Zmierzch. Notatki z Niemiec 1931-1934 8305132196

To zbiór spostrzeżeń i refleksji notowanych przez Horkheimera w Niemczech na początku lat trzydziestych, czyli w przeded

160 21 4MB

Polish Pages 175 [174] Year 2002

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Table of contents :
Przedmowa................................................................................................. 9

Zmierzch................................................................................................... 14
Monadologia............................................................................................. 14
Ruletka..................................................................................................... 15
Zhańbione pojęcia.....................................................................................16
Nieograniczone możliwości......................................................................16
Zdradzieckie ręce......................................................................................18
Rozmowy filozoficzne w salonie................................................................ 18
Stronniczość logiki....................................................................................19
Charakter i awans................................................................................... 20
Przemoc i harmonia................................................................................ 22
Wszelkie początki są trudne....................................................................22
Z wewnątrz na zewnątrz..........................................................................23
Czas to pieniądz....................................................................................... 24
Sprzeczność.............................................................................................. 26
Hotelowy portier...................................................................................... 26
Uwaga......................................................................................................28
Wychowanie i moralność..........................................................................28
Niebezpieczeństwa terminologiczne........................................................29
Kategorie związane z pochówkiem.........................................................
Sprawiedliwy los...................................................................................... 32
Ręka, która w sobotę zamiata, w niedzielę będzie cię
najczulej głaskała...............................................................................32
Brydż........................................................................................................ 33
Ślepota na wartości................................................................................. 34
Granice wolności...................................................................................... 34
Podłość jest premiowana..........................................................................36
Dwojaka nagana...................................................................................... 39
„Nieodkryty ląd...”................................................................................... 39
Komentarz do teorii resentymentu.........................................................40
Absolutna sprawiedliwość....................................................................... 41
Nietzsche i proletariat............................................................................. 42
Reguły gry................................................................................................43
Archimedes i nowoczesna metafizyka.....................................................45
Konwersja myśli...................................................................................... 45
Pomóc można tylko całości...................................................................... 46
Sceptycyzm i moralność.......................................................................... 46
Światopogląd heroiczny.......................................................................... 49
Wszyscy muszą umrzeć........................................................................... 50
Dyskusja o rewolucji............................................................................... 51
Uwaga......................................................................................................54
Takt..........................................................................................................55
Animizm...................................................................................................55
O formalizacji chrześcijaństwa................................................................56
Wiara i zysk............................................................................................. 57
Albo - albo................................................................................................58
Polityczne reguły życia............................................................................ 60
Metafizyka...............................................................................................60
Struktura społeczeństwa i charakter......................................................61
Uwaga......................................................................................................63
Banały......................................................................................................64
Zdrowie i społeczeństwo.......................................................................... 65
Nie-napiętnowani.................................................................................... 66
Władza kościoła....................................................................................... 67
Buddyzm..................................................................................................67
Mały człowiek i filozofia wolności............................................................67
Stara historia...........................................................................................70
Bezinteresowne dążenie do prawdy........................................................71
Burżuazyjna moralność........................................................................... 73
Teatr rewolucyjny albo „pojednanie przez sztukę”................................. 74
Przyczynek do charakterologii.................................................................75
Wykolejeńcy.............................................................................................77
Uwaga 1...................................................................................................78
Uwaga 2...................................................................................................79
Zróżnicowana krytyka............................................................................. 79
Przyczynek do psychologii rozmowy.......................................................82
Bezsilność niemieckiej klasy robotniczej................................................83
Ateizm i religia........................................................................................89
Uwaga......................................................................................................89
Drapacz chmur........................................................................................90
Skromność bogatych................................................................................ 91
Symbol......................................................................................................92
Kain i Abel...............................................................................................92
Walka przeciwko mieszczaninowi...........................................................92
Wychowanie dla prawdomówności..........................................................94
Wartość człowieka...................................................................................95
Kobieta u Strindberga............................................................................. 96
Siła, prawo, sprawiedliwość.................................................................... 97
Poziomy wykształcenia........................................................................... 98
Miłość i głupota...................................................................................... 100
Symptomy.............................................................................................. 100
W kwestii narodzin................................................................................ 101
Uwaga....................................................................................................102
Socjalizm i resentyment.........................................................................102
Prospołeczny charakter języka..............................................................104
Kategoria wielkiego burżua...................................................................105
Uwaga....................................................................................................106
To, co osobiste........................................................................................ 106
Przestrzeń społeczna............................................................................. 107
Bajka o konsekwencji............................................................................ 108
Wyznanie................................................................................................ 109
Kapitalizm „niestety” ustabilizowany................................................... 110
Służba w interesie................................................................................. 110
Znaczenie osoby..................................................................................... 112
Ludzkość................................................................................................ 113
Trudności z lekturą Goethego................................................................ 114
„Pieniądz czyni zmysłowym” (przysłowie berlińskie)............................115
Porzucona dziewczyna............................................................................115
Uwaga.................................................................................................... 117
Prawo azylu........................................................................................... 117
Zły przełożony........................................................................................ 118
Kto nie chce pracować, niech nie je....................................................... 120
Bezsilność rezygnacji............................................................................. 121
Stare dobre czasy................................................................................... 122
Przemiany moralności........................................................................... 123
Odpowiedzialność.................................................................................. 123
Wolność decyzji moralnej.......................................................................125
Radość z pracy....................................................................................... 126
Uwaga....................................................................................................127
Europa i chrześcijaństwo.......................................................................127
Troska w filozofii....................................................................................132
Rozmowa o bogaczach............................................................................132
Wdzięczność........................................................................................... 134
Postęp..................................................................................................... 135
Uwaga.................................................................................................... 136
Idealizm rewolucjonisty.........................................................................137
Osoba jako posag................................................................................... 138
„Propaganda okrucieństwa”...................................................................139
Maksymy i refleksje Goethego.............................................................. 140
Nowa rzeczowość................................................................................... 142
Kłamstwo a nauki humanistyczne........................................................144
Psychologia gospodarcza........................................................................145
Triki........................................................................................................145
Przy telefonie......................................................................................... 147
Osobliwości epoki...................................................................................148
Charakter............................................................................................... 149
Przypadkowość świata...........................................................................150
Życie traktowane serio...........................................................................153
Relatywizm teorii klasowej....................................................................154
Groza, jaką budzi zabójstwo dziecka..................................................... 156
Zainteresowanie zyskiem.......................................................................157
Moralna nieskazitelność rewolucjonisty............................................... 157
Odważnym szczęście sprzyja.................................................................157
Stosunki międzyludzkie.........................................................................159
Cierpienia duchowe................................................................................161
Dwa elementy rewolucji francuskiej..................................................... 162
O różnicy (w tym samym ) wieku.......................................................... 163
Zakazane afekty.................................................................................... 164
Problematyczność pewnego pojęcia psychoanalitycznego.....................166
Co bardziej dokuczy, to prędzej nauczy................................................. 167
Taki jest świat........................................................................................ 167
Biurokracja związkowa..........................................................................168
Zapóźnieni.............................................................................................. 168
Podwójna moralność...............................................................................170
O relatywności charakteru....................................................................170
Neuroza.................................................................................................. 172
Czekanie................................................................................................. 173
Niezbadane............................................................................................ 173
Zapomnienie.......................................................................................... 175
Recommend Papers

Zmierzch. Notatki z Niemiec 1931-1934
 8305132196

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

......................MAX

Horkheimer

ZMIERZCH NOTATKI Z NIEMIEC 1951-1954 Z niemieckiego przełożyła Halina Walentowicz

Książka i Wiedza

Tytuł oryginału Dämmerung. Notizen in Deutschland (1931-1934)

Okładka i strony tytułowe Ewa Możejko

Redaktor Zygmunt Wojtecki Redakcja techniczna Hanna Toda Korekta Zespół

Publikacja dotowana przez Instytut Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego

© S. Fischer Verlag GmbH, Frankfurt am Main, 1974 © Copyright for the Polish translation by Halina Walentowicz

Wszelkie prawa zastrzeżone © Copyright for the Polish édition by Wydawnictwo „Książka i Wiedza”, Warszawa 2002 Wydanie pierwsze Obj. ark. druk. 11 Druk i oprawa: GRAFMARK

Trzynaście tysięcy sześćset dwudziesta trzecia publikacja „KiW"

ISBN 83-05-13219-6

4

Spis treści Przedmowa................................................................................................. 9

Zmierzch................................................................................................... 14 Monadologia............................................................................................. 14 Ruletka..................................................................................................... 15 Zhańbione pojęcia.....................................................................................16 Nieograniczone możliwości...................................................................... 16 Zdradzieckie ręce......................................................................................18 Rozmowy filozoficzne wsalonie................................................................ 18 Stronniczość logiki....................................................................................19 Charakter i awans................................................................................... 20 Przemoc i harmonia................................................................................ 22 Wszelkie początki są trudne.................................................................... 22 Z wewnątrz na zewnątrz..........................................................................23 Czas to pieniądz....................................................................................... 24 Sprzeczność.............................................................................................. 26 Hotelowy portier...................................................................................... 26 Uwaga...................................................................................................... 28 Wychowanie i moralność..........................................................................28 Niebezpieczeństwa terminologiczne........................................................ 29 Kategorie związane z pochówkiem......................................................... Sprawiedliwy los...................................................................................... 32 Ręka, która w sobotę zamiata, w niedzielę będzie cię najczulej głaskała...............................................................................32 Brydż........................................................................................................ 33' Ślepota na wartości................................................................................. 34 Granice wolności...................................................................................... 34 Podłość jest premiowana..........................................................................36 Dwojaka nagana...................................................................................... 39 „Nieodkryty ląd...”................................................................................... 39 5

Komentarz do teorii resentymentu.........................................................40 Absolutna sprawiedliwość....................................................................... 41 Nietzsche i proletariat............................................................................. 42 Reguły gry................................................................................................ 43 Archimedes i nowoczesna metafizyka..................................................... 45 Konwersja myśli...................................................................................... 45 Pomóc można tylko całości...................................................................... 46 Sceptycyzm i moralność.......................................................................... 46 Światopogląd heroiczny.......................................................................... 49 Wszyscy muszą umrzeć........................................................................... 50 Dyskusja o rewolucji............................................................................... 51 Uwaga...................................................................................................... 54 Takt..........................................................................................................55 Animizm................................................................................................... 55 O formalizacji chrześcijaństwa................................................................56 Wiara i zysk............................................................................................. 57 Albo - albo................................................................................................ 58 Polityczne reguły życia............................................................................ 60 Metafizyka............................................................................................... 60 Struktura społeczeństwa i charakter...................................................... 61 Uwaga...................................................................................................... 63 Banały...................................................................................................... 64 Zdrowie i społeczeństwo.......................................................................... 65 Nie-napiętnowani.................................................................................... 66 Władza kościoła....................................................................................... 67 Buddyzm.................................................................................................. 67 Mały człowiek i filozofia wolności............................................................67 Stara historia........................................................................................... 70 Bezinteresowne dążenie do prawdy........................................................ 71 Burżuazyjna moralność........................................................................... 73 Teatr rewolucyjny albo „pojednanie przez sztukę”................................. 74 Przyczynek do charakterologii.................................................................75 Wykolejeńcy............................................................................................. 77 Uwaga 1................................................................................................... 78 Uwaga 2................................................................................................... 79 Zróżnicowana krytyka............................................................................. 79 Przyczynek do psychologii rozmowy.......................................................82 Bezsilność niemieckiej klasy robotniczej................................................ 83 Ateizm i religia........................................................................................ 89 Uwaga......................................................................................................89 6

Drapacz chmur........................................................................................ 90 Skromność bogatych................................................................................ 91 Symbol......................................................................................................92 Kain i Abel............................................................................................... 92 Walka przeciwko mieszczaninowi........................................................... 92 Wychowanie dla prawdomówności.......................................................... 94 Wartość człowieka................................................................................... 95 Kobieta u Strindberga............................................................................. 96 Siła, prawo, sprawiedliwość.................................................................... 97 Poziomy wykształcenia........................................................................... 98 Miłość i głupota...................................................................................... 100 Symptomy.............................................................................................. 100 W kwestii narodzin................................................................................ 101 Uwaga.................................................................................................... 102 Socjalizm i resentyment.........................................................................102 Prospołeczny charakter języka.............................................................. 104 Kategoria wielkiego burżua...................................................................105 Uwaga.................................................................................................... 106 To, co osobiste........................................................................................ 106 Przestrzeń społeczna............................................................................. 107 Bajka o konsekwencji............................................................................ 108 Wyznanie................................................................................................ 109 Kapitalizm „niestety” ustabilizowany................................................... 110 Służba w interesie................................................................................. 110 Znaczenie osoby..................................................................................... 112 Ludzkość................................................................................................ 113 Trudności z lekturą Goethego................................................................ 114 „Pieniądz czyni zmysłowym” (przysłowie berlińskie)............................ 115 Porzucona dziewczyna............................................................................ 115 Uwaga.................................................................................................... 117 Prawo azylu........................................................................................... 117 Zły przełożony........................................................................................ 118 Kto nie chce pracować, niech nie je....................................................... 120 Bezsilność rezygnacji............................................................................. 121 Stare dobre czasy................................................................................... 122 Przemiany moralności........................................................................... 123 Odpowiedzialność.................................................................................. 123 Wolność decyzji moralnej.......................................................................125 Radość z pracy....................................................................................... 126 Uwaga.................................................................................................... 127

7

Europa i chrześcijaństwo....................................................................... 127 Troska w filozofii....................................................................................132 Rozmowa o bogaczach............................................................................132 Wdzięczność........................................................................................... 134 Postęp..................................................................................................... 135 Uwaga.................................................................................................... 136 Idealizm rewolucjonisty......................................................................... 137 Osoba jako posag................................................................................... 138 „Propaganda okrucieństwa”................................................................... 139 Maksymy i refleksje Goethego.............................................................. 140 Nowa rzeczowość................................................................................... 142 Kłamstwo a nauki humanistyczne........................................................ 144 Psychologia gospodarcza........................................................................ 145 Triki........................................................................................................ 145 Przy telefonie......................................................................................... 147 Osobliwości epoki...................................................................................148 Charakter............................................................................................... 149 Przypadkowość świata........................................................................... 150 Życie traktowane serio........................................................................... 153 Relatywizm teorii klasowej.................................................................... 154 Groza, jaką budzi zabójstwo dziecka..................................................... 156 Zainteresowanie zyskiem....................................................................... 157 Moralna nieskazitelność rewolucjonisty............................................... 157 Odważnym szczęście sprzyja................................................................. 157 Stosunki międzyludzkie......................................................................... 159 Cierpienia duchowe................................................................................ 161 Dwa elementy rewolucji francuskiej..................................................... 162 O różnicy (w tym samym ) wieku.......................................................... 163 Zakazane afekty.................................................................................... 164 Problematyczność pewnego pojęcia psychoanalitycznego..................... 166 Co bardziej dokuczy, to prędzej nauczy................................................. 167 Taki jest świat........................................................................................ 167 Biurokracja związkowa.......................................................................... 168 Zapóźnieni.............................................................................................. 168 Podwójna moralność...............................................................................170 O relatywności charakteru.................................................................... 170 Neuroza.................................................................................................. 172 Czekanie................................................................................................. 173 Niezbadane............................................................................................ 173 Zapomnienie.......................................................................................... 175

Przedmowa Zmierzch to zbiór spostrzeżeń i refleksji notowanych przez Horkheimera w Niemczech na początku lat trzydziestych, czyli w przeded­ niu dojścia Hitlera do władzy. Wbrew oczekiwaniom, jakie mógłby zrodzić tytuł, czy zwłaszcza podtytuł tego dzieła, bezpośrednich od­ niesień do problematyki faszyzmu jest tu stosunkowo niewiele, przy czym jeśli się pojawiają, to właściwie wyłącznie w szerokim kontek­ ście analizy historycznej ewolucji systemu kapitalistycznego; nasu­ wa się więc pytanie, dlaczego autor właśnie wtedy, gdy nad kruchym ładem Republiki Weimarskiej zawisła groźba - która już wkrótce miała się spełnić - narodowosocjalistycznej dyktatury, uczynił przed­ miotem rozważań specyfikę tej formy uspołecznienia, jaką stanowi kapitalizm - tak bowiem najogólniej można określić przewodni te­ mat książki. Fakt, że ekspansję faszyzmu rozpatruje Horkheimer na tle kapitalistycznych stosunków społecznych, nie jest oczywiście przy­ padkiem, gdyż wynika z jego sposobu pojmowania genezy, istoty oraz znaczenia tej formy totalitaryzmu w nowożytnych dziejach Europy: otóż totalitaryzm faszystowski nie jest w opinii twórcy teorii kry­ tycznej zjawiskiem zewnętrznym ani akcydentalnym wobec syste­ mu społecznego opartego na kapitale, lecz przeciwnie - stanowi jego wytwór. Narodowosocjalistyczny reżim, mimo że jawi się jako prze­ ciwieństwo pokonanego przezeń liberalizmu, w gruncie rzeczy jest jego logiczną konsekwencją. Faszystowską dyktaturę uznaje Horkhe­ imer w świetle swej krytycznej teorii historii za wyraz i rezultat sprzeczności społecznych nierozwiązywalnych w ramach systemu kapitalistycznego, za widomy przejaw wyczerpania się jego potencji rozwojowych. Z tej racji uważa, że rozmawiać o faszyzmie to znaczy mówić przede wszystkim o kapitalizmie, „kto natomiast nie chce mó­ 9

wić o kapitalizmie, powinien także milczeć o faszyzmie”1. Właśnie dlatego, że wypowiedź autora Zmierzchu dotycząca faszyzmu tak wiele mówi o kapitalizmie, dziś - gdy kwestia totalitarnej dyktatury utraciła ną szczęście palącą aktualność, co jednak nie oznacza, że trafiła bezpowrotnie do archiwum historii, gdyż dalsze losy społe­ czeństwa kapitalistycznego pozostają przecież sprawą otwartą - książ­ ka ta ma wartość nie tylko dokumentalną. Społeczeństwem kapitalistycznym w różnych jego aspektach oraz dziejowych metamorfozach zajmuje się Horkheimer oczywiście nie tylko w tej jednej pracy, jak wiadomo jest to główny wątek całokształtu twórczości tego filozofa. To samo można powiedzieć o specjalnym za­ interesowaniu frankfurckiego indywidualisty jednostką, którego świadectwem są wszystkie bez wyjątku jego dzieła. Horkheimerowi obca jest skłonność do wynoszenia tego, co ogólne .ponad to, co jed­ nostkowe, nie ma on zroztimienia dla takiej tolerancji w odniesieniu do całości, która nieuchronnie idzie w parze z obojętnością lub zgoła bezwzględnością wobec jej członów, co jest przyczyną zarówno jego niechęci do teodycei - zakładającej we wszystkich wersjach prymat ogółu i podrzędność jednostki - jak i krytycyzmu wobec systemu ka­ pitalistycznego. „Dopóki jeden jedyny człowiek żyje w nędzy tylko ze względu na sposób organizacji społeczeństwa, dopóty identyfikacja z takim porządkiem w imię człowieczeństwa jest absurdem. Praktycz­ ne przystosowanie może być nieuniknione dla indywiduum, ale ma­ skowanie w teorii przeciwieństwa między pojęciem człowieka i kapi­ talistyczną rzeczywistością pozbawia myślenie wszelkiej prawdy”2. Tak więc na pozór Zmierzch - w którym autor poddaje analizie pew­ ne określone stadium rozwoju społeczeństwa kapitalistycznego, mia­ nowicie jego starość, zwracając swoim zwyczajem szczególną uwagę na położenie jednostki w tym społeczeństwie, czy ściślej, na zróżnico­ wanie położenia społecznego poszczególnych jednostek, uwarunko­ wane odmiennością ich przynależności klasowej - nie odbiega z punktu widzenia ani tematyki, ani też sposobu jej ujęcia od pozosta­ łych jego dzieł. 1 Max Horkheimer, Gesammelte Schriften, Bd. 4, Fischer Verlag Frankfurt am Main, 1988, s. 308-309. 2 Tamże, s. 330.

10

A jednak jest pewien powód, który sprawia, że Zmierzch wyróż­ nia się spośród innych tekstów prezentujących wykładnię historii opartą na założeniach teorii krytycznej. Rzecz w tym, że metoda, jaką posługuje się tu Horkheimer, polega na odwróceniu tradycyjnej in­ dukcji, której jest właściwa ekstensywność, wyrażająca się w stop­ niowym kumulowaniu pojedynczych doświadczeń z intencją nada­ nia im w ostatecznym rezultacie rangi uniwersalnego prawa. Tym­ czasem indukcja, która znalazła zastosowanie w teorii społecznej Horkheimera, odwraca zależność między tym, co szczegółowe i ogól­ ne w taki sposób, że intensywna analiza elementu szczegółowego, nie dowolnego naturalnie, lecz prawdziwie znaczącego, tj. typowego dla panującego modelu realności, staje się adekwatna dla przedsta­ wienia i zrozumienia istoty owego modelu. „Indukcja w teorii społe­ czeństwa polega na wyszukiwaniu tego, co ogólne, w tym, co szczegó­ łowe, a nie ponad nim ani poniżej niego; zamiast przechodzić od jed­ nego elementu szczegółowego do drugiego i potem wznosić się na wyżyny abstrakcji, ta indukcja powinna coraz mocniej zagłębiać się w to, co szczegółowe, i w nim odkryć ogólne prawo”3. Najbardziej znaczącymi elementami szczegółowymi, które poniekąd zawierają w sobie i odzwierciedlają całość społeczeństwa, są rzecz jasna indywi­ dua. Swoistość Zmierzchu polega na tym, że Horkheimer robi tu prak­ tyczny użytek z modelu odwróconej indukcji, tzn. dokonuje zwrotnej rekonstrukcji struktury społecznej całości i mechanizmów określają­ cych jej funkcjonowanie, przyjmując za punkt wyjścia mentalność, usposobienie, postawę, hierarchię wartości jednostek,a także ich wzajemne relacje, słowem - wszelkie liczące się atrybuty życia w mikroskali, które zostały ukształtowane właśnie w ramach tej cało­ ści, pod wpływem stosunków panujących w społecznej makroskali. To, co Horkheimer ukazuje jako odzwierciedlenie w życiu jed­ nostki ogólnego charakteru stosunków społecznych wczesnych lat trzydziestych, jawi się zarazem jako piętno nieludzkości w poszcze­ gólnych ludziach, albowiem społeczeństwo, które obrazuje w Zmierz­ chu - społeczeństwo totalitarnej fazy kapitalizmu - ma za podstawę, wedle jego oceny, „absolutną negację wszelkich ludzkich wartości”. 3 Tamże, s. 376.

11

Odczłowieczenie stosunków międzyludzkich rodzi ból. Demaskując nieludzki charakter społeczeństwa współczesnego i ludzi w nim żyjących, Horkheimer zwraca się z niezwykłą wnikliwością i wrażliwo­ ścią ku tej stronie życia, którą filozofowie - zainteresowani człowie­ kiem jako istotą przede wszystkim myślącą, nie zaś doznającą - z reguły zapoznają lub w najlepszym razie bagatelizują. Ujawnia zmysł dla rozlicznych odmian cierpienia, wyostrzony świadomością spusto­ szeń, jakie czyni ono w życiu, którego nieodwołalna przemijalność nie pozostawia nadziei na zadośćuczynienie za krzywdy wyrządzane przez złe rządy w doczesności. Tego typu zmysł posiadał niewątpli­ wie Schopenhauer - również przekonany o tym,że „w każdym mikrokosmosie tkwi cały makrokosmos”4 - należący do myślicieli, których koncepcje stanowiły istotne źródło inspiracji dla Horkheimera w jego filozoficznym rozwoju. Zmierzch, który z taką wyrazistością ekspo­ nuje motyw cierpienia - w perspektywie jego przyczyn, przejawów, głębi, daremności, a przede wszystkim niepowetowanych szkód, ja­ kich przysparza istotom obdarzonym wrażliwością - jest tego wy­ mownym świadectwem. Można powiedzieć, że niniejszy zbiór nota­ tek z Niemiec to właśnie ta pozycja w dorobku Horkheimera, która ukazuje obraz rzeczywistości - z tego punktu widzenia - najbardziej zgodny z wyobrażeniami o świecie wielkiego pesymisty. Wskazana okoliczność uzasadnia tezę o innej jeszcze teoretycz­ nej filiacji, która także może uchodzić za wyróżnik dzieła. Pesymizm Zmierzchu przywodzi bowiem na myśl przygniatające wrażenie Ador­ na, że ludzkość w swym dziejowym pochodzie zabrnęła w ślepą ulicz­ kę, że z uwikłania w społeczne sprzeczności nie ma wyjścia. Jakkol­ wiek w odróżnieniu od tego genialnego malkontenta Horkheimer w późniejszym okresie, zwłaszcza powojennym, stonował do pewnego stopnia swój krytycyzm wobec społeczeństwa zachodniego - tzn. wi­ dząc oczywiście nadal jego ciemne strony, poszukiwał w nim enklaw ginącej kultury i podkreślał potrzebę chronienia jej-Zmierzch tchnie poczuciem beznadziejności sytuacji społecznej, nasuwa nieodparty wniosek, że kryzys nowożytnej zasady uspołecznienia nie pozosta­

4 Arthur Schopenhauer, Świat jako wola i przedstawienie, Wydawnictwo Na­ ukowe PWN, Warszawa 1995, t. 2, s. 634.

12

wia dróg wyjścia i ludzkość nie zdoła uniknąć pogrążenia się w bar­ barzyństwie. Tę posępną diagnozę autor uzasadnia, powołując się na fakt, że ta część społeczeństwa, która na własnej skórze doświad­ cza negatywnej strony systemu i jest w związku z tym najżywotniej zainteresowana jego zmianą, nie wykazuje potrzebnych do tego umie­ jętności, podczas gdy inne siły społeczne, potencjalnie zdolne do wcie­ lenia w czyn swych zamierzeń, przedkładają stabilizację nad ryzyko zmiany. Lecz, jak argumentuje Horkheimer, o stabilizacji - w sensie ustrzeżenia się przed degradacją ludzkich cech, jaką pociąga za sobą wola prosperowania w zdegenerowanym systemie, ale z drugiej stro­ ny także kontestacja jego brutalnych praw - nie może być mowy: „znajdujemy się między niebezpieczeństwem pogrążenia się w spo­ łecznym piekle i groźbą jałowości życia. Można by sądzić, że istnieje jakieś właściwe rozwiązanie pośrednie, złoty środek między tymi skrajnościami, ale już najmniejsze osłabienie determinacji utrzyma­ nia się na górze sprawia, że ześlizgnięcie się w dół staje się tylko sprawą przypadku. [...] jak brak awansu nie powoduje zagnieżdże­ nia się zatrudnionego na zajmowanym stanowisku, lecz ryzyko zwol­ nienia, tak rezygnacja z duchowej zatwardziałości prowadzi dziś nie do zachowania wolności, lecz do ruiny”5. Przeświadczenie Adorna, że „nie ma prawdziwego życia w fałszywym”6, w pełni oddaje nastrój definitywnego pata, emanujący z tej książki, dlatego też stwierdze­ nie, że mamy przed sobą tekst Horkheimera, który wykazuje najści­ ślejsze pokrewieństwo z twórczością jego przyjaciela, wydaje się w pełni uzasadnione. Właśnie ów dramatyczny nastrój notatek z Niemiec (1931-1934) przesądził o tym, że postanowiłam ich tytuł - niemiecki termin Dämmerung, który cechuje się dwuznacznością - tłumaczyć jako Zmierzch. Halina Walentowicz

5 Niniejsze wyd., s. 59-60. 6 Theodor W. Adorno, Minima Moralia. Refleksje z poharatanego życia, Wydaw­ nictwo Literackie, Kraków 1999, s. 39.

Zmierzch Im bardziej wątpliwe stają się ideologie niezbędne z punk­ tu widzenia panujących, tym okrutniejszymi środkami trzeba ich strzec. Stopień żarliwości i strachu, z jakim są bronione chwiejące się bożyszcza, pokazuje, jak mocno zaawansowany jest już zmierzch. Rozsądek mas w Europie wraz z wielkim przemysłem wzrósł tak znacznie, że najświętsze dobra muszą być przed nim chronione. Kto dobrze ich chroni, ma karierę zapewnioną; biada temu, kto zwyczajnie mówi prawdę: prócz powszechnego, systematycznie uprawianego ogłupiania groź­ ba gospodarczej ruiny, społecznej pogardy, więzienia i śmierci zapobiega temu, by rozsądek targnął się na najwyżej wynie­ sione duchowe narzędzia władzy. Imperializm wielkich państw europejskich nie ma powodu zazdrościć średniowieczu jego stosów; jego własne symbole są strzeżone przez bardziej czułą aparaturę i straże budzące większą grozę niż święci średnio­ wiecznego kościoła. Przeciwnicy inkwizycji uczynili kiedyś zmierzch brzaskiem dnia, zmierzch kapitalizmu także nie musi poprzedzać nocy ludzkości, która dziś jawnie jej zagraża.

Monadologia Pewien filozof porównał kiedyś duszę do domu bez okien. Ludzie obcują ze sobą, rozmawiają, robią interesy, prześladu­ ją jeden drugiego, nie widząc siebie nawzajem. Wyobrażenia, 14

jakie mają o sobie, tłumaczył ów filozof tym, że Bóg wraził w duszę każdej jednostki obraz innych jednostek, który z bie­ giem czasu - bez dopływu wrażeń zewnętrznych - rozwija się w pełną świadomość człowieka i świata. Ta teoria jest jednak problematyczna. Wydaje mi się, że wiedza jednego człowieka o drugim nie pochodzi od Boga; myślę raczej, że owe domy mają okna, ale takie, które pozwalają na przenikanie do wnę­ trza duszy tylko drobnego i zniekształconego wycinka proce­ sów rozgrywających się na zewnątrz. Przyczyną zniekształcenia jest nie tyle specyfika organów zmysłowych, ile nastawienie duchowe: zatroskanie lub spo­ kój, lękliwość lub władczość, pokora lub wyniosłość, zaspoko­ jenie lub tęsknota, otępiałość lub czujność - nastawienie, od­ grywające w naszym życiu rolę tła, na którym odmalowują się wszystkie nasze przeżycia, i kształtujące ich charakter. Obok bezpośredniego przymusu zewnętrznego losu właśnie to tło stanowi o możliwości porozumienia między ludźmi. Wskaźni­ kiem ogólnego stopnia porozumienia w społeczeństwie kapi­ talistycznym mogą być dwa obrazy: rozzłoszczone dziecko, któ­ remu przerwano zabawę z kolegami, odwiedza swego chorego wujka. Księżna Walii za kierownicą nowego kabrioletu mija starą kobietę. Znam tylko jeden podmuch wiatru, który może szerzej otwo­ rzyć okna tego domu: wspólne cierpienie.

Ruletka Systemy są dla małych ludzi. Wielcy mają intuicję; sta­ wiają na numery, jakie im przychodzą do głowy. Im większy kapitał, tym większa szansa powetowania mylnej intuicji przez inną. Bogaci nigdy nie przestają grać dlatego, że skończyły im się pieniądze; wychodząc, nie słyszą, że ich numer teraz, kie­ 15

dy oni już nie mogą więcej stawiać, wygrywa. Ich intuicje są pewniejsze niż pracowite kalkulacje biednych, które zawsze zawodzą dlatego, że nie można ich gruntownie wypróbować.

Zhańbione pojęcia Pewien poważany uczony, sympatyzujący z socjalizmem usłyszał podczas naukowej dyskusji, jak jeden z jej uczestni­ ków mówił nieskrępowanie o ludzkości. Wzbudziło to w nim natychmiast szlachetny gniew, więc skarcił niezorientowane­ go: pojęcie ludzkości, „humanizmu” zostało przez niegodziwą praktykę kapitalistyczną, której przez stulecia służyło za przy­ krywkę, zbezczeszczone i wyjałowione. Przyzwoici ludzie nie mogą go w dobrej wierze stosować, przestali w ogóle wyma­ wiać to słowo. Pomyślałem sobie: „Radykalny uczony! Jakimi określeniami powinniśmy się w takim razie posłużyć, by na­ zwać to, co jest dobre? Czy wszystkie one nie zostały w równej mierze okryte hańbą użytku maskującego złą praktykę?” Kilka tygodni później ukazała się książka owego uczone­ go, traktująca o realności chrześcijaństwa. Początkowo byłem zaskoczony, potem pojąłem: zarzucił on nie słowo, lecz samą rzecz.

Nieograniczone możliwości Wiek XX jest wiekiem nieograniczonych możliwości. Z każ­ dym dniem rosną osiągnięcia techniki. Umiejętności, które jeszcze niedawno podziwiano jako niezwykłe, spadły poniżej przeciętnej. Także ludzkie siły wytwórcze same siebie prześci­ gają. Sprawność robotnika wzrosła w ciągu stulecia ponad wszelkie oczekiwania, przeciętny nakład energii, punktual­ 16

ności, wytrwałości jednostki uległ zwielokrotnieniu - nie tyl­ ko w przemyśle, lecz we wszystkich dziedzinach. Wirtuozow­ skie pociągnięcia smyczka, na które wcześniej stać było tylko największych mistrzów wiolonczeli i które graniczyły z cudem, należą dziś do kanonu możliwości każdego ucznia opuszczają­ cego konserwatorium. Nie tylko sportowcy, wydaje się, że i wierszokleci zdystansowali szczytowe osiągnięcia przeszłości. Kompozytor ironicznie zabawia się melodiami, które mogłyby być punktem kulminacyjnym starej symfonii. Ford produkuje dziennie dziewięć tysięcy aut i kierują nimi dzieci, przedzie­ rając się przez ruch uliczny Nowego Jorku. To, co niezwykłe, stało się czymś codziennym. Przez stulecia opowiadano ze zgro­ zą o nocy świętego Bartłomieja, a męczeństwo jednostki sta­ nowi przedmiot całej religii. Dzisiaj zarówno noce świętego Bartłomieja imperializmu, jak i bohaterstwo przeciwstawia­ jącej się im jednostki należą do codzienności, o której donosi prasa w rubryce „różności”. Sokratesów, Tomaszów Munzerów i Giordanów Brunów jest tak wielu, że ich imiona giną w lo­ kalnych gazetach. Jeden jedyny Jezus z Nazaretu nie przy­ sparza specjalnego zmartwienia. „Jeruzalem, tego a tego: przy­ wódca powstania, o którym niedawno donosiliśmy, został dziś skazany na śmierć i natychmiast stracony”. Nie brak natural­ nie takich, którzy w kinie ronią łzy z powodu „Sonny-Boya” w tym samym czasie, gdy realni ludzie w służbie ich interesów własnościowych cierpią męki powolnej śmierci tylko dlatego, że są podejrzewani o walkę na rzecz wyzwolenia ludzkości. Fotografia, telegrafia i radio uczyniły oddalenie bliskością. Nędza całej Ziemi odsłania się mieszkańcom miast. Można by sądzić, że stanie się to dla nich wyzwaniem, by ją usunąć; lecz równocześnie bliskość przeobraziła się w oddalenie, gdyż te­ raz rodzima trwoga rozpływa się w powszechnym cierpieniu i ludzi absorbują perypetie małżeńskie gwiazd filmowych. Pod każdym względem teraźniejszość góruje nad przeszłością. 17

Zdradzieckie ręce W czasie imprez sylwestrowych w eleganckich winiarniach i lepszych hotelach panuje zwykle wśród gości nastrój wspól­ noty, poufałości i koleżeństwa. Błahy powód nie zmienia fak­ tu, że atmosfera ta przypomina poczucie jedności, jakie ogar­ nia ludzi w wypadku klęsk żywiołowych, świąt narodowych, katastrof, wybuchu wojny światowej, rekordowych osiągnięć sportowych itd. Początek nowego roku jest traktowany jako sprawa ogólnoludzka, jako jedno z tych doniosłych zdarzeń, które pokazują, że różnice między ludźmi, w szczególności róż­ nica między bogactwem i nędzą jest w rzeczywistości bez zna­ czenia. Obecność kelnerów ogranicza wprawdzie ów miszmasz i tak zresztą tej nocy stonowany przez zróżnicowanie cen po­ szczególnych placówek rozrywkowych; jednakże w ogólności panuje jeden duch komitywy i o godzinie dwunastej wszyscy bratają się w tej tak znaczącej swawoli. Właśnie wtedy, kiedy jubel sięgnął szczytu, pewna niskiej rangi urzędniczka, zaproszona przez swego wytwornego przy­ jaciela, poplamiła sukienkę winem. Podczas gdy jej twarz pro­ mieniała zachwytem i odzwierciedlała powszechną wesołość, ręce z nieświadomą gorliwością pracowały nad usunięciem plamy. Te odosobnione ręce zdradziły całe świętujące towa­ rzystwo.

Rozmowy filozoficzne w salonie Obszar możliwego poznania jest nieograniczony. Ludzie, zajmujący się prawdą z uwagi na nią samą, z łatwością mogą sprawić, że przestaną zadziwiać nas ich osobliwe i wyszukane tematy. Wszystko przecież może stać się pod jakimś wzglę­ dem ważne. Częstokroć jednak w trakcie uczonej rozmowy w dystyngowanym towarzystwie powód pyszałkowatości intere­ 18

suje mnie bardziej niż omawiany właśnie problem. I tak do­ szedłem do wniosku, że znaczna część dyskusji wynika przede wszystkim z osobistej konkurencji i żądzy reklamy jej akade­ mickich uczestników. Pragną oni pokazać, jak dobrze wywiązu­ ją się ze swego zadania, które polega na tym, by - dzięki wpaja­ niu zaciemniających sposobów rozumowania i wynajdywaniu odległych zagadnień - skutecznie odwrócić uwagę od rzeczywi­ stych problemów. Dlatego też w takich rozmowach o wiele bar­ dziej liczy się sama rutyna, „poziom” niż treść. Nierzadko za zasłu­ gę uchodzi już zwykłe zagmatwanie i zawoalowanie rzeczywi­ stości, spowodowane bałamutną formą wypowiedzi. Zazwyczaj nie podaje się powodu zainteresowania szczególnym problemem. Wszystko przecież, jak się rzekło, może stać się z jakiegoś wzglę­ du ważne, a zresztą każdy z dyskutantów ma przeważnie na oku coś zupełnie innego niż inni, przy czym rozbieżności te dotyczą nie tylko tego, co jest z punktu widzenia danego tematu szczególnie istotne, ale i nazwisk oraz pojęć pojawiających się w rozmowie. Każdemu idzie tylko o to, by z tej bezkrwawej walki wyjść zwycięsko, okazując się nader roztropnym i użytecznym. Niekiedy - zwłaszcza w obecności bogatych laików - owe uczone konwersacje przypominają średniowieczne turnieje, tyle że or­ ganizuje się je nie w służbie i ku chwale pięknych kobiet, lecz jako testy predyspozycji do wielkiej kariery.

Stronniczość logiki Kto mówi bez ogródek o jakimkolwiek złu, niesprawiedli­ wości czy okrucieństwie, które należą do tego porządku spo­ łecznego, słyszy niejednokrotnie, że nie należy uogólniać. Po­ daje się kontrprzykłady. Lecz właśnie w tym wypadku posługiwanie się kontrprzykładami jest logicznie niedopuszczalne. Wprawdzie twierdze­ 19

nie, że gdzieś panuje sprawiedliwość, można odeprzeć wska­ zując jeden jedyny kontrprzykład, ale nie odwrotnie. Skargi na więzienie, z którego dyrektor-tyran robi piekło, nie unie­ ważni kilka przykładów przyzwoitości, za to pojedynczy ob­ jaw okrucieństwa świadczy przeciwko dobremu kierownictwu. Logika nie jest niezależna od treści. Wobec faktu, że w rze­ czywistości dla uprzywilejowanej grupy ludzi tanie jest to, co dla innej grupy pozostaje niedostępne, logika bezstronna by­ łaby tak samo stronnicza jak jednakowy kodeks prawny dla wszystkich.

Charakter i awans Wielu przyzna, że na szczytach tego społeczeństwa stoją ci, co budzą grozę. Jest aż nazbyt oczywiste, że utrzymują się przy władzy właśnie tacy, którzy w obliczu hekatomb - jako codziennej okoliczności istnienia - marniejącego w nędzy i stłamszonego materiału ludzkiego nie poczuwają się do zdaw­ kowego choćby kłamstwa, do obłudnego uzasadnienia „koniecz­ ności” nieustającej niedoli. Jakież ludzkie przymioty muszą być rozstrzygające w tej rywalizacji, w której odnoszą sukces ci, co tak wyglądają. Lecz spojrzenie zdolne do różnicowania stosunków panu­ jących na najwyższych szczeblach hierarchii społecznej, traci na ostrości, gdy kieruje się ku własnej sferze. Przyjmuje się milcząco, że im mniejsze rozmiary majątku, tym wyższe mo­ ralne kwalifikacje tych, którzy o ów majątek zabiegają, czy przynajmniej mniejsza brutalność. Jednak gospodarka kapi­ talistyczna jest tak zorganizowana, że faktycznie większe po­ winowactwo duchowe z tymi na szczytach gwarantuje na każ­ dym poziomie lepsze widoki. I dlatego słuszniejszy niż wyso­ kie mniemanie drobnych przedsiębiorców o ich własnej mo­ 20

ralności byłby przeciwstawny pogląd. Podczas gdy na górze stosunek między wyzyskującą osobą i działalnością wyzyski­ wania może być mocno zapośredniczony, na niższych szcze­ blach nieludzkie cechy znajdują bezpośredni wyraz w osobo­ wości. Milioner, czy tym bardziej jego żona mogą pozwolić sobie na prostolinijny i nobliwy charakter, stać ich na kultywowa­ nie w sobie wszelkich cech godnych podziwu. Im większe przed­ sięwzięcie, tym większa możliwość „przyjaznego” i - w porów­ naniu ze sposobem postępowania kolegów po fachu - ludzkie­ go traktowania robotników, bez uszczerbku dla rentowności. Drobny fabrykant jest także pod tym względem w niekorzyst­ nym położeniu. By mógł przetrwać, musi mieć cechy wyzyski­ wacza. To „moralne” upośledzenie rośnie w miarę obniżania się szarży w procesie produkcyjnym. W ramach konkurencji majstrów trwałe zwycięstwo odnosi ten, kto ma najmniej mo­ ralnych skrupułów, czasem po prostu najbardziej brutalny, ten może awansować. Przypuśćmy, że wypielęgnowana dłoń mi­ nistra, który ma w swej gestii mało znaczące zarządzenia wy­ konawcze w odniesieniu do wymierzania kary pozbawienia wolności, może jeszcze należeć do „pięknoducha”, i przyjrzyj­ my się pachołkom więziennym, którzy owe zarządzenia wyko­ nują. Nie, mniejszy kaliber zła, jakie można wyrządzić, nie prze­ kłada się na lepsze cechy charakteru. Ten, komu na niższych szczeblach dobrze się wiedzie, dowodzi swej sprawności w ra­ mach tego samego porządku moralnego co szczęśliwsi magna­ ci trustów. Także o niesprawnym i ponoszącym porażkę nie można z góry powiedzieć, że zawodzi z powodu większej deli­ katności, aczkolwiek wobec niego taki domysł jest uzasadnio­ ny. W ogólności należy stwierdzić, że chociaż istnieją - powy­ żej rzeczywistego proletariatu - pewne sfery, w których jaka taka przyzwoitość może się czasowo utrzymać, to awans wy­ stawia moralnym skrupułom złe świadectwo. 21

Przemoc i harmonia Odmowa stosowania przemocy jest czystsza niż usiłowa­ nie odparcia przemocy przemocą. Pacyfista jest bardziej pew­ ny siebie i gdy sam doznaje znienawidzonej przemocy, trwa przy swoim. Jego życie jest bardziej harmonijne niż życie re­ wolucjonisty, i w chwilach niedoli może on jawić się rewolucjo­ niście jako promyk nadziei w piekle. Cóż za widok: człowiek, który akceptuje przemoc, leżący bezwładnie na ziemi, poko­ nany przez swego wroga, teraz on sam - tak jak i jego druży­ na - godny pożałowania obiekt obcej przemocy, i anioł, dla którego przemoc jako taka zawsze była złem, zdolny udzielić mu pomocy, gdyż jego zasada go ocaliła! - Ale jakże to, skoro ludzkość bez tych, którzy we wszystkich czasach przemocą zdobywali wolność, tkwiłaby w barbarzyństwie jeszcze głębiej? Jeśli przemoc jest potrzebna? Jeśli naszą „harmonię” okupu­ jemy rezygnacją ze skutecznej pomocy? To pytanie odbiera spokój.

