180 85 1MB
Polish Pages [156] Year 2013
Kazimierz Turaliński www.turalinski.pl
2012 Polityka Pieniądze Służby specjalne… Zbiór artykułów i komentarzy prasowych
Wydawnictwo MEDIA POLSKIE Radom 2013 © Copyright by Kazimierz Turaliński 2013 ISBN 978-83-63574-00-0 2
RARE
SPIS TREŚCI Przedmowa ........................................................................................4 Konsolidacja „objawów” mafii ...........................................................7 Pozorowanie samobójstw ...............................................................19 Przestępstwa rosyjskich służb specjalnych ......................................28 Autostrady w rękach mafii? cz.1 .....................................................40 Autostrady w rękach mafii? cz.2 .....................................................46 Legalne oszustwa .............................................................................53 Iluzja finansowej potęgi ...................................................................59 Polski bastion GRU i STASI ...............................................................65 Zabili Szpiega ...................................................................................73 Trotyl na wraku Tupolewa ...............................................................84 Włoska mafia na Lubelszczyźnie ......................................................91 Ułuda inwigilacji ...............................................................................96 Zimna wojna generałów ................................................................104 Mit terroryzmu ..............................................................................112 Zabójstwo gen. Papały to przypadek… ..........................................118 Terroryzm polityczny w Polsce ......................................................126 Likwidacja departamentów ABW ..................................................133 Kres wolnych mediów ....................................................................144
3
RARE
Przedmowa
4
RARE
Rok 2012 miał być, według niektórych, ostatnim w dziejach ludzkości, lecz jak zawsze, pomimo czarnych proroctw, świat dotrwał do kolejnej wiosny. Nim ona nastąpiła w Polsce odbyły się mistrzostwa Europy w piłce nożnej, z „sukcesem” zakończono głośne procesy lub postawiono milowe kroki w wielu sprawach karnych sięgających jeszcze lat 90-tych, a także oddano do użytku 294 km nowych autostrad, co według statystyk równało się mniej-więcej także rekordowej liczbie bankructw krajowych firm budowlanych. Koalicyjni obywatele nadal z gracją imperatora podkreślali swoją wyższość nad opozycyjnie nastawionymi rodakami, ale z każdym dniem wzrastała już w siłę trzecia opcja: trust związkowców i niezadowolonych z kaleczenia demokracji wyznawców Pawła Kukiza. Do tego wciąż kością niezgody były nierozliczone sprawy z Moskwą i od wojny zakryta cieniem strefa działalności polskich służb specjalnych – nadal chroniona gorliwiej od niepodległości. Wyraźnie dał się odczuć rzeczywisty wzrost przestępczości gospodarczej. Stąd wielu ludzi straciło ostatnio nie tylko dorobek swojego życia, ale i nadzieję na lepsze jutro. Nie brakło też tych, którym decyzje sądu oraz gorzkie komentarze mediów raz na zawsze odebrały wiarę w sprawiedliwość, która miała być przecież ostoją Rzeczypospolitej. Śmiech tłumu dyletantów i oklaski dla oszustów, złodziei, bandytów. Tak wspominać będą 2012 rok nie tylko budowniczowie dróg, ale także prokuratorzy rozpracowujący głośne afery kryminalne, czy bliscy ofiar tajemniczych wypadków i wątpliwych samobójstw. Wielkiego końca świata zabrakło, lecz tych „małych apokalips” wydarzyło się aż nadto, a ich finały nie raz zaskoczyły tak ekspertów, jak i szarych obywateli. To, co dotąd wydawało się niemożliwe lub bardzo mało prawdopodobne, w ciągu minionych 12 miesięcy często stawało się smutnym faktem. Wszyscy przywykliśmy już do tego, że ani członkowie rządu, ani parlamentarzyści, nie znają polskiego i europejskiego prawa, 5
RARE
podstaw ekonomii, czy nawet filozoficznych fundamentów ustroju, w którym władzę przyszło im sprawować. Swe funkcje pełnią „na wyczucie”, co niestety nie umniejsza ogromu popełnianych błędów i wynikających z nich konsekwencji, zwłaszcza w zakresie tolerowania zorganizowanej działalności przestępczej na szkodę rodzimych przedsiębiorców, czy bagatelizowania innych źródeł zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego. Polityka, pieniądze – w tym środki unijne, służby specjalne, mafia, terroryzm, samobójstwa i Rosja to najważniejsze tematy wypełniające czołówki gazet w minionym, przełomowym roku. Wokół nich też skupiony został niniejszy zbiór materiałów prasowych i komentarzy. Uważna analiza znów pozornie tylko odległych wydarzeń ujawnia, jak poważna choroba trapi współczesną Polskę. Obok słabej władzy i agresywnych białych kołnierzyków najpoważniejszy problem to koniunkturalne media, które, zamiast przekazywać informacje, w ślepej pogoni za sensacją często wprowadzają odbiorców w błąd. Niczym krzywe zwierciadło zniekształcają rzeczywistość, a historię i wiedzę naukową omijają szerokim łukiem. Dziś nadszedł czas by parę trudnych tematów wyciągnąć spod klosza propagandy dobrobytu – wprost na światło dzienne, a inne, nazbyt dobrze już nagłośnione, odkłamać. Kazimierz Turaliński O autorze: studiował prawo, nauki polityczne i ekonomię. Napisał osiem książek, w tym opracowania dotyczące przestępczości zorganizowanej oraz służb specjalnych a także podręczniki o profilu prawno-ekonomicznym z zakresu egzekucji wierzytelności i wywiadu gospodarczego. Od 2000 roku związany z komercyjnym sektorem bezpieczeństwa. W 2012 roku artykuły prasowe jego pióra publikowane były m.in. w Gazecie Finansowej, Wirtualnej Polsce, Deutsch-Polnisches Magazin "REGION Europy", a także w wielu niszowych serwisach politycznych – zarówno liberalnych, takich jak powiązany z centrolewicowym skrzydłem Platformy Obywatelskiej „Komentarz Polityczny”, jak i konserwatywnych, wśród nich w wydawanej przez dawnego lidera Solidarności Walczącej „Gazecie Obywatelskiej”.
6
RARE
Konsolidacja „objawów” mafii
7
RARE
Już przeszło dwie dekady minęły od powstania na terytorium Polski pierwszych, zaawansowanych organizacyjnie struktur przestępczych. Dwa główne nurty obejmowały połączoną działalność kryminalną i narkotykową oraz czyny charakterystyczne dla tzw. białych kołnierzyków: oszustwa gospodarcze i podatkowe, pranie brudnych pieniędzy, masowe defraudacje majątku państwowego a później dotacji z Unii Europejskiej. Trzon pierwszej kategorii skupiony został początkowo wokół tzw. Pruszkowa i Wołomina oraz gangu Krakowiaka, a o schedę po nich walczyły „Mokotów” i liczne mniejsze grupy przestępcze. Stale jednak funkcjonował w Warszawie kilkuosobowy „zarząd”, dominujący nad kryminalną mapą Mazowsza i innych regionów. Trzon sektora ekonomicznego zmonopolizowały gospodarcze ośmiornice tzw. Mafii Paliwowej i podmioty przejęte w toku prywatyzacji. Na czoło wybiły się budowlane spółki giełdowe, oszukujące podwykonawców wielkich inwestycji drogowych i mieszkaniowych przy pomocy „łańcucha” sztucznie doprowadzanych do bankructwa pośredników z osobowością prawną. Do niedawna te dwa, wydawałoby się jakże odległe i w pełni autonomiczne światy, a nawet poszczególne ogniwa w przestępczości ekonomicznej, zachowywały pozory niezależności i ograniczonego przepływu kapitału. Finansjery i pospolitych bandytów miało nie łączyć nic. Czas pozorów dobiegł jednak końca. Sztandary zostały połączone, a to, co dotąd nazwać można było jedynie „objawami mafii”, przerodziło się w trwałą symbiozę wielkiego kapitału i twardych pięści – wspieraną indolencją służb państwowych. Już mamy nad Wisłą mafię. Potężną, jak ta rządząca Sycylią w latach 70-tych i 80-tych. Tylko inaczej skonstruowaną. Od 2010 roku organa ścigania i sądy w całym kraju dążyły do szybkiego zamknięcia najgłośniejszych śledztw III RP. Główne wątki wielomiliardowej afery paliwowej zostały umorzone na etapie 8
RARE
postępowań przygotowawczych, a odczytane we wcześniejszych latach w Krakowie, Szczecinie i Zielonej Górze akty oskarżenia nie spotkały się z przychylnością składów orzekających. Sądy nie dostrzegły winy nawet tam, gdzie przedsiębiorcy przyznali się do popełnionych oszustw podatkowych, a zabezpieczone przez śledczych faktury, opiewające na setki milionów zł, uznano za niedostatecznie wiarygodne dowody. W strukturze działać miało przeszło 1200 spółek, a ropa Mafii Paliwowej wypełniała nawet zbiorniki lidera polskiego rynku petrochemicznego PKN ORLEN i baki ponad tysiąca radiowozów śląskiej policji. Później tamtejszy komendant wojewódzki oskarżony został o korupcję i ujawnienie „nafciarzom” tajnych dokumentów o śledztwach CBŚ. W zarządach i radach nadzorczych spółek paliwowych zasiadali krewni premiera Oleksego, a także małżonki ówczesnego szefa Biura Ochrony Rządu i jego zastępcy. Jeden z przedsiębiorców zeznawał początkowo, że łapówki, za prowadzenie działalności na taką skalę, trafiały na szwajcarskie konta bankowe m.in. ówczesnego prezydenta. Tego samego, który na szybko (w trybie nadzwyczajnym) ułaskawiał Petera Vogla – bankowca z Zurichu podejrzewanego o obsługę tych właśnie „brudnych” rachunków a skazanego wcześniej w Polsce za brutalne zabójstwo na tle rabunkowym. Ale podobno żadnej mafii na rynku paliw wcale nie było. Nawet wspomniany komendant został uniewinniony. Szerzący w latach 90-tych terror kryminalny przywódcy i „żołnierze” Pruszkowa w większości również uniknęli kar, a jeśli już zapadały wyroki skazujące, to wyjątkowo łagodne i za drobne występki. Poważne zbrodnie uniknęły zemsty ślepej Temidy. Najpewniej podobnie zakończy się proces oskarżonych o zgładzenie gen. Papały – pruszkowskiego bossa o pseudonimie Słowik i płatnego zabójcy Ryszarda Boguckiego. Choć akt oskarżenia został 9
RARE
już dawno odczytany, nieoczekiwanie za tą samą zbrodnię „konkurencyjny” prokurator zatrzymał drobnego złodzieja i zarazem świadka koronnego o pseudonimie Patyk. Na co dzień kradł on luksusowe limuzyny, lecz tylko w tym wyjątkowym przypadku precyzyjnym strzałem w głowę z pistoletu z tłumikiem zabić miał swego przypadkowego sąsiada, którym pechowo był generał. Ostatecznie porzuconym łupem rozboju paść miało należące do ofiary, niewiele warte, Daewoo Espero. Niedawno w więzieniu zmarł Artur Zirajewski, ostatni ze świadków obciążających o tą zbrodnię liderów Pruszkowa. Przyczyną śmierci był zator tętnicy płucnej związany z ostrym zatruciem lekami psychotropowymi. Pochodzenia leków nie ustalono. Ostatecznie umorzono też wątki domniemanych samobójstw morderców Krzysztofa Olewnika oraz pilnującego ich strażnika więziennego. Wszyscy zamieszani w sprawę zostali w krótkich odstępach czasu odnalezieni z pętlami wisielczymi na szyjach, a zarówno rodzina Olewnika, jak i media, upatrywały w tych zdarzeniach eliminacji świadków mogących wskazać rzeczywistych zleceniodawców porwania i zbrodni. Podobnie po cichu zamknięto wiele innych śledztw godzących w przestępczość zorganizowaną. Jak się po dwudziestu latach okazało, Polska to wyjątkowo bezpieczny kraj. Wszystkie poważniejsze przestępstwa obciążać miały przypadkowych opryszków z co najwyżej zawodowym wykształceniem, a żadnych kontaktów półświatka ze służbami specjalnymi, politykami oraz rekinami biznesu nie było. Mafii nie ma, a wszyscy podejrzani są niewinni. I dobrze ustawieni finansowo w nowym, wspólnym biznesie. Wielki projekt budowy dróg i autostrad zagospodarować miał środki publiczne w kwocie sięgającej 150 miliardów zł, w tym liczne dofinansowania unijne. Odnowa infrastruktury 10
RARE
komunikacyjnej była nie tylko szansą na awans cywilizacyjny kraju, ale i okazją do malwersacji na nieodnotowaną w historii skalę. W tym punkcie, po raz pierwszy, spotkały się wszystkie liczące się struktury przestępcze. Od nizin aż po sam szczyt. Jak jedna, wielka i zgodna rodzina. Wiodące spółki giełdowe uzyskały zamówienia publiczne o wielomiliardowej wartości, lecz w dużej mierze niezgodnie z prawem zamówień publicznych i logiką. Strategiczne kontrakty GDDKiA przydzielała bez przetargu i nawet 50% poniżej kosztorysów podmiotom nieposiadającym ani doświadczenia w budowie dróg, ani parku maszyn, ani też wykwalifikowanej kadry. Było oczywiste, że uniknięcie gigantycznych strat, już o zysku nie wspominając, możliwe będzie jedynie w przypadku nierozliczenia podwykonawców. Po otrzymaniu zapłaty spółki ogłaszały upadłość, a pieniądze zamiast na budowniczych dróg wydawane były na inne – wcześniej sztucznie wyreżyserowane – zobowiązania. Do kontrolowanych „wierzycieli” z każdego odcinka robót trafiało po kilkaset milionów zł. Inni liderzy rynku budowlanego korzystali z rejestrowanych na figurantów spółek pośredniczących – również nieposiadających sprzętu i kadry, które po zakończeniu prac i przed rozliczeniem rzeczywistych podwykonawców pozostawiano bez pieniędzy. W obu przypadkach środki publiczne trafiały do zewnętrznych beneficjentów, a drogi powstawały nakładem uczciwych, małych firm budowlanych. Kreatywny biznes żerujący na słabości prawa gospodarczego oddziela od działalności mafijnej cienka granica, za którą na porządku dziennym są zabójstwa, zastraszanie i korupcja na szczeblu rządowym. W Polsce, tak jak wieki temu we Włoszech, już ją przekroczono. Pierwszą oznaką afery była nagła śmierć prezesa jednej z najbardziej zadłużonych spółek – budującej autostradę A2 DSS. Na nim właśnie kończyła się większość tropów umożliwiających 11
RARE
połączenie katastrofy finansowej z masowymi oszustwami i najbogatszymi biznesmenami. Zmarły zawsze mógł liczyć na protekcję ze strony polityków prawicy, a w sprawie kontraktu autostradowego w imieniu DSS skutecznie interweniował w ministerstwach Infrastruktury, Spraw Zagranicznych i Skarbu Państwa dawny premier, wywodzący się z ZChN Kazimierz Marcinkiewicz. Wiele lat temu prezes był jednym z dwóch pełnomocników zamieszanego w machinacje finansowe majątkiem spółki PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka. Drugi pełnomocnik (Piotr Głowala) został zamordowany przez nieznanych sprawców. Innym przyjacielem Wieczerzaka jest pochodzący z Kielc multimiliarder Michał Sołowow, który fortunę zbił na budowie biurowców PZU oraz w wyniku serii kontrowersyjnych transakcji skutkujących m.in. zubożeniem Skarbu Państwa i przejęciem za ułamek realnej wartości lub zupełnie bezpłatnie atrakcyjnych działek budowlanych. Jeszcze przed inwestycją w autostrady DSS przejął właśnie w Kielcach kopalnię niezbędnego do budowy nasypów drogowych kruszywa, a już po upadku spółki zaufani podwykonawcy prezesa, w ramach nieoficjalnej kompensaty strat, przejmowali w województwie świętokrzyskim grunty i właśnie kopalnie. Wśród szczęśliwców znalazły się osoby z kręgu byłego premiera Leszka Millera, byłego ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka oraz „żołnierze” dawnych zbrojnych gangów. DSS zakończyła działalność z zaległościami rzędu 700 milionów zł, choć Minister Nowak cały czas zapewniał, że spółka jest sprawdzona i nie grozi jej upadłość... Podobnie wyglądały realia realizacji innych kontraktów autostradowych. Zewnętrzni podwykonawcy niepowiązani ze środowiskami politycznymi ani przestępczymi w dużej części stali się sponsorami polskich dróg, bez większych szans na odzyskanie utraconego wynagrodzenia. Tzw. Ustawa Nowaka miała ochronić 12
RARE
interes finansowy budowniczych, lecz w praktyce objęła jedynie pierwsze ogniwa łańcucha podwykonawców, czyli głównie spółki rejestrowane na „słupów” i niewystępujące z roszczeniami, albo właśnie zaufanych kontrahentów giełdowych gigantów. Tym samym Rzeczpospolita otoczyła szczególną opieką prawną oszustów, tak jak miało to miejsce w latach 90-tych przy wprowadzaniu ustaw i rozporządzeń regulujących polski rynek paliwowy. Co najmniej jedna z wiodących spółek do zamknięcia kontraktu musiała też przedstawić GDDKiA sfałszowaną dokumentację, bowiem choć podwykonawcy nie podpisali rozliczeń, to do kierownika odpowiedzialnego za rozliczenie projektu trafiły oświadczenia potwierdzające zapłatę wszystkim podwykonawcom. Podobnych tolerowanych nieprawidłowości było mnóstwo, a oficjalne pisma, w których wyjaśniano dostawcom materiałów budowlanych, sprzętu i robotników powody braku uregulowania należności pozostawały wzajemnie sprzeczne. Skala tych oszustw sięgnęła setek milionów zł, a pokrzywdzonych zaczęli nachodzić przestępcy związani z dawnymi, potężnymi gangami. Początkowe „życzliwe” rady zalecające odstąpienie od roszczeń zastąpiły bezpośrednie groźby pozbawienia życia. Budowlańcy usłyszeć też mogli, że zagrożone są ich dzieci a córki może spotkać coś gorszego od pobicia. Jednemu z przedsiębiorców zaangażowanych w ujawnienie oszustw odkręcono wszystkie koła w samochodzie w taki sposób, że przy większej prędkości doszłoby do katastrofy. Innego ciężko pobito i nożami przecięto mu ścięgna. Miał przekazać pozostałym, zaangażowanym „za bardzo”, wiadomość, że czas odpuścić. Sam zrezygnował z dalszej walki o zapłatę. Większość postanowiła działać. Dziennikarskie śledztwo ujawniło kolejne nieprawidłowości. Walce i koparki nie mają dużych wymagań, co do czystości paliwa, w związku z czym co najmniej część placów budowy uczyniono 13
RARE
miejscami zbytu dla nieobciążonego akcyzą i VAT-em taniego, bo też zanieczyszczonego, diesla z przemytu. Niewiele lepsze produkty olejopodobne trafiają do baków ciężarówek. Na południu Polski za dostawy odpowiadają głównie spółki barona K. z Podkarpacia. Ten sam lider Mafii Paliwowej kilka lat wcześniej zdobył duże wpływy w trzebińskiej rafinerii, a pokazem jego siły była eliminacja z rynku biopaliw przedsiębiorstwa warszawskiego antyterrorysty „Robsona”. Innym organizatorem „słupów” i dostaw paliw na budowy nasypów była koncesjonowana spółka naftowo-budowlana H. ze Śląska, należąca do krewnego żony byłego prezydenta. Kolejnymi źródłami dochodu stają się nieruchomości, głównie te należące do Skarbu Państwa. Zarówno przedsiębiorcy odpowiedzialni za defraudacje w trakcie procesu prywatyzacyjnego, działacze partyjni, jak i emerytowani gangsterzy (przyjmujący często rolę zaufanych powierników-figurantów) masowo przejmują bezwartościowe pola i ugory oraz dziś nieeksploatowane a dawniej uważane za strategiczne złoża surowców. Przypadkiem zbiega się to w czasie z budową dwupasmowych dróg do tych zapomnianych terenów i ze zmianą ich charakteru na planach zagospodarowania przestrzennego. To, co jeszcze kilka dni wcześniej było warte grosze, zamienia się w złoto. Drugi cel to grunty, spod których uzyskać można idealny dostęp do złóż gazu łupkowego. Nie chodzi jednak głównie o wydobycie, a o blokowanie eksploatacji. Dzięki temu monopol Rosji na dostawy zostanie zachowany i za taką, pasywną, postawę nasi dotychczasowi kontrahenci ze Wschodu chętnie zapłacą. Nie oni jedni, gdyż marginalizacją Polski na energetycznej mapie świata są zainteresowani również nasi zachodni „sojusznicy” i z tego kierunku także płyną finanse na cele wywiadu i sabotażu energetycznego. Jawnie zapowiadanym kolejnym etapem oszustw budowlanych stać ma się wsparta miliardowymi środkami unijnymi 14
RARE
renowacja torowisk PKP. Razem więc zarabiać można na wiele bezpiecznych sposobów. Dlatego dziś już nikt poważny nie myśli o strzelaniu, a wiodące środowiska przestępcze rzadko dokonują czynów pozostawiających materialne dowody zbrodni. Napady na banki, konwoje, zabójstwa, czy nawet włamania i kradzieże pojazdów są zbyt ryzykowne i niskodochodowe, stąd pozostawiono je „młodym wilkom” niemającym niczego do stracenia. Dzięki temu wykrwawieni i wciąż osłabiani aresztowaniami nie będą przeszkadzać w zdobywaniu prawdziwych pieniędzy. Tymczasem te płyną szerokim strumieniem także z tradycyjnego handlu narkotykami, prostytucji i korupcyjnego wygrywania przetargów. W nich nie ma „ofiary”, a zachowanie zdarzenia w tajemnicy pozostaje w zgodnym interesie wszystkich stron transakcji. Popełniane przy okazji przekupstwo stróżów prawa i działaczy politycznych staje się długoterminową oraz pożądaną inwestycją, gdyż raz sprzedani przymykać oczy będą musieli już zawsze i na wszystko. Przyjmowanie zwitków banknotów przychodzi lekko. Łatwo dochować kupowanej dyskrecji, skoro nikt nie krzyczy o przestępstwie. Pieniądze otrzymane (pozornie) za nic. Z kolei wielomilionowe oszustwa gospodarcze wyreżyserowane na spory cywilnoprawne też nie rodzą ryzyka interwencji prokuratora. Wiadomo bowiem, że urzędnik z budżetówki nawet jeśli bardzo będzie chciał, to nie zdoła pojąć arkanów wielopłaszczyznowych machinacji rozbitych pomiędzy licznymi spółkami kapitałowymi ulokowanymi w różnych krajach. Dwa najważniejsze źródła dochodów są zabezpieczone, a zyski płynnie lokowane w legalnych przedsięwzięciach, takich jak ziemia przeznaczona (dopiero w zamyśle urzędników) pod nowe inwestycje, drogi i kopalnie. W tle skonsolidowanego świata przestępczego i wielkich pieniędzy nie trudno dostrzec, jako element łączący, dawnych służb 15
RARE
specjalnych. Kielecki miliarder rozpoczął złotą serię kontraktów od przyjaźni z majorem kontrwywiadu WSW – służby później płynnie przekształconej w okrytą kontrowersjami WSI. Ten sam major pełnił funkcję dyrektora generalnego w Urzędzie Rady Ministrów w czasie, gdy urząd ten przekazywał nieodpłatnie działki budowlane w sercu Warszawy na cele spółdzielcze. Sołowow przejął parcele i zbudował tam apartamentowiec. Wszelkie śledztwa w tej sprawie umorzono. Później oficer został szefem gabinetu Aleksandra Kwaśniewskiego, a miliardera uczynił stałym gościem prezydenta. Po zakończeniu kariery w budżetówce był prezesem litewskiej spółki należącej do Sołowowa, a jego miesięczna pensja sięgać miała 50 000 dolarów. Przestępstwa paliwowe zaczęły się od nielegalnego importu tankowców pełnych ropy z rosyjskich baz wojskowych. Surowiec ten przechowywano w zbiornikach należących do Marynarki Wojennej, a dystrybucję prowadziły na terenie całego kraju zależne od wojskowych spółki handlowe. Z powodu przedawnienia nikt nie poniósł kary. Niespełna dekadę później jeden z liderów tzw. Mafii Paliwowej odwiedzał na Kremlu tamtejszego Ministra Gospodarki, a kilka dni po tym spotkaniu doszło do historycznej wizyty Władimira Putina w Polsce i intensywnych rozmów z Kwaśniewskim oraz z Millerem na temat przekazania Rosjanom obiektów strategicznych dla polskiego sektora naftowego. Pokłosiem tych negocjacji było zatrzymanie prezesa PKN ORLEN przez ABW i odwołanie go z funkcji pod fałszywym zarzutem popełnienia przestępstw oraz dalsze rozmowy w sprawie faktycznej monopolizacji polskiego rynku paliw płynnych, prowadzone już w Wiedniu przez pułkownika KGB Władimira Ałganowa z jednym z najbogatszych Polaków Janem Kulczykiem. Wówczas petrochemicznego giganta zdominowały osoby, które dziesięć lat wcześniej współpracowały przy dystrybucji paliw przemyconych środkami Marynarki Wojennej. Brat dowódcy 16
RARE
MW pełnił stanowiska tak szefa Rady Nadzorczej PKN Orlen, jak i prezesa Kulczyk Holding. Dziś, po upływie kolejnej dekady, Kwaśniewski pobiera 52 000 zł pensji jako doradca Kulczyka, który nowym celem swych inwestycji uczynił przejmowanie kopalni węgla kamiennego. W minionych latach miliarder również inwestował w autostrady. Za pośrednictwem Kulczyk Holding SA kontroluje 45% spółki eksploatacyjnej autostrady A2 odcinek Nowy Tomyśl-Konin i 47,5% Świecko-Nowy Tomyśl a także jest przewodniczącym rady nadzorczej spółki Autostrada Wielkopolska SA. Największe pieniądze wciąż są związane z drogami i paliwami kopalnymi, a tych czystych chyba już nie da się odróżnić od brudnych lub co najmniej poplamionych. Także krwią. Liderzy tzw. Mafii Pruszkowskiej latami zawdzięczali nietykalność statusowi tajnych współpracowników SB, a później UOP-u i policji. Popełniane masowo prymitywne przestępstwa kryminalne umożliwiały rozbicie grupy w ciągu kilku tygodni rzetelnej pracy dochodzeniowo-śledczej, lecz naciski na uczciwych policjantów, czy odgórne przecieki o podejmowanych działaniach, wykluczały przez dziesięć lat postawienie komukolwiek poważniejszych zarzutów. Dyskretna protekcja umożliwiła masowy przemyt spirytusu i narkotyków, a informacje o dekonspiracji kanałów przerzutowych często od razu trafiały do ich organizatorów. W zamian gangsterzy donosili na swoich konkurentów, a te zatrzymania pozwoliły mamić polityków i media skuteczną ochroną bezpieczeństwa publicznego. Wsparcie merytoryczne w zakresie przestępstw ekonomicznych świadczył były funkcjonariusz SB – senator Aleksander Gawronik, a ważnym kontrahentem warszawskich gangów stał się też jego przyjaciel Ireneusz Sekuła – były wicepremier, szef Głównego Urzędu Ceł i agent wojskowego Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego. Pruszków na zlecenie 17
RARE
otaczał opieką interesy spółek nomenklaturowych i operującą setkami milionów zł branżę hazardową, a także świadczył drobne usługi w zakresie pobić, czy zastraszeń, a niekiedy zabójstw. Najpewniej jednymi z nich były kontrakty na gen. Papałę, niewygodnego już świadka oszustw Sekułę i nazbyt niezależnego, zmierzającego do pełnej legalizacji i ukierunkowania brudnego kapitału na przejmowanie spółek giełdowych, lidera grupy ożarowskiej – Pershinga. Wieloletnie monopolizowanie polskiej zbrodni było możliwe jedynie przy życzliwej akceptacji służb specjalnych, dla których rozbicie struktur przestępczych złożonych z prymitywnych recydywistów nie mogło stanowić żadnej trudności. Dziś znów nikt nie dostrzega masowych oszustw i defraudacji przy budowie autostrad, a każdy podejrzany o poważne przestępstwo liczyć może na szczególną pobłażliwość ze strony niemalże a priori umarzających śledztwa prokuratorów. Nikt nie widzi, że znów bandyci zastraszają świadków. Zupełnie jak 20 lat temu, gdy policja ignorowała doniesienia o działaniach Pruszkowa i Wołomina, uznając je za histerię wywołaną amerykańskimi filmami o mafii. Historia zatoczyła koło. Czas na działanie właśnie się skończył. Nieudolność organów ścigania doprowadziła do umorzenia wszelkich istotnych śledztw, a dawni oskarżeni albo już są na wolności, albo po odbyciu niewielkich, kilkuletnich wyroków w najbliższych dniach powrócą na ulice. Wielkie pieniądze – kosztem nas podatników, uczciwych przedsiębiorców i wsparcia ze strony państw Unii Europejskiej – zagarnęła potężna gospodarcza ośmiornica. Identycznie jak miało to miejsce przed laty na Sycylii. Sprawiedliwość nie przegrała bitwy. Ona przegrała całą wojnę toczoną z przestępczością zorganizowaną przez ostatnie dwudziestolecie. Żal Papały i innych, którzy w jej trakcie stracili życie. 18
RARE
Pozorowanie samobójstw
19
RARE
Historia współczesnego świata i statystyka nie znają drugiego takiego przypadku jak polska seria samobójstw oraz śmiertelnych wypadków przedstawicieli jednej tylko strony sceny politycznej i świadków kluczowych śledztw. Zdarzały się za to identyczne serie zabójstw, np. we Włoszech podczas tzw. drugiej wielkiej wojny mafijnej klanów sycylijskich, albo w Związku Radzieckim w latach czystek NKWD. Wtedy też masowo ginęli politycy, urzędnicy państwowi i świadkowie, ale sprawy te, z uwagi na zazwyczaj dużą ilość ran postrzałowych, można było zaklasyfikować według mniej kontrowersyjnego kryterium. Obecnie zamiast pragmatycznych komunikatów prasowych prokuratury słyszymy raczej nacechowane emocjami stanowisko polityczne, oparte nie na wiedzy naukowej (medycynie sądowej, kryminalistyce, kryminologii i suicydologii), lecz na wiedzy chodnikowej, zgodnie z którą pierwsze wrażenie nie kłamie, samobójstw nigdy się nie pozoruje, a ustalenie po czasie przebiegu wydarzeń jest dziecinnie proste. Nie, nie jest. I powie to każdy uczciwy „prorok” i „pies”. A później doda, że tak naprawdę klasyfikacja zgonu jako samobójstwo to często pójście po najlżejszej linii oporu, byle statystyka zamkniętych spraw się zgadzała a koszty śledztwa były minimalne. Każdego roku w Polsce skuteczną próbę samobójczą podejmuje cztery tysiące osób, z czego ponad 75% wybiera śmierć przez powieszenie. W ponad połowie przypadków organa ścigania nie ustalają stanu świadomości zmarłego, tj. czy był on w chwili śmierci trzeźwy, pod wpływem alkoholu, substancji psychotropowych, albo innych środków wpływających na świadomość. Nie są bowiem zainteresowane zgłębianiem tego typu spraw, a ich jak najszybszym umorzeniem. Nie jest to tajemnicą ani w półświatku przestępczym, ani wśród funkcjonariuszy. Dawniej, gdy przestępcami byli zwykle kiepsko wykształceni „chuligani”, 20
RARE
ewentualne pozorowanie przez nich śmiertelnych wypadków przyjmowało karykaturalne kształty, jak np. obmycie i zaklejenie rany po pchnięciu nożem, a następnie przekonywanie lekarzy pogotowia, że zmarły miał zawał. Tamte czasy odeszły do lamusa, podobnie jak strzelaniny na warszawskich ulicach. Dzisiaj profesjonaliści czytają, chociażby świetną „Kryminalistykę” prof. Hołysta. Wiedzą, jakie ślady zostawia się na miejscu zdarzenia i jak technik policyjny będzie je zabezpieczał, a prokurator interpretował. Liczba zabójstw w statystyce spada – w 2000 roku odnotowano ich 1158, a w 2011 tylko 684. Gdy do ofiar się nie strzela, niekiedy trudno zauważyć przestępstwo. Im więcej rutyny w działaniach organów ścigania, tym łatwiejsze reżyserowanie zbrodni na neutralne prawnokarnie zdarzenia. Zarówno te powody, jak i stosunkowo prosty mechanizm śmierci przez powieszenie, czynią potencjalnie możliwym upozorowanie samobójstwa, czemu w przypadku osób znanych i „niepopularnych” sprzyja konformistyczne nastawienie prokuratorów oraz kształtujące opinię publiczną, ale zarazem niemerytoryczne, media. W pierwszej kolejności wskazać trzeba nazbyt przeceniany motyw rzekomego samobójstwa. Wciąż słyszymy, że zmarły był chory, miał długi, rozstał się z małżonkiem. W oczach laika może to być dostatecznym wyjaśnieniem, jednak wcale nim nie jest. Każdy człowiek w przynajmniej jednej materii życia jest niespełniony. Grono szczęśliwców wiodących absolutnie udaną egzystencję oscyluje w granicach błędu statystycznego. Wystąpienie powyższych okoliczności nie uprawnia więc do automatycznego potwierdzenia targnięcia samobójczego, gdyż tym kryterium można by objąć 99% ofiar wszelkich zabójstw, wypadków, a nawet osób czytających niniejsze słowa. Symptomem takim mogą być natomiast schorzenia psychiatryczne (np. depresja endogenna), odizolowanie od 21
