Koniec historii i ostatni człowiek 9788324045709

Ta książka wywołała jeden z najgłośniejszych sporów intelektualnych ostatnich lat. Nigdy nie była tak potrzebna jak tera

226 69 19MB

Polish Pages 535 Year 2017

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Table of contents :
Piotr Kłodkomski, Liberalna demokracja -
zwieńczenie ideologicznej ewolucji czy projekt
uniwersalnej utopii? 7

Podziękowania 25

Zamiast wstępu 27

Część I
Stare pytanie na nowo postawione
1. Pesymizm naszych czasów 45
2. Kolosy na glinianych nogach (1) 59
3. Kolosy na glinianych nogach (II),
czyli plantacje ananasów na Księżycu 72
4. Światowa rewolucja liberalna 92

Część II
Wiek starczy ludzkości
5. Idea historii powszechnej iii
6. Mechanizm potrzeb 134
7. Nie ma barbarzyńców u bram... 150
8. Niekończąca się akumulacja 159
9. Zwycięstwo magnetowidu 170
10. W krainie oświaty 187
11. Odpowiedź na wcześniejsze pytanie 212
12. Nie ma demokracji bez demokratów 219

Część III
Walka o uznanie
13. Początek: bój na śmierć i życie o czysty prestiż 235
14. Pierwszy człowiek 249
15. Wakacje w Bułgarii 263
16. Bestia o czerwonych policzkach 275
17. Wzrost i upadek thymos 288
18. Hegemonia i poddaństwo 303
19. Uniwersalne państwo homogeniczne 313

Część IV
Przeskakiwanie posągu rodyjskiego
20. Najzimniejszy z zimnych potworów 327
21. Tymotejskie pochodzenie pracy 344
22. Imperia niezadowolenia, imperia uległości 360
23. Nierealność realizmu 373
24. Siła bezsilnych 385
25. Interes narodowy 402
26. W stronę unii pokojowej 416

Część V
Ostatni człowiek
27. W królestwie wolności 429
28. Ludzie bez piersi 445
29. Wolni i nierówni 463
30. Absolutne uprawnienia i względne obowiązki 473
31. Potężne wojny ducha 480

Bibliografia 495
Indeks nazwisk 511
Recommend Papers

Koniec historii i ostatni człowiek
 9788324045709

  • Commentary
  • Bibuła
  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

ZZ///Z//J

OSTATNI CZŁOWIEK

Wstęp Piotr Kłodkowski zna

Francis Fukuyama umieszcza poruszane zagadnienia

w łatwo rozpoznawalnym krajobrazie intelektual­ nym cywilizacji Zachodu. Trudno się zgubić w swoj­

skim kulturowo lesie, który daleki jest - na razie - od egzotycznej dżungli położonej poza europejskim limes. Ale proponowana przez niego interpretacja historii i samej istoty człowieka i tak będzie wzbu­ dzała kontrowersje oraz zachęcała do nieustannej

polemiki, także w Polsce. Mimo przekonania, że trafnie odczytał strukturę wielu zjawisk współczes­

nego świata, i mimo szacunku za niewzruszoność jego wiary w ustrój demokratyczny. Kolejne wy­

danie Końca historii i ostatniego człowieka przez

Wydawnictwo Znak to sygnał dla Czytelnika, że debata o sensie historii i o istocie człowieka nadal będzie miała wysoką temperaturę.

PIOTR KŁODKOWSKI fragment wstępu

I OSTATNI CZŁOWIEK

FRANCIS FUKUYAMA

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Wstęp Piotr Kłodkowski

Przełożyli Tomasz Bieroń i Marek Wichrowski

Wydawnictwo Znak • Kraków 2017

Tytuł oryginału The End ofHistory And The Last Man Copyright © 1992 by Francis Fukuyama

Projekt okładki Michał Pawłowski www.kreskaikropka.pl

Opracowanie typograficzne Daniel Malak Korekta Artur Czesak Barbara Gąsiorowska Piotr Mocniak Indeks Urszula Horecka

Łamanie Katarzyna Leja Irena Jagocha

Copyright © for the translation by Marek Wichrowski {Zamiast wstępu, rozdz. 1-7) Copyright © for the translation by Tomasz Bieroń (rozdz. 8-31) © Copyright for this édition by Wydawnictwo Znak sp. z 0.0., 2017 ISBN 978-83-240-4570-9

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie 1, 2017. Printed in EU

Spis treści

Piotr Kłodkomski, Liberalna demokracja zwieńczenie ideologicznej ewolucji czy projekt uniwersalnej utopii?

7

Podziękowania

25

Zamiast wstępu

27

Część I

Stare pytanie na nowo postawione 1. Pesymizm naszych czasów

45

2. Kolosy na glinianych nogach (1)

59

3. Kolosy na glinianych nogach (II),

czyli plantacje ananasów na Księżycu 4. Światowa rewolucja liberalna

72 92

Część II

Wiek starczy ludzkości 5. Idea historii powszechnej

iii

6. Mechanizm potrzeb

134

7. Nie ma barbarzyńców u bram...

150

8. Niekończąca się akumulacja

159

9. Zwycięstwo magnetowidu

170

5

SPIS TREŚCI

10. W krainie oświaty

187

11. Odpowiedź na wcześniejsze pytanie

212

12. Nie ma demokracji bez demokratów

219

Część III

Walka o uznanie 13. Początek: bój na śmierć i życie o czysty prestiż

235

14. Pierwszy człowiek

249

15. Wakacje w Bułgarii

263

16. Bestia o czerwonych policzkach

275

17. Wzrost i upadek thymos

288

18. Hegemonia i poddaństwo

303

19. Uniwersalne państwo homogeniczne

313

Część IV

Przeskakiwanie posągu rodyjskiego 20. Najzimniejszy z zimnych potworów

327

21. Tymotejskie pochodzenie pracy

344

22. Imperia niezadowolenia, imperia uległości

360

23. Nierealność realizmu

373

24. Siła bezsilnych

385

25. Interes narodowy

402

26. W stronę unii pokojowej

416

Część V

Ostatni człowiek 27. W królestwie wolności

429

28. Ludzie bez piersi

445

29. Wolni i nierówni

463

30. Absolutne uprawnienia i względne obowiązki

473

31. Potężne wojny ducha

480

Bibliografia

495

Indeks nazwisk

511

Liberalna demokracja - zwieńczenie ideologicznej ewolucji

czy projekt uniwersalnej utopii?

Koniec historii i ostatni człowiek Francisa Fukuyamy na początku XXI wieku

Koniec dekady lat osiemdziesiątych i początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku postrzegane były przez miliony mieszkańców naszego globu jako początek zupełnie nowej epoki, nawet jeżeli optymizm i na­ dzieja na pozytywną odmianę własnego losu współwystępowały z po­ czuciem niepewności i obaw co do ostatecznych rezultatów oczekiwanej transformacji politycznej, społecznej i gospodarczej. Już zburzenie muru berlińskiego sygnalizowało początek końca zimnej wojny, w której nie­ kwestionowanym zwycięzcą stają się Stany Zjednoczone. Potwierdzeniem wiktorii świata Zachodu jest następnie upadek Związku Radzieckiego, od kilkunastu lat gnijącego wewnętrznie supermocarstwa, i pokojowe w większości rewolucje w całej Europie Środkowo-Wschodniej, które doprowadzają ostatecznie do odrzucenia ideologii komunizmu. Wiele autorytarnych dyktatur na wszystkich niemal kontynentach traci swoich strategicznych patronów i jest zmuszonych przeformułować dotychcza­ sową politykę oraz cały system zarządzania państwem. Jeszcze dekadę wcześniej niemal nikt nie przewidywał takiego globalnego scenariusza i niemal nikt nie był w stanie wyobrazić sobie świata bez sowieckiej obec­ ności. Historia gwałtownie wówczas przyspiesza i po raz kolejny zdumie­ wa swoich obserwatorów i badaczy. Dlaczego tak się stało, jak się stało? 7

PIOTR KŁODKOWSKI

I czy musiało tak właśnie się stać, jak się stało? I co wobec tego? Próba wyjaśnienia postfactum bywa intrygująca, jeżeli dodatkowo uzupełniona jest scenariuszem możliwych wariantów wydarzeń na przyszłość. Latem 1989 roku ukazuje się w czasopiśmie „The National Interest” esej mało znanego poza Stanami Zjednoczonymi akademika Francisa Fukuyamy. Sam tytuł eseju jest wyraźnie prowokujący Koniec historii? i - prawdopo­ dobnie dość niespodziewanie dla samego autora - wzbudza kontrowersje na skalę międzynarodową, zachęcając do gorącej polemiki. Trzy lata póź­ niej Fukuyama publikuje książkę Koniec historii i ostatni człowiek (Thè End ofHistory andthè Last Mari), przy czym brak pytajnika w tytule sugeruje, że autor zdecydowanie podtrzymuje wcześniejsze tezy. Lista polemistów, którzy pośrednio lub bezpośrednio krytykują Fukuyamę, staje się coraz dłuższa. Jest na niej Ralf Dahrendorf i Jacques Derrida, Robert Kagan i Samuel Huntington, Kishore Mahbubani i Hugo Chàvez. Są na niej zwolennicy marksizmu w kolejnej, nowej interpretacji oraz miłośnicy Realpolitik przekonani o skuteczności autorytaryzmu o wielu obliczach. Są wyznawcy rozmaitych mutacji fundamentalizmu i sceptycy, którzy nie wierzą w celowość praw historii, nierzadko definiowanej jako polityczno-gospodarcza eschatologia. Francis Fukuyama porusza niezwykle czułe struny w umysłach akademików, ideologów i polityków na całym niemal świecie. W dobrym tonie przez długi czas było i jest nadal poddawanie krytyce jego tez i całej przedstawionej metodologii argumentacji.

Idea „długiego trwania"

Na samym początku odrzućmy zupełne nieuzasadnioną interpretację książki, która pojawia się w mało wyrafinowanej intelektualnie publi­ cystyce. Fukuyama nigdy nie twierdził, że nadszedł kres historii rozu­ mianej jako ciąg wydarzeń, mniej lub bardziej dramatycznych. Nadal będą nam towarzyszyć wojny, zamachy stanu, kryzysy ekonomiczne, erupcje nienawiści spowodowane nietolerancją religijną, rasizmem czy skrajnym nacjonalizmem. To niezmienna część egzystencji człowieka 8

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII?

w świecie i Fukuyama świetnie to rozumie. Rzecz jest o czym innym i autor próbuje to wyjaśnić, odwołując się do wielkich filozofów Zacho­ du: Arystotelesa, Platona, Kanta,Lockeaczy Hegla. Stawia,podobnie jak oni, fundamentalne pytania: czy historia ludzkości ma swój okreś­ lony bieg, a jeżeli tak, to w jakim kierunku podąża? Czy człowiek za­ sadniczo kieruje się materialną korzyścią i w ten sposób kształtuje swe dzieje, a może - jak sugerował onegdaj Hegel - przede wszystkim wal­ czy o uznanie? Czy liberalna demokracja i idee wolnego rynku, które mają zapewniać wolność, równość i swobodę gospodarczego działania, są ostatecznym, a zarazem optymalnym celem politycznym dziejów świata? I czy do badania procesów historycznych odpowiedni jest mo­ del nauk przyrodniczych? Fukuyama często odwołuje się do tekstów rosyjsko-francuskiego filozofa Alexandre’a Kojeve’a, i to w dużej mie­ rze w jego intelektualnych okularach mierzy się z filozofią Hegla. To właśnie Kojeve widział w rozwoju historii pewien ostateczny cel, któ­ rym ma być „uniwersalne i homogeniczne państwo”, przypominające po prostu współczesną wersję liberalnej demokracji z rozwiniętym sy­ stemem opieki społecznej. Zapewne materialnym odzwierciedleniem tej idei byłaby Unia Europejska (do której powstania w pewnym stop­ niu się przyczynił jako doradca francuskiego rządu), a jeszcze bardziej współczesne kraje skandynawskie: Szwecja, Dania czy Norwegia. Po wydaniuJtońca historii... Fukuyama po wielekroć doprecyzowy­ wał własne argumenty i wyjaśniał współczesne wydarzenia, odwołując się do przedstawionego modelu interpretacji historii. W następnych la­ tach dorzucał kolejne spostrzeżenia, które miały potwierdzać postawione przez niego tezy. Uważa, że podczas starannej analizy wybranych tren­ dów historycznych nie należy skupiać się na relatywnie krótkich okre­ sach, albowiem znakiem rozpoznawczym każdego solidnego systemu politycznego jest jego długie trwanie, a nie wyłącznie skutki działania obserwowalne w ciągu jednej dekady. Na myśl przychodzi wręcz kon­ cepcja longue duree, czyli właśnie „długiego trwania”, autorstwa Marca Blocha, następnie rozwinięta przez Fernanda Braudela, a stosowana po­ wszechnie przez francuską szkołę historyczną Annales. To nie wielkie 9

PIOTR KŁODKOWSKI

bitwy i dokonania wybranych wodzów ostatecznie ukształtowały dzisiej­ sze cywilizacje, ale długie procesy historyczne, obejmujące tysiące zjawisk społecznych, politycznych czy gospodarczych. Nie sposób zatem właści­ wie ocenić tej lub innej epoki, nie analizując pewnej logiki postępu lub dekadencji i stopniowo odkrywając kolejne reguły rozwoju, które pozwo­ lą nam przewidzieć warianty przemian współczesnego świata. Innymi słowy: nie koncentrujmy się wyłącznie na wydarzeniach, najbardziej na­ wet dramatycznych, które dzieją się w teraźniejszości, aby ekstrapolować je na najbliższą przyszłość, ale spróbujmy ocenić stan obecny w znacznie szerszej perspektywie czasowej, uwzględniając złożoność dostrzegal­ nych zjawisk Kultura prawna i duch przedsiębiorczości, wyznawana religia i przekonania moralne, kapitał społeczny i tradycja budowania wspólnoty na wybranych wartościach - to wszystko nie ulega przecież natychmiastowej dezintegracji podczas najbardziej nawet gwałtownych rewolucji lub najgłębszego kryzysu. Demokracje tak łatwo nie umiera­ ją, podkreśla autor Końca historii..., aczkolwiek mogą przechodzić przez fazy osłabienia lub czasowej hibernacji.

Globalizacja demokracji?

Fukuyama przytacza twarde dane, które ilustrują zjawisko rozprzestrze­ niania się globalnego fenomenu demokratyzacji, chociaż warto dodać, że wprowadzany w różnych częściach świata system polityczno-gospodar­ czy niekoniecznie przypominał wersję znaną nam z Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych. Larry Diamond ze Stanford University, na którego badania powołuje się autor, przypomina, że w 1974 roku sprawnie funkcjonowało jedynie 35 krajów demokratycznych, w których regular­ nie odbywały się wybory. To mniej aniżeli 30% wszystkich państw na świecie. W roku 2013 liczba ta zbliżyła się do około 120, co stanowiło już ponad 60%. Rok 1989, czyli przełomowa dla naszej części Europy Jesień Narodów”, narzucił iście rakietowe przyspieszenie procesowi de­ 10

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII?

mokratyzacji. Samuel Huntington określił je jako trzecią falę, która pięt­ naście lat wcześniej nabrała rozpędu w Europie Południowej i Ameryce Łacińskiej, a później dotarła do Azji i Afryki Subsaharyjskiej1. Rzeczywi­ ście, początek dekady lat dziewięćdziesiątych napełniał optymizmem na­ wet największych pesymistów. Następne fale demokratyzacji mogły być spodziewane w kolejnych krajach dotychczas uznawanych za bastiony autorytaryzmu. Dość szybko okazało się jednak, że ów globalny marsz ku demokracji może zamienić się w wielu regionach w eksplozywną rej­ teradę ku jakiejś formie autokracji. Dwadzieścia pięć lat później Fukuya­ ma przyznaje, że nie uwzględnił niezwykle istotnego zjawiska, mianowi­ cie stopniowego rozkładu rozmaitych instytucji i struktur, które tworzą kościec systemu demokratycznego. Sprawnie działające państwo, które funkcjonowało bezproblemowo przez trzydzieści, czterdzieści lat w epo­ ce względnego pokoju lub przynajmniej wśród dobrze rozpoznanych za­ grożeń, może przestać wykonywać swoje zadania lub wykonywać je nie­ udolnie w zupełnie nowych okolicznościach zewnętrznych. W Europie ostatniej dekady najpierw ostry kryzys finansowy, następnie potężna fala, tym razem migracyjna z rejonów Bliskiego Wschodu, Azji Południo­ wej i Afryki, wreszcie krwawe ataki terrorystyczne we Francji, Niem­ czech czy Belgii stały się kamieniem probierczym mechanizmu działania współczesnego państwa. Czy jest ono nadal w stanie spełniać podstawo­ we funkcje, a więc przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom? Czy potrafi zagwarantować koherencję społeczną, bez cze­ go trudno wyobrazić sobie normalne działanie instytucji państwowych? Czy podtrzyma relatywnie niewielki, ale stały wzrost gospodarczy, któ­ ry pozwoli na zapewnienie odpowiedniego poziomu życia większości mieszkańców, a nie tylko grupie uprzywilejowanych? I naturalnie, py­ tanie zasadnicze, które w pewien sposób podsumowuje wszystkie po­ przednie: czy demokracja liberalna w sytuacji nowych wyzwań i kiepsko

1. Francis Fukuyama, At the 'End ofHistory' Still Stands Democracy, „The Wall Street Journal”, http://www.wsj.com/articles/at-the-end-of-history-still-stands-democracy1402080661 (dostfp: 22 listopada 2016).

II

PIOTR MŁODKOWSKI

znanych wcześniej zagrożeń udźwignie ciężar własnych zadań, a może potrzeba zupełnie innego systemu polityczno-gospodarczego, który był­ by znaczniej bardziej wydolny i mógłby reagować efektywniej na cią­ gle rosnącą liczbę problemów? Te pytania nie są już stawiane wyłącznie w środowiskach akademickich, ale nierzadko stają się częścią debaty, i to debaty gwałtownej, o charakterze ogólnonarodowym. Pojawia się wów­ czas pokusa narzucenia rozwiązań autorytarnych, rzekomo bardziej sku­ tecznych w sytuacji zagrożenia, rzeczywistego lub nawet wyimaginowa­ nego. Ta debata toczy się oczywiście w Europie Środkowo-Wschodniej,

ale słyszalna jest również w niektórych państwach „twardego jądra” Unii Europejskiej, miała i nadal będzie mieć swój czas w Stanach Zjednoczo­ nych po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta kraju. Fukuyama zdaje sobie sprawę z rozmaitych wariantów rozwoju demokracji i możliwości jej wygaszania po względnie krótkotrwałym istnieniu. W Końcu historii... podaje przykłady z Azji Wschodniej, Ameryki Łacińskiej czy Bliskiego Wschodu, gdzie obywatele w wolnym akcie wyborczym albo już zdecy­ dowali, albo też dopiero zdecydują (jak mieliśmy się później przekonać) na oddanie władzy ugrupowaniom, które w sposób otwarty deklarują wprowadzenie systemu autorytarnego, najczęściej z wybranymi tylko elementami dekoracji demokratycznej. Tak stało się w Iranie, tuż po obaleniu szacha Rezy Pahlawiego, taki scenariusz miał miejsce w Peru, a następnie dużo później na Filipinach. Fukuyama nadal jest optymistą, a może optymistycznym realistą, ale zastrzega, że hipoteza „końca histo­ rii” nigdy nie miała charakteru deterministycznego i nie jest bynajmniej naiwną wiarą w ostateczne zwycięstwo liberalnej demokracji na całym świecie. Jak sam pisze ćwierć wieku po wydaniu książki: demokracje trwają nadal i odnoszą sukcesy, ponieważ sami ludzie są skłonni walczyć o rządy prawa, o prawa człowieka i o polityczną odpo­

wiedzialność [rządzących]. Takie społeczeństwa są zależne od [jakości] przywództwa, zdolności organizacyjnych i zwykłego szczęścia2.

2. Tamże.

12

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII?

Słowem: system polityczny, a szczególnie liberalna demokra­ cja, nie jest jakimś bytem samym w sobie, całkowicie niezależnym od wartości wyznawanych przez większość obywateli, ale przypomina żywy organizm, który musi być nieustannie podtrzymywany we włas­ nej egzystencji przez tych, którym ma w założeniu służyć. Po prostu demokracja nie przetrwa bez demokratów. Rzecz jest jednak złożona. Wątpliwości wobec demokracji mogą żywić nawet mieszkańcy tych krajów, które nigdy otwarcie nie porzuciły ideałów demokratycznych i gdzie - jak się powszechnie przyjmuje - są one solidnie zabezpie­ czone. Stany Zjednoczone nie są bynajmniej wyjątkiem. Na swoim Twitterze Fukuyama zwraca uwagę na badania przeprowadzone przez Nathaniela Persily’ego i Jona Cohena, których wyniki zostały opubli­ kowane w „The Washington Post” na miesiąc przed wyborami prezy­ denckimi w 2016 roku. Aż 40% badanych (spośród próby trzech tysięcy osób) oświadczyło, że „utraciło wiarę w amerykańską demokrację”, 6% stwierdziło, że „nigdy takiej wiary nie miało”, i tylko minimalna więk­ szość (52%) przyznała, że nadal „wierzy w amerykańską demokrację”. Wśród sceptyków przeważają zwolennicy republikanów, co oznacza między innymi, że mieliby oni duży problem z uznaniem wyników wyborów, jeżeli porażkę poniósłby ich kandydat. Zaledwie 31% bada­ nych zgłosiło bezwarunkową akceptację wyników wyborów, pozostali wyrażali większe lub mniejsze wątpliwości3. Jeżeli zatem przyjmiemy, że jednym z fundamentów wiary w system demokratyczny jest zaak­ ceptowanie wyników wyborczych przez znakomitą większość obywateli, to deklarowany sceptycyzm podważa samą sensowność regularnego przeprowadzania wyborów. Demokracja, jak konkludują obaj autorzy, nie polega wyłącznie na selekcji tego lub innego kandydata, ale przede wszystkim opiera się na podstawowym założeniu, że obywatele w ogóle 3. Nathaniel Persily, Jon Cohen, Americans are losingfaith in democracy — and in each other, „The Washington Post”, https://www.washingtonpost.com/opinions/americans-are-losing-faith-in-democracy--and-in-each-other/2oi6/io/i4/b35234ea-goc6ue6-9C52-obiO449e33C4_story.html?utm_term=.886eb9Ci3267 (dostęp: 22 listopada 2016).

13

PIOTR MŁODKOWSKI

mają prawo ich wybierać. Dodajmy jeszcze i to, że stopniowa erozja demokratycznych przekonań idzie w parze z utratą zaufania Amery­ kanów do swoich współobywateli. Niespecjalnie to zaskakuje, bo niski poziom kapitału społecznego zwykle nie sprzyja rozwojowi demokracji. Wiara w potęgę demokratycznych ideałów zaczyna się powoli kruszyć. Nie jesteśmy jednak pewni, czy to tylko krótkotrwały epizod, czy może początek długotrwałego trendu.

Ideologiczne alternatywy

Co w zamian, jeśli odrzucimy system rzeczywistej, a nie tylko fasadowej demokracji? Co stanowi realną alternatywę, która cieszyłaby się dużym poparciem społecznym? Fukuyama podaje przykłady państw z kręgu cywilizacji muzułmańskiej i przyznaje, że polityczny islam jest pewną kontrpropozycją, nawet jeżeli ograniczoną geograficznie i kulturowo. Nie rozwija jednak tej koncepcji szczegółowo, brak też takich analiz w późniejszych publikacjach. Najczęściej przywołuje przykład Iranu, ale nawiązuje też do sytuacji w krajach arabskich. W Końcu historii... (s. 99) przypomina, że w wyborach municypalnych w Algierii zostali wybrani islamscy fundamentaliści, „którzy zamierzali ustanowić ludową teokrację”. Scenariusz ten zresztą powtórzył się w Egipcie w konsek­ wencji Arabskiej Wiosny: demokratyczny wybór niedemokratycznego rządu skończył się ostatecznie przejęciem władzy przez armię. Fukuya­ ma konkluduje, że „demokratyzacja nie musi koniecznie prowadzić do liberalizacji”, co naturalnie nie nastraja zbyt optymistycznie zwolenni­ ków promowania wartości demokratycznych na sposób globalny. Warto jednak dodać, że muzułmańska kontrpropozycja nie wynika wyłącznie z chwilowych triumfów fundamentalizmu w różnych częściach świa­ ta. Kwestią absolutnie podstawową jest odmienne rozumienie filozofii praw człowieka, a tym samym odmienne funkcjonowanie państwa. Po­ wszechna Deklaracja Praw Człowieka uchwalona przez Zgromadzenie Ogólne ONZ powinna posiadać walor uniwersalizmu, a przynajmniej 14

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII’

taki punkt widzenia podzielają wszystkie kraje Zachodu. Wydaje się, że tak jednak nie jest. W1990 roku została uchwalona przez Organizację Konferencji Islamskiej (obecnie Organizacja Współpracy Islamskiej) tzw. Kairska deklaracja praw człowieka w islamie. Dokument został dotychczas sygnowany przez, bagatela, 45 państw muzułmańskich. Jest on skonstruowany według innej filozofii funkcjonowania prawa, jeżeli porównywać go z deklaracją ONZ. Wyjaśniając to z konieczności w pewnym uproszczeniu, stwierdzimy, że wedle deklaracji kairskiej człowiek nie jest istotą w pełni autonomiczną i sam nie jest w stanie tworzyć jakiegokolwiek systemu normatywnego, który miałby swój uniwersalny wymiar. Naturalnie, w takiej sytuacji sformułowania: „my, naród”lub „my, narody [...] stanowimy prawa”, są uznawane za zwyk­ łą uzurpację, albowiem jedynie sam Bóg jest dawcą prawa, człowiek zaś jedynie interpretuje boski przekaz. Dla chrześcijanina na przykład taka interpretacja byłaby do przyjęcia zapewne na wysokim poziomie ogólności, jednak w przypadku islamu mówimy o bardzo konkretnym przekazie w wymiarze prawnym, którym jest szariat, i to właśnie on stanowi podstawę deklaracji kairskiej. Jej zasięg jest obecnie ograniczo­ ny i samo jej praktyczne zastosowanie może okazać się skomplikowane politycznie, niemniej jednak stanowi ona pewnego rodzaju wzorzec, który może zostać stopniowo implementowany w kolejnych państwach, niekoniecznie uznawanych za radykalne. Najbardziej kontrowersyjne z zachodniego punktu widzenia są zapisy o nierównym statusie męż­ czyzny i kobiety, ograniczenia dotyczące swobodnej konwersji czy też samej wolności słowa, a zwłaszcza surowa penalizacja czynów nieuznawanych gdzie indziej za przestępcze. Artykuł 22a stwierdza chociażby, że „każdy ma prawo do swobodnego wyrażania opinii w taki sposób, że nie pozostaje to w sprzeczności z zasadami szariatu”, natomiast arty­ kuł 25 mówi bardzo jasno, że szariat jest punktem odniesienia i właś­ ciwej oceny wszystkich postulowanych swobód w społeczeństwie4.

4. Por. oficjalny tekst Deklaracji kairskiej: http://hrlibrary.umn.edu/instree/cairodeclaration.html (dostęp: 22 listopada 2016).

15

PIOTR KŁODKOWSKI

Tak rozumiane prawa człowieka są z oczywistych powodów nie do przyjęcia przez jakąkolwiek instytucję spoza świata muzułmańskiego. Mało prawdopodobne jest zatem, aby dla wspólnoty tradycyjnych mu­ zułmanów, prawdopodobnie stanowiących większość wyznawców is­ lamu w ogóle (jak wynika z badań Pew Research Center z 2015 i 2016 roku), koncepcja „końca historii” była atrakcyjną ideowo propozycją. Czy w ogóle uznaliby ją za „koniec własnej historii”? Zupełnie inną alternatywę prezentują Chiny, a więc klasyczne państwo autorytarne odnoszące wymierne sukcesy ekonomiczne i sta­ nowiące atrakcyjny wzorzec ideologiczny dla niemałej liczby naśla­ dowców. Fukuyama zgadza się, że autorytarny rząd w państwie nasta­ wionym prorynkowo jest w stanie skutecznie doprowadzić do rozkwitu gospodarczego. W tworzeniu dobrych warunków dla biznesu bywa na­ wet bardziej skuteczny aniżeli rząd demokratyczny (s. 208). W Końcu historii... znajdujemy liczne przykłady ekonomicznego sukcesu z XIX i XX wieku: Wilhelmowe Niemcy, Japonia ery Meiji, Rosja Wittego i Stołypina, Chile za Pinocheta czy wszystkie „azjatyckie tygrysy” w czasach nam najbliższych. Wyścig młodych demokracji z państwa­ mi autorytarno-rynkowymi może mieć bardzo niekorzystny rezultat dla tych pierwszych. Fukuyama bierze pod uwagę dekadę lat sześć­ dziesiątych XX wieku. Indie, Cejlon, Chile, Filipiny i Kostaryka, a więc rozwijające się kraje demokratyczne, zanotowały zaledwie 2,1% wzrost, podczas gdy ówczesne reżimy autorytarne, jak Tajwan, Korea Połu­ dniowa, Tajlandia, a nawet Hiszpania i Portugalia, osiągnęły wskaźnik 5,2%. Tak się jednak złożyło, że w ciągu późniejszych kilkudziesięciu lat wspomniane reżimy autorytarne wkroczyły na ścieżkę demokracji (Tajlandia ze zmiennym szczęściem), natomiast kraje demokratyczne zachowały swój ustrój (przy czym Chile miało dramatyczny epizod wojskowej junty). Dowodzi to, że dobrobyt gospodarczy nie smakuje zbytnio bez ideałów równości, a jeszcze bardziej wolności. To prze­ konanie połączyło w drugiej połowie zeszłego stulecia Europejczyków i część Azjatów ze wschodniej części kontynentu. Fukuyama w pew­ nym miejscu przywołuje myśl Hegla, który twierdził: 16

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII?

ludy Wschodu wiedziały tylko, iż jeden człowiek jest wolny, świat Grecji i Rzymu, że niektórzy ludzie są wolni, my natomiast wiemy, iż wolni są

wszyscy ludzie sami w sobie, to znaczy, że wolny jest człowiek jako czło­ wiek (s. 118-119).

Przekłada słowa niemieckiego filozofa na rzeczywistość polityczną, wyjaśniając, że „urzeczywistnieniem ludzkiej wolności jest nowożytne pań­ stwo konstytucyjne, czyli to, co my nazywamy liberalną demokracją” (s. 119). Przykłady Tajwanu i Korei Południowej mogłyby zatem sugerować, że w bliżej nieokreślonej perspektywie czasowej podobny model rozwoju wybiorą spokrewnione z nimi kulturowo Chiny. Obecnie takie rozumo­ wanie wydaje się całkowicie nieuzasadnione, szczególnie po zaostrzeniu politycznego kursu przez prezydenta Xi Jinpinga i deklaracjach o powrocie do „źródeł maoistowskiej ideologii”. Tak naprawdę nie wiemy, czy w tym przypadku ziarno demokratycznej potrzeby może wydać kiedykolwiek obfity plon w postaci demokratycznego państwa. To jednak nie zmienia przekonań naszego autora. Ponad ćwierć wieku po wydaniu Końca histo­ rii... Fukuyama nie widzi mocnej aksjologicznie alternatywy dla systemu liberalnej demokracji. Nie jesteśmy jednak pewni, czy liczba osób, które podzielają taki punkt widzenia, jest nadal tak znacząca jak 25 lat temu.

Akademik i aktor na scenie politycznej

Francis Fukuyama (ur. 1952) jest przed wszystkim cenionym akademi­ kiem, przy czym jego opinie docierają daleko poza środowisko akade­ mickie. Od 2010 roku wykłada jako profesor nauk politycznych na Uni­ wersytecie Stanforda. Jest członkiem (seniorfellow) tutejszego Freeman Spogli Institute for International Studies (FSI), najbardziej prestiżo­ wego na uczelni instytutu badawczego, zajmującego się problematyką polityki zagranicznej. W instytucie pełni funkcję dyrektora Centrum [Badań] nad Demokracją, Rozwojem i Rządami Prawa (FSI Center on Democracy, Development and the Rule of Law). Wcześniej związany 17

PIOTR KŁODKOWSKI

był z innymi czołowymi uczelniami amerykańskimi: George Mason University i John Hopkins University. Jego publikacje, tłumaczone na wiele języków, dostępne są niemal w całości również w polskim prze­ kładzie i podobnie jak na całym świecie, wzbudzają skrajne emocje. Nic w tym dziwnego, bo autor Końca historii... oprócz pisania monumen­ talnych dzieł na bieżąco komentuje i analizuje zarówno politykę amery­ kańską, jak i wydarzenia światowe. Nie jest bynajmniej tylko komenta­ torem ani akademickim analitykiem, i to niezwykle wnikliwym, ale po części także aktorem na amerykańskiej scenie politycznej. Uznawany za jednego z twórców ideologii neokonserwatyzmu, aktywnie współ­ pracował z administracją prezydenta Ronalda Reagana. Pracował dla Departamentu Stanu USA jako wicedyrektor Zespołu Planowania Po­ litycznego, był także wieloletnim współpracownikiem RAND Corpo­ ration. Jego początkowe wsparcie dla polityki zagranicznej Georga W. Busha stopniowo przemieniło się w zdecydowaną krytykę republikanów. Chodziło przede wszystkim o interwencję w Iraku, która - zdaniem Fukuyamy - została fatalnie zaplanowana i zrealizowana. Zbytnie pole­ ganie na sile militarnej i dominujący unilateralizm w polityce zagranicz­ nej przyczyniły się do serii porażek Amerykanów na obszarze Bliskiego Wschodu i gwałtownego wzrostu sentymentów antyamerykańskich. Fukuyama nie wierzy, że islamski radykalizm stanowi jedno z najpo­ ważniejszych zagrożeń dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, i wobec tego nie usprawiedliwia drastycznych decyzji strategicznych, których celem byłyby kraje muzułmańskie. Sugeruje stosowanie zasad „realistycznego wilsonianizmu” w polityce zagranicznej. Wynikają one z zastosowania w praktyce filozofii propagowania pokoju, demokracji i stabilności przez prezydenta Woodrowa Wilsona prawie sto lat temu. Co ciekawe, do tradycji wilsoniańskiej zalicza się czasami amerykańską interwencję militarno-polityczno-społeczną w Bośni z czasów kaden­ cji Bilia Clintona, która ostatecznie okazała się sukcesem. Do tej samej kategorii przypisuje się też interwencję w Libii w 2011 roku, która - od­ wrotnie niż w Bośni - bardziej się przyczyniła do dezintegracji kraju aniżeli zbudowania trwałych struktur państwowych. 18

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII?

Zwycięstwo Donalda Trumpa i debata

o końcu liberalnego porządku na świecie

Rozczarowanie polityką republikanów ostatecznie sprawiło, że Fu­ kuyama opowiedział się za kandydaturą Baracka Obamy, co zresz­ tą publicznie wyjaśniał w mediach. Także w wyborach w 2016 roku mocno krytykował Donalda Trumpa, zaś jego koncepcje społeczne i polityczne uznał wręcz za wysoce ryzykowne dla bezpieczeństwa i globalnej pozycji Stanów Zjednoczonych. Kandydatem demokratów została ostatecznie Hillary Clinton, która uzyskała większość głosów w głosowaniu bezpośrednim, ale przegrała walkę o głosy elektorskie. Zwycięstwo Donalda Trumpa i powyborczy szok, którego doświadczyli liberalni wyborcy w Stanach Zjednoczonych i niemal w całej cywili­ zacji zachodniej, skłoniły do stawiania pytań o przyszłość liberalnej demokracji bądź szerzej: liberalnego porządku na świecie. Fukuyama na swoim Twitterze przywołuje tekst Matta O’Briena z „Washington Post”, który trafnie odzwierciedla całe spektrum obaw i niepokojów o najbliższe lata w Stanach Zjednoczonych i na świecie. O’Brien, od­ nosząc się zresztą do publikacji Fukuyamy, tak pisze: Kiedy wysadziliśmy w powietrze system międzynarodowy, musieliśmy

doświadczyć dwóch wojen światowych, wielkiego kryzysu [w okresie międzywojennym], zimnej wojny, aby wreszcie dotrzeć do punktu, w któ­

rym byliśmy już w 1913 roku. Przy odrobinie szczęścia nie będziemy po­ trzebowali tym razem aż tyle czasu. [...] Jeżeli [Donald Trump] na serio weźmie własne zapowiedzi dotyczące aresztowania swoich politycznych

rywali, uderzenia w wolne media, porzucenia swoich sojuszników [na

świecie] i zachęty, aby sami zdobyli dla siebie broń nuklearną, i wreszcie anulowania porozumień o wolnym handlu, to wówczas liberalny porzą­

dek międzynarodowy, który zapewnił nam względny pax americana przez

ostatnie 70 lat, przestanie istnieć. To będzie prawdziwy koniec historii.

[...] Co zrobi prezydent Trump, jeżeli Putin wyśle swoje czołgi do Tallina, Rygi czy Wilna, aby rzekomo bronić przed prześladowaniami etnicznych

19

PIOTR KtODKOWSKI

Rosjan? Albo jeżeli Korea Północna dokona inwazji na Seul? Mimo pew­ nych niedociągnięć liberalny porządek międzynarodowy zapewnił nam pokój i dostatek na skalę nieznaną wcześniej w historii ludzkości. I być

może nieznaną również w przyszłości. Historia miała się dobrze, kiedy

już się skończyła5.

Fukuyama wyraża bardzo podobne obawy, stwierdzając, że mo­ żemy wkrótce zostać świadkami epoki populistycznego nacjonalizmu, który podważa dominujący od ponad półwiecza porządek liberalny. Ten ostatni atakowany jest przez „gwałtowną i rozwścieczoną demo­ kratyczną większość”. Dlatego też poziom „ryzyka ześlizgnięcia się w świat wzajemnej rywalizacji i wściekłego nacjonalizmu jest wyso­ ki, a jeżeli tak się stanie, będzie to wydarzenie o wadze tak wielkiej jak upadek muru berlińskiego w 1989 roku”6. Fukuyama nie wyklucza możliwości, że prezydentura Trumpa będzie oznaczała koniec przy­ wództwa Ameryki w świecie i koniec jej globalnego, demokratycz­ nego przesłania, które inspirowało miliony ludzi poza jej granicami. Podkreśla jednak zdecydowanie, że demokracja liberalna w dużo mniejszym stopniu obawia się autorytarnych potęg, jak Chiny czy Rosja, a bardziej przeciwników, którzy znajdują się wewnątrz same­ go systemu. Mniej uprzywilejowanych, bardziej stratnych na procesie globalizacji, ale też zaniepokojonych możliwą utratą własnej pozycji społecznej i pragnących zachować silną tożsamość narodową. Fu­ kuyama apeluje zatem do liberalnych elit, które ów system stworzyły, o uważne wsłuchanie się w głosy rozczarowanych, a czasami wręcz wściekłych współobywateli. Sam apel autora jest z pewnością cenną

5. Matt O’Brien, Donald Trump and the end of history, „The Washington Post”, https://www.washingtonpost.com/news/wonk/wp/2016/11/11/donald-trump-and-the-end-of-history/ (dostçp: 22 listopada 2016). 6. Francis Fukuyama, US against the world? Trump’s America and the new global order, „Financial Times”, https://www.ft.com/content/6a43cf54-a75d-11e6-8b69-o2899e8 bdçdi (dostçp: 22 listopada 2016).

20

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII?

inicjatywą, tyle że wysłuchanie gniewnych współobywateli nie ozna­ cza jeszcze akceptacji ich żądań ani nawet szansy na osiągnięcie kom­ promisu, który byłby do przyjęcia przez obydwie strony sporu. Sy­ stem liberalnej demokracji i jego najwięksi zwolennicy muszą zatem zmierzyć się z dylematem, być może największym od czasu zakoń­ czenia drugiej wojny światowej.

Kościół a demokracja

W kontekście polskim warto też zwrócić uwagę na spostrzeżenia Fukuyamy dotyczące transformacji w Hiszpanii i rolę Kościoła w całym procesie przemian. Hiszpanię często porównywano do Polski, co akurat nie zawsze i nie w każdym kontekście było w pełni uzasadnione. Nie­ mniej jednak zbliżona liczba ludności (odpowiednio ponad 46 milio­ nów i 38 milionów mieszkańców), duży wpływ religii katolickiej, silna polaryzacja ideologiczna i znaczący udział prawicy w życiu politycznym, wreszcie obecność rządów autorytarnych w historii obydwóch państw sprawiają, że pewne rozwiązania hiszpańskie mogą budzić zaintereso­ wanie nad Wisłą. Zapewne różnic jest więcej aniżeli podobieństw, ale to te ostatnie przykuwają naszą uwagę. Nic zgoła nie straciło na aktualności stwierdzenie Fukuyamy, że: Hiszpańska droga do demokracji jest chyba najdoskonalszym przykładem zawodności autorytarnej metody legitymizacji. Generał Francisco Franco

to niewątpliwie ostatni przedstawiciel XIX-wiecznego konserwatyzmu europejskiego, zniszczonego w rewolucji francuskiej, a opartego na koro­

nie i Kościele (s. 66).

Autor przypomina, że sam Kościół po II Soborze Watykańskim rozpoczął proces wewnętrznej liberalizacji, katolicy hiszpańscy zaś stopniowo zaakceptowali wartości chrześcijańskiej demokracji:

21

PIOTR KŁODKOWSKI

Kościół w Hiszpanii nie tylko pojął, że nie istnieje sprzeczność pomiędzy wiarą chrześcijańską a demokracją, ale także zaangażował się w obronę praw człowieka oraz krytykę dyktatury frankistowskiej (s. 66).

Hiszpańscy duchowni początkowo sprzyjali demokratycznej trans­ formacji w latach siedemdziesiątych, która okazała się relatywnie bezbolesna społecznie i politycznie, dopiero po pewnym czasie zaczęli wyrażać swój sprzeciw wobec proponowanych rozwiązań. Przyjęcie no­ wego systemu liberalnej demokracji doprowadziło do znaczących zmian w relacjach państwa z Watykanem, wpłynęło też zasadniczo na sytuację finansową lokalnego Kościoła oraz na jego rolę w procesie legislacyjnym. Wszystkie rozwiązania systemowe: najpierw liberalizacja prawa rozwo­ dowego, następnie zredukowanie bezpośredniej pomocy finansowej ze strony państwa (przy zachowaniu części dotacji na utrzymanie budyn­ ków sakralnych uznawanych za dzieła sztuki), wreszcie — po zwycięstwie socjalistów w 2004 roku - legalizacja małżeństw osób tej samej płci na nowo określiły pozycję Kościoła i wspólnoty wiernych w liberalno-de­ mokratycznym porządku. Głos sprzeciwu organizacji katolickich wo­ bec planowanych i realizowanych postulatów liberalnych (dodatkowo dotyczyło to także aborcji i eutanazji) był od wielu lat słyszany zarówno w mediach, jak i w świątyniach bądź na ulicznych demonstracjach. Nie przełożył się jednak ostatecznie na rozwiązania legislacyjne i stopniowo oficjalne nauczanie Kościoła zostało jeśli nie całkowicie wyrugowane ze sfery publicznej, to przynajmniej poważnie ograniczone w porównaniu z okresem sprzed kilkudziesięciu lat. Koszty wsparcia demokratycznej transformacji przez Kościół i jego narastająca krytyka wcześniejszego autorytaryzmu były zatem dość wysokie, jeżeli mierzyć je poziomem społecznego oddziaływania doktryny katolickiej w Hiszpanii w póź­ niejszych latach. Wsparcie dla postulatów demokratyczno-liberalnych oznaczało zatem samoograniczenie polityczne lokalnego Kościoła (np. anulowanie w praktyce korzystnych dla niego zapisów konkordatu z 1953 roku), zgodę na zniesienie dawnego sojuszu ołtarza z tronem i po­ czątek budowania własnego autorytetu w zupełnie nowych warunkach, 22

LIBERALNA DEMOKRACJA - ZWIEŃCZENIE IDEOLOGICZNEJ EWOLUCJI CZY PROJEKT UNIWERSALNEJ UTOPII?

często z niewielkim lub żadnym wsparciem instytucji państwowych. Zmiany prawne szły w parze ze zmianami obyczajowymi i z drama­ tycznym spadkiem liczby osób praktykujących. Fukuyama nie analizuje szczegółowo relacji państwo - Kościół w liberalnej demokracji, zresztą na początku lat dziewięćdziesiątych niełatwo było przewidzieć osta­ teczny kierunek społeczno-politycznej ewolucji w Europie w perspek­ tywie dwudziesto- czy trzydziestoletniej. Dla niektórych obserwatorów z Polski pochwała zaangażowania Kościoła w proces demokratyczno-liberalnej transformacji może jednak wydawać się cokolwiek podej­ rzana. Jeżeli finalnym rezultatem takiego zaangażowania jest stopnio­ we rugowanie religii katolickiej, i to nie tylko z życia publicznego, co byłoby jakoś zrozumiałe, ale także z prywatnego życia przeciętnych Hiszpanów, to uzasadnione jest pytanie o szanse przetrwania Kościoła w liberalnej demokracji. Innymi słowy: czy więcej liberalnej demokracji oznacza zdecydowanie mniej Kościoła i mniej religii w ogóle, a może nie ma bezpośredniej zależności między jednym i drugim, a wszystko uwarunkowane jest miejscową tradycją, historią i siłą przekonań obywa­ teli? Przecież współczesne dzieje Kościoła we Włoszech czy na Malcie (a więc w krajach katolickich i demokratycznych zarazem) i jego relacje z państwem ułożyły się inaczej aniżeli w Hiszpanii. Autor Końca hi­ storii. .. tylko sygnalizuje problemy, dla których sami musimy znaleźć właściwe rozwiązania. Przynajmniej w polskiej rzeczywistości.

Powracające pytania

Kolejne rewolucje i transformacje systemów politycznych na świecie, niebywały postęp technologiczny i dyfuzja globalna wiedzy, ale też nieustannie rosnąca liczba ludności i kurczące się zapasy surowców naturalnych - wszystko to może mieć ogromny wpływ na zmienność postrzegania przez człowieka siebie i swojego otoczenia. Ale czy pod­ waży zarazem nasze przekonania o istocie wolności i godności człowie­ ka jako człowieka, czy unieważni zasadę, że jesteśmy, a przynajmniej 23

PIOTR KŁODKOWSKI

pragniemy być, równi jako obywatele, niezależnie od wyznawanej religii, przynależności etnicznej i ojczystego języka? Czy sprawiedliwość szeroko rozumiana może być zagwarantowana tylko w systemie libe­ ralnej demokracji, a może sam system liberalnej demokracji jest uwa­ runkowany kulturowo i wobec tego nie da się go w ogóle zaszczepić w państwach, które przeszły odmienną od zachodniej ewolucję? Czy brak ekonomicznej skuteczności demokratycznego państwa lub jego słabość, jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa jego obywatelom, może być słusznym powodem do wprowadzenia ustroju autorytarne­ go jako rzekomo bardziej efektywnego? Pytania i dylematy możemy mnożyć, chociaż tych najważniejszych, najbardziej fundamentalnych będzie zapewne nadal ograniczona liczba. Upływ czasu sprawi, że po­ jawią się prawdopodobnie rozmaite warianty tych samych problemów, z którymi mocujemy się od setek czy nawet tysięcy lat, odwołując się nadal do pism Platona i Arystotelesa, a pod inną szerokością geogra­ ficzną również do mądrości Gautamy Buddy, Konfucjusza czy Kautilji. Francis Fukuyama umieszcza poruszane zagadnienia w łatwo rozpo­ znawalnym krajobrazie intelektualnym cywilizacji Zachodu. Trudno się zgubić w swojskim kulturowo lesie, który daleki jest - na razie — od egzotycznej dżungli położonej poza europejskim limes. Ale propono­ wana przez niego interpretacja historii i samej istoty człowieka i tak będzie wzbudzała kontrowersje oraz zachęcała do nieustannej polemi­ ki, także w Polsce. Mimo przekonania, że trafnie odczytał strukturę wielu zjawisk współczesnego świata, i mimo szacunku za niewzruszoność jego wiary w ustrój demokratyczny. Kolejne wydanie Końca historii i ostatniego człowieka przez Wydawnictwo Znak to sygnał dla Czytel­ nika, że debata o sensie historii i o istocie człowieka nadal będzie miała wysoką temperaturę. Piotr Kłodkowski

Podziękowania

Koniec historii nie zaistniałby w żadnej formie, ani jako artykuł, ani jako książka, gdyby profesorowie Nathan Tarcov i Allan Bloom z John M. O lin Center for Inquiry into the Theory and Practice of Democracy nie skłonili mnie do wygłoszenia w roku akademickim 1988/1989 wy­ kładów na ten temat na University of Chicago. Uczonym owym, do­ świadczonym nauczycielom akademickim, a zarazem moim przyjacio­ łom, zawdzięczam rozległe studia z zakresu wykraczającego znacznie poza ramy filozofii pohtycznej. Pierwotny wykład przybrał postać ar­ tykułu dzięki wysiłkowi Owena Harriesa, wydawcy „The National In­ terest”, oraz pracy niewielkiego zespołu redakcyjnego tego czasopisma. Erwin Glikes z wydawnictwa Free Press i Andrew Franklin w Hamish Hamilton przekonali mnie ostatecznie, iż budzący duże zainteresowa­ nie artykuł przekształcić należy w książkę, a także pomogli przy reda­ gowaniu końcowej wersji tekstu. Wielce użyteczne były uwagi licznych przyjaciół i kolegów, którzy tom niniejszy studiowali i komentowali. Najcenniejsze okazały się spo­ strzeżenia Abrama Shulsky’ego, toteż odnajdzie tu wiele swoich idei i przemyśleń. Szczególne podziękowania chciałbym wyrazić osobom, które znalazły czas na przeczytanie i przedyskutowanie rękopisu. Są to: Irving Kristol, David Epstein, Alvin Bernstein, Henry Higuera, Yoshihisa Komori, Yoshio Fukuyama oraz George Holmgren. Wdzięczność winien jestem wszystkim - znajomym i nieznajomym czytelnikom 25

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

wypowiadającym się podczas seminariów i wykładów zarówno w kraju, jak i za granicą na temat prezentowanej przeze mnie tezy. James Thomson, prezes rand Corporation, był uprzejmy udostęp­ nić mi gabinet, kiedy pracowałem nad szkicem tej książki. Gary i Linda Armstrongowie oderwali się od własnych dysertacji, aby pomóc w zbie­ raniu materiałów badawczych; służyli też cennymi radami, kiedy opraco­ wywałem poszczególne tematy. Rosalia Fonoroff dokonała korekty. Za­ miast konwencjonalnych podziękowań składanych maszynistkom słowa uznania kieruję pod adresem projektantów mikroprocesora Intel 80386. Na końcu najważniejsze - żona moja Laura dodawała mi otuchy, gdy pisałem artykuł, oraz w czasie pracy nad książką. Wspierała mnie w trudnym okresie, jako że musiałem stawić czoło atakom przeciwni­ ków. Była pierwszą, bardzo uważną czytelniczką rękopisu i na wiele spo­ sobów przyczyniła się do jego ostatecznego kształtu i zawartości. Moja córka Julia oraz syn David, który właśnie wtedy zdecydował się przyjść na świat, pomogli mi w prosty sposób - swoją obecnością.

Dla Julii i Davida

Zamiast wstępu

Zaczątkiem prezentowanej książki był, jak wspomniałem, artykuł Koniec historii?1, który napisałem latem 1989 roku dla czasopisma „The National Interest”. Dowodziłem tam, iż w ostatnich latach wyraźnie zwycięża pogląd o wyższości liberalnej demokracji, która kolejno po­ konała rywalizujące z nią monarchię dziedziczną, faszyzm i w koń­ cu komunizm, nad innymi ustrojami politycznymi. Co więcej, może ona wyznaczyć „ostatnią fazę ideologicznej ewolucji ludzkości”, a tym samym ukonstytuować „ostateczną formę rządu”, która stanowić bę­ dzie rzeczywisty „koniec historii”. Tylko liberalna demokracja nie jest obciążona fundamentalnymi wadami, sprzecznościami wewnętrznymi ani niedostatkiem racjonalności, czyli tym, co wiodło dawne ustroje do nieuchronnego upadku. Nie twierdzę bynajmniej, że współczesne ustabilizowane demokracje formalne, na przykład Stany Zjednoczone, Francja czy Szwajcaria, nie cierpiały na rozmaite społeczne choroby i wolne były od niesprawiedliwości. Problemy owe nie wynikały jed­ nak z wewnętrznych słabości systemu, lecz stanowiły następstwo nie­ pełnej realizacji jego dwóch kardynalnych zasad - wolności i równo­ ści. Jeśli nawet niektóre z państw dzisiaj zmierzających ku demokracji poniosą klęskę i powrócą do prymitywniejszych form sprawowania

1. F. Fukuyama, Koniec historii?, przeł. Barbara Stanosz, w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, „Konfrontacje” 13, Pomost, Warszawa 1991, s. 7-36.

27

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

władzy, teokracji czy dyktatury wojskowej, niepodobna, aby sam libe­ ralny ideał na tym ucierpiał. Artykuł spotkał się z niezwykle żywym oddźwiękiem w krajach tak odmiennych, jalc Anglia, Francja, Włochy, Związek Radziecki, Brazylia, Republika Południowej Afryki, Japonia i Korea Południowa. Krytyka przybierała rozliczne formy. Częściowo wynikała z prostego niezrozumienia wykładanych idei, częściowo natomiast docierała do sedna mojej argumentacji2. Wielu oponentów zaskoczyła proponowa­ na przeze mnie wykładnia terminu „historia”. Zwykli postrzegać histo­ rię stereotypowo, jako następowanie po sobie wyizolowanych zdarzeń, takich jak na przykład zburzenie muru berlińskiego, masakrę na placu Tienanmen czy iracki atak na Kuwejt. Przekonywali, iż na mocy sa­ mych faktów moje dowodzenie zawierać musi błąd. Najdonioślejsze nawet zdarzenia same w sobie nie decydują o sen­ sie dobiegającego końca historycznego procesu. Istotę jego wyznacza bowiem właściwa historia - jednolinearny, spójny, ewolucyjny ciąg zmian ukierunkowanych, na który składają się zbiorowe doświadcze­ nia ludów wszystkich czasów. Tak rozumiana, najbliższa jest koncep­ cjom niemieckiego filozofa G.W.F. Hegla. Do powszechnego obie­ gu intelektualnego wprowadził historię uczeń Hegla Karol Marks. Używając określeń typu „prymitywny”, „rozwinięty”, „tradycyjny” czy „nowoczesny” w odniesieniu do faz rozwojowych społeczeństw, przyj­ mujemy ją implicite. Obaj myśliciele głosili, że społeczeństwa ewoluują od prostych struktur szczepowych opartych na niewolnictwie oraz produkcji rolnej poprzez teokrację, monarchię i arystokrację feudalną ku nowoczesnej demokracji liberalnej z jej osnową - kapitalizmem napędzanym zdobyczami techniki. Ciąg ów nie jest przypadkowy, można go racjonalnie wyjaśnić nawet wtedy, gdy zanegujemy linearność czy też podważymy pozytywny wpływ „postępu” na szczęście i dobro człowieka.

2. Por. moje pierwsze odpowiedzi na krytykę - Wystąpienie końcowe, w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, dz. cyt., s. 97-111.

28

ZAMIAST WSTĘPU

Hegla i Marksa łączyło przekonanie, iż ewolucja form ludzkiego społeczeństwa nie jest procesem ad infinitum, lecz ma swój wyraźny finał, który nastąpi, kiedy najgłębsze i fundamentalne pragnienia czło­ wieka zostaną wreszcie zaspokojone. Dzielił ich pogląd na sens „końca historii” - o ile dla Hegla jawi się tam państwo liberalne, o tyle dla Ka­ rola Marksa jest to społeczeństwo komunistyczne. Rzeczonego końca nie należy utożsamiać z zanikiem naturalnego cyklu narodzin, życia i śmierci. Nie zejdą także z areny dziejowej tzw. ważne wydarzenia i nie zabraknie opisujących je gazet. Stanie się natomiast coś innego: nie będzie już dalszego rozwoju podstawowych zasad oraz społecz­ nych instytucji, wszystkie istotne problemy znajdą bowiem swe osta­ teczne rozwiązanie. Książka niniejsza nie jest nową redakcją oryginalnego artykułu, nie zamierzam również kontynuować w niej dyskusji z moimi kryty­ kami i komentatorami. Proszę w żadnym wypadku nie traktować jej jako interpretacji końca zimnej wojny czy też jako glosy do innego przełomowego wydarzenia polityki współczesnej. Jeśli nawet praca ta wyjaśniana bywa przez pryzmat ostatnich wypadków, jej rdzeń stanowi przecież starsze pytanie o sens postępu. Czy obecnie, w końcu xx wie­ ku, uważać można za celowe dociekanie po raz kolejny kształtu historii i zastanawianie się, czy rzeczywiście jest ona wyraziście ukierunkowa­ na i wiedzie zdecydowaną większość społeczeństw ku demokracji li­ beralnej? Odpowiadam na powyższe pytanie pozytywnie z dwóch róż­ nych powodów. Pierwszy dotyczy sfery ekonomii, drugi zaś odnosi się do tego, co zwykliśmy nazywać „walką o uznanie praw”. Odwoływanie się do autorytetu Hegla, Marksa lub innego xix-wiecznego filozofa oczywiście nie dostarcza dowodu na istnienie ukie­ runkowanej historii. Ich intelektualne dziedzictwo w ciągu ostatnich stu pięćdziesięciu lat doczekało się zresztą wielu bezlitosnych ataków z róż­ nych stron. Większość znanych xx-wiecznych myślicieli poddawała ostrej krytyce ideę historii jako spójnego i zrozumiałego procesu, twier­ dziła nawet, iż nie sposób znaleźć filozoficznego wyjaśnienia wszyst­ kich aspektów życia człowieka. Zachód przyjął postawę pesymistyczną 29

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

w odniesieniu do możliwości wszechogarniającego postępu w ramach demokratycznych instytucji. Ów głęboki pesymizm nie był zjawiskiem

przypadkowym, lecz wypływał z obserwacji rzeczywiście tragicznych zdarzeń politycznych pierwszej połowy xx wieku: dwóch skrajnie wy­ niszczających wojen, ekspansji ideologii totalitarnych, wykorzystania przeciwko człowiekowi osiągnięć nauki w postaci broni nuklearnej oraz zagrożeń dla środowiska naturalnego. Życiowe doświadczenia ocala­ łych ofiar politycznej przemocy - od tych, którzy przetrwali hitleryzm i stalinizm, po uciekinierów ze świata Pol Pota - zaprzeczają istnieniu historycznego postępu. My sami jesteśmy już tak skoncentrowani na odbiorze złych nowin i przygotowani na podobne w przyszłości, że nie­ mal utraciliśmy zdolność rozpoznawania wiadomości dobrych. A dobre zaczęły wreszcie do nas docierać! Najbardziej godnym uwagi osiągnięciem ostatnich dekad xx wieku jest ujawnienie niesły­ chanej słabości wszechpotężnych, jak się zdawało, dyktatur, o różno­ rodnym obliczu - upadek dotyczy przecież i prawicowych wojskowo-autorytarnych, i lewicowych totalitarno-komunistycznych molochów. Kruszenie się tych systemów nie zależy od szerokości geograficznej, a świadkami destrukcji są w tym samym stopniu Ameryka Południowa i Europa Wschodnia, Związek Radziecki, Środkowy Wschód czy Azja.

I chociaż nie wszędzie przegrane reżimy zastępuje liberalna demokracja, pozostaje ona jedynym spójnym wewnętrznie celem, który łączy różne regiony i kultury na kuli ziemskiej. W dodatku liberalne zasady ekono­ miczne stanowiące „wolny rynek”, rozprzestrzeniając się, spowodowały bezprecedensowy dobrobyt materialny, i to zarówno w krajach rozwi­ niętych, jak i tych, które pod koniec drugiej wojny światowej były częścią ubogiego Trzeciego Świata. Rewolucja liberalna w myśli ekonomicznej niekiedy poprzedzała sam ruch ku wolności politycznej, innym razem zaś postępowała tuż za nim. W wyraźnej opozycji wobec wymienionych tendencji pozytywnych stały straszliwe wydarzenia pierwszej połowy xx wieku, kiedy to totalitar­ ne reżimy - lewicowe pospołu z prawicowymi - zmierzały ku dominacji nad światem. Dlatego też warto dociekać, czy rzeczywiście zwycięstwo 3°

ZAMIAST WSTĘPU

liberalizmu nie jest wynikiem szczęśliwego zbiegu okoliczności, a nie wyrazem jakiejś domniemanej logiki dziejów. Podnosząc problem ist­ nienia historii uniwersalnej, powróciłem do dyskusji, jaka miała miejsce w początkach xix wieku, a w naszych czasach została zarzucona z powo­ du kolejnych katastrof dziejowych nawiedzających ludzkość. Przedsta­ wiane tutaj argumenty stanowią czytelną kontynuację idei Kanta i Hegla, myślicieli, którzy uczynili z historii temat swych rozważań. W książce przedstawiam aż dwie odrębne metody dochodzenia do schematu historii uniwersalnej. Część pierwsza zawiera uzasadnienie przyczyn ponownej analizy samego istnienia historii; w części drugiej proponuję wstępną charakterystykę problemu, a za model (czy mecha­ nizm) ilustrujący kierunkowość i spójność wydarzeń dziejowych służą mi nauki przyrodnicze. Tylko ta dziedzina jest bowiem powszechnie uznawana za obszar zmian wzbogacająco-postępowych i ukierunkowa­ nych, niezależnie od kontrowersji dotyczącej ich wpływu na szczęście ludzkości. Postępujący podbój przyrody, który był możliwy dzięki roz­ wojowi metody naukowej w xvi i xvn wieku, następował w zgodzie ze ściśle określonymi prawami ustalonymi wszak nie przez człowieka, lecz obecnymi w samej przyrodzie. Z dwóch powodów nawarstwianie się osiągnięć nowożytnych nauk przyrodniczych ujednolicało w pewnym stopniu społeczeństwa cywili­ zowane. Po pierwsze, technologia decydowała o zwycięstwach w woj­ nach i dawała możliwość prowadzenia rozległych konfliktów między­ narodowych - żaden kraj ceniący swoją niezależność nie mógł, tak po prostu, zignorować potrzeby unowocześnienia obronności. Po drugie, nauka ustanowiła jednolity sposób wytwarzania dóbr. Dopiero nowo­ czesna technologia sprawiła, że stała się możliwa nieskończona aku­ mulacja dóbr, a także zaspokojenie bezustannie wzrastających ludzkich potrzeb. Owe procesy uprzyczynowiły wzrost homogenizacji społe­ czeństw, niezależnie od ich dziedzictwa kulturowego i historycznych doświadczeń. Kraje skazane zostały na upodabnianie się do siebie: na­ rody musiały zjednoczyć się na podstawie scentralizowanych państw; podjąć trud urbanizacji; zastąpić tradycyjne organizacje plemienne, 3i

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

rodzinne czy religijne racjonalnymi strukturami ekonomicznymi rea­ lizującymi skutecznie swoje zadania; rozpocząć powszechną edukację obywateli. Światowy rynek oraz powszechna kultura konsumpcyjna

zacieśniały sieć powiązań międzynarodowych. Sama logika rozwoju nowoczesnych nauk przyrodniczych zdawała się dyktować przebieg ewolucji powszechnej w kierunku kapitalizmu. Doświadczenia Związ­ ku Radzieckiego, Chin oraz innych krajów bloku socjalistycznego potwierdziły tezę, że wysoko scentralizowane systemy gospodarcze zdolne są osiągnąć poziom rozwoju Europy Zachodniej z lat pięć­ dziesiątych, ale nic więcej - pozostają bezradne w obliczu ekonomii „postindustrialnej”, w której operowanie informacjami oraz techniczne wynalazki grają znacznie większą rolę. Mechanizm rozwoju historii wykorzystujący postęp nauk przyrod­ niczych jest skuteczny jako model wyjaśniający procesy uniformizacyjne społeczeństw, ale nie ujmuje zjawiska demokracji. Wiemy jednak, że najwyżej rozwinięte gospodarczo kraje świata są przecież miejscami bezspornego triumfu demokracji. O ile nauka wiedzie nas pod bra­ my ziemi obiecanej demokracji liberalnej, o tyle nie wprowadza nas do owego raju, nie istnieją bowiem ekonomiczne przesłanki zmusza­ jące silnie uprzemysłowione kraje do tworzenia wolności politycz­ nej. Na przykład ustabilizowana demokracja liberalna powstała już w 1776 roku na preindustrialnych terenach Stanów Zjednoczonych. W wielu krajach, od Japonii okresu Meiji przez Niemcy Bismarcka po współczesną Tajlandię i Singapur, wysokiej industrializacji to­ warzyszy autorytaryzm polityczny. Często w takich państwach ob­ serwuje się przyrost produkcji niemożliwy do osiągnięcia w świecie demokratycznym. Pierwsza metoda uzasadnienia historii uniwersalnej okazała się więc tylko częściowo skuteczna. To, co nazwaliśmy logiką rozwoju nowoczesnych nauk przyrodniczych, oznacza ekonomiczną interpre­ tację zmiany historycznej, która nieuchronnie wiedzie do kapitalizmu (w przeciwieństwie do odmiany marksistowskiej tej interpretacji utrzy­ mującej, że celem historii jest socjalizm). Odwołanie się do wpływu nauk 32

ZAMIAST WSTĘPU

przyrodniczych wiele wyjaśnia: dowiadujemy się, dlaczego mieszkańcy krajów demokratycznych bywają raczej pracownikami umysłowymi w biurach, a nie z trudem utrzymującymi się przy życiu chłopami, dla­ czego należymy do związków zawodowych zamiast do szczepów i kla­ nów; rozumiemy powody naszego posłuszeństwa wobec przedstawiciela administracji państwowej, a nie kapłana; wiemy także, z jakich przyczyn nie jesteśmy analfabetami oraz posługujemy się w danym państwie tym samym językiem narodowym. Zycie człowieka ma także pozaekonomiczne aspekty, stąd reduko­ wanie wszystkiego do procesów gospodarczych zawsze stanowi niepełną interpretację historii. W szczególności gospodarcza wizja historii nie daje odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego jesteśmy demokratami, a tym samym obrońcami władzy większości i rzecznikami podstawowych praw człowieka gwarantowanych przez prawo państwowe. Z tej właś­ nie przyczyny w trzeciej części pracy przedstawiam próbę całościowego opisu, który unika redukcjonizmu ekonomicznego. Dokonując tego za­ biegu, powracam do Heglowskiej niematerialistycznej koncepcji historii, opierającej się na „walce o uznanie”. Hegel uważał, że istoty ludzkie, podobnie jak zwierzęta, posiada­ ją naturalne potrzeby i pożądają rzeczy znajdujących się w świecie ze­ wnętrznym, ale przede wszystkim chciałyby zapewnić sobie bezpieczne istnienie. Cechą zdecydowanie wyróżniającą nas wśród organizmów ży­ wych jest to, że człowiek chce być doceniany i szanowany przez innych ludzi, chce być rozpoznawany jako istota ludzka, obiekt wartoś­ ciowy sam w sobie i godny szacunku. Tylko człowiek zdolny jest dla wyższych i abstrakcyjnych celów przezwyciężyć zwierzęce instynkty, a wśród nich najpotężniejszy — instynkt samozachowawczy. Pragnienie uznania, zdaniem Hegla, w zamierzchłej przeszłości wiodło pierwszych dwóch wojowników do śmiertelnej walki o wzajemne „respektowanie” człowieczeństwa. Kiedy naturalny lęk przed śmiercią spowodował pod­ danie się jednego z wojowników, wówczas powstał stosunek hegemonii i poddaństwa. Przyczyną owej krwawej walki, jaka miała miejsce u źró­ deł historii, nie były takie dobra, jak żywnośę^dprii ^y/^pewnienie 33

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

bezpieczeństwa, ale wyłącznie duma i prestiż. Celów tej pierwszej walki nie określiła przyroda i dlatego właśnie Hegel widział w niej pierwszy przebłysk ludzkiej wolności. Pragnienie uznania wydawać się może pojęciem nieznanym, ale w rzeczywistości jest równie stare jak tradycja politycznej filozofii Zachodu. Stanowi przy tym istotną i dawno poznaną cechę osobowo­ ści człowieka. Już Platon w Państwie przedstawia podział duszy na trzy części, wymieniając: pożądliwą, rozumną oraz tę, którą nazywa thymos, czyli odważną, „mężną”. Większość ludzkich zachowań może zostać przedstawiona jako splot działań dwóch pierwszych części duszy. Pożą­ danie skłania do poszukiwania rzeczy w świecie zewnętrznym, a rozum wskazuje, jak skutecznie je zdobyć. Ludzie poszukują jednak uznania dla swej własnej wartości lub dla wartości innych godnych tego ludzi, rzeczy lub zasad. Skłonność do przypisywania sobie wartości i żądania od innych jej akceptacji jest tym, co w języku potocznym nazywamy „poczuciem własnej godności” lub „ambicją”. Tendencja owa wypływa z części duszy określanej jako thymos i jest jak gdyby wrodzonym zmy­ słem sprawiedliwości. Istoty ludzkie wierzą, iż posiadają wewnętrzną wartość, a kiedy ktoś odmawia im tego lub ich wartość niżej wycenia, wtedy doświadczają uczucia gniewu. Z kolei życie niezgodnie z po­ czuciem własnej wartości wywołuje wstyd, natomiast właściwa jej oce­ na - dumę. Pragnienie uznania wraz z towarzyszącymi mu uczuciami gniewu, wstydu oraz dumy są częścią osobowości człowieka i mocno przejawiają się w życiu politycznym. Stanowią, zdaniem Hegla, osnowę procesu historycznego. Żądanie traktowania z należytym szacunkiem stało się, według Hegla, przyczyną wyznaczającej początek historii krwawej wojny o pre­ stiż. W rezultacie społeczeństwo podzieliło się na dwie klasy: zdecy­ dowanych oddać życie za honor panów i niewolników, którzy poddali się w obawie przed śmiercią. Stosunki społeczne oparte na nierównościowym związku pan—niewolnik przybierały wiele form i dominowały najdłużej w dziejach ludzkości. Nie zaspokoiły jednak potrzeb zarówno nieszczęsnych poddanych, jak i ich dumnych panów. Tych pierwszych, 34

ZAMIAST WSTĘPU

rzecz jasna, nikt nie traktował jak pełnowartościowych ludzi, ci dru­ dzy zaś mogli być rozpoznawani z szacunkiem tylko przez niższych od siebie, czyli właśnie przez owych niewolników. Toteż niezadowolenie z wadliwego, niewłaściwego traktowania człowieka w społeczeństwach arystokratycznych uformowało sprzeczność”, która spowodowała na­ dejście kolejnych faz historii. Hegel wierzył, iż przenikająca społeczeństwa arystokratyczne „sprzeczność” została ostatecznie zniesiona w wyniku rewolucji fran­ cuskiej i - możemy tutaj dodać - amerykańskiej. Obaliły one samo rozróżnienie między panem i poddanym przez uczynienie poddanych panami samych siebie, ustanowienie zasady władzy ludu i porządku prawa. Nierówność obarczająca stosunki pana i poddanego została zastąpiona przez powszechne i wzajemne uznanie ludzkiej godności każdego obywatela. Państwo, ustanawiając prawa, potwierdziło god­ ność wszystkich. Heglowskie rozumienie sensu współczesnych liberalnych demo­ kracji różni się oczywiście w znacznym stopniu od pojmowania teore­ tycznych podstaw liberalizmu w krajach anglosaskich, takich jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone. Zgodnie z tradycją anglosaską dąże­ nie do uznania człowieczeństwa stanowiło proces drugorzędny wobec oświeconego zmierzania do osiągnięcia korzyści własnej, a w szcze­ gólności wobec żądania ochrony życia i zdrowia. O ile Hobbes, Locke i amerykańscy ojcowie założyciele, tacy jak Jefferson i Madison, wierzyli, że uprawnienia w dużym stopniu są środkiem ochrony sfery prywat­ nej, w której człowiek realizuje się i spełnia potrzeby swej duszy3, o tyle Hegel dostrzegał uprawnienia jako cele same w sobie, ponieważ to, co rzeczywiście zaspokaja istotne potrzeby, leży nie w sferze materialne­ go dobrobytu, lecz w uznawaniu statusu i godności człowieka. Hegel doszedł do wniosku, że historia osiągnęła swój kres wraz z rewolucją francuską i amerykańską, które spowodowały, iż najgłębsze pragnienia

3. Locke, a szczególnie Madison sądzili, że jednym z celów demokratycznego rządu jest ochrona uprawnień obywateli. Patrz s. 297-299 oraz przyp. 16 w rozdz. 14.

35

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

człowieka, wyrażające się w owej walce o uznanie, zostały spełnione w społeczeństwach przenikniętych szacunkiem wobec osoby. Ponieważ nie jest możliwe stworzenie systemu doskonalej spełniającego ludzkie potrzeby, nie jest możliwy dalszy postęp. Żądanie uznania stanowi brakujące ogniwo pomiędzy liberalną eko­

nomiką a polityką. Jak zaznaczyłem, element ten jest nieobecny w dru­ giej części niniejszej książki. Oświecony rozum i zmierzanie do uznania są czynnikami wystarczającymi do całościowego wyjaśnienia procesu industrializacji oraz życia ekonomicznego w ogóle. Zawodzą natomiast jako sposób tłumaczenia ruchu ku liberalnej demokracji. Zmierzanie ku niej wynika z działań thymos - części duszy, która „żąda uznania”. Towarzyszące uprzemysłowieniu zmiany społeczne, przede wszystkim takie jak powszechna edukacja, wyzwoliły w człowieku pewne potrze­ by, których nie obserwowano wcześniej u członków klas upośledzonych. Kiedy poziom życia zdecydowanie wzrósł, a obywatele stali się bardziej kosmopolityczni, lepiej wykształceni i w większym zakresie równi sobie, wówczas społeczeństwa zaczęły żądać nie tylko coraz większego dobro­ bytu, ale przede wszystkim uznania ich statusu. Gdyby poprzestali na oświeconym rozumie i czystym żądaniu uznania uprawnień podstawo­ wych, ich potrzeby spełniałyby zorientowane na gospodarkę rynkową reżimy autorytarne, takie jakie istniały na przykład w Hiszpanii Fran­ co czy rządzonej przez wojsko Korei Południowej i Brazylii. Mają jed­ nak także tymotejską dumę i poczucie wartości, które każę im żądać ustanowienia demokratycznej, a nie paternalistycznej władzy, systemu traktującego obywatela jak autonomiczną i wolną jednostkę. Komunizm został ostatnimi czasy zastąpiony przez demokrację liberalną, reprezen­ tował bowiem bardzo wadliwą formę uznawania tych potrzeb. Zrozumienie ogromnego znaczenia w historii potrzeby uznania pozwala nam na nowo zinterpretować zjawisko kultury, religii, pra­ cy, nacjonalizmu i wojny. Tę kwestię omawia część czwarta niniejszej książki, w której zastanawiam się także nad sposobami ujawniania się tej siły w przyszłej historii. Człowiek wierzący, na przykład, realizuje potrzebę uznania poprzez żądanie szacunku dla swych bogów i praktyk 36

ZAMIAST WSTĘPU

religijnych; nacjonalista z kolei wymaga uznania języka narodowego, kultury lub grupy etnicznej. Te dwie przykładowe formy uznania są mniej racjonalne od uniwersalnego uznania proponowanego przez państwo liberalne, gdyż opierają się na arbitralnych rozróżnieniach pomiędzy grupami ludzi bądź też między sacrum i profanum. Dlatego religię, nacjonalizm, a także pewien zestaw uznawanych za moralne zachowań i zwyczajów (a więc szeroko rozumianą lokalną „kulturę”) traktowano jako przeszkody na drodze ku demokratycznym instytu­ cjom politycznym i gospodarce wolnorynkowej. Rzeczywistość historyczna jest jednak bardziej skomplikowana niż powyższy schemat. Zdarzało się przecież, że zwycięstwo liberalizmu w polityce i gospodarce było wynikiem działania irracjonalnych sił, które sama teoria liberalna odrzucała. Aby demokracja mogła we właściwy spo­ sób zadziałać, obywatele wcześniej musieli rozwinąć irracjonalną dumę w swych własnych instytucjach demokratycznych oraz to, co Tocqueville nazywał „sztuką stowarzyszania się”, która wynika z dumnej przynależ­ ności do lokalnych wspólnot. Owe wspólnoty często jednoczy religia, etniczność lub jakaś inna własność - odległa jednak od tego, co jako przedmiot uznania proponuje państwo liberalne. To samo zastrzeżenie dotyczy liberalnej gospodarki. Praca w tradycji myśli liberalnej z zasady uznawana jest za nieprzyjemną aktywność, której celem jest spełnienie ludzkich pragnień bądź też likwidacja cierpień. Istnieją wszak pewne kul­ tury, takie jak budujących europejski kapitalizm protestantów czy też elit japońskich z czasów Meiji, rozwijające silne poczucie etyki pracy i traktu­ jące ją jako samą w sobie godną szacunku. Nawet w naszych czasach etyka pracy uznawana w wielu krajach azjatyckich opiera się nie na pobudkach materialnych, lecz na postrzeganiu przez różne grupy społeczne pracy jako działalności wartej najwyższego uznania. Wynika z tego, że liberalna gospodarka nie wyrasta li tylko na glebie czystych zasad myśli liberalnej, ale potrzebuje również irracjonalnych form thymos. Walka o uznanie pozwala nam głębiej zrozumieć istotę polityki mię­ dzynarodowej. Krwawa wojna o uznanie pomiędzy owymi pierwszymi wojownikami niejako prefiguruje imperializm i zmierzanie do stania 37

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

się światowym mocarstwem. Relacja pan-poddany jest oczywiście reprodukowana na poziomie państw, gdzie już nie jednostki, lecz naro­ dy prowadzą walkę o dominację. Irracjonalna siła, jaką jest nacjonalizm, stanowiła narzędzie walki o uznanie w ciągu ponad stu ostatnich lat, a w xx wieku była przyczyną najpotężniejszych konfliktów. Zapanowała wtedy „polityka mocarstw”, jak mówił „realista” polityki międzynarodo­ wej Henry Kissinger. Jeśli jednak uznamy wojnę za proces napędzany pragnieniem uzna­ nia, to rewolucje liberalne, które zniosły stosunki pan-poddany i uczy­ niły dawnych niewolników panami samych siebie, powinny wywrzeć podobny wpływ na relacje pomiędzy państwami. Liberalne demokracje zastąpiły irracjonalne pragnienie bycia uznanym za potężniejszego po­ trzebą bycia uznanym za równego. Świat został przygotowany do tego, aby zrezygnować w pewnym zakresie z wojen, narody uznały bowiem prawo innych do równego traktowania. W rzeczy samej, materiały hi­ storyczne z ostatnich kilkuset lat potwierdzają, że państwa demokra­ tyczne nie zachowują się wobec siebie w sposób właściwy imperializmo­ wi, a nawet unikają wojen z krajami obcymi im ideowo i pozbawionymi instytucji liberalnych. Obecnie nacjonalistyczne tendencje wzrasta­ ją w krajach Europy Wschodniej i byłego Związku Radzieckiego, czyli w regionach, gdzie przez długi czas próbowano znieść tożsamość naro­ dową. Wśród najstarszych i dość bezpiecznych narodów nacjonalizm przeżywa obecnie także pewien proces ewolucji. Żądanie uznania tożsa­

mości etnicznej w Europie Zachodniej niejako „obłaskawiono”, czyniąc je mniej groźnym i zgodnym z tendencją powszechnej demokratyzacji. Proces ten w swej istocie przypomina to, co się działo w sferze religijnej kilka wieków wcześniej. Piąta część niniejszej książki traktuje o „końcu historii” i „ostat­ nim człowieku”, istocie, która wówczas powstanie. W trakcie dyskusji nad moim artykułem w „The National Interest” wielu autorów suge­ rowało, że możliwość końca historii powszechnej zależy od tego, czy we współczesnym świecie istnieją silni i zdolni do przetrwania kon­ kurenci liberalnej demokracji. Toczono wiele sporów między innymi 38

ZAMIAST WSTĘPU

na temat śmierci komunizmu (czy rzeczywiście miała miejsce...) oraz ewentualnego powrotu fundamentalizmów religijnych i ultranacjonalizmu. Głębsze i bardziej fundamentalne pytanie dotyczy jednak samej wartości demokracji, a nie tego tylko, czy jest zdolna zwyciężyć swych obecnych przeciwników. Zakładając, że zewnętrzni jej wrogowie nie są groźni, zastanawiamy się, czy zbudowane na podstawie liberalnej spo­ łeczeństwo trwać będzie wiecznie. Roztrząsamy też kwestie wewnętrz­ nej spójności systemu - czy jest wolny od wewnętrznych sprzeczności, a jeśli takie występują, to czy mogą podważyć i zniszczyć demokra­ cję. Oczywiście obecne państwa liberalne napotykają wiele poważnych trudności, od problemu narkotyków, bezdomnych, przestępczości i za­ grożenia środowiska naturalnego aż po słabości społeczeństwa kon­ sumpcyjnego. Wymienione problemy są jednak rozwiązywalne we­ wnątrz systemu liberalnego i nie tak poważne, by powodować upadek społeczeństwa jako całości, o zasięgu zbliżonym do klęski komunizmu w latach osiemdziesiątych. Alexandre Kojève, tworzący w xix wieku wybitny komentator Hegla, nieprzejednanie głosił pogląd, iż historia już się zakończyła, gdyż twór, który określał mianem „uniwersalnego państwa homogenicznego”, a który my zwiemy demokracją liberalną, ostatecznie rozwiązał central­ ny problem dziejów poprzez zastąpienie relacji pan-poddany uniwer­ salnym i równym uznaniem uprawnień. Historia ludzkości wraz z jej głównymi „okresami” jest historią poszukiwań najlepszej formy uznania. Dopiero świat współczesny zdołał ją stworzyć i wówczas nastąpiło „cał­ kowite zaspokojenie potrzeb”.Tezę ową Kojève głosił całkiem poważnie, a ja także przy niej obstaję. Pozwala nam ona bowiem pojąć właści­ wy sens dziejów i tysiącletniej historii polityki jako procesu zmierzania człowieka do pełnego uznania, które zresztą także leży u źródeł powsta­ nia tyranii, imperializmu i chęci dominowania. Wprawdzie pragnienie uznania ma swą ciemną stronę, ale zarazem tworzy podatny psycholo­ giczny grunt dla cnót politycznych, takich jak odwaga, duch obywatel­ ski i sprawiedliwość. Wszystkie społeczeństwa korzystają z jego potęgi, ale równocześnie zmuszone są do bronienia się przed niszczycielskimi 39

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

konsekwencjami pewnych jego wcieleń. Jeśli współczesne rządy kon­ stytucyjne opracowały sposób na bycie powszechnie uznawanym, a tym samym na trwałe oddalenie zagrożenia tyranią, to rzeczywiście dyspo­ nują fundamentem, który gwarantuje stabilne trwanie w stopniu bez­ precedensowym w historii ludzkości. Czy jednak owo uznanie dostępne jest obywatelom państw demo­ kratycznych i „całkowicie zaspokaja ich potrzeby”? Od tego bowiem zależy zarówno przyszłość demokracji, jak i los jej ewentualnych kon­ kurentów. W piątek części tej książki streszczam kolejno dwie odpo­ wiedzi na postawione pytanie - lewicowe i prawicowe. Lewica głosi, iż powszechne uznanie w społeczeństwie kapitalistycznym jest nie­ uchronnie wadliwe, gdyż kapitalizm wytwarza nierówności społeczne oraz zakłada podział pracy, który ipsofacto wyklucza równość. Tak więc ogólny poziom dobrobytu nie stanowi właściwego rozwiązania, albo­ wiem w takim społeczeństwie zawsze będą względnie ubodzy, którzy przez innych obywateli nie będą postrzegani jako ludzie. Jednym sło­ wem, liberalna demokracja nie uznaje obywateli za równych. Myśliciele prawicowi są autorami drugiego i, moim zdaniem, sil­ niejszego ataku na zasadę powszechnego uznawania. Uważają, że rewo­ lucja francuska ze swoim ideałem równości niebezpiecznie przyspie­ szyła i pogłębiła proces niwelowania społeczeństwa. Najwybitniejszym przedstawicielem tego stylu myślenia był Fryderyk Nietzsche, którego spostrzeżenia antycypował Alexis de Tocqueville w dziełach na temat nowoczesnej demokracji. Nietzsche sądził, iż współczesna demokra­ cja nie jest bynajmniej wyrazem rzeczywistego upodmiotowienia byłych niewolników, ale raczej oznacza absolutne zwycięstwo moral­ ności niewolniczej. Przeciętny obywatel państwa demokratycznego jest wcieleniem owego „ostatniego człowieka”, który, idąc za naukami twórców nowoczesnego liberalizmu, porzucił dumną wiarę we własną moc i wyższość na rzecz miałkiego, bezpiecznego trwania w wygodzie. Liberalne demokracje wyhodowały „ludzi bez piersi”, istoty stanowiące zlepek pożądania i rozsądku, którym jednakowoż brak thymos. Wyka­ zują się sprytem, kiedy drobiazgowo analizując swe długodystansowe 40

ZAMIAST WSTĘPU

i egoistyczne korzyści, znajdują nowe sposoby zaspokojenia nędznych pragnień. Ostatni człowiek nie żąda już uznania go za lepszego od innych ludzi, co z kolei uniemożliwia jakiekolwiek doskonalenie się. Zadowolony z osiągniętego szczęścia, niezdolny do odczuwania wsty­ du za swoją przywarę małości, traci resztki człowieczeństwa. Siedząc wywody Nietzschego, zmuszeni jesteśmy zapytać, czy ten, którego w zupełności satysfakcjonuje powszechne i równe uznanie je­ dynie cząstki właściwego człowieczeństwa, jest owym wyzutym z ambi­ cji ostatnim człowiekiem. Czyż człowiek nie posiada pewnej właściwo­ ści, cząstki osobowości poszukującej niebezpieczeństwa, walki, ryzyka, a zarazem niezdolnej do sytego zadowolenia z „pokoju i dobrobytu” współczesnej liberalnej demokracji? Człowiek taki mógłby przecież realizować swe potrzeby duchowe na drodze innej niż równościowa. Wszak potrzeba wywyższenia i uznania dominacji nie tylko cechuje upadające społeczeństwa arystokratyczne, lecz także wpływa ożywczo na działanie ludzi epoki demokracji parlamentarnych. Wreszcie: czyż przetrwanie demokracji w przyszłości nie zależy w jakimś zakresie od poczucia wyższości jej obywateli nad innymi? A czy ono z kolei, powią­ zane z obawą przed staniem się pogardzanym „ostatnim człowiekiem”, nie rozpęta nowych i nieuwzględnianych przez teorię krwawych wojen, które, tym razem przy wykorzystaniu nowoczesnego uzbrojenia, spro­ wadzą nas do poziomu barbarzyństwa „pierwszych ludzi”? W książce tej próbuję odpowiedzieć na powyższe pytania. Powstają one zawsze wtedy, gdy stawiamy problem istnienia postępu oraz moż­ liwości tworzenia spójnej, linearnej i powszechnej historii gatunku ludzkiego. Doświadczenia totalitaryzmów różnych maści przez znacz­ ną część obecnego stulecia przeszkadzały w racjonalnej analizie ten­ dencji historycznych. Śmierć systemów totalitarnych otworzyła jednak nowe perspektywy i pozwoliła na nowo zadać odwieczne pytanie o po­ stęp gatunku.

Część I Stare pytanie na nowo postawione

Rozdział 1

Pesymizm naszych czasów

Immanuel Kant, myśliciel umiarkowany i stateczny, zupełnie poważnie mógł w swej epoce głosić, iż wojna służy celom stawianym przez Opatrzność. Jednak po Hiroszimie wszel­ ką wojnę traktujemy już co najwyżej jako zło konieczne. Tak szacowny filozof, jakim był św. Tomasz z Akwinu, mógł otwarcie wyznawać, że tyrani służą Opatrzności, ponieważ bez nich nie byłoby męczenników. Jednak po Oświęcimiu każdy, kto odważyłby się wystąpić z tezą Akwinaty, zostałby oskarżony o bluźnierstwo. Czyż po tak strasznych doświad­ czeniach historycznych, których doznaliśmy w samym ser­ cu nowoczesnego, oświeconego i technologicznego świata, ktokolwiek jest zdolny czy to do wiary w Boga, który jest koniecznym postępem, czy w Boga manifestującego swą po­ tęgę poprzez działającą zawsze celowo Opatrzność? EMILE FACKENHEIM,

God’s Presence in Historfl

Wydarzenia xx wieku skłoniły nas do przyjęcia głęboko pesymistycznej wizji historii. Rzecz jasna, nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy prywatnie pozo­ stawali optymistami, przynajmniej w zakresie przewidywań dotyczących

I. Emile Fackenheim, God's Presence in History: Jewish Affirmations and Philosophical Reflections, New York University Press, New York 1970, s. 5-6.

45

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

naszej osobistej pomyślności i szczęścia. Tradycja amerykańska od dawien dawna sprzyja postawom optymistycznym w ocenie przyszłych losów indywidualnych. Zarazem jednak, kiedy stawiamy ogólne pytania doty­ czące istnienia postępu w historii, wtedy przyjmujemy postawę mocno pesymistyczną. Najwybitniejsi, a zarazem ostrożni w swych ocenach my­ śliciele naszych czasów nie widzą powodów, by sądzić, że świat zmierza ku instytucjom politycznym, które Zachód uważa za godziwe i ludzkie, czyli ku demokracji liberalnej, nie wierzą także w istnienie historii rozu­ mianej jako sensowny proces, ciąg zmian ogarniających całość społecz­ nych zdarzeń. Przyszłość najpewniej - zdają się mówić doświadczenia xx wieku - przyniesie nowe i niewyobrażalne zło: poczynając od fanatycz­ nych dyktatur, ludobójstwa i banalizacji życia związanej z nowoczesnym konsumeryzmem, a na wojnie nuklearnej i efekcie cieplarnianym kończąc. Pesymizm naszych czasów silnie kontrastuje z optymizmem poprzedniego stulecia. Chociaż wiek xix rozpoczął się od wojen i rewolucji, to równocześnie był to okres bezprecedensowego wzro­ stu dobrobytu. Na szczególną uwagę zasługują dwie przesłanki owego optymizmu. Po pierwsze, żywiona powszechnie wiara w polepszenie losu człowieka na skutek likwidacji chorób i nędzy. Wroga nam przy­ roda zostanie opanowana i dzięki nowoczesnej technice służyć będzie powszechnemu szczęściu. Po drugie zaś, demokratyczna metoda spra­ wowania władzy ogarnie coraz to większe obszary świata. „Duch roku 1776” oraz idee rewolucji francuskiej zwyciężą nad tyranami i różnego autoramentu autokratami oraz zabobonnymi kapłanami. Ślepe i bierne posłuszeństwo wobec władcy ustąpi pola racjonalnemu samorządzeniu - władzy równych wobec prawa i wolnych obywateli, którzy nie czują się niczyimi poddanymi. W świede zarysowanej wizji dziejowej ewolucji nawet tak krwawe wojny jak napoleońskie postrzegano jako społecznie postępowe, gdyż powodowały rozprzestrzenianie się repub­ likańskiej formy rządów. Zbudowano wiele mniej lub bardziej poważ­ nych teorii wyjaśniających, dlaczego historia jest spójnym procesem zmian ukierunkowanych, a jej meandry wiodą niechybnie ku dobrom świata nowoczesnego. W 1880 roku Robert Mackenzie mógł napisać: 46

PESYMIZM NASZYCH CZASÓW

Historia człowieka jest historią postępu wyznaczanego przez akumulację

wiedzy i mądrości, nieustanne przechodzenie z niższego na wyższy po­ ziom inteligencji i dobrobytu. Kolejne generacje wzbogacają i pomnażają

nowymi zwycięstwami otrzymane w spadku dobra, po czym przekazu­ ją je dalej swym następcom [...] Rozwój dobrobytu człowieka, wydarty

egoistycznym manipulacjom książąt, pozostawiony jest dziś dobroczynnej

regulacji wielkich praw opatrznościowych2.

W słynnym jedenastym wydaniu Encyclopaedia Britannica pod ha­ słem „tortury” czytamy: „Temat ten w Europie ma charakter wyłącznie historyczny”3. W przededniu pierwszej wojny światowej dziennikarz Norman Angeli opublikował książkę zatytułowaną The Great Illusion (Wielkie złudzenie), w której bronił tezy, iż wolny rynek odebrał wszelki sens walce o terytoria i z wojny uczynił środek ekonomicznie nieracjo­ nalny4. Radykalny pesymizm xx wieku częściowo usprawiedliwia zawód, jakiego doznała ubiegłowieczna wiara w uniwersalny postęp. Przeło­ mowe znaczenie dla utraty dobrego samopoczucia Europy miał wy­ buch pierwszej wojny światowej. W jej następstwie upadł wprawdzie dawny porządek polityczny uosabiany przez monarchie niemiecką, austro-węgierską i rosyjską, ale zarazem wojna pozostawiła głębo­ kie ślady w mentalności społeczeństw. Czteroletnia wojna pozycyjna w okopach, kiedy nierzadko w ciągu kilku dni na paru zaledwie jar­ dach zrytej pociskami ziemi ginęły dziesiątki tysięcy, zadała kłam jak pisał Paul Fussell - mitowi postępu, który sto lat panował nad eu­ ropejską umysłowością5. Systematyczna i irracjonalna rzeź wystawiła

2. Robert Mackenzie, The Nineteenth Century-A History, w: Robin George Colling­ wood, The Idea ofHistory, Oxford University Press, New York 1956, s. 146. 3. Encyclopaedia Britannica, London 1911, t. 27, s. 72. 4. Norman Angell, The Great Illusion: A Study of the Relation of Military Power to National Advantage, Heinemann, London 1914. 5. Paul Fussell, The Great War and Modern Memory, Oxford Unwersity Press, New York 1975.

47

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

na trudną próbę cnoty lojalności, pracowitości, wytrwałości i patrio­ tyzmu. Świat burżuazji, który te szczytne wartości stworzył, został skompromitowany6. Jeden z bohaterskich żołnierzy portretowanych w powieści Ericha Marii Remarque’a Na Zachodzie bez zmian, Paul, wyjaśnia: „Mieli być dla nas, osiemnastolatków, pośrednikami i prze­ wodnikami do świata dorosłych, do świata pracy, obowiązku, kultury i postępu, do przyszłości. [...] Ale pierwszy trup, którego ujrzeliśmy, zniweczył to przekonanie”7. Wszelkie wysiłki zmierzające do zbudo­ wania wielkich schematów historiozoficznych stanęły pod znakiem zapytania w obliczu odkrycia, iż postęp gospodarczy Europy wieść może ku nieusprawiedliwionej moralnie i nonsensownej wojnie. Zna­ ny brytyjski historyk, H.A.L. Fisher, w 1934 roku wypowiedział taką oto tezę: „Mądrzejsi ode mnie i bardziej oczytani dostrzegali w hi­ storii spełnianie się z góry ustalonej intrygi, rytmu czy uniwersalnego schematu. Nigdy nie zaobserwowałem występowania podobnych re­ gularności. Widzę tylko ciąg zjawisk, następujących po sobie niczym fala po fali”8. Pierwsza wojna światowa okazała się jedynie skromną zapowiedzią, przedsmakiem zła, które miało wkrótce wkroczyć na scenę dziejową. O ile nowożytna nauka zdołała stworzyć broń o niespotykanej wcześniej sile rażenia, taką jak karabin maszynowy czy bombowiec, o tyle współ­ czesna polityka narodziła państwo dysponujące bezprecedensowym zakresem władzy, monstrum określane nowym mianem totalitaryzmu. Wspierane przez potężne policje, masowe partie polityczne i radykalne ideologie pragnące narzucić kontrolę nad wszystkimi aspektami ludz­ kiego życia państwa te zmierzały otwarcie do dominacji nad światem. Ludobójstwo, jakiego dopuściły się hitlerowskie Niemcy i stalinowska

6. Tezę taką znajdujemy w: Modris Eksteins, Rites ofSpring: The Great War and the Birth afModem Age, Houghton Mifflin, Boston 1989, s. 176-191. Patrz także: Fussell (1975), s. 18-27. 7. Erich Maria Remarque, Na Zachodzie bez zmian, przeł. Stefan Napierski, Wydaw­ nictwo Literackie, Kraków 1974, s. 15. 8. Cyt. za: Eksteins (1989), s. 291.

48

PESYMIZM NASZYCH CZASÓW

Rosja, nie miało odpowiedników w historii, i to właśnie świat nowo­ czesny w dużej mierze umożliwił jego realizację9. Faktem pozostaje, że w przeszłości także istniały krwawe dyktatury, ale dopiero Hitler i Sta­ lin uczynili nowoczesne technologie i system polityczny narzędziami zła. W czasach dawnych, „tradycyjnych” tyranii próba eliminacji całych grup społecznych, takich jak europejscy Żydzi czy kułacy w Związku Radzieckim, byłaby nierealizowalna technicznie. To właśnie zaawanso­ wana technika i organizacja społeczeństwa, stworzone przez wiek xix, umożliwiły dokonanie zbrodni na taką skalę. Wojny wyzwalane przez ideologie totalitarne stanowiły nowy typ w dziejach wojskowości, okreś­ lany terminem „wojen totalnych”, a charakteryzujący się masowym za­ bijaniem ludności cywilnej i całkowitym niszczeniem potencjału gospo­ darczego przeciwnika. By obronić się przed owymi totalitarnymi mon­ strami, liberalne demokracje zmuszone były do częściowego przejęcia ich strategii. Stąd akcje militarne w rodzaju bombardowania Drezna i Hiroszimy, które w poprzednich stuleciach nazwane zostałyby ludo­

bójstwem. XIX-wieczne teorie postępu łączyły zło z zacofaniem rozwoju spo­ łecznego. O ile stalinizm zgodnie z tą teorią rozwinął skrzydła w skrajnie zacofanej, semieuropejskiej Rosji, o tyle holocaust miał miejsce w kraju o wysoko rozwiniętej gospodarce przemysłowej budowanej przez jed­ no z najbardziej kulturalnych i najlepiej wykształconych społeczeństw Europy. Dokonanie w Niemczech tak potwornych zbrodni uzasadniało hipotezę, iż podobne wypadki zdarzyć się mogą w każdym rozwiniętym kraju świata. Jeśli zaś rozwój gospodarczy, wykształcenie i wysoka kul­ tura nie są zdolne powstrzymać na przykład nazizmu, to do czego służy postęp historyczny?10

9. Koncepcję taką znajdujemy w: Jean-François Revel, But We Follow the Worse..., „The National Interest”, 18, zima 1989-1990, s. 99-103. 10. Por. odpowiedź Gertrudy Himmelfarb na mój artykuł w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, „Konfrontacje”, 13, Pomost, Warszawa 1991, s. 59-63, oraz Leszek Kołakowski, Uncertainties ofa Democratic Age, Journal of Democracy”, 1990,1.1,1,

s. 47-50-

49

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZtOWIEK

XX-wieczne wydarzenia historyczne stanowiły skuteczny argu­ ment na podważenie wizji opisującej postęp w kategoriach rozwoju nauki i techniki. Wszak zdolność techniki do polepszania losu czło­ wieka w ogromnym stopniu zależy od tego, czy równolegle następu­ je postęp moralny w nim samym. Wykluczenie paralelności postę­ pu technicznego z jednej i moralnego z drugiej strony oznacza, że zaawansowana technologia zostanie wprzęgnięta do realizacji na­ gannych moralnie celów, a zatem człowiekowi będzie gorzej niż w dawnych czasach. Totalne wojny xx wieku nie byłyby możliwe bez podstawowych osiągnięć rewolucji przemysłowej: żelaza i stali, silnika spalinowego i samolotu. Od momentu zniszczenia Hiroszimy ludz­ kość żyje w cieniu najstraszliwszego militarnego wynalazku - broni nuklearnej. Osiągnięty dzięki współczesnej nauce wspaniały wzrost ekonomiczny ma także złą stronę - zagraża środowisku naturalnemu na ogromnych obszarach planety i może doprowadzić do globalnej katastrofy ekologicznej. Powiada się często, iż informatyczna tech­ nologia przekształca świat w globalną wioskę, a nieprzerwana wy­ miana informacji służy lansowaniu ideałów demokratycznych, czego przykładem mogą być emitowane nâ cały świat bezpośrednie relacje cnn z wydarzeń na placu Tienanmen w 1989 roku czy też z rewolucji w Europie Wschodniej. Technologie komunikacyjne same w sobie są jednak aksjologicznie neutralne. Reakcyjne idee ajatollaha Chomeiniego, które poprzedziły rewolucję 1978 roku, przedostawały się początkowo do Iranu nagrane na kasetach magnetofonowych, któ­ re trafiły pod strzechy dzięki modernizacji kraju w okresie rządów szacha. Gdyby telewizja wraz z ciągłą wymianą informacji dostępne były w latach trzydziestych, wówczas nazistowscy propagandyści, tacy jak Leni Riefenstahl i Joseph Goebbels, z pewnością skorzystaliby z możliwości rozpowszechniania faszyzmu i zwalczania demokra­ tycznych ideałów. Traumatyczne wydarzenia historii współczesnej stały się tłem potężnego kryzysu intelektualnego. O postępie dziejowym można mówić tylko wtedy, gdy znamy kierunek, w jakim podąża ludzkość. 50

PESYMIZM NASZYCH CZASÓW

Dla większości xix-wiecznych Europejczyków postępem było dążenie ku demokracji. W naszym stuleciu nie ma w tej kwestii powszechnej zgody. Liberalnej demokracji rękawicę rzucił zarówno faszyzm, jak i komunizm - dwie ideologie proponujące radykalnie odmienne wizje dobrego społeczeństwa. Z drugiej strony, obywatele państw Zachodu zaczęli wątpić, czy liberalna demokracja rzeczywiście jest marzeniem wszystkich ludów, może przekonanie to jest wyrazem jakiegoś wąskie­ go etnocentryzmu. Europejczycy przez wieki zmagali się ze światem zewnętrznym, najpierw jako kolonizatorzy, a później, w okresie zimnej wojny, jako obrońcy ludów zniewolonych po drugiej stronie żelaznej kurtyny, aby w końcu zakwestionować uniwersalność własnych ideałów. Samobójcza autodestrukcja europejskiego systemu państw w dwóch wojnach światowych zadała kłam poglądowi głoszącemu wyższość zachodniego racjonalizmu. Dominujący w xix wieku podział na czło­ wieka cywilizowanego z jednej i barbarzyńcę z drugiej strony stał się trudniejszy do przeprowadzenia w epoce po nazistowskich obozach śmierci. Zdawało się, że zamiast dawnej historii zmierzającej do jedne­ go celu pojawił się obecnie proces, który ma tyle różnych celów, ile jest ludów czy cywilizacji. Demokracja nie jest w tym procesie uprzywilejo­ wana, lecz stanowi system równorzędny z innymi. W dzisiejszych czasach nasz pesymizm ujawnił się szczególnie silnie w niemal powszechnie żywionym przekonaniu, że komunizm będzie trwał wiecznie. W latach siedemdziesiątych Henry Kissinger, wówczas sekretarz stanu, przestrzegał rodaków: „Po raz pierwszy w dziejach stoimy w obliczu brutalnej rzeczywistości - wyzwanie rzu­ cone przez komunistów ma charakter trwały. [...] Winniśmy przyjąć ten fakt jako oczywisty i prowadzić naszą politykę zagraniczną konse­ kwentnie, bez chowania głowy w piasek. [...] Stan ten nie ulegnie ni­ gdy zmianie”11. Kissinger uważał za utopijne wszelkie próby zreformo­ wania podstawowych struktur politycznych i społecznych wrogiego

II. Henry Kissinger, The Permanent Challenge of Peace: US Policy Toward the Soviet Union, w: tenze, American Foreign Policy, Norton, New York 1977, s. 302.

51

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

ZSRR. Dojrzałość polityczna oznacza zgodę na świat taki, jaki jest, a nie jaki być powinien, co w praktyce prowadzić winno do porozumień z Rosją Breżniewa. Konflikt pomiędzy komunizmem i demokracją ulegnie pewnemu złagodzeniu, ale groźba apokaliptycznej wojny ist­ nieć będzie zawsze. Wielu podzielało pogląd Kissingera. Właściwie każdy, kto naukowo zajmował się polityką zagraniczną, wierzył w trwałość komunizmu, któ­ rego globalnego upadku w latach osiemdziesiątych prawie nikt nie prze­ widywał. Takie błędne rozumowanie nie wynikało bynajmniej z tego, że ideologia uniemożliwiła „obiektywne” spojrzenie na zdarzenia. Uważali tak bowiem członkowie ugrupowań prawicowych, centrowych i lewico­ wych, dziennikarze i poważni naukowcy, politycy ze Wschodu i Zacho­ du12. Źródła owej ślepoty tkwią głębiej niż partykularyzmy partyjne i są konsekwencją niespotykanego pesymizmu historiozoficznego, zrodzo­ nego z wydarzeń tego stulecia. Względnie niedawno, bo w 1983 roku, Jean-François Revel powie­ dział: „Niewykluczone, że demokracja to tylko historyczny przypadek, krótkie interludium, o którym szybko zapomnimy [...j”13. Prawica za­ wsze dostrzegała ekonomiczną ruinę komunizmu i świadoma była braku społecznego poparcia dla tego systemu. Zarazem jednak wielu myślicieli prawicowych podkreślało, że totalitaryzm leninowski jest skuteczną re­ ceptą na osiągnięcie politycznej potęgi przez kraj zacofany: drobna grupa biurokratycznych dyktatorów zdolna jest sięgnąć po nowoczesne tech­ nologie i zbudować struktury organizacyjne, które pozwolą rządzić duży­ mi populacjami przez czas w zasadzie nieograniczony. Totalitaryzm od­ nosi sukcesy nie poprzez zastraszanie ludności, ale dzięki zmuszaniu jej do internalizacji nowych wartości objawianych przez komunistycznych

12. Dotyczy to także mnie. W 1984 roku pisałem: „Amerykańskich obserwatorów radzieckiej rzeczywistości łączy względnie konsekwentne niedocenianie dyna­ mizmu i sprawności ZSRR oraz zbytnie wyolbrzymianie trudności wewnętrznych”. Por. Robert Byrnes (red.),.rffîer Brezhnev, „The American Spectator”, kwiecień 1984, 1.17,4, s. 35-37. 13. Jean-François Revel, How Democracies Perish, Harper and Row, New York 1983, s. 3.

52

PESYMIZM NASZYCH CZASÓW

władców. W słynnym artykule z 1979 roku Jeanne Kirkpatrick wprowa­ dziła ważne rozróżnienie pojęciowe, dzieląc systemy na tradycyjne, au­ torytarne reżimy prawicy oraz radykalne totalitaryzmy lewicy. Podczas gdy te pierwsze „nie naruszają istniejącego status quo w zakresie roz­ działu majątku, władzy i statusu społecznego” oraz „czczą tradycyjnych bogów i przestrzegają tradycyjnych tabu”, te drugie „rozciągają kontrolę nad całym społeczeństwem” oraz „pogwałcają” zintemalizowane warto­ ści i obyczaje. W przeciwieństwie do autorytarnych, państwa totalitarne rządzą metodami tak bezwzględnymi, że reformy i zmiany są z zasady wykluczone. Dlatego też „historia xx stulecia nie daje żadnych podstaw do oczekiwań, że ulegną przeobrażeniu radykalne reżimy totalitarne”14. Przekonaniu o dynamizmie państw totalitarnych towarzyszył dojmujący brak ufności w demokrację. Kirkpatrick wyraziła go, stwierdzając, że tylko kilka państw Trzeciego Świata zdolnych będzie do przyjęcia systemu demokratycznego (oczywiście na zmianę w kra­ jach komunistycznych nie ma co liczyć). Z kolei Revel przekonywał o utracie instynktu samozachowawczego i woli obrony przez państwa demokratyczne w Europie i Ameryce Północnej. Kirkpatrick, wymie­ niając warunki społeczne, ekonomiczne i kulturowe, jakie muszą zo­ stać spełnione, aby rozwinęła się demokracja, krytykowała zarazem, jako typowo amerykańskie, przekonanie, iż możliwa jest demokra­ tyzacja państwa w dowolnym miejscu i czasie. Idea, że w Trzecim Świecie wykształci się kiedykolwiek silny ośrodek demokracji, jest

iluzją, gdyż obszar ten podzielony jest na sfery wpływów autoryta­ ryzmu prawicowego i totalitaryzmu lewicowego. Revel powtórzył w znacznie mocniejszej wersji krytykę Tocqueville’a, który przypisy­ wał demokracjom niezdolność do prowadzenia dalekosiężnej i wia­ rygodnej polityki zagranicznej15. Niekończące się dyskusje, różnice 14. Jeanne Kirkpatrick, Dictatorships and Double Standards, „Commentary”, listopad 1979, 68, s. 34-45. 15. Por. celną krytyką Revela napisaną jeszcze przed pierestrojką i głasnostią, w: Stephen Sestanovich, Anxiety andIdeology, „University of Chicago Law Review”, wiosna 1985, t. 52, 2, s. 3-16.

53

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zdań, wątpliwości, autokrytycyzm - oto czynniki odpowiedzialne za hamowanie zdolności systemu demokratycznego do działania, a zarazem stanowiące o jego istocie. Dlatego „stosunkowo niegroźne przyczyny społecznego niezadowolenia mogą podważyć, sparaliżo­ wać i zachwiać krajem demokratycznym bardziej niż głód i ubóstwo państwem komunistycznym, gdzie przecież mieszkańcy nie mają rzeczywistych uprawnień i możliwości uzyskania zadośćuczynienia za wyrządzone im krzywdy. Społeczeństwa, do których istoty należy permanentna krytyka, najlepiej spełniają potrzeby obywateli, ale za­ razem są najbardziej podatne na zniszczenie”16. Lewica doszła inną drogą do podobnych wniosków. W latach osiemdziesiątych „postępowcy” na ogół stracili przekonanie, że ra­ dziecki komunizm jest przyszłością świata, w co po drugiej wojnie światowej wierzyło wielu lewicowych myślicieli. Marksizm-leninizm przestał być uważany przez lewicę za orientację, która mogła roz­ winąć się w państwach Zachodu, zarazem jednak ta sama lewica uznała komunizm za rozwiązanie właściwe dla odległych kulturowo i geograficznie obszarów. Utrzymywano, że model radziecki nie pa­ suje do charakteru państw takich jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, odpowiada jednak Rosjanom z ich wielowiekową tradycją autokracji i centralizmu, już nie wspominając o Chińczykach, którym pomógł wyzwolić się spod obcej dominacji i upokarzającego zacofa­ nia. Komunizm pomógł Kubie i Nikaragui wyzwolić się spod jarzma amerykańskiego imperializmu, w Wietnamie zaś był właściwie częś­ cią tradycji narodowej. Lewicowi myśliciele stali na stanowisku, że radykalne reżimy socjalistyczne mogą się uprawomocnić w Trzecim

16. Revel (1983), s. 17. Trudno określić, w jakim stopniu wierzył w swe radykalne sformu­ łowania na temat siły i słabości dwóch systemów - demokratycznego i totalitarnego. Większość jego uwag ma retoryczne oblicze, a celem ich było swoiste przebudze­ nie demokratów z letargu przez uświadomienie im zagrożenia radzieckiego. Gdyby wierzył w taką niedołężność demokracji, jaką jej czasami przypisywał, nie napisałby przecież tekstu How Democracies Perish.

54

PESYMIZM NASZYCH CZASÓW

Świecie, nawet bez wolnych wyborów i swobody wypowiedzi. Podsta­

wę owej legitymizacji upatrywali w przeprowadzeniu reformy rolnej, likwidacji analfabetyzmu oraz zapewnieniu bezpłatnej opieki lekar­ skiej. Nic dziwnego, że niektórzy spośród tak rozumujących myślicieli lewicy przewidywali nastanie rewolucyjnej destabilizacji w bloku ra­ dzieckim lub w Chinach. Wiara w legitymizację oraz trwałość bloku radzieckiego przybra­ ła w ostatnich latach zimnej wojny wiele dziwacznych form. Jeden ze znanych sowietologów twierdził na przykład, że system osiągnął pewien poziom „pluralizmu instytucjonalnego”, a „kierownictwo zsrr zdaje się bardziej przybliżać kraj do proponowanych przez amery­ kańskie nauki polityczne wzorców pluralizmu, niż czynią to same Stany Zjednoczone [...]”17. Społeczeństwo radzieckie okresu sprzed Gorbaczowa nie było „bierne i bezwolne, lecz aktywne i uczestniczą­ ce, w pełnym znaczeniu tych słów”. Co więcej, „uczestniczyło” w poli­ tyce w większym stopniu niż społeczeństwo amerykańskie18. Podobnie pisano o krajach Europy Wschodniej, w których, mimo oczywiste­ go faktu narzucenia systemu z zewnątrz, wielu uczonych dostrzegało niezwykłą stabilność społeczną. W 1987 roku inny specjalista przeko­ nywał: Jeśli porównamy państwa Europy Wschodniej z wieloma in­ nymi - na przykład latynoskimi - wówczas te pierwsze wydawać się

17. Jerry Hough, The Soviet Union and Social Science Theory, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1977, s. 8. Dalej czytamy: „Są oczywiście naukow­ cy, którzy twierdzą, że nie istnieje coś takiego jak uczestnictwo ludności zsrr w polityce [... ] a samo słowo «pluralizm» w swym ścisłym sensie nie może być użyte do opisu tego kraju [...] tego typu poglądy nie są warte nawet poważnej odpowiedzi”. 18. Tamże, s. 5. Por. także klasyczną pracę. Merle Fainsod pt. How the Soviet Union is Governed (Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1979, s. 363-380), gdzie znajduje się długi opis Breżniewowskicj Rady Najwyższej, której autor broni jako forum artykulacji różnych interesów społecznych. Dzieło brzmi kuriozalnie w świetle decyzji nowego Zjazdu Deputowanych Ludowych i po xix konferencji partyjnej w 1988 roku, kiedy pod wpływem Gorbaczowa wybrano nową Radę Najwyższą, nie wspominając już o działaniach różnych rad najwyższych w latach dziewięćdziesiątych.

55

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

nam będą uosobieniem stabilizacji”. Następnie ów autor przystąpił do krytyki tradycyjnych wyobrażeń na temat „«bezprawnej» władzy par­ tii [...] narzucanej koniecznie wrogiemu i niewierzącemu w oficjalną ideologię społeczeństwu”19. Niektóre z tych wizji opierały się na pro­ stym rzutowaniu w przyszłość zdarzeń mających miejsce w nieda­ lekiej przeszłości, pozostałe koncentrowały się jednak na problemie legitymizacji komunizmu w krajach Wschodu. Przy wszystkich nieza­ przeczalnych problemach społecznych komunistyczni władcy zawarli ze swymi poddanymi swoistą „umowę społeczną”, której symbolem jest ironiczne powiedzenie: „Oni udają, że płacą, a my, że pracujemy”20. Pozbawione wewnętrznej dynamiki nieproduktywne reżimy sprawo­ wały władzę za umiarkowanym przyzwoleniem obywateli, zapewniały bowiem bezpieczeństwo i stabilizację21. Politolog Samuel Huntington w 1968 roku pisał: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Związek Radziecki mają odmien­

ne formy sprawowania władzy, ale w każdym z nich rządzi rząd. W każ­ dym występuje też pewna polityczna wspólnota i powszechny konsens co do prawomocności systemu politycznego. Obywatele i ich przywódcy

mają podobne zdanie na temat racji stanu oraz tradycji i zasad, na których opiera się wspólnota polityczna22.

19. James McAdams, Crisis in the Soviet Empire: Three Ambiguities in Search ofa Predic­ tion, „Comparative Politics", październik 1987, t. 20, s. 107-118. 20. O sowieckiej umowie społecznej patrz: Peter Hauslohner, Gorbachevs Social Contract, „Soviet Economy”, 1987,3, s. 54-89. 21. Por. na przykład koncepcję T.H. Rigby ego, który twierdzi, że kraje komunistycz­ ne uprawomocniły się na podstawie tzw. racjonalności celu: Thomas Henry Rigby, Ferenc Feher (red.), Political Legitimacy in Communist States. Introduction: Political Legitimacy, Weber and Communist Mono-organizational Systems, St. Martin’s Press, New York 1982. 22. Samuel Huntington, Political Order in Changing Societies, Yale University Press, New Haven 1968, s. 1. Por. także wnioski w dziele: Timothy J. Colton, The Dilem­ ma of Reform in the Soviet Union, Council of Foreign Relations, New York 1986, s. 119-122.

56

PESYMIZM NASZYCH CZASÓW

Huntington nie darzył komunizmu szczególną sympatią - wniosek o uzyskaniu przez ten ustrój względnego poparcia społecznego opierał na danych historycznych. Współczesny pesymizm co do postępu dziejowego jest wynikiem dwóch różnych, ale przebiegających równolegle kryzysów - sfery po­ litycznej i zachodniego racjonalizmu. Pierwszy przejawił się śmiercią dziesiątek milionów i narzuceniem brutalnych form niewolnictwa set­ kom milionów ludzi; drugi pozbawił liberalną demokrację argumentów potrzebnych do samoobrony. Obydwa kryzysy są współzależne i nie należy traktować ich odrębnie. Brak konsensu intelektualnego wpłynął na wzrost ideologizacji wojen i rewolucji, w których strony konfliktu wysuwały programy znacznie skrajniejsze od podobnych z przeszło­ ści. Straszliwe okrucieństwa, dokonywane podczas rewolucji chińskiej, rosyjskiej oraz przez nazistów w okresie drugiej wojny światowej, przy­ pominały wojny religijne xvi stulecia. Celem ataku nie były już teryto­ ria i zasoby przeciwnika, lecz systemy wartości i sposoby życia całych narodów. Z kolei przemoc towarzysząca ożywianym przez ideologie konfliktom podważała wiarę w siebie liberalnej demokracji. Otoczona przez totalitaryzm i autorytaryzm, zaczynała wątpić w uniwersalność liberalnego pojęcia uprawnień. A jednak, wbrew wszelkim oczekiwaniom i tendencjom pierwszej połowy xx wieku, w jego drugiej części historia rozwinęła się w nie­ przewidzianym kierunku. Lata dziewięćdziesiąte nie tylko nie objawiły światu nowych niebezpieczeństw, ale w pewnych dziedzinach przyniosły zmianę na lepsze. Główną niespodzianką, rzecz jasna, był niemal całko­ wity upadek komunizmu w latach osiemdziesiątych, lecz owa szokująca zmiana była tylko częścią pewnego szerszego schematu historycznego, który ukształtował się po zakończeniu drugiej wojny światowej. Autory­ tarne dyktatury dowolnego autoramentu, niezależnie od ich położenia na skali lewica-prawica, zaczęły się rozsypywać23. W kilku przypadkach

23. Ogolny opis tego procesu por.: Dankwart A. Rustow, Democracy: A Global Revolu­ tion?, „Foreign Affairs”, 1990, t. 69,4, s. 75-90.

57

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

rozpad autorytarnych reżimów doprowadził do ustanowienia kwitną­ cych i silnych demokracji liberalnych. W innych bądź nastąpił okres destabilizacji, bądź też miejsce starej władzy zajęła nowa dyktatura. Kiedy demokracje zaczęły jednak ostatecznie zwyciężać, wszelkiej maści autorytaryści na całym świecie popadli w bardzo poważny kryzys. Ostat­ nie dekady xx wieku ujawniły niesłychaną wręcz słabość owych mon­ strualnych tworów, które z takim rozgłosem powołano do życia w pierw­ szej połowie stulecia. Ich nieprzewidziana i ogólna słabość przekonuje nas, iż należy jeszcze raz przemyśleć lekcje historii i odpowiedzieć na pytanie, czy historiozoficzny pesymizm jest uzasadniony.

Rozdział 2

Kolosy na glinianych nogach (I)

Współczesnego kryzysu autorytaryzmu nie zapoczątkowała ani p i erestrojka Gorbaczowa, ani upadek muru berlińskiego. W rzeczy­ wistości jego początki sięgają wydarzeń sprzed kilkunastu lat, kiedy to rozpadły się reżimy autorytarne w Europie Południowej. Przewrót wojskowy zniósł w 1974 roku rządy Caetana w Portugalii. Okres we­ wnętrznych niepokojów poprzedził wybranie w kwietniu 1976 roku na stanowisko premiera socjalisty Maria Soaresa i od tamtego czasu Portugalia rządzona jest demokratycznie. Władający Grecją od 1967 roku pułkownicy zostali odsunięci siedem lat później, a rzą­ dy przejął wybrany w powszechnych wyborach Karamanlis. W Hi­ szpanii, w 1975 roku, umiera generał Franco, co umożliwia - wyjąt­ kowo spokojne - przejście dwa lata później do demokracji. Z kolei w Turcji zamachy terrorystyczne spowodowały przejęcie we wrześniu 1980 roku władzy przez armię, która jednak oddała ją cywilom już w roku 1983. We wszystkich wymienionych krajach regularnie odby­ wają się wolne i wielopartyjne wybory. Godna uwagi jest transformacja, jaką przeszła Europa Południowa w czasie krótszym od jednej dekady. Kraje tego regionu postrzegano wcześniej jako czarną owcę Europy i sytuowano - z ich religijnymi i au­ torytarnymi tradycjami - poza głównym nurtem europejskiej demo­ kracji. I oto w latach osiemdziesiątych stały się one dobrze działający­ mi demokracjami liberalnymi, tak bardzo stabilnymi, że ich obywatele 59

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

(może z wyjątkiem Turcji) nie wyobrażają sobie teraz życia w innych warunkach ustrojowych. Podobne zmiany zaszły w Ameryce Łacińskiej lat osiemdziesiątych, a proces ten rozpoczęła w 1980 roku restauracja demokracji w Peru po dwunastu latach władzy wojskowych. Rok 1982 naznaczyła wojna o Falklandy, która poprzedziła upadek junty w Argentynie i powstanie legalnie wybranego rządu Alfonsina. Tropem Argentyny wkrótce po­ szły inne państwa: militarne reżimy zniesiono w Urugwaju (1983) i Bra­ zylii (1984). W końcu dekady upadły dyktatury Stroessnera w Parag­ waju i Pinocheta w Chile, po czym odbyły się w tych krajach wybory powszechne. Na początku 1990 roku nawet sandinistowski rząd Nika­ ragui w następstwie wyborów ustąpił miejsca opozycyjnemu gabineto­ wi Violetty Chamorro. Wielu obserwatorów nie dowierzało wówczas trwałości zmian w Ameryce Łacińskiej i uważało, że demokracja w Eu­ ropie Południowej jest znacznie silniej osadzona i stabilniejsza. Demo­ kracje w Trzecim Świecie są krótkotrwałe i obciążone różnorodnymi

kryzysami gospodarczymi, z których najpoważniejszy jest problem zagranicznych długów. Ponadto państwa takie jak Peru czy Kolumbia cierpią na skutek działania silnych grup partyzanckich oraz karteli nar­ kotykowych. Mimo to jednak wykazały się zaskakującą prężnością, jak gdyby wcześniejsze doświadczenia rządów autorytarnych uodporniły je. Fakty mówią same za siebie: od wczesnych lat siedemdziesiątych, kie­ dy na palcach jednej ręki można było policzyć latynoskie demokracje, do początków lat dziewięćdziesiątch, kiedy to na zachodniej półkuli jedynie Kuba i Gujana nie zezwalały na wolne wybory, świat przeżył kolosalne prodemokratyczne zmiany. Porównywalne zmiany objęły Azję Wschodnią. Dyktaturę Marcosa obalono na Filipinach w roku 1986, po czym władzę przejęła cie­ sząca się powszechnym poparciem prezydent Corazon Aquino. Rok później w Korei Południowej ustąpił generał Chun i prezydentem wy­ branym w wolnych wyborach został Roh Tae Woo. Chociaż tajwański system polityczny nie został tak głęboko zreformowany, to jednak tam także odnotowano „demokratyczny niepokój” po śmierci, w styczniu 60

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (I)

1988 roku, Chiang Ching-kuo. Po odejściu starej gwardii z Kuomintangu wzrosło znaczenie dotychczas politycznie upośledzonych grup, z rodowitymi Tajwańczykami włącznie. Demokratyczny ruch rozbił au­ torytarną władzę także w Birmie. Zdominowany przez Afrykanerów rząd F.W. de Klerka w rpa ogłosił uwolnienie Nelsona Mandeli i legalizację Afrykańskiego Kongresu Narodowego oraz Południowoafrykańskiej Partii Komuni­ stycznej. Zainaugurowano okres negocjacji dotyczących sposobu po­ działu władzy pomiędzy białych i czarnych oraz ustanowienia władzy większościowej. Początkowo skala owego kryzysu kolosów na glinianych nogach nie była przez nas dostrzegana - nie zdawaliśmy sobie w pełni spra­ wy z faktu, że nastąpiło załamanie się zdolności adaptacyjnych auto­ rytaryzmu. Państwo liberalno-demokratyczne jest ze swej istoty słabe, a zakres interwencji administracji ograniczony zostaje do uprawnień jednostki. Autorytaryzmy wszelkiej maści realizują politykę wręcz przeciwną, używają władzy politycznej do rozciągnięcia kontroli nad sferą prywatną obywatela po to, by na przykład zbudować potęgę mi­ litarną, ustanowić egalitarny porządek społeczny czy też zainicjować szybki wzrost gospodarczy. Utratę wolności osobistej rekompensują na poziomie celów narodowych. Zasadniczą wadą, która ostatecznie pogrążyła autorytaryzm, był brak prawomocności (legitymizacji) systemu. Kryzys rozgrywał się zatem na poziomie idei społecznych. Legitymizacja nie jest bowiem tożsama ze sprawiedliwością czy uprawnieniem w sensie absolut­ nym, jest raczej pojęciem o zmiennej treści, istniejącym w subiektyw­ nym wymiarze. Każda zdolna do sprawnego działania władza musi opierać się na zasadzie legitymizacji1. Nie jest wielkim taki dyktator, 1. Dojrzały kształt nadał koncepcji legitymizacji Max Weber, który wprowadził triadyczny podział form władzy na: tradycjonalną, racjonalną i charyzmatyczną. Odbyła się nawet burzliwa dyskusja na temat tego, które z tych pojęć najlepiej opisuje istotę władzy totalitarnej w nazistowskich Niemczech i Związku Radziec­ kim. Por. na przykład wybór esejów w: Rigby, Fehner (1982). Oryginalny tekst

61

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

powiedzmy: Hitler, który włada, używając wyłącznie „czystej prze­ mocy”. Taki tyran w świecie realnym mógłby rządzić swoimi dziećmi, starcami lub swoją żoną, ale z pewnością nie zdołałby pokierować losem milionów* 2. Kiedy mówimy, iż Adolf Hider rządził „siłą”, mamy na myśli to, że jego zwolennicy, łącznie z partią nazistowską, Gestapo i Wehrmachtem, byli zdolni do zastraszenia szerokich rzesz. Co jednak sprawiało, że zwolennicy Hitlera byli lojalni? Z pewnością nie zdolność zastraszania i siła fizyczna Fuhrera, lecz wiara w prawomocność jego władzy. Analo­ gicznie najbardziej zdeprawowany herszt mafii nie mógłby pełnić swo­ jej funkcji capo, gdyby jego „rodzina” nie uznawała go za prawowitego przywódcę. Jak powiedział Sokrates w Państwie Platona, nawet banda rozbójników musi kierować się jakąś zasadą sprawiedliwości, aby spraw­ nie dzielić łupy. Jednym słowem, legitymizacja jest podstawą egzystencji nawet najkrwawszej i najbardziej niesprawiedliwej dyktatury. Nie ulega wątpliwości, że nie każdy reżim, aby trwać, potrzebuje legitymizacji uznawanej przez większą część społeczeństwa. Historia zna przypadki wielu mniejszościowych i nienawidzonych przez masy dyktatur, które pozostawały przy władzy przez całe dziesięciolecia, że wymienimy reżim Alawitów w Syrii czy rządy Saddama Husajna w Iraku. Powszechnie znany jest fakt sprawowania władzy bez poparcia większościowego przez różne oligarchie i junty w Ameryce Południowej. Brak uprawomocnienia danej dyktatury ze strony społecznej większości nie oznacza kryzysu dopóty, dopóki w legitymizację nie zaczną wątpić elity, na których opiera się reżim, a zwłaszcza grupy monopolistycznie kontrolujące technologię przymusu, takie jak partia rządząca, armia

Webera o typach władzy znajduje się w: Talcott Parsons (red.), The Theory ofSoda! and Economic Organization, Oxford University Press, New York 1947, s. 324-423. Trudności z dopasowaniem państw totalitarnych do tej klasyfikacji wskazują na ograniczenia dość formalnej i sztucznej Weberowskiej teorii typów idealnych. 2. Argument ten przedstawił Kojeve, odpowiadając Straussowi - Tyranny and Wis­ dom, w: Leo Strauss, On Tyranny, Cornell University Press, Ithaca, New York, 1963, s. 152-153.

62

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (I)

i policja. Kryzys legitymizacji w społeczeństwie autorytarnym oznacza zatem zachwianie wiary w prawomocność pośród elit, których wierność jest warunkiem skutecznego sprawowania władzy. Źródła legitymizacji dyktatury bywają rozmaite: od osobistej lojalności ze strony obłaskawionego wojska po rozbudowaną ideologię uzasadnia­ jącą określony typ władzy. Faszyzm to w naszym stuleciu najważniejsza z systematycznych prób ustanowienia spójnego, prawicowego niedemo­ kratycznego, antyegalitamego modelu legitymizacji. Nie był doktryną „uniwersalną”, jak komunizm i liberalizm, lecz wręcz przeciwnie - negował istnienie czegoś takiego jak ludzkość w ogóle czy powszechne uprawnie­ nia. Ultranacjonaliśd faszystowscy głosili, że ostatecznym źródłem legity­ mizacji jest rasa i naród, mając na myśli na przykład przeznaczoną do wła­ dania innymi niemiecką „rasę panów”. Moc i wola panowania, wznosząc się ponad rozumem oraz zasadą równości, same w sobie stanowią tytuł do władzy. Przekonanie o rasowej wyższości Niemców naziści próbowali udowodnić, wiodąc do konfliktów z innymi kulturami i przy okazji uzna­ jąc wojnę za zjawisko normalne, a nie patologiczne. Faszyzm nie zdążył doświadczyć wewnętrznego kryzysu legitymizacyjnego - upadł pod ciosami oręża. Hitler umierał w bunkrach ber­ lińskich, święcie wierząc we własne posłannictwo i prawo nazistów do narzucania światu swych planów. Wskutek tej porażki faszyzm przestał się wydawać tak atrakcyjny3. Hitler opierał swą legitymizację na obiet­ nicy światowej dominacji, a tymczasem Niemcy doznali przerażającego zniszczenia kraju i okupacji przez rzekomo niższe rasy. Faszyzm mógł się nawet podobać, ale tylko ze względu na swoje zewnętrzne atrybuty malownicze marsze z pochodniami czy bezkrwawe zwycięstwa - nato­ miast tam, gdzie pokazał swe niszczycielskie zapędy, ludzie dostrzegli jego prawdziwe oblicze. Faszyzm cierpiał na chorobę wewnętrznej sprzeczności - nacisk kładziony na militaryzm i wojnę wieść musiał ku

3. Opozycja wewnętrzna przeciwko Hitlerowi dała o sobie znać podczas zamachu na jego życie w lipcu 1944 roku. Gdyby nazizm trwał tak długo jak komunizm w zsrr, z pewnością stałaby się równie wpływowa jak opozycja przeciwko komunizmowi.

63

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

samobójczemu konfliktowi z międzynarodowym systemem państw. Po zakończeniu drugiej wojny światowej przestał się ostatecznie liczyć jako konkurent liberalnej demokracji. Oczywiście wolno nam dociekać, jak faszyzm wyglądałby dzisiaj, gdyby Hider nie przegrał wojny. Immanentna sprzeczność sięgała jednak prawdopodobnie głębiej niż klęski militarnej. Otóż zwycię­ ski hitleryzm utraciłby swą wewnętrzną raison d'etre, gdyż w pokojo­ wym, światowym imperium iii Rzeszy naród niemiecki nie mógłby się sprawdzać w wojnie i podbojach. Klęska Niemiec hitlerowskich pozostawiła na prawicy, jako jedyną przeciwwagę dla demokracji liberalnej, dość silne i trwałe wojskowe dyk­ tatury o niewielkim jednak stopniu zorganizowania. Większość owych reżimów prowadziła politykę krótkowzroczną, opartą na prymitywnej wi­ zji utrzymania społecznego status quo, a pozbawioną wiarygodnej legity­ mizacji. Żaden nie wypracował spójnej doktryny nacjonalistycznej, która uzasadniałaby trwanie przy rządach autorytarnych. Akceptowały nato­ miast zewnętrznie samą z a s a d ę demokracji i władzy ludu, lecz zarazem uznawały, że kraj, z rozlicznych powodów, nie jest jeszcze przygotowany do przyjęcia demokracji liberalnej. Zwykle wymieniano w tym kontekście zagrożenie komunizmem, terroryzmem lub ekono­ micznym chaosem, jaki panował podczas rządów demokratycznych. Po­ nadto autorytaryzmy zawsze ogłaszały swoją władzę mianem przejścio­ wej, poprzedzającej nadejście demokracji4. Słabość spowodowana brakiem źródła legitymizacji nie musi oznaczać szybkiego i nieuchronnego upadku prawicowych autorytaryzmów. Demokratyczne rządy w Ameryce Łacińskiej i Europie Po­ łudniowej przechodziły poważne kryzysy społeczne i ekonomiczne5.

4. Por.: Guillermo O’Donnell, Philippe Schmitter (red.), Transitions from Author­ itarian Rule: Tentative Conclusions about Uncertain Democracies, Johns Hopkins University Press, Baltimore, 19860, s. 15. 5. Por. klasyczne studium tematu w: Juan Linz (red.), The Breakdown ofDemocratic Regimes: Crisis, Breakdown, and Reequilibration, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1978.

64

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (I)

Niektóre odniosły sukces w postaci gwałtownego wzrostu gospodar­ czego, inne z kolei prześladuje plaga terroryzmu. Nieobecność legi­ tymizacji staje się w krajach prawicowo-autorytarnych przyczyną poważnych trudności z reguły dopiero wtedy, gdy reżimy przechodzą kryzys lub ponoszą klęskę w pewnych obszarach polityki. Systemy dysponujące skuteczną legitymizacją władzy cieszą się społecznym za­ ufaniem i w sytuacji kryzysowej, nawet poważnej, za swoje błędy pła­ cą wymianą premiera bądź całego gabinetu. Systemy nieprawomocne w podobnej sytuacji często ulegają zupełnemu zniszczeniu. Dobrym przykładem jest Portugalia. Dyktaturę Antonia de Oliveiry Salazara i jego następcy Marcella Caetana charakteryzowała po­ zorna stabilność, która skłaniała wielu obserwatorów do opisywania Portugalczyków jako „istot biernych, fatalistycznych i bezgranicznie melancholijnych”6. Wcześniej zaś Niemcy i Japończycy nie zgodzili się z komentatorami z Zachodu, którzy uważali ich za narody nieprzygo­ towane do przyjęcia demokracji. Dyktatura Caetana upadła w kwiet­ niu 1974 roku, kiedy odrzuciła ją własna armia, ogłaszając powstanie Movimento das Forcas Armadas (mfa)7. Bezpośrednią przyczyną była pogrążająca Portugalię wojna kolonialna w Afryce. Pochłaniała ona jedną czwartą budżetu kraju oraz angażowała wydatnie armię portu­ galską. Osiągnięcie demokracji nie przyszło łatwo, ponieważ sama mfa nie podzielała ideałów liberalnych. W dodatku znacząca część korpu­ su oficerskiego znajdowała się pod wpływem autentycznie stalinow­ skiej partii komunistycznej Alvara Cunhala. Odmiennie niż w latach trzydziestych, demokratyczna prawica i centrum wykazały się dużą prężnością; po burzliwym okresie niepokojów społecznych większość

6. Cytat z artykułu szwajcarskiego dziennikarza Philippe’a C. Schmittera, Libera­ tion by Golpe: Retrospective Thoughts on the Demise ofAuthoritarianism in Portugal, „Armed Forces and Society”, t. 2, nr 1, listopad 1975, s. 5-33. 7. Por. tamże oraz Thomas C. Bruneau, Continuity and Change in Portuguese Politics: Ten Years after the Revolution of25 April 1^4, w: Geoffrey Pridham (red.), New Mediterranean Democracies: Regime Transition in Spain, Greece, and Portu­ gal, Frank Cass, London 1984.

65

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

głosów w wyborach kwietniowych 1976 roku zdobyła umiarkowana partia socjalistyczna Maria Soaresa.Taki przebieg zdarzeń był możliwy w dużym stopniu dzięki wsparciu ze strony wielu organizacji zagranicz­ nych, od Niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej po amerykańską cia. Niemniej owa pomoc byłaby bezwartościowa, gdyby Portugalia nie miała już zaskakująco silnego społeczeństwa obywatelskiego - partii politycznych, stowarzyszeń i Kościoła, które pomagały uzyskać sze­ rokie poparcie dla demokracji. Atrakcyjność nowoczesnej zachod­ nioeuropejskiej cywilizacji konsumpcyjnej także odegrała swoją rolę; jak napisał pewien komentator „robotnicy [...] zamiast uczestniczyć w demonstracjach i powtarzać slogany rewolucyjno-socjalistyczne [...], woleli wydawać zarobione pieniądze na ubrania, wyposażenie domów i inne dobra tworzone przez konsumpcyjne społeczeństwa Zachodu, do których poziomu życia aspirowali”8. Hiszpańska droga do demokracji jest chyba najdoskonalszym przykładem zawodności autorytarnej metody legitymizacji. Generał Francisco Franco to niewątpliwie ostatni przedstawiciel xix-wiecznego konserwatyzmu europejskiego, zniszczonego w rewolucji francuskiej, a opartego na Koronie i Kościele. Katolicka umysłowość przeszła jednak od lat trzydziestych bardzo poważną ewolucję. Kościół po 11 Soborze Watykańskim rozpoczął w latach sześćdziesiątych proces wewnętrz­ nej liberalizacji, a znacząca część katolików hiszpańskich przyjęła ideały zachodnioeuropejskiej chrześcijańskiej demokracji. Kościół w Hiszpanii nie tylko pojął, że nie istnieje sprzeczność pomiędzy wiarą chrześcijańską a demokracją, ale także zaangażował się w obronę praw człowieka oraz krytykę dyktatury frankistowskiej9. Nowa świadomość

8. Kenneth Maxwell, Reginie Overthrow and the Prospectsfor Democratic Transition in Portugal, w: Guillermo O’Donnell, Philippe Schmitter, Laurence Whitehead (red.), Transitions from Authoritarian Rule: Southern Europe, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1986c, s. 136. 9. Por. Kenneth Medhurst, Spains Evolutionary Pathway from Dictatorship to Democracy, w: Pridham (1984), s. 31-32, oraz Jose Casanova, Modernization and Democratization: Reflections on Spains Transition to Democracy, „Social Research”, t. 50, zima 1983, s. 929-973.

66

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (I)

znalazła wyraz szczególnie w ruchu Opus Dei, organizacji katolickich technokratów, której liczni członkowie od 1957 roku zaczęli zajmować stanowiska w administracji państwowej oraz zdecydowanie działać w kierunku liberalizacji gospodarki. Kiedy w listopadzie 1975 roku umierał Franco, większość polityków była przygotowana do uznania legitymizacji zmian polegających na negocjowaniu ze społeczeństwem „paktów” mających na celu stopniowe zdemontowanie wszystkich waż­ nych frankistowskich instytucji, legalizację opozycji, z Hiszpańską Partią Komunistyczną włącznie, oraz rozpisanie wyborów do Zgromadzenia Narodowego, które stworzy w pełni demokratyczną konstytucję. Zmiany nie pojawiłyby się, gdyby istotne elementy konstytuujące starą władzę (przede wszystkim król Juan Carlos) nie doszły do przekonania, że frankizm jest anachronizmem w demokratycznej Europie, którą Hiszpania chce naśladować przynajmniej w sferze społecznej i gospodarczej1011 . Ostatnie frankistowskie Kortezy dokonały niezwykłego dzieła o charak­ terze samobójczym. Zdecydowaną większością przegłosowały uchwałę nakazującą, aby następny parlament został wyłoniony w demokratycz­ nych wyborach powszechnych. Podobnie jak w Portugalii, tutaj także naród jako całość okazał się mocnym fundamentem demokracji. Poparł polityczne centrum, i to zarówno w referendum z grudnia 1976 roku, kiedy przyjęto zasadę wyborów powszechnych, jak i później, w czerwcu 1977 t°ku, kiedy powołano do władzy centroprawicową partię Suareza11. Władze wojskowe pokojowo ustąpiły miejsca władzom demo­ kratycznym także w Grecji (1974) i Argentynie (1983). Stało się to możliwe dzięki podziałom w armii, które z kolei były wyrazem utraty wiary w prawo wojskowych do kierowania państwem. W obu krajach, 10. Jose Maria Maravall, Julian Santamaria, Political Change in Spam and Prospectsfor Democracy, w: O’Donnell i Schmitter (1986c), s. 81. W grudniu 1975 roku w gło­ sowaniu brało udział 42,2% wyborców, z czego 51,7% poparło program zbliżenia Hiszpanii do modelu zachodnioeuropejskiego. Por. John F. Coverdale, The Political Transformation ofSpain after Franco, Praeger, New York 1979, s. 17. 11. Wbrew opozycji twardogłowych frankistów w referendum z grudnia 1976 roku bra­ ło udział 77,7% uprawnionych do głosowania, z czego 94,2% odpowiedziało „tak”. Por. Coverdale (1979), s. 53.

67

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

podobnie jak w Portugalii, bezpośrednią przyczyną upadku reżimów była nieudolność w polityce zagranicznej. Greccy pułkownicy budowali legitymizację na demokratycznej podstawie, twierdząc, iż przygotowują restaurację „zdrowego” i „duchowo odrodzonego” systemu polityczne­ go12. Wojskowi objawili zdumiewającą słabość, kiedy skompromitowali się nieskuteczną pomocą dla walczących o przyłączenie do ojczyzny Greków cypryjskich, co przyniosło okupację turecką Cypru i zagrozi­ ło otwartą wojną13. Głównym zadaniem stawianym sobie przez juntę w Argentynie od czasów prezydentury Isabelity Peron w 1976 roku było uwolnienie społeczeństwa od terroryzmu. Wojskowi próbowali osiąg­ nąć cel na drodze brutalnej wojny, która podważyła raison detre reżimu. Ostateczną kompromitację przyniosła inwazja na Falklandy, poprze­ dzająca niepotrzebną wojnę z Wielką Brytanią, której wojskowi nie byli w stanie wygrać14. W innych krajach rządy wojskowych okazywały się mało skuteczne w zakresie rozwiązywania problemów społeczno-gospodarczych, któ­ re przecież wcześniej doprowadziły ich demokratycznych poprzed­ ników do utraty legitymizacji. Wojskowi peruwiańscy oddali władzę cywilom w 1980 roku, kiedy junta znalazła się w obliczu gwałtow­ nie narastającego kryzysu gospodarczego, a rząd generała Francisca Moralesa Bermudeza nie zdołał poradzić sobie z falą strajków i prze­ jawami społecznego niezadowolenia15. Armia panowała nad Brazylią w okresie nadzwyczajnego wzrostu ekonomicznego lat 1968-1973, lecz

12. P. Nikiforos Diamandouros, Regime Change and the Prospectsfor Democracy in Greece: 1974-1983, w: O’Donnell, Schmitter, Whitehead (1986c), s. 148. 13. Por. P. Nikiforos Diamandouros, Transition to, and Consolidation of. Democratic Po­ litics in Greece, 1974-1983: A Tentative Assessment, w: Pridham (1984), s. 53-54. 14. Por. Carlos Waisman, Argentina: Autarkic Industrialization and Illegitimacy, w: Larry Diamond, Juan Linz, Seymour Martin Lipset (red.), Democracy in Developing Coun­ tries, t. 4, Latin America, Lynne Rienner, Boulder 1988b, s. 85. 15. Cynthia McClintock, Peru: Precarious Regimes, Authoritarian and Democratic, w: Dia­ mond i in., (1988b), s. 350. Silna zazwyczaj polaryzacja sfery politycznej pomiędzy tradycyjną oligarchią peruwiańską a partią reformistyczną apra uległa zmniejszeniu, co umożliwiło apristom obsadzenie w 1985 roku urzędu prezydenta.

68

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (I)

światowy kryzys naftowy uświadomił wojskowym, że nie posiadają szczególnego daru do kierowania gospodarką. Kiedy Joao Figueiredo, ostatni wojskowy prezydent Brazylii, rezygnował z urzędu na rzecz cywilnego następcy, wielu wojskowych odczuwało ulgę, a nawet za­ wstydzenie popełnionymi błędami16. Wojskowi urugwajscy doszli do władzy, aby prowadzić „brudną woj­ nę” przeciwko powstaniu Tupemaros w latach 1973-1974. Urugwaj cie­ szył się jednak stosunkowo dobrze ugruntowaną tradycją demokratyczną, co spowodowało między innymi, że armia, aby zinstytucjonalizować swą rolę, poddała się testowi zaufania społecznego podczas plebiscytu w 1980 roku - przegrała i w 1983 roku dobrowolnie ustąpiła17. Południowoafrykańscy architekci apartheidu, tacy jak były pre­ mier H.F. Verwoerd, odrzucali liberalną tezę o powszechnej równo­ ści i uznawali istnienie naturalnych podziałów i hierarchii wśród ras ludzkich18. Apartheid zmierzał do uprzemysłowienia kraju przy użyciu czarnej siły roboczej, lecz równocześnie - wbrew logice procesu gospo­ darczego - występował przeciwko obejmowaniu czarnych urbanizacją. Taką inżynierię społeczną cechował monumentalizm zamierzeń i zara­ zem skrajńy idiotyzm celu: w 1981 roku aresztowano prawie osiemnaście milionów czarnych pod zarzutem łamania tzw. ustawy o przepustkach, czyli za przestępstwo polegające na próbie zamieszkania bliżej miejsca pracy! Uzmysłowienie sobie absurdów, jakie wynikały z łamania praw nowoczesnej ekonomii, zrewolucjonizowało myślenie Afrykanerów, co wyraził F.W. de Klerk, mówiąc, że „gospodarka domaga się obecności milionów czarnych na terenach zurbanizowanych i nie powinniśmy się

16. O tym okresie historii Brazylii czytaj: Thomas E. Skidmore, The Politics ofMilitary Rule in Brazil, 1964-198$, Oxford University Press, New York 1988, s. 210-255. 17. Charles Guy Gillespie, Luis Eduardo Gonzales, Uruguay: The Survival of Old and Autonomous Institutions, w: Diamond i in., (1988b), s. 223-226. 18. Verwoerd, który pełnił funkcję ministra ds. etnicznych po roku 1950 oraz premie­ ra w latach 1961-1966, studiował w Niemczech w latach dwudziestych i powrócił do rpa, głosząc neofichteańską teorię Volk. Por. T.R.H. Davenport, South Africa: A Modem History, Macmillan South Africa, Johannesburg 1987, s. 318.

69

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

oszukiwać w tej materii”19. Apartheid utracił legitymizację wśród bia­ łych właśnie z powodu swej nieporadności, po czym większość Afry­ kanerów uznała konieczność dzielenia się władzą z czarnymi20. Ist­ nienie rzeczywistych różnic pomiędzy wspomnianymi przypadkami nie powinno przysłaniać faktu zaskakujących podobieństw łączących przejścia do demokracji w Europie Południowej, Ameryce Łacińskiej i Afryce Południowej. Wszystkie reżimy autorytarne - z wyjątkiem Somozy w Nikaragui - ustąpiły bez konieczności odwoływania się do wystąpień rewolucyjnych i przelewu krwi21. Przynajmniej część człon­ ków starego reżimu dobrowolnie oddała władzę rządowi, który wyło­ niono w wyborach powszechnych. Wprawdzie bezpośrednią przyczyną tych transformacji najczęściej był jakiś kryzys, ale ostatecznie umoż­ liwiało je narastające przekonanie, że w nowoczesnym świecie tylko demokracja stanowi źródło prawdziwej legitymizacji. Niekiedy autorytarystom prawicowym udawało się osiągnąć cząstkowe cele, takie jak zniszczenie terroryzmu, przywrócenie ładu społecznego czy opanowa­ nie ekonomicznego chaosu, ale z reguły nie umieli uzasadnić swej wła­ dzy i tracili wiarę w siebie. Dość trudno, na przykład, zabijać w imie­ niu tronu i ołtarza w kraju, gdzie król nie chce być niczym więcej jak 19. Cyt. za: John Kane-Berman, South Africas Silent Révolution, South African Institute of Race Relations, Johannesburg 1990, s. 60. Oświadczenie takie zostało złożo­ ne podczas kampanii wyborczej w 1987 roku. 20. Opisaną grupą krajów warto uzupełnić kazusem Iraku Saddama Husajna. Państwo rządzone przez partię Baas wydawało się potężne przynajmniej do militarnej klę­ ski poniesionej pod ciosami amerykańskich bomb. Imponujący system militarny, największy na Bliskim Wschodzie, a utrzymywany dzięki ogromnym zasobom ropy naftowej, drugim co do wielkości po saudyjskich, okazał się „pusty w środku”, ponieważ ludność nie wykazywała chęci walki za reżim. Autorytarny Irak w okre­ sie mniej niż jednej dekady wywołał dwie niszczycielskie i niepotrzebne wojny, których odpowiedzialny rząd demokratyczny nigdy by nie rozpętał. Wprawdzie obserwatorów zdumiało przetrwanie reżimu Husajna, ale przyszłość Iraku pozostaje niewiadoma. 21. Strajki i rozmaite protesty odegrały pewną rolę jako czynniki przyspieszające ustą­ pienie autorytaryzmów w Grecji, Peru, Brazylii czy rpa. Niekiedy upadek reżimów poprzedzały, jak widzieliśmy, wewnętrzne kryzysy. Owe czynniki nie byłyby zdol­ ne obalić reżimów, gdyby władza była zdeterminowana w swym uporze.

70

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (I)

tytularnym monarchą w ramach demokracji, a sam Kościół znajduje się w awangardzie walki o prawa człowieka. Truizm, w myśl którego „nikt nie oddaje władzy dobrowolnie”, nie zawsze okazuje się trafny. W wielu przypadkach stare autorytaryzmy nie przekształcały się w demokracje z dnia na dzień. Często stawały się ofiarami braku kwa­ lifikacji oraz błędów w ocenie sytuacji. Ani generał Pinochet w Chile, ani sandiniści w Nikaragui nie przypuszczali, że przegrają wybory, do których sami przecież doprowadzili. Stając w wyborcze szranki, naj­ zagorzalszy dyktator wierzy we wzmocnienie swej władzy i nadanie systemowi przynajmniej demokratycznej patyny. Oddanie władzy przez owych twardych ludzi w mundurach było wielekroć zabiegiem ryzykownym dla nich osobiście, tracili bowiem ochronę przed zemstą ze strony tych, których skrzywdzili. Niepodważalny wydaje się następujący wniosek: prawicowe autorytaryzmy zostały zniszczone przez ideę demokracji. Zakres wła­ dzy najsilniejszych nawet państw prawicowych, szczególnie w sferze gospodarki i życia całego społeczeństwa, był dość ograniczony. Przy­ wódcy reprezentowali tradycyjne grupy społeczne, które coraz mniej się liczyły w społeczeństwie, a oficerowie stojący na czele junt z reguły posiadali dość ciasne horyzonty intelektualne. Cóż jednak działo się równolegle w totalitarnych państwach lewicowych? Czyż nie zmieniły one naszych przekonań na temat znaczenia pojęcia „silne państwo”? Czy nie odkryły recepty na wiecznotrwałość?

