skute przez ten sposób produkcji" (903). Feudalizm zaś musi (...) ulec zniszczeniu i ulega zniszczeniu. Jego zniszczenie, przemiana indywidu alnych i rozproszonych środków produkcji w społecznie skoncentrowane, a zatem prze
miana karłowatej własności wielu w masową własność niewielu, czyli wywłaszczenie szerokich mas ludowych z ziemi, ze środków utrzymania i z narzędzi pracy, to strasz liwe i z trudem dokonane wywłaszczenie mas ludowych stanowi prehistorię kapitału
(903-904).
Ta prehistoria „obejmuje (...) szereg metod opartych na przemocy" (904), które
fundują system „najbezwzględniejszego wandalizmu" (904). Jednakże raz wpra wione w ruch procesy kapitalistycznego rozwoju zakładają własną odmienną logikę,
której ważnym składnikiem jest centralizacja.
354
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
Jeden kapitalista zabija wielu kapitalistów. Wraz z tą centralizacją, czyli wywłaszczaniem
wielu kapitalistów przez niewielu, rozwija się zrzeszona forma procesu pracy w coraz więk szej skali, świadome techniczne stosowanie nauki, planowa eksploatacja ziemi (904-905).
Powyższe procesy postępują szybko, wraz z formowaniem się rynku światowego,
nadającego „międzynarodowy charakter systemowi kapitalistycznemu” (905). Z tego
punktu wychodzi również rozrost buntu wciąż wzrastającej klasy robotniczej, szkolonej, jednoczonej i organizowanej przez sam
mechanizm kapitalistycznego procesu produkcji. Monopol kapitału staje się hamulcem tego sposobu produkcji, który rozwinął się wraz z nim i dzięki niemu. Centralizacja środków produkcji i uspołecznienie pracy dochodzą do punktu, gdy już się nie mieszczą
w swej kapitalistycznej skorupie. Skorupa ta zostaje rozsadzona. Wybija godzina kapita
listycznej własności prywatnej. Wywłaszczyciele zostają wywłaszczeni (905).
Istnieje, mimo wszystko, duża różnica między „wywłaszczeniem wielkiej rzeszy ludzi" przez kilku przywłaszczycieli a wywłaszczeniem kilku przywłaszczycieli przez wielką
rzeszę ludzi.
To wezwanie na barykady rewolucji przepełnione jest retoryką Manifestu partii komunistycznej, która ponownie przywołana rzutuje na politykę Kapitału. To poli tyczne i polemiczne stwierdzenie ukoronowuje olśniewającą pracę dogłębnej ana
lizy, napędzanej rewolucyjnym duchem. Prowadzi nas to do ostatniego, osobliwego rozdziału dwudziestego piątego,
który spuszcza powietrze z mesjanistycznej retoryki i tonu swojego poprzednika,
podsuwając serię refleksji dotyczących teorii kolonizacji. Co więcej, nie dotyczy on rzeczywistego doświadczenia kolonialnego i perspektyw dla rewolucyjnej walki
antykolonialnej (wywłaszczenia kolonialnych panów przez masy skolonizowanych
ludzi), ale teorii kolonizacji zakreślonych przez człowieka nazwiskiem Wakefield, którego trudno zaliczać do grona największych ekonomistów politycznych wszech
czasów, a który napisał książkę o kolonizacji, siedząc w więzieniu Newgate, skazany'za próbę porwania młodej dziewczyny z bogatej rodziny. Odsiadując karę
w Newgate, Wakefield znalazł się towarzystwie więźniów, którzy mieli zostać prze
transportowani do Australii, a to z pewnością skłoniło go do przemyślenia roli Australii w ogólnym porządku rzeczy. Nie miał zbyt wielkiego pojęcia odnośnie do tego, co rzeczywiście się w niej działo, ale dostrzegł coś, co Marks uznał za nie
zwykle istotne, ponieważ stanowiło niszczące odparcie propozycji Adama Smitha.
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
35S
Wakefield dostrzegł po prostu, że możecie ze sobą zabrać do Australii cały kapi
tał na świecie - pieniądze, narzędzia pracy, wszelkiej maści surowce - jednakże nie mogąc znaleźć żadnych „wolnych" (w podwójnym sensie!) robotników, którzy
mogliby dla was pracować, nie możecie zostać kapitalistami. Mówiąc pokrótce, Wakefield „odkrył, że kapitał nie jest rzeczą, lecz zapośred-
niczonym przez rzeczy stosunkiem społecznym między osobami" (909). Znalezie
nie robotników w Australii byłoby trudne; w tamtych czasach posiadali oni łatwy
dostęp do ziemi, a w ten sposób mieli możliwość utrzymania się jako niezależni wytwórcy. Jedynym sposobem na zapewnienie sobie podaży pracy, a tym samym
zachowanie widoków na funkcjonowanie kapitalizmu, było wkroczenie państwa i ustanowienie ceny minimalnej za ziemię. Cena ta musiała być na tyle wysoka, by zapewnić, że każdy, kto przyjedzie do Australii, będzie zmuszony pracować jako
robotnik najemny aż do czasu, kiedy zaoszczędzi na tyle dużo pieniędzy, by móc zdobyć dostęp do ziemi. Wakefield uważał system regulacji własności gruntów
w Stanach Zjednoczonych (Homestead Act) za nazbyt otwarty i wolny, co miało w jego opinii ustanawiać zbyt wysoką cenę za pracę (co, jak widzieliśmy już wcze śniej, doprowadziło do szybszego stosowania innowacji oszczędzających pracę). Jak słusznie przewidział Wakefield, Stany Zjednoczone musiałyby zanurzyć się
w brutalnych taktykach z prehistorii kapitalizmu, jeśli ten miałby tam przetrwać. Walka między „wolną pracą" na pograniczu a rosnącą kontrolą nad polityką doty czącą ziemi przez interes korporacyjny (przede wszystkim kolej), jak również utrzy
mywanie ludności imigranckiej jako robotników najemnych w mieście stanowiły
kluczowy aspekt akumulacji. Marks pisał wyraźnie: Interesuje nas jedynie tajemnica, którą w Nowym Świecie odkryli i głośno proklamowali
ekonomiści Starego Świata: kapitalistyczny sposób produkcji i akumulacji, a więc też kapitalistyczna własność prywatna, wymaga unicestwienia prywatnej własności opartej
na własnej pracy, to znaczy wywłaszczenia robotnika (912).
Rząd powinien nadać dziewiczej ziemi cenę sztuczną, niezależną od prawa popytu i po
daży, cenę, która zmusi imigranta, żeby dłużej popracował jako najemnik, zanim zdoła
zarobić dość pieniędzy na kupno gruntu i stać się niezależnym chłopem (915-916).
Oto, jak mówi Marks, „wielka tajemnica” planów Wakefielda dotyczących koloni
zacji, odsłania ona jednak również wielką tajemnicę akumulacji pierwotnej. Plany te w istotny sposób wpłynęły na Parlament Brytyjski i oddziaływały na kolonialną
356
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
politykę dotyczącą własności ziemskiej. „Rząd angielski przez lata całe posługiwał
się tą przez pana Wakefielda specjalnie dla stosowania w koloniach przeznaczoną
metodą «akumulacji pierwotnej»” (917). Marks posłużył się tą teorią kolonialną, by odrzucić teorię źródłowej czy pier wotnej akumulacji autorstwa Adama Smitha. W tym rozdziale dzieje się jednak
coś jeszcze, co może mieć znaczenie dla całej argumentacji i struktury Kapitału. W posłowiu do drugiego wydania Marks podjął kwestię własnego stosunku do Hegla: „mistyfikującą stronę dialektyki heglowskiej krytykowałem już prawie przed 30 laty” (18). Niemal z pewnością odnosi się tutaj do swojego obszernego
Przyczynku do krytyki heglowskiejfilozofii prawa. Krytykę Marks rozpoczyna od 250. paragrafu heglowskiego wykładu. Jednakże zawartość poprzedzających ten punkt
paragrafów jest nieco zaskakująca. Bez żadnego uprzedniego ostrzeżenia czy teo
retyzowania Hegel wdaje się w dyskusję o wewnętrznych sprzecznościach kapi
talizmu. Zauważa, że „zależność i nędza przypisanej do tej pracy klasy” procesy prowadzące do upowszechnionego ubóstwa oraz stworzenia motłochu ubogich
jednocześnie skutkują tym, że „rośnie po jednej stronie nagromadzenie bogactw
(gdyż z tej podwójnej ogólności czerpie się bardzo duże zyski)"2. Język w tym
miejscu jest bardzo zbliżony do tego z rozdziału dwudziestego trzeciego Kapitału, gdzie Marks pisze o akumulacji bogactwa na jednym krańcu oraz akumulacji nędzy, trudu i degeneracji na drugim, zajmowanym przez klasę robotniczą. „Przejawia się
w tym ten fakt, że społeczeństwo obywatelskie przy całym nadmiarze bogactw
nie jest dość bogate, (...) aby zapobiec nadmiarowi ubóstwa i wytwarzaniu się
motłochu"3. Społeczeństwo obywatelskie zmuszone jest na skutek tej własnej dialektyki wyjść poza
siebie - przede wszystkim poza to oto określone społeczeństwo - aby na zewnątrz siebie, wśród innych narodów, niedorównujących mu, jeśli idzie o środki, które ma w nadmia
rze, czy w ogóle niedorównujących mu w dziedzinie przemysłu, szukać sobie konsu
mentów, a tym samym niezbędnych środków utrzymania4.
„Rozwinięte społeczeństwo obywatelskie” jest wobec tego zmuszone do działalności
kolonizacyjnej, która „z jednej strony zapewnia jednej części swej ludności powrót
2 G.W.F. Hegel, Zasadyfilozofii prawa, przeł. A. Landman, PWN, Warszawa 1969, s. 229. 3 Tamże, s. 230.
4 Tamże, s. 231.
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
357
w jakimś nowym terenie do zasady rodzinnej, a z drugiej strony stwarza przez to dla siebie samego tereny nowego zapotrzebowania i pole stosowania swej pracy”5.
To, co można określić mianem „własnej dialektyki" wytwarza coraz wyższy poziom społecznej nierówności. Co więcej, jak twierdzi Hegel w jednym ze swo
ich dodatków, „wobec przyrody nie może żaden człowiek zgłaszać swych praw; w takim stanie jednak jak społeczeństwo, każdy niedostatek przyjmuje od razu formę niesprawiedliwości wyrządzonej tej czy innej klasie"6. Ta własna dialektyka wsparta
na walce klasowej prowadzi społeczeństwo obywatelskie do poszukiwania ratunku w „obcej dialektyce” działań kolonialnych i imperialistycznych. Nie jest pewne,
czy Hegel uważał, że rozwiążą one ten problem. Marks z pewnością tak nie sądził. Problemów podniesionych w przedostatnim rozdziale Kapitału, w którym rozmyśla
się o wywłaszczeniu wywłaszczycieli jako ostatecznym rezultacie tej własnej dia lektyki, nie da się odprawić przez kolonialne praktyki, które zaledwie odtwarzają
społeczne stosunki kapitalizmu na szerszą skalę. Nie ma możliwości, by pojawiło się kolonialne rozwiązanie wewnętrznej sprzeczności klasowej kapitalizmu, podobnie
nie ma ostatecznego przestrzennego utrwalenia (spatial fix) tej sprzeczności. Dzi siejsza globalizacja jest po prostu, o czym przekonujemy się wciąż na nowo, tym
czasowym sposobem na doraźne „rozwiązanie" problemów poprzez rzutowanie ich na większy i szerszy obszar geograficzny.
5 Tamże, s. 232.
6 Tamże, s. 411.
Komentarz
Wiele z problemów ujawniających się z Marksowskiej perspektywy oglądu akumu
lacji pierwotnej domaga się komentarza. Przede wszystkim należy uznać i docenić innowacyjny i pionierski charakter tego stanowiska. Nikt przed Marksem nie badał
problemu w tak systematyczny i uporządkowany sposób. Jak to jednak często bywa
z innowacyjnymi podejściami, jest ono trochę przesadzone, a co więcej, prześliz guje się po powierzchni wielu problemów. Od czasów Marksa historycy oraz his
torycy gospodarczy przeprowadzili ogromną ilość badań dotyczących przejścia od feudalizmu do kapitalizmu. Można byłoby pewnie uzyskać konsensus doty
czący tego, że w niektórych punktach opowieść snuta przez Marksa jest częściowo
prawdziwa. Z pewnością w ramach tej historycznej geografii miało miejsce mnó stwo momentów i przypadków skrajnej przemocy, zaś rola systemu kolonialnego, w tym ewolucji kolonialnych polityk dotyczących ziemi, pracy oraz podatków,
jest tu niezaprzeczalna. Istniało jednak wiele przypadków względnie pokojowej
akumulacji pierwotnej. Ludność nie tyle była przymuszana do opuszczenia ziemi, co raczej zachęcana możliwościami zatrudnienia i perspektywami lepszego życia oferowanego przez urbanizację i uprzemysłowienie. Dobrowolne przemieszcza
nie się do miast z zatrważających i niepewnych warunków życia wiejskiego, moty wowane całkiem wysokimi miejskimi płacami, nie było niczym niezwyczajnym
(nawet jeśli pominąć procesy przymusowego wywłaszczenia z ziemi, do których Marks'się odwoływał i dla których istnieje wiele historycznych świadectw). Histo ria akumulacji pierwotnej jest zatem w szczegółach znacznie bardziej zniuanso-
wana i skomplikowana niż ta, którą opowiada nam Marks. Zignorował on również
niektóre bardzo istotne aspekty dynamiki akumulacji pierwotnej. Za niezwykle istotny uznaje się dziś na przykład wymiar płciowy tych przekształceń, gdyż aku mulacja pierwotna często pociągała za sobą radykalne pozbawienie praw kobiet,
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
359
zredukowanie ich do statusu własności czy dobytku, w ten sposób narzucając ponow nie patriarchálně stosunki społeczne. Marks naszkicował szeroki zarys rewolucji rolnej i przemysłowej, proletaryzacji, utowarowienia, monetyzacji, który były niezbędne dla zrodzenia się kapita
lizmu. Jego wykładnia tych procesów stała się punktem wyjścia wszystkich przy szłych debat i choćby z tego powodu stanowiła twórczą interwencję. Przypomina nam dramatycznie o źródłowej przemocy oraz zaciekłej walce, które doprowadziły do zaistnienia kapitalizmu - przemocy, której burżuazja stara się w dalszym ciągu zaprzeczyć i zapomnieć o niej, nawet jeśli żyjemy w otoczeniu naznaczonym jej
śladami po dziś dzień. W całym Kapitale, ale również w wielu innych pismach Marks stara się prze
nosić proces akumulacji pierwotnej do prehistorii kapitalizmu. Już po jej dokona
niu górę bierze „niemy przymus stosunków ekonomicznych" Marksowski projekt polityczny zawarty w Kapitale zawiera przestrogę przed tym, jak, często niepostrze żenie, ukrywając się za każdym rogiem za fetyszystycznymi maskami, oddziałuje ten
ślepy przymus. Pokazuje nam, jak już wcześniej sugerowałem, że nie ma nic bardziej
nierównego niż równe traktowanie nierównych. Odsłania sposób, w jaki równość zakładana w wymianie rynkowej rzeczy mami nas i skłania do wiary w równość osób. Odkrywa mechanizm, przy którego użyciu burżuazyjna doktryna praw własności prywatnej oraz stopy zysku sprawiają wrażenie, jakbyśmy wszyscy byli obdarzeni
prawami człowieka. Demaskuje to, w jaki sposób iluzja osobistej wolności powstaje w wyniku wolności rynkowych oraz wolnego handlu, a także to, jak i dlaczego dzia łamy w oparciu o tę iluzję czy nawet walczymy o nią na gruncie politycznym.
W moim mniemaniu poważny problem stwarza jednak idea, jakoby akumula cja pierwotna, raz wystąpiwszy i wypełniwszy się, przestała posiadać jakiekolwiek
realne znaczenie. W ostatnich latach liczni komentatorzy, w tym ja sam, wskazywali,
że musimy brać na poważnie ciągłość akumulacji pierwotnej w całej historycznej geografii kapitalizmu. Blisko sto lat temu problem ten stanowczo sformułowała już
Róża Luksemburg. Obstawała przy tym, że powinniśmy myśleć o kapitalizmie jako
czymś opartym na dwóch różnych formach wyzysku. Akumulacja kapitalistyczna ma tedy jako całość, jako konkretny proces historyczny, dwa różne aspekty. Z jednej strony dokonuje się ona w miejscu wytwarzania wartości dodat
kowej: w fabryce, w kopalni, majątku ziemskim i na rynku towarowym. Rozpatrywana tylko od tej strony jest akumulacja procesem czystko ekonomicznym, którego najważ
niejsza faza rozgrywa się między kapitalistą i robotnikiem najemnym. (...) Formalnie
360
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
panuje tu pokój, własność i równość, i trzeba było dopiero wnikliwej dialektyki analizy
naukowej, aby wykazać, jak w toku akumulacji prawo własności przekształca się w zaw
łaszczenie cudzej własności, wymiana towarowa - w eksploatację, równość - w pano wanie klasowe7.
Właśnie ten mechanizm doskonale ujawnia Marks w pierwszych sześciu działach Kapitału. Jednak, jak dodaje Luksemburg, Z drugiej strony akumulacja kapitału dokonuje się między kapitałem i niekapitalistycz-
nymi formami produkcji. Widownią tej drugiej strony procesu akumulacji kapitału jest arena światowa. Tu w akumulacji kapitału panują metody polityki kolonialnej, system pożyczek międzynarodowych, polityka sfer interesów, wojny. Tu otwarcie, bez żadnych
obsłonek, występuje przemoc, oszustwo, ucisk i grabież i z trudem tylko można w tym chaosie aktów przemocy politycznej i wzajemnej próby sił wykryć surowe prawa procesu ekonomicznego8.
Luksemburg utrzymuje, że między tymi dwoma systemami wyzysku i akumulacji występuje „organiczne powiązanie" Długa historia kapitalizmu koncentruje się
na tej dynamicznej relacji między nieustanną akumulacją pierwotną z jednej strony,
a dynamiczną akumulacją odbywającą się poprzez system rozszerzonej reprodukcji opisanej w Kapitale z drugiej. Marks nie miał zatem racji, jak twierdzi Luksemburg,
gdy zawężał akumulację pierwotną do jakiegoś przedpotopowego momentu, swego
rodzaju prehistorii kapitalizmu. Kapitalizm dawno temu przestałby istnieć, gdyby
nie był zaangażowany w nowe rundy akumulacji pierwotnej, zwłaszcza poprzez przemoc imperializmu.
Intuicyjnie rzecz biorąc, istnieje wystarczająco dużo powodów, by uznać,
że co do zasady Luksemburg miała rację, nawet jeśli nie trzeba podążać z nią całą
drogą do specyficznych wniosków, które przy tej okazji wyprowadziła. Przede wszyst
kim określone procesy akumulacji pierwotnej, które opisuje Marks - wywłaszczenie ludności wiejskiej i chłopskiej; wykorzystanie władzy państwowej, by rozdyspo
nować zasoby pośród klasy kapitalistycznej; międzynarodowy system finansowy i kredytowy; nie mówiąc już o rozkwicie krajowych długów czy wręcz podejrzanej
7 R. Luksemburg, Akumulacja kapitału, przeł. J. Maliniak, Z. Kluza-Wolosiewicz, J. Nowacki, Książka i Prasa, Warszawa 2011, s. 554. 8 Tamże.