RARE
społeczeństwa oraz wcześniejsze, nieudane próby samobójcze, a także jawne obnoszenie się z zamiarem samobójczym. Około 75% sprawców takiego czynu nie kryje się ze swoimi planami, żegna się z bliskimi, rozdaje swe sprzęty, a ewentualnie sporządza listy pożegnalne. Według przecieków z bieżących śledztw o tle politycznym nic takiego nie miało miejsca w żadnym z bulwersujących przypadków. Andrzej Lepper planował nowe interesy z Białorusią i dbał o cudem wracającego do zdrowia syna. Gen. Petelicki sprowadzał do Polski amerykańską wywiadownię gospodarczą, zachowywał też wesoły nastrój w czasie imprez z kolegami. Remigiusz Muś (technik JAK-a) wierzył, że znajdzie dobrą pracę w sektorze cywilnym, poza tym był młody, miał kochającą żonę a podstawy egzystencji zapewniała wojskowa emerytura. Żaden z nich nie pozostawił listu pożegnalnego, ani nie leczył się psychiatrycznie, za to wszyscy z nich byli umówieni wkrótce po dniu śmierci na spotkania ze znajomymi lub kontrahentami. Ich bliscy nie wierzą w samobójstwa. Drugim grzechem mediów i polityków pozostaje nieroztropna, nazbyt sensacyjna interpretacja komunikatów prokuratury. Często usłyszeć możemy, że sekcja zwłok potwierdziła samobójstwo. Nic takiego technicznie nie jest możliwe. Po otwarciu zwłok lekarz nie znajduje karteczki z napisem „zabiłem się”. W żadnym zakresie, żaden poważny lekarz sądowy nie odważy się kategorycznie napisać, że na pewno doszło do samobójstwa, gdyż to ustalić można dopiero na podstawie wszechstronnej analizy materiału dowodowego. A już szczególnie trudne jest wydanie takich opinii w przypadku powieszeń. Publikacje z zakresu medycyny sądowej często pouczają, iż dla rozstrzygnięcia, czy śmierć miała wtedy samobójczy charakter, czy też wynikała ze zbrodniczego działania, decydujące znaczenie ma nie autopsja, lecz dokładne 22
RARE
oględziny miejsca znalezienia zwłok, przebiegu i miejsca zaczepienia pętli, sposobu wiązania węzła i oględziny ciała. Także odnalezienie ran nie zawsze jest dowodem zbrodni, gdyż te mogły powstać w innych okolicznościach, np. jako konsekwencja drgawek przedśmiertnych, a ich brak nie wyklucza zabójstwa. Ujawnienie śladów nie po ciosach, a po chwytach obezwładniających założonych prawidłowo i bez uszkodzenia kości, bywa często niemożliwe. Kurtka, marynarka lub bluza wykluczą nawet powstanie powierzchownych zadrapań. Gdy więc patomorfolog nic podejrzanego nie znajdzie, w protokole zamieści standardowy zapis, że nic nie sprzeciwia się przyjęciu poglądu o targnięciu samobójczym. I ni mniej, ni więcej, będzie to właśnie znaczyło, że brak dowodów przeciwnych, ale zupełne wykluczenie nigdy nie będzie z tego poziomu możliwe. Lekarz weryfikuje mechanizm śmierci i szuka ewentualnych atypowych dla okoliczności zgonu śladów. Tymi mogą być np. plamy opadowe na plecach w przypadku powieszenia pionowego. Wtedy, choć patomechanizm będzie typowy dla powieszenia (zamknięcie naczyń krwionośnych spowodowane uciskiem sznura), to stwierdzone zostaną ślady wskazujące na udział osób trzecich w zdarzeniu i raczej wykluczające samobójstwo. Nigdy więc nie należy utożsamiać wyników sekcji z wynikiem śledztwa, co polskie media czynią nagminnie. W ostatnich głośny sprawach sekcje jedynie nie wykluczyły samobójstw. W praktyce nie jest możliwe zabójstwo świadomego, sprawnego człowieka przez powieszenie bez pozostawienia widocznych obrażeń defensywnych na jego ciele. Ofiara zawsze walczy, broni się. Jedyny wyjątek to pozbawienie świadomości w finezyjny sposób. Popularną w ostatnich latach metodą jest tzw. pigułka gwałtu GHB, czyli kwas gamma-hydroksymasłowy. Osoba 23
RARE
której podano tą substancję traci kontrolę nad ciałem, nie jest zdolna do stawiania oporu. Po upływie 8 godzin narkotyk nie jest już wykrywalny w osoczu, a po 12 godzinach w moczu. Po śmierci organizmu synteza GHB nadal występuje, lecz katabolizm ulega zwolnieniu. Według niektórych źródeł przy skrajnie korzystnych warunkach możliwe jest wykrycie intoksynacji do 72 godzin, lecz z uwagi na zachodzące procesy pośmiertne zazwyczaj już po kilku będzie to znacznie utrudnione. Zwłaszcza, że GHB powstaje, podobnie jak alkohol, także endogenicznie. Podobne efekty oszałamiające zapewniają środki anestezjologiczne, np. stosowana dawniej w medycynie, a obecnie głównie w weterynarii, ketamina. Inne substancje, których nazw nie należy zbytnio upubliczniać, podlegają pełnemu rozpadowi niezwłocznie po zatrzymaniu krążenia, w związku z czym ich wykrycie jest niemal natychmiast niemożliwe. Ale to ślepe uliczki. Jeśli ostatnie głośne samobójstwa zostałyby upozorowane, to niemal na pewno nie użyto żadnego z tych środków. Podanie narkotyku lub leku wymaga bezpośredniego kontaktu ze środowiskiem ofiary, co w przypadku np. zatrucia produktów spożywczych utrudnia kontrolę czasu, w którym dojdzie do pozbawienia świadomości. Dokonanie iniekcji pozostawia widoczny ślad po nakłuciu, a tym samym również eliminuje dyskrecję. Rozpylenie środka obezwładniającego w zamkniętym pomieszczeniu, a właśnie w takich miejscach zmarli Andrzej Lepper i technik JAK-a, uniemożliwiłoby swobodne reżyserowanie okoliczności śmierci. Stąd teorie te są mało prawdopodobne. Identyczny brak śladów i przytomności ofiary zapewnić może jednak wprawnie wykonane duszenie (shime-waza) w postaci ucisku ramieniem i przedramieniem na tętnice szyjne. Nie dochodzi wówczas do uszkodzenia chrząstki tarczowatej ani innych części 24
RARE
krtani. Jest to jeden z podstawowych chwytów judo i jujitsu, uczony też podczas kursu samoobrony w każdej służbie mundurowej. W ciągu kilku sekund pozbawia przytomności uniemożliwiając powstanie obrażeń defensywnych, a szeroki obszar ucisku nie powoduje dostrzegalnego naruszenia tkanek szyjnych i pozostaje w pełni zgodny z mechanizmem późniejszej śmierci. Wbrew obiegowym opiniom, zgon przez powieszenie nie wynika z odcięcia dopływu powietrza do płuc, a zazwyczaj właśnie z zamknięcia tętnic szyjnych i kręgowych, czyli zablokowania dopływu krwi do mózgu. Ostre niedotlenienie powoduje wtedy w ciągu kilku sekund utratę świadomości, lecz sama śmierć następuje dużo później. Badania uszkodzeń mózgu potwierdzą naturalne dla powieszenia zmiany, a oględziny ciała nie ujawnią żadnych śladów walki. Jak widać, wcale nie potrzeba do tego żadnych wymyślnych technik z arsenału Jamesa Bonda. Jedynie obezwładnienie tym sposobem komandosa, którym był gen. Petelicki, pozostawało niemożliwe. On zginął od kuli. Brak śladów walki na ciele ofiary również nie może więc wykluczyć udziału osób trzecich, zwłaszcza, gdy brak wskazanych wcześniej bezpośrednich symptomów wskazujących na zagrożenie samobójstwem, a zarazem zmarły miał podstawy by obawiać się o życie. Eksperci ds. kryminalistyki i medycyny sądowej powinni wreszcie głośno powiedzieć, że w takich przypadkach ustalenie przebiegu wydarzeń nie może być oparte tylko o te, nadmiernie eksponowane na potrzeby mediów a faktycznie z powodu ewolucji przestępczości już od lat mało użyteczne, czynności procesowe. Jeśli hipotetyczny sprawca miał doświadczenie w zakresie czynności dochodzeniowo-śledczych, dysponował wiedzą z zakresu medycyny sądowej i kryminalistyki, a także był sprawny fizycznie, znalezienie dowodów zabójstwa jest niemal niemożliwe. Stąd świadomość wielu policjantów i prokuratorów, że wśród rutynowo umorzonych w ich 25
RARE
karierach setek spraw samobójstw, co najmniej w kilku przypadkach miała miejsce zbrodnia doskonała. Zabójcy Krzysztofa Olewnika i strażnik więzienny ich pilnujący, powiązani z zabójstwem gen. Papały Baranina i Sasza, członkowie struktur tzw. Mafii Paliwowej, dyrektor kancelarii premiera Grzegorz Michniewicz (śmierć w noc powrotu Tupolewa z rosyjskiej Samary) i wielu innych... Ich „samobójstwa potwierdziła sekcja zwłok”. Opisane pokrótce czynniki mogące niesłusznie wskazywać targnięcie samobójcze, wykluczają wyciąganie szybkich wniosków na podstawie samego protokołu sekcji zwłok, czy nawet oględzin miejsca zdarzenia. Każdą sprawę rozpatrywać należy indywidualnie i z wielką pokorą podchodzić do wyciąganych wniosków. Tego w działaniach polskiej prokuratury absolutnie nie widać. Również ograniczone możliwości wykrycia sprawstwa profesjonalisty w żadnym zakresie nie mogą tłumaczyć rutynowego zaniechania zabezpieczenia dowodów na potrzeby badań toksykologicznych. Zwłaszcza, że próbki krwi pobrać może w sytuacji awaryjnej (a taką były zgony wicepremiera, twórcy GROM-u i świadka katastrofy smoleńskiej) lekarz pogotowia stwierdzający zgon. W przypadku ostatnich samobójstw mieliśmy do czynienia z niemal natychmiastowym odnalezieniem zwłok, a w przypadku śmierci nagłych zazwyczaj zachowują one pełną płynność krwi. Jej zabezpieczenie i niezwłoczne przekazanie do laboratorium nie stanowiło żadnego problemu. Istotne jest jedynie odnotowanie do protokołu, a najlepiej i udokumentowanie fotograficzne, miejsca dokonania iniekcji, by nakłucie nie zostało później błędnie zidentyfikowane jako ślad przestępstwa. Poza pigułką gwałtu, czas jest kluczowy dla identyfikacji spożytego alkoholu, jeszcze przed wytworzeniem w procesie fermentacji alkoholu endogennego, a także chociażby ulegającego szybkiemu rozpadowi wyciągu z 26
RARE
pewnej powszechnie dostępnej w Polsce rośliny ozdobnej, której podanie pozoruje naturalny atak serca. Współcześni przestępcy nie korzystają już z trucizn pokroju wiecznotrwałego arszeniku, więc późniejsze podjęcie czynności jest faktycznie stratą czasu i pieniędzy podatnika. Pamiętać też należy, że w przypadku wykrycia zupełnie innego patomechanizmu śmierci, np. niewidocznych gołym okiem obrażeń wewnętrznych, opóźniona w priorytetowych sprawach sekcja umożliwia sprawcy spokojne opuszczenie terytorium Polski. Kolejną kwestią pozostaje zupełne zaniechanie prewencji. Informowanie środowisk przestępczych o przyjmowaniu a priori domniemania samobójstwa i praktykowaniu wolnych sobót świadczy o znacznym ograniczeniu zrozumienia prawideł kryminologicznych przez rodzime organa ścigania. Dlaczego ktoś wręcza do rąk niebezpiecznych ludzi gotowe recepty na bezpieczną zbrodnię? W sytuacji, w której umierają po kolei wicepremier, szef jednostki specjalnej GROM, a następnie kluczowy świadek w sprawie śmierci prezydenta oraz całego sztabu Wojska Polskiego, opóźnianie o parę dni działań, z uwagi na weekend, potraktować należy jako niedorzeczność. Nawet w przypadku śmierci osoby nikomu nieznanej w sobotnią noc, na miejsce zdarzenia przybywa prokurator i policja. Nie ma żadnego powodu, dla którego w europejskiej metropolii, jaką jest Warszawa, nie miałby im towarzyszyć pozostający na taką ewentualność pod telefonem jeden, dyżurny patomorfolog. Warto pomyśleć o tym na przyszłość, gdyż nic nie zapowiada końca czarnej serii nagłych i nieoczekiwanych zgonów. Zwłaszcza, przy tak intensywnej reklamie indolencji naszych śledczych.
27
RARE
Przestępstwa rosyjskich służb specjalnych
28
RARE
Niemal każde tragiczne zdarzenie pociągające za sobą śmierć człowieka wzbudza w bliskich zmarłego wątpliwości – czy to aby na pewno wypadek? Nikt nie kwestionuje masowego łamania praw człowieka, zabójstw i tortur stosowanych przez władze Chin na tybetańskich mnichach, czy przez armię syryjską na tamtejszych powstańcach. Podobnie jednogłośnie krytykowane są wyroki śmierci wykonywane na Białorusi strzałem w tył głowy. Wszelkie zgony opozycjonistów w tych państwach odruchowo utożsamiane są z zabójstwami na tle politycznym. W sprawie katastrofy smoleńskiej prawicowe poglądy większości ofiar zupełnie jednak przesłoniły również jednoznacznie negatywny wizerunek „wymiaru sprawiedliwości” Federacji Rosyjskiej. XXI wiek otwarty zamachem terrorystycznym na World Trade Center okrzyknięto stuleciem terroryzmu i wojen asymetrycznych. Polska – państwo wzbudzające na arenie międzynarodowej liczne kontrowersje, uwikłane w okupację Afganistanu i do niedawna też Iraku, czyli państw wspierających globalny terroryzm, jest naturalnym celem licznych ugrupowań ekstremistycznych. Federacja Rosyjska, na terenie której doszło do katastrofy, jest zaś regularnym celem zamachów terrorystycznych, z których parę skutkowało strąceniami właśnie samolotów Tupolewa. Jednak już 10 kwietnia absolutnie wykluczono zamach jako przyczynę katastrofy, choć praktyka dochodzeniowo-śledcza absolutnie wyklucza na tym etapie takie założenia. Kryminalistyka nie zna terminów „teoria spiskowa” ani „interes partii”, przewiduje budowanie i weryfikowanie wersji śledczych wyłącznie w oparciu o dowody – których w większości nie posiadamy, a posiadane naginamy na propagandowe potrzeby raz jednej, raz drugiej partii. Zapomniano też o tzw. pytaniach wykrywczych, które ujawniają śledczym tło zdarzenia: kto wiedział lub mógł wiedzieć? Kto chciał 29
RARE
lub mógł chcieć? Kto uzyskał lub mógł uzyskać korzyść? Kto mógł w ustalonym czasie i miejscu dokonać czynu? Jaką osobowość mógł mieć sprawca przedmiotowego czynu? Wbrew pozorom łatwo na nie odpowiedzieć, ale przed tym odrzucić należy, jako nielogiczne i sprzeczne z doświadczeniem historycznym, argumenty o jakiejkolwiek przyjaźni politycznej wykluczającej możliwość zamachu ze strony służb wojskowych obcego państwa. Ostatnie stulecie zna przypadki zbrodni dużo bardziej szokujących od strącenia samolotu, a dokonywanych z pobudek politycznych, religijnych lub ideologicznych, do czego zaliczyć należy chociażby radziecki Katyń sprzed 70 lat, czystki NKWD, nazistowski Holokaust, liczne zabójstwa dokonywane na zamówienie reżimów autorytarnych z Ameryki Południowej, Afryki i Azji, czy też niezwykle precyzyjne i niszczące zamachy organizowane przez zbrojne ugrupowania terrorystyczne, takie jak przytoczony wcześniej samolotowy atak na amerykańskie wieżowce World Trade Center i Pentagon. Absolutnie nie przystaje więc do doświadczenia życiowego zbyt często i nieodpowiedzialnie podnoszony argument o jakiejkolwiek przyjaźni politycznej pomiędzy Rzeczpospolitą a Federacją Rosyjską, czy jakimkolwiek innym państwem. Premier Tusk jako doświadczony polityk był z całą pewnością świadomy, że piękne deklaracje o zaufaniu to tylko nic nieznaczące słowa. Zwłaszcza, gdy wrogość pomiędzy polskim Pałacem Prezydenckim a Kremlem była powszechnie znana. Stosunki polsko-rosyjskie u schyłku pierwszej dekady XXI wieku wcale nie odbiegały od tych znanych z minionych stuleci. Warszawa nadal traktowana była jak zbuntowany i niepokorny satelita, który jednak skutecznie wykorzystywał swą silną w ostatnim czasie międzynarodową pozycję do ochrony własnych interesów. Wojny toczone przez Rosję, próby nacisków ekonomicznych i 30
RARE
energetycznych na dawne republiki socjalistyczne, a także liczne rewolucje w dawnej sowieckiej strefie wpływów dowiodły małej stabilności państw utworzonych w wyniku rozpadu ZSRR. Nic nie jest wieczne, a już na pewno nie polityczna mapa współczesnego świata. Kongres Wiedeński po wojnach napoleońskich, Konferencja Wersalska kończąca I Wojnę Światową i Ład Jałtańsko-Poczdamski zamykający dekadę hitleryzmu – wielokrotnie ogłaszano koniec historii, wieczny pokój, lecz zawsze traktaty były zrywane i dochodziło do nowych konfliktów zbrojnych, puczów, rewolucji. Pamiętać o tym należy nieodpowiedzialnie deklarując „pełne zaufanie” do służb obcego państwa, prowadzących śledztwo w sprawie śmierci polskiego prezydenta oraz przywódców polskiego sztabu wojskowego. Nie należy przy tym potencjalnej nierzetelności z góry utożsamiać z zaplanowaną zbrodnią. Samo zatajenie lub zmanipulowanie pewnych faktów dot. faktycznego wypadku wynikać może z chęci uniknięcia wypłaty odszkodowania lub próby kształtowania polskiej sceny politycznej. Szczególnie niepokojącym elementem pozostaje motyw serdecznych relacji pomiędzy ówczesnym premierem Rosji Władimirem Putinem a Olegiem Deripaską – właścicielem przedsiębiorstwa Aviakor z Samary, w którym remontowano Tupolewa na kilka miesięcy przed katastrofą. Deripaska miał być jednym ze sponsorów kampanii prezydenckiej Putina. W przypadku wystąpienia 10 kwietnia usterki technicznej, ujawnienie tego faktu oznaczałoby w praktyce utratę klientów, konieczność wypłaty ogromnych odszkodowań a w efekcie upadłość Aviakoru. W konsekwencji katastrofy lotniczej w Lockerbie, choć była ona skutkiem zamachu bombowego, główne amerykańskie linie lotnicze Pan American World Airways zbankrutowały. Nie trudno w tym świetle dostrzec przesłanki wykluczającej obiektywność podległych Putinowi służb, zwłaszcza, że osobiście stanął on na 31
RARE
czele komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy, a więc prowadzi śledztwo pośrednio przeciwko swemu sponsorowi. Standardy demokratycznego państwa prawa wykluczają tego typu zależności pomiędzy członkiem grupy dochodzeniowej, a osobą potencjalnie odpowiedzialną za powstałe zdarzenie. A wrak Tupolewa od 2 lat niszczeje. Trudno również ignorować elementy historyczne ograniczające zaufanie do rzetelności strony rosyjskiej. Pierwszym z nich pozostaje przekazanie śledztwa osobom, które karierę rozpoczynały w owianym złą sławą KGB. Wyjaśnienie Zbrodni Katyńskiej władze sowieckie powierzyły komisji Nikołaja Burdenki, odrzucając jednocześnie udział w śledztwie Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Następnie, o zabójstwa polskich oficerów niesłusznie obwiniono Niemców, fałszując w tym kierunku materiał dowodowy. Zakwestionowano wcześniejsze sekcjonowanie zwłok i zaawansowanie ich procesów gnilnych, a kieszenie mundurów uzupełniano niemiecką walutą i dokumentami opatrzonymi datami, odnoszącymi się do okresu od 12 listopada 1940 roku do 20 czerwca 1941 roku, a więc wskazującymi na dokonanie egzekucji już po przejęciu okolic Smoleńska przez wojska nazistowskie. Zarzuty wsparto zeznaniami licznych fałszywych świadków, najpewniej zastraszonych lub przekupionych przez NKWD. Z uwagi na bolesny dla Polaków charakter ówczesnej mistyfikacji oraz zbieżność miejsca i nawet nazwisk oraz funkcji publicznych ofiar obu tragedii, prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy rządowego Tupolewa przez Rosjan wzbudza wiele kontrowersji natury historycznej, politycznej i moralnej. Być może przytoczone zastrzeżenia, często podnoszone przez Polaków o prawicowych poglądach (pozornie) nie przystają do realiów politycznych XXI wieku, niemniej jednak nie sposób odmówić im racjonalnych i osadzonych w doświadczeniu 32
RARE
najnowszej historii podstaw. Zwłaszcza, że jak dziś już wiadomo, przekazywany do Polski materiał dowodowy – w tym właśnie protokoły sekcji zwłok – wskazuje na prowadzenie czynności śledczych z naruszeniem sztuki zawodowej, a przez to ograniczona jest jego wiarygodność. Pytanie, czy Moskwa jest obecnie zdolna podjąć wykraczające poza sferę politycznych sporów działania przeciwko Polsce, pozostaje kwestią otwartą. Faktem jest jednak, że dotychczasowa aktywność rosyjskich władz niejednokrotnie demonstrowała brak jakiegokolwiek poszanowania dla zasad demokracji i życia ludzkiego. Gdy w obliczu rozpadu ZSRR Czeczenia jednostronnie proklamowała niepodległość, Rosja rozpoczęła blokadę ekonomiczną regionu, wspierała zamachy na prezydenta Dudajewa, a ostatecznie podjęła interwencję wojskową. Codziennością stały się egzekucje, jednostkowe okrucieństwa przerodzono następnie w eksterminację ludności cywilnej. Powszechnie stosowano tortury i gwałty na mieszkańcach pacyfikowanych terenów. Zawarty pokój zerwany został przez stronę rosyjską, po interwencji czeczeńskiej w sąsiednim Dagestanie oraz oskarżeniach o przeprowadzenie serii zamachów bombowych na ziemiach Federacji. Jednak, według byłego podpułkownika służb specjalnych Rosji Aleksandra Litwinienki, akty terroru dokonane miały zostać nie przez Czeczenów, a przez rosyjską FSB celem spreparowania powodu do wypowiedzenia wojny. Ponadto, w mieście Riazań schwytano wówczas osoby podkładające materiały wybuchowe, a zatrzymanymi okazali się właśnie funkcjonariuszami FSB. Międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka oraz rosyjska opozycja wielokrotnie oskarżały władze Rosji, a szczególnie Władimira Putina, o inspirowanie lub zlecanie zabójstw 33
RARE
politycznych. Wybitna dziennikarka Anna Politkowska, obrończyni praw człowieka i autorka książek o współczesnej Rosji, w tym o zbrodniach wojennych w Czeczenii, została zastrzelona w urodziny Putina na klatce schodowej swojego domu w Moskwie. Miesiąc później w Londynie zmarł Litwinienko, który po ujawnieniu zbrodniczej działalności FSB wyemigrował do Anglii. Przed śmiercią prowadził prywatne śledztwo w sprawie zabójstwa Politkowskiej. W jego przypadku egzekucji dokonano radioaktywnym izotopem polonu, a sprawca mordu, były funkcjonariusz KGB Andriej Ługowoj, po powrocie do Moskwy został deputowanym do rosyjskiego parlamentu. Ekstradycji podejrzanego odmówiono. Opozycyjny kandydat na prezydenta Ukrainy i jeden z przywódców Pomarańczowej Rewolucji, Wiktor Juszczenko, otruty został dioksynami. Związek chemiczny nie pozbawił polityka życia, lecz zatrucie skutkowało zniekształceniem jego twarzy. Również o ten zamach podejrzewano rosyjskie służby specjalne. Ukrywający się w Katarze prezydent Czeczenii Zelimchan Jandarbijew zgładzony został w zamachu bombowym zorganizowanym z pomocą ambasady rosyjskiej w Ad-Dauha przez dwóch funkcjonariuszy FSB. Schwytani przez policję i skazani na dożywotnie więzienie Jabloczkow i Bogaczow zostali wydani Rosji w celu odbycia kary w ojczyźnie. Morderców powitano jednak na lotnisku z pełnym ceremoniałem wojskowym należnym bohaterom narodowym. Lista niewyjaśnionych zabójstw i tajemniczych śmiertelnych wypadków polityków, dziennikarzy i innych osób stojących w opozycji do polityki Kremla jest bardzo długa. Brak poszanowania dla życia szarych obywateli stał się również powodem tragedii na moskiewskiej Dubrowce w październiku 2002 roku oraz w osetyjskim Biesłanie we wrześniu 2004 roku. Terroryści zajęli tamtejsze teatr oraz szkołę, żądając 34
RARE
opuszczenia przez wojska Federacji terenu Czeczenii. W odpowiedzi władze wypełniły teatr trującym gazem, co przyniosło śmierć 130 zakładników. Przeciwko szkole wypełnionej tysiącem uczniów podjęto zmasowany ostrzał przy użyciu karabinów, miotaczy ognia oraz czołgów, w wyniku którego zginęło co najmniej 330 osób, a rannych zostało około 700, w tym w większości dzieci. Obu operacjom towarzyszyła intensywna akcja dezinformacyjna, przejawiająca się zaniżaniem liczby zakładników, a następnie ofiar, negowaniem wystosowania żądań przez terrorystów oraz podawania mediom błędnych lub znacznie opóźnionych informacji. Szerszej skali manipulacji dopuszczono się w zakresie budowy podstaw do wytoczenia wojny Gruzji. Prowokacje skutkujące wybuchem konfliktu w 2008 roku poprzedziła akcja masowego wręczania mieszkańcom Abchazji i Osetii Południowej rosyjskich paszportów, a następnie interwencję motywowano potrzebą obrony mniejszości rosyjskiej. W tym czasie prezydent Miedwiediew ogłosił, iż wojska Federacji bronić będą Rosjan wszędzie, gdzie tylko zagrożone zostaną ich prawa. Deklaracja ta zbiegła się w czasie ze zmianą przepisów o nadawaniu obywatelstwa, umożliwiającą natychmiastowe pozyskanie rosyjskiego paszportu przez osiem milionów Ukraińców. W czasie gruzińskiej kampanii wojskowej podnoszono również zarzuty względem Ukrainy, wskazując na jej rzekome militarne zaangażowanie w ten konflikt. Nie można wykluczyć, iż akceptacja tych doniesień na arenie międzynarodowej stanowić miała podstawę do interwencji zbrojnej i w tym państwie. Nie bez znaczenia wydaje się też nasilona w minionych latach aktywność rosyjskiego wywiadu na terytorium Europy Środkowej oraz państw dawnego bloku zachodniego. Wedle raportu czeskich służb wywiadowczych z 2008 roku, rosyjscy agenci infiltrują parlament, mają ścisłe powiązania z politykami oraz duże 35
RARE
wpływy w przedsiębiorstwach o strategicznym znaczeniu dla krajowej gospodarki. Agenci nawiązywać mają kontakty z parlamentarzystami, ich asystentami oraz pracownikami wydziałów zagranicznych w partiach politycznych oraz kontrolować działalność podmiotów telekomunikacyjnych, systemów informacji i infrastruktury transportowej. Zjawiska te mają być równie intensywne, co w latach świetności Związku Radzieckiego. W tym samym roku próbowano pozyskać informacje o planach instalacji radaru amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Brdach koło Pragi. Na figurantów dokonywano zakupu terenów graniczących z pobliskim lotniskiem. Kolejny doroczny raport czeskiej cywilnej Informacyjnej Służby Bezpieczeństwa opisał próbę przeniknięcia Rosjan do dowództwa czeskich sił zbrojnych. Zamierzali oni umieścić swych agentów pośród najwyższych rangą dowódców tamtejszej armii. Zgodnie ze słowami byłej dyrektor generalnej brytyjskiego kontrwywiadu MI5 Stelli Rimington, Federacja Rosyjska dysponuje rozbudowanym i dobrze wyposażonym aparatem wywiadowczym zagrażającym brytyjskim interesom gospodarczym i bezpieczeństwu, a organizacje wyłonione z KGB mają być w każdym aspekcie równie aktywne, co dawne służby sowieckie. Słowa te zbiegły się w czasie z wykryciem przez amerykańskie służby specjalne siatki szpiegowskiej działającej na obszarze stanów New Jersey, Wirginii i Massachusetts. Grupę tworzyło jedenaście osób pochodzenia rosyjskiego, peruwiańskiego i kanadyjskiego. Szpiedzy przez dziesięć lat podszywali się pod Amerykanów, korzystając z fałszywych dokumentów, a także przyjmując tożsamości osób zmarłych. Inni rosyjscy wywiadowcy wykryci zostali m.in. w korporacji Microsoft, gdzie pozyskiwać mieli w drodze szpiegostwa gospodarczego nowe technologie komputerowe.
36
RARE
Podobnie sytuacja wygląda na terytorium państw Europy Wschodniej. W styczniu 2010 roku szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Walentyn Naływajczenko poinformował o rozbiciu rosyjskiej siatki szpiegowskiej. Oficer kadrowy FSB i jego ukraiński informator zostali zatrzymani na gorącym uczynku, wraz z ochraniającymi ich trzema kolejnymi agentami i rosyjskim żołnierzem. Ukraińska tajemnica państwowa zdobywana być miała za pomocą szantażu i korupcji. Estońska służba bezpieczeństwa KaPo opublikowała raport o porozumieniu finansowym byłego premiera i ówczesnego mera Tallina Edgara Savisaara z Rosjanami, polityka określono mianem „agenta wpływu Moskwy”. Kwota 1,5 miliona euro zasilić miała największą opozycyjną Partię Centrum w zamian za wspieranie w Estonii interesów Kremla. Podobne przypadki o różnym ciężarze gatunkowym po cichu ujawniane są w innych państwach, zwłaszcza w Niemczech i Francji. Również na terytorium Polski podjęto próbę przejęcia przynajmniej jednego funkcjonariusza służb specjalnych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Po wytypowaniu agenta, wyreżyserowano jego znajomość z kobietą podającą się za mieszkankę Podlasia. Elementy takie jak ewentualny akcent, czy znajomość rosyjskojęzycznych zwrotów miały wówczas wynikać jedynie ze specyfiki regionu jej pochodzenia. Gdy relacja stała się bardzo bliska, wykorzystano uzyskany wpływ do „odwrócenia” Polaka. Pod koniec 2008 roku z Polski wydalono dwóch pracowników biura attaché wojskowego Federacji Rosyjskiej w Warszawie. Zgodnie z ustaleniami Służby Kontrwywiadu Wojskowego komandor Aleksiej Karasajew i pułkownik Siergiej Peresunko zbudowali nad Wisłą siatkę wywiadowczą, poprzez którą pozyskiwano informacje na temat NATO, a zwłaszcza dotyczące projektu tarczy antyrakietowej, afer obyczajowych w kręgu polskiej 37
RARE
generalicji oraz w Ministerstwie Obrony Narodowej. 4 lutego 2009 roku zatrzymano Rosjanina prowadzącego od 10 lat na terytorium Polski działalność gospodarczą. Sprawca z pominięciem rosyjskiej ambasady przekazywał raporty znad Wisły bezpośrednio do centrali GRU. Zintensyfikowanych w ostatnich latach, agresywnych działań kremlowskich służb wywiadowczych nie można ignorować. Potencjalnych motywów, mogących stanowić iskrę zapalną do wrogich działań wymierzonych w głowę państwa polskiego lub przywódców wojskowych, upatrywać można w zaangażowaniu Rzeczypospolitej w konflikty z Gruzją, rewolucję ukraińską, blokowanie rozwoju współpracy na linii Bruksela-Moskwa, plany rozlokowania w pobliżu obwodu kaliningradzkiego elementów tarczy rakietowej oraz baterii rakiet Patriot, czy też liczne wystąpienia antyrosyjskie na arenie międzynarodowej. Dalsze osłabienie pozycji Kremla przynieść mógł lobbing ukierunkowany na przyjęcie Ukrainy i Gruzji do NATO. Pojawiały się również głosy wskazujące na wydarzenia wewnętrzne, a godzące w możliwe interesy służb rosyjskich nad Wisłą, takie jak likwidacja złożonych w dużej mierze z absolwentów moskiewskich szkoleń Wojskowych Służb Informacyjnych, finalizacja śledztw Instytutu Pamięci Narodowej wymierzonych w lojalnych ZSRR urzędników państwowych oraz możliwość nadwyrężenia polskimi złożami gazu łupkowego rosyjskiego monopolu na dostawy tego surowca do państw Europy Środkowej, co równa się liczonym w miliardach dolarów stratom na inwestycji w bałtycki rurociąg Nord Stream. Czy ktoś byłby zdolny do popełnienia zbrodni z tak błahych powodów? Współczesna Rosja znów aspiruje do miana globalnego supermocarstwa, przy czym sumienia jej przywódców obciążają liczne ofiary wojen, nieudanych akcji antyterrorystycznych oraz wykorzystywanie służb wywiadowczych do kontrolowania innych 38
RARE
państw. Uwzględniając błędy śledcze strony rosyjskiej w sprawie katastrofy smoleńskiej warto docenić występujące w nim potencjalne interesy polityczne i ekonomiczne Kremla. Niestety, niechęć do środowisk prawicowych wydaje się przesłaniać racjonalną ocenę odradzającej się potęgi, zwanej dawniej nie bez powodu „Imperium Zła”. A czy dzisiejszy świat aż tak bardzo różni się od tego sprzed ledwie dwóch dekad...?