Wszelkie początki są trudne Wszelkie początki są trudne; a ponieważ ludzie w więk­ szości mają - jeśli w ogóle - jedną jedyną szansę polepszenia swej sytuacji życiowej, szansę początku, nie potrafią jej wyko­ rzystać i pozostają w biedzie. Kto nie jest przyzwyczajony do przebywania w salonie, zachowuje się niezręcznie i biada mu, jeśli da po sobie poznać, że chciałby tu bywać. Swoboda, nie­ skrępowanie, „naturalność”, które w wyższych sferach czynią człowieka sympatycznym, są wytworem samowiedzy; zwykle mają tylko ten, kto zawsze tu był i może być pewny, że nadal będzie tu bywał. Wielka burżuazja rozpoznaje ludzi, z który­ mi chętnie obcuje, „miłych” ludzi, po każdym słowie. 22

Wszelkie początki są trudne. Gdy zleca się uczniowi zada­ nie, które zna on o tyle, że sto razy pomagał w jego wykona­ niu, to i tak coś przeinaczy, chyba że dar identyfikowania się z dorosłym ma we krwi, jak zdolny hochsztapler dar identyfiko­ wania się z dobrym towarzystwem. Jeśli próbuje się tego, kto jest na dole, podciągnąć do poziomu osiągnięć zwierzchników, szybko ujawni się jego zawodność. W ten sposób istniejąca już hierarchia jest stale od nowa utwierdzana. Zależny nie ma żadnych talentów. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że z wiekiem początek dla każdego staje się coraz trudniejszy, i ci, którzy nie wrodzili się w szczęśliwą sytuację albo za młodu nie wślizgnęli się w nią, na całe życie są tej szansy pozbawie­ ni. Ludzie, którzy wszystko zawdzięczają tylko sobie, potwier­ dzają regułę. Ale i ci będą coraz większą rzadkością, ponieważ początek wciąż staje się jeszcze trudniejszy, niż był niegdyś.

Z wewnątrz na zewnątrz Dziecko w rodzinie burżuazyjnej nie dowiaduje się niczego ojej uwarunkowaniach i zmienności. Traktuje stosunki w niej panujące jako naturalne, konieczne, wieczne, „fetyszyzuje” formę rodziny, w której dorasta. Dlatego też to, co istotne w jego własnej egzystencji, umyka mu. To samo dotyczy ludzi, których pozycja w społeczeństwie jest stabilna. Aczkolwiek niektóre warstwy proletariatu - a nie są one wcale tak liczne, jak się przypuszcza - dzięki socjalistycznej teorii pojmują na­ turę ich zależności od przedsiębiorców, to jednak stosunki ist­ niejące w ramach ich własnej klasy, uznają za naturalne i samo przez się zrozumiałe. A przecież i te są współkonstytuowane przez przemijające kategorie społeczne, co w pełni ujawnia się dopiero z perspektywy względem nich zewnętrznej. Nie stwarza jej oczywiście własna decyzja ani samo tylko rozwa­ 23

żanie takiej sytuacji. By zrozumieć, co oznacza bycie relatyw­ nie na zewnątrz podstawowych stosunków społeczno-ekono­ micznych, trzeba doświadczyć radykalnej zmiany pozycji spo­ łecznej na niższą, utraty wszelkich zabezpieczeń socjalnych i ludzkich. Dopiero wtedy człowiek może wyzbyć się wiary w naturalność warunków swego istnienia i uświadomić sobie, jak wiele elementów społecznych tkwiło w miłości, przyjaźni, poważaniu czy solidarności, z których czerpał radość. Trzeba określonych wydarzeń, które wyrządzą w życiu człowieka nie­ powetowane szkody. Robotnik przyłapany przez towarzyszy na kradzieży, cieszący się szacunkiem urzędnik, któremu udo­ wodniono defraudację, piękność zaatakowana przez ospę z posagiem zbyt szczupłym, by mógł uczynić blizny niewidocz­ nymi, zbankrutowany lub umierający magnat trustu, mają pewną szansę przejrzeć na wskroś to, co wcześniej wydawało im się oczywiste. Oni właśnie przekraczają granicę.

Czas to pieniądz Jak gdyby podmiot był tu obojętny! Czas mój lub twój, czas pana Kruppa czy czas bezrobotnego - jest pieniądzem. Prze­ milcza się również to, czyim pieniądzem oraz jak dużym pie­ niądzem, podczas gdy na przykład wiadomo, że strata czasu pana Kruppa kosztuje jego własne pieniądze i strata czasu jego robotników kosztuje także jego własne pieniądze, czyli pana Kruppa. Mógłby pojawić się zarzut: jeśli robotnik zatrudniony w zakładzie pana Kruppa trwoni czas, to kosztuje to nie pienią­ dze pana Kruppa, gdyż sam ów robotnik ląduje na ulicy i do­ świadcza na sobie ogólnej słuszności porzekadła „time is money”. Lecz po pierwsze zarzut ten jest trafny tylko o tyle, o ile przeciwstawia się jednego robotnika wszystkim pozostałym 24

(powszechne zmniejszenie tempa pracy wszystkich robotników musiałoby obniżyć zysk Kruppa). Po drugie zwolnienie tempa pracy, z powodu którego pojedynczy robotnik ląduje na ulicy, oznacza przede wszystkim stratę dla zakładu, a ta właśnie drobnostka, nieistotność tej straty dla Kruppa (w przeciwień­ stwie do konsekwencji dla robotnika) byłaby nośnym tema­ tem rozprawy filozoficznej. Po trzecie zarzut przekręca sens przysłowia; początkowo oznaczało ono: każda minuta może dla ciebie profitować, dlatego jej marnotrawienie byłoby głupotą; teraz powinno brzmieć: jeśli nie będziesz sumiennie pracował, zginiesz z głodu. Te dwa znaczenia dotyczą różnych klas, ale wspomniana sentencja ma w swej pieczy oba: zarówno prze­ kleństwo, które ciąży nad życiem robotnika, jak i zachętę dla kapitalisty. „Czas to pieniądz” - nasuwa się pytanie o kryterium: ile pieniędzy jest wart określony czas? Pomocne dla znalezienia owego kryterium byłoby może następujące rozumowanie. Ro­ botnik, który wypożycza sobie auto, by rankiem przybyć na czas do miejsca pracy, jest głupi (porównanie kosztów jazdy z dniówką), bezrobotny, który ma w kieszeni pięć marek i uży­ wa auta, by zaoszczędzić czas, jest szalony, lecz już prokurent średniego szczebla, który załatwiając sprawy, zrezygnuje z auta, zacznie uchodzić za beztalencie. Minuta w życiu bezro­ botnego ma inną wartość niż minuta w życiu prokurenta. In­ teresujące byłoby obliczenie, ile setek robotników razem wzię­ tych musiałoby położyć na szali całe swe życie dla zrównowa­ żenia wartości dnia drobnego bankiera. Czas to pieniądz - ale co jest wart czas życia większości ludzi? Jeśli ktoś nie wzdraga się przed tak ogólnym ujmowaniem tego zagadnienia, jak to czyni przysłowie, to może powiedzieć, że nie czas jest pieniądzem, lecz pieniądz jest czasem, jak rów­ nież zdrowiem, szczęściem, miłością, inteligencją, honorem, spokojem. Bo jest to przecież łgarstwo, że kto ma czas, ten ma 25

także pieniądze; sam czas nie umożliwia zdobycia pieniędzy; jest dokładnie na odwrót.

Sprzeczność Ziemia jest wielka, za wielka dla głodującego Chińczyka, by mógł on dotrzeć tam, gdzie jest coś do jedzenia; za wielka dla niemieckiego robotnika rolnego, by stać go było na opłace­ nie podróży do miejsc, gdzie mógłby znaleźć lepszą pracę. Ziemia jest mała. Kto nie spotyka się z przychylnością miej­ scowych władz, nie znajduje ojczyzny, nie otrzymuje paszpor­ tu, przed którym ich urzędnicy salutują, i schwytany w trak­ cie swej wędrówki, nocą, jest przerzucany przez inne granice do krajów, w których także nie ma dla niego miejsca. Nigdzie nie ma dla niego miejsca. Gdy przyzwoici ludzie przekraczają granicę nocą, wieczorem wręczają konduktorowi w wagonie sypialnym bilet oraz paszport, przy czym wyrażają uzasad­ nione życzenie, by podczas kontroli ich nie budzono. Bóg ma ich w swej opiece.

Hotelowy portier Młody człowiek wraz z przyjaciółką wynajął mieszkanie w pewnym wielkomiejskim, luksusowym hotelu. Oboje byli wspa­ niale ubrani i dysponowali samochodem znakomitej marki. Wpisując się na listę gości hotelowych, młodzieniec ów zade­ klarował pobyt trzytygodniowy i przekazał portierowi kwit na duży bagaż. Osiem pierwszych dni minęło wyśmienicie. Para, nie rzu­ cając się specjalnie w oczy, pozostawała często w swoim poko­ ju, niekiedy udawała się na przejażdżkę po okolicy. Potem 26

młody człowiek popełnił błąd: za niewielką przysługę dał por­ tierowi zbyt wysoki napiwek. Ten stał się nieufny, zaczął ba­ dać sprawę i odkrył stan faktyczny. Młody człowiek był poszu­ kiwany z powodu defraudacji. Tego samego wieczoru został aresztowany. W hotelu tym bywali książęta i milionerzy; tenże portier był tam zatrudniony od lat. I on,i oni znali właściwą miarę. Przyjazna usłużność portiera, która w istocie była rutyną, nie wydawała się młodemu człowiekowi sama przez się zrozumia­ ła, jak rzeczywistemu członkowi klasy panującej. Nie przy­ zwyczaił się on jeszcze do wielkiej atencji, życzliwości i uprzej­ mości, jakiej doświadcza na każdym kroku człowiek uprzywi­ lejowany w tym skądinąd tak strasznym społeczeństwie. Zdra­ dził go impuls wdzięczności i brak tego, czym odznacza się nawet najbardziej wspaniałomyślny bogacz - respektu dla drobnych pieniędzy. Psychologia nie wyjaśniła jeszcze, w jaki sposób ów respekt kształtuje się w życiu jednostek. Z pewno­ ścią jest wyrazem mądrości ducha obiektywnego. Działa ni­ czym tajna umowa panujących, żeby dowodzić sprawiedliwo­ ści ich systemu - w którym nieznaczna kwota nader często decydująca o życiu biedaka, dla nich samych nie odgrywa żad­ nej roli - traktując, w obliczu biednego, właśnie ową znikomą dla nich kwotę, właśnie te drobne pieniądze, jak świętość. Młody człowiek nie miał jeszcze tej umowy we krwi. „Coś tu się nie zgadza”, pomyślał portier, i miał rację. Trudno przewidzieć tryb rozwoju gospodarki kapitalistycz­ nej, biorąc pod uwagę kurs akcji. Jego oddziaływanie na du­ szę ludzką można poddać ścisłej kalkulacji. Portier hotelowy myli się rzadko. Jego przenikliwość ujawnia naturalnie nie tyle niesolidność gościa, ile solidność hotelu.

27

Uwaga W Monte Carlo przesądza o zysku lub stracie wielu tysię­ cy franków decyzja bogatego gracza, czy ma zostać jeszcze na minutę. Dla niego nic one nie znaczą. Jest to zupełnie obojęt­ ne, czy położy jeszcze raz na stole kilka żetonów ze złotym nadrukiem, chodzi jedynie o to, by nie spóźnił się na kolację. Na odchodnym może jeszcze rzucić kolejny żeton lub banknot na jakikolwiek stół do gry. Nie liczy się to, czy go straci, jest on niejako ponadliczbowy. Ale lokaj, który się schyla, gdy gracz upuści żeton, jest bardzo zadowolony, jeśli dostanie jeszcze jednego franka. Czyż uprzejmie dziękowałby za tego franka, gdyby pojął znaczenie tysięcy franków w życiu panujących, co niezawodnie by się stało, jeśliby dostawał je jako napiwek, tak często, jak często rzuca się je a fond perdu * na stół do gry? To zupełnie nie do pomyślenia! Ta odruchowa ostrożność ma zresztą na względzie w ostat­ niej kolejności lokaja z sali gier. Lokaj ów ocenia kapitalizm tak­ że dziś jeszcze, przyglądając się graczom, i dochodzi do wniosku, że w końcu muszą oni wszystkie swe pieniądze przegrać. Lecz bogacz, który woli zadać sobie trud szperania w kieszeni, by zna­ leźć jednego franka, niż zostawić lokajowi nadliczbowy żeton, traktuje tego lokaja jako reprezentanta klas niższych w ogóle i uważa, żeby go nie skorumpować. Ci, którzy się tego nie wy­ strzegają, nie są godni zaufania. Zasługują na nieufność.

Wychowanie i moralność Cechy moralnie złe sprowadzają się często po prostu do tego, że ktoś nie nauczył się zaspokajać swego pragnienia przy­ * Spisując na straty - przyp. tłum.

28

jemności w sposób społecznie akceptowany. Zatwardziałość, zawziętość złego charakteru mimo życzliwych starań innych jawi się wówczas jako skutek tego, że ów ktoś nie nauczył się też uczyć, tzn. nie potrafi znaleźć żadnej przyjemności w ucze­ niu się. Także ten błąd wychowawczy spotyka się naturalnie częściej u klas niższych niż u wyższych; i pod tym względem są one upośledzone. Dostrzeżenie tej zależności uśmierza żą­ dzę zemsty na złych ludziach.

Niebezpieczeństwa terminologiczne Straszne wrażenie, jakie na laiku przemierzającym dom dla obłąkanych robi szaleniec, zostaje złagodzone przez rze­ czowe stwierdzenie lekarza, że pacjent znajduje się „w stanie pobudzenia”. Naukowa klasyfikacja sprawia, że przerażenie spowodowane pewnym faktem uchodzi za coś poniekąd nie­ stosownego. „Oto właśnie stan pobudzenia”. Podobnie wielu ludzi, stwierdzając istnienie jakiegoś zła, doznaje uspokoje­ nia dzięki wyznawaniu teorii, która rozmywa jego znaczenie. Mam tu na myśli niejednego marksistę, który w obliczu nędzy pośpiesznie przystępuje do wydedukowania jej. O nadmier­ nym pośpiechu można mówić także tam, gdzie chodzi o rozu­ mienie.

Kategorie związane z pochówkiem Gdy tylko teoria jakiegoś genialnego człowieka staje się na tyle znacząca, że nie sposób uniknąć mówienia o niej, roz­ poczyna się praca dostosowywania jej do tego, co istnieje. Po­ lega to między innymi na tym, że całe rzesze fachowców usiłu­ ją uzgodnić nowe myśli z ich własnymi zamysłami naukowy­ 29

mi w ten sposób, że pojęcia rewolucyjnej teorii włączają nieja­ ko naturalnie w swe systemy i wykorzystują do swych ideolo­ gicznych celów. Tak powstaje pozór, jakoby to, co pozytywne i użyteczne,zostało już od tego postępowego myśliciela przejęte i znajdowało się u nich w lepszych rękach niż u samego auto­ ra lub jego autentycznych uczniów. Natomiast w poglądach tak zwanych ortodoksów, którzy teorię mistrza powielają z klapkami na oczach, traci ona skutkiem postępujących przeobrażeń innych elementów świata duchowego - swój źródłowy sens. Zasady utrzymywane w nie zmienionym kształcie mogą - w rezultacie strukturalnych prze­ mian rzeczywistości oraz związanego z nimi rozwoju pozna­ nia,stać się błędne, opaczne lub - w najlepszym razie - nie­ istotne. Jednak najpopularniejszym dziś sposobem unieszkodliwie­ nia jakiejś teorii jest nie tyle ortodoksja, ile owo niefrasobliwe przeniesienie jej kategorii do kontekstu zupełnie sprzecznego z intencjami autora. W przeciwieństwie do autora, któremu, zwłaszcza gdy jest już martwy, okazuje się formalny respekt, ortodoksi, którzy bądź co bądź starają się idee troskliwie za­ chować, budzą pogardę jako umysły niepłodne, mierne. Osobie twórcy okazuje się zatem więcej respektu niż treści jego myśli. Uwidocznia się to szczególnie wyraźnie w stosun­ ku do rewolucyjnych pionierów ducha mieszczańskiego. Imię tych, którzy dzięki walce z przeżytkami średniowiecza w po­ wszechnym mniemaniu torowali drogę porządkowi burżuazyjnemu, a po jego zwycięstwie, nie bacząc na oczekiwania miesz­ czaństwa dzierżącego władzę ekonomiczną, w dalszym ciągu usiłowali służyć sprawie duchowej emancypacji, prawdzie, okryło się zbyt wielką sławą, by można je było całkiem prze­ milczeć. Toteż uznaje się Woltera, Rousseau, Lessinga, Kanta i ich następców, aż po nowoczesną literaturę i naukę, za wiel­ kie umysły, za głębokich myślicieli, entuzjastów, ale właściwy 30

im stan ducha, pobudki i motywy, które ich inspirowały, sens ich teorii, a także ich niezgoda na panującą nieprawość są od­ rzucane i wyśmiewane, podawane za mizerne, płytkie i jedno­ stronne, w najgorszym zaś razie na każdym kroku prześlado­ wane i tępione. O ile średniowiecze zsyłało do piekła zmarłych autorów heretyckich poglądów, o tyle zaawansowany kapita­ lizm jest pod tym względem bardziej tolerancyjny; wynosi pod niebiosa wielkość, produktywność, osobowość oraz twórczą po­ tencję jako takie, a zarazem odtrąca ich wytwór. Idealizuje same jakości. Wizerunki filozofów i pisarzy, których autentycz­ nych zwolenników burżuazja wyszydza i szykanuje, znajdują honorowe miejsce w jej salach pamięci. Ten, kto zwiedza Panteon w Paryżu, może się zdziwić wi­ dząc, że bojowników wolności czci się na równi z przywódcami reakcji. Składanie hołdu pamięci tego, który piętnował kłam­ liwe uwielbienie Joanny d’Arc w tym samym pomieszczeniu, którego ściany przedstawiają jej hagiografię, zakrawa na szy­ derstwo. Sławi się przesąd wraz z tymi, którzy usiłowali nas odeń uwolnić. Jeśli spróbujemy zaprotestować, przedstawiciele panującego światopoglądu będą nam uświadamiać, że między Wolterem i kanonizacją Joanny d’Arc, tak jak między Robespierre’em i Chateaubriandem, nie ma kontrowersji. Forma­ lizm współczesnego myślenia, jego relatywizm i historyzm, do­ stosowanie do panującej świadomości, która uaktywnia się za każdym razem natychmiast, gdy pojawia się jakaś wielka myśl, uprzedmiotowienie całego życia jako kapitału historii i socjo­ logii zrodziło przyzwyczajenie do tego, że wszelkie treści właśnie w oderwaniu od ich literalnego sensu - zgadzają się z istniejącymi stosunkami, tzn. z kapitalistyczną ideologią. Postacią typową dla naszych czasów jest grafoman, zupeł­ nie niezdolny do historycznego rozumienia rzeczywistości, któ­ ry w komicznym zaaferowaniu pisze książki poręcznego for­ matu o Bismarcku i Napoleonie Bonaparte, o Wilhelmie II i 31

Jezusie z Nazaretu, wyobrażając sobie przy tym, że rozumie ich lepiej, niż oni sami siebie rozumieli. Bierze nad nimi górę, tak jak grabarz nad ludźmi u kresu życia. Tb, co dzieje się z większością ludzi od momentu śmierci we własnym łóżku do złożenia w grobie, niewiele ma wspólnego ze zróżnicowaniem ich egzystencji. Kategorie związane z pochówkiem nie są zbyt liczne. Ludzie, którzy różnili się charakterami i celami, całym życiem, po śmierci stają się obiektami prymitywnej procedu­ ry. W książkach pisarza-grafomana nie przywiązuje się już wielkiej wagi do zróżnicowanego sensu życia omawianych po­ staci. Fakty, tzn. zdarzenia, których związek z życiem jego bohaterów zauważa on jeszcze, są łaskawie przedstawiane, lecz kategorie dotyczące pochówku także tu nie są liczne. Dla takiego pisarza Napoleon i Bismarck są właśnie wielkimi ludź­ mi, tak jak dla grabarza Karol Marks i pan Miller są martwy­ mi ludźmi. Stają się oni obiektami procedury pogrzebowej. Współczesność triumfuje.

Sprawiedliwy los Pogląd - który przybiera najrozmaitsze formy filozoficzne i niefilozoficzne - że każdy zasługuje na swój los, zakłada nie tylko przeświadczenie o jasnowidztwie ślepej przyrody, ale i o sprawiedliwości współczesnego sytemu gospodarczego.

Ręka, która w sobotę zamiata, w niedzielę będzie cię najczulej głaskała Jakże daleko odeszły w przeszłość te czasy! Tak daleko, że nasza świadomość wyszkolona psychologicznie upatruje mo­ tyw ożenku lorda poślubiającego pokojówkę, nie tyle w wiel­ 32

koduszności, ile w neurotycznym poczuciu winy. Takie akty zachowują jeszcze czystość jedynie w kiepskich filmach. Lecz nie tylko małżeństwa, także i „głaskania” nikt, kto dba o swą reputację, nie pozostawia dziś służącej. Burżuazja stała się wymagająca i żąda od kobiet, z którymi sypia, by stały się bez reszty - dosłownie: w każdym detalu swej powierzchowności * - luksusowym towarem. Deklasacja niższych warstw społecz­ nych obejmuje również w pełni atrakcyjność erotyczną. Podobnie status ekonomiczny mężczyzny jest elementem potencji seksualnej. - Ktoś, kto jest w tym społeczeństwie niczym, niczego nie posiada, niczego nie może, do niczego nie zmierza, nie ucieleśnia żadnych realnych szans, nie ma też żadnej wartości erotycznej. Siła ekonomiczna może wręcz za­ stąpić seksualną. Stary mężczyzna kompromituje piękną dziewczynę tylko wtedy, gdy niczego nie posiada. Konsolida­ cja robotniczej arystokracji i uniformizacja społeczeństwa spo­ woduje pewnie obniżenie tej granicy, lecz stanie się ona jesz­ cze bardziej zależna od losu.

Brydż Partia brydża z wielką burżuazją wprawia laika w zdu­ mienie. Ma on słuszność, podziwiając przymioty tej klasy, któ­ re ujawniają się w tych okolicznościach: powagę, pewność sie­ bie, swobodę, szybkość decyzji. Z nie mniejszą słusznością po­ dziwia też cudownie funkcjonujący mechanizm, mocą którego ci sami inteligentni, wyszkoleni, pewni siebie ludzie dają świa­ dectwo najnędzniejszej tępoty umysłowej, gdy rozmowa scho­ dzi na ważne kwestie społeczne. Ich roztropność potrafi - dla

* W oryginale nieprzetłumaczalna gra słów: mit Haut und Haaren -przyp. tłum.

33

zachowania czystego sumienia - przedzierzgnąć się w głupo­ tę. Posiadają umiejętność życia harmonijnego.

Ślepota na wartości Jak to jest z owym wrodzonym zmysłem wartościowania estetycznego, dowiedziałem się na przykładzie szampana. Jako dziecko otrzymywałem z okazji różnych świąt połowę szkla­ neczki szampana, którą należało wypić z respektem. Nie znaj­ dowałem w nim nic szczególnego, tak samo jak służąca, z któ­ rą zazwyczaj trącaliśmy się kieliszkami. Tkwiłem w tej nie­ świadomości aż do dnia, gdy podczas pewnego nieśpiesznie spożywanego posiłku z niejakim roztargnieniem ugasiłem pra­ gnienie szampanem; wtedy to odkryłem jego szczególny po­ wab. Tymczasem służąca z pewnością pozostała na tę wartość ślepa.

Granice wolności Jak struktura społeczeństwa kapitalistycznego wciąż się zmienia, a jego podstawa - stosunek kapitałowy - trwa nie­ naruszona, tak kulturowa nadbudowa tego społeczeństwa ule­ ga ciągłym przeobrażeniom, lecz w jej trzonie nie zachodzą przy tym istotne modyfikacje. W stosunku do zmiennych kon­ cepcji natury, prawa, człowieka czy społeczeństwa jest dozwo­ lona nawet stosunkowo radykalna krytyka, a sam krytyk gdy jego poglądy są nie na czasie - naraża się jedynie na za­ rzut ignorancji lub dziwactwa. Natomiast te wyobrażenia, któ­ re - jako znacząca część składowa aparatu władzy klasy rzą­ dzącej - odgrywają w życiu psychicznym jednostki trudną do zastąpienia rolę, stanowią tabu. Pobieżne porównanie powa­ 34

gi, z jaką traktuje się - w ramach wychowania narodowego wiarę w nadziemską moc oraz miłość ojczyzny, ze sposobem podejścia do kształtowania innych sił duchowych, np. wyostrzo­ nego zmysłu prawdy i sprawiedliwości, daje od razu pojęcie o wspomnianej różnicy. W kwestii narodu i religii nie ma żar­ tów. Toteż jako obywatel na razie liberalnego kraju możesz bez większych obaw odnosić się z aplauzem do ekonomicznych teorii marksizmu. Możesz także odnosić się z dezaprobatą do najsłynniejszych uczonych,a nawet polityków lub wpływowych przedstawicieli przemysłu; ale przy pierwszej rzeczywiście wzgardliwej uwadze na temat czy to samego Boga, czy tym bardziej niemieckiej ojczyzny i pola chwały, na którym masy powinny być gotowe polec, doświadczysz natychmiast na so­ bie samym, że kapitalizm ma żywotny interes w tym, by te pojęcia pozostawały nietknięte. W ciągu ostatniego stulecia ateizm był w Niemczech - w pewnych granicach - nieomal dozwolony. Miało to jeszcze związek z walkami przeciwko feudalizmowi oraz z pewnością siebie hossy; przyzwolenie nigdy jednak nie było zupełnie powszechne i szybko zostało cofnięte. Dzisiaj już niechęć wobec jajogłowych, jaką budzą wszelkie publikacje poważnie krytyczne wobec religii, kryje w sobie groź­ bę cięgów czy wręcz śmierci, z którymi musi się liczyć prze­ ciwnik religijnego i narodowego kłamstwa. Dla grzesznika wy­ kraczającego przeciw najświętszym dobrom jest przeznaczo­ na poza tym cała zniuansowana skala kar o prawnym i nie tylko prawnym charakterze. Można by się spodziewać, że przegrana wojna, w której miliony ludzi poświęciły życie dla nagich interesów kapitału, a żadna z obietnic danych bohaterom czy ich ocalałym krew­ nym nie została spełniona, ten czas kłamstwa i mordu spra­ wi, że masy staną się przebiegłe; ale przebiegli zdają się tylko panujący: ogniem i mieczem zwalczają wszystko, co mogłoby, choć w najmniejszym stopniu, zagrozić gotowości mas do no­ 35

wej wojny, przeszkodzić nowemu przelewowi krwi. W tych prze­ śladowaniach, w bezwzględnym tłumieniu świadomości tego stanu rzeczy kapitaliści różnej maści są ze sobą prawdziwie zgodni, na tym polega solidarność klasowa, wielka kulturowa więź. Do fabryk, kopalń i biur zapędza proletariuszy sam głód; aby na polach bitewnych pozwalali się milionami okaleczać, zabijać i zatruwać trzeba jakiegoś utajonego entuzjazmu, któ­ rego nie da się utrzymać bez sfetyszyzowanych, splecionych ze sobą pojęć narodu i kościoła. Warunkują one bezpośrednio trwałość systemu. Kto się na nie zamierza, dotyka jego funda­ mentów.

Podłość jest premiowana Współczesny system kapitalistyczny jest zorganizowanym w skali światowej wyzyskiem. Jego zachowywanie pociąga za sobą niezmierzone cierpienie. Społeczeństwo to ma w rzeczy­ wistości dość środków ludzkich i technicznych, by położyć kres nędzy w jej najbardziej drastycznej formie materialnej. Nie znamy epoki, w której istniałaby taka możliwość w tej mierze co dziś. Przeszkodą w jej wykorzystaniu jest tylko porządek własności, tzn. okoliczność, że olbrzymi aparat produkcyjny ludzkości musi funkcjonować w służbie nielicznej warstwy wy­ zyskiwaczy. Cała oficjalna ekonomia polityczna, nauki huma­ nistyczne, a także filozofia, szkoła, kościół, sztuka i prasa upa­ trują swoje główne zadanie w maskowaniu, bagatelizowaniu, mistyfikowaniu czy wręcz negowaniu tej potwornej okoliczno­ ści. Gdy ktoś zdziwiony wielkim społecznym aplauzem dla ja­ kiejś jawnie opacznej teorii lub np. żywotnością takiej blagi jak obiegowe dziejopisarstwo poszukuje podłoża tych zjawisk, to zwykle okazuje się, że przyczyną nawet tych błahostek jest odejście od owej prawdy. 36

Lecz ideologia odzwierciedla bazę materialną. Jeśli jej wyróżnikiem jest nie dający się już dłużej usprawiedliwiać wyzysk, to tego, kto współdziała w celu zachowania jej przy życiu, czeka nagroda. Jednak stosunki są bardzo powikłane. Anachroniczne społeczeństwo, które stało się złe, spełnia funk­ cje niezbędne dla utrzymania i odtworzenia życia ludzkiego na określonym poziomie, aczkolwiek wywołuje przy tym nie­ potrzebne cierpienie. Jego istnienie jest złe, ponieważ tech­ nicznie byłoby możliwe lepsze; jest ono dobre, gdyż stanowi realną formę ludzkiej aktywności i zawiera elementy lepszej przyszłości. Z tego dialektycznego stanu rzeczy wynika, że z jednej strony w takim okresie walka przeciwko temu, co ist­ nieje, jawi się jako zarazem walka przeciwko temu, co koniecz­ ne i pożyteczne, z drugiej zaś strony pozytywna praca w obrę­ bie status quo jest również współdziałaniem na rzecz trwania niesprawiedliwego porządku. Skoro złe społeczeństwo zaspo­ kaja -jakkolwiek marnie - ludzkie potrzeby, ten, kto zagraża jego trwałości, działa bezpośrednio także przeciwko ludzko­ ści, jej przyjaciel jawi się jako jej wróg. Zła strona rzeczywisto­ ści nie daje się oddzielić od dobrej, dlatego walka z anachroni­ zmem musi przybierać postać walki z tym co konieczne, zaś wola pracy godnej człowieka jest zmuszona występować jako strajk, jako obstrukcja, jako walka przeciwko „pozytywnej pra­ cy”, i odwrotnie - wynagrodzenie czynu o społecznej doniosło­ ści stanowi zapłatę za współdziałanie w ramach złego syste­ mu. Stosunki są tak powikłane, że nawet głód indyjskich pa­ riasów i usługi chińskich kulisów stają się czynnikiem wyzy­ sku angielskich robotników tekstylnych, a rezultaty nauki Bacona i Galileusza wychodzą dziś na korzyść przemysłowi wojennemu. Ukształtowały się naturalnie subtelne mechanizmy oceny, jaka praca jest specjalnie cenna z punktu widzenia uskutecz­ niania wyzysku i skala wynagrodzeń w tym opacznym stanie 37

odpowiada nie tyle rzeczywistej wartości danego osiągnięcia dla ludzkiego życia, ile jego znaczeniu ze względu na możli­ wość trwania starego systemu. Okoliczność, że praca w służ­ bie klasy panującej jest z reguły użyteczna, nie zmienia faktu, że pewne osiągnięcia wcale nie służą całemu społeczeństwu, bądź służą mu tylko nieznacznie, za to przyczyniają się wy­ datnie do utrzymania złego porządku. W tej mierze, w jakiej ów porządek w jego współczesnej formie jest zagrożony, takie właśnie osiągnięcia są szczególnie wysoko notowane. Dotyczy to nie tylko kierowniczych stanowisk w strukturze rzeczywi­ stego aparatu ucisku i dzieł ideologicznych wielkiego forma­ tu, wojska, policji, kościoła, filozofii i ekonomii politycznej, lecz także zwykłego usposobienia. Jego rynkiem są wyrafinowane mechanizmy społeczne, które rozwinęły się dla wyboru kan­ dydatów na poszczególne miejsca pracy od proletariusza po ministra. Wchodzą tu w grę przede wszystkim „dobre” stosun­ ki. Kto je ma, daje już przez to pewien dowód swej niezawod­ ności. System potrafi, gdzie to potrzebne, każdą „dobrą” ten­ dencję uwzględnić. Naturalnie cena woli zależy jeszcze także od jej użyteczności i kosztów reprodukcji. Dobra wola służącej jest mniej warta niż dobra wola profesora. Rzeczywista nie­ zawodność najwyższego stopnia polega na niepodważalnym, nieugiętym zdecydowaniu, by bronić istnienia tego porządku, którego racją jest interes nielicznych, także za cenę nowego morza krwi i za pomocą wszelkiej niegodziwości, będąc przy tym przekonanym, że się spełnia swój obowiązek. Rzeczywista niezawodność jest absolutną gotowością do tego, by wiernie przyswoić sobie sposób wartościowania klasy panującej, nie­ nawidzić i spotwarzać tego, kto swe życie poświęca polepsze­ niu stosunków, wierzyć w każde wciągające go w brud oszczer­ stwo, propagować je, jego śmierć witać jak zbawienie. Można by sądzić, że usposobienie z taką wyrazistością ukształtowa­ ne należy do rzadkości, jednak jest ono całkiem powszechne. 38

Każda myśl, każda sympatia, każda więź, każdy mały i wiel­ ki czyn przeciwko klasie panującej oznacza ryzyko osobistej stra­ ty, każda zaś myśl, każda sympatia, każda więź, każdy czyn dla niej, tzn. dla ogarniającego cały świat aparatu wyzysku, ozna­ cza szansę. Ludzie, którzy chcą coś osiągnąć, muszą już za­ wczasu postarać się o wiarę, która pozwoli im potem działać z czystym sumieniem w taki sposób, jaki w rzeczywistości jest wymagany, gdyż jeśli będą tak postępować wbrew sobie, będzie to po nich widać i wypadną słabo. System przenika do najgłęb­ szych zakamarków ludzkiej duszy; podłość nagradza premią.

Dwojaka nagana Dziecko i starzec, oboje są niezdarni, oboje zostaną zga­ nieni. Wobec obojga kobieta jest tą istotą, która identyfikuje się ze społeczeństwem i reprezentuje to, co przystoi. Tajemni­ ca tej identyfikacji polega na tym, że to, co istnieje, ma moc. Kobieta zawsze opowiada się - przynajmniej nieświadomie za silnym, a w skrytości ducha także mężczyzna uznaje ten sposób wartościowania. I dlatego, o ile dziecku wolno bunto­ wać się przeciwko napomnieniom matki, zawstydzony starzec przyjmuje naganę młodszej kobiety z uległością. W obu wy­ padkach niezdarność wynika ze słabości fizycznej. Lecz w tam­ tym zapowiada się późniejsza siła, w tym zaś śmierć, całkowi­ ta bezsilność. Z kobiecej nagany dziecko może wyczytać na­ dzieję, starzec słusznie dostrzega w niej głównie pogardę.

„Nieodkryty ląd...” Pozycja człowieka jawi się na tle wszystkich bardziej otę­ piałych istot żywych jako nieskończenie uprzywilejowana, przy 39

czym uprzywilejowanie to zwiększa się wraz z zewnętrzną i wewnętrzną wolnością jednostki w stosunku do gorzej sytu­ owanej części ludzkości. W zasadniczych rysach jesteśmy tym samym co zwierzęta, a nawet wszystko, co ożywione, i może­ my czuć się jak naturalny rzecznik istot żywych, jak szczęśli­ wie oswobodzony więzień wobec jeszcze uwięzionych towarzy­ szy niedoli. Jednak nasza uprzywilejowana pozycja, nasza zdol­ ność doznania we własnych przeżyciach ich cierpienia nie się­ ga tak daleko, żebyśmy rzeczywiście mogli stać się z nimi jed­ nym, czy wręcz wyzwolić ich w nas. Jesteśmy w stanie uczy­ nić byt pojedynczych istot lżejszym, potrafimy z poznania empirycznego wyprowadzić pewne praktyczne konsekwencje, ale to nie zmienia faktu, że stoimy przed morzem ciemności, którego nie rozjaśni żadne słowo. Mowa ma wybór: być skoń­ czonym narzędziem albo iluzją. Ta świadomość jest skuteczniejszą bronią przeciwko fideizmowi, niż rozdymanie naszej fragmentarycznej wiedzy do poznania totalności. Megalomania skończonej wiedzy jest ja­ łowa, nawet wtedy, gdy podejmuje krucjatę przeciw metafizy­ ce. Wykazanie tego, że obszary, których nie obejmuje doświad­ czenie, nie mogą zostać odkryte i dlatego nie sposób wysnuć żadnych konsekwencji z rzekomych doniesień o zaświatach, zajmuje miejsce optymistycznego przeczenia temu, że otacza nas ciemność.

Komentarz do teorii resentymentu Zmyślny trik: krytyka systemu ma być zastrzeżona dla tych, którzy są zainteresowani jego istnieniem. Innych, którzy mają sposobność poznać go z perspektywy jego nizin, rozbraja się pogardliwą uwagą, że przemawia przez nich złość, żądza ze­ msty, zazdrość. Ci mają „resentyment”. 40

Tymczasem nie należy zapominać o tym, że w żadnym ra­ zie i w żadnych okolicznościach nie można poznać więzienia, jeśli się rzeczywiście, a nie tylko w przebraniu przestępcy, nie było tam zamkniętym przez pięć lat, mając pewność że złota wolność, za którą się w ciągu tych pięciu lat tęskni, polegać będzie na przymieraniu głodem. Działa to jak milcząca umowa szczęśliwych, żeby - jeśli idzie o to społeczeństwo, które w znacznej mierze jest więzie­ niem - uznawać za świadków tylko tych, którzy tego nie od­ czuwają.

Absolutna sprawiedliwość Ziemska sprawiedliwość, czyli los, na jaki się zasługuje, może z pewnością lepiej się przedstawiać niż obecnie, i o to właśnie toczy się walka dziejowa. Jednak w sposób absolutny tej kwestii uporządkować się nie da. Wobec kogo sprawiedli­ wości ma się stać zadość, kto ma zasłużyć na swój los? Ludzie? - lecz czyż nie należy do każdego człowieka jego powierzchow­ ność i wnętrze, jego nos, jego głowa, jego zdolności, jego pobu­ dliwość, jego zazdrość, pustka lub bogactwo duchowe? Nie ule­ ga przecież wątpliwości, że bieda, choroba, wczesna śmierć nie są w większej mierze ciosami losu - i jako takie właśnie powinny zostać zrekompensowane przez sprawiedliwość - niż brzydka twarz, złe cechy charakteru czy niemoc duchowa. Kim więc jest owo ja - bo nawet „osobowość” do niego tylko „nale­ ży” - które potrzebuje pomocy? Vauvenargues w polemice z Rousseau twierdził, że równości majątkowej nie można uza­ sadnić, odwołując się do równości naturalnej, gdyż w rzeczy­ wistości ludzie nie zostali stworzeni jako równi, lecz jako nie­ równi. W ten sposób Vauvenargues przysłużył się obstawaniu przy nierówności w społeczeństwie zamiast apelować o ulep­ 41

szanie natury. Społeczne przeobrażenie musi zmienić także „naturę”. T^m jednak, co mimo wszystko staje się coraz bar­ dziej problematyczne, są podmioty, które mają być traktowa­ ne sprawiedliwie. Ostatecznie jawią się one jako całkiem abs­ trakcyjne, pozbawione wszelkich rzeczywistych właściwości, „czyste” jaźnie. „Radykalne” pytanie filozoficzne tu, tak samo jak wszędzie, do niczego nie prowadzi, gdyż owe jaźnie są po­ zbawionym istoty pozorem, czy raczej pozorem istoty. Substrat przemiany, jaką spowodowałaby doskonała sprawiedliwość, nie istnieje. W rzeczywistości pod hasłem sprawiedliwości wysu­ wane są żądania konkretnie określonych zmian, które można scharakteryzować - absolutna sprawiedliwość jest tak samo nie do pomyślenia, jak absolutna prawda. Rewolucja nie musi się o takie rzeczy troszczyć.

Nietzsche i proletariat Nietzsche szydził z chrześcijaństwa w przekonaniu, że jego ideały wywodzą się z bezsilności. Filantropia, sprawiedliwość, łagodność - wszystko to mają być słabości, które nie mogąc się mścić, czy ściślej: ponieważ są zbyt tchórzliwe, by się mścić, podają się za cnoty. Nietzsche gardził masami, ale chciał je jako masy właśnie zachować. Chciał zakonserwować słabość, tchórzostwo, posłu­ szeństwo, by zyskać przestrzeń dla hodowli swych utopijnych arystokratów. Ażeby ci nie chodzili jak oberwańcy, inni oczy­ wiście mieli im szyć togi, bo gdyby arystokraci nie mogli żyć z potu mas, musieliby przecież sami stać przy maszynach. Wte­ dy dionizyjskie dytyramby zamilkłyby, nie uciszane. W isto­ cie Nietzsche jest bardzo zadowolony z istnienia mas, nigdzie nie występuje w roli rzeczywistego przeciwnika systemu opar­ tego na wyzysku i nędzy. To, że dyspozycje ludzi w złych wa­ 42

runkach ulegają degeneracji, uważa za równie właściwe jak pożyteczne, aczkolwiek ujmuje się za ich rozwojem u „nadczłowieka”. Cele Nietzschego nie pokrywają się z celami pro­ letariatu. Łatwo jednak zauważyć, że moralność, która prole­ tariatowi zaleca zgodliwość, według tego filozofa klasę panu­ jącą może tylko wyprowadzić w pole. On sam przecież per­ swaduje masom, że jedynie strach powstrzymuje je przed zniszczeniem tego aparatu. Gdy masy rzeczywiście to pojmą, okaże się, że nawet Nietzsche może przyczynić się do prze­ obrażenia niewolniczej rebelii w sferze moralności w proleta­ riacką praktykę.

Reguły gry Warunkiem obcowania uboższego mieszczanina z wielką burżuazją jest w gruncie rzeczy to, że o tym, co najważniejsze, czyli o różnicy klasowej między nimi, nie wspomina się. Dobry ton wymaga, by nie tylko milczeć o tym, ale ponadto sposobem wyrażania się i bycia zręcznie ów fakt zamaskować. Trzeba zachowywać się tak, jakby się było na równej stopie. Milioner ze swej strony przyczynia się do tego. Jeśli letni urlop spędza w Trouville, a jego mniej zamożny znajomy w jakiejś zapadłej dziurze w Schwarzwaldzie, to nie powie on: „Na nic innego nie stać pana”, lecz: „O, jakże chętnie odwie­ dzilibyśmy piękny Schwarzwald!”, albo: „Niechętnie jadę do Trouville, ten cały tamtejszy zgiełk zupełnie mi nie odpowia­ da, ale co poradzić”. Wtedy uboższy powinien odpowiedzieć: „To prawda, bardzo się cieszę na pobyt w Schwarzwaldzie!” Bo jeśli będzie zapewniał: „Wołałbym jechać do Trouville, ale jestem na to za biedny”, to najpierw w odpowiedzi usłyszy: „krętacz z pana”; a jeśli będzie przy tym obstawał, nie tylko z okazji letniej wyprawy, ale zawsze, gdy taka odpowiedź rze­ 43

czy wiście byłaby na miejscu, to okaże się, że postępuje grubiańsko i stosunki zostaną zerwane. Gdyby jednak rzeczywiście sam pojechał do Trouville, acz­ kolwiek faktycznie jest na to za biedny, to przekonałby się, że jego przyjaciele z wielkiej burżuazji traktują podział docho­ dów na gruncie porządku kapitalistycznego za absolutnie spra­ wiedliwą miarę poziomu zaspokojenia potrzeb dozwolonego dla danej jednostki. Jak mógł sobie na to pozwolić, jak „śmiał” w takiej sytuacji jechać do Trouville, dlaczego nie pojedzie do Schwarzwaldu! Warunkiem kontaktu jest idealne zamaskowanie, ale za­ razem bezwzględnie realne uznanie i utrzymanie struktury klasowej. Ponieważ ów kontakt często daje uboższym pewną praktyczną korzyść czy raczej, ponieważ mają oni nadzieję na taką korzyść, zwykle wypierają jasną świadomość różnicy, najpierw w ramach stosunków towarzyskich, potem w ogóle. Ich świadomość dostosowuje się do ich działania. Ludzie chęt­ nie postępują zgodnie z przekonaniami, toteż z reguły akcep­ tują poglądy, które chcą wcielić w czyn. Mniejsi ludzie, którzy stale utrzymują takie stosunki, zwłaszcza intelektualiści, mają na ogół świadomość bardzo zaniedbaną ideologicznie, cierpią nie tylko na typowe dla ich warstwy iluzje harmonistyczne, ale i na prywatną tępotę - choćby poza tym byli nadzwyczaj­ nie uzdolnieni. Koniec końców skutki wspomnianego wypar­ cia dają o sobie znać w całym ich myśleniu, co wyraża się przede wszystkim w wyolbrzymianiu zalet ich przyjaciół wywodzą­ cych się z wielkiej burżuazji. Nie zdarzyło ci się spotkać takie­ go ustosunkowanego człowieka, który by nie uważał tych pań i panów za co najmniej „tak miłych” lub „tak rozsądnych”? Jako „tak wyzyskujących” nie jest on już w stanie ich poznać. Te stosunki rzutują na świadomość - w tym większym stop­ niu, im bardziej są osobiste i szczere.