Rozdział 3

Kolosy na glinianych nogach (II), czyli plantacje ananasów na Księżycu

No to spójrzmy, oto kilka fragmentów z wypracowania ucznia dziewiątej klasy z Kujbyszewa, napisanego jeszcze w latach sześćdziesiątych: „Mamy rok 1980. komunizm: komunizm przeżywa rozkwit materialny i kulturowy... Cała miejska komunikacja jest zelektryfikowana, a szkod­ liwe dla środowiska przedsiębiorstwa usunięto poza grani­ ce miasta... Zawędrowaliśmy na Księżyc, spacerujemy po kwietnych ogrodach i sadach... Ile zatem lat dzieli nas od czasów, gdy będziemy jeść ana­ nasy na Księżycu? Obyśmy kiedyś mieli do jedzenia cho­ ciaż pomidory, tu, na Ziemi. ANDRIEJ NUIKIN,

Pszczoła i ideał komunistyczny1

Totalitaryzm jest pojęciem wymyślonym na Zachodzie w celu wyjaś­ nienia istoty systemów panujących w Związku Radzieckim i nazistow­ skich Niemczech, tyranii jakże różniących się od tradycyjnego xix-wiecznego autorytaryzmu12. Hitler i Stalin zmienili śmiałością swego programu społeczno-politycznego sam sens pojęcia „silne państwo”. Tradycyjny despotyzm - czy to w stylu generała Franco, czy latynoamerykańskich 1. Por. Jurij Afanasjew (red.), Innogo nie dano, Progiess, Moskwa 1989, s. 510. 2. Standardową definicję totalitaryzmu podano w: Carl J. Friedrich, Zbigniew Brzeziński, Totalitarian Dictatorship and Autocracy, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1965.

72

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

dyktatur wojskowych - nigdy nie starał się zniszczyć „społeczeństwa obywatelskiego” jako sfery wszystkich interesów prywatnych, ale próbo­ wał je po prostu kontrolować. Hiszpańska Falanga oraz argentyński ruch peronistyczny ani nie zdołały wypracować spójnego systemu ideologicz­ nego, ani też zbytnio się nie starały zmieniać postaw i wartości mas. W przeciwieństwie do autorytarnego, państwo totalitarne otwarcie opierało się na ideologii, która stanowiła wszechobejmującą koncepcję ludzkiego życia. Totalitaryzm zmierzał wprost do całkowitego rozbicia społeczeństwa obywatelskiego oraz roztoczenia „totalnej” kontroli nad życiem osób. Od czasu przejęcia w 1917 roku władzy państwo bolszewic­ kie systematycznie atakowało wszelkie potencjalne autorytety w spo­ łeczeństwie rosyjskim, nie szczędząc opozycyjnych partii politycznych, prasy, związków zawodowych, prywatnych przedsiębiorstw i Kościoła. Jeśli niektóre organizacje zdołały przetrwać do końca lat trzydziestych pod oryginalnymi nazwami, były już tylko cieniami samych siebie, pod­ dane miażdżącej kontroli. Wskutek tego społeczeństwo zostało zredu­ kowane do „atomów” i pozbawione organizacji reprezentujących jego interesy w obliczu wszechwładnego rządu. Państwo totalitarne liczyło na przekształcenie radzieckiego czło­ wieka na drodze zmiany struktury przekonań i wartości, co z kolei zamierzano osiągnąć przez sterowanie prasą, edukacją i propagandą. Działania owe zakładały ingerencję w najbardziej osobiste i intymne sfery życia rodzinnego. Młodziutkiego Pawlika Morozowa, który zadenuncjował stalinowskiej policji własnych rodziców, długo przedstawiano jako wzór radzieckiego dziecka. Heller tak oto opisuje owe procesy: Jako cel ataku obrano stosunki międzyludzkie stanowiące o istocie społeczeń­ stwa. Rodzina, religia, pamięć historyczna, język narodowy ulec miały przekształceniu pod wpływem metodycznej i nieustannej atomizacji społeczeństwa. Naturalne związki między jednostkami wyrugowano na rzecz relacji wybranych i akceptowanych przez państwo”3.

3. Mikhail Heller, Cogs in the Wheel: The Formation of Soviet Man, Knopf, New York 1988, s. 30.

73

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

W powieści z roku 1962 zatytułowanej Lot nad kukułczym gniaz­ dem Ken Kesey ilustruje cel totalitaryzmu. Miejscem akcji jest szpital dla umysłowo chorych, w którym pacjenci wiodą żałosne i bezmyślne życie pod kontrolą tyrańskiej Wielkiej Oddziałowej. Główny bohater powieści, McMurphy, łamiąc zasady szpitalne, stara się wzbudzić w pa­ cjentach poczucie wolności i wyprowadzić z niewoli. Z czasem odkry­ wa jednak, że żaden z pacjentów nie jest tam trzymany wbrew swej woli, a wszyscy boją się świata zewnętrznego i godzą na bycie więzionymi, gdyż Wielka Oddziałowa zapewnia im bezpieczeństwo. I to jest właś­ nie ostateczny cel totalitaryzmu: sprawić, by ludzie obawiali się nastania wolności i wybierali bezpieczną wegetację niewolnika. W końcu zaczną chwalić własne kajdany nawet wówczas, gdy nie będą odczuwać bezpo­ średniego zagrożenia przemocą. Wielu badaczy sądziło, że skuteczność bolszewizmu wzmogły dawne autorytarne tradycje Rosji. Wizję Rosji, jaką miał xix-wieczny Europejczyk, wyraził precyzyjnie francuski po­ dróżnik markiz de Custine, który określił Rosjan następująco: „[dzie­ ci tej ziemi] przyzwyczajone do niewoli, aż do dzisiaj nie traktowały poważnie niczego prócz strachu i ambicji”4. Wiara Zachodu w stabil­ ność komunizmu sowieckiego czerpała swą siłę z wyrażanego niekie­ dy explicite przeświadczenia, że wolność Rosjan nie interesuje lub też nie są przygotowani na jej nadejście. Radzieckie panowanie nie zostało przecież narzucone z zewnątrz, jak w Europie Wschodniej po drugiej wojnie światowej, przyszło z samej Rosji i przetrwało prawie siedem dziesięcioleci, wychodząc obronną ręką z klęsk głodu, wojny domowej i obcych inwazji. System uzyskał zatem legitymizację - w pewnym za­ kresie - wśród szerokich mas ludności oraz doczekał się pełnej apro­ baty ze strony rządzących elit. Społeczeństwo wykazało tym samym wrodzoną skłonność do rozwiązań autorytarnych. O ile zachodni ob­ serwatorzy bez wahania uwierzyli w szczerość intencji Polaków, którzy chcieli odrzucić komunizm, kiedy tylko nadarzy się sprzyjająca okazja,

4. Astolphe markiz de Custine, Listy z Rosji: Rosja w 1839 roku, przeł. Marian Górski, Aramis, Kraków 1989, s. 229.

74

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

o tyle nie mogli powiedzieć tego samego o rzeczywistych celach Rosjan. Innymi słowy, Rosjanie wydawali się zadowoleni ze swego losu pensjo­ nariuszy więzienia, które trzyma podopiecznych w posłuszeństwie nie dzięki kratom w oknach i kaftanom bezpieczeństwa, ale dlatego, że oferuje bezpieczeństwo, porządek, prestiż, a także kilka innych korzy­ ści wynikających ze statusu supermocarstwa i imperialnego majestatu. Państwo radzieckie rzeczywiście wyglądało na potężne - szczególnie w dziedzinie globalnego wyścigu zbrojeń i współzawodnictwa militar­ nego ze Stanami Zjednoczonymi. Państwa totalitarne nie tylko są niezniszczalne, ale, jak powszechnie sądzono, potrafią rozprzestrzeniać się na całym świecie niczym chorobo­ twórczy wirus. Niezależnie od położenia geograficznego - eksportowany do Niemiec Wschodnich, Kuby, Wietnamu czy Etiopii - komunizm zawsze dawał partii rządzącej, scentralizowanym ministerstwom, apara­ towi represji i ideologii możliwość kierowania wszystkimi dziedzinami życia. Powoływane instytucje wydawały się skuteczne w każdym kraju, niezależnie od jego tradycji kulturowej. Cóż jednak stało się z owym nieustannie utrwalającym się mecha­ nizmem władzy? Rok 1989 — dwustulecie wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej oraz ratyfikacji Konstytucji usa - naznaczony został ostatecznym upad­ kiem komunizmu jako czynnika w światowej historii. Od początku lat osiemdziesiątych przemiany w świecie komu­ nistycznym przybrały tak szeroki zasięg, iż zaczęliśmy traktować je jako coś oczywistego, zapominając często o ich kolosalnym znaczeniu. Przydatne, jak sądzę, będzie w tym miejscu przypomnienie głównych wydarzeń tego okresu:

• We wczesnych latach osiemdziesiątych przywódcy komunistycz­ nych Chin zezwolili chłopom, którzy stanowią 80% społeczeństwa, na prywatną produkcję i sprzedaż żywności. W następstwie rolnic­ two uległo dekolektywizacji i odrodził się rynek kapitalistyczny obejmujący nie tylko wieś, ale także przemysł miejski. 75

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

• W roku 1986 prasa radziecka zaczęła publikować krytyczne artykuły na temat zbrodni stalinowskich. Temat ten porusza­ no po raz ostatni w czasach przed usunięciem Chruszczowa, na początku lat sześćdziesiątych. Prasa łamała kolejne ideologicz­ ne zakazy, a wolność słowa zyskiwała coraz szerszy zasięg. Już w roku 1989 Gorbaczow wraz z innymi przywódcami radzieckimi mógł być otwarcie atakowany na łamach gazet. Przez następne dwa lata odbywały się wielkie manifestacje w różnych częściach zsrr - żądano rezygnacji Gorbaczowa z piastowanych funkcji państwowych. • W marcu 1989 roku odbyły się wybory do Rady Najwyższej oraz Zjazdu Deputowanych Ludowych. Kolejne wybory - w każdej z piętnastu republik zsrr - odbyły się rok później. Partia komuni­ styczna próbowała sfałszować wyniki, ale i tak w kilku republikach nie zdołała zapobiec uzyskaniu większości w parlamencie przez delegatów niekomunistycznych. • Wiosną 1989 roku Pekin został przejściowo opanowany przez dziesiątki tysięcy studentów, którzy żądali położenia kresu korupcji oraz ustanowienia w Chinach demokracji. W czerwcu demonstra­ cje zostały wprawdzie krwawo stłumione przez armię, niemniej problem legitymizacji Chińskiej Partii Komunistycznej został publicznie postawiony. • W lutym 1989 roku Armia Czerwona wyszła z Afganistanu. Okazało się, iż był to dopiero początek procesu wycofywania armii radzieckiej z różnych krajów. • Na początku 1989 roku reformatorzy z Węgierskiej Socjalistycz­ nej Partii Robotniczej zapowiedzieli na następny rok wolne, wielopartyjne wybory. W kwietniu tego samego roku porozumienie Okrągłego Stołu pomiędzy Polską Zjednoczoną Partią Robotni­ czą a Solidarnością doprowadziło do podziału władzy. W rezulta­ cie wyborów powszechnych, które komuniści także tutaj próbo­ wali sfałszować, w lipcu 1989 roku władzę w Polsce przejął rząd solidarnościowy. 76

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

• W lipcu i sierpniu 1989 roku najpierw dziesiątki, a potem set­ ki tysięcy obywateli nrd uciekły do Niemiec Zachodnich, co wy­ wołało kryzys, który zaowocował zburzeniem muru berlińskiego i upadkiem komunistycznej nrd. • Rozpad nrd przyspieszył upadek rządów komunistycznych w Czechosłowacji, Bułgarii i Rumunii. Na początku 1991 roku wszystkie byłe państwa komunistyczne, łącznie z Albanią i więk­ szością republik dawnej Jugosławii, miały już względnie wolne i wielopartyjne wybory powszechne. Komunistów natychmiast odsunięto od władzy we wszystkich krajach z wyjątkiem Rumunii, Bułgarii, Serbii i Albanii (chociaż w Bułgarii demokratycznie wyłoniony rząd komunistyczny został szybko zmuszony do rezygnacji5). Przesta­ ła istnieć polityczna podstawa Układu Warszawskiego, dlatego też wojska radzieckie rozpoczęły wycofywanie się z Europy Wschodniej. • W styczniu 1990 roku zniesiono artykuł szósty konstytucji radzie­ ckiej, który mówił o „kierowniczej roli”partii komunistycznej. • Zniesienie artykułu szóstego umożliwiło powstanie wielu nieko­ munistycznych partii politycznych, które opanowały Rady w kilku republikach. Najbardziej spektakularnym wydarzeniem było wybra­ nie wiosną 1990 roku na prezydenta Republiki Rosyjskiej Borysa Jelcyna, który później wraz ze swoimi zwolennikami opuścił szeregi partii komunistycznej.To właśnie oni rozpoczęli kampanię na rzecz przywrócenia własności prywatnej i wolnego rynku. • W1990 roku wybrane w wolnych wyborach parlamenty republik, łącznie z Rosją i Ukrainą, ogłosiły ich „suwerenność”. Parlamenty republik nadbałtyckich posunęły się jeszcze dalej i zadeklarowały w marcu 1990 roku pełną niepodległość swych państw. Powyższe

5. Wszystkie kraje południowo-wschodniej Europy przeżyły po 1989 roku podobną ewolucję. Niektóre reżimy komunistyczne zdołały przebrać się w szaty „socjalistów” i zdobyć większość w uczciwie - z grubsza rzecz biorąc - przeprowadzonych wybo­ rach. Po pewnym czasie jednak nasiliły się żądania radykalnych reform demokra­ tycznych, które doprowadziły do upadku rząd bułgarski i poważnie osłabiły innych „zmieniających szaty” komunistów, może z wyjątkiem Milośevicia w Serbii.

77

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zdarzenia nie spowodowały klęski reformatorów, jak przewidywa­ ło wielu obserwatorów, lecz wywołały walkę polityczną w Rosji pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami utrzymania Związku Radzieckiego. • W czerwcu 1991 roku odbyły się w Rosji pierwsze całkowicie wolne wybory powszechne, w wyniku których Jelcyn został prezy­ dentem Federacji Rosyjskiej. Rozpoczął się proces szybkiej decen­ tralizacji władzy. • W sierpniu 1991 roku upadł pucz twardogłowych komunistów przeciwko Gorbaczowowi. Klęska komunistów była z jednej strony wynikiem braku kompetencji i stanowczości spiskowców, z drugiej zaś - dowodem na znaczące poparcie udzielone Borysowi Jelcyno­ wi i instytucjom demokratycznym przez rzekomo bierną i potrze­ bującą silnej władzy ludność zsrr. We wczesnych latach osiemdziesiątych trzeźwo myślący badacz komunizmu powiedziałby, że w najbliższej dekadzie każde z powyż­ szych wydarzeń jest mało prawdopodobne lub zgoła wykluczone. Sąd swój oparłby na przekonaniu o śmiertelnym zagrożeniu dla całego systemu komunistycznego, jakie niosłaby realizacja chociażby jednej tak poważnej zmiany w jego strukturze. Wszelkie podstawy takiego ro­ zumowania zostały usunięte, gdy zsrr uległ samorozwiązaniu, a partia komunistyczna została zdelegalizowana po upadku puczu w sierpniu 1991 roku. Dlaczego zatem nasze dawne przewidywania okazały się bezwartościowe, a silne państwa wykazały tak niezwykłą słabość, którą ujawniło nadejście pierestrojki? Największa i niemal całkowicie na Zachodzie niezauważona sła­ bość tkwiła w gospodarce. System radziecki opierał swą legitymizację na rzekomej zdolności do osiągnięcia wysokiego standardu ekonomicz­ nego i poprawy poziomu życia ludności. Klęska na tym polu musiała być zatem dla systemu niezwykle dotkliwa. Trudno w to dziś uwie­ rzyć, ale do lat siedemdziesiątych wzrost ekonomiczny stanowił, zda­ niem obserwatorów, o sile zsrr. Radziecki produkt narodowy brutto 78

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

wzrastał w latach 1928-1955 od 4,4 do 6,3% rocznie. W następnych dwóch dekadach wzrost był o połowę większy od analogicznego w usa, co czyniło prawdopodobną groźbę Chruszczowa, iż zsrr prześcignie, a potem złoży do grobu Stany Zjednoczone6. Już jednak od połowy lat siedemdziesiątych nastąpiło spowolnienie wzrostu produktu narodo­ wego brutto. Według ocen cia roczny przyrost w latach 1975-1985 wy­ nosił od 2,0 do 2,3%. Uzasadnione są przypuszczenia, że przytoczone liczby zostały zawyżone, ponieważ nie uwzględniono ukrytej inflacji; wielu reformistycznie nastawionych ekonomistów radzieckich określa­ ło wzrost produktu narodowego brutto w latach 1975-1985 na pozio­ mie pomiędzy 0,6 a 1,0%, a może nawet o%7. Stagnacja produkcji oraz wzrost roczny rzędu 2-3% wydatków na obronność w latach osiemdzie­ siątych spowodowały wyraźny regres ekonomiczny, który ujawnił się w dekadzie poprzedzającej dojście Gorbaczowa do władzy8. Każdy, kto miał okazję zatrzymać się w hotelu, robić zakupy czy podróżować po kraju, szybko orientował się, jak poważne i nieujmowane w oficjalnych statystykach choroby toczą komunistyczną gospodarkę. Równie ważne było to, jak kryzys gospodarczy interpretowano. W późnych latach osiemdziesiątych radziecka elita gospodarcza prze­ żyła znaczącą rewolucję intelektualną. Stara gwardia czasów Breżnie­ wa w ciągu kilku lat od dojścia do władzy Gorbaczowa została zastą­ piona reformistycznie nastawionymi ekonomistami, takimi jak: Abel Aganbegyan, Nikołaj Pietrakow, Stanisław Szatalin, Oleg Bogomołow, Leonid Abalkin, Grigorij Jawliński i Nikołaj Szmielew. Wszyscy

6. Ed A. Hewett, Reforming the Soviet Economy: Equality versus Efficiency, Brookings Institution, Washington, D.c., 1988, s. 38. 7. Anders Aslund cytuje te dane za Selyuninem, Khaninem i Ablem Aganbegyanem w: Anders Aslund, Gorbachev’s Struggle for Economic Reform, Cornell Uni­ versity Press, Ithaca, New York 1989, s. 15. Aslund podkreśla, że wydatki obron­ ne zsrr, stanowiące część produktu narodowego brutto, które cia oceniała na 15-17% rocznie w okresie po drugiej wojnie światowej, były najprawdopodobniej większe i sięgały 25-30%. Eduard Szewardnadze, poczynając od 1990 roku, ruty­ nowo podawał 25%. 8. Tamże.

79

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

wymienieni rozumieli, chociaż nie zawsze ściśle, główne zasady liberal­ nej teorii ekonomicznej, a także dzielili przekonanie, że system naka­ zowo-rozdzielczy stanowił źródło upadku gospodarki zsrr’. Istotnym błędem byłoby postrzeganie historii pierestrojki jedynie w kategoriach ekonomicznych9 1011 . Jak zauważył Gorbaczow, Związek Radziecki w 1985 roku nie przeżywał jeszcze właściwego kryzysu, lecz wchodził w stan „prekryzysu”. Inne państwa przetrwały znacznie po­ ważniejsze trudności ekonomiczne. Na przykład produkt narodowy brutto usa w czasach Wielkiego Kryzysu spadł prawie o jedną trzecią, co jednak nie skompromitowało amerykańskiego systemu. Śmiertelną

słabość radzieckiej gospodarki uświadamiano sobie już od pewnego czasu - i dostępny był cały arsenał tradycyjnych reform, które można było podjąć w celu powstrzymania upadku11. Zrozumienie rzeczywistej choroby państwa radzieckiego wymagało umieszczenia problemów ekonomicznych w kontekście szerszego kryzy­ su, a mianowicie kryzysu legitymizacji całego systemu politycznego. Upa­ dek ekonomiczny był tylko jedną z wielu klęsk, jedną z licznych chorób podważających wiarę w system i ujawniających słabości jego podstawo­ wych struktur. Najbardziej fundamentalną klęskę system poniósł w dzie­ dzinie kontroli myśli. Radzieccy obywatele w dużym stopniu zachowali 9. Przegląd różnych szkół radzieckiej ekonomii znajduje się w: Aslund (1989), s. 3-8, oraz Hewett (1988), s. 274-302. Reprezentatywnym przykładem krytyki centralne­ go planowania jest artykuł Gawriła Popowa Restructuring ofthe Economy’s Manage­ ment, w: Afanasjew (1989), s. 621—633. 10. Wydaje się oczywiście, że Andropow i Gorbaczow, kiedy obejmowali władzę, byli w dużym stopniu świadomi rozmiarów upadku gospodarczego i wiedzieli, że muszą szybko podjąć reformy, aby zapobiec kryzysowi gospodarczemu. Por. Mar­ shall I. Goldman, Gorbachers Challenge: Economic Reform in the Age ofHigh Techno­ logy, Norton, New York 1987, s. 71. 11. Większość immanentnych słabości i patologii planowanej centralnie gospodar­ ki, jakie znalazły się pod pręgierzem pierestrojki, została opisana już w latach pięć­ dziesiątych w pracach takich jak oparta na źródłach emigracyjnych książka Josepha Berlinera Factory and Manager in the USSR (Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1957). Przypuszczalnie kgb było w pełni przygotowane do przedło­ żenia podobnych analiz i wniosków Andropowowi i Gorbaczowowi, gdy ci przej­ mowali władzę.

80

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

bowiem zdolność do samodzielnego myślenia. Wielu rozumiało, mimo lat wszechobecnej machiny propagandy, że rząd kłamie. Szczególny gniew budziła pamięć o doznanych w epoce stalinizmu krzywdach osobistych. W zasadzie każda rodzina utraciła kogoś bliskiego podczas kolektywi­ zacji, wielkiego terroru lat trzydziestych czy też wojny, która uwydatniła błędy polityki zagranicznej Stalina. Ludzie świadomi byli niewinności ofiar, a także wiedzieli, że władza radziecka nigdy nie weźmie na siebie odpowiedzialności za tak straszliwe zbrodnie. Widzieli, że w pozornie bezklasowym społeczeństwie powstała nowa klasa panująca - partyjnych funkcjonariuszy, którzy byli bardziej skorumpowani i uprzywilejowani niż ludzie caratu, a przy tym daleko bardziej zakłamani. Dobrym przykładem jest nadawanie specyficznego sensu pojęciu „demokratyzacja”: Gorbaczow bez przerwy określał tym mianem swe własne cele. Oczywiście Lenin twierdził, że Związek Radziecki poprzez dyktaturę partii osiągnął prawdziwszą formę demokracji od tylko „for­ malnej” demokracji Zachodu. A jednak obecnie w Rosji powszechnie kojarzy się „demokratyzację” nie z leninowskim centralizmem, lecz z demokracjami Zachodu. Podobnie termin „ekonomiczny” (np. w po­ łączeniach „rachunek ekonomiczny” czy „ekonomicznie optymalny”) oznacza „wydajny”w sensie określanym kapitalistycznymi pra­ wami podaży i popytu. Każdy młody człowiek zrozpaczony warunkami życia w zsrr powie, że jego jedynym celem jest życie w „normalnym”, liberalno-demokratycznym państwie, niewypaczonym ideologią marksizmu-leninizmu. Pewna znajoma Rosjanka opowiedziała mi w 1988 roku o swoich problemach wychowawczych. Otóż nie mogła nakłonić dzieci do wykonywania pracy domowej, gdyż, tłumaczyły, „jak wszyscy wiedzą, w demokracji można robić, co się chce”. Ważniejsze jest jednak, że gniew odczuwały nie tylko ofiary syste­ mu, ale także jego beneficjenci. Ludzie pokroju Aleksandra Jakowlewa, członka Politbiura w latach 1986-1990, twórcy polityki głasnosti, Eduarda Szewardnadze, ministra spraw zagranicznych odpowiedzialne­ go za „nowe myślenie”, Borysa Jelcyna, prezydenta Rosji - wszyscy oni robili kariery w samym centrum komunistycznego aparatu partyjnego. 81

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Doskonale rozumieli głębokie schorzenia toczące radziecki system do samego rdzenia, a ich sytuacja osobista odpowiadała sytuacji deputo­ wanych do frankistowskich Kortezów czy też argentyńskich i greckich wojskowych. Wszyscy znaleźli się na stanowiskach umożliwiających działanie w kierunku zmiany systemu. Reformy późnych lat osiemdzie­ siątych nie zostały narzucone przez świat zewnętrzny, chociaż oczywi­ ście współzawodnictwo z usa wymagało ich przeprowadzenia. Zamiast nacisku z zewnątrz czynnikiem decydującym o zaistnieniu reform oka­ zał się kryzys zaufania do systemu, który w ciągu ubiegłych kilkunastu lat stał się udziałem znacznej części radzieckiej elity. Podważanie radzieckiego systemu nie zostało przez nikogo zapla­ nowane ani też nie zdarzyło się nagle. Gorbaczow początkowo trak­ tował głasnost i demokratyzację jako narzędzia służące wzmocnieniu własnej pozycji, później zaś używał ich w celu zwalczania zasiedziałej biurokracji gospodarczej. Innymi słowy, prowadził taktykę zbliżoną do Chruszczowowskiej z lat pięćdziesiątych12. Wkrótce jednak zaplanowa­ na w wersji symbolicznej polityczna liberalizacja zaczęła żyć własnym życiem i stała się czymś pożądanym dla niej samej. Gorbaczowowskie wezwanie do głasnosti i pierestrojki trafiło na podatny grunt. Radziec­ kiemu przywódcy odpowiedziały całe zastępy intelektualistów, których nie trzeba było przekonywać o niezbędności reformy. W dyskusji wy­ szło na jaw, że istnieje tylko jeden spójny standard oceniania starego systemu, analizy jego wad i porażek. Jest nim produktywna gospodarka rynkowa oraz wolna, demokratyczna sfera polityczna13.

12. Gorbaczow pochwalał cały „dorobek” Stalina jeszcze w roku 1985, a pod koniec 1987 roku nadal (jak wcześniej Chruszczów) aprobował politykę Stalina, z kolek­ tywizacją lat trzydziestych włącznie. Dopiero w roku 1988 gotów był uznać ogra­ niczoną liberalizację propagowaną przez Bucharina i Lenina w okresie „nowej polityki ekonomicznej” lat dwudziestych. Por. odniesienie do Bucharina w prze­ mówieniu Gorbaczowa w siedemdziesiątą rocznicę Wielkiej Socjalistycznej Re­ wolucji Październikowej wygłoszonym 7 listopada 1987 roku. 13. Oczywiście istnieją rosyjscy prawicowi nacjonaliści, tacy jak na przykład Aleksander Prochanow, głoszący dość spójną ideologię antydemokratyczną i antykapitalistyczną, która nie jest wszakże marksistowska. Grawitowanie w podobnym kierunku zarzu­

82

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

Upokarzana totalitarnymi rządami, określana jako wiernopoddańcza i bierna, lekceważona nie tylko przez resztę Europy, ale również przez własnych intelektualistów ludność radziecka zadała kłam tym ocenom. Po roku 1989 społeczeństwo obywatelskie zaczęło się odbudowywać na ruinach totalitaryzmu. Powstały tysiące rozmaitych organizacji - partii politycznych, związków zawodowych, pism, dzienników, klubów eko­ logicznych, stowarzyszeń literackich, Kościołów, organizacji nacjonali­ stycznych itd. Rzekomemu uznawaniu przez ludność prawomocności autorytarnego reżimu zaprzeczyły wybory, podczas których znacząca część głosujących wystąpiła przeciwko aparatowi komunistycznemu i przy każdej sposobności dawała upust niechęci do starego reżimu. Polityczna dojrzałość najpełniej ujawniła się w wyborach prezydenckich: wybrany został nie jakiś półfaszystowski demagog jak Serb Milośević ani niezdecydowany demokrata Gorbaczow, lecz Borys Jelcyn. Ową dojrzałość potwierdziło powszechne poparcie dla Jelcyna, który wezwał do obrony młodej demokracji przed twardogłowymi uczestnikami pu­ czu z sierpnia 1991 roku. Ludność byłego imperium, daleka od stanu bierności i atomizacji, spontanicznie broniła swej godności i uprawnień, nie ustępując na tym polu narodom wschodnioeuropejskim14. Powszechne rozczarowanie do fundamentalnych zasad systemu na pewno nie przyszło z dnia na dzień, z czego wynika, że totalitaryzm jako system zawiódł już na długo przed latami osiemdziesiątymi. Początek końca totalitaryzmu przesunąć należałoby do wydarzeń, jakie miały miejsce po śmierci Stalina w 1953 roku, kiedy zrezygnowano z masowego terroru15. Tak zwany tajny raport Chruszczowa oraz zamknięcie gułagów cano Aleksandrowi Sołżenicynowi, należy on jednak do krytycznych wprawdzie, lecz szczerych zwolenników demokracji. Por. Aleksander Sołżenicyn, Htrw WeAre to Restructure Russia, „Litieraturnaja Gazieta”, 18 września 1990, s. 3-6. 14. Całkowicie zgadzam się z poglądem Jeremyego Azraela, który powiedział, że rosyjskiej ludności należą się przeprosiny ze strony własnej inteligencji i wielu zachodnich krytyków za krzywdzący zarzut o niezdolności do wybrania de­ mokracji. 15. Akademiccy sowietolodzy długo toczyli dyskusję na temat możliwości ostateczne­ go zwycięstwa totalitaryzmu oraz spierali się, czy termin „totalitaryzm” właściwie

83

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

oznaczały odrzucenie czystej przemocy jako narzędzia realizacji poli­ tycznych celów. Miejsce terroru zajmowały w coraz większym stopniu techniki korupcyjne, takie jak na przykład łapówkarstwo. Zaniechanie czystej przemocy było nieuchronne także z innego powodu. W systemie stalinowskim nikt spośród przywódców nie czuł się bezpieczny. Bali się Jeżów i Bena, szefowie stalinowskiej policji, którzy zostali rozstrzelani; bał się Mołotow, minister spraw zagranicznych, którego żonę wysłano do gułagu; bał się Chruszczów, który dokładnie opisał strach o własne życie, jakiego doznawali członkowie politbiura, kiedy Stalin rzucał im jedno ze swych dziwnych spojrzeń; wreszcie sam Józef Wissarianowicz stale wietrzył wokół spiski i także nie czuł się bezpieczny. Rozmontowa­ nie systemu wielkiego terroru stanowiło zatem dla sowieckich przywód­ ców konieczność życiową i stało się możliwe po śmierci Stalina. Decyzja o rezygnacji z zabijania obywateli bez przyczyny oznaczała w praktyce zmianę stosunku sił pomiędzy państwem i społeczeństwem na korzyść tego ostatniego. Państwo utraciło zatem zdolność kontrolo­ wania wszystkich aspektów życia społecznego. Potrzeb konsumentów, czarnego rynku czy lokalnych struktur politycznych nie można już było tak po prostu zniszczyć. Policyjne zastraszenie pozostało wprawdzie nadal ważnym narzędziem, lecz nie było stosowane tak ostentacyjnie jak w stalinowskiej przeszłości i często zastępowano je na przykład obietnicą wzrostu podaży dóbr konsumpcyjnych. W okresie poprze­ dzającym Gorbaczowa aż 20% wartości produktu narodowego brutto zsrr wytwarzał lub rozprowadzał czarny rynek - całkowicie poza kon­ trolą centralnych planistów. Kolejnym dowodem na osłabnięcie kontroli rządowej było zawią­ zanie się w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wielu organi­ zacji mafijnych na terenie nierosyjskich republik. W Uzbekistanie rzą­ dzonym przez Raszidowa, pierwszego sekretarza partii komunistycznej, oddaje istotę poststalinowskiego zsrr i jego satelitów w Europie Wschodniej. Obronę stanowiska, zgodnie z którym totalitaryzm upad! dopiero obecnie, przed­ stawił Andranik Migranian, The Lang Road to the European Home, „Nowyj Mir”, nr 7, lipiec 1989, s. 166-184.

84

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

kwitła ciesząca się złą sławą „mafia bawełniana”. Chroniony osobistymi koneksjami z Breżniewem, jego córką Galiną oraz jej mężem Czurbanowem (oficerem policji w Moskwie) Raszidow przez wiele lat kie­ rował skorumpowanym biurokratycznym imperium. Urzędnicy fał­ szowali statystyki dotyczące produkcji bawełny w republice, po czym przelewali znaczne sumy pieniędzy na swoje prywatne konta. Kiero­ wali miejscową organizacją partyjną właściwie bez nadzoru ze strony Moskwy. Rozmaite mafie rozmnożyły się wtedy także na terenie Rosji, obejmując zasięgiem Moskwę i Leningrad. Trudno znaleźć właściwe pojęcie dla określenia tego systemu: nie jest to przecież ani totalitaryzm, ani autorytaryzm w stylu dyktatury la­ tynoskiej. Prawdopodobnie najlepszy termin wprowadził Václav Havel, który Związek Radziecki i Europę Wschodnią ery Breżniewa okreś­ lił mianem „posttotalitaryzmu”, podkreślając, że jakkolwiek terror lat trzydziestych i czterdziestych należy do przeszłości, to jednak nadal żyjemy w cieniu wcześniejszych, totalitarnych praktyk16. Totalitaryzm nie zdołał zabić w społeczeństwach idei demokracji, ale jego dziedzictwo w dalszym ciągu jest obecne i hamuje demokratyzację. Totalitaryzm poniósł porażkę zarówno w Chińskiej Republice Lu­ dowej, jak i w Europie Wschodniej. Kontrola rządu centralnego nad gospodarką, nawet w stalinowskim okresie historii Chin, nigdy nie osiągnęła skali radzieckiej; poza centralnym planem narodowym zawsze pozostawała blisko jedna czwarta gospodarki. Kiedy Deng Xiaoping 16. Václav Havel, Sila bezsilnych, tłumacz niepodany, Veto, Berlin 1987, s. 15. Tego samego terminu użył także Juan Linz, opisując komunistyczne systemy czasów Breżniewa. Nie można jednak powiedzieć, że Związek Radziecki Chruszczowa czy Breżniewa był po prostu jednym z wielu państw autorytarnych. Zda­ rzają się sowietolodzy, jak na przykład Jerry Hough, dostrzegający narodziny „grup interesów” i „pluralizmu instytucjonalnego” w zsrr lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Niezależnie od rozmaitych targów i kompromisów, do jakich dochodziło pomiędzy sowieckimi ministerstwami czy też między Mos­ kwą i prowincjonalnymi organizacjami partyjnymi, istniały wyznaczone przez państwo ścisłe zasady, których należało przestrzegać. Por. H. Gordon Skilling, Franklyn Griffiths (red.), Interest Groups in Soviet Politics, Princeton University Press, Princeton, New Jersey, 1971, s. 518-529.

85

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

w 1978 roku wprowadził kraj na drogę reformy ekonomicznej, wielu Chińczyków miało jeszcze w pamięci żywe obrazy rynków i prywat­ nych przedsiębiorstw z lat pięćdziesiątych. W następnej dekadzie ci sami ludzie potrafili natychmiast wyciągnąć korzyści z liberalizacji go­ spodarczej. Składając słowne deklaracje wierności wobec Mao i marksizmu-leninizmu, Deng odbudowywał zarazem skutecznie własność prywatną i otwierał kraj na światową gospodarkę kapitalistyczną. Prze­ prowadzenie reform ekonomicznych oznacza, że przywódcy Chin dość szybko i precyzyjnie rozpoznali niewydolność socjalistycznego systemu centralnego planowania. Państwo dopuszczające istnienie rozległego sektora prywatnego z definicji nie jest już totalitarne. Społeczeństwo obywatelskie odradzało się w warunkach względnej wolności lat 1978—1989 i przybierało formy spontanicznie tworzonych organizacji gospodarczych, przedsiębiorstw, nieformalnych stowarzyszeń. Chińscy przywódcy liczyli, że uzyskają le­ gitymizację, jeżeli wezmą na siebie zadanie modernizacji kraju i reformy, a nie przez wierność ortodoksji marksistowskiej. Osiągnięcie legitymizacji było jednak równie trudne jak w zsrr. Unowocześnienie gospodarki wymagało otwarcia chińskiego społeczeń­ stwa na nowe idee i wpływy i dawało więcej władzy społeczeństwu. Nowe metody przeciwdziałania korupcji i innym chorobom społecznym nie poddawały się monopartyjnej kontroli. W dużych miastach powstawała coraz lepiej wykształcona, kosmopolityczna elita, która stanowiła funk­ cjonalny odpowiednik zachodniej klasy średniej. To właśnie jej dzieci zorganizowały w rocznicę śmierci Hu Jaobanga protest na placu Tienanmen w kwietniu 1989 roku17. Wielu uczestników protestu studiowało na Zachodzie i nieobce im były stosunki polityczne panujące poza Chinami. Studenci nie uznawali połowicznych zmian, mających na celu tylko roz­ wój gospodarczy, któremu nie towarzyszy wolność polityczna. 17. Hiu Jaobang, były współpracownik Denga, został uznany przez studentów za zwo­ lennika reform wewnątrz Komunistycznej Partii Chin. Por. chronologię wypadków w: Lucian W. Pye, Tiananmen and Chinese Political Culture, „Asian Survey”, t. 30, nr 4, kwiecień 1990b, s. 331-347.

86

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

Niektórzy obserwatorzy utrzymywali, że demonstracje na placu Tienanmen były nie tyle spontanicznym wyrazem potrzeby uczest­ niczenia w życiu politycznym, ile odbiciem walki o schedę po Dengu pomiędzy Zao Ciangiem i Li Pengiem18. Interpretacja ta nie jest być może pozbawiona racji: Zao Ciang sympatyzował ze studentami i jesz­ cze przed krwawym 4 czerwca podjął szaleńczą próbę ratowania swej skóry przez odwołanie się do protestujących19. Nawet jeśli przyczyną demonstracji były manipulacje polityczne, nie umniejsza to ich znacze­ nia jako wyrazu głębokiego niezadowolenia z istniejącego w Chinach systemu politycznego. Ponadto walka o sukcesję jest słabością wszyst­ kich ustrojów, które chcą być totalitarne. Brak powszechnie akceptowa­ nych konstytucyjnych mechanizmów przejmowania władzy powoduje, że ubiegający się o przywództwo z reguły próbują grać kartą reform, aby wypaść lepiej od swych rywali. Stosując taktykę reformistycznych obietnic, z reguły nieuchronnie wyzwalają nowe siły i postawy społeczne, które, rzecz jasna, wymykają się spod kontroli manipulującego. Wypadki 1989 roku uczyniły z Chin jeszcze jedno azjatyckie pań­ stwo autorytarne. Pozbawione poparcia i legitymizacji ze strony dużej części własnej - zwłaszcza młodej - elity państwo chińskie nie jest kierowane żadną spójną ideologią. Nie jest już, jak za czasów prze­ wodniczącego Mao, wzorem dla rewolucjonistów z całego świata, lecz porównywane jest do innych dynamicznie rozwijających się państw ka­ pitalistycznych regionu.

Kiedy w lecie 1989 roku rozpoczynał się exodus uciekinierów z nrd, wielu zachodnich obserwatorów, snując spekulacje na temat przyszłych losów krajów komunistycznych, dochodziło do wniosku, że zapanuje tam jakiś lewicowy ustrój „z ludzką twarzą”, który nie będzie ani komu­ nizmem, ani kapitalistyczną demokracją. Prognoza ta okazała się cał­ kowitym złudzeniem. Porażka totalitaryzmu w Europie Wschodniej, 18. Sugerował to Henry Kissinger w artykule Ihe Caricature ofDeng as TyraniIs Unfair, „Washington Post”, 1 sierpnia 1989, s. A21. 19. łan Wilson, You Ji, Leadership by „Lines”: China's Unresolved Succesion, „Problems of Communism”, t. 39, nr 1, styczeń-luty 1990, s. 28-44.

87

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

gdzie instytucje komunistyczne zostały narzucone społeczeństwom siłą z zewnątrz, nastąpiła wcześniej niż w Związku Radzieckim i Chinach. To jednak nie powinno było chyba nikogo zaskoczyć. W mniejszym stopniu rozkładowi uległy społeczeństwa cywilne Europy Wschodniej. Na przykład w Polsce kolektywizacja nie osiągnęła takich rozmiarów jak na Białorusi i Ukrainie, a Kościół pozostał bardziej niezależny od państwa. Ponadto do wszystkich przyczyn odrzucania wartości komu­ nistycznych przez ludność zsrr dołączyły jeszcze lokalne nacjonalizmy, które pielęgnowały pamięć o czasach sprzed komunizmu i pozwoliły na szybkie odrodzenie się społeczeństw obywatelskich po przewrotach z lata 1989 roku. Kiedy Rosjanie ogłosili, że nie będą interweniować w celu utrzymania przy władzy swych dawnych komunistycznych so­ juszników, dała znać o sobie szokująca demoralizacja komunistycznego aparatu w Europie Wschodniej - prawie nikt ze starej gwardii nie kiw­ nął nawet palcem we własnej obronie. Na obszarach Afryki Subsaharyjskiej tzw. socjalizm afrykański wraz z postkolonialną tradycją jednopartyjnych państw został zupełnie skompromitowany, w końcu lat osiemdziesiątych bowiem całym re­ gionem zawładnął kryzys ekonomiczny i wojny domowe. Najbardziej tragiczny los przypadł w udziale dogmatycznie marksistowskim pań­ stwom, takim jak Etiopia, Angola i Mozambik. Sprawnie funkcjonują­ ce demokracje powstały w Botswanie, Gambii, Senegalu, Mauritiusie i Namibii, natomiast autorytarni władcy wielu innych państw Afryki zmuszeni byli obiecać wolne wybory. Oczywiście w Chinach, Korei Północnej, Wietnamie i na Kubie nadal rządzą komuniści. Jednak upadek aż sześciu komunistycznych reżimów Europy Wschodniej, który nastąpił pomiędzy lipcem i grud­ niem 1989 roku, wywarł ogromny wpływ na odbiór komunizmu. Uwa­ żany jeszcze przez niektórych za wyższą od demokracji liberalnej formę cywilizacji komunizm zaczął powszechnie kojarzyć się z zacofa­ niem ekonomicznym i politycznym. Komunizm przetrwał, ale zarazem jego idea utraciła swą dawną atrakcyjność i moc. Ludzie nazywający się komunistami stwierdzili, że muszą stale walczyć o uratowanie chociaż 88

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

części swej dawnej pozycji i władzy. Znaleźli się w sytuacji nie do poza­ zdroszczenia, broniąc reakcyjnego porządku społecznego, którego czas już dawno minął, podobnie jak ci z monarchistów, którzy przetrwali do naszych czasów. Wyzwanie, jakie stanowili dla liberalnej demokracji, zniknęło, a wraz z wycofaniem Armii Czerwonej z Europy Wschod­ niej przestało istnieć także zagrożenie militarne. Jdeały demokratyczne podważyły wprawdzie prawomocność reżimów komunistycznych, ale ich realizacja napotkała poważne przeszkody. Studenckie protesty w Chinach brutalnie stłumiło woj­ sko, a partia uchyliła niektóre z ekonomicznych reform Denga. Nie są pewne przyszłe losy demokracji w piętnastu republikach byłego zsrr. Bułgaria i Rumunia od czasu zniesienia komunizmu przeżywają niepokoje wewnętrzne. Dawne państwo jugosłowiańskie rozdarła wojna domowa. Jedynie Węgry, Czechosłowacja, Polska oraz Niem­ cy Wschodnie najprawdopodobniej zdołają pomyślnie przejść w na­ stępnej dekadzie do fazy stabilnej demokracji i gospodarki rynkowej, chociaż tam także napotkano większe problemy ekonomiczne, niż wcześniej przewidywano. Narodziła się także teoria, w myśl której miejsce upadającego komu­ nizmu zajmą agresywne i nietolerancyjne nacjonalizmy. Jest jeszcze za wcześnie na podzwonne dla silnych państw. Totalitarny komunizm rze­ czywiście upadl, ale zostanie rychło zastąpiony przez autorytaryzm nacjo­ nalistyczny lub nawet faszyzm odmiany rosyjskiej czy serbskiej. W kra­ jach postkomunistycznych w najbliższej przyszłości ani nie zapanuje pokój, ani nie zagości demokracja i - zgodnie ze streszczaną teorią — będą one dla wolnego świata równie niebezpieczne jak wcześniej zsrr. Nie powinniśmy się dziwić, że państwa byłego bloku komunistycz­ nego nie są zdolne do szybkiej i bezbolesnej transformacji - właśnie to byłoby zaskakujące. Udane przejście wymaga pokonania ogromnej licz­ by piętrzących się przeszkód. Przyjrzyjmy się jednej z nich. Wiadomo powszechnie, iż dawny zsrr był po prostu niepodatny na demokraty­ zację. Aby mógł być uznany za państwo prawdziwie demokratyczne, musiał najpierw rozpaść się na wiele mniejszych państw o granicach 89

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przebiegających wzdłuż linii podziałów narodowych i etnicznych. Po­

szczególne części, jak na przykład Federacja Rosyjska czy Ukraina, mogły demokratyzować się samodzielnie, ale sam proces demokratyzacji musiał

zostać poprzedzony bolesnymi podziałami narodowymi, co oczywiście

w wielu wypadkach odbywało się wolno i nie bez rozlewu krwi. Pro­ ces ów rozpoczął się podczas renegocjacji w kwietniu 1991 roku układu

pomiędzy dziewięcioma spośród piętnastu republik byłego zsrr i uległ zdecydowanemu przyspieszeniu po upadku puczu sierpniowego.

Nie istnieje immanentna sprzeczność między demokracją a przy­

najmniej niektórymi z nowo powstających nacjonalizmów. Nie zanosi

się na stabilną demokrację liberalną, przynajmniej w najbliższej przy­ szłości, w Uzbekistanie czy Tadżykistanie, ale nie ma najmniejszych

powodów, aby podejrzewać, że Litwa i Estonia będą mniej liberalne od Szwecji i Finlandii, jeśli tylko uzyskają pełną niepodległość. Po­

dobnie, nowe nacjonalizmy nie muszą być ekspansjonistyczne lub agre­

sywne. Rosyjska idea narodowa po roku 1980 pozytywnie ewoluowała

w kierunku koncepcji „małej Rosji”, która jest obecna zarówno w wy­ powiedziach liberała Borysa Jelcyna, jak i konserwatywnych nacjonalis­ tów, takich jak Eduard Wołodin i Wiktor Astafiew.

Musimy starannie odróżniać warunki okresu przejściowego od trwałych. Istnieje duża szansa, że w części krajów postkomunistycznych marksistów-leninistów zastąpią dyktatorzy, nacjonaliści lub wojsko­

wi; niewykluczony jest też powrót komunistów na pewne stanowiska.

Reprezentowany przez nich autorytaryzm będzie jednak lokalny i nie-

systemowy. Stanie przed typowymi trudnościami, które trapią dyktato­

rów południowoamerykańskich: brak trwałej legitymizacji władzy oraz metody rozwiązania długoterminowych problemów gospodarczych

i społecznych. Jedyną spójną ideologią, która cieszy się poparciem w tej części świata, pozostaje liberalna demokracja. Wprowadzenie jej uleg­

nie co najwyżej przesunięciu w czasie o jedno pokolenie. Ustanawianie

liberalnej demokracji w krajach Europy Zachodniej również napotyka­ ło trudności i trwało dość długo, jednak zawsze kończyło się sukcesem. 9°

KOLOSY NA GLINIANYCH NOGACH (II), CZYLI PLANTACJE ANANASÓW NA KSIĘŻYCU

Totalitaryzm komunistyczny stanowił próbę zatrzymania organicz­ nego procesu społecznej ewolucji i zastąpienia go wieloma odgórnie sterowanymi rewolucjami mającymi na celu zburzenie starego porząd­ ku klasowego, szybką industrializację i skolektywizowanie rolnictwa. Inżynieria społeczna realizowana w tej skali stawiała państwa komuni­ styczne w rzędzie struktur totalitarnych, w których czynnikiem zmian społecznych jest państwo, a nie społeczeństwo20. Proces reform lat osiemdziesiątych, który objął zsrr i Chiny, nawet jeśli odniósł tylko połowiczny sukces, ujawnił pewne fundamentalne cechy ewolucji spo­ łecznej. Totalitaryzm doszczętnie zniszczył oficjalne instytucje dawnej Rosji i Chin, ale okazał się skrajnie nieskuteczny w swej próbie wy­ kreowania nowego — stalinowskiego czy maoistowskiego - człowieka. Wyłaniające się z mroków epoki Mao i Breżniewa elity przypominały zachodnie w większym stopniu, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Najbardziej rozwinięte spośród elit zdolne były uznać - a nierzadko przyjąć za własną - kulturę konsumpcyjną Zachodu oraz część towa­ rzyszących jej politycznych ideałów. Obywatele dawnego zsrr i Chin, zachowując pewne typowe „posttotalitarne” cechy, uniknęli atomizacji

i wiernopoddaństwa. Nie stali się, czego oczekiwali zachodni teorety­ cy, dziećmi wiszącymi u klamek paternalistycznej władzy. Udowodnili raczej, że są dojrzali i zdolni odróżnić prawdę od fałszu oraz dobro od zła. Jak inni dorośli ludzie w tym ostatnim wieku ludzkości pragnęli uznania swej dojrzałości i autonomii.

20. Charakterystyczne, że społeczeństwami tego typu zajmowały się odrębne dyscypli­ ny naukowe, takie jak sinologia, sowietologia czy kremlologia, które nie zajmując się sferą społeczeństwa cywilnego, ograniczały się do struktur politycznych i polityków, i to często do grupy kilkunastu osób mających największą władzę.

Rozdział 4

Światowa rewolucja liberalna

Stoimy u wrót ważnej epoki, czasu wzburzenia, kiedy duch czyni skok do przodu i znosząc swoją poprzednią formę, wznosi nową. Wszystkie przekonania, pojęcia i więzi łączące nasz świat w całość rozwiewają się i znikają niczym obraz senny. Nadchodzi nowa epoka w dziejach ducha. Zwłaszcza filozofia musi powitać ją i przyjąć, inni zaś, którzy stawiają jej bezsilny opór, niech kurczowo trzymają się przeszłości. GEORG W.F. HEGEL,

wykład wygłoszony 16 września 1806'

Polityczna idea silnego rządu poniosła sromotną klęskę, i to zarówno w wersji prawicowego autorytaryzmu,jak i komunizmu lewicy, niezależnie też od tego, czy opierała się na monolitycznych partiach, juntach wojsko­ wych czy osobach dyktatorów. Brak głębszej legitymizacji rządów prze­ jawiał się w tym, że kiedy władza autorytarna ponosiła porażkę w jakiejś dziedzinie polityki, wówczas nie mogła odwoływać się do szanowanych przez społeczeństwo wyższych zasad. Niektórzy porównują legitymiza­ cję nawet do rezerw finansowych. Wszystkie istniejące rządy, autorytar­ ne i demokratyczne, przeżywają wzloty i upadki, ale tylko rządy prawo­ mocne zachowują na wypadek kryzysu rezerwy społecznego zaufania.

i. Johannes Hoffmeister (red.), Dokumente zu Hegels Entwicklung, Stuttgart 1936, s. 351.

92

ŚWIATOWA REWOLUCJA LIBERALNA

Słabość autorytarnych państw prawicy wynikała z niezdolności do kontrolowania społeczeństwa obywatelskiego. Przejmując władzę na fali żądań przywrócenia porządku i „dyscypliny ekonomicznej”, wielu autorytarystów prawicowych odkryło, że nie potrafi dorównać demokratycznym poprzednikom w takich dziedzinach jak długotrwa­ łe ożywienie wzrostu gospodarczego i tworzenie stabilnego porządku społecznego. Natomiast odnoszący sukces autorytaryści są narzędziem swej własnej zguby, gdy społeczeństwa stają się bowiem lepiej wykształ­ cone, zamożniejsze i rosnącą przewagę osiąga w nich klasa średnia, szybko zrzucają autorytarne jarzmo. Kiedy pamięć o uzasadniającym silną władzą niebezpieczeństwie zanika, wtenczas ludzie coraz mniej są skłonni tolerować rządy wojskowych. Totalitarne rządy lewicy próbowały uniknąć podobnych trudności na drodze radykalnego podporządkowania sobie społeczeństwa oby­ watelskiego. Dyktowały, co wolno myśleć. Tego typu system nie mógł obejść się bez terroru stosowanego w skali zagrażającej nawet elicie wła­ dzy. Gdy tylko przemoc zelżała, rozpoczynał się proces rozkładu tota­ litaryzmu polegający na stopniowej utracie przez państwo kontroli nad kluczowymi sferami społeczeństwa obywatelskiego. Najdonioślejszy był brak kontroli nad sferą światopoglądu i systemami przekonań. A ponieważ socjalistyczna formuła wzrostu gospodarczego była wad­ liwa, państwo nie mogło już ukrywać tego przed obywatelami, którzy sami wyciągnęli odpowiednie wnioski. Warto dodać, iż niewiele totalitarnych systemów potrafiło prze­ trwać więcej niż jeden konflikt o sukcesję. W warunkach braku ogólnie przyjętych reguł przejmowania władzy zawsze znajdą się tacy, którzy zechcą pokonać konkurentów, ogłaszając potrzebę dogłębnych reform, i tym samym postawią cały system w stan najwyższego zagrożenia. Stopień niezadowolenia z systemu stalinowskiego wszędzie jest wysoki, dlatego karta reform jest silnym atutem. Użył jej Chruszczów prze­ ciwko Berii i Malenkowowi, Gorbaczow przeciwko swoim rywalom z epoki Breżniewa i wreszcie - Zao Ciang przeciwko twardogłowemu Li Pengowi. Nieistotna jest w tym miejscu kwestia, czy politycy owi 93

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

rzeczywiście byli demokratami, ponieważ sam proces sukcesyjny pod­ ważył zaufanie do reżimu i ujawnił jego nadużycia. Nastąpiło wyzwole­ nie nowych sił politycznych i społecznych, które, silniej zaangażowane w liberalne ideały, szybko wymknęły się spod kontroli autorytarystów proponujących ograniczone reformy. Słabość silnych państw jest oczywista w kontekście ich ewolucji: autorytaryzmy przekształcają się w demokracje, państwa posttotalitarne w zwykłe autorytaryzmy, jeżeli nie w demokrację. Związek Radziecki przekazał władzę republikom konstytucyjnym; z kolei Chiny, jeśli nie zerwą z dyktaturą, także utracą kontrolę nad znaczną częścią społeczeństwa. Żadne z tych państw nie jest już ideologicznie spój­ ne, co zawdzięczało marksizmowi-leninizmowi. Dobrą tego ilustracją są konserwatyści protestujący przeciwko reformom w Rosji i zarazem wieszający w domu ikony zamiast portretu Lenina. Przywódcy puczu z sierpnia 1991 roku - z oficerami i policją grającymi pierwsze skrzyp­ ce - żywo przypominali latynoamerykańską juntę. Równocześnie z politycznym kryzysem autorytaryzmu rozgrywała się mniej widoczna, ale równie doniosła rewolucja w sferze gospodarczej. Wzrost ekonomiczny, który był zarówno jej przyczyną, jak i wyrazem, osiągnął fenomenalne rozmiary w Azji Wschodniej po drugiej wojnie światowej. Historia sukcesu dotyczy nie tylko Japonii, ale w zasadzie wszystkich krajów azjatyckich, które zdecydowały się na przyjęcie za­ sad rynkowych i pełną integrację z ogólnoświatowym kapitalistycznym systemem gospodarczym. Niebywały rozwój w tej części świata uznano za dowód na to, że kraje biedne oraz pozbawione naturalnych zasobów — z wyjątkiem pracowitej siły roboczej - mogą skorzystać z otwarcia na międzynarodowy rynek, wytworzyć niewyobrażalny w innych warun­ kach dobrobyt i dość szybko zlikwidować przepaść dzielącą je od rozwi­ niętych potęg kapitalistycznych Europy i Ameryki Północnej. Wschodnioazjatycki cud gospodarczy stał się przedmiotem uważ­ nej obserwacji ze strony całego świata, a zwłaszcza bloku komunistycz­ nego. Śmiertelny kryzys komunizmu w pewnym sensie zainaugurował uświadomienie sobie przez przywódców chińskich, że Chiny pozostają 94

Światowa

rewolucja liberalna

daleko w tyle za kapitalistyczną Azją. Winą za biedę i zacofanie kraju obciążyli centralne planowanie. W wyniku reformy liberalnej produk­ cja zbóż wzrosła dwukrotnie w ciągu dwóch lat, co potwierdziło potęgę zasad rynkowych. Doświadczenie azjatyckie wykorzystali ekonomiści radzieccy, którzy dobrze znali skalę marnotrawstwa i nieskuteczności centralnego planowania. Krajów Europy Wschodniej nie trzeba było uczyć. Ich mieszkańcy od dawna rozumieli, że przyczyną niskiego w porównaniu z Zachodem standardu życia jest narzucony im po dru­ giej wojnie światowej system socjalistyczny. Wnioski z azjatyckiego cudu gospodarczego wyciągnięto nie tyl­ ko w bloku komunistycznym. Znaczne zmiany zaszły także w myśli ekonomicznej Ameryki Łacińskiej2. W latach pięćdziesiątych, kiedy Komitetowi Ekonomicznemu Organizacji Narodów Zjednoczonych dla Ameryki Łacińskiej przewodził ekonomista Raul Prebisch, modne było przypisywanie zacofania Ameryki Łacińskiej i całego Trzeciego Świata działaniu ogólnoświatowego systemu kapitalistycznego. Twier­ dzono, że najwcześniej rozwinięte kraje Europy i Ameryki narzuciły światowej gospodarce taką strukturę, która dla nich jest najbardziej ko­ rzystna, i sprowadziły kraje opóźnione do roli dostarczycieli surowców. W latach dziewięćdziesiątych koncepcje ekonomiczne uległy radykalnej zmianie. Prezydenci Meksyku (Carlos Salinas de Gortari), Argentyny (Carlos Menem) i Brazylii (Fernando Collor de Mello) po przejęciu władzy zgodnie przystąpili do wcielania w życie długofalowych progra­ mów liberalizacji gospodarki oraz zaakceptowali reguły wolnej konku­ rencji i otwarcia na rynek światowy. Chile rozpoczęło reformy jeszcze wcześniej, bo za Pinocheta w latach osiemdziesiątych. Kiedy władzę przejmował prezydent Patricio Aylwyn, Chile miało najlepiej, wśród okolicznych państw, rozwiniętą gospodarkę. Obrani demokratycznie nowi szefowie państw po przejęciu urzędów oświadczali, że zacofanie nie jest konsekwencją wrodzonej kapitalizmowi niesprawiedliwości,

2. Przegląd tych zmian został przedstawiony w: Sylvia Nasar, Third World Embracing Reforms to Encourage Economic Growth, „New York Times”, 8 lipca 1991, s. At.

95

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

lecz wynika właśnie z niedostatecznej obecności kapitalizmu w ich kra­ jach. Miejsce starych haseł nawołujących do nacjonalizacji i zwalczania importu zajęły prywatyzacja i wolny rynek. Znamiennym przykładem zaniku marksistowskiej ortodoksji jest ewolucja intelektualna takich wcześniej lewicujących pisarzy, jak: Hernando de Soto, Mario Vargas Llosa i Carlos Rangel, którzy przyjęli liberalne, prorynkowe ideały ekonomiczne. Kiedy ludzkość w końcu tysiąclecia stanęła w obliczu podwójne­ go kryzysu - autorytaryzmu i socjalistycznego centralnego planowa­ nia - jedyną ideologią o potencjalnej uniwersalnej ważności okazała się liberalna demokracja, doktryna wolności osobistej i władzy ludu. W dwieście lat po tym jak ożywiły rewolucje francuską i amerykańską, zasady wolności i równości udowodniły nie tylko swą trwałość, ale także zdolność do odradzania się w nowych warunkach 3. Demokracja i liberalizm, mimo że mają wiele wspólnego, są od­ rębnymi pojęciami. Polityczny liberalizm możemy zdefiniować jako kierunek, który przyznaje jednostce pewne uprawnienia lub wolność od ingerencji rządu. W literaturze przedmiotu istnieje wiele defini­ cji podstawowych uprawnień, tutaj jednak przyjmiemy, za klasyczną pracą o demokracji lorda Brycea, następujące rozróżnienia. Bryce dzieli uprawnienia na trzy kategorie: prawa obywatelskie („wolność obywatela od kontroli nad jego osobą i własnością”), religijne („wol­ ność od kontroli wierzeń i praktyk religijnych”) oraz tzw. prawa poli­ tyczne oznaczające „wolność od kontroli nad tymi sferami działalno­ ści, które nie wpływają w sposób oczywisty na pomyślność wspólnoty w stopniu usprawiedliwiającym ingerencję”. W ramach tych ostatnich

3. Por. opis zmian w myśleniu na temat legitymizacji rewolucyjnej dyktatury w Ame­ ryce Łacińskiej w: Robert Barros, The Left and Democracy: Recent Debates in Latin America, „Telos”, t. 68,1986, s. 49-70. Por. także opis zamętu, jaki wywołały wśród lewicowców wydarzenia w Europie Wschodniej: André Gunder Frank, Revolution in Eastern Europe: Lessons for Democratic Social Movements (and Socialists?), „Third World Quarterly”, 1.12, nr 2, kwiecień 1990, s. 36-52.

96

Światowa rewolucja liberalna

Bryce wymienia podstawowe prawo wolności prasy4. Do powszech­ nych zwyczajów w krajach socjalistycznych należało podkreślanie drugo- i trzeciorzędnych uprawnień ekonomicznych, takich jak pra­ wo do pracy, mieszkania czy opieki zdrowotnej. Główna trudność związana z tak sformułowanymi uprawnieniami sprowadza się do tego, że są one sprzeczne z prawem własności i wolnej wymiany go­ spodarczej. W naszych rozważaniach opierać się będziemy na krót­ szej i tradycyjnej liście uprawnień z pracy Brycea, która jest zgodna z Kartą Praw usa. Demokracja z kolei oznacza uprawnienie wszystkich obywateli do wpływania na władzę przez udział w wolnych wyborach i uczestnicze­ nie w życiu politycznym. Zapewnienie udziału w sprawowaniu władzy może być rzeczywiście traktowane jako najważniejsze spośród liberal­ nych uprawnień, i z tej właśnie przyczyny liberalizm z reguły wiązał się z demokracją. Orzekając, które z państw są demokratyczne, będziemy używać ściśle formalnej definicji tego ustroju. Państwo spełnia kryteria de­ mokracji, jeśli zezwala swym obywatelom na wybór rządu drogą cy­ klicznych, tajnych i wielopartyjnych wyborów5, ogłaszanych na pod­ stawie powszechnego i równego prawa wyborczego obejmującego pełnoletnich obywateli6. Formalna demokracja oczywiście nie zawsze gwarantuje równe prawa i udział w polityce. Elity polityczne niekiedy 4. James Bryce, Modern Democracies, 1.1, Macmillan, New York 1931, s. 53-54. 5. Za Schumpeterem, który przedstawił godny uznania opis xix-wiecznych defini­ cji demokracji, powtarzamy, iż demokracja to „wolne współzawodniczenie kan­ dydatów do sprawowania władzy o głosy elektoratu” - por. Joseph Schumpeter, Kapitalizm, socjalizm, demokracja, przeł. Michał Rusiński, Państwowe Wydawnic­ two Naukowe, Warszawa 1995. Zobacz także omówienie definicji demokracji: Samuel Huntington, Will More Countries Become Democratic?, „Political Science Quarterly”, t. 99, nr 2, lato 1984, s. 193-218. 6. Rozszerzanie prawa głosowania odbywało się stopniowo w krajach demokra­ tycznych, z Anglią i Stanami Zjednoczonymi włącznie. Wiele współczesnych demokracji osiągnęło poziom powszechnego prawa wyborczego dopiero w latach dwudziestych xx wieku, niemniej sensowna jest teza, że demokracjami były już wcześniej. Por. Bryce (1931), 1.1, s. 20-23.

97

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

manipulują demokratycznymi procedurami, wyniki wyborów z kolei nie zawsze odpowiadają oczekiwaniom obywateli. To wszystko praw­ da, ale należy pamiętać, że kiedy odchodzimy od definicji formalnej, otwieramy możliwość nadużywania demokratycznych zasad. W tym wieku najwięksi wrogowie demokracji atakowali demokrację „formal­ ną” w imię demokracji pozytywnej. W ten sposób Lenin uzasadnił rozpędzenie Zgromadzenia Konstytucyjnego i proklamował dykta­ turę proletariatu, której celem było właśnie ustanowienie prawdziwej demokracji „w imieniu ludu”. Formalna demokracja tworzy mocne instytucjonalne bariery przeciwko dyktaturze i tylko ona ma szansę stać się „pozytywna”. Liberalizm i demokracja idą zwykle razem, niemniej w teorii do­ puszczalne jest ich rozdzielenie. Historia zna przypadki, że dany kraj był przez pewien okres liberalny, lecz niezbyt demokratyczny, jak na przykład xix-wieczna Anglia, w której większość uprawnień - w tym wyborcze - przysługiwała wyłącznie elitom. Znamy też sytuacje od­ wrotne: demokratyczny kraj nie jest liberalny. Dobrym przykładem jest w tym kontekście Iran, gdzie przeprowadza się względnie, jak na Trzeci Świat, uczciwe wybory, które czynią państwo bardziej demo­ kratycznym od tego z czasów szacha. Jednak nikt nie umieści islam­ skiego Iranu pośród państw liberalnych, nie gwarantuje on bowiem wolności słowa, zgromadzeń, a nade wszystko - religii. Najbardziej elementarne uprawnienia obywateli irańskich nie są chronione pra­ wem państwowym, co czyni koszmarem życie mniejszości etnicz­ nych i religijnych. W wymiarze ekonomicznym liberalizm znaczy uznawanie upraw­

nień do wolnej działalności gospodarczej oraz wymiany ekonomicznej opartych na prywatnej własności i rynku. Ponieważ słowo „kapitalizm” nabrało ostatnimi czasy wydźwięku pejoratywnego, modny stał się termin „gospodarka wolnorynkowa”. Oba terminy są dopuszczalnymi synonimami „liberalizmu ekonomicznego”. Historia obfituje w roz­ maite interpretacje i wcielenia liberalizmu: od Stanów Zjednoczonych Ronalda Reagana i Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher przez socjal­ 98

Światowa rewolucja liberalna

demokratyczne systemy skandynawskie po etatystyczne reżimy Mek­ syku i Indii. Wszystkie współczesne gospodarki kapitalistyczne posia­ dają duży sektor publiczny. Państwa socjalistyczne z kolei ograniczają działalność sektora prywatnego. Toczą się poważne spory dotyczące dopuszczalnych w państwie liberalnym rozmiarów sektora publicznego. Zamiast procentowego określania wielkości tego sektora lepiej zbadać, jaką zasadą kieruje się państwo i jaki jest jego stosunek do legitymiza­ cji prywatnej własności i przedsiębiorczości. Kraje pielęgnujące prawo własności nazywamy liberalnymi, inne zaś, opierające się na odmien­ nej zasadzie (na przykład „sprawiedliwości społecznej”), umieszczamy w klasyfikacji poza strefą liberalną. Współczesny kryzys autorytaryzmu niekoniecznie prowadził do narodzin struktur liberalno-demokratycznych, i nie wszystkie nowe demokracje muszą okazać się trwałe. Kraje Europy Wschodniej przeżywają bolesną transformację gospodarczą, podczas gdy nowe demokracje latynoamerykańskie cierpią z powodu odziedziczenia sy­ stemów ekonomicznych błędnie kierowanych przez autorytarystów. W Azji Wschodniej wiele dynamicznie rozwijających się państw liberalnych nie zaakceptowało liberalizacji politycznej. Rewolucja libe­ ralna nie objęła niektórych obszarów, na przykład Środkowego

Wschodu7. Niewykluczone nawet, że takie kraje jak Peru czy Filipiny z powrotem wpadną w objęcia dyktatur, jeśli nie zdołają rozwiązać nękających je problemów. Niepewność i przypuszczenia, że proces demokratyzacji przynie­ sie wiele rozczarowań, że nie każda gospodarka rynkowa rozkwitnie, nie powinny odwracać naszej uwagi od jego znaczenia dla światowej

7. Po wydarzeniach wschodnioeuropejskich w 1989 roku na Środkowym Wschodzie,

między innymi w Egipcie i Jordanii, pojawiły się wołania o więcej demokracji. W tej części świata islam jest jednak główną dla niej przeszkodą. Ponadto, jak wykazały wyniki municypalnych wyborów w 1990 roku w Algierii czy dziesięć lat wcześniej wybory irańskie, demokratyzacja nie musi koniecznie prowadzić do liberalizacji, w obydwu wypadkach bowiem zwyciężyli islamscy fundamentaliści, którzy zamierzali ustanowić ludową teokrację.

99

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

historii. Liczba możliwych do przyjęcia rozwiązań politycznych i go­ spodarczych jest coraz mniejsza. Wśród licznych typów rządów, jakie pojawiły się w historii - od monarchii i arystokracji przez teokrację po XX-wieczne dyktatury faszystowskie i komunistyczne - do końca naszego stulecia przetrwała jedynie liberalna. Zwycięstwo odniosła nie tyle praktyka liberalna, ile sama idea liberalizmu. Ogromna większość świata nie zna uniwersalnej ideo­ logii, która dysponowałaby wystarczającą mocą, by rzucić wyzwanie liberalnej demokracji. Nie istnieje ponadto doskonalsza metoda legity­ mizacji od powołania się na suwerenność ludu. Monarchizm różnych odcieni został prawie bez reszty zniesiony na początku xx wieku. Fa­ szyzm i komunizm - naczelni w naszych czasach rywale demokra­ cji - same siebie skompromitowały. Jeśli Związek Radziecki (lub jego sukcesorzy) poniesie porażkę na drodze ku demokracji, jeśli Peru czy Filipiny popadną z powrotem w autorytarną chorobę, wówczas demo­ kracja, rzecz jasna, ustąpi miejsca jakimś wojskowym i biurokratom, któ­ rzy będą udawali, że przemawiają w imieniu narodu. Jednak nawet oni będą zmuszeni do uzasadniania językiem demokracji swych odstępstw od jednego uniwersalnego standardu sprawowania władzy. Z pewnością islam, podobnie jak liberalizm i komunizm, jest syste­ matyczną i spójną ideologią, która zawiera własny kodeks moralny oraz doktrynę sprawiedliwości społecznej i politycznej. Religia owa może pretendować do uniwersalności, gdyż odwołuje się do ludzi w ogóle, a nie do członków grupy etnicznej czy narodu. Islam zdołał rzeczy­ wiście pokonać demokrację liberalną na dużych połaciach świata mu­ zułmańskiego i stanowi zagrożenie nawet tam, gdzie jeszcze nie prze­ jął władzy. Znamienne, że po zakończeniu zimnej wojny w Europie pierwszym krajem, który rzucił wyzwanie Zachodowi, był Irak - czyn­ niki religijne najprawdopodobniej miały w tym swój udział8.

8. Chociaż Irak jest krajem islamskim, partia Baas Saddama Husajna jest jednak arabską, a zarazem świecką organizacją nacjonalistyczną. Jego próby przybrania szat bojownika islamu, kiedy walczył o Kuwejt, były przejawem hipokryzji, gdyż

IOO

ŚWIATOWA REWOLUCJA LIBERALNA

Istotny jest fakt, że przeżywający odrodzenie islam ma duże wpływy na terenach od dawna znajdujących się pod władaniem muzułmanów, natomiast poza tym obszarem kulturowym w zasadzie nie oddziałuje. Jak się wydaje, dni islamskich podbojów kulturowych minęły. Religia Mahometa podoła być może zadaniu nawrócenia odstępców, ale z pew­ nością nie zdobędzie uznania młodych ludzi w Berlinie, Tokio i Mos­ kwie. I chociaż na Ziemi jest miliard muzułmanów, co stanowi jedną piątą ludności świata, w sferze idei ich wiara nie jest zdolna pokonać liberalnej demokracji nawet na terenach rdzennie islamskich9. Co wię­ cej, świat islamski wydaje się bardziej otwarty na przyjęcie ideałów liberalnych niż Zachód na przyjęcie islamu. Wszak przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat liberalizm zdobył sobie wielu zwolenników wśród wy­ bitnych muzułmanów. Jedną z przyczyn renesansu fundamentalizmu było rosnące zagrożenie dla tradycyjnych społeczeństw islamskich ze strony liberalnych wartości Zachodu. My, obywatele stabilnych i ugruntowanych demokracji, znaleźliśmy się w niezwykłej sytuacji. W czasach naszych dziadków wielu racjonal­ nych ludzi snuło pełne optymizmu prognozy na temat przyszłości socja­ listycznej świata, kiedy zniesiona zostanie własność i kapitalizm, a polity­ ka niejako zaniknie. Dziś - przeciwnie — trudno jest nam wyobrazić sobie świat zdecydowanie lepszy od naszego oraz przyszłość bez demokracji i kapitalizmu. Niewątpliwie wewnątrz systemu demokratycznego wiele przydałoby się poprawić: moglibyśmy dać mieszkania bezdomnym, za­ gwarantować równouprawnienie mniejszościom i kobietom, ulepszyć sy­ stem konkurencji i stworzyć nowe miejsca pracy. Z łatwością wyobraża­ my sobie również światy gorsze od naszego, gdzie powróciła nietolerancja narodowa, rasowa i religijna, gdzie szaleje wojna lub klęska ekologiczna. Czego nie możemy sobie wyobrazić, to świata w istotny sposób różnego od naszego i zarazem doskonalszego. W przeszłości istniały wcześniej, podczas wojny z Iranem, stroił się w pióra obrońcy wartości świeckich przed atakiem fanatycznych muzułmanów. 9. Rzecz jasna, mogą uderzyć w liberalną demokrację bombami i kulami terrorystów, co zostanie zauważone, ale z pewnością nie rokuje większych nadziei na sukces.

IOI

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

oczywiście mniej refleksyjne epoki wyobrażające sobie, iż są najdoskonal­ sze. Różnica między nimi a nami sprowadza się do tego, że ciężko do­ świadczyliśmy rozwiązań alternatywnych, które miały być doskonalsze od liberalnej demokracji10. Zasięg światowej rewolucji liberalnej skłania nas do postawienia następującego pytania: czy jesteśmy świadkami chwilowo pomyślnego zbiegu okoliczności, czy też stoimy w obliczu długofalowego procesu, który wiedzie wszystkie kraje ku demokracji? Niewykluczone, że obecny trend jest zjawiskiem cyklicznym. Wy­ starczy przypomnieć sobie lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte, kiedy Stany Zjednoczone przechodziły kryzys wiary we własną demokrację w związku z wojną wietnamską i aferą Watergate. Zachód jako ca­ łość opanował kryzys gospodarczy w wyniku nałożonego przez opec embargo na dostawy ropy; większość latynoamerykańskich demokracji została obalona w wojskowych zamachach stanu; prosperowało sporo rozmaitych antydemokratycznych reżimów - od krajów byłego zsrr, przez Kubę i Wietnam po Arabię Saudyjską, Iran i rpa. Jakie racje miałyby przemawiać za tym, że sytuacje polityczne z lat siedemdzie­ siątych nie powtórzą się, że nie nastąpi wręcz powrót lat trzydziestych z ich agresywnymi antydemokratycznymi ideologiami? Czyż wreszcie współczesny kryzys autorytaryzmu nie jest przy­ padkowym zbiegiem pomyślnych okoliczności, które, niczym rzadka konfiguracja ciał niebieskich, w ciągu najbliższych stu lat może się nie powtórzyć? Staranna analiza rozmaitych procesów transformacji od au­ torytaryzmu do demokracji, mających miejsce w latach siedemdziesią­ tych i osiemdziesiątych, przynosi wiele dowodów na ich przypadkową istotę. Im więcej wiemy o kraju, tym bardziej jesteśmy świadomi faktu, że „wiry przypadkowych i nieprzewidywalnych okoliczności” odróżniają dany kraj od drugiego, a szczęśliwe zbiegi przypadków prowadzą nie­ io. Konkluzja, do jakiej doszedłem w moim artykule, wywołała żywą reakcję ze strony osób odwołujących się do islamskiego fundamentalizmu, nacjonalizmu, faszyzmu itp. Jednak podczas całego sporu nie wystąpił krytyk, który byłby przekonany, że propo­ nowana przezeń alternatywa jest doskonalsza od liberalnej demokracji.

102

ŚWIATOWA REWOLUCJA LIBERALNA

kiedy do demokracji11. Przecież zdarzenia mogły potoczyć się innymi torami: wyobraźmy sobie na przykład, co by się stało, gdyby w 1975 roku zwyciężyła Portugalska Partia Komunistyczna, gdyby król Hiszpanii Juan Carlos nie odgrywał tak zręcznie swej roli rozjemcy i negocjatora. Liberalne idee są samoistną siłą, niezależną od ludzi - aktorów dziejo­ wego dramatu. Jeśli na przykład Andropow żyłby dłużej bądź też Gor­ baczow miałby inną osobowość, kierunek zdarzeń w zsrr i Europie Wschodniej lat 1985-1991 byłby zupełnie inny. Ktoś ulegający modzie panującej obecnie w naukach społecznych mógłby powiedzieć, że nie­ przewidywalne czynniki polityczne, takie jak dar przywódczy i wahania opinii publicznej, dominują nad procesem demokratycznym i dlatego każda demokratyzacja będzie miała swoisty przebieg i rezultat. Jeśli jednak skrupulatnie przyjrzymy się nie tylko ostatnim piętna­ stu latom, ale całej historii, okaże się, że liberalna demokracja jest przypadkiem szczególnym. Rzeczywiście istnieją cykle powodzeń i klęsk demokracji, ale zarazem występuje wyrazisty trend wzrostu tego systemu. Tabela na stronach 104-105 przedstawia ów trend w czasie. Z zestawienia wynika, że postęp ku demokracji nie ma charakteru ciągłego i jedno­ kierunkowego; Ameryka Łacińska miała mniej krajów demokratycznych w roku 1975 niż w 1955, a świat w całości był mniej demokratyczny w roku 1940 niż w 1919. Okresy wzrostu dzielą upadki i regresy w postaci na przykład epoki nazizmu i stalinizmu. Z drugiej strony, po czasach upad­ ku przychodzi odmiana i następuje gwałtowne zwiększenie się liczby krajów demokratycznych na świecie. Procent ludności świata zamieszku­ jącej te kraje wzrasta w błyskawicznym tempie, które zostanie przyspie­ szone, jeśli w następnym pokoleniu demokratyzacji ulegną zsrr i Chiny. Widzimy zatem, że rozwój liberalnej demokracji oraz towarzyszącego jej liberalizmu gospodarczego jest najbardziej znaczącym procesem makropolitycznym ostatnich czterystu lat.ii.

podobnych rozróżnień odnajdziemy w: Robert M. Fishman, Rethinking State and Regime: Southern Europe's Transition to Democracy, „World Politics”, 42, nr 3, kwiecień 1990, s. 422—440.

ii. Sporo

103

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Liberalne demokracje na íwledeu

USA

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

Kanada

Szwajcaria

X

Wielka Brytania Francja

X

Belgia

X

X

X

X

X

X

Holandia

X

X

X

X

X

X

Dania

X

X

X

X

X

Piemont/Włochy

X

X

X

X

Hiszpania

Portugalia Szwecja

X

X

X

Norwegia Grecja

X

X X

X X

X

X

X

X

X

X

X

X

Austria

X

X

X

X

Niemcy Zachodnie

X

X

X

X

Niemcy Wschodnie

X

X

Polska

X

X

Czechosłowacja

X

X

Węgry

X

Bułgaria

X

Rumunia

X

Turcja

X

X

Łotwa

X X

Litwa

X

Estonia

X

Finlandia

X

Irlandia

Australia Nowa Zelandia

X X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

Chile

X

X

Argentyna

X

X

X

X

X X

Brazylia

Urugwaj

X

X

X

X

X

X

X

X

X

X

Paragwaj

X

Meksyk

Kolumbia

X

X

X

X

X

Kostaryka

X

X

X

X

X

Boliwia

X

Wenezuela

X

104

X X

X

ŚWIATOWA REWOLUCJA LIBERALNA

Peru

X

Ekwador

X

X

Salwador

X

X

X

Nikaragua

X

Honduras

X

Jamajka

X

Dominikana

X X

Trynidad

X

X

Japonia

X

X

X

Indie

X

X

X

Sri Lanka

X

X

X

X

X

Singapur

Korea Południowa

X

Tajlandia

X

Filipiny

X

X

Mauritius

X

Senegal

X

X

Botswana

X

Namibia

X

Papua-Nowa Gwinea

X

Izrael

X

Liban

X

X

X

12. Konstruując zestawienie, opierałem się na nieco zmodyfikowanych danych z: Michael Doyle, Kant, Liberał Legacies, and Foreign Affairs, „Philosophy and Public Affairs”, t. 12, lato 19832, s. 205-235. Autor zalicza do liberalno-demokratycznych kraje, które: mają gospodarkę rynkową, rząd przedstawicielski i system prawny oraz suwerennie panują nad danym terytorium. Wykluczał z klasyfikacji państwa o mniejszej od miliona liczbie mieszkańców. Obecność w tym zestawieniu niektórych państw budzi poważne zastrzeżenia. Na przykład Freedom House określa mianem „częściowo wolnych” takie kraje, jalc Bułgaria, Kolumbia, Salwador, Nikaragua, Meksyk, Peru, Filipiny, Singapur, Sri Lanka i Turcja. Wątpliwości wynikały albo z podejrzeń co do uczciwości przepro­ wadzanych wyborów, albo z braku wystarczającej ochrony praw człowieka przez państwo. Zdarzały się także przypadki ponownego odejścia od demokracji - na przykład w 1990 roku w Tajlandii. Z drugiej strony, na liście nie znalazło się wiele państw, które w 1991 roku stały się demokracjami lub postanowiły w najbliższym czasie przeprowadzić wolne wybory. Por. publikację organizacji Freedom House „Freedom and Issue”, styczeń-luty 1990.

105

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Rzecz jasna, demokracje występowały w dziejach świata dość rzadko. Przed 1776 rokiem nie istniało ani jedno tego typu państwo. (Demokracja peryklejska nie spełnia naszych kryteriów, nie do końca bowiem chroniła uprawnienia jednostki13). Produkcja przemysłowa, technika samochodowa i cywilizacja wielomilionowych miast jawią się jako coś rzeczywiście rzad­ kiego i wyjątkowego - przecież znacznie dłużej trwały na przykład sy­ stemy niewolnicze, monarchia dziedziczna czy małżeństwa dynastyczne. Od czasu trwania i częstości występowania ważniejszy jest jednak ogólny kierunek rozwoju: w rozwiniętym świecie równie mało prawdopodobne jest przecież zniknięcie miast co odrodzenie się niewolnictwa. Na tym tle warto podkreślić, że ogólnoświatowy charakter współ­ czesnej rewolucji liberalnej przybiera szczególne znaczenie. Wiele da­ nych świadczy o istnieniu fundamentalnego schematu zmiany, który wyznacza rozwój wszystkich ludzkich społeczeństw - czegoś na kształt historii powszechnej wiodącej ludzkość ku demokracji liberal­ nej. Wzloty i upadki na drodze owego postępu są oczywiście faktem niezaprzeczalnym. Z drugiej strony, wnioskowanie o światowej klęsce demokracji na podstawie upadku w danym kraju czy regionie świadczy o wąskim punkcie widzenia. Cykle i nieciągłości nie wykluczają ukierunkowanej i powszechnej historii ludzkości, tak jak występowanie cyklów w biznesie nie wyklu­ cza długofalowego wzrostu gospodarczego. Równie imponujące jak wzrost ilościowy jest wyjście demokracji poza przyczółek europejski i północnoamerykański, na rozległe obszary świata, które mają odmienne tradycje polityczne, religijne i kulturowe. Niegdyś powiedziano o tradycji i mentalności iberyjskiej, iż jest „auto­ rytarna, patrymonialna, katolicka, hierarchiczna społecznie, koteryjna i semifeudalna do szpiku kości”14. Dostosowywanie Hiszpanii, Portu­ galii i innych krajów Ameryki Łacińskiej do standardów Zachodu spo­ 13. Przecież Ateńczycy dopuścili do skazania wielu znanych obywateli, w tym Sokra­ tesa za to, że korzystał ze swobody wypowiedzi i źle wpływał na młodzież. 14. Howard Wiarda, Toward a Framework for the Study of Political Change in the Ibero-Latin Tradition, „World Politics", t. 25, styczeń 1973, s. 106-135.

106

ŚWIATOWA REWOLUCJA LIBERALNA

tykało się z oskarżeniem o „etnocentryzm”15. Jednak ludność iberyjska sama dostosowała się do uniwersalnych standardów uprawnień. W po­ łowie lat siedemdziesiątych Hiszpania i Portugalia stopniowo stały się stabilnymi demokracjami i mocno związały się ze zintegrowaną go­ spodarczo Europą. Dokładnie te same standardy zostały uznane przez narody latynoamerykańskie, wschodnioeuropejskie, azjatyckie i wiele innych. Zwycięstwo demokracji na diametralnie różnych obszarach kulturowych i wśród rozmaitych ludów świadczy o tym, że fundamen­ talne zasady wolności i równości nie są czymś przypadkowym ani prze­ sądem wynikającym z europejskiego etnocentryzmu, lecz odkryciami na temat natury człowieka, których prawdziwość rośnie, a nie maleje, gdy punkt widzenia staje się bardziej kosmopolityczny. Pytanie, czy jest coś takiego jak historia powszechna ludzkości, zawierająca doświadczenia wszystkich ludów i czasów, nie jest nowe; w istocie jest bardzo stare, a niedawne wydarzenia wymagają, byśmy je znowu postawili. Najpoważniejsze systematyczne próby napisa­ nia historii powszechnej od początku uznano za główny problem historii rozumianej jako rozwój wolności. Historia nie jest ślepym nagromadzeniem faktów, lecz sensowną całością, w której powsta­ wały i upadały rozmaite wizje sprawiedliwego porządku społeczno-politycznego. Jeśli zatem obecnie znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że nie możemy wyobrazić sobie świata radykalnie różnego od naszego, a zarazem jakościowo doskonalszego, warto rozważyć hipotezę, że historia zbliża się do kresu. Druga część książki poświęcona została pytaniu, czy w końcu xx wieku powinniśmy otrząsnąć się z nabytego pesymizmu oraz po­ nownemu rozważeniu kwestii, czy da się napisać historię powszech­ ną ludzkości.

15. Tenże, The Ethnocentrism of the Social Science [sic]: Implications for Research and Policy, „Review of Politics”, t. 43, nr 2, kwiecień 1981, s. 163-197.

Część II

Wiek starczy ludzkości

Rozdział 5

Idea historii powszechnej

Tak rozległych kręgów historia nigdy przedtem nie zata­ czała, nawet w marzeniach; albowiem teraz dzieje ludz­ kości są tylko przedłużeniem dziejów zwierząt i roślin; ba, w największych głębinach morza historyk-uniwersalista gotów jeszcze odnajdywać ślady samego siebie, w postaci ożywionego szlamu; kolosalna droga, jaką przebył człowiek, zdaje się zdumiewającym cudem, ale o zawrót głowy przy­ prawia dopiero cud jeszcze bardziej zdumiewający - no­ woczesny człowiek, który tę drogę potrafi ogarnąć spojrze­ niem. Stoi wyniośle i dumnie na piramidzie procesu świata: kładąc u jej szczytu wieńczący kamień swej wiedzy, zdaje się wykrzykiwać posłusznej naturze wokół siebie: „jesteśmy u celu, jesteśmy celem, jesteśmy skończoną i doskonałą na■ »» turą . FRYDERYK NIETZSCHE,

O pożytkach i szkodliwości historii dla życia1

Historia powszechna ludzkości nie jest tym samym co historia wszech­ świata. Nie stanowi też encyklopedycznego katalogu wszystkiego, co wiadomo na temat ludzkości. Jest natomiast próbą znalezieniai.

i. Fryderyk Nietzsche, O pożytkach i szkodliwości historii dla życia, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, w: tenże, Niewczesne rozważania, Znak, Kraków 1996, s. 148.

III

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

sensownego schematu w ogólnym rozwoju ludzkich społeczeństw2. Wysiłek konstruowania historii powszechnej nie jest popularny wśród wszystkich ludów i kultur. Wprawdzie tradycja filozoficzna i historycz­ na Zachodu zaczyna się w antycznej Grecji, ale greccy myśliciele nie przedsięwzięli takiego projektu. Platon w Państwie mówi o naturalnym cyklu ustrojów, podczas gdy Arystoteles w Polityce omawia przyczyny rewolucji i opisuje, jak jeden ustrój ustępuje drugiemu3. Arystoteles sądził, iż żaden ustrój w pełni nie zadowala człowieka. Stan niespeł­ nienia prowadzi do zastępowania jednego ustroju drugim w niekoń­ czącym się cyklu. Demokracja nie zajmuje wyróżnionej pozycji w tej rotacji ustrojów - czy to pod wzglądem jakości, czy trwałości. Obaj filozofowie podzielali przekonanie, że demokracja często prowadzi do tyranii. Ponadto Arystoteles nie zakładał ciągłości historii. Koło­ wrót ustrojów jest osadzony w większym cyklu natury, gdzie wielkie katastrofy, na przykład powodzie, periodycznie niszczą społeczeństwa wraz z ich pamięcią zbiorową, co zmusza człowieka do rozpoczęcia historycznego procesu od nowa4. Słowem, grecka wizja historii nie była linearna, ale cykliczna. Pierwsze rzeczywiście powszechne historie w zachodniej trady­ cji stworzyli chrześcijanie5. Grecy i Rzymianie pierwsi napisali dzieła historyczne o znanym świecie, ale dopiero chrześcijanie wprowadzili koncepcję równości wszystkich ludzi wobec Boga, która pociągnęła za sobą przekonanie o wspólnym przeznaczeniu wszystkich ludzi. Chrześcijańskiego historyka, takiego jak św. Augustyn, nie interesowa­ ły szczegółowe historie Greków czy Żydów, lecz odkupienie człowieka 2. Herodot, zwany „ojcem historii”, napisał właśnie taki encyklopedyczny przewod­ nik po społeczeństwach greckich i barbarzyńskich, lecz nie wprowadził wspólnego wątku, który byłby widoczny dla niewtajemniczonego historyka. 3. Por. Państwo, księga vii, 543C-569C; Polityka, księga vin, yoia-rçiôb. 4. Por. uwagi na ten temat w: Leo Strauss, Thoughts on Machiavelli, Free Press, Glencoe, Illinois, 1958, s. 299. 5. Por. dwa różne ujęcia dziejów historiozofii w: John Bagnell Bury, The Idea ofPro­ gress, Macmillan, New York 1932; Robert Nisbet, Social Change and History, Oxford University Press, Oxford 1969.

112

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

w ogóle, będące realizacją woli Boga w świecie. Wszystkie ludy są nieja­ ko gałęziami wielkiego drzewa ludzkości, którego los objęty został pla­ nem Boskim. Chrześcijaństwo wprowadziło ponadto pojęcie historii jako procesu ograniczonego w czasie, zainaugurowanego stworzeniem świata, a kończącego się aktem zbawienia6. Koniec ziemskich dziejów naznaczy dzień sądu, po czym otworzą się bramy niebios, a nasz świat wraz z historią przestanie istnieć. Pojęcie „koniec historii”, obecne w doktrynie chrześcijańskiej, stało się istotnym elementem wszystkich wizji historii powszechnej. Poszczególne wydarzenia nabierają sensu tylko w kontekście większego celu, którego osiągnięcie kończy dzieje. Istnienie ostatecznego celu sprawia, że poszczególne zdarzenia są po­ tencjalnie zrozumiałe. Renesansowemu zainteresowaniu starożytnością towarzyszyło wprowadzenie horyzontu historycznego, w myśli starożytnych nieobec­ nego. Metafora porównująca historię ludzkości do dziejów jednostki oraz przekonanie o tym, że człowiek nowożytny wznosi swą budowlę na osiągnięciach starożytnych i żyje w „wieku starczym ludzkości” - to idee wyrażone przez wielu autorów tamtego okresu, między innymi przez Pascala7. Najważniejsze wczesne próby ujęcia historii powszech­ nej powstawały jednak w ścisłym związku z opracowaną w xvi wieku metodą naukową. Kojarzona z nazwiskami Galileusza, Bacona i Kartezjusza metoda ta zakładała, że można zdobyć, poznać i opanować wie­ dzę o naturze, która z kolei podlega zespołowi spójnych i powszech­ nych praw. Wiedza o nich jest nie tylko dostępna umysłowi człowieka, ale ma także charakter kumulatywny, to znaczy kolejne generacje przej­ mują wiedzę i doświadczenie poprzedników. Nowożytna koncepcja

6. Chrześcijański system datowania według narodzin Chrystusa pochodzi z pracy historyka chrześcijańskiego z vn wieku Izydora z Sewilli. Por. Robert George Collingwood, Tbe Idea ofHistory, Oxford University Press, New York 1956, s. 49,51. 7. Do innych wczesnonowożytnych prób napisania historii powszechnej należą dzie­ ła Jeana Bodina i Louisa Le Roya De la vicissitude ou varie'te des choses en iunivers oraz sto lat późniejsza praca Bossueta Discours sur l’histoire universelle, F. Didot, Paris 1852. Por. też Bury (1932), s. 37-47.

II3

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

postępu, wynikająca z sukcesu nauk przyrodniczych, pozwoliła Fran­ cisowi Baconowi uznać wyższość nowożytnych nad starożytnymi na podstawie takich wynalazków jak busola, prasa drukarska i proch strzelniczy. Bernard Le Bovier de Fontenelle w roku 1688 najjaśniej wyraził postęp jako proces kumulatywnyi nieskończony: Dobrze wyrobiony umysł zawiera w sobie, by tak rzec, wszystkie umysły

wieków minionych, jest jakby jednym umysłem, który nieustannie rozwija się i wzbogaca [...] zmuszony jestem wyznać, iż ludzkość, o której mówi­

my, nigdy nie postarzeje się. Zawsze będzie zdolna czynić to, co czyniła

w swej młodości, a nawet znacznie więcej. Należy zatem odrzucić alegorię upadku - człowiek nigdy nie zdegeneruje się, a rozwój i wzrost jego wie­

dzy nie będzie miał granic89 .

Postęp zarysowany przez Fontenelle’a dotyczył głównie dziedziny wiedzy naukowej - autor nie zbudował teorii postępu społecznego i poli­ tycznego. Ojcem nowożytnego pojęcia postępu społecznego był Machia­ velli, który zaproponował uwolnienie polityki od moralnych ograniczeń klasycznej filozofii oraz chciał, by człowiek przezwyciężył los. Inne teorie postępu stworzyli autorzy oświeceniowi, tacy jak Wolter, francuscy ency­ klopedyści, ekonomista Turgot oraz jego przyjaciel i biograf Condorcet. Ten ostatni w dziele zatytułowanym Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje postulował istnienie dziesięciu faz historii powszechnej z ostatnią epoką - mającą dopiero nadejść - scharakteryzowaną jako cza­ sy równości szans, wolności, racjonalności, demokracji i powszechnego wykształcenia’. Condorcet, podobnie jak Fontenelle, nie widział granic doskonalenia się człowieka i sugerował tym samym możliwość nastania jakiejś niezrozumiałej jeszcze, jedenastej fazy dziejów. Najpoważniejsze próby stworzenia historii powszechnej poczynili filozofowie niemieccy o orientacji idealistycznej. Ideę wysunął wielki

8. Cyt. za Nisbet (1969), s. 104. Por. Bury (1932), s. 104-111. 9. Nisbet (1969), s. 120-121.

II4

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

myśliciel Immanuel Kant w eseju z 1784 roku zatytułowanym Pomysły do ujęcia historii powzechnej w aspekcie światowym. Ta zaledwie szesnastostronicowa praca określiła punkty odniesienia dla wszystkich póź­ niejszych prób stworzenia historii powszechnej1011 . Kant świadom był faktu, iż owa przypominająca „pełen sprzecz­ ności bieg spraw ludzkich” i niezdradzająca żadnego sensu historia wydaje się ciągłym pasmem wojen i okrucieństw. Wątpił jednako­ woż w adekwatność punktu widzenia jednostki, której dzieje jawią się jako bezsensowny chaos, i poszukiwał oznak postępowej ewolucji od dawna powoli torującej sobie drogę. Zwrócił szczególnie uwagę na rozwój ludzkiego rozumu. Żadna jednostka nie jest zdolna odkryć wszystkich matematycznych praw, ale kumulatywny charakter wiedzy matematycznej pozwala każdej kolejnej generacji budować na osiąg­ nięciach poprzedników11. Kant uważał, że istnieje finał dziejów w postaci ostatecznego celu, zawartego w ludzkiej potencjalności i czyniącego zrozumiałym cały bieg zdarzeń historycznych. Cel oznacza spełnienie ludzkiej wolno­ ści, gdyż: „Zadaniem największym, które stoi przed rodem ludzkim i do rozwiązywania którego zmusza go przyroda, jest zrealizowanie społeczeństwa obywatelskiego [...] powszechnie rządzącego się pra­ wem”. Osiągnięcie, a następnie rozprzestrzenienie się na cały świat sprawiedliwego ładu obywatelskiego może stanowić kryterium rozu­ mienia postępu. Zarazem za pomocą tego kryterium jesteśmy zdolni podjąć niezwykły wysiłek intelektualny zmierzający do oddzielenia ciągu zdarzeń istotnych od tego, co jest surowcem historii, nieupo­ rządkowaną masą faktów. Historię powszechną interesuje odpowiedź na pytanie, czy istnieją wystarczające przesłanki do uznania, że, biorąc pod uwagę całość dziejów powszechnych, następuje postęp ludzkości 10. Omówienie eseju Kanta znajduje się w: Collingwood (1956), s. 98-103; William Galston, Kant and the Problem ofHistory, University of Chicago Press, Chicago 1975, szczególnie s. 205-268. 11. Immanuel Kant, Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, w: Ta­ deusz Kroński, Kant, Wiedza Powszechna, Warszawa 1966, s. 174-193.

115

KONIEC HISTORII I OSTATNI C2ŁOWIEK

zmierzający w kierunku rządów republikańskich, czyli tego, co obecnie nazywamy liberalną demokracją12. Myśliciel z Królewca ogólnie naszkicował także mechanizm popy­ chający ludzkość ku wyższej formie racjonalności reprezentowanej przez instytucje liberalne. Nie jest tym mechanizmem rozum, ale jego przeciwieństwo: egoistyczne konflikty wywoływane przez „nietowarzyską towarzyskość człowieka”. Nakazuje ona ludziom, by porzucili stan wojny wszystkich ze wszystkimi i połączyli się w społeczeństwach obywatelskich, po czym rozwijali sztuki i nauki tak, aby społeczeństwa owe współzawodniczyły ze sobą. Właśnie współzawodnictwo, pycha, pragnienie dominacji i władzy są odpowiedzialne za postęp społeczny i zapewniają aktualizację potencjalności „nieobecnych w życiu arkadyj­ skiego pasterza”. Rozprawka Kanta sama w sobie nie ustanowiła schematu histo­ rii powszechnej. Napisane, kiedy Kant miał szesnaście lat, Pomysły do ujęcia historii... wskazywały na konieczność przyjścia jakiegoś nowego Keplera czy Newtona historii, który wyjaśni uniwersalne prawa rzą­ dzące ewolucją człowieka. Kant podkreślał, że geniusz piszący taką historię musi mieć najwyższe kwalifikacje zarówno filozofa, gdyż zada­ niem jego będzie wyłowienie zdarzeń rzeczywiście istotnych, jak i hi­ storyka - winien przecież zbadać i ująć w jedną sensowną całość dzieje wszystkich ludów i czasów. Jeżeli będziemy badać wpływ Grecji na powstanie, a następnie na degenerację organizacji państwowej narodu rzymskiego, który połknął Grecję, i dalej będziemy śledzić, aż do naszych czasów, wpływ Rzymu na barbarzyńców, którzy z kolei znisz­ czyli Rzym - dołączając do tego jako epizody historię polityczną innych narodów, w miarę jak ją poznajemy poprzez kontakty, które miały z nimi narody oświecone - wówczas odkryjemy w naszej części świata (która prawdopodobnie kiedyś nada prawa wszystkim innym częściom) prawidłowo postępujące naprzód doskonalenie się ustrojów państwowych”. Jest to opowieść o obaleniu kolejnych cywilizacji, które 12. Tamże, s. 180.

Il6

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

jednak przejmują po sobie w spadku pewne osiągnięcia i torują dro­ gę do wyższego poziomu życia. Kant skromnie orzekł, że napisanie takiego dzieła przekracza jego możliwości, ale stworzenie historii po­ wszechnej z pewnością przyspieszy nadejście powszechnego ładu re­ publikańskiego i da człowiekowi jasną wizję przyszłości13. Pomysł napisania historii powszechnej, pracy łączącej filozoficz­ ną gruntowność z mistrzowską erudycją dziejopisarstwa naukowego, dostał w spadku następca Kanta - Georg Wilhelm Friedrich Hegel. Już następne pokolenie po śmierci Kanta otrzymało gotowe dzieło. W świecie anglosaskim Hegel nie cieszył się nigdy dobrą opinią. Oskar­ żano go o apologizowanie pruskiej reakcji, nazywano poprzednikiem xx-wiecznych totalitarystów oraz uważano, co z angielskiej perspek­ tywy jest zarzuteih najcięższym, za trudnego w odbiorze metafizyka14. Pełne uprzedzeń i nieuzasadnione ataki spowodowały, że niewystar­ czająco doceniono doniosłość Hegla jako filozofa konstytutywnego 13. Tamże, s. 191. 14. Ogromna liczba błędnych interpretacji Hegla istnieje w tradycji empirycznej i po­ zytywistycznej. Por. na przykład następujące cytaty: Jeśli zaś chodzi o samego Hegla, nie wydaje mi się, by był człowiekiem utalentowanym. Jako pi­ sarz był po prostu niestrawny. Nawet jego najgorliwsi apologeci przyznają, że posługuje się stylem

»bezdyskusyjnie skandalicznym”. Co się zaś tyczy treści jego pism, to przewyższa innych wyłącznie uderzającym brakiem oryginalności [...] podporządkował te pożyteczne [chodzi o »zapożyczone” myśli - przyp. tłum.] myśli i metody jednemu celowi: walce z otwartym społeczeństwem, a więc służbie swemu pracodawcy, Fryderykowi Wilhelmowi Pruskiemu [...]. I cała historia Hegla nie zasługiwałaby w ogóle na opowiadanie, gdyby nie jej poważne konsekwencje, które pokazują, jak

łatwo błazen może stać się »twórcą historii” (Karl Popper, Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie, przeł. Halina Krahelska, pwn, Warszawa 1993). Z jego metafizyki wynika, że prawdziwa wolność wyraża się w posłuszeństwie arbitralnej władzy, że wol­

ność słowa jest dem, że państwo pruskie jest najlepszą instytucją jego czasów, i wreszcie, że międzyna­ rodowa organizacja służąca do pokojowego rozstrzygania sporów nie jest dobrym pomysłem (Bertrand Russell, Szkice sceptyczne, przeł. Aurelia Kurlandzka, Książka i Wiedza, Warszawa 1957).

Ataki na Hegla jako myśliciela rzekomo niechętnego liberalizmowi kontynuuje Paul Hirst: Żaden uważny czytelnik Zasadfilozofii prawa nie weźmie Hegla za liberała. Jego teoria polityczna to wiga pruskiego konserwatysty, który jest zdania, że reformy przeprowadzone po klęsce pod Jeną

w 1806 roku poszły wystarczająco daleko (Endism, „London Review of Books”, 23 listopada 1989).

n7

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

dla nowożytności. Niezależnie od tego, czy czujemy się jego dłużni­ kami czy nie, pozostaje faktem, że Heglowi zawdzięczamy najbardziej fundamentalne cechy nowożytnej umysłowości. Zdumiewa stopień, w jakim Hegel spełnił - zarówno w formie, jak i w treści — wszystkie Kaniowskie postulaty dotyczące historii powszech­ nej15. Hegel, podobnie jak Kant, określił cel pisania historii powszechnej, mówiąc, że „są one przedstawieniem ducha w jego sposobie wypraco­ wania w sobie świadomości tego, czym jest sam w sobie”16. Poszukiwał sposobu wyjaśnienia „dobra” spełniającego się w różnych państwach i cywilizacjach, a także badał przyczyny ich ostatecznych klęsk i ścieżki, jakimi „zarodki oświecenia” przenikały ponad upadającymi cywilizacja­ mi, budując coraz wyższe fazy rozwoju. Hegel podzielał przekonanie Kanta, wyrażone w koncepcji „nietowarzyskiej towarzyskości”, że po­ stęp w historii nie wynika z ciągłego rozwoju rozumu, ale jest następ­ stwem zmagania się ślepych i potężnych namiętności odpowiedzialnych za konflikty, rewolucje i wojny. Procesy te opisał w słynnej doktrynie „chytrości rozumu”. Historia odbywa się na planie bezustannych sporów, gdzie systemy myśli, jak również systemy polityczne, wchodzą z sobą w konflikty i upadają powalone wewnętrznymi sprzecznościami. Potem zastępowane zostają przez inne, mniej wewnętrznie sprzeczne i dlatego doskonalsze, które z kolei dają początek nowym sprzecznościom - i oto mamy heglowską dialektykę. Autor Wykładów zfilozofii dziejów pierw­ szy spośród filozofów europejskich poważnie potraktował „historie na­ rodowe” krajów pozaeuropejskich, takich jak Indie i Chiny, wprowadza­ jąc te wątki do schematów światowych. Zgodnie z postulatem Kanta uznał, że istnieje jeden cel procesu historycznego, a jest nim realizacja wolności: „Historia świata to postęp świadomości i wolności”. Wyłania­ nie się historii powszechnej utożsamiał ze wzrostem równości w pojmo­ waniu wolności i wyraził w epigramacie głoszącym, „że ludy Wschodu

15. Opisuje ten problem Galston (1975), s. 261. 16. Georg W.F. Hegel, Wykłady z filozofii dziejów, przeł. Janusz Grabowski, Adam Landman, pwn, Warszawa 1958, s. 27.

118

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

wiedziały tylko, iż jeden człowiek jest wolny, świat Grecji i Rzymu, że niektórzy ludzie są wolni, my natomiast wiemy, iż wolni są wszyscy lu­ dzie sami w sobie, to znaczy, że wolny jest człowiek jako człowiek"17. Urzeczywistnieniem ludzkiej wolności jest nowożytne państwo kon­ stytucyjne, czyli to, co my nazywamy liberalną demokracją. Historia powszechna oznacza tylko i wyłącznie postęp ku pełnej racjonalności i samoświadomości tego, w jaki sposób racjonalność wyraża się w libe­ ralnym samostanowieniu. Często oskarżano Hegla o bałwochwalczy stosunek do państwa i jego władzy oraz wrogość wobec liberalizmu i demokracji. Wyczerpu­ jąca analiza tego problemu wykracza poza zakres tej książki18. Wystar­ czy powiedzieć, że Hegel był filozofem wolności, który właśnie w jej wcieleniu w konkretne instytucje polityczne i społeczne widział kulmi­ nację procesu dziejowego. Zamiast jako piewcę państwa Hegla można równie dobrze postrzegać jako obrońcę społeczeństwa obywatelskie­ go, filozofa uznającego zasadność utrzymywania ogromnej sfery dzia­ łalności ekonomicznej i politycznej obywateli poza kontrolą państwa. Z pewnością w ten właśnie sposób interpretował Hegla Marks i dlate­ go atakował go jako zwolennika burżuazji. 17. Tamże, s. 29. 18. Solidną interpretację i krytykę stereotypu Hegla jako autorytarysty odnajdzie czytel­ nik w: Shlomo Avineri, Hegel’s Theory ofModem State, Cambridge University Press, Cambridge 1972; Steven B. Smith, What Is Right in Hegel's .Philosophy of Right?’, „American Political Science Review”, t. 83,1,1989b, s. 3-18. Jeden z przykładów nie­ zrozumienia Hegla związany jest z jego rzekomym poparciem dla monarchii. Otóż w paragrafach 275-286 Zasadfilozofii prawa autor przedstawia koncepcję władzy zbli­ żoną do obecnie funkcjonującej jako monarchia konstytucyjna, co było ezoteryczną krytyką państwa pruskiego. Prawdą jest, że Hegel był przeciwnikiem bezpośrednich wyborów powszechnych i opowiadał się za stanowym podziałem społeczeństwa. Poglądy te jednak nie wyrastają z opozycji wobec suwerenności ludu per se. Korporacjonizm Heglowski można porównać do koncepcji „sztuki stowarzyszania się” Tocqueville’a: w wielkim nowoczesnym państwie aktywność polityczna obywateli, aby była skuteczna i sensowna, musi odbywać się za pośrednictwem wielu mniej­ szych organizacji i stowarzyszeń. Należenie do stanu nie jest funkcją urodzenia, lecz zawodu, a wstęp do niego stoi otworem dla każdego. Na temat rzekomej gloryfikacji wojny przez Hegla por. Francis Fukuyama, Ostatni człowiek, rozdz. 30.

119

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Wokół Heglowskiej dialektyki nagromadziło się wiele nieporo­ zumień. Współpracownik Marksa Fryderyk Engels uznał dialektykę za „metodę”, którą można wyodrębnić i traktować niezależnie od za­ wartości systemu. Inni z kolei widzieli w niej narzędzie metafizycz­ ne, które pozwala wyprowadzić historię człowieka a priori czy też z pierwszych zasad logicznych, niezależnie od faktów empirycznych. Tego typu podejścia są nie do utrzymania, zważywszy na historyczne prace Hegla, w których ważną rolę odgrywają przypadek historycz­ ny oraz zjawiska nieprzewidywalne”. Dialektyka Hegla zbliżona jest do swego platońskiego poprzednika, sokratejskiego dialogu, kiedy to dwie osoby rozmawiają na jakiś ważny temat, taki jak natura dobra czy sprawiedliwość. Dyskusje te oparte są na zasadzie sprzeczności: zwycięża interlokutor prezentujący stanowisko mniej wewnętrznie sprzeczne, a jeśli obaj rozmówcy nie są wolni od sprzeczności, wówczas powstaje stanowisko trzecie, wolne od błędów dwóch poprzedników. Stanowisko trzecie może mieć także swoje, początkowo niewidoczne, sprzeczności prowadzące do nowej dyskusji i wyłonienia nowego sporu. Według Hegla dialektyka zachodzi nie tylko podczas filozoficznego dyskursu, ale także pomiędzy społeczeństwami lub - jak powiedzieliby współcześni przedstawiciele nauk społecznych - pomiędzy systemami społeczno-ekonomicznymi. Dopuszczalne jest zdefiniowanie dziejów jako dialogu społeczeństw, w którym przegrywają strony bardziej ob­ ciążone wewnętrznymi sprzecznościami, a wygrywają zdolne do poko­ nania tych sprzeczności. Cesarstwo Rzymskie upadło, ponieważ usta­ nowiło powszechną równość obywateli wobec prawa, lecz nie uznawało uprawnień ani immanentnej godności człowieka19 20. Z kolei w świecie chrześcijańskim istniały inne sprzeczności. Klasycznym przykładem jest średniowieczne miasto, chroniące swych kupców i rzemieślników, którzy stanowili zalążek kapitalistycznej gospodarki. Skuteczność eko­ 19. Por. pracę autora kładącego nacisk na niedeterministyczny aspekt myśli Hegla: Terry Pinkard, Hegels Dialectic: The Explanation of Possibility, Tempie University Press, Philadelphia 1988. 20. Hegel (1958), t. n, s. 150-165.

120

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

nomiczna tych grup odsłoniła bezsens moralnych ograniczeń produk­ tywności gospodarczej, po czym spowodowała zniesienie porządku średniowiecznego miasta, które te grupy stworzyło. Na tle wcześniejszych twórców historii powszechnej, takich jak Fontenelle czy Condorcet, Hegla wyróżniała głębia filozoficznych uzasadnień pojęć natura, wolność, dzieje, prawda i rozum. Przed nim pisali na temat dziejów inni filozofowie, ale to on stal się pierwszym filozofem historycyzmu, filozofem utrzymującym, że prawda jest zrelatywizowana względem historii21. Ludzka świadomość jest ograniczana przez otoczenie społeczno-kulturowe, czy, jak my to mówimy, przez swój „czas”. Myśl, nieza­ leżnie od tego, czy powstała w głowie zwykłego człowieka czy wiel­ kiego filozofa lub naukowca, nie jest nigdy „absolutnie i obiektywnie” prawdziwa, zawsze pozostaje zrelatywizowana względem horyzontu historyczno-kulturowego, w którym żyła dana osoba. Dzieje człowie­ ka należy postrzegać nie w kategoriach następowania po sobie różnych cywilizacji wraz z odpowiednimi poziomami rozwoju materialnego, ale jako sukcesję różnych form świadomości. Zmieniającą się w cza­ sie świadomość współtworzą najbardziej podstawowe przekonania na temat dobra i zła, tego, co daje szczęście, wierzeń religijnych, a nawet sposobów postrzegania świata. A ponieważ przekonania te były wza­ jemnie sprzeczne, to musiały być błędne, czyli stanowiły „fałszywą świa­ domość”, którą demaskowały następne epoki. Wielkich światowych religii nie należy, zdaniem Hegla, oceniać z punktu widzenia klasycznej definicji prawdy - są one ideologiami wyrosłymi z potrzeb ludzi danego czasu dziejowego. Chrześcijaństwo, na przykład, było ideologią stworzoną na gruncie systemu niewolniczego. Proklamując powszechną równość, służyło interesom niewolników zmierzających do wyzwolenia. 21. „Historycyzm” w opisywanym przez nas sensie należy odróżnić od „historycyzmu" z dzieła Karla Poppera N(dza historycyzmu. Z typowym dla swego pisarstwa brakiem intuicji Popper określa historycyzm jako przekonanie o tym, że można przewidy­ wać przyszłość. Historycystami byli, zdaniem Poppera, właśnie filozofowie wierzący w istnienie niezmiennego ładu ludzkiej natury, tacy jak Platon i Hegel.

121

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Trudno dziś dostrzec radykalność Heglowskiego historycyzmu, gdyż obecnie jest on ważną częścią horyzontu intelektualnego na­ szej epoki. Przyjmujemy, że myśl jest historycznie „perspektywistyczna”, pobłażliwie traktujemy wszystkie „przestarzałe” sposoby myśle­ nia. Historycyzm jest implicite w postawie współczesnej f e m i n i s t k i, widzącej dziwaczny przeżytek wieków minionych w tym, co jej matka rozumie jako przywiązanie do rodziny i domu. Przejęte od przodków i dobrowolne podporządkowanie się zdominowanej przez mężczyzn kulturze mogło być „w jej czasach” słuszne i nawet przyno­ sić matce szczęście, ale obecnie stanowi formę „fałszywej świadomości”. Historycyzm obecny jest także implicite w poglądach czarnych, którzy sądzą, że biały nie może zrozumieć, co to znaczy być czarnym. Wprawdzie świadomość białych i czarnych występuje w tej samej epoce, ale przecież grupy te są sobie obce z powodu odmiennych horyzontów kulturowych i przebytych doświadczeń historycznych, a porozumienie ponad tymi różnicami ma charakter szczątkowy. Radykalizm Heglowskiego historycyzmu jest widoczny w samej koncepcji człowieka. W zasadzie wszyscy przedheglowscy filozofowie, z wyjątkiem jednego, wierzyli w istnienie „natury człowieka” pojmo­ wanej jako istność zawierająca mniej lub bardziej niezmienny zestaw cech - namiętności, pożądań, zdolności, cnót - i decydującej o na­ szej tożsamości gatunkowej22. Choć indywidualne osoby różnią się pomiędzy sobą, natura człowieka, w swej istocie, pozostaje ta sama i niezmienna, niezależnie od tego, czy jest on chińskim chłopem czy współczesnym europejskim związkowcem. Ten pogląd filozoficzny znalazł wyraz w popularnym frazesie o „niezmiennej naturze człowie­ ka”, zwykle używanym przy opisie mniej sympatycznych cech czło­ wieka, takich jak chciwość, lubieżność czy okrucieństwo. Hegel nie zaprzeczał istnieniu wspólnych własności naturalnych, wynikających

22. Wyjątek stanowi tutaj Rousseau, którego Rozprawa o pochodzeniu i podstawach nie­ równości między ludźmi stanowi historyczny opis rozwoju zmieniającego się w cza­ sie człowieka.

122

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

z cielesnej potrzeby odżywiania czy snu, zarazem jednak twierdził, że najważniejsze cechy człowieka są niezdeterminowane i dlatego może on stwarzać swą własną naturę23.

Natura ludzkich pragnień nie jest, zdaniem Hegla, dana raz na zawsze, ale zmienia swe oblicze wraz z epokami i kulturami24. Przyj­ rzyjmy się na przykład współczesnemu Amerykaninowi, Francuzowi lub Japończykowi. Większość energii zużywa on na pogoń za rzecza­ mi - specjalnym samochodem, sportowymi butami, sukienką od znane­ go projektanta, statusem społecznym, mieszkaniem w prestiżowej dziel­ nicy, szkołą lub pracą. Większość tych rzeczy w przeszłości nawet nie istniała i dlatego nie mogła być obiektem pragnienia. Także współczesny mieszkaniec ubogiego kraju Trzeciego Świata większość czasu poświęca na zdobywanie dóbr najbardziej potrzebnych do życia. Konsumeryzm i marketing odwołują się do potrzeb wytworzonych przez czło­ wieka, które otwierają z kolei drogę następnym25. Nasze obecne potrzeby są uwarunkowane otoczeniem społecznym, będącym podsumowaniem całej historycznej przeszłości. Specyficzne potrzeby są zaś tylko jednym z aspektów „natury człowieka”; pamiętać winniśmy przecież, że stosunki pomiędzy samymi potrzebami a innymi częściami charakteru ludzkiego także w dziejach ewoluowały. Heglowska historia powszechna, oprócz

23. Oznacza to między innymi, że istoty ludzkie nie są w pełni podporządkowane rządzącym naturą prawom fizycznym. Większość stanowisk we współczesnych na­ ukach społecznych opiera się na założeniu przeciwnym: człowiek stanowi fragment natury i dlatego jego sprawy winny być studiowane w sposób zbliżony do stosowa­ nego w naukach przyrodniczych. Prawdopodobnie z tego powodu nauki społeczne mają kłopoty z uzyskaniem rangi powszechnie uznawanej „nauki”. 24. Por. Heglowską analizę zmienności natury potrzeb w paragrafach 190-195 Zasad filozofii prawa. 25. Hegel pisał o konsumpcjonizmie: „To, co Anglicy nazywają comfortable.fiit czymś zgoła niewyczerpalnym i ciągnącym się w nieskończoność, gdyż każda wygoda ukazuje z kolei swoją niewygodę i wynalazkom w tej dziedzinie nie ma końca. Dlatego też potrzeba wytwarzana bywa nie tyle przez tych, którzy bezpośrednio ją odczuwają, i 1 e raczej przez tych, którzy na wytworzeniu się potrzeby chcieliby coś zarobić” {.Zasadyfilozofii prawa, uzupełnienie do paragrafu 191, s. 400, podkreślenie autora).

123

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

postępu wiedzy i instytucji, poddaje także badaniom zmianę natury ludzkiej. Ta bowiem, pozbawiona sztywnej struktury, nie jest dana na zawsze, ale s t a j e się czymś innym, niż była kiedyś. Hegel, w przeciwieństwie do Fontenellea i późniejszych, bardziej radykalnych przedstawicieli historycyzmu, sądził, że proces historyczny nie będzie rozwijać się w nieskończoność, lecz dobiegnie końca, kiedy wolne społeczeństwo zaistnieje w świecie rzeczywistym. Nastąpi wów­ czas koniec historii. Nie zatrzyma to jednak normalnego biegu rzeczy, narodzin, śmierci, społecznych oddziaływań czy rozwoju wiedzy o świecie. Hegel definiował historię jako postęp człowieka ku wyższym poziomom racjonalności i wolności. Proces ten osiągnie swój logiczny kres, kiedy osiągnięta zostanie absolutna samowiedza, która, jak wie­ rzył, urzeczywistniona została w jego systemie filozoficznym, tak jak wolność znalazła ucieleśnienie w liberalnych państwach powstałych w Europie po rewolucji francuskiej i w Ameryce Północnej po wojnie o niepodległość. Ogłaszając, że historia dobiegła kresu po bitwie pod Jeną w 1806 roku, Hegel oczywiście nie sądził, że liberalne państwo od­ niosło triumf na całym świecie - wszak sukces nie był pewny nawet w tym małym zakątku Niemiec. Uważał, że leżące u podstaw nowo­ czesnego państwa liberalnego zasady wolności i równości zostały wtedy odkryte i zastosowane w najbardziej rozwiniętych krajach świata. Nie ma doskonalszych od liberalnych form organizacji społecznej i politycz­ nej. Innymi słowy, liberalne społeczeństwa są wolne od „sprzeczności” wewnętrznych charakteryzujących wcześniejsze formy, dlatego dopro­ wadzą dialektykę historyczną do jej punktu krańcowego. Od chwili sformułowania systemu większość ludzi nie była skłon­ na brać poważnie tezy zakładającej koniec historii wraz z nastaniem liberalnego państwa. Niemal natychmiast zaatakował Hegla inny ba­ dacz historii powszechnej - Karol Marks. Jesteśmy nieświadomi długu zaciągniętego przez nas u Hegla, ponieważ jego intelektualna spuści­ zna dotarła do nas za pośrednictwem Marksa, który dostosował duże fragmenty systemu do swoich potrzeb. Marks przejął z systemu historycyzm oraz wizję ewolucji ludzkości od prymitywnych struktur 124

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

społecznych ku złożonym i wysoko rozwiniętym. Uzupełnił to Heglow­ ską tezą o fundamentalnej dialektyczności dziejów przejawiającej się w wewnętrznych „sprzecznościach” prowadzących do wymiany struktur społecznych na doskonalsze. Podzielał wiarę w koniec historii i przewi­ dział nastanie ostatecznej formy społeczeństwa, wolnej od sprzeczności i będącej ukoronowaniem procesu dziejowego. Obu filozofów różnił obraz najdoskonalszego społeczeństwa, które zakończy historię. Liberalne państwo nie rozwiązało, zdaniem Marksa, jednej fundamentalnej sprzeczności - konfliktu klasowego pomiędzy burżuazją a proletariatem. Marks niejako obrócił historycyzm przeciw­ ko Heglowi, twierdząc, że państwo liberalne nie stanowi uniwersalizacji, gdyż zwyciężyła w nim wolność jednej tylko klasy burżuazyjnej. Alienacja, pojmowana przez Hegla jako proces rozdwojenia człowieka i utraty kon­ troli nad własnym losem, została zniesiona u kresu historii na drodze filo­ zoficznego rozpoznania wolności, możliwego do osiągnięcia w państwie liberalnym. Marks natomiast dostrzegał alienację powodowaną kapitałem, który, będąc tworem człowieka, przekształcił się w jego pana i władcę26. Biurokracja, określana przez Hegla mianem reprezentanta interesu po­ wszechnego, ucieleśniała w rzeczywistości, zdaniem Marksa, partykularne interesy części społeczeństwa obywatelskiego, jaką jest dominująca nad nim burżuazja. Filozof Hegel nie zdołał osiągnąć „absolutnej samowiedzy”, gdyż jest produktem swoich czasów, obrońcą burżuazji. Marksowski koniec historii przyjdzie wraz ze zwycięstwem proletariatu, grupy na­ prawdę reprezentującej interes powszechny, kiedy to zostanie ustanowio­ na światowa utopia komunistyczna, która położy kres walce klasowej27. Marksowska krytyka Hegla oraz społeczeństwa liberalnego jest tak dobrze znana, że nie trzeba jej przypominać. Monumentalna klęska mar­ ksizmu jako podstawy realnego społeczeństwa, jakże oczywista 140 lat po wydaniu Manifestu komunistycznego, skłania do pytania, czy Heglowska 26. Taka interpretacja Marksa stała się modna po wydaniu książki György Lukäcsa Historia i świadomość klasowa. xj. Por. Shlomo Avineri, The Social andpolitical Thought ofKarl Marx, Cambridge Uni­ versity Press, Cambridge 1971.

125

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

wersja historii powszechnej nie okazała się bardziej profetyczna i pro­ rocza. Problem ten postawił Alexandre Kojève, który w latach trzydzie stych prowadził w paryskiej Ecole Pratique des Hautes Etudes dość znane i ważne seminarium28. Jeśli Karola Marksa możemy nazwać naj­ wybitniejszym xix-wiecznym komentatorem Hegla, to Kojève grał tę samą rolę w xx wieku. Podobnie jak Marks, nie zamierzał tylko rozwijać myśli Hegla, lecz wykorzystać ją twórczo w celu skonstruowania własnej wizji nowoczesności. Raymond Aron pozostawił nam obraz wspaniałego i oryginalnego intelektu Kojève’a: [Kojeve] potrafił fascynować audytorium złożone z wątpiących i kry­ tycznie nastawionych intelektualistów. W jaki sposób? Częściowo dzięki

talentowi połączonemu z wirtuozerską dialektyką. [Sztuka słowa mówio­ nego], jaką prezentował, odzwierciedlała i wiązała zarówno przedmiot

rozważań, jak i osobowość. Przedmiot stanowiła historia świata oraz

Fenomenologia [Hegla], Ta ostatnia rzucała światło na pierwszą. Wszyst­

ko nabierało znaczenia. Nawet ci, którzy byli nieufni wobec historycz­ nej opatrzności, podejrzewając podstęp kryjący się za jej kulisami, ulegali

magii słów mistrza, a wówczas, przynajmniej na chwilę, zrozumiałość, jaką nadawał czasowi i zdarzeniom, stawała się wystarczającym dowodem ist­

nienia opatrzności historycznej29.

Trzon doktryny Kojeve’a tworzy wstępne twierdzenie, iż Hegel miał w zasadzie rację, a historia świata - niezależnie od swych zawiro28. Wykłady Kojève’a w École Pratique zostały wydane pod tytułem Introduction à la lec­

ture de Hegel (Gallimard, Paris 1947) i przełożone na język angielski jako Introduction to the Reading ofHegel (przeł. James Nichols, Basic Books, New York 1969). Wśród studentów Kojève’a znaleźli się wybitni intelektualiści, tacy jalc Raymond Queneau Jacques Lacan, Georges Bataille, Raymond Aron, Eric Weil, Georges Fessard i Maurice Merleau-Ponty. Pełną ich listę podał Michael S. Roth w pracy Knowing and History, Cornell University Press, Ithaca, New York, 1988, s. 225-227. Por. także pracę traktującą o Kojève’em: Barry Cooper, The End ofHistory: An Essay on Modern Hegelianism, University ofToronto Press, Toronto 1984. 29. Raymond Aron, Memoirs, Holmes and Meier, New York, London T990, s. 65-66.

126

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

wań, jakie miały miejsce później - zakończyła się w roku 1806. Trudno jest przedrzeć się przez warstwę ironii w dziele Kojève’a, aby odsłonić jego właściwą intencję. Jednak kiedy tego dokonamy, wówczas spoza pozornie dziwacznej konkluzji odczytamy przeświadczenie, że zasada wolności i równości - wniesiona przez rewolucję francuską i zreali­ zowana w instytucji, którą Kojève nazywał „uniwersalnym państwem homogenicznym” - tworzy końcowy etap ideologicznej ewolucji, po którym postępu już nie będzie. Kojève, rzecz jasna, wiedział o różnych krwawych wojnach i rewolucjach, jakie wydarzyły się po roku 1806, ale traktował je jako „przetasowania prowincji”30. Mówiąc inaczej - komu­ nizm nie jest czymś wyższym od liberalnej demokracji, lecz częścią tej samej fazy dziejów, w której wolność i równość zostaną ostatecz­ nie upowszechnione na całym świecie. Chociaż rewolucje bolszewicka i chińska mogą same w sobie sprawiać wrażenie wydarzeń niezwykle istotnych, to ich rzeczywistym następstwem jest rozprzestrzenienie się ustanowionej wcześniej zasady wolności i równości wśród zacofanych i zniewolonych ludów, a także skłonienie krajów rozwiniętych, aby za­ sadę ową zrealizowały w większym zakresie. Inteligencję i oryginalność Kojève’a dobrze odzwierciedla poniższy fragment: Kiedy analizuję wydarzenia współczesne oraz to, co stało się od czasu bitwy pod Jeną, pojmuję, że Hegel miał słuszność, utożsamiając Jenę z tzw. koń­

cem historii. W jej wyniku awangarda ludzkości osiągnęła swoją granicę

i cel, czyli kres historycznej ewolucji człowieka. Dzieje późniejsze nazna­ czyło rozprzestrzenienie się uniwersalnej siły rewolucyjnej, którą urzeczy­

wistnił we Francji Robespierre i Napoleon. Z autentycznie historycznego punktu widzenia dwie wojny światowe, powiązane z wieloma mniejszy­

mi i większymi rewolucjami, spowodowały przeniesienie zacofanych 30. „Co wydarzyło się szczególnego od tamtej pory [1806]? Nic szczególnego - tylko przetasowywanie prowincji. Rewolucja chińska to nic innego jak wprowadzenie Kodeksu Napoleona do Chin”. Cytat pochodzi z wywiadu z Kojève’em opublikowa­ nego w „La quinzaine littéraire”, 1-15 czerwca 1968, który cytuje: Roth (1988), s. 83.

127

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

cywilizacji w obszar bardziej rozwiniętych (aktualnie bądź potencjalnie) historycznych pozycji Europy. Jeśli sowietyzacja Rosji i komunizacja Chin wywarły większy wpływ od, na przykład, demokratyzacji cesarskich Nie­

miec (zakończonej przez Hitlera), przyznania niepodległości Togo czy

samostanowienia Papuasom, to dlatego, że sowiecko-chińska aktualizacja sił robespierrowsko-napoleońskich skłoniła postnapoleońską Europę do przyspieszonego usuwania licznych anachronicznych resztek prerewolu-

cyjnej przeszłości31.

Najpełniejsza realizacja zasad rewolucji francuskiej miała miejsce, zdaniem Kojeve’a, w powojennej Europie Zachodniej, gdzie kapita­ listyczne demokracje osiągnęły wysoki poziom materialnego dostat­ ku i politycznej stabilizacji32. Społeczeństwa te, zadowolone z siebie i samowystarczalne, usunęły wewnętrzne „sprzeczności”, po czym dostrzegły, że wielkie cele walki politycznej już nie istnieją i należy po prostu skupić się tylko na rozwoju gospodarczym. Kojeve porzucił pod koniec życia pracę wykładowcy i został urzędnikiem Wspólno­ ty Europejskiej. Koniec historii nie sprowadza się, jego zdaniem, do zaniku istotnych zmagań politycznych, oznacza także koniec filozofii. Wspólnota Europejska jest zatem odpowiednim ucieleśnieniem koń­ ca dziejów.

31. A. Kojeve, Introduction..., dz. cyt., s. 436. 32. Umieszczanie Kojeve’a wśród liberałów napotyka duże trudności, często bowiem wyrażał on swój podziw dla Stalina i w latach pięćdziesiątych nauczał, że nie ma istotnych różnic pomiędzy usa, zsrr i Chinami. Pisał na ten temat między innymi: „Amerykanie przypominają zamożnych Chińczyków i Rosjan dlatego, że ci ostatni to Amerykanie-którzy-są-jeszcze-nadal-biedni, ale szybko stają się coraz bogatsi”. Poglądy takie nie przeszkadzały mu służyć Wspólnocie Europejskiej i burżuazyjnej Francji oraz wierzyć, że „Stany Zjednoczone osiągnęły już ostatnią fazę marksi­ stowskiego «komunizmu», co oznacza w praktyce, że wszyscy członkowie «społe­ czeństwa bezklasowego» mogą obecnie poświęcić się temu, czemu chcą, i pracować tylko tyle, ile mają ochotę”. Powojenna Ameryka i Europa z pewnością zrealizo­ wała cel „walki o uznanie” w większym stopniu niż stalinowska Rosja i uczyniła liberalnego Kojeve’a bardziej wiarygodnym od prostalinowskiego. Patrz A. Kojeve, Introduction..., dz. cyt., s. 436.

128

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

Historie powszechne, opisywane w monumentalnych dziełach He­ gla i Marksa, znalazły innych, mniej udanych kontynuatorów. Druga połowa xix wieku była świadkiem powstania wielu względnie optymi­ stycznych teorii postępującej ewolucji społecznej, takich jak pozytywizm Augusta Comtea i społeczny darwinizm Herberta Spencera. W spo­ łecznej ewolucji ludzkości Spencer widział fragment większego procesu ewolucji biologicznej i uważał, że podlega ona prawom podobnym do zasady doboru naturalnego. W xx wieku narodziły się zdecydowanie mniej optymistyczne syste­ my historii powszechnej. Oswald Spengler napisał Zmierzch Zachodu, a będący pod jego wpływem Arnold Toynbee - Studium historii3. Obaj dzielili historię na dzieje odmiennych społecznych całości - „kultur” (Spengler) i „społeczeństw” (Toynbee) - którymi rządzą odrębne pra­ wa wzrostu i upadku. Autorzy ci zerwali z wizją linearnej i postępowej historii, zapoczątkowaną w pracach historyków chrześcijańskich, a roz­ winiętą w dziełach Hegla i Marksa. W pewnym sensie był to powrót do historiografii grecko-rzymskiej, opisującej losy poszczególnych ludów za pomocą cyklicznego modelu zmiany. Choć dzieła te w swoim czasie były bardzo popularne, obdarzone są wspólnym organicystycznym błę­ dem: budują analogię pomiędzy kulturą i organizmem biologicznym. Dzięki swojemu pesymizmowi Spengler pozostaje popularny - wywarł pewien wpływ na mężów stanu, takich jak Henry Kissinger - niemniej żaden z tych autorów nie osiągnął poziomu rzetelności, jaki charakte­ ryzował dzieła wielkich niemieckich poprzedników. Ostatnia istotna wersja historii powszechnej powstała po drugiej woj­ nie światowej i jest zbiorowym dziełem grupy uczonych, głównie ame­ rykańskich, zajmujących się naukami społecznymi. Prace tych autorów klasyfikowane są pod wspólnym nagłówkiem „teoria modernizacji”33 34. 33. Max Beloff, Two Historians, Arnold Toynbee and Lewis Namier, „Encounter”, t. 74, 1990, s. 51-54. 34. Nie istnieje w literaturze przedmiotu tekst, który przedstawiałby poprawną defi­ nicję i pełny wykład teorii modernizacji. Pojawiło się wiele prób opisu tej teorii. Poza pracą Daniela Lemera (The Passing ofTraditional Society, Free Press, Glencoe,

129

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

W przedmowie do angielskiego wydania Kapitału Karol Marks za­ uważył, że: „Kraj pod względem przemysłowym bardziej rozwinięty wskazuje mniej rozwiniętemu tylko obraz jego własnej przyszłości”35. Oświadczenie powyższe - niezależnie od intencji Marksa - stało się zapowiedzią teorii modernizacji. Opierając się na Marksie oraz socjolo­ gach Weberze i Durkheimie, teoria postulowała, że rozwój przemysło­ wy przebiega zgodnie z pewnym spójnym schematem postępu i w przy­ szłości ustanowi jednolite struktury społeczne i polityczne w różnych krajach i kulturach. Analiza takich krajów jak Wielka Brytania czy Sta­ ny Zjednoczone, które zindustrializowały się i zdemokratyzowały naj­ wcześniej, ujawnia powszechny model, wedle jakiego przebiegać będzie rozwój wszystkich krajów36. Max Weber pozostawił przygnębiającą i pesymistyczną wizję wzrostu racjonalizmu i sekularyzacji w ramach historycznego „postępu” ludzkości, ale powojenna teoria modernizacji nadała jego teorii optymistyczny i, chciałoby się powiedzieć, typowo amerykański kształt. Wprawdzie przedstawiciele teorii modernizacji prowadzili spory dotyczące kształtu jednolinearnej historii i istnienia

Illinois, 1958) temat ten podejmował w wielu pracach Talcott Parsons, z których na szczególną uwagę zasługuje The Structure of Social Action (McGraw-Hill, New York 1937) oraz książka napisana z Edwardem Shilsem Toward a General Theory of Action (Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1951). Skróconą wersję swoich poglądów wyraził Parsons w artykule pt. Evolutionary Universals in Society opublikowanym w „American Sociological Review” (t. 29, czerwiec 1964, s. 339—357). W tradycji tej mieści się też seria dziewięciu prac wydanych pomiędzy 1963 a 1978 rokiem przez American Social Science Research Council, którą zapocząt­ kowała książka Luciana Pye’a Communications and Political Development (Princeton University Press, Princeton, New Jersey, 1963), a zakończyło dzieło Raymonda Grew Crises ofPolitical Development in Europe and the United States (to samo wydawnictwo, 1978). Por. eseje na temat historii literatury poświęcone teorii modernizacji napisane przez Samuela Huntingtona i Gabriela Almonda, a opublikowane w: Myron Wei­ ner, Samuel Huntington (red.), Understanding Political Development, Little, Brown, Boston 1987. Zob. także: Leonard Binder, The Natural History ofDevelopment Theory, „Comparative Studies in Society and History”, t. 28,1986, s. 3—33. 35. Karol Marks, Kapital, przel. Henryk Lauer i in., Książka i Wiedza, Warszawa 1959,1.1, s-736. Por. na przykład: Lerner (1958), s. 46.

HO

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

ewentualnych alternatywnych dróg do nowoczesności, żaden jednak nie podważał kierunkowości oraz faktu końca historii w formie demokracji liberalnej. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych teoretycy moder­ nizacji wprzęgali nauki społeczne do pomocy nowo powstałym krajom Trzeciego Świata, by te rozwinęły się gospodarczo i politycznie37.

Teoria modernizacji padła ofiarą oskarżenia o etnocentryzm polegający na podnoszeniu do rangi uniwersalnej prawdy doświad­ czeń usa i Europy Zachodniej oraz zapominaniu swej własnej „historyczności”38. „Hegemonia polityczna i gospodarcza Zachodu pisał jeden z krytyków - znalazła wyraz w etnocentryzmie ośmielają­ cym się twierdzić, że Zachód zbudował jedyny słuszny model rozwoju politycznego”39. Krytyka ta sięga znacznie głębiej niż proste stwier­ dzenie o istnieniu wielu - równoważnych europejskiej i amerykań­ skiej - dróg do nowoczesności i podważa samą ideę nowoczesności. W szczególności zaś kwestionuje przekonanie o tym, że wszystkie na­ rody rzeczywiście chcą wprowadzić u siebie przejęte z Zachodu zasa­ dy liberalnej demokracji oraz że nie istnieją inne, równie wartościowe punkty wyjścia i dojścia40.

37. „Rozwój polityczny” jest pojęciem znacznie mniej zrozumiałym niż pojęcie „roz­ wój gospodarczy”, zakłada bowiem istnienie historycznej hierarchii form organiza­ cji politycznej, której punkt szczytowy, zdaniem większości amerykańskich przed­ stawicieli nauk społecznych, stanowi demokracja liberalna. 38. Standardowy podręcznik używany przez amerykańskich magistrantów (graduate students) nauk politycznych głosi, że „w amerykańskiej literaturze poświęconej rozwojowi politycznemu dominuje orientacja kładąca nacisk na pluralizm demo­ kratyczny i zmianę. Konceptualnie nieprzygotowane do analizy radykalnej zmia­ ny i fundamentalnych przekształceń systemowych amerykańskie nauki społeczne stosują strukturę normatywną, w której wartość nadrzędną stanowi stabilizacja”. James A. Bill, Robert L. Hardgrave, Jr., Comparative Politics: The Questfor a Theory, University Press of America, Lanham, Maryland, 1973, s. 75. 39. Mark Kesselman, Order or Movement? The Literature of Political Development as Ideology, „World Politics”, t. 26, nr 1, październik 1973, s. 139-154. Por. także: Ho­ ward Wiarda, The Ethnocentrism of the Social Science: Implications for Research and Policy, „Review of Politics”, t. 43, nr 2, kwiecień 1981, s. 163-197. 40. Krytykę w podobnym stylu prezentuje Joel Migdal w artykule Studying the Politics of Development and Change: The State of the Art opublikowanym w: Ada

Hl

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Oskarżenie o etnocentryzm stało się podzwonnym dla teorii moder­ nizacji. Jej zwolennicy podzielali bowiem ze swymi krytykami stanowi­ sko relatywistyczne: nie uznawali istnienia naukowych i empirycznych podstaw do uzasadnienia i obrony wartości demokracji liberalnej. Mogli tylko podkreślić, że nie mieli zamiaru być etnocentrykami41. Zrodzony przez wiek xx pesymizm przyczynił się do kompromi­ tacji idei historii powszechnej. Wykorzystanie Marksowskiej „historii” w celu usprawiedliwienia terroru w zsrr, Chinach i innych krajach komunistycznych przyczyniło się walnie do nadania temu słowu zło­ wróżbnego sensu. Uznanie historii za proces ukierunkowany, sensow­ ny i postępowy jest obce głównym trendom intelektualnym naszych czasów. Nauczający o światowej historii zgodnie z podejściem Hegla naraża się obecnie na szydercze bądź protekcjonalne uwagi ze strony tych, którzy wierzą, że zdołali uchwycić świat w jego tragicznej złożo­ ności. Nieprzypadkowo jedynymi xx-wiecznymi autorami historii po­ wszechnych, które odniosły sukces, byli myśliciele - tacy jak Spengler i Toynbee — uwypuklający upadek i zanik zachodniego systemu warto­ ści i instytucji. Przesłanki historyczne pesymizmu są zrozumiałe, ale zarazem podważa go strumień zdarzeń doświadczanych przez nas w drugiej połowie xx wieku. Winniśmy zapytać, czy nasza skłonność do przyj­ mowania ponurego obrazu dziejów nie jest kwestią pozy, przybieranej równie frywolnie co xix-wieczny pesymizm. Naiwny optymista, które­ go oczekiwania nie sprawdzą się, sprawia wrażenie niezbyt rozgarnię­ tego, natomiast pesymista, który myli się w swych prognozach, wciąż roztacza wokół siebie aurę głębi i powagi. Bezpieczniej jest, rzecz jasna, Finifter (red.), Political Science: lie State ofthe Discipline, American Political Scien­ ce Association, Waszyngton, D.c., 1983, s. 309-321. Por. także: Nisbet (1969). 41. Gabriel Almond, odpowiadając krytykom teorii modernizacji, zacytował Luciana Pye’a, który w pracy Communications and Political Development pisze, że „wystar­ czył jednopokoleniowy trening w duchu relatywizmu kulturowego, aby przedsta­ wiciele nauk społecznych zaczęli trzymać się z daleka od wszystkiego, co może spowodować oskarżenie ich o wiarę w «postęp» czy «fazy cywilizacji»”. Weiner, Huntington (1987), s. 447.

132

IDEA HISTORII POWSZECHNEJ

zajmować to drugie stanowisko. Narodziny demokracji w tych częś­ ciach świata, gdzie nikt jej się nie spodziewał, niestabilność autorytar­ nych form rządów oraz zupełny brak teoretycznej alternatywy dla demokracji skłaniają do postawienia na nowo starego pytania Kanta: czy istnieje historia powszechna ludzkości, widziana ze znacz­ nie bardziej kosmopolitycznej perspektywy niż ta, która była możliwa w czasach oświecenia?

Rozdział 6

Mechanizm potrzeb

Zacznijmy od samego początku i nie odwołując się do autorytetu teorii wcześniejszych, zastanówmy się: czy historia jest rzeczywiście ukie­ runkowana oraz czy istnieją powody, by sądzić, że nastąpi powszechna ewolucja w kierunku liberalnej demokracji. Na początku rozważmy zagadnienie kierunkowości, odkładając na później kwestię, czy samo jej występowanie pociąga za sobą postęp rozu­ miany w kategoriach szczęścia lub moralnego doskonalenia się człowieka. Interesuje nas zatem, które z rozwiązań jest prawdziwe: linearna ewolucja wszystkich społeczeństw, cykliczne powtarzanie się faz czy też przypad­ kowość dziejów1. Jeśli rację mają zwolennicy rozstrzygnięcia cyklicznego, to ludzkość może przeżyć jeszcze raz dowolne zjawisko z przeszłości: powróci niewolnictwo, Europejczycy ukoronują się na księciów i cesarzy, amerykańskie kobiety zaś utracą prawo wyborcze. Ukierunkowana hi­ storia oznacza natomiast, że żadna z minionych form organizacji nigdy nie powróci w tym samym społeczeństwie (chociaż oczywiście społe­ czeństwo słabo rozwinięte może powtórzyć model ewolucyjny innego, znajdującego się na wyższym szczeblu rozwoju). Jeśli jednak historia nigdy się nie powtarza, musi istnieć stały i jednolity mechanizm lub zestaw historycznych pierwszych przyczyn,i.

i. Teoria cykliczna znajduje zwolenników także obecnie. Por. odpowiedź Irvinga Kristola na mój artykuł Koniec historii? w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, „Konfrontacje”, 13, Pomost, Warszawa 1991, s. 49-52.

134

MECHANIZM POTRZEB

który dyktuje ewolucję w jednym kierunku i w jakiś sposób przecho­ wuje pamięć wcześniejszych okresów. Cykliczne lub przypadkowe wi­ zje historii nie wykluczają możliwości społecznej zmiany i elementów ograniczonej regularności, lecz nie wymagają istnienia jednego źródła uprzyczynawiającego dzieje. Muszą również uwzględnić ewentual­ ność degeneracji, czyli całkowitego usunięcia ze świadomości dawnych osiągnięć - gdyby bowiem nie istniała możliwość całkowitego zapo­ mnienia historii, każdy kolejny cykl budowałby przynajmniej w nie­ wielkim stopniu na wcześniejszych doświadczeniach. Analizę mechanizmu nadającego dziejom kierunek warto rozpo­ cząć od przypomnienia stanowiska Fontenellea i Bacona: za klucz do kierunkowości historii uznajemy wiedzę, zwłaszcza wiedzę naukową o świecie natury. Uważna obserwacja pozwala wydzielić ze wszystkich przedsięwzięć człowieka nowożytne nauki przyrodnicze jako jedyną sferę działalności, co do której wszyscy są zgodni, że realizuje rozwój kumulatywny i kierunkowy. Nie można tego samego powiedzieć o ma­ larstwie, poezji, muzyce czy architekturze. Nie wiemy, czy Rauschenberg jest lepszym malarzem od Michała Anioła, a Schönberg przewyższa Ba­ cha, i nie wolno nam orzekać tego na podstawie chronologicznej; dzieła Szekspira i Partenon prezentują pewien poziom doskonałości i nonsen­ sowne byłoby mówienie o próbach „prześcignięcia” tych osiągnięć. Inną sytuację spotykamy w naukach przyrodniczych, gdzie wiedza nawarstwia się na siebie: istnieją w przyrodzie zjawiska, których nie znał wielki Isaac Newton, a które potrafi wyjaśnić każdy student fizyki tylko dlatego, że urodził się później. Naukowe rozumienie przyrody nie jest cykliczne ani przypadkowe. Ludzkość nigdy nie powraca do tej samej ignorancji, po­ dobnie też wyniki nauk przyrodniczych nie zależą od zwykłych kaprysów. Ludzie mogą uprawiać te czy inne nauki lub dowolnie wykorzystywać ich osiągnięcia, ale żadna władza dyktatorska czy parlamentarna nie zdo­ ła zmienić praw natury, nawet gdyby miała na to wielką ochotę2.

2. Istnienie kumulatywnej i postępowej natury nowożytnych nauk przyrodniczych podważył Thomas Kuhn, który zwrócił uwagę na brak ciągłości i rewolucyjną

135

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Wiedza naukowa gromadzona jest przez bardzo długie okresy i wywiera stały, chociaż często niezauważalny, wpływ na kształtowanie się istotnych cech społeczeństw. Ludzie wytapiający żelazo i uprawia­ jący rolę byli zupełnie inni od ludzi posługujących się narzędziami kamiennymi bądź żyjących z myślistwa i zbieractwa. Jednak zmiana jakościowa w relacji wiedzy do dziejów datuje się od powstania n auki nowożytnej, od czasów odkrycia w xvi i xvii wieku me­ tody naukowej przez takich myślicieli, jak Kartezjusz, Bacon i Spi­ noza. Możliwość opanowania natury dzięki nauce nie przysługiwała wszystkim społeczeństwom, lecz została stworzona w określonym czasie w niektórych państwach europejskich. Jednak raz wynaleziona metoda naukowa stała się własnością każdego racjonalnego człowieka, potencjalnie dostępną dla wszystkich, niezależnie od kultury i naro­ dowości. Odkrycie metody naukowej spowodowało ponadto wpro­ wadzenie niecyklicznego, linearnego podziału czasu historycznego.

naturę zmian w nauce. W swej najradykalniejszej postaci argument Kuhna zaprze­ cza możliwości „naukowej” wiedzy o naturze, gdyż wszystkie paradygmaty, za pomocą których naukowcy opisują świat, ostatecznie zawodzą. Z tego punktu widzenia teoria względności jawi się nie jako nowy element wiedzy dopisany do mechaniki Newtona, lecz zasadniczo ją falsyfikuje. Sceptycyzm Kuhna nie odnosi się jednak do naszej tezy, paradygmat naukowy bowiem nie musi być „prawdziwy” w sensie epistemologicznym, aby posiadał regularne, dalekosiężne konsekwencje historyczne. Paradygmat musi być po prostu skuteczny przy przewidywaniu zjawisk przyrodniczych i umożliwiać operowanie nimi. Mechanika newtonowska zawodzi przy prędkościach zbliżonych do pręd­ kości światła, nie mogła więc stanowić właściwej podstawy do badań nad energią atomową i bombą wodorową, dobrze jednak radziła sobie z takimi problemami, jak nawigacja morska, napęd parowy czy dalekonośna broń palna. Ponadto istnie­ je hierarchia wśród paradygmatów, ustanowiona przez przyrodę, a nie człowieka: teoria względności nie mogła powstać przed odkryciem przez Newtona praw ruchu. To właśnie owa hierarchia paradygmatów nadaje rozwojowi wiedzy spój­ ność i jednokierunkowość. Por.: Thomas S. Kuhn, The Structure ofScientific Revolutions, University of Chi­ cago Press, Chicago 1970, szczególnie s. 95-rro, 139—143 i 170-173, oraz przegląd krytyk teorii Kuhna w: Terence Ball, From Paradigms to Research Programs: Toward a Post-Kuhnian Political Science, „American Journal of Political Science”, 20, nr r, luty r97ć, s. 151-177.

MECHANIZM POTRZEB

Postępowy i ciągły proces rozwijania się nowożytnych nauk przyrod­ niczych dostarczył mechanizmu kierunkowego do wyjaśniania wielu aspektów późniejszej historii. Pierwszą dziedziną, w której nowożytne przyrodoznawstwo wy­ twarza powszechną i ukierunkowaną zmianę historyczną, jest współ­ zawodnictwo militarne. Uniwersalność nauki staje się podstawą ujed­ nolicania świata, przede wszystkim z powodu ogromnego znaczenia, jakie w stosunkach międzynarodowych mają wojny. Nowożytne przy­ rodoznawstwo daje zdecydowaną przewagę militarną tym społeczeń­ stwom, które potrafią najskuteczniej opracować, wytworzyć i zastoso­ wać technologię. Wraz z przyspieszeniem zmian w technice przewaga ta wzrastała3. Włócznie Zulusów były bez szans wobec brytyjskich karabinów, niezależnie od odwagi poszczególnych wojowników. Roz­ wój nauki umożliwił Europejczykom podbicie w xvm i xix wieku większości dzisiejszego Trzeciego Świata, z kolei rozpowszechnienie

jej osiągnięć pozwoliło krajom kolonialnym odzyskać w xx wieku część suwerenności. Wojna, a właściwie sama możliwość jej wybuchu, okazała się potęż­ nym narzędziem racjonalizacji oraz budowy jednolitych struktur spo­ łecznych ponad granicami kultur. Każde państwo, zamierzające utrzy­ mać polityczną autonomię, zmuszone jest zastosować technologię wrogów i rywali. Zagrożenie konfliktem militarnym skłania rządy do restrukturyzacji systemów społecznych w taki sposób, aby sprzyjały roz­ wojowi techniki. Państwo winno być odpowiednio duże, żeby móc ry­ walizować z sąsiadami, a owo współzawodnictwo sprzyja zarazem jed­ noczeniu społeczeństwa. Inną niezbędną cechą państwa jest zdolność do mobilizacji zasobów na poziomie krajowym, którą umożliwia scen­ tralizowana i silna administracja państwowa, z mocą ściągania podat­ ków i ustanawiania prawa. Należy położyć kres różnym powiązaniom 3. Istnieją przypadki „pokonania” krajów rozwiniętych przez zacofane - np. wojna Wietnamu z usa czy Afganistanu ze Związkiem Radzieckim - lecz przyczyna tych klęsk leży w sferze politycznej. Niewątpliwie w pełni wykorzystana technologia umożliwiłaby zwycięstwo stronic lepiej rozwiniętej gospodarczo.