39
RARE
Autostrady w rękach mafii? cz.1
40
RARE
Wielki program budowy autostrad miał za cenę miliardów zł zmienić wizerunek polskich dróg. O nowoczesnej infrastrukturze możemy jednak tylko pomarzyć – część środków trafiła do kieszeni nieuczciwych przedsiębiorców, a same jezdnie rozpadną się szybciej, niż zostały zbudowane. Polacy znów stali się ofiarami kradzieży. I to wielostopniowej. Ogromny budżet kusi do oszczędności i zachowania lwiej części wynagrodzenia w skarbcu wykonawców. Stąd przy budowie autostrad na części odcinków zastosowano różnego typu „obniżacze” kosztów. Największe wydatki pociąga za sobą stabilizacja gruntów. Od twardości podłoża zależna jest wytrzymałość nawierzchni dróg. Jeśli będzie ono zbyt miękkie nacisk masy pojazdów doprowadzi do zmiażdżenia zapadającej się jezdni. Sęk w tym, że część autostrad wiedzie przez sprzyjające osuwiskom miękkie grunty lessopodobne pochodzenia eolicznego lub mady pochodzenia rzecznego, czyli pyły, gliny pylaste, pyły piaszczyste w stanie od miękkoplastycznych do twardoplastycznych. W celu eliminacji zagrożenia nierównomiernym osiadaniem nasypów w czasie eksploatacji drogi stosuje się specjalną technikę budowy. Polega ona na początkowym przeciążeniu nasypów nadkładem mającym skonsolidować warstwy gruntów. Niekiedy przed zagęszczeniem wykonawca musi wymienić grunt aż do głębokości kilku metrów, na piaszczysty o dobrej wodoprzepuszczalności. Następnie tworzona jest droga właściwa ze stabilnego materiału, np. frakcji żwirowych i piaskowych. Najmniej pożądana jest zupełnie niestabilna frakcja pyłowo-iłowa, wykluczająca trwałość drogi. Pracochłonne czynności stabilizujące grunt są niezmiernie kosztowne, z tego powodu wielu wykonawców decyduje się na „obcięcie” tych wydatków. Jeden z odcinków autostrady powstał na gruncie o zawartości 24,6759% pyłów
41
RARE
ilastych. Skoro budujemy drogi na pyle, jak mogą one wytrzymać dziesiątki lat intensywnej eksploatacji? Otóż, nie mogą. Na straży jakości budowy autostrad i rzetelności komercyjnych podmiotów realizujących prace czuwać powinna GDDKiA. Jednak praktyka okazała się smutna. Marazm lub szczególna spolegliwość względem wykonawców obrazowana była chociażby badaniami Wydziału Technologii Laboratorium Drogowego GDDKiA w Rzeszowie, które ujawniły na jednym odcinku prac niemal 25% frakcji pyłowo-iłowej. Problem w tym, że badania wykonano latem, a roboty na tym odcinku zakończono późną wiosną. Powinny zaś zostać one wykonane przed rozpoczęciem prac lub w ich trakcie. Późniejsze wykrycie nieprawidłowości wymuszałoby albo kosztowną przebudowę już wykonanej drogi, albo jej zburzenie i rozpoczęcie inwestycji od początku. W tym przypadku zastanawia nie tylko zwłoka w badaniu gruntu, ale i przesłane 8 września przez Wydział Technologii pismo stwierdzające, że w nasypie w ogóle nie stwierdzono obecności iłów, co przeczyło wynikom niezakwestionowanej ekspertyzy. Czy te materiały stosowano przed badaniem? Inny pomysł na „sztuczne” utwardzenie nasypów to wykorzystanie podkładu z płyt betonowych. Są one stosunkowo tanie, a także gwarantują w krótkim okresie stabilizację drogi. Jest to jednak zastosowanie sprzeczne ze sztuką budowlaną. Nacisk od góry wpycha płyty w dolne warstwy miękkiego podłoża. Wypełnienie przestrzeni niestabilnym materiałem powoduje nierównomierny nacisk na powierzchnię jezdni, a w efekcie jej pękanie, rozrywanie i zapadanie. Eksploatacja przez ciężarówki bardzo szybko wyłączy taką drogę z ruchu. Ale wówczas wynagrodzenie będzie już dawno zainkasowane, a dywidenda i premie dla zarządu wypłacone. Złożyli się na nie wszyscy uczciwi podatnicy. 42
RARE
Wbrew pozorom trudno „konstruktorom” feralnych dróg zarzucić krótkowzroczność – przecież już niedługo z kieszeni obywateli trzeba będzie wydać miliardy na ich naprawę! Raczej nie będzie nas stać na budowę nowych autostrad na tych samych trasach, wiecznie więc ponosić będziemy „tymczasowe” koszty renowacji rozpadającej się nawierzchni. Zlecenia trafią oczywiście do wykonawców obdarzonych zaufaniem aktualnie rządzącej opcji politycznej – tak jak to miało miejsce w przypadku spółki akcyjnej Dolnośląskie Surowce Skalne. Choć podmiot ten już w chwili uzyskania zamówienia publicznego był zadłużony, nikt nie zwrócił na to uwagi. Przypadek? Jeśli tak, to drugim uznać należy udzielenie tego strategicznego zamówienia publicznego z pominięciem przetargu, a co więcej podmiotowi, który budową autostrad nigdy dotąd się nie trudnił. Jednak Jan Łuczak – prezes DSS – przez ostatnie 10 lat cieszył się wielkim zaufaniem polityków prawicy. Nie miało znaczenia, że nie spłaca swoich wielomilionowych długów, a kolejni wierzyciele jego również zadłużonej spółki planują złożenie wniosku o ogłoszenie jej upadłości. Zadłużenie netto DSS pod koniec 2011 roku sięgało 330 milionów zł, a już jesienią pojawiły się opóźnienia także w rozliczeniach z podwykonawcami od autostrady. Jak jednak zapewniał minister transportu Sławomir Nowak, płynność finansowa wykonawcy inwestycji jest na bieżąco monitorowana a upadłość wykluczona. Sprawy rozliczeń i kontrowersyjnego wyboru wykonawcy nie wyjaśni już Łuczak. Zmarł, gdy tylko afera wychodziła na światło dzienne. Nieuprawnione oszczędności na materiałach to nie jedyny sposób nadprogramowego zarobku. Na potrzeby autostrad zastosowano znaną z lat bumu na budownictwo mieszkaniowe metodę łańcucha podmiotów z osobowością prawną. Schemat działania oszustwa jest nie tylko prosty, ale i wyłącza sprawę spod 43
RARE
jurysdykcji prawa karnego. Pierwszy etap stanowi uzyskanie zamówienia publicznego przez renomowany podmiot. Następnie tworzone jest przedsiębiorstwo (kapitałowo, ani osobowo, niepowiązane z pierwszym ogniwem), które przejąć ma, jako podwykonawca, bezpośrednią realizację prac. Pomiędzy nimi zawierana jest zazwyczaj niezmiernie rygorystyczna umowa, obwarowana karami umownymi w przypadku nawet minimalnych opóźnień w realizacji harmonogramu prac. Ten zaś podmiot korzysta z licznych również powołanych na potrzeby realizacji tego kontraktu „pośredników”, którzy faktycznie cedują bezpośrednie wykonanie prac na zewnętrzne „obce” podmioty. Przy czym, by wyeliminować możliwość dochodzenia zapłaty bezpośrednio od zleceniodawcy, zakres przekazanych im czynności podlega rozbiciu na czynniki pierwsze do stopnia niespełniających definicji „roboty budowlane”. Prace inne nie korzystają bowiem ze szczególnej ochrony prawnej. Dlatego np. na fakturach i w umowie z faktycznym wykonawcą odcinka autostrady zamieszcza się np. wynajem sprzętu budowlanego, dostawy surowców lub wypożyczanie siły roboczej. Prawo można łatwo obejść. Pozostawieni z niczym uczciwi wykonawcy mogą jedynie organizować akcje protestacyjne ignorowane przez rząd i GDDKiA. Na czym polega interes? Spółka nr 1 popada w kontrolowany konflikt ze spółką nr 2. W wyniku różnych opóźnień, które skutecznie można odgórnie reżyserować poprzez np. opóźnienie sporządzenia protokołu zdawczo-odbiorczego, naliczone zostają znaczne kary umowne a sama umowa ulega zerwaniu. Z powodu dokonania wzajemnego potrącenia kar umownych z należnego za wykonawstwo wynagrodzenia spółka nr 1 może zatrzymać znaczną część honorarium za realizację autostrady. Roszczenia ogniwa nr 3 – powstałe na bazie faktur otrzymanych od 44
RARE
bezpośrednich wykonawców 4 poziomu – dają podstawę do postawienia obu spółek pośrednich w stan upadłości. Niższe od oczekiwanych wpływy umożliwiają jedynie częściowe zaspokojenie ich wierzycieli, a i tak pierwszeństwo mają roszczenia pracownicze oraz fiskusa. Tracą uczciwi podwykonawcy, którzy zazwyczaj nie mogą się ubiegać o wypłatę wynagrodzenia bezpośrednio od zleceniodawcy robót. Stara metoda oszustwa gospodarczego doczekała się renesansu. Właściwe ministerstwo i GDDKiA dbają tylko o to, by autostrady były przejezdne na Euro2012. Nie ważne co będzie później z drogami i ludźmi, którzy je budowali i tymi którzy nigdy nie będą po nich jeździć. Podobnie jak w przypadku najbardziej dochodowych sektorów gospodarki – paliw, alkoholu czy papierosów, tak samo autostrady stały się dziś źródłem nieuprawnionych dochodów z mniejszych nieuczciwości i większych przestępstw. I tak samo po raz kolejny wszelkiego typu instytucje powołane do ochrony interesów finansowych Rzeczypospolitej zawiodły. Wszyscy znów zapłacimy wyższe podatki na remonty dróg, a ci którzy je uczciwie budowali zbankrutują. Kto więc i za czyją zgodą zarobił? I co powoduje, że przywódcy naszego kraju są w tej sprawie bezradni niczym dzieci we mgle?
45
RARE
Autostrady w rękach mafii? cz.2
46
RARE
W latach 70-tych włoska mafia zarobiła dwa biliony lirów na oszustwach paliwowych, a później zmonopolizowała przetargi masowo defraudując środki publiczne przeznaczone na budowę dróg. Czy podobnie jest w Polsce? Istnienie syndykatu kryła omerta – zmowa milczenia, obowiązująca także w kręgach polityki i policji. Uczciwych funkcjonariuszy chroniącej budżet Guardia di Finanza zastraszano, a także fabrykowano przeciw nim fałszywe zarzuty. Zakładano na ich nazwiska konta bankowe, następnie wypełniane pozorującymi łapówki pieniędzmi. Skorumpowani urzędnicy wyprzedzali rzetelne kontrole, rekwirowali i następnie niszczyli dowody. Kto mówił o mafii był mitomanem, albo szaleńcem. Wiele lat później doszło do maksiprocesu w Palermo, w czasie którego przed sąd trafiło 500 członków sycylijskiej Cosa Nostry, a istnienie zbrodniczej organizacji stało się niezaprzeczalnym faktem. Za otoczenie gangsterów protekcją i represjonowanie świadków skazano komendanta głównego Guardia di Finanza gen. Giudice. Tylko dzięki błędom procedury ekstradycyjnej podobnej kary uniknął szef sztabu generalnego tej formacji gen. Lo Prete. Za korupcję skazano premiera opcji socjalistycznej Bettino Craxi, a siedmiokrotnego chadeckiego premiera Giulio Andreottiego oskarżono nie tylko o korupcję, ale i kolaborację z mafią oraz zlecenie zabójstwa Mino Pecorelli'ego – dziennikarza nagłaśniającego afery. Czy dziś Polska znajduje się na początku tej samej drogi? Autostrady rozsypią się w pył? Potwierdziły się nieprawidłowości ujawnione w poprzednim numerze magazynu „REGION Europa”. Wybudowany za 908 milionów zł odcinek podwarszawskiej trasy S2 został w 18% zbudowany nie na piasku a na glinie. Oznacza to konieczność 47
RARE
wymiany 60 tys. m3 nasypów, czyli faktycznego rozebrania drogi i wybudowania jej od nowa. To tylko 11 km z planowanych łącznie 7300 km dróg i autostrad. Tymczasem prokuratura w Ropczycach umorzyła śledztwo w sprawie budowy autostrady A4 na pyle iłowym. Zignorowano przy tym pierwsze ekspertyzy GDDKiA (Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad), które wskazywały na użycie aż w 25% nieodpowiedniego budulca, a także dowody w postaci zdjęć i zeznań świadków. Wskazywali oni m.in. pobliskie pole uprawne, nabyte za bezcen przez głównego wykonawcę inwestycji, a stanowiące źródło niskiej jakości ziemi ornej dowożonej na budowę. Prokuratura najpewniej zadowoliła się jednak kontrolą wybranego, zbudowanego zgodnie ze sztuką budowlaną odcinka jezdni i zignorowała wskazywane nierzetelnie wykonane kilometry. Nie wyjaśniono wcześniejszych, przeczących ustaleniom śledztwa, ekspertyz GDDKiA. Podkreślono, że poseł Adamczyk, który złożył doniesienie do prokuratury, nie jest stroną w sprawie i absolutnie nie może zaskarżyć umorzenia, ani przeglądać akt sprawy. Stroną są tylko właściwy minister i GDDKiA zapewniający, że polskie drogi są najwyższej jakości a system jest w pełni wypłacalny. Defraudacja środków Unii Europejskiej? Wydatki na program budowy dróg ekspresowych i autostrad w Polsce miały wynieść około 150 miliardów zł, w tym kilkadziesiąt miliardów z budżetu Unii Europejskiej, przekazanych w ramach programu operacyjnego „Infrastruktura i Środowisko”. Niestety nikt nie wie, jakie kwoty dokładnie wydano i do kogo one trafiły. Wielokrotnie zmieniano warunki finansowania poszczególnych odcinków, kontrakty zrywano, nakładano kary umowne i potrącano je z honorariów, zakładano przesuwanie środków z pierwotnie 48
RARE
planowanych dróg na inne. Nie można znaleźć urzędnika zdolnego do udzielenia odpowiedzi, na proste pytanie: ile to wszystko faktycznie kosztowało? Minister transportu Sławomir Nowak wręcz odmówił ujawnienia sejmowym komisjom finansów publicznych i infrastruktury wydatków Krajowego Funduszu Drogowego (KFD), nawet miał utajnić przekazanie 1,3 miliarda zł na rzecz prywatnych spółek. Tymczasem według posła i byłego ministra transportu Jerzego Polaczka deficyt w kasie KFD sięgnie pod koniec roku 44 miliardów zł, a sam fundusz w ciągu dwóch lat stanie się zupełnie niewypłacalny. Gdyby tak się stało, oznacza to, że polskie autostrady zostały sfinansowane niespłacalnym długiem, a udział środków unijnych był faktycznie wyłudzony. Fala bankructw Strategiczne kontrakty na budowę dróg przydzielano niewypłacalnym podmiotom, takim jak DSS, czy Hydrobudowa. Nawet pobieżna weryfikacja powinna takich kontrahentów wykluczyć. Prezes pierwszego z nich, blisko powiązany z dawnymi politykami ZChN-u Jan Łuczak, dawniej był pełnomocnikiem prezesa PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka, oskarżonego o działanie na szkodę ubezpieczyciela na kwotę niespełna 200 milionów zł. Drugi współpracownik Wieczerzaka z tego okresu, Piotr Głowala, został brutalnie zamordowany, co wiązano właśnie ze sporami na tle finansowym. Sam Łuczak nie spłacał swych milionowych długów, a skoro pozostawał niewypłacalny mógł bez żadnych tego konsekwencji obciążać siebie dalszą odpowiedzialnością odszkodowawczą. Z tego powodu podpisywał umowy sam, bez wymaganego dla ich ważności podpisu drugiego członka zarządu DSS. Nim sprawa się wyjaśniła, Łuczak nagle zmarł, a spółka ogłosiła upadłość. Pomimo zadłużenia na kwotę 745 milionów zł 49
RARE
miała jednak pełne poparcie rządu i urzędników. Na bieżąco płaciła faktury wystawiane za doradztwo przez osobę koordynującą współpracę spółki z rządem: byłego premiera Prawa i Sprawiedliwości Kazimierza Marcinkiewicza. Dotkliwa dla branży była także upadłość PGB i należącej do niej Hydrobudowy zadłużonej w samych bankach na 525 milionów zł. Wraz za nią zbankrutowało kilkudziesięciu podwykonawców budowy autostrad, a pokrzywdzeni skierowali do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Największe straty poniosły jednak banki, które całej grupie PBG pożyczyły łącznie 1,7 miliarda zł, a najwięcej Pekao SA, ING, BZ WBK i Nordea. 280 milionów zł utraciły fundusze emerytalne. Kontrowersyjne kontrakty Nawet giganci rynkowi jak np. Grupa Budimex, wzbudzili poważne kontrowersje. Pierwsze kontrakty na budowę autostrady A4 podpisała ona 29 października 2009 roku. Już kilka dni później do Krajowego Rejestru Sądowego trafiły dokumenty rejestracyjne nowej spółki STATS POLSKA, a 7 grudnia zarejestrowano jednoosobową działalność pod firmą FARDO. Potentat z 40-letnim doświadczeniem w branży budowlanej powierzył realizację strategicznej inwestycji nowo utworzonym podwykonawcom bez odpowiedniego kapitału, sprzętu i kadry. Dopiero FARDO podpisał umowy z rzeczywistymi podwykonawcami, lecz ci nie zostali już na gruncie polskiego prawa objęci tym statusem i nie przysługiwała im gwarancja solidarnej zapłaty ze strony Budimexu i GDDKiA. Pechowo, Budimex zerwał kontrakt ze STATS POLSKA i obciążył ją karami umownymi, a ta zerwała umowy z FARDO, w związku z czym osoby które faktycznie budowały drogę zostały bez szans na otrzymanie wynagrodzenia. Gdzie zostały pieniądze? Prokuratura 50
RARE
odmówiła wszczęcia śledztwa z doniesienia pokrzywdzonych, a na ich pisma nie odpowiedzieli też premier Donald Tusk, minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, ani minister transportu Sławomir Nowak. Władze Budimexu zarzuciły faktycznym podwykonawcom bezprawne wejście na teren budowy autostrady i zapewniły o zupełnym braku świadomości ich udziału w pracach. Budimex na ten właśnie odcinek oddelegował własnych kierowników budowy, inspektorów budowlanych, inżynierów i dyrektora rejonu do nadzoru prac. W jaki więc sposób oddelegowani fachowcy mogli nie widzieć, kto na ich oczach i pod ich bezpośrednim nadzorem budował nasypy? Groźby wobec poszkodowanych Po pierwszych publikacjach prasowych ujawniających mechanizm afery pokrzywdzeni odebrali telefoniczne groźby „utopienia w cemencie”, insynuowano też zagrożenie czyhające na ich dzieci. Przez dwa miesiące prokuratura nie ustaliła autora telefonów, podjęto za to natychmiastowe działania przeciwko poszkodowanym przedsiębiorcom. Policja zatrzymała jednego z nich pod zarzutem kradzieży kruszywa z budowy. Surowiec wysypano na drogę, czyniąc go niezdatnym do użytku, a poturbowanego właściciela odwieziono na komisariat. Jak się okazało, niesłusznie, gdyż zniszczone przez policjantów kruszywo było własnością zatrzymanego. Zaraz potem jego firmę nawiedziły wszelkie możliwe kontrole, od skarbowej, po ZUS, a nawet Straż Graniczną, która zatrzymała legalnie zatrudnionych Ukraińców. Ktoś skopiował kartotekę kryminalną innego drogowca i rozesłał do posłów, by skompromitować protestujących przeciwko oszustwom. Kluczowy świadek budowy autostrady na pyłach iłowych został w przededniu 51
RARE
ponownego przesłuchania zatrzymany przez policjantów, pod zarzutami prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu i próby wręczenia łapówki. W protokole odnotowano zatrzymanie jadącego busa do rutynowej kontroli drogowej i wówczas stwierdzenie woni alkoholu. Jednak nagranie z kamery monitoringu dowiodło, że na długo przed interwencją pojazd był już zaparkowany, a rzekomy kierowca spacerował wokół niego w oczekiwaniu na pracownika, który miał rozwieźć załogę do domów. Z uwagi na skazanie tej osoby przed kilkoma laty za jazdę pod wpływem alkoholu, nasuwa się podejrzenie, że ponownie usiłowano grać kartoteką policyjną przeciwko kolejnemu świadkowi procederu. Gdy zeznawał on po raz pierwszy w Ropczycach w sprawie pyłów iłowych, usłyszał rzucone niby żartem: w tej sprawie pan zostanie zatrzymany jako pierwszy! I tak się faktycznie stało. Obawiam się, że w 2012 roku Polska stoi w miejscu Włoch sprzed czterdziestu lat. Państwo jest nieskuteczne w ujawnianiu defraudacji miliardów zł wyciąganych z kieszeni podatników całej Unii Europejskiej, zmowa milczenia obowiązuje, a osoby ujawniające nieprawidłowości są zastraszane lub wyśmiewane. Czy musimy czekać, tak jak nad Tybrem, kilkadziesiąt lat nim ktoś nazwie ten proceder po imieniu? Kilkumiesięczne śledztwo Kazimierza Turalińskiego, m.in. wizje lokalne, analizy dokumentacji oraz rozmowy z geodetami i budowniczymi dróg, pozwala szacować skalę stosowania „oszczędności” na od 20% do 40% budowanych odcinków. W skali kraju oznacza to prawdopodobną defraudację środków publicznych liczoną już nie w setkach milionów, a nawet w dziesiątkach miliardów zł.
52
RARE
Legalne oszustwa
53
RARE
Art. 286 § 1 Kodeksu karnego: Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. Polskich przedsiębiorców nie chroni prawo karne. Oszustwem jest sprzedaż pozłacanej obrączki jako szczerozłotej, lecz już nie doprowadzenie kontrahenta do bankructwa i wielomilionowych strat. Dlaczego? Wprowadzenie w błąd w celu osiągnięcia korzyści majątkowej ścigane jest z art. 286 § 1 Kodeksu karnego, który to w całości został przeniesiony do obecnej ustawy ze swojego poprzednika z 1969 roku (tam art. 205 § 1), a więc z czasów głębokiego socjalizmu, w którym obrót gospodarczy poza państwowymi przedsiębiorstwami niemal nie istniał. Wtedy w ogóle nikt nie myślał o możliwości przestępczego pokrzywdzenia jednego przedsiębiorstwa przez inne, a działanie obywateli przeciwko mieniu społecznemu było oddzielnie i wszechstronnie skryminalizowane. Po upadku PRL-u zapomniano o dostosowaniu przepisów do nowych realiów. Źle zrozumiano istotę wolnego rynku, czym pozbawiono kiełkujący sektor prywatny ochrony. I tak pozostało aż do dziś. Przyjęto jedynie typowo kryminalną definicję oszustwa, w dosłownym brzmieniu w ogóle nieuwzględniającą np. wyłudzenia usług. Dopiero po latach orzecznictwo sztucznie wchłonęło i tę kategorię czynów. Historyczne unormowanie odpowiadało więc ówczesnym prymitywnym oszustwom kryminalnym, lecz nie zdołało udźwignąć dzisiejszych, wielopoziomowych kombinacji w materii gospodarczej. 54
RARE
To, co potocznie uchodzi za oszustwo, formalnie wcale nim nie jest. Przeciętny polski przedsiębiorca nie wie, że kontrahent, który nie zapłacił miliona zł za zamówiony towar lub usługę, ale wcześniej rozliczył się z tym samym dostawcą choć raz uczciwie, nie będzie odpowiadał za przestępstwo. Inną metodą wytrącenia jurysdykcji karnej jest spłacenie choć symbolicznej części zobowiązania albo wysunięcie jakiegokolwiek, choćby absurdalnego zastrzeżenia względem jakości realizacji umowy. Wtedy prokurator niemal na pewno sprawę umorzy, kwalifikując ją jako spór o charakterze cywilnym. Nie ma znaczenia, że dostawca w tym czasie zbankrutuje, nie mogąc rozliczyć swych pracowników, urzędu skarbowego i własnych dostawców, a dłużnik też spokojnie ogłosi upadłość, zaś zaoszczędzonymi środkami ureguluje wierzytelności u zaprzyjaźnionych kontrahentów. Czyli faktycznie wyprowadzi pieniądze. Oszustwo w rozumieniu Kodeksu karnego może być przestępstwem popełnionym tylko umyślnie, z zamiarem bezpośrednim, kierunkowym, obejmującym cel i przyjęty sposób działania. Gdy choć częściowo zaspokojono roszczenie lub wdano się w spór, działania kierunkowego nie sposób zarzucić. Prosty wzór w pełni legalnego ograbienia kontrahenta. Wystarczy nagle, pomimo przyjętego zobowiązania, przestać płacić. Inna metoda, stosowana przy dużych inwestycjach developerskich lub drogowych, to utworzenie łańcucha spółek z osobowością prawną. Pierwsza z nich, często renomowana, podpisuje kontrakt z prywatnym inwestorem lub uzyskuje zamówienie publiczne, a następnie zawiera umowę z podwykonawcą – pozornie niezależnym podmiotem gospodarczym, w istocie zarejestrowanym tylko na potrzeby tej jednej realizacji. Spółka nr 2 sama też nie prowadzi żadnych prac, lecz również najmuje pośredników odpowiadających wyłącznie za werbunek dużej ilości 55
RARE
małych, często rodzinnych przedsiębiorstw, dla których podwykonawstwo projektu branżowego potentata jawi się nie lada atrakcją. Z tego powodu nie czytają oni zbyt uważnie zawieranych umów, ani nie weryfikują kondycji finansowej zleceniodawcy, błędnie utożsamiając go z wiarygodnym, głównym wykonawcą. Z tym jednak nie łączy go nawet umowa cywilnoprawna. Dopiero czwarte ogniwo łańcucha będzie wykonywać prace i w dużej mierze z własnych środków pokryje koszty robotników oraz użytego budulca. Brak znajomości meandrów prawa cywilnego zazwyczaj przyniesie zgodę na sformułowanie przedmiotu umowy jako dostawy surowców, wypożyczenie siły roboczej, czy wynajem sprzętu budowlanego. Tym samym, wyjęta poza nawias „robót budowlanych”, nie będzie podlegać solidarnemu obowiązkowi zapłaty ze strony inwestora i głównego wykonawcy. Nieoczekiwanie, na etapie prac końcowych, okazuje się, że główny wykonawca zerwał kontrakt ze spółką nr 2. W wyniku różnych opóźnień, skutecznie reżyserowanych poprzez np. brak sporządzenia protokołu zdawczo-odbiorczego, naliczył znaczne kary umowne, które po potrąceniu pozwoliły zatrzymać lwią część kwoty wypłaconej przez inwestora. Niespłacalne roszczenia ogniwa nr 3 – powstałe na bazie faktur otrzymanych od bezpośrednich wykonawców 4 poziomu – dają podstawę do postawienia obu spółek pośrednich w stan upadłości. Łańcuch został podwójnie przerwany. Budowniczy, pozbawieni podstaw prawnych do wystąpienia przeciwko inwestorowi i głównemu wykonawcy, mogą jedynie liczyć na szczątkowe zaspokojenie z masy upadłościowej, lecz tam pierwszeństwo mają roszczenia pracownicze oraz fiskusa, a do działań syndyka niekiedy trzeba jeszcze dodatkowo dopłacić. W przypadku np. spółki DSS zażądano na ten cel od bankrutujących
56
RARE
wierzycieli 9 milionów zł zaliczki. Większą oszczędność przynosi wtedy rezygnacja z wystawienia obciążonych VAT-em faktur. Na nic też zdaje się zabezpieczenie interesów kontrahentów niewypłacalnej spółki w postaci teoretycznej odpowiedzialności finansowej członków jej zarządu. Powództwo wymaga prócz wystawienia faktur VAT (23%) dodatkowego pokrycia kosztów sądowych (5%) i obsługi prawnej oraz ewentualnych zaliczek komorniczych, które okazują się zbędnym wydatkiem, jeśli dłużnicy nie posiadają żadnego majątku lub sąd uzna, że w ustawowym terminie złożyli oni wniosek o ogłoszenie upadłości. I w tym przypadku zarzucenie komukolwiek oszustwa będzie zazwyczaj niemożliwe. Po bumie na biurowce, centra handlowe, budownictwo mieszkaniowe i autostrady, branżowe rekiny zapowiadają implementację tej metody na grunt renowacji torowisk PKP. Kolejnym aspektem jest odgradzanie grubym murem pozornie drobnych czynów kryminalnych od ich pożytków – nadprogramowych wpływów z działalności gospodarczej. Polska praktyka rozdziela np. groźby karalne, fałszerstwa, czy zniszczenie mienia od powodu ich zaistnienia, czyli woli utrzymania przestępstwem nienależnego majątku. Niestety, stosunkowo często koniec współpracy z kontrahentem skutkuje tego typu nielojalnymi argumentami mającymi zniechęcić go do żądania uczciwego rozliczenia. Na etapie sądowym pojawiają się dotknięte fałszem intelektualnym lub materialnym dokumenty i pierwszy raz spotkani „naoczni” świadkowie, głos w słuchawce telefonu zapowiada krzywdę albo nieznana ręka luzuje koło w samochodzie. Wielu rezygnuje wówczas z dalszego dochodzenia roszczeń. A nawet gdy uda się udowodnić winę bezpośredniemu sprawcy, zwykle jest nim np. ochroniarz beneficjenta, za którego działanie ten nie ponosi żadnej odpowiedzialności, zaś zasądzona kara to symboliczny rok w 57
RARE
zawieszeniu. Zadać należy sobie proste pytanie – czy naprawdę wierzymy, że ktoś samodzielnie, w ramach wolontariatu, popełnił przestępstwo, by jego pracodawca lub kolega mógł zatrzymać nienależne pieniądze? Domniemanie takie źle świadczy o moralności lub rozsądku. We Włoszech już dekady temu prawodawca zrozumiał, jak niszcząca dla wolnorynkowej gospodarki będzie pobłażliwa akceptacja naginania jej reguł jawną lub zakamuflowaną przemocą. Podczas napadu na bank ukraść można kilkadziesiąt tysięcy euro. Przejmując wpływy z zamówienia publicznego i zastraszając podwykonawców – dziesiątki milionów, jednocześnie pozbawiając zatrudnienia setki pracowników okradzionych, uczciwych przedsiębiorstw. Wbrew pozorom, szkodliwość społeczna tej drugiej aktywności jest więc dużo większa. Dlatego tzw. ustawą Rognoni-La Torre kryminalizowano jako mafijną konspiracyjną współpracę przestępczą, mającą na celu przejęcie bezpośredniej lub pośredniej kontroli nad legalną działalnością gospodarczą, koncesjami lub zamówieniami publicznymi. Prócz surowej kary pozbawienia wolności wprowadzono w takich sytuacjach obligatoryjny przepadek majątku, a osoby podejrzewane o tej kategorii czyny zobowiązywano do składania szczegółowych sprawozdań o zmianach stanu posiadania i źródłach dochodów. Zaniechanie informowania również obarczono obligatoryjnym przepadkiem zgromadzonych dóbr. Pomimo tego, we Włoszech państwo przegrało wojnę z gospodarczą ośmiornicą, a przemysł bogatej północy zasila strumień około 120 miliardów euro brudnego kapitału. Tam obudzono się zbyt późno. Polska ma jeszcze szansę na zmiany. Szkoda tylko, że jej władze nie dostrzegają tego, jak bardzo są one potrzebne.