44

Archimedes i nowoczesna metafizyka Przejęty swą nauką Archimedes zapomniał, że wokół nie­ go szerzy się mord i przez to zginął. Przejęci swą nauką współ­ cześni filozofowie zapominają, że wokół nich szerzy się mord,a wieści o tym interpretują jako propagowanie grozy. Jednak nie narażają się przy tym na żadne niebezpieczeństwo, gdyż nie wrogie, lecz ich własne zastępy dzierżą władzę. Tak jak figury Archimedesa, ich systemy są dla ich towa­ rzyszy środkami defensywy. Ale w przeciwieństwie do grec­ kich uczonych, żeglują oni pod fałszywą flagą. Archimedes nie twierdził, że jego katapulty mogłyby przynieść korzyść zarów­ no przyjaciołom, jak i wrogom. Natomiast nowoczesna metafi­ zyka podaje się za sprawę ludzkości.

Konwersja myśli Ujawnianie motywów moralnych, przede wszystkim współ­ czucia, które przecież odgrywa rolę w działaniu i myśleniu teoretyków marksistowskich jako utajona pobudka, jest przez nich dezaprobowane nie tylko z powodu zażenowania, lecz i dlatego, że doświadczenie pouczyło ich, iż taka deklaracja zwykle zastępuje praktykę. Świadomie lub nieświadomie przy­ puszczają oni, że impuls moralny znajduje ujście albo w rze­ czywistym działaniu, albo w słowach. Właśnie z tego względu są wobec słów tak nieufni. W ten sposób jednak narażają się na podobne niebezpie­ czeństwo jak wtedy, gdy twierdzą, że wszystko w rzeczywisto­ ści kręci się wokół dóbr materialnych. Kwitując akcentowanie innych potrzeb i dóbr niż głód i władza wskazaniem na prozę życia - w którym liczy się jedynie zaspokojenie najprymityw­ niejszych potrzeb - skłaniają się do przeobrażania goryczy tej 45

konstatacji w apologię. Stwierdzenie, że we współczesnej rze­ czywistości wszystko, co idealne, jest tylko ideologiczną zasło­ ną złej, materialnej praktyki, z łatwością przybiera postać zmysłu realizmu pewnych dziennikarzy i reporterów: „Dajcie nam spokój z kulturą, wiemy przecież, że to szwindel”. Są oni z tego stanu rzeczy w pełni zadowoleni i pojednani z nim.

Pomóc można tylko całości Bądź nieufny wobec tego, kto twierdzi, że można pomóc tylko całości lub nikomu. Jest to samooszukiwanie się tych, którzy w rzeczywistości nie chcą pomagać i od podjęcia zobo­ wiązania w pojedynczym, konkretnym wypadku wymawiają się wielką teorią. Racjonalizują oni w ten sposób swą nieludz­ ką postawę. Istnieje podobieństwo między nimi i pobożnymi, które polega na tym, że jedni i drudzy dzięki „wyższej” argu­ mentacji zachowują czyste sumienie, pozostawiając cię bez pomocy.

Sceptycyzm i moralność Z praw ekonomicznych odkrytych przez Marksa nie „wy­ nika” socjalizm. Owszem, istnieją naukowe przepowiednie, które odznaczają się najwyższym stopniem prawdopodobień­ stwa, jak na przykład ta, że jutro wzejdzie słońce. Stanowią one wnioski wyprowadzone z niezmierzonego materiału do­ świadczenia. Ale kto zechce uwierzyć, że przepowiednia doty­ cząca socjalizmu ma właśnie taki charakter? Socjalizm jest lepszą, bardziej sensowną formą społeczeń­ stwa, której elementy w pewnym stopniu istnieją w kapitali­ zmie. W kapitalizmie występują „tendencje”, które działają na 46

rzecz zmiany systemu. Jednak materiał doświadczalny, na podstawie którego przypuszczamy, że owe tendencje wezmą górę, jest bardzo nikły. Ktoś, kto ryzykowałby przejście przez most nad przepaścią, którego zasady konstrukcyjne nie były­ by mocniej zakorzenione w doświadczeniu niż nastanie socja­ lizmu, narażałby się na największe niebezpieczeństwo. Całe to rozumowanie niezależnie od jego słuszności może z pewnością liczyć zarówno na poklask ze strony życzliwych burżuazyjnych przyjaciół socjalizmu, jak i na tolerancję jego wrogów. Z odpowiednią dozą sceptycyzmu wolno powoływać się na Marksa. Lecz życzliwość i tolerancja przepadną natych­ miast, gdy w kontekście porównania z mostem dodamy, że od podjęcia ryzyka przeprawy na drugi brzeg zależy to, czy nie­ sprawiedliwość, degeneracja ludzkich zdolności, zakłamanie, bezsensowne poniżenie, krótko mówiąc: niepotrzebne cierpie­ nie materialne i duchowe w przeważającej mierze zniknie czy nie, innymi słowy - jeśli powiemy, że o socjalizm trzeba wal­ czyć. Uznawanie teorii Marksowskiej z domieszką sceptycz­ nej rezerwy, pełne pietyzmu włączanie jej do historii filozofii jest przez burżuazję mile widziane; korelatem takiego kontemplatywnego stosunku do marksizmu jest w praktyce zado­ mowienie się w istniejącym systemie. Stwierdzenie, że z teorii marksistowskiej socjalizm nie „wynika”, choćby sam w sobie był pożądany, służy bezpośrednio moralnemu uprawomocnie­ niu kapitalizmu. Jest wyrazem społecznego sceptycyzmu. W rzeczywistości jednak z wyjaśnienia, że Marks i Engels nie „udowodnili” socjalizmu, nie wynika żaden pesymizm, lecz odesłanie do praktyki, której potrzebuje teoria. Marks odkrył prawo rządzące istniejącym nieludzkim porządkiem i wska­ zał metodę stworzenia systemu bardziej ludzkiego. To, co dla burżuazyjnych uczonych jest ogniwem łączącym jeden człon systemu z innymi, co jest „problemem”, takim jak inne, rzeczą, której oddają „sprawiedliwość”, poświęcając jej 47

w najlepszym razie kilka pełnych zrozumienia stronic w ja­ kimś podręczniku: rozstrzygnięcie kwestii, czy społeczeństwo klasowe będzie istniało nadal, czy też uda się ustanowić w jego miejsce socjalizm, rozstrzyga o postępie ludzkości lub jej upadku w barbarzyństwo. Sposób traktowania tej kwestii okre­ śla nie tylko stosunek życia danej jednostki do życia ludzko­ ści, lecz także poziom jej moralności. System filozoficzny, ety­ ka, teoria moralności, która obecne, anachroniczne, hamujące postęp stosunki własności, istnienie społeczeństwa klasowe­ go oraz zadanie jego przezwyciężenia „klasyfikuje”, zamiast się z tym zadaniem utożsamiać, jest przeciwieństwem moral­ ności, albowiem współcześnie moralność polega na urzeczy­ wistnieniu socjalizmu. Odnosząc się do socjalizmu sceptycz­ nie, uczeni ci służą panującemu porządkowi społecznemu. Pro­ fesorowie i literaci, którzy w świecie takim, jakim on jest, cie­ szą się aprobatą, uznaniem i szacunkiem, są pod względem „moralnym” bez wątpienia równi kryminalnemu przestępcy. Dozwolonej grabieży na niezliczonych dzieciach, kobietach i mężczyznach w krajach kapitalistycznych, a jeszcze bardziej bezwzględnej w koloniach, przyglądają się z całkowitym spo­ kojem i konsumują swą część zysku. Wspierają system, gdy w renomowanych książkach i czasopismach w „naukowym” ję­ zyku obok wielu innych problemów omawiają także teorię spo­ łeczeństwa socjalistycznego i wyrażając sceptycyzm, przecho­ dzą do porządku. Jest to rzecz znana, że burżuazja o wszystkim może „dys­ kutować”. Ta możliwość stanowi o jej sile. W ogólności gwa­ rantuje ona swobodę myśli. Ale gdy myśl prze bezpośrednio ku praktyce, gdy w kręgach akademickich staje się „nienau­ kowa”, wtedy znika przyjemny nastrój. Sceptycyzm jest w isto­ cie wyrazem tego, że granice teorii są strzeżone. Przeciwień­ stwem sceptycyzmu nie jest ani optymizm, ani dogmat, lecz proletariacka praktyka. Jeśli socjalizm jest nieprawdopodob­ 48

ny, to trzeba tym więcej rozpaczliwej determinacji, by uczynić go prawdziwym. Tym, co mu się przeciwstawia, nie są tech­ niczne trudności związane z jego realizacją, lecz aparat wła­ dzy rządzących. Jednak to, że sceptycyzm jest zły, nie oznacza, że pewność jest choć trochę lepsza. Iluzja, że socjalizm nastanie nieuchron­ nie, z koniecznością właściwą zjawiskom przyrodniczym, jest nie mniejszą antagonistką właściwego działania niż sceptycz­ ne zwątpienie. Marks socjalizmu wprawdzie nie udowodnił, lecz pokazał, że istnieją w kapitalizmie tendencje rozwojowe, które socjalizm umożliwiają. Ci, którzy są nim zainteresowa­ ni, wiedzą, jak się zabrać do dzieła. Socjalistyczny porządek społeczny nie napotyka przeszkód ze strony historii powszech­ nej, jest on możliwy; urzeczywistniony zostanie jednak nie przez immanentną logikę dziejów, lecz przez ludzi wyszkolo­ nych przez teorię, zdecydowanych na lepsze, lub nie zostanie urzeczywistniony wcale.

Światopogląd heroiczny Nie ma światopoglądu, który w większym stopniu sprzy­ jałby dziś celom klasy panującej, niż światopogląd „heroicz­ ny”. Młodzi drobnomieszczanie niewiele mogą zyskać dla sie­ bie samych, za to mają występować w obronie wszystkiego, co umacnia pozycję trustów. Walka z indywidualizmem, wiara, że dla dobra całości jednostka musi się poświęcić, odpowiada w pełni dzisiejszej sytuacji. W odróżnieniu od prawdziwych bohaterów to pokolenie entuzjazmuje się nie jasno wytyczo­ nym, rzeczywistym celem, lecz samą gotowością jego osiągnię­ cia. Czyż rządzący w Niemczech marzyli kiedykolwiek o czymś lepszym, niż żeby przez nich samych zrujnowane warstwy sta­ nowiły ich własną awangardę i stawiały sobie za cel nawet 49

nie mizerny żołd, lecz ofiarę, lub przynajmniej oddanie i dys­ cyplinę! Prawdziwy heroizm jest pełnym pasji, nie dbającym o wła­ sne życie zainteresowaniem jakąś społecznie znaczącą warto­ ścią. W przeciwieństwie do tego światopogląd heroiczny czyni własne życie głównym tematem, aczkolwiek ma być ono ofiaro­ wane. Jego wyznawcy nie powinni naturalnie uświadamiać sobie interesów gospodarczych, dla których mają postradać życie. Za to ich żarliwa świadomość kieruje się bezpośrednio na ofiarę, tzn. na krew i mord. Fantazja abstrahuje od tego, że sama osoba fantazjującego także wchodzi w rachubę, nie zważając na zróżnicowanie indywiduów, upaja się okrucieństwem. W prak­ tyce zwolennicy religii ofiary mają też zwykle na oku raczej uśmiercanie niż bycie uśmiercanym, wygląda na to, że chcą tamto okupić gotowością do tego, a w każdym razie nie przy­ wiązują wagi do takich subtelnych różnic. W przyszłości może się zdarzyć, że badania naukowe mniej skrępowane przesąda­ mi niż współczesne ujawnią, iż niejednokrotnie w dziejach władza chrześcijaństwa nad duszami wiernych opierała się na jego afiliacjach z męczeństwem i ranami, a stosy inkwizycji po­ zostawały w tak ścisłym związku z czczeniem krzyża jak rewol­ wery narodowych socjalistów z ich idealistyczną doktryną.

Wszyscy muszą umrzeć Wszyscy muszą umrzeć - zapewne, jednak nie wszyscy umierają tak samo. Nie chcę tu mówić o tym, że zamożni mogą przedłużać swe życie za pomocą tysiąca środków, którymi ubo­ dzy nie dysponują; ani o tym, że chirurgiczna „sztuka szuka zarobku”, lecz po prostu o samym umieraniu. Jeśli mniej lub bardziej dolegliwe przyczyny śmierci są względnie równo rozdzielone, to przecież te same choroby mają 50

różny przebieg, zależnie od jakości leczenia i opieki lekarskiej. Ale to drobiazg! Jedno jedyne błahe spostrzeżenie wystarczy, by podważyć całą ideologię neutralności śmierci. Gdyby poda­ no do wiadomości, że krewni tych, którzy umrą - wszystko jedno w jaki sposób - w ciągu najbliższych czternastu dni, będą do końca życia przyzwoicie odżywieni i odziani, to nie tylko na całym świecie wzrosłaby statystyka samobójstw; pokaźna licz­ ba ludzi - kobiet i mężczyzn - popełniłaby samobójstwo z ta­ kim spokojem ducha, jaki przyniósłby zaszczyt każdemu sto­ ikowi. I teraz oceń, czy śmierć milionera jest taka sama, jak śmierć proletariusza! Umieranie jest ostatnim stadium życia. Człowiek ubogi w tym ostatnim stadium wie, że gdy on umrze, jego rodzina zostanie za to ukarana. Pewna robotnica w mi­ nutę po tym, jak obie jej stopy zostały zmiażdżone, lamento­ wała: „Już teraz nie będę mogła pracować, mój biedny mąż, moje biedne dzieci, już nie będzie ze mnie żadnego pożytku”. Nie myślała o sobie. - Gdy jakaś lady spadnie z konia albo ulegnie wypadkowi samochodowemu, ma przed sobą, w trak­ cie kuracji, zupełnie inną perspektywę i liczni jej przyjaciele nie muszą boleć nad stratą pożytku, jaki im przynosiła, lecz mogą cierpieć z powodu braku jej osoby. Nic mi nie wiadomo o tym, co następuje po śmierci; ale to, co poprzedza śmierć,rozgrywa się w społeczeństwie kapitali­ stycznym podzielonym na klasy.

Dyskusja o rewolucji Prawdziwy burżua wykazuje umiejętność rozważania wszystkiego obiektywnie, w powojennych Niemczech - także rewolucji. Włączając ją, czy raczej polityczne jej przygotowa­ nie, w obszar swych myśli, ujmuje rewolucję tak samo jak wszelką inną działalność w ramach istniejącej rzeczywistości 51

społecznej i odpowiednio ocenia. Ponieważ przedsiębiorca w kapitalistycznym systemie produkcji mniej zastanawia się nad wartością użytkową swych towarów niż nad właściwą metodą ich produkcji i dystrybucji, oceniając obiektywnie jakąś dzia­ łalność społeczną, mniej interesuje się treścią niż realizacją. Dlatego też rewolucyjnej partii w Niemczech stawia się dziś zarzuty dotyczące przede wszystkim marnego wykonawstwa, nie zaś celu, któremu od momentu zakończenia wojny daje się pewną szansę. Piętnuje się nieudolność przywódców. Prócz wskazanych formalnych elementów myślenia burżuazyjnego składa się na to rzecz jasna także sporo bardziej ważkich przyczyn. Nie tylko u lewicowego mieszczaństwa, tak­ że w duszach przedstawicieli szerokich warstw o nastawieniu kontrrewolucyjnym, którzy fiasko proletariackiej akcji spisali na konto jej przywództwa, psycholog rozpoznałby skrywane poczucie winy, że się samemu nie współdziałało, i nieuświadamianą wściekłość, że nic z tego nie wyszło. Dochodzi tu ponad­ to do głosu haniebna, głęboko zakorzeniona w myśli europej­ skiej wiara w to, że sukces jest zrządzeniem boskim. Rewolu­ cja jest zła, dopóki nie zwycięża. Niedostatki rewolucyjnego przywództwa mogą być w isto­ cie nieszczęściem. Choćby polityczna walka z nieludzkim cha­ rakterem współczesnych stosunków była prowadzona tak źle, jak to tylko możliwe, jest ona wciąż formą, jaką mogła przybrać w tym momencie dziejowym wola lepszego porządku i tak to wła­ śnie będzie widziane przez miliony uciskanych i dręczonych na całym świecie. Żadne błędy przywódców nie zmieniają więc fak­ tu, że są oni mózgiem tej walki. Kto sam, będąc bezpośrednio związanym z walczącą partią, może ewentualnie wpływać na jej kurs, czyli ktoś, kto bez wątpienia pozostaje we wspólnocie z ową partią, wspólnocie opartej na jedności zapatrywań i współ­ działaniu w walce, mógłby pewnie w jakimś okresie poddawać jej przywództwo konstruktywnej krytyce również z zewnątrz. 52

Partia proletariacka nie może być jednak przedmiotem krytyki kontemplatywnej, gdyż każdy jej błąd jest wynikiem tej okoliczności, że zabrakło udziału lepszych sił, które ustrze­ głyby ją przed błądzeniem. Na podstawie późniejszych wypo­ wiedzi kontemplatywnego krytyka, opiniujących działalność partii, niepodobna ocenić, czy dzięki własnemu zaangażowa­ niu w jej poczynania wzmocniłby on te siły, gdyż nie sposób rozstrzygnąć, czy jego poglądy w danej sytuacji trafiłyby ma­ som do przekonania, czy jego przewaga teoretyczna była po­ wiązana z niezbędnymi umiejętnościami organizatorskimi, krótko mówiąc - czy jego polityka była w ogóle możliwa, czy też nie. Obiegowy zarzut brzmi, że przywódcy skupiali w swym ręku wszystkie środki partyjnej władzy, że aparat nie dopusz­ czał do głosu jednostki i dlatego wszelkie dążenia rozsądnych ludzi były z góry skazane na niepowodzenie. Jak gdyby w każ­ dym momencie historycznym nie było tak, że wola polityczna napotyka w swym dążeniu do urzeczywistnienia określone przeszkody! Wydaje się, że dziś akurat piętrzą się one przed intelektualistą; ale kto inny, niż ci, którzy istniejące manka­ menty przezwyciężają praktycznie, zdołałby dowieść, że - biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności - nie są one najmniej­ sze z możliwych. Burżuazyjna krytyka proletariackiej walki jest logiczną niemożliwością. Burżuazyjny sposób myślenia odpowiada temu systemowi gospodarczemu, wraz z którym powstał. W ramach ruchu po­ litycznego, który zmierza do zastąpienia współczesnej formy społeczeństwa lepszą, panujące zwyczaje myślowe tracą waż­ ność, gdyż jej podporządkowanie władzy ekonomicznych praw kapitalizmu nie jest ścisłe i w znacznym stopniu zapośredniczone. Nieudolne pokierowanie jakimś przedsięwzięciem w kapitalizmie automatycznie uruchamia mechanizm regulacji. Stwierdzenie, że kierownictwo zawiodło, znajduje potwierdze­ nie w bankructwie firmy i przejęciu jej gospodarczej funkcji 53

przez inne firmy, które będą spełniały ją lepiej. Istnieje więc obiektywne, niezależne od krytyków kryterium oceny działal­ ności społecznej. Polega to na tym, że w systemie kapitali­ stycznym wszędzie tam, gdzie jest zapotrzebowanie na pracę, znajdują się też ludzie, którzy wykonują ją zgodnie z wymoga­ mi poziomu rozwoju sił wytwórczych. Gdzie dochodzi do ubyt­ ku, tam natychmiast pojawia się zastępstwo. Ta zastępowal­ ność w żadnym jednak razie nie dotyczy przywódców robotni­ czych. Miejsce zabitych i pozbawionych zdolności do walki mogą zająć jedynie inni bojownicy, co na ogół oznacza ujmę, prze­ ciwnik potrafi bowiem ugodzić tych, którzy są dla niego nie­ bezpieczni. Światem, w którym wyrasta elita robotnicza, nie są akademie, lecz walki w fabrykach i związkach zawodowych, kary dyscyplinarne, brudne zatargi wewnątrzpartyjne i pozapartyjne, wyroki więzienne i nielegalność. Nie pchają się do tego studenci jak do sal wykładowych i laboratoriów burżuazji. Droga kariery rewolucyjnej nie prowadzi przez bankiety i zaszczytne tytuły, interesujące badania i profesorskie zarob­ ki, lecz przez nędzę, hańbę, niewdzięczność, więzienie; jest to droga w nieznane, które rozjaśnia jedynie nadludzka nieomal wiara. Dlatego też ludzie tylko uzdolnieni rzadko robią taką karierę.

Uwaga Możliwe, że rewolucyjna wiara w takich momentach jak obecnie z trudem daje się pogodzić z jasnym widzeniem współ­ czesnych stosunków, być może nawet cechy, jakich wymaga przewodzenie partii proletariackiej, mają dziś właśnie tacy lu­ dzie, którzy - z punktu widzenia charakteru - nie należą do najbardziej subtelnych. Czy „wyższy poziom” burżuazyjnych krytyków, ich większa wrażliwość moralna nie jest - przynaj­ 54

mniej częściowo - skutkiem tego, że trzymają się oni z dala od rzeczywistej walki politycznej? Ale czy owo trzymanie się z dala jako ogólna maksyma nie oznaczałoby wyroku śmierci na wolność? Czy ludzie na „wyższym poziomie” mają powód, by potępiać tych, którzy rzeczywiście walczą?

Takt Istnieje niezawodny sposób poznania taktu człowieka. W każdej towarzyskiej imprezie uczestniczą kobiety, które ani pod względem wpływów, władzy, pewności siebie, ani urody nie mogą się mierzyć z pozostałymi. Zazwyczaj dla takich zdomino­ wanych żeńskich uczestników impreza jest męką, zwłaszcza gdy ich mężowie, przyjaciele lub przyjaciółki z ekonomicznych czy też erotycznych powodów są mocno zaabsorbowani rozmową. Mają one poczucie wykluczenia, które emanuje tak silnie, że nowy przybysz, a tym bardziej żegnający się, z łatwością zapomina podać im rękę. Takt najbardziej dystyngowanego i błyskotli­ wego światowca okaże się pustym blichtrem, jeśli rzeczywi­ ście tego zaniedba; kto zaś zwracając się do takich kobiet, wcią­ ga je do rozmowy, prześciga go w jego własnej specjalności. To stwierdzenie - przy uwzględnieniu pewnych niuansów - daje się odnieść do stosunków towarzyskich na wszystkich szczeblach życia społecznego, o ile pod pojęciem taktu rozu­ mie się nie tylko przyzwyczajenie i naśladowanie, ale także rozsądek i dobroć.

Animizm Ludzie doświadczają tego, że ich własny ruch jest powodo­ wany przez nich samych za pośrednictwem spontanicznych 55

impulsów. U zarania dziejów przenoszą to doświadczenie nie tylko na ruch innych istot żywych, lecz na wszystko, co się dzieje. Ściślej mówiąc: nie tyle przenoszą to doświadczenie, ile traktują wszelkie zdarzenia jako bezpośrednie akty woli na podobieństwo ich własnych. Nasi filozofowie wiedzieli o tym od dawna. Ale i w tej dzie­ dzinie od kilku dziesięcioleci można obserwować pewną zmia­ nę. Podczas gdy w minionym stuleciu poznanie to zaowocowa­ ło teorią animizmu ludów prymitywnych i skłaniało do kryty­ ki współczesnej religii jako pozostałości tego pierwotnego me­ chanizmu psychicznego, to dziś jest ono wykorzystywane do dyskredytowania pojęcia przyczynowości. Tb, co się dzieje w sferze ducha, nie podlega jakoby przyczynowości. Akty religij­ ne uchodzą za nieuwarunkowane i dyskwalifikuje się roszcze­ nia nauki do osądzania ich. Nawiasem mówiąc, można wątpić w to, czy teoria animistycz­ na jest trafna w odniesieniu do ludów prymitywnych. Być może etnologowie skorygują to nasze wyobrażenie. W każdym razie animizm znajduje potwierdzenie w religii mas zwodzonych w kapitalizmie. W obliczu jej upadku w tej straszliwej rzeczywisto­ ści ludzie chcieliby, żeby ktoś był temu wszystkiemu winny, ma­ jąc przy tym dobre zamiary. Wbrew możliwości głębszego pozna­ nia ów psychiczny mechanizm panwitalizmu funkcjonuje za spra­ wą cierpienia, a ci, którzy je powodują, potrafią usuwać prze­ szkody. Należałoby więc raczej objaśniać teorię animizmu ludów prymitywnych, biorąc za przesłankę nędzę współczesności, za­ miast wywodzić współczesność z życia ludów prymitywnych.

□ formalizacji chrześcijaństwa Fakt, że Jezus przepędził handlarzy ze świątyni rózgą, dostarczył już teologicznego alibi licznym aktom przemocy. 56

Ciekawe, że tak rzadko mówi się o tym, jaki był koniec tej biblijnej historii. Rewolucja francuska usiłowała wyplenić absolutystyczne nadużycia chrześcijaństwa za pomocą krwawych środków. W czasie wojny światowej nasi księża nadużywali chrześcijaństwa jako narzędzia eksterminacji milionów chrze­ ścijan. W obu wypadkach można powoływać się na ów epizod biblijny, jednak teolodzy, którzy zważają przy tym jedynie na problem, czy przemoc jest dozwolona, wywołują wrażenie, ja­ koby Jezusowi chodziło o uderzenia rózgą, a nie o świątynię. Tacy są właśnie prawdziwi chrześcijanie!

Wiara i zysk Antysemityzm budzi niesłychane wzburzenie żydowskich kapitalistów. Twierdzą oni, że atakuje się to, co dla nich naj­ świętsze. Sądzę jednak, że ich bezgraniczna wściekłość bierze się tylko z tego, że antysemickie ataki trafiają w coś, co nie przynosi żadnego zysku, a zarazem w żaden sposób nie może ulec zmianie. Gdyby współczesny antysemityzm godził w religię, a nie w „krew”, to bardzo wielu spośród tych, których tak mocno oburza, „z ciężkim sercem” wyzbyłoby się tego, co dla nich najświętsze, a nierentowne. Gotowość poświęcenia życia i własności dla wiary została przezwyciężona wraz z material­ ną podstawą getta. Hierarchia wartości Żydów należących do burżuazji nie jest ani żydowska, ani chrześcijańska, lecz burżuazyjna. W obliczu przemocy żydowski kapitalista, tak samo jak jego aryjski kompan klasowy, poświęci w pierwszej kolej­ ności własny przesąd, następnie życie innych,a na samym końcu swój kapitał. Żydowski rewolucjonista w Niemczech, tak jak „aryjski”, dążąc do wyzwolenia ludzi, kładzie na szali własne życie.

57

Albo - albo Bez pieniędzy, bez gospodarczego zabezpieczenia jesteśmy zgubieni. Rozumiem przez to wystawienie na okrutną chło­ stę: degradującą udrękę, uwięzienie w kręgu drobnych spraw, powszednie troski dniem i nocą, zależność od najpodlej szych ludzi. Nie tylko my sami, także ci, których kochamy i za któ­ rych ponosimy odpowiedzialność, razem z nami dostają się w tryby codzienności. Stajemy się przedmiotem głupoty i sady­ zmu; siły, o których istnieniu w chwilach szczęścia nie mamy pojęcia, zdobywają nad nami władzę i wciągają wraz z naszym życiem nasze myśli w nędzę i brud. Ludzie, którzy uznawali nasze niezależne poglądy, jeśli nawet nie ze szczerością, a je­ dynie dzięki służalczemu respektowi dla naszej pozycji spo­ łecznej, teraz triumfalnie zmieniają front, zupełnie tak, jak dyrektor więzienia w obecności wpływowego gościa toleruje postawę, której ujawnienie w innej sytuacji pozbawiłoby więź­ nia najmniejszego złagodzenia rygoru kary. Absolutna bezsil­ ność, degeneracja wszelkich dobrych i rozwój wszelkich złych skłonności przypada nam i naszym bliskim w udziale, gdy tra­ cimy w tym społeczeństwie gospodarcze zabezpieczenie. Z pewnością jest tak, i wszystko to aż nadto dobrze uza­ sadniałoby niezłomne postanowienie, by za wszelką cenę uni­ kać utraty owego zabezpieczenia. Ale czy to świadome lub nie­ świadome postanowienie, niewzruszona determinacja i nie­ ugięta wola posiadającego, by zachować zabezpieczenie, nie odciska piętna nieczułości na wszystkich jego czynach, nawet niefrasobliwych i wspaniałomyślnych? Czyż to bezpieczeństwo, ta pewność, że - na wszelki wypadek - będzie się trzymało środka społeczeństwa i nigdy nie zetknie się naprawdę z jego granicami, nie czyni z ludzi funkcji obliczalnych w stosunku do wszystkiego, co istotne, których formuła jest aż po kres ży­ cia z góry dana? Gdy idzie o zasadnicze sprawy, tacy ludzie 58

myślą, czują i działają jak zwykli eksponenci ich interesów własnościowych. Sens ich życia jest określony, nie zależy od ich człowieczeństwa, lecz od rzeczy, od ich majątku i jego immanentnych praw. Rzeczywistymi, samodzielnymi ludźmi stają się oni tylko wtedy, gdy grają lub robią rzeczy obojętne. Ale także wtedy ich niesamodzielność, heteronomia innych prze­ jawów ich życia pozostaje widoczna. W sposobie, w jaki te pa­ nie i ci panowie podróżują, kochają, politykują, uprawiają sport, wychowują dzieci, rozmawiają o książce, zdaje się wciąż tkwić zastrzeżenie: „Niech będzie, co chce, nie mam zamiaru narażać na szwank mojego majątku i moich dochodów”. Toteż każdy, kto ich zna, przyzna, że ludzie ci wytwarzają wokół siebie atmosferę bezgranicznej nudy. To przecież obojętne, co się w ramach takiego kontaktu zdarzy, w gruncie rzeczy wszyst­ ko jest już rozstrzygnięte. Jedyna sfera, w której zdradzają oni rzeczywiście własne impulsy i są ludźmi, ma charakter „pry­ watny”, a więc w stosunku do nich niesamoistny, tam zaś, gdzie zaczyna się dla nich rzeczywistość, nie są ludźmi, lecz funk­ cjami ich kapitału i dochodu. To samo co wielkich dotyczy rów­ nież małych. Wola zatrudnionego, by nie utracić posady, wy­ wiera z czasem na jego życie podobnie niwelujący wpływ. Wszel­ kie jego własne decyzje, sama swoboda myśli musi - wobec tego twardego postanowienia - ulec w końcu unicestwieniu. Tak oto znajdujemy się między niebezpieczeństwem pogrą­ żenia się w społecznym piekle i groźbą jałowości życia. Można by sądzić, że istnieje jakieś właściwe rozwiązanie pośrednie, złoty środek między tymi skrajnościami, ale już najmniejsze osłabienie determinacji utrzymania się na górze sprawia, że ześlizgnięcie się w dół staje się tylko sprawą przypadku. Tak jak pozostawienie gospodarczego przedsięwzięcia na osiągnię­ tym poziomie nie gwarantuje mu trwałości, lecz oznacza re­ gres, jak brak awansu nie powoduje zagnieżdżenia się zatrud­ nionego na zajmowanym stanowisku, lecz ryzyko zwolnienia, 59

tak rezygnacja z duchowej zatwardziałości prowadzi dziś nie do zachowania wolności, lecz do ruiny.

Polityczne reguły życia Jest pewna dobra polityczna reguła życia, która spokojne­ mu obywatelowi może dopomóc w uniknięciu zagrożeń zwią­ zanych z walką klasową. Brzmi ona: nie zadzieraj z reakcją! Gdyby się kiedyś zdarzyło, że robotnicy obejmą władzę, za­ wsze jeszcze zdążysz okazać się wobec nich lojalnym. Jeśli nie odznaczysz się jako polityczny przywódca reakcji, tylko po pro­ stu będziesz z nią w dobrych stosunkach, to nie masz powodu obawiać się rewolucji. Jeśli natomiast w warunkach pokoju będziesz sympatyzował z proletariatem czy przynajmniej za­ niedbasz rozgłosić wśród znajomych, że jest przeciwnie, to bardzo prawdopodobne, że w razie otwartej wojny domowej zginiesz. Dla rozsądnego obywatela dbającego o swych bliskich i ceniącego własne życie, w szczególności zaś dla intelektuali­ sty, reguła ta stanowi niezawodną wytyczną postępowania w niespokojnych czasach. Kto ma pieniądze, nie musi natural­ nie i o to się troszczyć. Spokojnie może sobie pozwolić na lewi­ cową orientację, jeśli tylko zdoła na czas wyjechać za granicę.

Metafizyka Czegóż to nie rozumie się pod pojęciem metafizyki! Bardzo trudno znaleźć określenie, które dogadzałoby wszystkim uczo­ nym mężom z ich zapatrywaniami na sprawy ostateczne. Jeśli którąś z tych pompatycznych metafizyk weźmiesz pod lupę i uda ci się coś ustalić, wszyscy inni z pewnością oświadczą, że pod pojęciem metafizyki zawsze rozumieli coś zupełnie innego. 60

Wydaje mi się, że metafizyka oznacza jakieś poznanie praw­ dziwej istoty rzeczy. Lecz przykład wielu znaczących i nieznaczących profesorów zajmujących się filozofią i niefilozofią po­ zwala wnioskować, że istota rzeczy jest tego rodzaju, iż można ją badać i na jej oglądzie spędzić życie, nie buntując się prze­ ciwko istniejącemu systemowi społecznemu. Mędrzec, który kontempluje istotę rzeczy, może wprawdzie z tej kontemplacji wyprowadzić przeróżne konsekwencje: filozoficzne, naukowe oraz etyczne, może nawet projektować obraz idealnej „wspól­ noty”, jednak nie zobaczy przez to ostrzej stosunków klaso­ wych. Fakt, że w istniejących stosunkach klasowych można wznosić się na wyżyny tego, co wieczne, stanowi poniekąd usprawiedliwienie tych stosunków, zwłaszcza gdy metafizyk nadaje owym wzlotom absolutną wartość. Społeczeństwo, w którym człowiek jest w stanie tak imponująco dać wyraz swe­ mu szczytnemu powołaniu, nie może być aż tak bardzo złe, a w każdym razie jego ulepszanie nie wydaje się sprawą pilną. Nie wiem, w jakiej mierze metafizycy mają rację, być może istnieje jakiś szczególnie trafny system metafizyczny lub część systemu, wiem natomiast, że zazwyczaj na metafizykach nie­ wielkie wrażenie robi to, co ludzi dręczy.

Struktura społeczeństwa i charakter Teza o uwarunkowaniu człowieka przez sytuację material­ ną ma zdecydowanych oponentów, lecz w ekstremalnych wy­ padkach okoliczność ta ujawnia się z taką wyrazistością, że jej negacja jest wykluczona. Gdy wielkoduszny i mądry czło­ wiek - słusznie czy niesłusznie - znajdzie się w więzieniu, skutkiem czego jego życie w ciągu dziesięciu lat toczy się w celach i korytarzach jednego z tych potwornych przybytków, to także jego potrzeby i lęki, jego zainteresowania i radości 61

redukują się coraz bardziej do znikomych rozmiarów tej żało­ snej egzystencji. Myśl o wcześniejszym życiu na wolności tkwi wprawdzie boleśnie w pamięci, ale to nie przeszkadza temu, że najmniejsza szykana czy też radosna nowina może wzbu­ dzić emocję, której nasilenie jest dla postronnego obserwatora czymś trudno zrozumiałym. Życie wielkich kapitalistów, prze­ ciwnie niż pensjonariuszy więzienia, toczy się na takich wy­ żynach, że radości i troski, które w życiu innych ludzi wywo­ łują wielkie perturbacje, z ich punktu widzenia stają się nie­ istotne. Dla ludzi, którzy nie dostrzegają społecznych zależ­ ności, wyobrażenia światopoglądowe i moralne są fetyszami; kto jednak, tak jak możni tego świata, ma okazję obserwować zmienne warunki tychże wyobrażeń w grze sił społecznych, a zwłaszcza uczestniczyć w ich konserwowaniu albo przeobra­ żaniu, ten stopniowo przestaje je fetyszyzować. Biorąc pod uwagę owe ekstrema: magnatów trustów i ska­ zańców - bieguny społeczeństwa, jest się zazwyczaj skłonnym przyznać, że kształtowanie charakteru oraz reakcje psychicz­ ne w znacznym stopniu zależą od sytuacji materialnej. Lecz w rzeczywistości zróżnicowanie charakterów przywódcy niewiel­ kiego związku zawodowego i dyrektora fabryki, wielkiego wła­ ściciela ziemskiego i listonosza, tak samo wiąże się z ich sytu­ acją jak różnica między więźniem i potentatem. Na pewno nie można powiedzieć, że ludzie przychodzą na świat równi,i kto wie, ile indywidualnych niuansów w naszych reakcjach otrzy­ mujemy przy narodzinach jako dziedziczną zaletę lub wadę. Ale horyzont, który każdemu z nas wyznacza funkcja pełnio­ na w społeczeństwie, struktura podstawowych interesów, zde­ terminowana przez nasz los od dzieciństwa, bez wątpienia tylko w bardzo nielicznych wypadkach umożliwia względnie niezakłócony rozwój owych dyspozycji. Szansa ta jest tym więk­ sza, im wyższa jest pozycja społeczna środowiska, w którym ktoś zaczyna oglądać światło dnia. Odosobnienie w celach nie 62

stanowi przeszkody dla psychologicznej typologii więźniów; więzienie niweluje! Dotyczy to nędzy i biedy w ogóle. Narodzi­ ny większości ludzi następują w więzieniu. Właśnie dlatego współczesna forma społeczeństwa, tzw. indywidualizm jest w istocie społeczeństwem zglajchszaltowania i kultury masowej, a tak zwany kolektywizm, socjalizm, przeciwnie - rozwojem indywidualnych dyspozycji i różnic.

Uwaga Indywidualnym rozwojem w społeczeństwie współczesnym rządzi następujące prawo: im wyższa stopa życiowa, tym bar­ dziej sprzyjające warunki rozwoju inteligencji i wszelkich in­ nych sprawności. Obiektywne warunki rozwoju cech liczących się społecznie są dogodniejsze na wyższych poziomach hierar­ chii społecznej niż na niższych. Jest to samo przez się zrozumia­ łe, jeśli idzie o wychowanie w rodzinie i w szkole. Lecz prawo to stosuje się także do dorosłych. Na przykład dzienne pensum większego kapitalisty ulega zwielokrotnieniu już tylko dzięki technicznemu i ludzkiemu aparatowi, którym ten dysponuje, załatwiając wszelkie swoje sprawy, począwszy od kluczowych dyspozycji dotyczących interesów, aż po dyktowanie błahego li­ stu. Sukces uwarunkowany przez tak powstałą przewagę oddzia­ łuje zwrotnie na jego własne umiejętności i rutynę. Jeśli począt­ kowo redagował on tylko dziesięć listów, podczas gdy drobnomieszczanin pisał jeden jedyny, to w końcu w tym samym cza­ sie dyktuje piętnaście do dwudziestu. A przy tym jego biegłość wzrasta właśnie w odniesieniu do istotnych funkcji, gdyż te o mniejszym znaczeniu pozostawia podwładnym. W ten sposób może osiągnąć mistrzostwo w rzeczach najważniejszych. Tym­ czasem mały człowiek boryka się z drobnostkami, jego dzień wypełnia dokuczliwa krzątanina i wciąż zagraża mu bieda. 63

Dotyczy to nie tylko osiągnięć społecznych, lecz także in­ nych cech osobowościowych. Upodobanie do tandetnych roz­ rywek, ograniczające małostkowe przywiązanie do posiada­ nia, czcza gadanina o własnych sprawach, komiczna próżność i czułostkowość, krótko mówiąc - cała mizerota stłamszonej egzystencji nie znajduje racji bytu tam, gdzie władza daje człowiekowi treść i rozwija go.

Banały Zarzut, że jakieś rozumne twierdzenie jest jednostronne, niewymyślne, płytkie, banalne, potrafi zdeprymować tego, kto je wypowiada, wykluczając potrzebę dyskusji. Nie mówi się przecież, że owo twierdzenie jest niesłuszne czy choćby tylko słabo uzasadnione, tak więc atakowany nie może odpowiedzieć przeciwnikowi za pomocą argumentów. Daje mu się jedynie do zrozumienia, że o tym, co on twierdzi, wie od dawna każde dziecko, a zresztą rzecz ma jeszcze mnóstwo innych aspektów. Co można przeciwstawić takiemu zarzutowi? Bez wątpienia przecież rzecz ma także inne aspekty, a o tym, co zostało po­ wiedziane, ćwierkają wróble na dachu. Obrońca rozumnego twierdzenia jest pokonany. Lecz jest czystą impertynencją skwitowanie w ten sposób twierdzenia, które ujawnia uniwersalną zależność stosunków współczesnych od technicznie zbytecznego utrzymywania wy­ zysku, czy nawet takiego, które zwraca uwagę na pewien tyl­ ko określony przejaw tej zależności; bo chociaż procesy zacho­ dzące we współczesnym świecie mogą mieć także inne strony, żadna inna nie ma tak decydującego znaczenia jak ta, i dlate­ go też o żadnej innej nie można powiedzieć tak jak o tej, że jest niezwykle ważne, by została ona przez wszystkich dostrzeżo­ na. Gdyby rzeczywiście stało się rzeczą powszechnie wiado­ 64

mą, że dalsze trwanie wyzysku, które wychodzi na korzyść tylko niewielu ludziom, jest źródłem współczesnej nędzy spo­ łecznej, gdyby każdy czytelnik gazet, dowiadując się o woj­ nach, przestępstwach wymiaru sprawiedliwości, biedzie, nie­ szczęściu, mordzie, pojmował, że przyczyną całej tej niedoli jest utrzymywanie obecnego porządku, gdyby te banały, które - dzięki niezawodnemu funkcjonowaniu społecznego aparatu ogłupiania - są niezrozumiałe nawet dla względnie światłych ludzi, nie mówiąc o naszych uczonych, przeniknęły aż do świa­ domości najniżej stojących strażników tego porządku, wtedy ludzkość mogłaby uniknąć grozy przyszłości. Dokonując oceny jakiegokolwiek współczesnego zdarzenia historycznego, można naturalnie uwypuklać także inne jego strony niż związek z panowaniem klasowym. Dziś jednak cho­ dzi właśnie o poznanie tego związku. Nasuwa się podejrzenie, że awersja wobec jednostronności, prostoty, płytkości, banal­ ności, a ostatecznie wobec wszelkiego wyjaśniania, dedukowania, poszukiwania przyczyn, słowem - wobec jednolitej teo­ rii, bierze się z obawy przed powszechnym zrozumieniem spo­ łecznej przyczyny współczesnego regresu. Także to przypusz­ czenie jest płytkie i jednostronne.

Zdrowie i społeczeństwo Przyjmując założenie, że zdrowie to tyle co brak przeszkód czy przymusu, mających źródło we własnej osobowości - wca­ le użyteczne określenie tego trudnego pojęcia - można dostrzec osobliwy związek między nim a społeczeństwem. Owe prze­ szkody czy przymus stają się zauważalne głównie przez to, że ktoś zupełnie nie potrafi uporać się z zadaniami, których wy­ konanie jest warunkiem jego egzystencji lub czyni to niezwy­ kłym nakładem cierpienia. W wypadku robotnika polega to 65

na tym, że pracuje on gorzej niż jego koledzy, i z tego powodu zostaje zwolniony, albo wkłada rękę w maszynę i zostaje okale­ czony. W tej sferze, gdzie rzeczywistość pod postacią majstrów i niebezpiecznych maszyn zamyka człowieka w ciasnych grani­ cach, w krótkim czasie staje się on niepotrzebny, niepełnowartościowy, psychicznie upośledzony. Natomiast przedsiębiorca sta­ rej daty, zdradzający spekulatywne inklinacje, ma znacznie szer­ szą przestrzeń, dzięki czemu tak łatwo się nie potknie.a ponadto w jego wypadku faktycznie trudno rozstrzygnąć, czy poszcze­ gólne jego posunięcia są głupie czy też genialne. Podobnie nowoczesnemu przedsiębiorcy, dyrektorowi trustu, jest znacz­ nie trudniej uchodzić za zwariowanego niż któremuś z jego ro­ botników, zwłaszcza jeśli - i w im większym stopniu - znajduje oparcie w posiadanych akcjach. Albowiem granice, w ramach których jego wariactwo - abstrahujemy tu od napadu szału i podobnych „wulgarnych” form - mogłoby się jako takie ujaw­ nić, są niebywale rozległe. W wypadku dowodzącego generała, niemieckiego cesarza, dopóki był on u władzy, a przede wszyst­ kim w wypadku rządów nad światem nie ma możliwości roz­ strzygnięcia, czy rządy te są szaleństwem czy mądrością.