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
361
kontynuacji niewolnictwa poprzez handel ludźmi (w szczególności kobietami) wszystkie te zjawiska wciąż nam towarzyszą, a w niektórych przypadkach wydają się nie schodzić w cień, ale, jak w kontekście systemu kredytowego, grodzeń dóbr
wspólnych czy prywatyzacji, stają się jeszcze bardziej widoczne. Ciągłość staje się jeszcze bardziej dobitna, gdy przesuniemy nasze spojrzenie z „klasycznego” przypadku Anglii na historyczną geografię kapitalizmu na świato
wym etapie rozwoju. Luksemburg przywołuje tak zwane wojny opiumowe prze ciwko Chinom jako przykład procesów, które ma na myśli. Indie stanowiły jeden
z największych zagranicznych rynków zbytu dóbr brytyjskich, lecz Hindusi byli w stanie zapłacić za te dobra jedynie częściowo, dostarczając Anglii surowców (na co również wskazywał Marks w Kapitale). Tego było jednak za mało. W związku z tym zaczęto sprzedawać coraz większe ilości hinduskiego opium w Chinach, w zamian
za srebro, które mogło być wykorzystane do zapłaty za brytyjskie towary. Gdy Chiń czycy chcieli kontrolować handel zagraniczny w ogólności, a w szczególności handel opium, brytyjska flota przepłynęła przez Jangcy i zniszczyła w krótkiej potyczce całą
flotę chińską, wymuszając otwarcie portów traktatowych. Jak sugeruje Luksemburg,
jedynie poprzez tego rodzaju imperialistyczne zabiegi można było zabezpieczyć długofalową akumulację i realizację kapitału. Według tez Luksemburg ciągłość
akumulacji pierwotnej ma miejsce przede wszystkim na peryferiach, na obszarach
znajdujących się poza regionami zdominowanymi przez kapitalistyczny sposób produkcji. W tym wszystkim praktyki kolonialne i imperialistyczne odegrały klu
czową rolę. Jednak gdy zbliżamy się do współczesności, rola peryferii ulega zmianie
(szczególnie wraz z dekolonizacją), a praktyki akumulacji pierwotnej nie tylko zmie
niają się i pomnażają swoje formy, ale również stają się bardziej istotne w regionach
rdzenia kapitalistycznej dominacji. Weźmy na przykład współczesne Chiny. W toku rozwoju w czasach Mao miały one minimalny kontakt ze światem zewnętrznym. W1978 roku Deng Xiaoping
zainaugurował proces otwierania Chin na świat oraz rewolucjonizowania chińskiej
gospodarki. Reformy rolnictwa nie tylko wytworzyły równoważnik rewolucji agrar nej w produkcji, ale też uwolniły olbrzymie ilości siły roboczej, jak również produk
tu dodatkowego, wykorzeniając ludzi z ziemi. Nie ma wątpliwości, że proces równo ważny z tym, co Marks określił mianem akumulacji pierwotnej, zachodził w Chinach
przez ostatnie trzydzieści lat. Prawdopodobnie Luksemburg, przyglądając się temu procesowi, stwierdziłaby, że w takim stopniu, w jakim otwarcie Chin pomogło w sta
bilizowaniu globalnego kapitalizmu w ostatnich czasach, ta nowa runda akumula cji pierwotnej ma fundamentalne znaczenie dla przetrwania kapitalizmu. W tym
362
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
przypadku jednak wydarzenia nie były napędzane przez obce imperialistyczne praktyki, ale przez samo chińskie państwo oraz rządzącą nim Komunistyczną Partię Chin, obierającą quasi-kapitalistyczną drogę do pomnażania narodowego bogac
twa. Pociągnęło to za sobą stworzenie licznych szeregów miejskiego nisko opłaca nego proletariatu, pierwotnie kontrolowane wkroczenie kapitału zagranicznego do wybranych regionów i miast w celu zatrudniania tego proletariatu, oraz rozwój
sieci globalnych stosunków handlowych mających za zadanie sprzedaż i realiza cję wartości towarów, nawet w czasie, gdy wewnętrzny rynek zaczął się żywiołowo rozwijać. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na rolę, jaką w Chinach odegrały tereny niezagospodarowane. Shenzhen po 1980 roku przeszło, podobnie jak wcze
śniej Manchester, drogę od małej mieściny do potężnego centrum przemysło
wego. Wzorzec rozwojowy nie jest tu odmienny od tego opisanego przez Marksa, za wyjątkiem tego, że poziom źródłowej przemocy został przytłumiony (niektó
rzy stwierdziliby, że został skutecznie ukryty) oraz że władza państwa i partii była
w jego trakcie kluczowa. W świetle tego przykładu oraz kluczowej roli, jaką Chiny odegrały w nieustającej ekspansji systemu kapitalistycznego oddanego „akumulacji
dla samej akumulacji, produkcji dla produkcji" trudno uniknąć wyprowadzenia następujących wniosków: a) na gruncie dynamiki współczesnego kapitalizmu coś przypominającego akumulację pierwotną żyje i ma się dobrze; oraz b) jej trwałe
istnienie może stanowić fundament przetrwania kapitalizmu.
Takie wnioski mają zastosowanie niemal wszędzie. Przemoc wydobycia zaso bów naturalnych (w szczególności w całej Afryce) nie ustaje, podobnie jak wywła
szczenia ludności chłopskiej w Ameryce Łacińskiej oraz w Południowej i Wschod
niej Azji. Nic z tego nie zaniknęło, a w niektórych przypadkach wręcz się nasiliło, skutkując zaciekłymi konfliktami wokół, na przykład wypędzeń ludności chłopskiej
z jej ziemi w Indiach w celu stworzenia miejsca pod „specjalne strefy ekonomiczne" na terenach niezagospodarowanych, gdzie przemysł może urządzić swoją działal ność na uprzywilejowanym obszarze. Masakra ludności chłopskiej opierającej się
wypędzeniom w Nandigram w Zachodnim Bengalu, mająca na celu uwolnienie miejsca pod rozwój przemysłu, jest „klasycznym" przykładem akumulacji pierwot
nej, którego z trudem szukać w siedemnastowiecznej Anglii. Co więcej, gdy Marks wskazuje na dług publiczny oraz narodziny systemu kredytowego jako żywotne
aspekty historii akumulacji pierwotnej, mówi o czymś, co od tamtej pory nadmier
nie się rozrosło i działa jako swego rodzaju ośrodkowy układ nerwowy regulujący przepływy kapitału. Grabieżcza taktyka Wall Street i instytucji finansowych (firm ofe rujących karty kredytowe) jest wskaźnikiem akumulacji pierwotnej. W ten sposób
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
363
żadna z praktyk rozpoznanych przez Marksa nie odeszła w przeszłość, a w niektórych
przypadkach mamy do czynienia z ich niewyobrażalnym w jego czasach rozkwjtem. Jednakże w naszych własnych czasach techniki wzbogacające klasy panujące
i pogarszające standard życia robotników poprzez procesy przypominające akumu lację pierwotną rozpleniły się. Weźmy choćby przykład United Airlines, które ogłosiły bankructwo, by uzyskać zgodę sądu na pozbycie się wszystkich zobowiązań emery talnych względem własnych pracowników i dalej funkcjonować jako rentowny biz nes. Nagle wszyscy pracownicy United Airlines zostali pozbawieni emerytur i stali się
zależni od państwowego ubezpieczenia wypłacanego na znacznie niższym poziomie.
Emerytowani pracownicy tej linii lotniczej zostali zmuszeni do zasilenia szeregów proletariatu. Jeden z byłych pracowników United Airlines powiedział w wywiadzie:
„Cóż, wiecie, mam sześćdziesiąt siedem lat i myślałem, że udam się na szczęśliwą
emeryturę wynoszącą osiemdziesiąt tysięcy dolarów rocznie, ale teraz będę żył za trzydzieści pięć tysięcy. W związku z tym muszę poszukać sobie pracy, by prze
trwać’! Istotne w tym kontekście pytanie brzmi: gdzie podział się ekwiwalent tych pieniędzy? Prawdopodobnie to nie przypadek, że w czasie gdy wielu pracujących
zostawało pozbawionych swoich emerytur, opieki zdrowotnej oraz innych świad czeń socjalnych w całych Stanach Zjednoczonych, stopa wynagrodzeń kierownictwa na Wall Street czy ogólnie pośród CEO poszybowała pod niebiosa.
Inny przykład stanowi fala prywatyzacji, która przetoczyła się przez świat
kapitalistyczny począwszy od wczesnych lat siedemdziesiątych XX wieku. Prywa tyzacja wody, edukacji, opieki zdrowotnej w wielu krajach uprzednio świadczą
cych te usługi w ramach zapewniania dóbr publicznych dramatycznie odmieniła sposób funkcjonowania kapitalizmu (choćby tworząc wszelkiego rodzaju nowe
rynki). Prywatyzacja przedsiębiorstw państwowych (niemal zawsze za cenę, która pozwalała kapitalistom na osiąganie potężnych zysków w bardzo krótkim okresie)
podważyła publiczną kontrolę nad wzrostem oraz decyzjami dotyczącymi inwesty
cji. Stało się to szczególną formą grodzenia dóbr wspólnych, w wielu przypadkach zawiadywanego przez państwo (jak miało to miejsce we wcześniejszej rundzie aku mulacji pierwotnej). W wyniku tego doszło do odebrania zasobów i praw zwykłym
ludziom. Równolegle do tego procesu zachodziła pokaźna koncentracja bogactwa
na drugim krańcu skali. Zarówno w The New Imperialism9, jak i w Neoliberalizmie dowodziłem, że to
właśnie na skutek tego rodzaju procesów zachodzi dziś coraz większa konsolidacja 9 D. Harvey, The New Imperialism, Oxford University Press, Oxford 2003.
364
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
władzy klasowej. Ponieważ nieco dziwne wydaje się nazywanie ich pierwotną
czy źródłową akumulacją, wolę nazywać je akumulacją przez wywłaszczenie. Twierdziłem, że choć część tych procesów dokonywała się w latach pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych XX wieku, szczególnie w ramach taktyk kolonializmu i imperiali
zmu oraz drapieżnej grabieży zasobów naturalnych, to akumulacja przez wywłaszcze nie nie była zbyt intensywna w regionach rdzenia kapitalizmu, szczególnie w tych
o silnych socjaldemokratycznych aparatach państwowych. Wszystko to odmieniła
neoliberalizacja, zapoczątkowana w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku. Aku mulacja przez wywłaszczenie zaczęła pojawiać się coraz częściej w centralnych
regionach kapitalizmu, tak jak rozszerzała się i pogłębiała w całym globalnym systemie. Nie powinniśmy traktować akumulacji pierwotnej (jak ta zaobserwo wana w przypadku Chin) czy akumulacji przez wywłaszczenie (jaka miała miejsce
w ramach fali prywatyzacji w regionach centralnych) jako zjawisk dotyczących po prostu prehistorii kapitalizmu. Trwają one, a ostatnio stały się coraz istotniej
szym składnikiem metody, jaką globalny kapitalizm posługuje się w celu skonsoli
dowania władzy klasowej. Mogą one objąć sobą wszystko - od pozbawiania praw dostępu do ziemi i środków utrzymania po ograniczenie praw (na przykład do eme
rytur, edukacji czy służby zdrowia) z trudem wywalczonych w przeszłości dzięki
zaciekłej walce klasowej ruchów robotniczych. Chico Mendes, zbieracz kauczuku
z Amazonii, został zamordowany za stawanie w obronie swojego sposobu życia przeciwko ranczerom, producentom soi oraz drwalom, którzy chcieli eksploato
wać ziemię. Chłopi z Nadigram zostali zabici, gdy opierali się przejęciu ich ziemi
dla celów kapitalistycznego rozwoju. Ruch Robotników Rolnych bez Ziemi (MST) czy zapatyści walczyli w obronie swojego prawa do autonomii oraz samostanowienia
w środowiskach bogatych w zasoby, których kapitał albo pożądał, albo odgrodził. W tym kontekście pomyślcie, w jaki sposób świeżo stworzone prywatne fundusze
kapitałowe w Stanach Zjednoczonych przekształcały spółki publiczne w prywatne, pozbawiając je majątku i zwalniając tylu pracowników, ile tylko mogły, zanim nie
wyprowadziły tych zrestrukturyzowanych spółek z powrotem na rynek i nie sprze
dały z ogromnym zyskiem (dzięki czemu kierownicy funduszy kapitałowych otrzy
mywali astronomiczne premie). Możemy przytoczyć niezliczone przykłady walk skierowanych przeciwko
tym zróżnicowanym postaciom akumulacji przez wywłaszczenie. Walki z biopi-
ractwem czy próbami patentowania materiału i kodu genetycznego, walki prze ciwko wykorzystaniu prawa do wywłaszczenia, by utorować drogę kapitalistycz nym deweloperom, przeciwko gentryfikacji i wytwarzaniu bezdomności w Nowym
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
36S
Jorku czy Londynie, przeciwko grabieżczym sposobom, z pomocą których system
kredytowy wymusza na rodzinach rolników opuszczanie ziemi i zrobienie miejsca dla rolniczych korporacji w Stanach Zjednoczonych... Przykłady można mnożyć. Istnieje szeroki wachlarz praktyk, dzięki którym akumulacja przez wywłaszczenie wciąż zachodzi w sposób, który przynajmniej na powierzchni nie ma nic bezpo średnio wspólnego z ukierunkowanym na wytwarzanie wartości dodatkowej wyzy
skiem siły roboczej w miejscu pracy, o którym pisał Marks w Kapitale.
A jednak istnieją elementy wspólne, jak również komplementarne, tych dwóch procesów, na co, jak sądzę poprawnie, wskazała Róża Luksemburg, podkreślając ich „organiczną relację'! Wydobywanie wartości dodatkowej jest mimo wszystko
specyficzną formą akumulacji przez wywłaszczenie, ponieważ jest to nic innego, jak tylko alienacja, przywłaszczenie i wywłaszczenie robotniczej zdolności do wyt
warzania wartości w procesie pracy. Co więcej, w celu podtrzymania procesu roz szerzania się tej formy akumulacji należy znaleźć sposoby uruchomienia utajo
nego przeludnienia pod postacią robotników oraz udostępnienia większej ilości gruntów i zasobów mających stanowić środki produkcji dla kapitalistycznego
rozwoju. Tworzenie „specjalnych stref ekonomicznych" jak w przypadkach Chin czy Indii, poprzez wypędzanie chłopskich wytwórców z ich ziemi, stanowi nie
zbędny etap prekursorski dla ciągłości kapitalistycznego rozwoju - podobnie jak oczyszczenie tak zwanych slumsów z ich miejskich mieszkańców jest czymś nie zbędnym dla kapitalistycznych deweloperów w celu rozszerzania ich miejskich
działań. Przechwytywanie gruntów przez państwo drogą wywłaszczenia czy jego
prawnego odpowiednika było w ostatnich czasach praktyką wręcz nagminną. Dewe loperzy i przemysł budowlany w Seulu w latach dziewięćdziesiątych XX wieku byli
tak spragnieni dostępu do miejskich gruntów, że wyruszyli, by wywłaszczyć lud ność, która przesiedliła się do miasta w latach pięćdziesiątych XX wieku, z tere
nów, do których nie miała tytułów własności, choć zbudowała na nich swoje domy. Firmy budowlane wynajęły grupy plugawych czyścicieli, by nawiedzali dzielnice
i wielkimi młotami rozbijali ludziom domy na kawałeczki, podobnie postępując z ich własnością. Przez lata dziewięćdziesiąte XX wieku można było przechadzać się po całkowicie zniszczonych dzielnicach Seulu, poznaczonych wyspami intensyw
nego ludowego oporu.
Choć Marks miał tendencję do postrzegania reprodukcji rozszerzonej jako wła ściwego mechanizmu, za pomocą którego wytwarzana i akumulowana jest wartość dodatkowa, proces ten nie może trwać bez uprzedniego rozpoznania niezbędno
ści warunków wywłaszczenia, które na własnych zasadach również redystrybuuje
366
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
zasoby bezpośrednio w ręce klasy kapitalistycznej. Utrzymuję zatem za Luksem burg, że nie można zignorować akumulacji przez wywłaszczenie. Zakładam bowiem,
że pozbawianie ludzi praw do emerytur, praw do dóbr wspólnych, praw do zabezpie czenia socjalnego (na przykład zasobów wspólnej własności służących całej popu
lacji Stanów Zjednoczonych), postępujące utowarowienie edukacji, nie mówiąc już o wypędzaniu z ziemi czy niszczeniu środowiska - wszystko to jest istotne dla spo sobu, w jaki rozumiemy złożoną dynamikę kapitalizmu. Co więcej, przekształcanie
zasobów wspólnej własności, w rodzaju edukacji, w towary, transformacja uniwer sytetów w neoliberalne korporacyjne instytucje (potężnie oddziałująca na to, czego
i jak się w nich naucza), ma istotne ideologiczne i polityczne konsekwencje, stano wiąc jednocześnie znak i symbol kapitalistycznej dynamiki, która w swojej walce o rozszerzanie sfery tworzenia i czerpania zysków nie pozostawia za sobą kamienia na kamieniu.
W zarysowanej przez Marksa historii akumulacji pierwotnej mieliśmy do czy
nienia z wszelkiego rodzaju gwałtownymi walkami przeciwko wymuszonym ewikcjom czy wywłaszczeniom. W Anglii istniały szeroko zakrojone ruchy - choćby lewellerzy i diggerzy - które stawiły tym procesom zmasowany opór. Można śmiało powiedzieć, że w XVII i XVIII wieku pierwotnymi formami walki klasowej nie był
opór wobec wyzysku w miejscu pracy, ale raczej opór przeciwko wywłaszczeniom. Stawia to przed nami pytanie o to, jakie formy walki klasowej tworzą lub będą
tworzyć rewolucyjny ruch przeciwko kapitalizmowi w danym miejscu i czasie. W związku z tym, że globalny kapitalizm od lat siedemdziesiątych XX wieku nie
odnosił zbyt wielkich sukcesów na polu generowania wzrostu, dalsza konsolidacja władzy klasowej wymagała znacznie silniejszego zwrotu w stronę akumulacji przez wywłaszczenie. Najprawdopodobniej to właśnie napchało kiesy wyższych klas tak, że aż zaczęło się z nich przelewać. Odrodzenie się mechanizmów akumulacji przez wywłaszczenie odznaczyło się szczególnie w powiększającej się roli odgrywanej
przez system kredytowy oraz finansowe przywłaszczenia. Ich ostatnia fala skutko wała utratą domów przez kilka milionów ludzi w Stanach Zjednoczonych wskutek
egzekucji komorniczych. Znaczna część tych strat majątków zaszła w biedniejszych
dzielnicach. Szczególne konsekwencje dotknęły zaś kobiety i ludność afroamerykańską w starszych miastach w rodzaju Cleveland czy Baltimore. W międzyczasie
bankierzy inwestycyjni z Wall Street, którzy wzbogacili się niewiarygodnie w błogich
latach sprawnego funkcjonowania tego biznesu, otrzymali jeszcze większe premie, gdy stracili pracę wskutek trudności finansowych. Negatywne konsekwencje utraty domów przez miliony ludzi oraz ogromne zyski osiągnięte na Wall Street wydają
Rozdział XI Tajemnica akumulacji pierwotnej
367
się bardzo wyrazistym współczesnym przykładem grabieży i zalegalizowanego
rabunku typowego dla akumulacji przez wywłaszczenie. Sądzę, że polityczne walki wymierzone przeciwko akumulacji przez wywłaszcze
nie są tak samo istotne, jak bardziej tradycyjne ruchy proletariackie. Te ostatnie, jak
również powiązane z nimi partie, mają jednak tendencję do lekceważenia walk z wywłaszczeniami, często traktując je jako coś drugorzędnego czy nieszczególnie proletariackiego w swojej treści. Sądzą tak, gdyż walki te skupiają się na konsumpcji,
środowisku czy wartości aktywów i temu podobnych. Z drugiej strony uczestnicy i uczestniczki Światowego Forum Społecznego wydają się bardziej zaprzątnięci
opieraniem się akumulacji przez wywłaszczenie i bardzo często zajmują wzglę dem klasowej polityki ruchów robotniczych antagonistyczne stanowisko, opiera jąc się na przekonaniu, że tego rodzaju ruchy nie traktują poważnie ich własnych problemów. W Brazylii Ruch Robotników Rolnych bez Ziemi (MST), organizacja
polityczna skupiona przede wszystkim na walce z akumulacją przez wywłaszczenie,
ma napięte stosunki z miejską Partią Pracujących (PT), prowadzoną niegdyś przez Lulę i posługującą się ideologią bardziej skoncentrowaną na robotnikach. Pytanie o bliższy sojusz między tymi dwoma jest zatem warte rozważenia, zarówno w sferze
praktycznej, jak i teoretycznej. Jeśli, jak uważam, Luksemburg ma rację, mówiąc o organicznej relacji miedzy tymi dwoma formami akumulacji, wówczas powinni śmy być przygotowani, by wyobrazić sobie organiczną relację między tymi dwiema
formami oporu. Siła opozycyjna stworzona przez „wywłaszczonych" bez względu na to, czy są wywłaszczeni w procesie pracy, czy wywłaszczeni ze środków utrzy
mania, zasobów bądź praw, będzie wymagać ponownego wyobrażenia sobie kolek
tywnej polityki w ramach odmiennych niż do tej pory podziałów. Myślę, że Marks
się mylił, odsyłając te formy walki do prehistorii kapitalizmu. Gramsci z pewnością zrozumiał istotność budowania sojuszy klasowych na przecięciu tych dwóch róż
nych obszarów, podobnie robił też Mao. Idea, że polityka akumulacji pierwotnej,
a w rozszerzeniu również akumulacji przez wywłaszczenie, przynależy wyłącznie
do prehistorii kapitalizmu, jest z pewnością błędna. Oczywiście będziecie musieli jednak rozważyć tę kwestię na własną rękę.
