Swojskość i cudzoziemszczyzna w dziejach kultury polskiej

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

zna

Swojskość i cudzoziemszczyzna w dziejach kultury polskiej

Swojskość i cudzoziemszczyzna w dziejach kultury polskiej

Warszawa 1973 Państwowe Wydawnictwo Naukowe

zyxwvutsrqponmlkjihgfedcbaZYXWVUT Walka z cudzoziemszczyzną w kulturze polskiej (Ksenofobia i postawa otwarta)

M a t e r ia ły z s e s j i n a u k o w e j n a t e m a t :

z o r g a n iz o w a n e j p r z e z I n s t y t u t B a d a ń L it e r a c k ic h P A N w d n ia c h 2 5 - 2 7 lis t o p a d a 1 9 7 1 w W a r s z a w ie

R e d a k to r n a u k o w y

Zofia ScbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA teja n o w ska O k ła d k ę p r o j e k t o w a ł

M a rek S a p etto

R ed a k to r

Janina Łapińska R e d a k t o r t e c h n ic z n y

Andrzej Rowicki K o r e k to r

J a n in a C h iliń sk a

O D R E D A K C JI

zyxwvutsr

Sesja naukowa na temat: Walka z cudzoziemszczyzną w kulturze polskiej (ksenofobia i postawa otwarta) od­ była się w Warszawie w dniach 25 - 27 listopada 1971 ro­ ku. Organizatorem był Zespół Psychosocjologii Litera­ tury Instytutu Badań Literackich PAN. Impreza doszła do skutku dzięki walnej pomocy środowiska historyków, którzy wystąpili też jako autorzy podstawowych refe­ ratów. Chętnej współpracy przedstawicieli innych nauk społecznych: historyka filozofii, językoznawcy, zawdzię­ cza sesja swój charakter interdyscyplinarny, co w tym wypadku znaczy: spojrzeć na problem z różnych stron, badać go w różnych przekrojach. Wygłoszono następujące referaty: Benedykt Zientara: Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku, ich rola w zwierciadle polskiej opinii średnio­ wiecznej; Jerzy Kłoczowski: Polacy a cudzoziemcy w XV wieku; Janusz Tazbir: Ksenofobia i zanik postawy otwartej w dobie baroku; Mieczysław Klimowicz: Cudzoziemszczyzna i rodzi­ mość. Elementy kultury polskiej Oświecenia; Jerzy Jedlicki: Polskie nurty ideowe XIX wieku wo­ bec cywilizacji zachodniej; Tadeusz Łepkowski: Poglądy na jedno- i wieloetniczność narodu polskiego w pierwszej połowie XIX wieku (komunikat);

6

Od redakcji

Zofia Stefanowska: Mickiewicz „śród żywiołów ob­ cych”; Barbara Skarga: „Czy pozytywizm jest kierunkiem antynarodowym?”; Jan Józef Lipski: Mit rodzimości kultury (na przy­ kładzie recepcji Kasprowicza); Krystyna Pisarkowa: Konotacja semantyczna nazw narodowości. W dyskusji udział wzięli: Ryszarda Czepulis-Rastenis, Bronisław Geremek, Aleksander Gieysztor, Michał Gło­ wiński, Stanisław Herbst, Maria Janion, Zbigniew Jaro­ siński, Jerzy Jedlicki, Jerzy Keiling, Stefan Kieniewicz, Jerzy Kowecki, Brygida Kurbis, Mieczysław Kurzyna, Zdzisław Libera, Jan Józef Lipski, Roman Loth, Tade­ usz Łepkowski, Jerzy Michalski, Zofia Mitosek, Janusz Pelc, Wacław Petsch, Edmund Rabowicz, Franciszek łyszka, Janina Kulczycka-Saloni, Barbara Skarga, Zoia Stefanowska, Janusz Tazbir, Jerzy Topolski, Stefan Treugutt, Tadeusz Ulewicz, Alina Witkowska, Ryszard Wołoszyński, Jan Zaremba, Jadwiga Ziętarska. Jak zwykle w podobnych okolicznościach bywa, nie wszyscy aktywni uczestnicy sesji nadesłali w oznaczo­ nym terminie (a nawet grubo po nim) teksty swoich wy­ stąpień. Stąd nieuchronne różnice między rzeczywistym przebiegiem obrad a publikacją. Różnice tym większe, że niektórzy z dyskutantów w tekstach dostarczonych re­ dakcji poruszyli inne kwestie niż w swoich wypowie­ dziach na sesji. Ponadto — co należy odnotować z wdzięcznością — książka została wzbogacona tekstami, które na sesji nie zostały przedstawione, przyczyniły się zaś do większej ciągłości i kompletności w traktowaniu tematu. Prof. Andrzejowi Wyczańskiemu zawdzięcza więc redakcja wypełnienie dotkliwej luki, jaką był brak

Od redakcji

7

referatu poświęconego Polsce wieku XVI, prof. Jerzemu Michalskiemu — rozprawę cbaZYXWVUTSRQPONMLKJ S a r m a ty z m a e u ro p e iza c ja P o ls k i w X V III w ie ku .

Wspominając z wdzięcznością życzliwą współpracę uczestników sesji oraz autorów tej książki, podziękować pragnę dr Hannie Filipkowskiej za koleżeńską pomoc w przygotowaniu tekstów do druku. Z. S.

Część I. REFERATYcbaZYXWV

B e n e d y k t Z ie n ta ra UTSRQPONMLKJIHGFEDCB W a rsza w a C U D Z O Z IE M C Y W

W

Z W IE R C IA D L E

P O L S C E X - X V W IE K U : IC H

P O L S K IE J

O P IN II

ROLA

Ś R E D N IO W IE C Z N E J *

,,Królestwo jednego języka i jednego obyczaju jest słabe i kruche” — taka sentencja znalazła się wśród ma­ ksym, które dwunastowieczni statyści polecali uwadze 1 W niniejszym artykule pomijam odsyłacze do obfitej lite­ ratury przedmiotu, zostawiając jedynie odsyłacze do źródeł. Po­ dają tylko najnowsze pozycje: R. Gródecki, P o w sta n ie p o l ­ sk iej św ia d o m o śc i n a ro d o w e j, Katowice 1946; B. Zientara, K o n flik ty n a ro d o w o śc io w e n a p o g ra n ic zu n ie m iec k o -sło w ia ń ­ s k im w X III - X IV w . i ich za sięg sp o łe czn y , „Przegląd Histo­ ryczny” 1968, s. 197-212; R. H e c k, Ś w ia d o m o ść n a ro d o w a i p a ń stzo o w a w C ze ch a c h i w P o lsc e w X V w . w publikacji zbiór. P a m ię tn ik X P o w sze c h n eg o Z ja zd u H isto ry k ó w P o lskic h w L u b lin ie , t. 1, Warszawa 1968, s. 126 - 51. Późniejszy chrono­ logicznie okres opracował S. Kot, Ś w ia d o m o ść n a ro d o w a u? P o lsc e w X V - X V II w ., „Kwartalnik Historyczny” 1938, s. 15-33, a ostatnio J. Tazbir, K sen o fo b ia w P o lsc e X V I i X V II w ie ku w tomie A ria n ie i k a to lic y , Warszawa 1971, s. 238 - 78, oraz tenże, R zec zp o sp o lita i św ia t. S tu d ia z d zie ­ jó w k u ltu r y X V II w ie k u , Warszawa 1971. Stosunek świata ze­

wnętrznego do Polski w średniowieczu przedstawił w dwu pra­ cach A. F. Grabski, P o lsk a w o p in ia c h o b c y c h X - X III w ., Warszawa 1964, i tenże, P o lsk a w o p in ia c h E u ro p y za c h o d n ie j X IV - X V w ., Warszawa 1968. Wszystkie te prace zawierają mniej lub bardziej pełne wykazy starszej literatury.

12

Benedykt Zientara

u boku Chrobrego znamy ze współczesnej mu kroniki Thietmara: Niemiec Eryk zwany Pysznym, wzięty do niewoli przez swych rodaków podczas wojen polsko-nie­ mieckich, został zakuty w dyby i zapewne czas jakiś spędził w lochach swej ojczyzny, ale wrócił do Polski, by w r. 1018 polec u boku Chrobrego w czasie wyprawy kijowskiej4. I inni cudzoziemcy w służbie Chrobrego z poświęceniem służyli swemu panu: niejeden odbywa­ jąc poselstwo, trafiał do więzienia; biskup Reinbern do­ konał nawet żywota w ciemnicy księcia kijowskiego 5. Małżeństwa Piastów z obcymi księżniczkami, wiążące dynastię z zagranicznymi ośrodkami politycznymi i kul­ turalnymi, ułatwiały imigrację cudzoziemców. Szczegól­ nego znaczenia nabrały te związki, gdy przyszło odbu­ dowywać po katastrofie lat trzydziestych XI w. aparat państwowy i kościelny. Kontakty z zachodnimi i połud­ niowymi ziemiami Cesarstwa ożywiały się, znacząc swe ślady na ziemiach Polski nie tylko imionami Opatów na­ szych najstarszych klasztorów, ale także pozostawiając w naszych bibliotekach liczne rękopisy liturgiczne tam­ tejszego pochodzenia. Obok Niemców pojawiają się przedstawiciele dalszych krajów: Walonowie, Francuzi i Włosi; nawiązane zostają kontakty z Prowansją (Saint Gilles), a w XII w. pojawi się w Polsce pierwszy Hisz­ pan. Wśród tych cudzoziemców znowu musimy odnoto­ wać liczne postacie zasłużone dla polskiej państwowości i kultury: obok Niemca Ottona z Bambergi i braci Wa­ lonów. Aleksandra i Waltera z Malonne, musimy tu wy­ mienić człowieka, którego imienia nie znamy, a pocho­ dzenia nie jesteśmy pewni — kronikarza Galla Anonima.cbaZYX 4 K ro n ik a T h ietm a ra ,

VII 16, VIII 31. 5 Ibidem, VII 72.

wyd. M. Z. Jedlicki, Poznań 1953,

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

13

Wspomniani tu cudzoziemcy — to duchowni i rycerze, bo oni przede wszystkim trafiali do kronik i dokumen­ tów. Nie znamy za to imion architektów, rzemieślników, których wytwory osiągały nieraz wysoki stopień artyz­ mu, zasłużonych więcej od niejednego woja i biskupa w kształtowaniu oblicza kultury polskiej. Docierali do Polski nawet specjaliści od uprawy winnej latorośli — spośród nich niejaki Barbez unieśmiertelnił się, trafiw­ szy przypadkowo do tekstu jednego z dokumentów ksią­ żęcych XII wieku. Przy współudziale takich ludzi cywilizacja łacińska przenikała Polskę coraz głębiej i tworzyła tu dzieła, za­ dziwiające nas dziś swym poziomem. Przedstawiciele klasy rządzącej nabierali europejskiej ogłady i niemałe­ go czasem wykształcenia, nabywanego również na stu­ diach zagranicznych. Biskup krakowski Mateusz, arcy­ biskup gnieźnieński Janik, magnat śląski Piotr Włostowic uchodzili za luminarzy wśród współczesnego sobie pokolenia; a w następnym pokoleniu mistrz Wincenty, zwany Kadłubkiem, stworzył traktat historyczno-polityczny, błyszczący erudycją zaczerpniętą z paryskich studiów i niedaleki prądów tzw. renesansu XII wieku. Mimo iż rosła liczba krajowców rozporządzających wiedzą niezbędną do piastowania wysokich stanowisk kościelnych, dopływ cudzoziemców nie słabnął, a na dworach książęcych, od XII w. w Polsce coraz liczniej­ szych, stale ich chętnie witano. Już nie chodziło tylko o przynoszone przez nich nowinki techniczne czy wy­ kwintne obyczaje: słabnąca władza książęca zaczęła do­ strzegać w cudzoziemcach pomocników w walce z miej­ scowym potężniejącym możnowładztwem. Od czasów Sieciecha i Skarbimira, Piotra Włostowica i Wszebora książęta krok za krokiem rezygnowali ze swych prero-

Benedykt Zientara

14

gatyw na rzecz możnych: rzecznik możnowładztwa, mistrz Wincenty, głosił na przełomie XII i XIII w. elek­ cyjność władzy książęcej i prawo „ludu” — tj. moż­ nych — do usuwania władcy nadużywającego swych uprawnień; on też pierwszy użył w stosunku do państwa polskiego terminu „Rzeczpospolita”. W zamian za po­ parcie poszczególni książęta musieli wynagradzać wyno­ szących ich na tron możnych urzędami, nadaniami i przywilejami, a nowy dygnitarz dochodzący do władzy uważał za swój obowiązek umożliwić korzystanie z jej dobrodziejstw bliższym i dalszym krewniakom. To samo działo się w łonie organizacji kościelnej, gdzie biskupowi wywodzącemu się z szeregów możnowładztwa towarzy­ szyli krewni, chętni do udziału w dochodach katedry. W takich warunkach każdy książę pragnący wzmocnić swą władzę starał się wyzwolić od wpływów starych ro­ dów możnowładczych, popierając ludzi nowych, wszyst­ ko mu zawdzięczających — zwłaszcza gdy byli zdolni i przewyższali umiejętnościami swych możnych rywali. Wśród takich „nowych ludzi” pierwsze miejsce zajmo­ wali cudzoziemcy wnoszący znajomość świata, nowych technik i obcych obyczajów. Taka motywacja popierania cudzoziemców przez książąt występuje wyraźnie w źró­ dłach: książę czeski Brzetysław II, wysuwając Niemca Hermana na biskupstwo praskie, mówi (według kroni­ karza Kosmasa): „Ponieważ jest cudzoziemcem, bardziej będzie pożyteczny Kościołowi: nie będzie go zubożać ro­ dzina, nie będzie go obciążać troska o dzieci, nie obra­ buje go gromada krewnych, cokolwiek skądkolwiek mu przybędzie” 6.

0 Kos mas, III 7 (C cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH h ro n ik d er B o h m en d es C o sm a n v o n B. Bretholz, M o n u m e n t a G erm a n ia e H isto rica , Nova Series, t. 2, Berlin 1923; tłum. poi. M. Woj-

P ra g , wyd. S c rip to re s.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

15

Ale taki stosunek panujących do cudzoziemców musiał wywoływać niechęć tych, przeciw którym kierowała się ta polityka. Najpotężniejsi spośród możnych sami chęt­ nie posługiwali się cudzoziemcami i skupiali ich na swo­ ich dworach — wymienię tu choćby kilkakrotnie wspom­ nianego Piotra Włostowica *7. Ale ci, którzy dla kariery szukali urzędów na dworze książęcym, byli głęboko roz­ czarowani, gdy wymarzone przez nich stanowiska zaj­ mowali obcy „przybłędowie”. Szczególnie zaś niechętnie patrzyli duchowni polscy na awanse cudzoziemców, któ­ rzy w XII w. licznie obsiedli stanowiska biskupie i opa­ ckie. W tych to warstwach zaczęła się najpierw szerzyć ksenofobia. Oczywiście należy odróżnić tę skrystalizowaną kseno­ fobię od naturalnego u wszystkich ludów stosunku do obcych, łączącego w sobie zaciekawienie i nieufność. Ta druga łatwo zmienia się w nienawiść, ilekroć tubylcy czują się pokrzywdzeni przez ludzi mówiących obcym językiem. Krzywda doznana od obcego jest przez to sa­ mo dotkliwsza, jak gdyby „swojacy” mówiący tym sa­ mym językiem mieli większe prawo do krzywdzenia. Ale „obcy” nie musi nawet mówić obcym językiem: wy­ starczy, gdy mówi zrozumiale, lecz nieco inaczej, by wzbudzić nieufność. Każdy Polak rozumiał w XII w. Czecha, ale długotrwałe wojny uczyniły z nich nawza­ jem wrogów w większym stopniu niż w ich stosunkach

ciechowskiej: Kosmas, cbaZYXWVUTSRQPON K ro n ik a C ze c h ó w , Warszawa 1968). 7 Jego najbliższym powiernikiem był znany z K ro n ik i o P io ­ trze W ła źcie rycerz francuski lub waloński, Roger — postać niewątpliwie autentyczna, uwieczniona w nazwie wsi Rozerowo. Por. MPH, t. 3, Lwów 1878, s. 773 i n.

16

Benedykt Zientara

z Niemcami8. Jeszcze bardziej zaostrzały stosunki prze­ ciwieństwa religijne — jak między Polakami a Pomo­ rzanami, których polscy pobratymcy tępili bez litości 9. Tak więc uczucie obcości łatwo przekształcić w nie­ chęć lub nawet nienawiść, o ile pojawią się inne prze­ słanki tej nienawiści lub też hasła tę nienawiść potęgu­ jące. Próżno by w średniowieczu polskim szukać trwałej nienawiści do obcych wśród mas ludowych. Występowa­ ła ona sporadycznie i doprowadzała miejscami do krwa­ wych wystąpień, ale działo się to tam, gdzie obcy dał się we znaki jako grabieżca i ciemiężca, lub tam, gdzie prze­ wodnikom ludu — duchownym i rycerzom — udało się na cudzoziemców zepchnąć winę za istniejącą nieznośną sytuację. Początkowo lud nie miał — poza zbrojnymi najazdami zewnętrznych nieprzyjaciół — w ogóle do czynienia z cudzoziemcami, chyba że byli to jeńcy i brańcy, przywleczeni ze zwycięskich wypraw księcia do sąsiadów. Tym ostatnim nie było czego zazdrościć, a więc i powodów do niechęci brakło.

Sytuacja zmieniła się, kiedy przybyli do Polski kolo­ niści niemieccy — pierwsi cudzoziemscy plebeje, wystę-

8 Gall (I 18) uważa Czechów za najgorszych wrogów Pola­ ków; por. opinie Kosmasa o Polakach (np. III 20). Por. B. K r że­ rni e ń s k a, P cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCB o lska i P o la cy w o p in ii c zesk ie g o k ro n ik a rza K o ­ sm a sa , Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Łódzkiego, seria I, z. 15 (1960), s. 75 - 95, oraz J. Mi kulka, L e to p isn a lite ra tu ra v C ech d ch a v P o lsk u o u z& jem n em p o m & ru o b o u n a ro d n o sti, „Slavia” 1963 (XXXII), s. 481 - 513. 9 A. F. Grabski, P o lska w o b ec id e i w y p ra w k rzy żo w yc h n a p rze ło m ie X I i X II w ie ku . « D u ch k rzy żo w y* G a lla A n o n i ­ m a , „Zapiski Historyczne” 1961 (XXVI), s. 37 - 64, zwłaszcza 54 i n.; B. Zientara, P o lity c zn e i k o śc ieln e zw ią zk i P o m o rza Z a ch o d nieg o z P o lską za B o lesła w a K rzy w o u ste g o , „Przegląd

Historyczny” 1970, s. 192 - 228, zwł. 198 i n.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

17

pujący w znacznej liczbie na wsi i w mieście, i to plebeje uprzywilejowani. Ale i teraz nie doszło do konfliktów ogarniających masy ludowe. Panujący i możni dążyli do oddzielenia przybyszów od ludności miejscowej: obcy chłopi osadzani byli przede wszystkim na terenach do­ tychczas nie zasiedlonych, zaś w przywileju lokacyjnym Krakowa książę zabrania przyjmować do nowo lokowa­ nego miasta Polaków 10. Chodziło o to, aby przywileje udzielane kolonistom nie objęły ludności miejscowej, obciążonej znacznie większymi ciężarami. Rzeczywistość udaremniła te usiłowania: ludność polska zareagowała nie tyle nienawiścią do przybyszów, co naciskiem na pa­ nów feudalnych i żądaniami rozciągnięcia ,,prawa nie­ mieckiego” na ogół mieszkańców. W ten sposób na wsi zamiast powstania uprzywilejowanej grupy obcych kolo­ nistów doszło do reformy ustroju, tworzącego podstawy jednolitego stanu chłopskiego. Niedługo też trwała izo­ lacja. Od XIII w. problem cudzoziemców w Polsce nabiera swoistego ograniczenia — staje się problemem Niemców w Polsce. Powodem była wielka liczebność imigracji niemieckiej do Polski i ogromny jej wpływ na dalsze kształtowanie się losów narodu polskiego. Niewielkie liczebnie grupy Flamandów i Walonów, które w XII w., a może również później, osiadały na Śląsku, zostały szybko wchłonięte przez środowisko polskie lub przez imigrantów niemieckich; nie warto tu wspominać o po­ jedynczych osobach pochodzących z Włoch czy o gru­ pach zakonników francuskich, jak też o rycerzach cze­ skich, ruskich i węgierskich, przybywających bądź w to­ warzystwie tamtejszych księżniczek wydanych za pol-cbaZYXWV 10 K o d e k s d y p lo m a ty czn y m ia sta K ra ko w a , wyd. F. Piekos i ń s k i, t. 1, Kraków 1879, nr 1.UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA 2 —

S w o jsk o ść

i

c u d z o z ie m s z c z y z n a

18

Benedykt Zientara

skich książąt, bądź jako polityczni emigranci — wszyscy oni albo wracali do ojczyzny, albo wsiąkali bez reszty w polskie środowisko. Inaczej było z Niemcami, którzy dzięki swej liczebności na niektórych terenach (Pogórze Sudeckie, liczne miasta w znacznej części Polski) two­ rzyli zwarte grupy trwale zachowujące odrębność. a dzięki przejęciu decydującej roli w handlu i rzemiośle, dzięki wielkim wpływom na dworach i w Kościele stali się czynnikiem kształtującym dalsze losy narodu i pań stwa polskiego. W środowisku ludowym wiejskim i miejskim problem współżycia z ludnością miejscową kształtował się po­ czątkowo prosto: współżycie prowadziło do asymilacji, ułatwianej coraz ściślejszym związaniem się przybyszów z nową ojczyzną i miejscowymi warunkami. Przybywali tu, aby żyć lepiej niż w dawnym kraju, który opuścili przecież głównie dlatego, że w nim żyć było trudno: otrzymywali tu bez trudu prawa i przywileje, o które tam musieliby walczyć przez kilka pokoleń. Pieśń osad­ ników flamandzkich o wędrówce na Wschód, gdzie żyć jest lepiej, odzwierciedla w jakimś sensie również uczu­ cia kolonistów niemieckich, a nawet znacznej części nie­ mieckich rycerzy i duchowieństwa. Jeżeli wolno sięgnąć po analogie, to warto zacytować pochwałę „szczęśliwego kraju” — Czech, opiewanych przez ich nowego patriotę, rycerza-poetę, Ulryka von Eschenbach, w XIII wieku 11. ..Prawo niemieckie” stało się synonimem wolności oso­ bistej; wraz z tym prawem przejmowali chłopi i rze­ mieślnicy polscy przyniesione przez Niemców nowinki techniczne; śladem owych procesów jest terminologia

11 Por. B. Zientara, K cbaZYXWVUTSRQPONM o n flik ty n a ro d o w o ścio w e .... jw. s. 202, 209 i n.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

19

dotycząca rzemiosła, dziś obejmująca mniej wyrazów pochodzenia niemieckiego niż przed pół wiekiem, ale zawsze dająca świadectwo wkładu kulturowego przyby­ szów w kształtowanie oblicza ich nowej ojczyzny. Ale i w innych dziedzinach życia, których tu nie warto cyto­ wać, gdyż od czasów Aleksandra Brucknera są dość zna­ ne, odbił się wpływ tych przybyszów — od życia co­ dziennego, strojów, potraw aż po rozrywki, taniec, obrzę­ dy 12. Wpływ taki nie byłby możliwy w izolacji — wy­ magał długotrwałego współżycia ludności napływowej z miejscową. Znalazło ono wyraz w glosie cbaZYXWVUTSRQPO K r o n ik i w ie l ­ k o p o ls k ie j, zdumiewająco odbiegającej od prastarego skądinąd stereotypu stosunków polsko-niemieckich: „Nie ma na świecie innych narodów tak uprzejmych i przyja­ cielskich względem siebie, jak Słowianie i Niemcy” 13. Nurt ten znajduje potwierdzenie w zachowanym w klasztorze lubiąskim wierszu, zawierającym — iro­ niczne zwykle — charakterystyki różnych krajów i lu­ dów; czytamy tam, że ,,diversi generis homines Polonia nutrit” — Polska żywi ludzi różnego pochodzenia 14. Trzeba zresztą pamiętać, że asymilacja, stanowiąca jeden z rezultatów tego współżycia, dokonywała się w obu kierunkach, zależnie od tego, który z języków nadawał ton lokalnemu środowisku. Przyśpieszały ją małżeństwa mieszane, stosunkowo liczne, jak można wnosić z naszych fragmentarycznych materiałów źródło12 A. Bruckner, D zie je ję zy ka p o lskie g o , wyd. 4, Wrocław 1960, s. 89 i n. 13 K ro n ik a w ie lk o p o lska , wyd. B. Kiirbis, MPH, Nova Series, t. 8, Warszawa 1970, s. 6 i n.; tłum. poi. K. A b g a r o w i c z a, K ro n ik a w ie lko p o lska , Warszawa 1965. 14 M o n u m en t a L u b e n sia , wyd. W. Wattenbach, Breslau 1861, s. 34.

20

Benedykt Zientara

wych. Rozwój współżycia prowadził do asymilacji przez różne fazy dwujęzyczności. Dwujęzyczność sprzyjała kształtowaniu się więzi lokalnych, łączących ludzi róż­ nego pochodzenia nie tylko wspólnymi interesami, ale uczuciowym zaangażowaniem wobec dzielnicy stano­ wiącej ich wspólną lokalną ojczyznę. Oczywiście ten dzielnicowy patriotyzm kwitnący na opisanym tu pod­ łożu, zwłaszcza na Śląsku, ale w nieco innych warunkach rozwijający się także w innych dzielnicach, nie sprzyjał tendencjom dośrodkowym — mimo niego jednak silna była także wśród świeżych mieszkańców państwa pia­ stowskiego świadomość przynależności do Regnum Poloniae — żywej wciąż tradycyjnej wspólnoty, która od połowy XIII w. zaczęła nabierać nowych rumieńców.

A jednak bezstronny obserwator, francuski dominika­ nin, który w r. 1308 spisał swe wiadomości na temat aktualnej wówczas sytuacji państw środkowej i wschod­ niej Europy, zanotował mimochodem, że między Pola­ kami a Niemcami jest „naturale odium” 15. Co więcej, kiedy śledzimy początki znanego przysłowia: „Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem”, zbliża­ my się coraz bardziej do tej samej epoki16. Już Stani­ sław Kot zwrócił uwagę na analogiczne wypowiedzi w czeskiej kronice tzw. Dalimila z początków XIV w., oczywiście dotyczące czesko-niemieckiego współżycia 17.cbaZYXW 15 A n o n ym i D escrip tio E u ro p a e O rien ta lis, wyd. O. Górka, Cracoviae 1916, s. 56. 10 G. Labuda, G en eza p rzysło w ia « Ja k św ia t św ia tem , n ie b ęd zie N ie m iec P o la ko w i b ra tem * , Zeszyty Naukowe Uniwer­ sytetu im. Adama Mickiewicza. Historia, z. 8 (1968), s. 18. 17 S. Kot, N a tio n u m p ro prieta tes, „Oxford Slavonic Papers” 1955 (VI), s. 23.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

21

Sądzę, że w tym samym czasie pogląd ten został prze­ niesiony do Polski i przyjął się w formie znanego póź­ niej przysłowia, mającego zresztą różne warianty: w XVI i XVII w. funkcjonował już jako powielany stereotyp, odnawiany w razie aktualnych potrzeb politycznych. Klimatu, w którym wyrósł, trzeba jednak szukać na przełomie XIII i XIV w. i w takim samym środowisku, z którego wyrosła kronika Dalimila — wśród antyniemiecko nastrojonego rycerstwa. Właśnie w łonie polskich klas rządzących, duchowień­ stwa i rycerstwa, narastało w ciągu XIII w. coraz wię­ ksze poczucie zagrożenia, związane nie z imigracją nie­ mieckich chłopów i mieszczan, których przedstawiciele polskiego możnowładztwa świeckiego i kleru sami chęt­ nie osiedlali w swych dobrach, ale z napływem niemie­ ckich rycerzy i księży. Nadania książęce na ich rzecz, obejmowanie przez nich czołowych stanowisk, buta przybyszów wynoszących się dzięki książęcym łaskom ponad stare miejscowe rody rycerskie — wszystko to powodowało niechęć, która stopniowo przekształcała się w nienawiść. Książęta i biskupi faworyzujący przybyszów coraz podejrzliwiej i z coraz większą dezaprobatą byli obser­ wowani przez miejscowe społeczeństwo: posuwało się ono nieraz do wypowiadania posłuszeństwa tym książę­ tom, którzy otaczali się Niemcami; książę kujawski Siemomysł kilkakrotnie narażał się w ten sposób na bunt rycerstwa, a w r. 1278 zobowiązał się uroczyście, że „za­ przestanie utrzymywać na swym dworze i w swej ziemi rycerzy niemieckich i synów rycerzy niemieckich”18.cbaZYXWVUTS 18 K ro n ik a lo ie lk o p o lsk a ..., jw., n y W ielk o p o lsk i (dalej: KDWp), t.

s. 124; K o d e k s d y p lo m a ty cz ­ 1, Poznań 1877, nr 482.

22

Benedykt Zientara

Jako czołowy argument wysuwany przeciw biskupowi krakowskiemu Janowi Muskacie w procesie wytoczonym mu przez arcybiskupa Jakuba Świnkę, powtarza się we wszystkich zeznaniach świadków zarzut, że „nie awan­ sował Polaków, lecz cudzoziemców i Niemców”, „nada­ wał beneficja Niemcom, a nie promował godnych tego Polaków”; jeden ze świadków stwierdza nawet: „nie promował godnych tego Polaków mówiąc, że są oni nie­ zdolni do piastowania beneficjów” 19. To utożsamianie przez niektórych dygnitarzy, odsu­ niętych od zaszczytów, własnego despektu z pogardą dla całości ich narodu wystąpiło znacznie wcześniej w Cze­ chach: już rówieśnik Galla Anonima, Kosmas, posądź; Niemców o wrodzoną nadętą pychę i o to, że „zawsze na ją w pogardzie Słowian i ich język” 20. Warto się zatrzymać nad tym ostatnim zarzutem, bo ie mógł on być bezpodstawny. Pojawia się wtedy, gdy i^iemcy przybywający na dwory władców słowiańskich nie musieli się już uczyć języka, ponieważ znajdowali tu w znacznej liczbie rodaków, a miejscowe środowiska znały ich język. Obok przynoszonych bowiem przez przybyszów zdobyczy technicznych, kulturalnych i oby­ czajów przejmowano również na dworach ich język. który — na równi z obyczajami — uchodził za bardziej wytworny. Jak łacina była wspólnym językiem ducho­ wieństwa, tak wraz z obyczajem rycerskim wkraczał język, w którym wygłaszano na dworach środkowoeuro­ pejskich rycerskie powieści i śpiewano utwory poezji miłosnej — język górnoniemiecki21. Każdy szanujący cbaZY 19 M o n u m en ta P o lo n ia e V a tica n a (dalej: MPVat), t. 3, wyd. J. Ptaśnik, Cracoviae 1914, nr 121. 10 Kosmas, I 40. 21 B. Zi e n t a r a, K o n flik ty n a ro d o w o ścio w e ..., jw., s. 205 i n.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

23

się rycerz powinien był umieć posługiwać się tym języ­ kiem — a jeżeli nie umiał, to przynajmniej udawał, że potrafi. Już za czasów Kosmasa niemczyzna nosi ten charakter klasowego żargonu dworskiego rycerstwa cze­ skiego: przy intronizacji biskupa duchowni śpiewali po łacinie „Te Deum laudamus”, książę i możnowładcy — niemiecką pieśń „Christus keinado”, zaś „bardziej prości i nieoświeceni” wznosili okrzyk „Kierlesz”22. Czescy magnaci w XIII w. nadawali swym zamkom „modne” nazwy niemieckie, budując różne cbaZYXWVUTSRQPONML R o se n b e rg i i F a lk e n s te in y , a niebawem naśladowali ich Polacy ze swymi O ls z ty n a m i, L a n c k o r o n a m i i Ł a ń c u ta m i. Nie znaczy to oczywiście, że wszyscy oni byli zniemczeni. Książę Bo­ lesław Bogatka starał się używać języka niemieckiego mimo trudności w wysłowieniu, co wywoływało żywio­ łową radość słuchaczy 23. Nienawiść do konkurentów mówiących obcym języ­ kiem, rozpowszechniająca się coraz bardziej wśród du­ chowieństwa i rycerstwa polskiego, zaczęła z czasem coraz wyraźniej odnosić się również do samego języka. W interesujący sposób świadomość narodowa zmienia w XIII w. kryteria: obok przynależności do Regnum Poloniae, obok wierności (skłóconej coraz bardziej) dynastii piastowskiej — a z czasem ponad tymi elemen­ tami — wybija się wierność językowi polskiemu: język ten staje się sam w sobie wartością. W przyszłości prze­ konanie to znajdzie wyraz w twórczości w tym języku, ale na razie jest on ogólnym czynnikiem odróżniającym „swojego” od „obcego”. Słowo „język” staje się syno­ nimem narodu. Jak to wyglądało w praktyce, informują 22 K o s m a s, I 23. 23

K ro n ik a k sią żą t p o lsk ic h

c 1 e w s k i, MPH, t. 3, s. 497.

[Piotra z Byczyny], wyd. Z. W ę-

24

Benedykt Zientara

nas protokoły zeznań świadków w procesach kanoniza­ cyjnych XIII - XV w. Teutonicus — oznacza tam: z re­ guły człowieka posługującego się językiem niemieckim; przy niektórych osobach dobitnie zaznaczono wyłączne posługiwanie się tym językiem: tak Katarzyna, żona Jerzego, postrzygacza sukna z Krakowa, to „mulier in toto Theutunica”; Stefan, piekarz z Krakowa, to „Theutunicus per omnia”; natomiast Jan, murarz z Torunia, został określony jako „Pruthenus” — Prusak, ale zarazem „homo utriusąue idiomatis Polonici et Theutonici”. Przy dwujęzyczności świadka wołano go określić wedle kraju, z którego pochodził 24. To językowe kryterium przynależności narodowej, wybijające się ponad wszystkie inne, stanie się dla luropy środkowej XIII - XV w. charakterystyczne, a po ewnym zatarciu w XV - XVIII w. powróci w XIX na ymże obszarze z nową siłą. Trzeba od razu zaznaczyć, że rozpowszechnianie się języka i obyczajów, a także prawa niemieckiego, nie łączyło się z niemiecką ekspansją polityczną, a związki. jakie istniały między tymi zjawiskami, były wtórne. Nie zmieniały się przez tę recepcję ani interesy państwo­ we, ani klasowe dynastii i warstw panujących, a i nowi przybysze, skoro wrastali w nową ojczyznę, wiązali się na stałe z jej interesami, nawet jeżeli zachowywali swój język. Trzeba przyznać, że w pierwszych pokoleniach zdarzało się sympatyzowanie niemieckich mieszczan świeżo osiadłych w krajach słowiańskich z niemieckimi tych krajów przeciwnikami. Odegrało to pewną rolę np. w postawie niektórych miast zachodniopomorskichcbaZYX 24 M ira cu la ven era b ilis p a tris P ra n d o th a e ep isco p i C ra co u ien sis, wyd. W. Kętrzyński, MPH, t. 4, Lwów 1884, s. 465,

476, 454.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

25

czy Gdańska wobec agresywnych poczynań Branden­ burgii; zresztą tamtejsze mieszczaństwo w znacznej mierze z Brandenburgii właśnie przywędrowało. Ale nie były to wypadki tak jaskrawe, aby mogły spowodować „antyniemieckie” czy antymieszczańskie wystąpienia książąt. Mamy za to wcale liczne przykłady lojalności wobec książąt i kraju, a nawet swoistego patriotyzmu ludności pochodzenia niemieckiego, które w innym miejscu przy­ toczyłem. Nawet Władysław Łokietek, który w stosunku do niemieckich mieszczan i kleru zastosował niemałe represjo, miał swego ,,dobrego Niemca”: mieszczanin Radziejowa, Gierko, ukrywał żonę księcia, Jadwigę, kiedy Łokietek po klęsce 1300 r. musiał uciekać za granicę25. Podczas procesów polsko-krzyżackich, zwła­ szcza warszawskiego w r. 1339, zeznający w nich mie­ szczanie o niemieckich imionach wypowiadają się całko­ wicie w duchu antykrzyżackim26. Same Łokietkowe represje przeciwko niemieckiemu patrycjatowi z Kra­ kowa, Poznania, Wieliczki i Sandomierza należy chyba rozpatrywać nie tylko w kontekście narodowościowym. W Krakowie działał Łokietek niewątpliwie pod na­ ciskiem rycerstwa małopolskiego, które z nienawiścią patrzyło na bogactwo i potęgę mieszczan, chętnie ,,uszlachetniając” tę zawiść frazeologią językową. Wszak mieszczanie krakowscy już za Leszka Czarnego stawili czoło rycerstwu małopolskiemu w obronie

25 J. B i e n i a k, W cbaZYXWVUTSRQPONMLKJI ie lk o p o lsk a , K u ja w y , Z ie m ie Ł ę c zy c ka i S ie ra d zka w o b e c p ro b lem u zje d n o c ze n ia p a ń stw o w e g o w la ­ ta c h 1300 - 1306, Toruń 1969, s. 77. 20 L ite s a c res g e sta e in te r P o lo n o s O rd in e m ą u e C ru c ife ro ru m , wyd. 2, t. 1, wyd. Z. Celichowski, Poznań 1890, s. 267 i n_, 311 i n., 318 i n., 344 i n., 362 i n., 383 i n.

26

Benedykt Zientara

księcia; wbrew temuż rycerstwu poparli w walce o tron Henryka Probusa i Wacława II — a i osobistych powo­ dów do niechęci poszczególnym rycerzom nie brakło. Dzisiaj nieco inaczej niż dawniej patrzymy na koncepcję połączenia Polski i Czech pod berłem Przemyślidów, koncepcję popartą przecież przez znaczną część ry­ cerstwa i duchowieństwa z Jakubem Świnką na czele; także bunt mieszczan krakowskich z r. 1311 należy roz­ patrywać nie jako bunt przeciw Polsce, ale jako opowie­ dzenie się za jednym z kandydatów do tronu, tym, który zdawał się zapewniać miastom polskim lepsze możliwo­ ści rozwojowe27. Represje zastosowane przez Łokietka po stłumieniu buntu mieszczan krakowskich wywrzeć musiały silny wpływ na późniejszą postawę Wrocławia, a postawa ta — jak wiemy — przesądziła właściwie ) losach Śląska. Na tym tle splątanych konfliktów klasowych, narodo­ wych i językowych rozwija się w drugiej połowie XIII w. ideologia patriotyczna, do której głównych składników, obok tradycji jedności państwa polskiego i dążenia do jego odbudowy, należy tendencja antyniemiecka. Z tego to czasu pochodzi dokument, który poddaje ostrej ocenie infiltrację Niemców do Polski i w czarnych barwach przedstawia ich rolę w tym kraju, dramaty­ cznie akcentując niebezpieczeństwo grożące w związku z tym genti Polonicae — narodowi polskiemu. Jest to apel, wystosowany w styczniu 1285 r. do kardynałów

27 W obronie unii czesko-polskiej i koncepcji zjednoczenia Polski pod berłem Przemyślidów wystąpił najradykalniej J. D owiat cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFED (P o lska p a ń stw e m śre d n io w ie czn e j E u ro p y , Warszawa 1968, s. 292 i n.), zbytnio jednak bagatelizując konflikty narodo­ wościowe tego okresu.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

27

Kurii rzymskiej przez arcybiskupa Jakuba Świnkę w związku z oderwaniem się franciszkanów śląskich (niemieckiego pochodzenia) od czesko-polskiej prowincji zakonnej i przyłączeniem się ich do prowincji saskiej 2S. Fakt ten, związany z toczącą się właśnie walką między księciem wrocławskim Henrykiem IV a biskupem To­ maszem II, w której franciszkanie poparli księcia prze­ ciw biskupowi, stał się w ówczesnej polskiej opinii ko­ ścielnej (której wyrazicielem był arcybiskup) sygnałem alarmu. W dokumencie, który powstał na synodzie biskupów polskich w Łęczycy, znalazły wyraz wszystkie obawy wiązane dotychczas z infiltracją cudzoziemców, uogólnione i zaostrzone, zaopatrzone w inwektywy i w dodatkowe argumenty, obliczone na poruszenie interesowności Kurii rzymskiej. Już nie poszczególni duchowni pochodzenia niemie­ ckiego podkopują interesy miejscowego kleru, jak to czytaliśmy u Kosmasa: także rycerze i chłopi niemiec­ cy przybywają do Polski, aby ,.zajmować wsie i miasta, które dotychczas posiadali Polacy”, a jednocześnie ,.ksią­ żęta niemieccy zajmują pograniczne ziemie Polski”. To ,,gens Theutunica” opanowuje Polskę, to „gens Polonica” jest przez Niemców „uciskana, pogardzana, nękana woj­ nami, pozbawiona chwalebnych praw i zwyczajów ojczystych, ograbiona wśród nocnej ciszy z własnych dóbr”. Propagandowa przesada jest tu oczywista, ale godne uwagi są dwa fakty: połączenie zewnętrznego niebezpieczeństwa grożącego księstwom piastowskim od niemieckich sąsiadów i wewnętrznej ekspansji przyby­ szów z Niemiec w Polsce oraz przeciwstawienie wszy­ stkich Niemców wszystkim Polakom. Na miejsce kryte­ rium przynależności państwowej wchodzi kryterium KDWpT t. 1, nr 616.

28

Benedykt Zientara

językowe — wszyscy mówiący po niemiecku: i ci z zewnątrz — principes Theutonie — i ci, którzy od paru pokoleń mieszkają w kraju — są wrogami. Stąd też i sam ich język staje się dla wyznawców tego poglądu czymś złym i wrogim. Jeszcze na Śląsku i na Kujawach książęta i część rycerstwa uczyli się modnego „dworskie­ go” górnoniemieckiego języka i starali się w nim paplać, a już narastała inna tendencja, coraz bardziej ogarnia­ jąca masy rycerstwa i kleru. Nie jest ważne, czy mało­ polscy rycerze rzeczywiście po stłumieniu buntu krako­ wskiego (1311) zabijali każdego, kto nie potrafił wy­ mówić poprawnie słów: cbaZYXWVUTSRQPONMLK so c zew ic a , k o lo , m iele , m lyu -, odnośna zapiska rocznikarska 29 w każdym razie świad­ czy, że w niektórych środowiskach lęgły się takie pra­ gnienia. Z upodobaniem też zapewne słuchano sąsiadów •.zeskich, którzy marzyli o wygnaniu wszystkich Niem­ ców po uprzednim poobcinaniu im nosów 30. Nastroje tego rodzaju były potęgowane przez pogłoski i legendy o Niemcach jako całości lub o poszczególnych ich przedstawicielach, bądź też o ich polskich sympaty­ kach: już w cytowanym liście do kardynałów Jakub Świnka zarzuca franciszkanom śląskim, że chcą Polskę zamienić w Saksonię; Włościborz, kanonik z Kleparza pod Krakowem, oskarżał biskupa Jana Muskatę, że nie tylko nienawidzi narodu polskiego i przeszkadza mu w awansach, ale że miał rzekomo mówić, iż raczej woli umrzeć niż zrezygnować z zaczętego przez siebie dzieła zniszczenia narodu polskiego. Potwierdza to Klemens, 29 W tzw. R o czn iku K ra siń skic h , wyd. A. Bielowski, MPH, t. 3, s. 133. :0 Jest to ulubiony motyw tzw. K ro n ik i D a lim ila , w y d . J. J irećek, F o n tes re ru m B o h em ica ru m , t. 3, Praha 1882, s. 140, 153.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

29

wikariusz katedry krakowskiej, — a więc znowu czeka­ jący na awans duchowny — który twierdzi, iż biskup Muskata chce „exterminare gentem Polonicam”. W tej galerii stronniczych świadków występujących w proce­ sie wytoczonym Muskacie przez arcybiskupa Świnkę, zgodnie oskarżających biskupa krakowskiego (wrocła­ wianina z pochodzenia) o chęć wytępienia narodu pol­ skiego, nie brak i neofitów: Herbord, dziekan kapituły sandomierskiej, i Teodoryk, duchowny również z Sando­ mierza, którzy zapewne zdążyli się już gruntownie spo­ lonizować, występują z analogicznymi oskarżeniami31. Podobne oskarżenia spadały zresztą także na inne osoby i pierwsze dwudziestolecie XIV w. może uchodzić za ol -es szczególnego powodzenia i oddźwięku społecznego na zarzuty tego rodzaju. cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH R o c z n ik w ie lk o p o ls ki oskarża doradców młodych książąt głogowskich, rządzących również w Wielkopolsce, że ,,doradzali im, aby wytępić cały naród polski, tak duchownych jak świeckich, szczególnie rycerzy” 32; R o c z n ik k a p itu ln y k r a k o w s k i przypisuje z kolei Krzyżakom zamiar ,,wytępienia języka polskiego” 33, przy czym język jest tu oczywiście synonimem narodu. Nieliczne stosunkowo zachowane wypowiedzi, wraz ze sławną pieśnią o wójcie Albercie 34, są świadectwem obsesji antyniemieckiej, ogarniającej szerokie kręgi duchowieństwa i rycerstwa. Wyrazicielem tych nastro­ jów, które bez przesady można określić jako nacjonali31 MPVat, t. 3, nr 121. 32 MPH, t. 3, s. 41 i n. 33 R o c zn ik k a p itu ln y k ra ko w sk i,

t. 2, s. 815.

wyd. A. B i e 1 o w s k i, MPH,

34 B u n t w ó jta A lb e rta , wyd. E. Długopolski, ”Rocznik Krakowski” VII (1905), s. 184 - 86.

30

Benedykt Zientara

styczne w nieomal dziewiętnastowiecznym znaczeniu tego słowa, był wspomniany już wielokrotnie Jakub Świnka, który określał Niemców z reguły epitetem „psie łby” 35*;przydomek ten nie był zresztą jego oryginalnym tworem, ponieważ pochodząca ze schyłku XIII w. lubiąska cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA C h ro n ica P o lo n o ru m wyjaśnia, że „Polacy na­ zywają Niemców psami” 38. Niemcy są też „przyjaciółmi podstępu”, „ukrytymi wrogami pokoju”, a „furor Germanicus” jest ich nieodłączną cechą 37. Przysłowie: „jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem” rodzi się z tych właśnie nastrojów. Trudno jednoznacznie potępić wyznawców tych poglą­ dów: stanowiły one nieodłączną część składową ówczes­ nego patriotyzmu, wyrastały na gruncie rzeczywistego zagrożenia bytu narodu polskiego w tej przełomowej ?poce. Nienawiść do obcych ma w takich momentach miększą siłę mobilizującą niż uczucie braterskiej miłości do współplemieńców; połączenie tych uczuć w duszach poważnej części ówczesnego polskiego społeczeństwa przyczyniło się do uporu, wytrwałości i poświęceń w walce o odrodzenie zjednoczonego Królestwa Polskie­ go z zewnętrznymi i wewnętrznymi jego wrogami.

W ciągu XIV w., zwłaszcza za czasów Kazimierza Wielkiego, fala uczuć antyniemieckich opada, a patrio­ tyzm językowy dopasowuje się z wolna do ram solida­ ryzmu państwowego. Dopływ obcego rycerstwa uległ za­ hamowaniu, a walkę indygenów z przybyszami o urzędy i dygnitarstwa zastąpiła w tym czasie bardzo ostra ry­ 35 Wyrażenie to cytuje K ro n ik a zb ra sła w ska , wyd. J. E mler, F o n tes re ru m B o h em ica ru m , t. 4, Praha 1884, s. 82. 30 MPH, t. 3, s. 630. 37 R o c zn ik k a p itu ln y k ra k o w sk i, MPH, t. 2, s. 815.

