Berlin. Metropolia Fausta. Tom 1 9788328021099


130 19 108MB

Polish Pages [596] Year 2016

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Recommend Papers

Berlin. Metropolia Fausta. Tom 1
 9788328021099

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

1■



^■1

Hf

ł

ALEXANDRA

R16HIE BERLIN

METROPOLIA FAUSTA

Alexandra Richie - doktor nauk humanistycznych, absolwentka St Anthony‘s College w (Mordzie. Specjalizuje się w historii i polityce krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jej książka Warszawa 7944. Tragiczne powstanie (wyd. poi. 2014) stała się w Polsce bestsellerem i otrzymała Nagrodę im.Teresy Torańskiej, przyznawaną przez tygodnik „Newsweek", jako najlepsza książka z dziedziny literatury faktu, oraz Nagrodę Historyczną im. Kazimierza Moczarskiego. Berlin. Metropolia Fausta (1999) został uznany za jedną z dziesięciu najlepszych książek roku przez „Publishers Weekly".

ALEXANDRA

RSGHIE BERLIN

METROPOLIA FAUSTA przełożyła Zofia Kunert

Tytuł oryginału: Berlin. Faust’s Metropolii Copyright © 1998, Alexandra Richie Ali rights reserved. Copyright © for the Polish edition by Grupa Wydawnicza Foksal, MMXVI Copyright © for the Polish translation by Zofia Kunert, MMXVI Wydanie I Warszawa MMXVI

Spis rzeczy

Przedmowa......................................................................................................... Przedmowa do wydania polskiego .............................................................. Wprowadzenie...................................................................................................

9 13 21

Historia, legenda i narodziny Berlina .........................................................

39

Stolica absolutyzmu.........................................................................................

85

Rodzący się olbrzym.........................................................................................

143

Od rewolucji do Realpolitik...........................................................................

189

Czerwony Berlin................................................................................................ 225

Cesarski Berlin ..................................................................................................

269

Ku Wielkiej Wojnie ...........................................................................................

323

Gorzkie następstwa wojny.............................................................................. 383

Szalone lata dwudzieste.................................................................................. 433 Przypisy............................................................................................................... 479

Indeks nazwisk ................................................................................................. 575

w* ■ » V

W H W "'

Władysławowi Bartoszewskiemu

Przedmowa

erlin zafascynował mnie od pierwszej chwili, gdy tylko przybyłam do tego miasta jako młoda studentka. Można powiedzieć, że Berlin, po­ dobnie jak Faust, ma dwie dusze w jednym ciele; jest jednocześnie okropny i zachwycający, jest miejscem tworzenia i niszczenia i jest w równym stop­

B

niu wychwalany jak oczerniany. Nie bez powodu nadaje mu się wszelkie

możliwe określenia, poczynając od „symbolu niemieckiego losu” po „miasto XXI wieku”. Przede wszystkim Berlin jest miejscem, w którym ani teraz,

ani dawniej nie da się i nie dało uciec od historii. Kiedy po raz pierwszy przybyłam, by w nim zamieszkać, Berlin był naj­

ważniejszym miastem granicznym, stanowiącym ni mniej, ni więcej tylko dowód zimnowojennego podziału świata na świat „komunistyczny” i „wol­

ny”. Był stolicą i przedziwnym zaściankiem, centrum i pograniczem jedno­ cześnie. Rewolucja, która wybuchła w 1989 roku i która doprowadziła do

obalenia muru berlińskiego, sprawiła, że ponownie stał się przedmiotem powszechnego zainteresowania. Obserwując, jak mur obraca się w gruzy, zrozumiałam, że te dramatyczne zmiany zmuszą do postawienia bardzo kłopotliwych pytań o rolę Berlina w historii Niemiec i jego funkcję jako symbolu kształtowania niemieckiej tożsamości. Obecnie bardziej niż kie­ dykolwiek musimy uświadomić sobie jego dawne triumfy i błędy, ponie­ waż decyzje podejmowane w Berlinie w nadchodzących latach będą mieć

wpływ na nas wszystkich.

Zamierzałam napisać książkę podkreślającą kluczową rolę tego miasta w wydarzeniach na świecie. Nie jest to historia lokalna, chociaż zawiera jej

elementy, ale historia Niemiec, a nawet Europy, włącznie z często lekcewa­ żoną jej wschodnią częścią - widziana przez pryzmat Berlina. Książka jest

10

Berlin. Metropolia Fausta

przeznaczona dla szerokiego kręgu czytelników. Większość materiału jest znana, więc dążenie do jej oryginalności polega raczej na wyborze i spo­ sobie przedstawienia informacji niż na nowych ustaleniach. Usiłuję unikać języka specjalistycznego i wąskich kategorii współczesnej historiografii. W zamian za to próbuję powiązać w zrozumiałą całość rozmaite aspekty

historii kultury, społeczeństwa i gospodarki z tradycyjnymi zagadnieniami wojskowymi i dyplomatycznymi. Z wyjątkiem Wprowadzenia, odnoszącego się do dnia dzisiejszego, książka ma rozległe ramy chronologiczne. Chociaż opisuję wszystkie epoki w dziejach Berlina, koncentruję się wyraźnie na wieku XX, na roli tego miasta w pierwszej wojnie światowej, w Holocau­ ście, na jego wpływie na powstawanie współczesnej kultury i tożsamości Europy w epoce pozimnowojennej - pokazuję to na przykładzie wielu nie­ zwykle istotnych wydarzeń z niedawnej przeszłości. W pracy nad książką pomagało mi wiele osób. Jej początkiem była roz­ prawa doktorska, którą napisałam w St Antony’s College w Oksfordzie. Pragnę podziękować jego dyrektorowi lordowi Dahrendorfowi i profeso­ rom kolegium, zwłaszcza tym z Centrum Studiów Europejskich, którzy bardzo mnie wspierali w badaniach. Dziękuję bardzo przewodniczącemu Wolfson College sir Davidowi Smithowi i członkom kolegium za przyzna­ nie mi członkostwa oraz za to, że mogłam pracować z tak wspaniałym zespołem. Niezwykle zachęcał mnie do pisania Timothy Garton Ash, któ­ remu jestem bardzo wdzięczna za rekomendację w wydawnictwie HarperCollins. Chcę także podziękować Michaelowi Burleighowi, który pierwszy podsunął mi pomysł zajęcia się Berlinem, oraz Warrenowi Magnussonowi i Raymondowi Klibansky’emu za pomoc. Najgłębszą wdzięczność wyrażam zmarłemu sir Isaiahowi Berlinowi za przekonanie mnie, bym poświęciła się pisaniu o historii; nie jest przesadą stwierdzenie, że jego słowa zmie­ niły moje życie. Wydawnictwo HarperCollins było we wszystkim pomocne. Michael Fishwick jako wzorowy wydawca cierpliwie czuwał nad tym projektem od samego początku; Rebecca Lloyd nie tylko ma wysokie kompetencje zawodowe, ale też praca z nią stanowiła wielką przyjemność; oboje zostali moimi przyjaciółmi. Dziękuję także Helen Ellis, Stuartowi Proffittowi, Kate Parrish, Annie Robertson, Phyllis Richardson, Sophie Nelson za prace re­ dakcyjne, Philowi Lewisowi za opracowanie graficzne, Jonowi Gilkesowi

za przygotowanie map oraz wielu innym osobom, które przyczyniły się do powstania tej książki.

Przedmowa

11

Dosłownie setki berlińczyków otworzyło przede mną swoje życie i po­ magało zrozumieć miasto. Niektórzy bezinteresownie oprowadzali mnie po okolicy i zaprosili do swych domów, inni pomagali mi w dotarciu do źródeł, będąc przewodnikami po archiwach i z charakterystycznym humorem od­ powiadając na niekończące się pytania. Jestem szczególnie zobowiązana wobec tych mieszkańców Berlina Wschodniego, którzy przyjęli mnie przed 1989 rokiem, gdy tego rodzaju kontakt stanowił dla nich spore ryzyko, oraz wobec tych „kobiet z gruzów” (Trummerfraueri), które otwarcie i odważnie opowiedziały o swych doświadczeniach z 1945 roku i kolejnych lat powo­ jennych. Pragnę także podziękować Boston Consulting Group, a zwłaszcza Barry’emu Jonesowi i Charbelowi Ackermannowi, którzy pomogli mi za­ poznać się z procesem transformacji gospodarczej Niemiec Wschodnich po

1989 roku. Jestem bardzo wzruszona, że Gordon Craig, najbardziej szanowany eks­ pert w dziedzinie historii Niemiec, człowiek, którego dokonania od dawna podziwiałam, znalazł czas, by przeczytać rękopis mojej pracy oraz przy­ słać uwagi i poprawki. Dziękuję mu za jego bardzo miłe słowa. Dziękuję także Peterowi Gayowi za jego bardzo pomocne komentarze, Haroldowi Jamesowi za przeczytanie mojej książki i przesłanie wielce krzepiących i wnikliwych uwag, Normanowi Naimarkowi za przejrzenie rozdziałów

dotyczących okresu powojennego, Thomasowi DaCosta Kaufmannowi za drobiazgowe poprawki w pierwszych rozdziałach, a Robertowi Conąuestowi między innymi za naświetlenie obrazu Berlina w latach trzydziestych.

Za wszelkie komentarze, porady i słowa zachęty jestem wdzięczna rów­ nież Jamesowi Sheehanowi, Fritzowi Sternowi, Maxowi Hastingsowi, sir Michaelowi Howardowi i Charlesowi Maierowi.

Pisanie tej książki nie sprawiłoby mi tyle radości, gdyby nie pomoc moich przyjaciół: Victorii Joffe, Levina von Trott zu Solza, Erika Svendsona, Mar­ lenę Apmann, Stephena Pettyfera, Jamesa Allisona, Margaret Craig i Ser­ giusza Michalskiego. Jestem wdzięczna licznym członkom mojej rozrzuco­ nej po świecie rodziny, którzy bardzo wiele wnieśli do tej pracy. Szczególny dług wdzięczności mam wobec teścia Władysława Bartoszewskiego oraz

Andrew Ciechanowieckiego, zwłaszcza za ich uzupełnienia dotyczące dzie­

jów polsko-niemieckich. Szczególnie dziękuję ojcu Karlowi Wilhelmowi,

który przez swą miłość i znajomość niemieckiej kultury pierwszy rozbudził we mnie zamiłowanie do wspólnego dziedzictwa, matce Heather, której bezwarunkowe uczucie umożliwiło mi wszystkie działania, i mojemu bratu

12

Berlin. Metropolia Fausta

Fraserowi, z którym dzieliłam pierwsze berlińskie doświadczenia. A przede wszystkim dedykuję tę pracę ukochanemu mężowi Władysławowi T. Bar­ toszewskiemu, którego tolerancja, dobroć i współczucie są bezgraniczne i bez którego ta książka po prostu by nie powstała. Trudno mi wyrazić w słowach moją wdzięczność.

Przedmowa do wydania polskiego

iedy w czerwcu 1991 roku ogłoszono, że Berlin będzie stolicą Niemiec, stało się jasne, że tereny tak długo podzielone murem muszą zno­ wu zostać połączone. Przystąpiono do tego szybko. Przez kolejne miesiące Berlin był jednym z największych placów budowy na świecie. Całe hek­

K

tary powierzchni zostały przykryte kolorowymi rusztowaniami; czasami w słońcu błyszczało tak wiele dźwigów, że miasto wyglądało jak niezwykły metalowy las. Trzeba było długo czekać, ale efekt okazał się spektakularny. Berlin wyłonił się jako nowa wspaniała stolica - nie imperialny twór końca XIX wieku, lecz ożywcza i innowacyjna mieszanina starego i nowego. Czuje się w nim otwartość i gościnność. Biorąc pod uwagę długą i trudną historię Berlina, jest to dokładnie takie oblicze, jakiego potrzebowało to miasto.

Oczywiście istnieją powody polityczne takiego kierunku zmian. Dzi­ siejszy Berlin nie jest jak niegdyś przemysłową, finansową czy wojskową potęgą. Nie jest stolicą pruskiego absolutyzmu - „armią, która ma kraj”1;

nie jest też napuszonym centrum Cesarstwa Niemieckiego po zjednocze­ niu. Nie ma w nim chaosu Republiki Weimarskiej, brutalności nazizmu ani ukrytych napięć z okresu zimnej wojny. Berlin stał się o wiele milszym i dającym się lubić miejscem, które nastawione jest bardziej na to, by się po­ dobać i być docenianym, niż by się go bać czy nerwowo podziwiać z oddali.

Będąc stolicą zachodniej demokracji, liberalnych zjednoczonych Niemiec, wyraża nową rzeczywistość polityczną. Jest stolicą państwa, które nie jest agresywne ani zmilitaryzowane. Wchodzi ono w skład Unii Europejskiej i NATO i udowadnia, że jest głosem umiarkowania, tolerancji i wolności w tym skomplikowanym świecie. Berlin jako „nową” stolicę postrzega się

14

Berlin. Metropolia Fausta

jako przejaw sukcesu, bo Niemcy, które reprezentuje, osiągnęły sukces. Jest odświeżająco nowoczesnym i uspokajającym miejscem, które zdołało osiąg­ nąć delikatną równowagę między zrozumieniem przeszłości a nastawie­ niem na przyszłość. Znajduje się tu w końcu wiele wspaniałych pomników i instytucji kulturalnych upamiętniających najtrudniejsze aspekty historii miasta, w szczególności straszny czas nazizmu. To zaangażowanie w hi­ storię pozwala zwracać się do nowego pokolenia, które próbuje stworzyć coś pozytywnego i odmiennego, niezależnie od tragicznego dziedzictwa. To, że Berlin będzie powszechnie wychwalanym ośrodkiem sztuki i kul­ tury i jednym z centrów Europy, nie było wcale przesądzone w 1989 roku; w gruncie rzeczy po zjednoczeniu kraju wielu Niemców wyrażało swo­ je głębokie niezadowolenie z wyboru Berlina na stolicę. Uważali, że leży „zbyt daleko na wschodzie”, jest „zbyt pruski” czy „za bardzo zbrukany przez historię”, by mógł odegrać tę rolę. Inni obawiali się, że stanie się zbyt potężny kosztem innych miast czy regionów. Ich obawy okazały się nie­ uzasadnione. Sto lat temu sieć połączeń komunikacyjnych Berlina rozprze­ strzeniała się po mapie Niemiec niczym olbrzymi czarny pająk. Dzisiaj jest inaczej i Berlin nie przytłacza reszty kraju jak dawniej, a wielkie opóźnie­ nia związane z budową lotniska Berlin-Brandenburg sprawiają, że trudno się do niego dostać samolotem. W najnowszej broszurze wydanej z okazji dwudziestej piątej rocznicy zjednoczenia kraju rząd federalny rozważnie dołączył szczegółowe opisy Hamburga, Monachium, Drezna i Frankfurtu, żeby podkreślić, że każde z tych miast pozostało samodzielnym centrum finansowym, przemysłowym czy kulturalnym. Berlin nie próbuje wynieść się ponad inne miasta - jest tylko jednym z wielu w Republice Federalnej, jednym z klejnotów w koronie.

Berlin to miejsce tolerancyjne. Przeminęły pruskie czasy, gdy zwykli

mieszkańcy musieli schodzić z chodnika na widok oficera; przeminęła po­ nura epoka SS i Gestapo; skończył się także okres, gdy Stasi niszcząco wpływała na życie przeciętnych obywateli NRD. Miasto jest wolnomyślicielskie i wielokulturowe, nawiązuje do ideałów dawnych reformatorów vom und zum Steina i Humboldtów - pragnących stworzyć liberalne pań­ stwo przepojone ideałami wywodzącymi się z rewolucji francuskiej. Od­ wołuje się również do tradycji panowania Wielkiego Elektora, gdy ponad połowę ludności Berlina stanowili cudzoziemcy. Fryderyk Wielki zaś za­

praszał nawet Turków, twierdząc, że jest „zmęczony widokiem niebieskich oczu . Jak w większości europejskich miast i tu zdarzają się incydenty

Przedmowa

do wydania polskiego

15

rasistowskie, ale wciąż dominuje wielka otwartość wobec cudzoziemców. Można wprawdzie usłyszeć głosy sprzeciwu, szczególnie w związku z kry­ zysem uchodźczym w 2015 roku, ale wielu mieszkańców miasta nadal czu­ je dumę z akceptacji jego różnorodności. Zmianę stosunku do przeszłości widać w podejściu Berlina do żydowskie­ go wątku swej historii. W opartej na marksizmie-leninizmie historiografii wschodnioniemieckiej nie wyodrębniano Holocaustu czy Shoah jako osobne­ go zjawiska: wszyscy, którzy zginęli podczas wojny, byli „ofiarami faszyzmu”. Także w Berlinie Zachodnim przez długie lata wahano się, jak upamiętnić te najtrudniejsze rozdziały własnych dziejów. W latach osiemdziesiątych XX wieku pracowałam jako wolontariuszka w Muzeum Topografia Terroru (Topographie des Terrors), gdzie niedawno odkryto piwnice Gestapo. Mała grupa ludzi, głównie historyków, chciała wydobyć i zachować to miejsce, oznaczając je napisami wyjaśniającymi znaczenie tej byłej centrali SS i Ge­ stapo. Gdy takie oznakowania już się pojawiły, czasami były w nocy strąca­ ne: „Po co odkopywać przeszłość? - zapytał jeden z przechodniów. - Czemu nadal cały czas myśleć o wojnie?”. W tamtych latach w Berlinie Zachodnim brakowało miejsc pamięci i bardzo mało mówiło się o zbrodniach nazizmu. Teraz wszystko się zmieniło. Nowy Berlin robi naprawdę dużo, by upo­ rać się ze swą rolą centrum zbrodniczej hitlerowskiej Rzeszy. Muzeum Topografia Terroru ma dziś okazałą przestrzeń wystawową poświęconą historii działań SS i Gestapo. Niezwykłe Muzeum Żydowskie zaprojektowa­ ne przez Daniela Libeskinda, a otwarte w 2001 roku, prezentuje wystawę o losach Żydów niemieckich na przestrzeni wieków, przedstawia również historię Zagłady i finansuje całoroczny program wydarzeń kulturalnych

i naukowych. W 2011 roku przy muzeum otwarto Akademię mającą badać dzieje Niemiec jako centrum imigracji i ruchów migracyjnych. To ważny i aktualny „dodatek” do miasta. Istnieją również inne pomniki. Od 18 października 1941 roku do lute­

go 1945 niewielka rampa towarowa na dworcu Grunewald była głównym miejscem deportacji berlińskich Żydów. W 1998 roku Deutsche Bahn AG odsłoniła tablicę przy torze 17, upamiętniając początek tragicznej podróży

50 tysięcy ludzi do obozów zagłady. Berlińczycy zaakceptowali także po­ mysł Stolpcrstcine - mosiężnych płytek z nazwiskami ofiar wciśniętych

między kostki chodnikowe przed domami, w których ci ludzie niegdyś mieszkali. Słowa „Tu mieszkali...” stanowią przejmujące świadectwo, przy­

pomnienie zwykłych mieszkańców miasta, losów konkretnych osób.

16

Berlin. Metropolia Fausta

Jednak najbardziej chyba wyrazistą próbą konfrontacji z historią Zagła­

dy jest pomnik Pomordowanych Żydów Europy w pobliżu Bramy Branden­ burskiej. Ten potężny monument zaprojektowany przez Petera Eisenmana powstał w wyniku wieloletnich dyskusji, debat i sporów w radzie miasta;

został otwarty dla publiczności 12 maja 2005 roku. Jest to plac, na którym umieszczono 2711 betonowych bloków-steli, ustawionych na olbrzymiej pokratkowanej „planszy”. Każdy z bloków odchyla się od pionu, co powoduje dezorientację i zakłopotanie odwiedzających, zwłaszcza że na pierwszy rzut oka przestrzeń wygląda na kwintesencję ładu i porządku. Liczbie kamieni i sposobowi ich ułożenia nie nadano żadnego konkretnego znaczenia ma to być miejsce kontemplacji i refleksji; w podziemnej Izbie Pamięci umieszczono nazwiska zidentyfikowanych ofiar Holocaustu. Pomnik ma oczywiście swoich krytyków. Część z nich uważa, że jego forma jest nieodpowiednia; niektórzy kwestionują ją dlatego, że odnosi się wyłącznie do zbrodni popełnionych na Żydach, mimo że od tamtego czasu wzniesiono w Berlinie także pomniki poświęcone innym ofiarom nazizmu. Przerażenie wzbudziła informacja, że koncern Degussa, który produkuje substancję chroniącą pomnikowe stele przed graffiti, miał udziały w kon­ sorcjum Degesch wytwarzającym cyklon B stosowany w masowym uśmier­ caniu Żydów podczas drugiej wojny. Jak widać, w mieście takim jak Berlin nawet akt upamiętnienia jest kwestią niezwykle skomplikowaną. Były i inne trudne sprawy. Proces łączenia Berlina Wschodniego i Za­ chodniego rozpoczął się od wybuchu radości podczas obalaniu muru, ale wielu mieszkańcom wschodniej części miasta to uniesienie szybko mi­ nęło. Zetknęli się bowiem z zupełnie nową kulturą. Dwie części Berlina miały oczywiście związki historyczne i językowe, ale kilkudziesięcioletni podział wystarczył, by wytworzyły się dwa odrębne organizmy, które nie­ łatwo było szybko zjednoczyć. Wielu „Ossis” z trudem radziło sobie z ko­ niecznością odbycia szkoleń czy szukania pracy w nowych zjednoczonych Niemczech, a kiedy już próbowali, bywali ośmieszani przez zachodnich konsultantów czy doradców, którzy po prostu nie rozumieli, że ci ludzie

nie mieli praktyk czy kursów uznawanych za oczywiste na Zachodzie. „Wessis” uważali, że ich system „zwyciężył”, a wschodni Niemcy „przegrali” i dlatego ci ostatni musieli się dopasować. Samo natężenie tych zmian skłaniało niektórych mieszkańców Niemiec Wschodnich do pogrążania się w „Ostalgii”, tęsknocie za czasami, gdy ich życie było bezpieczne i prze­ widywalne.

Przedmowa do wydania polskiego

17

Wschodni Niemcy mają prawo do pamięci o własnej wyjątkowej historii, niezależnie od tego, jak smutna ona była w porównaniu z życiem na zacho­ dzie. Rodzili się, dorastali i kształcili w NRD - zapachy i dźwięki, kuchnia

i muzyka oraz wszelkie inne przejawy kultury związały ich jako wspólnotę, która po prostu była niezrozumiała dla mieszkańców Niemiec Zachodnich. Jakkolwiek mizerne było ich życie w oczach dobrze sytuowanego prawni­ ka z Monachium czy bankiera z Frankfurtu, te elementy miały znaczenie, a losy „Ossis” stanowią także część historii Niemiec. Ponadto Niemcy Wschodnie były państwem opresyjnym. Uważam, że miałam szczęście, że tam mieszkałam, nie dlatego jednak, że było to przy­ jemne miejsce - bo tak nie było - ale dlatego, że na własnej skórze doświad­ czyłam, jak się tam żyło, i nigdy nie zatęsknię za tą przeszłością. Nawet nie powszechna bylejakość była tak przygnębiająca, ile raczej to, że państwo próbowało kontrolować dosłownie wszystkie dziedziny życia obywateli. Erich Honecker i jego kompani celowo nie dopuszczali, by ludzie z NRD poznawali świat. Kiedy rozmawiałam ze swymi rówieśnikami w Berlinie Wschodnim, nie potrafili podać prawdziwych powodów wzniesienia „anty­ faszystowskiego ochronnego muru”, bo po prostu nic o tym nie wiedzieli. Kiedy pytałam o problemy występujące w ich kraju, odpowiadali cytata­

mi o poziomie przestępczości w Nowym Jorku czy przejawach rasizmu w Los Angeles, nie mając pojęcia o prawdziwym obliczu tych miast. Gdyby przywódcy SED (Sozialistische Einheitspartei Deutschlands - Socjalistycz­ na Partia Jedności Niemiec) nadal byli u władzy, wschodni Niemcy nigdy by się tego wszystkiego nie dowiedzieli, bo w tamtym systemie nie mogli podróżować. „Ostalgia” jest zrozumiała, ale czym innym jest wybielanie okrutnego reżimu utrzymywanego przez ludzi pokroju Honeckera czy Eri­

cha Mielkego. Trzeba pamiętać, że ten system został obalony w pewnej mierze dzię­ ki odwadze mieszkańców Berlina Wschodniego. To oni szturmowali biura Stasi i próbowali powstrzymać tajną policję, która rozpaczliwie starała się zniszczyć dowody swoich zbrodni. Zwykłym ludziom pozwolono przeczy­ tać zgromadzone na ich temat akta, w których często ze zgrozą odkrywali, że donosili na nich członkowie rodziny czy przyjaciele. Główna siedziba

Stasi jest teraz przejmującym muzeum ukazującym masową skalę inwigi­ lacji i prześladowania mieszkańców NRD przez tajne służby. Tuż po upadku muru podział na wschodnią i zachodnią częścią miasta był głęboki, ale z upływem czasu różnice zaczęły się zacierać. Niektóre

18

Berlin. Metropolia Fausta

dzielnice, takie jak Mitte, Friedrichshain czy Prenzlauer Berg, zostały już naprawdę zunifikowane, częściowo dzięki wyjazdowi „Ossis” i znacznemu napływowi na ich miejsce mieszkańców ze Szwabii i innych regionów Nie­ miec. To prawda, że można spotkać ludzi ze wschodniego Berlina, którzy nigdy nie bywają w dawnym zachodnim sektorze, ale młodsze pokolenia traktują miasto jako całość. Poziom inwestycji na terenie dawnych Niemiec Wschodnich jest cały czas wysoki i w związku z tym wiele dzielnic wschod­ niego Berlina staje się bardziej atrakcyjne od obszarów na zachodzie. Minie jeszcze pokolenie lub dwa, zanim nastąpi prawdziwa unifikacja miasta, ale już teraz ogół mieszkańców zaczyna rozumieć, że po obu stronach muru ludzie mieli doświadczenia zasługujące na szacunek. A tylko ten obustron­ ny szacunek daje szansę na prawdziwie wspólną przyszłość. Niezależnie od istniejących jeszcze napięć pomiędzy „Ossis” i „Wessis” nie ma wątpliwości, że berlińczykom podoba się nowe miasto. Szprewa została zamknięta dla żeglugi. Ludzie mogą cieszyć się rzeką, spacerując wśród kawiarenek pod gołym niebem czy barów wyrastających latem na plażach wzdłuż brzegów. Berlińczykom żyje się coraz wygodniej w nowej przestrzeni, a miasto uczy się żyć z własną historią. Nigdzie nie widać tego wyraźniej niż na przykładzie przebudowy Reichstagu. Kiedy w 1995 roku Christo opakował wielki budynek srebrną ognio­ odporną tkaniną, zdjął z niego uroki, czyniąc ten złowrogi gmach niemal sympatycznym. Norman Foster uchwycił tę atmosferę w swym wspania­ łym projekcie, polegającym nie tyle na odbudowie tego, co było, ile na wzniesieniu na ponurych fundamentach czegoś nowego i optymistyczne­

go. Zlikwidowano masywne odrzwia, które odgradzały ludzi od wnętrza,

oraz olbrzymi metalowy dach zasłaniający niebo. Te pierwsze zastąpiono

przeszklonymi drzwiami wpuszczającymi światło do środka, ten drugi wysoką kopułą z materiału przyjaznego dla środowiska, otwartą na hory­ zont. Zwiedzający mogą obejść kopułę podwójnymi spiralnymi podestami, podziwiając panoramę miasta. Niemcy mogą przyglądać się obradującej w dole izbie Bundestagu i zobaczyć swych przedstawicieli przy pracy. Jest to zasadnicza zmiana podejścia w porównaniu do dawnego wykluczania i opresji.

Przebudowa Reichstagu stanowiła część szerszego politycznego projektu

przeniesienia stolicy z zachodnioniemieckiego Bonn. Nie wszystkim Niem­ com spodobało się to posunięcie i kilka ministerstw pozostało w tym pro­ wincjonalnym nadreńskim mieście, nie ma jednak wątpliwości, że Berlin

Przedmowa

do wydania polskiego

19

jako stolica zjednoczonych Niemiec został zaakceptowany przez większość obywateli. Nowa dzielnica rządowa odzwierciedla zmianę statusu miasta, jej ultranowoczesne gmachy wyrażają otwartość i wyjątkowość nowych Niemiec. Berlińscy architekci Axel Schultes i Charlotte Frank, którzy w du­ żej mierze zaprojektowali dzielnicę rządową, przewidzieli długi ciąg bu­ dowli wijących się wzdłuż Szprewy. Efekt jest wspaniały. Nowy gmach Kan­ celarii Federalnej z olbrzymimi okrągłymi oknami (berlińczycy nazywają go federalną pralką) odbija się w szklanych ścianach Paul-Lóbe-Haus z jego olbrzymią kolekcją sztuki współczesnej (dostępną dla publiczności), ten z kolei poprzez nowy most na Szprewie łączy się z Marie-Elisabeth-Luders-Haus, całym ze szkła, stali i światła. Berlin otwarty jest też w kwestiach politycznych: praktycznie niemożliwy jest pobyt w mieście, by nie natknąć się na demonstrację przeciwko czemuś - globalizacji, wolnemu handlowi, NATO - i o ile w dawnych czasach takie publiczne zgromadzenia byłyby szybko rozpędzane, obecnie prawo do wyrażania sprzeciwu stało się inte­ gralną cechą Berlina. Miasto ceni sobie prawo swobody wypowiedzi.

W ostatnich latach te protesty często wymierzone były przeciwko no­ wym osiedlom, ponieważ mieszkańcy czują, że niszczą one historyczny

charakter Berlina. Wielkie komercyjne budowle jak Potsdamer Platz oka­ zały się olbrzymim sukcesem, ale berlińczycy boją się, by nie posunięto się za daleko. Pokazali to podczas debaty nad przyszłością lotniska Tempelhof, słynnego nie tylko z wyczynów hitlerowskich pilotów, ale także z kluczo­

wej roli, jaką odegrało w ratowaniu Berlina Zachodniego dzięki organizacji mostu powietrznego w 1948 roku. Władze zamknęły lotnisko w 2008 roku i udostępniły jego 366-hektarowy teren mieszkańcom na cele rekreacyj­

ne. Berlińczycy ochoczo z tego korzystają; zbudowano sześciokilometrową ścieżkę rowerową, trasy do joggingu i skatingu, teren do barbecue, pole

biwakowe i park dla psów. Do pracy przystąpili ogrodnicy miejscy, a wiele gatunków rzadkich zwierząt znalazło tam dobre warunki. W 2006 roku rząd postanowił wykorzystać część tej przestrzeni do celów komercyjnych,

ale berlińczycy stanowczo zaprotestowali. Chociaż burmistrz utrzymywał,

że znajdzie się tam miejsce dla budownictwa socjalnego i dużej nowej bi­ blioteki, mieszkańcy Berlina odrzucili projekt większością 60 procent gło­

sów. „Nie ufamy deweloperom - oświadczył jeden z nich - da się im palec, a wezmą całą rękę”. Inni, co prawda, krytykowali naiwność tych, którzy

usiłowali powstrzymać rozwój miasta, nadal względnie ubogiego w po­ równaniu z ośrodkami na zachodzie. Berlińczycy się nie ugięli; podczas

20

Berlin. Metropolia Fausta

kryzysu migracyjnego w 2015 roku teren lotniska Tempelhof stał się tym­ czasowym ośrodkiem dla uchodźców. Mieszkańcy Berlina słusznie są ostrożni. Puste obszary, na których nie­

gdyś stał mur otoczony „pasem śmierci”, stały się prawdziwą wartością i ważnym znakiem najnowszej historii, a są zagrożone zabudową. Przykła­ dem jest East Side Gallery2, jedyny wciąż istniejący fragment muru. Gdy był on wyburzany, zaproszono dziesiątki słynnych artystów, by pomalo­

wali ścianę o długości ponad 1300 metrów, i w ten sposób powstało jedno z najciekawszych miejsc w centrum miasta. W 2008 roku lokalne władze zgodziły się na budowę osiedli i kilka malowideł zniszczono, ale większość przetrwała. Stało się tak właśnie dzięki protestom berlińczyków i wielu cudzoziemców - jak na razie galerię ocalono. Za sprawą rozważnego planowania i innowacyjnej polityki Berlin szyb­ ko przemienia się w jedno z najbardziej atrakcyjnych miast w Europie. Jest na trzecim miejscu pod względem liczby odwiedzających. Przyciągają ich tu z całego świata względnie niskie ceny i atmosfera przyjazna dla początkujących przedsiębiorców czy twórców. Na Berliner Allee powstają dziesiątki tysięcy nowych miejsc pracy, a młodzi przedsiębiorcy napawają się odprężającym i wolnym od uprzedzeń duchem miasta. Jak zawsze Berlin jest nadal „w procesie stawania się”, ale Niemcy mają powody, by cieszyć się z jego obecnego wcielenia. Tak czy siak, historia miasta stanowi nieustające ostrzeżenie, bo pokazuje, jak szybko mogą zniknąć pozory stabilności i dobrobytu. To wszystko może znowu ulec uni­ cestwieniu. Jest w interesie berlińczyków, a także nas wszystkich, by tak się nie stało i by tym razem miasto nie zboczyło ze swego nowoczesnego, demokratycznego kursu.

Wprowadzenie Faust: A jednak! wielka rzecz mnie nęci. Sam zgadnij! Mefistofeles: Już się robi. Miasto Radziłbym wybrać ku zabawie, Z mieszczuchów zabieganych kastą: Spiczasty dach, uliczka ślepa, W rynku kapusta, czosnek, rzepa; Jatki, a w jatkach od much czarno, Co się do tłustych kęsków garną; Wrażeń tu zyskałbyś obfitość, Zgroza i smród, i pracowitość. Ulice, place rosną wreszcie Z pretensją, widzisz pan, do blasku; Mur, brama, za nią zaś przedmieście Ciągnie się w dal jak na obrazku. Johann Wolfgang Goethe, Faust, cz. II, akt IV1

W

akcie czwartym części drugiej Fausta Mefistofeles zabiera swego

podopiecznego na szczyt wysokiej góry i kusi go po raz ostatni.

„W dali się napatrzyłeś nieobjętej / Wszystkim królestwom świata i ich

sławie” - zwraca się do Fausta i pyta, czy chociaż jest „nienasycony, na

nic nie ma chęci”, jego apetyt zostałby zaspokojony, gdyby żył w sercu metropolii. Proponuje mu rojne miasto, mógłby chodzić po ulicach, gdzie „zgroza i smród, i pracowitość”, z tłumami kobiet i mężczyzn, „i wiecz­

nie rojącym się mrowiem, jak w zrujnowanym mrówczym gnieździe”. Nie

22

Berlin. Metropolia Fausta

jest to zachęcający obraz; nic dziwnego, że Goethe porównuje „metropo­ lię” do piekła. Miasto w Fauście jest miejscem mitycznym, ale równie do­ brze mógłby to być Berlin - którego Goethe nie cierpiał. Był tam tylko raz, w maju 1778 roku, i poza miastami, które odwiedził podczas swych wędrówek po Włoszech, to jedyny większy ośrodek, a z pewnością jedyna niemiecka „metropolia”, którą poznał. Gdy przebywał w Berlinie, Fryde­ ryk Wielki przygotowywał się do jednej ze swych kampanii wojennych i Goethego przerażały „tysiące ludzi, którzy są gotowi być jego [porządku pruskiego] ofiarą”. Uznał okazałe budynki za przytłaczające, a tłumy, hałas i ogrom miejsca za uciążliwe: „W Berlinie nie zajdzie się daleko grzeczno­ ścią - sarkał - bo mieszka tam taki hardy gatunek ludzi, że trzeba mieć ostry język, by utrzymać się na powierzchni”. Określił Berlin jednym sło­ wem: „wulgarny”2. Oczywiście nie tylko Goethe podkreślał prostactwo Berlina. Podobnie

jak opisana w Fauście metropolia, Berlin zawsze charakteryzował się pew­ ną obskurnością - nie jest klejnotem jak Rzym, nie wyróżnia się uderza­ jącym pięknem jak Praga, nie ma też wspaniałego położenia geograficz­ nego jak Rio. Nie został wzniesiony delikatną, wyrafinowaną ręką, która stworzyła Drezno czy Wenecję, ale wyszarpnięto go z mało wdzięcznego terenu dzięki ciężkiej pracy i determinacji. Został zbudowany przez nie­ okrzesanych mieszkańców i przybyszów, a o jego potędze zdecydowało nie jakieś romantyczne przeznaczenie, lecz wojsko, etyka pracy, kolej, las kominów, handel, przemysł i często twarda Realpolitik. Tęsknota za jakimś przekształceniem płaskiego, targanego wiatrem krajobrazu jest nadal wi­ doczna w pozostałościach brudnych, ceglanych berlińskich dzielnic biedy, w wyrastających z ziemi obiektach przemysłowych, w ciężkich cesarskich budowlach, nawet w rdzewiejących pomnikach poświęconych bogom woj­ ny- stanowiących obecnie kłopotliwe pamiątki wojowniczej przeszłości. Berlin na pewno nie jest piękny, ale dla tych, których oczarował, ma jakiś dziwny szorstki urok; trudny do zdefiniowania rodzaj ducha uwodzącego swoją siłą. Siegfried Kracauer, jego wielbiciel, napisał w Straften in Berlin und anderswo: „Przed moim oknem miasto zagęszcza się w obraz wspa­ niały niczym spektakl natury. [...] Ten krajobraz to Berlin, nieludzką ręką

stworzony. Powstał sam z siebie; znajdują w nim swój nieumyślny wyraz sprzeczności tego miasta, jego bezwzględność, jego otwartość, to, co w nim współwystępuje, jego blask”3. Kracauer ma rację - Berlin jest wyjątkowy nie dzięki starannie ustawionym rzeźbom czy wspaniałym budynkom, lecz ze

Wprowadzenie

23

względu na swą niezamierzenie odpychającą urodę, którą prezentują stare Hinterhofe w kolorze ochry, kamienice czynszowe w Moabicie czy bezpre­ tensjonalne lokalne Kneipen z menu składającym się z grochówki, serdel­

ków i piwa; albo ekstrawaganckie dziewiętnastowieczne wille w dzielnicy Zehlendorf czy Fontanna Bajek (Marchenbrunnen) z figurkami żab i żółwi we Friedrichshainie. To rozrastające się miasto nieustannie się zmienia, od zamożnego Tiergarten po przygnębiający anonimowością Hellersdorf, od imponującej dzielnicy Mitte po starą cytadelę w Spandau, jedną z najle­ piej zachowanych w Europie twierdz (Festung) w stylu włoskiego renesansu4. Nie można uciec przed duchami historii krążącymi nad Reichstagiem, Ministerstwem Lotnictwa Góringa, które przetrwało bombardowania, czy Bramą Brandenburską. Duchy historii unoszą się także nad resztkami wiel­ kich dworców z cegły i żelaza; nad kawałkami muru zamienionymi w żużel i rozsypanymi po nieużytkach na przedmieściach Berlina; przechadzają się po intensywnie musztardowych korytarzach olbrzymich wschodnioniemieckich osiedli mieszkaniowych i są obecne w pozostałościach piw­ nic Hinterhofu, gdzie w ciągu minionego stulecia biedni robotnicy umie­

rali na tyfus i cholerę. Historia wiąże się z Landwehrkanal, do którego w 1919 roku wrzucono zwłoki Róży Luksemburg; z zaprojektowanymi przez Schinkla budowlami o pięknych proporcjach; z usypiskiem gruzu „Mont Klamott” czy ze sztucznym wzgórzem Teufelsberg uformowanym na ruinach Uniwersytetu Technicznego (na którym pracował między innymi Albert Speer). Duch historii unosi się nad brzegami ślicznych berlińskich jezior: nad spokojnym Grunewaldsee, tak pięknie namalowanym przez Waltera Leistikowa w 1895 roku; nad Wannsee z niewielkimi żaglówkami

i uroczym otoczeniem. Nad tym właśnie jeziorem przy drodze do Poczda­

mu, po napisaniu listu „U Stimminga pod Poczdamem rankiem w dniu mo­ jej śmierci”, Heinrich von Kleist popełnił w 1811 roku samobójstwo, tu też odbyła się konferencja, na której podjęto formalną decyzję o „ostatecznym rozwiązaniu” (End/ósung)5.

Przede wszystkim jednak cała historia jest w pustych przestrzeniach rozległych polach, gdzie hula wiatr; niezabudowanych działkach znaj­ dujących się nadal w centrum miasta, na których do dziś można znaleźć

fragmenty kutego żelaza czy kawałki porcelany z dawno zapomnianych schodów i serwisów obiadowych. Świadectwem historii są pojedyncze,

samotnie stojące domy, które jako jedyne ocalały z całej pierzei, a może nawet z całej ulicy. Ich niedopasowanie podkreślają jeszcze murale z lat

24

Berlin. Metropolia Fausta

siedemdziesiątych XX wieku, łuszczące się na wielkich, beżowych osmalo­ nych ścianach. Ducha historii wyczuwa się w gałęziach drzew, które wy­ rosły na opuszczonych ulicach, w prowadzących donikąd zardzewiałych

torach tramwajowych, w miejscu, gdzie kiedyś znajdowało się więzienie Spandau. Berlin nadal boleśnie odczuwa rany zadane przez trudną prze­

szłość, blizny są ciągle świeże. Wielokrotnie próbowano uchwycić istotę tego dziwnego, niekompletne­ go miasta, tej niedokończonej metropolii. Miasto było filmowane i opisy­ wane setki razy, było tłem tysięcy obrazów. Kochali je Ernst Toller, Siergiej Diagilew i Arnold Schónberg, złościli się na nie Goethe, Gotthold Ephraim Lessing i Heinrich Heine, przejrzeli Theodor Fontane i Alfred Dóblin. Brzuchatych, pewnych siebie berlińczyków wybrał na głównych bohaterów swych dowcipnych grafik Heinrich Zille, natomiast zmęczeni, wyszarzali robotnicy zaludniają przejmujące obrazy dzielnic nędzy Hansa Baluschki; zadowolone z siebie damy z czasów wilhelmińskich robią olśniewające wrażenie na ciepłych portretach Adolpha Menzla przedstawiających dwór

cesarski, z prac George’a Grosza i Otto Dixa wyłaniają się zaś ordynarne twarze prostytutek; historię miasta wyrażają apokaliptyczne wizje z płó­ cien Ludwiga Meidnera, wieszczące koniec niewinności XX wieku. Berlin (pod postacią Londynu) jest bohaterem Opeiy za trzy grosze Bertolta Brech­ ta i Kurta Weilla, powieści Christophera Isherwooda Pożegnanie z Berlinem i powstałego na jej podstawie filmu Kabaret; jest tematem Dzienników ber­ lińskich Marii Wasilczikow i tych pióra Williama Shirera, filmów takich jak Niebo nad Berlinem Wima Wendersa, Berlin, symfonia wielkiego miasta Waltera Ruttmanna czy Upadek Berlina Michaiła Cziaureliego z muzyką Dmitrija Szostakowicza, zrealizowanego w 1949 roku. Obecnie pałeczkę po Dóblinie przejęła kolejna grupka entuzjastów i Berlin opisują powieści Botho Straussa Die Fehler des Kopisten, Matthiasa Zschokkego Der dicke Dichter, Bodo Morshausera Gezielte Blicke czy Jakoba Arjouniego Magie Hoffman.

Wszystkie te utwory przynoszą zwodnicze spojrzenie na Berlin i żaden z nich nie potrafi uchwycić prawdziwej istoty miejsca, którego tożsamość wynika nie ze stabilności, lecz ze zmiany. W danej chwili Berlin może jawić się jako trwały i spokojny, ale jego historia pokazuje, że nie należy przyj­ mować tego za rzecz pewną, gdyż okaże się to niebezpieczne. To miejsce płynne i już niejeden przekonał się na własnej skórze, że pozory normalno­ ści w tym mieście mogą rozwiać się tak szybko, jak szybko między palcami

Wprowadzenie

25

przelatuje żółty brandenburski piasek. Sami berlińczycy rzadko doceniają w pełni swą wyjątkowość i od wieków poświęcają wiele czasu na rywali­ zację z Paryżem, Londynem czy Moskwą, próbując je zdominować; albo przechwalają się, że mają więcej mostów niż Wenecja, lub twierdzą, że są jak Ateny, a może Chicago nad Szprewą. Berlin jest miastem, które nigdy nie uporało się samo ze sobą. Właśnie to nieustanne, nieliczące się z kosztami zmaganie z losem spra­ wia, że za metaforę historii Berlina może posłużyć legenda o Fauście. Z Mefistofelesem u boku Faust wyrusza w straszną podróż ku źródłom wiedzy, napotyka wstrętne wiedźmy, starożytne gryfy i sfinksy, zachwyca się na­ uką, sztuką i ogólnoświatową polityką i morduje lub pali tych, którzy stają

mu na drodze. Berlin także rozpoczął kiedyś taką nadzwyczajną podróż, a jego nieustanna pogoń za zmianą powoduje, że albo - tak jak teraz -

ostrożnie szuka własnego miejsca, albo pozwala sobie na skrajną butę i agresję. Miasto, zmienne jak kameleon, ma skłonność do podążania za każdą nową ideologią czy nowym przywódcą i do gwałtownego przerzuca­ nia się od jednej wielkiej wizji politycznej ku drugiej. Z owej tendencji wy­ nika oszałamiająca i często tragiczna spuścizna. Faust Goethego krzyczy: Tak jest, gdy tęskność na skrzydłach ufności Dotrze do snów swych celu: spełnień bramy Już przed nią stoją otwarte na oścież. Lecz wtem wybucha z dna pragłębin ziemi

Płomieni nadmiar - stoim w bezradności [...]6. I Berlinowi nie są obce owe płomienie. Żadne inne miasto na świecie nie

miało tak burzliwej historii; żadna inna stolica nie stawała się nagle tak potężna, a potem nie upadała tak nisko. Na jego początki miały wpływ fale migracji i kolejne przypływy ludności - wszyscy, Burgundowie, Wenedowie, chrześcijańscy misjonarze, odcisnęli swoje piętno na niewielkim handlowym grodzie w Marchii Brandenburskiej. Rozwój Berlina nabrał

prędkości wraz z pojawieniem się dynastii Hohenzollernów, którzy po po­

niesieniu ogromnych strat w wojnie trzydziestoletniej rozpoczęli w Pru­ sach okres niepohamowanego pędu ku potędze państwowej, tworząc sta­

bilną gospodarkę i - co ważniejsze - wspaniałą armię, „armię, która ma kraj”. Droga ku mocarstwowości nie była jednak prosta i Berlin przeżywał na zmianę chwile triumfu i upadku, to chlubiąc się nabytkami Fryderyka

26

Berlin. Metropoli/\ Fausta

Wielkiego w wojnie siedmioletniej, to liżąc rany jako poniżony wasal pod­ bity przez Napoleona. Dążenie Berlina do osiągnięcia prestiżu spełniło się, gdy został stolicą Niemiec zjednoczonych przez Bismarcka w 1871 roku. Wtedy to parweniuszowskie, „początkujące” miasto podjęło rywalizację ze światem i stało się dynamicznym ośrodkiem wielkoprzemysłowym. Ale i ta zdobycz została zaprzepaszczona podczas pierwszej wojny światowej, w krwawej rzezi wywołanej głównie przez berlińskich przywódców, któ­ rzy doprowadzili do śmierci w okopach 350 tysięcy młodych mieszkańców miasta. Berlin, targany konfliktami społecznymi, wyłonił się z wojny jako cień swej wcześniejszej świetności. Zarówno Lenin, jak i Hitler uznali go za klucz do rewolucji, ten pierwszy ogólnoświatowej, drugi zaś do rewo­ lucji w samych Niemczech. Niezwykły rozkwit twórczości, który nastąpił w Republice Weimarskiej, nie powstrzymał ani lewicy, ani prawicy przed doprowadzeniem do krwawych starć na ulicach miasta. Zwycięstwo Hitle­ ra spowodowało kolejne wstrząsy i unicestwiło podwaliny Republiki. Po 1933 roku wielu największych berlińskich artystów, pisarzy, reżyserów, architektów i aktorów - mężczyzn i kobiet, którzy odcisnęli swoje piętno na wszystkich dziedzinach kultury XX wieku - wyemigrowało lub zostało zamordowanych. Niestety większość berlińczyków z zapałem włączyła się w działania nazistów i jedynie nieliczne dzielne osoby z narażeniem ży­ cia przeciwstawiały się narastającej fali zbrodni i masowych morderstw. Cień hitlerowskiej „Germanii” był naprawdę ponury i to właśnie ten obraz Berlina skłonił Eliasa Canettiego do napisania w 1943 roku, że nie może „patrzeć na żadne mapy. Nazwy miast cuchną spalonym mięsem”7. W ciągu całej swej historii Berlin robił wrażenie, że jest w nim coś - mówiąc sło­ wami Nietzschego - co jest „wrogą życiu, niszczycielską zasadą [...], ukry­ tą żądzą śmierci”8. Już w 1907 roku berliński krytyk Maximilian Harden napisał w pracy Die Krisi.s, że Berlin ma w sobie coś autodestrukcyjnego; także wcześniej twierdziło się, że bardziej niż inne miasta „ma skłonność do przeżywania nieustannych potwornych rozczarowań”9.

Przeszłość miasta była pełna przemocy, ale „nieszczęsna teza”, popu­ larna w okresie powojennym, że linia jego dziejów prowadziła od Lutra do Fryderyka Wielkiego, od niego zaś do Bismarcka, a dalej do Hitlera i że pruska stolica stanowi zasadnicze źródło całego zła w historii Niemiec, jest w najlepszym razie uproszczeniem i pomija wielki wkład Berlina w kultu­ ralną, polityczną i gospodarczą spuściznę Europy. W jego dziejach można przecież znaleźć także poezję i muzykę stworzoną dla uczczenia końca

Wprowadzenie

27

wojny trzydziestoletniej; ducha tolerancji emanującego z edyktu poczdam­ skiego (1685), który gwarantował prześladowanym francuskim hugenotom swobodę religijną; świetny okres Oświecenia, propagowanego przez pisarza i wydawcę Friedricha Nicolaia oraz filozofa Mosesa Mendelssohna czy salony literacko-artystyczne prowadzone przez Rahel Levin i Henriette Herz. Miasto było ośrodkiem sztuki: tu miały premiery opery Wolny strze­ lec Carla Marii Webera i Wozzeck Albana Berga, a wcześniej w 1819 roku to właśnie tu po raz pierwszy na świecie wystawiono fragmenty pierwszej części Fausta Goethego10. Dziewiętnastowieczny Berlin to zapewne najbar­ dziej zmilitaryzowane miasto w ówczesnej Europie, ale jego uniwersytet oraz wszystkie instytuty, towarzystwa naukowe i muzea sprawiły, że był także jednym z największych ośrodków życia umysłowego. Jeśli można go nazwać wówczas miastem feldmarszałków Albrechta von Roona i Helmutha von Moltkego, to był także miastem Georga Wilhelma Friedricha Hegla

i Rudolfa Virchowa, Karla Schinkla i Theodora Fontanego. W tym właśnie czasie pojawił się nowy typ twardych przedsiębiorców, takich jak Walther Rathenau, August Borsig, Gerson von Bleichróder, Leopold Ullstein czy Werner Siemens, którzy zaczęli inwestować w przemysł, przekształcając dziewiętnastowieczny Berlin z borykającego się z kłopotami centrum rze­ mieślniczego w najpotężniejszą potęgę przemysłową w Europie. Industria­

lizacja spowodowała napływ imigrantów i „Czerwony Berlin” gwałtownie rozrósł się ze 170 tysięcy mieszkańców w 1800 roku do 4 milionów u progu XX wieku, stając się największym ogniskiem nowego ruchu robotniczego,

który miał niebawem zmienić świat. Przebywali tu wszyscy: Włodzimierz

Lenin, Karol Marks, Róża Luksemburg, Karl Liebknecht, August Bebel i Ka­ rol Radek i knuli plany rewolucji komunistycznej, którą przeprowadzić mieli niezadowoleni robotnicy z powstających wokół fabryk i dzielnic biedy.

W tym samym czasie Berlin był specyficznym centrum zwolenników mo­

dernizmu, którzy odważyli się odrzucić dziwaczny sposób wypowiedzi ar­ tystycznej okresu cesarstwa. Nowa grupa Freie deutsche Biihne wystawiała sztuki Henrika Ibsena i Gerharta Hauptmanna, podczas gdy ugrupowanie Berlińska Secesja propagowało dzieła Maxa Liebermanna, Kathe Kollwitz

i Edvarda Muncha. Dzięki temu w latach dwudziestych Berlin był magne­ sem przyciągającym największych nowatorów XX wieku, skupiskiem ar­

chitektów i przedstawicieli Bauhausu, takich jak Mieś van der Rohe, Wal­ ter Gropius, Laszló Moholy-Nagy czy Wassily Kandinsky; malarzy jak Otto

Dix, George Grosz, Christian Schad; reżyserów: Fritza Langa, Josefa von

28

Berlin. Metropolia Fausta

Sternberga czy Billy’ego Wildera; miejscem, gdzie występowały Josephine Baker, Marlene Dietrich i Greta Garbo; muzyków: Wilhelma Furtwanglera, Ottona Klemperera czy Arnolda Schónberga; pisarzy: Heinricha Manna, Gerharta Hauptmanna, Stefana Zweiga, Carla Zuckmayera i Alfreda Dóbli-

na. Za sprawą tych ludzi Berlin był przez krótką migotliwą chwilę bezdy­ skusyjną stolicą dwudziestowiecznej kultury. Naziści zniszczyli to wszyst­

ko i miasto już nigdy nie odzyskało dawnego poziomu; nie odżyło też po unicestwieniu jej niegdyś dobrze prosperującej społeczności żydowskiej. Większość spośród 170 tysięcy berlińskich Żydów - jednej trzeciej ogółu Żydów w Niemczech - została zmuszona do ucieczki lub zamordowana. Berlin, pokonany przez aliantów i zajęty przez pazerną Armię Czerwoną w 1945 roku, dokonał zwrotu w swojej historii i „zaczął od nowa” w „go­ dzinie zero” -Stunde Nuli. Zimna wojna dokonała podziału świata między dwie dominujące i przeciwstawne sobie ideologie, a granica sektorów oku­ pacyjnych stała się miejscem, w którym „komunistyczny Wschód” konfron­ tował się z „kapitalistycznym Zachodem”, co cały czas groziło wybuchem konfliktu nuklearnego. Wraz ze wzniesieniem muru w 1961 roku miasto zostało podzielone na dwie części; każda z nich miała własny charakter i kulturę, chociaż łączyła je wspólna przeszłość, o której zresztą najlepiej było zapomnieć. W 1989 roku upadła ponura Niemiecka Republika Demo­ kratyczna, zinfiltrowana przez Stasi, a Berlin ponownie stał się jednym miastem i - nieco później - stolicą zjednoczonych Niemiec. Obecnie nowe miasto wyrasta na pustych dotychczas obszarach w pobliżu Potsdamer Platz, Alexanderplatz i Spreebogen (zakola Szprewy). Europa wiele sobie obiecuje po tym „symbolu nowych Niemiec”, „stolicy Europy Środkowej”,

„sercu kontynentu”. Ale jak celne mogą być takie przewidywania? Kiedy Berlin w 1871 roku został stolicą zjednoczonych Niemiec, pano­ wał niezmącony optymizm. Wiele stron poświęcono „zjawisku takiemu jak Berlin”, przewodnik Berlin fiir Kenner (Berlin dla koneserów) wyda­ ny w 1900 roku nazywał go „najwspanialszym miastem świata”, „stoli­ cą Rzeszy Niemieckiej i Królestwa Prus, rezydencją cesarza niemieckiego i królów pruskich, siedzibą niemieckiego Reichstagu i pruskiego Landtagu”.

Podawał, że „Wielki Berlin” liczy 3 019 887 mieszkańców, a jego garnizon

23 tysiące żołnierzy. Uznawano go za „najczystsze miasto świata”; dłu­ gość linii kolejowych na jego obszarze równała się długości trakcji między

Frankfurtem a Berlinem; do kasy miasta wpływało „ponad 89 milionów marek z podatków”, „oszczędności zgromadzone w berlińskich bankach

Wprowadzenie

29

wynosiły 362 miliony marek”. Przewodnik donosił również, że burmistrz Berlina napisał nawet sztukę (obecnie zapomnianą) „Zielone kurczaki”11.

Na przełomie XIX i XX wieku optymizm wydawał się uzasadniony. Około 1900 roku stolica Niemiec uchodziła za najbogatsze miasto w Europie i „me­ tropolię intelektualistów”. W 1899 roku ankieta opublikowana w „Berliner Illustrirte Zeitung” informowała, że berlińczycy za najważniejsze wydarze­ nie mijającego stulecia uznali zjednoczenie Niemiec - które z kolei dopro­ wadziło do powołania nowej stolicy12. Gazeta uznała, że Berlin powinien zostać najważniejszym miejscem na ziemi i odegrać kluczową rolę w histo­ rii ze względów „gospodarczych, kulturowych i politycznych”. Jednak nie­ spełna dwadzieścia lat po tych entuzjastycznych przepowiedniach miasto doświadczyło wojny, upadku i rewolucji. Określenie „stolica” wisiało nad nim jak klątwa, gdy był głównym ośrodkiem skazanej na porażkę Republiki Weimarskiej, potem zbrodniczej „Tysiącletniej Rzeszy”, a jeszcze później bezprawnie - NRD. Trudno uznać to za chwalebny rekord. Dziś Berlin stoi u progu nowego stulecia i jego nowy status można uznać za fait accompli: 31 sierpnia 1990 roku Niemcy podpisały traktat zjednocze­ niowy, w którym Berlin określono jako „stolicę zjednoczonych Niemiec”; 20 czerwca 1991 roku, po gwałtownej debacie, Bundestag 337 głosami przeciwko 320 przeniósł tu stolicę z powrotem z Bonn; 25 sierpnia 1992 ro­ ku Helmut Kohl podpisał „umowę o stolicy”, po czym, 10 marca 1994 roku, nastąpiło podpisanie tzw. ustawy Berlin-Bonn, która zatwierdzała przenie­ sienie do Berlina niemieckiego parlamentu i rządu federalnego. Kancelaria prezydenta Federalnych Niemiec przeniosła się już w styczniu 1994 roku, a pozostałe urzędy do 1999 roku. Berlin został siedzibą najważniejszych ministerstw: spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości,

finansów, gospodarki, transportu, pracy i spraw socjalnych, do spraw ro­ dziny i rozwoju regionalnego. Tylko nieliczne urzędy centralne pozostały w Bonn (ministerstwo zdrowia, edukacji, obrony, środowiska, rolnictwa i współpracy gospodarczej). Tym samym, podobnie jak Faust, Berlin dostał

swoją drugą szansę13. Nowych berlińskich wizjonerów nie zniechęcają grzechy przeszłości.

Przeciwnie, chcą udowodnić, że Berlin się zmienił i jego obecne aspiracje są pokojowe i demokratyczne. Berlin, jak mawiają jego miłośnicy, ma teraz

odegrać „nową rolę” w Niemczech i w Europie, ma zająć nową pozycję w świecie. Jego rozbudowa odwołuje się do dawnej świetności miasta - jest to tak zwana krytyczna rekonstrukcja według teorii historyka i krytyka

30

Berlin. Metropolia Fausta

architektury Dietera Hoffmanna-Axthelma14 - i stanowi część rozległych

planów sieci ulic, opracowanych przez Hansa Stimmanna. Oficjalny prze­ wodnik po mieście z przedmową burmistrza Eberharda Diepgena ujmuje to następująco:

Berlin ma znowu przed sobą przyszłość. Nasze miasto jest największe w Niemczech i wkrótce będzie liczyć 4 miliony ludności [...], rozwijając

się jako ośrodek nauki i kultury, mediów i biznesu. Uniwersytety i insty­ tuty naukowe, opery, teatry, muzea i biblioteki stanowią o atrakcyjności naszego miasta na równi z jego barwnym sąsiedztwem i czarującym krajobrazem rozpościerającym się wokół, z jeziorami i terenami leśnymi. Mur berliński i żelazna kurtyna, która dzieliła całą Europę, także przyczy­

niły się do tego, że Berlin okazał się atrakcyjnym miejscem dla biznesu. „Teraz największe spółki otwierają tutaj swoje nowe biura albo intensyfi­ kują dotychczasową działalność. W całym mieście trwa budowa [...]. Ozna­

cza to nadzieję na przyszłość. Powstaje nowe miasto, przy czym troskliwie włączane są w obręb zabudowy stare budynki, które dotrwały do naszych czasów”15. Turysta, który widział okolice muru w 1989 roku, teraz nie roz­

pozna centrum Berlina. Jak na ironię, nie po raz pierwszy berlińczycy mieli

okazję poruszać te same zagadnienia i zachwycać się placami budowy. Zaledwie przed stu laty identycznie komentowali roboty na tych sa­ mych skwerach, skrzyżowaniach czy bulwarach. Georg Hermann, berliń­ ski pisarz, który zginął w Auschwitz w 1943 roku, w 1896 podkreślał, że „zaledwie pięć, dziesięć, dwadzieścia lat temu tylko targane wiatrem pola i wierzby były [...] w tych samych miejscach, które obecnie pokryte są as­

faltem i żwirem”. W 1914 roku Paul Scheerbart pisał o błyszczących szkla­ nych gmachach wyrastających na piasku, budowlach, które tworzą „nowe oblicze” Berlina i które „przynoszą nam nową kulturę”. Maximilian Harden zauważył w 1901 roku, że stary Berlin został zupełnie „otoczony murem” i „zamurowany”, gdy w pośpiechu zabudowywano centrum miasta, Conrad Alberti w powieści Wer ist der Stdrkere? opisał zaś olbrzymi teren budowy w pobliżu Potsdamer Platz, zachwycając się wielką liczbą pracujących tam dźwigów, robotników i usypanych zwałów ziemi. Później w latach trzy­ dziestych XX wieku berlińczycy obserwowali ze zdziwieniem, jak Albert

Speer i Hitler nakazali wysadzić w powietrze gmachy i ulice, by oczyścić miejsce pod wytyczenie Osi Północ-Południe w ramach realizacji planu

Wprowadzenie

31

Germania, zmieniającego Berlin w monumentalną stolicę Trzeciej Rzeszy. Natomiast po wojnie, w okresie gwałtownego boomu budowlanego, berlińczycy przyglądali się usuwaniu nielicznych pozostałości historycznej za­ budowy. W 1961 roku na przeszkodzie rekonstrukcji miasta stanęło nagłe wzniesienie muru. Wtedy centrum zmieniło się w opustoszały pas ziemi niczyjej. Obecnie tereny te zostały ostatecznie „zszyte”, tworząc nową sto­ licę - „Republikę Berlińską”16. Pewnego chłodnego pochmurnego dnia w 1996 roku poszłam do Czer­ wonego Ratusza, starej berlińskiej siedziby władz miejskich, by obejrzeć wystawę nowych planów architektonicznych dla Berlina. Obskurne tablice, typowe dla wystawiennictwa NRD, zostały zastąpione zachodnioniemieckimi witrynami z chromu i bieli. Pośrodku sali znajdował się szeroki podest o wielkości dwóch stołów bilardowych, na którym umieszczono olbrzymią, wypukłą mapę reliefową, oświetloną halogenowymi lampkami. Modnie ubrany młody człowiek - dżinsy, designerskie okulary, modna fryzura wyjaśniał, gestykulując, grupce raczej nieśmiałych berlińczyków, jak bę­

dzie wyglądać ich nowe miasto. Używając długiej chromowanej wska­ zówki, pokazywał na modelu, że to, co zaznaczono na biało, przedstawia Berlin, jaki jest, a to, co na kremowo, jaki ma być. Rzecz jasna, duże połacie mapy, od Rummelsberg do Marzahn i od dzielnicy Karów Nord do Gartenstadt Falkenberg, pomalowano na kremowo. Mężczyzna kontynu­

ował wykład: już w tej chwili ponad 150 architektów z jedenastu krajów i ponad 250 tysięcy rozmaitych specjalistów, konsultantów i pracowników kontraktowych opracowuje plany przebudowy miasta; ma powstać cała nowa dzielnica rządowa nad brzegiem Szprewy, zgodnie z koncepcją ber­

lińskiego architekta Axela Schultesa; Gunter Behnisch i Manfred Sabatke zaprojektowali nową Akademię Sztuk Pięknych; Checkpoint Charlie ma zostać przekształcone w amerykańskie centrum biznesowe; Alexander-

platz będzie otoczony wianuszkiem nowych wieżowców - tworzących

„ludzką przestrzeń” - według projektu Hansa Kollhoffa i Helgi Zimmermann, ale enerdowski zegar Urania-Weltzeituhr pozostanie. A to jeszcze

nie wszystko. Mają także się zmienić: Potsdamer Platz, Friedrichstrasse, stary Zamek, Spittelmarkt, Spreeinsel, Spandau Wasserstadt, otoczenie ulicy Unter den Linden, gmach giełdy i dziesiątki innych miejsc. Na stary

Pariser Platz w centrum Berlina znowu powrócą siedziby ambasad: ame­ rykańskiej, brytyjskiej i francuskiej; odbudowywany jest hotel Aldon, któ­

ry niebawem otworzy swoje podwoje - czy widzieliśmy reklamy wokół

32

Berlin. Metropolia Fausta

budynku, na których wymienieni są wszyscy słynni ludzie, którzy tam się zatrzymywali?17 Z większością nazw i punktów zaznaczonych na mapie

wiążą się historyczne skojarzenia - z siedzibą pierwszej Akademii Nauk, w której nauczał Leibniz, z hotelem, gdzie Bismarck i Disraeli cementowali swą przyjaźń; z balkonem zamku cesarskiego, z którego Wilhelm II żegnał

swoich żołnierzy w 1914 roku, obiecując, że „wrócą do domu na Boże Na­

rodzenie”, i gdzie cztery lata później Liebknecht ogłosił utworzenie „Wol­ nej Socjalistycznej Republiki Niemiec”. Wiele miejsc w sposób przerażający związanych jest z narodowym socjalizmem: bunkier Hitlera, Reichsbank, trzy dworce kolejowe, z których wywożono Żydów, dzielnica Karlhorst, gdzie w budynku kasyna oficerskiego feldmarszałek Wilhelm Keitel podpi­ sał bezwarunkową kapitulację Trzeciej Rzeszy w nocy z 8 na 9 maja 1945 roku. (Do roku 1949 w tym budynku mieściła się Radziecka Administra­ cja Wojskowa w Niemczech, a potem do 1994 roku największa centrala KGB). Na mapie widać długą linię, wzdłuż której przez centrum miasta wił się złowróżbny mur, a także lotniska zbudowane podczas blokady Berlina w 1949 roku. Młody człowiek nie nawiązywał jednak do historii, w grun­

cie rzeczy wszystkie te budowle, place i tereny zostały najwyraźniej po­ traktowane tak, jakby były czymś zupełnie nowym. Budynek Reichsbanku stał się po prostu „przyszłą siedzibą Ministerstwa Spraw Zagranicznych”;

gmach Ministerstwa Lotnictwa, gdzie w okresie Trzeciej Rzeszy urzędo­

wał Hermann Góring, otrzymał nową tożsamość jako pomieszczenie dla „Federalnego Ministerstwa Finansów”; Nowy Odwach (Neue Wachę), któ­ ry wielokrotnie zmieniał przeznaczenie (pierwotnie był miejscem pamięci o poległych w wojnach napoleońskich, następnie pomnikiem ofiar pierw­

szej wojny światowej, a potem enerdowskim sanktuarium „ofiar faszyzmu i militaryzmu”), został Głównym Miejscem Pamięci Republiki Federalnej Niemiec o „ofiarach wojny i dyktatury”. Zespół gmachów Bendlerblock,

zbudowanych w 1914 roku dla Biura Marynarki Wojennej Rzeszy, gdzie mieścił się też sztab generalny Reichswehry, został przedstawiony jako sie­ dziba „biura pomocniczego Federalnego Ministerstwa Obrony”, natomiast wielka Stalinallee18, na której rozpoczęło się antykomunistyczne powstanie w czerwcu 1953 roku, była w oczach tego młodzieńca jedynie ulicą, na której remont trzeba wydać „750 milionów marek”. Zarówno dla młodego

przewodnika, jak i dla wielu innych entuzjastów nowej stolicy Berlin to wielka tabula rasa, marzenie architekta. To zmienne jak kameleon miasto

po raz trzeci w ciągu XX wieku określało się na nowo.

Wprowadzenie

33

Skala prac podjętych do końca lat dziewięćdziesiątych zdumiałaby na­ wet dziewiętnastowiecznych komentatorów. Oszałamiała olbrzymia licz­ ba dźwigów, przystrajanych, fotografowanych, a nawet poruszających się w rytm muzyki. Berlin stał się placem budowy wartym 50 miliardów ma­ rek, pełnym wykopów, żelaznych rusztowań, ksenonowych lamp łukowych i betoniarek, zaludnionym przez polskich i irlandzkich robotników (zatrud­

nienie miejscowych było zbyt kosztowne). Do sierpnia 1997 roku wysypano 30 milionów ton żwiru, wypompowano 70 milionów metrów sześciennych

wody pod fundamenty budynków, dróg i tuneli, posadzono 17 411 drzew, a nawet tymczasowo zmieniono bieg Szprewy, by umożliwić przeprowa­ dzenie prac w okolicach Reichstagu. Budżet zatwierdzony 30 czerwca 1994 roku przewidywał 2,8 miliarda marek jedynie na przeniesienie parlamen­ tu, natomiast prawie 20 miliardów zarezerwowano na poprawę infrastruk­

tury transportowej i komunikacyjnej. „Berlin-Miasto” jest największym eu­ ropejskim projektem z okazji milenium. Tutejsze kioski, księgarnie i stoiska

turystyczne oferują bardzo kolorowe mapy zachwalające „nowy Berlin”, sprzedaje się najnowsze przewodniki Piane and. Krdnc\ „Der Tagesspiegel” zamieszcza rysunkową reklamę placu budowy z podpisem: Berlin ist kaum zufassen (Berlin trudno pojąć); billboard zachęca do objazdu po głównych placach budowy, tym razem sponsorowanego przez Deutsche Bahn: „Kiedy w mieście pojawiają się nowe atrakcje, wtedy jest czas na ArchitekTour.