58
RARE
Iluzja finansowej potęgi
59
RARE
Statystyczny polski przedsiębiorca nie „marnuje” pieniędzy na wywiad gospodarczy. Kontrakty zawiera w oparciu o przeczucie i wizerunek kontrahenta. Jak złudne bywają powierzchowne oceny przekonuje się już po fakcie, gdy zamiast przelewu dociera do niego wiadomość o upadłości dłużnika. W jaki sposób został wprowadzony w błąd? Reżyserowanie wizerunku biznesowego jest w europejskich realiach prawnych proste i tanie. Przy nakładzie około 10 000 zł stworzyć można „papierową” korporację, działającą „od lat” na polskim rynku i dokonującą ekspansji na inne kontynenty. Podstawa to pozyskanie „starego” KRS-u, czyli zakup zarejestrowanej co najmniej 10 lat wcześniej, pozbawionej majątku i nieprowadzącej działalności spółki kapitałowej. Można ją nabyć za bezcen, zwłaszcza, gdy przed laty zbankrutowała. Podmioty niedysponujące dostatecznym majątkiem do pokrycia kosztów upadłości nie są w Polsce wykreślane z KRS-u, a niczym wino leżakują i nabierają (pozornej) wiarygodności. Dotychczasowy właściciel zazwyczaj chętnie pozbywa się kłopotu i za symboliczną złotówkę sprzedaje udziały. Podobnie tanio skupić można z rynku obciążające ją niespłacalne długi, bezwartościowe dla pozbawionych już złudzeń wierzycieli. Te zaś posłużą, po podjęciu uchwały o utworzeniu nowych udziałów obejmowanych za wkład pieniężny, do wzajemnego potrącenia wierzytelności przysługujących udziałowcowi i spółce, przez co z pominięciem podatku i znikomym kosztem uzyskany zostanie imponującej wartości, nawet wielomilionowy kapitał zakładowy. Druga możliwość to zajęcie w przyszłości kontrolowaną egzekucją komorniczą bieżących dochodów spółki, czym pokrzywdzeni zostaną ówcześni wierzyciele.
60
RARE
Kolejny krok to zmiana nazwy i siedziby oraz obsada zarządu, po czym reanimowana spółka spokojnie wraca na rynek. Już na tym etapie liczyć może na ogromne zaufanie. W pierwszej kolejności wiarygodność zwiększa odległa data rejestracji, co błędnie utożsamiane jest z rzetelnością: „skoro tak długo działają na rynku i nic złego o nich nie słyszałem, to muszą być uczciwi i skuteczni”. W drugiej – imponująca łączna wartość zrealizowanych w minionych latach kontraktów, a także historyczne udokumentowane obroty (bilans, rachunki bankowe, odprowadzone podatki), dawny łączny stan zatrudnienia i w istocie fikcyjne „dofinansowanie”, czyli przeprowadzona konwersja wierzytelności do udziałów. Jeśli spółka działała w tej samej branży, w której planuje ją zakotwiczyć nowy właściciel, dodatkowo powołać się można na zrealizowane z sukcesem projekty i prestiżowych klientów. Oczywiście na potrzeby niewprawionych kontrahentów informacje te, a zwłaszcza twórczo zinterpretowane liczby, są odpowiednio eksponowane w folderach reklamowych i na stronach www. Największy wydatek to najem reprezentacyjnego biura, lecz i ten poza stolicą można zamknąć w paru tysiącach zł. Wielka korporacja nie może jednak zadowolić się jedną lokacją, czemu zaradzić mogą kosztem ledwie 45 zł za kwartał skrytki adresowe w prestiżowych punktach, np. w warszawskich biurowcach, czy na krakowskim starym mieście. Koszt wirtualnego biura w państwach Ameryki Południowej, Azji i Afryki, obejmujący adres korespondencyjny, telefon, faks, a nawet obsługę sekretarską, zamknąć można niekiedy w 50 euro. Bez trudu więc reżyserowana spółka dokona „ekspansji” na dalekie kraje, otwierając w pełni weryfikowalne „oddziały” w Bogocie, Kinszasie, czy Szanghaju. Podobnie tanie są zagraniczne spółki kapitałowe. Brytyjska LTD, utworzona drogą korespondencyjną za kilkadziesiąt funtów, może 61
RARE
zostać przedstawiona jako gwarant międzynarodowych koneksji oraz źródło wartościowych kontraktów i referencji. W tamtejszym systemie kapitał zakładowy jest jedynie deklarowany, może więc bez kosztów zostać zgłoszony w dużej wysokości. Potężny, zamorski klient, a najlepiej kilku takich klientów, to dla wielu polskich przedsiębiorców dostateczny powód do pełnego zaufania. Ostatni element to ludzie. O sile korporacji świadczą pracownicy, lecz nie bezimienne, jedynie deklarowane co do liczebności kadry, a konkretne imiona i nazwiska. Te pozyskać można bezpłatnie, oferując „doradcom klienta”, „kierownikom” i „dyrektorom” nienormowany czas pracy i niezwykle korzystne wynagrodzenie prowizyjne na bazie umowy cywilnoprawnej. Starszych skusi dodatkowe do etatu źródło dochodu, młodszych, świadomych braku praktyki zawodowej, wizja darmowych szkoleń i atrakcyjnego punktu w CV. Wieku i wykształcenia nie widać na liście przedstawicieli regionalnych, są więc one bez znaczenia. Wielu chętnych użyczy własnych lokali do otwarcia oddziałów, a sieć uzupełnić można ewentualnymi filiami w mniejszych miejscowościach, co pociągnie za sobą groszowy wydatek na najem powierzchni z zasobów gmin. Wiedza fachowa przedstawicieli jest bez znaczenia, gdyż kluczowe kontrakty i tak będą omawiane tylko przez organizatorów przedsięwzięcia w centrali. A jeśli spółka dysponuje armią kilkudziesięciu lub kilkuset ludzi, to znaczy, że ją na to stać. Reżyseria zakończona sukcesem. Odpowiednia selekcja informacji ujawni potencjalnemu kontrahentowi wizerunek wiarygodnej korporacji: od lat działającej na rynku, z dużym kapitałem zakładowym i wielkimi obrotami, dysponującej zastępami pracowników i operującej na niemal całek planecie. A wszystko to domek z kart. Z wykorzystaniem opisanych sztuczek tworzy się podwaliny pod większe i mniejsze oszustwa, 62
RARE
czego dowodzą ostatnie afery ze sztucznie wykreowanymi gigantami pokroju Amber Gold, czy DSS. O wielu mniejszych opinia publiczna nigdy się nie dowiaduje. Aktualnie działa na rynku co najmniej kilkaset podmiotów kreujących wizerunek w opisany sposób, a tylko nieliczne z nich to uczciwy w zamierzeniu marketing. Reszta buduje zamki na tanim piasku aby wyłudzić zaliczki, drogie usługi i kredyty kupieckie, wypożyczyć bez kaucji specjalistyczny sprzęt albo uzyskać zaangażowanie cudzego kapitału i nieruchomości do wspólnych, z założenia nierentownych przedsięwzięć. Innym zagrożeniem jest uwikłanie uczciwego kontrahenta, jako ogniwa pośredniego, w przestępstwa, takie jak oszustwa karuzelowe, czy pranie brudnych pieniędzy. Jedyny sposób na ograniczenie ryzyka to weryfikacja nowych kontrahentów. Na początku niezbędne jest dokładne przestudiowanie akt KRS-u. Jeśli w działalności pojawia się kilkuletnia luka lub ostatnio zmieniono zarząd i udziałowców, spółkę traktować trzeba jak zupełnie nowy podmiot. To ludzie, a nie wiek papieru, tworzą politykę przedsiębiorstwa i świadczą o jego wiarygodności. Kapitał zakładowy, historycznie dużej wartości lub wniesiony ostatnio w postaci niematerialnego aportu, dziś najpewniej nie ma żadnego odzwierciedlenia w stanie finansów. Ten ocenić należy poprzez pryzmat bilansów z ostatnich lat. Czy obroty potwierdzają rzekomą skalę działania? Jeśli majątek podmiotu obejmuje nieruchomości, koniecznie skontrolować należy ich księgi wieczyste i potwierdzić prawo własności oraz stan hipotek. Warto też sprawdzić poprzednie dokonania osób decyzyjnych. Czy są zdolnymi biznesmenami, a może ich dorobek to kilka bankructw lub co gorsza pierwszy raz objęli oni tego typu stanowiska? W tym ostatnim przypadku podejrzewać można, że mamy do czynienia z figurantami. Natomiast rzetelni menedżerowie, nawet jeśli wcześniej 63
RARE
pełnili funkcje na niższym szczeblu, chętnie sami pochwalą się doświadczeniem. Pozwólmy im, zapytajmy. A potem oczywiście sprawdźmy każde ich słowo.
64
RARE
Polski bastion GRU i STASI
65
RARE
Dolny Śląsk był i jest przesycony agenturą peerelowskiego kontrwywiadu, enerdowskiej STASI i radzieckiego GRU. Dlatego tam grzęzną kluczowe, polityczne śledztwa a emerytowani funkcjonariusze służb specjalnych lokują swoje interesy we Wrocławiu. Obszar dzisiejszego województwa dolnośląskiego, przez propagandę nazywany Ziemiami Odzyskanymi, został włączony do Polski po II wojnie światowej kosztem terytorium III Rzeszy. Miasta „odniemczano” zmieniając ich architekturę oraz zasiedlając mieszkańcami Kresów Wschodnich i centralnej Polski, a najbardziej wysunięte na Zachód stały się strategicznym zapleczem dla polskich i innych komunistycznych służb wywiadowczych oraz wojskowych. Z uwagi na zachowaną w dobrym stanie infrastrukturę poniemieckich obiektów militarnych aż do 1993 roku w Legnicy stacjonowały jednostki Armii Czerwonej. Północna Grupa Wojsk zajęła 1/3 miasta, w nim też znajdował się przez większość czasu jej sztab główny, a od 1984 roku Naczelne Dowództwo Wojsk Kierunku Zachodniego Sił Zbrojnych ZSRR szczebla strategicznego dla Europy Środkowej i Zachodniej. W 1991 roku Dowództwo przeniesione zostało do Smoleńska. Do tego jednak czasu tutejszemu dowództwu powierzono najważniejszy odcinek frontu III wojny światowej i 40% potencjału sił zbrojnych ZSRR, w tym m.in. Grupy Wojsk Armii Radzieckiej w Polsce, Czechosłowacji oraz najsilniejszą niemiecką – pozostającą w stałej gotowości bojowej i w bezpośrednim pobliżu wojsk NATO, Białoruski Okręg Wojskowy, Zjednoczoną Flotę Bałtycką Układu Warszawskiego, Czechosłowacką Armię Ludową, Narodową Armię Ludową NRD i Wojsko Polskie. Na wypadek nowej wojny światowej siły zbrojne stacjonowały w odległości 66
RARE
umożliwiającej szybkie uderzenie na RFN. Także w Legnicy zlokalizowano sztab nadzorujący inwazję na Czechosłowację w 1968 roku. Globalne znaczenie ośrodka dolnośląskiego wymusiło ścisłą ochronę kontrwywiadowczą regionu. Główny parasol ochronny rozpostarło GRU, jednak w Legnicy i we Wrocławiu znajdowały się rezydentury wszystkich komunistycznych służb specjalnych regionu, w tym enerdowskiej Stasi. Wszelkie istotne urzędy i obiekty użyteczności publicznej zostały wręcz przesycone agenturą, co zapewniać miało nie tylko wszechstronną infiltrację społeczeństwa, ale i ochronę antysabotażową. Według akt przejętych po transformacji ustrojowej przez Pełnomocnika Rządu RFN ds. Służby Bezpieczeństwa Państwa byłego NRD w części grup zawodowych na terenie Dolnego Śląska nawet 70% kadry kierowniczej zostało zarejestrowane jako TW lub objęte statusem informatora służb. Szczególny reżim dotyczyć miał prokuratorów, milicjantów, funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia i administracji państwowej, mediów i instytucji kulturalnych, reprezentantów robotników, dyrektorów i kierowników zakładów przemysłowych, a także kierownictwa szkół – warunkiem zatrudnienia i kariery był pozytywny wynik procedury weryfikacyjnej Wewnętrznej Służby Wojskowej (późniejszej WSI) i Zwiadu Wojsk Ochrony Pogranicza. Akta z tych czynności trafiały następnie do GRU i Stasi, co często przekładało się na asymilację danej osoby do ich agentury. Ścisłym rygorem współpracy z WSW, ZWOP, a także ze służbami bratnich narodów objęci mieli być prokuratorzy, sędziowie i milicjanci pełniący funkcje kierownicze. Stworzona w ten sposób atmosfera „wzajemnego zrozumienia” uczyniła z Dolnego Śląska późniejsze zagłębie postkomunistycznych interesów.
67
RARE
Rozpad bloku wschodniego skutkował exodusem działaczy i funkcjonariuszy z posad w sferze budżetowej wprost do sektora prywatnego. Wrocław stał się krajową potęgą windykacyjną. Utworzono tam wszystkie najważniejsze kancelarie tej branży, a w niektórych z nich załatwić można było niemożliwe. Windykowano długi od lat przedawnione, stosując jedyne znane środowisku policji politycznej metody – bezczelnie ubliżano dłużnikom, nękano, straszono. Spolegliwe sądy potrafiły nawet wydać wyrok w sprawie już osądzonej na drugim krańcu kraju – pomimo braku właściwości terytorialnej i podstawy prawnej orzekania, a także wbrew dowodom takim jak pokwitowania uregulowania należności. Szczególne zaufanie do wrocławskich windykatorów przejawiały także duże przedsiębiorstwa państwowe i banki zlecając im, często wbrew rachunkowi ekonomicznemu, egzekucję pakietów wartościowych wierzytelności. Najgorszą opinię ze wszystkich wrocławskich organów ścigania mają policjanci z dzielnicy Krzyki. Tam dochodziło do ciężkich pobić podczas przesłuchań. Jednego chłopaka skatowano, ponieważ był podejrzewany o kradzież maszynki do golenia. Po kilkugodzinnych torturach wątłej postury ofiara została kaleką. Nadużywanie przemocy to nawyk z lat bezkarnej pacyfikacji opozycjonistów. Doniesień o pobiciach każdego roku jest mnóstwo, jednak prokuratura umarza większość postępowań. Słowu pobitego przeczą wszak słowa licznych zwykle policjantów. Zgłaszane są też inne przestępstwa. Koledzy oprawców z wydziału dochodzeniowego sprzedawali kobiety do austriackich domów publicznych. Naiwne, poszukujące lepszego życia zamieniano w prostytutki. Również na tym komisariacie ginęły z magazynów depozyty, w tym wartościowy sprzęt komputerowy. To czubek góry lodowej, której zwieńczeniem było tuszowanie samobójstwem zabójstwa agenta polskiego 68
RARE
kontrwywiadu – werbowanego przez AWO Marka Stróżyka. Do tego celu na Krzyki oddelegowano z KWP doświadczonego oficera SB, który wcześniej pracował ze Stróżykiem i szczerze go nienawidził. Apatia i spolegliwość były powodami, dla których w tym właśnie mieście Jeremiasz Barański zakupił, a może otrzymał, willę, gdzie dzielono strefy wpływów tzw. mafii paliwowej oraz goszczono, a właściwie blichtrem salonu korumpowano, działaczy politycznych wszelkich opcji, prokuratorów i oficerów. Zarówno poszkodowani działaniem naftowych gangsterów, jak i prokuratura krakowska zdołali owiany legendą dom zlokalizować, choć było to nieosiągalne dla lokalnych organów ścigania. Jak oświadczył, po konsultacji z Centralnym Biurem Śledczym, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu: „Policja pierwszy raz słyszy o jakiejś willi Barańskiego”. Sprawy nie wyjaśniano. Przeczekano i zapomniano. Wrocławska prokuratura prowadziła również postępowania karne przeciwko wicepremierowi ostatniego rządu PRL, szefowi Głównego Urzędu Ceł, kontrahentowi pruszkowskich gangsterów i zarazem agentowi AWO – Ireneuszowi Sekule (sygn. akt IV Ds. 17/94). Nadmienić należy, iż zarzucane czyny karalne w większości nie podlegały pod tamtejszą jurysdykcję i powinny być wyjaśniane przez inne prokuratury. Sam Sekuła odpowiadał w czasie transformacji ustrojowej za inwestowanie majątku PZPR, a w praktyce za utworzenie kilkudziesięciu tzw. nomenklaturowych spółek wyjętych spod nadzoru likwidatora partii. W latach masowego przemytu nadzorował służby celne, a w maju 1990 roku utworzył spółkę Polnippon, której jedynym realnym projektem były formalnie skrajnie nierentowne linie lotnicze. Sekuła zakupił w NRD dwa samoloty Iljuszyn 18D (polskie rejestracje SP-FNB i SP-FNC) o zasięgu powyżej 7000 km. Rejsy kierowano m.in. do Turcji, Kongo, 69
RARE
Pakistanu i ogarniętych wojnami Afganistanu, Somalii i Jugosławii. Czy Sekuła wypełniając zobowiązania agenta AWO przewoził dla wojskowych służb specjalnych ładunki „wrażliwe” – broń, narkotyki, kamienie szlachetne? Z takich transakcji słynęły wówczas wskazane destynacje. Śledztwa dotyczące nierentownych interesów ciągnęły się przez wiele lat, akta zbierały kurz. Wkrótce po tym, jak sprawa trafiła do sądu, Sekuła został odnaleziony w swoim biurze z trzema ranami postrzałowymi brzucha i klatki piersiowej. W liście pożegnalnym przygotowanym na komputerze pisał, że „zabrakło mu kilku dni”. Sam wezwał pomoc. Zmarł w szpitalu. Sprawa została umorzona jako targnięcie samobójcze, zamknięto też postępowania karne dotyczące Polnipponu. Nagły zgon tego agenta AWO przerwał niewygodne spekulacje na temat gospodarczego przeznaczenia lotów oraz koneksji samobójcy z masową defraudacją, służbami specjalnymi i Pruszkowem. W połowie lat 80-tych we Wrocławiu narodził się projekt masowego handlu organami ludzkimi. Niechlubnym architektem „komercyjnego” sektora transplantologicznego był doktor medycyny – powiązany z wywiadem wojskowym i aparatem partyjnym brat wpływowego prokuratora Prokuratury Apelacyjnej, a zarazem zaprzyjaźniony z Markiem Stróżykiem. Zapewniona aprobata dla dyskretnego typowania zgodnych tkankowo dawców uczyniła z jednostkowego zazwyczaj w tej kategorii przestępstwa wysoce zorganizowany przemysł produkujący „części zamienne”. Cena tylko jednej nerki na czarnym rynku to kilkadziesiąt tysięcy dolarów amerykańskich, a niemal każdy element ciała człowieka – komórki, tkanki lub narządy – wykorzystany może zostać do transplantacji. Warunkiem pozostaje jedynie zgodność dawcy i biorcy, co można na koszt skarbu państwa potwierdzić badaniami w szpitalnym zaciszu, 70
RARE
bez wzbudzania przy tym żadnych podejrzeń. Wybrane placówki medyczne wspierały proceder. Przestępcze pozyskanie narządów mogło opierać się na kradzieży, czyli zwyczajnym zatajeniu ich wycięcia z ciała zmarłego pacjenta, albo stanowić zbrodnię zabójstwa – celowe złe zdiagnozowanie dawcy i oczekiwanie na zgon lub pobranie organu od zdrowego pacjenta oraz przyspieszenie jego śmierci przy pomocy środków niemal niewykrywalnych, takich jak insulina lub chlorek potasu. Kto jednak miałby wykryć zabójstwo lub kradzież, jeśli sekcję zwłok, a także ewentualne śledztwo, prowadzić będą osoby niezainteresowane ujawnieniem procederu, tak jak miało to miejsce w przypadku śmierci Stróżyka, czy Sekuły? Handel organami do przeszczepów stanowi stosunkowo często spotykane i milcząco akceptowane przez władze źródło pozabudżetowego finansowania służb wojskowych. O tego typu praktyki oskarżane było wojsko Izraela. Tamtejsi lekarze mieli pobierać organy od zmarłych w aresztach młodych Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu Jordanu i Strefy Gazy. Podobne przypadki odnotowano na Bałkanach, gdzie donoszono o uprowadzeniu setek Serbów przez kosowskich Albańczyków w czasie wojny w latach 1998-99. Na terenie Albanii w obozach miano pobrać ich organy a następnie zgładzić. W Chinach masowo sprzedawano narządy straconych więźniów. Nie tylko przestępców lub dysydentów politycznych, ale jeśli wymagało tego zamówienie także niewinnych ludzi. W żadnym z przytoczonych przypadków nie zdołano nikomu udowodnić winy. W Polsce nigdy nawet nie próbowano podjąć tego tematu na drodze karnej. Podobnie jak wielu innych gałęzi "przemysłu", zogniskowanych we Wrocławiu i Legnicy a nielegalnych lub realizowanych w oparciu o korupcyjne powiązania i protekcję ze strony czynnych urzędników państwowych. Tam jest bezpiecznie, nikt nie przeszkadza. 71
RARE
Na mapie Polski znajduje się obecnie kilka miast zupełnie zagarniętych przez dawny aktyw komunistyczny – zarówno cywilne i wojskowe służby specjalne, jak i działaczy partyjnych. Od samorządu, przez spółki komunalne, aż po instytucje wymiaru sprawiedliwości i półświatek przestępczy dostrzegalne są gorące zażyłości z lat minionego ustroju. Tzw. prywatne miasta kontrolują na zależnym terenie niemal każdą dziedzinę istotną z gospodarczego i politycznego punktu widzenia. Wrocław wyróżnia z nich wszystkich zdominowanie nie przez aparatczyków, a przeszkolonych w ZSRR specjalistów od zbrodni i konspiracji.
72
RARE
Zabili Szpiega
73
RARE
22 lipca 1989 roku zamordowano we Wrocławiu doświadczonego agenta peerelowskich służb specjalnych: WSW i SB. Wbrew jednoznacznemu materiałowi dowodowemu zbrodnię uznano za samobójstwo. Przez 23 lata polski wymiar sprawiedliwości odmawia wyjaśnienia sprawy, jednocześnie nagradza i awansuje osoby zamieszane w tuszowanie zabójstwa. ŻYCIE SZPIEGA Marek Stróżyk urodził się 16 lutego 1958 roku w Jeleniej Górze. Od początku związał swój los z wojskiem. Na przełomie lat 70-tych i 80-tych uczęszczał do szkoły podchorążych, a następnie pracował w WKU i zakładach wojskowych. Później objął etat we wrocławskim Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym, gdzie jednocześnie pełnił funkcję przewodniczącego zakładowej Solidarności. Przez wiele lat mieszkał w hotelu garnizonowym, a jako zwykły pracownik szpitalny aż do 1989 roku regularnie korzystał z karnetów obiadowych w kasynie wojskowym. Już od 1983 roku współpracował ze służbami specjalnymi, posługując się kolejno kryptonimami Marek, Salomon i Broker. W 1984 roku Sztab Generalny zwrócił się do wrocławskiego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, czyli podlegającego pod MSW SB, o przekazanie tego cennego agenta. Kontrwywiad wojskowy formalnie przejął go do współpracy 19 kwietnia 1984 roku. Od tego czasu Marek realizował czynności dla poprzedniczki WSI – WSW. Z rekruta stał się cennym nabytkiem służb specjalnych. Tak wartościowym, że zainteresowali się nim oficerowie organizujący utajniony, utworzony na żądanie Moskwy, Agenturalny Wywiad Operacyjny. Istnienie tej formacji odkryto dopiero w połowie lat 90-
74
RARE
tych, kiedy ujawniona została współpraca z nią premiera Oleksego i wicepremiera Sekuły. W latach 1983-1985 Marek trzykrotnie wyjeżdżał do RFN, gdzie zbierać miał dla wywiadu informacje o obiektach wojskowych NATO, a prawdopodobnie prowadził tam też werbunek agentury. Większość akt z tego okresu została zniszczona. Później Marka ponownie przekazano, razem z licznymi agentami WSW, do dyspozycji wkomponowanej w Milicję SB. Służba ta asymilowała wtedy najbardziej doświadczonych wywiadowców na potrzeby infiltracji i eliminacji Solidarności Walczącej. Zbiegło się to w czasie z podjęciem przez Marka pracy w szpitalu oraz objęciem tam funkcji przewodniczącego zakładowych struktur Solidarności. Założyć można, że w ramach odgórnie reżyserowanej gry operacyjnej infiltrował środowiska opozycyjne, choć nie zachowały się żadne pisemne meldunki z takich czynności. Wskazuje na to jednak zaangażowanie w działalność nieakceptowaną jako manifestacja prywatnych poglądów. Skupiona w rejonie Dolnego Śląska Solidarność Walcząca uważana była wówczas za organizację o charakterze terrorystycznym i zarazem największe zagrożenie dla socjalistycznego ustroju. Wspierała ruchy niepodległościowe m.in. na Ukrainie, Litwie i w ZSRR. Utworzyła kanały przerzutowe z Gdańska do Szwecji i z Wrocławia do RFN. Drukowała ponad 130 periodyków, nadawała własne audycje radiowe. Jako jedyna prowadziła własne działania wywiadowcze i kontrwywiadowcze, wprowadzając, a także werbując, własną agenturę w szeregach służb państwowych m.in. SB. Dzięki temu nie uległa infiltracji przez Tajnych Współpracowników oraz ujawniała konfidentów godzących w działalność niepodległościową. Gromadziła informacje (personalia, adresy, stopnie, numery telefonów) o funkcjonariuszach. Narady 75
RARE
osób decyzyjnych ochraniała własną obserwacją i nasłuchem elektronicznym, który obejmował m.in. SB, MO, WSW i Stasi. W manifestacjach na ulicach Wrocławia toczyła wygrywane bitwy uliczne z ZOMO. Przeciwko Solidarności Walczącej skierowano wszelkie dostępne środki. Bezskutecznie. Również Marek tego zadania nie wykonał. Może przeszedł na stronę niepodległościowego podziemia? Zrezygnował ze stanowiska, skonfliktował się z przełożonymi, a niedługo później został zamordowany w dziwnych okolicznościach. ŚMIERĆ SZPIEGA Prokuratorska wersja wydarzeń przypomina obraz posklejany z losowo dobranych puzzli. Ciało Marka Stróżyka powieszono w mieszkaniu na poddaszu za pomocą dwóch kabli. 75% samobójców wybiera ten sposób zadania śmierci, jednak żaden nie krępuje wcześniej swoich rąk na kształt krzyża, a oddzielnym kablem nie supła na gardle wielokrotnej pętli. Stopień skrępowania uniemożliwiał samodzielne przygotowanie takich wiązań. Symbolika krzyża w sposób oczywisty nawiązuje do zbrodni popełnianych w tym czasie na księżach katolickich. Tej samej nocy zamordowano też matkę mecenasa Piesiewicza – jej ciało skrępowano w identyczny sposób jak zwłoki księdza Jerzego Popiełuszki, a następnie również zatopiono ją w wodzie. Piesiewicz był oskarżycielem posiłkowym w procesie oficerów Departamentu IV SB – sprawców zabójstwa księdza Jerzego. W tym czasie zginęło co najmniej kilku oficerów SB odmawiających zabijania księży lub tuszowania takich zbrodni. W 1989 roku połączono najbardziej skompromitowane działalnością zbrodniczą (tzw. zbrodnie komunistyczne) jednostki Służby Bezpieczeństwa, czyli zwalczający kościół Departament IV MSW i Biuro Studiów SB MSW. Druga z nich nadzorowała priorytetowe dla 76
RARE
służb komunistycznych wrocławskie WUSW, odpowiedzialne za czynności operacyjne wymierzone w Solidarność Walczącą. Najpewniej ostatnim, niewykonanym zadaniem Marka było właśnie dotarcie do tej organizacji. Modus operandi sprawców i wszelkie tropy wiodą do egzekutorów z komunistycznych służb specjalnych. Zwłoki odnalazła konkubina agenta. Przestraszona od razu wezwała na miejsce sąsiadki, po czym wspólnie udały się do ich mieszkania, by wezwać pogotowie i milicję. Gdy z pustego lokalu dochodzić zaczęły odgłosy szamotaniny, kobiety poprosiły o interwencję współlokatora sąsiadek Tadeusza M. Ten po wejściu na poddasze znalazł odcięte zwłoki, oplecione już tylko jednym kablem. Zamiast zaginionego przedłużacza obok ciała pojawiły się listy pożegnalne. W chwilę później na miejsce przybyło pogotowie. Lekarka stwierdziła zgon, który nastąpić miał około czterech godzin wcześniej, jednak plamy opadowe na plecach i pośladkach wykluczały śmierć przez pionowe powieszenie. Gdyby zwłoki przez tak długi czas były powieszone, a musiały, jeśli byłoby to samobójstwo a nie pośmiertne upozorowanie, plamy opadowe grawitacyjnie powstałyby na dłoniach i stopach. Ślady na plecach oznaczały, że godzinami leżały na podłodze. Z tego powodu lekarka zaleciła sądowo-lekarską sekcję zwłok. Uzasadnienie na protokole zgonu brzmiało: „Denat wisiał na kablu, nie wiadomo, kto go odciął, plamy opadowe zlokalizowane w okolicy lędźwiowej, sugerowano odcięcie zaraz po powieszeniu a z wywiadu od osób trzecich wynika, że chyba jednak wisiał dość długo”. „ŚLEDZTWO” Inną koncepcję zdarzenia mieli oddelegowani na miejsce milicjanci. Pomimo kilku obecnych świadków udawali, że wyraźnie 77
RARE
przecięty ostrym narzędziem kabel sam się zerwał. Nie zabezpieczono podstawowego w takich sprawach materiału dowodowego: przyrządów piśmienniczych, ani odcisków palców na kablach i przedmiotach. Nie zwymiarowano kabli, zwłok i taboretu z którego rzekomo miał skoczyć samobójca. Plamę krwi z podłogi nakazano zetrzeć. Sam taboret w ogóle znajdował się na drugim końcu pomieszczenia. Milczeniem zbywali też doniesienia o odgłosach dochodzących z lokalu, brakującym kablu i skomplikowanym związaniu ciała do formy „ukrzyżowania”. Prokurator zignorował zalecenie lekarki pogotowia, dokonując w protokole adnotacji: „brak podstaw do sądowo-lekarskiej sekcji zwłok”. Ciała nie skierowano więc na medycynę sądową, a zgon został zakwalifikowany jako samobójstwo. W tym czasie przeczące wersji o powieszeniu rozmieszczenie plam opadowych potwierdził w kolejnym protokole lekarz szpitalny odbierający ciało w kostnicy. Po 6 dniach sprawę umorzono. W wyniku zaskarżenia prokuratorskiego postanowienia dochodzenie zostało wznowione, jednak nadal forsowano, wbrew dowodom, wersję o samobójstwie. Z komendy, już policji, WrocławKrzyki zaginęły wszystkie dowody: pętla wisielcza, kabel, protokół z oględzin miejsca zdarzenia, odbitki zdjęć oraz błony fotograficzne. Przesłuchanie konkubiny, która odnalazła ciało i była kluczowym świadkiem, prokurator uzależnił od wcześniejszego udowodnienia, że ta faktycznie planowała ze zmarłym wspólną przyszłość. Był to chyba pierwszy w historii przypadek, gdzie status świadka w postępowaniu karnym uzależniono od miłości do ofiary. Bliscy zmarłego stwierdzili też podmienienie listów pożegnalnych. W dniu zgonu przepisali ich treść, mogli więc z pewnością wskazać różnice w użytych słowach. Różnił się także grafizm pisma, „późniejsze”
78
RARE
listy miały być niewyraźnie nakreślone, a także sporządzone już nie na przedartej, a na całej kartce papieru kancelaryjnego. Naciskano na świadków, wyśmiewano, dyskretnie sugerowano kłopoty. Oczekiwano zeznań umożliwiających ponowne umorzenie. W zamian oferowano m.in. pomoc przy egzekucji alimentów. Doszło do niszczenia mienia, serii kilkunastu włamań i kierowania gróźb karalnych względem konkubiny Marka. Oczerniano pamięć zmarłego opowiadając świadkom o jego rzekomym niemoralnym prowadzeniu. Do realizacji przesłuchań oddelegowano z Komendy Wojewódzkiej byłego oficera SB – Roberta K. Jak się okazało, doskonale znał on Marka Stróżyka. I nie tylko on, a wielu funkcjonariuszy także z komendy przy ul. Jaworowej. Zmarły kontaktował się z nimi wypełniając obowiązki zawodowe. Dalsze czynności ujawniły, że Marek Stróżyk znalazł się w kręgu zainteresowania WSW – służby kontrwywiadowczej niedługo później płynnie przekształconej w WSI. Szybko przesłuchano na tą okoliczność mjr Gabriela K., pełniącego funkcję oficera prowadzącego Marka. Ten wpisał się w oczekiwania prowadzących dochodzenie i zeznawał o rzekomo bogatym życiu erotycznym zmarłego, braku zrównoważenia emocjonalnego oraz próbie wprowadzenia kontrwywiadu w błąd. Marek miał w połowie 1987 roku nieudolnie zabiegać o etat w służbach specjalnych, lecz weryfikacja ujawniła jego kłamstwa, co zakończyło rekrutację i skutkowało spaleniem akt z tych czynności. Major mówił też o pierwszym kontakcie Stróżyka z WSW w połowie roku 1987 i przedstawił zmarłego jako dziecinnego desperata marzącego o karierze szpiega i łatwych pieniądzach. Nie było to prawdą. Archiwa IPN-u ujawniły zaawansowaną współpracę Marka ze służbami od co najmniej 1983 roku. Czy jego oficer prowadzący nie wiedział o tym, że ma do czynienia z doświadczonym agentem, czy kłamał? 79
RARE
„DOWODY” Po latach ujawniono kolejny dowód na tuszowanie zbrodni. Postanowienia o umorzeniu śledztwa opierano m.in. na zeznaniu naocznego świadka – sąsiadki, która z córką przybyła na miejsce znalezienia zwłok. Jak zeznała do protokołu, ciało było związane dwoma kablami do kształtu krzyża, nogami nie dotykało podłogi, słyszała odgłosy szamotaniny w mieszkaniu, a potem widziała przy ciele już tylko jeden i to przecięty kabel. Taką treść, po samodzielnym odczytaniu, potwierdziła własnoręcznymi podpisami na dole każdej strony protokołu. Załączony do akt sprawy dokument zawierał jednak odmienne zeznania: Marek miał być oparty nogami o ziemię, końcówki kabla zaś postrzępione co w ocenie świadka wskazywało na samoczynne zerwanie i absolutnie wykluczało przecięcie, a po zgłaszanym braku drugiego kabla i innych okolicznościach wskazujących na zabójstwo nie pozostał żaden ślad. Przy tym konsekwentnie pomijano zeznania innych świadków, posiłkując się niemal tylko tym sfałszowanym protokołem. Na tej podstawie powstała zupełnie ignorująca kwestię plam opadowych opinia sądowo-lekarska, potwierdzająca tezę o samobójstwie. Tej nikt już później nie zakwestionował, choć ekspertyza grafologiczna wykazała sfałszowanie podpisów świadka i tym samym całego protokołu przesłuchania. Jako autora podrobionych podpisów wskazano młodego milicjanta Dominika Ł., który pełnił na miejscu zdarzenia obowiązki protokolanta. Po spisaniu niewygodnych zeznań musiał zniszczyć oryginalny dokument i sporządzić nowy, dający prokuraturze podstawy do umorzenia. Kary uniknął z powodu przedawnienia. Nigdy nie wyjaśniono, dlaczego młody chłopak tak postąpił. Czyje rozkazy wypełniał. Funkcjonariusze nie niszczą przecież rutynowo dowodów zbrodni. Na pytanie przesłane do 80
RARE
rzecznika prasowego Policji o to, czy można nadal pełnić służbę, jeśli kary za przestępstwo fałszowania protokołów z miejsca śmierci człowieka uniknięto jedynie z powodu przedawnienia, odpowiedzi nie przesłano. Tymczasem pojawiały się dalsze dowody wskazujące na zabójstwo. Eksperyment procesowy wykazał, że zwłoki nie mogły wisieć na kablu przez 4 godziny, gdyż jego wytrzymałość była ograniczona i zerwałby się on w ciągu najwyżej 30 minut. Ekspertyza pismoznawcza zlecona przez bliskich zmarłego wykazała sfałszowanie podpisu pod jednym z listów pożegnalnych, same zaś listy napisane miały być w czterech cyklach edycyjnych i najpewniej pod wpływem przymusu psychicznego lub fizycznego. Choć opinię taką przedstawił jeden z najwyżej cenionych polskich ekspertów, prokuratura nie dała jej wiary. WYMIAR „SPRAWIEDLIWOŚCI” Już w 1992 roku ostatecznie decyzję o umorzeniu dochodzenia podtrzymał prokurator Prokuratury Wojewódzkiej we Wrocławiu Zdzisław B. – dzisiejszy prokurator Prokuratury Generalnej, w 1985 roku zabezpieczony przez Wydz. "C" KWMO [WUSW] we Wrocławiu w związku z dopuszczeniem do prac tajnych. Postanowienie uzasadnił rzekomo ujawnionymi na palcach stóp denata plamami opadowymi. Miało to potwierdzać, iż zwłoki od chwili śmierci, aż do oględzin, były pionowo powieszone. Plam takich nie zauważył żaden z lekarzy dokonujących oględzin ciała, dokumentacja wyraźnie wskazywała na brak takiego ich rozmieszczenia, a była to wtedy kwestia kluczowa i w związku z tym niemożliwa do przegapienia. Prokurator „wymyślił” więc dowód stanowiący podstawę umorzenia, albo samodzielnie „zaobserwował”
81
RARE
je po 3 latach, czyli już na częściowo zeszkieletowanym i od dawna pogrzebanym ciele. W odpowiedzi na przesyłane do Ministerstwa Sprawiedliwości przez bliskich Marka skargi wicedyrektor Departamentu Prokuratury Sławomir G. poinformował, iż „stanowisko w sprawie […] nie uległo zmianie” oraz „brak jest jakichkolwiek podstaw do wszczęcia postępowania karnego przeciwko osobom prowadzącym śledztwo”. Jednocześnie, co niespotykane w demokratycznym państwie prawa, treścią tego samego pisma usiłowano zniechęcić krewnych do dalszego dochodzenia prawdy, grożąc pociągnięciem ich do odpowiedzialności karnej. Gdyby zastraszenie to się powiodło, fałszowanie protokołów nigdy nie zostałoby ujawnione. G. jest obecnie prokuratorem Prokuratury Generalnej. Później kilkakrotnie odpowiadał na kolejne wnioski bliskich Marka, a także z własnej inicjatywy informował zaangażowanych w sprawę posłów o absurdalności tezy o zabójstwie agenta. Sam G. w marcu 1987 roku zarejestrowany został pod numerem GC 006.00 przez WSW, co według IPN oznacza prawdopodobnie oficera rezerwy kontrwywiadu. Upływ lat nie przyniósł rozwikłania tajemnicy śmierci Marka Stróżyka. Akta sprawy zostały zniszczone, zmarły formalnie pozostał niezrównoważonym psychicznie samobójcą, a wszelkie śledztwa poboczne – obejmujące groźby karalne, włamania, fałszowanie protokołów i zagubienie dowodów rzeczowych – umorzone. Osoby zamieszane w sprawę awansowały do Prokuratury Generalnej, wojskowi tworzyli trzon już demokratycznego wywiadu WSI, a policjanci odbierali z rąk prezydenta krzyże zasługi. Niesprawiedliwość została nagrodzona. Część prokuratorów prowadzących czynności w sprawie Marka zasłynęła także udziałem w śledztwie dot. porwania Krzysztofa Olewnika. Odwołany 82
RARE
niedawno komendant główny Policji gen. Andrzej Matejuk rozpoczynał karierę właśnie na komisariacie Wrocław-Krzyki, a wiceminister gen. Adam Rapacki przez wiele lat był szefem dolnośląskiej Policji. Tam tolerowano tuszowanie samobójstwem zabójstwa agenta wywiadu. Stamtąd wypromowano oficerów na najwyższe stanowiska w państwie. We wrocławskiej komendzie wojewódzkiej ginęły przesyłane przez posłów pytania o śmierć Marka Stróżyka. Na ile obywatele mogą ufać wymiarowi sprawiedliwości i wywiadowi wojskowemu, jeśli na czele instytucji państwowych stoją osoby tuszujące najpoważniejsze zbrodnie? Po 23 latach bliskim zmarłego udało się wywalczyć odtworzenie prokuratorskich akt sprawy. Jeśli tylko znów nie zostanie ona zamieciona pod dywan, dojdzie do wznowienia śledztwa i być może dowiemy się, kto i dlaczego zamordował polskiego szpiega. Pytanie, kogo skompromituje ta sprawiedliwość po latach. Bo jedynym, co pewne, to że ojczyzna okazała się niewdzięczna względem swych dzieci, które powierzyły służbie życie. Mundury nasiąkły krwią z niegodnej honoru żołnierza bitwy.