Refleksje i przewidywania
Gdy już dotrzecie do końca tomu I Kapitału, dobrym pomysłem będzie powrót do samego początku i przeczytanie raz jeszcze rozdziału pierwszego. Niemal z pew
nością spostrzeżecie, że czytacie go teraz w zupełnie innym świede. Nie powinni
ście już w tym momencie mieć większych problemów ze śledzeniem zawartej tam argumentacji. Kiedy po raz pierwszy wróciłem do tego rozdziału, również wydał mi się znacznie bardziej interesujący, a nawet zabawny. Pozbawiony napięcia
związanego z niepewnością odnośnie do tego, czy kiedykolwiek uda mi się dotrzeć do końca pokaźnego tomiska, odprężyłem się wówczas i zacząłem się cieszyć tym,
co Bertell Ollman nazywa „tańcem dialektyki" oraz wszystkimi niuansami (łącznie
z przypisami, pobocznymi uwagami czy odniesieniami do literatury), które prze oczyłem za pierwszym razem. Całkiem użyteczne byłoby również prześlizgnięcie się raz jeszcze po całym tekście w sposób schematyczny. Pozwoli wam to na utrwale
nie sobie pewnych tematycznie zogniskowanych sposobów rozumowania. Kiedy określałem tematy prac zaliczeniowych z kursu Kapitału, brałem czasami pojedyn
cze pojęcie i prosiłem studentów, by skomentowali sposób, w jaki przeplata się
ono w tkaninie, z której utkana jest cała książka. Pytałem zatem na przykład, ile razy napotykacie pojęcie fetyszyzmu? Towary i pieniądz to oczywiste przypadki.
Ale dlaczego kapitaliści fetyszyzują maszyny oraz jak to się dzieje, że te wszystkie siły właściwe pracy (kooperacja, podział pracy czy moce i zdolności umysłowe) tak często jawią się jako czyste potęgi kapitału? (Oraz czy słowo „jawić się" zawsze sygnalizuje moment fetyszystyczny?). Mamy tu całą masę tematów, które można
śledzić w tę i z powrotem, jak choćby alienacja (rozmyślając nad tym pojęciem,
spróbujcie zacząć od końca tekstu, od akumulacji pierwotnej, i pracować z nim w drugą stronę, do początkowych partii książki!), stosunki proces-rzecz, przenika
nie się (czy mieszanie się) logiki i historii oraz wiele podobnych.
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
372
W tym miejscu jednak chciałbym spojrzeć naprzód w kierunku argumentów,
które Marks poczynił w pozostałych tomach oraz w innych pismach, rozwijając logiczne konsekwencje wynikające z ramy ustanowionej w tomie I. Myślę, że jest to uczciwe postawienie sprawy, ponieważ, jak wskazywałem na początku, Marks
wyraźnie widział w dużej części swojej argumentacji w tomie I podstawy teo retyczne i pojęciowe, mające pozwolić na wkroczenie na znacznie szerszy teren.
Okazjonalne przywołania wszechobecnych sprzeczności kapitalizmu oraz moż
liwości kryzysów, które te sprzeczności przepowiadają, dostarczają nam wska zówek odnośnie do tego, w jakim kierunku planował z tym wszystkim zmierzać.
W oparciu o to można również uzyskać polityczne przeczucie tego, jak prawdopo
dobnie wyglądałaby kapitalistyczna polityka klasowa oraz jakie są przypuszczalne kluczowe obszary walki politycznej. Tom I Kapitału bada proces cyrkulacji kapitału, który wygląda w następujący sposób:
SR
...Pr ...T-P + AP
P-T
ŚP
Punktem wyjścia są pieniądze. Wyposażeni w nie kapitaliści wyruszają na rynek w celu zakupu dwóch rodzajów towarów: siły roboczej (kapitału zmiennego) oraz środków
produkcji (kapitału stałego). Jednocześnie kapitaliści wybierają organizacyjną formę
i technologię, a następnie przechodzą do wiązania ze sobą siły roboczej i środków produkcji w procesie pracy, wytwarzając towar, który następnie sprzedawany jest
na rynku za początkowe wyłożone na niego pieniądze plus zysk (wartość dodat
kowa). Pobudzany do posuwania się naprzód przez przymusowe prawa konkurencji kapitalista jawi się (a używam w tym miejscu tego słowa w znaczeniu Marksowskim) jako zmuszony do wykorzystania części wartości dodatkowej do tworzenia jeszcze
większej ilości wartości dodatkowej. Akumulacja dla akumulacji i produkcja dla pro
dukcji stają się historyczną misją burżuazji, wytwarzającej skumulowane wskaźniki wzrostu na wieczność, chyba że kapitał napotka ograniczenia lub niedającą się poko nać granicę. Gdy to się dzieje, kapitał mierzy się z kryzysami akumulacji (określa
nymi po prostu jako brak wzrostu). Historyczna geografia kapitalizmu poprzetykana jest takimi kryzysami, czasami mającymi charakter lokalny, a czasami systemowy
(jak te z lat 1848,1929, 2008). Fakt, że kapitalizm przetrwał po dziś dzień, sugeruje,
Refleksje i przewidywania
373
że płynność i elastyczność akumulacji kapitału - cechy, które Marks nieustannie podkreślał - pozwoliły mu na ominięcie granic. Uważne przyjrzenie się przepływowi kapitału pozwoli nam rozpoznać kilka
potencjalnych blokad, które mogą stać się źródłami poważnych zakłóceń i kryzysów.
Prześledźmy je zatem po kolei.
1. Skqd początkowo blorą »lą pieniądz«? Oto pytanie, na które odpowiedzi dostarczyć ma przede wszystkim Marksowska
wykładnia akumulacji pierwotnej. Akumulacja pierwotna przywoływana jest w kilku miejscach w tekście, również w dziale ósmym, w którym Marks bezpośred
nio zajmuje się jej pochodzeniem. Jednak im więcej wytworzonej wczoraj war tości dodatkowej zostaje przekształcone w świeży kapitał, tym więcej pieniędzy
inwestowanych dzisiaj pochodzi z wczorajszej nadwyżki. Nie wyklucza to możli wości dodatkowego przyrostu pieniędzy z kontynuowania akumulacji pierwotnej
czy tego, co wołałbym nazywać w jej bardziej współczesnym kontekście mianem
„akumulacji przez wywłaszczenie". Jeśli byłoby tak, że wyłącznie wczorajsza aku mulacja mogłaby być wykorzystana na dzisiejszą ekspansję, wówczas z pewnością
z czasem widzielibyśmy stopniowo rosnącą koncentrację kapitału pieniężnego
w pojedynczych rękach. Jednak, jak wskazuje Marks, istnieją również metody cen
tralizacji kapitału z pomocą systemu kredytowego, umożliwiającego szybkie sku
pienie dużych ilości potęgi pieniężnej. W przypadku spółek giełdowych i innych korporacyjnych form organizacyjnych gromadzone są niezwykłe ilości pieniądza znajdującego się pod kontrolą nielicznych dyrektorów i menedżerów. Przejęcia
i fuzje od dawna stanowiły poważny interes, a działalność tego rodzaju może otwie rać nowe rundy akumulacji przez wywłaszczenie (wyprzedaż aktywów firm zwal niających pracowników praktykowana przez prywatne fundusze kapitałowe).
Co więcej, istnieją wszelkiego rodzaju sztuczki, z pomocą których wielki kapitał jest w stanie wyeliminować małych graczy (jak przewidująco zauważył Marks,
często wykorzystuje się jako pomoc w osiągnięciu tego celu państwowe regula cje). Wywłaszczenie małych przedsiębiorców (sklepów dzielnicowych czy farm
rodzinnych), by zrobić miejsce dla dużych przedsiębiorstw (sieci supermarketów
oraz korporacji rolniczych), często z pomocą mechanizmów kredytowych, jest praktykowane od wielu lat. W związku z tym pytanie o organizację, konfigurację
i zgromadzenie kapitału pieniężnego na inwestycje nigdy ostatecznie nie znika
374
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
z horyzontu. Zyskuje dodatkowe znaczenie ze względu na istniejące „bariery wej ścia” - skala poszczególnych aktywności, jak choćby budowa huty, torów kolejo
wych czy uruchomienie linii lotniczej, wymaga ogromnego początkowego nakładu kapitału pieniężnego, zanim w ogóle może rozpocząć się jakakolwiek produkcja.
Zupełnie niedawno umożliwiono prywatnym konsorcjom stowarzyszonych kapi
tałów, a nie państwu, podejmowanie ogromnych projektów infrastrukturalnych
w rodzaju tunelu pod kanałem La Manche, łączącego Wielka Brytanię z konty nentalną Europą. Jak odnotowuje Marks w rozdziale o maszynach, tego rodzaju
projekty infrastrukturalne stały się w coraz większym stopniu niezbędne, gdy kapi talistyczny sposób produkcji wszedł w swoją właściwą fazę. Procesy centralizacji
i decentralizacji kapitału określają obszar walki między różnymi frakcjami, a także między kapitałem i państwem (choćby o kwestię władzy monopolowej). Ogromna
centralizacja władzy pieniądza niesie ze sobą wiele konsekwencji dla dynamiki walki klasowej oraz dla trajektorii kapitalistycznego rozwoju. Poza tym obdarza wielu przedstawicieli uprzywilejowanej klasy kapitalistycznej (wzmacnianej wraz
z postępującą centralizacją) zdolnością do czekania, ponieważ zgromadzona przez nich władza pieniądza daje im kontrolę nad czasem, w sposób często niedostępny małym wytwórcom oraz robotnikom najemnym. Sprzeczność tkwi w samym fak
cie rosnącej władzy monopolu, która ogranicza moc regulowania działań (szcze gólnie innowacji) przez przymusowe prawa konkurencji, a to może prowadzić
do stagnacji.
2. Skqd bierze się siła robocza? Marks poświęca temu problemowi w tomie I sporo uwagi. Akumulacja pierwotna uwalnia siłę roboczą jako towar na rynek pracy, jednakże potem dodatkowa praca
wymagana do rozszerzania produkcji w ramach danej technologii pochodzi albo z wchłaniania płynnej rezerwy zwolnionej przez wcześniejsze rundy zmian techno logicznych, mających na celu oszczędzanie pracy, albo z mobilizacji osób znajdują cych się w skrajnej sytuacji czy tych wchodzących w skład utajonej rezerwowej armii.
Marks kilka razy nadmienia o możliwości mobilizowania do siły roboczej robotni ków rolnych czy chłopów z terenów wiejskich, jak również uprzednio wykluczonych kobiet i dzieci. Możliwość ta jest kluczowa dla podtrzymywania akumulacji kapitału.
Żeby mogło to mieć miejsce, trwać musi nieustanny proces proletaryzacji, co ozna
cza nieprzerwaną akumulację pierwotną prowadzoną tymi lub innymi środkami
Refleksje i przewidywania
375
w ramach historycznej geografii kapitalizmu. Jednakże rezerwy siły roboczej można również wytworzyć przez technologicznie wywołane bezrobocie. Nieustanną aku
mulacja wymaga, co pokazuje Marks, nieustannej nadwyżki siły roboczej. Ta rezer wowa armia pracy poprzedza proces akumulacji niczym fala powodowana rozcię
ciem tafli wody przez płynący statek. Dostępnej siły roboczej zawsze musi być pod
dostatkiem. Ma być ona nie tylko dostępna, ale również zdyscyplinowana i zaopa
trzona w inne niezbędne cechy, jak na przykład wykwalifikowanie i elastyczność, gdy tylko to konieczne.
Jeśli z jakiegoś powodu te warunki nie są spełnione, wówczas kapitał napo tyka poważne ograniczenia na drodze swojej nieustającej akumulacji. Albo cena
siły roboczej wzrasta, ponieważ wzrost ten nie zakłóca dynamiki akumulacji, albo
słabną zarówno apetyt na nieustanną akumulację, jak i zdolność do niej. Dotkliwe ograniczenia w podaży pracy, powstające na skutek albo warunków całkowitego niedostatku siły roboczej albo z powodu pojawienia się potężnych organizacji
robotniczych (jak związki zawodowe czy lewicowe partie polityczne), mogą wywo łać kryzysy akumulacji kapitału. Jedną z oczywistych odpowiedzi kapitału na tego
rodzaju ograniczenia jest zastrajkowanie poprzez odmowę reinwestycji. Sprowadza się to do rozmyślnego wytwarzania kryzysów akumulacji, tak by tworzyć bezrobocie wystarczające do zdyscyplinowania siły roboczej. Jest to jednak rozwiązanie kosz towne zarówno dla kapitału, jak i pracy. Kapitaliści oczywiście woleliby alterna
tywną ścieżkę, co wiedzie nas do polityki sterowania podażą pracy. Jeśli praca jest zbyt dobrze zorganizowana, zbyt potężna, wówczas klasa kapitalistyczna poszukuje
sposobu na przejęcie aparatu państwa. Robi to albo za pomocy zamachu stanu, jak choćby ten, który doprowadził do zamordowania Allende oraz zdławienia socjali
stycznej alternatywy w Chile w 1973 roku, albo środkami politycznymi, jak w USA
czy Wielkiej Brytanii, by ostatecznie osiągnąć to, czego dopuścili się zarówno Pinochet, Reagan, jak i Thatcher, czyli zgniecenia organizacji pracowniczych oraz znisz
czenia lewicowych partii politycznych. Inna droga do pokonania ograniczeń podaży pracy wiedzie poprzez uczynienie kapitału bardziej mobilnym, tak by mógł prze mieszczać się tam, gdzie istnieje dostępny proletariat czy też ludność, którą można
łatwo poddać proletaryzacji. Tak stało się w Meksyku i Chinach ponad trzydzieści lat temu. Kolejnej alternatywy dostarcza otwarta polityka migracyjna czy nawet orga
nizowana przez państwo strategia ¡migracyjna (jak w wielu krajach europejskich pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku). Jedną z konsekwencji obejścia ogra
niczenia w podaży pracy w taki sposób jest wepchnięcie związków zawodowych (i sporej części opinii publicznej) w opozycję przeciw offshoringowi miejsc pracy
376
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
i otwartej polityce imigracyjnej, co znajduje swój punkt kulminacyjny w powstaniu krajowych ruchów antyimigranckich pośród klasy robotniczej.
Sprzeczności polityki dotyczącej podaży pracy narastają nie tylko wokół pytań o wartość siły roboczej (określaną przez warunki podaży artykułów konsumpcji
robotniczej służących zaspokajaniu potrzeb reprodukcji siły roboczej w danym standardzie życia, podatnym na określanie przez stan walki klas), ale również o stan
zdrowia, umiejętności i wykwalifikowanie siły roboczej. Interesy klasy kapitalistycz
nej (w odróżnieniu od interesów poszczególnych kapitalistów, którzy najczęściej praktykują politykę spod znaku Après moi le déluge! - Po mnie choćby potop!) mogą
koncentrować się zarówno na subsydiowaniu podaży tańszych dóbr konsumpcyj nych, tak by utrzymać wartość siły roboczej na niskim poziomie, jak również na in westowaniu w poprawę walorów podaży siły roboczej. W tym ostatnim aspekcie
kluczową i wspierającą rolę odgrywać mogą interesy militarne państwa. Polityka
podaży pracy może nieść różnego rodzaju konsekwencje. Stanowiła ona kluczowy przedmiot walki w toku historycznego i geograficznego rozwoju kapitalizmu. W oparciu o to niektórzy marksiści budowali teorię formowania się kryzysów.
Tak zwana teoria kryzysu ograniczenia zysków (profit squeeze theory) opiera się na nieustannie nabrzmiewającym problemie stosunków pracy oraz walki klas
zarówno w samym procesie pracy, jak i na rynku pracy. Gdy te stosunki zaczynają stanowić ograniczenie dla dalszej akumulacji kapitału, wówczas następuje kryzys,
chyba że można znaleźć jakiś sposób (lub kombinację kilku sposobów), by kapi
tał przezwyciężył lub ominął dane ograniczenie. Niektórzy teoretycy, jak choćby Andrew Glyn (zapoznajcie się z jego stanowiskiem, wyłożonym obszernie w napi
sanej wspólnie z Bobem Sutcliffe’em pracy British Capitalism, Workersand the Profit Squeeze1), interpretowaliby to, co miało miejsce w latach sześćdziesiątych i wczesnych latach siedemdziesiątych XX wieku (szczególnie w Europie oraz Ameryce Północnej) jako doskonały przykład funkcjonowania teorii kurczenia się zysków. Z pewnością
zarządzanie zasobami pracy oraz polityka organizacji i podaży pracy zdominowały politykę państwową w tym okresie. Prawdą jest również to, że przetrwanie kapi talizmu uwarunkowane jest przez nieustanne przekraczanie lub omijanie takich
potencjalnych ograniczeń na drodze akumulacji. Jednakże w tym momencie (2008)
nie ma zbyt wiele sygnałów świadczących o występowaniu sytuacji ograniczenia zysków, ponieważ wszędzie istnieją ogromne rezerwy siły roboczej, a polityczny
1 A. Glyn, B. Sutcliffe, British Capitalism, Workers and the Profits Squeeze, Penguin, Harmondsworth 1972.
Refleksje i przewidywania
377
atak na ruchy klasy robotniczej niemal na całym świecie zredukował potężny robot
niczy opór do bardzo skromnych wymiarów. Trudno zinterpretować kryzys 22008
roku, chyba że okrężną drogą, w kategoriach ograniczenia zysków (mamy kilka przykładów tego rodzaju prób, jak choćby przypadek Itoh).
3. Dostęp do środków produkcji Kiedy kapitaliści wchodzą na rynek, potrzebują dodatkowych środków produkcji
(nadprogramowych składników kapitału stałego), by sprostać swoim potrzebom reinwestycji części nadwyżki w rozszerzenie produkcji. Środki produkcji dzielą
się na dwa rodzaje: półprodukty (już ukształtowane przez ludzką pracę) wykorzysty
wane w procesie produkcji (przez który Marks rozumiał „produkcyjną konsumpcję” jak w przypadku energii i materiału użytych do sporządzenia płaszcza) oraz maszyny
i wyposażenie kapitału trwałego, w tym budynki fabryczne oraz fizyczną infrastruk
turę w rodzaju systemów transportowych, kanałów, portów i wszelkiego rodzaju rzeczy niezbędnych do tego, by zachodziła produkcja. Kategoria środków produkcji (kapitału stałego) jest oczywiście bardzo szeroka i złożona. Jasne jest to, że brak dos
tępności tych materialnych nakładów oraz warunków potencjalnie tworzy poważne ograniczenie dla trwałej akumulacji kapitału. Przemysł samochodowy nie może
rozszerzać się bez większej ilości stali. Z tego powodu Marks odnotował, że inno
wacje technologiczne w jednej części tego, co dziś nazywamy „łańcuchem towaro
wym” sprawiają, że innowacje stają się niezbędne w innych miejscach, jeśli celem
ma być ogólna ekspansja produkcji. Innowacje w przemyśle bawełnianym wyma gały innowacji w produkcji bawełny (odziamiarka), transporcie i komunikacji, che
micznych i przemysłowych technikach barwienia i temu podobnych. Z tego możemy wywieść możliwość zaistnienia tak zwanych „kryzysów niepro-
porcjonalności" w ramach skomplikowanej struktury nakładów i wyników w obrę
bie całokształtu kapitalistycznego sposobu produkcji. Pod koniec tomu II Marks zagłębił się w drobiazgowe badanie sposobu, w jaki takie kryzysy mogą powstawać w gospodarce podzielonej na dwa duże działy. Pierwszy z nich tworzą przemysły zajmujące się wytwarzaniem środków produkcji, drugi zaś te wytwarzające środki
konsumpcji, to znaczy artykuły konsumpcji robotniczej (później Marks skomplikował
ten model, wprowadzając dobra luksusowe). Marks ukazał (a kolejne bardziej skom
plikowane matematyczne badania ekonomistów takich jak Morishima potwierdziły
słuszność jego zamiaru), że stan równowagi nie jest czymś osiąganym automatycznie,
378
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
zważywszy na tendencję kapitału do przepływania tam, gdzie stopa zysku jest najwyż sza, oraz na to, że przypominające ruch spiralny nieproporcjonalności mogą poważ
nie zakłócić reprodukcję kapitalizmu. W naszych czasach dostrzegamy oczywiste oddziaływanie braków energii czy rosnących cen na ogólną dynamikę kapitalizmu. Ograniczenia tego rodzaju w wyraźny sposób stanowią źródło nieustannych zmar twień w ramach systemu kapitalistycznego, tak jak nieustanna jest jego potrzeba
przezwyciężania i omijania takich ograniczeń, która często wysuwa się na czoło działalności politycznej (państwowe dotacje i planowanie - szczególnie w kontekście
fizycznej infrastruktury - działań z zakresu badań i rozwoju, wertykalna integracja
za pomocą fuzji).