Nie-napiętnowani Jeszcze przed czterdziestoma laty sprawiedliwość Boga czy natury dochodziła w kapitalizmie do głosu przynajmniej w taki sposób, że wyzyskiwacze byli „napiętnowani”. Komu - w obliczu głodującej ludzkości - dobrze się powodziło, ten miał - niejako w charakterze piętna hańby - gruby brzuch. Ta estetyczna spra­ wiedliwość Boża dawno znikła bez śladu. Nie tylko synowie i córki wielkich kapitalistów, lecz i oni sami stają się muskularny­ mi, szczupłymi ludźmi, wzorami proporcji i samodyscypliny. Gru­ by brzuch zaś jest stygmatem małych ludzi, którym brak okazji 66

do uprawiania sportu i masaży. Zazwyczaj są oni skazani na sie­ dzący tryb życia i odrobinę dostatku przypłacają nie tylko obawą przed apopleksją, ale i uzasadnionym szyderstwem ze strony proletariatu. Dziewięćdziesięcioletni Rockefeller grywa w golfa.

Władza kościoła Czytelnik dzieła historycznego poświęconego późnemu śre­ dniowieczu lub kontrreformacji, którego spojrzenie wyprzedzi kolejne wiersze i wyłowi z dołu stronicy słowo Język” oraz imię jakiegoś człowieka, nie rozumiejąc jeszcze kontekstu, mimowol­ nie uzupełni tekst w domyśle w ten sposób, że święta inkwizycja obcięła owemu człowiekowi język. Jeśli z dalszej lektury wynik­ nie, że chodzi jedynie o to, iż człowiek ten był niemieckojęzyczny, czytelnik odczuje chwilową ulgę, wszelako niejednokrotnie jego czujny instynkt zostanie na dalszych stronicach potwierdzony.

Buddyzm Z pewnego punktu widzenia pierwotny buddyzm jawi się jako stanowisko typowo męskie. Skłania on do tego, by wzgar­ dzić dobrami, których nie można zdobyć o własnych siłach. Do tych dóbr należy wszystko, co rzeczywiste: życie, zdrowie, bo­ gactwo, nawet Ja”.

Mały człowiek i filozofia wolności Socjalizm ma urzeczywistnić wolność. Wyobrażenie to jest tym bardziej niejasne, że przecież obecny system nosi miano „wolności”, a uchodzi za liberalny. 67

Ponadto każdy, kto ma oczy otwarte i niewiele pieniędzy w kieszeni, miał nie raz okazję zaznajomić się z tym pojęciem filozoficznym. Prosi np. znajomego o zatrudnienie w jego biz­ nesie. Nie ma to nic wspólnego z filozofią. Ale znajomy marsz­ czy czoło i odwołuje się do obiektywnej niemożliwości. Biznes nie jest specjalnie dochodowy, trzeba było nawet zwolnić wie­ lu ludzi. Proszący nie powinien mieć mu tego za złe, gdyż to nie jest w jego mocy, jego wolność nie sięga tak daleko. Biznesmen jest uzależniony od praw, których nie stworzył świadomie i z premedytacją ani on sam, ani nikt inny, ani też żadna instancja działająca na zlecenie ludzi; wprawdzie wiel­ cy kapitaliści, może i on sam, zręcznie się nimi posługują, jed­ nak ich istnienie - jako fakt - należy zaakceptować. Dobra i zła koniunktura, inflacja, wojny, a prócz tego także wymaga­ ne w danych okolicznościach społecznych właściwości rzeczy i ludzi, są uwarunkowane przez takie prawa, przez anonimo­ wą rzeczywistość społeczną, tak samo jak obroty Ziemi są uwa­ runkowane przez prawa martwej natury. Żadna jednostka nie jest w stanie tego zmienić. Burżuazyjny sposób myślenia przypisuje rzeczywistości cechy nadludzkie, fetyszyzuje proces społeczny. Mówi o losie, nazywając go ślepym lub interpretując go w kategoriach mi­ stycznych; uskarża się na bezsensowność całości albo zdaje się na niezbadane wyroki boskie. Lecz w rzeczywistości wszyst­ kie te zjawiska odczuwane jako przypadkowe czy też objaśniane mistycznie zależą od ludzi i od sposobu organizacji ich życia spo­ łecznego. Mogą przeto ulec zmianie. Gdy ludzie wezmą świado­ mie we własne ręce swoje życie społeczne i zastąpią walkę ka­ pitalistycznych koncernów bezklasową i planowo prowadzoną gospodarką, wtedy również wpływ procesu produkcyjnego na ludzi oraz ich wzajemne zależności staną się przejrzyste i będą podlegały regulacji. Tym, co dziś w prywatnych i zawodowych stosunkach ludzi sprawia wrażenie naturalnych faktów, jest 68

całokształt nierozpoznanych konsekwencji społecznego współ­ życia, a zatem skutki działań ludzkich, nie zaś boskich. Ponieważ te skutki życia społecznego są niekontrolowany­ mi, niepożądanymi, bezwiednymi wypadkowymi woli poszcze­ gólnych osób, nieświadomych zarówno ich zależności jak i wła­ dzy, także wolność jednostki we współczesności jest ograni­ czana w stopniu nieporównanie większym, niż byłoby to ko­ nieczne na obecnym etapie rozwoju sił społecznych. Gdy ów biznesmen proszony przez znajomego o posadę odrzuca tę proś­ bę, tłumacząc to okolicznościami, które wykluczają jej speł­ nienie, sądzi, że wskazuje na coś bez reszty obiektywnego, cał­ kiem od niego niezależnego, na rzeczywistość samą w sobie. A że wszyscy inni, łącznie z proszącym, są w tej samej sytuacji, że wobec nich wszystkich rzeczywistość społeczna będąca wytwo­ rem ich własnej działalności występuje jako coś obcego, do czego muszą się oni stosować, to istnieje wprawdzie wielu spraw­ ców, ale nie ma świadomego i tym samym wolnego podmiotu stosunków społecznych i ludzie są zmuszeni wciąż podporząd­ kowywać się okolicznościom, które nieprzerwanie sami two­ rzą, jako czemuś nadludzkiemu, przemożnemu. Same akty poznawcze nie wystarczą naturalnie do tego, by ten stan rzeczy zmienić. Problem polega przecież nie na tym, że ludzie tego podmiotu nie zdołali poznać, lecz na tym, że on nie istnieje. Chodzi o to, żeby przyczynić się do powsta­ nia takiego wolnego podmiotu, świadomie kształtującego ży­ cie społeczne: nie jest on niczym innym niż racjonalnie zorga­ nizowanym społeczeństwem socjalistycznym, które samo okre­ śla swój byt. We współczesnym społeczeństwie istnieje wpraw­ dzie wiele jednostkowych podmiotów, których wolność jest dra­ stycznie okrojona przez nieświadomość ich czynów, lecz brak mocy tworzącej rzeczywistość, jednolitej podstawy. Jeśli religia i metafizyka głoszą realność takiej podstawy, usiłują uda­ remnić stworzenie jej przez ludzi własnymi siłami. 69

Współczesny niedostatek wolności nie oznacza oczywiście dla wszystkich tego samego. Momentem wolności jest zgod­ ność tego, co wytwarzane, z interesem wytwarzającego. Acz­ kolwiek wszyscy ludzie pracujący, a nawet niepracujący uczest­ niczą w wytwarzaniu współczesnej rzeczywistości, to jednak stopień owej zgodności jest nader zróżnicowany. Ci, u których jest on wysoki, zdają się w pewien sposób za nią odpowiedzial­ ni. Mają rację, gdy mówią o „naszej” rzeczywistości, stosując pluralis majestatis; bo chociaż sami nie stworzyli świata, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że tak właśnie by go urządzili. Im może dogadzać to, że wytwarzanie i zachowywanie rzeczy­ wistości w formie współczesnego społeczeństwa przebiega na ślepo. Mają powód, by produkt tego ślepego procesu aprobo­ wać. Z tej racji sprzyjają wszelkim legendom dotyczącym jego źródeł. Lecz dla małego człowieka, którego prośba o zatrud­ nienie została oddalona ze wskazaniem na obiektywne sto­ sunki, jest - przeciwnie - rzeczą bardzo ważną ujawnienie rodowodu tych obiektywnych stosunków, ażeby nie pozostały one dla niego tak niekorzystne. Nie tylko jego własne zniewo­ lenie, także zniewolenie innych staje się dla niego zgubne. Jego interes kieruje go ku marksistowskiej wykładni pojęcia wol­ ności.

Stara historia Żył kiedyś bogaty, młody człowiek. Był tak czarująco uprzej­ my, że wszyscy go lubili. Okazywał uprzejmość nie tylko rów­ nym sobie, lecz przede wszystkim osobom niżej stojącym. Gdy przychodził do przedsiębiorstwa swego ojca, paplał uroczo z pracownikami, a robiąc zakupy w mieście, za każdym razem swą elokwencją wprawiał sprzedawcę lub sprzedawczynię na cały dzień w przyjemny nastrój. Subtelność charakteru ujaw­ 70

niała się w całym jego życiu. Zaręczył się z ubogą dziewczyną, sympatyzował z biednymi artystami i intelektualistami. Wtedy to firma jego ojca zbankrutowała. Wspaniałe cechy naszego księcia nie zmieniły się ani na jotę. Jak dawniej pa­ plał uroczo w trakcie swych drobnych zakupów, utrzymywał stosunki z artystami, a narzeczoną nosił na rękach. Ale oto sprzedawcy złoszczą się na niego, że odciąga ich od zajęć, ar­ tyści odkrywają, że brak mu jakichkolwiek zdolności twórczych, a uboga dziewczyna także dochodzi do wniosku, że jest nie­ udolnym nudziarzem i w końcu go rzuca. To stara historia; nie opłacałoby się jej opowiadać jeszcze raz, gdyby nie to, że zazwyczaj jest źle rozumiana. Nie chodzi bowiem o to, że książę pozostał taki sam - to byłaby zwyczaj­ na i powierzchowna interpretacja - w istocie tacy sami pozo­ stali inni ludzie, tyle że społeczny krach jego ojca sprawił, iż charakter naszego księcia nabrał zupełnie innego znaczenia. Cecha, jaką jest uprzejmość, może stać się głupotą, do czego nie potrzeba żadnej innej zmiany w osobowości człowieka uprzejmego niż zmiana stanu jego konta bankowego. Fakt ten ujawniłby się ze znacznie większą drastyczno­ ścią i wyrazistością - niż w naszej historii - gdyby otoczenie od jakiegoś czasu wiedziało już o tym, że interesy ojca idą źle, podczas gdy sam młody człowiek nie miałby o tym pojęcia. Wtedy utalentowany książę stałby się durniem, chociaż w jego świadomości nie zaszłaby najmniejsza zmiana. W tak niewiel­ kim stopniu jesteśmy zdani na siebie.

Bezinteresowne dążenie do prawdy Celem zweryfikowania twierdzenia, że istnieje czyste, bez­ interesowne dążenie do prawdy, że mamy popęd do poznania, całkiem niezależnie od wszystkich innych popędów, dobrze jest 71

przeprowadzić następujący eksperyment myślowy: należy skre­ ślić wszelkie, najbardziej nawet nikłe przejawy miłości do in­ nych, jak również własnej potrzeby szacunku, trzeba bez reszty unicestwić w myślach możliwość jakiegokolwiek życzenia i w związku z tym doznania najmniejszego bólu lub radości oraz wyobrazić sobie absolutną niewrażliwość na los społeczeństwa i wszystkich jego członków, tak żeby w świadomości nie pozo­ stał nie tylko żaden ślad miłości, nienawiści, lęku czy próżno­ ści, ale i najlżejszy odruch współczucia, a tym bardziej soli­ darności. Krótko mówiąc, idzie o to, by wejść w rolę zmarłego, który zjawia się jako duch (z tą jedynie różnicą, że pozorowa­ łoby się nie po prostu bezsilność ducha, lecz także brak wszel­ kiego odniesienia do przeszłości i przyszłości, a więc i brak powodu do straszenia) - a okaże się, że wśród warunków eks­ perymentu pojawia się zupełna obojętność wobec wszelkich form wiedzy. Świat jawi się niczym ciało kobiety starcowi, któ­ rego popędy wygasły. Twierdzenie o dążeniu do prawdy nie motywowanym żadnym interesem - pokrewne wymysłom o wyniesionych nad społeczeństwo osobowościach - jest filozo­ ficzną iluzją oddającą usługi ideologiczne. Pierwotnie burżuazyjna teoria o czystym popędzie do prawdy była głoszona w opozycji do podporządkowania myślenia celom religijnym. Dzisiaj kapitalistyczni profesorowie negują wpływ jakichkol­ wiek ludzkich impulsów na ich pracę, by nie wyszło na jaw, że ich mądrość liczy się dla nich o tyle, o ile służy karierze. Aczkolwiek nie istnieje bezinteresowne dążenie do praw­ dy, to jednak jest coś takiego jak myślenie dla samego myśle­ nia, myślenie sfetyszyzowane, myślenie, które utraciło swój sens, tzn. bycie środkiem do ulepszania ludzkich stosunków. Nie należy mylić takiego myślenia z radością płynącą z samej aktywności myślowej, która jest dobrze znana umysłom oświe­ cającym i mocno zaangażowanym na rzecz interesu znajdują­ cego ujście w ramach postępowych nurtów dziejowych. Takie 72

myślenie to karykatura prawdziwego myślenia; nie może być ono uznane za dążenie do prawdy już choćby dlatego, że w miejsce prawdy stawia nieuchronnie fantom, absolutną, tj. nadziemską prawdę.

Burżuazyjna moralność Burżuazyjna moralność funkcjonuje doprawdy wspaniale! To, że zwierzchnik wydaje codziennie kilka tysięcy marek, a pracownikowi odmawia dwudziestu marek podwyżki, nie jest niemoralne, ale gdy rewolucyjnie usposobiony literat zarobi gdzieś kilkaset marek i dzięki temu przez jakiś czas dobrze mu się wiedzie, czy w ogóle swoją radykalną pisaniną, o bądź co bądź przyzwoitej treści, regularnie zarabia i żyje lepiej niż pracownik fizyczny - do licha, jakiż to brak charakteru! Nie­ miecki przemysł po wojnie i okresie inflacji jest potężniejszy niż kiedykolwiek, a spośród jego przywódców, tak samo jak spośród książąt i generałów,nie postradał życia prawie żaden. Nie dotrzymali oni żadnej ze swych obietnic. Budząca zgrozę zagłada warstw średnich, której wciąż jeszcze jesteśmy świad­ kami, stanowi kontynuację cierpień powodowanych i masko­ wanych zarazem przez panujących. Splendor subtelnych lu­ dzi nie jest niemoralny, mogą oni żyć przyzwoicie, kultural­ nie, religijnie i etycznie. Lecz gdy tych paru proletariackich przywódców i funkcjonariuszy, którzy dzień w dzień nadsta­ wiają karku, nie przymiera jeszcze głodem lub przynajmniej nie znajdzie się wśród ofiar kolejnej robotniczej masakry, wte­ dy okazują się oni lumpami zabiegającymi jedynie o swoją własną korzyść. Ta burżuazyjna moralność funkcjonuje rze­ czywiście nienagannie! Każdy, kto angażuje się na rzecz wy­ zwolenia swych bliźnich, powinien mieć pewność, że u kresu żywota będzie widziany jako indywiduum szczególnie próżne, 73

żądne zaszczytów, egoistyczne, słowem - w nadzwyczajnym stopniu obarczone ludzkimi słabościami. Chronique scandaleuse * rewolucjonistów jest odwrotną stroną legend książęcych. Burżuazyjna moralność oraz religia są bezprzykładnie tolerancyjne wobec życia bogatych lu­ dzi i bezprzykładnie surowe wobec tych, którzy pragną poło­ żyć kres biedzie.

Teatr rewolucyjny albo „pojednanie przez sztukę” Dopóki niemiecka burżuazja po wojnie zezwala - z róż­ nych powodów - na teatr opozycyjny, nie może on działać przewrotowo. Z pewnością odzwierciedla rzeczywiste walki i nie jest wykluczone, że kiedyś wywrze wpływ na atmosferę akcji. To jednak łączy teatr z innymi instytucjami społeczeństwa burżuazyjnego. Powodem, dla którego o trwałym rewolucyjnym działaniu teatru nie może być dziś mowy, jest to, że problemy walki kla­ sowej wystawia on na pokaz i czyni przedmiotem powszech­ nej dyskusji, przez co wytwarza estetyczną harmonię, której zakłócanie w świadomości proletariatu stanowi główne zada­ nie pracy politycznej. Ludzie, którzy chcą się wyzwolić spod panowania innych i kwestię owego wyzwolenia poddają wraz z tymi, którzy nad nimi panują, wspólnej dyskusji, są jeszcze niepełnoletni. Burżuazja, która ma sposobność w teatrze czy na uniwersytecie dowodzić swych kompetencji w dziedzinie interesów proletariatu i której wolno razem z wyzyskiwanymi oburzać się na ich los, z każdym aplauzem wzmacnia swą ide­ ologiczną przewagę. * Kronika towarzyskich skandali - przyp. tłum.

74

Wszelkie indywidualne tudzież kolektywne oburzenie, któ­ re wobec atakowanego autorytetu i razem z nim czyni siebie przedmiotem, jest jeszcze oburzeniem niewolniczym. Historia współczesnego teatru i pseudorewolucyjnych przedstawień te­ atralnych stanowi groteskowe potwierdzenie tego stanu rze­ czy. Gdyby sztuki opozycyjne ze względu na realną sytuację mogły rzeczywiście stać się niebezpieczne, burżuazyjne teatry dawno przestałyby je wystawiać; wiedzą one, dlaczego.

Przyczynek do charakterologii Zdolność do pracy, los, sukces zależą w znacznej mierze od tego, jak dalece danemu człowiekowi powiedzie się identyfi­ kacja z siłami, które określają rzeczywistość. Jego droga ży­ ciowa będzie inaczej przebiegała, jeśli czuje się on jednością z istniejącym społeczeństwem i akceptuje jego normy, niż wte­ dy gdy potrafi się zdobyć jedynie na utożsamienie się z grupa­ mi opozycyjnymi czy wręcz pozostaje w całkowitej izolacji du­ chowej. Ponieważ źródłem różnic charakterologicznych jest głównie dzieciństwo, gdyż procesy o decydującym znaczeniu z punktu widzenia osobniczego rozwoju zachodzą w rodzinie, to najważniejsze przyczyny, dla których ktoś „stoi na gruncie fak­ tów”, zasadniczo dostosowuje się lub jest skłonny do buntu, są w różnych epokach historycznych tak do siebie podobne jak stosunki rodzinne w społeczeństwie klasowym. Dlatego też psychoanaliza, mając do czynienia z określonym przypadkiem, potrafi-wysnuć uzasadnione wnioski dotyczące rozwoju roz­ patrywanego „charakteru”. Jej sądy odnoszą się jednak wyłącznie do subiektywnej stro­ ny działań i „charakteru”. Z punktu widzenia psychoanalizy przyczyny, które w zupełnie różnych epokach historycznych prowadzą do tego, że ludzie identyfikują się lub nie identyfi­ 75

kują ze swą rodowitą warstwą społeczną, mogą być podobne, tzn. podobne przyczyny mogą sprawiać, że ludzie stają się „spo­ łeczni” albo „aspołeczni”. Psychologia nie jest w tym zakresie zdolna do żadnych zróżnicowań. Tymczasem przecież obiek­ tywne znaczenie życia danej jednostki zmienia się w zależno­ ści od cech kolektywu, z którym uczy się ona identyfikować, a owe cechy ujawnia nie psychologia, lecz analiza sytuacji spo­ łecznej w danym momencie historycznym. Ocena człowieka przy użyciu kategorii psychologicznych dotyczy więc tylko jed­ nej - i jeśli idzie o historię na ogół nieistotnej - strony jego egzystencji, a współczesny zły obyczaj określania osobowości hi­ storycznych jedynie za pomocą pojęć wywodzących się z psycho­ logii, biologii czy patologii dowodzi umyślnej obojętności wobec znaczenia osobowości historycznej dla rozwoju ludzkości. Oddzielenie obu punktów widzenia należy oczywiście trak­ tować jako tylko prowizorium. Dokładna znajomość sytuacji dziejowej, w jakiej żyły określone indywidua, modyfikuje bo­ wiem i pogłębia psychologiczne ich rozumienie; ale i odwrot­ nie - nie sposób przedstawić klarownie żadnej akcji historycz­ nej bez uwzględnienia psychologii jej uczestników. Jeśli dla psychologii Robespierre’a znacząca jest nie tylko ogólna kwe­ stia historycznej roli jakobinów, lecz także konkretne zagad­ nienie: w jakiej mierze jego poczynania wychodziły w owym czasie na korzyść najbardziej postępowym warstwom miesz­ czaństwa, to i na odwrót - wpływ Robespierre’a na zdarzenia historyczne stanie się zrozumiały dopiero wtedy, gdy weźmie się pod uwagę jego własne instynkty oraz dążenia mas, któ­ rym przewodził. Fakt, że ktoś identyfikował się ze społeczeń­ stwem imperialistycznych magnatów trustów z roku 1928 lub z niemieckim kapitalizmem z roku 1880 czy też z burżuazją francuską w wieku XVIII przed rewolucją, tak samo jak to, że ktoś obecnie czuje się jednością z drobnomieszczaństwem, ze szlachtą stanową bądź z proletariatem, można sprowadzić do 76

podobnych przeżyć z okresu dzieciństwa, do jednakowych ten­ dencji psychicznych. Pojęcie charakteru, które nie respektuje zróżnicowania historycznych ról owych kolektywów i stawia na jednej płaszczyźnie charaktery identyfikujących się z nimi ludzi z tego tylko względu, że wszyscy oni akceptują kolektyw, w którym wyrośli, byłoby tak samo puste jak pacyfizm, który potępiałby na równi jako przejawy przemocy wojnę kolonial­ ną i bunt w więzieniu. Materialistyczna teoria historii i psychologia dopełniają się wzajemnie w ramach opisu życia społecznego, lecz oczywiście nie w taki sam sposób. Materialistyczne ujęcie dziejów, które nie uwzględnia psychologii na tyle, na ile to potrzebne, jest naznaczone pewnym brakiem; psychologistyczne ujęcie dzie­ jów jest opaczne.

Wykolejeńcy Spośród rozmaitych form resentymentu należy wyróżnić bezsilne rozgoryczenie życiowych wykolejeńców. Od zniedołężniałego czy też tylko osłabłego, średnio sytuowanego ojca rodzi­ ny, który nie jest już w stanie należycie wypełniać swych rozlicz­ nych obowiązków i z tego powodu jego bliscy traktują go per nogam, poprzez starego biednego zrzędę, w którego przemienił się niegdysiejszy zapaleniec, wiedzie prosta droga aż do chełpliwe­ go mieszkańca azylu dla bezdomnych. Łączy ich to, że zaczynali od idei podboju świata, a skończyli jako żałosne figury. Wszyscy oni pomstują na świat i społeczeństwo w ogóle, w szczególności zaś na ludzi, z którymi mieli do czynienia, i wszyscy przekonują się, że ich oburzenie nie ma dla ludzi żadnego znaczenia. Ale czy rzeczywiście? Czyżby ci ludzie, których młodzień­ cze plany nie spełniły się, mieli przymierzać dawne oczekiwa­ nia do doświadczeń życia z mniejszą skrupulatnością niż ci 77

bardziej gorliwi, którym udało się nie tylko swe plany, ale i serce dopasować do rzeczywistości, tej rzeczywistości, której teraz są wielce zobowiązani? Czy właśnie ta niemożność do­ stosowania się, która udaremnia niezmąconą jesień życia, nie daje jakiejś rękojmi niezmąconego sądu? Zarzut, że praktyka zadała im kłam, nie byłby bardziej sensowny niż stwierdze­ nie, że za pomocą sądowego morderstwa wymiar sprawiedli­ wości zakwestionował poręczenie niewinności swej ofiary. By­ łoby to doprawdy niedorzeczne zastosowanie tezy, iż teorię musi potwierdzać praktyka, gdyby indywidualny sukces w istnieją­ cym społeczeństwie chciało się uznać za kryterium słuszności poglądów kogoś, kto tego sukcesu nie odniósł. Bezsilność wy­ kolejeńca nie dostarcza dziś nawet cienia argumentu przeciw­ ko rzeczowości jego sądu, gdyż w tym społeczeństwie panują złe porządki; kto jest w nim zgubiony, nie jest osądzony.

Uwaga 1 Spowiedź kacerza na łożu śmierci nie podważa w najmniej­ szym stopniu jego ateistycznych poglądów. Niejeden wolno­ myśliciel w chwilach dobrego zdrowia konstatował, że jego mowy inspirowane bólem i chorobą były nic niewarte. Jest prastarym i nikczemnym wynalazkiem klas panujących to, że prawdziwość jakiegoś twierdzenia musi być przypieczętowa­ na krwią. Strach przed środkami ucisku została w ten sposób uczyniona argumentem przeciwko prawdzie wolnych duchów. A przecież to nic innego niż refleks mieszczańskiej gospodarki opartej na niewolnictwie w teorii Sokratesa, z którą teoria ta historycznie była w sposób konieczny związana; właśnie ele­ ment ideologii w jego doktrynie sprawił, że nie uciekł on z więzienia, pytając: co ma wspólnego moje życie z zasadnością krytyki stosunków ateńskich? 78

Uwaga 2 Rezultat życia oceniać na podstawie tego, co ktoś u kresu swego życia ma i czym jest - to wielkie nieporozumienie! Koń­ cowe stadium egzystencji pozostaje w najzupełniej przypad­ kowym stosunku do częstotliwości trafnego rozumowania, a nawet działania uwieńczonego sukcesem. Nie sposób z per­ spektywy końca wnioskować o całości. Jeśli ktoś wydobył z odmętów tysiąc tonących osób, a ratując tysiąc pierwszego, sam utonął, to nie należy wnioskować następująco: „Skoro się utopił, to znaczy, że nie potrafił pływać”. Z tego samego powo­ du śmierć w trakcie pierwszej próby też nie jest żadnym do­ wodem. O zewnętrznym losie poszczególnych jednostek decy­ dują obecnie w znacznie większym stopniu ślepe przypadki niż ich własne cechy.

Zróżnicowana krytyka Jedna z najważniejszych funkcji religii polega na tym, że dzięki swej symbolice dostarcza ona udręczonym ludziom środ­ ków wyrazu dla ich cierpienia i nadziei. Zadaniem rzetelnej psychologii religii byłoby odróżnienie tego, co w tej funkcji pozytywne, od tego, co negatywne - oddzielenie autentycznych ludzkich uczuć i wyobrażeń od fałszujących je, a zarazem przez nie współokreślanych form ideologicznych. Działanie aparatury religijnej w historii w żadnym razie nie sprowadza się do odwodzenia od ziemskiej praktyki, albo­ wiem religia po części sama służyła rozwojowi tych sił, które dzisiaj owo odwodzenie demaskują. W wierze w zmartwych­ wstanie zmarłych i w sąd ostateczny jest zawarta idea bezwa­ runkowej - w odróżnieniu od ziemskiej - sprawiedliwości. Gdyby została ona wraz z tym mitem odrzucona, ludzkość 79

utraciłaby postępową myśl, która współcześnie - naturalnie nie w formie wiary, lecz jako kryterium oceny - zwraca się przeciwko zarówno panującej władzy, jak i, w szczególności, Kościołowi. Krytyka traktująca religię jako ideologię jest słuszna, gdy pokazuje to, że motywy występujące dotychczas w przebraniu religijnym, np. niezadowolenie z porządku ziemskiego, przy­ bierają dziś inną postać. Zycie rewolucjonisty ujawnia to samo przez się. Natomiast krytyka, jakiej burżua poddaje religię, przeważnie niczego nie ujawnia. W iście fatalny sposób splata się ona ze ślepotą na jakąkolwiek inną wartość niż jego wła­ sny zysk. Burżuazyjny materializm i pozytywizm przysłużyły się interesowi zgarniania zysku w nie mniejszym stopniu niż narodowy idealizm, który idzie w ich ślady. Podczas gdy materialistycznie nastawiony burżua usiłował wyperswadować masom zaświaty, jego epoka uwolniła od wszelkich ograniczeń motyw ekonomiczny, który mógł być zaspokojony - z korzy­ ścią burżua, a niekiedy i mas - w życiu doczesnym. Ów ateizm był światopoglądem względnej prosperity. Narodowy idealizm znów wpaja masom zaświaty, ponieważ motyw ekonomiczny nie daje się już zaspokoić w doczesności. Nie oznacza to jed­ nak zwykłego powrotu do religijności przedburżuazyjnej, gdyż zaświaty występują w ramach owego idealizmu obok innych ideologii pełnych rozmaitych sprzeczności. W gruncie rzeczy chrześcijaństwo jest dziś użyteczne nie w sensie religijnym, lecz jako prymitywna gloryfikacja istniejących stosunków. Geniusz przywódców politycznych, militarnych i gospodar­ czych, w szczególności zaś naród, konkurują z Bogiem. Idea narodu także zawiera produktywny rdzeń w opacz­ nej postaci. Miłość do narodu i kraju była formą, jaką od cza­ sów Oświecenia przybierała świadomość istnienia ponadindywidualnych, wspólnych interesów. Przeciwstawiała się ona nie tylko ciasnemu egoizmowi zacofanych mieszczan; przede 80

wszystkim godziła w szlacheckie interesy stanowe. Napoleon, nie zaś Burbonowie, mógł z niej zrobić użytek. Dziś pojęcie narodu, które pierwotnie zawierało zmysł dla życia ogółu, zo­ stało zdegradowane do ideologicznego narzędzia władzy w rę­ kach sprzymierzonych wielkich przemysłowców, junkrów i ich pobratymców. Tak samo jak za pomocą wyjałowionego apara­ tu religijnego, zdegenerowanego w swej funkcji reprezentan­ ta kapitalistycznej moralności, sterują oni masami, posługu­ jąc się sfetyszyzowanym pojęciem narodu, za którym skrywa­ ją swe partykularne interesy. Toteż z narodem rzecz ma się tak, jak z religią. Krytyka narodu jako symbolu dotkniętego rozkładem jest także słuszna, jeśli idzie w parze z wykazaniem tego, że moty­ wy występujące dotychczas w przebraniu narodowym, a więc uczucie solidarności z ogółem, są dziś aktywne w innej formie. Krytyka, jakiej burżua poddaje nacjonalizm, jest zwykle ogra­ niczona i reakcyjna. Nie dostrzega on owego pozytywnego rdze­ nia, który nacjonalizm oczywiście utracił. Rdzeń ten zacho­ wuje obecnie żywotność przede wszystkim w międzynarodo­ wej solidarności wyzyskiwanych. Krytyka religii i narodu staje się zrozumiała dopiero po opatrzeniu jej społecznym i historycznym indeksem. Jednak nie należy brać tego zbyt dosłownie. Aczkolwiek taka krytyka w oderwaniu od społecznej analizy nie może być w pełni zro­ zumiała, w każdym wypadku ma ona sprawdzalny sens. So­ jusz Kościoła z panującymi pozostaje faktem, niezależnie od tego, kto ten fakt stwierdza: burżua czy proletariacki rewo­ lucjonista; jest to fakt tym bardziej oburzający, że zwraca się przeciwko temu jedynemu momentowi, dzięki któremu Kościół mógłby się usprawiedliwić: przeciwko cierpiącym lu­ dziom.

81

Przyczynek do psychologii rozmowy Jeśli wyjątkowo przyjdzie człowiekowi z nizin społecznych uczestniczyć w rozmowie osób wysoko postawionych i cieszą­ cych się poważaniem, to z reguły częściej niż inni nadaje on swoim uwagom subiektywną postać. Podobnie jak w wypowie­ dziach dziecka ojciec i matka jawią się jako najważniejsze osoby na świecie, tak nierówny rodem rozmówca odwołuje się zwy­ kle do swego życia prywatnego. Nie wyraża on swojego poglądu w formie stwierdzenia pewnego stanu rzeczy, lecz nadaje temu, co mówi, charakter osobistego zwierzenia: „Jestem zdania... Zawsze uważałem... Właśnie kilka dni temu powiedziałem mojej żonie... Mój szwagier, który ma taki a taki zawód, opo­ wiadał mi... Kiedy byłem ostatnio w teatrze...” Jego spostrze­ żenia łączą się wyraźnie ze zdarzeniami z własnego życia. Obojętne, czy szczęśliwsi uczestnicy rozmowy znają pozy­ cję społeczną ich partnera, czy nie: ilekroć zabiera on głos, doznają przykrego wrażenia. Osobisty prolog rozczarowuje i osłabia zainteresowanie jego wypowiedzią, jego drobiazgowość działa nużąco, jego słowa pachną domowymi pieleszami. Gdy­ by oni sami wypowiedzieli się w podobny sposób, to w żadnym razie nie byłoby to tak przykre. Albowiem domowe pielesze zamożnych i kulturalnych ludzi to - w rosnącej wraz z władzą kapitału mierze - cały świat. O żyjących znakomitościach po­ lityki, nauki i sztuki nie czerpią oni wiedzy z drugiej ręki, lecz mogą mówić o nich obiektywnie, tak jak rodzice o dzieciach, panie domu o służbie, maszyniści o swych maszynach: wie­ dzą, czym one są i co potrafią. Także ich subiektywne przeży­ cie jest obiektywnie interesujące. Ich „myślę” i „słyszałem” jest więcej warte, niż wyznania owego prywatnego człowieka. Ten zrobi najlepiej, jeśli będzie milczał.

82

Bezsilność niemieckiej klasy robotniczej W kapitalistycznym procesie gospodarczym istnieje - jak pokazał Marks - tendencja do zmniejszania się liczby zatrud­ nionych robotników w stosunku do stosowanej maszynerii. Coraz mniejsza procentowo część proletariatu znajduje zatrud­ nienie. To zjawisko rzutuje na zmianę wzajemnego stosunku poszczególnych warstw proletariatu. W im większym stopniu czasowe zatrudnienie w ogóle, czy tym bardziej stałe i popłat­ ne zatrudnienie jednostek staje się rzadkim wyjątkiem, tym wyraźniej zaznacza się różnica między życiem i świadomością zatrudnionych - w prawdziwym tego słowa znaczeniu - ro­ botników i tych, którzy z reguły nie mają zatrudnienia. Dlate­ go też solidarność proletariatu oparta na wspólnocie intere­ sów doznaje coraz większego uszczerbku. Niewątpliwie i we wcześniejszych fazach kapitalizmu klasa robotnicza była wie­ lorako rozwarstwiona i istniały też różne formy „rezerwowej armii pracy”. Jednak tylko ta najniższa spośród nich, praw­ dziwy lumpenproletariat, warstwa właściwie pozbawiona znaczenia, z której rekrutowali się kryminaliści, pozostawała w jawnym, nieprzejednanym przeciwieństwie wobec całego pro­ letariatu. A przy tym istniał z reguły ciągły przepływ między zatrudnionymi i bezrobotnymi: kto dziś był bez pracy, mógł jutro zostać znów zatrudniony, kto zaś miał pracę, po jej utracie zasadniczo nie różnił się od swego niezatrudnionego kolegi. Mimo wszelkich różnic w zakresie zdolności do pracy: między robotnikami wyszkolonymi i niewyszkolonymi, między chory­ mi, starymi, dziećmi i zdrowymi, jedność klasy robotniczej do­ chodziła do głosu także w losie jej członków. Dlatego też nie tyl­ ko zainteresowanie zniesieniem panowania kapitału, ale i zaan­ gażowanie całego proletariatu w tę walkę było w istocie równe. Obecnie miano proletariatu jako klasy, która w swej wła­ snej egzystencji doświadcza negatywnej strony istniejącego 83

porządku, nędzy, odnosi się do różnych jej odłamów w tak róż­ nym stopniu, że rewolucja z konieczności jawi się jako sprawa partykularna. Dla zatrudnionych robotników, którym płaca oraz wieloletnia przynależność do związków zawodowych i or­ ganizacji daje pewne - aczkolwiek niewielkie - bezpieczeństwo i widoki na przyszłość, wszelkie akcje polityczne oznaczają nie­ bezpieczeństwo kolosalnej straty. Ci - regułami, prawdziwi ro­ botnicy - pozostają w opozycji do tych, którzy i dziś jeszcze nie mają do stracenia nic prócz swych kajdan. Między mającymi pracę i zatrudnionymi tylko wyjątkowo lub wcale istnieje obecnie podobna przepaść jak wcześniej między całą klasą robotniczą i lumpenproletariatem. Napór rzeczywistej nędzy odczuwa dzisiaj coraz bardziej wyłącznie jedna warstwa społeczna, któ­ rej członkowie zostali przez społeczeństwo skazani na całko­ witą beznadziejność. Praca i nędza oddzielają się od siebie, przypadają w udziale różnym osobom. Nie oznacza to jednak, że pracującym dobrze się wiedzie, że ich zależność od kapitału zmieniła swój brutalny charakter,a istnienie rezerwowej armii pracy nie wywiera już nacisku na płace; bynajmniej: bieda pra­ cujących stanowi w dalszym ciągu warunek i podstawę tej formy społeczeństwa, tyle że typ robotnika czynnego zawodowo nie jest już reprezentatywny dla tych, którzy najbardziej potrzebują zmiany. Pewna niższa warstwa klasy robotniczej, a więc tylko część proletariatu, doświadcza w swej codzienności jedynie zła i niepokoju, jakie rodzi istniejący system. Lecz owi bezrobot­ ni, bezpośrednio i najżywiej zainteresowani rewolucją, nie mają, jak proletariat z czasów poprzedzających pierwszą woj­ nę światową, predyspozycji do rozwoju i zdolności organizator­ skich, świadomości klasowej i niezawodności, które na ogół ce­ chują właśnie trwale włączonych do systemu kapitalistycznego. Masa ta jest chwiejna, w sensie organizacyjnym niewiele moż­ na z nią począć. Młodszym, którzy jeszcze nigdy nie pracowa­ li, brak - przy całej ich żarliwości - zmysłu teoretycznego. 84

Tak oto kapitalistyczny proces produkcji doprowadził do tego, że zainteresowanie socjalizmem i ludzkie cechy niezbęd­ ne do jego realizacji nie idą w parze. Jakkolwiek jest to zjawi­ sko nowe, jego zalążki można wskazać już w początkach kapi­ talizmu. Urzeczywistniony porządek socjalistyczny byłby tak­ że dziś dla wszystkich proletariuszy lepszy niż kapitalizm, ale różnica między obecnymi warunkami życia przyzwoicie opłacanego robotnika i jego osobistą sytuacją w socjalizmie jawi mu się jako coś bardziej niepewnego i mniej wyrazistego niż niebezpieczeństwo utraty pracy, nędzy, więzienia, śmierci - niebezpieczeństwo, z którym rzeczywiście musi się liczyć, biorąc udział w rewolucyjnym powstaniu, a nawet, być może, w strajku. Życie bezrobotnego z kolei jest męką. Spowodowa­ ny procesem ekonomicznym rozdział dwóch momentów rewo­ lucji: bezpośredniego zainteresowania socjalizmem i jasnej świadomości teoretycznej, między dwie znaczące warstwy pro­ letariatu wyraża się we współczesnych Niemczech w istnie­ niu dwóch partii robotniczych, a ponadto w oscylowaniu rzesz bezrobotnych między partią komunistyczną i narodowosocjalistyczną. Skazuje to robotników na faktyczną bezsilność. Odpowiednikiem niecierpliwości bezrobotnych jest w dzie­ dzinie świadomości mechaniczne powtarzanie haseł partii komunistycznej. Zasady nie są aktualizowane na podstawie teoretycznych analiz obszernego materiału faktograficznego, lecz - wbrew dialektyce - utrzymywane w zakrzepłej formie. Skutkiem tego praktyka polityczna także nie wykorzystuje wszystkich dostępnych możliwości wzmocnienia pozycji poli­ tycznej i sprowadza się przeważnie do nieefektywnych rozka­ zów oraz moralnej reprymendy danej nieposłusznym i niewier­ nym. Ponieważ prawie każdy, kto jeszcze ma pracę, obawiając się nieuchronnej nędzy bezrobocia, skąpi posłuchu komuni­ stycznym hasłom strajku, ponieważ nawet bezrobotni w obli­ czu straszliwego aparatu władzy - który wprawdzie nie sta­ 85

nowi zagrożenia dla zewnętrznego przeciwnika, ale tylko cze­ ka na to, by znaleźć „zastosowanie” u siebie w domu i wszel­ kie rodzaje broni, od gumowych pałek poprzez karabiny ma­ szynowe do najskuteczniejszych gazów trujących, wypróbować w chwackiej, z pewnością nie pociągającej za sobą żadnego ryzyka wojnie domowej - tracą nadzieję i stają się apatyczni, określone wskazania partii okazują się niejednokrotnie bez­ przedmiotowe, co musi wywierać niekorzystny wpływ na skład oraz stan ducha jej przywództwa. Niechęć do zwykłego powie­ lania pryncypiów może mieć z tego względu także w najbar­ dziej abstrakcyjnych sferach życia duchowego, w socjologii i filozofii, jeszcze jedno znaczenie, uzasadnione na gruncie ist­ niejącej sytuacji: zwraca się ona przeciwko daremności. W przeciwieństwie do komunistycznego, reformistyczne skrzydło ruchu robotniczego wyzbyło się świadomości, że sku­ teczna poprawa stosunków między ludźmi w ramach kapitali­ zmu nie jest możliwa. Wszelkie elementy teorii zostały tu za­ przepaszczone; przywództwo jest dokładnym odwzorowaniem najbardziej niezawodnych członków: wielu z nich usiłuje za wszelką cenę, także elementarnej wierności, zachować swe posady; obawa przed utratą stanowiska staje się stopniowo wyłącznym motywem ich poczynań. Bądź co bądź realna wciąż jeszcze konieczność wyparcia pewnych resztek ich lepszej świa­ domości rodzi nieustającą gotowość owych reformistycznie nastawionych niemieckich polityków państwowych do tego, by z irytacją dezawuować marksizm jako anachroniczny błąd. Każde klarowne stanowisko teoretyczne jest im bardziej nie­ nawistne niż mieszczaństwu. Toteż w odróżnieniu od metafi­ zyki burżuazyjnej, tak samo rzecz jasna ideologicznej, jednak częstokroć rzeczywiście głębokiej i odznaczającej się precyzją sformułowań, odpowiadające im trendy kulturowe zdają się mieć na celu jedynie wywołanie zamętu myślowego, rozmycie i podważenie wszelkich sprecyzowanych pojęć i poglądów, krót­ 86

ko mówiąc - zdyskredytowanie ich i zamalowanie wszystkie­ go jedną szarą farbą relatywizmu, historyzmu, socjologizmu. Ideolodzy reformistycznej polityki realnej okazują się o tyle potomkami zwalczanego przez nich samych na różne sposoby burżuazyjnego pozytywizmu, że opowiadają się przeciwko teo­ rii, a za uznaniem faktów; jednakże relatywizując nawet na­ sze poznanie faktów i absolutyzując samo relatywizowanie czy też stawianie pytań, wywołują oni u laików jedynie zniechęce­ nie. Życie bezrobotnych jest piekłem, ich apatia nocą, zaś obec­ na sytuacja pracujących - szarą codziennością. Można więc mieć wrażenie, że odpowiada jej filozofia bezpartyjna i wolna od iluzji. Jako recepta na znoszenie doraźnych bolączek skła­ nia się ona do łączenia ziemskiej rezygnacji z brawurową wia­ rą w zupełnie nieokreśloną zasadę transcendentalną lub reli­ gijną. W miejsce wyjaśnień przyczynowych stawia wyszuki­ wanie analogii; jeśli nie odrzuca po prostu Marksowskich po­ jęć, to formalizuje je i nadaje im akademicki charakter. Zasa­ dy tej późnej filozofii demokratycznej są jeszcze tak samo nie­ wzruszone, jak ich poprzedników, ale zarazem tak abstrakcyj­ ne i kruche, że ich autorzy zapałali nieszczęśliwą miłością do „konkretu”, do którego jednak znajduje drogę tylko zaintere­ sowanie inspirowane praktyką. Konkret jest dla nich mate­ riałem, którym wypełniają swe szablony; nie jest on przez nich formowany dzięki świadomemu zajęciu stanowiska w walce dziejowej, ponad którą - jak im się zdaje - mogą się swobod­ nie wznieść. Jak pozytywne właściwości, które robotnik zdobywa dzię­ ki włączeniu w kapitalistyczny proces pracy, oraz doświadcze­ nie całej nieludzkości tego procesu we współczesności rozdzie­ lone są między różne warstwy społeczne, tak i w wypadku lewicowych intelektualistów, poczynając od funkcjonariuszy politycznych po teoretyków ruchu robotniczego, dwa momen­ ty metody dialektycznej: poznanie faktów i jasność w kwestii 87

zasad zostały rozszczepione i wzajemnie odizolowane. Jeśli nie dojdzie wkrótce do radykalnego zwrotu, wierność materialistycznej teorii grozi wyrodzeniem się w bezduszny i beztreściwy kult litery i osób. Natomiast materialistyczna treść, tzn. poznanie realnego świata, stanowi monopol tych, którzy stali się marksizmowi niewierni i jest w związku z tym na najlep­ szej drodze do postradania jedynej swej zalety, mianowicie bycia poznaniem; w oderwaniu bowiem od materialistycznej zasady fakty przybierają postać ślepych znaków, a ściślej mó­ wiąc, padają łupem ideologicznych sił, które władają życiem duchowym. Jedni poznają wprawdzie istniejące społeczeństwo jako złe, lecz brak im umiejętności niezbędnych do teoretycz­ nego i praktycznego przygotowania rewolucji. Drudzy mogli­ by pewnie te umiejętności zdobyć, ale nie doświadczają na własnej skórze palącej konieczności zmiany. Dlatego też w sporze, jaki toczą ze sobą, socjaldemokraci mają o wiele za dużo racji. Uwzględniając z pedantyczną dokładnością wszel­ kie okoliczności, okazują w ten sposób rewerencję prawdzie i obiektywności, a ignoranckich przeciwników zawstydzają roz­ maitością swych punktów widzenia. Komuniści mają o wiele za mało racji, tzn. często zamiast do racji, odwołują się jedy­ nie do autorytetu. W przeświadczeniu, że prawda jest w cało­ ści po ich stronie, nie odnoszą się do poszczególnych prawd ze zbyt wielką skrupulatnością i uczą przemądrzałych przeciw­ ników rozumu, stosując przemoc moralną - a w razie potrze­ by - i fizyczną. Przezwyciężenie tego stanu rzeczy w sferze teorii zależy od samej dobrej woli w równie niewielkim stopniu, jak znie­ sienie warunkującego go podziału klasy robotniczej w prak­ tyce. Ostatecznie oba zjawiska są nieuchronnie wytwarzane i reprodukowane przez proces ekonomiczny, który znaczną część ludności od urodzenia oddziela od miejsc pracy i ska­ zuje na egzystowanie pozbawione nadziei. Wynoszenie się po­ 88

nad stwierdzane symptomy duchowego kryzysu - jak gdyby ten, kto konstatuje określony stan rzeczy, mógł uniknąć jego konsekwencji - nie ma żadnego sensu. Każda z partii repre­ zentuje pewien komponent sił, od których zależy przyszłość ludzkości.

