Ja My Oni: Poradnik Psychologiczny; 39 Ludzie LGBT+ 9772391769033

Ludzie LGBT wyznają ideologię LGBT i gwałcą dzieci. Nie mają atrybutów ruchu ideologicznego: ani wspólnego wodza, ani ża

109 61 7MB

Polish Pages [116] Year 2020

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Recommend Papers

Ja My Oni: Poradnik Psychologiczny; 39 
Ludzie LGBT+
 9772391769033

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

Poradnik Psychologiczny

tom 39

PORADNIK PSYCHOLOGICZNY

CENA 16,99 ZŁ (W TYM 8% VAT)

PORADNIK PSYCHOLOGICZNY 3/2020 INDEKS 403679

Tom 39

© Mirosław Gryń

LUDZIE LGBT+

/ Jak żyją / Czego pragną / O co walczą / Co muszą znosić /

Uśpijmy demona Dlaczego całe wydanie naszego Poradnika poświęcamy osobom nieheteronormatywnym? Dlaczego właśnie teraz? l

Uważamy, że są normalnymi ludźmi i należy im się pełnia praw człowieka i obywatela.

l

W Polsce przy okazji wyborów prezydenckich 2020 r. rozpętano przeciw nim paskudną

ideologiczno-polityczną nagonkę; dziś władza nie waha się już używać brutalnej siły. l

W świecie hetero wiedza o „nich” jest słaba, gęsto utkana stereotypami.

l

Dotyka ich wiele problemów psychicznych, mających swe źródło w niezrozumieniu i pogardzie,

jakie ich otaczają. l

Zwłaszcza ludzie młodzi, odkrywając swą mniejszościową orientację seksualną czy tożsamość

płciową i spodziewając się wrogiej reakcji otaczającego ich świata, popadają w ciężkie depresje, samookaleczają się, podejmują próby samobójcze. l

Heteronormatywni rodzice, bracia i siostry, dziadkowie, wujkowie, przyjaciele itd.

– nawet przy najlepszej woli – muszą zwykle pokonać trudną psychicznie drogę, by w pełni zaakceptować nieheteronormatywnych bliskich. l

Wielu osobom heteroseksualnym – nawet przy najlepszych intencjach – trudno przychodzi

myśleć o homoseksualizmie bez emocji i swoistego podniecenia i mówić tak, by nie piętnować i nie obrażać. l

Seks i miłość to ważne sfery ludzkiego życia, ale nie powinno się oceniać człowieka

jako ucznia, pracownika, obywatela, rodzica przez pryzmat tego, z kim sypia i kogo kocha. l

Dramatyczny problem psychiczny mają nie tylko ci, którzy są poniżani, bici, wyszydzani,

ale też ci, którzy nienawidzą, biją i szydzą. To tylko dziewięć powodów, a można by je mnożyć. Dziesiątym zaś, zasadniczym, jest nasz niepokój o to, że polityka obudziła w Polsce demona homofobii. A ona – jak każde uprzedzenie – jest jedną z najbardziej niebezpiecznych © getty images

w skutkach samonapędowych machin psychospołecznych. Czego historia po stokroć dowiodła. Spróbujmy tego demona uśpić. A przynajmniej do siebie nie dopuścić.

Ewa Wilk POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

3



dr hab. Agnieszka Kloch adiunkt na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego

N o t y

o   a u t o r a c h

dr Sylwia Kita adiunkt na Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, psychoterape­u tka w nurcie integracyjnym

dr Anna Tylikowska psycholog, doktor nauk humanistycznych, wykłada, bada, konsultuje, pomaga



Katarzyna Remin pracuje w Kampanii Przeciw Homofobii, gdzie od 8 lat prowadzi Akademię Zaangażowanego Rodzica – cykl szkoleniowy dla rodziców osób LGBT+

Dziennikarze i współpracownicy POLITYKI:

Dominika Buczak

Joanna Cieśla

Katarzyna Czarnecka redaktor wydania „Ja My Oni”

Edyta Gietka

Agnieszka Krzemińska

Teresa Olszak

Joanna Podgórska

Justyna Sadowska

Ryszarda Socha

Agnieszka Sowa

Paweł Walewski

Ewa Wilk redaktor naczelna „Ja My Oni”

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

4

PORADNIK PSYCHOLOGICZNY

TOM 39, 3/2020

Historie i teorie

20 W labiryncie genów, synaps, hormonów Paweł Walewski v Czy nauce uda się kiedykolwiek wyjaśnić źródło nieheteronormatywności.

23 Pomysły na zwierzęce zmysły Agnieszka Kloch v Dwie płcie i ich heteroseksualne związki to w przyrodzie wariant podstawowy, ale istnieją też inne rozwiązania – jakie i po co.

8 Kogo męczy tęcza Ewa Wilk v Co się stało, że temat osób nieheteronormatywnych znów rozpalił polskie życie polityczne.

26 Z niczyjego żebra v O znaczeniu pojęć gender i queer. Z dr Alicją Długołęcką rozmawia Joanna Podgórska.

14 Budzenie Demona. Kalendarium Justyna Sadowska

32 Od ubóstwienia do potępienia

18 Nie tylko seks Sylwia Kita

Agnieszka Krzemińska v Dlaczego nieheteronormatywność była i jest w jednej społeczności negowana, w innej – akceptowana, a niekiedy nawet gloryfikowana.

v Nieheteronormatywność

– pojęcia, terminy, definicje.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

6

Inni wobec nich 92 Zajrzyj głęboko do szafy Dominika Buczak

Fakty i mity

v Co robić, gdy dorastające dziecko mówi: mamo, tato, jestem lesbijką, jestem gejem.

96 Piętno pikiety Dominika Buczak v Czy inicjacja musi być dla homoseksualistów przeżyciem traumatycznym.

38 Ona plus ona Anna Tylikowska v Ile jest prawdy w powszechnych przekonaniach o lesbijkach.

99 BEata i Tomasz v Rodzice dziecka w trakcie tranzycji. Rozmawia Teresa Olszak.

42 On plus on Anna Tylikowska v Ile jest prawdy w powszechnych przekonaniach o gejach.

46 Dojść do siebie v O cierpieniach

104 Nie czytałeś? Nie przeocz

transseksualistów i operacjach korekty płci. Z dr. Sławomirem Jakimą rozmawia Agnieszka Sowa.

„Przecież jesteśmy! Homofobiczna przemoc w polskich szkołach – narracje gejów i lesbijek”, v Marzanna Pogorzelska, Paweł Rudnicki.

Sami o sobie

106 PrawowzroczniE

50 Ula (LGBT+)

v Skąd w osobach o tradycyjnych, prawicowych poglądach tyle wrogości i agresji wobec osób LGBT+ (oraz o ewolucji własnej postawy w tym względzie). Z Tomaszem Terlikowskim rozmawia Joanna Podgórska.

54 Małgorzata i Ewa (LGBT+) 58 Marta i Ola (LGBT+) 62 Sylwia (LGBT+) 67 Mike (LGBT+) 72 Ewa (LGBT+)

111 Nie bądź obojętny

76 Ada (LGBT+)

Katarzyna Remin v Co może zrobić osoba heteroseksualna, żeby nie traktować osób LGBT+ jako zagrożenia i je wspierać.

80 Edyta (LGBT+) 84 Lucyfer (LGBT+) 88 Magda (LGBT+) Rozmawiają: Joanna Cieśla, Edyta Gietka, Katarzyna Czarnecka, Joanna Podgórska, Ryszarda Socha. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

7

KOGO MĘC CO SIĘ STAŁO, ŻE TEMAT OSÓB NIEHETERONORMATYWNYCH I TOŻSAMOŚĆ PŁCIOWA BUDZĄ TYLE EMOCJI, A CI, KTÓRZY

©

beata z aw r zel / r eporter

Ewa Wilk, rysunek Mirosław Gryń

L

GBT+. Zbitka liter, która w  ostatnich miesiącach nabrała w naszym kraju znaczeń daleko wykraczających poza to, co ów skrót w istocie znaczy (patrz: Słowniczek s.18-). A oznacza osoby. Ludzi. Tę zaledwie kilkuprocentową mniejszość ogółu, która nie układa sobie życia uczuciowego i intymnego wedle programu przyjętego (przynajmniej postulatywnie) przez większość: monogamiczna, heteroseksualna para, skupiona na prokreacji i wychowaniu biologicznego potomstwa. 5–10 proc. ludzkiej populacji tym regułom nie może sprostać, coraz częściej tego nie chce i nie próbuje. I coraz otwarciej to wyznaje.



POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

8

H i s t o r i a

i

t e o r i a

ZY TĘCZA ZNÓW ROZPALIŁ POLSKIE ŻYCIE POLITYCZNE. DL ACZEGO ORIENTACJA WYMYKAJĄ SIĘ HETERONORMATYWNEJ SZTANCY, TYLE LĘKU I WROGOŚCI.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

9

Ich społeczna odmienność sprowadza się do  intymnej sfery ludzkiego życia. Ważnej, może

najważniejszej, ale nie jedynej. Nie mają atrybutów ruchu ideologicznego: wspólnego wodza, żadnej „biblii”, programu politycznego (mariaż z  polityczną lewicą wydaje się raz po raz zawodzić) czy ekonomicznego ani wspólnej wizji przyszłości kraju czy świata. Chcą, żeby ich nie bić, nie upokarzać, nie oceniać wyłącznie przez pryzmat płci i  seksu. Według raportu Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW i Kampanii przeciw Homofobii 27 proc. osób LGBT doświadczyło przemocy fizycznej, prawie 20 proc. gróźb. Dwa razy więcej niż przeciętnie w naszym społeczeństwie. Poza tym są zróżnicowani tak jak całe społeczeństwo: rozsiani po szczeblach drabiny społecznej i zawodach, zamożni i biedni, wykształceni i  nie, wielkomiejscy i  nie, młodzi i  dojrzali, rozbrykani obyczajowo i  pragnący utworzyć mieszczański ciepły dom, ateiści i religijni, wierni Kościołowi z nadzieją, że ich nie odrzuci. A  jednak to właśnie Kościół, a  wraz z  nim propagandyści PiS uczynili z nich podczas prezydenckiej kampanii wyborczej 2020  r. wroga numer jeden. Karkołomny zabieg semantyczny – „LGBT to nie ludzie, to ideologia”– rozniecił przygasły pożar

Pierwsze z nich dotyczy ewidentnego podziału pomiędzy mediami prawicowymi i liberalnymi w określeniu samego zjawiska homoseksualizmu i osób homoseksualnych. Te z prawa („Gazeta Polska”, „Nasz Dziennik”) twardo trzymają się archaizmów: sodomia i sodomici, pederastia i  pederaści. Pierwsze, wywiedzione z  biblijnej opowieści o  Sodomie i  Gomorze, nawiązuje do rozumienia tego pojęcia jako wszelkich „zboczeń”, włączywszy w  to nie tylko homoseksualizm, ale też pedofilię, zoofilię (dziś słowo sodomia jest najczęściej definiowane słownikowo jako synonim tej tylko parafilii), prostytucję, a także niektóre, np. analne bądź oralne, praktyki seksualne między prawowitymi małżonkami. Upór w używaniu terminu „pederastia”, pierwotnie oznaczającego starogrecki, kulturowo akceptowany obyczaj otaczania się starszych mężczyzn młodymi kochankami, sugeruje, że homoseksualizm męski nierozerwalnie wiąże się z  przestępstwem pedofilii, który to pogląd wielu prawicowych publicystów wyraża wprost. W języku potocznym ta zbieżność brzmienia obu słów owocuje wyjątkowo żywotnym określeniem „pedał”. Dzieje tego słowa (pochodzenia francuskiego) wcale nie są jednoznaczne. Wykluczone z  ofi-

HOMOFOBIA JEST UPRZEDZENIEM. TAKIM SAMYM JAK RASIZM, ANTYSEMITYZM CZY WROGOŚĆ WOBEC ROMÓW. emocjonalny w naszym społeczeństwie. Wzbudził lęk. I u tych, którzy są LGBT+, i u tych, którzy żywią do nich co najmniej niechęć. Padły słowa ciężkie, naładowane wrogością: „zagrożenie dla rodziny”, „tęczowa zaraza”, „nowa bolszewia” itd. Słowa, jak wiadomo, są nie tylko tym, czym człowiek mówi, ale też – czym myśli. One wdrukowują się w mózg, nawet wbrew jego woli, i stają się magazynem narzędzi dla umysłu. A w tej polskojęzycznej narzędziowni od lat panuje nieład.

Błędne koło słów W 2012 r. Jagoda Rodzoch-Malek, językoznawczyni z UW, napisała wnikliwą rozprawę doktorską o tym, kto, jak i po co posługuje się rozmaitymi określeniami na oznaczenie osób i zachowań wykraczających poza heterokanon. Zbadała obecność rozmaitych słów w  polskim piśmiennictwie, głównie prasie drukowanej i  mediach internetowych – terminów potocznych i naukowych, używanych złośliwie, obraźliwie bądź żartobliwie, przyjaźnie lub wrogo. Pewnie od tamtego czasu sam zasób stosownych wyrazów się zmienił, więc z  góry wypada uprzedzić, że niektóre przykłady mogą być już nieaktualne. Niemniej kilka spostrzeżeń badaczki nie straciło ważności. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

cjalnego medialnego języka, całkiem dobrze funkcjonuje w  kodzie środowiskowym – wielu homoseksualnych mężczyzn we własnym gronie tak o sobie mówi. W tym wewnętrznym szyfrze przybiera ono równie autoironiczny ton, jak np. homik, homiś, brat cioteczny, a nawet ciota czy ciotka. Odbiór słowa, jak dowodzi badaczka, zależy od tego, kto je wypowiada, w  jakim kontekście i  z  jaką intencją. Wśród homoseksualnych mężczyzn funkcjonowały 8 lat temu np. pojęcia „przegięty” i „czajnik” na określenie tych osób, które nazbyt teatralnie manifestowały swoją orientację, choćby charakterystycznym wygięciem nadgarstka (co czyniło z  nich figurę podobną do czajnika). Pojawiły się też ogólne terminy brzmiące dość neutralnie – tęczowy, różowy, ciepły, ale chyba nie rozpowszechniły się ani slangowo, ani prasowo. Oczywiście media prawicowe, a już zwłaszcza internetowi komentatorzy, bez zahamowań spluwają na tzw. poprawność polityczną, czyli sugestię, by unikać słów, które komuś mogą jawić się jako obraźliwe, piętnujące i widzą w tym wyłącznie zamach na wolność słowa. Media liberalne do poprawności bynajmniej nie mają stosunku ortodoksyjnego, jednak starają się nadążyć za wskazaniami osób LGBT+. I tak

10

H i s t o r i a

np. w ciągu ostatnich lat coraz powszechniej respektują fakt, że między terminem homoseksualista a  osobą homoseksualną może być spora różnica, bo ten pierwszy zwrot zbyt mocno eksponuje seks, jakby był on wyłącznym sensem życia osób o  takiej orientacji. W  potocznym rozumieniu dość powszechnie transwestytyzm mylił się z transseksualizmem, więc na proces zmiany płci coraz chętniej używają terminu „tranzycja”. Wchodzi też do użytku pojęcie „queer”, ale powoli, bo – w odróżnieniu np. od słówka „gej” – trudno je spolszczyć i zaadaptować do naszej ortografii. Tak oto kręcimy się w  kółko w  polszczyźnie od lat między kulturą słowa a  intencjonalnym chamstwem; nie mamy wspólnego kodu językowego, a to oznacza, że nie mamy narzędzi do porozumienia.

Błędne koło liczb Całkiem podobnie rzecz się ma ze statystykami, wynikami rozmaitych sondaży i badań społecznych. To, co się z nich wyczytuje, też zależy od tego, kto je czyta, w jakim kontekście i z jaką intencją. Weźmy kilka podstawowych danych: jaki odsetek naszego społeczeństwa stanowią

i

t e o r i a

nii (6,9 proc.) i Wielkiej Brytanii (6,5 proc.), a najmniejszą na Węgrzech (1,5 proc). Jest to, oczywiście, statystyka deklaracji, bo najprawdopodobniej odsetek takich osób w całej ludzkiej populacji jest stały. Dla liberałów dane świadczą zatem o stopniu tolerancji wobec tego środowiska i gotowości do coming outu, dla konserwatystów – o sile oddziaływania „ideologii LGBT”. Podobnie dwojako interpretowana jest – znacznie wyższa niż średnia – liczba osób młodych identyfikujących się z LGBT+; wg Dalii wyznało taką tożsamość aż 10 proc. Polaków w wieku do 25 lat. Znów – dla środowisk liberalnych to dowód na realny stan rzeczy, dla konserwatywnych – potwierdzenie dewastującego wpływu tzw. edukacji seksualnej w szkołach (prowadzonej od lat w  żałośnie efemerycznej formie, a  dziś właściwie zniesionej) i  rzekomej ofensywy edukacyjnej rozmaitych organizacji pozarządowych. Jeśli już szukać w Polsce jakiejś rysy na betonie, to w  wielkich miastach. Jak podpowiadają badacze z  CBOS, ludzie w  kontaktach sąsiedzkich, zawodowych, towarzyskich stykają się tu z  osobami otwarcie mówiącymi o  swojej tożsamości płciowej czy orientacji seksualnej, a to

PROPAGANDA ANTYHOMO ZNIECHĘCA DO COMING OUTÓW, ZAMYKA ŚRODOWISKO, A IM ONO BARDZIEJ HERMETYCZNE, TYM BARDZIEJ OBCE. osoby LGBT+ oraz jak przedstawia się akceptacja ich postulatów, np. uprawomocnienia związków partnerskich, prawa zawierania małżeństw oraz adopcji dzieci. W  sprawie liczebności dokładnych polskich danych nie ma, zaś w  przypadku pozostałych spraw sytuacja wygląda na trwale zabetonowaną. Chciałoby się wierzyć, że już, już zbliżaliśmy się jako społeczeństwo do średnioeuropejskiej tolerancji i otwartości, a dopiero propagandowa kanonada lat 2015–20 to powstrzymała. Niestety. Owszem, z  analiz i  sondaży prowadzonych regularnie jeszcze od lat 80. przez CBOS wynikają pewne drgnięcia, ale są one zwykle efemeryczne i dają się powiązać z konkretnymi wydarzeniami (np. przed kilkoma laty zakaz Parady Równości w Poznaniu spowodował lekki wzrost akceptacji dla publicznego manifestowania swego stylu życia przez – niech będzie – tęczowych, ale wynikało to ze strachu przed wprowadzeniem obostrzeń wobec zgromadzeń w ogóle). Ile zatem osób w  Polsce identyfikuje się jako LGBT+? W  2016  r. berliński ośrodek badawczy Dalia przeprowadził sondaż w  9 ­europejskich krajach. Odsetek 4,9 proc. w Polsce sytuuje nasz kraj tuż poniżej średniej (5,9 proc.) ze wszystkich państw. Najliczniejsze społeczności LGBT+ (7,4 proc.) stwierdzono w Niemczech, w HiszpaPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

z  kolei troszkę (podkreślmy – troszkę) zmienia stosunek do środowiska i jego postulatów. O ile w  latach 2005–08 znało kogoś takiego ledwie 15  proc. ogółu Polaków, to obecnie – 36 proc. O ile wciąż rzadko zdarza się to osobom w wieku średnim i starszym, w małych miastach i na wsi, o  tyle pośród osób młodych, wykształconych, zamożnych i wielkomiejskich – odsetek „znających kogoś” sięga 60 proc. Generalnie co czwarty Polak uważa, że homoseksualizm jest nienormalny i  należy go zwalczać, 54 proc. – że nienormalny, ale można tolerować, a 14 proc. – że jest rzeczą naturalną (skołowanej reszty – „trudno powiedzieć” – przybywa; między 2017 a 2019 r. ten odsetek podniósł się z 5 na 8 proc.). I teraz: wśród „znających kogoś” trzy razy więcej osób uznaje homoseksualizm za naturalne zjawisko niż wśród „nieznających nikogo takiego”, ale wciąż to zaledwie 24 proc. Co dziesiąty „znający” uważa, że homoseksualizm należy zwalczać jako nienormalność, „nieznających” radykałów jest trzy razy więcej. „Znający” przychylniej niż reszta odnoszą się do postulatów typu: związki partnerskie czy małżeństwa homoseksualne, ale i  wśród nich nie jest to większość (ok. 45 proc. jest „za”). Prawo do ado­pcji dzieci przyznałoby ledwie 17 proc. spośród nich. Generalnie polskie społeczeństwo

11



lekkim drgnięciu ok. 2013 r. znów wróciło do  po niskich stanów akceptacji małżeństw i  adopcji

Słownik ciągle w budowie westytyzmem . Podobny człon w nazwie – trans – oznacza przekraczanie. Transseksualista, owszem, na początku terapii może wyglądać jak transwestyta. Ale to są zupełnie różne pojęcia. Transwestycie wystarczy na chwilę przybrać inną płeć. Najczęściej jest to mężczyzna. Przebiera się w kobiece ciuchy, by trochę pobyć kobietą, co daje mu psychiczną przyjemność. To tzw. transwestytyzm podwójnej roli. Transwestyta fetyszystyczny przebiera się po to, by mieć przyjemność seksualną, masturbuje się albo w jakiś inny sposób stara się to seksualnie wyeksponować. Ale transwestyci wiedzą, jaką mają płeć, i nie chcą jej zmieniać, nie dążą do chirurgicznej zmiany płci. • Transgenderyzm to nowy stosunkowo termin o dużo szerszym znaczeniu niż transseksualizm. Określa się w ten sposób ludzi, którzy w różnym stopniu nie identyfikują się ze swoją płcią biologiczną. Czyli transseksualistów, ale także tych, którzy – nie identyfikując się – nie dążą do operacyjnej zmiany narządów płciowych. A zatem są to przypadki andromimezy (dążenie do bycia mężczyzną) lub ginemimezy (chęć stania się kobietą). Ludzie ci ograniczają się zazwyczaj do terapii hormonalnej, odpowiednich strojów i zachowań, chcą sądowej zmiany płci. Andromimeza może też być zjawiskiem czysto kulturowym, jak „chłopczyce” w latach 20. – dla nich to był styl, moda, a nie potrzeba psychiczna wejścia w płeć męską. • Transgenderyzm obejmuje także crossdressing, drag queens i drag kings, co jest formą transwestytyzmu, czasem ograniczonego tylko do występów scenicznych. Niektórzy zaliczają do transgenderystów także queer, czyli wszystkich płciowych „odmieńców”, w tym także homoseksualistów i biseksualistów. Wielu jednak uważa transseksualizm za zupełnie odrębną jednostkę w tym tyglu płciowych odmienności. • Ostatnio modny jest termin androginia . To bardzo szerokie pojęcie. Osoby androgeniczne łączą sposoby myślenia i zachowania charakterystyczne dla obu płci. Trochę jestem mężczyzną, trochę kobietą. To są zwykle ciekawi ludzie. Każdy z nas tak naprawdę jest trochę androgeniczny. Tych terminów jest naprawdę dużo, można się pogubić. A pewnie powstaną nowe.

©

get t y im ages

• Transseksualizm często mylony jest z trans-

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

(teraz: 29 proc. za małżeństwami; 9 proc. za adopcją). Jak te wszystkie dane interpretować? Wzrastająca tolerancja zachęca do coming outów, a liczne coming outy wspierają tolerancję. I przeciwnie – kanonada propagandowa antyhomo zniechęca do coming outów, zamyka środowisko, a im ono bardziej hermetyczne i tajemnicze, tym bardziej obce.

Błędne koło fobii Bardzo wiele osób swój stosunek do „nienormalnych” w prywatnych rozmowach i publicznych wystąpieniach wyraża z grubsza tak: „Ja tam nic przeciwko nim nie mam, niech sobie robią TO jak chcą, ale te ich parady, te przebieranki, te szydercze obrazki z symboli wiary katolickiej… Po co prowokują, po co sami ściągają na siebie agresję?” Aktywistów LGBT+ i ich sympatyków ten argument doprowadza do szału – wszak chodzi im o  obywatelskie prawo do manifestacji i dopóki nie naruszają przepisów o zgromadzeniach, nic nikomu do ich sposobów ekspresji. Nie za bardzo chcą słyszeć, że jednych to może razić moralnie (bo „dzieci to widzą”), innych – nie pociągać estetycznie. „Bojownicy sprawy” też bywają nietolerancyjni. Nie mają cierpliwości, by ten polski beton kruszyć powoli, stopniowo zdobywać bezapelacyjnie należne im miejsce w świecie społecznym. Publikacje pisane z punktu widzenia heteryka brane są pod surową lupę, szuka się w nich ukrytych intencji, każde nieostrożne słowo traktuje się jako dowód na homofobię (czy – jak w przypadku głośnych niedawnych tweeterowych wypowiedzi J.K. Rowling – za transfobię). Homofobia jest uprzedzeniem. Takim samym jak rasizm, antysemityzm czy wrogość wobec Romów. Wielu psychologów nie ustaje w poszukiwaniu potwierdzenia dla hipotezy, że najbardziej zapamiętałymi homofobami są osoby, które tłumią w sobie homoseksualną orientację albo wypierają z pamięci swoje homoseksualne marzenia erotyczne, a niekiedy i praktyki. Kryptogeje, jak się to określa. Dotychczasowe eksperymenty psychologiczne były jednak zawsze krytykowane za zbyt małą próbę badanych. A poddawano ochotników takiej oto np. procedurze: najpierw mieli określić swój stosunek do homoseksualizmu, potem podsuwano im pornograficzne obrazki, badając przy tym, ile czasu poświęcają przyglądaniu się rozmaitym scenom i na ile to ich podnieca. Okazywało się, że tych homoseksualizmowi wrogich najbardziej zajmuje i stymuluje właśnie pornografia homoseksualna. Zdarza się też, że homofobia jest swego rodzaju środowiskowym kostiumem. Strach, by społecz-

12

H i s t o r i a

ność nie posądziła człowieka o  homoerotyczne skłonności, sprawia, że manifestuje on swoją wrogość z naddatkiem; dla akceptacji w grupie podrośniętych „maczo” gotów jest do „skopania pedała” czy „lesby”. Zjawisko uprzedzeń – etnicznych, rasowych, religijnych, związanych z seksualnością człowieka – po dwóch koszmarnych doświadczeniach ludzkości: nazizmu i  sowieckiego komunizmu, znalazło się pod lupą socjologów i psychologów, historyków i filozofów. Wydawać by się mogło, że wiemy o  nim wszystko. Że od nazwania jakiejś grupy społecznej groźną i  odstającą od normy zaczyna się spirala, z której trudno się wyzwolić. Wiemy, że to się łatwo przekształca w odczłowieczenie tych innych, w chęć eliminacji „wrogiego elementu”, „pasożytów”, „zarazy”. Wiemy wreszcie, jak niesłychanie łatwo pchnąć tych „normalnych” w morderczy obłęd. Uprzedzeniami wzniesionymi na irracjonalnym lęku posługują się wszystkie systemy autorytarne i  totalitarne. Niemieccy homoseksualiści byli jednymi z pierwszych więźniów nazi-

i

t e o r i a

Błędne koło hipokryzji Nowopowtórnie wybrany prezydent Andrzej Duda na pierwszej po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów konferencji prasowej z rozbrajającą prostotą opowiadał, że w Krakowie w  jego sąsiedztwie mieszkało dwóch panów, a  jedna pani mu – jeszcze wtedy nie prezydentowi – powiedziała, że to para. Ci panowie byli bardzo kulturalni, dzień dobry nawet mówili, zupełnie normalni, zachwycał się prezydent. Więc pan prezydent jest wśród „znających kogoś takiego”. Ukąszony ideologicznie? Uważajmy na złudzenia i błędy poznawcze. Zwłaszcza w polityce. Wszystkie systemy autorytarne i  totalitarne chcą wleźć w każdą sferę życia człowieka i ją kontrolować. Zarządzać nią. Decydować, co jest moralne, a co – grzechem i występkiem. Sypialnia bywa ostatnim miejscem, gdzie człowiek może jeszcze bronić swego prawa do intymności. Ale to, co skrywane, budzi ciekawość; podglądanie innych ekscytuje i podnieca. Tyrani i polityczni paranoicy na tym odwiecznym seksowścibstwie

UPÓR W UŻYWANIU TERMINU „PEDERASTIA”, SUGERUJE, ŻE HOMOSEKSUALIZM MĘSKI NIEROZERWALNIE WIĄŻE SIĘ Z PRZESTĘPSTWEM PEDOFILII, KTÓRY TO POGLĄD WIELU PRAWICOWYCH PUBLICYSTÓW WYRAŻA WPROST. stowskich obozów koncentracyjnych. Oznaczeni różowymi trójkątami, zepchnięci na najniższe piętra obozowych hierarchii, w  większości (ok. 60 proc.) nie przeżyli. Wielu z tych, co przeżyło, odbywało przedwojenne wyroki za nieobyczajność jeszcze do 1956 r. Związek Sowiecki – od 1917  r. ustawowo tolerancyjny – w  1933  r. definitywnie zmienił kurs: łagier albo ­psychuszka. Nawet w rozpadającym się Peerelu jeszcze pod koniec lat 80. SB na rozkaz Czesława Kiszczaka przeprowadziło niesławną akcję Hiacynt, przymusowy spis powszechny osób homoseksualnych. Oficjalnie – by wyłapać pedofili, naprawdę – by zdobyć materiały do szantażu kilkunastu tysięcy osób. Człowiek nie jest tak doskonały, jak sam sobie się wydaje. Bywa zadufany w sobie, na ogół dość oporny poznawczo, brnie po utartych koleinach myślowych, broni błędów w myśleniu, jakie notorycznie popełnia. Nadmiernie uogólnia, na podstawie jednej cechy danego człowieka przypisuje mu inne (ładny znaczy mądry, brzydki znaczy zły, „homo” znaczy niemoralny), przecenia członków grupy społecznej, do której sam należy. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

cynicznie żerują. Od wieków jesteśmy trenowani do obrzydzenia, zwalczania „nienormalności”; czynią to wszystkie monoteistyczne Kościoły i religie. A jednocześnie trenowani jesteśmy do hipokryzji, milczenia na temat brutalnych przestępstw seksualnych, gwałtów, molestowania dzieci i kobiet przez mężczyzn, którzy mają nad nimi jakkolwiek rozumianą władzę. Kościół katolicki systemowo wręcz chronił i wciąż chroni przestępców seksualnych wśród osób duchownych. Ta wielowiekowa tresura uczyniła uprzedzenia i  fobie poniekąd dziedzicznymi. Wszak języka, zasobu słów do używania przez całe życie człowiek uczy się w domu rodzinnym. Może z  powodu tego pomieszania, tego błędnego koła moralnego rygoryzmu i  powszechnego zakłamania hasło: „LGBT to ideologia, nie ludzie”, trafiło do przekonania ogromnej części polskich wyborców. Enigmatyczne, niezbyt logiczne, niemądre. Pewnie zostanie włączone do żartobliwego slangu środowiskowego. Więc pozdrawiamy wszystkie „ideologie” płci męskiej, żeńskiej i bardziej skomplikowanej. EWA WILK

13

BUDZENIE DEMONA

©

m a r i usz gacz y ńsk i / east n ews , a da m st ępień /agencja ga zeta

7.11.2004 Poznańscy radni PiS – Przemysław Aleksandrowicz i Jacek Tomczak, przy okazji debaty publicznej na temat planowanego Marszu Równości, mówią o promowaniu pedofilii, zoofilii i nekrofilii oraz lansowaniu postawy życiowej promującej rozwiązłość. Działaczki stowarzyszenia Lambda oskarżają ich o zniesławienie. Na mocy zawartej ugody oskarżeni na konferencji prasowej 11 września 2006 r. wyrażają ubolewanie, że osoby o orientacji homoseksualnej mogły poczuć się urażone ich wypowiedziami. Stwierdzają również, że nie zamierzali porównywać homoseksualizmu do pedofilii, zoofilii i nekrofilii. 28.05.2005 W „Gazecie Wyborczej” ukazuje się artykuł pracownika Papieskiej Akademii Teologicznej, księdza filozofa Dariusza Oko, wyrażający niepoparte żadnymi badaniami stwierdzenia: powszechnie wiadomo, iż homoseksualiści częściej niż reszta społeczeństwa dopuszczają się pedofilii; powszechnie wiadomo, że częściej chorują na choroby weneryczne; powszechnie wiadomo, że w ich środowisku popełnia się więcej zbrodni oraz ich związki są uboższe emocjonalnie. Ksiądz Oko stwierdza też, że dla zdrowego rozumu akceptacja homoseksualizmu jest nie do przyjęcia, a homoseksualiści kroczą drogą śmierci. Na artykuł odpowiadają oburzeni dziennikarze „Gazety Wyborczej”, pisząc, że Dariusz Oko używa najbardziej prymitywnych i stereotypowych argumentów, jakie człowiek wykształcony, a zwłaszcza naukowiec, powinien mieć w głębokiej pogardzie. 19.11.2005 Do uczestników poznańskiej Parady Równości, zorganizowanej mimo zakazu prezydenta miasta Ryszarda Grobelnego, przeciwnicy manifestacji krzyczą: „pedały do gazu”, „zrobimy z wami co Hitler z Żydami” czy „nie oddamy wam Poznania pedały, zboczeńcy”. Policja zatrzymuje 65 uczestników nielegalnej parady, którym grozi grzywna, oraz spisuje ok. 100 agresywnych przeciwników demonstracji.

l

KALENDARIUM lipiec/sierpień 2011 W Warszawie pojawiają się plakaty sygnowane przez „ruch higieny moralnej” z hasłem: „Jesteś HOMO – OK! ale NIE SPEDALAJ NIELETNICH! [zwłaszcza za pieniądze]”. Prokuratura odmawia wszczęcia dochodzenia w sprawie.

24.04.2006 s Poseł PiS Marian Piłka w artykule „Homoseksualne zagrożenia” na łamach „Naszego Dziennika” zrównuje adopcję dzieci przez pary homoseksualne z legalizacją pedofilii, homoseksualizm zaś uznaje za nieszczęście, prowadzące m.in. do depresji i samobójstw, a państwu nakazuje ochronę młodego pokolenia przed homoseksualnym zagrożeniem. 26.05.2009 Kandydaci Prawicy RP do Parlamentu Europejskiego podczas spotkania wyborczego w Kartuzach mówią, że homoseksualizm jest chorobą przekazywaną genetycznie i należy ją leczyć, że jest uszkodzeniem mózgu oraz że działacze gejowscy żyją z parad, dzięki czemu mogą żyć na wysokim poziomie i że jest ich tyle samo co transwestytów, koprofagów, zboczeńców. Za te słowa trójka zostaje pozwana przez Krystiana Legierskiego – geja i kandydata do Parlamentu Europejskiego z ramienia Zielonych, 2004 r., w trybie wyborczym. Sąd oddala pozwy. 15.06.2009 Tuż po Paradzie Równości w „Rzeczpospolitej” ukazuje się satyryczny rysunek Andrzeja Krauzego przedstawiający parę gejów biorących ślub i mężczyznę, który mówi do kozy: „Jeszcze tylko ci panowie wezmą ślub i zaraz potem my”. 18 czerwca gazeta zamieszcza felieton Macieja Rybińskiego „Małżeństwa kozioludzkie zgodne z naturą”, a 25 czerwca opinię Tomasza Terlikowskiego zrównującą homoseksualizm z zoofilią. Podczas prezydenckiej kampanii wyborczej w 2020 r. rysunek Krauzego powraca, ilustrując tweet posła PiS Tomasza Rzymkowskiego. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

14

12/13.10.2012 s Podpalenie tęczy na pl. Zbawiciela. Instalacja Julity Wójcik, mająca być symbolem tolerancji, została przeniesiona do Warszawy sprzed Parlamentu Europejskiego, gdzie podczas polskiego przewodnictwa w UE reprezentowała polską kulturę. Będzie płonąć jeszcze 6 razy, m.in. podczas Marszu Niepodległości rok później. Wówczas o zniszczeniu instalacji tak wypowiada się poseł PiS Bartosz Kownacki: „Płonie pedalska tęcza na placu Zbawiciela. Ciekawe, ile jeszcze kasy wyda bufetowa [ówczesna prezydentka Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz ­– przyp. red.] na jej renowacje zanim zdecyduje się ją usunąć!”.  Miesiąc później Komisja Etyki Poselskiej uznaje, że Kownacki naruszył zasadę dbałości o dobre imię Sejmu (zobowiązuje ona posła do unikania zachowań, które mogą godzić w dobre imię Wysokiej Izby, i do poszanowania godności innych osób). Tęcza zostaje zdemontowana w sierpniu 2015 r. 24.01.2013 Podczas parlamentarnej debaty na temat związków partnerskich posłanka PiS Krystyna Pawłowicz określa je jako szkodliwe, jałowe i nietrwałe, sprzeczne z naturą, jako układy, w których jest tylko jałowe „użycie” drugiego człowieka traktowanego jak przedmiot.

20.12.2013 s Na Dzień św. Rodziny ukazuje się list pasterski Episkopatu Polski „Zagrożenia rodziny płynące z ideologii gender”. Biskupi przestrzegają, że nieliczenie się z wolą Boga w rodzinie prowadzi do patologii, a konwencja antyprzemocowa pod pozorem troski o bezpieczeństwo szerzy destrukcję. Ostrzegają też, że w następstwie edukacji seksualnej młodzież przeradza się w stałych klientów koncernów farmaceutycznych, erotycznych, pornograficznych, pedofilskich i aborcyjnych. Po krytyce Episkopat łagodzi tekst listu, usuwając z niego zarzut promowania przez WHO dziecięcej masturbacji czy oskarżenia studiów gender o dewastację rodziny. 23.01.2014 Filozof z Uniwersytetu im. Jana Pawła II w Krakowie ksiądz prof. Dariusz Oko, na zaproszenie parlamentarnego zespołu ds. przeciwdziałania ateizacji Polski, wygłasza w Sejmie wykład „Ideologia gender – zagrożenie cywilizacji”. Mówi o podobieństwach genderyzmu do ideologii totalitarnych i zbrodniczym ateizmie leżącym u jego podstaw. maj 2015 Drukarz z Łodzi Adam J. odmawia wykonania stojaka reklamowego dla Fundacji LGBT Business Forum, tłumacząc: „nie przyczyniamy się do promowania ruchów LGBT naszą pracą”. W marcu 2017 r. Sąd Rejonowy uznaje, że było to wykroczenie naruszające art. 138 Kodek-

t e o r i a

su – umyślna, bez uzasadnionej przyczyny, odmowa świadczenia podlegająca karze grzywny. Wyrok utrzymuje w mocy Sąd Okręgowy, a także Sąd Najwyższy, do którego z wnioskiem o kasację zwraca się minister sprawiedliwości. SN wskazuje, że odmowa świadczenia nie może być uzasadniona indywidualnymi przymiotami osoby, jak wyznanie, poglądy czy preferencje seksualne, a drukarz nie podał uzasadnionej przyczyny odmowy wykonania usługi. Zbigniew Ziobro uznaje wyrok za błędny, a sąd – za stający po stronie przemocy państwa w służbie ideologii aktywistów homoseksualnych, i występuje do Trybunału Konstytucyjnego. W czerwcu 2019 r. TK orzeka po myśli ministra sprawiedliwości, stwierdzając, że rozwiązania, które mają ograniczać wolność podmiotów prywatnych w zakresie zawierania umów i przewidują kary za odmowę, naruszają zaufanie obywateli do państwa i prawa oraz stanowią nadmierną ingerencję ustawodawcy w wolność jednostki. W grudniu 2019 r. Sąd Apelacyjny umarza sprawę drukarza.

1.03.2017 s Podczas meczu na stadionie Legii Warszawa kibice wywieszają transparent z napisem „Warszawa wolna od pedalstwa” i przekreślonym znakiem LGBT. Liga Ekstraklasy nakłada na klub karę 30 tys. zł. 18.02.2019 Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski podpisuje antydyskryminacyjną Deklarację LGBT+. Spotyka się to z krytyką ze strony ugrupowań konserwatywnych i narodowych. Główny zarzut to chęć seksualizacji dzieci poprzez edukację seksualną według standardów WHO. Jarosław Kaczyński mówi o „wczesnej seksualizacji dzieci”, Paweł Kukiz przekonuje, że w przedszkolach zamiast leżakowania będzie masturbacja, POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

15

małopolska kurator oświaty Barbara Nowak pyta warszawiaków: „dlaczego godzicie się na krzywdzenie waszych dzieci?”. Wiceminister edukacji zapowiada, że MEN nie pozwoli na indoktrynację w szkołach, a Konferencja Episkopatu Polski wydaje oświadczenie, w którym twierdzi, że karta proponuje wiele działań o charakterze promującym środowiska homoseksualne bądź inicjatyw stygmatyzujących w wymiarach społecznych osoby wyznające inny światopogląd lub religię oraz wprowadzi do szkół program wychowania seksualnego w duchu ideologii gender. W odpowiedzi na warszawską Kartę LGBT+ samorządy z południowo-wschodniej Polski zaczynają przyjmować uchwały o strefach wolnych od LGBT. W grudniu Parlament Europejski uchwala rezolucję potępiającą publiczną dyskryminację oraz mowę nienawiści wobec mniejszości seksualnych. Zdaniem europosłów „strefy wolne od LGBT” stygmatyzują oraz wykluczają mniejszości seksualne. Uchwały zaskarża też RPO. W czerwcu 2020 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie wypowiada się w pierwszej takiej sprawie i orzeka, że uchwała gminy Lipinki ma charakter deklaracji ideowej, nie tworzy i nie znosi żadnych stosunków prawnych i nie zawiera wytycznych co do sposobu zachowania lub działania. Dopóki nie dotyczy prezentowania zakazanej przez prawo ideologii i nie nakłada na obywateli obowiązków, nie może być przedmiotem kontroli sądu administracyjnego. W lipcu niektóre sądy administracyjne unieważniają jednak uchwały rad poszczególnych gmin.

14.05.2019 s Z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Homofobią IKEA rozsyła do pracowników antydyskryminacyjny komunikat z zachętą do działań włączających osoby LGBT. Komunikat w wewnętrznej sieci firmy komentuje jeden z pracowników, pisząc m.in. „akceptacja i promowanie

sta n is ł aw kowa lcz u k / east n ews , a n dr zej i wa ńcz u k / r eporter , ja ku b or zechowsk i /agencja ga zeta

1.03.2013 Lech Wałęsa, pytany w „Faktach po Faktach” czy polityk o orientacji homoseksualnej także powinien być sadzany w parlamencie w ostatniej ławie, były prezydent odpowiada: „Oczywiście, że tak. Jak sprawiedliwość, to sprawiedliwość. A nawet jeszcze za murem, bo tyle reprezentuje”.

i

©

H i s t o r i a



i innych dewiacji to  homoseksualizmu sianie zgorszenia” i „ktokolwiek obcuje

©

m a rt y na n iecko /agencja ga zeta , m agda l ena pasiew icz / east n ews , cez a ry aszk ielow icz /agencja ga zeta , m p

cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich”. IKEA zwalnia pracownika, uznając wpis za naruszenie wyznawanych przez firmę zasad tolerancji. Ministerstwo Sprawiedliwości nakazuje sprawdzenie sprawy. W maju 2020 r. szefowa kadr dostaje zarzut popełnienia występku, polegającego na ograniczaniu praw pracowniczych ze względu na wyznanie. Grozi jej do 2 lat więzienia.

20.07.2019 s I Marsz Równości w Białymstoku zostaje zaatakowany przez przeciwników manifestacji, w tym kibiców Jagiellonii. Maszerującym towarzyszą homofobiczne hasła, przemoc, petardy, opluwanie, rzucanie butelkami i kamieniami. Kontrmanifestanci ścierają się również z policją ochraniającą marsz. Prokuratura wszczyna 36 śledztw. Manifestacja poprzedzona jest odezwą arcybiskupa Tadeusza Wojdy, zawierającą takie zdania: „Marsz, chociaż zakłada przeciwdziałanie domniemanej dyskryminacji wspomnianych środowisk, w rzeczywistości sprzyja dyskryminacji innych – tych, których sumienie jest wyczulone na dobro społeczne, chrześcijańskie i obyczajowe, a także jest miejscem obrażania i robienia parodii z treści, które są dla wierzących najwyższą wartością. Wobec takiej postawy mówimy stanowcze »nie« i powtarzamy za kard. Stefanem Wyszyńskim »Non possumus« – nie możemy się na to zgodzić! Nie możemy pozwolić, aby wyśmiewano wartości dla nas najświętsze i bezkarnie obrażano nasze uczucia religijne. Nie bądźmy wobec tego faktu obojętni!”. Po ataku na uczestników marszu arcybiskup zamieszcza oświadczenie potępiające agresorów: „Nie do pogodzenia z postawą chrześcijanina, naśladowcy Chrystusa, były akty przemocy i pogar-

dy. Te, w żadnym przypadku, nie mogą być usprawiedliwiane i akceptowane. Są to czyny przeciwne nauczaniu C ­ hrystusa”.

17.07.2019 s Do Sejmu wpływa podpisana przez 260 tys. osób obywatelska inicjatywa ustawodawcza „Stop pedofilii”. Projekt rozszerza art. 200b Kodeksu karnego. Zapisano w nim m.in. karę 3 lat więzienia za propagowanie lub pochwalanie podejmowania przez małoletniego obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej w związku z wychowywaniem, edukacją, leczeniem małoletnich lub opieką na terenie szkoły. Autorzy projektu przekonują, że ich celem jest zapewnienie prawnej ochrony dzieci i młodzieży przed deprawacją seksualną i demoralizacją. Zdaniem opozycji intencją projektodawców jest zakazanie prowadzenia edukacji seksualnej. 14.11.2019 r. Parlament Europejski przyjmuje rezolucję wzywającą Polskę do wstrzymania się z nowelizacją KK. 16.04.2020 r. Sejm kieruje projekt do dalszych prac w komisji.

24.07.2019 s Do nr. 30. „Gazety Polskiej” dołączona zostaje nalepka z napisem „Strefa wolna od LGBT”. Zapowiedź dołączenia nalepki wywołuje protesty i dyskusje. Empik wstrzymuje dystrybucję czasopisma. Wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej, gej, zawiadamia prokuraturę, zarzucaPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

16

jąc „Gazecie Polskiej” propagowanie faszyzmu. Prokuratura nie dopatruje się znamion czynu zabronionego. Działacz LGBT Bart Staszewski pozywa wydawcę, zarzucając mu, że poprzez rozpowszechnianie nalepek narusza jego dobra osobiste. Do pozwu dołącza wniosek o wstrzymanie dystrybucji nalepek, w ramach zabezpieczenia powództwa. Sąd Okręgowy nakazuje wycofanie pisma z naklejkami ze sprzedaży. Sąd Apelacyjny odrzuca zażalenie Niezależnego Wydawnictwa Polskiego. Sędziowie uznają, że naklejki z hasłem „strefa wolna od LGBT” potęgują dyskryminację i nienawiść. 1.08.2019 Podczas mszy w Bazylice Mariackiej z okazji 75. rocznicy powstania warszawskiego arcybiskup Marek Jędraszewski mówi: „Czerwona zaraza już nie chodzi po naszej ziemi, ale pojawiła się nowa, neomarksistowska, chcąca opanować nasze dusze serca i umysły. Nie czerwona, a tęczowa”. W odpowiedzi na liczne doniesienia w tej sprawie prokuratura uznaje, że nie ma przesłanek do wszczęcia śledztwa.

10.10.2019 s Tuż przed wyborami parlamentarnymi TVP emituje film dokumentalny „Inwazja”, uderzający w osoby LGBT+, zarzucający im zachowania nieetyczne i szkodliwe. TVP zostaje pozwana przez Kampanię Przeciw Homofobii, a także 8 osób wymienionych w filmie. W czerwcu 2020 r. Sąd Okręgowy zakazuje rozpowszechniania filmu na rok, do czasu zakończenia postępowania w sprawie. KRRiT, do której zwraca się rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, informując, że program narusza godność osób LGBT i propaguje takie działanie, odmawia zajęcia się sprawą, twierdząc, że za emisją filmu przemawiał ważny interes społeczny.

H i s t o r i a

28/29.08.2020 Mieszkańcy squotu „Syrena” wieszają tęczowe flagi na pomnikach – m.in. Chrystusa przed Bazyliką Świętego Krzyża

w akcie sprzeciwu wobec braku reakcji władz na jeżdżące po mieście furgonetki z homofobicznymi napisami. Trzy aktywistki słyszą zarzuty „obrazy uczuć religijnych i znieważenia pomników”.

1.08.2020 s Elżbieta Podleśna wchodzi z tęczową flagą na schody Bazyliki Świętego Krzyża. Kiedy do kościoła zbliża się czoło

Marszu Powstania Warszawskiego organizowanego przez Roty Niepodległości i Marsz Niepodległości, reporter Telewizji Trwam zrywa flagę i rzuca ją w tłum. Grupa uczestników Marszu

depcze ją, w końcu któryś podpala z wrzaskiem: „J*bać pedalstwo!”. 7.08.2020 t

Po tym, jak sąd zastosował areszt na dwa miesiące wobec aktywistki Margot, pod siedzibą Kampanii Przeciw Homofobii, gdzie przebywa, zbierają się demonstranci. Policja nie podejmuje czynności, młodzi ludzie przechodzą na Krakowskie Przedmieście. Tam Margot zostaje zatrzymana, demonstranci blokują odjazd cywilnego samochodu policji. Funkcjonariusze rozpoczynają interwencję. Na komisariaty trafia 48 osób, przedstawia im się zarzuty czynnego udziału w zbiegowisku. Zostają zwolnieni w sobotę wieczorem, kiedy w wielu miastach trwają manifestacje solidarności z osobami LGBT+. Justyna Sadowska Więcej o tych wydarzeniach: www.polityka.pl

m aciej łuczn iewsk i / r eporter , m agda l ena fil iks

13.06.2020 Podczas spotkania wyborczego w Brzegu prezydent Andrzej Duda mówi: „Próbuje się nam, proszę państwa, wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia”. W programie „Studio Polska” w TVP poseł PiS Przemysław Czarnek mówi: „Skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy innej równości. (...) Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”.

t e o r i a

©

12.06.2020 Poseł PiS Joachim Brudziński pisze na Twitterze: „Polska bez LGBT jest najpiękniejsza”. W „Faktach po Faktach” poseł PiS Jacek Żalek mówi, że LGBT to nie ludzie, tylko ideologia, za co ze studia wyprasza go Katarzyna Kolenda-Zaleska.

i

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

17

Nie tylko seks

Gustave Courbet „Sen”, 1866 r.

Nieheteronormatywność – pojęcia, terminy, definicje

Sylwia Kita

©

east n ews /a kg - im ages

M

iędzy naukowcami toczy się nieustanny spór o  pojęcie homoseksualizmu. A  decyzja Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), która w 1991 r. wykreśliła homoseksualizm z Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Zaburzeń, wcale nie zlikwidowała terminologicznego chaosu. Często, używając tego pojęcia, utożsamia się zachowania seksualne z orientacją seksualną. Popularne staje się stosowanie terminu homoseksualizm w kategoriach subiektywnej autodefinicji: za osoby homoseksualne uznaje się te, które same tak się postrzegają. Czyli osoba homoseksualna musi być świadoma swojego seksualnego, emocjonalnego, duchowego i  intelektualnego zainteresowania wybranymi osobami tej samej płci oraz mieć świadomość, iż jest zdolna do zachowań wynikających właśnie z owych zainteresowań. W myśl tej definicji homoseksualizm dotyczy tożsamości człowieka, obejmuje bowiem zarówno sferę seksualną, jak i jego uczucia, wiedzę, przekonania, zachowania. Problem pojawia się jednakże w sytuacji, kiedy osoba nie jest pewna swojej orientacji seksualnej. Jak bowiem zdiagnozować orientację seksualną kobiety, która kocha swojego męża, odczuwa satysfakcję z życia seksualnego, ale jednocześnie w snach często uprawia seks z inną kobietą? Lub kiedy mężczyzna, który ma dzieci, żyje w udanym związku seksualnym z kobietą, zaczyna interesować się innymi mężczyznami? Potrzeby, zachowania, doświadczenia seksualne ludzi nie są tak jednoznaczne. Gdy nie wiadomo, czy orientacja seksualna danej osoby ma hetero-, homo czy biseksualPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

ny charakter, mówi się o  zachowaniach z  pogranicza homoseksualizmu . Czasem w literaturze naukowej możemy spotkać synonimy tego pojęcia: homoseksualizm utajony albo ukryte tendencje lesbijskie lub gejowskie. Bo też źródło niespodziewanych zachowań homoseksualnych u osób, które uważają się za heteroseksualne, leży w podświadomości. Jak widać, łatwo w tym gąszczu pojęć nieco się pogubić. Proponujemy zatem rodzaj uproszczonego słowniczka, który pokazuje, z jak złożoną i – wbrew pozorom – ciągle niejednoznaczną nawet dla świata nauki problematyką mamy do czynienia: • Orientacja seksualna – uznawanie atrakcyjności pod względem płciowym przedstawicieli swojej, innej lub obu płci (biseksualizm). • Homoseksualność (z grec. homosis – ten sam, taki sam) – wyłączne lub prawie wyłączne ukierunkowanie zainteresowań i potrzeb seksualnych na osoby własnej płci. Nie zawsze muszą temu towarzyszyć homoseksualne praktyki i  zachowania. Niektórzy ludzie podejrzewają, iż są homoseksualistami, gdyż miewają marzenia senne o treści homoseksualnej. Są oni zauroczeni atrakcyjnością fizyczną osób tej samej płci, czują się bardziej pewni siebie w ich obecności, a jednocześnie odczuwają niepewność i zakłopotanie wobec osób odmiennej płci. • Homoseksualizm (homofilia, urnigtum, inversio sexualis, eguisexualism) – homoseksualność połączona z zachowaniem o homoseksualnym charakterze. • Homoseksualista – osoba, której pożądanie seksualne jest wyłącznie (lub prawie wyłącznie) skierowane do

18

H i s t o r i a

osób własnej płci i która wyłącznie (lub prawie wyłącznie) w ten sposób uzyskuje zadowolenie seksualne. • Gej – mężczyzna zorientowany homoseksualnie i akceptujący swoją orientację. • Lesbijka – kobieta zorientowana homoseksualnie i akceptująca swoją orientację. • Lesbizm – uczuciowe i seksualne związki między kobietami uważającymi się za lesbijki. Pojęcia równoznaczne to: safizm, trybiada, homoerotyzm kobiet, lesbianizm. • Pierwotny homoseksualizm – właściwy dla okresu dojrzewania; przejawia się w  snach erotycznych, fantazjach towarzyszących masturbacji. Jednakże pod wpływem silnych oddziaływań kulturowych, przekazywanych norm i wartości zostaje on wyparty, stłumiony. W konsekwencji aktywność człowieka zmienia się w heteroseksualną; staje się ona jedynym rodzajem zachowania seksualnego. • Późny homoseksualizm – ujawnia się w  życiu dorosłym. Często poprzedza go nieudane współżycie seksualne w  związku heteroseksualnym. Zdarzają się jednak takie sytuacje, w których człowiek pomimo czułości heteroseksualnego partnera i szczęśliwego małżeństwa, po doznaniach erotycznych z osobą tej samej płci woli rozpocząć nowy homoseksualny związek partnerski. Według seksuologa Zbigniewa Lwa Starowicza owa zmiana orientacji z hetero na homoseksualną w późnym wieku częściej występuje u kobiet. Inaczej rzecz się ma z  osobami, które przebywają w miejscach zamkniętych, np. w zakładach karnych, zakonach, internatach. Osoba, która ma potrzeby seksualne, szuka różnych wariantów ich zaspokojenia. Jednym z nich jest homoseksualizm zastępczy, adekwatny – by tak rzec – do warunków życia. Oczywiście sam fakt współżycia z osobą tej samej płci może ujawnić ukryty homoseksualizm i osoba taka świadomie zechce zmienić swoją orientację seksualną. • Homofilia – skłonność natury emocjonalnej, niekoniecznie stała i niekoniecznie dotycząca aktów seksualnych. Najczęściej ujawnia się podczas snów erotycznych czy w  charakterystycznych formach przyjaźni z  przedstawicielami tej samej płci. Homofilik – osoba ze skłonnościami natury emocjonalnej do osób własnej płci – nie musi być lesbijką lub gejem. Osoby takie żywią czasem przesadne wyobrażenie o  wyższości jednej płci nad drugą i  wykazują niechęć w stosunku do osób płci „gorszej”. • Homofobia (fobia seksualna) – lęk przed cudzym ­lub/i własnym homoseksualizmem; uprzedzenie wobec homoseksualizmu. Sama świadomość, iż zainteresowania seksualne w coraz większym stopniu zaczynają dotyczyć drugiego człowieka tej samej płci, w  większości przypadków prowadzi do poczucia lęku, zagrożenia i samodeprecjacji. Bywa, że podejrzenie u  siebie orientacji homoseksualnej staje się obsesją człowieka; nieustannie rozmyśla on o przyszłości zarówno swojej, jak i najbliższych, obawia się reakcji otoczenia w pracy, w szkole, sąsiadów. Niekiedy może to być wstęp do poważnych zaburzeń psychicznych. Obsesja prowadzi do czegoś, co można by nazwać autohomofobią. • Ukryte tendencje homoseksualne – niektórzy psychoanalitycy przekonują, że występują one u osób, które odczuwają potrzebę przebywania w gronie przedstawicieli własnej płci. Jeśli kobieta woli bardziej przebywać w gronie koleżanek i rozmawiać z nimi o swym życiu seksualPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

i

t e o r i a

nym aniżeli z własnym partnerem, to – zgodnie z założeniami owej teorii – ma ona ukryte tendencje lesbijskie. Ukryte tendencje homoseksualne ujawniają się przeważnie pod wpływem upojenia alkoholowego. Jednakże badania diagnostyczne nie są w stanie jednoznacznie określić, czy alkohol uruchamia ukryte zachowania homoseksualne (latens), biseksualne, czy też są one spowodowane prowokacyjnym zachowaniem innych osób. Tym bardziej że po powrocie do stanu świadomości, gdy człowiek uświadamia sobie, co się wydarzyło, jest zszokowany i odczuwa głębokie obrzydzenie zarówno do siebie samego, jak i osób tej samej płci. • Gynemimeza (transgenderyzm typu m/k) – zaburzenie identyfikacji płciowej występujące u mężczyzn nieakceptujących swojej płci. Upodabnianie się do kobiety nie powoduje w gynemimetyku podniecenia seksualnego. Nie odczuwa on też potrzeby operacyjnej zmiany narządów płciowych. Natomiast często zdarza się, że taka osoba wybiera zawód, którego wykonywanie nie wymaga stosowania siły, okazywania dominacji czy też podejmowania trudnych decyzji. Nie wchodzi więc raczej w grę profesja żołnierza, strażaka, policjanta, raczej na przykład tancerza czy aktora. Zdarza się, że używa dwóch imion – męskiego i żeńskiego, nosi też ubrania obu płci. Wszystko po to, by łatwiej jej było utrzymać podwójną osobowość. • Andromimeza (transgenderyzm t­ ypu k/m) – zaburzenie identyfikacji płciowej występujące u kobiet. Chęć naśladowania zachowań i stylu życia płci przeciwnej. Podobnie jak w przypadku gynemimezy, upodabnianie się do mężczyzn nie wywołuje podniecenia seksualnego. *** Oczywiście coraz częściej w literaturze naukowej i popularnej na wszystkie te zjawiska patrzy się z  perspektywy kulturowej odmienności płci. W wyniku przemian obyczajowych nasza kultura przestaje ostro różnicować granice między kobietami i mężczyznami. Kobiety mogą ubierać się w garnitury, pilotować samoloty, być zawodowymi żołnierzami – i ani nie świadczy to o ich orientacji seksualnej, ani nie wywołuje społecznego sprzeciwu. Podobnie mężczyźni. Coraz mniej dziwi, że mężczyzna ma urlop tacierzyński, że chodzi do kosmetyczki, nakłada makijaż, farbuje włosy. Jak słusznie zauważa Anthony Giddens, jeden z  największych współczesnych badaczy społecznych, kobiety nie godzą się już na męską dominację seksualną i zarówno mężczyźni, jak i one same muszą się uporać ze skutkami tego faktu. Nasze wzajemne relacje uległy głębokim przemianom. Życie osobiste stało się nigdy niedokończonym przedsięwzięciem, w którym nieustannie pojawiają się nowe obawy, wyzwania. Zostaliśmy wszyscy wciągnięci w coś, co Giddens nazywa „codziennymi eksperymentami społecznymi”. Jeśli jednak odczuwamy niepokój co do swojej tożsamości seksualnej, warto skorzystać z fachowej pomocy seksuologa, psychologa lub psychoterapeuty. Może się bowiem okazać, że nasze obawy związane z  odpowiedzią na pytanie „kim jestem” lub „kim się staję” są spowodowane tylko nietrafnym wyobrażeniem na temat własnej osoby i pełnionych ról społecznych. Nie powinniśmy się bać ani też uciekać od problemu i udawać, że wszystko jest w porządku. Skoro w naszym odczuciu tak nie jest.  