4. Niedobór po stronie przyrody
Za tym wszystkim kryją się głębsze problemy, które Marks również poruszył kil kakrotnie w tomie I. Dotyczą one naszego metabolicznego stosunku z przyrodą.
Kapitalizm, podobnie jak inne sposoby produkcji, opiera się na dobrodziejstwie hojnej przyrody, a jak wskazuje Marks, wyczerpywanie i degradacja ziemi nie ma
w dłuższej perspektywie więcej sensu niż niszczenie zbiorowej potęgi pracy, ponie waż oba te czynniki leżą w samym sercu produkcji bogactwa. Jednak indywidu
alni kapitaliści, pracujący na swój krótkookresowy interes i gnani przez przymu sowe prawa konkurencji, nieustannie kuszeni są, by zająć stanowisko Après moi
le déluge!, zarówno w odniesieniu do robotnika, jak i do ziemi. Nawet bez tego ciągła
akumulacja nakłada ogromną presję na rozszerzanie podaży tak zwanych zaso bów naturalnych, podczas gdy nieuchronny wzrost ilości odpadów testuje zdol
ność systemów ekologicznych do wchłaniania ich bez toksycznych skutków. Rów nież w tym miejscu kapitalizm może napotkać ograniczenia, które staną się coraz
trudniejsze do pominięcia. Jak zauważa Marks, kapitalizm „nabiera sprężystości
i zdolności do raptownego rozszerzania się skokami, która to zdolność ograniczona jest jedynie przez materiał surowy i rynek zbytu" (536).
Istnieją jednakże różnego rodzaju sposoby, dzięki którym można stawić czoło tego rodzaju ograniczeniom w obszarze przyrody, niekiedy je przekroczyć, a naj częściej po prostu ominąć. Na przykład zasoby naturalne są poddawane techno logicznym, społecznym i kulturowym szacunkom, a w ten sposób jakikolwiek nie dobór w obszarze przyrody może zostać złagodzony przez zmiany (odpowiednio w obszarze technologii, społeczeństwa, kultury). Dialektyczny stosunek do przyrody,
Refleksje I przewidywania
379
który został założony w przypisie 89 na początku rozdziału trzynastego o „Maszy
nach i wielkim przemyśle" wskazuje szeroki zakres możliwych przekształceń, w tym samą produkcję natury. Pod tym względem historyczna geografia kapitalizmu
naznaczona została niezwykłą płynnością i elastycznością, z tego powodu nieprawdą
byłoby stwierdzenie, że w ramach naszego metabolicznego stosunku z przyrodą
istnieją jakieś ostateczne granice, których nie dałoby się przekroczyć czy ominąć. Nie oznacza to natomiast, że ograniczenia nie są czymś poważnym, a próby ich prze kraczania odbywają się z pominięciem jakiegoś rodzaju środowiskowych kryzysów.
Duża część, szczególnie współczesnej, polityki kapitalistycznej dotyczy zapewniania, by dary natury, jak nazwał je Marks, były zarówno dostępne dla kapitału w łatwy sposób, jak również podtrzymywane dla przyszłego użytku. Napięcia w obrębie kapi
talistycznej polityki dotyczące tego rodzaju problemów mogą często nieść dotkliwe
konsekwencje. Z jednej strony pragnienie utrzymania powiększającego się dopływu
taniej ropy jest kluczowe dla geopolitycznego stanowiska Stanów Zjednoczonych w ostatnich pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu latach. Potrzeba zapewnienia nieustan nej dostępności światowych dostaw ropy doprowadziła USA do konfliktu na Bliskim
Wschodzie i w innych regionach świata. Polityka energetyczna, by wskazać jeden przy kład kluczowego stosunku z przyrodą, często wydaje się dominującym problemem aparatu państwowego. Z drugiej jednak strony polityka taniej ropy stworzyła problemy nadmiernego zużycia, globalnego ocieplenia, jak również bezlik innych problemów
z zanieczyszczeniem powietrza (zanik przyziemnej warstwy ozonu, smog, cząstki stałe
w atmosferze i temu podobne), stanowiących coraz większe ryzyko dla ludności. Degra dacja gruntów spowodowana pochłaniającymi energię procesami rozrastania się miast
znalazła się po jednej stronie spektrum problemów generowanych przez sprzyjanie
wszystkim aspektom rozrostu przemysłu samochodowego. Na drugiej stronie tego spektrum znajduje się zaś stopniowe wyczerpywania się zasobów naturalnych.
Niektórzy marksiści (pod przewodnictwem Jima O’Connora, założyciela cza sopisma Capitalism, Naturę, Socialism) odnoszą się do ograniczeń w obrębie przy
rody jako do „drugiej sprzeczności kapitalizmu” (pierwszą z nich jest oczywiście stosunek kapitał-praca). W naszych czasach prawdą jest z pewnością, że ta druga
sprzeczność przyciąga równie dużo uwagi, co kwestia pracy, jeśli nawet nie więcej. Rozszerza się pole obaw, lęków i starań koncentrujących się wokół kryzysu nasze go stosunku do przyrody jako dającego się podtrzymać źródła surowców i ziemi
dla dalszego kapitalistycznego (miejskiego) rozwoju, jak również ujścia odpadów.
W pracy O’Connora dochodzi do zastąpienia pierwszej sprzeczności kapita lizmu drugą. Dzieje się tak na skutek porażek pracy oraz ruchów socjalistycznych
380
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
z lat siedemdziesiątych XX wieku, które nie sprostały zadaniu bycia awangardą antykapitalistycznej agitacji. Zostawię was z tym problemem. Podejmijcie własną decyzję w sprawie tego, jak daleko powinna sięgać tego rodzaju polityka. Pewne
jest, że to ograniczenie w stosunku do przyrody nie może zostać zlekceważone
czy potraktowane jako coś nieistotnego, biorąc pod uwagę ramę, którą Marks zbu
dował w tomie I Kapitału. W naszych czasach natomiast jasne jest, że ograniczenia
w obrębie przyrody są wielkim zagrożeniem oraz że może nadejść kryzys naszego stosunku z przyrodą, wymagający powszechnych przystosowań (w rodzaju rozwi nięcia nowych środowiskowych technologii oraz ekspansji wytwarzających je prze
mysłów), jeśli to ograniczenie miałoby, przynajmniej na jakiś czas, zostać ominięte na drodze nieskończonej akumulacji kapitału.
5. Kwestia technologii
Stosunki między kapitałem a pracą, jak również ten między kapitałem a przyrodą, zapośredniczone są przez wybór form organizacyjnych oraz technologii (oprogra mowania i sprzętu). W tomie I teoretyzowanie Marksa, jak mi się wydaje, wspina
się na swoje wyżyny, gdy podejmuje problem pochodzenia impulsów do zmiany organizacyjnej i technologicznej oraz tego, dlaczego kapitaliści z tego powodu,
że maszyny stanowią dla nich, zarówno indywidualnie, jak i kolektywnie, źró dło wartości dodatkowej, nieuchronnie je fetyszyzują, choć w istocie nie mogą
one tworzyć wartości. Wynikiem jest nieustanna dynamika organizacyjna i tech nologiczna. Marks zauważa, że „nowoczesny przemysł nigdy nie rozpatruje i nie traktuje istniejącej formy procesu produkcji jako ostatecznej. Jego techniczna baza
jest więc rewolucyjna, gdy baza wszystkich poprzednich sposobów produkcji była
z istoty swej konserwatywna” (579). Motyw ten powraca również w innych pracach Marksa. Jak zauważono już w Manifeście partii komunistycznej, Burżuazja nie może istnieć bez nieustannego rewolucjonizowania narzędzi produkcji, a więc stosunków produkcji, a więc całokształtu stosunków społecznych. (...) Ustawiczne przewroty w produkcji, bezustanne wstrząsy ogarniające całość życia społecznego, wieczna
niepewność i wieczny ruch odróżniają epokę burżuazyjną od wszystkich poprzednich2.
2 K. Marks, F. Engels, Manifest partii komunistycznej, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 4, Książka i Wiedza, Warszawa 1962, s. 517.
Refleksje I przewidywania
381
Jednakże to również w tym miejscu występują przymusowe prawa konkurencji,
podbudowując poszukiwanie względnej wartości dodatkowej. Konsekwencją tego, czego rozważenia z jakiegoś powodu odmawia Marks, jest to, że jakiekolwiek osła
bienie tych przymusowych praw, na drodze monopolizacji czy rosnącej centraliza cji kapitału opisanych w rozdziale dwudziestym trzecim, wpłynie na tempo i formę rewolucji technologicznych. Należy przy tej okazji uwzględnić również wymiary
walki klasowej prowadzonej w ramach szeroko zakrojonych protestów (jak choćby
ruch luddystów) czy sabotaży w halach fabrycznych. Jak zauważył Marks, bodźcem do wprowadzenia zmiany technologicznej jest żywione przez kapitał pragnienie posiadania broni, którą mógłby stosować przeciwko pracy. Im bardziej robotni
cy stają się zwykłymi dodatkami do maszyny, im bardziej umiejętności, na które uprzednio posiadali monopol, zostają podkopane przez technologie maszynowe,
tym bardziej podatni są na działanie arbitralnej władzy kapitału. Im bardziej rzeczy
wista historia innowacji technologicznych i organizacyjnych przybiera specyficzny, falowy charakter, tym silniejsza staje się potrzeba mówienia o tej dynamice więcej
niż analizy składające się na tom I Kapitału, jak bogate by one nie były. Pytania te stają się jeszcze ważniejsze, ponieważ przy tworzeniu argumenta
cji dotyczącej organicznego i wartościowego składu kapitału w rozdziale dwudzie stym trzecim Marks wyraźnie antycypuje pogląd wyłożony w tomie III. Mówi tam,
że nieuchronna tendencja do zwiększania wartościowego składu kapitału zapowiada równie przymusowe prawo czy tendencję spadkowej stopy zysku, nieuchronnie
wytwarzającej warunki dla długofalowych kryzysów w procesie akumulacji. To w tym
miejscu, według Marksa, kapitał w najbardziej stanowczy sposób musi zmierzyć się ze swoim kluczowym, immanentnym ograniczeniem.
Powstały w ten sposób kryzys zyskowności spowodowany jest wyłącznie desta bilizującymi skutkami technologicznej dynamiki, pobudzanej przez nieustępliwe
poszukiwania względnej wartości dodatkowej. Skrócona wersja tej argumentacji zakłada, że poszukiwanie względnej wartości dodatkowej pcha kapitalistów w obję cia technologii oszczędzających pracę, a im więcej pracy zostanie zaoszczędzone, tym mniej wartości zostanie wytworzone, ponieważ praca jest źródłem wartości. Wprawdzie istnieją możliwości kompensacji tego stanu rzeczy, jak na przykład wzra stająca stopa wyzysku czy wchłanianie zwolnionych robotników do rozszerzonej pro
dukcji. Mamy jednak, jak twierdziłem w rozdziale 10, dobre powody do sceptycyzmu względem jakichkolwiek koniecznych czy nieuchronnych tendencji wzrostu warto ściowego składu kapitału. W tomie III Marks w istocie wymienia całą gamę tych „ten
dencji przeciwdziałających" spadającej stopie zysku, w tym rosnącą stopę wyzysku
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
382
pracy, spadające koszty kapitału stałego, handel zagraniczny czy też masowe
zwiększenie szeregów przemysłowej, rezerwowej armii pracy, stępiające bodźce
do stosowania nowych technologii (jak zauważono w tomie I). W Zarysie krytyki ekonomii politycznej Marks poszedł jeszcze dalej, wskazując na stałą dewaluację
kapitału, absorpcję kapitału w produkcję fizycznej infrastruktury, otwieranie nowych pracochłonnych gałęzi produkcji i monopolizację. Osobiście uważam (i jestem tu
raczej w mniejszości), że mechanizmy spadającej stopy zysku po prostu nie działają
w sposób, który określił Marks. Rozwinąłem swoją argumentację w The Limits to CapitaP.
Myślę również, że nie ma wątpliwości, iż zmiany organizacyjne i technolo giczne mają poważny, destabilizujący wpływ na dynamikę akumulacji kapitału,
a Marksowska genialna ekspozycja sil, które działając, wymuszają nieustanne rewo
lucje w obszarze form technologicznych i organizacyjnych, przygotowuje grunt
pod lepsze rozumienie procesów zarówno klasowej, jak i ludowej walki o stosowa nie nowych technologii i przeciwko powstawaniu kryzysów. Tendencje kryzysowe mogą się ujawniać (jak wskazuje omawiany przez nas przypis 89) w stosunkach
pracy, w stosunkach z przyrodą, jak również we wszystkich innych współewoluujących momentach kapitalistycznego procesu rozwoju. Mamy jeszcze bezpośred nio destabilizujące czynniki, takie jak dewaluacja uprzednich inwestycji (maszyn,
fabryk, wyposażenia, środowiska zabudowanego, powiązań komunikacyjnych)
zanim ich wartość zostanie odzyskana (zamortyzowana); nagłe zmiany w wymo gach dotyczących jakości pracy (kompetencje w rodzaju umiejętności obsługi kom
putera) wyprzedzające istniejące zdolności siły roboczej oraz inwestycje w infra strukturę społeczną niezbędne, by te zdolności stworzyć; produkcja chronicznej
niepewności zatrudnienia, rosnące kryzysy nieproporcjonalności spowodowane nierównym rozwojem zdolności technologicznych w różnych sektorach; drama
tyczne zmiany stosunków czasoprzestrzennych (innowacje w obszarze transportu
i komunikacji), pociągające za sobą całkowitą rewolucję w ramach globalnego kra
jobrazu produkcji i konsumpcji; nagłe przyspieszenie w ramach cyrkulacji kapitału (handel za pomocą komputerów na rynkach finansowych może, jak widzieliśmy,
stworżyć poważne problemy) i tak dalej. Czasami można też dostrzec wzrost war tościowego składu kapitału mający następnie wpływ na zyski.
3 D. Harvey, The Limits to Capital, Verso, London 2006, s. 176-189.
Refleksje i przewidywania
383
6. Utrata kapitalistycznej kontroli nad procesem pracy Marks z bólem podkreśla, że tworzenie wartości dodatkowej opiera się na zdolno
ści kapitalisty do dowodzenia czy kontrolowania robotnika w hali fabrycznej, gdzie
wytwarzana jest wartość. Dowodzenie i kontrola nad „kształtującym ogniem" pro cesu pracy podlegają nieustannej kontestacji. „Despotyzm" kontroli pracy zależy
od pewnej mieszaniny przymusu i perswazji, jak również od pomyślnej organiza
cji hierarchicznej struktury władzy w stosunkach pracy. Jasne jest zatem, że jakie kolwiek załamanie tej kontroli zapowiada kryzys, a Marks zawsze podkreśla siłę
robotników do przerywania, sabotowania, spowolniania czy po prostu całkowitego
zawieszania produkcji wartości, od której z konieczności zależy kapitalista. Odmowa
poddania się dyscyplinarnym aparatom ustanowionym przez kapitał, potęga od mowy pracy, jest czymś najistotniejszym z punktu widzenia dynamiki walki klasowej. Sama w sobie może wywołać kryzys (jak na gruncie tradycji autonomistycznego marksizmu podkreślają Mario Tronti czy Antonio Negri). Ta władza robotnika ma
oczywiście ograniczony wymiar, ponieważ robotnicy muszą jeść, a bez płacy będą cierpieć, jeśli nie posiadają dostępu do środków przetrwania (jak choćby możliwości uprawy ziemi). Nie da się jednak zignorować potencjalnej granicy, jaką cyrkulacja kapitału może napotkać w punkcie produkcji oraz w obrębie samego procesu pracy.
Wobec tego zarówno pojedynczy kapitaliści, jak i cała klasa kapitalistyczna poświę cają należytą uwagę kwestii zapewniania odpowiedniej dyscypliny i kontroli pracy.
7. Problem realizacji i efektywnego popytu Siódme potencjalne ograniczenie pochodzi z końca sekwencji wymiany, gdy nowy towar wkracza na rynek, by zrealizować swoją wartość jako pieniądz poprzez wy
mianę. Z powodów wyłożonych w rozdziale 2 przejście T-P zawsze jest bardziej problematyczne niż przejście od ogólnego pieniądza do szczególnego towaru.
Przede wszystkim odpowiednia liczba ludzi musi potrzebować, chcieć i pragnąć
wytworzonego towaru jako wartości dodatkowej. Jak mówi Marks, jeśli rzecz jest bezużyteczna, wówczas nie posiada wartości. Bezużyteczne towary zostaną zdewa-
luowane, a proces cyrkulacji kapitału znajdzie się w sytuacji katastrofalnego zatrzy
mania. W związku z tym pierwszym warunkiem realizacji wartości jest zwracanie uwagi na życzenia, potrzeby i pragnienia ludności. W naszych czasach, w odróż nieniu od Marksowskich, ogromną ilość wysiłku wkłada się w manipulowanie samą
384
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
istotą życzeń, potrzeb i pragnień ludności w celu zapewnienia rynku zbytu dla war tości użytkowych (temu służyło utworzenie całej gałęzi przemysłu reklamowego). Wykorzystuje się tutaj coś więcej niż tylko reklamy. Niezbędne jest stworzenie
całej struktury i procesu życia codziennego (vide reprodukcja dnia codziennego jako składnik opisany w przypisie 89), wymagających w celu swojego podtrzyma
nia absorpcji określonego zestawu wartości użytkowych. Rozpatrzmy na przykład rozwój życzeń, potrzeb i pragnień powiązanych z powstaniem podmiejskiego stylu życia w Stanach Zjednoczonych po drugiej wojnie światowej. Mówimy tu
o potrzebie nie tylko posiadania samochodu, paliwa, autostrad i podmiejskich
domków jednorodzinnych, ale również kosiarek do trawy, lodówek, klimatyzacji, zasłon, mebli (do wyposażenia wnętrza i ogrodu), domowego sprzętu rozrywko
wego (telewizora) oraz całej masy środków egzystencji podtrzymujących życie codzienne. Życie codzienne na przedmieściach wymagało konsumpcji wszystkich
tych rzeczy, a rozwój przedmieść zapewnił rosnący popyt na nie. W ten sposób „zaspokojenie nowej potrzeby" jak przewidująco zauważa Marks, staje się klu
czowym warunkiem ciągłości akumulacji kapitału (122). Różnego rodzaju strategie
tworzenia potrzeb są same w sobie intrygujące i z czasem coraz ważniejsze, dziś zaś powszechnie zrozumiałe jest to, że „opinia konsumenta” stanowi kluczowy
składnik bodźca nieskończonej akumulacji kapitału.