Cudzoziemcy w Polsce X - XV wieku

31

walizacja Wielko- i Małopolan, prowadząca do antago­ nizmów niewiele mniejszych: język polski nie wystar­ czał już do odróżnienia ,.swoich” od obcych, a nowo zro­ dzona świadomość narodowa zaakcentowana była raczej w sensie negatywnym — wykluczającym obcych — niż pozytywnym — łączącym ,,swoich”. I oto niespodziewanie w drugiej połowie XIV w. kse­ nofobia wybuchła ponownie silnym płomieniem — tym razem nie przeciw Niemcom. Wystarczyło kilka lat unii polsko-węgierskiej, aby polska szlachta doszła do wnio­ sku, że Węgrzy to „lud dziki i nieokrzesany”, skłonny do rabunku i okrucieństwa. Uczuciom swoim dali rycerze polscy wyraz podczas bójki na zamku krakowskim w grudniu 1377 r. Bójka przerodziła się w rzeź dworzan węgierskich, których zamordowano przeszło stu sześć­ dziesięciu. Antywęgierskie uczucia znajdują żywy wy­ raz na kartach cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDC K r o n ik i J a n k a z C za rn k o w a 38, jak też w opozycji szlachty polskiej przeciw utrzymywaniu unii po śmierci Ludwika. Wybuch antywęgierski był odosob­ nionym, nieprzewidzianym rezultatem panowania dy­ nastii andegaweńskiej. W zasadzie wiek XIV i XV to znowu czasy otwartej postawy społeczeństwa polskiego wobec obcych wpływów. Zanim doszło do wawelskiej rzezi Węgrów, rozwijały się bujnie wpływy z południa przez cały okres panowania Władysława Łokietka i Ka­ zimierza Wielkiego: poza węgierskimi importami z dzie­ dziny ustroju i organizacji wojskowej, przez Węgry do­ cierały do Polski elementy cywilizacji włoskiej i fran­ cuskiej, zanim dzięki stałym kontaktom z Awinionem nie nawiązali Polacy bezpośrednich stosunków z Fran­ cją. Nie pociągnęły one za sobą infiltracji Francuzów, 38 Wyd. J. Szlachto w sk i, MPH, t. 2, s. 649, 675 i n.

32

Benedykt Zientara

natomiast dociera wówczas do Polski pierwsza fala Wło­ chów; niektórzy z nich wtapiają się w środowisko kra­ kowskie 39. Rozszerzanie granic państwa polskiego na wschód zmuszało niejako do rezygnacji z ciasnego nacjonalizmu językowego. Że mimo ostrych antyniemieckich akcentów w dziele Jana Długosza czy Jana Ostroroga nacjonalizm ten był w regresie, świadczy akces niemieckiego miesz­ czaństwa i rycerstwa Prus do państwa polskiego, który przecież nie byłby możliwy w warunkach dalszego trwa­ nia nastrojów z przełomu XIII i XIV wieku. Co więcej, niemieckie i zniemczone środowiska śląskie powtarzaj deklaracje gotowości do takiegoż akcesu — co prawda pod warunkiem wsparcia ich w walce z husytyzmem 40. który to warunek był dla Polski wówczas nie do przy­ jęcia. Kiedy w Krakowie doszło w r. 1461 do zamordowania Andrzeja Tęczyńskiego, w opinii szlacheckiej wykorzy­ stano ten fakt do rozpętania kampanii antymieszczańskiej — ale wśród inwektyw kierowanych pod adresem mieszczan krakowskich brak całkowicie akcentów naro­ dowościowych 41. Nie znaczy to, aby konfliktów języko­

39 J. Ptaśnik, K cbaZYXWVUTSRQPONMLKJI u ltu ra w ło ska w ie kó w śred n ich w P o lsce, Warszawa 1959, s. 18 i n. opulos obseurfcsi mi”. W sprawie całej charakterystyki Litwinów w tym m topie

58

Jerzy Kłoczowski

tak mały i lichy lud mógł dokonać podboju Rusi. Przy­ pisuje im postępowanie pełne zdrad i podstępów. Ma w ogólności do Litwinów bardzo mało zaufania i bez wahania przypisuje im np. spiskowanie z pogańskimi Tatarami przeciw Polakom. Rusinów, choć są schizmatykami, stawia dużo wyżej od Litwinów — katolików. Powstaje pytanie, ile w tym wszystkim było niechęci do władców litewskich na tronie polskim, nie wyko­ nujących — zdaniem Oleśnickiego, a za nim i Długosza — postanowień o wcieleniu Litwy do Polski, ile zaś rzeczywistej niechęci do Litwinów jako takich. Czy zresztą w warunkach daleko już posuniętej w ciągu XV w. symbiozy polsko-litewskiej nie należy traktować tych opinii bardziej jako konfliktów między ,,swoimi” aniżeli w pełni rzeczywiście „obcymi”? A podnosiliśmy już, że napięcia w gronie „swoim” mogą być czasem o wiele ostrzejsze niż między „obcymi”, gdzie z reguły sytuacje są też o wiele klarowniejsze. Każda z dotkniętych tu lekko Długoszowych opinii stawia przed historykiem z miejsca cały kwestionariusz pytań, stanowiąc punkt wyjścia do pogłębionych badań w zakresie spraw istotnych dla świadomości, psychiki ludzi tamtych pokoleń. Natrafiamy z łatwością od razu na ślady antagonizmów na różnych polach, a zarazem na silne poczucie polskiej odrębności narodowej i państwowej. Na pytanie zasadnicze obecnej sesji o postawy otwarte czy zamknięte wobec cudzoziemców można w każdym razie dać odpowiedź wyraźną: mimo wszelkich ograniczeń i własnych perspektyw, nie można

por. uwagi D. Turkowskiej w pracy ScbaZYXWVUTSRQPO ia d y le k tu ry J u sty n a w "H isto rii P o lski» D łu g o sza , „Pamiętnik Literacki” 1961, z. 3, s. 162 - 64. Tendencyjność Długosza mocno podnoszą M. Do­ brzyński, S. S m o 1 k a, op. cit., s. 177 i n.

Polacy a cudzoziemcy w XV wieku

59

mówić u Długosza o programowo niechętnym stano­ wisku w stosunku do cudzoziemców, tym bardziej o jakiejś ksenofobii. Przeciwnie, znajdujemy u niego sporo elementów postawy otwartej, i to tak w ogólnych zdaniach na temat różnorodnych pożytków, jakie mogą wnieść do kraju cudzoziemcy, czy też dają związki z nimi, jak i w osądach szczegółowych ludzi. Zdaniem Długosza teoretycznie przynajmniej decydować mają o człowieku jego cnoty, a nie pochodzenie, choć tego ostatniego, rzecz jasna, bynajmniej nie lekceważy. W praktyce pisarskiej, w charakterystykach setek osób przewijających się na kartach dzieł Długoszowych, Polaków i cudzoziemców, widać chyba — mimo wszelkich pasji, tendencji i narodowo-kościelnych ogra­ niczeń autora — pewien wysiłek do takiego moralnego oceniania opisywanych ludzi. Nieraz wręcz uderzać musi pod piórem kanonika przedstawianie w czarnych barwach np. wysokich dostojników kościelnych, bisku­ pów polskich, ale i papieży. Należałoby systematycznie zbadać cały świat Długoszowych ocen i ich uwarunko­ wań, u podstaw wolno się jednak doszukiwać, i to mimo dobrze znanej od dawna częstej stronniczości Długosza, kryteriów etyczno-m oralnych, które powinny w zasa­ dzie wszystkich obowiązywać. Oczywiście w praktyce pozostaje Długosz człowiekiem swoich czasów, swego pokolenia i środowiska , i nie można do niego przykładać jakiejś bezwzględnej miary, np. obiektywizmu historycznego, co tak niepokoiło zwłaszcza wielu historyków zajmujących się nim w drugiej połowie XIX w. Należy go też brać na tle porównawczym, w zestawieniu z osądami i kryteriami wartościowania innych historyków różnych krajów tamtej epoki i bez zapominania o najściślejszych zwią-

60

Jerzy Kłoczowski

zkach historii i pracy historyków ówczesnych z dojrze­ wającą świadomością narodową. Jednym z głównych zarzutów, jakie stawia się Długoszowi od dawna z wielu stron, są przemilczenia czy wręcz zafałszowania historii innych niż Polska krajów, np. Czech. Wydaje się jednak, że w świetle każdej historii narodowej, w ówczesnej i nie tylko ówczesnej Europie, historia innych krajów, przede wszystkim zaś sąsiadów, była zawsze mniej czy więcej karykaturą. Składał się na nią taki splot prze­ różnych zadrażnień, wzajemnych pretensji i walk, że rozróżnienie w nich np. słuszności było rzeczą prawie że niemożliwą. Tym bardziej w tej sytuacji podnosić możemy znaczenie i wartość wszelkich nawet prób wy­ jścia poza ściśle partykularne punkty widzenia i osądy, których u Długosza — wielkiego patrioty — mimo wszystko nie brakuje 41. Bardzo istotnym zagadnieniem jest reprezentatywność poglądów Długosza dla ówczesnego społeczeństwa polskiego; przypomnieć też wypada wypowiedziane już poprzednio uwagi, zastrzeżenia i postulaty na ten temat. Wszystko wskazuje na to, że formację Długoszową i świat jego poglądów łączyć trzeba przede wszystkim z szeroko pojętym krakowskim środowiskiem intelektu­ alnym pierwszej połowy XV w. Postacią pierwszoplano-

41 Zestawić można by całą gamę osądów historyków o Dłu­ goszu, historyku i człowieku, wolno też wyrazić nadzieję, że zbliżająca się 500-letnia rocznica jego śmierci przyniesie istotny postęp w dążeniu do lepszego poznania człowieka i dzieła w kon­ tekście epoki. Spośród najważniejszych prób całościowego uję­ cia przypomnieć trzeba prace: H. Zeissberg, op. cit.; cbaZ A. Semkowicz, op. cit.; M. Bobrzyński, S. Smolka, op. cit.; I. Chrzanowski, J a n D łu g o sz, p ró b a c h a ra k te ry ­ s ty k i c zło w ie k a , w publikacji zbiór. S tu d ia h isto ryc zn e k u czci S ta n isła w a K u trze b y, t. 2, Kraków 1938.

Polacy a cudzoziemcy w XV wieku

61

wą w drugim ćwierćwieczu tego stulecia jest w tym środowisku biskup Zbigniew Oleśnicki, z którym, jak dobrze wiadomo, nasz kanonik katedralny krakowski jest najściślej związany. Dawno już stwierdzono, w jak dużym stopniu przejął Długosz poglądy Oleśnickiego, i to w sprawach najważniejszych. Oleśnickiemu zaś, cokolwiek sądziłoby się o jego kontrowersyjnej do dziś polityce, nie można odmówić wyjątkowo wręcz szerokich i wszechstronnych horyzontów ogólnochrześcijańskich. Ale poza biskupem-kanclerzem było jeszcze jakże żywe i otwarte środowisko uniwersyteckie, podejmujące właśnie w tym półwieczu głęboki dialog intelektualny z całą uczoną Europą. Był dwór królewski i kancelaria wielkiego państwa prowadzącego aktywną politykę na znacznych obszarach kontynentu, było miasto, którego międzynarodowe związki — dodajmy: typu bardzo różnego — sam Długosz tak bardzo pochwalał 42. Wolno oczekiwać, że przyszła, bardzo pożądana, rozprawa na temat postaw całego tego szeroko pojętego środowiska elit intelektualnych i społecznych wobec cudzoziemców potwierdzi wysunięte tu przypuszczenie. Inny, znacznie trudniejszy kompleks zagadnień łączy się z pytaniem, czym były i co znaczyły w rzeczywistości 42 O Oleśnickim i Długoszu zob. M. Dobrzyński, S. S m o 1k a, op. ccbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA it., s. 168 i n. Istnieje potrzeba gruntownej i wszech­ stronnej monografii Oleśnickiego, trudno już bowiem odwoły­ wać się do starej apologii M. Dzieduszyckiego, Z b ig n ie w O le śn ic k i, t. 1-2, Kraków 1853. S. Bełch (P a w eł W ło d k o w ic ja k o h is to r y k i je g o w p ły w n a D łu g o sza , „Teki Historyczne”, t. 10, Londyn 1959, s. 75 - 101) dotyka ważnego zagadnienia wpływu na Długosza jednego z najwybitniejszych mistrzów uniwersyteckich pierwszej połowy stulecia. M. Koczerska (op. cit., s. 136 - 37) widzi jednak u Długosza inne poglądy na wojnę niż u Włodkowica.

b2

Jerzy Kłoczowski

opinie wspomnianych środowisk, uniwersytetu, Długo­ sza w szerszych kręgach społeczeństwa polskiego. Jaka zachodziła tu ewolucja w toku coraz intensywniejszego „wchodzenia” Polski do Europy i zarazem procesów upowszechniania kultury?43 Na szczególną uwagę za­ sługuje tu szlachta, właśnie w XV w. osiągająca w Polsce i w całej prawie Europie tak ważkie sukcesy w walce o władzę i prymat swej pozycji w społeczeństwie 44. Czy szlachta ta, średnia przede wszystkim, przy całym swym dynamizmie, zdobywczej postawie na wielu odcinkach, nawet otwartości wobec obcych — by wspomnieć chociażby ruch wyjazdów na studia zagraniczne w XVI w. — nie była skłonna akcentować przede wszy­ stkim wartości rodzimych? Wpłynął na to, wolno ocze­ kiwać, szereg czynników. Świat szlachecki związany był wszak w Polsce, silniej może nawet niż w wielu innych krajach, z kulturą wiejską, tradycyjną niejako z natury: dobrze znane zjawisko wzrostu zainteresowań szlachty dla spraw ziemi i folwarku w XV w. i powolne wy­ kształcenie się typu szlachcica-ziemianina sprzyjało

43 Z. Kozlowska-Budkowa (U cbaZYXWVUTSRQ n iw ersy te t J a g ie llo ń sk i Zeszyty Naukowe UJ, Prace Historyczne, z. 8 (1961), s. 55 - 71) zwraca uwagę na ogromne trudności ów­ czesnego uniwersytetu, m. in. na lekceważenie go przez świec­ kich dostojników i rycerstwo. Analiza zachowanych w ogrom­ nych ilościach mów i kazań uniwersyteckich, na których opiera się i artykuł Budkowej, może nam z pewnością rzucić bardzo wiele światła na ten tak istotny problem pozycji uniwersytetu w opinii ówczesnej. 44 Najnowsza literatura kładzie na te zjawiska silny nacisk; od strony ekonomicznej zob. J. Topolski, N a ro d zin y k a p ita ­ lizm u w E u ro p ie. X IV - X V II w ie k , Warszawa 1965; od strony politycznej i społecznej B. Guenee, o p . c it. U nas zbyt zanie­ dbano ostatnio wszechstronne badania nad szlachtą na rzecz przede wszystkim miast. w d o b ie G ru n w a ld u ,

Polacy a cudzoziemcy w XV wieku

63

wybitnie tymi tradycyjnym związkom. Interes i chęć władzy prowadziły zawsze lokalną arystokrację do szcze­ gólnej niechęci do obcych zagarniających urzędy ważne dla danego obszaru — stąd np. jeden z pierwszych wielkich przywilejów szlacheckich z 1374 r. mówił m. in. o niedopuszczaniu cudzoziemców do tych urzędów45. W polskiej sytuacji politycznej od XIII w. w sposób szczególny liczyć się też trzeba z konfliktem, wielkich zwłaszcza, miast ze szlachtą także na gruncie polityczno-narodowościowym wobec pozycji i roli odgrywanej przez kolonie niemieckie w tychże miastach. Tymczasem właśnie te największe miasta były przecież zarazem naj­ ważniejszymi ośrodkami wymiany międzynarodowej. Pamiętamy pochwały Krakowa u Długosza, choć z dru­ giej strony nie przypadkiem zapewne w swej charakte­ rystyce Polaków pisze on tylko o szlachcie i chłopach, pomijając mieszczan 46. Długosz łączył zdecydowaną miłość ojczyzny z pozy­ tywnym w zasadzie stosunkiem do cudzoziemców, nato­ miast u innego głośnego pisarza, prawie że współcze­ snego, Jana Ostroroga, stosunek ten wyglądał o tyle inaczej, że można wręcz postawić obu autorów niejako na antypodach. W znanym cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH M o n u m e n tu m obok silnej świadomości narodowej znajdujemy tak jaskrawo sformułowane wyrazy niechęci do cudzoziemców, miano45 V o lu m i7 ia L e g u m , t. 1, Warszawa 1732, s. 25. 46 Obok regionalnych aspektów zagadnienia świadomości na­ rodowej w Polsce XV w. (por. wyżej, przypis 37) aspekt sta­ nowy i klasowy należy rzeczywiście do najbardziej zasadni­ czych. Czy w opuszczeniu przez Długosza mieszczan można wi­ dzieć już jakiś ślad formowania się zwycięskiego później pojęcia „narodu szlacheckiego”, który wchłonął wprawdzie masy szla­ checkie ziem rusko-litewskich, ale eliminował także i chłopów polskich?

64

Jerzy Kłoczowski

wicie przebywających w Polsce Niemców i Włochów, że istnieją chyba podstawy do mówienia o jakiejś formie ksenofobii autora47. Między Polakami a Niemcami, pisze Ostroróg, panuje „wieczna niezgoda i nienawiść”; ilustruje tę tezę zwłaszcza faktami lekceważenia przez Niemców w Polsce, mnichów i księży, Polaków i ich języka. Tymczasem „niech się uczy polskiej mowy, kto chce w Polsce mieszkać”. Oburza się też na stosunki w Kościele polskim, gdzie „chytrzy i podstępni Włosi przywłaszczyli sobie [...] władzę, gdy my tymczasem poziewamy i zasypiamy”. Nie bez związku z postawą wobec cudzoziemców pozostaje, jak wolno przypuszczać, atak Ostroroga na charakteryzujące największe miasta skupika zakonników i studentów: „aby się nie mnożyła — isze — liczba nieużytecznych próżniaków, wypada nie worzyć po miastach takich gromad mnichów i żaków, cudzymi dostatkami tuczących się”. Najbardziej repre­ zentatywnym skupiskiem tego rodzaju w Polsce był wówczas Kraków z dużą liczbą studentów zagranicznych oraz braci żebrzących, bardzo bliskich ówczesnej kultu­ rze uniwersyteckiej i wędrujących dużo po całej Euro­ pie 48. Z pisma Ostroroga przebija wyraźna niechęć do tych dużych, międzynarodowych w znacznym stopniu środowisk. Interpretacja przytoczonych sądów Ostroroga by­ najmniej nie jest łatwa. Bez wchodzenia w meritum zło­ żonych i ważnych spraw, poruszanych w M cbaZYXWVU e m o ria le , trzeba w każdym razie podkreślić, iż zasadnicza odmien­ ność tonu i wypowiadanych o cudzoziemcach poglądów 47 A. Pa wińs ki, J a n a O stro ro g a ży w o t i p ism o «O n a p ra ­ cyt. niżej w tekście ze s. 100, 147, 149. 78 Por. J. Kłoczowski, Z a k o n y n a ziem ia c h p o lsk ic h ...» jw., s. 528 i n. w ie R ze c zy p o sp o lite j» ;

Polacy a cudzoziemcy w XV wieku

65

u Długosza i u Ostroroga nie wiąże się najprawdopodo­ bniej tylko z odmiennym charakterem i konwencją li­ teracką ich dzieł. Istotne znaczenie ma pytanie, o ile Ostroróg, sam długoletni student w Niemczech i we Włoszech, oddaje w dziele swe własne poglądy względnie tradycje własnej rodziny, o ile zaś — jako dobry polityk i retor zarazem — formułuje program polityczny, biorąc pod uwagę także poglądy i nastroje szerokich kół szla­ checkich 49. W ostatnim wypadku byłby dla nas szcze­ gólnie ciekawym świadkiem owych bardziej zamknię­ tych — w tym przynajmniej punkcie — postaw szla­ checkich. Nie można zresztą wykluczyć i takiej możli­ wości, że w ciągu drugiej połowy XV w. także i elity intelektualne polskie, uniwersyteckie przede wszystkim, wykazywały, generalnie biorąc, mniej dynamizmu, no­ watorstwa, a zatem i ciaśniejsze horyzonty aniżeli w półwieczu poprzednim. Ostatnie badania nad historią uniwersytetu krakowskiego zdają się coraz bardziej uwypuklać jego szczególną żywotność intelektualną wła­ śnie w pierwszej połowie XV w. Nie wykluczone, że biskup-kanclerz Z. Oleśnicki u schyłku życia dostrzegł takie przemiany uniwersytetu, łącząc je z usuwaniem z niego cudzoziemców i nieprzyjmowaniem na stano­ wiska nauczające obcych, chociażby byli najlepszymi

49 Dotykamy tu wciąż otwartych i dyskusyjnych zagadnień czasu powstania i istotnego charakteru dzieła Ostroroga. Ostat­ nio A. Strzelecka cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHG (U w a g i w s p r a w ie d a ty p o w s ta n ia o ra z g e n e zy M o n u m en tu m O stro ro g a w tomie zbiór. P ra c e z d z ie ­ jó w P o lsk i fe u d a ln e j o fia ro w a n e R o m a n o w i G r ó d ec kie m u w 7 0 ro c zn ic ą u ro d zin , Warszawa 1960, s. 251 i n.) odrzuca przyjmo­ waną na ogół datę 1475 - 1477, cofając powstanie M o n u m e n tu m

przed 1460 r. i wiążąc treść z doświadczeniami trzech pokoleń Ostrorogów, w ogólności zaś z poglądami nurtującymi społeczeń­ stwo i obóz reformatorski pierwszej połowy XV w.UTSRQPONMLKJIHGFE 5 —

S w o jsk o ść

i

c u d z o z ie m s z c z y z n a

66

Jerzy Kłoczowski

kandydatami. Oleśnicki grzmi z tego powodu na uni­ wersytet, surowo nakazując: ,,abyście dla umocnienia i wzrostu uniwersytetu mieli poważanie dla osób z za­ granicy, a zwłaszcza Niemców, i miejsca opróżnione obsadzali na przemian Polakiem i obcym”, grozi dymi­ sją, ale wszystko to zdaje się wskazywać na istnienie silnej tendencji „rodzimej” — jakby odpowiednika po­ stulatów Ostroroga — która była na najlepszej drodze do zwycięstwa 50. Czy wolno traktować postawy Długosza i Ostroroga jako przejawy dwóch postaw znamiennych co najmniej dla elit intelektualno-społecznych piętnastowiecznego społeczeństwa? Co więcej, czy można, zgodnie z rysującą się hipotezą, mówić o postawie bliższej Ostrorogowi, a więc — w tym wypadku — mocniej akcentującej ro­ dzimość i wrogość wobec cudzoziemców, jako postaw ie zwyciężającej w ciągu drugiej połowy XV w. przynaj­ mniej w tych samych elitach? Oczywiście bliższa obserwacja szesnastowiecznej rzeczywistości, możli­ wa — jak to z całym naciskiem podkreślamy — dzięki obfitej podstawie źródłowej, ukaże nam z pewnością dużo większą różnorodność postaw aniżeli zasygnalizo­ wane w obecnym artykule. Także u Długosza i następne pokolenia z powodzeniem akcentować mogły momenty bardziej rodzime i zamknięte, jak chociażby wizję sar-cbaZY 10 C o d ex ep isto la ris sa ecu li d e c im i q u in ti, t. 3, wyd. A. L ewieki, Kraków 1894, nr 36, tłum. poi. w wyborze tekstów źró­ dłowych R u ch h u sy c ki w P o lsce, wyd. R. H e c k, E. M a le­ czyć ska, Wrocław 1953, s. 235. Dla uniwersytetu krakow­ skiego w XV w. ważne uwagi w pracy P. CzartorysKiego R o d zim e źró d ła k u ltu ry u m y sło w e j p o lskie g o O d ro d zen ia w pub. zbiór. P o lska w ep o ce O d ro d zen ia , pod red. A. Wyczańskieg o, Warszawa 1970, s. 266 i n.

Polacy a cudzoziemcy w XV wieku

67

mackiej monarchii Lecha. U Ostroroga akcenty wrogie wobec cudzoziemców odnoszą się przede wszystkim do ich zachowania się na miejscu, w kraju, a sam przykład tego dobrze znającego zagranicę magnata zachęcać mógł do naśladowania. Nie możemy obecnie wyjść poza bardzo wstępne postawienie pierwszych pytań i prób odpowie­ dzi. Cały problem ma w każdym razie kluczowe znacze­ nie dla lepszego zrozumienia dziejów kultury społecze­ ństwa polskiego w jakże doniosłym ich momencie. Bez lepszego, wszechstronnego poznania przemian piętnastowiecznych nie można będzie głębiej zrozumieć tej kultury także i w wiekach następnych, XVI i XVII, które łączą ze schyłkiem średniowiecza związki o wiele głębsze, aniżeli do niedawna mniemano. Istnieje więc — podnieśmy to raz jeszcze — potrzeba wzmożenia i skoordynowania naszych wysiłków, by dokonać skute­ cznego rozpoznania tego szczególnie ciekawego, ważnego i złożonego okresu.

A n d rze j W y c za ń ski UTSRQPONMLKJIHGFE W a rsza w a

U W A G I O K S E N O F O B II W P O L SC E X V I W IE K U

zyxwvutsrqponmlk

Uwagi moje ograniczam do zagadnienia ksenofobii, gdyż nie są one oparte na specjalnych studiach dotyczą­ cych stosunków społeczeństwa polskiego do zagranicy, lecz wywołane ciekawymi opracowaniami referatowymi, obejmującymi czasy wcześniejsze, a niekiedy i później­ sze. Nie będzie to źródłowe ujęcie problemu, lecz garść refleksji na marginesie obszerniejszych i bardziej udo­ kumentowanych wypowiedzi. Zatrzymajmy się chwilę nad samym, pojęciem ,,kse­ nofobii”. Pojmujemy ją jako postawę wrogą wobec wszystkiego, co obce, tj. wobec ludzi, ich postępowania. wytworów, ich kultury. Ksenofobia wynika z własnego poczucia odrębności, przy czym ma charakter postawy wartościującej, a więc przypisuje z reguły wartości ujemne wszystkiemu, co obce, a przede wszystkim lu­ dziom obcym. Jest więc jakby drugą stroną medalu, własnego poczucia wyższości, megalomanii. Byłoby to logiczne wytłumaczenie, gdyby nie fakt, że postawa me­ galomanii łączy się często, jako przejaw autokompensacji, z ukrytym kompleksem niższości. Nie będziemy się jednak wdawać w rozważania, czy megalomania i kompleks niższości występują zawsze łącznie jako sta­ nowisko społeczne i światopoglądowe, czy też nie. Dla nas jest istotne, że w obu wypadkach, tj. megalomanii

Uwagi o ksenofobii w Polsce XVI wieku

69

i kompleksu niższości, są one wyrazem poczucia własnej odrębności wobec wszystkiego, co obce, cudzoziemskie. W swoich uwagach nie chciałbym również łączyć zja­ wiska narastania poczucia własnej odrębności ze sto­ pniem integracji wewnętrznej danego społeczeństwa. Ksenofobia może być wynikiem nasilonego partykula­ ryzmu czy nacjonalizmu, ale nie musi. Może ona również występować w społeczeństwie słabo czy tylko częściowo zintegrowanym, w każdym razie z obserwacji zjawiska ksenofobii nie należy chyba wnioskować na przykład o daleko posuniętych procesach integracji narodowej danego społeczeństwa. Odcinanie się od zagranicy, prze­ ciwstawianie się jej, nie musi oznaczać, że grupa spo­ łeczna zwiera się wewnętrznie — po prostu następuje proces wydzielenia, zamknięcia, ale nawet wówczas świadomość wewnętrznej jedności grupy może, lecz nie musi się wzmacniać. Ksenofobia jest postawą dotyczącą obcych i tego, co obce, postawą wynikającą z przemożnego poczucia wła­ snej inności. Stąd nie należy jej mieszać z określonymi antagonizmami partykularnymi, zwłaszcza z napięciami i niechęciami typu sąsiedzkiego. Ksenofobia nie wymaga też konkretnej argumentacji uzasadniającej. Ściślej mó­ wiąc, uzasadnienie i argumentacja są tu raczej dora­ biane p o s t, a nie odwrotnie, ksenofobia bowiem nie jest w zasadzie wynikiem konkretnych wypadków, kon­ kretnie wyrządzonej krzywdy. Jeżeli jakieś wypadki i konflikty znajdą się u jej początków, to zostają uogól­ nione do jakichś zasad, oderwanych od konkretnych wy­ padków historycznych, niemal zmitologizowane. Powyższe próby określenia pojęcia „ksenofobii” i związane z tym zastrzeżenia nie mają charakteru wy­ wodów teoretycznych. Chodzi nam o wyjaśnienie, jaki

cbaZYXWVUTSRQPONM

70

Andrzej Wyczański

przyjmujemy zakres pojęcia ,,ksenofobii”, jaką genezę i jakie implikacje późniejsze. Jest to niezbędne, by móc powiedzieć, czy w stosunku do społeczeństwa polskiego w XVI stuleciu można mówić o istnieniu ksenofobii jako zjawiska społecznego, czy też nie. I na podstawie tych zasad i ogólnej znajomości epoki — bez weryfikacji osob­ nymi studiami — jesteśmy chyba upoważnieni do stwierdzenia, że społeczeństwo polskie XVI w. nie było przeniknięte ksenofobią wobec cudzoziemców czy też wobec obcych idei, zwyczajów czy wytworów. Nie ozna­ cza to oczywiście sielankowego stosunku do wszystkich obcych i do zagranicy, ale można podtrzymywać po­ wyższą tezę, w jej rozumieniu wyłuszczonym powyżej. Nasuwa się pytanie, czym można uzasadnić tę postawę? Przede wszystkim społeczeństwo polskie XVI w. było społeczeństwem otwartym, tzn. nie odgradzającym się od obcych ani wewnątrz swego kraju, ani za granicą, gdzie Polacy stykali się z cudzoziemcami i obcymi kraja­ mi bezpośrednio. Zacznijmy nasze uwagi od przyjrzenia się kontaktom społeczeństwa z obcymi w swym kraju. W odróżnieniu od wieku następnego cudzoziemcy w XVI w. stosunkowo rzadko zjawiali się w Polsce jako zbrojni najeźdźcy. Wojny z Moskwą toczyły się na da­ lekich ziemiach litewskich, wojna pruska 1519-1520 ograniczała się terytorialnie do bardzo niewielkiego skrawka kraju, wojnę północną i późniejsze walki o In­ flanty toczono również na odległych terenach. Jedynie Tatarzy (i czasem zagon turecki) docierali do ziem pol­ skich, jednakże Tatarzy dla ówczesnych ludzi nie byli przedstawicielami obcego kraju, lecz raczej grupy etniczno-zawodowej, biednej i żyjącej z rabunku. Natomiast napływ pokojowy cudzoziemców był dość szeroki, a jednocześnie nie masowy, w sensie imigracji

Uwagi o ksenofobii w Polsce XVI wieku

71

i osiadłości większych i zwartych grup obcych, nie wta­ piających się w społeczeństwo. W początkach XVI w. przybywali zagraniczni wykładowcy i studenci dość licz­ nie na uniwersytet krakowski, co zresztą było normal­ nym zjawiskiem już wcześniej. Następna grupa cudzo­ ziemców to Włosi przybyli z Boną, grupa zresztą nie­ wielka, która szybko wtopiła się w społeczeństwo pol­ skie. Natomiast już wtedy, jak i później, trwała imigra­ cja z Włoch, Niemiec i innych krajów budowniczych i artystów, w latach następnych apostołów i wygnańców reformacji. Były to jednostki lub niewielkie grupki wę­ drowne i duża część postaci wtopiła się w społeczeństwo polskie i spolonizowała. W każdym razie do momentu rozognienia przez jezuitów polemiki religijnej obce po­ chodzenie nie stanowiło podstawy do czynienia zarzutów. Zresztą argumenty jezuickie o obcej zarazie heretyckiej były obosieczne, bo podobnie polemiści reformacji odpo­ wiadali jezuitom, wskazując na zagraniczne pochodzenie zakonu i części jego przedstawicieli. Do wymienionych już typów imigracji można by doliczyć przybywanie i osiedlanie się w Polsce kupców zagranicznych, zwła­ szcza ze Śląska i Niemiec, którzy zresztą bardzo szybko a klimatyzował i się w środowisku patrycjatu wielkich miast i polonizowali. Można też wspomnieć o kolonizacji typu „olęderskiego” na Pomorzu, ale miała ona jeszcze charakter lokalny. Podkreślaliśmy, że imigranci na ogół szybko wtapiali się w społeczeństwo polskie i polonizowali. Był to nie tylko wynik rozproszonego charakteru imigracji, ale i faktu, że społeczeństwo polskie ich przyjmowało, do­ puszczało do asymilacji. Nasuwa się więc pytanie, skąd się ta otwarta postawa wobec obcych brała, dlaczego obcy język, obyczaj, pochodzenie, ogólnie pojęta kon-

72

Andrzej Wyczański

kurencja obcych nie wzbudzały wyraźniejszych sprzeci­ wów. Na tę otwartą postawę, wydaje się, złożyły się dwie przyczyny. Po pierwsze, był to okres rozwoju go­ spodarczego, raczej braku niż nadmiaru rąk do pracy, i imigranci nie stanowili istotniejszej konkurencji w za­ kresie udziału w dochodach, obsadzie stanowisk itd. W każdym razie nie był to okres zahamowania gospodar­ czego, zmniejszenia dochodów, gdy każdy przybysz sta­ nowił konkurenta do podziału dóbr, których brakowało. Po drugie, istniała łączność kulturalna ogólnoeuropejska, i to raczej silniejsza niż w dobie uniwersalizmu średnio­ wiecznego. Stanowił ją humanizm w wypadku warstw kulturalnych, renesans w zakresie gustów artystycznych, prądy reformacyjne w odniesieniu do zainteresowań re­ ligijnych. Ci obcy pochodzeniem, nawet językiem, naeżeli do tej samej wspólnoty kulturalnej, i to nie tylko łatwiało z nimi kontakt, ale i przyśpieszyło późniejszą ch asymilację. Przykłady takiego otwartego stosunku do obcych można by mnożyć. Wskazać więc można na grupę huma­ nistów w Krakowie, skupioną w środowisku mieszczańsko-uniwersyteckim, na patrycjuszy tego miasta, jak Bonerowie czy Decjuszowie, na działaczy reformacyjnych, jak F. Stankar czy F. Socyn, a chociażby na uwiecznio­ nego przez Kochanowskiego „doktora Hiszpana”. Zre­ sztą, co dziwniejsze, pierwsze elekcje, mimo różnic poli­ tycznych, ujawniły wyraźne skłonności do zapraszania obcego kandydata na tron w osobie Henryka de Valois czy Iwana Groźnego lub jego syna, Wilhelma z Rosemberka czy Stefana Batorego, by przytoczyć tylko kandy­ datów, którzy cieszyli się większą popularnością i szer­ szym poparciem wśród wyborców. Oczywiście było w tym trochę spekulacji politycznych, np. wspomnienia

Uwagi o ksenofobii w Polsce XVI wieku

73

korzyści z powołania Litwina, Jagiełły, na tron polski, ale i jednocześnie wiara w możliwość znalezienia wspól­ nej platformy porozumienia z nowo obranym monarchą, jego asymilacji, nie tylko politycznej. Spojrzyjmy teraz na kontakty Polaków z cudzoziem­ cami na innym terenie, za granicą. Przesadą byłoby twierdzić, że wyjazdy Polaków za granicę zaczęły się w XVI stuleciu, jednakże masowy ich charakter stano­ wił cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA n o v u m , podobnie jak w dużym stopniu zmieniała się motywacja wyjazdów. O ile dawniej jeździli duchowni do Rzymu, dyplomaci do obcych dworów, żołnierze na służbę czy pielgrzymi do miejsc świętych, rzadziej mło­ dzi ludzie na studia, to obecnie ten ostatni motyw po­ dróży zaczął wyraźnie przeważać. Wyjazdy na studia z Polski w ciągu XVI wieku objęły kilka tysięcy mło­ dych ludzi, przy czym przeważali wśród nich synowie zamożnej szlachty, bogatego mieszczaństwa czy nawet magnaterii. Ta zmiana składu społecznego wyjeżdżają­ cych łączyła się również ze zmianą charakteru studiów. Gdy dawniej szukano na obcych (i krajowym) uniwer­ sytetach przewidzianej programem wiedzy i stopni nau­ kowych, teraz coraz mniejszy procent młodzieży wień­ czył swe studia zdobyciem tytułu magistra lub doktora. Zmiana ta wiąże się z nowym składem społecznym stu­ diujących zwłaszcza za granicą — przedstawiciele za­ możnych i wpływowych rodzin nie musieli poprzez stu­ dia zdobywać dla siebie zawodu — jak również ze zmia­ ną zainteresowań wyjeżdżających. Jak wiemy, ludzi XVI w. interesowały studia typu hu­ manistycznego, a nie scholastycznego, który obowiązy­ wał jeszcze w większości uniwersytetów europejskich epoki. Równocześnie jednak, obok formalnego progra­ mu, większość uniwersytetów prowadziła wykłady z za-

74

Andrzej Wyczański

kresu języków klasycznych (łacina humanistyczna, gre­ ka, czasem hebrajski) i literatury starożytnej, uwzględ­ niając w pewnym stopniu i współczesną literaturę hu­ manistyczną, np. pisma Erazma z Rotterdamu. Tylko że opanowanie tych przedmiotów nie otwierało jeszcze drogi do stopni uniwersyteckich czy nawet do normal­ nych egzaminów. Niemniej one właśnie skupiały najwię­ cej zainteresowania młodzieży, one ściągały ją nieraz z daleka do uniwersytetów włoskich, szczególnie Padwy i Bolonii, niemieckich, francuskich. W Niemczech od lat dwudziestych rozwijająca się reformacja stanowiła do­ datkowy magnes dla młodzieży wbrew zakazom Zyg­ munta I. Motywem podróży zagranicznych była chęć studiów, poznania świata starożytnego, jego kultury, niekiedy re­ formacja. Jednakże z pamiętników czy dzienników wy­ nika coś więcej. Studia bowiem nie były jedynym celem jodróży, nawet dla tych, którzy specjalnie dla rozsze­ rzenia swej wiedzy jechali. Młodzi i starsi starali się zwiedzać kraje, przez które jechali, niezależnie od stu­ diów wyruszać w podróż do innych krajów, jeszcze da­ lej. Prócz Włoch i Niemiec wędrowano do Francji. Ni­ derlandów, rzadziej do Anglii, Hiszpanii, Portugalii, nie­ kiedy nawet za morze. Podróże te pozwalały poznawać nowe kraje, nowych ludzi, uczyć się języków, obserwo­ wać zwyczaje. Odwiedzano przy tym miejsca kultu, ale równocześnie oglądano góry, rzeki, krajobrazy, miasta i zamki, zapisując nieraz ciekawostki, wrażenia, reflek­ sje. Przy czym nie są to na ogół zapisy stereotypowe — wprost przeciwnie, starano się obserwować ludzi i ich życie, kraje przez nich zamieszkałe, ich ustrój, bogactwo czy ubóstwo, bez uproszczeń, uprzedzeń, niechęci. Ty­ powe dla renesansu zainteresowanie światem i człowie­

Uwagi o ksenofobii w Polsce XVI wieku

75

kiem było przy tych wyjazdach co najmniej równie istotnym elementem, jak chęć nauki i poznania kultury antycznej. Ważne dla nas jest w tym wypadku to, że nie wy­ czuwa się u Polaków podróżujących za granicę, sądząc po ich wspomnieniach, jakichś kompleksów, poczucia niższości, niepewności, zagrożenia. Wynika to chyba z dwóch przyczyn. Ówczesny rozwój gospodarczy Polski oraz skład społeczny podróżujących, ludzi zwykle za­ możnych lub wyposażonych przez bogatych mecenasów, powodował, że polscy podróżnicy na ogół znajdowali się w nienajgorszym położeniu materialnym. Byli oni albo zaopatrywani na bieżąco w gotówkę z kraju, albo mogli bez specjalnego trudu zyskać kredyt, gdyż mieli możność zwrócić zaciągniętą pożyczkę. W każdym razie ogromna większość podróżników, a nawet studentów, nie znajdo­ wała się na łasce obcych ludzi, nie musiała zabiegać o ich pomoc, pieniądze, nie była zagrożona w każdej chwili nędzą czy niedostatkiem. Z reguły Polacy nie znajdo­ wali się za granicą w sytuacji materialnej niepewnej i znacznie gorszej niż miejscowi, a to zapewniało im sporo swobody i w praktyce nie nastawiało do nich źle miejscowej ludności, nieobojętnej na zyski z ręki obco­ krajowca. Na ten bezkompleksowy stosunek do mieszkańców obcych krajów wpływały też elementy kultury. Zainte­ resowania humanizmem i renesansem były powszechne w Europie, przynajmniej w środowiskach kulturalnych, co ułatwiało nawiązanie bezpośrednich kontaktów. Je­ dnocześnie wykształcenie uzyskane w kraju — w domu, w gimnazjum humanistycznym czy na uniwersytecie krakowskim — oraz wiedza, doświadczenie, znajomość języków zdobyte za granicą powodowały, że trudno na

76

Andrzej Wyczański

ogół mówić o jakimś kompleksie niższości związanym z poziomem kulturalnym u podróżników polskich prze­ bywających za granicą. W każdym razie w pamiętnikach i dziennikach ówczesnych takich zjawisk z reguły nie widać ani w formie uwag o zapóźnieniu własnego kraju, ani w postaci bezkrytycznego wychwalania go w zesta­ wieniu z tym co obce, widziane w innych krajach. Powyższe uwagi miały wykazać, że zetknięcie się Po­ laków z cudzoziemcami u siebie czy też z obcymi kra­ jami, ich mieszkańcami, stosunkami, zwyczajami, kul­ turą, nie dawało specjalnych przyczyn do wytwarzania się kompleksów, pogłębiania poczucia odrębności i prze­ ciwstawiania własnego kraju i jego mieszkańców innym krajom. Nie można dostrzec więc czynników, które mo­ głyby prowadzić do powstawania zjawiska ksenofobii. Nie oznacza to jednak braku poczucia własnej przyna­ leżności narodowej, czyli tendencji do kształtowania się jakiegoś kosmopolityzmu, nie świadczy też, że nie było żadnych antagonizmów wobec przedstawicieli innych krajów i innych narodowości. Nie będziemy się tutaj zatrzymywać nad zagadnieniem tworzenia się i wzmacniania ówczesnych więzi narodo­ wych w Polsce, gdyż problem ten wymagałby osobnego i obszernego studium, którego nam wciąż brakuje. Na­ leży tylko podkreślić, że w zakresie rozwoju języka i kultury polskiej, kontaktów międzyludzkich — gospo­ darczych, politycznych, religijnych, społecznych — mo­ żna dostrzec wyraźne elementy integracji, nazwijmy to: poziomej, ówczesnego społeczeństwa polskiego, a wypo­ wiedzi w literaturze, publicystyce, dokumentach świad­ czą o dość daleko zaawansowanym poczuciu narodowym. Potwierdzają to ówczesne relacje cudzoziemców o Pol­ sce. Jednocześnie nie wyda je się, by popularne później,

Uwagi o ksenofobii w Polsce XVI wieku

77

a lansowane już w XVI w. przez S. Orzechowskiego, po­ jęcie ,,narodu” ograniczone do samej szlachty było wier­ nym odbiciem ówczesnych poglądów społecznych. Głos Orzechowskiego jest odosobniony, w każdym razie brak podobnej opinii u innych pisarzy ówczesnych. Natomiast zjawiska mobilności społecznej w sensie przesunięć międzystanowych wskazują, że bariery stanowe były wciąż przekraczalne i nie dawały podstawy do dzielenia społeczeństwa na grupy sobie przeciwstawne. Zresztą można się zastanawiać, czy u Orzechowskiego i później­ szych pisarzy termin: ,,naród szlachecki” odpowiadał na­ szemu rozumieniu pojęcia „naród”, czy też oznaczał ra­ czej, na wzór starożytny, grupy pełnoprawnych politycz­ nie obywateli. Obraz wyżej naszkicowany wydaje się zbyt jasny, by nie wzbudzał wątpliwości na temat jego zgodności z rze­ czywistością. Pragnę więc zaznaczyć, że staraliśmy się wykazać, że w XVI w. — bez dokładnego zresztą precy­ zowania daty początkowej i końcowej tego okresu — nie mamy wyraźnych postaw ksenofobicznych w spo­ łeczeństwie polskim, gdyż społeczeństwo zajmowało ra­ czej stanowisko otwarte wobec cudzoziemców w kraju i za granicą. Nie oznacza to jednak braku jakichkolwiek antagonizmów. Nie przeceniałbym przy tym drobnych antagonizmów wewnętrznych, jak na przykład spory z mieszczaństwem krakowskim o kazania w języku nie­ mieckim, pretensje polityczne do królowej Bony czy konflikt z Zakonem Krzyżackim, zakończony w 1525 r., skoro od tego momentu stosunki z Albrechtem układały się przyjaźnie. Gdy przegląda się publicystykę z czasów pierwszego bezkrólewia, rzucają się w oczy często występujące wro­ gie akcenty w stosunku do Habsburgów i ich kandyda-

78

Andrzej Wyczański

tury na tron polski. Można w tym wypadku podejrze­ wać, że kryje się za tym jakiś szerszy antagonizm wobec Habsburgów, a może i częściowo wobec Niemców w ogóle. W odniesieniu do Habsburgów sprawa jest dość jasna w świetle nie tylko polemiki przedelekcyjnej, ale i dziejów poprzednich dziesięcioleci. Po bliskich zwią­ zkach z Czechami i Węgrami pod berłem Jagiellonów, katastrofa Mohacza (1526) i natychmiastowe zagarnięcie przez Ferdynanda Habsburga Czech, a stopniowe w wal­ kach z J. Zapolyą również i Węgier, pozostawiły trwałe wrażenie w szerokich kołach opinii polskiej. Szczególnie bezwzględna walka z Zapolyą, cieszącym się poparciem i pomocą polską, walka zaciekła, mimo oczywistych ko­ rzyści, jakie z niej uzyskiwała Turcja, wywołała szero­ ką falę wrogości wobec Habsburgów w Polsce. Pogłębiły ten niechętny stosunek do Habsburgów scentralizowane *ządy wiedeńskie, odbierające jakąkolwiek samodziel­ ność Czechom, wreszcie walki Karola V Habsburga i Ferdynanda z reformacją w Niemczech i w krajach austriackich. Można się przy tym zastanawiać, czy antagonizm ten dotyczył jedynie władców habsburskich, ich bezwzględ­ nej zachłanności, związków z kontrreformacją, ich ła­ mania przywilejów i wolności w Czechach i na Wę­ grzech. Jakiś odblask tych niechęci musiał dotyczyć rów­ nież przedstawicieli krajów niemieckich, przynajmniej niektórych ich części, bardziej związanych z dynastią habsburską. W każdym razie częste i zaciekłe bijatyki polskich studentów w Padwie właśnie z tzw. nacją nie­ miecką mogłyby o tym świadczyć. Z drugiej strony, nie prowadziło to do przejawów ksenofobii i ograniczało się jedynie do dwustronnego antagonizmu. W środowi­ sku padewskim bowiem było wielu przedstawicieli in­

Uwagi o ksenofobii w Polsce XVI wieku

79

nych narodowości, by wspomnieć poza miejscowymi Włochami Francuzów, Anglików, Węgrów chociażby, z którymi jakieś sporne sprawy mogły istnieć, lecz w trwałe konflikty się nie przeradzały. O przejawach wrogości wobec Habsburgów, czy w nie­ których wypadkach szerzej w stosunku do Niemców, nie ma co się rozpisywać, choć jest to zjawisko najwy­ raźniej występujące wówczas wśród tzw. antagonizmów sąsiedzkich. Niemniej i ten antagonizm nie prowadził do przejawów ksenofobii, której w znaczeniu szerszego zja­ wiska społecznego w Polsce XVI w. chyba nie było.

J a n u sz T a zb ir UTSRQPONMLKJIHGFEDCB W a rsza w a S T O S U N E K D O O B C Y C H W D O B IE B A R O K U

zyxwvutsrqponmlkji

Sesja nasza, poświęcona walce z cudzoziemszczyzną 1 w kulturze polskiej, ukazuje w istocie ścieranie się dwóch zasadniczych nurtów, które można by nazwać ksenofobią i ksenofilią, nurtów znanych zresztą dobrze z dziejów innych krajów w XVI i XVII w. (np. stosunek do Włochów i Hiszpanów we Francji oraz w Niderlan­ dach, słynna „czarna legenda” na temat Hiszpanów itd.). Oba te nurty były wyrazem stosunku do innych syste­ mów kulturowych, uznawanych powszechnie za tak da­ lece odmienne, że aż mogące zagrozić odrębności naro­ dowej, obyczajowej czy nawet państwowej (por. stosu­ nek do cudzoziemszczyzny na Rusi Moskiewskiej). Ście­ raniu i konfrontacji tych dwóch prądów towarzyszył nieodmiennie dwojaki stosunek do reszty krajów Euro­ py, zwłaszcza zaś — jeśli chodzi o Polskę XVII czy Rosję XIX wieku (zapadniczestwo i słowianofilstwo) — do za­ chodniej części naszego kontynentu. Była to z jednej strony postawa zachłyśnięcia się sobą, wielkością — jeśli nie osiągnięć kulturalnych i gospodarczych, to przynaj­ mniej cierpień. Postawę tę nazwałbym przeszłościowo1 Notabene pojęcia tego nie znano u nas aż do czasów Oświe­ cenia, pisano ogólnie o „obcej mowie”, „postronnym obyczaju” czy potępiano tych, którzy pragną, aby w Polsce działo się „po francusku”, „po włosku” lub „po hiszpańsku".