Berlin nas porusza. Nie przegapmy niczego”19. Reichstag, w 1995 roku opa­ kowany ku uciesze berlińczyków w srebrną ognioodporną tkaninę przez

performera Christo, otrzymał nową kopułę zaprojektowaną przez londyń­ skiego architekta sir Normana Fostera, który entuzjazmował się: „Jeśli

przyjrzysz się temu, co dzieje się w Berlinie po zjednoczeniu, uznasz to za

cudowne. Wszystko przebiega szybciej i gwałtowniej, niż można to sobie wyobrazić w najskrytszych marzeniach”20. Nowatorski architekt nowego

berlińskiego Muzeum Żydowskiego Daniel Libeskind wierzył, że miasto sta­ nie się „przykładem duchowej stolicy [Europy] XXI wieku, tak jak przedtem

było apokaliptycznym symbolem dwudziestowiecznego upadku”21. Projek­ tant Spreebogen, obawiając się, by nie iść tropem planów Alberta Speera dla tego samego terenu, określił swoją pracę jako „bardzo powściągliwą

[...], podkreślającą twardość miasta i jego losu”. Potsdamer Platz, niegdyś

nachalnie reklamowany jako „najruchliwsze skrzyżowanie w Europie”, zo­ stał około 1997 roku największym projektem urbanistycznym w sektorze

prywatnym w historii Niemiec. Na najlepiej położonym w mieście placu

34

Berlin. Metropolia Fausta

(17 akrów) powstaje dziewiętnaście nowych biurowców, w tym siedzi­ by Daimler-Benz i Sony Europę, a ich powierzchnia biurowa liczy około 130 tysięcy metrów kwadratowych22. Przedstawiciel koncernu Sony po­ wiedział, że ich budynek to „istotny przełom w spojrzeniu na przyszłość”; rzecznik spółki Daimler-Benz dr Klaus Mangold stwierdził zaś, że ich biuro­ wiec „wyraża dynamikę, urok i żywotność tego miasta, stojąc przy najbar­ dziej niezwykłym placu w Europie, Potsdamer Platz”. Natomiast Libeskind nazwał Potsdamer Platz miejscem, „gdzie podział na Wschód i Zachód, na centrum i peryferie może zostać przezwyciężony wraz z konfliktami, które zrodziły się, trwały i skończyły właśnie tutaj”23. Coca-Cola zainwestowała już w Berlinie ponad 100 milionów marek, Kodak wrócił do swej starej fabryki we wschodniej części miasta, a ponad 200 innych firm amerykań­ skich ma w stolicy Niemiec swe przedstawicielstwa. Pierwszego czerwca 1993 roku ukazał się pierwszy numer berlińskiego wydania „Die Welt”, jed­ nocześnie niemiecka „Dolina Krzemowa” zastąpiła budynek dawnej enerdowskiej Akademii Nauk w dzielnicy Adlershof, a Międzynarodowe Cen­ trum Handlowe miało „zamienić Berlin w europejskie centrum finansowe dla Wspólnoty Niepodległych Państw”. Obecnie istnieje w Berlinie ponad 100 przedsiębiorstw prowadzących interesy między Wschodem a Zacho­ dem, z których część początkowo działała pod nadzorem Urzędu Powierni­ czego (Treuhand), kontrolującego prywatyzację gospodarki wschodnioniemieckiej po upadku NRD. W 1994 roku powstało Bankgesellschaft Berlin AG, szósta co do wielkości organizacja banków niemieckich, a do 1996 Ber­ lin stał się siedzibą 145 banków, w tym 62 zagranicznych. Berlińczycy mają nadzieję, że ich giełda rozwinie się zgodnie z powiedzeniem: „Inwestowa­ nie w Berlin jest inwestowaniem w całe Niemcy”. Do 2000 roku ma powstać około 200 tysięcy nowych miejsc pracy, głównie w bankowości i usługach.

Przebudowywana jest cała infrastruktura, od komunikacji po sieć kanalizacyjną. Ulepsza się kolej, od rozwoju której zaczął się dziewięt­ nastowieczny okres prosperity miasta; 40 miliardów marek wydano na zastąpienie przestarzałego taboru nowym, przywrócenie zlikwidowanych połączeń, odnowienie starych dworców, Deutsche Bahn wyasygnowała zaś 20 miliardów marek na unowocześnienie trakcji. Dwudziestego pierwszego maja 1993 roku pierwszy ekspres ICE wyjechał ze stacji Berlin-Lichtenberg do Monachium. Centralnym dworcem kolejowym Berlina staje się Lehrter Bahnhof, natomiast sześć innych ważnych stacji zostaje przebudowanych

lub ulepszonych w ramach tak zwanego planu grzybowego (Piltzkonzept).

Wprowadzenie

35

Deutsche Bahn szacuje, że do 2002 roku przez Berlin codziennie przejeż­ dżać będzie około 400 pociągów; przez sam olbrzymi Lehrter Bahnhof

przewinie się dziennie prawie 240 tysięcy podróżnych. Rozbudowuje się sieć transportu miejskiego, od kolejki podziemnej (S-Bahn) do tramwa­ jów, od metra (U-Bahn) po ścieżki rowerowe, by przewieźć ponad miliard ludzi rocznie. Rozwija się także transport rzeczny, którego przepustowość

do 2010 roku wzrośnie prawie o 85 procent, a lotniska takie jak Tegel, Tempelhof i Schónefeld, które z trudem obsługują 10 milionów pasażerów rocznie, mają zostać zastąpione nowym międzynarodowym portem lotni­ czym Berlin-Brandenburg24. Reorganizacji, unifikacji i przebudowie poddawane są i inne instytu­ cje. Sto pięćdziesiąt tysięcy studentów z Wolnego Uniwersytetu, Uniwer­ sytetu Technicznego i Uniwersytetu Humboldtów zostało przeniesionych z jednej uczelni na drugą i reputacja Berlina jako ośrodka akademickiego zaczyna się poprawiać - do jej upadku doszło w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Oprócz tego 250 innych instytutów badawczych zlo­ kalizowano ostatnio w Berlinie, w tym słynne Centrum Naukowe Badań Społecznych Berlina i Towarzystwo Wspierania Nauki im. Maxa Plancka, które w 1993 roku przeniosło tu swą centralę administracyjną. W stolicy Niemiec działają 3 opery, 150 teatrów i sal koncertowych, 170 muzeów,

300 publicznych i prywatnych galerii, 250 publicznych czytelni i dziesiąt­ ki innych ośrodków kultury, które często dublowały się po obu stronach muru. Przy tym, jak skwapliwie podkreśla się w publikacjach, ze swą orkie­ strą Filharmoników Berlińskich, teatrem Schaubiihne i festiwalem filmo­ wym Berlin już obecnie ma rangę „międzynarodowej metropolii kultury”25.

Berlińczycy nie wątpią, że miasto ma przed sobą wielką przyszłość. Do 2000 roku „będzie mieć więcej mieszkańców niż Hamburg, Monachium

i Kolonia razem wzięte”, a do 2010 „stworzy 2 miliony nowych miejsc pra­ cy”; „Wielki Berlin” o powierzchni już teraz sześć razy większej niż obszar

Paryża, z 4,2 milionami mieszkańców, wkrótce osiągnie liczbę 6 milio­

nów i stanie się „największym ośrodkiem miejskim pomiędzy Atlantykiem a Uralem, centrum handlu, kultury i polityki”. Słowa Willy’ego Brandta są powtarzane jak mantra: Berlin jest „Die Schicksalstadt der Deutschen” miastem przeznaczenia Niemców.

Zadania postawione przed Berlinem są bardzo ambitne, ale tak na­

prawdę to, czego dokonano po 1989 roku, już jest zdumiewające. Do pew­ nych wypowiedzi i publikowanych statystyk wkradł się jednak jakiś rodzaj

36

Berlin. Metropolia Fausta

desperacji. Berlińczycy z trudem podtrzymują swój entuzjazm, bo zaczęli już doświadczać rzeczywistych kosztów zjednoczenia i przeniesienia stoli­ cy. Niemcy obrały złą drogę pod koniec lat dziewięćdziesiątych i w związku z tym zapanował ogólny niepokój. „Ossi” skarżyli się na wszystko, od du­ żego bezrobocia po utratę dawnych przywilejów z czasów NRD, a „Wessi” spierali się o wysokie podatki i wielkie sumy pieniędzy wysysane przez wschodnią część kraju. Jeszcze dziś przenosiny stolicy z Bonn są dla niektó­ rych bolesną sprawą. Niemcy od Bremy po Lipsk i Erfurt uważają, że zbyt dużo wydaje się na Berlin; Frankfurt nad Menem boi się, że utraci pozycję głównego centrum finansowego Niemiec, Monachium obawia się o swój przemysł, Hamburg o handel, a Bonn, że straci resztki stołecznego statusu. Niemcy jako całość próbują pogodzić dążenie do osiągnięcia pozycji ogól­ noświatowego scentralizowanego mocarstwa z koncepcją państwa federal­ nego, która okazała się tak korzystna po 1945 roku. Część Niemców uznaje nawet pojęcie „miasta stołecznego” za anachroniczną ideę dziewiętnasto­ wieczną i z przerażeniem wskazuje na przykład Mexico City, najbardziej zanieczyszczonego miejsca na Ziemi, z 25 milionami mieszkańców i kolej­ ką podziemną, która codziennie przewozi więcej ludzi, niż mieszka w Ber­ linie. Jak powiedział mi jeden z aktywistów partii Zieloni w 1991 roku: „Mówimy nie! takiej stolicy smogu”. Miasto przeżyło również inne roz­ czarowania - nadzieje na połączenie dwóch krajów związkowych: Berlina i Brandenburgii26, co znacznie poprawiłoby gospodarkę obydwóch, rozwia­ ły się po referendum w 1996 roku, kandydatura Berlina jako gospodarza olimpiady w 2000 roku została odrzucona, a rząd przeprowadził się, gdy Berlin - jeden z najuboższych krajów związkowych - był praktycznie bez grosza. Cena zjednoczenia - poczynając od decyzji o wymianie wschodniej marki na zachodnią w stosunku 1 do 1, a kończąc na potrzebach finanso­ wych byłej NRD - doprowadziła do dużego niezadowolenia Niemców z te­ renów wschodnich. Współczynnik urodzeń spadł tam w latach 1989-1992 o 60 procent. W tym trudnym położeniu nie pomagali im niemądrzy „Wessis”, którzy nigdy nie byli w NRD i nie mieli, rzecz jasna, pojęcia, co to zna­ czy żyć w kraju policyjnym, ale uważali, że mają prawo traktować „Ossis” z ledwie skrywaną pogardą lub - jak powiedziała mi pewna kobieta „jak dzieci, które jeszcze nie nauczyły się czytać”. Wzajemne antagonizmy są nadal silne w Berlinie. Mieszkańcy zachodniej części miasta uważają tych ze wschodniego sektora za „niewdzięcznych, skrycie prokomunistycznych i zupełnie nieproduktywnych” („undankbar, kryptokommunistisch

Wprowadzenie

37

und vóllig unproduktiv”). Z kolei „Ossis” mają zachodnich berlińczyków za „wywyższających się, egoistycznych i leniwych” („elitar, egoistisch und

faul”)27. Jurgen Kocka zauważył, że „przeniesienie zachodnioniemieckich wzorców na teren byłej NRD udało się stosunkowo dobrze na poziomie

porządku konstytucyjnego, prawnego i instytucjonalnego. Jednak napoty­ ka zdecydowany opór i nie posunęło się zbyt daleko w kwestii stosunków społecznych, kultury politycznej i codziennego życia”28.

Mimo wszystko także współczucie dla mieszkańców byłej NRD może

posunąć się za daleko. Ich część Berlina została przekształcona nie do poznania głównie za zachodnie pieniądze: niedawną martwotę zastąpiły ruchliwe, kolorowe ulice i sklepy, zapanował nowy duch wolności. Nieza­ leżnie od tego, co mówią obecnie o swym „koleżeństwie” czy wspaniałych korzyściach z okresu NRD, całkowity upadek nastąpił jeszcze przed 1989 rokiem, a i wcześniej NRD trwała jedynie dzięki sile Sowietów i ich pomagierów, takich jak Erich Honecker, Erich Mielke czy Markus Wolf. Ceną za „dobrodziejstwa” były zbrodnie i prześladowania; Wolf przyznał nawet, że sprzedaż „dysydentów” była największym źródłem dochodów państwa w twardej walucie. Kres istnienia NRD jest więc czymś, z czego należy się cieszyć, a nie co należy opłakiwać. Nawet bez olbrzymich finansowych i psychologicznych kosztów po­ nownego zjednoczenia Berlinowi trudno byłoby przekonać wszystkich

Niemców, że to dobry ruch. Najbardziej ceniony projektant Spreebogen,

architekt Axel Schultes, narzekał w 1997 roku: „Berlin zmierza chyba zbyt

pospiesznie ku przyszłości. Początkowa euforia została przyćmiona po­ czuciem nienadążania [...], obawą przed błędami, przed podejmowaniem

ryzyka, strachem przed utratą tożsamości”. Schultes zacytował nawet The­ odora Fontanego, który następująco podsumował rozbudowę Berlina po

1870 roku: „Miasto się rozrasta, ale fuszerka trwa nadal”29. Dr Wolfgang Schauble błagał Niemców o wsparcie dla nowej stolicy, podkreślając, że wprawdzie przenosiny mogą być kosztowne i powodować trudności, ale

przecież „nie chodzi o miejsca pracy, koszty transportu, politykę regio­ nalną czy strukturalną. Wszystko to jest ważne, lecz tak naprawdę chodzi o przyszłość Niemiec. To czynnik decydujący”30. Mimo wszystko w bada­ niach opinii publicznej z 1993 roku tylko 51 procent Niemców stwierdziło, że myślą o Berlinie jako swej stolicy31. Berlińczycy wyraźnie mają jeszcze

wiele do zrobienia, jeśli chcą zjednać sobie pozostałych Niemców. Jednak mogą mieć pewną pociechę z tego, że stolica była tu już przedtem.

Rozdział Pierwszy

Historia, legenda i narodziny Berlina Niech ucieka! Zsadź na ziemię Kawalera; to mu właśnie Wróci życie, co w nim drzemie: On za życie bierze baśnie. Faust, cz. II, akt II

tendhal powiedział kiedyś o Berlinie: „Co mogło opętać ludzi, by stworzyli miasto pośród tych wszystkich piasków?”. Nie był jedynym przybyszem, który dziwił się lokalizacji miasta, jego parweniuszowskiemu charakterowi i pozornemu brakowi zakorzenienia. August Endell oznaj­

S

mił, że jest to „ponure pustkowie” nawet niemiecki historyk o poglą­ dach nacjonalistycznych Heinrich von Treitschke podkreślał, że Niemcy byli jedynym narodem, który osiągnął wielkość, a nie zbudował wspaniałej stolicy. W swym słynnym dziele Berlin. Ein Stadtschicksal Karl Scheffler przeciwstawił Berlin innym stolicom europejskim, wspaniałym miejscom,

które „stanowią centra swoich krajów, są bogatymi, pięknymi miastami, organizmami harmonijnie rozwijającymi się na przestrzeni dziejów”. Na­ tomiast Berlin rozwijał się „w sposób sztuczny, borykając się z wszelkimi możliwymi trudnościami, i musiałsię przystosowywać do niesprzyjających okoliczności”. Było to miasto „kolonialne”, zaludniane przez wysiedleńców

i przypadkowych osadników. A kiedy się spojrzy na gigantyczne place bu­ dowy i nowe osiedla tworzące ostatnie wcielenie Berlina, słowa Schefflera

40

Berlin. Metropolia Fausta

zdają się dziś jeszcze bardziej aktualne niż niemal przed stu laty, gdy na­ pisał: „Berlin to miasto, które nigdy po prostu nie j e s t, lecz zawsze s i ę

staje”2. Geografia nie tworzy historii, ale ma na nią spory wpływ, a położenie Berlina odzwierciedla jego zmienną i lekkomyślną naturę. Uderzające, że to miasto, odmiennie od Paryża, Rzymu czy Stambułu, sprawia wrażenie, jakby się wzięło znikąd, wyrwane z piaszczystej gleby tajemną siłą. Na darmo wypatrywać w okolicy wielkich rzek czy jezior, gdzie można by zbudować porty, albo gór, które tworzyłyby naturalne fortyfikacje lub były źródłem kopalin, więc wyjątkowo niewiele czynników sprzyja tu istnie­ niu jednego z największych miast w Europie. Przeciwnie, Berlin leży na podłużnej równinie poprzecinanej sosnowymi laskami, bagnami i rozle­ wiskami, ciągnącej się od Odry na wschodzie po Łabę na zachodzie. Tere­ ny na południe i północ obejmują zalesioną morenę denną z niewielkimi wzgórzami, łańcuchami jezior i strumieni, powstałą w wyniku pofałdowań i osadów z epoki lodowcowej. Obszar ten, znany jako Marchia Brandenbur­ ska, zajmuje około miliona kilometrów kwadratowych i tworzy część wiel­ kiego obniżenia Grodno-Warszawa-Berlin. Stolica Niemiec leży pośrodku tej dziwnie niegościnnej ziemi narażonej na wiejące ze wschodu zimne wiatry3. Brak sprzyjających warunków naturalnych, rozległa sieć torów kolejowych, stare ubogie dzielnice przemysłowe, drogi i fabryki wskazują, że Berlin stał się wyjątkową potęgą nie dzięki przyrodzie, ale dzięki prze­ mysłowi i celowym działaniom ludzi. Jego eksponowane położenie sprawiło, że - podobnie jak Warszawa czy Moskwa - był celem niekończących się migracji i wojen. Tacyt nazwał Germanów ludźmi żyjącymi w gęstych lasach między Renem i Wisłą i pod­ kreślał, że są oni rasą odrębną, „czystą” jako mieszkający na tych terenach od niepamiętnych czasów. Mylił się. Mieszkańcy równiny byli - i są - two­ rem niezliczonych fal osadnictwa, które przetaczały się od ponad tysiąca lat. Dzieje Berlina wystawiają na pośmiewisko koncepcje czystości rasowej Germanów, tak popularne w XIX i początkach XX wieku. Migracje nie były związane z epoką uprzemysłowienia, lecz sięgają zamierzchłej przeszłości miasta.

Od zarania obszary te zaludniały kolejne fale rozmaitych ludów i kultur. Ludzie dotarli w okolice dzisiejszego Berlina około 55 tysięcy lat p.n.e., ale pierwsze osady pochodzą z końca ostatniego zlodowacenia, około 20 tysięcy lat p.n.e. Wtedy nad Szprewą pojawili się zbieracze-myśliwi

Historia, legenda i narodziny Berlina

41

idący na północ tropem wędrujących stad zwierząt. Pierwsze chaty z ma­ łymi zagrodami dla udomowionych krów i świń powstały dopiero około 4000 roku p.n.e.; pozostałości jednej z nich nadal leżą pod słynnym osie­ dlem mieszkaniowym w kształcie podkowy, Britzer Hufeisensiedlung, wybudowanym w okresie Republiki Weimarskiej. Ostatni przedstawiciele epoki kamienia, tworzący kulturę amfor kulistych, około 2000 roku p.n.e. zajmowali teren od Tegel do Rixdorf, a nawet po dzisiejszą Wyspę Muze­ ów, i w miejscach kultu pozostawili świadectwa swej artystycznej biegło­ ści w postaci pięknej ceramiki. Zniknęli wraz z nadejściem epoki brązu, gdy po kolei rozmaite plemiona osiedlały się na obszarze od Spandau po Steglitz. Najbardziej prężna była grupa Łużyczan, która około 1300 roku p.n.e. liczyła tysiąc osób. Jednak i Łużyczanie zniknęli, około 700 roku p.n.e., gdy nastąpiło znaczne oziębienie klimatu. Zastąpili ich germańscy Istewoni, a ich broń, narzędzia i naczynia występują na terenie od Spandau po Mahlsdorf. Stanowisko archeologiczne przy Hauptstrasse w Schónebergu zawiera szczątki koni i ugotowanych kości innych zwierząt domowych, w tym świń i owiec, ale najbardziej niewiarygodnym znaleziskiem jest biżuteria z brązu ze srebrnymi skręconymi nitkami, tak piękna i delikatna jak ta znaleziona na stanowiskach celtyckich z tego samego okresu4. Mimo że ludzie żyli na tym terenie, poczynając od okresu ostatniego zlodowace­ nia, to dopiero następna grupa, germańscy Semnonowie z I wieku p.n.e., została uznana za właściwych „pierwszych berlińczyków”. Stało się tak zapewne w znacznym stopniu dlatego, że to właśnie oni jako pierwsi poja­ wili się na kartach historii pisanej. Pisali o nich nie Germanie, którzy nie znali pisma, lecz Rzymianie. Na dzieje Berlina wpłynęło także to, co się mu nie przydarzyło. Miano­

wicie fakt, że obszar ten nigdy nie został podbity przez Rzymian. Odmien­ nie niż Paryż, Londyn, Kolonia czy Trewir Berlin nie może chwalić się swą rzymską spuścizną i odwoływać do „romańskości” z jej ideałami rządów, wzorcami architektury, używaniem łaciny przez wykształcone elity - i właś­

nie to zaważyło na późniejszym braku pewności siebie berlińczyków. Rzy­ mianie wiedzieli o ludziach żyjących za Łabą, ale poza krótkim wypadem o charakterze rekonesansu nie usiłowali podbić tych terenów. Ta decyzja miała doniosły wpływ na losy miasta. Nie wiadomo, jaki stosunek miały germańskie plemiona do Rzymian

pojawiających się nad brzegami Łaby mniej więcej w I wieku p.n.e., ale wie­

my, że Rzymianie traktowali Germanów z mieszaniną strachu i pogardy.

42

Berlin. Metropolia Fausta

Juliusz Cezar wcielił tereny nad Renem do swego cesarstwa około 55 roku p.n.e, nie posunął się jednak dalej na wschód, i to nie tylko dlatego, że wierzył, że ciemne lasy są schronieniem dla dzikich bestii i magicznych stworów w rodzaju jednorożców, ale też dlatego, że on sam i inni Rzymia­ nie uważali Germanów za zbyt wielkich barbarzyńców, by można ich było przyjąć do imperium. Historyk Wellejusz lekceważąco określał ich jako „dzikie stworzenia” niezdolne nauczyć się czytania czy prawa i twierdził, że przypominają oni ludzi tylko dzięki temu, że umieją mówić. Adoptowa­ ny syn Juliusza Cezara, Oktawian August, postanowił podbić ziemie na

wschód od Renu i przesunąć granice cesarstwa do Łaby. Podczas kampa­ nii pod wodzą pasierbów Augusta, Druzusa Starszego i Tyberiusza legiony rzymskie dotarły w 3 roku p.n.e. nad tę owianą tajemnicą rzekę. Namiest­ nik Lucjusz Domicjusz Ahenobarbus przeszedł na drugi brzeg, by spotkać się z przedstawicielami germańskich plemion i zawrzeć z nimi przyjaźń (amicitia) lub traktat pokojowy5. Pomimo tego sukcesu Oktawian August zakazał swoim wojskom iść dalej za Łabę. Na tę decyzję podobno wpły­ nęła wola bogów, bo opowiadano, że brat Tyberiusza, Druzus, po prze­ kroczeniu rzeki miał widzenie, w którym nadnaturalnej wielkości zjawa kobiety kazała mu się wycofać i przepowiedziała rychłą śmierć. Druzus ruszył w drogę powrotną i uległ wypadkowi, w wyniku którego zmarł po kilkunastu dniach, co przekonało jego towarzyszy, że naprawdę widział jakieś bóstwo6. Niewiele później, bo w 9 roku n.e., Publiusz Kwinktyliusz Warus wpadł w zasadzkę w Lesie Teutoburskim. W jednym z najgorszych pogromów w dziejach Rzymu trzy legiony zostały wycięte w pień przez germańskiego wodza Arminiusza z plemienia Cherusków (Arminiusz zna­ ny w Niemczech pod imieniem Hermann stał się „praojcem Germanów”). Rzymianie stracili kontrolę nad terenami między Renem a Łabą i jedynie nieliczni kupcy odważali się wyprawiać pełnym niebezpieczeństw „szla­ kiem bursztynowym” na wybrzeża Morza Bałtyckiego. Ci, którzy stam­ tąd wracali, nadal zdumiewali Rzymian opowieściami o dziwnych rytu­ ałach religijnych i dzikich plemionach mieszkających na obszarze za Łabą. Chociaż puszcze na północy nie zostały zdobyte, to i tak stały się tema­ tem wielu rzymskich dzieł literackich. Klasyczne źródła z IV wieku p.n.e.

wspominają o „Teutonach”, termin „Germanie” zaś został po raz pierwszy użyty przez Posejdoniosa z Rodos w 90 roku p.n.e.7 Juliusz Cezar pisał o Teutonach w swoich rozważaniach Wojna galijska, Liwiusz poświęcił im 104. księgę swej monumentalnej historii Rzymu, Pliniusz Starszy opisywał

Historia, legenda i narodziny Berlina

43

ich w zaginionej Historii wojen Rzymian z Germanami oraz Historii natural­ nej, a zarówno Kasjusz Dion, jak i Wellejusz Paterkulus przedstawili kampa­ nie wojenne przeciwko nim w swych księgach o dziejach Rzymu8. Jednak o wiele większy wpływ miała najbardziej znana spośród tych wszystkich dzieł - Germania (właśc. De origine et situ Germanorum) Publiusza Korne­ liusza Tacyta napisana w 98 roku n.e.9 Tacyt nie był nigdy na terenie Germanii, ale żył na pograniczu Rzymu, czytał dzieła współczesnych mu pisarzy na temat tego regionu, rozmawiał z legionistami i kupcami, którzy tam bywali. Poza tym, pisząc swe dzieło, najwyraźniej miał określony cel moralny lub polityczny. Germania ukazała się w czasach cesarza Trajana, który odbywał służbę wojskową na terenie germańskich prowincji10. W paru fragmentach Tacyt zdaje się ostrzegać Rzymian, by nie popadli w samozadowolenie i nie czuli się zbyt pewni siebie w stosunku do Germanów, i wskazuje, że jeśli kiedykolwiek Teutoni połączą swoje umiejętności wojskowe z rzymską dyscypliną, staną się nie­ pokonani. Dowodził, że jeśli Rzymianie nic nie zrobią i państwo nadal bę­ dzie się degenerować, a Germanie zjednoczą się przeciwko nim, imperium upadnie: „Długo modlę się, by obce ludy trwały, jeśli nie w miłości do nas, to przynajmniej w nienawiści względem siebie nawzajem”11. Niezależnie od tych politycznych przestróg i historycznych nieścisłości Germania była pierwszą próbą systematycznego opisu ziem leżących na krańcu cywili­ zacji rzymskiej, za Łabą (Albis), o której pisał z ubolewaniem: „[...] rzeka sławna i niegdyś znajoma, a teraz o niej ledwie słychać”12. Tacyt był rów­ nież pierwszym autorem, dzięki któremu wiemy coś na temat germańskich Semnonów żyjących między Łabą a Szprewą, na terenach sąsiadujących z okolicami dzisiejszego Berlina. Opis Semnonów z ich związanymi w węzeł włosami i wojowniczym

wyglądem jest u Tacyta wyjątkowo barwny. Dla niego, jako człowieka o sympatiach republikańskich, sama organizacja plemienna stanowiła mo­ del wzorcowych rządów. Każde plemię było osobnym państewkiem bez stałej władzy i bez króla; najwyższa władza należała do zgromadzenia wszystkich wolnych mężczyzn, którzy od czasu do czasu zbierali się na wiecu (Thing), by wybrać wodzów podejmujących decyzje o wojnie i po­ koju. Sami wodzowie posiadali znaczne dobra i mieli liczną świtę złożoną głównie z członków rodu. Według Tacyta wysoko ceniono cnotę, lojalność

wobec rodziny i brutalność w walce; żony towarzyszyły mężom w wypra­

wach wojennych. Jednak autor zauważył również, że w okresie pokoju

44

Berlin. Metropolia Fausta

mężczyźni byli leniwymi obżartuchami i pijakami zdolnymi do okrutnych

czynów. Byli także bardzo religijni i w określonym czasie „wszystkie ludy tej samej krwi przysyłają posłów do lasu uświęconego wyroczniami ojców i pradawnym strachem”. Tam zabijają w ofierze człowieka, dając „początek straszliwym, barbarzyńskim obrzędom”. Miejscem spotkania jest święty gaj w lesie, „cały zaś rytuał podkreślać ma to, że stamtąd wywodzi się lud i tam obecny jest bóg, władca wszystkiego, reszta zaś jest mu podległa i posłuszna”13. Tacyt mówi o kulcie drzew i koni; germański bóg to Ziu, który prawdopodobnie wywodził się od Dzeusa, a następnie został wy­ party przez Odyna, Matką Ziemią była z kolei bogini Nerthus14. Dużo po­ święconych jej miejsc kultu, umieszczonych w pobliżu wody, znaleziono na obszarze dzisiejszego Berlina - w tym obok źródła w Spandau, gdzie było pełno kości ptaków, i w Neukólln, gdzie odkryto rozrzucone szkielety psów i innych zwierząt. Dla Semnonów ważne też były ofiary z koni, a mniej­ szym bóstwom składano dary w postaci drewnianych figurek, garnków z tłuszczem i orzechów. Wykopaliska archeologiczne potwierdziły wiele twierdzeń Tacyta. Wie­ my, że germańskie osady były małe, a ludzie wolni mieli własne długie domy z drewnianych bali. Szczeliny między nimi wypełniano i pokrywa­ no wapnem dla ochrony przed wpływami atmosferycznymi i robactwem. Dachy miały konstrukcję szczytową, wewnątrz znajdowało się palenisko, a także obora, bo ludzie i zwierzęta mieszkali razem. Ziemia orna była podzielona na sektory, ale orka i siew odbywały się wspólnie. W Neukólln w okolicy Donaustrasse znaleziono pozostałości terenu „przemysłowego”, czyli studni i trzech pieców wapiennych, były tam nawet narzędzia do wy­ tapiania żelaza15. Jednak plemiona germańskie stały na niższym poziomie niż ich rzymscy kuzyni: rolnictwo było prymitywne, a obszar pól powięk­ szano nie poprzez wycinanie lasów i uprawę nowych terenów, tylko podbi­ jając najbliższe żyzne ziemie, szczególnie w prowincjach przygranicznych. W II wieku n.e. coraz więcej Teutonów hałaśliwie domagało się prawa do osiedlenia się w Cesarstwie Rzymskim. Ludność Europy zaczęła po raz kolejny się przemieszczać. W czasie, gdy Tacyt pisał Germanię, plemiona teutońskie zawładnęły większością wschodniej Europy, całą dzisiejszą Polską i Ukrainą. Gdyby

sytuacja w Europie była bardziej stabilna, Semnonowie pewnie zostaliby w swych siedzibach, stając sie przodkami dzisiejszych berlińczyków. Jed­ nak Teutoni przystąpili do podboju samego Rzymu, przed czym ostrzegał

Historia, legenda i narodziny Berlina

45

Tacyt. W połowie II wieku germańscy Markomanowie wtargnęli nagle do

Italii znad Dunaju. Z trudnością zostali odparci przez cesarza Marka Aure­ liusza, ale pięćdziesiąt lat później Goci podbili tereny dzisiejszej Rumunii

i rozprzestrzenili się po Bałkanach aż do Azji Mniejszej, Alamanowie zaś przełamali rzymski system obronny limes i ruszyli nad Ren i Dunaj. Z kolei w okolicach Berlina około 180 roku n.e. nastąpiła migracja, bo germańscy Semnonowie znad Łaby nagle przenieśli się w kierunku południowo-za­ chodnim, osiedlając się ostatecznie nad Menem. Około 260 roku zastąpili ich Burgundowie, którzy przybyli tam z duńskiej wyspy Bornholm (Borgundarholmr); ich szczątki znaleziono w rejonie Berlin-Rudow. Aż do tego momentu napływ ludzi w kierunku Rzymu był powstrzymy­ wany przez kolejnych silnych cesarzy, którzy zdołali obronić dotychczaso­ we granice imperium, ale w 375 roku Teutoni ponownie zaatakowali. Tym razem szturm był nie do odparcia. Plemiona germańskie nie napłynęły bowiem na zachód z własnej woli, lecz zostały do tego zmuszone wsku­ tek jednego z najgroźniejszych wydarzeń w historii Europy, czyli najazdu Hunów. „Wędrówka ludów” (yólkerwanderungzeit) zaczęła się na dobre, zmieniając już na zawsze dotychczasowe stosunki etniczne na kontynencie europejskim16. Rudyard Kipling napisał:

Za prac plon, za nasz znój

Za los, co wzejść ma nam Wstańcie! Na bój! Na bój! Wróg - Hun u naszych bram!17 Słowo „Hun” nadal wywołuje przerażające skojarzenia w umyśle każdego

Europejczyka. Podczas pierwszej wojny światowej nazywano tak Niem­ ców oskarżanych o wymordowanie niemowląt w Belgii, podczas drugiej wojny światowej młody żołnierz, Aleksander Sołżenicyn, przerażony rze­ zią dokonaną przez Sowietów podczas wkraczania do Prus Wschodnich w 1945 roku, porównał Armię Czerwoną do mongolskich hord. Nikt nie wie, dlaczego ludy te nagle opuściły stepy na północ od Morza Aralskiego

i w IV wieku wtargnęły do Europy - może nastąpiła zmiana klimatu, taka jak ta, która skłoniła wikingów do gwałtownej migracji. Gdy rzymski pisarz Ammianus Marcellinus spytał Hunów, gdzie się urodzili i skąd pochodzą,

46

Berlin. Metropolia Fausta

usłyszał, że „nie mogą powiedzieć”. Ich niepowstrzymana ekspansja w Euro­ pie była jedną z najbrutalniejszych w historii. Rzymianie pisali o ich obrzy­ dliwych rysach, które - jak uważali - mogły być wynikiem samookalecze­ nia; wszyscy podkreślali ich mistrzostwo w jeździe konnej i w łucznictwie.

Jednak to przypisywana im przyjemność z przeprowadzania krwawych rzezi sprawiła, że na trwałe zyskali opinię bezwzględnych barbarzyńców. Napór Hunów na zachód spowodował ucieczkę Gotów na tereny Cesar­ stwa Rzymskiego. Teutoni przenikali przez granice: w 406 roku Wandalo­ wie zaatakowali południową Galię i Hiszpanię, a potem dotarli do Afryki; Burgundowie, którzy na jakiś czas osiedlili się wokół dzisiejszego Berlina, ruszyli na zachód18. Obszar Berlina stał się częścią huńskiej konfederacji

około 420 roku. Zostało to potwierdzone przez znalezienie grobu w Neukólln, w którym spoczywa wojownik pochowany obok swego konia zgod­ nie z obyczajem Hunów. Burgundowie z okolic Berlina nie byli jednak bez­ pieczni; w 436 roku Hunowie dopadli ich w Wormacji i wyparli do doliny Rodanu. Od ich imienia została ona potem nazwana Burgundią. W 450 roku wódz Hunów Attyla przeprowadził swe wojska przez te­ ren dzisiejszych Niemiec tak brutalnie i gwałtownie, że mówiono, iż trawa nie wyrośnie tam, gdzie postawił kopyto jego koń. Jednak w przeddzień kampanii 453 roku zaszedł niespodziewany wypadek. W trakcie mocno zakrapianej alkoholem nocy weselnej, po ślubie Attyli z piękną germańską księżniczką Ildico (nazywaną też Krymhildą), wódz Hunów dostał wylewu i zmarł. Jego królestwo się rozpadło. Okres walk Germanów z Hunami zna­ lazł odzwierciedlenie w kulturze, a mianowicie w eposie o walce między królem Burgundów Gundaharem a Attylą, zatytułowanym Pieśń o Nibelungach (Burgundowie są Nibelungami), który stał się podstawą podniosłego dramatu scenicznego (Biihnenfestspiel) Richarda Wagnera Pierścień Nibclunga {Der Ring des Nibelungeri). Zanim doszło do śmierci Attyli, stary porządek w Europie został znisz­ czony i tysiące niespokojnych ludzi przemieszczały się z miejsca na miej­ sce. Cesarz Justynian w VI wieku próbował przywrócić jedność imperium, ale inwazji barbarzyńców nie można było już powstrzymać; Rzym stopnio­

wo chylił się ku upadkowi; następowało wzajemne przenikanie się kultury i obyczajów rzymskich z barbarzyńskimi19. Na północy Słowianie, miesz­ kający zapewne od 2000 roku p.n.e. w Karpatach Wschodnich, zaczęli migrować na zachód20. Teraz to właśnie oni wkroczyli na tereny wokół Berlina.

Historia, legenda i narodziny Berlina

47

Słowianie byli ostatnimi przybyszami na ziemiach, które potem staną się Polską i Niemcami; do VII wieku rozprzestrzenili się w przeważają­ cej części Europy Wschodniej od Bałtyku po Peloponez, przekroczyli Odrę

i dotarli do regionu Łaby/Soławy i na obszar dzisiejszych Niemiec. Grani­ ca między skupiskami Germanów i Słowian została potem zatwierdzona w traktacie w Verdun w 843 roku: biegła wzdłuż Łaby i linią z południa na zachód od Drezna do Magdeburga, obok Hamburga aż do Morza Północ­ nego21. Słowianie założyli wiele miast wzdłuż swej granicy, w tym Lubekę, Miśnię i Lipsk. Nazwa tego ostatniego wywodzi się od słowiańskiego słowa „lipa”. Gdy Słowianie dotarli w okolice Berlina, natknęli się na rozległy, wy­ ludniony obszar, gdzie pozostali jedynie nieliczni Germanie, rozprosze­ ni w niewielkich osadach. Ci niedobitkowie nie zostali wymordowani, przeciwnie, wykopaliska archeologiczne w ponad 40 miejscach w Bar­ nim i Teltow dowodzą, że zasymilowali się oni z nową społecznością22. Natomiast Słowianie przyjęli niektóre germańskie nazwy, takie jak rze­

ki Haweli (niem. Havel) czy jeziora Miiggelsee, które przetrwały do na­ szych czasów. Wielki Theodor Fontane był jednym z nielicznych Niemców w XIX wieku, którzy uznali dług Berlina wobec tych oczernianych ludzi, i w trzeciej części swych Wanderungen durch dic Mark Brandenburg (Wę­ drówkach po Marchii Brandenburskiej) wykazał, że nazwy wielu jezior,

strumieni i wzgórz w okolicach Berlina z zakończeniami na „itz” jak Wan-

dlitz, „icke” jak Glienicke i „ow” jak Teltow zostały nadane przez Słowian23. Dziewiętnastowieczni Niemcy byli zszokowani, gdy dowiedzieli się, że

ich stolica nie została nazwana od budzącego respekt słowa bcar (niedź­

wiedź), lecz starołużyckiego, słowiańskiego słowa brl, które oznacza bagna lub błota24. Jednak na długo przed powstaniem Berlina na jego obecnym obszarze istniały dziesiątki słowiańskich osiedli: Gatow, Glienicke, Steglitz, Marzhan; Panków został tak nazwany od słowiańskiego słowa pania, któ­

re oznacza płaskie wrzosowisko. Gliniane skorupy potwierdzają istnienie słowiańskiej wioski w Babelsbergu, w V wieku powstało Lutzów (Charlottenburg), natomiast początkiem pobliskiego Poczdamu była słowiańska osada (dolnołużycki Podstupim). Jednak o wiele ważniejsze dla przyszłego Berlina były dwa duże ufortyfikowane grody, obecnie oddalone od siebie zaledwie o szybką przejażdżkę metrem z jednego końca miasta na drugi,

a w swoim czasie wytyczające granice dwóch wielkich obszarów: Kópenick na południowym wschodzie i Spandau na północnym zachodzie.

48

Berlin. Metropolia Fausta

Jeśli w XIX i w początkach XX wieku Niemcy w ogóle uznawali obecność

Słowian na swoich terenach, to odnosili się do nich z lekceważeniem jako do ludzi nieokrzesanych i niewykształconych - wszystko, co zbudowali Sło­ wianie, traktowali jako reprezentujące niższy poziom w porównaniu z kul­

turą Germanów. Było to podejście ahistoryczne, mające więcej wspólnego z bieżącą polityką niemiecką niż z historią starożytną. W rzeczywistości ufortyfikowane grody Kópenick i Spandau świadczyły o wysokim poziomie

cywilizacyjnym słowiańskich plemion i stworzyły podwaliny dla później­ szego rozwoju samego Berlina. Każdy z tych grodów wytyczał granice wielkiego księstwa Słowian i chociaż wszyscy Słowianie byli określani wspólnym łacińskim terminem „Wenetowie”, to na tym obszarze istniały wśród nich dwie zasadnicze gru­ py25. Mieszkający nad rzeką Hawelą znani byli jako Hawelanie władający provintia hevcldun. Ich stolicą był Brennabor (Brandenburg), a drugim pod względem znaczenia grodem Spandau, zbudowany około 750 roku i w koń­ cu VIII wieku liczący prawie 250 mieszkańców. Natomiast Słowianie osie­ dleni nad Szprewą znani byli jako Szprewianie, a ich państwo określano mianem provintia Zpriauuani. Skupiali się wokół dzisiejszego Mittenwalde

i założyli takie wsie jak Mahlsdorf, Kaulsdorf, Panków i Treptow. Ich sto­

licą była Kopanica (Kópenick), sama powstała na miejscu osady z okresu neolitu. Nazwa wywodzi się od słowiańskiego słowa na określenie pagórka, kopy ziemi. Gród, mający obronne położenie nad Szprewą, kontrolował całą okolicę. W 825 roku forteca została umocniona wysokimi drewniany­ mi palami z owalnych bali o długości 50 metrów, wieżyczkami, palisadami i bramami26. Pierwsze pisane świadectwo istnienia owych fortec znajduje się w re­ lacjach o wyprawie w 798 roku floty fryzyjskiej pod wodzą Karola Wiel­ kiego, który dotarł nad dopływy Haweli i widział typowe grody obronne Hawelan. Jeszcze bardziej szczegółowe zapisy zostały znalezione w jednym z najniezwyklejszych dzienników podróży w historii środkowej Europy, na­ pisanym około 970 roku przez żydowskiego kupca Ibrahima ibn Jakuba,

naocznego świadka wydarzeń. Urodził się on w podbitej przez muzułma­ nów Hiszpanii i podróżował na północ jako poseł kalifatu kordobańskiego. Jak wiele innych dzieł świata starożytnego, jego relacja została ocalona przez arabskiego uczonego, jedenastowiecznego kronikarza Abu Abdullaha al-Bakriego. Uznał ją za tak interesującą, że zamieścił w swej Księdze dróg i królestw. Podróż Ibrahima ibn Jakuba prowadziła wytyczonymi trasami

Historia,

legenda i narodziny

Berlina

49

handlowymi przez Pragę zapewne do Krakowa, a potem w kierunku Me­ klemburgii, gdzie - jak się przypuszcza - opisał osadę Schwerin27. Wrażenie zrobił na nim widok wielkich słowiańskich warowni z wysokimi drewnia­ nymi ścianami i umocnionymi kopcami ubitej ziemi; twierdze chronione były przez rzeki, przez które prowadził do nich tylko „drewniany most nad wodą”. Wykopaliska dowodzą, że nawet mniejsze warownie w Poczdamie, Treptow i Blankenburg były wzniesione na wyspach i nie miały jedynie

charakteru obronnego, ale mieszkali w nich także cieśle, tkacze, garbarze, kuśnierze i rozmaici kupcy. Ibrahim ibn Jakub zauważył, że Słowianie są „szczególnie zdatni do rolnictwa”. Warownie były ponadto bezpiecznym schronieniem dla kapłanów, którzy sprawowali pieczę nad świątynią boga słońca Dadźboga, boga wiosny Jarowita oraz bóstw płodności Roda i Rodzanicy. Ibrahim stwierdził także, że Słowianie byli zdolnymi kupcami i że „docierali drogami lądowymi aż do Rusinów i Konstantynopola”. Warow­ nie Spandau-Burgwall i Kópenick odgrywały istotną rolę na ważnym śred­ niowiecznym szlaku handlowym z zachodu na wschód, od Renu i Flandrii

przez Magdeburg do Brenny, rejonu Berlina, dalej przez Lubiąż i Poznań do Kijowa. Najbardziej wpływowymi kupcami byli Arabowie i Żydzi, re­

gularnie podróżujący z Chin do Afryki i znad Morza Kaspijskiego i Wołgi na wybrzeża Bałtyku. Handel z zachodnią Europą był utrzymywany głów­

nie przez kupców żydowskich, którzy według geografa Ibn Churradazbiha z IX wieku byli dobrze wykształceni i mówili po „arabsku, persku, grec­ ku, frankijsku, hiszpańsku i słowiańsku. Podróżują z zachodu na wschód i ze wschodu na zachód, lądem i morzem”28. Żydzi nie byli jedynymi, którzy

odwiedzali wspomniane warownie, i chociaż sami Słowianie jako środka płatniczego używali lnianego półtna, to znaleziono tam około tysiąca mo­ net: arabskich, niemieckich, angielskich, skandynawskich, polskich, czeskich

i węgierskich. Nawet w tak zamierzchłych czasach w Spandau i Kópenick

mieszkali kupcy z różnych stron: skandynawscy osiedlili się tu mniej wię­ cej w IX wieku, a w 1000 roku dominowali kupcy arabscy i żydowscy29.

Wymianie podlegały dziesiątki towarów: skóra, miód, potaż, wosk, tkaniny, łupki, broń, biżuteria z Kijowa czy sól z Nadrenii. Sprzedawano i kupowano

również niewolników - słowo Slav początkowo oznaczało nieszczęsne ofiary

schwytane na wschodzie i wleczone przez pół Europy na targi niewolników w rejonie Morza Śródziemnego. Przed 1000 rokiem Słowianie stworzyli sta­

bilne, zasobne wspólnoty nad brzegami Haweli i Szprewy. Tak jak wcześniej­ si Semnonowie, oni też mogą uchodzić za założycieli dzisiejszego Berlina.

Berlin. Metropolia Fausta

50

Jednak Europa miała niebawem przeżyć kolejną olbrzymią zmianę. Tym

razem były to kolejne fale przybyszów z zachodu. Wojownikami i osadni­

kami byli chrześcijanie. Rozprzestrzenienie się chrześcijaństwa było jednym z najistotniejszych

czynników w ukształtowaniu nowoczesnej Europy. Jego rozwój zaczął się w granicach Cesarstwa Rzymskiego w I wieku n.e.; pierwsze biskup­ stwa w północnej Europie powstały około IV wieku - na przykład biskupstwo w Reims zostało po raz pierwszy wymienione w 314 roku - a proces chry­ stianizacji nabrał tempa po przyjęciu chrztu przez legendarnego króla Franków Chlodwiga30. Ludom żyjącym poza granicami imperium nowa religia była często narzucana silą, a jednym z najbardziej skutecznych wo­ jowników chrześcijańskich był Karol Wielki, Charlemagne, twórca Święte­ go Cesarstwa Rzymskiego31. Karol Wielki urodził się w 742 roku i został królem Franków w 768 roku.

Pragnął nie tylko przywrócić chwałę Cesarstwa Rzymskiego, ale i rozsze­ rzyć jego granice, by krzewić chrześcijaństwo jak najdalej się da i ochrzcić lub wytępić saksońskich pogan. Po objęciu tronu w potężnym Akwizgra­ nie prowadził kampanię wojenną i wkroczył daleko na terytorium Nie­ miec. Przez osiemnaście lat toczył krwawe walki z Sasami, krusząc opór

i masakrując opornych wobec zmian. Po niepowodzeniach kampanii prze­ ciw Sasom w 782 roku z zimną krwią kazał ściąć 4500 saskich jeńców w Verden32. Nic dziwnego, że opór Sasów około 804 roku został przełama­ ny i Karol Wielki jako pierwszy od czasów Augusta wódz dotarł nad Łabę.

W 800 roku był już na tyle silny, że przybrał starożytny tytuł Imperator

Augustus. Papież Leon III koronował go w Bazylice św. Piotra podczas dra­ matycznej ceremonii w pierwszym dniu Bożego Narodzenia. Niezależnie od swej brutalności na polu bitew Karol Wielki okazał się

zdolnym administratorem popierającym rozwój sztuki i szkolnictwa. Dzie­ lił podbite tereny przygraniczne na okręgi administracyjne zwane mar­ chiami, którymi zarządzali lokalni możnowładcy- margrabiowie. Popierał zakładanie biskupstw na zdobytych obszarach i ustanowił Hamburg sie­ dzibą pierwszej diecezji na wschód od Łaby. Pod koniec panowania Karol Wielki zbudował nową linię obronną w Europie Środkowej, zwaną Limes Sorabicus, która skutecznie oddzielała chrześcijan od pogańskich Słowian. Biegła ona od Ratyzbony przez Erfurt wzdłuż Łaby po dzisiejszą Kilonię. Berlin nadal leżał ponad sto kilometrów poza tą linią, ale chrześcijaństwo

Historia, legenda i narodziny Berlina

51

było coraz bliżej. Najbliższy ośrodek tej religii znajdował się nad Łabą. Był to Magdeburg. Zbliżając się do Magdeburga, widać olbrzymią katedrę wyrastającą w centrum niewielkiego miasta z jej potężnymi wieżami górującymi nad wszystkim wokół. Budowla jedynie aluzyjnie wskazuje na rolę, jaką gród ten odegrał jako znak krańca chrześcijaństwa, jako warownia leżąca pomiędzy „Europą” a „dzikim” światem pogańskim. Podobnie jak Trewir w czasach rzymskich czy Berlin Zachodni w okresie zimnej wojny, Magdeburg stał się wizytówką nowej religii i miał jednocześnie olśniewać i zastraszać nie­ szczęsnych pogan ze wschodu. Samą katedrę, której początek dał niewielki romański kościół, uznawano za tak ważną, że wnuczka angielskiego króla Alfreda Wielkiego podarowała na jej rozbudowę 18 beczułek złota. Nawet w swym pierwotnym wcieleniu świątynia stanowiła bazę dla misjonarzy pragnących nawrócić na chrześcijaństwo nieoświeconych Słowian. Za czasów następców Karola Wielkiego Magdeburg nadal odgrywał rolę placówki granicznej, ale dopiero za rządów Henryka Ptasznika, panującego w latach 919-936, podjęto kolejną próbę przesunięcia granic chrześcijań­

stwa na wschód. Podobnie jak jego syn Otton I, Henryk uważał, że Magde­ burg powinien być głównym arcybiskupstwem „dla wszystkich ludów sło­

wiańskich pomiędzy Łabą a Soławą, ostatnio nawróconych lub tych, które

zostaną nawrócone”33, i ze swego pałacu w Górach Harzu nakazał utwo­ rzenie biskupstwa w Havelbergu oraz założenie Kwedlinburga i Mersebur-

ga. Pragnienie zbudowania nowych warowni nie było jedynie przejawem gorliwości religijnej: Henryk i jemu współcześni słusznie uważali, że świat Europy chrześcijańskiej jest stale zagrożony i podobne placówki mają za­ sadnicze znaczenie dla jego obrony. Rzeczywiście, w 845 roku Norwegowie spustoszyli świeżo założony Hamburg, a w 875 roku starli z powierzchni ziemi wielką armię sasko-turyńską na Pustaci Liineburskiej, natomiast Ma­

dziarowie z terenów Węgier, zwani „plagą Europy”, regularnie atakowali

tereny germańskie, docierając na północy aż do Bremy. Nowe osady ko­ ścielne były zakładane nie tylko jako ośrodki religijne, ale i jako warownie

mające strzec księstwo saskie przed najazdami Madziarów. Kiedy w 936

roku zmarł Henryk Ptasznik, jego syn Otton I, panujący do 973 roku, kon­

tynuował jego politykę i ekspansję na wschód. Było to widoczne podczas uroczystości wręczenia mu inwestytury jako księciu Saksonii: „Wynoszę

cię, Ottonie, wybrańcze Boga, wyznaczony przez Henryka, dotychczasowy książę, a teraz królu wszystkich prowincji. Przyj mij ten miecz, którym masz

52

Berlin. Metropolia Fausta

wyrzucić wszystkich wrogów Chrystusa, barbarzyńców i złych chrześcijan. Najwyższa władza nad całym imperium Franków została ci nadana mocą boskiego autorytetu, byś zapewnił pokój wszystkim chrześcijanom”34. Aż do tej pory słowiańscy Hawelanie nie doświadczyli rzezi ze strony

chrześcijan, ale w 948 roku okres pokoju gwałtownie dobiegł końca. Otton I przekroczył wówczas Labę i uderzył na ich stolicę Brennabor. Pogańska osada została zdobyta, słowiańscy obrońcy zabici, pogańskie miejsce kultu zrównane z ziemią, a na jego miejscu założono biskupstwo. Gród otrzymał nową nazwę Brandenburg. Brandenburg stał się centrum ruchu ewangelizacyjnego. Szybko wpro­ wadzili się tu chrześcijanie, wypierając miejscowych Słowian i pod groźbą miecza zmuszając ich do nawrócenia. Pod koniec swego panowania Otton zrealizował plan zdobycia terenów na wschodzie i dotarł do Odry, dzieląc podbite regiony na nowe marchie35. Obszar, z którego powstała Marchia Północna i w skład którego wchodziły tereny Hawelan i Szprewian, ciąg­ nął się od Łaby do Odry i od miasta Lausitz (poi. Barszcz) po linię rzek Łaba-Piana. Ponadto Otton pokonał ostatecznie łupieżczych Madziarów w bitwie na Lechowym Polu w 955 roku. Zwycięstwo to przyniosło mu taką sławę, że od tej chwili nazywano go Ottonem Wielkim. Jednak za­ miast chronić swe zdobycze na północy, Otton przeprowadził trzy odrębne wyprawy do Włoch i w 962 roku wkroczył do Rzymu. Został tam uroczy­ ście koronowany przez papieża wspaniałą, złotą i wysadzaną klejnotami koroną Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Zwycięstwo Ottona nie przynio­

sło upragnionego pokoju. Cesarz zmarł w 973 roku. Jego następca Otton II także nie kierował się na północ, lecz dalej podejmował próby wyrzucenia Greków i Saracenów z Włoch. W 982 roku poniósł upokarzającą klęskę z rąk muzułmanów na Sycylii. To znacznie go osłabiło i pozostawiło bez obrony nowo zdobyte ziemie na północy wraz z niedawno utworzonymi biskupstwami w Havelbergu i Brandenburgu. Właśnie wtedy uderzyli Sło­ wianie połabscy.

Słowianie w Marchii Północnej niechętnie odnosili się do napływu chrześcijan i do dziwnej nowej religii, która zakazywała oddawania czci bóstwom płodności i kultu sił natury. Co gorsza, nowi panowie zmuszali ich do składania danin na rzecz ośrodków niemieckiej religii, w razie od­ mowy ściągano je siłą. Kiedy Słowianie dowiedzieli się o druzgocącej klę­ sce Ottona II we Włoszech, postanowili chwycić za broń. Tak doszło do wielkiego powstania Słowian w 983 roku.

Historia, legenda i narodziny Berlina

53

Rewolcie przewodzili Hawelanie, którzy pragnęli odbić swą świętą sto­ licę Brennabor. Dzięki dobrze zorganizowanemu atakowi zdobyli miasto, splądrowali nowy kościół zbudowany przez Ottona i wymordowali chrze­ ścijańskich mieszkańców. Dwudziestego dziewiątego czerwca 983 roku zo­

stało zniszczone biskupstwo w Havelbergu, a niewielki kościół w Spandauer Burgu został zburzony trzy tygodnie później. Słowianie zabijali zakonników i osadników chrześcijańskich na terenie całej marchii. Do lipca większość niemieckich ośrodków została zrównana z ziemią, a chociaż ocalało kilku

biskupów, musieli się oni ukrywać, pozbawieni swych katedr i diecezji36. Pozostali mieszkańcy marchii wrócili do praktyk pogańskich. Ekspansja chrześcijaństwa w kierunku wschodnim została powstrzymana i Magde­ burg znowu stał się rzeczywistą granicą niemieckiego schrystianizowanego świata. Otton był załamany i zmarł w 983 roku, mając świadomość, że nie udało mu się wykonać najważniejszego zadania - obrony chrześcijaństwa przed pogaństwem. Nieszczęsnego cesarza pochowano w Bazylice św. Pio­ tra w Rzymie. Jednak mimo śmierci Ottona II Słowianie w Marchii Północ­ nej nadal byli zagrożeni. Pojawił się bowiem przywódca z zupełnie innych terenów, który niedawno przyjął chrzest i teraz gorliwie dążył do poszerze­ nia swojego panowania w imię Chrystusa. Tereny, którymi władał, leżące daleko na wschód od Szprewy i Haweli, nie należały do Niemców i wkrótce otrzymały nazwę Polska. Słowianie połabscy w rejonie Berlina znaleźli się tym samym między dwoma potężnymi siłami chrześcijańskimi. Rozpoczęła się rywalizacja o to, która ze stron podbije ich pierwsza. Przyjęcie chrztu przez Polskę miało olbrzymie znaczenie nie tylko dla Sło­ wian w okolicach Berlina, ale także dla dalszych dziejów całego regionu.

Istnienie dużego katolickiego królestwa na wschód od Niemiec ukształto­ wało na wieki historię Europy Środkowej. Niemcy mieli nadzieję, że schrystianizują całą północno-wschodnią Eu­ ropę, idąc na wschód od Magdeburga aż do Rusi Kijowskiej. W systemie

Ottońskim tworzenie ośrodków religijnych było nierozerwalnie związane z podbojem politycznym nowych terenów. Nagłe pojawienie się Polski po­ krzyżowało im plany. Początki dynastii Piastów nie są jasne, ale w trzeciej ćwierci X wieku władca Polski umacniał swą pozycję równie szybko jak książęta sascy na zachodzie. Pierwszy polski książę Mieszko I zdołał pod­

porządkować sobie znaczne tereny37. Niemcy, a zwłaszcza Otton I, stanęli przed poważnym problemem.

54

Berlin. Metropolia Fausta

Kiedy Otton I utworzył arcybiskupstwo w Magdeburgu w 961 roku, uważał je za bazę dla chrystianizacji całego rejonu od Saksonii po Ruś, co z kolei dałoby Niemcom kontrolę nad środkowo-wschodnią Europą. Mieszko się temu przeciwstawił. Nie tylko chciał powstrzymać Niemców

od mieszania się w jego sprawy, ale także pragnął powiększyć terytorium własnego państwa. Pierwszy polski historyczny władca był stosunkowo słaby w porównaniu ze swym potężnym saskim rywalem, musiał więc postępować ostrożnie. W pewnym momencie zdołał powstrzymać najazd, godząc się na przyjęcie niemieckich misjonarzy chrześcijańskich38. Jednak,

ku wściekłości Ottona, w 966 roku zrobił coś niewyobrażalnego. Zamiast przyjąć chrześcijaństwo z Niemiec, Mieszko zwrócił się do Czechów. Przyj­

mując chrzest z ich rąk, zapobiegł jednocześnie religijnej, administracyjnej i politycznej zależności Polski od Świętego Cesarza Rzymskiego. W ten sposób - ku niezadowoleniu Niemców - Polska wyłaniała się jako całko­ wicie niezależne i niepodległe państwo, które nigdy nie podporządkowało się niemieckiej wizji Drang nach Ostcn - koncepcji, zgodnie z którą Niemcy mają do spełnienia misję cywilizacyjną na wschodzie. Przez pewien czas wydawało się, że kompromis na tle religijnym po­ między Polską a Niemcami zostanie utrzymany. Nowy cesarz Świętego Ce­ sarstwa Rzymskiego Otton III, pół-Grek wychowany we Włoszech, uważał

własnych poddanych za dość prymitywnych i nie podzielał przekonania,

że Niemcy powinni dominować na wschodzie. Przeciwnie, był głęboko wstrząśnięty powstaniem Słowian i nieszczęsnymi wyprawami w latach dziewięćdziesiątych X wieku i chciał, by to Polacy nawrócili pogan na wschodzie, pod warunkiem, że przyłączą się do kontrolowanej przez niego konfederacji książąt chrześcijańskich. Inaczej niż jego poprzednicy miał wizję Europy zorganizowanej jako zhierarchizowane królestwo. Dyp­ tyk, namalowany w końcu X wieku, ukazuje go przyjmującego hołd od czterech ukoronowanych kobiet wyobrażających Germanię, Galię, Rzym i Sławonię (Słowiańszczyznę)39. Z życzliwością odnosił się do idei nieza­ leżności Polski i - co rozgniewało czołowych biskupów niemieckich - pla­ nował ufundowanie kilku kościołów, które nie podlegałyby niemieckiemu zwierzchnictwu. Taka wspaniałomyślność wobec Polski była czymś rzadkim w historii,

a w pewnym stopniu miała związek z wydarzeniem, które głęboko poruszy­ ło Ottona III. Ten pobożny cesarz przyjaźnił się z Adalbertem-Wojciechem, byłym biskupem Pragi. W 996 roku papież Grzegorz V wysłał go na misję,

Historia, legenda i narodziny Berlina

55

by nawrócił na chrześcijaństwo dzikie plemiona wschodnich Prusów. Pod­ czas podróży na północ został z wielkimi honorami podjęty przez nowego

polskiego władcę Bolesława Chrobrego, syna Mieszka I. Natychmiast do­ strzeżono to w Rzymie. Adalbert po dotarciu do Prus Wschodnich został zamordowany przez tamtejszych mieszkańców, niechętnych nowej religii. Polacy nie potraktowali tej śmierci obojętnie, ale wykupili jego zwłoki za znaczną ilość złota (odpowiadającą podobno wadze zabitego misjonarza) i ustanowili jego kult w Gnieźnie. Papież Sylwester II pod wrażeniem po­ bożności Chrobrego poczynił nadzwyczajne kroki, by Adalbert-Wojciech został kanonizowany, a Gniezno podniósł do rangi arcybiskupstwa, zakła­ dając też biskupstwa we Wrocławiu, Kołobrzegu i Krakowie. To właśnie po­ wstanie archidiecezji w Gnieźnie ostatecznie uniezależniło kościół w Polsce od zwierzchnictwa niemieckiego arcybiskupstwa w Magdeburgu. Polacy mieli teraz samodzielną administrację i przystąpili do chrystianizacji za­ chodnich Słowian z takim samym zapałem, jak czynili to Niemcy. Wielkie brązowe drzwi katedry w Gnieźnie przedstawiają króla Bolesława Chro­ brego udzielającego błogosławieństwa i towarzyszącego obrzędowi chrztu, podczas gdy jego wojowie stoją obok, gotowi ściąć każdego, kto sprzeci­ wi się przyjęciu nowej wiary40. Polska stała się znaczącym pełnoprawnym państwem chrześcijańskim. Adalbert-Wojciech odgrywał istotną rolę w stosunkach polsko-niemiec­

kich nawet zza grobu. W roku 1000 cesarz Otton III odbył pielgrzymkę do jego grobu, nie tylko, by oddać hołd swemu zamęczonemu przyjacielowi, ale także, by podkreślić, jakie miejsce powinna zająć Polska w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Nadzwyczajne przyjęcie zgotowane mu przez Bole­

sława i bogactwo polskiego dworu zrobiły na nim takie wrażenie, że - jak

zapisał kronikarz, mnich Gall Anonim - „zważywszy jego [Bolesława Chro­

brego] chwałę, potęgę i bogactwo, cesarz rzymski zawołał w podziwie: «Na koronę mego cesarstwa! to, co widzę, większe jest, niż wieść głosiła». [...] A zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, za chorągiew tryumfalną dał mu w darze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego, w zamian za

co Bolesław ofiarował mu ramię św. Wojciecha. I tak wielką owego dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa [...]’M1. Ku przerażeniu niemieckich prałatów Otton III uznał, że Polska nie powinna być księstwem lennym Świętego Cesarstwa Rzymskie­

go, lecz powinna być traktowana jako królestwo sąsiadujące z Niemcami -

56

Berlin. Metropolia Fausta

niemal równorzędny partner w federacji państw chrześcijańskich. Podczas swej wizyty Otton III mówił nie tylko o przyjaźni i współpracy między Niemcami a Polską, ale nawet o ewentualnym małżeństwie syna Bolesława, Mieszka II, ze swą siostrzenicą Judytą. Gdyby takie relacje jak między tymi dwoma władcami przetrwały, trud­

ne od dawna stosunki polsko-niemieckie wyglądałyby zupełnie inaczej, ale

tak się nie stało. Otton III zmarł w 1002 roku w wieku dwudziestu dwu lat, a jego następcą został Henryk II, zdecydowany przeciwnik silnego państwa polskiego. Pragnąc wzmocnić swoją pozycję przetargową w stosunkach z Niemcami, Bolesław wykorzystał zamieszanie po śmierci Ottona i zajął Miśnię i Łużyce. Henryk II był gotów się z tym pogodzić, jednak Bolesław nie poprzestał na tych zdobyczach i przyłączył także Czechy. Cesarz za­ żądał złożenia hołdu z tych ziem, Chrobry odmówił, Henryk II najechał więc jego państwo. Wojna trwała aż do 1018 roku42. Siła Polski została jeszcze bardziej nadwyrężona przez wielkie powstanie pogańskich Słowian w latach 1035-1037, które przyczyniło się do przeniesienia stolicy kraju do Krakowa43. Polsko-niemiecka rywalizacja znalazła wyraz w częstych zacię­ tych walkach wzdłuż granicy przebiegającej od Łużyc do Pomorza. Sporne tereny stale przechodziły z rąk do rąk; przez polskich władców określane były jako „polskie”, a przez cesarza i jego sojuszników jako „niemieckie”. Spory te znajdują swe odbicie jeszcze nawet w rozmaitych dziewiętnastoi dwudziestowiecznych niemieckich i polskich atlasach historycznych, któ­ re „przywłaszczają” sobie owe terytoria. W rzeczywistości większość tego obszaru, w tym ziemie wokół Berlina, należała wówczas do pogańskich Słowian i nie wchodziła w skład żadnego z dwóch państw44. Do XI wieku Słowianie uparcie trwali przy pasie ziemi wokół Berlina, mimo że stale zagrażali im Niemcy, kontrolujący teren nad Łabą na zachód od warowni Spandau i Kópenick, oraz Polacy, sprawujący zwierzchnictwo

na wschód od Odry. Był to fascynujący okres. Kupcy wędrowali z chrze­ ścijańskiego niemieckiego Magdeburga na wschód w kierunku pogańskich warowni Kópenick i Spandau, a potem ponownie wkraczali na ziemie chrześcijańskie, do Polski. Taka niezwykła sytuacja trwała ponad sto lat, czyniąc z rejonu Berlina jeden z ostatnich terenów w środkowej Europie podlegających chrystianizacji. Pogańscy Słowianie wciąż cudem pozosta­ wali przy życiu. Jednak chrześcijanie nie mogli tolerować takiej odizolo­

wanej wyspy pogaństwa w środku łacińskiej Europy, a ponadto ani władcy Polski, ani Niemiec nie zamierzali zaprzestać starań o tak cenny obszar.

Historia, legenda i narodziny Berlina

57

Ponadstuletni okres panowania Hawelan i Szprewian na tych ziemiach miał się niebawem skończyć na zawsze. Ostatecznie tereny te przypadły Niemcom. W początkach XII wieku cesarz Lotar III przeprowadził kampanię przeciwko Duńczykom i Słowia­ nom połabskim. Wysyłał rycerzy, którzy podbijali ziemie i zasiedlali tere­ ny w jego imieniu, i w 1134 roku przekazał Marchię Północną młodemu księciu z dynastii askańskiej, Albrechtowi Niedźwiedziowi45. Był to punkt zwrotny w dziejach Berlina. To właśnie on w końcu wydarł marchię z rąk pogańskich Słowian i przekształcił ją w część niemieckiego świata chrze­ ścijańskiego.