137

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

regionalnym, religijnym i rodowym, które potencjalnie zagrażają jed­ ności narodowej. Podniesienie ogólnego poziomu wykształcenia jest z kolei warunkiem powstania elit, grup zdolnych udźwignąć ciężar operowania nowymi technologiami. Następny warunek sprawnego funkcjonowania to zapewnienie sobie adekwatnej wiedzy o tym, co się dzieje poza granicami państwa. Wprowadzenie podczas wojen na­ poleońskich nowego modelu armii masowej wymusiło także wyzwo­ lenie i uwłaszczenie najbiedniejszych grup społecznych, aby te były zdolne do powszechnej mobilizacji. Oczywiście wszystkie wymienio­ ne zmiany mogłyby powstać z zupełnie innych powodów - na przy­ kład ekonomicznych - ale to wojna stworzyła potrzebę unowocześnie­ nia społeczeństwa w takiej skali i stanowi jednoznaczny sprawdzian sukcesu modernizacji. Spotykamy w dziejach wiele przypadków „defensywnej moderniza­ cji”, czyli konieczności przeprowadzenia wewnętrznych reform na sku­ tek militarnego zagrożenia4. W xvi i xvn wieku potężne scentralizowa­ ne monarchie Ludwika xm we Francji i Filipa ii w Hiszpanii pragnęły wzmocnić władzę nad swymi terytoriami głównie dlatego, żeby zapew­ nić sobie wpływy skarbowe potrzebne do toczenia wojen z sąsiadami. W xvii wieku kraje te nie wojowały tylko przez trzy lata. Niesłychanie wysokie koszty utrzymania armii nadały tempo procesom likwidacji poszczególnych instytucji feudalizmu i konstruowania tego, co nazywa­ my „nowoczesną” strukturą państwową5. Ekspansja monarchistycznego absolutyzmu zmniejszyła zróżnicowanie społeczne w wyniku likwidacji części przywilejów feudalnych oraz otworzyła drogę nowym grupom społecznym, które odegrały kluczową rolę w rewolucji. Podobne procesy zachodziły w imperium ottomańskim i w Japonii. Wtargnięcie do Egiptu w roku 1798 armii napoleońskiej wstrząsnęło 4. Por.: Samuel Huntington, Political Order in Changing Societies, Yale University Press, New Haven, Connecticut, 1968, s. 154-156. Pisze o tym takze: Walt Rostow, The Stages ofEconomic Growth: A Non-Communist Manifesto, Cambridge University Press, Cambridge i960, s. 26-27,5^5. Huntington (1968), s. 122-123.



MECHANIZM POTRZEB

społeczeństwem tego kraju i przyczyniło się do przeprowadzenia reformy armii przez ottomańskiego paszę Muhammada Alego. Nowa armia egipska, przeszkolona przez Europejczyków, osiągnęła taką siłę, że rzuciła wyzwanie ottomańskiemu sułtanowi Mahmudowi ii, który postanowił zreformować państwo na wzór europejskich monarchów sprzed dwóch stuleci. Mahmud ii rozbił stary porządek feudalny, masa­ krując w 1826 roku gwardię janczarów, dając podwaliny świeckiemu szkolnictwu oraz zdecydowanie zwiększając uprawnienia biurokracji centralnej. W analogicznej sytuacji ogień z dział floty komandora Perryego uświadomił japońskim daimyo, iż nie mają innego wyboru, jak tylko otworzyć kraj i zaakceptować współzawodnictwo z zagranicą. (Droga reformatorów nie była jednak usłana różami - jeszcze w latach pięćdziesiątych xix wieku specjalista od artylerii Takashima Shuhan został aresztowany pod zarzutem zabiegania o przyjęcie zachodniej technologii wojskowej). Nowa elita występująca pod hasłem: „Bogaty kraj, silna armia”, zastąpiła stare szkoły przyświątynne systemem obo­ wiązkowej edukacji zarządzanym przez państwo. W miejsce samurajskich rycerzy powołała, złożoną głównie z chłopów, masową armię. Zaprowadziła wreszcie system podatkowy, bankowy i monetarny. Transformacja społeczeństwa japońskiego w erze Meiji (1868-1912) motywowana była pilną potrzebą zdobycia zachodnich technologii koniecznych, w obliczu agresji europejskiego kolonializmu, którego ofiarą padły Chiny, dla zachowania niepodległości6. W innych przypadkach o niezbędności społecznych przekształ­ ceń zadecydowały haniebne klęski militarne. Reformy von Steina, Scharnhorsta i Gneisenaua realizowano pod wpływem przekona­ nia, że Napoleon odniósł pod Jeną i Auerstedt tak łatwe zwycięstwa, ponieważ państwo pruskie jest zacofane i całkowicie wyobcowane we własnym społeczeństwie. Przekształceniom armii, związanym

6. Na temat porównania procesów modernizacji w Japonii i Turcji czytaj w: Robert Ward, Dankwart Rustow (red.), Political Development in Japan and Turkey, Prince­ ton University Press, Princeton, New Jersey, 1964.

139

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

między innymi z powszechnym poborem, towarzyszyło wprowadze­ nie Kodeksu Napoleona, co, zdaniem Hegla, było znakiem wkrocze­ nia do Niemiec nowoczesności7. Z kolei Rosja jest przykładem kraju, którego trwające 350 lat prze­ kształcenia powodowane były głównie ambicjami i niepowodzeniami militarnymi8. Unowocześnienie armii legło u podstaw podjętej przez Piotra Wielkiego próby uczynienia z Rosji monarchii w europejskim stylu - Sankt Petersburg został pierwotnie pomyślany jako baza mary­ narki wojennej u ujścia Newy. Klęska Rosji poniesiona w wojnie krym­ skiej bezpośrednio doprowadziła do reform Aleksandra 11 (między in­ nymi zniesienie poddaństwa), a porażka w konflikcie z Japonią otwarła drogę liberalnym reformom Stolypina, które zaowocowały wzrostem gospodarczym lat 1905-19149. Prawdopodobnie najnowszym przykładem defensywnej moder­ nizacji jest pierwsza faza pierestrojki Michaiła Gorbaczowa. Wypowiedzi Gorbaczowa i innych polityków radzieckich wskazują jednoznacznie, że decyzję o fundamentalnych reformach gospodarki motywowało przekonanie, iż w xxi wieku zacofany zsrr przestanie być rywalem na scenie gospodarczej i wojskowej. Poważnym wyzwaniem była Reaganowska Inicjatywa Obrony Strategicznej (Strategie Defence Initiative), znana też pod nazwą Gwiezdnych Wojen, nie tylko bowiem

7. Na temat reform pruskich patrz: Gordon A. Craig, The Politics of Prussian Army 1640-1945, Oxford University Press, Oxford 1955, s. 35-53; Hajo Holborn, Moltke and Schliejfen: The Prussian-German School, w: Edward Earle (red.), The Makers ofModem Strategy, Princeton University Press, Princeton, New Jersey, T948, s. r72-t738. Alexander Gerschenkron, Economic Backwardness in Historical Perspective, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1962, s. 17. Ow narzucony „z zewnątrz” i kontrolowany przez państwo sposób reformowania stanowi obosieczną broń: rozbija tradycyjne lub feudalne struktury i zarazem instaluje „nowoczesną” formę biurokratycznego despotyzmu. Gerschenkron zwraca uwagę, że modernizacja za Piotra Wielkiego zwiększyła zniewolenie rosyjskiego chłopstwa. 9. Istnieje wiele innych przypadków modernizacji, powodowanej potrzebami mili­ tarnymi - na przykład reforma „stu dni” w Chinach po klęsce w wojnie z Japonią w r8ę5 roku czy reformy szacha Rezy w latach dwudziestych dokonane po inwa­ zjach brytyjskiej i radzieckiej z lat I9r7-i9r8.

140

MECHANIZM POTRZEB

zagroziła uczynieniem bezwartościową radzieckiej broni nuklearnej, ale także przeniosła rywalizację supermocarstw na takie obszary jak na przykład mikroelektronika, gdzie zacofanie zsrr jest szczególnie widoczne. Przywódcy radzieccy — w tym wielu wojskowych - uzmysło­ wili sobie niezdolność podupadającej gospodarki do przyjęcia wyzwania, jakie rzuca świat Gwiezdnych Wojen. Dlatego postanowili, kosztem pewnych krótkotrwałych ustępstw ideologicznych, uratować system10. Stała obecność wojny i wyścigu zbrojeń pociąga za sobą paradok­ salne następstwo w postaci wielkiego ujednolicania narodów. Nawet jeśli dana wojna przynosi zniszczenie, skłania państwa do zaakcep­ towania cywilizacji technicznej i struktur społecznych, na których się ona opiera. Nauki przyrodnicze wyciskają na nas swoje piętno nieza­ leżnie od tego, co o nich myślimy. Większość współczesnych narodów nie może odrzucić racjonalizmu technologicznego pod groźbą utraty niezależności. Znaczenie modernizacyjne wojen jest dobrą ilustracją Kantowskiej teorii „nietowarzyskiej towarzyskości”: to właśnie kon­ flikt - a nie współpraca - skłania ludzi do łączenia się w społeczeństwa i rozwijania tkwiących w nich możliwości. Rezygnacja z przyjęcia racjonalności technologicznej dopuszczalna jest w ograniczonym okresie i tylko pod warunkiem że dana społeczność żyje w izolacji lub na terenach pozbawionych wartości. W innych wypad­ kach pozostaje liczyć na szczęście. „Nauka” islamska była niezdolna do wyprodukowania myśliwców bombardujących F-4 i czołgów Chieftain, 10. Niektórzy wysocy rangą oficerowie radzieccy, jak na przykład były szef Sztabu Generalnego marszałek Ogarkow, nigdy nie zaakceptowali radykalnych reform gospodarczych i demokratyzacji jako ceny za unowocześnienie armii. Utrzyma­ nie zdolności do współzawodnictwa wojskowego w znacznie większym stopniu charakteryzowało rozumowanie Gorbaczowa w latach 1985-1986 niż w okresie późniejszym. Wraz z radykalizacją pierestrojki gotowość militarna była coraz sil­ niej nadwerężana od wewnątrz. Na początku lat dziewięćdziesiątych sam proces reform tak dramatycznie osłabił radziecką gospodarkę, że stała się jeszcze mniej skuteczna militarnie. Por. opis poglądów radzieckich wojskowych na temat po­ trzeby reform gospodarczych: Jeremy Azrael, The Soviet Civilian Leadership and the Military High Command, 1976-1986, The rand Corporation, Santa Monica, California, 1987, s. 15-21.

141

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

potrzebnych do obrony Iranu przed ambitnymi sąsiadami, takimi jak Irak. Islamski Iran mógł bezkarnie obarczać winą racjonalizm zachodni za stworzenie takich narzędzi wojny tylko dlatego, że, płacąc środkami uzyskanymi ze sprzedaży ropy, kupował tę broń na Zachodzie. Rządzą­ cym Iranem bogactwo wytryska z ziemi i dlatego mogą angażować się na przykład w światową rewolucję islamską, na którą nie stać byłoby krajów gorzej obdarowanych przez naturę11. Drugim sposobem, w jaki nowożytne nauki przyrodnicze wytwa­ rzają ukierunkowaną zmianę historyczną, jest postępujący, a wyrażający się we wzroście gospodarczym, podbój natury, którego celem pozostaje coraz szersze zaspokajanie ludzkich potrzeb. Uprzemysłowienie nie ogranicza się do prostego zastosowania techniki w procesie produk­ cji i konstruowania nowych maszyn - ale skłania także do organizacji i racjonalnego podziału pracy. Sukcesy odniesione przez ludzki ro­ zum - wynalezienie nowych maszyn i zorganizowanie procesu produk­ cji - przekroczyły najśmielsze oczekiwania pierwszych rzeczników me­ tody naukowej. W Europie Zachodniej dochód na jednego mieszkańca wzrósł dziesięciokrotnie od połowy xvm wieku, a pamiętać należy, że już wówczas był wyższy od dochodu w wielu krajach obecnego Trze­ ciego Świata11 12. Wzrost gospodarczy prowadzi do pewnych jednolitych przekształceń społecznych we wszystkich krajach niezależnie od ich wcześniejszej struktury społecznej. Nowożytne nauki przyrodnicze określają kierunek ekonomicznego rozwoju, ustanawiając stale rozszerzający się horyzont możliwości pro­ dukcyjnych13. Kierunek ewolucji technologicznej jest ściśle związany 11. Por. uwagi na ten temat w: V.S. Naipaul,y4meny the Believers, Knopf, New York 1981. 12. Nathan Rosenberg, L.E. Birdzell, Jr., Science, Technology, and the Western Miracle, „Scientific American”, 263,5, listopad 1990, s. 42-54.0 dochodach per capita w xvin wieku patrz: David S. Landes, The Unbound Prometheus: Technological Change and Industrial Development in Western Europefrom 1750 to the Present, Cambridge Uni­ versity Press, New York 1969, s. 13. 13. Technologia wraz z prawami przyrody, na których się opiera, nadaje pewną regu­ larność i spójność procesowi zmiany, lecz nie determinuje w sposób mechaniczny kształtu rozwoju ekonomicznego, co niekiedy sugerują Marks i Engels. Na przykład,

142

MECHANIZM POTRZEB

z postępującym doskonaleniem organizacji pracy14. Na przykład inno­ wacje techniczne w telekomunikacji i transporcie - budowa dróg, stat­ ków i portów, wynalezienie kolei itd. - pozwoliły na „oszczędności dużej skali”, co z kolei wzmogło wzrost gospodarczy, a ten zwrotnie wymusił jeszcze lepszą organizację produkcji. Specjalizacja produkcji, która nie przynosiła dochodów w czasach, gdy wytwórca sprzedawał swoje towa­ ry kilku okolicznym wsiom, stała się opłacalna wówczas, gdy powstały rynki krajowe i międzynarodowe15. Zwiększenie produktywności, bę­ dące następstwem opisywanych zmian, powiększyło rynki wewnętrzne, wymogło jeszcze bardziej wyspecjalizowany podział pracy. Racjonalna organizacja pracy wymaga warunków, które dyktują pewne określone i daleko idące zmiany struktury społecznej. W spo­ łeczeństwie przemysłowym muszą dominować miasta, ponieważ tylko one zapewniają potrzebną ilość wykwalifikowanej siły roboczej, zdolnej do obsługi nowoczesnych zakładów, a także mają odpowiednią infra­ strukturę oraz bazę usługową niezbędną dla wysoko wyspecjalizowanych przedsiębiorstw. Ostateczny upadek apartheidu w rpa był następstwem amerykański system produkcji, który już w xix wieku koncentrował się na maso­ wym wytwarzaniu standardowych dóbr i - kosztem metod rzemieślniczych - wpro­ wadził skrajną specjalizację pracy, nie był zjawiskiem bezwzględnie koniecznym i nie został przyjęty w tym stopniu w krajach o innej tradycji, takich jak Niemcy czy Japonia. Zagadnienie to rozwijają Michael Piore i Charles Sabel w: The Second Industrial Divide, Basic Books, New York 1984, s. 19-48,133-164. 14. Używamy tutaj terminu „organizacja”, a nie „podział pracy”, ponieważ ten ostat­ ni termin oznacza dziś rozbijanie zadań na wiele ogłupiająco prostych czynności. Zjawisko takie rzeczywiście miało miejsce w trakcie industrializacji, ale postęp technologiczny niejako odwraca je i zastępuje prace czysto manualne zadaniami bardziej złożonymi i angażującymi umysł. Marksowska wizja świata uprzemysło­ wionego, gdzie robotnicy są dodatkami do maszyn, nigdzie się nie urzeczywistniła. 15. Rozprzestrzenianie się i wzrost liczby wyspecjalizowanych zadań powoduje z kolei po­ wstanie nowych zastosowań technologii do procesu produkcji. Adam Smith pokazuje, jak skupienie się na pojedynczym i prostym zadaniu skłaniało często do wynalezienia nowych technologii wytwarzania. W ten sposób producent nie rozpraszał swej energii na wiele celów, co czynił wcześniej rzemieślnik Podział pracy prowadzi do tworzenia nowych technologii i vice versa. Por. Adam Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, przeł. Stefan Wollf, Anton Prejbisz, Bronisława Jasińska, pwn, War­ szawa 1954.

143

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

błędnej polityki, która zakładała, że możliwe będzie nieustanne trzy­ manie czarnej siły roboczej poza centrami miejskimi. Niezbędnym wa­ runkiem skutecznego funkcjonowania rynku pracy jest duża mobilność: robotników nie wolno przykuwać do posady, miejsca zamieszkania i społecznego otoczenia, lecz muszą mieć prawo do ich zmiany, a tak­ że poznawania innych umiejętności, uczenia się nowych technologii i sprzedawania pracy temu, kto oferuje najlepszą płacę. Wzrost mobil­ ności podkopuje znaczenie tradycyjnych grup społecznych - szczepów, klanów, rozbudowanych rodzin, sekt religijnych itp. Wprawdzie wyda­ ją się one mniej odhumanizowane, ale kiedy nie podporządkowują się racjonalnym zasadom efektywności gospodarczej, muszą ustąpić przed innymi formami stowarzyszania się. Tradycyjne więzi zostały zastąpione przez „nowoczesne”, admini­ stracyjne formy organizacji przedsiębiorstwa. Pracowników przyjmuje się do nich dlatego, że mają pewne umiejętności i praktykę, a nie z po­ wodu więzi rodzinnych czy statusu społecznego. Wyniki pracy mierzy się zgodnie z ustalonymi i powszechnie przyjętymi zasadami. Nowoczes­ ne biurokracje instytucjonalizują racjonalną organizację pracy, rozkłada­ jąc złożone zadania na hierarchiczną strukturę prostszych, w dużej części rutynowych czynności. Racjonalna organizacja biurokratyczna rozsze­ rza swoją domenę i opanowuje każdą sferę życia społeczeństwa indu­ strialnego. Zgodnie z jej zasadami funkcjonują tak różne struktury, jalc agencje rządowe, korporacje, związki i stowarzyszenia zawodowe, partie polityczne, gazety, organizacje dobroczynne oraz uniwersytety. W przeci­ wieństwie do xix wieku, kiedy to 80% Amerykanów pracowało na swo­ im i nie podlegało władzy żadnej administracji, obecnie tylko 10% przy­ należy do tej kategorii. Owa „niezaplanowana rewolucja” powtarza się we wszystkich krajach przemysłowych, zarówno socjalistycznych, jak i libe­ ralnych, niezależnie od wyznawanej przez mieszkańców religii i niezależ­ nie od kultury, jaka panowała w fazie preindustrialnej16.

16. Charles Lindblom zwrócił uwagę, że w końcu lat siedemdziesiątych połowa ludności amerykańskiej pracowała w administracji sektora prywatnego, a pozostałe trzynaście

144

MECHANIZM POTRZEB

Okazało się nieprawdą, jakoby rozwój przemysłowy nieuchronnie pociągał za sobą powstanie potężnej administracji lub gigantycznych kombinatów. Przychodzi taki moment rozwoju, kiedy wielka i ustawicz­ nie rozrastająca się struktura biurokratyczna traci na efektywności, pa­ dając ofiarą swych rozmiarów. Ekonomiści nazywają to „rozrzutnością dużej skali”. W takiej sytuacji, rzecz jasna, skuteczniejsza okazuje się większa liczba mniejszych organizacji. Podobnie też niektóre zakłady przemysłowe - na przykład produkujące oprogramowania do kompu­ terów - mogą znajdować się daleko poza centrami miejskimi. Jednak mniejsze struktury muszą być zorganizowane zgodnie z racjonalnymi zasadami i potrzebują współpracy społeczeństwa miejskiego. Racjonalizacji pracy i innowacji technicznych nie należy traktować jako zjawisk w swej istocie odrębnych, są one bowiem dwoma aspek­ tami tego samego procesu racjonalizacji życia gospodarczego. Pierw­ szy dotyczy organizacji społecznych, a drugi - produkcji maszynowej. Karol Marks wierzył, że wysoka produktywność kapitalizmu opiera się głównie na produkcji maszynowej (czyli na zastosowaniu techniki), a w mniejszym stopniu zależy od podziału pracy, który kiedyś i tak zo­ stanie zniesiony17. Technika doprowadzi do tego, że zaniknie podział na miasto i wieś, obwiesia i szejka naftowego, bankiera inwestycyjnego i śmieciarza. Nastanie wówczas społeczeństwo, w którym każdy będzie mógł „rano polować, po południu łowić ryby, wieczorem paść bydło, po jedzeniu krytykować”18. Nic dziś nie wskazuje, aby Marks miał rację: organizacja podziału pracy pozostanie ważnym elementem w procesie

milionów w administracji federalnej, stanowej bądź lokalnej. Por.: Politics and Markets: The World’s Political-Economic System, Basic Books, New York 1977, s. 27-28. 17. Marks przyznawał rację Adamowi Smithowi, który uważał, że produkcja maszy­ nowa jest zależna od podziału pracy. Niemniej autor Kapitału stał na stanowisku, że zależność ta występowała tylko w okresie od początków manufaktur po koniec xviii wieku, kiedy to maszyn używano sporadycznie. 18. Trudno uwierzyć, że Marks swą wizję z Ideologii niemieckiej traktował poważnie. Niezależnie od konsekwencji gospodarczych, jakie spowodowałaby likwidacja po­ działu pracy, prawdopodobnie życie w stanie takiego dyletanctwa nie spełniałoby oczekiwań ludzi.

145

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

produkcji nawet wtedy, gdy rozwinięta technologia złagodzi ogłupiające i nużące skutki pewnych rodzajów pracy. Próby zniesienia specjaliza­ cji i podziału pracy w krajach komunistycznych doprowadziły jedynie do tyranii bardziej potwornych od potępianych przez Karola Marksa19. Podczas „wielkiego skoku” i „rewolucji kulturalnej” Mao zamierzał zlikwidować podział na miasto i wieś oraz pracę umysłową i fizyczną. Obydwu próbom towarzyszyły niewyobrażalne cierpienia ludności. Tyl­ ko zbrodnie zmierzających do tego samego celu Czerwonych Khmerów, dokonane w Kambodży po roku 1975, były okrutniejsze. Takie zjawiska jak organizacja pracy20 i administracja21 znano jeszcze w czasach poprzedzających rewolucję przemysłową. Zupełnie nowe oka­ zało się natomiast konsekwentne ich podporządkowanie zasadzie gospo­ darczej efektywności. Ujednolicenie jest w pewnym zakresie konieczne w społeczeństwach, które się uprzemysławiają. W świecie preindustrialnym ludziom przyświecają tysiące różnych celów i ideałów: religia bądź tradycja głoszą, że życie wojownika jest doskonalsze od życia kupca; ka­ płan ustala „sprawiedliwe ceny” na różne dobra. Społeczeństwo rządzone takimi zasadami nie jest zdolne do efektywnego posługiwania się swoimi zasobami, dlatego też nie osiągnie gospodarczego poziomu społeczeń­ stwa żyjącego wedle racjonalnych zasad. Aby uprzytomnić sobie ujednolicający wpływ, jaki wywiera po­ dział pracy, zbadajmy kilka przykładów zmian w stosunkach społecz­ 19. W tym względzie Rosjanie okazali się rozsądniejsi, chociaż oni także niechętnie łączyli bycie „czerwonym” z byciem ekspertem. Por.: Maurice Meisner, Marx, Mao, and Deng on the Division ofLabor in History, w: Arif Dirlik, Maurice Meisner (red.), Marxism and the Chinese Experience, Westview Press, Boulder, Colorado, 1989, s. 76-n6. 20. Durkheim zwrócił uwagę, że pojęcie „podział pracy” stosowane jest coraz częściej w naukach biologicznych w celu opisania świata zwierzęcego. Najbardziej podsta­ wowym przykładem podziału pracy jest zróżnicowanie funkcji męskich i żeńskich w procesie rozrodczym. Por.: The Division ofLabor in Society, Free Press, New York, 2964, s. 39-41, 56-61. Por. także Karola Marksa omówienie problemu genezy po­ działu pracy w: Kapitał, dz. cyt., 1.1, s. 414-416. 21. Wielkie, scentralizowane biurokracje występowały wprawdzie w starych impe­ riach - Turcji czy Chinach - lecz ich celem nie była optymalizacja produkcji i dla­ tego nie wykluczały ich skostniałe społeczeństwa tradycyjne.

146

MECHANIZM POTRZEB

nych. Kiedy generał Franco zwyciężył nad siłami republikańskimi podczas wojny domowej, Hiszpania była krajem w przeważającej mie­ rze rolniczym. Hiszpańska prawica opierała się na lokalnej arystokra­ cji i właścicielach ziemskich, którzy potrafili zorganizować poparcie mas chłopskich, odwołując się do tradycyjnych wartości oraz osobi­ stej lojalności. Spójność wewnętrzną mafii, czy to w New Jersey, czy w Palermo, tworzą te same osobiste i rodzinne powiązania, do ja­ kich odwołują się także właściciele ziemscy dominujący w takich kra­ jach Trzeciego Świata jak Salwador czy Filipiny. Lata pięćdziesiąte

i sześćdziesiąte charakteryzowało wprowadzenie w Hiszpanii nowo­ czesnych zasad gospodarki rynkowej, co spowodowało niezaplanowa­ ną rewolucję w relacjach społecznych, likwidując tradycyjne związki typu patron-klient22. Rzesze chłopów przeniosły się do miast i tym samym przestały Uczyć się jako siła popierająca lokalnych ziemian, którzy z kolei przekształcili się w bardziej efektywnych gospodar­ czo producentów rolnych i zaczęli wytwarzać na rynek ogólnokrajo­ wy i międzynarodowy. Pozostali na wsi chłopi stali się sprzedającymi swe umiejętności pracownikami najemnymi23. Gdyby w dzisiejszych czasach pojawił się jakiś nowy Franco, nie dysponowałby zapleczem społecznym do powołania armii. Nacisk wywierany przez ekono­ miczną racjonalizację tłumaczy także, dlaczego mafia pozostaje silna na względnie zacofanym gospodarczo południu, a nie na zindustrializowanej północy Włoch. Oczywiście niektóre pozaekonomiczne stosunki typu patron-klient przetrwały w nowoczesnych społeczeń­ stwach - każdy słyszał o jakimś forowanym synu szefa czy przyjmo­ waniu do pracy znajomych. Z reguły zjawiska takie są uznawane za nielegalne i muszą odbywać się sub rosa. W rozdziale tym poszukiwaliśmy odpowiedzi na pytanie, czy histo­ ria jest procesem ukierunkowanym. Celowo postawiliśmy je w tak 22. Rzecz jasna, rewolucje te często odnoszą korzyści ze świadomej decyzji politycznej, jaką jest reforma rolna. 23. Juan Linz, Europe’s Southern Frontier: Evolving Trends toward What?, „Daedalus”, 108, nr 1, zima 1979, s. 175-209.

147

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

naiwny sposób, ponieważ tylu jest pesymistów zaprzeczających wszel­ kiej kierunkowości w dziejach. Jako model poszukiwanego „mechani­ zmu” zmiany kierunkowej wybraliśmy nowożytne nauki przyrodnicze. Powodowało nami przekonanie, że nauka jest jedyną wielką i długody­ stansową działalnością człowieka, której rozwój zarazem powszechnie uznaje się za kumulatywny. Postępujący rozwój nauki pozwala wyjaś­ nić wiele szczegółów ewolucji historycznej, pojąć na przykład, co powo­ dowało, że podróżowaliśmy wozami konnymi lub pociągami, zanim przesiedliśmy się do samochodów i samolotów, dlaczego społeczeń­ stwa w późniejszej fazie rozwoju są bardziej zurbanizowane od swych poprzedników, dlaczego nowoczesna partia polityczna, związek zawo­ dowy czy państwo narodowe zastąpiły szczep lub klan jako podstawowy trzon lojalności grupowej w społeczeństwach uprzemysłowionych. Rozwój nauk przyrodniczych może zadowalająco wytłumaczyć pewne zjawiska, pozostaje jednak wiele procesów - począwszy od wy­ branej przez dane społeczeństwo formy rządów - z trudem w tym mo­ delu wyjaśnialnych. Ponadto nauki przyrodnicze możemy wprawdzie potraktować jako swoisty „regulator” zmiany kierunkowej w dziejach, ale z pewnością nie one są ostateczną przyczyną zmiany. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego właśnie nowożytne nauki przyrodnicze miałyby stanowić ową przyczynę. Przecież wewnętrzna logika tych nauk wyjaśnia tylko ich rozwój, natomiast nie mówi nic o tym, z jakiej przy­ czyny człowiek uprawia naukę. Nauki pojmowane jako zjawisko społecz­ ne rozwijają się kumulatywnie nie dlatego, że człowiek jest ciekaw tajem­ nic wszechświata, ale dlatego, że nauki potrafią spełnić ludzką potrzebę bezpieczeństwa, a także pomóc mu uzyskać nieograniczony dostęp do dóbr materialnych. Współczesne korporacje opłacają badania i utrzymu­ ją zespoły naukowe nie z powodu abstrakcyjnej miłości do wiedzy, ale dla pieniędzy. Zmierzanie do wzrostu gospodarczego wydaje się rzeczy­ wiście uniwersalną własnością współczesnych społeczeństw, ale ponie­ waż człowieka nie da się ograniczyć do funkcji produkującego zwierzę­ cia, wyjaśnienia rozwoju dziejowego w kategoriach czysto gospodarczych są niepełne. Do tego problemu wkrótce powrócimy. 148

MECHANIZM POTRZEB

Kierunkowości historycznej, napędzanej przez nowożytne przy­ rodoznawstwo, nie poddajemy na razie żadnej ocenie etyczno-moralnej. Podział pracy połączony ze wzrostem biurokratyzacji jest oczywi­ ście głęboko niejednoznaczny z punktu widzenia szczęścia człowieka, co podkreślali Adam Smith, Marks, Weber, Durkheim i inni myśli­ ciele, którzy szybko dostrzegli w podziale pracy i biurokracji głów­ ny atrybut społeczeństwa nowożytnego. Nie mamy obecnie żadnych podstaw, aby uznać, że tworzony przez nauki wzrost gospodarczej produktywności uczyni człowieka doskonalszym moralnie, szczęśliw­ szym czy ogólnie bardziej zadowolonym, niż był w epokach poprzed­ nich. Na początku naszej analizy chcieliśmy po prostu pokazać, iż istnieją wystarczające przesłanki, by uznać, że historia płynie w jed­ nym kierunku, powodowana rozwojem nauk przyrodniczych, i zbadać konsekwencje takiego wniosku. Jeśli rzeczywiście nowożytne nauki przyrodnicze nadają kierunek historii, narzuca się pytanie, czy ich wynalezienie może zostać anulowane. Czy naukowa metoda może przestać wywierać wpływ na nasze życie, a społeczeństwa cofnąć do stadium przedindustrialnego i przednaukowego? Innymi słowy, czy kierunkowość historii jest odwracalna?

Rozdział 7

Nie ma barbarzyńców u bram...

W filmie australijskiego reżysera Georgea Millera, zatytułowanym Mad Max 2: Wojownik szos, sportretowano naszą dzisiejszą, opartą na ropie naftowej, cywilizację w stanie upadku po apokaliptycznej wojnie. Nauka zginęła: nowi Wizygoci i Wandalowie pędzą przez pustkowia na harle­ yach i dziwacznych pustynnych pojazdach, by kraść benzynę i amunicję, ponieważ technologia ich wytwarzania została zapomniana. Możliwość kataklizmu niszczącego nowoczesną, technologiczną cywilizację oraz powrotu do stanu barbarzyństwa jest stałym tematem fantastyki naukowej - szczególnie w okresie powojennym, kiedy broń nuklearna groźbę taką uczyniła całkiem realną. W wizjach tych barba­ rzyństwo, w jakie stacza się ludzkość, nie jest prostym powtórzeniem wczesnych form organizacji społecznej, ale jakąś dziwaczną mieszanką starych struktur i nowoczesnej technologii - na przykład imperatorzy i feudalni książęta podróżują w statkach kosmicznych pomiędzy syste­ mami planetarnymi. Jeśli jednak nasza teza o związku nauk przyrodni­ czych z nowoczesną organizacją społeczeństwa jest prawdziwa, to owe „mieszanki” byłyby dość krótkotrwałe - jeżeli bowiem metoda naukowa nie zostanie w ogóle zniszczona, nauki przyrodnicze odrodzą się i wy­ muszą powrót racjonalnego społeczeństwa. Rozważmy zatem następujące zagadnienie: czy istnieje szansa na odwrócenie biegu dziejów ludzkości drogą odrzucenia bądź zaprze­ paszczenia metody naukowej? Problem ten można rozbić na dwie części. 150

NIE MA BARBARZYŃCÓW U BRAM...

Po pierwsze, czy istniejące społeczeństwa mogą rozmyślnie odrzucić no­ wożytne przyrodoznawstwo; po drugie, czy globalny kataklizm zdołałby wbrew ludzkości zniszczyć dziedzictwo nauk przyrodniczych? Rozmyślna rezygnacja z technologii oraz racjonalnej organizacji społecznej obecna jest w myśli owych wielu nowożytnych kierunków od xix-wiecznego romantyzmu począwszy, a skończywszy na ruchu hipisów w latach sześćdziesiątych, ajatollahu Chomeinim i islamskim fundamentalizmie. Obecna najbardziej spójna i najlepiej wyartykuło­ wana opozycja wobec cywilizacji technologicznej jest dziełem ruchów ekologicznych. Ruch ekologiczny łączy wiele różniących się między sobą grup i trendów intelektualnych, z których najbardziej radykalne atakują cały nowożytny plan opanowania natury przez naukę i twier­ dzą, że człowiek byłby szczęśliwszy, gdyby zarzucił manipulowanie przyrodą i wrócił do pierwszego stanu preindustrialnego. Niemal wszystkie doktryny antytechnologiczne biorą swój początek w myśli Jeana Jacques’a Rousseau - pierwszego myśliciela nowożytne­ go, który postawił problem wartości „postępu” historycznego. Rousseau, jeszcze przed Heglem, rozumiał historyczność ludzkiego doświadcze­ nia, a także świadom był zmian, jakim natura człowieka uległa w czasie. W przeciwieństwie do autora Wykładów zfilozofii dziejów, Rousseau wie­ rzył, iż zmiana historyczna silnie człowieka unieszczęśliwia. Jako przy­ kład niech posłuży domniemana zdolność nowożytnej gospodarki do spełniania naszych potrzeb. W Rozprawie o pochodzeniu i podstawach nie­ równości między ludźmi filozof podkreśla istnienie tylko kilku rzeczywi­ stych potrzeb: człowiek musi mieć jakąś ochronę przed żywiołami oraz żywność. Nawet bezpieczeństwo nie musi być podstawową potrzebą, po­ nieważ nie jest powiedziane, że ludzie żyjący w bliskości będą chcieli się nawzajem atakować1. Wszystkie pozostałe potrzeby nie są koniecz­ ne do osiągnięcia szczęścia, a powstają wtedy, kiedy porównujemy siebiei. i. W przeciwieństwie do Hobbesa i Locke’a, Rousseau sądził, że agresja nie jest u człowieka wrodzona i nie należała do pierwotnego stanu natury. Nie istnieje po­ wód, dla którego człowiek w stanie natury miałby zabijać i rabować, gdyż ma tylko kilka względnie łatwych do zaspokojenia potrzeb. Z tej samej przyczyny nie musi

151

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

z innymi i odczuwamy niedosyt, jeśli nie mamy tego co oni. Innymi sło­ wy, żądania kreowane przez nowoczesny konsumpcjonizm są pochodną ludzkiej próżności lub tego, co Rousseau nazywał amour-propre. Trud­ ność leży w tym, że nowe, tworzone w czasie historycznym potrzeby są nieskończenie elastyczne i nigdy nie mogą zostać całkowicie zaspoko­ jone. Nowoczesna gospodarka - przy całej swej niezwykłej skuteczno­ ści i innowacyjności - na każde spełnione żądanie produkuje jedno nowe. Człowiek jest nieszczęśliwy nie dlatego, że ponosi porażkę w zaspokaja­ niu pewnej stałej grupy potrzeb, ale dlatego, że stale narasta przepaść po­ między jego nowymi żądaniami a możliwościami ich spełnienia. Rousseau ilustruje tę koncepcję przykładem kolekcjonera, który jest bardziej niezadowolony z luk w swych zbiorach niż usatysfakcjonowany zebranymi już eksponatami. Bliższy nam przykład stanowi rozwój wy­ soce innowacyjnej dziedziny, jaką jest produkcja komercyjnego sprzętu elektronicznego. W latach dwudziestych i trzydziestych szczytem ma­ rzeń było własne radio. Dzisiaj żaden amerykański nastolatek nie wyob­ raża sobie życia bez takich urządzeń, jak konsola do gier komputerowych, kieszonkowy odtwarzacz płyt kompaktowych czy pager. Oczywiste jest przy tym, że nie zadowoli się nimi na długo, ponieważ Japończycy szyb­ ko wymyślą nowe elektroniczne gadżety, które zechce mieć. Uszczęśliwić człowieka mogłoby, zdaniem Rousseau, odrzucenie kieratu technologii wraz z niekończącym się cyklem potrzeb i odrodze­ nie się człowieka naturalnego. Pierwotny człowiek nie żył w społeczeń­ stwie, unikał porównywania się z innymi, a także obcy był mu sztuczny świat lęków, nadziei i oczekiwań tworzonych przez otoczenie. Znajdował szczęście w doznawaniu własnej egzystencji — pierwotnym życiu w sta­ nie natury. Nie chciał używać rozumu do opanowywania natury, gdyż nie istniała taka potrzeba. Natura była zasadniczo dobroczynna, a rozum nie był wrodzony u istoty wiodącej samotny tryb życia2. żyć w społeczeństwie. Por.: Jan Jakub Rousseau, Rozprawa o pochodzeniu i podsta­ wach nierówności między ludźmi, przeł. Henryk Elzenberg, Warszawa 1956, s. 181. 2. Por. omówienie znaczenia owego stanu natury i określenie Rousseau sentiment de ¡'existence w: Arthur Melzer, The Natural Goodness of Man: On the System

152

NIE MA BARBARZYŃCÓW U BRAM...

Atak Rousseau na człowieka cywilizowanego oznaczał pierwsze i najbardziej fundamentalne podanie w wątpliwość całego planu pod­ boju natury, który powoduje, że lasy i góry postrzegamy nie jako miej­ sce wypoczynku, ale jako źródło surowca do produkcji przemysłowej. Krytyka wychwalanego przez Johna Locke’a i Adama Smitha homo oeconomicus stała się podstawą do ataków na teorię nieograniczone­ go wzrostu gospodarczego i intelektualną osnową (nie zawsze uświa­ domioną) większości współczesnych ruchów ekologicznych3. Wraz z industrializacją i wzrostem ekonomicznym postępowała degra­ dacja środowiska naturalnego, co zostało odnotowane i przyczyniło się do wzrostu popularności krytyki cywilizacji w wydaniu Rousseau. Czy można sobie wyobrazić radykalny ruch, czerpiący z uwspółcześ­ nionej myśli filozofa, który pragnąłby odrzucić cały projekt podbicia przyrody wraz z opierającą się nań cywilizacją? Odpowiedź, z rozmai­ tych powodów, nasuwa się negatywna. Pierwszy powód wiąże się z oczekiwaniem, jakie rodzi wzrost gospodarczy. O ile jednostki i małe wspólnoty rzeczywiście zdolne są „powrócić na łono natury”, porzucić pracę bankierów czy agentów handlu nieruchomościami, by wieść prosty żywot nad jakimś jeziorem w górach Adirondack, o tyle rezygnacja z technologii w skali świata oznaczałaby masową dezindustrializację Europy, Ameryki i Japonii

of Rousseaus Thought, University of Chicago Press, Chicago 1990, szczególnie s. 69-85. 3. Bill McKibben w książce The End of Nature (Random House, New York 1989) twierdzi, iż po raz pierwszy znaleźliśmy się w obliczu całkowitej eliminacji nie­ tkniętej i niemanipulowanej przez człowieka natury. To spostrzeżenie jest oczywi­ ście prawdziwe, ale McKibben myli się o 400 lat, podając datę zapoczątkowującą to zjawisko. Już pierwotne grupy plemienne przekształcały środowisko naturalne różnica pomiędzy nimi a społeczeństwem nowoczesnej technologii jest pod tym względem niewielka. Niemniej plan podboju przyrody dla naszego dobra stanowi o istocie nowożytnej rewolucji naukowej; sprzeciwianie się tej manipulacji w imię zasad jest dziś trochę spóźnione. To, co dzisiaj nazywamy nieskażoną „naturą” czy to będzie jezioro w Angeles National Forest czy szlak w górach Adirondack jest w wielu wypadkach równie sztucznym tworem jak Empire State Building czy kosmiczny wahadłowiec.

153

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i zdegradowanie tych terenów do poziomu biednego Trzeciego Świata. Najprawdopodobniej nastąpiłoby wówczas zmniejszenie zanieczysz­ czenia powietrza gazami, a ziemi toksycznymi odpadami, ale równo­ cześnie zanikłaby na przykład nowoczesna komunikacja i medycyna, a brak skutecznych metod antykoncepcji zaowocowałby zmniejsze­ niem wolności seksualnej. Zamiast wyzwolenia z kieratu nowych po­ trzeb większość ludzi zostałaby zmuszona do prowadzenia życia bied­ nego chłopa, przywiązanego do ziemi i zależnego od ciężkiej pracy. Podobny tryb życia wiedli od pokoleń mieszkańcy wielu krajów rol­ niczych, osiągając przy tym względne szczęście, które jednak szybko przestaliby odczuwać, gdyby zakosztowali dóbr konsumpcyjnej cywili­ zacji technicznej. Wówczas nikt nie zdołałby przekonać ich o sensow­ ności rezygnacji z technologii. Ponadto, jeśli przetrwałyby jakieś kraje utrzymujące przemysł, istniałaby stała możliwość porównywania stan­ dardów życia u siebie i w kraju uprzemysłowionym. Po drugiej wojnie światowej władze Birmy odrzuciły realizowane w Trzecim Świecie

plany ekonomicznego rozwoju i zdecydowały się na międzynarodową izolację kraju. Polityka taka pozwalała funkcjonować w świecie preindustrialnym, lecz byłaby bardzo trudna w otoczeniu błyskawicznie rozwijających się „azjatyckich tygrysów”. Odrobinę mniej nieprawdopodobne wydaj e się wybiórcze zerwa­ nie z technologią, przybierające postać zamrożenia rozwoju na pew­ nym poziomie lub przyzwolenia na innowacyjność jedynie na ściśle określonym obszarze. Wprawdzie w warunkach selektywnej blokady technologii wysoki poziom życia - przynajmniej na krótki okres - zo­ stałby utrzymany, trudno jednak wyobrazić sobie, aby społeczeństwo było zadowolone. Wszak nie ofiarowano by mu ani zalet dynamicz­ nie wzrastającej gospodarki, ani powrotu na łono natury. Zamrożenie na danym poziomie technologicznym sprawdza się dla małych grup religijnych, takich jak amisze czy mennonici, lecz jest znacznie trud­ niejsze do zrealizowania na wielką skalę. Nierówności społeczne i eko­ nomiczne, które istnieją w dzisiejszych społeczeństwach rozwiniętych, działają znacznie mniej destabilizująco politycznie, kiedy wzrastają 154

NIE MA BARBARZYŃCÓW U BRAM...

dochody ludności. Stałyby się jednak natychmiast o wiele groźniej­ sze, gdyby gospodarka Stanów Zjednoczonych zaczęła przypominać gigantyczną, sparaliżowaną gospodarkę nrd. Co więcej, zamrożenie rozwoju nowoczesnej technologii na jej najwyższym obecnie dostęp­ nym poziomie wcale nie rozwiąże kryzysu ekologicznego. Nie wiemy też, czy światowy ekosystem wytrzyma dorównywanie krajów Trze­ ciego Świata do naszego stopnia rozwoju. Selektywna innowacyjność

rodzi też inny problem: jaka władza miałaby decydować, które tech­ nologie są dopuszczalne? Upolitycznienie wynalazczości generalnie zahamowałoby wzrost gospodarczy. Ochrona środowiska naturalnego wcale nie musi oznaczać negowa­ nia technologii i wytwarzanego przez nią postępu ekonomicznego, a na dłuższą metę technologia może nawet stać się warunkiem skutecznej ekologii. Rzeczywiście, główny nurt ruchów ekologicznych - jeśli nie brać pod uwagę ekstremistów w rodzaju skrzydła „Fundi” Niemieckiej Partii Zielonych - uważa za najbardziej realistyczne tworzenie alter­ natywnych technologii, które będą aktywnie chronić przyrodę. Zdrowe środowisko jest luksusem dostępnym tylko bogatym i ekonomicznie prężnym krajom. Najbardziej zagrażają środowisku - czy to gromadząc toksyczne odpadki, czy też wycinając tropikalne lasy - najbiedniejsi. Nie dostrzegają innych możliwości poza rabunkowym eksploatowa­ niem zasobów naturalnych bądź też brakuje im społecznej dyscypliny, aby wyegzekwować ustawy ekologiczne. Bogate kraje nadal nie mogą sobie poradzić ze stratami wywołanymi przez kwaśne deszcze, ale prze­ cież północno-wschodnie usa oraz część północnej Europy są dzisiaj gęściej zalesione niż sto, a nawet dwieście lat wcześniej. Z opisanych wyżej powodów wydaje się mało prawdopodobne, by cywilizacja nasza wybrała rozwiązanie Rousseau i dobrowolnie odrzu­ ciła nauki przyrodnicze wraz z ich ekonomicznymi konsekwencjami. Zbadajmy jednak przypadek skrajniejszy: wyobraźmy sobie, że zosta­ liśmy do tego zmuszeni wbrew naszym najlepszym chęciom przez ja­ kąś katastrofę, ogólnoświatową wojnę nuklearną czy klęskę ekologicz­ ną, która zniszczy fizyczną podstawę życia człowieka współczesnego. i55

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Współczesna technologia czyni takie całkowite zniszczenie w ciągu kilku minut dóbr stworzonych przez nauki przyrodnicze całkiem re­

alnym. Ale czy oznaczałoby to destrukcję nauk przyrodniczych jako takich, zniesienie wpływu, jaki wywarły na nasze życie w dziejach, i po­ wrót całej ludzkości do przednaukowego poziomu cywilizacyjnego? * Weźmy przypadek globalnej wojny, w której użyto środków ma­ sowego rażenia. Od czasów Hiroszimy wydarzenie takie zwykliśmy kojarzyć z atakiem nuklearnym, obecnie jednak może to być uderzenie jakąś straszną bronią biologiczną lub chemiczną. Jeśli wojna nie wy­ woła zimy nuklearnej ani innego procesu przyrodniczego, który uczy­ niłby Ziemię niezdatną do zamieszkania, musimy założyć, że zginęła większość ludności, zniszczono całkowicie kraje uczestniczące w kon­ flikcie i sojusznicze, a częściowo także kraje neutralne. Prawdopodob­ nie bezpośrednie skutki zniszczeń wojennych uległyby spotęgowaniu z powodu katastrofy ekologicznej towarzyszącej wojnie globalnej. Nastąpią także zmiany o charakterze politycznym - państwa wojujące przestaną liczyć się jako mocarstwa, zostaną zajęte i podzielone przez niezamieszane w konflikt bądź też będą skażone w sposób uniemoż­ liwiający komukolwiek przebywanie na ich terytoriach. Wojna praw­ dopodobnie obejmie wszystkie kraje zdolne do wyprodukowania za­ awansowanych technologii masowego rażenia, zniszczy ich fabryki, laboratoria, biblioteki i uniwersytety, tym samym eliminując wiedzę o sposobach wytwarzania broni o tak ogromnej sile. Niewykluczone

4. Nie wolno nam w tym miejscu zakładać, że nauki przyrodnicze oraz rozwój eko­ nomiczny przyniosły dobro. Powstrzymujemy się też przed oceną szans zajścia ka­ taklizmu. Jeśli historiozoficzni pesymiści mają rację, jeśli rzeczywiście technologia nie uczyniła człowieka szczęśliwszym, lecz stała się jego panem i niszczycielem, to globalna katastrofa, która wymaże przeszłość i zmusi ludzkość do zaczynania od początku, będzie raczej przejawem dobroczynności przyrody, a nie jej okru­ cieństwa. Ten punkt widzenia reprezentowali klasyczni filozofowie polityczni, tacy jak Platon i Arystoteles, którzy wierzyli, że wszystkie wynalazki ludzkości, łącznie z ich własnymi dziełami, ulegają zniszczeniu przy przejściu do następnego cyklu. Por. też: Leo Strauss, Thoughts on Machiavelli, Free Press, Glencoe, Illinois, 1958, s. 298-299.

156

NIE MA BARBARZYŃCÓW U BRAM...

też, że pozostały przy życiu świat do tego stopnia znienawidzi wojnę i cywilizację technologiczną, iż część państw świadomie wyrzeknie się zaawansowanego uzbrojenia i tworzących je nauk. Ocaleńcy bardziej otwarcie, niż to się obecnie czyni, potępią politykę odstraszania, która nie zdołała uchronić ludzkości przed wojną, po czym poddadzą nowe technologie mądrzejszej i skuteczniejszej kontroli. (Podobnie kata­ strofa ekologiczna, jaką może wywołać efekt cieplarniany - topnienie pokryw lodowych na biegunach czy pustynnienie Ameryki Północnej i Europy - doprowadzi do kontrolowania innowacji naukowych od­ powiedzialnych za nieszczęścia). Niewykluczone, że wywołane przez naukę klęski wpłyną na odrodzenie się antytechnologicznych religii, które wzmocnią moralny i emocjonalny opór przeciwko nowym, po­ tencjalnie destruktywnym technologiom. Nawet opisane powyżej skrajnie nieprzyjazne nauce warunki nie spowodują zniesienia wpływu technologii na cywilizację ani też zdolno­ ści nauki do samoodtwarzania się. Przyczyny tego stanu rzeczy ponow­ nie tkwią w związku pomiędzy nauką i wojną. Jeśli nawet zniszczymy nowoczesne uzbrojenie i specjalistyczną wiedzę potrzebną do jego produkcji, nadal pozostanie wiedza o metodzie naukowej, która między innymi umożliwiała ową produkcję. Ujednolicające działanie nowoczes­ nej telekomunikacji i transportu przejawia się w tym, że trudno obecnie znaleźć ludzi niepojmujących znaczenia metody naukowej, nawet jeśli żyją oni w krajach niedysponujących technologią i jej owocami. Innymi słowy, u naszych bram nie ma prawdziwych barbarzyńców, istot nie­ świadomych potęgi nowoczesnej nauki. Tak więc wszyscy są świadomi faktu, że państwo wykorzystujące naukę w celach militarnych zdobywa przewagę nad państwami, które tego nie czynią. Wiedza o bezsensow­ nych zniszczeniach minionej wojny nie musi prowadzić do konkluzji negującej zastosowanie technologii wojskowych do racjonalnych celów; w pewnych sytuacjach nowe rodzaje broni dać mogą decydującą prze­ wagę. Dobre kraje, które wyciągnęły pokojowe wnioski z lekcji znisz­ czeń i poddały kontroli technologie zbrojeniowe, wciąż żyłyby przecież obok złych krajów, które minioną katastrofę wojenną postrzegałyby i57

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

jako okazję do spełnienia własnych ambicji. Jak u progu nowożytności nauczał Machiavelli, dobre państwa, jeśli chcą przetrwać, powinny brać przykład ze złych5. Jest dla nich zatem koniecznością życiową utrzyma­ nie pewnego poziomu technologii dla samoobrony, a także popieranie wynalazczości technologicznych w sferze militarnej, zwłaszcza wtedy gdy konkurenci tego nie zaniedbują. Choć ostrożnie i pod kontrolą, dobre państwa, które dążyłyby do racjonalnego wykorzystania nowych technologii, musiałyby znów wypuścić z butelki diablika technologii6. W epoce po katastrofie zależność człowieka od nauk przyrodniczych byłaby większa niż poprzednio, gdyż tylko dzięki technologii mógłby uczynić Ziemię na powrót zdatną do zamieszkania. W pełni cykliczną historię można pojąć tylko wtedy, gdy założymy, że dana cywilizacja ulegnie całkowitemu zniszczeniu, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów dla następnych. Takie rzeczy istotnie się zda­ rzały przed powstaniem nowożytnego przyrodoznawstwa. Potęga przy­ rodoznawstwa, zarówno pozytywna, jak i destruktywna, czyni nie­ prawdopodobnym jego zapomnienie w warunkach innych niż fizyczne unicestwienie gatunku ludzkiego. Jeśli zatem rozwój postępowy nowo­ żytnych nauk przyrodniczych jest nieodwracalny, to wektor historii wraz z jej rozlicznymi składnikami ekonomicznymi, społecznymi i polityczny­ mi także nie ulegnie odwróceniu w żadnym istotnym sensie.

5. Według Straussa problematyczność stwierdzenia, że należy zachęcać do wynalaz­ czości w dziedzinie sztuki wojennej, to jedyna rzecz, która daje podstawę do makiawelskiej krytyki klasycznej filozofii politycznej. 6. Rozwiązania alternatywne polegałyby bądź na zastąpieniu międzynarodowego systemu państw światowym rządem, który zakazałby niebezpiecznych technologii, bądź też na zawarciu rzeczywiście przestrzeganego porozumienia o ograniczeniu badań nad pewnymi technologiami. Pomijając rozmaite trudności, jakie pojawi­ łyby się przy zawieraniu takiego porozumienia, wcale nie jest pewne, czy nawet w świecie-po-kataklizmie problem wynalazczości technicznej zostałby ostatecz­ nie rozwiązany. Przecież metoda naukowa nadal pozostawałaby dostępna gru­ pom przestępczym, organizacjom narodowowyzwoleńczym lub innej opozycji, co doprowadziłoby do wewnętrznej rywalizacji technologicznej.

Rozdział 8

Niekończąca się akumulacja

Nasz kraj nie miał szczęścia. Postanowiono przecież prze­ prowadzić na nas ten marksistowski eksperyment - los pchnął nas w tym właśnie kierunku. Zamiast w jakimś kra­ ju afrykańskim, rozpoczęli ten eksperyment u nas. W koń­ cu udowodniliśmy, że nie ma miejsca na tę ideę. Zboczy­ liśmy przez nią z drogi, którą obrały cywilizowane kraje świata. Znajduje to swoje odbicie dzisiaj, kiedy 40% lud­ ności żyje poniżej poziomu ubóstwa, i to w nieustannym poniżeniu, ponieważ żywność dostaje na kartki. Mówię o nieustannym poniżeniu, bo w każdej godzinie ludzie przypominają sobie, że są w tym kraju niewolnikami. BORYS JELCYN,

z przemówienia wygłoszonego na posiedzeniu Demokratycznej Rosji Moskwa, 1 czerwca 1991

Dotychczas wykazaliśmy, że logika rozwoju nowożytnego przyrodo­ znawstwa wytwarza ukierunkowaną historię i pewne jednolite zmiany społeczne w rozmaitych krajach i kulturach. Technologia i racjonalna organizacja pracy to wstępne warunki uprzemysłowienia, z którego ro­ dzą się z kolei takie zjawiska, jak urbanizacja, biurokratyzacja, rozpad rodziny wielopokoleniowej i więzi plemiennych oraz wzrost poziomu wykształcenia. Wykazaliśmy również, że prymat nowożytnego przyro­ doznawstwa w życiu ludzkim jest raczej nieodwracalny w możliwych i59

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

do przewidzenia okolicznościach, nawet gdyby osiągnęły stopień skraj­ ny. Nie dowiedliśmy natomiast, że nauka w sposób konieczny prowadzi do kapitalizmu w sferze gospodarczej i do demokracji liberalnej w sfe­ rze politycznej. Dysponujemy bowiem przykładami krajów, które mają za sobą pierwsze stadia uprzemysłowienia, są gospodarczo rozwinięte, zurba­ nizowane i laickie, mają silną i spójną strukturę państwową i względnie wysoko wykształconą ludność, a nie są ani kapitalistyczne, ani demo­ kratyczne. Najlepszym przykładem takiego państwa był przez wiele lat stalinowski Związek Radziecki, który w latach 1928-1939 przeobraził się z kraju przede wszystkim rolniczo-chłopskiego w potęgę przemysłową, odmawiając przy tym swoim obywatelom swobód ekonomicznych i po­ litycznych. Wielu uważało, że fantastyczna prędkość, z jaką dokonały się te przeobrażenia, dowodzi, iż centralne planowanie w systemie państwa policyjnego jest efektywniejszym środkiem do osiągnięcia szybkiego uprzemysłowienia niż wolny rynek umożliwiający działalność wolnym ludziom. Isaac Deutscher jeszcze w latach pięćdziesiątych utrzymywał, że gospodarka centralnie planowana jest wydajniejsza od anarchicznej gospodarki wolnorynkowej oraz że znacjonalizowany przemysł jest podatniejszy na modernizację niż sektor prywatny1. Istnienie aż po rok 1989 krajów wschodnioeuropejskich, które były socjalistyczne i zara­ zem gospodarczo rozwinięte, wskazywało, że centralne planowanie nie wyklucza ekonomicznej nowoczesności. Przykład krajów komunistycznych sugerował w pewnym momen­ cie, że logika rozwoju nowożytnego przyrodoznawstwa może równie dobrze prowadzić do otwartego i twórczego społeczeństwa liberalnego, jak i do weberowskiego koszmaru racjonalnej, zbiurokratyzowanej tyra­ nii. Nasz mechanizm należy zatem poszerzyć. Oprócz wyjaśnienia, dlaczego w krajach gospodarczo rozwiniętych występują zurbanizowa­ 1. O Deutscherze i innych autorach, którzy byli przekonani, że dojdzie do konwer­ gencji Wschodu i Zachodu na podłożu socjalizmu, por. Alfred G. Meyer, Theories of Convergence, w: Chalmers Johnson (red.), Change in Communist Systems, Stan­ ford University Press, Stanford, California, 1970, s. 321 i następne.

160

NIEKOŃCZĄCA SIĘ AKUMULACJA

ne społeczeństwa i racjonalne biurokracje, mechanizm powinien rów­ nież pokazać, dlaczego zasadne są oczekiwania, że ostatecznie dokona się w tych krajach ewolucja w kierunku ekonomicznego i gospodarcze­ go liberalizmu. W tym i następnym rozdziale zbadamy związek między mechanizmem i kapitalizmem dla dwóch przypadków: na przykładzie rozwiniętych społeczeństw przemysłowych i społeczeństw nierozwiniętych. Ustaliwszy, że mechanizm w jakimś sensie nieuchronnie pro­ wadzi do kapitalizmu, powrócimy do kwestii, czy można oczekiwać, że zaowocuje również demokracją. Kapitalizm cieszy się złą sławą zarówno u tradycyjnej prawicy reli­ gijnej, jak i socjalistyczno-marksistowskiej lewicy, jednak jego ostatecz­ ne zwycięstwo jako jedynego efektywnego systemu gospodarczego jest w kategoriach mechanizmu łatwiejsze do wyjaśnienia aniżeli zwycię­ stwo demokracji liberalnej w sferze polityki. Kapitalizm okazał się bo­ wiem znacznie skuteczniejszy od gospodarki planowej pod względem rozwoju i wykorzystania technologii oraz pod względem przystosowa­ nia do ulegającego szybkim zmianom ogólnoświatowego systemu pracy, w warunkach dojrzałej gospodarki przemysłowej. Uprzemysłowienie, jak teraz wiemy, nie polega na jednorazowej przemianie i momentalnym osiągnięciu nowoczesności gospodar­ czej, lecz stanowi długotrwały proces ewolucji bez wyraźnego punk­ tu docelowego, proces, w którym dzisiejsza nowoczesność jutro staje się zacofaniem. Sposoby zaspokajania tego, co Hegel nazywał „syste­ mem potrzeb”, nieustannie się zmieniają, w miarę jak ulegają zmianom same potrzeby. Dla pierwszych teoretyków uprzemysłowienia, takich jak Marks czy Engels, proces ten obejmował pewne dziedziny prze­ mysłu lekkiego, na przykład przemysł tekstylny w Anglii czy produk­ cję porcelany we Francji. Wkrótce pojęcie to rozszerzyło się na takie dziedziny, jak kolejnictwo, hutnictwo, przemysł chemiczny i okrętowy oraz inne gałęzie przemysłu ciężkiego, a także na zintegrowane rynki ogólnokrajowe, które stanowiły wyróżnik nowoczesności przemysło­ wej dla Lenina, Stalina i ich radzieckich następców. Wielka Brytania, Francja, Stany Zjednoczone i Niemcy osiągnęły ten poziom rozwoju 161

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przed pierwszą wojną światową, Japonia i pozostałe kraje Europy Zachodniej przed drugą wojną światową, a Związek Radziecki i Euro­ pa Wschodnia w latach pięćdziesiątych. Dziś są to wyróżniki przejścio­ wego, a dla krajów najbardziej zaawansowanych już dawno minione­ go stadium rozwoju przemysłowego. To, co nastąpiło później, zyskało wiele etykietek „dojrzałe społeczeństwo przemysłowe”, stadium „wy­ sokiej konsumpcji masowej”, „era technotroniczna”, „epoka informa­ cyjna” czy „społeczeństwo postindustrialne”2. Chociaż nazwy się różnią, w poszczególnych charakterystykach zawsze bardziej podkreślany jest ogromny wzrost znaczenia informacji, wiedzy technicznej i usług niż przemysłu ciężkiego. Nowożytne przyrodoznawstwo - w formie wynalazczości tech­ nicznej i racjonalnej organizacji pracy - wciąż dyktuje charakter spo­ łeczeństw „postindustrialnych”, podobnie jak się to działo w społe­ czeństwach wchodzących w pierwsze stadia uprzemysłowienia. Daniel Bell napisał w 1967 roku, że średni czas upływający od samej inno­ wacji technicznej do rozpoznania możliwości jej zastosowania spadł z 30 lat w przedziale 1880-1919 do 16 lat w przedziale 1919-1945 i do 9 lat w przedziale 1945-19673. Od tej pory czas ten jeszcze się skrócił i w technologiach najbardziej zaawansowanych, takich jak kompute­ ry i informatyka, mierzony jest już nie w latach, lecz w miesiącach. Statystyka ta tylko w minimalnym stopniu uzmysławia niewiarygod­ ną różnorodność towarów i usług, jakie powstały po roku 1945, w tym wiele zupełnie nowych; nie uwidacznia się w niej również złożoność

2. Termin „wysoka konsumpcja masowa” utworzył Walt Rostow (w: The Stages ofEco­ nomic Growth: A Elon-Communist Manifesto, Cambridge University Press, Cam­ bridge i960), autorem terminu „era technotroniczna” jest Zbigniew Brzeziński (w: Between Two Ages: America's Role in the Technotronic Era, Viking Press, New York 1970), a terminu „społeczeństwo postindustrialne” - Daniel Bell. Por. tego ostatniego Notes on the Post-Industrial Society 1 i n, „The Public Interest” nr 6-7, zima 1967a, s. 24-35 * (wiosna 1967b), s. 102-118; oraz jego opis pochodzenia poję­ cia „społeczeństwo postindustrialne” w: The Coming ofPost-Industrial Society, Basic Books, New York 1973, s. 33-40. 3. Bell (1967), s. 25.

162

NIEKOŃCZĄCA SIĘ AKUMULACJA

tych nowych gałęzi gospodarki i niezbędnych do ich funkcjonowania nowych form wiedzy technicznej - nie tylko naukowej i inżynieryjnej, ale także dotyczącej marketingu, finansowania, dystrybucji itd. Jednocześnie zaś rzeczywistością stał się ogólnoświatowy podział pracy, prognozowany, ale tylko w niewielkim stopniu zrealizowany w czasach Marksa. Obroty wymiany międzynarodowej w ciągu ostat­ niego pokolenia wzrastały średnio o 13% rocznie, a w niektórych sek­ torach, takich jak międzynarodowe usługi finansowe, jeszcze bardziej. We wcześniejszych dziesięcioleciach wzrost ten rzadko przekraczał 3%4. Nieprzerwany spadek kosztów transportu i telekomunikacji do­ prowadził do powstania branż przemysłowych o większej skali, niż to było możliwe nawet na najbardziej rozwiniętych rynkach krajowych, takich jak Stany Zjednoczone, Japonia czy poszczególne kraje Europy Zachodniej. Wskutek kolejnej z tych niezaplanowanych i wielostop­ niowych rewolucji ogromna większość krajów (poza światem komu­ nistycznym) stanowi dziś jeden rynek dla niemieckich samochodów, malajskich półprzewodników, argentyńskiej wołowiny, japońskich te­ lefaksów, kanadyjskiego zboża i amerykańskich samolotów. Wynalazczość techniczna i bardzo złożony system podziału pracy spowodowały gigantyczny wzrost zapotrzebowania na wiedzę tech­ niczną we wszystkich dziedzinach gospodarki, a tym samym na ludzi, którzy - mówiąc potocznie - raczej myślą, niż robią. Chodzi tu nie tylko o naukowców i inżynierów, lecz także o pracowników wszystkich struktur pomocniczych, takich jak szkolnictwo powszechne, uniwer­ sytety i przemysł telekomunikacyjny. Wyższa zawartość „informacyjna” współczesnej produkcji gospodarczej znajduje odzwierciedlenie w roz­ roście sektora usługowego — prawnicy, kadra kierownicza, pracownicy biurowi, handlowcy, marketing, finansiści, a także pracownicy rządowi i służba zdrowia - kosztem „tradycyjnych” branż produkcyjnych.

4. Liczb^ podaje Lucian W. Pye, Political Science and the Crisis ofAuthoritarianism, „American Political Science Review”, 84, nr 1, marzec 1990, s. 3-17.

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Ewolucja w kierunku zdecentralizowanego systemu podejmowania decyzji i zdecentralizowanych rynków jest już właściwie koniecznością dla gospodarki przemysłowej, która aspiruje do miana „postindustrialnej”. Chociaż gospodarka nakazowo-rozdzielcza nadążała za kapita­ listyczną w epoce węgla, stali i przemysłu ciężkiego5, znacznie gorzej sobie radziła z wymaganiami epoki informacyjnej. Można nawet po­ sunąć się do stwierdzenia, że w ogromnie złożonym i dynamicznym świecie gospodarki „postindustrialnej”marksizm-leninizm jako system ekonomiczny napotkał swoją nemezis. Nieefektywność centralnego planowania wiąże się z kwestią wyna­ lazczości technicznej. Badania naukowe rozwijają się najlepiej w atmo­ sferze wolności, tam gdzie ludziom wolno swobodnie myśleć i wymie­ niać poglądy oraz - co jeszcze ważniejsze - gdzie są za swe wynalazki wynagradzani. Związek Radziecki i Chiny popierały dociekania na­ ukowe, szczególnie na „bezpiecznych” obszarach badań podstawowych czy teoretycznych; stworzyły również system bodźców materialnych, które miały pobudzać wynalazczość w takich sektorach jak podbój kosmosu i zbrojenia. W dzisiejszych czasach jednak wynalazczość musi obejmować całą gospodarkę - nie tylko obszary o zaawansowa­ nej technologii, ale także dziedziny bardziej prozaiczne, takie jak mar­ keting hamburgerów i tworzenie nowych form ubezpieczeń. Państwo radzieckie dbało o fizyków jądrowych, lecz po macoszemu traktowało już na przykład konstruktorów telewizorów, które względnie regularnie eksplodowały, czy też ludzi, którzy chcieliby rozszerzyć zasięg sprzeda­ ży jakichś towarów na nowe grupy konsumentów - w zsrr i Chinach działalność ta w zasadzie nie istniała. Gospodarka scentralizowana nie umiała podejmować racjonalnych decyzji inwestycyjnych ani efektywnie wdrażać nowych technologii w proces produkcyjny. Aby to osiągnąć, kadra kierownicza musialaby

5. Jednakże nawet w przypadku tych starszych gałęzi przemysłu gospodarka socjali­ styczna zostaje daleko w tyle za swym kapitalistycznym rywalem pod względem modernizacji procesu wytwarzania.

164

NIEKOŃCZĄCA SIĘ AKUMULACJA

otrzymywać odpowiednie informacje na temat skutków swych decyzji, w formie ustalanych przez rynek cen. Czynnikiem, który sprawia, że informacje uzyskiwane z systemu cenowego dają podstawy do podej­ mowania decyzji, jest konkurencja. Celem wczesnych reform węgier­ skich i jugosłowiańskich, a w mniejszym stopniu także radzieckich było przyznanie kadrze kierowniczej nieco większej samodzielności, lecz z powodu braku racjonalnego systemu cenowego autonomia kie­ rownictwa przyniosła niewielkie korzyści. Okazało się, że złożoność współczesnej gospodarki zwyczajnie przekracza możliwości scentralizowanej biurokracji, niezależnie od stopnia zaawansowania technologicznego. Zamiast sterowanego popytem systemu cenowego radzieccy planiści usiłowali odgórnie zadekretować „społecznie sprawiedliwy” rozdział dóbr. Przez wiele lat sądzili, że większe komputery i lepsze programowanie linearne umożliwią sprawny, centralny rozdział dóbr. Okazało się to iluzją. Gosmomcen, dawna radziecka państwowa komisja cen, musiała każ­ dego roku weryfikować około 200 tysięcy cen, co dawało trzy do czte­ rech cen dziennie na każdego zatrudnionego tam urzędnika. Było to tylko 42% wszystkich decyzji cenowych podejmowanych rokrocznie przez radzieckich urzędników6, co z kolei stanowiło zaledwie ułamek decyzji cenowych, które musiałyby być podejmowane, gdyby gospo­ darka radziecka dorównywała zachodniej gospodarce kapitalistycznej pod względem różnorodności towarów i usług. Biurokraci z Moskwy czy Pekinu potrafili stworzyć namiastkę efektywnego systemu ceno­ wego, ponieważ nadzorowali gospodarkę, która produkowała kilkaset czy najwyżej parę tysięcy gatunków towarów. Zadanie to staje się nie­

wykonalne w epoce, w której jeden samolot składa się z setek tysięcy odrębnych części. Co więcej, w nowoczesnej gospodarce system cen w coraz mniejszym stopniu odzwierciedla różnice jakości: samocho­ dy marki Chrysler Le Baron i bmw mają zbliżoną charakterystykę techniczną, a jednak konsumenci znacznie wyżej ocenili ten drugi, 6. Liczby te podaje Hewett (1988), s. 192.

165

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

kierując się pewną „aurą”, która go otacza. Zdolność biurokratów do wiarygodnego przeprowadzania takich rozróżnień jest, delikatnie

mówiąc, problematyczna.

Potrzeba zachowania kontroli nad cenami i rozdziałem dóbr nie pozwala gospodarce nakazowo-rozdzielczej uczestniczyć w między­

narodowym podziale pracy, a co za tym idzie, rozwinąć się na skalę,

która jest na rynku międzynarodowym osiągalna. W komunistycznym nrd,

liczącym siedemnaście milionów ludności, podjęto śmiałe próby

skopiowania gospodarki zachodniej w granicach kraju, po czym udało

się tam wyprodukować tandetne wersje wielu towarów, które można było znacznie taniej nabyć na zewnątrz, począwszy od zatruwających

środowisko trabantów, a skończywszy na hołubionych przez Ericha Honeckera kostkach pamięci.

I wreszcie: centralne planowanie działa szkodliwie na niezwykle istotny aspekt kapitału ludzkiego - etykę pracy. Nawet etykę pracy można zniszczyć za pomocą polityki społecznej i gospodarczej, która odbiera ludziom osobiste pobudki do pracy, a jej odtworzenie może

być niezwykle trudne. Jak się przekonamy w części czwartej tej książki,

istnieją powody, by sądzić, że etyka pracy, z którą mamy do czynienia

w wielu społeczeństwach, nie jest skutkiem procesu modernizacyjnego, lecz raczej przeżytkiem przednowoczesnej kultury i tradycji. Być może

etyka pracy nie jest absolutnie koniecznym warunkiem efektywnej

gospodarki „postindustrialnej”, lecz niewątpliwie przydaje się i może stanowić decydującą przeciwwagę dla skłonności - rozpowszechnionej

w krajach o tego rodzaju gospodarce - do przedkładania konsumpcji nad produkcję. Od jakiegoś czasu często słyszy się, że technologiczne wymogi

dojrzałości przemysłowej, koniec końców, doprowadzą do złagodzenia

w krajach komunistycznych centralnej kontroli, której miejsce zajmie praktyka bardziej liberalna, prorynkowa. Stwierdzenie Raymonda Arona, że „technologiczna złożoność wzmocni klasę kierowniczą kosztem

ideologów i fanatyków”, jest echem jego wcześniejszej opinii: „techno­ 166

NIEKOŃCZĄCA SIĘ AKUMULACJA

kraci będą grabarzami komunizmu”7. Prognozy te okazały się nad wyraz trafne. Ludzie Zachodu nie przewidzieli tylko, ile czasu upłynie, zanim te prognozy się spełnią. Państwa radzieckie i chińskie okazały się w pełni zdolne wprowadzić swoje społeczeństwa w epokę węgla i stali: potrzebna do tego technologia nie była zbyt skomplikowana i mogli ją opanować niepiśmienni chłopi, oderwani od pługa i postawieni przy uproszczo­ nych liniach montażowych. Specjaliści, mający konieczną do obsługi takiej gospodarki wiedzę techniczną, okazali się prawomyślni i łatwi do politycznej kontroli8. Stalin zesłał kiedyś słynnego konstruktora sa­ molotów Tupolewa do gułagu, gdzie ten zaprojektował jeden ze swych najlepszych modeli. Następcy Stalina usiłowali zwerbować dla ideologii kadrę kierowniczą i technokratów, proponując im w zamian za wierność ustrojowi prestiż i wysoką stopę życiową9. Inny kurs obrał Mao: chcąc uniknąć powstania uprzewilejowanej klasy inteligencji technicznej, jak to miało miejsce w Związku Radzieckim, wypowiedział jej totalną woj­ nę, najpierw podczas „wielkiego skoku” pod koniec lat pięćdziesiątych, a później podczas rewolucji kulturalnej pod koniec lat sześćdziesiątych. Inżynierów i naukowców zmuszano do pomocy przy zbiorach i do innych form katorżniczej pracy, natomiast stanowiska wymagające kom­ petencji technicznej uzyskiwali politycznie poprawni ideolodzy. Doświadczenie to powinno nas nauczyć, że państwa totalitarne lub autorytarne potrafią opierać się wymogom ekonomicznej racjo­ nalności przez długi okres - w przypadku Związku Radzieckiego

7. Aron cytowany przez Jeremy ego Azraela, Managerial Power and Soviet Politics, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1966, s. 4. Azrael przytacza podobne w swej wymowie wypowiedzi Ottona Bauera, Isaaca Deutschera, Herber­ ta Marcuse’a, Walta Rostowa, Zbigniewa Brzezińskiego i Adama Ulama. Por. także Allen Kassof, The Future ofSoviet Society, w: Allen Kassof (red.), Prospectsfor Soviet Society, Council on Foreign Relations, New York 1968, s. 501. 8. Sposoby adaptacji systemu radzieckiego do wymagań wzrastającej dojrzałości przemysłowej omawia Richard Lowenthal, The Ruling Party in a Mature Society, w: Mark G. Field (red.), Social Consequences ofModernization in Communist Socie­ ties, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1976. 9. Azrael (1966), s. 173-180.

167

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i Chin przez jedno pokolenie lub nawet dłużej. Jednak opór ten doprowadził w końcu do gospodarczej stagnacji. Całkowita niezdol­ ność centralnie planowanej gospodarki radzieckiej czy chińskiej do przekroczenia poziomu uprzemysłowienia z lat pięćdziesiątych osła­ biła rolę tych krajów na scenie międzynarodowej, a nawet ich bezpie­ czeństwo narodowe. Prześladowania technokratów podczas rewolucji kulturalnej doprowadziły do gigantycznej katastrofy gospodarczej, która cofnęła Chiny o jedno pokolenie. Jednym z pierwszych posu­ nięć Deng Xiaopinga, po jego dojściu do władzy w połowie lat sie­ demdziesiątych, było przeto przywrócenie prestiżu i godności inteli­ gencji technicznej i jej ochrona przed kaprysami ideologii politycznej, czyli metoda przeciągania na swoją stronę, którą Rosjanie obrali jedno pokolenie wcześniej. Jednak wysiłki na rzecz wprzęgnięcia elit technologicznych w służbę ideologii z czasem przyniosły także sku­ tek przeciwny do zamierzonego: elita owa, która miała teraz większą swobodę myślenia i prawo do studiowania za granicą, zapoznała się z wieloma krążącymi w świecie ideami i zaczęła je stosować. Tak jak się obawiał Mao, inteligencja techniczna stała się głównym nośni­ kiem „liberalizmu burżuazyjnego ” i odegrała decydującą rolę w póź­ niejszym procesie reform gospodarczych. Można zatem powiedzieć, że z końcem lat osiemdziesiątych Chiny, Związek Radziecki i kraje środkowoeuropejskie poddały się ekono­ micznej logice zaawansowanego uprzemysłowienia10. Mimo politycznej pacyfikacji po wydarzeniach na placu Tienanmen chińskie przywódz­ two pogodziło się z tym, że potrzebny jest rynek i zdecentralizowane podejmowanie decyzji ekonomicznych, jak również ścisła integracja z ogólnoświatowym kapitalistycznym systemem podziału pracy. Wyka­ zało również gotowość do zaakceptowania większego rozwarstwienia społecznego, którym zaowocowało powstanie elity technokratycznej.

io. W odniesieniu do Chin kwestię tę podnosi Edward Friedman, Modernization and Democratization in Leninist States: The Case of China, „Studies in Comparative Communism”, 22, nr 2-3, lato-jesień 1989, s. 251-264.

168

NIEKOŃCZĄCA SIĘ AKUMULACJA

Po rewolucjach w 1989 roku wszystkie kraje Europy Wschodniej opo­ wiedziały się za powrotem do gospodarki rynkowej, chociaż przebieg i tempo urynkowienia różniły się w zależności od kraju. Przywódz­ two radzieckie długo wahało się przed skokiem w pełne urynkowienie, lecz w wyniku przeobrażeń politycznych, które nastąpiły po nieuda­ nym puczu z sierpnia 1991 roku, zainicjowało daleko idącą liberaliza­ cję gospodarki. Społeczeństwa mają pewien margines swobody, w którego grani­ cach mogą regulować gospodarkę kapitalistyczną. Logika naszego me­ chanizmu nie przesądza w sposób ścisły, jak duży to będzie margines. Niemniej proces modernizacji gospodarczej, napędzanej rozwojem technologii, daje krajom rozwiniętym silny bodziec do przyjęcia podsta­ wowych reguł uniwersalnej kapitalistycznej kultury ekonomicznej, które to reguły zezwalają na duży zakres konkurencji w gospodarce i poddanie cen mechanizmom rynkowym. Wszystkie inne sposoby osiągnięcia peł­ nej nowoczesności ekonomicznej okazały się chybione.

Rozdział 9

Zwycięstwo magnetowidu

Żaden kraj na świecie, niezależnie od systemu politycz­ nego, nie zmodernizował się, prowadząc politykę zamk­ niętych drzwi. DENG XIAOPING, z przemówienia z 1982 roku1

Twierdzenie, że kapitalizm był w pewnym sensie nieuchronny dla krajów zaawansowanych oraz że socjalizm marksistowsko-leninowski stanowił poważną przeszkodę na drodze do tworzenia bogactwa i nowoczesnej cy­ wilizacji technologicznej, z nadejściem ostatniego dziesięciolecia xx wieku okazało się truizmem. Mniej oczywiste były względne zalety socjalizmu i kapitalizmu dla krajów mniej rozwiniętych, które nie osiągnęły jeszcze poziomu uprzemysłowienia Europy z lat pięćdziesiątych. W krajach ubo­ gich, gdzie epoka węgla i stali pozostawała w sferze marzeń, to, że Związek Radziecki nie jest światowym przodownikiem w dziedzinie technologii epoki informacyjnej, robiło znacznie mniejsze wrażenie niż to, że Sowie­ ci w ciągu jednego pokolenia zbudowali zurbanizowane społeczeństwo przemysłowe. Socjalistyczne centralne planowanie nie straciło nic ze swej

1. Cytowane przez Luciana W. Pye’a w: Asian Power and Politics: The Cultural Dimen­ sions ofAuthority, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1985, s. 4.

170

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

atrakcyjności, ponieważ dostarczało szybkiej ścieżki do akumulacji kapita­ łu i „racjonalnego” ukierunkowania zasobów narodowych na „zrównowa­ żony” wzrost przemysłowy. Związek Radziecki osiągnął to przez zmniej­ szenie sektora rolniczego metodą jawnego terroru w latach dwudziestych i trzydziestych, podczas gdy amerykańskim pionierom uprzemysłowienia, którzy nie stosowali przymusu, proces ten zajął paręset lat. Za tym, że socjalizm jest najlepszą strategią rozwojową dla krajów Trzeciego Świata, przemawiał fakt permanentnej - jak się wydawało niezdolności kapitalizmu do wykreowania stałego wzrostu gospodarczego w takich regionach jak Ameryka Łacińska. Uzasadniony jest pogląd, że gdyby nie Trzeci Świat, zgon marksizmu nastąpiłby znacznie prędzej. Jed­

nak utrzymujące się ubóstwo krajów nierozwiniętych przyczyniło się do odrodzenia tej doktryny, pozwalając lewicy przypisać to ubóstwo najpierw kolonializmowi, potem, gdy kolonializmu już nie było, „neokolonializmowi” i wreszcie działaniom wielonarodowych korporacji. Najnowszą próbą reanimowania marksizmu w Trzecim Świecie była tzw. teoria dependencia

(uzależnienia). Teoria ta powstała w latach sześćdziesiątych i siedemdzie­ siątych, głównie w Ameryce Łacińskiej, i nadała intelektualną spójność samookreśleniu się Południa jako całości przeciwko bogatej, uprzemy­ słowionej Północy. Sprzymierzona z południowym nacjonalizmem teoria uzależnienia miała większą silę oddziaływania, niż na to intelektualnie zasługiwała, i w wielu regionach Trzeciego Świata przez prawie całe po­ kolenie niweczyła perspektywy rozwoju gospodarczego. Prawdziwym ojcem teorii uzależnienia był sam Lenin. W swej zna­ nej broszurze z 1914 roku, zatytułowanej Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu, pragnął wytłumaczyć, że kapitalizm europejski nie doprowadził do zubożenia klasy robotniczej, a nawet zapewnił jej wzrost poziomu życia i wytworzenie się pośród robotników europejskich samozadowolonej mentalności związkowej2. Kapitalizm odroczył wyrok na

2. Vladimier I. Lenin, Imperialism: The Highest Stage of Capitalism, International Pub­ lishers, New York 1939 (wyd. poi.: Włodzimierz I. Lenin, Imperializm jako najwyż­ sze stadium kapitalizmu, Książka i Wiedza, Warszawa 1950, tłumacz niepodany).

71

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

siebie, eksportując wyzysk do kolonii, aby tamtejsza siła robocza i su­ rowce wchłonęły europejską „nadwyżkę kapitału”. Konkurencja w łonie „kapitalizmu monopolistycznego” doprowadzi do podziałów politycznych w krajach nierozwiniętych, a w końcu do konfliktu, wojny i rewolucji. Lenin dowodził, przeciwnie niż Marks, że podstawową sprzecznością, która obali kapitalizm, jest walka klasowa nie wewnątrz świata roz­ winiętego, tylko pomiędzy rozwiniętą Północą a „światowym proletaria­ tem” w świecie nierozwiniętym. W latach sześćdziesiątych powstało kilka szkół teorii uzależnienia34, lecz wszystkie czerpały swój rodowód z prac ekonomisty argentyńskie­ go Raula Prebischa. Prebisch, który w latach pięćdziesiątych'1 stał na czele Komisji Gospodarczej ds. Ameryki Łacińskiej (ecla) przy onz, a później Konferencji Handlu i Rozwoju (unctad), zauważył, że wzrost wymiany handlowej jest na „peryferiach” świata niższy aniżeli w jego „centrum”. Twierdził, że ślimacze tempo rozwoju regionów Trzeciego Świata, takich jak Ameryka Łacińska, wynika z ogólnoświatowego kapi­ talistycznego ładu gospodarczego, który utrzymuje te regiony w stanie

3. Piśmiennictwo to omawiają: Ronald Chilcote, Theories of Comparative Politics: The Searchfor a Paradigm, Westview Press, Boulder, Colorado, 1981; James A. Caporaso, Dependence, Dependency, and Power in the Global System: A Structural and Be­ havioral Analysis, „International Organization”, 32, 1978, s. 13-43; tenże, Depende­ ncy Theory: Continuities and Discontinuities in Development Studies, „International Organization”, 34,1980, s. 605-628; J. Samuel Valenzuela i Arturo Valenzuela, Mo­ dernization and Dependency: Alternative Perspectives in the Study ofLatin American Underdevelopment, „Comparative Politics”, 10, lipiec 1978, s. 535-557. 4. Ustalenia tej komisji można znaleźć m.in. w: El Segundo Decenio de las Naciones Unidas Para el Desarrollo: Aspectos Basicos del la Estrategia del Desarrollo de America Latina (Lima, Peru, ecla, 14-23 kwietnia, 1969). Badania Prebischa uzupełnili tacy ekonomiści jak Osvaldo Sunkel i Celso Furtado, a spopularyzował w Ameryce Pół­ nocnej André Gunder Frank. Por. Osvaldo Sunkel, Big Business and JTependencia", „Foreign Affairs”, 50, kwiecień 1972, s. 517-531; Celso Furtado, Economic Development ofLatin America: A Surveyfrom Colonial Times to the Cuban Revolution, Cambridge University Press, Cambridge, Massachusetts, 1970; André Gunder Frank, Latin America: Underdevelopment or Revolution?, Monthly Review Press, New York 1969. Podobnie pisze Theotonio Dos Santos, The Structure of Dependency, „American Economic Review”, 40, maj 1980, s. 231-236.

172

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

nieprzerwanego „uzależnionego rozwoju”5. Bogactwo Północy wiąże się zatem bezpośrednio z ubóstwem Południa6. Zgodnie z klasyczną liberalną teorią handlu uczestnictwo w otwar­ tym systemie handlu światowego powinno zmaksymalizować korzyści wszystkich stron, nawet jeżeli jeden kraj sprzedawałby ziarna kawy, a inny komputery. Zacofane gospodarczo kraje, które późno włączają się w ten system, również powinny odnieść korzyści z punktu widze­ nia rozwoju ekonomicznego, ponieważ mogą po prostu sprowadzać technologię z krajów, które rozwinęły się wcześniej, zamiast tworzyć ją samodzielnie7. Teoria uzależnienia twierdziła co innego: późne wejście w stadium rozwoju skazuje dany kraj na wieczne zacofanie. Kraje zaawansowane dyktują warunki handlu światowego i za pomocą wielonarodowych korporacji wymuszają na krajach Trzeciego Świata „niezrównoważony wzrost” - czyli wzrost oparty na eksporcie surow­ ców i innych towarów o niskim stopniu przetworzenia. Rozwinięta Północ zmonopolizowała rynek światowy w dziedzinie wyrobów wy­ magających skomplikowanej technologii, takich jak samochody i sa­ moloty, przez co krajom Trzeciego Świata przypadła w udziale rola

światowych „drwali i nosiwodów”8. Wielu dependencistas dostrzegało 5. Por. fragment poświęcony Prebischowi w: Walt Rostow, Theorists of Economic Growthfrom David Hume to the Present, Oxford University Press, New York 1990, s. 403-107. 6. Osvaldo Sunkel i Pedro Paz, cytowane w Valenzuela i Valenzuela (1978), s. 544. 7. Pierwszy tezę tę postawił, w odniesieniu do rozwoju w xix-wiecznych Niemczech, Thorsten Veblen w swej książce Imperial Germany and the Industrial Revolution, Viking Press, New York 1942. Por. także Alexander Gerschenkron, Economic Back­ wardness in Historical Perspective, Harvard University Press, Cambridge, Massa­ chusetts, 1962, s. 8. 8. Niektórzy późniejsi zwolennicy teorii uzależnienia w uznaniu faktu, że przemysł wytwórczy w istocie rozwijał się w Ameryce Łacińskiej, poczynili rozróżnienie między małym, odrębnym sektorem „nowoczesnym”, powiązanym z zachodnimi korporacjami wielonarodowymi, a sektorem tradycyjnym, którego rozwój był uza­ leżniony od tego pierwszego. Por.: Tony Smith, The Underdevelopment ofDevelop­ ment Literature: The Case ofDependency Theory, „World Politics”, 3r, nr 2, lipiec 1979, s. 247-285; tenże, Requiem or New Agenda for Third World Studies?, „World Poli­ tics”, 37, lipiec r985, s. 532-561; Peter Evans, Dependent Development: The Alliance of

173

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

związek pomiędzy międzynarodowym ładem gospodarczym a reżima­ mi autorytarnymi, które doszły do władzy w Ameryce Łacińskiej po rewolucji kubańskiej9. Programy polityczne, które wyrosły z teorii uzależnienia, były wybit­ nie nieliberalne. Bardziej umiarkowani dependencistas chcieli wykluczyć z gry wielonarodowe korporacje i wspierać lokalny przemysł zaporowy­ mi cłami antyimportowymi, którą to praktykę nazwano substytucją im­ portu. Z kolei celem rozwiązań proponowanych przez bardziej radykal­ nych zwolenników teorii uzależnienia było rozbicie ogólnoświatowego ładu gospodarczego przez nawoływanie do rewolucji, wycofywania się z kapitalistycznego systemu handlu oraz integracji z blokiem radzieckim według modelu kubańskiego10. Na początku lat siedemdziesiątych zatem,

Multinational, State, and Local Capital in Brazil, Princeton University Press, Princeton, New Jersey, 1979; Fernando H. Cardoso, Enzo Faletto, Dependency and Development in Latin America, University of California Press, Berkeley 1969; Fer­ nando H. Cardoso, Dependent Capitalist Development in Latin America, „New Left Review”, 74, lipiec-sierpień 1972, s. 83-95. 9. Chociaż nie wszyscy. Na przykład Fernando Cardoso przyznał, że „wydaje się, iż «demokratyczny liberalizm» pociągał przedsiębiorców w takim samym stopniu co inne grupy społeczne” oraz że „istnieją elementy strukturalne, wyrosłe w procesie powstawania masowego społeczeństwa przemysłowego, które prowadzą do poszu­ kiwań modelu społecznego przyznającego społeczeństwu obywatelskiemu wyższą wartość niż państwu” — Entrepreneurs and the Transition Process: The Brazilian Case, w: O’Donnell i Schmitter (1986b), s. 140. 10. W Stanach Zjednoczonych teoria uzależnienia stała się narzędziem zmasowane­ go ataku na teorię modernizacji i jej pretensji do roli empirycznej nauki społecznej. Jak powiedział jeden z krytyków tej drugiej, „dominujące teorie, którymi posługują się przedstawiciele amerykańskich nauk społecznych, bynajmniej nie mają uniwer­ salnego zastosowania, wbrew twierdzeniom ich zwolenników, służą pewnym kon­ kretnym interesom Stanów Zjednoczonych w Ameryce Łacińskiej, toteż należałoby je scharakteryzować jako wyraz pewnej ideologii, a nie jako opartą na solidnych pod­ stawach wiedzę naukową”. Tezę, że liberalizm polityczny i/lub ekonomiczny świata rozwiniętego powinien być punktem krańcowym rozwoju historycznego atakowano jako formę „imperializmu kulturowego, narzucającego amerykańskie, lub mówiąc sze­ rzej, zachodnie opcje kulturowe innym społeczeństwom...”. Por.: Susanne J. Bodenheimer, The Ideology ofDevelopmentalism: American Political Sciences Paradigm-Surro­ gate for Latin American Studies, „Berkeley Journal of Sociology”, 15, r97O, s. 95—136; Dean C. Tipps, Modernization Theory and the Comparative Study ofSociety: A Critical

!74

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

kiedy w takich krajach jak Chiny i Związek Radziecki doszło do gło­ su przekonanie, że idee marksistowskie stanowią kiepski program dla realnych społeczeństw, intelektualiści w Trzecim Świecie oraz na uniwer­ sytetach amerykańskich i europejskich przywracali te idee do życia jako receptę na przyszłość dla krajów nierozwiniętych. Choć teoria uzależnienia jest wciąż żywa pośród lewicowych inte­ lektualistów, została zdyskredytowana jako model teoretyczny przez ogromnej skali zjawisko, którego nie umie wyjaśnić: przez rozwój go­ spodarczy Dalekiego Wschodu w okresie powojennym. Azjatycki suk­ ces gospodarczy, prócz korzyści materialnych, jakie przyniósł tamtej­ szym krajom, miał taki właśnie zbawienny skutek, że złożył do grobu samobójcze pomysły w rodzaju teorii dependencia, które same w sobie stawały się zaporą na drodze do rozwoju gospodarczego, ponieważ unie­ możliwiały jasne myślenie o jego źródłach. Jeżeli bowiem, jak twierdziła teoria uzależnienia, niedorozwój Trzeciego Świata wynika z uczestnic­

twa mniej rozwiniętych krajów w światowym ładzie gospodarczym, to jak wyjaśnić fenomenalny wzrost gospodarczy, który nastąpił w takich krajach, jak Korea Południowa, Tajwan, Hongkong, Singapur, Malezja i Tajlandia? Po wojnie prawie wszystkie te kraje świadomie odrzuciły politykę gospodarczej samowystarczalności i substytucji importu, która dominowała w Ameryce Łacińskiej, i dążyły konsekwentnie do wzro­ stu napędzanego eksportem oraz celowo wiązały się z zagranicznymi rynkami i kapitałem za pośrednictwem wielonarodowych korporacji11.* Perspective, „Comparative Studies of Society and History”, 15, marzec 1973, s. 199-226. Powstała cała szkoła, której celem było takie odczytanie historii - wysoce tendencyj­ ne - aby teoria uzależnienia dała się zastosować do znacznie wcześniejszych okresów, twierdzono na przykład, że już w xvi wieku istniał kapitalistyczny „system światowy”, dzielący się na „centrum”i wyzyskiwane „peryferia”.Tezę tę można znaleźć w pismach Immanuela Wallersteina, łącznie z The Modem World-System, Academic Press, New York 1974 i 1980. Demaskujące tendencyjność jego odczytania historii, choć nie pisane z przeciwstawnych pozycji omówienia jego poglądu, można znaleźć w: Thedy Skocpol, Wallerstein's World Capitalist System: A Theoretical and Historical Critique, „American Journal of Sociology”, 82, marzec 1977, s. 1075-1090; oraz Aristide Zolberg, Origins of the Modem World System: A Missing Link, „World Politics”, 33, styczeń 1981, s. 253-281. u. Argument ten formułuje Pye (1985), s. 4.

75

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Co więcej, nie można twierdzić, że kraje te miały uprzywilejowaną pozycję wyjściową, ponieważ dysponowały bogactwami naturalnymi czy zakumulowanym w przeszłości kapitałem: w przeciwieństwie do bli­ skowschodnich państw naftowych czy niektórych bogatych w surowce mineralne krajów latynoamerykańskich, przystępowały do rywalizacji tylko z kapitałem ludzkim. Doświadczenie powojennej Azji wykazało, że kraje późno się modernizujące mają przewagę nad ustabilizowanymi potęgami prze­ mysłowymi, co było zgodne z prognozami wcześniejszych liberalnych teorii handlu. Azjatyckie kraje późno się modernizujące, poczynając od Japonii, miały możliwość zakupu najbardziej zaawansowanych technologii od Stanów Zjednoczonych i Europy, a ponieważ nie były obciążone przestarzałą i niewydolną infrastrukturą, w ciągu paru po­ koleń stały się konkurencyjne (wielu Amerykanów powiedziałoby, że zbyt konkurencyjne) w dziedzinach wysokiej technologii. Wyższość późnej modernizacji okazała się faktem nie tylko dla Azji, w porów­ naniu z Europą czy Ameryką Północną, ale także w obrębie samej Azji, gdzie takie kraje jak Tajlandia i Malezja, które rozpoczęły proces rozwoju później niż Japonia i Korea Południowa, potrafiły nadrobić zaległości. Zachodnie korporacje wielonarodowe zastosowały się do wskazań liberalnych podręczników ekonomii: „wyzyskując” azjatycką tanią silę roboczą, zapewniały w zamian rynki zbytu, kapitał i techno­ logię, jak również za ich pośrednictwem dokonywało się rozproszenie technologii, które w końcu przyniosło lokalnej gospodarce samowy­ starczalność. Przypuszczalnie dlatego pewien wysoki urzędnik sin­ gapurski powiedział kiedyś, że trzy plugastwa, których jego kraj nie będzie tolerował, to „hipisi, długowłosi chłopcy i krytycy wielonaro­ dowych korporacji”12. Wzrost osiągnięty przez te późno modernizujące się kraje był zdu­ miewający. Japonia notowała roczną stopę wzrostu w wysokości 9,8% w latach sześćdziesiątych i 6% w latach siedemdziesiątych; dla „czte­ 12. Cytowane tamże, s. 5.

176

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

rech tygrysów” (Hongkong, Tajwan, Singapur i Korea Południowa) wskaźnik ten wyniósł w tym okresie 9,3%, a dla asean jako całości ponad 8%13. Azja daje możliwość bezpośredniego porównania efektyw­ ności konkurencyjnych systemów gospodarczych. Tajwan i Chińska Republika Ludowa zaczęły w 1949 roku istnieć jako odrębne państwa o podobnym poziomie życia. W systemie rynkowym realny wzrost pkb dla Tajwanu wyniósł 8,7% rocznie, co w 1989 roku dało 7500 $ rocznie na jednego mieszkańca. Ten sam wskaźnik dla chrl osiągnął poziom mniej więcej 350 $, zresztą w dużej mierze dzięki prawie dziesięciolet­ niemu okresowi prorynkowych reform. Korea Północna i Południowa w 1960 roku miały zbliżony poziom dochodu narodowego na jednego mieszkańca. W 1961 roku Korea Południowa zrezygnowała z polity­ ki substytucji importu i zrównała ceny krajowe z międzynarodowymi. Gospodarka południowokoreańska wzrastała później w tempie 8,4% rocznie, co w 1989 roku dało dochód w wysokości 4550 $ na mieszkańca, ponad cztery razy więcej niż w Korei Północnej14. Co ważne, sukces gospodarczy nie odbył się kosztem sprawied­ liwości społecznej. Twierdzono, że poziom wynagrodzeń w Azji jest równoznaczny z wyzyskiem oraz że rządy uprawiają drakońską poli­ tykę w celu zdławienia popytu konsumpcyjnego i wymuszenia bardzo wysokiej stopy oszczędności. Jednakże po osiągnięciu przez te kraje pewnego poziomu dobrobytu różnice w dochodach zaczęły się tam bły­ skawicznie niwelować15. Na Tajwanie i w Korei Południowej rozpiętość dochodów najuboższych i najbogatszych grup społecznych wykazywa­ ła stały spadek w okresie ostatniego pokolenia: podczas gdy w 1952 roku 20% najbogatszych zarabiało 15 razy więcej niż 20% najbiedniejszych,

13. Tamże. 14. Liczby wzięte z: Taiwan and Korea: Two Paths to Prosperity, „Economist”, 316, nr 7663,14 vii 1990, s. 19-22. 15. Jednym z wyznaczników istnienia licznej, wykształconej klasy średniej jest czytanie dzienników, zajęcie, które zdaniem Hegla miało u kresu historii zastąpić codzienną modlitwę. Wskaźnik czytelnictwa prasy codziennej jest dziś na Tajwanie i w Korei Południowej równie wysoki jak w Stanach Zjednoczonych. Pye (1990), s. 9.

77

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

w 1980 roku proporcja ta wyniosła 4,516. Jeżeli stopa wzrostu utrzyma się na poziomie choćby zbliżonym do obecnego, nie ma powodu wątpić, że pozostałe kraje asean w następnym pokoleniu dołączą do najbar­ dziej rozwiniętych. Chcąc za wszelką cenę ocalić teorię uzależnienia, niektórzy z jej zwolenników dowodzili, że przyczyną sukcesu ekonomicznego nowo uprzemysłowionych gospodarek azjatyckich było planowanie, czyli że u korzeni sukcesu legła polityka przemysłowa, a nie kapitalizm17. Jed­ nak choć gospodarka azjatycka jest w większym stopniu planowana niż amerykańska, najbardziej efektywne są tam z reguły te sektory, w których dozwolona jest największa konkurencja na rynku krajo­ wym i największy stopień integracji z rynkami międzynarodowymi18. Ponadto większość lewicowców, którzy podają Azję jako pozytywny przykład gospodarczego interwencjonizmu państwa, nie zaakcepto­ wałaby półautorytarnego azjatyckiego stylu planowania, który polega między innymi na tłumieniu roszczeń pracowniczych i socjalnych. Ten rodzaj planowania, który lubi lewica, czyli interwencja na rzecz ofiar kapitalizmu, historycznie przynosił znacznie bardziej wątpliwe rezul­ taty ekonomiczne. Powojenny azjatycki cud gospodarczy pokazuje, że kapitalizm jest drogą do rozwoju gospodarczego potencjalnie dostępną dla wszystkich krajów. Żaden nierozwinięty kraj Trzeciego Świata nie ucierpiał na tym, 16. Tamże. Na początku lat osiemdziesiątych Tajwan miał najniższy „współczynnik Giniego” (wskaźnik równomiernego rozkładu dochodów) ze wszystkich krajów rozwijających się. Por. Gary S. Fields, Employment, Income Distribution and Economic Growth in Seven Smali Open Economies, „Economic Journal”, 94, marzec 1984, s. 74-83. 17. Inne próby obrony teorii dependencia na podstawie danych azjatyckich, por. Peter Evans, Class, State, and Dependente in East Asia: Lessons for Latin Americanists, i Bruce Cumings, The Origine and Development of the Northeast Asian Political Economy: Industrial Sectors, Product Cycles, and Political Consequences - oba artykuły w: Frederic C. Deyo (red.), The Political Economy of the New Asian Industrialista, Cornell University Press, Ithaca, New York, 1987, s. 45-83,203-226. 18. O konkurencyjności efektywnych gałęzi japońskiego przemysłu, por. Michael Porter, The Competitivo Advantage ofNations, Free Press, Nowy Jork 1990, s. 117-122.

178

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

że rozpoczął proces wzrostu później niż Europa, ani też potęgi ekono­ miczne o silnie ukorzenionej gospodarce rynkowej nie mają możliwo­ ści zablokować rozwoju nowicjusza, pod warunkiem że kraj ten stosuje się do reguł liberalizmu gospodarczego. Jednak skoro kapitalistyczny „system światowy” nie jest przeszkodą dla rozwoju Trzeciego Świata, dlaczego inne gospodarki rynkowe, poza Azją, nie wzrastają w tak szybkim tempie? Zjawisko gospodarczej stag­ nacji w Ameryce Łacińskiej i innych regionach Trzeciego Świata jest

bowiem równie realne jak azjatycki sukces ekonomiczny, a właśnie to zjawisko zapoczątkowało teorię uzależnienia. Jeżeli ją odrzucimy, wraz z innymi wyjaśnieniami marksistowskimi, pozostają dwie obszerne ka­ tegorie możliwych interpretacji. Pierwsza z nich to interpretacja kulturowa: inaczej niż w Azji i Europie, nawyki, obyczaje, religie i struktura społeczna ludów takich regionów jak Ameryka Łacińska w jakiś sposób stają na przeszkodzie osiągnięciu wysokiego poziomu wzrostu gospodarczego19. Argument kulturowy jest argumentem poważnym, toteż powrócimy do niego w części czwartej tej książki. Jeżeli istnieją znaczące bariery kulturo­ we, które utrudniają działanie rynku w pewnych społeczeństwach, to uniwersalność kapitalizmu jako drogi do modernizacji ekonomicznej pozostaje pod znakiem zapytania. Druga interpretacja wiąże się z prowadzoną w tych krajach poli­ tyką: kapitalizm nigdy nie sprawdził się w Ameryce Łacińskiej i in­ nych regionach Trzeciego Świata, bo też nigdy nie został na poważnie

wypróbowany. Innymi słowy, większość rzekomo „kapitalistycznych” gospodarek w Ameryce Łacińskiej jest paraliżowana przez tamtejsze tradycje merkantylistyczne i rozbudowany sektor państwowy, powoła­ ny w imię sprawiedliwości ekonomicznej. Argument ten ma dużą moc perswazyjną, a ponieważ politykę znacznie łatwiej jest zmienić niż kul­ turę, wypada nam zająć się najpierw tym argumentem.

19. Argument ten formuhije Lawrence Harrison w: Underdevelopment Is a State of Mind: The Latin American Case, Madison Books, New York 1985.

179

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Podczas gdy Ameryka Północna odziedziczyła filozofię, tradycje i kulturę liberalnej Anglii z okresu po „chwalebnej rewolucji”. Ameryka Łacińska przyswoiła sobie wiele instytucji feudalnych xvn- i xvm-wiecznej Hiszpanii i Portugalii. Należało do nich zamiłowanie Korony hisz­ pańskiej i portugalskiej do kontroli działalności gospodarczej dla przy­ sporzenia sobie chwały, praktyka zwana merkantylizmem. Zdaniem jednego ze specjalistów: „Od czasów kolonialnych do obecnych [brazy­ lijski] rząd nigdy nie był odsunięty od sfery ekonomicznej w takim stop­ niu,wjakim miało to miejsce w postmerkantylnej Europie. [...] Korona była najwyższym patronem gospodarki, a wszelka działalność kupiecka i produkcyjna wymagała specjalnych zezwoleń, przywilejów monopoli­ stycznych i handlowych”20. W Ameryce Łacińskiej powszechną prak­ tyką stało się wykorzystywanie władzy politycznej do promowania in­ teresów klas wyższych, które wzorowały się na dawnych „próżniaczych” klasach ziemiańskich w Europie, a nie na bardziej przedsiębiorczej klasie średniej, która powstała w Anglii i Francji już po hiszpańskim podboju Ameryki Łacińskiej. Elity te były chronione przed konkurencją międzynarodową przez rządy wielu krajów Ameryki Łacińskiej, które w latach 1930—1960 prowadziły politykę substytucji importu. Wskutek tej polityki lokalni producenci znajdowali zbyt tylko na małych rynkach krajowych, toteż potencjał gospodarczy tych krajów pozostał w dużej mierze niewykorzystany. Na przykład koszt produkcji samochodu był w Brazylii, Argentynie czy Meksyku o 60 do 150% wyższy niż w Sta­ nach Zjednoczonych21.

20. Werner Baer, The Brazilian Economy: Growth and Development, Praeger, New York 1989, s. 238-239. 21. Liczby podane za studium Baransona w: Werner Baer, Import Substitution and Industrialization in Latin America: Experiences and Interpretations, „Latin Ameri­ can Research Review”, 7, 1, wiosna 1972, s. 95-122. Wiele byłych nierozwiniętych krajów europejskich i azjatyckich stosowało protekcjonizm dla ochrony swego raczkującego przemysłu, lecz nie jest jasne, czy było to źródłem wzrostu gospodar­ czego w jego wczesnym stadium. W każdym razie substytucję importu w Ameryce Łacińskiej stosowano szczególnie mechanicznie i utrzymano jeszcze w czasach, kiedy nie dało się jej uzasadnić ochroną nowych gałęzi przemysłu.

180

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

Z historycznie ugruntowanym zamiłowaniem do merkantylizmu połączyło się w xx wieku pragnienie latynoamerykańskich sił postępu, aby wykorzystać państwo jako narzędzie redystrybucji majątku, czyli zabierania bogatym i oddawania biednym, w interesie „sprawiedliwości społecznej”22. Przyjęło to różne formy, łącznie z prawem pracy - wpro­ wadzonym w latach trzydziestych i czterdziestych w takich krajach, jak Argentyna, Brazylia i Chile - które zniechęcało do tworzenia silnie zmechanizowanych gałęzi przemysłu będących najważniejszym czyn­

nikiem azjatyckiego wzrostu gospodarczego. Lewicę i prawicę połączy­ ło więc przekonanie, że potrzebna jest szeroko zakrojona interwencja państwa w sprawy gospodarcze. W rezultacie tego zbliżenia poglądów w wielu gospodarkach latynoamerykańskich główną rolę odgrywa nad­ miernie rozbudowany i nieefektywny sektor państwowy, który albo sta­ ra się bezpośrednio sterować prywatną działalnością gospodarczą, albo nakłada na nią gorset uciążliwych regulacji prawnych. W Brazylii pań­ stwo nie tylko zarządza pocztą i telekomunikacją, ale także wytapia stal, wydobywa rudę żelaza, potas i ropę naftową, prowadzi banki komer­ cyjne i inwestycyjne, wytwarza energię elektryczną i buduje samoloty. Przedsiębiorstwa państwowe nie mogą zbankrutować i wykorzystują zatrudnienie jako formę politycznego faworytyzmu. W całej gospodar­ ce brazylijskiej, a szczególnie w sektorze państwowym, ceny ustalane są w mniejszym stopniu przez rynek, a w większym przez proces politycz­ nych negocjacji z potężnymi związkami zawodowymi23. Weźmy z kolei przypadek Peru. W swej książce The Other Path Hernando de Soto opowiada, jak jego instytut w Limie usiłował za­ łożyć fabrykę, przestrzegając wprowadzonych przez rząd peruwiań­ ski skomplikowanych przepisów. Zastosowanie się do wymaganych jedenastu procedur prawnych zajęło 289 dni i kosztowało w sumie 22. Kwesti? t£ podnosi Albert O. Hirschman, The Turn to Authoritarianism in Latin America and the Search for Its Economic Determinants, w: David Collier (red.), The New Authoritarianism in Latin America, Princeton University Press, Princeton, New Jersey, 1979, s. 85. 23. O sektorze publicznym w Brazylii, por. Baer (1989), s. 238-273.

181

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

1231$ (licząc opłaty, straty w wynagrodzeniach i dwie łapówki), czyli trzydzieści dwie średnie miesięczne pensje24. Zdaniem de Sota barie­ ry prawne napotykane przy zakładaniu prywatnego biznesu stanowią w Peru poważne utrudnienie dla przedsiębiorczości, zwłaszcza dla ludzi ubogich, co wyjaśnia rozkwit „nieformalnej” (to jest nielegalnej lub pozaprawnej) gospodarki tworzonej przez ludzi, którzy nie chcą lub nie umieją borykać się z narzuconymi przez państwo wymogami. We wszystkich liczących się gospodarkach latynoamerykańskich ist­ nieją duże „szare strefy”, które wytwarzają od jednej czwartej do jed­ nej trzeciej pkb. Nie trzeba chyba dodawać, że spychanie działalno­ ści gospodarczej na nielegalne tory bynajmniej nie owocuje poprawą efektywności. Jak mówi powieściopisarz Mario Vargas Llosa: „Zgodnie z jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów na temat Ameryki Łacińskiej jej zacofanie bierze się z błędnej filozofii liberalizmu ekono­ micznego. .Tymczasem, twierdzi Vargas Llosa, liberalizm nigdy tam nie istniał, kwitła zaś forma merkantylizmu, to jest „zbiurokratyzowa­ ne państwo z gęstą siecią przepisów prawnych, uznające redystrybucję majątku narodowego za cel ważniejszy od wytwarzania tego majątku”, a redystrybucja przyjmuje postać „przyznawania pozycji monopoli­ stycznej lub uprzywilejowanej niewielkiej elicie, która jest zależna od państwa i od której z kolei ono jest zależne”25. Przypadki katastrofalnej w skutkach interwencji państwa w spra­ wy gospodarcze są w Ameryce Łacińskiej bardzo liczne. Najbardziej jaskrawy jest przypadek Argentyny, która w roku 1913 miała wskaź­ nik dochodu narodowego na jednego mieszkańca zbliżony do szwaj­ carskiego, dwa razy większy od włoskiego i dwa razy mniejszy od kanadyjskiego. Dziś liczby te wynoszą, odpowiednio, jedna szósta, jedna trzecia i jedna piąta. Przyczyn spadku Argentyny z ligi kra­ jów rozwiniętych do rozwijających się należy upatrywać bezpośrednio

24. Hernando de Soto, The Other Path: The Invisible Revolution in the Third World, Harper and Row, New York 1989, s. 134. 25. Tamże, s. xiv.

182

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

we wprowadzeniu polityki substytucji importu, co nastąpiło w reak­ cji na światowy kryzys gospodarczy w latach trzydziestych. Polityka ta uległa spotęgowaniu i zinstytucjonalizowaniu w latach pięćdzie­ siątych pod przywództwem Juana Peróna, który użył władzy pań­ stwowej także do redystrybucji majątku w stronę klasy robotniczej, umacniając w ten sposób swoją osobistą bazę polityczną. Zdolność przywódców politycznych do upartego lekceważenia wymogów rze­ czywistości ekonomicznej znajduje znakomity wyraz w liście, który Peron napisał w 1953 roku do Carlosa Ibańeza, prezydenta Chile. Pe­ ron radzi mu, co następuje: Daj ludziom, szczególnie robotnikom, tyle, ile można. Kiedy będzie Ci się

zdawało, że dajesz im za dużo, daj jeszcze więcej. Rezultaty przyjdą same. Wszyscy będą chcieli zastraszyć cię perspektywą upadku gospodarczego. Ale to jedno wielkie kłamstwo. Nie ma nic bardziej elastycznego od naszej

gospodarki, której wszyscy się obawiają, bo nikt jej nie rozumie26.

Godzi się stwierdzić, że dzisiejsi argentyńscy technokraci rozu­ mieją naturę gospodarki swego kraju lepiej niż kiedyś Juan Peron. Przed Argentyną stoi gigantyczne zadanie rozmontowania spuścizny etatyzmu gospodarczego, które to zadanie, jak na ironię, przypadło w udziale jednemu z dawnych zwolenników Peróna, prezydentowi Carlosowi Menemowi. Śmielej niż w Argentynie Menema daleko idące reformy libe­

ralne podjęto w Meksyku za kadencji prezydenta Varlosa Salinasa de Gortariego. Reformy objęły obniżenie podatków i deficytu bud­ żetowego, prywatyzację (sprzedaż 875 spośród 1155 przedsiębiorstw państwowych w okresie 1982-1991), ukrócenie praktyk unikania podat­ ków i innych form korupcji, które pleniły się w korporacjach, urzędach i związkach zawodowych, oraz rozpoczęcie rozmów ze Stanami Zjed­ noczonymi zmierzających do podpisania umowy o wolnym handlu. 26. Cytowane w: Hirschman (1979), s. 65.

183

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

W rezultacie pod koniec lat osiemdziesiątych przez trzy lata realny wzrost pkb wynosił 3-4%, a inflacja mniej niż 20%, czyli była bardzo niska według kryteriów historycznych i regionalnych27. Socjalizm jako model ekonomiczny jest zatem nie bardziej atrak­ cyjny dla krajów rozwijających się niż dla rozwiniętych krajów przemy­ słowych. Alternatywa socjalistyczna była znacznie bardziej wiarygodna trzydzieści, czterdzieści lat temu. Przywódcy krajów Trzeciego Świata, nawet jeżeli starczało im szczerości, by przyznać, że koszty ludzkie modernizacji w stylu radzieckim lub chińskim są olbrzymie, mogli wciąż twierdzić, że cel, jakim było uprzemysłowienie, uświęca te środki. Ich społeczeństwa były nieoświecone, brutalne, zacofane i zżerała je nędza. Przywódcy ci dowodzili, że modernizacja gospodarcza na wa­ runkach kapitalistycznych również nie obywa się bez kosztów, a ponad­ to ich społeczeństwa nie mogą czekać dziesiątek lat - tyle trwał proces modernizacji w Europie i Ameryce Północnej. Dziś argument ten coraz trudniej obronić. „Azjatyckie tygrysy”, powtarzając doświadczenia Niemiec i Japonii z końca xix i początku xx wieku, dowiodły, że liberalizm ekonomiczny pozwala krajom późno modernizującym się na doścignięcie, a nawet prześcignięcie poprzed­ ników oraz że cel ten można osiągnąć w ciągu jednego lub dwóch pokoleń. I choć nie był to proces zupełnie wolny od kosztów, prob­ lemy i uciążliwości, które dotknęły klasę robotniczą w Japonii, Korei Południowej, na Tajwanie i w Hongkongu są niczym w porównaniu ze zmasowanym terrorem społecznym, którym nękana była ludność Związku Radzieckiego i Chin. Ostatnie doświadczenia, jakie przechodzą Związek Radziecki, Chiny i kraje Europy Wschodniej przy przekształcaniu swych cen­ tralnie sterowanych gospodarek z powrotem w system wolnorynko­ wy, wskazują na zupełnie nową kategorię czynników, które powinny powstrzymywać kraje rozwijające się od obrania socjalistycznej drogi

27. Por. Sylvia Nasar, Third World Embracing Reforms to Encourage Economic Growth, „New York Times”, 8 lipca 1990, s. Al, D3.

184

ZWYCIĘSTWO MAGNETOWIDU

rozwoju. Wyobraźmy sobie partyzanta w dżungli peruwiańskiej lub bo­ jownika w południowoafrykańskim getcie murzyńskim przygotowują­ cych rewolucję marksistowsko-leninowską czy maoistyczną przeciwko rządom tych krajów. Podobnie jak w 1917 i 1949 roku, prognozowaliby oni, że trzeba będzie przejąć władzę, użyć politycznej maszynerii przy­ musu do złamania dawnego porządku społecznego oraz stworzyć nowe, scentralizowane instytucje ekonomiczne. Jeżeli byliby intelektualnie uczciwi, to przy dzisiejszej wiedzy historycznej prognozowaliby rów­ nież, że owoce tej pierwszej rewolucji będą z konieczności ograniczone; że w najlepszym razie można się spodziewać, iż w ciągu jednego po­ kolenia kraj znajdzie się na poziomie dobrobytu nrd z lat sześćdzie­ siątych lub siedemdziesiątych. Byłoby to niemałe osiągnięcie, lecz na­ leżałoby też przyjąć, że gospodarka pozostanie na tym poziomie przez długie lata. Jeżeli zaś rewolucjonista pragnąłby przekroczyć NRD-owski poziom rozwoju, ze wszystkimi jego kosztami w postaci społecznej de­ moralizacji i skażenia środowiska naturalnego, musiałby przewidzieć drugą rewolucję, która zlikwidowałaby socjalistyczny mechanizm cen­ tralnego planowania i przywróciła instytucje kapitalistyczne. Jednak i to zadanie nie byłoby łatwe, ponieważ do tego czasu społeczeństwo dorobiłoby się zupełnie irracjonalnego systemu cen, kadry kierowni­ cze utraciłyby kontakt z nowoczesnymi metodami zarządzania, a klasa robotnicza wyzbyłaby się całej etyki pracy. W świetle tych problemów, które można z góry przewidzieć, wydaje się, że łatwiej jest być rewolu­ cjonistą wolnorynkowym i od razu przejść do tej drugiej, kapitalistycz­ nej rewolucji, z pominięciem stadium socjalistycznego, czyli: zburzyć dawne państwowe struktury regulacji i biurokracji, podciąć korzenie bogactwa, przywilejów i pozycji społecznej dawnych klas posiadających, wystawiając je na konkurencję międzynarodową, oraz wyzwolić twór­ cze energie społeczeństwa obywatelskiego. Logika rozwoju nowożytnego przyrodoznawstwa predysponuje społeczeństwa do kapitalizmu tylko w tej mierze, w jakiej ludzie wy­ raźnie dostrzegają swoją własną korzyść ekonomiczną. Merkantylizm, teoria uzależnienia i rozliczne inne intelektualne miraże nie pozwoliły 185

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

ludziom osiągnąć tej jasności widzenia. Niemniej doświadczenia Azji, a teraz również Europy Wschodniej stanowią trudno podważalny em­ piryczny miernik, z którym można zestawić roszczenia konkurencyj­ nych systemów gospodarczych. Nasz mechanizm może już wyjaśnić powstanie uniwersalnej kultury konsumenckiej, opartej na liberalnych zasadach ekonomicz­ nych - w Pierwszym i Drugim, ale także w Trzecim Swiecie. Niezwyk­ le wydajna i dynamiczna przestrzeń gospodarcza, stworzona przez unowocześniającą się technologię i racjonalną organizację pracy, ma gigantyczną moc ujednolicającą. Zdolna jest połączyć ze sobą fizycznie różne społeczeństwa na całym świecie poprzez budowanie ogólnoświa­ towych rynków, jak również wytworzyć identyczne pragnienia i nawyki w wielu różnorodnych społeczeństwach. Moc przyciągająca tej prze­ strzeni kreuje we wszystkich społeczeństwach silną predyspozycję, by w tej przestrzeni uczestniczyć, natomiast powodzenie tego uczestnic­ twa wymaga przyjęcia zasad liberalizmu ekonomicznego. Na tym pole­ ga ostateczne zwycięstwo magnetowidu.

Rozdział 10

W krainie oświaty

... takem do was trafił, współcześni moi, w krainę oświaty. [...] Lecz cóż się ze mną stało? Choć trwogę czuję, śmiać się muszę! Przenigdy oczy moje nie widziały takiej pstrokacizny! Śmiałem się, wciąż się śmiałem, choć nogi mi jeszcze drżały, choć serce się zżymało. „Ależ to jest ojczy­ zna garnków z farbami!” - rzekłem [...]. FRYDERYK NIETZSCHE,

Tako rzecze Zaratustra'

Dochodzimy do najtrudniejszego momentu naszego wywodu: czy me­ chanizm nowożytnego przyrodoznawstwa prowadzi do demokracji libe­ ralnej? Jeżeli logika zaawansowanego uprzemysłowienia, zdetermino­ wana przez nowożytne przyrodoznawstwo, kreuje silną predyspozycję do kapitalizmu i gospodarki rynkowej, to czy wypływa z niej również wolny rząd i demokratyczny system przedstawicielski? W przełomowym artykule z 1959 roku Seymour Martin Lipset wykazał, że zachodzi nie­ zwykle wysoki stopień korelacji między stabilną demokracją a poziomem rozwoju gospodarczego, jak również innymi wskaźnikami związanymi

1. Fryderyk Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, przeł. Wacław Berent, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1995, s. 107.

187

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

z rozwojem gospodarczym, takimi jak urbanizacja, wykształcenie itd.2. Czy istnieje konieczny związek między zaawansowanym uprzemysło­ wieniem a liberalizmem politycznym tłumaczący ten wysoki stopień korelacji? Czy też możliwe jest, że liberalizm polityczny to tylko pewien fakt kulturowy cywilizacji europejskiej i jej rozmaitych odgałęzień, na­ tomiast najbardziej spektakularne przypadki udanego uprzemysłowienia mają inne, niezależne od liberalizmu politycznego przyczyny? Jak się przekonamy, związek między rozwojem gospodarczym a demokracją jest daleki od przypadkowości, lecz powody, dla których dany kraj wybiera demokrację, nie mają charakteru ekonomicznego. Biorą się z innego źródła, a uprzemysłowienie ułatwia podjęcie takiego wyboru, lecz nie czyni go koniecznym. Ścisły związek między rozwojem gospodarczym, poziomem wy­ kształcenia i demokracją widać wyraźnie w Europie Południowej. W 1958 roku Hiszpania zainicjowała program liberalizacji ekonomicz­ nej, zastępując merkantylizm państwa frankistowskiego polityką libe­ ralną, która połączyła gospodarkę Hiszpanii ze światem zewnętrznym. Skutkiem był okres bardzo szybkiego wzrostu gospodarczego: w deka­ dzie poprzedzającej śmierć Franco, gospodarka hiszpańska rozwijała się w tempie 7,1% rocznie. Podobnie było w Portugalii i Grecji, gdzie stopa wzrostu wyniosła odpowiednio 6,2% i 6,ą%3. Przemiany społeczne wy­

2. Seymour Martin Lipset, Some Social Requisites ofDemocracy: Economic Development and Political Legitimacy, „American Political Science Review”, 53, 1959, s. 69-105. Por. także: rozdział „Economic Development and Democracy”w: Seymour Martin Lipset, Political Man: Where, How, and Why Democracy Works in the Modern World, Doubleday, New York, i960, s. 45-76; Phillips Cutright, National Political Devel­ opment: Its Measurements and Social Correlates, „American Sociology Review”, 28, 1963, s. 253-264; oraz Deane E. Neubauer, Some Conditions ofDemocracy, „American Political Science Review”, 61,1967, s. 1002-1009. 3. Raymond Hudson i Jim R. Lewis, Capital Accumulation: The Industrialization of Southern Europe?, w: Allan Williams (red.), Southern Europe Transformed, Harper and Row, New York I984, s. 182. Por. także Linz (1979), s. 176. Te wskaźniki wzro­ stu były wyższe niż osiągnięte w podobnym okresie przez sześciu pierwszych członków Wspólnoty Europejskiej, a także przez dziewięć krajów członkow­ skich po jej rozszerzeniu.

188

W KRAINIE OŚWIATY

wołane uprzemysłowieniem były dramatyczne: w Hiszpanii w 1950 roku tylko 18% ludności mieszkało w ponadstutysięcznych miastach; w ciągu 20 lat liczba ta zwiększyła się do 34%4. W 1950 roku połowa ludności Hiszpanii, Portugalii i Grecji trudniła się rolnictwem, podczas gdy śred­ nia dla całej Europy Zachodniej wynosiła 24%. Do roku 1970 jedynie Grecja nie zeszła poniżej tego drugiego wskaźnika, a w Hiszpanii rolnic­ twem zajmowało się już tylko 21% ludności5. Wraz z urbanizacją nastą­ pił wzrost poziomu wykształcenia i dochodów osobistych, jak również akceptacja kultury konsumenckiej, która rozwijała się w ramach Wspól­ noty Europejskiej. Jakkolwiek te zmiany gospodarcze i społeczne same w sobie nie przyniosły większego pluralizmu politycznego^ wytworzyły klimat społeczny, w którym pluralizm polityczny mógł przeżywać roz­ kwit, kiedy warunki polityczne do tego dojrzały. Laureano Lopez Rodo, frankistowski komisarz Planu Rozwoju Gospodarczego, który był jed­ nym z głównych architektów hiszpańskiej rewolucji technokratycznej, miał ponoć powiedzieć, że Hiszpania będzie gotowa do demokracji, kie­ dy dochód na jednego mieszkańca wyniesie 2000$. Przepowiednia ta okazała się niemal prorocza: w 1974 roku, w przededniu śmierci Franco, wskaźnik pkb na jednego mieszkańca osiągnął poziom 2446 $6. Podobną zależność między rozwojem ekonomicznym a demokra­ cją liberalną zauważa się w Azji. Japonia, pierwszy kraj dalekowschodni, który się zmodernizował, była również pierwszym, w którym zapano­ wała stabilna demokracja. (W Japonii demokratyzację osiągnięto, by tak rzec, pod lufą karabinu, lecz już dawno minął czas, w którym można było powiedzieć, że jest to system utrzymywany pod przymusem). Tajwan i Korea, które zajmują drugie i trzecie miejsce pod względem poziomu wykształcenia i pkb na jednego mieszkańca, doświadczyły najwięk­ szych zmian swych systemów politycznych7. Na przykład na Tajwanie 4. John F. Coverdale, The Political Transformation of Spam after Franco, Praeger, New York 1979, s. 3. 5. Linz (1979), s. 176. 6. Coverdale (1979), s. 1. 7. Taiwan andKorea: Two Paths to Prosperity, „Economist”, 316, nr 7663,14 lipca 1990, s. 19.

189

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

45% członków Komitetu Centralnego Kuomintangu legitymowało się dyplomem wyższej uczelni, często uzyskanym w Stanach Zjedno­ czonych8. 45% Tajwańczyków i 37% mieszkańców Korei Południowej ma wyższe wykształcenie; liczby te dla Amerykanów i Brytyjczyków wynoszą odpowiednio 60% i 22%. Co więcej, to właśnie młodsi, lepiej wykształceni członkowie parlamentu tajwańskiego przeforsowali prze­ kształcenie tej instytucji w ciało bardziej przedstawicielskie. Australia i Nowa Zelandia, ziemie europejskiego osadnictwa w Azji, zdemokra­ tyzowały się, jak wiadomo, i zmodernizowały gospodarczo jeszcze na długo przed drugą wojną światową. W rpa system apartheidu został skodyfikowany po zwycięstwie Partii Narodowej D.F. Malana w 1948 roku. Społeczność Afrykane­ rów, którą ta partia reprezentowała, była pod względem socjoekono­ micznym niezmiernie zacofana, zwłaszcza w porównaniu z ówczesny­ mi społeczeństwami europejskimi. Większość Afrykanerów stanowili w tym okresie ubodzy, niewykształceni farmerzy, których susza i cięż­ kie warunki bytowe zmusiły do przeniesienia się do miasta9. Przejęcie władzy w państwie Afrykanerzy wykorzystali do poprawy swej pozycji społecznej i ekonomicznej, przede wszystkim przez zatrudnienie się w sektorze publicznym. W latach 1948-1988 doszło wśród nich do dra­ matycznych przeobrażeń, których skutkiem jest dzisiaj zurbanizowa­ na i wykształcona społeczność o rosnącym odsetku przedsiębiorców10. Wykształcenie umożliwiło im kontakt z normami i tendencjami po-

8. Pye (1990a), s. 8. 9. Jedno ze źródeł podaje, że jedną piątą ludności afrykanerskiej można było w tym okresie zaklasyfikować do „białej biedoty” definiowanej jako „osoby, które stały się w takim stopniu zależne - z przyczyn psychicznych, ekonomicznych lub fizycznych - że nie potrafią się utrzymać bez pomocy innych...”. Davenport (1987), s. 319. 10. W 1936 roku 41% Afrykanerów mieszkało na wsi; do roku 1977 liczba ta spadła do 8%-27% spośród nich pracowało jako robotnicy wykwalifikowani, a 65% w kadrach kierowniczych i wolnych zawodach. Dane te zaczerpnięto z: Hermann Giliomee i Laurence Schlemmer, From Apartheid to Nationbuilding, Oxford University Press, Johannesburg 1990, s. 120.

190

W KRAINIE OŚWIATY

litycznymi świata zewnętrznego, od którego nie mogli się odgrodzić. Liberalizacja społeczeństwa południowoafrykańskiego rozpoczęła się już pod koniec lat siedemdziesiątych, wraz z relegalizacją murzyńskich związków zawodowych i złagodzeniem cenzury. Kiedy F.W. de Klerk zainaugurował w lutym 1990 roku Afrykański Kongres Narodowy, rząd w dużej mierze wyrażał opinię swego białego elektoratu, który pod względem wykształcenia i osiągnięć zawodowych niewiele się różnił od ludności krajów europejskich i północnoamerykańskich. Porównywalne przeobrażenia społeczne zachodziły również w Związku Radzieckim, chociaż ich tempo było wolniejsze niż w kra­ jach Azji. Większość tamtejszego społeczeństwa także przeniosła się do miast, przy rosnącym poziomie wykształcenia ogólnego i specjali­ stycznego11. Te zmiany społeczne, rozgrywające się w tle działań zimnowojennych w Berlinie i na Kubie, umożliwiły podjęte później kroki w kierunku demokratyzacji. Rozejrzawszy się po całym świecie, można zauważyć bardzo silną ogólną korelację między postępującą modernizacją socjoekonomiczną a powstawaniem nowych demokracji. Regiony tradycyjnie najbardziej zaawansowane gospodarczo, Europa Zachodnia i Ameryka Północna, rozwinęły najstarsze i najbardziej stabilne demokracje świata. Niewiele im ustępowała Europa Południowa, gdzie stabilną demokrację osiąg­ nięto w latach siedemdziesiątych. Proces demokratyzacji najtrudniej przebiegał w połowie lat siedemdziesiątych w Portugalii, ponieważ wy­ startowała od najniższego poziomu socjoekonomicznego; wielka mobi­ lizacja społeczna była bardziej potrzebna po ustąpieniu starego reżimuii. lat sześćdziesiątych Peter Wiles zwrócił uwagę, że Związek Radziec­ ki zaczyna kształcić swą elitę technokratyczną według kryteriów funkcjonal­ nych, a nie ideologicznych, i przewidywał, że z czasem pozwoli to tym ludziom dostrzec irracjonalność także innych aspektów radzieckiego systemu gospodar­ czego. Por. jego The Political Economy of Communism, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1962, s. 329. Moshe Lewin położył wielki nacisk na urbanizację i wykształcenie jako czynniki sprawcze pierestrojki. Por. jego The Gorbachev Phenomenon: A Historical Interpretation, University of California Press, Berkeley, California, 1987.

ii. Na początku

191

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

aniżeli wcześniej. Tuż za Europą pod względem ekonomicznym lokuje się Azja, której narody zdemokratyzowały się (albo jeszcze się demo­ kratyzują) w ścisłej zależności od stopnia rozwoju gospodarczego. Spo­ śród byłych krajów komunistycznych Europy Wschodniej najszybszego przejścia do pełnej demokracji dokonały te najbardziej zaawansowane gospodarczo, czyli Niemcy Wschodnie, Węgry i Czechosłowacja, a na­ stępnie Polska, podczas gdy gorzej rozwinięte Bułgaria, Rumunia, Ser­ bia i Albania w latach 1990-1991 wybrały do władz zreformowanych komunistów. Związek Radziecki znajduje się na podobnym poziomie rozwoju, co większe kraje Ameryki Łacińskiej, takie jak Argentyna, Bra­ zylia, Chile i Meksyk, i podobnie jak one nie zdołał osiągnąć w pełni stabilnego porządku demokratycznego. W Afryce, najmniej rozwinię­ tym regionie świata, jest tylko garstka niedawno powstałych demokracji o niepewnej stabilności12. Wydaje się, że jedyną regionalną anomalię stanowi Bliski Wschód, gdzie nie występują stabilne demokracje, a przecież w wielu krajach poziom dochodu na jednego mieszkańca dorównuje europejskiemu czy azjatyckiemu. Łatwego wytłumaczenia tego zjawiska dostarcza ropa naftowa: wpływy z jej sprzedaży pozwoliły takim krajom, jak Arabia Saudyjska, Irak, Iran i Zjednoczone Emiraty Arabskie, zakupić symbo­ le nowoczesności - samochody, magnetowidy, myśliwce bombardujące Mirage itd. Kraje te nie doświadczyły jednak wcześniej przeobrażeń społecznych, które zachodzą automatycznie, jeżeli tak duże bogactwo jest skutkiem pracy ludności. W celu wyjaśnienia, dlaczego postępujące uprzemysłowienie mia­ łoby prowadzić do demokracji liberalnej, sformułowano trzy rodzaje argumentów. Każdy z nich ma pewne mankamenty. Pierwszy to argu­ ment funkcjonalny: tylko demokracja jest zdolna odegrać rolę pośred­ niczącą w skomplikowanej sieci sprzecznych interesów, jaką wytwa­

12.Jak odnotowano w części I, pewna liczba krajów afrykańskich, łącznie z Botswaną i Namibią, stała się w latach osiemdziesiątych demokracjami, a w wielu innych na lata dziewięćdziesiąte zaplanowane są wybory.

192

W KRAINIE OŚWIATY

rza nowoczesna gospodarka. Najdobitniejszy wyraz pogląd ten znalazł u Talcotta Parsonsa, który uważał, że demokracja jest „ewolucyjnym powszechnikiem” wszystkich społeczeństw: Podstawowy argument, który każę uznać demokratyczne stowarzyszanie się za powszechnik [...] brzmi, że im większe i bardziej złożone staje się spo­ łeczeństwo, tym istotniejsza jest skuteczna organizacja polityczna, nie tylko

i nie przede wszystkim w swej funkcji administracyjnej, ale także we wspie­ raniu uniwersalistycznego porządku prawnego. [...] Żadna forma instytu­

cjonalna zasadniczo różna od demokratycznego stowarzyszania się nie może

[...] pośredniczyć w wypracowaniu konsensu w spra­

wowaniu [władzy] przez poszczególne osoby i grupy ani w podejmo­ waniu wiążących decyzji politycznych13.

Ujmując nieco inaczej tezę Parsonsa, można powiedzieć, że demo­ kracje najlepiej nadają się do tego, aby poradzić sobie z szybko ros­ nącą liczbą grup interesu, kreowanych przez proces uprzemysłowienia. Wskutek uprzemysłowienia na scenie społecznej pojawiają się zupełnie nowe podmioty: klasa robotnicza, która coraz bardziej się różnicuje na przemysłową i rzemieślniczą, nowe warstwy kierownicze, których in­ teresy niekoniecznie zbiegają się z interesami wyższych kadr, urzędnicy rządowi na szczeblu krajowym, regionalnym i lokalnym oraz fale imi­ grantów, legalnych i nielegalnych, którzy pragną skorzystać z otwar­ tych rynków pracy w krajach rozwiniętych. Demokracja jest w takich warunkach bardziej funkcjonalna, ponieważ łatwiej się przystosowuje. Ustanowienie powszechnych i otwartych kryteriów uczestnictwa w systemie politycznym pozwala nowym grupom społecznym i gru­ pom interesów na wyrażenie swych poglądów i włączenie się w ogólny konsens polityczny. Dyktatury również potrafią przystosować się do zmian, a niekiedy są zdolne działać szybciej niż demokracje, jak to mia­ ło miejsce w Japonii w erze Meiji po 1868 roku. Historia podaje jednak 13. Parsons (1964), s. 355—356.

193

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

równie wiele przykładów wąskich elit rządzących, które pozostawały poza nurtem zmian zachodzących wskutek rozwoju gospodarczego, chociażby pruscy junkrowie czy argentyńskie ziemiaństwo. W myśl tego argumentu demokracja jest bardziej funkcjonalna od dyktatury, ponieważ wiele spośród konfliktów, które powstają między tymi wyłaniającymi się grupami społecznymi, musi zostać rozstrzygniętych albo przez system prawny, albo przez system poli­ tyczny14. Sam rynek nie umie określić właściwego poziomu i lokali­ zacji inwestycji w infrastrukturę publiczną, zasad rozsądzania sporów między pracownikami i pracodawcami, stopnia regulacji transportu lotniczego i ciężarowego czy norm bezpieczeństwa i higieny pracy. Każda z tych kwestii jest do pewnego stopnia „brzemienna w warto­ ści” i musi być rozstrzygnięta przez system polityczny. Aby zaś system polityczny rozsądził pomiędzy tymi sprzecznymi interesami spra­ wiedliwie i w sposób, który uzyska zgodę wszystkich ważniejszych podmiotów gospodarczych, musi być demokratyczny. Dyktatura mo­ głaby rozstrzygnąć tego rodzaju konflikty w imię efektywności eko­ nomicznej, lecz sprawność funkcjonowania nowoczesnej gospodarki zależy od woli jej wielu współzależnych składników społecznych do współpracy ze sobą. Jeżeli nie uwierzą one w prawomocność rozsą­ dzającego, jeżeli nie będzie zaufania do systemu, to nie będzie ak­ tywnej i entuzjastycznej współpracy, która jest niezbędna, aby system jako całość sprawnie funkcjonował15. 14. Jeden z wariantów argumentu funkcjonalnego brzmi, że demokracja liberalna jest niezbędna do zapewnienia właściwego działania rynku. Innymi słowy, reżi­ my autorytarne pełniące nadzór nad gospodarką rynkową rzadko zadowalają się rolą biernego patrona, lecz odczuwają stałą pokusę użycia władzy państwowej do sterowania ekonomią w interesie wzrostu, sprawiedliwości, obronności czy tysią­ ca innych celów politycznych. Tylko istnienie rynku - twierdzi się - może za­ pobiec niepożądanej ingerencji w gospodarkę, ponieważ rynek obnaża nonsensy polityki rządowej i stawia jej opór. Argument ten formułuje Mario Vargas Llosa w: de Soto (1989), s. xvm-xix. 15. Coś podobnego zdarzyło się w Związku Radzieckim w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy partia z przywódcy nadającego kierunek rozwojowi gospodarczemu stała się raczej rozjemcą pośredniczącym między interesami

194

W KRAINIE OŚWIATY

Potwierdzenia tezy o większej funkcjonalności demokracji dla krajów rozwiniętych dostarcza główny problem naszych czasów, śro­ dowisko naturalne. Do najbardziej zauważalnych produktów zaawan­ sowanego uprzemysłowienia należy znaczący poziom zanieczyszcze­ nia i zniszczenia środowiska. Stanowią one to, co ekonomiści nazywają kosztami zewnętrznymi, to jest narzucanymi stronom trzecim, które nie mają bezpośredniego wpływu na przedsiębiorstwa odpowiedzialne za zniszczenia. Chociaż istnieją rozmaite teorie, które winą za znisz­ czenie środowiska obciążają albo kapitalizm, albo socjalizm, doświad­ czenie pokazało, że żaden z tych systemów ekonomicznych nie jest zbyt przyjazny dla środowiska. Zarówno prywatne korporacje, jak i so­ cjalistyczne przedsiębiorstwa i ministerstwa będą się koncentrowały na wzroście gospodarczym czy zwiększeniu produkcji i będą przy każ­ dej sposobności unikały płacenia kosztów zewnętrznych* 16. Ponieważ ludzie chcą nie tylko wzrostu gospodarczego, ale także bezpieczne­ go środowiska dla siebie i swoich dzieci, zadaniem państwa staje się wypracowanie kompromisu między tymi dwoma celami oraz równo­ mierne rozłożenie kosztów ochrony środowiska, aby żaden sektor nie musiał ich ponosić w nadmiernej proporcji.

różnych sektorów, ministerstw i przedsiębiorstw. Partia nakazywała wprawdzie, wychodząc od przesłanek ideologicznych, aby rolnictwo pozostało skolektywizowane, a ministerstwa działały według centralnie ustalonego planu, lecz ideo­ logia nie dostarcza wskazówek w sytuacji, kiedy nastąpi - powiedzmy - spór o środki inwestycyjne pomiędzy dwiema gałęziami przemysłu chemicznego. Ze stwierdzenia, że radzieckie państwo partyjne odgrywało tego rodzaju rolę mediatora w konfliktach interesów między poszczególnymi instytucjami, nie wynika, że istniała tam prawdziwa demokracja ani że na innych obszarach życia społecznego partia nie rządziła żelazną ręką. 16. O poglądach obwiniających kapitalizm o skażenie środowiska, por. Marshall Goldman, The Spoils of Progress: Environmental Pollution in the Soviet Union, MIT Press, Cambridge, Massachusetts, 1972. Omówienie problemów ekologicz­ nych w Związku Radzieckim i Europie Wschodniej, por.: Joan Debardleben, The Environment and Marxism-Leninism: The Soviet and East German Experiences, Westview, Boulder, Colorado, 1985; Boris Komarov, The Destruction of Nature in the USSR, M.E. Sharpe, London 1980.

195

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Prawdziwa katastrofa ekologiczna, jaka nastąpiła w krajach komu­ nistycznych, dowodzi, że systemem, który najlepiej chroni środowisko, nie jest kapitalizm ani socjalizm, lecz demokracja. Demokratyczne systemy polityczne zareagowały na wzrost świadomości ekologicznej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych znacznie szybciej niż dyktatury. Ponieważ bez systemu politycznego, który pozwala spo­ łecznościom lokalnym zaprotestować przeciwko umieszczeniu w ich pobliżu przesiębiorstwa chemicznego wytwarzającego silnie toksyczne odpady, bez swobody zakładania organizacji monitorujących działania firm i przedsiębiorstw, bez przywództwa politycznego na tyle wrażli­ wego na tę kwestię, że gotowego łożyć na ochronę środowiska znaczne środki - bez tych czynników naród doprowadza się do takich katastrof, jak Czarnobyl, wyschnięcie Morza Aralskiego, umieralność nowo­ rodków w Krakowie cztery razy wyższa od już i tak wysokiej średniej krajowej czy siedemdziesięcioprocentowa stopa poronień w Czechach Zachodnich17. Demokracje pozwalają na uczestnictwo, a tym samym na wyrażanie reakcji - bez wyrażania reakcji rządy zawsze będą bar­ dziej sprzyjały dużemu przedsiębiorstwu, które przysparza znacznego majątku narodowego, aniżeli długofalowym interesom rozproszonych grup prywatnych obywateli. Drugi argument wyjaśniający, dlaczego rozwój gospodarczy miał­ by prowadzić do demokracji, związany jest ze skłonnością dyktatur lub rządów jednopartyjnych do stopniowego rozkładu, który ulega przyspieszeniu, kiedy systemy te zostają postawione przed zadaniem rządzenia społeczeństwem technologicznie zaawansowanym. Ustro­ je rewolucyjne mogą skutecznie rządzić w pierwszych latach swego panowania, dzięki temu, co Max Weber nazwał autorytetem chary­ zmatycznym. Kiedy jednak założyciele ustroju odejdą, nie ma gwa­ rancji, że ich następcy zyskają porównywalny autorytet, nie ma nawet 17. Por.: Eastern Europę Faces Vast Environmental Blight, „Washington Post”, 30 mar­ ca 1990, s. Ai; Czechoslovakia Tackles the Environment, Government Says a Third of the Country is „Ecologically Devastated", „Christian Science Monitor”, 21 czerwca

1990. s-5-

196

W KRAINIE OiWIATY

gwarancji, że będą mieli choćby minimalne kompetencje do rządzenia krajem. W długoletnich dyktaturach dochodzi niekiedy do grotesko­ wych ekstrawagancji, takich jak na przykład skonstruowany w okre­ sie regularnych wyłączeń prądu żyrandol o mocy 40 tysięcy W dla Nicolae Ceausescu. Następcy założycieli ustroju toczą między sobą autodestrukcyjną walkę o władzę, dzięki której trzymają się nawza­ jem w szachu, lecz nie potrafią skutecznie rządzić krajem. Alternatywą dla nieustannej walki o władzę i arbitralnej dyktatury są w rosnącym stopniu zrutynizowane i zinstytucjonalizowane procedury wyboru nowych przywódców i korygowania polityki. Jeżeli takie procedury zmiany przywódców istnieją, autorów złej polityki można zastąpić in­ nymi ludźmi, nie burząc całego systemu18. Istnieje także inna wersja tej tezy, która dotyczy przejść do demo­ kracji od autorytarnych systemów prawicowych. Demokracja powstaje w rezultacie paktu czy kompromisu między poszczególnymi elitami - armią, technokratami, burżuazją przemysłową - które, wy­ czerpane, sfrustrowane lub wzajemnie ograniczane w swych ambicjach, uznają pakty lub układy o podziale władzy za mniejsze zło19. Zarówno w wersji lewicowo-komunistycznej, jak i prawicowo-autorytarnej tego argumentu demokracja niekoniecznie powstaje jako efekt czyjejś woli, raczej jako produkt uboczny walk elit. Ostatni, najmocniejszy argument wiążący rozwój gospodarczy z demokracją liberalną mówi, że skuteczne uprzemysłowienie kreuje społeczeństwa o przewadze klasy średniej, a społeczeństwa o prze­ wadze klasy średniej żądają uczestnictwa w polityce i równości praw. Mimo nierównomiernego rozkładu dochodów, który często występuje we wczesnych stadiach uprzemysłowienia, rozwój gospodarczy z reguły prowadzi w końcu do zniwelowania różnic, ponieważ stwarza ogromny 18. Na podobnej linii argumentacyjnej opiera się analiza Richarda Lowenthala, The Ruling Party in a Mature Society, w: Field (1976), s. 107. 19. Ten punkt widzenia jest w znacznej mierze zawarty w analizach O’Donnella, Schmittera i Przeworskiego w tomach Transitions from Authoritarian Rule, G. O’Donnell i P. Schmitter (red.), 1986a, 1986b, 1986c, I986d.

197

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZtOWIEK

popyt na liczną, wykształconą siłę roboczą. Z kolei daleko idąca rów­ ność warunków bytowania przypuszczalnie wzbudza opór przeciwko systemom politycznym, które tej równości nie respektują lub nie po­ zwalają ludziom współuczestniczyć w polityce. Społeczeństwa o przewadze klasy średniej powstają w rezultacie powszechnego wykształcenia. Związek między wykształceniem a de­ mokracją liberalną był niejednokrotnie odnotowywany i wydaje się nie­ zwykle istotny20. Społeczeństwa przemysłowe wymagają dużej liczby wysoko wykwalifikowanych i wykształconych robotników, kierowni­ ków, techników i intelektualistów, stąd nawet najbardziej dyktatorskie państwo musi rozwijać szkolnictwo publiczne i zapewnić powszechny dostęp do studiów wyższych i specjalistycznych, jeżeli chce być gospo­ darczo zaawansowane. Tego rodzaju społeczeństwa nie mogą istnieć bez rozbudowanego i zróżnicowanego systemu szkolnictwa. W krajach rozwiniętych o statusie społecznym obywateli w dużej mierze prze­ sądza poziom ich wykształcenia21. Na przykład różnice klasowe, któ­ re istnieją w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych, wynikają przede wszystkim z różnic w wykształceniu. Osoba odpowiednio wyedukowa­ na nie napotka większych przeszkód na drodze do kariery. Nierówność wsącza się w system jako skutek nierównego dostępu do wykształcenia. Brak wykształcenia oznacza niemal pewne skazanie się na bycie oby­ watelem drugiej kategorii. Wpływ wykształcenia na postawy polityczne jest sprawą złożoną, lecz istnieją powody, by sądzić, że co najmniej stwarza ono warun­ ki konieczne do zaistnienia społeczeństwa demokratycznego. Celem, który jawnie stawia sobie nowoczesna edukacja, jest „wyzwolenie” lu­ 20. W piśmiennictwie tym omawia się jednak głównie kwestię, w jaki sposób wy­ kształcenie pomaga w osiągnięciu i konsolidacji demokracji, a nie wyjaśnia, dlacze­ go wykształcenie miałoby predysponować ludzi do demokracji. Por. na przykład Bryce (1931), s. 70-79. 21. W krajach rozwiniętych można oczywiście znaleźć osoby z dyplomami doktora, które zarabiają mniej niż agenci handlu nieruchomościami, wykazującymi się tylko maturą, lecz, ogólnie rzecz biorąc, stopień korelacji między dochodami i wykształ­ ceniem jest wysoki.

198

W KRAINIE OŚWIATY

dzi od przesądów i tradycyjnych form autorytetu. Mówi się, że ludzie wykształceni nie okazują ślepego posłuszeństwa autorytetom, lecz uczą się myśleć samodzielnie. Nawet jeżeli samodzielność myślenia nie jest zjawiskiem powszechnym, można ludzi nauczyć, by wyraźniej i bardziej przyszłościowo dostrzegali, gdzie leży ich własna korzyść. Edukacja sprawia również, że ludzie więcej żądają od siebie i dla siebie. Innymi słowy, nabywają pewnego poczucia godności i chcą, by godność tę uszanowali współobywatele oraz państwo. W trady­ cyjnym społeczeństwie chłopskim możliwe jest, by lokalny właściciel ziemski (lub, na dobrą sprawę, komunistyczny komisarz) zwerbował chłopów do zabijania innych chłopów i wywłaszczenia ich z ziemi. Chłopi dają się zwerbować nie dlatego, że leży to w ich interesie, lecz dlatego, że przyzwyczajeni są okazywać posłuszeństwo autorytetowi. Z kolei miejskich intelektualistów i inżynierów można zwerbować do różnych zwariowanych spraw typu płynna dieta czy bieganie w ma­ ratonie, lecz z reguły nie zgłaszają się oni do prywatnych armii czy szwadronów śmierci tylko dlatego, że ktoś obdarzony autorytetem ich o to poprosi. Zgodnie z pewną wersją tego argumentu, elita naukowo-tech­ niczna, która jest niezbędna do zarządzania nowoczesną gospodar­ ką przemysłową, ostatecznie zażąda większej liberalizacji politycznej, ponieważ dociekania naukowe mogą się odbywać tylko w atmosferze wolności i swobodnej wymiany poglądów. Jak się wcześniej przekonali­ śmy, powstanie dużej elity technokratycznej w zsrr i Chinach wytwo­ rzyło niechęć do nierynkowych i nieliberalnych rozwiązań gospodar­ czych jako niezgodnych z kryteriami racjonalności ekonomicznej.Tutaj argument rozciąga się na sferę polityczną: postęp naukowy opiera się nie tylko na swobodzie dociekań naukowych, lecz także na społeczeń­ stwie i systemie politycznym, które jako całość otwarte są na swobodną debatę i uczestnictwo22.