Stosunek do obcych w dobie baroku

81

-optymistyczną; zapatrzeniu się w historię towarzyszy niemal z reguły akcentowanie minionych osiągnięć i po­ zycji zajmowanej ongiś w społeczeństwie. Narody za­ chowują się jak potomkowie zubożałych rodów, skłonni do przykrywania braków codziennego życia wspomnie­ niami dawnej świetności. Z postawą taką wyraźnie koliduje stale inna, którą można by nazwać porównawczo-pesymistyczną. A więc przypominanie jak bardzo mimo wszystko pozostaliśmy w tyle za innymi krajami Europy i jak nasze osiągnięcia są nieznaczne w porównaniu z tym, co zostało jeszcze do zrobienia. Okres baroku daje nam sposobność prześle­ dzenia w stanie niejako chemicznie czystym pierwszego z tych zjawisk: ksenofobii, zachłyśnięcia się sobą, prze­ konania, iż pozostałe kraje Europy nie dorównują Polsce pod żadnym niemal względem. Przez barok rozumiemy tu okres mniej więcej 1620 - 1740, a więc ciąg życia czte­ rech pokoleń, dostatecznie długi dla wyrobienia i na dal­ szą przyszłość pewnych odruchów i postaw, przede wszystkim wobec obcych. Podobnie jak skłócona politycznie i niejednolita już w XVI - XVII w. wyznaniowe Europa w obliczu groźby inwazji tureckiej lubiła podkreślać mimo wszystko swą jedność, tak też mieszkaniec zaścianka szlacheckiego na Mazowszu czuł solidarność ze szlachcicem spod Krako­ wa, Lublina czy nawet Kijowa, gdy chodziło o stosunek do cudzoziemca, który zagrażał jego przywilejom, do­ chodom lub wreszcie obyczajom. Wówczas tez w umy­ słach najmniej oświeconej szlachty powstają zbitki poję­ ciowe: mianem , Jutra” zaczyna się określać każdego, o stoi poza obrębem katolicyzmu (niezaleźme od cbaZYXWVUTSR te g o , jakie wyznanie reprezentuje), mianem „pludry zas kog .UTSRQPONMLKJ 6 —

sw o jsk o ść

i c u d z o z ie m s z c z y z n a

82

Janusz Tazbir

kto mówi obcym, a więc niezrozumiałym dla niewy­ kształconego Polaka językiem 2. Równocześnie jednak również i w warunkach Rzeczy­ pospolitej szlacheckiej XVII w. pojęcia „obcy” i „cudzo­ ziemiec” tylko częściowo pokrywały się ze sobą. Każdy cudzoziemiec, a więc człowiek przybyły z zagranicy i nie będący obywatelem państwa polskiego, był „obcym”. Nie każdy jednak obcy to cudzoziemiec. W świetle zna­ nych nam źródeł łatwo stwierdzić, że osiadłych w Rze­ czypospolitej i asymilujących się zresztą częściowo ob­ e x e m p li g ra tia cych grup etnicznych, że wymienimy cbaZYXWVUTS niemieckie lub ormiańskie mieszczaństwo, nie uważano za cudzoziemców, a co za tym idzie, za żywioł dla Polski obcy, szkodliwy czy wręcz niebezpieczny. Postępy kse­ nofobii wpłynęły natomiast wyraźnie na pogorszenie się stosunku szlachty do osiadłych w Rzeczypospolitej Ta­ tarów (pomawianych coraz powszechniej o czary i kon­ szachty ze światem islamu), do Cyganów, wreszcie do Żydów, których wygnania — na równi z arianami — do­ magano się w okresie najazdu szwedzkiego 3. Pewną rolę w traktowaniu tych grup jako zdecydowanie obcych mógł odegrać fakt, że z jednej strony nie ulegały one prawie w ogóle procesom asymilacyjnym, z drugiej zaś wyznawały religie niechrześcijańskie. Idąc dalej, w Wielkim Księstwie Litewskim na pewno nie uważano Polaków za cudzoziemców, podobnie zre­ sztą jak i w Prusach Królewskich. Jeszcze jednak 2 Por. na ten temat J. Tazbir, Ś w ia d o m o ść n a ro d o w a w tomie R zeczp o sp o lita i św ia t. S tu d ia z d zie jó w k u ltu ry X V II w ie ku , Wrocław 1971, zwłaszcza s. 38. 3 M. Bałaban. H isto ria i litera tu ra ży d o w sk a ze szc ze g ó l ­ n y m u w zg lęd n ien iem h isto rii Ż y d ó w w P o lsce, t. 3, Lwów 1925. s. 266 - 72.

Stosunek do obcych w dobie baroku

83

w wiele lat po unii lubelskiej trwa na Litwie walka z napływem „koroniarzy” na urzędy i dzierżawy; po­ dobne zjawisko obserwujemy w Prusach Królewskich, gdzie starano się nie dopuszczać przybyszów spod Kra­ kowa, a nawet i Wilna, do wyższych stanowisk. W poję­ ciu ,,Prusaków” czy ,.Litwinów” (terminy te umieszcza­ my w’ cudzysłowie, ponieważ oznaczały one po prostu mieszkańców danej prowincji, a nie narodowość) przy­ bysze ci reprezentowali element obcy, z którym walka stanowiła w XVI w. cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFE su i g e n e ris odmianę walki o wy­ łączność przywilejów dzielnicowych. Nie chcialbym tu wchodzić w zakres (brakującego zresztą na sesji) referatu na temat wieku XVI, wydaje się jednak, że w stuleciu tym szlachcie było daleko tru­ dniej odróżnić cudzoziemca, operując kryterium odręb­ ności języka, religii i wreszcie obyczaju. Państwo pol­ skie nie tylko bowiem stanowiło wówczas teren współ­ istnienia różnych grup etnicznych i religijnych, ale — co ważniejsza — koegzystencja ta znajdowała wyraz także w obrębie warstwy szlacheckiej. Znaczny jej pro­ cent nie znał w ogóle języka polskiego lub znał go bar­ dzo słabo. W XVII stuleciu mamy natomiast do czynie­ nia z polonizacją większości przedstawicieli tego stanu. Po wygnaniu zaś arian, uczynieniu z prawosławia religii niemal wyłącznie chłopskiej, a z luteranizmu kupieckiej, po stopnieniu szlacheckich zwolenników kalwinizmu do nielicznej grupki ł, katolicyzm staje się religią p a r e x c e lle n c e szlachecką, podobnie jak polszczyzna przyrodzo­ nym językiem tej warstwy. Cudzoziemca łatwiej więc 4 W drugiej połowie XVII w. popularny kaznodzieja, T. Mło­ dzianowski (K a za n ia i h o m ilie n a n ie d zie le d o ro c zn e , t. 2, Poznań 1681, s. 379), stwierdza, że ..kalwińska i lutcrska wiara” zaczyna być niemal tylko kupiecka.

84

Janusz Tazbir

było teraz wyróżnić, tym bardziej, że niósł ze sobą — zdaniem szlachty — zagrożenie tak podstawowych war­ tości, jak z jednej strony ustrój i religia, z drugiej zaś język, obyczaj i tradycja historyczna, a więc czynniki składające się na polską świadomość narodową. Świado­ mość obolałą, przeczuloną, nieufną, ograniczoną w du­ żym stopniu do szlachty, ale mimo wszystko o wiele sil­ niejszą, niż to miało miejsce w XV - XVI w. Takie za­ sadnicze przymiotniki, jak obcy, cudzoziemski, postron­ ny, zagraniczny, zakładały przecież cbaZYXWVUTSRQPONM e x d e fin itio n e istnie­ nie ludzi, ustroju, obyczajów, tradycji historycznej wreszcie, które można by określić mianem swoich, wła­ snych, polskich czy rodzimych. Rozpatrzmy po kolei te wszystkie, dość istotne ele­ menty, od kwestii zagrożenia ustroju przez obcych po­ czynając. Tak więc co najmniej od schyłku XVI stulecia każdego kolejnego monarchę podejrzewano o próbę za­ machu stanu na rzecz absolutyzmu; Zygmunt III miał w 1592 r. szykować noc św. Bartłomieja szlacheckim zwolennikom „złotej wolności”. Podobne zamysły wią­ zano za Władysława IV z planami wojny tureckiej 5. Na pewno zaś w kierunku zamachu stanu zmierzały pro­ jekty rozstrzygania na sejmie spraw większością głosów czy ustanowienia elekcji „vivente rege”, przypadające na lata sześćdziesiąte XVII w. Stanowiły one zarazem ostatnią próbę zmniejszenia różnic dzielących ustrój Rzeczypospolitej szlacheckiej od wzorów parlamentar­ nych angielskich czy holenderskich. Szlachta oparła się tym zakusom na jej przywileje w przekonaniu, że po­ dyktowała je wyłącznie zawiść ludzi, których oczy „nie 5 J. Tazbir, Z e stu d ió w n a d k sen o fo b ią w P o lsce w d o b ie p ó źn ego ren esa n su , „Przegląd Historyczny” 1957, s. 665 i n.

Stosunek do obcych w dobie baroku

85

znoszą blasku prawdziwej wolności polskiej” 6. Jak czę­ sto w historii, tak i teraz zasadnicza odmienność ustro­ jowa, połączona z przekonaniem o doskonałości rodzi­ mych form życia politycznego i społecznego, dyktowała pogląd, iż obcy uczynią wszystko, aby nam ten idealny ustrój (polską odmianę utopii 7) jeśli nie obalić, to przy­ najmniej podkopać. Wszystkie poczynania godzące w samą istotę przywi­ lejów szlachty opierały się, jej zdaniem, o cudzoziem­ ców. Wtedy nie znano jeszcze pojęcia ,,wroga wewnę­ trznego”; jeśli jednak dość często i chętnie przytaczano przykłady zdrady ze strony wojsk najemnych, pozosta­ jących pod komendą obcych oficerów 8, hiszpańskim czy włoskim jezuitom zarzucano, że po to wznoszą kolegia przy murach, aby w razie potrzeby móc wpuścić do mia­ sta habsburskie garnizony 9, a w cudzoziemskich gwar­ diach widziano potencjalnych wykonawców najgorszych zamysłów dążącego do absolutyzmu monarchy, to jest

0 A. Bruckner, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH L ite ra tu ra p o lsk a . P o c zą tk i — ro zw ó j — Warszawa 1932, s. 94. 7 Według A. Mączaka (K o n fro n tu ją c w ie k szesn a sty , ..Kwartalnik Historyczny” 1971, s. 874) „w społecznej rzeczy­ wistości Rzeczypospolitej program szlachecki miał wszelkie ce­ chy utopii”. 8 Por. P. Piasecki, K ro n ik a , Kraków 1870, s. 336 i 339. Zdaniem tego autora, od czasu poddania Szwedom Brodnicy na Pomorzu przez jej komendanta Francuza De La Montagne (paź­ dziernik 1628 r.) i klęski pod Górznem (15 II 1629) pogłębiła się „zakorzeniona od wieków podejrzliwość narodowa, która zabra­ niała wprowadzać do krajów Rzeczypospolitej obcego wojska pod znakami postronnych wodzów” (s. 339). 9 Zarzut ten występuje w licznych ówczesnych pamfletach antyzakonnych; por. L itera tu ra a n ty je zu ic k a w P o lsc e, 1578 - 1625. A n to lo g ia , oprać. J. Tazbir, Warszawa 1963, s. 65 i 79.

c za sy o sta tn ie .

86

Janusz Tazbir

rzeczą oczywistą, iż rola cudzoziemca niewiele odbie­ gała od tej, którą w XX w. zaczęto przypisywać V ko­ lumnie 10. Zdaniem Stanisława Herbsta n, sarmatyzm stanowił ideologię wolności (dodajmy: tylko szlacheckiej) i uosa­ biał mit arkadyjski (jedynie dla tej warstwy). Jest rze­ czą jasną, że rolę szatana w tym raju odgrywał cudzo­ ziemiec. Wszelkie koncepcje zmierzające do reformy państwa w duchu wzmocnienia władzy monarszej kwa­ lifikowano też mianem „praktyk cudzoziemskich”. Te zaś były w Rzeczypospolitej XVII w. synonimem naj­ gorszych intryg i zamachów na całość i dobro państwa oraz jego szlacheckich obywateli. Na użytek m. in. pu­ blicystyki politycznej ukuto sylogizm, mówiący, że vszystko co nowe i obce jest z natury rzeczy szkodliwe. Iziałacze reakcji katolickiej zarzucali więc ruchowi reormacyjnemu obce narodowościowo pochodzenie, nie­ zgodne z charakterem i tradycją historyczną Polaków. Zwolennicy protestantyzmu twierdzili natomiast, iż to właśnie nietolerancja religijna jest czymś nowym w pań­ stwie polskim, w którym od pokoleń współżyły ze sobą zgodnie różne religie i wyznania. Na zarzut, że „nową wiarę” szerzą niemieccy czy czescy predykanci, odpo­ wiadano przypominaniem roli, jaką włoscy prałaci i hisz­ pańscy jezuici odgrywają w rozpalaniu nienawiści wy­ znaniowej wśród Polaków. Ich charakter narodowy,

10 Liczne tego przykłady por. J. Tazbir, Ze cbaZYXWVU stu d ió w n a d jw., oraz tenże, K se n o fo b ia w P o lsce X V I w tomie A ria n ie i k a to lic y , Warszawa 1971. Oba te artykuły stanowią skrót obszerniejszej pracy na ten temat, wykonanej w 1950 r. i spoczywającej dotychczas w maszyno­ pisie. 11 S. Herbst, S a rm a ty zm ja k o id eo lo g ia w o ln o śc i, referat wygłoszony na sesji Instytutu Badań Literackich (1970). ksen o fo b ią i X V II w ie ku

Stosunek do obcych w dobie baroku

87

skłonny z natury do zgody i umiarkowania, dopiero pod wpływem obcych — jak twierdzono — wchodzi na drogę pogromów religijnych 12. Podobnie zaś jak tolerancja równała się postawie otwartej w kwestiach wiary (i nie tylko wiary), tak nie­ tolerancja stanowiła po prostu przeniesienie walki z cu­ dzoziemszczyzną na grunt wyznaniowy, była — wolno to tak chyba nazwać — ksenofobią religijną. Obie ucze­ stniczące w tym sporze strony, katolicka i różnowiercza, nie mogły być zresztą w pełni konsekwentne, skoro pierwsza z nich korzystała z pomocy cudzoziemskich je­ zuitów, druga zaś niemieckich, włoskich czy francuskich emigrantów szukających w Polsce azylu wyznaniowego. W tej sytuacji walka z cudzoziemszczyzną mogła się rozwijać przede wszystkim na zewnątrz danej organi­ zacji kościelnej. Nie wyłącznie jednak, bo wśród jezui­ tów polskich podnoszą się głosy protestu przeciwko spro­ wadzaniu do kolegiów niemieckich, hiszpańskich czy angielskich profesorów. Z drugiej zaś strony zwolennicy reformacji będą minimalizować rolę obcych przybyszów w ich ruchu; nawet arianie rozpoczynają polemikę z po­ glądem przypisującym Socynowi zbyt wielkie znaczenie dla rozwoju ich zboru. Od ustroju i religii przechodzimy do czynników skła­ dających się bezpośrednio na ówczesną świadomość na­ rodową, przy czym trudno tu o całkowite rozdzielenie tych zagadnień, ponieważ w żadnym chyba kraju wspól­ nota przywilejów stanowych z jednej strony oraz wspól-

12 Hieronim Moskorzowski twierdził np., że cudzoziemcy „do­ brotliwe natury polskie, a barzo dalekie ode kr wie, na hiszpań­ skie okrucieństwo przeciągnąć przeciw ludziom różnego nabo­ żeństwa usiłują” (cytuję za T. Pasierbińskim, H cbaZYXWVUT ie ro n im z M o sko rzo w a M o sk o rzo w sk i, Kraków 1931, s. 65).

88

Janusz Tazbir

nota religijna katolickiego państwa (okrążonego przez prawosławną Moskwę, luterańskie Prusy, kalwiński Siedmiogród i mahometańską Turcję) z drugiej nie wy­ warły takiego jak w Polsce wpływu na kształtowanie się świadomości etnicznej warstwy rządzącej. Już w XVI w. walkę z obcymi kandydatami na tron polski prowadzono pod hasłem obrony przed nimi podstawo­ wych wartości, takich jak język, obyczaj i wreszcie pol­ ska tradycja historyczna. Wyrażano więc dość często obawy, iż pod panowaniem Habsburgów polszczyznę spotkałby podobny los, co ję­ zyk czeski pod ich rządami. Obok zrozumiałej i godnej pochwały troski o własny język występują jednak w na­ der wyraźny sposób akcenty ksenofobii, widoczne choć­ by w wypowiedzi, że żaden język nie może się równać : polskim: ani ,.niemiecki gruby i pyszny, ani włoski chytry, ani też hiszpański jadowity” 13. W XVII w. opi­ nie te ulegają nasileniu; język polski staje się w przeko­ naniu niektórych pisarzy nie tylko najpiękniejszym, ale i najstarszym, co mu jeszcze bardziej przydaje blasku. Skoro — jak twierdzą zgodnie franciszkanin Wojciech Dembołęcki i przebywający na emigracji w Prusach arianin, Józef Naronowicz-Naroński — po polsku mó­ wili pierwsi rodzice w raju, jest rzeczą jasną, że nawet i łacina mu ustępuje, tym bardziej iż Niemcy, Francuzi, Szkoci i Hiszpanie nie znają prawidłowej wymowy tego języka, z czego zjadliwie wyśmiewa się Starowolski14. Obok obawy o język wyrażano również niepokój o za­ grożenie obyczajów narodowych przez cudzoziemskie:cbaZYX 18 P ism a p o lityczn e z cza só w p ierw szeg o b e zk ró le w ia , wyd. J. Czubek, Kraków 1906, s. 496. 14 S. Starowolski, D ecla m a tio co n tra o b tre c ta to res P o lo n ia e, Cracoviae 1631, s. H.

Stosunek do obcych w dobie baroku

89

hiszpańskie, włoskie, francuskie lub niemieckie, zależnie od osobistych uprzedzeń piszącego na ten temat. Naj­ częściej jednak przeciwstawiano ogólnie dawne polskie zwyczaje nowym, zgubnym i nagannym. .Jużby i obyczaje przyszło wam te stracić, A z nowymi się, nie wiem z jakimi, pobracić

— czytamy w pismach z czasów pierwszego bezkróle­ wia 15. Przez obyczaje rozumiano tu zapewne słynne „mos polonicum”, którym tak bardzo podróżująca po Europie zachodniej szlachta odróżniała się od jej miesz­ kańców. Kalwiński postyllograf, Krzysztof Kraiński, ostrzegający przed przyjmowaniem cudzoziemek za żony, również tłumaczy to niebezpieczeństwem wpro­ wadzania cudzoziemskich obyczajów. „Toż i ty, mło­ dzieńcze chrześcijański uczyń: Polakeś, Polkę sobie pojmi, nie cudzoziemkę, bo obyczajom cudzoziemskim przywykać trudno. Przyjdziesz z nią między ludzi, a ona obyczajów narodu twego nie umie, ani rozumie, aż się ludzie śmieją, i onę palcem ukazują, a ty na to patrząc bolejesz ...” 16 Sprawę obyczajów będzie później podnosił Andrzej Lubieniecki, Paweł Piasecki, Wespazjan Kochowski oraz inni przedstawiciele dziejopisarstwa doby baroku. Wraz z rozwojem historiografii zaczyna się szukanie w przeszłości narodowej uzasadnień dla pewnych aktu­ alnych posunięć politycznych, animozji czy sympatii. Nie jest rzeczą przypadku, że arianin Andrzej Lubieniecki,cbaZYXWVU 15 P ism a p o lity c zn e .... jw., s. 30. 18 K. Kraiński, P o sty lla K o śc io ła p o w sze ch n e g o a p o sto l ­ sk ie g o , Łaszczów 1611, fol. 19v - 20. Mogła to być również aluzja do cudzoziemskich żon Zygmunta III Wazy, wprowadzających na dwór polski niemiecką modę, język i obyczaje.

90

Janusz Tazbir

ukazujący w swej cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGF P o lo m e u ty c h ii zgubne skutki, które wypływają dla Polski z nietolerancji wyznaniowej, sta­ ra się całą winą za nią obarczyć obcych przybyszów; podobnie też i biskup Paweł Piasecki, zdecydowany przeciwnik wewnętrznej i zagranicznej polityki otacza­ jącego się cudzoziemcami Zygmunta III Wazy, przyta­ cza w swej kronice liczne przykłady nielojalnej czy wręcz wrogiej postawy obcych władców wobec Polski. Negatywną opinię o obcych chętnie wzmacniano przy­ kładami historycznymi, mającymi służyć za dowód, że panowanie Rychezy, Wacława Czeskiego czy Ludwika Węgierskiego przyniosło Polsce same szkody, a żadnych pożytków. Historiografia podobnie, tworzy zmyślony „rokosz gliniański” za panowania cudzoziemca, Ludwika Węgierskiego17, i rozpowszechnia bajeczkę o rzekomej zezi Węgrów w Krakowie w tym samym czasie (1386). Prowadzi to do upowszechniania w społeczeństwie szla­ checkim pewnych stereotypów myślowych, sprowadza­ jących się do stwierdzeń w rodzaju, iż żaden z obranych na tron polski cudzoziemców nie przyniósł „żadnego po­ żytku Rzeczypospolitej [...], ale zawsze szkodę abo jakie hańbę i niesławę” 18. Wszystko to łączono w pewne ciągi: ujemna ocena rządów Ludwika Węgierskiego służyła do krytykowania polityki Stefana Batorego; pisząc o Rychezie, miano na myśli Habsburżanki na tronie polskim; wreszcie kładziono znak równości między Krzyżakami a jezuitami po to, by udowodnić, jak szkodliwy może być dla polski zakon złożony z cudzoziemców i podpo­ rządkowany obcym zwierzchnikom. 17 Por. J. Maślanka, S ło w ia ń sk ie m ity h isto ryc zn e w lite ­ ra tu rze p o lskieg o O św iecen ia , Wrocław 1968, s. 22 - 23. 18 Z b ió r p a m ię tn ik ó w d o d ziejó w p o lsk ich , wyd. W. S.

Broel-Plater, t. 3, Warszawa 1858, s. 50.

Stosunek do obcych w dobie baroku

91

Negatywny stosunek do cudzoziemców rozciągano oczywiście na kraje przez nich zamieszkane. Faktyczna wiedza na ten temat uległa w XVII w. wyraźnemu osła­ bieniu, co zresztą nie przeszkadzało w formowaniu opinii. Wzajemne relacje: my i zagranica, Polacy i obcy zostają w dobie baroku oparte na pewnych z góry przyjętych założeniach, a nie na rzeczywistej obserwacji, zwłaszcza rozwijających się krajów zachodniej Europy. Za grani­ cę, nie tylko zresztą nasi rodacy, ruszali zazwyczaj już z jej gotowym obrazem, urobionym przez szkołę, tra­ dycję rodzinną, potoczną lekturę, przede wszystkim zaś przez owe stereotypy narodów utrwalone w Ic cbaZYXWVUTSRQ o n e s czy Im a g ia e s autorów rodzaju Barclaya 19. Zachód nie mógł naszej szlachcie aż do połowy XVII w. niczym właściwie zaimponować. Podróżujący tam Polacy nie mieli (poza nielicznymi wyjątkami) zrozumienia dla dorobku ówcze­ snej wiedzy, słabo orientowali się w sztukach plastycz­ nych, niezbyt imponował im rozkwit handlu. Nader pouczająca jest pod tym względem lektura pol­ skich dzienników podróży na Zachód Europy w XVII w. Jeśli szlachtę coś interesowało w Niderlandach, Wło­ szech czy Hiszpanii, to głównie pewne egzotyczne dla niej osobliwości — na zasadzie kontrastu oraz w wyniku przekonania, że ich przeszczepienie do Polski może się okazać korzystne dla upiększenia dworu, parku lub przyjęcia. Sprawy ustrojowe odnotowywano bez głęb­ szego zainteresowania, prądy literackie czy filozoficzne występują jedynie na marginesie diariuszy podróży. Nie były to bowiem nurty, które chciano by przynieść do oj­ czyzny. Moraliści ubolewali, że młodzież przywozi z za19 Por. interesującą rozprawę S. Kota na ten temat, « D e„Ricerche Slavistiche” 1958, nr 6.

sc rip tio g e n tiu m * d i p o e ti p o la cc h i d e l seco lo X V II,

92

Janusz Tazbir

granicy zgubne obyczaje, skłonność do zbytku, kart czy pijaństwa. Nikt jednak z najbardziej nawet gorliwych szermierzy katolicyzmu nie zarzucał w XVII w. młodym paniczom, że wracają z Paryża zarażeni libertynizmem, jansenizmem lub niezdrową chęcią radykalnych zmian ustrojowych w duchu absolutyzmu. Właśnie owe różnice polityczne stanowiły największy kamień obrazy: wzrost w wielu krajach władzy monar­ szej, idący w parze z gwałceniem swobód obywatelskich, ingerencją inkwizycji we wszystkie dziedziny życia, wreszcie z policyjnym systemem rządów widocznym w krajach podlegających dynastii Habsburgów, gdzie ,,za lada chłopa powieścią i skarżeniem bez słuchania i dawania sprawy w więzienia okrutne sadzają i mordują )y najzacniejszego szlachcica”20. W zakresie stosunków połecznych drażniły wyraźnie szlachtę przemiany bę­ dące następstwem początków rozwoju kapitalizmu na Zachodzie Europy: pewność siebie zamożnych i kultu­ ralnych chłopów holenderskich czy poniżające, według niej, zajęcia przedstawicieli włoskiej, niderlandzkiej lub angielskiej „gentry”, „którzy by nawiętszy panowie handlują i kupiectwem się bawią” (Jan Januszowski) 21. Co najważniejsze chyba, oglądane we Francji, Niem­ czech czy Niderlandach nieustanne niemal wojny (reli­ gijne, domowe i zagraniczne)22 budziły zadowolenie

•° J. Tazbir, Ze cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCB stu d ió w ..., jw., s. 660. 21 J. Januszowski, P o p ra w a n ie k tó ry c h o b y c za jó w p o l ­ sk ic h p o to czn ych , Kraków 1628, s. 137. 22 Jeden z publicystów rokoszu Zebrzydowskiego stwierdza: słyszeliśmy o francuskich i inderlanskich wieku naszego sro­ gich i okrutnych domowych kłótniach; sami, a świeżo, ledwieśmy na takie ognie przez ścianę sąsiedzką nie patrzyli” (P ism a p o lityczn e z cza só w ro ko szu Z e b rzy d o w sk ie g o , 1606 - 1608, t. 3 P ro za , wyd. J. Czubek, Kraków 1918, s. 295).

Stosunek do obcych w dobie baroku

93

szlachty, iż ostateczne zwycięstwo kościoła katolickiego nad reformacją, a demokracji szlacheckiej nad absolu­ tyzmem udało się osiągnąć w Polsce o wiele tańszym niż gdzie indziej kosztem. Mocarstwową — do czasu — po­ zycję Rzeczypospolitej przeciwstawiano chętnie i często owym państwom zachodniej Europy, pogrążonym w „srogich i okrutnych domowych kłótniach”. Brak więc było w rozumieniu opinii szlacheckiej pod­ staw do zachwytu nad zagranicą; stosunek do niej opie­ rał się zaś na trzech dogmatach dotyczących roli Polski w ówczesnej Europie. Pierwszy z nich został nazwany „dogmatem śpichrza”. „Było to — pisze Jerzy Topol­ ski — przeświadczenie o niezbędności polskiego zboża na rynkach zagranicznych i rozpatrywanie rytmu polskiej ekonomiki przez pryzmat eksportu zboża”23. Drugim dogmatem był rozwinięty w pełni dopiero w XVII w. mit „przedmurza chrześcijaństwa”: określał on nasze miejsce w Europie, wyznaczone na mapie kontynentu przez boskiego stratega, podobnie zresztą jak określał miejsce Austrii, Wenecji czy Węgier, które to państwa przez pewien czas również pretendowały do miana „przedmurza”. Trzecim wreszcie było przeświadczenie o doskonałości ustroju politycznego Rzeczypospolitej. Wszystkie te mity rzutowały w dość wyraźny sposób na lekceważący czy wręcz niechętny stosunek do innych narodów. Powszechnie twierdzono, że polskie zboża i polska szabla są im potrzebne, ba, nawet niezbędne. U schyłku XVI w. pisano: „towary nasze są tak zamorczykom potrzebne, że bez nich być nie mogą”. „Boć Ho-

23 J. Topolski, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGF Z a g a d n ie n ie g o sp o d a rk i w P o lsce w to­ mie zbiór. P o lsk a w e p o c e O d ro d ze n ia : p a ń stw o — sp o łec ze ń ­ stw o — k u ltu ra , pod red. A. Wyczańskiego. Warszawa 1970, s. 79.

94

Janusz Tazbir

lendrowie i drudzy nas potrzebują, nie my ich, i oni do nas jeździć muszą po chleb, byśmy i Turka panem mie­ li” 24. Podobnych wypowiedzi można przytoczyć bez liku. Szlachta polska uważała dość powszechnie, że nie tylko utrzymuje mieszkające na Zachodzie narody, ale broni najważniejszych wartości ideowych przez nie posiada­ nych, mianowicie wiary chrześcijańskiej. Była więc to służba jeszcze w interesie rzeczypospolitej chrześcijań­ skiej (nie tylko katolickiej, skoro Zygmunt III Waza szu­ kał pomocy przeciwko Turkom u króla protestanckiej Anglii, Jakuba I), a nie na rzecz Europy25. Cudzoziemcy, zdaniem szlachty, odpłacali za t«- służbę czarną niewdzięcznością. Pomijam już fakt, że wielo­ krotnie wymawiano Anglikom, Francuzom czy Niem­ com, iż siedzą bezpieczni za polską tarczą, zajmując się ak pogardzanym przez szlachtę handlem. W zamian za boże i inne płody ziemne obcy kupcy, jak twierdzono na sejmikach, oferowali luksusowe towary, szerząc ruj­ nujący zbytek. Nie śpieszono też z pomocą „przed­ murzu chrześcijaństwa”, knując różnorakie intrygi poza Polską26, a co ważniejsze — w niej samej. Do tej ujem­ nej wizji cudzoziemca dołączał się jego obraz jako wroga „złotej wolności”, o czym już wspominaliśmy poprzednio. Te negatywne opinie o mieszkańcach innych krajów Europy, przejawiające się w italofobii, germanofobii czy

24 J. Górski, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH P o g lą d y m e rk a n ty listyc zn e w p o lsk ie j m y śli e k o n o m iczn ej X V I i X V II w ie ku , Wrocław 1958. s. 83, oraz P ism a p o lity czn e z cza só w p ierw szeg o b e zkró le w ia , jw., s. 455. 25 Por. J. Tazbir, Rzeczpospolita i św ia t, jw., s. 67 - 68.

26 T. Młodzianowski pisał z goryczą, że Polacy proszą o posiłki panów chrześcijańskich przeciw Turkom, „a granica tej prośby była aż u Morza Indyjskiego, a cóż z tego za poży­ tek?” (K a zan ia jw., t. 3, s. 257).

Stosunek do obcych w dobie baroku

95

frankofobii, w połowie XVII w. coraz wyraźniej zlewają się u nas w jeden potężny nurt ksenofobii. Podobnie jak gwałty popełniane przez najeźdźców w okresie smuty „ostatecznie zniechęciły Rosjan do szukania jakiejkol­ wiek wspólnoty duchowej i zbliżenia kulturalnego z cu­ dzoziemcami” 2728 , tak też po latach „potopu” pozostała w Polsce trwała pamięć o obcych profanujących kościo­ ły, rabujących pałace i chaty chłopskie, pustoszących miasta. Te masy cudzoziemców, których trzeba było z dużym zbrojnym wysiłkiem przepędzać z kraju, nie mogły nie wpływać na upowszechnienie zjawiska kseno­ fobii oraz spotęgowanie walki z cudzoziemszczyzną. Byt państwa został — jak słusznie stwierdza Włady­ sław Czapliński — nagle zakwestionowany „przez obcy, innego wyznania i innej kultury naród”2S. Polskie przedmurze zamieniło się nagle w twierdzę, i to atako­ waną niemal równocześnie z trzech stron świata. Już przedtem przypominano chętnie, że Polska jest przez wrogów „wkoło otoczona”. Obecnie, zwłaszcza w dobie wojen kozackich, szwedzkich i tureckich, powiedzenie to nabrało groźnego, bo realnego sensu. W połowie XVII wieku nastąpiła więc wyraźna zmiana jakościowa, jeśli chodzi o stan bezpieczeństwa państwa oraz jego szla­ checkich obywateli. Przedtem bowiem we wszelkiego rodzaju konfliktach szło o ziemie pograniczne, najczęś­ ciej zresztą należące do Wielkiego Księstwa Litewskie­ go. Obecnie zakwestionowano sam byt państwa, snując pierwsze projekty traktatów rozbiorowych (Radziwiłło­ wie ze Szwedami, Rakoczy w Radnot w 1656 r.), o czym

27 M. O. K o j a ł o w i c z, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH C ztie n ija p o isto rii za p a d n o j R o ssii, cyt. za Z. Wójcikiem, D zie je R o sji, Warszawa 1971, s. 197. 28 W. C z a p 1 i ń s k i, O P o lsce sied e m n a sto w ie c zn e j. P ro b le ­ m y i sp ra w y , Warszawa 1966, s. 59.

96

Janusz Tazbir

szlachta na ogół wiedziała lub czegoś przynajmniej się domyślała. Wreszcie w stosunku do zagranicy (a ściśle do za­ chodniej Europy), obok konfliktów politycznych oraz rozbieżności ustrojowych, nie najmniejszą rolę odgrywał fakt, iż kultura szlachecka w dobie baroku, zwana przez większość historyków sarmacką, stanowiła po części typ kultury zamkniętej, opartej na obojętnym, nieufnym czy wręcz wrogim stosunku do tego, co przychodziło z Francji, Anglii, Niderlandów lub Hiszpanii. W XVI w. głośna w całej Europie nasza tolerancyjna postawa w sprawach wiary wiązała się z postawą otwartą wobec napływających z zagranicy nowinek nie tylko wyzna­ niowych, ale kulturalnych i politycznych, od mody i obyczajów począwszy, na wpływach literackich, arty­ stycznych i ustrojowych kończąc. Natomiast w kulturze następnego stulecia spotykamy nikłe tylko ślady zainte­ resowania dla systemów naukowych, religijnych czy po­ litycznych, powstałych w innych krajach. Perspektywę zmiany losu narodowego na lepsze wiązano bowiem z re­ guły z przestrzeganiem znanych przecież od dawna praw boskich i ludzkich, wyrażających się w fundamental­ nych zasadach ustroju politycznego Rzeczypospolitej. Na Zachodzie Europy od XVI w. zaczęto ją natomiast łączyć również i z poznaniem oraz podbojem nowych „wysp”, zarówno tych prawdziwych, odkrytych dzięki przedsiębiorczości i odwadze żeglarzy różnych nacji z Kolumbem na czele, jak i tych fikcyjnych, których znajomość ludzkość miała zawdzięczać śmiałej myśli Morusa, Bacona czy Campanelli29.

29 Por. J. Tazbir, cbaZYXWVUTSRQPONM K u ltu ra sta ro p o lska w o b e c w y sp d a le ­ k ic h w tomie P o lska w św iecie. S tu d ia z d zie jó w k u ltu ry p o l ­ sk ie j, Warszawa 1972, s. 248.

Stosunek do obcych w dobie baroku

97

Zwrot ten nie równał się jednak bynajmniej jakiejś świadomej i zdecydowanej próbie oderwania nas od kul­ tury zachodniej czy od reszty Europy. Nadal bowiem uczestniczono w ogólnoeuropejskim życiu kulturalnym, korzystając m. in. z dorobku cywilizacji antycznej. Wy­ rażając obawy o los języka narodowego po obiorze obce­ go króla, nie protestowano równocześnie przeciwko oszpecaniu polszczyzny makaronizmami, a do szczytów elegancji należało pisanie po łacinie. Nawet różnowiercy, atakując włoskich prałatów, posługiwali się tym języ­ kiem; zwalczając łacinę w liturgii, korzystali z niej w teologii. Ksenofobia i sarmatyzm odcinały nas od Europy zachodniej, gruntując tam przekonanie, że Pol­ ska jest krajem co najmniej egzotycznym, jeśli nie bar­ barzyńskim. Nie kolidowało to jednak w umysłach szlachty z przeświadczeniem, że stanowimy integralną część Europy, pojmowanej jako pewna wspólnota oparta na tożsamości kultury, wyznania i tradycji politycznych. Dość często podkreślano więc, że w Azji panuje despo­ tyzm, który u ludów Europy był zawsze znienawidzony i znoszony niechętnie. Aby się przekonać, jak dalece typ kultury zamkniętej wpływał na przekształcenie pewnych nurtów ideologii, wystarczy odwołać się do spraw wyznaniowych. Z jed­ nej bowiem strony kultura religijna kontrreformacji ulega na naszym gruncie daleko idącemu spolonizowaniu („sarmatyzacji”), z drugiej zaś doktryna socyniańska, choć powstała w dużym stopniu w Rzeczypospolitej szla­ checkiej, zostaje — wraz z jej twórcami — skazana na banicję. Podczas więc gdy Zachód Europy pasjonuje się drukami zawartymi w B cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDC ib lio th e c a F r a tru m P o lo n o ru m , w Polsce — poza garstką kryptoarian — nikt właściwie do nich nie sięga. Daremnie też usiłuje się odnaleźćUTSRQPON 7 —

S w o jsk o ść

i c u d z o z ie m s z c z y z n a

98

Janusz Tazbir

w Rzeczypospolitej tak żywotne gdzie indziej nurty opo­ zycji antykościelnej. Istnieli niewątpliwie ich pojedyn­ czy wyznawcy, brak było jednak grup ideologicznych, które by hołdowały tym doktrynom. Słowem, działali janseniści czy libertyni, nie było jansenizmu i libertynizmu. Mówiliśmy już o genezie ksenofobii, poglądach na za­ granicę oraz obawach związanych z przenikaniem wpły­ wów cudzoziemskich do Polski. Obecnie pragniemy się zająć konkretnymi przejawami walki z cudzoziemszczy­ zną w Polsce XVII w. Szczególne miejsce zajmowało w niej potępienie kontaktów kulturalnych z zagranicą, przede wszystkim zaś wyjazdów do obcych krajów, po których młodemu paniczowi „i Polska śmierdzi, i wszyst­ ko w niej gani”. I naszym to by lepszym było Kiedy by się po świecie nie wiele włóczyło —

pisał anonimowy autor w utworze cbaZYXWVUTSRQPO D ziew o słą b d w o r s k i (poł. XVII w.)30. Potępienie wyjazdów wiązano z ich nikłym pożytkiem dla młodzieży czy wręcz szkodliwoś­ cią, o czym dużo i chętnie pisali satyrycy oraz moraliści. W miarę klęsk spadających na Rzeczpospolitą głosy krytyczne zaczynają wyraźnie w tej kwestii przeważać. Wystarczy tu przypomnieć stanowisko zajmowane przez Adama Stephanidesa, Wacława Potockiego czy Andrzeja Maksymiliana Fredrę. Wyrażają oni przekonanie, że wy­ jazdy nie uczynią młodzieży doskonalszą, cnotliwszą i mądrzejszą. Skoro ustrój jest w zasadzie idealny, a brak nam tylko egzekucji dawnych dobrych praw (ponieważ upadają cnoty ludzkie), jasną jest rzeczą, że za granicą 20 B ib lio tek a sta ro żytn a p isa rzy p o lsk ic h ,

t. 5, Warszawa 1843, s. 273.

wyd. K. Wójcicki,

Stosunek do obcych w dobie baroku

99

nie warto jeździć po naukę. Łatwo bowiem przywieźć stamtąd tak wypaczony charakter i zgubne obyczaje oraz upodobania, że uniemożliwią one później podźwignięcie ojczyzny z upadku. Polska, jak pisał Fredro, „nie może się opierać na niczym innym, jak tylko na środ­ kach i radach polskich”, wszelkie sprowadzone z zagra­ nicy innowacje są zaś wręcz szkodliwe 31. Zdaniem Hen­ ryka Barycza nie był on takim ksenofobem, za jakiego się go powszechnie uważa 32, tym niemniej Fredro opa­ trywał wyjazdy na Zachód tyloma ograniczeniami i za­ strzeżeniami, że jest rzeczą jasną, iż traktował je jakocbaZYXWV m a tu ra , n e c e ssa riu m . Obok względów ideowych dużą rolę odgrywało tu przeświadczenie, że koszty tych podróży są niewspółmierne do korzyści, jakie się z nich wynosi. Powszechne zgorszenie budziły wydatki ponoszone w związku z zakupem zagranicznych towarów. Byłoby oczywiście niesłusznym uproszczeniem traktowanie wszystkich wypowiedzi na ten temat jako przejawów walki z cudzoziemszczyzną. Tym niemniej spotykane w nich przedstawianie zagranicy w roli Molocha pochła­ niającego dochody szlachty i rujnującego dobrobyt Pol­ ski. a obcych kupców jako groszorobów bogacących się naszym kosztem, stwarzało ekonomiczne uzasadnienie ksenofobii. Wielokrotnie wypowiadała się na ten temat poezja XVII wieku. Skarb ci winem żmie Węgrzyn, Indyja smakami, Anglik sukny i Niemiec, Turczyn spalerami; Włoch w piżmo, farby, jedwab, w perły, śkło, kamienie Rwie cię w pól, a świat wszystek rzuca w spustoszenie

81 J. Fr ey 1 i c h ó w n a, Id e a ł w y c h o w a w c zy szla c h ty p o l ­ s k ie j w X V I i p o c zą tku X V II w ie k u , Warszawa 1938, s. 127. 82 H. Barycz, A n d rzej M a k sym ilia n F re d ro w o b e c za g a d ­ n ie ń w y c h o w a w c zy c h , Kraków 1948, s. 31 i n.UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA 7*

100

Janusz Tazbir

— stwierdza jeden z uczestników rokoszu Zebrzydow­ skiego, przeciwstawiając temu dawny stan rzeczy, gdy Polacy, nie wydając tyle niepotrzebnie na różne ,,zbyt­ ki”, żyli skromniej i lepiej 33. Nawoływano do ich po­ hamowania: A potem te pieniądze, które dziś wywożą, Łupiąc nas, cudzoziemcy w różne świata strony. Zostaną na pożytek i wasz, i Korony34.

Podobną opinię wyrażali Piotr Zbylitowski, Andrzej Wolan, Andrzej Sokołowski czy Szymon Starowolski. Na kosztowne a niepotrzebne wydatki narzeka również Stanisław Słupski, pisząc w cbaZYXWVUTSRQPONML Z a b a w a c h o ra c kic h m. in. co następuje: ... przez to nie mamy Pieniędzy, iż je indziej wysyłamy. Za sukna drogie, za korzenia zbytnie, Za materyje owy niepożytnie, I za safijan, za picia kosztowne. Też i za fraszki włoskie niepotrzebne. Za piżma, tawty i płócienka złote, Też za perfumy i kabaty kłote, I za maszkary, które drogo płacą ...

Gdybyśmy zaprzestali tych zbytków, to choć ,,tęskniłby Turczyn, Węgrzyn, Włoch i Niemiec / Też i Angielczyk, każdy cudzoziemiec”, w Polsce natomiast „byłoby dosyć pieniędzy i chleba”. Toż samo powtarza za nim Włady­ sław Stanisław Jeżowski, stwierdzając: ... przez co pieniędzy nie mamy? Temu, że ich za fraszki indziej wysyłamy, Które Szkoci, jako chcą, drogo przedawają35. 33 P ism a p o lityczn e z cza só w ro ko szu ..., jw., t. 1, s. 58. 34 Ibidem, s. 375. 35 S. Słupski, Z a b a w y o ra ckie. 1618 i W. S. Jeżowski, O eko n o m ia . 1638, wyd. J. Rostafiński, Kraków 1891, s. 24, 27, 55.

Stosunek do obcych w dobie baroku

101

Ten ogólny atak przeciw zbytkom podsumowuje nie­ jako Opaliński, pisząc w cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH S a ty r a c h , iż cudzoziemcy ... wszystkie pieniądze z Korony Kształtnie wyprowadzają, zboża nasze płacąc I wszelakie towary fałszywą monetą. A my się w tym nie baczem, kupujemy drogo, A tanio przedawamy, stąd też nędze pełno. Nic obaczysz nikogo pieniężnego w Polszczę Okrom Włocha a Niemca ...30

Opiniom tym już wówczas dawano podbudowę ideolo­ giczną. Tak np. sejmik proszowicki z początkiem XVII w. stwierdza, iż towary zagraniczne „tak niszczą, że do służby i do poratowania ojczyzny coraz niepotężniejszymi stajemy się” 37. Nawet sympatyczne pomarańcze gromiono z tychże pozycji. „Dobrze wiemy — pisał w 1590 r. jeden z przeciwników jezuitów — ile zepsucia wprowadziły do naszej ojczyzny te hiszpańskie i włoskie przysmaki, jak bardzo zaszkodziły tężyźnie i prostocie obyczajów” 38. Podobnie gwałtowne ataki kierowano na modę, przy czym zwłaszcza panie znalazły się pod obstrzałem kry­ tyki ze strony przesadzających jak zwykle moralistów. Już Piotr Zbylitowski w P rzy g a n ie w y m y śln y m s tro jo m b ia ło g łó w sk im (1600) narzekał: Cóż się to ze mną dzieje? gdziem jest zaniesiony? Do Francy jej, czy do Włoch, gdzieli w insze strony?

(................................................................................. 1

... żadnej Polki tu nie baczę ...39

30 K. Opaliński, S a ty ry, oprać. L. Eustachiewicz, Wrocław 1953, BN I 147, s. 167. 37 A k ta se jm ik o w e w o je w ó d ztw a k ra k o w sk ie g o , wyd. S. K utrzeba, t. 1, Kraków 1932, s. 245. 38 L ite ra tu ra a n ty jezu ick a w P o lsc e ..., jw., s. 68. 39 P. Zbylitowski, P rzy g a n a w y m y śln y m stro jo m b ia lo g ło w sk im , wyd. K. Ba decki, Lwów 1910, s. 29.

102

Janusz Tazbir

W czterdzieści lat później Jeżowski narzeka, że Polacy tak często zmieniają strój, iż po wzorach francukich przyjdą austriackie, w końcu niderlandzkie: Na ostatek za czasem poślą po indyjski Na potym, kto będzie żył, po antypodyjskibronę i fortun bezpieczeństwo pewne, sztuki wszystkie godne rozumu ludzkiego w nich zakorzenione i coraz do większej przychodzące perfekcji, panów niezliczonych w każdym stanie szlacheckim i miejskim bogatych, a swego co mają, pewnych, lud według kondycji wygo­ dnie żyjący, a choćby najuboższy, żyć jednak mogący”. I dalej wyliczał Konarski wszystko to, czym — zdaniem jego— Europa górowała nad Polską, a więc: praworząd­ ność i autorytet władzy, wysoki poziom wyrobienia oby­ watelskiego, sprawna administracja, wymiar sprawie­ dliwości i bezpieczeństwo publiczne, zasobny skarb, go­ towość obronna kraju, rozwinięty handel, przemysł, gór­ nictwo, komunikacja itd. 55 Np. instrukcja województwa krakowskiego na sejm 1744. zob. M. Skibiński, op. cit., s. 190.