Albrecht Niedźwiedź był typowym reprezentantem młodych, szlachetnie urodzonych rycerzy, którzy szukali szczęścia na terenach pogańskich na krańcach Europy. Jego ojciec, hrabia Otto z Ballenstedt (Otto Bogaty), posiadał rozległe włości w Górach Harzu i w północnej Turyngii i było oczywiste, że jego syn pójdzie taką właśnie drogą pomnażania fortuny. Albrecht, zanim jeszcze skończył dwadzieścia lat, uczestniczył w kilku przygranicznych walkach ze Słowianami, a jego ambicją było jak najwięk­ sze rozszerzenie posiadłości, wszystko jedno, czy przez układy, czy podbój. W tym celu musiał werbować rycerzy. Rycerstwo było integralnym czynnikiem ekspansji średniowiecznej Europy. Wielu rycerzy kierowało się żądzą zdobycia ziemi, co - jak wia­ domo - przekładało się na potęgę dynastii (rodu). Jeśli im się powiodło i przeżyli wyczerpujące przejścia, mogli liczyć na majątek i lenno, na do­ brobyt i poważanie. To międzynarodowe bractwo pojawiło się najpierw we Francji, ale szybko rozprzestrzeniło się od Cypru po Węgry, od Włoch po

wschodnią Anglię - w gruncie rzeczy wszędzie tam, gdzie na obrzeżach Europy można było walczyć z poganami i zdobyć sławę. Kodeks rycerski obejmował wszystko, od nakazu gorliwej obrony Kościoła Chrystusowe­ go po dokładne reguły zachowania w stosunku do kobiet. Była to epoka Tannhausera i Parsifala, trubadurów i minnesingerów, co potem znalazło odbicie w legendzie romantycznej. Opowieści o tych mężczyznach podkreś­ lały ich dzielność, miłosierdzie i oddanie Bogu. Wielu rycerzy naprawdę

kierowało się szczerym pragnieniem zbawienia duszy, chociaż oczywiście

znaczna część dążyła głównie do zdobycia w walce nowych ziem. Jednak wszyscy mieli wspólny zbiór ideałów, tak trafnie ujętych w Pieśni o Rolan­ dzie: chrześcijanie są dobrzy, poganie są źli46. Rycerstwo miało naprawdę

58

Berlin. Metropolia Fausta

międzynarodowy charakter, według trzynastowiecznego świadectwa Kro­

niki Morci francuscy rycerze osiedlali się w Grecji; ci, którzy walczyli w Ir­ landii i Walii, otrzymywali tytuły od królów Anglii, a słowiańscy książęta na terenach wokół Berlina, w tym książę Barnim i panowie Wedel von Uchtenhagen, rekrutowali nawet niemieckich rycerzy dla wzmocnienia własnych sił47. Albrecht Niedźwiedź należał do grona licznych młodych możnowładców, którzy próbowali pozyskać takich właśnie wojowników, co mu się w znacznym stopniu udało. Albrecht zorganizował nadzwyczajną misję przeciwko Słowianom połabskim, łączącą znaczne siły ze sprytnym sojuszem z Kościołem, głównie z biskupem Anzelmem z Havelbergu i wpływowym arcybiskupem Wichmannem z Magdeburga. Obaj poparli jego starania i udzielili finansowego wsparcia niezbędnego do zwerbowania młodych rycerzy48. Typowe wezwanie z 1108 roku brzmiało: „Do panujących w Westfalii, Lotaryngii i Flandrii, by pomogli podbić terytorium Wenedów. Ci poganie są najgorszymi z ludzi, ale ich ziemie są najlepsze, obfitujące w mięso, miód i mąkę [...]. A więc: O Sasi, Frankowie, Lotaryngowie i Flamandowie, będziecie tam mogli zarówno zbawić swe dusze, jak i zdobyć bardzo dobre ziemie pod osadnictwo, jeśli taka będzie wasza wola”49. Albrecht miał wkrótce pod swym dowództwem rycerzy polskich, duńskich, niemiec­ kich, francuskich i flamandzkich i w 1147 roku pod hasłem Tod odcr Taufe (śmierć lub chrzest) zaczął torować sobie drogę w Brandenburgii i w kie­ runku południowym na tereny, które oficjalnie przeszły pod władzę arcy­ biskupa Magdeburga. Po latach krwawych walk doszedł w końcu do Odry i wkroczył dalej na Pomorze. Jednak jednym z jego największych sukcesów było ponowne zdobycie Brenny (Brennaboru, Brandenburga), pozostające­ go w rękach słowiańskich Hawelan od 983 roku.

Brandenburg stał się swego rodzaju symbolem podbojów chrześcijań­ skich rycerzy. Było im wygodnie zapomnieć, że jego początkiem była sło­ wiańska osada, i chcieli zemścić się za ponure dni, gdy poganie grasowali po mieście, mordując chrześcijan, demolując Ottońską katedrę Marienburg, w miejsce której wznieśli świątynię wielkiego trzygłowego bóstwa Trzy­ głowa (Triglawa), zmusili też biskupa do ucieczki do pobliskiego klasztoru w Leitzkau. W 1150 roku Albrecht odbił miasto i uwięził słowiańskiego księcia Przybysława-Henryka, zmuszając go do przyjęcia chrztu i złożenia obietnicy, że po jego śmierci właśnie on, Albrecht Niedźwiedź, obejmie po nim tron. Przybysław umarł w tym samym roku, został pochowany

Historia, legenda i narodziny Berlina

59

w kaplicy zamkowej, a Albrecht zajął miasto. Jednak nie było to łatwe zwycięstwo. Przywódca Słowian Jaksa z Kopanicy, który już wcześniej

przeszedł na chrześcijaństwo pod wpływem polskiego Opata z Lubiąża, uważał, że jako siostrzeniec Przybysława-Henryka to on, a nie Albrecht, powinien objąć Brandenburg we władanie. Jaksa był bystrym politykiem jako pierwszy uwiecznił swój wizerunek na monetach bitych w rejonie Ber­ lina (srebrne brakteaty z 1150 roku). Przedstawiały go w pozycji siedzącej w warowni w Kopanicy, z gigantycznym mieczem w dłoni i w hełmie na głowie50. Jaksa zebrał własne wojsko, składające się głównie z polskich oddziałów, i w 1154 roku odebrał Brandenburg Albrechtowi. Dopiero po trzech latach krwawych walk, w 1157 roku, Albrecht zdołał wyrwać miasto z rąk popieranego przez Polaków słowiańskiego księcia. Było to ostateczne zwycięstwo, które Niemcy uznali za „moment narodzin Marchii Branden­ burskiej”. Henryk z Antwerpii był świadkiem uroczystości 11 czerwca i na­ pisał w swym Tractatus de captione urbis Brandenburg: „Tak więc w Roku Pańskim 1157 po narodzeniu Chrystusa Margrabia, z łaski Boga, objął jako zdobywca w posiadanie miasto Brandenburg i wkraczając do niego tryum­ falnie z wielkim orszakiem, wzniósł do góry sztandar i oddał należyty hołd Bogu, który dał mu zwycięstwo nad jego wrogami”51. Albrecht Niedźwiedź przyjął tytuł margrabiego, a miasto zostało pierwszą stolicą Marchii Bran­

denburskiej, caput marchionatus Brandenburgensis52. Wkrótce otrzymało rangę miasta rezydencjonalnego, w którym znajdował się pałac władcy.

Albrecht dostał tym samym wystarczającą nagrodę za dwadzieścia trzy lata

walk i zabiegów dyplomatycznych i nie był już tylko zwykłym rycerzem, ale stał się potężnym niemieckim panem. Zajęcie Brandenburga złamało potęgę słowiańskich książąt z plemienia Hawelan i miało wielki wpływ na przyszłość terenów wokół Berlina. Twier­

dza Spandau przeszła na własność Albrechta; pierwsze tamtejsze pochówki chrześcijańskie pochodzą z 1150 roku, a pierwszy władca zdobytych obsza­ rów z dynastii askańskiej, wnuk Albrechta, margrabia Otto II, objął te tere­

ny ostatecznie w 1197 roku. W 1241 roku margrabia Jan I Askańczyk przejął od Wettinów, margrabiów Miśni, twierdzę Kópenick wraz z innymi ziemia­ mi należącymi do Szprewian i wybudował tam nową warownię, która stała

się ważnym ośrodkiem administracyjnym. Jan był zażartym wojownikiem i rozszerzył swe panowanie na wschód, zagarniając nawet Gdańsk Polakom na lata 1266-1271. Był to pierwszy z wielu polsko-niemieckich konfliktów

o to miasto. Do 1319 roku następcy Albrechta askańskiego objęli władzę

60

Berlin. Metropolia Fausta

nad obszarem ciągnącym się ponad 300 kilometrów na wschód od Łaby. Ziemie wokół Berlina stały się integralną częścią Niemiec.

Pełnia średniowiecza to okres niezwykłych przemian i kolejnych ruchów ludności w całej Europie, gdy niezliczone rzesze ludzi przemieszczały się na nowe tereny, często leżące o tysiące kilometrów od ich pierwotnych siedzib53. Osadnicy zajmowali ziemie Celtów, wybrzeża Morza Śródziemnego,

obszary nad Odrą, wędrowali z Anglii do Irlandii, z Saksonii do Inflant, ze Starej Kastylii do Andaluzji, przekształcili Półwysep Iberyjski z teryto­ rium muzułmańskiego w chrześcijańskie. Jednak ze wszystkich dwunastoi trzynastowiecznych migracji właśnie kolonizacja na prawie niemieckim ziem na wschód od Łaby miała największe znaczenie; była tak intensywna, że pod koniec XIII wieku większość środkowej i wschodniej Europy, do linii od Estonii po Karpaty, zamieszkiwali niemieccy chłopi, kupcy, górni­ cy, rzemieślnicy, duchowni i przedstawiciele możnowładztwa. Kulminacją był podbój Inflant przez zakon kawalerów mieczowych i Prus Wschodnich przez zakon niemiecki, czyli przez krzyżaków. Nowo przybyli tak grun­ townie zmienili wschód, jak Normanowie odmienili Anglię po najeździe w 1066 roku, i po kilku pokoleniach wiele osób doszło do przekonania, że ziemie te były „od zawsze” niemieckie. Pierwsi osadnicy na nowych terenach to często przedstawiciele Kościoła. Poganie na ogół niechętnie przyjmowali chrzest i ich enklawy przetrwały

jeszcze przez wieki. Misjonarz Bożo, pierwszy biskup Merseburga, przetłu­ maczył Kyrie eleison na słowiański, by modlitwa mogła być zrozumiała dla Słowian, ale ci, „będący bluźniercami, drwiąco zmienili to na własne słowo

oznaczające olszynę w zagajniku”54. Jednak zmiana słów Kyrie nie zdała się na nic i poganie wkrótce przeżyli prawdziwą rewolucję kulturalną. Ośrodki kościelne okazały się znacznie silniejsze, niż sądzili poganie.

Otrzymywały duże nadania ziemskie i były obdarzane królewskimi swo­ bodami pod warunkiem, że ściągały podatki i pozostawały lojalne wobec władcy. Chrystianizacja nowych terenów była związana z rozprzestrze­ nieniem się nowych budowli kościelnych i wiele miast może dopatrywać się swoich początków w fundacji klasztorów czy biskupstw. Ich wpływ był trudny do przecenienia. To właśnie one zaszczepiły rzymskie wzorce cywilizacyjne na tych obszarach, to one kulturę słowa mówionego zmie­ niły w kulturę słowa pisanego; przyniosły na wschód zachodni model

Historia, legenda i narodziny Berlina

61

sztuki i literatury, nauczały gramatyki i retoryki, arytmetyki i geometrii, muzyki i astronomii, a także praktycznych umiejętności w rodzaju budowy fortyfikacji miast i organizacji targów. Przemiana Marchii Brandenburskiej w część nowoczesnej Europy zaczęła się przede wszystkim od przybycia na

te tereny wielkich zakonów katolickich. Pierwsi zjawili się norbertanie (premonstratensi), wysłani przez św. Nor­ berta z Magdeburga. Ich druga nazwa wywodzi się od macierzystego klasz­ toru w Premontre koło Laon w północnej Francji. Zakonnicy tej reguły uważali za swój obowiązek iść między pogan i nawracać ich dzięki mo­ dlitwie, wysłuchiwaniu spowiedzi i udzielaniu sakramentów. Byli często pierwszymi chrześcijanami, z którymi stykali się Słowianie w dalszych rejonach Marchii Brandenburskiej. W XIII wieku wsparli ich cystersi z po­ wstałego w 1098 roku opactwa w Citeaux w Burgundii. Cystersi odnieśli szczególne sukcesy, bo traktowali nawracanie pogańskich Słowian jako prawdziwą świętą wojnę, inne wydanie krucjat. Niektórzy twierdzą, że naj­ bardziej wpływowym człowiekiem w Europie w pierwszej połowie XII wie­ ku nie był ani papież, ani cesarz niemiecki, ale słynny opat cysterski Ber­ nard z Clairvaux. Przekonał on papieża, by nagrodził chrześcijan walczą­ cych z poganami na północy takimi samymi przywilejami i odpustami, jakie mieli zagwarantowane uczestnicy wypraw krzyżowych na południu55. Cystersi mogli czasem wybierać odosobnione zalesione miejsca pod bu­

dowę swych klasztorów, ale i tak stanowili część bardzo wyrafinowanej organizacji, która kontrolowała większość Europy. Każdy klasztor był ele­ mentem współzależnej sieci domów zakonnych, rozciągającej się od Irlandii po Norwegię i Polskę i krzewiącej wszelkie nauki od przykazań religijnych po czytanie i pisanie. Cystersi stworzyli tę sieć, przyjmując nadania ziemskie, często o powierzchni około 180 tysięcy akrów (6000 łanów), gdzie bu­ dowali klasztory i osuszali ziemie. Potem zakładali wieś, sytuując domy po dwóch stronach prostej drogi, z polami podzielonymi na prostokątne kwartały. Wiele miast wokół Berlina zawdzięcza swe powstanie zakonowi.

Są wśród nich: Heiligengrabe, Chorin - w którym w 1273 roku wzniesiono

pierwszy w Marchii Brandenburskiej ceglany klasztor - i Lehnin, w którym piękny klasztor z czasów Ottońskich stał się miejscem pochówku członków

dynastii askańskiej, i to właśnie Lehnin przez pewien czas było najzamoż­ niejszym miastem marchii56. Cystersi nie byli jedynym zakonem, który odegrał istotną rolę w dziejach

Marchii Brandenburskiej. Działali tam również franciszkanie i dominikanie,

62

Berlin. Metropolia Fausta

a miasto Angermimde wyrosło wokół klasztorów franciszkańskich, któ­ re pozostawały pod opieką margrabiów Brandenburga. Zakony stworzy­ ły liczne okręgi administracyjne, które przetrwały do naszych czasów; na przykład w 1344 roku wielki mistrz zakonu joannitów poprosił Johannesa Reichego o założenie osady o nazwie Marienfelde, która jest dziś częścią Berlina. Reiche dostał tę posiadłość w dzierżawę wieczystą na mocy poro­ zumienia, że będzie tam sprawował rządy w imieniu Kościoła. Panuje jed­ nak mylny pogląd, że zakony i rycerze chcieli zetrzeć pogan z powierzchni ziemi albo, jak stwierdził jeden z komentatorów, dokonywali „pierwszego lokalnego Holocaustu”57. Nie ma wątpliwości, że w pierwszej fali chrzty były często przeprowadzane brutalnie, ale twierdzenie, że rycerze „toczyli coś podobnego do dwudziestowiecznej wojny, w którą wpisana była ekster­ minacja”, jest nieprawdziwe: po podboju danego regionu nowy władca sta­ rał się zapewnić miejscowej ludności odpowiednie warunki do życia i pracy, gdyż było to w jego interesie gospodarczym58. Jest to szczególnie prawdzi­ we w odniesieniu do Marchii Brandenburskiej, gdzie zachęcano Słowian do pozostania, o ile przejdą na chrześcijaństwo. Większości Wenedów pozwo­ lono zachować własny język; Otton I władał nawet obydwoma językami, zarówno niemieckim, jak i słowiańskim. Małżeństwa między Niemcami a Słowianami nie były niczym nadzwyczajnym. Ród baronów von Plotho z Kyritz (Korzycy) może szukać swych przodków wśród książąt słowiań­ skich, bo na szesnaście małżeństw zawartych przez potomków Albrechta Niedźwiedzia połowa żon pochodziła z plemienia Wenedów59. Pewne grupy Wenedów osiadły w osobnych wioskach, z których część, jak te w Spreewaldzie, przetrwały do XX wieku z własną nietkniętą kulturą60. Dla Albrechta problemem nie było to, że jego poddani są Słowianami, lecz że jest ich zbyt mało. Potrzebował osadników, by dany teren dobrze się rozwijał. Podobnie jak inni polityczni i religijni przywódcy, Albrecht Niedźwiedź wysyłał swoich przedstawicieli, zwanych zasadźcami (locatorami), by po­ zyskać ludzi chętnych do osiedlenia się w jego księstwie. Ci nowi osadnicy nie zawsze byli pochodzenia germańskiego, przeciwnie, tysiące wywodziły się z bardziej zaludnionych części zachodniej Europy. Przybywali skuszeni brakiem obciążeń feudalnych, jakich doświadczali tam, gdzie mieszkali

dotychczas. Wysłannicy Albrechta jeździli „do Utrechtu i nad Ren, szcze­ gólnie do ludzi żyjących niedaleko oceanu i cierpiących z powodu siły mo­ rza, czyli mieszkańców Holandii, Zeelandii i Flandrii, i przywieźli wielu z nich, a on [Albrecht] osadził ich w warowniach i miastach Słowian”61.

Historia,

legenda i narodziny

Berlina

63

W swym dziele Kronika Słowian, napisanym w 1170 roku, Helmold z Bo-

zowa opisał, w jaki sposób władcy uczestniczyli w podobnych kampaniach

„rekrutacyjnych”: graf Adolf II, który podbił wschodni Holsztyn w latach czterdziestych XII wieku, rozesłał posłańców po całym terenie, „to znaczy do Flandrii, Holandii, Utrechtu, Westfalii i Fryzji, mówiąc, że jeśli komuś brakuje ziemi rolnej, powinien wraz z rodziną przybyć i zająć ten dobry rozległy obszar, urodzajny, obfitujący w ryby, mięso i paszę”62. Flamandowie, Holendrzy i Frankowie byli wynagradzani za umiejętności osuszania bagien i wiele miast Marchii Brandenburskiej właśnie im zawdzięcza swe powstanie. Flamandowie pozostawili po sobie ślad w nazwiskach takich jak Flaming czy w nazwach wsi jak Flemmingen, nazywanych tak na cześć trzynastowiecznego biskupa Ermlandu Henryka Fleminga z Flandrii; Duń­ czycy dali nazwę miejscowości Dannenwalde, Holendrzy - Neuholland, a przybysze znad dolnego Renu założyli Rheinsberg. Tak jak żyjący wiele stuleci później kolonizatorzy Ameryki Północnej, średniowieczni osadnicy byli twardzi i ciężko pracowali. Ruszali do lasów lub na bagna, wycinali drzewa, osuszali i uprawiali ziemię, wprowadzając system trójpolówki i po­ sługując się nowym typem ciężkiego pługa, hodowali drzewka owocowe, winorośl i zwierzęta gospodarskie. W Cronica principum Saxonie ród Al­

brechta był sławiony za swe dokonania na tym terenie: [...] otrzymali ziemie wraz z Barnim, Teltow i wieloma innymi od pana

Barnima z Pomorza i zakupili Uckermark aż do rzeki Weise [...]. Zbu­

dowali Berlin, Strausberg, Frankfurt, Neue Angermunde, Stolpe, Liebenwalde, Stargard, Neue Brandenburg i wiele innych miejscowości, w ten sposób zmieniając pustkowia w uprawne tereny, mieli obfitość dóbr wszelkiego rodzaju63.

Szacuje się, że w latach 1134-1320 dynastia askańska sprowadziła do mar­ chii ponad 200 tysięcy ludzi. Właśnie w tym czasie szlaki handlowe, które

przechodziły obok obronnych warowni Kópenick i Spandau, przesunęły się

delikatnie, by przeciąć Szprewę w okolicach Berlina. Dzięki temu narodziło się miasto.

Berlin został założony pod koniec XII wieku, chociaż nie ma jednoznacz­

nej daty jego powstania. Sama sprawa „założenia” nie jest jasna, bo miasto wchłonęło o wiele starsze osady jak Spandau, Kópenick, Lutzów

64

Berlin. Metropolia Fausta

(Charlottenburg) i Teltow. Berlin nie powstał jako pojedyncza osada, ale składał się z dwóch odrębnych jednostek, zwanych Berlin i Cólln, poło­ żonych po obu stronach Szprewy w jej najwęższym miejscu64. Po latach

Niemcy z NRD używali tego argumentu, próbując usprawiedliwić podział miasta murem; twierdzili, że Berlin „od zawsze” dzielił się na dwie czę­ ści65. Rzeczywiście, nie było nic dziwnego we współistnieniu dwóch bli­ skich osiedli i wiele miast marchii, w tym Poczdam i Brandenburg, miały też takie początki, podobnie jak wiele innych wielkich metropolii europej­ skich. Paryż u swego zarania dzielił się na trzy części, z których osada na lewym brzegu Sekwany była osadą z czasów rzymskich; Praga także skła­ dała się najpierw z dwóch osad, połączonych w XII wieku mostem Judyty (zastąpionym w XIV wieku przez wspaniały most Karola IV), Buda i Pest zaś zostały połączone zaledwie przed stuleciem. W wymiarze historycz­ nym dwie osady tworzące Berlin połączyły się w całość dość wcześnie66. Jednak najistotniejszym czynnikiem wpływającym na rozwój obu miast była kontrola nad ruchliwą przeprawą przez Szprewę przed jej ujściem do Haweli, w miejscu, gdzie łatwo dostępne płaskowyże Barnim i Teltow leżą w odległości zaledwie 5 kilometrów jeden od drugiego67. Słowianie uznali to miejsce za zbyt eksponowane i narażone na niebezpieczeństwa, ale w XII wieku rejon ten był raczej spokojny, a liczne jeziora i bagna, które wcześniej chroniły słowiańskie warownie, teraz utrudniały wymianę dóbr. Berlin od samego początku rozwijał się dzięki handlowi.

Wiele napisano na przestrzeni lat o Berlinie jako mieście w pewien spo­ sób predestynowanym do odegrania kluczowej roli w Prusach, a potem w polityce całych Niemiec. Nie jest to jednak prawdą. Przez wiele stuleci

Berlin i Cólln pozostawały małymi handlowymi miastami o niewielkim znaczeniu w porównaniu z tak kwitnącymi wówczas ośrodkami jak Augs­ burg czy Norymberga. Berlin leżał zbyt daleko na północ od wielkiego szla­ ku handlowego wiodącego z zachodu na wschód, od podnóża Gór Harzu przez Turyngię, więc stanowił jedynie ewentualny przystanek dla kupców podróżujących z Magdeburga i Brandenburga w kierunku Frankfurtu nad Odrą, Lubiąża i Kijowa. Pierwsza znacząca zmiana w statusie Berlina na­ stąpiła w związku z wyraźnym ożywieniem handlu w rejonie Bałtyku68. Germanie handlowali tam już przed 1000 rokiem, ale dopiero dwu-

nastowieczna eskpansja na wschód doprowadziła do gwałtownego wzro­ stu różnorakiej aktywności w całym rejonie Morza Bałtyckiego. W 1241 roku Lubeka i Hamburg zawarły sojusz dla ochrony tras handlowych od

Historia, legenda i narodziny Berlina

65

wybrzeży Bałtyku po Morze Północne, a umowa ta stała się zalążkiem wielkiej Ligi Hanzeatyckiej69. Do 1370 roku 77 miast, w tym wszystkie

znaczące ośrodki miejskie północnej Europy, jak Kolonia, Brandenburg, Ryga i Brunszwik, zostało jej członkami. Wymiana handlowa obejmowała trasy od Londynu po Rosję. Berlin przystąpił do ligi znacznie później i po raz pierwszy jako jej formalny członek był wzmiankowany w 1359 roku. Towary przewożono drewnianymi statkami zwanymi kogami, mierzącymi często ponad 30 metrów długości. Do 1368 roku z portu w Lubece co­ rocznie wypływało 700 takich statków. Rozwój handlu w rejonie Bałtyku spowodował także ożywienie handlowe południe-północ, powstały nowe trasy przez Alpy po Norymbergę, a stamtąd przez Teltow i Barnim do Ber­ lina i dalej na północ. Najważniejszym partnerem handlowym Berlina był Hamburg. Towary transportowano drogą wodną Szprewa-Hawela-Łaba, co stanowiło część trasy do Odry i Morza Bałtyckiego. Najwięksi berlińscy kupcy jak Thilo von Hameln handlowali dobrej jakości „berlińskim żytem” i drewnem dębowym, wysyłanym barkami do Hamburga, a z powrotem płynęły do Berlina śledzie i suszone dorsze z wybrzeży Bałtyku; żelazo pochodziło z Turyngii, wykwintne tkaniny z Flandrii, natomiast z rejonu Morza Śródziemnego i z Orientu sprowadzano szafran, cynamon, imbir,

figi, oliwę i inne przyprawy. Wino kupowano w północnych Włoszech, Hiszpanii, Grecji i w rejonie nad Renem i Mozelą. Innymi słowy, na tych długich szlakach handlowano wszystkimi rodzajami towarów, od ryżu po broń. Lokalne artykuły także odgrywały istotną rolę, piwo z Berlina zy­

skało sławę w Hamburgu i Lubece; stale rosły obroty ze sprzedaży miodu,

wosku, pierza, skór, kożuchów, wełny, smoły, cyny i mosiądzu. Do połowy XIII wieku specjalne umowy handlowe objęły całą Europę, a w marcu 1252 roku hrabia Holandii Wilhelm I stworzył tak dogodne wa­

runki do handlu między Niderlandami a Berlinem, że wielu miejscowych kupców jeździło do Gandawy, Utrechtu i innych miast Flandrii podobnie

jak wcześniej do Hamburga, Lubeki, Liineburga i Szczecina. W tym samym

roku berlińczycy otrzymali przywilej kontroli opłat Landeshcniichen Zollstatten, a gildia w Stendal udzieliła im oraz mieszkańcom Brandenburga i Prenzlau zwolnienia z cła płaconego normalnie od większości towarów, w tym od wspaniałego flamandzkiego sukna. Nowe prawo brandenburskie

dawało mieszkańcom miast możliwość organizowania targów i zapewnia­

ło im wolność osobistą. Pod koniec XIII wieku Berlin stał się niezależnym

miastem - wyjątkową instytucją w średniowiecznej Europie.

66

Berlin. Metropolia Fausta

Stare niemieckie powiedzenie brzmi: Stadt Luft machtfrci - „miejskie powietrze czyni wolnym”. W XIII wieku w całej Europie rozwinęły się małe obwiedzione murami społeczności z własnym zarządem, odseparowane od istniejącego poza nimi opresyjnego świata feudalnego. Przekraczając bramy miasta, przechodziło się spod jurysdykcji księcia, króla czy biskupa władają­ cego na danym terenie w obręb niezależnej wspólnoty; czy było się chłopem pańszczyźnianym, czy rycerzem, jeśli mieszkało się w mieście rok i jeden dzień, automatycznie stawało się jego wolnym obywatelem. Mieszczanie mieli własne targi i rady miejskie, a centrum miasta nie był pałac, lecz ry­ nek z ratuszem. Potężne cechy średniowieczne kontrolowały wszystko, od cen towarów po ich jakość, od liczby pracowników w danym warsztacie po godziny pracy, a specjalni inspektorzy regularnie sprawdzali miasta takie jak Berlin, by upewnić się, czy rzemieślnicy nie reklamują swoich artykułów w niedozwolony sposób, nie sprzedają ich po zaniżonej cenie albo nie han­ dlują zagranicznymi towarami poza wielkimi jarmarkami organizowanymi w całej Europie. Wspaniałość pieczęci cechu szewców, złotników czy kraw­ ców oznaczała jednocześnie surowe przepisy i drobiazgowe ograniczenia, takie jak na przykład w mieście Beeskow (Bezkow), gdzie zgodnie z pra­ wem jedynie Niemcy mogli być członkami cechu i przewidywano grzyw­ ny za złamanie cechowych regulacji, za noszenie niewłaściwych ubrań, za sprzedawnie towarów w niewłaściwym dniu czy za lichwę. Ustanowienie tych przepisów było możliwe, bo zostały wymyślone i wprowadzone przez samych mieszczan; królowie czy biskupi godzili się na rozmaite przywileje miast, bo mieli korzyści z dochodów z han­ dlu70. Wraz ze wzrostem pomyślności i dobrobytu powstawały wielkie rody mieszczańskie i chociaż te z Berlina nie mogą się równać z takimi europejskimi patrycjuszami jak Fuggerowie, Medyceusze czy Blankenfeldowie, to Rathenowowie czy Reichesowie (Rykesowie) doszli także do olbrzymiego znaczenia71. Tworzyli nowe dzielnice, na przykład rodzina Reichesów założyła Rosenfelde (dziś Friedrichsfelde), Steglitz wywodzi swą nazwę od mieszkającego tam niegdyś rycerza o tym imieniu; także wiele ulic i sąsiednich wsi nosi nazwy od nazwisk swych założycieli. Coraz większa kontrola patrycjuszy nad Berlinem znalazła wyraz w dokumencie z 10 kwietnia 1288 roku, napisanym przez Nikolausa von Lietzen, Johanna von Blankenfelde i innych możnych, którzy gwarantowali berlińskim kraw­ com prawo utworzenia własnego cechu pod warunkiem, że będą przestrze­ gać nałożonych przez te rody przepisów - czyli Berlin ofiarowywał swym

Historia, legenda i narodziny Berlina

67

mieszkańcom ochronę w zamian za posłuszeństwo72. Mieli oni szczęście, bo byli naprawdę „wolni” w porównaniu z biednymi chłopami zmuszonymi wieść żywot poza murami miasta. Wzrost dobrobytu pociągał za sobą rozwój budownictwa, a pierwszymi trwałymi murowanymi budowlami w Berlinie były kościoły. Pozostałości dwóch trzynastowiecznych bazylik romańskich znajdują się pod funda­ mentami kościołów św. Mikołaja i św. Piotra, obok ponad 90 wczesno­ średniowiecznych pochówków. Najstarszą berlińską świątynią był kościół św. Mikołaja, którego budowę - ze zwykłych szarych otoczaków - rozpo­ częto w 1230 roku. Potem, u schyłku gotyku, przebudowano go na kościół halowy. Natomiast kościół św. Piotra powstał około 1250 roku, sąsiedni kościół Mariacki (Marienkirche) wraz z Nowym Rynkiem zaczęto budo­ wać około 1270 roku, a przebudowano po wielkim pożarze z 1380 roku. Zakony miały decydujące znaczenie w powstawaniu miasta: franciszkanie zjawili się tu w 1250 roku, klasztor dominikanów założono w 1297 roku w miejscu, w którym dziś znajduje się wielka katedra, templariusze zaś po­ stawili swój klasztor w południowej części Cólln, dając nazwę dzisiejszemu Tempelhof. To właśnie zakony zbudowały pierwsze szpitale w Berlinie: Heliggeistspital przy Bramie Spandau założono w 1250 roku, Georgenspital Dom dla Trędowatych umieszczono na zewnątrz Bramy Oderberg, czyli na skraju dzisiejszego Alexanderplatz. Pierwsze mury miejskie z otoczaków sięgające wysokości dwóch metrów zaczęto wznosić w 1247 roku, a przeci­ nały je bramy: Stralau, Oderberg, Spandau, Teltow i Kópenick. W 1256 roku Berlin i Cólln zostały połączone zaporą przy miejskim młynie, spiętrzającą wodę i kontrolującą jej przepływ. Po powstaniu tamy

przeprawa przez rzekę była łatwiejsza. W 1307 roku oba miasta złączyły

się formalną unią, a na Lange Briicke (Długim Moście) wzniesiono nowy ratusz, więc obradujący rajcy byli właściwie zawieszeni między dwiema osadami. Margrabia Brandenburgii nie przeniósł się do Berlina. Wołał po­ zostać w o wiele wygodniejszym i okazalszym zamku Spandau, ale w mie­ ście miał swego przedstawiciela, zwanego Schultheiss, po raz pierwszy mia­ nowanego w 1247 roku73. (Nazwę Schultheiss nosi jeden z najsłynniejszych

gatunków berlińskiego piwa). Miasta miały własne pieczęcie, najstarsza jest z 14 lipca 1253 roku i została ustanowiona wspólnie przez margrabiów Brandenburgii Jana I i Ottona III. Przedstawia orła Cólln na tle wielkiej

bramy prowadzącej do miasta i trzech wież. Sekretsiegel, druga berlińska

pieczęć z wizerunkiem niedźwiedzia, pochodzi z 1338 roku. Niedźwiedź

68

Berlin. Metropolia Fausta

ukazany jest raczej jako dzika bestia z wyciągniętymi pazurami, krocząca

na skos tła i ciągnąca na smyczy przyczepionej do szyi małego cóllneńskiego orła. W 1369 roku margrabia berliński Otto nadał miastu prawo bicia monet, które miały być środkiem płatniczym w „Berlinie, Cólln, Frank­ furcie, Spandau, Bernau, Eberswaldzie” i innych miejscowościach74; dzięki temu Berlin stał się finansowym centrum Marchii Brandenburskiej. Pomimo takich sukcesów Berlin nie był wcale dużym miastem; w grun­ cie rzeczy wszystkie miasta marchii, w porównaniu z resztą Europy, były zapóźnione i prymitywne75. Nieliczne berlińskie kościoły były niewielkie i nie robiły wrażenia. Nie istniały tam wielkie reprezentacyjne budowle charakterystyczne dla danej epoki; nie było niczego tak wspaniałego jak Notre Damę, opactwo westminsterskie, wiedeńska katedra św. Stefana, praski most Karola czy katedra w Magdeburgu. Miasto nie miało także okazałych murów czy ozdobnych budowli publicznych. Czternastowieczny Berlin-Cólln obejmował skromne 70 hektarów powierzchni i liczył około 1000 domów, podczas gdy w Paryżu, Wiedniu, Florencji czy Genui miesz­ kało 80 tysięcy ludzi, a w Londynie prawie 35 tysięcy, co czyniło go naj­ większym miastem w Anglii76. Berlin nie mógł też konkurować z takimi wielkimi ośrodkami sukiennictwa jak Gandawa czy Arras ani z portami jak na przykład Brugia czy Genua. Pozostawał w tyle we wszystkich dzie­ dzinach, od przedsiębiorczości po rozwój kultury i sztuki. Czternastego sierpnia 1319 roku zmarł margrabia Waldemar, na którym skończyła się dynastia askańska, rządząca Marchią Brandenburską od czasów Albrechta Niedźwiedzia. Berlin stracił swych potężnych patronów. Ród wywodzący się od Albrechta nie miał naturalnych dziedziców czy spadkobierców tytułu, więc osierocona marchia przeszła w ręce margra­ biów z domu Wittelsbachów i Luksemburgów. W przeciwieństwie do Askań-

czyków rody te nie były zainteresowane rozwojem tego obcego dla nich terytorium; chętnie czerpały stąd dochody na finansowanie własnych pań­ stewek, podnosząc podatki i grzywny. Pozbawiona ochrony marchia stała się wkrótce łatwym łupem dla plądrujących ją wojsk i band. W latach trzy­ dziestych XIV wieku najeżdżały ją polskie i litewskie wojska, a w 1349 ro­ ku duński „margrabia” Waldemar Fałszywy twierdził, że wraca z Ziemi Świętej i jest spadkobiercą dynastii Albrechta Niedźwiedzia. Kiedy zaprze­ czono jego prawom, zaatakował marchię, paląc liczne wsie w walkach z od­ działami Wittelsbachów.

Historia, legenda i narodziny Berlina

69

Nie było to jedyne nieszczęście, które dosięgło dopiero co kształtują­ ce się miasto. W 1348 roku na całą Europę spadła czarna śmierć, która rok później dotarła także do marchii. Ludzie zaczynali nagle pokrywać się czarnymi plamami na dłoniach lub pod pachami i w kilka dni później umierali w męczarniach. Od morowego powietrza zmarła jedna dziesiąta ludności Berlina, a jeszcze więcej zachorowało na grypę, ospę i tyfus. Czar­ na śmierć wywołała pierwsze pogromy w historii Berlina. Żydzi od dawna odgrywali znaczącą rolę w tym rejonie; handlowali tutaj już w okresie Sło­ wian połabskich. Pierwsze znane groby żydowskie pochodzą z 1244 roku, a berlińska gmina żydowska powstała oficjalnie w 1295 roku. Żydzi i Włosi w dużym stopniu kontrolowali działalność bankową i pożyczkową. Ta ich długa obecność w mieście nie powstrzymała prześladowań i po wybuchu zarazy berlińczycy zaczęli oskarżać Żydów o zatruwanie studni. Ujawniła się dzika nienawiść; Żydów wściekle atakowano na ulicach i w domach. Wielu z nich przeniosło się na pewien czas na chronioną uliczkę w pobliżu dzisiejszej Klosterstrasse, która na noc była zamykana wielką żelazną bra­ mą. Stawiano ich przed sądami i publicznie skazywano za ich „zbrodnie”. Tego typu gwałty nie były oczywiście specyfiką Berlina - ponad 300 ży­ dowskich wspólnot zostało wówczas zniszczonych w całej zachodniej Eu­ ropie. Wielu Żydów uciekło na wschód, szczególnie do bardziej tolerancyj­ nej Polski, gdzie aż do drugiej wojny światowej żyła największa żydowska społeczność w Europie77. Pierwsza fala antysemityzmu w Berlinie opadła 6 lipca 1354 roku, gdy margrabia przywrócił Żydom prawo osiedlania się w mieście i ufundował żydowską szkołę i synagogę. Jednak nieszczęścia tego stulecia jeszcze się nie skończyły. W 1376 roku Berlin został nawiedzony przez inny z kataklizmów średniowiecznej Euro­ py - pożar. Kolejny „Wielki Ogień” wybuchł w 1380 roku i zniszczył więk­ szość miasta. Wszystkie kościoły zostały zrównane z ziemią, po ratuszu oraz wczesnych dokumentach i zapiskach z historii Berlina pozostały tylko zgliszcza. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego tak mało wiemy o początkach miasta. Ówczesny kronikarz zanotował, że ocalało jedynie sześć domów, a kiedy było po wszystkim, nieszczęsny, zapewne niewinny rycerz Erich von Falkę został oskarżony o podpalenie i zamęczony na śmierć. Jego gło­ wę zatknięto na Bramie Oderberg. Wielu nieszczęsnych berlińczyków cierpiało wówczas z powodu zabo­ bonów i rozmaitych represji. Miasto nakładało surowe kary za najdrob­ niejsze wykroczenia. Według Bciiinischcs Stadtbuch kobiety przyłapane na

70

Berlin. Metropolia Fausta

kradzieży mienia kościelnego były palone żywcem, przyłapanym zaś na cu­ dzołóstwie ścinano głowy mieczem. Za poważne przestępstwo uznawano domniemane trucicielstwo, uprawianie czarów i posługiwanie się czarną magią. Tylko w latach 1391-1448 na 8000 mieszkańców uwięziono 121

„kryminalistów”, 46 powieszono, 21 spalono na stosie, 22 ścięto, 11 łama­ no kołem, 15 pogrzebano żywcem (wśród nich 9 kobiet), a 13 zmarło wsku­ tek innego rodzaju tortur78. Łamanie kołem wykonywano w ten sposób: ofiarę krępowano na ziemi i podkładano pod nią wielkie drewniane kloce. Następnie bito ją, dopóki ręce, nogi i kręgosłup nie popękały, i połamane ciało przewlekano między szprychami specjalnego koła, które następnie wciągano na wysoki słup. Skazanego pozostawiano tak, by skonał. (Koła nie stosowano do karania kobiet, które zazwyczaj topiono, gotowano, palo­ no na stosie lub grzebano żywcem). Zwłoki skazańców były osadzane wy­ soko i umieszczane na widoku publicznym na Lange Briicke, zostawały tam aż do rozkładu, a kości miały grzechotać na wietrze jako znak ostrzeżenia dla reszty mieszkańców79. Na spływających krwią stronicach Berlinisch.es Stadtbuch są także opisy innych rodzajów kar - chrześcijan „mieszających trucizny” palono, oszustów gotowano żywcem w olbrzymim żelaznym kotle, a lżejsze przewinienia karano wyłupaniem oczu, obcięciem uszu lub prawej ręki, wyrwaniem języka obcęgami lub wlewaniem żelaza do ust80. Te „łagodniejsze” wyroki wykonywano dwa razy w tygodniu, w ponie­ działki i soboty, natomiast publiczne egzekucje odbywały się raz na dwa tygodnie - w co drugą środę - przed Bramą Oderberg. Tego typu tortury stosowano powszechnie w całej Europie, ale Berlin już wtedy był odbierany jako dość okrutne miejsce. Jednak miało być jeszcze gorzej. Pożar, za który rzekomo odpowiadał i został surowo ukarany Erich von Falkę, wyrządził tak wielkie szkody, że margrabia Zygmunt zezwolił berlińczykom na niepłacenie danin przez rok, ale i to okazało się niewystarczające, a w dodatku od lat dziewięćdziesią­ tych XIV wieku cały region zaczęli plądrować osławieni Raubrittcr, rycerze-rabusie, z Meklemburgii i Pomorza. Już same ich nazwiska: Quitzow, Putlitz, Bredow, Kracht - budziły popłoch wśród ludności. Ci barbarzyńscy niszczyciele spowodowali prawdziwą katastrofę i pierwsze dziesięciolecie XV wieku okazało się najbardziej niespokojnym okresem w historii średnio­ wiecznego Berlina. Rycerze-rabusie byli awanturnikami terroryzującymi marchię, którą łu­ pili i gdzie dokonywali gwałtów na wielką skalę. Oto niezwykłe wezwanie,

Historia, legenda i narodziny Berlina

7]

jakie Dietrich von Quitzow wysłał do ocalałej ludności Lichtenberga: „Jeśli nie przyślecie mi wozów do Bótzow i nie dacie mi drewna i dziesięciu kop dobrych groszy czeskich za to, co zabrali mi wasi rajcy z Berlina-Kópenick,

zabiorę wam wszystko, co posiadacie. Oczekuję waszej niezwłocznej odpo­ wiedzi”81. Miasta takie jak Berlin, Rathenow, Spandau, Bernau, Frankfurt, Beelitz i Poczdam rozpaczliwie jednoczyły się do wspólnej obrony, ale nie mając pieniędzy i broni, niewiele mogły wskórać. Ówczesna polichromia zatytułowana Zdobywanie warowni przez rycerzy-rabusiów ukazuje sposób szturmowania mocno ufortyfikowanych miast: jedni kryli się za koszami pełnymi kamieni, inni biegli na mury z drabinami albo oczekiwali na oka­

zję nadziania obrońców bram miejskich na długie piki. Niektóre dokumen­ ty wspominają o bandach, które grabiły okolicę: w 1402 roku zarządcy Berlina-Cólln skarżyli się margrabiemu Jobstowi, że graf von Lindów i Quitzowowie „w ciągu tygodnia spalili i zniszczyli 22 wioski” i że nadal „dzień i noc” grabią i palą okolice Barnim. W XIX wieku rycerze-rabusie stali się bohaterami romantycznymi, a czteroaktowa sztuka Die Quitzows Ernsta von Wildenbrucha z 1888 roku okazała się jednym z największych suk­ cesów Opery Berlińskiej. Jednak w rzeczywistości udręczeni mieszkańcy Berlina wyłącznie cierpieli z ich powodu. Walka o sukcesję Marchii Brandenburskiej spowodowała wieloletni cha­

os, podczas którego Berlin mocno podupadł. Czterej Jeźdźcy Apokalipsy: Głód, Wojna, Zaraza i Śmierć - stali się prawdziwym symbolem stulecia,

a niegdyś kwitnąca okolica usiana miasteczkami i wioskami niemal się wyludniła. Mieszkańcy wierzyli, że profetyczne wizje św. Jana właśnie się spełniają i świat zmierza ku zagładzie; tę obsesję gwałtu i upadku wyraża­ ją okrutne malowidła i polichromie z tego okresu, takie jak przerażający

fresk Taniec śmierci (Totcntanz) z fryzu kościoła Mariackiego w Berlinie82. To przekonanie wynikało częściowo z niekończącego się zamętu. Aby temu

przeciwdziałać, cesarz Zygmunt Luksemburski przekazał 8 lipca 1411 roku sporną ziemię nowemu władcy, potomkowi potężnego burgrabi Norymbergi. To właśnie on sprawił, że Berlin ze średniowiecznego ośrodka handlo­ wego zaczął się przekształcać w jedno z najważniejszych miast w Europie. Był to Fryderyk VI Hohenzollern, a jego ród miał władać Berlinem przez ponad pięćset lat. Pierwszym zadaniem władców z dynastii Hohenzollernów było pokonanie

rycerzy-rabusiów i przywrócenie w marchii porządku prawnego. W 1411 roku

72

Berlin. Metropolia Fausta

burgrabia Fryderyk VI zaatakował oddziały Quitzowów za pomocą nowego typu armaty na proch strzelniczy i po serii spektakularnych zwycięstw pokonał bandy rycerzy-rabusiów i wjechał tryumfalnie do Berlina. Osiem­ nastego października 1415 roku całe miasto, łącznie z rodami patrycjuszy i szlachty, członkami wszystkich cechów i zwykłymi mieszkańcami, zgromadziło się, by uczestniczyć w mianowaniu nowego pana na margra­

biego Brandenburgii. Początkowo Hohenzollernowie nie byli szczególnie zainteresowani Berlinem, a stare patrycjuszowskie rody zachowały kon­ trolę nad radą miejską, opłatami handlowymi i podatkami. Liczba ludności wzrastała dość szybko, ale mieszkańcy nie mogli nic zrobić bez wsparcia rządzących. Niebawem miało się to zmienić. W 1440 roku margrabia z dy­ nastii Hohenzollernów, Fryderyk II Żelazny, został elektorem (Jturfurst), a członkowie cechów i rzemieślnicy poprosili go o objęcie władzy nad miastem, przekazując do niego klucze. Margrabia-elektor z radością objął rządy, ale nadzieje mieszczan na uzyskanie rozmaitych swobód wkrótce się rozwiały. W czasie swego panowania Fryderyk II Żelazny odmówił za­ twierdzenia przywilejów mieszczan (wcześniej zgodnie z tradycją złożył odpowiednią przysięgę, ale nie ślubował na wszystkie świętości, co - jak sam uznał - czyniło ją nieważną i bezprzedmiotową) i w 1441 roku zaczął rozwiązywać wszystkie instytucje samorządowe, w tym trybunał miejski i radę miasta. Tak jak obiecał, ograniczył władzę patrycjuszowskich rodów, ale ku przerażeniu zwykłych berlińczyków stworzył pod swoją kontrolą nową sieć administracyjną, która skutecznie zlikwidowała dotychczaso­ we przywileje mieszkańców miasta. Nową władzę miał symbolizować nowy zamek, Schloss Zwingburg (Berliner Schloss), pod który Fryderyk osobiście położył kamień węgielny w 1443 roku. Berlińczycy byli wściekli i w 1448 roku przystąpili do walki. Zaatakowali przedstawicieli elektora, dokonali ponownego otwarcia starego ratusza i nawet zalali wodą część miasta, próbując zniszczyć fundamenty nowej siedziby władcy. Fryderyk odpowiedział aresztowaniem 500 rycerzy, zdławieniem buntu i wrzuce­

niem do Szprewy posągu Rolanda, który symbolizował prawa miejskie. Następnie poddał Berlin całkowitej kontroli, sam wyznaczył rajców, zajął prywatną własność i narzucił własne opłaty. Oznaczało to kres politycznej niezależności miasta. Berlin oficjalnie został siedzibą Hohenzollernów jako władców brandenbursko-pruskich w 1486 roku83.

Jak można się było spodziewać, walka berlińczyków z Fryderykiem Że­ laznym stała się częścią miejskiego mitu. Kronikarze zaczęli traktować ją

Historia, legenda i narodziny Berlina

73

jako Berliner Unwille - „berlińskie nieposłuszeństwo”, „dowód” na wrodzo­ ną podejrzliwość berlińczyków wobec przywódców politycznych, sięgąjącą od czasów kurfirsta aż po Hitlera. Mit Unwille odżył w XIX wieku, gdy pojawiło się mnóstwo patriotycznych opowiadań i powieści (yaterlandische Romanę), z których najsłynniejsze było dziełko Der Roland von Berlin miejscowego pisarza Willibalda Alexisa. W owej powieści zacny burmistrz Johannes Rathenow jest ukazany jako dzielny bojownik walczący z elek­ torem w obronie praw mieszkańców, gdy ciemiężący ich władca pragnie przejąć pełnię kontroli nad miastem. Ta analogia służyła rozpalaniu lokal­ nego patriotyzmu Berlina, ale od początku była błędna. Walka berlińczy­ ków z władcą dążącym do pozbawienia ich przywilejów nie była czymś wyjątkowym; mieszczanie w całych Niemczech i poza nimi stale wystę­ powali w obronie z trudem wywalczonych praw, ścierając się z coraz sil­ niejszymi lokalnymi książętami. Zbrojny konflikt z Fryderykiem Żelaznym odzwierciedlał słabość wielu małych miast europejskich. Zakres wolności ich mieszkańców zależał ostatecznie od dobrej lub złej woli królów czy książąt. Władcy nadający prawa mogli je także odebrać, miasta zawsze ryzykowały; a te, które zdołały utrzymać swój status „wolnych miast”, jak Brema czy Hamburg, były niezwykle dumne ze swej niezależności. Berlin był tylko jednym z wielu miast, które walczyły na próżno; w 1428 ro­ ku ludność Szczecina powstała przeciwko księciu Kazimierzowi V Pomor­ skiemu, który zemścił się, mordując przywódców buntu, krusząc ich kości i budując na nich swój zamek. W 1525 roku mieszkańcy Wiirzburga zbun­ towali się przeciwko biskupowi usiłującemu przejąć władzę nad miastem, ale przegrali. W rezultacie były burmistrz i wielki rzeźbiarz Tilman Riemenschneider, twórca wielu najpiękniejszych dzieł późnego gotyku w ca­ łych Niemczech, w tym Ołtarza Najświętszej Krwi w kościele św. Jakuba w Rothenburgu, został schwytany i poddany torturom. Legenda głosi, że

biskup kazał połamać mu ręce. Z Hohenzollernami walczył nie tylko Berlin,

ale także Norymberga, która w XV wieku stanęła na czele grupy frankoń­

skich miast buntujących się - bez powodzenia - przeciwko ich władzy. Już Machiavelli opisywał konflikty między bogatymi miastami a panującymi książętami. Jednak odmiennie niż późniejsi komentatorzy rebelii berliń­ czyków uważał, że rywalizacja między mieszczaństwem a przedstawicie­ lami papieża czy cesarza pobudza do działania. To z kolei, jego zdaniem, doprowadziło do wielkiego sukcesu włoskich republik miejskich u schyłku XV wieku.

74

Berlin. Metropolia Fausta

Niezależnie od tego pojęcie Bcrliner Unwillc weszło do potocznej historii miasta jako zdarzenie wyjątkowe i było nawet wykorzystywane do przed­ stawiania berlińczyków jako ludzi myślących samodzielnie i podejrzliwych

wobec władzy. Tego typu wizerunek starano się ze szczególną mocą upo­ wszechnić po drugiej wojnie światowej. W rzeczywistości trudno wyobrazić sobie miasto w całej swej skomplikowanej historii bardziej uległe wobec po­ lityków. Berlińczycy mogli narzekać na swych przywódców, ale rzadko prze­ ciwko nim występowali. Nie byli jak paryżanie i do dziś nie przeprowadzili żadnej zwycięskiej rewolucji - ani w czasach Fryderyka II Żelaznego, ani w 1848 roku, ani przeciwko cesarzowi i oczywiście nie przeciwko Hitlerowi. Nawet masowe demonstracje z 1989 roku, które przyczyniły się do upadku komunizmu w NRD, rozpoczęły się w Lipsku i Dreźnie, a nie w Berlinie. Mit Bcrliner Unwillc zawiera też w sobie ironię. Miał bowiem wykazać, że berlińczycy są niezależnymi przeciwnikami Hohenzollernów rządzą­ cych nimi przez stulecia, ale jest faktem, że bez tej wyjątkowej dynastii Berlin byłby dziś zapewne mniej znaczącym miastem niż Frankfurt nad Odrą czy Magdeburg. W końcu XV wieku znalazł się w niebezpiecznym położeniu. Jako ośrodek handlowy przyćmiły go Frankfurt nad Odrą ze swymi corocznymi wielkimi jarmarkami oraz Lipsk strategicznie położony na głównym szlaku wschód-zachód biegnącym przez Niemcy. Angielscy i holenderscy kupcy prowadzili teraz handel z Antwerpią i Lizboną i dalej z Ameryką albo w kierunku wschodnim, ale przez Amsterdam. To właśnie Amsterdam, a nie Berlin, stał się najważniejszym centrum handlowym pół­ nocnej Europy. Berlin nie wydawał się „stworzony” do wielkości, został uratowany od zapaści przez ambitny, wojowniczy ród Hohenzollernów. To oni przekształcili go z małego miasta handlowego w potężny ośrodek ad­ ministracyjny mający zbyt rozbudowaną armię. Jak napisał Golo Mann, Berlin jest czymś więcej niż „tworem kilku władców ogarniętych zapałem państwowym oraz poddanych, którymi tamci rządzili”84.

Sztucznie, odgórnie narzucony charakter berlińskiego sukcesu sprawił, że w XIX wieku spróbowano nadać miastu nową tożsamość, taką, która tu­ szowałaby „niegermańskie” aspekty jego przeszłości, a podkreślała te, któ­ re mogłyby pomóc zjednoczyć Niemcy wokół ich mało popularnej stolicy. Istnieją rozmaite legendy dotyczące Berlina, ale żadna z nich nie ujawnia jego braku pewności siebie wyraźniej niż stworzona w XIX wieku legenda na temat jego powstania.

Historia, legenda i narodziny Berlina

75

Thomas Carlyle nazywa historię zwykłym przetwarzaniem plotek, a ni­ gdzie nie widać ich bardziej niż w podaniach tłumaczących genezę miast. Przez tysiąclecia przekazywano opowieści o tych wybranych miejscach sama bogini Ningal miała nakazać budowę sumeryjskiego Ur, Dzeus miał czuwać nad losem Troi85, a Bóg miał „sprawić wzniesienie Jeruzalem”. W XIX wieku młodsze miasta europejskie zaczynały odkrywać na nowo swe prawdziwe lub wyimaginowane początki. Te leżące wzdłuż Renu lub w Skandynawii sięgały po Eddę lub nordyckie sagi z ich opowieściami o ol­ brzymach i rzecznych boginiach, natomiast mniejsze od Trewiru po Bath z dumą nawiązywały do swych rzymskich poprzedników. Jeszcze inne szu­ kały wielkich ojców założycieli w rodzaju Konstantyna, Aleksandra Wiel­ kiego lub „dobrego księcia Wacława”, słowiańskiego władcy z początków X stulecia, który miał założyć Pragę, czy Piotra Wielkiego, twórcy wspa­ niałego Sankt Petersburga, wyrosłego na ponurych trzęsawiskach u ujścia Newy. Wszystkie te miasta łączyły entuzjazm, duma z własnej historii i po­ czucie, że - jak powiedział Alfred Tennyson w poemacie Ginewra - „miasto jest zbudowane w takt muzyki, więc nigdy nie jest zbudowane do końca, a tym samym zbudowane na zawsze”. Jednak i tu istniał jeden wyjątek. Spośród wszystkich wielkich metropolii dziewiętnastowiecznej Europy tylko jedna nie miała poruszającej legendy wyjaśniającej jej genezę, żad­ nej wspaniałej opowieści o swych początkach, żadnych rzecznych bożków, cudownego złotego miecza albo potężnych królów, którymi można by się szczycić. Tym miastem był Berlin. Odwiedzającym wydawało się dziwne, że ta butna niemiecka stolica, która starała się stworzyć swój pozytywny wizerunek, tak zdecydowanie odwracała się od swej odległej przeszłości, jakby miała coś do ukrycia. Nie było to dalekie od prawdy. W XVIII wieku tylko nielicznych Niemców interesowały dzieje Berlina, ale po podniesieniu miasta do rangi stolicy Bismarckowskiej Rzeszy nara­

stała presja, by przedstawiać je jako serce zjednoczonego narodu niemiec­ kiego. Sposobem na to było pisanie historii, jej reinterpretacja. Wykorzysty­ wanie przeszłości w celu budowania poczucia tożsamości nie było niczym nowym. Już w XV wieku Niemcy pragnący przywrócenia chwały Świętego Cesarstwa Rzymskiego gloryfikowali czasy Karola Wielkiego, a nawet sięg­ nęli po Tacyta, odkrytego ponownie w 1497 roku, by udowodnić istnienie

niezbywalnych, stałych cech germańskich. Jednak niemiecka historiogra­ fia z przełomu XVIII i XIX wieku rozwijała się przede wszystkim w opozycji

do dominującej kultury francuskiej. Johann Gottfried Herder, urodzony

76

Berlin. Metropolia Fausta

w 1744 roku, student Kanta i przyjaciel Johanna Georga Hamanna, był jednym z pierwszych myślicieli interesujących się czynnikami tworzącymi naród. Skoncentrował się na roli mowy i w swej Rozprawie o pochodzeniu języka, opublikowanej w Berlinie w 1772 roku, usiłował wykazać, że zdol­

ność komunikowania się nie została zesłana raz na zawsze przez Boga, ale ewoluowała na przestrzeni lat wraz ze społecznościami ludzkimi; każdy naród jest wyjątkowy i związany głównie wspólnym językiem. W tomie Von deutscher Art und Kunst stwierdził, że świadectwem istnienia narodu, wyróżniającym go spośród innych, są edukacja i kultura, a w celu odkrycia własnej tożsamości narodowej nie należy naśladować Francji, lecz cofnąć

się do ignorowanych dotąd form sztuki, takich jak dawne podania ludowe czy ludowa architektura86. Herder nie był osamotniony w swych badaniach kwestii tożsamości na­ rodowej, a jednym z najbardziej wpływowych „nawróconych” był Johann Wolfgang Goethe. Podobnie jak jemu współcześni, Goethe przez długi czas szydził z kultury średniowiecza i wyśmiewał styl gotycki, ale po wizycie w 1773 roku w katedrze w Strasburgu zmienił zdanie. Nagle uznał (nie­ słusznie), że gotyk jest niemieckim wynalazkiem: Odkąd przekonałem się, że ta budowla, potem tak mocno rozwinięta, jest zbudowana na miejscu starej germańskiej osady i w prawdziwie germańskiej epoce; i odkąd przekonałem się, że imię Mistrza na jego bardzo skromnym grobowcu także jest ojczyste z brzmienia i pocho­ dzenia, wartość tego dzieła ośmieliła mnie do zmiany cieszącego się dotąd złą sławą pojęcia „gotyku” [...] i do uznania go za „niemiecki styl w architekturze”, czyli za nasz własny, narodowy87.

Właśnie miłość do „prawdziwej” niemieckiej przeszłości miała zdominować berliński romantyzm w XIX wieku. Niezależnie od swego wielkiego zróżnicowania jedną z głównych cech niemieckiego romantyzmu było zauroczenie historią i pragnienie odnale­ zienia zalążków współczesnej niemieckiej tożsamości narodowej w śred­ niowieczu. Wielu romantyków, takich jak Clemens Brentano czy Achim

von Arnim, odkryło niemiecką sztukę ludową i tworzyło zbiory starych pie­ śni, ballad, opowieści i podań ludowych. W 1800 roku Friedrich Schlegel napisał manifest Do Niemców, w którym zachęcał rodaków do wypełnia­

nia swej kulturowej misji88. Romantyczne aluzje do narodu niemieckiego

Historia,

legenda i narodziny

Berlina

77

występowały w utworach poetyckich, na przykład u Novalisa; baśnie braci Grimm i Moritza von Schwinda zawierały liczne ilustracje przedstawia­ jące niemieckich rycerzy i zamki, zaś obrazy Ferdinanda Oliviera (Heim-

kehr der Marchenkonigs) czy Johna Henry’ego Fuseliego (Johanna Hein­ richa Fiissliego) Thor Battering thc Mitgard Serpent odzwierciedlały nie tylko fascynację okultyzmem, ale także dążenie do odnalezienia po stule­ ciach obcych wpływów „czystej” kultury niemieckiej, która miała istnieć w zamierzchłych czasach. Wiązało się to z obsesją na tle Volku, nowym umiłowaniem Vaterlandu, a przede wszystkim z pragnieniem stworzenia nowego państwa narodowego, które odbijałoby chwałę cesarstwa niemiec­ kiego z czasów średniowiecza. W miarę upływu czasu te narodowe dążenia miały coraz bardziej patriotyczny charakter i sam George Bernard Shaw ostrzegał przed niemiecką tęsknotą za wielkością, ukrytą w Wagnerow­ skich motywach pożądania ciała, władzy i złota89. Odkrycie „czysto niemieckiej” sztuki i kultury średniowiecza zosta­ ło wkrótce wykorzystane w celach politycznych. Johann Gottlieb Fichte w swych odczytach znanych jako Mowy do narodu niemieckiego, wygła­ szanych w 1808 roku w Berlinie okupowanym przez wojska napoleońskie, tłumaczył Niemcom, że są rasą wyższą od innych pod względem moralnym i że mają obowiązek poznawać swą przeszłość przez studiowanie sztuki, architektury, poezji i języka. Idea „narodowości” rozkrzewiła się zwłaszcza

po pokonaniu Francji: do lat trzydziestych młodzież zbierała się podczas takich manifestacji jak Hambacher Fest w 1832 roku, by głosić chwałę prze­ szłych czynów i wzywać do zjednoczenia Niemiec; towarzystwa badające średniowiecze odbudowywały stare obiekty i przy różnych okazjach wystę­ powały w historycznych kostiumach, głosząc chwałę Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Próby zbudowania wspólnej tożsamości narodowej przybrały nową formę: pisania narodowej historii. Około połowy XIX wieku historycy z nowego uniwersytetu w Berlinie zaczęli tworzyć państwową wersję historii politycznej, mającej uzasadnić nową silną pozycję Niemiec w świecie. W latach pomiędzy nieudaną rewo­ lucją 1848 roku a zjednoczeniem Niemiec w 1871 roku uczeni począwszy od Rankego po Droysena, Sybla i Treitschkego pracowali nad stworzeniem nacjonalistycznej wersji przeszłości, podkreślając wagę - a w gruncie rze­

czy wyższość - tradycji i języka wspólnych dla wszystkich Niemców. Rankę próbował pisać historię bez osobistych uprzedzeń, ale już sam wybór te­ matu - rozwój państwa narodowego, mocarstwa (Machtstaat) - był ledwie

78

Berlin. Metropolia Fausta

zawoalowaną pochwałą nadzwyczajnego wzrostu potęgi Prus w obrębie Niemiec. Treitschke zastąpił koncepcję równowagi sił głoszoną przez Rankego ideą nieustannej walki poszczególnych państw o dominację nad inny­ mi. W związku z tym gloryfikował wojnę jako konieczność, która pozwoli Niemcom wypełnić swą kulturową misję. Dla Droysena koncepcja Volku zawsze towarzyszyła dążeniu do stworzenia państwa niemieckiego pod wodzą Prus, Friedrich Naumann zaś określał nacjonalizm jako niemieckie pragnienie rozszerzenia swych wpływów na cały świat. To właśnie w la­ tach tuż przed stworzeniem Bismarckowskiej Rzeszy w 1871 roku historycy zaczęli szukać usprawiedliwienia dla nowej, agresywnej, kolonialnej i militarystycznej polityki Niemiec, popierać izolowanie od społeczeństwa tych, których nie uznawano w pełni za członków jednego narodu; starali się wykorzystywać niemieckie osiągnięcia w nauce, technice i sztuce, a przede wszystkim propagowali za granicą kulturę niemiecką (Kultur)90. Historyk Heinrich von Sybel napisał w 1867 roku, że Niemcy muszą nauczyć się naj­ dawniejszej historii własnego narodu, bo bez tego Volk będzie jak drzewo bez korzeni, muszą poznać przeszłość starożytnych germańskich plemion opisanych w Germanii, bo „Tacytowscy Germanie to Niemcy w okresie mło­ dości”91. Także ksenofobi jak Houston Stewart Chamberlain powoływali się na Tacyta, by „dowieść” rasowej czystości Volku i szczególnych cnót naro­ dowych starożytnych Germanów, od lojalności po honorowe prowadzenie walki. Historia była zatem wykorzystywana, by umocnić w nowych Niem­ czech poczucie narodowej dumy. Podobnie działo się w przypadku Berlina. Najważniejszym autorem, który stworzył popularną legendę Berlina, był historyk Adolf Streckfuss. Swą historię miasta, wydaną w 1864 roku, za­ tytułował Berlin vom Fishcrdorf zur Weltstadt (Berlin od wioski rybackiej do światowej metropolii) i stało się to znanym powiedzeniem. W młodości Streckfuss był demokratą i popierał rewolucję 1848 roku. To właśnie on spopularyzował termin Bcrliner Unwillc92. Mit założenia Berlina na jało­ wych pustkowiach w XII wieku stał się wkrótce obowiązujący i około 1910 roku poświęcono mu ważny artykuł w berlińskim bedekerze. Co sprawi­ ło jednak, że napisano historię od nowa? Dlaczego ta nudna wersja dzie­ jów została podchwycona z takim entuzjazmem - wersja, która pomijała znaczną część skomplikowanej i fascynującej historii tego regionu? Histo­ ria miasta nie była zbyt przyjemna. Nie tylko okolice Berlina były jednym z najpóźniej schrystianizowanych terenów, ale też samo miasto, w prze­ ciwieństwie do „prawdziwie niemieckiej” Kolonii czy Norymbergi, przez

Historia, legenda i narodziny Berlina

79

sześćset lat było zamieszkiwane nie przez „Tacytowskich Germanów”, lecz przez znienawidzonych Słowian93. I zamiast poznać ich wkład, przeszłość Wenedów była w najlepszym razie marginalizowana, a w najgorszym po prostu wymazywana z niemieckiej historii94. Legenda Berlina powstawała w czasie, gdy koncepcje czystości etnicz­ nej i wyższości jednej rasy nad innymi były traktowane poważnie przez wielu Niemców. Została wymyślona wtedy, gdy uczono Niemców, że ich charakter narodowy ukształtował się poprzez kontakt z pewnymi kraina­ mi geograficznymi czy też „krajem ojczystym” (Heimat), a nawet z samą „ziemią”. Wówczas Niemcy szczerze wierzyli, że ich poprzednikami w linii prostej są „czyści rasowo” Germanie opisywani przez Tacyta. W naszym wieloetnicznym, relatywistycznie nastawionym świecie trudno zrozumieć, jak wielką wagę przywiązywano w XIX i początkach XX wieku do koncep­ cji „czystości” etnicznej, rasowej czy kulturowej. W rzeczywistości pojęcie „czystości” rasowej danego terytorium było w odniesieniu do Europy ab­ surdalne, skoro każdy skrawek kontynentu został dotknięty przez wojny, migracje, podboje, zawierano mieszane małżeństwa, odbywała się szeroka wymiana handlowa i nawet tak odizolowani Brytyjczycy stanowili miesza­ ninę Celtów, Rzymian, Normanów, wikingów i innych ludów. Niedorzecz­ ność takiego podejścia była wyjątkowo wyraźna w przypadku Niemiec, które przez większą część swych dziejów stanowiły mozaikę zwaśnionych terytoriów bez jasno określonych granic i poczucia jedności. Może właśnie brak wcześniejszej tożsamości narodowej sprawił, że Niemcy tak chętnie przystąpiły do tworzenia spójnej historii państwa po 1871 roku i uznania Berlina za symbol jednoczący cały naród. Jednak wymagało to takiej zmia­ ny historii, by dostosować ją do współczesnych wyzwań. Pierwszą ofiarą była słowiańska przeszłość stolicy. Przyjmując rasistowskie teorie Darwina i jemu podobnych, wielu Niem­

ców wierzyło, że cywilizacja europejska rozszerzała się ze stojącego na

wyższym poziomie Zachodu na „niższy” Wschód. Oczywiście tego typu idee

nie występowały jedynie w Niemczech - w Wielkiej Brytanii znajdowały ujście w polityce kolonialnej epoki wiktoriańskiej, a wiele innych narodów w XIX wieku także miało podobnie szowinistyczne przekonania o własnej wyższości. Podczas gdy takie uprzedzenia w wymiarze wewnętrznym wy­ rażały się w narastającym antysemityzmie, zewnętrznym wrogiem miały stać się słowiańskie kraje na wschodzie. W dziewiętnastowiecznych Pru­ sach szerzyły się negatywne poglądy na temat Słowian. Fryderyk Engels

80

Berlin. Metropolia Fausta

wyraził powszechną opinię, pisząc: „W rzeczywistości są to wszystko na­ rody na najrozmaitszych szczeblach cywilizacji, od dość wysoko (dzięki Niemcom) rozwiniętego nowoczesnego przemysłu i oświaty Czechów aż po nomadyczne niemal barbarzyństwo Chorwatów i Bułgarów”95. Wszyscy Słowianie byli „gorsi”, lecz dla berlińczyków najbardziej godnymi pogardy byli ich sąsiedzi - Polacy. Szeroki pas ziemi na pograniczu Niemiec i Polski od dawna był jednym z najbardziej spornych terenów w Europie. Linia granicy między obydwo­ ma państwami stale się przesuwała, pozostawiając ludność wymieszaną

etnicznie raz po jednej, raz po drugiej stronie, a niezależnie od wzajem­ nie sprzecznych żądań obu krajów nie ma i nigdy nie było jednoznacznej historycznej granicy oddzielającej je od siebie. Obopólna niechęć była nie tylko wynikiem długiej skomplikowanej historii, ale też bieżących proble­ mów politycznych. Prusy wraz z Austrią i Rosją wymazały Polskę z mapy w 1795 roku. Niemców uczono, że odbudowa państwa polskiego będzie się wiązać z utratą terenów Prus Wschodnich czy potem zjednoczonych Nie­ miec, co było dla nich nie do zaakceptowania. Zatem reakcją na uzasad­ nione dążenia Polaków do niepodległości była próba germanizacji prusko-polskich terenów poprzez Kulturkampf i specjalne instytucje powołane do rozwijania niemieckiej kolonizacji na tych ziemiach. Przedsięwzięte przez Niemców środki obejmowały zakaz używania języka polskiego w szkołach i ograniczenie prawa własności dla Polaków96. Ku rozczarowaniu Bismarcka okazało się, że polskie organizacje kulturalne i gospodarcze na tyle dobrze funkcjonują, że zarządzone przez niego restrykcje nie spowodowały zani­ ku języka polskiego ani ograniczenia własności ziemi. Co gorsza, wszystko to raczej przyczyniło się do wzmocnienia polskiej świadomości narodowej. Historia Berlina była pisana na nowo właśnie w tym czasie, gdy Niemcy poczuli się zagrożeni rosnącą falą polskiego nacjonalizmu i gdy słowa takie jak „Wenedowie” .„Słowianie” i „Polacy” coraz częściej były - niesłusznie używane zamiennie. Pod koniec XIX wieku Niemcy byli wręcz bombar­ dowani wizerunkami Słowian jako ludzi nieokrzesanych, mieszkających w brudnych, prymitywnych miastach i wioskach, daleko odbiegających od nieskazitelnych niemieckich odpowiedników. Polaków przedstawiano

powszechnie jako przebiegłych, niegodnych zaufania i niezdolnych do sa­ modzielnego rządzenia sobą. Stawiano pytanie, czemu Niemcy miałyby zgodzić się na powstanie państwa polskiego, skoro ono zaraz popadnie w anarchię? Ponadto na ogół podzielano pogląd Engelsa, że ziemie polskie

Historia, legenda i narodziny Berlina

81

całą swą cywilizację, kulturę i dokonany postęp zawdzięczają Niemcom. Jedna z najpopularniejszych tez niemieckiej historii powszechnej dotyczyła Drang nach Osten: „misja na wschodzie” starożytnych plemion germańskich była czołowym dokonaniem w historii Europy. Wilhelm Jordan należał do typowych reprezentantów tego poglądu, gdy pytał: „Czyż Niemcy nie są

ważniejsi i czy nie trudniej byłoby ich zastąpić niż Polaków, jeśli popatrzeć z perspektywy postępującego rozwoju ludzkości?”97. Starano się też do­ wieść, że nie jest to nowe zjawisko: archeologia i historia starożytna miały wykazać, że Słowianie „zawsze” byli bardziej prymitywni niż Germanie. Można rozpoznać germańskie osady, bo były uporządkowane i technicznie zaawansowane, podczas gdy słowiańskie były chaotyczne i niezorganizowane. Archeolog Wilhelm Unverzagt, prowadzący wykopaliska między Odrą a Łabą, napisał o jednym ze słowiańskich ufortyfikowanych miast: Zabudowania mieszkalne i obronne były konstruowane za pomocą naj­ bardziej prymitywnej techniki, z drewnianych kłód [...]; kiedy sobie

uświadomimy, że takie domy pojawiają się w siedzibach słowiańskich książąt w czasach, gdy nad Renem i w środkowych Niemczech buduje się oszałamiające kościoły romańskie, które nawet dziś budzą nasz naj­ wyższy podziw, to można zrozumieć, co germański Zachód będący na znacznie wyższym poziomie kultury miał do ofiarowania prymitywne­ mu słowiańskiemu Wschodowi98. Takie „naukowe” i „akademickie ” poglądy okazały się żyznym gruntem dla

narodowego socjalizmu w 1933 roku. W latach trzydziestych XX wieku z jeszcze większą intensywnością pi­ sano na nowo historię Berlina. Stało się to narzędziem polityki państwa, które powołało takie instytucje jak Reichsinstitut fur die Geschichte des Neuen Deutschlands (Instytut Rzeszy do spraw Historii Nowych Niemiec) kierowany przez Waltera Franka, i znalazło odbicie w pracach wybitnych historyków: Ericha Marcksa, Fritza Hartunga czy Heinricha von Srbika. Właśnie wtedy próbowano całkowicie „zgermanizować” historię Berlina. Pozytywne wzmianki o Żydach, Słowianach i innych „niepożądanych grupach” były po prostu usuwane. W 1936 roku w artykule Co wszyscy berlińczycy muszą wiedzieć o swej historii dr Hermann Riigler, szef Insty­ tutu Historii Berlina, napisał, że „Berlin od samego początku do dnia dzi­ siejszego jest miastem germańskim”. Przyznawał, że był w jego dziejach

82

Berlin. Metropolia Fausta

okres słowiańskiego osadnictwa, ale niewiele „znaczył”, bo Germanie szyb­ ko zasiedlili ponownie altcs dcutschc Stammcsgcbict - dawne macierzyste terytoria niemieckie. Twierdził, że w tym rejonie znajduje się wiele ar­ cheologicznych świadectw wczesnego osadnictwa germańskiego, a to, że „znaleziono także kilka słowiańskich”, dowodzi, iż Słowianie tu jedynie „występowali - nic więcej”. W 1937 roku nazistowskie publikacje poświę­ cone siedemsetnej rocznicy powstania Berlina szczyciły się, że miasto „zo­ stało utworzone na prawdziwie niemieckiej ziemi”, a nawiązania do jego słowiańskiej przeszłości zniknęły z bedekera wydanego właśnie w tym roku". Mówiąc krótko, berlińczyków uczono, że chociaż był krótki okres „niedozwolonego” osadnictwa słowiańskiego na terenach germańskich, lu­ dzie ci nie wnieśli niczego do dziejów miasta. Przekaz był równie zdecydo­ wany co złowieszczy. Jeżeli średniowieczni Germanie mieli prawo odebrać „prawdziwie niemieckie” tereny wokół Berlina, a Słowianie nie byli warci, by mieszkać na „niemieckiej ziemi”, dlaczego miało to się skończyć wraz z Marchią Brandenburską100? Te same argumenty szybko rozszerzono, by uzyskać poparcie dla odebrania „prawdziwie niemieckich miast” takich jak Gdańsk. Już od 1936 roku nazistowska wersja dziejów Berlina była nie­ odzownym składnikiem wojennej propagandy. Odrzucenie słowiańskiego dziedzictwa stało się pierwszym wielkim mi­ tem w historiografii Berlina. Było to żałosne - tak jakby Brytyjczycy próbo­ wali zaprzeczyć normańskiemu podbojowi wysp - ale co dziwne, uznano ze śmiertelną powagą, że można wykorzystywać odległą historię do uza­ sadnienia współczesnej polityki. Nadużywanie historii wczesnego średnio­ wiecza trwało nawet po wojnie, nie tylko w Niemczech. Absurdalna hipo­ teza, że starożytni Wenedowie byli tak naprawdę Polakami, doprowadziła pewnych polskich ekstremistów w 1945 roku do twierdzenia, że ponieważ Słowianie niegdyś żyli w rejonie Berlina, miasto powinno stać się częścią Polski101. Jednak najbardziej rażące przekłamania w historii początków Marchii Brandenburskiej po wojnie skorygowano, a Wenedowie w końcu odzyskali należne im miejsce jako jedna z licznych grup, które żyły w tym rejonie i wniosły swój wkład w długą i skomplikowaną historię Berlina. Takie rozważania były oczywiście nieistotne dla mieszkańców Berlina w XV wieku. Miasto było nadal niewielkie, mało znaczące i gasło w porów­ naniu z Paryżem, Londynem, Amsterdamem czy nawet Rzymem, gdzie kardynał Odoardo Farnese mógł usłyszeć dwadzieścia siedem języków,

Historia, legenda i narodziny Berlina

83

w których rozmawiano w refektarzu kolegium jezuickiego na Piazza Altieri. Berlin wciąż nie miał niczego, czym mógłby się szczycić przed resztą Europy, czegoś tak cudownego jak Sala Władysławowska na zamku w Pra­ dze, Palazzo Vecchio we Florencji czy sukiennice w Ypres. Jednak Berlin znalazł się teraz w posiadaniu dynastii Hohenzollernów i miał niebawem wkroczyć na arenę światową. W nadchodzących latach przejdzie olbrzymią przemianę, by stać się jednym z najważniejszych i najpotężniejszych miast

w Europie. Będą to dramatyczne narodziny.