19

W labiryncie synaps,

genów, hormonów

Czy nauce uda się kiedykolwiek wyjaśnić źródło nieheteronormatywności. Paweł Walewski rysunek Mirosław Gryń

L

udzki mózg nie ma płci. Każda jego półkula wygląda z  zewnątrz jak przepołowiony orzech włoski z mocno pofałdowaną skorupą. Widać wyraźnie, gdzie leży móżdżek, hipokamp, gałka blada – nazwane w mniej lub bardziej wyszukany sposób rejony mózgowia, które zawiadują emocjami i świadomością. Mózg to siedlisko osobowości i  najważniejszy organ seksualny. W nim wszystko się zaczyna: miłość, pożąda-

H i s t o r i a

nie, uczucie rozkoszy podczas współżycia. Mądrość natury polega na tym, że poprzez niewidoczne substancje krążące między synapsami w ośrodkowym układzie nerwowym to właśnie mózg zarządza wszystkimi wyborami człowieka, determinując również jego pociąg do partnerów seksualnych. Ale są i  geny. Chemiczne molekuły odziedziczone po przodkach, które formują wygląd, zdrowie i w dużej mierze charakter człowieka. Tworzą spiralną nić umieszczoną w  jądrze każdej ludzkiej komórki, nazywaną księgą życia. To trafne określenie, gdyż w  genach zapisane są informacje o  naszych wrodzonych cechach, jak np. kolor oczu, budowa ciała lub skłonność do pewnych chorób. Czy także to centrum dowodzenia wpływa na preferencje seksualne? Co rusz badania rzucają nowe światło na problem nieheteronormatywności: w jakim stopniu jest ona wrodzona, a w jakim nabyta? Odpowiedzi nauki na razie nikogo nie zadowalają, bo nie są jednoznaczne – a zdaje się, że tylko wykrycie konkretnego genu, który determinowałby zachowania seksualne, lub wskazanie na jakiś zmieniony obszar mózgu, zakończyłoby wreszcie tę długoletnią debatę. A co, jeśli tak nigdy się nie stanie? Oto z jaką wiedzą na temat tych źródeł przyjdzie nam wtedy pozostać.

Ścieżki donikąd Światowa Organizacja Zdrowia w grudniu 1991 r. wykreśliła homoseksualizm ze swojej ewidencji chorób (do 17 maja 1990 r. był zarejestrowany w dziale: dewiacje i zaburzenia seksualne). Eksperci WHO, a w ślad za nimi wszystkie towarzystwa naukowe uznały, że preferencje gejów i lesbijek nie są wynikiem wolnego wyboru, więc w żaden sposób nie można ich leczyć. W 10. wersji Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i  Zaburzeń (ICD-10) homoseksualizm na żadnej liście już się więc nie pojawił, a wykaz ten – na podstawie którego lekarze rozpoznają schorzenia i prowadzą dokumentację medyczną – w Polsce zaczął obowiązywać od 1996 r. Homoseksualizm jest przedmiotem zainteresowania licznego grona badaczy – pasjonują się nim psycholodzy, genetycy, embriolodzy, seksuolodzy, neurobiolodzy, socjolodzy, psychiatrzy. Mało która sporna kwestia w biologii i medycynie jest poddawana tak wszechstronnej eksploracji. Próbowali oni i próbują nadal przypisać orientację homoseksualną nie tylko odmiennej strukturze mózgu czy genom, ale też hormonom, przebiegowi życia płodowego, wychowaniu we wczesnym dzieciństwie, a także określonej kulturze. Szczególnie ponure rezultaty przyniosło poszukiwanie jakiegoś fragmentu mózgu hipotetycznie odpowiedzialnego za homoseksualizm. W 1970 r. dr Fritz Roeder określił to „z maksymalną dokładnością” (albo raczej tak mu się wydawało). Jak opisuje George Weinberg w wydanej dwa lata później książce „Society and the Healthy Homosexual”, ów Roeder, niemiecki chirurg, oferował zabiegi polegające na niszczeniu za pomocą oparzeń elektrycznych fragmentu podwzgórza, czym miał pomagać gejom w „wychodzeniu z ich smutnego życia” (akurat słowo gay w języku angielskim oznacza wesoły, radosny). Operacyjny atak na podwzgórze porównać można z  praktykami lobotomii przedczołowej. Oczywiście nie powodował on zmiany orientacji seksualnej, zaś ingerencja we wrażliwą POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

i

t e o r i a

materię mózgu była ryzykowna dla odczuwania jakiejkolwiek przyjemności i eliminowała erotyczne fantazje, co brutalny chirurg potwierdzał w  swoich medycznych raportach (identyczne zabiegi niszczące podwzgórze stosował także w terapii rozmaitych uzależnień). Pojęcie orientacji pojawiło się w literaturze naukowej nie od razu, gdyż przez wieki skupiano się wyłącznie na samych zachowaniach seksualnych, nie wnikając w ich genetyczne ani psychiczne korzenie. Bo przecież forma takich zachowań ukierunkowująca popęd w stronę własnej płci była znana, zanim w ogóle zaczęto myśleć o genetyce (Grzegorz Mendel przedstawił reguły dziedziczenia w 1865 r., zaś pojęcie genu pojawiło się pierwszy raz dopiero w  1909  r.). Już starożytni Grecy, którzy akceptowali homoseksualne kontakty między mężczyznami – nierzadko sporo różniącymi się wiekiem – musieli tłumaczyć je po swojemu, my natomiast zadowalamy się stwierdzeniem, że stosunek w historycznych czasach do tej kwestii „zależał w  dużej mierze od czynników kulturowych”. Faktycznie: podczas gdy antyczni mędrcy przed naszą erą rozpalali w sobie miłość do chłopców, w 533 r. cesarz Justynian zadecydował, że homoseksualizm będzie karany śmiercią. Zygmunt Freud (1856–1939) prawdopodobnie jako pierwszy wysnuł przypuszczenie, że homoseksualizm kształtuje się około 4. roku życia na skutek błędnej identyfikacji płciowej, gdyż chłopiec utożsamia się z matką zamiast z ojcem. Jego następcy i kontynuatorzy psychoanalizy jeszcze w połowie XX w. twierdzili, że bycie homoseksualistą to pewna odmiana fobii, a więc strachu w  tym wypadku przed kobietami, do czego miała się przysłużyć zaborcza i władcza matka każdego geja. Niewiele dziś zostało z tych koncepcji. W każdym razie nie w neuronaukach, bo w potocznej świadomości ten stereotyp ma się całkiem dobrze – wiele osób nadal uważa orientację homoseksualną za zaburzenie psychiczne, wciąż uznaje ją za wynik błędów wychowawczych lub pozostałość po wyimaginowanych traumach przeżytych w dzieciństwie. Gdyby jednak te przekonania uznać za prawdziwe, homoseksualizm można by wyleczyć psychoterapią, a może terapią hormonalną. Dotychczas jednak nikomu to się nie udało (a  jeśli jakiś homoseksualista „ozdrowiał”, to widocznie wcale nim nie był). Podejmowane na świecie próby zostały ostatecznie skompromitowane i  wyśmiane. A w pojedynczych przypadkach także ukarane, czego przykładem jest grzywna w wysokości 20 tys. euro nałożona na początku 2020 r. na hiszpańską psycholożkę Elenę Lorenzo Rego, która propagowała swoje kuracje dla homoseksualistów; karę pomogły jej spłacić w lutym organizacje katolickie.

Przeznaczenie, a nie wybór Tym niemniej poszukiwania źródeł homoseksualizmu trwają – częściej już dziś nie po to, by go leczyć, lecz po to – by lepiej zrozumieć. Zależności matczyno-synowskie, które Freud uznawał za źródło kształtowania popędu seksualnego w  4. roku życia, niektórzy współcześni badacze widzą znacznie wcześniej – już w życiu płodowym. Matka ma wtedy oczywisty – choć nieświadomy i niezamierzony – wpływ na kształtowanie się anatomicznych struktur potomstwa, w tym także mózgu.

21



Bez dogmatów Nowe światło na homoseksualizm rzuciły nowoczesne metody badań mózgu. Dzięki zastosowaniu badań wolu­ metrycznych przy użyciu funkcjonalnego rezonansu ma­ gnetycznego (fMRI) oraz PET mierzono przepływ krwi przez ośrodkowy układ nerwowy, potwierdzając obserwa­ cje Simona LeVaya (np. prace Ivanki Savic-Berglund i Pera Lindströma z Karolinska Institute w Sztokholmie w 2008 r. wykazały podobieństwo mózgów homoseksualnych męż­ czyzn do mózgów heteroseksualnych kobiet). Jednakowoż – mimo licznych prób – żadna z technik neuroobrazowania nie pozwala na tak dokładne pozna­ nie ośrodków odpowiedzialnych za identyfikację płcio­ wą lub pociąg seksualny, by móc zmierzyć je w  życiu POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

get t y im ages

ki przyszłych homoseksualistów lub deficyt testosteronu w rozwijającym się płodzie. W myśl tej koncepcji ośrodek orientacji seksualnej ulega modyfikacji już u sześciotygo­ dniowego płodu, kiedy zaczyna on kształtować się w kie­ runku męskim lub żeńskim. Ciekawą teorię, potwierdzo­ ną w  innych badaniach, wysunął zmarły w  2018  r. nie­ miecki neuroendokrynolog Günter Dörner. Jego zdaniem w  drugim trymestrze ciąży w  przypadku płodu, który ma być mężczyzną, następuje maskulinizacja tożsamo­ ści płciowej, orientacji seksualnej i roli płciowej (wbrew pospolitemu mniemaniu orientacja seksualna nie jest tym samym co tożsamość płciowa). U przyszłych gejów wszystko idzie zgodnie z planem poza jednym elemen­ tem: maskulinizacją orientacji seksualnej. Według Dörnera z  tego właśnie powodu homosek­ sualiści – choć odczuwają pociąg do własnej płci – wyglą­ dają i  zachowują się jak mężczyźni; tożsamość płciowa oznacza w tym wypadku świadomość bycia mężczyzną, aprobatę dla swoich narządów płciowych i – rzec można – po męsku wyrażają swoją tożsamość płciową (tu w grę wchodzi pojęcie roli płciowej). Interesujące są też badania Simona LeVaya z Salk Insti­ tute w La Jolla w Kalifornii, który będąc neuroanatomem, prywatnie homoseksualistą, starał się przez większość swojego zawodowego życia, przypadającego na schyłek XX w., zgłębiać tajemnice własnej natury. (Ponoć do roz­ poczęcia badań skłoniła go śmierć partnera, który w wie­ ku 21 lat zmarł na AIDS). Podczas 41 sekcji tkanek mózgo­ wych odkrył, że jądro śródmiąższowe w przedniej części podwzgórza oraz tzw. spoidło wielkie są u gejów mniejsze niż u mężczyzn heteroseksualnych (podobną wielkość co u gejów miały te struktury również u kobiet). Po dziewięciu miesiącach pracy w kilku uniwersytetach amerykańskich ten pochodzący z Wielkiej Brytanii uczony stał się gwiazdą telewizyjnych talk-show, gdzie pojawiał się nieraz ze swoim także homoseksualnym bratem, by odpie­ rać ataki nieprzekonanych. Bo kiedy w magazynie „Scien­ ce” ukazała się w 1991 r. praca LeVaya, natychmiast został on zaatakowany przez aktywistów ruchu gejowskiego, któ­ rzy obawiali się politycznych implikacji uznania homosek­ sualizmu za stan mający neurobiologiczne podstawy, koja­ rzone przez opinię publiczną z chorobami psychicznymi. Simon LeVay uważał, że w istocie chodzi o to, by tę orienta­ cję seksualną zacząć traktować w kategoriach przeznacze­ nia, a nie wolnego wyboru.

płodowym, następnie przed dojrzewaniem płciowym i w dorosłości. W  ostatnim czasie badania hormonalne i  neuroana­ tomiczne straciły na znaczeniu na rzecz genetyki. Już w 1994 r. biolog molekularny Dean Hamer z Narodowe­ go Instytutu Zdrowia w  Bethesda i  University of Colo­ rado dowodził, że pewien gen dziedziczony przez syna od matki wywiera wpływ na orientację seksualną męż­ czyzn. Nawet go zlokalizował w szczególnym fragmencie chromosomu X (zwanym Xq28). Takiej teorii zaprzecza międzynarodowa grupa ge­ netyków pracujących pod kierunkiem Australijczyka prof. Brendana Zietscha z University of Queensland. Wy­ niki swoich badań opublikowała na łamach magazynu „Science”. Nie ma jednego genu homoseksualności – mó­ wią naukowcy – ale w  genomie występują liczne geny, które tę orientację determinują. Udało im się nawet zi­ dentyfikować geny zarówno wspólne dla obu płci, które kierują wyborami partnerów seksualnych, jak i  specy­ ficzne wyłącznie dla gejów i  lesbijek. Czy to ostateczne rozstrzygnięcie źródeł homoseksualności? Prof. Jacek Kubiak z  Centre National de la Recherche Scientifique (CNRS) i Université Rennes 1 we Francji oraz Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii w Warsza­ wie uważa, że autorom nie udało się niczego przesądzić: – Mówią oni jedynie, że z genetycznego punktu widzenia są wyraźne korelacje pomiędzy obecnością pewnych form wielu genów a potencjalnymi preferencjami wyboru partnera tej samej płci u osób dorosłych. Profesor wymienia trzy punkty, które dobrze podsu­ mowują wyniki tych najnowszych dociekań: • tak złożona cecha jak wybór partnerów seksualnych nie może być zdeterminowana jednym genem; • środowisko rozwoju płodu ma wielki wpływ na kształ­ towanie psychiki przyszłego dziecka i osoby dorosłej, w tym także na jej preferencje seksualne; • z mysły biorące udział w  wyczuwaniu zapachów i smaków także biorą udział w przeżyciach seksual­ nych (udało się ustalić, że wykryte geny determinu­ jące orientację są bardzo blisko związane z  genami odpowiedzialnymi za hormonalną regulację orga­ nizmu i za zaangażowanie w wyczuwanie zapachów i smaków). Czy kiedykolwiek więc poznamy przyczynę homosek­ sualizmu? Nie wiadomo. Badania, prowadzone również w  Polsce, mogą nigdy nie przynieść rozstrzygających re­ zultatów. I jedynie słuszna odpowiedź na to pytanie – geny czy środowisko – już na zawsze pozostanie ta sama: jedno i drugie, ze zdecydowaną przewagą pierwszego. Przy czym, jak podkreśla wielu psychologów, nie rodzimy się z wyraź­ nie zdefiniowaną orientacją seksualną, tylko z biologicznie uwarunkowanymi, właśnie w genach, predyspozycjami. Być może kłopot ze znalezieniem u ludzi o innej niż he­ teroseksualna orientacji anomalii w  DNA, rozwoju em­ brionalnym lub w budowie mózgu bierze się zwyczajnie stąd, że ich zachowanie żadną anomalią nie jest. Może jest innym, bez wątpienia rzadszym, sposobem realizo­ wania potrzeb seksualnych, które z biologicznego punk­ tu widzenia wydają się tak samo naturalne jak potrzeba zaspokajania głodu i pragnienia. I żeby przestać nad tym debatować, wystarczy stereotypów płciowych nie pod­ nosić do rangi dogmatów. PAWEŁ WALEWSKI

©

Jedna z hipotez zakłada zwiększone wydzielanie hor­  monów związanych ze stresem podczas ciąży przez mat­

22

H i s t o r i a

i

t e o r i a

Pomysły na zwierzęce zmysły Dwie płcie i ich heteroseksualne związki to w przyrodzie wariant podstawowy, ale istnieją też inne rozwiązania – jakie i po co. Bonobo Najbliżsi krewni człowieka.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

23

©

a l a m y / bew, get t y im ages



Agnieszka Kloch

P

odział na dwie płcie różniące się anatomicznie nie jest rozwiązaniem rzadkim, ale też nie jedynym. Po pierwsze, płeć, utożsamiana zwykle z rozmnażaniem, nie jest do niego konieczna. Organizmy potomne mogą powstawać z organizmów rodzicielskich na wiele różnych sposobów, natomiast istota rozmnażania płciowego polega na połączeniu gamet i wymieszaniu materiału genetycznego pochodzącego od każdego z rodziców. Dzięki temu mogą powstawać nowe kombinacje genów pozwalające na szybkie dostosowanie się do nowych warunków. U niektórych organizmów, takich jak orzęski (do których należy słynny szkolny pantofelek), to przetasowanie materiału genetycznego jest niezależne od tworzenia organizmów potomnych, a „płci” może być więcej niż dwie. Komórkę niosącą materiał genetyczny rodziców nazywamy gametą. Jeżeli gamety są podobnej wielkości, mówimy o izogamii, natomiast częściej w przyrodzie występuje anizogamia – jedna z płci produkuje duże i nieruchome gamety, a druga – małe i ruchliwe. I tu właściwie leży przyczyna wszystkich nierówności między płciami. Anizogamia dała początek dwóm alternatywnym strategiom: jedna z płci stawia na jakość, tworzy duże i dobrze wyposażone w materiał zapasowy gamety, które są kosztowne w produkcji. To strategia samic, które znoszą jaja albo ponoszą trudy ciąży i laktacji. Dlatego właśnie one z reguły opiekują się potomstwem: żeby nie stracić inwestycji, jaką jest wyprodukowanie swoich drogich gamet. Druga płeć idzie na ilość, tworząc duże Samce ważki genetyczny. Sposobem sprawdzenia tej „jakości” ilości tanich plemników. Nie dają one potomkoIschnura elegans są jaskrawe kolory ptaków czy okazałe poroża jewi właściwie nic poza materiałem genetycznym, leni. Walki między samcami to inny sposób pokaa  ich ewentualna strata nie wiąże się z  kosztazania swojej jakości. Tu nie warto oszczędzać na zdrowiu, mi. To strategia samców, których wkład w rodzicielstwo bo zwycięzca zwykle bierze wszystko, zapewniając sobie u wielu gatunków ogranicza się do zapłodnienia. Zdolność wytwarzania gamet danego rodzaju nie jest wyłączny dostęp do stada ­samic. jednoznaczna z przypisaniem do określonej płci. U niektóPrzyroda ma jednak to do siebie, że zawsze istnieją wyrych ryb i ślimaków występuje sekwencyjny hermafrodyjątki. Dobór naturalny premiuje każde rozwiązanie, które zwiększa sukces reprodukcyjny. Zamiast prężyć muskuły tyzm – osobniki przez pewien etap w swoim życiu wytwai wdawać się w bójki, można spróbować nakłonić samicę do rzają gamety jednego rodzaju, a potem następuje zmiana. kopulacji, kiedy więksi konkurenci zajęci są sobą. U batalioZmiana ta – zarówno z  samca w  samicę, jak i  na odwrót – jest normalnym elementem cyklu życiowego i może zanów, których tokowiska wiosną przyciągają tłumy przyrodników w dolinę Biebrzy, barwne samce (jest ich 80–95 proc.) chodzić raz w życiu albo kilkukrotnie. Impulsem mogą być bodźce społeczne, np. proporcja płci w populacji albo osiąwykonują tańce godowe i  wdają się w  pozorowane walki gnięcie określonego wieku czy rozmiaru ciała. w celu przyciągnięcia uwagi samicy. W populacji występują jednak jeszcze dwa inne warianty. Samce zwane „satelitami”, u których dominuje biały kolor upierzenia, nie bronią Niestraszny gender swojego miejsca na tokowisku, ale starają się podkraść samicę, którą zwabił inny samiec. Mniejsze od zwykłych samPodobnie jednak jak u naszego gatunku, u innych kweców i ubarwione podobnie do samic podczas tokowiska stastia ról społecznych związanych z  płcią jest nieco barrają się do nich podkraść, nie zwracając uwagi konkurentów. dziej skomplikowana niż prosty podział na samce i samiNiedawno odkryto, że te trzy strategie są determinowane gece. U wielu ptaków różnice między płciami zaznaczone są netycznie. U dwóch mniejszościowych grup samców wystęw upierzeniu: samce są często krzykliwie ubarwione, wyposażone w spektakularne ozdoby, takie jak ogon pawia. puje tzw. supergen – sprzężenie 125 genów, które powstało Wyraźne kolory zwracają uwagę drapieżników, a wielki poprzez odwrócenie fragmentu chromosomu 11. ogon utrudnia ucieczkę. Dlaczego więc pawie nie wygiIm bardziej skomplikowana struktura społeczna, tym więcej niuansów związanych z rolami płciowymi. Struktunęły? Odpowiedź wymyśliło dwoje biologów ewolucyjnych Marlene Zuk i William Hamilton. W 1982 r. zaprora socjalna hien przypomina stopniem złożoności naczelne i są one pod tym względem wyjątkowe wśród drapieżniponowali hipotezę „dobrych genów”. Skoro samica nie może liczyć na pomoc samca w wychowaniu potomstwa, ków. Wyjątkowy jest także matriarchat – samice są większe staje się wybredna w kwestii partnera, starając się wybrać od samców i nad nimi dominują. Jednak najbardziej nietakiego, który przekaże dzieciom jak najlepszy materiał zwykłą cechą hien jest maskulinizacja żeńskiego układu POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

24

H i s t o r i a

i

t e o r i a

są w  stanie przekazać nam swoich pragnień i  jesteśmy skazani na obserwację zachowań oraz ich interpretację. Udokumentowano jednak, że u owcy kanadyjskiej niektóre samce kopulują zazwyczaj z innymi samcami, a z samicami tylko wtedy, kiedy zachowują się one jak samce. Czasami preferencja zależy od otoczenia społecznego: samce ważki Ischnura elegans hodowane wyłącznie z innymi samcami wolały z  nimi kopulować, nawet kiedy umożliwiono im dostęp do samic. U  albatrosa ciemnolicego na Hawajach 31 proc. par złożonych było z dwóch samic dzielących obowiązki rodzicielskie. Chociaż ich sukces reprodukcyjny był niższy niż par złożonych z samca i samicy, przewyższał on znacznie samotne samice. W tej populacji jest niewielu samców, natomiast wychowanie pisklaków wymaga opieki dwóch osobników dorosłych. Tworzenie par jednopłciowych jest więc plastyczną reakcją na specyficzne warunki społeczne. Zachowania płciowe względem osobników tej samej płci mogą pełnić wiele funkcji. U  zwierząt o  złożonej strukturze społecznej, takich jak delfiny butlonosy, stanowią one niemal połowę interakcji seksualnych samców i  odgrywają istotną rolę w  podtrzymywaniu sojuszów między nimi. Mogą także być związane z  konkurencją wewnątrzgatunkową, w szczególności związaną z  dostępem do partnerki. U  muchówki Hydromyza livens samce kierują swoje zachowania seksualne w stronę ­i nnych samców, uniemożliwiając im w  tym czasie ­i nterakcję z  partnerką, z  którą sami chcieliby kopulować. Wreszcie takie kontakty są rodzajem treningu w zalotach dla młodych, niedoświadczonych samców, które i tak nie mają jeszcze szans na reprodukcję. Samice albatrosa Pozytywny wpływ takich ćwiczeń na sukces rozrozrodczego. Nie mają waginy, za to przerośnięta ciemnolicego łechtaczka tworzy narząd przypominający wygląrodczy potwierdzono eksperymentalnie u muszdem i funkcją penisa. Z tego powodu dawni badaki D ­ rosophila. cze uważali hieny za obojnaki. Ponieważ poród wiąże się Zachowania homoseksualne są częste u  naczelnych, z rozerwaniem łechtaczki, od 9 do 18 proc. samic nie przeprzy czym częściej spotyka się je u  małp Starego Świażywa pierwszej ciąży, a wiele traci szczenięta. Jak więc dota niż u  małp zamieszkujących Ameryki. Stwierdzono bór naturalny mógł utrzymać cechę sprzyjającą tak dużej je np. u  makaków, pawianów czy mandryli, przy czym śmiertelności? Jedna z hipotez głosi, że to produkt uboczny w  76  proc. badanych gatunków interakcje te dotyczyły samców, a w 70 proc. – samic. korzyści z wysokiej pozycji społecznej. Struktura socjalna Szczególnie wiele uwagi poświęca się badaniom zau hien opiera się na silnej konkurencji, a dominujące sachowań homoseksualnych naszych najbliższych krewmice mają pierwszeństwo w dostępie do jedzenia, a także nych, szympansów. Istnieją ich dwa gatunki: zwyczajwiększy sukces reprodukcyjny. Za zachowania agresywny i  karłowaty (bonobo). Bonobo tworzą społeczności ne odpowiadają m.in. androgeny, wśród nich testosteron. Wysokie stężenie tych hormonów u dominujących matek matriarchalne, w  których nie ma stałych par, a  każdy powoduje silną maskulinizację córek, ale jednocześnie zaosobnik angażuje się w zachowania seksualne z wielopewnia im wysoką pozycję w hierarchii, dzięki czemu cema innymi, niezależnie od płci, przy czym są one szczególnie częste między samicami: stanowią 60 proc. ich cha ta ulega utrwaleniu. aktywności seksualnej. Obejmują przy tym szeroki wachlarz technik – pod tym względem bonobo przypomiParada par nają ludzi. Jest to też jak na razie jedyny gatunek poza ludźmi, u którego zaobserwowano pocałunki. Niektórzy Hieny należą też do tych gatunków zwierząt, u których badacze uważają, że takie zachowania pozwalają rozopisano interakcje seksualne z partnerami tej samej płci. Biolodzy od dawna próbowali wyjaśnić, jaki jest sens ewoładowywać napięcia w  grupie, i  faktycznie bonobo są znacznie mniej agresywne w porównaniu z szympansalucyjny takich zachowań, skoro kontakty tego rodzaju nie mi ­z wyczajnymi, u których zachowania płciowe ograniprowadzą do powstania potomstwa. Na pewno nie są one przypadkiem, biorąc pod uwagę, że występują u wielu gaczają się do krótkich kopulacji związanych bezpośrednio z reprodukcją. Bonobo są z tego powodu nazywane tunków ssaków, ptaków, gadów, płazów, owadów, mięczaków i nicieni. Poza tym do katalogu zachowań homoseksuczasami hipisami wśród małp, choć żyły w ten sposób na długo przed powstaniem pierwszych hipisowskich alnych u zwierząt zalicza się także zaloty (gody) oraz twokomun w Kalifornii. rzenie stałych par. Wygląda więc na to, że nasz gatunek nie jest ani tak wyU  zwierząt trudno mówić o  preferencjach płciowych, jątkowy, ani tak pomysłowy, jak by się mogło wydawać.  ponieważ ze względu na brak komunikacji werbalnej nie POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

25

Dr Alicja Długołęcka

O znaczeniu pojęć gender i queer.

Z NICZYJEGO ŻEBRA Rozmówczyni jest pedagożką, doktorką nauk humanistycznych. Jest adiunktką na Wydziale Rehabilitacji w warszawskiej AWF, gdzie prowadzi zajęcia z podstaw psychoterapii i rehabilitacji seksualnej. Wykłada na Podyplomowych Studiach Wychowania Seksualnego na Uniwersytecie Warszawskim. Od lat zajmuje się edukacją psychoseksualną, opublikowała m.in. podręcznik dla gimnazjalistów i monografię „Edukacja seksualna”. Jest także autorką pierwszej w Polsce książki poświęconej lesbijkom „Pokochałaś kobietę”. Ostatnio ukazała się jej książka „Seks na wysokich obcasach”.

rozmawia Joanna P odgórsk a zdjęcie L eszek Zych

Joanna Podgórsk a : – Olga Tokarczuk napisała, że szczególnie w Polsce jesteśmy przywiązani do dobrej, bożej arytmetyki, gdzie są dwie płcie i jedna prawda. Czy da się dziś myśleć o płci jako prostej opozycji: męskie – kobiece? A licja D ługoł ęck a : −  Dać się da. U  nas dominuje model, który można określić jako południowoamerykański, opierający się na karykaturalnie wręcz sprecyzowanych rolach płciowych. Jednocześnie Polacy otwierają się na idee postulujące szacunek dla ludzkiej różnorodności i  partnerstwa. Ale gdy brać pod uwagę perspektywę współczesnej nauki, to już od lat 70. nie da się postrzegać płci jako prostej opozycji męskości i kobiecości. W naukach społecznych momentem zwrotnym były prace wybitnego francuskiego filozofa, historyka i socjologa Michaela Foucaulta. Uważał on, że tworzenie prostych kategorii jest z jednej strony zabawą, wynikającą z niedostatecznej wytrwałości poznawczej, z drugiej − uprawianiem polityki i  reglamentowaniem władzy. W  psychologii przełomowe były prace amerykańskiej psycholożki Sandry Bem, która odrzuciła całkowicie klasyczne pojęcie płci psychologicznej jako czegoś niezmiennego, przypisanego genitaliom, z jakimi się rodzimy. Badania, wzbogacone o  perspektywę feministyczną, jasno pokazały, że płeć to relatywne pojęcie. W latach 90. Judith ­Butler, amerykańska filozofka feministyczna, całkowicie zdekonstruowała płeć, tworząc teorię queer.



POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

26

H i s t o r i a

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

i

t e o r i a

27



Rodzina w większości kultur jest instytucją polityczną Jednak stereotypy są strasznie mocne. Tadeusz DołęgaMostowicz powieść o samodzielnych, pracujących kobietach zatytułował „Trzecia płeć”. Skąd w nas tak silna potrzeba kategoryzacji? Odwieczny sen o symetrii? W  licznych kulturach, zwłaszcza judeochrześcijańskiej i  islamskiej, wiele osób reaguje agresją na wszelkie próby relatywizacji ról płciowych. U  podłoża tego sprzeciwu jest lęk przed zmianą układu sił. Coś jest na rzeczy − czasami jawnie, czasami w białych rękawiczkach o coś walczymy. To jest walka płci. Można wyróżnić przynajmniej trzy obszary tej walki: o  prawa ekonomiczne i  polityczne kobiet, o  prawa seksualne i  reprodukcyjne kobiet oraz o zmiany w instytucji rodziny, wynikające z  dwóch powyższych. W  przeszłości życie kobiet było oceniane z  perspektywy „trzech tajemnic krwi”: menarche (pierwsza miesiączka), porodu oraz menopauzy, czyli wieku panieńskiego, płodności i starości. Uparte trwanie przy tym modelu już dawno straciło swój sens −  przeobrażenia społeczne wymuszają zmiany zarówno mentalne, jak i  całkiem praktyczne. Nie da się ignorować faktów, że wydłużył się czas życia kobiet i mężczyzn, dojrzewanie psychoseksualne następuje później, a biologiczne wcześniej niż kiedyś. Kobiety mozolnie zdobywają niezależność ekonomiczną. Zy-

dla ludzi wyedukowanych. Seksuologami przez całe lata byli wyłącznie mężczyźni i ta dziedzina była ukierunkowana na zaburzenia męskie. Klientami seksuologów byli głównie mężczyźni, kobiecie nie wypadało mieć problemów z seksem. Zaburzenia kobiece były wiązane wyłącznie z  oziębłością, a  nie z  nieznajomością swojego ciała − efektem wychowania w klimacie strachu i zniechęcania. Byłyśmy kulturowo i medycznie wpisywane w nurt ukrywania seksualności. To wynikało zarówno z  ewolucyjnego lęku przed kobiecą „rozwiązłością”, jak i psychoanalizy na początku XX w., która wpłynęła na zinfantylizowane postrzeganie kobiecej seksualności. To tkwi bardzo głęboko i w strukturach biologicznych, i w mieszczańskiej, judeochrześcijańskiej interpretacji kobiecości. Dziś wydaje się to nieracjonalne, wręcz głupie, ale bardzo trudno to obejść. Za moment przełomowy można uznać słowa Simone de Beau-­ voir, że nikt nie rodzi się kobietą, ale staje się nią w procesie kulturowego wychowania. Potem pojawiło się pojęcie gender – płci kulturowej, które sporo rzeczy wywróciło do góry nogami. Biologia przestała określać przeznaczenie kobiet? Pytanie, kto to usłyszał i  zrozumiał? Z  góry przepraszam wszystkich mężczyzn o otwartych umysłach. Nawiasem mówiąc, tacy właśnie mężczyźni są najbardziej poukładani ze swoją męskością, bo kwestie identyfikacji płciowej nie budzą w nich lęku. Ale pojęcie gender funkcjonuje głównie wśród grup wykluczonych, czyli kobiet

SEKSUOLOGAMI I ICH KLIENTAMI BYLI PRZEZ LATA NIEMAL WYŁĄCZNIE MĘŻCZYŹNI. KOBIETOM NIE WYPADAŁO MIEĆ KŁOPOTÓW Z SEKSEM. skały wreszcie autonomię w sterowaniu płodnością oraz seksualnych wyborach. Rodzina była w większości kultur instytucją polityczną, która odbierała wolność kobiecie. Nie chodziło wyłącznie o  zależność finansową, ale o  kulturową smycz, związaną z  seksualnością. To miało podłoże ewolucyjne. Osobnik płci męskiej musiał dbać o to, żeby potomstwo było jego, musiał więc sprawować kontrolę nad seksualnością matki swoich dzieci. Przecież w prawie wszystkich kulturach świata przyzwolenie na męską zdradę jest do dziś o  wiele większe. Kobietom nie wolno było wykraczać ze swoją seksualnością i  płodnością poza instytucję rodziny. Stąd często podawany przykład takich zabiegów jak klitoridektomia (usuwanie łechtaczek), czy zniekształcanie stóp. Tyle że historyczne i współczesne badania różnych społeczności jasno wskazują, iż seksualność była oddzielona od instytucji rodziny i dotyczyło to również kobiet, jeśli tylko były niezależne finansowo. Tak działo się w epokach starożytności, renesansu czy baroku. Mąż i żona ze wspólnym majątkiem i potomstwem to była jedna sprawa, a życie erotyczne − druga.

Jeszcze do niedawna kobieca seksualność była postrzegana jako bierność, brak. Dopiero od 20 lat otwarcie mówi się o tym, że łechtaczka jest podstawowym narządem seksualnym kobiety i to, co widzimy, jest żołądzią łechtaczki, a nie całą łechtaczką. Mówienie o kobiecym wytrysku jest nowością nawet POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

oraz osób homo-, bi-, transseksualnych. Dla nich pojęcie gender było wyzwalające, zresztą sami brali udział w jego tworzeniu. Byli na nie dowodem, „żywym eksperymentem”, który świadczył, jak bardzo relatywne są role płciowe. Nie poddawali się najbardziej drastycznym metodom leczenia, jak podawanie środków wymiotnych, elektrowstrząsy, poniżające „psychoterapie”. To też jest cicha wojna. Wprowadzanie nowych kategorii burzy cały system i porządek myślowy, a to także budzi lęk. Walkę konserwatystów o tradycyjny system i pozostawanie w  tradycyjnych rolach postrzegam w  kategoriach politycznych. Bo role, jakie pełnią mężczyźni i kobiety, mają ścisłe przełożenie także na to, jakie role będą pełnić w polityce, czyli w urządzaniu naszego świata.

Płeć jest pewnym kontinuum Tym, co nas więzi w binarnym postrzeganiu płci, jest także język. Foucault opisał historię hermafrodyty Herku­liny, która/który najpierw został/a urzędowo uznana/y za kobietę, a potem również urzędowo zmieniono ją/jego w mężczyznę. Foucault pisze, że przeżycia Herkuliny przypominają „uśmiech bez kota”, który zobaczyła Alicja z Krainy Czarów. Nie mamy języka, by go nazwać. Historia Herkuliny pokazuje, że płeć to coś, na co jesteśmy mianowani. Już Sandra Bem analizowała, w jaki sposób dzieci używają schematu płci do rozwijania koncepcji Ja i  relacji z  innymi. Tych schematów dostarcza

28

H i s t o r i a

nam kultura, w której się wychowujemy. Nie trzeba robić eksperymentów, wystarczy popodróżować jak Margaret­ Mead albo Bronisław Malinowski, żeby to zrozumieć. Takie refleksje mogą być bardzo odkrywcze − zachęcam. Nowe ścieżki myślenia otwierał też Almodóvar. W jego fil‑ mach są dziesiątki bohaterów, którzy stanowią przykłady względności kategorii płci.

Niedawno w Kanadzie rodzice postanowili przez pewien czas nie ujawniać płci swojego dziecka, by nie wywierać na nie żadnych presji. Ma to sens? Jestem przeciwna aranżowaniu eksperymentów na ży‑ wych ludziach. (One się i  tak same dzieją). To sztuczna i wydumana sytuacja − nie da się wychować dziecka po‑ za kulturą. Kultury nie należy omijać, wręcz przeciwnie − rozwijać w dziecku samoświadomość i umiejętność do‑ konywania wyborów. Do społecznej świadomości przebił się już fakt, że obok he‑ teroseksualistów są homoseksualiści. Ale to znów układa się w binarną opozycję. Taki opis wystarczy? Nie. Płeć jest pewnym kontinuum. Każdy z  nas ma w sobie stereotypowo rozumiane elementy męskie i ko‑ biece. Psychologicznie mieścimy się w którymś miejscu skali kobiecości – męskości. Porcje tych cech mogą być podobne bez względu na płeć biologiczną. Pani wie, jaka jest? Badała się pani?

i

t e o r i a

Nie. A jak to się bada? Testem, np. Sandry Bem w  wersji Alicji Kuczyńskiej (dysponują nim tylko psycholodzy – przyp. red.). Rzadko kto ma prawie wyłącznie cechy męskie lub kobiece, wie‑ le osób ma psychiczne stereotypowe cechy płciowe obu płci − są psychicznie androginiczni. Podobnie jest z kwe‑ stią orientacji. W czasie badań okazuje się, że stosunko‑ wo mało jest typów ekskluzywnie hetero‑ i homoseksual‑ nych. Większość jest pomieszana. Intuicja laika podpowiada, że tak nie jest, że ludzie są al‑ bo hetero‑, albo homoseksualni, ewentualnie biseksualni. W  latach 50. tę dwubiegunowość rozbiły badania Al‑ freda Kinseya, z których jasno wynikało, że zaskakują‑ co dużo ludzi zgłasza w swojej biografii doświadczenia seksualne z osobami tej samej płci. W tamtych latach to był szok. W latach 80. pojawiły się badania, które całko‑ wicie zdekonstruowały pojęcie homoseksualizmu. Za‑ częliśmy używać określenia homoseksualność zamiast homoseksualizm, ponieważ okazało się, że zachowania to nie to samo co preferencje emocjonalne. 80 proc. ba‑ danych przeze mnie kobiet, które identyfikowały się ja‑ ko lesbijki, miało kontakty seksualne z mężczyznami, do których się wcale nie zmuszały, ale zaangażowanie emo‑ cjonalne określane jako zakochanie i miłość w 100 proc. było ukierunkowane na kobiety. W określaniu orientacji seksualnej bierze się więc pod uwagę przede wszystkim

RZADKO KTO MA CECHY WYŁĄCZNIE MĘSKIE BĄDŹ WYŁĄCZNIE ŻEŃSKIE. PSYCHOLOGICZNIE MIEŚCIMY SIĘ GDZIEŚ NA SKALI MĘSKOŚĆ – KOBIECOŚĆ.

Teoria gender i queer • Gender – płeć kulturowa, społeczna. Pojęcie to

powstało, by oddzielić płeć kulturową od biologicznej (sex). Płeć kulturowa tworzona jest przez role, za‑ chowania, aktywności, jakie społeczeństwo uznaje za właściwe dla kobiet i mężczyzn. Teoria gender wskazuje, że cechy uznawane za biologicznie męskie czy kobiece często wynikają z kulturowych stereotypów i presji społecznych. Dzięki tej teorii obalono mnóstwo mitów związanych z płcią. Na wielu uczelniach, także polskich, uprawia się tzw. gender studies, czyli badania nad płcią kulturową. • Teoria queer – słowo queer (ciota), niegdyś obraźliwe, oznacza dziś teorię różnicy, odmienności, będącą ważnym nurtem gender studies. Była odpowiedzią na wyczerpanie się podziału orientacji seksualnych na hetero- i homoseksualne. Według niej orientacje seksualne nie istnieją obiektywnie, nie da się ich ściśle kategoryzować i nazywać . Wszelkie kulturowe wzorce seksualności to tylko konstrukty, które teoria queer ma dekonstruować. Według niej tożsamość seksualna to rodzaj indywidualnej gry, kreacji, która może podlegać zmianom. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

zaangażowanie emocjonalne, a potem zachowania oraz identyfikację. Gdy pojawiła się kategoria gender, czyli płci kulturo‑ wej, a potem teoria queer, dynamicznie rozwijały się ba‑ dania mniejszości seksualnych. Zmieniła się metodologia. Zwiększył się znacząco wkład kobiet badaczek seksual‑ ności. I zmieniło się na przykład kompletnie rozumienie biseksualizmu. Wcześniej postrzegano go zgodnie z wul‑ garyzującym sprawę powiedzonkiem: żeby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek. Dziś ktoś spy‑ tany, czy jest heteroseksualny, może powiedzieć: nie wiem. Znam mnóstwo przypadków kobiet, które do pewnego wieku były całkowicie heteroseksualne, a dziś są całkowi‑ cie homoseksualne. Jaka wobec tego jest ich orientacja?

Zmieniło się też radykalnie rozumienie zaburzeń seksual‑ nych. Od czasu, gdy zajęłam się seksuologią, przerabiam ko‑ lejną klasyfikację, co jest, a co nie jest zaburzeniem sek‑ sualnym. To są ważne sprawy, bo obligują choćby bie‑ głych sądowych czy psychiatrów przy wydawaniu wy‑ roków: kto jest normalny, kto nienormalny, kogo należy leczyć. Te sprawy decydują często o ludzkim życiu. Przy‑ pomnę, że dopiero na początku lat 90. skreślono homo‑ seksualizm z listy chorób, a jedynym zaburzeniem zwią‑ zanym z orientacją homoseksualną jest obecnie orienta‑ cja niezgodna z ego, co można sprowadzić do odrzucania swojej seksualności. 20 lat temu to było niewyobrażalne.

29



Do Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i  Proble mów Zdrowotnych Światowej Organizacji Zdrowia

– IC  10 wprowadzono natomiast nowe rozpoznania, wiążące się z  rozwojem psychoseksualnym, relacjami partnerskimi i  przemocą seksualną. Za kryterium diagnostyczne uznano czynniki subiektywne: niemożność uczestnictwa w stosunkach seksualnych w sposób przez siebie pożądany, brak zadowolenia i przyjemności z kontaktów seksualnych, cierpienie z  powodu aktywności seksualnej. Symptomatyczna jest również zmiana nazewnictwa, np.: wprowadzono zaburzenia preferencji seksualnych w  miejsce dewiacji lub zboczeń albo brak reakcji genitalnej zamiast impotencji. Nowe klasyfikacje nadal budzą wiele kontrowersji; np. środowiska feministyczne krytycznie oceniają umieszczenie rozpoznania zespołu ­napięcia przedmiesiączkowego, a  eksperci z krajów islamskich negują rozpoznanie okaleczania narządów płciowych na tle rytualnym.

Możemy chodzić na obcasach, pod warunkiem że tego chcemy Na poszerzenie naszych wyobrażeń o płci wpływa też chyba fakt, że ludzie zaczynają mówić. W wywiadach Piotra Pacewicza i Marty Konarzewskiej, wydanych pod tytułem „Zakazane miłości”, odkrywa się cała galeria postaci, które kom-

dome przyjęcie roli, nawet najbardziej stereotypowej. To kompletnie inna jakość. Możemy wybrać chodzenie na wysokich obcasach, bo się nam tak podoba, a nie dlatego, że wymaga tego od nas stereotyp kobietki, która musi znaleźć potwierdzenie swojego istnienia w  męskich oczach. Z  tego potem wynika świadome wychowanie dzieci, przygotowanie ich do pełnienia określonej roli, a nie przypadkowe oddanie dziecka pod wpływ totalnego bałaganu wzorców w postmodernistycznej kulturze. Teoria queer tylko pozornie sprawia wrażenie śmietnika pojęciowego. Na tym polega twórcze podejście, by umieć zakwestionować nawet to, co wydaje się oczywiste.

Nie wszyscy na początku jesteśmy kobietami Wrażenie chaosu potęguje fakt, że używamy słowa „płeć”, a pod tym pojęciem kryje się wiele warstw i znaczeń. Na początku mamy na pewno płeć genetyczną, kariotypy XX i XY. To jest jasne. Interesująco robi się, gdy pojawia się płeć gonadalna, czyli jądra i  jajniki. Zaczynają się wydzielać w  organizmie płodu hormony płciowe. W okresie rozwoju płodowego jest kilka rzutów hormonalnych i każdy o czymś decyduje. Zawsze są to hormony płciowe męskie. Kobieta nie wywodzi się z żebra, ale też nie jest tak, że na początku wszyscy byliśmy kobietami.

W LUDZKĄ NATURĘ WPISANE JEST SZUFLADKOWANIE LUDZI. UWIELBIAMY TEŻ ICH PODGLĄDAĆ, ZWŁASZCZA PRZY TYM, CO JEST OBJĘTE TABU. pletnie nie przystają do jakichkolwiek kategorii: biologiczny mężczyzna, którego fascynują męskie elementy w kobietach i kobiece w mężczyznach, lesbijka żyjąca z transseksualnym mężczyzną, transseksualista, który zmienia płeć z kobiecej na męską, by na koniec zakochać się w geju. Od tego może zakręcić się w głowie. W naszą naturę wpisane jest to, że uwielbiamy upraszczać i szufladkować. Ale mamy też tendencję do podglądania, a fascynuje nas zwłaszcza to, co jest tabu. Sprawy związane z  seksem budzą szczególną ciekawość. Takie opowieści mają wartość, bo wytrącają nas z wyobrażeń o sobie. A to jest najważniejsze w budowaniu samoświadomości na nowo. Czy teoria queer nie prowadzi do skrajności, że ilu ludzi, tyle orientacji seksualnych? Lubię przypowieść z  tradycji zen o  profesorze, który przyszedł do mistrza, chcąc zostać jego uczniem. W rzeczywistości bardziej był zainteresowany wypowiadaniem własnych opinii niż uczeniem się od niego. Mistrz nie przestawał napełniać naczynia herbatą, aż zaczęła się ona wylewać. Profesor krzyknął, że w filiżance nic więcej się nie zmieści. Mistrz zen odrzekł spokojnie: „Jest pan wypełniony po brzegi uprzedzeniami i  opiniami. Będzie pan musiał opróżnić filiżankę swego umysłu, jeśli chce pan ode mnie czegoś się nauczyć”. I tak jest z teorią­ queer. Nie chodzi o wrzucanie w siebie wszystkich śmieci po kolei, tylko opróżnienie siebie ze stereotypów i świaPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Na początku nie mamy płci, mamy takie same zawiązki, z  których w  zależności od hormonów kształtują się penis i moszna albo łechtaczka i wargi sromowe. To określa płeć genitalną. Od poziomu tych hormonów zależy, czy mózg będzie się rozwijał w  kierunku określanym jako męski. Są mężczyźni, którzy mają bardziej „testosteronowy” mózg niż inni. To być może wiąże się z większym upodobaniem do rywalizacji i zdolnościami przestrzennymi, badania w tym zakresie obecnie rozwijają się bardzo dynamicznie. Tu się także mogą decydować kwestie związane z orientacją seksualną. Mamy wreszcie płeć psychiczną, która jest związana z  poczuciem tożsamości płciowej. Dziecko w  wieku 3  lat ma już świadomość, czy jest chłopcem, czy dziewczynką. Ważne jednak, byśmy jako rodzice nie czuli się niewolnikami płci, bo będziemy kostyczni i  będziemy wychowywać dziecko w opozycji do drugiej płci: wpajać córkom, że chłopcy są niegrzeczni i myślą tylko o seksie, a synom, że dziewczyny są puste i histeryczne. Wychowując, to my tworzymy płeć psychiczną dziecka. Świadomość rodziców jest tu kluczowa, a w tej sferze jest dziś mnóstwo zakłóceń.

Nie wiemy, czego wymagać od chłopców, a od dziewcząt wymagamy za dużo Jakie to są zakłócenia? Nie wiemy, do czego wychowujemy dzieci. To, co kultura masowa wyrabia z dziewczynkami, woła o pomstę

30

H i s t o r i a

do nieba. Sytuacja chłopców też nie jest jasna, są oni w jakiejś kulturowej próżni, wikłani w toksyczne, pozba‑ wiające ich płci relacje z matkami. Niby żyjemy w cza‑ sach wyzwolonych kobiet, ale tak naprawdę stawiamy córkom nierealistyczne wymagania. Same pracujemy na trzech etatach: jako gospodynie domowe i  matki, pracownice i  wiecznie młode, sexy kobiety. Jednocze‑ śnie wpadamy w  stereotypowo męskie role zawodowe w  wyścigu szczurów, bo trudno wypracować w  takich warunkach inny styl. I czego mamy uczyć swoje córki? Mężczyźni z kolei są w dużym stopniu zwolnieni ze swo‑ ich tradycyjnych ról, bo przejęły je kobiety, i nie mają oni zbyt wiele do zaoferowania swoim synom.

Mężczyźni nie mają łatwo. Z jednej strony oczekuje się od nich, że się zmienią, będą empatycznymi partnerami, troskliwymi ojcami, a z drugiej nadal mają być wojownikami na konkurencyjnym rynku. Obie płcie są zagubione. Problem w tym, że dziś w Pol‑ sce kobietom brakuje partnerów. Są lepiej wykształcone, bardziej pracowite, bo czują, że na tym korzystają. Choć niepojęte, jak sobie z  tym wszystkim radzą. Tyle że ko‑ bieta, która sobie ze wszystkim radzi, nie może znaleźć mężczyzny partnera dotrzymującego jej kroku, a swoje‑ go syna często wychowuje na maminsynka. Nie umiemy − jako kobiety − naszych synów zmobilizować, bo trak‑

i

t e o r i a

Ale, oczywiście, życie świadome jest trudniejsze od realizowania gotowych scenariuszy.

Płeć to kategoria, którą można się bawić W wielu religiach funkcjonuje mit o Androgyne jako przejaw tęsknoty za pełnią. Opisuje ją także symbol yin yang. Symbol yin yang mógłby być ilustracją współcze‑ snej kategorii płci. Dokładnie o to chodzi, o znalezienie harmonii w różnorodności, a nie zwalczanie się przeci‑ wieństw. Podobno w życiu społecznym najlepiej radzą sobie właśnie typy androginiczne, czyli takie, których płeć psychiczna jest mieszanką stereotypowych cech męskich i kobiecych? Tak, bo mają lepszy kontakt z  osobami obydwu płci, stają się bardziej kobiece z  kobietą i  bardziej męskie z mężczyzną. W grze erotycznej też potrafią uruchomić ten pierwiastek, o który chodzi zarówno w relacjach he‑ tero‑ jak i homoseksualnych. Każdy androginiczny osob‑ nik wie, że płeć to kategoria, którą można się bawić. To jest filozofia queer w praktyce. Bierzemy jakąś kategorię, przykładamy ją do własnego życia i  zastanawiamy się, jak działa, czy chcę ją stosować, gdzie ją umieszczę we własnej hierarchii wartości. Pary, złożone z osób z dwóch krańców skali psychicznej kobiecości-męskości, z reguły

Z PERSPEKTYWY WSPÓŁCZESNEJ PSYCHOLOGII POPULARNA METAFORA, ŻE KOBIETY SĄ Z WENUS, A MĘŻCZYŹNI Z MARSA – TO BZDURA. tujemy ich jak królewiczów, a od córek wymagamy tego, żeby były jeszcze lepsze od nas. Córka się z  nami iden‑ tyfikuje, potem staje w opozycji, a my wymagamy i wy‑ magamy. A od synów właściwie nie wiemy, czego wyma‑ gać, według jakiego wzorca ich wychować: macho? Nie, to anachroniczne. Ale pantoflarz też niedobrze. Oba wzorce są odbierane negatywnie. A w dodatku będąc silne, po‑ zbawiamy ich siły.

To co z tymi synami robić? Człowiekowi trzeba dać autonomię bez względu na płeć. Wydaje się, że pomieszanie ról płciowych ozna‑ cza rozwój. Dla kobiety z pewnością tak. Dla mężczyzny chyba jeszcze nie, ponieważ wartości powszechnie wią‑ zane z kobiecością mają wciąż niższy status niż męskie. Wartość tkwi nie w  postmodernistycznym bałaganie, tylko w tym, że możemy żyć bardziej świadomie. Rodzi‑ ce mogą dawać dziecku emocjonalne wsparcie, a  ono powinno samo dokonywać wyborów. Zdobyczą bez względu na płeć jest wychowanie ludzi silnych psychicznie, samoświadomych, którzy z  tego bogactwa będą potrafili wybrać to, co dla nich właści‑ we. Umiejętność komunikacji, tworzenie bliskości fi‑ zycznej i psychicznej z drugim człowiekiem, szacunek wobec innych i dawanie im przestrzeni życiowej, udany seks, rozwijanie zainteresowań, radzenie sobie zawodo‑ wo – to są wartości neutralne płciowo. I to jest cudowne we współczesnej kulturze. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

żyją w takim sczepieniu. Ich relacje społeczne są dosyć ograniczone, bo jedno wzmacnia drugie w odgrywaniu swoich ról. Schematy wypracowane w  takim układzie kompletnie nie sprawdzają się w relacjach społecznych. We współczesnym świecie nie da się uniknąć różnorod‑ ności. Trzeba ją akceptować i umieć w niej wybierać.

To dlaczego popularna poradnikowa psychologia wpycha nas ciągle w płciową dwubiegunowość: my z Wenus, oni z Marsa? Z  perspektywy współczesnej psychologii to idiotyczne. Ale gdybym miała się skoncentrować nie na poszukiwa‑ niu Prawdy, tylko na wymiarze praktycznym, można na to spojrzeć inaczej. Skuteczność naszej rozmowy będzie żad‑ na w ujęciu statystycznym, bo to ekskluzywne wydawnic‑ two dla ludzi wykształconych. A „Kobiety są z Wenus, męż‑ czyźni z Marsa” czytają masy. Jeśli to może dobrze wpłynąć na komunikację w przeciętnym, stereotypowym związku, gdzie nie ma mowy o  refleksji nad filozofią queer i  goto‑ wości do wewnętrznej zmiany, to okaże się przydatne. Jeśli tkwimy w stereotypach i jesteśmy nimi przygwożdżeni, nie rozumiemy się, kłócimy, walczymy ze sobą, to takie książki mogą pomóc zrozumieć, dlaczego się kłócimy. W najprost‑ szym, behawioralnym sensie. Weźmy ten słynny przykład, że on, gdy chciał jej okazać uczucie, umył jej samochód. Książka niesie jakiś patent na zrozumienie trudności ko‑ munikacyjnych mężczyzn. ROZMAWIAŁA JOANNA PODGÓRSKA

31

Achilles i Patroklos

– najwięksi kochankowie u Homera.

Hadrian i Antinous

©

ca rol e r eddato , get t y im ages

popiersia rzymskiej pary.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

32

H i s t o r i a

i

t e o r i a

Scena męskich zalotów na kyliksie, greckim naczyniu do picia wina.

Od ubóstwienia do potępienia Dlaczego nieheteronormatywność była i jest w jednej społeczności negowana, w innej – akceptowana, a niekiedy nawet gloryfikowana. Agnieszka Krzemińska

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

33

©



br itish museum im ages , be & w

Ś

ledzenie historii homoseksualizmu to zadanie karkołomne, bo było to zjawisko marginalne albo objęte tabu. Współcześnie dysponujemy więc jedynie plotkami, aluzjami i wzmiankami o znanych osobach o takiej orientacji. To też zjawisko, które nie pozostawia wiele śladów materialnych, dlatego nie mamy pojęcia, jaki stosunek do niego mieli nasi przodkowie w pradziejach. Można jedynie przypuszczać, że dwaj żyjący ze sobą w odosobnieniu paleolityczni łowcy-zbieracze nikogo nie dziwili i że nikt nie miał nic przeciwko ich fizycznej bliskości. Związki jednopłciowe mogły zacząć być poddawane ocenie, gdy ludzie zamieszkali na stałe w większych grupach, by uprawiać ziemię. Wtedy bowiem pojawiła się potrzeba, by swojego majątku bronić oraz go dziedziczyć, co było przywilejem tylko biologicznych i legalnych potomków. Orientacja miała kluczową rolę także w kontekście władzy. Mężczyźni, którzy nie płodzili dzieci, tracili atut, który decydował o ich wysokim statusie, chyba że udało się im zdobyć jakąś szczególną pozycję w społeczności: wybitnego wojownika, lekarza, szamana, kapłana czy mędrca. W mitach różnych kultur i cywilizacji pojawiają się pary boskich gejów. Można to potraktować jako dowód na to, że bogom wolno było wszystko, ale może był to sposób „oswojenia” zjawiska. Wiele kultur tworzyło dla osób homoseksualnych specjalne instytucje społeczne, w których się odnajdowali, co pewnie było wyrazem przekonania, że i oni mają jakąś rolę do odegrania.

W  zamieszkującym Florydę plemieniu Timucua szczególnym szacunkiem cieHenryk Walezy szyli się hermafrodyci. U  Indian z  Wielkról Polski kich Równin istnieli winkte, którzy – jak (1551–89). wierzono – urodzili się z duszą kobiecą i męską, dlatego mogli przyjmować role społeczne niezgodne z ich płcią biologiczną, żeniąc się nawet z przedstawicielami tej samej płci. Pojęcie „trzeciej płci” było też popularne na wyspach Pacyfiku – gdzie na Samoa jej przedstawicieli zwano Fa’afafine, a na Hawajach mahu. Byli to chłopcy wychowani na dziewczynki, którzy mogli zawierać związki jednopłciowe, często cieszyli się szacunkiem i zajmowali wysokie pozycje w społeczności. Natomiast na wyspach Melanezji i  Polinezji przyzwalano na kontakty z nastoletnimi braćmi panny młodej i jej przyszłego męża do czasu aż dziewczyna nie osiągnęła dojrzałości płciowej. „Chłopięce żony” mieli też Aborygeni australijscy. Afrykański lud Akan uważał za normalne współżycie dorosłych mężczyzn z chłopcami przebranymi za kobiety, natomiast u Nkundo akceptowano związki lesbijskie. Jednym z  najbardziej znanych przedstawicieli „trzeciej płci” są hinduscy hidźrowie – społecznie akceptowani transseksualiści, którzy swoją męskość poświęcają bogini Bahućara Mata, dlatego – choć głównie utrzymują się z prostytucji – pełnią też pewne funkcje religijne. Stosunek do nieheteronormatywności nie we wszystkich starożytnych kulturach był jednoznacznie entuzjastyczny. Nad Nilem bycie biernym homoseksualistą było uważane za niegodne mężczyzny i grzeszne. Dlatego zmarły na sądzie ostatecznym w liście grzechów, których nie popełnił (tzw. spowiedź negatywna) zarzekał się, że „nie cudzołożył z chłopcem”, a zmarła, że „nie spółkowała z męską kobietą”. Jednak w sferze obyczajowej musiało to wyglądać inaczej. „Choć potępiano korzystanie z usług męskich prostytutek, czynem moralnie obojętnym i oficjalnie akceptowanym było współżycie dwóch dorosłych mężczyzn za obopólną zgodą” – pisze Karol Myśliwiec w „Erosie nad Nilem”. Świadczy o tym wspólny grób „dwóch przyjaciół” Chnum-hotepa i  Ni-anch-chnuma, manikiurzystów jednego z królów V dynastii. Stosunek mieszkańców Bliskiego Wschodu do jednopłciowych związków był bardziej przychylny szczególnie w  środowisku wojowników, gdzie starsi i  doświadczeni łączyli się w pary z młodymi adeptami sztuki wojennej. Sumeryjski „Epos o Gilgameszu” opisuje miłość aż po grób między tytułowym bohaterem a dzikim człowiekiem Enkidu.