22. Argument ten przedstawia David Apter w: The Politics ofModernization, Universi­ ty of Chicago Press, Chicago 1965.

199

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Tak zatem przedstawiają się argumenty wiążące wysoki poziom rozwoju gospodarczego z demokracją liberalną. Istnienie związku empirycznego między nimi jest niezaprzeczalne. Niemniej żad­ na z tych teorii nie potrafi do końca wskazać koniecznego związku przyczynowego. Argument, który skojarzyliśmy z Talcottem Parsonsem - mó­ wiący, że liberalna demokracja to system, który najlepiej rozwiązuje konflikty w złożonym społeczeństwie nowoczesnym, wykorzystując konsens - jest prawdziwy tylko do pewnego momentu. Uniwersalizm i formalizm, które charakteryzują państwo prawne, istotnie zapewniają egalitarne pole gry, na którym ludzie mogą współzawodniczyć ze sobą, budować koalicje i zawierać kompromisy. Niekoniecznie prawdą jest jednak, że liberalna demokracja to system polityczny, który per se naj­ lepiej nadaje się do rozwiązywania konfliktów społecznych. Zdolność demokracji do pokojowego rozwiązywania konfliktów jest największa, kiedy konflikty te powstają między „grupami interesów”, które łączy ogólniejszy i wcześniejszy konsens dotyczący podstawowych wartości czy reguł gry, oraz kiedy konflikty mają charakter przede wszystkim ekonomiczny. Istnieją jednak konflikty nieekonomiczne, związane z ta­ kimi kwestiami jak odziedziczony status społeczny i narodowość, z któ­ rymi demokracja nieszczególnie sobie radzi. Z faktu, iż demokracji amerykańskiej udaje się rozwiązywać konflikty między grupami interesów w obrębie swej wielonarodowej i dynamicznej populacji, nie wynika, że demokracja będzie umia­ ła z równym skutkiem rozwiązywać konflikty powstające w innych społeczeństwach. Doświadczenie amerykańskie jest inne, ponieważ Amerykanie, by posłużyć się sformułowaniem Tocqueville’a, „urodzi­ li się równi”23. Jakkolwiek Amerykanie czerpali swój rodowód z roz­ maitych środowisk, krajów i ras, po przybyciu do Ameryki w dużej

23. Argument ten formułuje Huntington (1968), s. 134-137. O konsekwencjach spo­ łecznych faktu, że Amerykanie „rodzą się równi”, por. Louis Hartz, The Liberal Tradition in America, Harcourt Brace, New York 1955.

200

W KRAINIE OŚWIATY

mierze odrzucili tę tożsamość i zasymilowali się z nowym społeczeń­ stwem, które nie miało wyraźnie określonych klas społecznych ani ugruntowanych podziałów etnicznych i narodowych. Struktura spo­ łeczna i etniczna Ameryki była wystarczająco elastyczna, aby zapobiec powstaniu sztywno zdefiniowanych klas społecznych lub znaczących mniejszości narodowych czy językowych24. Z tego powodu demokra­ cja amerykańska rzadko stawała w obliczu ostrych konfliktów społecz­ nych, które nękały inne, starsze społeczeństwa. Co więcej, nawet demokracja amerykańska niezbyt skutecznie rozwiązuje największy ze swych problemów etnicznych, problem ame­ rykańskich Murzynów. Niewolnictwo czarnych stanowiło istotny wy­ jątek od uogólnienia, w myśl którego Amerykanie „rodzą się równi”. Demokracja amerykańska nie zdołała rozwiązać kwestii niewolnictwa demokratycznymi środkami. Wiele lat po zniesieniu niewolnictwa, ba, wiele lat po osiągnięciu przez amerykańskich Murzynów pełnej rów­ ności wobec prawa, wciąż czują się oni głęboko wyobcowani i wielu z nich pozostaje na marginesie amerykańskiej kultury. Ponieważ prob­ lem jest w swej istocie kulturowy, zarówno ze strony czarnych, jak i bia­ łych, nie jest jasne, czy demokracja amerykańska rzeczywiście potrafi sprawić, aby czarni w pełni się zasymilowali i aby nastąpiło przejście od równości szans do równości warunków życia. Demokracja liberalna jest wprawdzie bardzo funkcjonalna dla społeczeństwa, które już osiągnęło wysoki stopień równości społecz­ nej i konsensu co do pewnych podstawowych wartości, lecz dla społe­ czeństw głęboko spolaryzowanych wzdłuż linii podziałów klasowych, narodowych i religijnych może być receptą na paraliż i zastój. Najbar­ dziej typową formą polaryzacji jest konflikt klasowy w krajach o sil­ nie rozwarstwionych i nieegalitarnych strukturach klasowych, odzie­ dziczonych po feudalnym porządku społecznym. Taka była sytuacja 24. Wyjątek od tego uogólnienia stanowi powstanie dużej społeczności hiszpańskojęzycznej w południowo-zachodnich Stanach Zjednoczonych, różniącej się od wcześniejszych grup etnicznych swą liczebnością i niższym stopniem asymilacji językowej.

201

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

we Francji w czasach rewolucji, taka pozostaje do dziś w niektórych krajach Trzeciego Świata, na przykład na Filipinach lub w Peru. Spo­ łeczeństwo jest zdominowane przez tradycyjną elitę, najczęściej właś­ cicieli ziemskich, którzy nie są ani tolerancyjni wobec innych klas, ani przedsiębiorczy. Ustanowienie w takim kraju formalno-prawnej de­ mokracji przysłania gigantyczne nierówności majątku, prestiżu, sta­ tusu i władzy, które to czynniki elita może wykorzystać do stero­ wania procesem demokratycznym. Dochodzi do znajomej patologii społecznej: z dominacji dawnych klas społecznych rodzi się równie nieprzejednana opozycja lewicowa, która uważa, że chory jest sam system demokratyczny i trzeba go zniszczyć wraz z grupami spo­ łecznymi, jakie ochrania. Demokracji, która ochrania interesy klasy niewydajnych, próżniaczych właścicieli ziemskich, przez co wznieca społeczną wojnę domową, nie można określić mianem „funkcjonal­ nej” ekonomicznie25. Demokracja nie jest również szczególnie skuteczna w rozstrzyga­ niu sporów między różnymi grupami etnicznymi i narodowymi. Kwe­ stia suwerenności narodowej ze swej natury nie podlega kompromi­ som: należy się do tego narodu albo do innego - jest się Ormianinem albo Azerem, Litwinem albo Rosjaninem - i kiedy różne grupy wejdą ze sobą w konflikt, rzadko istnieje sposób rozsądzenia różnicy drogą pokojowego kompromisu demokratycznego, jak w przypadku sporów ekonomicznych. Związek Radziecki nie mógł zdemokratyzować się przy jednoczesnym zachowaniu jedności terytorialnej, ponieważ różne narodowości, które się nań składały, nie podzielały poczucia wspólne­ go obywatelstwa i tożsamości. Demokracja mogła powstać tylko po 25. Analogiczna sytuacja istnieje w Związku Radzieckim, lecz zamiast klas społecz­ nych będących przeżytkami feudalizmu mamy tam do czynienia z „nową klasą” partyjnych aparatczyków i nomenklaturowych dyrektorów o ugruntowanych przy­ wilejach i władzy. Podobnie jak właściciele południowoamerykańskich latyfundiów, mogą oni wykorzystywać swą władzę do manipulowania procesem wyborczym na swoją korzyść. Klasa ta stanowi trudno usuwalną zaporę społeczną na drodze do kapitalizmu i demokracji, toteż musi zostać rozbita, jeżeli którykolwiek z tych celów ma zostać osiągnięty.

202

W KRAINIE OŚWIATY

rozpadzie kraju na mniejsze jednostki narodowe. Demokracja amery­ kańska radzi sobie z różnorodnością etniczną zaskakująco skutecznie, lecz różnorodność ta zawsze mieściła się w pewnych granicach: żadna z amerykańskich grup etnicznych nie jest historyczną wspólnotą, która zamieszkuje swe tradycyjne ziemie i mówi swym własnym językiem, pielęgnując pamięć o dawnej państwowości i suwerenności. Modernizująca się dyktatura może w zasadzie znacznie skuteczniej niż demokracja tworzyć warunki społeczne, które pozwoliłyby na kapita­ listyczny wzrost gospodarczy, jak również, z upływem czasu, na powstanie stabilnej demokracji. Jako przykład rozważmy Filipiny. Społeczeństwo Filipin do dnia dzisiejszego charakteryzuje się wysoce nieegalitarnym po­ rządkiem społecznym na wsi, gdzie niewielka liczba tradycyjnych rodów ziemskich sprawuje kontrolę nad znaczną częścią ziem uprawnych w kra­ ju. Podobnie jak innych ziemiańskich klas wyższych, wersji filipińskiej nie cechuje nadmierny dynamizm czy efektywność gospodarcza. Niemniej dzięki swej pozycji społecznej klasa ta w dużej mierze zdominowała poli­ tykę filipińską okresu po wyzwoleniu. Nieprzerwane panowanie tej grupy społecznej doprowadziło z kolei do powstania jednego z nielicznych już w Azji maoistowskich ruchów partyzanckich - Komunistycznej Partii Filipin wraz z jej skrzydłem militarnym, Nową Armią Ludową. Upadek dyktatury Marcosa i jego zastąpienie w 1986 roku przez Corazon Aquino w najmniejszym stopniu nie rozwiązały problemu rozdziału ziemi i ru­ chów powstańczych, choćby z tej przyczyny, że ród pani Aquino nale­ ży do największych właścicieli ziemskich na Filipinach. Odkąd została wybrana, próby zainicjowania poważnej reformy rolnej spotykają się ze sprzeciwem legislatury, będącej w większości pod kontrolą ludzi, którzy byliby tej reformy ofiarami. W tym przypadku demokracja ma ograniczo­ ną możliwość zaprowadzenia egalitarnego porządku społecznego, który jest konieczną podstawą kapitalistycznego wzrostu gospodarczego oraz długofalowej stabilności samej demokracji26. W takich okolicznościach

26. Sama w sobie, dyktatura nie wystarcza, rzecz jasna, do przeprowadzenia egalitarnych reform społecznych. Ferdinand Marcos używał władzy państwowej do wynagradzania

203

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

skuteczniejszej modernizacji społeczeństwa mogłaby dokonać dyktatura, jak to miało miejsce w Japonii pod okupacją amerykańską, kiedy przepro­ wadzono reformę rolną metodą dyktatu. Projekt podobnej reformy powzięli oficerowie, którzy w latach 19681980 rządzili w Peru. Przed objęciem władzy przez wojsko 50% peru­ wiańskiej ziemi znajdowało się w rękach siedmiuset właścicieli hacjend, którzy w dużej mierze sterowali też peruwiańską polityką. Wojsko prze­ prowadziło najszerzej zakrojoną reformę rolną w Ameryce Łacińskiej (nie licząc Kuby), zastępując dawnych oligarchów agrarnych bardziej nowo­ czesną elitą przemysłowców i technokratów oraz ułatwiając błyskawiczny rozwój klas średnich poprzez usprawnienie systemu szkolnictwa27. Okres dyktatury pozostawił po sobie jeszcze większy i bardziej niewydolny sek­ tor publiczny28, lecz rzeczywiście usunął najbardziej jaskrawe nierówności społeczne, stwarzając tym samym lepsze perspektywy dla rozwoju nowo­ czesnej gospodarki po powrocie wojska do koszar w 1980 roku. Użycie dyktatorskiej władzy państwa do wyzwolenia kraju z ucis­ ku tradycyjnych elit społecznych nie przysługuje na wyłączność leni­ nowskiej lewicy; jej użycie przez reżimy prawicowe może utorować drogę ku gospodarce rynkowej, a tym samym ku osiągnięciu wyższego poziomu uprzemysłowienia. Kapitalizm rozwija się bowiem najlepiej w mobilnym i egalitarnym społeczeństwie, w którym przedsiębiorcza klasa średnia „odsunęła od wpływów” tradycyjnych właścicieli ziem­ skich oraz inne uprzywilejowane, lecz gospodarczo nieefektywne grupy społeczne. Jeżeli modernizująca się dyktatura stosuje przymus po to,

swych prywatnych znajomych, zaostrzając tym samym istniejące nierówności spo­ łeczne. Teoretycznie jednak modernizująca się dyktatura, stawiająca sobie za cel poprawę efektywności gospodarczej, mogłaby dokonać gruntownych przeobrażeń społeczeństwa filipińskiego w czasie znacznie krótszym niż demokracja. 27. Cynthia McClintock, Peru: Precarious Regimes, Authoritarian and Democratic, w: Larry Diamond, Juan Linz i Seymour Martin Lipset, Democracy in Developing Countries, t. 4, Latin America, Lynne Rienner, Boulder, Colorado, 1988b, s. 353-358. 28. Częściowym tego powodem był fakt, że wiele majątku zabranego dawnym oli­ garchom przeszło do niewydolnego sektora państwowego, którego udział w pkb wzrósł w okresie władzy wojskowej z 13% do 23%.

204

W KRAINIE OŚWIATY

aby przyspieszyć ten proces, a jednocześnie unika pokusy przesunię­ cia środków i władzy od niewydolnej tradycyjnej klasy ziemiańskiej do równie niewydolnego sektora państwowego, to nie istnieją powody, dla których miałaby się ekonomicznie wykluczać z najnowocześniejszymi formami „postindustrialnej” organizacji gospodarczej. Stosując tego rodzaju rozumowanie, Andranik Migranian i inni intelektualiści ra­ dzieccy postulowali, aby przejście do gospodarki rynkowej dokonało się drogą „autorytarną”, poprzez stworzenie urzędu prezydenckiego wypo­ sażonego we władzę dyktatorską29. Ostre konflikty społeczne, przebiegające wzdłuż podziałów klaso­ wych, narodowych, etnicznych lub religijnych, mogą ulec złagodzeniu w samym procesie kapitalistycznego rozwoju gospodarczego, polepsza­ jąc perspektywy wypracowania z czasem demokratycznego konsensu. Nie ma jednak gwarancji, że różnice te znikną wskutek tego procesu, a nawet, że nie pojawią się ponownie w spotęgowanej formie. Rozwój gospodarczy nie osłabił poczucia tożsamości narodowej pośród Kana­ dyjczyków pochodzenia francuskiego w Quebecu: obawa przed zatrace­ niem się w jednolitej kulturze anglojęzycznej wręcz podsyciła pragnienie zachowania odrębności. Stwierdzenie, że demokracja jest bardziej funk­ cjonalna dla społeczeństw, które — tak jak Stany Zjednoczone - „uro­ dziły się równe”, każę postawić pytanie, jak naród ma osiągnąć taki stan. Ze stwierdzenia tego wynika, że demokracja niekoniecznie staje się bardziej funkcjonalna, kiedy wzrasta stopień złożoności i zróżnicowa­ nia społeczeństwa. W istocie, demokracja zawodzi właśnie wtedy, kiedy zróżnicowanie społeczeństwa przekroczy pewną granicę. Drugi z przedstawionych powyżej argumentów, w myśl którego demokracja powstaje z upływem czasu jako produkt uboczny wal­ ki o władzę wewnątrz niedemokratycznych elit — prawicowych bądź lewicowych - również zadowalająco nie wyjaśnia, dlaczego miałaby

29. Wywiad z Andranikiem Migranianem i Igorem Kliamkinem w: „Litieraturnaja Gazieta”, 16 sierpnia 1989, przekład w: „Détente”, listopad 1989; oraz The Long Road to the European Home, „Nowyj Mir”, nr 7, lipiec 1989, s. 166-184.

205

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

dokonywać się powszechna ewolucja w kierunku demokracji liberalnej. Zgodnie z tym wyjaśnieniem demokracja nie jest bowiem preferowa­ nym rezultatem dla żadnej z grup walczących o przywództwo w kra­ ju. W tym wyjaśnieniu demokracja staje się raczej rodzajem rozejmu między walczącymi stronami i każde zachwianie równowagi władzy może doprowadzić do jej obalenia przez którąś grupę czy elitę. Innymi słowy, jeżeli w Związku Radzieckim demokracja powstaje tylko dla­ tego, że ambitni politycy, tacy jak Gorbaczow czy Jelcyn, potrzebują demagogicznego kija do bicia w aparat partyjny, to zwycięstwo jednego z nich doprowadzi do uchylenia wywalczonych swobód demokratycz­ nych. Analogicznie - argument ten zakłada, że demokracja w Ame­ ryce Łacińskiej to niewiele więcej niż kompromis między autorytarną prawicą i autorytarną lewicą czy też między wpływowymi grupami na prawicy, z których każda ma własną wizję społeczeństwa i wizję tę urzeczywistni, kiedy zdobędzie władzę. Jest to być może trafny opis procesu prowadzącego do demokracji w pewnych konkretnych krajach, lecz jeżeli demokracja nie jest niczyim priorytetem, raczej nie będzie stabilna. Tego rodzaju wyjaśnienie nie daje podstaw do oczekiwania, że nastąpi powszechna ewolucja w kierunku demokracji30. Argument ostatni, a mianowicie że postępujące uprzemysłowienie kreuje wykształcone społeczeństwa z przewagą klasy średniej, które żywią naturalne upodobanie do liberalnych swobód i uczestnictwa w demokratycznych rządach, jest słuszny tylko do pewnego punktu. Raczej nie ulega wątpliwości, że wykształcenie, jeśli nie jest koniecz­ nym warunkiem wstępnym demokracji, to przynajmniej pożądanym jej elementem. Trudno sobie wyobrazić dobrze funkcjonującą demo­ krację w społeczeństwie w dużej mierze niepiśmiennym, gdzie ludność

30. Podobny argument wysuwa Daniel H. Levine w swym omówieniu redagowanych przez O’Donnella i Schmittera prac poświęconych modelom przejścia od autory­ taryzmu do demokracji. Trudno sobie wyobrazić powstanie demokracji w jakiej­ kolwiek formie, a tym bardziej jej stabilizację i konsolidację, jeżeli nikt nie wierzy w jej samoistną wartość. Por. Paradigm Lost: Dependence to Democracy, „World Politics”, 40, nr 3, kwiecień 1988, s. 377-394.

206

W KRAINIE OŚWIATY

nie potrafi wykorzystać informacji na temat istniejących możliwości wyboru. Czym innym jest jednak stwierdzenie, że wykształcenie w spo­ sób konieczny wzbudza przekonanie o słuszności reguł demokratycz­ nych. To prawda, że wzrost poziomu wykształcenia w takich krajach, jak Związek Radziecki, Chiny, Korea Południowa, Tajwan i Brazylia, był ściśle związany z szerzeniem się reguł demokratycznych. Tak się złożyło, że w instytucjach edukacyjnych świata zachodniego mod­ ne były wtedy idee demokratyczne, nic więc dziwnego, że tajwański student wracający do kraju z dyplomem inżyniera uzyskanym na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles przywozi ze sobą także przeświadczenie, iż demokracja stanowi najwyższą formę organizacji politycznej dla krajów nowoczesnych. Daleko stąd jednak do tezy, że istnieje konieczny związek pomiędzy studiami inżynieryjnymi, które na Tajwanie będą temu człowiekowi bardzo przydatne w sferze ekono­ micznej, a jego nowo nabytą wiarą w demokrację liberalną. Człowiek demokratyczny, który sądzi, że wykształcenie w sposób naturalny pro­ wadzi do wartości demokratycznych, dopuszcza się wręcz pewnego za­ rozumialstwa. W innych okresach, kiedy idee demokratyczne nie były tak powszechnie uznawane, młodzi ludzie studiujący na Zachodzie równie często wracali do domu z przeświadczeniem, iż przyszłość no­ woczesnych społeczeństw to komunizm i faszyzm. Szkolnictwo wyższe w Stanach Zjednoczonych i innych krajach zachodnich z reguły wpaja dziś młodym ludziom historycystyczną i relatywistyczną perspektywę, która cechuje myśl xx-wieczną. Przygotowuje ich to do obywatelstwa w liberalnych demokracjach, zaszczepiając im swego rodzaju tolerancję różnych punktów widzenia, ale uczy ich także, iż nie ma dostatecznej podstawy, która pozwalałaby wierzyć w przewagę demokracji liberalnej nad innymi formami rządów. Fakt, że wykształcone mieszczańskie narody w większości roz­ winiętych krajów uprzemysłowionych generalnie wolą demokrację liberalną od różnych form autorytaryzmu, każę zapytać o źródło tej preferencji. Wydaje się dość oczywiste, że upodobanie do demokracji nie jest podyktowane logiką samego procesu uprzemysłowienia. Trzeba 207

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

nawet powiedzieć, że logika tego procesu wskazuje w kierunku wręcz przeciwnym, bo jeżeli celem jakiegoś kraju jest wzrost gospodarczy, a inne względy odsuwa się na dalszy plan, to najlepszym systemem ekonomiczno-politycznym nie jest demokracja liberalna ani socjalizm w wersji leninowskiej czy demokratycznej, lecz połączenie liberalnej gospodarki z autorytarną polityką, które niektórzy obserwatorzy okreś­ lili mianem „państwa biurokratyczno-autorytamego ”, a które my nazwiemy „autorytaryzmem rynkowym”. Istnieje wiele danych empirycznych, które dowodzą, że modernizatorzy autorytarno-rynkowi pod względem gospodarczym radzą sobie znacznie lepiej od swych demokratycznych rywali. Wiele spośród histo­ rycznych rekordów wzrostu gospodarczego odnotowano właśnie w tego rodzaju państwach, takich jak Wilhelmowe Niemcy, Japonia ery Meiji, Rosja Wittego i Stołypina, a w nowszych czasach Brazylia po przejęciu władzy przez armię w 1964 roku, Chile za Pinocheta, no i - oczywiście „azjatyckie tygrysy”31. Na przykład między 1961 a 1968 rokiem średnia roczna stopa wzrostu rozwijających się demokracji światowych, takich jak Indie, Cejlon, Filipiny, Chile i Kostaryka, wyniosła zaledwie 2,1%, podczas gdy dla grupy konserwatywnych reżimów autorytarnych (Hi­ szpania, Portugalia, Iran, Tajwan, Korea Południowa, Tajlandia i Paki­ stan) wskaźnik ten wyniósł 5,2%32. Przyczyny, dla których państwa rynkowo-autorytarne osiągają lep­ sze wyniki ekonomiczne niż państwa demokratyczne, są stosunkowo proste i zostały opisane przez ekonomistę Josepha Schumpetera w jego książce Kapitalizm, socjalizm i demokracja. Wyborcy w krajach demokra­ 31. Szeroko udokumentowaną tezę o wyższości ustrojów autorytarnych we wczesnej fazie uprzemysłowienia przedstawia Gerschenkron (1962). Absolutyzm i japoński wzrost gospodarczy po 1868 roku wiąże ze sobą Koji Taira, Japans Modem Economic Growth: Capitalist Development under Absolutism, w: Harry Wray, Hilary Conroy (ted.), Japan Examined: Perspectives on Modem Japanese History, University of Ha­ waii Press, Honolulu 1983, s. 34-41. 32. Liczby te podali Samuel P. Huntington i Jorge I. Dominguez, Political Develop­ ment, w: Fred I. Greenstein, Nelson Polsby (red.), Handbook ofPolitical Science, t. 3, Addison-Wesley, Reading, Massachusetts, 1975, s. 61.

208

W KRAINIE OŚWIATY

tycznych abstrakcyjnie wyznają zasady wolnego rynku,jednak gotowi są z nich zrezygnować, jeżeli wymagają tego ich bieżące korzyści gospo­ darcze. Innymi słowy, bezpodstawne jest założenie, że demokratyczna ludność będzie podejmowała decyzje polityczne, które będą racjonalne z punktu widzenia gospodarczego, a także że ekonomiczni przegrani nie użyją swej władzy politycznej do ochrony swych pozycji. Ustroje demokratyczne, realizujące żądania różnych grup interesu, generalnie wykazują skłonność do nadmiernych wydatków na opiekę społeczną, likwidację bodźców produkcyjnych przez progresywną stopę podatko­ wą oraz ochronę upadających, niekonkurencyjnych dziedzin przemysłu, co w sumie przynosi większy deficyt budżetowy i wyższą inflację niż w ustrojach autorytarnych. Weźmy choćby taki przykład - w latach osiemdziesiątych Stany Zjednoczone wydawały więcej, niż wytwarzały, przez podnoszenie deficytu budżetowego, ograniczając przyszły wzrost gospodarczy i możliwości wyboru dla przyszłych pokoleń po to, aby utrzymać bieżącą konsumpcję na wysokim poziomie. Chociaż rozleg­ ło się wiele zaniepokojonych głosów twierdzących, że tego rodzaju nieroztropność będzie na dłuższą metę szkodliwa nie tylko gospodar­ czo, ale i politycznie, amerykański system demokratyczny nie potrafił poważnie zająć się tym problemem, ponieważ nie umiał rozstrzygnąć, jak sprawiedliwie rozłożyć ciężar cięć budżetowych i zwiększania po­ datków. Demokracja amerykańska nie wykazała się zatem w ostatnich latach wysokim stopniem funkcjonalności gospodarczej. Natomiast ustroje autorytarne z zasady lepiej nadają się do pro­ wadzenia prawdziwie liberalnej polityki gospodarczej, nienadwerężanej przez cele redystrybucyjne, które ograniczają wzrost. Nie muszą brać pod uwagę opinii robotników w upadających gałęziach przemysłu ani dotować niewydajnych sektorów ze względów politycznych. Mogą nawet użyć władzy państwowej do zmniejszenia konsumpcji w intere­ sie długofalowego wzrostu. W okresie wysokiego wzrostu gospodar­ czego w latach sześćdziesiątych rząd południowokoreański był zdol­ ny stłumić naciski płacowe, delegalizując strajki i zakazując wszelkich wypowiedzi na temat zwiększenia konsumpcji w grupie robotników 209

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i wydatków na opiekę społeczną. Dla kontrastu, kiedy w 1987 roku Ko­ rea Południowa stała się krajem demokratycznym, rozpoczęła się fala strajków i długo odkładanych nacisków płacowych, przed którymi nowy, demokratycznie wybrany reżim musiał ustąpić. W rezultacie znacznie wzrosły koszty pracy i spadła konkurencyjność Korei. Reżimy komu­ nistyczne osiągały niezwykle wysoką stopę oszczędności i inwestycji poprzez bezwzględne dławienie konsumpcji, lecz długofalowy wzrost i zdolność do modernizacji ucierpiały skutkiem braku konkurencji. Autorytaryzmy rynkowe łączą natomiast dobre strony obu systemów: narzucają ludności stosunkowo wysoki poziom dyscypliny społecznej, a jednocześnie wytyczają pewien obszar wolności, aby zachęcić do wy­ nalazczości i wdrażania najnowocześniejszych technologii. O ile pierwszy zarzut wobec demokracji brzmi, że jest nie dość efektywna ekonomicznie, ponieważ zanadto ingeruje w rynek w celu kontroli redystrybucji i bieżącej konsumpcji, o tyle drugi zarzut brzmi, że ingeruje za mało. Autorytaryzmy rynkowe są pod wieloma wzglę­ dami bardziej etatystyczne w swej polityce gospodarczej aniżeli rozwi­ nięte demokracje w Ameryce Północnej i Europie. Jednak etatyzm ten jest konsekwentnie ukierunkowany na promowanie wysokiego wzrostu gospodarczego, a nie na takie cele jak redystrybucja i sprawiedliwość społeczna. Nie jest jasne, czy tzw. polityka przemysłowa, polegająca na dotowaniu i wspieraniu pewnych sektorów gospodarki kosztem innych, nie była na dłuższą metę bardziej przeszkodą niż pomocą dla gospo­ darki Japonii i innych „azjatyckich tygrysów”. Nie ulega jednak wątp­ liwości, że interwencjonizm państwowy, kompetentnie realizowany i nienaruszający szeroko pojętych parametrów konkurencji wolnoryn­ kowej, jest najzupełniej do pogodzenia z wysokim poziomem wzro­ stu. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych tajwańscy planiści zdołali dokonać przesunięcia środków w przemyśle lekkim z takich gałęzi jak tekstylia do bardziej zaawansowanych, takich jak elektronika i półprzewodniki, choć nie obyło się bez znacznych prob­ lemów społecznych i bezrobocia w tym pierwszym sektorze. Polityka przemysłowa powiodła się na Tajwanie tylko dlatego, że państwo było 210

W KRAINIE OŚWIATY

zdolne osłonić swych technokratów przed naciskami politycznymi, toteż mogli oni wzmocnić rynek i podejmować decyzje według kry­ teriów efektywności - innymi słowy, polityka przemysłowa powiodła się, ponieważ Tajwan nie był rządzony demokratycznie. Amerykańska polityka przemysłowa miałaby znacznie mniejsze szanse na poprawie­ nie konkurencyjności gospodarki, z tej właśnie przyczyny, że Ameryka jest bardziej demokratyczna od Tajwanu czy innych „tygrysów azja­ tyckich”. Proces planowania szybko padłby ofiarą nacisków Kongresu, aby chronić niewydajne gałęzie przemysłu lub wspierać te, za którymi stoją grupy interesów. Istnieje niekwestionowany związek między rozwojem gospodar­ czym a demokracją liberalną, który można zaobserwować, po prostu rozglądając się po świecie. Jednak rzeczywisty charakter tego związku jest bardziej złożony, niż się początkowo wydawało, i nie wyjaśnia go do końca żadna z teorii przedstawionych dotychczas w tej książce. Lo­ gika nowożytnego przyrodoznawstwa i napędzanego przez nie procesu uprzemysłowienia nie wskazuje w sferze politycznej w jednym kierunku, w przeciwieństwie do sfery gospodarczej. Demokracja liberalna współ­ gra z dojrzałością przemysłową i jest preferowana przez obywateli wielu przemysłowo zaawansowanych państw, lecz nie wydaje się, aby istniał między nimi jakiś konieczny związek. Mechanizm, który tkwi u pod­ staw naszej ukierunkowanej historii, może równie dobrze prowadzić do przyszłości biurokratyczno-autorytamej, jak i do liberalnej. Wobec tego będziemy musieli szukać gdzie indziej, chcąc zrozumieć obecny kryzys autorytaryzmu i ogólnoświatową rewolucję demokratyczną.

Rozdziału

Odpowiedź na wcześniejsze pytanie

Na pytanie Kanta, czy możliwe jest napisanie historii powszechnej z kos­ mopolitycznego punktu widzenia, prowizorycznie odpowiadamy: tak. Nowożytne przyrodoznawstwo dostarczyło nam mechanizmu, którego działanie nadało kierunkowość i spójność historii ludz­ kości na przestrzeni ostatnich kilku stuleci. W epoce, w której nie możemy już utożsamiać doświadczeń Europy i Ameryki Północnej z doświadczeniami całej ludzkości, mechanizm ten jest prawdziwie uniwersalny. Nie licząc szybko wymierających plemion w dżunglach Brazylii czy Papui-Nowej Gwinei, nie istnieje ani jedna nacja, która nie odczułaby działania mechanizmu i nie połączyłaby się z resztą ludzkości uniwersalnym ogniwem gospodarczym nowoczesnego konsumpcjonizmu. Uznanie, że w ciągu ostatnich kilku stuleci po­ wstało coś na kształt prawdziwie ogólnoświatowej kultury, skoncen­ trowanej na wzroście gospodarczym nakręcanym przez technologię oraz na kapitalistycznych stosunkach społecznych, które są niezbędne do wykreowania i podtrzymania tej kultury, nie świadczy o prowincjonalizmie, lecz o kosmopolityzmie. Społeczeństwa, które chciały stawić opór ujednoliceniu, od Japonii Tokugawy i Wysokiej Porty po Związek Radziecki, Chińską Republikę Ludową, Birmę i Iran, w cią­ gu paru pokoleń wyczerpały swój reakcyjny zapał. Reżimy, które nie zostały pokonane przez nowocześniejszą technologię wojskową, dały się uwieść blichtrowi materialistycznego świata zbudowanego przez 212

ODPOWIEDŹ NA WCZEŚNIEJSZE PYTANIE

nowożytne przyrodoznawstwo. Jakkolwiek nie każdy kraj będzie umiał przeobrazić się w najbliższej przyszłości w społeczeństwo kon­ sumpcyjne, niewiele jest na świecie społeczeństw, które nie stawiałyby sobie tego za cel. Biorąc pod uwagę determinującą rolę przyrodoznawstwa, trud­ no jest obstawać przy idei cykliczności dziejów. Nie oznacza to, że hi­ storia nie zna powtórzeń. Ci, którzy przeczytali Tukidydesa, zwrócą uwagę na paralele między rywalizacją Aten i Sparty a zimnowojennym konfliktem Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Ci, któ­ rzy odnotowali wzrost i upadek wielkich mocarstw w starożytności i porównali to zjawisko z czasami współczesnymi, nie mylą się, do­ strzegając podobieństwa. Jednak powracanie pewnych zamierzchłych schematów historycznych nie przeczy kierunkowości i dialektyczności dziejów, jeśli rozumiemy, że między powtórzenia wkracza pamięć i zmiana. Demokracja ateńska to nie to samo co demokracja nowo­ żytna, a Sparta nie znajduje żadnego współczesnego odpowiednika mimo pewnych podobieństw do stalinowskiego Związku Radzieckiego. Prawdziwie cykliczne dzieje, jakie ukazywali w swych wizjach Platon i Arystoteles, wymagałyby globalnej katastrofy na tak ogromną ska­ lę, że utracona zostałaby pamięć całych wcześniejszych czasów. Nawet w epoce broni jądrowej i globalnego ocieplenia trudno sobie wyobrazić kataklizm o mocy zdolnej zniszczyć ideę nowożytnego przyrodoznaw­ stwa. Dopóki nie wbije się kołka w serce tego wampira, odrodzi się on - ze wszystkimi tego reperkusjami społecznymi, ekonomicznymi i politycznymi - w ciągu kilku pokoleń. Fundamentalne odwrócenie biegu historii wymagałoby całkowitego zerwania z nowożytnym przy­ rodoznawstwem i zbudowanym przez nie światem ekonomicznym. Nie wydaje się, aby którekolwiek współczesne społeczeństwo miało taki zamiar, a ponadto współzawodnictwo militarne sprawia, że od członkostwa w tym świecie niepodobna się uchylić. Pod koniec xx wieku Hitler i Stalin postrzegani są jako boczne odnogi dziejów, które wiodły raczej w ślepą uliczkę, niż prowadziły do rzeczywistych alternatyw organizacji społeczeństw ludzkich. 213

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Jakkolwiek ustroje te pociągnęły za sobą niepoliczalne koszty ludz­ kie, w swej najczystszej formie totalitaryzmy te wypaliły się w ciągu jednego życia - hitleryzm w 1945 roku, stalinizm do 1956 roku. Wiele innych krajów usiłowało w tej czy innej formie skopiować totalita­ ryzm, od rewolucji chińskiej w 1949 roku po ludobójczych kambodżańskich Czerwonych Khmerów w połowie lat siedemdziesiątych, i wiele małych, niesympatycznych dyktatur pośrodku, rozciągających się od Korei Północnej, Jemenu Południowego, Etiopii, Kuby i Afganistanu (lewica) do Iranu, Iraku i Syrii (prawica)1. Jednak wspólną cechą tych gorliwych kapitalizmów dnia późniejszego jest to, że wystąpiły w sto­ sunkowo zacofanych i ubogich krajach Trzeciego Świata1 2. Uporczywe niepowodzenia komunizmu w świecie rozwiniętym, przy jego domi­ nacji wśród krajów dopiero wchodzących w pierwsze stadia uprze­ mysłowienia, sugerują, że „pokusa totalitarna” jest nade wszystko, jak to ujął Walt Rostow, „chorobą przejścia”, stanem patologicz­ nym, wyrastającym ze szczególnych wymagań politycznych i społecz­ nych w krajach, które znajdują się w pewnym stadium rozwoju socjo­ ekonomicznego3. W takim razie co z faszyzmem, który zrodził się w społeczeństwie wysoko rozwiniętym? Czy możliwe jest uznanie niemieckiego narodo­

1. Zarówno Syria, jak i Irak uważają się za państwa w jakimś sensie socjalistyczne, chociaż w większym stopniu jest to odbiciem mody, jaka panowała w okresie doj­ ścia tych reżimów do władzy, aniżeli rzeczywistości ustrojowej. Wiele osób sprze­ ciwi się próbie zaklasyfikowania wielu z tych krajów do „totalitarnych”, mając na uwadze, że kontrola państwa nie jest w żadnym z nich nieograniczona. Być może trafniej byłoby określić je mianem totalitaryzmów „nieudanych” czy „niekompetent­ nych”, lecz zacierałoby to brutalność tych państw. 2. Truizmem stało się spostrzeżenie, iż komunizm, wbrew przewidywaniom Marksa, odniósł swoje pierwsze zwycięstwo nie w kraju rozwiniętym z licznym proletaria­ tem przemysłowym, lecz w półuprzemyslowionej, półzachodniej Rosji, a następnie w Chinach, kraju w głównej mierze chłopskim i rolniczym. Komunistyczne próby wy­ jaśnienia tego zjawiska poddają analizie Stuart Schram i Hélène Carrère-d’Encausse, Marxism and Asia, Allen Lane, London 1969. 3. Por.: Walt Rostow, The Stages of Economic Growth, Cambridge University Press, Cambridge i960, s. 162-163.

214

ODPOWIEDŹ NA WCZEŚNIEJSZE PYTANIE

wego socjalizmu za „stadium historii”, a nie za specyficzny wynalazek nowożytności? Jeżeli pokolenie lat trzydziestych zostało wytrącone z samozadowolenia przez eksplozję różnych nienawiści, które rzeko­ mo zostały „przezwyciężone” dzięki postępowi cywilizacji, to kto nam zagwarantuje, że nie zaskoczy nas nowy wybuch, pochodzący z innego, jeszcze nierozpoznanego źródła? Odpowiedź brzmi, oczywiście, że nie mamy takiej gwarancji oraz że nie możemy zapewnić następnych pokoleń, iż w przyszłości nie bę­ dzie Hitlerów czy Pol Potów. Dzisiejszy samozwańczy heglista, który twierdziłby, że Hitler był konieczny, aby po 1945 roku mogła zapano­ wać w Niemczech demokracja, zostałby wyśmiany. Z drugiej strony, hi­ storia powszechna nie usprawiedliwia każdej tyranii i każdej wojny tym, że odsłania ona znaczący schemat ewolucji ludzkości. Siła i długofalo­ wa regularność tego procesu ewolucyjnego nie ulega zakwestionowa­ niu, jeżeli przyznamy, że w procesie tym występowały istotne i z pozoru niewytłumaczalne nieciągłości, podobnie jak biologicznej teorii ewolu­ cji nie podważa fakt nagłego wymarcia dinozaurów. Nie wystarczy przytoczyć przykładu holocaustu i uznać, że ucina to wszelką dyskusję na temat postępu i racjonalności w dziejach ludzkości, aczkolwiek zgroza tego wydarzenia powinna nas skłaniać do refleksji. Istnieje niechęć do racjonalnej analizy historycznych przyczyn holo­ caustu, która to niechęć pod wieloma względami przypomina sprzeciw działaczy antynuklearnych wobec racjonalnej debaty o odstraszającej czy strategicznej roli broni jądrowej. W obu przypadkach mamy do czynie­ nia z obawą, że „racjonalizacja” doprowadzi do oswojenia ludobójstwa. Wśród pisarzy, którzy postrzegają holocaust jako zdarzenie w jakimś sensie zasadnicze dla nowożytności, powszechne jest przeświadczenie, że zagłada była historycznie wyjątkowa pod względem natężenia zła, a jednocześnie przejawiło się w niej potencjalnie uniwersalne zło, które drzemie we wszystkich społeczeństwach. Jednak stwierdzenia te wza­ jemnie się wykluczają: jeżeli jest to zdarzenie wyjątkowe pod względem natężenia zła, pozbawione precedensu historycznego, także jego przy­ czyny musiały być wyjątkowe, trudne do odtworzenia w innych krajach 215

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i epokach4. Holocaustu nie można zatem uznać za w jakimkolwiek sen­ sie konieczny aspekt nowożytności. Jeżeli natomiast jest to przejawienie się uniwersalnego zła, to holocaust staje się tylko skrajną wersją strasz­ nego, lecz jakże znanego zjawiska nacjonalistycznych wynaturzeń, które mogą spowolnić lokomotywę historii, lecz nie mogą jej wykoleić. Skłaniam się ku przekonaniu, że holocaust był zarazem wyjąt­ kowym złem, jak i wytworem historycznie wyjątkowych okoliczności, które zbiegły się w Niemczech lat dwudziestych i trzydziestych. Wa­ runki te nie tylko nie czekają uśpione w większości rozwiniętych spo­ łeczeństw, ale również byłyby bardzo trudne (chociaż nie niemożliwe) do odtworzenia w innych społeczeństwach przyszłości. Niektóre z tych okoliczności, takie jak przegrana w długiej i brutalnej wojnie oraz kry­ zys ekonomiczny, są dobrze znane i potencjalnie odtwarzalne w innych krajach. Jednak inne wiążą się ze specyficznymi tradycjami intelektu­ alnymi i kulturalnymi ówczesnych Niemiec, z ich antymaterializmem oraz kultem walki i poświęcenia, które to czynniki silnie odróżniały Niemcy od liberalnej Francji i Anglii. Tradycje te, które nie były w żad­ nym sensie „nowoczesne”, zostały wystawione na próbę przez potężne zawirowania społeczne spowodowane przyspieszonym uprzemysło­ wieniem Wilhelmowych Niemiec przed wojną francusko-pruską i po niej. Można rozumieć nazizm jako jeszcze jeden, aczkolwiek skrajny, wariant „choroby przejścia”, skutek uboczny procesu modernizacji, który wcale nie był koniecznym składnikiem samej nowoczesności5. 4. Argument ten formułuje Tsvetan Todorov w swej recenzji książki Modernity and the Holocaust Zygmunta Baumana, zamieszczonej w „The New Republic”, 19 marca 1990, s. 30—33. Todorov słusznie zwraca uwagę, że nazistowskich Niemiec niepo­ dobna traktować jako wzorcowego przykładu nowoczesności, ponieważ zawierały one elementy nowoczesne i antynowoczesne, a właśnie te ostatnie częściowo tłu­ maczą, dlaczego zagłada była możliwa. 5. Por. na przykład klasyczne prace Ralfa Dahrendorfa Society andDemocracy in Germany, Doubleday, Garden City, New York 1969; oraz Fritza Stema, The Politics ofCultural Despair, University of California Press, Berkeley 1974. Stem sprowadza pewne wąt­ ki nazistowskie do nostalgii za organicznym społeczeństwem przedindustrialnym i do powszechnego niezadowolenia z atomizujących i wyobcowujących rysów nowo­ czesności gospodarczej. Podobnie można postrzegać Iran Chomeiniego: po drugiej

216

ODPOWIEDŹ NA WCZEŚNIEJSZE PYTANIE

Z tego wszystkiego nie wynika, że takie zjawisko jak nazizm jest teraz niemożliwe tylko dlatego, że pod względem społecznym mamy już to stadium za sobą. Słuszny jest jednak wniosek, że faszyzm to zjawisko patologiczne i skrajne, przez którego pryzmat nie można osądzać całej nowoczesności. Stwierdzenie, że stalinizm czy nazizm to choroby społecznego roz­ woju, nie oznacza zamykania oczu na ich potworność czy braku współ­ czucia dla ich ofiar. Jak zauważył Jean-François Revel, fakt, że w latach osiemdziesiątych xx wieku w niektórych krajach zwyciężyła liberal­ na demokracja, w niczym nie poprawia losu większej części ludzkości, której życie w ciągu minionych stu lat pochłonął totalitaryzm6. Z drugiej strony, fakt, że ich życie uległo zmarnowaniu i nie zo­ stało odkupione, nie powinien nam zamykać ust w obliczu kwestii, czy historia przebiega zgodnie z jakimś racjonalnym schematem. Rozpo­ wszechnione jest oczekiwanie, że historia powszechna, jeśli zostanie wykryta, będzie miała postać swego rodzaju świeckiej teodycei, to jest uzasadnienia wszystkiego, co istnieje, w kategoriach ostatecznego kresu historii. Żadna historia powszechna nie może spełnić takiego

oczekiwania. Taka konstrukcja intelektualna już w swym założeniu zupełnie abstrahuje od szczegółów i niuansów historycznych, a po­ nadto jest właściwie zmuszona pominąć wiele ludów i epok, które składają się na „prehistorię”. Jest nieuniknione, że każda historia po­ wszechna, którą skonstruujemy, nie będzie potrafiła zadowalająco wy­ jaśnić wielu zdarzeń, które dla przeżywających je ludzi są aż nazbyt realne. Historia powszechna jest po prostu narzędziem intelektual­ nym. Nie może zająć miejsca Boga i przynosić osobistego odkupienia każdej ofierze dziejów.

wojnie światowej w Iranie nastąpił okres niezwykle szybkiego wzrostu gospodar­ czego, który całkowicie zburzył tradycyjne stosunki społeczne i normy kulturowe. W fundamentalistycznym szyizmie, podobnie jak w faszyzmie, można widzieć no­ stalgiczną próbę powrotu do jakiejś formy społeczeństwa przedindustrialnego za pomocą nowych, radykalnie odmiennych środków. 6. Revel (1989), s. 99-103.

217

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Z kolei istnienie nieciągłości historycznego rozwoju, takich jak holocaust - jakkolwiek bardzo by były przerażające - nie unieważnia oczywistego faktu, że nowoczesność stanowi spójną i niezwykle potęż­ ną całość. Istnienie nieciągłości nie czyni ani trochę mniej rzeczywi­ stymi zadziwiających podobieństw między doświadczeniami narodów,

które przechodzą proces modernizacji. Nikt nie zaprzeczy, że życie w xx wieku różni się zasadniczo od życia we wszystkich poprzednich epokach, i niewielu spośród beneficjentów rozwiniętych demokracji, którzy w sferze abstrakcji obruszają się na ideę postępu historycznego, byłoby gotowych przenieść się ze swym życiem do jakiegoś zacofanego kraju Trzeciego Świata, który w gruncie rzeczy stanowi wcześniejszą

epokę w dziejach ludzkości. Można uznawać, że nowoczesność dała większe pole działania ludzkiemu złu, czy nawet kwestionować postęp moralny ludzkości, a mimo to wierzyć w istnienie ukierunkowanego i spójnego procesu historycznego.

Rozdział 12

Nie ma demokracji bez demokratów

Z dotychczasowych wywodów powinno być oczywiste, że przedstawio­ ny przez nas mechanizm jest w istocie ekonomiczną interpretacją hi­ storii. „Logika nowożytnego przyrodoznawstwa” nie jest samoistną siłą, lecz staje się siłą w rękach ludzi, którzy chcą użyć nauki do podbicia natury i przez to do zaspokojenia swoich potrzeb lub ochrony przed niebezpieczeństwami. Sama w sobie: nauka (czy to w formie zmecha­ nizowanej produkcji, czy racjonalnej organizacji pracy) wyznacza tylko horyzont możliwości technologicznych, zdeterminowany podstawo­ wymi prawami natury. Do wykorzystania tych możliwości popychają

człowieka ludzkie pragnienia: nie pragnienia zaspokojenia ograniczo­ nego zespołu „naturalnych” potrzeb, lecz pragnienia ogromnie rozciąg­ liwe, których horyzont stale się poszerza. Innymi słowy, mechanizm jest rodzajem marksistowskiej interpre­ tacji historii, która dochodzi do zupełnie niemarksistowskiej konkluzji. Pragnienie wytwarzania i konsumpcji, które żywi „człowiek jako ga­ tunek”, każę mu przenieść się ze wsi do miasta, pracować w fabryce lub urzędzie, zamiast uprawiać ziemię, sprzedawać swą pracę po naj­ korzystniejszej cenie, zamiast kontynuować zajęcie przodków, zdobyć wykształcenie i poddać się dyscyplinie zegara. Wszelako, wbrew twierdzeniom Marksa, tym rodzajem społeczeń­ stwa, które pozwala ludziom wytwarzać i spożywać największą ilość towarów w warunkach największej równości, nie jest społeczeństwo 219

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

komunistyczne, lecz kapitalistyczne. W trzecim tomie Kapitału Marks następująco opisuje królestwo wolności, które nastanie w cza­ sach komunizmu: Królestwo wolności zaczyna się faktycznie dopiero tam, gdzie kończy się

praca, którą dyktuje nędza i celowość zewnętrzna; leży więc ono z natury rzeczy poza sferą właściwej produkcji materialnej. Podobnie jak człowiek

dziki, tak też człowiek cywilizowany musi walczyć z naturą, aby zaspokoić swoje potrzeby, aby zachować i reprodukować swój gatunek, a musi to

czynić we wszystkich formach społeczeństwa i przy wszystkich możli­

wych sposobach produkcji. Wraz z jego rozwojem rozszerza się królestwo konieczności przyrodniczej, wzrastają bowiem potrzeby; zarazem jednak wzrastają siły wytwórcze, które owe potrzeby zaspokajają. Wolność w tej

dziedzinie może polegać tylko na tym, że uspołeczniony człowiek, zrze­ szeni producenci regulują racjonalnie tę swoją wymianę materii z naturą, poddają ją wspólnej kontroli zamiast być przez nią opanowani jako przez

ślepą siłę; dokonują tej wymiany najmniejszym nakładem sił i w warun­ kach najbardziej godnych ich ludzkiej natury i najbardziej jej odpowiada­

jących. Zawsze jednak jest to królestwo konieczności. Poza jego granicami rozpoczyna się rozwój sił ludzkich jako cel sam w sobie, prawdziwe króle­

stwo wolności. Może ono wszakże rozkwitnąć jedynie na swej niezbędnej bazie, którą stanowi królestwo konieczności. Skrócenie dnia roboczego

jest podstawową przesłanką1.

Marksistowskie królestwo wolności opiera się w efekcie na czte­ rogodzinnym dniu pracy: jest to społeczeństwo tak produktywne, że przedpołudniowa praca człowieka wystarcza na zaspokojenie wszyst­ kich naturalnych potrzeb jego samego, rodziny i najbliższych, pozwala­ jąc mu po południu i wieczorem zostać myśliwym, poetą czy krytykiem. Społeczeństwa „realnego” komunizmu, na przykład radzieckie czyi.

i. Karol Marks, Kapitał, przeł. Henryk Lauer i in., Książka i Wiedza, Warszawa 1959, t. 3, cz. 2, s. 400-401.

220

NIE MA DEMOKRACJI BEZ DEMOKRATÓW

wschodnioniemieckie, w pewnym sensie wolność tę osiągnęły, ponie­ waż niewiele osób pracowało tam uczciwie więcej niż cztery godziny dziennie. Jednak resztę czasu rzadko poświęcały poezji bądź krytyce literackiej, jako że mogłoby się to łatwo skończyć więzieniem. Czas spędzało się na staniu w kolejce, piciu alkoholu lub załatwianiu so­ bie wakacji na skażonej plaży w zatłoczonym kurorcie. Podczas gdy „konieczny czas pracy”, wymagany do zaspokojenia podstawowych po­ trzeb fizycznych, dla robotników w społeczeństwach socjalistycznych wynosił średnio cztery godziny, to w społeczeństwach kapitalistycz­ nych czas ten wynosił półtorej do dwóch godzin, a zyski z pozostałych sześciu czy siedmiu godzin „pracy dodatkowej” nie szły wyłącznie do kieszeni kapitalisty, lecz pozwalały robotnikom na zakup samochodów, pralek, ogrodowych grillów i przyczep kempingowych. Czy stwarzało to w jakimkolwiek znaczącym sensie „królestwo wolności”, to już inna sprawa, ale tak czy owak, robotnik amerykański był znacznie bardziej wyzwolony z „królestwa konieczności” niż jego radziecki odpowiednik. Oczywiście statystyka produktywności w przeliczeniu na jed­ nego robotnika nie pozostaje w koniecznym związku ze szczęściem. Jak wyjaśniał Marks, fizyczne potrzeby rosną wraz z produktywnoś­ cią, toteż aby stwierdzić, który typ społeczeństwa wytwarzał bardziej zadowolonych z życia robotników, należałoby wiedzieć, który z nich utrzymywał lepszą równowagę między potrzebami i zdolnością pro­ dukcyjną. Ironia polega na tym, że społeczeństwa komunistyczne z czasem przyswoiły sobie poszerzający się horyzont potrzeb, cha­ rakterystyczny dla konsumpcyjnych społeczeństw Zachodu, lecz nie zdobyły środków do zaspokajania tych potrzeb. Erich Honecker zwykł mawiać, że standard życiowy Niemieckiej Republiki Demokratycznej jest „znacznie wyższy niż za kajzera”; w istocie był znacznie wyższy niż w większości społeczeństw znanych z historii i z wielokrotną nadwyżką zaspokajał „naturalne” potrzeby człowieka. To jednak nie miało nic do rzeczy. Mieszkańcy nrd nie porównywali się z ludźmi z epoki kajzera, lecz ze swymi zachodnimi sąsiadami, i porównanie to wypadało dla nich niekorzystnie. 221

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Jeżeli człowiek jest przede wszystkim istotą ekonomiczną, napę­ dzaną pożądaniami i rozumem, to dialektyczny proces ewolucji histo­

rycznej powinien być dla różnych społeczeństw i kultur dość podobny. Taki wniosek wyciągnęli twórcy teorii modernizacji, która zapoży­ czyła z marksizmu ekonomiczne widzenie sił powodujących zmiany historyczne. Teoria modernizacji wydaje się znacznie bardziej prze­ konująca w roku 1990 niż piętnaście czy dwadzieścia lat wcześniej, kiedy była w kręgach akademickich gwałtownie krytykowana. Prawie wszystkie kraje, które zdołały osiągnąć wysoki poziom rozwoju gos­ podarczego, coraz bardziej się do siebie upodabniają. Chociaż istnie­ je wiele dróg, którymi różne kraje mogą dotrzeć do kresu historii, oprócz kapitalistycznej demokracji liberalnej niewiele jest wersji no­ woczesności, które są traktowane poważnie2. Kierunek kapitalistycz­ nej demokracji liberalnej obrały wszystkie kraje modernizujące się, od Hiszpanii i Portugalii przez Związek Radziecki i Chiny po Tajwan i Koreę Południową. Jednakże, podobnie jak wszystkie ekonomiczne teorie historii, teo­ ria modernizacji z jakiegoś powodu nie jest zadowalająca. Teoria ta sprawdza się tylko o tyle, o ile człowiek jest istotą ekonomiczną, o ile rządzą nim wymogi wzrostu gospodarczego i racjonalności przemysło­ wej. Jej niezaprzeczalna siła bierze się z faktu, że ludzie, zwłaszcza jako zbiorowość, rzeczywiście przez większość życia kierują się tego rodzaju motywami. Istnieją jednak inne obszary ludzkiej motywacji, które nie mają nic wspólnego z ekonomiką, i właśnie w tych obszarach mają swój początek nieciągłości historii - większość wojen, nagłe erupcje uczuć religijnych, ideologicznych czy narodowych, które prowadzą do takich zjawisk jak Hitler czy Chomeini. Prawdziwa historia powszechna ludzkości musiałaby umieć wyjaśnić nie tylko szerokie i zwarte kie­ runki ewolucji, ale także zjawiska nieciągłe i nieoczekiwane.

2. Dwa wyjątki stanowią: azjatyckie państwo autorytarne z gospodarką rynkową, do którego powrócimy w części czwartej, oraz fundamentalizm islamski.

222

NIE MA DEMOKRACJI BEZ DEMOKRATÓW

Z dotychczasowych rozważań jasno wynika, że zjawiska demokra­ cji nie wyjaśnimy w sposób zadowalający, jeżeli będziemy ją pojmowali wyłącznie w kategoriach ekonomicznych. Ekonomiczne wytłumacze­ nie dziejów doprowadza nas pod bramy „ziemi obiecanej”, jaką jest demokracja liberalna, lecz nie przenosi nas na drugą stronę. Wpraw­ dzie proces modernizacji gospodarczej pociąga za sobą pewne zmiany społeczne na dużą skalę - takie jak przeobrażenie się plemiennych społeczeństw rolniczych w zurbanizowane społeczeństwa z przewagą wykształconych klas średnich - w jakimś sensie stwarzające warun­ ki materialne do powstania demokracji, lecz proces ten nie tłumaczy samej demokracji; jeżeli bowiem przyjrzymy się mu wnikliwiej, to stwierdzimy, że do wyboru demokracji prawie nigdy nie dochodzi z przyczyn ekonomicznych. Pierwsze znaczące rewolucje demokra­ tyczne, w Stanach Zjednoczonych i Francji, nastąpiły w okresie, kie­ dy rewolucja przemysłowa dopiero się rozkręcała w Anglii, a żaden z tych krajów nie był gospodarczo „zmodernizowany” w dzisiejszym znaczeniu tego słowa. Opowiedzenie się za prawami człowieka nie mogło być zatem uwarunkowane procesem uprzemysłowienia. Ame­ rykańskich ojców założycieli rozgniewały wprawdzie próby Korony Brytyjskiej, aby opodatkować Amerykę, nie przyznając jej przedsta­ wicielstwa w parlamencie, lecz ich decyzję, aby proklamować nie­ podległość i walczyć z Wielką Brytanią w celu ustanowienia nowego porządku demokratycznego, trudno byłoby wytłumaczyć względami efektywności gospodarczej. Później jeszcze nieraz w historii światowej pojawiła się opcja „dobrobyt bez wolności” - od torysowskich planta­ torów, którzy sprzeciwili się amerykańskiej Deklaracji Niepodległości, poprzez xix-wiecznych modernizatorów niemieckich i japońskich po współczesnych, jak Deng Xiaoping, który zaproponował swemu krajo­ wi liberalizację i modernizację ekonomiczną pod dalszym przewodem dyktatorskiej partii komunistycznej, czy też Lee Kuan Yew w Singapurze, który dowodził, że demokracja byłaby przeszkodą na drodze do spek­ takularnych sukcesów gospodarczych kraju. A przecież we wszystkich epokach, powodując się racjami innymi niż ekonomiczne, ludzie kładli 223

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

na szalę swe życie i utrzymanie, aby walczyć o demokratyczne prawa. Nie ma demokracji bez demokratów, to jest bez swoistego „człowieka demokratycznego”, który pragnie demokracji i kształtuje ją, a zarazem jest przez nią kształtowany. Co więcej, historia powszechna oparta na logice rozwoju nowożyt­ nego przyrodoznawstwa może nadać sens tylko ostatnim czterem stule­ ciom historii człowieka, poczynając od odkrycia metody naukowej w xvi i xvii wieku. Wszakże ani metoda naukowa, ani wyzwolenie ludzkiego pragnienia, które napędzało późniejsze wysiłki na rzecz podboju natury i podporządkowania jej ludzkim celom, nie wypłynęły ex nihilo spod pióra Kartezjusza czy Bacona. Pełniejsza historia powszechna, nawet jeżeli byłaby w dużym stopniu oparta na nowożytnym przyrodoznaw­ stwie, musiałaby zrozumieć przednowożytny rodowód nauki i pragnie­ nia, które motywuje „człowieka ekonomicznego”. Potrzeba uwzględnienia tych czynników wskazuje, że nie posu­ nęliśmy się zbyt daleko w próbach zrozumienia przyczyn dzisiejszej ogólnoświatowej rewolucji liberalnej czy jakiejś historii powszechnej, która leżałaby u jej podstaw. Nowoczesny świat ekonomiczny jest po­ tężną i okazałą konstrukcją, która trzyma znaczną część naszego życia w żelaznym uścisku, lecz proces, którego jest skutkiem, nie jest współ­ bieżny z samą historią i nie wystarcza, by orzec, czy osiągnęliśmy jej kres. Aby to stwierdzić, powinniśmy posłużyć się nie Marksem i tra­ dycją nauk społecznych, która wyrosła z jego ekonomicznego widzenia dziejów, lecz Heglem, „idealistycznym” poprzednikiem Marksa i pierw­ szym filozofem, który podjął Kaniowskie wyzwanie napisania histo­ rii powszechnej. Heglowskie pojmowanie mechanizmu, który steruje procesem dziejowym, jest bowiem głębsze niż u Marksa czy jakiego­ kolwiek współczesnego przedstawiciela nauk społecznych. Dla Hegla głównym motorem historii człowieka nie jest nowożytne przyrodo­ znawstwo ani coraz szerszy horyzont napędzającego je pragnienia, lecz popęd całkowicie nieekonomiczny: walka o uznanie. Heglowska hi­ storia powszechna uzupełnia mechanizm, który właśnie zarysowaliśmy, lecz daje nam szersze pojęcie o człowieku - „człowieku jako takim” 224

NIE MA DEMOKRACJI BEZ DEMOKRATÓW

które pozwala nam zrozumieć nieciągłości, wojny i nagłe erupcje irra­ cjonalizmu w spokojnym toku rozwoju gospodarczego, charakteryzują­ ce rzeczywistą historię człowieka. Powrót do Hegla jest istotny, ponieważ zapewnia nam konstrukcję ramową pozwalającą orzec, czy ludzki proces dziejowy będzie trwał w nieskończoność, czy też faktycznie osiągnęliśmy koniec historii. Za punkt wyjścia tej analizy przyjmijmy Heglowsko-Marksowską tezę, w myśl której przeszłe dzieje przebiegały dialektycznie, czyli przez proces sprzeczności, nie rozstrzygając na razie kwestii, czy dialektyka ta ma podstawę idealną czy materialną. Proces dialektyczny rozumiem następująco: w jakiejś części świata powstaje pewna forma organizacji społeczno-politycznej, lecz zawiera w sobie sprzeczność, która z cza­ sem ją podważa i prowadzi do jej zastąpienia przez inną, skuteczniejszą formę. Problem końca historii można zatem sformułować następująco: czy dzisiejszy liberalno-demokratyczny porządek społeczny zawiera „sprzeczności”, które kazałyby nam oczekiwać, że proces dziejowy bę­ dzie trwał i wytworzy nowy, wyższy porządek? O „sprzeczności” mog­ libyśmy mówić wtedy, gdybyśmy zauważyli źródło społecznego nie­ zadowolenia na tyle poważne, że w ostateczności doprowadziłoby do upadku społeczeństw liberalno-demokratycznych - „systemu”, mówiąc językiem z lat sześćdziesiątych - jako całości. Nie wystarczy wskazać na „problemy” dzisiejszych demokracji liberalnych, nawet jeżeli są to problemy poważne, takie jak deficyt budżetowy, inflacja, przestępczość i narkotyki. „Problem” staje się „sprzecznością” dopiero wtedy, kiedy jest tak poważny, że nie daje się rozwiązać w ramach systemu, lecz podcina korzenie jego prawomocności - system upada pod własnym ciężarem. Na przykład stałe ubożenie proletariatu w społeczeństwach kapitali­ stycznych było dla Marksa nie tylko „problemem”, ale także „sprzecz­ nością”, ponieważ miało doprowadzić do sytuacji rewolucyjnej, która zburzyłaby całą konstrukcję społeczeństwa kapitalistycznego i zastąpi­ ła ją inną. I odwrotnie - mamy prawo twierdzić, że historia osiągnęła kres, jeżeli obecna forma organizacji społecznej i politycznej całkowicie zaspokaja człowieka w jego najgłębszej istocie. 225

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Skąd jednak mielibyśmy wiedzieć, czy w naszym obecnym porząd­ ku tkwią jeszcze jakieś sprzeczności? Do tego pytania można podejść na dwa sposoby. Po pierwsze, możemy obserwować rzeczywisty przebieg rozwoju dziejowego, aby stwierdzić, czy przejawia się w nim jakiś sche­ mat historii, który wskazywałby na wyższość którejś z form społeczeń­ stwa. Podobnie jak współczesny ekonomista nie określa „użyteczności” czy „wartości” produktu samego w sobie, lecz przyjmuje wartościowa­ nie dokonywane przez rynek, które wyraża się w cenie, tak my przyjęli­ byśmy osąd „rynku” historii świata. Możemy myśleć o historii człowie­ ka jako o dialogu czy rywalizacji różnych ustrojów lub form organizacji społecznej. Społeczeństwa „odrzucają się” nawzajem w tym dialogu, zwyciężając pewne ustroje lub wyrastając z nich - niekiedy drogą pod­ boju militarnego, niekiedy dzięki wyższości swego systemu gospodar­ czego, niekiedy przez większą wewnętrzną spójność polityczną3. Jeżeli społeczeństwa ludzkie z upływem wieków ewoluują ku jednej formie organizacji społeczno-politycznej, a mianowicie ku demokracji liberal­ nej, jeżeli nie wydaje się, aby istniały funkcjonalne alternatywy dla tej formy ustrojowej oraz jeżeli ludzie żyjący w demokracjach liberalnych nie wyrażają zasadniczego niezadowolenia ze swego życia, to możemy powiedzieć, że dialog został ostatecznie i definitywnie rozstrzygnię­ ty. Historycystyczny filozof byłby zmuszony zaakceptować pretensje demokracji liberalnej do miana najlepszego i ostatecznego ustroju. „Die Weltgeschichte ist das Weltgericht - historia świata jest ostatecznym arbitrem słuszności4. Nie chcę przez to powiedzieć, iż osoby posługujące się tą metodą muszą wyznawać zasadę, że „kto ma siłę, ten ma słuszność”, a o wszyst­

3. Z historycystycznego punktu widzenia niepodobna uznać wyższości jednej for­ my „odrzucenia" nad inną; nie ma zwłaszcza podstaw do stwierdzenia, że społe­ czeństwo, które przetrwało dzięki swej konkurencyjności gospodarczej, jest w jakiś sposób bardziej „uprawomocnione” aniżeli społeczeństwo, które przetrwało dzięki potędze militarnej. 4. Ten argument Kojeve’a, jak również jego porównanie historii świata do dialogu, przytacza Strauss (1963), s. 178-179.

226

NIE MA DEMOKRACJI BEZ DEMOKRATÓW

kim decydują władza i sukces. Nie ma potrzeby udzielać aprobaty każ­ demu tyranowi i niedoszłemu budowniczemu imperium, który przez krótką chwilę paraduje po scenie historii świata, lecz tylko temu ustro­ jowi czy systemowi, który przetrwa cały proces historii świata. Z fak­ tu tego przetrwania wynika, że system umiał rozwiązywać obecny od zarania dziejów problem zaspokajania ludzkich potrzeb, jak również dostosowywać się do zmiennego środowiska ludzkiego5. Powyższe podejście „historycystyczne”, niezależnie od stopnia wyrafinowania, ma następujący mankament: skąd wiemy, że rzekomy brak „sprzeczności” w rzekomo zwycięskim systemie społecznym - tu, w demokracji liberalnej - nie jest złudny i że upływ czasu nie ujawni nowych sprzeczności, które będą wymagały dalszej ewolucji dziejowej człowieka? Nie mając za podstawę jakiegokolwiek pojęcia ludzkiej na­ tury, które zawierałoby hierarchię istotnych i nieistotnych cech ludz­ kich, niepodobna byłoby stwierdzić, czy pozorny spokój społeczny wy­ nika z autentycznego zaspokojenia ludzkich tęsknot lub ze szczególnie skutecznego działania aparatu policyjnego, czy też stanowi ciszę przed rewolucyjną burzą. Warto pamiętać, że w przededniu rewolucji fran­ cuskiej Europa dla wielu obserwatorów była obszarem zadowalającego porządku społecznego, podobnie jak Iran w latach siedemdziesiątych czy Europa Wschodnia w latach osiemdziesiątych. Rozważmy inny przykład: niektóre dzisiejsze feministki utrzymują, że większość do­ tychczasowych dziejów była historią konfliktów pomiędzy społeczeń­ stwami „patriarchalnymi”, dla których funkcjonalną alternatywę stano­ wią społeczeństwa „matriarchalne”, mniej konfrontacyjne, a bardziej opiekuńcze i pokojowe. Nie można tego wykazać na podstawie faktów empirycznych, ponieważ nie dysponujemy rzeczywistymi przykładami społeczeństw matriarchalnych6. Jednakże nie można wykluczyć moż­ liwości ich przyszłego istnienia, jeżeli przewidywania feministek 5. W tej sprawie por. Steven B. Smith, Hegel’s Critique ofLiberalism: Rights in Context, University of Chicago Press, Chicago 1989, s. 22. 6. Niektórzy historycy utrzymują, że społeczeństwa matriarchalne istniały kiedyś w basenie Morza Śródziemnego, lecz w pewnej epoce historycznej zostały wyparte

227

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

co do możliwości oraz skutków wyzwolenia kobiecej strony ludzkiej osobowości okażą się trafne. A jeżeli tak, to jasne jest, że nie osiągnęli­ śmy kresu historii. Drugą metodę ustalania, czy dotarliśmy do końca historii, moż­ na nazwać „ponadhistoryczną” bądź opartą na jakimś pojęciu ludzkiej natury. Innymi słowy, adekwatność istniejących demokracji liberalnych ocenialibyśmy z punktu widzenia jakiegoś ponadhistorycznego pojęcia człowieka. Nie szukalibyśmy wyłącznie empirycznych dowodów nie­ zadowolenia ludności w rzeczywistych społeczeństwach - na przykład Wielkiej Brytanii czy Ameryki - lecz odwołalibyśmy się do jakiegoś rozumienia ludzkiej natury, czyli tych trwałych, chociaż nie zawsze widzialnych przymiotów człowieka jako człowieka, po czym zmie­ rzylibyśmy adekwatność dzisiejszych demokracji za pomocą tej normy. Metoda ta uwolniłaby nas od tyranii teraźniejszości, to jest od norm i oczekiwań formułowanych przez te same społeczeństwa, które pró­ bujemy ocenić*7. przez społeczeństwa patriarchalne. Por. na przykład Maija Gimbutas, Language of the Goddess, Harper and Row, New York 1989. 7. Podejście to stwarza jednak swoiste problemy. Przede wszystkim rodzi się pyta­ nie, skąd pochodzi ponadhistoryczne rozumienie człowieka. Jeżeli nie uznajemy objawienia religijnego jako wskazówki, rozumienie to musi wynikać z czyje­ goś prywatnego namysłu filozoficznego. Sokrates osiągnął je dzięki obserwacji innych ludzi i wchodzeniu z nimi w dialog. My, posokratejczycy, możemy wejść w podobny dialog z wielkimi myślicielami minionych epok, którzy najgłębiej wniknęli w ludzką naturę. Możemy również zajrzeć do wnętrza własnych dusz, aby zrozumieć, jakie są prawdziwe źródła ludzkiej motywacji, co uczynił Rous­ seau, a po nim wielu pisarzy i artystów. Otóż w matematyce, a trochę mniej w naukach przyrodniczych, prywatny namysł może zaowocować intersubiektywną zgodą co do natury prawdy, w formie kartezjańskich „jasnych i wyraźnych idei”. Nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby pójść na rynek, aby znaleźć roz­ wiązanie równania różniczkowego cząstkowego. Każdy poszedłby do matema­ tyka, którego poprawne rozwiązanie byłoby podżyrowane autorytetem innych matematyków. Wszelako w sferze rzeczy ludzkich nie istnieją „jasne i wyraźne idee”, nie istnieje powszechna zgoda co do natury człowieka, kwestii sprawied­ liwości, zaspokojenia pragnień oraz najlepszego ustroju, który urzeczywistniałby odpowiedzi udzielone na pozostałe pytania. Mogą się zdarzyć jednostki, które sądzą, że mają „jasne i wyraźne idee” dotyczące tych tematów, lecz podobnie

228

NIE MA DEMOKRACJI BEZ DEMOKRATÓW

Z samego faktu, że ludzka natura nie jest stworzona „raz na zawsze”, lecz stwarza się „z biegiem czasu historycznego”, nie wynika, że możemy usunąć z naszych rozważań naturę ludzką, czy jako strukturę, w której ramach rozgrywa się samostwarzanie, czy jako punkt docelowy bądź telos, ku któremu zmierza rozwój dziejowy człowieka8. Na przykład, jeżeli, jak sugeruje Kant, rozum ludzki może się w pełni rozwinąć tylko w rezultacie długiego i kumulatywnego procesu społecznego, to fakt ten nie oznacza, że rozum jest mniej „naturalnym” aspektem człowieka9. W ostatecznej analizie mówienie o „historii”, a tym bardziej o „hi­ storii powszechnej”, bez odniesienia do trwałego, ponadhistorycznego standardu, to jest bez odniesienia do natury, wydaje się niemożli­ we. „Historia” nie jest bowiem czymś danym, nie jest tylko katalogiem wszystkiego, co się w przeszłości zdarzyło, lecz świadomym wysiłkiem abstrahowania, oddzielania zdarzeń ważnych od nieważnych. Róż­ ne są standardy, na których opiera się to abstrahowanie. Na przykład w ciągu ostatnich paru pokoleń dokonało się przejście od historii dy­ plomacji i wojskowości do historii społecznej, historii kobiet i grup sądzą szaleńcy, a granica szaleństwa nie zawsze jest ściśle określona. Fakt, że pojedynczy filozof zdołał przekonać grupę swych zwolenników o „oczywistości” swych poglądów, może stanowić gwarancję, że filozof ten nie jest szaleńcem, lecz nie chroni grupy przed swoiście arystokratycznym uprzedzeniem. Por. Alexandre Kojève, Tyranny and Wisdom, w: Strauss (1963), s. 164-165. 8. W liście do Kojève’a z 22 sierpnia 1948 roku Strauss zwraca uwagę, że nawet w heglizmie Kojève’a filozofia natury wciąż jest „niezbędna”. Strauss pyta: Jak inaczej wyjaśnić jedyność [uniqueness] procesu historycznego? Może on być jedy­ ny w sposób konieczny tylko wtedy, kiedy może być tylko jedna «ziemia» o skoń­ czonym istnieniu w nieskończonym czasie [...]. Ponadto, dlaczego ta jedna, cza­ sowa, skończona ziemia nie miałaby podlegać kataklizmom (co 100 000 000 lat), przy całkowitych lub częściowych powtórzeniach procesu historycznego? Tylko teleologiczna koncepcja natury może nas wyratować z tej sytuacji”. Cytowane w: Strauss, On Tyranny, Including the Strauss-Kojève Correspondence, wyd. popra­ wione i poszerzone, Victor Gourevitch, Michael S. Roth (red.), Free Press, New York 1991, s. 126-127. 9. Kant (1963), s. 13-17. Kant opisuje Naturę jako zewnętrzny wobec człowieka podmiot obdarzony wolą; można to jednak rozumieć jako metaforę pewnego aspektu ludzkiej natury, który potencjalnie istnieje we wszystkich ludziach, lecz urzeczywistnia się tylko w procesie społecznego i historycznego współoddziaływania.

229

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

mniejszościowych czy historii „życia codziennego”. Z faktu, iż przed­ miot uwagi historyków przesunął się ze sfer bogatych i wpływowych w dół drabiny społecznej, nie wynika, że zrezygnowano ze standardów historycznej selekcji, ale że standardy zostały dopasowane do potrzeb nowszej, bardziej egalitarnej świadomości. Jednak ani historyk dyplo­ macji, ani historyk społeczny nie uniknie wyboru między zdarzeniami ważnymi i nieważnymi, a co za tym idzie, odniesienia do standardu, który istnieje gdzieś „poza” historią (jak również, mówiąc na margine­ sie, poza zakresem kompetencji zawodowych historyków jako takich). W jeszcze większym stopniu dotyczy to historii powszechnej, gdzie abstrakcja osiąga wyższy poziom. Historyk powszechny musi być go­ tów pominąć całe ludy i epoki jako pre- lub niehistoryczne, ponieważ nie mają wpływu na główny „wątek” jego fabuły. Wydaje się zatem nieuchronne, że jeżeli pragniemy na poważnie podjąć kwestię końca historii, musimy przejść od omawiania historii do omawiania natury. Nie potrafimy ocenić, jakie są dalekosiężne perspek­ tywy demokracji liberalnej - na ile jest atrakcyjna dla ludzi, którzy jej jeszcze nie doświadczyli, oraz na ile potrafi zachować przychylność ludzi, którzy od dawna żyją według jej reguł - skupiając się tylko na danych „empirycznych” dostarczanych nam przez współczesny świat. Musimy zająć się bezpośrednio i wprost naturą standardów ponadhistorycznych, za pomocą których oceniamy, czy dany ustrój lub system społeczny jest dobry czy zły. Kojeve stawia tezę, że osiągnęliśmy koniec historii, po­ nieważ życie w uniwersalnym państwie homogenicznym jest całkowi­ cie zadowalające dla jego obywateli. Innymi słowy, dzisiejszy świat de­ mokracji liberalnych jest wolny od sprzeczności. Osądzając tę tezę, nie możemy dać się zwieść kontrargumentom, które wynikają z błędnego jej zrozumienia - na przykład, nie obala jej fakt, że ta czy inna grupa społeczna lub jednostka jest niezaprzeczalnie niezadowolona, ponie­ waż nie ma dostępu do dóbr społecznych wskutek ubóstwa, rasizmu itd. Ważna jest kwestia pierwszych zasad - to jest, czy „dobra” naszego spo­ łeczeństwa są rzeczywiście dobre i zaspokajające dla „człowieka jako człowieka”, czy też w zasadzie istnieje wyższa forma zaspokojenia, 230

NIE MA DEMOKRACJI BEZ DEMOKRATÓW

którą mógłby zapewnić jakiś inny typ ustroju czy organizacji społecz­ nej. Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie, aby zrozumieć, czy nasza epoka rzeczywiście stanowi „wiek starczy ludzkości”, musimy cofnąć się i spojrzeć na człowieka naturalnego z czasów przed początkiem procesu dziejowego: innymi słowy, na „pierwszego człowieka”.

Część III Walka o uznanie

Rozdział 13

Początek: bój na śmierć i życie o czysty prestiż

I tylko dzięki narażeniu własnego życia można osiągnąć wolność, można osiągnąć potwierdzenie tego, że istotą samowiedzy nie jest byt, nie jest bezpośrednia postać, w jakiej ona występuje [...]. Jednostka, która nie narażała życia, może wprawdzie być uznana za o s o b ę, ale nie osiąga prawdy uznania za samoistną samowiedzę. GEORGE W.F. HEGEL,

Fenomenologia ducha'

Wszelkie ludzkie pragnienie antropogenetyczne - pragnie­ nie rodzące samoświadomość, rzeczywistość ludzką - jest w ostatecznej analizie funkcją pragnienia „uznania”. Nara­ żanie życia, dzięki któremu rzeczywistość ludzka „wychodzi na światło”, podejmowane jest w imię tego pragnienia. Stąd mówić o „pochodzeniu” samoświadomości to z konieczno­ ści mówić o walce na śmierć i życie o „uznanie”. ALEXANDRE KOJÈVE,

Wprowadzenie do lektury Hegla *

1. Georg W.F. Hegel, Fenomenologia ducha, przeł. Adam Landman, Państwowe Wydaw­ nictwo Naukowe, Warszawa 1965,1.1, s. 218-219. 2. Kojeve (1947), s. 14.

235

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

O co walczą ludzie na całym świecie, od Hiszpanii i Argentyny po Wę­ gry i Polskę, kiedy zrzucają jarzmo dyktatury i ustanawiają demokrację liberalną? W pewnej mierze odpowiedź jest czysto negatywna i dotyczy błędów i niesprawiedliwości poprzedniego porządku politycznego: chcą pozbyć się znienawidzonych pułkowników lub partyjnych kacyków, którzy ich prześladowali, czy też chcą żyć bez lęku o to, że zostaną bez powodu aresztowani. Mieszkańcy Europy Wschodniej i Związku Ra­ dzieckiego sądzą ponadto, lub mają nadzieję, że zyskują kapitalistyczny dobrobyt, ponieważ w wielu umysłach kapitalizm i demokracja są ze sobą nierozdzielnie splecione. Jednak, jak się przekonaliśmy, dobrobyt bez wolności jest najzupełniej możliwy: panował na przykład pod auto­ kratyczną władzą w Hiszpanii, Korei Południowej i na Tajwanie. Ale w żadnym z tych krajów dobrobyt nie wystarczył. Każda próba naświet­ lenia podstawowego impulsu, który popychał ludzi do rewolucji liberal­ nych końca xx wieku - czy wręcz do wszystkich rewolucji liberalnych od amerykańskiej i francuskiej w xvm wieku — jako wyłącznie eko­ nomicznego, byłaby z gruntu niepełna. Mechanizm wykreowany przez nowożytne przyrodoznawstwo pozostaje częściowym i w ostatecznym rozrachunku niezadowalającym wyjaśnieniem procesu historycznego. Wolny rząd ma w sobie samoistną siłę przyciągania: kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych czy prezydent Francji głosi pochwałę wolności i demokracji, chwali je jako dobre same w sobie, a rekomendacja ta znaj­ duje odzew w duszach ludzi na całym świecie. Aby ten odzew zrozumieć, musimy powrócić do Hegla, filozofa, który pierwszy odpowiedział na wezwanie Kanta i napisał historię po­ wszechną, pod wieloma względami najpoważniejszą ze wszystkich po­ wstałych. W interpretacji Alexandrea Kojevea Hegel dostarcza nam innego „mechanizmu” pozwalającego zrozumieć proces historyczny, me­ chanizmu opartego na „walce o uznanie”. „Uznanie” nie unieważnia eko­ nomicznego wyjaśnienia historii, a jednocześnie pozwala nam odzyskać całkowicie niematerialistyczną dialektykę historyczną, która umożliwia znacznie bogatsze rozumienie ludzkich motywacji niż wersja marksi­ stowska czy wywodząca się od Marksa tradycja socjologiczna. 236

POCZĄTEK: BÓJ NA ŚMIERĆ I ŻYCIE O CZYSTY PRESTIŻ

Zasadne jest oczywiście pytanie, czy przedstawiona tu interpretacja Hegla w wydaniu Kojève’a to naprawdę Hegel, tak jak on siebie rozu­ miał, czy też zawiera ona domieszkę idei autorstwa Kojève’a. Nie ulega wątpliwości, że Kojève bierze pewne elementy z doktryny Hegla, takie jak walka o uznanie i koniec historii, po czym czyni z nich trzon tej doktryny, którym u Hegla nie były. Jakkolwiek dotarcie do Heglow­ skiego oryginału jest dla celów niniejszego wywodu ważnym zadaniem, interesuje nas nie Hegel per se, lecz Hegel-w-interpretacji-Kojève ’a czy też może nowy, zsyntetyzowany filozof nazwiskiem Hegel-Kojève. W dalszych odwołaniach do Hegla w istocie będziemy się odwoływać do Hegla-Kojève’a, jak również bardziej nas będą interesowały same idee niż filozofowie, którzy je pierwotnie sformułowali3. Ponieważ najstarsze i najtrwalsze społeczeństwa liberalne - należące do tradycji anglosaskiej Anglia, Stany Zjednoczone i Kanada - określały się zazwyczaj w kategoriach filozofii Lockea, narzuca się wniosek, że aby dotrzeć do prawdziwego znaczenia liberalizmu, należałoby jeszcze bardziej cofnąć się w czasie, do filozofów stanowiących pierwotne źródło liberalizmu, czyli właśnie Lockea i Hobbesa. Będziemy do nich powra­ cali, lecz z dwóch powodów bardziej nas interesuje Hegel. Po pierwsze, jego liberalizm jest szlachetniejszy niż w wydaniu Hobbesa i Locke’a. Niemal równolegle ze sformułowaniem przez Lockea doktryny libera­ lizmu zrodził się niepokój związany z wykreowanym przez tę doktrynę społeczeństwem i typowym produktem tego społeczeństwa - bourgeois. Przyczyny tego niepokoju można sprowadzić do jednego faktu moral­ nego: bourgeois pochłonięty jest przede wszystkim zapewnieniem so­ bie materialnego dobrobytu, nie cechuje go natomiast zmysł publiczny, cnota i oddanie celom szerszej wspólnoty. Krótko mówiąc, bourgeois jest samolubny. Egoizm prywatnej jednostki legł u podstaw krytyki społeczeństwa liberalnego zarówno ze strony marksistowskiej lewicy, 3. O relacji miądzy Kojève’em a rzeczywistym heglizmem por.: Michael S. Roth, A Problem of Récognition: Alexandre Kojève and the End of History, „History and Theory”, 24, nr 3,1985, s. 293-306; Patrick Riley, Introduction to the Reading ofAle­ xandre Kojève, „Political Theory”, nr 1,1981, s. 5-48.

237

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

jak i arystokratyczno-republikańskiej prawicy. Hegel, w przeciwieństwie do Hobbesa i Lockea, daje nam interpretację społeczeństwa liberalne­ go, która opiera się na niesamolubnych aspektach ludzkiej osobowości i pragnie uczynić z tych aspektów sedno nowożytnego projektu politycz­ nego. Czy mu się to powiodło, zobaczymy w Ostatnim człowieku. Drugim powodem, dla którego warto powracać do Hegla,jest fakt, że rozumienie historii jako „walki o uznanie” stanowi ogromnie użyteczny i wiele wyjaśniający sposób patrzenia na współczesny świat. My, miesz­ kańcy krajów liberalno-demokratycznych, tak bardzo przywykliśmy do takich interpretacji bieżących wydarzeń, które sprowadzają motywacje do przyczyn ekonomicznych; jesteśmy tak gruntownie burżuazyjni w na­ szym postrzeganiu rzeczywistości, że często zdumiewamy się stwierdza­ jąc, iż większość życia politycznego ma charakter całkowicie pozaekono­ miczny. Nie dysponujemy nawet wspólnym językiem, który pozwalałby nam rozmawiać o dumnej i apodyktycznej stronie ludzkiej natury, odpo­ wiedzialnej za większość wojen i konfliktów politycznych. Pojęcie „wal­ ka o uznanie” dorównuje wiekiem filozofii politycznej i określa zjawisko współbieżne z samym życiem politycznym. Jeżeli wydaje nam się dzisiaj terminem cokolwiek dziwnym i nieznanym, to tylko ze względu na skuteczną „ekonomizację” naszego myślenia, która dokonała się w cią­ gu ostatnich czterech stuleci. A przecież „walka o uznanie” jest czymś oczywistym i napędza współczesne ruchy walczące o liberalne prawa, czy to w Związku Radzieckim, Europie Wschodniej, Afryce Południowej, Azji i Ameryce Łacińskiej, czy w samych Stanach Zjednoczonych. Aby odsłonić znaczenie „walki o uznanie”, musimy zrozumieć Heglowskie pojęcie człowieka bądź ludzkiej natury4. Dla wczesnonowożytnych teoretyków liberalizmu, którzy poprzedzili Hegla, debata o ludzkiej naturze polegała na portretowaniu pierwszego człowieka, to jest człowieka w „stanie natury”. Hobbes, Locke i Rousseau pojmowali rozważania o stanie natury nie jako empiryczny czy historyczny raport

4. Interpretację Heglowskiej walki o uznanie Kojeve’a analizują Roth (1988), s. 98-99, oraz Smith (1989), s. 116-117.

238

POCZĄTEK: BÓJ NA ŚMIERĆ I ZYCIE O CZYSTY PRESTIŻ

o człowieku pierwotnym, lecz jako rodzaj eksperymentu myślowego, który ma na celu odarcie ludzkiej osobowości z aspektów będących wyłącznie wytworem konwencji - na przykład fakt bycia Włochem, arystokratą czy buddystą - i odsłonięcie tych cech, które są wspólne wszystkim ludziom jako ludziom. Hegel zaprzeczył, jakoby znał doktrynę stanu natury, i w istocie odrzuciłby pojęcie trwałej i niezmiennej natury ludzkiej. Człowiek był dlań wolny i niezdeterminowany, a co za tym idzie, zdolny do stwarzania własnej natury z biegiem czasu historycznego. A przecież ten proces historycznego samostwarzania się miał początek, który pod wszelkimi istotnymi względami przypominał stan natury z in­ nych doktryn5. W Fenomenologii umysłu Hegel opisał żyjącego na po­ czątku historii „pierwszego człowieka”, którego funkcja filozoficzna była nieodróżnialna od funkcji „człowieka w stanie natury” u Hobbesa, Locke’a i Rousseau. Inaczej mówiąc, „pierwszy człowiek” to prototyp istoty ludzkiej, posiadacz tych podstawowych ludzkich przymiotów, które istniały przed powstaniem społeczeństwa obywatelskiego i pro­ cesu historycznego. Heglowski „pierwszy człowiek” posiada pewne naturalne prag­ nienia, które łączą go ze zwierzętami, takie jak pragnienie pożywienia, snu i schronienia, a przede wszystkim zachowania życia. W tej mierze jest on częścią świata naturalnego czy fizycznego. Jednak Heglowski „pierwszy człowiek” zasadniczo różni się od zwierząt tym, że pragnie nie tylko przedmiotów rzeczywistych, „pozytywnych” - kotleta, futra dla ochrony przed zimnem i dachu nad głową - ale także przedmiotów całkowicie niematerialnych. Przede wszystkim pragnie pragnienia innych ludzi, czyli bycia chcianym bądź uznanym przez innych. Hegel twierdzi wręcz, że jednostka nie może uzyskać samoświadomości, czyli stać się świadoma siebie jako odrębnej istoty ludzkiej, jeżeli nie

5. Argument ten formułuje Smith (1989a), s. 115. Por. także Steven Smith, Hegel's Critique ofLiberalism, „American Political Science Review”, 80, nr 1, marzec 1986, s. 121-139.

239

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

jest uznawana przez inne istoty ludzkie. Innymi słowy, człowiek od samego początku był istotą społeczną: jego poczucie własnej wartości i tożsamości wiąże się ściśle z wartością, jaką nadają mu inni ludzie. Jest on, by posłużyć się sformułowaniem Davida Riesmana, z grun­ tu „zewnątrzsterowny”6. Zwierzęta również wykazują zachowania społeczne, są to jednak zachowania instynktowne i zmierzające do wzajemnego zaspokojenia naturalnych potrzeb. Delfin i małpa pragną ryby i banana, a nie bycia przedmiotem pragnienia innych delfinów i małp. Jak wyjaśnia Kojěve, tylko człowiek potrafi pragnąć „przedmio­ tu zupełnie bezużytecznego z biologicznego punktu widzenia (takiego jak medal czy sztandar wroga)”; pragnie takich przedmiotów nie dla nich samych, lecz dlatego, że pragną ich inni ludzie. Wszelako „pierwszy człowiek” Hegla różni się od zwierząt w spo­ sób jeszcze bardziej zasadniczy. Nie tylko chce być uznany przez innych: chce być uznany jako człowiek. Tym zaś, co sprawia, że człowiek jest człowiekiem, najbardziej podstawową i wyłącznie ludzką cechą jest jego zdolność do narażania własnego życia w imię uznania. Spotkanie „pierwszego człowieka” z innymi ludźmi prowadzi do brutalnej walki, w której każdy z uczestników stara się zdobyć „uznanie” innych, naraża­ jąc życie. Człowiek jest zwierzęciem z gruntu zewnątrzsterownym i spo­ łecznym, lecz cechy te nie każą mu powołać pokojowego społeczeństwa obywatelskiego, lecz brutalnie walczyć na śmierć i życie o czysty pre­ stiż. Ten „krwawy bój” może mieć trojakie skutki. Może doprowadzić

6. W swej książce Samotny tłum (przeł. Jan Strzelecki, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1971) David Riesman użył terminu „zewnątrzsterowność” na określenie tego, co postrzegał jako narastający konformizm powojennego społeczeństwa amerykańskiego i przeciwstawił to zjawisko „wewnątrzsterowności” xix-wiecznych Amerykanów. Dla Hegla żaden człowiek nie może być autentycznie „wewnątrzsterowny”, nie może nawet stać się istotą ludzką, jeżeli nie współoddziałuje z innymi istotami ludzkimi i nie jest przez nie uznawany. To, co Riesman określa mianem „wewnątrzsterowności”, dla Hegla byłoby formą ukry­ tej „zewnątrzsterowności”. Na przykład pozorna samowystarczalność osób silnie religijnych faktycznie polega na wtórnej „zewnątrzsterowności”, ponieważ to sam człowiek stwarza normy religijne i przedmioty czci.

240

POCZĄTEK: BÓJ NA ŚMIERĆ I ŻYCIE O CZYSTY PRESTIŻ

do śmierci obojga walczących, co oznacza koniec samego życia, ludz­ kiego i naturalnego. Może doprowadzić do śmierci jednego z uczestni­ ków: w tym przypadku ten, który przeżył, nie jest usatysfakcjonowany, ponieważ nie ma już innej świadomości ludzkiej, która by go uznała. Wreszcie walczący mogą ustanowić między sobą stosunek hegemo­ nii i poddaństwa, jeżeli jeden z nich zamiast gwałtownej śmierci wybierze życie w niewoli. Ten, który został panem, jest usatysfakcjono­ wany, ponieważ naraził swe życie i zyskał za to uznanie innej istoty ludzkiej. Pierwsze spotkanie „pierwszych ludzi” w Heglowskim stanie natury w każdym calu dorównuje brutalnością stanowi natury Hobbesa czy stanowi wojny Lockea, lecz nie rodzi się zeń umowa społeczna czy inna forma pokojowego społeczeństwa obywatelskiego, tylko wyso­ ce nierównościowy stosunek hegemonii i poddaństwa7. Dla Hegla, podobnie jak dla Marksa, społeczeństwo pierwotne dzieliło się na klasy społeczne, lecz - odmiennie niż Marks - Hegel uważał, że najistotniejsze nie były te różnice klasowe, które wynikały z funkcji ekonomicznych, takich jak bycie właścicielem ziemskim lub chłopem, lecz te, które wynikały z postawy wobec gwałtownej śmierci. Społeczeństwo dzieliło się na panów, którzy gotowi byli narazić swe ży­ cie, oraz niewolników, którzy takiej gotowości nie okazywali. Heglowski pogląd na wczesne uwarstwienie klasowe przypuszczalnie ma większe uzasadnienie historyczne niż pogląd Marksa. Wiele tradycyjnych spo­ łeczeństw arystokratycznych wzięło swój początek z „etosu wojownika” plemion wędrowych, które podbijały ludy prowadzące bardziej osiad­ ły tryb życia dzięki większej bezwzględności, okrucieństwu i odwadze. Kiedy podbój został dokonany, dalsze pokolenia panów osiadały na ma­ jątkach ziemskich i wchodziły w relację ekonomiczną z szeroką rzeszą poddanych im chłopskich „niewolników”, od których pobierały podatki i daniny. Mimo to etos wojownika - poczucie wrodzonej wyższości wy­ nikające z gotowości narażenia życia w imię uznania - pozostał osnową

7. Por. także Fryderyk Nietzsche, Z genealogii moralności, przeł. Leopold Staff, Bis, Warszawa 1991.

241

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

kultury arystokratycznych społeczeństw na całym świecie na długo po tym, jak stulecia pokoju i bezczynności zmieniły arystokratów w roz­ pieszczonych i zniewieściałych dworaków. Opowieść Hegla o wczesnym człowieku w znacznej swej części zabrzmi bardzo dziwnie we współczesnych uszach, szczególnie jego stwierdzenie, że najbardziej podstawową cechą człowieka jest gotowość do narażenia życia w boju o czysty prestiż. Bo czyż gotowość do nara­ żenia życia nie jest pierwotnym zwyczajem społecznym, który już daw­ no przeminął wraz z pojedynkami i morderstwami w odwecie?8 W na­ szym świecie wciąż są ludzie, którzy narażają się na śmierć w krwawych bojach o dobre imię, o sztandar czy o część odzienia. Wszakże ludzie ci należą zazwyczaj do gangów nożowników czy innych bandziorów i za­ rabiają na życie handlem narkotykami bądź mieszkają w takich krajach jak Afganistan. W jakim sensie człowiek, który gotów jest zabić lub zostać zabitym w walce o coś, co ma wartość wyłącznie symboliczną w walce o prestiż czy uznanie - charakteryzuje się głębszym człowie­ czeństwem niż ktoś, kto bardziej rozsądnie uchyla się przed tego rodza­ ju wyzwaniem i chce rozstrzygnąć swe roszczenia drogą pokojowego arbitrażu lub w sądzie? Jeżeli chcemy zrozumieć, dlaczego gotowość do narażenia życia w boju o prestiż jest tak istotna, musimy wnikliwiej przeanalizować pogląd Hegla na znaczenie ludzkiej wolności. W anglosaskiej tradycji liberalnej powszechne jest rozumienie wolności jako prostego braku zewnętrznych przeszkód. Thomas Hobbes pisze na przykład: „Przez wolność rozumie się, zgodnie z właściwym znaczeniem tego słowa, brak zewnętrznych przeszkód, które często mogą pochłonąć część sił człowieka, jakie by mógł użyć na osiągnięcie swego celu, ale nie mogą mu przeszkodzić, by zużył resztę swych sił wedle tego, co mu dyktuje rozumienie i rozum”9. 8. Przykładem współczesnego braku zrozumienia motywacji, która każę ludziom walczyć w pojedynkach, jest książka Johna Muellera, Retreat from Doomsday: The Obsolescence ofMajor War, Basic Books, New York T989, s. 9—11. 9. Thomas Hobbes, Lewiatan, przeł. Czesław Znamierowski, Państwowe Wydawnic­ two Naukowe, Warszawa 1954, s. 113.

242

POCZĄTEK: BÓJ NA ŚMIERĆ I ŻYCIE O CZYSTY PRESTIŻ

W myśl tej definicji wolnym można nazwać kamień toczący się po zbo­ czu wzgórza lub głodnego niedźwiedzia wędrującego bez przeszkód po lesie. W istocie jednak wiemy, że tor i prędkość kamienia są zdetermi­ nowane grawitacją i kątem nachylenia zbocza, natomiast zachowanie niedźwiedzia jest zdeterminowane skomplikowanym współoddzia­ ływaniem różnych naturalnych pragnień, instynktów i potrzeb. Głod­ ny niedźwiedź buszujący po lesie w poszukiwaniu jedzenia jest wolny tylko w sensie formalnym. Nie ma innego wyboru, jak tylko reagować na głód i instynkty. Niedźwiedzie rzadko organizują strajki głodowe na rzecz wyższych spraw. Kamień i niedźwiedź są zdeterminowane w swych zachowaniach przez swą fizyczną naturę oraz otaczające je środowisko naturalne. W tym sensie przypominają maszyny zaprogramowane do działania zgodnego z pewnym zestawem reguł, przy czym regułami osta­ tecznymi są podstawowe prawa fizyki. W myśl definicji Hobbesa za „wolnego” można uznać każdego człowieka, któremu nic fizycznie nie uniemożliwia zrobienia czegoś. Jednak, o ile człowiek ma fizyczną czy zwierzęcą naturę, o tyle może być również uznany za nic więcej niż skończony zbiór potrzeb, instynktów, pragnień i namiętności, które współoddziałują na siebie w skompliko­ wany, lecz w gruncie rzeczy mechaniczny sposób, przesądzając o zacho­ waniach jednostki. Przeto zziębnięty i głodny człowiek, który dąży do zaspokojenia swych naturalnych potrzeb pożywienia się i schronienia, ma nie większej wolności niż niedźwiedź, a nawet kamień: jest po prostu bardziej skomplikowaną maszyną działającą zgodnie z bardziej skomplikowanym zestawem reguł. Z faktu, że szukając pożywienia i schronienia, nie napotyka żadnych fizycznych przeszkód, wynika tyl­ ko pozorna, a nie rzeczywista wolność. Hobbes rozpoczyna swe wielkie dzieło polityczne, Lewiatana, właś­ nie od portretu człowieka jako wysoce skomplikowanej maszyny. Roz­ biera ludzką naturę na wiele podstawowych uczuć - takich jak radość, ból, strach, nadzieja, oburzenie i ambicja - które, jak wierzy, w różnych połączeniach przesądzają o wszystkich ludzkich zachowaniach i są ich wystarczającym wyjaśnieniem. W ostateczności Hobbes nie sądzi 243

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zatem, aby człowiek był wolny w sensie bycia zdolnym do moralnego wyboru. Może być w swych zachowaniach mniej lub bardziej racjo­

nalny, lecz racjonalność służy tylko celom wyznaczonym przez naturę, takim jak samozachowanie. Z kolei naturę można w pełni wyjaśnić za pomocą praw opisujących materię w ruchu, w tej samej epoce wyłożo­ nych przez sir Isaaca Newtona. Hegel, dla kontrastu, wychodzi od zupełnie innego rozumienia człowieka. Nie tylko że człowiek nie jest zdeterminowany przez swą fizyczną czy zwierzęcą naturę, ale samo jego człowieczeństwo polega na zdolności do przezwyciężenia lub zanegowania tej zwierzęcej natury. Jest wolny nie tylko w Hobbesowskim formalnym sensie braku fizycz­ nych przeszkód, lecz także w sensie metafizycznym, jako istota radykal­ nie niezdeterminowana przez naturę. Natura oznacza tutaj jego własną naturę, środowisko naturalne i prawa natury. Krótko mówiąc, człowiek jest zdolny do podejmowania prawdziwego wyboru moralnego, to jest do podejmowania wyboru między dwoma sposobami działania nie ze względu na większą użyteczność jednego z nich, nie w rezultacie zwy­ cięstwa jednej grupy namiętności i instynktów nad inną: wybór wyni­ ka z wewnętrznej wolności do stanowienia sobie samemu reguł i ich przestrzegania. Specyficzna godność człowieka kryje się właśnie w tej zdolności do wolnego wyboru moralnego, a nie w umiejętności spraw­ niejszej kalkulacji własnych korzyści, dzięki której przewyższa inne zwierzęta jako maszyna. Skąd jednak wiemy, że człowiek jest wolny w tym głębszym sensie? Wiele spośród przykładów ludzkiego wyboru to w istocie tylko kalku­ lacje własnych korzyści, które nie służą niczemu prócz zaspokojenia zwierzęcych pragnień i namiętności. Jeżeli człowiek powstrzymuje się przed kradzieżą jabłka z ogrodu sąsiada, to być może nie powoduje nim poczucie moralności, lecz obawa, że kara okaże się dotkliwsza od obec­ nego głodu, albo wie o tym, że sąsiad wyjeżdża i jego zadanie będzie łatwiejsze. Z faktu, że umie przeprowadzać takie kalkulacje, nie wynika, że jest mniej zdeterminowany przez swe naturalne instynkty - w tym wypadku głód - niż zwierzę, które po prostu sięga po jabłko. 244

POCZĄTEK: BÓJ NA ŚMIERĆ I ŻYCIE 0 CZYSTY PRESTIŻ

Hegel zgodziłby się, że człowiek ma cechę zwierzęcą czy też skoń­ czoną i zdeterminowaną naturę: musi jeść i spać. Jest on jednak także zdolny do podejmowania działań całkowicie przeczących jego natu­ ralnym instynktom, i to nie w imię zaspokojenia wyższych czy silniej­ szych instynktów, lecz - jeśli można tak powiedzieć - w imię samego zaprzeczenia. Z tego właśnie powodu gotowość do narażenia życia w boju o prestiż odgrywa tak istotną rolę w Heglowskiej interpreta­ cji dziejów. Narażając swe życie, człowiek dowodzi bowiem, że potrafi działać wbrew swemu najpotężniejszemu i najbardziej podstawowemu instynktowi, instynktowi samozachowawczemu. Jak to ujmuje Kojeve, ludzkie pragnienie musi w człowieku zwyciężyć nad jego zwierzęcym pragnieniem samozachowania. Dlatego istotne jest, że pierwotny bój u zarania dziejów toczy się wyłącznie o prestiż czy pozorną drobnostkę, jak medal lub sztandar, który oznacza uznanie. Walczę, bo chcę, aby inny człowiek uznał fakt, że jestem gotów narazić swe życie, a zatem je­ stem wolny i autentycznie ludzki. Gdyby krwawy bój miał jakiś cel (czy też, jak byśmy to ujęli my, nowożytni burżuje wyuczeni na szkole Hobbesa i Locke’a, jakiś „racjonalny” cel), taki jak ochrona naszej rodziny czy zdobycie ziemi i majątku naszego przeciwnika, byłaby to bitwa o zaspokojenie pewnej zwierzęcej potrzeby. W istocie, wiele niższych zwierząt potrafi narazić swe życie, walcząc w obronie swych młodych lub wytyczając terytorium łowieckie. Zachowanie to jest u nich zdeter­ minowane instynktem i służy ewolucyjnemu celowi przetrwania ga­ tunku. Tylko człowiek potrafi wdać się w krwawy bój wyłącznie w celu wykazania, że gardzi swym życiem, że jest czymś więcej niż skompliko­ waną maszyną czy „niewolnikiem swych namiętności”10 - słowem, że ma specyficznie ludzką godność, ponieważ jest wolny.

io. Sformułowanie to pochodzi od Rousseau, który pisze w Umowie społecznej, że „l'impulsion du seul appétit est esclavage". Oeuvres complètes, t. 3, Gallimard, Paris 1964, s. 365. Rousseau używa słowa „wolność” w znaczeniu zarówno Hobbesowskim, jak i Heglowskim. Z jednej strony, w Drugiej rozprawie mówi, że człowiek w stanie natury może podążać za swymi wrodzonymi instynktami, takimi jak potrzeba pożywienia, pożycia płciowego i odpoczynku; z drugiej strony, w zacytowanym

245

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Można by kontrargumentować, że zachowania „przeciwinstynktowne”, takie jak narażanie życia w boju o prestiż, są zdetermino­ wane innym, głębszym i bardziej atawistycznym instynktem, którego istnienia Hegel nie był świadomy. I rzeczywiście, dzisiejsza biologia sugeruje, że zwierzęta, podobnie jak ludzie, wdają się w bój o pre­ stiż, chociaż nikt nie twierdziłby, że są one podmiotami moralnymi. Jeżeli potraktujemy nauki nowożytnego przyrodoznawstwa poważnie, to okaże się, że sfera ludzka jest bez reszty podporządkowana sferze natury i w równym stopniu zdeterminowana przez jej prawa. Wszel­ kie zachowania ludzkie dają się w ostatecznym rozrachunku wyjaśnić tym, co podludzkie: psychologią i antropologią, które oparte są z ko­ lei na biologii i chemii, a te spoczywają na fundamencie podstawo­ wych mechanizmów natury. Hegel i jego poprzednik Immanuel Kant mieli świadomość, że materialistyczne podstawy nowożytnego przy­ rodoznawstwa stwarzają zagrożenie dla ludzkiego wolnego wyboru. Pisząc Krytykę czystego rozumu, jako ostateczny cel Kant postawił sobie wydzielenie „wyspy” pośród morza mechanicznej przyczynowości natury, co pozwoliłoby stwierdzić w sposób filozoficznie ścisły, że prawdziwie wolny wybór moralny może współistnieć ze światem nowożytnej fizyki. Hegel potwierdził, że taka „wyspa” istnieje, i dodał, że jest znacznie większa, niż wyobrażał sobie Kant. Obaj filozofowie byli przekonani, że pod pewnymi względami istoty ludzkie jak naj­ dosłowniej nie podlegają prawom fizyki. Nie oznaczało to, że ludzie mogą poruszać się szybciej od światła bądź zawiesić działanie grawi­ tacji, tylko że zjawisk moralnych nie da się sprowadzić do mechaniki materii w ruchu. Stwierdzenie, czy „wyspa” stworzona przez niemiecki idealizm adekwatnie wyjaśnia zjawisko wolnego wyboru, wykracza poza nasze obecne możliwości i zamiary. Filozoficzne pytanie o wolny wybór to, powyżej fragmencie przejawia się poczucie, że wolność „metafizyczna” wymaga wyzwolenia z pęt namiętności i potrzeb. Jego teza o możliwości udoskonalania się człowieka w dużej mierze przypomina Heglowskie pojęcie procesu historycznego jako swobodnego samostwarzania się człowieka.

246

POCZĄTEK: BÓJ NA ŚMIERĆ I ŻYCIE O CZYSTY PRESTIŻ

jak powiedział Rousseau, „1'abyme de la philosophie"n. Wszelako jeżeli na chwilę odłożymy na bok tę zawikłaną kwestię, to wciąż możemy stwierdzić, że podkreślana przez Hegla gotowość ludzi do narażania życia nawet jako zjawisko psychologiczne wskazuje ku czemuś bardzo rzeczywistemu i ważnemu. Niezależnie od tego, czy prawdziwie wolna wola istnieje czy nie, wszystkie istoty ludzkie działają w zasadzie tak, jakby istniała, i oceniają się wzajemnie według zdolności do podejmowania wyborów moralnych uchodzących za autentyczne. Jak­ kolwiek aktywność człowieka w dużym stopniu ukierunkowana jest na zaspokojenie naturalnych potrzeb, znaczną część czasu ludzie przezna­ czają na bardziej efemeryczne cele. Szukają nie tylko materialnej wygo­ dy, ale także szacunku bądź uznania i uważają, że zasługują na szacunek, ponieważ mają pewną wartość czy godność. Teoria psychologiczna czy politologiczna, która nie uwzględniałaby ludzkiego pragnienia uzna­ nia i sporadycznej, lecz bardzo wyraźnej gotowości człowieka do dzia­ łań sprzecznych z choćby najsilniejszymi instynktami, zapoznawałaby w ludzkim zachowaniu coś niezwykle ważnego. Dla Hegla wolność nie była zjawiskiem wyłącznie psychologicznym, lecz istotą tego, co specyficznie ludzkie. W tym znaczeniu wolność i na­ tura stanowią dwa przeciwległe bieguny. Wolność nie oznacza wolno­ ści do życia w naturze ani w zgodzie z naturą: wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się natura. Wolność rodzi się dopiero wtedy, kiedy człowiek potrafi przekroczyć swe naturalne, zwierzęce istnienie i stworzyć nową jaźń dla siebie samego. Symbolicznym punktem wyjścia tego procesu samostwarzania jest bój na śmierć i życie o prestiż. Walka o uznanie jest pierwszym aktem autentycznie ludzkim, lecz w żadnym razie nie ostatnim. Krwawy bój między „pierwszymi ludź­ mi” to dla Hegla tylko punkt początkowy jego dialektyki, od którego jeszcze bardzo daleko do nowożytnej demokracji liberalnej. Problem

pierwszej wersji Umowy społecznej Rousseau mówi, że „dans la constitution de l'homme l'action de l'âme sur le corps est l'abyme de la philosophie”. Rousseau (1964), t. 3, s. 296.

ii. W

247

KOWEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

ludzkiej historii można postrzegać, w pewnym sensie, jako poszukiwa­ nie metody, która pozwoliłaby zaspokoić pragnienie uznania zarówno u panów, jak i u niewolników, na warunkach wzajemności i równości. Historia kończy się zwycięstwem porządku społecznego, który urze­ czywistnia ten cel. Jednak zanim przejdziemy do opisu dalszych stadiów ewolucji dialektyki Hegla, warto skontrastować jego interpretację „pierwszego człowieka” w stanie natury z interpretacją założycieli nowożytnego liberalizmu, Hobbesa i Locke’a. Chociaż punkt wyjściowy i końco­ wy jest u Hegla zbliżony do opisywanego przez myślicieli angielskich, Heglowska koncepcja człowieka jest dalece różna i daje zupełnie inne spojrzenie na współczesną demokrację liberalną.

Rozdział 14

Pierwszy człowiek

Każdy człowiek bowiem uważa na to, by jego towarzysz go cenił w tym samym stopniu, w jakim on sam siebie ceni. A na wszelkie znaki pogardy czy niedostatecznej oceny odpowiada z natury rzeczy tym, że usiłuje, jeśli tylko ma odwagę, wymusić na tych, którzy nim pogardzają, większe uważanie, czyniąc im jakąś krzywdę [...], na innych zaś tym właśnie przykładem. THOMAS HOBBES,

Lewiatan'

Współczesne demokracje liberalne nie wypłynęły z mglistych oparów tradycji. Podobnie jak społeczeństwa komunistyczne, zostały świado­ mie skonstruowane przez ludzi w określonym momencie czasowym na podłożu pewnego teoretycznego rozumienia człowieka i instytucji politycznych, które powinny kierować społeczeństwem ludzkim. Demokracja liberalna nie może przypisać swych początków teoretycz­ nych jednemu autorowi - tak jak komunizm Marksowi - ale utrzymuje się, że jest ona oparta na konkretnych racjonalnych zasadach, których bogaty rodowód intelektualny można bez trudu prześledzić. Zasady wspierające demokrację amerykańską, skodyfikowane w Deklaracji i. Hobbes (1954), s. 109.

249

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Niepodległości i konstytucji,wzięte zostały z pism Jeffersona, Madisona, Hamiltona i innych „ojców założycieli”, którzy z kolei zaczerpnęli wie­ le idei z angielskiej tradycji liberalnej Hobbesa i Lockea. Jeżeli mamy dotrzeć do samoświadomości najstarszej demokracji liberalnej na świecie - samoświadomości przejętej później przez wiele społeczeństw demokratycznych poza Ameryką Północną - musimy powrócić do pism politycznych Hobbesa i Locke’a. Bo chociaż filozofowie ci antycypują wiele tez Hegla na temat natury „pierwszego człowieka”, autorzy Lewiatana i Dwóch traktatów o rządzie, jak również anglo­ saska tradycja liberalna, która z nich wypływa, przyjmują zasadniczo odmienną postawę wobec pragnienia uznania. Thomas Hobbes kojarzy się dzisiaj przede wszystkim z dwiema rzeczami: z charakterystyką życia w stanie natury jako „samotnym, biednym, bez słońca, zwierzęcym i krótkim” oraz doktryną absolut­ nej suwerenności monarchy, często nieprzychylnie zestawianej z bar­ dziej „liberalną” tezą Locke’a o prawie do rewolucji przeciwko tyranii. Choć Hobbes stanowczo nie był demokratą w dzisiejszym znaczeniu tego słowa, bez wątpienia zasługuje na miano liberała, a jego filozo­ fia była krynicą, z której wytrysnął nowożytny liberalizm. To właśnie Hobbes pierwszy ustanowił zasadę, w myśl której prawomocność rzą­ du wywodzi się z praw władców, nie zaś z boskiego prawa królów lub naturalnej wyższości rządzących. W tej kwestii różnice między nim a Lockiem i autorami amerykańskiej Deklaracji Niepodległości są try­ wialne w porównaniu z przepaścią, jaka dzieli Hobbesa od pisarzy bliż­ szych mu w czasie, takich jak FUmer i Hooker. Hobbes wyprowadza zasady uprawnienia i sprawiedliwości ze swej charakterystyki człowieka w stanie natury. Charakterystykę tę opiera na „wnioskowaniu z namiętności”, które być może nigdy nie wyznaczały ogólnego stadium ludzkiej historii, lecz które wychodzą na jaw w chwilach załamania się społeczeństwa obywatelskiego - na przykład w Libanie po wybuchu wojny domowej w połowie lat sie­ demdziesiątych. Podobnie jak Heglowski krwawy bój, stan natury u Hobbesa ma zadanie wyświetlić kondycję ludzką, która powstaje ze 250

PIERWSZY CZŁOWIEK

współoddziaływania najtrwalszych i najbardziej podstawowych ludz­ kich namiętności2. Podobieństwa między „stanem natury” Hobbesa i krwawym bojem Hegla są uderzające. Po pierwsze, oba stany cechują się skrajną prze­ mocą: pierwotną rzeczywistością społeczną nie jest miłość ani zgoda, lecz „wojna wszystkich ze wszystkimi”. Ponadto, chociaż Hobbes nie używa sformułowania „walka o uznanie”, stawka w pierwotnej wojnie wszystkich ze wszystkimi jest zbliżona do Heglowskiej: Tak więc w naturze człowieka znajdujemy trzy zasadnicze przyczy­ ny waśni. Pierwsza to rywalizacja; druga to nieufność; trzecia to żądza s ł a w y. [...] Ta trzecia czyni użytek z gwałtu dla takich drob­

nostek jak słowo, uśmiech, odmienna opinia czy jakiś inny znak niedo­ statecznego uważania, bądź bezpośrednio własnej napadającego osoby,

bądź pośrednio przez niedostateczną ocenę krewnych, przyjaciół, jego

narodu, zawodu czy imienia3.

Według Hobbesa ludzie walczą wprawdzie o sprawy bytowe, lecz najczęściej walczą o „drobnostki” - innymi słowy, o uznanie. Wiel­ ki materialista Hobbes w gruncie rzeczy opisuje naturę „pierwsze­ go człowieka” w kategoriach niewiele odbiegających od tych, który­ mi posłużył się idealista Hegel. A mianowicie - namiętnością, która w największym stopniu popycha człowieka do wojny wszystkich ze wszystkimi, nie jest chciwość rzeczy materialnych, lecz zaspokojenie dumy i próżności nielicznych ambitnych ludzi4. Heglowskie „prag­ nienie pragnienia” czy szukanie „uznania” można bowiem rozumieć jako synonim namiętności, którą na ogół nazywamy „dumą” lub

2. W przeciwieństwie do stanu natury u Hobbesa, krwawy bój miał niejako charak­ teryzować faktyczny stan rzeczy w pewnym momencie historycznym (a dokładniej, u początków historii). 3. Podkreślenie autora. Hobbes (1954), s. 109. 4. Hobbes, De Cive, Przedmowa, s. 100-101. Por. także Melzer (1990), s. 121.

251

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

„poczuciem własnej godności” (kiedy ją aprobujemy) i „próżnością”, „chełpliwością” lub „miłością własną” (kiedy jej nie aprobujemy)5. Ponadto obaj filozofowie uważają, że najsilniejszą i najpowszechniej­ szą z ludzkich namiętności jest instynkt samozachowawczy. Dla Hobbesa instynkt ten, wraz z pragnieniem „takich rzeczy, jakie są niezbędne do wygodnego życia”, stanowił namiętność, która w największym stopniu nastraja ludzi pokojowo. I Hegel, i Hobbes dostrzegają w pradziejowym boju podstawowe napięcie między dumą lub pragnieniem uznania, któ­ re każę człowiekowi narazić życie w walce o prestiż, a strachem przed gwałtowną śmiercią, który skłania go do kapitulacji i zgody na życie w niewolnictwie w zamian za pokój i bezpieczeństwo. Wreszcie, Hobbes zgodziłby się z wnioskiem Hegla, że krwawy bój doprowadził - histo­ rycznie - do stosunku hegemonii i poddaństwa, kiedy jedna z walczących stron, w obawie o swe życie, podporządkowała się drugiej. Władztwo pa­ nów nad niewolnikami dla Hobbesa oznacza despotyzm, warunki, które wytrącają człowieka ze stanu natury, ponieważ niewolnicy służą panom tylko pod niewypowiedzianą groźbą przemocy6. Punktem, w którym Hobbes i Hegel różnią się od siebie zasadni­ czo i od którego tradycja anglosaskiego liberalizmu idzie własną drogą, jest moralna waga, jaką przypisują z jednej strony dumie lub próżności (tj. „pragnieniu uznania”), z drugiej - lękowi przed gwałtowną śmiercią.

5. Por. list Kojève’a do Leo Straussa z 2 listopada 1936 roku, w którym konkluduje: „Hobbes nie docenia wartości pracy, przez co nie docenia też wartości walki («próż­ ność»). Zdaniem Hegla pracujący niewolnik dokonuje: 1. uświadomienia idei wol­ ności, 2. aktualizacji tej idei w walce. Stąd: początkowo «człowiek» jest zawsze albo panem, albo niewolnikiem; «spełniona istota ludzka» u «kresu» historii jest pa­ nem i niewolnikiem (czyli jednym i drugim oraz ani jednym, ani drugim). Tylko to może zaspokoić jego «próżność»”. Podkreślenia w oryginale. Cytowane w: Leo Strauss, On Tyranny..., wyd. poprawione i poszerzone, Victor Gourevitch, Michael Roth (red.), Free Press, New York 1991, s. 233. 6. Porównanie Hobbesa i Hegla przeprowadza Leo Strauss, The Political Philosophy of Hobbes, University of Chicago Press, Chicago 1952, s. 57-58. Strauss wyjaśnia w przypisie, że „Alexandre Kojève i autor zamierzają podjąć wnikliwe śledztwo w sprawie powiązań łączących Hegla i Hobbesa” - niestety, projekt ten nigdy nie doczekał się realizacji.

252

PIERWSZY CZŁOWIEK

Jak się przekonaliśmy, Hegel uważa, że gotowość do narażenia życia w boju o prestiż jest w jakimś sensie cechą definiującą człowieczeństwo, fundamentem ludzkiej wolności. Hegel w gruncie rzeczy nie „aprobuje” dalece nierównościowego stosunku między panem a niewolnikiem, po­ nieważ doskonale wie, że jest on prymitywny i dławi wolność. Rozumie jednak, że stosunek hegemonii i poddaństwa stanowi konieczne sta­ dium historii, w którym obie strony równania klasowego, panowie i niewolnicy, zachowują coś istotnie ludzkiego. Świadomość pana jest

dlań w pewnym sensie wyższa i bardziej ludzka niż świadomość nie­ wolnika, ponieważ ulegając lękowi przed śmiercią, niewolnik przegry­ wa próbę przekroczenia swej zwierzęcej natury, jest zatem mniej wolny niż pan. Innymi słowy, Hegel znajduje coś moralnie godnego pochwały w dumie arystokraty-bojownika, który jest gotów narazić życie, i coś nieszlachetnego w świadomości niewolniczej, która ponad wszystko inne dąży do samozachowania. Inaczej Hobbes, który nie znajduje nic moralnie wartościowego w dumie (a raczej próżności) arystokratycznego pana, gorzej nawet: uważa, że właśnie to pragnienie uznania, ta gotowość do walki o „drob­ nostkę” w rodzaju medalu czy sztandaru jest źródłem wszelkiej prze­ mocy i nędzy człowieka w stanie natury7. Najsilniejszą namiętnością ludzką jest dlań strach przed gwałtowną śmiercią, najsilniejszym zaś nakazem moralnym - „prawem natury” - zachowanie własnego fizycz­ nego istnienia. Samozachowanie jest fundamentalnym faktem moral­ nym: według Hobbesa na racjonalnym dążeniu do samozachowania

7. Zdaniem Hobbesa: „Radość, jaką daje człowiekowi wyobrażenie sobie własnej mocy i możności, jest tym podniesieniem na duchu, które nazywa się chełpli­ wością. Jeżeli opiera się ona na doświadczeniu dotyczącym jego własnych czy­ nów dawniejszych, to jest tym samym co ufność w sobie; jeśli natomiast opiera się na pochlebstwach innych ludzi lub na tym, że człowiek sam przedstawia sobie tę moc i możność ku swemu zadowoleniu ze skutków, jakie mieć ona może, to wówczas nazywa się próżnością. Odpowiednia jest to nazwa, albowiem dobrze uzasadniona ufność w sobie rodzi usiłowanie, gdy tymczasem samo wyobra­ żanie sobie mocy nie rodzi tego usiłowania i dlatego słusznie jest zwane próżnym”. Podkreślenia w oryginale. Hobbes (1954), s. 49-50.

253

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

oparte są wszystkie koncepcje sprawiedliwości i uprawnienia, niespra­ wiedliwość zaś i negacja uprawnień jest tym, co prowadzi do przemo­ cy, wojny i śmierci8. Od prymatu lęku przed śmiercią Hobbes dochodzi do nowożyt­ nego państwa liberalnego, w stanie natury bowiem, przed ustanowie­ niem prawa pozytywnego i rządu, „prawo natury” nakazujące każde­ mu człowiekowi zachować swe własne istnienie jest prawem do użycia wszelkich środków, które uzna on za konieczne do osiągnięcia tego celu, łącznie z przemocą. Kiedy ludzie nie mają wspólnego pana, nie­ uchronnym rezultatem jest anarchia i wojna wszystkich ze wszystkimi. Lekarstwem na tę anarchię jest rząd ustanowiony zgodnie z umową społeczną, w której wszyscy ludzie zgadzają się „zrezygnować z tego uprawnienia do wszelkich rzeczy, jak dalece będą to uważać za ko­ nieczne dla pokoju i dla obrony własnej”. Jedynym źródłem prawomoc­ ności państwa jest jego zdolność do ochrony i utrzymania tych praw, które jednostki mają jako osoby. Dla Hobbesa podstawowym prawem człowieka było prawo do życia, czyli do zachowania swego fizycznego istnienia przez wszystkich ludzi, a jedynym prawomocnym rządem ten, który potrafiłby skutecznie chronić życie i zapobiec powrotowi do woj­ ny wszystkich ze wszystkimi9. Pokój i utrzymanie prawa do życia pociągają za sobą jednak pewne koszty. Podstawą umowy społecznej jest dla Hobbesa zgoda na to, by w zamian za ochronę fizycznego istnienia wyrzec się niesprawiedliwej dumy i próżności. Innymi słowy, Hobbes żąda, by ludzie zrezygnowali z walki o uznanie, z walki o uznanie za kogoś lepszego na podstawie swej 8. Por. Leo Strauss, Prawo naturalne w świetle historii, przeł. Tomasz Górski, pax, Warszawa 1969. 9. Hobbes był jednym z pierwszych filozofów, którzy postulowali zasadę powszech­ nej równości opartą na niechrześcijańskiej podstawie. Uważał bowiem, że wszyscy ludzie są fundamentalnie równi w swej zdolności do wzajemnego zabijania się; jeżeli ktoś jest fizycznie słabszy, mimo to może pokonać przeciwnika podstępem lub sprzymierzając się z innymi. Stąd uniwersalizm nowożytnego państwa liberal­ nego i liberalnych praw człowieka początkowo zbudowany był na postulowanej uniwersalności strachu przed gwałtowną śmiercią.

254

PIERWSZY CZŁOWIEK

gotowości do narażenia życia w boju o prestiż. Ta strona człowieka, która dąży do pokazania swej wyższości nad innymi ludźmi, do panowania nad nimi jako niższymi moralnie, ten szlachetny charakter, który zma­ ga się ze swymi Judzkimi, arcyludzkimi” ograniczeniami, musi zostać przekonany do tego, by wyrzekł się swej obłąkanej dumy. Wywodząca się z Hobbesa tradycja liberalna mierzy zatem wprost w tych nielicznych, którzy dążą do przekroczenia swej „zwierzęcej” natury, i narzuca im pęta w imię namiętności, która stanowi najniższy wspólny mianownik czło­ wieka - w imię instynktu samozachowawczego. Co więcej, jest to cecha wspólna nie tylko wszystkim ludziom, ale także „niższym” zwierzętom. Przeciwnie niż Hegel, Hobbes uważa, że pragnienie uznania i szlachetna pogarda dla tylko biologicznego życia nie stanowią początku wolności człowieka, lecz źródło jego nędzy1011 . Stąd tytuł najsłynniejszej książki Hobbesa. Wyjaśniając, że „Bóg, ustanowiwszy wielką potęgę Lewiatana, nazwał go Królem dumnych”, Hobbes porównuje swe państwo do Lewiatana, ponieważ jest on „Królem wszystkich dzieci dumy”11. Lewiatan nie zaspokaja dumy, lecz ją dławi. Odległość dzieląca Hobbesa od „ducha roku 1776” i od dzisiejszej demokracji liberalnej jest bardzo niewielka. Hobbes wierzył w abso­ lutną suwerenność monarchy nie ze względu na jakiekolwiek immanentne prawo królów do rządzenia, lecz dlatego że sądził, iż monarcha może skupić na sobie coś na kształt zgody ludu. Uważał, że zgodę rzą­ dzonych można uzyskać nie tylko dzisiejszą metodą wolnych, tajnych, wielopartyjnych wyborów powszechnych, lecz także poprzez milczącą zgodę, która wyraża się w gotowości obywatela do życia pod określo­ nym rządem i przestrzegania jego ustaw12. Hobbes dostrzegał wyraźną 10. Strauss zwraca uwagę, że Hobbes początkowo pochwalał arystokratyczne męstwo; dopiero w późniejszym okresie jego życia zastąpił arystokratyczną dumę strachem przed gwałtowną śmiercią jako podstawowym faktem moralnym. Por. Strauss (1952), rozdz. 4. 11. Podkreślenie w oryginale. W tej kwestii por. Strauss (1952), s. 13. 12. Koncepcja milczącej zgody nie jest tak niedorzeczna, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Obywatele starych i stabilnych demokracji liberalnych mogą na przy­ kład wybierać przywódców drogą głosowania, lecz zazwyczaj nie są proszeni

255

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

różnicę między despotyzmem i prawomocnym rządem, chociaż od zewnątrz mogą one wyglądać bardzo podobnie (to jest przyjąć formę monarchii absolutnej): prawowity władca ma zgodę ludu, podczas gdy despota jej nie ma. Hobbes stawiał jedynowładztwo ponad władzę par­ lamentarną czy demokratyczną, ponieważ był przekonany, że silny rząd jest konieczny do poskromienia dumnych, a nie dlatego że sprzeciwiał się zasadzie suwerenności ludu jako takiej. Słabość argumentu Hobbesa tkwi w tym, że prawowici monarcho­ wie często niepostrzeżenie staczają się w despotyzm. Jeżeli nie istnieje mechanizm instytucjonalny, taki jak wybory, który rejestrowałby zgo­ dę ludu, nierzadko trudno jest orzec, czy dany monarcha tę zgodę ma. Dzięki tej słabości Hobbesowskiej doktryny suwerenności monarchy John Locke mógł bez większych problemów przekształcić ją w doktrynę suwerenności parlamentarnej czy legislacyjnej, opartej na rządach więk­ szości. Locke zgodził się z Hobbesem, że podstawową ludzką namięt­ nością jest dążenie do samozachowania oraz że podstawowym prawem, z którego wywodzą się wszystkie inne, jest prawo do życia. Chociaż jego wizja stanu natury jest łagodniejsza od Hobbesowskiej, zgodził się również, że stan ten ma skłonność do wyradzania się w stan wojny lub anarchii oraz że prawomocny rząd wyrósł z potrzeby ochrony człowieka przed przemocą ze strony innych ludzi. Locke zwrócił jednak uwagę, że monarchowie absolutni mogli naruszać prawo człowieka do samo­ zachowania, kiedy jakiś król mocą arbitralnej decyzji pozbawiał swego poddanego jego własności i życia. Ustrojem chroniącym życie nie jest monarchia absolutna, lecz ograniczony rząd, ustrój konstytucyjny za­ pewniający obywatelom podstawowe prawa człowieka i legitymizowany zgodą rządzonych. Zdaniem Locke’a z Hobbesowskiego naturalnego prawa do samozachowania wynika prawo do rewolucji przeciwko tyra­ nowi, który niesprawiedliwie użył swej władzy do pozbawienia ludu o wyrażenie aprobaty dla podstawowych urządzeń konstytucyjnych swego kraju. W takim razie skąd wiemy, że je popierają? Oczywiście stąd, że zostają w kraju z własnej woli i uczestniczą w istniejącym procesie politycznym (a przynajmniej nie protestują przeciwko niemu).

256

PIERWSZY CZŁOWIEK

jego korzyści. Do prawa tego odnosi się pierwsze zdanie Deklaracji Niepodległości, gdzie mowa jest o konieczności „rozcięcia więzów poli­ tycznych, które łączyły jeden lud z drugim”13. Locke nie spierałby się z Hobbesem o jego ocenę moralnej warto­ ści uznania w porównaniu z samozachowaniem: to pierwsze należało poświęcić dla drugiego, podstawowego prawa natury, z którego wy­ wodzą się wszystkie inne prawa. Inaczej niż Hobbes, Locke twierdził, że człowiek ma prawo nie tylko do samego istnienia fizycznego, ale także do wygodnego życia i możliwości gromadzenia majątku. Społe­ czeństwo obywatelskie istnieje, według niego, nie tylko dla utrzymania pokoju społecznego, ale także dla ochrony prawa ludzi „pracowitych 13. Hobbesowskie prawo do samozachowania Locke uzupełnia innym fundamental­ nym prawem człowieka, prawem do własności. Prawo do własności jest pochodną prawa do samozachowania: jeżeli ktoś ma prawo do życia, ma też prawo do środ­ ków do życia, takich jak pożywienie, odzież, dom, ziemia i tym podobne. Ustano­ wienie społeczeństwa obywatelskiego nie tylko zapobiega wzajemnemu zabijaniu się przez dumnych, ale także pozwala chronić naturalną własność, którą ludzie posiadali w stanie natury, i w pokoju ją pomnażać. Przekształcenie własności naturalnej w konwencjonalną, czyli usankcjono­ waną umową społeczną między właścicielami, prowadzi do zasadniczej zmiany w ludzkim życiu, ponieważ przed ustanowieniem społeczeństwa obywatelskiego ludzka zachłanność ograniczała się, zdaniem Lockea, do tego, co człowiek mógł nagromadzić swą pracą na cele własnego spożycia, pod warunkiem że nie ulegało zniszczeniu. Społeczeństwo obywatelskie jest warunkiem wstępnym wyzwolenia się ludzkiej zachłanności: człowiek może bez ograniczeń gromadzić wszystko, co zechce, nie tylko na zaspokojenie potrzeb. Locke wyjaśnia, że źródłem wszelkiej wartości (dziś powiedzielibyśmy: wszelkiej wartości „ekonomicznej”) jest ludzka praca, która zwiększa wartość „prawie bezwartościowych surowców” natury wię­ cej niż sto razy. W przeciwieństwie do stanu natury, gdzie gromadzenie bogactwa może się odbywać kosztem innych ludzi, w społeczeństwie obywatelskim dążenie do nieograniczonego bogactwa jest możliwe i dozwolone, ponieważ bezpreceden­ sowa wydajność pracy prowadzi do powszechnego wzbogacenia. To znaczy jest możliwe i dozwolone, jeśli społeczeństwo obywatelskie chroni interesy „pracowi­ tych i myślących” przeciwko interesom „kłótliwych i swarliwych”. Por. John Locke, Drugi traktat o rządzie, przeł. Zbigniew Rau, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1992, s. 180-198; Abram N. Shulsky, The Concept ofProperty in the History ofPolitical Economy, w: James Nichols, Colin Wright (red.), From PoliticalEconomy to Economics... andBack?, Institute for Contemporary Studies Press, San Francisco 1990, s. 15-34; oraz Strauss (1953), s. 235-246.

257

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i myślących” do tworzenia powszechnego dostatku poprzez instytucje własności prywatnej. Naturalną nędzę zastępuje społeczny dostatek, wskutek czego „król [...] największego i najbogatszego terytorium [w Ameryce] odżywia się, mieszka i jest przyodziany gorzej niż robot­ nik pracujący na dniówkę w Anglii”. Pierwszy człowiek Lockea jest podobny do Hobbesowskiego, jed­ nakże różni się zasadniczo od pierwszego człowieka Hegla: wprawdzie w stanie natury walczy o uznanie, lecz musi się nauczyć podporządko­ wywać pragnienie uznania pragnieniu zachowania życia oraz pragnie­ niu materialnej wygody. Pierwszy człowiek Hegla nie pragnie dobytku materialnego, lecz bycia przedmiotem pragnienia, uznania przez in­ nych jego wolności i człowieczeństwa. Dążąc do uznania, jest obojętny na „rzeczy tego świata”, począwszy od własności prywatnej, a skoń­ czywszy na swym własnym życiu. Inaczej pierwszy człowiek Locke’a, który zawiązuje społeczeństwo obywatelskie po to, aby ochronić doby­ tek materialny, który ma w stanie natury, a nawet więcej: aby otworzyć sobie możliwość jego nieograniczonego pomnażania. Wbrew niedawnym wysiłkom niektórych uczonych, którzy chcieli widzieć korzenie ustroju Ameryki w klasycznym republikanizmie, ame­ rykański akt założycielski był gruntownie, jeżeli nie bez reszty, przenik­ nięty ideami Johna Locke’a14. „Samooczywiste” prawdy Thomasa Jeffer­ sona o prawie ludzi do życia, wolności i dążenia do szczęścia nie różnią się zasadniczo od Lockebwskich naturalnych praw do życia i groma­ dzenia własności. W opinii amerykańskich założycieli Amerykanie mieli te prawa jako ludzie, jeszcze zanim ustanowiona została nad nimi jakakolwiek władza polityczna, naczelnym celem rządu zaś była ochro­ na tych praw. Lista praw, które zdaniem Amerykanów z natury im przy­ sługują, wykroczyła poza prawa do życia, wolności i dążenia do szczęścia, by objąć nie tylko te wymienione w Karcie Praw15, lecz także nowsze 14. Omówienie piśmiennictwa poświęconego klasycznemu republikanizmowi i zało­ żeniu Stanów Zjednoczonych daje Thomas Pangle, The Spirit ofModem Republi­ canism, University of Chicago Press, Chicago 1988, s. 28-39. 15. Pierwszych dziesięć poprawek do konstytucji amerykańskiej (przyp. tłum.).

258

PIERWSZY CZŁOWIEK

wynalazki w rodzaju „prawa do prywatności”. Jednak niezależnie od tego, jakie wymienia się konkretne prawa, liberalizm Stanów Zjednoczonych i innych podobnych republik konstytucyjnych opiera się na wspólnym przekonaniu, że prawa te wytyczają obszar indywidualnego wyboru, na którym to obszarze władza państwa jest ściśle ograniczona. Dla Amerykanina wychowanego na myśli Hobbesa, Locke’a, Jeffer­ sona i innych amerykańskich ojców założycieli gloryfikowanie przez Hegla arystokratycznego pana, który naraża życie w boju o prestiż, brzmi przewrotnie i bardzo po germańsku. Nie w tym rzecz, że ci anglosascy myśliciele nie rozpoznaliby w Heglowskim pierwszym człowieku rze­ czywiście istniejącego typu ludzkiego. Chodzi raczej o to, że według nich problem polityczny polegał niejako na próbie przekonania osoby chcącej być panem do niewolniczego życia w swego rodzaju bezklasowym społe­ czeństwie niewolników. Brało się to z tego, że oceniali wagę zadowolenia płynącego z uznania znacznie niżej niż Hegel, szczególnie kiedy na prze­ ciwnej szali położyli śmierć, „pana i władcę człowieka”. Sądzili wręcz, że strach przed gwałtowną śmiercią oraz pragnienie samozachowania i wy­ gody są namiętnościami tak silnymi, że w umysłach wielu racjonalnych ludzi, umiejących rozpoznać własną korzyść, pokonają one pragnienie uznania. Stąd pochodzi nasze niemal odruchowe przeświadczenie, że Heglowski bój o prestiż jest irracjonalny. Tymczasem wybór życia niewolnika zamiast pana nie jest w oczywi­ sty sposób racjonalny, chyba że przyjmie się obowiązujące w tradycji an­ glosaskiej przeświadczenie o tym, że samozachowanie ma większą wagę moralną niż uznanie. To właśnie prymat samozachowania czy wygodne­ go samozachowania w myśli Hobbesa i Lockea jest przyczyną naszego niepełnego zadowolenia. Ustaliwszy reguły wzajemnego samozacho­ wania, społeczeństwa liberalne nie próbują stawiać swym obywatelom żadnych pozytywnych celów ani też promować konkretnego sposobu na życie jako lepszego lub bardziej pożądanego od innych. Wypełnienie życia pozytywną treścią jest zadaniem samej jednostki. Pozytywna treść może przybrać podniosłą postać służby publicznej i prywatnej szczodrobliwości bądź przyziemną postać samolubnych przyjemności 259

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i prywatnego sknerstwa. Państwu jako takiemu jest to obojętne, a na­ wet więcej: rząd lansuje postawę tolerancji wobec różnych „stylów życia”, nie licząc przypadków, kiedy korzystanie z jednego uprawnienia narusza inne. Pod nieobecność pozytywnych, „wyższych” celów tym, co zazwy­ czaj wypełnia ziejącą w sercu liberalizmu Locke’a pustkę jest niczym nie­ skrępowana pogoń za majątkiem, teraz już wyzwolona z tradycyjnych pęt, jakie narzucały potrzeba i niedostatek16. Ciasność liberalnego poglądu na człowieka staje się oczywistsza, kiedy przyjrzymy się najbardziej typowemu produktowi społeczeń­ stwa liberalnego, nowemu gatunkowi jednostki, którą później zaczęto określać pejoratywnym mianem bourgeois', jest to człowiek pochłonięty wyłącznie wąsko rozumianym samozachowaniem i materialnym do­ statkiem, a jego ludzkie otoczenie interesuje go tylko o tyle, o ile sprzy­ ja lub może pomóc w osiągnięciu jego prywatnego dobra. Człowiek według Locke’a nie musiał mieć cnót obywatelskich i patriotycznych ani troszczyć się o los otaczających go ludzi. Jak stwierdził Kant, spo­ łeczeństwo liberalne może się nawet składać z samych diabłów, pod 16. Wielu poważnych uczonych amerykańskich zwróciło uwagę, że Locke poświęca znacznie więcej miejsca dumie i temperamentowi, niż się na ogół sądzi. Locke bez­ sprzecznie chciałby ukrócić dumę ludzi władczych i agresywnych oraz skłonić ich do tego, by rozumnie dążyli do własnej korzyści. Nathan Tarcov przypomniał jed­ nak, że w Uwagach o wykształceniu Locke zachęca ludzi, aby czerpali dumę ze swej wolności i wzgardzili niewolnictwem: życie i wolność stają się samoistnymi celami, potencjalnie wartymi ofiary życia, nie zaś środkami do ochrony własności. Patrio­ tyzm wolnego człowieka w wolnym kraju może zatem współistnieć z pragnieniem samozachowania i wygody, o czym zresztą świadczy historia Stanów Zjednoczonych. Jakkolwiek Locke, podobnie jak Madison i Hamilton, kładzie nacisk na uzna­ nie, o czym często sią zapomina, w moim przekonaniu w wielkim etycznym spo­ rze między samozachowaniem i dumą Locke opowiada się stanowczo po stronie tego pierwszego. Nawet jeżeli z wnikliwej lektury jego prac poświęconych wy­ kształceniu przebija Locke - zwolennik dumy, nie jest jasne, czy stanowi to jakąś poważniejszą kwalifikację prymatu, który w Drugim traktacie o rządzie przyznaje on samozachowaniu. Por. Nathan Tarcov, Locke’s Education for Liberty, University of Chicago Press, Chicago 1984, zwłaszcza s. 5-8 i 209-212; Tarcov, The Spirit of Liberty and Early American Foreign Policy, w: Zuckert (1988), s. 236-248. Por. także: Pangle (1988), s. 194, 227; Harvey C. Mansfield, Taming the Prince: The Ambivalence ofModem Executive Power, Free Press, New York 2989, s. 204-212.

260

PIERWSZY CZŁOWIEK

warunkiem że będą racjonalne. Nie było jasne, dlaczego obywatel pań­ stwa liberalnego, szczególnie w jego wariancie Hobbesowskim, miałby służyć w wojsku i narażać życie na wojnie za swój kraj. Jeżeli bowiem podstawowym prawem naturalnym jest samozachowanie jednostki, to racjonalne jest nie umieranie za kraj, lecz próba ucieczki z rodzi­ ną i pieniędzmi. Nawet w okresie pokoju liberalizm Hobbesowski lub Lockebwski nie dawał powodów, dla których najlepsi obywatele mie­ liby wybrać służbę publiczną i sterowanie nawą państwową zamiast prywatnego pomnażania majątku. Co więcej, nie było jasne, dlaczego człowiek Lockebwski miałby zaangażować się w życie swej społecz­ ności, prywatnie łożyć na biednych, a nawet podejmować poświęce­ nia konieczne dla utrzymania rodziny17. Oprócz pytania dotyczącego kwestii praktycznej - czy można stworzyć funkcjonalne społeczeństwo, w którym panuje zupełny brak ducha publicznego? - powstaje jeszcze ważniejsze pytanie: czy człowiek, który nie umie wznieść się ponad swe wąsko pojęte korzyści i fizyczne potrzeby, nie jest kimś z gruntu nikczemnym? Heglowski arystokratyczny pan narażający życie w boju o prestiż jest tylko najskrajniejszym przykładem porywu, który każę człowiekowi przekraczać czysto biologiczne potrzeby. Czy nie jest możliwe, że walka o uznanie odzwierciedla tęsknotę za wzniesieniem się ponad samego siebie, która leży u korzeni nie tylko przemocy i nie­ wolnictwa w stanie natury, ale także szlachetnych cnót patriotyzmu, męstwa, hojności i ducha publicznego? Czy uznanie nie wiąże się ja­ koś z całą sferą moralną ludzkiej natury, tą cząstką człowieka, która znajduje spełnienie, kiedy poświęca on wąskie sprawy cielesne dla celu bądź zasady leżącej poza ciałem? Nie odrzucając perspektywy pana na rzecz perspektywy niewolnika, niejako utożsamiając walkę pana o uznanie z istotą tego, co ludzkie, Hegel chce uhonorować i ocalić moralny wymiar ludzkiego życia, którego całkowicie brakuje w spo­ łeczeństwie wyobrażonym przez Hobbesa i Locke’a. Innymi słowy,

17. Potencjalną nieprzystawalność kapitalizmu i życia rodzinnego omawia Joseph Schumpeter, Kapitalizm, socjalizm i demokracja, dz. cyt..

261

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Hegel rozumie człowieka jako podmiot moralny, którego specyficzna godność wiąże się z jego wewnętrzną wolnością od zdeterminowania przez czynniki fizyczne lub naturalne. Ten wymiar moralny oraz walka o jego uznanie są motorem napędzającym dialektyczny proces historii. W jaki sposób walka o uznanie i narażanie życia w pierwotnym krwawym boju wiążą się z bardziej nam znanymi zjawiskami moral­ nymi? Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy przyjrzeć się bliżej uznaniu i spróbować zrozumieć tę sferę ludzkiej osobowości, z której ono wypływa.

Rozdział 15

Wakacje w Bułgarii

- Zatem będziemy skreślali [w państwie sprawiedliwym] dodałem - od tej epopei począwszy, wszystkie takie miejsca: Wołałbym ja tam na ziemi być; służyć u kogoś, Gdzieś u jakiegoś biedaka, bez gruntu i bez utrzymania, Niż nad nieboszczykami mieć tutaj władzę królewską. SOKRATES, w Państwie Platona, księga iii1

„Pragnienie uznania” wydaje się pojęciem dziwnym i nieco sztucznym, zwłaszcza kiedy ktoś twierdzi, że jest to główna siła napędowa ludzkiej historii. „Uznanie” pojawia się czasami w dzisiejszym języku, na przy­ kład, kiedy urzędnik państwowy odchodzi na emeryturę i dostaje zegarek „w uznaniu za lata służby”. Zazwyczaj nie myślimy jednak o życiu politycz­ nym jako o „walce o uznanie”. Jeżeli próbujemy formułować jakieś uogól­ nienia, to widzimy w polityce raczej rywalizację różnych interesów ekono­ micznych, walkę o podział bogactwa i wszystkiego innego, co w życiu dobre. Koncepcji, która kryje się za „uznaniem”, nie wymyślił Hegel. Dorów­ nuje ona wiekiem zachodniej filozofii politycznej i odnosi się do pew­ nej cząstki ludzkiej osobowości, która jest dobrze znana już od tysiącleci.i. i. Państwo, 386C, cytat z Odysei Homera, xi, 489-491.

263

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Psychologiczne zjawisko „pragnienia uznania” nie miało jednej, konse­ kwentnie stosowanej nazwy: Platon mówił o thymos, czyli „temperamen­ cie”, Machiavelli o żądzy chwały, Hobbes o dumie i chełpliwości, Rous­ seau o amour-propre, Alexander Hamilton o umiłowaniu sławy, James Madison o ambicji, Hegel o uznaniu, Nietzsche zaś nazywał człowie­ ka „bestią o czerwonych policzkach”. Wszystkie te określenia odnoszą się do tej cząstki człowieka, która czuje potrzebę nadania wartości rze­ czom - przede wszystkim sobie, ale także ludziom, działaniom i przed­ miotom, które go otaczają. Ta cząstka osobowości jest podstawowym źródłem uczuć dumy, gniewu i wstydu, przy czym nie da się jej sprowa­ dzić ani do pożądania, ani do rozumu. Pragnienie uznania jest najwy­ raźniej polityczną cząstką ludzkiej osobowości, ponieważ to ono popy­ cha ludzi do prób wynoszenia się nad innych, tym samym wtrącając ich w stan „nietowarzyskiej towarzyskości”. Nie jest niczym zaskakującym, że tak wielu filozofów politycznych główny problem polityki widziało w poskromieniu pragnienia uznania lub jego zaprzęgnięciu w służbę ca­ łej wspólnocie politycznej. Nowożytna filozofia polityczna zrealizowała zamiar poskromienia pragnienia uznania tak skutecznie, że my, obywate­ le nowożytnych demokracji egalitarnych, nie widzimy w swoim pragnie­ niu uznania tego, czym ono jest naprawdę*i2. Pierwsza w zachodniej tradycji filozoficznej rozbudowana analiza zjawiska pragnienia uznania pojawia się - jak przystało - w księdze, któ­ ra tę tradycję zapoczątkowała, czyli w Państwie Platona. Państwo jest re­ lacją z rozmowy filozofa Sokratesa z dwójką młodych ateńskich arysto­ kratów, Glaukonem i Adejmantosem, którzy pragną opisać „w słowach” naturę państwa sprawiedliwego. Podobnie jak państwa „rzeczywiste”, potrzebuje ono klasy strażników lub wojowników, aby go bronili przed

2. W tradycji zachodniej filozofii bardzo nieliczne są systematyczne studia thymos i uznania, mimo jego wagi dla tej tradycji. Do studiów tych zalicza się książka Catherine Zuckert (red.), Understanding the Political Spirit: Philosophical Investi­ gations from Socrates to Nietzsche, Yale University Press, New Haven, Connecti­ cut, 1989. Allan Bloom omawia thymos w komentarzu do swego przekładu Państwa Platona (Basic Books, New York 1968), s. 355-357 i 375—379.

264

WAKACJE W BUŁGARII

zewnętrznymi wrogami. Zdaniem Sokratesa naczelną cechą tych straż­ ników jest thymos-. to greckie słowo można niezbyt dokładnie przełożyć jako „temperament”3. Sokrates porównuje człowieka z temperamentem do szlachetnego psa, który potrafi zdobyć się na wielką odwagę i gniew, walcząc z obcymi w obronie swego państwa. W swym pierwszym po­ dejściu do problemu Sokrates opisuje thymos od zewnątrz: wiemy tylko, że wiąże się z odwagą - to jest gotowością do narażenia życia - oraz uczuciem gniewu lub oburzenia w imieniu swych krajan4. Sokrates podejmuje bardziej szczegółową analizę thymos w księdze czwartej, która zawiera słynny podział na trzy postacie duszy5. Stwier­ dza, że w duszy ludzkiej jest część pożądliwa, składająca się z wielu róż­ nych pożądań, z których najwyrazistsze to głód i pragnienie. Pożądania te przyjmują podobną formę popychania człowieka ku czemuś - jadłu i napojowi - znajdującemu się poza nim. Sokrates zauważa jednak, że zdarzają się chwile, kiedy człowiek powstrzymuje się od picia, nawet jeżeli jest spragniony. Zgadza się z Adejmantosem, że istnieje też od­ rębna część duszy, rozumna lub rachująca, która może skłonić człowie­ ka do działań przeciwnych pożądaniu - na przykład, kiedy człowiek spragniony nie pije, ponieważ wie, że woda jest zatruta. Czy zatem pożądanie i rozum to już wszystkie części duszy, jakie są potrzebne do wyjaśnienia ludzkiego zachowania? Na przykład, czy można wyjaśnić wszystkie przypadki zaniechania pożądanego działania tym, że rozum przeciwstawia jednemu pożądaniu inne, chociażby chciwość chuci lub długotrwałe bezpieczeństwo chwilowej przyjemności?

3. Thymos można by również przełożyć jako „żywe usposobienie”. 4. Szersze omówienie roli thymos u Platona, por. Catherine Zuckert, On the Role of Spiritedness in Politics, oraz Mary P. Nicholas, Spiritedness and Philosophy in Plato’s „Republic", w. Zuckert (1988). 5. Trzy postacie duszy Platon omawia w Państwie 435C-441C. Temat thymos pojawia się po raz pierwszy w księdze u, 375a-375e i 376c. Por. także 4iia-4iie, 44ie, 442c, 456a, 465a, 467c, 536c, 547e, 548c, 550b, 553d-5536, 572a, 58od, 581a, 586c~586d, 590b, 6o6d. Ta wielopostaciowa charakterystyka ludzkiej duszy miała po Platonie długą historię, a poważnie została po raz pierwszy podjęta przez Rousseau. Por. Melzer (1990), s. 65-68; 69.