Rozdział Drugi

Stolica absolutyzmu Wszystkie marzenia, skarż mnie Bóg! Tutaj walają się u nóg. Faust:, cz. II, akt I

iedy wybitni piętnastowieczni Europejczycy jak Kopernik czy Albrecht Diirer podejmowali podróże po Europie, nie rozważali wizyty w Berli­ nie; po cóż mieliby to robić, skoro Florencja, Padwa, Wenecja, Paryż i Rzym kusiły „najwspanialszymi atrakcjami i cudownościami, jakie tylko miasto może oferować podróżnikowi”, a Niderlandy osiągały szczyty w kulturze i sztuce?1 Po co mieliby jeździć do małego niemieckiego miasta, skoro tyle innych, od Budy i Pragi po Moskwę, zostało przebudowanych przez włoskich architektów epoki renesansu; gdy w Norymberdze, Augsburgu i Monachium powstawały niezwykłe dzieła sztuki, gdy macierzysty uniwersytet Koperni­ ka w Krakowie przekształcał się w duchu tolerancji religijnej i humanizmu, charakterystycznych dla „złotego wieku kultury polskiej”, a znajdujących odbicie w utworach wielkiego poety Jana Kochanowskiego?2 Holenderski malarz i teoretyk sztuki Kareł van Mander podróżował nie do Berlina, lecz do Wiednia i namawiał jadących na południe, by odwiedzili Pragę, która za panowania Rudolfa II stała się „Parnasem sztuki”3. W porównaniu do wielkoksiążęcych domów Europy margrabiowie z dynastii Hohenzollernów byli ubodzy, ich miasto zaś prymitywne, pospolite i zaniedbane4. Ale i tak Berlin był teraz stolicą, a poziom kultury stopniowo się podnosił.

K

86

Berlin. Metropolia Fausta

Wiek XVI zaczął się dla miasta dobrze. Reformacja, która przetoczyła się przez Niemcy po 1517 roku, gdy Luter przybił do drzwi kościoła zamko­ wego w Wittenberdze 95 tez, dotarła do Brandenburgii pokojowo. Elektor brandenburski Joachim II Hohenzollern przyjął luteranizm 13 lutego 1539 roku - pierwsze nabożeństwo w Berlinie odprawił w 1540 roku przyjaciel Lutra, Johannes Agricola - a poddani poszli w jego ślady. W ciągu kilku następnych lat najważniejsze rodziny berlińczyków zamawiały obrazy i po­ mniki w nowym stylu: Blankenfeldowie ufundowali wielką pamiątkową płytę z wyrzeźbionym wizerunkiem swej modlącej się rodziny, Reichesowie zamówili obraz, na którym cała ich rodzina opłakuje ukrzyżowanie. Większość najwybitniejszych szesnastowiecznych malarzy niemieckich Albrecht Diirer, Lucas Cranach Starszy, Lucas Cranach Młodszy, Hans Baldung (zwany Grien) i Hans Holbein Młodszy - pracowała na rzecz refor­ macji, pomagając upowszechnić jej idee i ukazując na swych płótnach jej twórców. Przyjaciel Lutra, Lucas Cranach Starszy, namalował wspaniały portret Joachima I, panującego w Berlinie do 1535 roku. W 1551 roku Cra­ nach Młodszy sportretował jego następcę Joachima II. Obraz z 1551 roku przedstawia pewnego siebie człowieka pozbawione­ go zmartwień. Stoi on twardo i dumnie, z błyskiem okrucieństwa w oczach, w postawie przypominającej portret Henryka VIII pędzla Holbeina z 1536 roku5. Czerwona reprezentacyjna tunika jest przetykana złotem, wysoka bermyca ozdobiona perłami, spod futrzanego płaszcza zwisa­ ją dwa złote łańcuchy bogato wysadzane kamieniami. Nie ma tu miej­ sca na wątpliwości co do pomyślnej przyszłości. Portret był zamówiony w optymistycznym momencie dziejów północnej Europy, gdy Amsterdam wyprzedził Antwerpię jako największe miasto Niderlandów, a handel na linii wschód-zachód przynosił dochody wszystkim miastom od Gdańska po Norymbergę. Kultura północnych Niemiec stawała się coraz bardziej wyrafinowana: od Drezna po Szczecin budowano wspaniałe zamki, wład­ cy i kupcy sprawowali mecenat nad sztuką, zatrudniali na swych wspa­ niałych dworach wybitnych rzemieślników, wytwórców mebli, kowali ar­ tystów, rzeźbiarzy i malarzy6. Elektor Joachim II zaczął także upiększać Berlin. Zaprosił budownicze­ go z Torgau, Konrada Krebsa, by wzniósł dla niego okazałą rezydencję w latach czterdziestych XVI wieku, już po śmierci projektanta, stała się

ona wielkim renesansowym pałacem; Joachim II sprowadzał budowni­ czych wykształconych w Holandii, wynajmował artystów i architektów,

Stolica

absolutyzmu

87

na przykład: Caspara Theyssa, Hansa Schencka i Kunza Buntschuha, by nadali miastu nieco renesansowego blasku. Za jego rządów Berlin osiągnął dziesięć tysięcy mieszkańców. Jednak wiara w siebie tego pokolenia miała być krótkotrwała. Pomimo zawartego w Augsburgu w 1555 roku pokoju religijnego, w myśl którego wszyscy władcy cesarstwa, od elektorów po zwykłych możnych, obiecali tolerować zarówno luteranizm, jak i katoli­ cyzm zgodnie z zasadą cuius regio, eius religio, podziały zrodzone przez reformację miały niebawem dojść do głosu7. Berlin był w przededniu jed­ nego z tych dramatycznych wstrząsów, które odcisnęły się na jego historii, czyli wojny trzydziestoletniej. 7\m razem wojna miała dosłownie wymazać wszelkie ślady średniowiecznej przeszłości miasta. W portretach wielu ludzi żyjących w tych czasach można niekiedy dopa­ trzyć się przejawów gwałtowności i rozpaczy. Dzieła Holbeina i Cranachów jakby mimochodem podkreślają brzydotę i okrucieństwo; prace Brueghla i Boscha wyrażają podskórną rozpacz i uczucie dojmującego smutku, po­ kazując ponure wsie, wynędzniałych włóczęgów i przerażające wizje rze­ zi. Żebracy Brueghla mają zapadnięte, poobijane twarze, noszą łachmany, są ślepi, z trudem poruszają się o kulach lub na wózkach; przygnębiony domokrążca Boscha ma tylko jeden prawdziwy but, oddala się powoli od opuszczonej gospody z powybijanymi oknami i urwanymi okiennicami, ledwie widocznymi w mdłym zimowym świetle. Naigrywanie z Chrystusa Matthiasa Griinewalda ukazuje brzydkich, rozwścieczonych wieśniaków, którzy ciągną na sznurze oskarżonego człowieka i biją go do krwi. (Był to powszechny sposób traktowania skazanych kobiet i mężczyzn w północ­ nej Europie). Na obrazie Trzy etapy życia kobiety i śmierć Hans Baldung Grien przedstawia upiorne, rozkładające się ciało trzymające klepsydrę nad głową młodej dziewczyny; natomiast jego drzeworyty, na przykład Młoda wiedźma i smok, czy Sabat czarownic Albrechta Altdorfera wyra­ żają powszechny lęk przed praktykowaniem czarnej magii. Nawet Hans Holbein Młodszy, znany głównie z odkrywczych portretów królów i ksią­ żąt, rysował w 1524 roku przerażające sceny do serii drzeworytów Taniec śmierci i Alfabet śmierci; to właśnie niepokoje wywołane przez reformację skłoniły go do wyjazdu do Anglii na dwór Henryka VIII. Akceptację prze­ mocy ukazują tysiące ówczesnych drzeworytów z krwawymi wizjami scen batalistycznych, tortur i ćwiartowań. Nie były to obrazy fantastyczne, bo odzwierciedlały surowość epoki ogarniętej konfliktami religijnymi i dyna­ stycznymi wybuchającymi w całej Europie, łącznie z Berlinem. Wyrażały

88

Berlin. Metropolia Fausta

rozpacz ludzi, którzy musieli znosić całe dziesięciolecia gwałtów, najpo­

tworniejszych podczas walk religijnych8. Wojna trzydziestoletnia zaczęła się w 1618 roku i trwała aż do 1648 ro­ ku. Zostawiła głębokie blizny w niemieckiej psychice i stanowiła punkt zwrotny w dziejach Berlina, bo przyniosła zniszczenie starej zabudowy

miasta i utorowała drogę oświeconym despotom XVII i XVIII wieku9. Jesz­ cze przed wybuchem tego konfliktu było jasne, że Europa jest na krawędzi nieszczęścia. Od lat pięćdziesiątych XVI wieku panował nastrój wzmo­ żonego zagrożenia, związanego z falami zamieszek, powstań chłopskich i poczuciem ogólnego kryzysu. Berlin także popadał w ubóstwo i doświad­ czał niepokojów społecznych - po raz kolejny celem ataku stali się Żydzi. W lipcu 1550 roku sto osób stanęło przed sądem pod zarzutem rzekomej kradzieży i sprzedaży przedmiotów liturgicznych z berlińskiego kościoła: 38 Żydów zostało spalonych na Nowym Rynku, a pozostałych wygnano z Marchii Brandenburskiej10. Jednak przede wszystkim panowało przeko­ nanie, że kruchy rozejm między katolikami i protestantami wynegocjowa­ ny w pokoju augsburskim niebawem się skończy. Władcy we wszystkich niemieckich krajach szykowali się do obrony i nawet w Prusach, w których stany odmówiły płacenia na wojsko, elektor podniósł podatki, by uforty­ fikować Memel [dziś Kłajpeda] i Pillau [Piława, dziś Bałtyjsk w obwodzie kaliningradzkim] oraz zbudować dwa okręty wojenne do patrolowania Bałtyku. Przeczucie było słuszne: w 1608 roku sejm Rzeszy został zerwany (przez protestantów). W 1618 roku wybuchły w Europie cztery zasadnicze konflikty. Pierwszy to starcie między protestanckimi książętami a katolic­ kimi Habsburgami w Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckie­

go; drugi to kontynuacja wojny między Polską a Szwecją, trzeci - konflikt Habsburgów z Francją i czwarty - między Hiszpanią i Holandią. Wszystkie były oplecione siecią wzajemnych waśni, ambicji dynastycznych i błahych rywalizacji, więc nawet jeszcze przed wojną dochodziło do zdrad, zrywa­ nia sojuszy i oszustw popełnianych przez wszystkie strony11. Żadna religia, żaden władca ani żadne państwo nie było na tyle silne, by narzucić innym jakiekolwiek decydujące rozwiązania. Wojna była przesądzona. Wszystko zaczęło się w Pradze. Wybuch nienawiści nastąpił podczas czeskiej rewolty w 1618 roku, gdy protestancki władca, dwudziestotrzyletni Fryderyk V, elektor Palatynatu, został przez czeskie stany wybrany królem Czech w miejsce katolickiego Habsburga. Habsburgowie, tworzący Ligę Katolicką wraz z innymi niemieckimi państwami, usiłowali usunąć

Stolica

absolutyzmu

89

nowego króla; odnieśli zwycięstwo dzięki generałowi von Tilly, który tryumfował w bitwie pod Białą Górą w 1620 roku. Sukces cesarza Fer­ dynanda II Habsburga podsycił w nim nadzieję, że uda mu się wyplenić protestantyzm w całej Europie. Postanowił ruszyć na północ i odbić „ode­ rwane” kraje, których zajęcie zostało potwierdzone w edykcie o restytucji z 1629 roku. Wydawało się, że dzięki błyskotliwemu generałowi Albrechto­ wi von Wallensteinowi może się to udać. Podbił on znaczną część Niemiec, w końcu docierając do Marchii Brandenburskiej w 1626 roku. Po dziesięciu latach walk wojna dotarła do Berlina. Aż do tej pory berlińczycy nie doświadczyli całego zła konfliktu. Kilka oddziałów przemaszerowało przez miasto w 1620 roku, w tym trzy tysiące angielskich najemników idących na Pragę pod dowództwem Ernsta von Mansfelda. Właśnie w tym roku Praga została w dużym stopniu spustoszo­ na przez pożar, ale nie miał on nic wspólnego z obecnością wojska. Armie przeciągały w pobliżu Berlina, którym rządził wówczas słaby i nieskutecz­ ny elektor Jerzy Wilhelm. Jego koncepcja wojny sprowadzała się do tego, by w razie ataku szybko się poddać i zmienić sojusze. Miało się to okazać zgubne dla Berlina. Ponieważ wojska Wallensteina szybko się zbliżały, elektor w końcu musiał coś zrobić. Próbował zebrać siły do obrony, ale zdołał zgromadzić nie­ spełna tysiąc żołnierzy. Kiedy wkraczali do Berlina, by zorganizować się do walki, mieszkańcy obrzucili ich kamieniami, uważając, że wypełniają oni tajną misję polegającą na nawróceniu ich z luteranizmu na kalwinizm12. Wojska elektora nie były zdolne do walki. Do lata 1626 roku Wallenstein opanował większość Niemiec i urządził swą kwaterę w Krośnie Odrzań­

skim. Jego żołnierze grozili, że splądrują miasta marchii, jeśli nie dostaną żołdu. „Zobowiązania” Brandenburgii oszacowano na sześćdziesiąt tysięcy guldenów, a w celu przyspieszenia spłaty Wallenstein spędził setki osób i wziął ich jako zakładników. Pieniądze zostały w końcu zapłacone, ale to niewiele pomogło. Wojska Wallensteina wkroczyły do Berlina 15 listopada 1627 roku i splądrowały miasto, grabiąc i gwałcąc. Tak samo się zachowy­ wały, kiedy powróciły rok później. Następnie w lutym 1630 roku przybyło czterdzieści tysięcy żołnierzy, którzy kwaterowali w mieście przez ponad rok, a pozostawili po sobie zniszczenia, głód i choroby. Ponieważ każda ko­ lejna okupacja okazywała się coraz bardziej brutalna, mieszkańcy modlili się: „Czy nie ma Boga na wysokościach, który by stanął po naszej stronie? Czy jesteśmy całkiem opuszczonymi owcami? Czy musimy się przyglądać,

90

Berlin. Metropolia Fausta

jak nasze domy i mieszkania palą się na naszych oczach?”13. W wyniku tych wydarzeń w centrum Berlina zachował się tylko jeden późnorenesansowy

budynek14. Po czterech latach okupacji przez wojska strony katolickiej wydawało się, że los Berlina się odmieni. Oczywistym wybawieniem było pojawienie się jednego z największych bohaterów Unii Protestanckiej, króla Szwecji Gustawa Adolfa, który w lipcu 1630 roku wylądował na wyspie Uznam i rozpoczął marsz na południe. Cesarski wódz hrabia Tilly już w kwietniu zajął zewnętrzny pas umocnień Magdeburga, ale gdy Szwedzi byli coraz bliżej, przestraszył się, że zostanie uwięziony między szwedzkimi siłami a murami miejskimi. Wydał rozkaz do ataku, niestety nie mógł jednak zapanować nad swymi niezdyscyplinowanymi, żądnymi krwi oddziałami. W rezultacie 20 maja 1631 roku w jednym z najkrwawszych epizodów tej wojny trzydzieści tysięcy mieszkańców Magdeburga zostało wymordowa­

nych i spalonych w ciągu kilku godzin. Wiadomość o masakrze rozwście­ czyła szwedzkiego króla, który postanowił zemścić się za to nieszczęście. Do końca maja 1631 roku jego żołnierze, noszący charakterystyczne żółto-niebieskie wstążki na kapeluszach, wyparli wojska cesarskie na południe i stanęli u bram Berlina. Gustaw Adolf zażądał, by ciągle wahający się elek­ tor Jerzy Wilhelm podpisał sojusz ze Szwecją. Wysiłki elektora, by unik­ nąć zobowiązań, tak rozsierdziły szwedzkiego monarchę, że 21 czerwca podprowadził swą armię pod Berlin i wycelował armaty dokładnie w pałac księcia. Jerzy Wilhelm ukrył się w środku, odsyłając z rezydencji żonę i teściową, ale 23 czerwca traktat podpisano, podporządkowując Berlin szwedzkiemu zwierzchnictwu. Brandenburg, twierdze Spandau i Kiistrin (Kostrzyń n. Odrą) zostały oddane do dyspozycji szwedzkiego króla, a sam Gustaw Adolf przez pewien czas rezydował w okupowanym Ber­ linie i zażądał trzydziestu tysięcy talarów rocznie na utrzymanie swoich oddziałów. Wszelkie nadzieje berlińczyków na poprawę warunków życia wkrótce się

rozwiały. Nowe wojska okupacyjne, które pozostały w mieście do 1634 ro­ ku, postępowały podobnie jak żołnierze Wallensteina. W końcu sytuacja

znowu się pogorszyła. W 1635 roku wojska cesarskie ponownie zaczęły marsz na północ; oddziały wlewały się na teren Marchii Brandenburskiej od południa, a Berlin znalazł się w centrum walki. Był to rok, w którym zaczęła się ostatnia, ale najokrutniejsza faza wojny na terenie marchii; trwały wówczas nieustanne walki między siłami szwedzkimi i cesarskimi.

Stolica absolutyzmu

91

Miasto przechodziło z rąk do rąk i było wielokrotnie plądrowane przez zmieniających się okupantów. W 1638 roku elektor Jerzy Wilhelm uciekł do Kónigsbergu (Królewca). Władzę nad Berlinem oddał w ręce procesarskiego katolickiego generała, hrabiego Adama zu Schwarzenberga. Berlin

utracił status miasta rezydencjalnego. Schwarzenberg został znienawidzo­ ny przez berlińczyków. Nie tylko traktował miasto jak swoją własność, ale też za każdym razem, gdy zbliżała się wroga armia, palił część zabudo­ wy, by zapobiec w ten sposób atakowi. Tak została zniszczona większość miasta, szczególnie wskutek pożaru szalejącego w 1640 roku. W styczniu 1641 roku pojawiła się pogłoska, że kolejny raz Szwedzi idą na Berlin. Tym razem Schwarzenberg nakazał spalenie Cólln. Kiedy budynki zaczę­ ły płonąć, okazało się, że szwedzka „armia” to zaledwie tysiąc kiepsko uzbrojonych żołnierzy, z których trzystu sześćdziesięciu bez oporu wzięto zaraz do niewoli. Berlińczycy z ulgą przyjęli wiadomość, że Schwarzenberg zmarł niespodziewanie w marcu 1641 roku, uwalniając ich od swych groź­ nych decyzji. Jednak do tego czasu w Berlinie zachowało się jedynie 845 domów, z czego 200 było opuszczonych. Cólln zostało niemal całkowicie zniszczone. Dewastacja miasta i jego okolicy była nieporównywalna z niczym,

co zaszło wcześniej, i chociaż część Niemiec, w tym większość Saksonii i Holsztynu, nie została dotknięta wojną, wyniszczone tereny ciągnęły się od Szwabii i Palatynatu przez Turyngię i Brandenburgię do Meklemburgii i Pomorza. Zniszczenia nie były jedynie wynikiem działań zbrojnych. Hi­ storia Europy odnotowuje niezliczone wojny; rozmaite ziemie przechodziły z rąk do rąk, niektóre prowincje na przemian zdobywano i tracono, a róż­ ne miasta wielokrotnie znajdowały się pod okupacją, jak wówczas Berlin, ale tylko nieliczne konflikty przed XX wiekiem zrujnowały kontynent tak jak wojna trzydziestoletnia. Straty w ludziach były nawet proporcjonal­

nie większe niż liczba ofiar drugiej wojny światowej15. Przyczyna leżała po części w samej naturze ówczesnego wojska. W siedemnastowiecznej Europie żaden kraj nie posiadał własnych stałych sił zbrojnych; istniały tylko szczątkowy pobór, szkolenie i nadzór nad dyscypliną wojska. Cesarze, książęta i inni władcy w razie potrzeby organizowali zaciąg na pewnych terenach, ale tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na utrzymywanie armii przez dłuższy czas - także dlatego, że wojna była wyrokiem śmierci dla tysięcy młodych mężczyzn; w niewielkiej wsi Bygdea w północnej Szwe­ cji 215 spośród 230 jej mieszkańców zostało zabitych w walce, a pięciu

92

Berlin. Metropolia Fausta

spośród ocalałych wróciło do domu jako inwalidzi16. Na ogół wynajmowa­ no zawodowych oficerów, którzy przeprowadzali werbunek najemników. Wiele oddziałów składało się więc z wyrzutków, przestępców, włóczęgów, bezdomnych, zawodowych żołnierzy i psychopatów. Wielu odpowiada­ ło awanturnicze życie, inni zaś uważali, że bezpieczniej być żołnierzem niż cywilem. Przynależność narodowa czy religijna nie miała wpływu na lojalność większości najemników. Polacy walczyli w służbie Niemców, Szwajcarzy u Austriaków, Holendrzy u Szwedów, Szkoci po stronie Duń­ czyków, a niedawni wrogowie często się spotykali, by omówić ewentualne zalety kolejnego pracodawcy - w ówczesnych doniesieniach podkreślano, że cesarz nie zapewnia oddziałom odpowiedniego schronienia, a król Pol­ ski oszczędza na jedzeniu dla żołnierzy17. Najemnicy tylko walczyli pod czyjąś flagą - gdy dostawali się do niewoli, po prostu przechodzili na dru­ gą stronę. Jesienne dezercje były na porządku dziennym, ale generało­ wie starali się rezygnować z obowiązującej w takich przypadkach kary śmierci, wiedząc, że wielu dezerterów wróci wiosną do wojska po świeże łupy. Utrzymanie armii było kosztowne, więc ich wielkość była względnie mała, dominowała strategia wojny na wyczerpanie, a przebieg kampanii zależał w dużym stopniu od finansów. Generałowie wychodzili z zało­ żenia, że okupowane terytorium staje się faktyczną własnością żołnierzy i zostawiali im wolną rękę w grabieży, gwałtach i plądrowaniu okolic rzeczywiście, ci, którym udało się przeżyć, często wracali do domów jako bogaci ludzie. Szwedzki generał Kónigsmark, który zaczynał karierę jako zwykły żołnierz, wrócił z majątkiem szacowanym na blisko dwa miliony talarów. Zubożały wcześniej cesarski dowódca Henrik Holck po powro­ cie do Danii zapłacił pięćdziesiąt tysięcy talarów gotówką za posiadłość w Funen18. Wojna to zawsze okazja do nowej grabieży - samonapędzający się koszmar zniszczenia. Niezdyscyplinowane wojska rzadko okazywały łaskę cywilom; nawet kiedy w Berlinie stacjonowały sojusznicze oddziały, miasto zostało zrujnowane.

Obraz Nicolaasa van Eycka Soldatcnvest in einem Dorf (Okupacja wsi), który wisi w Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, przedstawia jeden ze zwykłych dni wojennych. Van Eyck pokazuje niewielką osadę otoczoną przez oddziały gotujące się do grabieży. Jedni żołnierze już włamują się do domów, inni rozłożeni wokół armaty czekają na swoją kolej, by przetrząsać chałupy w poszukiwaniu żywności, kobiet i kosztowności. Bezradni wieś­ niacy wałęsają się bez celu obok nadjeżdżających wozów; jeden z mężczyzn

Stolica absolutyzmu

93

pociesza żonę i dziecko, inny siedzi pod drzewem i płacze. Plądrowanie miast i wsi było powszechne. Nie oszczędzano nikogo i niczego. Przetapia­ no iglice kościołów, by pozyskać ołów, rozbierano i podpalano zagrody, całe wsie puszczano z dymem dla zabawy. Chłopów traktowano jak pionki w grze: zazwyczaj łapano ich, spędzano w jedno miejsce jak zwierzęta i torturowano. Niektórym obwiązywano głowy sznurami tak mocno, że oczy wychodziły im z orbit; innym wpychano kciuki głęboko w lufy re­ wolwerów. Niewinnych ludzi związywano i wrzucano do rzek, wyrzucano przez okna, przypiekano na rożnie lub gotowano w ich własnych domo­ wych kotłach. Czasami ustawiano związanych jeńców w rzędzie jeden za

drugim i zakładano się, ile ciał przebije jedna kula. Niektóre oddziały były znane z nietypowych form znęcania się: mieszczanie z Marchii Branden­ burskiej wzięci do niewoli przez Wallensteina byli poddawani torturom

tak długo, aż ujawnili miejsce ukrycia „skarbów”, które oczywiście rozgrabiono; księży przywiązywano pod wozami w ten sposób, że musieli „bie­

gać” na czterech kończynach jak psy, aż w końcu umierali z wycieńczenia; innych ciągnięto „kilometrami wzdłuż drogi przywiązanych do końskich ogonów”19. Pomimo wysiłków, by powstrzymać falę gwałtów popełnianych na cywi­ lach, szwedzka okupacja była równie okrutna. W 1632 roku nie było w Ber­ linie żadnych młodych kobiet, bo wszystkie zostały uprowadzone przez wojska Gustawa Adolfa. Mówiono, że Szwedzi zabijają dzieci na oczach ro­

dziców, by uzyskać informacje, gdzie ukryto rodzinne bogactwa. Żołnierze dla rozrywki wymordowali pewną (nieznaną) liczbę berlińczyków w ten sposób, że posypywali ofiary prochem strzelniczym i podpalali je; wlewali im także nieczystości do gardeł, co było tak częstą praktyką, że tę ohydną miksturę nazwano „szwedzkim drinkiem”. Pomiędzy miejscową ludnością a wojskami okupacyjnymi zapanowała skrajna nienawiść, zwłaszcza na po­ zbawionych ochrony terenach poza murami miejskimi. Cywile czasem ata­ kowali wojskowe obozowiska, a potem doświadczali brutalnego odwetu. Popularne powiedzonko Szwedów brzmiało: „Każdy żołnierz potrzebuje trzech chłopów: jednego, by mu oddał dom, drugiego, by mu oddał żonę, i trzeciego, by za niego poszedł do piekła”. W 1632 roku pułkownik Monro skarżył się na postępowanie bawarskich chłopów wobec Szwedów: „[...] brutalnie traktowali naszych żołnierzy [którzy przyszli w celu grabieży], obcinając im nosy i uszy, ręce i stopy, wydłubując oczy, popełniając wie­ le innych okrucieństw; żołnierze słusznie im odpłacali, paląc po drodze

94

Berlin. Metropolia Fausta

wiele wsi, także mordując tych gburów tam, gdzie się na nich natknęli”20. Zarówno wojsko, jak i cywile stawali się coraz bardziej brutalni. Zaciężne armie składały się nie tylko z żołnierzy, ale i z całych grup prostytutek, włóczęgów, zaniedbanych dzieci ciągnących za taborami wraz z żywym inwentarzem - głównie były to wychudzone konie i kro­ wy. Całą tę masę trzeba było wyżywić, co w rezultacie powodowało ruinę okupowanych terenów. W Berlinie panował głód. Czterokrotne kiepskie zbiory w rejonie rzeki Haweli w latach 1625-1628 odbiły się na zdrowiu ludności, a całe obozowiska nieszczęsnych uciekinierów wymarły wsku­ tek braku żywności podczas kolejnych zim. W 1627 roku zboże wzrosło dobrze, ale zostało stratowane przez wycofujących się Duńczyków i zwy­ cięskie wojska cesarskie. Ziemia przypominała klepisko, zboże było wydep­ tywane lub wyrywane, zanim dojrzało, coraz bardziej szerzył się głód21. W 1629 roku Anglik sir Thomas Roe, podróżując tamtędy, napisał: „Nie słyszałem nic poza lamentem ani nie widziałem niczego innego niż ciała zmarłych [...]; w promieniu osiemdziesięciu mil angielskich nie było domu, w którym można by bezpiecznie zasnąć; żadnych mieszkańców poza kilko­ ma kobietami i dziećmi vcrtendo stercorarium [grzebiącymi w odchodach] w poszukiwaniu bodaj ziarna zboża”22. W Berlinie głód w latach 16311632 był tak dotkliwy, że ludzie musieli kraść padlinę z końskich rzeźni. Powszechnie używane szubienice były regularnie okradane; znajdowano nawet opróżnione groby. W jednym przypadku odkryto stos świeżych ludz­ kich kości pozbawionych szpiku. Wygłodzenie przyczyniało się do osłabienia ludzi, którzy stawali się bar­ dziej podatni na choroby takie jak ospa, syfilis, szkorbut i tyfus. Jednak jeszcze gorszy był powrót epidemii czarnej śmierci. Pierwsza fala dotar­ ła do Berlina w 1620 roku, ale zaraza szerzyła się podczas całej wojny trzydziestoletniej. W latach 1620-1631 z tego powodu zmarło dwa tysiące berlińczyków, w 1637 roku ponad pięćset. Zwłoki leżały na ulicach, bo nikt z ocalałych nie chciał ciągnąć wózków z ciałami ani kopać masowych grobów. Pozostali przy życiu mieszkańcy robili dziwne mikstury z lawen­ dy, rozmarynu, ziaren jałowca, czosnku, białej cebuli, octu, orzechów, endywii; stosowali gorące i zimne okłady, maseczki zapachowe i torebki z ziołami, rozpaczliwie próbując powstrzymać zarazę. Ludzie obsesyjnie myśleli o śmierci: na całunach rysowano czaszki i szkielety, mnożyły się obrazy rozkładu i częsty był temat przemijania. Kiedy angielski ambasador jechał na zjazd elektorów do Ratyzbony, pisał o kraju, w którym kilku

Stolica absolutyzmu

95

wynędzniałych wieśniaków na jego widok uciekło w popłochu, bo bało się, że jego orszak wchodzi w skład kolejnego oddziału nacierających żoł­ nierzy; droga była tak niebezpieczna, że paru członków jego świty zostało zamordowanych w okolicach Norymbergi. Dalej donosił, że natknął się na zwłoki właśnie wyrzucone z grobów, „ogołocone i spalone miasta targowe” i „zmarłych ludzi z trawą w ustach”23. W maju 1631 roku pewien pastor w Brandenburgu napisał w dzienniku: „Katarzyna, moja stara służąca, została zastrzelona”24. Bez żadnego komentarza. Takie zdarzenia były na porządku dziennym. Jak ogromne znaczenie miał ten konflikt, świadczy wiele utworów li­ terackich, a także legend. Wojna trzydziestoletnia okazała się szczególnie ważna w XIX i początkach XX wieku, gdy niemieccy historycy próbowali „udowodnić”, jak bardzo „cała destrukcyjna siła wojny trzydziestoletniej” zniszczyła Niemcy, i wykazać, że zarówno sama wojna, jak i powojenne rozstrzygnięcia były „potworną niesprawiedliwością narzuconą Niemcom przez obce mocarstwa, głównie Francję”; niektórzy porównywali nawet pokój westfalski z traktatem wersalskim25. Ale niezależnie od tendencji do przesady w ocenie skutków tego konfliktu nie można mu odmówić wielkiego znaczenia. Wiele prac starało się opisać jego wynik, od nowe­ li Adalberta Stiftera Der Hochwald z 1842 roku czy Conrada Ferdinanda Meyera Gustav Adolfs Page z 1882 roku po dziewięciotomową powieść Heinricha Laubego Derdeutsche Krieg, ukończoną w 1866 roku. W 1789 roku Friedrich Schiller napisał Historię wojny trzydziestoletniej (Geschichte des dreissigjahrigen Kriegś), a dziesięć lat później dramat Wallenstein, który był jednym z jego najwybitniejszych dzieł. Utwory Ricardy Huch Der grosse Krieg in Dcutschland (1914) i Wallenstein. Einc Charakterstudie (1915) do­ czekały się pochwał Tomasza Manna, natomiast na współczesny stosunek Niemców do wojny trzydziestoletniej w wielkim stopniu wpłynął Gustav Freytag swymi Bilder ans der deutschen Vergangenheit (Obrazy z niemiec­ kiej przeszłości), opublikowanymi w 1859 roku. Mimo wszystko znaczenie tego długotrwałego konfliktu najpełniej oddają dzieła tych, którzy bezpo­ średnio go doświadczyli. Obok muzyki kompozytorów takich jak Michael Praetorius, Heinrich Schiitz, Johann Jakob Froberger i Johann Criiger jedy­ ną formą sztuki, która mogła w te upiorne lata rozwijać się w Niemczech,

była literatura. Relacje naocznych świadków są ponure. Johann Michael Moscherosch

(pseud. Philander von Sittewald), który walczył ze Szwedami i o mało nie

96

Berlin. Metropolia Fausta

umarł z głodu podczas wojny, napisał o niej w 1640 roku w Wundcrbahrc und wahrhaftigc Gcsichtc Philanders von Sittcwald. Dwaj najbardziej uzna­ ni poeci tamtej epoki, Martin Opitz (zmarły podczas zarazy w 1639 roku) i Paul Fleming, pisali o tęsknocie za pokojem. Podobnie Andreas Gryphius, który urodził się w Głogowie w 1616 roku, musiał jednak na wiele lat schro­ nić się w Holandii, pozostawił Trancn des Vaterland anno 1636, jeden z naj­ bardziej poruszających opisów zniszczeń spowodowanych przez wojnę: cierpienie ciężko okaleczonych ludzi, których domy spłonęły, zgwałcone dziewczęta, ulice spływające krwią, a wszędzie „pożar, zaraza i śmierć

dręczą serce i duszę”. Jego rozdzierające Grabschrift Marianae Gryphiae (Epitafium dla Marianny Gryphius) ukazuje moment, gdy zabite zostało jego dziecko „urodzone podczas ucieczki, w otoczeniu broni i pożogi, / niemal uduszone dymem [...]. Posuwałem się ku światłu, gdy rozszalały pożar trawił mój kraj: / patrzyłem na świat i wkrótce pożegnałem się z nim, / bo jednego dnia dotarła do mnie cała jego groza [...]”26. Poeci żołnierze jak Kaspar Stieler czy Georg Greflinger przywoływali okrutne sceny wal­ ki; Greflinger napisał ponury wiersz Der deutschen dreissigjdhriger Krieg w 1657 roku, Stieler zaś pod pseudonimem Filidor der Dorfferer tworzył dosadne utwory pornograficzne gloryfikujące fizyczną męskość, w których wyraźnie odbijały się jego żołnierskie doświadczenia. W wierszu Lass die Verstorbencn ruhen (Zostawcie zmarłych w spokoju) ostrzega żołnierza Filidora, że jego kochanka będzie „sypać dowcipami nad jego trumną, śpie­ wać, krzyczeć i skakać na jego grobie [...]; własnoręcznie porozbija nawet jego zgniłe kości”. Obiecuje więc, że będzie się nad nią znęcał, nastraszy ją „pobiciem i złomotaniem”, a jeśli rano na jej ciele będą siniaki, „powiedz, że zrobiłem to z zemsty”27. Podczas wojny oddziały wojskowe wydały tysiące niesmacznych, nieprzyzwoitych i odrażających broszur mających wywołać przerażenie wśród mieszkańców miast i miasteczek oraz usprawiedliwić dokonywane okrucieństwa; część z nich przetrwała28. Pokłosiem wojny było przede wszystkim najważniejsze niemieckie dzie­ ło siedemnastowieczne Przygody Simplicissimusa autorstwa Hansa Jakoba Grimmelshausena. Autor urodził się w 1622 roku w Gelnhausen w Hesji. W 1635 roku hescy i chorwaccy żołnierze napadli na jego wieś. Grimmelshausen został uprowadzony i musiał służyć czternaście lat jako młodocia­ ny żołnierz, a następnie muszkieter w rozmaitych oddziałach; zaczął pisać dopiero pod koniec życia. Powieść łotrzykowska Przygody Simplicissimusa, opublikowana w 1669 roku, jest jego najważniejszym dziełem, na poły

Stolica absolutyzmu

97

autobiograficznym. Główny bohater relacjonuje, jak w czasie wojny zostało zniszczone jego rodzinne gospodarstwo, mieszkańców wsi torturowano lub gwałcono, jak sam został uprowadzony przez chorwackich żołnierzy, do­ stał się do niewoli szwedzkiej i dożył końca wojny, służąc w protestanckich oddziałach. Powieść ta wywarła duży wpływ na wielu późniejszych pisarzy niemieckich; po niemal trzystu latach Bertolt Brecht, pisząc Matkę Courage, wzorował się na postaci z Dlc Landstorzerin Courasche Grimmelshausena. Owa kobieta całe życie wędrowała w ślad za protestanckim wojskiem pod­ czas kampanii w Szwecji, Polsce i Niemczech. Jej życie było całkowicie uzależnione od dalszych losów wojny29. W ciągu dziesięciu lat od wybuchu konfliktu niewielki handlowy Ber­ lin stał się cieniem samego siebie. Większą część zabudowy strawił pożar; miasto zostało ogołocone ze wszystkiego, co miało jakąś wartość; niegdyś dumni mieszkańcy wiedli marną egzystencję w ruinach, drogi były w opła­ kanym stanie, Szprewę tak zarzucono rozmaitymi odpadkami, że nie mo­ gły po niej pływać statki handlowe, rolnictwo podupadło, a Zamek został tak bardzo zniszczony, że musiał być podpierany drewnianymi deskami. Dewastacja była powszechna; malarz i historyk sztuki, który przeżył wojnę, Joachim von Sandrart pisał: „Królowa Germania ujrzała swe wspaniale zdobione pałace i kościoły raz po raz ogarnięte płomieniami, jej oczy zaś były tak oślepione dymem i łzami, że nie miała już siły ani chęci zajmować się sztuką”30. Liczba ludności Berlina spadła z ponad czternastu tysięcy do zaledwie sześciu tysięcy. Przez pewien czas wydawało się, że elektor Brandenburgii straci tytuł. Już w 1630 roku wysłał do Wiednia płaczliwy list, w którym stwierdzał: „Nikt nie wie, jak długo pozostanę elektorem i panem na własnej ziemi”. Wyglądało na to, że przeznaczeniem Berlina jest zaledwie utrzymywanie się na powierzchni. Wtedy nagle zmarł elektor Jerzy Wilhelm. Jego następca okazał się jedną z największych postaci w hi­ storii Berlina, człowiekiem zdecydowanym sprawić, by wojna nigdy więcej nie kierowała jego losem. To on wydobył miasto z ruin i skierował na drogę ku roli stolicy Prus. Był to Fryderyk Wilhelm, a do historii przeszedł jako Wielki Elektor. Fryderyk Wilhelm był tworem wojny trzydziestoletniej. Urodzony w 1620

roku, w drugim roku jej trwania, jako młody człowiek spędził wiele lat w spokojnej Hadze, gdzie umocnił się jego kalwinizm, głoszący potrze­

bę ascezy i poświęcenia obowiązkom. Zdolny, pełen godności, z dużym

98

Berlin. Metropolia Fausta

zmysłem praktycznym, był dobrze przygotowany do objęcia władzy po śmierci swego ojca, zmarłego w grudniu 1640 roku. Jego największym pra­ gnieniem było stworzenie silnego, niezależnego państwa, które już nigdy nie zostanie wydane na pastwę armii maruderów ani nie znajdzie się pod zwierzchnictwem obcych monarchów. To właśnie Fryderyk Wilhelm jako pierwszy nadał Berlinowi rysy surowości, militaryzmu, tolerancji religijnej, obowiązkowości i przesadnego szacunku wobec władzy, z którego miasto stało się niebawem słynne; to właśnie on zapoczątkował szybki rozwój Prus. Miał dużo do zrobienia. Wokół nadal szalała wojna, państwo było zruj­ nowane, ludzie zrozpaczeni. Marchię okupowały szwedzkie wojska, Berlin był zniszczony, jego własne niezdyscyplinowane oddziały żyły z grabieży kolejnych miast i były tak samo znienawidzone jak wrogie armie. Elektor musiał pozostać w Kónigsbergu, bo Zamek w Berlinie nie nadawał się do zamieszkania. Jeśli Fryderyk Wilhelm zamierzał przywrócić pokój w swo­

im kraju, jego pierwszym posunięciem musiało być zawarcie porozumienia między Brandenburgią i Szwecją. Wysłał do Sztokholmu posłańców z proś­ bą o wstrzymanie działań zbrojnych. W maju 1641 roku uzgodnili oni wa­ runki i w październiku Brandenburgia i Szwecja podzieliły się Pomorzem tak, że Szczecin przeszedł w ręce szwedzkie w zamian za korzystne dla Prus rozstrzygnięcie w sprawie księstwa Jiilich-Kleve. Po zabezpieczeniu się ze strony Szwedów Fryderyk Wilhelm zawarł sojusz z domem orańskim, by uzyskać wsparcie Holandii. W 1643 roku poczuł się na tyle pewnie, że wrócił do Berlina. W całej Europie narastało pragnienie pokoju: królowa Krystyna Szwedzka zachęcała Francuzów do negocjacji; inne państwa też do nich przystąpiły - często po prostu z powodu wyczerpania lub przekonania, że osiągnięcie całkowitego zwycięstwa leży poza możliwościami wojsko­ wymi którejkolwiek ze stron31. Rozmowy pomiędzy przedstawicielami stu dziewięciu państw trwały od 1643 do 1648 roku, lecz mimo to walki były kontynuowane - jak powiedział katolicki przeor Adami z klasztoru w Murrhardt: „Zimą negocjujemy, latem walczymy”. Ludność Europy rozpaczliwie tęskniła za pokojem; pewna szwabska rodzina zapisała w dzienniku w 1647 roku: „Mówią, że ta okropna wojna teraz się skończyła. Ale nadal nie widać oznak pokoju. Wszędzie panuje zawiść, nienawiść i chciwość - oto czego nas nauczyła wojna [...]. Żyjemy jak zwierzęta, jedząc korę i trawę. Nikt

nie mógł sobie kiedyś wyobrazić, że coś takiego nam się przytrafi. Wielu ludzi mówi, że nie ma Boga”32. Jednak osiągnięto postęp w rokowaniach

Stolica

absolutyzmu

99

i po wielu targach w końcu doszło do porozumienia. Dwudziestego czwar­ tego października 1648 roku, po trzydziestu latach nieszczęść i wielu mięsiącach negocjacji, o których szeroko plotkowano, europejskie mocarstwa podpisały pokój westfalski. W Marchii Brandenburskiej wywołało to praw­ dziwy wybuch radości. Muzyka skomponowana z tej okazji to między in­ nymi kilka najświetniejszych hymnów luterańskich, w tym ten wyjątkowy Friedens-Sieg do słów Justusa Georga Schotteliusa. Pokój nie przyszedł łatwo. Wojna zaostrzyła rywalizację między Francją a Hiszpanią, między kardynałem Richelieu a Habsburgami, między kró­ lem Szwecji a Holandią, między carem rosyjskim a Polską oraz pomię­ dzy dziesiątkami niemieckich książąt i elektorów. Jednak pokój westfalski doprowadził także do uregulowania stosunków pomiędzy protestantami a katolikami i pomiędzy Świętym Cesarstwem Rzymskim Narodu Nie­ mieckiego a poszczególnymi księstwami niemieckimi. Właśnie to ostatnie

miało okazać się tak korzystne dla młodego elektora brandenburskiego. Wojna osłabiła cesarstwo i wzmocniła pozycje lokalnych władców, w tym elektorów czeskiego i saskiego, księcia Hanoweru oraz elektora branden­ burskiego Fryderyka Wilhelma, który był zdecydowany wykorzystać brak silnego ośrodka władzy w Europie. Jak na ironię, to Francja umożliwiła działanie temu ambitnemu władcy. Niszcząc Austrię, Francja przyczyni się do powstania nowej niemieckiej potęgi - „trzeciej siły”, która będzie kon­ trolować zarówno Austrię, jak i Szwecję. Fryderyk Wilhelm z radością zajął to miejsce. Z ulgą obserwował, że wielu jego rywali wśród niemieckich książąt wybrało moment pokoju na wycofanie się z rozgrywek politycz­ nych. Skierowali oni energię i zasoby finansowe na realizację dodających prestiżu projektów, takich jak budowa pałaców, tworzenie kolekcji sztuki czy organizowanie przyjęć. Ich dwory bardzo się rozrastały i były utrzymy­ wane przez poddanych; jeden z berlińskich ministrów, hrabia Manteuffel, powiedział o tych małych książątkach, że niezależnie od ich często wątp­ liwego pochodzenia „można by pomyśleć, że przyszli na świat, by brutal­ nie obchodzić się ze swymi rodakami”33. Jednak stworzyli oni także jedne z najpiękniejszych miast rezydencji w Europie. Fryderyk Wilhelm był inny. Gdy jego rywale bawili się, trzeźwo my­ ślący elektor brandenburski działał na rzecz wzmocnienia swego kraju. W 1657 roku podpisał [z Janem Kazimierzem - Z.K.] traktat welawski (Wehlau), potwierdzony w 1660 roku przez pokój w Oliwie kończący woj­ nę polsko-szwedzką34. Ci, którzy we wschodnich prowincjach nie chcieli

100

Berlin. Metropolia Fausta

mu się podporządkować (np. pułkownik Krystian Kalkstein-Stoliński, który

podobnie jak wielu innych szlachciców wołał sprzymierzyć się z Polską), byli karani śmiercią, reszta musiała ugiąć się przed władzą Berlina. Elek­ tor brandenburski sprawował rządy nad nowym jakościowo tworem, który w końcu zostanie nazwany jednym słowem: Prusy.

W XIX wieku przedstawiciele pruskiej szkoły historycznej, w tym Heinrich von Sybel i Heinrich von Treitschke, ukazywali rozwój państwa pruskie­ go jako coś „nieuchronnego”; podkreślali, że „przeznaczeniem” Prus było doprowadzić do ostatecznego zjednoczenia Niemiec; że państwo to ma tak wiele naturalnych zalet, że przewyższa wszystkie pozostałe. Jednak w XVII wieku bardzo niewiele wskazywało, że Prusy lub ich stolica Berlin mogą być czymś więcej niż biednym przyczółkiem na skraju niemiecko­ języcznych krain. Prusy nie bardzo miały na czym budować. Nie mogły poszczycić się wspaniałą historią, nie tworzyła ich jedna grupa etniczna ani ludzie mówiący jednym językiem; rozmaite skrawki Prus były rozrzucone od Renu do Niemna, co sprawiało, że były trudne do określenia i niespójne. Kraj był wyjałowiony i słabo zaludniony, ziemia na ogół kiepska, a wizy­ tówka państwa, Berlin, wyglądał raczej jak brudna prowincjonalna dziura niż miasto stołeczne. Prusy i Berlin stały się potężne nie ze względu na swe „naturalne walory”, ale dzięki ambicji, ciężkiej pracy, determinacji, szczęściu i obsesji na punkcie wojskowej i gospodarczej siły wielu wyjąt­ kowych władców, którzy dążyli do wzmocnienia potęgi i prestiżu swego kształtującego się państwa.

Hohenzollernowie należeli do szczęściarzy wśród dynastii panujących w siedemnasto- i osiemnastowiecznej Europie. Spośród wszystkich wiel­ kich rodów tylko oni doczekali się czterech męskich następców, a żaden z nich nie był niezdolny czy obłąkany. Trzej okazali się naprawdę wybitny­ mi monarchami. Tę godną pozazdroszczenia passę rozpoczął w 1640 ro­ ku Fryderyk Wilhelm (Wielki Elektor), kontynuowali ją pierwszy król w Prusach Fryderyk I, jego syn Fryderyk Wilhelm I (zwany „królem sier­ żantem”) i Fryderyk Wielki, zmarły w 1786 roku. Trzej z nich poświęciło się całkowicie budowaniu silnego państwa, popierając rozwój gospodarki, tworząc sprawną administrację i biurokrację, a przede wszystkim wojsko. Taki wzorzec zapoczątkował Fryderyk Wilhelm. Natychmiast po zagwa­ rantowaniu sobie miejsca w Europie przystąpił do budowy silnych i stabil­ nych Prus, a jego reformy były wręcz legendarne.

Stolica

absolutyzmu

101

Stanął przed olbrzymim zadaniem. Berlin był zrujnowany, a ostatnie oddziały szwedzkie opuściły Marchię Brandenburską dopiero w 1650 roku, pozostawiając za sobą ograbione gospodarstwa, osady i wsie. Dwie trzecie domów w marchii zostało zniszczonych, zabito dziewięć dziesiątych bydła i trzody chlewnej. Ludność Neubrandenburga zmniejszyła się o połowę, miasta Starej Marchii, takie jak Salzwedel i Gardelegen, utraciły jedną trzecią mieszkańców, Stendal i Seehausen ponad połowę, Werben i Osterburg dwie trzecie35. Generał Montaigne powiedział: „Nie mógłbym uwie­ rzyć, że kraj może być tak zrujnowany, gdybym nie widział tego na własne oczy”. Berlin pod każdym względem pozostawał daleko w tyle za Pary­ żem, który właśnie przeżywał okres świetności pod rządami Króla Słońce, Ludwika XIV36. Wszelkie próby odbudowy utrudniało to, że przedwojenny handel został dotkliwie zniszczony, stan kupiecki zdziesiątkowany, a wymiana handlo­ wa zamarła. W 1621 roku przez cieśninę u wybrzeży Fryzji Wschodniej przepłynęło dwieście statków; w ostatniej dekadzie wojny liczba ta spadła do dziesięciu rocznie37. Niemcy były wówczas odcięte od morza, bo obce mocarstwa kontrolowały ujścia rzek. Liga Hanzeatycka, która tak bardzo przyczyniła się do poprawy gospodarki Berlina, była w stanie dezintegracji, a berlińczycy musieli się uporać ze stratą tradycyjnych rynków zbytu we Włoszech i w Europie Środkowo-Wschodniej, podczas gdy Anglicy i Holen­ drzy wypierali ich z handlu na zachodzie. Potężne miasta średniowiecz­ ne i stare ośrodki handlowe takie jak Lubeka i Norymberga, handlujące z Berlinem, zostały teraz przyćmione przez książęce rezydencje w rodzaju Mannheim czy Karlsruhe. W końcu jednak Berlin należał do nielicznych miast, którym udało się dokonać przejścia od średniowiecznego ośrodka handlu do miasta rezydencjonalnego. Obowiązujące nadal prawa mieszczan były systematycznie łamane, ale tym razem nie wywołało to oporu. Wojna przyniosła śmierć i nędzę i po jej zakończeniu berlińczycy woleli podlegać takiej władzy, któ­ ra w przyszłości zapobiegnie podobnemu konfliktowi. Fryderyk Wilhelm świadomie wykorzystywał ich obawy, używając groźby wznowienia wojny w celu wzmocnienia swej kontroli nad stanami. W tym sensie okres rzą­ dów Wielkiego Elektora oznaczał ostateczny upadek niezależności Berlina jako miasta i początek jego podległości, a często wręcz służalczości wobec władz zwierzchnich. Hohenzollernowie przynieśli swoim krajom pokój i dobrobyt, co było bardzo przydatne, by przekonać ludzi, że ich interesom

102

Berlin. Metropolia Fausta

lepiej służy życzliwy paternalizm niż walka o prawa polityczne; później, kiedy Francuzi, Anglicy czy Amerykanie agitowali za prawami obywatel­ skimi i uzyskaniem przedstawicielstwa, berlińczycy mieli się zadowolić niezmiennymi od wieków zasadami życia społecznego - podporządkowa­ niem się wszechmocnemu, wszystkowiedzącemu „wielkiemu przywódcy”. Rolę tę odegrali Hohenzollernowie, którzy przekształcili mały, przykurzo­ ny, nieciekawy kraj w światowe mocarstwo, a Berlin ze zrujnowanego za­ ścianka w liczącą się stolicę; oczywistą niewdzięcznością byłby więc brak całkowitego posłuszeństwa owym książętom. Taka pasywna postawa była względnie nieszkodliwa w XVIII wieku, w przypadku oświeconych despo­ tów, ale koniec końców utrudniała przeprowadzenie zmian politycznych i utrwalała nawyk posłuszeństwa oraz bezdyskusyjnej lojalności wobec władzy. Trwało to aż do XX wieku i miało katastrofalne następstwa. Berlin w XVIII wieku wzmacniał swą pozycję, jednak jego mieszkańcy przez ko­ lejne stulecia pozostali politycznie niewyrobieni. Fryderyk Wilhelm wpro­ wadzał śmiałe reformy wewnętrzne i nietrudno zrozumieć, czemu stał się bohaterem dla swoich poddanych. Z własnych pieniędzy wybudował kanał z jedenastoma śluzami łączący Odrę i Łabę, wielkie przedsięwzięcie ukoń­ czone w 1669 roku. Zburzył stare średniowieczne mury okalające Berlin, uregulował Szprewę, zbudował doki i dźwig nad rzeką, wspierał handel lądowy na szlaku wschód-zachód pomiędzy Hamburgiem i Niderlandami, a także z Czechami, Śląskiem, Saksonią i Polską. Zbudował flotę pełno­

morską i rafinerię cukru w Berlinie w nadziei, że miasto stanie się centrum dystrybucji towarów kolonialnych w Brandenburgii, Prusach i wschodniej Europie. Przegrał jednak tę rywalizację z Anglią, Francją i Niderlandami. Odbudowa kraju była spowalniana przez dotkliwy brak siły roboczej, więc podobnie jak jeden z jego poprzedników, Albrecht Niedźwiedź, zachęcał lu­ dzi do osiedlania się w marchii. Wielu z nich było uchodźcami uciekający­ mi przed prześladowaniami religijnymi w innych częściach Europy i Berlin stał się miastem uciekinierów.

Fryderyk Wilhelm wybiórczo dobierał osadników w Prusach, świadomie faworyzując tych, którzy mieli pieniądze, wiedzę i umiejętności, głównie Duńczyków, Szwedów, Żydów, Francuzów, Szkotów, Niemców z innych państw niemieckich oraz Czechów. W 1725 roku połowa mieszkańców Brandenburgii była urodzona poza krajem. Berlin zmieniał się pod wpły­ wem energii i zdolności imigrantów. Rzemieślnicy z Liege założyli manu­ fakturę broni na przedmieściach, Walończycy uprawiali nową roślinę, czyli

Stolica

absolutyzmu

103

tytoń, Holendrzy osuszali mokradła, a ich rodak Benjamin Raule założył w Berlinie szkołę handlową; wielki malarz Michael Willmann odwiedził miasto w 1660 roku, w tym samym czasie dotarły do Berlina wpływy Rubensa, Rembrandta, Ruisdaela i van Dycka. Pozwolono się tam także osiedlić ograniczonej liczbie Żydów tuż po zakończeniu budowy kanału w 1669 roku. Zajmowali się oni handlem luksusowymi towarami, od jedwa­ biu i koni po meble, czekoladę, kawę, herbatę, tabakę i tytoń. Ze Śląska,

Szkocji, Danii i Szwecji docierali do Berlina kalwiniści, zwabieni obietnica­ mi częściowego samorządu i odrębnego systemu sądownictwa oraz przy­ wilejami gospodarczymi, takimi jak ulgi podatkowe. Jednak największą grupą przybyszy byli hugenoci, czyli kalwiniści, którzy uciekli z Francji w obliczu nowej fali prześladowań religijnych. W 1598 roku we Francji został wydany edykt nantejski gwarantujący francuskim protestantom, zwanym hugenotami, wolność sumienia, pewną swobodę praktyk religijnych i zrównanie w prawach politycznych. Jednak po 1661 roku rozejm zaczął się kruszyć. Protestanci byli stopniowo wyklu­ czani z rozmaitych zawodów, ograniczano im prawa sądownicze i limito­ wano zwoływanie synodów. W końcu w 1685 roku Ludwik XIV zakazał wszelkich form publicznych nabożeństw, kazał zniszczyć zbory ewangelic­ kie i wyrzucił pastorów. Siedemnastowieczna rycina z Biblioteki Narodo­ wej w Paryżu przedstawia Ludwika tryumfującego nad hugenotami: król stoi w peruce i todze, trzymając prawą nogę na głowie hugenota, a lewą przydeptując stronice Nowego Testamentu, spośród których wypełza wąż. Drzeworyt gloryfikuje odwołanie edyktu nantejskiego, które wygnało z do­ mów 400 tysięcy francuskich protestantów. Wielu z nich zbiegło do Anglii lub Szwajcarii, a Fryderyk Wilhelm, Wielki Elektor, wydał wówczas edykt poczdamski (1685) udzielający uchodźcom schronienia w Prusach. Przy­ było ich ponad dwadzieścia tysięcy, z czego ponad sześć tysięcy osiedliło się w Berlinie. W 1687 roku dwadzieścia procent populacji miasta stanowili hugenoci, co sprawiało, że Berlin przypominał raczej francuskie niż niemieckie mia­ sto. Wnieśli oni do budżetu prowincji ponad trzy tysiące talarów na oso­ bę i dostarczali średnio do sześciu milionów talarów dochodu. Ważniejszy był jednak ich wkład w rozwój berlińskiego przemysłu; bez nich miasto zapewne pozostałoby ubogie i zacofane jak wiele innych rywalizujących dotąd z nim ośrodków. To hugenoci sprawili, że przemysł włókienniczy stał się pod koniec stulecia główną gałęzią gospodarki Brandenburgii, to oni

104

Berlin. Metropolia Fausta

udoskonalili technikę tkania bawełny i sprowadzali surowiec z Bałkanów i Indii Zachodnich. Wkład Francuzów był wówczas powszechnie znany, a wnuk Wielkiego Elektora, Fryderyk Wilhelm I, napisał:

Francuzi są bardzo pracowitymi ludźmi i spowodowali, że miasta w na­ szym kraju są zdolne wytwarzać rozmaite dobra; pięćdziesiąt lat temu nie produkowano tu ani wykwintnych tkanin, ani pończoch, krepy, ak­ samitu czy artykułów wełnianych i musieliśmy sprowadzać je z Anglii, Francji, Niderlandów, a teraz nasze ziemie wysyłają znaczne ich ilości

na obszar całych Niemiec38. Sprowadzenie uchodźców było jednym z najważniejszych momentów w hi­

storii Berlina i od tamtej pory zawsze służyło za dowód, że jest to miasto tolerancji i wolności. Jednak ta tolerancja nie była pozbawiona ukrytych motywów. Wielki Elektor szczerze troszczył się o ochronę protestantów w Europie, ale na edykt w Poczdamie wpłynęła zarówno polityka między­ narodowa, jak i lokalna. W 1670 roku Prusy umocniły sojusz z Francją; piętnaście lat później był on już bardzo osłabiony, między innymi dlate­ go, że elektora gniewało wtrącanie się Ludwika XIV do jego polityki antyszwedzkiej i obawiał się, że Francuzi planują sojusz z nowym katolickim królem Anglii Jakubem II39. Francuskie uderzenie w hugenotów i w konse­ kwencji zaproszenie uchodźców do Prus stanowiły dla Fryderyka Wilhelma pretekst do okazania swego niezadowolenia królowi Francji. Edykt miał także istotne następstwa dla kraju. Wielkiego Elektora od dawna martwiło umacnianie się luteranizmu w Berlinie i okolicach i marzył o nawróceniu ludności na kalwinizm. Nie było to łatwe zadanie. Konflikt pomiędzy kalwinistami a luteranami, u którego podstaw leżały doktrynalne spory na temat Ostatniej Wiecze­ rzy i predestynacji, wywołał spustoszenie w wielu miejscach Niemiec po 1517 roku, gdy władcy Saksonii, Brandenburgii, Palatynatu i innych kra­ jów gwałtownie przeszli z luteranizmu na kalwinizm. Duchowieństwo obu tych wyznań nie cierpiało siebie nawzajem nawet bardziej niż katolików. Luteranin Matthias Hoe von Hoenegg wyraził ten pogląd w 1601 roku w pamflecie zatytułowanym - w wolnym tłumaczeniu - Stała, uzasadnio­ na i ortodoksyjna wzajemna odraza papistów i kalwinistów, a w 1620 roku wydał Ważka (a w tych niebezpiecznych czasach bardzo potrzebna) dyskusja o tym, czy lepiej zgodzić się z katolikami... niż z kalwinistami40. Walki na

Stolica absolutyzmu

105

tle religijnym związane z sukcesją były często zacięte. Regent Palatynatu był tak zdesperowany, by jego kraj pozostał przy kalwinizmie, że zamknął młodego następcę wyznania luterańskiego w odległym klasztorze i próbo­ wał go nawrócić; w Badenii regent wykradł bratanka wdowie po swym bra­ cie i zmusił go przyjęcia nowej religii. Berlin znalazł się w centrum podob­ nego konfliktu. Pierwszym kalwińskim elektorem był Jan Zygmunt, który zmienił wyznanie w 1613 roku, przechodząc z luteranizmu na kalwinizm. Jego następcy pozostali przy tej wierze i składali następującą przysięgę: „Jestem kalwinistą i z Bożą pomocą jako taki umrę”. Jednak berlińczycy wciąż byli pobożnymi luteranami i gwałtownie opierali się zmianie religii. Kiedy Wielki Elektor obejmował władzę, jedynie dwór i katedra były w rę­ kach kalwinistów. Gdy do Berlina przybył pierwszy kalwiński kaznodzie­ ja, tłum luteran wtargnął do jego domu, pobił go i ukradł wszystko poza zielonymi kalesonami - w których kaznodzieja musiał wygłosić kazanie następnego dnia w niedzielę. Później kalwiniści byli regularnie atakowani na ulicach41. Gdyby elektor nie był w stanie nawrócić berlińczyków drogą pokojową, mógłby to uczynić siłą, bo dzięki uciekinierom kalwiniści zdo­ bywali przewagę liczebną. Kiedy w 1672 roku wybuchła w Europie wojna i katoliccy władcy zaczęli atakować całą protestancką wspólnotę, elektor zaprosił prześladowanych kalwinistów do Berlina, nie tylko z Francji, ale także z Palatynatu, Górnej Nadrenii i z ziem pod panowaniem Habsbur­ gów. Przybysze zmienili proporcje wyznaniowe w Berlinie i stało się to bez rozlewu krwi. Mieszkańcy miasta byli nastawieni podejrzliwie, a nawet wrogo do tak dużej liczby kalwińskich uchodźców, którzy nagle pojawili się wśród nich. Francuzi mówili dziwnym językiem, nosili dziwne ubrania i wyznawali odmienną religię, a co gorsza, otrzymali zwolnienia podatkowe i pomoc finansową kosztem miejscowej ludności, której narzucono dodatkowe zbiór­ ki pieniędzy, na przykład 20 stycznia 1686 roku „każdy obywatel miasta” musiał dołożyć do wyznaczonej sumy czternaście tysięcy talarów na rzecz uchodźców42. Niezależnie od późniejszych opinii o tolerancji Berlina berliń­ czycy nie przyjmowali nowo przybyłych z otwartymi ramionami. Historyk Eduard Muret potępiał Gchassigkcit, pełne nienawiści zachowania berliń­ skich luteran wobec Francuzów i całe pokolenia minęły, zanim zostali oni zaakceptowani43. W końcu jednak hugenoci stali się integralną częścią mia­ sta. W 1690 roku autonomia berlińskiego Kościoła luterańskiego przestała istnieć, a kalwinizm został oficjalną religią Berlina.