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

137

Był to oczywiście obraz wyidealizowany, zwłaszcza że Konarski, ulegając tradycji, do państw wzorcowych za­ liczył, i to na pierwszym miejscu, Wenecję, ale tego typu idea lizać ja będzie znamienna dla wszystkich niemal propagatorów europeizacji Polski w XVIII w. W dal­ szych tomach swego traktatu w sprawach ustrojowych powoływał się przede wszystkim na Anglię. Jako mo­ narchia i kraj akatolicki Anglia stanowiła dla opinii szlacheckiej przykład znacznie mniej strawny niż cieszą­ ce się zawsze pewną powagą republiki wenecka i genu­ eńska. Parlament angielski służył też za straszak przeciw próbom reformowania sejmu polskiego. Konarski zaś powoływał się nań jako na wzór i wbrew szerzonym mniemaniom, że wolność angielska jest pozorna, zapew­ niał, że Anglia jest ,,wolną i doskonałą rzeczpospolitą”, i że nie ma nad nią „szczęśliwszego i potężniejszego na­ rodu”. Konarski skierował też zdecydowany atak na sar­ macki mit inności Polski i Polaków oraz wynikającej stąd konieczności odrębnych od Europy zwyczajów i urządzeń. „Żebyśmy — pisał — my Polacy sami mieli się za rozumniejszych i za roztropniejszych nad cały na­ ród ludzki i nad wszystkie dawne i teraz kwitnące rzplite, to by było nadto, że nie rzekę, iżby to była jakaś osobliwa i niesłychana pretensja, która by nas na po­ śmiewisko całemu podała światu. Rządźmy się [...] jak ludzie rozumni, jak się rządzi reszta całego naszego ple­ mienia, nic nie pretendujmy nad ludzi. Odpowiedź ta, że to co inszego w inszych krajach, co inszego w Polszczę, tak jest mało rozumu mająca, że nie jest i odpowiedzi warta. Bo Bóg i fortuna nie szukali inszej gliny ani inszej formy na stworzenie Angielczyka, Szwajcara, Belgi, Wenety etc. [...]. Dajmyż więc pokój tym imaginacjom czy nadludzkim, czy nieludzkim, nie czyńmy, nie wiem

138

Jerzy Michalski

w czym różnicy między naszą a wszystkich narodów na­ turą, dopieroż nie przekładajmy się nad insze”. Konarski poddawał krytyce i odrzucał takie składniki sarmackiej mentalności jak wiara w szczególną opiekę Opatrzności nad Polską, kult dawnych praw, nieufność wobec wszy­ stkiego, co cudzoziemskie. On też chyba jako jeden z pierwszych w XVIII w. (nie znamy w każdym razie wcześniejszego wypadku) użył terminu ,,sarmacki” w pejoratywnym sensie 56. U schyłku czasów saskich zjawisko recepcji wzorców europejskich w zakresie filozofii, nauki, pedagogiki, gu­ stów literackich, recepcji nadrabiającej zaległości nieraz stuletnie, objęło niewielki krąg magnaterii, bogatej szlachty i duchowieństwa. Najłatwiej recepcja ta doko­ nywała się w dziedzinie mody i pewnych stron obyczaju, najtrudniej w dziedzinie idei społecznych i poliiyczno-ustrojowych. Część jednak magnaterii, ogromna więk­ szość duchowieństwa i szlachty tkwiła nadal w kulturze umysłowej i obyczajowości sarmackiej, w ufnym przy­ wiązaniu do tradycji i niechęci do cudzoziemszczyzny. Nie darmo ten ostatni czynnik wygrywała propaganda Czartoryskich przeciw stronnictwu saskiemu w okresie bezkrólewia po śmierci Augusta III 57.58

58 Szerzej o Konarskim piszę w artykule ScbaZYXWVUTSRQP ta n isła w K o n a rsk i w o b e c sa rm a ty zm u i p ro b lem u e u ro p e iza c ji P o lski w tomie zbiór. P o lska w św iecie. S zk ic e z d zie jó w k u ltu r y p o lskie j,

Warszawa 1972. 57 W. Konopczyński, P o lscy p isa rze p o lityc zn i .... jw., s. 209 - 11. Zob. też J. Michalski. P la n C za rto ryskic h n a p ra ­ w y R ze czy p o sp o litej, „Kwartalnik Historyczny” 1956, z. 4/5, s. 32. Dla zyskania popularności wśród szlachty propaganda ta bawiła się w atakowanie scudzoziemczałych magnatów używających ję­ zyka francuskiego, których rozmów nie może zrozumieć „rodo­ wity i godny Polak” (R esp o n s o d jp a n a R ze te ln ic k ie g o d a n y

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

139

Mentalność schyłkowego sarmatyzmu cechował, jeśli się tak można wyrazić, minimalizm ambicji, bierne ak­ ceptowanie słabości i nierządu Rzeczypospolitej jako fak­ tów nie dających się zmienić, a w istocie niegroźnych, krótkowzroczny optymizm, zacieśnienie zainteresowań do spraw polskiego partykularza, a nade wszystko zado­ wolenie z beztroski i względnego dobrobytu, jakie społe­ czeństwu szlacheckiemu przyniósł długotrwały okres pokoju. Oto jak w 1756 r. pisał „o teraźniejszym szczę­ ściu Rzeczypospolitej” Wacław Rzewuski: nie masz pod słońcem narodu, który by z nami w szczęściu się zrównał. Pokoju nieprzerwanego lat dwadzieścia obło­ żonych rachujemy, obfitujemy chwała Bogu we wszyst­ ko; swoboda, dostatki, bezpieczeństwo, urodzaje, naj­ droższe ludom niebios dary hojnie nam są użyczone, w domach naszych bogactwa, ozdoby i zbiory, w skrzy­ niach pieniądze, na stołach srebra, w gumnach zboża [...]. Cała Europa i wszyscy sąsiedzi nasi niedawno krwią się zbroczyli, wojska stotysięczne nie ubezpieczyli im po­ koju, skarby nieprzebrane do ocalenia ich nie były sku­ teczne, rada jednowładna i ustawiczna nie zabiegła ich uciskom. U nas lubo wojsko nieliczne, rady sejmowe niesforne, skarb niebogaty, ale że Bóg na nas łaskawy, a król o nas starowny, dlatego my tylko sami niby szczę­ ścia jedynacy, swobodni, spokojni, ocaleni, bezpieczni w pośrzodku burzących się wzajem narodów zostaliś­ my” 58. Była w tym oczywiście panegiryczna przesada,cbaZYXWVU jm p a n u M e n tyc k iem u .... cytuję według R. Kalety, « M o n ito r » z ro k u 1763 n a tle sw o ic h c za só w , w tomie R. K ale ta, M. Kli­ mowicz, P re k u rso rzy O św ie ce n ia , Wrocław 1953, s. 188). 55 W. Rzewuski, M y śli w te ra źn ie jszyc h o k o lic zn o ścia c h

(bez paginacji). Z tego rodzaju opiniami polemizował Konar­ ski w I części dzieła O sk u tec zn y m ra d sp o so b ie ; zob. przyp. 56.

Jerzy Michalski

140

autorowi chodziło bowiem o pochwałę błogosławionych skutków panowania Augusta III. Prościej ujmował to w znanej wypowiedzi Kitowicz: „... dobre czasy, pokój ciągły, obfitość wszystkiego całą myśl obywatela roz­ rywkami i uciechami zajmowały, ile gdy zrywane raz wraz sejmy nikogo nie wabiły do zatrudnienia się około dobra publicznego”. Piszący w czasie bezkrólewia Szcze­ pan Sienicki tłumaczył obojętność współczesnych Pola­ ków na fatalny stan państwa grożący w każdej chwili ostatecznym upadkiem, tym, że „tak strasznej bojażni [...] nie dopuszczają najpryncypalniejsze nierządu na­ szego maksymy. Pierwsza przyzwyczajenie się do nie­ zgody w obradach publicznych, dlatego o skuteczności onych niektórzy cale nie dbają twierdząc, że tak wiele sejmów nie doszło, a przecie nic się złego nie stało Pol­ szczę. Druga [...], że niektórzy natenczas tylko starają ię o poprawę nierządu, kiedy im bieda do żywego do­ kuczy [...] Trzecia maksyma, najwalniejsza i ojczyźnie najszkodliwsza zła opinia o trwałości wolności polskiej, jakoby to dlatego długo trwała, że w nierządzie zostaje Rzeczpospolita i twierdzą, iż poty trwać będzie w Pol­ szczę wolność, póki nieporządek, za czym dla tej przy­ czyny porządku postanowić wielu sobie nie życzą” 59. Świadomość tego, że naród polski trzeba dopiero „cy­ wilizować”, a Rzeczpospolitą wyprowadzić z dystansu dzielącego ją od innych państw, miał w najwyższym stopniu, wstępując na tron, Stanisław August, sam dzięki starannej edukacji doskonały Europejczyk. „Gdyby mógł — charakteryzował go nuncjusz Visconti — zre­ formowałby w jednym dniu cały kraj, cały naród, by go podnieść na poziom innych narodów o większej kultu­

59 S. Sienicki, Sposób cbaZYXWVUTSRQPONM n o w o o b m y ślo n y k o n k lu d o w a n ia cz. 1, Łowicz 1764, s. 28 - 29.

o b ra d p u b lic zn yc h ,

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

141

rze”.60 Zanim dokonać by się miało owo wielkie zadanie, trzeba było doraźnie tworzyć niemal z niczego aparat państwowy i dwór królewski. Starano się wykorzystać więc szczupłe grono urzędnicze po Sasach i ściągano cu­ dzoziemców: oficerów, dyplomatów, urzędników kance­ laryjnych, funkcjonariuszy gospodarczych, techników, lekarzy, artystów, nauczycieli dla królewskiej Szkoły Rycerskiej, a nawet służbę i rzemieślników nadwornych. Toteż dwór króla Piasta miał charakter na wpół cudzo­ ziemski, a panujący na nim styl życia odbiegał od oby­ czajów powszechnie jeszcze panujących. Nawet marsza­ łek Stanisław Lubomirski gorszył się, że król nie wy­ prawia uroczystych obiadów dla senatorów i dygnitarzy, a jada w kilkuosobowym gronie, dopuszczając do niego malarzy czy lekarzy 61. Nowe panowanie wydobyło na jaw to wszystko, co w Polsce zaliczało się do nowej formacji umysłowej już zeuropeizowanej i jak nigdy może potem przeciwsta­ wiało je elementom konserwatywnym, sarmackim. Ha­ sło Stanisława Augusta ,,nowego świata polskiego two­ rzenia” było hasłem do walki z tym, co od stulecia sta­ nowiło dominującą cechę tego świata. Program ten naj­ ostrożniej trzeba było realizować w praktycznej działal­ ności państwowej, śmielej można było rozwinąć go w działalności propagandowej, a najśmielej w poufnych projektach. Komisja Skarbowa czerpała wskazówki dla .swej ograniczonej działalności z nauk kameralistów, król starał się z pomocą cudzoziemców zorganizować nowo-

c0 Cytuję za E. Rostworowskim, cbaZYXWVUTSRQPO O sta tn i k ró l R ze c zy ­ Warszawa 1966, s. 46. 61 S. Lubomirski, P o d w ła d zą k sięc ia R e p n in a . U ła m k i p a m ię tn ik ó w i d zie n n ikó w h isto ry czn y ch (1 7 6 4 - 1 7 6 8 ), wyd. J. Łojek, Warszawa 1971, s. 97. p o sp o litej,

142

Jerzy Michalski

czesną artylerię, ale o stworzeniu systemu fiskalnego i podniesieniu dochodów skarbowych na skalę innych państw europejskich nie mogło być mowy, a próba mo­ dernizacji polskiego autoramentu stała się jedną z przy­ czyn wybuchu konfederacji barskiej. W słynnej mowie na sejmie konwokacyjnym 16 maja 1764 Andrzej Za­ moyski stawiał za wzór „państwa, które w takowej wol­ ności i rządzie, co my teraz, zostawały przedtem, teraz zaś do porządniejszej przyszły wolności”, w zakresie zaś spraw gospodarczo-społecznych wzywał do naśladownic­ twa zagranicy, nie robiąc różnicy czy chodzi o państwa ,.wolne”, czy też o monarchie 62. Powoływanie się na przykład „rządnych' krajów staje się powszechnie stosowanym argumentem publi­ cystyce, w różnych projektach i memoriałach. Konfron­ tacja z zagranicą służyła do wykazania polskiego zaco­ fania i konieczności naśladowania obcych wzorów. Wy­ nikało to z przyjęcia oświeceniowej idei postępu, prze­ konania, że Europa XVIII w. osiągnęła najwyższy sto­ pień rozwoju społecznego i kulturalnego, rozpoczętego w okresie Odrodzenia, gdy wyzwoliła się z „gotyckich” mroków średniowiecza i feudalnej anarchii. Polska w XVI w. towarzysząca Europie w tym procesie cofnęła cbaZ 62 H isto ria P o lski 1764 - 1795. Wybór te kstó w , wyd. J. M ic h a 1 s k i, Warszawa 1954, s. 76 - 77. W pierwotnych wersjach swej mowy Zamoyski powoływał się na Anglię jako na pań­ stwo, „gdzie sposób traktowania materii najlepszy być się zdaje”, która „jeżeli nie większą, to zapewne równą z nami zaszczy­ ca się wolnością” i gdzie „dobra ekonomika [...1 do swej przy­ prowadzona perfekcji" (B. Leśnodorski, M o w y A . Z a m o y ­ sk ie g o n a k o n w o ka c ji 1764 r. w tomie zbiór. K się g a p a m ią tk o w a

1 5 0 -lecia A rc h iw u m G łó w n eg o A k t D a w n y ch w W a rsza w ie , W a r ­ sza w a 1958, s. 394 - 95).

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

143

się w następnym wieku, pogrążając się w sarmatyzmie, z którego do tej pory całkowicie nie może się wydobyć 63. „W wieku naszym, kiedy Francja o wzmocnieniu sił i przymnożeniu ludności myśli, kiedy się Anglia o nowe osady i ugruntowanie potęgi morskiej stara, kiedy Ho­ landia handel swój coraz bardziej rozkrzewić pragnie, kiedy się wszystkie narody ku podżwignieniu wzmagają, mówić, iż dobrze nam tak, jak jesteśmy, nie zdaje mi się rzecz przyzwoita. Porządek, moc, handel, ludność, przy­ mierza składają całość szczęśliwego rządu. Jeżeli nie wszystkie te razem złączone dobra zaszczycają każde w szczególności Europy państwo, przynajmniej nie masz takiego, w którym by mniej lub więcej którekolwiek osobliwszym sposobem nie wydawało się. Nie schodzi na-

83 „Dla dobra rodzaju ludzkiego z anarchii powstała rządność, po rozbojach nastąpiła policja, pierwszy wizerunek rządu, wzno­ wiony w ciemności, światło wydoskonaliło rozumu, a grube oby­ czaje, jak nieszczęśliwości świata były przyczyną, tak ułaska­ wione — szczęścia jego stały się początkiem”. Tak charaktery­ zował ów proces Józef Wybicki i zwracał się do rodaków: „Narodzie [...] osądź sam, do której należymy epoki. Zacni oby­ watele, wam zostawię decyzją, czy w rzeczy samej przez rząd i prawa nasze późniejszych wieków doznajemy szczęścia [...] Oj­ czyzno, chciałbym cię przez miłość w liczbie stawić najrządniejszych królestw, ale podobno przeciwko tak czystemu synostwa sentymentowi czyniłbym, gdybym cię już między nimi umiesz­ czał. Powiem raczej, że jeżeli dobrze się poznawszy mniej podchlebny o waszym rządzie i prawach a sprawiedliwy wydacie na się, Polacy, wyrok, kiedyżkolwiek udzielnym a szczęśliwym będziecie ludem; jeżeli przecie w dawnej a błędnej o waszej wolności i potędze zostawać będziecie opinii, widzę otwartą przepaść, która tylko bytności waszej na świecie w pismach ma zostawić pamiątkę” (J. Wybicki, L cbaZYXWVUTSRQP isty p a trio ty c zn e , wyd. K. Opałek, Wrocław 1955, BN I 155, s. 54 - 55, 58); zob. też Z a sta n o w ien ie się n a d sc h yłk iem o siem n a steg o w ie k u , „Pamięt­ nik Polityczny i Historyczny” 1783, styczeń, s. 1-7.

144

Jerzy Michalski

rodowi naszemu na sposobności dojścia albo i przewyż­ szenia tych, którym teraz tylko zazdrości” — pisał „Mo­ nitor” 12 listopada 1766. Na Europę powoływał się „Mo­ nitor”, gdy atakował sprawy najdrażliwsze: przekona­ nie o wyższości szlachty nad innymi stanami i poddańczo-pańszczyźniany ustrój wsi64. Reformy Piotra Wiel­ kiego określał jako „heroiczne dzieło”, które twórcy swemu zjednało „nieśmiertelną sławę”. Na kartach „Monitora” pojawiły się też, jak wiadomo, najbardziej programowe i najostrzejsze ataki na sarmatyzm. One to właśnie przyczyniły się najwalniej do rozpowszechnie­ nia pejoratywnego sensu tego terminu 63. Skupione przy Stanisławie Auguście kręgi Oświeco­ nych posiadały pełną świadomość, że ówczesne odrodze­ nie kultury polskiej dokonuje się przez jej europeizację. Gotycka dzikość — pisał Albertrandi w programowej rzedmowie do „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych” — lie wiem jaką fatalnością po wiekach szczęśliwych, za­ szczyconych imieniem wielkich Zamoyskich, Kromerów, Tomickich, Kochanowskich [...] przywrócona, niknąć tych ostatnich wieków zaczęła. Obcowanie z cudzoziem­ cami, potrzeba trefunkowa ćwiczenia się w zagranicz­ nych językach, powieści, jakkolwiek niedoskonałe, tych, którzy zagraniczne zwiedzili kraje, otworzenie księgarni publicznych, powodem nam być zaczęły domyślania się, iż niewiadomość żadną się zasłaniać nie powinna preskrypcją. Uprzątniono zatem próżną onę starożytności marę, która nas ustrojoną powagą do czci zniewalała; uznano potrzebę wydoskonalenia narodu najwyborniej-81

81 Np. „Monitor” 1766, nr 24. 65 W. Konopczyński, cbaZYXWVUTSRQPON P o lscy p isa rze p o lity c zn i jw., s. 223 - 40.

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

145

szymi, już dawno u sąsiadów naszych kwitnącymi na­ ukami”.66 Teoria i praktyka europejska staje się autorytetem w każdej dziedzinie, czy to będzie rolnictwo, czy woj­ skowość, czy szkolnictwo, czy Kościół. Pewnym wyjąt­ kiem były sprawy polityczno-ustrojowe, gdyż niemal nikt nie występował przeciw zasadniczym podstawom wolnościowego ustroju Rzeczypospolitej, nie postulował wprowadzenia w Polsce absolutnej monarchii. Tym nie­ mniej poszczególne instytucje absolutystycznych państw europejskich, ich racjonalna administracja i rzekoma dbałość o interesy całego społeczeństwa niejednokrotnie były przedmiotem pochwał i stawiano je za przykład godny naśladowania. Za wzór bardziej służyć mogły jak zwykle państwa ,.wolne” z Anglią na czele 67, na której zalety ustrojowe Stanisław August niejednokrotnie nie wahał się powoływać w swych wystąpieniach publicz­ nych. Odrabianie przeszło stuletnich zaległości powodo­ wało, że czerpano niemal jednocześnie różne czasowo, a więc i treściowo elementy cywilizacyjnego dorobku europejskiego. Różność recypowanych elementów wyni­ kała też z różnego stopnia chłonności recypujących, ich postaw, interesów, dyspozycji umysłowych. JakkolwiekcbaZYXWVU 06 « Z a b a w y

P rzyje m n e

i

P o ży te c zn o *

(1 7 7 0 - 1 7 7 7 ).

W y b ó r,

wyd. J. P1 a 11, Wrocław 1968, BN I 195, s. 4 - 5. 07 Typowym przykładem może być wypowiedź pijara Win­ centego Skrzetuskiego: „...nigdzie powszechniejsza nie jest polityki nauka jak w Holandii i w Anglii, gdzie wszystkich pra­ wie stanów obywatele do publicznych interesów należąc dzielą czasy swoje między onych rozstrząsaniem a zabawami gospodar­ stwa i handlu. Stąd pochodzi, że żaden naród w materiach po­ litycznych i w interesach Europy oświeceńszy nie jest nad Ho­ lendrów i Anglików” (M o w y o g łó w n ie jszy c h m a te ria ch p o lity c z ­ n y c h , t. 1, Warszawa 1773, s. 158).UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA 10 —

S w o jsk o ść

i c u d z o z ie m s z c z y z n a

146

Jerzy Michalski

w czasach stanisławowskich niewątpliwie większość gór­ nych warstw społeczeństwa polskiego włączyła się w uniwersalistyczną kulturę europejską XVIII w. zdo­ minowaną przez kulturę francuską, nie można jednak mówić o jakimś uniformizmie poglądów i postaw tych łudzi, zwłaszcza zaś w polityce i koncepcjach ustrojo­ wych. Tradycyjne widzenie dwu światów w ówczesnej Polsce, świata postępowego zeuropeizowanego czy też sfrancuziałego i świata konserwatywnego staropolskiego (sarmackiego), jest jedynie przybliżeniem. Rzeczywi­ stość była bardziej złożona, oba światy przenikały się wzajemnie, a nawet reformatorskie czy antyreformator­ skie poglądy nie zawsze rozkładały się według owego schematu. Tym niemniej fakt, z którego współcześni zdawali so­ bie sprawę, że większość szlacheckiego „narodu” była nadal sarmacka, stanowił zasadniczy czynnik ówczesnej rzeczywistości polskiej i rzutował silnie na postawę lu­ dzi, którzy sami zerwali w zasadzie z sarmatyzmem. Wiadomo, że ówcześni przywódcy, jeśli krytycznie zapa­ trywali się na ustrój i mechanizm polityczny Rzeczypo­ spolitej, to na zewnątrz kryli się z tym przed ogółem, a często schlebiali tradycyjnym mniemaniom wyznawa­ nym przez ten ogół. Wielu inspiratorów Radomia i Baru, kulturą i obyczajem nie było Sarmatami, ale na zew­ nątrz wywiesili oni sztandar skrajnego konserwatyzmu i skupili pod nim większość narodu. Niektórzy z nich, mniej lub więcej szczerze, ale zawsze po cichu, stwier­ dzali potrzebę reform ustrojowych i po przepisy na nie nie wahali się zgłaszać do luminarzy francuskiego Oświecenia. Do przepisów tych odnieśli się jednak raczej niechętnie. Wyjątkiem były te, w których znajdowali

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

147

aprobatę własnych ideałów ustrojowych °8. Zaś Michał Wielhorski, gdy sam opracował program naprawy Rze­ czypospolitej, to oparł go wyłącznie na pierwiastkach ro­ dzimych. Wielhorski kazał bowiem „brać przodków na­ szych za jedyny wzór we wszelkich sprawach ojczy­ stych”, a potępiał „przyjęcie obcych a obyczajność na­ rodową i samą wiarę wątlących wynalazków”. Jeśli po­ woływał się na rozwiązania ustrojowe angielskie, to je­ dynie by wykazać ich odrębność od polskich 69. Konfederacja radomska i barska były ostatnim wiel­ kim ruchem politycznym na modłę staropolską. Jego klęska stanowiła kres dawnej sarmackiej Rzeczypospo­ litej, ale zarazem był on dowodem znaczenia sił konser­ watywnych w społeczeństwie polskim. Czartoryskim, którzy w 1764 ujawnili swe reformatorskie oblicze, uka­ zał on niebezpieczeństwo znalezienia się w izolacji. Świadomość tego oraz pogarszające się stosunki ze Sta­ nisławem Augustem wpłynęły na ewolucję ich progra­ mu i postawy politycznej w kierunku tradycjonalizmu i kazały łączyć się z dawnymi opozycjonistami i konfe­ deratami barskimi w nową opozycję antykrólewską. Przed sejmem 1776 Adam Kazimierz Czartoryski pro­ wadził agitację przebrany po sarmaćku, w czapce i z szablą u boku, objeżdżając dwory i dworki szlachec­ kie na Litwie70. Po tym zaś sejmie kaptował szlachtę w Brześciu, sławiąc „sentymenta”, „wspaniałość duszy”,

09 Sprawę tę zamierzam omówić w osobnej pracy. 00 M. Wielhorski, O cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCB p rzy w ró c e n iu d a w n e g o rzą d u w e d łu g p ie rw ia stk o w y c h R ze c zy p o sp o lite j u sta w , [b. m.] 1775, s. XII, 37 - 43. 70 Relacja rezydenta saskiego z Warszawy 19 VI 1776, Sachsisches Landes Hauptarchiv, loc. 3566.UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA 10*

148

Jerzy Michalski

,.czynności mądre i roztropne” sarmackiego herosa, Ra­ dziwiłła „Panie Kochanku” 71. Na tymże sejmie czołowy mówca nowej opozycji, poseł podlaski Markowski, prze­ strzegał przed Radą Nieustającą złożoną z ludzi, „którzy albo ukochaniem innych świata części, a nienawidzeniem własnego, albo biorący edukacją z cudzych narodów, a swojego nieznający, pociągać mogą ustawy z najprzeciwniejszym sposobem w zgadzaniu się z naszym kró­ lestwem”. Z aprobatą zaś powoływał się na swych mo­ codawców — szlachtę podlaską — którzy wprawdzie nie znają „światłej edukacji”, ale za to „w prostocie swojej formując dusze na staropolskiej cnocie” przeciwni są wszelkim nowościom i chcą, aby powrócił ,,wiek [...] loty, dni swobodne i spokojne, w których rządców było nało a pomyślności wiele” 72. Zwrot ku tradycjonalizmowi sarmackiemu nie wyra­ żał się u A. K. Czartoryskiego jedynie w chwytach de­ magogii politycznej. Ten oświecony Europejczyk (nb. zamyślający o ekspatriacji) przybrał postawę ad mira tora staropolskiego obyczaju w niektórych przynajmniej jego przejawach. Głosił pochwałę polskiego stroju i jego rzekomych walorów moralnych, krytykował modę za­ granicznych wojaży młodych szlachciców. Krytyka ta dotyczyła wprawdzie niewłaściwego sposobu tych wo­ jaży i Czartoryski przyznawał, że mogą być one poży­ teczne. Rzecz znamienna jednak, iż nie dawał on wska­ zówek, jakby należało celowo poznawać obce kraje (stu­ diów na zagranicznych uczelniach w ogóle nie brał pod uwagę) i koncentrował się wyłącznie na ukazaniu złych

71 Antoni Buchowiecki do Karola Radziwiłła 13 XI 1776, AGAD, Archiwum Radziwiłłowskie V 1574.cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH 72 D ia riu sz se jm u o rd y n a ry jn e g o p o d zw ią zk ie m K o n fe d e ra c ji G e n e ra ln e j O. N . a g itu ją ceg o się, Warszawa 1776, s. 76 - 77.

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

149

skutków zagranicznych podróży73. W kręgu Czartory­ skiego zrodził się też utwór gloryfikujący strój polski jako symbol patriotyzmu i heroicznych tradycji narodo­ wych — głośna O cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA d a d o w ą só w Kniażnina, utwór dziś ro­ biący wrażenie żartobliwego, ale współcześnie odbiera­ ny z całą powagą74. U Kniażnina przymiotnik ,,sar­ macki” nie miał pejoratywnego znaczenia, brzmiał du­ mnie. Oznaczał zdrowe tradycje rodzime, patriotyczne i rycerskie, przeciwstawione obojętności dla kraju i miękkości szerzonym przez wpływ cudzoziemszczy­ zny 75. Gloryfikacja wąsów i kontusza, choć budziła pro­ testy, repliki i drwiny, zyskiwała na popularności. 73 A. K. Czartoryski, K o p ia listu im ć p a n a D o św ia d c zy ń sk ie g o d o p rzy ja cie la ra d zą c eg o się w zg lę d em w y p ra w ie n ia d zie c i d o c u d zyc h k ra jó w , Warszawa 1778. Czartoryski zastrze­ gał się: „Nie chciałbym podpadać podejrzeniom, że powiększam poczet tych osób, które za samym tylko idąc uprzedzeniem, cu­ dzoziemcom i cudzoziemszczyznom są przeciwnymi. Znam do­ brze, że wiele u postronnych czerpać możemy nauki, że światła u nich powszechniejsze i szerzej się jak u nas rozchodzą" (s. 20-21). 74 O wypowiedziach samego A. K. Czartoryskiego na temat walorów stroju polskiego zob. jego K o m e d ie , wyd. Z. Zahrajówna, Warszawa 1955, Wstęp, s. 59; J. Michalski, « W a rsza w a », c zy li o a n ty sto łe czn y c h n a stro ja c h w c za sa c h S ta ­ n isła w a A u g u sta , Studia Warszawskie, t. 12, z. 1 (1972), s. 65; T. Mikulski, N a d te k sta m i K n ia żn in a w tomie W k ręg u O św ie c o n y ch , Warszawa 1960, s. 251 i n. 75 W redakcji trzeciej z r. 1783 O d y znalazły się następujące

wiersze: „Przybyła miękkość z obcego świata, / Poszła młódź za nią, poszli i starzy. / Obcym sam sobie został Sarmata, / Obcym kraj sercu, obcym wąs twarzy”. Cytuję za T. Mikulskim, o p . c it., s. 301. Związek cudzoziemszczyzny z „miękkością". zniewieściałością należał do obiegowych mniemań. Zob. choćby opinie J. Kitowicza, P a m ię tn ik i c zy li H isto ria p o lsk a , wyd. P. Matuszewska, Warszawa 1971, s. 477 - 78.

150

Jerzy Michalski

Wprawdzie Zabłocki wyszydzał sarmatyzm w komedii pod tymże tytułem, ale sztuka ta nie zyskała powodze­ nia. Ówczesna komedia dydaktyczna chętnie podejmuje i znacznie rozszerza istniejący już u Bohomolca wątek krytyki snobistycznego naśladowania cudzoziemszczy­ zny i coraz częściej pozytywnych bohaterów ubiera w strój polski, czyni ich zacnymi domatorami. W usta zaś bohaterów negatywnych, ubranych we fraki, gar­ dzących dawnym obyczajem, wkłada krytyki sarmaty zmu76. Powrót do stroju polskiego staje się „patriotycznym” hasłem w przededniu i w pierwszym okresie Sejmu Czte­ roletniego. Niektóre instrukcje sejmikowe żądały, aby posłowie polscy przy obcych dworach obowiązkowo no­ sili się po polsku. Kierowany przez Puławy sejmik lu­ belski stwierdzał, iż jest powszechnym żądaniem, „aby vszyscy w Koronie obywatele nie inszego stroju zaży­ wali, tylko krajowego, tj. nosząc się po polsku i goląc głowy” 77. I rzeczywiście, zwłaszcza wśród działaczy po­ litycznych dbających o popularność następował powrót do kontusza, a wysyłani przez sejm na placówki wielcy panowie nie szczędzili kosztów na wspaniałe staropol­ skie stroje. Że fascynowało to współczesnych, nawet ludzi mło­ dych, należących do oświeceniowej formacji, świadczą zachwyty J. U. Niemcewicza nad „postacią prawdziwie sarmacką” Radziwiłła „Panie Kochanku”. „Pamiętam — wspominał po latach swe wrażenia z czasów Sejmu Czte­ roletniego — gdy wchodził do senatu w karmazynowej ferezji z sobolami, spiętej u góry diamentową klamrą,

76 J. Michalski, ^W cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFED a rszaw a * ..., jw., s. 64 - 68. 77 Tenże, S e jm iki p o selsk ie 1788, „Przegląd Historyczny” 1960, s. 473 - 74.

Sarmaty zm a europeizacja Polski w XVIII wieku

151

sobolim kołpaku, lamowanym żupanie, żółtych butach, pysznie głowę trzymając do góry, rzekłbyś, że się wieki Zygmuntów wróciły”.78 Pojawiały się też postulaty za­ kazania lub przynajmniej ograniczenia wojaży zagra­ nicznych. Sejmik sieradzki motywował to tym, że „z no­ wo nabytych zagranicznych zwyczajów patriotyczne nikną, a cudzoziemskie, religii i prawom narodowym przeciwne, kwitną, religia katolicka słabieje”79. Kontrofensywa swojszczyzny miała istotne znaczenie na terenie militarnym. Na sejmie 1786 uchwalono wy­ kluczenie cudzoziemców ze stanowisk oficerskich. Jak konstatował Stanisław August, ,,przesąd sarmacki dzia­ łał tak potężnie i tak gwałtownie”, że ci nawet posło­ wie, którzy uważali uchwałę tę za szkodliwą, bali się jej przeciwstawiać z obawy, „iż będą uznani za wrogów na­ rodu” 80. Na Sejmie Czteroletnim ten sam „przesąd sar­ macki” (poparty konkretnymi interesami szlachty) umo­ żliwił stronnikom hetmańskim przeprowadzenie w zna­ cznej części swego programu aukcji kawalerii narodo­ wej kosztem piechoty (czyli autoramentu cudzoziem­ skiego). Argumentowi stronnictwa królewskiego, że pro­ porcję piechoty do kawalerii trzeba wzorować na woj­ skach innych państw europejskich, Branicki i marszałek Sapieha przeciwstawiali argument odrębnego „geniuszu” polskiego i cechującej szlachtę polską wyjątkowej wa­ leczności, która stanie za fortece, za przewagę liczebną i wyposażeniową obcych armii. Branicki, mistrz dema­ gogii, chcąc podnieść prestiż kawalerii narodowej, utoż-

78 J. U. Niemcewicz, cbaZYXWVUTSRQPONMLK P a m ię tn ik i c za só w m o ic h , wyd. J. Di hm, t. 1, Warszawa 1957, s. 300. 70 J. Michalski, S e jm ik i p o se lsk ie 1788, jw., s. 474. £0 E. Rostworowski, S p ra w a a u k c ji w o jska n a tle s y tu a ­ c ji p o lity c zn e j p rze d sejm em c zte ro le tn im , Warszawa 1957, s. 223.

152

Jerzy Michalski

samiał ją z siedemnastowieczną husarią i dął w dudkę megalomanii narodowej. „Miło było Janowi III — prze­ mawiał na sesji sejmowej 5 lutego 1789 — gdy zoba­ czywszy pod Wiedniem wojsko tureckie zapytał się swo­ jej kawalerii, czy można go atakować; usłyszał odpo­ wiedź: królu, żeby się obłoki na nas waliły, na kopiach je swoich wstrzymać potrafiemy. A powiedziałbyż to który inszy żołnierz jak Polak i towarzysz? Pójdźmy do wyprawy Chodkiewicza, który widząc licznego nieprzy­ jaciela nie śmiał uderzać małą garstką kawalerii na niego. Powiedzieli mu: atakuj hetmanie, wtenczas policzemy ich, jak pobijemy. A któryż to gadał, jeżeli nie Polak i nie towarzysz?” 81 Początek Sejmu Czteroletniego znamionował ogromny wzrost dobrego samopoczucia narodowego, wręcz niekie-cbaZY 81 D ia riu sz se jm u o rd y n a ry jn e g o p o d zw ią zk iem K o n fe d e ra c ji G en era ln ej O . N . w W a rsza w ie ro zp o częteg o r. p . 1788, t. 2. cz. 2, ;. 32- 48; zob. też W. Kalinka, S e jm c ztero letn i, t. 1, cz. 2, Kraków 1895, s. 544 - 47, i E. Rostworowski, Z d ziejó w g e ­ n e zy T a rg ow icy, „Przegląd Historyczny” 1954, s. 21 - 23. Zachwy­

ty nad rodzimą wojskowością, które robiły karierę w r. 1788, warto zestawić z krytyką jej przestarzałości wypowiadaną w pierwszym dziesięcioleciu panowania Stanisława Augusta (ale również i w czasie Sejmu Czteroletniego) — zob. E. Rostwo­ rowski, S p ra w a a u k c ji w o jsk a .... jw., s. 80 - 81, 269. W r. 1769 młody Aleksander Lubomirski pisał: „Już od 60 lat w obrzydłej żyjemy gnuśności, lękamy się najmniejszej grenadierskiej czapki, a całą ufność pokładamy w serc naszych od­ wadze, która ustępować musi każdemu cudzoziemskiemu rząd­ nemu wojsku" (List ... z p o żeg n a n iem o jc zy zn y d o p e w n e g o p rzyja c ie la , rkps Bibl. Ossolineum 1410). — „Charakter i ge­ niusz wolnego Polaka z ciężkością tej się podda podległości, której teraźniejsza wojenna sztuka wymaga; nie masz u nas tych sprężyn mocy w rządzie, jaka jest w tych wszystkich kra­ jach, których narody są dzisiaj bitnymi” („Pamiętnik Polityczny i Historyczny” 1783, styczeń, s. 87).

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

153

dy samouwielbienia, tak znamiennego dla sarmackiej mentalności. Z ust ,.patriotów” nie słychać było krytyki organicznych wad ustrojowych Rzeczypospolitej, jej sła­ bość składano na karb przemocy i intryg sąsiadów, a w przeżywanym zrywie emancypacyjnym chciano wi­ dzieć powrót do dawnej świetności. Tradycje narodowe, przykłady przodków82 (wśród nich i takie jak rokosz Lubomirskiego), nie zaś wzory europejskie przyświecały „patriotycznym” mówcom. „Naród — przemawiał 24 października A. K. Czarto­ ryski — zrzucił tę potwarz, którą w oczach Europy był czerniony, że sam swoich nieszczęść był źrzódłem i sam do własnej pomyślności stawił sobie przeszkody. Poka­ zał się takim, jakim był, jakim jest, kiedy w postaci wol­ nego narodu pokazuje się”. Księcia generała przelicytowywał jego domownik Stanisław Kublicki: „Na tym już jest teraz Rzeczpospolita znaczenia stopniu, że gdy siłom graniczących mocarstw liczbą wyrównać nie może, prze­ wyższa one wspaniałością narodu i miłością ojczyzny swojej. Niech się wstydzi niechętne o narodzie polskim mniemanie, że naród utraciwszy pierwotną przodków swych znakomitość [...] żadnych nie brał śrzodków do dźwigania się z niemocy i obelżywego nad sobą wygóro­ wania. Ukazał naród dziś płonnym to mniemanie” 83. 82 Tak np. na sesji 12 I 1789 poseł inflancki Józef Weyssenhof twierdził, że „przy dawnym rządzie, przy [...] formie onego, lubo nie nadto poprawnej, sławę jednak i potęgę Polski zostawili nam niedawnych czasów chwalebni przodkowie nasi kwitnącą i całemu światu znaną”, a poseł krakowski Marcin Śląski przypominał, że Rada Nieustająca „czyniła zamachy na obalenie świętych ołtarzów wolności, bóstwa tego, któremu przodkowie nasi cześć i hołd z uszanowaniem wyrządzali” (Dia­ riusz ..., jw., t. 2, cz. I, s. 112, 132).cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA 63 D ia riu sz ..., jw., t. 1, cz. I, s. 118 - 20.

154

Jerzy Michalski

Patriotycznym posłom i senatorom nie schodziła z ust polska „wolność” i potrzeba jej przywrócenia, tzn. oba­ lenia ustroju Rady Nieustającej, złego przez to, że był obcy i stanowił nowość. Na krótko przed sejmem pu­ ławski ośrodek „patriotycznej” opozycji piórem Stani­ sława Potockiego tak przedstawiał narodowi program „poprawy rządu krajowego”: „Nie myślę ja wzruszać dawnych zasad rządu naszego, lecz do nich wrócić, nie napełniać nowościami kraj nasz, lecz do tych świętych dawnych stosować się ustaw, wśród których szanowna Polska w wolność i potęgę kwitnęła. Cóż nam spłodziły nowości? Oto kraju utratę, rząd nienawisny i obrzydzo­ ny. Mieli przodkowie nasi dość światła, by Rzeczpospo­ litą urządzić, i dość odwagi, by urządzoną bronić. \Iy od­ miennym idąc torem jedno i drugie straciliśmy”. Ataku­ jąc Radę Nieustającą, za której główną wadę uznawał L.o, że jest nowością, Potocki nawracał do klasycznie Sar­ nackiego poglądu: „Polska i Polak tak daleko się różnią od wszystkich innych krajów i narodów, że żaden obcy rząd, jakim jest Rada i jej departamenta, służyć dla nich nie może”.84 Wtórował mu na sejmie 12 listopada 1788

84 1S. Potocki], M cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFED yśli o o g ó ln ej p o p ra w ie rzą d u k ra jo w e g o , b. m. i r., bez paginacji. W przeciwieństwie do propagandy „pa­ triotów” spod znaku Puław, obrońcy Rady Nieustającej głosili nadal program europeizatorski. „Nie można wprawdzie — pisał Kazimierz Konstanty Plater — oczyma dzisiejszymi patrzyć na skład dawnego ułożenia, kiedy Europa i w onej rządy co wiek prawie na inną przelewają się formę i kiedy co w Polszczę daw­ niej było dobrym, było dla przyczyny, że i okolicznie podobnie za dobre było wziętym. Że jednak przez ten sam argument Pol­ ska dawnych układów swoich powinna zapomnieć, aby się do podobieństwa dzisiejszego stanu rządów przybliżała, a ta zmiana konieczną jest i nadal zawsze podobnie będzie dla rozświecających się w świecie rozumów, prawidła i systemy w proporcji

Sarmaty zm a europeizacja Polski w XVIII wieku

155

krewniak i polityczny sojusznik, Piotr Potocki: „Niestatek czyli szkodliwy obcego dokładu zamysł rząd ten sta­ rożytny przedsięwziął odmienić, powoli tego dokazawszy, że wojsko, skarb i prawo, najwyższe Rzeczypospo­ litej władze, poruczone zostały Radzie Nieustającej [...]. Naród znając dobrze, co jest szkodliwe swobodzie jego i szczęściu, dalekim był od najmniejszych w rządzie od­ mian, lecz to mówiąc biorę za naród istotę jego, albo­ wiem obraz im więcej ma farb obcych, tym więcej do istoty swojej niepodobieństwa”.83 Była w tym i demago­ giczna taktyka (świadcząca zresztą o sile nastrojów, którym trzeba było schlebiać), ale również i uleganie ogólnemu prądowi, i szczera z nim solidarność. Ten współudział ,.patriotów” oświeconych i „patrio­ tów” reprezentujących ideologię staroszlachecką Claude Backvis tłumaczył wpływem tych elementów później­ szej fazy ideologii oświeceniowej, które zawierały zasad­ niczą krytykę absolutyzmu i które padały w Polsce na grunt niezwykle podatny 86. Wolnościowy ustrój Rzeczy­ pospolitej, oczyszczony z anarchicznych wynaturzeń, znajdował nową ideologiczną podbudowę. Tradycyjne ideały republikańskie zyskiwały oświeceniowy szlif do­ dający im nowego blasku. Szczególne znaczenie miały, jak wiadomo, opinie Rousseau w cbaZYXWVUTSRQPONMLK U w a g a c h n a d rzą d em P o lsk i, aprobujące wiele elementów staropolskiego ustroju, a przede wszystkim zalecające zachowanie odpomnożonych świateł przemieniających” (L isty syn ó w

p o sła i k o n sylia rza d o o jca n a w si m ie szk a ją c e g o ... w m a te ria c h d zi ­ sie jszy se jm za tru d n ia ją c y c h . C zęść c zw a rta r. 1788, b. m., s. 10). 85 D ia riu sz ..., jw., t. 1, cz. 2, s. 60. 60 C. B a c k v i s, L e s c o n tra d ic tio n s d e l ’ a g e sta n isla vie n w tomie zbiór. U to p ie e t in stitu tio n s a u X V IU e sie c le , Paris

1963, s. 115 - 17.

156

Jerzy Michalski

rębności Polaków, ich charakteru, obyczajów, stroju, in­ stytucji, od reszty Europy. Poglądy Rousseau brane lite­ ralnie i powierzchownie były wodą na młyn tradycjona­ lizmu. Pochwały cnót Polaków, opinia, że anarchiczna i słaba Polska wykazuje więcej żywotności od najlepiej zorganizowanych państw, w istocie zmurszałych i zbli­ żających się do zagłady, mogły zachęcać do zatraty auto­ krytycyzmu i do samouwielbienia narodowego Oddzia­ ływał wreszcie przykład rewolucji amerykańskiej, a po­ tem antyabsolutystycznych ruchów w Europie z rewo­ lucją francuską na czele, oczywiście w jej fazie począt­ kowej. To osobliwe mieszanie i łączenie się wpływów po­ stępowej ideologii europejskiej z ideologią wywodzącą się z tradycji złotowolnościowych bardzo interesująco ukazał Rostworowski na przykładzie problematyki woj­ skowej 87. Trzeba też pamiętać, że w miarę czasu Oświe­ cenie w silniejszym lub słabszym stopniu ogarniało co­ raz szersze kręgi średniej szlachty (zwłaszcza młodego pokolenia), a więc warstwy najsilniej przywiązanej do tradycji rodzimych i ziemiańskiego stylu życia. Jednocześnie istniała już świadomość, że „wiek Stani­ sława Augusta” przyniósł zmniejszenie dystansu między Polską i Europą, która przestawała być bezwzględnie imponującym modelem. „Nie widziała Europa w prawodawctwie politycznym nic rozsądniejszego, na co by się dawne i spółczesne zdobyć mogły narody” — pisał z du­ mą Kołłątaj o Komisji Edukacji Narodowej 88. Z deza-

67 E. Rostworowski, cbaZYXWVUTSRQPO S p ra w a a u k c ji w o jsk a jw., s. 77 - 91. 88 H. Kołłątaj, L isty A n o n im a , wyd. B. Leśnodorski, H. Wereszycka, t. 2, Warszawa 1954, s. 85. — Staszic w U w a g a ch n a d ży cie m Ja n a Z a m o y skie g o z charakterystyczną dla siebie skłonnością do przesady twierdził, że Polska „naj-

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

157

probatą natomiast wyrażał się o wielu zjawiskach w przodujących krajach Europy: „Nie masz narodu, któremu by większe przyznać można oświecenie, w któ­ rym by się materiami skarbowymi bardziej zatrudniano i o nich pisano, a przecież nie masz drugiego, który by miał większe nad Francją długi i w którym by niesprawiedliwsze podatkowania najdowały się rodzaje”. Kry­ tykował fiskalizm austriacki, a wojskowość Fryde­ ryka II nie była już dlań godnym bezkrytycznego na­ śladowania ideałem, podobnie jak i cała taktyka wojsko­ wa europejska jako nie zawsze pasująca do polskiego „geniuszu” narodowego. Nie tylko instytucje i praktyka rządowa państw absolutystycznych spotykały się z dezaprobatą Kołłątaja. Nie znajdowały też w jego oczach uznania, uchodzące zwykle u Polaków za bardziej godne naśladowania, „państwa wolne”, zarówno antyczne jak i chrześcijańskie. Ustrój ich bowiem był wynikiem warunków historycznych i geograficznych odrębnych od polskich i nie stanowił „modelu rozumu i doskonałości”. Dlatego też Polska, zdaniem Kołłątaja, „nie ma [...] żadnego przed sobą wzo­ ru i mieć go nie może”. Wizję zreformowanej Rzeczy­ pospolitej Kołłątaj kształtował zgodnie z poznaną przez rozum „prawdą [...], tym to przedwiecznym bóstwem, z którego litościwych rąk cała natura nieodmienne dla siebie zyskała prawa”. Gdyby wizja ta została zrealizo­ wana, „gdyby litościwa Opatrzność pozwoliła wiekowi naszemu tak szlachetnych rozumu korzyści, naród nasz

pierwsza dawnych akademii układ zniszczyła i w swoim kraju najlepszą z całej Europy publiczną edukacją ustanowiła”. Uwa­ żał również, że edukacja publiczna jest bez porównania gorsza we Francji niż w Polsce (.P cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFE ism a filo zo fic zn e i sp o łe czn e , wyd. B. Suchodolski, t. 1, Warszawa 1954, s. 15, 29).