Ateizm i religia Całkowita wolność od wszelkiej wiary w istnienie mocy niezależnej od historii, a jednak określającej ją - tak rozumia­ na wolność stanowi element najbardziej prymitywnej intelek­ tualnej jasności i prawdziwości według kryteriów człowieka nowoczesnego. Ale jakże trudno nie zrobić z tego nowej religii! Dopóki lęki wzbudzane przez życie i śmierć, które czynią du­ szę ludzką podatnym gruntem dla pozytywnych religii, nie zostaną złagodzone dzięki pracy sprawiedliwego społeczeń­ stwa, także duch wolny od przesądów będzie szukał schronie­ nia przed niedolą w nastroju, który ma w sobie coś z kojącego spokoju świątyni, choćby tę świątynię wzniesiono na przekór bogom. W czasach, gdy społeczeństwo nie jest bardziej zaawan­ sowane w swym rozwoju niż obecnie, nawet w najbardziej po­ stępowych ludziach tkwi jeszcze kołtun. O ile ludzie sami nie potrafią sobie pomóc, potrzebują fetyszy; oby były to fetysze ich biedy i opuszczenia.

Uwaga Polemizując z filozoficznymi sługami religii,należy posłu­ żyć się argumentem, że konieczność przeobrażania religijnej indyferencji w religię jest koniecznością faktyczną, nie zaś lo­ giczną. Nie ma żadnego logicznie nieodpartego powodu sta­ 89

wiania w miejsce obalonego absolutu jakiegoś innego absolu­ tu, w miejsce obalonych bogów - innych, zastępowania ubó­ stwienia negacją. Ludzie mogliby już dziś zapomnieć o religij­ nej indyferencji. Są jednak na to zbyt słabi.

Drapacz chmur Przekrój gmachu społeczeństwa współczesnego przedsta­ wiałby się w przybliżeniu następująco: na samej górze ma­ gnaci trustów różnych kapitalistycznych ugrupowań władzy, którzy przewodzą, lecz zarazem wzajemnie zwalczają się; pod nimi - pomniejsi magnaci, obszarnicy i cały sztab ważnych współpracowników; niżej - podzielone na poszczególne war­ stwy - masy przedstawicieli wolnych zawodów i drobniejszych urzędników, politycznych pomagierów, wojskowych, profeso­ rów, inżynierów i szefów biurowych, aż po maszynistki; jesz­ cze niżej - pozostałości samodzielnie gospodarujących w nie­ wielkiej skali, rzemieślnicy, handlarze, chłopi e tutti quanti , * następnie proletariat, poczynając od wysoko opłacanych, wy­ kwalifikowanych robotników poprzez niewykwalifikowanych do trwale bezrobotnych, biednych, starych i chorych. Dopiero poniżej tego poziomu zaczyna się właściwy fundament nędzy, na którym wznosi się ta budowla, albowiem dotychczas mówi­ liśmy jedynie o wysoko rozwiniętych krajach kapitalistycznych, a całe ich życie jest podtrzymywane przez straszliwy aparat wyzysku funkcjonujący na terytoriach kolonii i półkolonii, czyli na większości obszaru Ziemi. Rozległe tereny Bałkanów są miejscem tortur, nędza mas w Indiach, Chinach i Afryce prze­ chodzi wszelkie pojęcie. Poniżej pomieszczeń, w których mi­ lionami zdychają kulisi Ziemi - nieopisane, niewyobrażalne * Wszyscy (bez wyjątku) - przyp. tłum..

90

cierpienie zwierząt, piekło zwierząt w społeczeństwie ludzkim, pot, krew, nieszczęście zwierząt. Wiele mówi się dziś o „oglądzie istoty”. Kto jeden jedyny raz „dokonał oglądu” „istoty” tego drapacza chmur, na którego najwyższych kondygnacjach naszym filozofom wolno filozofo­ wać, ten już wcale się nie dziwi, że tak niewiele wiedzą oni o ich realnej wysokości i wciąż rozprawiają jedynie o wyżynach urojonych; ktoś taki ma świadomość tego, co filozofowie sami być może przeczuwają, że w przeciwnym razie mogliby dostać zawrotu głowy. I nie dziwi się też, że chętniej konstruują oni system wartości niż jego przeciwieństwo, że chętniej zajmują się „człowiekiem w ogóle” niż człowiekiem konkretnym, że wolą rozpatrywać byt jako taki niż ich własny byt: za karę mogliby zostać zmuszeni do przeprowadzki na niższe piętro. Nie dziwi się ani trochę, że paplają oni o „wieczności”, gdyż ich paplani­ na jako składnik zaprawy murarskiej spaja ów dom współcze­ snej ludzkości. Z okien wyższych pięter tego domu, którego piwnica jest rzeźnią, a dach katedrą, roztacza się rzeczywi­ ście piękny widok na gwiaździste niebo.

Skromność bogatych Skromność bogatych nasuwa takie oto skojarzenie: umie­ rający, który nie jest już w stanie chodzić o własnych siłach, ma życzenie, by jeszcze raz pospacerować po ogrodzie. Na to wuj oświadcza ciotce - a robi to tak, że chory może go słyszeć - że on sam musi pracować i daruje sobie spacer. Skromność bogatych jest niegodziwa, jeszcze bardziej niegodziwa niż wstrzemięźliwość wuja w przytoczonej historii, gdyż on nie może przecież podarować choremu zdrowia.

91

Symbol Pewien żebrak śnił o milionerze. Gdy się obudził, spotkał psychoanalityka. Ten wyjaśnił mu, że milioner symbolizuje jego ojca. „Ciekawe”, odrzekł żebrak.

Kain i Abel Historia o Kainie i Ablu jest zmitologizowanym wspomnie­ niem o rewolucji, o wyzwoleńczej akcji niewolników przeciw­ ko ich panom. Ideolodzy natychmiast zinterpretowali powsta­ nie jako wyraz resentymentu: „ (-) rozgniewał się Kain srodze i twarz mu się wydłużyła”. Gdyby tę biblijną przypowieść brać dosłownie, to Kain mógłby wynaleźć pojęcie resentymentu, gdy krew Abla wołała ku niebu: „Nie słuchaj tego wołania; to głos resentymentu”.

Walka przeciwko mieszczaninowi W walkach klasowych dziewiętnastego wieku słowo bur­ żuj uzyskało sens proklamacji wojennej. Oznaczało ono wyzy­ skiwacza, krwiopijcę i odnosiło się do tych wszystkich, którzy byli zainteresowani trwaniem złego systemu społecznego. Ta­ kie znaczenie tego słowa zostało szczegółowo wyjaśnione, a zarazem utrwalone przez teorię Marksowską. Jednak nieza­ leżnie od tego również reakcyjni feudalni przeciwnicy kapita­ lizmu - dochowując wierności tradycji romantycznej - nada­ wali słowu mieszczanin pogardliwe znaczenie. Pozostałości takiej ideologii zostały przejęte przez ruchy narodowe wszyst­ kich krajów. Niczym przedwojenna bohema przedstawiają one mieszczanina jako straszydło, złemu „mieszczańskiemu” ty­ 92

powi człowieka minionych epok, zwłaszcza wieku dziewiętna­ stego, przeciwstawiają typ nowego człowieka przyszłości. Opo­ wiadają przy tym o przeciwieństwach natury biologicznej, rasy, sposobu myślenia itd. Wielki kapitał ma do tego drugiego, deprawującego sensu słowa mieszczanin, w którym abstrahuje się od zależności eko­ nomicznych, stosunek nader entuzjastyczny. Równie chętnie wykorzystuje bowiem arystokratyczną ideologię jak arystokra­ tycznych oficerów. Właśnie dzięki współczesnej walce z men­ talnością „burżuazyjną” znika z pola widzenia sam wielki ka­ pitał. Dysponujący nim dawno już zarzucili formy życia, z któ­ rymi toczy się tę walkę. U dzisiejszych magnatów trustów oraz ich światowego i „otwartego na świat” otoczenia trudno wska­ zać choćby jedną z cech charakteru, jakimi odznaczał się drob­ ny, walczący o utrzymanie, pedantyczny, osobiście chytry mieszczanin w pewnych okresach minionego stulecia. Te przy­ wary stały się właściwościami niższych, wywłaszczonych warstw, które bronią okruchów życiowego komfortu. Śmietan­ ka towarzystwa żyje dziś na tak wysokim poziomie, źródła dochodów tych ludzi są tak dalece oderwane od ich osobowo­ ści, że formy świadomości charakterystyczne dla małostkowej konkurencji zupełnie tracą tu rację bytu. Tak więc wielka burżuazja spogląda chętnym okiem na tę szarżę jej ideologów prze­ ciwko mieszczaninowi, którego w rzeczywistości poprzez kon­ centrację kapitału doprowadza do ruiny. Proletariat nie ma z rzeczoną walką przeciwko „mieszcza­ ninowi” nic wspólnego. Dopóki ten typ ekonomiczny, współ­ cześnie wyrugowany przez kapitał, dominował, proletariat musiał widzieć w nim swego głównego wroga. Dziś idzie o to, by warstwy te, o ile nie służą one w gwardii narodowej, zneu­ tralizować lub pociągnąć za sobą. Burżua w języku proleta­ riackim oznacza obecnie, tak jak i dawniej, wyzyskiwacza, klasę panującą. Także na obszarze teorii walka toczy się wła­ 93

śnie przede wszystkim z tą klasą, z którą nie jest możliwe żadne współdziałanie. Gdy współcześni metafizycy usiłują krytykować dzieje filozofii - z perspektywy socjologicznej jako rozwój myślenia „mieszczańskiego”, to w żadnym razie nie mają na względzie tych jego tendencji, które musi prze­ zwyciężyć proletariat. Ideolodzy ci pragną jedynie w ten sposób napiętnować i wyplenić resztki rewolucyjnej spuści­ zny mieszczaństwa. Podobnie upadek warstw średnich budzi zadowolenie proletariatu z innych powodów niż kapitału. Ka­ pitałowi chodzi o zysk, proletariatowi - o wyzwolenie ludz­ kości. Pięknie dziękujemy za terminologię, zgodnie z którą prze­ jawem mieszczańskiego życia jest zazdrość o męża drobnej mieszczki, której brakuje rozrywek, nie zaś posiadanie rollsroyce’a.

Wychowanie dla prawdomówności Duchowni katoliccy zawsze skłaniali się do tego, by nie przywiązywać wielkiej wagi do heretyckich myśli człowieka, jeśli ten zachowywał je w skrytości ducha lub ujawniał jedy­ nie spowiednikowi. Nasza burżuazyjna moralność jest bardziej surowa: jeśli ktoś miewa rewolucyjne myśli, to przynajmniej powinien je wypowiedzieć, także wtedy, czy zwłaszcza wtedy, gdy jest to bezsensowne - po to, żeby można było go prześlado­ wać. Nie jego przyjaciele, lecz jego wrogowie, wyczuwając pi­ smo nosem, stają się profetami rewolucyjnej odwagi. Nie chodzi im przy tym wcale o same te myśli, gdyż uwa­ żają je za fałszywe, lecz - jak mówią - o spełnienie postulatu „bycia odpowiedzialnym za swe przekonania”. Ta sadystyczna pedanteria ma dwie przyczyny: wolę otwartego wroga rewolu­ cji, który chce ją doszczętnie wyplenić oraz nienawiść pozor94

nego jej zwolennika do tego, kto ośmiela się mieć wciąż myśli przez niego samego wyparte ze względu na jego karierę. Burżuazyjna moralność jest jak nauczyciel szkolny, który nie tylko traktuje rózgą niesfornych łobuziaków, gdy są nie­ grzeczni, lecz ponadto wymaga, by sami się zgłaszali, ilekroć myśl o psotach przyjdzie im do głowy. Wychowanie dla praw­ domówności! Myśli tkwiące w głowach dają niedozwoloną przy­ jemność, której grzeczne dziecko samo sobie odmawia; a przy tym ukryte w głowach mogłyby dojrzewać, by znaleźć ujście właśnie w tym momencie, w którym nauczyciel usiłuje zapa­ nować nad nimi za pomocą trzcinki.

Wartość człowieka W gospodarce kapitalistycznej każdy producent towarów dowiaduje się dopiero na rynku, ile są one warte. O ich warto­ ści nie decyduje jego własna ocena, lecz anonimowy mecha­ nizm wymiany działający w skali całego społeczeństwa. To­ wary nie znajdujące zbytu są bezwartościowe. Zupełnie tak samo traktuje się ludzi. Ile kto jest wart, określa anonimowy aparat społeczeństwa. Naturalnie musimy jeszcze uwzględ­ nić to, że istotną rolę odgrywa również urodzenie. Pozostaje ono w analogii do patentu oraz monopolu. Ale tak samo jak w wypadku towaru, o tym, jak jest widziany dany człowiek, prze­ sądza nie prywatna samowola, lecz jego wartość rynkowa, tzn. społeczny sukces, jaki zapewniło mu jego urodzenie, czy też jego pracowitość, a prócz odniesionego już sukcesu także to, jakie widoki rokuje on na przyszłość. Ocenia społeczeństwo, nie zaś jednostka. Mówiąc ściślej: oceny jednostki są określa­ ne przez społeczeństwo, i to tak dalece, że w małych przedsię­ biorstwach szef mniej ceni swego własnego pracownika niż pracownika konkurencji; w każdym razie staje się zakłopota­ 95

ny, gdy niezależna od niego kontrola sprawowana przez spo­ łeczny mechanizm weryfikacji wartości ludzi przestaje wypa­ dać jednoznacznie pomyślnie dla jego pracownika. W końcu przecież cena każdego towaru może w każdej chwili wykazać tendencję zniżkową. Nie przeczy to wcale temu, że jako ubogi urzędnik lub le­ karz bez pacjentów mogę cieszyć się w pewnym wąskim kręgu umiarkowanym uznaniem. Lecz to uznanie opiera się w isto­ cie na przekonaniu, że mam społecznie wartościowe cechy, a tylko jakieś „przypadkowe” okoliczności obniżyły ich znacze­ nie i skuteczność. Albowiem w tle oceny działa przecież także jako jeden z jej czynników - skryte ukierunkowanie na proces produkcyjny w społeczeństwie kapitalistycznym. To, że się niczego nie osiągnęło, usprawiedliwia tylko wiara, że jednak można byłoby coś osiągnąć. - Panuje niejawne, mocno utrwa­ lone, często nieświadome, ale głęboko zakorzenione przeświad­ czenie o sprawiedliwości i autorytecie społeczeństwa kapitali­ stycznego. Rzutuje ono na najczulsze stosunki miłosne oraz wytwarza klimat duchowy na tyle powszechny, że wyczuwal­ ny zarówno u niemieckich szowinistów, jak i u socjalistycznej biurokracji.

Kobieta u Strindberga W teatrze Strindberga kobieta jawi się jako istota złośli­ wa, żądna władzy i mściwa. Taki wizerunek kobiety wywodzi się ewidentnie z doświadczeń mężczyzny dotkniętego impoten­ cją, gdyż właśnie w tego typu związku kobieta staje się taka, jak ją przedstawia Strindberg. Jego poglądy są przykładem burżuazyjnej powierzchowności, która zamiast zgłębiać przyczy­ ny danego stanu rzeczy, zadowala się złożeniem wszystkiego na karb natury lub - jeszcze chętniej - wiecznego charakteru. 96

Upatrywać źródło złośliwości przypisanej kobiecie przez Strindberga w impotencji mężczyzny oznaczałoby oczywiście popaść w ten sam błąd co on, ponieważ impotencja, tak jak i ocena normalnego stosunku jako przepisowej formy przyjem­ ności, jest sama produktem społecznym. Niezdolność mężczy­ zny do aktu seksualnego, przez kobietę pożądanego, a przez niego samego uznawanego za kryterium męskości, wynika albo z zużycia przed małżeństwem, albo z tego, że jest on w ogóle skazany na inne formy zaspokojenia; zupełnie tak samo jak wszystkie odnośne pejoratywne oceny znajduje ona wyjaśnie­ nie w historii społeczeństwa i losie mężczyzny w jej ramach. Strindberg bez wątpienia wiernie sportretował złośliwą ko­ bietę oraz cierpiącego z powodu impotencji mężczyznę, ukazał też piekło ich przeżyć, tyle że stosunki charakterystyczne dla określonego momentu historycznego, traktując jako biologicz­ ne, uwiecznił, skutkiem czego nie zdołał ich pojąć. „Płaski” Ibsen w tym sensie go przewyższa, że świadomie łączy proble­ my małżeńskie z przemijającą formą rodziny i w ten sposób odnosi je do historii.

Siła, prawo, sprawiedliwość „Siła ma pierwszeństwo przed prawem” - to bałamutne porzekadło, gdyż siła nie musi konkurować z prawem, nato­ miast prawo jest jej atrybutem. Siła ma już po swojej stronie prawo, bezsilność zaś potrzebuje prawa. Jeśli siła nie jest zdol­ na nadawać lub pozbawiać praw, sama jest ograniczona, ale bynajmniej nie przez prawo, lecz przez siły, które jej roszcze­ nia kwestionują. Ten stan rzeczy jest maskowany przez fakt, że prawo obo­ wiązujące w państwie burżuazyjnym, jako układ między ist­ niejącymi w nim siłami, zdaje się żyć własnym życiem, zwłasz­ 97

cza gdy jest reprezentowany przez biurokrację względnie neu­ tralną wobec różnych partii burżuazyjnych. Prawda wychodzi jednak na jaw wtedy, gdy siły rządzące czy raczej grupy w ramach klasy panującej są bezpośrednio zgodne ze sobą, a więc wtedy, gdy prawo zwraca się przeciwko proletariatowi. Wów­ czas działanie prawa, niezależnie od tego, jak jest ono sformu­ łowane, staje się precyzyjnym miernikiem zasięgu ich władzy. Gdyby anegdota młynarza z Sanssouci nie była zmyślona, osta­ tecznie zawdzięczałby on swój sukces łasce króla czy też sile mieszczaństwa, a nie prawu jako takiemu. Wszystko to dotyczy prawa pozytywnego. Jeśli zaś chodzi o pojęcie sprawiedliwości, należy stwierdzić, że jest ono wyra­ zem doraźnych żądań uciśnionych. Dlatego też zmienia się wraz z owymi żądaniami. Dziś sprowadza się ostatecznie do zniesienia klas, a zatem i prawa w przedstawionym wyżej sen­ sie. Urzeczywistnienie sprawiedliwości spowoduje, że prawo stanie się zbędne.

Poziomy wykształcenia Gdy ktoś w marnym odzieniu przychodzi do sklepu, do mieszkania, do hotelu, nie mówiąc już o urzędzie, doświadcza - tak samo, jak w całym swoim życiu - nieskończenie mniej życzliwości niż ktoś dobrze ubrany. Po garderobie, w jaką go ubrał, lepszy świat natychmiast rozpoznaje w nim autsajdera. Analogiczne zjawisko można obserwować w dziedzinie „kul­ tury”. Kogoś, komu brakuje pieniędzy na książki i czasu, by je studiować, kogoś, kto nie wzrastał w atmosferze wysokiej kul­ tury i nie mówi jej językiem, można rozpoznać po kilku sło­ wach. I tak jak od żebraka, przed którym skromna gospodyni zatrzaskuje drzwi, szereg ogniw pośredniczących prowadzi do człowieka najbardziej zaufanego, którego w najwytworniejszym 98

towarzystwie przyjmują bez anonsowania, tak samo istnieje ciągłe spektrum zewnętrznych oznak stopnia przynależności do grona ludzi wykształconych. Rozumie się samo przez się, że każde słowo robotnika i mieszczańskiego samouka jest na­ znaczone piętnem niekompetencji, ale także hierarchia tych, co mają wykształcenie, jest mocno rozczłonkowana. Kto jest zmuszony wypożyczać książki z biblioteki, otrzymuje je długo po ich ukazaniu się i musi je w krótkim czasie zwrócić. Jest w gorszej sytuacji niż ten, kto może je kupić, ten zaś jest poszko­ dowany w porównaniu z kimś, kto zwykł regularnie o nich dyskutować. Rzeczywiście zorientowani są jedynie ci, którzy obcują z samymi autorami, wiele podróżują, od czasu do czasu przebywają w kulturalnych centrach świata, gdzie dowiadują się, jakie problemy i poglądy są współcześnie znaczące. Jakże ktoś, kto nie jest znawcą w ramach pewnej określonej wąskiej specjalności, miałby wiedzieć, na czym polega specyfika stylu i sposobu ujęcia zagadnień w jakimś beletrystycznym, nauko­ wym czy też filozoficznym dziele! Przecież o przypadkowych, niewidocznych na pierwszy rzut oka przyczynach, od których to zależy, można dowiedzieć się na ogół jedynie z rozmów z samymi augurami. Symptomy niedostatków wykształcenia są nieomylne. Na wyższym poziomie użycie danego słowa, wła­ śnie dlatego, że jest ono w modzie, może mieć taki sam banal­ ny skutek jak wyrażenie już przestarzałe na niższym pozio­ mie. Na ludziach kulturalnych te przejawy braku wykształce­ nia robią tak samo przykre wrażenie jak na wrażliwej damie źle dopasowany kostium. Dopóki kultura burżuazyjna była postępowa, owe tajniki stosunków międzyludzkich mogły stanowić moment postępu. Lecz dziś, gdy treść uczonych rozmów - jak całego zresztą życia towa­ rzyskiego w społeczeństwie kapitalistycznym - jest odległa od trosk ludzkości, osobliwości te nabrały groteskowego i irytu­ jącego charakteru. Poziomy współczesnego wykształcenia zu­ 99

pełnie przestały być etapami poznania; obrazują jedynie zróż­ nicowanie próżnej rutyny, manipulującej pozorem filozoficznej głę­ bi. Bycie obeznanym z tym, co się dzieje w tak zwanym duchowym świecie, na tyle by sprawiać wrażenie spowinowaconego z nim, no­ szenie modnego kulturowego uniformu - oznacza współcze­ śnie większe i bardziej definitywne oddalenie od sprawy wolno­ ści niż dobrze dopasowany kostium z najlepszego materiału. Kostium można zdjąć, owo powinowactwo - tylko zataić.

Miłość i głupota Radość, jaką sprawia treserowi przywiązanie lwa, zosta­ nie zmącona, gdy treser zda sobie sprawę, że istotnym ele­ mentem wierności zwierzęcia jest jego głupota. Ponieważ wzrost świadomości siły lwa musiałby zniszczyć ową więź, to, że tymczasem zwierzę się łasi, nie przedstawia specjalnej war­ tości. Im wyżej treser ceni sobie swój kunszt treserski, tym mniej pochlebia mu sympatia dzikiej bestii. Nie bądźmy ko­ chani za brak inteligencji. Duma niejednego władcy z przy­ wiązania jego służby, hreczkosiejów z ich robotników rolnych, jest karykaturą pewności siebie, jaką daje świadomość, że jest się naprawdę kochanym.

Symptomy Moralny charakter człowieka można ocenić trafnie na pod­ stawie odpowiedzi na określone pytania. Pytania te są zróżni­ cowane w zależności od epoki, a na ogół także i warstwy spo­ łecznej. W żadnym też razie nie dotyczą kwestii równorzęd­ nych. W pierwszych stuleciach naszej ery wśród urzędników pewnych prowincji cesarstwa rzymskiego tego typu klucz sta­ 100

nowiło bez wątpienia pytanie o chrześcijaństwo, w Niemczech w roku 1917 było nim pytanie o jakość kartoflanego chleba. Natomiast w roku 1930 stosunek do Rosji rzuca światło na mentalność danego człowieka. To, jak w Rosji sprawy stoją, jest rzeczą wielce problematyczną. Nie podejmuję się wyroko­ wać, dokąd ów kraj zmierza; z całą pewnością panuje tam wiel­ ka nędza. Lecz kto spośród ludzi wykształconych nie wyczu­ wa niczego z podjętego tam trudu i pozwala sobie na lekko­ myślną wyniosłość, kto w tym momencie uchyla się od koniecz­ ności myślenia, ten jest marnym kompanem, przestawanie z nim na nic się nie zda. Kto nie zamyka oczu na bezsensowną niesprawiedliwość imperialistycznego świata, w żadnym razie nie dającą się usprawiedliwić słabością techniczną, będzie trak­ tował wydarzenia w Rosji jako postępową, bolesną próbę prze­ zwyciężenia tej straszliwej niesprawiedliwości społecznej, lub przynajmniej z bijącym sercem zapyta, czy ta próba jeszcze trwa. Gdyby pozory przemawiały przeciwko temu, łudziłby się nadzieją, jak chory na raka łudzi się, że wątpliwa wiadomość o wynalezieniu lekarstwa na jego chorobę jest jednak prawdą. Pierwsze wiadomości o rewolucji francuskiej skłoniły po­ noć Kanta do zmiany trasy jego zwyczajowego spaceru. Filozo­ fowie współczesności także wietrzą okazję, tyle że niestety nie dla ludzkości, ale dla szkaradnych widziadeł ich metafizyki.

W kwestii narodzin Któż nie rozważał moralnej kwestii, czy dobrze jest czy nie wydawać na świat potomstwo, i kto w rezultacie nie doszedł do wniosku: to zależy! „To zależy” oznacza, że bogata kobieta, która rodzi, wydaje na świat kogoś, kto daje pracę, podczas gdy uboga kobieta rodzi kogoś, kto nawet nie może jej dostać. A zatem - wnioskuje maltuzjański filozof - biedni ludzie mu­ 101

szą mieć się na baczności. Lecz nie jest to właściwe rozumo­ wanie. Zamiast chronić świat przed milionami niepożądanych ludzi, powinno się im pozwolić świat urządzić. Dopóki nie mają oni prawa wykonywać pracy, której tamci nie chcą im dać, muszą pozostawać na zewnątrz. Własne matki przeklinają ich przyjście na świat. Świat jest domem klasy panującej. Zamy­ ka ona ten dom przed cieślami, którzy chcą go powiększyć i rozjaśnić. Jej prawo własności stało się więc przeżytkiem.

Uwaga Może wydawać się paradoksem to, że w ostatnim stuleciu z reguły właśnie ci, którzy głosili niemożliwość powstania sys­ temu sprawiedliwszego i pełniej zaspokajającego ludzkie po­ trzeby, zalecali wprawdzie biednym wstrzemięźliwość seksu­ alną, moralną zapobiegliwość, krótko mówiąc - ascezę, jed­ nak ostro zwalczali środki antykoncepcyjne i aborcję. Lecz te rzeczy kłócą się ze sobą tylko przy założeniu, że rzeczywiście chodzi o dobro ludzkości; tymczasem owi nieskazitelni słudzy kapitału mają na oku wyłącznie zachowanie istniejących sto­ sunków i wyczuwają instynktownie, że rozkosz jako cel sam w sobie, rozkosz bez uzasadnienia i usprawiedliwienia, bez etycz­ nej i religijnej racjonalizacji, stanowi jeszcze większe zagroże­ nie dla tej formy społeczeństwa, która stała się jarzmem, niż nawet powiększenie armii bezrobotnych.

Socjalizm i resentyment Jakże łatwo ganić motywy skłaniające do urzeczywistnie­ nia wolności i sprawiedliwości, a ludzi, którzy się nimi kieru­ ją, zbijać z tropu i zniechęcać! 102

W rozmowach o możliwości powstania socjalizmu często się słyszy, jak znający się na rzeczy jego przeciwnik poucza zapalonego do sprawy interlokutora, że musi on jeszcze po­ znać rzeczywistość. Wtedy dopiero zrozumie, że w socjalizmie robotnikowi nie byłoby lepiej niż dziś. Prawdopodobnie robot­ nikowi cywilizowanemu - zwłaszcza obecnego pokolenia powodziłoby się nawet znacznie gorzej niż dziś, niewykluczo­ ne, że przez całe życie musiałby jeść bób. Wyniosły przeciwnik socjalizmu mógłby zilustrować swój pogląd podłym dowcipem o baronie Rotszyldzie, który wręczając socjaliście jednego ta­ lara, powiedział: „Niech pan się cieszy, tym, co pan teraz ma, bo to jest dużo więcej, niż w ramach powszechnego podziału dóbr przypadłoby na pańską głowę”. Jeśli młody rozmówca ma pojęcie o marksizmie, będzie dowodził, że socjaliści nie dążą bynajmniej do podziału dóbr, lecz uspołecznienia i przeobrażenia produkcji. Może wygłosi na ten temat teoretyczny wykład. Ale może się też zdarzyć, że powie, iż wtedy przynajmniej zapanowałaby sprawiedliwość. W takim wypadku jest on zgubiony; gdyż teraz ujawnia pro­ stactwo swych przekonań, swój sposób myślenia obciążony resentymentem: a więc wcale nie zależy mu przede wszyst­ kim na poprawie sytuacji materialnej, chodzi mu tylko o to, by ci, którym dziś nieźle się wiedzie, nie mieli więcej niż on sam. Za jego argumentacją kryje się po prostu nienawiść. Le­ piej przez całe życie jeść bób, niż żeby ktoś inny zjadał befszty­ ki! - Wobec tego zarzutu młody socjalista będzie zmieszany milczał, najwyżej spróbuje się przeciwko niemu bronić. Tak czy owak będzie zakłopotany. Nie potrafi sprostać powszech­ nemu potępianiu woli wolności i sprawiedliwości, którego ra­ cją jest resentyment. Jednak ów niewinny befsztyk, wzbudzający zazdrość umy­ słów, którym zarzuca się ciasnotę, jest symbolem władzy nad ludźmi, samodzielności zbudowanej na barkach nędzy. Ciągłe 103

niebezpieczeństwo, cierpienie, przymus, troski, niepewność, koncentracja tych negatywnych momentów egzystencji w ży­ ciu klasy wyzyskiwanej jest dziś uwarunkowana koncentra­ cją pozytywnych momentów w życiu śmiesznie małej liczby wolnych. W podręcznikach burżuazja opowiada o idealizmie bohaterów, którzy woleli ponieść śmierć niż zostać niewolni­ kami, lecz w stosunku do socjalizmu jest wystarczająco materialistyczna, by dążenie do zrzucenia jarzma, zlikwidowania nierówności zwalczać za pomocą argumentu nieprawdopodo­ bieństwa poprawy sytuacji materialnej. Umiłowanie wolności jest kultywowane wyłącznie w sposób zakłamany, pod posta­ cią nacjonalizmu i szowinizmu. Traktat wersalski faktycznie stanowi źródło niepotrzebnej nędzy, ale najgłośniej oskarżają go w Niemczech właśnie ci, którzy bezlitośnie podtrzymują to, na czym się on opiera - kapitalistyczny system własności. Ten porządek, który dzieci proletariackie skazuje na śmierć głodo­ wą, a radom nadzorczym zapewnia przepych bankietów, istot­ nie budzi resentyment.

Prospołeczny charakter języka Język jest w swej istocie integrujący, wspólnotowy, prospo­ łeczny. Sformułowanie antagonizmu stanowi pierwszy krok do jego przezwyciężenia, albowiem dzięki temu staje się możliwe rozważenie przyczyn, uwzględnienie okoliczności łagodzących. Mocą swej ogólności język zdaje się czynić motyw antagoni­ zmu problemem prawdziwie powszechnym. Poddaje pod dys­ kusję jego prawomocność. Przełożenie marksizmu na styl akademicki oznaczało w powojennych Niemczech krok w kierunku złamania woli wal­ ki robotników z kapitalizmem. Problemem zajęli się profeso­ rowie jako kompetentni przedstawiciele ludzkości. Oczywiście 104

to przełożenie było tylko jednym krokiem, ponieważ od czasu, gdy robotnicy z przyczyn znacznie bardziej realistycznych są znużeni i bezsilni, pośrednicząca literatura przestała być po­ trzebna i tłumacze zostaną tak samo odrzuceni jak pośredni­ cy w rzeczywistej polityce. Jaką rolę odegrał ten przekład, pokazuje nader wyraziście pojęcie ideologii. Marks właściwie nie poddał tego pojęcia szczegółowej analizie. Stosował je jako swego rodzaju podziemną minę, która miała rozsadzić gmach kłamstwa oficjalnej nauki. W pojęciu tym zawierała się cała jego pogarda umyślnego i częściowo umyślnego, instynktow­ nego i świadomego, opłacanego i nie opłacanego maskowania wyzysku, na jakim opiera się system kapitalistyczny. W obec­ nym - czystym sformułowaniu pojęcie ideologii oznacza rela­ tywizm poznania, historyczny charakter teorii humanistycz­ nych. Stało się ono zupełnie niegroźne. Z drugiej jednak strony światło języka jest nieodzowne w walce uciśnionych. Mają oni powody, by wyświetlić tajemnice tego społeczeństwa i wyrazić je tak zrozumiale, tak wręcz ba­ nalnie, jak to tylko możliwe. Nie wolno im spocząć, póki sprzeczności tego porządku nie zostaną wyartykułowane w języku życia publicznego. Zaciemnianie faktycznego stanu rze­ czy zawsze było narzędziem w rękach reakcji. Nie pozostaje im więc nic innego, niż zabiegać o to, by język nie łudził iluzją ogólności, która w społeczeństwie klasowym nie istnieje, i uży­ wać go świadomie jako środka walki, dopóki nie powstanie świat bez podziałów, który już dziś zdaje się rozbrzmiewać w słowach jego bojowników i męczenników.

Kategoria wielkiego burżua W stosunkach z wielkimi burżua, przynajmniej pewnej kategorii, nigdy nie powinieneś o nic prosić. Musisz zawsze 105

zachowywać się tak, jak gdybyś pod każdym względem był do nich podobny. Więcej wskórasz traktując ich źle niż dobrze; albowiem dobre traktowanie przypomina im stale o poddanych i zależnych, dla których mają we krwi pogardę lub co najmniej odmowę. Od młodości są przyzwyczajeni do zagłuszania bru­ talnością wyrzutów sumienia wobec klasy im podporządkowa­ nej i gdy w stosunku do ciebie przybiorą choćby z lekka podob­ ną postawę, jesteś zgubiony. Jeśli chcesz więc cokolwiek osią­ gnąć, musisz umieć - jak właśnie jeden z nich - klepać ich po ramieniu. Jeśli udzielą ci czegoś, czego pragniesz, to - o ile zależy ci na podtrzymaniu tej znajomości - będzie rzeczą ry­ zykowną dziękować za to. Mistrzowskie opanowanie sztuki swo­ bodnego i naturalnego poruszania się w kręgu wielkich burżua jest jedną z nielicznych dróg awansu porządnych ludzi.

Uwaga Brutalność niejednego wielkiego obszarnika, zwłaszcza niemieckiego, a także z terenów położonych jeszcze dalej na wschód, nie wynika wcale z wyrzutów sumienia, lecz z tego, że w kontaktach z ludźmi bardziej cywilizowanymi odczuli oni swą niższość. W głębi ich świadomości świta zrozumienie tego, jak niewiele wiedzą, potrafią i jak mało sobą przedstawiają. Dają temu odpór, rządząc u siebie w domu z pomocą pejcza.

To, co osobiste Cechy osobiste będą wprawdzie także w przyszłości wpływa­ ły w jakiś sposób na powodzenie życiowe jednostki, jednak mogę sobie wyobrazić społeczeństwo, w którym głos młodego człowie­ ka lub nos dziewczyny nie decyduje o szczęściu całego ich życia. 106

Przestrzeń społeczna Jeśli ktoś chce poznać pomieszczenie, w którym się znaj­ duje, musi doświadczyć jego granic. Nocą, gdy nie możemy zbadać wzrokiem ścian pokoju, do którego wchodzimy, musimy przejść je wzdłuż i dotknąć rękami. Tak postępując, do­ wiadujemy się, czy to pomieszczenie jest salonem wytapetowanym jedwabiem, z dużymi oknami, czy też więzieniem ob­ murowanym kamieniem, z żelaznymi drzwiami. Dopóki ktoś pozostaje w centrum społeczeństwa, tzn. jak długo zajmuje w nim pozycję, która zapewnia mu powszechny szacunek, nie popada w kolizję ze społeczeństwem, nie wie nic o jego istocie. Im bardziej natomiast oddala się od bez­ piecznego środka, dajmy na to z powodu częściowej lub całko­ witej utraty majątku, umiejętności, stosunków - czy ponosi za to winę on sam czy nie, nie odgrywa przy tym większej roli - doświadcza praktycznie tego, że to społeczeństwo opiera się na absolutnej negacji wszelkich ludzkich wartości. Sposób, w jaki w czasach powstania policja obchodzi się niekiedy z robotnikami, ciosy kolbą karabinu spadające na schwytanych bezrobotnych, ton głosu, jakim portier fabrycz­ ny traktuje szukających pracy, dom pracy i więzienie odsła­ niają -jako granice - tę właśnie przestrzeń, w której żyjemy. Jej obszar centralny należy wywodzić z obszarów bardziej pe­ ryferyjnych. Biura dobrze prosperujących fabryk można po­ znać dopiero z perspektywy hal produkcyjnych robotników niewykwalifikowanych w okresie racjonalizacji i kryzysu, żeby zaś z kolei wyjaśnić, czym jest sama owa hala produkcyjna, gdzie uzyskanie pozwolenia na harówkę jest znakiem łaski, trzeba cofnąć się do sił zbrojnych. W nieokreślonej trosce za­ trudnionego tkwią wszystkie te momenty niezależnie od tego, czy on sam uświadamia to sobie, czy nie, i determinują jego życie. Panowanie porządku, który rodzi obawę przed ześlizgnię­ 107

ciem się z zajmowanej posady w nędzę, opiera się ostatecznie na granatach i gazach trujących. Między zmarszczkami na czole jego przełożonego i karabinami maszynowymi istnieje ciągłe przejście - w postaci szeregu ogniw pośredniczących - i to marszczenie czoła właśnie im zawdzięcza swą wagę. Nie tylko to, czym jest całe społeczeństwo, lecz i to, czym są w nim poszczególni ludzie, można z reguły poznać tylko z zewnątrz. Istotę bytu inteligentnej damy można uchwycić nie tyle w trakcie wizyty w jej salonie, ile raczej odwiedzając bez­ robotnego, jej istota nie kryje się bowiem jedynie w głębi jej duszy, ale i w czeluściach życia ludzkości, zapach jej najsub­ telniejszych myśli, tak jak dyskretna woń jej wnętrza, zawie­ ra coś jeszcze z odoru kubłów opróżnianych każdego ranka w więzieniu, które też wspomaga utrzymywanie tego zdegenerowanego porządku. Nie ma zresztą żadnej gwarancji, że owa dama sama nie stanie się pastwą tych sił, które strzegą granic całości, nawet jeśli siły te - choć może bez jej wiedzy - dziś jej służą. Wystarczy jeden chybiony zakup akcji jej małżonka.

Bajka o konsekwencji Żyło kiedyś dwóch ubogich poetów. Głodowali już w tłu­ stych czasach, toteż gdy nastały czasy chudsze, bo dziki ty­ ran, żądny bogactw dla swego dworu, łupił bezlitośnie miasto i wieś, tłumiąc z okrucieństwem wszelki opór, zmarnieli do reszty. Wtedy to doszły tyrana słuchy o ich talencie, zaprosił więc obu poetów na biesiadę i - rozweselony ich dowcipną roz­ mową - obiecał im wysokie pensje. W drodze powrotnej jeden z poetów, myśląc o niesprawie­ dliwości tyrana, powtarzał powszechnie znane skargi ludu. „Jesteś niekonsekwentny”, odparł drugi. „Jeśli tak uważasz, powinieneś dalej głodować. Kto poczuwa się do wspólnoty z 108

biednymi, musi żyć tak, jak oni”. Jego towarzysz zaczął się zastanawiać, po czym przyznał swemu rozmówcy rację i zre­ zygnował z pensji obiecanej mu przez króla. Koniec końców zmarł. Drugi poeta został po kilku tygodniach mianowany poetą nadwornym. Obaj poeci wyciągnęli konsekwencje i obie konsekwencje wyszły tyranowi na dobre. Osobliwa rzecz: wydaje się, że ogól­ ny moralny nakaz konsekwencji bardziej sprzyja tyranom niż biednym poetom.

Wyznanie Człowiek współczesny staje się obiektem kościoła, gdy jest zupełnie bezsilny: w opiece społecznej, w szpitalu trzeciej ka­ tegorii, w więzieniu. Żyjąc w jaśniejszych sferach społeczeń­ stwa, ludzie nie mają pojęcia o tym, jaki żywot wiodą jeszcze tam na dole te formy, które z ich punktu widzenia należą już do przeszłości, jak działają i na czym polega ich władza. Z pytaniem, jakiego są wyznania, spotykają się po ukończeniu szkół jeszcze tylko biedacy, oni muszą mieć na ten temat zda­ nie. Także cmentarze są podzielone według kryterium wyzna­ nia -jest to kwestia klasyfikacji biernych mas: ludzkiego ma­ teriału. W pewnym doniesieniu prasowym słowo „parytetowy” było wyróżnione tłustym drukiem. Nie wiedziałem, co zostało rozdzielone zgodnie z zasadą parytetu i pomyślałem o dywi­ dendach. Ale w następnej linijce było napisane: przytułek dla kalek, toteż natychmiast zrozumiałem, że chodzi tu o podział według wyznania - podział biednych kalek. Jakiż to upadek od czasów wojny trzydziestoletniej! Wtedy w imieniu obu wy­ znań robiono z ludzi kaleki, dzisiaj oba wyznania muszą zado­ wolić się tym, że się je bierze pod uwagę, gdy idzie o przywra­ canie zdrowia. 109

Kapitalizm „niestety” ustabilizowany Jakkolwiek intelektualiści burżuazyjni mogą odznaczać się pełną kompetencją w różnych kwestiach związanych z rewo­ lucyjną teorią, nie są kompetentni w kwestii czasu rewolucji. Czas rewolucji współzależy bowiem od woli ludzi. Wola zaś jest zróżnicowana w zależności od tego, czy człowiek żyjący we współczesnym społeczeństwie może wykorzystywać swe siły duchowe, czy też jest wszystkiego pozbawiony i skazany na wegetację. Obecnie, tj. w roku 1927 oraz 1928, nigdy nie zda­ rzyło mi się słyszeć, żeby „literaccy * radykałowie” wypowia­ dali twierdzenie o tym, że kapitalizm ustabilizował się znów na długie lata, z takim smutkiem, jaki zwykle towarzyszy wy­ powiedziom dotyczącym osobistego nieszczęścia. Zauważyłem, jak mi się zdaje, że niejednokrotnie świadomość, iż - stwier­ dzając ową stabilizację - dowodzi się podziwu godnej wstrze­ mięźliwości i dalekowzroczności, stanowi dla stwierdzającego niebłahą kompensację. Dysponujemy przecież tyloma różny­ mi formami kompensacji - ich ilość zwiększa się wraz z wyso­ kością dochodów.

Służba w interesie Teoretyczne oszustwo, że działalność generalnych dyrek­ torów we współczesności, polegająca na zagarnianiu zysku, przynosi pożytek ludzkości, odciska swe piętno na najdrob­ niejszych elementach życia praktycznego tego towarzystwa. Trzeba widzieć, z jaką zarozumiałością ci wielcy udają się na „posiedzenie”, trzeba znać ton głosu, jakim zapewniają, że są * W oryginale nieprzetłumaczalna gra słów: literarisch znaczy zarówno literacki, jak i ostentacyjny, przerysowany; oba znaczenia mają tu zastosowanie -przyp. tłum.