©

east n ews

Wielbieni, opiewani, czczeni

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Zdecydowanie najwięcej par kochanków pojawia się w  mitologii greckiej – Zeus i  Ganimedes, Apollo i  Hiacynt, Hermafrodyta i Androgyne, Pelops i Posejdon oraz zdecydowanie najsłynniejsza z nich, Achilles i Patrokles. Scena rozpaczy herosa po śmierci ukochanego towarzysza broni, kochanka i przyjaciela należy do jednych z najbardziej poruszających w literaturze antycznej, twierdzi grecysta James Davidson w „The Greeks and Greek Love”. Pod tym względem starożytni Grecy przebili wszystkich, uważali bowiem, że prawdziwa bezinteresowna miłość może mieć miejsce tylko między dwoma mężczyznami. Platon w „Uczcie” pisze o istnieniu dwóch rodzajów Erosa – Wszechludnego, czyli powszechnego i dotyczącego

34

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

t e o r i a

east n ews

obu płci, oraz doskonalszego Niebiańskiego, odnoszącego się tylko do mężczyzn. Co Oscar Wilde więcej, według filozofa miłość ta nie jest pisarz całkiem bezpłodna, bo rodzi cnoty ducho(1854–1900). we – nowe myśli i idee, co czyni z homoseksualistów twórców. Współczesne pojęcie o homoseksualizmie w starożytnej Grecji powstało głównie na podstawie źródeł pochodzących z Aten epoki klasycznej i jedynie domyślamy się na podstawie przesłanek, jak mogło to zjawisko wyglądać w innych poleis. Poza tym pokutuje nadal wiele nieprawdziwych przekonań, jak to o pedagogicznej funkcji homoseksualizmu czy istnieniu „stosunków udowych”, które było próbą XIX-wiecznego usprawiedliwiania greckiej kultury homoerotycznej. Tymczasem wyjątkowy stosunek Greków do seksualności miał swoje korzenie w kulturze i  przyzwoleniu na wszelkie rodzaje miłości, przy czym kontakty między mężczyznami były ułatwione, bo chowano ich z dala od kobiet na wojowników (Sparta) czy obywateli (Ateny). Wspólne dyskusje, zabawy, uprawianie sportu i polityki sprzyjały nawiązywaniu relacji. Kochanków uważano wręcz za najlepszych wojowników gotowych umrzeć za swych partnerów w walce, jak to było ze Świętym Zastępem z Teb, składającym się ze 150 par, które wybito do nogi w bitwie pod Cheroneą w 338 r. p.n.e. Według grecysty prof. Włodzimierza Lengauera malarstwo wazowe może wprowadzić w błąd, bo zazwyczaj przedstawia kochanków jako starszego brodacza (erastes) i młodzieńca (eromenos), choć w Atenach epoki klasycznej wzorcem były raczej związki równolatków. Co więcej, nie przeszkadzało to pozostającym w  związku homoerotycznym partnerom po pewnym czasie żenić się i mieć dzieci. Co prawda Anakreont pisał w V w. p.n.e., że „chłopcy są naszymi bogami”, ale pedofilia (pais – chłopiec, philia – miłość) w naszym pojęciu nie była tolerowana w  stosunku do synów obywateli rzymskich poniżej 18. roku życia, a ojcowie bardzo pilnowali, by ich synów żaden starszy mężczyzna nie nagabywał erotycznie. Zbliżenie musiało być za obopólną zgodą, bo gwałt był zakazany, stąd tak duża ilość scen zalotów w malarstwie wazowym i darowania prezentów. Ponieważ dla starożytnych Greków żadna forma erotyki nie łączyła się z poczuciem grzechu czy winy wobec bogów, osoby bi‑ czy homoseksualne miały pełną swobodę działania. Starsi nieheteroseksualni mężczyźni nie musieli uwodzić chłopców z  elit, ale mogli bez ograniczeń korzystać z usług niewolników lub prostytutek męskich (pornoi). Na posadzce latryny w Antiochii ad Cragum archeolodzy odkryli w 2018 r. mozaikę figuralną. Na jednej z nich Narcyz z zachwytem wpatruje się w swoje przyrodzenie, a na drugiej Ganimides – młody kochanek Zeusa – trzyma w dłoni gąbkę na patyku, która służy do podcierania, a  czapla-gromowładny muska gąbką w  dziobie penisa młodzieńca. Ten żart kiblowy pokazuje stosunek starożytnych do homoseksualizmu i boskości. Umieszczenie drwiny z homoseksualnej miłości dwóch takich kochanków w miejskiej toalecie może też sugerować, że – tak jak to bywało w PRL – publiczne szalety bywały miejscami schadzek gejów. Jednak zbytnie oddawanie się żądzy nie przystało cywilizowanemu obywatelowi – w „Uczcie” Platon pisze o mania erotike – ślepym podążaniu rozkoszy, która czyni z czło-

i

©

H i s t o r i a

35

©

br i dgem a n im ages / photo pow er

by świeckie za to samo przewinienie wykluczano ze społeczności wiernych. To oznacza, że homoseksualizm wśród niższych warstw społecznych traktowano znacznie surowiej, przymykając oko na ten sam grzech wśród elit. Podobnie było w  tym samym czasie w  świecie arabskim. Islam kategorycznie odrzucał praktyki homoseksualne, mimo to wielu zamożnych Arabów utrzymywało stosunki z młodymi chłopcami. Podobnie było w Państwie Środka. Ciekawe zjawisko notowano zaś w Japonii: często dochodziło do nawiązywania seksualnych relacji między starszymi i  młodszymi samurajami, jak pisze Yamamoto Tseneumo w  kodeksie Hagakure. Co więcej, ponoć co drugi szogun korzystał z wdzięków zgromadzonych wokół niego młodych i przystojnych wojowników. Tymczasem w Europie w tropienie i sądzenie sodomitów od 1252 r. zaangażowała się inkwizycja, która mogła nawet stosować tortury, by wymusić przyznanie się do winy, co wynikało z tego, że o sodomię podejrzewano heretyków. Ten sam grzech zarzucano zresztą również tym, których chciano zniesławić lub zniszczyć. Filip IV Piękny w celach politycznych aż trzy razy zarzucał sodomię swoim przeciwnikom – w sporze z templariuszami, papieżem Bonifacym VIII i rzeczywiście mającym homoseksualne skłonności królem Anglii Edwardem II. Denuncjatorom płacono za informacje o miejscach schadzek sodomitów, którzy spotykali się w  zaułkach, w  łaźniach, aptekach, szynkach, tajnych komnatach i prywatnych domach. Najgorliwiej ścigano gejów we Włoszech, gdzie pojmanych poddawano torturom, kastrowano, okaleczano, a  recydywistów zabijano (stąd w  Europie homosek­wieka zwierzę. Tak samo za akt barbarzyństwa uważano zbliżenie publiczne, choć symboliczny gwałt sualizm często zwano „włoską przywarą”). LesEleanor Butler stosowano, by upokorzyć przegranego wroga. Hobijki były bezpieczniejsze, bo Kościół nie potępiał i Sarah Ponsonby moerotyka między kobietami nie zajmowała an- – para przez 51 lat. otwarcie ich relacji, nie ścigał i  nie skazywał na tycznych, wyjątkiem są słynne wiersze półlegenstos, bardziej zajmowały wszystkich zdrady kodarnej Safony z Lesbos, która pomimo że jest nieuchwytna biet z mężczyznami, bo ich owocem mogły być nieślubne w źródłach, stała się symbolem miłości lesbijskiej. dzieci. Poza tym lesbijskie romanse były łatwe do ukrycia, bo kobiety często mieszkały razem, sypiały w jednym łóżku, trzymały się za ręce czy całowały, co nie wzbudzaTropieni, kastrowani, zabijani ło ani zdziwienia, ani obrzydzenia. Renesans, choć odkrył antyk, nie spowodował nastania Stosunek Rzymian do homoerotyzmu, uważanego za wolności obyczajowej. Wprost przeciwnie. Pojawiła się grecką naleciałość, był trochę bardziej zdystansowany, teoria, że sodomia to choroba, którą można się zarazić, co nie znaczy, że go nie praktykowano z  niewolnikami przebywając na hucznych imprezach w męskim gronie. lub wyzwoleńcami. Do najsłynniejszych związków naAle zasada, że jednym wolno robić to, co innym jest zależał ten Hadriana i pochodzącego z Bitynii młodzieńca Antinousa, którego utonięcie w  Nilu cesarz tak bardzo bronione, działała, dlatego homoerotyka kwitła na dwoprzeżył, że ogłosił go herosem i otoczył kultem. rach pod przykrywką męskiej przyjaźni. Od XV w. franUznanie chrześcijaństwa za religię państwową spowocuscy królowie otaczali się androginicznymi faworytami, z  których najsłynniejsi byli pieszczoszkowie (mignons) dowało, że w  Imperium Romanum bycie gejem zaczęło króla Henryka III Walezego. Ich przybycie do Krakowa być źle widziane – najpierw od 345 r. zaczęto kastrować, było szokiem dla polskiej szlachty. a potem palić na stosie męskie prostytutki, od 439 r. praPod koniec XVIII w. niemiecki lekarz Jan Józef Kausch piwo to objęło też biernych gejów, a za Justyniana (527–565) sał, że Rzeczpospolita wolna jest od modnej na zachodzie wszystkich homoseksualistów. Kościół zdefiniował nie„sodomskiej plagi”, ale się mylił. Świadczy o tym chociażsłużący prokreacji homoerotyzm jako grzech ciężki, gorszy niż cudzołóstwo czy nawet kazirodztwo, a  Tomasz by masa określeń gejów w staropolszczyźnie: mężolubnicy, z Akwinu poszerzył znaczenie biblijnej sodomii z gejów mężołożnicy, samcołożnicy, niewieściuchowie. Nasi „gamna zoofilów, uprawiających fellatio i seks analny albo storaci nieczyści” oddający się „tureckiemu niewstydowi” nie byli obecni w  życiu publicznym, więc są słabo uchwytni sujących antykoncepcję. w źródłach. Ich istnienie da się wyczytać ze strzępków inHomoseksualiści musieli się ukrywać. Dobrym miejscem były klasztory oraz dwory biskupie i  rycerskie. We wczeformacji i kilku spraw sądowych. W 1561 r. skazany został na stos Wojciech z Poznania, snym średniowieczu poeci, jak Alan z  Lille czy Clericus transwestyta, który w Krakowie poślubił Sebastiana Słoz Werony, wychwalali braterską bliskość między rycerzami czy myślicielami, używając alegorii i  wzorując się na andownika, a po dwóch latach popełnił bigamię i poślubił Wawrzyńca Włoszka. Ale homoseksualiści bardzo rzadko tycznej poezji. Dopiero po III soborze laterańskim w 1179 r. trafiali na stos, bo albo rzadko na nich donoszono, ­a lbo zaczęto zamykać w klasztorach księży sodomitów, ale oso-



POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

36

H i s t o r i a

i

t e o r i a

get t y im ages

nie znajdowano dowodów na ich orientację. Poza tym szlachciców i  możnych te przepisy prawne nie obowią‑ zywały, więc książę Janusz Aleksander Sanguszka (1712– 75) czy Jerzy Michał Lubomirski mogli do woli uprawiać „paziolubstwo”. W  1792  r. Tymoteusz Szczurowski domagał się kary śmierci dla kobiet żyjących „sposobem sodomskim”, co oznacza, że musiały u nas być też i lesbijki, ale jest tylko jedna sprawa sądowa, w której relacje z dwórką państwa Gołuchowskich zarzucono Elżbiecie Petroselinównie z Chmielnika. Sąd nie znalazł przeciwko niej dowodów, ale zdaje się, że lesbijstwo było tu tylko pretekstem, bo głównie chodziło o zdyskredytowanie i odebranie mająt‑ ku gminie kalwińskiej, z której pochodziła oskarżona, co się zresztą udało. Długo uważano, że lesbijki są hermafro‑ dytami i stawiano je przed sądem tylko wtedy, gdy wcho‑ dziły w  związki z  innymi kobietami, udając mężczyzn i  nosząc sztuczne penisy. Jak w  przypadku Catheriny Linck, którą w 1721 r. w Halberstadt stracono za udawa‑ nie mężczyzny i poślubienie niejakiej Margarethy. Wię‑ cej o intymnych relacjach kobiet dowiadujemy się z dzie‑ więtnastowiecznej korespondencji i  pamiętników. Zna‑ na jest historia dwóch zamożnych dam, Eleanor Butler i  Sarah Ponsonby, które w  1778  r. zamieszkały w  Llan‑ gollen i przeżyły razem 51 lat, stając się wzorem kobiecej przyjaźni. Do akceptacji było jednak jeszcze daleko.

©

Obecni, nierozumiani, pogardzani W XVIII w. na ulicach Paryża, Londynu czy Am‑ przypisywano, jak Tunezja, bo w  XIX  w. powstał Klub Stonewall Inn sterdamu zaczęli pojawiać się noszący damskie mit rozerotyzowanego Orientu pełnego haremów w Nowym Jorku ubrania fircykowaci „ciepli bracia”, wobec któ‑ z odaliskami i łaźni tureckich z chętnymi do kon‑ (1969). rych stopniowo zaczęto łagodzić prawo, pomi‑ taktów homoerotycznych młodzieńcami. W Euro‑ mo że większość oświeceniowych filozofów niezmiennie pie sztandarowym miastem kultury gejowskiej był Berlin uważała sodomię za grzech. Jako pierwszy karę śmierci z dziesiątkami klubów i tysiącami męskich prostytutek. zniósł w Prusach Fryderyk Wielki, powołując się na „wol‑ Swoboda skończyła się wraz z  dojściem Hitlera do wła‑ ności sumienia i  fiuta”, później dopiero – w  wyniku re‑ dzy i prześladowaniami (szacuje się, że do obozów kon‑ wolucji – Francja. Najbardziej nieprzejednani byli Brytyj‑ centracyjnych trafiło od 5 do 10 tys. homoseksualistów). czycy, którzy między 1805 a 1835 r. powiesili 55 homosek‑ Po wojnie doszło do zaostrzenia norm obyczajowych i gloryfikacji rodziny, więc choć w latach 50. Alfred Kinsey, sualistów, ostatnia egzekucja odbyła się w 1861 r. 24 la‑ amerykański biolog (autor słynnego Raportu o seksualno‑ ta później na ciężkie roboty za kontakty z mężczyznami ści mieszkańców USA), stwierdził, że homoseksualizm to skazali Oscara Wilde’a, który o miłości osób tej samej płci nie patologia, gejów i lesbijki spotykały szykany. 28 czerw‑ mówił, że to uczucie, które wstydzi się swej nazwy. Węgierski lekarz Károly Mária Kertbeny w  1869  r. po ca 1969 r. do ich pubu Stonewall Inn przy Christopher Stre‑ raz pierwszy użył bardziej neutralnego określenia ho‑ et w  Nowym Jorku wtargnęli uzbrojeni policjanci, doszło moseksualizm (jest to językowa hybryda, bo słowo hodo starcia, które po roku upamiętniono marszem przeciw dyskryminacji. To dało początek corocznym paradom ge‑ moios, czyli taki sam, równy, pochodzi z greki, a sexus – płeć, z  łaciny), ale badacze nie mogli się pozbyć uprze‑ jów i lesbijek, którzy w barwnym pochodzie pod tęczową dzeń. Według medyka sądowego Ambroise Tardieu ty‑ flagą przechodzą przez różne miasta na świecie. powy gej ma krzywego lub grubego penisa, rozszerzony Obecność gejów i  lesbijek w  przestrzeni publicznej zwieracz, lejkowatą odbytnicę, wydęte usta i krótkie zę‑ nie zawsze oznacza, że są oni w pełni akceptowani i ro‑ by. Większość twierdziła, że nawet jeśli nie należy ich za‑ zumiani. Ludom pierwotnym o wiele łatwiej było zaak‑ mykać w więzieniach, to powinno się ich leczyć. Później ceptować odmienności seksualne, a nawet społecznie je Magnus Hirschfeld i Zygmunt Freud stwierdzili, że ludzie zagospodarować, podczas gdy współczesna cywilizacja są z natury biseksualni, a dopiero późniejsze wychowa‑ Zachodu ma skłonność wciskania seksualności człowie‑ nie i środowisko decydują o tym, czy staną się hetero‑ czy ka w gorset zasad i norm, zakazów i tabu, co wpływa na homoseksualni, przy czym ci ostatni są po prostu niedo‑ kształtowanie postaw społecznych. Bardzo trudno się rozwinięci emocjonalnie i erotycznie. Z tymi poglądami z nich wydostać, szczególnie społeczeństwom konserwa‑ badacze muszą walczyć do dziś. tywnym, czego najlepszym dowodem jest dyskurs wokół Rozkwit kultury gejowskiej datuje się na lata 20. XX w. LGBT+ w Polsce, w którym nadal pobrzmiewa niezrozu‑ Wśród zamożnych europejskich i  amerykańskich ho‑ mienie, obrzydzenie, pogarda, a  nawet jawna chęć od‑ moseksualistów wielu zaczęło szukać dla siebie Ziemi rzucenia ok. 7 proc. obywateli, których jedyną winą jest Obiecanej, wyjeżdżając do krajów, które słynęły z  tole‑ to, że kochają osoby tej samej płci. rancji obyczajowej, jak Grecja i  Włochy, lub którym ją AGNIESZKA KRZEMIŃSKA POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

37

ONA PLUS ONA

IL E JEST P R AWDY W P OWSZECHNYCH

Anna Tylikowska

©

w w w. br i dgem a na rt . com / photopow er

K

im właściwie są lesbijki? Zgodnie z popularną de‑ finicją to kobiety homoseksualne, jednak one nie przepadają za tym określeniem. Homoseksualizm to termin medyczny, redukujący do seksualności związkowe preferencje i życiowe wybory. A przecież nie tylko o nią chodzi w bliskich relacjach międzyludzkich, zarówno dwu‑, jak i jednopłciowych. Podstawą seksual‑ ności, zwłaszcza kobiecej, są emocje i świadome decyzje. Dlatego ludzie ze środowiska LGBT+ (gromadzącego Les‑ bijki, Gejów, osoby Biseksualne i Transgenderowe, czyli odbiegające od stereotypowych wyobrażeń na temat ról płciowych) dążą do zastąpienia terminu „orientacja sek‑ sualna” pojęciem „orientacji psychoseksualnej”. Lesbij‑ ki to kobiety, dla których osoby tej samej płci bywają tak atrakcyjne – seksualnie, ale przede wszystkim emocjo‑ nalnie i intelektualnie – że wchodzą z nimi w erotyczne związki lub decydują się na wspólne życie. Kobiety, wokół których narosło wiele mitów.



POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

38

F a k t y

i

m i t y

The Day's End obraz Ernesta Proctera (1886-1935) z 1927 r.

P RZEKONANIACH O L ESBIJK ACH

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

39

 mit 1: nienawidzą mężczyzn Jedną z  jego wersji jest przekonanie, że „miały trudne dzieciństwo” – zostały skrzywdzone, zwykle przez mężczyznę, są jakoś „uszkodzone”, dlatego wolą wiązać się z kobietami. Nic z tych rzeczy – lesbijki to normalne kobiety kochające swoich ojców i braci, lubiące i ceniące swoich męskich przyjaciół i współpracowników. Niektóre, podobnie jak inni ludzie, doświadczyły trudnego dzieciństwa. Jednak rodzicem, który stosował wobec nich przemoc, nadmiernie je krytykował bądź ograniczał, mógł być zarówno ojciec, jak matka. Lesbijanizm ma niewiele wspólnego z dzieciństwem – choć wczesne doświadczenia we wszystkich ludziach pozostawiają ślady w jakiejś mierze określające ich życiowe ścieżki. Polskie Towarzystwo Seksuologiczne podkreśla, że kształtowanie się orientacji seksualnej jest procesem złożonym, a podstawową rolę odgrywają w nim czynniki biologiczne, niezależne od osobistych wyborów czy społecznych trendów. Orientacja ta jest więc warunkowana przede wszystkim kombinacją określonych genów i ich interakcjami, a także rozwojem prenatalnym, w którym znaczenie mają oddziałujące na płód hormony. W przypadku ludzi z natury biseksualnych preferowanie osób tej samej płci jest efektem doświadczeń życiowych, podejmowania określonych decyzji, a czasem zbiegów okoliczności.

mit 2: to kobiety męskie Lesbijki są tak różne jak wszyscy inni ludzie. To, czy są bardziej czy mniej kobiece, zależy od struktury ich mózgu, kształtującej się w trakcie życia płodowego, od gospodarki hormonalnej, kierowanej m.in. przez korę nadnerczy, a  także od wychowania i  osobistych wyborów. Niektóre mają męski wygląd, a przy tym cechy, które społeczeństwo uznaje za typowo kobiece. Niektóre lubią robić sobie makijaż i śledzić najnowsze modowe trendy, inne wolą chadzać w bluzach i bojówkach. Większość stroi się odpowiednio do okoliczności: do pracy stosownie, w  domu wygodnie. Współczesne lesbijki trudno rozpoznać po wyglądzie. Dawniej, w czasach sztywnych wzorców życia, w  których kobieta miała męża albo była samotna, przed erą internetu, musiały wyraźnie zaznaczać swoją tożsamość, żeby znaleźć partnerkę. Teraz wystarczy, że zarejestrują się na stronie internetowej albo pójdą do odpowiedniego klubu – mogą wówczas z równym powodzeniem nałożyć glany, jak i balerinki.

mit 3:: lesbijką jest się raz na zawsze Dawniej było chyba prościej – klasyfikować, rozpoznawać, wybierać życiowe ścieżki. W  naszych czasach rozluźnienie norm społecznych nakłada się na tzw. plastyczność erotyczną, polegającą na zmianach seksualnych preferencji pod wpływem czynników kulturowych, społecznych, sytuacyjnych. Plastyczność ta jest większa wśród kobiet niż mężczyzn – badania wykazują, że kobiety rzadziej niż mężczyźni deklarują się jako w 100 proc. heteroseksualne albo homoseksualne. Panie nie tylko częściej określają się jako biseksualne, chętniej też wykorzystują „romantyczne okazje” z osobami tej samej płci – jak ustaliła Elizabeth McClintock, socjolożka z amerykańskiego University of Notre Dame. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Niezależnie od obyczajowych zawirowań współczesności, uwalniających kobiecą plastyczność erotyczną, wydaje się, że wśród lesbijek można wyróżnić kilka typów:

• U rodzone lesbijki , które jako nastolatki lub młode

kobiety, na przykład malując rzęsy przed lustrem, odkrywają: „Jestem lesbijką”. One ograniczają zwykle seksualne kontakty do osób własnej płci, ich orientacja jest zapewne warunkowana genetycznie lub prenatalnie.

• L esbijki z wyboru, które z różnych względów de-

cydują się na życie z kobietą. Dlatego, że w kobiecie się zakochały – czasami dopiero po latach życia z mężem i wspólnym odchowaniu dzieci. Dlatego, że z kobietami lepiej się dogadują, a zależy im na partnerstwie w związku. Albo dlatego, że mając dość patriarchalnej rzeczywistości, poszukują istoty kobiecości, samych siebie, niestandardowych możliwości.

• L esbijki przygodne , które nie mają nic przeciwko

kontaktom seksualnym z kobietami, nie mają też nic przeciwko codziennemu, społecznie wygodnemu życiu z mężczyzną. Takim kobietom zdarza się sypiać z przedstawicielkami własnej płci w trakcie wakacji czy wyjazdów konferencyjnych – bo z kobietą to „mniejsza zdrada” niż z innym mężczyzną, a przyjemność wynagradza ewentualne wyrzuty sumienia.

Bywa też nietypowo. Zakochany w lesbijce mężczyzna może wyciągnąć ją – na chwilę lub na zawsze – z niesatysfakcjonującego jednopłciowego związku. Dziewczyna, która jako nastolatka eksperymentowała z innymi dziewczynami, jako dorosła kobieta znajduje partnera, bo zależy jej na posiadaniu „normalnej” rodziny. Młoda kobieta wiąże się z niejawnym gejem, żeby dać sobie czas na określenie swoich preferencji i po paru latach przyjaźnie się z nim rozstać. Nasze umysły lubią szufladkować, jednak liczba indywidualnych motywów i życiowych ścieżek jest nieskończona.

mit 4: w związkach jedna z kobiet odgrywa rolę mężczyzny

Zaletą związków jednopłciowych jest mniejsze ryzyko wpadnięcia w pułapkę kulturowych schematów, utartych relacyjnych kolein. Pomyślmy o nowoczesnej, wykształconej kobiecie, która nie ma najmniejszej ochoty tłumaczyć partnerowi, że skoro zarabia tak jak on, to nie zamierza brać na siebie odpowiedzialności za sprzątanie, gotowanie, wychowanie dzieci. Wielu mężczyzn wciąż żyje według programu, zgodnie z którym to ich partnerki „domyślnie” dbają o dom i potomstwo. Współczesne kobiety mają wybór. Mogą poświęcać czas i energię na przestrajanie mężczyzny na realia współczesności, wymagające wspólnego wypełniania domowych obowiązków. Mogą też związać się z koleżanką z pracy lub imprezy, z którą będą mogły uzgodnić – która i kiedy myje naczynia, czy i na jakich zasadach kupują lub przygotowują obiady, która zgadza się na robienie prania, a która woli przynosić drewno do kominka.

40

F a k t y

Spora grupa lesbijek jest w gruncie rzeczy biseksualna – co oznacza, że mogą żyć równie dobrze z kobietami, jak z mężczyznami. Erotycznie plastyczne kobiety wybierają bliskie relacje z przedstawicielkami swojej płci z powodów tyleż praktycznych, co emocjonalnych i  intelektualnych. Kobiety chętniej niż mężczyźni dzielą się swoim wewnętrznym doświadczeniem, przemyśleniami, odczuciami – a  takie dzielenie się ułatwia budowanie bliskiej relacji, której dopełnieniem bywa wspólny seks i codzienne życie. Tworzona poprzez rozmowy intymność jest dla kobiet tak ważna, że lesbijskie relacje bywają dla nich, niezależnie od psychoseksualnej orientacji, prawdziwie satysfakcjonujące. Dlatego na kolejny mit, wedle którego „Lesbijka to kobieta, która nie znalazła jeszcze odpowiedniego mężczyzny”, lesbijki odpowiadają własnym mitem: „Kobieta hetero to taka, która nie spotkała jeszcze odpowiedniej kobiety”.

mit 5: szybko „wpadają” w bliskość i wspólną codzienność, co niszczy ich życie erotyczne

„Co robią lesbijki na drugiej randce? – Jedna wprowadza się do drugiej” – to popularny wśród lesbijek żart, odzwierciedlający domniemaną dynamikę ich związków. Belgijska psychoterapeutka Esther Perel opisała zależność między intymnością, związaną z poczuciem przynależności i  bezpieczeństwa, a  pożądaniem seksualnym, wzbudzanym poprzez dystans i poczucie odmienności. Jej zdaniem im więcej jest w związku intymności, tym mniej erotycznego pobudzenia i spełnienia. Według Pepper Schwartz, amerykańskiej socjolożki z University of Washington w Seattle, kobiece związki często cierpią na „lesbijską śmierć łóżkową”, polegającą na tym, że partnerki uprawiają seks rzadziej niż inne pary. Jednak środowisko lesbijek i badania negują tę tezę, a Perel przekonuje, że seksualny schyłek dotyczy wszelkich związków, w których poczucie bezpieczeństwa, wynikające z emocjonalnej i intelektualnej wspólnoty, staje się ważniejsze niż pielęgnowanie indywidualności i niezależności partnerów, niezależnie od ich płci.

mit 6: ich związki nie trwają długo Ewentualna „śmierć łóżkowa” wydaje się całkiem znośna w zestawieniu z innymi przeszkodami stojącymi na drodze do szczęścia kochających się kobiet. Wiele lesbijek boi się coming outu, czyli społecznej deklaracji swoich preferencji. Nie wszystkie lesbijki są wykształcone, wyzwolone, pewne swojej zawodowej pozycji. Jak się ujawnić, będąc nauczycielką lub urzędniczką mieszkającą na wsi lub w małym miasteczku, w społeczeństwie uzurpującym sobie prawo do regulowania reprodukcyjnej aktywności kobiet? Związek, którego tożsamość nie jest potwierdzana społecznie, jest trudniej utrzymać niż taki, który jest powszechnie akceptowany – dlatego w micie dotyczącym długości związków jest ziarno prawdy. Kolejną przeszkodą jest sytuacja kobiet we wciąż preferującym mężczyzn i  dyskryminującym płeć żeńską świecie społecznym. Dziewczęta od najmłodszych lat są trenowane do uległości, dbania o opinię innych, niewyrażania własnych potrzeb. Kobiety mają większą niż mężczyźni trudność z odkrywaniem swoich upodoPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

i

m i t y

bań i przeciwstawianiem się otoczeniu. Wyprostowanie się, wzięcie głębokiego oddechu i  oświadczenie: „Żyję z  kobietą, jestem lesbijką”, wymaga od nich dużej, nie dla wszystkich osiągalnej, odwagi. Nie bez przyczyny w Polsce (i na świecie) jest więcej żyjących otwarcie, powszechnie znanych gejów niż lesbijek. Wiemy, że gejami są Tomasz Raczek, Jacek Poniedziałek, Robert Biedroń. A lesbijek jakby nie było. Doświadczanie podwójnej dyskryminacji – związanej z byciem kobietą i zarazem reprezentantką seksualnej mniejszości – sprawia, że lesbijkom trudniej walczyć o swoje prawa. Powoduje także, że kobiety te stosunkowo często cierpią na zaburzenia lękowe i afektywne, uzależnienia i inne psychiczne trudności. Choć pod pewnymi względami lesbijkom jest łatwiej niż gejom. W  przeciwieństwie do żyjących w  jednopłciowych parach mężczyzn kobiety mogą względnie bezpiecznie spacerować po mieście, trzymając się za ręce lub czule przytulać na ławce w parku – bo stereotypy dotyczące kobiecości na to pozwalają. Lesbijkom łatwiej niż gejom wspólnie mieszkać – nawet jeśli kobiety żyją ze sobą jawnie, ich otoczenie często spostrzega je jako „siostry” lub „przyjaciółki”. Wiadomo przecież, że kobiety są „z natury słabe”, mniej zarabiają, muszą sobie jakoś radzić – więc skoro nie mają mężczyzny, który by je wspierał, wolno im mieszkać pod jednym dachem. Wreszcie, z oczywistych względów, lesbijki częściej niż geje miewają dzieci – choć i  dla nich bywa to diablo trudne. Bo o ile zdobycie męskiego materiału genetycznego jest stosunkowo proste, o tyle powołanie na świat dziecka w  homofobicznym społeczeństwie, w  którym partnerce niebędącej biologiczną matką trudno zapewnić pełnię praw rodzicielskich, jest ryzykowne.

mit 7: lecą na wszystkie kobiety To dosyć zabawne, bo próba zaciągnięcia do łóżka połowy ludzkości każdego doprowadziłaby do szaleństwa. Jednak powtarzane wielokrotnie, nawet najbardziej niedorzeczne mity zyskują status prawdy. Przytłoczone nimi, i zarazem wyćwiczone w oddawaniu głosu innym, kobiety łatwo tracą zdolność wyrażania siebie. Czasami do tego stopnia, że mają problem z ujawnieniem swojej orientacji przed najbliższymi osobami – rodzinami, przyjaciółkami. Zamykają się w metaforycznej szafie – w czterech ścianach autodyskryminacji, podsycanej dyskryminacją systemową. Bo w Polsce, kraju żyjącym mitami – kolejny mówi, że osoby LGBT+ są „zagrożeniem dla tradycyjnej rodziny” – wciąż nie mogą legalizować swoich związków. Ile jest lesbijek? Szacunki wahają się między 1,5 proc. do nawet 8–10 proc. populacji kobiet. Liczbę trudno określić, bo wiele z nich żyje w ukryciu. To może być bezdzietna sąsiadka chętnie opiekująca się siostrzeńcami. Zaangażowana nauczycielka lub lokalna działaczka społeczna. Ekolożka troszcząca się o  zieleń na osiedlu. Inżynierka poświęcająca czas wynajdowaniu użytecznych innowacji. Pisarka rozbudzająca w czytelnikach pokłady empatii. Sympatyczna sprzedawczyni z  pobliskiego sklepu. Większość z  nas zna przynajmniej jedną lesbijkę, choć często nie zdaje sobie z tego sprawy. ANNA TYLIKOWSKA

41

ON PLUS ON Anna Tylikowska

©

tom of fi n l a n d /ga l er ie j u di n , ber l i n

K

im jest gej? To na ogół zwyczajny mężczyzna, różniący się od pozostałych przedstawicieli swojej płci tylko jednym: potrzebę poczucia bezpieczeństwa w  bliskim związku, seksualnej satysfakcji i  miłości zaspokaja z  mężczyznami, a  nie kobietami. Cała reszta gejowskiej „odmienności” mieści się w normalnym zakresie typowych dla ludzi różnic indywidualnych. Jedni są psychicznie delikatni, inni mało wrażliwi, niektórzy lubią dbać o swoje ciało i strój, inni niespecjalnie, są religijni i ateiści, lubiący słuchać muzyki klasycznej i tacy, którzy wolą modny pop. Męska homoseksualność, w  przeciwieństwie do żeńskiej, ma długą i  udokumentowaną tradycję. Egipskie mity obfitują w  homoerotyczne wątki, podobnie jak starogreckie pisma. Ajschylos, Platon, Epikur, których dzieła stanowią podwaliny naszej kultury, uprawiali i  wychwalali jednopłciową miłość. Cieszyła się ona popularnością i  szacunkiem w  starożytnym Rzymie, także wśród znamienitych władców, takich jak Gajusz Juliusz Cezar czy Marek Aureliusz. Sprzyjający homoseksualności klimat zaczął zmieniać się w  IV  w. naszej ery, wraz z  przyPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Grafika Toma of Finland czyli Touko Laaksonena, rysownika i ilustratora, czołowej postaci estetycznego nurtu admiracji piękna ciała męskiego.

ILE JEST PRAWDY W POWSZECHNYCH jęciem chrześcijaństwa jako oficjalnej religii Cesarstwa Rzymskiego. Pojawiły się wówczas kary za odbywanie jednopłciowych stosunków, włącznie z torturami i śmiercią. Życie mężczyzn preferujących erotyczne relacje z  innymi mężczyznami było w naszym kręgu kulturowym niełatwe aż do końca XX w., kiedy to kolejne kraje europejskie zaczęły wprowadzać prawa zwalczające dyskryminację i umożliwiające formalizowanie jednopłciowych ­z wiązków. Polska należy do coraz mniej licznej grupy państw, w których geje nie mają pełni praw – a chodzi o tak podstawowe, jak uzyskiwanie informacji o  stanie zdrowia partnera, kontynuowanie opieki nad wychowywanym razem dzieckiem w przypadku jego śmierci czy dziedziczenie części wspólnego majątku bez podatku od darowizny. Polacy toną w mitach dotyczących osób preferujących jednopłciowe związki, które obecna władza podsyca wypowiedziami swoich reprezentantów oraz wspieraniem antygejowskich działaczy i organizacji. Przy czym niektóre mity dotyczące gejów są znacznie cięższe gatunkowo niż te, które dotyczą lesbijek i przedstawicieli innych mniejszości.

mit 1: postępują wbrew naturze Akceptowanie tego mitu oznacza negowanie zasad rządzących psychofizycznym rozwojem człowieka. O  psychoseksualnej orientacji decydują przede wszystkim subtelne czynniki wpływające na płód, takie jak mniejsze lub większe dawki testosteronu, które mogą zmieniać się m.in. na skutek doświadczanego przez matkę stresu. Prawdopodobnie istnieją także sekwencje DNA sprzyjające rozwojowi homoseksualności. Podważanie naturalności związków jednopłciowych jest pozbawione sensu również dlatego, że występują one u licznych gatunków zwierząt.

42



F a k t y

i

m i t y

PRZEKONANIACH O GEJACH

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

43

NIE WSZYSCY GEJE PRZEJAWIAJĄ CECHY KOBIECE, PODOBNIE najbliżsi ewolucyjni krewni, szympansy  Nasi bonobo, podejmują aktywność homoseksualną

częściej niż heteroseksualną, samce żyraf flirtują prawie wyłącznie ze sobą, jednopłciowy seks jest standardem wśród męskich muszek owocówek. Warto podkreślić, że zwierzętom nie chodzi tylko o seks – samce flamingów czy delfinów tworzą monogamiczne, długotrwałe związki, w których wychowują dzieci.

mit 2: są zniewieściali Stereotypowy gej jest „przegięty” – porusza się, kręcąc biodrami, wyraża emocje egzaltowanymi okrzykami, nosi różowe sweterki. Wyobrażana zniewieściałość ma różne wersje. W jednej mężczyzna nosi się z wymuskaną elegancją, ma zadbane paznokcie i cerę, wydepilowane brwi. W innej lubi stroić się w damskie fatałaszki i nawet jeśli powstrzymuje się przed tym publicznie, to pewnie robi to w  domu. Bo, zgodnie z  kolejnym mitem, w parach jedno­płciowych istnieje tradycyjny męsko-żeński podział ról. Oba poglądy są fałszywe. Nie wszyscy geje przejawiają cechy kobiece, podobnie jak nie wszyscy mężczyźni posiadający te cechy są gejami. Wielu gejów preferuje noszenie kilkudniowego albo (modnego ostatnio) bujnego zarostu, schodzonych dżinsów i  koszulek. Z  kolei mężczyźni lubiący ubierać się jak kobiety to transwestyci, którzy w większości są heteroseksualni – jeśli dobrze ułożą sobie życie, są szczęśliwymi mężami zadowolonych żon, od czasu do czasu pożyczającymi od nich szminkę i  sukienkę. Co do podziału ról, dotyczącego de facto wykonywania codziennych obowiązków – w  zdecydowanej większości par gejowskich jest on partnerski. Mężczyźni płynnie wymieniają się gotowaniem, sprzątaniem i  dbaniem o  wymianę oleju w samochodzie, stosownie do upodobań, obciążenia pracą zawodową itp.

mit 3: są najlepszymi

przyjaciółmi kobiet

To nieprawda, dlatego że psychoseksualna orientacja nie stanowi kryterium doboru przyjaciół – dużo ważniejsza jest wspólnota zainteresowań i  możliwość spędzania razem czasu. Jednocześnie jest to chyba jedyny mit, w którym tkwi ziarno prawdy. Geje mają większą niż inni mężczyźni łatwość wychodzenia z  tradycyjnej roli płciowej. Kobiety, które cenią pozbawioną seksualnych podtekstów bliskość z mężczyznami, mogą w nich znaleźć świetnych towarzyszy intymnych rozmów, wspólnego gotowania czy wypadów za miasto. Dodatkową korzyścią jest to, że jeśli kobieta ma męża lub chłopaka, to nie będzie on raczej zazdrosny o jej przyjaciela geja. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Sytuacja może się skomplikować, gdy kobieta jest samotna i poszukuje związku. Może uwierzyć, że jej miłość „pokona wszystko” i zmieni orientację jej przyjaciela. Jeśli ta wiara trafi na podatny grunt, czyli np. na geja niepewnego swojej orientacji albo takiego, który chce ją ukryć przed otoczeniem, para może się ze sobą związać, wziąć ślub, urodzić dzieci. Taki scenariusz rzadko kończy się pomyślnie – mężczyzna zwykle, prędzej lub później, uświadamia sobie niezłomność swojej homoerotyczności, co dotkliwie rozczarowuje jego towarzyszkę. Oboje mogą z tego wyjść poturbowani.

mit 4: są rozwiąźli Co robią geje na drugiej randce? Jaka druga randka? To krążący w środowisku gejów dowcip, który tolerują, o ile jest opowiadany przez nich samych. Rozmaite mniejszości przejmują z głównego nurtu kultury obraźliwe określenia na swój temat, po to, żeby je oswoić, zdystansować się od nich, nadać im pozytywne znaczenie. Podobnie osoby, które słysząca większość etykietuje jako niesłyszących, sami z  dumą nazywają się głuchymi, a  Romowie z  upodobaniem przedstawiają się jako Cyganie. Geje nazywają siebie nawzajem pedałami i ciotami, dając heteroseksualnemu społeczeństwu do zrozumienia, że nie może ich już skrzywdzić wyzwiskami. W  podobny, jakże pokojowy, sposób przedstawiciele różnych mniejszości radzą sobie z krzywdzącymi stereotypami – obracają je w żart. Męska homoseksualność jest powszechnie kojarzona z  promiskuityzmem, czyli podejmowaniem licznych, przypadkowych i  pozbawionych emocjonalnej więzi kontaktów seksualnych. Geje nie różnią się pod względem tendencji do takich kontaktów od innych mężczyzn. Większość z nich pragnie długotrwałego, opartego na wzajemnej bliskości związku, ma także skłonność do typowej dla ludzi seryjnej monogamii – czyli do bycia w erotycznej relacji z jedną osobą w określonym czasie. Oczywiście zdarzają się geje (podobnie jak mężczyźni heteroseksualni i  kobiety różnych orientacji), którzy wybierają swobodne uprawianie seksu z  licznymi partnerami. Badania przeprowadzone, m.in. w Polsce, przez socjologa prof. Ireneusza Krzemińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego wykazują, że geje wybierają taką opcję rzadko. Nawiasem mówiąc, gdyby gejom chodziło tylko o seks, to po co walczyliby o legalizację swoich związków?

mit 5: są chorzy To mit podwójny. Zgodnie z  wariantem pierwszym homoseksualność jest odstępstwem od zdrowia, takim jak wadliwa praca nerek czy serca. Ta idea pojawiła się w XIX w., a w jej rozpowszechnieniu niemały udział miała psychologia, zwłaszcza

44

F a k t y

i

m i t y

JAK NIE WSZYSCY MĘŻCZYŹNI POSIADAJĄCY TE CECHY SĄ GEJAMI rozwijana w  pierwszej połowie XX  w. psychoanaliza. Uginając się pod naporem dowodów świadczących o  zasadniczej normalności gejów (oraz lesbijek i  osób biseksualnych), Amerykańskie ­Towarzystwo Psychiatryczne w  1973  r. wykreśliło homoseksualność ze swojej klasyfikacji zaburzeń psychicznych, a  Światowa Organizacja Zdrowia zrobiła to samo w 1991 r. Utożsamienie pociągu do przedstawicieli własnej płci z chorobą kosztowało jednak gejów sporo cierpienia – przez parędziesiąt lat rodzice, żony, psycholodzy i lekarze wysyłali ich na rozmaite formy „leczenia”, polegające np. na przymusowej masturbacji, połączonej z otrzymywaniem elektrowstrząsów. Skuteczność przez jakiś czas popularnych „terapii reparacyjnych” została całkowicie zdyskredytowana – bo nie dość, że nie zmieniały preferencji psychoseksualnych ich uczestników, to zwiększały u nich ­ryzyko zaburzeń psychicznych i samobójstw. Drugi wariant chorobowego (czy raczej chorobliwego) mitu głosi, że geje – ze względu na swoją domniemaną rozwiązłość – są szczególnie podatni na choroby roznoszone drogą płciową. Mit ten jest związany z  początkową dynamiką rozprzestrzeniania się wirusa HIV w  USA, którego pierwszymi ofiarami byli homoseksualni mężczyźni. Skojarzenie AIDS, czyli zespołu nabytego niedoboru odporności wywoływanego tym wirusem, z osobami preferującymi miłosne związki z  przedstawicielami własnej płci wzmocniły media nagłaśniające śmierć celebrytów, takich jak wokalista Freddy Mercury czy aktor Anthony Perkins. Tymczasem fakty są takie, że największą grupę ryzyka zachorowania na AIDS stanowią narkomani, a połowa osób cierpiących na tę chorobę to kobiety.

mit 6: są niebezpieczni dla dzieci Homoseksualni mężczyźni molestują dzieci – to insynuacja tak niedorzeczna, że jej źródeł można doszukiwać się jedynie w częściowym współbrzmieniu słów pederasta i  pedofil. To pierwsze jest synonimem homoseksualisty, drugie oznacza człowieka osiągającego satysfakcję seksualną w kontaktach z dziećmi. Pedofilia jest niezależna od psychoseksualnej orientacji, jednak jej specyfika sprawia, że jej ofiarami padają zarówno dziewczynki, jak chłopcy – bo dla pedofila niedojrzałość jest tak atrakcyjna, że często nie zwraca uwagi na płeć. Pedofilia jest zaburzeniem preferencji seksualnych, psychicznie i  fizycznie groźnym dla krzywdzonych dzieci, które zwykle nie mogą obronić się przed wykorzystaniem. Homoseksualność jest jedną z  psychoseksualnych orientacji, realizowaną przy obopólnej zgodzie dojrzałych partnerów. Kolejnym rzekomym źródłem niebezpieczeństwa jest wychowywanie dzieci przez gejowskie POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

pary. Chłopcy i  dziewczęta dorastające w  takich związkach miałyby stawać się homoseksualne – tak jakby ta orientacja była powodowana wpływami rodzicielskimi. Mit wychowywania chłopców na gejów łatwo obalić. Po pierwsze, większość z nich dorastała w rodzinach heteroseksualnych. Po drugie, jednopłciowe pary od parudziesięciu lat mają w niektórych krajach pełnię praw, także do wspólnej opieki nad dziećmi. Umożliwiło to przeprowadzenie licznych badań, które wykazały, że wśród dzieci dojrzewających w  gejowskich rodzinach skłonności homoseksualne ujawniają się z taką samą częstotliwością, jak w  populacji ogólnej, czyli w około pięciu procent przypadków. Co więcej, dzieci takie często są bardziej otwarte i tolerancyjne od rówieśników – może dlatego, że dwóch ojców przekazuje im zdrowy dystans wobec norm kulturowych. Znaczenie może mieć również to, że geje – w przeciwieństwie do wielu par heteroseksualnych – zwykle podejmują decyzję o wychowaniu dziecka w pełni świadomie, starannie się do niego przygotowując i poświęcając mu mnóstwo uwagi.

mit 7: spiskują przeciw społeczeństwu W Polsce dyskurs publiczny jest wyjątkowo nieracjonalny. Dążenie do rzetelnej edukacji seksualnej i  wyrażanie gejowskiej tożsamości nazywane jest homopropagandą. Jeśli chłopak z dziewczyną publicznie się obściskują, to jest w  porządku, ale jeśli chłopak przejdzie przez miasto, trzymając za rękę ukochanego – to jest obnoszenie się, mające na celu zniszczenie tradycyjnej rodziny. Walkę o podstawowe prawa obywatelskie określa się mianem homoagendy, mającej na celu zniszczenie katolickich wartości. Gdyby taka agenda faktycznie istniała, to byłaby nadzwyczaj słaba. Polscy geje są tak przytłoczeni mitami rządzącymi zbiorową wyobraźnią, że wielu z  nich nawet nie próbuje walczyć o pełnię praw, obejmującą możliwość adopcji dzieci. Postępując w ten sposób, strzelają sobie samobója, bo potwierdzają obiegowy pogląd, że „coś jest z nimi nie tak”. Wspomniane badania prof. Krzemińskiego wykazały, że geje są całkowicie przeciętnymi Polakami. Żyją w  stałych związkach, a  jeśli nie, to marzą o wielkiej miłości. Szanują fundamentalne dla naszej kultury wartości, wielu ma konserwatywne poglądy. Marzą o  wychowaniu dzieci, jednak obawiają się tego ze względu na homofobiczne postawy społeczne. Raport z  tych, przeprowadzonych w 2008 r., badań został zatytułowany „Naznaczeni”. Bo polskich gejów różni od mężczyzn heteroseksualnych jednak coś więcej niż psychoseksualna orientacja: doświadczanie dyskryminacji. Tym boleśniejszej, że zakorzenionej w absurdalnych, fałszywych przekonaniach. ANNA TYLIKOWSKA

45

Dr Sławomir Jakima

O cierpieniach transseksualistów i operacjach korekty płci.

DOJŚĆ DO SIEBIE

Rozmówca jest seksuologiem, psychiatrą i psychoterapeutą, redaktorem naczelnym pisma „Seksuologia Polska” Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego.

rozmawia A gnieszk a S owa zdjęcie L eszek Zych

A gnieszk a S owa : – Kiedy przeprowadzono pierwszą chirurgiczną korektę płci? S ł awomir J a kim a : – Już w  1911  r. robiono drobne korekty, raczej próby. Pierwszą znaną operację w  Europie przeprowadzono w  Niemczech w 1930 r., w Polsce – w 1969 r. Seksuologia rozwinęła się właściwie pod koniec XIX w. Freud zaczął mówić o  seksie, potem był Richard von KrafftEbing, wiedeński psychiatra i  pierwszy seksuolog. To bardzo młoda dziedzina medycyny. Ale w ciągu ostatnich 50 lat wiele się w tej nauce zmieniło. Przełomem było wykreślenie homoseksualizmu z klasyfikacji chorób psychicznych. Dziś zupełnie inaczej pojmujemy płeć. Wreszcie zaczynamy dostrzegać osoby aseksualne oraz biseksualne. Około 17 proc. ludzi ma zdolność bycia seksualnie pomiędzy płciami.

W słynnej, w dużej mierze autobiograficznej, powieści „Middlesex” Jeffreya Eugenidesa bohater o imieniu Calliope, hermafrodyta, aż do wieku dojrzewania nie jest świadomy swojej inności. Wychowywany jako dziewczynka przez niepodejrzewających niczego rodziców, dojrzewa i na przekór wszystkiemu staje się mężczyzną. A zatem jest mężczyzną. Owszem, obojnakiem, ale to zaburzenie dotyczy tylko zewnętrznych narządów płciowych. Zwane jest interseksualizmem o podłożu genetycznym bądź hormonalnym (szerzej o  tym, jak powstają genetyczne zaburzenia identyfikacji płciowej, patrz  s.  62 – przyp. red.). A płeć, tożsamość płciowa to coś więcej niż penis lub wagina. Historia Calliope pokazuje, że identyfikacji płciowej nie da się stłumić. Tożsamość płciowa jest zatem kompletnie czym innym niż orientacja seksualna? Tożsamość płciowa to jest moje poczucie mojej płci oraz świadomość własnych narządów płciowych. Jestem mężczyzną lub kobietą. Jeśli się czuPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

ję mężczyzną, to moje zachowania są podobne do stereotypowych zachowań męskich. Jeśli czuję się kobietą, to ubieram się jak kobieta, myślę jak kobieta. Tożsamość płciowa wiąże się z psychiką, a nie z seksem jako czynnością. A ludzie na ogół odbierają problemy identyfikacji płciowej tylko w kontekście seksualności. Tożsamość nie ma nic wspólnego z orientacją seksualną, czyli z tym, czy ktoś jest homoseksualny, heteroseksualny czy biseksualny. Ani też z  zaburzeniami preferencji seksualnych.

Czy można jakoś sterować swoją tożsamością, zmieniać ją? Tożsamości płciowej nie da się zmienić żadnymi ćwiczeniami ani psychoterapią. A często tego właśnie żądają rodzice, przyprowadzając dorastających czy już dojrzałych młodych mężczyzn do seksuologa: „Niech pan leczy tego zboczeńca, bo to jest facet, a czuje się kobietą”. Ktoś rodzi się jako dziewczynka, tak jest wychowywany i ubierany, ma żeńskie imię, a mimo to czuje się mężczyzną. Jego tożsamość płciowa jest różna od płci genitalnej, czyli tego, co widzimy u noworodka i co wpisujemy w akcie urodzenia. Mamy więc do czynienia właśnie z zaburzeniem identyfikacji płciowej. Już sama płeć jest pojęciem dość skomplikowanym. Jest 10 kryteriów płci. Pierwsza to płeć genetyczna, determinowana rodzajem chromosomów. Mężczyzna – XY, kobieta – XX. To jest punkt wyjścia, który zawsze musimy sprawdzić, gdy mamy do czynienia z  zaburzeniami identyfikacji płciowej. Płeć genetyczna determinuje rozwój fizyczny. Ale determinuje też rozwój psychiczny – w jaki sposób, tego do końca nie wiemy. I może być tak, że wszystkie kryteria wskazują na kobietę, począwszy od kariotypu właściwego dla

46



F a k t y

i

m i t y

DZIŚ ZUPEŁNIE INACZEJ POJMUJEMY PŁEĆ. WRESZCIE ZACZYNAMY DOSTRZEGAĆ OSOBY ASEKSUALNE ORAZ BISEKSUALNE. OKOŁO 17 PROC. LUDZI MA ZDOLNOŚĆ BYCIA SEKSUALNIE POMIĘDZY PŁCIAMI.



kobiety, czyli XX, a ona mimo to dąży do zmiany płci, bo czuje się mężczyzną? Tak, choć także płeć genitalna, gonadalna, antropometryczna, hormonalna, fenotypowa, społeczna, metrykalna wskazują na kobietę. Czyli zewnętrzne i wewnętrzne organy płciowe są żeńskie, budowa ciała, rysy twarzy, brak owłosienia na twarzy, wysoki poziom estrogenów, wszystko – typowo kobiece. Mógłby zajść w ciążę i urodzić dziecko. A mimo to jest mężczyzną. Bo taka jest płeć mózgu i płeć psychiczna tego człowieka. W jakim wieku człowiek samodzielnie jest w stanie określić swoją tożsamość płciową, a od kiedy ma świadomość orientacji seksualnej? Już trzyletnie dziecko mniej więcej wie, czy jest chłopcem, czy dziewczynką. Ale jaką ma seksualność – czyli orientację seksualną – stanie się jasne dopiero w  okresie dojrzewania. Czyli nie jest tak, że chłopczyk, który ma 5 lat i dotyka się z innym chłopczykiem, będzie homoseksualny. Natomiast pięciolatek, który bawi się jak dziewczynki, może okazać się transseksualistą, choć oczywiście nie musi. Jednak u wszystkich transseksualistów już w bardzo wczesnym ­d zieciństwie widać identyfikację z  inną płcią. Dlatego w  rozpoznaniu transseksualizmu tak ważny jest wywiad, wspomnienia z dzieciństwa. Jedną z metod diagnozy jest oglądanie zdjęć czy filmów. Omawianie, jakie zabawy sprawiały przyjemność. Istnieją też ludzie androgeniczni, czyli – nieco trywializując – męskie baby i kobiecy faceci. Czy oni właśnie mają predyspozycję do transseksualizmu? Nie. Transseksualista k/m, czyli ktoś, kto ma ciało kobiety, a czuje się mężczyzną, przejawia – jeszcze przed kuracją hormonalną i  chirurgicznymi korektami – zachowania i sposób myślenia bardziej typowy dla mężczyzny. Chyba że jest androgeniczny właśnie, co także jest możliwe. Leczenie transseksualizmu to nie tylko chirurgia? Żeby doszło do operacji, do stania się prawdziwym mężczyzną lub kobietą, potrzebna jest długa procedura, której nie można pominąć. Chodzi o to, żeby wykluczyć osoby, które nie są transseksualne, tylko mają osobliwe zachcianki albo problemy psychiczne. Dlatego proces zaczyna się od POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

dokładnego badania psychologicznego i psychiatrycznego.

Co musi wykluczyć psychiatra? Psychozę, schizofrenię lub inną ukrytą chorobę psychiczną. Poczucie niezgodności z  własną płcią może bowiem być związane z chorobą. Analizuje się też osobowość pacjenta. Gdy wchodzą w grę poważne zaburzenia osobowości, trzeba bardzo uważać. Podobnie gdy występują inne stany zmieniające świadomość. Wtedy lekarz musi się poważnie zastanowić. Taka diagnoza wymaga czasu i powoduje u wielu transseksualistów frustrację. To zrozumiałe – oni chcą już, natychmiast, tyle lat czekali. Zwłaszcza że na psychiatrze i psychologu się nie kończy. Od tego się zaczyna. Potem jest weryfikacja płci genetycznej – określenie kariotypu. Badania mózgu, tomografia, żeby wykluczyć obecność jakiegoś guza, potem dokładne badania endokrynologiczne. Dopiero wtedy przepisuje się hormony i  możliwa jest metrykalna zmiana płci. Wreszcie następuje test realności życia. Wielu trans chce to pominąć. Test polega niejako na byciu już w tej płci, w której się chce być, ale przed zmianą chirurgiczną. Taka próba generalna. Jestem transseksualistą m/k, czyli fizycznie mężczyzną, psychicznie już kobietą, ubieram się jak kobieta, chodzę jak kobieta, mam w  dowodzie żeńskie imię. Długo trwa ten test? 2–3 lata, to zależy. W  tym czasie takie osoby muszą zmierzyć się ze wszystkimi trudnościami, jakie ich czekają, z  drobnymi, prozaicznymi, ale czasem bardzo kłopotliwymi sprawami. To jest też czas na uporządkowanie swoich spraw w  rodzinie. I  bardzo wielu chce to przeskoczyć, a – według mnie – to jest konieczne i powinno być bezwzględnie przestrzegane. Często ci, co mają pieniądze, wyjeżdżają za granicę; tam jest drożej, ale szybciej. W Polsce zresztą też to wymaga pieniędzy – te zabiegi nie są refundowane. Ludzi najbardziej bulwersuje sama operacja zmiany płci, nawet lekarzy, niektórzy nie rozumieją, jak można dopuścić do obcięcia członka czy piersi, wycięcia zdrowej macicy i jajników. Operacja ma cztery

48

F a k t y

i

m i t y

TOŻSAMOŚCI PŁCIOWEJ NIE DA SIĘ ZMIENIĆ ŻADNYMI ĆWICZENIAMI ANI PSYCHOTERAPIĄ. A CZĘSTO TEGO WŁAŚNIE ŻĄDAJĄ RODZICE, PRZYPROWADZAJĄC DORASTAJĄCYCH CZY JUŻ DOJRZAŁYCH MŁODYCH MĘŻCZYZN DO SEKSUOLOGA. etapy i robią to oczywiście nie seksuolodzy, lecz chirurdzy. Ale to wszystko nie jest jeszcze dla transseksualistów najtrudniejsze.

A co? Związki z  partnerami. Dawne bądź nowe. Jak powiedzieć partnerowi, że naprawdę ma się inną biologiczną płeć, niż on sądzi? Mężczyźni, którzy dowiadują się po pewnym czasie, że sypiają w za­ sadzie z innym facetem, reagują fatalnie. Dla nich transseksualista m/k, czyli człowiek, który ma wszystko jak kobieta, wygląda jak kobieta, to mi­ mo wszystko dalej facet. Jeśli od początku związ­ ku nie było o tym rozmowy, to rodzi się poczucie zdrady, nieuczciwości, brak zaufania. A nawet je­ żeli mężczyzna godzi się na bycie z taką partner­ ką bez możliwości posiadania dziecka, to zostaje problem, jak to powiedzieć rodzinie. Jak to jest możliwe, by partner transseksualisty nie zorientował się od razu? W przypadku zmiany płci na męską, gdy w grę wchodzi rekonstrukcja penisa, wydaje się to nieprawdopodobne. Tak, rzeczywiście, zrekonstruowanie penisa z fałdu mięśni brzucha, nawet takiego z ujściem cewki moczowej, jest widoczne. Rekonstrukcja pochwy jest dużo łatwiejsza. W  Polsce mamy wśród transseksualistów około 80 proc. k/m – ko­ biet, które czują się mężczyznami. Na 17 tys. uro­ dzeń dziewczynek jedna to potencjalna transsek­ sualistka. U chłopców to jeden na 50 tys. Często się zdarza, że transseksualiści są homoseksualni? W większości są heteroseksualni. Ale zdarza się na przykład, że mężczyzna, który czuje się kobie­ tą, po zmianie płci będzie lesbijką. Zdarzają się naprawdę udane związki transseksualistów? Ja znam takie udane związki, ale na pewno to jest dużo trudniejsze zadanie dla obojga part­ nerów. Wielu seksuologów w pewien sposób wyróżnia transseksualizm, osoby takie traktuje z wyjątkową troską. Dlaczego? Ponieważ leczenie transseksualizmu jest moż­ liwe jedynie na drodze chirurgicznej i jest nieod­ POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

wracalne. Ale także dlatego zapewne, że to jest – jak powiadał prof. Kazimierz Imieliński, słynny polski seksuolog – przekleństwo androgenne, bo ci ludzie cierpią, i to bardzo. Dla większości spo­ łeczeństwa niemożliwe do zrozumienia.

A gdyby chcieć jednak zrozumieć? Tego oczywiście nie da się zmierzyć, ale trans­ seksualizm to autentyczne piekło. To codzienna nienawiść do swojego ciała, w  sytuacjach tak banalnych jak kąpiel czy pójście do toalety. Ro­ zebranie się publicznie na basenie czy siłow­ ni sprawia im niewysłowioną psychiczną trud­ ność. Ciało, które ma transseksualista, jest mu obce. Nie pasuje. Wywołuje wstręt. Brzydzi się on swoich piersi albo penisa. Mężczyzna biolo­ giczny ma pełną świadomość, że biologicznie jest facetem (to nie jest tak, że on nie wie, kim jest), a  przy tym psychicznie czuje się kobietą, chce być kobietą, zrobi wszystko w tym celu, bo taka jest jego rola społeczna. Dąży za wszelką ce­ nę do fizycznej zmiany łącznie ze zmianą chi­ rurgiczną, bo dopiero wtedy będzie naprawdę w swoim ciele. I – powtórzę – tu wcale nie chodzi o seks, to nie są jacyś przebrani homoseksualiści. Tu chodzi o bycie innym, przeciwną płcią. Ponieważ ta płeć, w której człowiek się urodził, nie jest jego. Wiedzą, że nigdy nie będą mieć dzieci, że mogą nie znaleźć partnera, że ich ciało nie będzie doskonałe, że całe życie będą musieli brać hormony, do tego jeszcze czekają ich bolesne zabiegi chirurgiczne, a jednak decydują się na zmianę płci. To heroizm. Zapomniała pani jeszcze o  braku akceptacji otoczenia, rodziny, znajomych. Z tym jest lepiej, ale nie we wszystkich środowiskach. Na wsi sytu­ acja transseksualistów jest ciągle beznadziejna. Zresztą czemu się dziwić, skoro nawet niektórzy lekarze próbują ich „nawracać”. Po co ci to, mó­ wią, daj spokój, to wbrew naturze. Albo morali­ zują i oceniają. Ale tak naprawdę transseksualiści nie mają wyboru i stąd ich determinacja. Kiedyś, gdy nie było możliwości chirurgicznej zmiany płci, ciężkie depresje i samobójstwa w tej grupie osób były naprawdę częste. Myślę, że nie jesteśmy w stanie tak naprawdę zobrazować sobie ich cier­ pienia. ROZMAWIAŁA AGNIESZKA SOWA

49

S a m i

o

s o b i e

Ula pracowała w służbach mundurowych, jest na emeryturze. Matka dwóch córek. Po 21 latach małżeństwa z ich ojcem związała się z 50-letnią kobietą.