Skąd jednak bierze się siła nabywcza pozwalająca na zakup wszystkich tych wartości użytkowych? Pod koniec tego procesu wymiany musimy mieć dodatkową
ilość pieniędzy, którą ktoś gdzieś trzyma w celu umożliwienia zakupu. Jeśli tak się nie dzieje, to brakuje efektywnego popytu i następuje tak zwany kryzys „pod-
konsumpcji” - brak wystarczającego popytu podpartego zdolnością do zapłaty, mającego za zadanie wchłonąć wytworzone towary (zob. rozdział 3). Ograniczenie stawiane przez „rynek zbytu” (536) musi zostać pokonane. Efektywny popyt jest
po części realizowany poprzez robotników wydatkujących swoje płace. Jednakże
kapitał zmienny zawsze wynosi mniej niż całkowity kapitał znajdujący się w cyrku
lacji, a w związku z tym zakup artykułów konsumpcji robotniczej (nawet w ramach podmiejskiego stylu życia) nigdy nie wystarcza na realizację całego strumienia war tości. W tym miejscu pojawia się argument wyrażony również w tomie II Kapitału:
redukowanie płac w stylu zakładanym w analizach z tomu I tworzy wyraźnie poważ niejsze napięcie w punkcie realizacji i samo w sobie może być ważnym składnikiem
tworzenia kryzysów podkonsumpcji. Z tego właśnie powodu polityka New Deal w czasie kryzysu, który wielu uznało przede wszystkim za kryzys podkonsump
cji, zwróciła się w stronę wspierania uzwiązkowienia i innych strategii (jak wypłat
Refleksje i przewidywania
389
z funduszu zabezpieczeń społecznych) mających na celu podtrzymanie efektyw
nego popytu pośród klas robotniczych. Z tego też powodu w 2008 roku, w momen cie gospodarczego napięcia, rząd federalny postanowił uwolnić sześćset dolarów w ramach ulgi podatkowej na rzecz większości amerykańskich podatników w celu
podźwignięcia konsumenckiego efektywnego popytu. Podnoszenie płac realnych
pracowników (a zatem przeciwdziałanie tendencji w kierunku postępującego ubożenia proletariatu) może być niezbędne w celu stabilizowania nieprzerwanej akumulacji kapitału, jednakże z oczywistych powodów klasa kapitalistyczna (a co dopiero poszczególny kapitalista) może być niechętna rozważaniu jakiegokolwiek
radykalnego wdrożenia tego rodzaju rozwiązania.
Popyt robotniczy, chociaż stanowi istotną podstawę, w oczywisty sposób nie jest w stanie samodzielnie rozwiązać problemu realizacji. Róża Luksemburg zwra
cała na to szczególną uwagę. Wpierw założyła możliwość tego, że dodatkowy popyt może pochodzić z rosnącej podaży złota (w naszych czasach może to być ciągły
dodruk pieniądza przez banki centralne). Choć na krótką metę może się to oka zać pomocne (przywracanie płynności finansowej poprzez bezpośrednie zastrzyki gotówki, jak w przypadku kryzysu finansowego z 2008 roku, stało się kluczowym
narzędziem stabilizowania i podtrzymywania stałej cyrkulacji i akumulacji kapi tału), w dłuższej perspektywie generuje po prostu kolejny kryzys, tym razem infla cyjny. Rozwiązaniem zaproponowanym przez Luksemburg było założenie istnienia jakiegoś utajonego i dającego się zmobilizować popytu znajdującego się na zewnątrz
systemu kapitalistycznego. Oznacza to kontynuowanie akumulacji pierwotnej pop rzez praktyki imperialne narzucane społeczeństwom, które nie zostały jeszcze wchło nięte w obręb kapitalistycznego sposobu produkcji.
W fazach przejścia do kapitalizmu oraz akumulacji pierwotnej rolę tę może odgrywać bogactwo zmagazynowane w obrębie porządku feudalnego wraz z gra
bieżą i plądrowaniem bogactwa z reszty świata przez kapitał handlowy. Oczywiście z czasem „złote rezerwy" klas feudalnych zaczęły się stopniowo wyczerpywać, a zdol ność chłopstwa do tworzenia siły konsumpcyjnej poprzez płacenie podatków wspie rających konsumpcjonizm arystokracji ziemskiej również uległa wyczerpaniu.
Gdy kapitalizm przemysłowy ugruntował się w Europie i Ameryce Północnej, wów czas plądrowanie bogactwa z Indii, Chin i innych już rozwiniętych niekapitalistycz-
nych formacji społecznych stało się coraz bardziej widoczne, szczególnie począw szy od XIX wieku. Był to okres ogromnego transferu bogactwa, głównie ze Wschod
niej i Południowej Azji, ale do pewnego stopnia również i z Południowej Ameryki
i Afryki, w kierunku przemysłowej klasy kapitalistycznej ulokowanej w krajach
386
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
kapitalistycznego rdzenia. Ostatecznie, gdy kapitalizm rozrósł się i rozprzestrzenił geograficznie, zdolność do stabilizowania systemu za pomocą tego rodzaju środków
stopniowo się wyczerpywała (nawet jeśli przyjmiemy - co jest bardzo wątpliwym założeniem - że były one jeszcze całkowicie wystarczające w póżnodziewiętnastowiecznej fazie szczytowego imperializmu). Z pewnością od około 1950 roku, a jeszcze
wyraźniej począwszy od lat siedemdziesiątych XX wieku, zdolność imperialistycz
nych praktyk do pełnienia roli wielkiego stabilizatora poprzez otwieranie nowych obszarów (nowych rynków) dla realizacji kapitału została poważnie osłabiona.
Najważniejsza odpowiedź, której nie udało się dostrzec Luksemburg, a która logicznie wynika z wywodu Marksa (choć nigdy nie wyraża on tego wprost, gdyż
wyeliminował problem potencjalnego urzeczywistniania się kryzysów w ramach założenia przyjętego w tomie I), mówi, że rozwiązanie leży w obszarze kapita
listycznej konsumpcji. Widzieliśmy już, że ma ona dwa aspekty: część wartości
dodatkowej konsumowana jest jako dochód kapitalisty (na przykład przeznaczany na nabywanie dóbr luksusowych), inna zaś część wykładana jest na rozszerzanie produkcji poprzez strategie reinwestycyjne, które zdają się (i używam tego słowa
w sensie Marksowskim) być wymuszone przez przymusowe prawa konkurencji. Napotykamy w tym miejscu konieczność tego, co Marks nazwał „produkcyjną
konsumpcją" stanowiącą ogniwo w procesie realizacji. Oznacza to, że produkcja wartości dodatkowej musi uwewnętrzniać własne zwiększanie popytu pienięż nego. Popyt na wczorajszy produkt dodatkowy zależy od jutrzejszego rozszerzenia produkcji wartości dodatkowej! Dzisiejsza kapitalistyczna konsumpcja, zasilana
nadwyżką osiągniętą wczoraj, tworzy rynek dla wczorajszego produktu dodat
kowego i wartości dodatkowej. W istocie to, co jawi się jako potencjalny kryzys podkonsumpcji spowodowany brakiem efektywnego popytu, zostaje przekształ cone w brak dalszych szans na zyskowne inwestycje. Innymi słowy, rozwiązanie
problemów realizacji napotkanych na końcu procesu cyrkulacji uzależnione jest od cofania się na początek i dalszego rozszerzania. Górę bierze tu logika ciągłego
skumulowanego wzrostu.
8. System kredytowy i centralizacja kapitału By cyrkulacja kapitału mogła dopełnić swój przebieg, muszą zostać spełnione dwa podstawowe warunki. Po pierwsze, kapitaliści nie mogą zachowywać pieniędzy,
które zyskali wczoraj. Muszą natychmiast wprowadzać je z powrotem do cyrkulacji.
Refleksje i przewidywania
387
Jednak, jak w ramach swojej krytyki prawa Saya twierdzi Marks, nie ma żadnej nieodpartej konieczności mówiącej, że po T-P musi natychmiast następować P-T,
i w tej asymetrii tkwi trwała możliwość nie tyle zaistnienia kryzysów monetarnych czy finansowych, ale pojawienia się ograniczenia realizacji wartości dodatkowej
poprzez niepowodzenie w obszarze wydawania pieniędzy. W rozdziale 2 rozwa żaliśmy różne okoliczności, w których sens miało raczej zachowywanie pieniędzy
niż ich wydawanie. W tym właśnie punkcie spotykają się myślenie Marksa i Keynesa
w kwestii możliwości kryzysów podkonsumpcji. Keynes poszukiwał sposobu na omi nięcie tego ograniczenia przez ucieknięcie się do zestawu kierowanych przez pań
stwo technicznych strategii finansowego i monetarnego zarządzania. Drugi warunek sprowadza się do potrzeby zasypania przepaści między dziś
a wczoraj w celu zapewnienia nieustannej cyrkulacji. Można to zrobić, jak Marks pokazał również w rozdziale trzecim, poprzez powstanie pieniądza kredytowego oraz wykorzystanie pieniądza jako środka księgowego. Mówiąc otwarcie, system
kredytowy jako zorganizowany stosunek między kredytodawcami a dłużnikami
wkracza do cyrkulacji i odgrywa w niej żywotną rolę. Gdy inne opcje uległy wyczer paniu, staje się to głównym środkiem pokonywania problemu efektywnego popytu
w sposób mieszczący się w ramach cyrkulacji kapitału. W ten sposób jednak system
kredytowy rości sobie pretensje do udziału w nadwyżce w formie procentu.
Nawet w tomie I Kapitału w kilku miejscach Marks milcząco uznaje klu czową rolę systemu kredytowego. Jednakże w celu dotarcia do tego, co uważa on za rdzeń problemu stosunku praca-kapitał w pierwszych rozdziałach działu
siódmego, za konieczne uznaje wykluczenie ze swoich analiz kwestii podziału (renta, procent, podatki, zysk z kapitału handlowego). Choć pomaga to w odsłonięciu
i wyklarowaniu niektórych istotnych aspektów kapitalistycznej dynamiki, robi to kosztem spychania na bok kluczowej funkcji systemu kredytowego w ramach pro
cesu cyrkulacji kapitału. Niestety Marks marginalizuje tę kwestię również przez większą część tomu II (choć uznaje jej istotną obecność w odniesieniu, na przy
kład, do cyrkulacji długoterminowych inwestycji w kapitał trwały). Prowadzi to Różę Luksemburg, całkiem słusznie, do stwierdzenia, że schemat reprodukcji wyłożony
pod koniec tej księgi nie rozwiązuje problemu realizacji i efektywnego popytu. Do piero pod koniec tomu III Marks przechodzi do zbadania roli systemu kredytowego.
Muszę jednak przyznać otwarcie, że choć przepełnione bardzo przenikliwymi spo strzeżeniami, rozdziały te to kompletny chaos (choć mało przy tym nie oszalałem, w rozdziałach 9 i 10 The Limits to Capital starałem się doprowadzić je do jakie
goś ładu). W Zarysie krytyki ekonomii politycznej Marks założył jednak, że „cały
388
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
system kredytowy i związane z nim rozpętanie handlu, dzika spekulacja itp. polegają na konieczności rozszerzania i przekraczania bariery cyrkulacji i sfery wymiany”4.
Jeśli to dalsza ekspansja kapitalizmu tworzy popyt na wczorajszy produkt dodat kowy, oznacza to, że nie da się rozwiązać problemu realizacji, szczególnie w dzi siejszych warunkach zglobalizowanego rozwoju kapitalistycznego, bez stworzenia
energicznego i rozległego systemu kredytowego mającego za zadanie wypełnić lukę między wczorajszym produktem dodatkowym a dzisiejszym wchłanianiem
tego produktu. Absorpcja ta może zajść albo poprzez dalszą ekspansję wytwarza nia wartości dodatkowej (reinwestycje), albo poprzez kapitalistyczną konsump cję dochodów. W długiej perspektywie, jak można łatwo pokazać, kapitalistyczna konsumpcja dochodów będzie prowadzić do stagnacji (jest to model „reprodukcji
prostej" rozważany przez Marksa w rozdziale dwudziestym pierwszym). W długiej perspektywie sprawdza się jedynie dalsza ekspansja generowania wartości dodat
kowej i to właśnie ona podtrzymuje społeczną konieczność wiecznego zwiększania
się skumulowanego wskaźnika wzrostu jako warunku przetrwania kapitalizmu. W tym oto punkcie Marks z pewnością stwierdziłby, gdyby oczywiście tu dotarł,
że przymusowe prawa konkurencji są zaledwie narzędziem zabezpieczania tego
absolutnie niezbędnego warunku przetrwania kapitalizmu. Innymi słowy, prze trwanie kapitalizmu wymaga zachowania przymusowych praw konkurencji w celu utrzymania w ryzach jutrzejszej ekspansji wytwarzania wartości dodatkowej sta nowiącej środek do absorpcji wytworzonej wczoraj wartości dodatkowej. Wynika z tego, że jakiekolwiek poluzowanie tych przymusowych sił, poprzez, dajmy na to,
nadmierną monopolizację, samo w sobie wywoła kryzys kapitalistycznej repro dukcji. Był to dokładnie argument Paula Barana i Paula Sweezy’ego w ich Kapitale monopolistycznym 5 (napisanym w latach sześćdziesiątych XX wieku, gdy rosło
znaczenie monopoli w rodzaju „Wielkiej Trójki" firm samochodowych z Detroit).
Tendencja w kierunku monopolizacji oraz centralizacji kapitału z konieczności wytwarza, jak wyraźnie przewidywali Baran i Sweezy, kryzys stagflacji (rosnące bezrobocie powiązane z galopującą inflacją), który nawiedzał lata siedemdziesiąte
XX wieku. Odpowiedzią na ten kryzys była neoliberalna kontrrewolucja, która
nie tylko zgniotła potęgę robotników, ale również skutecznie spuściła ze smyczy
4 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza,
Warszawa 1986, s. 321. 5 P. Baran, P. Sweezy, Kapitał monopolistyczny. Szkice o amerykańskim systemie gospodar czym i społecznym, przel. S. Łypacewicz, Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1986.
Refleksje I przewidywania
389
przymusowe prawa konkurencji, obsadzając je za pomocą różnego rodzaju forteli
(więcej otwartego handlu zagranicznego, deregulacji, prywatyzacji i temu ppdobnych) w roli „egzekutora" praw kapitalistycznego rozwoju.
Proces ten nie wystrzega się jednak potencjalnych komplikacji. Przede wszyst kim zakłada się tu, że nie działają wszystkie pozostałe ograniczenia (np. stosunek do przyrody) ekspansji jutrzejszego wytwarzania wartości dodatkowej, a zatem
że dysponujemy znacznym polem, na którym zaistnieć może zwiększona produkcja.
Pociąga to za sobą chociażby inny rodzaj imperializmu, niepolegający tym razem
na rabowaniu wartości czy pozbawianiu aktywów reszty świata, ale na wykorzystywa niu jej jako miejsca do otwierania nowych form kapitalistycznej produkcji. Kluczowe
staje się raczej eksportowanie kapitału niż eksportowanie towarów. Tutaj tkwi wielka różnica między dziewiętnastowiecznymi Indiami i Chinami, których bogactwo
na skutek kapitalistycznej dominacji i związanych z nią rynków zostało splądrowane, a Stanami Zjednoczonymi i niektórymi częściami Oceanii oraz Ameryki Łacińskiej,
gdzie gwałtownie rozwinęło się nieokiełznane kapitalistyczne wytwarzanie nowego bogactwa, stwarzając obszar dla absorpcji i realizowania produktu dodatkowego generowanego w starszych centrach kapitalizmu (na przykład Anglia w XIX wieku
eksportowała kapitał i maszyny do USA i Argentyny). W najnowszych czasach to oczywiście Chiny wchłonęły dużą ilość zagranicznego kapitału w ramach rozwoju produkcji, generując ogromny efektywny popyt nie tylko na surowce, ale również
na maszyny i inne nakłady materialne. Rozwiązanie to generuje jednak dwa problemy. Oba mogą odtworzyć ogra
niczenie ciągłości akumulacji kapitału w ramach samego aktu poszukiwania spo sobów na jego obejście. Pierwszy wynika z prostego faktu, że proces cyrkulacji
z definicji staje się spekulatywny: opiera się na przekonaniu, że jutrzejsza ekspan sja nie napotka żadnych ograniczeń (łącznie z ograniczeniem dalszej realizacji), w związku z czym dzisiejsza nadwyżka może zostać skutecznie zrealizowana. Ele
ment spekulatywny, który jest raczej czymś podstawowym niż wyjątkowym bądź przesadnym, oznacza, że przewidywania i oczekiwania, co jako jeden z niewielu dobrze zrozumiał Keynes, są czymś fundamentalnym dla ciągłości cyrkulacji kapi
tału. Marks po cichu dostrzega to w tomie III, gdy zauważa, że ekspansja jest, jak to ujmuje, bardzo „protestancka" gdyż oparta jest na wierze i kredycie bardziej niż
na „katolickim” złocie, prawdziwej podstawie monetarnej. Jakiekolwiek osłabnię cie spekulacyjnych oczekiwań będzie samospełniającą się przepowiednią, automa
tycznie generującą kryzys. Pod tym kątem warto ponownie przeczytać Ogólną teorię zatrudnienia, procentu i pieniądza i spostrzec, że techniczne rozwiązania polityki
390
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
fiskalnej i monetarnej zajmują jedynie mniejszą część wywodu Keynesa, gdy zestawić
je z psychologią oczekiwań i przewidywań. Wiara w system jest czymś fundamen talnym, a utrata zaufania, co miało miejsce w 2008 roku, może mieć fatalne skutki. Drugi problem powstaje w obrębie samego systemu pieniężnego i kredyto
wego. Możliwość „niezależnych” kryzysów finansowych i monetarnych, na którą Marks wskazuje, ale nie rozwija tego w rozdziale trzecim, jest wszechobecna. Pod stawowy problem tkwi w sprzecznościach samej formy pieniężnej (wartość użyt
kowa jako reprezentacja wartości, to, co szczególne [konkretne], jako reprezentacja tego, co ogólne [abstrakcyjnego], oraz prywatne zawłaszczanie społecznej potęgi zob. rozdział 2). Gdy Marks kwestionuje prawo Saya, wskazuje na fakt, że istnieje
stała pokusa przetrzymywania pieniędzy, a im więcej osób tak robi, tym większą przeszkodę stanowi to dla ciągłości cyrkulacji. Dlaczego jednak ludzie mieliby
przetrzymywać pieniądze? lednym z powodów jest z pewnością fakt, że stanowią one społeczną potęgę. Pozwalają na zakup sumienia i honoru! W Rękopisach ekono-
miczno-filozoficznych z 1844 r. Marks mówi nam, że nawet jeśli „jestem brzydki, mogę sobie kupić najpiękniejszą kobietę”6 (lub najpiękniejszego mężczyznę); jeśli jestem
głupi, mogę zakupić obecność inteligentnych ludzi; jeśli jestem beznogi, znajdę ludzi, którzy będą mnie nosić. Pomyślcie, co można robić z całą tą społeczną potęgą! Istnieją zatem bardzo dobre powody do tego, by ludzie chcieli przetrzymywać pie
niądze, szczególnie w obliczu niepewności. Wypuszczanie ich do cyrkulacji w celu
osiągnięcia większej potęgi społecznej wymaga aktu wiary lub stworzenia bez piecznych i godnych zaufania instytucji, w których można oszczędzać swoje pie
niądze, podczas gdy ktoś inny wprowadza je z powrotem do cyrkulacji, by zarabiać na tym więcej pieniędzy (czym oczywiście, zakłada się, zajmują się banki).
Skutki tego problemu rozchodzą się jednak szeroko po polu reprezentacji, gdzie utrata zaufania do symbolu pieniądza (władzy państwa do zagwarantowania
jego stabilności) czy do jego jakości (inflacja) wiąże się z bardziej ilościowymi roz
ważaniami w rodzaju tych dotyczących „głodu pieniądza" oraz zamrażania środków
płatniczych określonego rodzaju, co miało miejsce jesienią 2008 roku: Wczoraj jeszcze burżua (czytajcie „Wall Street" - DH), upojony świetnym stanem swych
interesów i mieniąc się wyższym nad przesądy, głosił, że pieniądz to czcze złudzenie.
Tylko towar jest pieniądzem. Lecz teraz oto na rynku światowym rozlega się okrzyk:
6 K. Marks, Rękopisy ekonomiczno-jilozoficzne z 1844 r., przel. K. Jażdżewski, T. Zabłudowski, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, 1.1, Książka i Wiedza, Warszawa 1960, s. 611.
Refleksje i przewidywania
391
tylko pieniądz jest towarem! Jak jeleń łaknie świeżej wody, tak dusza burżua łaknie pie niędzy, tego jedynego bogactwa. W czasie kryzysu przeciwieństwo między towąrem
a jego postacią wartości, pieniądzem, urasta do sprzeczności absolutnej (159).