158

Jerzy Michalski

przewyższyłby sprawiedliwością wszystkie inne, które kiedyżkolwiek na tym okręgu ziemi zostawały”. Wycho­ dząc z tych założeń, Kołłątaj bardzo rzadko odwoływał się do przykładów zagranicy. Raz jeden zacytował z uznaniem wydajność podatkową Anglii i Holandii, przyznając, że „nie masz dziś w Europie wolniejszego i bogatszego kraju nad te dwa narody”. Z aprobatą wy­ rażał się też o systemie władzy prawodawczej w Anglii, dzięki czemu „konstytucja jej stała się niewzruszoną, naród prawdziwie wolnym, a prawa doskonałymi”. Współczesne wydarzenia francuskie podawał jako chwa­ lebny przykład przywrócenia „praw człowieka”, ale re­ wolucja niepokoiła go, a towarzyszące jej gwałty obu­ rzały, wzorców zaś rozwiązań ustrojowych „niemowlę wolności”, za jakie uważał powstającą francuską monar­ chię konstytucyjną, nie mogło jeszcze dostarczać. W re­ zultacie racjonalizm Kołłątaja odpychając współczesne wzory europejskie, zachował w lansowanej w cbaZYXW L ista c h i P ra w ie p o lityc zn ym koncepcji polityczno-ustrojowej wiele elementów staropolskich 89. Problem stosunku Polski do wzorów europejskich w momencie zarysowującego się kryzysu monarchii absolutnej najdobitniej, z właściwym sobie doktryner­ stwem i retorycznymi skrajnościami, formułował Staszic. Wychodził on z założenia, że zacofana Polska tkwi jeszcze w feudalizmie. „Jakże to opodal stoi Polska! Gdzież to już zabiegły insze kraje! Polska dopiero w wieku piętna­ stym. Cała Europa już wiek osiemnasty kończy!" wy­ krzykiwał w P rze stro g a ch . Znajdujemy u Staszica kla­ syczne przykłady idealizowania stosunków zagrani69 H. Kołłątaj, L isty A n o n im a , jw., t. 1, s. 209 - 10, 229 - 30, t. 2, s. 44 - 45, 164, 177, 199, 203, 208, 241.

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

159

cznych. Anglia eksportuje cztery razy więcej od Polski zboża, zyski z rolnictwa są tam niemal dziesięć razy większe niż w Polsce. ,.Stawmy obok Polski Prusy, Śląsk, [...] przyrównajmy ją do Saksonii, Czech, Austrii, całych Niemiec, krajów jednowładnie rządzonych [...], czym się u każę nasza Rzeczpospolita w przystosowaniu do innych rzeczypospolitych: Szwajcarii, Holandii, Anglii [...]. W tych krajach na milę kwadratową wypada ludności pięć tysięcy dusz, podatku rocznego w jednych po sto dwadzieścia tysięcy, w innych po sto czterdzieści tysięcy złotych. W Polsce ledwo na milę kwadratową wypada ludności siedemset dusz. A podług ostatniego wyznania dochodów tylko na milę kwadratową wynosi sześćset złotych podatku rocznego”. Zdaniem Staszica, Polska winna przejść przez etap monarchii absolutnej, aby osiągnąć odpowiedni rozwój społeczno-gospodarczy, a przez to siłę zabezpieczającą ją od zewnątrz, inaczej zginie. Jednocześnie jednak Staszic był zasadniczym wrogiem despotyzmu. ,.Najprzezorniejsza polityka”, ,.najdoskonalsza sztuka wojenna”, „największa ekonomi­ ka” cechująca „rządne”, „mądre despotyzmy” nie zmieniała w oczach jego faktu, że monarchie absolutne są to „straszydła, poczwary”, gdyż istotnym ich celem nie jest interes społeczeństwa, lecz interes władców, i że obarczają one ludzkość ciężarem militaryzmu i są źródłem nieustannych wojen. Toteż Staszic z zadowo­ leniem dostrzegał nadchodzący upadek absolutyzmu w Europie. „Francja — pisał —pierwsza w Europie z wszystkich niewolniczych narodów rwie despotyzmu łańcuchy [...]. Boże kończ dzieło wolności człowie­ ka! [...]. Niechaj skąd przez tyle wieków wychodziły pra­ widła ludzkiej niewoli, niechaj odtąd rozchodzi się po Europie nauka człowieka wolności”. Staszic gotów był

160

Jerzy Michalski

nawet przyjąć (acz z pewnym niepokojem) możliwość, że Polska wyjdzie z nierządu i stanie się „rządną rzeczpospolitą”, omijając etap monarchii absolutnej. Wzorem mogłaby być Anglia, bo Polska ,.obrawszy za przykład szlachtę angielską, z dobrym rządem byłaby potężnym mocarstwem”. Ale stosunek Staszica do Anglii nie był konsekwentny. W monarchii angielskiej dostrze­ gał sporo elementów „despotyzmu”, a angielska polityka kolonialna i handlowa oburzała go. „Niechaj nikt nie sądzi — zapewniał czytelników — iż życzę Polsce rządu angielskiego, gdyż jestem mu zupełnie przeciwny, wiem, że z takim rządem miałaby Polska w lat kilka despo­ tyzm” 90. Jakże więc bliski był tu Staszic sarmackim obawom przed konsekwencjami zamienienia polskiego sejmu ■v angielski parlament. Bo też ustrój polityczny staszi­ cowskiej „rządnej rzeczypospolitej”, choć jego podsta­ wa społeczna rozszerzała się o mieszczaństwo — nie od­ biegał od tradycji staropolskich. Znamionował go nie­ dorozwój władzy wykonawczej i zdecydowana przewaga sejmików nad sejmem. Ze szlacheckim tradycjonaliz­ mem współbrzmiały też Staszicowskie filipiki przeciw cudzoziemszczyżnie 91. Znamienne zwłaszcza było potę­ pienie reformatorskiej, antysarmackiej postawy Czarto­ ryskich w początkach panowania Stanisława Augusta. „Familia, która w szlachcie słabszą stronę miała — pisał Staszic — nie mogąc zniszczyć przeciwnika, zamieniła swój gniew w nienawiść własnego narodu. Zaczęła na­ śmiewać się z wszystkiego, co było w Polsce, przegardzała krajowe zwyczaje, wyszydzała narodowy obyczaj,

t0 S. Staszic, PcbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGF ism a .... jw., s. 214. 221, 269 - 71, 276. 284, 294, 296, 303. 91 Ibidem, s. 29. 39.

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

161

sarmatyzmem zwała szlachcica prostotę i szczerość. Po­ rzuciła suknię polską, napełniła dom cudzoziemcami, szczepiła z wychowaniem w dzieciach nienawiść Pola­ ków, obwodziła je po cudzych granicach, wmawiała w nich, że suknia i język polski jest suknią i językiem głupstwa”.92 Trudno o lepszy przykład ogarniania Oświe­ conych przez powracającą falę sarmatyzmu, jak ta ty­ rada, zaskakująco zbieżna z analogicznym atakiem przy­ puszczonym na Czartoryskich przez radziwiłłowską pro­ pagandę w 1763 r.93 W późniejszym okresie Sejmu Czteroletniego, jak wie­ my (choć sprawa nie jest dokładnie zbadana), fala sar­ matyzmu opadła. Skrajnie republikańska koncepcja ustrojowa zbankrutowała, oświeceni patrioci rozeszli się ze staroszlacheckimi republikańskimi zelantami i zbli92 Ibidem, s. 227. Na fragment ten — za Lindem, który go cytuje — zwrócił uwagę T. U 1 e w i c z, ale pozostawił go bez komentarza cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA (Z a g a d n ie n ie sa rm a tyzm u w k u ltu rz e i lite ra tu rze p o lskie j, Zeszyty Naukowe UJ. Prace Historycznoliterackie, z. 5, 1963, s. 67). Właściwy sens wypowiedzi Staszica uwydatnił M. Klimowicz, R en e sa n s tra d y cji b a rskie j w lite ra tu rze S e jm u W ie lkie g o i in su rek cji k o śc iu szk o w sk ie j w tomie zbiór. P rze m ia n y tra d y c ji b a rsk ie j, Kraków 1972, s. 94- 95. 93 „Któż tedy jest i okazją, że naród polski i litewski poszedł w przysłowie, ohydę, urąganie i naśmiewisko u wszystkich na­ rodów, jeżeli nie panowie skonfederowani, którzy się zmier­ ziwszy ojczystą starodawną szczerością, rzetelnością, ludzkością, sprawiedliwością, obyczajami, językiem, strojem polskim, kuse suknie i kusą wiarę, pompę, nieszczerość, obłudę, dziką jakąś ku swemu narodowi nienawiść i nieużytość w ojczyznę wpro­ wadzili, staroświeckie polskie cnoty, męstwo, odwagę, życzli­ wość ku ojczyźnie, przychylność ku swoim ziomkom za granice polskie wygnali”. (R em a n ije st p ra w y ch P o la k ó w , cytuję według publikacji C za sy sa sk ie . W y b ó r źró d e ł, wyd. J. Feldman, Kra­ ków 1928, s. 139 - 40.)UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA U



S w o jsk o ść

i c u d z o z ie m s z c z y z n a

162

Jerzy Michalski

żyli do króla. Program sukcesji tronu łączony obecnie coraz bardziej z programem wzmocnienia władzy egze­ kucyjnej (a więc dążący do nadania ustrojowi Rzeczy­ pospolitej bardziej europejskiego charakteru) powodo­ wał polaryzowanie się stanowisk. Zresztą część reformatorskiej publicystyki, zwłaszcza w kwestiach społecznych, głosiła stale program „europeizatorski”, nie wahając się nadal powoływać się na osiągnięcia państw światłego absolutyzmu. W szcze­ gólności stanowisko to konsekwentnie reprezentował „Pamiętnik Historyczno-Polityczny ” Switkowskiego94. W miarę jednak rozwoju wypadków we Francji model „Europy” przeciwstawiony rzeczywistości polskiej prze­ stawał być aktualny. Stosunek Polaków do rewolucji francuskiej i wpływ jej na Polskę wykracza poza tema­ tykę niniejszych rozważań. Wypada jednak przypom­ nieć, że część opinii polskiej uznawała to, co działo się we Francji, za szczyt osiągnięć europejskich godnych naśladowania. „Odzyskiwanie swobód i praw człowie­ czych poszło w modę; rozum w Paryżu ją wynalazł, a ten ją na całą rozesłał Europę” — pisał jesienią 1789 r. Jan Baudouin de Courtenay °5. Nawet jednak admiratorzy dokonujących się nad Sekwaną przemian dezaprobowali ich skrajności oraz akty przemocy i gwałtu. Padały zaś i glosy, że „oświecona Europa” potępia barbarzyństwa

94 Np. artykuły z 1789 i 1790 r.: ŻcbaZYXWVUTSRQPONM y c ze n ia i ra d y p a trio ty czn e z o k a zji w y zn a c zo n e j d e p u ta c ji d o u sta n o w ie n ia n o w e j fo rm y rzą d u ; J a k w iele o d p o m yśln o ści m ia st za w isła p o w sze c h n a szc zę śliw o ść k ra ju ... (M a teria ły d o d zie jó w se jm u c zte ro le tn ie g o , t. 1, Wrocław 1955, s. 139 - 150; t. 3, Wrocław 1960, s. 250 - 274). Zob. też niektóre poglądy Józefa Pawlikowskiego, E. Rostwo­ rowski, L e g e n d y i fa k ty ..., jw., s. 238. 95 M a te ria ły d o d zie jó w se jm u c zte ro le tn ie g o , t. 2, Wrocław 1959, s. 436.

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

163

rewolucji 96. Dla polskich sympatyków rewolucji typo­ we było stanowisko wyrażone przez redaktorów „Gazety Narodowej i Obcej” w prospekcie zapowiadającym jej wydawanie. Rewolucja francuska uznana tam została za cbaZYXWVU dzieło rozumu, a jej skrajności i ujemne strony za rzeczy „przemijające”. „Naszą będzie pracą — deklarowali re­ daktorzy — okazywać ciągle i porządnie wzrost jej, wpływanie niezmienne, które będzie mieć na ludzi i na wieki; stosunek jej do naszego kraju i do naszych myśli; bojaźnie, które i.am. czynić powinna i nadzieje, którymi nas i potomków naszych pocieszy i to światło obszerne, te wzory [...] w Zgromadzeniu Narodowym francuskim, z którego możemy brać dla nas i porównania i przykła­ dy” 97. Po 3 maja oficjalna propaganda znajdująca rezo­ nans w opinii publicznej głosiła tezę, że Polska zrównała się obecnie z Europą, a dzięki rzekomo zgodnemu przy­ jęciu konstytucji przewyższyła Francję tworzącą nowy ustrój wśród walk wewnętrznych i gwałtów98. Wśród tego urzędowego optymizmu i fali samozadowolenia zda­ rzały się głosy chwalące wprawdzie Ustawę Rządową, ale stwierdzające, iż „jeszcze jest daleką od konstytucji rządowych innych wolnych narodów” ". 90 H. Rzadko wska, S to su n e k p o lsk ie j o p in ii p u b liczn e j d o Warszawa 1948, s. 21 - 57. 97 Cytuję za H. R za d k owsk ą, op. c it., s. 146. 98 Liczne dane w M a teria ła c h d o d ziejó w se jm u c ztero letn e g o , t. 4, 5, Wrocław 1961 - 64, passim. 99 Są to słowa z przypisu w ulotnym druku O d a d o P o la k ó w p isa n a w m ie sią c u lu tym 1792. W wierszokleckim tym utworze, utrzymanym w duchu prokrólewskim, znalazła się również cha­ rakterystyka przeszłości, stereotypowa, ale wówczas rzadziej spo­ tykana: „Gdy się u obcych przemysł rozpościerał, / Polak był istnym prostakiem. / Z tym wszystkim mniemał w uprzedzeniu dumny, / Że obcy nie wart, a on sam rozumny”.UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA R e w o lu c ji F ra n c u sk iej,

u*

164

Jerzy Michalski

Również obrońcy wolnej elekcji nawiązywali do antyabsolutystycznych koncepcji oświeceniowych i powoły­ wali się na współczesne ruchy rewolucyjne. Byli jednak przeważnie tradycjonalistami, apologetami dawnego ustroju polskiego, aprobowali jego zasadniczą odrębność, a dezaprobowali obce nań wpływy. Dochodził u nich do głosu pogląd o wyjątkowych cnotach narodowych Pola­ ków, od zamierzchłych czasów przywiązanych do wol­ ności i szlachetnej prostoty obyczajów. Najpełniejszy wykład tego rodzaju poglądów znaj­ dujemy w anonimowym piśmie R cbaZYXWVUTSRQPONM o zw a g i o k ró la c h p o l ­ sk ic h . Autor jego taką oto przemowę włożył w usta Ojczyzny: „Dzieci moje, z tym się zawsze zaszczycam, że od niepamiętnych do teraźniejszych czasów ożywiają was duchy naturalnej człowiekowi wolności. Sarmatowie, Wandalowie, Getowie, Alenowie, Russy, Chor baty czy jakie gdzie wyczytacie nazwiska mieszkańców tych krain, które ojczystą zowiecie ziemią, nie rodzili się u mnie wszyscy tylko wolnymi ludźmi. Ta sława jest z istoty moich krajów. Wkoło mnie ziemie nie były tak szczęśliwe. Rzplte greckie, rzymskie, germańskie, teutońskie, chersoneskie, rosyjańskie, gotyckie, cymbryjskie podlegały odmianom, straciły wolność, nawet znaczenia jej [...] zapomniały [...]. Wy Polacy, chociaż wam i wasze zboczenia, i sąsiad podejścia wnosiły zamieszanie rządu, zrujnowały i kraj, i obyczaje, narzucały i zdania, i usta­ wy, ostrzegacie się jednak i powracacie do swego prawa, które od przodków swych wzięliście”. W dalszym ciągu przemówienia Ojczyzny spotykamy klasyczne elementy anty racjonalistycznego tradycjonalizmu. „Gdy rzadki bywa rozum, który by miał tyle lub mo­ cy, lub szczęścia, aby tysiączne w rzędzie prawdy sta­ wił na zasadzie szczęśliwości narodu w swym natural­

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

165

nym bez zboczenia związku, jasno jest, iż najbezpiecz­ niej jest iść wieków doświadczeniem, torem wielkich ludzi, na których mnie, Ojczyźnie, rzadko zbywało, przeszłość skombinować z teraźniejszością i zakładać na tej kombinacji ustawy najszczęśliwszej nadziei”. Anoni­ mowy autor ustami Ojczyzny propaguje zaufanie do ,,najmędrszych starożytności praw” mających sankcję boską bądź autorytet doświadczenia, zaleca kroczenie „śladami ojców”, a nie zawierzanie „obcych myśli wy­ skokom”. Kreśli obraz Polaków od zarania dziejów od­ znaczających się „naturalnymi” cnotami: przykładnym życiem rodzinnym (stąd ich dobroć dla poddanych), szczerością, gościnnością, uczynnością, łagodnością (pod­ czas gdy „sąsiedzi przez miłość własną nurzali się w dzi­ czy i występkach”), tym, że „nie gnuśnieli rozkoszą, miękkością i próżnowaniem”, byli mężni, dzieci wycho­ wywali na dobrych obywateli, byli zdrowi fizycznie, bo byli zdrowi moralnie. Stąd też ułożyli najlepiej ustrój społeczno-polityczny. Władzę prawodawczą i wykonaw­ czą powierzyli szlachcie, ale każdy, kto osiągnął odpo­ wiednie przymioty, mógł dostąpić zaszczytu szlachectwa. Obieralność urzędów i ustawodawstwo w rękach szlachty gwarantowały wolność, sprawiały, że „nie było przepi­ sów, rzezi, błędów i szaleństwa dyktowanych od despo­ ty”. Ten najlepszy na świecie ustrój trwałby, gdyby Po­ lacy „dotrzymali obyczajów swych przodków nieuległych ani blaskom ambicji, ani chciwościom zbytków”. Złe obyczaje przyszły od obcych 10°. „Zagraniczne wnie­

100 Również Seweryn Rzewuski oburzał się na „wprowa­ dzony z obcych krajów' obcy sposób myślenia”, na wyśmiewanie „dawnego rządu i dawnych obyczajów” i na „skłonioną do ohydzenia wolności edukacją” (O su cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH k c e sji tro n u w P o lszc zę rzec z k ró tk a , Amsterdam 1789, s. 3 - 4). Jego bratanek, Adam, wyra-

166

Jerzy Michalski

sione różne charaktery ruszyły starożytnej budowy wol­ ności polskiej”. Stąd więc Ojczyzna dawała współcze­ snym Polakom następującą przestrogę: „Nie trzeba wam rzucać się do zwyczajów różnych narodów, mając przed oczyma ciąg i rządu, i ustaw swoich. Charaktery ich i obyczaje rzucają na was swe i występki, i błędy. Nie­ raz oni w księgach swych powiedzieli, iż cnota nie jest dla społeczności. Polacy ją zawsze mieli za grunt swego rządu. Wy między tyle burz i odmian utrzymaliście je­ szcze fundament i cnoty, i rządu przodków waszych — wolność. Póki ta będzie ożywiać dusze wasze, poty macie prawo do cnoty. Grunt nadwerężony poprawy tylko po­ trzebuje, nie nowego zakładu, na którym bili się Amery­ kanie, rżną się Francuzi, chwieją się Brabańczycy” 101. Autor R cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA o zw a g , wychodząc z założenia, że „Polacy mięIzy wszystkimi narodami najlepiej swe prawo utrzynali wolności cywilnej i politycznej”, zdecydowanie od­ rzucał propozycje wzorowania się na ustroju angielskim. „Nie obcyż to sposób myślenia żądać rządu angielskiego, nie rzuconaż to jest [...] obelga na przodków polskich, na twórców wolności i szczęścia, że nie stanęli na angiel­ żał nadzieję, że „jeżeli przezorna i baczna na wszystko forma rządu trwałą wolność obywatelom zaręczy, prędzej czy później prawo jak najuroczyściej zakażę obywatelom cudze zwiedzać kraje”. Był bowiem zdania, że „tam zapał do ojczyzny stygnie, gdzie serce swoje dzieli obywatel między swoim i ościennymi narody”. I zapytywał: „Cóż wreszcie wolny człowiek ma do wi­ dzenia w innych krajach?” Odpowiedź zaś formułował katego­ rycznie: „...zbytek, przemoc, podłość” (A. W. R z e w u s k i, O fo r ­ m ie rzą d u re p u b lik a ń sk ie g o m y śli, t. 1, cz. 1, Warszawa 1790, s. 29). 101 R o zw a g i o kró la ch p o lsk ich , b e zkró lew ia c h , i su k ce sji tro n u , Warszawa 1790, s. 320 - 37.

e lek c ja c h

Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku

167

skim stopniu? Już dawno Polacy wyżej się pomknęli co do wolności”.102 Podstawowe założenie sarmatyzmu: odrębność Polski od reszty Europy, przyjmowane było i przez innych obrońców wolnej elekcji. Seweryn Rzewuski nie uzna­ wał argumentu biskupa Adama Krasińskiego, że elekcja ta jest przeżytkiem, że poza Polską instytucji tej nie zna żadne państwo europejskie. „Cóż stąd”, wykrzykiwał, poza Polską nie ma też nigdzie wolności103. Dyzma Bończa Tomaszewski krytykując Ustawę Rządową 3 Maja pisał: „są [...] politycy, którzy z zazdrością pewnie pa­ trząc na rząd rr,anarchiczny innych krajów, za całą po­ chwałę mają tej konstytucji, że Polska w innym rzędzie się teraz pokaże między europejskimi mocarstwami, że jej egzystencja u postronnych inaczej uważana będzie i miejsce otrzyma między bitnymi narodami. Kto całą szczęśliwość kraju w tym uważa, że jest sławnym przez swoją siłę w Europie, a nie na tym, aby żyjący w nim

102 Ibidem, s. 27, 186 - 91. „Rząd angielski dla Anglii może dobry, dla wolności polskiej niezdatny, był już Polakom aż do nudności na wzór wolnego wystawiony” — pisał Seweryn Rze­ wuski. Uważał on, że wobec rozległych prerogatyw i faktycznej roli króla nie ma tam wolności. Jeśli Anglia jest wolna, to wol­ ne są również Francja, Hiszpania, Austria, Prusy i Rosja (O su cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA k ce sji tro n u jw., s. 31 - 33). Wzory angielskie odrzucał i Adam Rzewuski: „Przestańmy być Angielczykami, zacznijmy być Polakami [...] nie twórzmy konstytucji rządowej wcale no­ wej i nieznanej, do której umysł Polaka z trudnością mógłby przywyknąć” (O fo rm ie rzą d u re p u b lika ń sk ieg o m y śli, jw., s. 74). 103 S. Rzewuski, O d p o w ie d ź n a list p rzyja c ie la w zg lą d e m listu jw . k s. K ra siń sk ie g o , b isk u p a k a m ie n iec k ie g o [b. m. i r.J, s. 14.

Jerzy Michalski

168

obywatele słodkie życie, wolność i spokojność dzierżyli, ten niech się takimi maksymami pieści” 104. Koniec wolności polskiej przyniosła nie sukcesja tro­ nu, lecz utrata niepodległości. Fakt ten, choć niekiedy zaostrzał autokrytyczną refleksję nad przyczynami tej katastrofy, to jednocześnie wywoływał nastroje tęsknoty za tym, co utracone, prowadzące do idealizacji przeszło­ ści. „Europeizacja” dokonywana przez rządy zaborcze powodowała oczywistą reakcję i wzmagała przywiązanie do swojszczyzny. W tradycyjnym obyczaju, stroju wi­ dziano chętnie gwarancję odrębności narodowej, której pod zaborami zagrażać zdawała się uniformistyczna cy­ wilizacja europejska. Jej postępom na ziemiach Polski towarzyszyły więc stale po r. 1795 opinie i nastroje, któ­ rych związki z sarmatyzmem były raz słabsze, raz sil­ niejsze, prowadząc nawet do prób pełnej jego rehabili­ tacji czy wręcz gloryfikacji w połowie XIX wieku.cbaZYXWV 101 N a d k o n stytu c ją i rew o lu cją d n ia 3 m a ja ro k u 1791 u w a g i

[b. m. i r.], s. 75 - 76.

M ie c zy sła w K lim o w ic z UTSRQPONMLKJIHGFED W r o c ła w

C U D Z O Z IE M S Z C Z Y Z N A I R O D Z IM O Ś Ć . E L E M E N T Y K U L T U R Y P O L S K IE J C Z A S Ó W O Ś W IE C E N IA

zyxwvutsrqponml

Polskę przełomu XVII i XVIII wieku należy uznać za partnera właściwie nieobecnego w rozwoju kultury europejskiej. Był to okres degeneracji baroku, przeżu­ wania dawno już przetrawionych wartości wraz z całko­ witym odcięciem Rzeczypospolitej od życiodajnych prze­ mian zachodzących wówczas w Europie. Postawie zam­ kniętej towarzyszyły gloryfikacja istniejącego stanu rzeczy, apologia ,,złotej wolności”, sarmackich wzorów obyczajowych oraz całkowity rozkład instytucji pań­ stwowych i społecznych. W pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. ustrój demokracji szlacheckiej oraz kultura sarmacka stanowiły już w Europie egzotyczny anachro­ nizm. Mniej więcej od lat trzydziestych XVIII w. można za­ obserwować infiltrację myśli oświeceniowej na teren polski, powstawanie wielu ciekawych inicjatyw o istot­ nym znaczeniu dla dalszego rozwoju społecznego. Nie doszło jednak wówczas do opracowania określonego pro­ gramu adaptacji kultury Oświecenia, co, jak wykazała późniejsza praktyka także na innym niż Polska terenie, było podstawowym warunkiem przeobrażenia się pre­ kursorskich tendencji w żywy i dynamiczny nurt prze­ mian społecznych i kulturalnych. Musiały bowiem zostać spełnione co najmniej dwa zasadnicze postulaty umożli­

170

Mieczysław Klimowicz

wiające powstanie takiego programu. Po pierwsze Oświecenie w krajach zachodniej Europy rozwinęło się w wyniku dojścia do głosu mieszczaństwa, w Polsce zaś siłą kulturotwórczą była szlachta. Nie mogło tu więc być mowy o mechanicznym przejmowaniu wzorów i kon­ cepcji, wręcz przeciwnie, stało się konieczne dokonanie określonego wyboru, czasem dość zasadniczych zmian i korektur. Po drugie kilkudziesięcioletnie opóźnienie w stosunku do przodujących krajów Europy, zupełny rozkład państwowości, powodowały, że rozwój kultury nie mógł dokonać się samorzutnie, musiał bowiem po­ wstać ośrodek dyspozycyjny, który posiadałby komplek­ sowy program reformy kraju i zapewnione szanse jego realizacji. W czasach saskich takiego ośrodka nie było, zgłaszane projekty miały charakter inicjatyw indywidu*lnych o wyraźnie prekursorskim charakterze J. Od momentu wstąpienia na tron Stanisława Augusta tiożna mówić o powstaniu w Polsce XVIII w. ośrodka dyspozycyjnego mającego konkretny, obejmujący wszy­ stkie dziedziny, program przeobrażenia archaicznej Rze­ czypospolitej szlacheckiej w nowoczesne państwo. W za­ kresie kultury należy podkreślić powołanie do życia już na początku okresu nowoczesnych, będących wytworem Oświecenia, instytucji, takich jak publiczny teatr naro­ dowy, czasopismo tzw. moralne, które otrzymało zadanie urabiania opinii publicznej, dyskutowania podstawo­ wych dla kultury tego okresu problemów; dalej: namia­ stka towarzystwa naukowego, tzw. Towarzystwo Litera­ tów, Szkoła Rycerska, pierwsza laicka placówka, założo­ na na 8 lat przed powstaniem Komisji Edukacji Narodo­ wej, czy wreszcie nowy typ drukarni i księgarni jako

1 Por. M. Klimowicz, O cbaZYXWVUTSRQPONML św ie c e n ie, Warszawa 1972.

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

171

przedsiębiorstwa kapitalistycznego, prowadzącego wła­ sną politykę nakładową i wydawniczą. Najważniejszą rolę w okresie od 1765 r. do wybuchu konfederacji barskiej odegrały publicystyka monitorowa i scena narodowa. Nie wnikając w nie zbadane jeszcze należycie problemy zasięgu ich oddziaływania, należy stwierdzić, że zarówno na łamach ,,Monitora”, jak i w teatrze narodowym dokonywano ważnych ekspery­ mentów, mających na celu adaptację kultury oświece­ niowej na gruncie polskim. Są one szczególnie jasno wi­ doczne w dyskusjach nad wzorem pozytywnego boha­ tera szlacheckiego oraz w próbach awansu literackiego postaci chłopów i mieszczan. ,.Monitor”, podobnie jak teatr narodowy, nie naruszał wprawdzie przedziałów sta­ nowych, dążył jednak do humanizacji stosunków w ist­ niejącym układzie społecznym, zaś aksjomat filozofii Oświecenia, głoszący równość wszystkich ludzi, realizo­ wał na terenie moralnym, uznając ich prawo do posia­ dania wielkich i szlachetnych uczuć, do godności osobi­ stej. Głoszone w okresie początkowym ,,Monitora” teorie merkantylizmu powodowały dążenia do nobilitacji po­ staci mieszczańskich, pochwały rzemieślników i kupców za to, że ci „z odważeniem się na wielorakie niebezpie­ czeństwo na lądzie i wodzie dostarczają [...] przywoźnych z daleka rzeczy” 2. Rozwijana nieco później w śro­ dowisku królewskim doktryna fizjokratyczna wyrażała się w wielu artykułach w kwestii chłopskiej oraz w nie­ zupełnie jeszcze udanych próbach przedstawienia na sce­ nie chłopów jako postaci pozytywnych, a nawet lirycz­ nych. Autorzy artykułów „Monitora” i sztuk dramatycznych „Monitor” 1767, nr 15.

172

Mieczysław Klimowicz

skupiali jednak najwięcej uwagi na postaciach szlachec­ kich, starając się wyposażyć nowego bohatera w takie cnoty jak kult pracy i wiedzy, tolerancja religijna, roz­ sądna kalkulacja, umiejętność oceny ludzi według ich „naturalnej” wartości itp. Główną zasadą, na której opierały się wszelkie charakterystyki postaci, była cał­ kowita negacja kultury sarmackiej. Sam termin „sarmatyzm” nabiera wówczas znaczenia pejoratywnego, a postacie szlacheckie reprezentujące te wzory osobowe i obyczajowe staną się przedmiotem ostrej krytyki i sa­ tyry. Wskutek całkowitej anachroniczności kultury sar­ mackiej środowisko reformatorów nie dostrzegało w niej żadnych wartości godnych kontynuacji, wręcz przeciw­ nie, warunkiem postępu było — jego zdaniem — odrzu­ cenie tych wzorów oraz poszukiwanie nowych, bardziej atrakcyjnych, w innych krajach przodujących wówczas v rozwoju, przede wszystkim we Francji. Ten pierwszy )kres stanisławowskiej literatury jest najbardziej opty­ mistyczny, cechuje go wiara reformatorów w realizację rozpoczętego dzieła oraz bezkompromisowa walka z ro­ dzimą sarmacką kulturą. Taktyka walki powodowała przekorną negację wszystkiego, co rodzime oraz apologię cudzoziemszczyzny. Problematyka ta występuje szczególnie wyraźnie w artykułach monitorowych i komediach „na teatrum” poświęconych roli cudzoziemców i „cudzoziemszczyzny” w ówczesnej polskiej rzeczywistości. „Monitor” w cyklu artykułów ukazywał za pomocą statystyki zaludnienia, importu, eksportu, itp. zapóźnienie kraju wobec państw rozwiniętych Europy. Podkreślając upadek miast, prze­ mysłu i handlu, wyludnienie wsi, ogólny zastój gospo­ darczy, dowodził, że jedynym wyjściem z tego impasu jest sprowadzenie osadników z zagranicy oraz nobilito­

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

173

wanie kupców, którzy by mogli lokować w Polsce wiel­ kie kapitały. Poza tym król potrzebował fachowców do dzieła modernizacji kraju i, zgodnie z przyjętymi w Eu­ ropie od czasów renesansu schematami myślenia polity­ cznego, widział rozwiązanie tego problemu w ściąganiu do Polski cudzoziemców. Powtarzano wówczas jako ko­ munały zdania, że Franciszek I sprowadzał uczonych i artystów z Włoch, Fryderyk Wilhelm francuskich hugonotów, że misję cywilizacyjną Rosji rozpoczął Piotr I od osadzania cudzoziemców na ważnych stanowiskach 3. Stanisław August również przyjmował uprzejmie całe ich falangi, które nasyłała do Polski królewska przyja­ ciółka z Paryża, madame Geoffrin 45. Taka polityka budziła opory w masach szlacheckich, widziano w niej zagrożenie dotychczasowych wolności, tradycji, a przede wszystkim religii. Odpowiadał na te zarzuty naczelny redaktor ,,Monitora”, Ignacy Krasicki, w cyklu artykułów, które można by zatytułować „Apologia cudzoziemców”. Np. w artykule pt. O cbaZYXWVUTSRQPONML p o trze b ie lu ­ d u w k r a ju pisał m. in.: „Z najbliższych królestwa kra­ jów, skąd najwięcej pomocy zaciągnąć możemy, dysy­ dentami zamięszkanych, innej religii ludu mieć nie mo­ żemy. Wolność, własność, sprawiedliwość, tolerancja, sa­ mymi prawami naszymi ustanowiona, podnieść Polskę i zaludnić, zbogacić, zmocnić i z innymi potencjami zrównać potrafią”/7 W innym numerze (41) z tegoż roku 1765 w artykule zatytułowanym N ie m o g ą c i k o c h a ć R z e c zy p o s p o lite j, k tó r zy w n ie j n ic sw o je g o n ie m a ją po­ 3 Por. M. Klimowicz, P o c zą tk i te a tru sta n isła w o w sk ieg o Warszawa 1965, rozdział „Pochwała cudzoziemców". 4 Por. J. F a b r e, S ta n isla s-A u g u stę P o n ia to w ski e t 1 ’ E u ro p e d e s lu m ie re s, Paris 1952. 5 „Monitor” 1765, nr 36. 1765 - 1773,

174

Mieczysław Klimowicz

lemizuje Krasicki z uprzedzeniami sarmatyzmu wobec cudzoziemców i brakiem tolerancji religijnej. Dowodząc, iż jedynie przy pomocy bogatych przybyszów z zewnątrz można wyrównać istniejące dysproporcje rozwojowe wobec Zachodu, dodaje znamienną uwagę: „Czyż nie więcej ten nowy szlachcic pożytku Rzeczypospolitej przynosi, tak znaczne do niej wprowadzając bogactwa, aniżeli ów nasz szesnastoherbowny familiant, któren zo­ stawioną od przodków zahartowawszy substancją i wszy­ stkie za nią z Polski za granice wywiózłszy pieniądze, na cudzoziemskie przemamował zbytki, którenżc tu z nich, jeżeli prawdziwie ojczyznę kochamy, naszej wzgardy, naszej nienawiści, a któren wdzięczności i publicznego godzien poszanowania”. Mamy tu po raz pierwszy sfor­ mułowaną propozycję wzoru pozytywnego bohatera — spolonizowanego cudzoziemca, przeciwstawionego rodzi­ memu Marnotrawskiemu. W dalszym ciągu „Monitor” publikuje wypowiedzi prawdziwych lub fikcyjnych JMć Panów Sarmackich, zaciekłych przeciwników cudzoziemszczyzny i cudzo­ ziemców, ubolewających, że natrętni przybysze wnoszą niebezpieczne nowinki, obsadzają ważniejsze stanowiska, stają się faworytami panów i konkurentami młodzieży szlacheckiej, nie mającej zresztą i tak większych pers­ pektyw kariery w ówczesnej Polsce °. Replikując, redak­ tor „Monitora”, najprawdopodobniej Ignacy Krasicki, nie wyrażał współczucia dla ciemnych i zubożałych rzesz szlachty. Atakował je w sposób bezwzględny, obnażał śmieszności i głupotę. Pisał m.in. w tym samym numerze: „Komuż tajno, że familii Ichmć Panów Sarmackich ta maksyma od jednego pokolenia bywa drugiemu podana, 8 „Monitor” 1765, nr 53.

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

175

że toga virum facit, że w tym dzieciństwie kraju naszego, w którym naukom, rzemiosłom, słaba bardzo przyświeca zorza, najzbawienniejsze rady ku wydoskonaleniu tego, co daleko jeszcze do perfekcji, pomoc do wprowadzenia tych korzystnych postanowień, nie znanych dotąd u nas, powinna być odrzucona, skoro ten, który nauczyć, po­ móc, oświecić ma, w krótkiej sukni chodzi”. Konflikt kontusz — frak, który na długi okres stanie się w Polsce konfliktem tradycjonalizmu, rodzimości z tendencjami „europejskimi”, został tu po raz pierwszy oficjalnie sformułowany. Zgodnie z założeniami publicystyki monitorowej, bo­ haterem pozytywnym pierwszej sztuki ,,na teatrum” — spreparowanej według wzorów obowiązujących w śro­ dowisku królewskim — M cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA a łże ń s tw a z k a le n d a rza Bohomolca—Krasickiego był spolonizowany cudzoziemiec, a jego konkurentem rodzimy Marnotrawski, cyniczny łowca posagowy, reprezentujący cechy sarmackie. Pierwszy nosił z gracją modny francuski fraczek, drugi występował w polskim stroju. Wszystkie postacie kome­ dii zostały na tej zasadzie podzielone na dwie grupy: za­ cofanych i ciemnych Sarmatów oraz przedstawicieli „oświeconych” poglądów i „europejskiego” obyczaju. Poznać je było łatwo już na początku sztuki właśnie po stroju. Była to pierwsza w teatrze stanisławowskim ko­ media zawierająca konfrontację tych dwu postaw, a ten­ dencję przewodnią stanowiła pogarda dla sarmackiego tradycjonalizmu i apologia cudzoziemszczyzny. Do konfrontacji tej dochodziło niemal we wszystkich scenach M a łż e ń s tw a z k a le n d a rza , najbardziej jednak dotkliwie ugodziły zwolenników staroświecczyzny dia­ logi Staruszkiewicza z Bywalską (scena 5 aktu II), w któ­ rych przedstawicielka poglądów ośrodka królewskiego

176

Mieczysław Klimowicz

przypisywała wszystko, co w kulturze polskiej warto­ ściowe, wpływom i działalności cudzoziemców. Oto frag­ menty: Bywa1ska Żeby nasi przodkowie gardzili tak cudzoziemcami, jak waszmość pan teraz, upewniam, że dotąd Polska byłaby odludną pustynią i w dawnym trwałaby grubiaństwie. Staruszkiewicz Co? albo to cudzoziemcy nas z grubiaństwa uwalniają?

Bywa1ska My, cokolwiek poloru mamy, im winniśmy.

Staruszkiewicz Nieprawda. By walsk a Oni tu nauki wprowadzili.

Staruszkiewicz Nieprawda.

Bywa1ska Im winniśmy obyczajność.

Staruszkiewicz Fałsz, nieprawda. Bywa1ska Im sztuki rycerskie, im gospodarstwo lepsze. Staruszkiewicz Ach, nieprawda, nieprawda.

B y wa 1 s k a Im nawet i samą wiarę winniśmy.

Staruszkiewicz Co? Wiarę? A już też to bluźnierstwo! Bywa 1ska A któż był święty Wojciech, jeśli nie cudzoziemiec?

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

177

Staruszkiewicz Święty Wojciech cudzoziemiec, cha, cha! Święty, a cudzozie­ miec, pięknie! Ja z waszmość panią i gadać więcej nie mogę, bo widzę oczywiście, że jesteś i sama cudzoziemską wiarą za­ rażona 7.

Tym razem strunę jednak przeciągnięto, wielu wi­ dzów obecnych na sali odczytało tę apologię cudzoziem­ ców jako pogardę kultury polskiej, urażona została w ferworze polemicznym ambicja narodowa. Bohomolec z polecenia króla napisał i wystawił wkrótce potem no­ wą komedię pt. ScbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA ta r u s z k ie w ic z , w której, zachowując ten sam schemat konfliktu, w roli czarnego charakteru wprowadził cudzoziemca, zwycięstwo zaś nad nim od­ niósł rodzimy Bezprzywarski. Według ówczesnych re­ lacji sala była wyraźnie usatysfakcjonowana tym pognę­ bieniem cudzoziemca8. Należy to jednak potraktować jako unik taktyczny, kolejne komedie na teatrum po­ wielały bowiem wzór i intencje M a łż e ń stw a z k a len d a ­ rza , przy czym postacie Sarmatów wypadały bardzo ma­ lowniczo i ciekawie, natomiast ,,europejskie” blado i schematycznie pełniły funkcję rezonerów bez pogłębio­ nej sylwetki psychologicznej.

Konfederacja barska, wyrażając przede wszystkim tendencje niepodległościowe, stała się równocześnie pro­ testem świata sarmackiego przeciw temu programowi modernizacji Polski, który głosiło środowisko królew­ skie, czyli przeciw tzw. cudzoziemszczyżnie. Rozbiór kraju stanowiący bezpośrednie następstwo zamieszek

7 F. Bohomolec, K o m ed ie (t. 2) K o m ed ie n a te a tru m , oprać. J. K o 11 (Warszawa 1960), Teatr Polskiego Oświecenia, s. 64 - 65. 8 M. Klimowicz, P o c zą tk i te a tru ..., jw., s. 216.UTSRQPONMLKJIHGFEDC 12 —

S w o jsk o ść

i c u d z o z ie m s z c z y z n a

178

Mieczysław Klimowicz

barskich przyniósł klęskę pokoleniu, reformatorów sku­ pionych przy Stanisławie Auguście, zakończył pierwszy, najbardziej optymistyczny okres stanisławowskiego Oświecenia. Doświadczenia wyniesione z klęski nie skło­ niły działaczy i pisarzy do poszukiwania kompromisu z rodzimymi tradycjami kultury. Mimo taktycznych ustępstw w polityce, w twórczości literackiej ośrodek królewski nadal lansuje kurs antysarmacki, głosi tezę, iż unowocześnienie Polski może się dokonać jedynie po­ przez adaptację wzorów francuskich. Świadczy o tym twórczość poetów i pisarzy, związanych mniej lub bar­ dziej ściśle z dworem, jak Adam Naruszewie/:, Stanisław Trembecki, Tomasz Kajetan Węgierski, świadczy o tym wreszcie repertuar teatru narodowego w okresach domi­ nacji wpływu królewskiego na tę instytucję, utrwalo­ nego najwybitniejszymi osiągnięciami w sztukach auto­ ra F cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA irc yk a w za lo ta c h i S a rm a ty z m u , Franciszka Zabłoc­ kiego. Wyłamał się od tej zasady Ignacy Krasicki, który — odcięty po rozbiorze kordonem od kraju — nic uczestni­ czył wprawdzie bezpośrednio w akcjach kulturalnych ośrodka królewskiego, niemniej jednak dzieła jego, pi­ sane z poczuciem pewnego dystansu, dotyczyły najbar­ dziej istotnych problemów ówczesnej polskiej rzeczywi­ stości. Zaczął on poszukiwać nowej koncepcji bohatera szlacheckiego na podstawie rodzimych tradycji, co widać już wyraźnie na przykładzie komedii. Doszło w nich do odwrócenia zasad podziału bohaterów, stosowanych przez Bohomolca, przy zachowaniu identycznego sche­ matu komedii. Staruszkiewicz przechodzi tu istotną ewolucję, jest przedstawicielem starej, szlacheckiej ge­ neracji, ale tej oświeconej, aprobującej nowe obyczaje:

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

179

postaci negatywne Staruszkiewiczów to raczej galeria dziwaków i oryginałów aniżeli odrażające w swej głu­ pocie typy sarmatów. Interesującą przemianę przecho­ dzą i dwaj amanci. Dotychczasowy wzór pozytywny, zeuropeizowany młodzieniec w modnym stroju francu­ skim, nabiera cech fircyka i zostaje zakwalifikowany do rzędu bohaterów negatywnych, jego miejsce zajmuje amant w stroju narodowym, aprobujący rodzime oby­ czaje i kulturę, wygłaszający postępowe poglądy. W bez­ pośrednich konfrontacjach bije on na głowę erudycją i inteligencją swoich modnych rywali. Ten interesujący proces był wynikiem zerwania Krasickiego z polityką całkowitego negowania sarmatyzmu, prowadził do po­ szukiwań bohatera pozytywnego, który by wyrastał z własnych, rodzimych tradycji. W próbie pogodzenia elementów tradycji i nowocze­ sności pełny sukces odniósł Krasicki w P cbaZYXWVUTSRQPONM a n u P o d sto lim . Tendencje te zaznaczył już mottem, położonym na kar­ cie tytułowej I części: „Moribus antiąuis”. Nawiązując do żywego od czasu Reja mitu ziemiańskiej arkadii, wzo­ ru żywota szlachcica gospodarującego na małym folwar­ ku, starał się przejąć te realia obyczajowe i normy po­ stępowania, które uświęciła „prostota ojców cnotliwych”, wprowadził jednak inną motywację funkcjonowania tego modelu. Usiłował go unowocześnić, odrzucając za­ razem wszystko to, co uległo zwyrodnieniu i deprawacji. Mimo atrakcyjności w kulturze szlacheckiej wzoru stworzonego przez Krasickiego, P a n P o d sto li nie przy­ nosił pogłębionego ujęcia rodzimości, nie opierał się bo­ wiem na nowej koncepcji narodu, która by naruszała w sposób zasadniczy feudalny układ stosunków. Taka koncepcja zacznie dojrzewać dopiero w twórczości sen-UTSRQPON 12*

180

Mieczysław Klimowicz

tymentalistów i preromantyków, a przede wszystkim ideologów Sejmu Wielkiego i insurekcji kościuszkow­ skiej.

Sytuacja zmieniła się radykalnie na korzyść rodzi­ mości w rozwoju kultury polskiej XVIII w., kiedy pod­ czas Sejmu Wielkiego doszło do głosu pokolenie wycho­ wane już w szkole Oświecenia, pokolenie Staszica, Kołłą­ taja, Jezierskiego, Zabłockiego i Niemcewicza, jakobi­ nów: ks. Mejera i Pawlikowskiego. Wielki wpływ na tę zmianę wywarła nowa koncepcja narodu, głoszona przez Staszica w U cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHG w a g a ch n a d ży c ie m J a n a Z a m o jskie g o , w P rze stro g a c h d la P o lski oraz w dziełach Kołłątaja i in­ nych publicystów Kuźnicy. Oświeceni republikanie od­ cinali się całkowicie od oligarchicznej formy rządów: „Z samych panów zguba Polski” — pisał Staszic w P rze ­ stro g a c h . Zamiast „wyłącznictwa” magnacko-szlacheckiego typowego dla feudalizmu postulowano system oparty na hegemonii szlachecko-mieszczańskiej. Pisał Staszic w zakończeniu P rze stró g d la P o lski-. „Róbcie z młodzieży szlacheckiej i z miejskiej jeden naród. Niszczcie między nimi niechęć. Zakrzewiajcie wzajemną miłość [...]. Nie całość jednego stanu, ale całość narodu całego jest Prawem najwyższym” °. Mimo wielu pięk­ nych i humanitarnych wypowiedzi w obronie chłopów nie przyznawano im w oficjalnych programach większej roli w tworzeniu się nowoczesnego narodu. Odosobnione stanowisko w tej sprawie zajmował Franciszek Salezy Jezierski, który pisał w N ie k tó ry c h w y ra za c h : „Szlachta całej Europy, po wszystkich narodach jest podobna do siebie i formuje jakby jedno pokolenie ludzi; rozmawia9 S. Staszic, P rzestro g i d la P o lski, oprać. S. Czarnow­ ski. Kraków 1926, BN I 98, s. 248.

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

181

ją do siebie językami, których uczą się w młodości, mają nauki i grzeczność, obłudę i pychę. Pospólstwo zaś roz­ różnia narody, utrzymuje rodowitość języka ojczystego, zachowuje zwyczaje i trzyma się jednostajnego sposobu życia. Wieśniak nie wymyślił mody ani w odzieży, ani w sprzętach, ani w wyrazach mowy” 10. Pod terminem ,.pospólstwo” rozumiał Jezierski zarówno chłopów, jak i plebs miejski. Zdanie to powtórzy Kołłątaj w swoim programie folklorystycznym, ale dopiero po doświadcze­ niach insurekcji. Podczas Sejmu Wielkiego pokolenie reformatorów trwałych wartości godnych kontynuacji doszukiwało się w kulturze szlacheckiej, równocześnie oskarżało magnatów, a pośrednio i Stanisława Augusta, o deprawowanie narodu przez lansowanie wzorów cu­ dzoziemskich i pogardę dla wartości rodzimych. Rozwijał te poglądy Staszic w P cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHG rze stro g a c h d la P o lsk i, podkreślając destruktywną rolę magnatów, przede wszy­ stkim tzw. Familii. Magnaci, zdaniem Staszica i większości patriotów z okresu Sejmu Wielkiego, ,,zatracili narodowy charak­ ter”, zdemoralizowali szlachtę i doprowadzili do upadku Polski. Przykładem zdrajcy, scudzoziemczałego magnata, jest główny aktor sejmu rozbiorowego, Adam Poniński, któremu autor P rze stró g przeciwstawił wzór prawego patrioty i przedstawiciela staropolskiej cnoty, Tadeusza Reytana. Był to jednak, z czego Staszic zdaje sobie spra­ wę, przypadek wyjątkowy. Cała szlachta bowiem, jak pisze dalej, znajduje się jako warstwa społeczna w sta­ nie rozkładu. „Szlachcic z nieustraszonego stał się na wszystko lękliwym, z wyniosłego podłym, z urodzonego do wolności już dojrzałym do najcięższej niewoli. Świad10 F. S. Jezierski, W y b ó r p ism , oprać. Z. Skwar czy li­ ski, Warszawa 1952, s. 244.