ULA (LGBT) Edyta Gietka, rysunek Mirosław Gryń

J

eśli rozmawiałybyśmy za rok, zrobiłabym publiczny coming out. W przyszłym roku odchodzę na emeryturę. Moje stanowisko pracy jest zakwalifikowane jako wysoce eksploatujące psychicznie, dlatego na emeryturę odchodzimy wcześniej. Mam 47 lat. Powiedzmy, że nazywam się Ewa. To imię mojej pierwszej fascynacji. Nie było między nami seksu, choć w wyobraźni brałam jej piersi w dłonie. Takie tam podręcznikowe lesbijskie zauroczenie: miałam 15 lat, a ona była moją panią od wuefu. Albo lepiej nazwij mnie Ula. Mniejsze piersi niż Ewa, harcerka, była druhną mojej drużyny. Przyjechałam do Łodzi z małej wioski w 1983 r. Do liceum. Moją trzecią fascynacją była koleżanka z bursy. W bursie to nie mogło się rozwinąć (nocą panie robiły nam naloty, z zaglądaniem pod kołdry). Nigdy nie miałam chłopaka. Nawet nie wiem, czy się im podobałam. Tego się nie zauważa. Gdybym wtedy znalazła choć jedną odważną lesbijkę, nie zniszczyłabym życia sobie i byłemu mężowi. Ślub wzięliśmy po trzech tygodniach znajomości. Osiągnęłam statystyczny wówczas na wsi wiek do roli żony, czyli 20 lat. Ten facet się po prostu napatoczył. Poznała nas moja ciotka, mamie bardzo się spodobał: miastowy, ułożona po katolicku rodzina, ciotka lekarka, matka księgowa. Akuratny.



POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

51

Żadna ciąża. Powodem była moja prowincjo nalna świadomość konieczności posiadania mę-

ża. I strach przed niedostosowaniem się do wyobrażeń mamy, byłej dyrektorki szkoły wiejskiej, bardzo zaprzyjaźnionej z  proboszczem, żyjącej na zdrowych statystycznych zasadach. W małżeństwie byłam 21 lat. Spirala czasu: kredyt, dom, nasza praca, jego garaż. Toczenie się, bez roztrząsania w kategoriach szczęścia czy nieszczęścia. Po roku córka, pieluchy. Druga córka, pieluchy. Dzieci chorują, jemu rośnie brzuch. Latem jakieś przemieszczanie się na polskie lub zagraniczne wakacje. Jak było w łóżku? Koszmarnie. Ktoś w ciebie włazi, bo taka jest twoja statystyczna rola społeczna związana z twoją pochwą. Nigdy nie mieliśmy wspólnej sypialni. Dużo spałam przez te 21 lat. Sen był moim jedynym wyzwoleniem z tej kretyńskiej sytuacji. Mogłam śnić bezkarnie i bez świadków. Czy mąż podejrzewał? Były między nami śniadaniowe kłótnie, obwiniał mnie, że staje się impotentem. Myślę, że mówił prawdę. Za dużym był dusigroszem, żeby utrzymywać kochankę, poza tym chyba chciał być wierny. Zmuszałam się dla świętego spokoju. Potem on szedł do siebie, włączał na wideo film typu Rambo-Bambo, a ja myślałam o samobójstwie. Aż umarła moja teściowa. Była silną osobowością i miała duży wpływ

środowiskowe, kuratorzy, psycholodzy. Wolałam zaoszczędzić dzieciom stresu. Z  początku mąż się płoszył, usiłował przekonać sąd, że jestem dziwna, noce spędzam z  kobietami. Ale sędzia podeszła do sprawy urzędowo: dzieci są pełnoletnie, więc to, z kim spędzam noce, nie ma formalnego znaczenia. Zostawiłam mu większość wspólnego dorobku. Zrobiłam mu krzywdę. Czym? Przecież wziął sobie za żonę jajko niespodziankę. Myślę nawet, że mnie kochał. Przyszedł z jakichś świątecznych zakupów z centrum handlowego, usiadł na wersalce i się popłakał, że chciałby być tak szczęśliwy jak ci ludzie, których mijał. Pytał, dlaczego nie możemy być tacy sami? Rozumiem, że mógł czuć się upokorzony. Myślał, że skoro odeszłam do kobiety, nie sprawdził się jako mężczyzna. Jak powiedziałam córkom? Nie zapraszałam ich na oficjalną kolację w stylu: musimy poważnie porozmawiać, jestem lesbijką. Kiedy już pomieszkiwałam z  tą młodszą kobietą, wpadła do nas Eliza. Robiła sobie kanapki i wyglądało to mniej więcej tak: Ja: „Eliza, chcę ci powiedzieć, że jestem lesbijką”. Ona: „Czułam, mamo (łykała kanapkę). Wiesz co, ja też jestem lesbijką. Mam partnerkę, jest lekarką. Właśnie mamy randkę. Pogadamy później, dobrze?”. Eliza to już inne pokolenie. Wyrastała razem

NIGDY NIE WYBIERAŁAM KOBIET BI ANI MAJĄCYCH DZIECI. NIE WYOBRAŻAM SOBIE DZIELENIA SIĘ MIŁOŚCIĄ. ONA MUSIAŁA BYĆ CAŁA DLA MNIE. na nasz związek, mąż ją ubóstwiał. Śmierć teściowej zbiegła się z  przełomem wieków, kiedy internet wszedł pod strzechy, również naszą. Internet był przełomem w  życiu wielu lesbijek mężatek. Zaczął się mój czat na portalach typu kobiety-kobietom. Klikanie w zakładkę ogłoszenia, poznawanie, szaleństwo. Jako pracownik mundurowy błyskotliwie wyczuwałam, kto jest ze mną na czacie. W większości dojrzałe, niejednokrotnie zdemoralizowane kobiety. Zaczęłam umawiać się z lesbijkami z okolic Łodzi i  chodzić w  miasto. Zachowywałam się jak nastolatka. Dziś tłumaczę to tym, że to był mój spóźniony okres dojrzewania. Pierwszą kobietę poznałam w 17. roku małżeństwa. Lekarka, kilka lat młodsza. Byłam zauroczona, a jej chodziło o seks. Po pół roku znudziłam się jej. Moja druga kobieta była młodsza ode mnie o 16 lat. Bardzo ją kochałam. Podjęłam decyzję o  rozwodzie. Czekałam do pełnoletniości młodszej córki. Chciałam uniknąć tych wszystkich procedur – jakieś wywiady POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

z  internetem, ze świadomością, że słowo lesbijka występuje nie tylko w encyklopedii. Ma 22 lata, od trzech lat mieszka ze swoją panią doktor, zrobiła licencjat. Starsza córka też przyjęła to do wiadomości jakoś w biegu, podczas krótkiej wizyty. Bez niesmaku. Czasem mi mówi, że traktuję lepiej Elizę, bo jest tej samej orientacji. To nieprawda. Choć faktem jest, że Elizę inaczej kochałam, jakoś bardziej ulgowo. Nie umiem tego wytłumaczyć. Dostrzegałam, że miała skłonność do dużo starszych kobiet, w moim wieku. To mnie przerażało. Czułam, że może potrzebuje matki, w roli której nie sprawdziłam się. Moje dzieci? Nie jestem kwoką. Nie są dla mnie najważniejsze, nie trzęsę się nad nimi, nie mówię ciągle o nich, nie ustawiam pod nie swojego życia. Nie jest też tak, że uważam je za rekompensatę straconego czasu. Są. Związek z  tą młodszą kobietą trwał cztery lata. Wzięłyśmy kota przybłędę. To taki standard ­lesbijski – mieć kota. Są do nas podobne – nie-

52

S a m i

zależne, domatorzy/ki, nie muszą wychodzić na dwór. Psa też przygarnęłyśmy, wiązałyśmy mu różowe kokardki na grzywce. Osobowość mam bardziej kota niż psa. Nie lubię akcji typu parady równości. Ten związek był chory. Miała problem z alkoholem i niewiernością. Zostawiła mnie dla jeszcze starszej ode mnie. Ponieważ byłam świeżą lesbijką, rozstania przeżywałam jak nastolatka. Miałam depresję, wariowałam, kupowałam książki do medytacji. To były okrutnie silne emocje. Kiedy widzisz swoją kobietę całującą się z  inną dziewczyną… Potem były kobiety przelotne, poznane na czacie. Nigdy nie wybierałam bi ani mających dzieci. Nie wyobrażam sobie dzielenia się miłością. Ona musiała być cała dla mnie. W  końcu dałam na portalu kobiety-kobietom treściwe, dojrzałe ogłoszenie. I  poznałam moją imienniczkę, panią redaktor. Trochę ją przeraziło, że napisałam o  swojej miłości do rafaello, które potrafię jeść na kilogramy, nawet zapytała nietaktownie: jaki rozmiar noszę, bo nie lubi grubych bab. Spotkałyśmy się po kilkudziesięciu mailach. Ani cipunia na wysokich obcasach, ani babochłop z petem w zębach. Styl luźny, flanelowo-jeansowy, ale nie męski. Mieszkamy razem od dwóch lat. Od dwóch lat dozorczyni podaje listy mojej kobiecie, że tam do pani siostry jakieś pismo przyszło. Potem śmieje-

o

s o b i e

tykuły, ja sprzątam, w wolnych chwilach wychodzimy na kijki – nordic walking. Nie mamy telewizora, więc przegadujemy czas. Na przykład o  tym, co u  moich córek. Wpadają raz w  tygodniu. Są z  nią na ty. Obecnie analizujemy faceta starszej. Jest nowy, więc budzi nasze emocje. On, samczyk, nie obchodzi nas, rozmawiamy tylko, czy będzie dla niej dobry. Seks uprawiamy raz na tydzień jak statystyczny Polak. Ale często się podniecam, kiedy na nią patrzę, jak maluje się do pracy. Do tej pory nie rozmawiałam o tym z moją matką. Wiem, że utrzymuje kontakty z moim byłym mężem. Spotyka się z nim i jego nową kobietą na świątecznych obiadkach. Matka mieszka 70 km ode mnie, ojciec drepce za nią jak Dulski za żoną. Odwiedzam ich raz na pół roku. Zabieram moją kobietę, którą przedstawiam jako swoją przyjaciółkę. Z początku ojciec był obrzydliwie ożywiony. Stary satyr. Nawet samochód jej umył, czego mnie by w życiu nie zrobił. Czerwone światełko zapaliło mu się, gdy zaprosiłam ich na święta. Była moja kobieta i dzieci. Zauważył, że coś jest niestatystycznie, przestał ją ściskać na powitanie i myć samochód. Matka ma paranoję swatania nas trzech, czyli mnie i  moich córek. Obecnie szuka mi męża. Chcąc zakończyć rozmowy o szukaniu męża Elizie, powiedziałam matce, że moja córka jest lesbijką. Nie przyjęła tego do wiadomości.

MATKA MA PARANOJĘ SWATANIA NAS TRZECH, CZYLI MNIE I MOICH CÓREK. OBECNIE SZUKA MI MĘŻA. my się: przecież matka nie mogła być tak durna, że dwóm córkom dała to samo imię. Moja kobieta ma 50 lat, na imię tak samo jak ja. Nie ma dzieci, faceta nigdy nie miała. Zanim się wprowadziła, postawiłam warunek: nie próbujemy zmieniać się nawzajem, bo już nie ta pora. Nie jemy w łóżku, bo nie znoszę okruchów. Ona nie próbuje zmuszać mnie do oglądania siatkówki. Kupujemy wspólne podpaski, ale kremy osobno, bo wolę droższe i te bez notatki na opakowaniu 50+, nie mamy wspólnych skarpetek, szczotek do włosów, nie wymazujemy sobie szminek i kredek do oczu. Zgodziłam się nie perfumować, bo ona nie lubi mocnych zapachów. Długo opierałam się, żeby spać we wspólnym łóżku. Z miłości zaakceptowałam nawet, że poprawia po mnie pościel, tak żeby pod brodą nie było guzików. Dostaje szału od guzików pod brodą, podczas gdy mnie jest wszystko jedno. I strzepuje wypraną pościel, zmuszając mnie do trzymania jej za rogi, żeby wyschła równo, w czym przypomina moją matkę. Żyjemy jak wszyscy, co miesiąc zrzucamy się po tysiąc złotych, za co kupujemy żarcie i płacimy rachunki. Kiedy ona pisze swoje arPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

W pracy? Myślę, że podejrzewają. Trzy lata temu odwaliłam idiotyczny numer. Poszłyśmy grupą koleżanek do klubu, wypiłam i  poniosło mnie. Zaczęłam tańczyć z jedną z nich w sposób niejednoznaczny. Potem zaczęło się szemranie. Zwierzyłam się najmniej dyskretnej koleżance, że mam faceta w  Warszawie, jest prokuratorem i spotykamy się na poważnie. Zrobiłam to ze strachu. Żałosne, prawda? Starość? Nie zamierzam karmić gołębi w parku z moją kobietą. Zaplanowałam wózek elektryczny. Nie chcę, żeby mnie pchała. A kiedy moja kobieta zginie, na przykład wracając od fryzjera (często ją tam wyganiam, bo lubię, jak ma włosy obcięte króciutko, umalowane na ciemny granat), chciałabym być najważniejsza w kostnicy. Ale w ustawie o cmentarzach i chowaniu zmarłych ktoś zapisał, że zmarłego ma prawo pochować rodzina do czwartego stopnia pokrewieństwa. Nieważne, kto ją kochał. WYSŁUCHAŁA EDYTA GIETKA

53

rozmawia Joanna C ieśl a zdjęcie L eszek Zych

MAŁGORZATA I EWA (LGBT+)

J oa n na C ie śl a : – Gdy rozmawiałyśmy dziewięć lat temu, prowadziły panie popularny lesbijski kabaret i oceniały, że nie mają zbyt wielu powodów do narzekań na swoje życie w Polsce… M a łgor z ata R aw ińsk a : – Dziś trochę nas dziwi tamten optymizm, ale potrafię go wytłumaczyć. Kilka miesięcy wcześniej wzięłyśmy ślub na pokładzie samolotu Sztokholm–Nowy Jork. Zajęłyśmy drugie miejsce w międzynarodowym konkursie linii lotniczych SAS „Love is in the air”. W doprowadzeniu do tego pomogła nam masa ludzi i organizacji. Jedną z najważniejszych był program TVN „Uwaga!”. Bo też my byłyśmy jedyną parą spośród 33 startujących z Polski, która zgodziła się wystąpić w tym programie. E wa Tomaszewicz : – Zresztą, zgłosiłyśmy się do konkursu, nie licząc za bardzo na wygraną. MR: – Siedziałyśmy w  tym pokoju, w  którym teraz rozmawiamy, każda nad swoim laptopem, ja przy biurku, Ewa na fotelu. I  nagle Ewa mówi: „Słuchaj, jest taki konkurs, może byśmy się zgłosiły?”. Odwróciłam się na krześle i  pytam: „Chcesz?”. A  Ewa: „No wiesz, Nowy Jork…”. Koleżanka, bardzo sprawna w mediach społecznościowych, pomogła nam założyć stronę na Facebooku. I w kilka dni od zgłoszenia do konkursu miałyśmy najwięcej głosów w Polsce.

Ponad 70 tysięcy. ET: – Ten „Ślub w chmurach” nie wydawał mi się czymś szczególnie poważnym, a  zrobiła się z  tego ogólnopolska kampania w poważnych mediach. Początkowo mnie samą to dziwiło. Nie doceniłam nośności tego tematu, potencjał mediów społecznościowych też nie był wtedy rozpoznany. Dopiero w  kolejnych latach, rozwijając się w dziedzinie działań marketingowych, zrozumiałam, że to była cudowna historia, angażująca ludzi. MR: – Bardzo pozytywnie reagowali nasi sąsiedzi, kelnerki zaczepiały nas w restauracji – do tej pory bywamy zresztą rozpoznawane. Ludzie zobaczyli zwyczajną parę i wielu z nich chciało nam pomóc, żeby wszystko wyszło jak najfajniej. Prowadzący program w TVN umówił nas z czterema firmami organizującymi śluby, że niby chciałybyśmy potem w Polsce zorganizować imprezę. Chodziliśmy do nich z kamerą, on myślał, że będzie nagrywać szok, niechętne reakcje. A wszyscy organizatorzy odpowiadali „Super, z przyjemnością”. Jedna z tych firm faktycznie załatwiła nam zresztą stroje ślubne, więc to nie były tylko poprawne deklaracje przed kamerą. My byłyśmy wtedy biedne jak myszy kościelne – naprawdę nie przewidywałyśmy, że możemy wygrać. Ewa nawet nie miała paszportu, musiałyśmy opłacić wizy. Dzięki nieformalnej akcji przyjaciół miałyśmy tysiąc dolarów ze sobą, pożyczone walizki i część ciuchów. ET: –  I  wtedy tak intuicyjnie nas tknęło, że przypadkiem wpadł nam w  ręce znakomity sposób, żeby opowiadać o naszych prawach. W toku były też inne kampanie, np. „Miłość nie wyklucza”, w której zresztą brałyśmy POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

54

S a m i

o

s o b i e

Rozmówczynie są w związku od kilkunastu lat, stały się rozpozpoznawalne w 2010 r., kiedy wzięły ślub na pokładzie samolotu podczas akcji jednej z linii lotniczych „Love is in the air”. W internetowej rozgłośni Radiospacja prowadzą audycję MAGAZYN 5GIE. Małgorzata jest jedną z 48 osób zatrzymanych 7 sierpnia 2020 r. na Krakowskim Przedmieściu. Policja zabrała ją, kiedy stała pod pomnikiem Kopernika i nagrywała rozmowy do programu.

udział. W społeczności LGBT+ wielu z nas miało nadzieję, że uda się to ożywienie przekuć na nasze prawa. W Sejmie pracowano przecież nad trzema projektami ustaw o związkach partnerskich: PO, SLD i Ruchu Palikota.

Kiedy klimat zaczął się zmieniać? ET: – Niedługo później, w 2012 r. Platforma Obywatelska, która z PSL miała wtedy większość w Sejmie, nie dopuściła tych projektów nawet do pierwszego czytania. Następnie, mimo apeli organizacji pozarządowych, odrzucono wniosek o  wpisanie do Kodeksu karnego mowy nienawiści ze względu na orientację seksualną. Krystyna Pawłowicz wykrzykiwała z mównicy o jałowych związkach. W 2015 r. prezydentem został Andrzej Duda i jego pierwszą decyzją było zawetowanie ustawy o uzgodnieniu płci. MR: – A ja w 2012 r. poważnie zachorowałam. Przełom tarczycowy. Dojście do łazienki i kąpiel były jak zdobycie Mount Everestu. Gdy chciałam cokolwiek zjeść, Ewa wstawała w środku nocy i jechała znaleźć to, na co miałam ochotę, bo generalnie jeść nie byłam w stanie. Trzykrotnie lądowałam na ostrym dyżurze, zanim zdiagnozowano, co mi jest. Później pojawiły się dodatkowe komplikacje zdrowotne, konieczność operacji. Przy czym plan był taki, że w  tamtym właśnie czasie miałam być wsparciem dla Ewy, zajmować się domem i  psem, bo u niej w pracy sytuacja zrobiła się trudna. ET: – Tuż po tym, jak Gosia trafiła do szpitala, zwolniono mnie z pracy. A potem Gosię. MR: – Do tego u mnie pojawiły się problemy okulistyczne, zagrożenie utratą wzroku. Zaczęłam chodzić z opaską na oku, bardzo przytyłam pod wpływem sterydów. ET: – Gosia przeszła cztery operacje oczu. MR: – Koszty finansowe leczenia i operacji pokryli teściowie i moi rodzice. Obie rodziny bardzo nas wsparły. Walka z chorobą trwała do 2015 r. Jak reagowali na wasz związek lekarze i pielęgniarki? MR: –  Trafiłam na znakomitą ekipę lekarską. Sama zresztą stosowałam śmiechoterapię – wobec siebie i innych pacjentek. Z niektórymi lekarzami miałam pod tym względem świetną chemię. Dyskutowałam, kłóciłam się trochę. Chyba im się podobało, że przychodzi ciężko chora osoba i robi sobie jaja z pogrzebu. Gdy trafiała się pacjentka z depresją – przy problemach hormonalnych się brzydnie, wiele kobiet ciężko to znosi – przysyłali ją do mnie na pogaduszki. Nikt nie robił problemu z obecności Ewy ani z rozmowy z nią. Ewa dorwała pana profesora na papierosie i on na tym papierosie udzielił jej wszystkich informacji. Część pielęgniarek i pacjentek wciąż nas kojarzyła z telewizji, choć poznawały nas głównie za sprawą Ewy, bo mój wygląd też pod wpływem choroby bardzo się zmienił. „Ojej, to wy!” – reagowały, a były to często kobiety wierzące, z małych miejscowości. ET: – W ostatnim czasie przeżyłam chorobę ojca i po raz kolejny zderzyłam się z tym, jak ludzie bywają traktowani POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

55



Mam wrażenie, że moja mama miała dużo  w szpitalach. cięższe przejścia z lekarzami niż my.

Jak potoczyła się historia z pracą? ET: –  Ja ostatecznie znalazłam inną, bardzo dobrą, w której jestem do dziś. MR: – A ja zaczęłam stawiać strony internetowe. Pytanie o kabaret w tych wszystkich okolicznościach pewnie nie ma większego sensu… ET: –  Kabaret to była superdziałalność, pięcioletnia przygoda, która wymagała wielkiego zaangażowania. Wypaliła się po prostu i może byłoby tak niezależnie od okoliczności zdrowotnych. Miałyśmy prace, różne inne zobowiązania. Na piątą rocznicę ślubu zrobiłyśmy reaktywację, w teatrze, bardzo udaną. Przez chwilę nawet myślałyśmy, żeby reaktywować jeszcze raz, ale nasza główna tekściarka – Agnieszka Weseli – wyjechała na Kanary i tam sobie życie urządza. A jak odbierałyście zmiany tego zewnętrznego klimatu? MR: –  No, jak mogłyśmy odbierać? W  imię demokracji i pluralizmu poglądów Krystyna Pawłowicz zaczęła się pojawiać nie tylko w Sejmie, lecz także na salonach i w programach telewizyjnych, obok Tomasza Terlikowskiego. W debacie publicznej głosu coraz częściej udzielano faszy-

wielkiej rozróby środowisk LGBT+. Zaczęło się w 1969 r. od walnięcia w policjanta kuflem piwa, rozwalenia całej dzielnicy przez grupkę transkobiet, dragqueenek i tzw. butchów, męskich lesbijek. Może tak trzeba? Rok później na manifestację dla uczczenia tych wydarzeń przyszły tysiące ludzi. Może trzeba zrobić rozpierduchę. Choć i u nas bez tego ostatnia parada równości przyciągnęła 40 tys. osób. ET: – 60 tys.! MR: – Wystarczy, żeby ci wszyscy ludzie, którzy nas autentycznie wspierają, w tym także politycy, powiedzieli, że równość nie jest sprawą polityczną, tylko humanitarną, że to kwestia społecznej moralności. I  żeby mówili to sami zainteresowani, a nie próbowali się w kilka osób „spotykać z  prezydentem” – żeby mu pokazywać ludzi, którzy popełnili samobójstwo. Cała masa popełniła. ET: – Jeżeli my sami cały czas utrwalamy ten schemat, że mamy być grzeczni, fajni, udowadniać, że jesteśmy normalni, to zgadzamy się z tym, że z nami jest jakiś kłopot, coś nie tak. Jakbyśmy mówili: „Te prawa nam się nie należą, ale prosimy, żeby nam je dać”. A one się należą, nie musimy na nic zasługiwać, bo tak samo jak heteronormatywni tutaj żyjemy, płacimy podatki, pracujemy, tworzymy zasoby tego kraju. Część z nas nie jest grzeczna, ładna ani miła. Ale od kiedy to prawa człowieka przysługują tylko grzecznym, ładnym i miłym?

WYSTARCZY, ŻEBY LUDZIE, KTÓRZY NAS WSPIERAJĄ, POWIEDZIELI, ŻE RÓWNOŚĆ NIE JEST SPRAWĄ POLITYCZNĄ, TYLKO HUMANITARNĄ. stom. I nie było przeciwko temu ostrych protestów. Pojawił się symetryzm, prawdopośrodkizm. Mam żal do naszych tzw. sojuszników, którzy uznali, że równe prawa ludzkie to jest sprawa polityczna, co jest bzdurą. Wszak konserwatyści w  Wielkiej Brytanii wprowadzili równość małżeńską, tłumacząc, że jest to decyzja w istocie konserwatywna, bo dowodzi wartości tradycyjnych regulacji… ET: – Związki partnerskie wprowadzono ostatnio również w Czarnogórze, kraju, gdzie przeważają muzułmanie. A w wielu innych krajach Europy, także tych „rdzennie katolickich”, za związkami partnerskimi pojawia się równość małżeńska…

Dlaczego w Polsce tak opornie to idzie? MR: – Myślę, że poza podejściem naszych tzw. sojuszników duże znaczenie ma podejście samej społeczności LGBT+. Bo Polska po 1989 r. pod wieloma względami poszła w stronę Ameryki zamiast Europy. Powiela się różne amerykańskie schematy, np. ten, że my musimy pokazać, wręcz udowodnić, jacy to jesteśmy mili, fajni, że jesteśmy „takimi samymi ludźmi jak inni” i że powinniśmy „prowadzić dialog”. Ja to słyszę od 30 lat i dochodzę do wniosku, że o pewnych kwestiach, na przykład o równości ludzi wobec prawa, dialogu się nie prowadzi. Może pora jednak uderzyć pięścią w stół. To znaczy? MR: –  Zacznijmy od tego, że w  Stanach walka o  prawa symbolicznie datuje się od wydarzeń w Stonewall – POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Myślałyście kiedykolwiek o dziecku? MR: – Tak. Gdybym się nie rozchorowała, prawdopodobnie towarzyszyłby nam teraz 7-latek albo 7-latka. Ewa chciała mieć dziecko, ja wymyśliłam, że skorzystamy z nasienia mojego brata, dzięki czemu obie będziemy z  dzieckiem spokrewnione, byłoby do nas obu podobne. Omówiliśmy szczegóły dotyczące funkcjonowania w przyszłym życiu z moim bratem. Dziecko miałoby podwójne nazwisko. I byłoby zapewne całe obstrojone ciuchami Legii, bo brat jest kibicem. Nie mogłabym tego dziecka wprawdzie przysposobić, ale byłoby to jakieś zabezpieczenie. W  innym przypadku, gdyby Ewie coś się stało, trafiłoby pewnie do jej rodziny. Nie ma możliwości zabezpieczenia tego prawnie, choć w praktyce ja zapewne przejęłabym większość opieki nad dzieckiem w  pierwszych latach. Formalnie nie mogłabym jednak decydować o jego szczepieniach czy leczeniu jako „osoba obca”. ET: – To nas też zirytowało w postawie naszych znajomych na FB: „Nie rozmawiajmy o adopcji, za wcześnie”. MR: –  A  tu nie chodzi o  adopcje, tylko o  możliwość przysposobienia biologicznego dziecka partnerki. Czy był w waszym życiu moment, że czułyście się zagrożone, spotkała was przykrość czy wrogość? ET: –  Bezpośrednio nie. Ale znacznie bardziej zaczęło nas dotykać to, co słyszymy zewsząd. Bo tylko do pewnego momentu człowiek może się od tego odcinać. Mówić: „Nie, dranie, nie wpakujecie mnie w to. Nie wpędzicie mnie

56

S a m i

w depresję, poczucie gorszości”. Przez długi czas trzymałam się tej strategii, że jeśli mnie z powodu czyichś chorych tekstów będzie źle, to to jest wygrana takiego drania. Bo on nie mówi o mnie, tylko o swoich imaginacjach, obsesjach albo niespełnionych fantazjach. Ale w pewnym momencie to, że musisz sobie cały czas tak powtarzać, zaczyna męczyć. Jedyną skuteczną strategią ratunkową w tej chwili jest odcięcie się od wszelkich źródeł informacji.

To możliwe? ET: – Nie. MR: –  Gdy w  czasie kampanii prezydent Andrzej Duda zaczął na nas szczuć, obie miałyśmy kłopoty ze snem. Gdy któraś z nas wychodzi z tęczową torbą, ta druga mówi „Uważaj na siebie”. To pierwszy taki okres w naszym życiu. Z drugiej strony osób nieheteronormatywnych przybywa w mediach – jest kilku znanych polityków, jest „Nauczyciel roku” – uznany ekspert od edukacji, są celebryci. Można by wnosić o zmianie społecznego podejścia. MR: –  Ponad połowa Polaków jest już za związkami partnerskimi. I  dziś raczej nie byłoby problemu z  chętnymi do wystąpienia w programie telewizyjnym, do czego dziewięć lat temu tylko my byłyśmy gotowe. ET: – Tak, przybywa ludzi na paradach równości, w niektórych firmach działają już grupy LGBT+. Na gorsze

o

s o b i e

skiej lewicy. Wszyscy już chyba przywykli, że mamy w niej trzech liderów i ani jednej liderki. Nawet środowiska równościowe nie dbają o to, żeby wystawiać kobiety na pierwszą linię.

Skoro na razie nie emigrujecie, jak widzicie przyszłość swoją i społeczności LGBT+ w Polsce? MR: – Nie emigrujemy. Choć kilkanaście lat temu, gdy zaczynałyśmy być razem, chodziły nam po głowie takie pomysły. I głęboko żałujemy, że ich nie zrealizowałyśmy. Ale teraz to nie takie proste. Ja cały czas mam problemy ze zdrowiem, nie wiadomo, jak się one rozwiną z czasem. Ewa ma tutaj bardzo dobrą pracę, w której odnosi sukcesy. Dla mnie przeniesienie kariery zawodowej na grunt obcego kraju byłoby wielkim wyzwaniem. A w wieku 50+ trudno zaczynać od zera, na zmywaku. ET: – No i mamy tu masę ludzi, których lubimy i kochamy. Tak myślę jeszcze o  tych działaniach radykalnych, które może pora uruchomić... Osobiście uważam, że należałoby „outować”, czyli ujawniać nieheteronormatywną orientację seksualną osób publicznych, zwłaszcza tych, które funkcjonują jako zadeklarowani przeciwnicy społeczności LGBT+. Nasze organizacje są temu bardzo przeciwne, podkreślają, że nie można nikogo „outować” wbrew jego woli. W innych krajach takie działanie wcale nie jest uznawane za radykalne.

JEŻELI SAMI UTRWALAMY SCHEMAT, ŻE MAMY BYĆ FAJNI I UDOWADNIAĆ SWOJĄ NORMALNOŚĆ, TO ZGADZAMY SIĘ Z TYM, ŻE JEST COŚ Z NAMI NIE TAK. zmienili się politycy. Przypomnę, że w 1991 r. Kazimierz Kapera wyleciał z  rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego za nazwanie homoseksualistów „zboczeńcami”.

MR: – Inny sposób działań radykalnych to strajk podatkowy osób nieheteroseksualnych. Dlaczego mam utrzymywać państwo, skoro nie daje mi dostępu do pełni praw?

Ale dzisiejsze zachowania polityków mają źródła w kalkulacjach. Opłacają się, jak widać po wynikach wyborów. ET: – Politycy sięgają po mowę nienawiści, bo dostają za to premię od największych radykałów, na których poparciu im zależy. Sęk w tym, że pozostałym ta mowa nienawiści za bardzo nie przeszkadza. To jest mój główny ból i żal. Postawa Rafała Trzaskowskiego w tej kampanii była dla mnie karygodna: „W ramach puszczania oka do wyborców Krzysztofa Bosaka nie będę się wypowiadał”. No, kurde, ludzie! Gdyby to była nagonka na inną grupę, na osoby z niepełnosprawnościami, na nauczycieli, na lekarzy, to Rafał Trzaskowski by grzmiał – i jego współpracownicy też – że tak nie wolno i to jest wstrętne. My mogliśmy, ewentualnie, liczyć tylko na ogólniki, że „wszystkim należy się szacunek”.

Dlaczego was nie widać w tzw. mainstreamowych mediach? Nie chcecie być obecne w debacie publicznej, w polityce? MR: – Ja, ilekroć chodziłam do mediów, byłam uznawana za niegrzeczną i agresywną, bo nie byłam miła, przerywałam mężczyznom, nie oszczędzałam parlamentarzystów. Mam jednak wrażenie, że kwestia widoczności kobiet i ich radykalnej obecności też powoli się zmienia. Zorganizowany przez dziewczyny jest na przykład ruch „Stop bzdurom”, działający m.in. na rzecz społeczności LGBT+, którego liderka została niedawno zatrzymana przez policję, co odbiło się szerokim echem. ET: – Właśnie – tych kobiet jednak trochę jest. Dwie posłanki otwarcie opowiedziały o swojej biseksualności. Hanna Gil-Piątek i Anna Maria Żukowska wystąpiły na okładce „Repliki”. Tyle tylko, że ten temat jakoś nie został szerzej podjęty. Widać jednak, że dziś już tysiące ludzi działają. Dlatego też uważam, że ja sama nie muszę pchać się do pierwszego szeregu. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, ilu rzeczy nie zdążyłam zrobić tylko dlatego, że jestem lesbijką i zaangażowałam się w działalność na rzecz równych praw. Nie chcę już funkcjonować wyłącznie w tej roli, podporządkowywać jej życia. Chcę zrealizować swoje potrzeby, zainteresowania i  pasje jak każdy inny człowiek. Jakiś czas temu zapisałam się na kurs wspinaczkowy. W planie mam zdobycie Wielkiej Korony Tatr.

Zastanawia mnie jeszcze jedno: osoby nieheteronormatywne obecne w przestrzeni publicznej to od lat niemal wyłącznie mężczyźni. Na eksperckich i eksponowanych stanowiskach są też zapewne lesbijki. Dlaczego ich nie widać? ET: – Dlatego, że w naszej społeczności, w wielu organizacjach zrzeszających osoby LGBT+ i z założenia przychylnych nam, tak jak w wielu innych społecznościach, panuje patriarchalizm. Kobiety ogólnie eksponuje się mniej. Weźmy szczególnie spektakularny przykład polPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

57

ROZMAWIAŁA JOANNA CIEŚLA

MARTA I OLA (LGBT+) M arta : ­– Czuję podskórnie, że otwartość nie zawsze jest dla mnie bezpieczna. Wolę też być znana z tego, co robię, a nie z tego, jaką mam tożsamość. Nie zagłębiam się publicznie w subtelności tej tożsamości, bo to dla mnie bardzo osobista kwestia. Ale myślałam o tym, do jakiego magazynu nas zaprosiłaś. POLITYKĘ czy dodatki do niej czytają osoby, które mają raczej określone poglądy. I nurtuje mnie taki temat: wielu miało nadzieję, że po wyborach prezydenckich wszystko się zmieni. Że one będą takim magicznym przyciskiem: bach i albo konfetti, albo dramat. A to nie jest tak, że jeden dzień raz na wiele lat coś może odwrócić. Wystarczy spojrzeć na dyskusje, które toczyły się po ogłoszeniu wyników: wykluczanie ludzi odbywa się z każdej strony. Mam na to dużą niezgodę. Sfera publiczna jest zdominowana przez podsycanie konfliktów, które szczerze mówiąc, nie zawsze mają przełożenie na to, co się dzieje np. na naszym podwórku. Ja mam pytanie do ludzi, niezależnie od tego, czy czytają POLITYKĘ, czy oglądają TVP: na ile starają się rozmawiać z innymi ludźmi, na ile lubią siebie, na ile lubią swoich sąsiadów? K ata r z y na C z a r neck a : – Właśnie o podwórku i sąsiadach

chcę z wami porozmawiać. M: – To dobrze. Głosowaliśmy tu bardzo różnie. I robi na mnie wrażenie, kiedy sąsiad, który ma zupełnie inne poglądy i  który wywiesza u  siebie kandydatów, na których ja bym w  życiu nie zagłosowała, daje nam ścianę, żebyśmy mogli zrobić mural. I że w jednym tygodniu są wybory, a w drugim sprzątamy plac zabaw razem, wszyscy, niezależnie od tego, jak kto głosował. Jak wiem, że moja sąsiadka nie pójdzie do sklepu, to jej zrobię zakupy. Raz się z nią zgadzam, raz się nie zgadzam, ale się lubimy. Dla mnie to jest kluczem do wszystkiego, odtrutką na to, co słyszę w mediach. Chodzi o te codzienne spotkania, które wydają się mało ważne. Jest bardzo miłe, jeśli ludzie otaczają mnie troską, miłością, empatią, ale czuję, że jest we mnie jakaś cecha, która „wymaga” innego traktowania. A ja chcę być traktowana na równi. Napisałaś na swojej stronie, jak wygląda twoja rodzina: Ola, Ty i Franek. Zrobiłaś coś, co było dla ciebie trudne. M: – Trudny to był dla mnie moment, kiedy pojawił się Franek. Poczułam, że jest to nie tylko sytuacja, w której uczę się nowej roli ­– niejasnej dla mnie, powodującej dużo niepokojów: czy dam radę, czy stworzymy mu sensowne dzieciństwo, czy zbudujemy dobrą więź między sobą. Ale też, że nagle to prywatne staje się publiczne. Że to

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Marta jest rysowniczką, działaczką społeczną, rodzicem. Kocha koty, rowery, książki i samotne wyprawy do kina. Ola jest mamą zaangażowaną w sprawy społeczne. Lubi podróże i spanie w namiocie.

Rozmawia K atarzy na C zarneck a rysunek M arta Z abłock a

jest taka kropka nad i: w oczach innych nie jesteśmy już wiecznymi studentkami czy siostrami, tylko chyba coś jest na rzeczy. Choć, jak mówi Ola, pewnie ludzie nas już omówili wzdłuż i wszerz. Rzeczywiście, sąsiedzi i sąsiadki dawali znać, że wiedzą, jaką jesteśmy rodziną, ale nie czułam, że mi zaglądają w garnki czy pod kołdrę, tylko wyrażają akceptację. To było dla mnie bardzo wzruszające. Nasza nastoletnia sąsiadka narysowała dla nas kartkę i napisała, że jesteśmy fajną rodziną. Po moim wpisie poczułam zaś, że coś się we mnie zmieniło. Myślę, że to wynikało też z tego, że dostałam później bardzo dużo serdeczności, poza jednym nieprzyjemnym komentarzem. Na placu zabaw sąsiadka spytała, czy ja jestem mamą Franka, czy Ola. Powiedziałam, że on jest naszym synem. Po prostu. Stwierdziłam, że nie chce mi się już wymyślać, mówić: moja przyjaciółka. Co ma być, to będzie. Widać było, że ona jest zaskoczona, bo pewnie nie pomyślała o takiej możliwości. Naprawdę mamy trochę szczęścia w  tym wszystkim: mamy fajnych sąsiadów i sąsiadki.

Twój coming out ma uciąć spekulacje szerszego grona? Z  jednej strony wynikało to z  mojej gotowości, chociaż staram się unikać bycia w  pierwszym rzędzie, bo nie mam do tego nerwów i żyję w swojej bańce. Z drugiej zaś, mam dziś wrażenie, że ktoś może przyjść i zabrać mi totalnie wszystko, bo Franek nie jest moim biologicznym dzieckiem. Boje się, że będziemy szli ulicą i doświadczymy przemocy. Boję się kolejnego wykluczenia, także systemowego, zresztą i tak już w nim jesteśmy prawnie. I wiem, że inni też się tego boją. Ale stwierdziłam, że przecież zawsze ktoś może mi coś zrobić, jeśli będzie chciał, niezależnie od tego, kim jestem. I poczułam, że może moim gestem komuś dodam otuchy. Dla mnie bardzo ważny był coming out Sylwii Chutnik. Jak bym była dzieciakiem, to chciałabym móc przeczytać słowa osób, z którymi łączy mnie jakaś tożsamość. A teraz, kiedy przechodzę w wiek „dziada”, to cieszę się, że ona podjęła taką decyzję, bo ja po prostu czuję się w tym mniej samotnie. Oczywiście konsultowałam to z Olą, bo to sprawa całej naszej rodziny. Jak to odebrałaś, Olu? O l a : – Ustaliłyśmy, że Marta tego chce i jest to dla mnie jak najbardziej OK. Ale ja nie mam potrzeby mówienia o mojej orientacji i rodzinie wszystkim i wszędzie. I nie zwracam uwagi na to, co kto sobie o mnie myśli.



58

Na naszym placu zabaw widać, jak łatwo czasami o podziały i konflikty, takie jak w całym społeczeństwie. Można je zgasić, pod warunkiem że nikt nie zapala zapałki ­– a tym jest przekazywanie stereotypów i akceptowanie różnych rodzajów przemocy – żeby je ponownie rozognić. I my na naszym placu zabaw spotykamy się, rozmawiamy i działamy. To miejsce dla wszystkich. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

59



Pracujesz w służbach mundurowych. To homofobiczne środowisko czy raczej standardowe? O: –  Wszędzie jest homofobia, więc i  ja spotykam się z bardzo niefajnymi tekstami. Tyle że rzucanymi w powietrze, choć moja tożsamość jest tajemnicą poliszynela. Kiedy zaszłam w ciążę, było poruszenie: przecież ona woli dziewczyny, więc jak to? Boli mnie, że osoby heteroseksualne nie muszą rozmawiać o swojej seksualności, nie muszą mówić o tym, kim są, z kim mieszkają i co robią. A ja przed każdą rozmową, również tą teraz, z tobą, mam poczucie, że muszę tłumaczyć się ze swojego życia. Sprawia mi przykrość, gdy nienaturalne okazuje się to, że mam rodzinę z Martą, mamy Franka. Właściwie jest to dla mnie odczłowieczające. Bo odbiera mi godność i normalność. M: – Nie robicie numeru „Ja My Oni” pod hasłem: Ludzie heteronormatywni. Nie robimy, choć może powinniśmy. Nie chcemy jednak wchodzić z butami w intymne sprawy osób LGBT+, tylko pokazać, że normalność jest różnorodna i reakcje ludzi na inność też. O: –  Marta cały czas powtarza, że żyjemy w  swojego rodzaju bańce. A  ja mówię, że nie. Społeczeństwo cały czas się zmienia, wiele osób jest naprawdę otwartych. Kolejny raz przekonałam się o tym, kiedy byłyśmy teraz na wakacjach w Borach Tucholskich. Ludzie, którzy roz-

M: – Ja się odcinam w dużej mierze od tego, co mówią politycy i powtarzają media. Tak do końca się nie da, ale gdybym nie próbowała, chyba by mi się coś w głowie przepaliło.

Jak się żyje na waszym podwórku? M: – Dzieci biegną do Oli, ale jak widzą, że to nie ja, zawracają. O: – Ja nie mam takiego podejścia do dzieci jak Marta. Ona z nimi rozmawia, one chętnie rozmawiają z nią. Nie łudzę się, że będą spędzały ze mną superfajnie czas. Co was ujęło, że właśnie w 2015 r. kupiłyście mieszkanie w dzielnicy, która nie wydaje się kipieć tolerancją? O: – To jest fajne, stare, robotnicze osiedle, gdzie ludzie żyją z pokolenia na pokolenie. Do takiej zżytej społeczności ktoś nowy nie tak łatwo wchodzi. O: – Oczywiście. Ale my dość szybko zostałyśmy zaakceptowane. Gdyby sąsiadom coś się nie podobało, z pewnością daliby nam o tym znać. Ktoś tu kiedyś parkował samochód nie tak, jak powinien. Powiedzieli mu, żeby tego nie robił. A kiedy nie poskutkowały upomnienia słowne – dopiero wtedy – przebili mu opony. M: – My mieszkamy w części, gdzie są stare bloki, dalej stoją nowe i  każdy to jest inny świat. Ale dzieciaki krążą wszędzie. I dla nich chciałam coś zrobić. Był tu plac zabaw:

BOLI MNIE, ŻE OSOBY HETEROSEKSUALNE NIE MUSZĄ ROZMAWIAĆ O SWOJEJ SEKSUALNOŚCI, NIE MUSZĄ MÓWIĆ O TYM, KIM SĄ, Z KIM MIESZKAJĄ I CO ROBIĄ. A MY MUSIMY. bili namiot obok nas, byli bardzo serdeczni i tłumaczyli siedmioletniej dziewczynce, że są różne rodziny. Takie, gdzie jest mama, tata i dziecko, dwie mamy i dziecko albo dwóch tatów i dziecko.

Politycy was jednak traktują instrumentalnie i wykorzystują. O: –  Oczywiście. Ale wcześniej takim instrumentem była aborcja, byli uchodźcy. Temat się pojawia co jakiś czas, cyklicznie wchodzi inna grupa, którą należy wykluczyć, na którą należy szczuć i którą w zależności od nastrojów społecznych trzeba potraktować jako wroga, który zniszczy cały naród. Za chwilę mogą to być osoby z niepełnosprawnościami, bo są inne, osoby o innym kolorze skóry czy mówiące w innym języku. Najbardziej się martwię tym, że te argumenty trafiają do osób, które nie tyle myślą inaczej, co szukają rozróby: pseudokibiców, neonazistów, grup, które epatują przemocą i  tej przemocy używają jako argumentu. Nie boję się, że ktoś fizycznie zrobi mi krzywdę. Bardziej się obawiam o tych młodych wesołych, kolorowo ubranych ludzi, którzy dostaną rykoszetem. Ostatni przykład: 21 czerwca w parku Praskim grupa roześmianych nastolatków wracających z egzaminu została wyzwana od pedałów, jednego chłopaka pobito. My zostaliśmy potraktowani instrumentalnie, ale to odbija się nie tylko na naszej społeczności, ale też na osobach niemających z nią nic wspólnego. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

trawnik z  dwoma stołami do ping-ponga, które były też szwedzkimi stołami na różne napoje chłodzące, a dzieciaki rzucały kamieniami w butelki, że niby grają w kręgle. Teraz mamy nowy. Sama koordynowałam sporo spraw między wiceburmistrzem a naszymi sąsiadkami, ale nie chciałam dać sobie wrzucić na głowę samych obowiązków, bo to nie tworzy społeczności. Powiedziałam: albo staramy się razem, albo nie; albo nam wszystkim się uda, albo nikomu się nie uda. I to jest wspólny lokalny sukces. To było ciekawe: ludzie chcieli wcześniej jakiejś zmiany, ale mówili, że tu latami nic się nie działo, nie mieli już nadziei. To wspólne działanie nas zbliżyło. Choć jak pojawił się plac zabaw, to wyszły na wierzch inne kłopoty: jeden dorosły chciał, żeby niektórym dzieciom zakazać przychodzenia na plac zabaw, bo brudzą. Nie żeby im coś zaproponować, tylko wykluczyć. A te „nasze” dzieciaki bardzo dzielnie sprzątały okolicę, w sobotę, w upał.

Dorośli dają zły przykład, a później się dziwią, że dzieci ­bywają okrutne. M: –  Nie zgadzam się na mówienie, że dzieci bywają okrutne. Są za bardzo zostawione same sobie. O: – Myślę, że generalnie dzieciaki, nie znając ­realiów i  pojęć, ślepo naśladują dorosłych. I  niektóre będą w przedszkolu czy szkole mówić: „Ty pedale, ty cioto” albo używać innych epitetów choćby wobec Franka, choć-

60

S a m i

by był fajnym chłopakiem. Będzie naznaczony tylko dlatego, że jest z takiej, a nie innej rodziny. Tego się najbardziej obawiam. Mam nadzieję, że się mylę albo że on będzie sobie z tym świetnie radził. Ważna jest też rola szkoły. Powinni w  niej pracować wyrozumiali i  mądrzy nauczyciele, którzy będą mówili o normalności, nie będą szczuli dzieci na siebie. Dziś szkoła zamyka też drogę wolontariuszom, edukatorom. Jest skostniała, zbetoniała. M: –  Mój kolega Bartek z  Fundacji Banina [zajmującej się nowoczesną edukacją poprzez teatr – przyp. red.] wciągnął mnie do wymyślonego przez dwie nauczycielki projektu „Zaproś mnie na swoją lekcję”. Poznałam fantastyczne pedagożki, pełne pasji, które uwielbiają swoich uczniów. Powiedziały mi, że w ich klasie są dzieci, które doświadczają przemocy. Chcą do nich dotrzeć, ale nie wiedzą jak – chciałyby np. przytulić, ale system im nie pozwala. Nie powinno tak być. Dzieci nie powinny się zmagać z przemocą i ktoś powinien ich słuchać. Rozumiem, Olu, twoje obawy o Franka ze względu na to, jaką on ma rodzinę, ale też jakoś jestem spokojna. Bo po pierwsze, wiesz, jak jest: gruby czy chudy, rudy, ciemny czy jasny, piegowaty, zezowaty – zawsze się znajdzie jakiś powód do wykluczenia. Po drugie, nie będziemy z Frankiem przez całą dobę, nie zamontujemy mu chipa ani monitoringu. Możemy dbać o to, żeby on czuł, że jak spotka go coś trudnego, my go wesprzemy. I mam nadzieję, że będą do

o

s o b i e

raz na jakiś czas. Nie udał się skatepark dla ­d zieciaków i to mi pokazało, jak czasem mało brakuje do tego, żeby się porozumieć. Lokalność to i moc, i słabości. Staram się szukać takich rozwiązań, żeby każda chętna osoba niezależnie od poziomu umiejętności, wieku, sprawności mogła wziąć udział. Taka okolica jak nasza – a jest ich mnóstwo – to nie tylko beton, kolejne wycinki drzew i deweloperzy, którzy robią, co chcą. O: –  Ten mural to było fantastyczne. Rysowały dzieci i dorośli. Najmłodsza dziewczynka miała około roku, a najstarsza sąsiadka ponad 70 lat. M: – Teraz marzy mi się postawienie jakiegoś wielkiego, sztucznego zwierzaka, na przykład dzika, bo one tu bywają. Ale każde wyjście z domu jest tutaj przygodą. Sąsiedzi cały dzień siedzą w oknach albo na ławeczkach i rozmawiają. Chcesz czy nie chcesz, i  ty musisz – a  właściwie chcesz – z nimi pogadać. O pierdołach i o ważnych sprawach. Przez te dwa tygodnie po wyborach kilkoro sąsiadów opowiedziało mi swoje historie. Zaufali mi, co bardzo doceniam. Zrozumiałam, że do niektórych osób podchodziłam stereotypowo. Może za mało rozmawiałam, może za mało byłam uważna. Sama sobie utarłam nosa. Ale teraz weszliśmy na kolejny poziom sąsiedzkiej bliskości. O: –  Mieszkamy na starym, porobotniczym osiedlu. Myślę, że łatwo zaszufladkować takie miejsce. Przyznam, że czasem i my myślałyśmy stereotypowo. Jednak nasze

SFERA PUBLICZNA JEST ZDOMINOWANA PRZEZ PODSYCANIE KONFLIKTÓW, KTÓRE NIE ZAWSZE MAJĄ PRZEŁOŻENIE NA TO, CO SIĘ DZIEJE NA NASZYM PODWÓRKU. Franka przychodzili przyjaciele, bo będą się tu dobrze czuć. O: – Myślę też o tym, że od dawna dużo dzieci wychowywanych jest przez kobiety samotne, z  dochodzącym ojcem albo bez niego. Jeżeli chodzi o spełnienie przez nas potrzeb emocjonalnych Franka, nie martwię się. A środowiskowo Franek będzie zaopiekowany zarówno ze strony męskiej, jak i żeńskiej.

No tak, bo wasz dom to właściwie kilka bloków. M: – Poniekąd, choć nie zapraszamy się do mieszkań. O: – Ale czasami mieszkaniem staje się podwórko. Kiedy były mistrzostwa w piłce nożnej, sąsiad postawił swój telewizor przed blokiem, pociągnął kable z  mieszkania i każdy mógł przyjść ze swoim krzesełkiem, żeby oglądać wspólnie mecze. M: – Teraz planujemy wieczorne pokazy filmów. I będziemy malować kolejny mural. Zmieniłyście to osiedle bardzo przez zaledwie pięć lat. M: – Myślę, że te zmiany są w obu kierunkach. Wielokrotnie nasze sąsiadki i nasi sąsiedzi robili mi w sercu rewolucję, uwrażliwiając na coś. Może mogłabym robić więcej, ale dużo pracuję i angażuję się w inne działania społeczne. Przygotowanie muralu, złożenie go z rysunków, które zrobiły osoby w różnym wieku mieszkające tutaj, wymaga czasu. Ale jest możliwe zrobienie ­czegoś POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

sąsiadki i sąsiedzi pokazują nam, że są otwartymi, akceptującymi ludźmi.

Oni być może odczuwają to samo wobec was. M: – Nie zgadzam się, żeby ktoś o moich sąsiadach mówił, że są ciemnotą. Jeżeli ktoś to robi, to chciałabym wiedzieć, na jakiej podstawie? Czy zapytał, dlaczego dokonuje takich, a nie innych wyborów, np. politycznych? Moi sąsiedzi to ludzie, którzy mnie inspirują, otwierają oczy na różne rzeczy. I mówią, że dla nich nie jesteśmy żadną ideologią, tylko ludźmi. W tym wzajemnym szacunku się spotykamy. Czujecie, że tworzycie wspólnotę? M: –  Tak. Tu się realizuje utopia. Przez codzienne kontakty nasza lokalna wspólnotowość się ugruntowuje. Nie mówię, że wszędzie by się to udało. Nadal uważam, że to jest trochę łut szczęścia, że zaiskrzyło między nami. O: – Ja czuję też, że jesteśmy tu bezpieczne. Nie bałabym się zostawić Franka na chwilę w piaskownicy samego, bo wiem, że nic by mu się nie stało. Zostałby zaopiekowany przez sąsiadów. Byłby potraktowany jako członek grupy, o którego trzeba się zatroszczyć. M: – Śmiejemy się: na tym osiedlu dla naszego dziecka zawsze znajdzie się czapeczka. ROZMAWIAŁA KATARZYNA CZARNECKA

61

SYLWIA (LGBT+)

rozmawia K atarzy na C zarneck a zdjęcia E milia O ksentowicz /maga zy n replik a

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

62

S a m i

K ata r z y na C z a rneck a : – „23 lipca 2020 r. skończył się mój

heteroseksualizm” – co ci się skończyło, że powiedziałaś to publicznie? S y lw i a C hutnik : – Cierpliwość. Od 15. roku życia działam społecznie, jestem miła i sympatyczna, otwarta, zawsze szukam punktów wspólnych, nie skupiam się na tym, co nas dzieli, nie używam języka nienawiści. Jestem weganką, płacę podatki i sprzątam po swoim psie. Myślę, że mogłabym świecić czakramem dobroci. Ale teraz mówię: dość. Wymieniłaś cechy swojego charakteru, ale też podałaś definicję patriotyzmu. Tak, chociaż ze względu na swoje poglądy bardzo często jestem uważana za antypatriotkę. I  może słusznie, bo właściwie jestem matriotką, bo zajmuję się herstorią, czyli odkrywaniem losów kobiet (gra słów: HERstoria zamiast his – po angielsku „jego”). Wymieniam swoje przywary niczym na rozmowie o pracę, bo chcę podkreślić, że to nie jest tak, że znudziła mi się opcja: warto rozmawiać. Jeżdżąc po Polsce jako pisarka, 660 razy odpowiedziałam np. na pytanie, co to jest feminizm. I luz, spoko. Po to tu jestem. Ja, siłaczka. Cierpliwości już nie mam do potwornej polskiej hipokryzji (kiedyś byśmy powiedzieli: dulszczyzny, ale dulszczyzna przy tym to małe miki). Do agresji, wtrącania się ludziom do życia, do łóżka, do poglądów, do tożsamości, do wartości. I  jakkolwiek niezbyt dobrze czuję się jako osoba, która publicznie opowiada o swoim życiu prywatnym, to byłam gotowa na ten gest. Wiele osób uznało go za polityczny. Hasło drugiej fali feminizmu brzmi: „prywatne jest polityczne”, więc tak, jak najbardziej wykorzystałam tę frazę. Po to, żeby pokazać, że to, w jaki sposób żyjemy – i nie mówię tu o obyczajowości, o life style, tylko o tym, w jaki sposób wybieramy swoje życie bądź też po prostu podążamy za tym, co jest wewnątrz nas – to jest niczyja sprawa. Nie powinno to być tematem dywagacji, jak inne prawa człowieka. Dopóki każdy z nas jest, jaki jest i nie czyni nikomu krzywdy oraz nie powoduje szkód społecznych, to wszystko jest OK. Zapytałam też siebie: ile można? Jako badaczka z doktoratem, powołująca się na raporty i statystyki, zrobiłam sobie résumé, co się działo przez ostatnie dwadzieścia parę lat wokół osób nieheteronormatywnych. Podobnie jak kiedyś w sprawie gender, bo przecież my mamy takie mody: gender, feministki, ekolodzy, uchodźcy, Żydzi, pedały. I zobaczyłam, jak bardzo ten dyskurs się przesuwał. Pamiętam, jakie oburzenie wywołała w  2003  r. akcja „Niech nas zobaczą”, polegająca na umieszczeniu w przestrzeni publicznej portretów par nienormatywnych, zwyczajnych ludzi trzymających się za ręce. A ostatnio oburzają zdjęcia sławnych piór w dupie i tęczowej flagi na Je-

o

s o b i e

zusie. K…wa, wszystko oburza. Czy mówimy językiem ugodowym, spokojnym, wyważonym, naukowym, czy robimy performance – zawsze jest coś nie tak.

Trochę jak dzieciom u matek? Tak. Przez wiele lat się zajmowałam pracą opiekuńczą, przede wszystkim macierzyństwem, i  wiem, że matka – w  ogólnym wyobrażeniu – zwykle jest toksyczna, albo za mało kocha, albo za bardzo. I kiedy urodził się mój syn, pomyślałam sobie, że zawsze coś będzie nie tak, więc chcę być po prostu wystarczająco dobrą mamą, bo nigdy nie będę w stanie tych wyśrubowanych norm spełnić. Mogłabym wymieniać wiele innych grup społecznych, z którymi „zawsze są problemy”. Matki? Wiadomo: rodzą te bachory i  biorą 500+. Niepełnosprawni? Awanturują się, że nie ma podjazdów. Żydzi? Wiadomo, zło wcielone. Czarni? Mają fanaberię, żeby o nich nie mówić Murzyni. I pomyślałam, że jako osoba, z którą też zawsze coś jest nie tak, pomimo że tak bardzo się stara być najmilsza z całej klasy, nie mogę sobie zostawić życia prywatnego. Nie w takiej sytuacji, jaką mamy teraz, gdzie homofobia zabija, panuje tak niesamowity język nienawiści, gdzie głowa państwa, prezydent, i jej świta mówią, że LGBT+ to nie ludzie. Granice zostały tak przekroczone, a ja mam siedzieć i mówić: może podajmy sobie ręce, może warto rozmawiać? Nie warto, już nie warto. Już wszystko zostało powiedziane. Dlatego wkładam kij w mrowisko. Łamiesz reguły? Złamałam cztery: heteronormy oczywiście, ale też świętości rodziny, bo jestem matką, oraz niewidzialności lesbijek. Jakiś plotkarski portal zamieścił informacje o najbardziej znanych lesbijkach z Polski i byłam tam ja, Kasia Adamik oraz Ala Nauman. Trzy lesbijki mamy w Polsce? Z pewnością więcej. Może się nie outują, bo nie chcą słuchać tego, czego ty teraz musisz. Słucham także z  powodu złamania czwartej reguły: zrzekłam się pozycji uprzywilejowanej – a jak nie grasz w grę większości, to nie masz profitów większości. Spodziewałam się hejtu. I  słyszę: afiszujesz się, promujesz nachalnie. W internecie są wielkie dyskusje na temat mojej seksualności. Córka mojej koleżanki ma wakacje, więc śledzi komentarze na mój temat i zgłasza te, które są mową nienawiści. To boli? Boli. Ale do szału doprowadzają mnie pytania osób, które teoretycznie powinny ogarniać, bo mają poglądy liberalne, przynajmniej obyczajowe. „To teraz musimy chodzić do gazety i epatować tym, z kim śpimy?”. No ludzie! Para prezydencka w Dzień Pocałunku cmoka się na Twitterze, większość ludzi zmienia status na „w związku małżeńskim” po ślubie, wrzucają zdjęcia z uśmiechniętym mężem czy żoną na tle zachodzącego słońca, w pracy

Rozmówczyni jest kulturoznawczynią i absolwentką Gender Studies na UW, doktorką nauk humanistycznych, pisarką. Zadebiutowała w 2008 r. powieścią „Kieszonkowy atlas kobiet” i dostała Paszport POLITYKI. Działaczka społeczna. Stypendystka Homines Urbani 2008, Instytutu Books from Lithuania 2009, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego 2010, Miasta Stołecznego Warszawy 2010, Instytutu Goethego 2010. W 2009 r. została laureatką Społecznego Nobla Ashoki. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

63



ciągle gadają: mój mąż, moja żona. I to nie jest afiszowa nie się? Zakochane pary na okładkach „Vivy!” czy „Gali”

Bo to jest „normalne”. A podwójne standardy to nic nowego. Ich często nie widać, jeżeli jest się w większości. A jako mniejszość muszę brać pod uwagę, że to większość ustala normę, większość mnie dyscyplinuje, mówi, jak mam protestować. Trudno to dostrzec, dopóki nie wyjdziesz z normy albo się chociaż nie wychylisz, albo masz empatię taką, że zastanowisz się, jak to jest być osobą zupełnie inną w sensie tożsamości. Większość mówi: przecież każdy może być, kim chce. Zawsze to słyszałam, kiedy jako feministka mówiłam o tym, że kobiety nie mają możliwości zarabiania tyle co mężczyźni albo zajmowania pewnych stanowisk, że są szklany sufit, lepka podłoga itd. Czyli: każdy może oprócz kobiet.