83
RARE
Trotyl na wraku Tupolewa
84
RARE
Sytuacja geopolityczna otoczyła premiera Donalda Tuska wyjątkowo niekorzystną scenerią, a mizerię sytuacji pogłębiają wydarzenia wewnątrz kraju. Każdego dnia polskie media ujawniają kolejne, kompromitujące dla rządu, informacje związane z tzw. Katastrofą Smoleńską, a zaniedbania i kłamstwa służb państwowych przeplatają się z nagłymi zgonami świadków kluczowych śledztw. Liczne błędy na etapie gromadzenia materiału dowodowego były i są oczywiste dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zawodowo zajmowali się czynnościami dochodzeniowo-śledczymi. Opinie takie słychać zarówno od przedstawicieli prawicy, jak i oficerów służb specjalnych o lewicowych, prorosyjskich korzeniach. Jedynie wola zachowania poprawnych stosunków z obecną władzą skutkuje dyskrecją w tym temacie. Potwierdzenie słów Macierewicza i Kaczyńskiego jest swoistym faux pas, którego nikt z byłych funkcjonariuszy WSI, czy ABW, nie chce głośno popełnić. Być może jednak, wkrótce dojdzie do nadzwyczajnego odwrócenia ról. Wiele na to wskazuje. Wcześniejsza manifestowana solidarność Władimira Putina z polskim rządem przerodziła się w chłodny dystans. Sączone materiały, takie jak protokoły przesłuchań świadków, protokoły sekcji zwłok i stenogramy czarnych skrzynek, stopniowo zaogniały nastroje w polskim społeczeństwie. Zbezczeszczenie zwłok, kłamstwa minister Kopacz o czynnościach na miejscu katastrofy i udziale polskich lekarzy w sekcjach, czy zamiana ciał, wzbudzały skrajne emocje. Kolejną kroplą goryczy była publikacja na rosyjskich serwerach zdjęć okaleczonych zwłok Lecha Kaczyńskiego. Jak długo jednak Rosja podtrzymuje tezę o przypadkowym charakterze katastrofy, tak długo protesty polskiego społeczeństwa ograniczone są tylko do obywateli o prawicowych poglądach. Jednak utrzymywane kruche status quo zburzyć może 85
RARE
jedno, krótkie oświadczenie Putina, a zapowiadane na 11 listopada manifestacje patriotyczne mogą stać się dla tej iskry beczką prochu. Ani MAK, ani tzw. Komisja Millera, nie przedstawiły wyników żadnych badań naukowych wyjaśniających stopień fragmentacji wraku Tupolewa, a przeprowadzona niedawno konferencja naukowa dowieść miała, według jej organizatorów, że zniszczenie samolotu nastąpiło w wyniku dwóch eksplozji. Choć dziś niewiele osób o tym pamięta, 10 kwietnia naoczni świadkowie relacjonowali przebieg katastrofy przed kamerami telewizyjnymi. Niekontrolowane przyziemienie poprzedzić miały dwa białe błyski, a same silniki rzekomo wydawały odgłosy niepodobne do innych, lądujących na Siewiernym samolotów. Wówczas nikt jeszcze nie „cenzurował” doniesień poprzez pryzmat poprawności politycznej, górę nad ewentualnym przyszłym interesem brał ogrom tragedii. Również autor niniejszych słów doskonale pamięta wypowiedź młodej Rosjanki, która ze łzami w oczach wspominała o dwóch eksplozjach. Inny przechodzień opisywał kulę ognia uderzającą w zagajnik. Polski operator TVP w ten sam sposób zapamiętał przebieg wydarzeń: „Patrzę w mgle idzie samolot bardzo nisko, lewym skrzydłem prawie że w dół, i normalnie słychać taki huk! [...] Za chwilę było, wiesz, huk, dwa, dwa proszę ciebie błyski ognia, wywalił się samolot. […] Nie, to były dwa takie wybuchy! To nie była wielka kula ognia, tak jak powiedzmy przy takim potężnym wybuchu samolotu z pełnymi zbiornikami paliwa, tylko tak wiesz wybuchł, tak jak wybuchł.” Dziś już nikt w mediach o tym nie wspomina. Nie wypada. Przytoczony powyżej świadek też później „przypomniał” sobie, że jednak było inaczej. Pamięć wyostrzyła mu się po zatrzymaniu przez uzbrojonych funkcjonariuszy FSB. Gdyby jednak strona rosyjska potwierdziła pierwsze doniesienia, jako aktualne ustalenia 86
RARE
prowadzonego przecież cały czas śledztwa, pełną odpowiedzialnością obciążono by wyłącznie stronę polską i oczyszczono Rosjan z wszelkich zastrzeżeń co do ich rzetelności. Byłby to komunikat w skali globalnej miażdżący dla wizerunku politycznego i wiarygodności Donalda Tuska. Tupolew nie zdążył wylądować w Smoleńsku, a za ochronę samolotu na warszawskim lotnisku odpowiadało wojsko. Jeśli ktoś zdołał podłożyć bomby przed odlotem, to na pewno nie Rosjanie. Jeśli zaś trafiłyby one pod kadłub po remoncie w Samarze, to polskie służby musiały je na długo przed lotem odnaleźć, a jednak z jakiegoś powodu tego nie zgłosiły. Nieśmiała sugestia, że w Polsce przeprowadzono wojskowy zamach stanu, zdestabilizowałaby sytuację nie tylko nad Wisłą, ale tak w NATO, jak i w całej Unii Europejskiej. Z uwagi na przejęcie wraku przez Rosjan, nikt nie byłby w stanie zakwestionować takich doniesień. A pozostaje poza sporem, że obowiązki prezydenta, jeszcze przed odnalezieniem ciała Lecha Kaczyńskiego, przejął Bronisław Komorowski, wielokrotny wiceminister i minister obrony narodowej niekryjący przyjaźni z generalicją WSI. Europa by zawrzała, co po interwencji politycznej Polaków w czasie konfliktu gruzińsko-rosyjskiego wydaje się z perspektywy Kremla zasłużoną karą. Specjaliści od propagandy politycznej na pewno przedstawili taki scenariusz Putinowi, a podburzające nastroje społeczne drobne działania, takie jak podmiana trumien i przecieki ze śledztwa, czy publikacja fotografii nagich zwłok, może wskazywać na konsekwentne realizowanie właśnie takiej strategii. Tylko jaki Rosja mogłaby mieć w tym cel? W interesie Moskwy pozostaje daleko idąca destabilizacja sytuacji w Unii Europejskiej i państwach NATO. Obecnie wojska z tego kręgu szykują się do ofensywy na ostatnie prorosyjskie przyczółki na Bliskim Wschodzie: Syrię i Iran. Politycznymi 87
RARE
motywami ataku mają być ochrona masakrowanej ludności cywilnej i groźba uzyskania przez ekstremistów broni nuklearnej. Sytuację zupełnie odwrócić może nieoczekiwane wydarzenie w Europie Środkowo-Wschodniej. Skandal międzynarodowy, związany z rzekomym zabójstwem prezydenta i szefów sztabu natowskiego państwa, z pewnością przyćmiłby z jednej strony wydarzenia na Bliskim Wschodzie, a z drugiej pozbawił mandatu moralnego do rozliczania zbrodni prezydenta dalekiej Syrii, przy nierozliczonych sprawach na własnym podwórku. Dodatkowo kryzys ekonomiczny i brak bezpieczeństwa nawet w pozornie stabilnym i demokratycznym państwie, jakim jest współczesna Polska, podważyłby sens tworu takiego jak Unii Europejskiej. Zaufanie do wszystkich republik poradzieckich zostałoby drastycznie ograniczone, a rządy Francji i Niemiec zyskałyby solidny argument do marginalizacji Warszawy i ograniczenia wydatków na wschodniej rubieży Wspólnoty. W czasie, gdy liczy się każdy cent, marginalizacja taka wszystkim się opłaca. Rzeczpospolita zrównałaby się w oczach zachodnich obserwatorów, a zwłaszcza postępowych mediów, z Rumunią u schyłku panowania Ceausescu, czy Jugosławią Miloševića. Dla państw nadbałtyckich i Ukrainy żywe stałyby się słowa wygłoszone przez Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi, o możliwości utraty suwerenności. Deklaracje o zamachu jednoznacznie połączono by tam ze współudziałem rosyjskich służb specjalnych i „kontrolowanym chaosem” reżyserowanym przez wywodzącego się z KGB Putina. Skoro do takich wydarzeń doszłoby w Polsce, to nikt z dawnego Bloku Wschodniego nie mógłby czuć się bezpieczny. Kij w mrowisku, a na forum ONZ rola sprawiedliwego przypadłaby Putinowi. Nie ulega wątpliwości politologów specjalizujących się w zakresie bezpieczeństwa międzynarodowego, że działania służb 88
RARE
wywiadowczych Federacji Rosyjskiej przybrały w ostatnich latach kształt znany z apogeum Zimnej Wojny. Do wcześniejszych doniesień o infiltracji sfer polityki, wojska i gospodarki w Czechach, Estonii, Niemczech i Wielkiej Brytanii, dołączyła niedawna dekonspiracja agenta GRU w Kanadzie. Zwerbowanym szpiegiem okazał się oficer tamtejszej marynarki wojennej, dysponujący dostępem do tajemnic NATO. Ciosem upokarzającym władze Ukrainy było uprowadzenie z terytorium tego państwa ukrywającego się tam rosyjskiego opozycjonisty. Gest odebrano jako oznaczenie strefy wpływów. Dalszą oznaką konfrontacyjnej względem Zachodu postawy było zbliżenie Moskwy z Pekinem i wspólne poparcie dla reżimu syryjskiego. Wystąpienie przeciwko zapowiadającym interwencję Stanom Zjednoczonym zbiegło się w czasie z deklaracją wspólnych manewrów wojskowych Syrii, Iranu, Chin i Rosji. Ewentualny wkroczenie Amerykanów do Syrii oznaczał więc ryzyko rozpętania III Wojny Światowej, której zwycięzca wcale nie był pewny. Połączony potencjał dwóch potęg o komunistycznym rodowodzie zmienia globalny układ sił, zarówno w sferze militarnej, jak i ekonomicznej. Chiny pozostają pierwszym konkurentem USA do miana największej gospodarki świata, są też największym wierzycielem Amerykanów, zaś Rosja dzięki złożom surowców, zwłaszcza dostarczanego do Europy Zachodniej gazu oraz ropy, zachowuje istotny wpływ na tą część świata. Atutem jest też pozostający w dyspozycji Moskwy największy na świecie arsenał nuklearny i wywiad plasowany przez ekspertów na szczycie (ex aequo z Amerykanami) globalnego rankingu. Świadoma swej wewnętrznej słabości Rosja podjęła decyzję o powrocie do zarzuconej w czasach Jelcyna doktryny mocarstwowej. Zburzenie spokoju znajdującej się wcześniej w jej strefie wpływów Polski oraz 89
RARE
państw sąsiednich i osłabienie wewnętrzne Unii Europejskiej i NATO wydaje się w pełni pokrywać z przyjętą przez Putina taktyką. Najważniejsze obecnie teatry cichej wojny o wpływy to obok Bliskiego Wschodu właśnie Europa Środkowa. A gdy jest możliwość do działania, Rosja zwykle działa, co udowodniły wojny w Gruzji i Czeczenii oraz liczne zamachy dokonane poza granicami Federacji na jej wrogów politycznych, m.in. w Wielkiej Brytanii na Aleksandra Litwinienkę a w Katarze na prezydenta Czeczenii Zelimchana Jandarbijewa. Karta smoleńska jest w grze, a przy stoliku poza Tuskiem i Macierewiczem znajduje się wielu innych, o wiele silniejszych, graczy, o czym premier chyba zapomniał. Po 10 kwietnia rzetelność i przyzwoitość obowiązywała nie tylko z uwagi na szacunek dla bliskich ofiar katastrofy, ale i przez wzgląd na rację stanu Rzeczypospolitej. Dziś już jest na pewne działania za późno. Śledztwo prowadzone bez dowodów i oparte na „zaufaniu” do służb państwa trzeciego, dawnego zaborcy i zarazem tzw. „Imperium Zła”, może obrócić się przeciwko tym, którzy się tej karygodnej nieodpowiedzialności dopuścili. Nie ma już znaczenia, co tak naprawdę stało się w Smoleńsku. Wystarczy jedno słowo ze Wschodu, a obecny polski rząd zostanie obwiniony co najmniej o tuszowanie zbrodni, a najpewniej, z uwagi na liczne błędy w śledztwie i „zapewnienia” o wypadku, o jej dokonanie. To nic nie kosztuje, a jeden strącony klocek europejskiego domina przewróci na pewno kolejne. A o to przecież dzisiaj chodzi. Donald Tusk został sam. Zaufał stronie rosyjskiej i zostanie rozegrany, niczym pionek, w globalnej partii Kremla z Waszyngtonem i Berlinem. Straci na tym cała Polska, już na zawsze ośmieszona na arenie międzynarodowej, jako jedyna republika bananowa Unii Europejskiej.
90
RARE
Włoska mafia na Lubelszczyźnie
91
RARE
Dawniej priorytetem międzynarodowej przestępczości zorganizowanej pozostawał przemyt narkotyków i broni. Zmiany polityczne, gospodarcze i legislacyjne dodały do tego asortymentu kolejny pożądany produkt: papierosy. Paczka u producenta w Kaliningradzie lub na Ukrainie kosztuje od 10 do 50 eurocentów, po polskiej stronie granicy obciążona akcyzą i VAT-em już 2 euro. Nieco dalej Niemiec za te same papierosy zapłaci 5 euro, a Anglik nawet 9 euro. Jeden bus z 250 000 przemyconych paczek może przynieść do 2 milionów euro czystego zysku. Aby uzyskać podobnej wartości marżę w hurtowym obrocie narkotykami trzeba przemycić i sprzedać do kilkuset kilogramów heroiny. Odkąd do 90% ceny detalicznej papierosów w UE stanowią podatki popyt na tańsze dostawy jest niemal nieograniczony. Gospodarka tak jak natura nie toleruje próżni. We współpracy z postsowieckimi, a nawet chińskimi grupami przestępczymi rynek tytoniowej kontrabandy zmonopolizowała w naszej części globu głównie neapolitańska Camorra. Obok Litwy strategicznym teatrem działań gangsterzy uczynili polskie pogranicze. Dlaczego włoska mafia wybrała ziemie lubelskie i podkarpackie? Granica Polski, podobnie jak Litwy, stała się rubieżą oddzielającą Unię Europejską od Rosji i innych państw dawnego ZSRR, a tym samym ostatnim punktem ryzyka. Po wjeździe do Strefy Schengen, w której nie obowiązują kontrole graniczne, przemytnik może skierować transport w dowolne miejsce Europy. Do tego nasze przepisy dotyczące zwalczania przestępczości zorganizowanej i gospodarczej są archaiczne, nie nadążają za realiami. Za tranzyt narkotyków grozi do 15 lat więzienia, a przemytnik papierosów – zarabiający często więcej od handlarza heroiną – może liczyć na wyrok w zawieszeniu i grzywnę. Nie ma znaczenia, że zysk z jego działalności trafia do skarbca tych samych 92
RARE
zbrojnych gangów. Zawarta w polskim Kodeksie karnym definicja zorganizowanej grupy przestępczej wyklucza postawienie zarzutu działania w takiej organizacji, gdy wykryta struktura ma konstrukcję nie pionową, a poziomą – czyli pozbawiona jest np. wyodrębnionego kierownictwa. W przypadku zatrzymania kilku „równorzędnych” rangą kurierów i odbiorców brak tego czynnika. We Włoszech systematycznie eliminowano na drodze prawnej wszelkie przejawy ewolucji przestępczości zorganizowanej. Pierwszą inicjatywą władz była ustawa „Rognoni – La Torre”, czyli tzw. Prawo Antymafijne. Już 30 lat temu wprowadziła ona do „Codice penale” art. 416–bis, kryminalizujący samą przynależność do konspiracyjnych stowarzyszeń o charakterze mafijnym. Ściganiem objęto porozumienie przestępcze zorganizowane w celu przejęcia bezpośredniej lub pośredniej kontroli nad legalną działalnością gospodarczą. Podobnie „łatane” są tam inne luki prawne ujawniane w bieżącej pracy organów ścigania. Polska z aktualizacji przepisów karnych niemal zupełnie zrezygnowała. Z tego powodu osoba przemycająca papierosy drogą morską z Bałkanów nie może liczyć na taką wyrozumiałość, jak ujęta w Dorohusku, czy Kukurykach. Kolejnym czynnikiem są niskie zarobki na polskiej ścianie wschodniej, zapewniające dostęp do taniej „kadry” oraz czyniące lokalnych celników podatnymi na korupcję. Z tego powodu Służbę Celną uważa się za najbardziej skorumpowaną polską formację umundurowaną, a nierzadko w ciągu roku prokuratorskie zarzuty słyszy nawet kilkuset jej funkcjonariuszy. Niekiedy wystarczy jeden, by bez kontroli przepuścić przez granicę kilkaset drogocennych transportów. Ostatnim sprzyjającym ekspansji Włochów elementem jest brak silnych i skonsolidowanych lokalnych struktur przestępczych, które byłyby w stanie zbrojnie konkurować z mafią. Tubylcy wolą dla niej pracować. 93
RARE
Przez dwie minione dekady anemiczne instytucje kontroli przepływów finansowych umożliwiały masowe pranie w Wiśle brudnych pieniędzy. Rygorystyczne przepisy antymafijne wprowadzane na Półwyspie Apenińskim skutkowały migracją kapitału właśnie do Polski. W ślad za nimi popłynęła „moda” na przestępstwa gospodarcze. Mało kto wie, że obowiązujące w naszym kraju przepisy wykluczają postawienie zarzutu oszustwa osobie, która co prawda odmawia kontrahentowi zapłaty miliona zł za wzięty w kredyt kupiecki towar, ale wcześniej karnie uregulowała choć jedną fakturę na rzecz tego samego dostawcy... Podobnymi czynnikami wykluczającymi formalnie popełnienie tego przestępstwa są np. spłaty części (zwykle symbolicznej – np. 1000 zł) tej należności lub wdanie się o nią w nawet zupełnie bezpodstawny spór sądowy. Nim ten dobiegnie końca nierzetelny kontrahent ogłosi upadłość, a pieniądze zostaną w pełni legalnie przetransferowane do innych przedsiębiorstw. Nic, tylko kraść. To, co we Włoszech było popularne 30 lat temu dziś jest przestępczym „przebojem” w Rzeczypospolitej. Kolejnym dowodem zaufania gangsterów z Sycylii i Neapolu do naszej ojczyzny był wykryty przed paroma dniami skład podrobionych obligacji amerykańskich o wartości 100 milionów dolarów. Zatrzymani wówczas obywatele m.in. Włoch, Polski i Ukrainy operowali na terenie województwa lubelskiego. Poza narodowością i miejscem działania także ciężar gatunkowy każe łączyć ten przypadek z mafią. Dobrej jakości fałsz papierów wartościowych to kosztowny przemysł, wymagający dostępu do odpowiednich farb, objętego reglamentacją handlową papieru, drogich maszyn poligraficznych i wyspecjalizowanej kadry. Z tego powodu fałszowanie papierów wartościowych, jak i pieniędzy, jest stosunkowo rzadko spotykanym przestępstwem, za to niemal 94
RARE
każdorazowo nastawionym na milionowe lub nawet miliardowe zyski. Wykryty przez CBA przypadek na pewno nie był jednorazową próba oszustwa, a zatrzymane osoby nie były organizatorami przestępstwa, a jedynie niską rangą „siłą roboczą”. Z pewnością należy łączyć tą sprawę z dokonanym przed miesiącem zatrzymaniem przez włoski wydział antymafijny ośmiu gangsterów, którzy też próbowali wprowadzić do obrotu sfałszowane obligacje amerykańskie, ale wartości aż kilku bilionów dolarów. Skierowanie odłamu tak poważnej operacji przestępczej na ziemie polskie to kolejny niepokojący sygnał – ostentacyjnie ignorowany przez nasze władze. Marazm decyzyjny w tej materii zagraża zarówno Skarbowi Państwa – tracącemu rokrocznie miliardy z tytułu uszczuplonej przemytem akcyzy i VAT-u – jak i bezpieczeństwu szarych obywateli. Desant uzbrojonych gangsterów korumpujących urzędników państwowych z pewnością nie wpływa pozytywnie na młodą jeszcze polską demokrację. Podobnie strumień pochodzących z przestępstw pieniędzy negatywnie kształtuje narodową gospodarkę. Brak pilnych zmian legislacyjnych w materii karnej uczyni wkrótce z naszego kraju oficjalną kolonię Camorry i Cosa Nostry. Ale może właśnie o to chodzi w obecnej, proeuropejskiej polityce, by bezrefleksyjnie wspierać wszelkie przejawy „integracji”. Czy nasz rząd jest w pełni świadomy tego, komu sprzyja? Znaczek „MafiaFriendly” przyjęty jako logo obecnego polskiego Kodeksu karnego wyglądałby tak nowocześnie...