182

Mieczysław Klimowicz

kiem tego zabory. Stracił to hasło, którego naruszenie we wszystkich jedno czucie budzić powinno. Bez wyo­ brażenia sprawiedliwości, największa nieprawość w nim krwi nie burzy. Czyli to gwałt prawu, czyli posłuszeń­ stwo prawu, równy w jego umyśle skutek sprawują. Krzywoprzysięstwo popełnić już mu z łatwością przy­ chodzi. Sława Narodu, miłość Ojczyzny nie zapala go do ofiar. Nie ma stałości ducha. Na wszystko się zastrasza. Już nie czuje, iż milsza śmierć niż niewola podła”.11 Staszic, uczeń Buffona i wyznawca Rousseau, widzi, podobnie jak publicyści Kuźnicy, możliwość odrodzenia narodu, modernizacji jego struktury społecznej poprzez przyjęcie programu oświeceniowego, uzna je jednak ko­ nieczność oparcia go na rodzimych tradycjach, przy czym są to tradycje kultury średniej szlachty, której cstatni zryw pozytywny wyrażała, jego zdaniem, konfe­ deracja barska 12. W świadomości pokolenia patriotów Sejmu Wielkiego akceptacja rodzimości łączyła się z apologią niepodległo­ ściowego czynu konfederatów barskich. Sejm Czterolet­ ni, pierwszy za czasów Stanisława Augusta wolny sejm, stwarzał pomyślny klimat dla ugruntowania się takich poglądów. Posłowie na sejm, „oświeceni sarmaci”, zdej­ mują demonstracyjnie modne fraczki i wdziewają kontusze. Literatura tego okresu zrywa z obowiązującymi w środowisku stanisławowskim klasycystycznymi wzo­ rami, sięga do źródeł rodzimych, przede wszystkim ba­ rokowych. Wykorzystywane są takie formy jak zagadka, 11 S. S t a s z i c, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA o p . cit., s. 101 - 102. 12 Zob. M. Klimowicz, R e n e san s tra d y cji b a rsk ie j w li ­ te ra tu rze S e jm u W ie lk ie g o i in su rek c ji k o ściu szk o w sk iej w publ. zbiór. P rze m ia n y tra d yc ji b a rsk ie j. S tu d ia , Kraków (1972), s. 93 95.

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

183

marsze żołnierskie, stylizacje tekstów religijnych, ludo­ wych, pojawiają się typowe dla baroku elementy grozy, wizyjności, makabry. Nawiązanie do tradycji barskich powoduje pojawienie się większej ilości tekstów z tam­ tego okresu, różnych ,,lamentów”, wieszczb itp., auten­ tycznych lub stylizowanych, w których kolportażu przo­ duje Drukarnia Wolna Jana Potockiego. Na sali sejmowej w r. 1789 dokonuje się akt swoistego i doniosłego dla dalszego rozwoju kultury sojuszu mię­ dzy sarmacką Polską i nowym oświeceniowym progra­ mem reformistyczno-niepodległościowym. Wrócił z do­ browolnego wygnania, wezwany przez patriotów, przy­ wódca konfederacji barskiej, biskup kamieniecki Adam Krasiński i włączył się natychmiast do dyskusji prowa­ dzonych na sejmie. Mianowany został przewodniczącym Deputacji do Ułożenia Formy Rządu, czyli Konstytucji 3 Maja, do której uchwalenia swoim autorytetem wyda­ tnie się przyczynił. W wystąpieniach na sali sejmowej akceptował całkowicie program patriotów, reprezentując równocześnie tendencje niepodległościowe jako spadko­ bierca i kontynuator w nowych warunkach tradycji bar­ skiej. Stał się niejako symbolem, żywym łącznikiem między dawnymi i nowymi laty 13. W tej atmosferze Niemcewicz napisał i wystawił w styczniu 1791 roku P cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA o w ró t p o sła , uznany za pierwszą polską sztukę polityczną w XVIII w. Sztuka Niemce­ wicza stała się najbardziej wyraźnym dokumentem prze­ mian, jakie zachodziły w świadomości społecznej tego okresu. Podejmowała ona schemat kompozycyjny stwo­ rzony i rozwinięty w antysarmackich komediach Bohomolca, zmieniając równocześnie układ postaci o 180 13 M. Klimowicz, R e n e sa n s tra d y c ji b a rskie j 100.

jw., s. 96 -

Mieczysław Klimowicz

184

stopni. Bohaterem pozytywnym stał się ,,oświecony Sar­ mata” w stroju narodowym, głoszący program stronni­ ctwa patriotycznego, zaś .,europejski” szlachcic we fran­ cuskim fraczku, występujący w sztuce jako Szarmancki, uzyskał ostatecznie ocenę negatywną. Warto dodać, iż jest w komedii Niemcewicza również postać konserwa­ tywnego sarmaty, który nie aprobuje uchwał Sejmu Czteroletniego. Rzecz jednak charakterystyczna, że w jednoaktówce Bogusławskiego pt. D cbaZYXWVUTSRQPONM o w ó d w d zię c zn o śc i n a ro d u , wystawionej w pierwszą rocznicę Konstytucji 3 Maja, a będącej kontynuacją P o w ro tu p o sła , ten sam Starosta na widok świetnie prezentującego się oddziału kawalerii narodowej pod dowództwem Szarmanckiego przechodzi zasadniczą przemianę i staje się zwolenni­ kiem nowych porządków. Tendencje do uzyskania równowagi między cudzo­ ziemszczyzną i elementami rodzimości w rozwoju kul­ tury narodowej, między postawą otwartą a wiernością tradycji pogłębiają się w czasie insurekcji kościuszkow­ skiej. Przekładom i adaptacjom pieśni rewolucji francu­ skiej, takim jak C a rm a g n o le , G ilo ty n a , M a rsylia n k a , towarzyszą marsze i utwory o staropolskiej proweniencji oraz ludowe krakowiaki14. Jeszcze w okresie Sejmu Wielkiego w twórczości Franciszka Zabłockiego ulega przeobrażeniu postać mnicha, ujmowana przez poetów stanisławowskich w sposób satyryczny. W wierszu S p iry d io n K a p u cy n został on przedstawiony jako prosty człowiek w guście Oświecenia, gorący patriota, który w scenach wizyjnych przepowiada przyszłość Polski. Tacy jak on księża jakobini, w rodzaju Mejera, Jelskiego, Karpowicza, będą podczas insurekcji wzywać w gło­ 14 J. Nowak-Dłużewski, P o ezja p o w sta n ia k o śc iu sz ­ Kielce 1946.

k o w sk ie g o ,

Cudzoziemszczyzna i rodzimość w czasach Oświecenia

J85

szonych kazaniach do karania śmiercią zdrajców, a na­ wet obojętnych i niezdecydowanych, będą przewodzić plebsowi warszawskiemu, wieszającemu hetmanów i bi­ skupów. W momencie kulminacyjnym procesu kształto­ wania się nowoczesnego narodu polskiego równowaga elementów rodzimości i cudzoziemszczyzny wyrażała się z jednej strony w czerpaniu bez skrępowania i kom­ pleksów z postępowej myśli europejskiej, z drugiej zaś w należytym docenianiu własnych narodowych wartości, uznaniu ich za główny czynnik kulturotwórczy. Na pod­ stawie przedstawionego materiału można wysnuć robo­ czy wniosek, iż w pierwszym okresie stanisławowskim, okresie nadrabiania kilkudziesięcioletnich zaległości, re­ formatorzy nie dostrzegali w kulturze sarmackiej żad­ nych wartości, mogących służyć jako podstawa dzieła naprawy Rzeczypospolitej. Zwrócili się więc ku cudzoziemszczyżnie, w sposób przekorny, zgodnie z taktyką walki politycznej, traktowali te wzory jako jedyny i skuteczny środek modernizacji kraju. Początkowo pro­ testowali przeciwko temu sarmaccy opozycjoniści ura­ żeni pogardliwym traktowaniem rodzimych tradycji i obyczajów. Kiedy jednak dojrzało nowe pokolenie, wychowane już w szkole Oświecenia, i kiedy efekty działalności kulturalnej reformatorów i pisarzy kręgu stanisławowskiego doprowadziły do bujnego rozwoju życia literackiego, powstał program przywrócenia utra­ conej równowagi i oparcia dalszego rozwoju na trady­ cjach narodowych. Walka z cudzoziemszczyzną ma więc w obu tych okresach zupełnie odmienny charakter, jak­ kolwiek jest wyrazem nie zbadanych jeszcze należycie prawidłowości procesów społecznych i kulturalnych, ty­ powych dla narodów nadrabiających opóźnienia rozwo­ jowe.

J e rz y J e d lick i UTSRQPONMLKJIHGFED W a rsza w a P O L S K IE N U R T Y ID E O W E L A T 1790 - 1863

W O B E C C Y W IL IZ A C JI Z A C H O D U

zyxwvutsrqponmlkjihgfe

„... europejskich narodów [...] warun­ kiem życiowym jest Wczesność. [...] Jeżeli więc kto życzy zatracić jaki euro­ pejski naród, ten zamąca naprzód to po­ jęcie lub najstaranniej je opóźnia, tak aże­ by przeto odspółcześnił się narodowy umysł i charakter europejski narodu odcofał się”. N o r w id 1

Polska dopiero w wieku piętnastym. Cała Europa już wiek osiemnasty kończy!” 2 W tym słynnym, tylekroć (także i na tej sesji) cytowanym okrzyku Staszica wyróżnijmy trzy składowe elementy: stosunek Polski do Europy, zbudowanie skali pomiarowej i wynik pomiaru. Stosunek Polski do Europy. Do całej Europy, to znaczy całej z wyjątkiem Polski. Do całej? Czytamy da­ lej: „Wszystkie Europy narody Polskę mają za kraj bar­ barzyństwa, a Moskwę za kraj ludzkości i rządu”3. A więc również Moskwa — choć tak awansowała dzięki 1 C. Norwid, Z n ic e stw ie n ie n a ro d u , cytuję według "W yb ra ­ n y c h te k stó w z h isto rii filo zo fii. P o lsk a m y śl filo zo fic zn a : O św ie ­ c en ie - R o m a n ty zm , wyd. H. H i n z, A. Sikora, Warszawa

1964, s. 469 - 70. 2 S. S t a s z i c, P rzestro g i d la P o lsk i, P ism a filo zo fic zn e i sp o ­ łe c zn e , wyd. B. Suchodolski, t. 1, Warszawa 1954, s. 303. 3 Ibidem, s. 331.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

187

Katarzynie II w opinii Oświeconych — nie została za­ liczona do narodów Europy. Oczywiście nie należą do nich również kraje pod jarzmem tureckim, bo w oświe­ ceniowym rozumieniu istnieją tylko narody państwowe. Europa więc to Zachód. Zachód — pojęcie w w. XVIII prawie jeszcze nie używane, wejdzie w życie dopiero w następnym stuleciu, by się prawie zupełnie (acz nie we wszystkich kontekstach) zsynonimizować z Europą. Ale w tej Europie istnieje jeszcze jądro, które jest głównym, najczęściej powoływanym układem odniesie­ nia w porównywaniach ustrojowych i ekonomicznych, jądro, które jest bardziej Europą aniżeli reszta. To jądro to Anglia, Niderlandy, Francja. Dalej, półkolem, druga kategoria krajów europejskich: Szwajcaria, kraje wło­ skie, kraje niemieckie, Szwecja. I wreszcie peryferie Europy: Polska, Moskwa, być może Hiszpania? Oświeceniowa Europa jest więc układem koncentrycz­ nym, tak w geograficznym, jak i cywilizacyjnym sensie. Europejskość jest cechą stopniowalną. Przeciwstawienie Polska — Europa jest opozycją części wobec całości, ale części pośledniej, niekonstytutywnej, części, której sama przynależność do owej całości zostaje zakwestionowana. Staszicowska Polska to Dzikie Pola Europy. ,,Polacy, byście się ruszyli z miejsca podłości, abyście się wygar­ nęli spod jarzma cudzego, abyście tylko stanęli w rzę­ dzie Europy, trzeba zaraz siedemdziesiąt milionów zło­ tych, a sto tysięcy wojska”. Stanąć w rzędzie Europy to jeszcze nie znaczy: stać się jej członkiem pełnoprawnym. Na to bowiem, „aby można odtąd w równi z Europą po­ stępować”, potrzeba sto pięćdziesiąt milionów, a dwakroć sto tysięcy wojska *. 1 Ibidem, s. 304.

188

Jerzy Jedlicki

Stanąć w rzędzie narodów Europy — jest dla Polski koniecznością: naród musi się stać europejskim lub zgi­ nąć. Ale nie chodzi tu tylko o siłę, która dorówna sile nieprzyjaciół i umożliwi sojusze obronne. Nie chodzi tylko o warunki fizycznego w Europie istnienia. Europa jest układem odniesienia, ponieważ jest zespołem war­ tości naczelnych. Są to wartości różnorodne: wolność człowieka, rządność państwa, równość stanów, zamoż­ ność kraju, godność pracy. Ale są one ze sobą sprzężone, realizacja jednych jest warunkiem urzeczywistnienia pozostałych: nie ma tu tego tragicznego rozdarcia mię­ dzy rozwojem uspołecznienia a rozwojem cywilizacji, które cechuje myśl Rousseau czy Saint-Justa 5. Ściślej: rozdarcie i konflikt wartości istnieją w despotyzmie, który gnębiąc wolność realizuje inne wartości: ale też despotyzm jest fazą przejściową od oligarchii do rządnej rzeczy pospolitej, w której zespolenie wartości zostanie przywrócone. Ta, charakteryzująca optymistyczny nurt Oświecenia, wewnętrzna harmonia układu wartości umożliwia zbu­ dowanie jednej skali postępu społecznego. Dla Sta­ szica podstawowym kryterium zaszeregowania na tej skali pomiarowej będzie typ ustroju. We Francji, Anglii ,,już despotyzm upada”: jeszcze nie upadł całkiem, jesz­ cze we Francji trwają zmagania, jeszcze Anglia, przy­ znawszy rządną wolność własnego kraju mieszkańcom, włada despotycznie morzami i koloniami. Ale już kraje te zbliżają się pomału do najwyższego punktu skali. Na dalszym miejscu znajdują się państwa, w których despo­ tyzm kwitnie: Prusy, Austria i ... Rosja. A dalej —

5 Zob. B. S żacka, TcbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFE eo ria i u to p ia S ta n isła w a S ta szic a , War­ szawa 1965, s. 176 - 77.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

189

o dwa etapy za czołówką — oligarchiczna Polska. Ale ta sama gradacja jest w przybliżeniu także gradacją stopni rozwoju gospodarczego: rozwoju miast, handlu, dróg, szkół, przemysłu, powszechnego dobrobytu. Skala jest uniwersalna, Europa uporządkowana jednoliniowo. Jesz­ cze nie pada wymyślony przez Mirabeau-ojca termin ,,cywilizacja”, ale wszystkie elementy potrzebne do mierzenia stopni cywilizacji są już obecne. Każda teoria rozwoju i zacofania wymaga układu od­ niesienia, układu wartości naczelnych, skali i kryteriów zaszeregowania. Ujęcie Staszica z r. 1790 spełnia wszyst­ kie te warunki, choć jest ujęciem szkicowym, publicystyczno-dydaktycznym, a nie systemowym. Charaktery­ styczne natomiast dla tej wersji oświeceniowej doktry­ ny jest przeświadczenie o jednoliniowym charakterze postępu bez warunków relatywizujących, postępu w o g ó 1 e, i na tym tle fundamentalny okcydentalizm i brutalne wręcz wbijanie do polskich głów kompleksu cywilizacyjnego, społecznego i ustrojowego opóźnienia. Już zresztą od pierwszych wystąpień Garczyńskiego, Ko­ narskiego, ,,Monitora”6 istnienie zachodniego wzorca cywilizacyjnego wkracza w polską rzeczywistość jako wyzwanie, które ma zmobilizować uśpione rezerwy woli oraz środki materialne na rzecz programu reformy, dla doganiania uciekającej Historii. To wyzwanie nie zostanie już odwołane. Nie zostanie odwołane do naszych dni ani w dającej się przewidzieć przyszłości. Pojęcie „Europy”, pojęcie „Zachodu”, nie zostanie już odwartościowane, nie odzyska neutralnego znaczenia części świata, kierunku geograficznego czy

6 O tym szerzej J. Michalski, ScbaZYXWVUTSRQPONMLK a rm a ty zm a e u ro p eiza cja X V III w ie k u , w niniejszym tomie.

P o lsk i

190

Jerzy Jedlicki

nawet jednego z wielu możliwych i aktualnych wzorów kultury. Będzie zawsze pojęciem ideologicznym, emocjo­ nalnie naładowanym, ze znakiem dodatnim lub ujem­ nym. Porównywanie się z Zachodem, psychiczna identy­ fikacja lub wroga opozycja, poczucie przynależności lub odrębności, lepszości lub gorszości od schyłkowych dni pierwszej Rzplitej absorbować będzie permanentnie Po­ laków w coraz szerszej społecznie skali i wytworzy w naszej narodowej świadomości pewien specyficzny stan napięcia, w niektórych chwilach graniczący z obse­ sją. W ślad za tym wszystkie bez wyjątku polskie nurty ideowe będą musiały zajmować jakieś stanowisko wobec nieustannie płynącego z europejskiego City strumienia cudzoziemszczyzny: strumienia rzeczy, wzorów techno­ logicznych i ustrojowych, leksyki, poetyk, haseł, filo­ zofii i mody; będą musiały ustalać dopuszczalne rozmia­ ry dyfuzji kulturowej, reguły adaptacji lub odrzucenia i porać się z wielkim problemem polskiej kultury ostat­ nich dwóch stuleci — problemem oryginalności. Stosunek do Zachodu jako modelu cywilizacji indu­ strialnej i kosmopolitycznej nie wyznaczał wprawdzie w Polsce — odmiennie niż w Rosji — głównej linii po­ działów ideowych, niemniej stał się jedną z kilku osi krystalizacji światopoglądów. A skoro tak, to i dla nas jednym z możliwych sposobów uporządkowania polskich ideologii epoki porozbiorowej będzie uporząd­ kowanie wedle ich odpowiedzi na wyzwanie zachodniej rewolucji przemysłowej i stworzonego przez nią typu cywilizacji.

W samym oświeceniowym obozie reformy teza o za­ cofaniu Polski bynajmniej nie była powszechnie podzie­ lana. Po epoce sarmackiej Oświecenie dziedziczyło po­

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

191

gląd — w XVIII w. zgodny jeszcze w zasadzie z faktycz­ nym stanem rzeczy — że ekonomika Rzplitej jest do­ skonale komplementarna względem ekonomiki krajów Zachodu, i to tym bardziej komplementarna, im bardziej tamte kraje rozwijają się przemysłowo i demograficznie. Europejską rację istnienia Rzplitej Obojga Narodów upatrywano z dawna w tym, że jest ona tarczą i spich­ rzem Europy7. W końcu XVIII w. idea tarczy straciła już kredyt, ale idea spichrza miała się wciąż nieźle. Pol­ ska — mówiło sic — żywi chlebem obce narody, a w za­ mian otrzymuje od nich to, czego jej brak: sukna, wino, kosy i śledzie. Różnice między regionami Europy nie były w tej perspektywie różnicami stopnia rozwoju, lecz różnicami wypływającymi ze światowego podziału pra­ cy. Recepcja doktryny fizjokratycznej w Polsce umoc­ niła jeszcze tę orientację, przydając jej solistycznych uzasadnień, łączących się łatwo z tradycjonalnym agraryzmem szlachty. Wschód europejski był światową wsią, Zachód — światowym miastem, a wolny handel pod­ stawą równowagi. Dopiero na tym tle uwydatnia się no­ watorstwo polskiej ideologii industrialnej, której głów­ nymi rzecznikami w czasach stanisławowskich stali się: Józef Wybicki, Piotr Switkowski, Ferdynand Nax, Jacek Jezierski i Stanisław Staszic. Oni to pierwsi zerwali z dogmatem komplementarności i uznali, że polska eko­ nomika ma być względem Zachodu naśladowcza. I tu od razu ujawnił się paradoks, który towarzyszyć będzie po dziś dzień wszystkim krajom słabo rozwiniętym, sta­ jącym wobec dylematu startu do wzrostu gospodarczego i przemiany cywilizacyjnej. Paradoks ten polega na tym,

7 O tym szerzej J. Tazbir, ScbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH to su n e k d o o b c y c h w d o b ie w niniejszym tomie.

b a ro ku ,

192

Jerzy Jedlicki

że antynaśladowcza ideologia agrarna zakłada obfity im­ port cudzoziemszczyzny, podczas gdy naśladowcza ideo­ logia industrialna musi temu importowi się przeciw­ stawić. Lub ściślej: konsekwencją agraryzmu jest napływ cu­ dzoziemskich rzeczy i prohibicja na cudzoziemskie wzo­ ry, świadomym i konsekwentnym założeniem wczesnego industrializmu jest recepcja wzorów i prohibicja na rze­ czy. Na styku stref cywilizacji o nierównym standardzie nie ma ucieczki przed tym, co ekonomiści nazwali „efek­ tem demonstracji”, to znaczy psychologicznym efektem oglądania bogatszej wystawy towarów i usług, efektem zetknięcia się z cywilizacją dysponującą szerszym asor­ tymentem technik rozbudzania i zaspokajania potrzeb ludzkich. Istnieje natomiast wybór: czy efekt demon­ stracji zostanie przekształcony przez społeczeństwo w impuls naśladowania mody i konsumpcji, czy w im­ puls naśladowania produkcji i organizacji. W okresie po­ przedzającym kapitalistyczne uprzemysłowienie te dwa kierunki naśladownictwa pozostają ze sobą w nieprzezwyciężalnym antagonizmie. W myśli polskiej konflikt ten zarysował się wyraźnie już w latach między pierw­ szym a drugim rozbiorem, choć był przysłonięty bardziej dominującymi konfliktami opcji ideowych. Różne bywały pobudki osiemnastowiecznej morali­ styki wymierzonej przeciwko zbytkowi i cudzoziemszczyźnie. Wchodziła tu w grę tradycyjna szlachecka ksenofobia, obrona patriarchalnego stylu życia, a także nakazy swoiście interpretowanego merkantylizmu. Ale kiedy Jacek Jezierski, domagając się prohibicji na wwóz do Polski zagranicznych wyrobów żelaznych, wołał: „Wstyd powiedzieć, że chleba własnym nożem nie kra-

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

193

jemy!” 8 — to w ustach czy pod piórem tego szlacheckie­ go fabrykanta i radykalnego rzecznika kapitalistycznej cywilizacji hasło autarkii ekonomicznej nie miało nic wspólnego z apologią swojskiego obyczaju i gospodarki naturalnej: było natomiast — pospołu z ideologią oszczędności, przedsiębiorczości i dorobkiewiczostwa — nieodłącznym członem programu rozwojowego. Ale jakżeż to? Kasztelan łukowski radykałem? Osła­ wiony sejmowy nieprzyjaciel miast w jednym rzędzie ze Staszicem i Wybickim? Z punktu widzenia historyka myśli politycznej zasze­ regowanie takie zdaje się od razu kompromitować pro­ ponowaną tu typologię. Będziemy jednak próbowali jej bronić. Zespolony w myśli Staszica blok wartości, godnych stać się celem zbiorowych dążeń narodu „użytkującego z czasu”, był zarodkiem formacji ideowej, która nie zdo­ łała się w Polsce rozwinąć: ideologii wznoszącego się mieszczaństwa, które afirmację antyfeudalnej rewolucji politycznej połączyłoby z afirmacją rewolucji przemy­ słowej i które powołałoby do życia scentralizowane pro­ tekcjonistyczne państwo w postaci republiki lub monar­ chii cenzusowej. Z wielu nieraz już analizowanych względów formacja ta będzie praktycznie nieobecna nie tylko w grach politycznych, ale także w życiu umysło­ wym. Dopiero pozytywiści będą próbowali stworzyć jej spóźniony, i przecież inteligencki, a nie burżuazyjny surogat. W gruncie rzeczy przez prawie cały okres nie­ woli dwie klasy będą tworzyły polski ruch polityczny i ideowy: dobrze osiadłe ziemiaństwo i proletariat umy-

8K. Zienkowska, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH J a c e k J e zie rsk i k a sztela n łu k o w ski Warszawa 1963, s. 172.UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA

(1 7 2 2 - 1 8 0 5 ), 13 —

S w o jsk o ść

i c u d z o z ie m s z c z y z n a

194

Jerzy Jedlicki

słowy. Postawa światopoglądowa ziemianina była do pewnych granic zdeterminowana tym, czym był: jego sytuacja klasowa ograniczała swobodę opcji ideowych przynajmniej o tyle, o ile ich konsekwencje nie miały prowadzić do zanegowania racji własnego, jako ziemia­ nina, istnienia. Postawa inteligenta była zdetermino­ wana tym tylko, czym marzył być, a swoboda wyboru marzeń i aspiracji jest nieporównanie większa. Toteż wolnych, wykorzenionych inteligentów, bez względu na ich genealogię, znajdziemy we wszystkich nurtach ideo­ wych w kraju i na wychodźstwie, z wyjątkiem może skrajnego ziemiańskiego konserwatyzmu. Ale wszechobecność tych wyrobników idei nie mogła stworzyć ni zastąpić sił klasowych, politycznych, których nie było, a które jedynie mogłyby na czas dłuższy ustabilizować takie zespolenie wartości jak wolność, równość i prze­ mysł. W polskich więc warunkach pojęcie ,,postępu” od razu uległo rozszczepieniu na co najmniej dwa, mniej lub bardziej sobie obce, choć niekoniecznie przeciwstawne układy: pierwszy, organizujący się wokół ideału umiar­ kowanie lub radykalnie pojętej reformy stosunków spo­ łecznych i ustroju polityczno-prawnego przy znacznym indyferentyzmie względem problemu wzrostu gospodar­ czego i drugi, wysuwający na czoło zadanie rekonstruk­ cji ekonomicznej, z zachowaniem jednak przewodniej roli szlachty, zatem ograniczający zainteresowanie re­ formami socjalnymi do takich tylko kroków, które — jak zniesienie poddaństwa i wprowadzenie wolnego obrotu ziemią — zdawały się nieodzowne dla urucho­ mienia procesów akumulacyjnych. Wraz z takim rozszczepieniem wizji ,,postępu” musiała się również rozszczepić idea ,,Europy”; w najwięk­

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

195

szym uproszczeniu: rozszczepić się musiała na wartości niesione przez rewolucję francuską i wartości niesione przez rewolucję przemysłową. Dwaj Jezierscy, kanonik i kasztelan, zdają się nieźle uosabiać te dwa nurty. Z czasem, w XIX w., nastąpią dalsze i bardziej sub­ telne podziały. Toteż powoływanie się na europejską cywilizację, na Zachód jako układ odniesienia i wzorzec, mogło być i bywało, przy podobnym nawet wysłowieniu, ekspresją zgoła różnych orientacji ideowych. Można by to pokazać plastycznie, analizując na przykład sens po­ spolitych w naszym piśmiennictwie powołań na Anglię. Anglia przedstawia sobą mianowicie co najmniej cztery porządki wartości, które u nas znajdowały się nader czę­ sto w ostrym konflikcie: 1) wynalazczość, technikę, siłę ekonomiczną i dynamizm rozwojowy; 2) rząd liberalny szanujący wolności obywatelskie; 3) mądry konserwa­ tyzm, ciągłość nierewolucyjnej drogi rozwoju (to dzięki temu u Henryka Rzewuskiego z odmętu tyrad przeciwko Zachodowi, cywilizacji i ideom wieku mogła nagle wy­ łonić się — nieco paradoksalnie — skała Albionu jako opoka wartości autentycznych 9); i wreszcie 4) nobliwy sposób bycia, funkcjonujący u nas przeważnie jako wzór

9 „Anglia ze wszystkich państw na gruzach cywilizacji rzym­ skiej powstałych, jeżeli na drodze sławy, wielkości i potęgi ni­ gdy nie zrobiła kroków wstecznych [...], to nie dla innej przy­ czyny, tylko że duch organiczny jej narodu umiał się oprzeć temu popędowi krytycznemu, pożerającemu od trzech wieków zachód Europy. I podczas kiedy w niej same ruiny, w Anglii prawo pierworodztwa, przywileje duchowieństwa i arystokracji, korporacje, równość stanu między sędziami a obwinionym, spadkowość urzędów sądowniczych, jednym słowem co tylko feodalizm wyrobił, zachowuje się dotąd w nieskazitelności” (H. Rze­ wuski, W cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFED ę d ró w k i u m y sło w e , P ism a , t. 1, Petersburg 1851, s. 61).UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA 13'

196

Jerzy Jedlicki

negatywny, przedmiot dziesiątków satyr obyczajowych na anglomanię, z cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHG C u d zo zie m c zy zn ą , P a ria fia ń szc zy zn ą , P o rtre ta m i n ie -va n -D y ck a na czele. I tak samo znajdziemy kilka różnych Francji, z któ­ rych każda komu innemu i z innych powodów przypa­ dała do gustu. I kilka Europ. Czy zatem ma w ogóle sens odzieranie rozbieżnych stereotypów Zachodu z ich specyficznych konotacji i do­ szukiwanie się jakiegoś re sid u u m wspólnego wszystkim tym, którzy się na wzory zachodnie powoływali? I czy re sid u u m takie, o ile nawet istnieje, byłoby jeszcze na tyle bogate w treść, by udźwignąć ciężar jakichkolwiek nie trywialnych generalizacji? Osobiście byłbym skłon­ ny przychylić się mimo wszystko do odpowiedzi twier­ dzącej i próbować ustalić taki zespół przeświadczeń, któremu można by dać miano nastawienia okcydentalnego. Dla nastawienia tego istotne byłoby przekonanie: że Zachód stworzył wyższy typ cywilizacji, która słu­ ży jako miara i jako norma; że wartości tej cywilizacji są uniwersalne i będą pro­ mieniować na coraz dalej położone kraje; że Polska należy bezwarunkowo do kręgu tej cywili­ zacji, ale jest względem Zachodu opóźniona w rozwoju; że jest natomiast najbardziej zachodnim narodem Słowiańszczyzny i z tego tytułu jej historycznym zada­ niem jest służyć za pomost cywilizacyjny między Za­ chodem a Wschodem. Z tego w genezie swej oświeceniowego nastawienia wynikało logicznie zdeprecjonowanie rodzimych trady­ cyjnych instytucji i wzorów obyczajowych: tradycja była tu czymś, z czego trzeba się wyzwolić. Zależności społeczne ukształtowane przez historię, zinstytucjonali­

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

197

zowane, hierachiczne i przymusowe nie tworzą wspólnot ludzkich; przeto feudalizm wraz ze swymi korporacjami to powszechne odosobnienie, „lud bez związku, kraj bez towarzystwa” 1011 . Prawdziwa więź społeczna możliwa jest dopiero między ludźmi wolnymi i mającymi równe prawa. Doskonałym historycznym probierzem tej postawy stał się stosunek do konstytucji Księstwa Warszawskie­ go i do Kodeksu Cywilnego. Dla Stanisława Węgrzeckiego i innych podobnie myślących wprowadzenie tych aktów prawnych było właściwym momentem kreacji narodu, jednego narodu szlachty, mieszczan i włościan u. Być „gorliwym obywatelem” tego właśnie stającego się narodu to znaczy być jednocześnie „przyjacielem ludz­ kości”, Europejczykiem. „Prawdziwy kosmopolityzm — pisał „Orzeł Biały” w r. 1820 — [...] przypuszcza ducha narodowości”. Andrzej Zieliński, autor bogatej i intere­ sującej książki, z której obficie tu korzystam, traktuje powyższą wypowiedź, i inne jej podobne, „jako próbę pogodzenia oświeceniowego uniwersalizmu z ideologią narodową” 12. Konkluzja chyba nie całkiem trafna: bo jeżeli deklaracja patriotyzmu obywatelskiego miałaby być elementem ideologii narodowej, to wszystkie nasze ideologie porozbiorowe (może z wyjątkiem „Proletariatczyków”) są narodowe. Po wtóre zaś, niczego tu nie trze­

10 Zwrot S. Staszica z U cbaZYXWVUTSRQPONMLKJ w a g n a d ży c iem J a n a Z a m o y ­ sk ie g o , P ism a filo zo fic zn e i sp o łe czn e , jw., s. 161; por. także B. S z a c k a, op. c it., s. 45. 11 S. Węgrzecki, O w ło śc ia n a ch p o lsk ich , Warszawa 1814, s. 7. Szerzej na ten temat J. Jedlicki, K le jn o t i b a rie ry sp o ­ łe c zn e , Warszawa 1968, s. 224 - 25. 12 A. Zieliński, N a ró d i n a ro d o w o ść w p o lsk ie j lite ra tu ­ rze i p u b licy sty ce la t 1815 - 1831, Wrocław 1969, s. 35.

198

Jerzy Jedlicki

ba było godzić, ponieważ ten gatunek ducha narodowości był zawsze i od początku zgodny z uniwersalizmem: wy­ rastał z tych samych aksjomatów. Liberał — kosmopo­ lita lat dwudziestych nigdy wszak nie zmierzał do tego, by stać się obywatelem świata, wolnym od przy wiązań do ziemi ojczystej i języka. Był to wykształcony polski szlachcic albo profesor uniwersytetu, który siebie i swo­ ją ojczyznę zobaczył w jednej z niższych klas europej­ skiej szkoły. Ojczyzna ta najpierw przez lat kilka zda­ wała egzamin przed Napoleonem, któremu musiała do­ wieść, że Polacy godni są być narodem. Potem Napole­ ona zastąpiła Europa: nie ta Europa upodmiotowiona w korespondencjach Castlereagha, Aleksandra i Metternicha na Kongresie Wiedeńskim, gdzie się mówiło, że „Europa” na coś się zgodzi lub nie zgodzi, lecz Europa parlamentów, „Constitutionnela”, Europa opinii publicz­ nej. Taki np. Dominik Krysiński, ilekroć zabierał głos w sejmie — od roku 1818 po 1830 — i o czymkolwiek bądź mówił, zawsze w kółko powtarzał tę frazę: ..Europa patrzy na nas”, „europejska krytyka wszystkie nasze kroki uważać, śledzić i oceniać będzie”, „mamy dać po­ znać narodowi i Europie, na jakim stopniu cywilizacji stanęliśmy” 13. Cywilizacja ma bowiem stopnie, nie typy. Zadaniem narodu jest uczyć się od starszych i przechodzić z klasy do klasy. „Piękną jest cywilizacji własnością — pisali wileńscy Szubrawcy — iż wszystkie pożyteczne rzeczy natychmiast przejmuje, rozkrzewia narodowe cnoty i dobre przymioty obcych ludów dla szczęścia swego na­ rodu na rodzimą przenosi ziemię. Pod tym względem wszystkie ludy zbliżają się do siebie i stają się jedną

13 D. Krysiński, W cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIH y b ó r p ism , wyd. S. Szefler, War­ szawa 1956, s. 117, 184 i in.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

199

oświeconą społecznością, której nadaje prawa doskona­ lący się rozum człowieka” 14. Ten prawodawczy racjonalizm zakładał ogromnie kry­ tyczny i wybiórczy stosunek do utrwalonych tradycją instytucji i nawyków. Dawność przestała być legityma­ cją, zastąpił ją duch wieku oświeconej liberalności jako instancja najwyższa. Polscy ducha tego rzecznicy pra­ sowi nie odrzucali bynajmniej idei ani znamion naro­ dowości, gotowi byli jednak ścierać się z każdym, kto „pod paszportem tego świętego wyrazu chce w nasz stan prawny i polityczny wcielić defraudacyjnym sposobem zasady, których epoka dawno już minęła” 15. Pochwała naśladownictwa, szyderstwo z narodowej megalomanii najbardziej chyba drastyczny wyraz znalazły w po­ wstańczej wypowiedzi Stefana Witwickiego (dość zresz­ tą chyba wyjątkowej w biografii ideowej tego autora): ..Długośmy na tej nieszczęsnej drodze gnuśnieli, wszyst­ kie postępy innych narodów nazywając czczymi wymy­ słami [...] śmieszna pycha i zgubna fanfaronada kazała nam tylko to mieć za dobre, co z dawna było nasze. Na tej drodze urojonego optymizmu zostaliśmy z daleka za ludami, z którymi niegdy szliśmy o pierwszeństwo; na tej przeklętej drodze niedbalstwa, zaślepienia i upora znaleźliśmy nareszcie poniżenie, wstyd i upadek” 16. Program pozytywny streszczał się więc w tym, aby doścignąć Europę, a przynajmniej jak najszybciej po­ suwać się jej śladem. Ale doścignąć w czym? W oświacie — odpowiadali polscy Europejczycy — w naukach i sztukach wyzwolonych, w wolnościach oby-

14 Cytuję za A. Zielińskim, op. ccbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGF it., s. 34. 15 Ibidem, s. 267 (cytat z artykułu „Merkurego” o „Zjednocze­ niu” z r. 1831). 16 Ibidem, s. 256.

200

Jerzy Jedlicki

watelskich, w poszanowaniu jednostki ludzkiej, w praco­ witości. To był podstawowy zestaw wartości zachodniej cywilizacji, wspólny wszystkim liberałom. Ale ich okcydentalizm załamywał się przy przejściu do strefy ekono­ micznej. Tu od razu ujawniał się ziemiański charakter tego nurtu ideowego. (I także, oczywiście, w stosunku do kwestii emancypacji chłopów.) Program gospodarczy liberałów był bowiem progra­ mem postępu agrarnego. Chciało się przeszczepiać z Za­ chodu do Polski racjonalny płodozmian, nowe metody chowu owiec i wyrabiania cukru z buraków, ale bez przeszczepiania struktury społecznej i ekonomicznej. Program ten nie umiał się rozstać ostatecznie ze starym dogmatem ekonomiki komplementarnej, z ideą podziału Europy na przemysłowy Zachód i rolniczy Wschód, nie bacząc na to, że od czasu blokady kontynentalnej, angiel­ skiego Cornbillu, rewolucji rolniczej na Zachodzie i kon­ kurencji zboża amerykańskiego, koncepcja ta straciła realne podstawy. Polska nie miała już nigdy odzyskać roli spichrza Europy. W takiej mierze, w jakiej nieod­ wracalność tego faktu docierała do świadomości postę­ powego ziemiaństwa, zaczynało ono przejawiać zainte­ resowanie rozwojem rynku wewnętrznego, miast i prze­ mysłu, ale zainteresowanie to było stale powściągane obawą przed odpływem kapitałów i rąk roboczych od gospodarstwa folwarcznego. Najtrudniejsze zaś okazy­ wało się zrozumienie ekonomicznego paradoksu imitacji, streszczającego się w tym, że chcąc naśladować ekono­ mikę krajów bardziej rozwiniętych, trzeba zrezygnować z naśladowania ich ekonomii politycznej i polityki go­ spodarczej. Rozumiał to znakomicie Lubecki, ten wychowanek carskiego korpusu kadetów, którego nikt o okcydenta-

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

201

lizm nie posądzi, a który przecież stworzył i zaczął w ży­ cie wcielać jedyną realistyczną koncepcję rozwoju cywi­ lizacyjnego Polski. Rozumiała to także garstka polskich industrialistów pierwszego ćwierćwiecza XIX w., z An­ tonim Gliszczyńskim i Wawrzyńcem Surowieckim na czele, kontynuujących nurt myśli starszych swoich kole­ gów z Towarzystwa Przyjaciół Nauk: Naxa, Wybickiego, Staszica. Industrialistów tych należy, w moim przeko­ naniu, uważać także za ideologów ziemiaństwa, z tym, że problemem kluczowym był dla nich transfer zaku­ mulowanej w rolnictwie nadwyżki ekonomicznej na cele inwestycji przemysłowych i wraz z tym przełamanie tradycyjnie anty urbanistycznego nastawienia szlachty. Literackim pierwowzorem tego nurtu może być „szlach­ cic mieszczanin” z napisanej w r. 1791 dydaktycznej sztuki Wybickiego: ów szlachcic, co to w swym folwarku zapakował na bryki skóry, woski, lny, konopie i war­ sztaty — i powiózł je do miasta, by tam założyć rękodzielnię, pod której stropem zawiesi sobie, jeśli zechce, szablę — symbol szlacheckiego klejnotu 17; kreacja ta o 80 lat poprzedza podobne w treści pomysły pozyty­ wistów. W praktyce ów transfer mógł dokonać się tylko drogą przymusową przez skarb państwa, a realizacja cywiliza­ cyjnego „pchnięcia” wymagała szerszej jeszcze protekcji i interwencji rządowej. Toteż ideologowie industrializmu musieli dojść do zerwania z zachodnią ekonomią liberal­ ną Smitha i Saya, jeśli zaś szukali na Zachodzie wzorów organizacji gospodarczej, to znajdowali je w Prusach, a nie we Francji czy w Anglii, ojczyznach industria17 J. Wybicki, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA S zla c h cic m ie szc za n in w tomie U tw o ry d ra ­ wyd. R. Kaleta, Warszawa 1963, zwłaszcza s. 378 83 i 437 - 38.

m a ty c zn e ,

202

Jerzy Jedlicki

lizmu1S. Ideologia ta nie mogła, rzecz prosta, współ­ zawodniczyć o szerszą popularność wśród szlachty, a po powstaniu utraciła ponadto oparcie polityczne, stając się na parę dziesiątków lat marginesowym nurtem myśli polskiej. Na placu pozostał natomiast bardziej powierzchowny okcydentalizm ziemiańskich liberałów, szukających co­ raz chętniej uzasadnień dla tezy, że naród polski, utrzy­ mując jak najszerszą łączność duchową z Zachodem i rozwijając, ile koniecznie potrzeba, swe siły wytwórcze, powinien jednak pozostać narodem skrzętnych rolników. O uzasadnienia takie nie było trudno, a z upływem czasu coraz łatwiej. Wystarczała uważna obserwacja kryzysów zachodniego kapitalizmu i liczne studia o pauperyzmie, jakie pojawiają się w naszym piśmiennictwie od lat dwudziestych, rosnąc w liczbę w okresie międzyoowstaniowym. Większość tego typu analiz — jeśli poninąć wypowiedzi skrajnie konserwatywne - wycho­ dziła spod pióra autorów akceptujących generalnie po­ stęp techniczny i kapitalistyczne reguły gry, lecz szuka­ jących dla Polski jakiegoś łagodniejszego wariantu ka­ pitalizmu: bez masowej proletaryzacji, bezrobocia, spe­ kulacji giełdowej, bankructw i barykad. Rozwiązań szu­ kano w różnych kierunkach, m. in. w ideach asocjacji, pracy stowarzyszonej czy w jakichś zinstytucjonalizo­ wanych, na pół korporacyjnych formach ,,koalicji kapi­ tału i pracy”, które miałyby łagodzić wilcze prawa kon­ kurencji i walki klasowej. Najczęstszą wszelako konklu-18

18 Zagadnienie to omawia gruntownie J. Górski, cbaZYX P o lska m y śl e k o n o m ic zn a a ro zw ó j g o sp o d a rc zy 1807 - 1830. S tu d ia n a d p o c zą tk a m i te o rii za co fa n ia g o sp o d a rc ze g o , Warszawa 1963. Zob. też J. Jedlicki, N ie u d a n a p ró b a k a p ita listy c zn ej in d u str ia li ­ za c ji, Warszawa 1964, s. 32 - 46, 349 - 58.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

203

zją bywała pociecha, że dominacja rolnictwa i przemysłu rolnego w strukturze ekonomicznej kraju, miarkowany wzrost miast, na koniec ostrożny i powolny proces uwłaszczania wsi stanowią najlepszą gwarancję harmo­ nijnego rozwoju 19. Jeżeli gdzie, to nie w bezkrytycznej apologii zachodniej gospodarki przemysłowej, bo ta była względnie rzadka, lecz raczej w tej nadziei, że sielska ojczyzna zapłaci niższą cenę rozwoju, kryła się liberalna utopia, przykrojona wedle miary postępowych agrono­ mów. O jej przykłady nie trudno; przytoczmy choć je­ den. Oto Franciszek Salezy Dmochowski — dociekając przyczyn i skutków kryzysu europejskiego roku 1857, który, choć lekko, dotknął i Królestwo — doszedł do wniosku, że zło tkwi w tym, iż obywatele ziemscy po­ siadający wolne kapitały lokują je w akcjach lub w za­ granicznych bankach, czemu właśnie trzeba zaradzić: ..Kraj rolniczy niech najprzód swój przemysł rolniczy rozwinie, niech stara się o polepszenie bytu klas niż­ szych; niech podźwignie włościan i mieszczaństwo w prowincjonalnych miasteczkach podniesieniem istot-

19 Jednym z najciekawszych tekstów na ten temat jest O cbaZYXWVUTSR b ra z Henryka Kamieńskiego zr. 1843. Zasadnicza teza tego artykułu brzmi: „Żadna więc analogia nie zachodzi pomiędzy przyczynami nędzy zagranicznej i tutejszej (...] W obcych krajach postęp przemysłu w nędzę wtrąca, u nas z nędzy wydobywa ostatnią warstwę społeczeństwa, a to jest główna różnica, którą odmienne położenie w stosunkach proletaryzmu i postępu produkcji wydatną czyni pomiędzy narodami fabrycznymi a rolniczym”. Reforma stosunków agrarnych usu­ nie chłopską nędzę, „potroi dzielność pracy włościanina” i stwo­ rzy warunki do takiego uprzemysłowienia, które nie będzie gro­ ziło nadprodukcją i bezrobociem (.F ilo zo fia e k o n o m ii m a te ria ln ej p o ró w n a w c zy p a u p e ryzm u

lu d zk ieg o sp o łec ze ń stw a z d o d a n ie m m n ie jszy c h p ism filo zo ficz ­ n y ch , wyd. B. Baczko, Warszawa 1959, s. 360 - 75).

Jerzy Jedlicki

204

nego przemysłu i pracy; niech pół miliona żydostwa oderwie od brudnych frymarków bezowocnie trawiących źródła bogactwa krajowego. Do tego celu zwróćmy ro­ dzinne polskie kapitały nasze, a bardzo mało będzie nas to obchodzić, że burza handlowa gdzieś tam huczy na Zachodzie” 20. Tak więc dynamiczny w chwili swych narodzin szla­ checki okcydentalizm, niezdolny do zaoferowania reali­ stycznej teorii rozwoju, uległ w połowie wieku daleko posuniętej erozji, by w końcu spotkać się w pół drogi z drugim, a w przeciwną stronę ewoluującym nurtem opinii ziemiańskiej, to jest z konserwatyzmem i jego doktryną polsko-słowiańskiej rodzimości. Zanim jednak dojdziemy do punktu tego spotkania, warto jeszcze spoj­ rzeć na inne formuły okcydentalne, nie związane (lub luźniej związane) z liberalną ekonomią i agraryzmem szlachty. Jedną z tych formuł odnajdujemy u Trentowskiego; odnajdujemy dzięki trudowi i analitycznemu mistrzo­ stwu Andrzeja Walickiego, który po raz pierwszy po­ kazał nam autora cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFE C h o w a n n y jako myśliciela podejmu­ jącego — w dość osobliwym języku — całkiem żywotne i autentyczne problemy polskiej rzeczywistości. Mówi­ my tu o Trentowskim sprzed roku 1846, tym Trentowskim, który był jednym z najbardziej radykalnych rzeczników europeizacji Polski. Znajdujemy tu znane nam już elementy: tezę o trzywiekowym opóźnieniu Polski; dyrektywę: „wychowaj naród [...], by zmądrzał, sunął się kilka wieków naprzód i stanął z innymi ludami europejskimi w równi”; uznanie, że cechą podstawową europejskości jest poszanowanie zasady indywidualizmu 20 F. S. Dmochowski, O b e c n e k w estie g o sp o d a rc ze i p rze ­ Warszawa 1858, s. 148.

m y sło w e ,

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

205

jednostki ludzkiej; i opis sytuacji narodu na cenzuro­ wanym, narodu, który wciąż musi dowodzić Europie, że jego istnienie jest potrzebne dla ludzkości, że „przesta­ liśmy być Azjatami” 21. Charakterystyczna wydaje się ta ostatnia kategoria. W przeciwieństwie bowiem do większości liberałów, którzy nie znają żadnej Azji, dla których Rosja czy Turcja to tylko jeszcze trochę niższy od Polski stopień jednej i uniwersalnej cywilizacji — dla Trentowskiego zda je się istnieć przede wszystkim dychotomia cywilizacji europejskiej i azjatyckiej, opar­ tych na z gruntu przeciwnych sobie zasadach. Pierwiast­ ki tych dwóch cywilizacji zmagają się ze sobą w duszy polskiej: /wybór polega nie na tym, czy Polska ma po­ zostać słowiańską, swojską i oryginalną, czy też stać się europejską, ponieważ zasada europejska uznaje orygi­ nalność i indywidualność narodów. Wybór polega na tym, czy Polska będzie europejska czy azjatycka: wy­ bierając zacofany sarmatyzm lub irracjonalny misty­ cyzm, wybiera azjatyzm. Ta wersja okcydentalizmu wy­ daje się godna podkreślenia, ponieważ na przekór tra­ dycji oświeceniowej restytuuje — z nowymi uzasadnie­ niami — dwudzielną wizję świata Zachodu i Wschodu, świata łacińskiego chrześcijaństwa przeciwstawionego światu barbarzyństwa, despotyzmu, pogaństwa i schiz­ my. Ponieważ przydziela Polsce nie rolę pomostu, lecz rolę bastionu. Tak pojęta opcja europejska zaciąży silnie i chyba niezbyt fortunnie na polskiej świadomości na­ rodowej. Demokracja polska nigdy nie dopracowała się jedno­ litego stanowiska w sprawie aktualnego i przyszłego, 21 A. Wa 1 i c ki, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA F ilo zo fia a m e sja n izm . S tu d ia z d zie jó w filo ­ zo fii i m y śli sp o le c zn o -relig ijn e j ro m a n ty zm u p o lskie g o , War­

szawa 1970, s. 128 - 37.