106

Berlin. Metropolia Fausta

W XVIII wieku „tolerancja” oznaczała wolność praktyk religijnych, bez prześladowań, do jakich dochodziło w różnych częściach ówczesnej Euro­ py. Obejmowała ona wiele grup ludności, włącznie z Żydami. Podobnie jak miasta ancien regime’u, Berlin oczywiście nie zezwalał na pełną eman­ cypację Żydów, ale był znacznie bardziej liberalny od reszty, nie istniało w nim getto i coraz rzadziej dopuszczano tam do ekscesów antyżydow­ skich czy wyrzucania Żydów z miasta44. Wielki Elektor zaprosił niewiel­ ką liczbę „chronionych Żydów” do Brandenburgii w 1650 roku, a 21 maja 1671 roku wydał edykt o „Przyjęciu Pięćdziesięciu Rodzin Chronionych Żydów”, który zezwalał im na „prowadzenie otwartych stoisk i straganów, sprzedaż sukna i podobnych artykułów [...], handel nowymi i starymi ubraniami, a ponadto ubój w domach i sprzedaż tego, co odpowiada ich potrzebom lub jest nakazane przez religię, a w końcu szukanie środków utrzymania wszędzie, gdzie mieszkają”. Żydzi nie mogli mieć synagog, ale mogli się spotykać w jednym z prywatnych domów, pod warunkiem że sprawowali swe obrzędy, „nie czyniąc obrazy chrześcijanom’145. Edykt elek­ tora z 1671 roku przyciągnął do Prus jeszcze więcej rodzin z Polski i krajów habsburskich. Do Berlina przybyły też zamożne żydowskie rodziny, które zostały wyrzucone z Wiednia w 1670 roku, i stworzyły tam podwaliny wyrafinowanej kultury niemiecko-żydowskiej46. Fryderyk Wielki jeszcze poprawił ich położenie, wydając w 1750 roku „Poprawiony Przywilej Gene­ ralny i Przepisy dotyczące Żydów w Królestwie Pruskim”, zapewniające im całkowitą kontrolę nad własnymi szkołami wyznaniowymi, synagogami i cmentarzami, które miały być prowadzone zgodnie z zasadami prawa ży­ dowskiego. Berlin nie był tolerancyjny w dwudziestowiecznym rozumieniu tego słowa, ale stał się najbardziej liberalny ze wszystkich miast pruskich i był jak na owe czasy jednym z najbardziej otwartych ośrodków miejskich w Europie47. Pomimo to niektóre wyznania były zakazane aż do czasów Fryderyka Wielkiego; w uchwale „Brandenburg Recess” z 1653 roku Fry­ deryk Wilhelm (Wielki Elektor) ogłosił, że nie zezwala na publiczne lub prywatne praktykowanie religii: papistom, arianom, fotynianom, anabap­ tystom, zwolennikom Valentina Weigla i minimitom. Podkreślił, że jego następcom „nie wolno tolerować w swoich krajach obecności jezuitów. Są to diabły zdolne do każdego zła i intryg przeciwko władcy i całej społecz­ ności”48. Katolicy jeszcze przez cały wiek XVIII musieli znosić te nietolerancyjne prawa i nawet „chronieni Żydzi” podlegali tysiącom przepisów, specjalnemu opodatkowaniu i byli dyskryminowani.

Stolica

absolutyzmu

107

Niezależnie od swych wad nowatorska polityka Wielkiego Elektora w dużym stopniu przyczyniła się do stworzenia zamożności państwa po zniszczeniach wojny trzydziestoletniej. Napływ wykształconych i utalen­ towanych uchodźców ożywił gospodarkę Berlina, miasto zaczęło szybko się rozwijać. Ożywienie w handlu i przemyśle oznaczało wzrost dochodów państwa, a dla usprawnienia administracji i poboru podatków Fryderyk Wilhelm stworzył Generalny Komisariat Wojny (General Kriegskommissariat), przekształcony później w potężną instytucję wzorowaną na modelu francuskim i holenderskim, która stała się podstawą scentralizowanego aparatu państwowego. Były to skromne początki Berlina jako administra­ cyjnego centrum Prus. W 1667 roku elektor wprowadził nowy podatek akcyzowy na dosłownie każdy towar: domowa wódka - 6 groszy za kwartę, reńska i polska gorzałka - 9 groszy za kwartę, tucznik - 3 grosze za sztu­ kę, tona soli - 4 grosze. Osiągnięty w ten sposób dochód był inwestowany w najbardziej charakterystyczny twór nowego państwa - w armię. Od samego początku panowania Fryderyka Wilhelma było jasne, że za­ mierza on stworzyć silne wojsko, ale tylko nieliczni zdawali sobie sprawę, jak rozległy ma plan. Armia miała być nie tylko siłą zbrojną, ale przede wszystkim prawdziwą podstawą, istotą pruskiego państwa. Wojsko na zawsze zmieniło Berlin, wpływając na wszystko, począwszy od układu przestrzennego i architektury, a kończąc na kulturze, gospodarce i duchu miasta. W bliskiej perspektywie pomogło ochronić Prusy i sprawiło, że państwo to stało się ważnym uczestnikiem polityki europejskiej. Na dłuż­ szą metę jednak obsesja na punkcie wojska okazała się zgubna. W swym testamencie politycznym Fryderyk Wilhelm napisał: „Władca nic nie znaczy, jeśli nie ma odpowiednich sił i środków; tylko temu za­ wdzięczam, że świat się ze mną liczy, i dziękuję za to Bogu”49. Doświadcze­ nie wojny trzydziestoletniej nauczyło go, że chociaż sojusze są pożyteczne, to nie można na nich polegać, i to właśnie ukształtowało jego politykę wojskową. Odmiennie niż inni niemieccy książęta Fryderyk Wilhelm nie rozwiązał swych oddziałów po pokoju westfalskim, ale wcielił je do stałej armii. Jej rozwój był spektakularny: pod koniec wojny trzydziestoletniej elektor miał siły liczące zaledwie dwa tysiące kiepsko wyszkolonych, nie­ zdyscyplinowanych żołnierzy, postanowił jednak to zmienić. Berlin stał się miastem garnizonowym w 1657 roku, a w 1675 roku Prusy pokonały Szwedów pod Fehrbellin, czyniąc Brandenburgię najsilniejszym krajem niemieckim po Austrii. Elektor wydał siedemdziesiąt tysięcy talarów na

108

Berlin. Metropolia Fausta

budowę samych fortyfikacji Berlina i otoczył go ośmiometrowym murem wzmocnionym trzynastoma bastionami. Place defiladowe i wartownie za­ częły się pojawiać w różnych miejscach Berlina. W mieście zapanowała surowa wojskowa atmosfera. Berlin wkrótce zyskał reputację „Sparty Pół­ nocy”. Zaciągi i hojne finansowanie przyniosły rezultaty: w chwili śmierci Wielkiego Elektora armia liczyła trzydzieści tysięcy żołnierzy. Nagle Berlin miał do dyspozycji jedną z największych sił zbrojnych w Europie50. Fryderyk Wilhelm zmarł w 1688 roku. Nie osiągnął takiej władzy i pres­ tiżu jak współcześni mu Cromwell czy Richelieu, ale i tak jego dokona­ nia były nadzwyczajne. Wydobył swoje ziemie z ponurej zapaści po wojnie trzydziestoletniej i stworzył podwaliny silnego, odnoszącego sukcesy pań­

stwa pruskiego. Przyjęcie uchodźców religijnych i innowacyjny stosunek do rozwoju przemysłu sprawiły, że Berlin rozkwitł, a determinacja w tworze­

niu silnej armii uczyniła go ważną potęgą europejską.

Po śmierci Wielkiego Elektora tron objął jego syn Fryderyk III, najmniej imponujący spośród czterech oświeconych władców. Natychmiast wywarł wpływ na miasto. Nowy elektor był zmęczony obsesją na punkcie polityki fiskalnej i wojska i działał wbrew wszystkiemu, za czym opowiadał się jego ojciec. Bardziej interesowały go sprawy statusu państwa, wydawał pienią­ dze na bezcelowe wojny, na których przebieg nie miał wpływu, a sam pła­ wił się w luksusowym życiu. Za jego rządów w Berlinie można było odczuć atmosferę dekadencji. Pod względem politycznym okres panowania Fry­ deryka III nie był istotny. Jego jedynym prawdziwym dokonaniem było wykorzystanie stworzonej przez ojca armii do zaszantażowania cesarza, by przyznał mu tytuł królewski. Cesarz rozpaczliwie potrzebował pomocy militarnej ze strony Brandenburgii w wojnie o sukcesję hiszpańską i w na­ grodę za wysłanie pruskich oddziałów podniósł elektora brandenburskiego do godności „króla w Prusach”51. Był on odtąd znany jako Fryderyk I. Fryderyk był zachwycony tym wyróżnieniem i postanowił, że korona­ cja będzie widowiskiem na europejską miarę. Tysiące karet wiło się na drodze do Kónigsbergu, w słońcu błyszczały klejnoty i ordery, gdy ogła­ szano go królem; potem nastąpiły pełne przepychu uroczystości w Ber­ linie, które były jedynie przedsmakiem tego, co miało nadejść w później­ szych latach jego panowania. Nowy król powiększał dochody, wynajmując swoje wojska: Anglicy i Holendrzy płacili pokaźne sumy sięgające pół­ tora miliona talarów na utrzymanie trzydziestu jeden tysięcy żołnierzy

Stolica absolutyzmu

109

walczących we Włoszech i Niderlandach. Ogółem Fryderyk I zebrał w ten sposób około czternaście milionów talarów. Jednak odmiennie od swego ojca nie przeznaczył tych pieniędzy na rozwój armii czy gospodarki, ale wydał je na stworzenie bajecznego dworu barokowego w Berlinie. Jego osobiste wydatki były oszałamiające. W latach 1705-1710 wydawał około 5,3 miliona talarów rocznie, z tego ponad 600 tysięcy na własne zachcian­ ki; w 1688 roku, w roku śmierci jego ojca, ponad połowa wydatków pań­ stwa poszła na luksusy na berlińskim dworze. Ten olbrzymi wzrost zna­ lazł odzwierciedlenie w kwocie podatku akcyzowego płaconego przez berlińskich Żydów, którzy handlowali głównie artykułami luksusowymi. W 1696 roku zapłacili oni 8614 talarów podatku, w 1705 roku suma ta się­ gnęła 117 437 talarów52. Duże ilości pieniędzy będących stale w obrocie w Berlinie przyniosły mu opinię raju dla poszukiwaczy szczęścia, przycią­ gając awanturników i spekulantów z całej Europy. Liczba ludności wzrosła z czterech tysięcy podczas wojny trzydziestoletniej do pięćdziesięciu pięciu tysięcy w 1710 roku53. Po raz pierwszy miasto otrząsnęło się z ponuractwa i zaczęło budzić się po latach kulturalnej izolacji. Wielki Elektor w raczej niewielkim stopniu przyczynił się do ożywienia kultury w mieście. Jego obsesja na punkcie kalwinizmu przyniosła poprawę tylko w kilku aspektach: nastąpił na przykład wzrost liczby osób umieją­ cych czytać i pisać, bo wszyscy członkowie Kościoła powinni byli opanować te umiejętności przed konfirmacją, a najpóźniej przed zawarciem małżeń­ stwa. Władca założył w Berlinie bibliotekę i kilka szkół. Jednak skoncen­ trowanie przez niego uwagi na sprawach wojska i gospodarki w połączeniu z surową wiarą religijną sprawiło, że Berlin pozostał w tyle pod względem kulturalnym. Popularne rozrywki w rodzaju tańców zostały zakazane, bo uważano, że prowadzą do rozpusty; śpiewanie w miejscach publicznych „sprośnych piosenek” było niedozwolone, zamknięto teatry i karczmy jako przyczyniające się do „obrazy moralności”, a w niedziele zakazano wszel­ kich form rekreacji. Kontrast między Berlinem a resztą Europy był zdumie­ wający - miasto nie miało się czym pochwalić w czasie, gdy we Włoszech działali Michał Anioł, Bernini i Corelli, w Holandii Rembrandt i Vermeer, we Flandrii Rubens i van Dyck, w Hiszpanii El Greco i Velazquez, w Anglii Purcell, Milton i Christopher Wren, natomiast we Francji wokół Wersalu kręcili się Racine i Poussin. Berlin pozostawał na uboczu artystycznych i filozoficznych dysput epoki i odizolował się od intelektualistów z Polski czy Szkocji, którzy roztrząsali prace Kartezjusza, Hobbesa, Galileusza czy

110

Berlin. Metropolia Fausta

Keplera; teoretyk prawa Samuel von Pufendorf został sprowadzony do Ber­ lina dopiero w 1688 roku, w roku śmierci Wielkiego Elektora. Nowy król był zawstydzony niedostatkami swej stolicy i wraz z żoną, hanowerską księżniczką Zofią Charlottą, próbował upodobnić Berlin do innych miast europejskich - niestety to mu się nie udało. Jednym z jego pierwszych ważnych projektów było utworzenie w 1696 roku w Berlinie Akademii Sztuk Pięknych, a następnie w 1700 roku Pruskiej Akademii Nauk. Ta ostatnia, dzięki której do miasta przybył Leibniz, stała się jednym z pierwszych intelektualnych punktów Berlina. Leibniz wraz z nadwornym kaznodzieją Danielem Ernestem Jabłońskim od dawna zabie­ gali o utworzenie w Niemczech ośrodka naukowego dla ludzi zaintereso­ wanych naukami przyrodniczymi, ale wielu lokalnych władców traktowało ten pomysł podejrzliwie. To księżniczka (od 1701 roku królowa) Zofia Charlotta dała Leibnizowi szansę na założenie instytucji, która pozwalałaby lu­ dziom „działać na rzecz rozwoju, doskonalenia, zrozumienia i właściwego zastosowania pożytecznych studiów, nauk i sztuki oraz przydatnych infor­ macji i wszystkiego, co z tym związane”54. Podobnie jak Akademia Sztuk Pięknych, Akademia Nauk wzorowała się na modelu francuskim i stała się trzecią tego rodzaju instytucją w Europie. Należało do niej osiemdziesięciu członków, w tym astronom Gottfried Kirch, matematyk Johann Bernoulli i architekt Andreas Schluter. Zbudowano także niewielkie obserwatorium astronomiczne, a w 1710 roku zaczęło się ukazywać pierwsze berlińskie czasopismo naukowe „Miscellanea Berolinensia”. Zofia Charlotta wpłynęła na kulturalne życie stolicy również w inny sposób: udostępniając swoje dworskie pokoje we wspaniałym nowym pała­ cu Charlottenburg jako miejsce spotkań artystów i filozofów. Królowa prze­ jęła z pietyzmu te elementy, które podkreślały potrzebę tolerancji religijnej, osobistego odrodzenia moralnego i ciekawości intelektualnej; zaprosiła do Berlina nie tylko Leibniza, ale także duże grono intelektualistów europej­ skich, łącznie z irlandzkim wolnomyślicielem Johnem Tolandem, autorem dzieła Christianity Not Mysterious. Ze swej strony Toland chwalił pruską stolicę jako miasto łagodnej tolerancji międzywyznaniowej i „szczęśliwego dobrobytu”. Królowa sprowadziła na swój dwór również włoskich muzy­ ków i operę ze spektaklami Alessandro Scarlattiego, Arcangelo Corelliego, Giovanniego Bononciniego, a nawet młodego Telemanna55. Natomiast Fryderyk popierał postęp w ochronie zdrowia, łożąc na działające od 1685 roku Kolegium Medyczne i zakładając szpital Charite, który początkowo

Stolica absolutyzmu

111

leczył ofiary zarazy z 1710 roku, a następnie rozwinął się w doskonały ośro­ dek medyczny. W 1713 roku została zbudowana wielka okrągła sala opera­ cyjna [theatrum anatomicum - Z.K.] z rzędami ławek wokół i drewnianym stołem w obniżeniu pośrodku, wyposażona w komplet instrumentów, słoje ze spreparowanymi organami i rozmaite ludzkie szkielety rozmieszczone na podpórkach. Fryderyk I był teraz królem w Prusach i postanowił przekształcić swe miasto rezydencjonalne w prawdziwie królewską stolicę. Miał dużo do zro­ bienia. Jego poprzednik wprowadził w Berlinie pewne niewielkie zmiany, zakładając Dorotheenstadt i Friedrichstadt dla hugenockich osadników; wynajmując Neringa, by dokonał małych przeróbek w starym Zamku;

przebudowując w 1695 roku drewniany most Lange Briicke na kamien­ ny; obsadzając pierwszą niedużą aleję drzewami (potem przekształciła się w słynną ulicę Unter den Linden) i planując przemienić były teren polo­ wań w Tiergarten na park rozrywki dla ludności. To właśnie Fryderyk I

wzniósł w Berlinie pierwsze wielkie budowle. Kiedy doszedł do władzy, Europa entuzjazmowała się rozwiniętym barokiem, inspirowanym bajecz­ nymi włoskimi pałacami, kościołami i fontannami projektowanymi przez Berniniego i Borrominiego, oraz bardziej poprawnym klasycyzmem fran­ cuskim z pałacem Luksemburskim w Paryżu projektu Salomona de Brosse’a czy Institut de France i pałacem Wersalskim autorstwa Louisa Le Vau. Barok powstał jako styl kontrreformacji, gdy Kościół katolicki próbował z powrotem przyciągnąć do siebie ludzi radosnym wystrojem i okazałością

budowli - i efekty były znakomite. Architektura zapierała dech w piersiach, a sama obfitość spiralnie zakręconych kolumn, ozdobnych okien, pastelowo pomalowanych fasad, światłocieni, złoceń, fryzów, beczkowatych sklepień kapiących od amorków, stylizowanych wici i gałęzi przydawała wdzięku najwspanialszym budynkom Europy. W Niemczech styl ten wprowadzili je­ zuici, ale chociaż w miasteczkach i na zboczach wzgórz w katolickiej Bawa­ rii i Szwabii widać mnóstwo barokowych kościołów, północna, surowsza, protestancka część Niemiec przyjmowała go niezbyt chętnie. Berlin został ledwie muśnięty wpływem baroku za panowania Fryderyka I, który spro­ wadził do miasta kilku nowych architektów i artystów. Najważniejszymi spośród nich byli Jean de Bodt, Johann Friedrich Eosander, Arnold Nering, a przede wszystkim architekt i rzeźbiarz Andreas Schliiter. Schluter urodził się w Gdańsku, ale niebawem przeniósł się do War­ szawy, gdzie zrealizował parę ważnych zamówień, w tym dekoracje

112

Berlin. Metropolia Fausta

rzeźbiarskie pałacu Krasińskich i Wilanowa. W 1694 roku wyjechał do Ber­ lina, w którym w 1699 roku został kierownikiem budowy Zamku berliń­ skiego, ukończonego w 1707 roku. Budowla ta została zburzona w czasach NRD w 1950 roku i zastąpiona koszmarnym modernistycznym Pałacem Republiki z azbestu56. Niestety, niewiele dzieł Schliitera przetrwało wojnę, ale dowodem jego mistrzostwa może być wielki pomnik konny Wielkiego Elektora stojący na dziedzińcu pałacu Charlottenburg. Został zaprojekto­ wany na wzór rzymskiego pomnika Marka Aureliusza na Wzgórzu Kapitolińskim w Rzymie, ale chociaż jest naśladownictwem, artysta znalazł sposób, aby oddać energię i siłę władcy. Inną ocalałą pracą Schliitera jest dekoracja rzeźbiarska Zeughausu (Starego Arsenału) przy Unter den Linden. Ten długi elegancki budynek jest najbardziej znany z dwudziestu dwu zworników przedstawiających głowy ludzi umierających na polu bitwy. Ich pełne dramatyzmu twarze są wspaniale wyrzeźbione i bardzo poruszające: pewien brodacz odrzuca głowę do tyłu i krzyczy w agonii, inny przygryza dolną wargę i krzywi się z bólu, jeszcze inna umierająca osoba z dumną szlachetną twarzą przechyloną na bok ukazana jest w tak realistycznej pozie, że wręcz chciałoby się dotknąć jej zmarszczonych brwi. Król zamówił także inne ważne obiekty w Berlinie: wezwał Neringa, by zbudował pałac Charlottenburg57; wzniósł pałacyk Monbijou i zlecił budo­ wę wielu domów dla wojska oraz licznych kościołów. Niewiele z tego prze­ trwało; jedynym istniejącym kościołem barokowym w Berlinie jest ten za­ mówiony przez Zofię Luizę w 1712 roku dla dzielnicy Spandau. Jego śliczne kremowe ściany i elegancka kopuła nadal przywołują na myśl Bawarię, chociaż znajdują się w leżącej na północy stolicy58. Król prowadził dal­ sze inwestycje w Berlinie, osuszając grunty na obrzeżach miasta i budując nowe przedmieścia. Rozwijały się one głównie na północ od Lindenallee w Dorotheenstadt, a w 1709 roku władca połączył cztery dzielnice Berlina Cólln, Friedrichswerder, Dorotheenstadt i Friedrichstadt - pod jednym za­ rządem miejskim, tworząc centrum miasta, które potem przekształciło się w nowoczesny Berlin. Fryderyk wprowadził do miasta tylko trochę kultury europejskiej, ale dla małego państwa koszty tych działań były bardzo wysokie, a przecięt­ nemu mieszkańcowi Prus przyniosły one niewielkie korzyści. Nowe bu­ dowle były piękne, nadal jednak stały wśród ruin pozostałych po wojnie trzydziestoletniej. Istniał olbrzymi kontrast między pełnym przepychu ży­ ciem dworu, z występami baletu, modnymi strojami, balami maskowymi,

Stolica absolutyzmu

113

a biedą spotykaną na ulicach. Przyjeżdżających do Berlina uderzała wielka liczba prostytutek i żebraków; Lady Mary Wortley Montagu opisała pewien typ ubóstwa wyzierającego spod blichtru rezydencjonalnego miasta jako „rodzaj obszarpaństwa [...] z grupą brudnych ludzi [...]; wąskie, brudne, niereperowane ulice, nieszczęśni wychudzeni mieszkańcy, z których ponad połowa zazwyczaj prosi o jałmużnę [...]. Jak odmiennie niż w Anglii!”59. Większość ulic Berlina była niewybrukowana i zaśmiecona, a zabudowa znajdowała się w opłakanym stanie. Nawet jego dobrobyt gospodarczy był iluzoryczny: większość luksusowych artykułów importowano, co wpły­ wało bardziej na poprawę położenia rzemieślników we Francji, Saksonii

i Holandii niż w samym Berlinie. Mieszkańcy na ogół wiedli życie nędzne i pełne niebezpieczeństw. Jednak raz jeszcze Berlin stał na progu zmiany.

Historia polityczna miasta zawsze była pełna skrajności i XVIII wiek nie stanowił wyjątku pod tym względem. Krótki rozkwit baroku i olśniewające życie dworu berlińskiego skończyły się gwałtownie w 1713 roku wraz ze śmiercią Fryderyka I. Gdy ten lubiący rozrywki i mający wyobraźnię król zmarł, Berlin wrócił do surowego wojskowego stylu życia. Zmianę tę narzu­ ciła determinacja kolejnego władcy, który chciał skończyć z rozrzutnością swego ojca i stworzyć ośrodek potęgi militarnej. Miasto wchodziło w suro­ wą epokę Fryderyka Wilhelma I, zwanego „królem sierżantem”60. Fryderyk Wilhelm I uważał, że zbudowane przez ojca pałace i stworzone przez niego kolekcje dzieł sztuki są jedynie marnotrawstwem i przejawem próżności. Nowy król bardzo poważnie traktował surowe nauki pietyzmu, żyjąc zgodnie z jego zasadami ciężkiej pracy, purytańskiego umiaru, obo­ wiązkowości, wyrzeczenia i ascezy. Wyprawił ojcu wspaniały pogrzeb, ale potem przystąpił do likwidacji dworu i zacierania pamięci o swym po­ przedniku. Wszystko się zmieniło - jedwabna pościel i aksamitne balda­ chimy czy zasłony zostały zastąpione szorstkimi tkaninami; wyprzedano meble, biżuterię i karety; odwołano zamówienia na obiady składające się z dwudziestu dań, na peruki, jedwabne pończochy, wachlarze, perły, de­ likatne rękawiczki i eleganckie buty; przejawy dekadencji zostały zastą­ pione kultem wydajności, czystości i ciężkiej pracy. Przemiany dotyczyły nie tylko dworu. Nowy król nie rozumiał nowego zachodnioeuropejskiego

malarstwa i opery, architekturę zaś uważał za nudną. Budowa kapryśnych budowli barokowych została wstrzymana; dworski błazen zastąpił Leibni­ za na stanowisku prezesa Pruskiej Akademii Nauk, bo naukę traktowano

114

Berlin. Metropolia Fausta

teraz jako „czysto formalne bzdury”; wykłady uniwersyteckie „nie nada­ wały się nawet dla strażników”, a myślicieli uważano za „marnotrawców” lub „odpadki” i zakazano im wstępu na dwór61. Zamiast wystawnych uczt nowy król wołał proste jedzenie podawane na zwykłych drewnianych sto­ łach. Bardzo mało pisał po niemiecku, ale nie cierpiał też francuskiego i nie znał żadnych obcych języków. W czasach, gdy Póppelmann i Permoser kończyli budowę zespołu pałacowego Zwinger w Dreźnie, a z błot u ujścia Newy wyrastał Sankt Petersburg, prace budowlane w Berlinie zamarły, a miasto cofnęło się w kulturalnym rozwoju. Szeptano, że jego mieszkańcy są najbardziej ciemiężeni w Europie, „bardziej nawet niż w Rosji”. Fryderyk Wilhelm I miał inne priorytety, kultura nie była istotna, bo chciał stwo­ rzyć z Prus jedno z największych gospodarczych i militarnych mocarstw na świecie. Kiedy Fryderyk Wilhelm I obejmował władzę, Berlin był w stanie bank­ ructwa. Pierwszym działaniem króla było rozpoczęcie przemyślanej kampanii na rzecz wprowadzenia centralnej kontroli nad administracją, finansami i gospodarką państwa. Lokalne ośrodki władzy miały zostać zli­ kwidowane; wszystkie miasta, łącznie z Berlinem, miały być zarządzane przez królewskich namiestników, a ich budżety potraktowane jako część królewskiej domeny. Nowi, znienawidzeni radcy podatkowi przejęli kontro­ lę nad radami miejskimi. W 1722 roku król połączył stary Generalny Komi­ sariat Wojny i Generalną Dyrekcję Finansów w nowy organ, Generalne Dy­ rektorium (Generaldirektorium)62. Była to instytucja o jasno określonych kompetencjach administracyjnych, której naczelnym celem było liczenie wszystkich wydatków w Prusach zarówno na poziomie prowincjonalnym, jak i centralnym. Fryderyk Wilhelm I sprawował osobistą kontrolę nad tym nowym urzędem państwowym, funkcjonującym jak olbrzymia machina wojskowa. Ministrowie przysyłali mu szczegółowe raporty dotyczące naj­ drobniejszych aspektów ich pracy, a kto mu nie odpowiadał, był zwalniany. Wszechobecna korupcja, łapówkarstwo i malwersacje, charakterystyczne dla okresu rządów jego ojca, zostały wyplenione, a u urzędników zaczęła się rozwijać bezinteresowna obowiązkowość, która miała stać się istotną cechą pruskiej służby cywilnej. Fryderyk Wilhelm I wręcz fanatycznie zajmował się kontrolowaniem

życia berlińczyków. Pracownikom państwowym dyktował, jak się mają ubierać, o której pojawiać w pracy, kiedy i co powinni jeść; jeśli ktoś sprze­ ciwiał się jego rozkazom, był cięty trzcinką po twarzy aż do krwi. Władca

Stolica

absolutyzmu

115

uważał, że do jego obowiązków należy czuwanie, by berlińczycy nie odda­ wali się grzechowi obżarstwa lub lenistwa, i nalegał, by także wolny czas spędzali w pracy. Regularnie wysyłał szpiegów, którzy patrolowali ulice, a sam w przebraniu zwykłego człowieka przechadzał się po mieście i ata­ kował tych, którzy byli „bezczynni”, niejednokrotnie łamiąc im nosy lub wybijając zęby. Od przekupek i kobiet prowadzących sklepy oczekiwano, że będą szyć lub robić na drutach w chwilach, gdy nie było klientów; za­ miataczy ulic i chłopców stajennych karano, jeśli cały czas nie pracowali; praczki i niańki nie miały tracić czasu na plotki. Wysiłki króla, by „oczyścić ulice”, wynikały także z jego kultu pracy. Berlińska policja zgarniała z ulic żebraków, włóczęgów i prostytutki i zgod­ nie z zasadami pietyzmu, że nikt nie powinnien korzystać z miłosierdzia

za darmo, umieszczała ich w przytułkach, gdzie mieli prząść wełnę. Nawet dzieci w sierocińcach musiały pracować po długich porannych naukach re­ ligijnych. Jak na ironię, Fryderyk Wilhelm I rzeczywiście zdołał ograniczyć

liczbę bezdomnych w mieście: woleli oni iść gdziekolwiek, byleby nie zo­ stać poddanym surowemu reżimowi pietystycznych przytułków. Kult pracy wywierał wpływ na wszystkie dziedziny życia: kiedy w Berlinie w 1727 roku odbywał się ostatni proces czarownic, uznana za „winną” Dorothea Steffin nie została spalona na stosie, jak to zwykle bywało, lecz zamknięta w twierdzy Spandau, gdzie do końca życia miała tkać i prząść63. Obsesja na punkcie pracy uczyniła z Berlina ponure, nieprzyjemne miejsce ze zdyscy­ plinowanymi ludźmi. Berlińczycy nie cierpieli nowych przepisów i zasad, którym podporządkowano ich życie. Organizowali patrole, które miały ostrzegać ich przed zbliżającym się królem lub jego szpiegami, by w porę się ukryć. Jednak mimo wszystko reformy naprawdę przyniosły dobrobyt, a Berlin stał się najważniejszym beneficjentem regulacji wprowadzonych przez króla. Władca zdecydowanie popierał rozwój krajowych manufaktur, zwłasz­ cza w tych dziedzinach, które odgrywały zasadniczą rolę dla wojska. Zda­

wał sobie sprawę, że lokalni przedsiębiorcy nie mogą konkurować z im­ portem z zagranicy. Zażądał więc wprowadzenia wysokich, dokuczliwych ceł na towary importowane, a w niektórych przypadkach w ogóle zakazał ich wwozu. W 1724 roku zabronił sprowadzania z zagranicy wszelkiego rodzaju broni i w sześć lat później wytwórnie broni w Spandau i Poczda­ mie eksportowały swe wyroby do Danii, Polski, Rosji i cesarstwa Habsbur­ gów. Najostrzejszej formie kontroli poddano włókiennictwo, tak istotne dla

116

Berlin. Metropolia Fausta

zaopatrzenia armii w mundury. Fryderyk Wilhelm I osobiście kontrolował ceny i jakość tych artykułów, w 1719 roku zakazał sprowadzania wszel­ kich zagranicznych tkanin, a dwa lata później polecił całemu personelowi wojskowemu rokroczne kupno nowych drogich mundurów. Jeśli kogoś nie było na to stać, miał uzupełniać swoje dochody zarobkowym przędzeniem wełny. Prządki i tkacze w zarządzanych przez państwo zakładach tekstyl­ nych, takich jak Berlin Lagerhaus, zarabiali dwadzieścia pięć centów więcej niż w innych manufakturach, a król pilnował wysokiej jakości i motywował do większej wydajności, co z kolei przyczyniało się do rozwoju coraz sku­ teczniejszych metod produkcyjnych64. Ten sztucznie podtrzymywany rynek przyciągał wykształconych robotników z całej Europy; w 1732 roku przyby­ ło do Prus dwadzieścia tysięcy osób, z czego jedna czwarta osiedliła się na obszarze Berlina. W 1720 roku sprowadzano 43 969 kamieni (1 kamień 6,35 kilograma) wełny, natomiast w 1737 roku już 81 95565. Rosnąca pro­ dukcja i wzrastające dochody pozwoliły królowi spełnić jego największe pragnienie: stworzyć potężną armię. Kiedy Fryderyk Wilhelm I obejmował tron, wojsko było w opłakanym stanie66. Państwa nie było stać na opłacenie żołnierzy, którzy na ogół nie mieli wykształcenia, mieszkali w strasznych warunkach i często brakowało im jedzenia; wdowy, sieroty i inwalidzi byli traktowani jak wyrzutki spo­ łeczne i musieli żebrać na ulicach Berlina. Pietysta, teolog Jacob Spener próbował rozwiązać ten problem, dobudowując nowe skrzydło w szpitalu Grosse Friedrichs, gdzie dawano im jedzenie i schronienie w zamian za regularne posługi w kościele. Kiedy w 1701 roku wybuchła kolejna woj­ na, liczba nędzarzy bardzo wzrosła i często dochodziło do zamieszek, gdy berlińska policja próbowała usunąć ich z ulic miasta. Fryderyk Wilhelm I uznał, że rozwiązaniem będzie umieszczenie rannych w przytułkach, gdzie będą musieli pracować na utrzymanie, natomiast silni i zdrowi mieli wstą­ pić do wojska. W tym czasie Prusy liczyły 2,25 miliona mieszkańców, z cze­ go aż 90 tysięcy było żołnierzami. Liczbę tę powiększali jeszcze chłopi, którzy mieli dzielić swój czas pomiędzy służbę wojskową i pracę na roli. Obsesja Fryderyka Wilhelma I sięgała dalej niż samo stworzenie silnej ar­ mii -jednym z jego osławionych zajęć było kompletowanie dziwacznego „pułku olbrzymów” (Riesen Regiment): kraj przeczesywano w poszukiwa­ niu mężczyzn powyżej stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu, których przemocą wcielano do wojska. Król szkolił ich osobiście, a kiedy był chory lub w depresji, kazał im maszerować po swych prywatnych pokojach67.

Stolica

absolutyzmu

117

Przede wszystkim uważał jednak, że wojsko jest modelowym sposobem życia dla wszystkich mężczyzn, i wydał wiele „artykułów” regulujących każdą formę ich zachowania. Szeregowi żołnierze musieli skrupulatnie przestrzegać czystości i okazywać bezdyskusyjne posłuszeństwo oficerom, ci zaś mieli cały czas nosić z sobą pałkę. Przyjeżdżający do Berlina ludzie byli często zszokowani, widząc oficerów bijących żołnierzy za to, że nie dość szybko zasalutowali lub byli niechlujnie ubrani. Nawet drobne wykroczenia były surowo karane, powszechnie stosowa­ no dyby i karę chłosty, podobnie jak ciężkie roboty przy budowie twierdz lub koszar. Najbardziej osławioną karą była „ścieżka zdrowia”- gauntlet gdy nieszczęsna ofiara musiała biec wzdłuż szeregu około dwustu żołnierzy

bijących ich płazem miecza. Pijaństwo było karane dziesięcioma biegami, nieposłuszeństwo - trzydziestoma, a za kradzież lub powtórną próbę de­ zercji karano śmiercią. Wojsko także podlegało regułom życia religijnego.

Pierwszy kościół garnizonowy w Berlinie znajdował się obok koszar, a jego zwierzchnikiem był pastor Lampertus Gedicke, znany ze swej nieprzejedna­ nej postawy moralnej i posępnych nabożeństw. Król kazał oficerom co nie­ dzielę prowadzić żołnierzy do kościoła; przy drzwiach stawiano straże, by nikt nie mógł się wymknąć. Pewien zdegustowany przyjezdny zanotował,

że mężczyźni maszerują na modlitwę „w takim szyku i w takim milczeniu, jakby szli na pole bitwy”68. Król często osobiście wygłaszał ponure kazania.

Pod koniec panowania Fryderyka Wilhelma I życie w Berlinie było już ściśle związane z armią. Wszelka frywolność zniknęła, a miasto zyskało opinię smutnego miejsca, w którym główną rolę odgrywają koszary i place defiladowe. Osiemdziesiąt procent dochodów przeznaczano na potrzeby wojska, zaledwie dwa procent wydawano na utrzymanie dworu. Kiedy w 1657 roku Berlin po raz pierwszy został miastem garnizonowym, miesz­ kało w nim 1500 żołnierzy i 579 osób na ich utrzymaniu, za Fryderyka Wil­ helma I zaś jedna czwarta spośród 57 tysięcy ludności służyła w wojsku lub była na utrzymaniu armii. Żołnierze byli wszechobecni, obnosili się ze swy­ mi mundurami w kolorach jasnożółtym, niebieskim, czerwonym lub bia­ łym, wykrzykiwali rozkazy, maszerowali w szyku, zbierali się w koszarach. Wygląd Berlina zdominowały nowe obiekty: place defiladowe urządzono przy Lustgarten, inny w Tiergarten, kolejny obok dzisiejszego Alexanderplatz, jeszcze inne istniały przed Bramami Brandenburską, Poczdamską i Halleschen; wszędzie widać było żołnierzy, wartownie i place, gdzie uczono się musztry. To Mirabeau zażartował, że „La guerre est 1’industrie

118

Berlin. Metropolia Fausta

nationale de la Prusse” (Wojna jest narodowym przemysłem Prus). W chwi­ li śmierci króla sierżanta Prusy miały czwartą pod względem wielkości armię w Europie, chociaż zajmowały dopiero trzynaste miejsce pod wzglę­ dem liczby ludności, a dziesiąte, jeśli chodzi o terytorium69. W swym te­ stamencie politycznym król przestrzegał swego następcę, by był pobożny, nie miał kochanek, nie oddawał się „skandalicznym przyjemnościom”, uni­ kał „pochlebców i lizusów”. Przede wszystkim miał kierować sprawami finansowymi i armią „osobiście i samemu”. Król sierżant odcisnął silne piętno militaryzmu na charakterze Berlina. Jego synowi Fryderykowi II, znanemu jako Fryderyk Wielki, pozostało przekształcenie Berlina w jedno z najważniejszych miast w Niemczech.

Fryderyk Wielki był ostatnim i najważniejszym z czterech oświeconych despotów rządzących Berlinem w XVII i XVIII wieku. Panował od 1740 roku do śmierci w 1786 roku, a za jego czasów miasto było skomplikowa­ nym i pełnym sprzeczności organizmem. Stało się ośrodkiem administracji nowego typu, siedliskiem francuskiej mody, centrum nauki, kultury i prze­ mysłu. Równocześnie gardzono nim ze względu na jego agresywny militaryzm, parweniuszostwo, skupienie dużej liczby żołnierzy, oficerów i armat, które mogły zagrozić nie tylko Rosji i Szwecji, ale także Francji, Anglii i Austrii. Te sprzeczności w znacznym stopniu odzwierciedlały osobowość samego króla, ostatniego z absolutnych monarchów - miał on wpływ na niejednoznaczny wizerunek miasta.

Fryderyk II został królem w Prusach 31 maja 1740 roku. Koronacja w ni­ czym nie przypominała spektaklu, jaki urządził jego dziadek. Po krótkiej tradycyjnej uroczystości monarcha wyszedł na balkon zamku i spojrzał na tłum zgromadzony w Lustgarten. Berlińczycy wiwatowali radośnie. Sły­ szeli o zamiłowaniu Fryderyka do sztuki i muzyki, niechęci do przemocy, podejrzliwości w stosunku do wojskowych, entuzjazmie dla nauki i idei Oświecenia, więc mieli nadzieję, że dobiegła końca opresyjna polityka z czasów króla sierżanta70. Ku ich zdumieniu, zamiast rozpuścić wojska, król natychmiast rozpoczął wojnę. Berlin, który przez dziesięciolecia cie­ szył się pokojem, pogrążył się w krwawym konflikcie europejskim, o wy­ wołanie którego sam był obwiniany. Jeszcze raz jego przyszłość została rzucona na szalę. Fryderyk sprawował władzę dopiero od kilku miesięcy, gdy do Berlina dotarła wiadomość o śmierci cesarza Karola VI Habsburga, a tron objęła

Stolica

absolutyzmu

119

młoda Maria Teresa. Fryderyk zamierzał wykorzystać jej słabość. Zmobi­ lizował wojsko i bez wypowiedzenia wojny wkroczył na Śląsk, wysyłając

młodej monarchini wiadomość, że zamierzają „chronić”, o ile odda tę pro­ wincję bez walki. Odmówiła i w 1741 roku armia austriacka zaatakowała oddziały pruskie. Fryderyk utrzymał tereny zagarnięte podczas pierwszej wojny śląskiej, ale zdobycz ta była niepewna, tym bardziej że po wielu latach konfliktu Austria przystąpiła do decydującej rozgrywki o ich odzy­ skanie. Wojna siedmioletnia toczyła się w latach 1756-1763 i objęła swoim zasięgiem znaczne obszary poza Śląskiem. Niemal wszystkie państwa euro­

pejskie były w nią jakoś zaangażowane. Anglia popierała Prusy nie dlatego, że godziła się na zagarnięcie przez nie Śląska, ale po prostu potrzebowała sojusznika, który poparłby ją gdzie indziej, szczególnie w Ameryce Północ­ nej. W pewnym momencie to pieniądze rządu brytyjskiego uchroniły Fry­ deryka przed ruiną i - jak to określił William Pitt Starszy - Kanada i Indie stały się zdobyczą brytyjską dzięki walkom na Śląsku. Macaulay powie­ dział o Fryderyku: „Aby mógł grabić sąsiada, którego obiecał bronić, czarni żołnierze walczyli na Wybrzeżu Koromandelskim [południowo-wschodnie Indie - Z.K.], a czerwonoskórzy skalpowali się nawzajem nad Wielkimi

Jeziorami w Ameryce Północnej”71. Reszta Europy z niesmakiem odniosła się do chciwości Fryderyka i od tego czasu Berlin stał się dla wielu osób symbolem niebezpiecznego pruskiego militaryzmu i oportunizmu. Wojna okazała się rujnująca dla miasta, przynajmniej w bliskiej per­

spektywie. Berlin ponownie znalazł się w centrum długotrwałego kon­ fliktu, podczas którego stoczono wiele bitew. Nie miał na nie pieniędzy.

Dwukrotnie był okupowany. Po raz pierwszy 16 i 17 października 1757 roku, gdy 3400 austriackich huzarów opanowało miasto i zażądało 200 tysięcy talarów za wycofanie się. Znacznie gorsza była powtórna okupacja w paź­ dzierniku 1760 roku. Rosyjskie wojska przeszły wówczas przez teren Prus Wschodnich i spotkały się z Austriakami nieopodal Berlina. Czterdzieści cztery tysiące austriackich i rosyjskich żołnierzy zaskoczyło szesnaście ty­ sięcy Prusaków u wrót miasta i zdobyło je po pięciodniowej walce. Zażądali dwóch milionów talarów okupu, ale pieniądze nie ochroniły mieszkańców. Pałace i domy mieszkalne zostały splądrowane, a wiele nowo nabytych skarbów berlińskich przepadło. Fryderyk był tak wściekły z powodu gra­ bieży w pałacu Charlottenburg dokonanej przez oddziały saskie, że napi­ sał skargę do króla Saksonii Augusta III. Ponieważ nie dostał odpowie­ dzi, postanowił wziąć odwet, okupując pałacyk myśliwski swego rywala

120

Berlin. Metropolia Fausta

w Hubertusburgu; wyprzedał wyposażenie, a pieniądze przeznaczył na utrzymanie swych szpitali polowych. Kiedy pod koniec października szabrujące wojska w końcu wycofały się z Berlina, miasto było zdemoralizo­ wane i zrujnowane. Ernst von Lehndorff napisał w dzienniku w 1761 roku, że jedynie spekulanci wojenni mają co jeść, większość ludności głoduje, a miasto jest w stanie strasznego rozkładu. Prusy w 1763 roku wyszły zwy­ cięsko z wojny, ale kraj był wyczerpany, ziemia leżała odłogiem, ludzie głodowali. Berlin był tylko cieniem samego siebie; liczba ludności spadła z przedwojennego poziomu 126 tysięcy do 98 tysięcy mieszkańców. Fryde­ ryk wrócił do miasta sześć tygodni po zawarciu pokoju w Hubertusburgu; witano go flagami i kwiatami, kiedy wjeżdżał tryumfalnym powozem, ale król martwił się upadkiem stolicy. Zanotował po powrocie, że nie zastał nic „poza pustymi murami i pamięcią o tych, których kochał”. Reszta świata nie postrzegała Berlina w ten sposób: był teraz przed­ stawiany raczej jako stolica nowego, pewnego siebie, agresywnego mo­ carstwa. Ta opinia została wzmocniona po jednym z najbardziej kontro­ wersyjnych posunięć z czasów panowania Fryderyka II. W 1772 roku zaaranżował on pierwszy rozbiór Polski, który miał umożliwić - jak sam to określił - połknięcie polskich prowincji „jak karczocha, listek po listku”72. Piątego sierpnia 1772 roku Fryderyk wraz z Katarzyną Wielką i cesarzową Marią Teresą rozerwali na kawałki bezbronny kraj. Prusy zagarnęły obszar

o powierzchni 36 tysięcy kilometrów kwadratowych, Austria - 83 tysięcy, a Rosja - 92 tysięcy. Zdobyty teren był szczególnie ważny dla Fryderyka, bo łączył Prusy Wschodnie z zachodnią częścią kraju i dawał mu kontro­ lę nad ujściem Wisły. W latach 1773 i 1795 te trzy mocarstwa dokonały coup de grace, czyli całkowicie unicestwiły Polskę w kolejnych rozbiorach. Było to haniebne działanie, ale berlińczycy się tym nie przejmowali. Dzięki wojnie i bezwzględnemu powiększaniu terytorium Fryderyk przekształcił Prusy w prawdziwą potęgę, stanowiącą bezpośrednie zagrożenie dla Au­ strii i degradującą Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego do

roli politycznie nic nieznaczącej. Mieszkańcy Prus byli dumni z władcy, szczególnie że Fryderyk zajął się odbudową państwa po zniszczeniach woj­ ny siedmioletniej i stworzeniem z Berlina takiej stolicy, która byłaby godna nowego mocarstwa. Fryderycjański Berlin to rozwijające się, pełne energii miasto mające poczucie własnej wartości i pewności siebie, z własną niepowtarzalną toż­ samością, które ostatecznie stało się czynnikiem jednoczącym Prusy. Król

Stolica absolutyzmu

121

przyczynił się do wielu zmian, od modernizacji przemysłu po opracowanie nowego wyrafinowanego kodeksu prawa. Chłopi zrujnowani przez wojnę otrzymali pomoc finansową od władz na odbudowę domów, zakup nasion i bydła czy uprawę nowych roślin, takich jak ziemniaki. Fryderyk popie­ rał rozwój handlu, ulepszał funkcjonowanie portów bałtyckich, połączył

systemem kanałów Łabę, Odrę i Wisłę, udoskonalał urządzenia portowe w Berlinie. Inspirował się francuskimi philosophes, którzy głosili zastoso­ wanie zasad Newtona w gospodarce i wierzyli, że wszelka tradycyjna pro­ dukcja, od broni po koła, sznury czy garbowaną skórę, może być ulepszona dzięki postępowi nauki. Fryderyk zachęcał do rozwijania nowych technik, zarówno przez zastosowanie nowych pomp wodnych, jak i nowych metod w wyrobie szkła. Poczynił duże inwestycje przemysłowe, tworząc na przy­ kład zakład włókienniczy Manchester czy fabrykę zegarów w Berlinie. Dał firmie bankierów Splitgerber i Daum prawo do prowadzenia manufaktury prochu strzelniczego i broni w Berlinie; miasto miało własną odlewnię ar­ mat i wytwórnię prochu, podobnie jak własne zakłady włókiennicze. Wład­ ca popierał także bardziej luksusowe gałęzie przemysłu, takie jak meblar­ stwo czy nowe berlińskie zakłady zajmujące się wyrobami z laki. W 1761 roku kupił małą wytwórnię porcelany od Johanna Ernsta Gotzkowsky’ego i przekształcił ją w Kónigliche Porzellanmanufaktur73. Ku zaniepokojeniu Saksonii podkupywał robotników z Miśni i zaczął wytwarzać przepiękne wazy, serwisy obiadowe, delikatne figurynki i zestawy do herbaty ozdo­ bione złotem, motywami kwiatowymi i motylami. Dla rozreklamowania wytwórni przynoszącej mimo wszystko straty i zdobycia dla niej przychyl­ ności obdarowywał drogocenną delikatną porcelaną wielkie domy panu­ jących w Europie. W 1755 roku utworzył w Berlinie z pomocą francuskich hugenotów zakłady jedwabnicze, co okazało się większym sukcesem niż wyrób porcelany. Jedwab był bardzo wysokiej jakości, tkaniny miały pięk­ ne wzory i kolory od miętowej zieleni i ostrej żółci po głęboki błękit czy granat. Hugenoci byli zatrudnieni przy wyrobie rozmaitych artykułów luk­ susowych; pełne szczegółów ryciny Daniela Chodowieckiego ukazują świat francuskich kupców w Berlinie: dźwigają oni bele jedwabiu dla potencjal­ nych klientów albo prezentują swe kunsztowne stroje ozdobione licznymi haftami, wstążkami i piórami. Pierre Mercier założył Berlińską Fabrykę Gobelinów, zatrudniającą 283 pracowników; Pierre Fromery wytwarzał wyjątkowej jakości strzelby; Jean Barćs - skomplikowane wyroby ze zło­ ta i srebra, inni Francuzi zaś zajmowali się produkcją najprzeróżniejszych

122

Berlin. Metropolia Fausta

dóbr, poczynając od delikatnych emaliowanych tabakierek, a kończąc na

imponujących powozach. W swych wysiłkach zmierzających do ochrony pruskich towarów Fryde­ ryk musiał odwoływać się do polityki protekcjonizmu, ponieważ przemysł krajowy raczkował. Zdawał sobie sprawę z wynikających z tego proble­ mów, ale jak to wyjaśnił francuskiemu specjaliście od podatków, de la Haye

de Launay’owi, nie mógł tego uniknąć: Zakazałem importu w takim stopniu, w jakim mogłem, tak by zachęcić moich poddanych do wytwarzania tych rzeczy, których zakazałem im sprowadzać skądinąd. Wprawdzie ich pierwsze wyroby są prymitywne, ale czas i praktyka doprowadzą je do perfekcji, a my musimy okazać cierpliwość wobec tych początkowych prób [...]. Mam ubogą glebę; dla­ tego muszę dać drzewom czas na zapuszczenie korzeni i wyrośnięcie, dopiero później mogę się po nich spodziewać owoców74.

Zastosowane przez niego środki ochrony rynku nie były popularne; kiedy Fryderyk uznał, że kawa jest zbyt droga, Johann Sebastian Bach napisał Kantatę o kawie (Kaffcckantate), w której podkpiwał z ciągłego wychwala­ nia przez króla piwa - oficjalnej alternatywy dla kawy. Próba kontrolowania wszystkich aspektów życia w Prusach doprowa­ dziła do rozwoju jeszcze innej ważnej dziedziny - administracji. Chociaż Berlin był już wcześniej ośrodkiem wojskowo-administracyjnym, który Fry­ deryk stworzył ze spuścizny swego ojca, teraz przekształcił go w centrum nowoczesnej służby publicznej zamieszkane przez lojalnych wobec państwa biurokratów. Zreformował system prawny, tworząc podstawy Allgcmeines Landrccht fiir dic prcus.sischcn Staatcn - ogólnego kodeksu prawa75. Berlin stał się miastem biur, urzędników, sekretarzy, kancelistów. W latach osiem­ dziesiątych XVIII wieku działało tam nie tylko Generalne Dyrektorium, ale także Zarząd Tajnej Rady Stanu, Ministerstwo Gabinetowe (do spraw za­ granicznych), Ministerstwo Sprawiedliwości, Główny Urząd Zaopatrzenia, Najwyższy Trybunał, Departament Kościelny - z osobnymi wydziałami do spraw luteran, kalwinistów i hugenotów - Poczta, Generalna Administracja Ceł i Akcyz (Regie), Komisja Medyczna, Mennica, urzędy podatkowe, urzę­ dy administracji wojskowej, w tym Tajna Kancelaria Wojenna i Intendentura, oraz rządy krajowe. Administracja samego miasta zaczęła podlegać ad­ ministracji centralnej i od lat dwudziestych XVIII wieku magistrat Berlina

Stolica absolutyzmu

123

składał się z urzędników państwowych kierowanych przez burmistrza mianowanego przez króla; w ten sposób administracja berlińska przeżyła coś, co wybitny berliński wydawca Friedrich Nicolai nazwał „stłumieniem tradycyjnej kolegialnej samorządności miejskiej”. Własna administracja Berlina składała się z Królewskiej Poczty, Królew­ skiego Zarządu Drewna Opałowego, Komisji do spraw Budowli Królewskich w Berlinie, urzędów do spraw żup solnych, towarzystwa ogniowego, ma­ nufaktury porcelany. Sprawami społecznymi zajmowały się między innymi Dom Inwalidów opiekujący się niepełnosprawnymi żołnierzami, Instytut Ubogich Wdów oraz publiczne przytułki dla ubogich76. W mieście znajdo­ wały się także urzędy czuwające nad bibliotekami Akademii i kolekcjami sztuki, Biblioteką Królewską i zbiorami malarstwa na Zamku. Fryderyk zbudował sto pięćdziesiąt Biirgerhduscr, czyli domów mieszkalnych dla ro­ snącej liczby urzędników. Nawet budynki odzwierciedlały wagę, jaką przy­ wiązywano do tych nowych urzędów: imponujący Kollegienhaus projektu Philippa Gerlacha w Kreuzbergu był pierwszym specjalnie zamówionym budynkiem administracyjnym w Berlinie. Jego znaczenie nadal podkreślają spokojna barokowa fasada i wielkie alegoryczne postacie Sprawiedliwości i Miłosierdzia spoczywające wysoko na frontonie nad głównym wejściem77. Berlin jeszcze nie był wszechwładnym ośrodkiem administracyjnym, jakim stał się po 1871 roku, a inne pruskie miasta i okręgi ciągle miały znaczny zakres autonomii, między innymi dlatego, że kiepska łączność pomiędzy rozmaitymi regionami uniemożliwiała sprawne odgórne zarządzanie. Jego rola jednak stale wzrastała, podobnie jak liczba ludności. Pod koniec wojny siedmioletniej w Berlinie żyło 98 tysięcy ludzi, w 1786 roku zaś już 150 tysięcy. Prawie 30 tysięcy mieszkańców pracowało wyłącznie w przemyśle i han­ dlu, a 3500 w urzędach. Około dwadzieścia procent populacji stanowili wojskowi; berliński garnizon liczył 25 tysięcy żołnierzy78. Miasto powięk­ szało swój obszar, rosło jego znaczenie. Fryderyk postanowił zmienić także charakter jego życia kulturalnego.

W XVIII wieku całe Niemcy spoglądały na Francję jako na wzór cywilizacji. Niemieccy książęta wydawali fortuny na pałace imitujące Wersal, próbo­ wali nauczyć się francuskiego, naśladowali francuskie maniery, sprowa­ dzali francuskich dworzan do swych nowych siedzib - i tak w 1775 roku Karol Wilhelm Ferdynand z Brunszwiku zezwolił służyć na swoim dworze wyłącznie Francuzom79.

124

Berlin. Metropolia Fausta

Fryderyk Wielki był rozbawiony pretensjami tych drobnych książąt: „Nie ma żadnego księcia, aż po młodego członka rodziny z wyznaczonym dochodem, który by nie wyobrażał sobie, że jest Ludwikiem XIV. Budu­ je Wersal, ma kochanki i utrzymuje armię”80. Jednak jak na ironię, sam Fryderyk właściwie robił dokładnie to samo i jego stolica przeobrażała się w niby-francuskie miasto. Francuski stał się językiem wykształconej eli­ ty i dworu w Poczdamie na obrzeżach Berlina; w 1750 roku Wolter sko­ mentował to, zaznaczając, że niemiecki był przeznaczony wyłącznie „dla żołnierzy i koni”. Fryderyk pisał po francusku wiersze, poprawiane przez Woltera; nawet napisana przez władcę historia Niemiec była w tym języku. Anonimowy pisarz stwierdził: „Język francuski, ubrania francuskie, jedze­ nie francuskie, meble francuskie, francuskie tańce, muzyka, nawet choro­ by [...]; zaledwie dzieci opuszczają łona swych matek, a już ludzie myślą o tym, by dać im francuskiego nauczyciela [...]”. Młodzi ludzie mający żyć na dworze odbywali specjalną podróż do Paryża, gdzie studiowali sztukę konwersacji i dowcipu, uczyli się mody, by wyzbyć się les airs allcmands. Saint-Simon określił tych niezręcznych młodzieńców następująco: „[...] or­ dynarne, niedouczone typy, bardzo łatwo je oszukać, nie można z nich nie szydzić”81. Jednocześnie wykształceni berlińczycy nazywali Paryż „Nowy­ mi Atenami”.

W Berlinie w czasach Fryderyka byli także inni osiedleńcy: do Prus przybyło ponad trzysta tysięcy osadników i pod koniec jego panowania jedna szósta poddanych pochodziła z zagranicy. Fryderyk mawiał, że jest

zmęczony spoglądaniem w błękitne oczy, i zachęcał do przyjazdu nie tyl­ ko emigrantów z Francji, Polski czy reszty krajów niemieckich, ale także Greków i inne narody z basenu Morza Śródziemnego. Zorganizował biuro imigracyjne w Wenecji i rozważał wybudowanie meczetu w Berlinie, by przyciągnąć Turków82. Jednak dominujące były wpływy francuskie, a am­ bicje kulturalne władcy wyznaczał dwór w Wersalu. Fryderyk jako oświecony despota chciał przekształcić Berlin w wiel­ kie miasto, które pod względem społecznym, gospodarczym, intelektu­ alnym i kulturalnym dorówna stolicy Francji. Traktował poważnie idee francuskiego Oświecenia, rozwijał wolną prasę, zakazał cenzury, nawet jeśli w książkach czy broszurach wyrażano się o nim krytycznie. W cza­ sach, gdy w Europie za kradzież bochenka chleba groziła banicja - po­ dobnie jak Molier - ubolewał, że w Paryżu „najpierw wieszają człowieka, a potem go przesłuchują”, Fryderyk zakazał stosowania tortur i ograniczył

Stolica absolutyzmu

125

karę śmierci jedynie do skazanych za morderstwo. Nie był człowiekiem religijnym, ale tolerował wiarę innych, zezwolił nawet na budowę katolic­ kiej katedry w centrum miasta. Miał obsesję na punkcie edukacji, zakładał szkoły kształcące nauczycieli i wprowadził obowiązek nauki na poziomie elementarnym. Ufundował w Berlinie Realschule uczącą nie tylko czyta­ nia, pisania, matametyki i łaciny, ale także fizyki, inżynierii, architektury, geografii, botaniki, buchalterii i innych praktycznych umiejętności; utwo­ rzył Ritterakademie, gdzie kształcono urzędników państwowych, i zało­ żył szkołę dla dyplomatów. Berlin nie miał własnego uniwersytetu aż do 1809 roku, ale Fryderyk odnowił Akademię Nauk, powołując matematyka i fizyka Pierre’a Louisa Moreau de Maupertuisa na jej prezesa i przekształ­ cając w ośrodek badawczy; to właśnie tam Johann Heinrich Pott zbadał ponad trzydzieści tysięcy minerałów i próbek gleby i odkrył tajemnicę pro­ dukcji chińskiej porcelany. Po dziesiątkach lat zaniedbań Berlin zaczął się rozwijać jako centrum

kultury. Król nie bardzo jednak wierzył w zdolności berlińczyków do two­ rzenia prawdziwej sztuki. Powiedział swej siostrze Zofii Wilhelminie w 1746 roku: „Wynurzamy się z barbarzyństwa, ale nadal jesteśmy w powijakach. Francuzi przeszli już długą drogę i pod każdym względem wyprzedzają nas o sto lat”. Wolterowi oświadczył ponadto: „Ma pan rację, twierdząc, że nasi dobrzy Niemcy są nadal na podstawowym poziomie wiedzy. W dziedzinie

sztuk pięknych Niemcy tkwią ciągle w epoce Franciszka I. Kochamy sztukę, pielęgnujemy ją, cudzoziemcy przeszczepiają tutaj jej wzorce, ale gleba nie jest wystarczająco sprzyjająca, by tworzyć coś samemu”83. Fryderyk jeź­ dził za granicę po swe skarby. Kupował rzeźby klasyczne, w tym marmury z rejonu Polignac podziwiane przez Woltera; francuscy handlarze sztuką działający w Berlinie, tacy jak Girard i Michelet, dostarczali mu obrazy ulu­ bionych artystów Watteau i Lancreta. Zamawiał też wiele innych prac, łącz­ nie z licznymi portretami pędzla francuskiego artysty Antoine’a Pesne’a; manufaktury takie jak J.A. Nahla wykonywały dla niego kopie francuskich mebli. Jako zamiłowany flecista w 1747 roku zaprosił Johanna Sebastiana Bacha do swego ukochanego pałacu Sanssouci w Poczdamie. Bach skom­ ponował dla niego Musikalischcs Opfcr, przetwarzając temat poddany przez samego władcę. Syn Bacha, Carl Philipp Emanuel, został nadwornym klawesynistą Fryderyka i wprowadzał nowy styl muzyczny na jego dwór84. Król czuwał także nad architektoniczną przemianą Berlina, a wspomagał go w tym stary znajomy, architekt Georg Wenzeslaus von Knobelsdorff85.

126

Berlin. Metropolia Fausta

Fryderyk postanowił przebudować miasto w nowym stylu, wznosząc olbrzymie budowle z elementami baroku, rokoka i neoklasycyzmu, które nadal zdobią centrum Berlina. Sama Unter den Linden zyskała trzydzie­ ści niewielkich domów i dwadzieścia dużych pałaców oraz zabudowania nowej Akademii i Biblioteki Królewskiej. Król pomógł zaprojektować Gendarmenmarkt - wzorowany na Piazza del Popolo w Rzymie - z boku któ­ rego znalazły się katedry niemiecka i francuska (Deutscher i Franzósischer Dom), ozdobione pełnymi wdzięku wieżami barokowymi i imponującymi rzeźbami. Odmiennie od swego ojca nie postrzegał opery jako siedliska szatana i zamówił u Knobelsdorffa budowę gmachu, który nazwał „Świą­ tynią Apolla”. Nowa opera (Opernhaus) wyróżniała się na tle epoki, ponie­ waż nie stanowiła skrzydła pałacu, ale była całkowicie odrębną budowlą.

Nadal jest imponująca. Portyk od frontu z krętymi schodami po obu stro­ nach był wzorowany na architekturze angielskiej; przestrzeń przed bu­ dynkiem mieściła tysiąc karet, a w środku znajdowały się ruchome sceny,

pompy wodne potrzebne do stworzenia sztucznych jezior czy wodospa­ dów i mnóstwo rozmaitych innowacji. Jeszcze w trakcie budowy zwiedzali ją architekci i muzycy, a podczas uroczystego otwarcia 7 grudnia 1742 roku wystawiono operę Kleopatra i Cezar Carla Heinricha Grauna. Plac przed operą został oddany do użytku jednocześnie z katedrą św. Jadwigi (Sankt-Hedwigs-Kathedrale), obszernym kościołem katolickim zwieńczo­ nym kopułą, częściowo zaprojektowanym przez samego Fryderyka II na wzór rzymskiego Panteonu. Rozległy park w centrum Berlina, Tiergarten, został przebudowany w stylu barokowym; dodano: labirynty, alejki obsadzone drzewami, ławeczki i namioty, w których można było napić się herbaty, kawy, czekolady, lemoniady czy gdańskiej nalewki. Parkowe ścieżki zbiegały się przy Grosser Stern, w pobliżu nowego ślicznego pałacu Bellevue, wzniesionego w 1786 roku dla brata Fryderyka, księcia Augu­ sta Ferdynanda. Nawiązania do architektury klasycznej były najwyraź­ niejsze w jego czystych konturach, jednolitej płaskiej fasadzie i prostych oknach. Wiele prywatnych domów zbudowanych w czasach Fryderyka II zostało zniszczonych, ale w 1985 roku odbudowano jeden z najbardziej wytwornych - Ephraim Palais z delikatną rokokową fasadą z piaskow­ ca. Jedynym ocalałym w mieście budynkiem barokowym jest Nicolaihaus przy Briiderstrasse, który w 1787 roku otrzymał nową fasadę zamówioną przez wydawcę Friedricha Nicolaia. Zachowały się za to pomniejsze roko­ kowe budynki wzdłuż Markisches Ufer z lat sześćdziesiątych XVIII wieku.

Stolica absolutyzmu

127

Najambitniejszym projektem Fryderyka było całe Forum Fridericianum, ogromna przestrzeń flankowana z jednej strony przez Alte Bibliothek, zwaną „Komodą”, z olbrzymią falistą fasadą barokową, co stanowiło prze­ ciwwagę dla neoklasycznego gmachu opery, a z drugiej strony przez „pałac dla księcia Henryka”, w którym mieści się obecnie Uniwersytet Humbold­ tów. Zamek Królewski (Schloss) został już wcześniej przekształcony przez Schliitera, który przerobił italianizujące krużganki na zespół zabudowy w stylu francuskim. Był to jeden z największych pałaców w Europie, więk­ szy nawet od Wersalu86. Słynny posąg konny Fryderyka Wielkiego dłuta Christiana Daniela Raucha, odsłonięty w 1851 roku, jest ustawiony tak, że król góruje nad Unter den Linden i wygląda, jakby miał zaraz wjechać na stworzone przez siebie imponujące forum. Wraz ze wzniesieniem dziesiątków wspaniałych budowli miasto zaczęło nabierać wyglądu liczącej się stolicy. Skłoniło to nawet Jamesa Boswella do napisania w 1764 roku, że Berlin jest „najpiękniejszym miastem, jakie widział”87. Inni przybysze nie podzielali tego wrażenia. Kiedy w 1804 roku przyjechała Madame de Stael, nie mogła się nadziwić „nowości” Berlina: „[...] nie widzi się żadnych śladów wcześniejszych epok [...]; całe współczes­ ne miasto, mimo że piękne, nie robi żadnego wrażenia; nie widać żadnych znaków przeszłości kraju czy cech charakteru jego mieszkańców”88. An­ gielski minister sir Charles Hanbury Williams napisał: „Berlin jest bardzo ładnym i dużym miastem, ale o niewielkim zaludnieniu. Jest tak obszerny, że mógłby pomieścić trzysta tysięcy osób, ale - pominąwszy garnizon - li­ czy nie więcej niż osiemdziesiąt tysięcy mieszkańców; wśród nich nie ma takiego, u którego mógłbyś zjeść obiad czy przyjść na kolację bez oficjal­ nego zaproszenia - to zdarza się tu bardzo rzadko”89. Fryderycjański Ber­ lin mimo wszystko robił wrażenie, ale był zimny. Zwrot ku klasycyzmowi spowodował położenie nacisku na porządek i poprawność, a nowe budowle charakteryzowały się liniami prostymi, czystymi proporcjami i brakiem koloru. Były raczej szlachetne niż czarujące, eleganckie, ale nieporywające, raczej chłodne niż żywiołowe. Odzwierciedlały charakter Berlina zaabsor­ bowanego wojskową dokładnością, porządkiem i siłą.