Nie pierwszy raz. No tak. Jako artystka i  pisarka pracuję na własnych flakach, ciągnę ze swoich różnych dobrych i  złych doświadczeń czy myśli. Jako działaczka społeczna pracuję na problemach, które były też moje albo moich najbliższych. Ale jako osoba nieheteronormatywna, która dokonała coming outu, czuję się tak, jakbym suwakiem rozsunęła skórę i wystawiła to, co pod spodem, na pożarcie. Oczywiście to nie jest tak, że ktoś gwałtem tego dokonał, to była moja decyzja, sama się podłożyłam. Ja cenię sobie to, że jeśli coś robię, dbam, żeby to było moją świadomą decyzją. Nawet jak skaczę na główkę. Bo finalnie i tak ja z tym zostaję, nawet jeżeli mam – a mam – megawspierającą załogę wokół. To ja, z imienia i nazwiska, to na siebie biorę. To, co się dzieje teraz, jest bardzo obciążające. Hardcore. Niektórzy ludzie wydziobują mi wnętrzności.

Jesteś kobietą – jest nas niby więcej, ale dotyczy nas więcej norm niż mężczyzn. Jesteś dość ekscentryczną naukowczynią, artystką i pisarką, więc w grupie mniejszościowej. Teraz jesteś też w mniejszości LGBT+. Ile baniek jeszcze zniesiesz? Nie wiem. Męczy mnie to, ale znoszę nie od dziś. Umówmy się: jak działasz społecznie, to na rzecz osób wykluczonych, więc to są kolejne bańki. Wychodzę z nich

I twierdzą, że skoro jest wolność słowa, to mają do tego prawo? Owszem. Ale jeżeli ktoś mówi „pedały do gazu” ­– nie! Wiele osób mówi też: mam negatywną opinię na temat gejów. Drugie nie! Homofobia nie jest poglądem. Mówimy tu o łamaniu elementarnych praw człowieka, na których temat się nie dyskutuje. Czy out jest jednocześnie oczyszczający?

to nie jest nachalna promocja heteroseksualizmu?

PUBLICZNE CAŁOWANIE SIĘ PARY PREZYDENCKIEJ TO NIE JEST AFISZOWANIE SIĘ? ZAKOCHANE PARY NA OKŁADKACH „VIVY!” CZY „GALI” TO NIE JEST NACHALNA PROMOCJA HETEROSEKSUALIZMU? tylko podczas spotkań autorskich: mam wtedy dostęp do bardzo różnych ludzi z  bardzo różnych środowisk. Opuszczam także więc bańkę warszawską, czyli dużego miasta, moich znajomych, poglądów. I spotykam się z osobami, które czegoś nie rozumieją, ale chcą, żeby im wyjaśnić. Staję się wtedy tą osobą zorientowaną na zewnątrz, z  wektorem do ludzi. I  jeszcze jedno: ja się naprawdę do baniek nie pcham.

One są, bo taką mamy rzeczywistość. Mniejszości je tworzą, ale też zostają w nich zamknięte. Tak. Dużo ostatnio o tym myślałam, bo wiele osób mówi o emigracji. Szczególnie po wyborach prezydenckich, z racji coraz bardziej zaostrzającej się sytuacji w Polsce. Zamieściłam w końcu swoje zdjęcie z kartką z napisem: „Zostaję tu, żeby zrobić wam na złość”. Mogłabyś żyć gdziekolwiek. Owszem, ale nigdzie się nie wybieram, bo mam tu swoją rodzinę i mnóstwo rzeczy do zrobienia. Ale wiele osób pisało mi: niech pani zostaje, życzę pani powodzenia, ja już nie mam siły. A ty masz? Jeszcze siebie o  to nie zapytałam. Hm… Chyba mam bardzo mało. Bycie cały czas na marginesie marginesów jest bardzo wyczerpujące, a teraz jeszcze jestem w punkcie, kiedy pracuję na sobie, na swojej tożsamości. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Na jakimś poziomie tak. To jazda bez trzymanki, która jednak daje ci też poczucie wolności. Nie takiej, jak po ­coachingu w weekend: ktoś ci udzieli paru rad, a ty mówisz „o  Jezu, już jestem wolna, już jestem asertywna”. Wolność polega na tym, że robisz w życiu to, co chcesz, jesteś tym, kim chcesz, wbrew temu, co się dzieje wokół. I to nie jest stan, który się osiąga i później jest stały. To ciężka codzienna praca. Ale największa wartość, w którą wierzę – i wolność osobista, i ta innych ludzi, do której jeśli tylko mam możliwości, staram się przyczynić. W tym sensie to jest szalenie wyzwalająca robota.

Naprawdę czujesz się teraz bardziej wolna niż przed 23 lipca? Trudno w to uwierzyć. Chciałabym oczywiście jeszcze nie spłacać kredytu we frankach, za to mieć dom z basenem. Wiele osób ostatnio mi napisało, że to ważne żyć w  zgodzie ze sobą. To mi pachniało trochę poppsychologią, ale jeżeli robisz coś, z czym ci jest w życiu nie po drodze, to przecież się męczysz, czujesz, że coś jest nie tak. Musisz być wobec siebie fair. Dlatego też np. dokonałam aktu apostazji – uważałam, że to jest zgodne ze mną i fair w stosunku Kościoła. Przecież mnie tam nie było od 30 lat. Bycie fair w stosunku do samej siebie oznacza też wgląd w siebie. Po tym, jak powiedziałam, że nie jestem heteronormatywna, cały czas się z tym noszę, opowiadam, odpowiadam, reaguję na to, jak ludzie reagują, i cały czas sprawdzam, co to dla mnie znaczy, na jakim jestem eta-

64

S a m i

o

s o b i e

przemocą. Nic dziwnego, że jej obywatele zachowują się jak sponiewierane żony. Sami zaczynają się cenzurować: nie mów tego, nie pisz tego. Sami już nie wiedzą, co mogą robić, więc na wszelki wypadek nie robią nic. Okropne jest to życie w strachu. On paraliżuje, odbiera możliwość decydowania o sobie, prawa, zwykłą radość życia. Ale ja chciałam, żeby ten out był dla mnie radosny. I odkryłam przy okazji, że jeśli powiesz ludziom: jest mi trudno, wysyłajcie mi miłe wiadomości, to dostałam ich chyba z 500.

Nie masz obawy, że zostaniesz tzw. naszym Żydem? Kazus prezydenta, który powiedział, że obok niego geje mieszkali i  mu dzień dobry mówili? Wiesz, ja już zostałam naszą feministką, naszą matką feministką, naszą dziwną z różowymi włosami. Wakaty były. I na to nie będę się boczyła. Jak się będę niektórym kojarzyła wyłącznie z oswojoną lesbą – w porządku. Mam nadzieję, że to ich uruchomi do pomyślenia trochę o tym, co się dzieje. Przywołałaś wcześniej słowo nagminnie obecnie używane wobec osób LGBT+: epatowanie. Co ono dla ciebie znaczy? To jakaś nowomowa. Zajmuję się naukowo latami 50. i  doskonale znam sytuacje, w  których narzuca się jakiś rodzaj języka, żeby podchwycili go wszyscy. Wrzucasz mięso w maszynkę i ono się miele. I PiS tak wrzuca. Gorsze sorty, zdradzieckie mordy, chamskie hołoty – te sfor-

POLSKA JEST PRZEMOCĄ. NIC DZIWNEGO, ŻE JEJ OBYWATELE ZACHOWUJĄ SIĘ JAK SPONIEWIERANE ŻONY. SAMI ZACZYNAJĄ SIĘ CENZUROWAĆ. SAMI JUŻ NIE WIEDZĄ, CO MOGĄ ROBIĆ, WIĘC NA WSZELKI WYPADEK NIE ROBIĄ NIC. pie. Nie jestem jak torba foliowa, którą wiatr przenosi – cały czas muszę być na stand by, ale świadomie, żeby samej siebie nie zajechać. A naprawdę, k…wa, jest po prostu ciężko. Bardzo ciężko. Żyję sobie na starym Mokotowie, ale to nie znaczy, że nie mogę tu dostać wp…lu tylko dlatego, że trzymam dziewczynę za rękę. Homofobia nie ma adresu.

Boisz się? Bardzo wiele osób gratuluje mi teraz odwagi i wiele mówi, że są niewyoutowane, bo się po prostu boją. Ludzie mi opisywali historie, że żyją 20 lat w związkach ukrytych. To już nie są szafy, to jakieś piwnice przysypane ziemią. Generalnie zresztą społeczeństwo jest tak zastraszone, że jeszcze kilka lat temu trudno to było sobie wyobrazić. Ja też czuję strach, tylko że jestem taka, że nawet jak się boję, robię, co uznaję za słuszne. Krąży ostatnio po sieci mem: „Najbardziej zastraszonym organizmem na Ziemi jest polski prawicowiec. Boi się wszystkiego: uchodźców, LGBT+, dżendera, Niemców, Rosjan, spisku Brukseli, elit, Grety Thunberg, rozpadu rodziny, upadku Kościoła, terrorystów, islamu. Widzi się jako husarz, a jest drżącym zajączkiem”. Wredne to, ale… …prawdziwe, niestety. To jest mechanizm przemocowca, który cię bije, a potem stwierdza: nie mów o mnie, że stosuję agresję, bo to mnie rani. I  dzisiejsza Polska jest POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

mułowania, paradoksalnie, najbardziej zresztą podbijały grupy, których one dotyczyły, media niepopierające tej władzy. Tak się wchodzi do języka z nowymi z­ naczeniami. Przy okazji: jeśli chodzi o  media tzw. liberalne, to ja mam trzy postulaty. Po pierwsze, niezapraszanie do programów czy tekstów publicystycznych homofobów i osób, które łamią prawa człowieka; odcięcie im wszelkich możliwości wypowiadania swoich teorii. Słowem – rezygnacja z  symetryzmu: „zaprośmy obie strony do studia, przecież nie może być tak, że tylko jedna strona się wypowiada”. Bo tu nie ma stron. Jest pytanie, czy media są po stronie ludzi, czy nie? Po drugie, nagłaśnianie przemocy – wobec osób LGBT+ i innych grup. Z tego wynika trzecie: uważne dobieranie zdjęć i leadów. Ja wiem, że teraz ważna jest klikalność, ale to już we własnych sumieniach i serduszkach każde medium musi pomyśleć, czy dawanie piór w dupie i sensacyjnych tytułów do tekstów – jak się zresztą często okazuje, są całkiem sensowne – to jest informacja czy podbijanie bębenka. I po czwarte, nic tak chyba nie działa na ludzi jak human stories, czyli indywidualne rozmowy z  osobami, które mają takie, a nie inne doświadczenia.

Media z zasady przedstawiają świat ponuro, jakby nie było w nim już miejsca na radość. Nakręcają strach. Jak ma być radość, kiedy np. ludzie giną albo mają depresję, bo im społeczeństwo nie pozwala być tymi, kim

65



a oni chcą po prostu kochać. Jako publicystka do chcą, chodzę do wniosku, że nie ma na nią miejsca. Debata publiczna jest skrajnie agresywna. Nie wiem, czy można marzyć jak Jan Lechoń: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”. Boję się, że w tym, co się dzieje, już się nie da żartować. Tu nie ma co podkręcać, to jest groza. Sprawy zaszły tak daleko, że uśmiech na twarzy zamiera. Prywatnie jednak mam drugą naturę, frikową. Kocham wiersz Anny Świrszczyńskiej, która pisze o  tym, że staje przed lustrem i śmieje się z siebie, i to ją odpowiednio ustawia wobec Drogi Mlecznej. Jakkolwiek nie umniejszam swoich ciężkich doświadczeń i znoju, to kiedy czytałyśmy z moją dziewczyną komentarze po moim oucie, to płakałam ze śmiechu. Kochana, rozmawiasz z  laską, która ma różowe włosy, dziary, najbardziej lubi różowy i brokat, więc nie mogę być megapoważną osobą.

Mówisz teraz także o kolejnej rzeczy, której nam brakuje jako społeczeństwu: dystansu do siebie, swoich przywar, wadek. Za to mamy gacie z  kotwicą powstańczą. Okropne. Masz rację, że nam by się przydało więcej mądrego dystansu. Jest wspaniały program, w  którym miałam radość wzięcia udziału: „Przy kawie o sprawie” Agaty Diduszko-Zyglewskiej. To jest moje poczucie humoru, które wywala do góry nogami wszystko. Bardzo lubię groteskę i ironię. One, niestety, są w zagrożeniu – tak bardzo się usztywniliśmy. I to w kraju Gombrowicza… Widzę to po moich felietonach – jak nie jest zero-jedynkowo, to ludzie pytają, ale o co jej chodzi? Jest dobrze czy źle? To smutne. Ostatnio Mariusz Szczygieł zamieścił na Instagramie żarcik, że koleś, z którym ćwiczy, dał mu żelkę „przeciwko depresji”. I już bicie w wielkie dzwony, że to wyśmiewanie się z osób chorych psychicznie. No wiesz, poprawność polityczna ma swoje zalety. Ależ ja uwielbiam poprawność polityczną. Bo kiedy masz grupę osób o  białym kolorze skóry i  jedną o  ciemnym, i wiesz, że nie możesz powiedzieć „ta czarnulka”, to musisz kombinować, jak ją inaczej nazwać. To są ćwiczenia intelektualne. Ćwiczenia z empatii. Ale ironia jest ironią. Wracając do radości: wynajduję często miłe zabawne rzeczy i wrzucam do siebie na stronę. Widzę, jak ludzie wspaniale reagują. Staram się też dawać fajne przykłady tego, co jedni robią dla innych. Ale czasami mam już taki dół, że nie mogę być Pollyanną. Słodko-gorzko to wszystko brzmi. Może dlatego, że lubię piosenki podwórkowe i  ballady miejskie, a w nich tak właśnie jest. Byłam teraz z rodziną kilka dni w  Amsterdamie, a  tam wszędzie tęczowe flagi, a na kościele największa ze wszystkich. Czułam się jak wypuszczona z klatki. Ale wiem, że nie chcę przeżyć swojego życia jako męczennica lesba. Nie wpasuję się w tę rolę, nie mam zamiaru się zamartwiać. Halo, ja się chcę też bawić. A podobają ci się reklamowane ostatnio na Facebooku kalosze z tęczową podeszwą? Czyli że wsparcie, ale symbolem LGBT+ się depcze – dziwna konstrukcja. Ale cóż, kapitalizm zawsze zeżre bunt. Pomijając jednak aspekty czysto komercyjne, neoliberalne żerowanie na ideach, wolę już to, niż żeby flaga wywoływała takie reakcje jak 1 sierpnia. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Niektórzy mówią, że do tego dojdziemy. Wątpię. Będziemy ostatnim bastionem, gdzie zamyka się oczy na procesy emancypacyjne. Jak dziecko, które zaciska powieki i sądzi, że go nie ma. A jeśli coś się zmieni, to za sto lat. Nawet najsolidniejszą twierdzę dużo małych wybuchów wewnątrz może uszkodzić. Choćby taki w latrynie. Tylko jeśli obok niej nie stoi wentylator. Nie chcemy gówno-burzy. Ale owszem, wierzę w  to, dlatego się nie poddaję. Jestem zawzięta. Ale jestem też realistką. Rzeczywistość nie polega na tym, że się natyrasz, świat stanie się piękny, a  ty dostaniesz medal. W  moich działaniach społecznych widzę: zrobiliśmy to i to, a za pięć lat jest to samo. Emancypantki z końca XIX w. miały podobne problemy, jak my teraz, a jest wiek XXI. Ręce opadają. Ale gdy pomyślisz, co mogły kobiety 100 lat temu, a co mogą teraz, to jednak progres jest. Bo zmiany społeczne to nie jest kwestia jednego, dwóch pokoleń. Nie jest tak, że wszystko dzieje się współcześnie szybciej? Próbujesz wydusić ze mnie optymizm? On jest do tego, żeby się nie załamać, żeby mieć siłę żyć, robić, a nie po to, żeby zamydlić obraz sytuacji. I po to, żeby sobie powiedzieć: dobrze, może to, co robię, nie przyniesie dobrego rezultatu teraz, ale w dłuższej perspektywie coś zmieni. Moje odsłonięcie się już coś zmieniło – wyoutowało się jeszcze kilka osób. Jak się zaczął Czarny Protest? Krystyna Janda napisała post rano przy kawie i nagle bum. Odpowiedni moment, odpowiednie sprężenie ludzkie czasem działa. Zmieniłaś też dużo w życiu twojego 17-letniego syna. Jak on się w tym odnajduje? Nie czytałam żadnego poradnika i  nie znam żadnej osoby, która mogłaby mi powiedzieć, jak wuoutować się przed własnym dzieckiem, więc musiałam improwizować. Przygotowałam się i pomyślałam, że po prostu mu powiem, jak jest. Bez żadnej ściemy. Bo po pierwsze, on to wyczuje, a po drugie, jeżeli mu mówię prawdę, bo mu chcę ją powiedzieć, to nie mogę jakoś tak naokoło. To główna zasada, jaką się wobec niego kieruję: jestem z nim szczera. Mówię mu zawsze nie tylko, jaka jest sytuacja, lecz także co się może w jej wyniku zdarzyć. A ponieważ rozmawiałam z człowiekiem świadomym tego, gdzie żyje i co się dzieje naokoło, to było mi łatwiej, bo mogłam się na coś powołać, do czegoś odnieść. I on wiedział, co to jest out dzisiaj, więc wiedział też, dlaczego tak trudno mi o tym mówić. Także o tym, że mam nową osobę, z którą się spotykam, co zawsze jest trudne dla dzieci. Moi rodzice rozwiedli się, więc wiem, jak trudne jest znoszenie ich nowych partnerów i partnerek, a tu w dodatku jest to kobieta. I jest dobrze. Mam w sobie, co prawda, strach o niego. Ale to nie ja go wystawiam na niebezpieczeństwo. To nie jest moja wina, że panuje homofobia, ja jestem jej ofiarą. My wszyscy jesteśmy. Poza tym osoby niewyoutowane się duszą, a ja nie chciałabym, żeby mój syn widział mnie taką zduszoną i nieszczęśliwą. A on by nie chciał, żebym siebie poświęcała dla niego. Mam prawo żyć tak, jak chcę. Nie ma w tym nic złego. ROZMAWIAŁA KATARZYNA CZARNECKA

66

MIKE (LGBT+) rozmawia K atarzy na C zarneck a zdjęcie M ichał Mutor /agencja ga zeta

Rozmówca jest dziennikarzem, byłym krytykiem teatralnym, autorem kilkuset rozmów z czołowymi postaciami polskiej kultury. Był między innymi dziennikarzem „Przekroju”, prowadzącym audycje kulturalne w Polskim Radiu i felietonistą magazynu „Vogue”. Od lat pisze do „Wysokich Obcasów” i weekendowego magazynu gazeta.pl.

K atar z y na C z arneck a : – Kim jesteś? M ik e Urba ni a k : – Jestem gejem, który mieszka w  tym

nieszczęsnym kraju i próbuje jakoś pchać go do przodu.

Parę miesięcy temu odpowiedziałbyś inaczej? Pytasz o to, czy sytuacja, która jest teraz w Polsce, powoduje, że gejostwo staje się kluczowym elementem mojej tożsamości? Nie. Gejowska tożsamość jest dla mnie fundamentalnie ważna, od kiedy pamiętam. Co to znaczy: gejowska tożsamość? To znaczy identyfikowanie się z grupą ludzi nieheteronormatywnych, z którymi dzielę los. On jest wspólny bez względu na to, czy ktoś mieszka w Warszawie, Amsterdamie czy Teheranie. To jest także historia osób nieheteronormatywnych – nasza walka, nasza emancypacja, nasze doświadczenie – oraz bardzo bogata kultura, specyficzny język, system znaków. Mam tu, widzisz, pod ręką taką gejowską półeczkę, na której stoi na przykład opasły tom pod tytułem „Geje i lesbijki. Życie i kultura” pod redakcją Roberta Aldricha i sporo innych książek. One opowiadają o naszym niełatwym życiu i wspaniałym dorobku. Ja się z nim identyfikuję, to właśnie znaczy dla mnie bycie gejem. Myślę, że to znaczy też bycie Innym. Przez duże I? Tak. Odrębnym jak wasza kultura? To jest ważna debata w łonie świata nieheteronormatywnego: asymilacja czy oddzielność? Działacze organizacji LGBT+ najczęściej prą do asymilacji. Jesteśmy tacy sami – mówią – jak wy, w  związku z  tym chcemy mieć takie same prawa. I to prawda. Ale z drugiej strony jesteśmy i zawsze będziemy inni: często inaczej funkcjonujemy, inaczej myślimy, inaczej poruszamy się po świecie. Ta inność jest w nas zakodowana. Oczywiście nie jest to kwestia genów, tylko wynik socjalizacji, doświadczenia tego, czym jesteśmy od dzieciństwa bombardowani, tego, co słyszymy na temat osób POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny



67

Kultura gejowska zawsze  nieheteronormatywnych. była trochę odrębna, specyficzna, to był i  w  dużej mierze jest oddzielny świat. Dzisiaj przez mass media ona przenika intensywnie do mainstreamu dzięki takim produkcjom, jak „Queer As Folk”, „L World”, „Pose” czy „RuPaul’s Drag Race”. Jaka przeciętna heteroseksualna osoba dekadę temu wiedziała, co to w ogóle znaczy być drag queen?

Czy jednak nie masz wrażenia, że jeśli sam siebie postrzegasz jako Inny, umożliwiasz usprawiedliwienie tym, którzy z tego powodu są do ciebie uprzedzeni? Ale dlaczego moja inność ma być związana z uprzedzeniem? Dlaczego ma pociągać za sobą stereotypowe myślenie albo dyskryminację? Ja kocham inność – w kolorze skóry, kulturze, języku, obyczaju. Dla mnie to jest bogactwo. Pewnie dlatego zawsze wpadam w depresję, kiedy wracam po dłuższym pobycie w Stanach do Polski – kraju białych rzymskokatolickich hetero mężczyzn z  wąsem. Rozumiem, o  czym mówisz, o  widzeniu inności jako zagrożenia, ale nie musi tak być. Ostatnich kilka pandemicznych miesięcy spędziłem na wsi, w moim podlaskim domu w Puszczy Knyszyńskiej. W tej wsi stoją dwa krzyże – katolicki i prawosławny, a kilkanaście kilometrów dalej, w Kruszynianach, stoi drewniany meczet. Inni żyją tu ze sobą od wieków. Co w tym złego?

apelowaliśmy do osób LGBT+ o „wyjście z  szafy”. Podkreślaliśmy w  nim, że coming out naszego sąsiada, nauczyciela, lekarza pomaga oswajać heteronormatywną większość. Każda osoba, zapewniam cię, ma w  swoim otoczeniu ludzi LGBT+, tylko nie ma o tym pojęcia.

We wszystkich kontaktach jest tak, że jednych lubisz, a innych nie. To jasne. Ale nie lubię kogoś dlatego, że ta osoba ma inny od mojego kolor skóry albo orientację, tylko z  przyczyn charakterologicznych. Opowiem ci historię: byłem niedawno na urodzinach nowego kolegi, gdzie było wielu heteroseksualnych facetów. Kiedy tam wpadłem, zaznaczyłem swoją obecność niczym Liberace i po kilku minutach stała do mnie kolejka zainteresowanych rozmową. Ci heterycy, którzy być może nigdy nie poznali otwartego geja, mieli do mnie niezliczoną ilość pytań: ale jak to z facetem? A kobiety cię nie podniecają? A jak to? A jak tamto? A potem, że zróbmy sobie selfie i napijmy się drinka. Z fazy „wielkich oczu na widok geja” przeszli na koniec imprezy do fazy „ale jesteś fajnym gościem”. Ten mechanizm działa prawie zawsze niezawodnie, pozwala osobom uprzedzonym wyjść ze świata atakowanego przez wyimaginowanego potwora LGBT+.

SŁYSZYSZ O OSOBACH LGBT+, ŻE TRZEBA DLA NICH OTWORZYĆ PONOWNIE OBÓZ NA MAJDANKU – KULA W ŁEB I DO PIECA. JAK TO WYTRZYMAĆ? Dla mnie nic – różnorodność pobudza moją ciekawość. Pytanie, dlaczego wielu ludzi czuje zagrożenie tym słowem i osobami, które się nim określają? Niechęć do innych jest stara jak świat. Kiedy Imperium Romanum rozciągało się od Brytanii do Egiptu, Katon zastanawiał się, kim są w tej mozaice ludów, kultur i języków Rzymianie? Czy Inni są zagrożeniem dla rzymskości? Dzisiaj, dwa tysiące lat później, toczymy tę samą rozmowę, stąd „Polska dla Polaków”. Ludzie, przynajmniej jakaś ich część, czują się po prostu bezpiecznie w tym, co znają, w grupie jednolitej pod względem kulturowym, która podobnie się ubiera, wyznaje podobną religię, ma podobną tradycję. I kiedy dostrzegają kogoś, kto do tego obrazka nie pasuje, zaczynają się problemy. Chociaż oczywiście jest też coś takiego jak „swój gej”, który od zawsze mieszka w miasteczku. Jest bardzo fajny, wszyscy go znają i lubią. Jemu często nic nie grozi. Ale gdyby ludzi z tego miasteczka zapytać o LGBT+, powiedzą, że to potwór, który chce zniszczyć Polskę. I co to nam mówi? Że dla wielu LGBT+ to wyimaginowana grupa ludzi, że to medialny stwór, zlepek propagandy, kłamstw i stereotypów. Ale kiedy się pozna osobę L, G, B lub T, okazuje się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Dlatego coming out jest ważny. Parę lat temu w „Gazecie Wyborczej” opublikowaliśmy z inicjatywy Roberta Rienta list otwarty, w którym POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Nie czujesz się trochę jak osobliwość w takiej sytuacji? Nie, mam wprawę. Byłem prześladowany przez cały okres szkoły podstawowej. Byłem obrażany, opluwany, pobity. W liceum się poprawiło, a na studiach jeszcze bardziej. Przy czym, kiedy ja chodziłem do szkół, nie było fejsa, insta i jutuba. Generalnie nie było internetów, smartfonów i tego wszystkiego, co dla nienawistnych działań daje dzisiaj nieograniczoną moc. Wyobraź sobie, że dziś jesteś nastolatką i słyszysz od rana do nocy same najgorsze rzeczy o sobie. Słyszysz o osobach LGBT+, że to zwyrodnialcy, zboczeńcy, pedofile i  że trzeba dla nich otworzyć ponownie obóz na Majdanku – kula w łeb i do pieca, co zaproponowali niedawno jacyś wyborcy PiS z Lubelszczyzny. Jak długo jesteś w stanie to wytrzymać? Mnie się udało przetrwać ówczesną homofobiczną nienawiść, ale czy przetrwałbym ją jako nastolatek dzisiaj? Jak przetrwałeś? Zawsze byłem wyszczekany, towarzyski i  bardzo społecznie aktywny. Byłem redaktorem naczelnym gazetki szkolnej, prowadziłem szkolne akademie, kierowałem szkolnym teatrem i byłem przewodniczącym samorządu w podstawówce i w liceum. Ta widoczność była paradoksalnie moją bronią. Zrozumiałem szybko, że jeśli jesteś „ważną osobą”, prześladowanie lżeje, nienawistnicy tracą odwagę. Widać to dobrze na przykładzie kariery Roberta Biedronia – ta ważność i sława

68

S a m i

spowodowały, że opluwanie zamieniło się w  prośbę o selfiaczka. Zawsze mnie też ratowało poczucie humoru, to jest znany mechanizm obronny wśród ludzi prześladowanych z różnych przyczyn. Słyszałem wielokrotnie historie osób z otyłością, dla których w szkole też nie ma litości, że pomagało im bycie szkolnymi dowcipnisiami. I  ostatnia rzecz to mój „gen aktywistyczny”, dość dawno zostałem gejowskim mormonem – nawracanie heteryków to moja specjalność. Jak powiedział dowcipnie o  homofobach jeden z  moich przyjaciół: „trzeba ich zajebać miłością”.

Ale w dyskursie publicznym mało ostatnio miłości. To prawda, głównie nienawiść. Kiedyś byli Żydzi, którzy mieli porywać chrześcijańskie dzieci na macę, dzisiaj są geje, którzy chcą ponoć dzieci gwałcić. Przecież to jest dokładnie ta sama figura, gej zastąpił Żyda. I nie ma znaczenia, że orientacja seksualna nie ma żadnego związku z pedofilią, a zdecydowana większość pedofilów to heteroseksualni mężczyźni –  w  dodatku z  najbliższego rodzinnego otoczenia: tatusiowie, wujkowie, kuzyni. Po co ta batalia? Wymyślił ją Kościół katolicki, żeby odepchnąć od siebie odium pedofilii. Głównym ideologiem tej nienawistnej kampanii jest, co ciekawe, nie Rydzyk, ale

o

s o b i e

Była nadzieja, że takie będzie Święto Niepodległości, jedna z niewielu radosnych rocznic w polskim kalendarzu. Polskie Święto Niepodległości nigdy nie było radosne, bo jest w  listopadzie i  skupia się na składaniu wieńców na grobach. To nie jest 4th of July w  USA czy 5 de Mayo w Meksyku, podczas których się piknikuje i  ogląda pokazy fajerwerków. Inna tradycja. Ale tak, masz rację, w  ostatnich latach również to święto zostało porwane przez prawicowych ekstremistów i nikt normalny nie bierze już udziału w tych obchodach. Tak jak rocznica wybuchu powstania sierpniowego? Co pomyślałeś, widząc rozrywaną na strzępy i deptaną przez uczestników marszu tęczową flagę 1 sierpnia? Podobny los spotkał zresztą flagę Unii Europejskiej. Flagę Unii Europejskiej już dawno obecna sędzia Trybunału Konstytucyjnego Krystyna Pawłowicz nazwała szmatą, ale tę „szmatę” narodowcy deptali dotychczas jakoś tak bez przekonania. Jeśli natomiast obejrzy się nagrania z  obchodów powstania warszawskiego, podczas których wielką tęczową flagę dźgano nożem, widać ewidentnie na twarzach atakujących obłąkaną nienawiść, która, moim zdaniem, skończy się prędzej czy później zadźganiem człowieka.

PARADY SĄ POTĘPIANE ZA TE LEGENDARNE JUŻ PIÓRA W TYŁKACH, ALE NA SAMBODROMIE W RIO KAŻDY CHCIAŁBY KIEDYŚ BYĆ. CZYM TO SIĘ RÓŻNI? arcybiskup krakowski Marek Jędraszewski – następca Sapiehy, Wojtyły i Macharskiego. Znamienne, prawda? Skorzystały z tego umiejętnie polskie władze – prezydent, rząd i PiS, bo nic tak znakomicie nie działa, jak rzymska zasada ­divide et impera. Nowością jest to, że można o nas dzisiaj powiedzieć wszystko – najobrzydliwsze i najbardziej absurdalne rzeczy.

Jak chodzenie po ulicach z genitaliami na wierzchu i piórami w pupach. Kiedyś przeprowadzono badanie polegające na tym, że grupie osób pokazano zdjęcia z jakiejś szalonej, kolorowej parady gejowskiej i  parady karnawałowej z Rio de Janeiro. Okazało się, że ludność nie potrafiła ich rozróżnić, a właśnie o to została poproszona. Tymczasem parady są potępiane za te legendarne już pióra w tyłkach, ale na sambodromie w Rio każdy chciałby kiedyś być. To się nazywa hipokryzja. Na marginesie dodam, że brałem udział w niezliczonej ilości parad w naszym kraju i nigdy nie widziałem ani jednej osoby z genitaliami na wierzchu. Nie wiem, być może nie patrzę tam, gdzie lubią zerkać księża i prawicowi politycy. I jeszcze jedno: nie znam osoby, która brałaby udział w dowolnej paradzie i nie zachwycała się radością, miłością i uśmiechem, jakie tam dominują. Nie wiem, czy w Polsce odbywają się inne tak kompletnie pozbawione agresji masowe wydarzenia. Jeśli agresja się pojawia, to tylko z zewnątrz. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Jak mieścisz w sobie i pogodę ducha, i gorycz? Inaczej bym zwariował. Mam też grubą skórę, którą wytworzyłem przez dobrych dwadzieścia lat gejowskiego aktywizmu w  różnych obszarach. Piszę nieustannie teksty, komentuję, przekonuję, przełożyłem na polski „Normalne serce” Larry’ego Kramera, wyreżyserowałem spektakl o profesorze Michale Głowińskim, edukuję, chodzę na parady… ...byłeś w Białymstoku? Byłem z moją przyjaciółką Malką Kafką, właścicielką restauracji Tel Aviv Urban Food, która miała tęczową flagę z  gwiazdą Dawida. Myślałem, że nas tam rozszarpią na strzępy. Nigdy w  życiu nie doświadczyłem takiej agresji, a  doświadczyłem naprawdę sporo. Poczułem w  Białymstoku, co to znaczy atmosfera pogromowa. Tyle o  tym w  życiu czytałem, zajmując się sprawami żydowskimi, ale zrozumiałem to dopiero wtedy. Mimo tego wszystkiego staram się jednak nie załamywać. Na pewno pomaga w  tym prowadzenie wielkomiejskiego życia w środowisku artystyczno-dziennikarskim, choć teraz akurat zwiałem chwilowo z Poznania na wieś, do jednej ze stref wolnych od LGBT i samym swoim jestestwem podważam jej zasadność. Ktoś ci daje do zrozumienia, że jesteś tam niemile widziany?

69



bo naprawdę ludzie na wschodzie Polski nie  sąNie, żadną „swołoczą”, „biomasą” czy „dziczą”, jak

ich po ostatnich wyborach nazwała część liberalnych Polaków. Nie mogę się na ten język zgodzić, bo on niczym nie różni się od nazywania nas, osób LGBT+, „zarazą”. Moi sąsiedzi tu na wsi są pomocni, uprzejmi i  nigdy nie usłyszałem od nich złego słowa, raczej żart czy puszczenie oka, żeby mi dać znać – wiedzą, że jestem gejem. Mojej sąsiadce, kiedy do mnie w tej sprawie zagadała, powiedziałem, że słyszałem, że jest hetero, ale nie mam nic przeciwko – bardzo się śmiała. Agresywni nienawistnicy mieszkają także w Warszawie i w Poznaniu, zapewniam cię.

Prof. Michał Głowiński mówił o atmosferze pogromowej już w 2016 r. Ale „to przesada” – słychać dziś, kiedy osoby LGBT+ mówią o tym strachu. Przesada? Czytałem niedawno tekst o  chłopaku z podkarpackiej wsi, pod którego domem zbierają się mieszkańcy, by krzyczeć, że jest pedałem. Ktoś rzucił kamieniem w okno, ktoś próbował otruć mu psa. Jeśli to nie jest atmosfera pogromowa, to nie wiem, co nią jest. Co myślą i czują dzisiaj osoby nieheteronormatywne, bombardowane non stop taką nienawiścią? Co czują osoby LGBT+, słysząc, że nie są ludźmi? Nie wiem, co powiedzieć.

rzeczą jest to, że tęczowa flaga stała się w ostatnich latach symbolem nie tylko naszej nieheteronormatywnej społeczności, ale obrony ładu konstytucyjnego i  praworządności. Słabe to pocieszenie, ale warto je odnotować. Być może obywatelskie przebudzenie nastąpi pod tęczowym sztandarem.

Nie wiem, czy to przebudzenie jest powszechne. Na Andrzeja Dudę głosowało „tylko” 10  mln wyborców, 10 mln głosowało na Rafała Trzaskowskiego (zaznaczę tylko, że nie jestem jego wielkim fanem), a o takim, a nie innym wyniku zadecydowało 10 mln, które zostało w domu – to jest grupa wymagająca obywatelskiej mobilizacji. Tyle że Polska jest najbardziej homofobicznym krajem w Europie. Tzw. sojusznicy LGBT+ wbijają wam – może nie noże – ale szpilki w plecy. Polska jest najbardziej homofobicznym krajem w Unii Europejskiej, a nie w Europie. Musimy jeszcze przegonić Rosję, żeby zdobyć homofobiczny laur całej Europy. Ale zgoda, nasi tak zwani sojusznicy to w  większości umiarkowani konserwatyści przebrani w  szaty wielkich postępowców, którzy kochają nas pouczać, co i  jak powinniśmy zrobić, żeby zaskarbić sobie serca Polaków. Otóż ja na takie warunki się nie godzę, bo uważam, że równouprawnienie i  niedyskryminacja należą mi się ot

SĄSIADKA PRÓBOWAŁA MNIE PYTAĆ O ORIENTACJĘ. ODPOWIEDZIAŁEM, ŻE SŁYSZAŁEM, ŻE JEST HETERO, ALE NIE MAM NIC PRZECIWKO – UŚMIAŁA SIĘ. Dużo jeżdżę po świecie, jedną trzecią roku spędzam w Chicago i nigdy nie byłem osobą, która ogłaszała na Facebooku, że „jak wygra PiS, to wyjeżdżam”. Długo wydawało mi się takie piśmiennictwo li tylko figurą retoryczną. Dzisiaj jednak już nią nie jest, dzisiaj to jest nasza nowa rzeczywistość. Kolejne osoby LGBT+ pakują walizki, bo nie dają już rady tu żyć. Może niedługo rząd nam wyda różowe dokumenty podróży i  uprzejmie, acz stanowczo odprowadzi na dworzec?

Już to przerabialiśmy. Historia, jak wiadomo, lubi się powtarzać. To się da zatrzymać? Jest jakaś szansa, że jednak zobaczymy, co się z nami dzieje? Nie wiem, być może jesteśmy skazani na takie sinusoidalne dzieje. Było trzydzieści lat rozwoju i postępu, więc teraz czeka nas ileś lat regresu. Aż trudno dzisiaj uwierzyć, że siedemnaście lat temu posłanka Maria Szyszkowska składała projekt ustawy o związkach partnerskich, zablokowany – warto nie zapominać – przez Włodzimierza Cimoszewicza. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze pięć lat temu prowadziłem z Maćkiem Nowakiem w publicznym radiu (!) program „Homolobby”, poświęcony sprawom LGBT+. A dzisiaj? To wszystko jest jak sen, Polska staje się piekłem na ziemi. Jedyną pozytywną POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

tak, po prostu. I  wolałbym, żeby zamiast wbijać nam szpilki, owi sojusznicy zastanowili się, jak pomóc tym wszystkim, którzy tej wielkiej fali nienawiści mogą nie przeżyć, bo się powieszą na własnych sznurówkach albo skoczą z mostu.

Albo wyjadą, choćby do dużego miasta. Tylko to można zwykle zrealizować dopiero po maturze, bo pełnoletność i  studia są tu pomocne. Wyjazd do dużego miasta to dla większości osób LGBT+ budowanie życia od nowa i tworzenie rodziny z wyboru. To jest coś, co nas odróżnia od heteryków. Tworzymy nowe rodziny, kiedy jesteśmy odrzucani przez własne. Znam wiele osób normatywnych, które na myśl o świętach z rodziną dostają rozstroju żołądka. Może po prostu w niechęci do was – którą zresztą w formie obrzydzenia zazwyczaj przejawiają mężczyźni – tkwi odrobina zazdrości o pewną swobodę wyborów, jaką sobie wypracowujecie? Nie, to jest strach przed penetracją, czyli byciem kobietą – istotą w  patriarchalnym świecie podrzędną. Tyle. Przebadano ten temat i  opisano na wszystkie strony. Najgorszym koszmarem heteroseksualnego faceta jest bycie spenetrowanym analnie przez innego faceta. Stąd też szczególnie silna nienawiść do tak zwanych przegiętych czy pasyw-

70

S a m i

nych gejów, bo to dla heterofacetów mężczyźni, którzy wchodzą w  rolę kobiety. Trudno o  większą i  bardziej obrzydliwą transgresję. Widać to świetnie w krajach arabskich, gdzie w przypadku przyłapania dwóch mężczyzn in flagranti to ten pasywny jest „niemęski”.

A swoboda seksualna – stereotyp, przepraszam? Czyż większość facetów o tym nie marzy? Z tą swobodą seksualną jest jak z wyobrażeniem geja jako zadbanego i  zawsze en vogue chłopaka z wielkiego miasta, który chodzi do opery, a w wolnych chwilach doradza przyjaciółce, w co się ubrać. Otóż społeczność LGBT+ jest tak zróżnicowana jak społeczność hetero. Są w niej wymuskani geje szopingujący w butikach na Mokotowskiej i najprawdziwsi drwale we flanelowych koszulach. Podobnie jest ze swobodą seksualną. Ja akurat zawsze się obracałem w środowisku ludzi seksualnie zupełnie bezpruderyjnych i, rzekłbym, wyzwolonych – sam jestem taką osobą i bardzo to sobie cenię. Ale znam też gejów szukających miłości na całe życie, znam gejów w monogamicznych długoletnich związkach. Jak rozumiesz męskość? Zupełnie nie rozumiem koncepcji męskości. To jest dla mnie dziwaczny konstrukt społeczny. Muszę się chyba w kwestii męskości dokształcić, coś poczy-

o

s o b i e

Dlaczego? Bo to sprawa najintymniejsza, o wiele bardziej niż seks. Powiem tylko tyle, że wszystkie moje związki miłosne były monogamiczne, nie dopuszczałem innej możliwości. Dzisiaj, dobiegając powoli czterdziestki (w świecie gejowskim to prawie wiek emerytalny), doceniam coraz bardziej koncepcję związków otwartych. Słucham. W  heteroseksualnym świecie wielu facetów ma relacje seksualne poza swoimi podobno monogamicznymi związkami. Te relacje są więc zbudowane na kłamstwie i hipokryzji, nie bardzo rozumiem ich sens. A koncepcja związku otwartego zakłada, że ustalamy wspólnie zasady relacji seksualnych z innymi osobami, co nie wyklucza wzajemnej miłości, szacunku i przyjaźni. Wymądrzam się teraz trochę teoretycznie, na podstawie wielu gejowskich związków otwartych, które osobiście znam. Nie wiem, czy sam bym tak mógł – być może przekonam się kiedyś w praktyce. Ale mówię o tym dlatego, że podoba mi się to nasze gejowskie wyłożenie kawy na ławę, szczera rozmowa i wynegocjowanie zasad, które odpowiadają wszystkim stronom. To jest znów coś, co nas odróżnia od heteryków funkcjonujących według sztywnych reguł społecznych, do których muszą się dostosować. My ustalamy sobie własne reguły.

TĘCZOWA FLAGA STAJE SIĘ SYMBOLEM NIE TYLKO NASZEJ SPOŁECZNOŚCI, ALE OBRONY ŁADU KONSTYTUCYJNEGO I PRAWORZĄDNOŚCI. TO MNIE CIESZY. tać, obejrzeć dokument na Netflixie. I  jak już będę wiedział, co to jest ta męskość, dam ci znać.

A kobiecość? Tu ci również nie pomogę, ale zawsze intrygowało mnie pytanie, które każdy gej słyszał co najmniej raz w życiu: czy chciałbyś być kobietą? Ciekawe, prawda? Skąd się bierze? Zdaje się, że wracamy do penetracji. Uważasz, że podział na gejów pasywnych i aktywnych ma jakikolwiek sens? Nie bardzo, bo życie jest bardziej skomplikowane, także życie seksualne. Są geje pasywni, aktywni, uniwersalni, tacy, śmacy i owacy. Nie jest też tak, jak sądzi większość, że geje – jak to lubią mówić hetercy – „bardziej kobiecy” są z definicji pasywni, a ci „męscy” aktywni. Zapewniam cię, że byłabyś często bardzo zaskoczona. Gdyby pogrzebać w heteroseksualnych związkach, to też wiele rzeczy by nas zaskoczyło. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Opowiesz mi o miłości? W żadnym wypadku.

A może małżeństwa nie mogą tak działać, bo wciąż często mężczyźni uważają kobiety za swoją własność, również na poziomie cielesnym. Kiedyś zapytałem Małgorzatę Szczęśniak, wybitną scenografkę i żonę Krzysztofa Warlikowskiego, czy jest szczęśliwa w  małżeństwie z  facetem, który ma faceta. Małgosia mi wtedy powiedziała: „A co ty mi tu wyjeżdżasz z tą mieszczańską moralnością!”. Bardzo to było wspaniałe, dało mi to do myślenia i zapamiętam to sobie do końca życia. Bo chodzi o coś więcej niż seks. Otóż to! Seks jest szalenie ważny, ale przecież jesteśmy jednakowoż czymś więcej. Ja, choć tak się pewnie homofobom wydaje, nie myślę od rana do nocy o  seksie. Dzisiaj na przykład wypiłem kawę, czytałem rano gazety, muszę skończyć czytać książkę o  polskich Tatarach, bo robię wywiad z  jej autorem, a  wieczorem chcę jeszcze zrobić rozmowę z pierwszą w historii rektorką Uniwersytetu Adama Mickiewicza i powtórkę z hiszpańskiego, bo przygotowuję się do państwowego egzaminu w Instytucie Cervantesa – więc, jak widzisz, żadnego seksu chyba dzisiaj nie będzie. Ale nawet kiedy go nie ma i mimo prowadzonej przeciwko osobom LGBT+ kampanii nienawiści i tak uważam, że mam fajniejsze życie niż niejeden heteryk. ROZMAWIAŁA KATARZYNA CZARNECKA

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

71

EWA (LGBT+)

Rozmówczyni jest literaturoznawczynią, eseistką, feministką i działaczką społeczną związaną z Uniwersytetem Gdańskim. Badaczka m.in. pisarstwa Witolda Gombrowicza oraz twórczości literackiej kobiet.

rozmawia R yszarda S ocha zdjęcie L eszek Zych

R ysz arda S ocha : – Skąd w pani teraz tyle odwagi, by mówić

publicznie o swojej orientacji seksualnej, by uczestniczyć w kontrowersyjnych wydarzeniach? E wa G r acz y k : – Długo do tego dojrzewałam. O tym, że jestem nieheteroseksualna, różnym osobom mówiłam prywatnie wcześniej, coming out zrobiłam jednak po sześćdziesiątce, więc rzeczywiście późno. Ujawnianie się było dla mnie długim i stopniowym procesem, bo przez wiele lat działałam w organizacjach feministycznych, gdzie fakt, iż ktoś jest nieheteronormatywny, był przyjmowany jako coś naturalnego. Później uczestniczyłam jako gość w różnych akcjach stowarzyszenia Tolerado i w którymś momencie spontanicznie się wyautowałam. Przejście było prawie niezauważalne. Coś dało? Niewiarygodną ulgę. Coś niesamowitego, jak wielki ciężar spadł mi z pleców. I mimo różnych niebezpieczeństw wszystkim nieheteronormatywnym bardzo polecam. Może z wyjątkiem tych, którzy żyją w małych miasteczkach na Podkarpaciu czy w innych skrajnie homofobicznych środowiskach. Nie doradzałabym również coming outu nastolatkom w  szkołach, bo zdarzają się straszliwe szkoły, i jest ich dużo. Ale dla mnie to była ogromna ulga. Z czego się bierze? Osobie niewyautowanej towarzyszy ciągła obawa: a  nuż się z  czymś wydam, powiem czy zrobię coś, co mnie „zdradzi”. To oznacza ciągłą kontrolę własnych zachowań, ciągłe pilnowanie się. Z drugiej strony coming out jest testem dla przyjaciół i znajomych, czasami nieprzyjemnym. Ma pani z tym przykre doświadczenia? Miałam bliską przyjaciółkę ze szkoły, która zareagowała w typowo fundamentalistyczno-katolickim trybie. W tym wypadku ujawnienie się oznaczało zerwanie znajomości. Co powiedziała? Że to nienormalne, że pamięta mnie ze szkoły i na pewno jestem heteroseksualna. Taki miała mój obraz z tamtych czasów i upierała się, że to ona wie lepiej. Pani wyznanie w jednym z wywiadów „Moja orientacja to dezorientacja” jest bardziej o zagubieniu czy o biseksualizmie? Raczej o biseksualizmie. Ale o zagubieniu też, w ogóle uważam, że opis ludzkiej seksualności jest piekielnie trudny. To nie jest związane tylko z  wyborem obiektu, czyli osoby, której się pożąda, ale też z klimatem emocjonalnym związanym i z heteroseksualnością, i nieheteroPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

normatywnością. Z młodości pamiętam, że byłam niedobra w heteryckich rytuałach podrywania, źle w nie grałam, źle się w nich czułam.

Kiedy zdała sobie pani sprawę z tego, że nie mieści się w „obowiązującym” modelu, że potrzebuje czegoś innego. Stosunkowo wcześnie, bo moje fantazmaty seksualne dotyczyły raczej kobiet, choć mężczyzn też. Ale częściej kobiet. I jak pani sobie z tym wtedy radziła? Raczej sobie nie radziłam, starałam się to w sobie oddzielić czymś na kształt szyby; pocieszałam się, że jednak może nie. Taki rodzaj schizofrenii. Bardzo kosztowny. Bo nie jest dobrze, gdy człowiek jest wewnętrznie rozbity na osobne sfery. Wiązał się z tym niepokój, poczucie, że coś nie pasuje. Że jest we mnie jakiś zamknięty obszar, z którym nie chcę czy nie potrafię się kontaktować. Kiedy się pani pogodziła ze swoją orientacją? W okolicach trzydziestki. Wtedy podjęłam różne próby relacji miłosnych, seksualnych. Pierwsze były nieudane. Z czasem pojawiły się związki – bardziej szczęśliwe lub mniej. Generalnie nie uważam, żebym pod tym względem miała udane życie, ale mam też poczucie, że żyję swoje życie, a to daje jednak satysfakcję. Dziś myślę, że była we mnie w czasach dzieciństwa i młodości nieświadoma potrzeba, żeby się chronić, poczucie, że muszę być ostrożna w nawiązywaniu relacji. W sumie ciężka kombinacja: mieszanina schizofrenii, lęku, nadwrażliwości i, oczywiście, tamtych kolczastych czasów. Trudno było wtedy o tych rzeczach mówić. Trudno było skontaktować się ze „swoimi”. Rodzice coś zauważyli, wiedzieli? Moja mama wcześnie umarła, miałam 26 lat. Miałam z nią mocną więź. Myślę, że ona by mnie zaakceptowała, prawdopodobnie czegoś się domyślała. Tylko że w naszej rodzinie panował dość tradycyjny model relacji, bardzo bliskich, ale jednocześnie pełnych dystansu. Ale mama była bardzo dobrym człowiekiem, miałam poczucie, że mnie bardzo kocha i akceptuje bezwzględnie. W jednej ze swoich książek, „Od Żmichowskiej do Masłowskiej”, napisałam o niej esej, który bardzo lubię. Nazywa się „Moja mama patrzy w dal”. Tata umarł później. Poznał jedną z moich pierwszych przyjaciółek, ale nie rozmawialiśmy o tym otwarcie. Jednak raczej mieściły mu się w głowie nasze relacje. To, że była pani wychowywana poza religią, pomagało? Bardzo. Rodzice zawdzięczali awans społeczny Peer­ elowi. Mieli ciężkie doświadczenia z czasów wojny, zapi-

72



S a m i

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

o

s o b i e

73

sali się do partii, nie chodzili do kościoła. Jednak o mojej  mamie myślę, że raczej obraziła się na pana Boga, niż że nie miała wiary w niego. Dzisiaj się cieszę, że nikt, żadna babcia, mnie nie ochrzcił, ponieważ dzięki temu uniknęłam poczucia, że moja orientacja seksualna jest grzechem. Żeby czuć się fatalnie, wystarczyła mi społeczna tabuizacja tematu i stygmatyzacja „lesb” i „pedałów”.

A mężczyźni? Biseksualizm daje możliwość odnalezienia się w związku hetero. Nigdy nie pociągali mnie mężczyźni typowi, tylko tacy, którzy nie całkiem mieścili się w społecznej normie. Co bywało dość niebezpieczne, bo bywali przywariowani. Jeśli z jakimś facetem świetnie mi się rozmawiało i rozumieliśmy się dobrze, to szybko wychodziło na jaw, że jest on gejem. Podobne były moje doświadczenia z literaturą. Jeśli czyjaś twórczość zafascynowała mnie od razu, to najczęściej dowiadywałam się, że autor czy autorka byli/ są nieheteronormatywni. Ale nie chcę się przedstawiać jako demon erotyczny, raczej nieśmiałość przeważała. W okresie PRL nie było czegoś takiego jak publiczny coming out. Jak wtedy funkcjonowały środowiska LGBT+?

toczę tylko jedną: gdy jechaliśmy z grupą Tolerado autobusem na Marsz Równości w  Płocku, niedługo po tym strasznym Białymstoku, jeden z młodszych kolegów nie mógł się rozstać z aplikacją w smartfonie i ciągle odnajdywał potencjalnych partnerów, tych, którzy jak on właśnie kogoś szukają.

I co pani pomyślała z perspektywy swoich doświadczeń? Nic nie pomyślałam. Miałam poczucie dziwności świata. Ani zazdrości, ani zgorszenia. To było wyłącznie ciekawe, trudno mi sobie wyobrazić, żebym zaczęła działać w podobny sposób. Młodemu pokoleniu LGBT+ jest dziś lżej czy klimat społeczny, homofobia, podkręcana przez polityków partii rządzącej, niweczy pozytywne efekty zmian? To zależy od miejsca. Jeżeli ktoś mieszka w Gdańsku, Warszawie czy Krakowie, ma 15–17 lat, to na pewno jest mu lżej. W metropoliach bycie nieheteronormatywnym wśród młodych często (nie zawsze) to nie jest problem. Ale są też miasteczka i wsie. I wyobraźmy sobie miejscowość, która ma np. 500 mieszkańców, więc kilkanaście osób na pewno jest LGBT+: jak żyje się tym osobom „pod przykrywką”? Przerażające jest życie w  miasteczkach i gminach, które ogłosiły, że są wolne od LGBT, a to jest 1/3 obszaru Polski. Procent ludzi, którzy mają myśli sa-

CIESZĘ SIĘ, ŻE NIKT MNIE NIE OCHRZCIŁ, PONIEWAŻ DZIĘKI TEMU UNIKNĘŁAM POCZUCIA, ŻE MOJA ORIENTACJA SEKSUALNA JEST GRZECHEM. W  moim odczuciu PRL był paradoksalnym czasem osobnych światów. I te światy bywały również enklawami wolności. Ta wolność szła do wewnątrz, była jakby wyspowa. Weźmy na przykład środowisko Piwnicy pod Baranami. Krakowscy artyści w tej swojej bańce żyli, jak chcieli, ograniczeń nie było wiele. Czytam teraz biografie słynnych himalaistek. W tym środowisku też istniała duża porcja swobody i niezależności.

Poza enklawami było gorzej. W  książce Krzysztofa Tomasika „Gejerel” został opisany sposób samoorganizacji mniejszości seksualnych. W  każdym dużym mieście była jakaś knajpa, w  której spotykali się geje i  lesbijki. Poza tym geje mieli swoje miejsca spotkań, tak zwane pikiety, czasami dość zadziwiające. Kolega pokazał mi kiedyś takie miejsce zbiórki na Dworcu Głównym w Gdyni. Jeżeli chłopak czy mężczyzna szukał partnera, to stawał w określonym punkcie i czekał. Po pewnym czasie ktoś podchodził, zagadywał. Z zewnątrz to wyglądało bardzo niewinnie. Tylko zorientowani rozumieli kontekst. Dziś ze „swoimi” skontaktować się łatwo: są organizacje LGBT+, wiele rzeczy załatwia internet. Młodsze koleżanki i koledzy z Tolerado naprawdę nie wyobrażają sobie, jak można było żyć bez internetu. Mogłabym przywołać wiele anegdot na ten temat, tutaj przyPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

mobójcze i usiłują się zabić, jest wśród młodych LGBT+ przerażający.

Dużo jest w Tolerado pani rówieśników? Prawie nikogo. Większość osób z mojej generacji nie wyautowała się wcale, żyją w półcieniu, często w wieloletnich związkach. Nie weszli prawie nigdy w fazę aktywności społecznej. Zresztą, abstrahując od wieku, liczba osób LGBT+, których aktywność polega chociażby na tym, że raz do roku pójdą w Marszu Równości, nie jest duża. Myślała pani kiedykolwiek, że gdyby wyszła z szafy wcześniej, to życie wyglądałoby inaczej? Nie należę do ludzi, którzy rozpatrują przeszłość. Może byłoby trochę lżej, ale raczej nie za bardzo. Oczywiście wszystkim młodym mówię, żeby wyautowali się jak najszybciej, bo to daje integralność, a  ta jest kluczowa dla naszego życia: to, że się jest sobą, że przeżywa się swoje życie bez trupów w szafie. Jest wtedy więcej energii, więcej zdrowia psychicznego, więcej dobrych decyzji. W jednym z wywiadów powiedziała pani: „Z perspektywy młodych ludzi moje doświadczenie może wydawać się dziwaczne. Ktoś, kto po latach milczenia nagle mówi, to tak, jakby jakiś potwór wynurzył się z mroku”. Jeżeli ktoś latami milczał, to przemówić i powiedzieć o  swoim doświadczeniu jest bardzo trudno, zazwyczaj

74

S a m i

nie ma się na to języka, dlatego użyłam metafory potwora – zwierzęcia, bo one nie mówią. Choć to, że się milczy, nie oznacza, że nikt nie wie. Dla otoczenia osoby nieheteronormatywnej jej orientacja jest zazwyczaj tajemnicą poliszynela. Dla mnie ważnym publicznym wystąpieniem aktywistycznym, zarazem feministycznym jak i związanym z doświadczeniem LGBT+, był nasz happening waginalny w maju 2019 r.

Wcześniej, przed gdańskim Marszem Równości w 2016 r., mówiła pani, że czuje się jak przed burzą. Można było wtedy zauważyć, że druga strona się organizuje, że chce wystąpić ekstremalnie. Podczas Marszu Równości w maju ubiegłego roku poszła pani w orszaku tęczowych Madonn celebrujących symbol waginy. Spotkało się to z potępieniem ze wszystkich możliwych stron – od prawa do lewa. Pani dostało się najbardziej, bo jak to: profesorka uniwersytetu i taki skandal. Nie lepiej było siedzieć w wieży z kości słoniowej? Jestem dumna, że byłam uczestniczką orszaku Królewskiej Waginy. Polska kultura i polskie społeczeństwo są po katolicku stłamszone, nieszczęśliwe; ciało, seksualność, zwłaszcza kobieca, są w Polsce czymś podejrzanym, brudnym i złym. O ile usymbolizowana falliczność

o

s o b i e

to było straszne. Zabolało mnie, gdy Leszek Jażdżewski w „Kropce nad i” u Moniki Olejnik – która zresztą bezkrytycznie powtórzyła slogany o parodiowaniu monstrancji, widać było, że nie zapoznała się z niczym z pierwszej ręki, że nie widziała relacji – nazwał nasz happening idiotyzmem. I tak to u nas wygląda: wolność owszem, ale według białego, heteroseksualnego mężczyzny z klasy średniej. Wolności kobiet, prawa do swobodnej kobiecej ekspresji ani Jażdżewski, ani Olejnik nie będą z pełnym przekonaniem bronić. Wcześniej na spotkaniu w  ECS 4 czerwca 2019  r. ten sam liberalny intelektualista mówił o prawie performerów do eksperymentu, do ryzykownej wypowiedzi.

Poczuła się pani zdradzona? Tak. Dlatego tak ważna była dla mnie kontrmanifestacja zorganizowana przed bramą Uniwersytetu Gdańskiego w odpowiedzi na akcję fundamentalistów i nacjonalistów. Demonstracja w mojej obronie była wielokrotnie liczniejsza, uczestniczyły w niej różne organizacje, moi przyjaciele, koleżanki i  koledzy z  uniwersytetu. Grała Samba, śpiewał chór Trójmiejskiej Akcji Kobiet. My, „ulicznicy” i „ulicznice”, jesteśmy harcownikami wolności, trzeba nas chronić. Jeżeli społeczeństwo broni tylko rozsądnych i środkowych, to centrum się kurczy i zubaża coraz bardziej. Natychmiastowa reakcja na nasz

JEŻELI KTOŚ LATAMI MILCZAŁ, TO PRZEMÓWIĆ I POWIEDZIEĆ O SWOIM DOŚWIADCZENIU JEST BARDZO TRUDNO, ZAZWYCZAJ NIE MA SIĘ NA TO JĘZYKA. jest na tysiąc sposobów uświęcana przez kulturę, o tyle sakralizacja kobiecej seksualności, kobiecych genitaliów, prawie nie istnieje i to jest bardzo szkodliwe. To, co zrobiłyśmy w  naszym performansie, nie miało charakteru karykatury, nie niosłyśmy „monstrancji”, tylko ukoronowany wizerunek kobiecego sromu, jak mnie pouczył redaktor Ernest Skalski w późniejszej „polemice”. To był ludyczny orszak świętujący sakralność kobiecości. Pomysłodawczynią happeningu była Joanna Krysiak, działaczka Dziewuchy Dziewuchom, świetna performerka.