265

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Adejmantos gotów jest się zgodzić, że thymos stanowi tylko inny rodzaj pożądania, lecz Sokrates opowiada historię o niejakim Leontiusie, który chce spojrzeć na stos zwłok leżących koło domu kata: [Rjównocześnie i zobaczyć je chciał, i brzydził się, i odwracał, i tak długo

walczył z sobą i zasłaniał się, aż go żądza przemogła i wytrzeszczywszy

oczy, przybiegł do tych trupów i powiada: „No, macie teraz, wy moje oczy przeklęte, napaście się tym pięknym widokiem”6.

Można by zinterpretować wewnętrzne zmagania Leontiusa jako rywalizację dwóch pragnień: pragnienia oglądnięcia ciał i naturalnego obrzydzenia widokiem martwego ciała ludzkiego. To by się zgadza­ ło z nieco mechanistyczną psychologią Hobbesa: interpretuje on wolę jako „ostatnie pożądanie w namyśle”, czyli jako zwycięstwo najsilniej­ szego lub najbardziej nieustępliwego pożądania. Wszakże jeżeli zin­ terpretujemy zachowanie Leontiusa jako nic innego, tylko zderzenie pragnień, nie wyjaśnimy jego gniewu na siebie samego7. Przypusz­ czamy, że nie czułby gniewu, gdyby zdołał się powstrzymać: przeciwnie, doznałby innego, lecz pokrewnego uczucia - dumy8. Wystarczy chwila namysłu, by sobie uświadomić, że gniew Leontiusa nie mógł pochodzić ani z pożądliwej, ani z wyrachowanej części duszy, ponieważ Leontius nie był obojętny na wynik swych wewnętrznych zmagań. Gniew musiał więc pochodzić z trzeciej, zupełnie odrębnej części, którą Sokrates

6. Państwo, 439e~44oa. 7. Gniew na siebie samego jest równoznaczy ze wstydem, toteż o Leontiusie można równie dobrze powiedzieć, że czuł wstyd. 8. Niedocenianie przez Hobbesa thymos lub dumy jest oczywiste, kiedy zważy się na jego niezadowalającą definicję gniewu. Gniew, jak mówi, to „[ojdwaga powsta­ jąca nagle”, a „[t]a sama awersja połączona z nadzieją, że broniąc się, uniknie się szkody, jest odwagą”, co z kolei odnosi się do strachu, którym jest „[ajwers j a połączona z przekonaniem, że jej przedmiot przynosi szkodę”. Przeciwnie niż Hobbes, należałoby raczej sądzić, że odwaga jest pochodną gniewu oraz że gniew jest całkowicie samoistnym uczuciem, które nie ma nic wspólnego z mecha­ nizmem nadziei i strachu.

266

WAKACJE W BUŁGARII

nazywa thymos. Rodząca gniew thymos jest, jak mówi Sokrates, poten­ cjalnym sprzymierzeńcem rozumu, któremu pomaga stłumić niedobre lub niemądre pożądania, jednakże jest odeń odrębne. Thymos jawi się w Państwie jako coś związanego z poczuciem własnej wartości czy - jak byśmy dziś powiedzieli - z „samooceną”. Leontius uważał się za typ osoby, która umie nadać swemu postępo­ waniu pewną godność i powściągliwość, kiedy zaś nie sprostał swemu poczuciu własnej wartości, rozgniewał się na siebie. Sokrates sugeruje związek między gniewem i „samooceną”, wyjaśniając, że im człowiek jest szlachetniejszy - czyli im wyżej ocenia swą wartość - tym bardziej się rozgniewa, kiedy zostanie niesprawiedliwie potraktowany: „zaczyna w nim gniew kipieć [...]. On się oburza wtedy i sprzymierza się z tym, co się wydaje sprawiedliwe, i głód, i mróz, i wszelkie takie rzeczy znosić gotów, póki nie zwycięży”’. Thymos jest czymś w rodzaju wrodzonego człowiekowi poczucia sprawiedliwości: ludzie są przekonani, że mają pewną wartość, a kiedy inni ludzie zachowują się tak, jakby ta wartość była mniejsza - kiedy nie uznają jej faktycznej miary - wtedy ci pierwsi wpadają w gniew. Ścisły związek między gniewem a samooceną znaj­

duje odzwierciedlenie w angielskim słowie, które jest synonimem gnie­ wu: indignation. Dignity (godność) odnosi się do poczucia własnej war­ tości danej osoby; „in(nie)-dignation" rodzi się wtedy, kiedy coś zada cios temu poczuciu wartości. I na odwrót - kiedy inni ludzie widzą, że nie umiemy sprostać naszemu poczuciu własnej wartości, czujemy wstyd; kiedy zaś jesteśmy oceniani sprawiedliwie (czyli współmiernie do naszej prawdziwej wartości), czujemy dumę. Gniew jest potencjalnie emocją niezwyciężoną, zdolną pokonać jak wskazuje Sokrates - takie naturalne instynkty, jak głód, pragnie­ nie napoju i dążenie do samozachowania. Nie jest to jednak prag­ nienie dowolnego przedmiotu materialnego na zewnątrz jaźni; jeżeli w ogóle możemy je nazwać pragnieniem, to tylko pragnieniem pragnienia, czyli pragnieniem, aby osoba, która oceniła nas zbyt 9.

Państwo, 44OC-44OCL

267

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

nisko, zmieniła zdanie i uznała nas współmiernie do naszego po­ czucia własnej wartości. Platońskie thymos jest więc niczym innym, jak tylko psychologicznym siedliskiem Heglowskiego pragnienia uznania: arystokratycznego pana motywuje bowiem do krwawego boju pragnienie, aby inni ludzie ocenili go współmiernie do jego po­ czucia własnej wartości. Kiedy to poczucie własnej wartości zostaje umniejszone, wpada on w krwiożerczy szał. Thymos różni się nie­ co od „pragnienia uznania”, ponieważ odnosi się do tej części duszy, która nadaje przedmiotom wartość, „pragnienie uznania” zaś stanowi czynność thymos, która żąda, by inna świadomość podzielała tę samą ocenę. Możliwe jest, aby doznawać tymotejskiej dumy z siebie, a jed­ nocześnie nie żądać uznania. Wszakże poczucie własnej wartości nie jest „rzeczą” tego samego rodzaju co jabłko lub porsche: jest to stan świadomości, który musi zostać uznany przez inną świadomość, aby dana osoba posiadła subiektywną pewność swego poczucia własnej wartości. Jak widać, thymos z reguły, lecz nie w sposób nieuchronny, każę ludziom szukać uznania. Rozważmy teraz drobny, lecz wiele mówiący przykład thymos w świecie współczesnym. Václav Havel, zanim jesienią 1989 roku został prezydentem Czechosłowacji, spędził wiele czasu w więzie­ niu za to, że był dysydentem i założycielem organizacji obrony praw człowieka Karta 77. Dużo rozmyślał wtedy o systemie, który go wsa­ dził do więzienia, i o rzeczywistej naturze zła, który ten system ucie­ leśniał. W eseju zatytułowanym Siła bezsilnych, a opublikowanym na początku lat osiemdziesiątych, kiedy Gorbaczowowi prawdopo­ dobnie nie śniło się jeszcze o rewolucjach demokratycznych w Euro­ pie Wschodniej, Havel opowiada następującą historię o kierowniku sklepu warzywnego: Kierownik sklepu warzywnego umieścił na wystawie, między cebulą a marchwią, hasło: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Czemu

to zrobił? Co chciał przez to oznajmić światu? Czy naprawdę jest oso­

biście entuzjastą idei połączenia się proletariuszy ze wszystkich krajów? 268

WAKACJE W BUŁGARII

Czy jego zapał osiągnął takie rozmiary, że czuje nieprzepartą potrzebę zaznajomienia ze swoim ideałem szerokich rzesz narodu? Czy rzeczywi­

ście zastanawiał się kiedyś choć przez chwilę, jak takie połączenie miało­ by się dokonać i co by oznaczało? [...]

Jak widać, treść semantyczna wystawionego hasła jest kierownikowi sklepu obojętna; jeżeli umieszcza je on na wystawie, to nie dlatego, że oso­ biście marzy o zaznajomieniu właśnie z jego ideą najszerszych rzesz spo­

łeczeństwa. Nie oznacza to jednak, że nie przyświecają mu żadne motywy,

że postępuje bez sensu, że swym hasłem nikogo o niczym nie powiadamia. Hasło to pełni funkcję znaku - stanowi zaszyfrowane wprawdzie, ale

całkiem konkretne powiadomienie. Słownie można by ująć je następująco: Ja,

xy,

kierownik sklepu warzywnego, czuwam i wiem, co powinienem

robić; zachowuję się tak, jak się tego ode mnie oczekuje; można na mnie polegać i nic mi nie można zarzucić; jestem posłuszny, toteż mam pra­ wo żyć w spokoju”. Powiadomienie to ma naturalnie swego adresata: jest

przeznaczone dla „góry”, dla przełożonych kierownika sklepu, a zarazem jest tarczą, którą osłania się przed ewentualnymi donosicielami. Swym rzeczywistym znaczeniem hasło wiąże się zatem bezpośrednio z ludzką egzystencją kierownika sklepu warzywnego: odzwierciedla jego żywotny

interes. A cóż to za interes?

Zauważmy: gdyby kierownikowi polecono umieścić na wystawie napis „Boję się i dlatego jestem bezgranicznie posłuszny” - nie od­ niósłby się do jego semantycznej treści tak obojętnie, mimo że tym

razem pokrywałaby się całkowicie z wewnętrznym znaczeniem ha­ sła. Wzdragałby się zapewne wyeksponować na wystawie tak nie­ dwuznaczną informację o swoim położeniu, byłoby to dlań przykre,

wstydziłby się. Rzecz zrozumiała: jest przecież człowiekiem, ma więc

poczucie ludzkiej godności. Aby tę komplikację przezwyciężyć, jego deklaracja lojalności musi być znakiem przynajmniej swoją formą, swym tekstem odwołującym

się do jakichś wyższych sfer bezinteresownych przekonań. Kierow­ nikowi sklepu należy dać możliwość, żeby sobie powiedział: „A niby

dlaczego proletariusze wszystkich krajów nie mieliby się połączyć?”

269

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Znak pomaga więc ukryć przed człowiekiem „niskie” pobudki jego po­

słuszeństwa, a tym samym też „niskie” fundamenty władzy. Kryje je za fasadą „wzniosłego”.

Tym czymś „wzniosłym” jest i d e o 1 o g i a10.

Kiedy czytamy ten fragment, natychmiast uderza nas kontekst, w jakim Havel używa słowa „godność”. Przedstawia on kierownika jako zwykłego człowieka bez większego wykształcenia czy pozycji, któ­ ry mimo to wstydziłby się wystawić napis: „Boję się”. Jaka jest natura tej godności, z której wypływa niechęć do wystawienia takiego napi­ su? Havel zwraca uwagę, że stwierdzenie takie byłoby uczciwsze od hasła komunistycznego. Co więcej, w komunistycznej Czechosłowacji wszyscy wiedzieli, że ludzie ze strachu robią rzeczy, których robić nie chcą. Strach, instynkt samozachowawczy, jest instynktem wrodzonym i wspólnym wszystkim ludziom. Dlaczego więc nie przyznać się, że jest się człowiekiem, a zatem czuje się strach? Odpowiedź związana jest z faktem, że kierownik jest przekonany, iż ma pewną wartość. Z kolei wartość ta bierze się z przekonania, że jest on czymś więcej niż sterowanym lękiem i potrzebami zwierzęciem, którym można za pomocą tych lęków i potrzeb manipulować. Kierow­ nik uważa się - nawet jeżeli nie potrafi tego przeświadczenia wyrazić za podmiot moralny, zdolny do podejmowania wyborów i potrafiący sprzeciwić się swym naturalnym potrzebom w imię zasad. Oczywiście - jak dowodzi Havel - kierownik może uniknąć tych wewnętrznych rozważań i wystawić pompatyczne hasło komunistów, wmawiając sobie, że jest człowiekiem zasad, a nie tchórzem i nik­ czemnikiem. W podobnym niejako położeniu znalazł się Sokratesowy Leontius, który ustąpił wobec swej żądzy oglądnięcia trupów. Zarówno kierownik, jak i Leontius wierzyli, że mają pewną wartość związaną ze zdolnością do podejmowania wyboru, że potrafią się wznieść nad wro­

io. Václav Havel, Sila bezsilnych, tłumacz niepodany, Veto, Berlin 1987, s. 15-16; podkreś­ lenie autora.

270

WAKACJE W BUŁGARII

dzone lęki i pragnienia. W ostateczności obaj lękom tym i pragnieniom ulegli. Jedyna różnica tkwi w tym, że Leontius był ze sobą szczery i skar­ cił się za swą słabość, natomiast kierownik odwrócił wzrok od swego poniżenia, ponieważ ideologia dostarczyła mu wygodnego usprawied­ liwienia. Z opowieści Havla płyną dwie nauki: po pierwsze, poczucie własnej godności czy wartości, leżące u korzeni thymos, związane jest z tym, że człowiek postrzega się jako podmiot moralny zdolny do po­ dejmowania wyborów, po drugie, postrzeganie siebie jako podmiotu moralnego jest wrodzone lub właściwe wszystkim ludziom, zarówno mężnym, dumnym zdobywcom, jak i zwykłym kierownikom sklepów warzywnych. Jak to ujmuje Havel: W każdym człowieku obecne jest oczywiście życie w swych istotnych

intencjach: każdy pragnie nieco ludzkiej godności, siły moralnej, swo­ body zyskiwania doświadczeń życiowych, transcendencji „świata egzy­

stencjalnego”11.

Z drugiej jednak strony, zauważa Havel, „każdy w większym lub mniejszym stopniu umie pogodzić się z życiem w kłamstwie”. Potę­ piając „posttotalitarne” - jak je nazywa - państwo komunistyczne, skupia się na szkodach, jakie komunizm wyrządził charakterowi mo­ ralnemu ludzi, ich przekonaniu, że są zdolni do działania jako pod­ mioty moralne - świadectwem tych szkód jest brak poczucia godności u kierownika, który wystawia hasło „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. „Godność” oraz jej przeciwieństwo - „poniżenie”, to dwa słowa, którymi Havel najczęściej się posługuje, aby opisać życie w ko­ munistycznej Czechosłowacji11 12. Komunizm poniżał zwykłych ludzi,

11. Tamże, s. 26. 12. Warto zwrócić uwagę nie tylko na częste odniesienia do godności i upokorzenia w Sile bezsilnych, ale także na fragment pierwszego przemówienia noworocznego do narodu, w którym Havel powiedział: „Państwo, które nazywa się robotniczym, upokarza robotników. [...] Poprzedni ustrój, uzbrojony w swą arogancką i nietolerancyjną ideologię, poniżył człowieka do roli siły roboczej, a naturę do roli

271

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zmuszając ich do tysiąca drobnych, a czasami poważniejszych kom­ promisów moralnych z lepszą stroną ich natury. Polegały one na wy­ stawianiu hasła w witrynie sklepowej, podpisywaniu donosu na kolegę, który zrobił coś, co nie podobało się państwu, czy też na milczeniu w sytuacji, kiedy kolega był niezasłużenie represjonowany. Siermiężne państwa posttotalitarne epoki Breżniewa usiłowały wymusić moral­ ne posłuszeństwo nie metodą terroru, lecz - jak na ironię - metodą kuszenia owocami nowoczesnej kultury konsumenckiej. Nie były to kosztowne błyskotki, które podsycały chciwość amerykańskiego ban­ kiera inwestycyjnego z lat osiemdziesiątych, lecz drobne udogodnienia w rodzaju lodówki, większego mieszkania czy urlopu w Bułgarii, które w wyobraźni tych niezbyt majętnych ludzi urastały do gigantycznych rozmiarów. Komunizm, w sposób znacznie bardziej gruntowny niż „burżuazyjny” liberalizm, fortyfikował część pożądliwą duszy przeciwko części tymotejskiej. Havel nie oskarża komunizmu o to, że nie spełnił swej obietnicy, ponieważ nie przyniósł materialnego dobrobytu opar­ tego na wydajnym przemyśle, czy też zawiódł nadzieje klasy pracującej bądź biednych na lepsze życie. Przeciwnie, zaproponował im to wszyst­ ko w faustowskiej transakcji, żądając w zamian rezygnacji z części ich moralnej wartości. Poszedłszy na ten układ, ofiary przyczyniły się do utrwalenia systemu, który zaczął żyć własnym życiem, niezależnie od tego, czy ktokolwiek pragnął w nim uczestniczyć. Rzecz jasna, zjawisko, które Havel określa mianem „powszech­ nej niechęci człowieka-konsumenta do poświęcania czegokolwiek ze zdobyczy materialnych na rzecz własnej suwerenności duchowej i mo­ ralnej”, nie jest bynajmniej specyfiką społeczeństw komunistycznych. Na Zachodzie konsumpcjonizm dzień po dniu skłania do moralnych

narzędzia produkcji. [...] Na całym świecie ludzie są zdziwieni, że potulna, u p o korzona, sceptyczna ludność Czechosłowacji, która z pozoru w nic już nie wierzyła, nagle, w ciągu kilku tygodni, zdołała znaleźć w sobie ogromną siłę po­ trzebną do całkowicie pokojowego odrzucenia systemu totalitarnego bez narusze­ nia zasad przyzwoitości”. Podkreślenia autora. Cytowane w „Foreign Broadcast Information Service” FBis-EEU-90-oor, 2 stycznia 1990, s. 9-10.

272

WAKACJE W BUŁGARII

kompromisów, tyle że tam ludzie oszukują siebie samych nie w imię so­ cjalizmu, lecz takich idei jak „samorealizacja” czy „osobisty rozwój”. Za­ chodzi wszakże istotna różnica: w społeczeństwach komunistycznych trudno było żyć normalnie - nie mówiąc już o zrobieniu „kariery” nie uciszywszy w większym lub mniejszym stopniu swego thymos. Nie można było funkcjonować nawet jako stolarz, elektryk czy lekarz, jeżeli się w jakiś sposób nie „popierało”, tak jak to uczynił kierownik, a z pew­ nością nie dało się odnieść sukcesu jako pisarz, profesor czy dziennnikarz telewizyjny bez „pełnoetatowego” zaangażowania w oszustwo systemu13. Kiedy ktoś był z gruntu uczciwy i chciał zachować poczucie własnej wartości (a nie należał do malejącego kręgu ludzi, którzy wciąż wierzyli w ideologię marksistowsko-leninowską), miał tylko jedno wyj­ ście: całkowicie wycofać się z systemu i zostać - jak Władimir Bukowski, Andriej Sacharow, Aleksander Sołżenicyn czy sam Havel - zawodo­ wym dysydentem. Oznaczało to jednak zupełne zerwanie z pożądliwą stroną życia i zamianę prostych gratyfikacji materialnych, takich jak stała praca czy mieszkanie, na ascetyczne życie w więzieniu, szpitalu psychiatrycznym lub na emigracji. Dla szerokiej rzeszy ludzi, u których tymotejska część duszy była znacznie mniej rozwinięta, normalne życie oznaczało zgodę na nieprzerwane pasmo drobnych poniżeń moralnych. W opowieściach Platona o Leontiusie i Havla o sprzedawcy niejako na początku i na końcu zachodniej tradycji filozofii politycz­ nej - widzimy, jak pewna skromna forma thymos staje się głównym czynnikiem życia politycznego. Wydaje się, że thymos związane jest

13. Władimir Posner, znany, mówiący z amerykańskim akcentem radziecki dzienni­ karz telewizyjny, napisał autobiografię, w której usiłuje oczyścić się z win i uspra­ wiedliwić moralne decyzje, które podejmował, pnąc się po szczeblach kariery dziennikarskiej za Breżniewa. Nie jest do końca szczery ze swymi czytelnikami (i być może ze sobą), kiedy tłumaczy, że kompromisy były koniecznością, a potem pyta retorycznie, kto go potępi za podjęte przez niego decyzje, biorąc pod uwa­ gą całe zło radzieckiego ustroju. Ta bezproblemowa zgoda na moralną degrada­ cję sama w sobie jest częścią degradacji tymotejskiego aspektu życia, którą Havel uważa za nieuchronną konsekwencję komunizmu posttotalitamego. Por. Władimir Posner, Parting with Illusions, Atlantic Monthly Press, New York 1989.

273

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

z dobrym porządkiem politycznym, ponieważ jest źródłem odwagi, ducha publicznego i niechęci do zawierania kompromisów moralnych. Zdaniem tych pisarzy dobry porządek polityczny musi być czymś wię­ cej niż tylko paktem o nieagresji: musi również zaspokajać człowiecze pragnienie uznania jego godności i wartości. Jednak thymos i pragnienie uznania to zjawiska o znacznie szerszym zakresie, niż sugerowałyby te dwa przykłady. Proces oceny i samooceny przenika wiele aspektów życia codziennego, które przyzwyczailiśmy się traktować jako ekonomiczne: zaprawdę, człowiek jest „bestią o czerwo­ nych policzkach”.

Rozdział 16

Bestia o czerwonych policzkach

Wszelako jeżeli Bóg zechce, aby [ta wojna] trwała, dopóki

nie runie stos bogactwa nagromadzonego przez dwieście pięćdziesiąt lat nie wynagradzanego znoju niewolnika, do­ póki każda kropla krwi wytrysłej spod batoga nie zostanie pomszczona inną, mieczem utoczoną, wciąż powiedzieć będzie trzeba, jak powiedziane było trzy tysiące lat temu: „Wyroki boskie słuszne są i sprawiedliwe”. ABRAHAM LINCOLN

druga mowa inauguracyjna, marzec 1865’

Thymos, które ukazuje się nam w Państwie i opowieści Havla o sprze­ dawcy, stanowi coś na kształt wrodzonego człowiekowi poczucia sprawiedliwości i jako takie jest siedliskiem psychologicznym wszyst­ kich szlachetnych cnót, takich jak altruizm, idealizm, moralność, samowyrzeczenie, odwaga i honor. Thymos dostarcza silnego wsparcia emocjonalnego procesowi wartościowania i oceny, jak również po­ zwala ludziom przezwyciężać najsilniejsze wrodzone instynkty w imię tego, co uważają oni za słuszne lub sprawiedliwe. Ludzie oceniają i przypisują wartość nade wszystko sobie samym i czują oburzenie

I. Cytowane w: Abraham Lincoln, The Life and Writings ofAbraham Lincoln, Modern Library, New York 1940, s. 842.

275

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

z dobrym porządkiem politycznym, ponieważ jest źródłem odwagi, ducha publicznego i niechęci do zawierania kompromisów moralnych. Zdaniem tych pisarzy dobry porządek polityczny musi być czymś wię­ cej niż tylko paktem o nieagresji: musi również zaspokajać człowiecze pragnienie uznania jego godności i wartości. Jednak thymos i pragnienie uznania to zjawiska o znacznie szerszym zakresie, niż sugerowałyby te dwa przykłady. Proces oceny i samooceny przenika wiele aspektów życia codziennego, które przyzwyczailiśmy się traktować jako ekonomiczne: zaprawdę, człowiek jest „bestią o czerwo­ nych policzkach”.

Rozdział 16

Bestia o czerwonych policzkach

Wszelako jeżeli Bóg zechce, aby [ta wojna] trwała, dopóki nie runie stos bogactwa nagromadzonego przez dwieście pięćdziesiąt lat nie wynagradzanego znoju niewolnika, do­ póki każda kropla krwi wytryslej spod batoga nie zostanie pomszczona inną, mieczem utoczoną, wciąż powiedzieć będzie trzeba, jak powiedziane było trzy tysiące lat temu: „Wyroki boskie słuszne są i sprawiedliwe”. ABRAHAM LINCOLN

druga mowa inauguracyjna, marzec 1865'

Thymos, które ukazuje się nam w Państwie i opowieści Havla o sprze­ dawcy, stanowi coś na kształt wrodzonego człowiekowi poczucia sprawiedliwości i jako takie jest siedliskiem psychologicznym wszyst­ kich szlachetnych cnót, takich jak altruizm, idealizm, moralność, samowyrzeczenie, odwaga i honor. Thymos dostarcza silnego wsparcia emocjonalnego procesowi wartościowania i oceny, jak również po­ zwala ludziom przezwyciężać najsilniejsze wrodzone instynkty w imię tego, co uważają oni za słuszne lub sprawiedliwe. Ludzie oceniają i przypisują wartość nade wszystko sobie samym i czują oburzenie

i. Cytowane w: Abraham Lincoln, The Life and Writings ofAbraham Lincoln, Modern Library, New York 1940, s. 842.

275

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

z własnego powodu. Zdolni są jednak również przypisać wartość innym i rozgniewać się z cudzego powodu.Najczęściej zdarza się to wtedy, kiedy ktoś należy do grupy ludzi, którzy uważają się za nie­ sprawiedliwie traktowanych, na przykład feministka gniewa się z po­ wodu losu wszystkich kobiet, nacjonalista z powodu losu swej grupy etnicznej. Oburzenie z własnego powodu rozciąga się wtedy na całą grupę i budzi poczucie solidarności. Istnieją również wypadki gniewu z powodu grup ludzi, do których dana osoba nie należy. Skierowa­ ny przeciwko niewolnictwu sprawiedliwy gniew radykalnych białych abolicjonistów przed wojną secesyjną czy panujące na całym świecie oburzenie systemem apartheidu w Afryce Południowej są przejawa­ mi thymos. Oburzenie bierze się w tych przypadkach z tego, że ofia­ ra rasizmu nie jest traktowana współmiernie do wartości, którą osoba oburzona przypisuje jej jako istocie ludzkiej - czyli z tego, że ofierze rasizmu odmawia się uznania. Wyrastające z thymos pragnienie uznania jest zjawiskiem głęboko paradoksalnym, ponieważ thymos jest mieszkaniem sprawiedliwości i al­ truizmu, lecz jednocześnie ściśle wiąże się z egoizmem. Tymotejska jaźń domaga się uznania jej własnego poczucia wartości rzeczy, nawet kiedy poczucie to dotyczy innych ludzi. Pragnienie uznania pozostaje formą potwierdzania samego siebie, rzutowania swych wartości na świat zewnętrzny i wzbudza uczucia gniewu, kiedy wartości te nie są uznawa­ ne przez innych ludzi. Nie ma gwarancji, że poczucie sprawiedliwości tymotejskiej jaźni będzie odpowiadało poczuciu sprawiedliwości innych jaźni: na przykład zupełnie inaczej - na podstawie różnych ocen god­ ności czarnych - postrzegają to, co sprawiedliwe, aktywista walczący z apartheidem i sprzyjający temu systemowi Afrykaner. Ponadto, ponie­ waż tymotejska jaźń zaczyna zazwyczaj od oceny siebie samej, istnieje duże prawdopodobieństwo, że się przeceni: jak powiada Locke, ża­ den człowiek nie jest dobrym sędzią w swej własnej sprawie. Samopotwierdzająca natura thymos jest źródłem powszechnego błędu, który polega na myleniu thymos z pożądaniem. W istocie bo­ wiem generowane przez thymos samopotwierdzenie i egoizm pożąda­ 276

BESTIA O CZERWONYCH POLICZKACH

nia to zupełnie odrębne zjawiska2. Jako przykład weźmy spór płacowy między pracodawcą i organizacją pracowniczą w fabryce samocho­ dów. Większość współczesnych politologów, w ślad za psychologią Hobbesowską, która sprowadza wolę tylko do pożądania i rozumu, zinterpretowałaby tego rodzaju spory jako konflikty między „grupa­ mi interesów”, to jest między żądzą pracodawcy i żądzą pracowni­ ków, aby „zagarnąć więcej dla siebie”. Rozum, orzekłby współczesny politolog, skłania obie strony do obrania takiej strategii przetargowej, która zmaksymalizuje ekonomiczne korzyści własne bądź, w przypad­ ku strajku, zminimalizuje koszty, dopóki układ sił nie doprowadzi do kompromisowego rozwiązania. W istocie jednak jest to znaczne uproszczenie procesu psycholo­ gicznego, który zachodzi po obu stronach. Strajkujący pracownik nie nosi transparentu z napisem: Jestem chciwy i chcę wycisnąć od praco­ dawcy tyle pieniędzy, ile się uda”, tak samo jak kierownik z opowieści Havla nie miał ochoty wystawiać hasła: „Boję się”. Strajkujący mówi raczej (także sobie): Jestem dobrym pracownikiem; jestem znacznie więcej wart dla pracodawcy, niż mi on obecnie płaci. Powiem więcej, biorąc pod uwagę zyski, jakie dzięki mnie uzyskuje firma, i biorąc pod uwagę zarobki, jakie ludzie otrzymują za podobną pracę w innych zakładach, jestem nieuczciwie wynagradzany; powiem jeszcze więcej, jestem...”. W tym miejscu pracownik uciekłby się do metafory biolo­ gicznej, która znaczy, że naruszana jest jego godność ludzka. Podobnie jak kierownik sklepu warzywnego, pracownik wierzy, że ma pewną wartość. Oczywiście żąda podwyżki dlatego, że musi spłacić pożyczkę hipoteczną i wyżywić dzieci, ale wyższa pensja ma być także znakiem jego wartości. Gniew, który wrze w sporach pracowniczych, rzadko wiąże się z bezwzględnym poziomem zarobków: rodzi się dlatego, że oferta płacowa pracodawcy nie dość „uznaje” godność pracownika. 2. Ściśle rzecz biorąc, pragnienie uznania można uważać za formę pożądania, taką jak głód czy pragnienie [napoju], którego przedmiot nie jest materialny, lecz idealny. Bliski związek między tbymos i pożądaniem uwidacznia się w etymologii greckiego słowa oznaczającego pożądanie: epithymia.

277

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

To wyjaśnia, dlaczego w strajkujących znacznie ostrzejszy gniew budzi łamistrajk niż sam pracodawca. Chociaż łamistrajk jest tylko narzędziem w rękach pracodawcy, jest pogardzany jako osoba, u której pragnienie natychmiastowych korzyści ekonomicznych zwyciężyło nad poczuciem własnej godności. W przeciwieństwie do innych straj­ kujących, pragnienie łamistrajka pokonało jego thymos. Wydaje nam się, że dobrze rozumiemy zjawisko walki o własną ko­ rzyść ekonomiczną, lecz często nie mamy świadomości, że jest ono ściś­ le związane z tymotejskim samopotwierdzeniem. Podwyżka zaspokaja zarówno pragnienie rzeczy materialnych, żywione przez część pożądliwą duszy, jak i pragnienie uznania, żywione przez część tymotejską. W życiu

politycznym roszczenia ekonomiczne rzadko ukazywane są jako proste żądania „chcę więcej”. Zwykle ujmuje się je w języku „sprawiedliwości społecznej”. Oczywiście może to być akt czystego cynizmu, lecz częściej tego rodzaju ujęcie odzwierciedla natężenie tymotejskiego gniewu u ludzi, którzy uważaj ą, w sposób mniej lub bardziej wyartykułowany, że w sporach płacowych w ostateczności chodzi o ich godność. Wiele motywacji, któ­ re powszechnie interpretowane są jako ekonomiczne, w istocie wypływa z jakiegoś rodzaju tymotejskiego pragnienia uznania. Doskonale to rozu­ miał twórca ekonomii politycznej Adam Smith. W Teorii uczuć moralnych Smith dowodzi, że powód, dla którego ludzie dążą do bogactwa, a od­ rzucają biedę, ma niewiele wspólnego z fizyczną koniecznością. Wynika to z tego, że „zarobki najuboższego robotnika” mogą zaspokoić naturalne potrzeby, takie jak „żywność, odzienie, wygody domowe i udogodnienia dla rodziny”, oraz że dochody nawet osób biednych przeznaczane są na „udogodnienia, które można uznać za zbyteczne [...]”. Dlaczego chcemy zatem „polepszenia naszej sytuacji” przez harówkę i „krzątaninę” życia ekonomicznego? Odpowiedź brzmi: Być zauważanym, obsługiwanym, spotykać się z oddźwiękiem uczuciowym,

odczuwać zadowolenie i aprobatę, oto co sugerujemy jako pochodzące stąd korzyści. To próżność, a nie wygoda czy przyjemność,

obchodzi nas tutaj. Próżność wszakże zawsze powstaje z naszego prze­ 278

BESTIA O CZERWONYCH POLICZKACH

świadczenia, że jesteśmy przedmiotem uwagi i aprobaty. Człowiek bogaty chlubi się swym bogactwem, gdyż uważa, iż naturalnie przyciąga do niego

uwagę świata i że ludzie są skłonni do oddźwięku wobec wszelkich przy­ jemnych uczuć, które jego własna korzystna sytuacja z łatwością w nich

wzbudzi. [...] Człowiek ubogi, przeciwnie, wstydzi się swojego ubó­ stwa. Odczuwa on, iż bieda umieszcza go poza zainteresowaniem społe­ czeństwa, albo też jeśli nawet ludzie zwracają na niego uwagę, to jednak

słabo współodczuwają biedę i nieszczęścia, których doznaje3.

Na pewnym poziomie ubóstwa działalność ekonomiczną podej­ muje się dla zaspokojenia naturalnych potrzeb, na przykład w do­ tkniętym suszą afrykańskim Saheln w latach osiemdziesiątych. Jed­ nak w większości innych regionów świata ubóstwo i niedostatek są pojęciami względnymi, wynikającymi z roli pieniądza jako symbolu wartości4. Obowiązujące w Stanach Zjednoczonych „minimum so­ cjalne” daje znacznie wyższą stopę życiową niż poziom dobrobytu ludzi bogatych w niektórych krajach Trzeciego Świata. Nie oznacza to jednak, że amerykańscy biedni są bardziej zadowoleni z życia niż bogaci w krajach Afryki lub Azji Południowej, ponieważ ich poczu­ cie własnej wartości jest znacznie częściej znieważane. Stwierdzenie Locke’a, że król w Ameryce odżywia się, mieszka i odziewa gorzej niż wyrobnik w Anglii, nie uwzględnia thymos i stąd zupełnie za­ traca istotę sprawy. Król w Ameryce ma poczucie własnej godno­ ści, którego zupełnie brakuje angielskiemu wyrobnikowi, godności

3. Podkreślenia autora. Adam Smith, Teoria uczuć moralnych, przeł. Danuta Petsch, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1989, s. 72-73. Za tę i inne suge­ stie dotyczące Adama Smitha winien jestem wdzięczność Abramowi Shulsky emu i Charlesowi Griswoldowi Jr. Por. także Albert O. Hirschman, The Passions and the Interests, Princeton University Press, Princeton, New York, 1977, s. 107-108. 4. Rousseau zgodziłby się ze Smithem, że naturalne potrzeby są względnie nieliczne oraz że jedynym źródłem pożądania własności prywatnej jest amour-propre lub próżność człowieka, jego skłonność do porównywania się z innymi. Różnią się natomiast w swej ocenie moralnej dopuszczalności tego, co Smith nazywa „polep­ szeniem naszej sytuacji”.

279

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zrodzonej z wolności, samowystarczalności oraz szacunku i uznania, jakim obdarza go wspólnota. Być może wyrobnik lepiej się odżywia, lecz jest całkowicie uzależniony od pracodawcy, który w zasadzie nie postrzega go jako człowieka. Nieuwzględnianie czynnika tymotejskiego w motywacjach uważa­ nych powszechnie za ekonomiczne prowadzi do zasadniczo błędnych in­ terpretacji polityki i zmian historycznych. Na przykład często można się spotkać ze stwierdzeniem, że przyczynami rewolucji są ubóstwo i nie­ dostatek, bądź z przekonaniem, że im większe ubóstwo i niedostatek, tym większy potencjał rewolucyjny. Słynne studium Tocqueville’a wska­ zuje jednak, iż w przedrewolucyjnej Francji stało się coś wręcz przeciw­ nego: trzydziesto- lub czterdziestolecie poprzedzające rewolucję stano­ wiło okres bezprecedensowego wzrostu ekonomicznego, połączonego z wieloma podjętymi w dobrej wierze, lecz chybionymi reformami libe­ ralizującymi gospodarkę. Francuskie chłopstwo było w przededniu re­ wolucji bardziej niezależne i zamożniejsze od swych pobratymców na Śląsku czy w Prusach Wschodnich, podobnie jak klasa średnia. Stali się jednak zapalnikiem rewolucji, ponieważ liberalizacja życia politycznego, która nastąpiła pod koniec xvtii wieku, pozwoliła im odczuć względny niedostatek znacznie ostrzej niż wszystkim klasom społecznym w Pru­ sach i wyrazić swój gniew z tego powodu5. W świecie współczesnym z re­ guły tylko w krajach najuboższych i najbiedniejszych panuje stabilizacja. Kraje modernizujące się ekonomicznie są na ogół najmniej ustabilizo­ wane, ponieważ wzrost gospodarczy kreuje nowe oczekiwania i żądania. Ludzie porównują swoje położenie nie ze społeczeństwami tradycyjnymi, lecz z bogatymi, a kontrast ten podsyca ich gniew. „Rewolucja wzrastają­ cych oczekiwań”, jak się ją powszechnie postrzega, jest tyleż zjawiskiem zrodzonym z pragnienia, ile tymotejskim6.

5. Alexis de Tocqueville, Dawny ustrój i rewolucja, przel. Hanna Szumańska-Grossowa, Znak, Kraków 1994. Por. zwłaszcza cz. 3, rozdz. 4-6. 6. Empiryczną dokumentację tego zjawiska podaje Huntington (1968), s. 40-47.

280

BESTIA O CZERWONYCH POLICZKACH

Istnieją dalsze przykłady mylenia thymos z pożądaniem. Histo­ rycy podejmujący próbę wyjaśnienia amerykańskiej wojny domowej muszą zdać sprawę z przyczyn, dla których Amerykanie gotowi byli ponieść straszliwe cierpienia, tocząc wojnę, która pociągnęła za sobą sześćset tysięcy ofiar, czyli prawie 2% ogółu ludności. Wielu history­ ków xx-wiecznych, podkreślających czynniki ekonomiczne, próbowało interpretować wojnę domową jako starcie przemysłowej, kapitalistycz­ nej Północy z tradycjonalistycznym, plantatorskim Południem. Tego rodzaju wyjaśnienia nie są jednak do końca zadowalające. Na początku wojnę prowadzono pod sztandarami celów w dużym stopniu pozaeko­ nomicznych - jakimi było dla Północy utrzymanie jedności Unii, a dla Południa zachowanie „szczególnej instytucji” niewolnictwa i sposobu życia, który z tej instytucji wyrastał. Była też jednak inna kwestia, na którą zwrócił uwagę Abraham Lincoln - mądrzejszy od wielu swych późniejszych interpretatorów kiedy powiedział, że „wszyscy wiedzą”, iż „tak czy owak przyczyną” kon­ fliktu jest niewolnictwo. Rzecz jasna, wielu mieszkańców Północy było przeciwnych emancypacji Murzynów i liczyło na szybkie, kompromi­ sowe zakończenie wojny. Determinacji Lincolna, by doprowadzić woj­ nę do samego końca, widocznej w jego surowym napomnieniu, że nie zaprzesta jej, choćby miała pochłonąć owoce „dwustu pięćdziesięciu lat niewynagradzanego znoju niewolnika”, niepodobna zrozumieć z eko­ nomicznego punktu widzenia. Tego rodzaju transakcje mają sens tylko dla tymotejskiej części duszy7. Można podać dowolnie wiele przykładów na to, że pragnienie uznania odgrywa istotną rolę we współczesnej polityce amerykańskiej. Na przykład jednym z najbardziej newralgicznych problemów, które znajdują się na społecznej wokandzie mniej więcej od pokolenia, jest

7. Odniesienie się Lincolna do jego wiary w sprawiedliwego Boga prowokuje pytanie, czy największe akty tymotejskiego samopotwierdzenia nie muszą opierać się na wierze w Boga.

281

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

aborcja, choć treść ekonomiczna tego problemu jest znikoma8. Spór o aborcję skupia się wokół konfliktu praw nienarodzonych i praw kobiet, lecz odzwierciedla głębszy brak zgody w kwestii tego, czy więk­ sza godność przysługuje kobiecie żyjącej w tradycyjnej rodzinie czy też samowystarczalnej kobiecie pracującej. Obie strony tego sporu czują oburzenie: jedna w imię usuniętych płodów, druga w imię kobiet, które umierają „w rękach” niekompetentnych ginekologów przeprowadzają­ cych pokątnie zabiegi, oburzają się jednak także ze swego własnego powodu: tradycyjna matka dlatego, że, jej zdaniem, aborcja w jakiś spo­ sób umniejsza szacunek należny macierzyństwu, a kobieta pracująca dlatego, że brak prawa do aborcji umniejsza jej godność jako osoby równej mężczyźnie. Niegodność rasizmu w dzisiejszej Ameryce tylko częściowo wiąże się z materialnym ubóstwem czarnych: rasizm rani w dużym stop­ niu dlatego, że dla wielu białych czarny jest (jak to określił Ralph Ellison) „człowiekiem niewidzialnym”, którego niekoniecznie ak­ tywnie się nienawidzi, lecz nie dostrzega się jako członka tej samej ludzkiej rodziny. Ubóstwo tylko potęguje tę niewidzialność. Ruchy na rzecz swobód i praw obywatelskich, choć zawierają w swych pro­ gramach pewne postulaty ekonomiczne, po tymotejsku walczą jednak przede wszystkim o uznanie odmiennego pojmowania sprawiedliwo­ ści i ludzkiej godności. Aspekt tymotejski występuje w wielu innych rodzajach działalności, które zazwyczaj tłumaczone są naturalnym pożądaniem. Na przykład podbój seksualny zazwyczaj nie jest wyłącznie sprawą fizycznego za­ spokojenia - do tego nie zawsze potrzeba partnera - lecz odzwierciedla też potrzebę „uznania” czyjejś atrakcyjności przez drugą osobę. Jaźń, którą spotyka uznanie, to niekoniecznie to samo co jaźń Heglowskiego pana-arystokraty czy moralna jaźń kierownika z opowieści Havla. Jed­ 8. Kwestia aborcji ma kontekst ekonomiczny bądź socjologiczny w tym sensie, że ist­ nieje wyraźna zależność poglądów od takich czynników jak poziom wykształcenia i dochodów, zamieszkanie w mieście lub na wsi itd., jednakże istota problemu dotyczy uprawnień, a nie ekonomiki.

282

BESTIA O CZERWONYCH POLICZKACH

nak najgłębsze formy miłości erotycznej obejmują pragnienie uznania przez kochanka czegoś więcej niż tylko cech fizycznych, równoznaczne z pragnieniem uznania własnej wartości. Powyższe przykłady thymos nie mają dowieść, że całą działalność ekonomiczną, cały erotyzm i całą politykę można sprowadzić do prag­ nienia uznania. Rozum i pożądanie pozostają odrębnymi od thymos częściami duszy. W istocie rzeczy pod wieloma względami stanowią one dominujące części duszy nowożytnego człowieka liberalnego. Ludzie są chciwi pieniędzy, ponieważ pragną r z e c z y, a nie tylko uzna­ nia, a po wyzwoleniu ludzkiej zachłanności, które dokonało się w czasach wczesnonowożytnych, liczba i różnorodność żądz materialnych wzrosła w stopniu zawrotnym. Ludzie chcą też seksu, ponieważ - co tu dużo mówić - jest przyjemny. Odnotowałem tymotejski wymiar chciwości i żądzy seksualnej właśnie z tej przyczyny, że prymat pożądania i rozu­ mu w świecie nowożytnym często przesłania rolę, jaką odgrywają thymos i uznanie w codziennym życiu. Thymos często objawia się jako sojusznik pożądania - choćby w przypadku pracownika żądającego „sprawiedliwo­ ści społecznej”— toteż łatwo je z pożądaniem pomylić. Pragnienie uznania odegrało decydującą rolę w wywołaniu antykomunistycznego trzęsienia ziemi w Związku Radzieckim, Euro­ pie Wschodniej i Chinach. Z pewnością wielu mieszkańców Europy Wschodniej chciało końca komunizmu z przyczyn mniej podniosłych, a mianowicie sądzili, że utoruje to drogę do zachodnioniemieckiej stopy życiowej. Podstawowy impuls do podjęcia reform w Związku Radziec­ kim i Chinach był w pewnym sensie ekonomiczny i wynikał z tego, co rozpoznaliśmy jako niezdolność gospodarki nakazowo-rozdzielczej do spełnienia wymagań społeczeństwa „postindustrialnego ”. Niemniej pragnieniu dobrobytu towarzyszyło żądanie demokratycznych praw i przedstawicielstwa politycznego jako celów samych w sobie - innymi słowy, żądanie systemu, w który uznanie byłoby wrośnięte w sposób automatyczny i powszechny. Puczyści z sierpnia 1991 roku łudzili się, że Rosjanie przehandlują „wolność za kawałek kiełbasy”, jak powiedział jeden z obrońców rosyjskiego parlamentu. 283

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Nie zrozumiemy całościowego charakteru zjawiska rewolucyjnego, jeżeli zlekceważymy udział tymotejskiego gniewu i żądania uznania, które towarzyszyły kryzysowi gospodarczemu komunizmu. Sytuacje rewolucyjne mają tę osobliwą cechę, że tym, co każę ludziom podej­ mować skrajne ryzyko i uruchamiać proces upadku reżimów, rzadko są wielkie wydarzenia, którym historycy przypisują później kluczową rolę, lecz drobne, z pozoru nieistotne okoliczności. Na przykład opozycyjne czechosłowackie Forum Obywatelskie zrodziło się z po­ wszechnego oburzenia uwięzieniem Havla, do którego doszło mimo obietnic liberalizacji składanych przez komunistyczną ekipę Jakeśa. W listopadzie 1989 roku na ulicach Pragi zaczęły się gromadzić wiel­ kie tłumy, początkowo na skutek pogłoski - która później okazała się fałszywa - że służba bezpieczeństwa zamordowała studenta. W Ru­ munii pierwszym ogniwem łańcucha wydarzeń, które doprowadzi­ ły do upadku reżimu Ceausescu w grudniu 1989 roku, był protest w Timijoarze przeciwko uwięzieniu duchownego węgierskiego, ojca Tókésa, który prowadził działalność na rzecz obrony praw tamtejszej społeczności węgierskiej9. W Polsce wrogość do Sowietów i ich pol­ skich komunistycznych sojuszników była podsycana przez niechęć Moskwy do wzięcia na siebie odpowiedzialności za mord na polskich oficerach, dokonany przez nkwd w 1940 roku w lesie katyńskim. Kiedy po umowie Okrągłego Stołu z wiosny 1989 roku Solidarność weszła do rządu, jednym z pierwszych działań, jakie podjęła, było zażądanie od Sowietów pełnego rozliczenia się z mordu katyńskiego. Podobny proces rozgrywał się w samym Związku Radzieckim, gdzie wiele osób, które przeżyły epokę Stalina, żądało rozliczenia zbrod­ niarzy i rehabilitacji ofiar. Pierestrojki i reform politycznych nie da się zrozumieć w oderwaniu od chęci zwyczajnego powiedzenia prawdy o przeszłości i przywrócenia godności milczącym ofiarom gułagów.

9. Przypadek rumuński jest skomplikowany, ponieważ istnieją dowody na to, że demonstracje nie były zupełnie spontaniczne, a powstanie zostało z góry zaplano­ wane przez wojsko.

284

BESTIA O CZERWONYCH POLICZKACH

Gniew, który wymiótł niezliczonych lokalnych funkcjonariuszy par­ tyjnych w latach 1990-1991, brał się nie tylko z niewydolności sys­ temu gospodarczego, ale także z przypadków korupcji i arogancji, na przykład w Wołgogradzie, gdzie pierwszy sekretarz stracił posadę wskutek protestów społecznych, ponieważ z funduszy partyjnych kupił sobie volvo. Reżim Ericha Honeckera w Niemczech Wschodnich uległ kry­ tycznemu osłabieniu w rezultacie wielu wydarzeń z 1989 roku: kryzysu uchodźców, którzy tysiącami uciekali do Niemiec Zachodnich, utraty poparcia Związku Radzieckiego i wreszcie zburzenia muru berlińskiego. Jednak nawet wtedy nie było wcale pewności, że socjalizm jest w Niem­ czech Wschodnich martwy.Tym, co całkowicie odsunęło Socjalistyczną Partię Jedności od władzy i zdyskredytowało jej nowych przywódców, Krenza i Modrowa, były doniesienia o przepychu, z jakim Honecker urządził swoją prywatną rezydencję na przedmieściu Wandlitz10. Potęż­ ny gniew, który wzbudziły te doniesienia, był w gruncie rzeczy trochę irracjonalny. Obywatele komunistycznych Niemiec Wschodnich mieli wiele powodów do narzekań, związanych przede wszystkim z brakiem wolności politycznej i niską stopą życiową w porównaniu z Niemcami Zachodnimi. Honecker mimo wszystko nie mieszkał w jakimś współ­ czesnym Wersalu, lecz w bogatym domu mieszczańskim, jakich wiele w Hamburgu czy Bremie. A jednak powszechne i długoletnie zarzuty przeciwko komunizmowi nie stały się w Niemczech Wschodnich po­ wodem tymotejskiego gniewu choćby zbliżonego natężeniem do tego, który wzbudził widok rezydencji Honeckera na ekranach telewizorów. Krzycząca bowiem z tych obrazów obłuda reżimu, który rzekomo od­ dany był sprawie równości, głęboko uraziła poczucie sprawiedliwości narodu i wystarczyła, by kazać mu wyjść na ulice i zażądać całkowitego odsunięcia partii komunistycznej od władzy.

10. Por. na przykład East German VIPs Now under Attack for Living High Off Party Privileges, „Wall Street Journal”, 22 listopada 1989, s. A6.

285

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Pozostaje przypadek Chin. Reformy gospodarcze Deng Xiaopinga otworzyły nowy horyzont możliwości ekonomicznych dla pokolenia młodych Chińczyków, którzy osiągnęli dorosłość w latach osiemdziesiątych: po raz pierwszy od rewolucji mogli zakładać firmy, czytać zagraniczną prasę oraz studiować w Stanach Zjednoczonych i innych krajach zachodnich. Studenci, którzy dojrzewali w tym kli­ macie wolności ekonomicznej, mieli oczywiście ekonomiczne powo­ dy do narzekań, zwłaszcza na narastającą pod koniec lat osiemdzie­ siątych inflację, która stopniowo drenowała moc nabywczą pieniądza większości mieszkańców miast. Mimo to Chiny po reformie były kra­ jem znacznie bardziej dynamicznym i dającym większe możliwości życiowe niż Chiny Mao, szczególnie jeśli chodzi o dzieci z elitarnych rodzin, które studiowały na uniwersytetach w Pekinie, Xian, Kanto­ nie i Szanghaju. A przecież to właśnie ci studenci brali udział w de­ monstracjach o większą demokrację, najpierw w 1986 roku, a potem ponownie wiosną 1989 roku, w rocznicę śmierci Hu Jaobanga. Kiedy protesty nie przynosiły rezultatów, świadomi swej besilności studenci poczuli gniew na partię i rząd za brak uznania ich samych i słusz­ ności ich zarzutów. Chcieli, aby Deng Xiaoping, Zao Ciang i inni przedstawiciele naczelnych władz chińskich spotkali się z nimi osobi­ ście, oraz postawili żądanie, aby ich uczestnictwo w rządzeniu zostało zinstytucjonalizowane. Nie było jasne, czy wszyscy z nich chcieli, aby ta instytucjonalizacja przyjęła ostatecznie formę demokracji przed­ stawicielskiej, lecz u podstaw ich postulatów leżało żądanie, aby trak­ tować ich jak ludzi dorosłych, których opiniom należy się właściwy szacunek. Wszystkie te przykłady ze świata komunistycznego w taki czy inny sposób ilustrują mechanizmy pragnienia uznania. Zarówno reformy, jak i rewolucje podjęte zostały w imię systemu politycznego, który byłby instytucjonalizacją powszechnego uznania. Co więcej jednak, tymotejski gniew odegrał kluczową rolę katalizatora wydarzeń rewo­ lucyjnych. Ludzie nie wyszli na ulice Lipska, Pragi, Timijoary, Pekinu czy Moskwy z żądaniem, aby rząd zapewnił im „gospodarkę postin286

BESTIA O CZERWONYCH POLICZKACH

dustrialną” czy pełne półki w sklepach spożywczych. Ich namiętny gniew budziły stosunkowo niewielkie akty niesprawiedliwości, takie jak uwięzienie księdza czy odmowa przyjęcia listy z żądaniami przez wpływowych urzędników. Historycy interpretują później tego typu zdarzenia jako czynniki wtórne lub zapalające, co odpowiada prawdzie. Nie są jednak przez to mniej konieczne do rozpętania procesu rewolucyjnego. Do sytuacji rewolucyjnych nie dochodzi, jeżeli przynajmniej niektórzy ludzie nie są gotowi narazić dla sprawy swego życia i wygody. Potrzebna do tego odwaga nie wypływa z części pożądliwej duszy, lecz z części tymotejskiej. Człowiek pożądliwy, homo oeconomicus, autentyczny bourgeois, dokona wewnętrznego „rachunku zysków i strat” i w wyniku zawsze uzyska powód do tego, by pracować „w ramach systemu”. Tylko czło­ wiek tymotejski, człowiek gniewny, który jest zazdrosny o godność swoją i współobywateli, człowiek, który czuje, że o jego wartości sta­ nowi coś więcej niż zespół pragnień składających się na jego fizycz­ ne istnienie - tylko ten człowiek zechce stanąć naprzeciw czołgów i oddziałów żołnierzy. Bez takich niewielkich aktów odwagi w odpo­ wiedzi na niewielkie akty niesprawiedliwości szerszy ciąg wydarzeń prowadzących do fundamentalnych zmian struktur politycznych i go­ spodarczych często w ogóle nie miałby miejsca.

Rozdział 17

Wzrost i upadek thymos

Człowiek nie dąży do szczęścia; czyni to tylko Anglik. FRYDERYK NIETZSCHE,

Zmierzch bożyszcz?

W dotychczasowych rozważaniach ludzkie poczucie własnej wartości i żądanie jej uznania ukazywaliśmy jako źródło szlachetnych cnót, ta­ kich jak odwaga, szczodrobliwość i duch publiczny, jako siedlisko oporu wobec tyranii i przyczynę stawiania na demokrację liberalną. Pragnienie uznania ma jednak także swoją ciemną stronę, która wzbudziła w wie­ lu filozofach przekonanie, że thymos jest fundamentalnym źródłem zła w człowieku. Thymos analizowaliśmy dotychczas jako ocenę własnej wartości. Przykład kierownika sklepu warzywnego u Havla wskazuje, że ocena ta często wiąże się z poczuciem, że jest się „czymś więcej” niż swymi naturalnymi pragnieniami, że jest się podmiotem moralnym, zdolnym do wolnego wyboru. Tę dość skromną formę thymos można postrzegać jako szacunek do siebie samego lub też, posługując się modnym obec­ nie żargonem, wysoką „samoocenę”. Ta forma thymos w większym lub

i. Fryderyk Nietzsche, Zmierzch bożyszcz. Antychryst, przeł. Stanisław Wyrzykowski, Bis, Warszawa 1991, s. 7.

288

WZROST I UPADEK THYMOS

mniejszym stopniu występuje właściwie u wszystkich ludzi. Jakiś sto­ pień szacunku do siebie samego wydaje się istotny dla każdego, istotny z punktu widzenia zdolności do funkcjonowania w świecie i zadowo­ lenia z życia. W opinii Joan Didion dzięki temu poczuciu potrafimy odmówić innym bez wyrzutów sumienia2. Istnienie wymiaru moralnego ludzkiej osobowości, który stale oce­ nia daną jednostkę i innych, nie oznacza jednak powszechnej zgody co do zasadniczych treści moralności. W świecie tymotejskich moralnych jaźni będą one stale żywiły odmienne poglądy, spierały się i wzajemnie na siebie gniewały na tle rozlicznych kwestii, dużych i małych. Przeto nawet w swych najskromniejszych przejawach thymos jest zarzewiem konfliktu między ludźmi. Co więcej, nie ma gwarancji, że czyjaś ocena swojej własnej war­ tości zawrze się w granicach „moralnej” jaźni. Havel uważa, że zaro­ dek osądu moralnego i poczucia „słuszności” istnieje we wszystkich ludziach. Jednak nawet jeżeli zgodzimy się z tym uogólnieniem, bę­ dziemy musieli przyznać, że bywa on bardzo mało rozwinięty. Uznania można żądać nie tylko dla swej wartości moralnej, ale także dla swego majątku, władzy czy urody. Co ważniejsze, nie ma powodu sądzić, że wszyscy ludzie ocenią siebie jako równych innym ludziom. Mogą zechcieć być uznanymi za lepszych od innych, czasem na podstawie rzeczywistej wewnętrznej wartości, ale częściej na podstawie przesadnej i próżnej samooceny. Pragnienie bycia uznanym za kogoś lepszego od innych będziemy okreś­ lać kolejnym słowem pochodzenia greckiego: megalothymia. Megalotymia może się objawiać zarówno u tyrana, który najeżdża sąsiedni kraj i bierze tamtejszy lud w niewolę, aby uznał jego władzę, jak i u pianisty, który chce być uznany za najwybitniejszego interpretatora Beethovena. Jej przeciwieństwem jest izothymia, pragnienie bycia uznanym za rów­ nego innym ludziom. Megalotymia i izotymia stanowią dwa przejawy

2. Por. krótki, lecz znakomity esej Joan Didion na ten temat, On Self-Respect, w: Didion, Slouching Towards Betlehem, Dell, New York 1968, s. 142-148.

289

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

pragnienia uznania, na których można oprzeć zrozumienie historycz­ nego przejścia do nowoczesności. Nie ulega wątpliwości, że megalotymia rodzi istotne problemy w ży­ ciu politycznym, ponieważ jeżeli uznanie czyjejś wyższości przez inną osobę stanowi źródło zadowolenia, to logiczne jest, że uznanie czyjejś wyższości przez wszystkich ludzi będzie jeszcze bardziej zadowala­ jące. Thymos, w którym początkowo widzieliśmy niegroźne poczucie włas­ nej wartości, może się zatem przejawiać również jako pragnienie domina­ cji. Ta druga, ciemna strona thymos była, oczywiście, od początku obecna w Heglowskiem opisie krwawego boju, bo przecież pragnienie uznania było tego boju przyczyną i ostatecznie doprowadziło do dominacji pana nad niewolnikiem. Logika uznania w ostateczności prowadziła do prag­ nienia powszechnego uznania,czyli do imperializmu. Thymos, czy to w skromnej formie poczucia godności kierownika sklepu, czy to w formie megalotymii - tyrańskiej ambicji jakiegoś Juliusza Cezara bądź Stalina - stanowiło główny przedmiot rozważań zachodniej filozofii politycznej, nawet jeżeli każdy myśliciel nadawał temu zjawisku inną nazwę. W zasadzie każdy, kto poważnie zastanawiał się nad polityką i sprawiedliwym porządkiem politycznym, musiał zmierzyć się z moral­ ną dwuznacznością thymos, spróbować znaleźć użytek dla jego aspektów pozytywnych i sposób unieszkodliwienia jego ciemnej strony. Sokrates wdaje się w Państwie w długą dysputę na temat thymos, ponieważ tymotejska część duszy okazuje się rozstrzygająca przy budo­ wie sprawiedliwego państwa „w słowach”3. Państwo to, jak każde inne,

3. Arystoteles omawia thymos w rubryce „wielkoduszności” (megalopsychia) [tłuma­ czone na polski jako „uzasadniona duma” - T.B.], która jest dla niego najważniej­ szą cnotą. Człowiek wielkoduszny „uważa się za godnego rzeczy wielkich, będąc ich godnym” w sferze honoru, największego ze wszystkich dóbr zewnętrznych, co czyniąc, wypośrodkowuje między zarozumiałością (uważaniem się za godnego rze­ czy wielkich, nie będąc ich godnym) i przesadną skromnością (uważaniem się za niegodnego rzeczy wielkich, będąc ich godnym). Wielkoduszność zawiera w sobie wszystkie inne cnoty (tj. męstwo, sprawiedliwość, umiarkowanie, prawdomów­ ność itd.) i wymaga kalokagothia („doskonałości etycznej”). Innymi słowy, człowiek wielkoduszny żąda najwyższego uznania za posiadanie najwyższej cnoty. Cieka-

290

WZROST I UPADEK THYMOS

ma zagranicznych wrogów i musi się bronić przed napaścią z zewnątrz Dlatego potrzebuje klasy strażników, którzy są odważni i przepojeni duchem publicznym, którzy są gotowi poświęcić swe materialne żądze i pragnienia na rzecz dobra wspólnego. Sokrates nie wierzy, by odwaga i duch publiczny rodziły się z rozumnej rachuby własnych korzy ści. Przymioty te muszą być zakorzenione w thymos, w sprawiedliwej dumie klasy strażników z siebie i ze swego państwa oraz w ich poten­ cjalnie irracjonalnym gniewie przeciwko tym, którzy państwu zagra­ żają*4. Tego rodzaju sugestie pojawiają się w różnych fragmentach Pań­ stwa, na przykład kiedy Sokrates porównuje tymotejskiego strażnika z psem obronnym, który może pogryźć nie tylko obcego, ale także swego pana, jeżeli nie zostanie odpowiednio wyszkolony5. Konstruo­ wanie sprawiedliwego porządku politycznego wymaga zatem zarówno pielęgnowania, jak i poskramiania thymos, w związku z czym znaczna część pierwszych sześciu ksiąg Państwa poświęcona jest właściwemu kształceniu tymotejskiemu klasy strażników. Megalotymia osób czujących się panami, które chciały dominować nad innymi ludźmi przez imperializm, była ważnym tematem średnio­ wiecznej i wczesnonowożytnej myśli politycznej, która określała to zja­ wisko mianem dążenia do chwały. Powszechne było przekonanie, że walka ambitnych książąt o uznanie wynika z ogólnej natury człowieka i polityki. Nie musiała kojarzyć się z tyranią i sprawiedliwością w epoce we jest spostrzeżenie, iż zdaniem Arystotelesa człowiek wielkoduszny lubi mieć rzeczy „piękne, a nieprzynoszące pożytku”, ponieważ lepiej jest być niezależnym (autarkous gar mallon). Pragnienie przez tymotejską duszę rzeczy bezużytecznych wyrasta z tej samej pobudki, która każę duszy narażać swe biologiczne życie. Ary­ stoteles, Etyka nikomachejska ii 7-9; iv 3 (przeł. Daniela Gromska, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1982). Akceptowalność pragnienia uznania lub honoru stanowi jedną z najistotniejszych różnic między moralnością grecką i chrześcijańską. 4. Zdaniem Sokratesa thymos nie wystarczy do zbudowania sprawiedliwego państwa; musi zostać uzupełnione trzecią postacią duszy, rozumem lub mądrością, w osobie króla-filozofa. 5. Por. na przykład Państwo yj^yjbb. Sokrates wprowadza Adejmantosa w błąd, kiedy sugeruje, że thymos jest najczęściej sprzymierzeńcem rozumu, nie zaś jego wrogiem.

291

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

kiedy prawomocność imperializmu często traktowano jako rzecz oczywistą6. Na przykład św. Augustyn wymienia dążenie do chwały po­ śród przywar, ale uważa je za jedno z najmniej zgubnych i za potencjalne źródło wielkości człowieka7. Megalotymia rozumiana jako pragnienie chwały stanowiła trzon myśli pierwszego myśliciela wczesnonowożytnego, który jednoznacz­ nie zerwał z arystotelesowską tradycją filozofii politycznej chrześci­ jańskiego średniowiecza - Niccolò Machiavellego. Machiavelli znany jest dzisiaj przede wszystkim jako autor szokująco szczerych maksym na temat bezwzględności życia politycznego, na przykład: lepiej jest dla władcy, żeby się go bano, niż go kochano, albo: dotrzymywać słowa należy tylko wtedy, kiedy przyniesie to korzyść. Machiavelli, twórca nowożytnej filozofii politycznej, uważał, że człowiek może zostać panem swego ziemskiego domu, jeżeli będzie się opierał nie na tym, jak ludzie żyć powinni, lecz na tym, jak naprawdę żyją. Zamiast starać się uczynić ludzi dobrymi przez wykształcenie, jak uczył Pla­ ton, Machiavelli postulował budowanie dobrego porządku politycz­ nego zgodnie z tym, co w człowieku złe: tego, co złe, można użyć 6. Dla przypomnienia, jak odmienne od dzisiejszych konotacje posiadała kiedyś me­ galotymia, rozważmy następujący ustęp z Clausewitza: Ze wszystkich wzniosłych uczuć, jakie przepełniają pierś ludzką w gorącym wichrze walki, żad­ ne uczucie, przyznajemy to, nie jest tak potężne i trwałe jak pragnienie sławy i czci, tak niesprawied­ liwie w języku niemieckim określone jako „chciwość sławy” (Ehrgeiz) i „żądza chwały" (Ruhmsucht),

co obniża ich wartość przez zestawienie dwóch nie odpowiadających sobie pojęć. Wprawdzie nadużywanie tego dumnego pragnienia właśnie podczas wojny musialo spowodować najbardziej oburzające niesprawiedliwości wobec ludzi, ale źródło tych uczuć należy naprawdę zaliczyć do naj­

szlachetniejszych w naturze ludzkiej, a na wojnie są one prawdziwym tchnieniem życia, wlewającym duszę w ten olbrzymi organizm. Wszystkie inne uczucia, mimo że mogą być bardziej powszechne albo mogą się wydać wyższymi, jak miłość ojczyzny, fanatyzm idei, zemsta, zapal wszelkiego rodzaju, nie zastąpią jednak ambicji i pożądania sławy.

Carl von Clausewitz, 0 wojnie^ przeł. Augustyn Cichowicz i Leon Koc, Wyda­ wnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1958, t. 1, s. 58. Jestem wdzięczny Alvinowi Bernsteinowi za zwrócenie mi uwagi na ten fragment. 7. Pragnienie chwały wyklucza się, oczywiście, z chrześcijańską cnotą pokory. Albert O. Hirschman, The Passions and the Interests, Princeton University Press, Princeton, New Jersey, 1977, s. 9-11.

292

WZROST I UPADEK THYMOS

do dobrych celów, jeżeli zostanie odpowiednio skanalizowane przez odpowiednie instytucje8. Machiavelli uważał, że megalotymia w formie pragnienia chwa­ ły jest podstawowym popędem psychologicznym kryjącym się za ambicją książąt. Narody podbijają niekiedy sąsiadów z konieczności, w samoobronie lub dla zapewnienia sobie materiału ludzkiego i zaso­ bów na przyszłość, lecz ponad takie motywacje wyrasta ludzkie prag­ nienie uznania - przyjemność odczuwana przez rzymskiego wodza w chwili triumfu, kiedy zakutego w kajdany przeciwnika ciągnięto ulicami przy wtórze wiwatów tłumu. Dla Machiavellego pragnienie chwały nie było wyłączną cechą książąt ani arystokratycznych rządów. Skażone były nim także republiki, na przykład drapieżne imperia ateń­ skie i rzymskie, gdzie udział ludu w rządzeniu podsycał ambicje pań­ stwa i dostarczał skuteczniejszego narzędzia ekspansji militarnej9. Machiavelli dostrzegał, że pragnienie chwały, które jest uniwersal­ ną cechą człowieka10, stwarza szczególne problemy, prowadząc ludzi ambitnych do tyranii, a pozostałych do niewolnictwa. Proponowane przezeń rozwiązanie tego problemu różniło się od Platońskiego i zosta­ ło przejęte przez późniejszy konstytucjonalizm republikański. Zamiast starać się kształcić tymotejskich książąt i strażników, jak sugerował Platon, należało znaleźć dla thymos przeciwwagę w thymos. Republiki mieszane, w których tymotejskim ambicjom książąt i arystokratycznej elity zostałoby przeciwstawione tymotejskie pragnienie niezależności

8. Patrz zwłaszcza rozdz. 15 Księcia. Tę ogólną interpretację Machiavellego, „większe­ go Kolumba”, podaje Strauss (1953), s. 177-179, a także w swoim rozdziale książki zredagowanej wTaz z Josephem Cropseyem, History of Politicai Philosophy, Rand McNally, Chicago 1972, s. 271-292. 9. Por. księga 1, rozdz. xliii Rozważań..., zatytułowany: „O tym, że walczący dla swej własnej chwały są dobrymi i wiernymi żołnierzami”. Niccolò Machiavelli, Wybór pism, przeł. Jadwiga Gałuszka i in., Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1972, s. 344. Por. także: Michael Doyle, Liberalism and World Politics, „American Politicai Science Review”, 80, nr 4, grudzień 1986, s. 1151-1169; Mansfield (1989), s. 137,239. ro. Mansfield ^989), s. 129,146.

293

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

ze strony ludu, zapewniałyby pewien stopień wolności11. Republika mieszana Machiavellego była zatem prototypem znanego z konstytucji amerykańskiej rozdziału władz. Po Machiavellim zrodził się kolejny, chyba ambitniejszy projekt, z którym zdążyliśmy się już zapoznać. Hobbes i Locke, założyciele nowożytnego liberalizmu, dążyli do całkowitego usunięcia thymos t. iycia politycznego i zastąpienia go przez połączenie pożądania i rozumu. Ci wczesnonowożytni liberałowie uważali megalotymię, w postaci na­ miętnej i nieustępliwej dumy książąt czy zaświatowego fanatyzmu księży-bojowników, za główną przyczynę wojen, a przy okazji rozprawili się też z innymi postaciami dumy. Oczernianie arystokratycznej dumy kontynuowało wielu pisarzy oświeceniowych, na przykład Adam Fer­ guson, James Steuart, David Hume i Monteskiusz. W społeczeństwie obywatelskim wyobrażonym przezHobbesa, Lockea i innych myślicieli wczesnonowożytnych człowiek potrzebuje tylko pożądania i rozumu. Bourgeois był w pełni świadomym wytworem myśli wczesnonowożytnej, produktem inżynierii społecznej, która dążyła do zaprowadzenia pokoju społecznego drogą zmian samej natury ludzkiej. Zamiast przeciwstawić megalotymię nielicznych megalotymii wielu, jak proponował Machia­ velli, założyciele nowożytnego liberalizmu mieli nadzieję całkowicie przezwyciężyć megalotymię, przeciwstawiając korzyści części pożądliwej ludzkiej natury namiętnościom części tymotejskiejli. 12. Społecznym ucieleśnieniem megalotymii, a tym samym klasą spo­ łeczną, której nowożytny liberalizm wypowiedział wojnę, była trady­ cyjna arystokracja. Arystokratyczny wojownik nie tworzył bogactwa, lecz kradł je innym wojownikom, a dokładniej: chłopstwu, którego nadwyżkę zawłaszczał. W swych działaniach nie kierował się zasadami racjonalności ekonomicznej, tj. nie sprzedawał swej pracy płacącemu najwięcej: w istocie wcale nie pracował, lecz spełniał się w innych zaję­ li. Por. Harvey C. Mansfield, Jr., Machiavelli and the Modern Executive, w: Zuckert (1988), s. 107. 12. Wątek ten pojawia się u Hirschmana (1977), który wnikliwie śledzi celowe po­ mniejszanie roli thymos w myśli wczesnonowożytnej.

294

WZROST I UPADEK

THYMOS

ciach. Jego zachowanie obwarowane było nakazami dumy i kodeksów honorowych, które nie pozwalały mu robić niczego, co byłoby poniżej jego godności, na przykład uprawiać handlu. Wreszcie, przy całej de­ kadencji wielu społeczeństw arystokratycznych, sedno istoty arystokra­ ty, podobnie jak Heglowskiego pradziejowego pana, wiązało się z jego gotowością do narażenia życia w krwawym boju. Osią arystokratycz­ nego sposobu życia pozostała zatem wojna, a jak dobrze wiemy, wojna jest „nieefektywna gospodarczo”. Znacznie lepiej jest zatem przekonać arystokratycznego wojownika o marności jego ambicji i przeobrazić go w pokojowo nastrojonego przedsiębiorcę, którego wzbogacanie się przyczyni bogactwa również jego otoczeniu13. 13. Pragnienie uznania było również kluczowym elementem myśli Jeana Jacques’a Rousseau, którego dzieła stanowiły pierwszą poważną krytykę liberalizmu Hobbesa i Locke’a. Ostro sprzeciwiwszy się sformułowanej przez nich wizji społe­ czeństwa obywatelskiego, Rousseau zgodził się jednak z nimi, że pragnienie uznania jest podstawową przyczyną zła w życiu społecznym. Rousseau określał pragnienie uznania mianem amour-propre (miłości własnej), czyli próżności, którą przeciwstawił amour de soi (miłości do siebie), która, jego zdaniem, charakteryzo­ wała człowieka natury, zanim uległ zepsuciu przez cywilizację. Amour de soi od­ nosiła się do zaspokajania naturalnych potrzeb pożywienia, odpoczynku i pożycia płciowego; była dlań uczuciem samolubnym, lecz w gruncie rzeczy nieszkodli­ wym, ponieważ uważał, że w stanie natury człowiek prowadził życie samotnicze i wolne od agresji. Natomiast amour-propre powstała w procesie ludzkiego roz­ woju historycznego, kiedy ludzie po raz pierwszy zawiązali wspólnotę i zaczęli się wzajemnie porównywać. Zjawisko porównywania się z innymi pod względem wartości Rousseau uważał za podstawową przyczynę nierówności między ludźmi oraz tego, że człowiek cywilizowany jest występny i nieszczęśliwy. Według niego zjawisko to legło u podstaw prywatnej własności i wszystkich nierówności spo­ łecznych, które się z niej biorą. W przeciwieństwie do Hobbesa i Locke’a, Rousseau nie proponował cał­ kowitego usunięcia z życia społecznego ludzkiej potrzeby samopotwierdzenia. Idąc za Platonem, Rousseau pragnął oprzeć na thymos ducha publicznego oby­ wateli demokratycznej i egalitarnej republiki. Celem opisanego w Umowie spo­ łecznej prawomocnego rządu nie była ochrona prawa własności i prywatnych korzyści ekonomicznych, lecz wykreowanie społecznego odpowiednika natural­ nej wolności: volonté generale, czyli woli powszechnej. Człowiek odzyskuje swą naturalną wolność nie tak, jak chciał Locke, czyli pozostawiony przez państwo w spokoju, aby mógł zarobkować i gromadzić majątek, lecz przez uczestnictwo w życiu publicznym małej i zwartej demokracji. Wolę powszechną, składającą się

295

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Proces „unowocześnienia” (modernization} opisywany przez współ­ czesne nauki społeczne można rozumieć jako stopniowe zwycię­ stwo pożądliwej części duszy, kierowanej rozumem, nad częścią tymotejską - taki proces rozgrywa się w dziesiątkach krajów na całym świecie. Społeczeństwa arystokratyczne występowały właściwie we wszystkich kulturach, od Europy przez Bliski Wschód i Afrykę po Azję Południową i Wschodnią. Modernizacja ekonomiczna wyma­ gała nie tylko stworzenia nowoczesnych struktur społecznych, takich jak miasta i racjonalne biurokracje, ale również etycznego zwycięstwa mieszczańskiego sposobu życia nad tymotejskim życiem arystokraty. W kolejnych społeczeństwach dawnej klasie arystokratów propono­ wano transakcję Hobbesa - by oddali swą tymotejską dumę w zamian za perspektywę pokojowego życia, polegającego na nieograniczonym gromadzeniu majątku. W niektórych krajach, na przykład w Japonii, targu dobito oficjalnie: modernizujące się państwo z dawnych samu­ rajów, czyli wojowników, uczyniło biznesmenów, których przedsię­ biorstwa rozrosły się w xx-wieczne zaibatsu^. W takich krajach jak Francja liczne odłamy arystokracji nie przyjęły tej oferty i stoczyły wiele beznadziejnych walk w obronie swego tymotejskiego porządku etycznego. Bój ten trwa do dziś w wielu krajach Trzeciego Świata, gdzie potomkowie wojowników musieli podjąć podobną decyzję: czy zawiesić miecz na ścianie jako schedę rodową po to, by usiąść w biu­ rze przed terminalem komputera.

z jednostkowych woli obywateli republiki, można sobie przedstawić jako jedną gigantyczną osobę o tymotejskiej duszy znajdującą zaspokojenie w swej wolności do samostanowienia i samopotwierdzenia. Por. Jean Jacques Rousseau, Oeuvres complètes, t. 3, Gallimard, Paris 1964, s. 364-365; por. także Arthur Melzer, The Na­ tural Goodness ofMan, University of Chicago Press, Chicago 1990, s. 70-71 - autor omawia rozbicie duszy człowieka spowodowane zawiązaniem przezeń wspólnoty i wynikającą z tego zależnością od innych ludzi. 14. Rzecz jasna, ta etyczna transakcja nie przebiegała w Japonii zupełnie gładko, po­ nieważ wojsko zachowało arystokratyczny etos. Erupcję imperializmu, która w ostateczności doprowadziła do wojny Japonii ze Stanami Zjednoczonymi na Pa­ cyfiku, można zinterpretować jako ostatnie podrygi tradycyjnej klasy tymotejskiej.

296

WZROST I UPADEK THYMOS

Zanim doszło do założenia Stanów Zjednoczonych, zwycięstwo zasad Lockebwskich — a tym samym zwycięstwo pożądliwej części duszy nad tymotejską - było w Ameryce Północnej zupełne. Prawo do „dążenia do szczęścia”, proklamowane w amerykańskiej Deklara­ cji Niepodległości, rozumiano przede wszystkim w kategoriach naby­ wania własności. Lockeanizm wyznacza szerokie ramy pojęciowe dla Federalisty, tej wspaniałej apologii, pióra Alexandra Hamiltona, Jamesa Madisona i Johna Jaya, amerykańskiej konstytucji. Na przykład w słyn­ nym Federaliście io, poświęconym obronie rządu przedstawicielskiego jako lekarstwa na rozpowszechnioną chorobę rządu, którą są koterie, James Madison stwierdza, że ochrona rozmaitych umiejętności czło­ wieka, a szczególnie „różnych i nierówno rozłożonych umiejętności nabywania własności”, stanowi „naczelny cel rządu”15. Jakkolwiek Lockeowski rodowód Konstytucji usa jest niezaprze­ czalny, to jednak autorzy Federalisty mieli świadomość, że pragnienia uznania nie można zwyczajnie usunąć z życia politycznego. W istocie rozumieli, że dumne samopotwierdzenie jest jednym z celów czy mo­ tywów życia politycznego, a dobry rząd polega także na kreowaniu odpowiedniej przestrzeni dla tego rodzaju dążeń. Podobnie jak Ma­ chiavelli, pragnęli skierować pragnienie uznania na pozytywne, a przy­ najmniej nieszkodliwe tory. Pisząc w Federaliście io o koteriach opar­ tych na „korzyściach” gospodarczych, Madison odróżnił je od innych koterii, opartych na „namiętnościach”, a dokładniej, na namiętnych opiniach o tym, co dobre i co złe: „[na] żarliwym wyznawaniu rozma­ itych opinii dotyczących religii, rządu i wielu innych kwestii” lub na „przywiązaniu do różnych przywódców”. Opinie polityczne były dlań wyrazem miłości własnej i splatały się nierozerwalnie z oceną siebie i własnej wartości przez daną osobę: „Dopóki utrzymuje się związek między rozumem i miłością własną, dopóty opinie i namiętności będą miały na siebie wzajemny wpływ: namiętności skierują się na opinie”16.

15. The Federalist Papers, New American Library, New York 1961, s. 78. 16. Federalist (1961), s. 78-79.

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Koterie powstawały zatem ze zderzenia nie tylko między częściami pożądliwymi dusz różnych ludzi (tj. korzyściami ekonomicznymi), lecz także między częściami tymotejskimi17. W czasach Madisona najważniejsze różnice opinii dotyczyły takich kwestii, jak abstynencja, religia, niewolnictwo i tak dalej, tak jak w naszych czasach dotyczą aborcji, modlitwy w szkołach i wolności słowa. Autorzy Federalisty sądzili, że prócz tysięcy namiętnych opinii, które będzie głosiła szeroka rzesza stosunkowo słabych jednostek, życie polityczne będzie musiało zmierzyć się z „umiłowaniem sławy”, które dla Hamiltona było „namiętnością rządzącą najszlachetniejszy­ mi umysłami”18 - to jest z pragnieniem chwały ze strony ludzi sil­ nych i ambitnych. Dla amerykańskich założycieli problem stanowiła zarówno megalotymia, jak i izotymia. W Konstytucji usa Madison i Hamilton widzieli środek instytucjonalny nie do tłumienia tych róż­ nych ekspresji thymos, lecz do kierowania ich na bezpieczne, a nawet produktywne tory. Powszechne uczestnictwo w rządzie - proces ubie­ gania się o urząd, wygłaszanie mów politycznych, debaty publiczne, pisanie felietonów, głosowanie w wyborach itp. - Madison uważał za niegroźny sposób schlebiania wrodzonej człowiekowi dumie i jego skłonności do tymotejskiego samopotwierdzenia, pod warunkiem że zjawisko to będzie rozproszone na całe terytorium stosunkowo du­ żej republiki. Demokratyczne życie polityczne odgrywało ważną rolę nie tylko jako środek do podejmowania decyzji czy „kumulowania korzyści”, lecz jako samoistny proces, to jest jako scena do wyrażania thymos, na której ludzie mogą szukać uznania dla swych poglądów. Na wyższym i potencjalnie bardziej niebezpiecznym po­ ziomie megalotymii ludzi wielkich i ambitnych rząd konstytucyjny

17. Taką interpretację Federalisty przedstawia David Epstein w The Political Theory of the Federalist, University of Chicago Press, Chicago 1984, s. 6, 68-81,136-141, 183-184 i 193-197. Jestem wdzięczny Davidowi Epsteinowi za zwrócenie mi uwa­ gi na rolę thymos nie tylko w Federaliicie, ale także u wielu innych filozofów politycznych. 18. Federalist (1961), s. 437.

298

WZROST I UPADEK THYMOS

został wprost ustanowiony jako sposób użycia ambicji do „przeciw­ działania ambicji”. W różnych działach rządu widziano kanały, na które można skierować potężne ambicje, system równowagi władz miał zaś zapewnić, że ambicje te będą się wzajemnie anulowały, co zapobiegnie przerodzeniu się rządu w tyranię. Polityk amerykański mógł żywić ambicje zostania Cezarem czy Napoleonem, lecz system pozwoliłby mu zostać co najwyżej Jimmym Carterem czy Ronaldem Reaganem - ze wszystkich stron obwarowanym potężnymi hamulca­ mi instytucjonalnymi i siłami politycznymi, zmuszonym realizować swe ambicje przez bycie „sługą”, nie zaś panem ludu. Próba usunięcia pragnienia uznania z polityki lub jego poskro­ mienia i ubezwłasnowolnienia, podjęta przez liberalizm tradycji hobbesowsko-lockebwskiej, wzbudziła w wielu myślicielach mieszane uczucia. Na społeczeństwo nowożytne mieli się odtąd składać - jak to określił C.S. Lewis - Judzie bez piersi”, czyli tacy, w których jest tylko pożądanie i rozum, brak zaś potrzeby samopotwierdzenia, która w dawniejszych epokach niejako stanowiła o człowieczeństwie jed­ nostki. To sfera uczuć moralnych bowiem sprawia, że człowiek jest człowiekiem: „ze swego intelektu jest tylko duchem, a ze swej żądzy tylko zwierzęciem”19. Największym i najbardziej elokwentnym zwolen­ nikiem thymos w czasach nowożytnych, jak również prorokiem jego od­ rodzenia się, był Fryderyk Nietzsche, patron dzisiejszego relatywizmu i nihilizmu. Pewien współczesny określił kiedyś Nietzschego mianem „arystokratycznego radykała”, którego to miana autor Zaratustry nie za­ kwestionował. Znaczna część jego dzieła daje się zrozumieć, w pewnym sensie, jako reakcja na to, w czym widział powstanie całej cywilizacji „ludzi bez piersi”, społeczeństwa mieszczan, których aspiracje nie wy­ kraczały poza samozachowanie i wygodę. Dla Nietzschego samą istotą człowieka nie było jego pożądanie czy rozum, lecz thymos-. człowiek

19. Por. pierwszy rozdział książki Clive'a Staplesa Lewisa, The Abolition of Man, or. Reflections on Education with Special reference to the Teaching ofEnglish in the Upper Forms ofschools, Collins, London 1978, s. 7-20.

299

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

był dlań przede wszystkim stworzeniem wartościującym, „bestią o czerwonych policzkach”, która czerpie życie ze swej zdolności do wy­ powiadania słów „dobro” i „zło”. Jak mówi jego Zaratustra: Zaprawdę, ludzie sami nadali sobie wszelkie swe zło i dobro. Zaprawdę,

nie przejęli go ani go nie znaleźli, nie spadło im też ono jako głos z nieba.

Wartości nadał rzeczom człowiek w potrzebie samozachowawczej - on dopiero stworzył rzeczom treść, treść człowieczą! Przeto zwie się „czło­

wiek”, czyli: oceniający.

Oceniać znaczy tworzyć: słuchajcież mi, twórcy! Ocena jest wszelkich ocenianych rzeczy skarbem i klejnotem.

Przez ocenę powstaje dopiero wartość; bez oceny pustym byłby orzech bytu. Baczcież mi, twórcy!20

Jakie wartości ludzie tworzą, nie było dla Nietzschego najważniej­ sze, ponieważ istniało „tysiąc i jeden celów” wartych ludzkiego starania. Wszystkie ludy na ziemi miały swój „język dobra i zła”, którego sąsiedzi nie rozumieli. O istocie człowieka stanowił sam akt wartościowania, na­ dawania sobie wartości i żądania dla niej uznania21. Akt wartościowania był ze swej natury nierównościowy, ponieważ wymagał rozróżnienia na lepsze i gorsze. Stąd Nietzsche zainteresowany był jedynie tym przeja­ wem thymos, który przykazywał ludziom zwać się lepszymi od innych, czyli megalotymią. W nowożytności czymś najpotworniejszym były wysiłki jej twórców, Hobbesa i Lockea, aby obedrzeć człowieka z jego mocy wartościujących w imię bezpieczeństwa fizycznego i gromadzenia majątku. Znaną Nietzscheańską doktrynę „woli mocy” można rozumieć jako próbę przywrócenia prymatu thymos na niekorzyść pożądania i ro­ zumu, a tym samym naprawienia szkód, jakie nowożytny liberalizm wy­ rządził ludzkiej dumie i potrzebie samopotwierdzenia. Pisma Nietzsche­ 20. „O tysiącu i jednym celu”, w: Fryderyk Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra, przeł. Wacław Berent, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1995, s. 51. 21. Por. także tenże, Z genealogii moralności, przeł. Leopold Staff, Bis, Warszawa 1991, II 8,

300

WZROST I UPADEK THYMOS

go są hymnem na cześć Heglowskiego pana-arystokraty z jego bojem na śmierć i życie o prestiż, a jednocześnie druzgoczącym potępieniem nowożytności, która tak bez reszty zaakceptowała moralność niewolnika, że nawet nie zauważyła, iż dokonał się taki wybór. Mimo zmian w słownictwie, którym posługiwano się do opisania zjawiska thymos czy pragnienia, nie ulega wątpliwości, że „trzecia postać” duszy stanowiła podstawowy wątek tradycji filozoficznej rozciągającej się od Platona po Nietzschego. Tradycja ta podpowiada zupełnie inny sposób odczytania procesu historycznego, niejako dziejów dyktowanych przez logikę rozwoju nowożytnego przyrodoznawstwa lub logikę rozwo­ ju ekonomicznego, lecz jako narodzin, wzrostu i wreszcie upadku megalotymii. W istocie, świat nowożytnej gospodarki mógł powstać dopiero po wyzwoleniu pożądania, z uszczerbkiem dla thymos. Proces historyczny, rozpoczynający się od krwawego boju pana, w jakimś sensie kończy się na nowożytnym mieszczaninie zaludniającym współczesne demokracje liberalne, dążącym nie do chwały, lecz do korzyści materialnej. Nikt dziś nie studiuje systematycznie thymos w ramach swej edu­ kacji, „walka o uznanie” zaś nie należy do współczesnego słownictwa politycznego. Pragnienie chwały, które dla Machiavellego stanowiło jak najnormalniejszą część ludzkiego uposażenia - to nieumiarkowane dążenie do bycia lepszym od innych, do wymuszenia na jak najwięk­ szej liczbie ludzi uznania naszej wyższości - nie jest już akceptowane jako opis czyichś osobistych celów. Faktycznie jest to cecha, którą przy­ pisujemy ludziom przez nas nielubianym, tyranom w rodzaju Hitlera, Stalina czy Husajna. Megalotymia - pragnienie bycia uznanym za lep­ szego - utrzymuje się pod różnymi przebraniami w życiu codziennym, a jak się przekonamy w części piątej niniejszej książki, wiele z tego, co daje nam w życiu szczęście, byłoby bez niej niemożliwe. Jednak jako termin służący do opisu nas samych, megalotymia zniknęła z horyzon­ tu etycznego nowożytnego świata. Krytyka megalotymii i jej nieposzanowanie w dzisiejszym świecie potwierdzają tezę Nietzschego, zgodnie z którą myśliciele wczesnonowożytni, chcący usunąć bardziej widoczne formy thymos ta społeczeństwa 301

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

obywatelskiego, odnieśli spory sukces. Miejsce megalotymii zajęło połączenie dwóch czynników. Pierwszy z nich to rozkwit pożądliwej części duszy, przejawiający się gruntowną ekonomizacją życia. Ekono­ mizacja ta rozciąga się od spraw wzniosłych po przyziemne, począwszy od dążenia państw europejskich nie do własnej wielkości czy zbudowa­ nia własnego imperium, lecz do większego zintegrowania Wspólnoty Europejskiej, a skończywszy na rachunku zysków i strat, którego do­ konuje absolwent college u, porównując ze sobą rysujące się przed nim możliwości kariery. Drugim czynnikiem, który zajął miejsce megalotymii, jest wszech­ obecna izotymia, czyli pragnienie bycia uznanym za równego innym ludziom. W swych różnych przejawach obejmuje ono thymos Havlowskiego kierownika sklepu, uczestnika demonstracji antyaborcyjnej czy obrońcy praw człowieka. Jakkolwiek nie używamy słów „uznanie” i „thymos, określając swe osobiste cele, aż nazbyt często używamy takich słów, jak „godność”, „godność własna”, „szacunek” czy „samoocena” - te niematerialne czynniki są nawet uwzględniane we wspomnianej anali­ zie perspektyw kariery, którą przeprowadza typowy absolwent college'u. Pojęcia te przenikają nasze życie polityczne, toteż nie da się bez nich zrozumieć demokratycznych przeobrażeń, które dokonały się na całym świecie pod koniec xx wieku. Stajemy zatem w obliczu wyraźnej sprzeczności. Założyciele anglosaskiej tradycji nowożytnego liberalizmu dążyli do usunięcia thymos z życia politycznego, a jednak pragnienie uznania szerzy się wokół nas pod postacią izotymii. Czy ten nieoczekiwany rezultat wynikł z faktu, że podjęto próbę stłumienia tego, czego w ludz­ kiej naturze niepodobna do końca stłumić? Czy też istnieje lepsza doktryna nowożytnego liberalizmu, która usiłuje ocalić sferę tymotejską ludzkiej osobowości, zamiast skazywać ją na wygnanie z kró­ lestwa polityki? Taka lepsza doktryna faktycznie istnieje: aby do niej dotrzeć, musimy powrócić do Hegla i do niedokończonej analizy jego dialektyki dziejów, w której rozstrzygającą rolę odgrywa walka o uznanie.

Rozdział 18

Hegemonia i poddaństwo

Zupełny, absolutnie wolny człowiek, definitywnie i bez reszty zaspokojony tym, czym jest, człowiek, który osiąga doskona­ łość i zupełność w tym zaspokojeniu i przez to zaspokojenie, będzie niewolnikiem, który „przezwyciężył” swe niewol­ nictwo. Jeżeli bezczynne byde-panem jest ślepą uliczką, to pracowite niewolnictwo - przeciwnie - jest źródłem wszel­ kiego postępu humanistycznego, społecznego i historycznego. Historia jest historią pracującego niewolnika. ALEXANDRE KOJÈVE,

Introduction to thè Reading ofHegel'

Naszą analizę Heglowskiej dialektyki przerwaliśmy kilka rozdziałów wstecz w bardzo wczesnym stadium procesu historycznego - w chwili zamknięcia się początkowego okresu ludzkiej historii, kiedy człowiek po raz pierwszy naraził życie w walce o prestiż. Stan wojny, który pa­ nował w heglowskim „stanie natury” (należy mieć na uwadze, że sam Hegel nigdy nie użył tego sformułowania), nie prowadził bezpośrednio do powstania społeczeństwa obywatelskiego na podstawie umowy spo­ łecznej, jak to miało miejsce u Locke’a. Prowadził natomiast do relacji hegemonii i poddaństwa, w której jeden z pierwotnych antagonistów, r. Kojeve (1947), s. 26.

3°3

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

w obawie o swe życie, „uznał” drugiego i zgodził się być jego niewolni­ kiem. Na dłuższą metę społeczna relacja hegemonii i poddaństwa nie

była jednak stabilna, ponieważ ani pan, ani niewolnik nie byli zupełnie zaspokojeni w swym pragnieniu uznania2. Ten brak zaspokojenia sta­ nowił „sprzeczność” społeczeństw niewolniczych i wytwarzał bodziec ku dalszemu rozwojowi historycznemu. O ile gotowość do narażenia życia w krwawej bitwie była pierwszym ludzkim aktem człowieka, o tyle nie stał się on przez to istotą w pełni wolną i tym samym zaspokojoną. To może nastąpić tylko w toku dalszej ewolucji historycznej3. Niezaspokojenie pana i niewolnika ma odmienne przyczyny. Pan jest w jakimś sensie bardziej ludzki niż niewolnik, ponieważ chce prze­ zwyciężyć swą biologiczną naturę w imię niebiologicznego celu: uznania. Narażając życie, dowodzi, że jest wolny. Niewolnik, przeciwnie, idzie za radą Hobbesa i ulega lękowi przed gwałtowną śmiercią. Tym samym pozostaje zwierzęciem, którym rządzą potrzeby i strach, niezdolnym do przezwyciężenia determinizmu biologii czy natury. Jednak brak wolno­ ści poddanego, niezupełność jego człowieczeństwa, stawia pana przed dylematem. Pan pragnie bowiem uznania ze strony innej osoby, to jest uznania swej wartości i ludzkiej godności przez inną osobę obdarzoną wartością i godnością. Tymczasem, zwyciężywszy w boju o prestiż, zy­ skał uznanie kogoś, kto stał się niewolnikiem, istotą, która nie osiągnęła człowieczeństwa, ulegając wrodzonemu lękowi przed śmiercią. Wartość pana uznaje zatem ktoś nie do końca ludzki4. 2. „Długofalowy” oznacza tutaj bardzo długofalowy, liczony w tysiącach lat od pierw­ szego pojawienia się stosunków hegemonii i poddaństwa właściwie aż do rewolucji francuskiej. Kiedy Kojeve (lub Hegel) mówi o niewolnikach, nie ma na myśli wąskiej klasy ludzi posiadających status prawny mienia ruchomego, lecz wszystkich ludzi, których godność nie jest „uznawana”, w tym na przykład formalnie wolne chłopstwo w przedrewolucyjnej Francji. 3. Poniższy, dość szkicowy opis procesu historycznego w rozumieniu Fenomenologii du­ cha znów opiera się na interpretacji Kojeve’a i znów winien być traktowany jako dzie­ ło zsyntetyzowanego filozofa Hegla-Kojeve’a. O problemie tym piszą Roth (1988), s. 110-115, oraz Smith (19893), s. 119-121. 4. Panowie, rzecz jasna, szukają uznania innych panów, lecz przy okazji dążą do przeobrażenia tych panów w niewolników, tocząc z nimi wiele walk o prestiż.

304

HEGEMONIA I PODDAŃSTWO

Charakterystyka ta odpowiada naszemu potocznemu doświadczeniu uznania: cenimy sobie pochwałę czy uznanie swej wartości znacznie wy­ żej, jeżeli pochodzi od osoby, którą szanujemy bądź której sądom ufamy, a przede wszystkim w sytuacji, kiedy jest ono dobrowolne, a nie wymu­ szone. Nasz pies niejako nas „uznaje”, kiedy macha ogonem na powitanie po naszym powrocie do domu; w podobny sposób uznaje jednak każ­ dego - listonosza lub włamywacza - ponieważ jest do tego uwarunko­ wany przez instynkt. Weźmy z kolei przykład polityczny: zaspokojenie odczuwane przez Stalina czy Saddama Husajna, którzy słuchają hołdów tłumu zwiezionego na stadion autokarami i zmuszonego pod karą śmier­ ci do wiwatowania, przypuszczalnie nie dorównuje zaspokojeniu, które­ go doznaje przywódca demokratyczny, taki jak Lincoln czy Washington, kiedy wolny lud okazuje mu autentyczny szacunek Oto, w czym zawiera się tragedia pana: naraża życie w imię uznania ze strony niewolnika, który nie jest godny tego, by dawać uznanie. Pan nie jest zaspokojony, a co więcej, z upływem czasu nie ulega żadnym fundamentalnym zmianom. Nie musi pracować, ponieważ do pracy ma niewolnika, dzięki czemu posiada łatwy dostęp do wszystkich rzeczy, któ­ re są konieczne do podtrzymania żyda. Prowadzi zatem statyczne, nie­ zmienne żyde, które polega na bezczynnośd i konsumpcji; jak zwraca uwagę Kojeve, można go zabić, lecz nie można go zreformować. Pan ma, oczywiście, możliwość raz po raz narażać żyde w śmiertelnych bojach z innymi panami, toczonych o władzę nad jakimś księstwem czy o następ­ stwo tronu. Jednak akt narażenia żyda, chodaż głęboko ludzki, jest także wiecznie ten sam. Nieustanny zabór i odzyskiwanie księstw jakośdowo nie zmieniają stosunków z innymi ludźmi ani ze środowiskiem natural­ nym, i stąd nie stanowią siły napędowej postępu historycznego. Niezaspokojony jest także niewolnik. Jego brak zaspokojenia nie prowadzi jednak do śmiertelnego zastoju, jak w przypadku pana, lecz do twórczej, wzbogacającej zmiany. Podporządkowując się panu,

Zanim dojdzie do racjonalnego, obustronnego uznania, można być uznawanym tylko przez niewolników.

305

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

w obawie o swe życie, „uznał” drugiego i zgodził się być jego niewolni­ kiem. Na dłuższą metę społeczna relacja hegemonii i poddaństwa nie była jednak stabilna, ponieważ ani pan, ani niewolnik nie byli zupełnie zaspokojeni w swym pragnieniu uznania2. Ten brak zaspokojenia sta­ nowił „sprzeczność” społeczeństw niewolniczych i wytwarzał bodziec ku dalszemu rozwojowi historycznemu. O ile gotowość do narażenia życia w krwawej bitwie była pierwszym ludzkim aktem człowieka, o tyle nie stał się on przez to istotą w pełni wolną i tym samym zaspokojoną. To może nastąpić tylko w toku dalszej ewolucji historycznej3. Niezaspokojenie pana i niewolnika ma odmienne przyczyny. Pan jest w jakimś sensie bardziej ludzki niż niewolnik, ponieważ chce prze­ zwyciężyć swą biologiczną naturę w imię niebiologicznego celu: uznania. Narażając życie, dowodzi, że jest wolny. Niewolnik, przeciwnie, idzie za radą Hobbesa i ulega lękowi przed gwałtowną śmiercią. Tym samym pozostaje zwierzęciem, którym rządzą potrzeby i strach, niezdolnym do przezwyciężenia determinizmu biologii czy natury. Jednak brak wolno­ ści poddanego, niezupełność jego człowieczeństwa, stawia pana przed dylematem. Pan pragnie bowiem uznania ze strony innej osoby, to jest uznania swej wartości i ludzkiej godności przez inną osobę obdarzoną wartością i godnością. Tymczasem, zwyciężywszy w boju o prestiż, zy­ skał uznanie kogoś, kto stał się niewolnikiem, istotą, która nie osiągnęła człowieczeństwa, ulegając wrodzonemu lękowi przed śmiercią. Wartość pana uznaje zatem ktoś nie do końca ludzki4. 2. „Długofalowy”oznacza tutaj bardzo długofalowy, liczony w tysiącach lat od pierw­ szego pojawienia się stosunków hegemonii i poddaństwa właściwie aż do rewolucji francuskiej. Kiedy Kojeve (lub Hegel) mówi o niewolnikach, nie ma na myśli wąskiej klasy ludzi posiadających status prawny mienia ruchomego, lecz wszystkich ludzi, których godność nie jest „uznawana”, w tym na przykład formalnie wolne chłopstwo w przedrewolucyjnej Francji. 3. Poniższy, dość szkicowy opis procesu historycznego w rozumieniu Fenomenologii du­ cha znów opiera się na interpretacji Kojeve’a i znów winien być traktowany jako dzie­ ło zsyntetyzowanego filozofa Hegla-Kojeve’a. O problemie tym piszą Roth (1988), s. rro-H5, oraz Smith (ręBęa), s. 119-122. 4. Panowie, rzecz jasna, szukają uznania innych panów, lecz przy okazji dążą do przeobrażenia tych panów w niewolników, tocząc z nimi wiele walk o prestiż.

304

HEGEMONIA I PODDAŃSTWO

Charakterystyka ta odpowiada naszemu potocznemu doświadczeniu uznania: cenimy sobie pochwałę czy uznanie swej wartości znacznie wy­ żej, jeżeli pochodzi od osoby, którą szanujemy bądź której sądom ufamy, a przede wszystkim w sytuacji, kiedy jest ono dobrowolne, a nie wymu­ szone. Nasz pies niejako nas „uznaje”, kiedy macha ogonem na powitanie po naszym powrocie do domu; w podobny sposób uznaje jednak każ­ dego - listonosza lub włamywacza - ponieważ jest do tego uwarunko­ wany przez instynkt. Weźmy z kolei przykład polityczny: zaspokojenie odczuwane przez Stalina czy Saddama Husajna, którzy słuchają hołdów tłumu zwiezionego na stadion autokarami i zmuszonego pod karą śmier­ ci do wiwatowania, przypuszczalnie nie dorównuje zaspokojeniu, które­ go doznaje przywódca demokratyczny, taki jak Lincoln czy Washington, kiedy wolny lud okazuje mu autentyczny szacunek. Oto, w czym zawiera się tragedia pana: naraża żyde w imię uznania ze strony niewolnika, który nie jest godny tego, by dawać uznanie. Pan nie jest zaspokojony, a co więcej, z upływem czasu nie ulega żadnym fundamentalnym zmianom. Nie musi pracować, ponieważ do pracy ma niewolnika, dzięki czemu posiada łatwy dostęp do wszystkich rzeczy, któ­ re są konieczne do podtrzymania żyda. Prowadzi zatem statyczne, nie­ zmienne żyde, które polega na bezczynnośd i konsumpcji; jak zwraca uwagę Kojeve, można go zabić, lecz nie można go zreformować. Pan ma, oczywiście, możliwość raz po raz narażać żyde w śmiertelnych bojach z innymi panami, toczonych o władzę nad jakimś księstwem czy o następ­ stwo tronu. Jednak akt narażenia żyda, chodaż głęboko ludzki, jest także wiecznie ten sam. Nieustanny zabór i odzyskiwanie księstw jakościowo nie zmieniają stosunków z innymi ludźmi ani ze środowiskiem natural­ nym, i stąd nie stanowią siły napędowej postępu historycznego. Niezaspokojony jest także niewolnik. Jego brak zaspokojenia nie prowadzi jednak do śmiertelnego zastoju, jak w przypadku pana, lecz do twórczej, wzbogacającej zmiany. Podporządkowując się panu,

Zanim dojdzie do racjonalnego, obustronnego uznania, można być uznawanym tylko przez niewolników.

3°5

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

niewolnik nie jest, oczywiście, uznany jako osoba: przeciwnie, trakto­ wany jest jak rzecz, narzędzie do zaspokajania potrzeb pana. Uzna­ nie przebiega tylko w jednym kierunku. To właśnie ten całkowity brak uznania wzbudza w niewolniku pragnienie zmiany. Niewolnik odzyskuje człowieczeństwo, utracone z powodu strachu przed gwałtowną śmiercią, dzięki pracy5. Początkowo niewolnik musi przeznaczać swą pracę na zaspokojenie potrzeb pana, ponieważ boi się śmierci. Jednak motywacja do pracy stopniowo się zmienia. Zamiast pracować ze strachu przed bezpośrednią karą, zaczyna to robić z po­ czucia obowiązku i narzuca sobie dyscyplinę, która uczy go tłumić swe zwierzęce żądze na rzecz pracy6. Innymi słowy, rozwija w sobie coś na kształt etyki pracy. Ważniejsze jest jednak, iż dzięki pracy niewolnik na­ biera świadomości, że jako osoba zdolny jest przeobrażać naturę, czyli wziąć materię natury i dowolnie zmienić ją w coś innego, wykorzystując wcześniejszą ideę czy pojęcie. Niewolnik używa narzędzi; może użyć narzędzi do wytwarzania narzędzi, co jest równoznaczne z wynalazkiem techniki. Nowożytne przyrodoznawstwo nie jest wynalazkiem bezczyn­ nych panów, którzy mają wszystko, czego zapragną, lecz niewolników, którzy muszą pracować i nie są zadowoleni ze swej obecnej kondycji. Przez naukę i technikę niewolnik odkrywa, że może zmienić naturę nie tylko w znaczeniu środowiska fizycznego, w którym się urodził, lecz także naturę siebie samego7. 5. Kojeve utrzymuje, że strach przed śmiercią jest metafizycznie koniecznym czynni­ kiem dalszego rozwoju niewolnika nie dlatego, że ten ucieka przed śmiercią, lecz dlatego, że objawia mu ona nicość jego istnienia, objawia mu fakt, że jest osobą bez trwalej tożsamości czy też osobą, której tożsamość polega na zaprzeczaniu swej istocie, czyli przeobrażaniu jej z upływem czasu. Kojeve (1947), s. 175. 6. Kojeve odróżnia niewolnika od bourgeois, który pracuje dla siebie. 7. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na pewną zbieżność poglądów Hegla i Locke’a na kwestię pracy. Locke uważał, podobnie jak Hegel, że praca jest podstawowym źródłem wartości: bogactwo bierze się z ludzkiej pracy, a nie z „prawie bez­ wartościowych surowców” natury. Według Locke’a, podobnie jak według Hegla, praca nie służyła osiągnięciu żadnego pozytywnego, naturalnego celu. Naturalne potrzeby były stosunkowo nieliczne i łatwo zaspokajalne. Lockebwski człowiek-właściciel, który gromadził nieprzebrane góry złota i srebra, nie pracował dla

306

HEGEMONIA I PODDAŃSTWO

Dla Hegla, inaczej niż dla Locke’a, praca bez reszty wyzwoliła się z pęt natury. Sensu pracy nie widział po prostu w zaspokajaniu naturalnych czy nawet nowo wykreowanych potrzeb. Praca stanowiła o wolności, ponieważ dowodziła, że człowiek jest zdolny do przezwy­ ciężania determinizmu natury, do tworzenia czegoś własnym trudem. Nie istniało coś takiego jak praca „w zgodzie z naturą”; prawdziwie ludzka praca rozpoczynała się dopiero z chwilą, gdy człowiek dowiódł, że jest panem natury. Hegel miał również zupełnie inne niż Locke po­ jęcie znaczenia własności prywatnej. Człowiek Locke’a potrzebował własności do zaspokojenia swych pożądań; Hegel widzi we własności rodzaj „uprzedmiotowienia” siebie w rzeczy - na przykład w domu, samochodzie, kawałku ziemi. Własność nie jest immanentną cechą

zaspokojenia tych potrzeb, lecz dla zaspokojenia podlegającego nieustannej zmia­ nie horyzontu nowych potrzeb. W tym sensie ludzka praca była twórcza, ponieważ wymagała stawiania sobie coraz to nowych i coraz to ambitniejszych zadań. Krea­ tywność człowieka rozciągała się również na niego samego, ponieważ wynajdował sobie nowe potrzeby. Wreszcie, tak samo jak Hegel, Locke miał w sobie coś z „antynaturalisty”, ponieważ uważał, że ludzie znajdują zaspokojenie w swej zdolności do posługiwania się naturą i obracania jej na swe własne cele. Przeto obie doktryny, Locke’a i Hegla, mogły być z równym skutkiem użyte do uzasadnienia kapitali­ zmu, świata ekonomicznego wykreowanego przez postępowy rozwój nowożytnego przyrodoznawstwa. Locke i Hegel różnili się jednak w pewnym z pozoru drobnym, lecz istotnym punkcie. Dla Locke’a celem pracy było zaspokajanie pragnień. Pragnienia te nie były wciąż te same, lecz nieustannie narastały i zmieniały się, a jedyną ich stałą cechą było to, że domagały się zaspokojenia. Praca była dla Lockea czynnością w swej istocie nieprzyjemną, podejmowaną ze wzglądu na wartościowe przedmioty, które z niej powstawały. Mimo że konkretnych celów pracy nie można było z góry wyprowadzić z naturalnych zasad - innymi słowy, Lockebwskie prawo natury nie wypowiadało się w kwestii, czy należy zostać sprzedawcą butów czy projektantem komputerowych układów scalonych - to jednak praca posiadała naturalną podsta­ wę. Praca i nieograniczone gromadzenie własności podejmowane były jako uciecz­ ka od strachu przed śmiercią. Strach przed śmiercią stanowił negatywny biegun, od którego człowiek starał się odsunąć przez swą pracę. Jeżeli człowiek bogaty miał znacznie więcej, niż wymagały tego jego naturalne potrzeby, motywem do tego obsesyjnego gromadzenia bogactwa w ostatecznym rozrachunku było pragnienie, aby zabezpieczyć się przed nadejściem złych czasów i ewentualnym powrotem do nędzy, w której żył człowiek stanu natury.

3°7

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZtOWIEK

rzeczy: istnieje tylko jako rezultat umowy społecznej, w ramach któ­ rej ludzie zgadzają się nawzajem przestrzegać swych uprawnień do własności. Człowiek czerpie zaspokojenie z własności nie tylko przez to, że zaspokaja ona bezpośrednie potrzeby, ale także dzięki uznaniu jej przez innych ludzi. Ochrona własności prywatnej jest dla Hegla równie uzasadnionym celem społeczeństwa obywatelskiego jak dla Locke’a i Madisona. Hegel widzi jednak we własności stadium lub aspekt historycznej walki o uznanie, coś, co oprócz pożądania zaspo­ kaja także thymo?. Pan dowodzi swej wolności, kiedy naraża życie w krwawym boju, okazując tym samym, że wzniósł się nad determinizm natury. Inaczej niewolnik, który pracując dla pana, stwarza ideę wolności i tym samym uświadamia sobie, że jest zdolny do pracy wolnej i twórczej. Panowanie niewolnika nad naturą jest dlań kluczem do zrozumienia panowania tout court. Potencjalna wolność niewolnika jest historycznie znacznie bardziej znacząca niż rzeczywista wolność pana. Pan jest wolny, korzy­ sta ze swej wolności bezpośrednio i bezrefleksyjnie, robiąc to, co mu się spodoba, i spożywając to, na co mu przyjdzie ochota. Niewolnik, rzecz jasna, nie jest w swym życiu wolny: istnieje rozbieżność między jego ideą wolności a jego faktycznym stanem. Niewolnik jest przez to bar­ dziej filozoficzny: musi rozważyć wolność teoretycznie, zanim będzie mógł skorzystać z niej w rzeczywistości, musi wymyślić zasady wolnego społeczeństwa, zanim weń zamieszka. Świadomość niewolnika prze­ wyższa zatem świadomość pana, ma on bowiem większą samowiedzę, więcej zastanawia się nad sobą i swym stanem. Zasady rewolucji z lat 1776 i 1789 - wolność i równość - nie powsta­ ły w głowach niewolników w jednej chwili. Niewolnik nie zaczyna od oporu wobec pana, lecz przechodzi długi i bolesny proces samokształ­ cenia, w którym uczy się przezwyciężać strach przed śmiercią i doma­ gać należnej mu wolności. Rozważając swój stan i abstrakcyjną ideę wolności, niewolnik sporządza kilka próbnych wariantów wolności, za­ 8. Por. Smith (1989a), s. 120; Avineri (1972), s. 88-89.

308

HEGEMONIA I PODDAŃSTWO

nim natrafi na właściwy. Dla Hegla, podobnie jak dla Marksa, warianty próbne są ideologiami,czyli konstrukcjami intelektualnymi,które nie są same w sobie prawdziwe, lecz odwzorowują pewną podstrukturę rzeczywistości, a mianowicie rzeczywistość hegemonii i poddaństwa. Zawierając ziarno idei wolności, służą na razie pogodzeniu niewolnika z rzeczywistością braku wolności. W Fenomenologii ducha Hegel iden­ tyfikuje kilka spośród tych niewolniczych ideologii, łącznie z filozofią stoicyzmu i sceptycyzmu. Najważniejszą wszakże ideologią niewolni­ czą, tą, która najbardziej bezpośrednio prowadzi do urzeczywistnienia tu, na ziemi, społeczeństw opartych na wolności i równości, jest chrześ­ cijaństwo, „religia absolutna”. Kiedy Hegel nazywa chrześcijaństwo „religią absolutną”, nie kieruje nim zaściankowy etnocentryzm, lecz historycznie obiektywny związek między doktryną chrześcijańską a powstaniem społeczeństw liberalno-demokratycznych w Europie Wschodniej — związek, którego istnienie potwierdziło wielu późniejszych myślicieli, takich jak Weber i Nietzsche. Zdaniem Hegla idea wolności osiągnęła w chrześcijaństwie swą przedostateczną formę, ponieważ religia ta jako pierwsza ustanowiła zasadę powszechnej równości wszystkich ludzi wobec Boga, podkreślając ich zdolność do moralnego wyboru lub wiary. Inaczej mówiąc, dla chrześ; cijaństwa człowiek był wolny: nie w formalnym, Hobbesowskim sensie wolności od fizycznych przeszkód, lecz w sensie posiadania moralnej wolności wyboru między dobrem i złem. Człowiek był istotą upadłą, nagą i potrzebującą, lecz także potrafiącą osiągnąć duchowe odrodzenie dzięki swej zdolności do wyboru i wiary. Wolność chrześcijańska była we­ wnętrznym stanem ducha, a nie zewnętrznym stanem ciała. Tymotejskie poczucie własnej wartości, które znali Leontius Sokratesa i Havlowski kierownik sklepu z warzywami, wiąże się w jakiś sposób z wewnętrzną godnością i wolnością wierzącego chrześcijanina. W rozumieniu chrześcijańskim wolność pociąga za sobą powszech­ ną równość, lecz z innej racji niż dla liberałów ze szkoły Hobbesa i Locke’a. Amerykańska Deklaracja Niepodległości stwierdza, że „wszy­ scy ludzie rodzą się równi”, w domyśle dlatego, że Stwórca obdarzył 3°9

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

ich pewnymi niezbywalnymi uprawnieniami. Hobbes i Locke opierali swe przekonanie o równości wszystkich ludzi na równości ich przyro­ dzonych talentów: Hobbes powiedział, że ludzie są równi, ponieważ w równym stopniu potrafią się nawzajem zabijać, Locke zaś wskazywał na równość uzdolnień. Locke zauważył jednak, że dzieci nie są równe swym rodzicom, i podobnie jak Madison sądził, że ludzie różnią się pod względem uzdolnienia do nabywania własności. W państwie Locke’a równość oznacza więc coś zbliżonego do równości szans. Dla kontrastu, równość chrześcijańska opiera się na fakcie, że wszy­ scy ludzie są na równi obdarzeni jednym konkretnym uzdolnieniem, uzdolnieniem do moralnego wyboru9. Wszyscy ludzie mogą przyjąć lub odrzucić Boga, czynić dobro lub zło. Ilustracją chrześcijańskiego wi­ dzenia wolności jest przemówienie „Miałem sen”, które Martin Luther King wygłosił w 1964 roku na stopniach pomnika Lincolna. W jednym z pamiętnych sformułowań stwierdził, że miał sen o przyszłym narodzie, w którym czwórka jego małych dzieci „nie była osądzana według koloru skóry, lecz według charakteru”. Zwróćmy uwagę, iż King nie powiedział, że będą osądzane według talentu lub zasług, bądź że chce, aby zaszły tak daleko, jak tylko pozwolą im na to ich zdolności. Dla Kinga, chrześ­ cijańskiego pastora, godność człowieka nie tkwiła w jego rozumie ani przedsiębiorczości, lecz w jego charakterze, to jest w jego charakterze moralnym - umiejętności odróżniania dobra od zła. Ludzie bezspor­ nie nierówni pod względem urody, talentu, inteligencji lub sprawności fizycznej są wszakże równi jako podmioty moralne. Nieudaczny i nie­ atrakcyjny fizycznie sierota może mieć w oczach Boga piękniejszą duszę aniżeli genialny pianista czy wybitny fizyk. Wkład chrześcijaństwa w proces historyczny polegał zatem na uzmysłowieniu niewolnikowi tej wizji ludzkiej wolności oraz na sfor­ mułowaniu takiej definicji godności, w myśl której przysługuje ona wszystkim ludziom. Chrześcijański Bóg uznaje wszystkie istoty ludzkie, uznaje ich jednostkową ludzką wartość i godność. Innymi 9. Por. Kojeve, w: Strauss (1963), s.183.

310

HEGEMONIA I PODDAŃSTWO

słowy, Królestwo Niebieskie ukazuje perspektywę świata, w którym izotymia każdego człowieka - chociaż nie megalotymia chełpliwych będzie zaspokojona. Chrześcijaństwo ma jednak ten mankament, że jest jeszcze jedną ideologią niewolników, czyli pod pewnymi rozstrzygającymi względa­ mi mija się z prawdą. Chrześcijaństwo przewiduje urzeczywistnienie ludzkiej wolności nie tutaj, na ziemi, lecz tylko w Królestwie Niebie­ skim. Innymi słowy, chrześcijaństwo dysponowało właściwym pojęciem wolności, lecz poprzestało na tym, że pogodziło niewolników z ich bra­ kiem wolności, mówiąc im, żeby nie oczekiwali wyzwolenia w tym życiu. Zdaniem Hegla chrześcijanin nie zdawał sobie sprawy, że to nie Bóg stworzył człowieka, lecz człowiek stworzył Boga. Stworzył Boga, nie­ jako rzutując ideę wolności; w chrześcijańskim Bogu widzimy bowiem istotę, która jest doskonałym panem siebie i natury. W dalszym ciągu jednak chrześcijanin oddał się w niewolę temu Bogu, którego sam stwo­ rzył. Pogodził się z niewolniczym życiem na ziemi, wierząc, że zostanie później odkupiony przez Boga, podczas gdy sam mógł być sobie odkupi­ cielem. Chrześcijaństwo stanowiło zatem formę alienacji, czyli nową formę niewolnictwa, w której człowiek oddał się w niewolę czemuś, co sam stworzył, oddzielając się przez to od siebie samego. Ostatnia wielka ideologia niewolnicza, chrześcijaństwo, wyraziła wizję tego, czym powinna być dla niewolnika ludzka wolność. Nawet jeżeli nie dostarczyła mu praktycznej metody wyswobodzenia się z niewoli, to pozwoliła mu jaśniej zobaczyć swój cel: wolną i suwe­ renną jednostkę, która jest uznawana w swej wolności i suwerenno­ ści przez wszystkich ludzi i uznanie to odwzajemnia. Przez swą pracę niewolnik w dużej części wykonał zadanie wyzwolenia siebie samego: opanował naturę i przeobraził ją na wzór swych idei oraz zdobył samowiedzę jako jednostka, która może być wolna. Zdaniem Hegla, aby proces historyczny dopełnił się, potrzebna była zatem tylko sekula­ ryzacja chrześcijaństwa, czyli przekład chrześcijańskiej idei wolności na kategorie doczesne. Potrzebny był także jeszcze jeden krwawy bój, w którym niewolnik wyzwoli się spod hegemonii pana. Hegel uważał



KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

swą filozofię właśnie za takie przeobrażenie doktryny chrześcijańskiej, w wyniku którego nie jest już ona oparta na micie i autorytecie Pisma Świętego, lecz na osiągnięciu przez niewolnika absolutnej wiedzy i sa­ moświadomości. Człowieczy proces historyczny rozpoczął się od walki o prestiż, w której pan chciał zyskać uznanie za swą gotowość do narażenia ży­ cia. Przezwyciężając swą naturę, pan dowiódł, że jest bardziej wolną i bardziej autentyczną osobą. Niemniej siłą napędową procesu histo­ rycznego nie było wojowanie pana, lecz praca niewolnika. Heglowski niewolnik początkowo godził się na swój stan, lecz w przeciwieństwie do racjonalnego człowieka Hobbesa, nigdy nie był z siebie zadowolony. Inaczej mówiąc, niewolnik wciąż posiadał thymos, poczucie własnej wartości i godności, pragnienie życia innego niż tylko niewolnicze. Jego thymos wyrażało się dumą, jaką czerpał ze swej pracy, ze swej umiejętności obrabiania „prawie bezwartościowych surowców” natury i przekształcania ich w coś noszącego jego piętno. Objawiał się również w posiadanej przez niewolnika idei wolności: thymos pozwoliło mu na powzięcie abstrakcyjnego wyobrażenia o wolnej osobie obdarzonej wartością i godnością, na długo zanim jego własna wartość i godność został przez kogokolwiek uznana. W przeciwieństwie do racjonalnego człowieka Hobbesa, nie starał się zdławić swej dumy. Przeciwnie, nie czuł się w pełni istotą ludzką dopóty, dopóki nie zyskał uznania. Mo­ torem dziejów było właśnie to niewygasające pragnienie uznania ze strony niewolnika, nie zaś bezczynne samozadowolenie i skostniałe poczucie tożsamości pana.

Rozdział 19

Uniwersalne państwo homogeniczne

Es ist der Gang Gottes in der Welt, daß der Staat ist. GEORG H.W. HEGEL,

Zasadyfilozofii prawd

Rewolucję francuską Hegel rozumiał jako próbę urzeczywistnienia tu, na ziemi, chrześcijańskiej wizji wolnego i równego społeczeństwa. Przeprowadzając rewolucję, dawni niewolnicy narażali życie, dowodząc jednocześnie, że przezwyciężyli ten sam strach przed śmiercią, który pierwotnie określił ich jako niewolników. Zwycięskie armie Napoleona rozniosły potem zasady wolności i równości na resztę Europy. Nowo­ żytne państwo liberalno-demokratyczne, które powstało w następstwie rewolucji francuskiej, było prostym urzeczywistnieniem chrześcijań­ skiego ideału wolności i powszechnej równości ludzi w życiu doczes­ nym. Nie była to próba nadania państwu rangi boskiej czy nieobec­ nego w liberalizmie anglosaskim znaczenia „metafizycznego”. Państwo liberalno-demokratyczne zrodziło się z rozpoznania, że to człowiek i. Zwrot ten tłumaczono jako „Marsz Boga w świecie, oto czym jest państwo” lub „Takie są drogi Boże w świecie, że musi istnieć państwo”. Uzupełnienie do para­ grafu 258 w Zasadachfilozofii prawa. [W przekładzie Adama Landmana: „Istnienie państwa to pochód Boga w świecie” (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warsza­ wa 1969, s. 413) -T.B.].

SB

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

stworzył chrześcijańskiego Boga, a zatem może go również sprowadzić na ziemię i kazać Mu zamieszkać w gmachach parlamentów, pałacach prezydenckich i budynkach rządowych nowożytnego państwa. Hegel pozwala nam spojrzeć na nowożytną demokrację liberalną przez pryzmat kategorii znacząco różnych od tych, którymi posługuje się anglosaska tradycja liberalizmu czerpiąca z Hobbesa i Lockea. He­ glowskie pojęcie liberalizmu kreuje szlachetniejszy jego ideał i zarazem trafniej oddaje znaczenie słów tych wszystkich ludzi na całym świecie, którzy mówią, że chcą żyć w demokracji. Dla Hobbesa i Locke’a oraz dla ich następców, którzy napisali amerykańską konstytucję i Dekla­ rację Niepodległości, społeczeństwo liberalne opierało się na umowie społecznej między jednostkami wyposażonymi w pewne przyrodzone prawa, z których najważniejsze to prawo do życia - czyli samozachowania - i dążenia do szczęścia, z reguły rozumiane jako prawo do po­ siadania własności prywatnej. Społeczeństwo liberalne polega zatem na tym, że równi względem siebie obywatele zawierają dwustronną umowę, w której zgadzają się nie ingerować w życie i własność innych. I naczej u Hegla, gdzie równi obywatele zawieraj ą umowę, w której zga­ dzaj ą się nawzajem siebie uznawać. O ile liberalizm Hobbesa czy Lockea można interpretować jako racjonalne dążenie do własnej korzyści, o tyle „liberalizm” Hegla daje się postrzegać jako dążenie do racjonalnego uznania, czyli uznania opartego na uniwersalnej podstawie, w którym godność każdego człowieka jako wolnej i suwerennej osoby jest uznawana przez wszystkich. Kiedy wybieramy życie w demokracji liberalnej, stawką jest coś więcej niż fakt, że zyskujemy wolność do zarobkowania i zaspo­ kajania pożądliwych części duszy. Ważniejszą i w ostateczności bardziej satysfakcjonującą rzeczą, którą zapewnia nam demokracja liberalna, jest uznanie naszej godności. Demokracja liberalna potencjalnie stanowi me­ todę osiągnięcia wielkiej obfitości dóbr materialnych, lecz wskazuje nam także drogę do całkowicie niematerialnego celu, jakim jest nasza wolność. Państwo liberalno-demokratyczne ceni nas współmiernie do naszego po­ czucia własnej wartości, dzięki czemu prócz części pożądliwej także część tymotejska duszy znajduje zaspokojenie. 314

UNIWERSALNE PAŃSTWO HEGEMONICZNE

Powszechne uznanie usuwa poważną usterkę, którą z punktu wi­ dzenia thymos obarczone były społeczeństwa niewolnicze w swych licznych wariantach. Niemal wszystkie społeczeństwa sprzed rewolucji francuskiej były albo monarchiami, albo arystokracjami, czyli ustroja­ mi, w których uznaniem cieszyła się jedna osoba (król) lub nieliczna grupa („klasa rządząca” czy elita). Zaspokojenie ich uznania odbywa­ ło się kosztem szerokich mas, których człowieczeństwo nie uzyski­ wało wzajemnego potwierdzenia. Uznanie można było zracjonalizo­ wać tylko przez oparcie go na powszechnych i równych podstawach. Immanentna „sprzeczność” relacji pana i niewolnika została rozwiązana w państwie, które dokonało skutecznej syntezy moralności pana i mo­ ralności niewolnika. Samo rozróżnienie między panami i niewolnikami zostało zniesione, a dawni niewolnicy przeobrazili się w panów - nie nad innymi niewolnikami, lecz nad sobą. Takie znaczenie miał „duch roku 1776” - nie było to zwycięstwo kolejnej grupy panów ani powsta­ nie nowej świadomości niewolniczej, lecz osiągnięcie samopanowania w formie rządów demokratycznych. W tej nowej syntezie zachowa­ ły się elementy zarówno hegemonii, jak i poddaństwa - zaspokojenie uznania u pana i praca niewolnika. Łatwiej nam będzie zrozumieć racjonalność powszechnego uzna­ nia, kiedy skontrastujemy je z innymi formami uznania, które nie są ra­ cjonalne. Na przykład państwo nacjonalistyczne, czyli takie, w którym obywatelstwo przysługuje tylko członkom określonej grupy narodo­ wej, etnicznej lub rasowej, stanowi nieracjonalną formę uznania. Nacjonalizm jest bez wątpienia przejawem pragnienia uznania, któ­ re bierze się z thymos. Nacjonaliście leży na sercu przede wszystkim uznanie i godność, a nie korzyść ekonomiczna2. Narodowość nie jest* i

2. Ciekawe jest porównanie z definicją nacjonalizmu autorstwa Ernesta Gellnera: „Zasada ta, że jednostki polityczne powinny pokrywać się z jednostkami na­ rodowościowymi, pozwala natychmiast zdefiniować nacjonalizm jako sentyment i jako ruch. Sentyment nacjonalistyczny to uczucie gniewu, wzbudzone przez jej naruszenie, bądź uczucie satysfakcji, wzbudzone przez jej przestrzeganie. Ruch nacjonalistyczny zaś to ruch, który został wywołany tego rodzaju sentymentem”.

315

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

cechą przyrodzoną: ma się ją tylko wtedy, kiedy uznają ją inni ludzie3. Jednakże dąży się wtedy do uznania nie dla siebie jako jednostki, lecz dla grupy, do której się należy. W pewnym sensie nacjonalizm jest megalotymią dawniejszych epok, przekształconą w bardziej nowożytną i demokratyczną formę. Zamiast pojedynczych książąt ubiegających się o osobistą chwałę, mamy teraz całe narody żądające uznania swego na­ rodowego bytu. Podobnie jak arystokratyczny pan, narody te wykazały gotowość do poniesienia gwałtownej śmierci w imię uznania, w imię „swego miejsca pod słońcem”. Jednak pragnienie uznania z powodu narodowości czy rasy nie jest racjonalne. Rozróżnienie między człowiekiem i nieczłowiekiem jest w pełni racjonalne: tylko istoty ludzkie są wolne, czyli zdolne walczyć o uznanie w boju o prestiż. Rozróżnienie to znajduje oparcie w naturze, a raczej w ostrym rozgraniczeniu między królestwem natury i króle­ stwem wolności. Natomiast rozróżnienie między jedną grupą ludzką a drugą jest przypadkowym i arbitralnym produktem ubocznym ludzkiej historii. Walka między różnymi grupami narodowościowymi o uznanie ich godności narodowej prowadzi - na skalę międzynarodo­ wą - do sytuacji równie patowej co walka o prestiż między arystokra­ tycznymi panami: jedna z nacji zostaje panem, druga niewolnikiem. Uznanie, jakie może uzyskać każda z nich, jest niedoskonałe z tych samych powodów, dla których niezadowalająca była pierwotna relacja hegemonii i poddaństwa. Państwo liberalne cechuje się natomiast racjonalnością, ponieważ godzi te kolidujące ze sobą żądania uznania na jedynej podstawie, którą mogą przyjąć obie strony, czyli na podstawie tożsamości jednostki jako osoby. Państwo liberalne musi być uniwersalne, czyli przyznawać uznanie wszystkim obywatelom ze względu na ich człowieczeństwo, a nie ze względu na członkostwo w jakiejś grupie narodowościowej,

Por.: Narody i nacjonalizm, przeł. Teresa Hołówka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1991, s. 9. 3. Tezę tę formułuje również Gellner (1991), s. 16.

316

UNIWERSALNE PAŃSTWO HEGEMONICZNE

etnicznej lub rasowej. Musi też być homogeniczne, to znaczy kre­ ować społeczeństwo oparte na zniesieniu rozróżnienia między panami i niewolnikami. Racjonalność uniwersalnego państwa homogeniczne­ go przejawia się również w tym, że jest ono świadomie ufundowane na jawnych i upublicznionych zasadach, jak to miało miejsce podczas konwencji konstytucyjnej, która doprowadziła do powstania republiki amerykańskiej. Inaczej mówiąc, autorytet państwa nie wyrasta z za­ mierzchłej tradycji czy mrocznych głębin wiary religijnej, lecz bierze się z publicznej debaty, w której obywatele państwa wzajemnie i wprost uzgadniają warunki współżycia. Uniwersalne państwo homogeniczne stanowi formę racjonalnej samoświadomości, ponieważ - po raz pierw­ szy w dziejach - ludzie tworzący społeczeństwo świadomi są swych prawdziwych natur i potrafią zbudować wspólnotę polityczną, która istnieje w zgodzie z tymi naturami. W jakim sensie możemy powiedzieć, że nowożytna demokracja li­ beralna uniwersalnie „uznaje” wszystkie istoty ludzkie? Czyni to przez przyznanie im uprawnień i ich ochronę. Inny­ mi słowy, każde dziecko urodzone na terytorium Stanów Zjednoczo­ nych, Francji lub innego państwa liberalnego jest tym samym obdarzo­ ne pewnymi uprawnieniami obywatelskimi. Niezależnie od tego, czy dziecko jest biedne czy bogate, czarne czy białe, nikt nie może nastawać na jego życie bez zgodnej z kodeksem karnym procedury sądowej. Z czasem dziecko nabędzie prawa do posiadania własności, które musi być uszanowane przez państwo i przez innych obywateli. Będzie miało prawo do tymotejskich poglądów (czyli opinii dotyczących wartości) na każdy temat, jaki mu przyjdzie do głowy, będzie miało też prawo głosić i upowszechniać te poglądy. Wreszcie, kiedy osiągnie dorosłość, będzie miało prawo uczestniczyć w tym samym rządzie, który te pra­ wa ustanowił, i mieć swój udział w rozważaniu najwyższych i najważ­ niejszych kwestii polityki publicznej. Uczestnictwem takim może być głosowanie w cyklicznych wyborach lub bardziej aktywny, bezpośredni udział w procesie politycznym, na przykład ubieganie się o urząd, pi­ sanie felietonów na poparcie jakiejś osoby bądź stanowiska lub służba 3i7

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

w administracji publicznej. Powszechny samorząd znosi rozróżnienie na panów i niewolników; każdy jest uprawniony do odegrania przynaj­ mniej częściowej roli pana. Bycie panem przyjmuje teraz postać urzę­ dowego ogłaszania demokratycznie przyjętych ustaw, czyli zespołów powszechnie obowiązujących przepisów, za pomocą których człowiek świadomie panuje nad sobą samym. Uznanie staje się obustronne, kiedy państwo i lud wzajemnie się uznają, czyli kiedy państwo przyznaje obywatelom uprawnienia, obywatele zaś zgadzają się przestrzegać ustaw państwowych. Do ograniczenia tych uprawnień dochodzi tylko wtedy, kiedy stają się one samosprzeczne, czyli kiedy korzystanie z jed­ nych uprawnień godzi w korzystanie z innych. Z powyższego opisu może się wydawać, że państwo Heglowskie jest w zasadzie identyczne z liberalnym państwem Locke’a, podobnie

określanym jako system ochrony zespołu uprawnień jednostki. Heglista natychmiast się temu sprzeciwi, mówiąc, że Hegel miał krytyczny stosunek do liberalizmu Lockeowskiego czy anglosaskiego, i odrzu­ ciłby wniosek, że w lockebwskich Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej lub Anglii znajduje swój wyraz ostatnie stadium historii. W pewnym sensie miałby, rzecz jasna, słuszność. Hegel nigdy nie po­ parłby poglądu niektórych liberałów z tradycji anglosaskiej, wyzna­ wanego dziś przede wszystkim przez prawicowych libertarian, jakoby jedynym celem rządu było nie stawać na przeszkodzie jednostkom, których wolność dążenia do samolubnych, prywatnych korzyści jest absolutna. Odrzuciłby tę wersję liberalizmu, która postrzega politycz­ ne uprawnienia tylko jako środki służące do ochrony życia i majątku prywatnych jednostek czy też, mówiąc bardziej współczesnym języ­ kiem, do ochrony osobistego „stylu życia”. Z drugiej strony, Kojeve odkrył istotną prawdę, kiedy stwier­ dził, że powojenna Ameryka czy kraje Wspólnoty Europejskiej sta­ nowią ucieleśnienie Heglowskiego państwa uniwersalnego uznania. Bo chociaż demokracje amerykańskie zostały ufundowane na za­ sadach explicite Lockebwskich, ich samorozumienie nigdy nie było czysto Lockeowskie. Widzieliśmy na przykład, że zarówno Madison, 3i8

UNIWERSALNE PAŃSTWO HEGEMONICZNE

jak i Hamilton uwzględnili w Federaliście tymotejską stronę ludzkiej na­ tury oraz że ten pierwszy uważał, iż jednym z celów rządu przedstawi­ cielskiego jest zapewnienie ujścia tymotejskim i zrodzonym z namięt­ ności opiniom ludzkim. Kiedy współcześni Amerykanie mówią o swym społeczeństwie i formie rządzenia, często posługują się językiem, który bardziej przypomina Hegla niż Locke’a. Na przykład w okresie walki o prawa obywatelskie czarnych nie było niczym niezwykłym stwier­ dzenie, że celem jakiejś konkretnej ustawy w tej dziedzinie jest uzna­ nie godności Murzynów i wypełnienie obietnicy zawartej w Deklaracji Niepodległości i Konstytucji usa, w myśl której wszystkim Ameryka­ nom dane miało być prawo do życia w godności i wolności. Nie musiało się być uczonym heglistą, aby zrozumieć siłę tego argumentu; mieścił się on w zasobie słów najmniej wykształconego i najniżej postawionego obywatela. (W Konstytucji Republiki Federalnej Niemiec zawarte jest bezpośrednie odniesienie do ludzkiej godności). W Stanach Zjedno­ czonych i innych krajach demokratycznych przyznanie prawa wybor­ czego ludziom, którzy nie spełniali wymagań cenzusu majątkowego, a później czarnym i członkom innych mniejszości etnicznych lub ra­ sowych, jak również kobietom, nigdy nie było postrzegane jako sprawa wyłącznie ekonomiczna (tj. jako coś, co umożliwia tym grupom ochro­ nę swych interesów gospodarczych), lecz jako symbol wartości i godno­ ści tych grup, cenny jako samoistny cel. Fakt, że założyciele Ameryki nie używali terminów „uznanie” i „godność”, nie przeszkodził temu, że Locke’owski język uprawnień przedzierzgnął się bez wysiłku i niepo­ strzeżenie w Heglowski język uznania. Można zatem przyjąć, że uniwersalne państwo homogeniczne, któ­ re powstaje u kresu historii, opiera się na dwóch filarach: gospodarce i uznaniu. Proces historii ludzkiej, który do tego państwa prowadzi, na­ pędzany jest zarówno logiką rozwoju nowożytnego przyrodoznawstwa, jak i walką o uznanie. Ta pierwsza siła napędowa wypływa z pożądliwej części duszy, która została wyzwolona dopiero w czasach wczesnonowożytnych i oddała się nieograniczonej akumulacji bogactwa. Nie­ ograniczona akumulacja stała się możliwa dzięki sojuszowi pożądania 319

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i rozumu: kapitalizm jest nierozdzielnie związany z nowożytnym przy­ rodoznawstwem. Z kolei walka o uznanie wyrosła z tymotejskiej czę­ ści duszy. Napędzała ją rzeczywistość niewolnictwa, przecząca znanej niewolnikowi wizji świata, w którym wszyscy ludzie są wolni i równi przed obliczem Boga. Pełny opis procesu historycznego - prawdziwej historii powszechnej - musi uwzględniać oba te filary, tak jak pełny opis ludzkiej osobowości musi uwzględniać pożądanie, rozum i thymos. Mar­ ksizm, „teoria modernizacji” czy każda inna zasadniczo ekonomiczna teoria historii będzie niepełna, jeżeli nie uwzględni tymotejskiej części duszy i walki o uznanie jako istotnych motorów historii. Powyższe ustalenia stanowią grunt, na którym możemy przystąpić do pełniejszego wyjaśnienia wzajemnych związków między liberalną ekonomią i liberalną polityką, zinterpretować wysoki poziom korela­ cji między zaawansowanym uprzemysłowieniem i demokracją liberal­ ną. Jak stwierdziliśmy wcześniej, za demokracją nie przemawiają racje ekonomiczne; jeżeli już, to demokracja stanowi balast dla wydaj­ ności gospodarczej. Wybór demokracji jest samoistny, podejmowany w imię uznania, a nie w imię pożądania. Niemniej rozwój gospodarczy wytwarza pewne warunki, dzię­ ki którym ten samoistny wybór jest bardziej prawdopodobny. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, rozwój gospodarczy ukazuje niewolnikowi jego pojęcie panowania: niewolnik odkrywa, że może opanować naturę przez technologię oraz siebie samego przez dyscy­ plinę pracy i edukację. Wraz ze wzrostem poziomu wykształcenia społeczeństwa rośnie również możliwość uświadomienia sobie przez niewolników faktu, że są niewolnikami, a woleliby być panami, oraz możliwość przyswojenia sobie przemyśleń innych niewolników na te­ mat stanu poddaństwa. Wykształcenie uczy ich, że są ludźmi obdarzo­ nymi godnością oraz że powinni walczyć o uznanie tej godności. Fakt, że nowożytne szkolnictwo naucza idei wolności i równości, nie jest przypadkowy, są to bowiem ideologie niewolnicze, powstałe w reakcji na rzeczywistą sytuację, w jakiej znaleźli się niewolnicy. Chrześcijań­ stwo i komunizm były ideologiami niewolniczymi (tej drugiej Hegel 320

UNIWERSALNE PAŃSTWO HEGEMONICZNE

nie przewidział), które częściowo uchwyciły prawdę. Jednak z upływem czasu ujawniły się nieracjonalności oraz immanentne sprzeczności obu ideologii: zwłaszcza społeczeństwa komunistyczne, chociaż oficjalnie oddane zasadom wolności i równości, okazały się nowożytnymi odmia­ nami społeczeństw niewolniczych, w których godność ludzi nie była uznawana. Upadek ideologii marksistowskiej pod koniec lat osiem­ dziesiątych w pewnym sensie wynikał z osiągnięcia wyższego poziomu racjonalności przez członków tych społeczeństw i uświadomienie sobie przez nich, że racjonalne, powszechne uznanie może wystąpić tylko w liberalnym porządku społecznym. Druga przyczyna, dla której rozwój ekonomiczny sprzyja demo­ kracji liberalnej jest taka, że rozwój ekonomiczny odgrywa olbrzymią rolę niwelującą różnice społeczne, ponieważ stwarza potrzebę po­ wszechnego wykształcenia. Dawne bariery klasowe upadają, a wyłania się stan powszechnej równości szans. Chociaż powstają nowe klasy, na bazie różnic majątku i wykształcenia, społeczeństwo, które promuje szerzenie się egalitarnych idei, nacechowane jest większą wewnętrz­ ną mobilnością. Gospodarka niejako stwarza równość defacto, zanim równość ta zaistnieje de iure. Gdyby ludzie nie mieli nic prócz rozumu i pożądania, byliby najzu­ pełniej zadowoleni z życia pod dyktaturą wojskową w Korei Południo­ wej, pod oświeconymi rządami technokratycznymi frankistowskiej Hiszpanii czy pod władzą Kuomintangu na Tajwanie, jako że każdy z tych rządów ze wszystkich sił dążył do szybkiego wzrostu gospodar­ czego.Jednak obywatele tych krajów mają coś więcej niż tylko rozum i po­ żądanie: mają tymotejską dumę i przekonanie o swej godności, i chcą, by godność ta była uznawana nade wszystko przez rząd ich kraju. Brakujące ogniwo między liberalną gospodarką i liberalną polityką stanowi zatem pragnienie uznania. Jak się przekonaliśmy, zaawanso­ wane uprzemysłowienie kreuje społeczeństwa zurbanizowane, mobil­ ne, coraz lepiej wykształcone i wolne od tradycyjnych form autorytetu, takich jak autorytet plemienia, kapłana lub cechu. Przekonaliśmy się, że istnieje wysoki stopień empirycznej korelacji między takimi 321

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

społeczeństwami a demokracją liberalną, nie potrafiąc w pełni wyjaśnić przyczyn tej korelacji. Słabość przyjętego przez nas schematu interpre­ tacyjnego polegała na tym, że dla preferowania liberalnej demokracji poszukiwaliśmy wyjaśnienia ekonomicznego, to jest wyjaśnienia, które w taki czy inny sposób odwołuje się do pożądliwej części duszy. Tym­ czasem powinniśmy byli przyjrzeć się części tymotejskiej, żywionemu przez duszę pragnieniu uznania. Wydaje się bowiem, że zmiany społecz­ ne, które towarzyszą zaawansowanemu uprzemysłowieniu, a zwłaszcza wzrost poziomu wykształcenia, wyzwalają żądanie uznania, które nie istniało u ludzi biedniejszych i mniej wykształconych. W miarę jak lud staje się bogatszy, bardziej kosmopolityczny i lepiej wykształcony, do­ maga się nie tylko jeszcze większego bogactwa, ale także uznania swej pozycji. Jest to całkowicie nieekonomiczny, niematerialny popęd, który może wyjaśnić, dlaczego ludy Hiszpanii, Portugalii, Korei Południowej, Tajwanu i Chińskiej Republiki Ludowej żądały nie tylko zaprowadze­ nia gospodarki wolnorynkowej, ale także wolnego rządu powołanego przez lud i dla ludu. Interpretując Hegla, Alexandre Kojève utrzymywał, że uniwersal­ ne państwo homogeniczne będzie ostatnim stadium ludzkiej historii, ponieważ w zupełności zaspokaja człowieka. Aby móc to stwierdzić, musiał być przekonany o prymacie thymos czy też pragnienia uznania jako najgłębiej osadzonej i najbardziej fundamentalnej ludzkiej tęsknoty. Wskazując także na metafizyczną - oprócz psychologicznej wagę uznania, Hegel i Kojève wniknęli w ludzką osobowość chyba głę­ biej niż tacy filozofowie jak Locke czy Marks, dla których nadrzędne były pożądanie i rozum. Dla Kojève’a thymos był trwałym elementem ludzkiej natury. Chociaż wyrastająca z thymos walka o uznanie wymaga­ ła upływu dziesiątek tysięcy lat historii, to jednak stanowiła konstytu­ tywną część duszy zarówno dla Kojève’a, jak i dla Platona. Przeto aby potwierdzić tezę Kojève’a o tym, że znajdujemy się u kresu historii, musielibyśmy dowieść, że uznanie zapewniane przez współczesne państwo liberalno-demokratyczne w sposób właściwy za­ spokaja ludzkie pragnienie uznania. Kojève był przekonany, że nowo­ 322

UNIWERSALNE PAŃSTWO HEGEMONICZNE

Żytna demokracja liberalna dokonała skutecznej syntezy moralności pana i moralności niewolnika, przezwyciężając rozróżnienie między nimi, a jednocześnie zachowując pewne elementy obu sposobów ist­ nienia. Czy tak jest naprawdę? Czy megalotymia pana została poddana skutecznej sublimacji i odpowiedniemu skanalizowaniu przez nowo­ żytne instytucje polityczne, dzięki czemu nie stanowi już problemu dla dzisiejszej polityki? Czy człowiek będzie po wsze czasy zadowalał się tym, że jest uznawany jedynie za równego wszystkim innym ludziom, czy też zażąda kiedyś czegoś więcej? A jeżeli megalotymia rzeczywi­ ście została bez reszty „wysublimowana”z nowożytnej polityki, to może powinniśmy zgodzić się z Nietzschem, że nie jest to powód do radości, tylko bezprecedensowa katastrofa? Są to rozważania obejmujące bardzo długą perspektywę czasową; powrócimy do nich w części piątej. Natomiast w części czwartej przyjrzymy się bliżej historycznej przemianie, która zachodzi w świadomości, gdy zdąża ona ku demo­ kracji liberalnej. Pragnienie uznania, zanim przekształci się w wolę uznania powszechnego i równego, może przyjąć wiele irracjonalnych form, reprezentowanych na przykład przez szeroko pojęte ruchy reli­ gijne i narodowe. Przemiana ta nigdy nie jest zupełna, toteż okazuje się, że w większości rzeczywistych społeczeństw racjonalne uznanie współistnieje z formami irracjonalnymi. Co więcej, wydaje się, że po­ wstanie i trwałość społeczeństwa ucieleśniającego racjonalne uznanie wymaga, aby zachowały się pewne formy uznania irracjonalnego: jest to paradoks, z którym Kojeve nie zdołał się do końca uporać. W przedmowie do 7.asadfilozofii prawa Hegel wyjaśnia, że filozo­ fia „jest swoją własną epoką ujętą w myślach” oraz że filozof nie może wyjść poza swój czas i przewidzieć przyszłości, bo jest to zadanie rów­ nie trudne jak przeskoczenie gigantycznego posągu, który stał niegdyś na wyspie Rodos. Wbrew temu ostrzeżeniu spojrzymy w przyszłość, aby spróbować zrozumieć zarówno szanse, jak i ograniczenia rewolucji liberalnej, która ogarnia dzisiejszy świat, oraz postawić prognozę, jak wpłynie ona na stosunki międzynarodowe.

Część IV Przeskakiwanie posągu rodyjskiego Hic Rhodus, hic saltus

Rozdział 20

Najzimniejszy z zimnych potworów

Istnieją jeszcze gdzieś narody i stada, wszakże nie u nas, bracia moi: tu istnieją państwa. Państwo? Cóż to jest? Baczność! Uszy mi roztwórzcie, abym wam słowo rzeki o śmierci ludów. Państwem zwie się najzimniejszy ze wszystkich zimnych po­ tworów. Zimny kłam głosi ono, i ta oto łeż pełznie z jego ust: Ja, państwo, jestem narodem”. Łeż to! Twórcy to byli, co stworzyli narody i zawiesili ponad nimi wiarę i miłość; i tak oto życiu służyli. Niszczyciele to są, co sidła na wielu nastawili i przezwali je pań­ stwem: miecz zawiesili ponad nimi wraz z tysiącem żądz. [..■] Tenci znak daję ja wam: każdy naród mówi swoim językiem do­ bra i zła: nie rozumie sąsiad mowy tej. Własną mowę wynalazł sobie naród każdy w prawach i obyczajach. Państwo wszakże łże we wszystkich językach dobra i zła; cokol­ wiek rzeknie, skłamie - a cokolwiek posiada, skradzione to jest.

Fryderyk Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra'

U kresu historii demokracja liberalna nie ma poważnych konkurentów ideologicznych. Dawniej ludzie odrzucali demokrację liberalną, ponie­ waż uważali ją za gorszą od monarchii, arystokracji, teokracji, faszyzmu, 1. Nietzsche (1995), s. 42.