Osiągnięcia dynastii Hohenzollernów w XVII i XVIII wieku były nadzwy­ czajne. Berlin zmienił się nie do poznania, zbudowany od zera pośród piaszczystego pustkowia przez kilku kolejnych władców wizjonerów z Fry­ derykiem Wielkim na czele. Jego dokonania sprawiły, że został otoczony

128

Berlin. Metropolia Fausta

prawdziwym kultem przez późniejszych rządców Berlina. Właśnie przy grobie Fryderyka w pobliskim Poczdamie w niespokojnym październiku 1805 roku odbyło się pierwsze spotkanie na szczeblu państwowym z udzia­ łem cara i Fryderyka Wilhelma III. Przysięgli sobie oni wówczas przyjaźń w obliczu zagrożenia ze strony Napoleona. W tym samym miejscu Wilhelm I dokonał pierwszego przeglądu nowych pułków wojska; Hitler podczas niesławnego Dnia Przebudzenia Narodowego (Dnia Poczdamu) w marcu 1933 roku u grobu Fryderyka II symbolicznie przejmował pruskie dziedzic­ two; ostatnim przejawem tego kultu był ponowny pochówek szczątków króla w pobliżu pałacu Sanssouci w Poczdamie w 1991 roku90. Mimo że większość miejscowych historyków przedstawiała Fryderyka jako wyjątkowego władcę, był on w rzeczywistości tylko jednym z licznych oświeconych monarchów, którzy odmienili osiemnastowieczną Europę. Najbardziej niezwykłym przykładem miasta zbudowanego od zera nie był Berlin, lecz stworzony na wschodzie przez Piotra Wielkiego Sankt Peters­ burg, który, jak to ujął Puszkin, wzrósł wspaniale u ujścia Newy „z bajorów leśnych, z mroku wód”91. Także społeczne i polityczne reformy Fryderyka nie były czymś wyjątkowym; po wojnie siedmioletniej Austriacy również zmodernizowali system administracyjny, cesarz Józef II zniósł poddaństwo osobiste chłopów, wprowadził tolerancję religijną i przekształcił Wiedeń w ośrodek sztuki światowej rangi - to tam, a nie do Berlina, przyjechali Haydn, Mozart i Beethoven. Wiele zagranicznych instytucji rywalizowało z Pruską Akademią Nauk; świetny matematyk Leonhard Euler porzucił fryderycjański Berlin dla Sankt Petersburga; szwedzka Królewska Akademia Nauk w Sztokholmie i uniwersytet w Uppsali były doskonałymi ośrodkami, gdzie działali tacy uczeni jak Karol Linneusz czy Celsius, który w 1741 roku wynalazł termometr. Ponadto nadzwyczajne dokonania Fryderyka miały wpływ tylko na nie­ licznych berlińczyków. Miasto pozostało nadal względnie ubogie i poza elitą oraz rosnącą warstwą klasy średniej większość mieszkańców żyła w biedzie lub wręcz w nędzy. W 1768 roku około trzydziestu tysięcy miało Armutszcugnis, oficjalne zaświadczenie o ubóstwie. Okaleczeni żołnierze, byli więźniowie, wyrzuceni z uczelni studenci i żebracy włóczący się po bocznych ulicach Berlina otrzymywali pewne drobne wsparcie. Zwykłym ludziom nadal żyło się ciężko, gnieździli się w zimnych, wilgotnych, ubogo umeblowanych i kiepsko oświetlonych domach. Mieli na ogół zgrzebną i źle uszytą odzież, mało kto się kąpał, a jedzenie było niezadowalające. Drogi

Stolica

absolutyzmu

129

były okropne: Casanovie trzy dni zajęło pokonanie ponad sto trzydzieści kilometrów z Magdeburga do Berlina92. Przede wszystkim w życiu Berlina nadal dominującą rolę odgrywało wojsko: koszary, place defiladowe i mundury skłoniły Goethego do napisa­ nia do Charlotty von Stein o swym pobycie w mieście w 1778 roku, że nie mógł się nacieszyć świetnością królewskiej stolicy, bo była oszpecona przez „żołnierzy, konie, wozy, strzelby, amunicję: ulice były ich pełne. Gdybym tylko umiał odpowiednio opisać potworny mechanizm, jaki ma się tutaj przed oczami”93. W rzeczywistości Fryderyk był reprezentantem schyłku epoki: był mo­ narchą absolutnym dążącym do sprawowania osobistej kontroli nad wszyst­ kimi dziedzinami życia. Pozostał jedną z najważniejszych postaci w historii Berlina, ale nie rozumiał nowej siły dochodzącej do głosu już w szczytowym okresie jego panowania. Ideały Oświecenia, zgodnie z którymi postępował jako władca, pobudziły także rozwój niezależnej wykształconej klasy śred­ niej, niechętnej dalszemu bezwzględnemu posłuszeństwu dyktatowi monar­ chy. Ludzie ci podziwiali reformy Fryderyka, ale byli coraz bardziej zmęcze­ ni ograniczeniami, jakie narzucał im absolutyzm. Ta grupa berlińczyków torowała drogę ku przyszłości. A ta przyszłość wykuwała się we Francji.

Rewolucja francuska z 1789 roku wywołała szok w całej Europie. Przez pewien czas orędownicy Oświecenia wierzyli, że są świadkami tryumfu rozumu nad „sojusznikami ciemności” i „wrogami ludzkości”. Według ty­ sięcy ludzi pokroju Kaspara von Mastiaux, który wystąpił przed niewiel­ ką grupą niemieckich czytelników w 1789 roku, Oświecenie udoskonaliło i uszlachetniło serce i duszę: „Jego postęp jest długi i mozolny, ale nastę­ pując po długotrwałym procesie dojrzewania, przynosi najszlachetniejsze owoce, prawdziwe cnoty, owoc oświeconego rozumu i życzliwych uczuć”94. Poglądy Mastiaux powtarzano w całej Europie w epoce, gdy określenia „doskonalenie”, „braterstwo ludzi” czy „światło rozumu” miały „rozpalać płomień nauki i rozpędzać ciemności niszczące chrześcijańskie narody”. Jedna z masońskich pieśni brzmiała: „Szlachetny cel naszych lękliwych po­ szukiwań; światło, cnota i błogosławiona sprawiedliwość [...]- to powinno być nasze zawołanie”95. Fryderycjański Berlin przyjął te ideały. Oświecenie objęło niemal całą Europę pod koniec XVIII wieku, pod­ ważając podstawy dotychczasowej wiedzy i sposobu rozumowania. Jego pierwsze zwiastuny można znaleźć w odrębnym systemie filozoficznym

130

Berlin. Metropolia Fausta

Kartezjusza, ale najwcześniej doszło do głosu w Anglii w pracach sir Issaca Newtona. W 1687 roku Newton opublikował jedno z najważniejszych dzieł w dorobku intelektualnym ludzkości Philosophiac naturalis principia mathematica. Przedstawił w nim nowe radykalne poglądy na temat zasad działania świata materialnego. Odkrycia praw fizyki dokonane przez Kar­ tezjusza i Newtona oraz prace Boyle’a, Hooke’a i Bacona doprowadziły do przyjęcia nowej postawy wobec świata, w którym wszystko można było wytłumaczyć, posługując się nauką, techniką i rozumem. Dzieło Newtona natychmiast wywarło wpływ na życie umysłowe w Eu­ ropie. Jego praca o pryzmacie i załamaniu światła miała zastosowanie wszędzie, od hydrauliki i ulepszenia pomp wodnych po medycynę. W koń­ cu lat dwudziestych XVIII wieku wprowadzono pierwsze szczepienia (prze­ ciw ospie), które gorąco propagował Wolter w swych Listach filozoficznych. Przeprowadzano operacje nowego typu, na przykład usunięcia katarakty i nastawienia złamanych kości, trepanację pękniętej czaszki, by usunąć krew z jej wnętrza, litotomię - nacięcie pęcherza w celu wyjęcia kamieni; taką operację przeszli Samuel Pypes i Benjamin Franklin. La Mettrie, spro­ wadzony później do Berlina przez Fryderyka II, był zafascynowany ekspe­ rymentami dotyczącymi pracy mięśni i doszedł do wniosku, że skoro nogi mają mięśnie służące do chodzenia, to „mózg ma mięśnie do myślenia”. Świat był po prostu olbrzymim mechanizmem rządzącym się naturalnymi prawami. Każdy człowiek miał robić użytek ze swego rozumu, by poznać, jak działają, a potem stosować je we własnym środowisku.

Nowe kierunki, materializm i utylitaryzm, przeniknęły wszystkie dzie­ dziny życia. Dotychczasowe wierzenia, takie jak rozmaite systemy religij­ ne, zabobony czy magia, stały się nieważne w świecie, w którym wszystko mogło być wytłumaczone. W połowie stulecia grupa francuskich pisarzy politycznych, zwanych fizjokratami, twierdziła, że odkryła porządek natu­ ralny, dzięki któremu człowiek może zrozumieć naturalne prawa ekonomii i osiągnąć wyższy standard życia. Ich idee zainspirowały między innymi Adama Smitha, który rozwinął je w dziele Badania nad naturą i przyczy­ nami bogactwa narodów, opublikowanym w 1776 roku. Natomiast John Locke w Rozważaniach dotyczących rozumu ludzkiego z 1690 roku próbo­ wał ukazać człowieka jako tabula rasa, istotę, która dzięki odpowiednim środowisku, prawom i edukacji może stać się wzorowym obywatelem nie­ zależnie od pochodzenia społecznego czy narodowości; oczywiście, jeśli można poprawić jednostkę, poprawi się tym samym społeczeństwo. Była to

Stolica absolutyzmu

131

rewolucyjna myśl, która podważyła same założenia istniejącego porządku społecznego. Oświecenie miało swe korzenie w Anglii, ale jego duchową ojczyzną stała się Francja. Nurt ten lansowali encyklopedyści, czyli philosophes i uczeni, którzy współtworzyli Wielką Encyklopedię Francuską Denisa Diderota, będącą próbą zebrania i skatalogowania całej ludzkiej wiedzy. W swym dziele O duchu praw Monteskiusz utożsamił interes oświeconej jednostki z dobrem ogółu; ostra satyra Woltera bezlitośnie chłostała religij­ ne i społeczne obyczaje epoki, a jego Kandyd, czyli optymizm stał się jedną z najsłynniejszych książek stulecia; w 1770 roku baron d’Holbach opubli­ kował System przyrody, w którym naszkicował mechanicystyczny porzą­ dek rządzący kosmosem i człowiekiem; Turgot atakował istniejący podział dóbr, a Morelly w swym Kodeksie natury, czyli prawdziwym duchu jej praw przeprowadził zjadliwy atak na religię, dochodząc do wniosku, że „każdy system moralny, którego doktryna wywodzi się z koncepcji bóstwa (jako dobroczynnego boga), jest bezwarunkowo zły”. Nawet markiz de Sade wtó­ rował takim ideom, gdy w powieści Alinę et Valcour filozofujący król Zame mówił o Bogu: „Chciałbyś, by człowiek był prawy; ale zadowala cię, gdy jest ludzki”96. Condillac rozwijał poglądy Locke’a, twierdząc, że człowiek nie potrafi pojąć niczego, co wykracza poza jego własne doświadczenie, więc nie ma sensu zajmować się takimi abstrakcyjnymi pojęciami jak na przykład religia. Tego typu książki były popularne w całej Francji, a potem w całej Europie: bestsellerami stały się dzieła Buffona L’Histoire naturelle i Monteskiusza O duchu praw; to ostatnie wydano w trzydziestu pięciu ty­ siącach egzemplarzy. Kandyd w samym tylko 1759 roku miał osiem wydań, zaś cztery tysiące osób dokonało subskrypcji na kosztowną Wielką Encyklo­ pedię97. Oświecenie we Francji stało się siłą rewolucyjną, która zakwestio­ nowała absolutyzm i utorowała drogę rewolucji francuskiej, amerykańskiej Deklaracji niepodległości i polskiej Konstytucji 3 maja. W Niemczech jed­ nak nurt ten przybrał zupełnie inną formę. Niemcy powoli przyjmowali ideały Oświecenia - Aufkldrung - i zanim dotarły one do Berlina, straciły swój radykalny charakter. Do prekursorów ruchu należał Christian Thomasius, który z pasją przeciwstawiał się ówczes­ nemu zwyczajowi palenia na stosach i pokazowym procesom religijnym; pisał na ten temat w licznych nowych czasopismach niemieckich. Także Leibniz przyczynił się do ukształtowania niemieckiego Oświecenia, już w 1700 roku pisząc, że jedynie przy użyciu rozumu człowiek może „dążyć

132

Berlin. Metropolia Fausta

w kierunku rozwoju, doskonalenia się, pełnego zrozumienia i właściwego przyjęcia rozmaitych idei”. Christian Wolff był pierwszym znaczącym my­ ślicielem oświeceniowym w Prusach, chociaż musiał przenieść się do Lip­ ska po kłótni na temat zdolności Chińczyków do filozofii. Jednak niemieccy filozofowie na ogół działali na dworze monarchy, podczas gdy francuscy encyklopedyści występowali przeciwko królowi i często byli przez niego nękani. Polityka Christiana Wolffa przypominała poradnik dla królów, usprawiedliwiający wszechwładzę państwa z monarchą absolutnym na czele. W oczach wielu Niemców autokracja była racjonalna, a więc dobra. Odmiennie niż Francuzi niemieccy filozofowie oświeceniowi często bronili religii, opierając Aufklarung na pietystycznych podstawach i głosząc, że da się pogodzić religię z rozumem. Niemcy nie uznawali francuskich ataków na Kościół czy moralność; libertyńskie książki w rodzaju Bijoux indiscrets Diderota czy Listy perskie Monteskiusza zostały stanowczo odrzucone. Berlińczycy nie rozumieli, że swoboda seksualna była we Francji Ludwika XVI uważana za jedną z oznak dobrego wychowania. Czuli się zakłopotani, gdy paryżanie drwili z kochanki Jeana Jacques’a Rousseau, Madame de Warens, ponieważ „ukrywa swój biust jak mieszczka”; byli zaszokowani, gdy paryski prawnik Barbier nazwał chrześcijańskie małżeństwo „wzgar­ dzonym powszechnym przesądem”, i kręcili głowami, gdy dumnie oznaj­ mił, że „z każdej dwudziestki hrabiów na królewskim dworze piętnastu jest w separacji z żoną i utrzymuje kochanki”98. Zarówno Christian Thomasius, jak i Christian Wolff odrzucali empiryzm i utylitaryzm na rzecz religii, a postawa ta wywołała taką niechęć Chateaubrianda, że w 1797 roku na­

pisał: „Kiedy wszystkie inne narody odrzuciły uznanie dla religii, znalazła sobie ona schronienie w Niemczech”. Wolter nie cenił Wolffa i nazywał go „budowniczym systemu”; potem próbował przekonać Fryderyka Wielkiego, że jest on „zwyczajnym niemieckim pedantem”99. Jak na ironię, to właśnie z Woltera zrobiono pośmiewisko w Berlinie. Berlin oczywiście nie był jedynym ośrodkiem Aufklarung w Niemczech. Christian Thomasius był profesorem uniwersytetów w Lipsku i Halle, Johann Christoph Gottsched, który musiał niegdyś uciekać z Prus, by nie zostać wcielonym do królewskiego „pułku olbrzymów”, również pracował w Lipsku; Kant spędził całe życie w Królewcu; Christian Wolff działał w Je­ nie i Lipsku. Prądy oświeceniowe najpierw dotarły do Berlina „z góry”, za sprawą Fryderyka Wielkiego, i najwcześniej objawiły się na dworze królew­ skim. Dopiero później zaczęły oddziaływać na klasę średnią stolicy.

Stolica absolutyzmu

133

Jako centrum administracyjne Prus Berlin stopniowo stawał się skupi­ skiem nowej grupy niezależnych, utrzymujących się z pensji urzędników, ludzi, którzy nie pracowali ani na dworze, ani w handlu, którzy mieli czas, by zająć się działalnością kulturalną, i chcieli udoskonalać siebie oraz spo­ łeczeństwo. Stanowczo odcinali się od świata handlu i gospodarki, a sami z kolei zostali wykluczeni z życia dworu, bo Fryderyk nadal wołał „bezwar­ tościową szlachtę od kulturalnego mieszczaństwa”100. Większość szczerze podziwiała reformy władcy i wierzyła, że działa on w ich najlepszym inte­ resie, ale ta wiernopoddańcza postawa wynikała po części stąd, że Fryde­ ryk decydował o wszystkich nominacjach na posady państwowe, łącznie z obsadą Akademii. Jednak jeśli we Francji i Anglii powoływano się na prawa naturalne jako gwarancję wolności jednostki wobec ucisku ze strony państwa, w Niemczech uważano, że to właśnie państwo jest gwarantem tych praw. Ludzie traktowali swego oświeconego despotę w sposób, który

był nie do pomyślenia w Paryżu czy Londynie, a Oświecenie w Berlinie nie miało w ogóle charakteru rewolucyjnego, dotyczyło raczej kultury niż

polityki, miało więcej wspólnego z Bildung (kształceniem) niż z gospo­ darką czy władzą101. Był to miły i kulturalny epizod w dziejach miasta,

który pozwolił przedstawicielom nowej klasy średniej „udoskonalić się” dzięki edukacji i stworzeniu nowych instytucji, przez rozkoszowanie się ideałami społecznikowskimi, dążenie do racjonalności, tolerancję religij­ ną, wykształcenie i zasady humanitaryzmu102. Oświecenie pozostawiło jed­ nak Berlin nieprzygotowany do mających nadejść wstrząsów politycznych. Rozwój nowej wykształconej klasy średniej zmienił oblicze Berlina. Moż­ na było teraz zaobserwować eleganckich mężczyzn z laseczkami i gazetami pod pachą, którzy szli do opery albo paradowali po Tiergarten, albo spoty­ kali się z przyjaciółmi, by omówić ostatnie artykuły z „tygodników moral­ nych” lub „gazetek obywatelskich”. U schyłku stulecia Berlin wprost pękał od mnóstwa jawnych lub sekretnych klubów, towarzystw czytelniczych, grup dyskusyjnych, kółek naukowych, samokształceniowych czy uczących czytania i pisania. Należeli do nich przedstawiciele całej klasy średniej, od urzędników państwowych i rozmaitych specjalistów po duchownych, od profesorów czy bankierów po lekarzy. Wiele z tych instytucji dysponowało własnymi kamienicami, w których znajdowały się specjalne czytelnie oraz sale dyskusyjne; każde stowarzyszenie miało własny skomplikowany statut, który zazwyczaj obejmował zakaz spożywania alkoholu, palenia i hazardu, a także poruszania problemów osobistych, religijnych czy politycznych 103.

134

Berlin. Metropolia Fausta

Rozmowy miały koncentrować się na konkretnych reformach, wynalaz­ kach naukowych i sprawach praktycznych, takich jak nowe metody upraw czy poprawa edukacji. Istniały dziesiątki jawnych i tajnych stowarzyszeń: Towarzystwo Przyjaciół Oświecenia, Towarzystwo Niemieckie, Związek Czytelniczy, Klub Poniedziałkowy (Montagsklub)104, ale najsławniejsze było tajne Towarzystwo Środowe w Berlinie (Berliner Mittwochsgesellschaft), klub dla wtajemniczonych, założony w 1783 roku. Nie tylko rozwijało ono idee Oświecenia, ale także po śmierci Fryderyka Wielkiego było jednym z propagatorów reform pruskiego absolutyzmu. Członkami byli między in­ nymi: Johann Biester, wydawca szanowanego „Berlinische Monatsschrift” i sekretarz towarzystwa, Friedrich Nicolai, Christian Wilhelm von Dohm, znany głównie ze swej rozprawy Ober dic biirgerliche Verbesserung der Judcn (O obywatelskim polepszeniu Żydów), opublikowanej w 1781 roku, która dała początek epoce emancypacji Żydów w Niemczech; oraz wyso­ cy urzędnicy państwowi Karl Gottlieb Svarez i Ernst Klein, który później pracował nad reformą systemu prawnego w Prusach105. Ścisłe zachowanie dyskrecji owych spotkań pozwalało nawet wysokim urzędnikom wypowia­ dać się swobodnie, bez obawy o nieprzyjemne konsekwencje. W mieście bardzo aktywnie działali także masoni, z entuzjazmem promujący „rozwój człowieka zgodny z prawami oświeconego rozumu”. W Berlinie były dzie­ siątki lóż. Najwcześniejsze, takie jak Aus Trois Globes (1740), Fidelite et L’Harmonie (1758), wzorowały się na francuskich, natomiast te powstałe po 1760 roku miały zdecydowanie bardziej niemiecki charakter i nosiły nazwy: Hochcapital von Jerusalem (1760), Zu den drei Goldenen Schliisseln (1769), Zum Pegasus (1771) i Friedrich zu den drei Seraphim (1774). Rosnące znaczenie Berlina znalazło wyraz w utworzeniu tam w 1776 roku loży-matki: Zum Widder Grosses regierendes Ordens Capital der grossen Landesloge der Freimaurer von Deutschland in Berlin. Należeli do niej Les­ sing i Fichte; Lessing napisał później: „Wolnomularstwo i klasa średnia są równolatkami. Powstawały ramię w ramię”106.

Nowatorskie prądy kulturalne szybko wyszły poza salony czytelni­ cze w centrum miasta. W 1749 roku otwarto sławny klub muzyczny przy Briiderstrasse w domu berlińskiego organisty Sacka, gdzie grano utwory Telemanna, Haydna, Glucka i synów Bacha; inni pasjonaci propagowali muzykę Mozarta, wykonując jego wspaniałą operę oświeceniową Czaro­ dziejski flet. Po raz pierwszy wznoszono teatry z myślą o publiczności z kla­

sy średniej, a nie ze środowiska dworskiego; w 1760 roku Andreas Berge

Stolica absolutyzmu

135

otworzył powstały z prywatnych funduszy Pantomimę w Spandau, z tysią­ cem miejsc. Urodzony w Gdańsku artysta Daniel Chodowiecki odszedł od malowania olejnych scen rodzajowych z życia dworu i wykonał ponad dwa tysiące rycin i grafik przedstawiających kupców, żebraków lub berlińskie elegantki; ilustrował także dzieła Lessinga, Goethego, Burgera, Schillera i Claudiusa. (Ten ostatni jest nazywany często „ojcem nowoczesnego dzien­ nikarstwa niemieckiego”). Chodowiecki był uosobieniem oświeceniowego artysty, a jego alegoryczny rysunek promieni słońca rozpraszających mrok o świcie został jednym z symboli „nadejścia światła” w epoce Aufklarung. Berlin stał się także centrum niemieckich salonów literackich, których wzorzec przeniosła tu z Paryża Germaine de Stael-Holstein. Organizowa­ no je w prywatnych domach zamożnych berlińczyków, a że były dostępne dla wszystkich, od myślicieli po zubożałą szlachtę, urzędników i artystów, umożliwiały budowanie więzi między rozmaitymi warstwami społeczny­ mi107. Salony te były czymś wyjątkowym w dziejach Berlina, bo pozwoliły znacznej grupie wykształconych Żydówek, takich jak Henrietta Herz i Rahel Levin, wywierać wpływ na życie intelektualne miasta. Podskórny antyse­ mityzm Berlina ujawni się podczas wydarzeń w 1806 roku, ale wcześniej przez blisko czterdzieści lat to właśnie ich salony cieszyły się największą sławą w mieście. O pięknej i inteligentnej Henrietcie Herz pisano, że mogła się szczycić tym, iż do jej kółka „jak za sprawą czarów napływali wszyscy młodzi ludzie, którzy coś sobą przedstawiali, czy to ze stałych mieszkań­ ców Berlina, czy z przyjezdnych”108. Pruska Akademia Nauk, gimnazja, rozmaite uczelnie i publiczne wykłady osiągnęły wysoki poziom. Jedną z najbardziej wpływowych postaci z tego kręgu był pisarz i wydawca Frie­

drich Nicolai. Nicolai należał do najważniejszych osobistości berlińskiego Oświece­ nia. Jego ojciec, księgarz, w 1759 roku przekazał firmę swemu dwudzie­ stopięcioletniemu synowi, który przekształcił znaną już księgarnię w cen­ trum życia umysłowego Berlina. W połowie XVIII wieku książki nadal były kosztownym luksusem, nie istniały publiczne biblioteki i ludzie świadczyli sobie nawzajem przysługi, wymieniając się egzemplarzami lektur. Nicolai popierał wzrost produkcji książek i broszur, naciskał na wydawanie coraz większej liczby czasopism, gazet i „tygodników moralnych”, wzorowanych na angielskich tytułach takich jak „Tatler” czy „Spectator”. Wzywał do po­ prawy edukacji i szerszego nauczania czytania i pisania, by stworzyć spo­ łeczeństwo oświeconych obywateli. Czwartego stycznia 1759 roku poradził

136

Berlin. Metropolia Fausta

swym przyjaciołom Gottholdowi Ephraimowi Lessingowi i Mosesowi Mendelssohnowi, by zaczęli pisać coś w rodzaju listów literackich, i tak powstały Bricfe, die ncucste Literatur betrcffend, najważniejszy dokument niemieckiego Oświecenia, ukazujące się w każdy czwartek. W 1765 roku Nicolai zaczął wydawać czasopismo „Allgemeine deutsche Bibliothek”, w którym przez niemal czterdzieści lat opublikowano omówienia około osiemdziesięciu tysięcy tytułów z lat 1765-1806, w tym pamiętników, opo­ wieści literackich, słowników biograficznych i powieści. Jego księgarnia, największa w Berlinie, była miejscem, gdzie przy kieliszku wina rozmaici intelektualiści mogli się spotkać, by omówić najnowsze publikacje. Nicolai popierał także rozwój nowoczesnej prasy będącej połączeniem rozrywki z naukami moralnymi. W 1721 roku zaczęła wychodzić „Kóniglich privilegierte Berlinische Zeitung” (później: „Vossiche Zeitung”), a ponad trzystu współpracowników „Berlinische Monatschrift” było wysokiej rangi urzęd­ nikami państwowymi, dziesięciu zaś - oficerami; ponadto pisało tam pięć kobiet109. Zapotrzebowanie na książki sprawiło, że liczba wydrukowanych egzemplarzy podwajała się co dziesięć lat. W 1760 roku odnotowano trzy tysiące autorów, a w 1800 roku już dziesięć tysięcy. Własne prace Nicolaia także cieszyły się dużym powodzeniem, jego największym bestsellerem był Scbaldus Nothanker. Ku niezadowoleniu Goethego sprzedał się w nakładzie dwunastu tysięcy egzemplarzy, znacznie większym niż jego dzieła110. Na przełomie wieków Berlin skupiał o wiele więcej „intelektualistów” niż jakiekolwiek inne miasto w Niemczech111. Wielu z nich było urzędni­ kami państwowymi lub bankierami, którzy dorywczo zajmowali się lite­ raturą, ale byli też tacy, którzy odgrywali wielką rolę, na przykład dwaj przyjaciele, Gotthold Ephraim Lessing i Moses Mendelssohn. To właśnie oni, przenosząc się do Berlina, wydobyli to miasto z cienia takich ośrodków naukowych jak Jena, Lipsk, Getynga, Królewiec czy Weimar. Jesienią 1748 roku dziewiętnastoletni Lessing, z urodzenia Saksończyk, przybył do Ber­ lina, uciekając przed długami, które zaciągnął podczas studiów na uniwer­ sytecie w Lipsku. Znalazł mieszkanie przy Spandauer Strasse. Niebawem zaczął przeobrażać Berlin. Był prawdziwym synem Oświecenia. Żarliwie wierzył, że rozum jest kluczem do postępu, a humanizm i wolność czło­ wieka są najważniejszymi wartościami, i występował przeciwko złu, do którego prowadziły rozmaite uprzedzenia. W listopadzie 1748 roku wraz ze swym kuzynem Christlobem Myliusem, wydawcą „ Kóniglich privilegierte Berlinische Zeitung”, spotkali się z wydawcą Christianem Friedrichem

Stolica

absolutyzmu

137

Vossem i Richierem de Louvain, który potem został osobistym sekretarzem Woltera. Razem założyli stowarzyszenie Montagsklub, które skupiało wielu luminarzy, jak krytyk Karl Ramler, kompozytor Johann Quantz, Friedrich Nicolai i Moses Mendelssohn, i natychmiast stało się centrum życia inte­ lektualnego Berlina. Lessing był najbardziej płodnym spośród niemieckich pisarzy oświeceniowych, a jego dzieła wyrażają głęboką tęsknotę za rów­ nością i sprawiedliwością: Minna von Barnhelm jest apelem o pojednanie pomiędzy odwiecznymi wrogami, Prusami i Saksonią, i atakiem na prze­ starzałe pojmowanie pojęcia honoru. Jego słynna krytyka teorii estetycznej Johanna Winckelmanna w eseju Laokoon zapowiadała odrodzenie klasy­ cyzmu w Niemczech; tragedia Emilia Galotti ukazywała demoralizację po­ mniejszych dworów niemieckich112. Lessing był przekonany, że moralność jest ważniejsza od dogmatów religijnych, i potępiał nietolerancję religijną, z jaką stykał się w Berlinie, a której najdobitniejszym przykładem były nieustające prześladowania Żydów. Dwie jego sztuki - Żydzi z 1749 roku i wspaniały Natan mędrzec, napisany w Wolfenbiittel w 1779 roku, ucho­ dzący za jedno z najwybitniejszych dzieł Oświecenia - podważały stereo­ typowe wyobrażenie Żyda. Lessing wymagał od swych czytelników, by nie pytali, czy dana osoba jest chrześcijaninem, czy Żydem. Powinni raczej pytać, czy jest prawdziwym człowiekiem, istotą ludzką. Postać uprzejmego

i szlachetnego Natana wzorował na Mosesie Mendelssohnie, o którym po­ wiedział: „Jak wolna od uprzedzeń jest jego szlachetna dusza, jak otwarte na wszelkie cnoty jego serce, tak bliski jest wszystkim czułym uczuciom”. Był to trafny opis. Moses Mendelssohn był trzecim ważnym przedstawicielem berlińskiego Oświecenia. Urodzony w Dessau w 1729 roku, przywędrował do Berlina w 1743 roku w wieku czternastu lat. Uczył się w szkole rabinicznej Frankla; kiedy ukończył naukę, w wieku dwudziestu jeden lat został nauczycielem syna fabrykanta jedwabiu. Potem pracował jako buchalter. Jednocześnie

pisał dużo do prasy i tworzył liczne dzieła filozoficzne, w tym Fedon, czyli o nieśmiertelności duszy, wyrażające jego racjonalistyczne poglądy. Men­ delssohn był niestrudzonym bojownikiem o równouprawnienie Żydów.

Założył w Berlinie pierwszą żydowską szkołę dla osiemdziesięciu dzieci, finansowaną przez nadwornego bankiera Daniela Itziga i przedsiębiorcę Davida Friedlandera. Jego praca Jerusalem oder iiber religiose Macht und Judentum (Jeruzalem albo o religijnej władzy i judaizmie) była wezwaniem do pełnej akceptacji Żydów i stanowiła podstawę haskali i późniejszego

138

Berlin. Metropolia Fausta

judaizmu reformowanego. Rodziny żydowskie, którym udzielono pozwole­ nia na zamieszkanie w Berlinie, odnosiły z tego rozmaite korzyści: w mie­ ście nie było getta, ograniczenia co do budowy domów były nieliczne; w czasach Mendelssohna mieszkało tam około 3500 Żydów, co stanowiło prawie dwa procent ogólnej liczby mieszkańców. Rosnąca zamożność lud­ ności żydowskiej widoczna była w nowych rezydencjach wzdłuż Unter den Linden i Spandauer Strasse oraz w modnych salonach intelektualnych113. Żydzi nadal jednak podlegali mnóstwu rozmaitych restrykcji i różnym formom dyskryminacji: kiedy Moses Mendelssohn przybył do Berlina, nie mógł wejść do miasta jak inni ludzie, ale musiał pozostać przed bramą w zagrodzie przeznaczonej dla zwierząt. Był długo przepytywany i musiał zapłacić myto takie, jakie nakładano na bydło wprowadzane do miasta114. Inną formą przymusowej daniny był nakaz kupna figurek z niedochodo­ wej fabryki porcelany Fryderyka Wielkiego; w rezultacie w domu Mendels­ sohna w Berlinie stało rzędem dwadzieścia porcelanowych małp natural­ nej wielkości115. Mimo że był jednym z czołowych intelektualistów epoki, Mendelssohn doświadczał dyskryminacji przez całe życie: w 1763 roku Fryderyk Wiel­ ki odrzucił jego podanie o członkostwo w Akademii Nauk ze względu na żydowskie pochodzenie. Decyzję tę potulnie zaakceptowali członkowie akademii, choć wcześniej jednogłośnie poparli starania filozofa. Nawet po śmierci nie doczekał się oficjalnego uznania ze strony państwa pruskiego. Lessing sarkał, że tolerancja religijna wprowadzona przez Fryderyka nie obejmuje dostępu Żyda do wyższych kręgów społeczności uczonych. Jednym z problemów berlińskiego Oświecenia była bierna akceptacja

rozmaitych przejawów dyskryminacji, która stała w oczywistej sprzeczno­ ści z jego hasłami. Aufklarung było nowatorskie w dziedzinie życia społecz­ nego, artystycznego i kulturalnego, ale pod względem politycznym pozo­ stawało bezsilne. Jedyną możliwą formą krytyki Fryderyka była rosnąca niechęć do osób, które pierwsze przyniosły do Berlina idee oświeceniowe, czyli do Francuzów.

Na ogół kojarzy się antyfrancuskie nastroje i wzrost niemieckiego nacjo­ nalizmu z okresem wojen napoleońskich, ale niechęć do Francuzów pulso­ wała w Berlinie na długo przed 1806 rokiem. Była wytworem rosnącej pew­ ności siebie Prus; już w 1700 roku Leibniz powiedział: „Uznaliśmy Francję za ideał wszystkich cnót i nas samych w młodości [...]. [Prusacy] w rezul­ tacie nie rozumieli własnego kraju, a z drugiej strony podziwiali wszystko,

Stolica absolutyzmu

139

co pochodziło z Francji”. Collini, włoski sekretarz Woltera, zanotował, że zwycięstwa w wojnie siedmioletniej pozwoliły Prusakom poczuć swą prze­ wagę nie tylko nad Austrią, ale też nad Francją, przedstawianą czasem jako „próżny, bezmyślny naród o nadmiernie rozdętym ego”. Narastająca fala antyfrancuskich nastrojów znalazła odbicie w pracach Francke’a i Spenera, w eposie Klopstocka Mesjada (Der Messias), a następnie w dziełach Hamanna i Herdera. W Berlinie przybrała także formę wystąpień przeciwko Francuzom - poborcom podatkowym, urzędnikom i dworzanom, których dużą liczbę Fryderyk II sprowadził do miasta. Nie cenił on kultury nie­ mieckiej i systematycznie mianował francuskich uczonych i urzędników na wysokie stanowiska; nazwał Szekspira, propagowanego przez niemieckich pisarzy, „odrażającym” i „godnym tylko kanadyjskich dzikusów”, a kie­ dy przeczytał sztukę Gotz von Berlichingen Goethego, uznał ją za parodię najgorszych szekspirowskich wzorców116. W drugiej połowie XVIII wieku stłumione nastroje antyfrancuskie doprowadziły w Berlinie do otwartego potępienia idei utylitaryzmu głoszonej przez francuskich encyklopedystów.

Postawę tę opisała później Madame de Stael w swoim dziele Dc 1’Allemagne (O Niemczech). Jednak przede wszystkim to Lessing wzywał do wyrwania

się spod hegemonii kultury francuskiej. Lessing był coraz bardziej zirytowany faktem, że Fryderyk Wielki nie dostrzega narodzin niemieckiej literatury narodowej. Pokłócił się z Wolte­ rem i był wściekły, że król sprowadził na swój dwór Maupertuisa i La Mettriego, a jego samego i Mendelssohna nie dopuścił do akademii. Odmiennie niż Fryderyk podziwiał Szekspira, widząc w nim wzór dla teatru wolnego od wpływów francuskich i nazywając go nawet „ojcem literatury niemiec­ kiej”. Swój gniew i niecierpliwość kierował także przeciw berlińczykom, których uważał za uległych. Lessing jest często przedstawiany jako najważniejsza z postaci Oświe­ cenia w Berlinie; jego nazwisko pojawia się wszędzie, a jego pomnik stoi w Tiergarten koło Bramy Brandenburskiej. Zarówno on, jak i Mendelssohn oraz Nicolai są filarem mitu samozadowolenia Berlina jako „miasta tole­ rancji”. Jednak stosunek Lessinga do pruskiej stolicy był tak samo kry­ tyczny, jak stosunek berlińczyków do niego. Jego prace są pełne gniewu na krępujące go zasady i narzucone mu w Berlinie ograniczenia. Główna bohaterka jego sztuki Minna von Barnhelm jedzie do Berlina, by znaleźć ukochanego, ale zamiast miłego powitania spotykają od razu przesłucha­ nie przez „bardzo skrupulatną” policję. Domaga się ona wyjaśnień, skąd

140

Berlin. Metropolia Fausta

dokładnie dziewczyna pochodzi, co robi w stolicy; w tym samym czasie służąca Franciszka narzeka: „Gdzie można się wyspać w tym piekielnym wielkim mieście?” - skoro jest się niepokojonym „przez powozy, stróżów nocnych, bębny, koty, kaprali, którzy przez cały czas brzęczą, krzyczą, biją w werble, miauczą, klną”. Sztuka została zakazana w Berlinie, a to wraz z odrzuceniem podania Lessinga o pracę w charakterze bibliotekarza spo­ wodowało, że zniesmaczony pisarz opuścił miasto na zawsze. W latach 1767-1768 mieszkał w Hamburgu i został bibliotekarzem księcia Brunsz-

wiku w Wolfenbuttel. Napisał: Jak można dobrze się czuć w Berlinie? Wszystko tam sprawia, że zbiera się na wymioty. Nie mówcie mi o wolności myśli i publikacji w Berli­ nie. Składa się na nią jedynie swoboda publikowania dowolnej ilości idiotycznych ataków na religię - z takiej wolności każdemu uczciwemu człowiekowi wstyd skorzystać. Ale niechby ktoś spróbował pisać o in­

nych rzeczach w Berlinie [...], niechby spróbował mówić o wyjątkowej hołocie na dworze, wystąpił o prawa dla poddanych, wypowiedział się ostro przeciwko despotyzmowi, jak to się dzieje we Francji i Danii, a zo­ baczylibyście, który kraj aż po dziś dzień najbardziej zniewala ludzi w Europie117. Nie zadał sobie trudu, by jeszcze kiedykolwiek przyjechać do Berlina, i zmarł w Brunszwiku w 1781 roku. Nie tylko Lessing czuł się przytło­ czony miejscem, w którym - według słów Woltera - było „zdumiewająco dużo bagnetów i bardzo mało książek”. Wolter ostatecznie opuścił Prusy w 1753 roku. Goethe był w Berlinie tylko raz w życiu, w maju 1778 roku. Spotkał się z Danielem Chodowieckim, kolekcjonerem sztuki Johannem Christophem Frischem i muzykiem Johannem Andre, ale nie miał kontaktu z Nicolaiem ani Mendelssohnem i wyjechał raczej rozczarowany. W 1767 ro­ ku Carl Philipp Emanuel Bach poczuł się zmęczony życiem w tym rezydencjalnym mieście i pojechał w ślad za Telemannem do Hamburga.

Niezależnie od zachodzących zmian Berlin nadal był zdominowany przez Hohenzollernów i wojsko. Zupełnie inaczej było we Francji. W latach siedemdziesiątych XVIII wieku kawiarnie i salony Europy żyły mało praw­ dopodobną rozmową między delfinem a nadwornym lekarzem Franęois de Quesnay. Delfin wypytywał lekarza, co by zrobił, gdyby był królem. „Nic” odpowiedział Quesnay. „Kto więc by rządził?” - spytał zaniepokojony

Stolica absolutyzmu

141

delfin. Quesnay odparł: „Prawo”. Anegdota bawiła Francuzów, ale berlińczyków wprawiała w zakłopotanie. Podczas gdy francuscy myśliciele od Rousseau po d’Alemberta twierdzili uparcie, że Oświecenie i despotyzm wykluczają się nawzajem, berlińczycy bronili absolutyzmu; nawet wielki Immanuel Kant XVIII wiek określił „wiekiem Oświecenia lub stuleciem Fryderyka”118. Niekwestionowany szacunek, jaki budził Fryderyk, posza­ nowanie obowiązków i posłuszeństwo uderzały i zdumiewały wielu przy­ jezdnych; nawet Nicolai był zdziwiony, gdy w 1759 roku przekonał się, że oficjalny cenzor prac filozoficznych nie ma nic do roboty, bo nikt nie pisze krytycznie o władcy. Berlin nadal „śmierdział prochem”. Sławny włoski dramatopisarz Vittorio Alfieri przyjechał w 1770 roku do Prus i uznał je za „okropną bezkresną wartownię”, a Berlin za „olbrzymie wstrętne ko­ szary”. W 1779 roku Jerzy Adam Forster, znany głównie z relacji ze swych podróży z kapitanem Cookiem, spędził pięć tygodni w Berlinie i opisał go jako z zewnątrz piękny, ale „w gruncie rzeczy wewnątrz o wiele bardziej ponury, niż się spodziewał”; nowe budowle i ulice robiły na nim wrażenie, jednak jego zdaniem mieszkańcy byli grubiańscy, aroganccy i kiepsko wy­

kształceni119. Nic dziwnego, że przy tak skromnej obronie jego idei Oświecenie w Ber­ linie wkrótce straciło swój blask. Podzwonne rozległo się, gdy tron po Fryderyku Wielkim objął w 1786 roku Fryderyk Wilhelm II, przeciwnik Oświecenia, którego niebawem przerażą skutki rewolucji francuskiej. Po 1789 roku wielu berlińczyków zwróciło sie przeciwko własnym oświecenio­ wym myślicielom, a część towarzystw i klubów dyskusyjnych sama się roz­ wiązała, nie chcąc być kojarzona z szerzeniem jakobinizmu. Ci, którzy nadal mieli wolnomyślicielskie przekonania, zaczęli być określani jako „nicolaiści” i traktowani z głębokim lekceważeniem. Wszystkie kręgi społeczne objęła autocenzura. Immanuel Kant zaprzestał pisania na tematy religijne po tym, gdy w 1794 roku jego prace uznano za uwłaczające chrześcijaństwu. Zano­ tował w swych pismach: „Wycofać lub odrzucić czyjeś przekonania to pod­ stawa, ale milczenie w tego typu sprawie jest obowiązkiem poddanego”120. W okresie od śmierci Fryderyka Wielkiego do 1806 roku berlińskie salo­ ny Dorothei Veit, Henrietty Herz i Rahel Levin (późniejszej pani Varnhagen von Ense) przeżywały krótkotrwały rozkwit, przyciągając do siebie takie osoby jak Fichte, bracia Humboldtowie, Varnhagen i Schlegel. Skończy­ ło się to wraz z wojnami napoleońskimi, gdy „przyjaźń między zwykłymi ludźmi a przedstawicielami szlachty, a także manifestowanie żydowskiej

142

Berlin. Metropolia Fausta

zamożności i kultury zaczęły wywoływać głębokie kontrowersje”121. Rahel Varnhagen niebawem będzie ubolewać: „Gdzie te nasze dni, gdy wszyscy byliśmy razem! Poszły na dno w 1806 roku. Zatonęły jak statek z najpięk­ niejszymi stronami naszego życia, najmilszymi przyjemnościami!”122. Może najbardziej przejmującym symbolem smutnego upadku myśli oświeceniowej była ucieczka wielbicieli z kręgu skupionego wokół tak czczonego niegdyś Friedricha Nicolaia. Nicolai do końca nie zrezygnował ze swych przekonań. Nadejście romantyzmu go rozzłościło, a Cierpienia młodego Wertera Goethego tak go zaszokowały, że napisał kiepską satyrę Freuden des jungen Werthers (Radości młodego Wertera). Nie lubił Kanta i wykpiwał Herderowski kult pieśni ludowych i jego zainteresowanie nie­ miecką tożsamością narodową. Jednak jego czas minął. Goethe i Schiller zaatakowali go w wierszowanej satyrze Ksenie; Goethe wzorował na nim groteskową postać Proktofantazmisty w części pierwszej Fausta. Do chwili śmierci w 1811 roku Nicolai był pośmiewiskiem nowej intelektualnej elity Berlina. Oświecenie przyniosło miastu krótki okres tolerancji, ale najbar­ dziej istotne zasady oświeceniowe zostały podważone w czasach rewolucji francuskiej. „Wiek światła” pozostawił po sobie dziedzictwo, jednak nie takie, jakie wyobrażali sobie Mendelssohn, Lessing i Nicolai. Podkopując tradycyjną wiarę religijną i naruszając dotychczasowe sposoby życia spo­ łecznego, wytworzył swego rodzaju pustkę. Oświeceniowi myśliciele mieli nadzieję, że zostanie ona wypełniona dzięki ideom tolerancji, racjonalizmu i powszechnego braterstwa, ale tak się nie stało. Ludzie zwrócili się ku nacjonalizmowi - nie w rozumieniu kultury narodowej, jak głosili Lessing, Klopstock i Herder, lecz ku politycznemu nacjonalizmowi, który zapłonął wraz z jednym z najistotniejszych wydarzeń w historii Berlina: przybyciem Napoleona.

Rozdział Trzeci

Rodzący się olbrzym Niech żyje wolność! Niech żyje wino! Faust, cz. I

W

łaśnie teraz, właśnie tutaj - mówił Goethe do swoich przyjaciół

z niedługo po wybuchu rewolucji francuskiej - rozpoczyna się nowa epoka w historii świata, a wy będziecie mogli powiedzieć, że byliście świad­

kami tych wydarzeń”1. Podczas swojego długiego, osiemdziesięciodwuletniego życia genialny poeta na własnej skórze doświadczył dramatycznych

zmian, które zatrzęsły Europą i Berlinem - od wojen napoleońskich i re­ wolucji przemysłowej po narodziny ruchu, do którego powstania sam tak bardzo się przyczynił: romantyzmu. To był czas niepewności i niepokoju, a dla wielu Niemców także upokorzenia. Pod koniec swojego życia Goethe mówił smutno: „Dziękuję Bogu, że nie przyszło mi przeżywać młodości w świecie tak surowym i nieuporządkowanym”. Jak na epokę o tak niezwykłym znaczeniu rozpoczęła się ona dosyć spokojnie. W ostatnich latach życia Fryderyk Wielki stał się odludkiem. Dopełniał swojego żywota w rezydencji w Sanssouci, za towarzystwo ma­ jąc jedynie wierne psy. Życie zupełnie go znużyło. Berlińczycy odetchnęli z ulgą na wieść o jego śmierci w 1786 roku. Epoka Oświecenia dobiegała końca, natomiast pisarze z nowego nurtu Sturm und Drang (okresu „burzy i naporu”) wprowadzali kulturę na nowe tory. W 1789 roku informacja o niespodziewanym wstrząsie niczym błyskawica obiegła całą Europę.

144

Berlin. Metropolia Fausta

Rewolucja francuska wpłynęła na każdy aspekt europejskiego życia, od

polityki po ekonomię, od literatury po filozofię. Popchnęła Europę w ra­ miona współczesności. Kiedy pierwsze informacje z Paryża dotarły do Nie­ miec, rewolucję okrzyknięto początkiem nowej, lepszej ery. Wysławiał ją Kant, Hólderlin nazwał ją „umiłowanym cudem”, młody Hegel „wspania­ łym wschodem słońca”. Był on tak poruszony, że razem ze swoim przy­ jacielem Schellingiem zasadził na rynku w Tybindze „drzewo wolności”. Klopstock i Schiller zdobyli honorowe obywatelstwo francuskie, a Herder,

Fichte i Beethoven pisali o nowej erze wolności i miłości braterskiej. Wordsworthowi udało się uchwycić ten euforyczny stan w niezapomnianych wersach: „W czasie tego brzasku samo życie było rozkoszą, a młodość niebem”2. Szybko pożegnano się jednak z marzeniami. Wiadomości o wrześnio­ wych masakrach3 zmieniły dotychczasowych zwolenników rewolucji w jej zagorzałych przeciwników. Iffland i Gneisenau szydzili z terroru, von Gentz opublikował krytyczny tekst Burke’a na temat rewolucji, Kotzebue napisał burleskę wyśmiewającą Paryż, Klopstock narzekał, że „nasz złoty sen roztrzaskał się na kawałki”. Ósmego lutego 1793 roku, po egzekucji Ludwika XVI, Schiller napisał o francuskich rewolucjonistach: „Ci ohydni

rzeźnicy przyprawiają mnie o mdłości”, a w sześć miesięcy później mówił, że rewolucja wpędziła nie tylko tych nieszczęśników, ale razem z nimi całą Europę z powrotem w epokę barbarzyństwa i niewolnictwa 4. Tęsknota za Freiheit, Gleichheit i Briiderlichkcit zakończyła się wraz z głuchym uderze­ niem gilotyny. W Niemczech głębokie niezadowolenie zamieniło się w przerażenie, kie­ dy tylko stało się jasne, że przemoc nie zatrzyma się na granicy francuskiej. Nad Renem wyczuwano zbliżającą się wojnę. Żyrondyści, aby powstrzymać jakobinów i rojalistów od przejęcia władzy, liczyli na zagraniczną dywersję. Zaczęli masowo rozdawać ulotki i plakaty przypominające, że „Ren należy się Francji” oraz że „misją” Francji jest rozpowszechnienie idei rewolucji wśród wszystkich „tęskniących za wolnością”. Niemcy niechętnie jednak spoglądali na tę „wolność”, która niosła ze sobą krwawe żniwo.

W kwietniu 1792 roku Francja wypowiedziała wojnę Austrii, a co za tym szło, także jej sojusznikowi - Prusom. Tak zaczęły się „wojny wyzwo­ leńcze”. Zdezorganizowani Niemcy nie stanowili godnego przeciwnika, dlatego też zwycięstwo we wrześniowej potyczce pod Valmy przypadło gorliwym Francuzom. Do 1794 roku wszystkie niemieckie terytoria na

Rodzący

się

olbrzym

145

zachód od Renu znalazły się w rękach okupanta. We Włoszech armia au­ striacka samotnie przeciwstawiała się nowemu dowódcy wojsk wewnętrz­ nych, Korsykaninowi imieniem Napoleon Bonaparte, który mimo młodego wieku zdążył już oczarować świat swoim militarnym geniuszem. Dziewią­ tego listopada 1799 roku Napoleon wrócił do Paryża i został pierwszym konsulem. W 1804 roku koronował się na cesarza. Miał wówczas trzydzie­ ści pięć lat. Napoleon tak naprawdę z krajów niemieckich pragnął uczynić coś w ro­ dzaju kolejnych francuskich kolonii. W 1805 roku wznowił kampanię na wschodzie i do 1806 roku zlikwidował Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu

Niemieckiego, zmuszając cesarza Franciszka II do złożenia cesarskiej koro­ ny. Niemcy przestały istnieć jako jednolity podmiot polityczny. Napoleon przeorganizował niemiecką Rzeszę w zupełnie nowy byt - Związek Reński. Do tego momentu Prusy pozostawały w wojnie europejskiej stroną neu­ tralną. W swoich Annałach Goethe pisał: „Europa przybrała inną postać, na lądzie i morzu ginęły miasta i floty, ale środkowe i północne Niemcy cie­ szyły się jeszcze niejakim gorączkowym pokojem, podczas którego korzy­ staliśmy z problematycznego bezpieczeństwa”5. Ten „gorączkowy pokój”, który tak bardzo wpływał na rozwój kulturalny Weimaru i Berlina, miał się jednak ku końcowi. Napięcie między Paryżem a Berlinem rosło. W 1805 roku Napoleon próbował użyć okupowanego przez Prusy Hanoweru jako karty przetargowej w negocjacjach z Brytyjczykami. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej w 1806 roku, kiedy to norymberski księgarz Johann Palm został stracony za rozpowszechnianie anonimowej broszury krytyku­ jącej Francję. Proces wzbudził sensację i gniew na ziemiach niemieckich. Pierwszego października 1806 roku pogwałcenie ustaleń pokoju w Schónbrunnie sprowokowało Fryderyka Wilhelma III do podjęcia katastrofalnej w skutkach decyzji o wypowiedzeniu wojny. Prusy miały samotnie stawić czoło potężnej armii francuskiej. To nie mogło zakończyć się sukcesem. Przegrana Prus w 1806 roku nie była więc zaskoczeniem. Po śmierci Fryderyka Wielkiego Prusy znalazły się w rękach jego bratanka Fryderyka Wilhelma II, który nie był ani dość inteligentny, ani wystarczająco zde­ terminowany, aby utrzymać niefunkcjonalny system w działaniu. Ignoro­ wał armię i biurokrację, wiodąc pełne splendoru życie dworskie. To on

zaprosił samego Mozarta do dyrygowania podczas przedstawienia Wesela Figara w Berlinie. Otoczenie Fryderyka było znane z kurtyzan, wszech­

obecnej korupcji i ulegania wpływom dziwnego kultu zwanego zakonem

146

Berlin. Metropolia Fausta

różokrzyżowców. Członkowie tej sekty organizowali na dworze seanse, których uczestnicy łączyli się z duchami zmarłych czy też pierwiastkami przyrody oraz odprawiali niemoralne rytuały, mające rzekomo przedłużać ludzkie życie6. Kiedy obowiązujący system zaczął ostatecznie chylić się ku upadkowi, król zdobył się jedynie na wzmocnienie kontroli i cenzury reli­ gijnej. Zamiast się unowocześnić, Berlin zmienił się w szalony, dekadencki osiemnastowieczny dwór. Fryderyk Wilhelm II zmarł w 1797 roku, ale jego następca Fryderyk Wilhelm III nie poprawił sytuacji kraju. Był może mniej ostentacyjny w swoim zachowaniu i rozpustny niż jego poprzednik, brako­ wało mu jednak charakteru. Uniemożliwiało mu to w zasadzie podejmowa­ nie jakichkolwiek decyzji. Polityka zwlekania i wahania się nie przynosiła skutku, Prusom potrzeba było silnej ręki. Mówi się, że to nie Fryderyk, lecz jego małżonka - piękna Luiza Pruska - została prawdziwą berlińską bohaterką, przeciwstawiając się Francuzom i Napoleonowi7. W momencie, kiedy armia francuska najeżdżała na Prusy, Berlin miał za sobą trzydzieści lat dogorywania pod niekompetentnymi rządami. Napoleonowi wystarczył tydzień - od 10 do 17 października - aby roz­ nieść w proch groźnego niegdyś przeciwnika. Pruskie dywizje rozbito jedną po drugiej, a twierdze od Erfurtu po Halle, od Spandau po Szczecin i Mag­ deburg kolejno się poddawały. Jedynie Kolberg (Kołobrzeg) na Pomorzu pozostał niezdobyty do 1807 roku. Ostatnie bitwy tej kampanii stoczono 14 października 1806 roku pod Auerstadt i na południe od Jeny. Klęska była absolutna. Wprowadzone w ostatniej chwili zmiany taktyczne spowo­ dowały niemałe zamieszanie i pozostawiły wojska bez linii zaopatrzenia i możliwości komunikacji. Atak Francuzów w ciągu ledwie kilku godzin zmusił wojska pruskie do panicznego odwrotu. Młodym mężczyzną, który słyszał odgłosy bitwy przez okno swojego pokoju w Jenie, był Georg Fried­ rich Hegel, w pośpiechu skrobiący ostatnie słowa Fenomenologii ducha, aby móc ukryć dzieło przed zbliżającymi się wojskami okupanta. Po armii pru­ skiej, która za panowania Fryderyka Wielkiego nie miała sobie równych, nie pozostał ślad. Wieści o katastrofie pod Jeną dotarły do Berlina następnego dnia. Było oczywiste, że dalsza obrona miasta będzie niemożliwa. Spanikowani ofi­ cjele rozpoczęli gorączkowe ładowanie na wozy wszystkiego, co tylko dało się uratować - od broni po dokumenty państwowe. Króla wraz z królo­ wą przetransportowano do Królewca. Ci zaś, którzy mieli odpowiednie środki, uciekali na wschód. Gubernator miasta generał Friedrich von der

Rodzący się olbrzym

147

Schulenburg-Kehnert, przygotowując się do wyjazdu, opublikował ob­ wieszczenie skierowane do berlińczyków: „Król przegrał bitwę. Spokój jest teraz pierwszym obowiązkiem obywatelskim. Wzywam do tego wszystkich mieszkańców Berlina. Król i jego bracia żyjąl”. Berlińczyków zostawiono samych sobie. Henrietta Herz, która zdecydowała się pozostać w swoim berlińskim mieszkaniu, pisała: „Cóż za lakoniczność! Chociaż część z tego wydaje się zbyteczna. Któż w Berlinie myślałby o niezachowaniu spokoju? Na twarzach czytających to obwieszczenie nie malował się strach; cięż­ ko powiedzieć, żeby wzbudzało ono jakiekolwiek emocje. Może jedna czy dwie osoby odeszły, kręcąc głową, dziwiąc się, że to wszystko wydarzyło

się tak szybko”8. Napoleon wkroczył do Berlina 27 października 1806 roku, a jego uro­ czysty orszak przemaszerował pod dopiero co ukończoną Bramą Branden­ burską i skierował się na Unter den Linden, gdzie obserwowały go tłumy zaciekawionych berlińczyków. Rzeźbiarz Johann Gottfried Schadow, autor nowej kwadrygi na szczycie Bramy Brandenburskiej, naszkicował tego dnia portret zwycięzcy, mężczyzny z kilkudniowym zarostem, gniewnie patrzą­ cego na wszystkich zebranych. Tego wieczoru wojska francuskie świętowa­ ły, włamując się do kościołów, napadając na sklepy zjedzeniem i plądrując piwnice z zapasów wina9. Napoleon aresztował księcia Franza Ludwiga von Hatzfeldt zu Trachenberg, który pełnił obowiązki gubernatora. Rozkazał członkom rady zgromadzić w jednym miejscu trzy tysiące prominentnych mieszkańców Berlina. Sześćdziesięciu z zebranych wybrano na członków nowej rady miasta, a do zarządu weszło siedmiu. Napoleon uspokoił ber­ lińczyków, obiecując im rychłe reformy: wprowadzenie Kodeksu Napole­ ona i nowoczesnej konstytucji. Jednak gdy tylko wysechł atrament, którym w lipcu 1807 roku spisywano pokój tylżycki, stało się jasne, że dla Napole­ ona Berlin nie był niczym więcej niż tylko podbitą stolicą, z której można wycisnąć duże odszkodowania wojenne. Pokój w Tylży był ostatecznym upokorzeniem Prus. Pomimo okupa­ cji Berlina Prusy pozostały formalnie w sojuszu z Rosją i w stanie wojny z Francją. Jednak kiedy 14 czerwca 1807 roku Napoleon rozgromił cara w bitwie pod Frydlandem, Rosja wystąpiła o zawarcie rozejmu. Dziewiąte­ go lipca car Aleksander spotkał się z Napoleonem na luksusowej tratwie za­ cumowanej na Niemnie. Fryderyk Wilhelm zmuszony był czekać na brzegu, podczas gdy dwaj władcy przypieczętowywali losy Europy, podpisując trak­ tat mający rozbić Prusy i pozbawić je wszystkich terytoriów na zachód od

148

Berlin. Metropolia Fausta

Łaby. Z pruskich ziem na terenie Polski utworzono Księstwo Warszawskie, którego suwerennym władcą został król Saksonii. W momencie śmierci Fryderyka Wielkiego populację Prus szacowano mniej więcej na 6 milio­ nów ludzi, teraz liczyła ona 4 miliony 938 tysięcy. Z dawnych granic pozo­ stały tylko cztery prowincje, wszystkie pod kontrolą wojsk napoleońskich. Tereny te były podupadłe i mocno osłabione wojną. Liczebność pruskiej armii została zmniejszona do 42 tysięcy żołnierzy, z czego 16 tysięcy miało pozostawać do ciągłej dyspozycji Napoleona. Co więcej, Prusom nakazano zapłacić odszkodowanie w wysokości ponad 100 milionów franków, a tak­ że pokryć koszty utrzymania wielkiej armii okupanta (ponad 150 tysięcy żołnierzy), które wyniosły zawrotne 216 milionów franków10. Napoleon wiedział, że Prusom nie uda zgromadzić się takich pieniędzy w odpowied­ nio krótkim czasie. Opieszałość w spłacaniu długu wykorzystał więc jako pretekst do przedłużenia okupacji. W międzyczasie Francuzi rozgrabiali Berlin z jego bogactw i skarbów. W oficjalnym spisie splądrowanego mie­ nia znajduje się 116 obrazów, 96 popiersi i rzeźb, 183 brązowe odlewy, 538 klejnotów, 7262 medale i monety, manuskrypty, bursztyny i dopiero co umieszczona na szczycie Bramy Brandenburskiej nowa kwadryga. Nie były to imponujące zdobycze w porównaniu z czterema tysiącami wozów pełnych łupów zagrabionych w Rzymie, które później stanowiły podstawę kolekcji Musee Napoleon - Luwru. Utrata tych skarbów mocno rozdrażniła jednak berlińczyków. Na porządku dziennym było nieoficjalne szabrownictwo. Mieszkańcy miasta musieli patrzeć, jak francuscy oficerowie gro­ madzą dobra w wielkie sterty, a następnie ładują na łodzie i wysyłają do Paryża11. Berlińczykom nie podobał się również pomysł zakwaterowania hałaśliwych żołnierzy w ich domach ani stworzenia koszar francuskich na wzór Camp Napoleonburg w Charlottenburgu, gdzie mieszkało dwadzieścia pięć tysięcy ludzi. Wytwórcy i kupcy ucierpieli wskutek obniżenia obrotów i spowolnienia handlu, spowodowanych wprowadzeniem napoleońskiego „systemu kontynentalnego”. Nawet kiedy Napoleon zamienił totalną blo­ kadę na zakaz importu na poziomie od czterdziestu do pięćdziesięciu pro­ cent, niedostatek i wzrost cen dawały się we znaki. Berlińczycy nie mogli uwierzyć, że ich wspaniała stolica upadła tak nisko w tak krótkim czasie. Sam Napoleon był zaskoczony łatwością, z jaką przyszło mu zwycię­ stwo nad Prusami. Kiedy odwiedzał grób Fryderyka Wielkiego, rzekł do swoich oficerów: „Kapelusze z głów, panowie! Gdyby wciąż żył, nie było­ by nas tutaj”12. Podobnie wyraziła się królowa pruska Luiza, która jednak

Rodzący

się

olbrzym

149

żałowała, że „Po Fryderyku Wielkim Prusy osiadły na laurach”. Problem wynikał częściowo właśnie z odniesionego przez niego sukcesu. Całkowita kontrola nad armią i administracją, którą Fryderyk wprowadził, sprawiła­ by, że oświeceniowy absolutyzm przetrwałby jeszcze długo po jego śmierci. Jego następcy zignorowali jednak jego sposób rządzenia. Dla wewnętrznie podzielonego państwa, utrzymywanego w całości jedynie przez armię, de­ cyzja o pozostawieniu go bez odpowiedniej opieki była w zasadzie samo­ bójstwem. Okupacja Berlina przez Napoleona przyniosła jedną niespodziewaną ko­ rzyść. Wprowadziła bowiem państwo w okres reform, który zapoczątkował znaczące zmiany w armii oraz systemie edukacyjnym i administracyjnym Prus. Przyczyna tych zmian była bardzo prosta. Pod rządami absoluty­ zmu monarchia nie miała potrzeby się modernizować. Gwałtowny atak Napoleona ujawnił luki w dotychczasowym systemie. Nawet reakcyjny król zrozumiał, że jeśli natychmiast nie wprowadzi zmian, Prusy nigdy nie od­ zyskają statusu europejskiej potęgi. Nie rozpoczął jednak reform dlatego, że uznał ich słuszność - zrobił to, gdyż nie miał innego wyjścia. Prusy nie mogły przetrwać ani dnia dłużej jako monarchia absolutna. Pozostały dwa wyjścia - reforma albo zguba. Stolicę Prus kontrolowały wojska francuskie i chociaż król przebywał w Królewcu, rząd w Berlinie wydawał się mieć profrancuskie nastawie­ nie - bynajmniej nie dlatego, że każdy sprzeciw wobec Napoleona groził natychmiastowym odwetem. W zamian za lojalność królowi pozostawiono pewną autonomię w sprawowaniu rządów i możliwość powoływania nie­ których ministrów. Urzędnikom tym udzielono niesłychanej władzy jak na to, że byli potajemnymi zwolennikami Francji. Fryderyk Wilhelm uważał, że Prusy powinny „stworzyć duchową siłę, aby wypełnić pustkę po tym, co straciły”. Reformatorzy chcieli modernizacji armii, poprawy jakości syste­

mu edukacyjnego, a co najważniejsze - utworzenia rządu konstytucyjnego. W normalnych okolicznościach król uznałby te propozycje za radykalne i niebezpieczne. W obecnej sytuacji były one dla niego jedyną nadzieją na utrzymanie się u władzy. Berlin pozostaje swego rodzaju pomnikiem na cześć reformatorów, któ­ rzy pragnęli zmodernizować Prusy pod bacznym okiem Francji. Rzeźby, płyty pamiątkowe, ulice i place noszące imiona ludzi, których nazywano zarówno niemieckimi nacjonalistami, jak i „ojcami niemieckiej demokra­ cji”. Na terenie Uniwersytetu Humboldtów stoją pomniki braci Alexandra

ISO

Berlin. Metropolia Fausta

i Wilhelma13. Posągi barona Heinricha vom und zum Steina i Augusta von Gneisenaua zdobią Unterden Linden. Hardenbergstrasse, Hardenbergplatz, Gneisenaustrasse i Niebuhrstrasse krzyżują się na zachodzie. Jak na iro­ nię, większość z tych „wielkich berlińczyków” pochodziła z innych stron kraju. Scharnhorst i Hardenberg byli hanowerczykami, Niebuhr kształcił się w Holsztynie, Stein urodził się w Nassau, a studiował na uniwersytecie w Getyndze, Blticher i królowa Luiza Pruska pochodzili z Meklemburgii. Je­ dynie bracia Humboldtowie, Schleiermacher i von Schón urodzili się w Pru­ sach. Wielu z nich przyjechało do Berlina pełnić jakiś państwowy urząd i było w szoku, widząc swoje nowe miasto opanowane przez wrogie siły. Wszyscy reformatorzy mieli antyfrancuskie nastawienie. Stein początkowo przyjął neutralną postawę, kiedy jednak Napoleon nie przestawał żądać coraz większych sum pieniędzy od ogołoconych ze wszystkiego Prus, zdał sobie sprawę, że jedynym rozwiązaniem będzie wytoczyć wojnę Francji i wzniecić powstanie ludowe14. Jak mówił Gneisenau: „Jako patriota wzdy­ cham [ze smutku]. W czasach pokoju zaniedbaliśmy zbyt wiele spraw, zaj­ mowaliśmy się błahostkami, a lekceważyliśmy wojnę, która jest kwestią najwyższej wagi”15. Heinrich von Billów napisał w 1806 roku, że dowódcy pozwalają swoim żołnierzom „bezczynnie trwać w służbie garnizonowej, gdzie marnieją i zmieniają się w bezdusznych maruderów, nazywanych przez młodych Niemców filistrami [...]. Prusy straciły swoją niepodległość, bo nie potrafiły wykorzystać dwustu tysięcy swoich ludzi”16. Hardenberg ostrzegał króla: „Bezzwłoczne poczynienie radykalnych kroków mających na celu uzdrowienie naszej administracji jest absolutnie niezbędne”17. Naj­ bardziej wpływowym spośród reformatorów był Stein, mianowany na szefa rządu po pokoju w Tylży w 1807 roku. Pozostawał u władzy jedynie rok, jednak jego wpływ na rząd i administrację Berlina okazał się nadzwyczajny. Baron vom und zum Stein pochodził ze starej rodziny z Nadrenii-Palatynatu. Przeprowadził się do Berlina, aby objąć stanowisko w pruskim Generalnym Dyrektorium w lipcu 1804 roku. Był niezależnym człowie­ kiem o ognistym temperamencie i wielkiej determinacji, które nierzadko przysparzały mu kłopotów w kontaktach ze współpracownikami. Po bitwie pod Jeną Stein i jego przyjaciel Hardenberg przekonali króla do zmiany systemu rządzenia. Chodziło o zastąpienie tajnego gabinetu królewskiego rządem złożonym z pięciu ministrów. Dotychczasowy Kabinett składał się

z wpływowej, ale nieodpowiedzialnej grupy dworzan, która odegrała nie­ małą rolę w doprowadzeniu Prus do stanu zupełnej ruiny. Jego członkami

Rodzący

się

olbrzym

151

były takie postacie jak Lombard, Beyme, von Kóckritz czy kompletnie nieskuteczny i zwyczajnie głupi minister spraw zagranicznych Haugwitz. Lombard okazał się do tego zdrajcą - przekazywał informacje Napoleono­ wi, równocześnie udzielając „rad” królowi. W 1807 roku królowi przedsta­ wiono Steina, nazywając go „jedynym człowiekiem”, który może uratować Prusy. W swoich wspomnieniach Stein przywołuje moment, kiedy spoglą­ dał na pokonaną stolicę. Widok ten wzbudził w nim potrzebę stworzenia w narodzie „patriotycznego, moralnego, religijnego, porywającego ducha, zainspirowania go na nowo odwagą, pewnością, gotowością do poświę­ ceń w walce o niepodległość i honor narodowy oraz wykorzystania pierw­ szej nadarzającej się okazji do rozpoczęcia krwawej i niebezpiecznej walki o wszystkie te wartości”18. Stein zaczął od przejęcia Zivilverwaltung (Administracji Cywilnej), w której zasiadali tacy ludzie jak von Schón, Niebuhr czy Stagemann. Podobnie jak Stein, pozostawali pod wielkim wpływem Adama Smitha, mieli nadzieję na uwolnienie Prus od postępujących podziałów klasowych i ustanowienie reprezentatywnych instytucji, które miały zająć miejsce po­ przednich19. Pierwszym osiągnięciem Steina było doprowadzenie do podpi­ sania edyktu królewskiego, który zwalniał chłopów z poddaństwa z dniem 9 października 1807 roku. Dokument ten unieważniał przestarzałe przepi­ sy dotyczące majątków i gospodarstw oraz zezwalał wszystkim obywate­ lom parać się dowolnym zajęciem czy prowadzić przedsiębiorstwo nieza­ leżnie od statusu społecznego. Zniesiono niewolę, arystokratom pozwolono zajmować się handlem przy jednoczesnym ograniczeniu restrykcji narzuca­ nych przez cechy. Rządowe reformy Steina były równie gwałtowne. Edykt dotyczący instytucji lokalnych zlikwidował wszystkie dotychczasowe or­ gany administracyjne, przeorganizował władze lokalne i scentralizował władzę państwową, aby umożliwić spójnemu scentralizowanemu rządowi efektywną redystrybucję zasobów. Pieczę nad nową Radą Państwa mieli sprawować prezydent, ministrowie królewscy, książęta i wybrani spośród radnych. Mniejszy organ, Rada Ministrów, miał zajmować się codziennymi sprawami rządowymi. Do tego celu utworzono pięć ministerstw: spraw zagranicznych, wojny, finansów, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych.