206

Jerzy Jedlicki

pożądanego modelu cywilizacji polskiej. Co więcej, nie poświęcała tej sprawie na ogół wiele uwagi, traktując ją jako podrzędną w stosunku do naczelnych swych zadań. Także więc i oceny cywilizacji zachodniej były w pol­ skim nurcie demokratycznym różnorodne i zmienne, bo też program rewolucji socjalnej połączonej z powstaniem narodowym dawał się uzasadnić przy pomocy rozmai­ tych założeń społecznej filozofii. Nastawienie jawnie okcydentalne, ale znajdujące wy­ raz w bardzo ogólnikowych terminach, znajdujemy w dokumentach pierwszych paru lat Towarzystwa De­ mokratycznego Polskiego: skojarzanie rozmaitych ludów — głosił akt założenia TDP — oto cel, do którego postępująca zmierza ludzkość, a w tym postępie coraz bardziej zacierają się owe zewnętrzne odcienia odręb­ nych dotąd cząstek”. By w Europie istnieć, jej podob­ nym być trzeba, a więc trzeba bezwzględnie rozstać się z przeszłością. Przeszłość wszystkich ludów jest potwor­ na — pisał Heltman — przeszłość Polski może być tylko przeszkodą, a nie podstawą nowej budowy. Należy ,,Pol­ skę wcielić w Europę tożsamością wyobrażeń i dążeń moralnych i materialnych”, a wyobrażenia te i dążenia, prawdziwą oświatę i zrozumienie praw człowieka Polska poniesie w głębie Wschodu. Na tym polega jej nowa mi­ sja przedmurza, by siłę despotyzmu i barbarzyństwa „umniejszać dobroczynnym rozprzestrzenianiem rów­ ności towarzyskiej, równego i wolnego w używaniu swo­ bód życia” 22. Mamy tu więc cały zestaw prefabrykatów oświeceniowo-liberalnej teorii cywilizacji, wprzęgnięty w służ-

22 Cytuję według wyboru źródeł P cbaZYXWVUTSRQPONMLKJ o stęp o w a p u b lic ysty ka e m i ­ wyd. W. Łukaszewicz, W. Lewan­ dowski, Wrocław 1961, s. 197 - 202. g ra c y jn a 1831 - 1846,

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

207

bę społecznego radykalizmu. Europa konstytucjonali­ stów zmieniła się w Europę egalitarnej demokracji, ale kierunek ruchu cywilizacji w czasie i przestrzeni pozo­ stał ten sam. Za to TDP ściągnęło na siebie reprymendę Lelewela, że ,,wy emigrowało [...] ze sprawy narodowej w eter kosmopolityczny’’23. Najmniej wiadomo jednak, jak twórcy TDP zamierzali utożsamić owe nie tyle ,.mo­ ralne”, ile właśnie ,,materialne” dążenia Polski i Europy, jaki pejzaż przyszłej Polski oglądali w swoich marze­ niach. Jedyną bodaj plastyczną wizję pejzażową wyczarował w obozie demokracji polskiej Jan Czyński. „Gdzie są wasze faktorie — wołał z Paryża do polskich miesz­ czan — gdzie statki, okręta i z banderą, i płodami naro­ dowymi? Czemu na bursie paryskiej i londyńskiej [...] nie słychać o przemyśle polskim, o płodach nadwiślań­ skich? [...] Gdzie znaki waszego europejskiego życia, waszej zamożności, waszej potęgi?” „Zwrócimy — pi­ sał — uwagę czytelników na życie przemysłowe i pu­ bliczne mieszkańców zachodniej Europy nie dlatego, aby ślepo naśladować, co obce, ale aby pobudzić do szlachet­ nego współzawodnictwa obywateli polskich po miastach osiadłych, aby korzystać z doświadczenia, aby zgodnie z powołaniem narodowym przenieść na ziemię ojczystą wszystko, co wielkie i sprawiedliwe” 24. Czyńskiego „Echo Miast Polskich” to w gruncie rzeczy jedyna w polskim w. XIX próba powołania do życia owej brakującej formacji ideowej: bojowej mieszczań­ skiej demokracji. Próba tragiczna w swej samotności: ani w miastach polskich, ani na wychodźstwie echo nie odpowiedziało. To zarazem ideowe apogeum polskiego 23 Ibidem, s. 67. 24 Ibidem, s. 418, 423.

Jerzy Jedlicki

208

okcydentalizmu w pierwszej połowie wieku, z racji złą­ czenia — tak u nas rzadkiego — sprawy rozwoju gospo­ darczego ze sprawą wyzwolenia narodowego i społecz­ nego. Z racji także hasła państwa opiekuńczego, władzy narodowej finansującej inwestycje gospodarcze, organi­ zującej kredyt i szkolnictwo zawodowe. Próba wolna od apologetyki kapitalizmu. Autor JcbaZYXWVUTSRQPONMLKJI a k u b in ó w p o ls k ic h śle­ dził bacznie pomysły współczesnych mu socjalistów. Jego artykuł napisany pod wrażeniem powstania tkaczy śląskich świadczy dowodnie, że rozumiał schorzenia sy­ stemu. Pisał: ,.Demokraci organizujący — bo takie mia­ no nadał swojemu kierunkowi — szukają lekarstwa nie w deklamacjach politycznych, ale w nauce, co wskazuje, jak urządzić przemysł, pracę i swobodną gminę” 25. Cy­ wilizacja zachodnia w ujęciu Czyńskiego miała być nie wzorem, lecz wyzwaniem, które powinno obudzić wszystkie potencjalne źródła polskiej energii. Przeciwległym do okcydentalizmu biegunem społecz­ nej psychologii będzie syndrom, który nazwiemy n astawieniem etnocentrycznym. Zespół ten odnajdywać będziemy w strukturach ideologicznych jeszcze bardziej różnorodnych, sytuujących się politycz­ nie od skrajnej „prawicy” do skrajnej „lewicy”. Zawsze jednak wyróżnikiem tego nastawienia będzie przyjęcie takiego porządku wartości, w którym: rdzenne cechy plemienne, przez to właśnie że rdzen­ ne i stanowiące o indywidualności narodu, są wartością nadrzędną i samoistną, nie wymagającą uzasadnienia przez odwołanie się do jakichkolwiek ideałów hetero­ genicznych; i co więcej, owym plemiennym cechom przysługuje24 24 Ibidem, s. 433.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

209

moc udzielania sakramentalnej konfirmacji ideom spo­ łecznym w przypadku dowiedzenia ich zgodności z ideą plemienną. Tak bojownicy demokracji wykażą, że wolność ludowa była rdzenną Polski ideą, duchem jej dziejów. Miłośnicy pomiemych dostatków i prostoty życia sielskiego po­ wiedzą, że ideą Polski i Słowiańszczyzny jest wieś. Jeszcze inni — że jej ideą jest rycerstwo, szlachectwo, obrona chrześcijaństwa. Albo że jej ideą jest odkupienie grzechów świata. Nie mniej bowiem było Polsk niźli Europ. I tylko entuzjaści pochodu cywilizacji materia­ lnej mieli tę drogę zamkniętą, ponieważ najtrudniej było dowieść, że ideą polską i słowiańską jest maszyna paro­ wa, telegraf, wodociągi i kanalizacja. Z kolei dowolny wariant etnocentrycznego porządku wartości przedstawia się sam albo jako aksjologia swoista, własność i gwiazda przewodnia mojego tylko plemienia, albo jako porządek o aspiracjach uniwersalistycznych. W pierwszym przypadku porównywanie różnych kultur jest możliwe tylko jako ich jakościowe przeciwstawienie, ponieważ brak wspólnej skali ocen. Każdy naród czy grupa etniczna ma swoją odrębną ideę, swoją historię, swój obyczaj. Podjęta z tej pozycji walka z cudzoziemszczyzną nie wymaga wcale jej deprecjo­ nowania: cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA C o d ę C iv il może być pięknym wynalazkiem francuskiego racjonalizmu: rzecz w tym, że nie nadaje się dla Polaków. W drugim przypadku następuje odwrócenie formuły okcydentalizmu: hierarchia cnót i dążeń jest wspólna dla całej ludzkości, choćby nie była przez nią odkryta (może być wspólna jako absolut, jako plan Boży, jako kierunek dziejów); ważne, że odkryta jest przez nas i przez nas najwcześniej wcielona w hi­ storię. Cywilizacja Zachodu jest cywilizacją fałszywą,UTSRQPON 14 —

S w o jsk o ść

i c u d z o z ie m s z c z y z n a

Jerzy Jedlicki

210

która realizuje ideę błędną, albo jest cywilizacją zgrzy­ białą, opartą na idei starej, a ta ukorzyć się będzie musiała przed nową ideą, objawianą ludzkości przez na­ rody, które nie spełniły jeszcze swych przeznaczeń. Najbardziej potoczną, najmniej wyrafinowaną filozo­ ficznie formą etnocentryzmu jest prosta idolatria tradycji, racjonalizująca właściwy wszystkim ludziom i ludom lęk przed gwałtowną zmianą warunków życia tudzież nawyków myślenia i postępowania. Tradycjo­ nalizm ten — występujący we wszystkich społeczeń­ stwach, gdy im zagraża nagła zmiana cywilizacyjna (i niekoniecznie ograniczony do klas, których interesy materialne zmiana ta ma naruszyć) — był już wielekroć charakteryzowany. Nie brak też uhistorycznionych charakterystyk polskiego tradycjonalizmu pierwszej po­ łowy XIX wieku: ze znanych mi najbardziej trafna i subtelna wydaje mi się ta, którą przedstawiła Alina Witkowska26. Na dwa tylko elementy szczególne tradycjonalizmu polskiego chciałbym tu zwrócić uwagę. Pierwszy z nich to rozdwojenie wroga. Do większości zależnych krajów świata obcy urzędnik, obcy misjonarz, obcy kupiec i obcy inżynier z tej samej, zachodniej przyjechali strony. Modernizacja szła w parze z domina­ cją. W Polsce było tak tylko w zaborze pruskim. W Królestwie, na Litwie i Rusi, a w pewnym stopniu także w Galicji (a podobnie było i w krajach bał­ kańskich) z innej strony przyjeżdżał urzędnik, a z innej inżynier i przedsiębiorca; z innej strony — od roku 1815 — przychodziły prawa, a z innej idee. Tradycja musiała stać się opoką przeciwko obu tym importom.cbaZY 20 R ó w ieśn icy M ic k iew ic za . Ż y c io ry s je d n eg o p o k o le n ia ,

szawa 1962, s. 151-72.

War­

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

211

Nostalgiczny i sentymentalny polski tradycjonalizm był więc wyrazem neofobii i ksenofobii, obronnie skierowa­ nej przeciwko zachodniej cudzoziemszczyźnie, ale zara­ zem egzaltacją wspomnień niepodległościowych, mani­ festacją patriotyczną. Z tej podwójnej funkcji brały się jego niekonsekwencje, stąd także jego siła integrująca. Jego zapatrzenie w przeszłość i jego dziarska żywotność. W przeszłość jaką? Oto druga sprawa. Ciekawe, jak zupełnie nie powiodły się próby ulokowania mitu polskiego w czasach piastowskich czy Zygmuntowskich. Na scenie — w sensie i przenośnym, i dosłownym — po­ została sarmacka Polska kontuszowa jako wzór kultury najbardziej własnej i oryginalnej, odcinającej i od Zachodu, i od Niemców, i od Rosji, a zatem najlepiej nadającej się do podwójnej funkcji obronnej. Przeciwko komu bowiem nosił wąsy bohater wodewilu Dmuszewskiego? Bohater komedii Fredry? Kamińskiego? Nie­ łatwa odpowiedź: w zasadzie były to wąsy obrotowe. „Warszawiaczek icbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA Zrzucił fraczek: / Przeciw cara / Jest czamara” — wierszował w czasie powstania Rajnold Suchodolski27. Otóż i oba adresy naraz. (I podobnie u innego, nieco lepszego poety, który mówił, że czamara przystoi „żołnierzom powstania Ojczyzny”, a przeciwić się ma już nie frakom, lecz „czerwonym czapkom francuskim”, „gronostajom, angielskim”, „togom i bire­ tom niemieckim”28, co się wykłada: rewolucji, monar­ chii, filozofii.) Problem dziewiętnastowiecznej kariery sarmatyzmu

27 Biała c h o rą g ie w k a w zbiorze K się g a w ie rszy p o lsk ich XIX wyd. J. Tuwim, J. W. G o m u 1 i c k i, wyd. 2, t. 1, War­ szawa 1956, s. 247; zob. też A. Zieliński, o p . c it., s. 167. 28 A. Mickiewicz, K się g i p ie lg rzy m stw a p o lsk ie g o , D zie ła , Wydanie Jubileuszowe, t. 6, Warszawa 1955, s. 30, 35.UTSRQPONMLKJIHGFED w ie k u ,

14*

212

Jerzy Jedlicki

znakomicie podsumował Zbigniew Raszewski: „Komedia frak-kontusz wyrażała zamieranie jedynej własnej kultury, jaką kraj wytworzył w ciągu wielu wieków swojego istnienia. Wyprawić udaną stypę na takim pogrzebie to bardzo delikatne zadanie, a Nowoświeccy, jak się zdaje, nie bardzo wiedzieli, co ofiarować gościom żałobnym w zamian za karabelę po pradziadku. Akcje kolei krakowsko-górnośląskiej? Trudno się dziwić, że najprzytomniejsi ludzie, którym to zaproponowano, jednym uchem słuchali kursów giełdy, ale drugie nad­ stawiali na arię z kurantami” 29. Z tym wszystkim kontusz i karabela, a tym bardziej Żółkiewski na błoniach Cecory i Mohort w stepowej warowni, to były krzepiące symbole od wielkiego święta. Tradycjonalizm jest zaś postawą powszednią. I dlatego, gdybym miał wskazać dokument najbardziej znamienny dla tej postawy, wybrałbym chyba C cbaZYXWVUTS h o r o b y zo iek u Kraszewskiego, ten wzruszający w swej naiwnej, z autoparodią niemal graniczącej szczerości, lament wołyńskiego szlachcica-rezonera, przerażonego aż pod Żytomierz docierającą inwazją suchej, zimnej, strasznej cywilizacji, opartej na rachunku, w który nie wchodzą „ludzie, ich obyczaje, przeszłość, nawyknienia, wspo­ mnienia, upodobania”, w której nawet ptaki przestały śpiewać. „Przerobi się świat na wielki kantor gospodarsko-industrialno-komersyjny, ludzie na komisantów, książki na regestra, życie na rachubę podwójną przez h a b e t i d e b e t ... i zapewne ... komuś z tych będzie dobrze, ale nam starszym i leniwego umysłu ludziom, tęskno za szaraczkową przeszłością naszą! [...] Więcej serca, a mniej agronomii, na Boga; teorie Bastiata, Liszta nie 29 Z. Raszewski, S ta ro św ie cc zyzn a i p o stęp c za su , War­ szawa 1963, s. 330.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

213

zastąpią ewangelii. [...] Polepszenia mogą przyjść po­ wolnie, stopniowo i wyniknąć z samej potrzeby, bez naśladowania obcych, które nas zniemczy, wynarodowi, zanglizuje, zetrze cechy słowiańskie i rodowe. [...] Mamyż się radować postępowi, który nam życie wydziera i przeistacza na małpy Zachodu? [...] Bo dla nich jeden świat, jeden człowiek, jeden naród, jedna ziemia, i nie ma poszanowania indywidualności ani narodowości, gdzie jest wyłączna cześć grosza. [...] Niech inne narody będą bogate i przemyślne, my bądźmy sobie poczciwi, starajmy się być wprzód synami Bożymi niżeli dziećmi wieku” 30. Ta książka, pospołu z W cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA ie c z o r a m i w o ły ń s k im i, to nie­ wyczerpana zaiste antologia stereotypów sentymenta­ lnego tradycjonalizmu, zepchniętego do dość bezradnej defensywy. I pomyśleć tylko, że autor tego trenu w dwa lata później, po podróży na zachód, został redaktorem organu Kronenberga i jednym z czołowych rzeczników okcydentalizacji Polski! Ale bo też tęskna neofobia — równie jak i tamta, teatralna egzaltacja tradycji — stanowiły słabą ideolo­ gicznie zaporę przeciw cywilizacyjnym innowacjom. Jak aria z kurantami nie zagłuszała kursów giełdy, tak i serce poczciwe jakoś w końcu próbowano łączyć z agronomią. Poezja westchnień pokojowo koegzystowała z prozą buchalteryjnych ksiąg, a wiejska bryczka z koleją żelazną. Ale były też manifestacje etnocentryzmu bardziej agresywnego, żądającego bezwzględnie odrzucenia wzo­ rów zachodnich, i to nie tyle nawet w dziedzinie s0 J. I. Kraszewski, C h o ro b y w ie k u . S tu d iu m p a to lo g ic z ­ t. 1, Wilno 1857, s. 6, 9, 97, 143 - 44, 153; t. 2, Wilno 1857, s. 5, 25. ne,

214

Jerzy Jedlicki

obyczajowości lub gospodarstwa, ile w dziedzinie myśli i ideologii. Pisał oto na emigracji Aleksander Jełowicki: „... bo po co nam, Polakom, szukać społecznego kształcenia się u cudzoziemców. [...] rozum cudzoziem­ ski pod żadnym względem nie przystaje do polskiego, a owszem krzywi go i odbiera mu jego własną moc i prostotę. Polska tym upadła, że się scudzoziemszczyła, a nie czym innym, bo tym samym nadwerężyła wiarę przodków, tę najsilniejszą potęgę narodowości polskiej. [...] Kto chce Polski, niech precz wygania cudzoziem­ szczyznę z mózgów i z serc Polaków” 31. Wiele, i z ró­ żnych okresów, przytoczyć by można wypowiedzi równie bezkompromisowych, wyrażających przekonanie, że co obce, to dla Polaków toksyczne, a co dla Polaków toksy­ czne, to musi być skutkiem zakażenia z zewnątrz. Niezbyt to w ekspresji swojej odległe od starej kseno­ fobii Sarmatów, ale teraz, w XIX w., szukało się dla tej postawy racjonalizacji nowych, wyprowadzonych z aktualnego położenia Polski i polskości w Europie. I znowu racjonalizację taką można było znaleźć w różno­ rakich światopoglądowych systemach. Można było pójść tropem W cbaZYXWVUTSRQPO ę d r ó w e k u m y sło w y c h Henryka Rzewuskiego i dowiedzieć się, że zła była Komisja Edukacyjna, „bo nie wypływała z żywiołów narodowych”, niepotrzebne dla nas nauki przyrodnicze, bo „wpatrywanie się w naturę było rzeczą zawsze obcą dla geniuszu narodowego Polski”. Można było przyjąć tę wersję pluralizmu, wedle której „cywilizacja [...] jest to rozwinięcie się w czasie pewnej idei, rzuconej w łono jakiegoś narodu. Rozmaite są idei, a więc rozmaite są 31 A. Jęło wic ki, M o je w sp o m n ie n ia , Warszawa 1970, s. 318; por. także M. Straszewska, Ż y c ie lite ra c k ie W ie lkie j E m ig ra c ji w e F ra n c ji 1831 - 1840, Warszawa 1970, s. 343.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

215

cywilizacje — w tym tylko jest tożsamość, że jednym prawom, organicznym ulegają, to jest, że naród w swoim stanie zbiorowym wyrób tej idei w kolei czasów oka­ zuje we wzroście, w zenicie, w upadku, a na koniec w śmierci”. I dalej można było dać się przekonać, że Zachód wkroczył już w okres zgrzybiałości i śmierci, bo idea europejska, wzniósłszy się do szczytu w wiekach średnich, od tamtego czasu zdrobniała pod ciosem racjo­ nalizmu, wyrodziła się w negację. Rozumująca i filo­ zoficzna Europa zachowała jeszcze kawałki płótna na drągach zawieszone, ale już nie ma sztandarów”. My, dzieci periodów krytycznych, jesteśmy wobec średnio­ wiecza jak karły wobec olbrzymów. „Nawet industrializm, owo drganie społeczeństw u schyłku będących, nie ma się z czego wynosić nad wieki średnie”. Czczym pozorem jest postęp oparty na zaprowadzaniu parochodów i machin rolniczych: „...więcej wierzę w plon obfity, kiedy widzę bliźniego, po świętym znaku naszego zbawienia na sobie wyrażonym, rzucającego ziarno w ziemię — niż kiedy wypada z siejami, która za pomocą kółek i sprężyn ma zastąpić prawidła rolnictwa, dane naszemu pierwszemu rodzicowi przez samego Boga” 32. Hrabiego Rzewuskiego „Untergang des Abendlandes” nie był sam przez się manifestem etnocentryzmu, bo Polskę włączał do Zachodu i wraz z nim skazywał na śmierć, a przyszłość ujrzał w młodej, nieuczonej, niefilozoficznej Rosji: „Ona wystawia ten jedyny widok, że ani jednego nie ma sztandaru, który by nie był otoczony jej synami” 33. 32 H. Rzewuski, P cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA ism a , t. 1, s. 5, 28, 42 -43, 49, 59, 60; t. 2, s. 42. 33 Ibidem, t. 1, s. 49.

216

Jerzy Jedlicki

Wszelako ta konkluzja, niemożliwa do zaakceptowania przez Polaków, dawała się łatwo ominąć, a to przez wyjęcie Polski ze składu zgrzybiałej Europy, osadzenie jej w Słowiańszczyźnie i przeciwstawienie całej Słowiańszczyzny Zachodowi — a wtedy teoria deka­ dencji cywilizacji racjonalistycznej mogła pozostać w mocy. Tyle tylko, że i w idei słowiańskiej w żaden sposób nie można było wyminąć problemu Rosji, proble­ mu hegemonii w Słowiańszczyźnie — i nie tylko w sensie politycznym. Jak bowiem słusznie zauważył Andrzej Walicki, tylko rosyjskie słowianofilstwo mogło być doktryną konsekwentną: zaś zlatynizowana Polska, ów ,,zdrajca Słowiańszczyzny”, stale oglądająca się na po­ moc Zachodu, Polska konstytucji i Kodeksu Cywilnego, najmniej nadawała się do tego, by przeciwko zachodnie­ mu zepsuciu i zachodnim teoriom stawić duchowe wartości europejskiego Wschodu 34. Można było wprawdzie z Zorianem Chodakowskim płakać nad skutkami latynizacji, która wynarodowiła szlachtę polską 35; można było z Godlewskim, ze Skarb­ kiem — a wbrew Staszicowi czy Węgrzeckiemu — utrzymywać, że w Księstwie naród nie złożył się, lecz właśnie rozpadł, rozpadł wraz z dawną hierarchią spo­ łeczną 36. Ale i latynizm, i rozbiory, i kodeks, i stan świa­ domości społecznej — to były fakty, których żadna oce­ na nie mogła wymazać i które sprawiały, że idea naro­ dowości z dużymi jednak oporami szukała żyranta w idei słowiańskiej. Warszawa, Wilno i Kraków wciąż mimo

31 A. Walicki, ocbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDC p . cit., s. 262. 35 A. Poppe, U źród eł p o stę p o w e j h isto rio g ra fii szla c h ec ­ k ieg o re w o lu cjo n izm u . Z o ria n D o łęg a C h o d a k o w sk i (1784 - 1825),

„Kwartalnik Historyczny” 1955, z. 2, s. 13 - 35. 36 Zob. J. Jedlicki, K le jn o t i b a rie ry sp o łe czn e , jw., s. 225.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

217

wszystko bardziej widziały się zaniedbaną i nie kochaną pelcowizną Europy niż stolicami przeciwstawiającej się kosmopolityzmowi kultury słowiańskiej. Stosunek ubogiego przedmieścia do gwarnego i swo­ imi sprawami zaprzątniętego City musiał być stosun­ kiem konfliktowym: mieszaniną podziwu i niechęci, żądzy dorównania i ostentacyjnego odosobnienia się, pragnienia miłości i frustracyjnej agresywności. Filo­ zofia zaś była gotowa zaspokajać obie, na pozór prze­ ciwstawne, a przecież sprzężone ze sobą emocje. Polski antyeuropejczyk, jeśli mu nie dogadzał kata­ strofizm Rzewuskiego, mógł sięgnąć do Szaniawskiego i czytać, że naród może się rozwijać ,,tylko ze swojej naturalnej posady. [...] Wszelkie inne, z obcej posady kopiowane normy dążą do zagładzenia właściwej na­ rodu indywidualności, zamieniają go w martwą nijakiego charakteru agregacją”, a przeto trzeba się odwrócić od takich opinii i instytucji, które „nie mogły dotąd aklimatować się niejako w ojczystym powietrzu, ani potra­ fią zrzec się nabytków w obcym tylko układzie przydat­ nych...” 37 Mógł czytać u Mochnackiego, że postęp nie może od­ bywać się bez historycznej ciągłości, którą w Polsce przerwały rozbiory, i że na teraz ideą Polski jest re­ stauracja tych stosunków, jakie sama bez interwencji zewnętrznej zdołała urzeczywistnić 38. Mógł otworzyć cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA K sięg i p ie lg rzy m stw a i czytać: „teraz 37 J. K. Szaniawski, O n a tu rze i p rze zn a cze n iu u rzę d o w a ń w sp o łe c zn o śc i. Warszawa 1808; cytuję według zbioru P o l ­ sk a m y śl filo zo fic zn a : O św iec en ie - R o m a n tyzm , jw., s. 258, 261. 38 J. Szacki, O jc zyzn a , n a ró d , re w o lu c ja . P ro b le m a tyk a n a ­ ro d o w a w p o lsk ie j m y śli szla c h e c ko -re w o lu c y jn ej, Warszawa 1962, s. 197 - 98.

218

Jerzy Jedlicki

[...] nauka Europy głupstwem jest. [...] Zaprawdę powia­ dam wam: Nie wy macie uczyć się cywilizacji od cudzo­ ziemców, ale macie uczyć ich prawdziwej cywilizacji chrześcijańskiej. [...] A wszakże nie patrzcie drugich, jak jadają i ubierają się, i mieszkają, tylko patrzcie samych siebie [...] Jesteście wśród cudzoziemców jako apostoło­ wie wśród bałwochwalców”39. A po latach dziesięciu w audytorium College de France padły te jeszcze słowa: „... Polska powinna sięgać tylko do żyjącej w jej łonie tradycji, tylko do swego ducha”40. A jeżeli patriota, który chciał w Polsce zmartwych­ wstałej zobaczyć kamień węgielny i głowę przyszłej bu­ dowy europejskiej, pragnął zarazem uwłaszczenia i po­ wstania ludu, i republiki, to mógł powziąć wiadomość w Lelewelu, że demokracja jest prastarą, rdzenną ideą polską, przechowaną w republikańskim gminowładztwie szlacheckim. Ostatnia sprawa wymaga bacznego zastanowienia. Byłoby wszak nonsensem twierdzić, że Lelewel — uczo­ ny prawdziwie europejski, który przyswajał sobie i na­ uce polskiej najlepsze osiągnięcia intelektualne współ­ czesnego świata bez względu na ich geograficzną pro­ weniencję, twórca polskiej historii powszechnej i po­ równawczej i krytyczny badacz dziejów własnego na­ rodu — stworzył doktrynę etnocentryczną. Faktem jest natomiast, że w walkach ideowych i w dziele narodowej edukacji doktryny rzadko uczestniczą jako zorganizowa­ ne całościowe struktury. Normalną rzeczy koleją poje­ dyncze ich człony, tezy i hasła odrywają się od korpusu i poczynają wieść samodzielny żywot ideowych mole­

39 A. Mickiewicz, cbaZYXWVUTSRQPONMLK D zieła , jw., t. 6, s. 23, 27, 35, 47. 40 Ibidem, t. 11, s. 90.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

219

kuł, gotowych łączyć się w nowe, nierzadko całkiem od­ mienne od macierzystych związki. Tak też chyba działo się i z nauką Lelewela. Mogli jeszcze filomaci chłonąć przede wszystkim jego wykład­ nię dziejów starożytnych i powszechnych. Inaczej już było w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Choć sam Lelewel nie odstąpił od swej dewizy „szukania w podo­ bieństwie różnic”, od swej — jak pisze Nina Assorodobraj — „dialektyki ogólnego i narodowego”41, choć nigdy nie wszedł w sojusz z mesjanistyczną historiozofią, to przecież z pism jego wynotowywano teraz częściej różnice niż podobieństwa, szukano narodowego, pomija­ jąc ogólne. W ewolucji ideowej Towarzystwa Demokra­ tycznego, odkąd otworzyło się ono szeroko na recepcję poglądów Lelewela, a w końcu także na recepcję tak długo zwalczanego romantyzmu, można dość wyraźnie obserwować spożytkowywanie konstrukcji Lelewela do wzmocnienia nastawień etnocentrycznych, i bodajże od­ bywało się to nie bez jego upoważnienia. W manifeście z 1836 r., w którym ów „kosmopolitycz­ ny eter” Aktu Założenia znacznie już został rozrzedzony, widać jeszcze wyraźną troskę o staranne zrównoważe­ nie narodowych i ogólnoeuropejskich afiliacji ideowych obozu demokratycznego. Jeszcze w r. 1837 pisze się w „Piśmie TDP”: „Nie ulega również wątpliwości, iż de­ mokratyczna idea nie tylko jest naszą narodową, ale je­ szcze powszechną, epoki dzisiejszej ideą” 42. Atoli w la­

41 N. Assorodobraj, K cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHG szta łto w a n ie się za ło żeń te o re ty c z ­ n y c h h isto rio g ra fii J o a c h im a L e le w e la w pracy zbiór. Z d zie ­ jó w p o lsk ie j m y śli sp o łe c zn e j i filo zo fic zn e j, t. 3, Warszawa 1957, s. 174. 42 Cytuję według P o stę p o w e j p u b lic y sty ki e m ig ra c y jn ej, jw., s. 461.

220

Jerzy Jedlicki

tach późniejszych, w miarę wzrostu rozczarowania do siły i woli demokracji europejskiej, pojawiają się coraz częściej wypowiedzi świadczące, że ta równowaga zo­ stała zwichnięta. W roku 1845 oświadcza Mierosławski: „Z tego, że Towarzystwo Demokratyczne całą odpowie­ dzialność klęsk dokonanych na własne narodu przywary i bezdroża złożyło, wynikła też dla niego konieczność szukania środków zbawienia li wewnątrz istoty narodo­ wej, a więc zrzeczenia się wszelkich teorii poza dziejami, przymiotem i szczególnym Polski przeznaczeniem leżą­ cych”.43 Owóż, jak wiadomo, w przymiotach i w przeznaczeniu Polski leżała wolność i rządy ludu, owa — jak szydził Karol Hoffman — „jakaś dziewiczość demokratycz­ na” 44, którą trzeba było tylko z łona narodu wyprowa­ dzić, a nie z zewnątrz wnosić. W przeznaczeniu i w isto­ cie narodowej polskiej nie leżał natomiast przemysł, banki, drogi bite i żelazne, miasta oświetlone i wybruko­ wane, szpitale, czysta woda do picia, walka z gruźlicą i skrofułami. W pierwszych latach rozglądali się demo­ kraci po ojczyźnie, szukając tak im potrzebnego „stanu trzeciego”. Wkrótce doszli do wniosku, że w walce ludu przeciw przywłaszczeniom trzeci stan zostanie bierny lub podeprze przywilej, i postanowili obyć się bez niego. „Niech Opatrzność uchowa Polskę na zawsze od stanu trzeciego” — powiedzieli leleweliści, a wtórowali im Krępowiecki, Janowski i inni demokraci,45 stając w tej

43 Ibidem, s. 539. 44 K. B. Hoffman, O ró cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHG w n o ści szla c h e c kie j w d a w n ej P o l ­ sce, przedruk w pracy M. H. Serejskiego, S tu d ia n a d h i ­ sto rio g ra fią P o lski, cz. 1: K . B . H o ffm a n , Łódź 1953, s. 116. 45 N. Assorodobraj, W sp ra w ie k ryte riu m p o stę p o w o śc i w h isto rii h isto rio g ra fii (W zw ią zk u z k sią żk ą M . S e rejskie g o

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

221

sprawie na przeciwnym Czyńskiemu biegunie. Mieli swoje dobre po temu racje, zwłaszcza że nie brak było stosownych doświadczeń ze stolic Zachodu. Ale ich kon­ kluzja miała bardziej dalekosiężne, niż mogli sądzić, konsekwencje edukacyjne, powodując coraz głębszy wzajemny brak zrozumienia między walczącą demokra­ cją a obozem pracy organicznej. Do ostatecznych konsekwencji doprowadził tę meta­ morfozę teoretycznych uzasadnień myśli demokratycz­ nej Jan Kanty Podolecki, gdy w kryzysowych dla TDP latach 1847 - 1851 stał się czołowym pisarzem Centrali­ zacji. W artykułach Podoleckiego historyczna doktryna polskiego gminowladztwa i destrukcyjnych wpływów Zachodu wzbogacona została teorią podziału Europy na romańsko-germańskie „miasto” i słowiańską czy lechicką „wieś”, mające całkiem odrębną przeszłość, teraźniej­ szość i przyszłość. Cechą żywiołu miejskiego jest dążność materialna, rachuba, indywidualizm; cechą żywiołu wiejskiego — dążność moralna, wspólnota, równość, bra­ terstwo. Jedynym aktualnie nosicielem tej dążności jest Polska, gdyż Rosja ma tylko myśl rządową, nie ma idei: a przeto „Polska, jedyny teraz reprezentant dawnej sło­ wiańskiej wiejskości, nie potrzebuje poza swym obrębem chwytać obcych i nowych myśli społecznych, ale powin­ na tylko rodzime swe zasady oczyścić z obcej rdzy i plu­ gastwa wiekami przymieszanego, a przy tym rozprze­ strzenić je i wykształcić wedle tegoczesnych potrzeb” 46. Ten passus o ścieraniu rdzy obcych wpływów jest nie­ mal co do słowa zbieżny z o czterdzieści lat wcześniej­ o cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA K . B . H o ffm a n ie ), „Kwartalnik Historyczny” 1953, z. 4, s. 163 - 64. 40 J. K. Podolecki, W yb ó r p ism z la t 1846 - 1851, wyd. A. Grodek, Warszawa 1955, s. 6, 11, 18, 20.

222

Jerzy Jedlicki

szym frazesem Szaniawskiego 4748 ; nieważne, czy został skalkowany, istotna jest sama zbieżność kierunków my­ ślenia, istotny fakt, że myśl demokratyczna doszła po dwu dziesiątkach lat swego rozwoju do uzasadnień filo­ zof iczno-społecznych mających wiele punktów stycz­ nych z konserwatywnym konarem romantyzmu: paseistyczną utopię, idolatrię sielskości, programowy antyokcydentalizm, moralistyczną krytykę burżuazyjnej cy­ wilizacji, autarkię intelektualną. W podobnym kierunku zmierzały i niektóre inne środowiska demokratyczne, w tym np. kijowska grupa publikująca pod kryptoni­ mem „Gromadzkiego” 4S. Takie zbieżności socjologicznej optyki rewolucyjnej i konserwatywnej nie są, jak wiadomo, niczym specy­ ficznie polskim. Nie są też specyficznie dziewiętnasto ­ wieczne: doktryna „światowego miasta” i „światowej wsi” cieszy się wszak i dzisiaj niemałym wzięciem. Ra­ my tego referatu nie pozwalają jednak na porównawcze ekskursje i uogólnienia, choć przecież pewne prawidło­ wości rozwoju ideologii w krajach gospodarczo opóźnio­ nych narzucają się na każdym niemal kroku. Drugie jeszcze świadome ograniczenie referatu trzeba tu podkreślić. Zamiarem moim było jak najbardziej pla­ styczne przedstawienie opozycji nastawienia okcydentalnego i etnocentrycznego w polskiej myśli społecznej, pokazanie antynomii tradycji i cywilizacyjnego postępu

47 „Rozwijać coraz wyraźniej i dzielniej pierwotne znamio­ na właściwej narodowości naszej, oswobodzając one z niszczą­ cej rdzy, którą je ciągle okrywa dwuwieczny wpływ zewnętrz­ nego działania”; cytuję według zbioru P cbaZYXWVUTSRQPO o lsk a m y śl filo zo fic zn a : O św iec e n ie — R o m a n ty zm , jw., s. 261. 48 J. Kamionkowa, Z y c ie lite ra ck ie w P o lsce w p ie rw ­ sze j p o ło w ie X IX w ., Warszawa 1970, s. 121 -29.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

223

w jej najbardziej spolaryzowanym kształcie. Ale świa­ domość społeczna to nie opiłki, które zbierają się przy samych tylko biegunach. Główny jej nurt płynął po­ między zarysowanymi tu dwoma brzegami, a najciekaw­ sze dla analizy są chyba te właśnie konstrukcje świato­ poglądowe, które na tę antynomię się nie godziły, które chciały ją przezwyciężyć i dostarczyć oparcia dla kom­ promisu postaw skrajnych. Bywała to czasem luźna i ek­ lektyczna mieszanka elementów różnych struktur my­ ślowych, kiedy indziej ich wiązanie w nową zorganizo­ waną całość, przyjmującą taki układ wartości naczel­ nych, z którego synteza postaw etnocentrycznej i uniwersalizującej wynikać miała jako reguła konieczna. Różne to przy tym bywały układy i odległe nieraz od siebie założenia filozoficzne. Brak tu jednak czasu na ich najbardziej nawet pobieżną prezentację. Szczęściem tu właśnie, w owym polu kompromisów i syntez bardziej niż na jego skrajach, odwołać się można do znakomi­ tych analiz dokonanych w ostatnim dziesięcioleciu: do Brodzińskiego — Aliny Witkowskiej49, do Żukowskie­ go — Jerzego Szackiego50 albo Andrzeja Zielińskiego51, do Lelewela — Niny Assorodobraj 52, do Cieszkowskie­ go — Andrzeja Walickiego 53, do Kamieńskiego — Bro­cbaZYXWVUTS 49 K a zim ie rz B ro d ziń ski, Warszawa 1968. 50 W ia d o m o ść o J a n ie L u d w ik u Ż u k o w sk im ,

Archiwum Hi­ storii Filozofii i Myśli Społecznej, t. 3 (1958), s. 61-80; tenże, O jc zy zn a , n a ró d , re w o lu c ja ..., jw., s. 217 - 33. 51 J a n L u d w ik Ż u k o w sk i — za p o m n ia n y k r y ty k i p u b lic ysta ,

„Prace Polonistyczne” 1960, s. 93 - 130; tenże, N a ró d i n a ro ­ d o w o ść ... jw., passim. 52 K szta łto w a n ie się za ło żeń te o re ty c zn y c h .... jw.; tejże autorki obszerny wstęp do P ism m e to d o lo g ic zn y c h Lelewela (J. Lelewel, D zieła , t. 2, cz. 1, Warszawa 1964, s. 7-93). 53 O p . c it., rozdz. I.

224

Jerzy Jedlicki

nisława Baczki54. A także do klemensowczyków i To­ warzystwa Rolniczego — Ryszardy Czepulis 55, opisują­ cej spotkanie okcydentalnego szlacheckiego liberalizmu z konserwatyzmem. Mnie zaś pozostaje zgłoszenie do dyskusji najważniej­ szego, moim zdaniem, pytania: jaka mianowicie była w tych kwestiach, około połowy ubiegłego stulecia, po­ stawa przeciętnego polskiego inteligenta — pośród owych sprzecznych systemów myślowych i programów społecznych, rywalizujących ze sobą przecie w grze i o jego duszę? Na pytania takie nie łatwo odpowiadać: konstruuje się tu bowiem sztuczny model jakiejś świa­ domości przeciętnej, przypisanej środowisku niejedno­ litemu i niezorganizowanemu; w sporze hipotez nie można się odwołać do wyodrębnionego zbioru tekstów jednego autora czy jednego stronnictwa. Mimo to sta­ wianie takich hipotez i próby ich uzasadniania wydają się konieczne, jeśli historia idei ma wyjść poza historię doktryn i stać się składnikiem historii narodu. Proponuję więc rozważenie hipotezy sugerowanej już przez dawne studia Antoniny Kłoskowskiej, że dla na­ stawienia inteligencji polskiej, a przynajmniej najbar­ dziej wykształconej i czynnej umysłowo jej części, mniej więcej miarodajne jest oblicze „Biblioteki Warszaw­ skiej”, jedynego nieefemerycznego pisma kulturalnego o zasięgu ogólnopolskim 56. Jak wiadomo, „Biblioteka” cbaZ M H e n ry k a K a m ie ń sk ieg o sy ste m filo zo fii sp o łe c zn e j — p ró ­ b a in te rp reta c ji, posłowie do H. Kamieńskiego F ilo zo fii e k o n o m ii m a te ria ln ej, s. 495 - 579. 55 M yśl sp o łeczn a tw ó rcó w T o w a rzy stw a R o ln ic zeg o (1 8 4 2 1861 ), Wrocław 1964. 56 A. Kłoskowska, S o cjo lo g iczn e i filo zo fic zn e k o n c e p c je "B ib lio te k i W a rsza w sk ie j» w p ie rw szy m d zie sięc io le c iu p ism a

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

225

była pismem tolerancyjnym, dopuszczającym na swe łamy dość szeroki wachlarz poglądów; z naszego wszak­ że punktu widzenia istotny jest fakt, że z biegiem czasu dominowały w niej coraz wyraźniej treści i postawy związane z liberalno-organicznikowskim nurtem prepozytywizmu i że była ona w kraju najbardziej wytrwa­ łym przekaźnikiem informacji o życiu intelektualnym i przemianach cywilizacyjnych europejskiego Zachodu. Pogląd o reprezentatywności „Biblioteki Warszaw­ skiej” dla sposobu myślenia inteligencji krajowej lat 1840 - 1863 zda je się zderzać z opinią autorki cennej mo­ nografii o narodzinach pozytywizmu polskiego, która pierwszym publicystom tego kierunku przypisuje rolę odważnych pionierów lansujących nowe propozycje ,,w społeczeństwie przesiąkniętym romantycznymi ide­ ami” 57. „Mijały czasy — pisze w innym miejscu Bar­ bara Skarga — gdy całe społeczeństwo, literaci, nau­ kowcy, publicyści, młodzież nie potrafili myśleć inaczej niż w kategoriach idealistycznej filozofii niemieckiej, zabarwionych narodowym duchem Cieszkowskich, Trentowskich, Libeltów”.58 Wyznam, że nie wiem, gdzie by tu znaleźć dowody na ową powszechną recepcję idei ro­ mantycznych, a tym bardziej nie wiem, w jakich by tu datach umieścić owe czasy, kiedy to filozofowie poznań­ scy (o czym stale marzyli) zdobyli rząd dusz w narodzie. Na podstawie licznych przekazów sądzę raczej, iż berło cbaZYXWVUT (1841 - 1850); F ra n c ja i P a ry ż d ru g ie g o c e sa rstw a n a la m a c h ('■B ib lioteki W a rsza w skie j* . "K ro n ika P a rysk a * Z o fii W ę g ie r ­ sk ie j (1 8 5 3 - 1869) — oba szkice przedr. w tomie Z h isto rii i so ­ c jo lo g ii k u ltu ry , Warszawa 1969, s. 11 - 139. 57 B. Skarga, N a ro d zin y p o zyty w izm u p o lsk ie g o (1831 1864), Warszawa 1964, s. 175.

58 Ibidem, s. 198.UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA

13 —

S w o js k o ś ć i c u d z o z ie m sz c z y z n a

226

Jerzy Jedlicki

wypada zabrać i wieszczom, i filozofom, a oddać komu należy, to znaczy Polowi i Kraszewskiemu. Jeśli bowiem romantycy oraz filozofowie byli głównymi intelektual­ nymi przeciwnikami pozytywistów, to w walce o pozy­ skanie szerszej opinii ci ostatni musieli współzawodni­ czyć głównie z sentymentalnym tradycjonalizmem i z katolicką ortodoksją. Przy tym, jak sądzę, wyrażali oni od początku autentyczne potrzeby i dążenia inteli­ gencji zawodowej. O czym mogła marzyć elita polskiej inteligencji poło­ wy XIX wieku? Bez wątpienia o polskim państwie, któ­ re zadośćuczyni patriotycznym uczuciom, a nadto otwo­ rzy nowe pola pracy, warsztaty, uczelnie, urzędy ... O zdemokratyzowanej strukturze społecznej, zniesieniu przywilejów „kastowych”, o kulturalnym i narodowym uwłaszczeniu masy chłopskiej. Ale te wielkie marzenia tonęły w krwi każdego po kolei pokolenia. Na co dzień pozostawał stan permanentnej klaustrofobii, gniotące poczucie wegetacji i ciasnoty, które od­ zywa się w wielu inteligenckich pamiętnikach i listach z tej epoki. Ciasnoty terytorium i ciasnoty szans życio­ wych.59 Cóż dziwnego, że dla tych lekarzy, inżynierów, nauczycieli gimnazjalnych, dziennikarzy, pozamykanych w małych klatkach rozbiorowych dzielnic, bez wyższych polskich szkół, bez bibliotek, bez wielkiego przemysłu

59 Najbardziej przenikliwy obraz „saharyjskiej posuchy” i marazmu, w jakim pogrążona była Kongresówka lat pięćdzie­ siątych, malują listy Narcyzy Żmichowskiej, zwłaszcza jej słynny list do Seweryna Elżanowskiego z 4 X 1859, będący jednocześnie świadectwem dramatycznej rozterki pol­ skiej elity umysłowej, wahającej się między programem konspiracyjno-powstańczym a programem nonkonformistyczno-organicznikowskim (N. Żmichowska, cbaZYXWVUTS L isty, wyd. M. Romankówna, t. 2 R o zd ro ża , Wrocław 1960, s. 378 - 92).