110

jeszcze „zajęci”. Z jakim głębokim poczuciem uprawnienia taki wielki pan wsiada do wagonu sypialnego pierwszej klasy, gdy udaje się „na obrady” w interesach. Nawet wypoczynek, na jaki pozwala sobie ów wielce udręczony „raz w roku”, czy „mała rozrywka”, nabierają - skutkiem doniosłości jego spraw - po­ smaku sprawiedliwej i zasłużonej nagrody, a nawet same sta­ ją się, jako - by tak rzec - konieczne wytchnienie, służbą na rzecz wspólnego dobra. W rzeczywistości zaś chodzi jedynie o to, że każdy z tych ludzi kosztem biedy i niedoli, nużącej i otępiającej pracy innych ludzi wygodnie żyje, utrzymuje ele­ gancką żonę i dobrze ułożone dzieci oraz zapewnia sobie speł­ nienie wszystkich swoich życzeń. Jakież to kłamstwo, że w życiu przedsiębiorcy nie chodzi o te właśnie prywatne dobra! Twierdzenie, że powyżej pewnej kwoty idącej w miliony przed­ siębiorca zgarnia pieniądze już nie na swój osobisty użytek, jest zwykłym wymysłem. Oczywiście, że ma to znaczenie, czy dysponuje on dziesięcioma czy dwudziestoma milionami! Po­ mnożenie majątku oznacza bowiem zwiększenie - na każdym poziomie - możliwości przyjemnego życia posiadacza. Bogac­ two jako warunek władzy, niezależności, wszelkiego rodzaju uciech, kapitał jako źródło fantastycznego zaspokajania wszel­ kich skłonności jest celem, ze względu na który funkcjonuje współcześnie olbrzymi aparat służący zachowaniu niesprawie­ dliwości i nędzy, okrucieństw kolonializmu i więzień. Osobi­ ste zaspokojenie panujących drobnostką? Niech będzie, tym bardziej więc oburzające jest istnienie imperialistycznego spo­ łeczeństwa z uwagi na tę drobnostkę! „Doniosłość”, „ogólny interes”, „służenie sprawie”, nieodzowność „działania”, motywy jakie przywołują oni na każ­ dym kroku, natręctwo tego stanu rzeczy ma w sobie coś z na­ iwnego obrazu prymitywnego czarownika, który z uroczystą miną pożera lwią część łupu. Tyle, że te nowoczesne czary są o wiele bardziej jeszcze zakłamane. 111

Znaczenie osoby Gdy stary żebrak staje na progu naszych drzwi i opowia­ da, jak to w czasach młodości odkrył rad lub na przykład zara­ zek cholery, lecz z powodu niesprzyjających okoliczności popadł w biedę, pojawia się kwestia, czy nasze wiadomości z za­ kresu przyrodoznawstwa są wystarczające, byśmy mogli oce­ nić wiarygodność jego słów. Załóżmy, że uwierzyliśmy mu, a po krótkiej rozmowie doszliśmy do wniosku, że dawna wielkość ducha znikła bez śladu. Historia jego życia jawi nam się wów­ czas jako los tragiczny. Jeśli później na podstawie leksykonu stwierdzimy, że była to tylko idée fixe żebraka, to całe zdarze­ nie straci sens, jaki mu nadaliśmy. Ale na Boga, cóż to zmie­ nia? Leksykon zawiera pewne informacje i niektórzy specjali­ ści przypominają sobie w związku z radem pewne daty z życia małżeństwa Curie. Lecz przecież poza tym-zwłaszcza jeśli stary człowiek miał po prostu niewielkiego bzika - w odniesieniu do niego samego nic się nie zmienia. Co prawda nie dokonał on w czasach swej młodości tego odkrycia, lecz być może prowadził inne rozważania, równie wnikliwe i uczone. Być może jest on niefortunnym studentem fizyki, którego badania tylko przez przypadek nie nabrały rozgłosu. Czyż nie jest prawdą, że więk­ szość ludzi ma w okresie swej młodości wszelkie dane po temu, żeby dokonać wielkich odkryć? I co z tego pozostaje, gdy zabrak­ nie zewnętrznych warunków, chroniących przed losem starego żebraka! Nic prócz wspomnienia, którym ktoś taki się chełpi, a którego prawdziwość - jeśli leksykony w swej fable convenue * nic na ten temat nie odnotowują - nawet nie może być spraw­ dzona. Tb, czy żebrak mówił prawdę czy padł ofiarą urojenia, nie ma w teraźniejszości żadnego znaczenia. Wszystkie szcze­ góły o charakterze osobistym - tak jak one teraz wyglądają * Konwencjonalna treść - przyp. tłum.

112

mogą się zgadzać. Świadome wspomnienia, a nawet całe świa­ dome ,ja” indywiduum, są jako takie cienką zasłoną skrywającą jego określone w danym momencie skłonności i dążenia. Nie jest ważne dla egzystencji żyjącego człowieka, czy zasłona ta w pew­ nych miejscach pokrywa się z większą tkaniną, jaką wytwarza dziejopisarstwo. Może on być tak samo ubogi duchem i żyć w nędzy jak ów stary żebrak, niezależnie od tego, czy wcześniej jak sam sądzi - zdobył królestwo, czy też naprawdę pasł świnie. To, że szkielety w rozmowach zmarłych Lukiana pysznią się z powodu minionej piękności i pozycji w świecie, jest komiczne, ponieważ przebywają one w Hadesie. Lecz czy granica dzielą­ ca starość od młodości lub nowy dzień od tego, który już do­ biegł kresu, nie jest podobna do śmierci? Z pewnością wiedza o tym, że ktoś wcześniej coś osiągnął, uzasadnia wniosek, że także obecnie można się czegoś po nim spodziewać; ale jest to jedynie prawdopodobne i wniosek ten może się okazać złudny, tak jak może się mylić ten, kto wiedząc, że pewien człowiek był uczciwy w przeszłości, wnioskuje, że taki jest i dziś. Zarówno skłonności, jak i zdolności, a przede wszystkim mentalność czło­ wieka podlegają przemianom; właśnie o tyle, o ile nie cechują się trwałością, przeświadczenie, że indywiduum samo w sobie pozo­ stało jednak tym samym, czyli idea jedności osoby jest nikłą ra­ cją przypisywania człowiekowi, takiemu, jakim jest obecnie, czy­ nów dokonanych w przeszłości. Inaczej mówiąc, by tę samą myśl sformułować pozytywnie: żebrak, który doznaje złudzenia, może mieć równe prawo do przypisywania sobie odkrycia jak tajny radca, na którego piersi błyszczą ordery za tę zasługę.

Ludzkość Wielki Bacon uważał, że obowiązkiem lekarza jest zwal­ czanie cierpień chorego nie tylko wtedy, gdy ich uśmierzenie 113

prowadzi do uzdrowienia, ale i wtedy, gdy „nie ma już żadnej nadziei i chodzi jedynie o to, by zapewnić choremu lekką i spokojną śmierć”. Jednakże w dotychczasowej historii ów obo­ wiązek był spełniany tylko w granicach wiary, że jego zanie­ dbanie może się zemścić. W wypadku biednego człowieka, za którym nie stoi żadna władza, obowiązek możnego wycofuje się do mrocznych pomieszczeń, gdzie biedny załatwia wszyst­ ko sam na sam ze swym Bogiem, bogaty natomiast na łożu śmierci staje się pod pewnymi względami równy biednemu, kiedy jego śmierć jest już pewna. W godzinie śmierci traci on bowiem swe wpływy i staje się niczym. Doświadczyli tego na sobie najdumniejsi królowie Francji. Jeśli światły lekarz nie dla ekonomicznego czy technicznego interesu, lecz ze współ­ czucia usiłuje pomóc samotnie umierającemu w tej ostatniej niedoli, jawi się jako obywatel przyszłego społeczeństwa. Taka sytuacja jest współczesnym refleksem prawdziwej ludzkości.

Trudności z lekturą Goethego „Kto nigdy nie jadł chleba zmieszanego ze łzami, kto ni­ gdy, bezsenny w swym łożu, nie przepłakał nocy pełnych zgry­ zoty, ten nie zna was, niebiańskie moce”. O tym utworze, z którego pochodzi powyższy wers, sam Goethe powiedział, że wywiera wpływ sięgający wieczności, gdyż „pewna pod każ­ dym względem doskonała, ubóstwiana królowa (...) czerpała z niego bolesną pociechę”. Milczącym założeniem tej pociechy, jak również prawdy tego wersu, jest to, że takie osoby znają też inne noce i dnie niż pełne zgryzoty. Tym założeniem jest radosna egzystencja na wyżynach ludzkości, w której smutek pojawia się tak rzadko, że nabiera szlachetnego blasku. To utrudnia dzisiaj rozumienie Goethego.

114

„Pieniądz czyni zmysłowym” (przysłowie berlińskie) Miłość żony jest dla męża wspaniałą rzeczą. Nic jednak nie przynosi miłości kobiety większego uszczerbku niż seksu­ alna impotencja mężczyzny. Może były czasy, gdy ten niedo­ statek stanowił zło nie dające się w żaden sposób zrekompen­ sować - los. W każdym razie dziś to już przeszłość: potencja seksualna posiada bowiem swój ekwiwalent. Jeśli kobieta cier­ pi z powodu znużenia swego małżonka, to on udaje się z nią w podróż do najpiękniejszego zakątka świata, gdzie wynajmuje apartament w najlepszym hotelu i - za pomocą kwoty, którą wydaje - dowodzi jej swej potencji. Pieniądz czyni zmysłowym, co znaczy nie tylko - pożądliwym, ale i - pożądania godnym. O ile skutki seksualnej impotencji w pożyciu małżeńskim są podobne do tych, jakie wywołuje marny zarobek, a mianowi­ cie - małostkowe, wyczerpujące zatargi, o tyle siła ekonomicz­ na może bezpośrednio zająć miejsce seksualnej. Współczesne społeczeństwo rozdziela jednak ów ekwiwalent tak samo na oślep jak natura przyrodzone zdolności, które tenże w znacz­ nym stopniu może zastąpić.

Porzucona dziewczyna Pospolity rozsądek chętnie wskazuje na sytuacje „wiecz­ nie” powracające w ludzkim życiu; mają one jakoby pozosta­ wać nietknięte przez bieg historii, jak na przykład narodziny, miłość, cierpienie, śmierć. Gdy jednak rozpatruje się takie sy­ tuacje, biorąc pod uwagę konkretne przypadki, ujawnia się abstrakcyjna i niewiele mówiąca treść tego ideologicznie uży­ tecznego twierdzenia. Nie sposób znaleźć bardziej typowego okazu tego rodzaju wyobrażeń niż stereotyp porzuconej dziew­ 115

czyny! Zdawać by się mogło, że mamy tu do czynienia z moty­ wem, który przewija się przez wszystkie epoki, znajduje wy­ raz we wszystkich językach i przywdziewa najrozmaitsze ko­ stiumy, poczynając od najprymitywniejszych plemion, poprzez Małgosię Goethego aż po tragedię urzędników niskiej rangi. Lecz to nie tak. Syndrom porzuconej dziewczyny w wielu kul­ turach z racji panujących tam stosunków jest właściwie nie­ znany, natomiast we współczesności znajduje odniesienie je­ dynie do ginącej warstwy drobnomieszczaństwa. Do jego prze­ słanek należy możliwość uzyskania dzięki małżeństwu eko­ nomicznego bezpieczeństwa, potępienie pozamałżeńskiej prokreacji, głupota drobnomieszczańskiego sposobu wycho­ wywania dziewcząt. Kiedy znikną te okoliczności, z owej „wiecznej” sytuacji pozostanie może jeszcze tylko jakaś ujma dla kobiecego narcyzmu, jak przy wielu innych okazjach, ale nic z tragedii Małgosi. W takim świecie jak współczesny, gdzie -jako pendant do losu porzuconej dziewczyny - staje się ty­ powy los bezrobotnego młodego mężczyzny, którego opusz­ cza zarabiająca przyjaciółka, dla tej zanikającej figury pozostaje jeszcze nieco miejsca tylko pośród wstecznych warstw społecznych. Dla wielkiej burżuazji jest ona czymś nieomal zupełnie ob­ cym. Jeśli przyjmiemy punkt widzenia rodziców należących do wielkiej burżuazji, porzucenie córki milionerów będzie się nam zdawać quantité négligeable . * Damy wywodzące się z wiel­ kiej burżuazji gustują w wielkich i ryzykownych przygodach erotycznych - przed którymi chroni je ich pozycja społeczna opisywanych w wykwintnych dziewiętnastowiecznych powie­ ściach francuskich przez Balzaka i Stendhala, tymczasem ich mniej szczęśliwe drobnomieszczańskie siostry przeżywają je jeszcze w rzeczywistości. * Rzecz malej wagi - przyp. tłum.

116

Wspomnienie o takich postaciach jak porzucona dziewczy­ na, wtedy gdy należą one już do przeszłości, może za jednym zamachem rzucić światło na całą społeczną przestrzeń, czy raczej na to społeczne piekło, którego są one znamieniem.

Uwaga Podobnie jest z wieloma innymi „wiecznymi” sytuacjami: nim znikną w życiu całego społeczeństwa, przestają mieć zna­ czenie dla wielkiej burżuazji. Jej komiczne skargi na „zuboże­ nie” i „odczarowanie ” życia znajdują w tej okoliczności grote­ skowe uzasadnienie. Weźmy pod uwagę „biednego” bogatego młodzieńca: podczas gdy młody proletariusz czy drobnomieszczanin ma tysiąc różnych sposobności, by poznać „wieczne” uczu­ cie, „ogólnoludzkie” uczucie tęsknoty za oddaloną od niego uko­ chaną, on - który nie tylko ma do dyspozycji auto i samolot, ale prócz tego może zabrać swą ukochaną wszędzie ze sobą musi w tym wypadku, jak i w wielu innych, zrezygnować z prawdziwego zakosztowania tego ludzkiego doświadczenia.

Prawo azylu Wcześniej czy później prawo azylu dla politycznych uchodź­ ców zostanie w praktyce skasowane. Nie pasuje onn do współ­ czesności. Kiedy jeszcze ideologia burżuazyjna traktowała poważnie wolność i równość, a celem polityki zdawał się nie­ pohamowany rozwój wszystkich indywiduów, także uchodźca polityczny mógł mieć zagwarantowaną nietykalność. Nowo­ żytne prawo azylu było elementem walki stanu trzeciego z absolutyzmem, opierało się ono na solidarności zachodnioeu­ ropejskiego mieszczaństwa i jemu podobnych w krajach zaco­ 117

fanych. Dziś, gdy kapitał skoncentrowany w niewielu rękach, aczkolwiek wewnętrznie podzielony, stał się reakcyjną potęgą światową zwróconą solidarnie przeciwko proletariatowi, pra­ wo azylu okazuje się w coraz większej mierze przeszkodą. Jest ono anachronizmem. Jeśli polityczne granice Europy nie od­ powiadają różnicom interesów wzajemnie wrogich ugrupowań gospodarczych obejmujących różne narody, funkcjonują nie­ omal wyłącznie jako ogólne ideologiczne narzędzie panowa­ nia oraz jako środek reklamy przemysłu zbrojeniowego. Pra­ wo azylu traci skuteczność w obliczu wspólnych interesów mię­ dzynarodowej klasy kapitalistów, chyba że chodzi o emigran­ tów z Rosji lub narodowych terrorystów. Jeśli ktoś jednak pod­ niesie rękę na monstrum kapitałowego trustu, to w przyszło­ ści nigdy już nie zazna spokoju i nigdzie nie będzie bezpieczny od szponów władzy.

Zły przełożony Ażeby ktoś, kto jest przełożonym czy szefem, zachowywał się wobec urzędników i robotników swobodnie i naturalnie tak jak właśnie należy - musi traktować stosunki z ludźmi zależnymi od niego jako naturalne. Stosunki te nie mogą być dla niego rzeczywiście problematyczne. W przeciwnym razie będzie doznawał zahamowań, a podwładni natychmiast za­ uważą, że nie nadaje się na przełożonego. Jego nie wypowie­ dziane przeświadczenie, że inni bez uzasadnionego powodu żyją w gorszych warunkach niż on, zostanie przez nich zrozu­ miane w ten sposób, że z tym kierownictwem jest coś nie w porządku. Ucierpi przez to praca. Ludzie dobrze wywiązują się z roli pracowników najemnych tylko wtedy, gdy ten, kto wydaje im polecenia, całą swą istotą instynktownie wyraża niezmienność i celowość tego stanu rzeczy. Kto jednak jako 118

przełożony uświadamia sobie nierozumność stosunków zależ­ ności w czasach współczesnych, kto zdaje sobie sprawę z tego, że ich źródłem jest anachroniczne społeczeństwo klasowe, kto postrzega swą własną rolę jako wspólnika wyzysku, ten cał­ kiem słusznie jest widziany jako niepewny i skrępowany. Psy­ choanalityk powiedziałby, że jego zachowanie zdradza poczu­ cie winy, które z kolei rodzi skłonności agresywne. I rzeczywi­ ście, odróżnia się on od swych zdrowszych kolegów przez to, że ma świadomość agresji tkwiącej w jego egzystencji. Bywają żony i córki wielkich przedsiębiorców, które odwie­ dzają ojca w biurze, a nawet zwiedzają fabrykę, nie tracąc przy tym nic ze swej światowej wolności. Dla tych spośród nich, które obawiają się niewielkich zahamowań, wynaleziono te­ raz znakomity środek: one też mają zawód. Dziewczynie piszącej na maszynie, której ojciec jest bezrobotny i która nie jest pewna, czy nazajutrz sama nie znajdzie się na ulicy, dama może spokojnie uścisnąć dłoń, a nawet „zaprzyjaźnić” się z nią. „Ja także piszę na maszynie przez pół dnia. Pracuję u mojego wuja w biurze. Gardzę ludźmi, którzy wcale nie pracują”. Swoboda w kontaktach osobistych jest piękną rzeczą. Ka­ pitalizm ma w zupełności rację, umieszczając zahamowania i brak pewności siebie na indeksie. Nie tylko stosunek przeło­ żonego do podwładnego, nie, także na odwrót: stosunek robot­ nika do dyrektora fabryki, sługi do pana, i odwrotnie: damy do pokojówki, biednego literata do bankiera, sprzątaczki do mistrzów golfa, radcy sanitarnego do mieszkańca przytułku wszystkie te stosunki powinny odznaczać się pogodnym na­ strojem i naturalnością. Gdy przedstawiciele różnych klas spo­ łecznych rozmawiają ze sobą i ściskają sobie dłonie, trudno oprzeć się wrażeniu: wszystko jest jak trzeba.

119

Kto nie chce pracować, niech nie je To przysłowie pochodzące z Biblii wyraża zasadę plebejską. Właściwie należałoby je sformułować inaczej: wszyscy powinni jeść i jak najmniej pracować. Ale i w tym sformułowa­ niu jest ono jeszcze zbyt ogólnikowe. Wynoszenie pracy do najwyższej formy ludzkiej działalności znamionuje ascetycz­ ną ideologię. Jakże harmonijnie wygląda takie społeczeństwo, w którym wszyscy, bez różnicy rangi i zdolności - „pracują”! Zachowując to ogólnikowe pojęcie pracy, socjaliści stają się rzecznikami kapitalistycznej propagandy. W rzeczywistości przecież „praca” szefa trustu różni się od pracy drobnego przed­ siębiorcy czy niewykwalifikowanego robotnika nie mniej niż władza od troski i głodu. Postulatem proletariackim jest redukcja pracy. Nie ma ona na celu uniemożliwienia ludziom w przyszłym, lepszym społe­ czeństwie zajmowania się tym, co sprawia im przyjemność, zmierza jedynie do tego, by udział poszczególnych jednostek w reprodukcji życia społecznego był określony racjonalnie i równo. Chce ograniczyć przymus, a nie wolność, cierpienie, nie zaś przyjemność. W rozumnym społeczeństwie pojęcie pracy zmienia swój sens. Zasada: „kto nie chce pracować, nie powinien jeść”, nie do­ tyczy jednak wcale przyszłości, lecz jest skrycie stosowana w teraźniejszości. Gloryfikuje panujący porządek: usprawiedli­ wia kapitalistów, ponieważ ci pracują; potępia najuboższych, ponieważ oni nie pracują. Burżuazji zawsze się udawało jej własną, pierwotnie rewolucyjną ideę, którą socjaliści w ogól­ nej formie zachowują, uzgodnić z reakcyjną moralnością kla­ sy panującej. Ale ta sentencja istotnie odsyła do przyszłego społeczeństwa, a wniosek, jaki można z niej wyprowadzić współcześnie, nie polega na uświęcaniu pracy, lecz na walce z jej obecną formą. 120

Bezsilność rezygnacji Jeśli nie nadajesz się do pracy politycznej, nie wyobrażaj sobie - bo to niedorzeczność - że przynajmniej twoja osobista rezygnacja z uczestnictwa w powszechnym mechanizmie wy­ zysku mogłaby mieć jakieś znaczenie. Twoja odmowa, by w dalszym ciągu czerpać korzyści z ogromnej męki ludzi i zwie­ rząt, nie zaoszczędzi cierpienia żadnemu człowiekowi ani żad­ nemu zwierzęciu. Nie powinieneś także spodziewać się, że wystarczająco wielu innych będzie cię rzeczywiście naślado­ wać; propaganda osobistej rezygnacji, indywidualnej czysto­ ści, w czasach nowożytnych stale służyła możnym do powstrzy­ mywania ich ofiar przed czymś bardziej niebezpiecznym i wy­ rodniała w sekciarstwo. Postępujące ograniczanie nędzy jest re­ zultatem długotrwałych powszechnodziejowych walk, których etapy są wyznaczane przez zwycięskie i przegrane rewolucje. Żeby aktywnie w nich uczestniczyć, potrzeba nie współczucia, lecz mądrości, odwagi, zdolności organizatorskich; każdy suk­ ces kryje w sobie niebezpieczeństwo straszliwych regresów, nowego barbarzyństwa, pomnożenia cierpienia. Brak takich kwalifikacji wyklucza możliwość niesienia pomocy ogółowi. Zrozumienie nieskuteczności indywidualnej rezygnacji w żadnym jednak razie nie uzasadnia ani nie usprawiedliwia przeciwieństwa: przykładania ręki do ucisku. Wskazuje ono jedynie, że twoja osobista czystość jest - z punktu widzenia rzeczywistej zmiany - bez znaczenia: klasa panująca nie bę­ dzie cię naśladować. Może się jednak zdarzyć, że mimo braku racjonalnego uzasadnienia przestanie ci sprawiać radość po­ zostawanie we wspólnocie z katami, i odrzucisz zaproszenie jakiegoś dobrodusznego, starszego pana na wiosenną prze­ jażdżkę autem, ponieważ w więzieniach utrzymywanych przez jego klasę innemu sędziwemu człowiekowi, jego rówieśniko­ wi, odmówiono ułaskawienia po trzydziestu latach przymuso­ 121

wej pracy, z tej racji, że na wolności mógłby nie znaleźć pracy i stać się ciężarem dla opieki społecznej. Być może któregoś dnia przestaniesz po prostu odczuwać przyjemność, spaceru­ jąc po ogrodzie urządzonym na dachu społeczeństwa, jakkol­ wiek twoje zejście na dół nie będzie miało żadnego znaczenia.

Stare dobre czasy Atak na kapitalizm jest zawsze narażony na - wynikający z nieporozumienia - zarzut, że rzekomo milcząco bierze w obro­ nę wcześniejsze etapy rozwoju społecznego. A tak przecież w żadnym razie być nie musi. Badanie historii polega na ukazy­ waniu szczęścia i nędzy w różnych epokach dziejowych. Wydaje się, że okresy względnie pokojowego i owocnego współży­ cia całego społeczeństwa były czasowo i przestrzennie mocno ograniczone, ponieważ w znanej historii klasa panująca wy­ wierała - z niewielkimi tylko przerwami - nadzwyczaj okrut­ ną presję na szerokie rzesze. Kto odważał się występować prze­ ciwko władzy, zawsze musiał się liczyć z utratą wolności, czci, a także życia, prócz tego pociągał za sobą w otchłań nieszczę­ ścia swych bliskich: żonę, dzieci, przyjaciół. Podłość, która umożliwia władzy utrzymanie się przy życiu, zawsze spowija­ ła zasłona; tego, kto próbował ją zerwać, czekała zguba. Tym, co łączy współczesny kapitalizm z wcześniejszymi formami życia społecznego, jest ucisk. Jakkolwiek czasy upad­ ku, w których kultura stawała się jarzmem, poprzedzała za­ zwyczaj epoka rozwoju i rozkwitu, w historii przeważa - jeśli idzie o masy - cierpienie. Złe strony kapitalizmu wiążą go z przeszłością. Może z punktu widzenia sztuki kapitalizm ustę­ puje przeszłości, ale pod względem kłamstwa i okrucieństwa dotrzymuje jej kroku. Jednakże jego wielkie zdobycze cywili­ zacyjne wskazują przyszłość. Teoria względności i odma płuc 122

są wytworami naszych dni, piekło Gujany jest dziedzictwem naszych przodków.

Przemiany moralności Niektórzy radykalni pisarze rezygnują z teorii. Wydaje im się, że jeśli budząca grozę rzeczywistość zostanie ukazana czy to w formie ścinków ilustrowanych czasopism, a więc jako zwykłe nagromadzenie faits divers , * czy też w postaci drastycz­ nych detali lub wyszydzania bogatych, którzy nie są na pozio­ mie, zrobili co do nich należało. Ich opisy zdaje się wieńczyć zastępująca podpis adnotacja: „Komentarz zbędny”. Niewiele zdołali się oni dowiedzieć o procesie przeobrażeń ideologicz­ nych i sądzą, że niesprawiedliwość w dalszym ciągu jest dziś argumentem przeciwko czemuś. Milcząco akceptują harmonistyczne szachrajstwo minionych dziesięcioleci, zgodnie z któ­ rym całą ludzkość jednoczy - wbrew zróżnicowaniu interesów materialnych - wspólne sumienie, i dlatego zamiast być szer­ mierzami nowej rzeczywistości, sami małpują starą ideologię. Moralność, do której się odwołują, została przez burżuazję w epoce imperializmu dawno zarzucona. Dzisiaj mogłaby to być moralność wyzyskiwanych, o ile jeszcze nie udało się zjednać ich dla nowych wyobrażeń moralnych. Te jednak gloryfikują brutalność.

Odpowiedzialność Słyszy się zewsząd: jakże wielka odpowiedzialność ciąży na tym czy innym wpływowym człowieku, od którego wszyst­ * Rozmaitości - przyp. tłum.

123

ko zależy, o ilu rzeczach musi on stale myśleć! Współczucie i podziw dla biednych bogatych ludzi osiągają takie rozmiary, że można nieomal cieszyć się, że się nie jest na ich miejscu. „Raduj się tym, co ci Bóg przeznaczył, naucz się obchodzić bez tego, czego nie masz, każdy stan ma swój pokój, każdy stan ma swoje brzemię”. Czyż możni nie mają jeszcze mniej poko­ ju, czy ich brzemię nie jest jeszcze cięższe niż małego człowie­ ka, który przynajmniej po pracy może z żoną i dziećmi ode­ tchnąć od trosk? Przyjmijmy cum grano salis , * że kiedyś tkwiło w tym ziar­ no prawdy. Ja tego poglądu nie podzielam. W każdym razie dziś to już czyste szachrajstwo. Jeśli odpowiedzialność czło­ wieka nie polega po prostu na tym, że inni od niego zależą, lecz na tym, że rzeczywiście odczuwa on na własnej skórze skutki swych poczynań, to mali ludzie są obciążeni odpowie­ dzialnością w o wiele większym stopniu niż możni. Zaniedba­ nie, z powodu którego pracownik natychmiast traci posadę, wtrąca w biedę także jego rodzinę. Dzień w dzień nadarzają mu się niezliczone okazje popełnienia błędu, które mogą spro­ wadzić nieszczęście na niego samego i jego bliskich. Jakże rzad­ ko przytrafiają się podobne rzeczy magnatowi kapitału! Na­ wet wtedy, gdy podejmie on niewłaściwą decyzję, tylko spora­ dycznie jawi się ona jako zupełnie jednoznaczny wyraz głupo­ ty lub lekkomyślności, znacznie częściej bywa błogosławiona „błogosławieństwem odwołalności”, a jej następstwa zazwy­ czaj wcale nie dotykają ludzi, których kocha. Jest tysiąc spo­ sobów naprawienia jej. W razie złej kondycji, gdy rośnie praw­ dopodobieństwo popełnienia błędów, może sobie zrobić prze­ rwę, podczas której zastąpią go inni, a kwalifikacje tych in­ nych będą tym większe, im większy jest jego kapitał. Nawet całkowite wycofanie się z interesów nie musi przynieść mu * Z odrobiną sceptycyzmu - przyp. tłum..

124

szkody. Wraz z majątkiem rośnie więc władza nad innymi ludź­ mi, ale nie można powiedzieć tego samego o trosce i odpowie­ dzialności; albowiem te zwiększają się w społeczeństwie kapi­ talistycznym proporcjonalnie do wzrostu bezsilności i zależ­ ności od kapitału. W dniach mobilizacji i wypowiedzenia wojny pod pałaca­ mi książąt i ministrów zbierały się wieczorami tłumy ludzi, którzy patrzyli wiernopoddańczo w rozświetlone okna. „Jakież brzemię myśli muszą dźwigać teraz ci charges d’affaires ** du­ cha świata!” Już wtedy myślałem o bardziej realnych troskach w domach proletariackich, z których mieli pochodzić „bohate­ rowie”. I co okazało się po wojnie, którą tamci rozpętali? Bo­ haterowie polegli, za to wielcy, wokół interesów których toczy­ ła się wojna, nawet w Niemczech niesłychanie wiele zyskali. Przed kim ponieśli „odpowiedzialność”? - przed Panem Bo­ giem! Ale szeregowy ochotnik, który - postrzelony - został kaleką, przekonuje się dzień w dzień, że obawa jego rodziców, gdy wyruszał na wojnę, była uzasadniona, bo gdyby nie jego kalectwo, być może udałoby mu się ustrzec ich przed obecną biedą i upokorzeniami. On rzeczywiście musi ponosić odpo­ wiedzialność. Odpowiedzialność kapitalistycznych władców za ich czyny w czasie wojny i pokoju jest sprawą religii; odpowiedzialność wyzyskiwanych ujawnia się w praktyce ziemskiej.

Wolność decyzji moralnej Te osoby u Ryszarda Wagnera, które stają się wyznawca­ mi Schopenhauerowskiej moralności, które współczucie skła­ nia do wyrzeczenia, są już przed swym nawróceniem się silne * Pełnomocnicy dyplomatyczni - przyp. tłum.

125

i władcze. Wagnerowi zależy na wykluczeniu niesłusznego przypuszczenia, jakoby motywem nawrócenia się jego bohate­ rów była słabość. Cóż jest warte współczucie człowieka, który w ogóle nie jest w stanie zaatakować. Jak wiadomo, także Bóg chrześcijan bardziej raduje się z powodu jednego skruszonego grzesznika niż z powodu tysiąca sprawiedliwych. Budda był synem królewskim - czym szczególnym byłoby dla pariasa prowadzenie ascetycznego życia: tak czy owak, nie ma on prze­ cież co jeść! Budda całkiem konsekwentnie trzymał początko­ wo niższe kasty na dystans od wspólnoty mnichów. W prze­ kładzie na kategorie mieszczańskie wszystko to oznacza, że możliwość bycia moralnym stanowi zmienną zależną od spo­ łecznego statusu. Tego, kto sam należy do biedoty, problem moralności nie dotyczy w dwojakim sensie. Po pierwsze, nie istnieje dla niego żadna „kwestia” identyfikowania się z cier­ pieniem, owo tat twam asi * w obliczu cierpiących istot nie jest dla niego żadnym „poznaniem”, lecz faktem. Natomiast w kon­ frontacji z bogaczem do biednego odnosi się przeciwne twier­ dzenie: „Tym nie jesteś”. Po drugie, biedny nie ma nic, z czego mógłby zrezygnować. A zatem: moralność i charakter są w znacznej mierze monopolem klasy-panującej. Dla jej członków decyzja moralna jest czymś zupełnie innym niż dla biedaków.

Radość z pracy Wiedząc, że ktoś pracuje chętnie albo niechętnie, nie wiem jeszcze o nim nic. Jeśli ktoś z zachwytem przez dziesięć go­ dzin stenografuje listy handlowe, które go nic nie obchodzą, zajmuje się buchalterią lub stoi przy ruchomej taśmie, zapew­ ne nie jest - o ile nie wchodzą tu w rachubę inne motywy, * Tym jestem ja sam - przyp. tłum.

126

całkiem odmienne od radości płynącej z samego działania przyjemnym człowiekiem. Kto zajmuje się pracą duchową czy też jest zupełnie niezależny i może sobie pozwolić na jakąś odmianę, należy do wybrańców. Zdarza się, że przedsiębiorcy, w okresach szczególnie natężonej pracy, gdy na przykład jest sporządzany bilans ich zysków, pozostają w biurach dłużej niż większość ich pracowników. Wtedy na ogół szef mówi: „Pra­ cownicy nie znajdują żadnej radości w pracy. Nie rozumiem tego. Ja mógłbym bez zmęczenia przepracować całą noc”. Ta­ kie nastawienie jest charakterystyczne dla przedsiębiorców nie tylko w tych wyjątkowych okresach, lecz zasadniczo przez cały rok. Pracownicy są w stanie ich zrozumieć.

Uwaga W społeczeństwie socjalistycznym źródłem radości nie bę­ dzie natura pracy, którą trzeba wykonać. Dążenie do tego by­ łoby najzupełniej reakcyjne. Praca będzie wykonywana chęt­ nie raczej dlatego, że jej efekty przyniosą korzyść solidarne­ mu społeczeństwu.

Europa i chrześcijaństwo Przepaść między normami moralnymi, jakie uznają Euro­ pejczycy od nastania chrześcijaństwa, i rzeczywistym postę­ powaniem tychże Europejczyków jest niezmierzona. To, że nie istnieje taka hańba, której klasa panująca nie usiłowałaby przedstawiać jako czynu moralnego, jeśli tylko służy ona jej interesom, rozumie się samo przez się. Nie ma podłości, której nie dałoby się usprawiedliwić przed opinią publiczną, począwszy od uśmiercenia milionów młodych ludzi 127

na wojnie po najbardziej nikczemne mordy skrytobójcze na politycznych przeciwnikach. Także to, że klasy podlegające władzy, wyłączając grupy najbardziej postępowe, naśladują zakłamanie sprawujących władzę, jest co prawda trudne do zrozumienia, ale wystarczająco szeroko znane. Zależność tych klas polega przecież nie tylko na tym, że dostają one za mało do jedzenia, lecz i na tym, że są utrzymywane w stanie ubó­ stwa umysłowego i duchowego. Małpują swych strażników więziennych, czczą symbole swego zniewolenia i nie są skłon­ ni atakować owych strażników, lecz gotowi rozerwać na sztu­ ki każdego, kto chciałby ich od nich oswobodzić. Wszystko to jest znane, i to tak dobrze znane, że łatwo można ulec sugestii, jakoby ponowne konstatowanie tego sta­ nu rzeczy było bardziej jałowe niż jego bezkresne trwanie. Krytyczna reguła, w myśl której nie należy zbyt często powta­ rzać tego, co zdążyło się już zestarzeć, jest dziś jednym z po­ wodów, dla których literatura nie wyraża najważniejszego; jakkolwiek bowiem odklepywanie przestarzałych mądrości może być czcze, to jednak krytyczne spostrzeżenie, że pewna ustna lub pisemna wypowiedź traktuje o rzeczach dostatecz­ nie znanych, zieje jadem pogardy tylko wtedy, gdy wypowiedź ta daje wyraz oburzeniu właśnie na to, co w istniejącym po­ rządku jest najbardziej nikczemne. Mniej znany jest już fakt, że nie tylko pomniejsi przedsta­ wiciele literatury i nauki społeczeństwa klasowego, ale i praw­ dziwie wielcy, o ile żyją z nim w zgodzie, wtedy, gdy powinni zastosować swe poglądy w rzeczywistości, rezygnują w razie potrzeby z wszelkiej ścisłości naukowej lub estetycznej, czy raczej po prostu - z elementarnej przyzwoitości, by - za wszelką cenę - uniknąć konfliktu ze społeczeństwem. Nie chcę przez to bynajmniej powiedzieć, że czynią to świadomie; z pewno­ ścią zachowują czyste sumienie, ale cóż to może znaczyć! Mi­ strzowie wyrafinowanej metodyki, finezyjnej aparatury języ­ 128

kowej i logicznej, królowie sztuki poetyckiej, filozofii i nauki tracili czujność akurat tylko wtedy, gdy ich zasady mogły wyjść na korzyść biedocie. Od twórcy Fausta, który obstawał przy karze śmierci dla dzieciobójczyni, od Hegla, który - w zgodzie przede wszystkim ze swymi zasadami, nie zaś faktami - żałował liberalistycznej Anglii z tej racji, że władza króla jest tam w po­ równaniu z władzą parlamentu zbyt ograniczona, ale stawiał ją jednak za wzór - mając na względzie i teorię, i praktykę - w takiej kwestii jak „pozostawienie biednych ich losowi i skaza­ nie ich na publiczną żebraninę”, od Schopenhauera, filozofa współczucia, który odnosił się z pogardą do prób uczynienia znośnym życia klasy robotniczej, lecz „nawet hurtowników” pragnął zaliczyć do „klasy przywódczej”, która powinna „zo­ stać uwolniona od pospolitego niedostatku lub niedogodności” - od tych wielkich postaci przeszłości wiedzie - poprzez długi szereg mniejszych - prosta droga w dół do tych kreatur, które w swych książkach świadomie wypisują przeciwieństwo tego, co skrycie myślą, by potem w zakłopotaniu wyznać, że autre chose la littérature, autre chose la vie * i jeszcze się tym cheł­ pić, gdy się je przyciśnie do muru. Zauważmy jednak, że tym, co tu rozstrzygające, nie jest rozziew między teorią i życiem poetów i myślicieli - zagadnienie arcyciekawe, ale w tym kon­ tekście zbyt skomplikowane, żeby o nim wspominać; chodzi wyłącznie o niekonsekwencję w ramach jednej, ich własnej dziedziny. Możliwe, że sprzeczności logiczne nie muszą rozsa­ dzić dzieła, za to przydają mu filozoficznej głębi. Jeśli tak bywa, to rzadko; w każdym razie sprzeczność tu rozważana odsłania nie literacką, lecz moralną głębię jej autorów, plami ona ich dzieło, nawet jeśli poza tym zasługuje ono na podziw. Jeszcze mniej znane niż te fakty, o których można się do­ wiedzieć z literatury, jest kłamstwo powszednie, uchodzące za * Literatura i życie to zupełnie różne rzeczy - przyp. tłum.

129

oczywistość, które współcześnie stanowi istotną cechę życia prywatnego. To, że chrześcijanie zachowują dobry nastrój w obliczu cudzego nieszczęścia, że nie spieszą z pomocą, gdy bez­ bronnemu dzieje się krzywda, lecz na odwrót - dręczą nawet dzieci i zwierzęta, że przechodzą spokojnie obok murów skry­ wających - z korzyścią dla nich - biedę i rozpacz, że podlega­ nie ich władzy zawsze oznacza nieszczęście - i że przy tym wszystkim dzień w dzień czczą jako swój boski ideał istotę, która - zgodnie z ich mniemaniem - złożyła siebie w ofierze ludzkości: to kłamstwo charakteryzuje życie Europejczyków na każdym kroku. Widziałem kiedyś jak tacy, nadzwyczaj zamożni i dlatego też bardzo pobożni, pewnego pięknego dnia, w jednym z naj­ bardziej uroczych zakątków Europy, w otoczeniu gór pokry­ tych kwitnącą roślinnością i ciemnoniebieskiego morza zaba­ wiali się w ten sposób, że wypuszczali gołębie trzymane wcze­ śniej w zaciemnionych skrzynkach, by strzelać do nich - ośle­ pionych przez światło, oszołomionych, rozpościerających skrzy­ dła w pierwszych sekundach wolności. Gdy półżywy lub mar­ twy ptak spadał na trawę, chwytał go tresowany pies, jeśli zaś zraniony usiłował schronić się na pobliskich skałach, to wdra­ pywali się tam po niego chłopcy. A jeśli miał rzadkie szczęście i uniknąwszy postrzału odlatywał nad morze, po krótkim cza­ sie, kierując się ufnym instynktem i niczego nieświadomy, po­ wracał na miejsce, skąd rozpoczął swój lot; wtedy następnego ranka od nowa służył za przedmiot zabawy. Powtarzało się to dzień w dzień. Najlepszy strzelec został przez księcia tego kraju uroczyście nagrodzony. Zapytałem pewnego człowieka, który się temu przyglądał, czy gołąb jest symbolem ducha świętego. „Nie, tylko biały”, odparł. Ale tego samego wieczoru pokazy­ wano w kinie podjętą specjalnie dla celów filmu ekspedycję do dżungli. Scenom towarzyszył humorystyczny tekst. Żywe ja­ gnię zostało przywiązane do pułapki, żeby zwabić lamparta. 130

Ten zjawił się, rozszarpał jagnię i sam został upolowany. Zwłaszcza ostatni napis: „Teraz pan lampart już nie spaceru­ je”, wzbudził śmiech. Jednak przecież jagnię jest symbolem religijnym. Dzicy nie mają zwyczaju pożerać swych świętych zwierząt, zwierząt totemicznych. Chrześcijanie nadają zwie­ rzętom charakter symbolu, nie ubóstwiają ich samych, lecz w nich lub poprzez nie czczą Boga; z tego też względu w rzeczy­ wistości nie chroni się zwierząt. Nic nie zyskały one na sublimacji naszych wyobrażeń o istocie boskiej. W tej kulturze poważne traktowanie religii jest czymś nie­ życiowym, tak samo jak nieżyciowe jest poważne traktowanie wartości niereligijnych, sprawiedliwości, wolności, prawdy. Uznawanie tych wartości należy pojmować jedynie jako façon de parler , * szanować tylko silnego, biednego zaś i bezsilnego czcić w religii, tzn. w duchu, a w rzeczywistości deptać; należy umieszczać wizerunek jagnięcia na biało-żółtej chorągwi, a w dżungli - dla uciechy widzów kinowych - kazać mu czekać o zmierzchu na śmierć, modlić się do Pana na krzyżu, a żywego wlec na szafot, ogólnie rzecz biorąc - należy prześladować tego, kto atakuje chrześcijaństwo słownie, i powstrzymywać go od wcielania chrześcijańskich zasad w czyn. Natomiast mówie­ nie o istnieniu przepaści między kryteriami moralnymi chrze­ ścijan i rzeczywistym sposobem ich postępowania sprawia wrażenie naiwnego, dziwacznego, sentymentalnego, niepo­ trzebnego i jest traktowane - w zależności od uznania - jako wymysł albo powtarzanie czegoś aż nazbyt dobrze znanego, czego na pewno należy oszczędzić rozumnym Europejczykom. W tej kwestii żydzi i chrześcijanie są zazwyczaj zgodni. Kom­ promis pomiędzy urzeczywistnieniem religii i jej niecelowym zniesieniem polega na pojednaniu z Bogiem za pośrednictwem wszechogarniającego kłamstwa. * Jałowy werbalizm - przyp. tłum.

131

Troska w filozofii Troska (Faust II, Akt 5): „Nigdy nie zaznałeś troski?” Niemiecki filozof w roku 1929: „Chwileczkę! Ależ tak. Jed­ ność transcendentalnej najgłębszej struktury ludzkiego bycia potrzebującym nosi miano «troski»”.