Pierwsze spotkanie odbyło się w berlińskim ratuszu 6 lipca 1809 roku. Rada funkcjonowała aż do 1918 roku, a jej utworzenie rozpoczęło okres kontroli Berlina najpierw nad pruskimi, a później ogólnoniemieckimi sprawami rządowymi. Po raz pierwszy ministrowie pozostawali wolni od

152

Berlin. Metropolia Fausta

bezpośredniej kontroli króla i jego dworu. Berlinowi jako miastu przyzna­ no specjalny status, wpływ króla na władze miasta był niewielki - człon­ ków rady, burmistrza (Burgcrmcistr) i nadburmistrza (Oberbiirgermeistr) wybierano w wyborach. Burmistrzowie musieli jednak uzyskać oficjalną aprobatę króla. Policja i sądownictwo nadal podlegały pod jurysdykcję pań­ stwową, ale berlińczycy mieli wreszcie kontrolę nad wieloma sprawami od budowania dróg po mieszkania. Okazało się to kluczowe w regulowaniu rozwoju podczas nadchodzącej ery zawrotnej industrializacji i przyczyniło się do uczynienia z administracji berlińskiej przedmiotu zazdrości w całej Europie. Podczas gdy Stein reformował służbę cywilną, Wilhelm von Humboldt wziął na siebie zadanie reformy systemu oświaty. Urodzony w 1767 roku, jako błyskotliwy i hojny człowiek od dawna był szanowaną personą na salo­ nach Henrietty Herz, Dorothei Veit czy Carla La Roche’a. Od najmłodszych lat był znakomicie obeznany zarówno z klasyczną edukacją, jak i koncepcją Bildung. Według niego edukacja nie powinna być jedynie okazją do naby­ cia zestawu kompetencji, ale ma też dawać szansę szlifowania swojego Humanitat - humanizmu ducha. Był merytokratą i wierzył w edukację dla wszystkich, niezależnie od statusu społecznego. Jego reformy będą miały niemały wpływ na powstanie burżuazji w Berlinie XIX wieku. W 1808 roku został powołany na stanowisko dyrektora wyznań i oświaty w nowo po­ wstałym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i nadał nowy kształt pruskie­ mu systemowi edukacji. Odrzucił szkoły oparte na systemie stanowym, ta­ kie jak akademie rycerskie. Uczynił edukację obowiązkową dla wszystkich, poprawił szkolnictwo podstawowe i wprowadził do systemu nowy rodzaj szkoły drugiego stopnia, który nazwał Gymnasium. Jego największym osiąg­ nięciem było jednak otwarcie nowego uniwersytetu. Powstanie uniwersytetu w Berlinie wiąże się bezpośrednio z wojnami napoleońskimi. Pokój w lylży wymusił na Prusach zrzeczenie się uniwer­ sytetów w Duisburgu, Erlangen, a co najważniejsze - także w Halle. Żaden z uniwersytetów pozostałych w granicach państwa, ani w Królewcu, ani we Frankfurcie nad Odrą, nie spełniał wymogów głównego ośrodka na­ ukowego Prus. Król wydał zgodę na utworzenie uniwersytetu w Berlinie i 16 sierpnia 1809 roku przyznał nowej uczelni coroczną dotację finansową w wysokości stu pięćdziesięciu tysięcy talarów oraz przekazał do jej dyspo­ zycji piękny pałac księcia Henryka przy Unter den Linden. Bracia Humbold­ towie podróżowali po całym kraju, rekrutując przyszłych pracowników

Rodzący

się

olbrzym

153

nowych wydziałów. Lista znakomitych osobistości, które udało im się pozyskać, była doprawdy imponująca. Pierwszym rektorem został słynny profesor prawoznawstwa Theodor Schmalz, zaś pierwszym wybranym rektorem - filozof Johann Gottlieb Fichte. Uniwersytet mógł wkrótce po­ chwalić się takimi nazwiskami jak Schleiermacher i de Wette w katedrze teologii, Friedlander, Hufeland, Reil i Holrausch na wydziale medycyny, Wolf, Buttmann, Riihs i Niebuhr w dziedzinie historii, Tralles na wydziale matematyki (Gauss odrzucił ofertę), Savigny na wydziale prawa, Oltmanns w dziedzinie astronomii i wielu innymi prominentnymi uczonymi20. Uni­ wersytet otworzył swoje podwoje 15 października 1810 roku, a pierwszą wydaną publikacją była Romische Gcschichte Niebuhra. Placówka szybko stała się centralnym punktem na kulturalnej mapie miasta i magnesem przyciągającym wybitnych intelektualistów kraju. Wielu z nich - od braci Grimm po Schellinga, od Hegla po Rankego - pozostawi po sobie trwały ślad w niemieckim życiu intelektualnym21. To właśnie w tym miejscu koncepcje Bildung i Wissenschaft (wiedzy) ewoluowały w ruch, który w XIX wieku wstrząśnie Niemcami i Europą. Tutejszy student nie miał skupiać się na konkretnym przedmiocie czy uczyć się praktycznej profesji poprzez wielokrotne powtarzanie starannie ułożo­ nego programu, ale wykształcić w sobie ciekawość świata, odkrywać nowe dziedziny i dążyć do wiedzy samej w sobie. Berliński uniwersytet stał się świątynią wiedzy, gdzie oddawano cześć profesorom nie ze względu na ich wysokie urodzenie, ale za to, że każdy z nich był uosobieniem klasycz­ nego ideału człowieka wykształconego. Wielkoduszny Humboldt zupełnie poważnie twierdził, że „nie mniej ważna dla stolarza jest znajomość greki niż dla akademika umiejętność zbudowania stołu”. Berlin w całej swojej późniejszej historii nigdy nie był tak blisko stworzenia idealnej, darmowej, klasycznej edukacji jak w pierwszej połowie XIX wieku22. Kolejną instytucją, którą poddano reformom, było wojsko. Przez wieki armia pruska funkcjonowała niczym państwo w państwie. W tym zamknię­ tym świecie działała osobna policja, osobny kodeks honorowy i Kościół. Brakowało w zasadzie jakichkolwiek elementów łączących armię z resztą społeczeństwa. Prusacy, widząc francuskie wojska wmaszerowujące do ich kraju, byli zdumieni, że setki żołnierzy kieruje się patriotyzmem i dumą na­ rodową. Wprowadzenie we Francji poboru w 1792 roku nie tylko zapewniło niekończący się strumień rekrutów, ale też zjednoczyło naród z jego armią. Francuski żołnierz to nie sujet wysłuchujący tyrad i regularnie karcony jak

154

Berlin. Metropolia Fausta

jego pruski odpowiednik, ale citoyen, pełnoprawny obywatel. O francuskim wojsku mówiło się, że tworzą je Francuzi w mundurach. Reformatorzy pru­ skiej armii mieli nadzieję, że jeśli uda im się w podobny sposób zbudować własne wojsko, będą mieli siłę na wzniecenie ogólnokrajowego powstania, by w rezultacie pozbyć się Francuzów ze swoich ziem. Główni reformatorzy, w tym Gneisenau, Boyen i hrabia Gótzen, spotkali się w Komisji Reorganizacji Wojska. Jej najbardziej wpływowym człon­ kiem był generał Scharnhorst. Historia jego życia odzwierciedla naturę epoki rewolucyjnej. Nigdy wcześniej w historii syn chłopskiej rodziny nie miałby szans na karierę wojskową. To był jednak czas rewolucji. Scharn­ horst w młodym wieku wstąpił do szkoły wojskowej w Hanowerze, a jego błyskotliwy umysł stratega szybko zwrócił uwagę przełożonych. Przeniósł się do Prus, gdzie rozpoczął służbę. Często spotykał się z pobłażliwym trak­ towaniem ze względu na chłopskie pochodzenie, między innymi ze strony generała Yorcka. Jednak jego wykłady ceniono za niespotykaną perfekcję. Scharnhorstowi przyznano w końcu tytuł szlachecki. Jego wpływ był nie­ oceniony, Ernst Moritz Arndt nazwał go „największym spośród reformato­ rów”, a Clausewitz „ojcem swojego umysłu”23. Reformy wojskowe były radykalne, odzwierciedlały merytokratyczne poglądy Scharnhorsta. W 1807 roku odprawił dwustu ośmiu tępych ofice­ rów i zastąpił ich profesjonalistami. Otworzył armię dla obywateli z niż­ szych sfer, zamknął stare szkoły dla kadetów, w zamian ustanawiając nowe instytucje - między innymi Akademię Berlińską. Zaprzestał też stosowania upokarzających kar, które do tej pory były niesławnym wyznacznikiem służby w pruskiej armii. Mniej radykalną zmianą zaproponowaną przez Scharnhorsta było utworzenie nowej siły, milicji krajowej (Landwehra). Napoleon ograniczył liczebność armii pruskiej do czterdziestu dwóch ty­ sięcy żołnierzy, jednak Scharnhorst znalazł na to sposób. Każdego mie­ siąca po cichu część powołanych do wojska zwalniano, przyjmując na ich miejsce nowych. Budowano w ten sposób tajne rezerwy, które wkrótce zapewniły armii pruskiej dodatkowe dwieście osiemdziesiąt tysięcy ludzi. Siedemnastego marca 1808 roku Napoleon wydał pozwolenie na utworze­ nie Landwehry i przyjmowanie do niej mężczyzn w wieku od siedemnastu do czterdziestu lat, którzy nie służyli w regularnej armii. Dwudziestego pierwszego kwietnia 1813 roku ogłoszono edykt o pospolitym ruszeniu (Landsturm) przeznaczonym do służby pomocniczej. Napoleon zało­ żył, że Scharnhorst zbiera w ten sposób mięso armatnie dla jego armii.

Rodzący się olbrzym

155

W rzeczywistości jednak stworzył armię, która w przyszłości walczyć bę­ dzie z Francją w „wojnach wyzwoleńczych”24. Napoleon zaczął nabierać podejrzeń. Jego szpiedzy skierowali się do Berlina, aby mieć oko na reformatorów. Stein zdał sobie sprawę z niebez­ pieczeństwa - doradził królowi pozostanie w odległym Królewcu, aby nie narażać się „na bezpośredni kontakt z całą maszynerią intryg, która wpra­ wiona została w szaleńczy ruch”25. Okres francuskich represji rozpoczął się 15 sierpnia 1808 roku, w momencie przechwycenia listu do księcia Wittgensteina, w którym Stein pisał o ewentualnym powstaniu antyfran­ cuskim. Napoleon rozkazał opublikować list w „Monitorze” i „Berliner Te­ legraf”. Ścigany przez skrytobójców Stein został zmuszony do ucieczki na

teren Czech. Uratowało go przedostanie się do Rosji, gdzie w służbie cara opracowywał plany odwetu na Francuzach. Po ucieczce Steina w Berlinie rozpoczęły się rządy terroru. Każdy podejrzany o antynapoleońską posta­ wę znajdował się w niebezpieczeństwie. Von Troschke, który posiadał nie­ ruchomości wspólnie ze Steinem, został aresztowany i przez pewien czas groziła mu kara śmierci. Aresztowano księcia Wittgensteina i oskarżono go o plan otrucia Napoleona w Bajonnie. Osiemdziesięciodwuletnia hrabina Voss została zatrzymana pod zarzutem planowania zabójstwa francuskie­ go przywódcy. Dowodem miało być to, że rzekomo nauczyła swoją domo­ wą papugę wykrzykiwać nieprzyzwoitości pod adresem cesarza26. Fichte był pod obserwacją, a Hardenberga i Schleiermachera śledzono i nęka­ no. Aresztowano Theodora Schmalza. Scharnhorsta odsunięto od urzędu w 1810 roku. Prusy nie nadążały ze spłatami reparacji, Napoleon wyko­

rzystał te opóźnienia jako pretekst do wzmocnienia kontroli nad miastem. Kryzys, strach, frustracja i gniew przestały znajdować ujście w polityce. Zamiast tego pojawił się nowy nurt w kulturze - Romantyzm. Berlin, nie­ gdyś centrum pruskiego Oświecenia, przekształcał się w główny ośrodek walki z francuską tyranią. O Berlinie rzadko mówi się jako o głównym ośrodku kultury romantycz­ nej. Zazwyczaj przywołuje się w tym kontekście Bawarię z jej baśniową architekturą z czasów Ludwika II bądź Ren z jego malowniczymi ruinami wznoszącymi się nad wodą i legendami o bóstwach rzeki czy magicznych pierścieniach. Ten obraz nie jest zgodny z prawdą. Pomimo powojennych prób Berlina, by zdystansować się od kierunku, który utożsamia się obecnie z początkami nacjonalizmu, a nawet nazizmu, prawdą jest, że to właśnie

156

Berlin. Metropolia Fausta

Berlin był najważniejszym centrum niemieckiego romantyzmu w epoce napoleońskiej27. To tutaj skupiało się życie artystyczne, literackie i intelek­ tualne tych trudnych czasów. To w Berlinie sentymentalizm i Schwarmerei przekuto w pełnoprawny ruch polityczny. To właśnie tam odraza do Francji i niemocy politycznej zaczęła łączyć się z pojęciami niemieckiego Volku i Vaterlandu. Nawoływano do zjednoczenia Niemiec, a także - co bardziej przerażające - coraz głośniej mówiono o wyższości kultury nie­ mieckiej nad innymi, później także o istocie czystości rasowej. Berlin stał się ważny w momencie, kiedy Niemcy z klasy średniej, wcześniej odsunięci od życia politycznego, zaczęli interesować się swoją kulturą i przeszłością. Mogli przeprowadzać własną rewolucję pod nosem Francji tylko dlatego, że Napoleon nie wierzył, iż literaci i artyści mogą zagrozić jego ugruntowanej pozycji. Tylko częściowo miał rację. Liczba artystów i pisarzy zafascynowanych Berlinem była oszałamia­ jąca. Po powrocie z Paryża Kleist obrał stolicę Prus na centrum dalszych działań w walce przeciwko Napoleonowi. W 1815 roku podróżnik Adelbert von Chamisso nazwał Berlin „Vater-Stadt”28. Wielu romantyków było berlińczykami z urodzenia, między innymi Hitzig, Tieck, Eichendorff i Varnhagen. Wielu natomiast przybywało do miasta z dalekich stron, aby poznawać się i dyskutować o swoich dziełach na salonach takich osobi­ stości jak Bettina von Arnim, Henrietta Herz, Rahel Varnhagen von Ense, Karolina Schlegel czy Henrietta Sontag. W 1809 roku, poślubiwszy Bettinę Brentano, w Berlinie osiadł Achim von Arnim. Całe życie spędził tu wybitny krytyk Wilhelm Wackenroder, przekonany o wyższości emocji nad myśleniem analitycznym. Karl Philipp Moritz, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych, między rokiem 1783 a 1793 wydawał „Magazin fur Erfahrungsseelenkunde”, pierwszy periodyk poświęcony psychologii na tere­ nie Niemiec. Friedrich de la Motte Fouąue, wnuk słynnego generała armii Fryderyka Wielkiego, ożenił się z Karoliną von Briest i przeniósł się do jej domu położonego nieopodal Berlina, gdzie oddawał się pisaniu niezliczo­ nych romantycznych bajek, dramatów i powieści, wśród których znalazły się Der Held des Nordens i jego arcydzieło Undine. E.T.A. Hoffmann prze­ prowadził się do Berlina w 1798 roku, to tu spisywał swoje poruszające opowieści fantastyczne, a w restauracji Lutter und Wegner wznosił toasty z przyjaciółmi, między innymi z Ludwigiem Devrientem. Zmarł w Berlinie w 1822 roku w wieku czterdziestu sześciu lat. Z kolei Clemens Brenta­ no, przyjaciel Ludwiga Achima von Arnima, z którym wspólnie napisali

Rodzący się olbrzym

157

Cudowny róg chłopca, przeprowadził się do Berlina z Heidelbergu w 1810 roku. Poznał tu Mullera i Eichendorffa, a także braci Schlegel. Zacharias Werner, najważniejszy dramatopisarz okresu romantyzmu, pisał poezję i pieśni w przerwach od pracy w pruskiej służbie cywilnej. Adelbert von Chamisso, który jako dziewięcioletni chłopiec zbiegł z rodziną z ogarniętej rewolucją Francji, właśnie w Berlinie stworzył wiele ze swoich wierszy i opowiadań. Wśród nich był Der Soldat - opowieść o człowieku, któremu rozkazano zabić najbliższego przyjaciela. Przez dwa lata w Berlinie stu­ diował Heinrich Heine, spędzający jednak większość swego czasu w salo­ nie Rahel Varnhagen von Ense. Kleist, który przez większą część swojego nadzwyczajnego życia podróżował, postanowił przedrzeć się do Berlina w 1807 roku. Został wówczas aresztowany i spędził kilka miesięcy we francuskim więzieniu. Do Berlina wrócił w lutym 1810 roku, by konty­ nuować działalność polityczną przeciwko Napoleonowi i dokończyć swe najsłynniejsze dzieło, dramat Książę Hamburgu. Dwudziestego pierwszego listopada 1811 roku popełnił samobójstwo nad jeziorem Wannsee, chwi­ lę wcześniej strzelając do swojej śmiertelnie chorej przyjaciółki. Friedrich Schleiermacher pomagał założyć berliński uniwersytet i przy każdej okazji podkreślał religijny wymiar romantyzmu. Jego kazania i wykłady jako profesora teologii przepełniały młodych berlińczyków patriotycznym en­ tuzjazmem. Romantyzm w Berlinie zrodził się z poczucia zniewagi, wstydu, poni­ żenia, odczuwanych przez tych, którzy na co dzień żyli w upokorzonej i okupowanej stolicy. Niemiecki romantyzm był sprzeciwem przeciwko wszystkiemu, co francuskie: francuskim manierom, francuskim ideom, francuskim philosophes, a wreszcie - przeciwko francuskiej agresji. Mło­ dym Niemcom oświeceniowy racjonalizm, klasycyzm i utylitaryzm koja­

rzyły się teraz z kulturą wroga. Była to kultura, której brakowało czegoś fundamentalnego, duchowego, a także - nade wszystko - czegoś niemiec­ kiego. Początków romantyzmu szukać trzeba w literaturze, a zwłaszcza w krótkotrwałym zjawisku trafnie nazwanym Sturm und Drang. Sturm und Drang rozbłysnął około 1765 roku i trwał do 1785 roku. Ber­ lin Fryderyka Wielkiego był wciąż miastem przepojonym duchem Oświe­ cenia. To Weimarowi postawiono zadanie wprowadzenia kraju w erę no­ woczesności. Wieland dotarł do Weimaru w 1772 roku. Trzy lata później księciem został Karol August, który zaprosił na swój dwór Goethego. Poeta pozostanie tam do końca życia. W 1776 roku do Weimaru przeprowadził

158

Berlin. Metropolia Fausta

się Herder, trzynaście lat późnej Schiller. Skupienie takiej liczby wybit­ nych talentów w tak małym mieście doprowadziło później do bezmyśl­ nego przekonania o tym, że Niemcy były w jakiś sposób podzielone na dwie zupełnie oddzielne grupy: Dichtcr und Dcnkcr (poetów i myślicieli) reprezentowanych przez Weimar oraz aroganckich pruskich wojskowych z Berlina. W rzeczywistości obie te części niemieckiego społeczeństwa były od wieków połączone ze sobą. Niemniej jednak pod koniec XVIII stulecia Weimar przeżywał swój złoty wiek i chłonął idee wprowadzone do Niemiec przez citoyen de Genevc, Jeana Jacques’a Rousseau. Rousseau był „dzikusem” Europy, nieokrzesanym geniuszem obdarzają­ cym naturę wielką miłością. Podróżował pieszo, propagując nową „natural­ ną religię” i zostawiając za sobą łańcuszek kochanek i porzuconych dzieci. Człowiek oświeceniowy był dla niego jedynie złudzeniem. W zakamarkach cywilizowanego życia kryła się naturalna, uduchowiona istota ludzka. Być wolnym oznaczało pozbyć się ograniczeń narzuconych przez społeczeń­ stwo i pozwolić swojej prawdziwej naturze ujrzeć światło dzienne. „Wo­ łałbym umrzeć, niż być uznanym za człowieka przeciętnego” - oznajmił Goethe. Potrzeba przeciwstawienia się wyrafinowanym poglądom Oświe­ cenia była jednym z kluczowych postulatów Sturm und Drang. Nazwa tego kierunku została zaczerpnięta z dramatu napisanego w 1776 roku przez Friedricha Klingera29. W przeciwieństwie do postaci z popularnych wówczas fars buduarowych bohaterowie Klingera wręcz ki­ pieli od nieokiełznanych emocji. W kontrze do nienawiści między dwoma rodzinami mogła być tylko namiętna miłość. Ten styl, ton, szaleństwo bo­ haterów były typowe dla Sturm und Drang. Nowy kierunek kwestionował tradycyjną moralność. Szydzono z kodeksu prawa, wychwalano wszystko, co pozwalało człowiekowi podążać za swoją wewnętrzną naturą. Nowe, beztroskie życie prowadził między innymi Jakob Lenz, który bezustannie próbował zaciągać do łóżka zamężne kobiety. Wiele jego prac, w tym Die Engldnder czy Der Waldbruder, krąży wokół tematu nieodwzajemnionej mi­ łości. W napisanej w 1787 roku powieści Ardinghello Wilhelma Heinsego główny bohater, florencki malarz, w imię miłości popełnia dwa morder­ stwa. Uważano to jednak za dopuszczalne, bo jako artysta mógł porzucić sztywne konwencje na rzecz emocji. Również Schiller zapowiadał roman­ tyzm swoim przekonaniem o wyższości sztuki oraz koncepcją, według której piękno może zwrócić ludzkości wszystko to, co stracono w okresie Oświecenia. Jego bohaterowie mieli budzić szacunek ze względu nie na

Rodzący

się

olbrzym

159

uczynki, ale na życie wewnętrzne. W Zbójcach z 1781 roku konflikt rozdzie­ rający głównego bohatera gloryfikuje anarchistyczną wolność jednostki. Karol von Moor to tragiczny bohater pomimo zbrodni, które popełnił, prze­ wodząc bandzie zbójców30. Podobne idee pobrzmiewały u Hamanna, zwa­ nego „magiem Północy”, który głosił antyracjonalizm, wiarę w instynkt, wyższość poezji i wyobraźni. Jednak Sturm und Drang w pełni rozwinął skrzydła w twórczości Goethego. Pod koniec życia genialny poeta z roz­ rzewnieniem patrzył na wybryki swojej młodości, mimo to nie ulega wątp­ liwości, że u schyłku XVIII wieku to on był niekwestionowanym mistrzem nowego ruchu. W młodości Goethe cieszył się uwielbieniem podobnym to tego, którym dzisiaj obdarzamy celebrytów i gwiazdy muzyki pop. Jego Entwicklungsroman (dosł. „powieść rozwojowa”) stała się niespotykaną sensacją. Twórczość młodego Goethego przemawiała do jego rówieśników właśnie ze względu na to, że odrzucał on konwenanse i zasady. Według niego geniuszem nie był ten, który podążał ścieżką wydeptaną przez innych. Talent dawał o so­ bie znać w momencie wyzbycia się przyjętych schematów, poprzez „prze­ kroczenie istniejącego prawa, złamanie istniejących zasad i postawienie się ponad wszelkimi ograniczeniami”. We wszystkich wczesnych powieściach znajdziemy postacie kierujące się tym światopoglądem. Lata nauki Wilhelma Meistra to opowieść o młodym mężczyźnie ze stanu mieszczańskiego, który porzuca swoje wygodne życie i rozpoczyna podróż w nieznane. Doświadcza miłości i choroby, spotyka porzucone dzieci, dołącza do wędrownej trupy aktorów, porusza go Hamlet, zostaje okradziony i pobity, ale też uratowany przez piękną amazonkę. Na końcu w swoje szeregi przyjmuje go tajne sto­ warzyszenie, nadając mu tytuł Meister- Mistrz. Podobnie było z bohaterem dramatu Gótz von Berlichingen. Młody mężczyzna woła do Boga, że czuje się całkowicie wolny na ziemi, pod błękitnym niebem, „tak wolny!” - nawet w momencie swojej śmierci. Goethe zapowiada romantyzm w zapiskach ze swoich włoskich podróży oraz w pięknej poezji: przykładem tego może być Prometeusz, Powitanie i rozłąka czy Nowa miłość, nowe życie. Największym jego sukcesem okazał się bestseller tamtych czasów, wydana w 1774 roku powieść epistolarna Cierpienia młodego Wertera, opisująca tak precyzyjnie jak nigdy wcześniej rozdarcie duszy romantyka. To opowieść o młodym mężczyźnie, który pragnie spełnienia, nie potrafi jednak odnaleźć szczęścia w otaczającym go świecie. Szaleńczo zakochuje się w dziewczynie imieniem Lotta, która odrzuca jego zaloty. Opuszczają w poszukiwaniu pracy, ale nie

160

Berlin. Metropolia Fausta

znajduje zrozumienia w społeczeństwie. Wraca więc ostatni raz spotkać się z ukochaną, później odbiera sobie życie. Powieść opłakuje niezrozumianą młodość, mężczyznę, który był zbyt delikatny i wrażliwy, aby poradzić so­ bie w otaczającej go, okrutnej rzeczywistości. Taka osoba zawsze będzie niezrozumiana. W gwałtownej rozmowie z Albertem o człowieku, które­ go porywają namiętności, Werter tak mówi o sobie: „[...] bo pojąłem sam z siebie, że trzeba by było z dawien dawna obwołać pijakami i szaleńcami wszystkich niezwykłych ludzi, którzy stworzyli coś wielkiego, coś na pozór nieosiągalnego”31. To był moment narodzin niemieckiego kultu geniuszu i było to odbierane ze śmiertelną powagą. Setki młodych ludzi identyfiko­ wało się z Werterem, nosząc niebieskie fraki i żółte kamizelki na znak więzi. Wielu opuszczało domy rodzinne, aby pisać poezję, albo udawało się na piel­ grzymkę do Weimaru. Nie brakowało też werterowskich samobójstw. Nieja­ ka Christel von Lassberg utopiła się, niczym Ofelia, w strumieniu nieopodal domu Goethego, ściskając w dłoniach egzemplarz książki. Nowe idee szybko się rozprzestrzeniały, były oszałamiające i niepokojące. Wraz z nadejściem XIX wieku oraz rewolucji francuskiej, w okresie niepewności i majaczącego widma zbliżającej się wojny, Sturm und Drang płynnie przeobraził się w ro­

mantyzm. Niebawem Goethe wyparł się swojej wcześniejszej twórczości, było już jednak za późno. Idee Sturm und Drang zapuściły już korzenie i zaczęły żyć własnym życiem. Francis Bacon pisał, że „nie istnieje idealne piękno bez odrobiny oso­ bliwości w odpowiedniej proporcji”. Romantyków charakteryzowało to

poszukiwanie „osobliwości”, uwielbienie dla natury, pragnienie tego, co dziwaczne i erotyczne, gloryfikacja nieposkromionego, wiara w wielkiego człowieka, ogromna chęć uwolnienia się z więzów miasta i przebywania w odosobnionych, dzikich lasach lub nad mrocznymi, urwistymi klifami, gdzie złowieszcze duchy i ciemne moce odkrywają sekrety dusz niemieckich. Termin „romantyczny” został po raz pierwszy użyty do opisania łacińskich opowieści i pieśni średniowiecznych. Już w XVII wieku wywoływał skoja­ rzenia z czymś mitycznym, odległym czy fantastycznym. W odniesieniu do poezji następców Sturm und Drang po raz pierwszy użyła go Madame de Stael w 1813 roku, opisując twórczość skupioną nie na wydarzeniach, ale na emocjach głównych bohaterów. Wielu artystów, pisarzy, poetów, malarzy i filozofów, którzy nazywali siebie „romantykami”, połączył wspólny świa­ topogląd, Weltanschauung. Mimo że idee romantyzmu były obecne w kul­ turze wielu państw Europy, od Anglii po Włochy, to właśnie w Niemczech

Rodzący

się

olbrzym

161

romantyzm wzniósł się na wyżyny. Osobisty świat melancholii, ciemności, fatalizmu, śmierci, rozpaczy i kulturowego pesymizmu wydawał się trafiać do młodych Niemców. Ich nowy bohater - samotny, niezrozumiany geniusz był kimś, z kim instynktownie mogli się identyfikować. Nowy bohater był dokładnym przeciwieństwem znienawidzonego francuskiego geniuszu, który sprowadzał rolę jednostki do pozycji trybika w wielkiej machinie. Dla romantyków nie istniało prawo wyższe niż sztuka. Jedynie artysta był wrażliwy na prawa natury, tylko on miał moż­ liwość uwolnienia się od konwenansów społeczeństwa i poświęcenia życia na poszukiwanie prawdy. Romantycy głęboko szanowali ludzi takich jak Beethoven, który wyraźnie igrał z konwencją. Powtarzali sobie anegdo­ ty o jego brawurze i niezależności. W 1806 roku zwrócił się do swojego ówczesnego protektora, księcia Lichnowskiego, i rzekł: „Książę, to, kim je­ steś, zawdzięczasz przypadkowi urodzenia, to, kim ja jestem, zawdzięczam tylko i wyłącznie sobie. Były i będą na świecie tysiące książąt. Beethoven jest tylko jeden”32. Za taką postawę trzeba było jednak zapłacić. Należało liczyć się z tym, że geniusz będzie niezrozumiany przez masy, prawdo­ podobnie będzie cierpieć, borykać się z problemami, zostanie odrzucony przez rodzinę i przyjaciół, będzie wyśmiewany, zmarznięty, głodny, sa­ motny, a do tego niewykluczone, że umrze młodo. Mimo wszystko będzie to warte poświęceń - cierpienie wzbogaci jego samoświadomość i uczyni lepszym człowiekiem. Wiara w korzyści płynące z cierpienia stała się samospełniającą przepowiednią. Charlotta Stieglitz święcie wierzyła, że jeśli zada sobie śmiertelny cios sztyletem, to jej mąż odrodzi się duchowo i jego poezja stanie się lepsza. Jak się okazało, niestety nie miała racji33. Niezli­ czeni młodzi mężczyźni, a także, w mniejszym stopniu, kobiety, męczyli się na ciasnych poddaszach i w odosobnionych pokojach, próbując malować, pisać czy komponować Lieder. Jak ujął to James Sheehan: „Często bied­ ni, prawie zawsze niepewni i nieustatkowani romantycy płacili wysoką cenę za artystyczną autonomię, którą tak bardzo wychwalali w swoich dziełach”34. Wielu z nich umarło młodo - Novalis (właściwie baron Fried­ rich von Hardenberg) w wieku dwudziestu dziewięciu lat, Wackenroder w wieku dwudziestu pięciu, Kleist zaś popełnił samobójstwo nad jeziorem Wannsee w wieku lat trzydziestu czterech. Koncepcja jednostki buntującej się przeciwko światu była obecna w całej literaturze romantycznej. Jako dobry przykład rozpatrywano tragedie Szekspirowskie, które odkrywały mroczne strony konfliktów

162

Berlin. Metropolia Fausta

międzyludzkich. Hamlet był postrzegany jako kwintesencja romantyczne­ go młodzieńca targanego wizjami duchów, przytłoczonego własnymi lęka­ mi („strach przed tym, co będzie po śmierci”), które uniemożliwiały mu podjęcie jakichkolwiek działań. Król Lear z kolei był bohaterem tragicz­ nym, powoli zmierzającym w stronę śmierci, zdradzonym i oślepionym. Makbet jest natomiast pełen romantycznej symboliki - od paskudnych wiedźm na zamglonym wrzosowisku i zakrwawionych dłoni, których nie sposób było umyć, po wieczną karę za „nienaturalne czyny” popełnione przez „chore umysły”. Niemieccy romantycy nie chcieli mieć nic wspólnego z powieścią społeczną, nie marnowali czasu na Jane Austen czy przyjemne farsy francuskie. Ich prace mówiły o cierpieniu i przeznaczeniu. W Ahnung und Gegenwart Joseph von Eichendorff opisuje traumatyczne wspomnienia młodego mężczyzny z czasów okupacji napoleońskiej. W Undine mąż od­ wiedza swoją żonę syrenę w zakazany dzień, przez co ona zmuszona jest na zawsze powrócić w otchłań morza. W Lucindc Friedrich Schlegel przed­ stawia historię heroiny, która tak bardzo daje się ponieść swoim namiętno­ ściom i pierwotnym pragnieniom, że zupełnie lekceważy wszystkie normy konwencjonalnej moralności. To opowieść o tak dużym nasyceniu eroty­ zmem, nieskrywanym uczuciem i seksualnością, że w momencie wydania w 1799 roku wywołała niemały skandal. Schlegel bronił jednak swojego dzieła, ogłaszając, że Lucinde była w gruncie rzeczy niewinna - przecież jedyne, co zrobiła, to podążała za swoją prawdziwą naturą. Nowy nastrój odzwierciedlała muzyka romantyczna, która połączyła kult geniuszu z głęboką ludzką namiętnością. Beethoven, Weber, Schubert i Schumann byli powszechnie czczeni, a E.T.A. Hoffmann nazwał muzy­ kę „najbardziej romantyczną ze wszystkich sztuk”. Był tak rozkochany w Mozarcie, że dodał „Amadeus” do swojego własnego imienia. Liszt mó­ wił, że „muzyka jest ucieleśnioną i zrozumiałą esencją uczuć; pojmowana zmysłami, przeszywa je niczym strzała, niczym promień, niczym rosa, niczym zjawa, wypełnia nasze dusze”35. Muzyka była też tematem innych

dzieł romantycznych. Józef Berlinger36 Wilhelma Wackenrodera opowia­ da o kompozytorze rozdartym między inspirującą muzyką a przeciętnym, ziemskim życiem, które przyszło mu wieść. Liedcr i muzyka programowa często podejmowały tematy romantyczne. Piękna młynarka i Podróż zimo­ wa Schuberta, które rozbrzmiewały w berlińskich salonach w latach dwu­ dziestych XIX wieku, odzwierciedlały świat, w którym liczyła się przede wszystkim wrażliwość. Carl Maria von Weber zawarł cudowne i magiczne

Rodzący się olbrzym

163

motywy w operze Wolny strzelec z 1821 roku, gdzie leśniczy wybiera się do lasu w poszukiwaniu magicznego zaklęcia, które miało pomóc mu w zdo­ byciu umiejętności strzeleckich. Zamiast tego spotyka jednak złowieszcze­ go Czarnego Strażnika37. Podróż leśniczego przez gąszcz lasu była kolejnym z wielkich motywów romantycznych, powiązanym z miłością do natury i fascynacją ciemnymi mocami. Rousseau mówił: „Żaden płaski krajobraz, nieważne jak piękny, nigdy do mnie nie przemawiał. Ja potrzebuję wirów, kamieni, jodeł, ciem­ nych lasów, gór, trudnych szlaków do wspinania się w górę czy w dół, wysokich klifów na wyciągnięcie ręki”38. Niemieccy romantycy byli zafa­ scynowani naturą i krajobrazem, nie chcieli mieć nic wspólnego z finezyj­ nymi, gęstymi trawnikami czy precyzyjnie wytyczonymi ścieżkami. Chcieli tajemniczych lasów, głębokich strumieni, dziwnych grot i odosobnionych wybrzeży, tak daleko od miast i ludzi jak to tylko możliwe. Natura, praw­ dziwa czy wyobrażona, umożliwiała ucieczkę od miasta, gdzie zresztą wielu romantyków żyło, ucieczkę od świata rewolucji przemysłowej, od Berlina borykającego się z coraz większymi problemami i nękanego przez okupantów. Ogrody angielskie zakładano tak, aby wyglądały na nietknięte ręką człowieka. Poezja i proza były pełne odniesień do natury. Hólderlin przepięknie opisywał las o zmierzchu: I wiatr powiewa chwilami, wzburzając korony drzew, I oto tajemniczo, niby cień naszej ziemi, Wschodzi powoli księżyc. Nastaje noc, marzycielka, Rozgwieżdżona, wyniosła, nielicząca się z nami39.

Bogumił Goltz pisał: „Spośród wszystkich krajobrazów to w lesie spoty­ kają się wszystkie sekrety natury [...]. Co zły, trudny, nijaki, zimny świat skomplikuje, las - zielony, tajemniczy, zaczarowany, ciemny, ale zgodny z prawami natury - musi uwolnić i obrócić w dobro’M0. Uwielbieniu dla natury dawało też wyraz malarstwo tego okresu. Do tej pory na obrazach większości artystów, od niderlandzkich mistrzów po Poussina, natura była ledwie tłem w relacji między Bogiem a człowie­ kiem. Pokazywano ją w mocno wystylizowany, symboliczny sposób, tak aby wzbudzała poczucie harmonii i boskiego ładu. Malarze romantyczni zmienili ten porządek. Koncepcja równowagi i utrzymywania kontroli nad naturą została odsunięta na bok, na jej miejsce wkroczyła nieskrępowana,

164

Berlin. Metropolia Fausta

niepohamowana natura, która sprowadzała rolę człowieka do bycia dro­ biną kurzu w nieprzyjaznym, strasznym, bolesnym i mrocznym świecie. Najwspanialsze i najbardziej poruszające z takich płócien znalazło się w Berlinie w 1810 roku, w Akademii Sztuk Pięknych na wystawie prac Ca­ spara Davida Friedricha. Artysta swoimi przejmującymi przedstawieniami przeznaczenia i bezsilności człowieka wobec żywiołów wzbudził sensację w całym mieście. Jego Mnich nad brzegiem morza ukazuje samotną, sma­ ganą wiatrem postać stojącą nad groźną, niespokojną wodą. To wizja nie­ skończoności, przerażającej, ciemnej pustki, w której bohater traci nadzie­ ję na zbawienie i życie wieczne. Na obrazie Wędrowiec nad morzem mgły ponownie widzimy samotną sylwetkę - tym razem to odziany na czarno mężczyzna, który stojąc na stromej skale, obserwuje szalejące pod nim morze. Płótno Dwaj mężczyźni kontemplujący księżyc przedstawia postacie w pelerynach wyłaniające się z lasu, aby spojrzeć na zamglone światło księ­ życa, prześwitujące przez poskręcane konary starego drzewa. Bohaterowie zdają się zupełnie porażeni z powodu odgrywającego się przed nimi spek­ taklu41. Takjak wielu jego rówieśników, Caspar David Friedrich pozostawał pod wpływem Naturphilosophie - panteizmu wyznawanego przez takich ludzi jak Friedrich Wilhelm Schelling, który twierdził, że dusza świata ma­ nifestuje się poprzez naturę. Leśne ścieżki wijące się wzdłuż skalistych klifów i obok ciemnych jaskiń były źródłem zarówno objawienia, jak i lęku. Podróżnik poszukujący fundamentalnych prawd musiał przemierzać nie­ mieckie lasy samotnie. Ta niekończąca się podróż w poszukiwaniu sensu i prawdy była kolej­ nym istotnym elementem w literaturze romantyzmu. Artysta romantyczny przeżywa katusze, ponieważ nie może odnaleźć się w obecnym świecie. Do rozpaczy doprowadza go wielka tęsknota, Sehnsucht, za odnalezieniem czegoś, czego niestety nigdy w swoim życiu nie znajdzie. W Fantazji wie­ czornej Hólderlin pisze:

A dokąd ja mam pójść? Życie śmiertelnych To praca dla zarobku; i jest szczęściem Na przemian trudzić się i odpoczywać.

Lecz we mnie cierń nie zaśnie nigdy. Czemu?42 W wierszu pod tytułem Sehnsucht Eichendorff opisuje samotnego mężczy­ znę, w którym odgłos rogu pocztowego, niosący się echem nad odległymi

Rodzący się olbrzym

165

wzgórzami, budzi dawno zapomniane wspomnienia i pragnienia. „Moje serce zapłonęło, pomyślałem - och, jak pięknie byłoby tam być znowu w ja­ rzącą się, letnią noc”43. Najbardziej rozpoznawalnym symbolem Sehnsucht, a w zasadzie całego niemieckiego romantyzmu, był „blaue Blume” (błę­ kitny kwiat) Novalisa. Ten wspaniały symbol pojawił się po raz pierwszy w jego nieukończonej powieści Henryk von Ofterdingen, którą opubliko­ wano pośmiertnie w 1802 roku. Jej bohater, młody poeta Henryk, spoty­ ka nieznajomego, od którego dowiaduje się o skarbach dalekich krajów, a także o nawiedzającym go śnie, w którym pojawia się obraz tajemnicze­ go, magicznego błękitnego kwiatu. Henryka ogarnia obsesja na punkcie tej idealnie pięknej rośliny, kwiat budzi w nim „nieopisaną tęsknotę [...]. Nie mogę się wyzbyć myśli o nim”. Zawładnęła nim potrzeba odnalezienia owego pięknego obiektu, błękitny kwiat jednak nigdy nie zostanie odkryty. Marzenie Henryka nie było odosobnione. Podczas gdy philosophes opo­ wiadali się za nadejściem światła, romantycy woleli mroczny świat zjaw i ciemności. W setkach dzieł wykorzystano motyw zachodu słońca i na­ dejścia nocy. Jednym z pierwszych była Sonata księżycowa Beethovena, później powstawały kolejne, od Nachtstucke Roberta Schumanna z 1839 ro­ ku do Der Tod, das ist die kilhle Nacht Brahmsa. Podobnie było w poezji, na przykład w Zachodzie słońca Hólderlina czy Abendstandchen Brentano, gdzie autor opisuje dźwięk fletu unoszący się nad ciemnymi wzgórzami: „Jak słodko przemawia do serc! Przez noc, która trzyma mnie w objęciach Noc niesie ze sobą przerażający, ale jednocześnie cudowny świat ma­ rzeń sennych, który daje człowiekowi dostęp do tajemniczej rzeczywistości wykraczającej poza rozum. W Die Symbolik des Traumes Gotthilf Schubert zapewniał, że sny pozwalają człowiekowi dotrzeć do podświadomości, du­ szy i samego Boga44. Marzenia senne E.T.A. Hoffmanna należą do najbar­ dziej niepokojących w całej literaturze romantycznej, wśród nich znajdują się zarówno baśnie - Król Myszy - jak i przerażające historie w rodzaju Ignazc Denner, a także powieści, na przykład Diable eliksiry, która zagłębia się w temat szaleństwa, później zaś będzie inspiracją dla całego gatun­ ku fikcji kryminalnej. Sny łączy się z okultyzmem, tworzy się świat pełen dziwnych zjaw, duchów, gnijących ciał. Franz Anton Mesmer, którego na­ zwiskiem ochrzczono nową gałąź hipnotyzmu, swoimi naukami wzbudził w Berlinie sensację. Twierdził, że wszystkie żyjące istoty są połączone ze sobą za pomocą dziwnej siły, którą nazwał zwierzęcym magnetyzmem. Pobierał znaczne opłaty za hipnotyzowanie widzów, wykonywanie na nich

166

Berlin. Metropolia Fausta

„cudów” i „magicznych uzdrowień”. Na obrazach romantycznych często pojawiały się przedstawienia koszmarów sennych, chociażby goblin sie­ dzący na piersi śpiącej młodej dziewczyny na obrazie Nocna mara Fiissliego czy okropny tańczący szkielet na drzeworycie Alfreda Rethela Śmierć jako zabójca. Romantycy byli zafascynowani tematyką przeznaczenia i śmierci. W po­ pularnych Schicksalstragódien, często wzorowanych na tragediach grec­ kich, bohaterowie lub całe rodziny były skazywane na śmierć za zbrodnię popełnioną w przeszłości. Adam Muller w będącej spektakularnym suk­ cesem sztuce Die Schuld (Wina) przedstawia hrabiego, który w młodości zamordował człowieka, a następnie ożenił się z wdową po nim. W miarę rozwijania się intrygi widz powoli zdaje sobie sprawę, że nieboszczyk był w rzeczywistości bratem głównego bohatera. Obsesja na punkcie śmierci była wszechobecna. W Hyperiona pieśni Losu Hólderlin pisze:

My, ludzie, cierpiąc, znikamy, Spadamy gdzieś na oślep Z godziny na godzinę, Jak woda Z progów skalnych, Przez wszystkie nasze lata W nieodgadniony dół45.

W Hymnach do nocy Novalis pisze:

- O, wchłoń mnie, mój Miły, Z obszarem złącz swym... (...Wieczyście-bym kochał Wieczyście śnił-bym.) Już czuję, jak śmierci Odmładza mnie wiew, Balsamem, eterem, Przelewa się krew. Odwagą i wiarą Jest pracy mej dzień, Nocami umieram W płomieniu mych śnień46.

Rodzący

się

olbrzym

167

To umiłowanie śmierci utrwaliło się w wersie Achima von Arnima: „Żyjemy, by umrzeć, umieramy, by żyć”47. W cyklu wierszy Wilhelma Mullera Piękna młynarka, tak pięknie komponującym się z utworami Schuberta, młody młynarz postanawia utopić się na wieść o tym, że jego ukochana pragnie być z innym mężczyzną. Fascynacja śmiertelnością stopniowo obie­ ra nowy kierunek - znaczenia nabiera idealizacja przemocy i gwałtownej śmierci, tworzenie apokaliptycznych wizji wojny, bitewny honor. We Frag­ mentach Schlegel pisze o oddawaniu życia za ojczyznę: „By pokazać, że tylko dlatego tak się dzieje, trzeba wybrać na ofiarę to, co najszlachetniejsze i najpiękniejsze - przede wszystkim człowieka - kwiecie ziemi. [...] Tylko w środku śmierci zapala się błyskawica wiecznego życia’148. Ludwig Tieck pisał: „Pragnienie śmierci jest w duszy prawdziwego wojownika’149. Ostatnie zdania Ahnung and. Gegenwart Josepha von Eichendorffa brzmią: „Urodzili­ śmy się, walcząc i walcząc, zejdziemy z tego świata jako zwycięzcy lub prze­ grani. Z magicznego płomienia zmaterializuje się duch wojny, uzbrojony, o twarzy bladej jak śmierć i krwawych włosach”50. Te słowa nie były zasko­ czeniem w 1815 roku, u progu wojen wyzwoleńczych. Idealizacja przemocy i wojny zaczęła docierać także do świata polityki. Ten nowy, znacznie bar­ dziej niebezpieczny element romantyzmu znalazł w Berlinie podatny grunt. Berlin odegrał istotną rolę w transformacji ideałów romantycznych w po­ lityczną ideologię. Podczas gdy w innych częściach Niemiec można było pozostać obojętnym wobec polityki, w Berlinie nawet najbardziej zdystan­ sowani do spraw świata filozofowie i poeci nie mogli uciec przed proble­ mem jedności i niepodległości narodu, tak wyraźnie widocznym w okupo­ wanym mieście. W pewnym momencie w ich pracach zaczęły pojawiać się nowe patriotyczne wątki. Bohaterowie nadal mogli wędrować przez lasyteraz jednak musiały to być lasy niemieckie. Mogli podziwiać budynki, pod warunkiem że były to „germańskie” budowle gotyckie, mogli mówić o historii, jeśli była to „niemiecka” historia. Obrazy odrodzenia narodowe­ go i powrotu do wielkości, utraconego świata niemieckiego Volku, śred­ niowiecznego ceremoniału i honoru znalazły miejsce w dziełach Novalisa, Arndta, Kórnera i Schenkendorfa. Novalis, pragnąc przywrócić Niemcom zaprzepaszczoną sławę, mówił, że „magia wyobraźni może zjednoczyć wszystkie epoki i wszystkie światy”. Według Hólderlina jedynie naród niemiecki był czysty, nazywał on Niemców „niezrównanie różnorodnymi,

cudownie głębokimi” ludźmi, podczas gdy Schlegel pisał, że duch Europy

168

Berlin. Metropolia Fausta

„teraz mieszka w Niemczech”51. Baśnie i legendy traktowano jako opowie­ ści z „prawdziwie niemieckiej” przeszłości. Zbiór pieśni ludowych Arnima i Brentano Cudowny róg chłopca czy opowiadanie Dergetreue Eckart und der Tannhaiiser i dramat Lcbcn und Tod des kleincn Rotkdppchen Tiecka czytano z wielkim zainteresowaniem. Nawet powiastki takie jak Das Marchen von dcrschónen Melusine, która wywodziła się z Francji, uważano za kwintesen­ cję niemieckości. Baśnie braci Grimm publikowane w latach 1812-1814 były zdecydowanie nacjonalistyczne. Wskrzeszono Pieśń o Nibelungach i inne wspaniałe epopeje, wraz z nimi zaś starożytnych niemieckich herosów. Dla przykładu, postaci myśliwego odpowiadał teraz magiczny germański bohater Siegfried. Historia zajęła ważne miejsce w koncepcji odrodzenia narodu. Zrozu­ mienie „prawdziwej” niemieckiej przeszłości było istotne, gdyż - jak ujął to Friedrich Schlegel - przetrwają jedynie ludzie mający „wspaniałe narodowe wspomnienia”, a „historia jest świadomością narodu”. Mówiono, że „praw­ dziwe” Niemcy istniały już w średniowieczu, kiedy to Germanie kierowali się w życiu jasnymi i szlachetnymi zasadami. Berlińczyk Ludwig Tieck ze swoim przyjacielem Wackenroderem odwiedzał klasztory i wsie Marchii Brandenburskiej w poszukiwaniu śladów średniowiecza. Tak jak wielu jemu współczesnych, rozkochał się w Dtirerze. Jego opowiadanie z 1798 roku Franz Stcrnbalds Wanderungen jest fikcyjną historią o jednym z uczniów wielkiego mistrza. Fascynacja średniowieczem miała zabarwienie religijne i łączyła się z szacunkiem dla Lutra jako „ojca języka niemieckiego”, ale także z niemieckim pietyzmem, według którego religia powinna być głębo­ ko emocjonalnym, osobistym doświadczeniem, nie zaś sztywną instrukcją dyktowaną przez oficjalne instytucje, jaką była dla poprzednich pokoleń. Adam Muller, bywalec niemieckich salonów i członek Christlich-deutsche Tischgesellschaft (Chrześcijańsko-Niemieckie Towarzystwo Biesiadne), wie­ rzył, że Niemcy były z natury chrześcijańskie. Aby przetrwać, będą musiały na nowo odkryć wspólnotę wiary, ponownie połączyć się emocjonalnie w je­ den naród, odnaleźć to uczucie, które niegdyś rozpoczęło „wspaniałą, pięk­ ną” epokę chrześcijaństwa. Te niesprecyzowane idee romantyczne nie były z początku traktowane jako polityczne postulaty, ale szybko zostały prze­ kute w konkretny program zrzeszających się przeciwko Napoleonowi. Jed­ ną z najważniejszych postaci tego ruchu był rewolucyjny prorok narodowy, propagandysta i filozof Johann Gottlieb Fichte. To on połączył romantyczne podejście do historii i kultury z nową koncepcją niemieckiego nacjonalizmu.

Rodzący się olbrzym

169

Fichte urodził się w Rammenau w 1762 roku; zanim został uczniem Kanta, studiował teologię. W 1794 roku otrzymał posadę profesora filozofii w Jenie, gdzie poznał Goethego, Schillera, braci Schleglów i Humboldtów. Niebawem zwolniono go za ateistyczne poglądy. Przeprowadził się więc do „bezbożnego” Berlina, gdzie został wybrany pierwszym rektorem no­ wego uniwersytetu; funkcję tę pełnił krótko. To tam zwrócił się przeciw­ ko Oświeceniu oraz Kantowi i skierował ku romantycznemu podejściu do historii i narodu niemieckiego. Według jego nowych poglądów Niemcy, czyli Urvolk, byli moralnie lepsi niż inne rasy, ponieważ przeciwstawili się wpływom innych kultur, zwłaszcza świata łacińskiego i rzymskiego. To ta wizja zainspirowała Fichtego do spisania Mów do narodu niemieckiego, wy­ głoszonych w Towarzystwie Biesiadnym w okupowanym przez Francuzów

Berlinie w latach 1806-180752. Mowy do narodu niemieckiego powstały w niezwykle ważnym momen­ cie. Hiszpanie właśnie wystąpili przeciw Francuzom i niektórzy, włączając w to vom Steina, mieli nadzieję, że również berlińczycy będą mogli nie­ bawem powstać przeciwko Napoleonowi. W jednej ze swoich mów Fichte pytał: „Co należy zrobić z Niemcami?” - w czternastu wykładach przed­ stawił nową wizję niemieckiego nacjonalizmu. Zastanawiał się, co czyni­ ło Niemca prawdziwie niemieckim. Dlaczego, mimo że Rzym był bardziej zaawansowaną cywilizacją, starożytnym Germanom udało się tak długo stawiać opór? Odpowiadał, że wolność oznacza odrzucenie wpływów ob­ cych kultur i „pozostanie Niemcami”. W sercu okupowanego Berlina, bacz­ nie obserwowany przez francuskich oficerów, zapewniał, że „tylko Niemcy mają charakter”, i zaznaczał, że należy wzbudzać poczucie przynależności narodowej w każdej jednostce. Kluczem do tego była edukacja, która miała uświadomić młodym Niemcom, że życiowe spełnienie można osiągnąć, je­ dynie będąc w jedności z narodem niemieckim. Przekaz był prosty: berliń­ czycy nie byli może tak wyrafinowani jak Francuzi, ale aby być w zgodzie ze sobą, musieli pozbyć się ciemiężcy i odtworzyć wspaniałą przeszłość, wskrzeszając opowieści ludowe i średniowieczną historię. Idea ta, odwołu­ jąca się do lokalności, a wynikająca z poczucia upokorzenia i utraty pres­ tiżu, wkrótce zostanie wypaczona przez rasistów i szowinistów, których Fichte z pewnością by nienawidził. Jednak to z jego pomocą niemieckie baśnie, katedry gotyckie, poezja tęsknoty, patriotyczne pieśni, skrzywiona wersja historii i wiele innych elementów niemieckiego romantyzmu stały się częścią nowego ruchu politycznego - nacjonalizmu.

170

Berlin. Metropolia Fausta

Do 1808 roku do Fichtego dołączyli już inni nastawieni patriotycznie Niemcy, dla których wspólnym celem było podżeganie berlińczyków prze­ ciw Francuzom. Schleiermacher, powróciwszy do Berlina po wygnaniu przez Napoleona, zaczął budować poparcie dla wojny przeciwko Francji, bo „nie można było zostawić swojego narodu na pastwę obcokrajowców”, a należało utworzyć „jedno, prawdziwe Imperium Niemieckie, reprezen­ tujące cały niemiecki Volk”. Kleist powiedział o Francuzach w 1808 roku:

Każdą przestrzeń, pole, miasto wybiel ich kośćmi wzgardzonymi przez kruki i lisy. Nakarm nimi ryby Zatamuj Ren masą ich ciał Pozwól mu, spuchniętemu od ich kończyn Zalać Palatynat spienionymi falami. Niech będzie on naszą granicą53.

Arndt nawoływał: „Niech jednogłośność waszych serc będzie waszym Ko­ ściołem, niech nienawiść wobec Francuzów będzie waszą religią, niech wolność i ojczyzna będą waszymi świętymi, do których modlicie się co dzień!”. W przemowie „Czym jest niemiecka ojczyzna?” z 1813 roku mó­ wił o konieczności zjednoczenia się narodu niemieckiego. Według niego Niemcy niewystarczająco doceniali swoje państwo: „Żyjemy w pięknym, dużym i bogatym kraju, kraju wspaniałych wspomnień, bohaterskich czy­ nów, niezapomnianej posługi dla całego świata w odległych i niedawnych czasach”54. Co zostało utracone, należy teraz odzyskać. Również publikacje zaczęły odzwierciedlać nowe nastroje. Już w 1807 roku Wilhelm Gubitz, profesor Akademii Sztuk Pięknych, podjął próbę wydania nacjonalistycz­ nej gazety „Das Vaterland”. Pierwszy numer został jednak skonfiskowany, a on sam wtrącony do więzienia. W 1808 roku August von Kotzebue opu­ blikował kilka antynapoleońskich artykułów w „Der Freimuthige”. Gazeta została zdelegalizowana po tym, jak K.M. Muller wydrukował w niej kon­ trowersyjny artykuł zatytułowany Ober die Nemesis, ale jej egzemplarze nadal funkcjonowały w obiegu podziemnym. Antyfrancuskie nastroje przybrały bardziej praktyczną formę, kiedy do Berlina dotarły wiadomości o powstaniu hiszpańskim, austriackich woj­ nach wyzwoleńczych 1809 roku, powrocie króla z Królewca pod koniec

Rodzący

się

olbrzym

171

tego roku, a także o śmierci małżonki Fryderyka Wilhelma III, Luizy Pru­ skiej, w lipcu 1810 roku. W żałobie po królowej, którą ceniono za dozgonny opór przeciwko polityce Napoleona, naród połączył się w bólu. Rozkwitły tajne i nielegalne stowarzyszenia. Księgarnia Reimera przy Kochstrasse stała się centrum antyfrancuskiego oporu. Berlińczycy, od Chamissa i Savigny’ego po Varnhagena i Arndta, nadal spotykali się w salonie Henrietty Herz, aby dyskutować na temat możliwych działań przeciwko okupantowi. Jedną z najpotężniejszych organizacji był założony w kwietniu 1808 roku w Królewcu Tugendbund (Związek Cnoty) z filią w Berlinie. Członkowie nazywali się „związkiem moralnym i naukowym” dla „odrodzenia mo­ ralności, religii, powagi i ducha narodu”, w rzeczywistości tworząc tajne stowarzyszenie nastawione przeciwko Francji. Friedrich von der Marwitz pisał, że mieli „szpiegów we wszystkich kwaterach, aby tylko podiryto­ wać Francuzów [...]. Wiedzieli też, jak bardzo ludzie są niezadowoleni”55. Schleiermacher był przewodniczącym filii berlińskiej. Do związku należeli

wojskowi, którzy spotykali się potajemnie, nawet kiedy „wróg był cały czas w kraju”. Między Królewcem a Berlinem porozumiewano się szyfrem. O królu i królowej pisano „Quednow i jego żona”, vom Steina nazywano „Chrystusem”, a Gneisenaua „Krzykiem”56. W 1812 roku założono Hauptverein, czyli Berliński Klub Centralny, którego celem było propagowanie na­ cjonalizmu, w listopadzie 1810 roku powstał zaś Deutsches Bund (Związek Niemiecki). Utworzyli go student Friedrich Friesen i nauczyciel Friedrich Ludwig Jahn, którzy pragnęli zapewnić „przetrwanie samowystarczalnego narodu niemieckiego w jego jednolitej formie, odrodzenie niemieckości, obudzenie drzemiącej siły, ochronę [swojego] narodu, w rezultacie jedno­ cząc podzielony, rozproszony Volk”57. Jahn miał obsesję na punkcie wzmoc­ nienia narodu niemieckiego poprzez odcięcie się od wpływów zewnętrz­ nych. W 1811 roku wprowadził tę koncepcję w życie, tworząc Turnerschaft (Związek Gimnastyczny) na terenie berlińskiego parku Hasenheide. Dwu­ stu wielbicieli gimnastyki gromadziło się nie tylko po to, by razem ćwiczyć, ale także by inscenizować turnieje średniowieczne, włączając w to zawody w strzelaniu z kuszy i walki mieczami treningowymi. Młodzi ludzie mieli szykować się do wojny, a wszystkie te czynności - od czytania poezji po nocne marsze - miały rozwijać w nich ducha wspólnoty. Do 1812 roku z Deutsches Bund wyszło kilka kolejnych grup, między innymi Charlottenburger Bund z Gneisenauem, Schleiermacherem i Reimerem wśród człon­ ków. Fala działalności antyfrancuskiej wzmogła się znacząco w 1812 roku,

172

Berlin. Metropolia Fausta

kiedy to Napoleon rozpoczął przygotowania do nowej kampanii. W koń­ cu okazało się jednak, że to nie reformatorzy, nie idee romantyczne, nie patriotyzm takich postaci jak Fichte czy Górres odwiodły Napoleona od Berlina. Stało się tak w wyniku jednego, wielkiego błędu cesarza Francji marszu na Rosję. Z końcem 1811 roku stosunki między Francją a Rosją się pogarszały i obie strony zaczęły planować wojnę. Francuzi rozpoczęli przygotowania na nie­ spotykaną skalę. Napoleon zebrał w Europie armię złożoną z miliona stu tysięcy ludzi. Pięćset tysięcy żołnierzy, wśród nich Holendrów, Niemców, Polaków i Szwajcarów, przeniesiono na wschód. Ku niezadowoleniu miesz­ kańców Berlina tysiące z nich miały stacjonować w mieście. Co gorsza, Napoleon rozkazał pruskiemu królowi nie tylko utrzymać armię na swo­ jej ziemi, ale również zapewnić dwadzieścia tysięcy dodatkowych żołnie­ rzy. Od marca 1812 roku Berlin ponownie odczuwał gospodarcze skutki okupacji z powodu stacjonowania tak wielkiej armii. Wielu reformatorów było tak oburzonych wsparciem króla dla Francji, że postanowiło opuścić kraj. Około pięciuset oficerów zrezygnowało ze swych stanowisk: Boyen i Clausewitz skierowali się do Rosji, Gneisenau pojechał do Anglii, a szef pruskiej policji wybrał Pragę. Służba cywilna, dziennikarze, pisarze, filo­

zofowie i inni, którzy pragnęli wojny wyzwoleńczej, prowadzili antyfran­ cuskie działania w podziemiu. Niektórzy berlińczycy otwarcie okazywali wrogość wobec francuskich wojsk. Kiedy 15 sierpnia zagraniczni żołnierze świętowali urodziny Napoleona, garstka ludzi obrzuciła ich kamieniami, za co została odpędzona bagnetami. Deutsches Bund i inne grupy zaczęły sabotować francuskie linie zaopatrzeniowe i atakować posterunki straży. Nie doprowadziło to do wzniecenia ludowego powstania przeciwko Fran­ cuzom, jednak niektórzy berlińczycy wykorzystali możliwość, aby po raz pierwszy zademonstrować swoją nienawiść do okupanta. Wojna wybuchła 24 czerwca 1812 roku. Ogromna armia francuska składająca się z 422 tysięcy ludzi z trudem przeprawiła się przez Niemen i wkroczyła do Rosji. Napoleon wiązał wielkie nadzieje ze zwycięstwem. Wierzył, że rosyjscy poddani powstaną i dołączą do niego, żądając po­ szanowania zasad wolności, równości i braterstwa. Ale rosyjscy poddani niewiele wiedzieli o postulatach z 1789 roku. Napoleon liczył, że uda mu się zawrzeć pokój z carem jeszcze przed Bożym Narodzeniem, zdecydo­ wał więc nie obciążać swoich żołnierzy ciężkimi futrzanymi płaszczami,

Rodzący

się olbrzym

173

grubymi butami czy odpowiednimi ochraniaczami na końskie kopyta. Car nie zamierzał jednak negocjować. Wiedział, że w porównaniu ze wspa­ niałą armią francuską jego armia jest słaba, a Napoleon doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Zamiast walczyć, wycofywał się więc w głąb swojego rozległego kraju, paląc po drodze wsie i pola, pozbawiając francuską ar­ mię żywności. Z końcem upalnego sierpnia z powodu chorób i dezercji siły najeźdźcy zmniejszyły się o sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Wykończo­ ne upałem konie padały jak muchy, zapasy kurczyły się w zastraszającym tempie58. Tuż przed Moskwą, pod Borodino, marszałek Kutuzow w końcu zatrzymał się i rozpoczął walkę z Francuzami. Mimo przegranej potyczki i śmierci wielu żołnierzy armia rosyjska nie odczuła tego starcia boleśnie. Sto tysięcy francuskich żołnierzy dotarło do Moskwy. Zastali jednak mia­ sto zupełnie opuszczone i oczyszczone z wszelkich zapasów. Zwycięstwo nie przyniosło żadnej korzyści. Kiedy do Moskwy dotarł Napoleon, rozpo­ czynała się zima. Gdy spacerował wzdłuż murów Kremla i obserwował podbite przez siebie miasto, musiał zdawać sobie sprawę z tego, że wpędził się w pułapkę. Zima 1812 roku była wyjątkowo ciężka. Napoleon rozkazał swoim woj­ skom wycofać się w stronę Smoleńska, w ślad za armią Kutuzowa. Wielu żołnierzy zginęło z rąk Kozaków i partyzantów, ale tysiące po prostu zamar­ zło na śmierć w drodze do domu. Temperatury sięgały-21°C w Smoleńsku, -24°C w Mińsku, -30°C w Mołodecznie. Cierpienie musiało być niewyobra­ żalne. Piątego stycznia prorosyjscy działacze vom Stein i Arndt opuścili oswobodzony Sankt Petersburg na dźwięk kościelnego dzwonu i podążyli za wycofującą się armią francuską w stronę Pskowa. Widzieli przejmujące obrazy rzezi. Ich sanie sunęły po martwych ciałach ludzi i koni, rozrzu­ conych po obu stronach drogi. Wszystkie mijane przez nich wsie zostały wcześniej zniszczone, ograbione i spalone. Jedenastego stycznia dotarli do Wilna, gdzie na dziedzińcu klasztoru ich oczom ukazała się piramida zwłok, „zmrożona i wysoka na trzy piętra”. Stein pisał do żony: „Nie widzimy nic prócz wozów wyładowanych ciałami, które znajdowane są wzdłuż drogi częściowo pożarte przez wilki lub które wiezione są do szpitali (w samym Wilnie około piętnastu tysięcy osób przebywa w szpitalach). Wszędzie gro­ mady jeńców z podkrążonymi oczami i sinoszarą skórą, odzianych w łach­ many, w ciszy oczekujących na śmierć”59. Ponad dwadzieścia tysięcy ludzi zginęło podczas samego przekraczania Berezyny. Niedobitki Wielkiej Armii (Grandę Armee) wreszcie dotarły przez Niemen na teren Polski. Pozostało

174

Berlin. Metropolia Fausta

ich osiemnaście tysięcy. Napoleon stracił trzysta osiemdziesiąt tysięcy ludzi, przeprowadziwszy najbardziej kosztowną kampanię w dziejach60. Podczas francuskiej okupacji większość berlińczyków pozostawała neu­ tralna, nieporuszona nawet przez mowy Fichtego i działania rozmaitych stowarzyszeń. Wieści o klęsce Napoleona w Rosji wyzwoliły jednak skry­

wane nastroje antyfrancuskie. Żołnierzy francuskich zakwaterowanych w prywatnych domach wyrzucano na ulicę. Pod koniec 1812 roku niedobit­ ki Wielkiej Armii dotarły do Berlina. Ludwig Rellstab obserwował wtacza­ jące się do miasta wozy z rannymi i zanotował, że „wygląd nieszczęśników był doprawdy fatalny”61. Wielka Armia przemieszczała się dalej na zachód. Generał Johann Yorck von Wartenburg, wówczas dowodzący czternastotysięcznymi oddziałami pruskimi wchodzącymi w skład armii francuskiej, zrobił rzecz niespotykaną - zwłaszcza w armii pruskiej, której głównym hasłem było „posłuszeństwo” - mianowicie sprzeciwił się królowi i zerwał sojusz z Francją. Podpisanie konwencji w Taurogach w grudniu 1812 roku

otworzyło pruskie granice dla carskiej armii. Car i Yorck połączyli siły i rzucili się w pościg za Francuzami. Gustav Parthey zauważył, że to głów­ nie „młode pokolenie zareagowało [na działania Yorcka] z entuzjazmem”62. Szóstego lutego 1813 roku berlińczycy po raz pierwszy zetknęli się ze zwycięską armią rosyjską. Grupa zwiadowcza składająca się z trzystu Ko­ zaków weszła do miasta i zażądała natychmiastowego poddania się dzie­ sięciu tysięcy ludzi Napoleona. Francuzi zabarykadowali miasto, niedługo później na miejsce dotarły rosyjskie posiłki i 4 marca Berlin został wyzwo­ lony. Ci, którzy do końca pozostali wierni Francji, zbiegli zhańbieni. Sie­ demnastego marca generał Yorck wszedł do miasta na czele tryumfalnego pochodu. W tym samym czasie Stein był w drodze do Wrocławia (Breslau), gdzie chciał przekonać króla do wszczęcia wojny przeciwko Francji. Tego samego 17 marca Fryderyk Wilhelm III, który w końcu zerwał więzy łączące go z Napoleonem, odczytał proklamację An mein Volk (Do mojego ludu), zachęcającą poddanych do wstąpienia w szeregi armii. Dziesiątego marca 1813 roku król ustanowił nowe odznaczenie za męstwo na polu walki, przyznawane niezależnie od stopnia wojskowego czy statusu spo­ łecznego. Zaprojektował je Karl Schinkel, nazwano je Krzyżem Żelaznym (Eisernes Kreuz).

Zmiana polityki prowadzonej przez Fryderyka Wilhelma III zwiastowała prawdziwy początek niemieckich wojen wyzwoleńczych. Armia pruska po­ trzebowała rekrutów. Tajne organizacje przekształcono w punkty poboru.

Rodzący się olbrzym

175

Członkowie grupy Jahna zasilili szeregi korpusu Adolfa von Liitzowa; ochot­ nicy nosili czarne mundury z czerwonymi wypustkami i złotymi guzika­ mi - zestawienie koloru czarnego z czerwienią i złotem stanie się później znakiem rozpoznawczym niemieckiego ruchu nacjonalistycznego. Theodor Kórner pisał poezję wysławiającą walkę o ojczyznę. Niedługo później zginie w walce i zostanie okrzyknięty bohaterem. W Berlinie do dziś znajdują się dwie ulice jego imienia. Szeregi armii zasiliło trzynaście tysięcy obywateli Prus w różnym wieku, z czego sześć i pół tysiąca pochodziło z samego Ber­ lina. Wśród nich byli Schadow, Fichte i Iffland, którzy stawili się do walki w dziwacznych średniowiecznych strojach. Berlińscy przedsiębiorcy zebrali 1,2 miliona talarów, aby opłacić armię ochotników. Wiele kobiet oddało swoją biżuterię w zamian za filigranowe żelazne bransolety i naszyjniki, zawsze noszone z patriotyczną dumą. Dwudziestego czwartego marca Fry­ deryk Wilhelm III powrócił do stolicy, wiedząc, że miasto jest nareszcie bezpieczne. Ostatnia bitwa nieopodal Berlina odbyła się pod Grossbeeren 23 sierpnia 1813 roku, kiedy to siedemdziesięciotysięczna armia francuska pod dowództwem marszałka Nicolasa Oudinota spotkała się z połączonymi wojskami Szwecji, Rosji i Prus. Porażka Francuzów była zwiastunem naj­ ważniejszej bitwy wojen wyzwoleńczych, „bitwy narodów” pod Lipskiem. To była największa bitwa w dotychczasowej historii. Po jednej stronie walczyła koalicja Austrii, Prus i Rosji. Austria zapewniła 127 tysięcy ludzi, Prusy 228 tysięcy żołnierzy piechoty i 31 tysięcy kawalerii, podczas gdy Napoleon dysponował 175 tysiącami żołnierzy. Bitwa zaczęła się 16 paź­ dziernika 1813 roku. Starcie gigantycznych armii trwało trzy dni. Kiedy opadł wreszcie dym, oczom zebranych ukazały się błotniste wzgórza po­ kryte ciałami zabitych i ciężko rannych żołnierzy, zmasakrowanymi koń­ mi, porzuconą bronią i resztkami sprzętu. Francuzi stracili aż 38 tysięcy ludzi, 30 tysięcy wzięto zaś do niewoli63. Bitwa była fatalną porażką Napo­ leona, po której nigdy już się nie podniósł. Wojna trwała jeszcze kilkanaście miesięcy, ale jego nadzieje na przejęcie kontroli nad Europą skończyły się w 1815 roku, pod Waterloo.