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

227

i bez wielkiej nadziei, Zachód przedstawiał się jako kon­ trastowy świat otwartych możliwości? I cóż dziwnego, że największym czytelniczym zainteresowaniem cieszy­ ły się w prasie korespondencje z Paryża czy Londynu, mimo iż pisma zachowawcze z Koźmianowskim „Prze­ glądem Poznańskim” na czele gromiły od czasu do czasu korespondentów zagranicznych, tych co — jak znako­ mita Zofia Węgierska — ośmielali się „narzucać krajowi wyobrażenia w całkiem odmiennych od naszego orga­ nizmach społecznych wylęgłe” 60. Polski proletariusz umysłowy przyzwyczajony był do rezygnacji i nie był maksymalistą. Gdy — jak w latach 1861 - 1863 — ożywiały się nadzieje i zapał, stawał do walki o wyzwolenie chłopa z pańszczyzny, Ojczyzny z niewoli. Gdy tych nadziei nie było, chciał wyciągnąć swój kraj jeśli nie z niewoli, to choćby z gnojówki, z bie­ dy, z niechlujstwa, z gruźlicy, z analfabetyzmu, z klerykalnego wstecznictwa, z umysłowej gnuśności. I przeważnie nie z filantropii żadnej chciał to uczynić, i nie dlatego, że przeczytał Cieszkowskiego, i może nie z patriotyzmu nawet, lecz po prostu z pragnienia robo­ ty, sprawdzenia się, spożytkowania swoich zdolności, do czego tak niewiele miał tu okazji. To do niego odzywał się Supiński, gdy pisał: „Zapóźnieni niemal we wszyst­ kim, skutkiem klęsk wielkich i bolesnych wypadków, ra­ tujmy co w nowej powodzi ratować możemy, a co się stało nowożytnych ludów potęgą: tą potęgą jest wiedza i praca ...” 61 Odmienna z gruntu była perspektywa walczącej de­ mokracji, zwłaszcza emigracyjnej. Tułacz musiał być

f0 Cytuję za A. Kłoskowską, Z hcbaZYXWVUTSRQPONML isto rii i so cjo lo g ii k u l ­ jw., s. 70. 61 Cytuję za B. Skargą, o p . c it., s. 321.UTSRQPONMLKJIHGFEDCBA

tu ry , 15*

228

Jerzy Jedlicki

maksymalistą: jego marzeniem był powrót żołnierski do wyzwalającej się Polski. Wszystko, co oddalało miraż tego powrotu, co odciągało myśli i ręce od tego głównego celu, zdawało się szkodliwe. Zanurzony w zgiełku wiel­ kich metropolii Zachodu, przystosował się do nich o tyle, że musiał zarabiać na chleb, ale ich krzątanina była mu obca i wroga. Paryż był dlań Molochem i nowym Babi­ lonem. Dążenie ku bardziej nowoczesnym formom byto­ wania uważał za „zdrobnienie idei” i traktował z wynio­ słą pogardą. Celną nieraz krytykę sprzeczności kapita­ lizmu i znienawidzonej burżuazji uogólniał na wszystkie objawy nowoczesnej cywilizacji. I podobne było, w chwilach wzniesienia ruchu nie­ podległościowego i rewolucyjnego, nastawienie najbar­ dziej niecierpliwej i ofiarnej młodzieży w kraju, której zdawało się, że tylko jeszcze jeden wysiłek ... Dembow­ ski uważał, że wszelki organicznikowski eklektyzm, ta­ mując walkę sprzeczności, opóźnia postęp62. Tylko że służąc jednemu postępowi, temu, który się ziszcza przez dialektykę, nie chciał wiedzieć o drugim, który się zisz­ cza przez kumulację. Przez powiększanie „zasobu”, by użyć terminu Supińskiego. W końcu, gdyby nie ten ek­ lektyzm, to Polska nie miałaby w ogóle swego wie­ ku XIX, byłaby wciąż o dwa czy trzy stulecia z tyłu. Liberalnych inteligenckich organiczników skupionych wokół Jurgensa nazwano millenerami, iż na 1000 lat od­ kładali dzieło wyzwolenia. Rewolucyjnych demokratów można by nazwać millenerami rozwoju gospodarczego i cywilizacyjnego. Dla przeciętnego inteligenta ta postawa, na dłuższą

62 E. Dembowski, K cbaZYXWVUTSRQPONMLKJ ilk a m y śli o e k lek ty zm ie , P ism a , wyd. A. Sladkowska i M. Żmigrodzka, t. 3, Warsza­ wa 1955, s. 339 - 71.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

229

metę, była niemożliwa do przyjęcia. Jego świadomość stawała się nieuchronnie okcydentalna i antyromantyczna. Tym bardziej okcydentalna, im bardziej brakło mu tutaj uniwersytetów i politechnik, książek i labo­ ratoriów, nadziei i wolności. Pozytywistyczni liberałowie mieli wiele naiwnych i solidarystycznych iluzji co do możliwości rozwiązania konfliktów społecznych kapitalizmu, konfliktów, któ­ rych zresztą bynajmniej nie starali się apologetycznie maskować. Socjaliści będą im te iluzje wybijać niczym kręgle. Samo życie będzie je wybijać. Ale w jednym polski zawodowy inteligent miał prze­ wagę nad zawodowym rewolucjonistą: w zrozumieniu, że nowoczesna cywilizacja Zachodu nie redukuje się dc swej burżuazyjnej formy. Że ta cywilizacja to wpraw dzie slumsy Manchesteru, salwy Cavaignaca, ekspedycji meksykańska, afera panamska, ale to także Pasteur, Darwin i Faraday, szkoły i mosty. I że wyrobem tej cy­ wilizacji jest — la cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA st n o t le a st — prawo do jej krytyki, a więc także zorganizowany ruch robotniczy i wolna myśl socjalistyczna. I z tych to przyczyn wyglądał z za­ ścianka w świat i sądził, że cywilizacja jest jedna dla wszystkich. Zarazem przecież to jego okcydentalne nastawienie obciążone było głębokim kompleksem. Kompleksem wtórności, nieoryginalności, imitatywności polskiej kul­ tury. Ale czy był to tylko kompleks inteligenta? czy dra­ matyczne cierpienie całej myśli polskiej, naszej świado­ mości narodowej ostatnich dwu stuleci? W dziejach tej myśli, w jej wewnętrznych konfliktach i zmaganiach jest stale obecne pewne przejmujące zjawisko, które nie wiem, czy z taką częstotliwością i nasileniem napotkać

230

Jerzy Jedlicki

można w jakiejkolwiek innej kulturze. Wszyscy tu wszystkim zarzucali obcość, nierodzimość ich idei — estetycznych, filozoficznych, politycznych — i zawsze zarzut ten miał dyskwalifikować ideę samą. Romantycy klasyków, klasycy romantyków, leleweliści liberałów, liberałowie ultramontanów, demokraci arystokratów, arystokraci demokratów, wszyscy socja­ listów, a socjaliści siebie nawzajem pomawiali o „nie­ wolnicze naśladownictwo cudzych nauk”, o krzewienie obcych i duchowi narodu przeciwnych zasad angielskich, francuskich, germańskich, moskiewskich, papieskich, ży­ dowskich, mienili przeciwników stronnictwem nienarodowym, kosmopolitycznym, a siebie jedynymi przecho­ wawcami polskiej myśli oryginalnej. I wraz z tym obficie rodziły się moralitety, wedle któ­ rych szczególną jakoby cechą polską, a zwłaszcza szlach­ ty i klas oświeconych, miała być zdrożna skłonność do „podrzeżniania” cudzoziemców, snobizm na europejskość i dziecinne umiłowanie błyskotek wszelkiej nowości. Polska miała być papugą narodów, małpą Zachodu, ga­ wronem francuskim. Zastępy purystów strzegły (zazwy­ czaj bezskutecznie) wstępu obcym słowom, a nawet — jak Śniadecki — obcym zgłoskom, bo i niewinna na po­ zór literka „jot” też okazała się „podrzuconym dziec­ kiem zarazy i zepsucia” 63. Nie naśladownictwo samo, które jest normalną me­ todą uczenia się, nie migracja idei i dyfuzja wzorów kulturowych, bez której niemożliwy jest rozwój spo­ łeczny, ale lęk przed naśladownictwem, wpływem i dy­ fuzją, wywołane nimi poczucie winy czy wstydu i pro­ jekcja tej winy czy wstydu na ideowych przeciwników

“ Cytuję za A. Zielińskim, N cbaZYXWVUTSRQPO a ró d i n a ro d o w o ść ..., jw., s. 153.

Polskie nurty ideowe lat 1790 - 1863

231

wydaje się szczególnym nerwicowym schorzeniem na­ szej kultury. Ta nerwica jest chyba najtrwalszym skut­ kiem długotrwałej niewoli niegdyś silnego narodu o wielkich historycznych wspomnieniach, niewoli połą­ czonej z cywilizacyjnym opóźnieniem i z permanentnie ujemnym saldem bilansu wymiany intelektualnej z Europą. Uświadomienie sobie kompleksu nieoryginalności jako wewnętrznego dramatu polskiej kultury było udziałem umysłów najbardziej oryginalnych: Norwida, Brzozow­ skiego, Żeromskiego ..., tych, co pojęli, że myśl polska na to, aby stać się prawdziwie samoistną i twórczą, musi nie odosobnienia szukać i cła ochronne na obce idee na­ kładać, lecz stanąć bez obawy w wielkim przeciągu kry­ tycznej myśli europejskiej Zachodu i Wschodu, wchła­ niać i przetwarzać wszystko, co w niej cenne. Gdyż na­ ród, który jest pewny własnej wartości, nie boi się za­ dłużenia, może pełnymi garściami czerpać obce wzory, ufny, że jego kultura potrafi je zasymilować, nie tracąc swojej niepowtarzalnej osobowości i piękna.

T a d e u sz Ł e p k o w ski UTSRQPONMLKJIHGFE W arszaw a

P O G L Ą D Y N A J E D N O - I W IE L O E T N 1C Z N O S C N A R O D U P O L S K IE G O W P IE R W S Z E J P O L O W IE X IX W IE K U

zyxwvutsrqp

„Jest nas dwadzieścia milionów”, głosił Manifest Rzą­ du Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej z 22 lutego 1846 r., i zaraz dodawał: „Polacy! Nie znamy odtąd mię­ dzy sobą żadnej różnicy, jesteśmy odtąd braćmi, synami jednej matki Ojczyzny, jednego ojca Boga na ziemi!” 1 Dwadzieścia milionów ... Nie zabawiając się żadnymi zbędnymi tutaj rozważaniami demograficznymi, wy­ starczy skonstatować, że naród polski obejmował w ro­ zumieniu naszych radykalnych demokratów połowy ubiegłego stulecia wszystkich — niezależnie od pocho­ dzenia etnicznego — mieszkańców ojczyzny, a więc Pol­ ski, w skład której wchodziły Kongresówka i Litwa, Wielkopolska i obydwie Galicje, a także ziemie ruskie. Polska ta, dodajmy, miała być zintegrowanym narodem demokratycznym w unitarnym, demokratycznym pań­ stwie. Z godła narodowego rewolucjonistów krakow­ skich znikła bez śladu Pogoń, zostawiając całe pole na herbowej tarczy zrywającemu się do lotu białemu or­ łowi.

Nie miejsce w krótkim, tezowym komunikacie, mają­ cym jedynie zasygnalizować i przypomnieć niektóre za­ 1 Cytuję według publ. N u rty le w ic o w e w d o b ie p o lsk ich p o ­ w sta ń n a ro d o w ych 1794 - 1849. W y b ó r źró d e ł, Wrocław 1961,

S. 276.

Poglądy na jedno- i wieloetniczność narodu w XIX w. 233

gadnienia wiążące się ze świadomościowymi aspektami polskiego procesu narodowotwórczego, na zagłębianie się w labirynt teorii narodu. Ograniczę się jedynie do paru spostrzeżeń i propozycji dyskusyjnych. Czym był w pierwszej połowie XIX w., choćby sym­ bolicznie, w dniach Rewolucji Krakowskiej — od przy­ wołania której rozpocząłem — naród polski? WspólnotącbaZYXWVUT in s ta tu n a sc en d i, bardziej postulowaną niż rzeczywistą, obejmującą wszystkich mieszkańców kraju. Składała się ona z „aktywu”, z rdzenia świadomego narodowo (to oczywiście mniejszość) i tworzywa potencjalnie narodo­ wego, czyli ludu (to oczywiście większość). Nie trzeba było zresztą czekać na ten naród postulowany aż do po­ łowy XIX w. Już większa część szlacheckich rewolucjo­ nistów — jak to trafnie zauważa Jerzy Szacki — uwa­ żała za rzecz oczywistą, że „naród to wszyscy mieszkań­ cy danego kraju” 2. Wieloetniczność (i ogólniej — heterogeniczność) naro­ du polskiego omawianej epoki ująć można w kilku od­ miennych, acz — wbrew pozorom — uzupełniających się schematach-modelach. Fundamentem budowy pierwszego z nich jest zró­ żnicowanie etniczne (lub, jeśli kto woli, „ple­ mienne” lub narodowościowe). Wśród mieszkańców Pol­ ski (w granicach historycznych przedrozbiorowych, co trzeba podkreślić), zarówno na obszarze zwartego osad­ nictwa polskiego, jak osadnictwa rozrzuconego, wyod­ rębniają się cztery kategorie mieszkańców Polski: pierwsza, to ludzie polskiego języka i „pralechickiego” — jak napisał niedawno Tadeusz Kotarbiński — po­ 2 J. Szacki, O jc zy zn a — n a ró d — re w o lu cja , Warszawa 1962, s. 207.

234

Tadeusz Lepkowski

chodzenia 3. Ci dadzą się podzielić z kolei na uświado­ mionych Polaków („naród dla siebie”) i Polaków poten­ cjalnych, nie rozbudzonych jeszcze narodowo („naród w sobie”); druga, to mniej lub bardziej „swoi” a więc stali, zasie­ dziali mieszkańcy ziem polskich (tzn. uznanych przez aktyw pierwszej kategorii za polskie), innoplemienni, np. Rusini i Litwini, w mniejszym stopniu Żydzi i Niem­ cy. Mogą to być „współmieszkańcy” lub „bracia”, „ziom­ kowie” lub Polacy innej mowy lub wyznania: trzecią kategorię stanowią „obcy” (ale „obcy” — swoi), a więc przybysze świeżej proweniencji: koloniści, kup­ cy, rzemieślnicy, fachowcy różnych zawodów. Ci mogą się oczywiście zasymilować, lecz są początkowo grupą odrębną i ekscentryczną wobec „krajowców”; czwartą wreszcie kategorię składają „obcy” — wrogo­ wie, czyli zaborcy z aparatu ucisku, usiłujący wynaro­ dowić dwie pierwsze „rdzenne” i krajowe kategorie. Drugi model swą podstawę ma w czynnikach spo­ łecznych. Pierwszą kategorią tego modelu, oczywi­ ście świadomą narodowo, są klasy panujące, a zarazem oświecone (szlachta, inteligencja i część mieszczaństwa). Ludzie przynależni do tej kategorii będą rozmaicie mó­ wić o drugiej, niższej, a liczebnie dominującej: „chłopi”, „poddani”, „kmiotkowie” lub „włościanie”. Ta druga ka­ tegoria w rozumieniu pierwszej składa się zarówno z chłopów mówiących po polsku, jak chłopów' mówiących innym językiem. Dla większości reprezentantów’ tej lu­ dowej kategorii szlachcic i Polak to jedno i to samo. Pod­ kreślmy, że ich odczucie jest nie tylko klasowe, ale

3T. Kotarbiński, wypowiedź w ankiecie opublikowa­ nej przez T. Drewnowskiego i M. Krasickiego,cbaZ P rzem ia n y P o la kó w , Warszawa 1969, s. 76.

Poglądy na jedno- i wieloetniczność narodu w XIX w. 235

jednocześnie i etniczne, narodowo-państwowe. Henryk Bogdański powie w swym pamiętniku, że chłop „nie sta­ nowił politycznej i historycznej części narodu i pod Pol­ ską rozumiał tylko szlachtę” 4. Przypomnę, że element odrębności „plemiennej” między chłopem a szlachcicem tkwił w potocznych wyobrażeniach dość mocno. Te dwie kategorie były według niejednego mieszkańca Polski in­ nego pochodzenia, innej kultury, innej wręcz krwi. Trzecią kategorię stanowił plebs miejski, amorficzny, płynny, wewnętrznie zróżnicowany, bliższy jednak czę­ sto — z uwagi na obiektywnie lepsze warunki wzajem­ nej komunikacji — kategorii pierwszej niż drugiej. Trzeci model nazwałbym terytorialno-pańs t w o w y m. Mimo zupełnej unifikacji Korony i Litwy w 1791 r. w świadomości oświeconych Polaków z róż­ nych stron dawnej, a podzielonej już Rzeczypospolitej naród polski stanowił nadal wspólnotę dwudzielną, nie­ jako federalną. Polak z Litwy nie był oczywiście „gor­ szy” od swego rodaka z Mazowsza, lecz był czymś od­ miennym, Polakiem i Litwinem zarazem. W tym mo­ delu nie mieścili się jednak Ślązacy. W miarę upływu lat inne podziały terytorialne, te narzucone, wrastały w świadomość społeczną. Galicjanin, Poznańczyk, Królewiak, czy Podolak czuli się tak samo Polakami, lecz re­ gionalizacja czyniła postępy tak duże, że na długo — nie­ mal do naszych dni — do miana Polak dołączać wypa­ dało określenia uściślające. Było to zjawisko porówny­ walne z nie tylko już dzielnicowe, ale i etnicznie lub quasi-etnicznie rozumianą odrębnością, znaną z krajów długo podzielonych (Hiszpania, Włochy, Niemcy, nie

4 H. Bogdański, P cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHG a m ię tn ik 1 8 3 2 - 1848, wyd. A. Knot, Kraków 1971, s. 161.

236

Tadeusz Lepkowski

mówiąc już o przykładach pozaeuropejskich, talach, jak choćby arabski, chiński lub wietnamski). Czwarty i ostatni model wypada nazwać r e 1 igijno-obyczajowym. W tym schemacie różnice bywały bardzo silnie akcentowane. Obok demokratycz­ nej otwartości (równoprawne traktowanie Polaków-katolików i Polaków-chrześcijan niekatolików oraz Pola­ ków wyznania mojżeszowego) spotykamy często posta­ wy zamknięte i ekskluzywistyczne, tak — wśród warstw wykształconych — reakcyjne, jak żywiołowo-populistyczne. Do nich zaliczyć trzeba coraz silniej dającą znać o sobie pod koniec omawianego okresu (a tym bardziej później) koncepcję Polaka-katolika. Niekatolików trak­ towano nierzadko jako nie-Polaków nie tylko z konfe­ syjnego, ale i etniczno-kulturowego punktu widzenia. W omawianym modelu — rozwinie się on silniej w końcu XIX i w XX w. — wystąpią poglądy, że naród polski jest (a na pewno powinien być) monoetniczny i monokulturowy. Poza narodem polskim stawia się przede wszystkim społeczność żydowską jako element obcy, a nawet wrogi. Ale nie tylko. Poza narodem pozostają również w pewnym sensie np. Polacy-luteranie na kre­ sach północno-zachodnich. Jest rzeczą oczywistą, że wymienione przeze mnie modele istnienia i rozumienia narodu przecinają się, za­ chodzą na siebie, nigdy niemal nie występują w czystej postaci, jak to zwykle bywa z modelami. Dodam, że w ich konstruowaniu kierowałem się w niemałym stop­ niu intuicją. Badanie problemu postawionego w tytule komunikatu jest niezwykle skomplikowane. Dopiero do­ kładne zapoznanie się z całym właściwie piśmiennic­ twem polskim (drobnostka, nawet odliczając niektóre publikacje techniczne i dotyczące nauk ścisłych!) może

Poglądy na jedno- i wieloetniczność narodu w XIX w

237

stanowić podstawę do prawidłowego wnioskowania i uogólnienia. Ale wszak i tak będą to (lub byłyby) wnio­ ski ułomne. Cóż bowiem wiemy o potocznych mniema­ niach klas prawie niemych i ... większej części warstw oświeconych? Jak cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCB e x p o st rozpisać ankiety socjologicz­ nego typu? Jakich metod używać w interesującej nas dziedzinie historii socjopsychologicznej lub socjopsychologii historycznej? Przecież w praktyce i tak wiadomo, że odpowiedzi na nurtujące nas pytania oczekiwać bę­ dziemy od tradycyjnie interpretowanych deklaracji ideowo-politycznych, pamiętnikarstwa, prasy, epistolografii, częściowo tzw. tradycyjnie literatury pięknej oraz etnografii. Po czym i tak utoniemy w naukowym supozycjonizmie, zwanym oczywiście gruntownym uję­ ciem zagadnienia. Po rozważaniach modelowych i deklaracji o częścio­ wym pesymizmie poznawczym pozwolę sobie przejść na utarte, tradycyjne ścieżki. Chciałbym scharakteryzować pokrótce koncepcję narodu w kontaktach i starciach elementu etnicznie polskiego z żywiołami tzw. nierdzennymi.

Wpierw rozpatrzyć wypada problem białoruski. Przemieszki polsko-białoruskie, brak wyraźnej granicy języ­ kowej na znacznym obszarze od Podlasia po Mińszczyznę (obok dwujęzyczności) sprawiły, że etnicznego wy­ odrębnienia polsko-białoruskiego na ogół nie przepro­ wadzano. Jeden z emigrantów pochodzących z Białorusi wyraźnie stwierdzał w latach trzydziestych, że polski szlachcic zagonowy z tych terenów mówi dziwnym, mie­ szanym językiem polsko-białoruskim 5. Dodajmy, że po­ 5 Świadectwo to przytaczam w książce P o lsk a — n a ro d zin y Warszawa 1967, s. 297.

n o w o c ze sn eg o n a ro d u . 1764 - 1870,

238

Tadeusz Łepkowski

dział „plemienny” czy etniczny nie pokrywał się z po­ działem religijnym, stąd wyodrębnienie na tej podsta­ wie poszczególnych narodowości, nawet w latach sześć­ dziesiątych XIX w., jak na to wskazuje choćby jedna z najnowszych radzieckich publikacji, omawiająca sytu­ ację w Nowogródczyźnie i Pińszczyźnie, nie było możli­ we®. Chłopi uważali się zazwyczaj za „miejscowych”, uznając nadrzędność językowo-kulturalną polską, szlachta zaś — zdając sobie sprawę z różnic etniczno-kulturowych — traktowała na ogół lud jako polski lub potencjalnie polski niezależnie od mowy, jaką się lud ów posługiwał. Nie sądzę, by kogokolwiek ze świado­ mych Polaków-Litwinów z tego obszaru (nawet nie „chłopomanów”) raziła wieloetniczność. O ile płynność wszelakich granic etnicznych na Biało­ rusi ułatwiała kształtowanie się i aktywizację postaw to­ lerancyjnych i otwartych, o tyle na Żmudzi powinna by była — z uwagi choćby na zupełną odrębność języka — takie postawy utrudniać. Tymczasem w codziennej prak­ tyce, w odczuciach, zarówno element polskojęzyczny (szlachta, część mieszczaństwa i chłopstwa), jak litewskojęzyczny (chłopi) skłonne były do uznania żmudzkiej odrębności jako regionalizmu w ramach szeroko pojętej polskości. Wyraźnych tendencji etnocentrycznych ani repulsyjnych wobec „narodowo obcych” raczej tu nie obserwujemy. Poczucie wyraźniejszej odrębności żmudzko-litewskiej rodzi się dopiero, i to nieśmiało, koło lat sześćdziesiątych, choć w tym właśnie okresie,

c Z. J. T a 1 w i r s k a j a, K cbaZYXWVUTSRQPO w o p ro su o so c y a ln o m o b lik ie m ie łk o w o d w o ria n stw a w 1 8 6 0 -ch g o d a ch w tomie zbiór. Isto rik o -so c jo ło g icze skije issle d o w a n ija (n a m a te ria ła c h sło w ia ń ­ sk ic h stra n ), Moskwa 1970, s. 202.

Poglądy na jedno- i wieloetniczność narodu w XIX w. 239

i później, następuje językowa polonizacja ludu, przyj­ mowana z aprobatą przez część chłopstwa żmudzkiego 7. Sprawa ruska (zwana potem ukraińską) wyglądała nieco inaczej na Kijowszczyźnie oraz na wschodnim Po­ dolu i Wołyniu, a inaczej w Galicji wschodniej. Odręb­ ność religijno-obyczajowa, językowa, społeczna ludu ukrainnego poza Galicją była wyraźnie postrzegana przez miejscową szlachtę. Uznawano na ogół jako pew­ nik przynależność Rusinów do szeroko ujmowanego na­ rodu polskiego, lecz dystanse społeczno-kulturowe — znacznie tu większe niź na Białorusi — sprawiały, że otwartość i tolerancyjność etniczna wobec Rusinów była dość ograniczona. Odmiennie, jak już powiedziano, rzeczy się miały w pasie ,,czerwonoruskim”. Polscy Galicjanie uważali np., że języki lacki i ruski to tylko odmiany języka pol­ skiego 8. W działaniach narodowo-patriotycznych nie czyniono różnicy między Polakami i Rusinami, lecz uznawano, że są to dwa ,.plemiona” (narodowości) od­ rębne, acz blisko ze sobą spokrewnione, federalnie nie­ jako wchodzące w skład postulowanej nadrzędnej wspól­ noty ogólnopolskiej. Pogranicze czesko-polskie (Śląsk Cieszyński i po części Opawski), pomijane na ogół w rozważaniach narodowo­ ściowych (zwłaszcza warszawskich), prezentuje nam zu­ pełnie odrębną problematykę. O ile na kresach wschod­ nich lud białoruski, ukraiński i litewski dojrzewał do poczucia swej odrębności wychodząc niejako z polskości, 7 J. Ochmański,

L cbaZYXWVUTSRQPONML itew sk i ru c h n a ro d o w o -k u ltu ra ln y

Białystok 1965, s. 58. 8 H. Bogdański, op. cit., s. 435; M. Handelsman,

w X IX w . (d o 1890 r.),

W p ływ y p o lsk ie n a R u sin ó w g a lic y jsk ic h w trze c im i c zw a rty m d ziesięc io lec iu X IX w ., „Ziemia Czerwieńska” 1936, z. 1, s. 57.

240

Tadeusz Łcpkowski

o tyle na terenie polsko-czesko-niemieckim lud wpierw odczuwał i rozumiał odrębność regionalno-słowiańską (śląską) lub słowiańską dwuetniczną przeciwstawianą Niemcom, potem dopiero pojmować zaczynał, że jest lu­ dem polskim lub czeskim, by w końcu zrozumieć swą więź z całym narodem polskim lub czeskim 9. Na kresach zachodnich i północnych problemem pierwszoplanowym była oczywiście sprawa stosunku do etnicznego elementu niemieckiego. Tę kwestię wypada widzieć odrębnie od zagadnienia niemieckiego w Polsce centralnej lub południowej. Wbrew obiegowym mnie­ maniom o odwiecznej wzajemnej wrogości i wzajemnej etnicznej repulsji, osmoza niemiecko-polska do Wiosny Ludów, która stanowi granicę decydującą, była zjawi­ skiem codziennym i niespornym. Dwujęzyczność stano­ wiła cechę licznych regionów Wielkopolski, Śląska i Po­ morza. Mówienie po niemiecku wcale nie musiało ozna­ czać w odczuciu społecznym odejścia od polskości, ani też od przynależności do narodu polskiego. Zacytuję tu opinię Stefana Kieniewicza o sytuacji w Poznańskiem w latach czterdziestych. „Poczucie narodowe nie prze­ niknęło jeszcze głęboko — jak dzisiaj — mas zarówno niemieckich jak polskich. Silniej od narodowego działały czynniki: społeczny, ekonomiczny, zwłaszcza religijny. Katolicyzm utożsamiał się powszechnie z polskością, dlatego polonizowali się z łatwością Niemcy-katolicy, tym bardziej dzieci z małżeństw mieszanych” 10. Już jed­ nak na początku drugiej połowy XIX w. rozpocznie się

9 Zob. J. Chlebowczyk, K cbaZYXWVUTSRQPO szta łto w a n ie się św ia d o m o śc i n a ro d o w ej i p o c zą tk ó w ru c h u n a ro d o w eg o n a Ś lą sku C ie szy ń ­ sk im , „Kwartalnik Historyczny” 1959, s. 425 - 55. 10 S. Kieniewicz, S p o łe c ze ń stw o p o lsk ie w p o w sta n iu p o zn a ń sk im 1848 ro k u , Warszawa 1960, s. 39.

Poglądy na jedno- i wieloetniczność narodu w XIX w. 241

nowy okres. Na kresach, zwłaszcza w Poznańskiem i na Pomorzu, podział i niechęć polsko-niemiecka, a ściślej polsko-pruska, staną się tak silne, że tolerancyjny sto­ sunek wobec wieloetniczności czy też poczucia narodo­ wościowego podwójnego (podwójnej świadomości naro­ dowej) zacznie zanikać. Tymczasem w Galicji i Królestwie dość chętnie i bez oporów witano w łonie narodu polskiego polonizujących się Niemców. Synowie osadników niemieckich w regio­ nie łódzkim stali się masowo, już w drugim pokoleniu, polskimi patriotami i polskimi powstańcami. Nie zwra­ cano też uwagi na ich „plemienne” pochodzenie, uznając ich za Polaków d cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA p a rt e n tie re . W Galicji, jak pisze pamiętnikarz, liczni synowie urzędników austriackich „po­ lubili naszą narodowość, wrośli w nią i z równą nam dumą mienili się Polakami” n. Najbardziej skomplikowana wydaje się kwestia ży­ dowska. Problem ten, prawda że głównie w aspekcie społeczno-ekonomicznym, podjął ostatnio Artur Eisenbach w pracy o kwestii żydowskiej w Polsce w dobie przejścia od feudalizmu do kapitalizmu. I znów wypada się odwołać do czasów Rewolucji Kra­ kowskiej. Rząd Narodowy 23 lutego 1846 r. zwraca się do Żydów w te słowa: „Polacy! Godzina pojednania ze sobą rodzin spoleczeńskich wybiła. Byliście pod zarzą­ dem wrogów uważani za oddzielny naród. Rewolucja przyjmuje Was na łono społeczeńskie, zapewnia Wam jako braciom jednej ziemi prawa ludzkie i wita Was jako synów Ojczyzny godnych wyswobodzenia i otrzy­ mania bezwzględnej równości” 12. n H. Bogdański, op. cit., s. 123. 12 Cytuję według publ. N u rty le w ic o w e 10 —

S w o j s k o ś ć i c u d z o z ie m s z c z y z n a

jw., s. 278.UTSRQPONMLKJIHG

242

Tadeusz Łepkowski

Nie jest wprawdzie ścisłe, jakoby tylko wrogowie, to jest zaborcy, uznawali Żydów za ,,oddzielny naród”. Czyniły tak przecież polskie rządy Księstwa Warszaw­ skiego i Królestwa Polskiego. Stanowiska polskiej pra­ wicy społecznej, ujawnione m. in. w znanych dyskusjach o kwestii żydowskiej w dobie Księstwa i początków Kró­ lestwa, a następnie w latach pięćdziesiątych akcento­ wały zupełną obcość Żydów wobec narodu polskiego. Niektórzy z zabierających głos postulowali nawet wy­ gnanie ludności żydowskiej z kraju. W cytowanej odezwie Rządu Narodowego z lu­ tego 1846 r. ważne jest traktowanie ludności żydow­ skiej cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA en b lo c, a więc bez podziału na zasymilowanych i niezasymilowanych, „ucywilizowanych” i „niecywili­ zowanych”, jako integralnej części narodu polskiego. W tym więc wypadku wieloetniczność jest konsekwent­ nie i w całej rozciągłości akceptowana. Obok takiego, raczej wyjątkowego, stanowiska mamy do czynienia w omawianym okresie z dwoma innymi. Pierwsze akcentuje zupełną obcość, odrębność, a nawet wrogie nastawienie społeczności żydowskiej wobec Po­ laków (podkreśla się tu inność etniczną, językową, oby­ czajową, religijną oraz mocną chęć izraelickiej samoseperacji), uznając za możliwe jedynie powolne i stopnio­ we włączanie niektórych „ucywilizowanych” jednostek do narodu polskiego. Drugie, liberalniejsze stanowisko wskazywało na wiel­ ce skomplikowany splot wzajemnych win i przewin, które doprowadziły do separacji, nieufności i wrogości. W swych konkluzjach rzecznicy tego stanowiska uwa­ żali za konieczne uobywatelnienie Żydów i ich obycza­ jowe zbliżenie do Polaków. Wkraczanie „ziomków” wy­ znania mojżeszowego do polskiej społeczności narodowej

Poglądy na jedno- i wicloetniczność narodu w XIX w. 243

traktowali jako proces już nie indywidualny, ale ma­ sowy. Wydaje się, że poza elitą intelektualną polską i ży­ dowską (Jakub Tugenhold pisał w 1831 r.: „... mnogi lud Izraela, co się już zrósł, że tak rzekę, z Polakami” 13), i z wyłączeniem okresów egzaltacji patriotycznej (rok 1861, w mniejszym stopniu 1846—1848), lud polski i szlachta przyjmowali opornie, podobnie jak większość Żydów, polską narodową , Jedność w różnorodności”. Pamiętać trzeba, że kwestia żydowska była na cen­ tralnych ziemiach polskich decydującą dla uformowania się nowoczesnego, zwartego, a jednocześnie otwartego. narodu polskiego. Rozumiano to w pełni — jak się wy­ daje — lecz przez czas krótki, dopiero na początku dru­ giej połowy XIX w., w 1861 r. Mówił wtedy sędziwy ks. Adam Czartoryski, że „dziś Żydzi polscy [...] przestali być narodem w narodzie”, pisał też Agaton Giller, że Żydzi są „takimi, jak i my Polakami, chociaż innej wiary” 14. Najpełniej przedstawił swój stosunek do unarodowie­ nia i spolszczenia Żydów polskich Józef Oxiński: „... ko­ legowałem, tak w pracy organizacyjnej i szkole wojsko­ wej w Genui i Cuneo, jak i w’ powstaniu, z Goldmanem, Groszternem, Hopfenblumem, Karlsbadem, Witkow­ skim, Lewinsonem i wielu innymi, których nazwiska wyszły mi z pamięci, a którzy swym życiem i postępo­ waniem dowiedli, że Matka Polska wspólną jest Matką; więc nie te Żydki pogardliwie przez nas odrzucane, ale my sami swym głupim katolicko-ultramontańskim po-

13 J. Tugenhold, cbaZYXWVUTSRQPONMLKJI O d p o w ie d ź n a u w a g i p a n a J . G . n a d sta n e m w ło śc ia n p o lsk ich ..., Warszawa 1831, s. 7. 14 Cytuję za E. Eisenbachem, K w e stia ró w n o u p ra w n ie ­ n ia Ż y d ó w w K ró le stw ie P o lsk im , Warszawa 1972, s. 403, 406.UTSRQPONMLK 16*

244

Tadeusz Łepkowski

stępowaniem kopiemy Syjony i im podobne widziadła, bo oni po wspólnym krwawym obrządku 27 lutego 1861 roku do wyciągniętych przez nas rąk z gorączką niemal przylgnęli, bo ówcześni ich reprezentanci, Majzels i Kramsztyk, zawierali z nami z wiarą ugodę na lepszą wspólną przyszłość i w początkach zadatkowali ją do­ brze. Biada nam, jeżeli niepomni przeszłości, naszej tole­ rancji za Piastów i Jagiellonów, trzymać się będziemy skoszlawionych pojęć, a tradycyjnie przechowanych i wszczepionych ogłupiałym mózgom wy Chowańców je­ zuickich. Czas najwyższy opamiętać się, aby wrogi ze­ wnętrzne nie cieszyły się z głupoty naszej i zaślepienia. Są oni albo pragną być Polakami, ale wymagają, ażeby dola mieszkańców tej ziemi była wspólna, tak zła, jak i lepsza, i żeby przestali być tą czernią, może już dzisiaj nie kopaną bezkarnie z racji udzielonej im opieki prawa, tylko że nie przez nas, ale z przyjemnością niemal przez ogół wyśmiewaną i pogardzaną po dzisiaj” 15.

Na zakończenie chciałbym sformułować kilka uwag, a raczej hipotez roboczych. 1. Większość teoretycznych koncepcji narodu za­ kłada otwartość wobec niepolskich grup etnicznych, przy czym stopień (lub nasilenie) tej otwartości jest bardzo różny. 2. Więcej opinii akceptujących i aprobujących wielo­ etniczny charakter narodu polskiego pojawia się w ko­ łach lewicy politycznej (zwłaszcza skrajnej) niż prawicy, choć nie bywa to regułą. 3. Gdy idzie o mniemania potoczne, można stwierdzić, że większa skłonność do myślenia o narodzie w katego­

15 J. Oxiński, cbaZYXWVUTSRQPONMLK W sp o m n ie n ia z p o w sta n ia p o lsk ie g o 1863 Warszawa 1965, s. 68 - 69.

1864,

Poglądy na jedno- i wieloetniczność narodu w XIX w.

245

riach wieloetniczności występuje na kresach wschodnich (zwłaszcza północno-wschodnich) niż zachodnich. Sto­ sunkowo najsłabiej ujawnia się ona na ziemiach cen­ tralnych, a to w świetle doświadczeń wynikających ze stosunków interetnicznych polsko-żydowskich. 4. Wpływ negatywny na kształtowanie się postaw otwartych (w omawianym okresie jeszcze chyba nie do­ minujący) wywierają tendencje utożsamiające polską „rdzenność” z wiarą katolicką. 5. Następuje stopniowo, nawet w kołach lewicowych, przejście od koncepcji jednolitego, acz wieloetnicznego narodu polskiego (dominującej w latach trzydziestych i czterdziestych) do idei państwowości i narodowości ,.federalnej” (lata sześćdziesiąte). Koncepcje federalnego narodo-państwa, obrócone z reguły ku wschodowi, pozostaną żywotne jeszcze w XX w. w różnych obozach politycznych (nie tylko w ramach obozu belwederskiego), że przypomnę choćby Ignacego Paderewskiego ideę Stanów Zjednoczonych Polski, w których obok polskiego współistnieć miały królestwa: litewskie, wołyńskie, podlaskie i inne. Jednocześnie coraz mocniej rozwijać się będą teoriecbaZYXWVUT stric te monoetniczne i skrajnie etnocentryczne.

Z o fia S te ja n o w sk a UTSRQPONMLKJIHGFE W arszaw a

Mic k ie w ic z .Śr

zyxwvutsrqponmlkjihgfedcbaZYXW

ó d z y w io l o w o b c y c h

W liście z Konstantynopola do Wiery Chlustin, jed­ nym z ostatnich, Mickiewicz pisał: nie bez pewnej przyjemności zatrzymywałem się w niektórych dzielni­ cach miasta, które mi się zdawały zupełnie podobne do dzielnic mego rodzinnego miasteczka litewskiego. Proszę sobie wyobrazić na przykład plac targowy, pokryty warstwą nawozu i pierza, gdzie się spokojnie przecha­ dzają kury, indyki i wszelkiego rodzaju stworzenia wśród gromad drzemiących psów” b Osobliwe jest to poszukiwanie i rozpoznanie, u schył­ ku życia,, litewskiej swojskości w egzotyce wschodniego miasta. Osobliwe i jakże Mickiewiczowskie. Stambulski targowy śmietnik, podobnie jak nowogródzki skompo­ nowany (nawóz i pierze), a zatem dla przybysza z litew­ skiej prowincji przejrzysty i zrozumiały, awansuje do roli przejmującego motywu lirycznego, ostatniego już zapewne u tego pisarza 1 2. Przez trzydzieści jeden lat, jakie upłynęły między li­ 1 A. Mickiewicz, D zieła , Wydanie Jubileuszowe, War­ szawa 1955, t. XVI, s. 617; cytuję przekład z francuskiego orygi­ nału. Wszystkie cytaty z Mickiewicza, jeśli nie podano inaczej, pochodzą z tego wydania; cyfra rzymska wskazuje tom. arab­ ska — stronę. 2 Podobną uwagę Mickiewicza zapamiętał Karol Brzozow­ ski: „Mówiono mi — rzekł — że w Smyrnie ma być grota Ho­ mera, ale ja tam nie ciekawy tego! Ja się przypatrywałem cze­

Mickiewicz «śród żywiołów obcych

247

stopadem roku 1824, kiedy to Mickiewicz opuścił gra­ nice Wielkiego Księstwa Litewskiego, a listopadem ro­ ku 1855, przez cały ten okres przymusowych i dobro­ wolnych podróży, wieloletniego przemieszkiwania w sto­ licy ówczesnej Europy, Mickiewicz na wielkie miasto reaguje jak źle dopasowany prowincjusz, dla którego w samym zjawisku wielkomiejskiego życia jest coś prze­ ciwnego naturze. Wytarte od częstego przytaczania sło­ wa o bruku ulicznym z Epilogu cbaZYXWVUTSRQPONMLK P a n a T a d eu sza nie są tylko metaforą; są również świadectwem dosłownego znużenia odgłosem kopyt końskich, sygnałem dźwięko­ wym ruchu miejskiego. Motyw bruku pojawia się w li­ stach emigracyjnych wielokrotnie, a zawsze jako ele­ ment charakterystyki negatywnej: „muszę deptać bruki paryskie” (XV 157), „jestem [...] przykuty do bruku pa­ ryskiego” (XV 200), „ja do bruku paryskiego mam wstręt niezwyciężony” (XV 226), a nawet „na bruku miast wielkich nigdy nie urodzi się wielki człowiek” (XV 113). „... w tym mieście, jak w karczmie zajezdnej, ciężko znaleźć kąt spokojny i co dzień jakiś hałas myśli roz­ rywa. Jak podróżnemu na morzu śni się ląd, tak mnie ustawicznie dom ze strzechą w lesie, ale niewiele mam nadziei, żebym go kiedy na jawie obaczył. Przeznaczenie kuje mnie zawsze do bruków, których nienawidzę” (XV 140). Rustykalnej czy, powiedzmy, małomiasteczkowej mu innemu. Leżała tam kupa gnoju i śmieciska, wszystkie szczą­ tki razem: gnój, śmieci, pomyje, kości, potłuczone czerepy, ka­ wał podeszwy starego pantofla, pierza trochę; to mnie się po­ dobało! Długo stałem tam, bo zupełnie tam było jak przed kar­ czmą w Polsce” (A d a m a M ic kie w icza "W sp o m n ien ia i m y śli» . Z rozmów i przemówień zebrał i opracował S. Pigoń, War­ szawa 1958, s. 62 - 63).

248

Zofia Stefanowska

świadomości Mickiewicza towarzyszy silne poczucie związku z ograniczonym terenem rodzimym. Pozostaje on stałym punktem odniesienia, miarą wrażeń i ocen. „Okna mam z mego pokoju na jezioro Leman i na Alpy [...]. Wolę ja nasze litewskie krajobrazy, na któ­ rych zaraz można położyć się i przespać się, niż te dale­ kie bliktry, co oczy łudzą jak kamer-obscura” (XV 280). W innym liście z Lozanny czytamy: ,,... i tu, równie jak w Coquimbo, równie jak w Paryżu i w Londynie, żle nam, a im dalej od granic powiatów nowogródzkiego i lidzkiego, tym gorzej” (XV 282). I jeszcze z listu do córki z r. 1851: „Niewielu udało się być w Rzymie Za moich czasów było to trudno (z Nowogródka), jak dziś z ziemi na księżyc. [...] Rzym jest jednym miastem (po Nowogródku i Wilnie), które znam lepiej daleko niż Paryż” (XVI 465 - 466, 467). W tym porównaniu Rzymu z Nowogródkiem wolno dopatrywać się więcej niż refleksu sentymentów mło­ dości. Patriotyzm Mickiewicza — rzecz to znana — ma w sobie element prowincjonalnego partykularyzmu, więzi terytorialnej, w której można by się doszukiwać reliktu tradycji feudalnej. Najgłośniejszym wyrazem tej postawy była inwokacja do Litwy na czele P cbaZYXWVUT ana Tade­ u sza . Wywołała ona kąśliwe uwagi Stefana Witwickiego, który w W ie czo ra c h p ie lg rzy m a napisał o „wyłącznym opasywaniu się 1 i t e w s z c z y z n ą” i do rozbiorów porównał „siekanie” Polski „na coraz drobniejsze czą­ stki, na jakieś maleńkie ojczyzny i kawałeczki” 3. Wiele przejawów „powiatowości” Mickiewicza wska­ zał Stanisław Pigoń, charakteryzując to, co nazwał „pa­ 3 S. Wit wic ki, W ie czo ry p ie lg rzy m a , Paryż 1837, t. I. s. 84. Por. S. Pigoń, « P a n T a d eu sz» . W zro st, w ie lko ść i sła ­ w a , Warszawa 1934, s. 286.

Mickiewicz «śród żywiołów obcych

249

triotyzmem [...] rdzennym, odśrodkowym”. A więc pod­ pis „Adam Mickiewicz, Litwin” pod odezwą do Sejmu Węgierskiego z r. 1832, działalność poety w Towarzy­ stwie Litewskim i Ziem Ruskich, szczególne znaczenie, jakie redaktor „Pielgrzyma Polskiego” przypisywał ak­ cjom powstańczym na Ziemiach Zabranych, „uprzedze­ nie litewskie przeciw Koronie, Mazowszu”, które za­ uważył H. Nakwaski w rozmowie z poetą w r. 1838 4. Warto dodać, że jeszcze w okresie wojny krymskiej, przedstawiając Napoleonowi III projekt ataku na Rygę, Mickiewicz zapewniał: „Co do Litwy, ta powstanie na pierwszy strzał armatni. Wszak to ta sama Litwa po dziś dzień, która podczas wojny roku 1831 pierwsza schwy­ ciła za broń i toczyła z Rosją wojnę ludową z taką za­ ciętością” (XIII 136). Z pewnością rację ma Pigoń, gdy wywodzi, że Mickie­ wicz Litwę — na równi z Koroną — uważał za część nadrzędnej całości, Polski. Słusznie też wskazuje na ostrzeżenia poety przed separatyzmem dzielnicowym, jak to zdanie z K cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA sią g p ie lg rzy m stw a : „Nie rozróżniajcie się między sobą mówiąc: [...] ja Litwin, a ty Mazur” (VI 36); ostrzeżenia szczególnie na czasie w pierwszych latach emigracji, kiedy to różnice dzielnicowe zaognił antagonizm między żołnierzami armii regularnej a po­ wstańcami5. Trzeba jednak dodać, że poczucie odręb­ ności i pewnej niechęci wobec Polski centralnej ujaw­ niło się w postaci czegoś na kształt kompleksu prowincji już na długo przed powstaniem. Towarzyszyło ono de­ biutowi prowincjonalnego poety, któremu — jak po la­ tach wspominał (w r. 1844, w rozmowie z A. Chodźką) — księgarz Zawadzki miał powiedzieć, że „poezje nie piszą 4 Ibidem, s. 225 - 27. 5 Ibidem, s. 228 - 31.

250

Zofia Stefanowska

się w Wilnie, ale w Warszawie”, a w którym opinia ko­ wieńska uznała literata dopiero po recenzji stołecznej „Astrei”: „Takiego uroku używały wówczas wyrazy: Warszawa i druk” 6. Najdobitniejszym świadectwem antystołccznego urazu jest artykuł cbaZYXWVUTSRQPONMLKJIHGFEDCBA O k r yty ka c h i re c e n ze n ta c h zu a rsza w sk ic h , tekst dla omawianego problemu bardzo ważny, do któ­ rego wypadnie jeszcze się odwołać. Nie jest też bez­ podstawne przypuszczenie, że uraz ten zaważył na cha­ rakterystyce towarzystwa warszawskiego w scenie salo­ nowej D zia d ó w drezdeńskich. Obok podziału na Koronę czy Mazowsze i Litwę, ry­ suje się więc podział na Królestwo i wschodnie gubernie Cesarstwa, motywowany także, zwłaszcza po r. 1831, większym zagrożeniem żywiołu polskiego na Ziemiach Zabranych. W artykule O b e zp o lity k o w c a c h i o p o lity c e « P ie lg rzy m a » nazwał Mickiewicz Tadeusza Czackiego „wielkim politykiem”, ponieważ „Wołyń i Ukrainę wią­ zał z Polską” (VI 130). Chciwie chwytał wszelkie stam­ tąd wiadomości. W okresie represji po wykryciu spisku Konarskiego tak donosił innemu kresowiakowi, Bohda­ nowi Zaleskiemu: „A co tam się dzieje w kraju! Miałem nowiny. Był u mnie jeden dawny znajomy, który obje­ chał Rosją i Litwę. Nigdy jeszcze terroryzm taki nie pustoszył naszej ziemi. Wszyscy Polacy tamtych pro­ wincji mogą być uważani jako m is h o rs la lo i [...] Kolo­ nie mają wyludnić okolice Wilna i Grodna. Aż do Bugu i Wisły ma być wytępione wszystko, co polskie” (XV 401). I dalej, w związku z ówczesnymi (r. 1841) spekula­ cjami politycznymi: „Gabinety coś knują o Księstwie Warszawskim, ale o nas ani myślą! Biada nam Litwinom 6 A d a m a M ic k ie w ic za W sp o m n ie n ia i m y śli» ,

jw., s. 71-72.

Mickiewicz '