Czy można znaleźć lepszy opis kryzysu, który nagle wybuchnął w 2008 roku?! W samym sercu systemu kredytowego znajdują się elementy techniczne
i prawne (a wiele z nich może zawieść lub ulec poważnemu wypaczeniu z racji samych zasad swego działania) powiązanych z podmiotowymi oczekiwaniami
i przewidywaniami. W tym samym stopniu, w jakim kapitalizm nieustannie się roz szerza, rola systemu kredytowego jako swego rodzaju centralnego systemu ner
wowego zarządzającego i kontrolującego globalną dynamikę akumulacji kapitału staje się coraz bardziej widoczna. Konsekwencją jest to, że kontrola nad środkami
kredytu staje się decydująca dla funkcjonowania kapitalizmu - stanowisko, które dostrzegli już Marks i Engels w Manifeście partii komunistycznej, czyniąc z centra lizacji możliwości udzielania kredytu i oddanie jej w ręce państwa jedno ze swoich
kluczowych żądań (oczywiście przy założeniu, że kontrolę nad państwem sprawuje klasa robotnicza). Jeśli dodać to do kluczowej roli państwa w odniesieniu do jakości
waluty czy, co ważniejsze, pieniędzy symbolicznych (rola przypisywana państwu w rozdziale trzecim), wówczas swego rodzaju stopienie się potęgi państwowej
i finansowej wydaje się czymś nieuchronnym. Ta wewnętrznie sprzeczna fuzja została zatwierdzona poprzez utworzenie kontrolowanych przez państwo banków
centralnych, dysponujących nieograniczoną mocą rezerwową przy uruchamianiu kredytu prywatnym przywłaszczycielom.
W ten sam sposób, w jaki kapitał może działać po obu stronach podaży i popytu siły roboczej (zob. rozdział 10), może również działać poprzez system kredytowy po obu stronach stosunku produkcja-realizacja. Na przykład w ostatnich latach
w Stanach Zjednoczonych coraz bardziej liberalna podaż kredytu dla potencjalnych
posiadaczy domów, powiązana z równie liberalną podażą kredytów dla dewelope rów napędziły ogromny boom na rynku nieruchomości, a tym samym potężny
rozwój miast. Wyobrażano sobie, że dzięki temu problem realizacji został zlikwi
dowany. Jedyna trudność pojawiła się, ponieważ nie nastąpił równoległy wzrost płac realnych (co przewidziałaby analiza oparta na tomie I, wziąwszy pod uwagę
dominację neoliberalnych polityk po 1980 roku, oznaczającą, że zyski ze wzrostów
wydajności nie były współdzielone, ale skupione wyłącznie w kieszeni klas wyż szych). W ten sposób zdolność zwykłych posiadaczy domów do spłaty swojego zadłużenia (które potroiło się dla gospodarstw domowych w USA między 1980
392
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
a 2008 rokiem) stopniowo się zmniejszała. Wynikający z tego krach na rynku nie ruchomości był całkowicie do przewidzenia.
Analiza obecnego krachu podpowiada jednak jeszcze inną kluczową rolę sys
temu kredytowego. Podobnie jak Marks dostrzegał rolę kredytu (i lichwy) w wydo bywaniu bogactwa od feudalnych panów poprzez akumulację pierwotną, tak system
kredytowy znajduje się na dogodnej pozycji, by namierzać i wydobywać bogactwo z zasobów posiadanych przez bezbronną ludność. Grabieżcze praktyki pożyczek forma akumulacji przez wywłaszczenie - ostatecznie skutkują egzekucjami długów,
pozwalającymi na zagarnianie niskim kosztem zasobów i transferowanie ich hur towo w celu wzmocnienia interesów klasy kapitalistycznej związanych z podtrzy mywaniem długofalowego bogactwa. Fala egzekucji komorniczych rozpoczęła się
już w 2006 roku, powodując poważne straty wartości aktywów posiadanych między innymi przez bezbronną ludność afroamerykańską. Ten drugi moment „akumu
lacji przez wywłaszczenie" za pośrednictwem systemu kredytowego jest potężną konsekwencją dynamiki kapitalizmu. W ten sposób umożliwiono na przykład
ogromny transfer bogactwa ze Wschodniej i Południowowschodniej Azji do Wall Street w trakcie kryzysu z lat 1997-1998. Zamrożenie płynności finansowej zmusiło
wówczas wszelkiego rodzaju sprawnie działające firmy do ogłoszenia bankructwa, dzięki czemu mogły zostać tanio nabyte przez zagranicznych inwestorów, a następ
nie sprzedane z ogromnym zyskiem, gdy sytuacja gospodarcza wróciła do normy. Wspierany kredytem atak na rodzinne rolnictwo, który pojawiał się w Stanach
Zjednoczonych falami od lat trzydziestych XX wieku w podobny sposób skutecznie
doprowadził do centralizacji rolniczego bogactwa w rękach potężnego agrobiznesu.
Wszystko to kosztem małych właścicieli, którzy zostali zmuszeni tanio odsprzedać swoje aktywa w ramach egzekucji długów. Walka klasowa oraz akumulacja władzy w rękach klasy kapitalistycznej torują sobie przejście, obierając każdą możliwą drogę w labiryncie współcześnie istniejących narzędzi kredytowych.
Marks nie zbadał systemu kredytowego w sposób na tyle pogłębiony, by móc
zmierzyć się z problemem realizacji w całej jego złożoności. Jest to jedna z niedo kończonych kwestii domagających się znacznej pracy, szczególnie jeśli weźmiemy
pod uwagę złożoność rynków kredytowych i finansowych, sprawiającą, że tak wiele z tego, co się na nich dzieje, nawet ich zarządcom i użytkownikom wydaje się
nieprzejrzyste. Interesujący w wywodach zawartych w tomie I jest fakt, że Marks
przechodząc od cyrkulacji towarów do cyrkulacji kapitału, uznaje za konieczne przywołanie stosunków między kredytodawcami a dłużnikami oraz wykorzystanie regulowanego państwowo pieniądza jako środka płatniczego. Przywołuje również
Refleksje i przewidywania
393
strukturę czasową procesów produkcji oraz płatności jako kluczowych problemów cyrkulacji pieniężnej wymagających kredytu, jeśli niezbędna ciągłość cyrkylacji
i akumulacji kapitału ma zostać osiągnięta. Jak wskazuje, „pieniądz kredytowy
wyrasta samorzutnie z funkcji pieniądza jako środka płatniczego” (145). To właśnie
miałem na myśli, mówiąc, że uważne przestudiowanie tomu I mówi nam wiele o pozostałych częściach Marksowskiej analizy. Pozwala również na odsłonięcie tego, czego tam jeszcze brakuje, a tym samym, co musi dopiero zostać w pełni zbadane.
Cyrkulacja kapitału jako całości Gdy przyglądamy się cyrkulacji kapitału jako całości, jasne staje się, że liczne poten
cjalne ograniczenia na drodze do stałego i wolnego przepływu kapitału na wszystkich jej etapach nie są ani od siebie wzajemnie niezależne, ani ze sobą systematycznie
zintegrowane. W najlepszy sposób można je interpretować jako całokształt odręb nych momentów w obrębie całości procesu cyrkulacji kapitału. Na gruncie historii marksowskiego teoretyzowania dotyczącego kryzysów istniała jednak tendencja do tego, by poszukiwać jednego dominującego i wyłącznego wyjaśnienia źródeł
w oczywisty sposób podatnego na kryzysy charakteru kapitalistycznego sposobu pro dukcji. Trzy wielkie tradycje myślowe to teoria ograniczenia zysków, teoria spadającej
stopy zysku oraz teoria podkonsumpcji. Podziały między nimi są tak silne, że wydaje się, jakby teorie te rzucały się sobie nawzajem do gardeł. Samo wyrażenie „podkon-
sumpcjonistyczny" w niektórych kręgach równoznaczne jest z wyzwiskiem (wydaje się oznaczać, że ktoś jest keynesistą, a nie „prawdziwym" marksistą), podczas gdy miło
śnicy Róży Luksemburg wściekają się na małoduszne odrzucanie jej pomysłów przez tych, którzy w centrum swojego teoretyzowania umieszczają spadającą stopę zysku. W ostatnich czasach, z oczywistych powodów, zdecydowanie więcej uwagi
poświęcono środowiskowym i finansowym aspektom tworzenia się kryzysów w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku to one ujawniały się najsilniej. Za bardziej przekonujące uznaję - w duchu analizy z tomu I Kapitału oraz zgo
dnie z niesamowicie interesującą dyskusją dotyczącą granic i ograniczeń w Zarysie krytyki ekonomii politycznej („wszelka granica okazuje się ograniczeniem, które
należy pokonać”7) - myślenie o wszystkich granicach i ograniczeniach omówionych
7 K. Marks, Zarys krytyki ekonomii politycznej, przel. Z.J. Wyrozembski, Książka i Wiedza,
Warszawa 1986, s. 314 (przekład zmodyfikowany; zob. przypis tłumacza na s. 96).
394
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
powyżej jako o potencjalnych punktach blokady. Każdy z nich może spowolnić
lub przerwać ciągłość przepływu kapitału, a tym samym stworzyć kryzys dewalu acji. Myślę, że ważne jest również zrozumienie potencjalnego przemieszczania jed nego ograniczenia przez drugie. Działania wykonane, by złagodzić kryzys podaży
pracy przez wygenerowanie powszechnego bezrobocia, mogą w jasny sposób stworzyć na przykład problem niedostatecznego efektywnego popytu. Wynika
jące z tego posunięcia mające na celu rozwiązanie problemu efektywnego popytu przez rozszerzenie systemu kredytowego i objęcie nim klasy robotniczej mogą
z kolei tworzyć problem zaufania względem jakości pieniądza (co da się dostrzec
w kryzysach inflacyjnych, nagłych ograniczeniach podaży kredytu czy krachach finansowych). Myślę również, że zgodniejsze z częstymi u Marksa przywołaniami płynnego i elastycznego charakteru kapitalistycznego rozwoju jest uznanie szyb
kiego przemieszczania się jednego ograniczenia kosztem drugiego, a tym samym uznanie wielorakich sposobów, w jakich kryzys może się przejawiać w różnych oko licznościach historycznych i geograficznych.
Podsumowując, możemy stwierdzić, że potencjalne ograniczenia przepływu
kapitału są następujące: i) niezdolność zgromadzenia ilości kapitału wystarczającej,
by rozpocząć produkcję (problem „barier wejścia"); 2) niedostatek pracy czy sta wiające opór formy organizacji pracy, które mogą doprowadzać do ograniczania
zysków; 3) nieproporcjonalność i nierówny rozwój między sektorami na gruncie podziału pracy; 4) kryzysy środowiskowe powstałe na skutek wyczerpywania się zasobów oraz degradacji środowiska i gruntów; 5) nierównowagi i przedwcze sna przestarzałość sprzętu spowodowana nierównymi lub nadmiernie szybkimi
zmianami technologicznymi, wywołanymi przez przymusowe prawa konkuren cji oraz odpieranymi przez pracę; 6) opór robotniczy czy sprzeciw podnoszony na gruncie procesu pracy zachodzącego pod kierownictwem i kontrolą kapitału;
7) podkonsumpcja i niedostateczny efektywny popyt; 8) kryzysy pieniężne i finan
sowe (pułapki płynności, inflacja i deflacja) powstałe w obrębie systemu kredyto wego uzależnionego od skomplikowanych instrumentów kredytowych, zorganizo wanej władzy państwa oraz atmosfery wiary i zaufania. Dla każdego z tych punktów
znajdujących się wewnątrz procesu cyrkulacji kapitału istnieje antynomia, poten cjalny antagonizm, który może wybuchnąć w otwartą sprzeczność (by posłużyć się
językiem często stosowanym przez Marksa w Kapitale).
Nie jest to jednak koniec analizy tworzenia się i rozwiązywania kryzysów w kapi talizmie. Przede wszystkim dynamika nierównego geograficznie rozwoju razem
z całym problemem ujawniania się czasoprzestrzennych wymiarów kapitalistycznego
Refleksje i przewidywania
395
rozwoju na skalę światową są przeniknięte ekstremalnymi napięciami. Dzieje się tak,
ponieważ kapitał stara się tworzyć krajobraz geograficzny (czy fizyczną i społeczną infrastrukturę) właściwy swojej dynamice tylko po to, by musieć ją zniszczyć i póź
niej odbudować w kolejnym otoczeniu geograficznym. Zmieniająca się dynamika
urbanizacji w fazie światowej jest dramatyczną ilustracją tego procesu. Mnożące się konflikty geopolityczne (łącznie z katastrofalnymi w skutkach wojnami), powstające
w rezultacie szczególnych cech sterytorializowanej władzy (co wymaga odpowiedniej teorii państwa, czyli zestawu instytucji i praktyk, które często przywołuje się w tomie I,
lecz pozostawia, podobnie jak system kredytowy, bez należytej uwagi), kierują się
logiką, która z trudem wpisuje się w wymogi nieustannej cyrkulacji i akumulacji kapi
tału. Najnowsza historia globalnych przesunięć produkcji i deindustrializacji pocią
gnęła za sobą potężną ilość przypadków twórczej destrukcji, najczęściej zrealizo waną poprzez, czasem lokalne, ale w innych wypadkach dotykające całe kontynenty kryzysy (jak ten, który spadł na Wschodnią i Południowo-Wschodnią Azję w latach 1997-1998). Co więcej, nie można wykluczyć możliwości zewnętrznych wstrząsów (w tym huraganów i trzęsień ziemi) wywołujących kryzysy. Gdy po wydarzeniach
z 11 września w Stanach Zjednoczonych w ogólności, a w Nowym Jorku w szczegól
ności niemal cała aktywność została wstrzymana, blokada cyrkulacji była tak groźna, że w ciągu tygodnia władze zaczęły wszędzie nakłaniać ludność, by wzięła swoje karty kredytowe i wróciła na zakupy.
Jestem przekonany, że marksowskie z ducha badania nad rzeczywistą historią kryzysów powinny być otwarte na wszystkie te możliwości. Podejrzewam, że Keynes
co do zasady poprawnie interpretował kryzys z lat trzydziestych XX wieku, stwier
dzając, że dotyczył on przede wszystkim niedostateczności efektywnego popytu (choć prawdopodobnie z klasowych powodów nie wskazywał na relację kryzysu
z nierównością dochodów, która eksplodowała w latach dwudziestych XX z powodu tłumienia płac, w zasadzie nie mając, aż do niedawna, swojego odpowiednika w his
torii). Kryzys rozgorzał, ponieważ ludzie zaczęli nerwowo podchodzić do zdolności do trwałej akumulacji i przetrzymywać pieniądze. Im więcej ludzi przetrzymywało
pieniądze, tym bardziej zapychał się system. Keynes nazywał to pułapką płynności. Należało znaleźć sposoby na to, by wywabić pieniądz z ukrycia. Jedną z odpowiedzi
były finansowane długiem rządowe wydatki przeznaczane na wzmacnianie cyr
kulacji kapitału (inną zaś było pójście na wojnę). Z drugiej strony Andrew Glyn
i inni mieli zasadniczo rację, widząc silny element ograniczenia zysków w trud
nościach późnych lat sześćdziesiątych XX wieku w krajach rozwiniętego kapi
talizmu, gdzie niedostatek pracy oraz silne organizacje pracownicze wyraźnie
396
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
hamowały akumulację. Jednocześnie nadmierna monopolizacja pomogła zwol
nić wydajność, a to, wraz z kryzysem fiskalnym państwa (powiązanym z wojną w Wietnamie), zainicjowało długą fazę stagflacji, której można było zaradzić jedy
nie przez dyscyplinowanie pracy i wyzwolenie przymusowych praw konkurencji. W tym przypadku kryzys przyjął ruch kaskadowy, przechodząc od jednego punktu
ograniczenia do kolejnego i z powrotem. Stosunek do przyrody również wpływa na zyskowność, szczególnie jeśli renta (kategoria, z którą, podobnie jak z procentem,
nie mieliśmy wiele do czynienia w tomie I) od zasobów naturalnych dramatycz nie rośnie. Moim celem w tym miejscu nie jest próba rozwinięcia jakiejś skróconej histo
rii kryzysów, ale zasugerowanie, że spostrzeżenia płynące ze studiowania prac Marksa nie powinny być wykorzystywane w sposób formalistyczny, a raczej ela stycznie i w dostosowaniu do warunków. Mój pogląd na wewnętrzną dynamikę
teorii kryzysów (w odróżnieniu od dynamiki zewnętrznej - niezależnie powsta jących, choć nie odseparowanych walk geopolitycznych) opiera się na analizie
różnego rodzaju granic i ograniczeń napotykanych w ramach procesu cyrkulacji.
Wsparty jest również badaniem różnych strategii przekraczania i omijania tych
granic i ograniczeń metodami politycznymi oraz ekonomicznymi, a ponadto uważ nym monitorowaniem sposobów, w jakie ograniczenia przekroczone czy ominięte w jednym punkcie skutkują pojawieniem się nowych ograniczeń w innych miej
scach. Nieustanne rozwijanie się i częściowe rozwiązanie tendencji kryzysowych
kapitalizmu stało się moim przedmiotem badania. Za tym wszystkim kryje się jednak głębszy problem. Akumulacja dla akumu
lacji oraz produkcja dla produkcji, jak również bezustanna potrzeba osiągania sku
mulowanego wskaźnika wzrostu miały się wszystkie bardzo dobrze, gdy na rdzeń przemysłowego kapitalizmu składały się, jak miało to miejsce około 1780 roku,
aktywności mieszczące się na około sześćdziesięciu kilometrach kwadratowych
wokół Manchesteru i w kilku innych punktach zapalnych kapitalistycznej dyna
miki. Dziś jednak mierzymy się z możliwością osiągania skumulowanego wskaźnika
wzrostu na poziomie, powiedzmy, trzech procent rocznie, wyliczanego w oparciu
o wszyśtko, co dzieje się w Chinach i reszcie Wschodniej i Południowo-Wschodniej
Azji, w rozszerzającym się rdzeniu aktywności obejmującym Indie, Rosję i Europę Środkową, gwałtownie wzrastające gospodarki Środkowego Wschodu czy Ameryki Łacińskiej, jak również wielkie ogniska kapitalistycznego rozwoju w Afryce, wreszcie
tradycyjne centra kapitalizmu w Ameryce Północnej, Europie i Oceanii. Ten ogrom akumulacji i fizycznego ruchu niezbędnych w kolejnych latach dla podtrzymania
Refleksje i przewidywania
397
na tym samym poziomie skumulowanego wskaźnika wzrostu nie będzie czymś
zdumiewającym.
Uznaję kryzysy za powierzchniowe erupcje głębokich tektonicznych prze sunięć w obszarze czasowo-przestrzennej logiki kapitalizmu. Płyty tektoniczne przyspieszają w tym momencie swój ruch, zwiększa się zatem prawdopodobień
stwo częstszych i potężniejszych kryzysów. Charakter, forma, przestrzenność i czas następujących erupcji są niemal niemożliwe do przewidzenia, jednakże to, że będą
zachodzić z coraz większą częstotliwością i siłą, jest niemal pewne. Sprawia to, że wydarzenia z 2008 roku wydają się w porównaniu z tym czymś normalnym, jeśli
nie wręcz trywialnym. Skoro napięcia te są immanentne kapitalistycznej dyna mice (co nie wyklucza zaistnienia pozornie zewnętrznych, niszczących wydarzeń w rodzaju katastrofalnej pandemii), to czy można znaleźć jakiś lepszy argument
na poparcie tego, jak niegdyś ujął to Marks, by kapitalizm „odszedł i ustąpił miejsca wyższemu ustrojowi społecznemu"8? Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić. Wszystko to wymaga oczywiście ukształ towania projektu politycznego. W tym celu nie możemy czekać aż do momentu,
gdy dowiemy się wszystkiego, czego nam trzeba, lub nawet zrozumiemy wszystko, co Marks miał do powiedzenia. W tomie I Marks trzyma lustro, w którym prze gląda się nasza rzeczywistość, wszystko to jednak w celu stworzenia imperatywu
do działania. Nie pozostawia wątpliwości, że polityka klasowa i walka klas powinny
stać w centrum naszych działań. Samo w sobie nie brzmi to szczególnie rewolucyj nie. W ostatnim ćwierćwieczu wielu z nas żyło w miejscach, w których raz po raz powtarzano, iż klasa nie ma znaczenia, że sama idea walki klas jest tak przesta
rzała, że może stanowić co najwyżej paszę dla akademickich dinozaurów. Jakakol wiek lektura Kapitału pokazuje jednak niezbicie, że nie zajdziemy nigdzie, jeśli
na naszym politycznym sztandarze nie wypiszemy wielkimi literami „WALKA KLAS” i nie będziemy maszerować zgodnie z jej rytmem. Musimy lepiej określić, co dokładnie może to oznaczać w naszym miejscu i cza
sach. W swoich czasach Marks często nie miał pewności odnośnie do tego, co dok
ładnie należy robić, jakiego rodzaju sojusze mają sens, jakiego rodzaju cele i żądania
należy wyartykułować. Pokazał jednak, że nawet w objęciach takich niepewności
nie możemy przestać działać. Cynicy i krytycy w typowy dla siebie sposób będą wzbraniać się przed tym, że ktoś próbuje zredukować, powiedzmy, przyrodę, płeć,
seksualność, rasę, religię czy cokolwiek innego do kategorii klasowych, twierdząc, 8 Tamże, s. 610.