Rozmowa o bogaczach A: Gdy pieniądze nie odgrywają żadnej roli, nie tylko pry­ watne uzgodnienia, ale i prawne formalności związane z roz­ wodem, nie stanowią poważnego problemu. Dzięki niewielkiej protekcji wszczyna się proces, w którym nie robi się zbędnych ceregieli. Nie ma mowy o żadnym zdenerwowaniu, o wielo­ krotnie ponawianych wezwaniach ani o niekończących się negocjacjach. Kwestie finansowe uzgadniają z góry sami zain­ teresowani między sobą i żyją sobie spokojnie z przyjacielem lub z przyjaciółką. Natomiast dla biednych ludzi rozwód jest torturą, gdyż chodzi im właśnie o pieniądze. Ponieważ strona uznana za winną ponosi ekonomiczną stratę, obie strony są zmuszone do poszukiwania dowodów przeciwko sobie nawza­ jem, angażują krewnych i znajomych, którzy zresztą czasem z własnej inicjatywy mieszają się do sprawy, wywleka się obrzy­ dliwości na światło dzienne, jest to prawdziwe piekło. A po­ nadto przeważnie aż do rozwodu muszą oni mieszkać razem, we wszystkim uczestniczą dzieci, codziennie dochodzi do scy­ sji. Często też zdarza się tak, że w ogóle nie można pójść do sądu, bo bieda z góry przekreśla widoki na jakiekolwiek zno­ śne rozwiązanie. Wtedy życie jest po prostu zmarnowane. B: Pleciesz strasznie lekkomyślnie! Wiesz przecież sam, jakie tragedie małżeńskie rozgrywają się w zamożnych rodzi­ nach. Bardzo często kończą się one samobójstwem. Także to, 132

że przy tej okazji nie odbywa się publiczne pranie brudów, jest nieprawdą. O takiej sprawie nierzadko mówi miasto, a w każ­ dym razie „świat”. Bogaci ludzie muszą cierpieć tak samo jak biedni. Właśnie w sytuacjach tego rodzaju okazuje się, jak nie­ wiele wspólnego ma pozycja ekonomiczna człowieka z jego życiem wewnętrznym. Najwyraźniej nie masz pojęcia o tym, jak wiele duchowej nędzy można napotkać w tych sferach, które są przedmiotem zazdrości. Awantury wybuchają za zamknię­ tymi drzwiami, na ogół nie są zresztą tak bardzo głośne i dla­ tego sądzi się, że wcale nie mają miejsca. Świat nie jest tak prosty, jak ci się zdaje. A: Oczywiście, że i bogaci muszą cierpieć. (Jednak mają więcej odtrutek). Nie zamierzam kwestionować tej ogólnej prawdy, chciałem tylko powiedzieć, że konflikty małżeńskie w większości wypadków stają się torturą z powodu biedy, nato­ miast ludzie bogaci mogą się z nimi uporać w sposób dla bied­ nych nieosiągalny. Ponieważ tego nie możesz zanegować, po­ sługujesz się argumentem, który ma znaczenie ogólne. Gdy tylko wskazuje się na jakieś jedno z niezliczonych dobro­ dziejstw posiadania pieniędzy, tacy jak ty próbują zaciemnić rzecz, o której mowa, choćby była ona jasna jak słońce. W tym wypadku nie odpowiada ci to, że gospodarka oddziałuje także na uświęcone, duchowe przejawy ludzkiego życia, lecz to wła­ śnie jest prawdą. Niewykluczone, że pod wpływem kłopotów małżeńskich wyrywa się westchnienie także z piersi twoich milionerów, jednak dziewięćdziesiąt procent moich biedaków znalazłoby, nawet jeśli nie rozwiązanie swych problemów małżeńskich, to przynajmniej pocieszenie, gdyby mogli się z tamtymi zamienić. Poza tym powinieneś już dawno zauważyć jedno: nie oskarżam rozkoszy. Hańba tego porządku nie pole­ ga na tym, że niektórym powodzi się lepiej, lecz na tym, że wielu powodzi się źle, aczkolwiek wszystkim mogłoby powo­ dzić się dobrze. Nie to, że istnieją bogaci, ale to, że - w obliczu 133

dzisiejszych ludzkich możliwości - istnieją biedni, wydaje na ten porządek wyrok. To pcha go do zguby i zmusza do zatru­ wania powszechnej świadomości kłamstwem.

Wdzięczność Prawdziwe dobrodziejstwa mogą w zdecydowanej większo­ ści wyświadczać w społeczeństwie kapitalistycznym tylko ci, którzy mają dużo pieniędzy, czyli po prostu dysponują wła­ dzą. Ci właśnie są świadomie lub nieświadomie zaintereso­ wani utrzymaniem tego systemu własności. Wdzięczność jest cechą na wskroś pozytywną. Trudno pogodzić z nią rozczarowa­ nie tego, kto komuś udzielił pomocy. Biorąc pod uwagę to, że wsparcie, pomoc, życzliwość okazują na ogół bogaci ludzie oso­ biście lub funkcjonariusze, którym tamci powierzyli zapew­ nienie stabilności systemu, można zrozumieć, dlaczego dąże­ nia postępowe, atakowanie i krytyka panującej formy życia społecznego jawią się światu nie tylko jako szkodliwe, ale przeważnie - także jako moralnie odrażające. By dokładnie pojąć, na czym polega problem, trzeba zdać sobie sprawę z tego, że nastawienie rewolucyjne wyraża się nie tylko w uczestnic­ twie w akcjach, lecz również w akceptowaniu i głoszeniu okre­ ślonych, zwykle niemile widzianych, teorii w odniesieniu do najróżniejszych kwestii, ponadto w wyborze osób, z którymi utrzymuje się kontakty, w zwyczajach i w niezliczonej ilości drobiazgów charakteryzujących styl życia. Ten, komu zależy na udoskonaleniu stosunków międzyludzkich, pod każdym względem odróżnia się od pożądanej przeciętnej, na każdym kro­ ku zachowuje się wobec ludzi obraźliwie. Wszystkich, którzy świadczą mu przysługi i okazują uprzejmość, wciąż od nowa roz­ czarowuje. Kto mu pomaga, musi oczekiwać z jego strony złości, jeśli - wbrew wszelkim regułom - nie jest do niego podobny. 134

Postęp Fabrykant amunicji, jego polityk i jego generał oświadcza­ ją: „Wojny będą zawsze, dopóki będzie istniał świat, nie ma żadnego postępu”. Jest to po pierwsze życzeniem ojca tej kon­ cepcji, ponadto takie przekonanie powinno być wpajane ma­ som. Można to zrozumieć - otwarte niejako, szczere ogłupia­ nie. Lecz literackie sługi rządzących mają jeszcze czelność z miną ludzi bezstronnych i obeznanych ze wszystkimi zawiło­ ściami teorii stawiać pytanie: „Czym jest postęp? Miarą postę­ pu może być przecież jedynie stopień urzeczywistnienia jakiejś partykularnej i stosunkowo przypadkowej wartości. Jednak rozpatrywanie całej historii z takiego punktu widzenia ozna­ czałoby absolutyzowanie czegoś relatywnego, hipostazowanie czegoś subiektywnego, krótko mówiąc - wnoszenie do nauki ciasnoty i jednostronności”. Z furii, jaką wzbudza w nich so­ cjalistyczna walka o lepszy świat, dla której źródłem nadziei są rezultaty wcześniejszych walk, przede wszystkim rewolu­ cje ostatnich stuleci, preparują swą tak zwaną filozofię dzie­ jów. Jak gdyby nie było rzeczą jasną, czym jest postęp, o który zabiegają socjaliści, a który reakcja teoretycznie i praktycznie zwalcza: poprawa materialnych warunków życia dzięki sensowniejszej organizacji stosunków między ludźmi! Dla więk­ szości ludzi, niezależnie od tego, czy wiedzą oni o tym czy nie, ta poprawa nie oznacza w żadnym razie wartości stosunkowo przypadkowej, lecz to, co najważniejsze na świecie. Jakkol­ wiek zdarzają się w historii, widzianej z tej perspektywy dłu­ gie okresy stagnacji, a nawet regresu, chociaż maskowanie tego stanu rzeczy bywało w ciągu ostatnich stu lat wykorzy­ stywane do ideologicznego zwodzenia mas, mimo tego wszyst­ kiego można mówić o postępie jasno i nie bez racji. Skoro twier­ dzenie, że za ich panowania dokonuje się postęp, w ustach panujących było od dawna kłamstwem, od którego ich literaci 135

sami odstępują, to jest oczywiste, że chcą oni zrezygnować z pojęcia, by zachować władzę, albowiem tak samo jak inne burżuazyjne iluzje, jak wolność i równość, mocą dziejowej dialektyki pojęcie postępu nie działa już jako obrona, lecz jako kry­ tyka istniejących stosunków i zachęta do ich zmiany. Notabene w chwili obecnej od postępu w materialistycznym sensie, a więc od socjalistycznej reorganizacji stosunków społecznych zależy nie tylko cel uznawany za najbliższy i bez­ pośredni - lepsze zaopatrzenie ludzkości w środki niezbędne do życia, ale i realizacja wszystkich tak zwanych kulturowych czy idealnych wartości. To, że postęp społeczny nie musi się dokonywać, jest istotnie słuszne, lecz to, że nie może się doko­ nywać, jest wierutnym kłamstwem; natomiast pogląd, że jed­ nostronne byłoby ocenianie historii ludzkości z punktu widze­ nia tego, w jakiej mierze zapewnia jej uczestnikom znośny byt, jest doprawdy tylko filozoficzną paplaniną.

Uwaga Postęp dziejowy jest zawsze historycznym zadaniem, nie zaś mistyczną koniecznością. To, że marksizm traktuje teorię społeczeństwa jako teorię rzeczywistości, jest ze wszech miar zrozumiałe. Masy, które cierpią z powodu anachronicznej for­ my społeczeństwa i pokładają nadzieje w jego racjonalnej or­ ganizacji, niewiele mają zrozumienia dla poglądu, zgodnie z którym ich bieda jest z punktu widzenia wieczności tylko jed­ nym z wielu rozmaitych faktów, a rozpatrywanie rzeczywisto­ ści z punktu widzenia biedy - właśnie tylko pewnym punk­ tem widzenia. Tak jak dla każdego pojedynczego człowieka świat zdaje się kręcić wokół niego samego, jak jego śmierć - z jego perspektywy - pokrywa się z końcem świata, tak wyzysk i bieda mas jest dla mas biedą jako taką, a historia kręci się 136

wokół polepszenia ich doli. Historia nie musi się jednak do tego stosować, chyba że zostanie zmuszona.

Idealizm rewolucjonisty Twierdzenie, że marksizm propaguje po prostu zaspokoje­ nie głodu, pragnienia i popędu seksualnego indywiduum, w żadnym razie nie daje się odeprzeć za pomocą kontrargumen­ tu, że przecież jest to teoria o wiele bardziej finezyjna, szla­ chetna, głębsza, uduchowiona. Albowiem oburzenie, solidar­ ność czy samozaparcie jest tak samo „materialistyczne”, jak głód; walka o polepszenie losu ludzkości obejmuje egoizm i altruizm, głód i miłość jako naturalne ogniwa łańcucha zależ­ ności przyczynowych. Jednakże: teoria materialistyczna nie ma żadnego logicznego dowodu na to, że warto własne życie złożyć w ofierze. Nie wbija do głowy heroizmu ani za pomocą Biblii, ani przy użyciu trzcinki, nie zastępuje solidarności i zrozumienia konieczności rewolucji żadną „praktyczną” filo­ zofią, żadnym uzasadnieniem poświęcenia. Jest ona właśnie przeciwieństwem wszelkiej tego typu „idealistycznej” moral­ ności. Teoria materialistyczna uwalnia od iluzji, odsłania rze­ czywistość i objaśnia bieg zdarzeń. Nie zna logicznych argu­ mentów przemawiających za „wyższymi” wartościami, ale i żadnych powodów przeciwko narażaniu życia dla urzeczywist­ nienia „niższych” wartości, tzn. zapewnienia wszystkim ma­ terialnie znośnego bytu. „Idealizm” zaczyna się dokładnie tam, gdzie taka postawa przestaje zadowalać się naturalnym obja­ śnieniem siebie samej i poszukuje wsparcia w postaci „obiek­ tywnych” wartości, „absolutnych” obowiązków czy jakiejkol­ wiek innej idealnej asekuracji i „uświęcenia”, a więc tam, gdzie uzależnia się przeobrażenie społeczeństwa od metafizyki - za­ miast od ludzi. 137

□soba jako posag Dostęp poszczególnych ludzi do materialnych i duchowych dóbr kultury nie jest współcześnie w żadnym razie uwarunko­ wany ich wkładem pracy w społeczny proces życiowy. Owszem, warunek ten musi spełnić tylko ten, kto niczego nie posiada: on musi pracować, w przeciwnym razie nie ma prawa żyć. Gdy pracuje milioner, wynika to z jego dobrowolności, z „wyższych” pobudek, ze szlachetniejszych i bardziej złożonych przyczyn, z charakteru. To, czy ktoś znajduje się w takim czy innym po­ łożeniu, nie zależy od żadnego sensownego prawa. Jest to zwy­ kły fakt, tak jak faktem jest to, że ktoś w czasie szturmu zostaje trafiony pociskiem, a ktoś inny ma prawo żyć dalej. Mię­ dzy nie wykazującym nawet żadnej zręczności „niewykwalifi­ kowanym” a szefem trustu istnieje niezliczona liczba szczebli. W miarę wznoszenia się po nich, maleje przymus pracy jako przesłanka wszelkiego roszczenia, a zwiększa się przyjemny charakter pracy, jaką można wykonywać, zadowolenie, jakie może ona sprawiać, oraz korzystny wpływ, jaki może wywrzeć na rozwój człowieka. Następstwem tej właściwości życia społecznego jest to, że osobiste stosunki między ludźmi są w szczególny sposób zróż­ nicowane. Człowiek zamożny wnosi do przyjaźni lub miłości siebie samego jako zupełnego i wolnego człowieka. Biedny natomiast musi wciąż od nowa za pośrednictwem ciężkiego trudu współdziałania w społecznym procesie życiowym zdo­ bywać zezwolenie na samo tylko życie, świadectwo tego, że jest prawowitym członkiem społeczeństwa, a nie żadnym lum­ pem - co na dobitkę często w ogóle nie jest możliwe. Jest on skrępowany, w znacznie mniejszym stopniu niż bogaty należy do siebie samego. Dlatego też prezent, jaki można zrobić ko­ chanej istocie, ofiarowując jej własną osobę, jest zróżnicowa­ ny. Jego jakość zależy od pozycji społecznej ofiarodawcy. 138

Ponadto jednak także od pozycji tego, kto ów prezent otrzy­ muje. Dla małego człowieka każdy ludzki związek z jemu po­ dobnymi niesie ze sobą niebezpieczeństwo jeszcze większego niedostatku i podwójnej pracy. Jeśli podaruje miłość kobiecie z własnej klasy, grozi mu w jego i tak skromnym życiu jeszcze mocniejsze zaciśnięcie pasa, podczas gdy miłość kapitalisty do tej samej kobiety daje temu okazję do wykazania się wiel­ kodusznością i brakiem przesądów. Taki związek stwarza co najwyżej zagrożenie dla jego próżności: wiążąc się z osobą z niższej klasy, naraża się on na to, że w końcu będzie ceniony za pozycję społeczną, zamiast za duszę. To zazwyczaj sprawia ból. Stosunki klasowe w społeczeństwie niepostrzeżenie za­ fałszowują także miłość.

„Propaganda okrucieństwa” Gdy spokojny obywatel w roku 1930 dowiaduje się, że pe­ wien człowiek o czystych intencjach w swoim własnym kraju lub gdziekolwiek indziej w świecie został przez barbarzyńską soldateskę schwytany, skatowany czy zamordowany, przeważ­ nie nie oburza się z powodu samego tego zdarzenia, lecz daje wyraz podejrzeniu, że doniesienie jest najprawdopodobniej przesadzone. Kiedy dowiaduje się następnie, że ponad wszel­ ką wątpliwość takie zdarzenia mają miejsce: wczoraj, dzisiaj i jutro z przerażającą regularnością, że są nieodłącznym ele­ mentem systemu w jego obecnej fazie, gdy poznaje zależność imperialistycznej polityki międzynarodowej z więzieniami na Węgrzech, w Rumunii, w Bułgarii i w Polsce, z terrorem w koloniach, wtedy rzeczywiście wpada w szaloną wściekłość ale nie na sprawców i wykonawców nieludzkich czynów, lecz na tych, którzy je ujawniają. Tam, gdzie dla nagiego zysku obrońcy ludzkości i ducha całych krajów są mordowani, klasy 139

społeczne zastraszane i doprowadzane do rozpaczy, narody w najbardziej haniebny sposób ujarzmiane, a nawet tępione, burżuazyjny laik przemienia się w krytycznego, niemiłosiernie pedantycznego historyka, domaga się - wbrew nowoczesnej awersji do fetyszyzowania kryteriów - precyzji w poznaniu, proklamuje jako istotę badania - w przeciwieństwie do intu­ icji wynoszonej pod niebiosa w innych okolicznościach - do­ kładne ustalanie wszystkich szczegółów i w obliczu przelanej krwi wnosi oskarżenie przeciwko jednostronnej historii, prze­ ciwko sprawozdaniu, które bierze stronę prześladowanych, przeciwko podżegaczom, ale nie podżegaczom okrucieństwa, lecz przeciwko towarzyszom, partii, ideom tych, którzy zostali dotknięci okrucieństwem, a na koniec przeciwko samym ofia­ rom. Albowiem tego prostego, poczciwego, normalnego, rze­ czowego, udanego, uprzejmego człowieka, z którym właśnie rozmawiasz, przeraża śmierć w wojnie domowej, jeśli śmierć ta nie jest elementem grozy organizowanej przez jego własną klasę, jest on łatwowierny tylko wtedy, gdy chodzi o to, by wzniecać wściekłość na proletariat, człowiekiem staje się tyl­ ko wtedy, gdy należy opłakiwać cara i rosyjską arystokrację, dla której wojna światowa okazała się kiepską spekulacją. Pro­ stoduszny trzyma w tym świecie z oprawcami, i - zgodnie z tą prawidłowością - reaguje też powszechna świadomość, szko­ ła, gazeta, nauka, krótko mówiąc - duch obiektywny w jego funkcjach i funkcjonariuszach - bynajmniej nie z obłudnym rozmysłem - nikt nie potrzebuje kłamać - lecz ze szczerego instynktu.

Maksymy i refleksje Goethego „Znamy tylko tych, którzy przysparzają nam cierpień”. Goethe oponowałby zapewne przeciwko stosowaniu tej jego 140

refleksji do klas społecznych, a przecież daje się ona odnieść do stosunków istniejących na gruncie kapitału. Właśnie dla­ tego, że klasa kapitalistów jest dla proletariuszy źródłem cier­ pień, o wiele lepiej wiedzą oni, na czym polega istota człowie­ czeństwa tych panów, niż krąg ich osobistych przyjaciół. Pro­ letariat zna przedsiębiorców tylko z grubsza i jednostronnie, ale ta jedna strona jest ważniejsza niż inne, gdyż ukazuje ich serio. Dlatego też prymitywna psychologia przedsiębiorcy, jaką tworzy sobie jego robotnik, punkt widzenia hali fabrycznej, jest zwykle bliższy prawdy niż osiągnięcia poznawcze filozo­ ficznej antropologii. Jak zaznaczyłem, Goethe najpewniej odrzuciłby taką in­ terpretację. „Zawiść i nienawiść sprawiają, że obserwator ogra­ nicza się do tego co powierzchowne” - głosi ta sama maksyma, z której pochodzi także przytoczona wyżej refleksja. Lecz ja­ kie wnioski należy wyprowadzić z tego twierdzenia, gdy dal­ sze istnienie jakiegoś społeczeństwa i panującego w nim typu człowieka stało się zgubne dla rozwoju ludzkości? Czy nie jest wtedy tak, że pojęcia obracają się w ich przeciwieństwo, skut­ kiem czego marna powierzchnia staje się istotą, a zawiść jasnowidzeniem? „Niedostatki dostrzega jedynie niemiłosier­ ny...”, powiada sam Goethe. Cóż jednak, gdy niedostatki tkwią w istocie? Polityka Goethego spowodowała niemały uszczerbek w jego dziele. Wszelkie fantazjowanie na temat tego, co zrobiłby Goe­ the dziś, jest jałowe. Nie zmienia to faktu, że jego spojrzenie, które niekiedy bywało nader przenikliwe, może jeszcze rzucić trochę światła i na dzisiejsze społeczeństwo. „Człowiek jest żywy właściwie tylko wtedy, gdy cieszy się życzliwością innych”. Zgodnie z tą sentencją życie w obecnej fazie kapitalizmu jest dla większości ludzi - śmiercią.

141

Nowa rzeczowość „Konkret” stał się modny. Ale co rozumie się przez kon­ kret! W każdym razie nie to, co od kilku stuleci jest przedmio­ tem badań nauki. Przeciwnie! Naukom przypisuje się dziś czemu przyklaskują jej burżuazyjni reprezentanci - już tylko podrzędne znaczenie z punktu widzenia poznania. Nie chodzi o to, by badać przyczynowe związki między rzeczami, nie dąży się do poznania zależności, lecz właśnie rzeczy w oderwaniu od zależności; rzeczy same, ich istnienie, ich istota są w cen­ trum uwagi. Malowidła w stylu nowej rzeczowości, które przed­ stawiają przedmioty starannie wyodrębnione z ich otoczenia, stanowią szczególnie jaskrawy wyraz tej tendencji. Nie mają one nic wspólnego z finezją francuskiego impresjonizmu, któ­ ra zasadniczo jest efektem malarskiego zatarcia granic mię­ dzy rzeczami a środowiskiem. „Synteza”, do której zmierza się wszędzie w nauce, ma być myślowym powiązaniem tego, co pierwotnie zostało postrzeżone osobno, nie zaś odwzorowa­ niem rzeczywistych, powikłanych zależności przestrzenno-czasowych. Tak więc istnieje we współczesności również teoria czło­ wieka. Opisuje się „człowieka” samego, to, co w nim „istotne”, konstatując przy tym z wielką stanowczością różnice między jego istotą a wszystkimi innymi istotami żywymi oraz - na podstawie takiej różnicującej charakterystyki - wskazuje się jego miejsce w hierarchicznym porządku „kosmosu”. Ta nowa­ torska abstrakcyjność nauki drapująca się w rzeczowość, któ­ ra - jako „konkretność” - tak dumnie wynosi się nad stary formalizm, wykazuje daleko idące podobieństwo z postawą, jakiej oczekuje się w dobrym społeczeństwie od każdego „przy­ zwoitego” człowieka. Nie powinienem dociekać rzeczywistych stosunków między ludźmi, czynić porównań odnoszących się do realności ani też ujawniać związków przyczynowych. Po­ 142

winienem raczej brać każdego człowieka takim, Jakim on jest”, mieć na oku jego charakter, jego osobowość, krótko mówiąc jego indywidualną „istotę”. On sam, właśnie on sam, w abs­ trakcji od zwykłych powiązań przestrzenno-czasowych, ma być traktowany jako substancja. Stosunki są „nieistotne”, nieważ­ ne, nie należą do rzeczy. „Osobowości” mają być ujmowane same w sobie, by mogły dzięki temu zyskać ów rys niezwykłości i głębi, który w dobrym społeczeństwie ludzie przypisują sobie wzajemnie. Z „metodą holistyczną”, za pomocą której na mo­ dłę metafizyczną reformuje się w ostatnich czasach także fi­ zjologię, ta abstrakcyjna rzeczowość daje się łatwo pogodzić; jest ona odwrotną stroną tamtej. Lecz tak jak nowa filozoficzna antropologia, określając róż­ nicę między izolowanym człowiekiem i izolowanym zwierzę­ ciem, abstrahuje od tego, że to nie abstrakcyjni ludzie zabijają zwierzęta i zjadają ich zwłoki, co jest przyczyną codziennego śmiertelnego strachu i męki milionów zwierząt, tak samo po­ winniśmy abstrahować od tego, że splendor tej łaskawej pani jest możliwy dzięki nędzy biednych nieokrzesańców. Mamy nie zważać na to, że wszyscy ci wytworni państwo nie tylko w każdej chwili wykorzystują nędzę innych, ale i od nowa ją wytwarzają, by od nowa móc z niej żyć, a przy tym są gotowi bronić tego stanu rzeczy za pomocą każdej dowolnej ilości krwi przelanej przez innych. Powinniśmy zapomnieć o tym, że wła­ śnie wtedy, gdy ta pani przywdziewa strój na wystawną kola­ cję, ludzie, z których żyje, udają się na nocną zmianę, a kiedy czulej całujemy jej dłoń, bo uskarża się na ból głowy, mamy abstrahować od tego, że w szpitalach trzeciej klasy odwiedza­ nie nawet umierających jest po godzinie szóstej zabronione. Powinniśmy abstrahować. Naszym filozofom zależy dziś nade wszystko na poznaniu istoty. Dlatego też abstrahują oni od wszystkiego, co zewnętrzne i przypadkowe, od tego, co jest tylko „faktyczną” zależnością. Fabryka, w której pracuje się dla pań­ 143

stwa, szpital, w którym zdycha się po tej pracy, więzienie, do którego zamyka się tych biedaków, którzy byli za słabi, by od­ mówić sobie przyjemności zastrzeżonych dla wielkiego świata - wszystko to jest oczywiście dla owej damy „zewnętrzne”. Troszczenie się o takie rzeczy jest „trywialne”. Nie ma to nic wspólnego z jej „psyche”, z jej „osobowością”. Abstrahując od tego, może ona być subtelna, łagodna, uległa, inteligentna, wni­ kliwa, piękna albo - w niezgodzie ze sobą samą, niepewna, zgnębiona, pełna rozterek, bojaźliwa, infantylna. Krótko mó­ wiąc, może ona mieć swą własną „istotę”. Nowoczesna nauka o człowieku, „charakterologia” i podob­ ne pseudonauki nie zajmują się zewnętrzną stroną rzeczy, lecz przenikają aż do jej rdzenia. Istnieje jeden jedyny wyjątek. O ile ludzie uzyskują swe dochody w sposób uchodzący w danych warunkach społecz­ nych za nielegalny, a władza ich nie sięga dość daleko, by mo­ gli sobie z tej nielegalności drwić, ich „istota” przestaje być zamkniętą w sobie całością, którą należy objaśniać na podsta­ wie jej samej. Dlatego też w tej mierze wykrywanie zależności przyczynowych jest w pełni dozwolone. Właśnie w tej mierze i tylko w tej mierze źródło egzystencji powinno rzucać światło na jej treść. Pan X, dyrektor generalny i sportsmen, natych­ miast przestaje być wspaniały, gdy nie może przeszkodzić - za pomocą jeszcze większej łapówki - ujawnieniu przekupstwa, którego się dopuścił. Ta, ilu ludzi rujnuje, nie odgrywa wcze­ śniej żadnej roli.

Kłamstwo a nauki humanistyczne Któż chciałby dziś pomawiać nauki humanistyczne o nie­ prawdę i obłudę! Z nieskończonego obszaru prawdy wycinają one twierdzenia, które dają się pogodzić z systemem wyzysku 144

i ucisku. Istnieje przecież tak wiele rzeczy, które ułatwiają „ro­ zumienie”, a zarazem nie są niedogodne!

Psychologia gospodarcza Teoretycznym uzasadnieniem trwałej konieczności pozo­ stawienia naszym kapitalistom na wieczność niezmierzonej władzy i łupu, który jawi się jako renta wciąż na nowo pobie­ rana od ludzkości, jest wyobrażenie, że dla zapewnienia go­ spodarczego rozwoju trzeba pobudzać „gospodarczy egoizm” wszystkich jednostek. Zapomina się przy tym, że „gospodar­ czy egoizm” przytłaczającej większości wszystkich ciężko pra­ cujących polega na przemożnej presji głodu, podczas gdy tam­ ci panowie, w zamian za interesującą i satysfakcjonującą, czy­ stą i bezpieczną pracę, żyją w pałacach. Ażeby w egoistycz­ nym człowieku wzniecić dość zapału, by przystał na komende­ rowanie armią robotników i urzędników, trzeba mu oferować auta, wytworne kobiety, zaszczyty i zabezpieczenie aż do dzie­ siątego pokolenia, gdy zaś idzie o to, by dzień w dzień, naraża­ jąc życie, rujnował się cieleśnie i duchowo pracą w kopalni, wystarczająco atrakcyjna jest codzienna wodzianka i mięso od święta. Osobliwa psychologia!

Triki Jest pewien trik, którego Schopenhauer w swej erystycznej dialektyce nie opisał. Chodzi o rzecz następującą. Jeśli chce się dowieść ważności jakiejś tezy w sposób oczywisty sprzecz­ nej z doświadczeniem i historycznie już nieaktualnej, należy uczynić ją tematem możliwie zawiłych i uczonych dociekań. Powstaje wtedy wrażenie, że przedmioty, o których z taką 145

wnikliwością dyskutuje się w mowie i na piśmie, nie mogą być majakami. Takimi przedmiotami są dziś wolność woli, hierar­ chia wartości, duch transcendentny, źródło wszelkiego bytu i wiele innych. Brutalne stwierdzenie, że takie obiekty rzeczy­ wiście istnieją, nie mogłoby wywołać żywego oddźwięku w szer­ szych kręgach. Przedstawia się je więc najpierw jako doniosłe problemy. To przydaje im - zwłaszcza gdy jest się władnym zrobić z nich tytuły wykładów i rozpraw - pozoru aktualności. Usiłuje się przy tym uniknąć wszelkich sformułowań nazywa­ jących rzecz po imieniu i zamiast postawić proste pytanie o istnienie zaświatów, proponuje się skomplikowany i bardziej neutralnie brzmiący temat: „O różnych rodzajach i szczeblach bytu”. Laicy traktują wówczas jako pewne to, że rzeczywistość, doczesność jest tylko jedną z wielu form realności; fachowcy natomiast uzyskują w ten sposób placet na nową, czy raczej na starą, bliską im problematykę. Zasłona mgły, w której się tym samym zatapiają, to wprawdzie nie zaświaty, ale w każ­ dym razie kraina snów i widziadeł. Kto tego subtelnego i szybko przeobrażającego się aparatu pojęciowego, którym się posłu­ gują, nie opanuje, uchodzi za dyletanta niezdolnego do zajęcia stanowiska, nie ma nic do powiedzenia. Kolejny nader powszechnie stosowany trik, który służy dziś temu samemu celowi, polega na tym, że niepostrzeżenie w miej­ sce starych i zdyskredytowanych dowodów na istnienie Boga i nieśmiertelność duszy stawia się bardzo łatwy do przeprowa­ dzenia dowód na uwarunkowanie i relatywny charakter pozy­ tywnej nauki. Milcząco nadaje mu się taką interpretację, że istnieje jeszcze całe mnóstwo innych równoprawnych stano­ wisk poznawczych, co naturalnie zapewnia przewagę naszym metafizykom. Jak gdyby nie można było w ten sposób zreha­ bilitować dowolnego urojenia! Metafizycy usiłują pokonać nas, robiąc religijny użytek z faktu, że nie jesteśmy wszechwiedzą­ cy. Lecz wyprowadzanie boskiej egzystencji z ograniczoności 146

naszej wiedzy, ten nowy dowód na istnienie Boga, jest tak samo marny jak pozostałe. Wobec tego rodzaju „trików” nasuwa się następująca od­ powiedź: stosując rzetelne naukowe środki, nie sposób rozstrzy­ gnąć waszych problemów. Dlatego też chcielibyśmy przynaj­ mniej dowiedzieć się, jaki sens ma obstawanie przy ich aktu­ alności. Czary muszą jednak mieć jakieś społeczne znaczenie, w przeciwnym razie nie można byłoby dostać za nie profesury.

Przy telefonie Gdy jesteś w odwiedzinach u swego znajomego, a on zosta­ nie poproszony do telefonu, może się zdarzyć, że przeżyjesz przykrą niespodziankę. Odpowiadając przyjaźnie rozmówcy z drugiej strony telefonicznego przewodu, tobie samemu daje znaki świadczące o zniecierpliwieniu. Pozwala ci poznać po sobie, jak nudna i przykra jest dla niego ta rozmowa. Wycho­ dzi na jaw, że ton zobowiązania w jego głosie, który ty także bardzo często słyszysz w podobnych okolicznościach, jest zwy­ kłą konwencją: twój znajomy kłamie przez telefon. Bywając u niego częściej, zorientujesz się, że ton jego głosu odznacza się niesłychanie zróżnicowaną modulacją. Skala głosu obejmuje swym szerokim zasięgiem najbardziej uniżoną uprzejmość, naturalną grzeczność, ale i jawne okazanie lekkiego zniecier­ pliwienia. Głos człowieka słyszany przez telefon ujawnia z nadzwyczajną wyrazistością różnorodność jego relacji ze świa­ tem, ponieważ rozmawiając przez telefon, wszystko wkłada on w tę właśnie formę ekspresji. Odkrycie, że większość stosunków twojego znajomego jest naznaczona fałszem, a także stwierdzenie, że wobec ludzi, któ­ rzy mogą być mu użyteczni, jest on całkiem inny niż wobec tych, którzy, na odwrót, oczekują czegoś od niego, może skłoni 147

cię do zastanowienia się nad nim, może nawet zechcesz z nim o tym porozmawiać. Wtedy okaże się, że stosunki międzyludz­ kie określa konieczność walki o byt i niewysoki dochód twoje­ go znajomego w pełni wyjaśnia jego zachowanie. Bezkarna uczciwość, swobodny, otwarty sposób bycia, traktowanie ludzi stosownie do ich ludzkich właściwości jest przywilejem milio­ nerów, którzy nie mają już większych aspiracji. Niestety i oni korzystają z tego przywileju rzadko.

Osobliwości epoki Do specyficznych cech naszych czasów, które - z punktu widzenia przyszłej epoki - będą prawdopodobnie uchodziły za obce i dziwaczne, z pewnością należy piętno, jakie na naszym publicznym i prywatnym wizerunku odciska organizacja ży­ cia erotycznego. Będzie się kiedyś wydawało rzeczą bardzo dziwną to, że do najważniejszych danych o jakimś człowieku zaliczało się małżeństwo, czyli zobowiązanie, żeby zawsze ko­ chać określoną drugą osobę, że najbardziej znamiennymi da­ tami w życiu jednostki były te, które wiążą się ze sferą seksu­ alności, że z okazji zgromadzeń, imprez, publicznych wyda­ rzeń określony mężczyzna zjawiał się w towarzystwie okre­ ślonej kobiety, a nawet że grzebano ich obok siebie - właśnie tylko dlatego, że ze sobą spali. To naznaczenie całego obrazu stosunków międzyludzkich pewną fizjologiczną koniecznością nie będzie wprawdzie uznawane za „nieprzyzwoite”, gdyż samo to pojęcie stanie się anachroniczne, ale może być odbierane podobnie jak jakaś oparta na przymusie swoistość takiego czy innego plemienia ludów pierwotnych. Może się zdarzyć, że ludzie będą się wstydzić tego rysu swej przeszłości, tak jak i wielu innych.

148

Charakter Wybierając rodziców, trzeba mieć szczęście - nie tylko z uwagi na pieniądze, lecz i charakter, jaki dostaje się w posa­ gu. Aczkolwiek nie jest on w tak znacznym stopniu wrodzony, jak się sądzi, to jednak kształtuje się już w dzieciństwie. Tak samo więc jak dziedziczy się posiadanie rzeczy i umiejętności, można przejąć konstytucję psychiczną, która uzdatnia do ba­ śniowej kariery, podczas gdy ci, którym się to nie przytrafia, z powodu przeszkód napotykanych w pracy, nie są w stanie ro­ bić w życiu żadnych postępów ani doznać szczęścia. Zróżnicowanie konstytucji psychicznej, które w życiu może mieć decydujące znaczenie, w żadnym razie nie musi być na­ stępstwem równie wielkich różnic w dziecięcym rozwoju. Nie­ wielka przyczyna, wielkie skutki - i odwrotnie! Radykalne, jak się zdaje, różnice w dzieciństwie mogą dać podobne rezul­ taty, niezauważalne zaś różnice mogą prowadzić do ukształto­ wania przeciwstawnych charakterów. Mało znaczące przeży­ cia mogły spowodować to, że popęd agresji niejakiego A skła­ nia go do bijatyk, natomiast popęd agresji pewnego B znajdu­ je ujście w konstrukcji maszyn. Do niedawna wydawało się, że rozwój osobowości jest zde­ terminowany przez wspaniałą wewnętrzną konieczność. Obec­ nie także w tej dziedzinie dostrzega się rolę zupełnie nieistot­ nych drobiazgów. Wiarę w gotową, określoną formę, która w ży­ ciu tylko stopniowo się rozwija, zastępuje wiedza o błahych przy­ padkach. Postępy tej wiedzy sprawiają, że dążenie ludzi do tego, by pokrzyżować plany szachrajce fortunie i samodzielnie kształ­ tować wizerunek ludzkości, stają się coraz bardziej skuteczne. Dzięki wychowaniu w rozumnym społeczeństwie, dzieci będą mogły oduczyć się ostrożności przy wyborze rodziców. Jednak na razie podział charakterów jest nieomal tak samo niespra­ wiedliwy i bezcelowy jak podział bogactwa materialnego. 149

Przypadkowość świata Nie istnieje żadna metafizyka, albowiem nie jest możliwa jakakolwiek pozytywna wypowiedź o absolucie. Są za to moż­ liwe wypowiedzi o przypadkowości, skończoności, bezsensow­ ności świata, który jawi się naszym oczom. Zawarte w tej ne­ gacji kryterium konieczności, nieskończoności i sensowności nie powinno być przy tym uznawane - jak w Kaniowskiej teo­ rii idei - za rękojmię egzystencji tego, co wieczne w ludzkim umyśle, lecz za zwykłe ludzkie wyobrażenie. Nawet myśl o instancji absolutnie sprawiedliwej i pełnej łaskawości, wobec której ziemska ciemność, podłość i brud tego świata przemi­ jają, a dobro przez ludzi nie poznane i pomiatane zostaje oca­ lone i może triumfować, jest ludzką myślą, która wraz z tymi, co ją myślą, umiera i rozwiewa się. Poznanie tej prawdy jest smutne. Oto eksperyment myślowy: Przypadkowość rzeczywistości stanie się szczególnie wyraźnie widoczna, gdy rozpatrzymy pragnienie, by żyć możliwie jak najlepiej. Można to pragnie­ nie interpretować rozmaicie. Między innymi tak, że pewnemu człowiekowi wydaje się, iż doznał wszelkich rozkoszy, prze­ myślał wszelkie koncepcje teoretyczne, uprawiał wszystkie sztuki, wobec czego na łożu śmierci oświadcza: „Znam życie”. Ale czym właściwie jest to, co on zna? Można byłoby przecież wyobrazić sobie, że obudzi się on w jakimś innym świecie - w którym wszelkie rozkosze, teorie, sztuki obecnie istniejącego świata, zarówno w ich ilościowym wymiarze jak i jakości, okażą się nieistotne - a po śmierci znów obudzi się w innym świe­ cie i tak dalej w nieskończoność, przy czym każdy kolejny świat będzie usuwał w cień znaczenie poprzedniego. Ten ekspery­ ment myślowy sprawia, że aktualna wiedza tamtego człowie­ ka w obliczu nieskończoności tego, co możliwe, kurczy się tak bardzo, że różnica między „prostotą” najnędzniejszej istoty 150

ludzkiej a jego mądrością redukuje się do zera. Jak wiadomo, w porównaniu z wielkością nieskończoną wszystkie bez różni­ cy wielkości skończone, niezależnie od tego, jak są wielkie, stają się nieskończenie małe. Możemy również wspomniane pragnienie ująć tak, że pew­ nemu człowiekowi wydaje się, iż żył dobrze, tzn. nienagannie z punktu widzenia moralności. Musi on jednak zrozumieć to, że jego pojęcie dobra jest ludzkim pojęciem i może nadejść taka chwila, w której wszystkie jego pojęcia ulegną zmianie. Musi on uzmysłowić sobie, że to pojęcie nie zostało uświęcone przez żadną nadziemską moc i nie będzie zachowane na wieczność. Każda świadomość może się zmienić, a pamięć wieczna nie istnieje. Różnica między dobrym i marnym życiem odnosi się jedy­ nie do teraźniejszości. W teraźniejszości ma ona decydujące znaczenie, lecz teraźniejszość jest także tylko pewną formą istnienia. W teraźniejszości różnica między dobrym i marnym życiem oznacza zaspokojenie lub odmowę. Także życzliwość, uczciwość, sprawiedliwość są dla tego, kto je praktykuje, za­ spokojeniem jego skłonności. Jeśli traktuje się je jako ziem­ skie środki do wiecznego celu, czy też jako symbole, stają się one iluzjami. Zycie, tak samo jak poznanie, nie ma żadnego ukrytego sensu. Nie z racji dalszego trwania indywidualnej egzystencji w zaświatach, lecz ze względu na solidarność z ludźmi, którzy w życiu doczesnym przyjdą po nas, jesteśmy zainteresowani przyszłością. Takie stanowisko jest narażone na zarzut fragmentarycz­ ności naszej wiedzy. Być może życie bezsilne i udręczone, a zarazem wypełnione dobrocią, nie jest stracone, może ma przed sobą wieczność. Tego nie możemy wiedzieć. Ale nie wiemy i tego, czy w przyszłości dobro nie zamieni się w piekło zamiast w raj i czy rządy w wieczności nie są rzeczywiście tak kiep­ skie, jak można sądzić na podstawie ich czasowego przejawu. 151

Przypadkowość świata i naszego poznania lub, inaczej mówiąc, niemożliwość metafizyki znajduje wyraz w tym, że wszelkie wypowiedzi, które transcendują czasowość, są tak samo za­ sadne bądź tak samo bezzasadne. Teologowie, którzy twier­ dzą, że istnieje wieczność, a na dowód doskonałości tego, co wieczne, wskazują nadzieję w naszych sercach, zapominają o tym, że lęk i nieufność są tak samo prawomocnymi prze­ słankami wnioskowania o absolucie jak nasza ufność w bożą sprawiedliwość. Dlaczegóż by nadzieja, która zwykle zawodzi dobrych w obliczu władzy, nie miała okazać się płonna wła­ śnie tam, gdzie bezpośrednio dochodzi do głosu najwyższa władza? Bezsensowność świata zadaje kłam metafizyce, tzn. metafizycznej wykładni rzeczywistości przypisującej jej sen­ sowność; lecz może ona zwieść tylko tego, kto żyje po ludzku ze strachu przed jakimś władcą, nie zaś ze współczucia dla ludzi. Istoty ludzkie oddalone od nas w czasie i w przestrzeni możemy w duchu kochać i życzyć im szczęścia, one zaś mogły­ by nas zrozumieć. Lecz jeśli będziemy abstrahować od ludzko­ ści - ogółu istot skończonych, to stracimy również możliwość rozumienia tego, co jest dla nas święte. Jeśli ludzie sami nie zaprowadzą porządku w świecie, pozostanie on igraszką śle­ pych sił przyrody. We wszechświecie poza ludzkością nie ma dobra ani sprawiedliwości, wszechświat jest głuchy i pozba­ wiony miłosierdzia. Biorąc pod uwagę otaczającą nas noc, można porównać ludzkość jako całość do dziewczynki z Lavaur, która po swej pozornej śmierci ocknęła się i nie zastała przy życiu już nikogo w swej ojczyźnie. Nikt nie uczestniczył w jej powrocie do życia, dla nikogo, prócz niej samej, jej życie nie miało znaczenia. Nikt jej nie słyszał. Ludzkość jest także zupełnie samotna.

152

Życie traktowane serio Im bardziej niezmierzona przepaść dzieli życie kapitali­ stycznych władców od życia robotników, tym większe czyni się starania o to, by różnice nie ujrzały światła dziennego. W tym samym czasie gdy ubiór wyższych warstw robotniczych stał się bardziej okazały, dzięki czemu warstwy te fizycznie zazna­ czyły swe istnienie, od członka klasy panującej wymaga się, żeby nie demonstrował tego, jak nieporównanie lepiej mu się wiedzie, jak śmiesznie małą rolę odgrywa wysokość tygodnio­ wego zarobku robotnika czy też urzędnika w budżecie nawet niewielkiego magnata. O ile rozkosze władców nie wyrażają się w bezpośrednim sprawowaniu władzy, krzewią się w ukry­ ciu. Podczas gdy pięćdziesiąt lat temu dom przedsiębiorcy znaj­ dował się często w sąsiedztwie fabryki, obecnie robotnik na­ der rzadko ogląda garaż z rolls-royce’em, który wywozi jego dyrektora na willowe przedmieście. Życie żon i córek z ich po­ lami golfowymi i kortami, jazdą na nartach, podróżami do Egip­ tu tak skrzętnie usuwa się z oczu wyzyskiwanych, że sam ka­ pitalista może spokojnie zarówno osobiście, jak i za pośrednic­ twem prasy głosić pochwałę ciężkiej pracy. Pogłębiającemu się zróżnicowaniu warunków życiowych w kapitalizmie trustowym odpowiada uniformizacja życia w sferze publicznej. Zgodnie z uznawaną dziś ideologią jawne rozkosze życia wolnego od pracy są czymś nieomal równie nagannym jak zdeterminowana wola radykalnego polepszenia życia proletariatu pozbawionego roz­ koszy. Gdy na twarzy władcy trustu pełna troski powaga ustę­ puje miejsca uśmiechowi, nie jest to triumfalny uśmiech nie­ gdysiejszego reprezentanta klasy panującej, lecz świadectwo ufności w Bogu, który dał ogółowi człowieka, co osobiście pod­ jął nadzwyczaj trudną pracę. Uśmiech ten ma znaczyć mniej więcej tyle: wszyscy tak samo przychodzimy na świat po to, by pracować, nie zaś po to, by zażywać rozkoszy, ale nikt nie po­ 153

winien się skarżyć. Członek klasy panującej, który mimowol­ nie da po sobie poznać, jak wspaniale można żyć pośród nę­ dzy, czy raczej na jej gruncie, przypomina członka patrolu, który w drodze za linię wroga chrząka i zdradza wszystkich. Jest człowiekiem niezdyscyplinowanym.