Cztery miesiące później, na parę dni przed wyborami parlamentarnymi, prawicowe organizacje studenckie zaprotestowały pod bramą uniwersytetu, domagając się pani zwolnienia. Poskarżyły się rzecznikowi dyscyplinarnemu uczelni. Do prokuratury trafiło doniesienie w sprawie obrazy uczuć religijnych. Czym się to skończyło? Na razie się nie zakończyło. Organizatorzy Marszu Równości byli przesłuchiwani, ja na razie nie, ale, odpukuję, mogą i do mnie dojść. Od rzecznika komisji dyscyplinarnej dostałam pismo, że władze UG czekają na decyzję prokuratury. Jak pani zniosła falę potępienia? Wrogowie mnie nie boleli, tylko przyjaciele. Fundamentaliści katoliccy swoją reakcją mnie nie zaskoczyli, ale to, że „nasza” strona nie stanęła w naszej obronie, POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

happening była zresztą w  części spowodowana paniką po klęsce wyborczej Platformy w  wyborach parlamentarnych.

Skoro 2016 r. zwiastował nadciągającą burzę, to jakby pani opisała moment, w którym teraz jesteśmy? Jest źle, a wcale nie musiało tak być. Duża część polskiego społeczeństwa nie ma gotowego poglądu na wiele spraw, waha się, skłania raz ku jednemu, raz ku drugiemu zdaniu, przesuwa się ideowo i  emocjonalnie, pozostaje w  stanie niedookreślenia. Dlatego nawet ksenofobiczna zbiorowość jest w stanie odpowiedzieć życzliwym zachowaniem, jeżeli zostanie do niego wezwana. Do czynienia dobra wzywa ludzi od wielu lat Jurek Owsiak z imponującym skutkiem. Proszę też zobaczyć, jak było ze Słupskiem. Ludzie, którzy wybrali Biedronia na prezydenta, potrzebowali w mieście resetu i nie przeszkadzało im, że ktoś zdolny go dokonać jest gejem. Dramat polega na tym, że władza pisowska zaprasza ludzi do czynienia zła. Dokonane pod wpływem politycznej zachęty, politycznie inspirowane, podłe czyny nie pozostają bez konsekwencji, popełniona niegodziwość demoralizuje i traumatyzuje lokalne społeczności na długie lata. Ciągle jeszcze można nas zapraszać do zrobienia czegoś dobrego, ale to coraz trudniejsze. ROZMAWIAŁA RYSZARDA SOCHA

75

Rozmówczyni jest lekarką, pracuje w Rudzie Śląskiej. Czytelnicy „Dziennika Zachodniego” dwukrotnie przyznali jej tytuł Lekarki Roku.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

76

S a m i

o

s o b i e

ADA (LGBT+) rozmawia Joanna P odgórsk a zdjęcie L eszek Zych

Joa nna P odgórsk a : – Co to jest passing? A da R ozewicz : – Nigdy nie szukałam definicji. Tego słowa

używa się slangowo na określenie tego, czy wygląd pozwala uchodzić za osobę tej płci, którą się czuje. Dla mnie to kwestia przekonania, czy mogę się schować wśród innych kobiet. Zniknąć w tłumie, nie budząc swoim wyglądem jakichś wątpliwości.

To się ma albo nie? Gdy przed tranzycją na kobiecą stronę miało się metr dziewięćdziesiąt, masywną budowę i numer buta 43, to nie jest proste. Poza tym nie zawsze da się przeskoczyć biologię. Im wcześniej człowiek decyduje się na korektę płci, tym łatwiej o passing. Przez lata testosteron zostawia w naszych ciałach ślady. Ale nad tym można pracować, bo passing to nie jest coś, co się dostaje w prezencie. Uczymy się stosownie i z wyczuciem ubierać, malować. Pracujemy nad zachowaniem i gestami. Kiedy pani odkryła, że w pani chłopięcym ciele mieszka dziewczynka? Bardzo długo nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Gdy dojrzewałam, nie było jeszcze internetu. Nie miałam możliwości, by się domyślić, że jestem osobą transpłciową. Ale mój organizm i podświadomość zaczęły się buntować, gdy miałam 12 czy 13 lat. Pamiętam, były ferie zimowe, siedziałam sama w domu i zobaczyłam w lustrze, że na górnej wardze pojawił mi się jakiś włos. Wąs mi się zaczął sypać. Moja reakcja była zupełnie bezwiedna – poszłam do szafy i przebrałam się w rzeczy mamy. Ile lat minęło, zanim zrozumiała pani, co się dzieje? Bardzo wiele, bo to jest proces, na który nakłada się kwestia wypierania, walki ze sobą, chaotycznego poszukiwania odpowiedzi. Stan świadomości, jeśli chodzi o kwestie związane z płcią, był w tamtych latach zupełnie inny. Ja miałam bardzo stereotypowe marzenia: mieć dom, dzieci, psa i kota. I bałam się, czy przypadkiem nie jestem gejem. Tego słowa też zresztą wtedy nie było, a stereotypy dotyczące homoseksualnych mężczyzn wydawały się sprzeczne z  moimi stereotypowymi marzeniami; wydawało się, że tego nie da się pogodzić. Później zawisłam emocjonalnie na mojej partnerce. Poznałam ją, gdy miała 17 lat, a ja 19. Założyłyśmy rodzinę i przez wiele lat żyłam jej życiem, czerpałam z jej kobiecości. Urodził nam się syn. Na jakiś czas moje dylematy uległy przytłumieniu. Ale miewałam momenty słabości, gdy zakładałam jakieś kobiece rzeczy. Przychodziły wyrzuty sumienia – ja, poważna osoba, lekarz, a robię takie rzeczy. Przy czym, bardzo podkreślam, że nie należy takich sytuacji sprowadzać tylko do ubioru. On jest w tym wszystkim najmniej ważny. Coraz częściej pojawiały się POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

stany lękowe, zjazdy, napadowe depresje. Uświadomiłam sobie, że ja już od czasów licealnych zazdrościłam dziewczynom.

Czego? Ciuchów? Biżuterii? Kosmetyków? Nie, po prostu tego, że są dziewczynami. To kiedy słowo transseksualizm pojawiło się w pani świadomości? Nie potrafię tego określić. Pojawiało się i uciekało. Myślę, że zostało na dobre, gdy zaakceptowałam siebie. Po jakimś kolejnym zjeździe psychicznym jechałam samochodem totalnie zdołowana i  nagle sobie uświadomiłam: Ja jestem kobietą! Jakie to cudownie proste! I wtedy wszystkie klocki ułożyły się w całość. Nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, jakie konsekwencje to ze sobą przyniesie. Dziś nie uważam siebie za osobę transseksualną, bo dokonałam pełnej korekty: i  prawnej, i  medycznej, także operacyjnej. Gdy czyta się wspomnienia osób transseksualnych, jako stały motyw pojawia się trudny do zniesienia wstręt do własnego ciała. U pani przeważają elementy pozytywne. Bo miałam szczęśliwe życie. Miałam partnerkę, która do dziś jest dla mnie bardzo ważną osobą, ukochanego syna. Gdy w 2010 r. poszłam na psychoterapię, to nie dlatego, żeby zrobić ze sobą porządek, czyli dokonać korekty płci, tylko dlatego, że próbowałam pogodzić w sobie te dwa światy. Mówiłam terapeutce, że nie pójdę dalej, bo gdybym poszła i spojrzała wstecz, to zobaczyłabym zgliszcza; zranionych ludzi, którzy są dla mnie najważniejsi na świecie. Wierzyłam, że wytrzymam. W ciężkich chwilach sięgałam po kobiece gadżety: jedna bransoletka, dwie bransoletki, zdarzało się, że na dyżury do szpitala robiłam lekki makijaż, tzw. make up, no make up. Wtedy byłam naiwna, i myślałam, że nikt tego nie widzi. Dziś wiem, że każda kobieta to dostrzega. Nie robiłam tego dla kogoś, ale dla siebie. Formalnie jeszcze funkcjonowałam jako mężczyzna, ale poranny makijaż powodował spadek psychicznego napięcia; moment, gdy mogłam poczuć się kobietą, choć oczywiście to nie makijaż stanowi o kobiecości. Oswajanie otoczenia to pewnie też był proces? Oczywiście. Pierwsza była Małgosia, czyli moja partnerka. To bardzo mądra kobieta i  dobra obserwatorka; psycholog z  wykształcenia. Kilka tygodni po moim olśnieniu pierwsza spytała mnie, czy chciałabym być kobietą. Musiałam to niewerbalnie krzyczeć. Przegadałyśmy całą noc. Potem przeżyłyśmy razem jeszcze wiele lat; w tym dwa lata można powiedzieć w pełnej równowadze. Całkiem dobre lata. Zupełnie dobrze funkcjonowa-

77



na zewnątrz, a w środku cieszyłam się swoją kobieco łam ścią, budowałam ją. Ciśnienie jeszcze mnie nie rozsadzało. Można powiedzieć, że czerpałam z dwóch planet. Ale cudów nie ma. Ciśnienie zaczęło narastać, narastać. No i dziś jestem w tym miejscu, w którym jestem.

Drugą osobą był syn? Nie. Małgosia na początku nie chciała, żeby syn się dowiedział. Ale on jest samodzielny i  zawsze bierze sprawy w swoje ręce. Miał już 18 lat. Widział, że ta kobiecość coraz mocniej się we mnie przebija. Poleciał do Londynu, do kuzyna, który jest psychiatrą i  długo rozmawiali. Wysłuchał m.in. historii jego koleżanki, lekarki, która dokonała korekty i w swojej okolicy dostała tytuł Lekarza Roku. Po powrocie syn powiedział mi, że ja też to zrobię. A ja się wtedy jeszcze ciągle bałam, bo to przecież nie jest takie łatwe. Chciałam zachować to, co mam. Mówiąc o „dwóch planetach”, użyła pani określenia: „wierzyłam, że wytrzymam”. Ale życie chyba nie jest po to, żeby je wytrzymywać. Dzieliłam sobie życie na fragmenty rzeczywistości i  starałam się je umilać muzyką, pięknymi miejscami. Skoro nie mogłam czerpać z  pełni kobiecości, to starałam się, żeby chociaż te fragmenty życia były szczęśliwe. I chyba dość umiejętnie sobie z tym radziłam. Do pew-

decyzją przekreślić tylu lat wspólnego życia. Dałam sobie jeszcze rok, żeby zobaczyć, czy jesteśmy w stanie żyć razem. Nawet się między nami trochę poprawiło, ale do czasu. Ja sama byłam w nierównowadze, a w takim stanie nie jest możliwe, by tworzyć zrównoważony związek. Nasze relacje stawały się coraz trudniejsze i bardziej gorzkie. Gdy się wyprowadziłam, przeżyłam to strasznie. Napisałam do niej list, żeby do mnie nie dzwoniła i oczywiście niecierpliwie czekałam na jej telefon. Nie zadzwoniła. Dziś jestem jej za to wdzięczna. To już nie miało sensu. A skoro nie byłam w stanie utrzymać związku, to po co miałam żyć w takim rozbiciu.

A jak pani przemianę przyjęli pacjenci? Ludzie w Rudzie Śląskiej mnie znają. Zrobiła się lokalna sensacja i byłam tego świadoma. Ale większość pacjentów reagowała pozytywnie. To też był proces, do którego się przyzwyczajali. Przecież nie zmieniłam wyglądu z  dnia na dzień, ale można powiedzieć, że zmieniałam się na ich oczach. Formalnie miałam jeszcze pieczątkę z męskim nazwiskiem, ale ubierałam się już jak kobieta. Niektórzy byli zdezorientowani, bo nie wiedzieli, jak się do mnie zwracać. Pytali o to w rejestracji, żeby mnie nie urazić. Sama miałam z tym problem, bo nie lubię sztuczności, więc w okresie przejściowym, żeby uniknąć żeńskich form, starałam się mówić całkowicie bezosobowo.

BAŁAM SIĘ, ŻE SIĘ OBUDZĘ, MAJĄC 70 CZY 80 LAT, I STWIERDZĘ, ŻE ZMARNOWAŁAM ŻYCIE W FAŁSZU. MYŚLAŁAM: TERAZ WYTRZYMUJESZ, ALE CO BĘDZIE, GDY PEWNE ŚCIEŻKI SIĘ POZAMYKAJĄ. nego momentu było mi nawet dobrze w tym wszystkim. A z drugiej strony bałam się, że się obudzę, mając 70 czy 80 lat, i stwierdzę, że zmarnowałam życie w fałszu. Myślałam: teraz wytrzymujesz, ale co będzie, gdy pewne ścieżki się pozamykają. Którejś nocy miałam sen – to był albo wschód, albo zachód słońca, moje ukochane pory; pory zmiany. Szłam przez zieleń i dotarłam do prostego, małego domku. Weszłam do środka i  zobaczyłam dwie śpiące dziewczynki. Spały na boku, ze złożonymi dłońmi, tak jak ja wtedy sypiałam. Spojrzałam na nie i poczułam rozlewające się wewnątrz ciepło, że one są tak bardzo moje. Obudziłam się z  poczuciem: jaki piękny sen. Ale zaraz włączyło się poczucie winy: przecież ja mam syna. Długo myślałam o tym śnie i zrozumiałam, że jedna z tych dziewczynek to ta, która nie przyszła, czyli córka, którą zawsze chciałam mieć. Nad tym, kim była druga, myślałam jeszcze dłużej.

Pani. Tak. Dlaczego w końcu zdecydowała się pani na korektę płci? Nas to z Małgosią przerosło. Jest bardzo tolerancyjna, ale w pewnym momencie zaczęłyśmy się szamotać psychicznie. Ona wyszła za mężczyznę i chciała być z mężczyzną. Ja szłam coraz bardziej w kobiecość. Zaczęło być między nami źle, ale ciągle myślałam, że nie mogę jedną POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Dzisiaj już nie ma z tym problemu. Starsi pacjenci znają mnie od wielu lat i czasem zdarza się im pomylić formę, ale zaraz przepraszają.

Nawet Lekarką Roku pani została. Czytelnicy „Dziennika Zachodniego” przyznali mi ten tytuł dwukrotnie. Ze strony pacjentów naprawdę spotkałam się z olbrzymią życzliwością. Jak to wszystko pogodzić? Z jednej strony Polska, jako najbardziej wrogi środowisku LGBT+ kraj w Unii Europejskiej, a z drugiej niewielka społeczność Rudy Śląskiej i nawet nie tyle tolerancja, co akceptacja. Jestem lekarzem rodzinnym, więc trudno, żeby ludzie zobaczyli we mnie ideologię, a  nie człowieka. Nie byłam anonimowa, więc nie postrzegali mnie przez pryzmat jakiejś grupy, na którą nienawistnikom łatwo szczuć. Wiedzą, co potrafię, jaka jestem i dało im to do myślenia. Z drugiej strony stygmatyzacja jest niestety łatwa i wygodna. W latach 70., gdy w Stanach Zjednoczonych dyskusja o kwestiach związanych z LGBT+ dopiero się zaczynała, pewien heteroseksualny mężczyzna w ramach społecznego eksperymentu wyszedł na ulicę w sukience. Został pobity. Może takie sytuacje wytrącają ludzi z prostego, dwuwartościowego schematu i odbierają to jako zagrożenie dla swojego obrazu świata?

78

S a m i

Tak, bo w kulturze Zachodu jesteśmy uczeni zero-jedynkowości. Przez wieki kobiecość i  męskość miały się mieścić w konkretnych schematach. I to, jak każde proste rozwiązanie, daje ludziom poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza fundamentalistom, którzy są nastawieni na autorytet, zwalniający ich od myślenia. I są przekonani, że świat wartości, jakie wyznają, powinien być narzucony wszystkim, bo wszelką inność odbierają jako podważenie jego prawomocności, a więc zagrożenie. Problem w tym, że świat jest apomorficzny. Wszyscy się zmieniamy.

Zastanawiam się, czy język, jakim mówimy o płci, nie robi się dla laika zbyt trudny. Łatwiej jest zrozumieć sformułowanie „zmiana płci” – był mężczyzna, jest kobieta. Dziś prawidłowa forma to „tranzycja” lub „korekta płci”. Brzmi w sposób nieoczywisty. Może za dużo od ludzi wymagamy? Może tak. Ale tu naprawdę nie chodzi o zmianę płci, bo ja nigdy nie byłam mężczyzną. Płeć jest w głowie. Byłam kobietą w męskim ciele i dokonałam korekty. Nie oczekuję, że ludzie będą mnie z tego powodu lubić. Oczekuję, że będą mnie szanować jako istotę ludzką. Jestem sobą i staram się nikogo nie krzywdzić. I tyle. Jeśli nawet tego nie rozumieją, niech pozwolą mi żyć, tak jak chcę. Język ma znaczenie. Ja nie przepadam za sformułowaniem LGBT+, bo to rodzaj szufladkowania. Ale kiedy słyszę wypowiedzi o jakiejś pseudoideologii i widzę ich

o

s o b i e

wilejowanej. Równouprawnienie w  swojej najbardziej widocznej warstwie zaczęło się od tego, że kobiety założyły spodnie. To one zaczęły upodabniać się do mężczyzn, próbowały zająć ich pozycje, a nie na odwrót. Dziś to wygląda nieco inaczej, społeczeństwo się zmienia, ale wszystko wymaga czasu.

Bardzo to powoli idzie. U nas nie przebiło się nawet rozwiązanie, by osoby transseksualne nie musiały pozywać do sądu swoich rodziców, chcąc dokonać prawnej korekty płci. Prezydent Andrzej Duda zawetował je na początku swojej kadencji. Pani musiała pozwać rodziców? Nie. Oni już nie żyli. Ale pozwałam syna, jako osobę, która ponosi skutki mojej tranzycji. To chyba jeszcze trudniejsze? To była tylko formalność. Syn zaakceptował moją decyzję. Towarzyszył mi w niej. Pracuję w przychodni, którą on prowadzi. A na rozprawie powiedział, że nie jest ważne, czy rodzic jest kobietą czy mężczyzną, ważne, żeby był szczęśliwym człowiekiem. Był moim wsparciem. Nawet mu zależało, żebym pewne rzeczy przeprowadziła szybciej. Ma rodzinę, dwójkę dzieci i  chciał, żeby świat wokół nich był uporządkowany. Wnuczki mają 6 i 3 latka. Dla nich nie jestem babcią. Nie chcę im mącić w głowach. Mają dwie babcie i to wystarczy. Dla nich jestem po

BYŁAM KOBIETĄ W MĘSKIM CIELE I DOKONAŁAM KOREKTY. NIE OCZEKUJĘ, ŻE LUDZIE BĘDĄ MNIE Z TEGO POWODU LUBIĆ. OCZEKUJĘ, ŻE BĘDĄ MNIE SZANOWAĆ JAKO ISTOTĘ LUDZKĄ. skutki – gejów i lesbijki wyrzucanych z domów, zmagających się z depresjami, popełniających samobójstwa, czuję się częścią tego środowiska. Ci nienawistnicy twierdzą, że są przeciwko ideologii, a nie ludziom – to nieprawda. To przykrywka dla ich homofobii. W Marcu ’68 też mówili, że nie są antysemitami, tylko sprzeciwiają się syjonizmowi. Szczując przeciwko „ideologii LGBT+”, muszą się liczyć z tym, że mają krew na rękach. Oni tłumaczą, że młodzi geje czy lesbijki popełniają samobójstwa, bo mają problemy psychiczne. Ale dlaczego je mają? Gdyby zacząć rozpowiadać, że wszyscy rudzi są źli, niemoralni i że to obrzydliwe być rudym, to ta grupa szybko zacznie mieć problemy psychiczne. Dlatego, chociaż zawsze pasowało mi życie na uboczu, zaangażowałam się, chodzę na parady, bo mam dość.

Kiedyś panowała opinia, że korekta na stronę męską jest łatwiejsza, bo w patriarchalnej kulturze to płeć uprzywilejowana. Przejście na kobiecą stronę odbierane jest jako rodzaj degradacji. Na ile to aktualne? Patriarchat to tradycja, która nie liczy się w setkach, ale tysiącach lat, więc nie tak łatwo jest wykorzenić te przekonania. Przekazywano je z pokolenia na pokolenie. Od niedawna zmienia się to, modyfikuje, ale te wzorce podskórnie tkwią. Są czymś w rodzaju mowy ciała. Mężczyźni, którzy czują się samcami alfa, nie będą w stanie zrozumieć, jak można chcieć zrezygnować z pozycji uprzyPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

prostu Adą. Kimś, kto zawsze jest w ich życiu i je kocha. Z wzajemnością. Czasem w mojej głowie pojawiały się myśli, które mnie trochę przerażały: dlaczego nie dokonałam korekty, mając 18 lat. Mogłam to zrobić, wyjechać, zerwać kontakty, zniknąć w tłumie i mieć przed sobą życie młodej kobiety. Jakiego wyboru bym dokonała, gdybym w wieku 18 lat miała tę wiedzę, którą mam dzisiaj? Czy poszłabym nową drogą, czy tą, którą poszłam? Mam przecież syna, rodzinę. To było dobre życie; nie do końca moje, ale dobre. Trochę mnie to przerażało, bo nie wiedziałam, jaką bym ostatecznie dała odpowiedź, a to powodowało poczucie winy wobec bliskich mi osób. Kiedyś jedziemy z trzyletnią wówczas Anią samochodem, śpiewamy, wygłupiamy się. W  którymś momencie ona rozłożyła szeroko rączki i  powiedziała: Ada, ja cię kocham stąd dotąd. To jedno zdanie było lepsze niż stu terapeutów. Poczułam, że tak miało być; że to wszystko ma sens.

Pani Ado, domyślam się, że w męskim wcieleniu miała pani na imię Adam. Tak. I gdy jeszcze walczyłam ze sobą, myślałam o innym żeńskim imieniu. Ale kiedy zaakceptowałam siebie, poczułam, że metaforycznie w  Adamie zawsze tkwiła Ada. I że to imię jest naprawdę moje. ROZMAWIAŁA JOANNA PODGÓRSKA

79

Edyta (LGBT+)

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

80

S a m i

o

s o b i e

Edyty Baker, prezes zarządu fundacji Trans-Fuzja, wysłuchała Katarzyna Czarnecka Rozmówczyni jest dziennikarką i redaktorką. Od 2004 r. aktywnie uczestniczy w działaniach na rzecz osób transpłciowych.

Andrzej Nigdy się go nie wyrzeknę. To przecież wcielenie, w którym przyszło mi żyć wiele lat. Choć z punktu widzenia mojej umysłowości i  mentalności było mi ono narzucone. Nie brak wśród nas – osób transpłciowych – takich, które przekreślają przeszłość, chcą się od niej odciąć. „Wchodzę w rolę preferowaną, nie istnieję jako osoba przed. I najlepiej, żeby mi świat o tym nie przypominał”. Ale to jest postawa skrajna. W moim przypadku to, kim byłam, jest nie do przekreślenia. I  nie chciałabym tego robić. Nie wiem, czy to jest kontinuum, czy po prostu coś, do czego zostałam przez życie zmuszona, ale w czym też jakoś się sprawdziłam. Lubię Andrzeja. Bo to, że funkcjonowałam pod jego imieniem i nazwiskiem, nie znaczy, że nie byłam sobą. Myślę, że pewne cechy mojej osobowości były widoczne zawsze i być może zawsze mnie odróżniały od większości mężczyzn. W każdym razie dziś, kiedy ludzie już znają kontekst, często mówią, że pewne rzeczy zawsze było widać.

©

l eszek z ych

Świadomość Nie jest tak, że przez kawał życia funkcjonowałam jako facet, a nagle postanowiłam zostać kobietą. Czułam się nią zawsze. Kiedy się urodziłam, doktor powiedział matce: „ma pani syna”, tylko na podstawie tego, co znajduje się w moim kroczu. A przecież wyróżnia się 10 podstawowych kryteriów oceny płci. Powinno się zrobić badania genetyczne, sprawdzić metabolizm, zbadać hormony. Mało tego: przyglądać się psychice dziecka. Tymczasem z  pierwszym krzykiem klamka zapada. I  co? Skoro we wszystkich dokumentach mam literkę „M”, to społeczeństwo chce, żebym odzwierciedlała wzór dla literki „M”. Całe życie jesteśmy wychowywani w posłuszeństwie wobec pewnych zasad, norm. W  konformizmie. Uczy się nas niewyłamywania się. Bo jeśli ktoś odstaje, to się go sprowadza do parteru. Nawet dobry uczeń w klasie od razu dostaje etykietkę kujona. Pamiętam, jak było ze mną: długo podświadomie bałam się o tym mówić. Jakbym wiedziała, że lepiej się z tym nie wychylać. Fakt, że konkretny moment odkrycia swojej kobiecości jest nie do określenia. U każdej osoby jest inaczej. Są dzieci, które bardzo wcześnie manifestują niezgodność poczucia płci z ciałem, najmłodsze w Polsce to trzylatki. Ja pierwsze uświadomione myśli miałam chyba około czwartego, piątego roku życia. „Niekoniecznie chcę być chłopcem – myślałam. – Pewnie gdy rodzice chcą mieć chłopca, to go ubierają jak chłopca. A jakby tak zaczęli mnie ubierać jak dziewczynkę?”. Kiedy dowiedziaPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

łam się o różnicach anatomicznych, przyszło rozczarowanie. Dotarło do mnie, że to nie jest kwestia wyboru. I  jednocześnie zaczęłam żyć w  przekonaniu, że skoro muszę być chłopcem, a wydaje mi się, że nim nie jestem, to jest w tym coś złego. Coś, co burzy porządek. Nikt tego nie widział. Dlaczego? Na przykład seksuolog Stanisław Dulko powiedział kiedyś, że błędne jest zwracanie uwagi na to, czym się dziecko bawi; ważne jest – jak. Chłopiec też się może bawić lalką, tylko nie będzie jej głaskał po główce, a  rozłoży – jak samochodzik – na czynniki pierwsze. A ja przeszłam obie szkoły. Ganiałam za piłką, chodziłam po drzewach, ale bawiłam się też z dziewczynami. W podstawówce lubiły mnie bardziej niż koledzy, a mnie łatwiej się było z nimi dogadać. Ale z chłopakami swoje w życiu też narozrabiałam. Byłam jednak dzieckiem emocjonalnie poblokowanym. Miałam świat własnych myśli nieujawnianych nikomu. Chciałam kiedyś zwierzyć się pewnej osobie z rodziny, z którą miałam dobry kontakt, ale też mi zabrakło odwagi. Jako nastolatce wydawało mi się, że jeśli zacznę z kimś rozmawiać, będziemy wchodzić na pole seksualności, bo tak to było wtedy rozumiane. Zresztą do dziś dla ludzi problem z tożsamością płciową jest równoznaczny z problemem z seksualnością, choć oczywiście tak nie jest. Słowem: nie chciałam sama sobie robić kłopotów. Poza tym obawiałam się, że zostanę potraktowana jako osoba psychicznie niezrównoważona. W  tamtych czasach, w  latach 70.? Mała szansa, żebym trafiła na kogoś, kto wiedziałby, o co chodzi.

Próby Wtedy, we wczesnej młodości, w końcu jakieś coming outy zrobiłam, był krąg osób, które o  tym wiedziały. Później straciłam z nimi kontakt, zmieniła się sytuacja, otoczenie, wszystko. Był moment, że chciałam zabić tę swoją osobowość. Bo większość ludzi w  pewnej chwili stara się wtopić w swoją oczekiwaną społecznie rolę. Inaczej mówiąc, złożyć swoje życie na ołtarzu oczekiwań innych. Próbowałam się wcielić w rolę faceta. Najbliższe otoczenie odbierało mnie przez pryzmat narzuconej mi roli i nakazywało mi jej spełnienie. „Gdzie dom, Andrzeju? Gdzie posadzone drzewo, spłodzony syn?”. Dobrze, niech wam będzie, spróbuję. Niestety, po trzech latach byłam na dnie, a spod niego rozległo się: „to po prostu nie wychodzi”. Bo gdy człowiekowi nie wychodzi narzucona rola, to jaki wtedy jest wybór? Albo próbować zaistnieć na nowo w preferowanym wcieleniu, albo skazać się na mękę

81



Nie wiemy, ile samobójstw jest popełnianych  wiekuistą. właśnie dlatego, że dana osoba nie jest w  stanie sama

przed sobą przyznać: „muszę coś z tym zrobić, nawet jeśli mam zapomnieć, to też muszę coś zrobić”. Ja uznałam, że nie wytrzymam do końca życia. To było w trakcie trwania małżeństwa, więc początkowe próby bycia sobą były dość nieśmiałe. W pewnym momencie żona zażądała ode mnie rezygnacji z  realizowania siebie. Odpowiedziałam: „nie”. W 2004 r., kiedy internet był już ­powszechny, można było poznać wiele podobnych osób. Powstał pierwszy sensowny portal, który nas zgromadził; wyrosła grupa, która zaczęła organizować spotkania, z tego wzięła się Trans-Fuzja.

©

l eszek z ych

Wina Nie, nie mam poczucia winy i za nic nikogo nie winię. Myślę, że pozbycie się tych uczuć jest kluczem do wszystkiego. Wiele osób próbowało mnie rozliczać z  mojego małżeństwa. Dlaczego ja w to w ogóle wchodziłam? Czy oszukałam? Nie. To wy oszukujecie, bo każecie nam żyć zgodnie z tym, co stereotypowe. Ze szkół wypuszczono nas kompletnie nieprzygotowanych do życia, bez wiedzy o relacjach międzyludzkich, o partnerstwie, o radzeniu sobie w takich okolicznościach. Sama dopiero z czasem, w miarę zdobywania wiedzy, zrozumiałam, że kobiecość jest kwestią umysłu. A niedostatki cielesne to jest przypadłość stu procent populacji. To, że nasze ciała nie są idealne, nie przesądza o  braku kobiecości. Ona bierze się z tego, kim się czujemy, kim jesteśmy, jak pojmujemy siebie i  cały świat. To są sprawy, których nie mogę do końca wytłumaczyć. Trudno jest mi powiedzieć, dlaczego czuję się kobietą. Bo się czuję. Bo moje „ja” jest kobietą. To jest niewymazywalne. Dopiero dzisiaj z  niektórych rzeczy zaczynam sobie zdawać sprawę. Taka zupełnie zwykła rzecz: chłopak zdobywa dziewczynę. Jest takie oczekiwanie, że przynoPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

si kwiatki, za wszystko płaci itd. Ja myślałam: „Przynosić wiecheć drugiej babie? No nie”. „Bo ty się nie starasz” – słyszałam. Sama zresztą też nie marzyłam, żeby mnie ktoś zdobywał. Co może wynika z przekonania, że to jest konwenans, relikt patriarchatu, który niczemu nie służy. Ja chcę mieć rozsądnego, myślącego, empatycznego, czułego partnera. Myślę, że gdyby dziewczynki wychowywano wbrew stereotypom, to byłyby odważniejsze, nie tak łatwo stawałyby się ofiarami. Nie chodzi tu tylko o  kwestie związane z pozycją kobiety czy mężczyzny, ale w ogóle, o takie nawet elementarne, codzienne rzeczy, z powodu których ludzie skaczą sobie do gardeł. Ktoś kiedyś robił badania, z których wynikło, że istnieje 250 sposobów zmywania naczyń. Tymczasem jest to punkt zapalny w wielu rodzinach. W naszych domach dochodzi do awantur z powodu kierunku wieszania papieru toaletowego! Nikt nam po prostu nie uświadamia, że ludzie są różni.

Falbanki Bardzo, bardzo zazdrościłam koleżankom z  podstawówki ich kobiecości. A  potem jeszcze łapałam się na tym wielokrotnie w ciągu całego życia. Moja żona zwracała mi uwagę, że idę z nią, a patrzę na inne dziewczyny. A ja zwyczajnie chciałam wyglądać tak jak one, mieć to coś, co w nich jest. I dzisiaj czasami mi się to zdarza, bo kobiecość jest czymś fascynującym. Żyję jako ujawniona transkobieta. Owszem, zostajemy wpuszczane do świata kobiet, ale kuchennym wejściem. Na salony nas się nie wprowadza. Jesteśmy wykluczone ze świata normy. Zawsze gdzieś pojawia się bariera, którą kobiety przed nami stawiają. Jest nawet taki odłam feministek, który traktuje nas jak szpiegów wysłanych przez patriarchat. Poza tym ja nigdy nie widziałam siebie w stereotypowej kobiecej roli. Nie czułam się dobrze w falbaneczkach,

82

S a m i

koroneczkach i różowych sukieneczkach. To też jest pewien punkt zapalny między mną a koleżankami. A co ja poradzę, że dobrze się czuję w dżinsach? Zawsze byłam nieformalną przywódczynią frakcji spodni. Ton wśród nas nadają osoby queergenderowe czy transwestytyczne. Ich stylistyka zawsze będzie przeładowana. One nie żyją na co dzień w tym wcieleniu, więc kiedy już to robią, to idą na całość. Ja nigdy nie chciałam zwracać sobą uwagi na ulicy, choć zdaję sobie sprawę, że i tak zwracam, bo jak na kobietę jestem dość wysoka. Występuje też takie zjawisko, że transmężczyźni w momencie, kiedy wchodzą w swoją rolę, stają się mizoginami. I  to naprawdę paskudnymi niekiedy. Facet, który jeszcze niedawno sam odczuwał skutki wykluczenia wynikającego z patriarchatu, bardzo szybko zaczyna wykluczać kobiety, a szczególnie transkobiety. Jakby miał nas za samców, którzy świadomie, na własne życzenie zdegradowali się w patriarchalnej hierarchii. Dobrym przykładem społecznego wykluczenia jest prawie każde wejście do toalety damskiej. Bo jest takie przekonanie, że jeżeli ktoś o niejednoznacznej płciowości tam wchodzi, to żeby podglądać lub gwałcić. A jak ja mam wejść do męskiej? Właściwie nie czuję w takich sytuacjach ani złości, ani żalu. Z jednej strony doskonale wiem, jacy są ludzie. Często dają się omamić populistom żerującym na najniższych instynktach. W fundacji możemy podejmować jakieś działania, walczyć systemowo, ale kiedy sama znajdę się w  niebezpiecznej sytuacji, jestem atakowana, to nic nie zrobię. Zdarzają się takie epizody. Takim ludziom zwykle dość szybko wyczerpują się argumenty. Więc idę dalej. Robię swoje.

Strach Kiedyś łatwiej było mnie złamać, spowodować, żebym się zirytowała. Dzisiejsza odporność to kwestia wnikliwej pracy nad sobą. Część moich kolegów i  koleżanek POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

o

s o b i e

ciągle jest atakowana, zaczepiana, a innych nigdy to nie spotkało. Więc myślę, że wiele zależy od postawy. Jeśli osoba o  nienormatywnej tożsamości płciowej ukrywa się za dnia, a ujawnia potajemnie, najczęściej w nocy, to od razu skazuje się na rolę ofiary. A kiedy robię to w biały dzień, w środku miasta, wśród tysięcy ludzi, to znaczy, że nie mam nic do ukrycia. Pokazuję, że się tego nie boję. Ja też zaczynałam w  ciemności. Z  domu nie mogłam wyjść ubrana jak dziewczyna, więc brałam plecak z rzeczami, w krzakach zmieniałam ciuchy, trochę się charakteryzowałam i wychodziłam z drżeniem, żeby mnie ktoś ze znajomych nie zobaczył. Dzisiaj bywa, że osoby, które mnie znały jako Andrzeja, nie rozpoznają mnie. I to mnie chyba cieszy. Nie wiem, jak to określić. Dobrze wypadam w swojej roli?

Wolność Myślę, że do wolności każdy z  nas będzie dochodził do końca życia. Ktoś mi kiedyś zadał tradycyjne pytanie zadawane osobom trans: „Gdybyś się miała urodzić jeszcze raz, to kim chciałabyś być?”. Ja mówię: „Osobą trans”. „To nie kobietą?”. Nie, dlatego, że dzięki temu „trans” moje życie ma jakiś sens. Oczywiście nie twierdzę, że gdybym była kobietą czy mężczyzną, w których tożsamość płciowa i ciało zgadzają się w stu procentach, to życie byłoby bez sensu. Ale byłoby innym życiem, którego nie znam i trudno jest mi się do niego odnieść. Wiem, że mam jakąś misję. Ja głupio czuję się w  bezczynności, lubię, jak się coś dzieje. Od początku istnienia naszego ruchu jestem jedną z  najaktywniejszych osób. Ta działalność daje znakomity pretekst, żeby pracować nad sobą. To oczywiście powinien robić każdy, uważam, że celem naszego bytowania jest doskonalenie naszej osobowości i człowieczeństwa. Czyż można mieć lepsze pole do popisu? WYSŁUCHAŁA KATARZYNA CZARNECKA

83

Lucyfer (LGBT+)

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

84

S a m i

o

s o b i e

Lucyfera Jakubowskiego wysłuchała Katarzyna Czarnecka

K

iedy poznałem siebie? To nie jest dobre pytanie. Odnoszę wrażenie, że byłbym w stanie na nie odpowiedzieć dopiero wtedy, gdy skończyłoby się moje życie i mógłbym spojrzeć na nie z zewnątrz. Przecież ciągle wydarza się coś, co może wywołać nową reakcję, ujawnić cechy charakteru, które nie miały szansy ujawnić się wcześniej. Dziś wiem tylko, że moja osobowość skrajnie nie pasuje do szablonu. Żadnym kątem, żadnym rogiem. Może więc lepiej zapytać, kiedy zacząłem poznawać siebie? Myślę, że wtedy, kiedy przestało mi na czymkolwiek zależeć.

Udawanie Cholernie ważne jest to, żeby być sobą i  dokonywać świadomych wyborów. Jeśli nie wiem, kim jestem, to ktoś mi może coś wmówić, a ja nie będę wiedział, czy to jest prawda czy nie. Kiedy ci jedna osoba mówi, że jesteś koniem, to patrzysz na nią jak na kretyna, a jak trzydzieści, to zaczynasz to poważnie rozważać. Przez większość mojego życia dawałem sobie różne ­r zeczy narzucać. Powiedzieli mi, że jestem dziewczyną. Nie wiedziałem, czy jestem czy nie jestem, więc pomyślałem, że mogę być. Powiedzieli mi, że dziewczyny ­ubierają się tak i tak, więc skoro niby jestem dziewczyną, to może się tak ubiorę. Koleżanka powiedziała mi, że jeżeli zadbam o  swoją kobiecość, to poczuję się szczęśliwy. Zadbałem. I nie poczułem się szczęśliwy. Byłem już tylko zmęczony tym ciągłym udawaniem kogoś, kim nie jestem. Tym, że muszę ubierać się tak, jak nie lubię, ­m alować się, chociaż tego nie lubię, mówić w  sposób, którego nie lubię. Wszystko po to, żeby inni mnie lubili. Ale to nic nie dało. Byłem bardzo zły, że mnie odrzucają. Myślałem, że to dlatego, że jestem za mało kobiecy. Nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak transseksualizm. A  skoro czegoś takiego dla mnie nie było, jak mogłem uważać, że to, co czuję, jest prawdziwe. O takich sprawach nikt mi nie mówił.

©

l eszek z ych

Niechęć Swoich koleżanek nie znosiłem. Wydawały mi się przesadnie dziewczyńskie. Oczywiście widziałem je stereotypowo. Myślę, że taki jest mechanizm: używamy stereotypu, żeby jeszcze mocniej odrzucić to, czego nie lubimy. Co nie zmienia faktu, że miałem takie koleżanki. Tylko jedna zajmowała się czymś niekoniecznie dziewczyńskim: siatkówką. Jak mnie wkurzało to ich paplanie. Słuchałem, jak moja najlepsza przyjaciółka opowiada o chłopaku, który jej się podobał, i myślałem: skończ już, błagam. Z drugiej strony próbowałem się na nich wzorować. Miałem przymus wewnętrzny, żeby nauczyć się być jak one. Więc POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

stwierdziłem, że muszę czytać to co one, robić to co one, zachowywać się jak one, mówić jak one i lubić to co one. I ciągle myślałem: dlaczego ja nie umiem tak sobie radośnie paplać o kosmetykach. W końcu je znienawidziłem. Tyle że to była nieuświadomiona niechęć do siebie, za to, że nie mogę być nimi. Że są przykładem kobiecości, do którego w żaden sposób nie jestem w stanie się dopasować. Czyli za to, że nie mogę być normalny. Totalnie toksyczne myśli. Wymagać od siebie czegoś, co jest nierealne. Kolegom zaś zazdrościłem. Że wiedzą, czego chcą. Że są tacy pewni siebie. Z perspektywy stwierdzam, że większość ich działań, które postrzegałem jako pewność siebie, to było przeciwdziałanie czemuś, czego się wstydzili. Mam chude ramiona, więc jak mnie ktoś zaczepi, to mu prewencyjnie przyłożę. Żeby inni myśleli: może chudy, ale silny. Albo: może ma słabe oceny, ale jest zabawniejszy. Zgodnie z zasadą, że to, co przed „ale”, jest nieważne. A dla mnie wszystko się kończyło na stwierdzeniu: jestem nienormalny.

Odrzucenie Kiedyś myślałem, że jestem zakochany w  koledze, a tak naprawdę byłem zauroczony jego bluzą. Rozwaliło mnie, jak to odkryłem. Ale miałem wtedy 13 lat. Około 16. roku życia zacząłem myśleć bardziej dojrzale. Lecz i  tak zakochiwałem się w  tym, jacy są i  co sobą reprezentują, a  nie w  nich. I  nie potrafiłem tego rozróżnić. Może dlatego, że wychowywała mnie tylko mama, która nie mówi o emocjach. Sama ich nie ogarnia, ale nie ma w  tym jej winy. Dopóki więc sam się nie zabrałem za rozumienie swoich emocji, nie wiedziałem, co czuję. Przydałyby się w szkołach jakieś zajęcia z komunikacji. Nie tylko z  innymi, ale i  z  samym sobą. Gdybym wiedział, czym są emocje, jak je rozpoznawać i  jak wyrażać, to myślę, że nie miałbym takiego problemu. Byłbym w stanie wcześniej dojść do tego, co mi jest, dlaczego jestem taki nieszczęśliwy. Uczuciowo nikt się mną nie interesował. Wszyscy traktowali mnie jako kumpelkę. Im bardziej oni się rozwijali w  kwestii związków, tym bardziej ja byłem samotny, bo ani dziewczyny nie chciały się ze mną spotykać, ani chłopaki. Nauczyciele też mnie nie chcieli. Przechodziłem ze szkoły do szkoły kilka razy. Zazwyczaj było tak, że moja mama widziała, że już nie daję rady i musimy coś ­z mienić. Druga sprawa, że byłem wściekły na cały świat. Uważałem, że on istnieje tylko po to, żeby mnie dręczyć. Żyłem we własnej głowie, koncentrując się na swoich myślach. Starałem się nie wchodzić w żadne interakcje, a jeśli ktoś próbował, traktowałem to jako atak. Mam wrażenie, że do momentu spotkania z ludźmi z Trans-Fuzji ani razu

85



spotkałem się z człowiekiem, który nie miałby na ce nie lu jakiegoś ataku. Ostatnio nawet mama powiedziała, że

jak patrzy w przeszłość, to myśli, że w życiu nie spotkałem dobrego człowieka. Ale przecież oni są wokół. Może więc to tylko ja ich traktowałem jako złych. Może gdy ktoś naprawdę chciał się dowiedzieć, co się ze mną dzieje, to ja – nie mając na to odpowiedzi, obawiając się, że potraktuje mnie jak głupka – zaczynałem atakować. Nawet kilka razy próbowałem normalnie rozmawiać. Z psychologiem szkolnym. Ale kończyło się tak samo: wychodziłem, trzaskając drzwiami, bo uważałem, że mi to nie pomaga. Wszystko, nawet to, co robili ludzie, próbując mnie zrozumieć czy zmienić, kończyło się tym, że mnie to bolało. W końcu stwierdziłem, że mam to wszystko w dupie, bo cokolwiek bym zrobił, jestem nieszczęśliwy. No to lepiej nic nie robić. Przynajmniej się nie rozczaruję. Spadłem na dno, nie miałem ochoty się ruszać, potrafiłem całymi dniami leżeć w łóżku, miałem głęboką depresję. Powtarzałem sobie: jestem nieszczęśliwy, jestem nieszczęśliwy. I nagle zacząłem się zastanawiać dlaczego? Od tego się zaczęło. I od pytania, co musiałbym zrobić, żeby być szczęśliwym.

©

l eszek z ych

Odbicie Kiedy jako dziewczyna patrzyłem w lustro, widziałem kogoś. Nie siebie. Myślałem: fajna laska – szczupła, ma ładne nogi. Tylko jest bardzo, bardzo smutna. Jak sobie uświadamiałem, że to ja, od razu odwracałem wzrok. A smutek się pogłębiał. Odbicie mówiło mi, że coś jest bardzo nie tak. Ale już po uświadomieniu sobie, że jestem facetem, ale jeszcze przed kuracją hormonalną, cholernie się bałem patrzeć w  lustro. Byłem pewien, że to mnie złamie. Miałem dobry nastrój, bo nagle coś, co nie grało przez dwadzieścia parę lat, wskoczyło na miejsce. Ale jak spojrzałem w lustro, widziałem oszpeconą dziewczynę przebraną za chłopaka. Postrzegałem to tak, że ją niszczę. Dopiero teraz widzę, że, owszem, POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

niszczyłem, ale nie kogoś żywego, tylko kogoś, kogo nigdy nie było. Wizerunek wciąż jeszcze ma dla mnie duże znaczenie. Długo najpierw patrzyłem na wygląd, później na zachowanie, a  dopiero później do wewnątrz. Teraz wiem, że to było chorobliwe, bo nawet jeśli moich myśli i uczuć nikt nie zna, one wpływają na moje zachowanie, a ono z kolei odbija się na wyglądzie. Staram się to jakoś ­z równoważyć, ale nadal mam silną potrzebę kontroli, bo bardzo się boję popełnić błąd. To stare, niepotrzebne uczucie, na szczęście po ośmiu miesiącach terapii zaczyna znikać. I  teraz patrzę w  lustro. Widzę w  nim siebie. Całkiem przystojnego faceta.

Droga Jeszcze nie czuję się pewny siebie. Ale pracuję nad tym usilnie. Wiem, że to przyznanie się do słabości, czego prawdziwi faceci raczej nie robią. Ale ja uważam, że mężczyzna – czy trans, czy cis – musi pozwolić sobie czasem na bycie słabym, bo jak będzie wciąż udawał mocnego, to złamie go byle co. Trzeba mieć dystans do siebie. I nie można się opierać na innych ludziach. Drugi człowiek może pomóc osobie, która się zachwieje wewnętrznie, ale nie jest tak, że ma ją nieść. Mnie zawsze wspierała mama. A miałem wobec niej akcje od „nie wychodź z  pokoju” do „wynoś się, nienawidzę cię”. Przetrwała wszystko. Słuchała i starała się zrozumieć. Cokolwiek powiedziałem, powtarzała, że akceptuje mnie w całości, z całym inwentarzem. Na wieść, że już nie będę jej córką, tylko synem, ucieszyła się, że będę szczęśliwy. Obchodziło ją tylko to, że znalazłem rozwiązanie swojego największego problemu i teraz jest cholernie dumna z tego, że sobie poradziłem. Jest dzielną kobietą i fenomenalną matką. Dobrze, że ją mam, bo długa droga przede mną. A boję się, że mogę okazać się niewystarczająco silny, żeby

86

S a m i

się nie poddać presji, która byłaby dla mnie szkodliwa. Że mogę zrobić coś, co byłoby przeciwne wyznawanym przeze mnie wartościom. Boję się, bo wiem, że to byłoby ugodzenie w najgłębszą, najważniejszą część siebie. Nie wiem, jak to określić, bo to nie jest serce. To jest sedno mojego jestestwa. Chciałbym być taki, jaki jestem teraz, tylko lepszy. W tej chwili moje najsilniejsze cechy służą tylko mi, a ja bym chciał, żeby służyły też innym. W jaki sposób? Tego jeszcze nie wiem. Pierwszy raz od 10 lat jestem w  stanie myśleć o przyszłości, przeżywam drugie dorastanie. Wiem tylko, że pociąga mnie inżynieria kosmiczna. Nie lubię zdobywać wiedzy po to, żeby sobie była. Dla mnie musi się przekładać na działanie. Na tej zasadzie olewałem szkołę, ponieważ uczyli mnie rzeczy, dla których nie widziałem zastosowania. No i żeby dojść do studiów, muszę nadrobić liceum, które kilka razy zaczynałem i nie skończyłem. Jeżeli ktoś by zbierał dane do badań, to byłoby dość materiału, żeby stwierdzić, że regularnie mi się pogarszało. Byłem na równi pochyłej. Teraz idę równo do góry. Czasami powoli, bo faktycznie łatwo sobie spieprzyć życie, trudniej je naprawić. Tylko siebie obwiniam za to, że nie byłem wystarczająco mądry, żeby prędzej coś ze sobą zrobić. Nie miałem wiedzy i narzędzi. Teraz do całkowitego szczęścia brakuje mi tylko dowodu osobistego. Non stop zastanawiam się, co będzie, jak na przykład wylegitymuje mnie policja. Czuję się jak jakaś szara strefa. Kłopot w tym, że trzeba pozwać swoich rodziców do sądu, a ja nie wiem, gdzie jest mój ojciec. Ostatni raz widziałem go, kiedy miałem 8 lat. I nie tęsknię za jego widokiem, bo jeśli miałbym brać z niego przykład, to tylko taki, jak się nie zachowywać.

Pewność

o

s o b i e

bą. Mam potrzebę osiągnięcia czegoś większego w życiu, czegoś, co zadziała na ludzi na większą skalę. Może dzięki temu pójdzie mi szybciej, to świetna motywację do zapieprzania. Zacząłem od tego, że zacząłem kochać to, co mnie otacza, tylko za to, że jest. I wtedy okazało się, że mam w sobie optymizm, którym zarażam. Jak wejdę do jakiegoś miejsca, porozmawiam z ludźmi, to oni nagle mają ochotę coś zmieniać w swoim życiu na lepsze. Budzę jakieś uśpione marzenia? Pragnienie szczęścia? Więc o ile wtedy się w ogóle nie uśmiechałem, teraz wciąż to robię. Bo wiem, że jak ktoś się do człowieka uśmiecha w najgorszym momencie jego życia, to jakby zdjął z niego część ciężaru. A czy to odwaga? Myślę, że bardziej kwestia tego, że tak daleko odszedłem od siebie, próbując siebie znaleźć, że już nie wyobrażam sobie, żeby teraz, kiedy mam wszystko i jestem z tym szczęśliwy, odejść o kroczek chociażby. Co poczuję, że jest moje, to biorę, nie zastanawiając się. Jeżeli ja czuję się mężczyzną o imieniu Lucyfer, to nim jestem i koniec. Świat się może walić, palić, a ja mam to gdzieś. Może to jest radykalne, ale wiem, że nie ma nic gorszego od konieczności bycia kimś innym, niż się jest. To jest tortura. Mam uraz do bycia sztuczną osobą, bo wtedy czułem się odrzucony, niekochany i chciałem się z tego powodu zabić. Nigdy więcej. Przeżyłem najgorszy wymiar cierpienia związanego z niebyciem sobą, więc teraz jakiekolwiek odejście od siebie wywołuje u mnie alergię. Może ona objawia się radykalną odwagą. I  może dlatego Lucyfer. Ktoś pomyśli sobie, że to straszne imię, że jestem wariatem. A  ktoś inny zrozumie. Dla mnie jest symbolem buntownika, oznacza zmianę. Poza tym po prostu mi się podoba. Pasuje do mojego charakteru. I chrzanić, że szatan. Szczególnie że w niedokończonym poemacie Wiktora Hugo „La fin de Satan” po odpokutowaniu win staje się ponownie aniołem światła.

Muszę się uczyć. Nadrobić czas, w  którym myślałem w  sposób, który niszczy. Chciałbym to już mieć za soPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

WYSŁUCHAŁA KATARZYNA CZARNECKA

87

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

88

S a m i

MAGDA (LGBT+)

o

s o b i e

Rozmówczyni zawodowo zajmuje się fotografią dokumentalną. Jest aktywnie zaangażowana w działania na rzecz społeczności osób ze zróżnicowanymi cechami płci, współpracowała z Intersex UK, prowadzi wykłady. Pracuje nad książką będącą zbiorem rozmów z osobami interpłciowymi, ich partnerami/partnerkami i rodzicami. Aktualnie we współpracy z Kampanią Przeciw Homofobii organizuje spotkania infor-

rozmawia Joanna P odgórsk a zdjęcie L eszek Zych

macyjne o interpłciowości oraz grupy wsparcia dla osób in-

J oa nna P odgórsk a : – Jak się pani dowiedziała, że jest osobą interpłciową? M agda R a kita : – Nic się ze mną nie działo. Czułam się zupełnie zwyczajną dziewczynką. Ludzie często myślą, że interpłciowość widać po narządach płciowych już po narodzinach. Tak się dzieje jedynie w  niewielkim procencie przypadków. Ja miałam 15 lat, gdy mama, położna, zabrała mnie do lekarza, bo zaczęła się zastanawiać, dlaczego jeszcze nie miesiączkuję. Pani doktor mnie zbadała i powiedziała, że to prawdopodobnie częściowa niewrażliwość na androgeny. Poszłam się ubrać, a jak wróciłam do gabinetu, mama siedziała blada jak ściana, a pani doktor mówiła, że trzeba ustalić termin operacji. Pomyślałam: halo, jakiej operacji?! W drodze do domu mama mi wszystko wytłumaczyła: jesteś dziewczynką, wyglądasz, jak dziewczynka, tylko masz chromosomy XY i wewnętrzne jądra zamiast jajników. I  że nie będę mogła mieć dzieci. Przy­jęłam to do wiadomości. W wieku 15 lat nie przejęłam się specjalnie informacją, że nie będę miała dzieci.

A słowo „obojnactwo” jeszcze funkcjonowało? Zdarzało się, ale ono jest nie tylko stygmatyzujące, ale też wprowadza w błąd, bo sugeruje, że mamy funkcjonujące narządy i męskie, i żeńskie. Ślimaki tak mają, ale ludziom to się nie zdarza. Podobnie z pojęciem „hermafrodytyzm”.

W ogóle się pani nie przejęła diagnozą? Oczywiście, że to było dla mnie zaskoczenie, ale nie miałam z nią problemu. Coś takiego istnieje, nazywa się tak i  tak, a  ja to mam. Dopiero gdy zostałam skierowana do szpitala, by potwierdzić diagnozę, poczułam się dziwnie. Przychodzę na przykład na USG, wszyscy normalnie rozmawiają, a  potem patrzą w  moją kartę i  zaczynają szeptać. Oglądają obraz na monitorze i „szu, szu, szu”. W końcu mówię: ja wiem, że mam tam jądra, możemy już skończyć. Podczas obchodu znudzeni lekarze mijają kolejne łóżka i nagle przy moim się ożywiają – ciekawy okaz. Albo badania grupowe: ja na fotelu ginekologicznym, a kilkunastu studentów, niewiele starszych ode mnie, sobie ogląda i komentuje, a pani doktor tłumaczy im, że to nie występuje u normalnych dziewczynek. Czyli ja jestem nienormalna? Dziękuję. Słowa „interpłciowość” jeszcze wtedy nie było? Nie. Nawet teraz wiele osób, które mieszczą się pod parasolem interpłciowości, nie zna tego pojęcia. Diagnozy brzmią bardziej szczegółowo, np. zespół Swyera czy Klinefeltera. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

terpłciowych i ich rodzin.

Co w nim złego? Brzmi pięknie. Ale także myląco. Podobnie jak „obojnactwo” sugeruje, że mamy w pełni sprawny zestaw męski i zestaw żeński. Tak nie jest. Można mieć gonady o utkaniu mieszanym czy jeden jajnik i jedno jądro. Są na świecie osoby interpłciowe, które mówią o sobie jako o hermafrodytach. Jednak większość nie lubi tego słowa, bo kojarzy się im z naszą zmedykalizowaną historią, ze skazaniem na ingerencje chirurgiczne. Jak zdefiniować interpłciowość? To przecież całe spektrum. Ja bym nawet powiedziała, że cała galaktyka. Według ONZ dotyczy około 1,7 proc. populacji. U osób interpłciowych zróżnicowane cechy płciowe mogą występować na poziomie chromosomów, gospodarki hormonalnej czy wewnętrznych i zewnętrznych narządów płciowych. Jest niemal 40 typów interpłciowości czy – jak by powiedzieli lekarze – diagnoz. U każdej osoby może się przejawiać w nieco inny sposób. Wiem, że to trochę męczące, bo najlepsze są proste wytłumaczenia. A tu ich nie ma. Prosimy o cierpliwość. Najlepiej chyba istotę problemu oddaje sformułowanie „zróżnicowane cechy płciowe”. Mamy cechy płciowe inne, niż można by oczekiwać po tym, czego uczono na biologii w VI klasie. Jesteście żywym dowodem na to, że stereotypowe stwierdzenie: „Człowiek rodzi się albo mężczyzną, albo kobietą”, jest nieprawdziwe. Co to znaczy być kobietą czy mężczyzną? I kto do tych grup należy, a kto nie? Czy chłopiec, który urodził się bez penisa, ale jest typowym chłopcem pod każdym innym względem, chłopcem nie jest? Czy kobieta, u  której nie wykształciła się pochwa i macica, nie jest kobietą? Większość z nas utożsamia się i funkcjonuje jako kobiety czy mężczyźni, choć oczywiście są wśród nas osoby niebinarne, jak w reszcie społeczeństwa.

89



Sytuacja osób interpłciowych i  innych mniejszości  w Polsce jest dziś trudna. Wiele mitów na nasz temat zo-

stało dawno obalonych naukowo, ale mimo to społeczność LGBT+ ciągle musi usprawiedliwiać swoje istnienie, swoje potrzeby czy tożsamość. To jest smutne i bolesne. Inna rzecz, że część osób interpłciowych uważa, że w ogóle nie powinniśmy być częścią ruchu LGBT+, bo w naszym przypadku nie chodzi o seksualność czy tożsamość płciową. Mówimy tu o  cechach biologicznych. Jednak we współpracy z  tym ruchem fantastyczne jest zro­z umienie wykluczenia, zrozumienie, że czyjeś prawa są pogwałcane, a potrzeby kwestionowane. Wszyscy walczymy o swoje prawa. Korzystanie z platformy, którą środowisko LGBT+ nam daje, jest bardzo potrzebne. Zwłaszcza że w Polsce nagonka i strach, by się jakoś publicznie odnaleźć, są większe. Spychają nas w głębsze zamknięcie, a to nie jest pomocne. To przerażające, jak wiele zmieniło się w Polsce na gorsze w ciągu ostatniego roku.

O co walczy środowisko osób interpłciowych? W pierwszej kolejności jest to walka z arbitralnymi operacjami chirurgicznymi, przeprowadzanymi na małych dzieciach. Robi się im np. tzw. plastykę pochwy, którą trzeba potem rozciągać. Osoby, które to przeszły, miewają problemy psychiczne porównywalne z  doświadczeniem gwałtu. Lekarze arbitralnie podejmują decyzję

To pokłosie myślenia z lat 60., gdy zaczęto propagować ingerencje chirurgiczne, a o seksualności kobiet myślano w specyficzny sposób: bolesny seks, brak przyjemności – trudno. Sukcesem terapii był fakt, że kobieta może odbyć stosunek. To się na szczęście zmienia, ale lekarze są słabo przygotowani pod względem umiejętności interpersonalnych, w  tym komunikacyjnych. Uczy się ich rozwiązywania „problemu”. Często cały proces, mimo wprowadzenia zespołów multidyscyplinarnych, skupia się na interwencjach chirurgicznych, a  niezmiernie ważne jest odpowiednie wsparcie psychologiczne. Opowiadać o tym będzie dr Lih-Mei Liao podczas październikowego webinarium, które odbędzie się w ramach cyklu „Akademia LGBTI”, organizowanego przez Kampanię Przeciw Homofobii.

A może tu chodzi o głęboki lęk przed niejednoznacznością? Na pewno. Dr Vickie Pasterski zrobiła badania na ten temat. Dla rodziców informacja o  interpłciowości dziecka jest często tak stresująca jak diagnoza nowotworu. Boją się, że ich dzieci będą wyglądać i funkcjonować inaczej, że będą narażone na wykluczenie i krzywdę. Operację postrzegają jako mniejsze zło. Pasterski pytała, skąd ten lęk. Okazuje się, że z braku wiedzy i świadomości. Nigdy wcześniej o tym nie słyszeli. Kiedyś nawet była tendencja, by wcale

LEKARZY PRZEZ LATA UCZONO, ŻE JESTEŚMY ZABURZENI I TRZEBA NAS NAPRAWIAĆ, „NORMALIZOWAĆ” NASZE NIEPRAWIDŁOWE NARZĄDY. ALE PRZECIEŻ OPERACJA NIE ZMIENI TEGO, JAK ŻYJEMY I MYŚLIMY. o usunięciu gonad u dzieci. Są sytuacje, kiedy jest to medycznie uzasadnione, bo np. w ­z espole Swyera ryzyko nowotworu gonad jest wysokie. Ale np. przy niewrażliwości na androgeny to ryzyko nie jest duże.