327

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZtOWIEK

totalitaryzmu komunistycznego i każdej innej ideologii, w którą wie­ rzyli. Dziś jednak wydaje się, iż poza światem islamskim panuje po­ wszechna zgoda, że demokracja liberalna jest najbardziej racjonalną formą rządów, czyli państwem, które najpełniej urzeczywistnia albo racjonalne pożądanie, albo racjonalne uznanie. Jeżeli tak, to dlaczego także poza światem islamskim istnieją państwa, które nie są demo­ kratyczne? Dlaczego przejście do demokracji sprawia taką trudność wielu narodom, w których zarówno rządzeni, jak i rządzący w teorii przyjęli zasady demokratyczne? Dlaczego trawi nas podejrzenie, że pewne ustroje, które ogłaszają się dziś demokratycznymi, raczej nie wytrwają na tej drodze, podczas gdy w przypadku innych niepodobna sobie wyobrazić, aby miały utracić swą pozycję stabilnych demokracji? I wreszcie, dlaczego sądzimy, że dzisiejszy pęd ku liberalizmowi za jakiś czas ustanie, chociaż na dłuższą metę prawdopodobnie odniesie zwycięstwo? Powołanie państwa liberalno-demokratycznego powinno być w peł­ ni rozumnym aktem politycznym, w którym cała wspólnota debatuje nad konstytucją i uchwala podstawowe ustawy, jakie będą regulowa­ ły życie publiczne. Często jednak uderza nas, że rozum i polityka są zbyt wątłe, aby osiągnąć swe cele, a ludzie łatwo „tracą kontrolę” nad swym życiem w sferze nie tylko osobistej, ale i politycznej. Na przykład w wielu krajach Ameryki Łacińskiej ustanowiono liberalną demokrację wkrótce po odzyskaniu niepodległości w XIX wieku, a ich konstytucje wzorowane były na amerykańskiej i francuskiej. Jednak żaden z tych krajów nie może się poszczycić nieprzerwaną tradycją demokratyczną, utrzymaną do dnia dzisiejszego. Ideologiczny sprzeciw wobec demo­ kracji liberalnej nigdy nie był w Ameryce Łacińskiej szczególnie silny, nie licząc krótkich flirtów z faszyzmem i komunizmem, a mimo to liberalni demokraci musieli się potężnie natrudzić, aby zdobyć i utrzy­ mać władzę. Istnieje wiele narodów, takich jak rosyjski, które zaznały rozmaitych form rządów autorytarnych, lecz do niedawna nigdy nie miały prawdziwej demokracji. Inne narody, takie jak niemiecki, do­ świadczyły ogromnych trudności w osiągnięciu stabilnej demokracji, 328

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

mimo swego głębokiego zakorzenienia w tradycji zachodnioeuropej­ skiej, Francja zaś, kolebka wolności i równości, od 1789 roku przeżyła pięć różnych republik demokratycznych. Przypadki te wyraźnie kon­ trastują z doświadczeniami większości demokracji o rodowodzie an­ glosaskim, które bez większych problemów utrzymały stabilność swych instytucji. Powód, dla którego demokracja liberalna nie stała się powszechna ani też nie panuje stabilnie po dojściu do władzy, kryje się w tym, że na­ ród i państwo to niezupełnie to samo. Państwa to świadome konstruk­ cje polityczne, narody zaś to wcześniejsze od nich wspólnoty moralne. A więc narody są wspólnotami wyznającymi te same poglądy na temat dobra i zła, na temat tego, co boskie i ludzkie, wspólnotami, które być może w dalekiej przeszłości zostały świadomie założone, lecz teraz ist­ nieją przede wszystkim mocą tradycji. Jak powiada Nietzsche, „każdy naród mówi swoim językiem dobra i zła” oraz „[wjłasną mowę wyna­ lazł sobie naród każdy w prawach i obyczajach”, znajdujących odbicie nie tylko w konstytucji i ustawach, lecz także w życiu rodzinnym, religii, strukturze klasowej, codziennych obyczajach i sposobach na życie, któ­ re cieszą się szacunkiem. Państwo należy do sfery politycznej, do sfery świadomego wyboru właściwego sposobu rządzenia. Naród należy do sfery niższej od politycznej: jest to obszar kultury i społeczeństwa, któ­ rego reguły rzadko są artykułowane czy nawet świadomie uznawane przez tych, co się do nich stosują. Kiedy Tocqueville mówi o amerykań­ skim systemie konstytucyjnym równowagi władz lub o podziale obo­ wiązków między rząd federalny i rządy stanowe, mówi o państwie; lecz kiedy opisuje fanatyczną niekiedy duchowość Amerykanów, ich umi­ łowanie równości czy obsesyjny wręcz utylitaryzm przy jednoczesnym niedocenianiu teorii, opisuje ich jako naród. Państwa są zbudowane na narodzie. Niekiedy państwo kształ­ tuje naród, na przykład twierdzi się, że ustawy Likurga i Romulusa ukształtowały etos narodów Sparty i Rzymu, rządy wolności i rów­ ności zaś uformowały demokratyczną świadomość rozmaitych naro­ dów imigranckich, które składają się na Stany Zjednoczone Ameryki. 329

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Niemniej między państwem a narodem istnieje napięcie, a niekiedy na­ wet konflikt - jak chociażby wtedy kiedy rosyjscy czy chińscy komuni­ ści chcieli siłą narzucić ludności ideologię marksistowską. Powodzenie i stabilność demokracji liberalnej nigdy zatem nie zależy wyłącznie od mechanicznego zastosowania jakiegoś zespołu zasad i reguł, lecz wy­ maga pewnego stopnia utożsamienia narodu i państwa. Jeżeli, wzorem Nietzschego, zdefiniujemy państwo jako wspólnotę moralną, wyznającą te same idee dobra i zła, to będzie dla nas jasne, że narody, jak również kreowane przez nie kultury, wyrastają z tymotejskiej części duszy. Innymi słowy, kultura wyrasta ze zdolności do wartościowania, na przykład do wytworzenia sądu, że osoba okazują­ ca posłuszeństwo starszym jest wartościowa, natomiast osoba jedząca nieczyste zwierzęta, takie jak świnie, wartościowa nie jest. Thymos lub pragnienie uznania jest zatem siedliskiem tego, co socjolodzy nazywają „wartościami”. Walka o uznanie wytworzyła relację hegemonii i pod­ daństwa w jej różnych przejawach, jak również wyrosłe z tej relacji ko­ deksy moralne - posłuszeństwo poddanego wobec monarchy czy chło­ pa wobec pana feudalnego, wyniosłą dumę arystokraty itd. Pragnienie uznania jest także psychologicznym siedliskiem dwóch nadzwyczaj silnych namiętności - religijnej i narodowej. Nie chcę przez to powiedzieć, że religię i nacjonalizm można w całości sprowadzić do pragnienia uznania, jednak wielkie natężenie tych namiętności bierze się z ich zakorzenienia w thymos. Osoba wierząca przypisuje godność wszystkiemu, co jej religia uważa za święte - zespołowi praw moral­ nych, sposobowi na życie czy konkretnym przedmiotom czci. Czuje gniew, kiedy godność tego, co uważa za święte, zostanie znieważona2. Nacjonalista jest przekonany o godności swojej grupy narodowej lub etnicznej, a przez to o swojej własnej godności jako członka tej grupy. 2. Oczywiście, jak zwraca uwagę Kojeve, pewien element pożądania występuje w chrześcijańskiej wierze w życie wieczne. Chrześcijańskie pragnienie zbawienia może być umotywowane jedynie naturalnym instynktem samozachowawczym. Zycie wieczne jest ostatecznym spełnieniem dla człowieka kierowanego strachem przed gwałtowną śmiercią.

330

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

Dąży do tego, aby inni tę godność uznali i podobnie jak osoba wie­ rząca czuje gniew, kiedy ktoś tej godności ubliży. Namiętność tymotejska - pragnienie uznania u arystokratycznego pana - była tym, co zapoczątkowało proces historyczny, tymotejskie namiętności fanatyz­ mu religijnego i nacjonalizmu zaś skierowały ten proces na tory wojen i konfliktów. Tymotejskie pochodzenie religii i nacjonalizmu wyjaśnia, dlaczego konflikty na tle „wartości” są potencjalnie znacznie bardziej śmiercionośne niż konflikty na de bogactw materialnych3. W prze­ ciwieństwie do pieniędzy, które można po prostu rozdzielić między strony, godność jest czymś immanentnie niepodzielnym: albo uznajesz moją godność czy godność tego, co uważam za święte, albo nie uznajesz. Tylko szukające „sprawiedliwości” thymos jest zdolne do prawdziwego fanatyzmu, obsesji i nienawiści. Liberalna demokracja w swym wariancie anglosaskim wyznacza moment, kiedy wyrozumowana kalkulacja w znacznej mierze wypar­ ła wcześniejsze horyzonty moralne i kulturowe. Racjonalne pożądanie musi zwyciężyć nad irracjonalnym pragnieniem uznania, a zwłaszcza nad megalotymią dumnych panów, którzy chcą uznania swej wyższości. Państwo liberalne, wykwitłe z tradycji Hobbesowsko-Lockebwskiej, wdaje się w długotrwały konflikt ze swym własnym narodem. Prag­ nie ujednolicić zróżnicowane tradycyjne kultury i nauczyć naród ra­ chowania swych dalekosiężnych korzyści. W miejsce organicznej wspólnoty moralnej, z odrębnym językiem „dobra i zła”, trzeba po­ wołać nową, opartą na zespole wartości demokratycznych, takich jak: partycypacja, racjonalność, laickość, mobilność, empatia i tolerancja4. 3. Jak wspomniano powyżej, za konfliktami z pozoru dotyczącymi przedmiotów ma­ terialnych, takich jak księstwo czy skarbiec narodowy, kryje się pragnienie uznania ze strony najeźdźcy. 4. Wszystkie te terminy wywodzą się z nauk społecznych, które dążą do zdefiniowa­ nia „wartości”umożliwiających istnienie demokracji liberalnej. Na przykład Daniel Lemer pisze: Jedna z hipotez tego studium brzmi, że empatyczny sposób wyra­ żania się stanowi powszechną własność osobistego stylu mówienia tylko w społe­ czeństwie nowoczesnym, czyli przemysłowym, miejskim, wykształconym i uczest­ niczącym we władzy” (Lerner 1958, s. 50). „Kulturę obywatelską”, terminu tego użył

331

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Te nowe wartości demokratyczne początkowo wcale nie były wartoś­ ciami, w tym sensie, że nie określały, co jest dla człowieka cnotą lub do­ brem. Ich rolę pojmowano czysto instrumetalnie: były to nawyki, które należało wypracować, aby mieć udane życie w pokojowym i dostatnim społeczeństwie liberalnym. Z tego właśnie powodu Nietzsche nazwał państwo najzimniejszym ze wszystkich zimnych potworów, który nisz­ czy narody i ich kultury, wieszając nad nimi „tysiąc żądz”. Wszakże aby demokracja mogła funkcjonować, obywatele państw demokratycznych muszą zapomnieć o instrumentalnych korzeniach swych wartości i rozwinąć w sobie pewną irracjonalną tymotejską dumę ze swego systemu politycznego i sposobu na życie. Mówiąc ina­ czej, muszą pokochać demokrację nie dlatego, że jest bezsprzecznie lepsza od innych systemów rządzenia, lecz dlatego, że jest i c h. Co wię­ cej, muszą przestać widzieć w takich wartościach jak tolerancja jedynie środki do celu; w krajach demokratycznych tolerancja staje się pod­ stawową cnotą* 5. Kiedy ktoś mówi o kulturze demokratycznej lub oby­ watelskiej, ma na myśli właśnie tego rodzaju dumę z demokracji lub włączenie wartości demokratycznych w poczucie tożsamości obywateli. Tak pojęta kultura obywatelska jest niezbędnym warunkiem trwałego zdrowia i stabilności demokracji, ponieważ realne społeczeństwo nie może długo istnieć tylko na gruncie racjonalnej kalkulacji i pożądania. Sprzeciwiając się przekształceniu wartości tradycyjnych w demo­ kratyczne, kultura może więc być przeszkodą na drodze do demokra­ tyzacji. Wymieńmy zatem konkretne czynniki, które utrudniają po­

po raz pierwszy Edward Shils, zdefiniowano jako „trzecią kulturę, ani tradycyjną, ani nowoczesną, lecz czerpiącą z obu: kulturę opartą na porozumieniu i perswazji, kulturę konsensu i różnorodności, kulturę, która pozwala na zmiany, lecz je miar­ kuje”. Gabriel A. Almond i Sidney Verba, The Civic Culture, Little, Brown, Boston 1963, s. 8. 5. Naczelne miejsce, jakie w nowoczesnej Ameryce zajmuje cnota tolerancji, przenik­ liwie zanalizował Allan Bloom w książce Umysł zamknięty (przeł. Tomasz Bieroń, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1997), zwłaszcza w rozdziale 1. Przeciwstawna jej przywara, nietolerancja, jest dziś znacznie silniej potępiana niż większość trady­ cyjnych grzechów, takich jak ambicja, rozpusta, chciwość itd.

332

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

wstawanie stabilnych demokracji liberalnych6. Dzielą się one na kilka kategorii. Pierwsza z nich dotyczy zakresu i charakteru świadomości naro­ dowej, etnicznej i rasowej w danym kraju. Nie istnieje żadna immanentna sprzeczność między nacjonalizmem i liberalizmem; w istocie były one bliskimi sojusznikami podczas walk narodowowyzwoleńczych w XIX-wiecznych Niemczech i Włoszech. Nacjonalizm i liberalizm stały też ramię w ramię podczas zrywu narodowego w Polsce w latach osiemdziesiątych, a dziś współuczestniczą w walce o niepodległość kra­ jów bałtyckich. W pragnieniu niepodległości i suwerenności narodowej można widzieć jeden z możliwych przejawów pragnienia samostano­ wienia i wolności, pod warunkiem że wyłączną podstawą obywatel­ stwa i statusu prawnego nie stanie się narodowość, rasa czy etniczność. Niepodległa Litwa może być państwem w pełni liberalnym, pod wa­ runkiem że zagwarantuje uprawnienia wszystkim obywatelom, łącznie z Rosjanami, którzy zdecydują się tam pozostać. Natomiast demokracja raczej nie pojawi się w kraju, gdzie nacjo­ nalizm lub poczucie tożsamości poszczególnych grup etnicznych jest tak wysoko rozwinięte, że nie istnieje wspólne poczucie przynależno­ ści narodowej ani wzajemna akceptacja uprawnień. Silne poczucie jed­ ności narodowej, które poprzedziło demokrację w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Francji, Włoszech i Niemczech, jest zatem koniecznym warunkiem powstania stabilnej demokracji. Brak tego poczucia na terenie Związku Radzieckiego był jedną z przyczyn, dla których nie doszło do powstania stabilnej demokracji przed rozpadem kraju na mniejsze całości narodowe7. Tylko 11% ludności Peru stanowią 6. Ogólne omówienie warunków koniecznych do zaistnienia demokracji poprzedza każdy z tomów serii Diamonda, Linza i Lipseta Democracy in Developing Countries, Lynne Rienner, Boulder, Colorado, 1988a; por. zwłaszcza tom 4 poświęcony Ame­ ryce Łacińskiej (1988b), s. 2-52. O warunkach koniecznych demokracji pisze także Huntington (1984), s. 198-209. 7. Jedność narodowa to jedyny prawdziwie konieczny warunek demokracji, który wymienia Danwart Rustow w Transition to Democracy, „Comparative Politics”, 2 (kwiecień 1970), s. 337-363.

333

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

biali, potomkowie hiszpańskich konkwistadorów, reszta zaś to India­ nie znajdujący się w geograficznej, ekonomicznej i duchowej izolacji od tej pierwszej grupy. Izolacja ta będzie trudną do pokonania prze­ szkodą na drodze do stabilnej demokracji w Peru. To samo można po­ wiedzieć o Afryce Południowej: nie dość, że istnieje tam zasadnicza przepaść między czarnymi i białymi, to jeszcze sami czarni podzieleni są na grupy etniczne, które mają za sobą długą historię wzajemnych antagonizmów. Drugi rodzaj przeszkód na drodze do demokracji wiąże się z religią. Podobnie jak w przypadku nacjonalizmu, nie zaistnieje immanentny konflikt między religią a demokracją liberalną, jeśli religia nie wyrzeknie się idei tolerancji i egalitaryzmu. W Końcu historii nadmieni­ liśmy już o przekonaniu Hegla, że chrześcijaństwo utorowało drogę do rewolucji francuskiej, ustanawiając zasadę równości wszystkich ludzi na podstawie ich zdolności do moralnego wyboru. Przeważająca więk­ szość dzisiejszych demokracji jest chrześcijańska w swym rodowodzie, a ponadto, jak zauważył Samuel Huntington, po roku 1970 większość nowych demokracji powstała w krajach katolickich8. Wydaje się zatem,

8. Samuel Huntington sugeruje, że duża liczba krajów katolickich uczestniczących w obecnej „trzeciej fali” demokratyzacji czyni z tego procesu zjawisko niejako kato­ lickie, związane z przemianami świadomości katolików w kierunku bardziej demo­ kratycznym i egalitarnym, które zachodziły w latach sześćdziesiątych. Choć teza ta nie jest całkowicie pozbawiona sensu, każę postawić pytanie, dlaczego przemia­ ny świadomości katolickiej nastąpiły akurat wtedy, kiedy nastąpiły. W doktrynie katolickiej z pewnością nie ma nic takiego, co by w sposób naturalny nastrajało Kościół przychylnie do demokratycznej polityki. Trudna do odparcia wydaje się tradycyjna teza, że autorytarna i hierarchiczna struktura Kościoła czyni go zwolen­ nikiem autorytaryzmu w polityce. Najważniejsze przyczyny zmian w świadomości katolickiej wydają się następujące: 1) powszechne uznanie idei demokratycznych, którymi zaraziła się myśl katolicka (a nie odwrotnie); 2) wzrost poziomu rozwoju socjoekonomicznego, który nastąpił w większości krajów katolickich w dziesięcio­ leciach poprzedzających lata sześćdziesiąte; 3) długotrwała „sekularyzacja” Koś­ cioła katolickiego, będąca opóźnioną realizacją idei Marcina Lutra 400 lat po ich ogłoszeniu. Por. Samuel Huntington, Religion and the Third Wave, „The National Interest”, nr 24 (lato 1991), s. 29-42.

334

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

że pod pewnymi względami religia nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz sprzyja demokracji. Wszakże religia per se nie wykreowała wolnych społeczeństw; chrześcijaństwo musiało niejako znieść samo siebie poprzez zlaicyzo­ wanie swych celów, zanim mógł pojawić się liberalizm. Ogólnie uznaje się, że sprawcą laicyzacji był na Zachodzie protestantyzm. Czyniąc z religii prywatną sprawę między chrześcijaninem i Bogiem, protestan­ tyzm usunął potrzebę odrębnej klasy kapłanów, a ogólniej, potrzebę in­ gerencji religii w politykę. Podobnemu procesowi sekularyzacji podda­ ły się inne religie na całym świecie: na przykład buddyzm i szintoizm ograniczyły się do sfery prywatnego kultu praktykowanego w kręgu ro­ dziny. Spuścizna hinduizmu i konfucjanizmu jest w tym względzie nie­ jednoznaczna: jakkolwiek obie doktryny cechuje relatywna wyrozumia­ łość dla rzeczy świeckich, ich nauki są w swych treściach hierarchiczne i nieegalitarne. Dla kontrastu, ortodoksyjny judaizm i fundamentalistyczny islam to religie totalne, regulujące każdy aspekt życia publicz­ nego i prywatnego, łącznie ze sferą polityki. Religie te nie wykluczają się z demokracją - zwłaszcza islam, który nie mniej niż chrześcijaństwo podkreśla zasadę powszechnej równości wszystkich ludzi - lecz bardzo trudno je pogodzić z liberalizmem i uznaniem powszechnych upraw­ nień, szczególnie z wolnością sumienia i wyznania. Nie stanowi chyba zaskoczenia, że demokracją liberalną we współczesnym świecie mu­ zułmańskim jest tylko Turcja - jedyny kraj, który wytrwał w jawnym odrzuceniu swego islamskiego dziedzictwa na rzecz społeczeństwa lai­ ckiego (co nastąpiło na początku XX wieku)’. Z trzecim ograniczeniem, które utrudnia powstawanie demokracji, mamy do czynienia w przypadku znaczących nierówności społecznych i wszelkich nawyków myślowych, które wynikają z takiej struktury spo­ łeczeństwa. Zdaniem Tocqueville’a siła i stabilność demokracji Stanów 9. Nawet Turcja ma problemy z utrzymaniem demokracji mimo sekularyzacji pań­ stwa. Spośród trzydziestu sześciu krajów o większości muzułmańskiej Freedom House w 1984 roku zakwalifikował dwadzieścia jeden jako „niewolne”, piętnaście jako „częściowo wolne”, a jako „wolne” ani jednego. Por. Huntington (1984), s. 208.

335

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Zjednoczonych brała się z tego, że społeczeństwo amerykańskie było z gruntu egalitarne i demokratyczne na długo przed napisaniem Dekla­ racji Niepodległości i konstytucji: Amerykanie „urodzili się równi”. Do Ameryki Północnej przywieziono bowiem przede wszystkim tradycje kulturowe liberalnej Anglii i Holandii, a nie - powiedzmy - absolutystycznej XVII-wiecznej Portugalii i Hiszpanii. Inaczej Brazylia i Peru, które odziedziczyły silnie rozwarstwione struktury klasowe, a poszcze­ gólne klasy były wzajemnie skonfliktowane i zamknięte. Innymi słowy, w niektórych krajach system hegemonii i poddań­ stwa przetrwał w formach jawniejszych i silniej zakorzenionych niż gdzie indziej. W wielu regionach Ameryki Łacińskiej, podobnie jak na południu Stanów Zjednoczonych aż do wojny secesyjnej, oficjal­ nie istniało niewolnictwo, na innych zaś obszarach chłopi byli w za­ sadzie wasalami właścicieli wielkich latyfundiów. Prowadziło to do sytuacji, którą Hegel określał jako charakterystyczną dla wczesnego okresu hegemonii i poddaństwa: gwałtowni i bezczynni panowie oraz klasa bojaźliwych i zależnych niewolników o nikłym pojęciu wolno­ ści. Z kolei brak systemu latyfundiów w Kostaryce, wyizolowanym i zaniedbanym regionie imperium hiszpańskiego, jak również wynik­ ły z tego równy rozkład nędzy - tłumaczą względne powodzenie de­ mokracji w tym kraju10. Ostatni czynnik kulturowy, który ma wpływ na perspektywy sta­ bilnej demokracji, wiąże się ze zdolnością ludności do samodzielnego wytworzenia społeczeństwa obywatelskiego - sfery, w której wszyscy ludzie mogą uprawiać Tocquevillebwską „sztukę stowarzyszania się”, nie polegając na państwie. Tocqueville dowodził, że demokracja działa najlepiej, kiedy rozwija się nie odgórnie, lecz oddolnie: administracja centralna w sposób naturalny wyrasta z tysiąca lokalnych ciał samorzą­ dowych i prywatnych stowarzyszeń, które grają rolę szkół wolności i sa­ mostanowienia. Demokracja polega przecież na samorządzeniu, a jeżeli ludzie umieją rządzić się sami w miastach, spółkach, stowarzyszeniach io. Por. omówienie Kostaryki u Hanisona (1985), s. 48-54.

336

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

zawodowych lub na uczelniach, to większa jest szansa, że powiedzie im się również na szczeblu krajowym. Zdolność ta często z kolei wiązała się z charakterem społeczeństwa przednowoczesnego, z którego powstała demokracja. Istnieje teza, że te społeczeństwa przednowoczesne, którymi rządziły silne, scentrali­ zowane państwa, systematycznie niszczące wszelkie pośrednie ogniska władzy (takie jak arystokracja feudalna czy udzielni książęta), były bar­ dziej predestynowane do tego, aby po modernizacji znaleźć się pod rzą­ dami autorytarnymi, aniżeli społeczeństwa feudalne, w których władzę dzielili między siebie król i pewna liczba potężnych feudalnych panów11. Dlatego właśnie Rosja i Chiny, które w czasach przedrewolucyjnych były gigantycznymi, scentralizowanymi cesarstwami o silnie rozwinię­ tej biurokracji, przerodziły się w totalitarne państwa komunistyczne, natomiast Anglia i Japonia, kraje w dużej mierze feudalne, potrafiły wytworzyć stabilne demokracje11 12. Interpretacja ta wyjaśnia trudności z ustanowieniem stabilnej demokracji w takich krajach Europy Za­ chodniej jak Francja i Hiszpania. W obu tych krajach feudalizm w XVI i XVII wieku padl ofiarą centralizującej się i modernizującej monar­ chii, wskutek czego odziedziczyły one silną władzę państwową przy słabym i biernym społeczeństwie obywatelskim pozostawiającym ini­ cjatywę państwu. Centralizacja władzy przyczyniła się do powstania mentalności, którą cechuje nieumiejętność spontanicznego organizo­ wania się i współpracy na szczeblu lokalnym, jak również brak poczucia odpowiedzialności za swe życie. Tradycja władzy centralnej we Fran­ cji, gdzie na zapadłej prowincji nie wolno było zbudować drogi czy mostu bez zezwolenia Paryża, trwa nieprzerwanie od Ludwika XIII 11. Stanowisko to najdobitniej uzasadnił Barrington Moore w Social Origins ofDictatorship and Democracy, Beacon Press, Boston 1966. 12. Teza ta rodzi liczne problemy, które ograniczają jej moc wyjaśniającą. Na przy­ kład niektóre scentralizowane monarchie, takie jak Szwecja, rozwinęły się później w stabilne demokracje liberalne. Zdaniem wielu autorów w tym samym stopniu co scentralizowana monarchia przeszkodą dla rozwoju demokracji jest feudalizm; stanowi to o podstawowej różnicy między doświadczeniami Ameryki Północnej i Południowej. Por. Huntington (1984), s. 203.

337

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przez Napoleona po dzisiejszą V Republikę, gdzie znajduje ucieleśnie­ nie w Conseil d'EtaP. Hiszpania przekazała podobną spuściznę wielu państwom Ameryki Łacińskiej. Siła „kultury demokratycznej” często jest w dużym stopniu uza­ leżniona od kolejności, w jakiej powstawały różne elementy demokra­ cji liberalnej. Najbardziej okrzepłe ze współczesnych demokracji libe­ ralnych - na przykład Wielka Brytania i Stany Zjednoczone - to te, w których liberalizm poprzedził demokrację, czyli wolność poprzedziła równość. Innymi słowy, z liberalnych uprawnień, takich jak wolność słowa, wolność stowarzyszania się i partycypacji w rządach, korzysta­ ła najpierw wąska elita - złożona głównie z białych ziemian płci mę­ skiej - zanim uprawnienia te objęły większe rzesze ludności13 14. Nawy­ ków demokratycznego współzawodnictwa i kompromisu, z dbałością o uprawnienia przegranych, łatwiej było nauczyć się niewielkiej, elitar­ nej grupie ludzi o podobnym pochodzeniu społecznym i upodobaniach niż licznemu, różnorodnemu społeczeństwu nękanemu zadawniony­ mi antagonizmami plemiennymi czy etnicznymi. Dzięki wspomnianej kolejności mechanizmy liberalno-demokratyczne mogły przeniknąć tkankę społeczną i wrosnąć w najstarsze tradycje narodowe. Utożsa­ mienie demokracji liberalnej z patriotyzmem zwiększa jej tymotejską atrakcyjność dla grup, które zostały niedawno dopuszczone do życia politycznego, a ponadto grupy te czują się silniej związane z instytucja­ mi demokratycznymi, niż gdyby uczestniczyły w rządzeniu od samego początku.

13. Francuzi podjęli wiele wysiłków, aby zerwać z centralistycznymi nawykami, m.in. próbując przekazać w ręce lokalnych instytucji obieralnych takie dziedziny jak szkol­ nictwo. Na razie trudno powiedzieć, czy wysiłki te, podjęte w ostatnich czasach za­ równo przez rządy konserwatywne, jak i socjalistyczne, zakończą się powodzeniem. 14. Podobną kolejność - najpierw tożsamość narodowa, potem instytucje demokra­ tyczne i wreszcie szeroka partycypacja we władzy - postuluje Robert A. Dahl w Polyarchy: Participation and Opposition, Yale University Press, New Haven 1971, s. 36. Por. także Eric Nordingler, Political Development: Time Sequences and Rates of Change, „World Politics”, 20 (1968), s. 494-530; oraz Leonard Binder i in., Crises and Sequences in Political Development, Princeton University Press, Princeton 1971.

338

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

Wszystkie te czynniki — poczucie tożsamości narodowej, religia, równość społeczna, prężność społeczeństwa obywatelskiego i doświad­ czenia historyczne z instytucjami liberalnymi - składają się na kultu­ rę narodu. Fakt, że narody mogą się od siebie tak dalece różnić pod tymi względami, tłumaczy, dlaczego jednakowe konstytucje liberalno-demokratyczne niejednakowo sprawdzają się w różnych krajach oraz dlaczego ten sam naród w jednej epoce odrzuca demokrację, by w in­ nej przyjąć ją bez wahania. Każdy mąż stanu, który pragnie posze­ rzyć obszar wolności i utrwalić jej postępy, musi być uwrażliwiony na te pozapolityczne ograniczenia zdolności państw do osiągnięcia kresu historii. Istnieje kilka błędnych przekonań na temat wpływu kultury na de­ mokrację, które należy sprostować. W myśl pierwszego z nich czynniki kulturowe stanowią wystarczające warunki do powstania demo­ kracji. Stąd pewien znany sowietolog uznał, że za Breżniewa w Związ­ ku Radzieckim defacto istniał pluralizm, ponieważ kraj osiągnął pewien poziom urbanizacji, wykształcenia, dochodu per capita, laicyzacji i tak dalej. Warto jednak pamiętać, że nazistowskie Niemcy spełniały w za­ sadzie wszystkie warunki, jakie zwykle postuluje się jako konieczne dla stabilnej demokracji: były jednonarodowe, gospodarczo rozwinię­ te i w przeważającej mierze protestanckie oraz posiadały zdrowe spo­ łeczeństwo obywatelskie, a pod względem poziomu nierówności spo­ łecznych nie odróżniały się od innych krajów zachodnioeuropejskich. Mimo tego wszystkiego potężna erupcja tymotejskiego samopotwierdzenia i gniewu, jaką był niemiecki narodowy socjalizm, całkowicie unicestwiła pragnienie racjonalnego i wzajemnego uznania. Demokracja nie może nigdy wejść tylnymi drzwiami; musi nastąpić moment podjętej z rozmysłem decyzji politycznej o jej ustanowieniu. Sfera polityki jest niezależna od sfery kultury i posiada swoistą godność jako punkt, w którym zbiegają się pożądanie, thymos i rozum. Stabilna demokracja liberalna jest niemożliwa bez mądrych i skutecznych mę­ żów stanu, którzy rozumieją sztukę polityczną i umieją przekuć skłon­ ności swych narodów na trwałe instytucje polityczne. W badaniach nad 339

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

udanymi przejściami do demokracji podkreśla się wagę takich czysto politycznych czynników, jak zdolność nowego przywództwa demokra­ tycznego do zneutralizowania sił zbrojnych przy jednoczesnym roz­ liczeniu ich z dawnych nadużyć, zachowanie symbolicznej ciągłości (sztandar narodowy, hymn i tak dalej) z przeszłością oraz rodzaj sy­ stemu partyjnego i system rządów (prezydencki czy parlamentarny)15. I na odwrót, badania nad załamaniem się demokracji systematycznie wykazują, że rozpad ustroju w żadnym razie nie wynikał z otoczenia kulturowego czy ekonomicznego, lecz często był rezultatem konkret­ nych błędnych decyzji podjętych przez konkretnych polityków16. Pań­ stwa latynoamerykańskie nie musiały przyjąć polityki protekcjonizmu i substytucji importu w okresie światowego kryzysu gospodarczego lat trzydziestych, a właśnie ta polityka nadwerężyła perspektywę osiągnię­ cia w przyszłości stabilnej demokracji17. Drugim, chyba częstszym błędem jest uznawanie czynników kulturowych za warunki konieczne do ustanowienia demokracji. Max Weber przeprowadza długą analizę historycznego pochodze­ nia nowożytnej demokracji, którą uważa za wykwit pewnych bardzo

15. Na przykład załamanie się demokracji chilijskiej w latach siedemdziesiątych było­ by do uniknięcia, gdyby Chile posiadało system parlamentarny, a nie prezydencki, co umożliwiłoby ustąpienie rządu i przetasowania koalicyjne, bez burzenia całej struktury państwowej. Systemy parlamentarny i prezydencki porównuje Juan Linz, The Périls ofPrésidentialisme Journal of Democracy", 1, nr 1 (zima 1990), s. 51-69. 16. Jest to temat książki Juana Linza The Breakdown of Démocratie Régimes: Crisis, Breakdown, and Reequilibration, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1978. 17. Tę ogólną kwestię omawiają Diamond i in. (1988b), s. 19-27. Do drugiej wojny światowej akademicka politologia porównawcza skupiała się na konstytucjona­ lizmie i doktrynach prawnych. Pod wpływem socjologii kontynentalnej „teoria modernizacji” zbagatelizowała prawo i politykę przy wyjaśnianiu źródeł i sukcesu demokracji, koncentrując się niemal wyłącznie na czynnikach gospodarczych, kul­ turowych i społecznych. W ciągu ostatnich dwudziestu lat częściowo powrócono do dawnego punktu widzenia, co wiąże się z działalnością Juana Linza na Yale University. Linz i jego współpracownicy nie negują wagi czynników gospodar­ czych i kulturowych, lecz podkreślają autonomię i godność polityki, co sprawia, że ich perspektywa badawcza jest bardziej wyważona.

340

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

specyficznych warunków społecznych panujących w miastach Zacho­ du18. Weberowska charakterystyka demokracji jest, jak zawsze, boga­ to ilustrowana historycznie i inspirująca, lecz ukazuje ona demokrację jako coś, co mogło powstać jedynie w konkretnym środowisku kultu­ rowym i społecznym niewielkiego zakątka zachodniej cywilizacji. Nie bierze pod uwagę hipotezy, w myśl której demokracja narodziła się dla­ tego, że ze wszystkich możliwych systemów politycznych była najbar­ dziej racjonalna i słuszna z punktu widzenia pewnej ponadkulturowej osobowości człowieka. Liczne są kraje, które nie spełniają wszystkich tzw. kulturowych warunków wstępnych demokracji, a mimo to zdołały osiągnąć zaskaku­ jąco wysoki poziom stabilizacji demokratycznej. Przykładem mogą być Indie, kraj ani bogaty, ani wysoko uprzemysłowiony (chociaż niektóre sektory gospodarki są technologicznie bardzo zaawansowane), ani jednonarodowy, ani protestancki, a przecież mogący się poszczycić sku­ tecznym systemem demokratycznym, który funkcjonuje nieprzerwanie od uzyskania w 1947 roku niepodległości. Zdarzało się w przeszłości, że całe narody spisywano na straty jako niedobry materiał kulturowy na stabilną demokrację: Niemcy i Japończycy uchodzili za nadmiernie obciążonych swą tradycją autorytarną, w Hiszpanii, Portugalii i kra­ jach Ameryki Łacińskiej rzekomo nieprzezwyciężalną przeszkodą był katolicyzm, a w Grecji i Rosji prawosławie. Kiedy Gorbaczowowska pierestrojka nie pociągnęła za sobą żadnych znaczących reform, wiele osób, tak w Rosji, jak i za granicą, mówiło, że Rosjanie tą kulturowo niezdatni do podtrzymania demokracji: przez całe stulecia wychowy­ wani w tyranii, nie mają tradycji demokratycznej ani społeczeństwa 18. Jak twierdzi Weber, w świecie Zachodu panuje wolność, ponieważ zachodnie mia­ sto opierało się na organizacji samoobronnej niezależnych wojowników oraz po­ nieważ religie Zachodu (judaizm, a później chrześcijaństwo) oczyściły stosunki klasowe z pozostałości magii i zabobonu. Powstanie wolnych i względnie egalitar­ nych stosunków społecznych w średniowiecznym mieście autor tłumaczy ponadto instytucjami charakterystycznymi dla tej epoki, takimi jak system cechowy. Por. Weber, Generał Economic History, Transaction Books, New Brunswick, New York 1981, s. 315-337.

341

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

obywatelskiego. A jednak we wszystkich tych krajach powstały insty­ tucje demokratyczne. W Związku Radzieckim parlament rosyjski pod rządami Borysa Jelcyna funkcjonował tak sprawnie, jakby miał za sobą długie doświadczenia prawodawcze, a w latach 1990-1991 spontanicz­ nie zrodziło się coraz rozleglejsze i prężniejsze społeczeństwo obywa­ telskie. Wysoki stopień zakorzenienia demokratycznych idei wśród ludności objawił się w powszechnym sprzeciwie wobec puczu twardoglowych w sierpniu 1991 roku19. Jakże często słyszy się argument, że dany kraj nie potrafi się zde­ mokratyzować, ponieważ nie ma tradycji demokratycznej. Gdyby ist­ niała taka konieczność, to żaden kraj nie mógłby stać się demokracją, jako że nie ma narodu lub kultury (łącznie z zachodnioeuropejskimi), która nie wytworzyła i nie odziedziczyła silnych tradycji autorytarnych. Dalszy namysł wskazuje, że granica oddzielająca kulturę od poli­ tyki, naród od państwa nie daje się wyraźnie wytyczyć. Państwa mogą odegrać bardzo istotną rolę w formowaniu narodów, czyli kształ­ towaniu ich „języka dobra i zła” oraz tworzeniu de novo ich nawyków, obyczajów i kultur. Amerykanie nie tylko „urodzili się wolni”, zostali także „uczynieni wolnymi” przed proklamowaniem Stanów Zjedno­ czonych dzięki praktyce samorządu stanowego i lokalnego, która roz­ poczęła się na wiele lat, zanim kolonie brytyjskie uzyskały niepodleg­ łość. Z kolei explicite demokratyczna natura amerykańskiego aktu założycielskiego sprawiła, że w późniejszych pokoleniach wykształcił 19. Choć nie jest wcale pewne, czy w wyniku wstępnej fali reform Gorbaczowowskich powstaną w Związku Radzieckim trwałe instytucje demokratyczne, to nie istnieją nieusuwalne przeszkody kulturowe, które uniemożliwiałyby zakorzenienie się tych instytucji w następnym pokoleniu. Jeśli chodzi o takie czynniki, jak poziom wy­ kształcenia ludności, urbanizacja czy rozwój gospodarczy, to Rosjanie mają nawet przewagę nad niektórymi krajami Trzeciego Świata, np. Indiami czy Kostaryką, które dokonały skutecznej demokratyzacji. Przekonanie, że dany naród nie może się zdemokratyzować z głębokich przyczyn kulturowych, samo w sobie stanowi istotną przeszkodę dla demokratyzacji. Swoista rusofobia pośród rosyjskiej elity, brak wiary w to, że obywatele radzieccy potrafią wziąć swe życie we własne ręce, i przekonanie o nieuchronnej potrzebie silnej władzy autorytarnej w pewnym mo­ mencie urastają do roli samospełniającego się proroctwa.

342

NAJZIMNIEJSZY Z ZIMNYCH POTWORÓW

się demokratyczny Amerykanin, typ ludzki (tak znakomicie opisany przez Tocqueville’a), który nie miał precedensu historycznego. Kultury, w przeciwieństwie do praw natury, nie są zjawiskami niezmiennymi, lecz wytworami człowieka podlegającymi procesowi ciągłej ewolucji. Na ich zmianę mogą wpłynąć rozwój gospodarczy, wojny i inne kata­ klizmy dziejowe, imigracja i świadomy wybór. Stąd kulturowe „warunki wstępne” demokracji, jakkolwiek niewątpliwie ważne, należy traktować z niejakim sceptycyzmem. Z kolei rola narodów i ich kultur określa granice liberalnego ra­ cjonalizmu. Inaczej mówiąc, racjonalne instytucje liberalne są zależne od irracjonalnego thymos. Racjonalnego państwa liberalnego nie da się powołać w jednych wyborach. Nie może też ono przetrwać bez pewnej dozy irracjonalnego patriotyzmu czy bez instynktownego przywiązania do takich wartości jak na przykład tolerancja. Jeżeli siła współczesnej demokracji liberalnej opiera się na sile społeczeństwa obywatelskiego, to drugie zaś zależy od zdolności narodu do spontanicznego stowarzy­ szania się, to oczywiste jest, że aby nie upaść, liberalizm musi sięgnąć poza swe własne zasady. Odnotowane przez Tocqueville’a stowarzysze­ nia i wspólnoty obywatelskie częstokroć nie opierały się na zasadach liberalnych, lecz na religii, etniczności lub innej pozaracjonalnej pod­ stawie. Powodzenie modernizacji politycznej wymaga zatem zachowa­ nia pewnych elementów przednowoczesnych w strukturze uprawnień i urządzeń konstytucyjnych; wymaga przetrwania narodów i niepełne­ go zwycięstwa państw.

Rozdział 21

Tymotejskie pochodzenie pracy

Hegel [...] uważał, że istotą, prawdziwą istotą człowieka jest praca. KAROL MARKS1

Wziąwszy pod uwagę silną korelację między zaawansowanym uprze­ mysłowieniem a demokracją, dochodzi się do wniosku, że zdolność krajów do długotrwałego rozwoju gospodarczego jest bardzo istotnym czynnikiem pozwalającym ustanowić i utrzymać wolne społeczeń­ stwo. A jednak podczas gdy najskuteczniejsze gospodarki nowoczesne są kapitalistyczne, nie wszystkie gospodarki kapitalistyczne odniosły sukces - w każdym razie porównywalny z osiągnięciami największych potentatów. Tak jak zdolność państw formalnie demokratycznych do utrzymania demokracji różni się w zależności od kraju, tak też istnieją bardzo wyraźne różnice zdolności rozwojowych między formalnie ka­ pitalistycznymi gospodarkami. W opinii Adama Smitha głównym powodem różnic w poziomie bogactwa narodów jest rozumność polityki rządowej, natomiast za­ chowania ekonomiczne człowieka, kiedy zostaną usunięte przeszkody stwarzane przez niedobre rządy, są mniej więcej uniwersalne. Różnicei. i. Cytowane w: Kojeve (1947), s. 9.

344

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

w wydajności poszczególnych gospodarek kapitalistycznych często da się sprowadzić do różnic w polityce rządów. Jak już zwrócono uwa­ gę2, wiele gospodarek latynoamerykańskich, które nazywają się kapi­ talistycznymi, to w istocie merkantylistyczne nonsensy, gdzie całe lata interwencjonizmu państwowego nadwerężyły wydajność i zdławiły ducha przedsiębiorczości. I odwrotnie, powojenny sukces gospodar­ czy Dalekiego Wschodu można w dużej mierze przypisać przyjęciu w tym regionie rozsądnej polityki ekonomicznej, na przykład uwolnie­ niu konkurencji na rynku wewnętrznym. O tym, jak ważna jest polity­ ka rządowa, można się najdobitniej przekonać, kiedy Hiszpania, Korea Południowa czy Meksyk otwierają swoją gospodarkę na rynki świato­ we, co prowadzi do jej rozkwitu, Argentyna zaś nacjonalizuje przemysł i przeżywa krach gospodarczy. A przecież czujemy, że różnice w programach rządowych to nie wszystko, że rozstrzygający wpływ na zachowania ekonomiczne ma również kultura, tak samo jak ma ona znaczenie dla zdolności narodów do utrzymania stabilnej demokracji. W sposób najbardziej widoczny przejawia się to w sferze pracy. Praca, zdaniem Hegla, jest istotą człowieka: to właśnie pracujący niewolnik jest tym, kto stwarza ludzką historię, przeobrażając świat natury w świat możliwy do zamieszkania przez człowieka. Prócz nielicznych bezczynnych panów wszyscy ludzie pracują, istnieją jednak ogromne różnice w sposobie i natężeniu ich pracy. Różnice te tradycyjnie podciąga się pod pojęcie etyki pracy. We współczesnym świecie za niedopuszczalne uchodzi mówienie o charakterze narodowym: tego rodzaju uogólnienia dotyczące etycz­ nych obyczajów narodów są ponoć niesprawdzalne naukowo, a zatem łatwo wyradzają się w upraszczające i nadużywane stereotypy, z reguły oparte na materiale przyczynkarskim. Uogólnienia na temat charakte­ ru narodowego sprzeciwiają się również relatywistycznemu i egalitar­ nemu usposobieniu naszych czasów, ponieważ z reguły zawierają sądy wartościujące, oceny danej kultury z punktu widzenia innych. Nikt nie 2. Por. Fukuyama (1996), cz. II, rozdz. 9.

345

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

lubi słuchać, że jego kultura sprzyja lenistwu i nieuczciwości; zresztą tego rodzaju sądów łatwo jest nadużyć. Mimo wszystko jednak każdy, kto dużo podróżował bądź miesz­ kał za granicą, nie ucieknie od konkluzji, że kultura danego narodu ma istotny wpływ na jego stosunek do pracy. Różnice te są do pewnego stopnia empirycznie mierzalne. Można na przykład porównywać osiąg­ nięcia ekonomiczne różnych grup w społeczeństwach wieloetnicznych, chociażby w Malezji, Indiach czy Stanach Zjednoczonych. Większa skuteczność ekonomiczna pewnych grup etnicznych, na przykład Ży­ dów w Europie, Greków i Ormian na Bliskim Wschodzie czy Chiń­ czyków w Azji Południowo-Wschodniej, jest faktem na tyle znanym, że nie wymagającym udokumentowania. Thomas Sowell zwrócił uwagę na wyraźne różnice dochodów i poziomu wykształcenia między amery­ kańskimi potomkami Murzynów, którzy z własnej woli wyemigrowali z Indii Zachodnich, oraz tych, którzy zostali przywiezieni do kraju pro­ sto z Afryki3. Różnice te sugerują, że skuteczność gospodarcza wiąże się nie tylko z bezpośrednimi możliwościami ekonomicznymi, ale także z czynnikami kulturowymi wewnątrz poszczególnych grup etnicznych. Oprócz ogólnych mierników skuteczności gospodarczej, takich jak dochód per capita, przyjmowane w rozmaitych kulturach postawy wo­ bec pracy cechują się wieloma innymi, subtelniejszymi różnicami. Oto przykład. R.V. Jones, jeden z twórców brytyjskiego wywiadu naukowe­ go z okresu drugiej wojny światowej, zrelacjonował historię przejęcia przez Brytyjczyków całego wyposażenia niemieckiej stacji radarowej i sprowadzenia go do Anglii w pierwszych latach wojny. Radar wy­ naleźli Brytyjczycy i pod względem technologicznym zostawili Niem­ ców daleko w tyle, jednak sprzęt niemiecki był zaskakująco sprawny, ponieważ antena została wykonana z nieosiągalną w Anglii precyzją4. 3. Por. Thomas Sowell: The Economics and Politics of Race: An International Perspec­ tive, Quill, New York 1983; Three Black Histories, „Wilson Quarterly” (zima 1979), s. 96-106. 4. Reginald Victor Jones, The Wizard War: British Scientific Intelligence, 19J9-1945, Co­ ward, McCann, and Geoghan, New York 1978, s. 199, 229-230.

346

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

Długoletnia wyższość Niemców nad europejskimi sąsiadami pod względem poziomu wykonawstwa, nadal widoczna w przemyśle moto­ ryzacyjnym i maszynowym, należy do zjawisk, które nie dają się wytłu­ maczyć w kategoriach makroekonomicznych. Jej rzeczywistej przyczy­ ny należy poszukiwać w sferze kultury. W tradycyjnej liberalnej teorii gospodarki, zapoczątkowanej przez Adama Smitha, utrzymuje się, że praca jest w swej istocie zajęciem nieprzyjemnym5, podejmowanym ze względu na użyteczność przed­ miotów, które wytwarza6. Z użyteczności tej można korzystać przede wszystkim w czasie wolnym, przeto głównym celem ludzkiej pracy nie jest ona sama, lecz możliwość przyjemnego spędzania wolnego czasu. Człowiek będzie pracował tylko do momentu, kiedy uboczne uciążli­ wości pracy - na przykład fakt, że nie jest miło pracować po godzinach czy w soboty - przewyższą użyteczność materialnych korzyści z pracy. Ludzie różnią się wydajnością, a także subiektywną oceną tego, kiedy nadchodzi opisany powyżej moment, lecz jedno ich łączy: kiedy zasta­ nawiają się, czy pracować dalej, porównują nieprzyjemność samej pracy z przyjemnością jej skutków. Do cięższej pracy pobudzają wyższe ko­ rzyści materialne dla danej osoby: chętniej zostanie ona w biurze po godzinach, jeżeli pracodawca zaproponuje jej podwójną stawkę. Zgod­ nie z tradycyjną, liberalną teorią gospodarki, aby wyjaśnić zróżnicowa­ nie postaw wobec pracy, wystarczy uwzględnić rozum i pożądanie. Z samego terminu „etyka pracy” wynika natomiast, że sposób i natężenie pracy są określone przez kulturę i obyczaje, a tym samym

5. Pojęcie pracy jako czegoś zasadniczo nieprzyjemnego ma głębokie korzenie w tra­ dycji judeochrześcijańskiej. W biblijnej historii stworzenia pracę wykonuje się na podobieństwo Boga, który stworzył świat pracą, ale jest ona także przekleństwem, które spadło na człowieka w wyniku utraty łaski. Treść „życia wiecznego” stanowi nie praca, lecz „wieczne odpoczywanie”. Por. Jaroslav Pelikan, Commandment or Curse: The Paradox of Work in the Judeo-Christian Tradition, w: Pelikan i in., Com­ parative Work Ethics: Judeo-Christian, Islamic, and Eastern, Library of Congress, Washington, D.C., 1985, s. 9,19. 6. Pogląd ten poparłby również Locke, który widział w pracy tylko środek do wytwa­ rzania przedmiotów spożycia.

347

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

wiążą się jakoś z thymos. I rzeczywiście: bardzo trudno jest opisać jed­ nostkę lub naród o wysokiej etyce pracy w ściśle utylitarnych katego­ riach tradycyjnej ekonomiki liberalnej. Weźmy współczesną osobowość „typu A” - ambitnego prawnika lub dyrektora korporacji czy też Japoń­ czyka pracującego na akord w japońskiej korporacji wielonarodowej. Pnąc się po szczeblach kariery, osoby takie mogą bez problemu praco­ wać po siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt godzin tygodniowo, rzadko biorąc urlop. To prawda, że zarabiają więcej od tych, którzy bardziej się oszczędzają, lecz ich pracowitość nie jest ściśle skorelowana z pozio­ mem wynagrodzenia. Z punktu widzenia użyteczności ich praca jest wręcz irracjonalna7: pracują tak ciężko, że nie mają kiedy wydawać za­ robionych pieniędzy; nie spędzają przyjemnie czasu wolnego, ponieważ go nie mają; przy okazji rujnują sobie zdrowie i perspektywę wygodnej emerytury, ponieważ jest duże prawdopodobieństwo, że umrą przed­ wcześnie. Ktoś powie, że pracują dla swej rodziny lub dla przyszłych pokoleń; co z pewnością stanowi pewną motywację, lecz większość „pracoholików” jest tak pochłonięta karierą, że prawie nie widuje się z dziećmi i w zasadzie nie ma życia rodzinnego. Powód, dla którego ludzie tak ciężko pracują, tylko częściowo wiąże się z wynagrodzeniem: nie ulega wątpliwości, że czerpią satysfakcję z samej pracy lub z pozycji 7. Współczesny ekonomista wytłumaczyłby zachowanie takiej jednostki za pomocą czysto formalnej definicji „użyteczności”, obejmującej każdy cel, do którego dążą ludzie. Innymi słowy, powiedziałby, że dla współczesnego pracoholika jego praca jest „psychicznie użyteczna”, tak jak dla ascetycznego przedsiębiorcy typu weberowskiego „psychicznie użyteczna" była jego nadzieja na wieczne zbawienie. Jeżeli w kategorię użyteczności można wpisać tak różnorodne czynniki, jak pragnienie pieniędzy, czasu wolnego, uznania i wiecznego zbawienia, to wydaje się, że takie formalne definicje nie mówią nic ciekawego na temat zachowań ludzkich. Tego ro­ dzaju wszechobejmująca definicja ocala wprawdzie teorię, lecz pozbawia ją wszel­ kiej mocy wyjaśniającej. Rozsądniej byłoby rozstać się z konwencjonalną ekonomiczną definicją „uży­ teczności” lub stosować ją tylko w ograniczonym, lecz zdroworozsądkowym zna­ czeniu: użyteczne są przedmioty materialne, które zaspokajają ludzkie pożądanie lub łagodzą cierpienie. Zatem o ascetyku, który umartwia się codziennie dla za­ spokojenia aspiracji tymotejskich, nie możemy powiedzieć, że „maksymalizuje uży­ teczność”.

348

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

i uznania, które ona daje. Ich poczucie własnej wartości jest uzależnio­ ne od tego, jak intensywnie i jak sprawnie pracują, jak szybko pokonują kolejne szczeble kariery i jak wielkim szacunkiem darzą ich za to inni ludzie. Nawet z rzeczy materialnych cieszą się bardziej ze względu na ich wartość symboliczną, a nie użyteczność, ponieważ czas na korzysta­ nie z nich jest tak krótki. Innymi słowy, pracują dla zaspokojenia thymos, a nie pożądania. Powstało wiele studiów empirycznych, których autorzy nie widzą źródła etyki pracy w użyteczności. Najsłynniejszym z nich jest bez wąt­ pienia Etyka protestancka i duch kapitalizmu Maxa Webera (1930). We­ ber nie był bynajmniej pierwszym uczonym, który dostrzegał związek między protestantyzmem, zwłaszcza w jego odmianie kalwińskiej lub purytańskiej, a kapitalistycznym rozwojem gospodarczym. Kiedy We­ ber pisał swą książkę, fakt istnienia tego związku wydawał się takim truizmem, że autor pozostawił innym zadanie jego obalenia8. Od cza­ su publikacji książki jej teza jest przedmiotem nieprzerwanej dyskusji. Jakkolwiek wielu autorów podważyło postulowaną przez Webera kon­ kretną relację przyczynową między religią a zachowaniem ekonomicz­ nym, tylko nieliczni zanegowali istnienie silnego związku między tymi dwiema sferami9. Jest on wyraźnie widoczny w dzisiejszej Ameryce

8. Sam Weber wymienia wielu autorów, którzy dostrzegali związek między prote­ stantyzmem i kapitalizmem. Są wśród nich m.in. Belg Emile de Lavaleye, któ­ ry w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku napisał popularny podręcznik do ekonomii, oraz brytyjski krytyk Matthew Arnold, a także pisarz rosyjski Nikołaj Miełgunow, John Keats i H.T. Buckie. Wcześniejsze wersje tezy Webera omawia Reinhard Bendix, The Protestant Ethic - Revisited, „Comparative Studies in Society and History”, 9, nr 3 (kwiecień 1967), s. 266-273. 9. Wielu krytyków Webera zwracało uwagę na przedreformacyjne zawiązki kapita­ lizmu, na przykład w społecznościach Żydów i włoskich katolików. Inni wskazy­ wali, że Weber posługuje się przykładem purytanizmu w stanie rozkładu, który był późniejszy od kapitalizmu, a zatem mógł być czynnikiem pomocniczym, lecz nie sprawczym. Wreszcie twierdzono, że różnice skuteczności gospodarczej między protestantami i katolikami lepiej tłumaczą się przeszkodami dla racjona­ lizmu ekonomicznego, jakie stworzyła kontrreformacja, a nie jakimś pozytywnym oddziaływaniem protestantyzmu.

349

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Łacińskiej, gdzie w ślad za masowymi przejściami na protestantyzm (zazwyczaj w wydaniu północnoamerykańskiego ewangelizmu) nastą­ pił znaczny niekiedy wzrost dochodów osobistych oraz spadek prze­ stępczości, narkomanii itp.10. Weber pragnął wyjaśnić, dlaczego wielu wczesnokapitalistycznych przedsiębiorców, którzy poświęcili swe życie niekończącemu się gromadzeniu bogactwa, okazywało niewielkie zainteresowanie jego spożytkowaniem. Ich oszczędność, samodyscyplina, uczciwość, higie­ na i odraza do rozkoszy cielesnych składają się na „świecki ascetyzm”, interpretowany przez Webera jako przeróbka kalwińskiej doktryny predestynacji. W doktrynie tej praca nie była nieprzyjemnym zajęciem podejmowanym dla użyteczności lub spożycia, lecz powołaniem, któ­ re w oczekiwaniach człowieka wierzącego miało mu objawić, czy jest zbawiony czy potępiony. Pracowało się dla zupełnie niematerialnego i irracjonalnego celu, czyli dla wykazania, że należy się do „wybranych”. Oddania i dyscypliny, z jakimi pracował wierzący, niepodobna było wyjaśnić przyziemną, wyrozumowaną kalkulacją rozkoszy i cierpień. Literatura krytyczna poświęcona tezie Webera obejmuje takie prace, jalc R.H. Tawney, Religion and the Rise of Capitalism, Harcourt, Brace and World, New York 1962; Kemper Fullerton, Calvinism and Capitalism, „Harvard Theolo­ gical Review”, 21 (1929), s. 163-191; Ernst Troeltsch, The Social Teaching ofthe Chri­ stian Churches, Macmillan, New York 1950; Werner Sombart, The Quintessence of Capitalism, Dutton, New York 1915; oraz Hectro M. Robertson, Aspects ofthe Rise ofEconomic Individualism, Cambridge University Press, Cambridge 1933. Por. także omówienie poglądów Webera u Straussa (1953), przyp. 22, s. 60-61. Strauss zwraca uwagę, że reformację poprzedziła rewolucja w racjonalnej myśli filozoficznej, która między innymi usprawiedliwiła nieograniczone gromadzenie bogactwa, przyczy­ niając się do uprawomocnienia kapitalizmu. 10. Por. Emilio Willems, Culture Change and the Rise of Protestantism in Brazil and Chile, w: Shmuel N. Eisenstadt (red.), The Protestant Ethic and Modernization: A Comparative View, Basic Books, New York 1968, s. 184-208; Lawrence E. Harri­ son, Who Prospers? How Cultural Values Shape Economic and Political Success, Basic Books, New York 1992; oraz David Martin, Tongues of Fire: The Explosion of Pro­ testantism in Latin America, Basil Blackwell. Oxford 1990. Współczesna „teologia wyzwolenia” w Ameryce Łacińskiej jest godną spadkobierczynią kontrreformacji o tyle, że posłużono się nią do delegitymizacji nieograniczonego racjonalnego gro­ madzenia własności.

350

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

Weber uważał, że pierwotny impuls duchowy, który powołał do życia kapitalizm, z czasem uległ atrofii i w ekonomii znów zagościła praca dla korzyści materialnej. Niemniej „idea powinności tkwiącej w powo­ łaniu” nadal żyła w świecie jak „upiór martwej wiary religijnej”, wobec czego etyki pracy w nowoczesnej Europie nie dało się w pełni wytłu­ maczyć bez odniesienia do jej duchowych korzeni. Dla wyjaśnienia sukcesu gospodarczego innych kultur znalezio­ no w nich ekwiwalenty „etyki protestanckiej”11. Robert Bellah wyka­ zał między innymi, że etyka pracy w dzisiejszej Japonii wywodzi się z miejscowych czynników religijnych, które można uznać za funk­ cjonalne odpowiedniki kapitalizmu. Dla przykładu, buddyjska sekta Jodo Shinshu, czyli „Czysta Ziemia”, kładła nacisk na oszczędność, umiar, uczciwość, pracowitość i ascetyzm w spożyciu, jednocześnie sankcjonując zysk, czego nie było we wcześniejszych japońskich tra­ dycjach konfucjańskich11 12. Ruch Shingaku Ishidy Baigana, chociaż mniej wpływowy niż Jodo Shinshu, także głosił pewną formę świec­ kiego ascetyzmu, podkreślając oszczędność i rzetelność, potępia­ jąc zaś spożycie13. Te doktryny religijne współgrały z Buszido, ety­ ką klasy samurajów. Była to arystokratyczna ideologia wojowników, która stawiała na piedestale narażanie życia, zachęcała wszakże nie do „pańskiej” bezczynności, lecz do ascetyzmu, oszczędności i nade wszystko - edukacji. Zatem „ducha kapitalizmu”, z jego racjonalnością i ascetyczną etyką pracy, nie trzeba było sprowadzać do Japonii wraz z technologią budowy okrętów i pruską konstytucją: istniał od po­ czątku w tradycjach religijnych i kulturalnych Kraju Kwitnącej Wiśni.

11. Sam Weber napisał książki o religiach Chin i Indii, aby wyjaśnić, dlaczego w kul­ turach tych nie narodził się duch kapitalizmu. Jest to nieco inne postawienie prob­ lemu niż pytanie, czy kultury te popierały, czy też blokowały kapitalizm sprowa­ dzony z zewnątrz. W tej drugiej kwestii por. David Gellner, Max Weber, Capitalism and the Religion ofIndia, „Sociology”, 16, nr 4 (listopad 1982), s. 526-543. 12. Robert Bellah, Tokugawa Religion, Beacon Press, Boston 1957, s. 117-126. 13. Tamże, s. 133-161.

351

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Oprócz krajów, w których wiara religijna promowała przedsiębior­ czość, było wiele innych, gdzie religia i kultura przeszkadzały w osiąg­ nięciu rozwoju gospodarczego. Na przykład hinduizm to jedna z nie­ licznych wielkich religii światowych, które nie są oparte na doktrynie powszechnej równości wszystkich ludzi. Przeciwnie, hinduizm wprowa­ dza skomplikowany system kast, który określa uprawnienia, przywileje i sposoby życia ludzi. Zagadkowym paradoksem jest fakt, że hinduizm nie stanowił w Indiach poważniejszego utrudnienia dla liberalnej poli­ tyki -jakkolwiekwzrost nietolerancji religijnej być może rokuje kryzys w tej dziedzinie - lecz wydaj e się, że był barierą dla wzrostu gospo­ darczego. Przypisuje się to zazwyczaj uświęceniu przez tę religię nędzy i braku mobilności społecznej niższych kast: przyrzeczona jest im moż­ liwość odrodzenia się na wyższym poziomie w następnym wcieleniu, ale w obecnym muszą się zadowolić pozycją, jaką uzyskali przy urodzeniu. Tradycyjne uświęcenie nędzy popierał, w trochę unowocześnionej for­ mie, patron nowoczesnych Indii Gandhi, który wychwalał zalety pro­ stego życia chłopskiego jako dającego duchowe spełnienie. Hinduizm z pewnością przynosił codzienną ulgę w cierpieniach tym Hindusom, którzy żyli w skrajnej nędzy, „duchowość” zaś tej religii bardzo odpo­ wiada młodym ludziom z klas średnich na Zachodzie. Wywołuje ona jednak u swych wiernych otępienie i marazm w sprawach tego świa­ ta, pod wieloma względami będąc przeciwieństwem ducha kapitalizmu. Wielu hinduskich przedsiębiorców odnosi sukcesy, lecz (podobnie jak

Chińczycy w Ameryce) ich przedsiębiorczość wydaje się znacznie buj­ niej rozkwitać poza obszarem hinduskiej kultury. Zauważywszy, że wie­ lu spośród najwybitniejszych naukowców hinduskich pracuje za granicą, powieściopisarz V.S. Naipaul poczynił następującą refleksję: Hinduska nędza bardziej dehumanizuje niż wszelkie maszyny i w więk­

szym stopniu niż w jakiejkolwiek cywilizacji maszynowej Hindusi wtłocze­ ni są w tryby posłuszeństwa przez pojęcie dharmy. Naukowiec, który wraca

do Indii po dłuższym pobycie za granicą, zatraca nabytą tam indywidual­ ność; ucieka w bezpieczeństwo tożsamości kastowej, jego świat znów jest

352

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

uproszczony. Żyje według drobiazgowych reguł, które działają łagodząco

jak bandaże; indywidualne widzenie i osąd, niegdyś pobudzające jego krea­ tywność, teraz są odrzucane jako obciążenia. [...] Zmorą systemu kastowe­ go jest nie tylko nietykalność i płynąca z niej deifikacja nędzy. Zmorą - dla

Indii, które dążą do wzrostu gospodarczego - jest także nakładane przez

ten system wszechposłuszeństwo, gotowe zaspokojenia, dławienie ducha

przygody, odrzucanie indywidualności, które mogłyby się wybić1“1.

W swym wielkim studium ubóstwa w Azji Południowej Gunnar Myrdal doszedł do konkluzji, że hinduska religia stanowi „potężny czynnik społecznego bezwładu” i w żadnej dziedzinie życia nie po­ budza pozytywnych zmian, tak jak to było w przypadku kalwinizmu ijodo Shinshu14 15. Mając na uwadze takie kwestie jak uświęcenie przez hinduizm nę­ dzy, większość przedstawicieli nauk społecznych przyjęła, że religia na­ leży do tych aspektów tradycyjnej kultury, które zanikną pod wpływem uprzemysłowienia. Wiara religijna jest z gruntu irracjonalna, będzie za­ tem musiała w końcu ustąpić pola racjonalnej zachłanności, którą stoi nowoczesny kapitalizm. Jeżeli Weber i Bellah mają słuszność, między niektórymi formami wiary religijnej i kapitalizmem nie ma za­ sadniczych sprzeczności, a nawet więcej: kapitalizm w swej odmianie europejskiej i japońskiej wiele zawdzięcza doktrynom religijnym, któ­ re głosiły pracę jako powołanie, czyli dla niej samej, a nie dla spoży­ cia. Czysty liberalizm gospodarczy - doktryna, która wzywa ludzi, aby wzbogacali się ad infinitum, podchodząc drogą rozumową do problemu zaspokojenia swej prywatnej żądzy posiadania - być może poprawnie

14. V.S., Naipaul, India: A Wounded Civilization, Vintage Books, New York 1978, s. 187-188. 15. Oprócz duchowej apatii, której sprzyja hinduizm, jako istotną przeszkodę na dro­ dze do rozwoju gospodarczego Myrdal wymienia zakaz zabijania krów (podaje, że pogłowie krów dorównywało połowie liczby ludności kraju). Gunnar Myrdal, Asian Drama: An Inquiry into the Poverty ofNations, Twentieth Century Fund, New York 1968,1.1, s. 89-91, 95-96,103.

353

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

wyjaśnia funkcjonowanie większości społeczeństw kapitalistycznych, lecz nie oddaje całej sprawiedliwości tym najbardziej konkurencyjnym i prężnym. Najskuteczniejsze społeczeństwa kapitalistyczne wysunęły się na pierwsze miejsce dlatego, że posiadają z gruntu irracjonaln ą i „przednowoczesną” etykę pracy, która każę ludziom żyć w ascezie i wpędzać się w przedwczesną śmierć, ponieważ praca sama w sobie uchodzi za drogę do odkupienia. Wynika z tego, że nawet u kresu hi­ storii jakaś forma irracjonalnego thymos jest konieczna do napędzania racjonalnego świata gospodarki liberalnej, w każdym razie jeżeli dany kraj pragnie zaliczać się do światowych potęg gospodarczych. Mimo religijnego pochodzenia etyka pracy w Europie i Japonii jest dziś zupełnie oderwana od swych duchowych korzeni, skutkiem ogól­ nej laicyzacji nowoczesnych społeczeństw. Ludzie nie myślą już o pracy jako o powołaniu, lecz - jak nakazują im prawa kapitalizmu - zarabiają pieniądze w racjonalnym dążeniu do swych własnych korzyści. Odejście kapitalistycznej etyki pracy od jej duchowych źródeł oraz rozwój kultury sankcjonującej natychmiastowe spożycie skłoniły wielu obserwatorów do oczekiwań, że nastąpi uwiąd etyki pracy i tym samym zachwianie się całego systemu kapitalistycznego16. Kiedy nadejdzie sta­ dium „społeczeństwa dobrobytu”, zanikną wszelkie pozostałości ko­ nieczności naturalnej i ludzie będą szukać zaspokojenia nie w pracy, lecz w czasie wolnym. Prognozy upadku etyki pracy uzyskały wyraźne potwierdzenie w wielu badaniach z lat siedemdziesiątych: amerykań­ ska kadra kierownicza stwierdzała w nich obniżenie się poziomu facho­ wości, dyscypliny i zapału do pracy wśród pracowników17. Tylko nie­ licznych spośród ówczesnych dyrektorów korporacji można by uznać za opisany przez Webera wzór ascetycznej oszczędności. Sądzono, że

16. Argument ten rozwija Danieli Bell, Kulturowe sprzeczności kapitalizmu, przeł. Ste­ fan Amsterdamski, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1994. Por. tak­ że Michael Rose, Reworking the Work Ethic: Economic Values and Socio-Cultural Po­ litics, Schocken Books, New York 1985, s. 53-68. 17. Por. Rose (1985), s. 66; także David Cherrington, The Work Ethic: Working Values and Values that Work, Amacom, New York 1980, s. 12-15,73-

354

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

etyka pracy nie padnie ofiarą zmasowanego ataku, lecz ulegnie erozji na skutek promowania innych wartości, sprzecznych ze świeckim asce­ tyzmem, takich jak samorealizacja i pragnienie nie pracy w ogóle, lecz pracy sensownej. W Japonii etyka pracy jest wciąż bardzo rozwinięta, lecz w przyszłości problem jej stopniowej degradacji przypuszczalnie również się tam pojawi, ponieważ dzisiejsi dyrektorzy i pracownicy są w tym kraju równie laiccy i oderwani od swych duchowych korzeni jak ich koledzy w Ameryce i Europie. Trudno powiedzieć, na ile sprawdzą się prognozy zaniku etyki pra­ cy w Stanach Zjednoczonych. Na razie trend ku jej osłabieniu, odno­ towany w latach siedemdziesiątych, uległ odwróceniu, przynajmniej wśród przedstawicieli wolnych zawodów i kadr kierowniczych18. Wydaje się, że zjawisko to bierze się z przyczyn przede wszystkim go­ spodarczych, a nie kulturowych. Dla wielu grup ludności realna stopa życiowa i bezpieczeństwo zatrudnienia obniżyły się w latach osiem­ dziesiątych, toteż ludzie zmuszeni byli ciężej pracować tylko po to, by nie stracić posady. Nawet u osób, których dochody stale w tym okre­ sie wzrastały, racjonalne dążenie do własnej korzyści nadal stanowiło bodziec do tego, by pracować rzetelnie i dużo. Uczeni obawiający się wpływu konsumeryzmu na etykę pracy z reguły zapominali - wzorem Marksa - jak nieskończenie elastyczna jest natura ludzkiego instynktu samozachowawczego, który każę im pracować do granic wytrzymałości fizycznej. Aby się przekonać, jak dobroczynny wpływ na etykę pracy wywiera racjonalne dążenie do własnej korzyści, wystarczy porównać wydajność pracowników wschodnio- i zachodnioniemieckich, którzy 18. Urząd Statystyki Pracy podaje, że w 1989 roku prawie 24% amerykańskich pra­ cowników zatrudnionych na pełny etat przepracowało tygodniowo 49 godzin lub więcej, podczas gdy dziesięć lat wcześniej tylko 18%. Z sondażu przeprowadzonego przez Louisa Harrisa wynika, że średnia ilość czasu wolnego dorosłych Ameryka­ nów spadła z 26,2 godziny w roku 1973 do 16,6 godziny w 1987. Dane te przytacza Peter T. Kilborn, Tales from the Digital TreadmiH, „New York Times” (3 czerwca 1990), dział 4, s. 1,3. Por. także Leslie Berkman, 40-Hour Week Is Part Timefor Those on the Fast Track, „Los Angeles Times” (22 marca 1990), część T, s. 8. Dziękuję Doylebwi McManusowi za zwrócenie mojej uwagi na te artykuły.

355

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

wyrośli w tej samej kulturze, lecz mieli odmienne bodźce materialne do pracy. Utrzymywanie się na Zachodzie wysokiej etyki pracy świadczy być może nie tyle o żywotności „upiorów martwych wierzeń religij­ nych”, o których mówił Weber, ile o potędze pożądania połączonego z rozumem. Istnieją wszakże znaczące różnice w pracowitości pomię­ dzy krajami, które wspólnie wyznają liberalizm gospodarczy i w któ­ rych racjonalne dążenie do własnej korzyści nie jest kwestionowane. Przypuszczalnie odzwierciedla to fakt, że w świecie nowoczesnym thymos znalazło inne od religijnych cele, na które może się skierować. Dla przykładu, kultura japońska (podobnie jak wiele innych w Azji) jest w znacznie większym stopniu zorientowana nie na jednostki, lecz na grupy, poczynając od najmniejszej i najbliższej, rodziny, poprzez rozma­ ite relacje typu patron-klient w okresie wychowania i kształcenia, a na­ stępnie korporację, dla której się pracuje, skończywszy zaś na największej grupie, która cokolwiek znaczy dla japońskiej kultury, czyli na narodzie. Tożsamość jednostki w dużej mierze zatraca się w tożsamości grupy: każdy pracuje nie tyle dla swoich bezpośrednich korzyści, ile dla dobra grupy lub grup, do których należy. O jego randze przesądzają w mniej­ szym stopniu osobiste osiągnięcia, a w większym osiągnięcia grupy. Jego przywiązanie do grupy ma zatem charakter wybitnie tymotejski: pracuje dla uznania, które przyznaje mu grupa, i dla uznania jej przez inne grupy, nie zaś dla bieżących korzyści materialnych, czyli płacy. W sytuacji gdy grupą, dla której szuka uznania, jest naród, owocuje to nacjonalizmem gospodarczym. I rzeczywiście, Japonia jest bardziej nacjonalistyczna go­ spodarczo niż Stany Zjednoczone. Nacjonalizm ów nie wyraża się w jaw­ nym protekcjonizmie, lecz w różnych jego ukrytych formach, na przykład w utrzymywaniu przez japońskich wytwórców sieci stałych dostawców krajowych oraz gotowości do zapłacenia wyższej ceny za japońskie towary. Tożsamość grupowa sprawia, że takie praktyki jak dożywotnie za­ trudnienie, stosowane przez niektóre duże korporacje japońskie odno­ szą skutek Zasady zachodniego liberalizmu gospodarczego mówią, że dożywotnie zatrudnienie szkodzi wydajności, ponieważ pracownicy czują się zbyt bezpieczni, tak jak profesorowie uniwersytetów, którzy 356

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

przestają pisać z chwilą, gdy nie mogą zostać zwolnieni. Doświadczenie świata komunistycznego, gdzie w zasadzie każdy miał zagwarantowane stałe i dożywotnie zatrudnienie, również potwierdza ten pogląd. Naj­ większe talenty należy zwabiać do najtrudniejszych zadań i wynagra­ dzać najwyższą płacą, a także odwrotnie: firmy powinny mieć możliwość zwalniania pracowników niewydajnych. Według klasycznej ekonomiki liberalnej zależności typu patron-klient usztywniają działanie rynku, co ogranicza efektywność gospodarczą. A jednak, w kontekście świadomo­ ści grupowej promowanej przez japońską kulturę, pracownik odwdzię­ cza się firmie za jej paternalistyczną lojalność zwiększonym zaangażo­ waniem, ponieważ pracuje nie tylko dla siebie, ale również dla chwały i dobrego imienia organizacji, do której należy. Organizacja ta nie jest dla niego tylko płatnikiem, ale także źródłem uznania i płaszczem ochronnym dla jego rodziny i przyjaciół. Z kolei wysoko rozwinięta świadomość narodowa Japończyków stanowi dalsze źródło uznania i motywacji, wykraczające poza rodzinę i firmę. Dzięki temu etyka pracy przetrwała nawet w epoce już tylko śladowej mentalności religijnej, po­ nieważ zazębiające się coraz szersze wspólnoty wytworzyły mechanizm oparty na pragnieniu uznania - który pozwala czerpać dumę z pracy. Wysoko rozwinięta świadomość grupowa występuje też w innych regionach Azji, lecz w znacznie mniejszym stopniu w Europie, a już prawie nie istnieje w Stanach Zjednoczonych, gdzie idea związania się na całe życie z jedną korporacją często spotkałaby się z niezrozumie­ niem. Poza Azją mamy jednak do czynienia z innymi formami świa­ domości grupowej, które podtrzymują etykę pracy. W pewnych krajach Europy, na przykład w Szwecji i Niemczech, rozwinął się nacjonalizm ekonomiczny, który polega na wspólnym dążeniu pracodawców i pra­ cowników do poszerzenia rynków eksportowych. Tradycyjnym źród­ łem tożsamości grupowej były niegdyś cechy rzemieślnicze: dzisiejszy wykwalifikowany ślusarz pracuje nie tylko po to, aby móc podbić kartę zegarową, lecz także z powodu dumy, którą go napawa jego praca. To samo można powiedzieć o wolnych zawodach, gdzie stosunkowo wy­ sokie normy fachowości pozwalają zaspokoić thymos. 357

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Z gospodarczego upadku komunizmu płynie morał, że pewne for­ my świadomości grupowej znacznie mniej skutecznie stymulują etykę pracy niż jednostkowa korzyść własna. Robotnik wschodnioniemiecki czy radziecki, wzywany przez lokalnego urzędnika partyjnego do pracy przy budowie socjalizmu albo do rezygnacji z wolnego czasu w sobo­ tę na rzecz demonstracji solidarności z Wietnamczykami czy Kubańczykami, uważał pracę wyłącznie za obowiązek, od którego należy się na wszelkie sposoby wykręcać. Wszystkie demokratyzujące się kraje Europy Wschodniej stają przed problemem odbudowy etyki pracy na gruncie jednostkowej korzyści własnej, po dziesięcioleciach przyzwy­ czajenia do opieki państwa. Jednak z obserwacji pewnych efektywnych gospodarek azjatyckich i europejskich wynika, że pośród krajów kapitalistycznych, w których funkcjonuje system osobistych bodźców do pracy, jednostkowa korzyść własna - motto zachodniego liberalizmu ekonomicznego - może być gorszym źródłem motywacji niż pewne formy korzyści grupowej. Na Zachodzie od dawna wiedziano, że ludzie ciężej pracują dla swej ro­ dziny niż tylko dla siebie oraz że w czasie wojny lub kryzysu można liczyć na to, że będą pracować dla narodu. Z kolei skrajnie jednostkowy liberalizm amerykański czy brytyjski, oparty wyłącznie na racjonalnym pożądaniu, powyżej pewnej granicy staje się przeciwskuteczny. Może się to zdarzyć w sytuacji, gdy pracownicy przestają czerpać dumę ze swej pracy, lecz uznają ją za jeszcze jeden towar do sprzedania lub gdy pracodawcy i pracownicy widzą w sobie rywali w grze o sumie zerowej, a nie potencjalnych sojuszników, którzy konkurują z pracodawcami i pracownikami zagranicznymi19. Podsumowując, kultura wpływa na zdolność krajów do ustanowie­ nia i utrzymania nie tylko liberalizmu politycznego, ale i ekonomicz­ nego. Tak jak to było w polityce z demokracją, powodzenie kapitalizmu wymaga między innymi przetrwania pewnych przednowoczesnych

19. O różnicach między pracownikami brytyjskimi i japońskimi pisze Rosę (1985), s. 84-85.

358

TYMOTEJSKIE POCHODZENIE PRACY

tradycji kulturowych. Liberalizm ekonomiczny, podobnie jak politycz­ ny, nie jest całkowicie samowystarczalny, lecz potrzebuje wsparcia ze strony irracjonalnego thymos. Powszechna akceptacja liberalizmu - politycznego czy ekonomicz­ nego - w wielu krajach nie usunie dzielących te kraje różnic kulturo­ wych, które się bez wątpienia uwydatnią, kiedy zejdą na dalszy plan spory ideologiczne. Już teraz konflikty handlowe z Japonią są dla wielu Ame­ rykanów ważniejsze niż postępy wolności w świecie, mimo że w sensie formalnym Japonia i Stany Zjednoczone mają jednakowy system po­ lityczny i gospodarczy. Trwała i, jak się wydaje, nieusuwalna nadwyżka Japonii w handlu z Ameryką w większym stopniu wynika z czynników kulturowych, takich jak wyższa stopa oszczędności i zamknięty system dostaw w Japonii, niż z oficjalnych form protekcjonizmu. Ideologiczne konflikty zimnowojenne dawały się całkowicie rozstrzygnąć, kiedy jedna ze stron godziła się na kompromis w pewnej kwestii politycznej - jak na przykład mur berliński - bądź zupełnie rezygnowała z ideologii. Różni­ ce kulturowe między krajami formalnie liberalnymi, demokratycznymi i kapitalistycznymi będą jednak znacznie trudniejsze do wykorzenienia. Różnice między Japonią i Ameryką w postawach wobec pracy wydają się nieistotne, kiedy porównać oba te państwa z wieloma krajami Trzeciego Świata, w których kapitalizm funkcjonuje znacznie gorzej. Liberalizm

ekonomiczny otwiera najlepszą drogę do dobrobytu każdemu narodowi, który zechce z niej skorzystać. W wielu krajach problem polega jedynie na przyjęciu odpowiedniej polityki prorynkowej. Jednak dobra strategia polityczna jest tylko koniecznym warunkiem wstępnym wysokiej stopy wzrostu. „Irracjonalne” formy thymos — religia, nacjonalizm, duma rze­ mieślników i przedstawicieli wolnych zawodów ze swej fachowości i pra­ cy - na niezliczone sposoby wciąż oddziałują na zachowania ekonomicz­ ne, przyczyniając narodom bogactwa lub nędzy. Trwałość tych różnic może oznaczać, że życie międzynarodowe będzie w rosnącym stopniu postrzegane jako rywalizacja nie między wrogimi ideologiami - ponie­ waż większość efektywnych gospodarczo krajów będzie miała podobną orgaiuzację polityczno-gospodarczą - lecz między różnymi kulturami. 359

Rozdział 22

Imperia niezadowolenia, imperia uległości

Wpływ - dodatni czy ujemny - kultury na rozwój ekonomiczny wiąże się z opisanymi w części drugiej przeszkodami, jakie napotyka w swym pochodzie historia powszechna. Nowoczesna gospodarka - proces uprzemysłowienia napędzany przez nowożytne przyrodoznawstwo wymusza homogenizację ludzkości, niszcząc przy okazji cały wachlarz tradycyjnych kultur. Niewykluczone jednak, że nie wszędzie zwycię­ ży, ponieważ niektóre kultury i przejawy thymos okażą się trudne do pokonania. Jeżeli zaś proces homogenizacji gospodarczej zatrzyma się, niepewny będzie także dalszy los demokratyzacji. Choć wiele jest na świecie narodów, które na poziomie intelektualnych rozważań życzą sobie kapitalistycznego dobrobytu i liberalnej demokracji, nie wszyst­ kim uda się to osiągnąć. Stąd, jakkolwiek wydaje się, że nie istnieją obecnie alternatywy ustrojowe dla demokracji liberalnej, w przyszłości mogą dać o sobie znać jakieś nowe, jeszcze nieznane z historii wersje autorytaryzmu. Je­ żeli się pojawią, ich autorami będą dwie odrębne grupy: ludzie, którzy z przyczyn kulturowych nie radzą sobie gospodarczo, mimo prób uru­ chomienia liberalizmu ekonomicznego, oraz ci, którzy w kapitalistycz­ nej grze odniosą sukces przekraczający wszelkie miary. Pierwsze z tych zjawisk, powstawanie antyliberalnych doktryn na gruncie niepowodzeń gospodarczych, jest już znane z przeszłości. W dzisiejszym odrodzeniu się fundamentalizmu islamskiego, które 360

IMPERIA NIEZADOWOLENIA, IMPERIA ULEGŁOŚCI

dotknęło prawie każde państwo o znaczącym odsetku muzułmanów, można widzieć reakcję na ogólną porażkę społeczeństw muzułmań­ skich w rywalizacji z Zachodem o godność. Pod presją konkurencji ze strony Europy, która miała dużą przewagę militarną, na przełomie XIX i XX wieku wiele krajów islamskich przystąpiło do radykalnej modernizacji, aby przyswoić sobie zachodnie praktyki uchodzące za konieczny warunek konkurencyjności. Podobnie jak reformy w Japo­ nii ery Meiji, programy modernizacyjne objęły także wprowadzenie zasad zachodniego racjonalizmu do wszystkich dziedzin życia, od go­ spodarki, administracji i wojska po szkolnictwo i politykę społeczną. Najbardziej systematyczne działania w tym kierunku podjęto w Turcji: po XIX-wiecznych reformach ottomańskich przyszły reformy, które przeprowadził założyciel współczesnego państwa tureckiego Kemal Atatiirk, dążący do stworzenia społeczeństwa laickiego na gruncie tureckiego nacjonalizmu. Ostatnim ważnym towarem intelektualnym, który świat islamski sprowadził z Zachodu, był laicki nacjonalizm, w naszych czasach reprezentowany przez wszecharabski ruch narodo­ wy Nasera czy partie Baas w Syrii, Libanie i Iraku. Jednak inaczej niż w Japonii ery Meiji, gdzie użyto zachodniej technologii do pokonania w 1905 roku Rosji, a następnie do napaści na Stany Zjednoczone w 1941 roku, świat islamski nigdy nie przyswoił sobie zachodnich pomysłów zbyt gruntownie ani nie odniósł dzięki nim takich sukcesów politycznych czy gospodarczych, na jakie liczyli modernizatorzy z przełomu stulecia. Zanim w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych powstały wielkie fortuny naftowe, żadne społe­ czeństwo islamskie nie było w stanie zagrozić Zachodowi pod wzglę­ dem militarnym ani gospodarczym. Wiele z nich jeszcze po drugiej wojnie światowej pozostawało w zależności kolonialnej, a projekt laic­ kiej wspólnoty wszecharabskiej upadł po upokarzającej porażce, jakiej w 1967 roku doznał Egipt z ręki Izraela. Odrodzenie się fundamentalistycznego islamizmu, którego pierwszym wyrazem była rewolucja irańska w latach 1978-1979, nie było przykładem przetrwania „wartości tradycyjnych” do czasów współczesnych. Wartości te, zdegradowane 361

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i nie przestrzegane, zostały doszczętnie zniszczone w ciągu poprzed­ nich stu lat. Odrodzenie islamskie było raczej nostalgicznym powro­ tem do systemu starszych, nieskażonych wartości, rzekomo istniejących w odległych czasach i różnych zarówno od zdyskredytowanych „warto­ ści tradycyjnych” z niedawnej przeszłości, jak i od wartości uznawanych na Zachodzie, które tak źle się przyjęły na gruncie bliskowschodnim. W tym sensie fundamentalizm islamski nosi wyraźne znamiona po­ dobieństwa z europejskim faszyzmem. Nie powinno zatem dziwić, że odrodzenie islamskie zaznaczyło się najsilniej w państwach najbardziej nowoczesnych, ponieważ to właśnie tam tradycyjne kultury były szcze­ gólnie narażone na zniszczenie przez wartości sprowadzane z Zachodu. Aby sobie uzmysłowić, dlaczego fundamentalizm islamski odrodził się z taką siłą, musimy zrozumieć, jak głęboko urażona została duma kra­ jów muzułmańskich, które nie potrafiły ani utrzymać tradycyjnego po­ rządku społecznego, ani z powodzeniem przyswoić sobie zachodnich wartości i sposobów życia. Zarodki nowych ideologii antyliberalnych, pośrednio wynikających z różnic postaw wobec działalności gospodarczej, można zauważyć na­ wet w Stanach Zjednoczonych. W latach sześćdziesiątych, kiedy zaczął działać ruch obrony praw obywatelskich, większość czarnych Amery­ kanów dążyła do całkowitej integracji z białym społeczeństwem, co oznaczało akceptację podzielanych przez większość obywateli warto­ ści. Problemu czarnych Amerykanów nie rozumiano jako problemu samych wartości, lecz gotowości białych do uznania godności Murzy­ nów, którzy te wartości wyznawali. Wszakże mimo zniesienia w latach sześćdziesiątych prawnych nierówności i powstania wielu programów rządowych, które przyznawały Murzynom szczególne przywileje, pe­ wien odłam czarnych Amerykanów nie tylko nie posunął się do przodu w sferze gospodarczej, ale wręcz wypadł z gry. Jednym z politycznych rezultatów tych niepowodzeń jest coraz częściej słyszana teza, zgodnie z którą tradycyjne mierniki sukcesu go­ spodarczego, takie jak praca, wykształcenie i zatrudnienie, nie stano­ wią wartości uniwersalnych, lecz „białe”. Zamiast dążyć do integracji 362

IMPERIA NIEZADOWOLENIA, IMPERIA ULEGŁOŚCI

ze ślepym na kolor skóry społeczeństwem, niektórzy przywódcy mu­ rzyńscy głoszą, że należy czerpać dumę ze swoistej afroamerykańskiej kultury, która posiada własną historię, tradycje, bohaterów i wartości, kultury nie gorszej od białej, lecz od niej odrębnej. Niekiedy prze­ radza się to w afrocentryzm, który orzeka wyższość autochtonicznej kultury afrykańskiej nad takimi ideami europejskimi jak socjalizm i kapitalizm. Pragnienie uznania godności tej odrębnej kultury przez system szkolnictwa, pracodawców i państwo u wielu czarnych zastą­ piło pragnienie uznania godności po prostu ogólnoludzkiej, pojmo­ wanej na przykład w chrześcijańskim sensie godności człowieka jako podmiotu moralnego, o której mówił Martin Luther King. Z tego ro­ dzaju myślenia bierze się narastająca segregacja, którą czarni sami so­ bie narzucają - co jest szczególnie widoczne na campusach większości college ów - oraz stawianie na politykę godności grupowej, a nie na osiągnięcia osobiste ani działalność ekonomiczną jako drogę do awan­ su społecznego. Nowe ideologie antyliberalne najczęściej tworzone są przez ludzi, którzy nie umieją pogodzić swej formacji kulturowej z wymogami kon­ kurencji gospodarczej, lecz bywa i odwrotnie: autorytarne idee mogą zrodzić się w głowach tych, którym powiodło się gospodarczo ponad wszelką miarę. Najważniejszym wyzwaniem, przed którym stoi liberal­ ny uniwersalizm rewolucji francuskiej i amerykańskiej, nie jest dzisiaj świat komunistyczny, którego gospodarcze fiasko jest aż nadto widocz­ ne, lecz są nim te społeczeństwa Azji, które łączą liberalną gospodarkę z jakimś rodzajem paternalistycznego autorytaryzmu. Przez wiele lat po zakończeniu drugiej wojny światowej Japonia i inne kraje azjatyckie wzorowały się na Stanach Zjednoczonych i Europie jako społeczeń­ stwach w pełni nowoczesnych. Istniało przekonanie, że dla osiągnięcia konkurencyjności muszą zapożyczyć od Zachodu wszystko, od techno­ logii po systemy zarządzania, a w ostateczności także ustrój polityczny. Rozmiary sukcesu ekonomicznego Azji wzbudziły jednak przekona­ nie, że sukces ten nie jest wyłącznie owocem skutecznego zastosowa­ nia zachodnich praktyk, ale także faktu, że społeczeństwa azjatyckie 363

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zachowały pewne tradycyjne elementy swych kultur - na przykład ety­ kę pracy - i włączyły je w nowoczesne środowisko gospodarcze. W porównaniu z Europą czy Ameryką Północną władza ma na większości obszaru Azji odmienne pochodzenie, inaczej też interpre­ tuje się tam demokrację liberalną1. Te grupy, które w społeczeństwach konfocjańskich odgrywają tak istotną rolę w podtrzymywaniu etyki pracy, stanowią też główną bazę władzy politycznej. Jednostka opiera swą pozycję nie na swej indywidualnej wartości czy uzdolnieniach, lecz na przynależności do jednej z wielu zazębiających się grup. Przykłado­ wo, aczkolwiek japońska konstytucja i system prawny uznają uprawnie­ nia jednostki identycznie jak ustrój amerykański, społeczeństwo japoń­ skie darzy uznaniem przede wszystkim grupy. W takim społeczeństwie jednostka posiada godność o tyle, o ile jest członkiem tradycyjnej grupy i stosuje się do jej reguł. Z chwilą gdy zechce potwierdzić swą god­ ność i uprawnienia wbrew grupie, grozi jej utrata pozycji i społeczny ostracyzm, który może być równie zabójczy co jawna tyrania typowych despotyzmów. Stwarza to ogromną presję konformizmu, który dzieci wychowywane w takich kulturach przyswajają sobie w bardzo młodym wieku. Inaczej mówiąc, w społeczeństwach azjatyckich jednostki pod­ legają temu, co Tocqueville nazwał „tyranią większości” - a dokładniej, większości dominującej w każdej grupie, dużej czy małej, z którą jed­ nostka ma do czynienia. Tyranię tę można zilustrować przykładami wziętymi ze społeczeń­ stwa japońskiego, które są wszakże charakterystyczne dla wszystkich innych kultur Dalekiego Wschodu. Podstawową grupą społeczną, któ­ rej Japończycy winni okazywać posłuszeństwo, jest rodzina, a dobro­ czynna władza ojca nad dziećmi pierwotnie stanowiła wzorzec, na któ­ rym oparły się wszystkie stuki podległości w społeczeństwie, łączniei. i. Obszerniej omawiają ten temat Roderick McFarquhar, The Post-Confucian Chal­ lenge, „Economist” (9 lutego 1989), s. 67-72; Lucian Pye, The New Asian Capitalism: A Political Portrait, w: Peter Berger i Hsin-Huang Michael Hsiao, (red.), In Se­ arch ofan East Asian Development Model, Transaction Books, New Brunswick, New York, 1988, s. 81-98; oraz Pye (1985), s 25-27,33-34 i 325-326.

364

IMPERIA NIEZADOWOLENIA, IMPERIA ULEGŁOŚCI

z tymi pomiędzy władcą i rządzonymi2. (Również w Europie władza polityczna była wzorowana na ojcowskiej, lecz nowożytny liberalizm explicite zerwał z tą tradycją3). W Stanach Zjednoczonych u małych dzieci oczekuje się posłuszeństwa wobec władzy rodzicielskiej, lecz w miarę dorastania zaczynają one budować swą tożsamość na sprze­ ciwie wobec rodziców. Akt młodzieńczego buntu, w którym dziecko odrzuca wartości i oczekiwania rodziców, jest zgoła niezbędną częścią procesu kształtowania się dorosłej osobowości4, ponieważ tylko przez akt buntu dziecko nabywa wyposażenie psychiczne potrzebne do sa­ mowystarczalności i niezależności, a mianowicie tymotejskie poczucie własnej wartości oparte na zdolności do opuszczenia ochronnego śro­ dowiska domowego. Dopiero po etapie buntu dziecko może powrócić do relacji opartych na wzajemnym szacunku, tym razem jednak nie jako osoba podległa, lecz równa swym rodzicom. W Japonii zjawisko młodzieńczego buntu jest znacznie rzadsze: oczekuje się, że posłu­ szeństwo wobec rodziców będzie trwać przez całe dorosłe życie. Ty­ motejskie uczucia wiążą się nie z jednostką i cechami indywidualnymi, które napawałyby ją dumą, lecz z rodziną lub innymi grupami, któ­ rych dobre imię bierze górę nad reputacją poszczególnych członków5. Gniew powstaje nie wtedy, kiedy inni ludzie nie uznają czyjejś war­ tości jednostkowej, lecz kiedy zostanie obrażona grupa. Podobnie jest ze wstydem: osobista kompromitacja waży mniej niż okrycie niesławą 2. W Japonii najważniejsze są stosunki pionowe między sempai i kohai, starszymi i młodszymi, a nie między rówieśnikami. Dotyczy to rodziny, uniwersytetu, a także firmy, gdzie najważniejszy jest związek pracownika ze starszym od siebie patronem. Por. Chie Nakane, Japanese Society, Uniwersity of California Press, Berkeley 1970, s. 2Ćff. 3. Na przykład pierwszy traktat Locke’a o rządzie zaczyna się od ataku na Roberta Filmera, który oparł uzasadnienie patriarchalnej władzy politycznej na wzorcu ro­ dziny. Por.Tarcov (1984), s. 9-22. 4. Nie jest to przypadkowe: w drugim traktacie Locke broni uprawnień dzieci prze­ ciwko niektórym formom autorytetu rodzicielskiego. 5. Pye (1985, s. 72) zwraca uwagę, że rodzina japońska różniła się od chińskiej, ponie­ waż kładła nacisk nie tylko na lojalność rodową, ale także na osobisty honor, była więc bardziej elastyczna i otwarta.

365

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

grupy6. Stąd japońscy rodzice wywierają wpływ na decyzje swych do­ rosłych dzieci, na przykład przy wyborze małżonka, na co szanujący się Amerykanin nigdy by sobie nie pozwolił. Drugim wyrazem świadomości grupowej w Japonii jest mniejszy zakres demokratycznego „życia politycznego” w zachodnim sensie tego terminu. Demokracja zachodnia opiera się na rywalizacji między róż­ nymi tymotejskimi opcjami w kwestii dobra i zła. Rywalizacja rozgry­ wa się w środkach masowego przekazu i na różnych szczeblach wybo­ rów do urzędów państwowych, gdzie wymieniają się partie polityczne reprezentujące różne interesy lub tymotejskie opinie. Współzawodnic­ two to uchodzi za naturalny składnik demokracji, wręcz niezbędny do jej normalnego funkcjonowania. Natomiast w Japonii społeczeństwo postrzega siebie jako jedną dużą grupę z jednym stabilnym ośrodkiem władzy. Ponieważ na pierwszym miejscu stawia się harmonię wewnątrz grupy, otwarta konfrontacja spychana jest na obrzeża polityki. Partie nie wymieniają się u władzy drogą starć programowych: Partia Liberal­ no-Demokratyczna (PLD) rządzi już od dziesięcioleci. Istnieje wpraw­ dzie jawne współzawodnictwo między PLD a opozycją socjalistyczną i komunistyczną, lecz ta skazała się na marginalność przez swój ekstremizm. Ogólnie rzecz biorąc, poważna polityka rozgrywa się za kulisami, w gabinetach administracji rządowej lub na salonach PLD7. Wewnątrz

6. Nie wydaje się, aby rodzina sama w sobie szczególnie sprzyjała racjonalności eko­ nomicznej. W Pakistanie i na niektórych obszarach Środkowego Wschodu więzi rodzinne są równie silne jak w Azji Wschodniej, lecz często staje to na przeszko­ dzie racjonalizacji ekonomicznej, ponieważ rodzi nepotyzm i kumoterstwo. W Azji Wschodniej rodzina składa się nie tylko z ludzi żyjących, ale także z długiego ciągu zmarłych przodków, którzy oczekują od jednostki pewnych norm zachowania. Sil­ na rodzina promuje zatem wewnętrzną dyscyplinę i prawość, a nie nepotyzm. 7. W 1989 roku skandal związany z firmą Recruit i wiele innych zmusiły dwóch pre­ mierów z PLD do dymisji, jak również spowodowały utratę przez tę partię więk­ szości w izbie wyższej parlamentu, co świadczy o tym, że w Japonii funkcjonują pewne mechanizmy odpowiedzialności politycznej w stylu zachodnim. Jednakże PLD przezwyciężyła kryzys i utrzymała dominację na scenie politycznej, nie prze­ prowadzając żadnych reform strukturalnych ani w swej partii, ani w systemie za­ rządzania gospodarką.

366

IMPERIA NIEZADOWOLENIA, IMPERIA ULEGŁOŚCI

samej PLD polityka polega na nieustannym podgryzaniu się przez róż­ ne frakcje, działające na zasadzie osobistych relacji typu patron-klient, w zasadzie pozbawionych treści politycznej w zachodnim znaczeniu tego słowa. W Japonii filozofię konsensu grupowego częściowo równoważy szacunek dla jednostek, które idą pod prąd, takich jak nieżyjący już powieściopisarz Yukio Mishima. Jednak w innych społeczeństwach azjatyckich szlachetny nonkonformizm spod znaku Sołżenicyna czy Sacharowa, samotnie sprzeciwiających się niesprawiedliwości społecz­ nej, wzbudziłby niewielkie uznanie. W filmie Franka Capry pod tytu­ łem Mr. Smith Goes to Washington Jimmy Stewart gra prowincjonal­ nego prostaczka, który po śmierci senatora zostaje mianowany przez miejscowych politycznych macherów na reprezentanta swego stanu. Po przyjeździe do Waszyngtonu Stewart buntuje się przeciwko istnieją­ cej tam korupcji i ku przerażeniu swych mocodawców w pojedynkę blokuje w Senacie ustawę, którą uważa za niemoralną. Wykreowana przez Stewarta postać to jeden z archetypów amerykańskiego bohatera. Tymczasem w wielu społeczeństwach azjatyckich tak radykalny sprze­ ciw wobec obowiązującego konsensu byłby uznany za objaw choroby psychicznej. Według norm amerykańskich czy europejskich demokracja japoń­ ska sprawia wrażenie trochę autorytarnej. Największą władzę mają w tym kraju urzędnicy z długim stażem i przywódcy frakcji wewnątrz PLD, czyli ludzie, którzy nie uzyskali swego stanowiska z powszechne­ go wyboru, lecz dzięki osobistym powiązaniom. Podejmują oni decyzje kluczowe dla losów całej wspólnoty, nie podlegając ocenie wyborców ani innym formom nacisku społecznego. Ustrój pozostaje demokra­ tyczny w sensie formalnym, ponieważ spełnia kryteria demokracji liberalnej w postaci cyklicznych wyborów wielopartyjnych i gwarancji podstawowych uprawnień. Społeczeństwo japońskie w dużej mierze zaakceptowało i przyswoiło sobie zachodnie pojęcia uniwersalnych uprawnień jednostki. Istnieją wszakże powody do stwierdzenia, że w Japonii rządzi oświecona dyktatura jednopartyjna, która jednak nie 367

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

narzuciła swej władzy społeczeństwu tak jak komuniści radzieccy: na­ ród japoński życzył sobie być rządzonym w ten sposób. Dzisiejszy system rządów jest odzwierciedleniem szerokiego konsensu społecz­ nego, zakorzenionego w antyindywidualistycznej kulturze japońskiej, która źle zniosłaby jawną rywalizację czy częste zmiany na szczytach władzy. Kiedy jednak weźmie się pod uwagę rozpowszechnione w Azji przekonanie, iż najważniejsze są dobre stosunki grupowe, nie budzi za­ skoczenia, że nie należą w regionie do rzadkości również jawniejsze formy autorytaryzmu. Można spotkać się z tezą - wypowiedział ją na przykład premier Singapuru Lee Kuan Yew - że jakaś forma paterna­ listycznego autorytaryzmu bardziej odpowiada konfocjańskim trady­ cjom Azji, a co ważniejsze, łatwiej niż demokracja liberalna pozwala osiągnąć długoletnią wysoką stopę wzrostu. Demokracja jest balastem dla wzrostu, stwierdził Lee, ponieważ utrudnia racjonalne planowa­ nie gospodarcze i lansuje swoisty egalitarny hedonizm, w którym nie­ zliczone prywatne interesy biorą górę nad dobrem całej wspólnoty. W ostatnich latach Singapur zyskał sobie złą sławę przez próby tłu­ mienia krytyki prasowej oraz naruszanie uprawnień politycznych prze­ ciwników reżimu. Ponadto rząd singapurski ingeruje w życie prywatne obywateli w stopniu, który na Zachodzie byłby absolutnie nie do przy­ jęcia: dekretuje dopuszczalną długość włosów u mężczyzn, nie pozwala otwierać salonów gier wideo i nakłada surowe kary za błahe wykrocze­ nia, takie jak śmiecenie czy niespłukanie po sobie w publicznej toalecie. Według XX-wiecznych kryteriów autorytaryzm singapurski jest sto­ sunkowo łagodny i wyróżnia się pod dwoma względami. Po pierwsze, towarzyszył mu nadzwyczajny sukces ekonomiczny, a po drugie, wład­ cy nie tłumaczą się wymogami „okresu przejściowego”, lecz uważają ten system po prostu za lepszy od demokracji liberalnej. Społeczeństwa azjatyckie wiele tracą przez swą stadność. Wymu­ szają na swych członkach daleko idący konformizm i dławią wszelkie przejawy indywidualności. Ograniczenia,jakie to nakłada, są najbardziej widoczne w sytuacji kobiet: model tradycyjnej rodziny patriarchalnej 368

IMPERIA NIEZADOWOLENIA, IMPERIA ULEGŁOŚCI

nie pozwala im się zrealizować poza domem. Konsumenci mają nie­ wiele uprawnień i pozbawieni są większego wpływu na politykę gospo­ darczą. Uznanie grupowe jest u podstaw irracjonalne, a w swej skrajnej formie może być zaczynem szowinizmu i wojny, jak to się stało w la­ tach trzydziestych. Ponadto system uznania grupowego często unie­ możliwia racjonalne decyzje gospodarcze. Na przykład do wszystkich krajów rozwiniętych ściągają dziś masowo imigranci z biedniejszych i mniej stabilnych krajów, skuszeni perspektywą pracy i bezpieczeństwa. Japonia nie mniej niż Stany Zjednoczone potrzebuje taniej siły robo­ czej do pewnych zajęć, lecz wiele tamtejszych grup społecznych nie toleruje imigrantów. Tylko indywidualistyczny liberalizm typu amery­ kańskiego pozwala na asymilację szerokich rzesz imigrantów. Mając to wszystko na uwadze, od dawna przewidywano załamanie się azjatyckiego systemu tradycyjnych wartości w obliczu nowoczes­ nego konsumeryzmu. Proces ten postępuje jednak bardzo powoli, być może dlatego że tradycyjny system ma pewne zalety, z których Azjaci łatwo nie zrezygnują, zwłaszcza widząc, co mają im do zaoferowania inne alternatywy. Amerykańscy robotnicy nie muszą wprawdzie wspól­ nie się gimnastykować do wtóru firmowej muzyki, lecz jeden z naj­ częstszych zarzutów wobec życia w dzisiejszej Ameryce mówi właś­ nie, że brakuje w nim ducha wspólnoty. Zanik życia społecznego w Ameryce rozpoczyna się od rodziny, która w ciągu ostatnich kilku pokoleń uległa stopniowemu i powszechnemu rozkładowi. Widoczne są jednak także inne przejawy atomizacji: wielu Amerykanów nie czuje żadnej istotnej więzi ze społecznością lokalną oraz prawie nie utrzy­ muje kontaktów towarzyskich poza spotkaniami z najbliższą rodziną. Społeczeństwa azjatyckie ofiarują właśnie poczucie wspólnoty i dla wielu ludzi, którzy się w tej kulturze wychowali, społeczny konformizm i tłumienie indywidualizmu nie jest wygórowaną ceną. W świetle powyższego wydaje się, że Azja, a zwłaszcza Japonia, stoi przed szczególnie ważną decyzją, która będzie miała ogromny wpływ na dalszą historię świata. Na najbliższe parę pokoleń można sobie wyobrazić dwa kierunki, które może obrać Azja, nie schodząc 369

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

jednocześnie z drogi wzrostu gospodarczego. Wariant pierwszy: coraz bardziej kosmopolityczna i coraz lepiej wykształcona ludność Azji bę­ dzie w dalszym ciągu przyswajać sobie zachodnie idee powszechnego i wzajemnego uznania, co spowoduje rozprzestrzenienie się formal­ nej demokracji liberalnej. Grupy stracą na znaczeniu jako źródła tymotejskiej tożsamości. Azjaci zaczną przywiązywać większą wagę do osobistej godności, uprawnień kobiet i indywidualnego spożycia, uwewnętrzniając zasady uniwersalnych uprawnień. Proces ten trwa już od kilkunastu lat w Korei Południowej i na Tajwanie, popychając te kraje ku formalnej demokracji. Powojenna Japonia posunęła się na tej drodze bardzo daleko, a na skutek rozpadu instytucji patriarchalnych jest dziś krajem znacznie bardziej nowoczesnym niż na przykład Singapur. Wariant drugi: jeżeli Azjaci zyskają przekonanie, że ich sukces jest owocem ich własnej, a nie zapożyczonej kultury; jeżeli wzrost gospo­ darczy w Ameryce i Europie będzie znacznie powolniejszy niż na Da­ lekim Wschodzie; jeżeli w społeczeństwach zachodnich postępować będzie rozpad podstawowych instytucji społecznych, takich jak rodzi­ na; jeżeli wreszcie Zachód będzie traktował Azję nieufnie i wrogo, to na Dalekim Wschodzie może zyskać na znaczeniu antyliberalna i nie­ demokratyczna alternatywa ustrojowa, która połączy technokratyczny racjonalizm gospodarczy z paternalistycznym autorytaryzmem. Na razie wiele społeczeństw azjatyckich przynajmniej w słowach wyraża poparcie dla zachodnich zasad liberalnej demokracji, przyjmując bez zastrzeżeń jej formę, choć dopasowując treść do azjatyckich tradycji kulturowych. Może jednak dojść do jawnego zerwania z demokracją i również jej forma zostanie odrzucona jako niechciany prezent od Zachodu, niepotrzebny do skutecznego funkcjonowania społeczeństw azjatyckich, w przeciwieństwie do zachodnich metod zarządzania gospodarką. Początki systematycznego odrzucania liberalnej demo­ kracji można znaleźć w wypowiedziach Lee Kuan Yew i w pismach niektórych Japończyków, takich jak Shintaro Ishihara. Jeżeli w przy­ szłości rzeczywiście pojawi się taka alternatywa ustrojowa, rozstrzy­ gające będzie, jak zachowa się Japonia, ponieważ w większości państw 37°

IMPERIA NIEZADOWOLENIA, IMPERIA ULEGŁOŚCI

azjatyckich kraj ten jest obecnie wzorcem modernizacji - nie są nim już Stany Zjednoczone8. Nowy autorytaryzm azjatycki najprawdopodobniej nie przypo­ minałby brutalnego totalitaryzmu policyjnego, którego doświadczy­ liśmy w Europie. Tyrania opierałaby się na dobrowolnym posłuszeń­ stwie narodu wobec wyższego autorytetu i na uległości wobec systemu sztywnych norm społecznych. Wątpliwe jest, czy taki ustrój polityczny dałoby się sprzedać innym kulturom, nieposiadającym azjatyckiej spuś­ cizny konfucjańskiej; fundamentalizm islamski, na przykład, okazał się niechodliwym towarem poza światem muzułmańskim9. Imperium po­ słuszeństwa, jakim jest ten ustrój, potrafi wykreować bezprecedensowy dobrobyt, ale oznacza jednocześnie przedłużone dzieciństwo dla więk­ szości obywateli, a tym samym niezupełnie zaspokojone thymos. W dzisiejszym świecie mamy do czynienia z zaskakującą dwoi­ stością: choć zwycięża uniwersalne państwo homogeniczne, to jednak trwają narody. Z jednej strony, nowoczesna gospodarka i technologia, jak również rozprzestrzenienie się idei racjonalnego uznania jako jedy­ nej podstawy prawomocności rządu sprawiają, że ludzie na całym świe­ cie coraz bardziej się do siebie upodabniają. Z drugiej strony, wszędzie dostrzega się opór przeciwko tej homogenizacji i próby potwierdze­ nia, głównie na poziomie różnym od politycznego, tożsamości kultu­ rowych, co umacnia już istniejące bariery między grupami etnicznymi i narodami. Triumf najzimniejszego ze wszystkich zimnych potworów okazał się niepełny. Jakkolwiek liczba akceptowalnych form organizacji gospodarczej i politycznej znacznie spadła w ciągu ostatniego stule­ cia, to jednak wciąż mnożą się rozmaite interpretacje tych form, które 8. W Korei Południowej, na przykład, partia rządząca wzorowała się nie na amery­ kańskich republikanach czy demokratach, lecz na japońskiej PLD. 9. W ostatnich latach niektóre japońskie praktyki zarządzania, oparte na lojalności grupowej, zostały z pewnym powodzeniem sprowadzone do Stanów Zjednoczo­ nych i Wielkiej Brytanii, w połączeniu z bezpośrednimi inwestycjami Japończyków w technologię. Wątpliwe jest jednak, czy udałoby się przeszczepić inne azjatyckie instytucje społeczne o większej niż na Zachodzie zawartości moralnej, ponieważ są zakorzenione w specyficznych doświadczeniach kulturowych swych krajów.

371

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przetrwały, czyli kapitalizmu i demokracji liberalnej. Wskazuje to, że nawet jeżeli różnice ideologiczne między poszczególnymi państwami zejdą na dalszy plan, to pozostaną inne, również istotne, tyle że na płaszczyźnie kultury i gospodarki. Różnice te spowodują, że obecny sy­ stem państw w najbliższej przyszłości nie stopi się w państwo dosłow­ nie uniwersalne i homogeniczne10. Głównym wyznacznikiem tożsamo­ ści wciąż pozostanie naród, nawet jeżeli coraz więcej narodów przyjmie tę samą formę organizacji gospodarczej i politycznej. Należy zatem rozważyć, jak będą wyglądały stosunki między tymi państwami i jak będą się one różniły od obecnego porządku między­ narodowego.

io. Nie jest jasne, czy Kojeve uważał, że nadejście końca historii wymaga, aby uniwer­ salne państwo homogeniczne zaistniało w sensie dosłownym. Z jednej strony mó­ wił, że historia skończyła się w roku 1806, kiedy system państw niewątpliwie nadal trwał. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić, aby państwo mogło być w pełni ra­ cjonalne, zanim zostaną zniesione wszystkie moralnie znaczące różnice narodowe. Jego zaangażowanie we Wspólnotę Europejską wskazuje, że usunięcie istniejących granic narodowych uważał za ważne zadanie historyczne.

Rozdział 23

Nierealność realizmu

Sądzimy bowiem, że zarówno bogowie zgodnie z naszym o nich wyobrażeniem, jak i sami ludzie z powodu wrodzo­ nych sobie cech, całkiem jawnie, wszędzie i zawsze rządzą tymi, od których są silniejsi. Również nie my wymyśliliśmy to prawo i nie my zaczęliśmy je pierwsi stosować, lecz po­ sługujemy się nim, przejąwszy je od przodków i jako pra­ wo niezmienne przekazując potomnym. Wiemy również że i wy, i wszyscy inni mając potęgę równą naszej postąpi­ libyście tak samo.

Tukidydes, Wojna peloponeskcj Mowa Ateńczyków do Melijczyków

Istnienie ukierunkowanej historii powinno mieć ważkie konsekwencje dla stosunków międzynarodowych. Jeżeli ustanowienie uniwersalnego państwa homogenicznego jest równoznaczne z ustanowieniem jednego społeczeństwa, w którym wszystkie jednostki cieszą się uznaniem, oraz ze zniesieniem relacji hegemonii i poddaństwa między tymi jednost­ kami, to rozprzestrzenianie się tego modelu państwa na cały między­ narodowy system państw powinno oznaczać koniec relacji hegemonii

i. Tukidydes, Wojna peloponeska, przeł. Kazimierz Kumaniecki, Ossolineum, Wroc­ ław - Warszawa - Kraków 1991, V105; patrz jednak także I 37,40-41.

373

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

i poddaństwa także między narodami — czyli koniec imperializmu, a tym samym spadek prawdopodobieństwa wojny zaborczej. Wydarzenia XX stulecia zaowocowały jednak głębokim pesymiz­ mem w kwestii istnienia historii powszechnej i możliwości postępo­ wej zmiany wewnątrz państw, pesymizmem rozciągającym się także na stosunki między krajami. W tej drugiej dziedzinie czarnowidztwo jest jeszcze wyraźniejsze, o czym świadczy fakt, że o ile ekonomiści i socjologowie przez całe stulecie zmagali się z problemem histo­ rii i zmian historycznych, o tyle specjaliści od stosunków międzyna­ rodowych sprawiają wrażenie, jakby historia dla nich nie istniała. Na przykład wojnę i imperializm traktują jako trwały horyzont ludzkiego życia, a ich przyczyny uważają za zasadniczo niezmienne od czasów Tukidydesa. Wszystkie inne aspekty życia człowieka - religia, rodzina, organizacja polityczna, koncepcje prawomocności władzy - podlegają historycznej ewolucji, lecz stosunki międzynarodowe uchodzą za stale jednakowe: „wojna jest wieczna”2. Ten pesymistyczny pogląd na stosunki międzynarodowe ma swą teoretyczną podbudowę, która nazywana jest realizmem, Realpolitik lub polityką siły *. Realizm, niezależnie od tego, czy występuje pod tą nazwą, stanowi podstawową ramę pojęciową do rozumienia stosunków mię­ dzynarodowych i kształtuje myślenie prawie wszystkich specjalistów

2. Książka Kennetha Waltza Theory of International Politics (Random House, New York 1979, s. 65-66) zawiera następujący fragment: Choć nie brakuje zmian, takie samo lub nawet większe wrażenie robią ciągłości, co można zilustrować na wiele sposobów. Czytając apokryficzną Pierwszą Księgę Machabejską i pamiętając o wydarzeniach pierwszej wojny światowej, nabieramy poczucia ciągłości znamionującej politykę międzynarodową. Czy to w II wieku przed Chrystusem, czy w XX wieku po Chrystusie Arabowie i Żydzi walczyli ze sobą, państwa zaś spoza areny tej wojny przyglądały się ze znużeniem bądź czynnie interweniowały. Bardziej ogólną ilustracją tej tezy jest słynna sprawa z Hobbesem, który poczuł się współczesnym Tukidydesowi. Mniej znany, ale równie uderzający jest przypadek Louisa J. Halle’a. który uzmysłowił sobie, jak bardzo na czasie jest Tukidydes w epoce broni jądrowej i supermocarstw. * Angielskie słowo power, zależnie od kontekstu, może też oznaczać władzę, potęgę, moc (przyp. tłum).

374

NIEREALNOŚĆ REALIZMU

od polityki zagranicznej w Stanach Zjednoczonych i w większości in­ nych krajów. Aby zrozumieć wpływ rozprzestrzeniania się demokracji na politykę międzynarodową, musimy zdać sobie sprawę ze wszystkich słabości realistycznej szkoły interpretacji polityki. Prawdziwym protoplastą realizmu był Machiavelli, który uważał, że ludzie nie powinni kierować się wyobrażonym przez filozofów ide­ ałem człowieka, lecz tym, jacy ludzie są w rzeczywistości, oraz uczył, że aby przetrwać, najlepsze ustroje będą musiały przejąć niektóre roz­ wiązania stosowane w ustrojach najgorszych. Jednak jako doktryna służąca do rozwiązywania bieżących problemów politycznych realizm pojawił się dopiero po drugiej wojnie światowej. Od tego czasu przy­ brał kilka postaci. Jego pierwotne sformułowanie jest dziełem autorów, którzy pisali już przed wojną, a mianowicie teologa Reinholda Niebuhra, dyplomaty George’a Kennana i profesora Hansa Morgenthaua, którego podręcznik stosunków międzynarodowych w ogromnym stopniu przesądził o poglądach Amerykanów na politykę zagraniczną w okresie zimnej wojny3. Później powstało kilka wersji akademickich tej teorii, takich jak neorealizm czy realizm strukturalny. W czasach ostatnich najbardziej elokwentnym zwolennikiem realizmu był Henry Kissinger. Jako sekretarz stanu, Kissinger postawił sobie za cel wy­ robienie u Amerykanów, przesiąkniętych tradycyjnym liberalizmem spod znaku Wilsona, bardziej realistycznego poglądu na politykę za­ graniczną. Realizm wyznawało wielu uczniów i protegowanych Kissingera, którzy kształtowali amerykańską politykę zagraniczną po jego ustąpieniu z urzędu. Wszystkie teorie realistyczne wychodzą z założenia, że powszechną i trwałą cechą porządku międzynarodowego jest brak bezpieczeństwa,

3. Swoje poglądy na temat stosunków międzynarodowych Reinhold Niebuhr bodaj najzwięźlej sformułował w Moral Man in Immoral Society: A Study in Ethics and Po­ litics (Scribner’s, New York 1932). Podręcznik Morgenthaua, zatytułowany Politics among Nations: The Strugglefor Power and Peace (Knopf, New York 1985) miał sześć wydań, ostatnie zredagowane po śmierci autora przez Kennetha Thompsona.

375

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

ponieważ porządek ten ma charakter anarchiczny4. Pod nieobecność międzynarodowego suwerena każde państwo jest potencjalnie zagro­ żone przez każde inne państwo i nie ma innego lekarstwa na swój brak bezpieczeństwa, jak tylko w razie potrzeby zbrojnie stanąć we własnej obronie5. To poczucie zagrożenia jest właściwie nieuchronne, ponie­ waż każde państwo interpretuje obronne działania innych państw jako wymierzone przeciwko sobie i również podejmuje działania obron­ ne, które interpretowane są jako zaczepne. Zagrożenie jest zatem samospełniającym się proroctwem. W konsekwencji wszystkie państwa pragną osiągnąć maksymalną przewagę nad innymi. Rywalizacja i woj­ na to nieuchronne skutki uboczne systemu międzynarodowego, co nie wynika jednak z natury poszczególnych państw, lecz z braku jednego suwerena. Na dążenie do siły nie ma wpływu wewnętrzny ustrój państw czy będą teokracjami, arystokracjami niewolniczymi, faszystowskimi państwami policyjnymi, komunistycznymi dyktaturami czy liberal­ nymi demokracjami. Morgenthau wyjaśniał, że „sama natura polityki zmusza aktorów sceny politycznej do ukrywania za zasłoną ideologii właściwego celu swych działań”, którym zawsze jest siła6. Na przykład Rosja budowała swoją potęgę najpierw za cara, potem za bolszewi­ ków; czynnikiem niezmiennym była ekspansja, a nie rodzaj rządów7.

4. W książce Man, the State, and War (Columbia University Press, New York 1959) Waltz poczynił oryginalne rozróżnienie na czynniki poziomu państwa i czynniki poziomu systemu państw. 5. Realiści wykazują powinowactwo z liberalnymi internacjonalistami, uznając za źródło wojny brak wspólnego suwerena i prawa międzynarodowego. Tymczasem, jak się przekonamy, brak wspólnego suwerena nie wydaje się krytycznym czynni­ kiem wojny. 6. Inny wariant tego rozumowania przedstawia Trazymach, który w Państwie Platona (księga 1,338c~347a) mówi, że sprawiedliwość polega na „interesie silniejszego”. 7. W przeciwieństwie do wielu innych realistów z okresu tuż po wojnie, George Ken­ nan nie uważał ekspansjonizmu rosyjskiego za immanentny, lecz za skutek połą­ czenia nacjonalizmu Rosji Radzieckiej ze zmilitaryzowanym marksizmem. Zapro­ ponowana przez niego strategia „powstrzymywania” opierała się na przekonaniu, że komunizm radziecki upadnie pod wpływem sił wewnętrznych.

376

NIEREALNOŚĆ REALIZMU

Należy oczekiwać, że przyszły rząd rosyjski, całkowicie odrzuciwszy marksizm-leninizm, pozostanie ekspansjonistyczny, ponieważ ekspan­ sjonizm jest wyrazem woli mocy narodu rosyjskiego8. Japonia jest dziś wprawdzie liberalną demokracją, a nie - jak w latach trzydziestych militarną dyktaturą, lecz pozostaje par excellence Japonią, choć narzę­ dziem jej dominacji w Azji nie są już kule armatnie, tylko jeny9. Jeżeli dążenie do siły jest we wszystkich państwach jednakowe, rze­ czywistego czynnika, który przesądza o prawdopodobieństwie wojny, nie stanowi agresywne zachowanie pewnych państw, lecz poziom rów­ nowagi sił w systemie międzynarodowym. Jeżeli taka równowaga ist­ nieje, agresja raczej się nie opłaci; jeżeli jej nie ma, niektóre kraje poczują pokusę, by wykorzystać słabość sąsiadów. W swej najczystszej formie realizm orzeka, iż zdecydowanie najważniejszym czynnikiem wojny i pokoju jest rozkład sił. Siła może rozkładać się biegunowo, kiedy w całym systemie dominują dwa kraje. Tak było w przypadku Aten i Sparty podczas wojny peloponeskiej, Rzymu i Kartaginy parę wieków później czy wreszcie Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych za czasów zimnej wojny. Druga możliwość to system wielobiegunowy, w którym siła rozkłada się na większą liczbę państw, tak jak w XVIIIi XIX-wiecznej Europie. Realiści długo nie mogli się zgodzić między sobą, który z tych wariantów bardziej sprzyja długofalowej stabiliza­ cji międzynarodowej. Większość z nich uznała, że bardziej stabilne 8. Inny wariant tego argumentu podaje Samuel Huntington, Z historii nie ma wyjfcia, przeł. Barbara Stanosz, w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, J^.onftonta.c.je’' iy. Pomost, Warszawa 1991, s. 81-96. 9. Kenneth Waltz skrytykował realistów pokroju Morgenthaua, Kissingera, Raymon­ da Arona i Stanleya Hoffmanna za zanieczyszczanie swych teorii konfliktu ele­ mentami polityki wewnętrznej, a mianowicie za wprowadzenie rozróżnienia na państwa „rewolucyjne” i „stabilne”. Sam Waltz analizował politykę międzynaro­ dową wyłącznie na bazie struktury całego systemu, nie uwzględniając charakteru wewnętrznego składających się nań krajów. Z pogwałceniem ogólnie przyjętych reguł znaczeniowych teorie uwzględniające czynnik wewnętrzny nazywa „redukcjonistycznymi”, w przeciwieństwie do swojej teorii, redukującej całą złożoność polityki światowej do „systemu", o którym możemy powiedzieć właściwie tylko jedno: czy jest dwubiegunowy czy wielobiegunowy. Por. Waltz (1979), s. 18-78.

377

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

są systemy dwubiegunowe, chociaż przesłanki tego wniosku są raczej historycznie przypadkowe, na przykład niezdolność nowoczesnych państw narodowych do czysto pragmatycznego zawierania sojuszy10. W każdym razie utrzymuje się, że dwubiegunowy układ sił po drugiej wojnie światowej był jedną z przyczyn, dla których w Europie przez pół wieku panował pokój, co jest historycznie bez precedensu. W swej naj­ skrajniejszej formie realizm traktuje państwa narodowe jak kule bilar­ dowe, których wewnętrzna treść, ukryta za nieprzezroczystą powłoką, jest nieistotna przy przewidywaniu ich zachowań. Nauka o stosunkach międzynarodowych nie potrzebuje nic wiedzieć o tych wnętrznościach. Trzeba tylko rozumieć podstawowe prawa rządzące wzajemnym od­ działywaniem państw: kula odbija się od bandy pod tym samym kątem, a uderzając w drugą kulę, która styka się z trzecią, przekazuje energię uderzenia trzeciej. Polityka międzynarodowa nie zajmuje się zatem re­ lacjami między złożonymi i historycznie zmiennymi społeczeństwami ani też konfliktami wartości. W metodzie „kul bilardowych” do okreś­ lenia prawdopodobieństwa wojny wystarczy informacja o tym, czy sy­ stem jest dwubiegunowy czy jednobiegunowy.

io. Problem ten podejmuje Waltz (1979, s. 70-71,161-193). Teoretycznie system wielobiegunowy - na przykład klasyczny europejski - powinien mieć przewagę nad dwubiegunowym, ponieważ atak na system przez jednego spośród jego uczest­ ników można spacyfikować drogą szybkich zmian sojuszy. Co więcej, ponieważ rozkład sił jest bardziej równomierny, przesunięcia sił na obrzeżach odgrywają mniejszą rolę. System wielobiegunowy sprawdza się jednak najlepiej w świecie dy­ nastycznym, gdzie państwa mogą bez żadnych ograniczeń zawierać i zrywać sojusze, jak również fizycznie regulować równowagę sił przez przyłączanie lub odłączanie prowincji. W świecie, w którym zawieranie sojuszy ograniczają względy narodo­ we i ideologiczne, wielobiegunowość staje się utrudnieniem. Niewykluczone, że pierwsza wojna światowa wynikła nie tyle z wielobiegunowości, ile z wielobiegunowości zwyrodniałej, w coraz większym stopniu przypominającej dwubiegunowość. Niemcy i Austro-Węgry, z połączonych przyczyn nacjonalistycznych i ideologicznych, ugrzęzły w zasadniczo niezrywalnym sojuszu, co zmusiło resztę Europy do wejścia w równie nieelastyczne przymierze przeciwko nim. Zagrożenie dla integralności terytorialnej Austrii ze strony nacjonalizmu serbskiego wtrąciło ten chwiejny system dwubiegunowy w stan wojny.

378

NIEREALNOŚĆ REALIZMU

Realizm przybiera formę zarówno opisu polityki międzynaro­ dowej, jak i przepisu na właściwą politykę zagraniczną. Jego wartość normatywna z pewnością zależy od jego trafności deskryptywnej. Można chyba założyć, że żaden dobry człowiek nie kierowałby się cy­ nicznymi wskazaniami realizmu, gdyby nie zmuszało go do tego - jak mówi Machiavelli - zachowanie „tych wielu, którzy nie są dobrymi ludźmi”. Z realizmu normatywnego wynika kilka ogólnie znanych przepisów drogowych, które pozwalają poruszać się w obszarze po­ lityki zagranicznej. Pierwsza reguła mówi, że w celu rozwiązania problemu braku bez­ pieczeństwa międzynarodowego należy utrzymywać równowagę sił przeciwko potencjalnym wrogom. Ponieważ ostatecznym rozjemcą w sporach między państwami jest wojna, państwa muszą dysponować wystarczającą siłą obronną. Nie mogą polegać tylko na umowach ani or­ ganizacjach międzynarodowych, takich jak ONZ, które nie mają środ­ ków wykonawczych. Reinhold Niebuhr, powołując się na to, że Liga Narodów nie potrafiła ukarać Japonii za zajęcie Mandżurii, stwierdził, że „prestiż społeczności międzynarodowej nie jest wystarczający [...] do osiągnięcia wspólnego stanowiska i przywołania niesfornych naro­ dów do porządku”11. Prawdziwym środkiem płatniczym w królestwie polityki międzynarodowej jest potęga wojskowa. Inne formy potęgi, ta­ kie jak zasoby naturalne czy potencjał przemysłowy, również się liczą, ale przede wszystkim jako środki do budowy obronności kraju. Druga reguła realizmu mówi, że przyjaciół i wrogów należy sobie dobierać przede wszystkim pod kątem ich siły, a nie ideologii czy we­ wnętrznego charakteru ustroju. W polityce światowej mamy mnóstwo przykładów takiego postępowania, jak choćby sojusz Stanów Zjedno­ czonych i Związku Radzieckiego w celu pokonania Hitlera czy zawarte przez administrację Busha porozumienie z Syrią przeciwko Irakowi. Po klęsce Napoleona koalicja antyfrancuska, z austriackim księciem Metternichem na czele, odmówiła dokonania rozbioru terytorialnegoii. ii. Niebuhr

(1932), s. 110.

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Francji czy podjęcia innych środków odwetowych, argumentując, że konieczna jest przeciwwaga dla przyszłych zagrożeń europejskiego po­ koju, które mogą przyjść z nowego, nieoczekiwanego źródła. I rzeczy­ wiście, później się okazało, że to nie Francja, lecz Rosja i Niemcy pró­ bowały naruszyć europejski stan posiadania. To beznamiętne dążenie do równowagi, nieuwzględniające takich czynników jak ideologia i ze­ msta, było tematem pierwszej książki Kissingera i stanowi klasyczny przykład praktycznego zastosowania realizmu12. Trzecia reguła, związana z powyższą, mówi, że oceniając stopień zagrożenia zewnętrznego, mężowie stanu powinni zwracać większą uwagę na potencjał militarny wroga niż na jego intencje. Realiści twier­ dzą, że zamiar agresji jest w pewnym sensie zawsze obecny; nawet jeżeli dziś jakiś kraj sprawia wrażenie przyjaznego i nastrojonego pokojo­ wo, jutro może być już w innym humorze. Potencjał militarny - liczba czołgów, samolotów i dział - jest bardziej wymierny niż intencja, a po­ nadto stanowi jeden z jej wskaźników. Ostatnia reguła, czy też zespół reguł teorii realistycznej, wiąże się z koniecznością wyeliminowania z polityki zagranicznej czynnika mo­ ralnego. Morgenthau skrytykował rozpowszechnioną wśród narodów skłonność do tego, by „utożsamiać moralne dążenia danego narodu z prawami moralnymi, które rządzą wszechświatem”, utrzymywał bo­ wiem, że rodzi to pychę i wygórowane ambicje, podczas gdy „pojęcie korzyści, zdefiniowane w kategoriach siły [...] ocala nas zarówno od tej moralnej przesady, jak i od politycznych szaleństw”13. Opierając się na podobnych przesłankach, Kissinger twierdził, że istnieją dwa rodzaje ustrojów: prawomocne i rewolucyjne. Te pierwsze wzajemnie uznają swoją zasadniczą prawomocność i nie próbują zaszkodzić innym ani kwestionować ich prawa do istnienia. Z kolei ustroje rewolucyjne ciąg­ le wdają się w konflikty między sobą, ponieważ niektóre z nich nie chcą

12. Henry A. Kissinger, A World Restored: Metternich, Castlereagh and the Problems of Peace 1812-1822, Houghton Mifflin, Boston 1973, zwłaszcza s. 312-332. 13. Morgenthau (1985), s. 13.

380

NIEREALNO« REALIZMU

uznać obecnego stanu posiadania14. Narzucającym się przykładem pań­ stwa rewolucyjnego był Związek Radziecki, który od chwili powstania zaangażował się w walkę o powszechną rewolucję i ogólnoświatowe zwycięstwo socjalizmu. Jednak również demokracje liberalne, nie wy­ łączając Stanów Zjednoczonych, zachowywały się czasem jak państwa rewolucyjne, kiedy usiłowały zaprowadzić swoją formę rządów w ta­ kich mało się do tego nadających krajach jak Wietnam czy Panama. Ustroje rewolucyjne są skłonniejsze do konfliktów niż prawomocne: nie wystarcza im współistnienie, a każdy konflikt traktują jako manichejski spór o pierwsze zasady. Ponieważ zaś najważniejszym celem, zwłaszcza w epoce nuklearnej, jest pokój, ustroje prawomocne są dale­ ko bardziej pożądane niż rewolucyjne. Z tezy tej wynika silny sprzeciw wobec moralistycznego podejścia do polityki zagranicznej. Zdaniem Niebuhra moralista może okazać się przewodnikiem równie niebezpiecznym co po­

lityczny realista. Na ogół jest ślepy na elementy niesprawiedliwości i przy­

musu, które w naszych czasach zawsze leżą u podłoża spokoju społecz­ nego. [...] Zbyt bezkrytyczne gloryfikowanie współpracy i wzajemności powoduje zatem, że godzimy się na tradycyjne niesprawiedliwości i wy­

bieramy subtelniejsze rodzaje przymusu, zamiast tych bardziej jawnych15.

Mamy więc do czynienia z sytuacją nieco paradoksalną: realiści, którzy stale dążą do utrzymania równowagi sił, wykorzystując potencjał wojskowy, są także tymi, którzy najchętniej pójdą na kompromis z sil­ nymi wrogami. Jest to naturalna konsekwencja stanowiska realistycz­ nego. Jeżeli bowiem rywalizacja między państwami jest w jakimś sensie trwała i uniwersalna, to zmiana ideologii lub przywództwa w kraju wro­ ga nie rozwiąże w znaczący sposób problemu bezpieczeństwa między­ narodowego. Próby szukania rozwiązań rewolucyjnych - na przykład

14. Tamże, s. 1-3. 15. Niebuhr (1932), s. 233.

381

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

podważanie prawomocności rządów rywala przez krytykę naruszeń praw człowieka — wychodzą z błędnych przesłanek i są niebezpieczne. Nie jest zatem kwestią przypadku, że dawni realiści, tacy jak Met­ ternich, byli dyplomatami, a nie wojownikami oraz że realista Kissin­ ger, który lekceważył ONZ, doprowadził na początku lat siedemdzie­ siątych do ocieplenia stosunków między USA i ZSRR, czyli między demokracją liberalną a zupełnie niezreformowanym państwem komu­ nistycznym. Kissinger argumentował wówczas, że władza radzieckich komunistów jest trwałym elementem rzeczywistości międzynarodowej, elementem w swej fundamentalnej istocie niezmiennym, którego nie usuną pobożne życzenia, wobec czego Amerykanie muszą do niego przywyknąć, zamiast dążyć do konfrontacji. Zdaniem Kissingera Stany Zjednoczone i Związek Radziecki miały wspólny cel - zapobieżenie wojnie nuklearnej - toteż konsekwentnie sprzeciwiał się podnoszeniu kwestii praw człowieka, na przykład zezwolenia radzieckim Żydom na emigrację, bo utrudniałoby to osiągnięcie tego wspólnego celu. Realizm odegrał ważną i korzystną rolę w kształtowaniu myśle­ nia Amerykanów o polityce zagranicznej po drugiej wojnie światowej. Uchronił Stany Zjednoczone przed ich skłonnością do budowania bezpieczeństwa na gruncie naiwnego liberalnego internacjonalizmu, na przykład za pośrednictwem Narodów Zjednoczonych. Realizm sta­ nowił w tym okresie najwłaściwsze ramy pojęciowe dla zrozumienia polityki międzynarodowej, ponieważ świat zachowywał się zgodnie z założeniami realistów. Działo się tak wszakże nie dlatego, że zasady realizmu odzwierciedlały ponadczasowe prawdy, lecz dlatego, że świat został podzielony między państwa o radykalnie odmiennych i wro­ gich sobie ideologiach. W pierwszej połowie naszego stulecia w po­ lityce światowej dominowały najpierw agresywne europejskie nacjo­ nalizmy - przede wszystkim niemiecki - a następnie starcie faszyzmu, komunizmu i liberalnej demokracji. Faszyzm jawnie uznał za słuszne stwierdzenie Morgenthaua, że życie polityczne polega wyłącznie na nieustannym dążeniu do władzy, natomiast liberalizm i komunizm głosiły, że ich pojęcia sprawiedliwości są uniwersalne, co rozciągnęło 382

NIEREALNOŚĆ REALIZMU

konflikt między nimi właściwie na cały świat. Nieprzejednana wzajem­ na wrogość tych ideologii stanowiła gwarancję, że liberalny internacjo­ nalizm, pomyślany jako metoda regulacji stosunków między państwa­ mi liberalnymi, zostanie albo zlekceważony, albo nieuczciwie wykorzystany do promowania agresywnych, nacjonalistycznych ce­ lów. W okresie międzywojennym Japonia, Niemcy i Włochy kpiły so­ bie z rezolucji Ligi Narodów, po wojnie zaś radzieckie weto w Radzie Bezpieczeństwa ONZ wystarczyło do ubezwłasnowolnienia tej orga­ nizacji16. W takim świecie prawo międzynarodowe było iluzją, a jedy­ ne lekarstwo na problem zagrożenia międzynarodowego stanowiła siła militarna. Realizm sprawiał zatem wrażenie teorii właściwie interpre­ tującej mechanizmy polityki międzynarodowej i dostarczył bazy inte­ lektualnej, która posłużyła za podbudowę dla NATO i innych powo­ jennych sojuszy z Europą Zachodnią i Japonią. Realizm to odpowiedni pogląd na politykę zagraniczną w tym pesymistycznym stuleciu. Jego najwybitniejsi zwolennicy często kiero­ wali się zresztą swymi doświadczeniami życiowymi. Henry Kissinger, który jako chłopiec musiał uciekać z nazistowskich Niemiec, widział na własne oczy, jak cywilizowane życie wyradza się na powrót w brutalną walkę o władzę. W swej wyróżnionej pracy o Kancie, napisanej pod­ czas studiów licencjackich na Harvardzie, skrytykował pogląd filozo­ fa o postępie historycznym i przyjął perspektywę, która przypominała swego rodzaju nihilizm: nie istnieje ani Bóg, ani świecki mechanizm typu Heglowskiej historii powszechnej, który nadawałby znaczenie biegowi wydarzeń. Postrzegał historię jako chaotyczny i nieprzerwany ciąg walk między narodami, w którym liberalizm nie zajmuje szczegól­ nie uprzywilejowanej pozycji17. Wspomniane zasługi realizmu dla amerykańskiej polityki zagra­ nicznej nie powinny jednak przesłaniać nam poważnych mankamentów 16. Jedyny wyjątek stanowi oczywiście reakcja na inwazję północnokoreańską w 1950 roku, możliwa tylko dzięki zbojkotowaniu ONZ przez Związek Radziecki. 17. O dysertacji Kissingera pisze Peter Dickson, Kissinger and the Meaning ofHistory, Cambridge University Press, Cambridge 1978.

383

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

tej teorii stosunków międzynarodowych, rozumianej zarówno jako opis rzeczywistości, jak i przepis na strategię polityczną. Realizm stał się bowiem swoistym fetyszem pośród „magików” od polityki zagranicznej, którzy często bezkrytycznie przyjmują założenia tego poglądu, mimo że zazwyczaj nie odpowiadają już one rzeczywistości. Trzymanie się tej anachronicznej dziś teorii powoduje, że słyszy się czasem dość dziwne propozycje myślenia i działania w świecie pozimnowojennym. Padła na przykład sugestia, że Zachód powinien zachować przy życiu Układ Warszawski, ponieważ dwubiegunowemu podziałowi Europy zawdzię­ czamy pokój, jaki panował w Europie od 1945 roku18. Twierdzono też, że efektem zerwania z podziałem Europy będzie większa destabilizacja i zagrożenie niż podczas zimnej wojny, czemu należy spróbować zapo­ biec poprzez rozmieszczenie w Niemczech broni jądrowej19. Przywodzi to na myśl lekarza, który poddając pacjenta długiej i bolesnej chemioterapii, spowodował cofnięcie się raka, lecz teraz roz­ paczliwie przekonuje pacjenta do kontynuowania leczenia, ponieważ w przeszłości okazało się tak skuteczne. Lecząc chorobę, której już nie ma, realiści proponują zdrowym pacjentom drogie i niebezpieczne te­ rapie. Aby stwierdzić, dlaczego pacjent zasadniczo cieszy się dobrym zdrowiem, musimy jeszcze raz przyjrzeć się realistycznym poglądom na temat fundamentalnych przyczyn choroby, czyli wojny między narodami.

18. John Gaddis, One Germany - In Both Alliances, „New York Times” (21 marca 1990), s. A27. 19. John J. Mearsheimer, Back to the Future: Instability in Europe after the Cold War, „International Security”, 15, nr 1 (lato 1990), s. 5-56.

Rozdział 24

Siła bezsilnych

W myśl teorii realizmu zagrożenie, agresja i wojna są w międzynarodo­ wym systemie państw możliwością permanentną i stan ten jest czymś zasadniczo ludzkim w swej istocie, czyli nie może go zmienić po­ jawienie się jakichś szczególnych form społeczeństw, ponieważ jest on u podstaw zakorzeniony w niezmiennej naturze człowieka. Dla popar­ cia tej tezy realiści wskazują na nieodstępność wojny od ludzkich dzie­ jów, począwszy od pierwszych krwawych bitew zanotowanych w Biblii po wojny światowe tego stulecia. Wszystko to brzmi dość wiarygodnie, lecz realizm ma dwie cechy, które go dyskredytują: niedopuszczalny redukcjonizm w sferze moty­ wacji i zachowań społeczeństw ludzkich oraz brak pytania o historię. W swej najczystszej formie realizm usuwa poza obręb rozważań wszelkie wewnętrzne czynniki polityczne i wywodzi możliwość wojny wyłącznie ze struktury systemu państw. Zdaniem jednego z realistów, „[kjonflikt między państwami jest czymś powszechnym, ponieważ sy­ stem międzynarodowy stwarza silne pobudki do agresji. [...] Państwa dążą do przetrwania w warunkach anarchii poprzez zmaksymalizo­ wanie swej siły w porównaniu z innymi państwami”1. Jednak czysty realizm ukradkiem wprowadza pewne wysoce redukcjonistyczne zało­ żenia co do charakteru społeczeństw ludzkich, które składają się nai. i. Meaisheimer (1990), s. 12.

385

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

system międzynarodowy, błędnie przypisując pewne cechy „systemowi” zamiast budującym go elementom. Dla przykładu, nie ma absolutnie żadnego powodu zakładać, że jakieś państwo w anarchicznym porząd­ ku międzynarodowym powinno czuć się zagrożone przez inne pań­ stwo, chyba że uzna się, iż społeczeństwa ludzkie są immanentnie agre­ sywne. Opisywany przez realistów porządek międzynarodowy dalece przypomina stan natury Hobbesa, gdzie panuje stan wojny wszystkich ze wszystkimi. U Hobbesa stan wojny nie bierze się jednak wyłącznie z dążenia do samozachowania, lecz z tego, że instynkt samozachowaw­ czy współistnieje z próżnością czy pragnieniem uznania. Hobbes po­ wiedziałby, że gdyby nie było ludzi, którzy chcą narzucić swe poglądy innym, szczególnie fanatyków religijnych, to pradziejowy stan wojny nigdy by się nie narodził. Sam instynkt samozachowawczy nie stanowi wystarczającego wytłumaczenia wojny wszystkich ze wszystkimi. Hipotezę pokojowego stanu natury znajdujemy u Rousseau. Rous­ seau uważa, że próżność czy amour-propre nie jest człowiekowi wro­ dzona, a człowiek naturalny, zalękniony i samotny to istota zasadniczo pokojowa, ponieważ łatwo zaspokaja swoje egoistyczne potrzeby. Lęk i poczucie zagrożenia nie każą mu szukać coraz większej władzy, lecz odosobnienia i spokoju: stan natury zamieszkują ludzie potulni jak kro­ wy - wystarczy im, że żyją i pozwalają żyć innym, że doznają poczucia swego istnienia, nie będąc zależnymi od innych ludzi. Pierwotna anar­ chia owocuje zatem pokojem. Mówiąc innym językiem, świat niewol­ ników dążących do zachowania swego istnienia byłby wolny od kon­ fliktu, ponieważ tylko panowie czują popęd do krwawej walki. Można sobie bez problemu wyobrazić systemy państw, które są anarchiczne, lecz mimo to panuje w nich pokój, a kwestie dwubiegunowości i wielobiegunowości tracą znaczenie, jeżeli postawić hipotezę, że społe­ czeństwa ludzkie zachowują się jak Rousseauowski człowiek w stanie natury bądź niewolnik Hegla, czyli interesuje je wyłącznie samozachowanie. Stwierdzenie realistów, że państwa postrzegają się jako wzajem­ ne zagrożenie, w związku z czym odpowiednio się zbroją, nie wynika z charakteru samego systemu, lecz z ukrytego założenia, że w swym 386

SIŁA BEZSILNYCH

zachowaniu międzynarodowym społeczeństwa ludzkie przypominają Heglowskiego pana szukającego uznania bądź chełpliwego pierwszego człowieka Hobbesa, nie zaś lękliwego samotnika z pism Rousseau. To, że w historycznie istniejących systemach państw tak trudno było osiągnąć pokój, brało się z faktu, że niektóre państwa pragną cze­ goś więcej niż samozachowania. Jak olbrzymy obdarzone tymotejską duszą, państwa pragną uznania swej wartości bądź godności dynastycz­ nej, religijnej, narodowej czy ideologicznej, a przy okazji zmuszają inne państwa do walki lub poddania się. Ostateczną przyczyną wojny mię­ dzy państwami jest zatem thymos, a nie samozachowanie.Takjak histo­ ria ludzka rozpoczęła się od krwawego boju o prestiż, tak też konflikt międzynarodowy zaczyna się od walki państw o uznanie; pragnienie uznania jest pierwotnym źródłem imperializmu. Realista nie może za­ tem wyciągnąć żadnych wniosków z suchych faktów na temat układu sił w systemie państw. Informacje te stają się znaczące, kiedy realista poczyni pewne założenia co do charakteru społeczeństw składających się na system, a mianowicie musi przyjąć, że przynajmniej niektóre z nich pragną uznania, nie tylko samozachowania. Realiści poprzedniego pokolenia, tacy jak Morgenthau, Kennan, Niebuhr i Kissinger, do pewnego stopnia uwzględniali w swych ana­ lizach wewnętrzny charakter państw, dzięki czemu potrafili lepiej wy­ jaśnić przyczyny konfliktów międzynarodowych niż późniejsza akade­ micka szkoła „strukturalna”2. Uznawali przynajmniej, że konflikt musi być napędzany ludzką żądzą władzy, a nie mechanicznym oddziaływa­ niem systemu kul bilardowych. Wszelako niezależnie od szkoły realiści mają skłonność do wysoce redukcjonistycznych wyjaśnień zachowania

2. Waltz pragnął usunąć politykę wewnętrzną ze swej teorii stosunków międzynaro­ dowych, aby zwiększyć jej ścisłość i naukowość, a mówiąc jego własnymi słowami, aby nie łączyć analizy „cząstkowej” z „systemową”. Wielka konstrukcja intelektu­ alna, którą buduje w celu znalezienia regularnych i uniwersalnych praw ludzkiego zachowania w polityce międzynarodowej, to w rezultacie wiele banałów na te­ mat zachowania państw, które można podsumować następującym stwierdzeniem: „równowaga sił jest czymś niebagatelnym”.

387

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

państw, kiedy mówią o polityce wewnętrznej. Na przykład trudno so­ bie wyobrazić, w jaki sposób Morgenthau zdołałby udowodnić empi­ rycznie, że walka o władzę jest, jak to ujął, „uniwersalna w przestrzeni i czasie”, skoro mamy niezliczone przykłady społeczeństw i jednostek, które wydają się motywowane czymś innym niż chęć zmaksymalizo­ wania władzy. Greckich pułkowników, którzy w 1974 roku oddali wła­ dzę cywilom, czy też argentyńskich wojskowych, którzy ustąpili w 1983 roku, choć groziło im postawienie przed sądem za zbrodnie reżimu, trudno określić mianem „maksymalizujących władzę”. W ostatnim ćwierćwieczu ubiegłego stulecia Wielka Brytania wydatkowała wiele energii narodowej na zdobycie nowych kolonii, szczególnie w Afryce, po drugiej wojnie światowej zaś podjęła niemal równie ciężki wysiłek likwidacji imperium. Przed pierwszą wojną światową Turcja marzyła o imperium wszechtureckim od Adriatyku po Azję Środkową, lecz

później, pod przewodem Atatiirka, wyrzekla się imperialistycznych ce­ lów i schroniła w granicach spoistego państwa narodowego w Anatolii. Czy przypadki państw, które chcą się stać mniejsze, również zali­ czają się do kategorii walki o władzę, podobnie jak militarny podbój coraz większych terenów? Morgenthau byłby argumentował, że przypadki te rzeczywiście stanowią przejaw walki o władzę, ponieważ istnieją różne formy wła­ dzy i różne sposoby jej akumulowania. Jedne państwa chcą utrzymać tyle władzy, ile mają, co nazywamy obroną stanu posiadania, inne dążą do jej powiększenia przez politykę imperialną, jeszcze inne chcą za­ demonstrować swą władzę przez politykę prestiżu. Dekolonizująca się Wielka Brytania czy Turcja Atatiirka to również państwa maksyma­ lizujące władzę, ponieważ zostały zmuszone do koncentracji sił. Sta­ jąc się mniejszymi, zapewniły sobie utrzymanie władzy w przyszłości3. Państwo nie musi maksymalizować władzy tradycyjnymi metodami 3. Por. odpowiedź, jakiej udzielają Ateńczycy Lacedemończykom w WojniepeloponeskiejTukidydesa, I 76: mówią oni, że Ateny i Sparta jednakowo stosują politykę siły, chociaż Sparta dąży do zachowania status quo\ patrz także dialog z Melijczykami, V 105 (motto do rozdziału 23 niniejszej książki).

388

SIŁA BEZSILNYCH

militarnej ekspansji terytorialnej: może to osiągnąć także przez wzrost ekonomiczny lub przez wzięcie na siebie roli przywódcy w walce o wol­ ność i demokrację. Kiedy się chwilę zastanowić, staje się oczywiste, że definicja „wła­ dzy” tak szeroka, że obejmująca cele zarówno państw, które chcą zmniejszyć swe terytorium, jak i tych, które dążą do ekspansji metodą przemocy i agresji, nie ma żadnej wartości opisowej ani analitycznej. Definicja taka nie pozwala nam zrozumieć, dlaczego państwa wszczy­ nają wojny. Jasne jest bowiem, że niektóre przejawy tak szeroko zde­ finiowanej „walki o władzę” nie tylko nie zagrażają innym państwom, ale są dla nich bardzo korzystne. Jeżeli zinterpretujemy poszukiwanie rynków zbytu przez Koreę Południową i Japonię jako przejawy walki o władzę, to tego rodzaju walkę można prowadzić w nieskończoność z korzyścią dla wszystkich stron, także dla całego regionu, który będzie miał dostęp do coraz tańszych towarów. Nie da się zaprzeczyć, że wszystkie państwa muszą dążyć do wła­ dzy, aby osiągnąć swe narodowe cele, nawet jeżeli nie wykraczają one poza przetrwanie. W tej definicji walka o władzę jest rzeczywiście uniwersalna, ale znaczenie tego terminu staje się trywialne. Zupeł­ nie inną rzeczą jest stwierdzenie, że wszystkie państwa dążą do mak­ symalizacji swej potęgi, szczególnie wojskowej. Czy jeżeli powiemy, że takie współczesne państwa, jak Kanada, Hiszpania, Holandia lub Meksyk, maksymalizują potęgę, to pomoże nam to lepiej zrozumieć ich charakter? Z pewnością każde z nich chce być bogatsze, lecz dla celów krajowego spożycia, a nie po to, by wzmocnić swą potęgę w sto­ sunku do państw sąsiednich. W rzeczywistości kraje te popierają roz­ wój ekonomiczny sąsiadów, ponieważ jest on ściśle związany z ich własnym4.

4. Rzecz jasna, problemy powstają wtedy, gdy sąsiadujące ze sobą państwa rozwijają się w nierównym tempie, co często budzi zawiść. Jednakże w obliczu takiej sytuacji nowoczesne państwa kapitalistyczne zazwyczaj nie kierują swych wysiłków na po­ mniejszenie sukcesów sąsiada, lecz na ich pomnożenie.