95
RARE
Ułuda inwigilacji
96
RARE
Unia Europejska i USA wypracowały zaawansowany system łamania filozoficznych podstaw konstytucyjnych praw obywatelskich, w pewnym zakresie wychodząc daleko poza możliwości KGB czy GESTAPO. Rozwój techniki otworzył bowiem nawet nie drzwi, a wielkie wrota do najbardziej skrywanych tajemnic Polaków i przedstawicieli innych nacji. Wydarzenia łódzkie i wiele innych równie spektakularnych porażek systemu dowodzą, że popełniona tym samym zbrodnia pychy zbierze jeszcze nie raz obfite żniwa. W prozie G. Orwella przestępstwo niepoprawnych politycznie myśli karano nie tylko śmiercią, a wręcz wymazaniem każdego, nawet historycznego śladu egzystencji „zbrodniarza”. Totalna inwigilacja społeczeństwa, umożliwiająca gromienie sprawców tego czynu, oparta została na jawnym instalowaniu w prywatnych mieszkaniach kamer, a efekt wzmacniano wymuszając przyznanie się do winy torturami. SSience-Fiction (podwójna pierwsza litera nieprzypadkowa) nie jest już wymysłem kreatywnych literatów. Mało kto pozostaje świadomy, iż jego aktualne zlokalizowanie, wszystkie toczone rozmowy – z kochankami, matkami i kontrahentami, a nawet w sekrecie czytane w internecie cudze myśli podlegają ciągłemu rejestrowaniu. Tak, prywatność jednostki we współczesnej Polsce i świecie cywilizacji zachodu nie istnieje, a raczej jest beztrosko każdej chwili gwałcona. Do niedawna okłamywano obywateli, iż namierzenie lokalizacji ich telefonu komórkowego jest bardzo trudne. Nie jest. W każdej chwili możliwe jest odtworzenie historii przemieszczania w minionych latach. Z jaką dokładnością? Zbyt dużą. W zależności od rodzaju służb, precyzja ta zaczyna się na dzielnicy, a kończy na metrach. Bez znaczenia jest, czy posiadamy nowoczesną komórkę z GPS, czy też stary aparat pamiętający lata rządów Leszka Millera. 97
RARE
Niech nie łudzi się też nikt, że zmiana karty SIM uchroni go przed identyfikacją. Każdy aparat musi bowiem najpierw zalogować się do sieci podając swój indywidualny numer seryjny IMEI, a dopiero później wczytuje kartę SIM. Ustalenie wszystkich numerów z których korzysta dany człowiek jest więc banalnie proste. Systemy kontrolne monitorujące wszystkie połączenia od dawna włączają przysłowiową czerwoną lampkę, gdy tylko w prywatnych konwersacjach padną słowa-klucze, takie jak np. „bomba” lub „zamach”. Nawet jednak zmiana aparatu telefonicznego nie zda się na wiele, jeśli głos rozpracowywanego obywatela jest odnotowany w bazie dźwiękowej. Niczym odcisk palca – indywidualny i rozpoznawalny, a więc w chwili pojawienia się w sieci może zostać zidentyfikowany. Tak daleko idące poszukiwania celu zarezerwowane są jednak tylko dla znanych polityków i groźnych terrorystów. Dzieła dopełniają wszechobecne kamery monitoringów – tak prywatnych podmiotów, jak i służb miejskich, umożliwiające odnalezienie wizerunku i towarzystwa użytkownika danego aparatu. Druga cecha komórek, to przekazywanie dźwięków niczym osobisty, całodobowy podsłuch. Bez zgody i wiedzy właściciela jest on możliwy nawet w przypadku wyłączonych telefonów, jeśli tylko znajduje się w nich bateria. Aparaty po zgaszeniu wprowadzane są w swoisty stan czuwania, w którym tak naprawdę pozostają wciąż aktywne, a jedynie przełączone w tryb oszczędzania energii. Dzięki temu telefon nie traci indywidualnych ustawień i wyłączony może np. uaktywnić wcześniej nastawiony budzik. SMS-y mocą ustawy magazynowane są przez 5 lat – oficjalnie. Nieoficjalnie? Pewnie na potrzeby kolejnego IPN-u wiecznie. Podobnie prywatne maile, których szyfrowanie w większości powstrzymać może jedynie domorosłych hackerów. Tajemnice faktycznie nie istnieją. Nawet osoby korzystające ze zmiennych numerów „ip” nie umieszczą w 98
RARE
sieci anonimowo żadnego ogłoszenia, ani żadnej wiadomości na forum dyskusyjnym. Nie przeczytają też dyskretnie żadnego artykułu, czy hasła w wikipedii. Wyrażasz sympatie faszystowskie, interesuje Cię Judaizm, sposób hodowania wąglika lub techniki stosunków homoseksualnych? Każda z tych informacji może zostać odnotowana w Twoich aktach i wykorzystana przeciwko Tobie. Jedynie indolencja niskich rangą służb państwowych może nie podołać wyzwaniu ustalenia autora lub czytelnika danego tekstu. Nawet jeśli wykluczymy wykorzystanie szpiegowskich satelitów, to wymienione powyżej środki wystarczą do trzymania społeczeństwa na smyczy. Każdy sam chętnie nosi swój „czip”, nie trzeba ich (jeszcze) wszczepiać przemocą pod skórę, choć niedługo na oporne na komórkową i komputerową technologię staruszki wprowadzone zostaną dowody biometryczne. Technologia służyć miała człowiekowi i bezpieczeństwu społecznemu. Na pewno też służy. Dzięki tym i innym środkom zapewne udało się przeprowadzić m.in. Operację Miecz (zatrzymanie kilkudziesięciu Muzułmanów planujących serię zamachów terrorystycznych), wykryto z udziałem służb niemieckich bomby podłożone w szkielecie budowanego w Warszawie Stadionu Narodowego, czy też ujęto rosyjskich szpiegów korumpujących oficerów Wojska Polskiego. Tym bardziej złamać pomogą szarego Kowalskiego. Każdy skrywa sekrety. Jeden człowiek ma kochankę, albo co gorsza będąc mężczyzną kochanka, inny molestuje lub bije dziecko, jeszcze inny oszukuje urząd skarbowy. Może obmawia swego pracodawcę, krytykował partię lub uczelnię, od której zależy jego dalsza kariera, albo w prywatnej korespondencji głosi poglądy nielicujące ze sprawowaną funkcją publiczną. Ilu ludzi, tyle sekretów. Wystarczy sprawdzić grafik pracy Kowalskiego i skonfrontować go z lokalizacją komórki. Co od lat żonaty 99
RARE
mężczyzna robił w nocy w hotelu? Lektura ówczesnych smsów wymienionych z żoną kolegi nie pozostawia wątpliwości. Wyciąg z konta potwierdza wypłatę z pobliskiego bankomatu kwoty równoważnej do ceny noclegu. Dla pewności uzyskać można nagranie audio lub nawet video z przebiegu miłosnych igraszek, choć to już uczyni tylko perfekcjonista lub voyeurysta. TW został pozyskany. Pomoże. Zawsze. Normą u Orwella były tortury. Sprawdzone za świętej inkwizycji, w kazamatach GESTPO i w Guantanamo na Kubie. W Stanach Zjednoczonych coraz głośniej odzywają się zwolennicy ich pełnej legalizacji, a wśród nich m.in. znamienity przedstawiciel palestry Alan Dershowitz. Nowe polskie kadry chętnie sięgają po tradycyjne metody, w wyniku czego coraz częściej aresztanci uskarżają się na pobicia, nieludzkie i poniżające traktowanie oraz zastraszanie w czasie przesłuchań. Wszystko, byleby uzyskać przyznanie się do winy. Skoro jawnie za podtapianiem opowiada się ceniąca wolność i demokrację Ameryka, a potężne Chiny masowo przypalają i rażą prądem Tybetańczyków, to czemu nie asymilować na warunki lokalne działających rozwiązań? Dlatego najprawdopodobniej to w Polsce mieściły się tajne więzienia CIA w których łamano zagwarantowane w Konstytucji RP prawa człowieka. Ktoś powie: złamano terrorystów, więc na Kowalskiego też będą skuteczne. Krok po kroku, zaaferowani hamburgerami, DVD, zachodnimi samochodami i wakacjami w Egipcie, a z drugiej strony zamachami terrorystycznymi w odległych zakątkach świata, pozwoliliśmy uczynić z Unii Europejskiej orwellowską Oceanię. Ceną za oddanie wolności i prywatności miało być pełne bezpieczeństwo. Nie jest. Dlaczego, skoro w rękach strażników sprawiedliwości znajduje się niemal nieograniczony potencjał 100
RARE
informacyjny? Im większy system, tym łatwiej go oszukać, jeśli tylko terrorysta wie, jak ten system działa, a źródła dowodowe wykorzystać można twórczo do ukrycia winy. Nie trudno wyobrazić sobie sytuację, kiedy przestępca celowo prowadzi ze swego telefonu ustawioną rozmowę wprowadzającą w błąd ewentualny nasłuch. Podobnie nie nastręcza trudności ukrycie swych prawdziwych poglądów, pod obfitą acz nieszczerą korespondencją e-mailową i smsową. Posłanie telefonu i karty kredytowej nad morze, wraz z zaufaną osobą, na czas własnej wyprawy do Katowic również nie jest trudne. Mechanizmy mające dowieść winy, przed sądem stają się atutem obrony. Zaufanie do pełnej kontroli oddającego się wakacjom zabójcy może zostać w bolesny sposób zgaszone, gdy cel rozpoznania zamiast Kołobrzegu, zwiedza biuro poselskie (źle) chronionego polityka. Wartość dowodowa podsłuchu jest wysoka jedynie wówczas, gdy podsłuchiwany nie wie o kontroli, tylko wtedy jest szczery w prowadzonych rozmowach. Gdy jednak ma świadomość potencjalnej totalnej inwigilacji uzyskujemy bezwartościowy materiał wprowadzający zamęt. Wycinać (wbrew prawu) na wyczucie części stenogramów rozmów świadczących o niewinności, czy zakwestionować wartość całości? W obu wypadkach podsłuch traci sens. Prezes Art-B Bogusław Bagsik, mający świadomość podsłuchu telefonicznego, skłamał o planowanym zamachu stanu i wysłanych do Sejmu RP kilkudziesięciu izraelskich komandosach mających zabić polskich parlamentarzystów. Jednym zdaniem wprowadził panikę i zamienił ul. Wiejską w strefę wojny zapełnioną uzbrojonymi i przerażonymi nadciągającą konfrontacją rządowymi agentami. Na co zda się wyłapywanie w prywatnych informacjach haseł-kluczy, wskazujących na możliwe, że planowaną zbrodnię nienawiści, gdy w 38 milionowym narodzie, co drugi obywatel 101
RARE
złorzeczy władzy słowem i pismem? Do kontroli takiej rzeszy potencjalnych zamachowców nająć należałoby połowę Chin. Tortury? Ból złamie absolutnie każdego. Ile więc w praktyce warte jest przyznanie się do winy osoby skatowanej niemal na śmierć? Oczywiście w statystyce sukcesem zakończonych śledztw wiele. Ale gdy po ulicach spaceruje prawdziwy terrorysta z granatami w plecaku, radość z awansu jest przedwczesna. To, co skutecznie zniszczy życie Kowalskiemu, staje się żałosnym orężem przeciwko przeszkolonym zawodowcom, a to przed nimi system ma chronić Kowalskich. Buta i pycha służb państwowych sprawia, że zadowalają się położeniem pod mikroskopem całych społeczeństw, a na naprawdę groźne jednostki nie mają pomysłów. Organizacje paramafijne wyłudzają miliardy zł z gospodarki i Skarbu Państwa, terroryści do czasu uderzenia w Nowy York jawnie tworzyli i szkolili wielotysięczne armie. Ułuda powszechnej inwigilacji kosztowała życia pracowników WTC i Pentagonu, ale też i wszystkich ofiar polskich porachunków gangsterskich oraz zamachu w łódzkim biurze poselskim. I nie były to ostatnie ofiary. Już Lem nazwał tak powszechną kontrolę bombą megabajtową – liczbą informacji zbyt dużą do jakiegokolwiek racjonalnego wykorzystania. A już na pewno bezbronną wobec osoby unikającej systemu, albo co gorsza świadomie wykorzystującej jego słabości. Dla jakich więc racji z jednej strony odrzucamy podstawowe, konstytucyjne prawa obywatelskie, a z drugiej przekazujemy w ręce nieznanych nam nawet z nazwiska osób dostęp do największych tajemnic życia wszystkich Kowalskich? Czy warto, skoro ten system, tak jak ekonomia socjalizmu, po prostu nie działa? Wszyscy mówią – jest ok. Panujemy nad sytuacją. Któregoś dnia w Krakowie wybuchnie bardzo duża bomba, spadnie samolot na centrum Warszawy, albo ktoś rozpyli na dworcach PKP 102
RARE
śmiercionośną broń bakteriologiczną. A my dalej będziemy mogli powiedzieć wszystko o kochankach Kowalskiego. I tylko o nich.
103
RARE
Zimna wojna generałów
104
RARE
Od wielu dekad w Polsce – zarówno tej minionego ustroju, jak i obecnego – trwa tzw. zimna wojna generałów. Choć cywile, nawet zainteresowani tematem, zazwyczaj nie wiedzą nawet o jej istnieniu, dla mundurowych jest ona wiadomym czynnikiem sprawczym wielu wydarzeń. Walka toczy się o stanowiska, wpływy polityczne, a w końcu o ogromne pieniądze i realną władzę sięgającą wpływów na globalnej szachownicy. Roszady na górze związane ze zmianą politycznych zwierzchników i obsadą najwyższych stanowisk w wojsku, policji i służbach specjalnych przekładają się zawsze na nagłówki pierwszych stron gazet. Dochodzi wtedy do głośnych zatrzymań, rozbijania wcześniej nietykalnych grup przestępczych, czy ujawniania układów korupcyjnych lub wyjaśniania dawno zapomnianych spraw kryminalnych, takich jak zabójstwo gen. Papały. Dostęp do informacji to wartościowa waluta. Kto stoi na czele służb wywiadowczych ten faktycznie decyduje o losach kraju. Może reżyserować koalicje rządowe, wielomiliardowe kontrakty oraz stosunki dyplomatyczne między państwami. Pozyskuje wiedzę niebezpieczną, z którą nikt tak naprawdę nie odchodzi na emeryturę. W gąszczu politycznych powiązań racja stanu często nie odgrywa żadnej roli, a priorytet obejmują partykularne interesy. Śmierć gen. Petelickiego wzbudziła falę spekulacji, co do rzeczywistego jej przebiegu lub motywów domniemanego aktu desperacji. To czy doszło do samobójstwa, nieszczęśliwego wypadku, czy też, jak podnosi część polityków oraz oficerów służb wywiadowczych i wojska, okoliczności takie zostały upozorowane, jest obecnie mniej istotne od powodów wywołujących te wątpliwości. Wspomniana już zimna wojna w minionych dekadach praktycznie nie przekładała się na fizyczną konfrontację. Rozgrywki 105
RARE
pomiędzy zwaśnionymi obozami ograniczały się do intryg, poszukiwania krajowych i zagranicznych protektorów oraz szantażu. Równowaga sił zostawała zachowana, a pakt o nieagresji obowiązywał. W ostatnich paru latach teatr operowania generalicji uległ jednak gwałtownym zmianom. Sam pierwotny podział wytworzył się na linii indywidualnych poglądów politycznych, sympatii mocarstwowych w podziale na prozachodnią i prorosyjską, a także wedle koloru munduru. Niebiescy wywodzili się z resortu spraw wewnętrznych, a zieloni z wojska. Pierwsi w III RP podlegają pod zwierzchników władzy cywilnej, czyli początkowo szefa MSW a obecnie premiera, a drudzy pod obóz prezydencki, czyli konstytucyjnego najwyższego zwierzchnika Sił Zbrojnych RP. W PRL oznaczało to podział na Służbę Bezpieczeństwa (SB) oraz wywiad wojskowy i Wojskową Służbę Wewnętrzną (WSW). Pierwsza rozbita została transformacją ustrojową na sektor komercyjny (ochrona, detektywistyka i windykacja wchłonęły negatywnie zweryfikowanych funkcjonariuszy tzw. policji politycznej) oraz państwowy (Policja i Urząd Ochrony Państwa). Drugie, niemal nienaruszone, co do stanu kadry połączono i przemianowano na Wojskowe Służby Informacyjne (WSI). Tym samym ugruntowano podział na częściowo skłócone, a częściowo współpracujące ze sobą obozy. Medialne twarze głównym frontom przydzielono po stronie „prorosyjskich” gen. Markowi Dukaczewskiemu, a „pro-zachodnich” gen. Gromosławowi Czempińskiemu i gen. Sławomirowi Petelickiemu. W latach PRL-u Dukaczewski pracował dla II Zarządu Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli wywiadu zagranicznego. Operował m.in. na terenie Izraela oraz Stanów Zjednoczonych. Po zmianie ustroju stał się głównym specjalistą WSI 106
RARE
– służby wywiadowczej uważanej za skrajnie prorosyjską, gdyż w początkowej fazie utworzonej z absolwentów radzieckich uczelni wojskowych i tamtejszych szkoleń o charakterze szpiegowskim. Nie była tajemnicą głęboka indoktrynacja ich uczestników, ukierunkowana na walkę z Zachodem i podległość totalitarnej polityce ówczesnego Kremla. Gen. Dukaczewski już po pierwszych w Polsce wolnych wyborach w 1989 roku przeszedł w Związku Radzieckim specjalistyczne szkolenie sztabowo-dowódcze, organizowane przez GRU (radziecki wywiad wojskowy). Później dwukrotnie obejmował szefostwo WSI. Zarząd Kontrwywiadu UOP-u wykrył w szeregach polskiego wywiadu wojskowego aż pięciu agentów rosyjskich służb specjalnych. W późniejszych latach również ABW zidentyfikowało rosyjskich wywiadowców, także takich działających na terenie Polski od lat 90-tych. Choć przez cały czas swego istnienia WSI nie wyryła ani jednego rosyjskiego szpiega, tamtejsze służby nie miały identycznych problemów z Polakami. Co najmniej kilku polskich „nielegałów” straciło w niewyjaśnionych okolicznościach życie na terytorium Rosji. Wraz z likwidacją WSI ujawniono też powiązania oficerów tej formacji z przestępczością zorganizowaną ukierunkowaną na nielegalny import rosyjskich paliw, handel bronią oraz przemyt spirytusu. Wydarzenia te przykryły wiele pozytywnych aspektów działalności służb wojskowych i ugruntowały ich prorosyjską legendę. Przez wiele lat czołowym politykiem związanym ze środowiskiem wojskowym pozostawał Bronisław Komorowski. Jako wiceminister MON nadzorował na polecenie premiera Mazowieckiego reformę WSW. W związku z działalnością Komorowskiego, a raczej jej brakiem, powołano specjalną podkomisję sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Jej prace 107
RARE
wykazały, że Komorowski utrzymał w WSW ludzi związanych z służbami PRL i radzieckimi, co oznaczało brak weryfikacji na kształt tej przeprowadzonej wśród funkcjonariuszy SB. Gdy zaś objął tekę Ministra Obrony Narodowej przejął pełne zwierzchnictwo nad WSI. Choć sam wywodził się z kręgów prawicowych, szybko nawiązał serdeczne relacje z lewicowymi wojskowymi, w tym protegowanym Aleksandra Kwaśniewskiego Markiem Dukaczewskim. Szybko też skonfliktował się z prozachodnimi żołnierzami jednostki kontrterrorystycznej GROM, obniżając ich pensje. W wyniku tej decyzji ze służby odeszła połowa przeszkolonego przez Amerykanów trzonu uderzeniowego. Kilka lat później, jako jedyny poseł Platformy Obywatelskiej, Komorowski głosował przeciwko likwidacji WSI, a później nie krył, że jego nazwisko najpewniej znajduje się w aneksie do raportu z likwidacji tej służby wywiadowczej. Osławiony aneks miał stać się głównym politycznym orężem Prawa i Sprawiedliwości w walce o reelekcję Lecha Kaczyńskiego. Odtajniona treść ujawniać miała bliżej nieskonkretyzowane informacje rzekomo kompromitujące tak służby specjalne, jak i wielu polityków. Media spekulowały o zarzutach handlu bronią, narkotykami, paliwami lub działalności szpiegowskiej. Spekulacje na ten temat zakończyła katastrofa smoleńska, a zaufanie generalicji WSI do Komorowskiego okazane zostało w czasie przeprowadzonych po niej wyborach prezydenckich. Wtedy to gen. Dukaczewski ogłosił, że „żołnierze WSI nie będą głosować czwórkami, ale Komorowski ma mój głos i środowiska WSI [...] Otworzę szampana, gdy wygra”. Prezydent Komorowski aneksu nie odtajnił, zyskał jednak wrogość prawicy wcześniejszymi publicznymi dywagacjami o wylocie prezydenta Kaczyńskiego, który wszystko może zmienić.
108
RARE
Wiodącymi graczami cywilnych, często utożsamianych z prozachodnimi, formacji stali się Czempiński i Petelicki. Znajomość nawiązali w Stanach Zjednoczonych, gdzie w latach 70-tych pełnili funkcje oficerów wywiadu Służby Bezpieczeństwa. Ich współpraca szybko przeobraziła się w przyjaźń, a rozkwit karier przypadł na czas transformacji ustrojowej. Wtedy to Gromosław Czempiński uczestniczył w słynnej „Operacji Samum”, podczas której Polacy ewakuowali z Iraku szpiegów CIA. W nagrodę za wykonanie zadania, któremu nie podołali Francuzi i Rosjanie, USA umorzyło 20 miliardów dolarów polskiego długu, a także sfinansowało i wsparło szkoleniowo utworzenie jednostki specjalnej GROM. Jej powołanie i dowodzenie powierzono Sławomirowi Petelickiemu, zaś nazwa stanowiła hołd względem głównego wykonawcy operacji irackiej. Sam Czempiński wkrótce potem został szefem UOP-u, a GROM pod wodzą Petelickiego odpowiadał za ochronę antyterrorystyczną wspieranego przez CIA masowego przerzutu Żydów z ZSRR do Izraela. W drugiej połowie lat 90-tych Czempiński i Petelicki przeszli na emerytury, po czym podjęli prace w firmach consultingowych tzw. Wielkiej Czwórki. Nie zerwali jednak kontaktu ani z polityką, ani ze służbami, nadal pozostając czołowymi specjalistami od zagadnień bezpieczeństwa i wywiadu. O ile były szef UOP-u zachował neutralność względem władz, tak Petelicki nie zrezygnował z opieki nad swym ukochanym dzieckiem – jednostką GROM. Nadal też żywo angażował się w kwestie bezpieczeństwa Polski, przy czym krytykował błędne posunięcia każdego kolejnego rządu. Nie dbał o silne związki z żadnym środowiskiem partyjnym, interesowała go głównie uczciwość względem żołnierzy. Z tego powodu już na początku XXI wieku skonfliktował się z ministrem Komorowskim, gdy ten, zaraz po przeniesieniu GROM-u ze struktur 109
RARE
MSW pod MON, obniżył komandosom pensje. Wówczas Petelicki utworzył fundację mającą otoczyć opieką byłych żołnierzy tej jednostki, by ci nie pozostali bez pracy i nie przyjmowali ofert od struktur przestępczych. Po katastrofie smoleńskiej generał, choć był nieformalnym doradcą ministra Klicha, ostro skrytykował działania władz. Wyśmiał błędy kontrwywiadu i Żandarmerii Wojskowej, obciążanie załogi winą za katastrofę i interpretację lotu organizowanego przez kancelarię premiera jako cywilnego i pozostającego w wyłącznej gestii pasażera a zarazem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pozostawienie śledztwa w rękach Rosjan określał kompromitacją Polski w oczach dowódców NATO, z którymi utrzymywał stały kontakt. Już wcześniej krytykował marnotrawienie środków i faktyczną likwidację polskiej armii. Z ponad połowy miliona żołnierzy w 1989 roku skurczyła się ona do około 90 tysięcy, z czego jedynie 30 tysięcy to żołnierze liniowi a nie kadra oficerska, czy obsługa zaplecza. Dla porównania armia rosyjska dysponuje ponad milionem żołnierzy w służbie czynnej. Bezkompromisowa krytyka rządu skutkowała ostracyzmem ze strony władz. Prof. Nałęcz, doradca prezydenta Komorowskiego, komentując działania Petelickiego stwierdził, że w II RP emerytowany generał na jego miejscu „strzeliłby sobie w łeb”. Tak się też stało niedługo po tym, jak uważany za nietykalnego gen. Czempiński został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBA pod zarzutem korupcji. Ta sama służba wcześniej nawiedziła GROM, zarzucając dwóm jej byłym dowódcom nieprawidłowości przy przetargach. W środowisku zawrzało. Wielu uznało atak na byłego szefa UOP-u za prowokację o charakterze politycznym lub próbę pierwszej jawnej konfrontacji w zimnej wojnie generałów. Padały pytania – kto będzie następny? Jak twierdził Czempiński, był namawiany przez Petelickiego do obrony dobrego imienia poprzez 110
RARE
frontalny atak na rząd i ujawnienie nieprawidłowości w funkcjonowaniu dzisiejszego państwa polskiego. Odmówił. Chciał już tylko spokoju. Czarna seria zgonów generałów otwarta została katastrofą samolotu CASA w Mirosławcu. Kolejną jej odsłoną była śmierć w zdecydowanej większości kojarzonych z prozachodnią prawicą dowódców wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP w Smoleńsku. Podkreśleniu zasługuje zwłaszcza strata szefa Sztabu Generalnego gen. Gągora, szanowanego przez Amerykanów i wskazywanego na kolejnego szefa Komitetu Wojskowego NATO. Jak ujawniły przecieki wikileaks, gen. Gągor aktywnie zabiegał o szybsze włączenie Ukrainy do NATO, sprowadzenie do Polski baterii rakiet Patriot i instalację tarczy antyrakietowej z uwagi na realne zagrożenie militarne ze strony Rosji. W ślad za katastrofami lotniczymi przyszło zabójstwo byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i członka Rady Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Kwaśniewskiego – gen. Henryka Szumskiego oraz tragiczna śmierć twórcy GROM-u. Także prozachodni rząd odpowiadający za likwidację WSI pozostaje dziś galerią ludzi zmarłych. Osoby związane z gabinetem Jarosława Kaczyńskiego zginęły zarówno w Smoleńsku, jak i traciły życie w wyniku samobójstw i zabójstw. Bez względu na przyczyny tych wydarzeń równowaga sił w świecie polityki i mundurów została na zawsze zburzona. Czas na nowy porządek, kreację nowych liderów i głębokie zmiany w zakulisowym salonie służb wywiadowczych. A co do Sławomira Petelickiego – cześć jego pamięci. Aż do śmierci pozostał wierny temu, w co wierzył, a to zapewniło generałowi wieczny szacunek wśród jego żołnierzy i współpracowników.
111
RARE
Mit terroryzmu
112
RARE
Strzykawka. Domestos, kret, trutka na szczury, wyciąg z muchomora lub dowolnej trującej, powszechnie dostępnej rośliny. Igła. Czekoladki, karton mleka, sos do makaronu i potrawka dla niemowląt. Market na twoim osiedlu, w twoim mieście. Zakupy, kolacja. Kalectwo, konwulsje, śmierć. Jesteś bezpieczny. Twoje dziecko też. Kilka dni temu Interpol ujawnił tajne plany Al-Kaidy – fanatyczni wyznawcy islamu planują wielki atak na Europę z wykorzystaniem rycyny oraz cyjanku. Trucizny przeznaczone są dla kuchni renomowanych hoteli i za pośrednictwem tam serwowanych potraw uśmiercać mają ich klientów. Horror stanowić miał największą od czasu zamachów z 11 września eskalację pomysłowości arabskich strategów. Z tego powodu służby specjalne 24 godziny na dobę inwigilują połowę globu, konsumując tym samym miliardowe budżety i uzyskując coraz szersze kompetencję oraz większą swobodę działania. Nasze wojska okupują Afganistan, niedługo podbiją też śladami Iraku Iran. Zagrożenie istnieje, więc działania obronne są konieczne. Czy jednak na pewno? Terrorysta to bystry, wyszkolony i bezwzględny człowiek. Dysponuje niemal nieograniczoną liczbą petrodolarów, poparciem dziesiątek i setek milionów muzułmanów w tym tysięcy zaangażowanych w walkę zbrojną i sabotażową oraz wiedzą, jak z marketu budowlanego wynieść naprędce skonstruowaną prymitywną bombę. W górach Afganistanu powstawały precyzyjne jak skalpel chirurga plany: uprowadzenie Boeingów, lot dwa metry ponad chodnikiem zakończony w ścianie Pentagonu, a kolejne w wieżowcach WTC. Kolejne plany, kolejne symbole: Londyn, Hiszpania, nieudane uderzenia w Szwecji, Danii, Niemczech i Polsce. Tak, w Polsce też. Terroryzm to znak nieobjęty prawem patentowym, stąd Czeczeńcy podkładający bomby w Moskwie i 113
RARE
rosyjskich samolotach. Nienawiść do innych nacji i wiar, taka, której nic nie powstrzyma przed zniszczeniem wroga. I cisza. A z każdego komunikatu instytucji państwowych, wiadomości telewizyjnych i tabloidów krzyk: terror, zagrożenie, zagłada o krok. Jeśli to wszystko prawda, jest czego się bać. Ale tylko w Izraelu. Poza tym państwem terrorysta wydaje się być karykaturalnym czarnym charakterem żywcem wyjętym z kreskówek – szalony naukowiec dążący do zniszczenia świata, który jednak zawsze w ostatnim momencie przegrywa z siłami dobra i zawsze popełnia te same błędy. Dlaczego geniusze zbrodni działają do bólu nieracjonalnie, walą głową w mur i robią wszystko przenosząc do świata rzeczywistego bajki reżyserowane w Hollywood? Dlaczego zamiast rozpętać prawdziwe piekło wciąż „wpadają” szykując ogromnej mocy konwencjonalne ładunki wybuchowe lub gromadząc broń, o której wiadomo, że nie zdąży zostać użyta? Dlaczego rzekomi samobójcy pilotujący samoloty 11 września żyją, a ujęci przez mieszkańców Moskwy podkładający bomby „terroryści” okazali się agentami rosyjskiego FSB? Zakup materiałów wybuchowych lub domowa ich masowa produkcja pozostają stosunkowo proste do wykrycia i monitorowania przez służby specjalne. Sprzedając w drodze transakcji kontrolowanej semtex agenci rozpoczynają obserwację terrorysty i jego środowiska, następnie je rozbijając. Ta droga prowadzenia wojny jest więc nieefektywna. Transport materiałów radioaktywnych możliwy jest do monitorowania wręcz z poziomu satelitarnego. Zaostrzone kontrole na lotniskach niemal wykluczają wniesienie na pokład samolotu konwencjonalnej broni, również brnięcie w tym kierunku jest bezcelowe. Społeczeństwa popierają restrykcje wzmacniając wroga ekstremistów, czyli władzę rządową i służby mundurowe. Parcie w stronę konwencjonalnych ataków, to strzał we 114
RARE
własne kolano, a czy ludzi prowadzących globalną wojnę można posądzić o głupotę i brak podstawowej wiedzy taktycznej? Ostatnie doniesienia o „Operacji krwotok” na to wskazują. Ktoś powie: siłą terroryzmu jest strach, a więc chcą działać spektakularnie. Stąd bomby w samolotach i próby wyhodowania wąglika. Pomyli się. Wybuch bomby to zdarzenie szokujące, lecz zarazem dla szarego Kowalskiego nierealne i nie powtarzane regularnie zostaje szybko zapomniane, nie destabilizując życia społecznego. Bomby w Londynie nie złamały ducha tego wielokulturowego tygla. Co by mogło? Stałe poczucie zagrożenia, którego nie sposób podtrzymać wciąż poszukując, na dobrze monitorowanym czarnym rynku, materiałów wybuchowych i odpadów nuklearnych, których jednorazowe użycie zazwyczaj eliminuje jednocześnie przynajmniej jednego przeszkolonego zamachowca. Podobnie trudno dostępny jest cyjanek i rycyna, a sukces raz na 10 lat to za mało by zniszczyć znienawidzony Zachód – przecież słaby i podatny na absolutną zagładę. Wyobraźmy sobie terrorystę, który w przeciwieństwie do neofity Al-Kaidy ze Sztokholmu nie zginie wraz z eksplozją swej pierwszej bomby. Młody, wykształcony człowiek kupi w aptece komplet strzykawek i igieł. Następnie uda się na spacer po lesie, w którym odnajdzie muchomory, tojad i naparstnicę, a w sklepie chemicznym liczne związki żrące i trutkę na szczury. Silnie trującymi substancjami dyskretnie napełni odnalezione na półkach marketów produkty spożywcze. Gdy nikt nie będzie widział, wbije igłę pod zagięcie kartonu z mlekiem, w batonik, owoc lub w jogurt dla niemowląt. W ciągu jednej godziny bez trudu zatruje kilkadziesiąt różnych produktów w jednym sklepie. W ciągu jednego dnia bez trudu odwiedzi 10 większych i mniejszych sklepów samoobsługowych w jednym mieście. W ciągu tygodnia zdoła otruć 115
RARE
kilka tysięcy osób w okolicznych gminach, nim ktokolwiek zauważy zagrożenie. Teraz wyobraźmy sobie, że ten sam terrorysta ma tylko 10 sympatyków w każdym z państw Europy. Sprawcy nie kontaktują się, a nawet nie znają, więc ujęcie jednego z nich nie przerwie całej operacji. Brak konieczności pozyskania reglamentowanych materiałów (wybuchowych, radioaktywnych, trucizn) eliminuje możliwość pozbawienia terrorystów oręża i ich ujęcia w czasie transakcji. Brak konieczności specjalistycznego przeszkolenia sprawia, że każdy sympatyk idei może siać zniszczenie. Wykorzystanie tanich produktów nie wymusza przekazywania na cel świętej wojny możliwych do wytropienia transferów finansowych. Nawet po oficjalnym ujawnieniu źródeł masowych zatruć powstrzymanie plagi jest niemal niemożliwe. Zbyt wiele jest punktów sprzedaży detalicznej produktów spożywczych. Czego bardziej obawia się Kowalski, bomby w metrze lub ataku samolotowego na ministerstwo, czy tego, że wkładając do koszyka mleko podpisuje wyrok śmierci na swoje potomstwo? Tani atak zniszczyłby porządek społeczeństwa zachodu, zachwiał gospodarką eliminując zaufanie konsumentów i uzależnił każdy dzień od strachu lub dostaw żywności bezpośrednio ze wsi od zaufanego rolnika. Zamarłyby wielkie centra rozrywkowe i hipermarkety, a ten kto przeżyłby zamach nigdy już nie wziąłby beztrosko niczego do ust. Dlaczego więc to się jeszcze nie stało? Dlaczego wciąż służby udaremniają zamachy przy użyciu metod niesprawdzających się nawet w filmach klasy B? Może nie dlatego, że potencjalni terroryści to naiwniacy i prostacy. Wielu z (rzekomych) nich odebrało staranne wykształcenie i odnosi sukcesy w świecie nauki i biznesu. Może więc powód jest... dziecinnie prosty? 116
RARE
Terroryzm w XXI wieku to nie masowe zagrożenie, usprawiedliwiające toczenie wojen, a działanie jednostek, ukierunkowane (poza strefami wojennymi i parawojennymi) na medialne zaistnienie, a nie masową zagładę. Czym więc różnią się osławieni terroryści od seryjnych morderców? Liczbą ofiar. Seryjni zabijają częściej i są wszędzie. Terroryści, to jednostkowe przypadki stanowiące pożywkę dla mediów, analogiczną jak kompostownik dla much. Do tego, jako świetny biznes dla producentów broni pokroju dawnego wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych i zainteresowanych wzrostem cen ropy Teksańczyków, trafiły na podatny grunt polityczny. Spirala obsesji napędzała się coraz bardziej, do granicy, za którą nie sposób już było odróżnić prowokacji służb niedemokratycznych państw i jednostkowych szaleńców od realnego, globalnego zagrożenia ze strony organizacji mogącej zgładzić każdego człowieka w dowolnym zakątku świata. Koszty płacą obywatele demokratycznych państw – nakłady finansowe na zbrojenia, operacje wojskowe, inwigilacja i eliminacja prywatności, prewencyjne aresztowania i zgoda na tortury dla „wyższego dobra”. A zagrożenia (realnego), jak widać nie ma, a raczej absolutnie nikt z licznych możliwości w ogóle (na szczęście) nie korzysta. Za to karmi się media bajkami o cyjanku i rycynie, programach nuklearnych różnych państw i zagrożeniu wysadzaniem warzywniaków na każdym rogu. Czy aby przypadkiem ktoś nie robi z nas najzwyczajniej w świecie durniów? Oby tylko na fali represji i prowokacji politycznych nie wytworzono zagrożenia, które naprawdę zechce wykorzystać słabe punkty cywilizacji zachodu. Wówczas ze znanego nam porządku świata niewiele zostanie i ani Interpol, ani żadna inna instytucja nas wtedy przed „terrorystami” nie obroni.