Pani nie podjęła decyzji o operacji usunięcia gonad świadomie? Nie miałam nic do powiedzenia. Lekarka stwierdziła, że to się usuwa, i tyle. My chcemy, by operacje, które nie służą ratowaniu życia, oddalić w czasie, tak byśmy sami mogli o tym decydować. Teraz to wygląda tak, że rodzi się np. dziewczynka z większą łechtaczką. I lekarze mówią: o jaka brzydka, duża łechtaczka, tniemy. Chcemy, by opieka nad nami przeniosła się z ingerencji chirurgicznych i farmakologicznych na wsparcie psychospołeczne. Wskutek regulacji prawnych powstaje presja, aby jak najszybciej po narodzinach przypisać dziecko do określonej płci. To dotyczy także nas, osób, u których nie jest to takie proste. Jak lekarze podejmują taką decyzję? Rzucają monetą? Przeprowadzają testy genetyczne, sprawdzają profil hormonalny. Ale z  tego, co wiem, nie ma testu medycznego, który w stu procentach przesądzi, z jaką płcią dziecko się będzie w przyszłości identyfikować. Są osoby, które przeszły redukcję łechtaczki czy inne podobne operacje kosmetyczne – bo tu chodzi tylko o zmianę wyglądu – i  mają niewrażliwe narządy, odczuwają ból. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

o tym nie mówić; że my nie powinniśmy się o tym dowiedzieć, bo na pewno popełnimy samobójstwo. Mam koleżankę, która dowiedziała się o  swojej inter­ płciowości w wieku pięćdziesięciu paru lat. Będąc na operacji guza piersi, zobaczyła swoją dokumentację medyczną. I nawet wtedy lekarz nie chciał jej niczego wyjaśnić, tylko próbował odesłać ją do kogoś innego. Potem była tendencja, że gdy usuwają gonady – w moim przypadku wewnętrzne jądra – żeby dziewczynka nie kwestionowała swojej tożsamości, mówiono jej: masz źle ukształtowane jajniki i musimy je wyciąć, bo jest zagrożenie nowotworem. Takie kłamstwo uważane było za mniejsze zło.

Gdyby to od pani zależało, zdecydowałaby się pani na operację? Staram się nad tym nie zastanawiać, bo to dla mnie bardzo bolesne. Znam dziś mnóstwo osób, które żyją w zupełnie inny sposób, podjęły inne decyzje i są szczęśliwe. W momencie usunięcia gonad lekarze mówią nam tylko, że będziemy na zastępczej terapii hormonalnej. To wszystko. Nie mówią, jak ta terapia będzie wyglądać, że jedni znoszą ją lepiej, a inni gorzej. Ja biorę hormony od 28 lat i pewnie będę brała jeszcze z 10, do czasu, gdy zaplanuję sobie menopauzę. A wcale nie jest łatwo znaleźć specjalistę, który pomoże dobrać poziom hormonów zapewniających dobre samopoczucie. Większość opieki koncentruje się na dzieciach

90

S a m i

do 18. roku życia, a później jesteśmy wypychani z systemu. Pani doktor, która mnie leczyła, stwierdziła w końcu, że może mi pomóc każdy lekarz, który zajmuje się menopauzą. Skończyło się na tym, że w wieku 30 lat miałam osteoporozę. A hormony wpływają także m.in. na witalność, samopoczucie psychiczne.

Czy interpłciowość zawsze wiąże się z bezpłodnością? To bardzo indywidualna sprawa. Wszystko zależy od typu interpłciowości. Są np. osoby, które mogą mieć dzieci ze wsparciem medycznym. Mam koleżankę z  zespołem Swyera – wygląda jak kobieta, ma chromosomy XY uważane za męskie i usunięte gonady. Ale ma macicę, która została wsparta hormonami, i udało jej się urodzić dziecko z jajeczka dawczyni i nasienia męża. Nawet karmi piersią. Czyli pierwszy postulat środowiska osób interpłciowych brzmi: pozwólcie nam świadomie decydować o własnych ciałach. A inne? Chcemy, by opieka medyczna skupiała się bardziej na dorosłych, którzy dobrze rozumieją swoje potrzeby, a nie na dzieciach, które nie mają pojęcia, o co chodzi. Druga rzecz to odbiór społeczny. Chcemy być postrzegani jak normalni ludzie. Żeby rodzice, którym rodzi się interpłciowe dziecko, wiedzieli, że to nie jest żadna katastrofa. Oczywiście poszczególne typy interpłciowości mogą

o

s o b i e

wie z nikim o tym nie rozmawiałam. Nikt nas nie nauczył, jak o tym mówić w inny niż zmedykalizowany sposób. Gdy przeprowadziłam się do Wielkiej Brytanii, znalazłam w internecie forum założone przez osobę interpłciową. To było dla mnie coś niesamowitego. Czytałam historie osób tak podobne do mojej. Spędziłam całą noc, płacząc. Skontaktowałam się z nimi i okazało się, że niedługo organizują spotkanie. Postanowiłam tam pojechać, chociaż strasznie się bałam. Nawet nie wiem czego, chyba wszystkiego i niczego. Stałam w recepcji cała rozdygotana. Jedna z uczestniczek musiała zauważyć, że jestem kompletnie zagubiona, bo spytała, czy ja na spotkanie, i  zaprowadziła mnie do właściwego stolika. Same kobiety. Niczym specjalnym się nie wyróżniały. Każda inna. Wyglądały jak grupa, która przypadkiem spotkała się w tramwaju. Ale nasze historie i doświadczenia były bardzo podobne. Po raz pierwszy poczułam, że ktoś mnie rozumie.

Założyła pani taką grupę wsparcia w Polsce. Jest tu bardzo potrzebna, bo pozwala wymieniać się doświadczeniami, uczyć się od siebie, nie czuć się samotnym. Dlatego nazwałyśmy ją „Poznajmy się”. Będziemy teraz mieć trzecie spotkanie dla osób dorosłych i drugie spotkanie dla rodziców. Mamy coraz więcej zgłoszeń. To nie tak, że wymyśliłam sobie, co jest w Polsce potrzebne, ja tu przyjadę, urządzę państwu życie. Wszystko na-

WSKUTEK REGULACJI PRAWNYCH POWSTAJE PRESJA, ABY JAK NAJSZYBCIEJ PO NARODZINACH PRZYPISAĆ DZIECKO DO OKREŚLONEJ PŁCI. TO DOTYCZY TAKŻE NAS, OSÓB, U KTÓRYCH NIE JEST TO TAKIE PROSTE. mieć różny wpływ na rozwój, dlatego bardzo ważne jest, by tworzyć grupy wsparcia, organizować spotkania, na których wymieniamy się informacjami. Kobieta w ciąży, która dowiaduje się, że jej dziecko może być interpłciowe, o pewnych rzeczach nie porozmawia z lekarzem. Dobrze, gdy może się spotkać z inną mamą, która ma takie dziecko, czy z osobą starszą, która jest już na innym etapie. Dla dorosłych też jest ważne, by móc pogadać nie tylko z psychologiem, ale z kimś, kto sam przez to przechodził i można go spytać np., jak to było, gdy pierwszy raz uprawiałaś seks, jak rozmawiać z partnerem lub partnerką. Ja przez długi czas nie wierzyłam, że związek, w którym ktoś będzie wiedział o mnie wszystko, jest w ogóle możliwy. Gdy spotkałam takie małżeństwa, zakochane w  sobie po uszy, głowa mi eksplodowała. Każdy z nas jest inny, każdy podąża swoją ścieżką, ale fajnie mieć możliwość spotkania na tej ścieżce kogoś, kto to dobrze rozumie.

Pani była z tym samotna? Tak. Dlatego zawsze podkreślam, jak ważny jest dobór słów przez specjalistów. Jeśli radzą: nie mów nikomu, to jest słabe. Ja to słyszałam wielokrotnie. Człowiek czuje się wtedy jak ufoludek, jakby był jedyny taki na świecie. Komunikat był taki: jesteś zaburzeniem i urodziłaś się przez pomyłkę. Zamyka się tę informację w pudełku i chowa na spód głowy. Niby mówiono mi, że jest więcej takich osób, ale nikt nie powiedział, gdzie ich szukać. Przez 15 lat praPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

prawię! Ta moja angielska grupa to środowisko międzynarodowe. Wiele osób tłumaczyło wpisy na swoje języki ojczyste. Ja przetłumaczyłam fragment o niewrażliwości na androgeny. Odzywały się potem osoby dorosłe, nastolatki, rodzice. Proponowałam, że gdy będę w Polsce, możemy się spotkać na kawę czy na piwo. Niektórzy jechali po parę godzin do Wrocławia, żeby pogadać.

Jak wygląda dziś w Polsce kwestia operacji na interpłciowych dzieciach? Nadal się je robi? Robi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Do tej pory tylko Malta wprowadziła prawo, które zabrania operacji nieratujących życia, które można odłożyć do czasu, gdy osoba interpłciowa będzie sama świadomie uczestniczyć w takiej decyzji. To takie proste! Proste, ale nawet na Malcie wprowadzenie tego prawa zajęło wiele lat, ze względu na opór środowiska medycznego. Lekarzy przez lata uczono, że jesteśmy zaburzeni i trzeba nas naprawiać, „normalizować” nasze nieprawidłowe narządy. Wielu z nich czuje presję, by znaleźć odpowiedź na każde pytanie, a w przypadku inter­płciowych dzieci jednoznacznych odpowiedzi nie ma. Ale przecież operacja plastyczna narządów nie zmieni tego, jak my funkcjonujemy, żyjemy i myślimy. ROZMAWIAŁA JOANNA PODGÓRSKA

91

ZAJRZYJ GŁĘBOKO DO SZAFY

CO ROBIĆ, GDY DORASTAJĄCE DZIECKO MÓWI: MAMO, TATO, JESTEM LESBIJKĄ, JESTEM GEJEM

I n n i

w o b e c

n i c h

Dominika Buczak

M

ariusz siedział przed komputerem i  wahał się przez moment, zanim kliknął „wyślij”. Poszło. Chwilę później jego rodzice znaleźli w  swoich skrzynkach wiadomość, że ich syn jest gejem, jest szczęśliwie zakochany i od wielu miesięcy ma stałego partnera: – Poprosiłem rodziców w mailu, żeby do mnie nie telefonowali tego dnia – opowiada Mariusz Kurc, działacz gejowski, redaktor naczelny pisma „Replika”. – Chciałem, żeby emocje trochę opadły, zanim porozmawiamy. Wieczorem telefon dzwonił ze 20 razy, ja nie odbierałem. Następnego dnia dostałem od taty odpowiedź mai­lem. Gdyby wtedy istniały podręczniki do coming outu, mógłbym podejrzewać, że przepisał stamtąd wzorcowy list. Napisał, że to dla nich trudna wiadomość, ale mnie kochają. Pomyślałem sobie: uff, sprawa załatwiona. Ale kolejnego dnia rozmawialiśmy telefonicznie i  zdałem ­sobie sprawę, że jest im ciężko. Tata mówił ze ściśniętym gardłem. Mamie łamał się głos. W  tym czasie Mariusz skończył już studia, rozpoczynał karierę zawodową. Od dwóch lat był związany z Przemkiem: – Często u mnie bywał, właściwie pomieszkiwał, ale nie odbierał nigdy telefonu, bo przecież mogła dzwonić mama. Nie wiedziałem, jak jej wytłumaczyć, że jest u mnie „kolega” i odbiera mój telefon. Dochodziło do absurdów. Jestem w łazience, telefon dzwoni, Przemek go nie odbiera. Tak można było żyć kolejnych 20 lat – ja w Warszawie, rodzice w rodzinnej miejscowości. Chyba wiele par gejowskich czy lesbijskich tak żyło i żyje nadal. Wcześniej myślałem, że rodzicom nigdy nie powiem o mojej orientacji seksualnej. Potem myślałem, że kiedyś to zrobię. W końcu zrozumiałem, że „kiedyś” nadeszło. Po kolejnym wyjeździe do rodziców postanowiłem: Ten czwartek. Wtedy napiszę ten mail.

©

get t y im ages

Droga do siebie Termin coming out na polski bywa niezbyt fortunnie tłumaczony jako „ujawnienie”. Ujawnia się wstydliwe tajemnice, afery, zagrożenia, więc przedmiot ujawnienia kojarzy się pejoratywnie. Dlatego o wiele bardziej trafne jest opisowe tłumaczenie coming outu na „wyjście z szafy”. Niektóre lesbijki i niektórzy geje w szafie pozostają na zawsze, inni uchylają tylko nieco drzwi, tak żeby można było do szafy zajrzeć. Jeszcze inni wychodzą z szafy i zapominają, że kiedykolwiek w niej siedzieli. Coming out to proces, który zwykle trwa lata. Kiedy nastolatek orientuje się, że pociągają go przedstawiciele tej samej płci, zwykle odsuwa od siebie myśl, że jest osobą homoseksualną. Zaprzecza, wypiera, udaje. Z czasem – i to pierwszy etap coming outu – przyjmuje to do wiadomości: – Jako nastolatek zabraniałem sobie nawet myśleć: jestem gejem, nie mówiąc o  głośnym wypowiedzeniu tych słów – mówi Mariusz Kurc. – Cały czas w myślach upierałem się, że jestem heteroseksualny – bo tak musi być. Podobają mi się faceci, ale nie wiem, co z tym zrobić. Potem pomyślałem, że może jestem osobą biseksualną i tego POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

93



©

an

się trzymałem. W końcu pozwoliłem sobie pomyśleć, że je stem gejem. Ale ciągle do ogłoszenia tego światu była da-

Jak reagować na coming out dziecka?

Radzi Agata Engel-Bernatowicz, psychoterapeutka: 1. Spokojnie, łagodnie – niech emocje na wieść o orientacji psychoseksualnej dziecka pozostaną pod kontrolą. 2. Z miłością – pamiętaj, że to twoje dziecko i bardzo je kochasz. Skup się na uczuciu miłości. 3. Rzeczowo – pytaj o konkrety, powstrzymaj się od ocen, zdobywaj informacje. 4. W wyważony sposób – potrzebujesz czasu – daj go sobie, mów raczej mniej niż więcej. Nie musisz reagować od razu. Powiedz: „zaskoczyłeś mnie, kocham cię bardzo, ale nie wiem, co powiedzieć. Muszę to sobie przemyśleć”. Masz prawo odroczyć dalszy ciąg rozmowy. 5. Akceptuj – „akceptuję cię takim, jakim jesteś”, „jeszcze cię nie rozumiem, ale bardzo chcę poznać i zaakceptować”. 6. Bądź, wspieraj – przyjmij fakty, nie pocieszaj, nie obiecuj, że to minie, bo nie minie. Nie tłumacz, dlaczego tak się stało. Powstrzymaj się od ocen. Doceń zaufanie, jakim cię obdarzono. Szanuj i zapewnij o szacunku. 7. Zdobywaj wiedzę – szukaj informacji, czytaj książki na temat homoseksualizmu. Dziecko często może być tu twoim przewodnikiem – ono ma ten etap prawdopodobnie za sobą. 8. Skonkretyzuj uczucia, zwłaszcza lęku – rozmawiaj z dzieckiem o swoich lękach, obawach, wątpliwościach, ale go nimi nie obarczaj, nie przerzucaj odpowiedzialności. Pytaj, by rozwiać wątpliwości, ale nie feruj wyroków: „Obawiam się, że spotkasz partnerów, którzy będą myśleć tylko o seksie”, zamiast: „To znaczy, że jesteś skazany na rozwiązłość bez miłości”. 9. Powściągnij emocje – masz prawo do gniewu, jeśli jesteś wściekły, chcesz krzyczeć, żądać, bić, zabraniać, szkalować – poszukaj pomocy u przyjaciół, osób zaufanych, psychologa, lekarza. Wróć do rozmowy z dzieckiem, gdy twoja złość znajdzie się pod kontrolą. 10. Pytaj o szczęście – pytaj dziecko, czy jesteś szczęśliwy/a, czy mogę coś zrobić, by przyczynić się do twojego szczęścia.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

leka droga. Najpierw dowiaduje się rodzina, przyjaciele. Potem trzeba rozważyć: mówić w  pracy, że jest się osobą homoseksualną? Informować o  tym sąsiadów? Wreszcie – w  przypadku osób publicznych – mówić o  tym fakcie swoim fanom, czytelnikom, wyborcom? Wiele osób homoseksualnych podkreśla, że kluczowa i najtrudniejsza jest rozmowa z rodzicami. Od jej przebiegu mogą zależeć dalsze relacje matki z jej synem gejem czy ojca z córką lesbijką. – Osoba ujawniająca się mniej lub bardziej świadomie liczy na szacunek, akceptację, zrozumienie i  dyskrecję. ­Reakcje bliskich często zaskakują – mówi Agata EngelBernatowicz, współautorka książki „Coming out”, psycholożka, psychoterapeutka. Oczywiście zdarza się, że rodzice akceptują homoseksualizm dziecka. Mówią: kocham cię takim, jakim jesteś, będziemy się razem uczyć – naucz mnie siebie. Chcę, żebyś był szczęśliwy. Zdarza się jednak, że akceptacja jest pozorna: kocham cię, córko, ale złamałaś mi serce. Błagam cię, zmień się, bo inaczej skończę w grobie. Czasami dominujący jest lęk. Matka boi się, że jej córka nie będzie zaakceptowana przez społeczeństwo, że syn zachoruje na AIDS, będzie miał związki bez miłości. Bywa, że rodzice reagują agresją. Ojciec krzyczy: co ty

OSOBA UJAWNIAJĄCA SWÓJ wyprawiasz, zboczeńcu! Matka zakazuje wychodzenia z domu. Zabierają telefon, utrudniają dostęp do internetu. Często rodzice cofają się do dawnych metod wychowawczych, chociaż dziecko jest już dorosłe albo prawie dorosłe.

Przekreślone scenariusze – Wychowywałem się w tradycyjnej śląskiej rodzinie matriarchalnej – opowiada Grzegorz, 40-latek. – Matka kontrolowała wszystko. Postanowiła otworzyć list zaadresowany do mnie. To było po maturze, przed egzaminami na studia. Mama zapytała: czy ty jesteś homoseksualistą? Zrobiłem jej awanturę z powodu czytania mojej korespondencji. Jak już emocje opadły, przyznałem, że tak i że spotykam się z Darkiem, nadawcą listu. Potem temat wypływał przy okazji awantur. Nie wróciłem na noc, matka krzyczała, że zadaję się z elementem i marginesem. Padały słowa „zboczeńcy”, „pedały”. Płakała i mówiła, że nie może sobie poradzić z tym, że sypiam z facetami, że nie może sobie tego wyobrazić. Czułem się strasznie. Jakbym ją zawiódł, jakbym zrobił coś przeciwko niej. A przecież dowiedziała się na własne życzenie. Agata Engel-Bernatowicz podkreśla, że informacja o homoseksualizmie dziecka bywa dla rodziców bardzo bolesna, bo mają oni głęboko zakorzenione wyobrażenia tego, jak będzie wyglądało jego życie. Już od niemowlęctwa rodzice myślą: mój syn skończy architekturę, znajdzie pracę w  międzynarodowej firmie, potem spotka

94

I n n i

w o b e c

dziewczynę, w której się zakocha, i będą razem wychowywali dzieci: – Często liczba tych dzieci jest również zaplanowana – mówi psycholożka. – Informacja, że dziecko doświadcza potrzeb, które całkowicie uniemożliwiają realizację założeń rodzica, jest często poznawczym szokiem. Szczególnie jeśli wizja rodziców była pielęgnowana przez lata. Rodzice są zmuszeni do dużego wysiłku, muszą dokładnie się dowiedzieć, kim jest ich dziecko. Konieczne jest nadrobienie wiedzy z dziedziny psychologii, seksuologii, życia społecznego, kultury. Człowiek broni się przed tym wysiłkiem – stąd wściekłość, rozżalenie, agresja. Drugim powodem obronnej reakcji rodziców – adresatów coming outu, jest strach o dziecko: – Chcieliby zapewnić mu standardową, dobrą, dobrze ubitą drogę do szczęścia – mówi Agata Engel-Bernatowicz. – Więc pragną ochronić dziecko przed reakcją społeczeństwa, boją się, że będzie szykanowane, krzywdzone. Często reagują obronnie: gniewem, walką, niezgodą.

Między gniewem i winą Grzegorz twierdzi, że jego matka dowiedziała się o tym, iż jest gejem, dwukrotnie. Po zdaniu matury wynajął mieszkanie ze swoją przyjaciółką Iwoną: – Mama była pewna, że wszystko już „w porządku”, że mi „przeszło” – opowiada. – Aż w końcu zapytała, kiedy bę-

n i c h

takie jak wszystkie. A przecież do wieku dwudziestu kilku lat nie przedstawił mi żadnej dziewczyny, nie lubił biegać z chłopakami, był samotnikiem. Tłumaczyłam sobie, że woli spędzać czas ze mną, że ma artystyczną naturę. ­B yłam ślepa.

Czas, czas, czas Agata Engel-Bernatowicz podkreśla, jak ważne jest, żeby na coming out nie reagować gwałtownie. Rodzic ma prawo do emocji, odreagowania, do dania upustu swoim uczuciom, ale ważne, żeby nie konfrontował ich z dzieckiem. Może powiedzieć: jestem zaskoczona, kocham cię, jesteś dla mnie ważny, chcę cię zrozumieć, ale potrzebuję czasu, żeby ochłonąć. Należy unikać obraźliwych epitetów, nie mówić synowi, że jest zboczeńcem, tym bardziej że nim nie jest. Dobrze natomiast, żeby rodzic znalazł osobę, z  którą będzie mógł porozmawiać o  swoich obawach i  przekonaniach. Zanim nie zdobędzie prawdziwej wiedzy psychologicznej i  medycznej, powinien mieć kogoś, kto pozwoli mu wyrzucić z siebie rozpacz, lęk, nawet obrzydzenie. Kogoś, z  kim będzie mógł bez obaw rozmawiać. Mariusz Kurc podkreśla, że jego mamie w zaakceptowaniu tego, że jest gejem, pomogła ciocia: – Po tygodniu od przeczytania tamtego maila mama spotkała się ze swoją siostrą i powiedziała, że jestem gejem. A ciocia za-

HOMO­S EKSUALIZM LICZY NA AKCEPTACJĘ, ZROZUMIENIE I DYSKRECJĘ. dzie ślub. Założyła, że wspólne mieszkanie oznacza związek. Powiedziałem, że nie jesteśmy parą, że ja przecież jestem gejem. Drugi raz wrócił dramat. Ale wtedy mogliśmy już o tym spokojnie rozmawiać. Agata Engel-Bernatowicz mówi, że rodzice często stosują obronną trywializację: – Dziecko ma jakąś fanaberię, z której wyrośnie, uważają. Przeszedł mu już trądzik, to ten homoseksualizm też przejdzie. Poza tym tabu seksualne ciągle jest u  nas bardzo obecne. Rodzice nie zdają sobie sprawy, jak bardzo intymna jest sfera, do której dopuszczają ich dzieci, jak dużym darem jest to, że dziecko z nimi o swojej orientacji rozmawia. Joanna, mama Wiktora, dowiedziała się, że jej syn jest gejem, kiedy miał 22 lata. Pretekstem do rozmów o przyszłości był ślub młodszego syna: – Wiktor uciekał z odpowiedziami na pytania – opowiada Joanna. – Nie mówił nic wprost, ale też nie odpowiadał, kiedy dociskałam. Zapytałam go, czy jest gejem. Powiedział, że tak. Czułam się fatalnie. Myślała, że homoseksualizm to ogromny ciężar. Bolało ją, że nie będzie miała wnuków. Że Wiktor nie będzie ojcem. Że ten piękny, ważny aspekt życia zostanie mu odebrany. – Miałam też ogromny żal do siebie. Czułam się winna, że przeoczyłam jakiś sygnał. Powinnam była wcześniej coś zobaczyć, pomóc mu przejść przez tę sytuację, powinnam wcześniej zapytać. Niczego nie wiedziałam, bo nie chciałam wiedzieć. Bo chciałam, żeby moje dziecko było POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

reagowała spokojnie. Mamę bardzo uspokoiła ta reakcja i bardzo jej to pomogło. Sprawy jeszcze bardziej się komplikują, jeżeli potrzeba psychoseksualna dziecka stoi w kontrze z systemem moralnym albo religijnym, który wyznaje rodzic. Czasami sam fakt, że dziecko nie będzie mogło wziąć ślubu kościelnego, bywa problemem. Wtedy potrzeba jeszcze więcej czasu na poukładanie sobie wszystkich myśli i emocji. Joanna, mama Wiktora, przyznaje, że jej również pomógł czas: – Nie jestem smutna, przestałam się bać. Już sporo sobie wybaczyłam. Niedawno szłam w Marszu Równości z  synem. Chciałam zabrać ze sobą transparent „Jestem z tobą synu, kocham cię takiego, jakim jesteś”, ale się nie odważyłam. Nie szkodzi. Za rok również będzie marsz. Przyglądam się. Im więcej wiem, tym bardziej akceptuję. Kiedyś byłam przeciwniczką adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Teraz – kiedy trochę na ten temat poczytałam – jestem za. Mama Wiktora szybko opowiedziała o  synu bliskim przyjaciołom. Jej siostra przyznała, że od zawsze wiedziała, iż Wiktor jest gejem. Tata Wiktora stara się wspierać syna, ale rozmowa na temat jego homoseksualizmu przychodzi mu z  trudnością. Joanna założyła w  Łodzi grupę wsparcia dla rodziców dzieci homoseksualnych. Spotykają się (na razie same mamy), rozmawiają, wymieniają doświadczeniami: – Ja już nie płaczę, druga mama się uśmiecha. Trzecia przestaje płakać. To spory sukces, nawet jeśli pomożemy tylko sobie i nikomu więcej. DOMINIKA BUCZAK

95

Piętno pikiety Czy inicjacja musi być dla homoseksualistów przeżyciem traumatycznym Dominika Buczak

Adam Adach „For such thing as love”, 2009 r.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

96

I n n i

w o b e c

W

©

m a r kus woergoet ter

iedziałem, że mam pociąg do mężczyzn, ale zupełnie go nie realizowałem. Wreszcie mnie przypiliło. Zacząłem szukać ogłoszeń. Kupiłem gazetę »O zmierzchu«. Wyczytałem, że poszukują modeli do aktów erotycznych. Zgłosiłem się. (...) Jakiś kretyn napisał na klatce schodowej, że zrobiłem sobie zdjęcia do pedalskiej gazety. Byłem wytykany. Krzyczeli za mną na osiedlu: »Ty cioto, ty pedale«. Dwa razy mnie pobito. Dzięki Bogu wszystko w końcu przycichło. (...) W  tej samej gazecie znalazłem ogłoszenie. Trafiłem do domu znanego mecenasa. Kiedy przyszedłem do niego pierwszy raz, był też tam jego kolega. Pewnie mecenas się bał, że dam mu w głowę i ukradnę antyki. Nie spodobałem mu się, ale wpadłem w oko jego koledze, który zaprosił mnie do siebie. Zaczęliśmy się regularnie spotykać. Nigdy nie byliśmy sami. Za każdym razem był tam jakiś inny chłopak. We wszystkich pokojach ludzie uprawiali seks. Nie wiedziałem, jak inaczej znaleźć seks. Gazety były najłatwiejszym wyjściem. Byłem nieśmiałym, młodym chłopcem. Do tego łatwowiernym. Trząsłem się ze strachu. Ale powiedziałem sobie: raz kozie śmierć”*. Finał tej przygody był dramatyczny. Trzy miesiące po seksualnej inicjacji Bartek poczuł, że bardzo powiększyły mu się węzły chłonne. Zrobił badania. Okazało się, że jest nosicielem HIV. Miał 26 lat. Był 1991 r., wynik pozytywny brzmiał jak wyrok. Większość uczestników tamtych spotkań dzisiaj już nie żyje. Przez całe dziesięciolecia XX w. seks gejowski był tematem, o którym nie rozmawiano głośno. Młody gej, który chciał rozpocząć życie seksualne, musiał walczyć sam ze sobą, a potem dowiedzieć się, gdzie w okolicy może spotkać inne osoby homoseksualne. Żaden psycholog nie ma wątpliwości, jak duże znaczenie ma inicjacja seksualna – to specyficzne wtajemniczenie w dorosłość. Aby była udana, wymaga wykazania się przez parę młodych ludzi dojrzałością, odpowiedzialnością i  świadomością. W  przypadku gejów, nawet tych urodzonych w latach 80. czy 70., stres towarzyszący inicjacji często był zdecydowanie ponadprzeciętny. Heteroseksualny człowiek, rozpoczynając życie płciowe, musi się zmierzyć z odpowiedzią na standardowe pytania: Jak? Gdzie? Z kim? Jak się zabezpieczyć? Osoba o homoseksualnej tożsamości, zanim w ogóle mogła dotrzeć do etapu takich pytań, musiała najpierw przejść trudny, samotny proces wewnętrznego coming outu. Przez całe lata homoseksualizm traktowany był jak choroba, zboczenie, słabość charakteru. Dziś nauka głosi, że homoseksualizm jest jedną z  trzech równoprawnych orientacji seksualnych: hetero, bi i homo. Że potrzeby psychologiczne i  doznania emocjonalne są dla człowieka uniwersalne – orientacja seksualna niewiele ma tu do rzeczy. Zmieniło się podejście nauki, widzimy na co dzień wyoutowanych tancerzy, aktorów, ba, posła. A najmodniejsze polskie kluby to gejowskie dyskoteki. Jednak wielu gejów ma za sobą doświadczenia, które pozostawiły głębokie psychiczne blizny.

Przystanek „gej” Historia gejowskiego seksu to historia milczenia i zmagania się z samotnością. Przez dziesięciolecia nieopowiadana publicznie, półlegalna. Większość mieszkańców większych polskich miast wiedziała, że w tym a tym parku spotykają POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

n i c h

się „zboczeńcy”. Nawet gdyby ludzie chcieli mówić o gejach przychylnie, z szacunkiem, bez pejoratywnego zabarwienia – brakowało języka. Sympatyczne słowo „gej” przyjęło się na polskim gruncie w połowie lat 90. Jeszcze 20 lat temu można było bez skrępowania mówić o „pedałach”, „pederastach” czy „ciotach”. A oni z tą pogardą musieli się zmagać. Zwłaszcza na progu dorosłości. „Pojechałem na wakacje po drugim roku studiów – opowiada Piotr, czterdziestolatek. – Moi przyjaciele zostali jeszcze w  Hiszpanii, a  ja musiałem wracać już do Polski. Na dwa dni zatrzymałem się w Paryżu. Poszedłem do Marais. To był szok. Faceci za rękę. Byłem zachwycony. Wypiłem w  knajpie trzy piwa, poznałem faceta. Poszliśmy do kibla, w którym nie domykały się drzwi i tam rozpocząłem swoje życie seksualne. Przez cały czas bałem się, że ktoś nas nakryje”. Piotr nie lubi wspominać swojego pierwszego razu. Wrócił wtedy do obskurnego hoteliku, w którym mieszkał. Usiadł na brzegu wanny i płakał przez dwie godziny. „Byłem grzecznym chłopakiem, dobrym synem, kujonem w  koszuli w  kratkę. Wcześniej nie podejmowałem nawet próby pocałowania czy dotknięcia kogoś. I nagle zaczęło się z grubej rury. Tego dnia czułem się sam jak palec. Ale nie miałem pomysłu na to, jak inaczej spróbować seksu. Wszystko, co przeżyłem tego wieczoru, było obrzydliwe. Szorowałem się trzy razy, zanim poszedłem spać”. Oczywiście nie każda gejowska inicjacja wiązała się z aż tak traumatycznymi doznaniami, ale bardzo często łączyła się ze strachem i bezmiernym wstydem. „Spotkałem go na przystanku autobusowym, na którym – wiedziałem już – spotykają się geje. (…) Nie wiedziałem, jak się zachować na tym przystanku. Stałem i  czekałem. Autobusy odjeżdżają jeden za drugim, a ja nadal czekam. Chciałem zobaczyć, jak wygląda gej, bo nigdy wcześniej żadnego nie widziałem. Podszedł do mnie chłopak. Długo mi się przyglądał. W końcu wyciągnął papierosa i zapytał, czy może zapalić. (…) Zagadywał: Co tu robisz? Na jaki autobus czekasz? Miał dwadzieścia parę lat. Poszliśmy do baru na kawę, bo piwa jeszcze wtedy nie piłem. W końcu zaprosił mnie do swojego domu. Myślałem, że mi wyskoczy serce. Bałem się, że mnie zgwałci, że mnie pobije, że to się źle skończy”. Skończyło się dobrze. Ale kilka lat później bohater tej rozmowy trafił do seminarium, z którego został wyrzucony za romans z księdzem. – W PRL istniało kilka modeli życia mężczyzn homoseksualnych – tłumaczy Krzysztof Tomasik, autor „Homobiografii” i  wydanej niedawno książki „Gejerel. Mniejszości seksualne w PRL”. – Bohaterowie „Gejerelu” często wcale nie byli homoseksualistami. To mężczyźni, którzy uprawiali seks z mężczyznami, często ludzie żonaci, mieli dzieci. Nie wiedzieli, że są gejami, nie mieli żadnej homoseksualnej świadomości. Byli wtedy homoseksualiści, którzy próbowali żyć z mężczyznami, tworzyć z nimi związki. I tacy, którzy nie wiązali się na stałe ani z mężczyznami, ani z kobietami. Jeszcze inni potrzeby seksualne realizowali w przygodnym seksie. Ale w  czasach PRL geje zawierali małżeństwa z  kobietami, bo stanowiły one kryjówkę, były próbą ucieczki od „zboczenia” do „normalnego świata”. Kobiety miały mniej wiedzy na temat homoseksualizmu niż dzisiejsze panny na wydaniu. Łatwo można sobie wyobrazić, że lekceważyły sygnały sugerujące, że narzeczony może być gejem. Pierwszy tekst dziennikarski napisany w  Polsce z  perspektywy

97



ukazał się w  POLITYCE nr  47 w  1985  r. pod tytułem  geja „Jesteśmy inni”. Dariusz Prorok pod pseudonimem Krzysz­ tof Darski napisał w  nim: „Większość homoseksualistów w Polsce to ludzie żonaci”. Żyli więc w związkach z kobie­ tami, od czasu do czasu odwiedzając pikietę.

Weekend w toalecie Pikieta: uliczka w  parku, czasami kilka ławek, gdzieś w pobliżu dworca. Każde większe miasto miało takie miej­ sce. Informacje o nim rozchodziły się pocztą pantoflową, przekazywane szeptem jak coś wstydliwego. Krzysztof To­ masik: – Najsłynniejszy w Warszawie był Broadway w okolicach Dworca Centralnego. Najbardziej znanym szaletem natomiast był słynny zielony grzybek na placu Trzech Krzyży – istniał jeszcze przed wojną. Jeśli gej przyjeżdżał z  innego miasta do Warszawy, zostawał niekiedy na Centralnym w toalecie. Są takie wspomnienia, że przyjeżdżają panowie na weekend do Warszawy i nie wychodzą poza Centralny i Broadway. Tam się toczyło życie. Tomasik relacjonuje swoją rozmowę z historykiem Paw­ łem Fijałkowskim, urodzonym w latach 60.: – Mówił, że pikieta to było straszne, że nie mógł tego syfu, brudu znieść. Nie wszyscy homoseksualiści chodzili na pikietę. Organizowali sobie życie poza. Ale to było o wiele trudniejsze niż dzisiaj.

policjantom chcącym zrewidować gejowski klub w Green­ wich Village i  bijącym jego gości. Wybuchły zamieszki, traktowane dziś jako legendarny i  symboliczny początek kształtowania się gejowskiej tożsamości. Potem była epidemia AIDS: – AIDS był na Zachodzie cezurą dla samych gejów – mówi Krzysztof Tomasik. – Nie do końca zdajemy sobie tutaj sprawę, jak wielki zasięg miała ta epidemia w USA i na zachodzie Europy. Trudna sytuacja wymuszała obranie jakiejś strategii, jakiegoś zjednoczenia się. Wobec zagrożeń trzeba było zacząć budować własną gru­ pową tożsamość, coś robić, działać. Nie wystarczyło już tyl­ ko uprawianie seksu w parku z innym mężczyzną. Trzeba było powiedzieć sobie: jestem gejem. I zastanowić się, co to właściwie znaczy. Epidemia AIDS przyciągnęła uwagę społeczeństwa: oso­ by heteroseksualne zobaczyły nagle, ilu jest homoseksu­ alistów, bo mój fryzjer umiera, masażysta umiera i kuzyn też. Homoseksualizm stawał się widoczny. Tragicznie wi­ doczny. Na zachodzie Europy i w Stanach wymierały całe dzielnice. Nie można było udawać, że nie ma tematu. To był jeszcze okres konserwatywnej Ameryki, konserwatyw­ ne rządy Reagana jeszcze bardziej uwypuklały problem. W Polsce, gdzie epidemia AIDS nie miała takiego zasię­ gu, najważniejszy okazał się 1989 r. i euforia wolności. Na początku lat 90. młody gej, którego „przypiliło”, mógł już pójść do gejowskiego klubu – w Warszawie były wtedy dwa.

MŁODY GEJ, KTÓRY CHCIAŁ ROZPOCZĄĆ ŻYCIE SEKSUALNE, MUSIAŁ WALCZYĆ SAM ZE SOBĄ, A POTEM DOWIEDZIEĆ SIĘ, GDZIE W OKOLICY MOŻE SPOTKAĆ INNE OSOBY HOMOSEKSUALNE. Krzysztofa Tomasika często zaskakuje, że dla wielu osób pikiety mają pewien urok i dzisiaj. Coś, co wydaje się brud­ ne, ohydne i może być niebezpieczne – dla wielu mężczyzn ciągle pozostaje atrakcyjne i podniecające. Być może dlate­ go, że często ceną za porzucenie pikiety była samotność. „Zostałem zdany sam na siebie, nie było nikogo, z kim mógłbym na ten temat rozmawiać, moja samotność była absolutna” – napisał w „Kręgach obcości. Opowieści au­ tobiograficznej” prof. Michał Głowiński. Były też kawiarnie. W  Warszawie: Antyczna, Amator­ ska, Ambasador, Lajkonik. W  Krakowie: Literacka. Na rogu Sławkowskiej i  Plant. Tam spotykała się inteligen­ cja. To było epicentrum. O Literackiej wszyscy wiedzieli, że jest „pedalska”. Ale tak naprawdę liczył się cały teren. Ławki od Teatru Słowackiego do Lilli Wenedy były zajęte. „Skąd chłopak, który przyjechał do miasta ze wsi i  pracował w  Hucie Lenina, wiedział, że w  Literackiej znajdzie to, czego szuka? Po nitce do kłębka. Zabrał mnie tam mój przyjaciel Tadeusz, którego poznałem na przyjęciu. (…) A zimą? Zimą – klatki schodowe. Wszyst­ ko było otwarte. Szło się do bloku. Ciepło ­było, wszyst­ ko ogrzewane. Rano się schodziło, przed drzwiami stało mleko. Człowiek miał kaca, to się n ­ apił”.

Rewolucja klubowo-internetowa W Polsce nie przeżyliśmy rewolucji na miarę Stonewall. W Nowym Jorku w 1969 r. grupa gejów wystąpiła przeciwko POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Tylko trzeba było wiedzieć, że istnieją. I jak do nich trafić. Przełamać wstyd i niepewność. Znaleźć kogoś do towarzy­ stwa. Trudno pójść samemu na bal debiutantów. Zaczęły powstawać pisma przeznaczone dla gejów – opi­ sywały problemy i ułatwiały kontakt. Otwierano lokale co­ raz bardziej nowoczesne, do których chętniej przychodzili młodzi geje. Największą rewolucją okazał się jednak rozwój internetu. Pozwolił na zebranie wiedzy na temat homoseksualizmu, ale poza wszystkim ułatwił znalezienie partnera i pozosta­ nie anonimowym. Dzisiaj w sieci można znaleźć dziesiątki stron dla ge­ jów. Tak jak na całym świecie, i u nas działają gejowskie bary i  dyskoteki. Są też sekskluby tylko dla mężczyzn. Spotykają się w nich miłośnicy przypadkowego seksu i ci wszyscy, którzy uciekają przed wzrokiem sąsiadek, pyta­ niami rodziców, dociekliwością pracodawców. Wciąż de­ cydują się na swego rodzaju życie na krawędzi. Dopóki w Polsce coming out będzie aktem odwagi, do­ póki bezpiecznie i spokojnie będą mogli żyć tylko dobrze wykształceni geje z dużych miast, dopóty będzie istnia­ ło podziemie. Ale dzisiaj geje mają wybór, jakiego jesz­ cze 20 lat temu nie było. Mogą zdecydować, jak chcą żyć i uprawiać seks. DOMINIKA BUCZAK * Cytaty pochodzą z napisanej przeze mnie oraz Mika Urbaniaka książki „Gejdar”, Korporacja Ha!art 2008 r.

98

I n n i

w o b e c

BEATA I TOMASZ matka Teresa O lsz ak : – Mój syn Daniel jest dla mnie… B eata : – …skarbem. Wspaniałym, ciepłym, troskliwym,

empatycznym i radosnym. Teraz Daniel jest szczęśliwym człowiekiem, realizuje swoje pasje i  z  nadzieją patrzy w przyszłość.

©

get t y im ages

Czy chciała pani znać płeć dziecka przed urodzeniem? To nie miało znaczenia, najważniejsze, by było zdrowe. Na świat przyszła córka Kasia. Czy w pierwszych latach coś ją wyróżniało? Nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi. Czasami tylko zastanawiałam się, dlaczego nie chce się bawić lalkami. Na co dzień były misie, samochody, klocki, dinozaury, konie – świat niedziewczęcy. Nie budziło to niepokoju, bo moja młodsza siostra ma trzech synów, a Kasia dobrze się czuła w ich towarzystwie. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

n i c h

Rozmówcy są rodzicami 22-letniego Daniela, który jest w trakcie tranzycji. Imiona zostały zmienione.

Trochę chłopczyca? Sukienkę czy spódnicę założyła trzy razy w życiu. Nie walczyłam z tym. Czy w przedszkolu ktoś z opiekunów zwrócił uwagę na jej zachowanie? Wręcz przeciwnie – mówiono, że mamy udane dzieci. Kasia była wszechstronnie uzdolniona. Pod koniec szkoły podstawowej okazało się, że ma dysleksję. Kiedy zbadano ją w poradni pedagogicznej, okazało się, że jej iloraz inteligencji jest ponadprzeciętny. Z kim Kasia się przyjaźniła? Jej najlepszy przyjaciel z przedszkola, Wojtek, nie poszedł do tej samej szkoły co ona. Przyjęła to ze smutkiem. W  podstawówce zaprzyjaźniła się również z  chłopcem, Pawłem. To czas, gdy dziewczynki i chłopcy niechętnie ze sobą współpracują, raczej rywalizują. Najgorzej było w gimnazjum, gdy Kasia została odrzucona przez chłopców. I  stała się rzecz dziwna: przygarnęły ją dziewczę-

99



Jednak ona cały czas lgnęła do chłopaków. Wówczas  ta. się zastanawiałam – przecież dziewczynki wolą spędzać czas w  swoim gronie. Nie angażowała się też w  zajęcia kobiece w stereotypowym tego słowa znaczeniu, czyli lepienie pierogów, pieczenie ciasta. Jej pasją stał się sport. Trener twierdził, że jest bardzo uzdolniona, chciał ją prowadzić w żeńskiej piłce nożnej. Razem z Pawłem zaangażowała się też w harcerstwo.

Jaki Kasia miała stosunek do swojego ciała? Była kobieca, miała wydatne piersi, większe niż u rówieśniczek. Ponieważ nie akceptowała swoich piersi, zaczęła się garbić, by je ukryć. Przerażała ją również menstruacja, mówiła, że to koszmarne. Gdy szłyśmy na zakupy, zawsze wybierałyśmy dział męski – z  przeświadczeniem, że kupujemy prezent dla brata albo dla kuzyna. W ten sposób tłumaczyłyśmy same przed sobą, że to nie dla Kasi. Czy wtedy zaczęła pani rozumieć, że coś się dzieje? W drugiej klasie gimnazjum zauważyłam, że rysy Kasi stają się coraz bardziej męskie. Słyszałam: „Czy to chłopak, czy dziewczyna”. Nie chciałam dostrzegać zmian. Myślałam: „Jaki z niej chłopak?”. Jakie relacje Kasia miała z panią? Córki zazwyczaj starają się naśladować swoje matki. Nie chciała ze mną rozmawiać o swoich emocjach, nie chciała plotkować, tak po babsku. Tego oczekiwałam, bo miałam takie relacje z mamą. Starszy syn był blisko, rozmawiał ze mną, przytulał się. Tłumaczyłam sobie, że w  rodzinie była jedyną dziewczynką wśród chłopców, więc próbuje się do nich upodobnić. A jednak w którymś momencie zaniepokoiła się pani? W pierwszej klasie liceum. Zaczęła zamykać się w sobie, unikać ludzi, wychodzenia do sklepu, przestała też chodzić do kościoła. „Mamo, boli mnie głowa, nie chcę iść do szkoły, a  w  ogóle to ja się boję…”. Coraz częściej zamykała się w  swoim pokoju. Zakładała czarną bluzę, wkładała kaptur, zasłaniała zasłony, leżała w łóżku. „Nie chcę o  tym rozmawiać” – kwitowała pytania. Usłyszałam tylko: „Po co chodzić do szkoły, ona nie jest mi potrzebna. Nie chcę jej kończyć. Po co mi matura, gdzie jest most, z którego można się rzucić”. Wówczas doszło również do pierwszych okaleczeń. Na początku na ramionach, w  miejscach, które można ukryć. W  poradni psychologiczno-pedagogicznej postawiono diagnozę – podejrzenie depresji. Jednym z jej objawów było odrzucenie wszystkich pasji. Córka nie chciała chodzić na zajęcia terapeutyczne, nie chciała się otworzyć. Mówienie o uczuciach i emocjach było dla niej trudne. Psycholożka zasugerowała wspólne sesje, później indywidualne. Nie widziałam postępu, ale też jej stan się nie pogarszał. Zaczęła wychodzić z pokoju. W szkole siedziała w ławce z dziewczynami. Wakacje spędzaliśmy wspólnie i jej stan się poprawił. Ale z nadejściem roku szkolnego wróciła depresja. Osoby, które wchodzą w dorosłość, starają się być samodzielne. Ona się uwsteczniała, zapadała, stała się aspołeczna. Sama znalazła psychologa. Ale po kilku spotkaniach córka je zarzuciła. Na koniec otrzymałyśmy diagnozę, z której wynikało, że jest niespójna emocjonalnie, POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

zalękniona, zamknięta i że powinniśmy skontaktować się z seksuologiem. Dopiero kiedy skończyła 18 lat i zaczęła chodzić na tzw. osiemnastki, po jednej z nich się otworzyła. Pamiętam tę chwilę – powiedziała: „Mamo, chcę ci coś powiedzieć, ale się boję, że mnie przestaniesz kochać. Wydaje mi się, że jestem mężczyzną uwiezionym w ciele kobiety”.

Co pani poczuła? Że chcę i muszę zapewnić dziecko, że zawsze będę przy nim. Że nie przestanę kochać i  zawsze będę wspierać. Zapewniłam, że nigdy w  życiu jej nie opuszczę i  zrobię wszystko, aby było dobrze. Kasia zapytała z  obawą: „Czy tata nie wyrzeknie się mnie? A co z babcią, dziadkiem, bratem?”. Zapewniłam, że wszystko się poukłada. Jeśli będzie taka konieczność, wyprowadzimy się nawet z naszej małej miejscowości. Ale jednocześnie pojawił się u mnie strach przed czymś, czego nie rozumiałam, dużo pytań, wątpliwości. Myśleliśmy z mężem nawet, że może dziecko jest rozpieszczone, a my za bardzo mu ulegamy. Ale w jednym postanowieniu trwaliśmy: musimy być z dzieckiem. Teraz, po latach, wiem, że Kasia, czując naszą akceptację, zaczęła powoli zwracać się ku swojej prawdziwej tożsamości. Pewnego dnia oświadczyła, że chce nosić męskie imię. Jak to przyjęła rodzina? Dziadkowie, moja siostra, brat mojego męża i  ciotki – zostali poinformowani i  szybko zaakceptowali sytuację. Również mój ojczym okazał się bardzo tolerancyjny i wspierający. Powiedział, że czuł od dawna, że Kasia ma jakiś problem. A jej brat? Tu było pod górkę, ponieważ starszy syn, choć nie krytykował osób LGBT+, poglądy miał raczej k ­ onserwatywne. Co się działo w szkole? Daniel był niespokojny, miał problemy ze snem i  bliżej nieokreślone lęki, które występowały także w szkole. Skarżył się, że rówieśnicy patrzą na niego w dziwny, oceniający i dyskryminujący sposób. Zdawał sobie sprawę, że wygląda inaczej. Psycholożka zaproponowała nauczanie indywidualne, które faktycznie ograniczyło lęki i frustracje. To bardzo ważne. Te osoby zmieniają wygląd. Skupienie uwagi osób trzecich w trakcie długotrwałej metamorfozy wywołuje u nich dyskomfort. Czy nagła potrzeba zmiany ugruntowała się po kolejnych sesjach z terapeutą? Tak, już wtedy zwracaliśmy się do niego męskim imieniem i  męskimi formami. Następny krok był dla niego najważniejszy – sądowe uzgodnienie płci metrykalnej, nazywane potocznie i błędnie zmianą płci. Błąd polega na tym, że człowiek rodzi się z płcią zapisaną w mózgu. Jeśli więc w okresie dojrzewania ujawni się rozbieżność z pierwotną rejestracją płci dziecka w USC, należy wówczas dokonać sądowego uzgodnienia płci metrykalnej. Psychiatra seksuolog rozłożyła proces transgresji na dwa lata. To rozwiązanie dawało nam czas na akceptację całej sytuacji. Baliśmy się, czy wszystko nie dzieje się za szybko i czy obraliśmy właściwy kierunek.

100

I n n i

w o b e c

n i c h

to ok. 10 000 zł. Jednak by usunąć macicę i narządy rozrodcze, trzeba zgody sądu na podstawie dokumentacji uzgadniającej płeć, tj. prawomocnego wyroku o uzgodnieniu płci metrykalnej.

Bo płeć metrykalna jest nadal żeńska? Tak, żaden lekarz nie zgodzi się usunąć narządów rozrodczych, dopóki nie ma wyroku sądowego. Za usunięcie narządów bez tego dokumentu u  zdrowej kobiety grozi 10 lat więzienia. W jaki sposób uzyskali państwo wymagany dokument sądowy? Sędzia skierowała nas do zespołu biegłych rzeczoznawców z Instytutu Kryminalistyki Sądowej w Warszawie. Od nich otrzymaliśmy krzywdzącą opinię: „Jest to kobieta, która oświadczając światu, że chce zmienić płeć, chciała uzyskać zainteresowanie swoją osobą”. Dla nas, rodziców, to był szok.

Czy Kasia dla znajomych ze szkoły ciągle była dziewczyną? Do drugiej klasy liceum tak. W klasie trzeciej dla wtajemniczonych, najbliższych koleżanek była Danielem. Te kręgi w naturalny sposób się rozrastały. Wspierał nas nauczyciel od angielskiego, który skontaktował nas z rodzicami innego dziecka transseksualnego. Zaczęłam się z nimi spotykać. Tamta mama dała mi dużo siły i kilka ważnych wskazówek, że na transseksualizm nie ma lekarstwa i  diagnostyki. Pozostaje wysłuchanie dziecka i ufność w jego słowa. Mąż też był pełen obaw? Tak. Na jednej z  sesji psycholog zwrócił się bezpośrednio do niego: „Wiem, że akceptacja ze strony ojców jest najtrudniejsza, jednak proszę sobie wyobrazić swoje emocje, jeśli w  lustrze widzi pan męskie ciało, a  wewnętrznie czuje się pan kobietą”. I tak właśnie czuje nasze dziecko. Mózg jest męski i nie da się go zmienić na żeński i dopasować do ciała. Jedyne, co można zrobić, to ciało dopasować do mózgu. Człowiek nie może wybrać, czy chce być kobietą czy mężczyzną. To jest poza nim. Człowiek ma płeć taką, jaką ma mózg. Ponieważ nie ma wyboru, należy to zaakceptować.

©

get t y im ages

Co działo się z Danielem z medycznego punktu widzenia? Pierwsza dawka testosteronu została podana po roku leczenia i obserwacji. Niestety, w Polsce terapie są finansowane przez NFZ do 18. roku życia. Daniel miał 19 lat, gdy był już leczony prywatnie przez endokrynologa. To było największe szczęście dla dziecka i kolejny krok milowy. Następny to mastektomia? Czyli usunięcie piersi. W Polsce przepisy pozwalają jej dokonać na podstawie zgody biegłego sądowego z zakresu seksuologii, któremu należało przedstawić badanie od lekarza psychiatry potwierdzające, że pacjent jest zdrowy psychicznie. Daniel poddał się jej w 2018 r. Koszt operacji pokryliśmy z prywatnych pieniędzy. Współczuję osobom, które nie mogą sobie pozwolić na operację, jej koszt POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Jak opinię sądu przyjął Daniel? Nie przejął się. Widziałam, że ma już w sobie wewnętrzną siłę. On sam musiał pozwać swoich rodziców do sądu i złożyć pozew o uzgodnienie płci metrykalnej. Co już na samym początku jest przykre dla dziecka. W tym czasie Daniel przygotowywał się do mastektomii... Bardzo chciał, by mastektomia była już za nim. Czekał na ten moment z niecierpliwością. Czuł ogromną radość, gdy obudził się po narkozie, z  zabandażowaną klatką piersiową. Jego marzenia się spełniły. Czekała go jeszcze tzw. dwójka, czyli usunięcie narządów rozrodczych. Operacja jest potrzebna, by organizm już nie produkował estrogenów, których nie trzeba neutralizować dodatkową dawką testosteronu nieobojętnego dla organizmu. Zmienił się jego wygląd, pojawił się zarost i na pierwszy rzut oka nikt nie jest w stanie dostrzec różnic. Zmiany w wyglądzie i zachowaniu psychicznym w mojej wymyślonej skali 1–10 oceniam na 10. Jak wyglądała sytuacja prawna Daniela „kobiety”? Coś, co dla wszystkich jest proste, jak dowód i imię, dla dzieci transseksualnych już niekoniecznie. Na studiach wnioskowaliśmy, by na listach wewnętrznych mógł używać imienia Daniel. Uzyskanie orzeczenia o  niepełnosprawności, gdzie jednostką chorobową jest transseksualizm, pozwala ubiegać się o jednoosobowy pokój w akademiku. Na uczelni nie spotkał się z hejtem, gdyż się nie ujawnił. Publicznie był Danielem, nikt nie miał wątpliwości. Nie ma potrzeby ogłaszania światu naszej historii – to sprawa osobista. Taka osoba będzie wchodzić do społeczeństwa od nowa, jest trochę raczkująca, bo nabywa nową tożsamość i osobowość. Czy Daniel ma swoją sympatię? To za wcześnie i za dużo się działo, wydaje się, że Daniel musi dać sobie trochę czasu. A co z państwa chęcią posiadania wnuków? Ja nie mam takiej potrzeby, bo Daniel jej nie ma. Zawsze też może zdecydować się na adopcję, pokocham takiego wnuka na równi z dzieckiem biologicznym.

101





Jak teraz do sytuacji podchodzi starszy brat Daniela? Po jednej z  sesji u  psychoterapeuty Marcin powiedział: „Wiesz, dlaczego ja niechętnie myślałem o tej całej sytuacji – bo się o  ciebie bałem. Boję się, że kiedyś ktoś na ulicy może zwrócić uwagę, że wyglądasz inaczej, że cię skrzywdzi, napadnie”. Wtedy dostrzegłam jego przemianę: konserwatywny syn stał się tolerancyjny dla brata, który potrzebuje wsparcia i pomocy. A sąsiedzi zostali wtajemniczeni? Powiedzieliśmy o tym niektórym zaufanym sąsiadom. Spotkałam się z opinią kilku sąsiadek, które usłyszały od księdza, że LGBT+ to terroryści. Nie spotkaliśmy się z bezpośrednią dyskryminacją czy krytyką. Po 10 czerwca, po ogłoszeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę, że LGBT+ to nie ludzie, że to ideologia, znajoma zapytała, czy jesteśmy bezpieczni. Prosiła, by nie jechać na żadną manifestację. A manifestacje mają sens? Tak, zapisałam się do Stowarzyszenia Akceptacja, które wspiera rodziny w  podobnej sytuacji. Tak chcę manifestować. Zrobiłam to po wystąpieniu mamy Roberta Biedronia. W  swoim środowisku staram się przekonywać o słuszności praw mniejszości. Nie trzymam swojej sytua­cji w tajemnicy. Czy wsparcie Kościoła jest dla pani ważne? Poruszałam ten temat u ojców franciszkanów dwa razy. Za pierwszym razem usłyszałam, że mam być przy dziecku, mam przy nim trwać i je wspierać. Druga rozmowa była inna – dowiedziałam się, że to grzech, mam się modlić i szukać egzorcysty. Czy jest coś, czego się pani boi bardziej niż kilka lat temu? Przeraża mnie dziwna mentalność i niewiedza ludzi. Jedna z koleżanek zadała mi pytanie: „Czy nie da się t­ ego leczyć psychiatrycznie? Nie chcę, by moje dziecko na to patrzyło”. Parady równości, jeśli były przerysowane, ­mogły budzić niechęć, to sytuacje sprzed lat. Akceptacja osób LGBT+ cementuje rodzinę, a o to przecież chodzi. Jeśli zaś w Polsce triumfować będzie ich dyskryminacja, wiele z nich zostanie pozbawionych akceptacji ze ­strony rodziny i  starszego pokolenia wsłuchanego w  kazania o grzechu i konieczności odprawiania egzorcyzmów.

©

get t y im ages

Jakie ma pani teraz marzenia? Żeby w  mediach publicznych odbyła się rzeczowa rozmowa naukowców, profesorów medycyny, psychologii, psychiatrii z prezydentem Andrzejem Dudą i duchownymi. Bo tylko ksiądz w kościele jest w stanie wytłumaczyć wiernym, że żadna ludzka siła nie ma wpływu na transseksualizm i na orientację seksualną. I należy się im szacunek jak do każdej osoby zdrowej czy z ­d ysfunkcją. Co podpowiedzieć rodzicom, którzy są na początku drogi? Niech akceptują dziecko od pierwszej minuty, niech dają mu swoją obecność, zapewniają o bezwzględnej miłości i wsparciu. Wtedy jest pewność, że można wspólnie przez to przejść. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy stracić syna. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

ojciec Teresa O lsz ak : – Mój syn Daniel jest… Tom asz : …przeze mnie bardzo kochany, tak jak tata

kocha syna. Jest inteligentny, zdolny, zorganizowany. To chłopiec, który ma konkretny cel i  go realizuje. Jest świetnym partnerem do rozmowy na różne tematy, jak jego starszy brat.

Czy w czasie drugiej ciąży żony chciał pan znać płeć dziecka? To nie było takie ważne. Pierwszy na świat przyszedł syn. Jako mężczyzna poczułem się spełniony w takim tradycyjnym ujęciu – trwała budowa domu, posadzone drzewa dobrze rosły. Druga pojawiła się dziewczynka. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że udało się nam zrealizować ogólnie przyjęty model wzorcowej rodziny. Ale nie byliśmy na tym punkcie jakoś szczególnie zakręceni. Dzieci rosły dobrze, otaczałem je opieką, tak jak potrafiłem, i kochałem tak samo równo. Żadnego nie faworyzowałem. Nie było takiego podziału, że ważniejszy jest czas z synem, a nie z córką. Coś wyróżniało córkę na tle innych dzieci? Trochę mnie dziwiło, że nie zakłada sukienek, że się nie stroi, nie stoi przed lusterkiem. Córka odpowiadała jak większość dzieci w tym wieku: „Nie, bo nie”. Tupnęła nogą i koniec, nie było dyskusji. W takim okresie trudno doszukiwać się u dzieci mocnych, rzeczowych argumentów. Dało się zauważyć, że w szkole bardziej się kumpluje z kolegą, a nie z koleżankami. Nie przywiązywałem wagi do tego, myślałem, że to sprawa dopasowania się dziewczynki do kuzynów, strategia dziecięca, żeby w rodzinnych zabawach nie poczuć się odrzuconą. W  okresie dojrzewania nie obserwowałem córki tak wnikliwie jak żona, nad czym ubolewam, ale może to wynika z natury mężczyzny. Wszystkie protesty czy inne zawirowania wokół Kasi traktowałem jako kaprysy, grymasy czy przypadłości przypisywane nastolatkom. Wreszcie po wielu wizytach u specjalistów i naszych staraniach z żoną, by dociec przyczyn depresji córki, gdy dotarło do mnie, że może jednak chodzi o podejrzenie transpłciowości, nie przyjąłem tego od razu. Tłumaczyłem sobie jej zachowanie buntem nastolatki, co zresztą doprowadzało do spięć. Wynikało to z mojego braku wiedzy; na co dzień ludzie nie interesują się czymś, co ich nie dotyczy.