398
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
że to niedopuszczalne. Odpowiadam na to: ani trochę. Wszystkie te walki są istotne
i należy oceniać je w oparciu o ich własne kryteria. Zauważyłbym jednak, że rzadko kiedy jakakolwiek z nich nie ma istotnego wymiaru klasowego, którego rozwiązanie
jest koniecznym, choć nigdy nie wystarczającym warunkiem dla właściwej polityki antyrasistowskiej czy polityki na rzecz środowiska. Spójrzcie na przykład na wpływ tak zwanego kryzysu kredytów hipotecznych typu subprime na warunki życia w Baltimore. Nieproporcjonalnie dużo gospo
darstw domowych prowadzonych przez czarne rodziny oraz te, których głową jest
samotny rodzic (zazwyczaj kobieta), zostało odartych z ich praw bytowych, a w nie których przypadkach również z aktywów, w toku zajadłej walki klas prowadzonej w ramach akumulacji przez wywłaszczenie. W takiej sytuacji nie możemy uciekać
od kategorii klasy i zaprzeczać jej znaczeniu. Musimy przestać denerwować się
i drżeć na każdą wzmiankę o klasie i zacząć organizować swoje polityczne strategie właśnie wokół pojęcia walki klasowej.
Istnieje oczywiście dobry powód podtrzymywania tej upragnionej ciszy. „Klasa”
to jedyne pojęcie, co do którego siły znajdujące się u władzy nie chcą, by ktokol wiek traktował je poważnie. „Ihe Wall Street Joumal" zjadliwie wyszydza wszystko,
co trąci walką klas, jako coś, co niepotrzebnie dzieli, gdy naród powinien działać wspólnie, by stawić czoła trapiącym go problemom. Rządzące elity nie chcą nigdy przyznać tego otwarcie, a co dopiero dyskutować o tym. Jedyną centralną kwestią,
która zaprząta ich głowy, jest ich klasowa strategia na rzecz zwiększania własnego bogactwa i władzy.
Jedną rzeczą, przy której Marks nieustannie obstaje, jest to, że pojęcie klasy, w całej swej wieloznacznej glorii, jest niezastąpione zarówno dla teorii, jak i dla dzia
łania. Dużo trzeba jednak wysiłku, by sprawić, że ta kategoria zadziała. Jedno z pytań pojawiających się przy lekturze Kapitału dotyczy tego, co można powiedzieć o sto
sunkach między walkami prowadzonymi wokół akumulacji pierwotnej i akumu lacji przez wywłaszczenie z jednej strony a walkami klasowymi prowadzonymi typowo wokół miejsca pracy i na rynku pracy z drugiej strony. Nie zawsze łatwo jest połączyć te dwa rodzaje walk. Uważam jednak, że trudno zignorować szeroki
wachldrz walk toczących się przeciwko wywłaszczeniom na całym świecie, nawet
jeśli niektóre z nich stanowią zaledwie zatwardziałą formę reakcyjnej polityki utrzymania porządku na własnym podwórku. Podział między tymi dwiema dużymi
formami walki klasowej jest politycznie bolesny. Jednak, jak uczy nas Marksowski rozdział o „dniu roboczym” sojusze są ważne i nie sposób dojść dokądkolwiek bez nich, ponieważ klasa kapitalistyczna akumuluje kapitał wszelkimi możliwymi
Refleksje i przewidywania
399
dostępnymi środkami. Dzieje się to naszym kosztem. Kapitaliści stają się obrzydli
wie bogaci, gdy wszyscy inni pogrążają się w marazmie lub cierpią. Tego rodzaju
przywileje i władza klasowa muszą, jak mówi Marks, zostać zwalczone i zniszczone, otwierając drogę do innego sposobu produkcji. Tom I uczy nas również, że zastąpienie jednego sposobu produkcji innym
jest przeciągającym się i skomplikowanym procesem. Kapitalizm nie wyparł feudalizmu w ramach jakiejś miłej, rewolucyjnej transformacji. Musial wzrastać w szcze
linach starego społeczeństwa, stopniowo je wypierając, czasami przy użyciu prze mocy, grabieży i zagarniania zasobów, innym razem za pomocą przebiegłości
i podstępu. Często też przegrywał swoje bitwy prowadzone przeciwko staremu porządkowi, nawet jeśli ostatecznie wygrał wojnę. Gdy osiągnął jednak odrobinę
władzy, musiał stworzyć własną alternatywę, wpierw na gruncie technologii, stosun ków społecznych, mentalnych przedstawień świata, systemów produkcji, stosunku do przyrody oraz wzorców życia codziennego, ponieważ te były przez długi czas
wsparte na poprzednim porządku. Wymagało to współewoluowania oraz nierów
nego rozwoju tych różnych momentów składających się na społeczną całość (zob. rozdział 6) zanim kapitalistyczny sposób produkcji odnalazł nie tylko swoją wyjąt
kową technologiczną podstawę, ale również swój system przekonań oraz mental nych przedstawień świata, swoją niestabilną, ale wyraźnie ukierunkowaną klasowo
konfigurację stosunków społecznych, osobliwe czasoprzestrzenne rytmy oraz rów
nie dziwne sposoby organizacji życia codziennego, o właściwym sobie procesie produkcji nie wspominając. Sporo czasu upłynęło, nim rzeczywiście można było
powiedzieć „to jest kapitalizm” - chociaż nieustannie zmieniający się w reakcjach
na własne nieuchronne sprzeczności, to jednak rozpoznawalny. Rozpocząłem tę książkę, nakłaniając was do podjęcia lektury Marksa na jego własnych prawach. Oczywiście moje spojrzenie na to, czym właściwie są te prawa,
odegrało kluczową rolę w tworzeniu mentalnej mapy, która miała was prowadzić. Moim celem nie było przekonanie was, że przedstawiam jedyne właściwe odczy
tanie, ale przede wszystkim otwarcie wam drogi do nadawania własnych znaczeń
i rozwijania własnych interpretacji. Jestem pewien, że wiele osób, w tym również i wy, będzie kwestionować moją interpretację, częściowo lub w całości. Moim dru gim istotnym zadaniem jest otwarcie przestrzeni dialogu i dyskusji w celu przywró cenia Marksowskiej wizji świata miejsca w centrum debaty intelektualnej i politycz
nej. Dzieła Marksa mają nam zbyt wiele do powiedzenia o niebezpieczeństwach naszych czasów, by wysyłać je na śmietnik historii. Dziś, po wydarzeniach ostatnich
lat, oczywiste już powinno być, że musimy myśleć nieszablonowo i wykraczać poza
400
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
ciasne ramy utartych prawd i mądrości. Jak w swojej małej książeczce dotyczącej wydarzeń 1968 roku, The Explosion, pisał Henri Lefebvre: „Wydarzenia zadają kłam
prognozom; w stopniu, w jakim wydarzenia są historyczne, zaburzają wyliczenia. Mogą wręcz odwrócić strategie, które umożliwiły ich zaistnienie” Wydarzenia „wy
rzucają myślicieli z ich wygodnych krzeseł, każąc im nurkować na oślep w fali sprzeczności”9. Czy istnieje lepszy moment do uważnego studiowania wewnętrz
nych sprzeczności kapitalizmu oraz prac tego znakomitego dialektyka, który zrobił
tak wiele, by sprzeczności te stały się tak świetliście przejrzyste?! Chociaż pojęcia nie mogą na własną rękę zmienić świata, to jednak, jak zaob
serwował sam Marks, idee są materialną potęgą na gruncie historii. Marks napisał
Kapital, by lepiej wyposażyć nas do walki. Na jej polu nie ma żadnej prostej ścieżki,
podobnie jak w nauce „nie ma dróg bitych” Bertolt Brecht pisał niegdyś, że Wiele trzeba, by zmienić świat: Gniewu i uporu. Nauki i oburzenia, Szybkiej inicjatywy, długiej refleksji,
Chłodnej cierpliwości czy niekończącej się wytrwałości, Zrozumienia poszczególnego przypadku oraz zrozumienia całokształtu;
Jedynie lekcje rzeczywistości mogą nas nauczyć przekształcać rzeczywistość**.
9 H. Lefebvre, The Explosion. Marxism and the French Revolution, przel. A. Ehrenfeld, Monthly Review Press, New York 1969, s. 7-8. * Harvey nie podaje źródła przytoczonego fragmentu; niektóre prace jako miejsce jego pocho dzenia wskazują Bodeński moralitet o zgodzie. Niestety w polskim wydaniu tego dramatu nie udało się zlokalizować. Zob. B. Brecht, Bodeński moralitet o zgodzie, przel. M. Lukasiewicz, w: tegoż, Dra
maty, t. 2, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979, s. 24-47 (przyp. tłum.).
Indeksy
Indeks rzeczowy 1848, rewolucja • 20,103,170,185,186
Antysemityzm • 118
1929, krach - zob. Wielki Kryzys
Après moi le déluge! • 179,190,376, 378
II wojna światowa • 173,384
Argentyna • 389
11 września 2001 • 27,89,395
Australia • 354,355
Administracja Bezpieczeństwa i Zdrowia Zawo
Azja; imperializm w • 269, 385; kryzys płynności
autonomistyczny marksizm • 145,383
dowego • 176
finansowej (1997-1998) • 103,392,395; Levi
Afroamerykanie • 366,392
Strauss (firma) w • 193; obecny wzrost • 271,
Afryka • 178
272,308,396; proletaryzacja w • 335; system
Akumulacja; a stosunek gromadzenia skarbu • 95,
mafijny • 251; wywłaszczenia w • 362; związ
97,104,118,304-310; pierwotna • 347-367,371;
ki zawodowe w • 270
przez wywłaszczenie • 363-367,373,392,398 Amazonia • 362
Baltimore, Maryland • 17, 264,366,398
Ameryka Łacińska; imperialistyczna produkcja
Bangladesz • 331,334
w • 389; teologia wyzwolenia • 132; współ
Bank Światowy • 193,322
czesna produkcja w • 396; wywłaszczenie
Bawaria • 259
chłopów • 362; złoto z • 79; zniszczenie
bawełna • 150,151,158,266,269,273,351,353,377
wiejskiej gospodarki • 335
baza-nadbudowa, model • 239,240
Ameryka Południowa • 308,385
Bethlehem Steel • 264
Ameryka Północna • 308
bezrobocie; jako wytwór akumulacji • 324-325;
Ameryka Środkowa • 193
niepewność pracy jako dyscyplina » 263-
Amnesty International • 170
264; zarządzanie bezrobociem (płynnymi
Anglia - zob. Wielka Brytania
rezerwami) • 329-ЗЗ2
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
404
.Bezwzględna krytyka wszystkiego, co istnieje” (Karol Marks) • 18
deindustrializacja - zob. neoliberalizm dekonstrukcja • 19,29,169,200,333, 342
Biopiractwo • 364
Detroit, Michigan • 208,388
Birmingham, Wielka Brytania • 187, 259,353
dialektyka wieś-miasto • 219,225
Bojarzy • 172,184
diggerzy • 366
Brazylia • 250,367
dług • 101,102,293,352,360, 362,391,392, 395
Bristol, Wielka Brytania • 183,351
Dolina Krzemowa • 259
burżuazja; filantropia edukacyjna • 334; legaliza
druga natura - zob. infrastruktura
cja praw/wolności • 303,304,349,350; o naro
Drugie Cesarstwo (Francja) • 156,185,264,322
dzinach kapitalizmu • 344, 345; vs arysto
dzieci • 185,187,193,250,251,258,267,272,274,329,
kracja ziemska • 182-184
330, 333, 352, 353, 374
dzielić i rządzić • 328,329
Capitalism, Naturę, Socialism (czasopismo) • 379
Dzisiejsze czasy (film) • 177, 254
centralizacja (koncentracja) • 321-323,337,34i, 342, 353, 354, 373, 374, 386, 388, 391, 392
Chile • 375 Chiny; import z • 132, 201; model z delty Rzeki
edukacja • 275-277, 330, 366; zob. również pań stwowy efektywny popyt
egzekucje komornicze (USA) • 366, 392
Perłowej • 259; plądrowanie • 385, 389;
elita (intelektualna) • 224,344
płace w • 295; praca w • 249, 250, 264, 297,
Essay on Trade and Commerce, An (dzieło anoni
329, 331, 333; proletaryzacja w • 335, 375;
mowe) • 181
specjalne strefy ekonomiczne w • 362,365;
Europa • 185,191,269,326, 376
srebro z • 269; wojny opiumowe • 120,361;
europejski mechanizm stopy wymiany • 106,172,
współczesne • 103,131,132, 242, 307, 361,
184,191,251,269,308,326,331,352,375,376,
389, 395
385,396
chłopi pańszczyźniani (w Rosji) • 172
ewolucjoniści (rosyjscy) • 231
chwalebna rewolucja (1688) • 348 ciało robotnika; dialektyczny stosunek z przyro dą • 141; jako dodatek do kapitału • 176,177, 214, 215, 222-224, 298, 299; siła robocza w
• 125,126; w obiegu T-P-T • 160,295, 350
fetyszyzm • 57-61, 64-67, 205,371 feudalizm; i handel niewolnikami/kolonializm
• 157,178, 350, 350-353; przejście do kapi talizmu • 113,128,180,237,265,344,345,358,
czartyści^ 183-185
385, 392, 399; ziemia vs pieniądz • 113,114,
czas; badania nad związkami czasu i ruchu
347, 349
• 208; społeczne określanie • 179,180; sto
filozofia grecka • 19, 20
sunek przestrzenno-czasowy • 56,216,219,
fizjokraci • 19
247, 382; zawłaszczanie • 240,241
Forbes, lista najbogatszych • 342 fordowski produktywizm • 222
Indeksy
forma pieniężna (towar); pochodzenie i proces • 49-54; społeczna potęga • 305,347, 348;
stopienie z władzą państwową • 352; szyb kość • 90; trzy osobliwości • 53-55
405
Indonezja • 193,308,331,334 indywidualizm • 143,144, 343; zob. również pra
wa infrastruktura; absorpcja nadwyżki • 266; centra
Francja; klasyczni ekonomiści polityczni • 19,20;
lizacja (państwowa) • 322,323,378; przemy
przemysł samochodowy • 331; robotnicy
słowe zainteresowanie • 187,188,273,316;
jako siła militarna • 173; trzydziestopię-
niezbędność infrastruktury • 146,377; pry
ciogodzinny tydzień pracy • 191; utopijni
watne vs państwowe finansowanie • 374;
socjaliści • 20, 21, 64; wpływ brytyjskiego
społeczna infrastruktura (kształcenie za
ustawodawstwa fabrycznego na • 188
wodowe) • 382; zróżnicowane standardów • 131
Gap (firma) • 66,193
inspektorzy fabryczni • 174,184-186,192,251,269
gentryfikacja (Nowego Jorku i Londynu) • 364
Iowa, pakownia mięsa (2008) • 193
geograficzna przestrzeń - czas • 56,216,219,247,
irlandzcy imigranci • 330,331
382,394, 395
islamskie prawo dotyczące zysku • 123
globalny kapitalizm - zob. dług, neoliberalizm
istota gatunkowa • 141,210
globalizacja (w Manifeście partii komunistycznej)
Itoh, Makoto • 377
•38
Izba Lordów • 182
gromadzenie skarbu - zob. akumulacja
Guantänamo Zatoka • 127
Jangcy (rzeka) • 361
Gwatemala • 331,334
Japonia • 37,176,208,216,242,271,307,351 Johns Hopkins University • 17,18,59, 66
handel niewolnikami • 178,183,251,350,351,353
Jugosławia • 331
hegemonia (Antonio Gramsci) • 242
„just-in-time” (system produkcji) • 208,216,273
Highlands, wyprzedaż • 349 hipoteza Gai (James Lovelock) • 141
Honduras • 193 Hongkong • 259,270,333
humaniści (XVIII wiek) • 320
Kalifornijska Administracja Bezpieczeństwa i Zdrowia Zawodowego • 176
kapitalista (indywidualny vs klasa) • 122, 179,
201-207,274, 275,376 kapitał społeczny • 309,310,321
Ikarianie • 20
karóshi (śmierć z przepracowania) • 176
imigranci • 193,251,332,355,375,376
katolicyzm • 94,102,123,389
Indie; imperialistyczna ekspansja w • 268,351,352,
klasa (и indywidualny kapitalista) - zob. kapita
360,385,389; neoliberalizm w • 335,342,350,
362,396; opium z • 120,269,361; proletaryzacja • 329; zob. również Wielka Brytania
lista
kobiety • 156,187,250-252,258,267,272,276,329,
358,361,366,372
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
406
kolonializm • 122,179,180,219,330,331,345-352, 354-358, 360, 361,363
koncentracja (centralizacja) • 321-323, 337, 338,
341, 353, 354
Marks, Karol w Zarysie krytyki ekonomii politycz
nej o • „niszczeniu przestrzeni przez czas"
• 56,247; akumulacji pierwotnej • 347; kon kurencji • 203; sile roboczej • 149; spadają
konsumpcja • 292,293,299,309,334
cej stopie zysku • 315-316; pieniądzu jako
Korea Południowa • 234,259,270
wspólnocie • 95, 347; projekcie badania
Krajowa Rada Stosunków Pracy (Stany Zjedno
w Kapitale • 24-25; stosunku między gra
czone) • 186
kredyt; firmy oferujące karty kredytowe • 362; i efektywny popyt • 293; jako pomoc w aku
nicami a ograniczeniami • 96, 393 maszyny • 147,151,158-160,205,208,217,242-254,
257-266; zob. również technologia
mulacji • 322; rola • 98, 362, 363; system
medyczna siła robocza • 330
• 352,381,387, 390
Meksyk • 37,264, 329,331, 332, 335,342, 375
Królewska Mennica • 105
metafora wampira • 168
kruszcowa podstawa pieniądza • 70,80,91,97
metoda dialektyczna; a materializm historyczny
kryzys kredytów hipotecznych typu subprime
•398
kryzysy płynności • 102,103, 385, 392, 394, 395
• 229, 230; charakterystyka • 26, 27, 84, 85; diagram • 45; własna vs obca dialektyka
• 356,357
Kuba•308
Michała św. Dzień • 97
kwakrzy, ideologia • 306
Międzynarodowy Fundusz Walutowy • 322 Mini Cooper • 272,273
Leeds, Wielka Brytania • 351
Młodohegliści • 20
Lévi-Strauss (firma) • 193
„moralna ekonomia” (E.P. Thompson) • 347
Lewellerzy • 366 liberalizm - zob. neoliberalizm Liga Narodów • 127
nadmierna ludność • 178,179,324-326; zob. rów nież praca
Liverpool, Wielka Brytania • 183,353
nagroda Nobla z ekonomii • 298
Londyn, Wielka Brytania • 178,183,273,349,353,364
Nandigram, Zachodni Bengal • 362
luddyści • 261,264,381
neoliberalizm; akumulacja pierwotna • 360-367; charakterystyka • 335-338, 342-343; i uni
Maghrebu mieszkańcy • 331
wersytety • 366; nadmiar kredytu • 293;
Makkartyzm • 127
poziomy społecznych nierówności • 207;
Manchester, Wielka Brytania; przemysłowcy • 163,
Reagana/Thatcher • 186, 336, 375; stopa
183, 200; szkoła z Manchesteru • 163,183,
wzrostu • 395-397; w Meksyku • 335, 342;
184; uprzemysłowienie • 306,308,351,362,
warunki pracy • 193
396; vs model z Birmingham • 259; wpływ
New Deal • 191,384
na Marksa • 259,306
Newgate, więzienie • 354
Indeksy
Niemcy; Heglowska dialektyka w • 26; krytyczna
407
państwa skandynawskie • 191
filozofia • 20,21; praca i technologia w • 258,
pańszczyzna • 63,125,172
289,331; robotnicy jako siła militarna • 173;
parlament (brytyjski) • 182,183,186,187,355
Zachodnie • 258
Partia Komunistyczna (Chiny) • 362
?