389

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Nie jest więc tak, że państwa po prostu dążą do władzy: dążą do różnych celów, podyktowanych przez różne koncepcje prawomoc­ ności’. Koncepcje te silnie ograniczają możliwość dążenia do władzy dla niej samej, państwa zaś, które lekceważą względy prawomocności, wiele ryzykują. Kiedy po drugiej wojnie światowej Wielka Brytania wyrzekła się Indii i innych obszarów imperium, powodem było w dużej mierze zmęczenie zwycięzcy. Ponadto jednak wielu Brytyjczyków na­ brało przekonania, że kolonializm przeczy zasadom Karty Atlantyckiej i Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, na mocy których Wielka Brytania walczyła we właśnie zakończonej wojnie przeciwko Niemcom. Gdyby naczelnym celem była maksymalizacja władzy, Wielka Brytania prawdopodobnie próbowałaby utrzymać kolonie, tak jak to uczyniła po wojnie Francja, lub też je odzyskać po wyjściu z zapaści gospodarczej. To, że tego rodzaju polityka była nie do pomyślenia, wynikało z faktu, że Wielka Brytania uznała werdykt nowoczesnego świata, w myśl któ­ rego kolonializm nie stanowi prawomocnej formy panowania. Ścisły związek między potęgą państw a pojęciami prawomocno­ ści znajduje najlepszą ilustrację w Europie Wschodniej. W latach 1989 i 1990 nastąpiły tam największe w historii przesunięcia równowagi sił w czasach pokoju, kiedy rozwiązał się Układ Warszawski, a w środ­ ku Europy powstały zjednoczone Niemcy. Materialna równowaga sił nie uległa zmianie: ani jeden czołg nie został zniszczony w działaniach bojowych czy nawet na mocy traktatu o kontroli zbrojeń. Przyczyną tego przesunięcia była wyłącznie zmiana norm prawomocności: kiedy władza komunistyczna została zdyskredytowana we wszystkich krajach Europy Wschodniej, a Sowietom zabrakło woli przywrócenia impe­ rium siłą, Układ Warszawski uległ szybszej dezintegracji, niż mogłoby się to zdarzyć w ogniu prawdziwej wojny. Nie ma znaczenia, ile dany kraj ma czołgów i samolotów, jeżeli czołgiści i piloci nie są gotowi do* 5. Wypowiedź na temat związków między siłą a prawomocnością, jak również kry­ tykę upraszczającego pojęcia „polityki siły” można znaleźć u Maxa Webera (1946), Politics as a Vocation, s. 78-79; oraz The Prestige and Power of the „Great Powers’, s. 159-160.

390

SIŁA BEZSILNYCH

nich wsiąść i walczyć przeciwko rzekomym wrogom narodu czy jeżeli żołnierze nie są gotowi strzelać do protestujących cywilów w obronie reżimu, któremu oficjalnie służą. Posługując się sformułowaniem Vác­ lava Havla, prawomocność stanowiła „siłę bezsilnych”. Realiści, którzy zwracają uwagę tylko na potęgę militarną, a nie na intencje, gubią się w rachubach, kiedy intencje ulegają tak radykalnym zmianom. To, że pojęcia prawomocności zmieniają się w czasie, kieruje na­ szą uwagę na drugą poważną słabość realizmu: teoria ta nie uwzględnia historii6. Odrywając stosunki międzynarodowe od wszystkich innych aspektów życia politycznego i społecznego, realizm ukazuje je jako istniejące w izolowanej, bezczasowej próżni, odporne na wpływy rozgrywających się wokół procesów ewolucyjnych. Za pozor­ ną niezmiennością polityki międzynarodowej od Tukidydesa po zimną wojnę kryją się jednak znaczące różnice, jeżeli chodzi o metody zdoby­ wania i utrzymywania władzy, a także o stosunek do niej. Imperializm - podbój jednego społeczeństwa przez drugie - ro­ dzi się bezpośrednio z pragnienia arystokratycznego pana, by uznano jego wyższość, czyli z jego megalotymii. Ten sam popęd tymotejski, który kazał panu podporządkować sobie niewolnika, wzbudza w nim pragnienie uznania ze strony całych narodów, toteż prowadzi on swe społeczeństwo do krwawego boju z innymi społeczeństwami. Przyczyną wojny jest pragnienie uznania u panów, nie zaś charakter systemu państw. Stąd imperializm i wojna wiążą się z pewną klasą społeczną, klasą panów, zwaną też arystokracją, która w dawnych cza­ sach zawdzięczała swą pozycję gotowości do narażania życia. W społe­ czeństwach arystokratycznych (które do końca XVIII wieku stanowi­ ły większość społeczeństw ludzkich) walka książąt o uniwersalne, lecz nierównościowe uznanie powszechnie uchodziła za prawomocną. 6. Podobny zarzut wobec ahistorycznej perspektywy Kennetha Waltza, lecz z punktu widzenia marksistowskiego, stawia Robert W. Cox, Social Forces, States, and World Orders, w: Robert O. Keohane (red.), Neorealism and Its Critics, Columbia Univer­ sity Press, New York 1986, s. 213-216. Por. także George Modelski, Is World Politics Evolutionary Learning?, „International Organization”, 44, nr 1 (zima 1990), s. 1-24.

391

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Podboje terytorialne dla zwiększenia zasięgu władzy postrzegano jako normalne ludzkie dążenie, jakkolwiek niektórzy moraliści i pisarze po­ tępiali powstałe ich skutkiem zniszczenia. Tymotejskie pragnienie uznania u pana mogło przyjąć również inne formy, na przykład religijną. Osobistemu pragnieniu władzy mogło to­ warzyszyć pragnienie dominacji religijnej, czyli uznania swych bogów i idoli przez inne narody, czego przykładem są podboje Cortésa i Pizarra.To drugie pragnienie mogło wręcz zepchnąć świeckie motywacje na dalszy plan, co wystąpiło podczas wojen religijnych XVI i XVII stulecie. Czynnikiem łączącym ekspansjonizm dynastyczny i religijny nie jest, jak chcieliby realiści, żądza władzy, lecz pragnienie uznania. W epoce wczesnonowożytnej wspomniane przejawy thymos zosta­ ły w dużej mierze wyparte przez coraz bardziej racjonalne formy uzna­ nia, których ostatecznym wyrazem było nowoczesne państwo liberalne. Rewolucja burżuazyjna, której prorokami byli Hobbes i Locke, posta­ wiła sobie za cel moralne wyniesienie niewolniczego strachu przed śmiercią nad arystokratyczne męstwo pana, a tym samym skierowanie irracjonalych przejawów thymos — takich jak książęca ambicja i fana­ tyzm religijny - na dzieło gromadzenia własności. Tam gdzie niegdyś panował wewnętrzny konflikt o podłożu dynastycznym lub religijnym, teraz powstały nowe strefy pokoju, czyli europejskie liberalne państwa narodowe. W Anglii polityczny liberalizm położył kres wojnom pro­ testantów z katolikami, które wyniszczały kraj w XVII wieku: wraz z nastaniem liberalizmu religii nałożono kaganiec tolerancji. Spokój wewnętrzny, którym zaowocował liberalizm, logicznie rzecz biorąc, powinien znaleźć swój odpowiednik w stosunkach mię­ dzypaństwowych. Imperializm i wojna historycznie były wytworem społeczeństw arystokratycznych. Jeżeli demokracja liberalna zniosła różnice klasowe między panami i niewolnikami, czyniąc z niewolni­ ków swych własnych panów, to powinna z czasem znieść także im­ perializm. W nieco innej formie tezę tę postawił ekonomista Joseph Schumpeter, który utrzymywał, że demokratyczne społeczeństwa kapitalistyczne są zasadniczo nieagresywne i antyimperialistyczne, 392

SIŁA BEZSILNYCH

ponieważ ludzie znajdują w nich inne ujścia dla tych energii, które niegdyś podsycały wojny: W systemie konkurencji cała energia większości ludzi jest absorbowana przez działalność gospodarczą na wszystkich jej poziomach. Stałe zaan­ gażowanie, uwaga i koncentracja energii są w tym systemie warunkami

przetrwania, zwłaszcza w zajęciach ściśle ekonomicznych, ale także w in­ nych, zorganizowanych zgodnie z tym samym modelem. Na wojnę i pod­

boje pozostaje znacznie mniej energii niż we wszystkich społeczeństwach przedkapitalistycznych. Nadwyżka energii kierowana jest także w działal­

ność gospodarczą (z czego bierze się typ „magnata przemysłowego”) bądź w takie dziedziny, jak sztuka, nauka i walka o sprawy socjalne. [...] Świat czystego kapitalizmu nie jest zatem żyzną glebą dla dążności imperlialistycznych. [...] Społeczeństwo kapitalistyczne najczęściej będzie wykazy­ wało usposobienie zasadniczo nieagresywne7.

Schumpeter zdefiniował imperializm jako „bezprzedmiotową skłonność państwa do nieograniczonej ekspansji militarnej”8. Jego zdaniem ta żądza podbojów nie stanowi uniwersalnej cechy wszystkich społeczeństw ludzkich i nie daje się wytłumaczyć abstrakcyjnym prag­ nieniem bezpieczeństwa ze strony społeczeństw niewolniczych. Skłon­ ność ta rodziła się w określonych czasach i miejscach, takich jak Egipt po wygnaniu Hyksosów (ludu semickiego, który panował w Egipcie od XVIII do XVI wieku p.n.e.), czy po przyjęciu przez Arabów islamu, ponieważ powstał wtedy porządek arystokratyczny moralnie ukierun­ kowany na wojnę9.

7. Joseph A. Schumpeter, Imperialism and Social Classes, Meridian Books, Nowy Jork 1955, s. 69. 8. Tamże, s. 5. 9. Schumpeter nie używał pojęcia thymos. Instynkt nieograniczonych podbojów in­ terpretował funkcjonalnie, czy też ekonomicznie, i traktował jako relikt czasów, w których był on konieczny do przeżycia.

393

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Zrodzenie się idei społeczeństwa liberalnego w świadomości nie­ wolnika, a nie pana, jak również wpływ chrześcijaństwa na świadomość ich obu są dziś widoczne w szerzeniu się współczucia i stale malejącej tolerancji dla przemocy, zabijania i cierpienia. Dowodem na to jest choć­ by stopniowe znoszenie kary śmierci w społeczeństwach rozwiniętych oraz mniejsza wyrozumiałość dla surowej dyscypliny wojennej, jeżeli pociąga ona za sobą ofiary1011 . Podczas amerykańskiej wojny domowej rutynowo rozstrzeliwano dezerterów; podczas drugiej wojny świa­ towej stracono za dezercję tylko jednego żołnierza, którego żona po­ zwała później rząd amerykański do sądu. Brytyjska marynarka wojenna werbowała niegdyś pod przymusem młodych ludzi z klas niższych, co w praktyce oznaczało dla nich życie w niewoli; dzisiaj musi ich zwabić konkurencyjną wobec sektora prywatnego płacą i zapewnić pod pokła­ dem wszelkie wygody. W XVII i XVIII wieku książęta bez zmrużenia oka wysyłali dziesiątki tysięcy rekrutujących się z chłopstwa żołnierzy na śmierć w walce o swoją osobistą chwałę. Dzisiejsi przywódcy państw demokratycznych prowadzą swoje kraje do wojny tylko wtedy, kiedy wymaga tego racja stanu, i podejmują takie decyzje niechętnie, ponie­ waż wiedzą, że ich elektorat nie będzie patrzył łaskawym okiem na lekkomyślne straty w ludziach. Kiedy przeliczą się w swych rachubach, jak Amerykanie w Wietnamie, ponoszą surową karę11. Tocqueville, któ­ ry wzrost współczucia zauważył już w latach trzydziestych ubiegłego wieku, w swojej książce O demokracji w Ameryce cytuje list wysłany

10. Potwierdziło się to nawet w Związku Radzieckim Breżniewa, gdzie polityczne koszty wojny afgańskiej były znacznie wyższe, niż się to wydawało obserwatorom z zewnątrz. 11. Żadnej z tych tendencji nie zaprzecza duże natężenie przemocy w dzisiejszych miastach amerykańskich ani też coraz częstsze ukazywanie przemocy przez kul­ turę masową. Dla typowego obywatela mieszczańskich krajów Ameryki Północnej, Europy i Azji osobiste doświadczenie przemocy lub śmierci jest znacznie rzadsze niż dwieście lub trzysta lat temu, choćby dzięki lepszej opiece zdrowotnej, która zaowocowała niższą śmiertelnością niemowląt i dłuższym przeciętnym okresem życia. Jaskrawe ukazywanie przemocy w filmach być może wynika z faktu, że zja­ wisko to jest w życiu widzów czymś incydentalnym.

394

SIŁA BEZSILNYCH

w 1675 roku przez Mme de Sevigne do córki, w którym opisuje ona ze spokojem egzekucję pewnego skrzypka, za kradzież jakiegoś do­ kumentu łamanego kołem i poćwiartowano aby „wystawić członki na czterech krańcach miasta”12. Tocqueville, zdumiony, że dystyngowana dama mówi o tym tonem równie lekkim jak o pogodzie, przypisuje późniejsze złagodzenie obyczajów rozszerzeniu się obszaru równości. Demokracja obala mury, które dzieliły klasy społeczne i nie pozwalały osobom nawet tak wykształconym i wrażliwym jak Mme de Sevigne na uznanie skrzypka za stworzenie przynależące do tego samego gatunku co ona. Dziś nasze współczucie rozciąga się nie tylko na niższe klasy istot ludzkich, ale także na wyższe gatunki zwierząt13. Wraz ze wzrostem obszaru społecznej równości zaszły też istotne zmiany w ekonomice wojny. Przed rewolucją przemysłową, czyli w spo­ łeczeństwach prawie wyłącznie rolniczych, majątek narodowy powsta­ wał z wytwarzanej przez masy chłopskie niewielkiej nadwyżki ponad poziom potrzebny do fizycznego przetrwania. Ambitny książę mógł pomnożyć swe bogactwo, tylko przywłaszczając sobie cudze ziemie i chłopów bądź zdobywając jakieś drogocenne surowce, na przykład złoto i srebro Nowego Świata. Jednakże po rewolucji przemysłowej wartość ziemi, zasobów ludzkich i surowców naturalnych jako źródeł

12. Tocqueville (1945), t. 2, s. 174-175. 13. Niektóre z tych tez postawił John Mueller w swej książce Retreat from Dooms­ day: The Obsolescence ofMajor War, Basic Books, New York 1989. Mueller wymienia niewolnictwo i pojedynkowanie się jako wielowiekowe praktyki społeczne, któ­ re zostały zniesione w nowoczesnym świecie, i sugeruje, że wojna na dużą skalę między państwami rozwiniętymi prawdopodobnie podzieli ich los. Mueller słusz­ nie zwraca uwagę na te zmiany, lecz Carl Kaysen (1990) zarzuca mu ukazanie ich jako wyizolowanych procesów, które nastąpiły poza ogólną ewolucją społecz­ ną ostatnich kilkuset lat. Zniesienie niewolnictwa i pojedynków ma wspólne ko­ rzenie w zniesieniu stosunku hegemonii i poddaństwa przez rewolucję francuską oraz w przekształceniu pragnienia uznania u pana w pragnienie uznania ze stro­ ny uniwersalnego państwa homogenicznego. Pojedynek był w świecie nowożyt­ nym reliktem moralności pana, dowodzącym jego gotowości do narażenia życia w krwawym boju. Zasadnicza przyczyna zaniku niewolnictwa, pojedynku i wojny jest ta sama: zastąpienie uznania irracjonalnego racjonalnym.

395

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

bogactwa znacznie się obniżyła w porównaniu z technologią, wykształ­ ceniem i racjonalną organizacją pracy. Spowodowany przez te czynniki ogromny wzrost wydajności pracy był znacznie istotniejszy i pewniej­ szy niż zyski ekonomiczne z podbojów terytorialnych. Takie kraje jak Japonia, Singapur i Hongkong, niewielkie, niezbyt liczne i pozbawione surowców naturalnych, dziś są w godnej pozazdroszczenia sytuacji go­ spodarczej i nie potrzebują uciekać się do imperializmu w celu zwięk­ szenia swej zasobności. Rzecz jasna, kontrola nad niektórymi surow­ cami, zwłaszcza ropą naftową, potencjalnie może przynieść ogromne korzyści gospodarcze - stąd inwazja Iraku na Kuwejt. Konsekwencje tej wojny sprawią jednak zapewne, że ta metoda zdobywania surow­ ców będzie się w przyszłości wydawać mało pociągająca. Ponieważ ropę można dziś uzyskać pokojowo, dzięki globalnemu systemowi wolnego handlu, wojna ma dziś znacznie mniejszy sens ekonomiczny niż dwie­ ście lub trzysta lat temu14. Jednocześnie koszty wojny, nad którymi tak biadał Kant, wzrastają wykładniczo wraz z rozwojem technologii. Już broń konwencjonalna z czasów pierwszej wojny światowej była tak droga, że uczestnictwo w wojnie mogło zagrozić bytowi materialnemu całych społeczeństw, nawet walczących po zwycięskiej stronie. Broń nuklearna, co oczywi­ ste, wielokrotnie zwiększyła potencjalne koszty społeczne wojny. Rola broni jądrowej jako straszaka, który przyczynił się do utrzymania po­ koju podczas zimnej wojny, jest raczej niekwestionowalna15. Trudno wprawdzie wyodrębnić ten czynnik od innych, takich jak dwubiegu­ nowy układ sił, z perspektywy czasu nie wydaje się jednak wykluczone, że gdyby supermocarstwa nie były świadome horrendalnych kosztów potencjalnego konfliktu, któryś z zimnowojennych kryzysów - berliń­ ski, kubański czy bliskowschodni - mógłby doprowadzić do wybuchu 14. Wiele z tych ogólnych twierdzeń stawia Carl Kaysen w swej znakomitej recen­ zji eseju Johna Muellera, zatytułowanej Is War Obsoletef, „Intemational Security”, 14, nr 4 (wiosna 1990), s. 42-64. 15. Por. np.John Gaddis, The Long Peace: Elements ofStability in the Postnuar Intematio­ nal System, Jnternational Security”, 10, nr 4 (wiosna 1986), s. 99-142.

396

SIŁA BEZSILNYCH

regularnej wojny16. Zasadniczo nieagresywny charakter społeczeństw liberalnych ujawnia się w sposób szczególnie widoczny w pokojowych stosunkach, jakie między sobą utrzymują. Wielu autorów zwraca uwagę na fakt, że wojny między dwiema demokracjami liberalnymi należą do rzadkości, jeżeli w ogóle do nich dochodzi17. Politolog Michael Doyle dowodzi, że w ciągu mniej więcej dwustu lat istnienia nowożytnych demokracji liberalnych nie zdarzyło się to ani razu18. Rzecz jasna, de­ mokracje liberalne walczą czasem z państwami o innych ustrojach, na przykład Stany Zjednoczone walczyły w dwóch wojnach światowych, w Korei, w Wietnamie i ostatnio w Zatoce Perskiej. Pod względem rozmachu, z jakim prowadzą wojnę, demokracje liberalne czasem na­ wet przewyższają tradycyjne monarchie i despotyzmy. W swym włas­ nym gronie wykazują jednak niewiele nieufności czy chęci dominacji. Podzielają zasady powszechnej równości i uprawnień, toteż nie mają podstaw do kwestionowania prawomocności innych państw liberalno-demokratycznych. W państwach tych megalotymia znalazła inne uj­ ścia niż wojna bądź też na tyle uległa atrofii, że nie potrafi już nikogo

16. Broń jądrowa była, jak wiadomo, przyczyną najpoważniejszej konfrontacji amerykańsko-radzieckiej w okresie zimnej wojny, czyli kryzysu kubańskiego, lecz nawet tutaj perspektywa wojny jądrowej zapobiegła eskalacji tego konfliktu. 17. Por. np.: Dean V. Babst, A Forcefor Peace, „Industrial Research”, 14 (kwiecień 1972), s. 55-58; Zeev Maoz, Nasrin Abdolali, Regime Types and International Conflict, 1816-1976, Journal of Conflict Resolution”, 33 (marzec 1989), s. 3-35; Rudolph J. Rummel, Libertarianism and International Violence, Journal of Conflict Resolu­ tion”, 27 (marzec 1983), s. 27-71. 18. Wniosek ten wynika w pewnym stopniu ze sposobu definiowania przez Doyle’a demokracji liberalnej. Anglia i Stany Zjednoczone wszczęły między sobą wojnę w 1812 roku, kiedy w konstytucji brytyjskiej znalazło się już wiele elemetów liberal­ nych. Doyle omija ten problem, datując początek demokracji liberalnej w Wielkiej Brytanii na rok 1831, kiedy weszła w życie ustawa o reformie prawa wyborczego. Jest to data nieco arbitralna, jako że jeszcze w XX wieku nie wszyscy Brytyjczycy mieli prawo głosu, a ponadto w 1831 roku brytyjskich uprawnienień liberalnych nie miały kolonie. Pomimo to Doyle wyciąga wnioski zarazem trafne i zaskakujące. Por. Doyle (1983d), s. 205-235, oraz Doyle (1983b), s. 323-353. Patrz również jego Liberalism and World Politics, „American Political Science Review”, 80, nr 4 (gru­ dzień 1986), s. 1151-1169.

397

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

pobudzić do nowożytnej wersji krwawego boju o prestiż. Należy zatem wnosić, że demokracja liberalna nie tyle poskramia w człowieku natu­ ralny instynkt agresji i przemocy, ile zasadniczo te instynkty przeobra­ ża i likwiduje pobudki do imperializmu. Pokojowy wpływ idei liberalnych na politykę zagraniczną znajduje odbicie w zmianach, które nastąpiły w Związku Radzieckim i Europie Środkowej w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Jeżeli wierzyć teorii

realistycznej, demokratyzacja ZSRR nie powinna była mieć znaczenia dla stanowiska strategicznego tego kraju. Wielu wyznawców realizmu jednoznacznie stwierdzało, że Gorbaczow nigdy nie dopuści do zbu­ rzenia muru berlińskiego ani do utraty radzieckich dominiów w Eu­ ropie Wschodniej. A przecież te zdumiewające zmiany w radzieckiej polityce zagranicznej, które nastąpiły od 1985 do 1989 roku, nie były spo­ wodowane żadną materialną zmianą pozycji międzynarodowej ZSRR, lecz tym, co Gorbaczow nazwał „nowym myśleniem”. Radziecki „in­ teres narodowy” nie był dany raz na zawsze: Gorbaczow i były mini­ ster spraw zagranicznych Eduard Szewardnadze wystąpili z jego nową, minimalistyczną interpretacją”. Punktem wyjścia „nowego myślenia” była powtórna ocena zewnętrznych zagrożeń, przed jakimi stał Zwią­ zek Radziecki. Demokratyzacja poskutkowała tym, że pewne kanony radzieckiej polityki zagranicznej, takie jak strach przed „kapitalistycz­ nym okrążeniem” lub przed NATO jako organizacją „rewanżystowskich podżegaczy wojennych”, zostały anulowane. Pismo „Kommunist”, organ programowy partii, już w 1988 roku podało, że „ani w Europie Zachodniej, ani w USA nie istnieją wpływowe siły polityczne”, które rozważałyby „militarną agresję przeciwko socjalizmowi”, oraz że „de­ mokracja burżuazyjna stanowi silną gwarancję przeciwko rozpętaniu się takiej wojny”19 20. Wydaje się, że postrzeganie zagrożenia zewnętrz­ nego nie jest określone „obiektywnie” przez pozycję międzynarodową 19. Radzieckie definicje „interesu narodowego” wyjaśnia Stephen Sestanovich, Inven­ ting the Soviet National Interest, „The National Interest”, nr 20 (lato 1990), s. 3-16. 20. V. Khurkin, S. Karaganov, A. Kortunov, The Challenge of Security: Old and Nevo, „Kommunist” (i stycznia 1988), s. 45.

398

SIŁA BEZSILNYCH

kraju, lecz podlega znacznym wpływom ideologii. Zmiany w tym po­ strzeganiu utorowały drogę do radykalnych jednostronnych redukcji uzbrojenia konwencjonalnego przez Sowietów. Po obaleniu komuni­ zmu podobne jednostronne redukcje zbrojeń zapowiedziano w Cze­ chosłowacji, na Węgrzech, w Polsce i innych demokratyzujących się krajach. Wszystko to mogło się zdarzyć, ponieważ nowe siły demo­ kratyczne w Związku Radzieckim i Europie Wschodniej zrozumiały lepiej od zachodnich realistów, że demokracje stanowią dla siebie na­ wzajem niewielkie zagrożenie21. Niektórzy realiści nie chcieli przyjąć do wiadomości imponującego faktu, że demokracje liberalne nie toczyły ze sobą wojen: argumento­ wali, że demokracje liberalne albo nie sąsiadowały ze sobą (i dlatego trudno im było ze sobą walczyć), albo zmuszone były do współpracy w poczuciu silnego zagrożenia przez kraje niedemokratyczne. Innymi słowy, pokojowych stosunków, które panowały po 1945 roku między dawniej nieustannie zwaśnionymi krajami, takimi jak Wielka Bryta­ nia, Francja i Niemcy, nie należy tłumaczyć ich wspólnym przekona­ niem o słuszności liberalnej demokracji, lecz wspólnym strachem przed Związkiem Radzieckim, który to strach pchnął je w objęcia NATO i Wspólnoty Europejskiej22.

21. Waltz zasugerował, że reformy wewnętrzne w Związku Radzieckim były wywo­ łane zmianami w środowisku międzynarodowym oraz że pierestrojka stanowi po­ twierdzenie teorii realistycznej. Jak wspomnieliśmy wcześniej, presja zewnętrzna i konkurencja gospodarcza z pewnością odegrały znaczną rolę, a teoria realistyczna zyskałaby potwierdzenie, gdyby się okazało, że Związek Radziecki cofa się o krok, aby później postawić dwa kroki do przodu. Jednak w tej perspektywie całkowicie pominięte zostają fundamentalne zmiany celów narodowych i form legitymizacji władzy, jakie zaszły w Związku Radzieckim po roku 1985. Por. jego uwagi w „United States Institute of Peace Joumal”, 3, nr 2 (lipiec 1990), s. 6-7. 22. Mearsheimer (1990), s. 47. Z redukcjonistyczną wirtuozerią Mearsheimer spro­ wadza dwóchsetletni okres pokoju między demokracjami liberalnymi do zale­ dwie trzech przypadków: Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja oraz demokracje zachodnie po 1945 roku. Przypadków tych było oczywi­ ście znacznie więcej, począwszy od Stanów Zjednoczonych i Kanady. Por. także Huntington (1989), s. 6-7.

399

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Do takiego wniosku można dojść tylko wtedy, kiedy postrzega się państwa jako kule bilardowe i uparcie odwraca wzrok od tego, co dzie­ je się wewnątrz. Istotnie, niektóre kraje utrzymują ze sobą pokojowe stosunki przede wszystkim dlatego, że mają groźniejszego wspólnego wroga, a kiedy zagrożenie zostaje usunięte, znów wykopują topór wo­ jenny. Syria i Irak zawierały sojusz na czas konfliktu z Izraelem, lecz w pozostałych okresach prawie nieustannie gryzły się ze sobą. Jednak nawet w okresach „pokoju” wzajemna wrogość takich sojuszników jest dla wszystkich oczywista. Tymczasem nie ma mowy o takiej wrogo­ ści między demokracjami, które w czasach zimnej wojny zjednoczy­ ły się przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Czy w dzisiejszej Francji lub Niemczech są ludzie, którzy tylko czekają okazji, by przekroczyć Ren i zdobyć nowe tereny lub pomścić dawne krzywdy? Jak powiedział John Mueller, wojna pomiędzy współczesnymi demokracjami, takimi jak Holandia i Dania, jest „nie do pomyślenia nawet przez osobę upo­ śledzoną na umyśle”23. Stany Zjednoczone i Kanada od prawie stu lat mają nie obsadzoną militarnie granicę ciągnącą się przez cały konty­ nent, mimo że Kanada jest łatwym kąskiem do zdobycia. Konsekwent­ ny realista - jeżeli, rzecz jasna, jest Amerykaninem - powinien opo­ wiadać się za zajęciem Kanady przez Amerykę, w sytuacji kiedy po zakończeniu zimnej wojny nie trzeba już zwierać szyków przeciwko groźniejszemu wrogowi. Jeżeli ktoś spodziewa się, że pozimnowojenny porządek europejski powróci do XIX-wiecznego stanu rywalizacji mo­ carstw, to znaczy, że nie zdaje sobie sprawy z na wskroś mieszczańskie­ go charakteru życia w dzisiejszej Europie. Anarchiczny system państw liberalnej Europy nie rodzi nieufności i poczucia zagrożenia, ponieważ 23. W dzisiejszych Niemczech istnieje mniejszość, która opowiada się za odzyskaniem dawnych ziem niemieckich znajdujących się obecnie na terytorium Polski, Cze­ chosłowacji i Związku Radzieckiego. Na grupę tę składają się przede wszystkim ludzie przesiedleni z tych regionów po drugiej wojnie światowej lub ich potom­ kowie. Pojawienie się w demokratycznych Niemczech znaczącego ruchu rewanżystowskiego wymierzonego przeciwko demokratycznej Polsce w istotny sposób podważyłoby tezę, że demokracje liberalne nie walczą ze sobą. Por. także Mueller (1990), s. 240.

400

SIŁA BEZSILNYCH

większość państw europejskich doskonale się nawzajem rozumie. Każ­ dy kraj wie, że sąsiedzi są nastawieni zbyt hedonistycznie i konsump­ cyjnie, aby narażać się na śmierć, że mają mnóstwo przedsiębiorców i urzędników, lecz brak im książąt i demagogów, których ambicje wystarczyłyby do wzniecenia wojny. A przecież tą samą mieszczańską Europą wojna wstrząsnęła jesz­ cze w czasach, które wielu ludzi pamięta z własnego życia. Imperializm i wojna nie zniknęły wraz z nastaniem społeczeństwa mieszczańskiego, a nawet więcej: do najbardziej niszczycielskich wojen w historii do­ szło już po rewolucji mieszczańskiej. Czym to wytłumaczyć? Zdaniem Schumpetera imperializm należy rozumieć jako swoisty atawizm, prze­ żytek wcześniejszego stadium ewolucji społecznej człowieka: „Element ten bierze się z warunków życiowych, lecz nie teraźniejszych, tylko minionych, a ujmując rzecz w kategoriach ekonomicznej interpretacji historii - z dawnych, a nie dzisiejszych stosunków produkcji”24. Cho­ ciaż Europa doświadczyła kilku rewolucji burżuazyjnych, aż do końca pierwszej wojny światowej jej klasy rządzące wywodziły się z szeregów arystokracji, u której pojęć wielkości i chwały narodu nie zastąpiła żył­ ka handlowa. Wojenny etos społeczeństw arystokratycznych został być może odziedziczony przez ich demokratycznych potomków, by dawać o sobie znać w czasach kryzysu lub społecznego fermentu. Do tego wyjaśnienia Schumpetera, które w imperializmie i woj­ nie każę widzieć atawistyczny przeżytek społeczeństw arystokratycz­ nych, należy dodać inne, zaczerpnięte bezpośrednio z historii thymos. W okresie przejściowym między starszymi formami uznania, reprezen­ towanymi przez ambicję dynastyczną i religijną, a swoim całkowitym spełnieniem w uniwersalnym państwie homogenicznym thymos może przybrać postać nacjonalizmu. Nacjonalizm bez wątpienia przyczynił się do wybuchu XX-wiecznych wojen, a jego odrodzenie się w Europie Wschodniej i Związku Radzieckim zagraża pokojowi w krajach post­ komunistycznych. Kwestią tą zajmiemy się w następnym rozdziale. 24. Schumpeter (1955), s. 65.

Rozdział 25

Interes narodowy

Nacjonalizm jest zjawiskiem specyficznie nowożytnym, ponieważ za­ stępuje stosunek hegemonii i poddaństwa stosunkiem wzajemnego i równościowego uznania. Nie jest wszakże w pełni racjonalny, po­ nieważ ogranicza uznanie tylko do członków danej grupy narodowej lub etnicznej. Stanowi bardziej demokratyczną i równościową formę prawomocności niż, powiedzmy, monarchia dziedziczna, gdzie król mógł postrzegać cały naród jako schedę po swych przodkach. Nic więc dziwnego, że od czasów rewolucji francuskiej ruchy narodowe są ściśle związane z demokratycznymi. Jednakże godność, dla której nacjonali­ ści pragną uznania, nie jest uniwersalną godnością ludzką, lecz godnoś­ cią ich grupy. Żądanie tego rodzaju uznania potencjalnie prowadzi do konfliktu z innymi grupami, które także pragną uznania swej konkret­ nej godności. Stąd nacjonalizm w pełni nadaje się do tego, aby zastąpić ambicję dynastyczną i religijną jako podstawę imperializmu, o czym się przekonaliśmy na przykładzie Niemiec. Przetrwanie przez imperializm i wojnę wielkich rewolucji miesz­ czańskich XVIII i XIX wieku bierze się zatem nie tylko z atawistycz­ nego etosu wojownika, lecz także z faktu, że nie cała megalotymia pana znalazła ujście w działalności gospodarczej. Przez ostatnie dwieście lat system państw składał się ze społeczeństw liberalnych i nieliberalnych. W tych drugich często dochodziły do głosu irracjonalne formy thymos, takie jak nacjonalizm, którym zarażały się także państwa liberalne. 402

INTERES NARODOWY

Narodowości europejskie mieszały się ze sobą, zwłaszcza w Europie Wschodniej i Południowo-Wschodniej, a próby ich rozparcelowania na odrębne państwa narodowe stanowiły potężne źródło konfliktu, w wie­ lu regionach trwającego do dziś. Społeczeństwa liberalne szły na woj­ nę w obronie przed atakiem państw nieliberalnych, jak również same podbijały społeczeństwa pozaeuropejskie. Wiele formalnie liberalnych społeczeństw skalało się nietolerancyjnym nacjonalizmem: przyznając obywatelstwo tylko członkom określonej grupy rasowej czy etnicznej, sprzeniewierzyło się zasadzie powszechnych uprawnień. Pod koniec XIX stulecia „liberalna” Anglia i Francja zbudowały rozległe imperia kolonialne w Afryce i Azji, gdzie rządziły siłą, a nie za zgodą rządzo­ nych, ponieważ godność Hindusów, Algierczyków, Wietnamczyków i innych „krajowców” oceniały niżej od swojej własnej. Jak powiedział historyk William Langer, imperializm „oznaczał także wywóz nacjona­ lizmu poza granice Europy, wyeksportowanie na cały świat uświęconej zasady walki o władzę i o równowagę sil, znanej na Starym Kontynen­ cie od wielu stuleci”1. Powstanie po rewolucji francuskiej nowożytnego państwa naro­ dowego miało wiele ważnych następstw, które zasadniczo zmieniły charakter polityki międzynarodowej1 2. Wojny dynastyczne, w któ­ rych książęta stojący na czele zbieraniny różnej nacji chłopów zdo­ bywali jakieś miasto lub prowincję, stały się niemożliwe. Niderlandy nie mogły już być „własnością” Hiszpanii, a Piemont Austrii tylko ze względu na dawne powiązania dynastyczne czy podboje. Pod cię­ żarem nacjonalizmu zaczęły upadać wielonarodowościowe imperia habsburskie i ottomańskie. Nowożytna potęga wojskowa, podobnie jak nowożytna polityka, stała się znacznie bardziej demokratycz­ na po wprowadzeniu powszechnego poboru. A ponieważ w wojnie brała udział niejako cała ludność, cele wojny musiały w jakiś sposób 1. William L. Langer, A Critique ofImperialism, w: Harrison M. Wright (red.), The New Imperialism: Analysis ofLate Nineteenth-Century Expansion, II wyd., Lexing­ ton, Massachusetts, D.C. Heath, 1976, s. 98. 2. Kwestię tę omawia Kaysen (1990), s. 52.

403

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

odzwierciedlać oczekiwania całego narodu, a nie tylko ambitnego władcy. Sojusze i granice znacznie się usztywniły, ponieważ narodów i ludów nie można już było przestawiać jak figur na szachownicy. Do­ tyczy to nie tylko państw formalnie spełniających wymogi demokra­ cji, ale także Niemiec wilhelmińskich, które nie mogły lekceważyć względów tożsamości narodowej mimo braku suwerenności narodu3. Co więcej, ludność zmobilizowana do wojny pobudkami nacjonali­ stycznymi potrafiła wzbudzić w sobie tymotejski gniew o natężeniu rzadko spotykanym w konfliktach dynastycznych, co nie pozwalało przywódcom traktować wrogów pragmatycznie i z umiarem. Najważ­ niejszą tego ilustracją jest traktat wersalski, który zakończył pierw­ szą wojnę światową. W przeciwieństwie do kongresu wiedeńskiego, w Wersalu nie udało się przywrócić trwałej równowagi sił, ponieważ trzeba było uwzględnić zasadę suwerenności narodowej przy wyty­ czaniu granic w obrębie dawnego cesarstwa niemieckiego i monarchii austro-węgierskiej oraz żądanie zadośćuczynienia ze strony Niemców, wyrażone przez francuską opinię publiczną. Uznając ogromną silę, jaką przez ostatnie dwieście lat odznaczał się nacjonalizm, należy jednak postawić to zjawisko we właściwej per­ spektywie. Dziennikarze, politycy, a nawet uczeni bardzo często trak­ tują nacjonalizm tak, jakby odzwierciedlał jakieś podstawowe tęsknoty tkwiące głęboko w naturze ludzkiej oraz jakby narody, na których się opiera, były ponadczasowymi instytucjami społecznymi dorówującymi wiekiem państwu czy rodzinie. W powszechnym przekonaniu nacjona­ lizm, kiedy już zostanie rozbudzony, stanowi tak żywiołową siłę historii, że nie powstrzymają go inne formy przywiązania - na przykład religia

3. Właśnie ten brak elastyczności, a nie jakiś zasadniczy defekt wielobiegunowo­ ści, tłumaczy załamanie się XIX-wiecznego porządku europejskiego i wybuch pierwszej wojny światowej. Gdyby w XIX stuleciu państwa wciąż były zorga­ nizowane zgodnie z dynastycznymi zasadami prawomocności, porządek euro­ pejski znacznie łatwiej przystosowałby się do rosnącej potęgi Niemiec poprzez przetasowania sojuszy. Gdyby nie zasada narodowa, do zjednoczenia Niemiec w ogóle by nie doszło.

404

INTERES NARODOWY

lub ideologia - i w ostateczności zmiecie z powierzchni ziemi tak wątłe trzcinki jak komunizm czy liberalizm4. Jak się wydaje, pogląd ten zyskał ostatnio empiryczne potwierdzenie we wzroście nastrojów nacjonali­ stycznych w Europie Wschodniej i Związku Radzieckim, w związku z czym niektórzy obserwatorzy przewidują, że okres pozimnowojenny będzie epoką odrodzenia się nacjonalizmu, podobną w charakterze do XIX stulecia5. W ideologii radzieckiego komunizmu kwestia narodowa była tylko odrostem bardziej fundamentalnej kwestii klasowej i miała zostać raz na zawsze rozwiązana po osiągnięciu społeczeństwa bezklasowego. Kiedy nacjonaliści odsunęli komunistów od władzy w jednej republice radzieckiej po drugiej i w całej Europie Wschodniej, bez­ zasadność tej tezy stała się oczywista, co podważyło wiarygodność uroszczeń wszystkich ideologii uniwersalistycznych, które rzekomo wyrugowały nacjonalizm. Jakkolwiek nie da się zaprzeczyć, że na wielu obszarach pozimnowojennego świata nacjonalizm odgrywa ważną rolę, widzenie w nim trwałej i zwycięskiej siły świadczy o zawężonej per­ spektywie i jest błędne. Przede wszystkim, interpretacja ta zapoznaje krótki rodowód i wtórność tego zjawiska. Jak powiada Ernest Gellner, nacjonalizm „nie tkwi w naszej naturze zbyt głęboko”6. Ludzie czują patriotyczne przywiązanie do większych grup społecznych, odkąd te grupy istnieją, lecz dopiero za czasów rewolucji przemysłowej grupy te określiły się jako całości jednolite językowo i kulturowo. W społe­ czeństwach przedindustrialnych różnice klasowe między ludźmi tej sa­ mej narodowości były bardzo ostro zarysowane i stawiały nieprzekra­ czalne bariery wzajemnym stosunkom. Rosyjski szlachcic miał znacznie więcej wspólnego z francuskim szlachcicem aniżeli z chłopem miesz­ kającym na terenie jego własnego majątku. Z Francuzem łączył go nie tylko stan społeczny - posługiwał się tym samym językiem, podczas

4. Wiele z tych tez stawia Ernest Gellner (1991). 5. Por. np. John Gray, The End ofHistory - or of Liberalism?, „The National Review” (27 października 1989), s. 33-35. 6. Gellner (1991), s. 47.

405

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

gdy z własnym chłopem często nie umiał się bezpośrednio porozumieć7. Granice jednostek politycznych nie pokrywały się z granicami naro­ dów: cesarz Karol V Habsburg jednocześnie władał fragmentami Nie­ miec, Hiszpanii i Niderlandów, podczas gdy tureccy Osmanowie mieli za poddanych Turków, Arabów, Berberów i europejskich chrześcijan. Jednakże logika gospodarcza nowożytnego przyrodoznawstwa sprawiła, że wszystkie społeczeństwa, które jej się poddały, stały się bardziej egalitarne, jednorodne i wykształcone. Rządzący i rządzeni musieli mówić tym samym językiem, ponieważ byli podmiotami w ob­ rębie tej samej gospodarki krajowej. Przyjeżdżających do miasta chło­ pów trzeba było nauczyć czytać i pisać w tym języku, a także na tyle wykształcić, aby mogli pracować w nowoczesnych fabrykach, a potem także w biurach. Dawne podziały klasowe, rodowe, plemienne i wyzna­ niowe upadły pod naciskiem wymogu mobilności pracy, pozostawiając tylko wspólny język i wspólną kulturę w tym języku jako podstawo­ wą formę więzi społecznych. Nacjonalizm był zatem w przeważającej mierze wytworem industrializacji oraz demokratycznych, egalitarnych ideologii, które jej towarzyszyły8. Narody, które powołał do życia nowożytny nacjonalizm, z regu­ ły opierały się na uprzednich, „naturalnych” podziałach językowych. Niektóre zostały jednak umyślnie sfabrykowane przez nacjonalistów, którzy mogli w miarę swobodnie określać, co stanowi o odrębności jakiegoś języka lub narodu9. Na przykład „odzyskujące świadomość

7. Skrajny tego przykład stanowi chyba frankofilia arystokracji rosyjskiej, lecz właści­ wie we wszystkich krajach dialekt arystokracji znacznie odbiegał od chłopskiego. 8. Ekonomicznego wyjaśnienia nacjonalizmu nie należy stosować zbyt mechanicznie. Choć w szerokim rozumieniu można postrzegać nacjonalizm jako produkt indu­ strializacji, ideologie nacjonalistyczne często żyją własnym życiem, niezależnym od poziomu rozwoju gospodarczego kraju. Jak inaczej wytłumaczyć powstanie ruchów nacjonalistycznych w krajach zasadniczo przedindustrialnych, takich jak Kambodża i Laos po drugiej wojnie światowej? 9. Na przykład pod koniec swej kariery Atatiirk poświęcił dużo czasu na „badania” historyczne i językowe, z których w efekcie powstała upragniona przez niego no­ woczesna turecka świadomość narodowa.

406

INTERES NARODOWY

narodową” ludy radzieckiej Azji Środkowej przed rewolucją paździer­

nikową nigdy nie istniały jako samowiedne wspólnoty językowe. Na­ cjonaliści w Uzbekistanie i Kazachstanie muszą chodzić do bibliotek, aby „wydobyć z zapomnienia” historyczne języki i kultury, które dla wielu z nich są nowym nabytkiem. Ernest Gellner zwraca uwagę, że na świecie jest ponad osiem tysięcy języków „naturalnych”, w tym siedemset znaczących, lecz tylko około dwustu narodów. W wielu spośród starszych państw narodowych, które objęły więcej niż jedną grupę językową - na przykład Hiszpania z mniejszością baskijską nasilają się żądania uznania odrębnej tożsamości tych nowych grup. Wskazuje to, że narody nie są wiecznymi czy „naturalnymi” przed­ miotami przywiązania człowieka. Asymilacja i zmiana tożsamości narodowej to zjawiska możliwe i częste10. Wydaje się, że nacjonalizmy powstają do życia tylko w pewnych stadiach rozwoju historycznego. Na przykład w społeczeństwach agrarnych w ogóle nie istnieją w świadomości ludzi. Najsilniej zazna­ czają się w chwili przejścia do fazy społeczeństwa industrialnego albo tuż po niej, zwłaszcza w sytuacji kiedy dany lud, pokonawszy pierw­ sze etapy modernizacji gospodarczej, nie ma ani tożsamości narodowej, ani wolności politycznej. Nie powinno więc zaskakiwać, że dwa pierw­ sze kraje europejskie, które wynalazły faszystowski ultranacjonalizm Włochy i Niemcy - były zarazem ostatnimi, które się uprzemysłowiły i zjednoczyły politycznie, czy też że po drugiej wojnie światowej na­ cjonalizm rozgorzał z największą mocą w byłych koloniach europej­ skich Trzeciego Świata. Z tych samych powodów nie powinno również dziwić, że w czasach obecnych nacjonalizm jest najsilniejszy w Związ­ ku Radzieckim i Europie Wschodniej, gdzie industrializacja nastąpiła stosunkowo późno, a tożsamości narodowe były długo tłumione przez komunizm. Jednakże dla grup narodowych, których tożsamość jest mniej zagrożona i mocniej ugruntowana, naród jako źródło tymotejskiej io. Gellner (1991), s. 58-60.

407

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

identyfikacji wydaje się tracić na znaczeniu. W Europie, regionie, który najbardziej ucierpiał skutkiem nacjonalistycznych namiętności, wstęp­ na faza silnego nacjonalizmu w większości już przeminęła. Dwie wojny światowe stanowiły dla tego kontynentu potężny bodziec do tego, aby od nowa zdefiniować nacjonalizm w kategoriach większej tolerancji. Doświadczywszy skutków straszliwego irracjonalizmu, który kryje się w nacjonalistycznej formie uznania, ludność Europy stopniowo doszła do przekonania o słuszności uniwersalnego i równościowego uznania. Ci, którzy przeżyli wojny światowe, podjęli świadomy wysiłek mający na celu zniesienie granic narodowych i skierowanie ludzkich namięt­ ności na działalność gospodarczą, a nie narodowe samopotwierdzenie. W rezultacie powstała Wspólnota Europejska, projekt, który w ostat­ nich latach nabrał jeszcze większego impetu pod naciskiem konku­ rencji ekonomicznej ze strony Ameryki Północnej i Azji. WE nie zli­ kwidowała różnic narodowych i z trudnością przychodzi jej stworzenie instytucji nadwładzy, na co liczyli jej założyciele. Jednakże nacjonalizm, który wewnątrz WE przejawia się w sporach o takie kwestie jak poli­ tyka agrarna czy unia walutowa, jest już bardzo oswojoną odmianą tej siły, która popchnęła świat ku dwóm wojnom światowym. Ci, których zdaniem nacjonalizm jest siłą zbyt zasadniczą i potężną, aby pokonało ją połączenie liberalizmu i zachłanności ekonomicznej, powinni zastanowić się nad losami religii instytucjonalnej, która bez­ pośrednio poprzedziła nacjonalizm jako narzędzie uznania. Były cza­ sy, kiedy religia odgrywała wszechpotężną rolę w polityce europejskiej, protestanci i katolicy organizowali się we frakcje polityczne i marno­ wali bogactwo Europy w wojnach wyznaniowych. Angielski liberalizm, jak się przekonaliśmy, powstał w bezpośredniej reakcji na fanatyzm re­ ligijny angielskiej wojny domowej. Wbrew tym, którzy wówczas sądzili, że religia jest koniecznym i trwałym elementem krajobrazu politycz­ nego, liberalizm pokonał w Europie religię. Po wie­ lu stuleciach konfrontacji z liberalizmem religie nauczono tolerancji. W XVI wieku większość Europejczyków uznałaby za osobliwe, gdy­ by ktoś zrezygnował z użycia władzy politycznej do narzucania swego 408

INTERES NARODOWY

wyznania. Dzisiaj nawet ludziom bardzo pobożnym równie osobliwe wydaje się przekonanie, że istnienie innych religii mogłoby stanowić cios dla czyjejś wiary. Religia została zatem relegowana do sfery pry­ watnej - skazana na trwałe, jak się wydaje, wygnanie z europejskiego życia politycznego, nie licząc pewnych wąskich kwestii, takich jak usu­ wanie ciąży11. Kiedy nacjonalizm, podobnie jak niegdyś religia, ulega moderniza­ cji i poszczególne nacjonalizmy godzą się żyć odrębnie, lecz na równej stopie, uczucia nacjonalistyczne tracą na znaczeniu jako przyczyna im­ perializmu i wojny11 12. Wielu komentatorów uważa, że obecny ruch ku zjednoczeniu Europy jest chwilowym zboczeniem z kursu, wywołanym doświadczeniami drugiej wojny światowej, natomiast generalnie no­ wożytna historia Europy zmierza ku nacjonalizmowi. Może się jednak okazać, że dwie wojny światowe odegrały podobną rolę co wojny reli­ gijne w XVI i XVII wieku, zmieniając świadomość nie tylko pokoleń, które bezpośrednio ucierpiały, ale i następnych. Jeżeli nacjonalizm ma zaniknąć jako znacząca siła polityczna, musi podobnie jak niegdyś religia - stać się tolerancyjny. Grupy narodowoś­ ciowe mogą zachować odrębny język i poczucie tożsamości, lecz musi się ono wyrażać przede wszystkim w obrębie kultury, a nie polityki. Francuzi mogą nadal szczycić się swym winem, a Niemcy parówkami, lecz odbywać się to będzie wyłącznie w sferze prywatnej. W najbardziej zaawansowanych demokracjach liberalnych z tego rodzaju ewolucją mamy do czynienia od dwóch pokoleń. Chociaż nacjonalizm dzisiej­ szych społeczeństw europejskich wciąż zaznacza się bardzo wyraźnie, zasadniczo różni się charakterem od istniejącego w ubiegłym stuleciu,

11. Nie zapominam, rzecz jasna, o istnieniu w wielu krajach Europy silnych partii chrześcijańsko-demokratycznych, ale są one najpierw demokratyczne, a dopiero potem chrześcijańskie, a ponadto ich interpretacja chrześcijaństwa jest świecka, co świadczy o zwycięstwie liberalizmu nad religią. Nietolerancyjna, antydemokratycz­ na religia zniknęła z polityki europejskiej wraz ze śmiercią Franco. 12. Taką tezę o kierunku dalszej ewolucji nacjonalizmu podtrzymuje Gellner (1991),

s. 134-135-

409

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

kiedy pojęcia narodu i tożsamości narodowej były względnie nowe. Po klęsce Hitlera żaden nacjonalizm zachodnioeuropejski nie uważał za sedno swej tożsamości panowania nad innymi narodowościami. Wręcz przeciwnie: najnowocześniejsze nacjonalizmy poszły drogą wytyczoną przez Atatiirka, uznając za swą misję wzmocnienie i oczyszczenie swej tożsamości narodowej w granicach tradycyjnej ojczyzny. Można nawet powiedzieć, że wszystkie dojrzałe nacjonalizmy „sturczyły się”. Tego rodzaju nacjonalizmy nie wydają się zdolne do budowy nowych im­ periów, mogą tylko obalić już istniejące. Najbardziej radykalni spośród dzisiejszych nacjonalistów, tacy jak Partia Republikańska Schónhubera w Niemczech czy Front Narodowy Le Pena we Francji, nie prag­ ną rządzić cudzoziemcami, lecz wydalić ich z kraju, jak przysłowiowy mieszczański sknera, który lubi samotnie, przez nikogo niemolestowany pławić się w dobrobycie. Najbardziej uderzający i przemawiający do przekonania jest fakt, że procesowi „sturczenia” ulega nacjonalizm rosyjski, zazwyczaj uważany za najbardziej zacofany w Europie: dawny ekspansjonizm ustępuje pojęciu „mniejsza Rosja”13. Dzisiejsza Europa w szybkim tempie zmierza do rezygnacji z suwerenności politycznej, aby w zaciszu życia prywatnego cieszyć się tożsamością narodową. Po­ dobnie jak religii, nacjonalizmowi nie grozi zanik, lecz tak jak ona ra­ czej nie potrafi już pobudzić Europejczyków do tego, aby narażali swe wygodne życie i wyruszali na wielkie imperialistyczne krucjaty14.

13. W rosyjskim ruchu nacjonalistycznym zachowało się skrzydło szowinistyczne i imperialistyczne, licznie reprezentowane w najwyższych władzach wojskowych Związku Radzieckiego. Imperialistyczne nacjonalizmy w dawnym stylu można na­ potkać w mniej rozwiniętych regionach Eurazji. Przykładem jest szowinistyczny nacjonalizm serbski Slobodana Milośevicia. 14. Mearsheimer traktuje nacjonalizm jako jedyny czynnik polityki międzynarodo­ wej, który może mieć wpływ na perspektywy wybuchu wojny. Źródła konfliktu

upatruje w Jiipernacjonalizmie”, który z kolei - jego zdaniem - wywoływany jest okolicznościami zewnętrznymi lub niewłaściwym nauczaniem historii narodowej w szkołach. Mearsheimer najwyraźniej nie uznaje faktu, że nacjonalizmy i hipernacjonalizmy nie biorą się znikąd, lecz powstają w określonym kontekście histo­ rycznym, społecznym i gospodarczym, a ponadto - podobnie jak wszystkie tego

410

INTERES NARODOWY

Nie oznacza to, rzecz jasna, że w przyszłości Europa będzie wolna od nacjonalistycznych konfliktów. Dotyczy to zwłaszcza niedawno wy­ zwolonych nacjonalizmów w Europie Wschodniej i Związku Radziec­ kim, które czekały uśpione i nienasycone pod władzą komunistyczną. Po zakończeniu zimnej wojny można nawet oczekiwać, że konflikty nacjonalistyczne w Europie spotęgują się. W sytuacji kiedy grupom narodowym i etnicznym przez długi czas odmawiano prawa głosu, de­ mokratyzacji musi towarzyszyć nacjonalizm wyrażający się żądaniem odrębnej państwowości. Na terenie Jugosławii drogę do wojny domo­ wej utorowały wolne wybory, które odbyły się w 1990 roku w Słowe­ nii, Chorwacji i Serbii: w dwóch pierwszych republikach władzę objęły niekomunistyczne rządy niepodległościowe. Ponadto rozpad państw wieloetnicznych o długiej historii nie może być procesem spokojnym i bezkrwawym, ze względu na stopień wzajemnych powiązań między poszczególnymi grupami narodowościowymi. Na przykład w Związku Radzieckim około 60 milionów osób (w tym połowa Rosjan) mieszka poza republikami, w których się urodzili, jedną ósmą ludności Chor­ wacji zaś stanowią Serbowie. Na terenie ZSRR rozpoczęły się już ma­ sowe przemieszczenia ludności, a po uzyskaniu niepodległości przez kolejne republiki proces ten ulegnie przyspieszeniu. Wiele z nowo powstających nacjonalizmów, szczególnie w regionach, które znajdują się na względnie niskim szczeblu rozwoju socjoekonomicznego, naj­ prawdopodobniej przybierze formę prymitywną, czyli nietolerancyjną, szowinistyczną i agresywną15. Ponadto państwa narodowe o dłuższym rodowodzie będą musiały stawić czoło roszczeniom mniejszych grup językowych, żądających rodzaju zjawiska historyczne - podlegają immanentnym prawom ewolucji. Mearsheimer (1990), s. 20-21,25,55-56. T5. Kiedy w 1991 roku zwyciężyła w wyborach w Gruzji proniepodleglościowa partia Zwiada Gamsahurdii, jednym z pierwszych jej posunięć było wszczęcie konfliktu z mniejszością Osetyjczyków, przez odmowę uznania jej za odrębną mniejszość narodową. Całkowicie przeciwstawne było zachowanie prezydenta Jelcyna, który w 1990 roku odbył podróże do wszystkich republik ZSRR i zapewnił tamtejsze narody, że ich stowarzyszenie z Rosją będzie zupełnie dobrowolne.

411

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

odrębnego uznania. Uznania odrębnej tożsamości domagają się dziś Słowacy. Wielu francuskojęzycznym mieszkańcom Quebecu nie wy­ starcza pokój i dobrobyt liberalnej Kanady - dodatkowo pragną zacho­ wać odrębność kulturową. Nowych państw narodowych mogą zechcieć dla siebie niezliczone narodowości, tak jak teraz chcą tego Kurdowie, Estończycy, Osetyjczycy, Tybetańczycy i Słoweńcy. Te nowe przejawy nacjonalizmu należy jednak postrzegać we właś­ ciwej perspektywie. Po pierwsze, najgroźniejsze z nich wystąpią przede wszystkim w najmniej nowoczesnych regionach Europy, szczególnie na Bałkanach i w południowej części dawnego imperium radzieckie­ go. Ich wybuch raczej nie wpłynie na omówioną powyżej ewolucję starszych nacjonalizmów europejskich w kierunku większej tolerancji. Jakkolwiek narody radzieckiego Zakaukazia już dopuściły się aktów niesłychanego okrucieństwa, na razie nic nie wskazuje na to, by nacjo­ nalizmy w północnej części Europy Wschodniej - czyli w Czechosło­ wacji, na Węgrzech, w Polsce i w krajach bałtyckich - miały przyjąć agresywną formę, która wykluczałaby się z liberalizmem. Nie oznacza to, że Czechosłowacja nie rozpadnie się, a Polska i Litwa nie będą mia­ ły sporów granicznych. Jednak nawet jeżeli do tego dojdzie, rezultatem nie musi być huragan politycznej przemocy, przeciwko czemu przema­ wiają względy integracji gospodarczej. Po drugie, wpływ nowych konfliktów o podłożu nacjonalistycznym na pokój i bezpieczeństwo w całej Europie będzie znacznie mniejszy niż w roku 1914, kiedy serbski nacjonalista wywołał pierwszą wojnę światową, dokonując zamachu na dziedzica tronu austro-węgierskiego. Chociaż Jugosławia drży w posadach, Węgrzy i Rumuni zaś gnębią się nawzajem o status mniejszości węgierskiej w Siedmiogrodzie, w Eu­ ropie nie ma już wielkich mocarstw, które zechciałyby wykorzystać te konflikty do poprawy własnej sytuacji strategicznej. Przeciwnie, naj­ nowocześniejsze państwa europejskie jak ognia boją się uwikłania w te spory i interweniują tylko w przypadku skandalicznych naruszeń praw człowieka lub zagrożenia własnych obywateli. Jugosławia, na której te­ renie rozpoczęła się pierwsza wojna światowa, pogrążona jest w wojnie 412

INTERES NARODOWY

domowej i rozpada się jako państwo. Jednak reszta Europy przyjęła zasadniczo zgodne stanowisko co do sposobu rozwiązania tej kwestii i co do potrzeby oddzielenia problemów Jugosławii od szerszych prob­ lemów bezpieczeństwa europejskiego16. Po trzecie, należy zdawać sobie sprawę z przejściowego charakteru walk nacjonalistycznych w Europie Środkowej i w Związku Radziec­ kim. Są to bóle porodowe nowego i generalnie (choć nie bezwyjątkowo) bardziej demokratycznego porządku, który powstaje do życia w tym regionie po zgonie komunizmu. Istnieją powody, by oczekiwać, że wiele spośród nowych państw narodowych będzie demokracjami liberalnymi, tamtejsze nacjonalizmy zaś, teraz zaostrzane przez wal­ kę niepodległościową, wkrótce dojrzeją i „sturczeją”, podobnie jak za­ chodnioeuropejskie. Po drugiej wojnie światowej w Trzecim Świecie olbrzymią karierę zrobiła zasada prawomocności opartej na tożsamości narodowej. Przy­ jęła się tam później niż w Europie, jako że spóźnione było także uprze­ mysłowienie i liberalizacja, lecz wywarła nie mniejszy wpływ. Chociaż stosunkowo niewiele krajów Trzeciego Świata stało się po 1945 roku

formalnymi demokracjami, to niemal wszystkie odrzuciły dynastyczne lub religijne formy prawomocności na rzecz zasady samostanowienia narodu. Ze względu na swą nowość nacjonalizmy te bardziej dopomi­ nały się o swoje niż starsze, lepiej ugruntowane i w większym stopniu spełnione nacjonalizmy europejskie. Na przykład nacjonalizm panarabski opierał się na tej samej tęsknocie za zjednoczeniem narodowym co nacjonalizm włoski i niemiecki w ubiegłym stuleciu, lecz nigdy nie został zrealizowany przez powołanie jednego, politycznie zintegrowa­ nego państwa arabskiego.

16. Co ciekawe, do suwerenności dąży wiele nowych grup narodowych, które są zbyt małe i zbyt niekorzystnie położone, aby przetrwać jako niepodległe państwa, przy­ najmniej zdaniem wyznawców teorii realistycznej. Wskazuje to, że system państw jest dziś postrzegany jako mniejsze zagrożenie niż kiedyś, w związku z czym traci na znaczeniu tradycyjny argument za dużymi państwami, a mianowicie względy obrony narodowej.

413

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Wzrost nacjonalizmu w Trzecim Świecie miał nie tylko negatywne,

ale także pozytywne konsekwencje dla pokoju światowego. Powszech­ ne uznanie zasady samostanowienia narodowego - urzeczywistnianej niekoniecznie w wolnych wyborach, lecz w prawie grup narodowościo­ wych do niezależnego życia w swojej tradycyjnej ojczyźnie - sprawiło, że interwencja wojskowa i podbój terytorialny nie są już biernie akcep­ towane. Nacjonalizm odniósł w Trzecim Świecie niemal powszechny sukces, niezależnie, jak się wydaje, od poziomu rozwoju gospodarcze­ go danego kraju: Francuzów usunięto z Wietnamu i Algierii, Amery­ kanów z Wietnamu, Sowietów z Afganistanu, Libijczyków z Czadu, Wietnamczyków z Kambodży i tak dalej17. Prawie wszystkie zmiany granic, jakie nastąpiły po roku 1945, polegały na podziale kraju wzdłuż linii narodowościowych, a nie na przyłączeniu nowych terytoriów - za przykład niech posłuży rozpad Pakistanu i Bangladeszu w 1971 roku. Wiele czynników, z powodu których podbój terytorialny jest nieopła­ calny dla krajów rozwiniętych - szybko rosnące koszty wojny, łącznie z kosztem administrowania podbitą ludnością, większa wydajność we­ wnętrznego rozwoju gospodarczego jako źródła dobrobytu itd. - stosu­ je się także do konfliktów między krajami Trzeciego Świata18. W Trzecim Świecie, Europie Środkowej i Związku Radzieckim

nacjonalizm występuje w większym nasileniu i utrzyma się dłużej niż w Europie Zachodniej czy Ameryce. Żywotność tych nowych na­ cjonalizmów u wielu ludzi w rozwiniętych demokracjach liberalnych wzbudziła przekonanie, że nacjonalizm jest zjawiskiem definiującym

17. Istnieje, jak wiadomo, wiele ważnych wyjątków od tej reguły, na przykład okupacja Tybetu przez Chiny, okupacja Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy przez Izrael czy zajęcie obszaru Goa przez Indie. 18. Częstokroć zwracano uwagę, że mimo nieracjonalnego przebiegu granic państwo­ wych w Afryce, przecinających się z granicami plemiennymi i etnicznymi, ani jednej z nich nie udało się skutecznie przesunąć od czasu dekolonizacji. Por. Yehoshafat Harkabi, Directions of Change in the World Strategic Order: Comments on the Address by Professor Kaiser, w: The Changing Strategic Landscape: IISS Conference Papers, /988, cz. II, Adelphi Paper nr 237, International Institute for Strategic Studies, Londyn 1988, s. 21-25.

414

INTERES NARODOWY

nasze czasy, ponieważ przeoczyli fakt, że w ich własnych krajach zjawi­ sko to powoli zanika. Trudno zrozumieć przeświadczenie, że zjawisko o tak krótkim rodowodzie historycznym jak nacjonalizm na zawsze pozostanie trwałym elementem krajobrazu społecznego. Nacjonalizm pobudzały czynniki ekonomiczne, które zastąpiły bariery klasowe na­ rodowymi i tym samym powołały do istnienia scentralizowane, języ­ kowo jednorodne państwa. Te same czynniki ekonomiczne każą dziś burzyć bariery narodowe i tworzyć jeden, zintegrowany rynek światowy. Z tego, że w ciągu najbliższych paru pokoleń być może nie dojdzie do ostatecznego unieszkodliwienia nacjonalizmu jako siły politycznej, nie wynika, że w ogóle nie można na to liczyć.

Rozdział 26

W stronę unii pokojowej

Państwa niebędące liberalnymi demokracjami z reguły nadal uprawiają politykę siły. Względnie późne nastanie industrializacji i nacjonalizmu w Trzecim Świecie jest źródłem zasadniczych różnic w zachowaniu między większością tych krajów z jednej strony a uprzemysłowionymi demokracjami — z drugiej. W możliwej do przewidzenia przyszłości świat będzie się dzielił na obszar pohistoryczny i obszar nadal uwikła­ ny w historię1. W świecie pohistorycznym stosunki międzypaństwowe będą się obracać wokół spraw gospodarczych, a dawne reguły zostaną stopniowo zarzucone. Można sobie wyobrazić Europę wiełobiegunową politycznie, a gospodarczo zdominowaną przez Niemcy - w takiej Eu­ ropie sąsiedzi Niemiec nie czuliby się zagrożeni militarnie i nie czyni­ liby specjalnych wysiłków na rzecz zwiększenia swego potencjału woj­ skowego. Rywalizacja między państwami przeniosłaby się niemal bez reszty na płaszczyznę ekonomiczną. W świecie pohistorycznym nadal występowałyby państwa narodowe, lecz poszczególne nacjonalizmy ży­ łyby w zgodzie z liberalizmem i wyrażałyby się prawie wyłącznie w sfe­ rze życia prywatnego. Tymczasem racjonalność gospodarcza, poprzez* i i. Rozróżnienie to w dużej mierze pokrywa się z dawnym rozróżnieniem na Północ i Południe czy świat rozwinięty i nierozwinięty. Zgodność nie jest jednak całko­ wita, ponieważ istnieją kraje nierozwinięte, na przykład Kostaryka i Indie, które są funkcjonującymi demokracjami liberalnymi, podczas gdy rozwinięte Niemcy nazistowskie były tyranią.

416

W STRONĘ UNII POKOJOWEJ

dążenia do ujednolicenia rynku i produkcji, nadwątliłaby wiele trady­ cyjnych elementów suwerenności. Z kolei świat historyczny będzie wciąż trawiony rozmaitymi kon­ fliktami religijnymi, narodowymi i ideologicznymi, o natężeniu zależ­ nym od stopnia rozwoju poszczególnych krajów, w których wciąż sto­ sowane będą dawne zasady polityki siły. Takie kraje jak Irak i Libia będą nadal najeżdżały swych sąsiadów i toczyły krwawe bitwy. W świę­ cie historycznym państwo narodowe pozostanie głównym siedliskiem tożsamości politycznej. Linia graniczna między światem pohistorycznym i historycznym szybko się przesuwa, toteż trudno ją wytyczyć. Związek Radziecki właśnie przechodzi z jednego obozu do drugiego, a w wyniku jego roz­ padu oprócz państw liberalno-demokratycznych powstaną także inne. Po masakrze na placu Tienanmen Chiny są dalekie od demokracji, lecz od chwili wprowadzenia reform gospodarczych polityka zagraniczna tego kraju jest, jeśli można tak powiedzieć, coraz bardziej burżuazyjna. Obecne przywództwo Chin zdaje się rozumieć, że nie może cofnąć zegara reform gospodarczych oraz że Chiny muszą pozostać otwarte na gospodarkę międzynarodową. Przekonanie to zapobiega powrotowi do maoistowskiej polityki zagranicznej, chociaż podejmowane są próby przywrócenia niektórych aspektów maoizmu w sprawach wewnętrz­ nych. Większe kraje Ameryki Łacińskiej - Meksyk, Brazylia, Argenty­ na - przeszły ze świata historycznego do pohistorycznego w poprzed­ nim pokoleniu i chociaż we wszystkich trzech możliwy jest regres, powiązania ekonomiczne sprzęgły ich los z losem innych demokracji industrialnych. Świat historyczny i świat pohistoryczny będą żyły w gruncie rze­

czy obok siebie, przy minimalnych stosunkach wzajemnych. Jednakże w kilku punktach światy te zderzą się ze sobą. Pierwszym z tych punk­ tów jest ropa naftowa, która była przyczyną inwazji Iraku na Kuwejt. Wydobycie ropy naftowej skupia się w świecie historycznym, a jedno­ cześnie jest gospodarczo niezbędne światu pohistorycznemu. Chociaż podczas kryzysu naftowego w latach siedemdziesiątych mówiło się, że 4V

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

globalne wzajemne uzależnienie dotyczy wielu surowców, tylko pro­ dukcja ropy jest na tyle skoncentrowana, że można manipulować ryn­ kiem dla celów politycznych, a zakłócenia na tym rynku mogą mieć katastrofalne konsekwencje gospodarcze dla świata pohistorycznego. Drugi punkt styku jest dziś mniej widoczny, lecz na dłuższą metę wydaje się jeszcze bardziej niepokojący: jest nim imigracja. Mamy dziś do czynienia z nieprzerwanym napływem ludności z krajów biednych i niestabilnych do bogatych i ustabilizowanych; zjawisko to dotknęło właściwie wszystkie kraje świata rozwiniętego. Napływ ten, w ostatnich latach stale wzrastający, może ulec nagłemu przyspieszeniu skutkiem zawirowań politycznych w świecie historycznym. Rozpad Związku Ra­ dzieckiego, wybuch przemocy na tle etnicznym w Europie Wschodniej czy przyłączenie Hongkongu przez niezreformowane politycznie Chi­ ny - wydarzenia te zaowocują masowym przepływem ludności ze świa­ ta historycznego do pohistorycznego. W związku z tym świat pohistoryczny będzie się nadal interesował światem historycznym, próbując zatamować strumień imigracji, bądź też dlatego że przybysze wstąpią na arenę polityczną i będą nakłaniać swych gospodarzy, aby zwiększyli zaangażowanie w sprawy ich ojczyzn. Powstrzymanie imigracji z przynajmniej dwóch powodów okazało się bardzo trudne. Po pierwsze, kraje pohistoryczne miały problemy ze sformułowaniem takiej zasady odmawiającej obywatelstwa cudzoziem­ com, jaka nie wydawałaby się rasistowska czy nacjonalistyczna, a za­ tem naruszająca powszechne prawa człowieka, pod którymi podpisują się demokracje liberalne. Wszystkie rozwinięte demokracje wprowa­ dziły w swoim czasie ustawy ograniczające imigrację, lecz uczyniły to by tak rzec, z nieczystym sumieniem. Druga przyczyna wzrostu imi­ gracji jest ekonomiczna: prawie każdy rozwinięty kraj cierpi na nie­ dobór niewykwalifikowanej siły roboczej, której niewyczerpane źródło stanowi Trzeci Świat. Nie wszystkie niskopłatne prace można zlecić do wykonania za granicą. Konkurencja gospodarcza na jednym rynku ogólnoświatowym będzie czynnikiem dalszej integracji regionalnych rynków pracy, podobnie jak wczesny kapitalizm sprzyjał powstawaniu 418

W STRONĘ UNII POKOJOWEJ

zjednoczonych państw narodowych o dużym stopniu wewnętrznej mobilności pracy. Ostatnim punktem styku między dwoma światami będą pewne kwestie dotyczące „porządku światowego”. Oprócz tego, że niektóre konkretne kraje historyczne stanowią zagrożenie dla swych sąsiadów, wiele państw pohistorycznych będzie z zasady dążyć do tego, aby pewne technologie nie przedostały się do świata historycznego, motywując to przekonaniem, że świat ten nie wyzbył się skłonności do wojny i przemocy. Na razie dotyczy to tylko broni jądrowej, pocis­ ków balistycznych, broni chemicznej i biologicznej itd. W przyszłości jednak kwestie porządku światowego mogą rozciągnąć się na sprawę ochrony środowiska naturalnego, które jest zagrożone przez niekon­ trolowane rozpowszechnianie się technologii. Jeżeli teza tej książki jest słuszna, demokracje pohistoryczne będą nie tylko wspólnie się broniły przed zewnętrznymi zagrożeniami, ale także promowały demokrację w tych krajach, w których ona jeszcze nie istnieje. Mimo postępów demokracji w latach siedemdziesiątych i osiem­ dziesiątych realizm jako normatywna doktryna stosunków mię­ dzynarodowych nadal pozostaje w mocy. Historyczny obszar świata wciąż działa zgodnie z regułami realizmu, toteż w relacjach z nim ob­ szar pohistoryczny musi posługiwać się realistycznymi metodami. Sto­ sunki między krajami demokratycznymi i niedemokratycznymi nadal charakteryzować się będą nieufnością i obawą, a mimo wzrostu współ­ zależności gospodarczej racją ostateczną pozostanie w nich siła. Z kolei jako deskryptywny model funkcjonowania świata realizm pozostawia wiele do życzenia. Przy bliższej analizie okazuje się, że poczucie zagrożenia i działania maksymalizujące siłę, które re­ aliści przypisują wszystkim państwom we wszystkich okresach histo­ rycznych, nie są zjawiskiem powszechnym. W procesie ludzkiej historii powstało wiele koncepcji prawomocności - dynastyczna, religijna, na­ cjonalistyczna i ideologiczna - stanowiących potencjalną podstawę do imperializmu i wojny. Każdy z tych rodzajów prawomocności, poprze­ dzających nowożytny liberalizm, opierał się na jakiejś formie hegemo­ nii i poddaństwa, toteż imperializm był w pewnym sensie podyktowany 419

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przez system społeczny. Wraz z koncepcjami prawomocności histo­ rycznym zmianom ulegały też stosunki międzynarodowe. Jakkolwiek wojna i imperializm wydają się powszechnikami historii, w każdej epo­ ce cel wojny był inny. Nie istniało coś takiego jak obiektywny inte­ res narodowy, który łączyłby ze sobą zachowanie się różnych krajów w różnych epokach i miejscach; istniała wielość interesów narodowych, określanych przez dominującą zasadę prawomocności oraz przez jed­ nostki, które tę zasadę interpretowały. Wydaje się naturalne, że demokracja liberalna, która dąży do znie­ sienia rozróżnienia na panów i niewolników, czyniąc z wszystkich ludzi panów samych siebie, stawia sobie całkowicie odmienne cele politycz­ ne. Tym, co sprawi, że w świecie pohistorycznym zapanuje pokój, nie będzie fakt, że najważniejsze kraje wyznają tę samą zasadę prawomoc­ ności. Bywało tak już w przeszłości, kiedy wszystkie kraje Europy były monarchiami lub cesarstwami. Pokój zrodzi się ze specyficznej natury prawomocności demokratycznej i jej zdolności do zaspokajania ludz­ kiego pragnienia uznania. Biorąc pod uwagę różnice między państwami demokratycznymi i niedemokratycznymi, jak również możliwość wystąpienia szerszego procesu historycznego, który doprowadzi do wzrostu liczby demo­ kracji liberalnych na całym świecie, wydaje się, że tradycyjna postawa moralistyczna amerykańskiej polityki zagranicznej, z jej troską o pra­ wa człowieka i „wartości demokratyczne”, nie jest zupełnie chybiona2. W latach siedemdziesiątych Henry Kissinger twierdził, że podważa­ nie ustroju krajów komunistycznych, a przede wszystkim Związku Ra­ dzieckiego i Chin, jest moralnie satysfakcjonujące, lecz nieroztropne z praktycznego punktu widzenia, ponieważ blokuje drogę do „reali­ stycznego” porozumienia w takich kwestiach jak kontrola zbrojeń czy rozstrzygnięcie konfliktów regionalnych. W 1987 roku były prezydent Reagan został poddany ostrej krytyce, kiedy wezwał Sowietów do

2. Nierealistyczną politykę zagraniczną opisuje Stanley Kober, Idealpolitik, „Foreign Policy”, nr 79 (lato 1990), s. 3-24.

420

W STRONĘ UNII POKOJOWEJ

zburzenia muru berlińskiego, a najgłośniej protestowali sami Niemcy, którzy już dawno pogodzili się z „rzeczywistością” radzieckiej potęgi. Jednak w świecie ewoluującym ku demokracji okazało się, że podwa­ żanie prawomocności Związku Radzieckiego jest i moralnie zadowa­ lające, i politycznie roztropne, ponieważ współgra z aspiracjami - któ­ re wkrótce miały zostać wyrażone - znacznej części ludności krajów komunistycznych. Rzecz jasna, nikt nie zalecałby polityki militarnego podważa­ nia ustroju krajów niedemokratycznych uzbrojonych w potężną broń, szczególnie atomową. Rewolucje, do których doszło w 1989 roku w Eu­ ropie Wschodniej, to zdarzenia historycznie bardzo rzadkie, a właści­ wie bezprecedensowe, demokracja zaś nie może opierać swej polityki zagranicznej na przewidywaniu szybkiego upadku każdej z wrogich dyktatur. Robiąc rachunek sił, demokracje muszą jednak pamiętać, że formą siły jest także prawomocność oraz że silne państwa często tra­ wione są poważnymi słabościami wewnętrznymi. Oznacza to, że de­ mokracje, które dobierają sobie przyjaciół i wrogów według kryteriów ideologicznych - czyli zależnie od tego, czy są to państwa demokra­ tyczne -na dłuższą metę będą raczej miały silniejszych i stabil­ niejszych sojuszników. W swych stosunkach z wrogami nie powinny natomiast zapominać o zasadniczych różnicach moralnych między swymi społeczeństwami ani w dążeniu do siły lekceważyć kwestii praw człowieka3. Z tego, że demokracje zachowują się pokojowo, wynika ponadto, że w długofalowym interesie Stanów Zjednoczonych i innych demokracji leży utrzymywanie w świecie obszaru demokracji i poszerzanie go tam, gdzie jest to możliwe i roztropne. Innymi słowy, ponieważ demokracje

3. Jednym z głównych narzędzi walki ideologicznej były stacje radiowe Wolna Euro­ pa, Swoboda i Głos Ameryki, które przez cały okres zimnej wojny nadawały pro­ gramy dla krajów bloku radzieckiego. Realiści często bagatelizowali tę działalność, w przekonaniu, że zimna wojna rozgrywa się wyłącznie w sferze uzbrojenia, lecz te finansowane przez Stany Zjednoczone rozgłośnie odegrały istotną rolę w utrzy­ mywaniu demokratycznych idei na terenie państw komunistycznych.

421

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

nie walczą ze sobą, zwiększający się świat pohistoryczny będzie coraz bardziej pokojowy i dostatni. Fakt, że komunizm upadł w Europie Wschodniej i Związku Radzieckim, a bezpośrednie zagrożenie ze stro­ ny Układu Warszawskiego w zasadzie nie istnieje, nie powinien czynić nas obojętnymi na to, co powstanie w ich miejsce. Najlepszą bowiem gwarancją przeciwko odrodzeniu się zagrożenia ze strony tej części świata, ze strony zjednoczonych Niemiec czy rosnącej w potęgę go­ spodarczą Japonii będzie rozkwit demokracji liberalnej w tych krajach. Potrzeba współpracy państw demokratycznych na rzecz szerze­ nia demokracji i pokoju międzynarodowego to pomysł niemal rów­ nie stary jak sam liberalizm. Propozycję międzynarodowej ligi demo­ kratycznych państw prawa wysunął Immanuel Kant w swym słynnym eseju O wiecznym pokoju, jak również w Pomysłach do ujęcia historii po­ wszechnej w aspekcie światowym. Kant twierdził, że zyski wynikające z przejścia człowieka od stanu natury do społeczeństwa obywatelskie­ go w dużej mierze niweczy stan nieustającej wojny między narodami: „Zużywanie wszystkich sił jednego państwa na zbrojenia wymierzone przeciwko drugiemu, spustoszenia, jakich dokonuje wojna, a prze­ de wszystkim konieczność utrzymania się w ustawicznej gotowości wojennej, wszystko to hamuje [...] rozwój zadatków przyrodzonych Pisma Kanta poświęcone stosunkom międzynarodowym stały się intelektualną podbudową współczesnego internacjonalizmu liberal­ nego. Pomysł ligi demokratycznych państw prawa był inspiracją dla Amerykanów, którzy postulowali powołanie najpierw Ligi Narodów, a następnie Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jak wspomniano powyżej, powojenny realizm pod wieloma względami miał być odtrut­ ką na ten nurt liberalnego internacjonalizmu, a skuteczny przepis na

4. Z Tezy Siódmej Pomysłów do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, w: Tadeusz Kroński, Kant, Wiedza Powszechna, Warszawa 1966, s. 186. Kant był przekonany, że podniesienie poziomu moralnego ludzkości jest możliwe dopiero po rozwiązaniu problemu stosunków międzynarodowych, ponieważ do tego „jest potrzebna długotrwała obróbka wewnętrznej struktury każdego państwa, aby mog­ ło ono wychowywać swoich obywateli” (tamże, s. 187).

422

W STRONĘ UNII POKOJOWEJ

bezpieczeństwo międzynarodowe widział nie w prawie międzynarodo­ wym, lecz w równowadze sił. Liga Narodów, a później ONZ w oczywisty sposób zawiodły, jako że nie zdołały powstrzymać zapędów Mussoliniego, Japończyków i Hitlera, a następnie ekspansjonizmu radzieckiego, wobec czego inter­ nacjonalizm Kanta i samą ideę prawa międzynarodowego powszech­ nie uznano za skompromitowane. Wielu ludzi nie zrozumiało jednak, że idea Kantowska została urzeczywistniona niezgodnie z zalecenia­ mi samego filozofa’. W „Pierwszym definitywnym artykule do wiecz­ nego pokoju” Kant stwierdza, że konstytucja państw wchodzących w skład systemu państw musi być republikańska, czyli że muszą one być demokracjami liberalnymi56. „Drugi definitywny artykuł” mówi, że „[pjrawo narodów winno opierać się na federacji wolnych państw”7, czyli państw o konstytucji republikańskiej. Rozumowanie Kanta jest nieskomplikowane: państwa oparte na zasadach republikańskich mniej chętnie godzą się na koszty wojny niż despotyzmy, natomiast federacja międzynarodowa, aby była skuteczna, musi podzielać liberalne zasa­ dy uprawnień. Prawo międzynarodowe jest tylko prawem krajowym o szerszej jurysdykcji. Narody Zjednoczone nie spełniały tych warun­ ków. W Karcie Narodów Zjednoczonych nie ma żadnego odwołania do ligi „wolnych narodów”, jest tylko słabsza zasada „suwerennej równości wszystkich członków”8. Innymi słowy, członkiem ONZ mogło zostać 5. Pogląd, zgodnie z którym Kant nie uważał permanentnego pokoju za osiągalny, wyraża Kenneth Waltz, Kant, Liberalism, and War, „American Political Science Review”, 56 (czerwiec 1962), s. 331-340. 6. Kant definiuje konstytucję republikańską jako ustanowioną „po pierwsze: na za­ sadach zgodnych z wolnością przysługującą członkom danego społeczeństwa (jako ludzi) i po drugie, według zasad zależności wszystkich od jakiegoś wspólnie ustanowionego prawodawstwa (jako jego poddanych) oraz po trzecie: ustanowio­ na zgodnie z prawem równości tychże samych - jako obywateli państwa”. Kant, Wieczny pokój, przeł. Feliks Przybylak, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskie­ go, 1992, s. 38. 7. Tamże, s. 43. 8. Por. Carl J. Friedrich, Inevitable Peace, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1948, s. 45.

423

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

każde państwo, które spełniało pewne minimum formalnych kryte­ riów suwerenności, niezależnie od tego, czy była to suwerenność całego narodu. Członkiem założycielem mógł być zatem Związek Radziecki Stalina, który otrzymał miejsce w Radzie Bezpieczeństwa, z prawem weta wobec decyzji tego gremium. Po dekolonizacji w Zgromadzeniu Ogólnym zasiedli przedstawiciele rozmaitych kraj ów Trzeciego Świata, które czyniły zadość niewielu spośród liberalnych zasad Kanta, a ONZ była dla nich użytecznym narzędziem do forsowania nieliberalnych programów politycznych. Ponieważ nie było uprzedniej zgody co do zasad słusznego porządku politycznego czy natury uprawnień, nic dziwnego, że od początku swego istnienia ONZ nie zdołała osiągnąć nic naprawdę znaczącego w kluczowej dziedzinie bezpieczeństwa mię­ dzynarodowego. Nie dziwi również, że Amerykanie zawsze traktowali tę organizację z dużą nieufnością. Poprzedniczka ONZ, Liga Narodów, skupiała kraje o bardziej jednorodnym charakterze politycznym, cho­ ciaż w 1933 roku przyjęła Związek Radziecki. Jej zdolność do realizacji zasad bezpieczeństwa międzynarodowego była jednak niewielka, po­ nieważ dwa kraje, które odgrywały istotną rolę w systemie państw - Ja­ ponia i Niemcy — nie należały do państw demokratycznych i nie chciały przestrzegać reguł Ligi. Po zakończeniu zimnej wojny i powstaniu ruchu reformistycznego w Związku Radzieckim i Chinach ONZ jest trochę mniej bezrad­ na. Bezprecedensowe uchwalenie przez Radę Bezpieczeństwa sankcji przeciwko Irakowi i zgoda na użycie siły po inwazji na Kuwejt wska­ zują, na jaki rodzaj działań międzynarodowych można w przyszłości liczyć. Rada Bezpieczeństwa wciąż może jednak powrócić do dawnego paraliżu, ponieważ takie mocarstwa jak Rosja i Chiny nie są jeszcze do końca zreformowane, a w Zgromadzeniu Ogólnym nadal zasiada­ ją przedstawiciele narodów niewolnych. Uzasadniona jest wątpliwość, czy ONZ w następnym pokoleniu stanie się podstawą „nowego ładu światowego”. Gdyby ktoś zapragnął stworzyć ligę narodów zgodnie z zalecenia­ mi Kanta, pozbawioną fatalnych usterek wcześniejszych organizacji 424

W STRONĘ UNII POKOJOWEJ

międzynarodowych, oczywiste jest, że w znacznie większym stopniu niż ONZ przypominałaby ona NATO, która jest ligą autentycznie wolnych krajów skupionych wokół zasad liberalnych. Liga taka po­ winna mieć znacznie większą zdolność do działań militarnych w obro­ nie bezpieczeństwa międzynarodowego przed zagrożeniem ze strony niedemokratycznej części świata. W swych wzajemnych stosunkach składające się na nią państwa przestrzegałyby przepisów prawa mię­ dzynarodowego. De facto taki kaniowski porządek międzynarodowy powstał mimochodem podczas zimnej wojny, w obrębie takich orga­ nizacji, jak NATO, Wspólnota Europejska, OECD, Grupa Siedmiu, GATT9 i inne stowarzyszenia, w których liberalizm jest warunkiem członkostwa. Demokracje przemysłowe są dziś ściśle zespolone siecią wiążących porozumień prawnych, które regulują ich wzajemne stosun­ ki gospodarcze. Chociaż zdarzają się starcia polityczne o limit eksportu wołowiny, charakter europejskiej unii walutowej czy podejście do prob­ lemu terroryzmu libijskiego i konfliktu arabsko-izraelskiego, użycie siły do rozstrzygnięcia tego rodzaju sporów między demokracjami jest nie do pomyślenia. Stany Zjednoczone i inne demokracje liberalne będą musialy po­ godzić się z faktem, że po upadku komunizmu świat, w którym żyją, jest w coraz mniejszym stopniu dawnym światem geopolityki oraz że regu­ ły życia w świecie historycznym są inne niż w pohistorycznym. W tym drugim najważniejsze będą kwestie gospodarcze, takie jak zwiększa­ nie konkurencyjności i wynalazczości, deficyt budżetu wewnętrznego i handlu zagranicznego, współpraca w dziedzinie ekologii itd. Innymi słowy, demokracje liberalne muszą pogodzić się z faktem, że są spad­ kobierczyniami rozpoczętej czterysta lat temu rewolucji mieszczańskiej. Świat pohistoryczny to świat, w którym pragnienie samozachowania i wygody zostało wyniesione ponad pragnienie narażania życia w boju

9. Demokracja nie jest warunkiem członkostwa w GATT, lecz organizacja ta wyma­ ga spełniania rygorystycznych kryteriów liberalizmu w polityce gospodarczej.

425

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

o prestiż oraz w którym uniwersalne i racjonalne uznanie zastąpiło walkę o hegemonię. Współczesne narody mogą się w nieskończoność spierać o to, czy już osiągnęły stadium świata pohistorycznego - czy w życiu między­ narodowym nie pojawią się już więcej imperia, dyktatorzy, niespełnio­ ne nacjonalizmy wołające o uznanie czy nowe religie, które przywieją jak huragan z pustyni. Kiedyś jednak będą sobie musiały odpowiedzieć na pytanie, czy pohistoryczny dom, który dla siebie wybudowały, dom, który posłużył za schronienie przed straszliwymi burzami XX stulecia, jest tym, w którym będą chciały na długo zamieszkać. W świecie roz­ winiętym dla każdego jest dzisiaj oczywiste, że demokracja liberalna dalece przewyższa swych głównych rywali, faszyzm i komunizm. Czy jest jednak sama w sobie warta wyboru? Czy też żyjąc w demokracji liberalnej, wciąż pozostajemy zasadniczo niezaspokojeni? Czy w po­ rządku liberalnym istnieją sprzeczności, których nie usuniemy nawet wtedy, gdy z powierzchni ziemi zniknie ostatni faszystowski dyktator, awanturniczy pułkownik czy komunistyczny kacyk? Do pytania tego powrócimy w piątej części tej książki.

Część V Ostatni człowiek

Rozdział 27

W królestwie wolności

Właściwie pojętą historię, w której ludzie („klasy”) walczą między sobą o uznanie i walczą przeciwko Naturze przez pracę, Marks nazywa „królestwem konieczności” (Reich der Notwendigkeit)-, poza jego granicami (jenseits) mieści się „królestwo wolności” (Reich der Freiheit), w którym ludzie (uznając się wzajemnie bez zastrzeżeń) nie walczą już ze sobą i pracują tylko tyle, ile potrzeba.

Alexandre kojève, Introduction to the Reading ofHegel'

Omawiając wcześniej możliwość napisania historii powszechnej, po­ wiedzieliśmy, że na razie odkładamy pytanie, czy ukierunkowana zmia­ na historyczna stanowi postęp. Jeżeli historia w taki czy inny spo­ sób prowadzi nas do demokracji liberalnej, to pytanie o postęp staje się pytaniem, czy demokracja liberalna, wraz z jej zasadami wolności i równości, jest dobra. Zdrowy rozsądek podpowiada, że demokracja liberalna ma ogromną przewagę nad swymi XX-wiecznymi rywalami, faszyzmem i komunizmem, a wierność odziedziczonym przez nas war­ tościom i tradycji nakazuje, byśmy jednoznacznie opowiedzieli się po jej stronie. Wszakże tego rodzaju bezmyślne partyjniactwo i zamykanie i. Kojève (1947), s. 435 (przypis).

429

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

oczu na wady demokracji liberalnej niekoniecznie najlepiej jej służy. Ponadto oczywiste jest, że jeżeli nie przyjrzymy się wnikliwiej proble­ mowi demokracji i ludzi, którzy są z niej niezadowoleni, to nie będzie­ my potrafili odpowiedzieć na pytanie, czy historia dobiegła końca. O kwestii przetrwania demokracji przyzwyczailiśmy się myśleć w kategoriach polityki zagranicznej. Dla Jeana-Franęois Revela naj­ większą słabością demokracji była jej niezdolność do obrony przed bez­ względnymi i nieprzejednanymi w swych dążeniach tyraniami. Nadal będziemy się zastanawiać, na jak długo odsunęliśmy od siebie zagroże­ nie ze strony tyranii w świecie wciąż pełnym autorytaryzmów, teokracji, nietolerancyjnych nacjonalizmów itd. Przypuśćmy jednak na chwilę, że demokracja liberalna pokonała wszystkich zewnętrznych wrogów i w możliwej do przewidzenia przyszłości nic jej od zewnątrz nie za­ graża. Czy teraz, kiedy nareszcie zostały pozostawione same sobie, sta­ bilne demokracje liberalne z długą tradycją okażą się wiecznotrwałe, czy też zgniją od środka i pewnego dnia zawalą się, niedawnym wzo­ rem komunizmu? Demokracjom liberalnym z pewnością doskwiera wiele problemów, takich jak bezrobocie, skażenie środowiska, narkotyki, przestępczość itd., lecz nas interesuje, czy istnieją bardziej zasadnicze powody do niezadowolenia z demokracji - czy życie w niej daje auten­ tyczne zaspokojenie. Jeżeli nie zauważymy żadnych tego rodzaju sprzeczności, będziemy mogli powiedzieć wraz z Heglem i Kojéve em, iż osiągnęliśmy koniec historii. Jeżeli coś znajdziemy, będziemy musieli stwierdzić, że historia - w ścisłym sensie tego słowa - jeszcze potrwa. Już wcześniej zwróciliśmy uwagę, że aby odpowiedzieć na to pyta­ nie, nie wystarczy rozejrzeć się po świecie w poszukiwaniu empirycz­ nych dowodów zagrożenia dla demokracji, ponieważ tego typu dowody zawsze będą niejednoznaczne i potencjalnie zwodnicze. Upadku komu­ nizmu na pewno nie możemy uznać za dowód, że zakusy na demokra­ cję są w przyszłości niemożliwe czy też że demokracji nie przypadnie kiedyś w udziale ten sam los. Potrzebujemy norm ponadhistorycznych, które pozwolą nam ocenić społeczeństwo demokratyczne, potrzebu­ jemy jakiegoś pojęcia „człowieka jako takiego”, które pozwoli nam 430

W KRÓLESTWIE WOLNOŚCI

dostrzec ewentualne mankamenty tego ustroju. Z tej właśnie przy­ czyny odwołaliśmy się do „pierwszego człowieka” Hobbesa, Locke’a, Rousseau i Hegla. Teza Kojeve’a, w myśl której już osiągnęliśmy koniec historii, opie­ ra się na jego poglądzie, że najbardziej podstawową tęsknotą ludzką jest pragnienie uznania. Walka o uznanie stanowiła dla niego motor historii od momentu pierwszej krwawej bitwy; teraz historia skończyła się, ponieważ uniwersalne państwo homogeniczne, urzeczywistniające wzajemne uznanie, w pełni zaspokaja tę tęsknotę. Pragnienie uznania wydaje się stanowić właściwe ramy pojęciowe dla rozważań o perspektywach liberalizmu, ponieważ, jak się przekonaliśmy, najważ­ niejsze zjawiska historyczne ostatnich kilku stuleci - religia, nacjona­ lizm i demokracja - można zrozumieć w ich istocie jako różne przejawy walki o uznanie. Analiza współczesnego społeczeństwa pod kątem za­ spokajania thymos da nam lepsze wyobrażenie o skuteczności demokracji liberalnej niż analiza zaspokajania pożądania. Pytanie o koniec historii sprowadza się zatem do pytania o przy­ szłość thymos\ Czy liberalna demokracja skutecznie zaspokaja pragnie­ nie uznania, jak twierdzi Kojeve, czy też pozostanie ono zasadniczo niespełnione i stąd zdolne do przejawienia się w zupełnie innej for­ mie? Z naszej wcześniejszej próby skonstruowania historii powszech­ nej wyłoniły się dwa równoległe procesy historyczne, jeden napędzany nowożytnym przyrodoznawstwem i logiką pożądania, drugi - wal­ ką o uznanie. Oba te procesy szczęśliwie zmierzały do tego samego punktu końcowego: kapitalistycznej demokracji liberalnej. Czy moż­ na jednak zaspokoić pożądanie i thymos za pomocą tych samych in­ stytucji społecznych i politycznych? Czy nie jest tak, że to, co zaspo­ kaja pożądanie, jest nieprzyjemne dla thymos i odwrotnie, w związku z czym żadne społeczeństwo ludzkie nie będzie w pełni zaspokajające dla „człowieka jako takiego”? Tezę mówiącą, że społeczeństwo liberalne nie daje jednoczesne­ go zaspokojenia pożądania i thymos, lecz silnie je sobie przeciwsta­ wia, podnoszą krytycy liberalizmu zarówno na lewicy, jak i na prawicy. 43i

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Lewica utrzymuje, że obietnica powszechnego i wzajemnego uznania pozostaje w społeczeństwach liberalnych zasadniczo niezrealizowana, z właśnie omówionych przyczyn: nierówność gospodarcza kreowana przez kapitalizm ipsofacto oznacza nierówne uznanie. Prawica twierdzi, że w społeczeństwie liberalnym problemu nie stanowi niedostatecz­ na powszechność uznania, lecz sam cel równego uznania. Cel ten jest problematyczny, ponieważ osoby ludzkie są immanentnie nierówne: traktować je jako równe to nie potwierdzić, lecz odmówić im człowie­ czeństwa. Ocenami tymi zajmiemy się po kolei. W ubiegłym stuleciu krytyka społeczeństw liberalnych znacznie częściej rozlegała się z lewej strony. Problem nierówności wciąż będzie nurtował społeczeństwa liberalne, ponieważ w kontekście liberalizmu jest on nierozwiązywalny. „Sprzeczności” naszego obecnego porządku, które to powodują, wydają się jednak mniej zasadnicze od kwestii, któ­ ra wywołuje niezadowolenie prawicy, a mianowicie pytania, czy równe uznanie jest pożądane jako cel sam w sobie. Nierówności społeczne dzielą się na dwie kategorie: wynikające z ludzkich konwencji i wynikające z natury lub naturalnej koniecz­ ności. Do pierwszej kategorii należą rozgraniczenia prawne - podział społeczeństwa na zamknięte stany, apartheid, ustawy dyskryminujące Murzynów w Ameryce, prawo wyborcze oparte na cenzusie majątko­ wym itd. Istnieją też konwencjonalne nierówności wynikłe z czynni­ ków kulturowych, na przykład z nastawienia różnych grup etnicznych i religijnych wobec działalności gospodarczej, co omówiliśmy powyżej. Nie biorą się one z prawa stanowionego czy polityki rządowej ani też z natury. Rozgraniczenia naturalne polegają na nierównomiernym rozkła­ dzie uzdolnień i innych cech uważanych za pozytywne. Nie każdy może być pianistą czy środkowym napastnikiem Lakersów, nie wszy­ scy mają też - jak zauważył Madison — równe zdolności do gromadze­ nia własności. Przystojnym chłopcom i ładnym dziewczętom łatwiej przychodzi zdobyć partnera do małżeństwa. Istnieją również formy nierówości, które można bezpośrednio wyprowadzić z charakteru 432

W KRÓLESTWIE WOLNOŚCI

rynku kapitalistycznego, a mianowicie z podziału pracy w gospodar­

ce i z bezwzględności samego rynku. Te formy nierówności są tyleż „naturalne” co sam kapitalizm, lecz stanowią konieczną konsekwencję wyboru kapitalistycznego systemu gospodarczego. W nowoczesnej gospodarce nie da się osiągnąć odpowiedniej wydajności bez racjo­ nalnego podziału pracy i bez przesunięć kapitału z branży do branży, z regionu do regionu, z kraju do kraju, na czym jedni zyskują, inni tracą. Wszystkie autentycznie liberalne społeczeństwa stawiają sobie za cel wyeliminowanie konwencjonalnych źródeł nierówności. Ponad­ to dynamika gospodarek kapitalistycznych powoduje, że upada wiele konwencjonalnych i kulturowych rozgraniczeń między ludźmi, ponie­ waż popyt na określone rodzaje pracy ulega nieustannym zmianom. Sto lat po Marksie przyzwyczailiśmy się sądzić, że społeczeństwa ka­ pitalistyczne są z gruntu nieegalitarne, tymczasem w swych skutkach społecznych znacznie przewyższają pod tym względem wcześniejsze społeczeństwa agrarne2. Kapitalizm jest dynamiczną siłą, która stale podważa czysto konwencjonalne stosunki społeczne, ponieważ kwali­ fikacje i wykształcenie są w tym systemie ważniejsze niż odziedziczo­ ne przywileje. Bez powszechnej umiejętności czytania i pisania, bez powszechnego wykształcenia, dużej mobilności społecznej i zatrudnie­ nia na podstawie uzdolnień, a nie przywilejów, społeczeństwa kapita­ listyczne nie mogłyby funkcjonować, przynajmniej nie tak skutecznie. Ponadto właściwie wszystkie nowoczesne demokracje regulują gospo­ darkę, dokonują redystrybucji dochodów i biorą na siebie znaczną część odpowiedzialności za opiekę społeczną, począwszy od Social Securi­ ty i Medicaid w Stanach Zjednoczonych, a skończywszy na bardziej rozbudowanych systemach socjalnych w Niemczech i Szwecji. Cho­ ciaż Stany Zjednoczone są bodaj najmniej paternalistyczne ze wszyst­ kich demokracji zachodnich, najważniejsze ustawy socjalne New Deal* *

2. Kwestię tę porusza Gellner (1991), s. 18-21,23-24. * Program reform społecznych i ekonomicznych realizowany od 1933 roku przez administrację Roosevelta, zwalczający skutki Wielkiego Kryzysu (przyp. tłum.).

433

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zostały zaakceptowane przez konserwatystów, a ich cofnięcie okazało się w praktyce niewykonalne. To, co powstało w wyniku tych proce­ sów zrównujących, nazwano „społeczeństwem klasy średniej”. Wyraże­ nie to jest trochę mylące, ponieważ struktura społeczna nowoczesnych demokracji wciąż przypomina klasyczną piramidę, a nie wybrzuszo­ ną w środku podłużną bombkę choinkową. Jednak środkowa część tej piramidy ma pokaźną objętość, a wysoki stopień mobilności społecz­ nej pozwala prawie wszystkim utożsamiać się z aspiracjami klasy śred­ niej i uznać się za jej - przynajmniej potencjalnych - członków. Spo­ łeczeństwa klasy średniej pod pewnymi względami pozostaną silnie nieegalitarne, lecz nierówności społeczne w coraz większym stopniu można będzie przypisać naturalnej nierówności uzdolnień, konieczne­ mu z punktu widzenia gospodarczego podziałowi pracy oraz kulturze. Stwierdzenie Kojeve’a, że w powojennej Ameryce powstało marksowskie „społeczeństwo bezklasowe”, można zinterpretować następująco: nie wszystkie nierówności społeczne uległy wyeliminowaniu, lecz te, które pozostały, są w jakimś sensie „konieczne i nieusuwalne”, wyni­ kające z natury rzeczy, a nie z woli człowieka. Można powiedzieć, że w tych granicach społeczeństwo stało się marksowskim „królestwem wolności”, jako że naturalna potrzeba, praktycznie biorąc, uległa znie­ sieniu, a ludzie mogą uzyskać wszystko, co zechcą, minimalnym (wedle wszelkich kryteriów historycznych) nakładem pracy3. Jednak większość demokracji liberalnych nie do końca spełnia na­ wet tak okrojone kryterium równości. Spośród nierówności wynika­ jących z konwencji, a nie natury czy konieczności, najtrudniejsze do wykorzenienia są te, które pochodzą z kultury. W takiej sytuacji znaj­ duje się tzw. podklasa Murzynów w Stanach Zjednoczonych. Pierwszą przeszkodą na drodze do równości, przed którą staje młody Murzyn dorastający w Detroit czy południowym Bronksie, są kiepskie szkoły,

3. Użycie przez Kojeve’a terminu „społeczeństwo bezklasowe” w odniesieniu do po­ wojennej Ameryki, choć pod pewnymi względami sensowne, z pewnością nie jest marksistowskie.

434

W KRÓLESTWIE WOLNOŚCI

problem teoretycznie do naprawienia przez państwo. W społeczeń­ stwie, w którym o pozycji decyduje prawie wyłącznie wykształcenie, osoba taka często jest upośledzona, jeszcze zanim osiągnie wiek szkol­ ny. Ponieważ środowisko domowe nie przekazuje wartości kulturowych potrzebnych do skorzystania z szans zapewnianych przez demokrację liberalną, takie dziecko będzie stale czuło pociąg do ulicy, która oferuje bardziej swojskie i ciekawsze życie niż Ameryka klas średnich. W tych warunkach równość wobec prawa i równość szans gospodarczych nie będzie miała większego znaczenia dla życia danej osoby. Co więcej, nie istnieje oczywiste rozwiązanie tych problemów nierówności kulturowej, ponieważ, jak przekonująco dowodziło wielu autorów, te metody po­ mocy podklasie czarnych, które zastosowano, w efekcie im zaszkodziły, podcinając rodzinę i zwiększając uzależnienie Murzynów od państwa. Nikt jeszcze nie wymyślił, jak „stworzyć kulturę” - czyli doprowadzić do odrodzenia wartości moralnych - drogą działań legislacyjnych. Re­ asumując, choć zasada równości została w Ameryce poprawnie sfor­ mułowana w 1776 roku, w latach dziewięćdziesiątych naszego stulecia wobec wielu Amerykanów wciąż nie jest w pełni realizowana. Kolejne zastrzeżenie: kapitalizm wytwarza ogromne bogactwo, lecz mimo to nie zaspokaja ludzkiego pragnienia równego uznania, czyli izotymii. Wraz z podziałem pracy rodzą się różnice godności po­ szczególnych zawodów: śmieciarze i podkuchenni zawsze będą mniej szanowani niż neurochirurdzy i gwiazdy futbolu, a jeszcze mniej god­ ności mieć będą bezrobotni. Ludziom biednym czy bezdomnym dzie­ je się krzywda nie tyle fizyczna, ile moralna. Ponieważ nie posiadają własności, pozostała część społeczeństwa ich lekceważy: nie umizgują się do nich politycy, a policja i sądownictwo z mniejszym zapałem walczą o ich uprawnienia; mogą znaleźć tylko taką pracę, która ich poniża; wreszcie mają mniejsze szansę na poprawę swej sytuacji przez edukację lub inny sposób samorealizacji. Dokąd będzie istniało rozróż­ nienie na ludzi bogatych i biednych, dokąd pewne zawody będą ucho­ dziły za godne szacunku, a inne za godne pogardy, dotąd żaden wzrost bezwzględnego poziomu dobrobytu społeczeństwa nie usunie szkód, 435

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

jakich codziennie doznaje godność ludzi gorzej sytuowanych. To, co zaspokaja pożądanie, nie musi jednocześnie zaspokajać thymos. Fakt, że nawet w najdoskonalszych społeczeństwach liberalnych pozostaną poważne nierówności społeczne, oznacza, że nie ustaną napięcia między zasadą wolności i zasadą równości, na których takie społeczeństwa są oparte. Napięcie to, jak jednoznacznie stwierdził Tocqueville4, jest tak samo „konieczne i nieusuwalne” jak nierówność, z której wyrasta. Wszelkie wysiłki na rzecz przyznania „równej god­ ności” upośledzonym będą oznaczały okrojenie wolności lub upraw­ nień innych ludzi, zwłaszcza jeżeli źródła upośledzenia tkwią głębo­ ko w strukturze społecznej. Przyznanie posady osobie wywodzącej się z mniejszości etnicznej w ramach programu „akcji afirmatywnej” to odebranie tej posady innym; każdy dolar wydany na opiekę społeczną zmniejsza obroty w sektorze prywatnym; każda próba obrony pracow­ ników przed bezrobociem lub firm przed bankructwem ogranicza wol­ ność gospodarczą. Nie ma stałego czy naturalnego punktu równowagi między wolnością i równością ani też sposobu na równoczesną opty­ malizację obu tych wartości. Istnieją dwa przeciwstawne podejścia do tego problemu. Marksizm dążył do skrajnej formy równości społecznej kosztem wolności: naturalne nierówności miały zostać wyeliminowane przez wynagradzanie nie uzdolnień, lecz potrzeb, oraz przez zniesienie podziału pracy. Każdy, kto w sferze równości społecznej będzie usiło­ wał osiągnąć coś więcej niż „społeczeństwo klasy średniej”, powinien uwzględnić fakt, że projekt marksistowski nie powiódł się, ponieważ w celu usunięcia tych - jak ostrzegali inni - „koniecznych i nieusuwal­ nych” różnic trzeba było przyznać państwu monstrualną władzę. Chiń­ scy komuniści czy Czerwoni Khmerzy zdołali zlikwidować podział na miasto i wieś czy na pracę fizyczną i umysłową, lecz kosztem odebrania całej ludności choćby minimalnych uprawnień. Sowieci próbowali wy­ nagradzać potrzeby zamiast pracę lub uzdolnienia, lecz skutek był taki, że społeczeństwo straciło zainteresowanie pracą. Przy tym wszystkim 4. Tocqueville (1976), s. 335-338.

436

W KRÓLESTWIE WOLNOŚCI

w społeczeństwach komunistycznych powstały znaczące nierówności społeczne, ponieważ partyjni urzędnicy stworzyli, jak to określił Milo­ ván Dżilas, nową klasę5. Po upadku komunizmu na całym świecie lewicowi krytycy spo­ łeczeństw liberalnych znaleźli się w niewygodnej sytuacji, jako że nie znają radykalnych sposobów na przezwyciężenie bardziej złożo­ nych form nierówności. Na razie można powiedzieć, że tymotejskie pragnienie jednostkowego uznania nie ustąpiło przed tymotejskim pragnieniem równości. Niewielu jest dziś krytyków społeczeństw li­ beralnych, którzy zalecają całkowitą rezygnację z liberalnych zasad czy to w sferze politycznej, czy w gospodarczej - dla przezwyciężenia istniejących nierówności gospodarczych6. Najważniejsze spory dotyczą nie zasad liberalnych, lecz tego, gdzie należy umiejscowić punkt rów­ nowagi między równością i wolnością. Każde społeczeństwo znajdzie inny kompromis, poczynając od indywidualizmu Reaganowskiej Ame­ ryki czy Thatcherowskiej Wielkiej Brytanii, a kończąc na kontynental­ nej chadecji i skandynawskiej socjaldemokracji. Zależnie od powzięte­ go wyboru poszczególne kraje będą się znacznie różniły między sobą pod względem obyczajów społecznych i jakości życia, lecz każdy tego rodzaju kompromis mieści się w szerokich granicach liberalnej demo­ kracji, nie naruszając jej podstawowych zasad. Zwiększenie demokracji społecznej nie musi się odbywać kosztem demokracji formalnej, toteż istnienie takiego pragnienia samo w sobie nie obala hipotezy końca historii. Jakkolwiek lewica nie podejmuje już kwestii różnic klasowych o podłożu ekonomicznym, nie jest pewne, czy nie pojawią się nowe, 5. Por. Milován Djilas, The New Class: An Analysis of the Communist System, Praeger, New York 1957. 6. Właściwie wszyscy lewicowi krytycy mojego artykułu Koniec historii? wskazywali na liczne problemy gospodarcze i społeczne trawiące dzisiejsze demokracje libe­ ralne, lecz żaden nie opowiedział się otwarcie za rezygnacją z zasad liberalizmu dla rozwiązania tych problemów, jak to wcześniej uczynili Marks i Lenin. Por. np.: Marion Dônhoff, Am Ende aller Geschichte?, „Die Zeit”, 22 września 1989, s. 1; André Fontaine, Après l'histoire, l’ennui?, „Le Monde”, 26 listopada 1990, s. 1.

437

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

może jeszcze radykalniejsze ataki na demokrację liberalną, motywo­ wane innymi formami nierówności. Na campusach amerykańskich collegeów lewica już zamieniła tradycyjną kwestię klasową na walkę z innymi formami nierówności, takimi jak rasizm, seksizm i homofobia. Kiedy ustanowi się zasadę równego uznania godności każdej osoby czyli przyzna każdemu prawo do zaspokojenia swej i z o t y m i i - nie ma gwarancji, że ludzie będą w dalszym ciągu akceptować istnienie na­ turalnych czy też koniecznych form nierówności. Natura nie jest szcze­ gólnie sprawiedliwa, nierówno rozdając przymioty. Pewnego dnia po­ wstanie może ruch polityczny, który podchwyci pomysł z Sejmu kobiet Arystofanesa i nakaże ustawowo, aby ładni chłopcy żenili się z ohydny­ mi staruchami i vice versa1’. Niewykluczone nawet, że powstaną nowe technologie, które pozwolą naprawić niesprawiedliwość natury i bar­ dziej „bezstronnie” rozdzielić jej skarby, takie jak uroda i inteligencja78. Dla przykładu rozważmy zmiany, jakim uległo nasze podejście do osób niepełnosprawnych. Kiedyś uważano po prostu, że ludzi niepeł­ nosprawnych, tak samo jak zezowatych czy konusów, poszkodowała natura i chcąc nie chcąc, muszą z tym żyć. Dzisiejsze społeczeństwo amerykańskie pragnie naprawić nie tylko upośledzenie fizyczne, lecz także szkody doznawane na godności. System pomocy niepełnospraw­ nym, który przyjęło wiele instytucji rządowych i wyższych uczelni, z punktu widzenia ekonomicznego jest znacznie bardziej kosztowny od innych rozsądnych możliwości. Zamiast zapewnić niepełnosprawnym osobne usługi komunikacyjne, w wielu miastach wszystkie autobusy przystosowano do korzystania przez inwalidów. Zamiast stworzyć do­ datkowe małe wejścia dla wózków inwalidzkich, budynki użyteczności

7. Jeżeli ktoś uważa, że jest to odległa perspektywa, niech przeczyta listę „Konkret­ nych form ucisku” sporządzoną przez Smith College, która obejmuje na przykład „wyglądyzm”, czyli „przekonanie, że wygląd zewnętrzny jest wskaźnikiem wartości osoby”. Cytowane w: „Wall Street Journal” (26 listopada 1990), s. Aro. 8. Teorię sprawiedliwości Johna Rawlsa omawia w tym kontekście Allan Bloom, Ju­ stice: John Rawls versus the Tradition of Political Philosophy, w: tenże, Giants and Dwarfs: Essays 1960-1990, Simon and Schuster, New York 1990, s. 329.

438

W KRÓLESTWIE WOLNOŚCI

publicznej wyposaża się w rampy przy wejściu głównym. Ten ogromny koszt i wysiłek podjęto nie po to, by zmniejszyć uciążliwości fizyczne, ponieważ to można było osiągnąć taniej - celem była ochrona godności niepełnosprawnych. Chciano ochronić ich thymos, pokazując, że osoba niepełnosprawna może przezwyciężyć naturę i jak wszyscy inni jeździć autobusami czy wchodzić do budynku od frontu. Pragnienie równego uznania - izotymia - wcale nie musi wygasać wraz z osiągnięciem większej faktycznej równości i dostatku material­ nego, a nawet może ulec podsyceniu. Tocqueville wyjaśnił, że kiedy różnice między klasami społecznymi są znaczne i oparte na długiej tradycji, ludzie są zrezygnowani i godzą się na nie. Jednakże kiedy społeczeństwo cechuje duża mobilność i po­ szczególne grupy społeczne dzieli mniejsza przepaść, ludzie wyraźniej sobie uświadamiają wciąż istniejące różnice, które budzą ich sprzeciw. Zdaniem Tocqueville’a w krajach demokratycznych umiłowanie rów­ ności jest silniejszym i trwalszym uczuciem niż umiłowanie wolno­ ści. Wolność można mieć bez demokracji, lecz równość występowa­ ła wyłącznie w epokach demokratycznych i dlatego ludzie kurczowo jej się trzymali. Nadużycia wolności - arogancja Leony Helmsley czy Donalda Trumpa, przestępstwa finansowe Ivana Boeskyego czy Mi­ chaela Milkena, skażenie Prudhoe Bay przez tankowiec „Exxon Val­ dez” - znacznie bardziej rzucają się w oczy niż grzechy skrajnej rów­ ności, takie jak pełzająca przeciętność czy tyrania większości. Ponadto wolność polityczna daje ogromne rozkosze garstce obywateli, podczas gdy równość jest źródłem drobnych przyjemności dla szerokich rzesz9. Reasumując, choć projekt liberalny przez ostatnie cztery stulecia skutecznie wyeliminował z życia politycznego drastyczne formy megalotymii, nasze społeczeństwo wciąż będzie poświęcać uwagę kwestii zrównania wszystkich ludzi w godności. W dzisiejszej demokratycz­ nej Ameryce istnieje liczna grupa ludzi, dla których usunięcie ostat­ nich reliktów nierówności stanowi cel życiowy. Dbają o to, żeby małe 9. Tocqueville (1976), s. 336-337.

439

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

dziewczynki nie musiały płacić więcej za obcięcie włosów niż mali chłopcy; żeby każda drużyna skautowa mogła mieć drużynowego ho­ moseksualistę; żeby nie powstał ani jeden budynek bez betonowego podjazdu dla wózków inwalidzkich od frontu. Sprawy te budzą dziś w Ameryce tak żarliwe uczucia właśnie dlatego, że nierówności, jakie pozostały, są tak trywialne. Przyszłe lewicowe ataki na liberalizm mogą przybrać zupełnie inną postać od tych, do których przyzwyczaiło nas bieżące stulecie. Ko­ munistyczne zagrożenie dla wolności było bezpośrednie i oczywiste, a doktryna została tak doszczętnie skompromitowana, że trudno nie uznać jej za całkowicie spaloną w rozwiniętym świecie. Przyszli kryty­ cy liberalizmu raczej przywdzieją jego szaty i uderzą weń od wewnątrz, zamiast przypuszczać frontalny atak na podstawowe zasady i instytucje demokratyczne. Na przykład w ciągu ostatniego pokolenia w niemal wszystkich liberalnych demokracjach namnożyło się nowych „uprawnień”. Wie­ lu demokracjom nie wystarcza już ochrona życia, wolności i własno­ ści - zdefiniowały także prawa do prywatności, podróżowania, za­ trudnienia, odpoczynku, niczym nieskrępowanego doboru partnerów seksualnych, aborcji, dzieciństwa itd. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że liczne spośród tych praw są niejasne i wzajemnie sprzeczne. Nietrud­ no sobie wyobrazić sytuacje, w których podstawowe uprawnienia de­ finiowane przez Deklarację Niepodległości i konstytucję ulegają po­ ważnemu uszczupleniu skutkiem realizacji nowych uprawnień, których celem jest większa równość społeczna. Brak logiki w naszej dzisiejszej dyskusji o uprawnieniach bierze się z głębszego kryzysu filozoficzne­ go, a mianowicie z niewiary w możliwość racjonalnego zrozumienia człowieka. Uprawnienia wynikają bezpośrednio ze zrozumienia tego, czym jest człowiek, więc jeżeli nie ma zgody co do natury człowieka lub przynajmniej przekonania, że natura ta jest poznawalna, to wszel­ kie próby zdefiniowania uprawnień lub zapobieżenia tworzeniu no­ wych, potencjalnie niedorzecznych, są skazane na porażkę. Aby sobie lepiej uzmysłowić, na czym polega problem, rozważmy możliwość, że 440

W KRÓLESTWIE WOLNOŚCI

w przyszłości uprawnienia ulegną „naduniwersalizacji”, to znaczy obej­ mą także sferę pozaludzką. W klasycznej filozofii politycznej godność człowieka mieściła się gdzieś pomiędzy godnością zwierząt i bogów. Człowiek miał naturę częściowo zwierzęcą, ale miał też rozum, a zatem cechę specyficznie ludzką, niedostępną innym gatunkom. Dla Kanta i Hegla, jak również dla tradycji chrześcijańskiej, na której się opierali, rozróżnienie między człowiekiem a tym, co pozaludzkie, było absolutnie podstawowe. Isto­ ty ludzkie posiadały wyższą godność od wszystkich innych stworzeń, ponieważ były wolne: człowiek był przyczyną niemającą przyczy­ ny, kimś niezdeterminowanym przez wrodzony instynkt i zdolnym do niezawisłego wyboru moralnego. Dzisiaj godność ludzka nie schodzi nam z ust, ale nie ma zgody co do tego, dzięki czemu człowiek ją posiada. Z pewnością tylko niewielu ludzi uważa, że człowiek jest godny, ponieważ potrafi dokonywać mo­ ralnego wyboru. Nowożytne przyrodoznawstwo i filozofia po Kancie i Heglu usilnie podważają możliwość niezawisłego wyboru moralne­ go i starają się pojmować człowieka wyłącznie w kategoriach podludzkich i pozaracjonalnych. W tym, co Kant uważał za wolny, racjonalny wybór, Marks widział efekt działania sił gospodarczych, a Freud - głę­ boko utajone popędy seksualne. Zdaniem Darwina człowiek jak najdo­ słowniej rozwinął się z tego, co podludzkie. W rosnącym stopniu dawał się zrozumieć w kategoriach biologicznych i chemicznych. Nauki spo­ łeczne bieżącego stulecia powiedziały nam, że człowiek jest wytworem warunków społecznych i środowiskowych, a jego zachowanie, podobnie jak zachowanie zwierząt, podlega pewnym deterministycznym prawom. Badania wykazują, że zwierzęta również wdają się w boje o prestiż i kto wie, może nawet znają uczucie dumy i pragną uznania. Człowiek no­ wożytny zrozumiał, że istnieje ciągłość między „żywym szlamem”, jak to ujął Nietzsche, a nim samym. Od życia zwierzęcego, z którego wyrósł, człowiek różni się ilościowo, lecz nie jakościowo. Człowiek niezawisły, zdolny do rozumnego przestrzegania praw, które sam dla siebie stwo­ rzył, to mit, niegdyś służący ludziom do dodawania sobie splendoru. 441

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Wyższa godność człowieka daje mu prawo do podboju natury, czy­ li do jej wykorzystywania i zawłaszczania dla swych celów za pomo­ cą metod wymyślonych przez nowożytne przyrodoznawstwo. Wydaje się jednak, iż nowożytne przyrodoznawstwo chce wykazać, że nie ma istotnej różnicy między człowiekiem i naturą, że człowiek jest tylko lepiej zorganizowaną i bardziej racjonalną postacią „żywego szlamu”. Jeżeli jednak nie ma podstaw do stwierdzenia, że człowiek ma wyż­ szą godność niż natura, to jego dążenie do opanowania natury traci uzasadnienie. Żarliwy egalitaryzm, który neguje istnienie znaczących różnic między ludźmi, można poszerzyć i zaprzeczyć istnieniu różnic między człowiekiem a wyższymi zwierzętami. Działacze ruchu obro­ ny praw zwierząt argumentują, że małpy, szczury czy sokoły potrafią cierpieć podobnie jak ludzie, delfiny zaś wydają się obdarzone wysoką inteligencją. Dlaczego zatem wolno je zabijać, skoro zabijanie ludzi jest bezprawne? Na tym się jednak nie skończy. Gdzie przebiega granica między wyższymi i niższymi zwierzętami? Kto potrafi określić, które stworze­ nia cierpią? A zresztą dlaczego zdolność do doznawania bólu i wysoka inteligencja mają stanowić o wyższej wartości? Doprowadźmy to ro­ zumowanie do końca: dlaczego człowiek miałby mieć więcej godności niż świat naturalny, od zwykłego kamyka po najodleglejszą gwiazdę? Dlaczego owady, bakterie, pasożyty jelit i wirusy HIV miałyby nie mieć uprawnień przysługujących ludziom? Chociaż większość współczesnych działaczy ekologicznych odżeg­ nuje się od tego, wciąż hołdują oni jakiemuś pojęciu wyższej godności człowieka. Mianowicie chcą chronić młode foczki i snail darters’, ponie­ waż my ludzie, lubimy mieć je koło siebie. Jest to jednak z ich stro­ ny hipokryzja. Jeżeli nie istnieją racjonalne podstawy do uznania, że człowiek ma wyższą godność niż natura, to nie istnieje też racjonalna * Niewielkie ryby słodkowodne występujące tylko w Ameryce (Percina imostoma tanasi z okoniowatych), które były na wymarciu. Stowarzyszenie powołane do ochrony tego gatunku nie dopuściło do budowy elektrowni wodnej, która dopro­ wadziłaby ponoć do zagłady snail darters (przyp. tłum.).

442

W KRÓLESTWIE WOLNOŚCI

podstawa do uznania, że pewien fragment natury, na przykład mło­ de foczki, ma wyższą godność od innego, na przykład wirusów HIV. Pewien ekstremistyczny odłam ruchu ekologicznego zajmuje znacznie logiczniejsze stanowisko w tej sprawie, uważając, że natura jako taka nie tylko zwierzęta czujące lub inteligentne, lecz całość naturalnego stworzenia - posiada te same uprawnienia co ludzie. Gdybyśmy chcieli być konsekwentni, powinniśmy zachować obojętność na masowy głód w Etiopii, który dowodzi, że natura potrafi zemścić się na człowieku za jego ekspansywność, oraz powinniśmy wysunąć postulat zmniejszenia populacji człowieka na ziemi do „naturalnych” stu milionów (zamiast obecnych pięciu miliardów z okładem), aby już więcej nie naruszać równowagi ekologicznej, co uległo spotęgowaniu od czasów rewolucji przemysłowej. Rozciągnięcie zasady równości na świat pozaludzki zakrawa na dziwactwo, ale jest to wynik obecnego paraliżu myślenia w kwestii: co to jest człowiek? Jeżeli rzeczywiście sądzimy, że nie jest zdolny do mo­ ralnego wyboru czy niezawisłego użycia rozumu, jeżeli uważamy, że da się go bez reszty zrozumieć w kategoriach tego, co podludzkie, to rozciągnięcie uprawnień na zwierzęta i inne stworzenia jest nie tylko możliwe, ale także nieuchronne. Liberalne pojęcie równego i uni­ wersalnego człowieczeństwa, któremu przysługuje specyficznie ludzka godność, zostanie podważone od góry i od dołu: przez tych, którzy twierdzą, że ważniejsza od cechy bycia człowiekiem jest przynależność grupowa, oraz przez tych, którzy uważają, że bycie człowiekiem nie sta­ nowi niczego wyróżniającego wobec świata pozaludzkiego. Nowożytny relatywizm wpędził nas w intelektualny ślepy zaułek, z którego nie da się definitywnie odeprzeć żadnego z tych zarzutów, a zarazem stanąć w obronie tradycyjnie pojętych liberalnych uprawnień. Wzajemne uznanie zapewniane przez uniwersalne państwo ho­ mogeniczne wielu ludzi nie zaspokaja bez reszty, ponieważ, mówiąc słowami Adama Smitha, człowiek bogaty wciąż chlubi się swym bo­ gactwem, człowiek ubogi zaś wstydzi się swego ubóstwa i ma poczucie, że jest niewidzialny dla innych ludzi. Mimo całkowitego załamania się 443

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

komunizmu nie ustaną próby znalezienia lewicowych alternatyw dla demokracji liberalnej i kapitalizmu - ich źródłem będzie niepełna wza­ jemność uznania. Nierówne uznanie równych ludzi to najczęściej stawiany zarzut wobec demokracji liberalnej, istnieją jednak powody, by sądzić, że po­ ważniejsze jest zagrożenie ze strony prawicy, która ma za złe demokra­ cji liberalnej, że ta często obdarza równym uznaniem nierównych ludzi. Kwestią tą zajmiemy się w następnym rozdziale.

Rozdział 28

Ludzie bez piersi

Najogólniejsze znamię epoki nowoczesnej: człowiek we własnych swoich oczach ogromnie stracił na godności. Przez długi czas jako punkt środkowy i bohater tragiczny istnienia w ogóle; następnie usiłujący przynajmniej wykazać się po­ krewnym z rozstrzygającą i mającą w samej sobie wartość stroną istnienia - jak to czynią wszyscy metafizycy, którzy chcą utrzymać godność ludzką, ze swoją wiarą, że wartości moralne są wartościami kardynalnemi. Kto porzucił Boga, ten tern twardziej obstaje przy wierze w moralność. FRYDERYK NIETZSCHE,

Wola mocy'

Nasze rozważania byłyby niepełne, gdybyśmy nie zajęli się stworze­ niem, które podobno pojawia się na końcu historii: ostatnim człowiekiem. Hegel twierdził, że uniwersalne państwo homogeniczne całkowicie usuwa sprzeczność, która tkwiła w stosunku hegemonii i poddaństwa, sprawia bowiem, że niewolnicy stają się swymi własnymi panami. Pan już nie jest uznawany tylko przez stworzenia trochę mniej niż ludzkie, a człowieczeństwo niewolnika nie jest już negowane. Każda jednostka, wolna i świadoma swej wartości, uznaje wszystkie inne jednostki za i. Nietzsche (igęob) Lą, s. 13.

445

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

te same przymioty. Choć sprzeczność pan-niewolnik uległa zniesieniu, zachowały się pewne elementy każdego z jej członów: wolność pana i praca niewolnika. Jednym z wielkich biegunów krytyki Hegla był marksizm, który przeczył uniwersalności uznania, nieosiągalnej przy zachowaniu klas ekonomicznych. Drugi, poważniejszy biegun krytyki stworzył Nie­ tzsche. Choć bowiem myśl tego filozofa nigdy nie znalazła uzewnętrz­ nienia w ruchach masowych czy partiach politycznych, postawione przezeń pytania o kierunek ludzkiego procesu historycznego pozostają bez odpowiedzi i raczej nie zostaną rozstrzygnięte po zniknięciu z po­ wierzchni ziemi ostatniego reżimu marksistowskiego. Nietzsche nie dostrzegał większej różnicy między Heglem i Mar­ ksem, ponieważ obaj stawiali sobie ten sam cel: społeczeństwo urze­ czywistniające powszechne uznanie. Z jego pism wyłania się pytanie: czy uznanie, które można zuniwersalizować, jest warte starań? Czy jakość uznania nie jest ważniejsza od jego powszechności? Czy uniwersalizacja uznania nie trywializuje go i nie odbiera mu wartości? Ostatni człowiek Nietzschego jest w swej istocie zwycięskim nie­ wolnikiem. Autor Woli mocy w pełni zgadzał się z Heglem, że chrześ­ cijaństwo to ideologia niewolników, a demokracja stanowi zsekularyzowaną postać chrześcijaństwa. Równość wszystkich ludzi wobec prawa była dlań urzeczywistnieniem chrześcijańskiego ideału równo­ ści wszystkich wierzących w Królestwie Niebieskim. Chrześcijańskie przekonanie o równości ludzi w oczach Boga było tylko przesądem zrodzonym z resentymentu słabych wobec silnych. Religia chrześci­ jańska powstała z uświadomienia, że słabi mogą pokonać silnych, jeżeli połączą się w stado, a jako broni użyją sumienia i pojęcia winy. W cza­ sach nowożytnych przesąd ten ma szeroki zasięg i narzuca się z nieod­ partą mocą nie dlatego, że stwierdzono jego prawdziwość, lecz dlatego, że wzrosła liczba ludzi słabych2.

2. Por. Nietzsche (1991a), 2:11,2:20,3:18; tenże (1990a) aforyzmy 46,50,51,199,201,202, 203, 229.

446

LUDZIE BEZ PIERSI

Dla Nietzschego, inaczej niż dla Hegla, państwo liberalno-demo­ kratyczne nie stanowiło syntezy moralności pana i niewolnika, lecz bez­ względne zwycięstwo niewolnika3. Nie było w nim miejsca na wolność i zaspokojenie pana, ponieważ w społeczeństwie demokratycznym nikt naprawdę nie rządził. Typowym obywatelem demokracji liberalnej była jednostka wychowana na Hobbesie i Lockeu, która zrezygnowała z dumnego przekonania o swej wyższej wartości na rzecz samozachowania i wygody. Według Nietzschego człowiek demokratyczny skła­ dał się wyłącznie z pożądania i rozumu, sprawnie znajdował sposoby zaspokajania błahych potrzeb przez kalkulację długofalowej korzyści własnej. Nie miał zaś w sobie ani krztyny megalotymii, zadowolony ze swego szczęścia i niezdolny do poczucia wstydu z tego, że nie umie wznieść się ponad te potrzeby. Hegel twierdził, rzecz jasna, że oprócz zaspokojenia pożądań czło­ wiek nowożytny walczy też o uznanie, które otrzymuje wraz z przyzna­ niem mu uprawnień przez uniwersalne państwo homogeniczne. I rze­ czywiście, nie ulega kwestii, że ludzie pozbawieni uprawnień walczą o nie, jak to było w Europie Wschodniej, Chinach i Związku Radziec­ kim. Inną sprawą jest jednak pytanie, czy otrzymując uprawnienia, są zaspokojeni w swym człowieczeństwie. Przypomina się dowcip Groucho Marxa, który powiedział, że nie chciałby należeć do klubu, który zgodziłby się go przyjąć na członka: jaką wartość ma uznanie wynikające z samego faktu bycia człowiekiem? Kiedy rewolucja liberal­ na powiedzie się, jak w 1989 roku w Niemczech Wschodnich, wszyscy staną się beneficjentami nowego systemu uprawnień, niezależnie od tego, czy walczyli o wolność, czy też byli zadowoleni z niewolnicze­ go życia w dawnym ustroju, a nawet pracowali dla jego tajnej poli­ cji. Społeczeństwo, które przyznaje tego rodzaju uznanie, może stano­ wić punkt wyjścia do zaspokojenia thymos i ma bezsporną przewagę nad takim, które odmawia obywatelom człowieczeństwa. Czy jednak

3. Por. tamże, aforyzm 241; także aforyzm 260 o próżności i mniemaniu o sobie „po­ spolitego człeka” w społeczeństwach demokratycznych.

447

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przyznanie liberalnych uprawnień samo w sobie jest spełnieniem tego wielkiego pragnienia, które kazało arystokratycznemu panu narażać się na śmierć? Nawet jeżeli ta skromna forma uznania zaspokoi wielu ludzi, to czy wystarczy tym nielicznym o nieskończenie ambitniejszej natu­ rze? Czy człowieka, który byłby zupełnie zadowolony z po­ siadania uprawnień w społeczeństwie demokratycznym, niemającego innych aspiracji prócz obywatelstwa, nie należałoby uznać za godnego pogardy? Jeżeli zaś powszechne i wzajemne uznanie zostawia thymos w stanie zasadniczego niezaspokojenia, to czy społeczeństwa demokra­ tyczne nie wznoszą się na kruchych fundamentach?4 Immanentne sprzeczności pojęcia powszechnego uznania znajdują uwidocznienie w działaniach „ruchu samoafirmacji”, który ukonstytu­ ował się ostatnio w Stanach Zjednoczonych, a stan Kalifornia w 1987 roku powołał nawet specjalną komisję do tego celu5. Ruch ten wycho­ dzi od słusznego spostrzeżenia psychologicznego: powodzenie życio­ we w dużej mierze zależy od poczucia własnej wartości, a jeżeli ktoś nie wierzy w siebie, to nic nie osiągnie, na zasadzie samospełniającego się proroctwa. Podstawowa przesłanka, kantowsko-chrześcijańska (choć osoby, które ją głoszą, często nie są świadome swych intelektu­ alnych korzeni), brzmi, że każdy jest istotą ludzką i dlatego ma pew­ ną godność. Kant powiedziałby, w zgodzie z tradycją chrześcijańską, że wszystkie istoty ludzkie są równie zdolne do podjęcia decyzji, czy żyć według prawa moralnego czy też nie. Godność obejmuje więc tyl­ ko tych ludzi, którzy potrafią orzec, że pewne działania są sprzeczne

4. Por. omówienie problemu uznania w odpowiedzi Leo Straussa na list Kojeve’a w: Strauss, On Tyranny (1963), s. 222. Patrz także jego list do Kojeve’a z 22 sierpnia 1948, gdzie sugeruje, iż sam Hegel był przekonany, że do zaspokojenia człowieka potrzeba mądrości, a nie tylko uznania i dlatego „państwo ostateczne zawdzięcza swe przywileje mądrości, rządom mądrości, [...] a nie uniwersalności i homogeniczności jako takim”. Cytowane w: Strauss (1991), s. 238. 5. Pomysłodawcą „Kalifornijskiej grupy inicjatywnej na rzecz promowania samoafir­ macji oraz osobistej i społecznej odpowiedzialności” był deputowany John Vasconcellos, który przedstawił raport końcowy w połowie 1990 roku. Por. Courts, Parents Called Too Soft on Delinquents, „Los Angeles Times” (1 grudnia 1989), s. A3.

448

LUDZIE BEZ PIERSI

z prawem moralnym, a zatem złe. Aby poczucie własnej wartości było autentyczne, człowiek musi być zdolny do wstydu czy odrazy do siebie samego, kiedy nie sprosta jakiejś normie. Problem z ruchem samoafirmacji polega na tym, że jego członko­ wie, żyjący w społeczeństwie demokratycznym i egalitarnym, rzadko gotowi są orzec, co należy uznać za godne afirmacji. Pragną wesprzeć każdego, powiedzieć wszystkim, że choćby ich życie było podłe i niskie, mimo to posiadają wartość, są kimś. Nie chcą potępiać żadnej osoby ani postępku jako bezwartościowego. Niewykluczone, że to dobra tak­ tyka, aby osobę, która znajduje się na samym dnie, podnieść na duchu bezwarunkową afirmacją jej godności czy człowieczeństwa. Ostatecz­ nie jednak matka będzie wiedziała, że zaniedbała swe dziecko, ojciec będzie wiedział, że znów się rozpił, córka będzie wiedziała, że okłama­ ła rodziców, ponieważ „kuglarstwa, którymi potrafimy omamić innych, zdają się na nic w tym dobrze oświedonym zaułku, gdzie umawiamy się na spotkania sami ze sobą”. Poczucie własnej wartości musi się opierać na jakichś osiągnięciach, choćby najbardziej znikomych, im trudniej­ sze zaś osiągnięcie, tym wyższe poczucie własnej wartości: człowiek jest z siebie bardziej dumny, kiedy ukończy szkolenie w jednostce ko­ mandosów, niż kiedy ustawi się w kolejce po zapomogę. W demokracji jesteśmy jednak z gruntu przeciwni orzekaniu, że jakaś osoba, sposób życia czy postępowanie jest lepsze i bardziej wartościowe od innych6. Powszechne uznanie stwarza dalszy problem, który streszcza się w pytaniu: kto uznaje? Bo czy nie jest tak, że satysfakcja, którą czerpie­ my z uznania, w dużej mierze zależy od jakości uznającej osoby? Czyż 6. Kalifornijski ruch samoafirmacji zdefiniował godność własną jako „wysoką ocenę własnej wartości i ważności oraz uznawanie się za osobę odpowiedzialną w dzia­ łaniach wobec innych”. Wiele zależy od drugiej części tej definicji. Jeden z kryty­ ków całego pomysłu stwierdził, co następuje: „Kiedy ruch samoafirmacji zawładnie jakąś szkołą, nauczyciele są pod presją, aby akceptować każde dziecko takie, jakie jest. Aby nie psuć dzieciom dobrego samopoczucia, należy unikać wszelkiej krytyki i w zasadzie wszelkich wyzwań, które mogłyby zakończyć się niepowodzeniem”. Por. Beth Ann Krier, California's Newest Export, „Los Angeles Times” (5 czerwca r99o), s. El.

449

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

nie jest znacznie bardziej satysfakcjonujące zostać uznanym przez oso­ bę, której osąd cenimy, niż przez ogół ludzi, których pojęcie o życiu jest przeciętne? Czy nie jest tak, że wyższe, a zatem bardziej satysfak­ cjonujące, formy uznania muszą pochodzić od coraz węższego kręgu osób, ponieważ wybitne osiągnięcia potrafią ocenić tylko ludzie rów­ nie wybitni? Fizyk teoretyczny byłby przypuszczalnie znacznie bardziej usatysfakcjonowany, gdyby jego pracę uznali najlepsi spośród innych fizyków, a nie tygodnik „Time”. Nie trzeba zresztą uciekać się do tak górnolotnych przykładów, aby pytanie o jakość uznania pozostało de­ cydujące: czy uznanie, które przysługuje każdemu przez sam fakt oby­ watelstwa w wielomilionowym państwie demokratycznym, jest bar­ dziej satysfakcjonujące niż to, które otrzymywali członkowie małych, zwartych społeczności agrarnych w epoce preindustrialnej? Chociaż nie mieli „uprawnień” politycznych w nowożytnym sensie tego termi­ nu, to należeli do małych i stabilnych grup społecznych, połączonych więzami pokrewieństwa, pracy, religii itd., i w grupach tych wzajemnie się „uznawali” i szanowali, nawet jeżeli cierpieli wyzysk i poniżenie ze strony swych feudalnych panów. Tymczasem mieszkańcy ogromnych osiedli w nowożytnych miastach są wprawdzie uznawani przez pań­ stwo, lecz nic ich nie łączy z ludźmi, z którymi mieszkają i pracują. Nietzsche uważał, że prawdziwa wybitność, wielkość i szlachetność jest możliwa tylko w społeczeństwach arystokratycznych7. Innymi sło­ wy, prawdziwa wolność i kreatywność może wyrastać tylko z megalotymii, czyli pragnienia, aby zostać uznanym za lepszego od innych. Być może ludzie rodzą się równi, lecz nigdy nie osiągną granic swych możliwości, jeżeli wystarczy im, że będą tacy jak inni. Aby przewyż­ szyć siebie samego, konieczne jest pragnienie bycia uznanym za kogoś lepszego od innych. Pragnienie to jest czymś więcej niż tylko źródłem wojny i imperializmu: jest niezbędnym warunkiem stworzenia czego­ kolwiek, co w życiu wartościowe, czy to będą genialne symfonie, obrazy i powieści czy wielkie kodeksy etyczne i systemy polityczne. Nietzsche 7. Por. Nietzsche (ięgoa), aforyzmy 257,259.

450

LUDZIE BEZ PIERSI

stwierdził, że wszelkie wybitne osiągnięcia muszą się zrodzić z nie­ zadowolenia, z buntu, a potem wojny jaźni przeciwko sobie, z całym cierpieniem, jakie to za sobą pociąga: „Trzeba wciąż mieć w sobie cha­ os, aby urodzić tańczącą gwiazdę”. Dobre zdrowie i samozadowolenie przeszkadzają twórczości. Tą stroną człowieka, która celowo dąży do walki i poświęcenia, która pragnie dowieść, że jaźń jest czymś lepszym i wyższym od zlęknionego, sterowanego potrzebami i instynktem, fi­ zycznie zdeterminowanego zwierzęcia, jest thymos. Nie wszyscy ludzie mają w sobie ten pociąg, lecz ci, którzy mają, nie potrafią zaspokoić swego thymos świadomością, że tylko dorównują innym ludziom pod względem wartości. Dążenie do bycia nierównym uwidacznia się w życiu na każ­ dym kroku, nawet podczas takich wydarzeń jak rewolucja bolszewicka, której celem było stworzenie społeczeństwa opartego na całkowitej równości wszystkich ludzi. Leninowi, Trockiemu i Stalinowi osobiście nie wystarczało bycie równym innym ludziom - w przeciwnym razie Lenin nigdy nie wyjechałby z Samary, a Stalin pozostałby zapewne w seminarium duchownym w Tbilisi. Kierowanie rewolucją i stworze­ nie całkiem nowego społeczeństwa wymaga jednostek wybitnych, ob­ darzonych wyjątkowo twardym charakterem, wyobraźnią, bezwzględ­ nością i inteligencją, których to przymiotów wymienionej trójce nie brakowało. A przecież celem społeczeństwa, które budowali, było znie­ sienie ambicji i cech charakteru, które oni sami posiadali. Być może właśnie dlatego wszystkie ruchy lewicowe, od bolszewików i komuni­ stów chińskich po niemieckich Zielonych, prędzej czy później prze­ chodzą kryzys „kultu jednostki”, ponieważ nie da się uniknąć napięcia między izotymicznymi ideałami społeczeństwa egalitarnego a megalotymicznymi typami ludzkimi, które są potrzebne do urzeczywistnienia takiego społeczeństwa. Stąd takie jednostki jak Lenin czy Trocki, dążące do czegoś lep­ szego i wyższego, częściej trafiają się w społeczeństwach wyznają­ cych pogląd, że ludzie nie rodzą się równi. Społeczeństwa demokratyczne, wyznające pogląd przeciwstawny, z reguły sprzyjają 45i

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przekonaniu o równości wszystkich stylów życia i wartości. Nie mówią obywatelom, jak powinni żyć ani co uczyni ich szczęśliwymi, cnotliwy­ mi i wielkimi8. Pielęgnują tylko jedną cnotę, tolerancję, która w społe­ czeństwach demokratycznych staje się nadrzędna. Jeżeli zaś ludzie nie są zdolni stwierdzić, że jeden sposób życia jest lepszy od drugiego, to opierają się na afirmacji samego życia, czyli ciała z jego potrzebami i lę­ kami. Być może nie wszystkie dusze są równie cnotliwe i utalentowane, lecz wszystkie potrafią cierpieć; stąd społeczeństwa demokratyczne są współczujące i stawiają na pierwszym miejscu kwestię ochrony ciała przed cierpieniem. Nie jest przypadkiem, że w społeczeństwach demo­ kratycznych ludzie dążą do zysku materialnego i żyją w świecie eko­ nomicznym, który zaspokaja tysiące drobnych potrzeb ciała. Zdaniem Nietzschego ostatni ludzie „opuścili okolice, gdzie życie twarde było: gdyż ciepła potrzeba”. Pracuje się jeszcze, gdyż praca jest rozrywką. Dba się jednak o to, by ta rozrywka nie stała się zbyt uciążliwą. Nikt już nie jest bogatym ani bied­ nym: jedno i drugie jest zbyt uciążliwe. Któż by jeszcze chciał panować? Któż podlegać? To zbyt uciążliwe. Żadnego pasterza, sama trzoda! Każdy jest równy, każdy chce działu

równego. Kto inaczej czuje, idzie dobrowolnie do domu obłąkanych9.

Człowiekowi demokratycznemu niezwykle trudno przychodzi po­ ważne traktowanie istotnych kwestii moralnych w życiu publicznym. Moralność wymaga rozróżnień między lepszym i gorszym, dobrym i złym, a to wydaje się naruszać demokratyczną zasadę tolerancji. Dla­ tego ostatni człowiek skupia się przede wszystkim na swym osobistym zdrowiu i bezpieczeństwie jako sprawach niebudzących kontrower­ sji. W dzisiejszej Ameryce czujemy się uprawnieni do krytykowania kogoś za to, że za dużo pali, lecz nie za jego przekonania religijne czy

8. Por. Platon (1994), księga VIII, 5Ćic-d. 9. Nietzsche (1995), s. 14.

452

LUDZIE BEZ PIERSI

nieetyczne postępowanie. Dla Amerykanów zdrowie ciała - dieta, gim­ nastyka, kondycja fizyczna - stało się znacznie większą obsesją niż kwe­ stie moralne, które dręczyły ich przodków. Stawiając samozachowanie na pierwszym miejscu, ostatni czło­ wiek przypomina niewolnika w Heglowskim krwawym boju, od któ­ rego rozpoczęła się historia. Sytuacja ostatniego człowieka jest jednak znacznie gorsza ze względu na cały późniejszy proces historyczny, czyli kompleksową, kumulatywną ewolucję społeczeństwa ludzkiego ku de­ mokracji. Zdaniem Nietzschego bowiem człowiek nie może być zdro­ wy, silny i twórczy, jeżeli nie żyje wewnątrz pewnego horyzontu, czyli zespołu wartości i przekonań, które przyjmuje bezwzględnie i bezkry­ tycznie. „Żaden artysta nie stworzy obrazu, żaden wódz nie osiągnie zwycięstwa, żaden naród nie wybije się na wolność”, nie posiadając takiego horyzontu, nie kochając swego czynu „nieskończenie bardziej, niż czyn na to zasługuje”10. Tymczasem nasza świadomość historii miłość tę uniemożliwia. Historia uczy nas bowiem, że przeszłość zna ogromną liczbę hory­ zontów - cywilizacji, religii, kodeksów etycznych, systemów wartości. Żyjący wewnątrz nich ludzie wierzyli, że ich horyzont jest jedynym

możliwym, ponieważ brakowało im naszej nowoczesnej świadomości historii. Ci, którzy narodzili się w końcowej fazie tego procesu, któ­ rzy żyją w wieku starczym ludzkości, nie mogą być tak bezkrytyczni. Nowoczesna edukacja powszechna, tak niezbędna w przygotowywaniu społeczeństw do życia w świecie nowoczesnej gospodarki, zdejmuje więzy tradycji i autorytetu. Ludzie zdają sobie sprawę, że ich horyzont jest tylko horyzontem, nie stałym lądem, lecz mirażem, który znika w miarę naszego zbliżania się i ustępuje dalszemu horyzontowi. Dlate­ go człowiek nowoczesnyjest ostatnim człowiekiem: doświadczenie historii uczyniło zeń cynika i otworzyło mu oczy na niemożliwość bez­ pośredniego doznawania wartości.

io. Nietzsche (1996), s. 91.

453

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Innymi słowy, nowoczesna edukacja pobudza skłonność do rela­ tywizmu, czyli doktryny, w myśl której wszystkie horyzonty i systemy wartości są zrelatywizowane do swego czasu i miejsca oraz żadne nie są prawdziwe, lecz odzwierciedlają przesądy i interesy swych wyrazi­ cieli. Doktryna, która mówi, że nie istnieje żadna uprzywilejowana per­ spektywa, to woda na młyn człowieka demokratycznego, który prag­ nie wierzyć, że jego sposób życia nie jest w niczym gorszy od innych. Relatywizm nie prowadzi zatem do wyzwolenia ludzi wybitnych czy silnych, lecz przeciętnych, którzy nareszcie usłyszeli, że nie mają się czego wstydzić11. Na początku historii niewolnik odmówił narażania życia w krwawym boju, ponieważ żywił instynktowny lęk. Ostatniemu człowiekowi u końca historii rozum mówi, że nie ma sensu narażać życia dla ideałów, ponieważ historia roiła się od niepotrzebnych bitew, w których ludzie walczyli o to, czy powinni być chrześcijanami czy mu­ zułmanami, protestantami czy katolikami, Niemcami czy Francuzami. Późniejsza historia pokazała, że przekonania, które pchały ludzi do de­ sperackich aktów odwagi i poświęcenia, były niemądrymi przesądami. Ludzie, którzy otrzymali nowoczesną edukację, z zadowoleniem siedzą w domu i gratulują sobie szerokiego umysłu i braku fanatyzmu. Jak mówi o nich Zaratustra: A gdy mówicie: Jesteśmy rzeczywiści, na wskroś prawdziwi, bez wiary i przesądów”, wydymacie chełpliwie piersi - ach, piersi nawet nie mając!11 12

W dzisiejszych społeczeństwach demokratycznych jest wielu lu­ dzi, szczególnie młodych, którym nie wystarcza gratulowanie sobie szerokiego umysłu: pragną „żyć wewnątrz horyzontu”. Innymi sło­ wy, chcą wybrać przekonania i zaangażować się w wartości głębsze 11. O tym, jak relatywizm nietzscheański wniknął w naszą kulturę i jak z nihilizmem, który budził w filozofie trwogę, współcześni Amerykanie radośnie się obnoszą, pisze znakomicie Allan Bloom w książce Umysł zamknięty, przeł. Tomasz Bieroń, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1997. 12. Nietzsche (1995), s. 108.