117
RARE
Zabójstwo gen. Papały to przypadek…
118
RARE
25 czerwca 1998 roku, ul. Rzymowskiego na warszawskim Służewcu. Przeciętny złodziej samochodów próbuje ukraść kolejne w tym tygodniu auto. Zapewne średniej klasy Daewoo lub Forda. Jak każdy fachowiec tej branży nosi przy sobie przebijającą kamizelki kuloodporne radziecką tetetkę z tłumikiem, dodatkowo oporządzoną tak by nie zostawiała łusek. Nagle podjeżdża samochód, a z uwagi na ciemną noc i stosunkowo długi parking jego światła widoczne są z daleka. Za kierownicą siedzi skromnie ubrany mężczyzna w średnim wieku o wyglądzie niegroźnego biurokraty. Parkuje. Choć ma ukrytą broń nie sięga po nią a spokojnie wysiada opierając lewą nogę o ziemie, wychyla głowę zza drzwi. Złodziej w ostatniej chwili identyfikuje „śmiertelne zagrożenie”. Zamiast odstąpić od kradzieży (nie włączył się alarm samochodowy, nikt nic nie widzi) i uciec w blokowisko niczym profesjonalny zabójca oddaje z już odbezpieczonego i przeładowanego pistoletu perfekcyjny strzał w głowę. Generał umiera. Sprawca zamiast zniknąć lub przemilczeć feralną noc zostaje świadkiem koronnym, a także na ochotnika informuje o swojej obecności na miejscu zdarzenia. Jako zabójcę wskazuje członków gangu pruszkowskiego. Po 14 latach to jednak on okazuje się nieuchwytnym mordercą a sprawa z mafijnej zamienia się w banalny przypadek. Oczyszczający jednak ze wszelkich podejrzeń oczekującego na skazanie „Słowika” oraz dotąd typowanego na zleceniodawcę mordu Edwarda Mazura. Czy w tym świetle teza o winie drobnego złodziejaszka wyposażonego i przeszkolonego na poziomie zabójcy służb specjalnych nie wydaje się jeszcze bardziej absurdalna? Druga połowa lat 90-tych to czas prosperity zbrojnych gangów. Do Polski płynęły tony kokainy z Kolumbii oraz podobne ilości tureckiej i afgańskiej heroiny. Według statystyk roczne uszczuplenie akcyzy na paliwach sięgało kilku miliardów zł, a spółki 119
RARE
naftowe chętnie zatrudniały krewnych eseldowskich premierów oraz szefów BOR. Jak zeznał świadek koronny „Masa” za ochronę przedsiębiorstw hazardowych należących do SLD odpowiadać miał właśnie gang pruszkowski. Zeznań tych nigdy nie zakwestionowano, a jak wiadomo, wykazanie kłamstwa świadkowi koronnemu pozbawia go uprzywilejowanego statusu. Śledztwa przemilczały te kwestie, ale Masa koronnym pozostał. Gen. Papała przejął stanowisko po Stańczyku, którego mocno przygasiło zabójstwo jego córki w Hamburgu. Promowany przez Leszka Millera młody oficer wspiął się na sam szczyt. Poznał najważniejszych ludzi w kraju, zaprzyjaźnił się generalicją służb specjalnych – i tych ówczesnych i historycznej SB. Na krótko przed śmiercią panicznie bał się o swoje życie. Sypiał na działce w podwarszawskim Chotomowie, zmieniał na mieście samochody i choć nigdy wcześniej tego nie robił, zaczął nosić broń. Zabiegał o spotkania ze swym dawnym protektorem – Millerem, a także rozpowiadał, że „rozbije układ”, a jacyś ludzie „nie chcą by pojechał do Brukseli”, gdzie pełnić miał funkcję oficera łącznikowego. Tak jak się bał, został zamordowany. Ale przypadkiem. Edward Mazur był głównym podejrzanym o zlecenie mordu. Multimilioner z Chicago słynął znajomościami w kręgach dawnego establishmentu. W pierwszych latach III RP był sąsiadem Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera, Józefa Oleksego i oficera radzieckiego wywiadu Władimira Ałganowa. Jak twierdził później premier Oleksy, kojarzył jego postać jako doradcy premiera Waldemara Pawlaka. Z ludowcami połączył Mazura biznes zbożowy. To z jednym z najmajętniejszych działaczy PSL Mazur założył spółkę BAKOMA. Także na potrzeby amerykańskiego Cargillu kupował w naszej części globu miliony ton taniego ziarna, lecz najlepsze źródłowe ceny gwarantowały organizowane przez 120
RARE
Ałganowa dostawy z Uzbekistanu i Kazachstanu. Obciążenie cłem ochronnym niwelowało zysk, jednak „przez niedopatrzenie” w 1996 roku na kilka dni zniesiono cło na ten towar. Również przypadkiem przy wschodniej granicy oczekiwały już kontenery wypełnione milionem ton zboża. Lukę prawną załatano w chwili, gdy ostatni z nich przekroczył granicę. Importerami okazali się biznesmeni powiązani z przywódcą austriackiej przestępczości Jeremiaszem Barańskim pseud. Baranina. Był to krąg wzajemnie wspierających się i wspólnie „biesiadujących” przedsiębiorców. Uzupełnieniem zaplecza politycznego i biznesowego Mazura były przyjaźnie z generalicją służb specjalnych. Jako tajny współpracownik UOP-u oraz bywalec bankietów w centrali UOP/ABW przy ul. Rakowieckiej w Warszawie miał bliski kontakt z najważniejszymi polskimi oficerami. Podobne serdeczności łączyły go z wpływowymi postaciami Biura Ochrony Rządu, a także z komendantem głównym Policji gen. Papałą. Tylko w ten sposób powstawały w tamtych latach fortuny. Obraz zaradnego przedsiębiorcy i lobbysty splamiły oskarżenia o udział w konferencji, na której wspólnie z Nikosiem, Słowikiem, Kartoflem oraz Iwanem uzgadniać miał szczegóły mordu na „głównym psie”. Scenariusz ten od początku wydawał się nieprawdopodobny. Skłóceni przywódcy konkurencyjnych gangów – trójmiejskiego Nikoś oraz pruszkowskiego Słowik, agent PRLowskich służb specjalnych organizujący dawniej przemyt amfetaminy do Szwecji – Kartofel, prymitywny kryminalista z nizin społecznych – Iwan oraz przyjaciel premierów i generałów Edward Mazur. Przy jednym stoliku. Wspólnie naradzają się nad zbrodnią, oferując za nią śmieszną kwotę 30 000 USD. To nie mogło być prawdą. Jednak pech nie opuszczał domniemanych spiskowców. Nikoś zginął od kul niezidentyfikowanego egzekutora. Kartofel 121
RARE
zmarł, a Iwan – który został świadkiem i ujawnił prokuratorom intrygę – popełnił w więzieniu samobójstwo. Przed śmiercią ujawnił jednak fakty, które znać mógł tylko ktoś naprawdę zorientowany w sprawie Papały. Podobno do spiskowców dzwonić miał z Wiednia Baranina i przekazywać wieści od gangsterów śledzących generała. Informacje te zostały potwierdzone – Papała faktycznie przebywał we wskazanym czasie w szkole języków obcych o podanej nazwie. Osoba mająca obserwować Papałę została kilka tygodni później zastrzelona przez nieznanych sprawców. Baranina zlecił jeszcze wiele innych zabójstw, m.in. ministra sportu Jacka Dębskiego, a najprawdopodobniej też rozstrzelanych w barze GAMA na warszawskiej Woli przywódców Wołomina – Lutka i Mańka oraz dziesięciu ludzi zgładzonych w masowej egzekucji w Bratysławie. Barański został aresztowany przez austriacką policję pod zarzutem zlecania zabójstw, dowodzenia zbrojną grupą przestępczą i korumpowania oficerów tamtejszej służby specjalnej EDOK. Nie doczekał procesu. Po tym jak nagrano jego rozmowę, w trakcie której groził ujawnieniem powiązań polityków z międzynarodową przestępczością, został znaleziony powieszony w celi. Identyczny los spotkał jego zaufanego egzekutora Saszę. Podobny pech prześladował inne osoby powiązane ze sprawą Papały i z Mazurem. Jak podejrzewano, niedługo przed domniemaną gangsterską konferencją prokuratur Regulski zorganizować miał zwolnienie Kartofla ze szwedzkiego więzienia. Powodów tej interwencji nie mógł wyjaśnić ani zmarły niedługo później Kartofel, ani pozbawiony życia samobójczym strzałem w głowę prokurator. Kolejny ze świadków – były antyterrorysta – zaginął w Egipcie. Przy życiu pozostali nieliczni. Andrzej Z. Pseud. Słowik obecnie oczekuje na wyrok w sprawie podżegania do zabójstwa generała. Wraz z nim oskarżony 122
RARE
został Ryszard Bogucki, który miał obserwować ul. Rzymowskiego w noc zabójstwa. Rozpoznać miał go złodziej samochodów, dziś będący głównym podejrzanym. Boguckiemu towarzyszyć miał, również rozpoznany przez tego samego świadka, Krzysztof Weremko, lecz i on nie złoży zeznań. Zginął w wypadku samochodowym zaraz po śmierci Papały. Przesłuchany w charakterze świadka Ałganow odmówił odpowiedzi na pytania dotyczące śmierci generała twierdząc, że mogą go narazić na odpowiedzialność karną. Edward Mazur konsekwentnie twierdzi, że jest niewinny. Wszyscy mogący go obciążyć świadkowie – za wyjątkiem oskarżonego Słowika – dziś już nie żyją. 27 lutego 2002 roku Edward Mazur został zatrzymany przez prokuraturę. Po kilkuletnim śledztwie zgromadzono materiał umożliwiający postawienie zarzutu zlecenia zabójstwa Papały. Sprawę prowadził doświadczony prokurator Jerzy Mierzewski, który wsławił się rozbiciem Gangu Pruszkowskiego. W wyniku zwołanej narady najważniejszych polskich prokuratorów zapadła decyzja o natychmiastowym zwolnieniu Mazura. Opinię prowadzącego śledztwo Mierzewskiego zmarginalizowano. W tym czasie adwokata dla zatrzymanego organizował wpływowy w środowiskach lewicy pułkownik SB Hipolit S. Wprost z aresztu biznesmen pojechał do warszawskich łazienek na bankiet z udziałem szefa MSWiA Krzysztofa Janika, odpowiadającego za nadzór nad policją sekretarza stanu MSWiA Zbigniewa Sobotki oraz doradcy ministra i byłego zastępcy Papały gen. Romana Kurnika. Wśród gości był też Zdzisław S., przyjaciel Waldemara Pawlaka a w latach 90-tych zastępca szefa UOP. Wkrótce potem Edward Mazur wyjechał z Europy. Po zmianie politycznych zwierzchników prokuratury ponownie stał się głównym podejrzanym, wydano za nim międzynarodowy list gończy. 123
RARE
Minęło 10 lat. Najważniejsi świadkowie zbrodni nie żyją. Wśród oskarżonych w sprawie Papały znaleźli się jedynie dwaj gangsterzy przed laty rozbitej tzw. Mafii Pruszkowskiej. Postawienie ich przed sądem w obliczu znikomego materiału dowodowego było przedmiotem krytyki dziennikarzy śledczych i byłych policjantów pracujących dawniej nad sprawą. Nie wyjaśniono żadnego z istotnych wątków politycznych w sprawie pruszkowskiej, czynności rozdrobniono a na mizerne wyroki skazywano głównie pomniejszych przestępców. Najważniejsze śledztwa dot. działalności tzw. Mafii Paliwowej zostały umorzone przez prokuratorów nieznających akt sprawy (Zielona Góra), a główni oskarżeni, którzy wcześniej nawet przyznali się do winy, zostali uniewinnieni przez sąd (Szczecin). Jak się okazuje nie istnieje żaden odgórnie zorganizowany syndykat przestępczy, jedynie drobne, kilkunastoosobowe gangi szybko rozbijane przez CBŚ. I tylko przypadkiem od 20 lat w całym kraju niezmiennie dostępne są wszystkie rodzaje popularnych narkotyków, choć organizacja ich importu wymaga międzynarodowych struktur przestępczych i gigantycznych nakładów finansowych. Ale one na pewno nie istnieją, inaczej już dawno zostałyby wykryte przez służby specjalne. Podobnie niczym innym jak przypadkiem są liczone już w dziesiątkach zgony świadków w śledztwach paliwowych, czy w sprawie Papały. Przecież wszystkie te sprawy się wyjaśniły. Mafii nigdy nie było. Papałę zabił przypadkowy złodziejaszek. Zagrożenie korupcją i powiązaną z władzą przestępczością zorganizowaną nigdy nie istniało. A Polska przez te lata zmieniła się nie do poznania. Wicepremierem jest Waldemar Pawlak. Szefostwo SLD objął Leszek Miller. Wiceszefem ABW jest przyjaciel Pawlaka Zdzisław S. Udało się. Postawiono zarzuty winnemu. Wszyscy inni okazali się czyści jak łza. Ostatnie, czego należy oczekiwać od 124
RARE
Temidy, to już tylko rehabilitacja pruszkowskich gangsterów i wysokie odszkodowania za niesłuszne oskarżenia.
125
RARE
Terroryzm polityczny w Polsce
126
RARE
Konferencja ABW ujawniła ogromne zagrożenie terroryzmem, lecz nie w postaci Brunona K. On został już trwale zneutralizowany i najpewniej nikomu nigdy nie wyrządzi krzywdy. Ale fala nienawiści i ignorancji, jaka rozlała się wśród Polaków, dowiodła tego, że już nikt nie może czuć się bezpieczny. Politycy skutecznie zasiali nienawiść w narodzie. Tak w opozycji, jak i nurcie prorządowym. Głosy wyborców zdobyte. Za jaką cenę? Krwi? Fanatyzm. Każdy, kto przeczyta to słowo, wedle swoich poglądów, dostrzeże twarze albo Macierewicza, albo Palikota. Dyskurs polityczny zdominowany przez dwie skrajne siły wyeliminował głos zrównoważonego środka. Zabrakło już miejsca na rozsądną analizę faktów i materiałów dowodowych, na godne oddanie sprawiedliwości nawet osobie prezentującej przeciwne poglądy. Skoro jest z drugiej strony barykady – nie ma racji i jest winny. Nie ważne, co zrobił lub co powiedział. Nawet jeśli tylko potwierdził, że dziś jest piątek, musi być w błędzie. Winne temu są obie strony sceny politycznej, ale opozycję można jeszcze zrozumieć. Jej rola to radykalne wskazywanie nieprawidłowości, natomiast mądry, demokratyczny rząd nigdy nie powinien wykorzystywać swej siły do miażdżenia mniejszości, ale do opieki nad nią. Szacunek rodzi szacunek, dlatego w dojrzałych demokracjach nie mówimy o „dożynaniu watahy”, ani nie wyśmiewamy rodzin ofiar katastrof. Celebruje się za to święta narodowe i religijne, co cementuje wspólnotę. Upokarzanie, ignorowanie, spychanie na margines rodzi frustrację. Z tej zaś wynika tylko gniew. Siłą słabych zawsze był terror. W Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej – IRA, w RFN – RAF, w Rosji – bojówki czeczeńskie a w Hiszpanii – ETA. A gdy mniejszość we władzy jest większością w narodzie miejsce terroru zastępuje rewolucja, tak jak w Egipcie, czy Tunezji. Mądra władza nie chce 127
RARE
dopuścić do rozlewu krwi obywateli, dlatego uważnie słucha tych, którzy nie oddali na nią głosu a śledztwa o charakterze politycznym prowadzi nad wyraz skrupulatnie i transparentnie. Wie też, że prędzej czy później, w wolnym państwie to ona będzie opozycją. W Polsce podsycanie konfliktu społecznego stało się doraźnym sposobem manewrowania słupkami sondażowymi. Sposobem, nad którym już stracono kontrolę. Na prawicy, na potrzeby ochrony marszu niepodległości, organizowana była ochotnicza straż, rekrutująca młodych, wysportowanych mężczyzn. Społeczne działanie ukierunkowane na ochronę porządku byłoby zrozumiałe, gdyby źródłem oczekiwanej agresji nie miała być właśnie policja. Choć trasa przemarszu była dobrze znana, to w wybranych punktach wzdłuż chodników dostrzec można było poukładane w piramidki kostki chodnikowe, później użyte do obrzucenia legalnego pochodu. „Budulec” ten umieszczono za kordonami prewencji… a rzekomi prawicowi agresorzy, prócz kominiarek i owej kostki chodnikowej, wyposażeni byli w krótkofalówki i widoczne pod kurtkami bluzy z napisem „Policja”. Na kilka dni przed Świętem Niepodległości prokurator prowadzący sprawę policjanta, który rok wcześniej bezlitośnie skopał po głowie jednego z uczestników pochodu, skierował do sądu wniosek o umorzenie postępowania karnego z uwagi na znikomą szkodliwość społeczną czynu. Trudno o czytelniejszy sygnał od władz: tych ludzi wolno bić. Natomiast pobity został bardzo szybko i sprawnie skazany. Oliwy do ognia dolewają sukcesywnie wprowadzane kontrowersyjne przepisy ograniczające prawo do wolności zgromadzeń, rozszerzające uprawnienia służb mundurowych oraz umożliwiające w teorii uznaniowe wprowadzenie stanu wojennego. Czy gdy państwo staje się agresorem, dziwić może tworzenie
128
RARE
struktur konspiracyjnych ukierunkowanych też na siłową obronę, tak jak miało to miejsce w latach PRL-u? Demonizowanie opozycji przyniosło skutki na lewicy. Głównie młodzież, czująca zagrożenie ze strony rzekomych „faszystów”, organizowała identycznego charakteru bojówki w ramach tzw. Antify (Antifaschismus). Ich celem było powstrzymanie, pod hasłami „faszyzm nie przejdzie” i „łowcy nazioli”, legalnego przemarszu, w którym uczestniczyły liczne rodziny z dziećmi. W minionym roku działania polskich aktywistów wsparły lewicowe bojówki z Niemiec. Doszło do napaści na osoby jadące z flagami do Warszawy, a także do starć z policją. Pomimo z założenia szczytnej ideologii, trudno było jednak antyfaszystów odróżnić od stadionowych chuliganów, za to bardzo wizerunkowo odstawali od tego, jak wyglądać powinna w demokratycznym państwie prawa pokojowa demonstracja nowoczesnej lewicy. Trzecim efektem medialnego i politycznego ostracyzmu stała się, głównie wśród klasy średniej – mieszkańców większych miast z wyższym wykształceniem, zupełna spolegliwość względem mainstreamu, a w porywach wręcz dekadencki dystans do wartości patriotycznych. W XXI wieku „modnie” jest być oświeconym kosmopolitą, odrzucającym sentymenty, zapominającym o historii i pełnym ufności do władzy własnego kraju i państw zaprzyjaźnionych. Reszta społeczeństwa zasługuje na śmiech, pogardę, politowanie, albo… nienawiść. Nie ważne, co mówi człowiek z opozycji, demokratyczne wybory dowiodły przecież, że on nie ma racji. Nie ważne, jeśli dzieje mu się krzywda – to dla dobra całego społeczeństwa. Dawniej wizerunkiem zaścianka był wyśmiewany Andrzej Lepper, ale trudno nie dostrzec, że Polska to także biedni rolnicy i mieli oni prawo do swego reprezentanta w życiu politycznym. Katalizatorem na miarę Stanu Wojennego stał się 129
RARE
Smoleńsk, który dziś, z uwagi na kiepski wizerunek medialny Antoniego Macierewicza, „modni” ludzie traktują, jako niewybredny temat do żartów. Przy okazji jednak dają wyraz swej empatii i człowieczeństwa. Przecież to teraz „trendy” kpić ze śmierci 96 osób i z ich bliskich, próbujących zrozumieć, co się tam właściwie stało i w których grobach złożono ciała braci, żon i matek. Olbrychski, Opania, Englert i wielu innych ludzi kultury wie – to był wypadek. Szkoda, że polscy i zagraniczni eksperci nie są tacy pewni, choć spędzili nad sprawą dwa lata, badali materiał dowodowy i mają, w przeciwieństwie do aktorów, kwalifikacje do jego oceny. Podział Polski postępuje, a to, czy na wraku Tupolewa były ślady materiałów wybuchowych laboratoria ustalą najwcześniej za pół roku. Ale czy wtedy nie będziemy mieli ważniejszych problemów? Brunon K., niedoszły zamachowiec, prezentował poglądy ksenofobiczne, skrajnie prawicowe, lecz zarazem odległe od sejmowej opozycji i Jarosława Kaczyńskiego, którego winił za katastrofę smoleńską. Nie mogą się więc z nim utożsamiać posłowie żadnego klubu parlamentarnego, wszystkich na równi chciał pozbawić życia, a wraz z nimi wielu przypadkowych, niewinnych ludzi. Pomimo tego, liczni czytelnicy uznali go za zupełnie nieszkodliwego „społecznie” z uwagi na „godny poparcia cel”, a dla innych stał się antychrystem – nawet jeśli uosabiał właśnie ich poglądy. Dziś nie ma on już żadnego znaczenia, groźba płynie za to z wielu innych kierunków. Napięcie społeczne narastające pomiędzy Polakami o prawicowych poglądach a zwolennikami nurtów libertyńskiego (Ruch Palikota) oraz centrowej stabilizacji (PO) nie pozostawiało wątpliwości. Próby przygotowania większego zamachu o charakterze terrorystycznym były tylko kwestią czasu. Ta granica została już przekroczona. Jak uczy psychologia, gdy ktoś inny postawił pierwszy krok, łatwiej odważyć się iść w jego ślady. 130
RARE
Chętnych jest zbyt wielu, po obu stronach sceny politycznej. Wystarczy przeczytać niektóre, łagodniejsze komentarze umieszczane w internecie przez czytelników (zachowana oryginalna pisownia): • • •
•
•
• • • •
szkoda że go złapaqli,zal mi chłopa, tyle jeszcze mógł zrobić....... Tusk zaciaga petle na szyji obywateli. Z tymi niewinnymi ludźmi którzy mogli zginąć to gruba przesada. Uczciwi ludzie w marszu gajowego nie szli - no może poza kilkoma idiotami. Z Brunona K. robią terrorystę, bandytę, faszystę i co tylko możliwe a tak naprawdę to jest prawdziwy Polak chcący i nie bojący się walczyć z wrogami naszego Narodu to jest jedeny sposóp na wyeliminowanie żydów od naszej polityki-zastososowanie po arabsku polskiego męczennika,który zabrał by ze sobą-On do allacha oni, do dawida... POWINNO SIĘ WYTĘPIĆ TĄ BANDĘ ŻYDOWSKICH POLONOFOBÓW Dziada zabic a za zdrowego pojsc do paki hahahahahaha Ale to jest na chwile obecna jedyne rozwiazanie rozwalic ta bande sila dupa nie zamachowiec widac ze zwolennik pisu. Chlopcy z PO robia to duzo lepiej wszystkich pisowcow wylapac i eksmitowac do Rosji
Wcześniejsze akty przemocy, które można było obserwować w ciągu minionych dwóch lat, skupiały się głównie na przedstawicielach słabszych tak ekonomicznie, jak i politycznie, środowisk katolickich i narodowych. Lżenie i naruszanie nietykalności cielesnej protestujących na Krakowskim Przedmieściu
131
RARE
tygodniami dokonywane było pod okiem i za milczącą zgodą umundurowanych funkcjonariuszy. Nie ukarano też policjanta pastwiącego się nad uczestnikiem zeszłorocznego Marszu Niepodległości. Mowa nienawiści popchnęła do zbrodni w łódzkim biurze Prawa i Sprawiedliwości Ryszarda C. – byłego funkcjonariusza służb mundurowych i dawnego członka Platformy Obywatelskiej. Brunon K. nienawidził obu tych partii i był zagrożeniem dla każdego, kto mieszka lub pracuje w pobliżu Sejmu, jednak dziś w ogniu krytyki znalazł się nie on, a osoby, które w porę zidentyfikowały tego niedoszłego zabójcę. Jak to świadczy o Rzeczpospolitej, jako państwie prawa, i o naszej moralności? Tak, zagrożenie terroryzmem i przemocą na tle politycznym jest w dzisiejszej Polsce duże i realne. Bariera psychologiczna została przekroczona, a w tysiącach ludzi o skrajnych poglądach cierpliwość została wyczerpana. Zamiast jednak powagi i refleksji, opinia publiczna podzielona została na tych, którzy sprawę bagatelizują i tych popierających stanowczą, siłową rozprawę z opozycją, rządem lub mniejszościami etnicznymi. Dwie skrajnie nieodpowiedzialne postawy zagarnęły naród, a kto stoi po środku, ten wrogiem dla obu stron. Dwie postawy udzielające pełnego przyzwolenia, z podziałem jedynie na akceptację bierną i aktywną. Zwolenników Brunona K. jest wielu, podobnie jego przeciwników przekonanych o potrzebie uprzedzenia uderzenia „wroga”. Czym innym byli policjanci „udający” prawicowych chuliganów albo gotowi do bitwy antyfaszyści w kominiarkach?