Relatywizm teorii klasowej U źródeł teorii tkwią ludzkie interesy. Nie oznacza to, że interesy muszą przyczyniać się do zafałszowania świadomo­ ści; jest raczej tak, że teorie, właśnie wtedy, gdy są prawdzi­ we, zwracają się ku tym pytaniom, na które udzielają odpo­ wiedzi. Obraz rzeczywistości, jaki sobie kształtujemy, zależy od tego, co nas w świecie dręczy i co chcemy zmienić. W sa­ mym już spostrzeżeniu, a także w czystej kontemplacji, obra­ zy są nieświadomie współokreślane przez czynniki subiektyw­ ne, natomiast w wypadku teorii naukowej, która zawsze pozostaje w związku z pewną społeczną i indywidualną prakty­ ką, strukturyzacja jej przedmiotu dokonuje się pod przemoż­ nym wpływem interesów. Świadomość tego stanu rzeczy znalazła wyraz w Marksowskiej tezie o jedności teorii i praktyki. Praktyka, o jaką tu cho­ dzi, jest w istocie praktyką polityczną, a strukturyzacja wy­ wodzącego się z niej obrazu świata polega na podziale ludzko­ ści na klasy społeczne. Ich istnienie musi jawić się wszystkim tym, którym rzeczywiście zależy na swobodnym rozwoju sił ludzkich i na sprawiedliwości, jako główna zasada struktu­ ralna współczesności, albowiem realizacja tego dążenia jest uwarunkowana zniesieniem klas. Można oczywiście wskazać inne zjawiska różnicujące ludzi, inne zasady strukturyzacji obrazu świata, które mogłyby się wydawać - z perspektywy tego samego zainteresowania swobodnym rozwojem ludzi i 154

sprawiedliwością - równie doniosłe jak podział społeczeństwa na klasy, na przykład różnicę między zdrowymi i chorymi. Ludzkość jest podzielona linią graniczną niewidoczną zazwy­ czaj dla czynnego obserwatora świata, która tak samo niespra­ wiedliwie jak zasada podziału społeczeństwa na członków róż­ nych klas wyłącza pewną część ludzi z rozkoszy ziemskich i skazuje ją na największe męki: jest to linia graniczna zdro­ wia. Podział dóbr w świecie uwarunkowany różnicami kon­ stytucji anatomicznej, podatnością na infekcje, wypadkami w zakładach pracy i w ruchu drogowym jest tak samo niero­ zumny jak stosunki własnościowe w społeczeństwie. Kon­ sekwencje obu tych bezsensów są jednakowo okrutne, a prze­ cież nie ustępują im pod tym względem inne zasady podziału ludzkości. Lecz mimo to podział społeczeństwa na klasy góruje do­ niosłością nad innymi punktami widzenia, gdyż można wyka­ zać, że jakkolwiek zniesienie klas rzutuje na inne przeciwień­ stwa społeczne, nie istnieje odwrotna zależność - zniesienie innych przeciwieństw nie likwiduje klas. Poważne przeszko­ dy, które hamują rozwój współczesnej medycyny i higieny, są zupełnie nieznane. Społeczeństwo imperialistyczne, pod któ­ rego panowaniem - mimo faktycznej obfitości wszystkiego, co niezbędne - poszczególne kraje lamentują, że mają za dużo ludzi, to społeczeństwo, które bez skrupułów tłumi predyspo­ zycje zdecydowanej większości ludzi, nie gwarantuje prawdzi­ wej swobody rozwoju niezwykłych możliwości medycznych. Nie tylko panująca moralność seksualna, lecz i skryta nienawiść do klas podporządkowanych, niezdolność wyżywienia ludzi zdrowych, wpływają pod każdym względem niekorzystnie na walkę z chorobą. Ponadto wykładnia ekonomiczno-polityczna dowodzi większej wnikliwości w porównaniu z psychologiczną także o tyle, że ubóstwienie władzy oraz zasada konkurencji na gruncie stosunków kapitalistycznych pogłębiają znacznie 155

gorycz towarzyszącą dziś chorobie. Protestantyzm z jego wia­ rą w rzeczywistość jako objawienie władzy bożej również ma w tym swój udział. Dlatego też zniesienie klas jest decydującą zasadą - jednak tylko w perspektywie przeobrażającej prak­ tyki. Z powodu irracjonalności świata nie wszystkie oceny współczesności zakładają ów prymat. Nie potrafimy oczywiście rozpatrywać współczesności w sposób całkowicie bezinteresowny, nie jest tak, iżby przeciwień­ stwem politycznej praktyki była swobodna kontemplacja, czy­ sty ogląd, natomiast kierunek naszego spojrzenia mogła okre­ ślić inna praktyka, inne interesy, inne cierpienie, lecz polity­ ka nie ma pierwszeństwa przed prawdą. Kto chciałby spoglą­ dać na istoty żyjące z punktu widzenia różnicy między przy­ jemnością i zdrowiem z jednej strony a chorobą i śmiercią z drugiej, naraża się na zarzut jałowości, co jednak z pewnością nie oznacza, że różnica ta jest mniejsza niż społeczna. Być może zresztą tego typu podejście nie jest tak jałowe, jak się zdaje, może ono także dzięki temu, że ujawnia pewną prawdę, dzia­ łać na rzecz lepszej rzeczywistości, której nieokreślone bliżej wyobrażenie stanowi jego pierwotny motyw, tak samo jak teo­ rii klas społecznych. Taki punkt widzenia też przecież rzuca na istniejący stan rzeczy z jego niesprawiedliwością światło myśli. Groza, której żywiołem jest druga strona ludzkiej świa­ domości, a więc ciemność, ma w sobie coś szczególnie bezna­ dziejnego.

Groza, jaką budzi zabójstwo dziecka Patrząc na grozę, jaką wzbudza w dzisiejszym świecie morderstwo na tle seksualnym, zwłaszcza gdy ofiarami są dzieci, można byłoby pomyśleć, że życie ludzkie, jak również zdrowy rozwój indywiduum, jest dla tego świata świętością. A 156

przecież, pomijając to, że wielka odraza do tego rodzaju prze­ stępstw ma przeważnie określone psychiczne podłoże, z powo­ du stosunków panujących w świecie współczesnym setki ty­ sięcy dzieci umiera, a większość tych, które przeżywają, ma piekło na ziemi, co nie wywołuje zupełnie żadnej odrazy w tak tkliwych sercach. Dzieci biedaków są w warunkach pokoju materiałem przyszłego wyzysku, w czasie wojny zaś - celem materiałów wybuchowych i gazów trujących. Panowie tego świata doprawdy nie mają powodu do tak wielkiej odrazy.

Zainteresowanie zyskiem Teoria, która głosi, że podmioty współczesnego systemu gospodarczego zawsze działają zgodnie ze swymi interesami, jest bez wątpienia fałszywa. Nie wszyscy przedsiębiorcy dzia­ łają zgodnie ze swymi interesami; dotyczy to jedynie tych, któ­ rzy nie idą na dno.

Moralna nieskazitelność rewolucjonisty Burżuazja .jest mądrym ojcem, który zna swe własne dzie­ cię”. Jeśli za życia rewolucjonisty przyznaje mu moralną nieska­ zitelność, niechaj jej wrogowie mają się przed nim na baczności.

Odważnym szczęście sprzyja Współczesny porządek społeczny rzeczywiście wynosi na szczyty najsprawniejszych. Postulat, by dać wolną drogę naj­ sprawniejszemu, już dawno stracił aktualność. Gdzież jest po­ śród pracowników dużej fabryki geniusz przedsiębiorczości, 157

który w krótkim czasie nie pozostawi za sobą daleko w tyle swoich kolegów? Gdyby rzeczywiście był taki, świadczyłoby to o tym, iż kierownictwo tej fabryki jest do tego stopnia ślepe, że jego bankructwo będzie nieuniknione. Prawo wartości znaj­ duje zastosowanie także do „osobowości”, kapitalizm dyspo­ nuje znakomitymi zasadami doboru swej kadry. Dotyczy to nie tylko sfery przedsiębiorczości. Przejrzyj zastępy dyrekto­ rów klinik i laboratoriów i zastanów się, czy nie spełniają oni bez zarzutu wymogów ich zawodu - a jest to przecież jedna z najsłabiej rozwiniętych gałęzi. Istnieje rzeczywiście kapitali­ styczna sprawiedliwość, która naturalnie - jak każda inna sprawiedliwość - ma swoje niedostatki, ale z czasem będzie można i im zaradzić. Sprawny - pomijając nieliczne wyjątki jest nagradzany. Można jednak zapytać, na czym właściwie polega ta spraw­ ność: wtedy okaże się, że chodzi mianowicie o wykazywanie takich zdolności, których potrzebuje społeczeństwo w jego współczesnej formie do swej własnej reprodukcji. Zalicza się do nich zarówno zręczność, jak i lojalność pracownika fizycz­ nego, talent organizatorski dyrektora przedsiębiorstwa i do­ świadczenie reakcyjnego przywódcy partyjnego. Jakkolwiek ich rola w procesie życiowym społeczeństwa ma drugorzędny charakter, z reguły także dobry powieściopisarz oraz wielki kompozytor cieszą się uznaniem i są nagradzani. Abstrahując od tego, że bezwzględna większość ludzi napotyka dziś prze­ szkody w rozwoju i stosowaniu swych sił produkcyjnych, moż­ na powiedzieć, że zapoznany geniusz to - summa summarum - postać z minionej epoki. Talentów jest oczywiście więcej niż dobrych posad. Lecz te obejmują bądź co bądź „godni”, a na szczytach jest zawsze miejsce. Sprawni są w istocie uwzględ­ niani, tak że z punktu widzenia własnej reprodukcji kapitali­ zmu nie ma powodu narzekać na zasadę personalnego awan­ su w tym systemie, właśnie pod tym względem panuje tu 158

mimo obecnych trudności, które dotyczą młodego pokolenia względny porządek. Lecz ten porządek sprzyja postaciom odpychającym. Nie można powiedzieć, że panujący system nie zapewnia właści­ wego miejsca właściwym osobom. Generalni dyrektorzy wy­ wiązują się ze swych zadań bardzo dobrze, może są nawet i tacy, którzy swe posady zawdzięczają wyłącznie własnej spraw­ ności, a w każdym razie nie byłoby rzeczą łatwą zastąpić ich sprawniejszymi. Jednakże owi „sprawni” w dzisiejszym kapi­ talizmie także pozostają w tyle! Ci najbardziej użyteczni we współczesnym przemyśle, nauce, polityce, sztuce, nie są naj­ bardziej postępowymi, lecz w większości - z punktu widzenia stanu ich świadomości i ludzkiego charakteru - elementami wstecznymi. Ta różnica jest jednym z symptomów anachroni­ zmu obecnej formy życia społecznego. Uzasadnianie zniesienia kapitalizmu koniecznością wpro­ wadzenia zasady doboru kadry lepiej służącej produktywno­ ści jest o tyle opaczne, że uznaje kategorie panującego systemu ekonomicznego za normę. Zakłada, że można poprzestać na naprawach. Tymczasem musimy zmienić społeczeństwo nie po to, by sprawni mogli przodować, tzn. nad nami panować, lecz przeciwnie - ponieważ panowanie tych „sprawnych” jest złem.

Stosunki międzyludzkie Sytuacja ekonomiczna danego człowieka rzutuje także na jego przyjaźnie. Jeśli ktoś przeznacza swój majątek i dochody na użytek własny i swojej rodziny, oznacza to, że sobie same­ mu, nie zaś komuś innemu, przysparza przyjemności życia. O szczerych, bezpośrednich stosunkach nie może być mowy tam, gdzie żywotne interesy obu stron kolidują ze sobą nawzajem, 159

do czego dochodzi zawsze wtedy, gdy zróżnicowanie stopy ży­ ciowej wyklucza wspólnotę majątku i dochodów. Dlatego też w społeczeństwie kapitalistycznym krąg bez­ pośrednich stosunków zakreśla rodzina. Tylko w zdrowej ro­ dzinie radość i cierpienie jednego człowieka rzeczywiście po­ rusza innego. Poszczególne osoby, choć nie mają identycznego interesu materialnego, muszą przynajmniej wyprzeć zazdrość, zawiść i radość z cudzego cierpienia. Toteż rozwój społeczny w obrębie szerokich warstw, przede wszystkim drobnomieszczań­ stwa i urzędników, niszczy wraz ze zdrową rodziną jedyną enklawę bezpośrednich stosunków między ludźmi. Lecz ten sam proces w miejsce grup żywiołowych i w znacznej mierze pozbawionych samoświadomości - których najpóźniejszym produktem rozkładu jest mała, obecnie upadająca rodzina powołuje do życia w pewnych środowiskach proletariackich nowe, świadome wspólnoty, oparte na rozpoznanej jedności interesów. W odróżnieniu od związków powstałych żywioło­ wo, poczynając od hordy aż po małą rodzinę, nie gloryfikuje się ich jako boskich instytucji. Najgłębsza i najwyrazistsza jedność tego rodzaju wyrasta z solidarności tych warstw spo­ łecznych, które są zainteresowane ukonstytuowaniem nowe­ go społeczeństwa. Kształtowanie się tej proletariackiej soli­ darności zależy od tego samego procesu, który przyczynia się do rozkładu rodziny. O ile w przeszłości, jak się zdaje, krew, miłość, przyjaźń czy entuzjazm prowadziły do wspólnoty inte­ resu, o tyle dziś wspólne interesy rewolucyjne prowadzą do miłości, przyjaźni oraz entuzjazmu. Natomiast solidarności wszystkich tych, którzy chcieliby zastąpić współczesną niesprawiedliwość nową sprawiedliwo­ ścią, przeciwstawia się nie solidarność, lecz wspólne dzierże­ nie władzy przez panujących. Stosunki między nimi nie są bynajmniej bezpośrednie. Właściciele wielkich kapitałów mogą wprawdzie w salonie przestrzegać dobrego tonu i nazywać się 160

„przyjaciółmi”, ale ich kapitały są zorganizowanymi kolosa­ mi, które usamodzielniły się wobec posiadających je osób oraz ich stosunków. Dlatego też uścisk dłoni dwóch magnatów zna­ czy tak niewiele, że nie daje pewności, czy w tym samym mo­ mencie nie płynie gdzieś krew z powodu przeciwstawnych in­ teresów ich kapitałów. Powszechnie wiadomo, że osobiste sto­ sunki owych magnatów kapitału stały się w porównaniu z re­ alną zbieżnością lub przeciwieństwem ich interesów, które zależą od anonimowej mocy kapitału, tak nieistotne, że opa­ trywanie najserdeczniejszego pozdrowienia ostrzeżeniem: Jeśli zajdzie taka potrzeba, zrujnuję cię”, nie jest już wcale koniecz­ ne. Jest raczej tak, że ta oczywistość stanowi ogólną przesłan­ kę, na gruncie której są dopiero możliwe stosunki całkiem przy­ jazne i poza tym wolne od zastrzeżeń. Panujący porządek, który wiąże się nierozerwalnie z majątkiem i dochodami każdego członka wielkiej burżuazji, opiera się dziś na tak wielkiej nę­ dzy i niedoli, że nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, że któ­ rykolwiek z nich mógłby się zawahać, czy zrujnować tuzin swych „przyjaciół”, gdyby dało się w ten sposób uratować znacz­ niejszą część majątku. Ich prywatna wspólnota podlega tej zasadzie, automatycznie limitującej. Natomiast ich wspólno­ ta społeczna polega w istocie na tłamszeniu proletariatu.

Cierpienia duchowe Ból fizyczny jest dotkliwszy niż duchowy. Ta teza budzi wątpliwości. Jak można byłoby porównać odpowiadające so­ bie natężenia obu rodzajów bólu, w jaki sposób ból duchowy, który u człowieka nieomal zawsze towarzyszy bólowi fizycz­ nemu, oddzielić od niego w wyobraźni? A jednak powyższa teza jest prawdziwa. Materialny niedostatek, tortura cielesna, uwięzienie, przymus ciężkiej pracy fizycznej, śmiertelna cho­ 161

roba - wszystko to są cierpienia bardziej realne niż najszla­ chetniejszy smutek. Z pewnością lekarze zajmujący się choro­ bami nerwowymi mają słuszność, mówiąc o straszliwym sta­ nie, o samobójstwach osób dotkniętych cierpieniami psychicz­ nymi, któż zresztą nie wie o tym, że nawet nuda może wpę­ dzić człowieka w rozpacz! Lecz przecież ani choroby nerwowe, ani nuda nie są tym, co przedstawia się nam jako prawdziwe cierpienia duchowe. Usiłuje się nam wmówić, że nie tylko bied­ ni i głodujący, ale także junkrzy oraz wielcy przemysłowcy są skazani na ciężkie cierpienia, czy też że wraz ze wzrostem wykształcenia i władzy przybywa trosk duchowych, które osta­ tecznie przewyższają cierpienia fizyczne. Oby żaden biedak nie dawał się już więcej zwodzić temu krętactwu! Jeśli chodzi o troski, to na pewno przygniatają one mocniej proletariuszy niż dyrektorów Kruppa; bezrobotni chętnie przyjęliby dozę spirytualnego smutku tych panów, gdyby tylko mogli wydo­ być się z najpospolitszej nędzy. Spośród trosk najcięższą był zawsze lęk przed wszelkiego rodzaju niedostatkiem fizycznym. Duchowe cierpienia klasy panującej są niczym w porównaniu z rzeczywistą niedolą proletariatu!

Dwa elementy rewolucji francuskiej Sympatyka rewolucji francuskiej rozważającego jej losy wprawia w konsternację nie fakt, że posunęła się ona za dale­ ko w stosunku do tego, co w tamtym momencie historycznym mogło się materialnie urzeczywistnić, i że realizacja jej pro­ gramu, którą poprzedziły ciężkie porażki, stała się dopiero rzeczą późniejszego, długotrwałego procesu, lecz to, że przy­ sporzyła ona okazji do wyładowania instynktów właśnie nie rewolucyjnych, a filisterskich, pedantycznych i sadystycznych. Dewocyjna podłość warstw drobnomieszczańskich, na których 162

w praktyce rewolucja musiała się oprzeć, już na samym po­ czątku przeobraziła w ideologię solidarność narodu, na którą powoływała się ona w teorii. Naturalnie w rewolucji doszły do głosu również motywy, które wskazywały nie tylko ponad społe­ czeństwo feudalne, ale i w ogólności klasowe, chodzi jednak o to, że można je napotkać raczej w pismach teoretyków Oświece­ nia, niż u drobnomieszczaństwa sprawującego przez pewien czas władzę. Na jego tle objęcie przywództwa po upadku Robespierre’a przez przedstawicieli rozwiniętych sił wytwórczych, tzn. przez mieszczaństwo dojrzałe do przejęcia władzy, mogło istot­ nie wydawać się zbawieniem. Interpretacja rewolucji francuskiej bezpośrednio oparta na filozofii oświeceniowej zniekształca rze­ czywistość prawie tak samo mocno jak bezczelność pewnego ro­ dzaju romantyki, która uznała zadanie gilotyny za odrażające tylko dlatego, że ta nie funkcjonowała w służbie Burbonów. W niemieckiej współczesności oba elementy rewolucji fran­ cuskiej: pedantyczne kołtuństwo i rewolucja, występują jako oddzielne moce historyczne. Drobnomieszczanom i chłopom wolno urządzać rewolty w służbie przywódczej burżuazji i wołać o kata, ale siły nastawione na stworzenie społeczeństwa bar­ dziej ludzkiego znajdują obecnie ucieleśnienie w teorii i prak­ tyce niewielkich grup proletariackich. Tym nie idzie o giloty­ nę, lecz rzeczywiście - o wolność.

□ różnicy (w tym samym) wieku Gdy bezrobotny robotnik lub urzędnik przekroczy czter­ dziesty rok życia, trudno mu dziś znaleźć zatrudnienie. Jeśli jest zatrudniony, musi obawiać się zwolnienia. Młodsza od niego konkurencja pracuje taniej i bardziej racjonalnie. On zaś staje się bezwartościowym, nieporadnym starcem. Jest dla wszystkich ciężarem. 163

Gdy radca handlowy skończy sześćdziesiąt lub siedemdzie­ siąt lat, w zakładzie jest święto. Z mów wygłaszanych podczas bankietu można się dowiedzieć, jak wiele znaczą dla firmy i całej gałęzi gospodarki fachowe kwalifikacje i doświadczenie czcigodnego seniora. Właściwości wieku są zróżnicowane w zależności od poło­ żenia klasowego.

Zakazane afekty Żaden zarzut nie obezwładnia naukowej koncepcji bardziej gruntownie niż stwierdzenie, że wywodzi się ona z afektu. Mimo że ostatnio metafizyka z młodzieńczą werwą zaatako­ wała naukowy postulat wolności od wartościowania, „afekt” pozostał jednak zakazany. Lecz jakiego właściwie afektu do­ tyczy ów werdykt? Czy odrzuca się może panteistyczny zachwyt dla istniejącego świata lub uwielbienie zaświatowego królestwa idei czy też pogardę dla mas i dobra ogółu albo zapatrzenie w średniowieczną i starożytną przeszłość, a może awersję wobec „negatywistycznego” nastawienia, ewentualnie patos obowiąz­ ku i sumienia bądź płomienną propagandę osobowości, życia wewnętrznego, witalności i innych prawowitych afektów? W rzeczywistości myśl burżuazyjna potępia jedynie afekt podle­ gających panowaniu zwrócony przeciwko panującym. Zdarza się oczywiście nierzadko, że nasi uczeni w swych wzajemnych stosunkach ulegają „afektom”, a potem to sobie zarzucają, co jest tylko pewnym szczególnym przypadkiem ogólnej prawidłowości, która określa życie członków burżuazji, podlegających przecież warunkom walki konkurencyjnej. Jed­ nak wrogiem, którego afekty budzą jednomyślny sprzeciw, jest ten, którego wyzyskiwaniem wszyscy są jednakowo zaintere­ sowani: klasa podporządkowana. 164

Postulat wyłączenia afektów, wywodzący się z walki rewo­ lucyjnie nastawionej inteligencji burżuazyjnej o naukę wolną od wpływów teologii, występuje dziś na ogół pod postacią spo­ kojnej rzeczowości tego, kto postrzega siebie w nierozdzielnej jedności z rzeczywistością, dobrego tonu tego, kto już zrobił karierę, lub cichej gorliwości tego, kto ma nadzieję ją zrobić. Odrobinę arogancji i „genialną” szorstkość, a nawet teoretycz­ ny i abstrakcyjny „radykalizm” skwapliwie się wybacza. W żądaniu beznamiętności tkwi wymóg bezstronności, obiektywności. Ten wymóg także zrodził się w czasach, gdy nauka burżuazyjna odgrywała jeszcze rolę pionierki ludzko­ ści, a jego kolebką była agresywna wówczas fizyka i chemia. Odwrót przyrodoznawstwa od kościelnych autorytetów i jego powrót do eksperymentu miał sam oczywiście jak najbardziej stronniczy i afektywny charakter. W tak zwanych naukach humanistycznych, tj. w teorii i historii ludzkiej cywilizacji, bezstronność nie oznacza dziś w żadnym razie opowiedzenia się po stronie postępu ludzkości, jak w wypadku fizyków szes­ nastego i siedemnastego wieku, lecz rezygnację z uznania tego, co w ramach owych dyscyplin najważniejsze, a mianowicie stosunków panowania i własności, za problem o największej doniosłości, czyli - zawężenie horyzontów uwarunkowane za­ leżnością nauki od kapitału. Ukazanie bez osłonek nierówno­ ści utrzymywanej współcześnie ze względu na zysk nieznacz­ nej mniejszości, objaśnienie funkcjonującego w tym celu apa­ ratu ogłupiania i ucisku byłoby rzeczywiście stronnicze, dla­ tego spotyka się z potępieniem. Być może właśnie także prze­ czucie tego, że opozycyjne nastawienie wobec panującego sys­ temu i naukowość są tu nierozłączne, przysporzyło uznania tym konceptom filozoficznym, które usiłują dowieść przeciwień­ stwa między naukami humanistycznymi, czyli traktującymi o kulturze, i przyrodoznawstwem, a w rezultacie - nauką w ogóle. Gruntowność i niewzruszoność badań, którą mieszczań­ 165

stwo w walce z feudalizmem traktowało jako zadanie społecz­ ne, mają pójść w zapomnienie, skoro okazują się dla niego sa­ mego niebezpieczne. Scharakteryzowana tu beznamiętność i bezstronność klas niższych nie tylko w nauce, ale i w potocznych wypowiedziach jest dla klasy panującej oznaką wiarygodności. Ta zaś cecha charakteru stanowi przesłankę sukcesu w systemie kapitali­ stycznym w znacznie większej mierze niż wolność od innych występków nie uznawanych za kryminalne. Jest taki szcze­ gólny ton głosu, który poświadcza wewnętrzną wolność od nie­ dozwolonych afektów. Kto chce wychować swoje dziecko dla kariery w tym systemie, powinien zadbać o to, żeby jego głos, gdy będzie ono już dorosłe, nie był pozbawiony tego właśnie tonu!

Problematyczność pewnego pojęcia psychoanalitycznego To, czy rewolucjonista żył osobiście „realistycznie” czy nie, zależy od stanu walki klasowej. Mimo że jego życie było wy­ pełnione ogromem cierpień, niepowodzeniami, ciężkimi kry­ zysami wewnętrznymi i zewnętrznymi, więzieniem i wszel­ kiego rodzaju udręką, to przecież on sam mógł być równie ro­ zumny, konsekwentny, trzeźwy i mężny, jak w szczęśliwym wypadku ostatecznego zwycięstwa. Czy - skoro doszło do po­ rażki -jego polityka była realistyczna? Dylemat ten w odnie­ sieniu do życia proletariatu rozstrzygnie historyczna przy­ szłość; a jaka instancja ma rozstrzygać w odniesieniu do sa­ mego bojownika? Analityk odpowiedziałby może, że kwestia ta nie jest tak bardzo ważna. W każdym razie nie chodziłoby mu o obiektyw­ ne cierpienie, lecz o wewnętrzny stan zdrowia. Czyż jednak 166

sam walczący lub tym bardziej ktoś inny może w danym razie zdecydować, na ile jest on zdrowy lub neurotyczny, czy jest ze sobą w zgodzie, czy też w rozterce? Te burżuazyjne kategorie odpowiadają światu burżuazji, nie zaś walce, która zmierza do ruszenia tego świata z posad.

Co bardziej dokuczy, to prędzej nauczy Możliwe, jednak pewną drogą do wiedzy jest droga sukce­ su, a jeśli już ma ona prowadzić przez szkodę, to cudzą! Źró­ dłem tak zwanej biegłości ludzi w najróżniejszych dziedzinach jest przynajmniej po części to, że dzięki szczęściu oraz sukce­ som znaleźli się oni w krótkim czasie w takiej sytuacji spo­ łecznej, która pozwala im poznać arkana ich zawodowej spe­ cjalności i daje im pewność siebie w działaniu. Natomiast nie­ powodzenie czy szkoda wywołują lękliwość, jak wiadomo, nic nie jest większą przeszkodą w uczeniu się niż strach.

Taki jest świat Działalność w partii proletariackiej ma na celu zlikwido­ wanie wyzysku. Wzmocnienie partii warunkuje jednak bez­ pośrednio wzmożenie presji na klasę podporządkowaną, a po­ nadto także bezlitosną walkę z tymi, których podejrzewa się o sympatyzowanie z nią. Im bliższy jest moment rozstrzygnię­ cia, tym straszliwszych środków chwytają się panujący, wojna domowa zaś, do której dynamika historyczna popycha partię, kryje w sobie wszelkie potworności ziemi. Jeśli zwycięży stary porządek, zapanuje terror i bezgraniczna groza. Wszystko to musieli zawsze brać pod uwagę ci, którym rzeczywiście zale­ żało na udoskonaleniu społeczeństwa. Posunięcia, które mają 167

nieść pomoc, są skazane na spotęgowanie niedoli. Tbteż gdy cyniczny przedstawiciel klasy panującej zarzuca ascetyczne­ mu rewolucjoniście, że ten powoduje niewymowne cierpienie, nawet nie można powiedzieć, że nie ma racji. Taki jest świat.

Biurokracja związkowa To, że poglądy funkcjonariuszy związkowych są często o wiele bardziej reakcyjne niż poglądy burżuazyjnych demokra­ tów, jest w pełni zrozumiałe. Zadanie tych funkcjonariuszy polega na ciągłym nakłanianiu przedsiębiorców do rozwiązań korzystnych dla robotników. Jeśli nie osiągają oni zadowala­ jących rezultatów, spotykają się z zarzutami rozczarowanych. Są wprawdzie opłacani przez robotników, lecz mechanizm sys­ temu ekonomicznego sprawia, że ich zdobycz okazuje się wciąż niewystarczająca. Jakżeby więc nie mieli irytować się na swych nienasyconych, niespokojnych, uciążliwych zleceniodawców i nie mieć szczególnego zrozumienia dla teorii reformistycznych, które wykazują tendencję do rezygnacji z roszczeń klasy ro­ botniczej, wyłączając posady owych funkcjonariuszy.

Zapóźnieni Kapitalizm na znacznych obszarach ziemi położył kres „nie­ chlujstwu”. Niechlujstwo to - brud, przesąd, tępota, choroba, opieszałość, apatia. Niechlujstwo w fabryce nie ma racji bytu, dlatego w świecie cywilizowanym budzi ono powszechną po­ gardę. Ludzie mają powód, by tę wrogość wobec niechlujstwa za­ chować i przenieść do lepszego społeczeństwa. Oczywiście ona także zmieni przy tym swój charakter. Albowiem dziś i ten rys 168

ma w sobie coś nieludzkiego, tak jak całość społeczeństwa, którego jest elementem. Wrogość wobec niechlujstwa sprawia, że ostatki wolnej od trudu przyjemności, spokoju, beztroski coraz bardziej nieubłaganie stają się udziałem wąskiego krę­ gu uprzywilejowanych. Nie chodzi o to, że kiedyś, dawno temu, były dobre swojskie czasy. To, co jawi się jako swojskość, pole­ gało na zwykłej otępiałości, ale wyrugowanie w ostatnich cza­ sach utartego zwyczaju, który jeszcze utrzymywał się przy życiu w zakamarkach świata kapitalistycznego, przez swe okrucieństwo przydaje owemu niedostatkowi blasku. Dyliżans pocztowy nie był romantyczny, stanowił narzędzie męki; od­ prawiony stary majster, u którego panowała bardziej swoj­ ska atmosfera, był - mimo wolniejszego tempa pracy w ów­ czesnych stosunkach - takim samym dręczycielem, jak ten nowy w obecnych stosunkach; małe, przytulne sklepiki i go­ spody, które teraz marnieją, były koniec końców wylęgarnia­ mi głupoty i sadyzmu. Ale kurz wzbijany przez samochody, które zastępują dyliżans, połykają dziś mali ludzie, stary maj­ ster musi nędznie zginąć, nowoczesny proces gospodarczy ska­ zuje przedsiębiorstwa słabe ekonomicznie na piekło powolnej rujnacji. Likwidacja niechlujstwa jest koniecznością. Jednak pro­ ces ten pociąga za sobą ogromne ludzkie cierpienie oraz znisz­ czenie określonych wartości życiowych. Drogi wolne od samo­ chodowych zanieczyszczeń, wolniejsze tempo pracy w warsz­ tacie, rozmowy z klientami i nuda w małych sklepikach stają się drogie tym, którzy je tracą. Wcześniej wszystko to nie zna­ czyło nic, dopiero teraz, gdy odchodzi w przeszłość, jest uświa­ damiane i nabiera poloru dóbr, z którymi trzeba się rozstać, charakteru utraconych wartości. Filozofowie, których myśli odpowiadają warstwom społecznym ginącym w tym procesie, skarżą się, że umierają „obrazy i idee”. Oceniają oni przeszłość z perspektywy teraźniejszości i sądzą, że niegdyś ludzie także 169

te wartości cenili. Tymczasem ból, jaki rodzi trwająca wciąż inwazja kapitalistycznego sposobu produkcji na kraje niżej roz­ winięte - poniekąd nieustające odtwarzanie okropności jego wprowadzania - przydaje dopiero owym okolicznościom zna­ czenia dóbr, które odbiera się nieszczęśnikom, a przez to tak­ że - obrazów i idei, których śmierć opłakują filozofowie. Filozofowie są zatem w błędzie. Jednak nędza zapóźnionych, którą powoduje postęp techniczny i która daje asumpt fałszywym teoriom filozofów, jest nie mniej realna niż szczę­ ście przyszłych pokoleń, którym być może później tenże po­ stęp zaowocuje.

Podwójna moralność Najważniejsza maksyma dla przyjaciela istniejącego po­ rządku: „Biada temu, kto kłamie”. Może on, w myśl swoich zapatrywań, wraz z nimi, a także z nich żyć. Najważniejsza maksyma dla tego, kogo istniejący porządek przeraża: „Biada temu, kto nie kłamie”. Może on, w myśl swoich zapatrywań, wraz z nimi, a także z ich powodu zginąć.

□ relatywności charakteru Nie wiem, czy Czyngis-chan układał sonety, ale mógł on być czarującym towarzyszem zabaw. W każdym razie jego za­ ufani odbierali go inaczej niż pokonani książęta i jeńcy wo­ jenni. I odwrotnie: poeci i uczeni, którzy zajmują zaszczytne miejsce w dziejach kulturowego postępu, razem z ówczesnymi Czyngis-chanami jako ich protektorami, partycypowali w sto­ sowanych wtedy metodach rządzenia i dla podwładnych ich epoki zaliczali się do diabłów. 170

Moralne właściwości ludzi odznaczają się relatywnością; zależą one od sytuacji, przede wszystkim sytuacji klasowej tego, kto ich doświadcza. Nie chodzi jednak tylko o to, że jawią się one rozmaicie, w zależności od stosunku, jaki do nich mamy, lecz że są one rozmaite. Relatywność, o której tu mówimy, nie jest tym samym co na przykład względność sposobu, w jaki przedstawia nam się obraz, który w zależności od położenia widza wydaje się mniejszy lub większy, podczas gdy w rzeczy­ wistości pozostaje tej samej wielkości. Istota ludzka nie ma wymiarów tak stałych, jak otaczające nas rzeczy, aczkolwiek współczesna fizyka uzależnia także wymiary rzeczy od ruchu obserwatora. Subtelny i wspaniałomyślny w stosunkach z ar­ tystą mecenas może być rzeczywiście w odniesieniu do robot­ ników wyzyskiwaczem, tak jak pełna powabu dama może być dręczycielką swej pokojówki, a uległy urzędnik nader często bywa w swej rodzinie tyranem; różnorodne cechy ludzkie są nie tylko aspektami dla różnych osób, które się z nimi stykają, ale i realnościami, które w ramach relacji międzyludzkich mają samoistność. U źródeł doświadczenia polegającego na tym, że ten czy ów człowiek zaczyna mi się wydawać lepszy lub gorszy niż kiedyś, tkwi zazwyczaj jakaś zmiana w mojej własnej sy­ tuacji; zmiana ta sprawia, że ten ktoś zachowuje się wobec mnie bardziej przyjaźnie albo bardziej nieprzyjaźnie. Musisz tylko zdobyć główną wygraną, żeby poznać większość ludzi jako lepszych. Jedynie nieliczni spośród twoich wcześniejszych przyjaciół pozostaną i po tym fakcie małostkowi i „tak samo obraźliwi”. A może spostrzegłeś już zmianę w tonie głosu znajomego, gdy ten dokonał odkrycia, że nie jesteś, jak mu się dotychczas zdawało, dobrze sytuowany, lecz biedny, i możesz w końcu cze­ goś od niego potrzebować? Może zauważyłeś, jak wyświadcza się przysługę biednemu, a jak bogatemu znajomemu? W obli­ czu tego, kto zdobywa władzę, większość ludzi przeobraża się 171

w istoty usłużne i przyjazne. Wobec absolutnej bezsilności, takiej jak bezsilność zwierząt, są oni handlarzami bydła i rzeźnikami.

Neuroza Są myśli, które zmniejszają zdolność do wykonywania pracy i doznawania przyjemności w stopniu graniczącym z chorobą. Dlatego też psychologowie uznaliby je za neurotyczne. A jed­ nak są one prawdziwe i gdyby wielu ludzi miało takie myśli, i to zawsze, ludzkości wiodłoby się lepiej. Są to myśli następujące: ja jem, a przygniatająca więk­ szość ludzi głoduje, wielu umiera z głodu. Jestem kochany, podczas gdy niezliczone rzesze spotykają się z nienawiścią i są dręczone. Kiedy ja choruję, inni opiekują się mną i starają się mi dopomóc, ale większość ludzi jest za chorobę karana utratą posady, czy przynajmniej uszczupleniem zarobku, wy­ rzutami, reżimem przytułku i nędzą. W tym momencie mnó­ stwo ludzi na świecie z premedytacją męczy się, torturuje, uśmierca fizycznie i psychicznie; mężczyźni, kobiety, dzieci, starcy, zwierzęta giną w nieopisanych cierpieniach; mnie po­ wodzi się przypadkowo znośnie, przypadkowo nie z punktu widzenia przyczyn, lecz mojej wartości wewnętrznej: jestem taki sam jak ci wszyscy inni. Takie myśli miewał Tołstoj. Jego propozycje zmiany były chybione, nie pojmował on jasno społecznej przyczyny nędzy i dlatego nie widział drogi do jej usunięcia. Ale czy istnieje w ogóle jakaś „droga”? I czy nie jest ona z góry skompromitowa­ na przez to, że gdy ludzkość dotrze do celu, nie będzie już mogła pomóc tym, którzy na niej zostali? Skąd brać odwagę i siłę?

172

Czekanie Konieczność czekania pozostaje w ścisłym związku z hie­ rarchią społeczną. Im kto ma wyższą pozycję społeczną, tym mniej musi czekać. Biedny czeka przed biurem fabryki, w urzę­ dzie, u lekarza, na peronie kolejowym. Prócz tego jeździ wol­ niejszymi pociągami. Uciążliwość czekania zwiększa się, gdy trzeba przy tym stać; w pociągach wagony ostatniej klasy są przeważnie przepełnione i wielu ludzi w nich stoi. Bezrobotni czekają cały dzień. Okoliczność, że każda minuta, którą musi spędzić na cze­ kaniu w banku dyrektor generalny, wystawia złe świadectwo jego zdolności kredytowej, jest szeroko dyskutowana; wiedza ta stanowi element filozofii kapitalistycznego biznesmena. Czekanie, które we wszystkich czasach było życiową specyfi­ ką klasy podległej, nie jest w społeczeństwie burżuazyjnym tak szeroko dyskutowane; ta wiedza nie stanowi elementu biz­ nesu filozofii kapitalistycznej. Większość ludzi czeka każdego ranka na list. To, że list nie przychodzi albo że zawiera odmowę, zdarza się z reguły tym, którzy i tak są smutni. Im bogatszy natomiast jest adresat, tym radośniejsze niespodzianki przynosi poranna poczta; chyba że kryzys gospodarczy zaburzy również ten układ i wciągnie także tego adresata w proces społecznej transformacji.

Niezbadane Niezależnie od tego, jak przedstawia się sprawa ogólnej zależności metafizyki od społeczeństwa, jest rzeczą pewną, że luminarze oficjalnego życia duchowego nie podcinają gałęzi, na której siedzą. Schopenhauer, który - nawiasem mówiąc sam mógł sobie pozwolić na egzystencję rentiera i gloryfiko­ 173

wał ją w sposób czysto ideologiczny, dostrzegł przecież to, że profesorowie filozofii w jego czasach jawnie i skrycie wspierali religię, ponieważ bezpośrednio ich klasa, pośrednio zaś mini­ sterstwo religii decydujące o obsadzie katedr nie mogło się bez religii obejść. Stało się dla niego rzeczą jasną, że temat pro, * bandum mianowicie - zgodność religii z osiągniętym stanem poznania, zaznacza swój wpływ - rozmyślnie bądź mimowol­ nie - nawet w najodleglejszych zakamarkach systemów. Jed­ nak to, że wyobrażenia religijne stanowią tylko drobną część przepisowych sposobów myślenia i pojęć, wobec których filo­ zofia - z tych samych powodów - jest tolerancyjna, czy przy­ najmniej neutralna, uszło jego uwagi. Dziś nie trzeba nawet wnikać w treść teorii filozoficznej, by poznać po niej, jakiego rodzaju interes przemawia przez jej twórcę; sama problematyka, tak jak mniej lub bardziej wyra­ finowany ton analiz, zdradzają już jej bezpieczne pozycje. To samo co do filozofii odnosi się w ogólności do „nauk humani­ stycznych”. Ani ich gadanina o duchu, kosmosie, Bogu, bycie, wolności itd., ani też rozprawianie na temat sztuki, stylu, oso­ bowości, formy, epoki, a nawet na temat historii i społeczeń­ stwa, nie zdradza bólu, czy tym bardziej oburzenia, z powodu nieprawości, lub współczucia dla ofiar. Pod tym względem mogą one pozostać w pełni obiektywne, albowiem ich materialne troski nie są troskami przeważającej części ludzkości. Jakże mieliby ci ludzie służyć „ponadczasowym” interesom ludzi, sko­ ro nie rozumieją nawet ich interesów czasowych. Niezależnie od tego, jak złożone problemy może kryć w sobie myśl o wiecz­ ności, prędzej pojawi się ona w głowach biedaków doprowa­ dzonych do rozpaczy niż urzędników zatrudnionych specjal­ nie w tym celu, żeby tę myśl poddawali analizie. Jej specyfiką jest to, że przybiera ona czystszą i szlachetniejszą postać w * Podlegający badaniu, oceniany - przyp. tłum.

174

najbardziej naiwnej, najprymitywniejszej zmysłowej nadziei niż w spirytualistycznej metafizyce i teologii; teologia wysu­ blimowała i odsubstancjalizowała myśl o wieczności, usunęła ją ze sfery ludzkich wyobrażeń, by móc - na sposób mitolo­ giczny - przezwyciężyć jej sprzeczność z rzeczywistością; od­ daliła ją od nazbyt konkretnych marzeń poddanych władzy i tym lepiej dostosowała do celów panujących. Od kilku stuleci ujmuje się Boga wyłącznie jako ducha w pełni transcendent­ nego i ostatecznie niezbadanego. Prawdopodobnie mniej ma to wspólnego z tym, że okropności świata nie dają się pogodzić z dobrocią i sprawiedliwością istoty wszechmocnej - dla teolo­ gii nigdy nie stanowiło to wielkiej sztuki - niż z niechęcią do otaczania czcią sprawiedliwości i dobroci jako cech boskich. Takie cechy nie pasowałyby do wizerunku rządzących. Trud­ no byłoby też przedstawiać wszechmocnego jako figurę ciem­ ną i straszliwą - jak samych władców na ziemi - gdyż to wpę­ dziłoby ludzi w rozpacz. Tak to pozbawiono Boga wszelkich poznawalnych właściwości, a jego drogi odgrodzono całkowi­ cie od dróg ziemskich. Stały się one tak ciemne jak geszefciarskie praktyki fabrykantów i bankierów. Sprawiedliwość, do­ bro, filantropia nabrały w kapitalizmie krytycznego odcienia, nasi metafizycy nie myślą ich idealizować. Czerpią za to ra­ dość z defensywy.

Zapomnienie Gdy ktoś jest na samym dnie, wydany na wieczną mękę, jaką zadają mu inni, to chwyta się - niczym nadziei zbawie­ nia - myśli, że zjawi się jakiś czcigodny człowiek, który przy­ zna mu słuszność i odda sprawiedliwość. Nie zależy mu na­ wet na tym, by zdarzyło się to za jego życia, ani też za życia tych, którzy zadręczają go na śmierć, lecz kiedyś, kiedykol­ 175

wiek, wszystko przecież powinno zostać naprawione. Kłam­ stwa, oszczerstwa, jakimi go obrzucano, gdy on nie miał moż­ liwości się bronić, powinny kiedyś ustąpić miejsca prawdzie, a jego życie takie, jakim było rzeczywiście, jego myśli i cele, tak samo jak zadane mu na koniec cierpienie i nieprawość, jakiej się wobec niego dopuszczono, powinny zostać ujawnione. Przy­ kro jest umierać zapoznanym, w ciemności. Rozjaśnianie tych ciemności stanowi zaszczytne zadanie badania dziejów. Rzadko zdarza się historykom zapomnieć o tym tak doszczętnie jak współcześnie, kiedy to zabiegają oni głównie o to, by klasom, które kiedykolwiek panowały, jak rów­ nież ich siepaczom, okazać historyczne „zrozumienie”. Marze­ nia heretyków i czarownic, że przypomni sobie o nich jakaś lepsza, bardziej ludzka epoka, faktycznie spełniły się w tym sensie, że nasi uczeni i poeci marzą dzisiaj o powrocie do tych ciemności, jednak nie z młodzieńczego zapału do wyzwalania ofiar, lecz po to, by te błogosławione czasy z uczonym namasz­ czeniem stawiać współczesności za wzór.