102

I n n i

w o b e c

n i c h

Wtedy nie wiedziałem, że odmienność w budowie mózgu wpływa na powstanie transseksualizmu. W mojej rodzinie nie było podobnych przypadków. Ja sam nigdy nie zetknąłem się z tematem transpłciowości. Dla mnie był to bardzo trudny moment. Postanowiłem zrobić wszystko, sięgnąć po wszelkie możliwości, by nam pomóc. Szukaliśmy różnych możliwości diagnostycznych. Braliśmy udział w rodzinnej terapii, mówiłem: „Spróbujmy dziecko otworzyć”.

Jednak nadmierna kontrola nie jest rozwiązaniem, areszt domowy to nie jest sposób. Później, gdy dziecko zaczęło się otwierać, zrozumieliśmy, że jest to krzyk rozpaczy i wołanie o pomoc.

Był postęp? Córka na tyle była zamknięta, że mało się ze mną komunikowała. Zawsze żona była na pierwszej linii frontu, jej było łatwiej.

Co rodzice mogą zrobić dla dziecka w trudnym okresie uzgadniania jego płci? Liczy się przede wszystkim wspólne przejście przez ten proces. To pogłębia więź z dzieckiem, które wie, że może liczyć na najbliższych. Najważniejsze, by dziecko nie poczuło odrzucenia czy nawet drobnej niechęci.

Jak ojcowie powinni reagować w podobnej sytuacji? Konieczne jest, by nie odrzucali, nie wyrażali dezaprobaty, zaakceptowali i starali się zrozumieć. Jeśli nie dzisiaj, to dać sobie czas i spróbować później. Pamiętam na wizycie u psychologa jedno pytanie, które zmieniło mój dotychczasowy sposób myślenia: „Jak by się pan czuł ze świadomością, że jest pan kobietą, mając ciało i  wygląd taki jak teraz”. Tak, to dało dużo do myślenia. Nie wyobrażam sobie, jak można się czuć. Myślę, że to bardzo bolesne doświadczenie. Prawdopodobnie większość mężczyzn podejdzie do podobnej sytuacji bezrefleksyjnie. Tak jak kiedyś ja. Myślałem, że to jakiś foch czy grymas, który w pierwszej reakcji wywoływał u mnie złość. Mężczyźni raczej nie mają takiej natury, by wspierać się psychologią, próbować poznać i zrozumieć zachowanie dziecka czy jego proces myślenia. W trudnych chwilach emocji jest dużo? Tak, jednak mamy z  żoną takie natury, że konflikty próbujemy natychmiast naprawiać czy puszczać w niepamięć i starać się więcej błędów nie popełniać. Chociaż nie jesteśmy idealni. Gdy byliśmy na początku drogi szukania przyczyn depresji, a  potem trwał proces ustalania tożsamości Kasi, dochodziło do wielu spięć – ze mną czy z  bratem Kasi – padały różne słowa. Na początku trudno mentalnie pogodzić się z tak odmienną sytuacją. Tak jak we wszystkich dziedzinach, jeśli coś wydaje się nie do zaakceptowania, trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego nie akceptujemy. Nie znając odpowiedzi, nie zrozumiemy sytuacji. Co było dla pana najtrudniejsze w czasie depresji dziecka? Dotarcie do niego. Gdy zaobserwowałem, że jest osowiałe, wycofane, milczące, zamyka się w pokoju i zakrywa głowę kapturem, a na powtarzane często pytanie: „Co się dzieje?”, nie daje żadnej odpowiedzi, to wiedziałem, że bardzo cierpi. Gdy nie miałem kontaktu, cierpiałem razem z dzieckiem. Najgorsze, że nie mogłem nic zrobić. Nie poddawałem się, nie zamykałem się w  sobie, nie chciałem milczeć, widząc zamknięcie ze strony dziecka, nie chciałem zostawiać go samego z tym problemem. Bo to samo się nie rozwiąże i może doprowadzić do tragedii. Bardzo baliśmy się o  życie dziecka. Mogliśmy je stracić w jednej chwili, mieliśmy tego świadomość i nasza bojaźń była jeszcze większa, nie chcieliśmy nawet wymawiać słowa „samobójstwo”…Zdarzyło się raz, że Daniel świadomie zażył zbyt dużo tabletek nasennych. Od tamtej pory nasze obawy o jego życie, ale i czujność, były jeszcze większe. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Pełen obaw o przyszłość był również Daniel – czego się bał najbardziej? Bał się, że zawiódł nasze zaufanie, że nie będziemy z niego dumni.

Czy jest coś, co każdy powinien wiedzieć o transseksualizmie? Że transseksualizm nie jest dewiacją. Zostało medycznie udowodnione, że procesy w mózgu człowieka mogą przebiegać różnie, nie zawsze prawidłowo. I jak każdą inną chorobę – jeśli da się leczyć, to dlaczego nie? Jeżeli rodzic od urodzenia ma córeczkę, ale dowiaduje się, że natura się pomyliła, to powinien zrobić wszystko, by dziecku pomóc poczuć się ze sobą dobrze. Co pan teraz czuje? Wewnętrzny sukces. Był taki okres, w którym dziecko walczyło o swoją tożsamość, nie chciało ze mną rozmawiać. Teraz wiem dlaczego – byłem gruboskórnym mężczyzną, z którym trudno się rozmawiało. Nie było mi wtedy z tym dobrze. Nie wiedziałem, jak sobie poradzić. Kiedy zaakceptowałem myśl, że córka jest transseksualna, gdy przyjąłem ją za pewnik – postanowiłem dziecko wspierać i  robię to nadal. Teraz nasz kontakt jest ­rewelacyjny. Czy między tatą a synem są męskie rozmowy? O  dziewczynach w  kontekście par jeszcze nie rozmawiamy. Dla niego najistotniejsze jest odnaleźć się w społeczeństwie. Przejąć nową rolę w stu procentach i realizować cele związane z wykształceniem czy pasjami. Chciałbym, żeby kiedyś w przyszłości nawiązał głębszą relację z drugą osobą. Jednak to wymaga odwagi, będzie musiał się otworzyć i opowiedzieć swoją historię. Jako tato trzymam za Daniela kciuki, modlę się, by w przyszłości trafiał tylko na wyrozumiałych, z dobrym sercem ludzi. Jak będzie? Czas pokaże. Nie przewidzimy tego. Co chciałby pan powiedzieć ojcom, którzy są na początku podobnej drogi? Wiem, że ojcowie odchodzą od żon i porzucają dzieci, które borykają się z podobnymi problemami. Uważam, że takie zachowanie jest niemęskie. Z każdym problemem, jakikolwiek by był, prawdziwy mężczyzna powinien się zmierzyć. Niebranie ciężaru na swoje barki, za to obarczanie winą wszystkich nie jest godne ojca. A przecież nikt w takiej sytuacji nie jest winny, nikt tego celowo nie zrobił. Męskie jest pomóc słabszym uporać się z trudną sytuacją i mieć otwarty umysł. ROZMAWIAŁA TERESA OLSZAK

103

Nie czytałeś?

Nie przeocz

Co przeżywają w polskich szkołach nastoletni geje, lesbijki i osoby biseksualne.

Cisza i krzyk Joanna Cieśla, rysunek Mirosław Gryń

N

a religii zwłaszcza... tam teksty o  homoseksualistach były właśnie agresywne: Zabić, wystrzelać albo wysłać na inną wyspę, niech tam zdychają”.

„Któregoś razu w szkole na sali gimnastycznej był pokaz mody. A ja byłem prowadzącym. Podczas tego apelu kilku uczniów na głos krzyczało komentarze w moją stronę. Ja byłem ubrany całkiem elegancko, ale jakoś tak... dziwnie, nie? Jak taki projektant. I... padło kilka określeń w stylu: »Wypierdalaj stąd pedale«, »Odstrzelić mu łeb«. Nie powiem, bo zabolało to trochę. Więc w połowie tego wszystkiego zszedłem z tej zrobionej sceny na tej sali gimnastycznej... Tam byli też nauczyciele? Tak. I wyszedłem, poszedłem się przebrać, poszedłem do domu. Nie wróciłem już, później przez kilka dni nie przychodziłem do szkoły”.

„Rzadziej obrażali mnie uczniowie niż nauczyciele. I to mnie bardzo bolało, że właśnie nauczyciele, dorosłe osoby, które powinny mi pomóc odnaleźć się w tej nowej szkole, tak? Jeszcze wychowawca, no ja jestem takiego zdania, że wychowawca, no to powinien być jak drugi ojciec, czy tam matka, nie? Tak mnie zawsze rodzice uczyli. Stoję na korytarzu. I szedł właśnie ten mój wychowawca. I bezczelnie klepnął mnie w tyłek. Ja się odwracam i mówię: »A pan co robi? Ja sobie nie życzę takich...«. A on do mnie: »No powiedz, że nie lubisz«. I przyszedł taki czas, że strasznie się okaleczyłem, ręce, brzuch i nogi. I poszedłem do psychologa... I mówię, że tak działa na mnie wychowawca... Ja sobie z tym nie radzę. Pan, jako psycholog, niech pan mi pomoże, niech pan mi doradzi... bo ja po prostu w końcu wezmę sznur i pójdę na spacer. On powiedział, że on mi nie potrafi pomóc...”.

„Była taka sytuacja, kiedy w bibliotece na wszystkich komputerach była ustawiona na startowej stronie w  przeglądarce taka grafika: dwóch mężczyzn uprawiających seks analny z podpisem: »B., jesteś jebanym homo«. Tak to brzmiało”.

POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

104

„Pamiętam, że nigdy nikt nie dostał uwagi za to, że mnie wyzwał. Jak na przykład koleżankę on wyzywał o cokolwiek, dostawał uwagę do dzienniczka, no i rodzic mógł to przeczytać. Nigdy takiej uwagi nie dostała ta osoba, że wyzywa mnie od pedała”. Takie sytuacje przeżywają w  polskich szkołach nastoletni geje, lesbijki i  osoby biseksualne. Opowiedzieli o nich Marzannie Pogorzelskiej i Pawłowi Rudnickiemu. Z 22 wywiadów złożona jest książka „Przecież jesteśmy! Homofobiczna przemoc w  polskich szkołach – narracje gejów i lesbijek”.

••• Marzanna Pogorzelska jest doktorem w Instytucie Językoznawstwa na Uniwersytecie Opolskim. Do współtworzenia książki zainspirowało ją jednak głównie doświadczenie nauczycielki szkolnej. Rudnicki to profesor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. Naukowo zajmuje się m.in. pedagogiką krytyczną i edukacją alternatywną. Ich książka, jak przyznają, ma zadanie interwencyjne. Autorzy ukazują zarówno formy i przestrzenie przemocy, jak i strategie oporu, używane w szkole przez młodzież LGBT. Przeprowadzili 22 pogłębione wywiady z  osobami w  wieku od 18 do 28 lat. Nie są to więc tzw. badania ilościowe, pozwalające na statystyczne uogólnienia. Zgodnie ze sztuką badawczą respondenci pochodzą jednak ze środowisk o różnym statusie, z miast różnej wielkości i ze wsi, co pozwoliło uzyskać szeroki obraz doświadczeń i przeżyć, z jakimi nieheteronormatywna młodzież musi się mierzyć. Pogorzelska i  Rudnicki pytają rozmówców m.in. o  to, w jaki sposób w ich szkołach poruszane były tematy związane z orientacją seksualną, jak czuli się w klasie i szkole, kto wiedział o ich orientacji i jakie znaczenie ona miała w ich relacjach z tymi osobami? Prosili także o opowieści o innych, których sytuacja była podobna do sy­t uacji rozmówców. Obraz wyłaniający się z odpowiedzi jest na tyle wstrząsający, że rodzi kolejne pytania: jakim cudem nastoletni geje i lesbijki są w stanie edukację w polskiej szkole przetrwać? Jakie spustoszenia w  ich samoocenie i  ogólnej kondycji psychicznej czynią lata spędzone w instytucji, która – z założenia – ma pomagać młodemu człowiekowi rozumieć siebie i świat, a w praktyce ignoruje i krzywdzi? W przywoływanym przez autorów badaniu Marty Abramowicz na próbie ponad 11  tys. młodych osób LGB ponad 20 proc. pytanych w  wieku 14–17 lat relacjonowało doświadczenie przemocy fizycznej, a prawie 60 proc. doznało przemocy psychicznej. Sprawcami są w  większości przypadków osoby nieznane oraz koledzy i  koleżanki ze szkoły lub uczelni. Także większość rozmówców i rozmówczyń Pogorzelskiej i Rudnickiego ma za sobą doświadczenia przemocy, a coming out ryzyko, że do niej dojdzie, tylko nasila: „On powiedział wszystkim, bo nie chciał żyć w zakłamaniu, rozpętali wojnę w szkole, zadzwonili po rodziców, rodzice oczywiście stanęli po stronie katechety. Chłopak został pobity w szkole. Tak pobity, że leżał w szpitalu przez prawie trzy tygodnie. I nikt nie zrobił nic. Nikt. Temat został pozamiatany pod dywan, chłopak zmienił szkołę”. Na tle tych opowieści jednym z  lepszych wariantów zdarzeń może wydawać się pomijanie kwestii (homo) seksualności w szkole. Jak wynika z polskich badań, na ukrywanie własnej orientacji lub unikanie tego temaPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

n i c h

tu decyduje się 70–90 proc. polskich uczniów i uczennic oraz studentów i  studentek nieheteronormatywnych. Wielu spośród pytanych przez Pogorzelską i Rudnickiego potwierdza: w ich szkole wokół tego tematu panowała cisza. „Nigdy nie wypłynęła kwestia seksualności w szkole. Jak myślę o moich nauczycielach i nauczycielkach, to mam takie wrażenie, że po prostu trzymali się programu nauczania i tyle. Nie wnikali”. Podobna sytuacja tylko pozornie jest jednak wygodniejsza, bo ukrywana orientacja staje się piętnem. A brak opowieści o  nieheteroseksualnych orientacjach niesie ważny komunikat dla uczniów LGBT+: nie mogą skorzystać z (jakiejkolwiek formalnej) pomocy systemu oświatowego, gdyż ten po prostu nie dostrzega ich obecności. Nieliczni spośród cytowanych w  książce rozmówców trafili lepiej: do dobrych – najczęściej niepublicznych – szkół, na empatycznych nauczycieli. Oczywiste jest jednak, że wsparcie i życzliwe przyjęcie młodych gejów i lesbijek nie może być kwestią ich życiowego farta. Marzanna Pogorzelska i  Paweł Rudnicki wypowiedzi z  poszczególnych obszarów poddają analizie z  wykorzystaniem zaawansowanych narzędzi nauk społecznych i językoznawczych. Rzuca to dodatkowe światło na opisywany temat, choć też miejscami wymaga od czytelnika szczególnego skupienia. Zgodnie z etyką i naukową metodą wypowiedzi każdego z rozmówców są anonimizowane, ale opisane indywidualnym numerem, dzięki czemu czytelnik jest w stanie śledzić chronologiczną ciągłość historii rozmówców mimo rozbicia na rozdziały i wątki. Autorzy „Przecież jesteśmy!” wnikliwie rozpatrują też przyczyny uporczywej niechęci polskich szkół wobec dzieci i młodzieży LGBT+. Opisują wpływające na to czynniki historyczne, polityczne i społeczne, jak kiepski status zawodowy nauczycieli i  związane z  tym frustracje utrudniające empatyczne podejście do problemów innych. W ich ujęciu zasadnicze pytanie jest jednak bardziej przewrotne. Brzmi: do czego bezduszne, a  często wręcz okrutne traktowanie nieheteronormatywnej młodzieży jest szkołom potrzebne? Odpowiedź, jaką proponują, opiera się na myśli Zygmunta Baumana o  ustalaniu porządku miarą większości, a kosztem tych odbiegających od normy. „Nienormalność” uczniów i  uczennic o  innej orientacji seksualnej jest punktem odniesienia do budowania tożsamości podobnych do siebie „normalsów”, potwierdzania ustalonego systemu. Za jego kształt w  polskich warunkach, jak diagnozują autorzy, odpowiada uwarunkowane historią i  politycznymi decyzjami ostatnich dekad niebezpieczne połączenie skrajnego konserwatyzmu i ultraneoliberalizmu. Jego skutki to m.in. nastawienie na konkurowanie zamiast kooperowania, znikome uczestnictwo w życiu społecznym, nieliczenie się ze słabszymi czy radykalne podziały polityczne i społeczne. „Sytuacja nieheteronormatywnej młodzieży w polskich szkołach jest odbiciem wszystkich wymienionych zjawisk” – oceniają autorzy.  

„Przecież jesteśmy! Homofobiczna przemoc w polskich szkołach – narracje gejów i lesbijek”, Marzanna Pogorzelska, Paweł Rudnicki, Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków 2020.

105

oficy na w y daw n icz a im pu ls

w o b e c

©

I n n i

Skąd w osobach o tradycyjnych, prawicowych poglądach tyle wrogości i agresji wobec osób LGBT+ (oraz o ewolucji własnej postawy w tym względzie).

PRAWOWZROCZNIE

Rozmówca jest doktorem filozofii, publicystą, tłumaczem, pisarzem i działaczem katolickim. Był m.in. redaktorem naczelnym portalu fronda.pl oraz redaktorem naczelnym i dyrektorem programowym Telewizji Republika. Autor wielu książek, m.in.: „Operacja Franciszek. Sześć medialnych mitów na te-

Rozmawia Joanna Podgórsk a Tomasz Terlikowski zdjęcie

B artek S y ta /polsk a press /east news

Joa nna P odgórsk a : – ­ Dlaczego prawica nie lubi osób nieheteronormatywnych? Tom asz Terlikowski : – Silny konflikt polityczny i cywilizacyjny na tym tle dotyczy nie tylko Polski. Polska prawica w tym sporze jest po jednej ze stron, ale na świecie bywa obecnie bardzo różnie. Są nurty alterprawicowe, które wypowiadają się jednoznacznie, ale inna część prawicy już dawno przeszła na stronę pro-LGBT+. Spór dotyczy nie tyle samych osób homoseksualnych, ile liberalno-lewicowych postulatów dotyczących zmian prawnych, politycznych, kulturowych, które z perspektywy prawicy są kluczowe.

Ale tu buzują emocje. Trudno za przejaw sympatii dla osób homoseksualnych przyjąć takie hasła, jak „zakaz pedałowania”, że o bardziej wulgarnych nie wspomnę. Kamienie w Białymstoku poleciały w kierunku ludzi, a nie postulatów. Skąd taka agresja? Nasza debata publiczna jest w ogóle pełna agresji, po różnych stronach. Pomysł, żeby oddać Podkarpacie czy Lubelszczyznę Ukrainie, też nie jest przejawem sympatii, podobnie jak język kampanii dekorowania pomników tęczowymi flagami. Skąd się to bierze? Bardzo głęboko zmienił się nasz sposób komunikowania. Pod wpływem mediów, używając kategorii Giovanniego Sartoriego, z Homo sapiens zmieniliśmy się w Homo videns, niezdolnego do myślenia abstrakcyjnego. Rozumienie zastąpiliśmy emocjami. O ile w myśleniu możemy się spierać na argumenty, o  tyle w  emocjach musimy je wobec siebie wywoływać. A jedną z pierwszych i najsilniejszą emocją jest wrogość wobec inności i odmienności. W kulturze słowa pisanego spieramy się na racje. Mogę powiedzieć drugiej stronie, że się myli, ale nie odbieram jej moralności, szczerości czy uczciwości. W kulturze obrazu, mediów społecznościowych, sformułowanie „mylisz się”, zostało zastąpione przez „kłamiesz”. A kłamstwo jest już kategorią moralną. Jeśli ktoś kłamie, jest złym, niemoralnym człowiekiem, z  którym nie chcę mieć nic wspólnego. Tego typu myślenie rodzi wrogość. Sprzyja temu także funkcjonowanie w  bańkach medialnych, w  których kultywujemy tylko swoje poglądy. Tych, którzy mają inne, wyrzucamy z grona znajomych. POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

mat papieża”, „Herezja kardynałów”, „Czego księża nie powiedzą ci o antykoncepcji? Niewygodna prawda Humanae vitae”, „Masakra piłą mechaniczną w domu Terlikowskich” (wraz z Małgorzatą Terlikowską).

Gdy zaczynałem pracę dziennikarską w  radiu Plus, byli tam nie tylko Piotr Semka czy Jacek Łęski, ale też Ewa Wanat czy Beata Tadla. Różniliśmy się i spieraliśmy, ale też zwyczajnie przyjaźniliśmy i  mogliśmy współpracować. W mediach tożsamościowych, które dziś dominują, jesteśmy jak po dwóch stronach barykady. To sprawia, że debata po obu stronach jest bardzo ostra. Można zrozumieć działania progejowskich performerów, ale niektóre ich zachowania czy wypowiedzi są bardzo nieprzyjazne, np. wobec Kościoła. Większość się od nich odcina, ale w szumie informacyjnym, jaki mamy, niestety przebijają się najlepiej przekazy agresywne. Obie strony się nakręcają.

Dlaczego akurat temat LGBT+ tak temu sprzyja? Po pierwsze dlatego, że dotyczy bardzo kluczowej kwestii życiowej, jaką jest własna tożsamość seksualna i  płciowa. Żyjemy w  świecie, w  którym tradycyjne role społeczne i płciowe się rozpadły. Nie ma ich. Ten kryzys mocniej dotyka mężczyzn. Kobiety już go przeszły. Dla mężczyzn, zwłaszcza młodych, jednym z  najmocniejszych elementów tożsamości jest ich heteroseksualność. Jeśli jest w  jakikolwiek sposób negowana, odpowiadają odruchem agresji. Po drugie, problem LGBT+ dotyka – także kluczowej – kwestii kulturowej i światopoglądowej. Nie jest oczywiście tak, że XIX-wieczny model małżeństwa, który uznajemy dziś za tradycyjny, jest odwieczny. Bywały różne. Ale jeden element się nie zmieniał – małżeństwo było układem mężczyzny i kobiety. Ten element jest dziś podawany w wątpliwość. Spór jest tak ostry, bo dotyka kwestii fundamentalnej. Kiedyś takie emocje wywoływała kwestia niewolnictwa, równie głęboko zakorzeniona w strukturze społecznej od tysięcy lat. Może nas to oburzać, ale tak było. Spór wokół niewolnictwa doprowadził do jednej z najkrwawszych wojen w historii Stanów Zjednoczonych. Dziś na zmianę związaną z prawami osób LGBT+ natychmiast nakłada się myślenie, że za jedną przyjdą kolejne. Prawica – nie bez racji – twierdzi, że jeśli zmienimy układ małżeński: mężczyzna–kobieta, to dlaczego nie wprowadzić np. poliamorii. Obawy przed tym, jak głęboko sięgnie ta zmiana, powodują, że

106



I n n i

w o b e c

n i c h

homoseksualne tak łatwo stają się celem agresji.  osoby Zwłaszcza że w społeczeństwie stanowią kilkuprocentową mniejszość, która od pewnego czasu zaczęła się bardzo jasno określać.

Co w tym złego? Nic. Po prostu zaczęła być widoczna. Łatwo jest oskarżyć mniejszość, uczynić z  niej kozła ofiarnego, winnego zjawiskom, które mogą, ale wcale nie muszą być z nią związane. Rozpad rodziny jest faktem. Coraz mniej jednoznaczna tożsamość kobiet i mężczyzn jest faktem. Badanie przyczyn wymaga wieloletnich wysiłków, a  i  tak pewnie ich wszystkich nie poznamy. Łatwiej jest oskarżyć o to jakąś grupę, szczególnie jeśli ją zideologizujemy, uogólnimy. Na to nakłada się spór polityczny. Kiedyś elementem, który kształtował lewicę, była klasa robotnicza. Dziś jest nim emancypacja mniejszości, także seksualnych. Wzięcie na sztandary kwestii LGBT przez lewicę i sporą część centrum sprawia, że prawica ustawia się na kontrze. W  Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych te procesy emancypacyjne trwają przynajmniej od 1968 r. W  Polsce na początku lat 90. nikt jeszcze nie traktował poważnie postulatów LGBT+; także po lewej stronie sceny politycznej. Pamiętam posłankę SLD, która mówiła o pedalskich czerwonych skarpetkach. Pamiętam też pierwszy Marsz Równości w  Warszawie, na którym było kilkanaście osób, zamaskowanych, jak w  pandemii. Proces zmian zaczął być u  nas widoczny jako zjawisko

małżeńskiej powiedzą, że to kolejny etap emancypacji – wyzwoliliśmy niewolników, kobiety, mniejszości etniczne, a  teraz społeczność LGBT+. Świat staje się, ich zdaniem, dzięki temu lepszy. Konserwatyści odpowiedzą, że zmiany pociągają za sobą koszty społeczne. Weźmy przykład Holandii: im więcej uprawnień przyznawano parom homoseksualnym, tym mniej trwałe stawały się związki heteroseksualne. Ja nie twierdzę, że jest tu bezpośrednia zależność. Twierdzę, że proces, który prowadzi do równości małżeńskiej, prowadzi również do osłabienia tradycyjnego małżeństwa. A trwałość małżeństwa jest czymś istotnym społecznie. Przykład Norwegii pokazuje jednak, że można ją umacniać inaczej – poprzez wsparcie rodziny. Tak naprawdę nie musimy się spierać, czy przyznać parom jednopłciowym pewne uprawnienia. Dlaczego nie, skoro może im to ułatwić życie. Tylko czy ma sens nazywanie relacji, która jest inna, małżeństwem. Po co dwie różne rzeczy, nawet jeśli opierają się na tej samej emocji, jaką jest miłość i wierność, określać tym samym mianem.

Czyli spieramy się tylko o słowa? Zaakceptowałby pan związki partnerskie? Jestem w stanie zaakceptować wiele uprawnień dla rozmaitych par, natomiast uważam, że związki partnerskie to w procesie politycznym wyłącznie krok do celu, jakim jest pełna, tak nazywana przez jej zwolenników, równość małżeńska. Powinniśmy ułatwiać ludziom życie. Nie ma żadnych powodów, by osoby żyjące w związku jednopł-

NA ŚWIECIE PEWNA CZĘŚĆ PRAWICY JUŻ DAWNO PRZESZŁA NA STRONĘ PRO LGBT+. DLA KATOLIKA JEDNAK KAŻDY AKT SEKSUALNY POZA MAŁŻEŃSTWEM POZOSTANIE GRZECHEM. społeczne kilkanaście lat temu. To, co innym krajom zajęło pół wieku, u nas przebiega o wiele szybciej, a zatem gwałtowniej. Wreszcie ostatni element, specyficznie polski, który sprzyja nakręcaniu agresji, a  mianowicie ­laicyzacja.

Ona chyba powinna sprzyjać zmianie. Tak, ale w Polsce istotnym elementem narodowej tożsamości jest Kościół katolicki. A  prawica jego obronę wzięła na sztandary. Powodów i przyczyn laicyzacji jest wiele, moglibyśmy je długo wymieniać. Ale tu też łatwiej jest znaleźć winnych, jasno ich określić i zaatakować. Prawica często używa argumentu, że związki partnerskie zagrażają rodzinie. Nigdy nie mogłam zrozumieć, w jaki sposób dwójka żyjących razem mężczyzn czy kobiet może zagrażać mojej rodzinie. Skąd takie obawy? Rodzinie, jej trwałości, zagrażają zmiany społeczne, które mają wiele różnych przyczyn. Rozdzielają coś, co było nierozerwalnie związane z  rozumieniem małżeństwa – fakt, że było zarezerwowane dla mężczyzny i kobiety, oraz prokreację. Wprowadzenie w  układ prawny związku, który tych dwóch cech nie ma, głęboko zmienia tożsamość społeczeństwa. Możemy się spierać, czy to zmiana na lepsze czy na gorsze. Zwolennicy równości POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

ciowym nie mogły np. po sobie dziedziczyć. Tak jak zdecydowanie powinno się zmienić prawo dotyczące korekty płci. Nie ma żadnych powodów, by takie osoby musiały pozywać do sądu swoich rodziców.

Ustawa, która miała to zmienić, przeszła przez parlament za rządów PO-PSL. Prezydent Andrzej Duda ją zawetował. Trudno zrozumieć dlaczego. To kwestia zapętlenia politycznego. Myślę, że jeszcze 10 lat temu Andrzej Duda czy Jarosław Gowin nie mieliby z tym żadnego problemu, bo to po prostu trzeba zrobić. Nawet jeśli ktoś jest przeciwnikiem procedury korekty płci. Dla mnie jest ona co najmniej dyskusyjna, niezależnie od tego, że zmienia komfort życia osób, które się jej poddają. Transseksualizm to tak trudny stan, że nawet operacja, która upodabnia cielesną stronę płci do mentalnej, nie kończy wszystkich problemów. Ale z  całą pewnością ta procedura nie powinna się łączyć z koniecznością pozywania do sądu własnych rodziców, bo to uderza w godność osoby ludzkiej. Zapisów, które możemy zmienić, nie zmieniając definicji małżeństwa czy nie wprowadzając do porządku prawnego nowych instytucji, jest więcej. Gdyby nie to, że żyjemy w „kraju dwóch narodów”, to bylibyśmy w stanie się w tych kwestiach porozumieć.

108

I n n i

w o b e c

Zna pan jakąś osobę transseksualną? Moi znajomi mają transseksualnego syna. Spotkałem się oczywiście z Anną Grodzką. Ale bezpośrednich, bliskich relacji z nikim takim nie mam. Czy stwierdzenie „nie jestem zwolennikiem korekty płci” nie brzmi arogancko? Ci ludzie sami decydują o swoim życiu. To, że mają wolność wyboru, jest oczywiste. To, że ktoś inny może ów wybór ocenić, jest dla mnie równie oczywiste. Nie wiążę tego z żadnymi procesami społecznymi, ale myślę raczej o  dobru tych osób. Mogą wybrać i  wybierają. Rozumiem ich emocje i  pragnienia. Natomiast z rozmów z seksuologami i lektur wiem, że operacja nie kończy terapii. To skąd w pana dawnych wypowiedziach o Annie Grodzkiej tyle pogardy i obrzydzenia? Jestem gotów ją za to przeprosić. To był mój błąd, który wynikał z braku wiedzy na temat skomplikowanej etiologii transseksualizmu. Zakładałem też, pewnie niesłusznie, że dotarcie z komunikatem jest ważniejsze niż łagodność języka. Dziś, nawet będąc przekonany, że korekta płci nie jest najbardziej słuszną procedurą, rozumiem, że język może bardzo dotknąć ludzi, którzy i tak są mocno zranieni – nie tylko przez niepogodzenie ze sobą, ale także przez społeczeństwo. Pewne zastrzeżenia i pytania dotyczące procedury korekty płci we mnie zostają. Ale są to raczej pytania filozoficzne, o zakorzenienie – także biologiczne – męskości i kobiecości. Będę jednak

n i c h

gardzamy. To jest po prostu niebezpieczne – dla rodzin, dla małżeństw, dla społeczności. Żyjemy w jednym kraju. Jeszcze 20–25 lat temu różniliśmy się, ale nie wiązała się z tym tak silna niechęć. W tej chwili jest ona tak olbrzymia, że może przejść na poziom działań. Wszyscy się boją starych populizmów – lewica prawicowych, prawica lewicowych – podczas gdy kryzys gospodarczy, który nas za chwilę sieknie w związku z pandemią, spowoduje pojawienie się zupełnie nowych wyzwań. Nie poradzimy sobie z nimi, jeżeli nie będziemy w stanie ze sobą rozmawiać i współpracować, nawet świadomi różnic. A stosunek do jednopłciowych małżeństw będzie nas prawdopodobnie różnić. I prawdopodobnie – jeśli nic się nie zmieni – procesy społeczne doprowadzą do tego, że za kilka lat zostaną one wprowadzone także w Polsce.

Ja mam wrażenie, że my się raczej cofamy. Jeszcze kilka lat temu publiczne stwierdzenie, że geje chcą adoptować dzieci, żeby je molestować, było niewyobrażalne. Na każdą tezę znajdziemy dowód. Tę nieszczęsną opinię wypowiedziała Kaja Godek i większość prawicy się od niej odcięła. Temperatura sporu jest dziś z całą pewnością wyższa. Natomiast jeśli chodzi o sytuację społeczną, progres jest bardzo wyraźny. Mówiłem już, jak wyglądał pierwszy Marsz Równości w  Warszawie. Wówczas było dwóch, góra trzech działaczy LGBT+, którzy wypowiadali się pod nazwiskiem i z odkrytą twarzą. A weźmy ostatnią Paradę Równości w Warszawie – kilkadziesiąt tysięcy ludzi, szły rodziny z dziećmi, tzw. normalsi, nikt się nie

JESTEM GOTÓW PRZEPROSIĆ ANNĘ GRODZKĄ ZA SWOJE SŁOWA SPRZED LAT. WYNIKAŁY ONE Z MOJEJ NIEWIEDZY NA TEMAT ETIOLOGII TRANSSEKSUALIZMU. twardo obstawał, że co do istoty rzeczy jesteśmy mężczyznami i  kobietami. Przeżywamy naszą płeć wewnątrz pewnej kultury, ale u jej podstaw są czynniki genetyczne i fizyczne. Nie zamierzam mówić osobom, które dokonały korekty płci, że nie są tym, za kogo się uważają. Ale ta procedura rodzi pytania o męskość i o kobiecość. Choćby w sporcie, gdzie transkobiety, które jeszcze kilka lat temu były zawodnikami, zaczynają startować w  konkurencji z cis – kobietami, nie dając im żadnych szans.

Nie da się nie zauważyć, że od czasu, gdy pana zdjęcie w dziwnej zbroi, jako „obrońcy przed terrorem postępowców”, ukazało się na okładce tygodnika „Do Rzeczy”, dokonała się w panu ideowa ewolucja. Co się stało? Pewnie już bym nie chciał być na takiej okładce, ale to osobna kwestia. Nadal uważam, że są rzeczy, o  które warto i trzeba się spierać; także te dotyczące rodziny. Nadal jestem przekonany, że rodzina i  małżeństwo są wartością, o którą należy zawalczyć. Ale mam już pełną świadomość, że przyczyn jej osłabienia jest bardzo wiele i  trzeba ich szukać dużo głębiej. Jednak główny powód jest inny – uświadomiłem sobie jakiś czas temu, że wszystkie procesy, jakie zachodzą między stronami sporu, prowadzą do tego, że coraz bardziej się od siebie oddalamy i coraz bardziej się nienawidzimy albo sobą poPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

maskował. Nie tylko zlaicyzowana młodzież, ale także młodzi katolicy zakładają przy różnych okazjach tęczowe nakładki na mediach społecznościowych. Zmiana się dokonała. 25 lat temu nikt nawet nie myślał o związkach partnerskich. A  dziś – jak wynika z  badań – akceptacja związków partnerskich jest bardzo duża. Dla małżeństw mniejsza, ale i  tak nieporównanie wyższa niż dawniej. Dla adopcji – najmniejsza, ale kierunek jest jednoznaczny. I – o  paradoksie – mam przekonanie, że tegoroczne działania PiS pod hasłem „to nie ludzie, to ideologia” jeszcze te przemiany przyspieszą.

Jednak ta propaganda działa na ukryte lęki i obawy. Łatwo obudzić demony. Tak. Ale one się obudziły w  pewnych grupach. W  innych spowodowały wręcz przeciwne reakcje; zwłaszcza wśród młodych ludzi. W pierwszej turze wyborów prezydenckich Andrzej Duda miał w tej grupie bardzo niskie poparcie. Jego przekaz na temat LGBT+ dotarł głównie do młodych mężczyzn, których – jak mówiliśmy – dotyka kryzys męskości. Młode kobiety są o wiele bardziej liberalne. Oczywiście nie ma nieuchronnych procesów społecznych. Może wydarzyć się coś, co wywróci wszystko do góry nogami. Jednak dziś kierunek zmian wydaje się jasno określony. Atmosfera sporu jest gorąca, ale poja-

109



się nowy język, w którym na te tematy rozmawiamy.  wił Kto 20 lat temu mówiłby o  gejach czy LGBT+. Użyto by

sformułowań, których świadomie nie przytoczę, bo dziś uchodzą za obelżywe. Moje najstarsze dziecko ma dziś 17 lat. Ja w jej wieku miałem mgliste pojęcie, że istnieją jacyś homoseksualiści. Mówiło się o Jerzym Zawieyskim czy Jerzym Waldorffie, ale w swoim otoczeniu nie kojarzyłem nikogo, kto byłby homoseksualistą. To był obcy świat dla nastolatka, nawet z Warszawy. Na studiach już się trochę o tym mówiło, ale pierwszych wyautowanych kolegów zacząłem mieć dopiero około trzydziestki. Oczywiście znałem ich wcześniej, ale się z tym kryli. Dla moich dzieci to, że ktoś jest osobą homoseksualną, jest oczywiste.

Myśli pan, że im to zagraża? Seksualizuje je? Absolutnie tego nie powiedziałem. Po prostu stwierdzam fakt. Zmiana się dokonała i ona jest realna. To, że część polityków postanowiła jeszcze przez moment wykorzystać pewne lęki, niczego nie zatrzyma. Powodował nimi czysty cynizm i  pragmatyzm polityczny. Tak im podpowiedzieli spin doktorzy. Przecież Andrzej Duda niewiele wcześniej mówił, że byłby skłonny podpisać ustawę o jakiejś formie związków partnerskich. Mam nadzieję, że ten antyhomoseksualny sznyt, którego nabrała część polskiej sceny politycznej, jest trochę taki, jak polski antyklerykalizm. Przez lata był ogólny, dotykał księży jako grupy, ale nie naszego proboszcza, który jest w porządku; idzie się z nim dogadać. Mam wrażenie, że jeśli porozmawiać nawet z najzagorzalszymi działaczami antygejowskimi, to większość stwierdzi: ale mój znajomy gej czy lesbijka są OK; bo przecież trudno dziś nie mieć homoseksualnych znajomych. To się źle kojarzy – każdy antysemita ma „swojego Żyda”. Oczywiście. I  to jest niebezpieczne, bo to fragment strategii kreowania kozła ofiarnego. Jaki wpływ na to, że w Polsce kozłem ofiarnym tak łatwo uczynić środowisko LGBT+, mają czynniki religijne? Mają i nie mają. Na narodowców, którzy rzucają kamieniami w Parady Równości, ma wpływ nie tyle Kościół, ile pewna tożsamość społeczna, w której elementy religijne mieszają się dowolnie z popkulturą i problemami z własną tożsamością. Oczywiście moi znajomi geje – katolicy czy protestanci, twierdzą, że Kościół katolicki jest homofobiczny. Ale nawet oni muszą przyznać, że w „Katechizmie” poza sformułowaniem o tym, że homoseksualność jest obiektywnym nieuporządkowaniem, a  akty homoseksualne – grzechem, mamy wezwanie do szacunku wobec godności osób homoseksualnych i zakaz niesprawiedliwej dyskryminacji. Już ten krótki wywód pozwala zrozumieć, że takie zachowania jak w Białymstoku są niedopuszczalne z perspektywy Kościoła. Oczywiście nie da się tego wyabstrahować. Jesteśmy społeczeństwem religijnym i postreligijnym. Polska religijność nigdy nie była specjalnie purytańska. Jeśli dziś w pewnych obszarach się fundamentalizuje, to nie jest związane z jej specyfiką, ale specyfiką postreligijności. Tak jak w przypadku muzułmanów. Migrując na Zachód, w pierwszym pokoleniu są oni w naturalny sposób religijni, ale nikomu tego nie narzucają. Cieszą się, że mają lepsze życie. Drugie pokolenie zazwyczaj szybko się emancypuje i laicyzuje. A część trzeciego pokolenia, które się zderza ze szklanym sufitem, POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

wraca do religii – ale nie do religijności swoich dziadków, bo tej już nie ma. Dziadkowie wynieśli swoją religijność ze spójnych społeczności, w których wiara była czymś naturalnym i przeżywanym. W trzecim pokoleniu następuje fundamentalizacja, ale właśnie postreligijna. Ten model można przyłożyć do naszej sytuacji, bo zachodzą bardzo podobne zjawiska. Gleba, z której wyrastała polska religijność, już nie istnieje. Wieś nią nie jest. To piękna bajka, że polski ludowy katolicyzm jest bardzo mocny. Wieś jest uformowana przez telewizję, disco polo i najtańszą rozrywkę. Proboszcza słucha się – albo nie – przez godzinę w tygodniu, a telewizor jest włączony cały czas. Młodzi Polacy nie wracają do religijności swoich dziadków, ale tworzą nową i  łatwo ją fundamentalizują, uznając za jedyny możliwy model. Dziś, jak co dzień, byłem w kościele i na ławce znalazłem kartkę z kuriozalnym przekazem, że kobietom nie wolno przychodzić do kościoła w spodniach. Przecież nie zostawił tego proboszcz, ale ktoś, komu w pustej głowie namieszały cytaty ze Starego Testamentu.

Nie da się jednak ukryć, że elementy homofobiczne w Piśmie Świętym po prostu są. Muzułmanie wierzą, że Koran spadł z  nieba w  wersji gotowej. Świadomy swojej wiary chrześcijanin wie, że Pismo ma dwóch autorów – jednym jest człowiek, drugim jest Pan Bóg. Człowiek wkłada w tekst swoje przekonania, pisze go w określonym kontekście historycznym. Czytając, musimy oddzielić jedno od drugiego. To jak pan ocenia historię pracownika Ikei, który powołując się na Stary Testament, napisał, że akt homoseksualny to obrzydliwość, która winna być ukarana śmiercią? Został zwolniony, ale dziś kłopoty prawne ma jego szefowa, która miała naruszyć jego swobody religijne. Ten człowiek użył Starego Testamentu jako pałki. To właśnie przykład postreligijnego fundamentalizmu, niezgodnego z  myśleniem katolickim. Jeśli mamy szukać podstaw katolickiego myślenia o  homoseksualności, to nie są cytaty, gdzie potępione są takie akty, ale Księga Rodzaju, opowieść o stworzeniu mężczyzny i kobiety. To jest klucz do czytania antropologii chrześcijańskiej w wydaniu katolickim. Ale moim zdaniem Ikea, zwalniając go, także zachowała się w sposób fundamentalistyczny. W listach św. Pawła też znajdziemy twarde słowa kierowane do osób homoseksualnych. Cytowanie św. Pawła to broń obosieczna. Pisze, że mężołożnicy nie odziedziczą Królestwa Bożego, ale na jednym oddechu wymienia obok nich złodziei, oszczerców, zupełnie zwyczajnych cudzołożników. Lista jest długa. Mówiąc złośliwie, każdy z nas może się na niej znaleźć. Celem św. Pawła nie jest powiedzenie, że ci ludzie nie mogą być zbawieni, tylko że jedynym źródłem zbawienia jest łaska Jezusa, a nie uczynki. Trochę jednak razi zestawienie „mężołożników” z matkobójcami czy złodziejami. Tekst jest jaki jest. Ja go rozumiem w ten sposób, że każdego z nas może on dotyczyć. Jako katolik uznaję, że akty homoseksualne są grzechem ciężkim. Tak jak dla Kościoła grzechem ciężkim jest każdy akt seksualny poza małżeństwem. ROZMAWIAŁA JOANNA PODGÓRSKA

110

©

k a rol i na m iszta l / r eporter

I n n i

w o b e c

n i c h

Nie bądź obojętny

Gdańsk, 9 sierpnia 2020 r. Manifestacja wsparcia dla osób LGBT+ i Margo – aresztowanej dwa dni wcześniej w Warszawie aktywistki LGBT+

Co może zrobić osoba heteroseksualna, żeby nie traktować osób LGBT+ jako zagrożenia i je wspierać. Katarzyna Remin POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

111





Jak się pozbyć uprzedzeń i stereotypów. Dorastając i  żyjąc w  homofobicznym społeczeństwie, nasiąkamy stereotypami i uprzedzeniami wobec osób LGBT+ bezwiednie, w  całym procesie socjalizacji. Już przedszkolaki – nie od dziś przecież – wyzywają się od pedałów. Nie rozumieją, co to właściwie oznacza, ale już czują, że to obelga. Później słyszą, że geje i lesbijki nie powinni wykonywać pewnych zawodów, że mają określone cechy charakteru, że wszyscy wykazują pewne zachowania. Powstaje mylny obraz jednolitej grupy, o  której mamy jakąś „wiedzę”. Pozbywanie się stereotypów jest procesem równie długim jak ich nabywanie i wymaga pewnego wysiłku poznawczego. Trzeba stereotypowe myślenie u siebie zauważyć, a następnie poddać je refleksji. Skąd ja to właściwie wiem? Czy to aby nie kompletna bzdura? Jak to się ma do znanej mi osoby LGBT+? Kontakt z konkretnym człowiekiem daje najbardziej naturalną okazję do podważania własnych stereotypów. Ale jeśli wydaje ci się, że nie znasz lesbijki albo geja, poczytaj kilka wywiadów, poszukaj blogów czy vlogów, materiałów pochodzących od osób LGBT+, bo to one są ekspertami od własnego życia. Jeśli potrze-

są one stosowane, pokazują statystyki: według badań przeprowadzonych w 2016 r. średnio 3 na 10 osób LGBT+ doświadczyło przemocy fizycznej i/lub psychicznej w  ciągu ostatnich pięciu lat. W skali roku osoby LGBT+ doświadczają przemocy 2 razy częściej od osób heteroseksualnych. Wśród osób LGBT+ z przemocą najczęściej spotykają się osoby transpłciowe, bo aż połowa z nich. Ale homofobiczne są również tak powszechne twierdzenia, jak np. „u nas osób LGBT+ nie ma”. U  nas w  pracy, u  nas w  szkole, u  nas w  gminie. Pewien procent osób nieheteronormatywnych jest w każdej grupie, tylko żyjąc we wrogim otoczeniu, nie decydują się tego okazywać. Osoby i  ugrupowania homofobiczne dokładają wszelkich starań, żeby tak właśnie zostało. Pod groźbą ostracyzmu, obelg, przemocy. Współczesna homofobia wyraża się często słowami: „Ja ich nawet akceptuję, byle się tak nie obnosili”. Co w praktyce oznacza nakaz ciągłego ukrywania się.

Czy osoby LGBT+ rzeczywiście obnoszą się ze swoją tożsamością. Ci, którzy tego sformułowania używają, mówią często jednym tchem o „obłapywaniu się na ulicy”, co jest w  Polsce praktycznie niespotykane,

NIE PRZEPUSZCZAJ W TOWARZYSTWIE HOMOFOBICZNYCH ŻARTÓW, KAŻDE OKAZANIE SPRZECIWU HAMUJE TEGO TYPU ZACHOWANIA. JEŚLI COŚ ZMIENISZ NAWET W MAŁYCH KRĘGACH, W KTÓRYCH ŻYJESZ, TO JUŻ DUŻO. bujesz wiedzy od profesjonalistów, przeczytaj oświadczenia towarzystw naukowych, psychologicznych, seksuologicznych, zapoznaj się z aktualnym stanem wiedzy, pomagając w  ten sposób umysłowi odciąć się od starych, powielanych wciąż jeszcze rozpoznań rodem z XIX w. Konfrontuj z nimi swoje nawykowe przekonania i identyfikuj je jako nabyte „skądś”, od „kogoś”, czyli drogą społecznego dziedziczenia. W dzisiejszej sytuacji politycznej w Polsce dochodzi jeszcze wrogość wobec osób LGBT+. Jest ona systematycznie podsycana przez państwową propagandę. Homofobią zarażane są coraz liczniejsze grupy Polek i Polaków. Dlatego trzeba być czujnym wobec manipulacyjnych przekazów, mieć krytyczne podejście do treści podawanych wprost lub podprogowo.

Czym jest homofobia. Homofobia jest szerokim spektrum przekonań oraz zachowań. W obszarze zachowań przejawia się unikaniem kontaktu z osobami LGBT+ lub nawet negowaniem ich istnienia w  naszym otoczeniu. Sięga od używania obelżywych określeń, żartów i dowcipów, do przemocy psychicznej i aktów przemocy fizycznej. Jak powszechnie POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

bo kto chciałby narażać się na pobicie? Ale mianem obnoszenia się określane są powszechnie zachowania, które dla heteroseksualnej większości są tak naturalne, oczywiste, że nawet ich nie zauważają. Osoba z grupy większościowej uważa za naturalne to, że bierze ukochaną osobę za rękę na ulicy, że stawia w miejscu publicznym, na biurku w pracy zdjęcie męża czy żony z dziećmi, że opowiada na przerwie obiadowej, jak to „byŁAM z mężem na zakupach” czy „byŁEM z żoną na urlopie nad morzem”. Osobie heteroseksualnej trudno jest przyjąć do wiadomości, że okazuje swoją orientację seksualną prostym faktem noszenia obrączki ślubnej. A  przecież obecnie w Polsce tylko osoba heteroseksualna ma prawo zawrzeć związek małżeński. Wszystkie te drobne rzeczy, którymi przepełnione jest nasze codzienne funkcjonowanie w otoczeniu społecznym – jeśli wykona je osoba homoseksualna – potępiane są jako „obnoszenie się” albo wręcz „nachalne obnoszenie się”. Nasze społeczeństwo urządzone jest jako domyślnie heteroseksualne. Fenomen ten nazywany w  naukach społecznych heteronormatywnością jest systemowym założeniem, a zarazem powszechnym przejawem homofobii. Co mówienie o „obnoszeniu się” oznacza dla osób homoseksualnych czy biseksualnych? Za

112

I n n i

w o b e c

potępieniem idą społeczne sankcje. Jeśli nie chcę dźwigać ich ciężaru, muszę się w życiu codziennym ukrywać, kontrolować każdą swoją wypowiedź, tak żeby nie wypsnęło mi się coś, po czym zostanę jako lesbijka rozpoznana, zdemaskowana. Moje życie zaczyna przypominać życie w ciągłej konspiracji, w ciągłym poczuciu zagrożenia, rośnie brak zaufania do otoczenia. Wszystko to stanowi łańcuch wyniszczających mechanizmów. Podkopują one więzi rodzinne, niszczą całą tkankę społeczną, nie tylko pojedynczych grup.

Czy homofobia dotyka wyłącznie osoby heteroseksualne. Niestety nie i to ma często dramatyczne skutki dla całego społeczeństwa. Wszyscy podlegamy podobnym procesom socjalizacji. Uczymy się bać, brzydzić lub gardzić gejami, lesbijkami, osobami transpłciowymi. Tak więc uczą się tego również młodzi, którzy w pewnym momencie odkrywają, że sami są gejem lub lesbijką. Cała nabyta dotąd wrogość kieruje się do wewnątrz, przeciwko mnie samej, mnie samemu. Muszę często przejść przez długi i bolesny proces samoakceptacji. Jeśli lęk przed osądem okaże się silniejszy,

n i c h

przywódcy podsycają nienawiść, zawsze się znajdzie ktoś, kto uzna, że czynem chwalebnym albo patriotycznym jest przelew krwi. Dowody solidarności, jakie odbieramy, są jednak budujące, dają siłę i nadzieję. Świadczą o tym, że propaganda jest tylko wycinkiem polskiej rzeczywistości. Im bardziej władza naciska, tym więcej osób zgłasza sprzeciw, prosi o koszulki z napisem „Jestem przeciw homofobii” czy „Sport przeciw homofobii”. Mamy silny i widoczny ruch sojuszników i sojuszniczek, mamy zaangażowanych rodziców osób LGBT, którzy mówią o miłości i szacunku dla wszystkich dzieci, homoseksualnych na równi z heteroseksualnymi. Rodzice obecni są na wszystkich Marszach Równości. Tłumy ludzi na ostatniej Warszawskiej Paradzie Równości, ponad 50 tysięcy osób idących ulicami Warszawy, są najlepszym świadectwem tego, że w umysłach coraz większych rzesz osób podział na my i oni zanika. Miejmy to właśnie przed oczami i nie pozwólmy, żeby nas znowu i w tej sprawie dzielono.

W jaki sposób okazywać wsparcie dla osób LGBT+. 1. Możesz mówić wszędzie i  w  każdych okolicznościach o  swoim pojmowaniu tego, co się dzieje.

DOWODY SOLIDARNOŚCI, JAKIE ODBIERAMY, SĄ BUDUJĄCE, DAJĄ SIŁĘ I NADZIEJĘ. ŚWIADCZĄ O TYM, ŻE PROPAGANDA JEST TYLKO WYCINKIEM POLSKIEJ RZECZYWISTOŚCI. zwycięży pogarda i będę na zewnątrz najbardziej zaciętym nienawistnikiem, najgłośniejszym homofobem, największym obrońcą tradycyjnych wartości. Historia zna wiele takich przykładów w różnych krajach i epokach. Mechanizmy są zawsze te same, działają również tu i teraz.

Systemowa homofobia w Polsce ma się dobrze. W  dzisiejszej Polsce postawy homofobiczne są podsycane rządową i  kościelną propagandą. Przedstawiciele władzy oraz niektórzy hierarchowie Kościoła katolickiego stosują język sprawdzony przez autorytarne reżimy celem odczłowieczenia osób LGBT+. Pozbawienia ich ludzkiej godności, statusu istoty ludzkiej. Padają sformułowania „To nie są ludzie” oraz „Tęczowa zaraza”. Podejmowane są uchwały o „strefach wolnych od LGBT”. Strefy wolne od współobywateli obywatelek? Od ludzi? Od osób? Kiedy zaproponują utworzenie pierwszego getta? Wszystko to buduje nastroje pogromowe, prowadzi prosto do aktów przemocy. Mieliśmy półtora roku temu przykład, do czego doprowadziła publiczna nagonka: na oczach tysięcy ludzi został zamordowany prezydent wielkiego miasta Paweł Adamowicz. Kiedy POLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

Każda rozmowa przeprowadzona w  mniejszym gronie edukuje twoje otoczenie, a zarazem wzmacnia osoby w niej uczestniczące. Możesz z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że w twoim środowisku – nawet jeśli o tym nie wiesz – jest przynajmniej kilka osób LGBT+ bądź rodziców lesbijki czy siostry osoby transpłciowej – homofobia uderza w nich wszystkich. Jeśli usłyszą twój sprzeciw, będą czuli, że w razie potrzeby mogą na ciebie liczyć. 2. Możesz wyrażać swoją niezgodę na homofobiczne wypowiedzi w pracy, w sąsiedztwie czy na imieninach u  cioci. Nie przepuszczaj niestosownych żartów, możesz powiedzieć: Mój kuzyn jest gejem (nawet jeśli go nie masz), więc proszę cię, nie mów takich rzeczy w mojej obecności. Każde okazanie sprzeciwu hamuje tego typu zachowania. Jeśli coś zmienisz nawet w małych kręgach, w których żyjesz, to już dużo. 3. Możesz słuchać osób LGBT+, próbować rozumieć i  przyjmować ich rzeczywistość zamiast pouczania czy udzielania dobrych rad. Spróbuj postawić się w  sytuacji osoby LGBT+. Wyobraź sobie, że masz kilkanaście lat i słyszysz w domu czy w szkole, że twoje zakochanie jest obrzydliwe; jeśli jesteś wierzący, że ksiądz mówi ci na spowiedzi: lepiej sobie oko wykol i rękę odetnij, Bóg cię nigdy nie przyjmie i skończysz w piekle.



113

Organizacje wspierające osoby LGBT+ w Polsce l l l l l l l l l l l l l l l l l l l

Kampania Przeciw Homofobii Stowarzyszenie Lambda Stowarzyszenie na rzecz osób LGBT Tolerado (Gdańsk) Fabryka Równości (Łódź) Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza Stowarzyszenie Grupa Stonewall (Poznań) Stowarzyszenie Marsz Równości w Lublinie Stowarzyszenie Tęczówka (aglomeracja górnośląska) Fundacja Równości Fundacja Kultura dla Tolerancji (Wrocław) Trans-Fuzja (fundacja na rzecz osób transpłciowych) Stowarzyszenie Pracownia Różnorodności (Toruń) Fundacja Wolontariat Równości Fundacja Pryzmat Różnorodności (Kraków) Fundacja Tęczowe Rodziny My Rodzice, Stowarzyszenie matek, ojców i sojuszników osób LGBT Biuro Pełnomocnika Federacji Młodych Socjaldemokratów ds. osób LGBTQ (organizacja polityczna) Stowarzyszenie Naukowe Psychologia i Seksuologia LGBT Federacja Znaki Równości (Małopolska i Śląsk)

©

get t y im ages

Możesz obserwować, jakie są w  tobie barie ry,4.i poddać je autorefleksji, osądowi własnego ra-

cjonalnego myślenia. Każdy i każda z nas prędzej czy później natyka się na kwestię, która wywołuje w nas samych znaki zapytania czy wręcz silny opór. Na przykład wychowywanie dzieci przez pary jednopłciowe. Sama mam takie doświadczenie, które mocno mną wstrząsnęło. Jakieś 10 lat temu współorganizowałam pierwszy w  Polsce Festiwal Tęczowych Rodzin. Jedna z  prelegentek na początku prezentacji wyświetliła zdjęcie rodziny składającej się z  dwóch mężczyzn i  małej dziewczynki. W  mojej głowie natychmiast pojawiło się pytanie: A co będzie, jak ci faceci zechcą ją wykorzystywać seksualnie? Chwilę później zaczęłam szukać, skąd we mnie takie odruchy? Wiem dobrze, że pedofilia to zaburzenie preferencji seksualnych i  nie ma żadnego związku z  orientacją seksualną, że racjonalnie rzecz biorąc, pomysł, że dziewczynce coś grozi, jest zwyczajnie absurdalny. A jednak ta myśl i lęk się pojawiły. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, ile w  moich bebechach tkwi mrocznych twierdzeń, że nasiąkłam uprzedzeniem, które staram się przełamywać. Od tamtej chwili nie mam najmniejszej wątpliwości co do wychowywania dzieci przez pary jednopłciowe. Tym bardziej że na szali leży najczęściej wychowywanie własnego dziecka. To wroga demagogia sprowaPOLITYKA

P oradnik P sychol ogiczny

dza każdą dyskusję do kwestii adopcji. Tymczasem w Polsce, według badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Warszawski, żyje tu i  teraz około 50 tys. tęczowych rodzin wychowujących dzieci. W  znakomitej większości biologiczne z  poprzednich, heteroseksualnych związków lub urodzone już w  związku jednopłciowym. Tym rodzinom i tym dzieciom trzeba zapewnić należne poczucie bezpieczeństwa. 5. Możesz wspierać finansowo organizacje, które pracują na rzecz praw osób LGBT+ (patrz ramka). Liczy się dosłownie każde 10 zł. Pokazuje bowiem działaczom i działaczkom, że za nimi stoi społeczeństwo. Możesz to zrobić bardzo wygodnie, jednym kliknięciem ze swojego domowego komputera. 6. Możesz wreszcie wyrażać swój sprzeciw wobec homofobicznych działań władzy. Podpisywać petycje, uczestniczyć w demonstracjach solidarności z osobami LGBT+, dołączać do akcji w mediach społecznościowych, obserwuj wydarzenia i nie bądź obojętny, a życie podsunie ci sposoby wspierania. KATARZYNA REMIN WSPÓŁPRACA KATARZYNA CZARNECKA Artykuł powstał przed 7 sierpnia, czyli wydarzeniami związanymi z aresztowaniem na 2 miesiące aktywistki LGBT+ Margot (patrz s. 14).

114

ja my oni w sieci

W SERII „PORADNIKÓW PSYCHOLOGICZNYCH” POLITYKI UKAZAŁY SIĘ M.IN. TOMY:

DO ZAKUPÓW NUMERÓW ARCHIWALNYCH W WERSJI PAPIEROWEJ ZAPRASZAMY NA SKLEP.POLITYKA.PL. PORADNIKI SĄ TEŻ DOSTĘPNE NA IPADZIE ORAZ DLA ABONENTÓW POLITYKI CYFROWEJ NA POLITYKA.PL/CYFROWA. NASTĘPNY NUMER: LISTOPAD 2020.

WYDAWCA POLITYKA Spółka z o.o. SKA adres: 02-309 Warszawa 22 ul. Słupecka 6, skr. poczt. 13

Recepcja główna tel.: 22 451-61-33, 22 451-61-34 tel./faks: 22 451-61-35 www.polityka.com.pl [email protected]

PREZES I REDAKTOR NACZELNY

REDAKTOR NACZELNA

PROJEKT GRAFICZNY

DYREKTOR BIURA REKLAMY

POLITYKI

PORADNIKA

Joanna Mucho

Jerzy Baczyński

PSYCHOLOGICZNEGO

SKŁAD

Izabela Kowalczyk-Dudek tel.: 22 451-61-45 e-mail: [email protected]

Ewa Wilk

Iwona Michniewska

ZASTĘPCY REDAKTORA NACZELNEGO

REDAKTOR WYDANIA

FOTOEDYCJA

Mariusz Janicki (pierwszy zastępca), Witold Pawłowski, Łukasz Lipiński (wyd. cyfrowe)

Katarzyna Czarnecka

Anna Amarowicz

RYSUNKI

Andrzej Kozak

DYREKTOR WYDAWNICZY

Piotr Zmelonek

OPRACOWANIE FOTOGRAFII

Mirosław Gryń

KOREKTA

Krystyna Jaworska, Zofia Kozik, Małgorzata Walczak

Sprzedaż bezumowna numerów aktualnych i archiwalnych po cenie niższej od ustalonej przez wydawcę jest zabroniona, nielegalna i grozi odpowiedzialnością karną.