132
RARE
Likwidacja departamentów ABW
133
RARE
Likwidacja części dotychczasowych uprawnień ABW była i jest nieunikniona. W demokratycznym państwie prawa nie może funkcjonować organizacja z definicji niejawna, przekraczająca granicę wolności obywatelskich a zarazem dysponująca niemal nieograniczonym dostępem do cudzych sekretów: tajemnic handlowych, finansów, życia prywatnego i danych „wrażliwych”. To, co dozwolone na wojnie, także tej „cichej”, toczonej pomiędzy gabinetami Waszyngtonu, Moskwy, Pekinu i Jerozolimy, nie jest możliwe do pogodzenia z codziennym funkcjonowaniem nowoczesnego, europejskiego państwa. Służby specjalne o charakterze wywiadowczym bazują na łamaniu prawa. Poza granicami ojczyzny z pomocą sfałszowanych dokumentów wykradają tajemnice państwowe i gospodarcze, werbują agenturę (przekupstwem, indoktrynacją lub szantażem), wpływają na decyzje obcych rządów, a niekiedy, choć obecnie już bardzo rzadko, wykonują misje o charakterze konfrontacyjnym. W teatrze wojennym nie budzą też kontrowersji działania sabotażowe, czy wręcz eliminacyjne z wykorzystaniem broni palnej albo materiałów wybuchowych. Tak drastyczne instrumenty wdrażania polityki w żadnym zakresie nie mogą być przekładane na grunt krajowy w czasie pokoju. Jednak niełatwo rozgraniczyć niezwykle skuteczne metody działania wywiadu od tych dozwolonych w pracy policyjnej, w zależności od tego tylko, kto jest przeciwnikiem i gdzie mieści się jego siedziba. Ze sprawnych narzędzi trudno też dobrowolnie rezygnować. A nadużyciom sprzyja enigmatyczna praktyka funkcjonowania służb specjalnych we współczesnej Polsce. Funkcjonariusze ABW niezwykle rzadko przedstawiają się własnym nazwiskiem. Nie sposób zweryfikować zakresu wykonywanych przez nich czynności i ich celu, ani dzwoniąc do właściwej delegatury uzyskać potwierdzenie, czy „Jan Kowalski” 134
RARE
faktycznie pełni w niej służbę. Nie poznamy jego ścieżki zawodowej, a rzecznik prasowy nie odniesie się do żadnych pytań o konkretne osoby i śledztwa. Co najwyżej zreferuje lakoniczną notatkę, stanowiącą w istocie substytut materiału promocyjnego Agencji, lecz bez ujawniania jakichkolwiek istotnych szczegółów. Anonimowość to nie tylko bezpieczeństwo funkcjonariuszy, ale i gwarancja ich bezkarności oraz braku transparentności tego, kto tak naprawdę tworzy najpotężniejszą cywilną służbę specjalną. Rekrutacja jest w teorii otwarta dla wszystkich chętnych, lecz w praktyce na każdych kilkuset kandydatów do drugiego etapu dopuszczonych zostaje ledwie paru. I to tych wcześniej poproszonych o złożenie CV przez wpływowych oficerów ABW albo zwerbowanych w innych, „słabszych” formacjach, takich jak policja lub straż graniczna. Żaden „diament” spoza kręgu zaufanych nie ma większych szans na angaż. Dlatego nie dziwi akceptacja osób z poważnymi plamami w życiorysach albo brakami w etyce i odczuciach patriotycznych, jeśli tylko z jakiegoś powodu zaskarbiły one sobie sympatię generalicji, a częstym kluczem jest „sprawdzone” nazwisko. Drugi problem to znikome zarobki, które nie sprzyjają asymilacji najlepszych kadr, co widoczne jest szczególnie w departamencie przestępczości ekonomicznej. O ile w materii kontrwywiadu brak cywilnej alternatywy kariery, o tyle zwalczanie czynów godzących w gospodarkę wymaga ekspertów ds. bankowości, prawa międzynarodowego, rynku ubezpieczeń, giełdy, czy podatków. A oni w sektorze cywilnym bez trudu zarobią dwa razy więcej od generała ABW, którym nawet jeśli sami by kiedyś zostali, to w sędziwym wieku. Do służby garną się więc tylko ci, którzy na dobrze płatną pracę w cywilu nie mogą liczyć, czyli ci, których przydatność jest znikoma. Jak bowiem wykryją oni subtelne, 135
RARE
balansujące na granicy legalności machlojki lub wymyślne metody prania brudnych pieniędzy, opracowane przez o wiele lepszych merytorycznie kolegów? Otóż, nie zdołają. Po co więc Polakom ochrona gospodarki złożona z najsłabszych ekonomistów i prawników? I dlaczego nikt nie dostrzega mizerii tego systemu? Ponieważ na jego straży stoi wspomniana już anonimowość, pod którą trudno oddzielić apatię wynikającą z niekompetencji od parasola ochronnego zasilanego łapówkami, czy od braku sukcesów z powodu marginalnego charakteru zwalczanej nieuczciwości. I tylko przy głośnych sprawach, takich jak Amber Gold czy OLT Express, obnażana bywa iluzja bezpieczeństwa. Szkody przy każdej większej sprawie sięgają setek milionów zł i dotykają tysięcy pokrzywdzonych obywateli, ale z uwagi na użyteczność Agencji w innych dziedzinach nikt dotąd nie zwracał na to większej uwagi. Aż do dnia, gdy w tle dużej afery pojawiło się nazwisko syna premiera Donalda Tuska, co niektórzy wiązali z wewnętrznymi rozgrywkami toczonymi pomiędzy oficerami z nadania PSL oraz PO. Siła służb specjalnych tkwi w ich wizerunku. Z jednej strony są one demonizowane z uwagi na owiane tajemnicą możliwości, z drugiej wspierane filmowym wizerunkiem nieśmiertelnego Jamesa Bonda gotowego na każde poświęcenie dla swej Królowej i rodaków. Wszystko to fikcja. Większość kadry to zwykli urzędnicy pracujący w biurach i z niecierpliwością wypatrujący tylko końca dniówki. Proch wąchali tylko raz, lecz po opuszczeniu Emowa niczym nie różnią się już od pracowników skarbówki, czy przeciętnej prokuratury. Funkcjonariusze operacyjni, działający na terenie ojczyzny, nie przypominają bohaterów z Hollywood, a zwyczajnych policjantów dochodzeniówki. Może tylko częściej noszą garnitury i krawaty, lecz niezbyt drogie, gdyż barierą nie do pokonania jest niewysoka pensja i zakaz uzyskiwania dodatkowych 136
RARE
dochodów. Polacy, jak i pełni dobrych chęci politycy odpowiadający za przygotowanie ustawy budżetowej, ulegają więc mitowi potęgi, która nie istnieje. Ale PR ten spełnia inną istotną funkcję. Podobnie jak w przypadku rozmowy z wiceprezesem banku ds. kredytów hipotecznych zamiast z panią Hanią z okienka nr 5, tak deklaracja przekazania sprawy do ABW ma usatysfakcjonować zarówno media, jak i wzbudzić respekt w obywatelu: „służby specjalne wiedzą, co robią i lepiej z nimi nie zadzierać, ani im nie przeszkadzać”. Problem został rozwiązany, nikt nie będzie dociekał, co się dalej dzieje ze sprawą i dlaczego „nic”. A na biurko premiera zamiast rzetelnego raportu, chociażby na miarę komercyjnej wywiadowni gospodarczej, trafią objęte najwyższą klauzulą tajności dwa zdania – spisane z powszechnie dostępnych akt KRS skontrolowanej spółki kapitałowej albo linii lotniczych. Druga strona medalu to przenoszenie metod stosowanych w wywiadzie zagranicznym i przy zwalczaniu szpiegostwa oraz terroryzmu na grunt departamentów przestępczości ekonomicznej i korupcji, a także na potrzeby działań faktycznie wspierających wyłącznie określone ugrupowanie polityczne. Nie jest tajemnicą, że najskuteczniejsze działanie umożliwia brak skrępowania przepisami prawa. Kto może bezkarnie podsłuchiwać, kraść, kłamać i szantażować najłatwiej osiągnie cel. Czy łatwo zrezygnować z tak skutecznych narzędzi pracy i nawyków, gdy przeciwnikiem jest nie szpieg wrogich służb, a krajan – np. podejrzany o oszustwa biznesmen lub przyjmujący łapówki działacz polityczny? Pokusa nadużywania władzy bywa niekiedy zbyt wielka, co dodatkowo stymuluje świadomość braku stabilizacji zawodowej. Średnio jedna na dziesięć obserwacji kończy się wykryciem przestępstwa np. współpracy z wrogim wywiadem. To mało, ale przy okazji zawsze pozyskiwana jest wiedza o ludzkich przywarach figuranta. Ta 137
RARE
pozostaje w pamięci funkcjonariuszy po zakończeniu czynności. Nie zapomną oni zbyt szybko widoku jednego z najbogatszych Polaków lub ministra w ramionach kochanki. A informacja to potężna broń. Zwłaszcza w realiach polskich służb, w których niemal co wybory dochodzi do wymiany kadr. Po upadku komunizmu zwolniono tysiące funkcjonariuszy SB. Po zwycięstwie SLD rozwiązano UOP i w jego miejsce utworzono ABW. Gdy wybory wygrał PiS wymieniono kadry tak w Policji, jak i w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Masowo „wypraszano” funkcjonariuszy zatrudnionych wcześniej za aprobatą socjaldemokratów a także zlikwidowano cały wywiad wojskowy (WSI). Dwa lata później liberałowie czyścili kadry po konserwatystach i znów tysiące wysoko wykwalifikowanych funkcjonariuszy trafiło na bezrobocie. Niedawno zaś funkcję wiceszefa ABW zwolnił zaprzyjaźniony z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem płk Zdzisław Skorża, a przed nim odnotowano znów rekordową falę rezygnacji szeregowych funkcjonariuszy i oficerów. Przypadkiem zbiegło się to w czasie z marginalizacją polityczną dzisiaj już byłego szefa PSL i byłego członka rządu Donalda Tuska. Za każdym razem roszady polityczne skutkują czystkami i exodusem setek oficerów, a tych – wyposażonych w niebezpieczną wiedzę, umiejętności i kontakty – bardzo chętnie zatrudniają majętne białe kołnierzyki. Kto nie chce zatrudnić dla korzyści, zatrudnia ze strachu, traktując etat jako łapówkę za milczenie i ochronę przed przyszłymi działaniami organów ścigania. Nie trudno wyobrazić sobie konfrontację prowadzącego śledztwo młodego funkcjonariusza z pełnomocnikiem kontrolowanego przedsiębiorcy – emerytowanym majorem lub pułkownikiem, który w dodatku pielęgnuje przyjaźnie z pozostającą w czynnej służbie generalicją. Takie postępowanie jest skazane na 138
RARE
umorzenie, a udawanie, że jest inaczej, to tylko wiara w fikcję. To cena, którą płacimy za brak kontroli nad odchodzącymi ze służby, dużą rotację kadr i skrajne upolitycznienie polskich służb, co wbrew ustawowym założeniom wyklucza neutralność i lojalność Rzeczypospolitej a ustanawia jako prymat interes aktualnie rządzącej partii. Tak nie działają poważne służby specjalne w żadnym cywilizowanym kraju. Nietykalność i anonimowość funkcjonariuszy ABW stoi więc w opozycji do wiązanej z dojrzałymi demokracjami transparentności władz. Tzw. tajne służby są zaprzeczeniem jawności życia publicznego, stąd skierowanie ich oręża w stronę własnego społeczeństwa jest niemożliwe do zaakceptowania. Zwiększenie transparentności tak działania, jak i procesu rekrutacji, pozostaje nieuchronne. Ale wtedy tajne służby nie będą już niczym innym, niż zwyczajną policją, a brak przecież sensu w dublowaniu urzędów i marnotrawieniu tym środków na ich oddzielną administrację i wyposażenie. Zdecydowanie lepiej dofinansować podstawową umundurowaną formację i ewentualnie zainwestować w szkolenie już sprawdzonej kadry wydziałów PG. To, co jest wielką zaletą w walce z globalnym terroryzmem, aktywnością wrogich służb wywiadowczych, czy w zwalczaniu handlu bronią i proliferacji broni masowego rażenia, stoi w rażącej sprzeczności z interesami obywateli w zakresie przestępstw godzących w ich własne mienie lub w finanse państwa. W materii zwalczania nieuczciwości urzędniczej oraz słynących z protekcji ze strony władz tzw. białych kołnierzyków brak miejsca na „udawanie” Jamesa Bonda, a warunkiem rzetelności jest pełna jawność i wyciąganie nieprawidłowości na światło dzienne. Ono uniemożliwia „tuszowanie” przestępstw i interesów politycznych zwierzchników, a także jest wrogiem niedopełniania obowiązków ze zwyczajnego lenistwa, czy konformizmu. Jeśli zaś śledztwa i funkcjonariuszy 139
RARE
chroni betonowa zapora z tajemnicy służb specjalnych patologie mogą nieskrępowanie narastać. Trudno o gorszą motywację do uczciwości i pracowitości. ABW, jako cywilna alternatywa dla służb wojskowych, jest niezbędna, jednak zakres jej kompetencji powinien zostać niezwłocznie ograniczony do działalności kontrwywiadowczej, antyterrorystycznej i zwalczania nielegalnego handlu bronią (w tym bronią masowego rażenia – chemiczną, biologiczną i nuklearną), a także rozważyć należy kwestię kontroli funkcjonariuszy odchodzących ze służby. Likwidacja korupcji oraz przestępczości zorganizowanej i ekonomicznej, czyli tej godzącej w prawa konkretnych ludzi, nie może być powierzona „duchom”, które w niedalekiej przyszłości mogą zostać zatrudnione przez konkurencję weryfikowanego dzisiaj przedsiębiorcy albo polityka. W cieniu łatwo skryć tak miernotę, jak i własne nieczyste sumienie. Trudniej, gdy twarzy nie chroni kominiarka a obywatele wiedzą na co płacą każdego roku setki milionów zł. A przecież na ten sam cel przeznaczamy już znaczną część wpływów Skarbu Państwa. Czy naprawdę oszuści i łapówkarze przerastają intelektem zwykłych policjantów? Oczywiście, że nie. Od wielu lat to właśnie oni odpowiadają za wykrywanie setek tysięcy przestępstw tych kategorii, przy czym dorobek ABW wygląda co najmniej skromnie. Policji dużo trudniej jest też zamieść afery pod dywan, łatwiej rozliczyć ją z niekompetencji, a właśnie to leży w interesie demokratycznych społeczeństw. Zatrudniani masowo policjanci nie mają już na starcie kariery długów wdzięczności względem protektorów – polityków i generałów swej formacji. Nie łączą służby z jedną kadencją rządu, dlatego niekiedy znacznie trudniej na nich wpływać. Wiedzą też, że prędzej czy później dzisiejsza opozycja będzie ich zwierzchnikami, więc nie opłaca się angażować po stronie z założenia przecież 140
RARE
tymczasowego szefa MSW albo premiera. Kontrola rzetelności działań policjantów i ewentualnych powiązań osobowokapitałowych jest stosunkowo prosta. Gdy tożsamości nie chroni tajemnica państwowa, każdy dociekliwy dziennikarz zweryfikować może rodzinne lub towarzyskie powiązania funkcjonariusza ze ściganym przestępcą lub politykiem zabiegającym o bezkarność sponsora swej kampanii wyborczej. Również ścieżka jego kariery zawodowej jest stosunkowo prosta do prześwietlenia, kryte przez przełożonych spektakularne porażki z przeszłości (dowodzące skrajnej niekompetencji lub skorumpowania) skutkować mogą odwołaniem tak policjanta, jak i stojącego nad nim naczelnika a nawet komendanta. Brak również bariery psychologicznej. Zaskarżenie poszczególnych czynności nie stanowi dla przeciętnego obywatela większych trudności, a wprawny adwokat bez trudu wskaże wszelkie nieprawidłowości w śledztwie, co z kolei rodzi możliwość uzupełnienia materiału dowodowego, dosłuchania świadków, czy odsunięcia od sprawy stronniczego prowadzącego. Na ręce konkretnego policjanta patrzeć mogą media, parlamentarzyści, prokuratorzy, sędziowie a nawet instytucje europejskie. Natomiast gdy sprawa trafia do ABW – znika w czarnej dziurze. Nikt nie traci czasu na wysłuchanie pokrzywdzonych, czynności śledztwa są owiane mgłą, a większość osób zaangażowanych w wyjaśnienie sprawy nigdy nie zostanie ujawnionych, podobnie jak (w praktyce) ostrej selekcji podlega materiał dowodowy udostępniany prokuraturze. Jeśli śledztwo ujawni tło polityczne lub powiązania figurantów ze służbami specjalnymi, wówczas najpewniej całe tomy akt objęte zostaną klauzulą tajemnicy państwowej i nigdy nie ujrzą światła dziennego. Na dyskrecję liczyć też mogą agenci, okryci dawniej złą sławą Tajni 141
RARE
Współpracownicy, tacy jak zamieszany w zabójstwo gen. Papały Edward Mazur. Za bramę strzeżonej przez uzbrojonych wartowników delegatury nie zostanie wpuszczona większość osób zainteresowanych danym postępowaniem, a służby specjalne nie mają obowiązku nawet odpowiadać na kierowane pisma – nie zawsze więc wiadomo, czy na podstawie przesłanych materiałów wszczęto śledztwo, czy też dowody te trafiły do archiwum lub niszczarki. Agencja nie ma w zwyczaju informować o zakresie realizowanych czynności nawet występujących z oficjalnymi pytaniami sądów, ani innych instytucji, takich jak np. SKW lub CBŚ. Nie tylko nie wiadomo kogo służby podsłuchują i śledzą, ale do niedawna nawet obejmowano tajemnicą samą liczbę osób objętych taką kontrolą. Jak się okazało, w skali Europy Polska jest rekordzistką w inwigilowaniu w zdecydowanej większości uczciwych obywateli. Nie sposób praktyk tych pogodzić z założenia transparentną działalnością instytucji państwowych demokratycznego państwa prawa, a już szczególnie tam, gdzie ustalać należy sprawców różnych przestępstw. To, co jest właściwe w przypadku zwalczania szpiegostwa, nie ma więc absolutnie żadnego uzasadnienia w sprawach pokroju Amber Gold, Mafii Paliwowej, afery autostradowej, czy setek innych głośnych oszustw i defraudacji. Niestety, gdy „temat” robi się „duży” często jest odbierany policjantom i przejmowany do dyspozycji dawniej UOP-u a obecnie ABW, co zwykle oznacza przesłuchanie paru świadków i po upływie wielu miesięcy, gdy sprawa przycichnie, umorzenie śledztwa. Kogo personalnie winić? Nie wiadomo. Z jednej strony służby mogą nie robić nic zakrywając się pełną tajnością swej pracy, z drugiej – mogą wszystko, włącznie z nadużywaniem władzy, również powołując się na to samo wytłumaczenie. Czy tak dalej być powinno? 142
RARE
Ustawowe założenia przyświecające powołaniu cywilnych służb specjalnych nie sprawdziły się w polskich realiach. Władza nie dojrzała do zabawy tak niebezpieczną, nabitą bronią. Zwierzchnicy polityczni uczynili z ostatniej linii obrony demokracji „policję polityczną” o niekiedy skrajnie niskich kompetencjach kadry, niechlubnie nazywaną też w pewnych kręgach Agencją Ochrony Business Center Club. Utrzymywanie takiej – koniunkturalnej – instytucji z kieszeni podatników mija się z celem i zamiast chronić wolnościowy ustrój, staje się dla niego potencjalnym zagrożeniem. W Polsce nie ma już miejsca na równych i równiejszych. Okryty tajemnicą wywiad – tak, tajna policja – zdecydowanie nie. Lepiej jej 500-milionowy budżet przekazać do dyspozycji skrajnie niedofinansowanych komend wojewódzkich i miejskich policji.
143
RARE
Kres wolnych mediów
144
RARE
Polska to kraj spokojny, bezpieczny. Władza nigdy się nie myli, przestępczość odeszła wraz z latami 90-tymi, a ludzie pokrzywdzeni to jedynie histerycy zagubieni w nowoczesnej, postindustrialnej i liberalnej demokracji europejskiej. Takie wnioski wyciągnąć można z wypowiedzi rzeczników prasowych prokuratury i zapadających wyroków sądowych. Nie gorzej wygląda sytuacja ekonomiczna kraju, w którym każdy może sobie pozwolić na kredyt mieszkaniowy i wystrój wnętrza wprost z Ikei, dobrej klasy samochód oraz wakacje w tropikach. Tylko szary obywatel oglądając telewizję coraz bardziej nie poznaje świata zza szklanego ekranu. Tak innego od tego znanego z codziennego życia. Od lat nie budzi wątpliwości ostry podział na lewicowe i liberalne media mainstreamowe oraz na te skierowane do o wiele węższego kręgu odbiorców, eliminowane z głównego nurtu konserwatywne. Liderami pierwszej kategorii niezmiennie pozostają TVN, Polsat, RMF FM, ONET.pl, Newsweek, Polityka i Gazeta Wyborcza. To one są probierzem prawdy dla światłego obywatela, takiego posiadacza pokaźnej hipoteki i trzech liter przed nazwiskiem. Na drugiej szali znaleźć możemy o wiele skromniejszy, i wyklęty przez klasę średnią, asortyment o profilu katolickim (Nasz Dziennik, Radio Maryja, Telewizja Trwam) lub narodowo-chrześcijańskim (Gazeta Polska). Z innymi tytułami wiecznej opozycji nikt już nawet nie prowadzi polemiki, ani ich nie cytuje, bo niby po co przytaczać słowa kogoś, czyj krąg czytelników nie przekracza granicy błędu statystycznego? Ostatni liczący się gracze prawicowej strony sceny medialnej, czyli Rzeczpospolita i Uważam Rze, zostali w tym roku spacyfikowani w białych rękawiczkach. Odwaga nie jest już w cenie dla akcjonariuszy wydawnictw, a niepokornych dziennikarzy można z łatwością skompromitować przy pomocy odpowiednich „informatorów” lub zmian personalnych w kierownictwie redakcji. 145
RARE
Krytyczne słowa zawsze zostaną wrzucone do jednego worka ze stygmatyzującymi teoriami spiskowymi, a nawet jeśli ktoś potraktuje je poważnie, to i tak niczego to nie zmieni. Środowisko dziennikarskie zabiła wzajemna niechęć i pogarda. Polaryzacja społeczna skonfrontowała polskich żurnalistów do tego stopnia, że śmiertelnym wrogiem czyni już nie tylko barwa legitymacji prasowej albo partyjnej, ale nawet w ramach tej samej redakcji wyrażenie jakichkolwiek wątpliwości na temat „dogmatów”. Bez względu na to, czy sporem jest ogólna linia programowa, czy też jedynie obiektywne fakty, które niekiedy trudno naginać na potrzeby interesu wydawcy. W środkach masowego przekazu nie ma już miejsca na wewnętrzną dyskusję, obiektywną analizę, czy pytania. Wszystko jest jasne! Kto nie z nami – ten wróg! Podział dotyczy nie tylko twórców publikowanych materiałów, ale i na starcie dyskwalifikowanych grup odbiorców. Nie tak powinna wyglądać Czwarta Władza, w teorii skierowana do wszystkich i zobowiązana do prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk oraz rzetelnego informowania. Z tych powodów największe ikony dziennikarstwa śledczego lat 90-tych już od dawna nie pracują w zawodzie, a odnalazły dla siebie nisze w biznesie lub administracji państwowej. Przez dwadzieścia lat czołówki gazet krzyczały o podwarszawskich gangach, korupcji, mafii paliwowej, powiązaniach polityków z przestępczością zorganizowaną, a także, choć rzadziej, o infiltracji kraju przez wrogie służby wywiadowcze. Ujawniano z narażeniem życia lub chociaż karier nazwiska sprawców, ich powiązania, metody oszustw i defraudacji. I nic. W dojrzałych demokracjach, takich jak amerykańska, francuska, czy brytyjska, wiarygodne oskarżenie o niegodne zachowanie skutkuje infamią i przekreśleniem polityka. W Polsce serdeczne relacje z handlarzami 146
RARE
narkotyków, lobby hazardowym, czy rosyjskim wywiadem są szybko wybaczane i zapominane, a żelazny elektorat głównych sił politycznych bez względu na wszystko karnie głosuje na jedynki z list wyborczych. Największe afery ostatnich lat nie przyniosły niczego, poza wiarą w to, że winny zawsze uniknie kary, a ofiara nigdy. Codziennie słyszymy o nowych skandalach, ale z wiedzy tej nic nie wynika. Po co więc marnować czas, papier i atrament? Ostatnie nadzieje zgasił trotyl. Czy był, czy też go nie było na szczątkach Tupolewa, tego się najpewniej nigdy nie dowiemy, a oficjalna wersja zależna będzie od tego, z której partii został desygnowany aktualny premier. Każdy dziennikarz wyniósł jednak z tej lekcji pewną nauczkę: nie warto mówić głośno. Lepiej poczekać, aż napiszą inni i wtedy… wyśmiać. To się opłaca, a odwaga przynosi bezrobocie. Śledztwo w sprawie śmierci 96 osób w Smoleńsku prowadzone jest w sposób skandaliczny. Opinia publiczna jest wciąż okłamywana, jednak przez osoby, którym „nie wypada” tego głośno zarzucić. O wręcz infantylności wyjaśnień śledczych, a raczej ich politycznych zwierzchników, wiedzą ludzie związani z obecnymi i dawnymi służbami specjalnymi, świadkowie omawianych wydarzeń, jak i zewnętrzni obserwatorzy potrafiący oddzielić politykę i oficjalne komunikaty rządowe od logiki oraz wiedzy fachowej. Praktycy szeptają o tym tylko nad kieliszkami wódki – z obawy o utratę pracy, albo, dla nich co gorsza, o automatyczne zakwalifikowanie do grona zwolenników Jarosława Kaczyńskiego. Tymczasem dyskusje w mediach toczą się wokół skrajnych teorii nieopartych na żadnych racjonalnych przesłankach, idealnie za to pasujących do upokorzenia zwolenników spolaryzowanej opcji. Racji nie ma ani Platforma, ani większość polityków prawicy. Pierwsi wybielają swoje działania, próbują ratować honor po nieopatrznym zaufaniu Rosji i udają, że można prowadzić 147
RARE
śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej bez żadnych istotnych dowodów rzeczowych, a nawet wbrew tym posiadanym forsować wersje śledcze. Drudzy szukając tropów pozwalają się wieść na manowce, czym kompromitują swoją sprawę i sprowadzają ją do poziomu absurdu. Zamiast zlecić opracowanie ekspertyz międzynarodowym ośrodkom naukowym zawierzają pospolitemu ruszeniu wszystkich chętnych, tym samym wręczając przeciwnikom argument o braku kompetencji. Zamiast usystematyzować informacje, skonfrontować z literaturą fachową oraz w przystępnej formie upublicznić, wciąż sączone są pojedyncze zarzuty, często wyrwane z kontekstu i niepoparte wiarygodnymi odniesieniami. A szkoda. Król jest nagi, lecz ten kto to powie zamiast słów uznania nagrodzony zostanie gradem kamieni padających z każdej strony. Pytań nie warto zadawać, szukać odpowiedzi też nie. Trzeba zająć miejsce we właściwym okopie i cierpliwie czekać na wiktorię, która pewnie nigdy nie nadejdzie. Sprawa Cezarego Gmyza ostatecznie zgasiła dziennikarstwo śledcze, zamieniając tą niszę w suche sprawozdania z sądowych korytarzy. Podobnie poza nawias usunięto Wojciecha Sumlińskiego, a Jerzego Jachowicza próbowano zniszczyć wyrokiem za niedorzeczny zarzut pomówienia pułkownika SB. Z ludzi poruszających kontrowersyjne tematy uczyniono naiwniaków albo przestępców. Jak się okazało, sytuacja publicystów wygląda niewiele lepiej. Słynnych „autorów niepokornych” można było w ciągu paru dni zastąpić innymi „niepokornymi”. Takimi, którzy zaakceptują aktualną linię programową „niepokorności” redakcji. Wolne media umierają, a w miejsce idei i etyki wystarczy umieścić odpowiednio wysoki kapitał. W świecie zmonopolizowanym przez kilku dużych wydawców jest to stosunkowo proste, a pisanie w miejscach takich jak niezmienna światopoglądowo „Niezależna.pl” mija się z celem. 148
RARE
Przekonywanie przekonanych to zwyczajna strata czasu, a umiarkowane poglądy polityczne dziennikarza spotkać mogą się tam jedynie z krytyką ze strony radykalnych odbiorców. Zaś schlebianie tylko skrajnym gustom również nie jest dobre dla obiektywizmu mediów. Publicysta zraża się do czytelników, a czytelnicy do niego. Słowem – brak miejsca na opartą w racjonalnych opiniach dyskusję, brak miejsca na fakty, czy wspólne poszukiwanie dowodów. Zostają poglądy, a te, zarówno na lewicy, jak i na prawicy, z prawdą zwykle się mijają. Tylko, kogo obchodzi prawda? Pustki nie wypełni dziennikarstwo obywatelskie, stojące zwykle na żenująco niskim poziomie merytorycznym. Pozbawieni wiedzy kryminalistycznej i prawnej oraz świadomości realiów politycznych (nie ma czerni i bieli – dominują odcienie szarości) wolontariusze zgubili fakty w morzu domysłów. Dawniej był jeden kanał telewizji i jedno kłamstwo. Dziś pisze kilkanaście milionów ludzi i nie sposób wyłowić z tych wierszy i akapitów jednej prawdy ani jednego kłamstwa. Sytuacji nie poprawia wewnętrzne skłócenie prawicowych blogerów zwalczających się wzajemnie i oskarżających o zdradę ojczyzny. Podstawą ataków jest zwykle prezentowanie konkurencyjnych wersji wydarzeń z 10 kwietnia. Nie ma miejsca na dialog – każdy już wie jak było, choć nikt tego na własne oczy nie widział. Dlatego Smoleńsk zostanie umorzony, tak jak uniewinniono większość liderów grupy pruszkowskiej i mafii paliwowej. Dlatego nikt nie zwraca uwagi na miliardowe defraudacje w aferze autostradowej i terroryzowanie świadków tych przestępstw białych kołnierzyków. Kto miałby dostrzec ich ból wśród milionów innych spraw? Zagubiony lub znudzony samodzielnym dociekaniem prawdy apolityczny czytelnik powraca do mainstreamu, a tam znów słyszy, że wszystko jest wspaniale a niezadowolenie wyraża jedynie „garstka oszołomów”. Gwoździem do trumny niezależnego myślenia 149
RARE
stają się produkowane na zagranicznej licencji cukierkowe seriale obyczajowe ukazujące bolączki „zwyczajnych Polaków”. Przez ich pryzmat prawdziwe życie nad Wisłą wydaje się tak nierealne, że aż obce i nie warte uwagi. Cel został osiągnięty. Wychowano idealnego, quasi-liberalnego i światłego wyborcę opakowanego w lakmusowy papierek i przewiązanego wstążką z paragonu kasy fiskalnej lokalnego hipermarketu. Dyktat tolerancji zazwyczaj jest bardzo nietolerancyjny. W ocenie ogółu poprawność polityczna to słowo-klucz do spokoju społecznego. Jednak osoby, które wyznaczają jej granicę, tak naprawdę animują prewencyjną cenzurą dozwolony dyskurs obywatelski. Trudno w praktyce odróżnić tabu ustanawiane z przyczyn moralnych, od omerty, czyli zmowy milczenia mającej ochronić grupę interesu przed dekonspiracją jej faktycznych zamiarów. Tych zwykle sprzecznych z prawem i interesem społecznym. Przejrzystości nie sprzyja brak pluralizmu politycznego. W Polsce monopol na rację podzielono pomiędzy dwie duże partie i trzech karłów ścigających się do roli koalicyjnego „języczka u wagi”. W mediach nawet tego już zabrakło. Wszystkie wiodące stacje telewizyjne i radiowe, a także drukowane dzienniki i czasopisma dzielą sztywno wiodący, liberalny i postępowy mainstream. Alternatywą pozostają tylko mniejszościowe redakcje katolickie i narodowe, których czytelnicy zazwyczaj oscylują liczebnie wokół wspomnianego już błędu statystycznego, a więc bez jakiegokolwiek wpływu na opinię publiczną. Zabrakło też ideowych polityków prawicy, choć zarówno partia rządząca, jak i gros opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnego planktonu powołuje się chrześcijańskie oraz narodowe korzenie. Większość działaczy to jedynie koniunkturalni politykierzy ukierunkowani na wysokie diety poselskie lub ochronę doraźnych interesów swych kontrahentów. 150
RARE
Przez to polska prawica przypomina kalkę siedmiokrotnego chadeckiego premiera Włoch Giulio Andreottiego, który jako oskarżony o skorumpowanie przez mafię i zlecenie zabójstwa opozycyjnego dziennikarza Mino Pecorellego miał więcej wspólnego z biblijnym Kainem, niż z Chrystusem. Taka też jest polska władza. Z nielicznymi wyjątkami dba wyłącznie o swój medialny wizerunek i pieniądze, a skorodowany światopogląd przysłania sama sobie słupkami sondaży przedwyborczych. I myśli, że tak trzeba. Sądząc po wiecznie uśmiechniętej twarzy pewnego byłego premiera, chyba nawet szczerze w to wierzy. Ale krainę szczęścia i wpływów od szarego świata odgradza tylko pokryta pleśnią krata utkana z jakże zmiennych sondaży. Trudno nawet ocenić, czy ma ona odgradzać od coraz bardziej wzburzonego i „zamkniętego na zewnątrz” tłumu, czy może już jest małym więzieniem, z którego nigdy nie będzie wyjścia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że filmy i seriale sensacyjne niechcący zastraszyły społeczeństwo. Sprawiły, że stało się anemiczną zbiorowością plastikowych masek bez emocji i oczu. Na ekranie mafia i służby specjalne są wszechpotężne, ich agenci – gotowi zgładzić niewygodnego świadka choćby pałeczkami do sushi – czają się wszędzie, a każdy z nich jest sprawny niczym komandos i chroniony parasolem złożonym ze skorumpowanych sędziów, prokuratorów i polityków. Przesłanie jest jasne: skoro za każdym rogiem czają się zabójcy i szpiedzy, to nic i tak nie uda się zmienić, a za każde wychylenie (skargę, pozew, złożenie obciążających zeznań, czy rozmowę z ambitnym dziennikarzem) karą będzie szybka i tajemnicza śmierć – nasza lub naszych dzieci… Jakie to wygodne wyjaśnienie dla znieczulicy, lenistwa, serwilizmu. Siła wyższa. Przecież ja nic nie mogę zrobić... Tylko to wcale nie prawda, choć wygodnie dla własnego samopoczucia mylić filmową fikcję z rzeczywistością. Żyjemy w 151
RARE
Unii Europejskiej, która pomimo wielu swych wad ma także i jedną niezaprzeczalną zaletę: nie jest dyktaturą totalitarną. Obowiązujące przepisy, choć często zagmatwane i krzywdzące dla nieznających prawa, można zgłębić za pomocą pierwszej z brzegu biblioteki i wykorzystać przeciw ich twórcom. Przestępcy, białe kołnierzyki, a także usłużni im politycy, czy nieuczciwi funkcjonariusze państwowi nie przypominają tutaj filmowych złoczyńców ze stali, przewidujących, inteligentnych i nieznających strachu. To mit daleki od rzeczywistości. Przeciętny antagonista sprawiedliwości jest słabym człowiekiem, popełniającym mnóstwo błędów i żyjącym w strachu, że „się wyda” a koledzy nie przyjdą wtedy z pomocą. Bo nie przyjdą. Nie będzie snajpera, ani spektakularnej eksplozji bomby pod samochodem. Lata 90-te bezpowrotnie minęły i nikt z obecnej elity nie chce pójść w ślady Pershinga, czy Dziada, albo uwikłanych w smutny koniec Sekuły i Dębskiego. Wszyscy mają zbyt wiele do stracenia, a karta fortuny potrafi się nagle odwrócić i odebrać dorobek całego życia, a nawet zgasić jego iskrę. Dlatego w obecnej Polsce, a wbrew pozorom nawet w Rosji Putina, zaangażowana i zdeterminowana jednostka może zmienić bardzo wiele, jeśli tylko pamięta, że „wielcy” ludzie nie potykają się o góry, a o kretowiska. Łatwo można im w tym pomóc. Tylko zamiast wykrzykiwać ku niebiosom swój gniew i niezadowolenie, trzeba mówić. Do ludzi. Konsekwentnie i spokojnie. O faktach, a nie o odczuciach. Powołując się na konkretne przepisy, a nie na inwektywy – nawet jeśli te płyną prosto z serca. Krzyk alarmuje okolicę, ale tylko wtedy, gdy jego powodem jest pożar, liczyć możemy na sympatię, zrozumienie i pomoc ze strony bliźnich. Przekonywanie przekonanych niczego nie zmieni, a uzyskanie większości w narodzie i w Sejmie nie będzie możliwe przez radykalizację formy wypowiedzi. By przekonać większość trzeba mówić w sposób, który 152
RARE
niezdecydowane centrum jest skłonne wysłuchać i zaakceptować, a tego nasze media interwencyjne niestety nie potrafią. Nie rozumieją, że wchodząc na boisko do piłki nożnej nie można próbować na nim gry w hokeja. By wygrać mecz, trzeba grać zgodnie z jego regułami, a te, choć są zagmatwane, to zawsze możliwe do zgłębienia i wykorzystania na własną korzyść. Zarówno w sprawie Smoleńska, zorganizowanej przestępczości, czy defraudacji środków publicznych kaleka litera obecnego prawa wystarczy by udowodnić nieprawidłowości. Sęk w tym, że doradcy liderów politycznych nie chcą już wygrać, bo to oznacza dla nich koniec pracy. Oni chcą, by mecz trwał w nieskończoność, a igrzyska i karnawał kpin zapewniają najlepszą sprzedaż gazet i czasu reklamowego między nadawanymi audycjami. Zyskują na tym wszyscy oprócz uczciwych ludzi, których krzywda stała się uciechą dla mas. Zmienić to może transformacja mentalności Polaków. Z bezwolnych ofiar, nauczonych w poprzednim ustroju milczenia lub ewentualnie konspiracji, na racjonalnych obrońców swych praw – wiedzących, jak we współczesnej Polsce odnosić można zwycięstwa małe i duże, a jaki oręż w tej walce będzie absolutnie nieskuteczny. Jednostka to nie człowiek samotny, ale pierwszy. Za dobrym przykładem pójdą inni. Tłum takich świadomych obywateli może zmienić wszystko. Bez jednego strzału obali rządy, zmieni złe ustawy, ujawni korupcję oraz wielkie oszustwa. I tak właśnie postawi pod ścianą pozornie wszechpotężny aparat państwowy. Wymusi rzetelność i skuteczność. Nie trzeba się bać, wystarczy zrozumieć sposób działania drugiej strony i grać według tych samych, jakże niedoskonałych, reguł, a piłka szybko trafi do przeciwnej bramki. Jedynie nie wolno milczeć. Cisza omerty to społeczne przyzwolenie na zło, którego wcale nie trzeba się bać. Jest zbyt słabe. W cieniu pręży muskuły a przed 153
RARE
blaskiem słońca ucieka. Szkoda tylko, że o tym się ludziom nie mówi. I chyba nie powie. Bo niepokornych w mediach w 2012 roku nikt już nie potrzebuje.
154
RARE
Wydawnictwo MEDIA POLSKIE Radom 2013 © Copyright by Kazimierz Turaliński 2013 ISBN 978-83-63574-00-0 155
RARE
Rok 2012 bezpowrotnie odmienił oblicze Polski. To, co dawniej wydawało się wręcz nieprawdopodobne, wraz z jego końcem zapisało się już na kartach jak najbardziej realnej historii, a najważniejsze wydarzenia tego czasu oscylowały wokół siedmiu haseł-kluczy: • Polityka – bezpardonowa walka rządu z opozycją doprowadziła do pogłębienia podziału Polaków na dwa, trwale już skłócone obozy • Pieniądze – miliardy złotych z defraudacji środków przeznaczonych na budowę autostrad oraz z przemytu papierosów stały się głównymi celami przestępczości zorganizowanej i białych kołnierzyków • Służby specjalne – uznane przez obywateli o prawicowych poglądach za wroga nr 1 polskiej demokracji wdały się, wbrew prognozom, w otwarty konflikt z premierem Donaldem Tuskiem • Mafia – Polska, jako wschodnia rubież Unii Europejskiej, przyjęła rolę punktu tranzytowego dla organizowanego przez Włochów przemytu, nad Wisłą masowo stosować zaczęto metody oszustw gospodarczych z Półwyspu Apenińskiego, zorganizowane struktury przestępcze połączyły siły, a wszelkie godzące w nie śledztwa zostały faktycznie zablokowane • Terroryzm – koniec roku przyniósł zatrzymanie pierwszego w III RP polskiego podejrzanego o organizowanie zamachu bombowego na posłów, premiera i prezydenta oraz spadek liczby Polaków niewierzących w zamach w Smoleńsku do 56% obywateli • Samobójstwo – w tajemniczych okolicznościach życie utraciło wiele znanych osób oraz świadków kluczowych śledztw, a do kanonu żartów politycznych przeszły te, o grasującym w Polsce „seryjnym samobójcy” • Rosja – piętno kilku stuleci konfliktów oraz zimnowojennej doktryny mocarstwowej Kremla do dziś kształtuje wizerunek polityki rosyjskiej, co dodatkowo utwierdza ekspansja tamtejszych służb wywiadowczych, oskarżanych nie tylko o powrót do agresywnego szpiegostwa, ale też o zabójstwa na tle politycznym i kreowanie decyzji rządów obcych państw Wybór artykułów i komentarzy prasowych Kazimierza Turalińskiego przedstawia najważniejsze wydarzenia 2012 roku z perspektywy często wymykającej się mainstreamowym mediom.
RARE