niewolnictwo - zob. praca
Partia Pracujących (PT) (Brazylia) • 367
Nike (firma) • 193
Partia Republikańska (USA) • 186
noblesse oblige» 184
Paryż • 20,156,170,185,264
Norwich, Wielka Brytania • 351
Pierwsza Międzynarodówka • 156
Nowy Jork (miasto) • 27,102,133,305,364,395
place; a związki zawodowe • 206,207,258; indy
Nowy Jork (stan) • 193,201
widualne vs rodzinne • 250,251; jako repre zentacja • 287-290; krajowe różnice • 289;
obieg P-T-P; + AP • 112,114.119; forma cyrkulacji
w Chinach • 131,132,249,250; w USA od lat
• 98,99,114,119,151; proces • 87,114,133,153,
siedemdziesiątych XX wieku • 250,332; wa
372,387; wartość dodatkowa wywiedziona
hania płac • 326,327
z • 112,138,387 obieg T-P-T • 85,86,99,111,112,129,133,160,295
Oceania • 389,396
Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) • 69, 335
pochodzenie kapitału przemysłowego • 350,351,
365,366; zob. również akumulacja podaż i popyt; interes robotników a • 327, 337;
ograniczenia • 81, 202, 288; prawo popytu i podaży • 204, 327, 355; wskaźniki wymia ny towarowej • 42,220
Panoptykon • 181
podklasa • 330
państwo; aparat regulacyjny • 338,373; edukacja
podkonsumpcja • 318,384,386,387,393,394
• 275-277; finansowanie infrastruktury • 335,
podmiejski styl życia • 384
378; i siła robocza« 163,170,173,174,180,183,
polityki ¡migracyjne • 331,332,375-377; zob. rów
185,188,189,191, 299,300; jako instytucja
centralizująca środki kredytu • 323,352,391, 394; klasyczni ekonomiści polityczni o • 71,
nież praca; państwo. popyt (efektywny) • 120-122,291,293,309,318,334,
383-387, 389, 394, 395
337,345; monetarny system zarządzania • 80,
Portugalia • 331
91, 92,104,105, 390-393; polityka energe
Powszechna Deklaracja Praw Człowieka • 69
tyczna • 379; polityki ¡migracyjne • 331,332;
praca; czasowa dyscyplina • 172,173; Engels o • 189;
robotnicy jako siła militarna • 173; systemy
Fourier o • 142,215; imigracja • 330-332,375,
kolonialne • 355,361; ustawodawstwo an
376; intensyfikacja • 254; kolektywna • 283,
tymonopolowe • 337,338; w Azji • 361,362;
284; konkurujące ze sobą systemy • 269,
w latach trzydziestych XX wieku • 392,395;
270, 275; Locke’owskie spojrzenie na • 149,
wsparcie proletaryzacji • 201,347,348-350;
296; niewolnicza • 55,59,125,140,157,172,
zbieranie statystyk • 106
178,189, 213, 266, 267; pańszczyzna • 63,
408
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
125,172; podział pracy • 218-225; polityka podaży pracy • 375; portorykańska • 331;
pozbawianie umiejętności • 218, 259, 260,
326; rezerwowa armia • 265, 325, 332, 333,
regulacyjne przechwycenie • 272; zob. również
państwo
reprodukcja; kapitału • 294-300; życia codzienne go • 384; społecznych warunków • 299,300
336, 342, 374, 375, 382; siła robocza • 149,
Rezerwa Federalna • 91,102,104
201; służący • 267; Smith o • 219, 220; sys
rezerwowa armia - zob. praca
tem mafijny • 251; system rodzinny • 276;
robotnik - zob. ciało robotnika
w Chinach • 37,250,264; wykwalifikowana
rolnictwo; utowarowienie • 350,361; synteza rol
i niewykwalifikowana • 156
pracownicy opieki społecznej • 309 prawa; burżuazyjna koncepcja • 303; człowie
nictwa z przemysłem • 244,278; środki utrzy mania • 329
romantyzm • 144
ka • 69; dotyczące dóbr wspólnych • 363,
ropa (Środkowy Wschód) • 379
366; zob. ustawodawstwo dotyczące gro-
Rosja • 37,54,172,308,335, 396
dzeń; liberalne vs ekonomiczne • 169,
Ruch Robotników Rolnych bez Ziemi (MST)
170,189
prawo własności; Locke'owska zasada • 149,296,
297, 302; produkcji towarowej • 302, 303;
• 364, 367
Russell Sagę Foundation • 309
Rzym (cesarstwo) • 215, 229,239
prywatnej • 149,242,302,349 proletaryzacja; historyczny proces • 127,128,345,
347-350; współczesna • 331,332,335,375 protestantyzm • 64,102,152,389 prywatyzacja • 361,363,364,389
przeludnienie względne; forma płynna • 329-332,
Saya prawo • 87-90,94,121,387,390 samochody; przemysł • 208,216,272/273,331,377,
379; „Wielka Trójka" firm samochodowych (Detroit) • 388
sektor środków produkcji • 317
374; zob. również praca; forma przewlekła
Seul, Korea Południowa • 365
• 329-331; forma utajona • 329-332, 334,
Shenzhen, Chiny • 362
337, 365, 374 przemysł reklamowy • 384 przemysłowa patologia • 224
pułapka płynności • 89,394,395
silnik parowy • 244,247 skład; organiczny» 313-315,381; techniczny • 313, 314,317; wartościowy • 313-318,321,323,381,
382
Służby Imigracyjne i Celne USA • 193 racjonalna konsumpcja • 292,293, 334,335 .Radosna Anglia” • 348
Smith, Adam; Karol Marks o • 19, 217, 223-224,
237; o funkcjonowaniu (niewidzialnej
raporty organizacji trzeciego sektora • 335
ręki) rynku • 61,71-72,86; o Mandeville’u
Reform Act („wielka zdrada”) (1832) • 183
• 320; o pochodzeniu klasy robotniczej
reformizm (burżuazyjny) • 174,187
• 344-345; o podziale pracy 220; o roli pań
Règlement organique • 172
stwa • 345; teoria Wakefielda • 354-356
Indeksy
socjalizm utopijny • 20,21, 64
Środkowy Wschód • 396
spadająca stopa zysku • 162,315,317,381,382,393
Świat jest płaski (Thomas Friedman) • ¿33
specjalne strefy ekonomiczne • 362,365
Światowe Forum Społeczne • 367
409
społeczny anarchizm (Piotr Kropotkin) • 231 społeczny darwinizm • 229-232,238
Tayloryzm • 208
sprzedaż odpustów • 94
technologia; bawełna • 377; fetyszyzm • 205; hi
srebro • 50,53, 62,70,79,91, 94, 97,100,105,120,
storia technologii • 229-230; i deindustria-
269,361
lizacja • 326; innowacja • 377; jako dyscypli
stagflacja • 388,396
na pracy • 262-263; komunikacyjna • 219;
Stany Zjednoczone; Agrobiznes • 332, 392; eg
narzędzia vs maszyny • 242-243; technicz
zekucje komornicze • 366,392; fundusze
ny skład • 313-314; transportowa • 219; in
kapitałowe • 364; i meksykańska siła ro
ternalizacja technologii • 233
bocza • 264, 332; i ropa ze Środkowego
teoria ograniczenia zysków • 393
Wschodu • 379; kapitał przemysłowy,
torysi (Wielka Brytania) • 185
pochodzenie • 350, 351, 389; korporacje
trutnie (Bernard de Mandeville) • 320
i regulacje • 272; niedostatek siły robo
Trzecia Italia • 259
czej • 249,258; niewolnictwo • 189,266,349,
Tunel pod kanałem la Manche • 374
353; po 11 września • 27,89,395; po II wojnie
Turcja • 331
światowej • 384; podaż kredytu (dług) • 391;
polityczne i pracownicze tradycje • 188,
ukaz (1831, Rosja) • 172
189; prawo ¡migracyjne • 331/332; robotni
United Airlines (firma) • 363
cy jako siła militarna • 173/174; skala do
Uniwersytet • 330,366
chodów • 206/207, 341, 342; tereny nieza
USA - zob. Stany Zjednoczone
gospodarowane • 351; w Wietnamie • 396;
uspołecznienie - zob. proletaryzacja
zabezpieczenia socjalne • 366, 384/385;
Ustawa o dziesięciogodzinnym dniu roboczym
zniszczenie farm rodzinnych • 329, 373; wojna secesyjna • 206
• 186
Ustawa o ubogich • 178
stosunek kapital-wartość • 160,161
ustawodawstwo dotyczące grodzeń • 348
strajki górników • 192,336
Ustawy fabryczne; kapitaliści vs państwo • 174,
strefy ekonomiczne - zob. tereny niezagospoda
rowane .sześć składników pojęciowych" (Karol Marks)
• 232-237 Szkocja • 178,349
251, 253-254, 273-274; klauzule dotyczące
zdrowia i edukacji • 273,274,300; przewaga konkurencyjna • 272; z XIX wieku • 273,277
Ustawy zbożowe • 184-185 Ustawy zrzeszeniowe • 349
Szwecja • 131,154,331
Volckera szok • 336
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
410
Wal-Mart (firma); a import z Chin • 200-201; for
wzrost; zob. również akumulacja
my organizacyjne • 208, 221; ubrania pro dukowane w sweatshopach • 193; wpływ
zabezpieczone papiery dłużne • 103
na silę roboczą • 132
zapatyści • 364
Wall Street; a egzekucje komornicze • 366, 392;
a kryzys azjatycki (1997-1998) • 103, 392; drapieżne taktyki • 362-363
Zjednoczeni Robotnicy Rolni • 176
złoto • 53, 54, 71, 77-79, 81, 84, 91-92, 94,103,105, 385
Wall Street Journal (gazeta) • 398
Związek Radziecki • 262, 308
wartość; diagram • 41; siła robocza vs teoria war
związki zawodowe; a place • 206, 229-230,
tości oparta na pracy • 167; skład wartościo
326-327; antyzwiązkowe think tanki • 298;
wy •313-318
i ustawodawstwo ¡migracyjne • 331; i usta
wartość dodatkowa; i abstynencja • 152-153,305-
wy zrzeszeniowe • 349; jako „zdeptanie"
306; prawna przykrywka dla • 303-304;
prawa popytu i podaży • 328; jako siła
problem absorpcji nadwyżki • 266-268;
polityczna • 170-171, 270; jako stabilizator
przemiana • 301-310
dla kapitalizmu • 190, 386; kontrolerów
warunki pracy; zob. również praca
lotów • 336; tereny niezagospodarowane a
Watykan • 94,132
• 351; Thatcher i • 336, 351; w Azji • 270;
Wielka Brytania; arystokracja vs burżuazja • 172-
w Szwecji (plan Meidnera) • 297
173,183-185; cenzus (1861) • 267; eksporter
kapitału/maszyn • 255,389; handel niewol
nikami • 178, 350-352; japoński przemysł
motoryzacyjny w (lata osiemdziesiąte XX wieku) • 351; klasyczni ekonomiści politycz
ni • 19; parlament • 182,355; przejście do ka pitalizmu • 346-349; przemysł bawełniany
• 269, 353; uspołecznienie pracy najemnej • 179-180; plany kolonizacyjne Wakefielda • 354-355; wojny opiumowe • 121,361
Wielki Kryzys • 336, 370
Wietnam • 193, 334,396 własność kościelna • 348-349 Włochy; przemysł motoryzacyjny • 259; wzrost w •259
wojna francusko-pruska (1870-1871) • 173
wstrzemięźliwość • 152,153,306
Indeks osób I komentowanych dzieł Allende, Salvador • 375
Cabet, Étienne • 20
Arkwright, Richard • 245
Carey, Henry Charles • 19
Arystoteles • 20,54,55,68,140,157; Etyka nikoma-
Chamberlain, Joseph • 187,188
chejska • 54
Chaplin, Charlie • 177,254
Babbage, Charles • 259
Cleaver, Harry • 145; Polityczne czytanie Kapitału • 145
Babeuf, Gracchus • 20
Cobden, Richard • 184
Bacon, Francis • 47
Cohen, G.A. • 28,233; Karl Marx’s Theory ofHistory
Balzac, Honoré de • 16,116; Eugenia Grandet • 116; Komedia ludzka • 16
Baran, Paul A. • 388; Kapital monopolistyczny «388
•233 Condillac, Étienne Bonnot de • 119 Considérant, Victor • 20
Beecher Stowe, Harriet • 349; Chata Wuja Toma
•349 Bentham, Jeremy • 134,140,155,303,310,341
Blanqui, August • 20 Bonaparte, Ludwik • 170,185
Braverman, Harry • 260; Labor and Monopoly
Capital • 260
Darwin, Karol • 229-232,237,238; O pochodzeniu gatunków • 229-232
Defoe, Daniel • 62,63; Moll Flanders • 63; Robinson Crusoe • 62, 63,144
Deleuze, Gilles • 237
Deng, Xiaoping • 361
Brecht, Bertolt • 400
Derrida, Jacques • 18
Brenner, Robert • 28
Dickens, Karol • 118,172,181; Oliver Twist »118
Bright, John • 184
Disraeli, Benjamin • 183
Budd, Alan • 336 Bush, George W. • 27,126,127,306
Engels, Fryderyk • 158,189,231,251,259,391; zob.
również Marks, Karol (Manifest partii
Przewodnik po Kapitale Karola Marksa
412
komunistycznej; Położenie klasy robotni
Henryk VII (król) • 348
czej w Anglii)
Hobbes, Thomas • 19
Epikur • 20
Holloway, John • 145
Horner, Leonard • 185 Faust (Johann Wolfgang Goethe) • 16,150,305,306
Hume, David • 19,20
Feuerbach, Ludwik • 141
Fielden, John • 352
Kant, Immanuel • 20,141
Ford, Henry • 222,262,292,334
Kartezjusz • 20,56
Foucault Michel • 17,180-182; Historia szaleństwa
Keynes, John Maynard • 89,90,207,291,387,389,
w dobie klasycyzmu • 181; Nadzorować i ka
390, 395; Essays in Biography • 89, 90;
rać • 181; Narodziny kliniki • 181
Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pie
Fourier, Charles • 20,21,142,145,215
niądza • 89,389
Fowkes, Ben • 10
Kolumb, Krzysztof • 94
Franklin, Benjamin • 123,146,230
Kropotkin, Piotr • 231,238
Friedman, Milton • 298
Friedman, Thomas L. • 233; Światjest płaski • 233
Lefebvre, Henri • 237,400; Explosion. Marxism
and the French Revolution • 400
Gifford, Kathy Lee • 193
Lenin, Włodzimierz • 222,262,263
Giuliani, Rudy • 27
Lichnowsky, Karl Max • 304
Glyn, Andrew • 376,395; British Capitalism, Work
Locke, John • 19,105,127,149,296,302,344,345
ers and the Profits • 376
Goldsmith, Oliver • 348 Gramsci, Antonio • 242,367
Lovelock, James • 141 Luksemburg, Róża • 120,121, 359-361, 365, 367,
385-387,393; Akumulacja kapitału • 121,360
Gray, John • 233,348; The World Is Round • 233
Lula (Luiz Inácio „Lula” da Silva) • 367
Harvey, David; Limits to Capital • 25,122, 382;
Malthus, Thomas • 19,90,120,231,238, 324, 326;
Neoliberalizm. Historia katastrofy • 337,
Principles ofPolitical Economy • 120
363; New Imperialism • 363; Paris. Capital
Mandeville, Bernard • 320, 325; Bajka o pszczo
ofModernity • 123; Spaces of Capital • 122;
Spaces of Global Capitalism • 56
Hawken, Paul • 237; Blessed Unrest • 237
łach • 320, 325 Mao, Zedong • 361,367 Marks, Karol; Manifest partii komunistycznej »17,
Hayek, Friedrich • 127,298
21,24,38,114,233,354,380,391; Osiemnasty
Heath, Edward • 192
brumaire'a Ludwika Bonaparte »170; Przy
Hegel, Georg Wilhelm Friedrich • 20, 26, 43, 45,
czynek do krytyki ekonomii politycznej • 239,
143, 237, 356, 357; Zasady filozofii prawa
303; Przyczynek do krytyki Heglowskiejfilo
• 26,356
zofii prawa • 356; Rękopisy ekonomiczno-
Indeksy
filozoficzne z 1844 r • 145, 210, 390; Zarys
Saint-Simon, Henri de • 20,322
413
krytyki ekonomii politycznej • 24,25,56,95,
Say, Jean-Baptiste • 19,87-90,94,121,387,390
96,112,113,143,149,203,247,309, 315, 347,
Senior, Nassau W. • 163,164,183, 304,338
382, 387, 388, 393
Sismondi, Jean Charles Léonard de • 19,90
Mèdici Garrastazu, Emilio • 252
Slim, Carlos • 342
Meidner, Rudolf • 299
Smith, Adam • 17,19, 61,71,72,217, 220, 223, 224,
Mendes, Chico • 366
231, 320, ЗЗ6, 335, 341, 342, 344, 345, 354, 356
Meneniusz Agryppa • 225
Smith, Neil • 232; Uneven Development »232
Mill, John Stuart • 244,255,288,311
Soros, George • 96,106
More, Thomas • 20
Sowell, Thomas • 88; Say's Law • 88
Spinoza, Benedykt • 20
Negri, Antonio • 147,385
Steuart, James • 19, 345
Newton, Izaak« 56,105
Sutcliffe, Bob • 376; British Capitalism, Workers
and the Profits • 376 O’Connor, Jim • 379
Sutherland, księżna • 349
Oilman, Berteli • 371
Sweezy, Paul M. • 388; Kapital monopolistyczny «388
Orshansky, Mollie • 133 Owen, Robert • 20,274
Thatcher, Margaret • 39,186,336,351,375
Thompson, E.P. • 347 Péreire, bracia (Jacob Émile, Isaak) • 322
Tristan, Flora • 20
Perelman, Michael • 346; Invention of Capital
Tronti, Mario • 383
ism • 346
Turgot, Anne-Robert J. • 19
Petty, William • 19,47,177
Pinochet, Augusto • 375
Ure, Andrew • 259
Proudhon, Pierre-Joseph • 20, 64, 68, 69, 72,127, 156,169,262
Quesnay, François • 19
Vaucanson, Jacques de • 245 Vico, Giambattista • 230
Volcker, Paul • 336 .Radykalny Joe" - zob. Chamberlain, Joseph
Wakefield, Edward Gibbon • 354-356
Reagan, Ronald • 186,336, 375
Walkley, Mary Anne • 175
Ricardo, Dawid • 19,39,89, 90,120,286,289,315
Watt, James • 243,245
Robinson, Joan • 90
Weber, Max • 17
Roemer, John • 28
Wedgwood, Josiah • 231
Rothschildowie (rodzina) • 103
Wilhelm III Orański • 348
Rousseau, Jean-Jacques • 20
Wilson, William Julius • 330 Wilson, Woodrow • 127
Dotychczas nakładem
Wydawnictwa Ekonomicznego „Heterodox” ukazały się: Seria marksistowska:
• Joan Robinson, Szkice o ekonomii Marksowskiej
• David Harvey, Przewodnik po Kapitale Karola Marksa Seria schumpeterowska:
• Mariana Mazzucato, Przed siębiorcze państwo. Obalić mit
o relacji sektora publicznego i prywatnego W przygotowaniu: Seria feministyczna:
• Mukesh Eswaran, Gender w ekonomii Seria metodologiczna:
• Steve Keen, Ekonomia neoklasyczna: fałszywy paradygmat Seria instytucjonalna:
• Fred Block i Margaret Somers, Karl Polanyi i sila wolnoryn
kowego fundamentalizmu Seria postkeynesowska:
• Randall Wray, Wprowadzenie
do Nowoczesnej Teorii Pieniądza