454

LUDZIE BEZ PIERSI

niż liberalizm, podobne do tych, które dawały tradycyjne religie. Sta­ ją jednak przed zgoła nierozwiązywalnym problemem. Mają więk­ szą wolność wyboru niż jakiekolwiek inne społeczeństwo w historii: mogą zostać muzułmanami, buddystami, teozofami, krisznowcami albo wyznawcami jakiegoś współczesnego szarlatana, nie wspomina­ jąc o bardziej tradycyjnych możliwościach, takich jak katolicyzm czy baptyzm. Sama różnorodność wyboru jest oszałamiająca i ktoś, kto zdecyduje się pójść określoną drogą, ma świadomość tysiąca innych dróg, z których zrezygnował. Przypomina Mickeya Sachsa, postać z Woody’ego Allena: dowiedziawszy się, że jest śmiertelnie chory na raka, udaje się w desperacką podróż po supermarkecie światowych religii. To, co ostatecznie godzi go z życiem, jest nie mniej arbitralne: słuchając Potato Head Blues Louisa Armstronga, uznaje, że istnieją jednak rzeczy wartościowe. Kiedy wspólnoty ludzkie spajała jedna wiara, przekazywana z po­ kolenia na pokolenie od odległych przodków, autorytet tej wiary był niepodważalny i wchodził w skład charakteru moralnego danej osoby. Wiara wiązała człowieka z rodziną i innymi członkami wspólnoty. Dziś wyznawanie jakiejś wiary niesie ze sobą niewielkie koszty i konsekwen­ cje, ale też daje mniej satysfakcji. Wiara raczej ludzi dzieli, niż łączy, po­ nieważ jest tyle możliwości. Można oczywiście zostać członkiem jednej z licznych małych wspólnot wiary, lecz z reguły nie zazębiają się one ze wspólnotą pracy czy zamieszkania. Kiedy wiara staje się niewygod­ na - rodzice chcą wydziedziczyć młodą osobę albo okazuje się, że guru maczał palce w jakimś szalbierstwie - zwykle odchodzi w przeszłość, tak jak każda inna faza nastoletniego rozwoju. Troskę Nietzschego o ostatniego człowieka podzielało wielu no­ wożytnych myślicieli, którzy zastanawiali się nad charakterem spo­ łeczeństw demokratycznych13. Tocqueville, wcześniej od Nietzschego, 13. Innym przykładem jest Max Weber, biadający nad „odczarowaniem” świata przez biurokrację i racjonalizację oraz obawiający się, że duchowość zostanie wyparta przez „fachowców bez ducha i sensualistów bez serca”. Weber odrzuca współczes­ ną cywilizację następującymi słowami: „Po tym, jak Nietzsche poddał druzgoczącej

455

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

wyraził obawę, czy wraz z nadejściem demokracji nie zniknie z po­ wierzchni ziemi sposób życia pana. Pan, który stanowił niegdyś prawo dla siebie i innych, zamiast biernie go przestrzegać, był zarazem szla­ chetniejszy i bardziej spełniony niż niewolnik. W związku z tym To­ cqueville uważał, że zasadniczo prywatny charakter życia w demokra­ tycznej Ameryce stanowi poważny problem, który może doprowadzić do rozpadu więzi moralnych, które łączyły ludzi ze sobą w społeczeń­ stwach predemokratycznych. Podobnie jak później Nietzsche, obawiał się, czy zniesienie formalnego stosunku hegemonii i poddaństwa nie sprawi, że niewolnicy, zamiast stać się panami samych siebie, popadną w nowy rodzaj niewolnictwa. Kiedy próbuję wyobrazić sobie ten nowy rodzaj despotyzmu zagrażający

światu, widzę nieprzebrane rzesze identycznych i równych ludzi, nieustan­ nie kręcących się w kółko w poszukiwaniu małych i pospolitych wzruszeń, którymi zaspokajają potrzeby swego ducha. Każdy z nich żyje w izolacji i jest obojętny wobec cudzego losu; ludzkość sprowadza się dla niego do

rodziny i najbliższych przyjaciół; innych współobywateli, którzy żyją tuż

obok, w ogóle nie dostrzega; ociera się o nich, ale tego nie czuje. Człowiek

istnieje tylko w sobie i dla siebie i jeżeli nawet ma jeszcze rodzinę, to na pewno nie ma już ojczyzny. Ponad wszystkimi panuje na wyżynach potężna i opiekuńcza wła­

dza, która chce sama zaspokoić ludzkie potrzeby i czuwać nad losem obywateli. Ta władza jest absolutna, drobiazgowa, pedantyczna, prze­

widująca i łagodna. Można by ją porównać z władzą ojcowską, gdyby celem jej było przygotowanie ludzi do dojrzałego życia. Ona jednak stara się nieodwołalnie uwięzić ludzi w stanie dzieciństwa. Lubi, gdy

krytyce «ostatnich ludzi», którzy «wymyślili szczęście», mogę całkowicie wyzbyć się naiwnego optymizmu opiewającego naukę - a dokładniej, oparte na nauce techniki opanowywania życia - jako drogę do szczęścia. Któż w to wierzy? - prócz kilku dużych dzieci na katedrach uniwersyteckich lub w oficynach wydawniczych”. Por. Science as a Vocation, w: From Max Weber: Essays in Sociology, Oxford University Press, New York 1946, s. 143.

456

LUDZIE BEZ PIERSI

obywatelom żyje się dobrze, pod warunkiem wszakże, by myśleli wy­

łącznie o własnym dobrobycie14.

W tak dużym kraju jak Ameryka powinności obywatelskie są mi­ nimalne, a małość jednostki w porównaniu z wielkością kraju sprawia, że jednostka wcale nie czuje się panem samej siebie, lecz słabą istotą niemającą żadnego wpływu na wydarzenia, w których tkwi. Wyjąwszy skrajnie abstrakcyjny i teoretyczny poziom rozważań, czy stwierdzenie, że ludzie stali się panami samych siebie, ma w takim razie jakikolwiek sens? Tocqueville wyprzedził Nietzschego, jeżeli chodzi o świadomość tego, co się traci przy przejściu od arystokracji do demokracji. Ta dru­ ga, jak zauważył, wytwarza mniej pięknych, lecz bezużytecznych rzeczy, które są typowe dla społeczeństw arystokratycznych, od wierszy i teorii metafizycznych po jajka Fabergégo. Demokracja wytwarza za to bez porównania więcej rzeczy użytecznych, lecz brzydkich: maszyn, auto­ strad, samochodów Toyota Camry i domów z elementów prefabryko­ wanych. (Dzisiejsza Ameryka tak się urządziła, że jej najzdolniejsza i najbardziej uprzywilejowana młodzież wytwarza rzeczy, które nie są ani piękne, ani użyteczne, na przykład stosy materiałów procesowych, które produkują każdego roku prawnicy w sprawach cywilnych). Jed­ nak utrata pięknych dzieł rzemiosła jest czymś błahym w porównaniu z utratą pewnych możliwości człowieka w sferze moralnej i teoretycz­ nej, możliwości, które były podsycane przez „próżniaczy” i świadomie antyutylitarny etos społeczeństw arystokratycznych. W słynnym frag­ mencie poświęconym Pascalowi, matematykowi i autorowi religijnemu, Tocqueville powiada: Gdyby Pascal miał na widoku jedynie jakąś wielką korzyść, a nawet gdy­ by go pobudzała tylko miłość sławy, nie wyobrażam sobie, aby był w sta­ nie zmobilizować wszystkie władze swego umysłu, tak jak to uczynił, dla 14. Tocqueville (1976), s. 469-470.

457

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

lepszego odkrycia większości ukrytych spraw Stwórcy. Kiedy go widzę,

jak - by tak rzec - oddziera swą duszę od wszystkich trosk życia, aby po­ święcić się cały tym dociekaniom, przedwcześnie zrywa więzy, które łączą

ciało z życiem, i umiera ze starości przed czterdziestką, zdumiewam się i spostrzegam, że niezwyczajna jest przyczyna, która wytwarza tak nie­

zwyczajne starania15.

Pascal, który jako dziecko samodzielnie wyprowadził twierdzenia Euklidesa, w wieku trzydziestu dwóch lat schronił się w klasztorze. Do krzesła, na którym siedział, kiedy ludzie przychodzili do niego po poradę, przypinał wybity ćwiekami pas i z chwilą gdy rozmowa zaczynała sprawiać mu przyjemność, wciskał się głębiej w krzesło dla umartwienia ciała16. Podobnie jak Nietzsche, przez całe swe dorosłe życie był chorowity, a na cztery lata przed śmiercią całkowicie utracił zdolność komunikowania się z ludźmi. Nie uprawiał joggingu ani nie martwił się o skutki biernego palenia, a przecież zdołał przed śmier­ cią zapisać jedne z najgłębszych medytacji duchowych w całej trady­ cji zachodniej. Poświęcenie przezeń kariery w tak obiecującej dzie­ dzinie jak matematyka na rzecz kontemplacji religijnej rozwścieczyło pewnego amerykańskiego biografa, który orzekł, iż gdyby Pascal „był wobec siebie trochę mniej surowy [...] prawdopodobnie urzeczywist­ niłby wszystkie swoje możliwości, zamiast zakopać lepszą ich połowę pod stertą mistycznych bredni i frazesów na temat nędzy i godności człowieka”17. „Niegdyś cały świat był szalony”, mówią najsubtelniejsi z ostatnich ludzi. O ile ewentualność zwycięstwa „amerykańskiego sposobu życia” w Nietzschem budziła grozę, o tyle Tocqueville pogodził się z jego nieuchronnością, a nawet miał nadzieję, że obejmie ono coraz większy 15. Tocqueville (1945), t. 2, s. 45. 16. Por. Mme. Perier, La vie de M. Pascal, w: Blaise Pascal, Pensees, Garnier, Paris 1964, s. 12-13. 17. Eric Tempie Bell, Men ofMathematics, Simon and Schuster, New York 1937, s. 73,82.

458

LUDZIE BEZ PIERSI

zakres. W przeciwieństwie do Nietzschego nie był obojętny na stop­ niową poprawę warunków życia szerokich rzesz ludzkich w demokracji. Poza wszystkim zaś czuł, że pochód demokracji jest niepowstrzymany, a opór beznadziejny i przeciwskuteczny: najlepsze, co można było zro­ bić, to uświadomić zapalonym zwolennikom demokracji, że istnieją po­ ważne alternatywy dla tego ustroju, których elementy można zachować, miarkując demokrację. Alexandre Kojève podzielał przekonanie Tocqueville’a o nieuchron­ ności nowożytnej demokracji i podobnie widział jej koszty. Jeżeli czło­ wieka określa walka o uznanie i praca skierowana na podbój natury oraz jeżeli u końca historii osiągnie on zarówno uznanie swego czło­ wieczeństwa, jak i materialny dobrobyt, to „człowiek, co się zowie” przestanie istnieć, ponieważ przestanie pracować i walczyć. Zniknięcie człowieka u końca historii nie jest zatem kosmiczną katastrofą: świat naturalny pozostaje tym, czym był przez całą wieczność. [Zniknięcie

człowieka] nie jest zatem również katastrofą biologiczną: człowiek zacho­ wuje życie jako zwierzę w harmonii z naturą lub bytem danym. Znika

człowiek, co się zowie - czyli działanie negujące to, co dane, oraz błąd, a mówiąc ogólnie, podmiot przeciwstawiony przedmiotowi.. .1819

Koniec historii oznaczałby koniec wojen i krwawych rewolucji. Zgodziwszy się co do celów, ludzie nie mieliby już ze sobą o co wal­ czyć”. Zaspokajaliby swe potrzeby przez działalność ekonomiczną, lecz nie musieliby już narażać życia w walce. Innymi słowy, staliby się na powrót zwierzętami, jakimi byli przed dającym początek historii krwa­ wym bojem. Jeżeli go karmić, psu wystarczy, że śpi cały dzień na słońcu, ponieważ nie odczuwa niezadowolenia z tego, czym jest. Nie przeszka­ dza mu, że innym psom powodzi się lepiej od niego, że jego psia kariera

18. Kojeve (1947), s. 434-435 (przypis). 19. Por. rozdziały poświęcone stosunkom międzynarodowym w części pierwszej ni­ niejszej książki.

459

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

utkwiła w martwym punkcie, że w innych regionach świata psy cierpią ucisk. Jeżeli człowiek stworzy społeczeństwo, w którym zniesiona zo­ stanie niesprawiedliwość, jego życie upodobni się do psiego20. Zycie ludzkie oparte jest zatem na pewnym osobliwym paradoksie: wydaje się wymagać niesprawiedliwości, ponieważ walka z niesprawiedliwoś­ cią wyzwala w człowieku to, co w nim najwyższe. W przeciwieństwie do Nietzschego, Kojeve nie buntował się prze­ ciwko powrotowi do zwierzęcości u końca historii. Z ochotą poświęcił resztę życia pracy w instytucji biurokratycznej, która nadzorowała bu­ dowę ostatniego domu dla ostatniego człowieka, czyli w Komisji Eu­ ropejskiej. W wielu autoironicznych przypisach do swych wykładów o Heglu zwrócił uwagę, że koniec historii oznacza także koniec sztuki i filozofii, czyli także jego własnej aktywności życiowej. Nie będzie już możliwe tworzenie arcydzieł ujmujących najwyższe aspiracje swej epoki, takich jak Iliada Homera, madonny Leonarda i Michała Anio­ ła czy gigantyczny posąg Buddy w Kamakurze, ponieważ nie będzie nowych epok i wybitnych osiągnięć ludzkiego ducha, które mogliby przedstawić artyści. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby pisali tysiące wierszy o urokach wiosny czy wdzięcznych kształtach młodej piersi kobiecej, lecz nie powiedzą nic zasadniczo nowego na temat kondycji ludzkiej. Niemożliwa stanie się również filozofia, ponieważ w syste­ mie Hegla osiągnęła prawdę. „Filozofowie” przyszłości, chcąc powie­ dzieć coś innego niż Hegel, nie wymyślą nic nowego, lecz będą musieli zanurzyć się we wcześniejszej niewiedzy21. Co więcej: „Zniknie

20. Kojève napisał: Jeżeli człowiek znów stanie się zwierzęciem, również jego sztuka, miłość i zabawa muszą się stać czysto naturalne. Należałoby zatem stwierdzić, że po końcu historii ludzie będą wznosić budowle i tworzyć dzieła sztuki tak jak ptaki budują gniazda, a pająki tkają sieci, muzykować jak żaby i cykady, bawić się jak młode zwierzęta, a kochać jak dorosłe”. Kojève (1947), s. 436 (przypis). 21. Ostatnim przedsięwzięciem Kojève’a była praca zatytułowana Essai d’une histoire raisonne'e de la philosophie païenne (Gallimard, Paris 1968), w której chciał ująć cały rozwój racjonalnego dyskursu ludzkiego. Wewnątrz tego cyklu, począwszy od presokratejczyków, a skończywszy na Heglu, można umieścić wszystkie możliwe filo­ zofie przeszłości i przyszłości. Por. Roth (1985), s. 300-301.

460

LUDZIE BEZ PIERSI

[...] nie tylko filozofia czy poszukiwanie dyskursywnej Mądrości, lecz także sama Mądrość. U tych pohistorycznych zwierząt bowiem nie będzie już żadnego «[dyskursywnego] pojęcia świata i siebie»”22. Dysydenci, którzy toczyli boje z rumuńską Securitate, odważni studenci chińscy, którzy stanęli naprzeciw czołgów na placu Tienanmen, Litwini, którzy walczyli z Moskwą o niepodległość kraju, Rosja­ nie, którzy bronili parlamentu i prezydenta - wszyscy oni byli istotami najbardziej wolnymi i dlatego najbardziej ludzkimi. Ci dawni niewol­ nicy dowiedli, że są gotowi narazić życie w walce o wyzwolenie. Jed­ nakże kiedy odniosą sukces, co jest nieuchronne, stworzą dla siebie stabilne społeczeństwo demokratyczne, w którym walka i praca w daw­ nym znaczeniu przestają być konieczne i w którym ludzie nie mają już szans osiągnąć takiego stopnia wolności i człowieczeństwa co podczas walk rewolucyjnych23.Teraz wyobrażają sobie, że będą szczęśliwi, kiedy dotrą do tej ziemi obiecanej, ponieważ wiele potrzeb i pragnień trawiących dzisiejszych Rumunów i Chińczyków zostanie zaspokojo­ nych. Pewnego dnia oni również będą mieli zmywarki do naczyń, mag­ netowidy i samochody. Czy będą jednak także spełnieni w swym człowieczeństwie? Czy też okaże się, że spełnienie, w przeciwieństwie do szczęścia, nie tkwiło w celu, lecz w walce i pracy, która do tego celu prowadziła? Kiedy Zaratustra opowiedział tłumowi o ostatnim człowieku, podniosła się wrzawa: „Daj nam, Zaratustra, tego ostatniego człowie­ ka - wołali społem - uczyń z nas ostatnich ludzi, a darujemy ci twego nadczłowieka”. Ostatni człowiek żyje w bezpieczeństwie i material­ nym dostatku, czyli właśnie w tym, co lubią obiecywać swym elek­ toratom zachodni politycy. Czy naprawdę „o to chodziło” w historii człowieka przez ostatnie kilka tysiącleci? Czy mamy powody do obaw, 22. Podkreślenie w oryginale. Kojeve (1947), s. 436. 23. Strauss (1963, s. 223) mówi, że „(p]aństwo, w którym człowiek znajduje jako takie spełnienie, jest zatem państwem, w którym podstawa człowieczeństwa obumiera, w którym człowiek traci swe człowieczeństwo. Jest to państwo Nietzscheańskiego «ostatniego człowieka»”.

461

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZtOWIEK

że będziemy się czuli zarówno szczęśliwi, jak i spełnieni w naszej no­ wej sytuacji, że nie będziemy już ludźmi, tylko zwierzętami z gatunku Homo sapiens? Czy też istnieje inne niebezpieczeństwo: że będziemy szczęśliwi na jednym poziomie, lecz niespełnieni na innym, a tym sa­ mym gotowi znów wtrącić świat w historię, z jej wojnami, niespra­ wiedliwością i rewolucją?

Rozdział 29

Wolni i nierówni

Tym z nas, którzy wierzą w demokrację liberalną, trudno jest pójść zbyt daleko drogą obraną przez Nietzschego. Filozof ten nie krył się ze swą wrogością do demokracji i racjonalizmu, na którym ten ustrój się opiera. Miał nadzieję, że narodzi się nowa moralność, stawiająca silnych wyżej niż słabych, pogłębiająca nierówność społeczną, a na­ wet sprzyjająca swoistemu okrucieństwu. Aby zostać prawdziwymi nietzscheanistami, musielibyśmy zhardzieć na ciele i umyśle. Nie­ tzsche - któremu zimą siniały palce, ponieważ nie chciał ogrzewać pokoju, któremu nawet przed popadnięciem w obłęd rzadko zdarzał się dzień bez straszliwych bólów głowy - sławi sposób na życie pozba­ wiony wygody i ukojenia. Jakkolwiek odrzucamy moralność Nietzschego, chętnie przyjmu­ jemy wiele spośród jego wnikliwych spostrzeżeń psychologicznych. Pragnienie sprawiedliwości i ukarania winnych często osadzone jest w resentymencie słabych wobec silnych; współczucie i pragnienie rów­ ności może mieć negatywne skutki duchowe; pewne jednostki rezyg­ nują z dążenia do wygody i bezpieczeństwa, nie zadowala ich szczęście w rozumieniu anglosaskiej tradycji utylitarnej; walka i ryzyko są kon­ stytutywnymi składnikami ludzkiej duszy; pragnienie wybicia się nad innych wiąże się nierozerwalnie z możliwością osiągnięcia doskona­ łości i przezwyciężenia siebie samego - wszystkie te uwagi możemy uznać za trafne spostrzeżenia na temat kondycji ludzkiej, nie ryzykując 463

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

przy tym, że zerwiemy z tradycjami chrześcijańsko-liberalnymi, w któ­ rych żyjemy. Spostrzeżenia psychologiczne Nietzschego brzmią dla nas znajo­ mo, ponieważ dotyczą pragnienia uznania. Można wręcz powiedzieć, że głównym zmartwieniem Nietzschego była przyszłość thymos - zdol­ ności człowieka do nadawania rzeczom, i sobie samemu, wartości. Zdaniem autora Woli mocy zagrożeniem dla thymos było ludzkie po­ czucie historii i rozrost demokracji. O ile filozofię Nietzschego można, z grubsza rzecz biorąc, uznać za zradykalizowany historycyzm Hegla, o tyle jego psychologia da się postrzegać jako uwydatnienie Heglow­ skiego problemu pragnienia uznania. Nie podzielając nienawiści Nietzschego do demokracji liberalnej, możemy skorzystać z jego wniosków dotyczących konfliktu między demokracją a pragnieniem uznania. Jeżeli bowiem demokracja liberal­ na skutecznie oczyści życie zmegalotymii i zastąpi ją racjonal­ nym spożyciem, staniemy się ostatnimi ludźmi. Jednak ludzie zbuntują się przeciwko tej myśli. Zbuntują się przeciwko idei, że są członkami uniwersalnego państwa homogenicznego i w każdym zakątku ziemi niczym się od siebie nie odróżniają. Będą chcieli czuć się obywatelami, nie zaś mieszczanami i, koniec końców, stwierdzą, że życie bezpań­ skiego niewolnika - polegające na racjonalnym spożyciu - jest nudne. Będą chcieli posiadać ideały nadające sens ich życiu i śmierci, mimo że największe ideały zostaną w dużej mierze zrealizowane tu, na ziemi; będą chcieli narażać życie, mimo że międzynarodowy system państw zlikwiduje możliwość wojny. Oto jest „sprzeczność”, której demokracja liberalna jeszcze nie rozwiązała. Na dłuższą metę demokrację liberalną może rozsadzić od środka nadmiar albo megalotymii, albo izotymii, czyli fanatycznego pragnie­ nia równego uznania. Intuicja podpowiada mi, że większym zagro­ żeniem dla demokracji okaże się w końcu megalotymia. Cywilizacja, która hołduje nieposkromionej izotymii, która fanatycznie dąży do wy­ rugowania wszelkich przejawów nierównego uznania, szybko napot­ ka granice narzucone przez samą naturę. Właśnie skończyła się epoka, 464

WOLNI I NIERÓWNI

w której komunizm używał władzy państwowej do wyeliminowania nierówności gospodarczych i przy okazji podkopał fundamenty nowo­ czesnej gospodarki. Jeżeli izotymiści popadną w skrajność i wprowadzą na przykład ustawę nakazującą, aby osobę bez nogi uznawać za nie tylko duchowo, ale i fizycznie równą osobie niedotkniętej kalectwem, izotymia z biegiem czasu obali się sama, tak jak niedawno komunizm. Nie jest to dla nas zbytnią pociechą, ponieważ obalenie izotymicznych przesłanek marksizmu-leninizmu trwało półtora stulecia. Naszym sprzymierzeńcem jest tutaj wszakże natura, a chociaż naturę można próbować odpędzić widłami, tamen usque recurrit — zawsze powróci. Z drugiej strony ta sama natura sprawi, że w naszym egalitarnym, demokratycznym świecie przetrwa pokaźna doza megalotymii. Nie­ tzsche miał bowiem absolutną słuszność w swym przekonaniu, że megalotymia jest warunkiem koniecznym samego życia. Cywilizacja bez ludzi, którzy chcieliby być uznani za lepszych od innych, cywili­ zacja przynajmniej w pewnym stopniu nieuznająca tego pragnienia za zdrowe i wartościowe, mało by stworzyła w dziedzinie sztuki, literatury, muzyki i życia intelektualnego. Byłaby niekompetentnie rządzona, po­ nieważ niewielu wybitnych ludzi obrałoby karierę publiczną, jak rów­ nież mało dynamiczna gospodarczo i technologicznie niezaawansowana. Wreszcie, co może najistotniejsze, nie umiałaby się bronić przed innymi, bardziej przenikniętymi duchem megalotymii cywilizacjami, których obywatele byliby gotowi zrezygnować z wygody i bezpieczeń­ stwa oraz narazić życie dla hegemonii. Megalotymia zawsze była zjawi­ skiem moralnie dwuznacznym: płynie z niej i to, co w życiu dobre, i to, co w życiu złe, jednocześnie i nieuchronnie. Jeżeli megalotymia obali kiedyś demokrację liberalną, to dlatego, że ustrój ten megalotymii po­ trzebuje i nie przetrwa tylko na bazie powszechnego i równego uznania. Nic więc dziwnego, że we współczesnych demokracjach liberal­ nych, na przykład w Stanach Zjednoczonych, daje się duże pole do popisu tym, którzy chcą być uznani za większych od innych. Wysiłki demokracji na rzecz wyrugowania megalotymii lub przekształcenia jej w izotymię były w najlepszym razie niezupełne. Wydaje się wręcz, że 465

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

zdrowie i stabilność demokracji na dłuższą metę zależą od tego, czy obywatele znajdują w niej wystarczające ujścia dla swej megalotymii. Ujścia te nie tylko pozwalają z pożytkiem wykorzystać ukrytą w thymos energię, ale także służą za odgromniki dla nadmiaru tej energii, która inaczej zniszczyłaby społeczeństwo. W społeczeństwie liberalnym podstawowym ujściem dla mega­ lotymii jest przedsiębiorczość i inne formy działalności gospodarczej. Pracę podejmuje się przede wszystkim dla zaspokojenia „systemu po­ trzeb”, czyli pożądania, a nie thymos. Jednak, jak się przekonaliśmy po­ wyżej, wkrótce praca staje się również areną dla tymotejskich popisów: zachowanie przedsiębiorców i przemysłowców trudno zrozumieć wy­ łącznie w kategoriach egoistycznego zaspokajania potrzeb. Kapitalizm nie tylko zezwala na kontrolowaną i wysublimowaną megalotymię w dą­ żeniu do przewyższenia gospodarczych rywali, ale wręcz jej wymaga. Przy obrotach, jakie osiągają tacy przedsiębiorcy, jak Henry Ford, Andrew Carnegie czy Ted Turner, spożycie przestaje być istotnym mo­ tywem; przy pewnej liczbie posiadanych domów, samochodów i żon traci się rachubę. Tacy ludzie są oczywiście „chciwi” na jeszcze większe pieniądze, lecz służą one raczej jako symbol ich umiejętności i osiąg­ nięć aniżeli jako środki na zakup dóbr do osobistego spożycia. Wielcy przedsiębiorcy nie narażają życia, lecz dla osiągnięcia swoistej chwa­ ły stawiają na szali swój majątek, pozycję i reputację. Ciężko pracują i odsuwają od siebie małe przyjemności na rzecz większych i mniej uchwytnych; często udaje im się wytworzyć towary i maszyny, które dowodzą dominacji człowieka nad najbardziej bezwzględnym z panów - naturą; nawet jeżeli nie wykazują typowego ducha publicznego, z ko­ nieczności uczestniczą w życiu społeczeństwa obywatelskiego. Klasycz­ ny kapitalistyczny przedsiębiorca opisany przez Josepha Schumpetera nie jest zatem ostatnim człowiekiem Nietzschego. W samej konstrukcji demokratycznych społeczeństw kapitalistycz­ nych tkwi to, że ludzie najambitniejsi i najbardziej uzdolnieni najczęś­ ciej zostają przedsiębiorcami, a nie politykami, wojskowymi, naukow­ cami czy duchownymi. Z punktu widzenia stabilności politycznej nie 466

WOLNI I NIERÓWNI

jest to rzecz do końca zła nie tylko dlatego, że wytwarzane przez nich bogactwo zasila całą gospodarkę: także dlatego, że najwięksi ambicjonerzy trzymają się z dala od polityki i wojska. W tych dziedzinach ich niespokojny charakter podsuwałby im coraz to nowe pomysły, które mogłyby się skończyć destabilizacją w kraju i awanturami za granicą. Odsunięcie ludzi ambitnych od polityki było oczywiście zamierzeniem założycieli liberalizmu, którzy pragnęli przeciwstawić namiętnościom korzyść własną. Starożytne republiki Sparty, Aten i Rzymu powszech­ nie podziwiano za patriotyzm i ducha publicznego, który podsycały: w państwach tych rodzili się obywatele, nie zaś mieszczanie. Należy jednak wziąć pod uwagę, że było to na długo przed rewolucją przemy­ słową i starożytni obywatele nie mieli większego wyboru: życie kupca czy rzemieślnika nie dawało chwały, dynamizmu, nowości czy władzy; robiło się to samo co ojciec i dziadek. Nic dziwnego, że ambitny Al­ cybiades poszedł w politykę, a następnie, odrzuciwszy rady roztrop­ nego Nikiasza, najechał Sycylię i przyniósł ruinę państwu ateńskiemu. Założyciele nowożytnego liberalizmu uważali, można powiedzieć, że Alcybiadesowe pragnienie uznania znalazłoby lepsze ujście, gdyby za­ projektował pierwszy silnik parowy czy mikroprocesor. Możliwości tymotejskie, jakie stwarza życie ekonomiczne, dają się pojmować dość szeroko. Projekt podboju natury za pomocą nowożyt­ nego przyrodoznawstwa, ściśle związany z kapitalistycznym życiem gospodarczym, stanowi ze swej istoty działalność wybitnie tymotejską. Wymaga pragnienia opanowania „prawie bezwartościowych surowców natury” i chęci bycia uznanym za lepszego od innych naukowców i in­ żynierów. Nauka bynajmniej nie jest działalnością pozbawioną ryzyka, czy dla jednostki, czy dla społeczeństwa, ponieważ natura potrafi nam się odwdzięczyć bronią jądrową lub wirusem HIV. Kolejnego ujścia dla wygórowanych ambicji dostarcza demokra­ tyczna polityka. Zdobywanie wyborców jest działalnością tymotej­ ską, ponieważ rywalizuje się z innymi politykami o publiczne uzna­ nie, wykorzystując odmienne poglądy na to, co jest dobre i złe, co jest sprawiedliwe i niesprawiedliwe. Twórcy nowożytnych konstytucji 467

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

demokratycznych, tacy jak Hamilton i Madison, pamiętali jednak, że megalotymia stanowi potencjalne zagrożenie dla polityki i że tyrańskie ambicje zniszczyły demokracje starożytne. W konsekwencji ojcowie założyciele otoczyli przywódców demokracji nowożytnych kordonem instytucjonalnych ograniczeń władzy. Najważniejsze z nich to oczy­ wiście zasada suwerenności ludu: dzisiejszy premier jest wprawdzie, jak sama nazwa wskazuje, pierwszym, ale pośród sług ludu, a nie jego panów1. Musi odwoływać się do powszechnych uczuć, szlachetnych i niskich, rozumnych i nierozumnych, musi robić wiele poniżających rzeczy, aby zostać ponownie wybranym. Skutek jest taki, że dzisiejsi przywódcy rzadko rządzą: reagują, nadzorują i kierują, lecz pole ich działań jest instytucjonalnie tak ograniczone, że trudno im jest odcis­ nąć swe osobiste piętno na narodzie, który wybrał ich do władzy. Co gorsza, w większości zaawansowanych demokracji wielkie kwestie po­ lityczne zostały rozstrzygnięte, co znajduje odzwierciedlenie w male­ jących różnicach programowych między partiami politycznymi. Nie jest pewne, czy ambitne jednostki, które w dawnych czasach pragnęły zostać panami, czyli mężami stanu, z równą ochotą zaangażowałyby się w demokratyczną politykę. Wysoki stopień uznania, niedostępny właściwie w żadnej innej dziedzinie życia, demokratyczni politycy mogą osiągnąć w polityce za­ granicznej. Jest ona bowiem tradycyjnie areną ważnych decyzji i kon­ frontacji wielkich idei, jakkolwiek zwycięstwo demokracji zmniejszyło zakres tej konfrontacji. Winston Churchill, prowadząc swój kraj przez zawieruchę drugiej wojny światowej, wykazał się równie wielkim mi­ strzostwem, co mężowie stanu z czasów predemokratycznych i zyskał światowe uznanie. Wojna w Zatoce Perskiej (w 1991 roku) dowiodła, że polityk pokroju George’a Busha, niekonsekwentny i skrępowany w swoich działaniach na arenie krajowej, potrafi tworzyć nową rze­ czywistość w skali światowej, egzekwując swe konstytucyjne upraw­ nienia głowy państwa i zwierzchnika sił zbrojnych. Choć duża liczba 1. Tezę tę stawia Harvey Mansfield (1989), s. 1-20.

468

WOLNI I NIERÓWNI

nieudanych prezydentur odebrała temu urzędowi wiele blasku, prezy­ dencki sukces w postaci wygranej wojny przynosi ogromne publiczne uznanie, nieosiągalne dla najsprawniejszego przedsiębiorcy. Demokra­ tyczna polityka wciąż będzie zatem przyciągała ludzi o ambicji bycia uznanymi za większych od innych. Rozległy świat historyczny, współistniejący z pohistorycznym, bę­ dzie dla pewnych osób atrakcyjny właśnie dlatego, że pozostaje obsza­ rem walki, wojny, niesprawiedliwości i nędzy. Ordę Wingate czuł się źle i obco w międzywojennej Wielkiej Brytanii, lecz znalazł spełnienie, pomagając palestyńskim Żydom w zorganizowaniu armii oraz Etiop­ czykom w wojnie niepodległościowej przeciwko Włochom. W 1943 roku poniósł bohaterską śmierć w strąconym samolocie birmańskim podczas wojny z Japończykami. Régis Debray znalazł ujście dla swych tymotejskich dążeń, zupełnie niedostępne w dostatniej, mieszczańskiej Francji, walcząc w dżunglach Boliwii przy boku Che Guevary. Istnie­ nie Trzeciego Świata jest chyba czymś zdrowym dla demokracji liberal­

nych, ponieważ amortyzuje energie i ambicje takich ludzi. Inna sprawa, czy wychodzi to na dobre Trzeciemu Światu.

Poza sferą ekonomiczną i polityczną megalotymia coraz częściej znajduje ujście w zajęciach czysto formalnych, takich jak sport, wspi­ naczka górska, wyścigi samochodowe itd. Zawody sportowe nie mają żadnego celu czy sensu prócz tego, że jednych czynią zwycięzcami, a drugich przegranymi - innymi słowy, zaspokajają u tych pierwszych pragnienie bycia uznanymi za kogoś lepszego. Ranga i rodzaj zawodów są czymś zupełnie arbitralnym, podobnie jak przepisy wszystkich dy­ scyplin sportowych. Weźmy na przykład alpinizm, uprawiany prawie wyłącznie przez mieszkańców bogatych krajów pohistorycznych. Aby utrzymać kondycję, ludzie ci muszą bez przerwy trenować; skałkowcy mają tak rozwinięty tors i ramiona, że muszą uważać, aby mięśnie nie oderwały im ścięgien od kości. Zdobywcy Himalajów muszą zmagać się z dyzenterią i burzami śnieżnymi w małych namiotach u podnó­ ża gór Nepalu. Powyżej czterech tysięcy metrów odsetek wypadków śmiertelnych jest bardzo pokaźny: na takich szczytach jak Mont Blanc 469

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

czy Matterhorn co roku ginie kilkanaście osób. Krótko mówiąc, alpi­ nista stworzył sobie wszystkie warunki historycznej walki: niebezpie­ czeństwo, choroba, ciężka praca i wreszcie ryzyko gwałtownej śmierci. Wszakże c e 1 nie jest historyczny, a jedynie czysto formalny, na przy­ kład bycie pierwszym amerykańskim czy niemieckim zdobywcą K-2 lub Nanga Parbat, a kiedy to zostanie osiągnięte - bycie pierwszą osobą, która wejdzie bez tlenu itd. W większości krajów pohistorycznej Europy rywalizację militar­ ną jako ujście dla aspiracji nacjonalistycznych zastąpiły mistrzostwa świata w piłce nożnej. Jak powiedział kiedyś Kojeve, jego celem było odtworzenie cesarstwa rzymskiego, lecz tym razem jako wielonarodo­ wej drużyny piłkarskiej. Nie jest chyba przypadkiem, że w najbardziej pohistorycznym regionie Stanów Zjednoczonych, czyli w Kalifornii, najbardziej obsesyjnie uprawia się różne niebezpieczne hobby, które nie mają innego celu prócz wytrącenia z rutyny mieszczańskiego ży­ cia: wspinaczka skałkowa, lotniarstwo, spadochroniarstwo, biegi ma­ ratońskie itd. Tam bowiem gdzie tradycyjne formy walki - takie jak wojna - są niedostępne, jednostki tymotejskie zaczynają szukać innych, pozbawionych treści zajęć,które mogą im przynieść uznanie. W kolejnym ze swych ironicznych przypisów do Hegla Kojeve stwierdza, że po podróży do Japonii i przeżytym tam romansie (w 1958 roku) zmuszony był zrewidować swój wcześniejszy pogląd, zgodnie z którym człowiek przestanie być człowiekiem i powróci do stanu zwierzęcości. Dowodził, że po dojściu w XV wieku do władzy szoguna Hideyoshi Japonia przeżyła kilkusedetni okres wewnętrznego i zewnętrznego spokoju, który bardzo przypominał postulowany przez Hegla koniec historii. Klasy wyższe i niższe nie walczyły ze sobą i nie musiały zbyt ciężko pracować. Jednak zamiast uprawiać miłość lub ba­ raszkować instynktownie jak młode zwierzęta — innymi słowy, zamiast zmienić się w społeczeństwo ostatnich ludzi - Japończycy wykazali, że da się zachować człowieczeństwo po końcu historii, wynajdując całko­ wicie pozbawione treści sztuki formalne, takie jak teatr Nó, ceremonia picia herbaty, układanie kwiatów itd. Ceremonia picia herbaty nie służy 47°

WOLNI I NIERÓWNI

żadnym określonym celom politycznym ani ekonomicznym, z czasem zagubiło się nawet jej znaczenie symboliczne. A przecież pozostaje are­ ną dla megalotymii jako czysty snobizm: istnieją rywalizujące ze sobą szkoły ceremonii herbacianych i układania kwiatów, które mają swych mistrzów i uczniów, tradycje i kanony. Właśnie formalizm tych zajęć — tworzenie nowych reguł i wartości oderwanych od wszelkich utylitar­ nych celów, tak jak w sporcie - podsunął Kojeve’owi myśl, że nawet po końcu historii możliwe jest życie specyficznie ludzkie. Kojeve zasugerował żartobliwie, że to nie Japonia upodobni się do Zachodu, lecz Zachód (łącznie z Rosją) zjaponizuje się (proces ten jest dziś mocno zaawansowany, lecz nie w sensie, który miał na my­ śli Kojeve). Innymi słowy, w świecie, w którym wielkie konfliktogenne kwestie zostały w dużej mierze rozstrzygnięte, główną formą wyrazu megalotymii - pragnienia bycia uznanym za lepszego od innych lu­ dzi - będzie czysto formalny s n o b i z m2. Utylitarna tradycja Stanów Zjednoczonych sprawia, że nawet sztuki piękne rzadko są tutaj czy­ sto formalne. Artyści lubią mieć przekonanie, że prócz zaangażowania w wartości estetyczne biorą też na siebie odpowiedzialność społeczną. Jednak koniec historii będzie także oznaczał koniec, między innymi, sztuki społecznie użytecznej, a tym samym przeistoczenie się działal­ ności artystycznej w pusty formalizm tradycyjnej sztuki japońskiej. Takie są ujścia dla megalotymii we współczesnych demokracjach liberalnych. Dążenie do bycia uznanym za lepszego od innych nie znik­ nęło z ludzkiego życia, lecz zmieniły się jego przejawy i zasięg. Za­ miast szukać uznania za pokonanie obcych narodów i zdobycie ob­ cych ziem, jednostki tymotejskie chcą zdobyć Annapurnę i technologię litografii rentgenowskiej czy pokonać AIDS. We współczesnych de­ mokracjach zakazane są w zasadzie tylko te formy megalotymii, któ­ re prowadzą do politycznej tyranii. Różnica między społeczeństwami

2. Por. John Adams Wettergreen, Jr., Is Snobbery a Formal Value? Considering Life at the End of Modernity, „Western Political Quarterly”, 26, nr 1 (marzec 1973), s. 109-129.

471

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

demokratycznymi i arystokratycznymi nie polega na tym, że w tych pierwszych megalotymia została skazana na wygnanie, lecz na tym, że - jeśli można tak powiedzieć - została zepchnięta do podziemia. Społeczeństwa demokratyczne podpisują się pod przekonaniem, że wszyscy ludzie rodzą się równi - dominuje etos równości. Jakkolwiek prawo nie zabrania, by chcieć się uważać za lepszego od innych, nie ma również w tym ustroju nic, co by do tego zachęcało. Dlatego te prze­ jawy megalotymii, które zachowały się w nowożytnych demokracjach, istnieją niejako w sprzeczności z publicznie wyznawanymi ideałami.

Rozdział 30

Absolutne uprawnienia i względne obowiązki

Chociaż największych ambicjonerów nie zadowoli nic poniżej ubiegania się o urząd prezydenta lub wspinaczki na Mount Everest, istnieje inna rozległa sfera współczesnego życia, która zapewnia bardziej zwyczajne zaspokojenie pragnienia uznania. Sferą tą jest społeczeństwo obywatel­ skie, czyli stowarzyszanie się na poziomie niższym od narodowego. Wagę stowarzyszania się jako areny do realizacji ducha publicznego w państwie nowożytnym podkreślali zarówno Tocqueville, jak i Hegel. Ogólnie rzecz biorąc, w nowożytnych państwach narodowych dla znacznej większości ludzi obywatelstwo sprowadza się do głosowania w wyborach przedstawicielskich co kilka lat. Tam gdzie bezpośredni udział w życiu politycznym biorą tylko kandydaci na urząd, a może również ich sztaby wyborcze i felietoniści polityczni, rząd jest daleki i bezosobowy. System taki ostro kontrastuje z małymi republikami sta­ rożytności, które wymagały czynnego udziału w życiu społeczeństwa właściwie od każdego obywatela, angażując go we wszystko, począwszy od decyzji politycznych po służbę wojskową. W czasach nowożytnych powinności obywatelskie najlepiej jest spełniać przez tak zwane instytucje pośredniczące - partie polityczne, prywatne korporacje, związki zawodowe, stowarzyszenia cywilne, or­ ganizacje zawodowe, Kościoły, komitety rodzicielskie, rady nadzorcze szkół, stowarzyszenia literackie. Dzięki stowarzyszeniom cywilnym ludzie wykraczają poza swe prywatne życie i egoistyczne problemy. 473

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Uwagi Tocqueville’a o stowarzyszaniu się w społeczeństwie obywatel­ skim najczęściej rozumiemy tak, że jest to pożyteczna szkoła demokra­ tycznej polityki na wyższym poziomie. Sądził on jednak również, że jest to rzecz sama przez się dobra, ponieważ dzięki niej człowiek demo­ kratyczny przestaje być tylko mieszczaninem. Prywatne stowarzyszenie, choćby bardzo nieliczne, tworzy wspólnotę, w której jednostka dąży do wyższego ideału, rezygnując ze swoich egoistycznych potrzeb. Jak­ kolwiek amerykańskie stowarzyszenia nie wymagają opiewanych przez Plutarcha wielkich aktów cnoty i samowyrzeczenia, owocują codzien­ nymi aktami samowyrzeczenia, które są osiągalne dla znacznie więk­ szej liczby osób1. Prywatne stowarzyszanie się daje bardziej bezpośrednie satysfak­ cje niż samo obywatelstwo w dużej demokracji nowożytnej. Uznanie przez państwo jest z konieczności bezosobowe, w życiu społecznym zaś spotyka nas znacznie bardziej zindywidualizowane uznanie ze stro­ ny ludzi, którzy podzielają nasze zainteresowania, a często także war­ tości, wyznanie, etniczność itd. Członek wspólnoty jest uznawany nie tylko za swe uniwersalne człowieczeństwo, lecz także za wiele innych przymiotów, które w sumie składają się na jego osobę, Można czerpać codzienną dumę z członkostwa w silnie zaangażowanym związku za­ wodowym, lokalnym kościele, ruchu abstynenckim, organizacji praw kobiet czy stowarzyszeniu walki z rakiem - każde z tych stowarzyszeń „uznaje” swych członków na gruncie osobowym12. 1. Tocqueville (1976), s. 347. 2. Najbardziej znanym zwolennikiem stowarzyszania się w społeczeństwie nowożyt­ nym jest Tocqueville, lecz podobne argumenty za „władzami pośrednimi” wysuwa Hegel w Zasadach filozofii prawa. Hegel również uważał nowożytne państwo za zbyt duże i bezosobowe, aby mogło być znaczącym źródłem tożsamości, w związ­ ku z czym twierdził, że społeczeństwo należy zorganizować w Stände - klasy lub stany - takie jak chłopstwo, klasa średnia i biurokracja. Proponowane przez Hegla „korporacje” nie były ani zamkniętymi średniowiecznymi cechami, ani narzędziami mobilizacji z państw faszystowskich, lecz spontanicznymi stowarzyszeniami w ob­ rębie społeczeństwa obywatelskiego, w których miał się skupiać duch wspólno­ towy i cnoty obywatelskie. W uniwersalnym państwie homogenicznym Kojève’a nie ma miejsca na ciała „pośrednie” w rodzaju korporacji czy Stände. Użyte przez

474

ABSOLUTNE UPRAWNIENIA I WZGLĘDNE OBOWIĄZKI

Bardzo możliwe, że życie społeczne stanowi — jak utrzymuje Tocque­ ville - najlepszą gwarancję dla demokracji, że jej obywatele nie zamienią się w ostatnich ludzi, jednak w dzisiejszym świecie jest ono stale zagro­ żone. Tym, co mu zagraża, nie jest zewnętrzna wobec danej wspólno­ ty siła, lecz same zasady równości i wolności, na których opiera się ustrój liberalno-demokratyczny, coraz powszechniejszy na całym świecie. W swej wersji anglosaskiej, na której oparty jest ustrój Stanów Zjednoczonych, teoria liberalna mówi, że człowiek ma absolutne uprawnienia, lecz nie absolutne obowiązki. Obowiązki są względne jako wyprowadzone z uprawnień. Społeczeństwo istnieje tylko dla ochrony uprawnień. Zobowiązania moralne są zatem wyłącznie kon­ traktowe, podyktowane nie przez Boga, lęk o życie wieczne czy natu­ ralny porządek kosmosu, lecz przez korzyść, jaką w ich dotrzymaniu przez drugą stronę znajduje osoba zawierająca kontrakt. Zycie społeczne osłabia również demokratyczna zasada równości. Najmocniejszym spoiwem wspólnoty są prawa moralne, które określają, co jest dobre, a co złe, tym samym wykluczając poza nawias osoby, które tych praw nie przestrzegają. Aby prawa te miały jakiekolwiek znacze­ nie, osoby wykluczone ze wspólnoty za brak zgody na ich przestrzega­ nie muszą zostać uznane za mniej wartościowe moralnie od członków wspólnoty. Tymczasem w społeczeństwach demokratycznych można zauważyć tendencję do przejścia od zwykłej tolerancji dla odmiennych sposobów życia do stwierdzenia, że wszystkie sposoby życia są równie wartościowe. Odrzucana jest moralistyka pozwalająca uznać wyższą wartość pewnych alternatyw, a z nią mocne spoiwo wspólnot. Nie ulega kwestii, że wspólnota, którą trzyma razem tylko oświe­ cona korzyść własna, ma pewne słabości w porównaniu ze wspólnotami spajanymi absolutnymi powinnościami. Najniższy, lecz pod wieloma względami najważniejszy poziom stowarzyszania się stanowi rodzina.

Kojeve’a przymiotniki wskazują, że miał bardziej marksistowską wizję społeczeń­ stwa, w której nic nie stoi między wolnymi, równymi, zatomizowanymi jednostka­ mi a państwem. Por. także Smith (1989), s. 140-145.

475

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Nie wydaje się, aby Tocqueville uważał rodzinę za czynnik hamujący tak silny w społeczeństwach demokratycznych proces atomizacji, praw­ dopodobnie dlatego, że rodzina była dlań przedłużeniem jaźni, wspól­ nym dla wszystkich rodzajów społeczeństw. Tymczasem dla wielu Amerykanów rodzina, teraz już składająca się tylko z rodziców i dzieci, jest w zasadzie jedyną znaną im formą stowarzyszania się czy życia społecznego. Tak pogardzana amerykańska rodzina z przedmieść, ty­ powa dla lat pięćdziesiątych, w istocie była siedliskiem pewnego życia moralnego, bo jeżeli Amerykanie nie walczyli, nie poświęcali się i nie znosili trudów dla kraju lub dla wielkich spraw międzynarodowych, nierzadko robili to wszystko dla swych dzieci. Jednak rodzina nie może dobrze funkcjonować, jeżeli jest oparta na zasadach liberalnych, czyli kiedy jej członkowie traktują ją tak samo jak spółkę kapitałową utworzoną dla ich korzyści, a nie opartą na więziach powinności i miłości. Wychowywanie dzieci albo udane pożycie małżeńskie wymaga osobistych wyrzeczeń, które z punktu widzenia rachunku kosztów i zysków są irracjonalne. Prawdziwe korzyści z in­ tensywnego życia rodzinnego często bowiem nie przypadają w udziale tym, którzy ponoszą najcięższe trudy, lecz przekazywane są następnym pokoleniom. Wiele problemów współczesnej amerykańskiej rodziny wysoki wskaźnik rozwodów, brak autorytetu rodzicielskiego, wyobco­ wanie dzieci itd. - wynika właśnie z tych ściśle liberalnych postaw: kie­ dy jedna ze stron umowy zda sobie sprawę, że warunki są trudniejsze do spełnienia, niż tego oczekiwała, pragnie zerwać umowę. Na poziomie najszerszego stowarzyszenia, czyli całego kraju, libe­ ralne zasady mogą zniszczyć najwyższe formy patriotyzmu, bez których zagrożone jest samo istnienie wspólnoty. Anglosaska teoria liberalna ma bowiem ten mankament, że ludzie nigdy nie zechcą umierać za państwo oparte tylko na zasadzie racjonalnego samozachowania. Nie do utrzymania jest argument, że ludzie narażą życie dla ochrony swej własności lub rodziny, ponieważ w teorii liberalnej własność istnieje dla celów samozachowania, a nie odwrotnie. Zawsze będzie możliwy wy­ jazd z kraju wraz z rodziną i pieniędzmi albo wykręcenie się od poboru. 476

ABSOLUTNE UPRAWNIENIA I WZGLĘDNE OBOWIĄZKI

Fakt, że nie wszyscy obywatele krajów liberalnych próbują unikać służ­ by wojskowej, wynika z tego, że motywują ich inne czynniki, takie jak duma i honor. Wiemy zaś, że właśnie duma była cechą, którą musiał poskromić mocarny Lewiatan zwany państwem liberalnym. Możliwość intensywnego życia społecznego podważają także wymogi kapitalistycznego rynku. Liberalne zasady ekonomiczne nie sprzyjają tradycyjnym wspólnotom, a wręcz przeciwnie: atomizują społeczeństwo. Konieczność kształcenia się i podejmowania pracy tam, gdzie jest ona oferowana, powoduje, że w społeczeństwach liberalnych ludzie coraz rzadziej żyją we wspólnotach, w których się wychowali lub w których żyli ich rodzice i dziadkowie3. Ich życie i więzi społecz­ ne są mniej stabilne, ponieważ dynamika gospodarek kapitalistycznych wymaga ciągłych zmian miejsca i rodzaju produkcji, a zatem i pracy. W tych warunkach trudniej jest zapuścić korzenie w jakiejś wspólnocie czy zawrzeć trwałe i mocne więzi ze współpracownikami i sąsiadami. Jednostki muszą raz po raz układać sobie życie od nowa, aby podjąć karierę w nowym mieście. Zanika regionalne i lokalne poczucie toż­ samości, ludzie zamykają się w maleńkim świecie swych rodzin, które przewożą z miejsca na miejsce jak meble. Wspólnoty posiadające te same „języki dobra i zła” z reguły są spójniejsze niż społeczeństwa liberalne, oparte na wspólnych korzyś­ ciach. Grupy i wspólnoty w krajach azjatyckich, które wydają się tak istotnym czynnikiem samodyscypliny i sukcesu ekonomicznego tego regionu, nie opierają się na umowach między stronami dążącymi do własnej korzyści. Wspólnotowość kultur azjatyckich ma swój początek w religii lub takich doktrynach jak konfucjanizm, który - przez stu­ lecia przekazywany tradycją z pokolenia na pokolenie - zyskał rangę religii. Również w Stanach Zjednoczonych najsilniejsze są te formy wspólnotowości, które mają u swych podstaw wartości religijne, a nie

3. Efekty te do pewnego stopnia równoważy poprawa w dziedzinie środków komu­ nikowania się, dzięki którym mogą powstać stowarzyszenia ludzi o wspólnych za­ interesowaniach i celach, lecz fizycznie się ze sobą niestykających.

477

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

racjonalną korzyść własną. Pielgrzymów i inne wspólnoty purytańskie, które zasiedliły Nową Anglię, łączyło dążenie nie do dobrobytu mate­ rialnego, lecz do oddawania czci Bogu. Amerykanie chętnie przypisu­ ją swe umiłowanie wolności tym dysydenckim sektom, które uciekały z XVII-wiecznej Europy przed prześladowaniami religijnymi. Tym­ czasem, jakkolwiek owe wspólnoty religijne cechowała ogromna nie­ zależność myślenia, nie były w żaden sposób liberalne, jeżeli rozumieć liberalizm tak, jak go rozumiało pokolenie, które przeprowadziło rewo­ lucję. Purytanie pragnęli wolności, by móc praktykować swój ą religię, nie walczyli o wolność wyznania. Dzisiaj często postrzegamy ich jako nietolerancyjnych, zaślepionych fanatyków4. Zanim Tocqueville odwiedził Amerykę w latach trzydziestych XIX wieku, życie intelek­ tualne kraju zdominował liberalizm Lockebwski, lecz ogromna więk­ szość stowarzyszeń religijnych, które zaobserwował autor O demokracji w Ameryce, miała religijny rodowód lub cele. Zwolennicy Lockea, którzy przeprowadzili rewolucję amerykań­ ską, tacy jak Jefferson czy Franklin, albo żarliwi wyznawcy wolności i równości, tacy jak Abraham Lincoln, nie wahali się twierdzić, że wol­ ność wymaga wiary w Boga. Innymi słowy, umowa społeczna między racjonalnymi jednostkami dążącymi do własnej korzyści musi mieć zewnętrzne oparcie w wierze w nagrodę i karę Opatrzności. Od tego czasu dopracowaliśmy się czystszej, jak się słusznie uważa, formy libe­ ralizmu: Sąd Najwyższy orzekł, iż promowanie choćby ponadwyznaniowej wiary w Boga może obrażać uczucia ateistów, wobec czego jest niedopuszczalne w szkołach publicznych. W sytuacji kiedy wszelka moralistyka i fanatyzm religijny są krytykowane w interesie tolerancji, kiedy klimat intelektualny nie sprzyja wierze w jakąś jedną doktrynę, ponieważ należy być otwartym na wszystkie światopoglądy i syste­ my wartości, jakie istnieją, nie może dziwić, że w Ameryce zanika ży­ cie społeczne. Proces ten postępuje nie na przekór zasadom liberalnym,

4. Kwestię tę omawia Thomas Pangle, The Constitution's Human Vision, „The Public Interest”, 86 (zima 1987), s. 77-90.

478

ABSOLUTNE UPRAWNIENIA I WZGLĘDNE OBOWIĄZKI

lecz z ich przyczyny. Wynika z tego, że żadna znacząca intensyfikacja życia społecznego nie będzie możliwa, jeżeli jednostki nie zrzekną się części swych uprawnień na rzecz wspólnot oraz nie pogodzą się z pew­ nymi historycznymi formami nietolerancji5. Reasumując, demokracje liberalne nie są samowystarczalne: życie społeczne, od którego są zależne, musi pochodzić ze źródła innego niż liberalizm6. Ludzie, którzy składali się na społeczeństwo amerykańskie w okresie proklamowania Stanów Zjednoczonych, nie byli wyizolowa­ nymi, racjonalnymi jednostkami, które kalkulowały własną korzyść, lecz po większej części członkami wspólnot religijnych, połączonych jednym kodeksem moralnym i wiarą w Boga. Racjonalizm, który z czasem przy­ jęli za swój, nie wyrósł z tej kultury, lecz istniał w pewnym z nią napięciu. „Dobrze pojęta korzyść własna” stała się powszechnie rozumianą zasadą, która położyła niezbyt szczytny, lecz solidny grunt pod amerykańskie cnoty publiczne, częstokroć pewniejszy niż ten, który można by stworzyć, odwołując się wyłącznie do wartości religijnych czy przednowoczesnych. Jednak z upływem czasu zasady liberalne podkopały wcześniejsze warto­ ści, które są niezbędne do istnienia silnych wspólnot, nadwerężając tym samym żywotność społeczeństwa liberalnego.

5. Jak zauważono wcześniej, silna wspólnotowość w Azji odbywa się kosztem indy­ widualnych uprawnień i tolerancji: intensywnemu życiu rodzinnemu towarzyszy społeczny ostracyzm wobec ludzi, którzy nie mają dzieci, a w takich dziedzinach, jak ubiór, wykształcenie, preferencje seksualne, zatrudnienie itd., dobrze widziany jest społeczny konformizm. Sprzeczność między uprawnieniami jednostkowymi a wspólnotowością znako­ micie ilustruje przypadek społeczności w Inkster w stanie Michigan, która chciała zwalczyć handel narkotykami przez wprowadzenie punktu kontroli samochodów. Amerykański Związek Swobód Obywatelskich podważył zgodność tego rozwią­ zania z czwartą poprawką do konstytucji [Nie będzie naruszane prawo ludzi [...] zapewniające ochronę przed nieuzasadnionymi rewizjami i sekwestrami [...] przyp. tłum.] i punkt kontrolny trzeba było zlikwidować do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sądy. Handel narkotykami, który niemal sparaliżował życie społecz­ ności, powrócił. Cytowane w: Amitai Etzioni, The New Rugged Communitarianism, „Washington Post”, Outlook Section, 20 stycznia 1991, s. Bi. 6. Pangle (1987), s. 88-90.

Rozdział 31

Potężne wojny ducha

Zanik życia społecznego budzi obawę, że w przyszłości staniemy się wygodnymi i zajętymi wyłącznie sobą ostatnimi ludźmi, pozbawionymi tymotejskich dążeń do wyższych celów. Istnieje też jednak niebezpie­ czeństwo przeciwne: powrócimy do stadium pierwszych ludzi, toczą­ cych krwawe i bezprzedmiotowe boje o prestiż, tym razem za pomocą nowoczesnej broni. Te dwa problemy są ze sobą powiązane, ponieważ brak stałych i twórczych ujść dla megalotymii może spowodować jej późniejsze wezbranie w formie skrajnej i patologicznej. Nie od rzeczy jest pytanie, czy wszyscy ludzie będą uważali, że wzloty i poświęcenia, które są dostępne w zadowolonej z siebie i do­ statniej demokracji liberalnej, wystarczają do wyzwolenia w człowieku tego, co w nim najwyższe. Kiedy bowiem zostajemy spekulantami bu­ dowlanymi, jak Donald Trump, alpinistami, jak Reinhold Meissner, lub politykami, jak George Bush, czy nie marnujemy niewyczerpanych za­ sobów idealizmu, które w nas tkwią? Chociaż osiągnięcia tych ludzi są niemałe i spotykają się z należytym uznaniem, ich życie nie należy do najtrudniejszych, a sprawy, o które walczą, do najpoważniejszych czy najsłuszniejszych. A skoro tak, to horyzont ludzkich możliwości, który wyznaczają, nie zaspokoi natur najbardziej tymotejskich. W demokracjach liberalnych raczej nie znajdą pola do popisu prze­ de wszystkim te cnoty i ambicje, których wymaga wojna. Wiele jest wojen metaforycznych - prawnicy wyspecjalizowani w wykupywaniu 480

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

mniejszych przedsiębiorstw przez korporacje mogą myśleć o sobie jako o rekinach czy rewolwerowcach, a handlarze obligacjami z powie­ ści Toma Wolfe’a Ognisko próżności nazywają się „władcami wszech­ świata” (ale tylko w okresie hossy). Kiedy jednak zapadają w miękką skórę swych bmw, coś im mówi, że istnieli kiedyś na świecie prawdzi­ wi rewolwerowcy i władcy, którzy pogardzaliby małostkowymi cnota­ mi potrzebnymi do tego, by stać się bogatym i sławnym w dzisiejszej Ameryce. Trudno powiedzieć, jak długo megalotymia pozwoli się za­ spokajać metaforycznymi wojnami i symbolicznymi zwycięstwami. Po­ dejrzewam, że są ludzie, którzy nie poczują się zaspokojeni, dopóki nie dowiodą swego człowieczeństwa tym samym czynem, który je ustano­ wił na początku historii: będą chcieli narazić życie w krwawej walce i tym samym ponad wszelką wątpliwość dowieść sobie i innym, że są wolni. Będą celowo dążyli do niewygody i poświęcenia, ponieważ tylko ból będzie mógł ostatecznie potwierdzić, że są godni miana istoty ludzkiej. Hegel - różniący się w tym punkcie od swego interpretatora Kojeve’a - uważał, że potrzeba dumy ze swego człowieczeństwa nie musi zostać zaspokojona przez „pokój i dostatek” końca historii1. Obywatelom państw liberalno-demokratycznych będzie stale groziło stoczenie się do poziomu mieszczanina, co wzbudzi w nich pogardę do siebie samych. Ostatecznym sprawdzianem obywatelstwa pozostanie więc gotowość do narażenia życia za swój kraj: państwo będzie musiało utrzymać służbę wojskową i dalej toczyć wojny. Na podstawie tego wątku jego myśli oskarżono Hegla o militaryzm. Nie gloryfikował on jednak wojny dla niej samej ani nie widział w niej nadrzędnego celu człowieka: wojna miała dobroczynne skutki uboczne, wzmacniając charakter jednostki i spoistość wspólnoty. Hegeli. i. W Zasadachfilozofii prawa Hegel stwierdza bardzo wyraźnie, że po końcu historii nie ustaną wojny. Z kolei Kojeve utrzymuje, że koniec historii będzie oznaczał ko­ niec wszystkich poważniejszych sporów, a zatem usunięcie potrzeby walki. Nie jest jasne, dlaczego Kojeve przyjął odmienne stanowisko niż jego preceptor. Por. Smith (19893), s. 164.

481

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

uważał, że bez możliwości wojny i wymaganych przez nią poświęceń ludzie staną się zniewieściali i zajęci wyłącznie sobą. Społeczeństwo zwyrodnieje, stanie się grzęzawiskiem egoizmu i hedonizmu, wspól­ nota rozpadnie się. Lęk przed „panem i władcą człowieka, Śmiercią”, to siła jak żadna inna, zdolna otworzyć ludzi na zewnątrz i przypo­ mnieć im, że nie są wyizolowanymi atomami, lecz członkami wspólnot zbudowanych na podzielanych przez wszystkich ideałach. Demokracja liberalna, która, powiedzmy, raz na pokolenie toczyłaby krótką i zwy­ cięską wojnę w obronie swej wolności i niepodległości, byłaby znacznie zdrowsza i szczęśliwsza niż taka, która stale żyłaby w pokoju. Heglowski pogląd na wojnę znajduje potwierdzenie w doznaniach z pola walki: choć człowiek cierpi i boi się jak nigdy, jeżeli przeżyje, doświadczenie to z reguły ustawia wszystko inne w pewnej szczególnej perspektywie. To, co nazywamy heroizmem i poświęceniem, w życiu cywilnym wydaje się małostkowe, pojęcia przyjaźni i męstwa nabierają nowych, wyrazistszych znaczeń, a całe dalsze życie człowieka określa wspomnienie o udziale w czymś znacznie większym od niego same­ go. Pewien historyk napisał rzecz następującą o zakończeniu amery­ kańskiej wojny domowej, z pewnością jednego z najkrwawszych i naj­ straszniejszych konfliktów czasów nowożytnych: Jeden z weteranów Shermana, powróciwszy do domu razem ze wszystkimi, stwierdził, że po ucichnięciu zgiełku bitewnego niełatwo jest przystosować się do życia. Żołnierze wszędzie byli i wszystko widzieli, największe doświad­

czenie ich życia skończyło się, a zostało jeszcze tyle lat do przeżycia. Znalezienie wspólnego celu na niemrawe dni pokoju miało się okazać niełatwe...”2. Przypuśćmy jednak, że liberalne demokracje „objęły” cały świat, nie ma więc tyranii i ucisku, z którymi warto byłoby podejmować walkę. Z doświadczenia wynika, że jeżeli ludzie nie mogą walczyć o słuszną sprawę, ponieważ słuszna sprawa zwyciężyła pokolenie wcześniej, ob­ rócą oręż przeciwko niej. Będą walczyć dla samej walki. Innymi 2. Catton (1968), s. 491—492.

482

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

słowy, będą walczyć niejako z nudów, nie umiejąc sobie wyobrazić świata bez walki. Skoro więc świat, w którym żyją, zdominowany jest przez pokojowe i dostatnie demokracje liberalne, będą walczyć przeciw­ ko pokojowi i dobrobytowi, przeciwko demokracji. Działanie tego mechanizmu można dostrzec w takich wydarze­ niach jak francuskie événements t. 1968 roku. Studenci, którzy na jakiś czas wzięli we władanie Paryż i doprowadzili do ustąpienia generała de Gaulle’a, nie mieli racjonalnych powodów do buntu, ponieważ były to w większości rozpieszczone dzieci jednego z najbardziej wolnych i dostatnich społeczeństw świata. Jednak tym, co kazało im wyjść na ulice i zmierzyć się z policją, był właśnie brak walki i poświęcenia w ich mieszczańskim życiu. Choć wielu z nich dało się uwieść bzdurnej ideologii będącej zlepkiem maoizmu, marksizmu itp., nie mieli spójnej wizji lepszego społeczeństwa. Treść ich protestu była jednak nieistotna: odrzucali życie w społeczeństwie, w którym ideały stały się niemożliwe. Znudzenie spokojnym i dostatnim życiem miewało dawniej znacz­ nie poważniejsze konsekwencje. Za przykład niech posłuży pierwsza wojna światowa. Źródła tego konfliktu są tak złożone, że do dziś budzą spory. Wszystkie interpretacje mają w sobie ziarno prawdy: przyczyną wojny były niemiecki militaryzm i nacjonalizm; stopniowe załamanie się europejskiej równowagi sił; usztywnienie się systemu sojuszów; teoria obrony prewencyjnej, na którą nakładały się wymogi rozwoju techno­ logicznego; głupota i nieodpowiedzialność konkretnych przywódców. Jednak wojnę wywołał także pewien trudno uchwytny, niemniej roz­ strzygający czynnik: wiele narodów europejskich po prostu życzyło so­ bie wojny, ponieważ miały już dosyć nudnego i zatomizowanego miesz­ czańskiego życia. Analizując decyzje, które doprowadziły do wybuchu wojny, większość historyków skupia się na racjonalnych kalkulacjach strategicznych, pomijając ogromny publiczny entuzjazm, który popy­ chał wszystkie kraje do mobilizacji. Na ostre ultimatum, które Austro-Węgry postawiły Serbii po zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdy­ nanda w Sarajewie, w Berlinie zareagowano potężnymi manifestacjami poparcia dla c.k. monarchii, chociaż Niemców spór ten bezpośrednio 483

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

nie dotyczył. Przez siedem krytycznych dni na przełomie lipca i sierp­ nia 1914 roku odbyły się olbrzymie demonstracje przed Ministerstwem Spraw Zagranicznych i urzędem kanclerskim. Trzydziestego pierwsze­ go lipca, kiedy kanclerz wracał z Poczdamu do Berlina, kawalkadzie sa­ mochodów trudno było się przedrzeć przez tłumy ludzi, którzy żądali wojny. W takiej oto atmosferze zostały podjęte rozstrzygające decyzje, które do wojny doprowadziły34 . Podobne sceny powtórzyły się tego sa­ mego tygodnia w Paryżu, Petersburgu, Londynie i Wiedniu. Uniesie­ nie tłumów w znacznej mierze płynęło z przekonania, że wojna naresz­ cie przyniesie jedność narodową i poczucie obywatelstwa, jak również przezwyciężenie podziałów między kapitalistami i proletariatem, pro­ testantami i katolikami, rolnikami i robotnikami. Jeden z naocznych świadków następująco opisał nastrój zebranego w Berlinie tłumu: „Nikt tutaj nie zna nikogo, lecz wszyscy są ogarnięci jednym potężnym uczu­ ciem: wojna, wojna, jesteśmy razem”“1. W 1914 roku Europa miała za sobą bez mała sto lat od ostatnie­ go poważniejszego konfliktu na ponadregionalną skalę, zakończonego kongresem wiedeńskim. Stulecie to przyniosło rozkwit nowoczesnej cywilizacji technologicznej: Europa zindustrializowała się, osiągnęła niebywały poziom dobrobytu materialnego i ukształtowała społeczeń­ stwo mieszczańskie. Demonstracje prowojenne, które w sierpniu 1914 roku odbyły się w różnych stolicach Europy, można w pewnej mierze postrzegać jako bunt przeciwko cywilizacji mieszczańskiej, z jej bezpie­ czeństwem, dostatkiem i brakiem poważnych wyzwań. Rosnąca izotymia codziennego życia przestała wystarczać. Na masową skalę powró­ ciła megalotymia, nie pojedynczych książąt, lecz całych narodów, które pragnęły uznania swej wartości i godności. W Niemczech, bardziej niż w innych krajach, widziano w tej woj­ nie bunt przeciwko materializmowi kupieckiego świata powołanego

3. O publicznych nastrojach europejskich w przededniu pierwszej wojny światowej pisze Modris Eksteins (1989), s. 55-64. 4. Tamże, s. 57.

484

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

do życia przez Francję oraz Wielką Brytanię, archetyp społeczeństwa mieszczańskiego. Oczywiście Niemcy mieli wiele konkretnych zarzu­ tów pod adresem istniejącego w Europie porządku, począwszy od po­ lityki kolonialnej i morskiej, a skończywszy na groźbie rosyjskiej eks­ pansji ekonomicznej. Wszakże kiedy się czyta, jak Niemcy uzasadniali konieczność wojny, uderza ustawiczne podkreślanie potrzeby oczysz­ czającego moralnie boju jako celu samego w sobie, niezależnie od tego, czy państwo niemieckie zdobyłoby przy okazji kolonie i swobodę że­ glugi. Typowa jest pod tym względem wypowiedź pewnego studenta prawa, który we wrześniu 1914 roku szedł na front: wprawdzie potępił wojnę jako „coś strasznego, nieludzkiego, przestarzałego i w każdym znaczeniu niszczycielskiego”, lecz zakończył po nietzscheańsku: „Bez wątpienia najważniejsza jest zawsze nasza gotowość do poświęcenia, a nie sam cel poświęcenia”5. Pflicht, czyli powinność, pojmowano nie w kategoriach oświeconej korzyści własnej czy kontraktowego zobo­ wiązania: była to absolutna wartość moralna, świadcząca o wewnętrz­ nej sile oraz przezwyciężeniu materializmu i zdeterminowania przez naturę. Z powinności brały się wolność i kreatywność. Myśl nowożytna nie stawia barier ewentualnej nihilistycznej woj­ nie przeciwko demokracji liberalnej, podjętej przez ludzi wychowanych w tym ustroju. Relatywizm - doktryna mówiąca, że wszystkie warto­ ści są względne, i negująca istnienie jakichkolwiek „uprzywilejowanych punktów widzenia” - musi w końcu doprowadzić do zakwestionowa­ nia także wartości demokratycznych, z tolerancją włącznie. Relatywizm nie jest bronią, którą można wymierzyć przeciwko wybranym wrogom. Strzela, gdzie popadnie, uszkadzając nie tylko „absolutyzmy”, dogmaty i niezłomne pewniki zachodniej tradycji, ale także podkreślaną w tej tradycji wartość tolerancji, pluralizmu i wolności myślenia. Jeżeli nic nie może być bezwzględnie prawdziwe, jeżeli wszystkie wartości są zdeterminowane kulturowo, to trzeba odrzucić także - między inny­ mi - hołubioną zasadę równości. 5. Tamże, s. 196.

485

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

Najlepszej ilustracji tego problemu dostarcza myśl samego Nie­ tzschego. Uważał on, że ludzka świadomość względności prawdy sta­ nowi jednocześnie zagrożenie i szansę. Dlatego zagrożenie, że - jak już wspomnieliśmy - uniemożliwia życie „w obrębie jakiegoś horyzon­ tu”. Dlatego szansę, że daje człowiekowi całkowitą wolność od aprio­ rycznych ograniczeń moralnych. Najwyższą formę twórczości widział Nietzsche nie w sztuce, lecz w tworzeniu tego, co najważniejsze - no­ wych wartości. Jego zamierzeniem było wyzwolić się z oków wcześ­ niejszej filozofii, która wierzyła w możliwość prawdy absolutnej, a na­ stępnie dokonać „przewartościowania wszystkich wartości”, począwszy od chrześcijańskich. Celowo dążył do podważenia przekonania o rów­ ności wszystkich ludzi, twierdząc, że jest to przesąd zaszczepiony nam przez chrześcijaństwo. Miał nadzieję, że zasada równości ustąpi kie­ dyś miejsca moralności uzasadniającej panowanie silnych nad słabymi, co doprowadziło go, można powiedzieć, do gloryfikacji okrucieństwa. Nienawidził społeczeństw różnorodnych i tolerancyjnych, wielbił zaś nietolerancyjne, żyjące instynktem i bezlitosne - hinduską kastę Chandala, która próbowała wyhodować różne rasy ludzi, czy „bestie jasno­ włose”, które „bez wahania kładły na ludziach swe straszliwe pazury”6. Wiele dyskutowano na temat związków nietzscheanizmu z niemiec­ kim faszyzmem. Z pewnością da się obronić filozofa przed zarzutem bezpośredniego ojcostwa prostackich doktryn nazizmu, lecz kojarze­ nie jego myśli z faszystowską ma swoje uzasadnienia. Relatywizm Nie­ tzschego - podobnie jak filozofia jego epigona Martina Heideggera usunął wszystkie filozoficzne filary zachodniej demokracji liberalnej, podkładając w ich miejsce doktrynę siły i panowania7. Nietzsche był przekonany, że epoka europejskiego nihilizmu, której był jednym z ini­ cjatorów, doprowadzi do „potężnych wojen” ducha, mających za jedyny cel afirmację samej wojny. 6. Por. Nietzsche (1991b), s. 52-54; tenże (1990a), s. 79-80; tenże (1995), s. 32-33. 7. Por. omówienie związków Nietzschego z niemieckim faszyzmem we wstępie do książki Wernera Dannhausera Nietzsches View ofSocrates, Cornell University Press, Ithaca, New York 1974.

486

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

Nowożytny projekt liberalny był między innymi próbą przeniesie­ nia fundamentów społeczeństw ludzkich z thymos na bezpieczniejszy grunt pożądania. Demokracja liberalna „rozwiązała” problem megalotymii, pętając ją i sublimując za pomocą skomplikowanego systemu roz­ wiązań instytucjonalnych - zasady suwerenności narodu, powszechnych uprawnień, modelu państwa prawa, rozdziału władz itd. Liberalizm przyczynił się także do powstania nowożytnego świata ekonomicznego, zdejmując wszelkie ograniczenia z zachłanności i sprzymierzając pożą­ danie z rozumem w projekcie nowożytnego przyrodoznawstwa. Przed człowiekiem otworzyło się nagle nowe, dynamiczne i nieskończenie bogate pole działania. Zdaniem anglosaskich teoretyków liberalizmu należało przekonać próżniaczych panów, by wyzbyli się chełpliwości i zadomowili się w tym nowym świecie gospodarczym. Thymos powin­ no zostać podporządkowane pożądaniu i rozumowi, a raczej pożądaniu kierowanemu rozumem. Również Hegel uważał, że największy przełom w nowożytnej hi­ storii stanowiło oswojenie pana i jego metamorfoza w człowieka eko­ nomicznego. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie oznacza to zniesienia thymos, lecz jego przekształcenie w nową i - zdaniem Hegla - wyższą formę. Megalotymia nielicznych będzie musiała ustąpić izotymii wielu. Ludzie nie postradają piersi, lecz nie będzie ich już rozdymać szaleń­ cza pycha. Zanim nastała demokracja, świat nie zaspokajał znakomitej większości ludzi. W nowożytnym świecie powszechnego uznania nie­ zaspokojonych jest znacznie mniej, i stąd godna podziwu stabilność i siła dzisiejszej demokracji. Dzieło życia Nietzschego można w pewnym sensie postrzegać jako dążenie do radykalnej zmiany równowagi na korzyść megalotymii, aby gniewu platońskich strażników nie pętało już żadne pojęcie do­ bra wspólnego. Bo też dobro wspólne nie istnieje: wszelkie próby jego zdefiniowania są tylko odbiciem siły lub słabości definiującego. Poję­ cie dobra wspólnego, które pozwala ostatniemu człowiekowi czuć się zadowolonym z siebie, jest bez wątpienia niewiele warte. Nie ma już lepiej lub gorzej wyuczonych strażników, są tylko bardziej lub mniej 487

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

gniewni. Od tej pory będą oceniani przede wszystkim według siły swe­ go gniewu, czyli zdolności do narzucania innym swych „wartości”. Dla Nietzschego thymos nie jest, jak u Platona, jedną z trzech postaci duszy, lecz całością człowieka. Obejrzawszy się za siebie, my, którzy żyjemy w wieku starczym ludzkości, możemy dojść do następującego wniosku: żaden ustrój, ża­ den system socjoekonomiczny nie potrafi zaspokoić wszystkich ludzi na całym świecie. Odnosi się to także do demokracji liberalnej. Fakt ten nie wynika z niedokończenia rewolucji demokratycznej, czyli z tego, że dobrodziejstwo wolności i równości nie objęło wszystkich ludzi. Wręcz przeciwnie, niezadowolenie rodzi się właśnie tam, gdzie demokracja zwyciężyła w stopniu najpełniejszym: jest to niezadowolenie z wol­ ności i równości. Ludzie, którzy wciąż pozostają niezaspokojeni, będą więc zawsze mieli możliwość rozpocząć historię od nowa. Co więcej, wydaje się, że racjonalne uznanie nie jest samowystar­ czalne i aby odpowiednio funkcjonowało, musi oprzeć się na przednowożytnych, nieuniwersalnych formach uznania. Jeżeli demokracja ma być stabilna, kultura musi zawierać elementy irracjonalne i instytucje społeczeństwa obywatelskiego wyrosłe z tradycji przedliberalnych. Ka­ pitalistycznemu dobrobytowi najbardziej sprzyja rozwinięta etyka pracy, oparta z kolei na reliktach martwych wierzeń religijnych, jeżeli nie na samych wierzeniach, bądź też na irracjonalnym poświęceniu dla naro­ du lub rasy. Zyźniejsze podglebie dla działalności gospodarczej, a tak­ że dla życia społecznego może stanowić uznanie grupowe, a nie po­ wszechne, i nawet jeżeli jest ono irracjonalne, potrzeba zapewne dużo czasu, aby ta irracjonalność zagroziła społeczeństwom stosującym ten wzorzec. Nie dość zatem, że powszechne uznanie nie jest powszech­ nie zaspokajające, to jeszcze zdolność społeczeństw do długoletniego funkcjonowania według zasad racjonalnych wydaje się wątpliwa. Arystoteles uważał, że historia będzie cykliczna, a nie linearna, ponieważ wszystkie ustroje mają jakieś niedoskonałości, które będą stale wzbudzać w ludziach pragnienie zmiany na coś lepszego. Czy wymienione powyżej usterki nowożytnej demokracji nie każą nam 488

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

przewidywać takiego scenariusza? W ślad za Arystotelesem należało­ by oczekiwać, że społeczeństwo ostatnich ludzi, mających w sobie tyl­ ko pożądanie i rozum, będzie bez końca oscylować między biegunem zwierzęcych pierwszych ludzi, dążących jedynie do uznania, oraz bie­ gunem czystej kalkulacji własnej korzyści. Jednakże dwa człony tego przeciwstawienia nie są wcale równoważ­ ne. Alternatywa Nietzscheańska całkowicie zrywa z pożądliwą częścią duszy. Obecne stulecie nauczyło nas, jak straszliwe konsekwencje może mieć próba ożywienia nieposkromionej megalotymii, ponieważ niejako doświadczyliśmy w nim przepowiedzianych przez Nietzschego „potęż­ nych wojen”. Prowojenne tłumy, które zebrały się w sierpniu 1914 roku, otrzymały żądane poświęcenie i niebezpieczeństwo, jak również o wie­ le więcej. Przebieg Wielkiej Wojny dowiódł, że dobroczynne wtórne skutki wojny, czyli umacnianie charakteru obywateli i więzi wspólno­ towych, toną w morzu niszczycielskich skutków bezpośrednich. Od czasów pierwszego krwawego boju możność narażania życia zdemo­ kratyzowała się: nie świadczy już o wyjątkowym charakterze, lecz jest przymusowym udziałem szerokich rzesz ludzkich, także kobiet i dzie­ ci. Narażanie życia nie przynosi zaspokojenia pragnienia uznania, lecz bezimienną i bezcelową śmierć. Zamiast umocnić cnoty czy zdolności twórcze, współczesna wojna podważyła wiarę w sens takich pojęć jak odwaga i heroizm oraz wzbudziła wśród uczestników głębokie poczu­ cie wyobcowania i anomii. Jeżeli w przyszłości ogarnie ludzi znudzenie pokojem i dobrobytem, w związku z czym zapragną nowych tymotejskich walk i wyzwań, konsekwencje mogą okazać się jeszcze strasz­ liwsze. Mamy dziś bowiem bomby atomowe i inną broń masowego zniszczenia, pozwalającą w sposób natychmiastowy i anonimowy wy­ mordować miliony. Przeszkodą, która utrudnia odrodzenie się historii i powrót pierw­ szego człowieka, jest opisany w części drugiej Końca historii gigantycz­ ny mechanizm nowożytnego przyrodoznawstwa, napędzany przez nieskrępowane pożądanie i sterowany przez rozum. Odrodzenie się megalotymii w świecie współczesnym oznaczałoby odejście od tego 489

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

gniewni. Od tej pory będą oceniani przede wszystkim według siły swe­ go gniewu, czyli zdolności do narzucania innym swych „wartości”. Dla Nietzschego thymos nie jest, jak u Platona, jedną z trzech postaci duszy, lecz całością człowieka. Obejrzawszy się za siebie, my, którzy żyjemy w wieku starczym ludzkości, możemy dojść do następującego wniosku: żaden ustrój, ża­ den system socjoekonomiczny nie potrafi zaspokoić wszystkich ludzi na całym świecie. Odnosi się to także do demokracji liberalnej. Fakt ten nie wynika z niedokończenia rewolucji demokratycznej, czyli z tego, że dobrodziejstwo wolności i równości nie objęło wszystkich ludzi. Wręcz przeciwnie, niezadowolenie rodzi się właśnie tam, gdzie demokracja zwyciężyła w stopniu najpełniejszym: jest to niezadowolenie z wol­ ności i równości. Ludzie, którzy wciąż pozostają niezaspokojeni, będą więc zawsze mieli możliwość rozpocząć historię od nowa. Co więcej, wydaje się, że racjonalne uznanie nie jest samowystar­ czalne i aby odpowiednio funkcjonowało, musi oprzeć się na przednowożytnych, nieuniwersalnych formach uznania. Jeżeli demokracja ma być stabilna, kultura musi zawierać elementy irracjonalne i instytucje społeczeństwa obywatelskiego wyrosłe z tradycji przedliberalnych. Ka­ pitalistycznemu dobrobytowi najbardziej sprzyja rozwinięta etyka pracy, oparta z kolei na reliktach martwych wierzeń religijnych, jeżeli nie na samych wierzeniach, bądź też na irracjonalnym poświęceniu dla naro­ du lub rasy. Zyżniejsze podglebie dla działalności gospodarczej, a tak­ że dla życia społecznego może stanowić uznanie grupowe, a nie po­ wszechne, i nawet jeżeli jest ono irracjonalne, potrzeba zapewne dużo czasu, aby ta irracjonalność zagroziła społeczeństwom stosującym ten wzorzec. Nie dość zatem, że powszechne uznanie nie jest powszech­ nie zaspokajające, to jeszcze zdolność społeczeństw do długoletniego funkcjonowania według zasad racjonalnych wydaje się wątpliwa. Arystoteles uważał, że historia będzie cykliczna, a nie linearna, ponieważ wszystkie ustroje mają jakieś niedoskonałości, które będą stale wzbudzać w ludziach pragnienie zmiany na coś lepszego. Czy wymienione powyżej usterki nowożytnej demokracji nie każą nam 488

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

przewidywać takiego scenariusza? W ślad za Arystotelesem należało­ by oczekiwać, że społeczeństwo ostatnich ludzi, mających w sobie tyl­ ko pożądanie i rozum, będzie bez końca oscylować między biegunem zwierzęcych pierwszych ludzi, dążących jedynie do uznania, oraz bie­ gunem czystej kalkulacji własnej korzyści. Jednakże dwa człony tego przeciwstawienia nie są wcale równoważ­ ne. Alternatywa Nietzscheańska całkowicie zrywa z pożądliwą częścią duszy. Obecne stulecie nauczyło nas, jak straszliwe konsekwencje może mieć próba ożywienia nieposkromionej megalotymii, ponieważ niejako doświadczyliśmy w nim przepowiedzianych przez Nietzschego „potęż­ nych wojen”. Prowojenne tłumy, które zebrały się w sierpniu 1914 roku, otrzymały żądane poświęcenie i niebezpieczeństwo, jak również o wie­ le więcej. Przebieg Wielkiej Wojny dowiódł, że dobroczynne wtórne skutki wojny, czyli umacnianie charakteru obywateli i więzi wspólno­ towych, toną w morzu niszczycielskich skutków bezpośrednich. Od czasów pierwszego krwawego boju możność narażania życia zdemo­ kratyzowała się: nie świadczy już o wyjątkowym charakterze, lecz jest przymusowym udziałem szerokich rzesz ludzkich, także kobiet i dzie­ ci. Narażanie życia nie przynosi zaspokojenia pragnienia uznania, lecz bezimienną i bezcelową śmierć. Zamiast umocnić cnoty czy zdolności twórcze, współczesna wojna podważyła wiarę w sens takich pojęć jak odwaga i heroizm oraz wzbudziła wśród uczestników głębokie poczu­ cie wyobcowania i anomii. Jeżeli w przyszłości ogarnie ludzi znudzenie pokojem i dobrobytem, w związku z czym zapragną nowych tymotejskich walk i wyzwań, konsekwencje mogą okazać się jeszcze strasz­ liwsze. Mamy dziś bowiem bomby atomowe i inną broń masowego zniszczenia, pozwalającą w sposób natychmiastowy i anonimowy wy­ mordować miliony. Przeszkodą, która utrudnia odrodzenie się historii i powrót pierw­ szego człowieka, jest opisany w części drugiej Końca historii gigantycz­ ny mechanizm nowożytnego przyrodoznawstwa, napędzany przez nieskrępowane pożądanie i sterowany przez rozum. Odrodzenie się megalotymii w świecie współczesnym oznaczałoby odejście od tego 489

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

potężnego i dynamicznego świata gospodarki oraz konieczność zatrzy­ mania tarana postępu technologicznego. Zerwania z mechanizmem udało się dokonać w różnych krajach i w różnych epokach, na przykład kiedy Japonia i Niemcy złożyły swoje społeczeństwa w ofierze na ołta­ rzu uznania narodowego. Wątpliwe jednak, czy może się to udać całe­ mu światu na dłuższy okres. W pierwszej połowie XX wieku Niemcy i Japonia dążyły do wojny, ponieważ pragnęły uznania swej wyższości, ale także zapewnienia sobie przyszłości ekonomicznej dzięki zdobyciu neomerkantylistycznego Łebensraum, czyli sfery dobrobytu. Późniejsze doświadczenia nauczyły oba kraje, że znacznie lepszy sposób na zabez­ pieczenie gospodarcze stanowi liberalny wolny handel, a metoda pod­ boju militarnego jest zabójcza dla wartości ekonomicznych. Kiedy przyglądam się współczesnej Ameryce, nie odnoszę wraże­ nia, abyśmy stali przed problemem nadmiaru megalotymii. Tym peł­ nym zapału młodym ludziom, idącym na studia prawnicze lub mene­ dżerskie, gorączkowo wypełniającym podania o pracę, aby wywalczyć sobie styl życia, do którego czują się uprawnieni, zagraża raczej to, że staną się ostatnimi ludźmi, nie zaś, że rozpalą w sobie pierwszego czło­ wieka. Wydaje się, że projekt liberalny, proponujący życie oparte na gromadzeniu własności i na bezpiecznych, usankcjonowanych społecz­ nie ambicjach, w ich przypadku sprawdził się aż za dobrze. U przecięt­ nego prawnika, który rozpoczyna karierę, trudno jest dostrzec jakieś wielkie podskórne tęsknoty czy irracjonalne namiętności. To samo dotyczy innych obszarów świata pohistorycznego. W la­ tach osiemdziesiątych niewielu przywódców krajów zachodnioeuropej­ skich wykazywało ochotę do heroicznej walki w obliczu takich spraw, jak zimna wojna, głód w Trzecim Świecie czy terroryzm. Zdarzali się młodzi fanatycy, którzy wstępowali do niemieckiej Frakcji Czerwonej Armii czy włoskich Czerwonych Brygad, lecz stanowili oni niewielki margines obłąkańców sponsorowanych przez blok radziecki. Po wiel­ kich wydarzeniach jesieni 1989 roku duża liczba Niemców miała wątp­ liwości, czy zjednoczenie jest rozsądne, ponieważ wiązało się ze zbyt wysokimi kosztami. Tak nie zachowuje się cywilizacja 49°

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

napięta jak sprężyna, gotowa złożyć się w ofierze na ołtarzu nowych, nieprzewidzianych fanatyzmowi tego rodzaju myślenie cechuje raczej cywilizację zadowoloną z tego, co jest i co będzie. Platon uważał, że thymos, jakkolwiek stanowi oparcie dla cnót, samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe, lecz musi zostać wyszkolone, aby służyło dobru wspólnemu. Innymi słowy, należy sprawić, aby thy­ mos było rządzone przez rozum i stało się sprzymierzeńcem pożądania. Państwo sprawiedliwe to takie, w którym wszystkie trzy części duszy są zaspokojone i zrównoważone pod nadzorem rozumu8. Najlepszy ustrój jest zatem niezwykle trudny do realizacji, ponieważ musi zaspo­ koić równocześnie całego człowieka, jego rozum, pożądanie i thymos. Jeżeli rzeczywiste ustroje nie są w stanie całkowicie zaspokoić człowie­ ka, najlepszy ustrój dostarcza wzorca, według którego możemy oceniać istniejące. Najlepszy ustrój, powtórzmy, to taki, który najlepiej zaspoka­ ja wszystkie trzy części duszy równocześnie. Kiedy zastosujemy ten wzorzec, wydaje się, że ze wszystkich alter­ natyw historycznych demokracja liberalna daje najpełniejsze pole do popisu wszystkim trzem częściom duszy. Jeżeli nawet nie kwalifiku­ je się - wedle określenia Sokratesa - do miana najsprawiedliwszego ustroju „w słowach”, jest chyba najsprawiedliwszy „w rzeczywistości”. Jak bowiem uczy nas Hegel, nowożytny liberalizm nie opiera się na zniesieniu pragnienia uznania, lecz na jego przeobrażeniu w bardziej racjonalną formę. Thymos nie zachowało się wprawdzie w swych wcześ­ niejszych przejawach, lecz nie zostało także całkowicie zanegowane. Co więcej, żadne z istniejących społeczeństw liberalnych nie jest zbu­ dowane wyłącznie na izotymii: wszystkie dopuszczają pewien stopień niegroźnej i oswojonej megalotymii, chociaż sprzeciwia się to wyzna­ wanym przez nie zasadom. Jeżeli to prawda, że proces historyczny spoczywa na dwóch bliźnia­ czych filarach racjonalnego pożądania i racjonalnego pragnienia uzna­ nia oraz że nowożytna demokracja liberalna jest ustrojem politycznym, 8. Por. Platon (1994), księga IV, 44ob, 44oe.

491

KONIEC HISTORII I OSTATNI CZŁOWIEK

który najlepiej zaspokaja te pragnienia i utrzymuje je w równowadze, to wydaje się, iż główne zagrożenie dla demokracji płynie z naszego po­ mieszania pojęć. Jeśli bowiem społeczeństwa nowożytne wykierowały się ku demokracji, to myśl nowożytna zabłądziła w ślepą uliczkę, nie potrafiąc dojść do porozumienia, czym jest człowiek i jego szczególna godność, a co za tym idzie, nie potrafiąc określić, jakie mu przysługują uprawnienia. Otwiera to drogę z jednej strony przesadnym żądaniom równości uprawnień, a z drugiej - odrodzeniu się megalotymii9. Ten zamęt myślowy nie podważa faktu, że historia zmierza w określonym kierunku, napędzana przez racjonalne pożądanie i racjonalne pragnie­ nie uznania, jak również faktu, że demokracja liberalna w praktyce sta­ nowi najlepsze możliwe rozwiązanie problemu ludzkiego. Niewykluczone, że jeżeli wydarzenia pójdą tym samym torem, któ­ rym podążają od kilku dziesięcioleci, to idea uniwersalnej i ukierunko­ wanej historii prowadzącej do demokracji liberalnej stanie się w przy­ szłości bardziej wiarygodna, a myśl nowożytna niejako samoczynnie wydostanie się ze ślepej uliczki relatywizmu. Inaczej mówiąc, sądzę, że relatywizm kulturowy (wynalazek europejski) wydawał się wiarygodny naszemu stuleciu, ponieważ po raz pierwszy w historii Europa mu­ síala na poważnie zmierzyć się z kulturami pozaeuropejskimi przez doświadczenie kolonializmu i dekolonizacji. Wiele spośród procesów, które nastąpiły w XX wieku - utrata moralnej wiary w siebie przez cywilizację europejską, wzrost znaczenia Trzeciego Świata i powstanie

nowych ideologii - sprzyjało przekonaniu o słuszności perspektywy relatywistycznej. Natomiast jeżeli z czasem coraz więcej społeczeństw o różnorodnej kulturze i historii ujawni ten sam schemat rozwoju, jeże­ li instytucje ustrojowe w najbardziej zaawansowanych społeczeństwach będą się do siebie coraz bardziej upodabniały, jeżeli homogenizacja ludzkości spowodowana mechanizmem rozwoju gospodarczego będzie postępowała, to idea relatywizmu stanie się dużo mniej zrozumiała niż dzisiaj. Dostrzegane bowiem różnice między „językami dobra i zła” 9. Jestem wdzięczny Henry emu Higuerze za sformułowanie tego problemu.

492

POTĘŻNE WOJNY DUCHA

poszczególnych ludów będą sprawiały wrażenie wytworu pewnego sta­ dium rozwoju historycznego. Nie będziemy już widzieć w ludzkości tysiąca pędów rozkwitają­ cych w różne rośliny, lecz długą karawanę powozów zmierzających tą samą drogą. Niektóre powozy będą z trzaskiem bata wjeżdżały do mia­ sta, inne rozłożą się obozem na pustyni, jeszcze inne utkwią na ostat­ niej górskiej przełęczy. Kilka powozów napadną i podpalą Indianie - te zostaną porzucone przy drodze. W wirze walki kilku woźniców straci głowę i poczucie kierunku, toteż przez jakiś czas ich powozy będą je­ chać nie tam, gdzie trzeba, a paru innych zmęczy się podróżą i pozakła­ dają stałe obozy w pewnych odstępach drogi. Będą próby dojazdu inną trasą, lecz wszyscy dojdą do przekonania, że ostatnie pasmo górskie trzeba przekroczyć tą samą przełęczą. Ogromna większość powozów pojedzie wszakże główną drogą, a z kolei większość z tych przybędzie do miasta. Powozy są do siebie podobne: chociaż różnie pomalowane i zrobione z różnych materia­ łów, każdy ma cztery koła i zaprzęg koński, w środku zaś siedzi rodzi­ na, która modli się o bezpieczną podróż. Różnice między rodzinami nie wynikają z odmiennej natury ludzi, lecz z różnego położenia przy drodze. Alexandre Kojève wierzył, że historia w końcu udowodni swą racjonalność, czyli że do miasta wjedzie dość powozów, aby każda rozsądna osoba musiała przyznać, iż była tylko jedna podróż i jeden punkt docelowy. Wątpliwe, czy już dotarliśmy do tego punktu, pomi­ mo bowiem niedawnej globalnej rewolucji liberalnej jest wiele danych, które nie pozwalają jednoznacznie określić kierunku ruchu powozów. Nie wiemy też na pewno, czy nawet dojechawszy do miasta, pasaże­ rowie nie stwierdzą, kiedy rozejrzą się po nowym otoczeniu, że im ono nie odpowiada, w związku z czym zamierzą sobie nową, jeszcze dalszą podróż.

Bibliografia

Afanasjew Jurij, (red.), Innogo nie dano, Progriess, Moskwa 1989.

Almond Gabriel A., i Sidney Verba, The Civic Culture, Litde, Brown, Boston 1963. Angell Norman, The Great Illusion. A Study ofthe Relation ofMilitary Power to National Advantage, Heinemann, London 1914.

Apter David, The Politics ofModernization, University of Chicago Press, Chi­ cago 1965.

Aron Raymond, Memoirs: Fifty Years ofPolitical Refection, Holmes and Meier, New York, London 1990.

Aslund Anders, Gorbachev’s Struggle for Economic Reform: The Soviet Reform Process, 1985-88, Cornell University Press, Ithaca, New York 1989.

Avineri Shlomo, Hegel’s Theory ofthe Modem State, Cambridge University Press,

Cambridge 1972.

Azrael Jeremy, Managerial Power and Soviet Policy, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1966.

Azrael Jeremy, The Soviet Civilian Leadership and the Military High Command, 1976-1986, The

rand

Corporation, Santa Monica, California 1987.

Babst Dean V., A Forcefor Peace, „Industrial Research”, 14 (kwiecień 1972).

Baer Werner, Import Substitution and Industrialization in Latin America: Ex­ periences and Interpretations, „Latin American Research Review”, 7, nr 1

(wiosna 1972).

Baer Werner, The Brazilian Economy: Growth and Development, Praeger, New

York 1989.

495

BIBLIOGRAFIA

Ball Terence, From Paradigms to Research Programs: Toward a Post-Kuhnian Po­ litical Science, „American Journal of Political Science”, 20, nr 1 (luty 1976).

Banos,Robert, The Left and Democracy: Recent Debates in Latin America, „Telos”, 68.

Bell Daniel, Notes on the Post-Industrial Society I, „The Public Interest”, nr 6 (1967a).

Bell Daniel, Notes on the Post-Industrial Society 11, „The Public Interest”, nr 7 (1967b). Bell Daniel, The Coming ofPost-Industrial Society: A Venture in Social Forecasting, Basic Books, New York 1973. Bell Daniel, Kulturowe sprzeczności kapitalizmu, przeł. Stefan Amsterdamski,

Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1994.

Bell Eric Temple, Men ofMathematics, Simon and Schuster, New York 1937. Bellah Robert N., Tokugawa Religion, Beacon Press, Boston 1957. BeloffMax, Two Historians, Arnold Toynbee and Lewis Namier, „Encounter”, 74 (1990).

Bendix Reinhard, The Protestant Ethic — Revisited, „Comparative Studies in Society and History” 9, nr 3 (kwiecień 1967).

Berger Peter, Hsin-Huang Michael Ksiao, In Search ofan East Asian Develop­ ment Model, Transaction Books, New Brunswick, New Jersey 1988.

Berliner Joseph S., Factory and Manager in the USSR, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1957.

Bill James A., Robert L. Hardgrave, Comparative Politics: The Questfor a Theory, Unwersity Press of America, Lanham, Maryland, 1973. Binder Leonard, The Natural History ofDevelopment Theory, „Comparative Stu­

dies in Society and History” 28 (1986). Binder Leonard i in., Crises and Sequences in Political Development, Princeton

Unversity Press, Princeton, New Jersey 1971.

Bloom Allan, Giants and Dwarfs: Essays iq6o-iqqo, Simon and Schuster, New

York 1990. Bloom Allan, Umysł zamknięty: O tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów, przeł. Tomasz Bieroń, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1997.

Bodenheimer,Susanne J., The Ideology of Developmentalism, „Berkeley Journal of Sociology” (1970).

Breslauer George W, Khrushchev and Brezhnev as Leaders: Building Authority in Soviet Politics, Allen and Unwin, London 1982.

496

BIBLIOGRAFIA

Bryce James, Modem Democracies, Macmillan, New York 1931. Brzeziński Zbigniew, Between Two Ages: America’s Role in the Technotronic Era,

Viking Press, New York 1970.

Bury J.B., The Idea ofProgress, Macmillan, New York 1932. Caporaso James, Dependence, Dependency and Power in the Global System:

A Structural and BehavioralAnalysis, „International Organization”, 32 (1978). Cardoso Fernando H., Dependent Capitalist Development in Latin America, „New Left Review”, 74 (lipiec-sierpień 1972). Cardoso Fernando H., Enzo Faletto, Dependency and Development in Latin

America, University of California Press, Berkeley 1969. Casanova Jose, Modernization and Democratization: Reflections on Spains Tran­ sition to Democracy, „Social Research”, 50 (1983).

Catton Bruce, Grant Takes Command, Little, Brown, Boston 1968.

Cherrington David J., The Work Ethic: Working Values and Values that Work, Amacom, New York 1980.

Chilcote Ronald, Theories of Comparative Politics: The Search for a Paradigm,

Westview Press, Boulder, Colorado 1981.

Clausewitz Carl von, O wojnie, przeł. Augustyn Cichowicz i Leon Koc, Wyda­ wnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1958.

Collier David (red.), The New Authoritarianism in Latin America, Princeton

University Press, Princeton, New Jersey 1979.

Collingwood Robin George, The Idea ofHistory, Oxford University Press, New

York 1979. Colton Timothy, The Dilemma of Reform in the Soviet Union, Council on Fo­ reign Relations, New York 1986.

Cooper Barry, The End ofHistory: An Essay on Modem Hegelianism, University

of Toronto Press, Toronto 1984. Coverdale John E, The Political Transformation of Spain after Franco, Praeger, New York 1979.

Craig Gordon A., The Politics of the Prussian Army 1640-1943, Oxford Univer­ sity Press, Oxford 1964. Custine Astolphe markiz de, Listy z Rosji: Rosja w 1839 roku, przeł. Marian

Górski, Aramis, Kraków 1989.

497

BIBLIOGRAFIA

Cutright Phillips, National Poltical 'Development: Its Measurements and Social Correlates, „American Sociology Review”, 28 (1963). Dahl Robert A., Polyarchy: Participation and Opposition, Yale University Press,

New Haven, Connecticut, 1971.

Dahrendorf Ralf, Society and Democracy in Germany, Doubleday, Garden City, New York 1969.

Dannhauser Werner J., Nietzsche's View of Socrates, Cornell University Press,

Ithaca i London 1974. Davenport T.R.H., South Africa: A Modern History, Macmillan South Africa, Johannesburg 1987. de Soto Hernando, The Other Path: The Invisible Revolution in the Third World,

Harper and Row, New York 1989. Debardleben Joan, The Environment and Marxism-Leninism: The Soviet and

East German Experiences, Westview, Boulder, Colorado, 1985.

Deyo Frederic C. (red.), The Political Economy of the New Asian Industrialism, Cornell University Press, Ithaca, New York 1987.

Diamond Larry, J. Linz, Seymour Martin Lipset (red.), Democracy in Develo­ ping Countries, Lynne Rienner, Boulder, Colorado, 1988a.

Diamond Larry, J. Linz, S.M. Lipset (red.), Democracy in Developing Countries, t. 4 Latin America, Lynne Rienner, Boulder, Colorado, 1988b.

Dickson Peter, Kissinger and the Meaning of History, Cambridge University Press, Cambridge 1978.

Didion Joan, Slouching Towards Betlehem, Dell, New York 1968. Dirlik Arif, Maurice Meisner (red.), Marxism and the Chinese Experience: Issues in Contemporary Chinese Socialism, Westview Press, Boulder, Colorado, 1989.

Djilas Milovan, The New Class: An Analysis of the Communist System, Praeger, New York 1957.

Dos Santos Theotonio, The Structure ofDependency, „American Economic Re­ view”, 40 (maj 1980).

Doyle Michael, Kant, Liberal Legacies, and Foreign Affairs 1, „Philosophy and

Public Affairs", 12 (lato 1983a). Doyle Michael, Kant, Liberal Legacies, and Foreign Affairs 11, „Philosophy and

Public Affairs”, 12 (jesieri 1983b).

498

BIBLIOGRAFIA

Doyle Michael, Liberalism and World Politics, „American Political Science Review”, 80, nr 4 (grudzień 1986). Durkheim Emile, The Division ofLabor in Society, Free Press, New York 1964. Earle Edward Meade (red.), The Mahers ofModem Strategy: Military Thought

from Machiavelli to Hitler, Princeton University Press, Princeton, New Jer­

sey 1948.

Eisenstadt Shmuel N. (red.), The Protestant Ethic and Modernization: A Com­ parative View, Basic Books, New York 1968. Eksteins Modris, Rites ofSpring: The Great War and the Birth ofthe Modem Age,

Houghton Mifflin, Boston 1989. Epstein David F., The Political Theory of the Federalist, University of Chicago Press, Chicago 1984.

Evans Peter, Dependent Development: The Alliance ofMultinational, State, and

Local Capital in Brazil, Princeton University Press, Princeton, New Jer­ sey 1979.

Fackenheim Emile, God’s Presence in History:Jewish Affirmations and Philosoph­ ical Reflections, New York University Press, New York 1970.

Field Mark G. (red.), Social Consequences ofModernization in Communist Socie­ ties, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1976.

Fields Gary S., Employment, Income Distribution and Economic Growth in Seven

Small Open Economies, „Economic Journal”, 94 (marzec 1984).

Finifter Ada, Political Science: The State of the Discipline, „American Political

Science Association”, Washington, D. C., 1983. Fishman Robert M., Rethinking State and Regime: Southern Europe’s Transition to Democracy, „World Politics”, 42, nr 3 (kwiecień 1990).

Frank André Gunder, Latin America: Underdevelopment or Revolution?, Monthly Review Press, New York 1969.

Frank André Gunder, Revolution in Eastern Europe: Lessonsfor Democratic So­

cial Movements (and Socialists?), „Third World Quarterly”, 12, nr 2 (kwie­ cień 1990).

Friedman Edward, Modernization and Democratization in Leninist States: The Case ofChina, „Studies in Comparative Communism”, 22, nr 2-3 (latojesień 1989).

499

BIBLIOGRAFIA

Friedrich Carl J., Inevitable Peace, Harvard University Press, Cambridge, Mas­

sachusetts, 1948. Friedrich Carl J., Zbigniew Brzeziński, Totalitarian Dictatorship and Autocracy,

Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1965. Fukuyama Francis, Koniec historii?, przeł. Barbara Stanosz, w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, „Konfrontacje”, 13, Pomost, Warszawa, 1991a.

Fukuyama Francis, Wystąpienie końcowe, przeł. Barbara Stanosz, w: Irena Laso­ ta (red.), Czy koniec historii?, „Konfrontacje”, 13, Pomost, Warszawa 1991b.

Fullerton Kemper, Calvinism and Capitalism, „Harvard Theological Review”, 21 (1924).

Furtado Celso, Economic Development of Latin America: A Survey from Colonial

Times to the Cuban Revolution, Cambridge University Press, Cambridge 1970. Fussel Paul, The Great War and Modem Memory, Oxford University Press, New York 1975.

Gaddis John Lewis, The Long Peace: Elements ofStability in the Postwar Interna­

tional Situation, „International Security”, 10, nr 4 (wiosna 1986). Galston William, Kant and the Problem ofHistory, University of Chicago Press,

Chicago 1975. Gellner David, Max Weber: Capitalism and the Religion ofIndia, „Sociology”, 16,

nr 4 (listopad 1982). Gellner Emest, Narody i nacjonalizm, przeł. Teresa Hołówka, Państwowy Insty­

tut Wydawniczy, Warszawa 1991. Gerschenkron Alexander, Economic Backwardness in Historical Perspective,

Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1962. Giliomee Hermann, Lawrence Schlemmer, From Apartheid to Nation-Building,

Oxford University Press, Johannesburg 1990. Gimbutas Maija, Language ofthe Goddess, Harper and Row, New York 1989.

Goldman Marshall I., The Spoils ofProgress: Environmental Pollution in the So­ viet Union, MIT Press, Cambridge, Massachusetts, 1972.

Goldman Marshall I., Gorbachevs Challenge: Economic Reform in the Age of

High Technology, Norton, New York 1987. Gray John, The End ofHistory - Or the End ofLiberalism?, „National Review”

(październik 1989).

500

BIBLIOGRAFIA

Greenstein Fred I., Nelson Polsby, Handbook of Political Science, t. 3, Addi-

son-Wesley, Reading, Massachusetts, 1975. Grew Raymond (red.), Crises ofPolitical Development in Europe and the United

States, Princeton University Press, Princeton, New Jersey 1978. Hamilton Alexander, J. Madison, J. Jay, The Federalist Papers, New American

Library, New York 1961.

Harkabi Yehoshafat, Directions of Change in the World Strategic Order: Com­ ments on an Address by Professor Kaiser, w: The Changing Strategic Land­

scape: nss Conference papers, 1988, cz. 11, Adelphi Paper nr 237, International Institute for Strategic Studies, London 1988.

Harrison Lawrence E., Underdevelopment Is a State ofMind: The Latin Ameri­ can Case, Madison Books, New York 1985.

Hartz Louis, The Liberal Tradition in America, Harcourt Brace, New York 1955.

Hauslohner, Peter, Gorbachev's Social Contract, „Soviet Economy”, 3, nr 1 (1987).

Havel Vaclav, Sila bezsilnych, tłumacz niepodany, Veto, Berlin 1987.

Hegel Georg W.F., Dokumente zu Hegels Entwicklung, Stuttgart 1936. Hegel Georg W.F., Wykłady zfilozofii dziejów, przeł. Janusz Grabowski i Adam

Landman, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1958. Hegel Georg W.F., Fenomenologia ducha, przeł. Adam Landman, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1965.

Hegel Georg W.F., Zasadyfilozofii prawa, przeł. Adam Landman, Państwowy

Instytut Wydawniczy, Warszawa 1969. Heller Mikhail, Cogs in the Wheel: The Formation of Soviet Man, Knopf, New

York 1989. Hewett Ed A., Reforming the Soviet Economy: Equality versus Efficiency, Broo­

kings Institution, Waszyngton, D.C., 1988.

Himmelfarb Gertrude, Hegel nie był utopistą, przeł. Barbara Stanosz, w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, „Konfrontacje”, 13, Pomost, Warszawa 1991. Hirst Paul, Endism, „London Review of Books”, nr 23 (1989). Hobbes Thomas, Lewiatan, przeł. Czesław Znamierowski, Państwowe Wyda­

wnictwo Naukowe, Warszawa 1954. Hoffman Stanley, The State of War, Praeger, New York 1965.

5°i

BIBLIOGRAFIA

Hough Jerry, The Soviet Union and Social Science Theory, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1977.

Hough Jerry, Merle Fainsod, How the Soviet Union Is Governed, Harvard Uni­

versity Press, Cambridge, Massachusetts, 1979. Huntington Samuel P., Political Order in Changing Societies, Yale University

Press, New Haven, Connecticut, L9Ó8. Huntington Samuel P., Will More Countries Become Democratic?, „Political

Science Quarterly”, 99, nr 2 (lato 1984). Huntington Samuel R, Religion and the Third Wave, „The National Interest”,

nr 24 (lato 1991). Huntington Samuel P., Z historii nie ma wyjścia?, przeł. Irena Lasota, w: Irena Lasota (red.), Czy koniec historii?, „Konfrontacje”, 13, Pomost, Warszawa 1991. Huntington Samuel R, Myron Weiner, Understanding Political Development, Little, Brown, Boston 1987. Johnson Chalmers (red.), Change in Communist Systems, Stanford University

Press, Stanford, California, 1970.

Kane-Berman John, South Africa's Silent Revolution, Southern Book Publishers, Johannesburg 1990.

Kant Immanuel, Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym,

w: Tadeusz Kroński, Kant, N'Jiz&ia. Powszechna, Warszawa 1966. Kant Immanuel, O wiecznym pokoju: zarysfilozoficzny, przeł. Feliks Przybylak,

Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1992.

Kassof Allen (red.), Prospects for Soviet Society, Council on Foreign Relations, New York 1968. Kober Stanley, Idealpolitik, „Foreign Policy”, nr 79 (lato 1990).

Landes David S., The Unbound Prometheus: Technological Change and Industrial Development in Western Europe from 1750 to the Present, Cambridge Uni­

versity Press, New York 1969. Marks Karol, Kapital, przeł. Henryk Lauer i in., Książka i Wiedza, Warszawa 1959. McAdams A. James, Crisis in the Soviet Empire: Three Ambiguities in Search of

a Prediction, „Comparative Politics”, 20, nr 1 (październik 1987).

McFarquhar Roderick, The Post-Confucian Challenge, „Economist” (9 lutego 1980).

McKibben Bill, The End ofNature, Random House, New York 1989. 502

BIBLIOGRAFIA

Mearsheimer John J., Back to the Future: Instability in Europe after the Cold War, „International Security”, 15, nr 1 (lato 1990). Melzer Arthur M., The Natural Goodness of Man: On the System of Rousseaus

Thought, University of Chicago Press, Chicago 1990.

Migranian Andranik, The Long Road to the European Home, „Nowyj Mir”, nr 7 (lipiec 1989).

Modelski Geoige, Is World Politics Evolutionary Learning?, „International Organi­ zation”, 44, nr 1 (zima 1990).

Moore Barrington, Jr., Social Origins of Dictatorship and Democracy, Beacon Press, Boston 1966.

Morgenthau Hans J., Kenneth Thompson, Politics Among Nations: The Struggle

for Power and Peace, Knopf, New York 1985. Mueller John, Retreat from Doomsday: The Obsolescence of Major War, Basic Books, New York 1989.

Myrdal Gunnar, Asian Drama. An Inquiry into the Poverty of Nations, Twen­

tieth Century Fund, New York 1968. Naipaul Vidiadhar Surajprasad, India: A Wounded Civilization, Vintage Books,

New York 1978.

Naipaul Vidiadhar Surajprasad, Among the Believers, Knopf, New York 1981. Nakane Chie, Japanese Society, University of California Press, Berkeley, Cali­ fornia, 1970.

Neubauer Deane E., Some Conditions ofDemocracy, „American Political Science Review”, 61 (1967).

Nichols James, Colin Wright (red.), From Political Economy to Economics... and Back?, Institute for Contemporary Studies, San Francisco, Califor­

nia, 1990. Niebuhr Reinhold, Moral Man and Immoral Society: A Study in Ethics and Pol­ itics, Scribner, New York 1932.

Nietzsche Fryderyk, Poza dobrem i ziem, przeł. Stanisław Wyrzykowski, Bis, Warszawa 1990a. Nietzsche Fryderyk, Wola mocy, przeł. Stanisław Wyrzykowski, Bis, Warsza­ wa 1990b.

503

BIBLIOGRAFIA

Nietzsche Fryderyk, Z genealogii moralności, przeł. Leopold Staff, Bis, War­ szawa 1991a.

Nietzsche Fryderyk, Zmierzch bożyszcz i antychryst, przeł. Stanisław Wyrzy­

kowski, Bis, Warszawa 1991b. Nietzsche Fryderyk, Tako rzecze Zaratustra, przeł. Wacław Berent, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 1995.

Nietzsche Fryderyk, O pożytkach i szkodliwos'ci historii dla życia, przeł. Małgo­

rzata Lukasiewicz, w: Niewczesne rozważania, Znak, Kraków 1996. Nisbet Robert, Social Change and History, Oxford University Press, Oxford 1969.

Nordlinger Eric A., Political Development: Time Sequences and Rates of Change, „World Politics”, 20 (1968).

O’Donnell Guillermo, Philippe Schmitter, Laurence Whitehead (red.), Tran­ sitions from Authoritarian Rule: Comparative Perspective, Johns Hopkins

University Press, Baltimore 1986a. O’Donnell Guillermo, Philippe Schmitter, Laurence Whitehead (red.), Tran­ sitions from Authoritarian Rule: Latin America, Johns Hopkins University Press, Baltimore 1986b.

O’Donnell Guillermo, Philippe Schmitter, Laurence Whitehead (red.), Tran­ sitionsfrom Authoritarian Rule: Southern Europe, Johns Hopkins Universi­ ty Press, Baltimore 1986c.

O’Donnell Guillermo, Philippe Schmitter, Laurence Whitehead (red.), Tran­ sitions from Authoritarian Rule: Tentative Conclusions About Uncertain De­

mocracies, Johns Hopkins University Press, Baltimore i986d. Pangle Thomas, The Constitutions Human Vision, „The Public Interest", 86 (zima 1987). Pangle Thomas, The Spirit of Modern Republicanism: The Moral Vision of the American Founding, University of Chicago Press, Chicago 1988.

Parsons Talcott, The Structure ofSocialAction, McGraw-Hill, New York 1937. Parsons Talcott, The Social System, Free Press, Glencoe, Illinois, 1951. Parsons Talcott, Evolutionary Universals in Society, „American Sociological Re­ view”, 29 (czerwiec 1964).

Parsons Talcott, Sociological Theory and Modem Society, Free Press, New York 1967. 504

BIBLIOGRAFIA

Parsons Talcott, Edward Shils (red.), Toward a General Theory ofAction, Har­

vard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1951. Pascal Biaise, Pensées, Garnier, Paris 1964. Pelikan Jaroslav, J. Kitagawa, S. Nasar, Comparative Work Ethics: Judeo-Chris­

tian, Islamic, and Eastern, Library of Congress, Washington, D.C., 1985.

Pinkard Terry, Hegel’s Dialectic: The Explanation ofPossibility, Temple Univer­

sity Press, Philadelphia 1988. Platon Państwo, przeł. Władysław Witwicki, Alfa, Warszawa 1994.

Popper Karl, Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie, przeł. Halina Krahelska,

Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1993. Porter Michael E., The CompetitiveAdvantage ofNations, Free Press, New York 1990.

Posner Vladimir, Parting with Illusions, Atlantic Monthly Press, New York 1989. Pridham Geoffrey (red.), The New Mediterranean Democracies: Regime Transi­ tion in Spain, Greece, and Portugal, Frank Cass, London 1984.

Pye Lucian W, Asian Power and Politics: The Cultural Dimensions ofAuthority, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1985.

Pye Lucian W, Political Science and the Crisis ofAuthoritarianism, „American

Political Science Review”, 84, nr 1 (marzec 1990a). Pye Lucian W, Tiananmen and Chinese Political Culture: The Escalation of Con­ frontation, „Asian Survey”, 30, nr 4 (kwiecień 1990b).

Pye Lucian W. (red.), Communications and Political Development, Princeton

University Press, Princeton, New Jersey 1963. Remarque Erich Maria, Na Zachodzie bez zmian, przeł. Stefan Napierski, Wy­

dawnictwo Literackie, Kraków 1974. Revel Jean-François, How Democracies Perish, Harper and Row, New York 1983.

Revel Jean-François, But We Follow the Worse..., „The National Interest”, nr 18 (zima 1989).

Riesman David, Samotny tłum, przeł. Jan Strzelecki, Państwowe Wydawnic­ two Naukowe, Warszawa 1971.

Rigby Thomas Henry, Ferenc Feher (red.), Political Legitimation in Communist

States, St. Martins Press, New York 1982. Riley Patrick, Introduction to the Reading ofAlexandre Kojève, „Political Theory”,

nr i (1981).

505

BIBLIOGRAFIA

Robertson Hector M., Aspects ofthe Rise ofEconomic Individualism, Cambridge

University Press, Cambridge 1933. Rose Michael, Re-working the Work Ethic: Economic Values and Socio-Cultural Politics, Schocken Books, New York 1985. Rosenberg Nathan, L.E. Birdzell, Jr., Science, Technology, and the Western

Miracle, „Scientific American”, nr 5 (listopad 1990). Rostow Walt Whitman, The Stages of Economic Growth: A Non-Communist

Manifesto, Cambridge University Press, Cambridge i960. Rostow Walt Whitman, Theorists ofEconomic Growthfrom David Hume to the

Present, Oxford University Press, New York 1990.

Roth Michael S., A Problem of Recognition: Alexandre Kojtve and the End of

History, „History and Theory”, 24, nr 3 (1985). Roth Michael S., Knowing and History: Appropriations of Hegel in Twentieth

Century France, Cornell University Press, Ithaca, New York 1988. Rousseau Jean Jacques, Oeuvres completes, Editions Gallimard, Paris 1964.

Rummel Rudolph J., Libertarianism and International Violence, Journal of Conflict Resolution”, 27 (marzec 1983).

Russell Bertrand, Szkice sceptyczne, przel. Amelia Kurlandzka, Książka i Wie­

dza, Warszawa 1957. Rustow Dankwart A., Transitions to Democracy: Toward a Dynamie Model, „Comparative Politics”, 2 (kwiecień 1970).

Rustow Dankwart A., Democracy: A Global Revolution?, „Foreign Affairs”, 69,

nr 4 (jesień 1990). Sabel Charles, Michael J. Piore, The Second Industrial Divide, Basic Books,

New York 1984.

Schmitter Philippe C., Liberation by Golpe: Retrospective Thoughts on the Demise of Authoritarianism in Portugal, „Armed Forces and Society”, 2, nr 1 (listopad 1975).

Schumpeter Joseph A., Imperialism and Social Classes, Meridian Books, New

York 1955. Schumpeter Joseph A., Kapitalizm, socjalizm, demokracja, przel. Michal Rusiń­

ski, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1995. Sestanovich Stephen, Anxiety and Ideology, „University of Chicago Law Re­ view”, 52, nr 2 (wiosna 1985). 506

BIBLIOGRAFIA

Sestanovich Stephen, Inventing the Soviet National Interest, „The National In­ terest”, nr 20 (lato 1990).

Skidmore Thomas E., The Politics ofMilitary Rule in Brazil, 1964-1985, Oxford

University Press, New York 1988. Skilling H. Gordon, Franklyn Griffiths, Interest Groups in Soviet Politics, Princeton University Press, Princeton, New Jersey 1971. Skocpol Theda, Wallerstein’s World Capitalist System: A Theoretical and Historical

Cririyui, „American Journal of Sociology”, 82 (marzec 1977). Smith Adam, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, przeł. Stefan Wolff, Antoni Prejbisz, Bronisława Jasińska, Państwowe Wydaw­

nictwo Naukowe, Warszawa 1954.

Smith Adam, Teoria uczuć moralnych, przeł. Danuta Petsch, Państwowe Wy­

dawnictwo Naukowe, Warszawa 1989. Smith Steven B., Hegel's Views on War, the State and International Relations, „American Political Science Review”, 77, nr 3 (wrzesień 1983).

Smith Steven B., Hegel's Critique ofLiberalism: Rights in Context, University of

Chicago Press, Chicago 1989a. Smith Steven B., What is Right i Hegel's „Philosophy or Right’?, „American Po­ litical Science Review”, 83, nr 1 (marzec 1989b).

Smith Tony, The Underdevelopment of Development Literature: The Case of De­

pendency Theory, „World Politics”, 31, nr 2 (lipiec 1979). Sombart Werner, The Quintessence of Capitalism, Dutton, New York 1915. Sowell Thomas, Three Black Histories, „Wilson Quarterly” (zima 1979). Sowell Thomas, The Economics and Politics ofRace: An International Perspective,

Quill, New York 1983.

Stern Fritz, The Politics of Cultural Despair: A Study in the Rise of German

Ideology, University of California Press, Berkeley 1974. Strauss Leo, The Political Philosophy ofHobbes: Its Basis and Genesis, przeł. E. Sin­ clair, University of Chicago Press, Chicago 1952.

Strauss Leo, Thoughts on Machiavelli, Free Press, Glencoe, Illinois, 1958. Strauss Leo, On Tyranny, Cornell University Press, Ithaca, New York 1963. Strauss Leo, Prawo naturalne w świetle historii, przeł. Tomasz Górski,

Warszawa 1969.

507

pax,

BIBLIOGRAFIA

Strauss Leo, On Tyranny. Including the Strauss-Kojeve Correspondence, wyd. popra­

wione i poszerzone, Victor Gourcvitch i Michael S. Roth (red.), Free Press,

New York 1991. Strauss Leo, Joseph Cropsey (red.), History of Political Philosophy, Rand

McNally, Chicago 1972. Sunkel Osvaldo, Big Business and JOependencia", „Foreign Affairs”, 50 (kwiecień 1972).

Tarcov Nathan, Locke’s Educationfor Liberty, University of Chicago Press, Chi­ cago 1984.

Tawney Richard H., Religion and the Rise of Capitalism, Harcourt, Brace and World, New York 1962.

Tipps Dean C., Modernization Theory and the Comparative Study of Societies:

A Critical Perspective, „Comparative Studies of Society and History”, T5 (marzec T973). Tocqueville Alexis de, O demokracji w Ameryce, przel. Marcin Król, Państwowy

Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976. Tocqueville Alexis de, Dawny ustrój i rewolucja, przeł. Hanna Szumańska-

-Grossowa, Znak, Kraków 1994.

Troeltsch Ernst, The Social Teaching ofthe Christian Churches, Macmillan, New York 1950.

Valenzuela Samuel, Arturo Valenzuela, Modernization and Dependency: Alter­

native Perspectives in the Siudy ofLatin American Underdevelopment, „Com­ parative Politics” (lipiec 1978).

Veblen Thorsten, Imperial Germany and the Industrial Revolution, Viking Press, New York 1942.

Wallerstein Immanuel, The Modem World-System, Academic Press, New York T974. Waltz Kenneth, Man, the State, and War: A Theoretical Analysis, Columbia Uni­ versity Press, New York 1959.

Waltz Kenneth, Kant, Liberalism, and War, „American Political Science Re­ view”, 56 (lipiec 1962).

Waltz Kenneth, Theory ofInternational Politics, Random House, New York 1979. Ward Robert, Dankwart Rustow (red.), Political Development in Japan and Turkey, Princeton University Press, Princeton, New Jersey 1964.

508

BIBLIOGRAFIA

Weber Max, The Protestant Ethic and the Spirit of Capitalism, Allen and Unwin, London 1930.

Weber Max, From Max Weber: Essays in Sociology, Oxford University Press, New York 1946.

Weber Max, Max Weber: The Theory of Social and Economic Organization, red. Talcott Parsons, Oxford University Press, New York 1947.

Weber Max, General Economic History, Transaction Books, New Brunswick, New Jersey 1981.

Wettergreen John Adams, Jr., Is Snobbery a Formal Value? Considering Life at the End ofModernity, „Western Political Quarterly”, 26, nr 1 (marzec 1973).

Wiarda Howard, Toward a Framework for the Study of Political Change in the

Iberio-Latin Tradition, „World Politics”, 25 (styczeń 1973). Wiarda Howard, The Ethnocentrism of the Social Science [sic]: Implications for

Research and Policy, „Review of Politics”, 43, nr 2 (kwiecień 1981). Wiles Peter, The Political Economy of Communism, Harvard University Press,

Cambridge, Massachusetts, 1962.

Williams Allan (red.), Southern Europe Transformed: Political and Economic Change in Greece, Italy, Spain, and Portugal, Harper and Row, New York 1984.

Wilson Ian, You Ji, Leadership by „Lines’: China's Unresolved Succession, „Prob­ lems of Communism”, 39, nr 1 (styczeń-luty 1990). Wolfe Tom, Ognisko próżności, przeł. Wacław Niepokólczycki, Państwowy In­

stytut Wydawniczy, Warszawa 1996. Wray Harry, Hilary Conroy (red.), Japan Examined: Perspectives on Modern Japanese History, University of Hawaii Press, Honolulu, Hawaje 1983.

Wright Harrison M. (red.), The „New Imperialism’: Analysis ofLate Nineteenth

Century Expansion, D.C. Heath, Boston 1961. Zolberg Aristide, Origins ofthe Modern World System: A Missing Link, „World Politics”, 33 (styczeń 1981). Zuckert Catherine H., Understanding the Political Spirit: Philosophical Investi­ gationsfrom Socrates to Nietzsche, Yale University Press, New Haven, Con­

necticut, 1988.

BIBLIOGRAFIA

Strauss Leo, On Tyranny. Including the Strauss-Kojeve Correspondence, wyd. popra­ wione i poszerzone, Victor Gourevitch i Michael S. Roth (red.), Free Press,

New York 1991. Strauss Leo, Joseph Cropsey (red.), History of Political Philosophy, Rand

McNally, Chicago 1972.

Sunkel Osvaldo, Big Business andJOependencia", „Foreign Affairs”, 50 (kwiecień 1972).

Tarcov Nathan, Lockes Educationfor Liberty, University of Chicago Press, Chi­ cago 1984.

Tawney Richard H., Religion and the Rise of Capitalism, Harcourt, Brace and World, New York 1962. Tipps Dean C., Modernization Theory and the Comparative Study of Societies:

A Critical Perspective, „Comparative Studies of Society and History”, 15 (marzec 1973). Tocqueville Alexis de, 0 demokracji w Ameryce, przel. Marcin Król, Państwowy

Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976. Tocqueville Alexis de, Dawny ustrój i rewolucja, przeł. Hanna Szumańska-

-Grossowa, Znak, Kraków 1994. Troeltsch Ernst, The Social Teaching ofthe Christian Churches, Macmillan, New

York 1950. Valenzuela Samuel, Arturo Valenzuela, Modernization and Dependency: Alter­

native Perspectives in the Siudy ofLatin American Underdevelopment, „Com­ parative Politics" (lipiec 1978).

Veblen Thorsten, Imperial Germany and the Industrial Revolution, Viking Press, New York 1942.

Wallerstein Immanuel, The Modem World-System, Academic Press, New York 1974. Waltz Kenneth, Man, the State, and War: A Theoretical Analysis, Columbia Uni­

versity Press, New York 1959. Waltz Kenneth, Kant, Liberalism, and War, „American Political Science Re­ view”, 56 (lipiec 1962).

Waltz Kenneth, Theory ofInternational Politics, Random House, New York 1979.

Ward Robert, Dankwart Rustow (red.), Political Development in Japan and Turkey, Princeton University Press, Princeton, New Jersey 1964. 508

BIBLIOGRAFIA

Weber Max, The Protestant Ethic and the Spirit of Capitalism, Allen and Unwin,

London 1930.

Weber Max, From Max Weber: Essays in Sociology, Oxford University Press, New York 1946.

Weber Max, Max Weber: The Theory of Social and Economic Organization, red. Talcott Parsons, Oxford University Press, New York 1947. Weber Max, General Economic History, Transaction Books, New Brunswick,

New Jersey 1981. Wettergreen John Adams, Jr., Is Snobbery a Formal Value? Considering Life at the End ofModernity, „Western Political Quarterly”, 26, nr 1 (marzec 1973).

Wiarda Howard, Toward a Framework for the Study of Political Change in the

Iberio-Latin Tradition, „World Politics", 25 (styczeń 1973). Wiarda Howard, The Ethnocentrism of the Social Science [sic]: Implications for

Research and Policy, „Review of Politics”, 43, nr 2 (kwiecień 1981). Wiles Peter, The Political Economy of Communism, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts, 1962.

Williams Allan (red.), Southern Europe Tranformed: Political and Economic Change in Greece, Italy, Spain, and Portugal, Harper and Row, New York 1984.

Wilson Ian, You Ji, Leadership by „Lines": China's Unresolved Succession, „Prob­

lems of Communism”, 39, nr 1 (styczeń-luty 1990). Wolfe Tom, Ognisko próżności, przeł. Wacław Niepokólczycki, Państwowy In­

stytut Wydawniczy, Warszawa 1996. Wray Harry, Hilary Conroy (red.), Japan Examined: Perspectives on Modem

Japanese History, University of Hawaii Press, Honolulu, Hawaje 1983.

Wright Harrison M. (red.), The „New Imperialism": Analysis ofLate Nineteenth

Century Expansion, D.C. Heath, Boston 1961. Zolberg Aristide, Origins ofthe Modem World System: A Missing Link, „World Politics”, 33 (styczeń 1981).

Zuckert Catherine H., Understanding the Political Spirit: Philosophical Investi­ gationsfrom Socrates to Nietzsche, Yale University Press, New Haven, Con­

necticut, 1988.

INDEKS NAZWISK

A

Arystofanes 438

Abalkin Leonid 79

Arystoteles 9,24,112,156,213,290, 291,

Abdolali Nasrin 397

488,489

Adejmantos 264-266, 291

Aslund Anders 79, 80

Afanasjew Jurij 72,80

Astafiew Wiktor 90

Aganbegyan Abel 79

Ataturk Mustafa Kemal 361,388,406,

Akwinata zob. Tomasz z Akwinu

410

Alcybiades 467

Augustyn, św. 112,292

Aleksander II, car Rosji 140

Avineri Shlomo 119,125,308

Alfonsfn Raül Ricardo 60

Aylwin Patricio 95

Allen Woody 455

Azrael Jeremy 83,141,167

Almond Gabriel A. 130,132,332

B

Amsterdamski Stefan 354 Andropow Jurij W. 80,103

Babst Dean V. 397

Angell Norman 47

Bach Jan Sebastian 135

Apter David 199

Bacon Francis 113,114,135,136,224

Aquino Corazon 60,203

Baer Werner 180,181

Armstrong Gary 26

Baigan Ishida 351

Armstrong Linda 26

Ball Terence 136

Armstrong Louis 455

Baranson Jack 180

Arnold Matthew 349

Barros Robert 96

Aron Raymond 126,127,377

Bataille Georges 126

511

INDEKS NAZWISK

Bauer Otto 167

Budda Siddhartha Gautama 24

Bauman Zygmunt 216

Bukowski Wladimir K. 273

Bell Daniel 162,354

Bury John Bagnell 112-114

Bell Erie Tempie 458

Bush George 379,468,480

Bellah Robert 351,353

Bush George W. 18

BeloffMax 129

Byrnes Robert 52

Bendix Reinhard 349 Berent Wacław 187

C

Berger Peter 364

Caetano Marcello 59,65

Beria Ławrientij P. 84,93

Caporaso James A. 172

Berkman Leslie 355

Capra Frank 367

Berliner Joseph 80

Cardoso Fernando H. 174

Bernstein Alvin 25,292

Carnegie Andrew 466

Bieroń Tomasz 332,454

Carrère-d’Encausse Hélène 214

Bill James A. 131

Carter Jimmy 299

Binder Leonard 130,338

Casanova Jose 66

Birdzell Jr. Luther Earle 142

Castlereagh zob. Stewart Robert

Bismarck Otto von 32

Catton Bruce 482

Bloch Marc 9

Ceaujescu Nicolae 197, 284

Bloom Allan 25,264,332,438,454

Chamorro Violetta 60

Bodenheimer Susanne J. 174

Chavez Hugo 8

Bodin Jean 113

Cherrington David 354

Boesky Ivan 439

Chiang Ching-kuo 61

Bogomolow Oleg 79

Chilcote Ronald 172

Bossuet Jacques Bénigne 113

Chomeini Ruhollah 50,151, 216, 222

Braudel Fernand 9

Chruszczow Nikita S. 76,79,82-85,93

Breżniew Leonid 1.52,55,79,85,91,93,

Chun Doo-hwan 60

272> 273> 339,394 Bruneau Thomas C. 65

Churchill Winston 468

Bryce James 96, 97,198

Clausewitz Carl von 292

Brzeziński Zbigniew 72,162,167

Clinton Bill 18

Bucharin Nikołaj I. 82

Clinton Hillary 19

Buckle Henry Thomas 349

Cohen Jon 13

Cichowicz Augustyn 292

512

INDEKS NAZWISK

Collier David 181

Diamandouros P. Nikiforos 68

Collingwood Robin George 47,113,115

Diamond Larry 10,68,69,204,333,340

Collor de Mello Fernando 95

Dickson Peter 383

Colton Timothy J. 56

Didion Joan 289

Comte Auguste 129

Dirlik Arif 146

Condorcet Nicolas de 114,121

Dominguez Jorge I. 208

Conroy Hilary 208

Dönhoff Marion 437

Cooper Barry 126

Dos Santos Theotonio 172

Cortes Hernán 392

Doyle Michael 105,293,397

Coverdale John F. 67,189

Dürkheim Emile 130,146,149

Cox Robert W. 391

Dzilas Milovan 437

Craig Gordon A. 140

Cropsey Joseph 293

E

Cumings Bruce 178 Cunhal Alvaro 65

Earle Edward 140

Custine Astolphe de 74

Eksteins Modris 48,484

Cutright Phillips 188

Ellison Ralph 282

Eisenstadt Shmuel Noah 350

Czurbanow Jurij M. 85

Elzenberg Henryk 152

Czurbanow Galina L. 85

Engels Fryderyk no, 142, r6r Epstein David 25,298

D

Etzioni Amitai 479

Dahl Robert A. 338

Euklides 458

Dahrendorf Ralf 8,216

Evans Peter r73,178

Dannhauser Werner 486 Darwin Charles Robert 441

F

Davenport T.R.H. 69,190

Fackenheim Emile 45

Debardleben Joan 195

Fainsod Merle 55

Debray Regis 469

Faletto Enzo

Deng Xiaoping 85-87,89,146,168,170,

Feher Ferenc 56, 61

223, 286

Ferguson Adam 294

Derrida Jacques 8

Fessard Georges n6

Deutscher Isaac 160,167

Field Mark G. 167,197

Deyo Frederic C. 178

Fields Gary S. 178

513

INDEKS NAZWISK

Figueiredo Joäo 69

Gaulle Charles de 483

Filip II138

Gellner David 351

Filmer Robert 250,365

Gellner Ernest 315,316, 405,407,409,

Finifter Ada 132

Fisher Herbert Albert Laurens 48

433 Gerschenkron Alexander 140,173,208

Fishman Robert M. 103

Giliomee Hermann 190

Fonoroff Rosalia 26

Gillespie Charles Guy 69

Fontaine André 437

Gimbutas Maija 228

Fontenelle Bernard Le Bovier de 114,

Glaukon 264 Glikes Erwin 25

121,124,135

Gneisenau August von 139

Ford Henry 466 Franciszek Ferdynand 483

Goebbels Joseph 50

Franco Francisco 21,36,59, 66, 67,72,

Goldman Marshall 1.80,195

Gonzales Luis Eduardo 69

147,188,189,409 Frank André Gunder 96,172

Gorbaczow Michail S. 55, 56, 59, 76,

Franklin Andrew 25

78-84,93,103,140, 141, 191, 206

Franklin Benjamin 478

Gortari Carlos Salinas de 95,183

Freud Zygmunt 441

Gourevitch Victor 229,252

Friedman Edward 168

Górski Marian 74

Friedrich Carl J. 72,423

Górski Tomasz 254

Fryderyk Wilhelm Pruski 117

Grabowski Janusz n8

Fukuyama Yoshio 25

Gray John 405

Fullerton Kemper 350

Greenstein Fred I. 208

Furtado Celso 172

Grew Raymond 130

Fussell Paul 47,48

Griffiths Franklyn 85

G

Gromska Daniela 291

Gaddis John 384,396

Guevara Ernesto, Che 469

Griswold Jr. Charles 279

Galileusz, właśc. Galileo Galilei 113

Galston William 115, 118

H

Gałuszka Jadwiga 293

Halle Louis J. 374

Gamsahurdia Zwiad 411

Hamilton Alexander 250, 260, 264,

Gandhi Mohandas Karamchand 352

297> 298> 3r9> 468

514

INDEKS NAZWISK

Hardgrave Jr. Robert L. 131

294-296, 300, 304, 309, 310, 312,

Harkabi Yehoshafat 414

314,331, 374,386,387,392,431,447

Harries Owen 25

Hoffmann Stanley 377

Harris Louis 355

Hoffmeister Johannes 92

Harrison E. Lawrence 179,336,350

Holbom Hajo 140

Hartz Louis 200

Holmgren George 25

Hauslohner Peter 56

Hołówka Teresa 316

Havel Vaclav 85,268,270-273,275,277,

Homer 263,460 Honecker Erich 166,221,285

282

Hooker Richard 250

Hegel Georg Wilhelm Friedrich 9,

16, 28, 29,31,33-35,39, 92,117-127,

Hough Jerry 55,85

129,131,132,140,151,161,177, 224,

Hsiao Hsin-Huang Michael 364

225, 227, 235-242, 244-248, 250-

Hudson Ray 188

253, 255, 258, 259, 261-264, 268,

Hume David 173,294

282, 290, 295, 301^04, 306-309,

Huntington Samuel 8, 11, 56, 57, 97,

311-314, 318-320, 322-324, 336,

130,132,138,200,208,280,333-335,

344, 345, 383, 386, 387, 429-43b

337,377,399 Husajn Saddam 62,70,100,301,305

441, 445-448, 453, 460, 464, 47°, 473,474,481,482,487,491

Heller Mikhail 73

I

Helmsley Leona 439

Ibańez Carlos 183

Herodot 112

Ishihara Shintaro 370

Hewett Ed A. 79,80,165

Izydor z Sewilli, św. 113

Higuera Henry 25,492 Himmelfarb Gertruda 49

J

Hirschman Albert O. 181, 183, 279,

Jakowlew Aleksandr N. 81

292,294

Jasińska Bronisława 143

Hirst Paul 117

Jawliński Grigorij A. 79

Hitler Adolf 49,62-64,72,128,213,215,

JayJohn 297

222,301,379,410,423 Hiujaobang 86,286

Jefferson Thomas 35,250,258, 259,478 Jelcyn Boris N. 77, 78, 81, 83, 90, 159,

Hobbes Thomas 35,151, 237-239, 242-

245, 248-259, 261, 264, 266, ■¡.'¡•j,

206,342,411 Jeżów Nikołaj 1.84

515

INDEKS NAZWISK

Johnson Chalmers 160

Kliamkin Igor 205

Jones Reginald Victor 346

Kłodkowski Piotr 24

Juan Carlos, krol Hiszpanii 67,103

Kober Stanley 420

Juliusz Cezar 290,299

Koc Leon 292

Kojeve Alexandre 9, 39, 62, 126-128,

K

226, 229, 230, 235-238, 240, 245,

Kagan Robert 8

252. 303-306, 310, 318, 322, 323,

Kaiser Karl 414

330, 344, 372, 429-431, 434, 448,

Kane-Berman John 70

459-461, 47°, 471, 474, 475, 481,

Kant Immanuel 9, 31, 45,105,115-118,

133,141,212,224,229,236,246,260,

493 Kolumb Krzysztof 60,293

396,422-424,441,448

Kołakowski Leszek 49

Karaganov S. 398

Komarov Boris 195

Karamanlis Konstandinos 59

Komori Yoshihisa 25

Karol V Habsburg, cesarz 406

Konfucjusz 24

Kartezjusz 113,136,224

Kortunov A. 398

Kassof Allen 167

Krahelska Halina 117

Kautilja 24

Krenz Egon 285

Kaysen Carl 395,396,403

Krier Beth Ann 449

Keats John 349

Kristol Irving 25,134

Kennan George 375,376,387

Kroński Tadeusz 115,422

Keohane Robert 0.391

Kuhn Thomas 135,136

Kepler Johannes 116

Kumaniecki Kazimierz 373

Kesey Ken 74

Kurlandzka Aurelia 117

Kesselman Mark 131 Khanin Grigori 79

L

Khurkin V. 398

Lacan Jacques 126

Kilborn Peter T. 355

Landes David S. 142

King Martin Luther 310,363

Landman Adam 118, 235,313

Kirkpatrick Jeanne 53

Lane Allen 214

Kissinger Henry 38,51,52, 87,129,375,

Langer William L. 403

377,38°, 382.383.387.420 Klerk Frederick W. de 61, 69,191

Lauer Henryk 130

Lasota Irena 27,377

5i6

INDEKS NAZWISK

Lavaleye Emile de 349

M

Le Pen Jean-Marie 410

Machiavelli Niccolö 112, 114, 156, 158, 264, 292-294, 297, 301, 375,

Le Roy Louis 113

Lenin Włodzimierz I. 8i, 82, 98,161, 171, ^72>437’45i Leonardo da Vinci 460

379 Mackenzie Robert 46,47 Madison James 35, 250, 260, 264, 297, 298,308,310,318,432,468

Lerner Daniel 129,130,331 Levine Daniel H. 206

Mahbubani Kishore 8

Lewin Moshe 191

Mahmud II, sultan turecki 139

Lewis Clive Staples 299

Mahomet 101

Lewis J.R. 188

Malan Daniel F. 190

Lee Kuan Yew 223,368,370

Malenkow Gieorgij M. 93

Li Peng 87,93

Mandela Nelson 61

Likurg 329

Mansfield Harvey C. 260, 293, 294, 468

Lincoln Abraham 275, 281,305,478

Mao Zedong 86, 87, 91,146,167, 168,

Lindblom Charles 144 Linz Juan 64, 68, 85,147,188,189, 204,

286 Maoz Zeev 397

333.340 Lipset Seymour Martin 68, 187, 188,

Maravall Jose Maria 67 Marcos Ferdinand 60,203

204,333 Llosa Mario Vargas 96,182,194

Marcuse Herbert 167

Locke John 9,35,151,153,237-239,241,

Marks Karol 28, 29,119,120,124-126,

245, 248, 250, 256-261, 276, 279,

129,130,132,142,143,145,146,149,

294, 295, 297, 300, 303, 306-310,

161,163,172, 214, 219-221, 224, 225,

3i4> 318,319.322> 331,347,365> 392>

236, 241, 249, 309, 322, 344, 355, 429>433,437,441,446

431,447> 478 Lowenthal Richard 167,197

Martin David 350

Ludwik XIII, król Francji 138,337

Maxwell Kenneth 66

Lukäcs George 125

McAdams James 56

Luter Marcin 334

McClintock Cynthia 68,204 McFarquhar Roderick 364

Ł

McKibben Bill 153

Lukasiewicz Małgorzata iii

McManus Doyle 355

517

INDEKS NAZWISK

Mearsheimer John J. 384,385,399,410,

Mussolini Benito 423

411

Myrdal Gunnar 353

Medhurst Kenneth 66 Meisner Maurice 146

N

Meissner Reinhold 480

Naipaul V.S., właśc. Vidiadhar Surajprasad Naipul 142,352

Melzer Arthur 152, 251, 265, 296

Menem Carlos 95,183

Nakane Chie 365

Merleau-Ponty Maurice 126

Namier Lewis 129

Metternich Klemens Lothar Wenzel

Napierski Stefan 48 Napoleon I, cesarz Francuzów 127,

von 379,380,382

139,140,299,313,338,379

Meyer Alfred G. 160

Nasar Sylvia 95,184

Michal Anioł, właśc. Michelangelo

Naser Gamal Abdel 361

Buonarotti 135,460

Neubauer Deane E. 188

Miełgunow Nikołaj 349

Newton Isaac 116,135,136,244

Migdal Joel 131

Nicholas Mary P. 265

Migranian Andranik 84, 205

Nichols James 126, 257

Milken Michael 439

Niebuhr Reinhold 375,379,381,387

Miller George 150

Nietzsche Fryderyk 40,41, in, 187,241,

Milosevic Slobodan 77,83,410

264, 288, 299-301, 309, 323, 327,

Mishima Yukio 357

329> 33°. 332> 441, 445-447. 45°, 452-461,463-466,486-489

Modelski George 391 Modrow Hans 285

Nikiasz 467

Moltke Helmuth von 140

Nisbet Robert 112,114,132

Mołotow Wiaczesław M. 84

Nordingler Eric 338

Monteskiusz 294

Nuikin Andriej 72

Moore Barrington 337

Morales Bermudez Francisco 68

0

Morgenthau Hans 375-377, 380, 382,

Obama Barack 19

387,388

O’Brien Matt 19,20

Morozow Pawlik 73

O’Donnell Guillermo 64, 66-68,174,

Mueller John 242,395,396,400

197, 206

Ogarkow Nikołaj W 141

Muhamriiad Ali 139

518

INDEKS NAZWISK

P

Putin Władimir W19

Pangle Thomas 258,260,478,479

Pye Lucian 86, 130, 132,163, 170, 175,

Parsons Talcott 62,130,193,200

177,190,364,365

Pascal Blaise 113,457,458 Paz Pedro 173

R

Pelikan Jaroslav 347

Rangel Carlos 96

PérierMme. 458

Raszidow Szaraf R. 84,85

Perón Isabelita 68

Rau Zbigniew 257

Perón Juan 183

Rauschenberg Robert 135

Perry Matthew 139

Rawls John 438

Persily Nathaniel 13

Reagan Ronald 18, 98, 140, 299, 422,

Petsch Danuta 279 Pietrakow Nikołaj 79

437 Remarque Erich Maria 48

Pinkard Terry 120

Revel Jean-François 49,52-54,217,430

Pinochet Augusto 16, 60,71,95, 208

Reza Pahlawi, szach Iranu 12,140

Piore Michael 143

Riefenstahl Leni 50

Piotr Wielki 140

Riesman David 240

Pizarro Francisco 392

Rigby Thomas Henry 56, 61

Platon 9, 24, 34, 62, 112, 121, 156, 213,

Riley Patrick 237

263-265, 268, 273, 292, 293, 295,

Robertson Hector Menteith 350

301,322,376,452,488,491

Robespierre Maximilien François Ma­

Plutarch 474

rie de 127

Pol Pot 30, 215

Rodo Laureano Lopez 187

Polsby Nelson 208

Roh Tae Woo 60

Popow Gawrił 80

Roosevelt Franklin Delano 433

Popper Karl 117,121

Rose Michael 354,358

Porter Michael 178

Rosenberg Nathan 142

Posner Wladimir 273

Rostow Walt 138,162,167,173,214

Prebisch Raul 95,17,173

Roth Michael S. 126,127, 229,237,238,

252,304,460

Prejbisz Antoni 143

Pridham Geoffrey 65, 66, 68

Rousseau Jean Jacques 122,151-153,155,

Przeworski Adam 197

228,238,239,245,247,264,265,279,

Przybylak Feliks 423

295, 296,386,387,431 519

INDEKS NAZWISK

Rummel Rudolph J. 397

Smith Steven B. 119,227,238,239,304,

Rusiński Michal 97

308,475,481

Russell Bertrand 117

Smith Tony 173

Rustow Dankwart A. 57,139,333

Soares Mario 59,66

Sokrates 62, 106, 228, 263-267, 270,

S

290,291,309,491

Sabel Charles 143

Sołżenicyn Aleksandr 1.83,273,367

Sacharow Andriej 273,367

Sombart Werner 350

Salazar Antonio de Oliveira 65

Somoza Anastasio 70

Santamaria Julian 67

Soto Hernando de 96,181,182,194

Schamhorst Gerhard von 139

Sowell Thomas 346

Schlemmer Laurence 190

Spencer Herbert 129

SchliefFen Alfred von 140

Spengler Oswald 129,132

Schmitter Philippe C. 64- 68,174,197,

Spinoza Baruch 136 Staff Leopold 241,300

206 Schönberg Arnold 135

Stalin Józef W 49, 72, 81, 82, 84,128,

Schönhuber Franz 410

161,167,213,284,290,301,305,424,

Schram Stuart 214

451 Stanosz Barbara 27,377

Schumpeter Joseph 97, 208, 261, 392,

Stein Heinrich Friedrich Karl vom

393,401,466 Selyunin Vasili 79

und zum 139

Sestanovich Stephen 53,398

Stem Fritz 216

Sévigné Mme de, właśc. Marie de

Steuart James 294

Stewart Jimmy 367

Rabutin-Chantal 395

Sherman William Tecumseh 482

Stewart Robert 380

Shils Edward 130,332

Stolypin Piotr A. 16,140,208

Shuhan Takashima 139

Strauss Leo 62,112,156,158, 226, 229,

Shulsky Abram N. 25, 257, 279

252,254,255,257> 293>3IO> 35°> 44«, 461

Skidmore Thomas E. 69 Skilling H. Gordon 85

Stroessner Alfredo 60

Skocpol Thedy 175

Strzelecki Jan 240

Smith Adam 143,145,149,153,278,279,

Sunkel Osvaldo 172,173

Szatalin Stanislaw 79

344,347,443,475 520

INDEKS NAZWISK

Szekspir William^

V

Szewardnadze Eduard 79, 81,398

Valenzuela Arturo 172,173

Szmielew Nikołaj 79

Valenzuela J. Samuel 172,173

Szumańska-Grossowa Hanna 280

Vasconcellos John 448

T

Verba Sidney 332

Taira Koji 208

Verwoerd Hendrik Frensch 69

Veblen Thorsten 173

Tarcov Nathan 25,260,365

Tawney Richard Henry 350

W

Thatcher Margaret 98,437

Waisman Carlos 68

Thomson James 26

Wallerstein Immanuel 175

Tipps Dean C. 174

Waltz Kenneth 374, 376-378, 387, 391,

Tocqueville Alexis de 37, 40, 53, 119, 200, 280, 329, 335, 336, 343, 364,

399.423 Ward Robert 139

394, 395» 436, 439. 455-459. 473“

Weber Max 56, 61, 62, 130, 149, 196, 309,340.341.349-351- 353.354.356.

476,478 Todorov Tsvetan 216

39O.455,456

Tókés Làszló 284

Weil Eric 126

Tokugawa Yoshinobu 351

Weiner Myron 130,132

Tomasz z Akwinu, św. 45

Wettergreen Jr. John Adams 471

Toynbee Arnold 129,132

Whitehead Laurence 66,68

Toyotomi Hideyoshi 470

Wiarda Howard 106,107,131

Trocki Lew D. 451

Wiles Peter 191

Troeltsch Ernst 350

Willems Emilio 350

Trump Donald 12,19,20,439,480

Williams Allan 188

Tukidydes 213,373,374,388,391

Wilson Ian 87

Tupolew Andriej N. 167

Wilson Thomas Woodrow 18,375

Turgot Anne Robert Jacques 114

Wingate Orde 469

Turner Ted 466

Witte Siergiej J. 16,208 Wolfe Tom 481

U

WollfG.143

Ułam Adam 167

Wolter 114

521

INDEKS NAZWISK

Wołodin Eduard 90

Z

Wray Harry 208

Zao Ciang 87,93,286

Wright Colin 257

Znamierowski Czesław 242

Wright Harrison M. 403

Zolberg Aristide 175

Wyrzykowski Stanisław 288

Zuckert Catherine 260, 264, 265, 294

„Dzisiaj godność ludzka nie schodzi nam z ust, ale nie ma zgody co do tego, dzięki czemu człowiek

ją posiada. Z pewnością tylko niewielu ludzi uważa, że człowiek jest godny, ponieważ potrafi dokony­ wać moralnego wyboru”.

(fragment książki)