Kiedy wieści o rozgromieniu Napoleona pod Lipskiem dotarły do Berli­ na, w mieście wybuchła euforia. Duma i optymizm napawały mieszkań­ ców jeszcze do lata, kiedy to pruscy żołnierze dotarli do Paryża i odesłali do Berlina wozy dóbr zagrabionych wcześniej w Prusach. Siedemnastego i osiemnastego stycznia 1816 roku pod odrestaurowaną kwadrygą Bramy

176

Berlin. Metropolia Fausta

Brandenburskiej odbyła się wielka zwycięska feta. Antyfrancuskich akty­ wistów okrzyknięto bohaterami, a baron vom Stein został odznaczony Or­ derem Orła Czarnego - najwyższym odznaczeniem Królestwa Prus. Zwy­ cięstwo uwolniło Berlin i całe Prusy od zagranicznej dominacji. Reformatorzy i grupy nacjonalistyczne zaczęły walczyć o zmiany socjal­ ne i polityczne. Liberalni nacjonaliści, tacy jak Jahn czy Arndt, pragnęli zjednoczenia narodu niemieckiego. W 1814 roku w Germanien und Europa Arndt pisał, że Niemcy powinny być jednolitą monarchią konstytucyjną z własną armią, własnymi prawami i własnymi instytucjami reprezenta­ cyjnymi. W celu promowania swoich pomysłów budował pomniki i organi­

zował uroczystości, między innymi na polu bitwy pod Lipskiem. Nadzieje reformatorów okazały się jednak płonne. Król był bezpieczny, Napoleon zniknął z pola widzenia, wszystko mogło być jak dawniej. Rozczarowa­ na klasa polityczna wkrótce zorientowała się, że potrzeby zmian nie od­ czuwała ani rządząca elita, ani reszta narodu. Dążenie do zjednoczenia pozostawało domeną liberałów i reformatorów, zdecydowanie stanowili oni jednak mniejszość. Reformy demokratyczne wstrzymano do momentu powołania reprezentatywnego rządu, częściowo ze względu na to, że więk­ szość berlińczyków była podejrzliwie nastawiona do monarchii konstytu­ cyjnej, nazywając ją „nieniemiecką”. Dziewiętnastowieczne próby opisania tego okresu jako ogólnonarodowego dążenia do zjednoczenia były fantazją. Landwehra składała się z ledwie dwudziestu tysięcy ochotników, którzy przecież nie wygrali wojny - ona rozegrała się między wielkimi armiami. Dopiero później ludzie tacy jak Arndt i Fichte czy reformatorzy jak Stein i Scharnhorst zostaną okrzyknięci bohaterami narodowymi. Tymczasem zarówno lud, jak i arystokraci pragnący jak najdłużej pozostać przy władzy traktowali ich poczynania z dużą dozą podejrzliwości. Po upadku Napole­ ona liberalny nacjonalizm był coraz częściej postrzegany jako zagrożenie. Madame de Stael mówiła, że w Prusach „dwie grupy społeczne - akademicy i dworzanie - nie mają ze sobą zupełnie nic wspólnego. Myśliciele szybują w niebiosach, podczas gdy na ziemi spotkać można jedynie grenadierów”. To „grenadierzy” prowadzili wojnę o przywrócenie stabilności i o to, aby Prusy utrzymały status wielkiej potęgi. Pragnęli powrotu swoich przywi­ lejów. Społeczeństwo nie miało możliwości ani chęci ich powstrzymania. Ludzie pokroju Steina byli głęboko zawiedzeni apatią w społeczeństwie oraz faktem, że berlińczycy nie mieli wystarczającej odwagi, aby naprawdę coś zmienić. Nadeszły bezpieczne czasy, większość ludzi pragnęła w spokoju

Rodzący się olbrzym

177

na nowo ułożyć sobie życie. Stein już wcześniej narzekał na żałosną reakcję berlińczyków na inwazję Napoleona, porównując ją do zapału mas w czasie rewolty hiszpańskiej czy zachowania moskwian. Był świadkiem „podnoszą­ cych na duchu, inspirujących scen” z ich udziałem. Po wojnie był jeszcze bardziej zjadliwy wobec berlińczyków, którzy nie okazywali zainteresowa­ nia jakimikolwiek reformami. „Nieszczęściem dla kraju jest to, że stolica Prus leży na terenie Marchii Brandenburskiej - mówił. - Jakie wrażenie mogą robić te suche równiny na swoich mieszkańcach? Czy mają moc, by wzbudzać emocje, radość? Czego można oczekiwać od mieszkańców tych piaszczystych stepów, nieczułych, prostych, ledwo wykształconych ludzi, nadających się jedynie na rachmistrzów i kaprali [...]; ludzi, którzy myślą tylko o pozycjach, przywilejach i podwyżkach uposażenia?”64. Niebuhr po­ wiedział Wilhelmowi von Humboldtowi: „Jest całkowitym błędem sądzić, iż większość niemieckiej populacji ma demokratyczne poglądy. Widać je może u naszych erudytów, pamflecistów i młodzieży, ale brak ich u reszty

społeczeństwa, szlachty, mieszczan czy chłopów”65. Takie spojrzenie znalazło odbicie w powojennym porządku europej­ skim. Dziwaczny kongres wiedeński z lat 1814-1815 zapisał się na kartach historii głównie za sprawą kuluarowych romansów. Po porażce Napoleona na nowo ustalono granice w Europie, nie zakończyło to jednak rozbicia Niemiec i absolutystycznych rządów. Stein liczył na utworzenie czegoś w rodzaju dawnego cesarstwa niemieckiego, Hardenberg zaś pragnął ściśle współpracujących ze sobą niemieckich krajów złączonych wspólnym rzą­ dem. Mimo to taki rozwój wydarzeń był niemożliwy w momencie, gdy ani Prusy, ani Austria nie chciały uznać nawzajem swojego zwierzchnictwa. W tym samym czasie mniejsze kraje, jak na przykład Wirtembergia, żąda­ ły uznania niepodległości, a społeczeństwo całych Niemiec pozostawało bierne. Rezultatem tych rozbieżnych dążeń była luźna konfederacja państw połączonych wspólnym parlamentem obradującym we Frankfurcie nad Menem i złożonym z odgórnie narzuconych przedstawicieli. W Austrii ani w Prusach nie dokonano wyczekiwanej reformy konstytucyjnej, a nowo po­ wstały Związek Niemiecki był w zasadzie gromadką książąt zdeterminowa­ nych, by pozostać przy władzy. Najważniejsza zmiana będąca następstwem kongresu wiedeńskiego nie miała nic wspólnego z potrzebą wprowadzenia reform. Car pragnął przejąć kontrolę nad dużymi obszarami Polski, wów­ czas znajdującymi się w pruskich rękach. W ramach rekompensaty Prusom przyznano Saksonię oraz sporą część Nadrenii i Westfalii, a co za tym idzie,

178

Berlin. Metropolia Fausta

kontrolę nad Prusami Wschodnimi i nowymi terenami przemysłowymi na zachodzie. Ziemie te nie miały wówczas dużego znaczenia, ale moment ich przejęcia okazał się później punktem przełomowym w historii Niemiec. Po raz pierwszy uwaga Prus skupiła się na zachodzie, po raz pierwszy Ber­ lin był odpowiedzialny za ochronę nie tylko wschodniej granicy, ale tak­ że granicy z Francją. Próby połączenia podzielonych Prus przekształcą się w walkę o połączenie całych Niemiec. Ten moment miał dopiero nadejść. Berlin nie był prawdziwym centrum Prus. Mieszkańcy Nadrenii ani Saksończycy nie akceptowali zwierzchnictwa nowej stolicy. Goethe zauważył, że podczas gdy inne państwa miały wspaniałe metropolie jako stolice, Berlin pozostawał miastem prowincjonalnym. „Paryż to Francja - pisał wszystkie ważne zainteresowania jego wielkiej ojczyzny koncentrują się w stolicy i tam mają swoje właściwe życie i swój właściwy wydźwięk. [...] Nie mamy bowiem ani jednego miasta, a nawet ani jednego kraju, o którym moglibyśmy stanowczo powiedzieć: tu właśnie są Niemcy”66. Po wojnach napoleońskich niektórzy próbowali podtrzymywać nacjo­ nalistyczny zapał. Tunwatcr Jahn miał nadzieję na powiększenie swoich patriotycznych grup gimnastycznych, w Jenie zaś powstał studencki ruch zwany Burschenschaften (korporacje studenckie), który szybko rozprze­ strzenił się na cały kraj. Ci młodzi ludzie nadal wierzyli w powstanie zjed­ noczonych Niemiec. Starali się ubierać w tradycyjne niemieckie stroje. Nosili barwy czerni, czerwieni i złota, na pamiątkę umundurowania ochot­ ników Liitzowa. Podczas sekretnych spotkań i rytuałów odgrywali roman­ tyczne historie średniowiecznych rycerzy i ludowe baśnie. W październiku 1817 roku zebrali się w symbolicznym miejscu - na zamku Wartburg, poło­ żonym na stromej grani w sercu Turyngii - aby połączyć wszystkie lokalne grupy w jedną ogólnopaństwową organizację. Niemal pięciuset studentów przebranych w kostiumy w drżącym świetle pochodni mozolnie wdrapa­ ło się na wzgórze. W tym miejscu Luter przetłumaczył Biblię i na ścianie w małym pomieszczeniu cały czas widać było plamę tuszu z rozbitego ka­ łamarza rzuconego w diabelską zjawę. Studenci odprawili tam ceremonię upamiętniającą zwycięstwo pod Lipskiem i rocznicę reformacji, która przy­ niosła „oswobodzenie od Rzymu”67. Zgromadzili dzieła konserwatywnych i antynacjonalistycznych pisarzy i wrzucili je do wielkiego ogniska, przy­ pominając o spaleniu przez Lutra papieskiej bulli. Wizja grupy nacjonalistów agitującej młodzież na uniwersyte­ tach wywołała niepokój przedstawicieli nowo przywróconej władzy

Rodzący się olbrzym

179

absolutystycznej. Okazja do ich uciszenia pojawiła się 23 marca 1819 roku, kiedy jeden z członków Burschenschaftu, Karl Sand, zasztyletował reak­ cyjnego dramatopisarza Augusta von Kotzebuego. Sand został publicznie ścięty. Z powodu wprowadzenia nowych przepisów - niesławnych postano­ wień karlsbadzkich - wszystkie demokratyczne i nacjonalistyczne grupy miały podlegać karom. Za ich spisaniem stał przebiegły austriacki mąż stanu, Klemens von Metternich, nastawiony negatywnie do jakiegokolwiek wpływu społeczeństwa na działania rządu. Działalność wszystkich klubów demokratycznych i liberalnych organizacji była tłumiona, a osoby podej­ rzewane o „agitację rewolucyjną” ścigane. Przepisy dotyczyły wszystkich przeciwników restauracji absolutyzmu. Prasa i wszelkie druki o objętości mniej niż dwadzieścia stron podlegały cenzurze. Uniwersytety zamieniły się w bastiony konserwatyzmu, gdyż wszystkich profesorów krytykujących system zwolniono, a nieposłusznych studentów wydalono. Fidelio Beethovena trafił na listę utworów zakazanych, podobnie zresztą jak Mowy do narodu niemieckiego Fichtego. Friedrich Jahn został aresztowany, a jego stowarzyszenia gimnastyczne zakazane. Fryderyk Wilhelm III zdymisjono­ wał ostatnich z reformatorów, między innymi Wilhelma von Humboldta.

Dwudziestego marca 1820 roku Humboldt ujawnił zasięg funkcjonowania cenzury, zaczynając list do Steina następującymi słowami: „Wstrzymałem się od napisania w tym liście czegokolwiek, co dotyczyłoby spraw publicz­ nych [...]. Wszystkie nasze listy są otwierane”68. Berlińczycy nie próbowali bronić prześladowanych. Większość tęskniła za pokojem i zgadzała się ze słowami Niebuhra, według którego nie było potrzeby walczyć o zmiany polityczne, kiedy wolność „opiera się bardziej na administracji niż konsty­ tucji”. Rozczarowani poeci, pisarze i artyści nie mieli wystarczająco dużo siły, aby wyrwać miasto z jego samozadowolenia. Sam Goethe pisał, że „raczej spowodowałbym niesprawiedliwość, niż tolerował nieporządek”. Tak zaczęły się spokojne lata okresu biedermeieru69. Okres biedermeierowski oznaczał odejście od polityki i kwestii narodo­ wych pozostawionych bez odpowiedzi po wojnach wyzwoleńczych. Był też reakcją na romantyzm, który kończył się już pod ciężarem swojej obse­ sji na punkcie gruźlicy, opium i śmierci. Wśród mieszczaństwa dało się

wyczuć niepewność i bezradność, opisywane terminem Weltschmerz - ból istnienia. Ludzie byli zbyt zmęczeni lub zbyt rozczarowani, aby sprostać

180

Berlin. Metropolia Fausta

problemom kłębiącym się pod spokojną powierzchnią życia, chętnie wkro­ czyli więc w okres odbudowy, bezpieczeństwa i konserwatyzmu. Skiero­ wali swoje zainteresowania ku małym sprawom - od lokalnej polityki po

Hcimat i rodzinę. Nazwę biedermeier ukuto w latach pięćdziesiątych XIX wieku, już po zakończeniu tego okresu70. Był to delikatny zwrot w stronę nudnawej, sen­ tymentalnej kultury mieszczańskiej, która rozkwitała po porażce Napole­ ona. Świat biedermeierowski to świat Bildung, klasycznej edukacji, niewin­ ności i naiwności. Zewnętrzny szacunek i przyzwoitość skrywały pewną warstwę pruderii i hipokryzji. Współcześni malarze uchwycili ducha epoki, przedstawiając ładne, choć niekoniecznie okazałe wnętrza, młodych męż­ czyzn w bibliotekach lub młode kobiety popijające herbatę czy śpiewające kolędy. Pomieszczenia były przytulne, podłogi drewniane, wzdłuż ścian pokrytych jedwabnymi tapetami stały delikatne meble z drzewa czereśnio­ wego. Centrum tego życia stanowiła rodzina. Nowa moralność właśnie ją uważała za najwyższe osiągnięcie życia mieszczańskiego. Dzieci traktowano już nie tylko jako przyszłych żywicieli rodziny - dla mieszczańskiej pary były one drogą do nieśmiertelności. Sta­ nowiły nadzieję na postęp i sukces nowej generacji71. Małżeństwa nie pod­ dawano już ścisłej kontroli społecznej ani nie rozumiano jako transakcji finansowej czy kontraktu wiążącego dwie rodziny. W modzie było ożenić się z miłości. Nowa moralność wpłynęła na obyczaje seksualne. W XVIII wieku miłość i seksualność były dwiema zupełnie różnymi sprawami. Jaw­ ny libertynizm i przygody erotyczne stanowiły rozrywkę, zwłaszcza wśród arystokracji. W pierwszych latach XIX wieku Wilhelm von Humboldt zasły­ nął swoimi częstymi wizytami w berlińskich domach publicznych, mimo to jego małżeństwo przytaczano jako wzór cnót. W 1807 roku Thomas Jef­ ferson powiedział Humboldtowi, że „kiedy mężczyzna zdobywa zaufanie ludu, powinien uznawać siebie za własność publiczną”, żaden z nich jednak nie uważał, że dawało to prawo dogłębnej analizy ich życia prywatnego. Mimo to wraz z nową epoką zaczęto krytykować życie osobiste Humbold­ ta, Hardenberga ukarano za posiadanie kochanki, a zarówno Wielanda, który wiódł niesamowicie dekadenckie życie seksualne, jak i Kotzebuego, który miał co najmniej siedemnaścioro dzieci (możliwe, że więcej), okrzyknięto niemoralnymi i lubieżnymi. Mężczyźni nadal odwiedzali burdele i mieli kochanki, nie było już jednak w dobrym tonie publicznie się do tego przyznawać. Pruderyjność wpłynęła na wszystkie sfery życia,

Rodzący się olbrzym

181

łącznie z polityką. Berlińskie mieszczaństwo wiedziało, że brak mu siły politycznej, mimo to odrzuciło kontrowersyjny tekst Heinricha Heinego, który pisząc z Paryża, narzekał na represje w Berlinie. Zamiast wziąć pod uwagę jego ostrzeżenia dotyczące niebezpieczeństw czyhających w pruskim systemie, berlińczycy okrzyknęli go „radykalnym” i „niebez­ piecznym”72. W rzeczywistości wykształcona elita pozostawała pod ścisłą kontrolą Hohenzollernów i wojska. W świecie cenzury, konformizmu i re­ presji polityczne i osobiste wątpliwości skrywano. Nawet Humboldt, który w przeszłości zrobił dużo dobrego dla akademickiego rozwoju miasta, na­ zwał Berlin „intelektualną pustynią, miastem małym, niewykształconym, a co za tym idzie - zupełnie nikczemnym”73. Jeśli wziąć pod uwagę dominującą atmosferę, nie dziwi, że w biedermeierowskim Berlinie powstało tak niewiele wartych odnotowania dzieł sztuki. Kariery wielu wielkich artystów, którzy znaleźli się w mieście pod­ czas ekscytującego okresu romantyzmu, zostały zablokowane. Felix Mendelssohn-Bartholdy, który w 1820 roku na nowo zaznajomił Berlin z Pasją według św. Mateusza Bacha, powinien był otrzymać nominację na dyrekto­ ra SingAkademie. Posada dostała się jednak nieciekawemu Carlowi Fried­ richowi Rungenhagenowi. Carl Maria von Weber, który z kolei zainaugu­ rował operę romantyczną premierą Wolnego Strzelca w 1821 roku, został odrzucony przez dworskiego kompozytora Gaspare’a Spontiniego i prze­ prowadził się do Drezna. Berlińczyk Giacomo Meyerbeer opuścił miasto z powodu braku pracy, stanowisko dyrektora opery zaproponowano mu dopiero w 1842 roku, za rządów Fryderyka Wilhelma IV. W Berlinie prze­ bywali też Hector Berlioz i Richard Wagner, ale zawiedzeni ze względu na rozmaite ograniczenia i nieciekawą atmosferą, wyprowadzili się. Nawet wybitny rzeźbiarz i artysta Johann Gottfried Schadow, autor kwadrygi na Bramie Brandenburskiej, otwarcie krytykujący francuską okupację stolicy, nie dostawał już żadnych zleceń. Zastąpił go bardziej przewidywalny Chri­ stian Daniel Rauch, autor monumentalnego pomnika konnego Fryderyka Wielkiego i rzeźb generałów z czasów wojen napoleońskich - Bliichera, Yorcka, Gneisenaua, Scharnhorsta i Biilowa - ustawionych wzdłuż Unter den Linden. Berlin wciąż nie potrafił zachwycić. Kiedy pastor Karl Philipp Moritz po raz pierwszy ujrzał Londyn, krzyknął: „Jak wspaniały wydawał

mi się Berlin, kiedy patrzyłem na niego z wieży kościoła Mariackiego lub spoglądałem w dół ze wzgórza Tempelhof [...]. Teraz, kiedy porównuję go w wyobraźni z Londynem, wydaje się zupełnie nieistotny!”74. Jedyną

182

Berlin. Metropolia Fausta

dziedziną, w której Berlin wiódł prym w okresie biedermeierowskim, jest architektura. Zawdzięcza to w zasadzie talentowi jednego człowieka - Kar­ la Friedricha Schinkla75. W 1826 roku Franz Grillparzer, wiedeński pisarz i przyjaciel Beethovena, przyjechał do Berlina nowym dyliżansem pocztowym. „Nareszcie widzę wieże Berlina - pisał. - Wjazd przez bramę. Piękne. Budynki są piękniej­ sze niż wszystko, co do tej pory widziałem. Ulice szerokie, królewskie”76. Podobnych słów nie sposób było usłyszeć przed pojawieniem się Schinkla, największego niemieckiego architekta XIX wieku. To właśnie on podczas swojej długiej i dynamicznej kariery dokonał zupełnej transformacji cen­ trum Berlina w harmonii z istniejącymi neoklasycystycznymi budynkami w „stylu pruskim”. To Schinkel nadał kształt alei Unter den Liden, placowi Gendarmenmarkt, ogrodowi Lustgarten, a wspólnie z Peterem Josephem Lenne także parkowi Tiergarten. Mawiano, że tak jak pierwszy cesarz Rzy­ mu „zastał miasto ceglane, a zostawił marmurowe”, Schinkel zastał miasto drewniane, a zostawił ceglane. Większość cegieł w budowlach Schinkla była jednak otynkowana, pokryta marmurem i otoczona kolumnami z sak­ sońskiego piaskowca, rzeźbami i misternymi kutymi ozdobami. Był czło­ wiekiem wielu talentów, zajmował się też wnętrzarstwem i projektowa­ niem scenografii. Tworzył fantastyczne kute meble, był jednym z pionierów litografii, zaprojektował oszałamiającą, rozgwieżdżoną dekorację do arii Królowej Nocy w Czarodziejskim flecie Mozarta. Kariera Schinkla odzwier­ ciedlała tryumf reakcjonistów w Berlinie. Zaczynał przecież jako zapalony reformator Prus, ale tak jak wielu z jego pokolenia, wycofał się z życia politycznego, zniesmaczony zmianami zachodzącymi w kraju po wojnach wyzwoleńczych. Zamiast tego stał się filarem, na którym opierał się nowy, apolityczny i naiwny świat biedermeierowskiego Berlina. Życie Schinkla objęło czasy absolutyzmu aż do końca okresu biederme­ ierowskiego. Urodził się w 1781 roku w Neuruppin, małym mieście garni­ zonowym na północ od Berlina. Był to okres niesamowitych zmian. Jeszcze zanim rodzina Schinkla przeprowadziła się do Berlina w 1794 roku, Kant opublikował Krytykę czystego rozumu, zmarł Fryderyk Wielki, a echa rewo­ lucji francuskiej rozbrzmiewały w całej Europie. Młodego Karla wysłano do szkoły przy słynnym Graue Kloster. W 1797 roku ujrzał plany gigan­ tycznego monumentu Fryderyka Wielkiego autorstwa Friedricha Gilly’ego i pod ich wypływem postanowił zostać architektem. Studiował wspólnie z Gilly’em, który w 1806 roku zlecił mu pierwszy projekt - pawilon

Rodzący

się

olbrzym

183

ogrodowy. Rewolucja i chaos z nią związany odcisnęły wyraźne piętno na życiu zarówno prywatnym, jak i osobistym Schinkla. Z okien swojego po­ koju przy Alexanderplatz obserwował kolumnę francuskich wojsk wmaszerowujących do Berlina w 1806 roku i podobnie jak wielu jemu współczes­ nych w 1807 roku dał się ponieść patriotycznej gorączce za sprawą Mów do narodu niemieckiego wygłoszonych przez Fichtego. Dołączył do kręgu berlińskich romantyków, zaprzyjaźnił się z Achimem i Bettiną von Arnim, Clemensem von Brentano, Carlem von Savigny i innymi. Jak wielu, po wypowiedzeniu wojny Francji ochotniczo zgłosił się do służby w pruskiej armii. Przed 1805 rokiem zaprojektował już pomnik na cześć Marcina Lut­ ra, niebawem stworzy dekoracje do Undine i Fausta, planował też zilustro­ wanie bajek Brentana. Jego obrazy, jak na przykład melancholijny Zachód słońca nad pasmem gór, powstawały w stylu romantycznym. Widać było w nich inspirację tajemniczymi pejzażami Caspara Davida Friedricha, któ­ re oglądał na wystawie w Berlinie w 1810 roku. Podczas okupacji francu­ skiej tworzył duże dioramy scen historycznych mające za zadanie wzmac­ niać morale publiczności. W 1812 roku pokazał wielkie malowidło Pożar Moskwy, na którym uwydatnił bojowego ducha armii rosyjskiej walczącej przeciwko Wielkiej Armii Napoleona. Nad Moskwą kłębią się gęste, ciemne chmury, mieszkańcy opuszczają miasto ze stoickim spokojem, a Francuzi zbliżają się ku wysokim wieżom Kremla. Patriotyczna służba Schinkla nie skończyła się wraz z porażką Napole­ ona. Był on autorem dekoracji, które zdobiły Bramę Brandenburską pod­ czas zwycięskiej parady w 1814 roku, współorganizował też wielką wy­ stawę łupów wojennych zwróconych Berlinowi przez Paryż. Stworzył dla Bliichera medal przedstawiający po jednej stronie wielkiego generała jako Herkulesa odzianego w skórę lwa, a po drugiej św. Michała zwyciężającego Szatana. Zaprojektował Krzyż Żelazny i pikielhaubę, czyli hełm zakończo­ ny charakterystycznym szpicem, później symbol pruskiego militaryzmu. Nade wszystko jednak jego patriotyzm przejawiał się w architekturze, zwłaszcza czerpiącej ze „stylu narodowego” - gotyku. Schinkel wierzył, że architektura gotycka jest odzwierciedleniem romantyzmu, wiecznego chrześcijaństwa, średniowiecznych Niemiec, a nawet „niemieckiej duszy”. Styl gotycki odpowiadał modelowi rozwoju Prus i urzeczywistniał wyzwa­ nie, by osiągnąć wolność, przeprowadzić reformy i zjednoczyć Niemcy. Większość wczesnych projektów Schinkla nawiązywała właśnie do goty­ ku. W 1810 roku, po śmierci królowej Luizy, Schinkel przedstawił królowi

184

Berlin. Metropolia Fausta

szkice pamiątkowej kaplicy z wysokimi tukami, figurami aniołów Stróży i maswerkowymi oknami, które miały przywoływać moment wejścia kró­ lowej do raju. Po wojnie zaprojektował wielką Fontannę Wyzwolenia. Jed­ nym z jej elementów była statua germańskiego wodza Hermanna na koniu stojącym dęba, kierującego włócznię trzymaną w ręku w stronę brzucha leżącego Rzymianina Publiusza Kwinktyliusza Warusa. Przez rysy poko­ nany wojownik w cesarskiej zbroi zdradzał podobieństwo do Napoleona. Schinkel stworzył też wspaniały projekt gotyckiej katedry upamiętniającej wojny przeciw Napoleonowi i przedstawił plany odbudowy kościoła św. Piotra po pożarze. Żaden z tych projektów nie został jednak zrealizowany z przyczyn politycznych. Podczas okresu napoleońskiego Fryderyk Wilhelm III wspierał refor­ matorów, niemieckich nacjonalistów, ochotników Landsturmu i liberałów pragnących zmian politycznych. Po porażce Francji szybko powrócił do swoich dawnych przekonań. Wszelkie próby wprowadzania reform poli­ tycznych, działania w celu zjednoczenia Niemiec, ustanowienia konsty­ tucji i reprezentatywnego rządu były z powrotem uznawane za wywroto­ we i niebezpieczne, a ponieważ styl gotycki był nierozłącznie powiązany z tymi ideami, teraz wypadł z łask. Król wołał budynki sprawiające wraże­ nie stabilności i bezpieczeństwa, nade wszystko te zaprojektowane w stylu neoklasycystycznym. Preferencje króla miały znaczny wpływ na prace Schinkla. Fryderyk Wilhelm III wybrał dla swej żony doryckie mauzoleum zamiast gotyckie­ go grobowca. Wstrzymał też plan budowy gotyckiej katedry w Berlinie z powodu braku funduszy. Schinkel musiał zadowolić się żelaznym go­ tyckim pomnikiem w Kreuzbergu, stworzonym wedle wskazówek majora von Reiche, kuzyna wpływowego generała nobilitowanego po bitwie pod Waterloo. Król zlecał jeszcze małe gotyckie pomniki, ale coraz rzadziej. Do 1820 roku Schinkel został zmuszony do porzucenia gotyku na rzecz klasy­ cyzmu. Dla niektórych było to równoznaczne ze zdradą idei zjednoczenia Niemiec. Ale Schinkel, pomimo miłości do architektury średniowiecznej, pragnął po prostu budować. Przez ponad dekadę jego najważniejsze prace będą odzwierciedlać potrzeby reakcyjnego państwa pruskiego. Schinkel nie uważał tych dwóch stylów za zupełnie odrębne. Wielu artystów - od Beethovena do Hólderlina i Mórikego, a nawet Goethego w Fauście - łączyło elementy romantyzmu i neoklasycyzmu. Schinkel prze­ konał się, że edukacja przez przedstawianie wartości starożytnych Greków

Rodzący się olbrzym

185

była równie istotna, co przywoływanie ducha średniowiecznych Niemiec. Architektura grecka była jego zdaniem wytworem harmonijnego, zinte­ growanego i wolnego społeczeństwa, które mogło być modelem dla Prus wytworem „najszczęśliwszego państwa wolności w obrębie prawa”. Klu­ czem były kultura i sztuka: według słów Schinkla piękne budynki mogły „uszlachetnić wszystkie relacje ludzkie”. Pogląd ten był jednak odzwiercie­ dleniem problemu świata biedermeierowskiego. Podejście, zgodnie z któ­ rym tworzenie budynków, obrazów i rzeźb mogło w jakiś sposób uczyć ludzi zasad demokracji, było naiwne. Schinkel sądził, że jego budynki „wy­ zwalają” Berlin. Mimo to sankcjonował nimi jeden z najbardziej reakcyj­ nych reżimów Europy w tamtych latach. Kariera Schinkla jako architekta zaczęła się na dobre w 1818 roku, trzy lata po kongresie wiedeńskim. Wtedy zakończył pracę nad pierwszym waż­ nym zleceniem - Neue Wachę (Nowy Odwach). Był to niewielki pomnik ku czci pruskiej armii. Zbudowany na modłę rzymskiego castrum z doryckim portykiem i sześcioma prostymi kolumnami, do dnia dzisiejszego pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych budowli przy Unter den Linden. Spodobał się także królowi, który zlecił Schinklowi kolejne projekty. W ciągu dwóch kolejnych dekad Schinkel odcisnął swoje piętno na niemal każdym budynku w centrum miasta. Przebudował barokową katedrę na­ przeciwko Zamku, zaplanował ogrody Lustgarten, zbudował Schlossbriicke, zaprojektował Schauspielhaus - teatr otwarty w 1824 roku oraz wiele prywatnych rezydencji i pałaców, w tym Palais Redern przy Pariser Platz. Szkicował plany dla nowych bibliotek czy budek wartowniczych przy Potsdamer Platz. W liście do Sulpice Boissierie z 1822 roku pisał, że ma nadzie­

ję, iż jego praca to „piękno samo w sobie i dla miasta”77. Ukoronowaniem jego twórczości w stylu neoklasycystycznym jest ukoń­

czone w 1830 roku Altes Museum, które zresztą uważał za swoje największe osiągnięcie. Do dnia dzisiejszego pozostaje symbolem Berlina. Z zewnątrz wygląda niczym wielka grecka stoa ze wspaniałym rzędem osiemnastu idealnie symetrycznych jońskich kolumn sięgających aż do północnego krańca Lustgarten. Ogromna rotunda, wzorowana na rzymskim Pante­ onie, niewidoczna z zewnątrz, jest oszałamiającą niespodzianką dla zwie­ dzającego. Schinkel pragnął, aby rotunda była świątynią sztuki i kultury, sanktuarium, gdzie „widok pięknego, wysublimowanego pomieszczenia sprawi, że odwiedzający będzie otwarty i powstanie odpowiedni nastrój do podziwiania tego, co w tymże budynku się znajduje”78. Po obejrzeniu

186

Berlin. Metropolia Fausta

wystawy widz mógł wyjść przez Treppenhaus, łączący muzeum-świątynię z ruchliwym świeckim światem Berlina. Istotne było też umiejscowienie budynku. Muzeum mieści się naprzeciwko Zamku, w bliskiej odległości stoją Arsenał i katedra, tuż obok giełda i zmodernizowany w 1832 roku Neue Packhof. Umiejscawiając je tam, Schinkel chciał pokazać, że kultura była równie ważnym filarem pruskiego społeczeństwa, jak wojsko, monar­ chia, Kościół i nowo powstająca potęga, czyli przemysł. Była to absurdalna iluzja. Sztuka nie ma i nigdy nie będzie miała tyle siły co jej rywale. Kiedy w 1824 roku Robert Smirke projektował gmach British Museum, postawił go z dala od Whitehall, St. Paul’s i City. Według Anglików absurdem było sądzić, że instytucja kultury może rywalizować z parlamentem, wojskiem czy przemysłem w kwestii rządzenia krajem. Wyobrażenie Schinkla, że kultura może zastępować działania polityczne, było typowe dla Berlina okresu biedermeieru. Swoimi pięknymi, symetrycznymi, surowymi bu­ dowlami neoklasycystycznymi odzwierciedlał fałszywy pogląd popularny wśród berlińskiej wykształconej klasy średniej tego okresu - wiarę, że na politykę można wpłynąć poprzez kulturę. Schinkel nie zdawał sobie sprawy, że zamiast zostać politycznym ak­ tywistą, w rzeczywistości stał się filarem pruskiego establishmentu. Był zaufanym funkcjonariuszem państwowym - w 1838 roku uznano go za od­ powiednią osobę na jedno z najwyższych stanowisk państwowych w Pru­ sach. Liczba zleceń i projektów, które trafiały do niego za sprawą rodziny królewskiej, uczyniła z niego najsłynniejszego architekta w kraju. De facto

został nadwornym architektem. Jego zapewnienia, według których po­ przez swoją architekturę miał wprowadzić Prusy w lepszy, demokratyczny świat, nie brzmiały ani trochę przekonująco.

Altes Museum na wiele sposobów zwiastowało koniec architektury dy­ daktycznej i zanim jeszcze zakończyła się jego budowa, świat biedermeie­ ru zaczął się rozsypywać. Sam Schinkel wyczuwał nadchodzący upadek, ostatnią dekadę życia poświęcił więc na zgłębianie innych form architek­ tonicznych i wypracowanie nowego, ahistorycznego stylu funkcjonalne­ go, inspirowanego po części brytyjską architekturą przemysłową79. Wśród jego nowych projektów był plan targu na Unter den Linden i zaskakują­ co nowoczesnego, fioletowego budynku z cegieł Bauakademie (Akademii Architektury), lekkomyślnie zniszczonego przez władze NRD po drugiej wojnie światowej. Jego późne prace zwiastowały epokę, która miała dopie­ ro nadejść. Budynki publiczne z dawnych lat ustąpią hotelom, fabrykom,

Rodzący się olbrzym

187

domom towarowym i stacjom kolejowym, powstałym nie po to, by eduko­ wać i uszlachetniać ludność, lecz ułatwiać handel80. Schinkel zmarł w 1841 roku. Jeszcze przed jego śmiercią wśród wyklu­ czonych z pruskiej elity rosło niezadowolenie z powodu cenzury i represji, które nadal były na porządku dziennym. Schinkel w młodości wyparł się płomiennego nacjonalizmu i polityki, jednak w Berlinie było wielu, którzy tego nie uczynili. Dzieła powstałe na wygnaniu powoli zaczęły pojawiać się w mieście. Nastawieni na reformy mieszkańcy tworzyli organizacje po­ lityczne pod przykrywką kółek literackich, klubów poezji i stowarzyszeń muzycznych, aby sprzeciwiać się zmianom wprowadzanym przez oficjalne partie polityczne. Na nowo odkryto dzieła z epoki napoleońskiej, rosła tęsk­ nota za jednością narodu. Nieważne, jak cywilizowane i spokojne były lata biedermeieru, jak wspaniałe zdawały się neoklasycystyczne gmachy Schinkla - były one wynikiem uśpienia sztucznie wywołanego przez miesz­ czaństwo, które chciało odciąć się od realiów politycznych tamtych cza­ sów. Heinrich Heine z podejrzliwością traktował nowe, eleganckie miasto z „długimi rzędami jednakowych domów, długimi i szerokimi ulicami [...]. Nikt tu jednak nie przejmuje się opinią mas”81. W swoich słynnych słowach przewidział zdarzenia, które miały dopiero nadejść: „Berlinie, Berlinie, o, mieście nieszczęścia! Nie ma w tobie nic prócz udręki i męczeństwa [...]. Prawa są respektowane, jak gdyby były płomieniem świecy”82. Biedermeier skończył się nagle i gwałtownie pod koniec rewolucyjnego 1848 roku.

Rozdział Czwarty

Od rewolucji do Realpolitik Służba nie drużba; takie nasze dzieje! Faust, cz. I

Z

końcem lat dwudziestych XIX wieku absolutyzm podtrzymywany do tej pory przez ustalenia kongresu wiedeńskiego zaczął się rozpadać.

Europa się zmieniała. Rosła liczba ludności, industrializacja niosła ze sobą zmiany społeczne i gospodarcze, a ludzie zaczynali dostrzegać wady prze­ starzałego systemu, który uniemożliwiał wprowadzenie reform. W Niem­ czech młodzi ludzie, wciąż pamiętający radosne poruszenie, które towa­ rzyszyło im podczas wojen wyzwoleńczych, nie chcieli już żyć w nudnym i dusznym świecie. Coraz to nowi artyści, pisarze i weterani dołączali do ruchu Młodych Niemiec, którego przywódcy - Karl Gutzkow i Heinrich Laube - wykorzystywali motywy rebelii i emancypacji w swoich Zcitromane (powieściach wyrażających ducha czasu). Nowi opozycyjni pieśnia­ rze i poeci - między innymi August Heinrich Hoffmann von Fallersleben (autor hymnu Niemiec; stracił pracę ze względu na poglądy polityczne), Georg Herwegh czy Ferdinand Freiligrath (obaj zesłani na wygnanie) i nie­ odmiennie wpływowy Heinrich Heine - zaczęli podważać zastane status ąuo1. Studenci z Burschenschaftów wkładali średniowieczne szaty, zapusz­ czali włosy i brody, gromadzili się potajemnie wśród starych ruin, utwier­ dzając się nawzajem w postulatach zjednoczenia ojczyzny. Rok 1830 to dla całej Europy czas rewolucji. Wieści o upadku Burbonów we Francji

190

Berlin. Metropolia Fausta

rozbudziły nadzieje na rychły kres innych reakcyjnych reżimów. Belgowie walczyli o wyzwolenie się spod władzy Holendrów, Polacy zaś powstali przeciwko Rosji. Trwające niemal rok powstanie listopadowe było niezwyk­ le ważne dla Berlina. Choć król Prus popierał prowadzoną przez cara poli­ tykę brutalnych represji, w stolicy solidaryzowano się z polskimi ofiarami. Tysiące Polaków znalazło w Berlinie schronienie, nierzadko kreowano ich tu na bohaterów. Harro Harring napisał na ich cześć Zbawienie wolności, a przebywający wówczas w Lipsku Richard Wagner zanotował: „Zwycię­ stwa odniesione przez Polaków w tym krótkim okresie w maju 1831 roku wzbudzają mój głęboki podziw. Zdawało mi się, jak gdyby świat cudownie powstał na nowo”2. Dwa lata później podczas pobytu w Berlinie skom­ ponował uwerturę Polonia, w tym samym czasie na berlińskich salonach rozbrzmiewała muzyka Chopina i porywająca poezja Mickiewicza3. W maju 1832 roku niemieccy studenci zorganizowali manifestację na zamku Hambach (Hambacher Fest). Ponad trzydzieści tysięcy osób zebrało się pod czarno-czerwono-złotymi sztandarami, by demonstrować poparcie dla nowych ruchów w Europie. W Berlinie pomimo nieustających represji intelektualiści otwarcie nawoływali do zjednoczenia Niemiec. Dahlmann pisał, że służba cywilna powinna być dostępna dla wszystkich, inni wzy­ wali do utworzenia rządu reprezentacyjnego. Kiedy w 1819 roku William Jacob odwiedził stolicę Prus, zanotował, że tamtejsi liberałowie byli nie do końca pewni swoich celów. W połowie lat trzydziestych istniał już określony program reform politycznych4. Niektórzy pragnęli zniesienia restrykcyjnej cenzury, inni kwestionowali władzę arystokracji i wojska, jednak wszyst­ kich łączyła nadzieja na zjednoczenie Niemiec jako państwa opartego na literze prawa, działającego zgodnie z wolą narodu. Liberałowie żądali praw podstawowych - wolności słowa, zgromadzeń, prawa do własności i eduka­ cji; chcieli systemu, w którym utrzymana zostaje monarchia, jednak lud ma udział w tworzeniu rządu, tyle że lud - Volk - w ich rozumieniu nie ozna­ czał masy, lecz raczej wyedukowaną elitę. Powszechne prawo wyborcze wciąż budziło kontrowersje, uznawano je za niebezpieczne rozwiązanie, dobre może jedynie dla radykalnych demokratów. Nacjonalizm nadal był liczącą się siłą, natomiast idea Kulturnation i liberalna idea Staatsnation zaczęły się łączyć. Gdy w 1840 roku Francuzi zażądali Renu jako granicy, Niemcy zareagowali falą patriotycznych wystąpień5. Rheinlied Nikolausa Beckera stała się popularną pieśnią, między innymi za sprawą wersu „Nigdy nie będą mieli wolnego niemieckiego Renu” (Sie sollen ihn nicht

Od rewolucji do Realpoi.itik

191

haben, denfrcicn, dcutsch.cn Rheiri). Dic Wacht am Rcin (Straż nad Renem) Maxa Schneckenburgera można było usłyszeć wszędzie, podobnie zresztą Deutschlandlied Hoffmanna von Fallerslebena - hymn narodu niemieckiego wyrażający, tak jak Nabucco Verdiego we Włoszech, tęsknotę za jednością. Daleko było temu utworowi do agresywnej pieśni o podboju, nawoływał on raczej do puszczenia w niepamięć niesnasek czy różnic dzielących ludzi i postawienia „Niemiec nade wszystko” (Deutschland, Dcutschland iibcr al-

Lcs, iibcr alles in der Welt). Zmiany polityczne wpływały na wiele aspektów kultury. Berlińczycy pragnęli dyskutować o polityce, udzielać się i mieć łączność z grupami na­ cjonalistycznymi z innych obszarów Niemiec. Ten głód informacji przyczy­ nił się do wzrostu liczby wydawanych gazet. Przez cenzurę czasu Metterni-

cha przebiły się pierwsze czasopisma liberalne, szmuglowano je do miasta z innych państw niemieckich. Opozycyjne publikacje wydawane przez Młodych Heglistów i Młode Niemcy - wśród nich „Rheinischer Merkur” Górresa i „Rheinische Zeitung” pod redakcją Karola Marksa - ciągle były zagrożone. Górresa wygnano na emigrację w 1827 roku, gazeta Marksa została zamknięta w 1843 roku. W 1846 roku w Heidelbergu założono libe­ ralną „Deutsche Zeitung”, zajmującą się nie tylko sprawami lokalnymi, ale również wydarzeniami z całych Niemiec. W Berlinie wydawano podobne publikacje, wśród nich była „Vossiche Zeitung”, która w latach 1840-1848 podwoiła swój nakład do dwudziestu tysięcy egzemplarzy. W Berlinie uka­ zywały się też konserwatywne gazety, takie jak „Politische Wochenblatt” (1831) czy wydawana od 1848 roku „Neue Preussiche Zeitung”, znana też jako „Kreuzzeitung” - w tytuł był wpisany Krzyż Żelazny6. W 1848 roku wydrukowano pierwszy numer satyrycznego magazynu „Kladderadatsch”, który do 1860 roku osiągnął nakład trzydziestu dziewięciu tysięcy egzem­ plarzy. W 1862 roku w Berlinie publikowano już pięćdziesiąt osiem tygo­ dników i trzydzieści dwa dzienniki. W czasach represji gazety nie były jednak jedynym sposobem rozpo­ wszechniania informacji. Rolę centrum niezależnej myśli odgrywał uni­ wersytet. Od 1818 roku katedrą filozofii kierował Hegel, mający rozległe wpływy. Stowarzyszenia literackie, koła naukowe, spotkania chóru, zawo­ dy gimnastyczne czy strzeleckie oraz kółka poetyckie coraz częściej funk­ cjonowały jako przykrywka dla działalności politycznej. Liberalizm roz­ kwitał w niemieckich kawiarniach i berlińskich Konditcrcien (cukierniach), takich jak Josty, Spargnapani czy Stehely. Stowarzyszenia literackie - na

192

Berlin. Metropolia Fausta

przykład założone w 1824 roku Mittwochgesellschaft czyjego konkurent Der Tunnel iiber der Spree założony w 1827 roku - a także kluby czy­ telnicze, jak ten zapoczątkowany przez Gustava Juliusa, zapewniały dość bezpieczne miejsce spotkań, wymiany myśli czy omawiania prac Hegla, Heinego, Ludwiga Bornego, a później Karola Marksa i Fryderyka Engelsa7. Pomimo regularnych kontroli policyjnych pojawiało się coraz więcej pe­ riodyków, ulotek i rysunków wyraźnie krytykujących rząd. W 1840 roku w kręgach liberalnych zapanowało poruszenie na wieść o śmierci króla i przejęciu władzy przez jego syna Fryderyka Wilhelma IV. Wielu miało na­ dzieję, że właśnie nadszedł właściwy moment na wprowadzenie od dawna oczekiwanych reform. Kiedy Fryderyk Wilhelm IV zasiadł na tronie, w mieście zapanowały opty­ mistyczne nastroje. Robił wrażenie bardzo „ludzkiego” władcy popierające­ go idee liberalne. Jednym z jego pierwszych rozporządzeń było uwolnienie więźniów politycznych i mianowanie na stanowiska profesorskie na berliń­ skim uniwersytecie braci Grimm, Savigny’ego, Schellinga i Tiecka, wyrzu­ conego z Getyngi przez króla Hanoweru8. W przeciwieństwie do swojego ojca Fryderyk lubował się w modnej wówczas architekturze neogotyckiej i pragnął zbudować gigantyczną katedrę narodową nad brzegiem Szprewy. Kochał ceremoniały, kolorowe pokazy, często używał Berlina jako tła do swoich widowiskowych parad czy odgrywania manewrów wojskowych -

kiedyś nawet przez pomyłkę wybił szyby wystrzałem z armaty. Pomimo skłonności liberalnych nadal pozostawał przede wszystkim królem Prus. Idea wolności była mu bliska, pragnął też być łubiany i szanowany - za nic jednak nie chciał się zgodzić na jakiekolwiek uszczuplenie swojej władzy. Fryderyk Wilhelm IV był człowiekiem impulsywnym. Potrafił być uprzejmy i czarujący, a chwilę później agresywny i brutalny. Neuroza doprowadziła go do zupełnego załamania nerwowego. Jak ujął to jeden z obserwato­ rów, jego poddani byli niczym zwierzęta na długiej smyczy. Król chciał, by cieszyli się „wolnością”. Martwił się, kiedy odnosili rany, gdy ciągnął zbyt

mocno za smycz. Nie miał jednak ochoty jej wydłużyć. Po krótkim okresie łaski wznowił represje wobec zwolenników reform. Kiedy stało się jasne, że nie zmieni się nic z wyjątkiem drobnych, ko­ smetycznych poprawek, berlińczycy przeżyli głębokie rozczarowanie. Znów aresztowano ludzi za niewielkie przewinienia. John Jacoby, stały klient liberalnej cukierni Siegla, został zatrzymany w lutym 1841 roku za

Od rewolucji do Realpolitik

193

opublikowanie umiarkowanie krytycznego wobec rządu pamfletu pod ty­ tułem Vier Fragen (Cztery pytania). Berlin dopiero był na drodze nowych przemian. Miasto wreszcie ogarnęła rewolucja przemysłowa, powiększała się populacja, a wraz z nią problemy społeczne, jak ubóstwo i bezdomność, a także wzrastały wskaźniki przestępczości czy zachorowań. Wszystko to wywierało znaczny nacisk na stary, niewydajny system polityczny. Sytuację pogorszył pogłębiający się kryzys ekonomiczny na wschodzie, który wywo­ łał powstanie tkaczy śląskich w 1844 roku oraz głód na Śląsku i w Prusach

Wschodnich w 1847 roku. Król odmówił przeprowadzenia podstawowych reform, zatem frustracja w kręgach elity intelektualnej wciąż rosła. Berlin nie był Paryżem ani Warszawą, nie mógł rozpętać rewolucji na własną rękę. Ale rewolucja była już blisko. Po raz kolejny zaiskrzyło we Francji. Burzliwy rok Wiosny Ludów zaczął się w Paryżu 22 lutego 1848 roku. „Mieszczański król” Ludwik Filip rozsierdził poddanych, zakazując organi­ zowania bankietów publicznych, na których podczas wygłaszania toastów domagano się wprowadzenia kolejnych reform. Wystarczyło parę godzin, aby studenci, robotnicy i gwardia narodowa wyszli na ulice, żądając zakoń­ czenia politycznych represji. Król został zmuszony do ucieczki, a Francję ogłoszono republiką. Wieści o tym tryumfie szybko rozprzestrzeniły się po całej Europie. Ruch patriotyczny zapoczątkowano we Włoszech, gdzie pisarz Massimo d’Azeglio ogłosił „zasadę otwartej konspiracji”. Garibal­ diego wygnano z kraju. Fala przemocy dotarła także na wschód. Pierw­ sze powstania wybuchły w Badenii i Saksonii, gdzie demonstranci żądali wolności prasy i zgromadzeń, sądów przysięgłych oraz utworzenia mili­ cji obywatelskiej. Rewolucyjne nastroje szybko dotarły także do innych części Niemiec. Pisano petycje, organizowano strajki oraz demonstracje, wykorzystywano zapowiedź zbliżającej się rewolucji do wymuszenia na rządzących wprowadzenia reform9. W marcu Berlin był już beczką pro­ chu. Mieszkańcy miasta gromadzili się codziennie przy Zelten nieopodal Tiergarten, aby słuchać przemów, czytać broszury i podpisywać petycje10. Trzynastego marca do Berlina dotarła informacja, że rewolucja ogarnęła Wiedeń, a Metternich, twórca znienawidzonych dekretów karlsbadzkich, zbiegł do Anglii ukryty w koszu na pranie. Fryderyk Wilhelm IV wiedział, że aby uniknąć podobnego losu, musi działać szybko. Wieczorem 17 marca, chcąc przypodobać się poddanym, sporządził projekty kilku reform poli­ tycznych. Oprócz tego mianował nieustępliwego generała von Prittwitza

komendantem wojskowym Berlina11.

194

Berlin. Metropolia Fausta

Niedziela 18 marca 1848 roku rozpoczęła się spokojnie. Nieprzebrany tłum złożony z radykałów, studentów, rzemieślników i czeladników zebrał się u bram Zamku, by wysłuchać przemowy króla. Większość zgromadzo­ nych nie była uzbrojona, chociaż robotnicy z fabryki Borsiga przynieśli ze sobą siekiery. Władze miejskie zgodziły się przyjąć delegację obywateli żądających nowoczesnej konstytucji, wolności słowa i prasy, prawa oby­ wateli do posiadania broni i wycofania wojsk z Berlina. Przedstawiciele zostali przyjęci przez króla z samego rana i ku ich zaskoczeniu okazało się, że prawa ustanawiające wolność prasy, znoszące cenzurę, wprowadzające wspólny sejm, reorganizujące niemieckie konstytucje federalne zostały już uchwalone, a sam władca naszkicował projekt konstytucji Prus. Nie wspo­ mniał jednak ani słowem o wyprowadzeniu wojsk z miasta12. Berlin był miastem bardzo zmilitaryzowanym, uciążliwa obecność nie­ proporcjonalnie wysokiej liczby żołnierzy od dawna wywoływała napię­ cia między berlińczykami a rządem. Ludzie odczuwali zmęczenie wszech­ obecnymi barakami, placami apelowymi i agresywnymi, obrażającymi ich oficerami. Po wojnach napoleońskich zażądali utworzenia wojska, które reprezentowałoby ludność - milicji obywatelskiej. Miało to sens. Tego mar­ cowego dnia na ulicach miasta znajdowało się ponad dwadzieścia tysięcy żołnierzy, z czego wielu stało pod Zamkiem i szydziło z zebranych. Ża­ den z mieszkańców nie miał przy sobie broni palnej i nie zamierzał wal­ czyć z berlińskim garnizonem. Ludzie wiwatowali na cześć króla, gdy ten publicznie ogłosił wprowadzone przez siebie reformy. Przemowa jednak dobiegła końca, a nadal nie padło ani jedno słowo o wycofaniu wojska. Zebrani zaczęli skandować: „Wycofać wojska! Wycofać wojska! Wycofać wojska!”. Król był przerażony.

Fryderyk Wilhelm IV był gotów na wprowadzenie kilku reform, jednak rozkaz wycofania wojsk jego zdaniem podważałby istotę i zasadność pru­ skiej monarchii. W jego oczach oznaczało to wyzbycie się silnej władzy, z którą sprawowany przez niego urząd wiązał się od czasów wojny trzydzie­ stoletniej13. Król pozostał głuchy na okrzyki ludu. Aby uspokoić zebranych, wydał kawalerii rozkaz „oczyszczenia” placu. Polecenie zostało jednak nie­ właściwie zrozumiane. Zamiast po prostu nakazać zebranym się rozejść, żołnierze natarli na tłum. Wymachując szablami, zepchnęli ludzi w boczne uliczki. Major von Falkenstein ścigał jedną grupę cywilów do Breitestrasse, drugą zepchnięto w kierunku Lange Briicke. W pewnym momencie dało się słyszeć dwa wystrzały. Prawdopodobnie były to przypadkowe kule, tłum

Od rewolucji

do

Realpolitik

195

jednak spanikował. „Mordercy!” - w zgiełku dało się słyszeć przeraźliwe wrzaski. Ludzie zaczęli walczyć. Żołnierze tym razem celowo otworzyli ogień, nie zważając na krzyki. Tak rozpoczęła się rewolucja w Berlinie. Wystarczyło kilkanaście minut, aby w centrum miasta pojawiły się ba­ rykady. Pierwsza, składająca się z dwóch dorożek, przewróconego powozu, budki strażniczej i starych beczek, stanęła na rogu Oberwallstrasse i Jagerstrasse. Barykadę na Friedrichstrasse zmontowano naprędce ze straganu owocowego Matki Schmiddecke, natomiast największą ze wszystkich ba­ rykad zestawiono z bloków granitu na rogu Kónigstrasse i Alexanderplatz. Republikanie i socjaliści, studenci, rzemieślnicy, robotnicy, liberalni inte­ lektualiści i biedni imigranci ze wschodu walczyli ramię w ramię. Tylko nieliczni mieli broń palną, większość używała prowizorycznego oręża - na przykład wideł czy cegieł. Na gruzach znaleziono też małą mosiężną ar­ matę wypełnioną szklanymi kulkami. Król nie zgodził się na przemowę do ludu. W oczach zebranych potwierdziło to podejrzenia, że to właśnie on stał za rozkazem otwarcia ognia do protestujących. Walki wzmagały się przez całe popołudnie. O zachodzie słońca toczyła się już krwawa bitwa14. Plotka, według której wojskowi kneblowali zatrzymanych w areszcie i bili ich do nieprzytomności kolbami karabinów, jeszcze pogorszyła sytuację. Berlin płonął. W ogniu stanęły magazyny artyleryjskie przy bramie Oranienburg Tor, kuźnia i wszystkie budynki urzędu celnego. Obywatel Hesse przejął rezerwowy arsenał przy Lindenstrasse i rozdzielił broń, w między­ czasie kobiety i dzieci z okien obrzucały wojska kamieniami i dachówkami. W nocy 18 marca zginęło ponad dwieście trzydzieści osób. Król obawiał się wybuchu wojny domowej. Dziewiętnastego marca rozwścieczył armię, nakazując wstrzymanie walk. W dramatycznym geście przejechał koło ba­ rykad przepasany szarfą w czarno-czerwono-złotych barwach rewolucji. Następnie wygłosił słynną mowę An mcine liebcn Berliner! (Do moich ko­ chanych berlińczyków), w której wzywał do zaprzestania walk i zdemonto­ wania barykad, „w duchu starego, prawdziwego berlińskiego pojednania”. Na Zamku na nowo rozpoczęły się negocjacje. Tym razem król zgodził się wycofać wojska z Berlina. Obiecał także rozwiązanie kwestii narodowej i powołanie Zgromadzenia Narodowego, które będzie debatowało nad pro­ jektem konstytucji15. Berlińczycy zaczęli świętować sukces rewolucji. Dla uczczenia pa­ mięci „marcowych bohaterów”, którzy zginęli na barykadach, zaplano­ wano uroczysty pogrzeb. Dwudziestego drugiego marca ulicami Berlina

196

Berlin. Metropolia Fausta

przemaszerowała wielka procesja. Budynki i drzewa udekorowano setka­ mi czarnych flag, zakupionymi ze składek mieszkańców miasta. Robotnicy z fabryk szli ramię w ramię z profesorami, burmistrz szedł obok Alexandra von Humboldta i Theodora Fontanego. Polacy maszerowali razem z Wło­ chami, niosąc flagi narodowe. Berlińskie stowarzyszenia i kluby wydelego­ wały na pochód swoich członków z reprezentacyjnymi sztandarami i wień­ cami. W marszu żałobnym wzięło udział ponad dwadzieścia tysięcy osób. Kiedy tłum przechodził obok Zamku, król i jego ministrowie stojący na bal­ konie zdjęli nakrycia z głów na znak szacunku. Ciała poległych pochowano z należnymi honorami na cmentarzu we Friedrichshainie. Ich groby staną się miejscem pielgrzymek dla liberałów, socjaldemokratów i komunistów16. Wszystkich berlińczyków przepełniała tego dnia życzliwość i lojalność wo­ bec króla. Pomimo wielkich obietnic Wiosna Ludów okaże się tylko jednym z wielu nieudanych wzlotów w historii Berlina. Wydany przez króla Fryderyka Wil­ helma IV rozkaz wycofania wojsk z Berlina i jego ryzykowna przejażdżka ulicami miasta, z okazji której przepasał się szarfą w kolorach rewolucji, wyglądały na szczere. Ludzie przez moment naprawdę wierzyli w jego cu­ downą przemianę - nie odczuwali więc potrzeby szturmowania Zamku czy ścinania głów arystokratom. Rozlew krwi i terror, które zatrzęsły Europą podczas rewolucji francuskiej, nie wydawały się konieczne w Berlinie. Tu­ tejsza rewolucja była „cywilizowana”, a okrzyki „Zwyciężyliśmy!” dało się słyszeć na każdej ulicy. August Borsig, który niedługo zostanie pierwszym wielkim przemy­ słowcem berlińskim, był jednym z tych wierzących w obietnice króla co do wyborów i nowej monarchii konstytucyjnej. W płomiennej mowie wygłoszonej nad grobami poległych mówił: „Ziemia, w której chowamy naszych ukochanych bohaterów, pogrzebała na zawsze nienawiść i bra­ terskie konflikty. Trzeba podać braterską dłoń naszej armii. Uhonorujmy żołnierzy, którzy zginęli w imię wojskowej przysięgi”. Teraz miała zacząć się „nowa era kooperacji” między armią, królem a ludem, era „ludzi dobrej woli”17. Borsig nie dostrzegał, że romantyczny gest monarchy był obietnicą człowieka balansującego na granicy szaleństwa. Nie rozumiał też, że ar­ mia wycofuje się z Berlina pod przymusem, niczym „wielki pies uderzony w nos”. Upokorzenie wojska wzbudziło w generałach chęć wzięcia odwetu na uciążliwych obywatelach. Ludzie nie zdawali sobie sprawy, że refor­ my były jedynie chwilowe. Król wprowadził je jednym podpisem i równie

Od

rewolucji do

Realpolitik

197

łatwo mógł je odwołać. Rewolucja skończyła się, zanim jeszcze w struk­ turze władzy Prus zdążyły zajść jakiekolwiek trwałe zmiany. Nie wyko­ rzystawszy okazji, którą dał tymczasowy rozłam między królem a armią, Prusacy na zawsze stracili szansę zmienienia swojego losu. Jeśli wziąć pod uwagę siłę i rozmiar armii pruskiej, oczywiste było, że nie podda się ona tak łatwo. Oficerowie wywierali nacisk na króla, aby pozwolił im wrócić do miasta. Dwudziestego września 1848 roku generał Wrangel wprowadził z powrotem do koszar czterdzieści tysięcy żołnierzy (dwa razy więcej, niż liczył garnizon berliński przed rewolucją). Berlińczycy nie zrobili nic. Zamiast działać, kłócili się między sobą na zwołanym w marcu berlińskim Zgromadzeniu Narodowym. Zgromadzenie od samego początku borykało się z problemami. W prze­ ciwieństwie do zwołanego w kościele św. Pawła zgromadzenia frankfurc­ kiego, w którym brali udział przedstawiciele wolnych zawodów i profeso­ rowie, berlińskie zgromadzenie składało się w jednej trzeciej z wieśniaków i rzemieślników, a w jednej czwartej z niskich rangą funkcjonariuszy cywil­ nych. Najważniejsza grupa zebrała się wokół Benedicta Waldecka, praw­ nika reprezentującego umiarkowanych liberałów. Dwudziestego szóstego lipca zgromadzenie przegłosowało zaproponowany przez Waldecka pro­ jekt konstytucji, tak zwaną kartę Waldecka (Die Charte Waldeck), będący propozycją wprowadzenia w Prusach silnego systemu parlamentarnego. Nie obyło się bez nieporozumień i konfliktów, zwłaszcza między libera­ łami a radykalną lewicą. Szesnastego października robotnicy z rzecznych barek rozpoczęli protest, ponieważ stracili pracę po zamontowaniu pomp parowych na Szprewie. Gdy jedna z pomp została zniszczona, liberałowie wysłali przeciwko protestującym milicję obywatelską. W walkach zginęło łącznie jedenaście osób. Radykałowie oskarżyli liberałów o pójście w ślady armii, walki stały się bardziej zażarte, rozłam pogłębiał się, a żądania ze strony radykałów stawały się coraz bardziej natarczywe. Pod koniec sierp­ nia przedstawili oni nowe wnioski: o zniesienie dziedzicznych tytułów, szlacheckich przywilejów łowieckich, a w końcu także stanu szlacheckie­ go. Atmosfera w środowisku konserwatywnym robiła się coraz bardziej nerwowa. Prawdziwy konflikt spowodowała jednak proponowana reforma wojska. Zgromadzenie Narodowe pragnęło utworzyć armię państwową, wolną od jurysdykcji króla i składającą się nie z junkrów, lecz zwykłych obywateli. Król uznał to za bezpośrednie zagrożenie dla swojej władzy. Jego sympatia do reformatorów zauważalnie osłabła. Wojskowi czekali

198

Berlin. Metropolia Fausta

tylko na odpowiedni moment, aby przestawić jego politykę z powrotem na

antyrewolucyjne tory18. Moment prawdy nadszedł 28 października. Król pod wpływem swoich konserwatywnych doradców odrzucił liberalnych kandydatów zapropono­ wanych przez parlament i mianował premierem konserwatystę hrabiego Friedricha von Brandenburga, a ministrem spraw wewnętrznych Ottona von Manteuffla. Parlament nic nie zrobił. Młody Otto von Bismarck stwier­ dził, że rozkrzyczana izba nie miała „ochoty się bić”. Tymczasem ultrakonserwatywny generał Wrangel, nowy dowódca prowincji Brandenburgia, szykował swoje wojska do rozwiązania kłopotliwego parlamentu. Berliń­ skie eksperymenty z demokracją miały się ku końcowi. Dziesiątego listopada ludzie Wrangla weszli do Berlina i otoczyli teatr, w którym odbywała się sesja Zgromadzenia Narodowego. To był początek końca. Wrangel rozkazał ustawić sobie krzesło na środku ulicy. Z budynku wyszedł zdenerwowany oficer milicji, który oznajmił, że będzie „bronić wolności ludu i bezpieczeństwa Zgromadzenia Narodowego” i podda się „tylko najwyższemu zwierzchnikowi”. Wrangel ledwie skinął do swoich żołnierzy i zwrócił się do barczystego berlińczyka: „Powiedz swojej milicji, że jesteśmy na nich gotowi!”. Dodał, że członkowie parlamentu i milicji mają kwadrans na opuszczenie budynku i uniknięcie ewentualnych kon­ sekwencji. Oficer się wycofał. W ciągu kilku minut w drzwiach ukazali się dygnitarze po cichu opuszczający budynek, aby nigdy już do niego nie powrócić. Tym razem obyło się bez barykad, walk, protestów, bez nicze­ go. Zgromadzenie zostało formalnie rozwiązane 5 grudnia, a król narzucił swoją konstytucję. Rewolucja dobiegła końca. Na temat porażki rewolucji 1848 roku w Niemczech napisano nieskończe­ nie wiele. Opisywano ją jako okres, w którym Niemcy obrali Sondcrwcg (odrębną drogę) i nie poszli w stronę zachodniej demokracji liberalnej. Winą za porażkę obarczano liberałów lub radykałów, którzy spowodowali podział wśród opozycji; był to moment, w którym stało się jasne, że zjedno­ czenie Niemiec pod przywództwem Prus jest nieuchronne, co miało potem doprowadzić do wybuchu pierwszej wojny światowej czy nawet przejęcia władzy przez Hitlera. Są to jednak tylko spekulacje. Jest mało prawdopo­ dobne, aby ta rewolucja mogła kiedykolwiek odnieść sukces, nawet jeśli nie zaistniałby podział między liberałami a radykałami, nawet jeśli nie musieliby oni mierzyć się z kwestią jedności narodowej. „Siły reakcji” chciały

Od

rewolucji do

Realpolitik

199

utrzymać kontrolę nad Berlinem, a monarchia, arystokracja i wojsko były silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Co więcej, jak zauważył Nipperdey, „przywiązanie do monarchii i jej systemu prawnego było nadal silnie zako­ rzenione wśród dużej części ludności”. Jeśli ludzie nie byli gotowi walczyć przeciwko swojemu królowi i armii w imię wolności, rewolucja nie mogła odnieść sukcesu19. Rewolucja nie mogła zwyciężyć z ludźmi, którzy nie zaatakowali królewskiego Zamku, bo zadowoliła ich przybita na bramie kartka z napisem „własność ludu”. Alexis de Tocqueville mówił gorzko: „W Niemczech nie mamy rewolucji, bo policja tego zabrania”20. O ile nie usunie się elity od władzy, co w 1848 roku oznaczało de facto wojnę domo­ wą, stare struktury władzy się nie zmienią. Arystokracja feudalna i wojsko rozumiały, że jeśli przystaną na żądania ludu, będzie to oznaczało zmniej­ szenie ich własnych dynastycznych i feudalnych przywilejów - a tego nie mieli ochoty tolerować. Liberałowie byli przerażeni ideą rewolucji na wzór powstania jakobinów we Francji, zamiast więc stanąć po stronie radyka­ łów, przesunęli się bardziej na prawo. Według nich radykałowie byli jesz­ cze zbyt słabi, aby móc doprowadzić do całkowitego zniszczenia obecnego systemu. Generał Wrangel, wkroczywszy do Berlina, aby rozwiązać Zgro­ madzenie Narodowe, nie spotkał się z żadnym oporem ze strony rzekomo rewolucyjnych berlińczyków. Aktywiści, którzy tak dumnie gromadzili się przy grobach poległych podczas marcowych wydarzeń, podkulili ogony i uciekli. Władze podejmowały decyzje tak szybko, jak tylko było to możliwe, by uniknąć niepokojów społecznych. Ogłoszono prawo wyborcze, które wprowadzało trzyklasowy pośredni system głosowania; było ono kompro­ misem między prawicowo-centrowymi liberałami a monarchią. Będzie to miało wpływ na powstanie Izby Panów w latach pięćdziesiątych XIX wie­ ku. Zachowano prawa monarchii, król nadal kontrolował politykę kraju. Konstytucja nie odnosiła się do wojska, zepchnięto je do roli wsparcia w sy­ tuacjach kryzysowych21. Po raz kolejny w Berlinie rozpoczęły się represje. Aresztowano znanych aktywistów i rewolucjonistów, od jedenastej wieczorem obowiązywała godzina policyjna, obywatele musieli cały czas nosić przy sobie dokumenty. W bramach miejskich przeprowadzano su­ rowe kontrole, wszyscy przyjezdni mieli obowiązek zarejestrowania się na posterunku policji. Normą stało się przeszukiwanie domów, w samych latach 1848-1849 skonfiskowano ponad dwadzieścia tysięcy sztuk „po­ dejrzanej broni”. Ówczesne rysunki pokazują policjantów wkraczających

200

Berlin. Metropolia Fausta

do liberalnych klubów i kawiarni, rozwiązujących zebrania polityczne, aresztujących agitatorów i konfiskujących publikacje krytycznie odnoszą­ ce się do władzy - między innymi czasopisma takie jak „Reform”, saty­ ryczny „Kladderadatsch” czy bardziej radykalne „Volksblatter”, „Republik” i „Berliner Krakehler”. Gazety podlegały ścisłej cenzurze - według dekre­ tu generała Wrangla wszystkie „pogardliwe, zuchwałe, lekceważące lub obraźliwe” artykuły, które „kwestionowały wdrażane przez rząd prawo i ład” lub „krytykowały niezawisłego monarchę”, zostały zakazane. Jako że większość liberalnych i radykalnych artykułów można było podciągnąć pod te szerokie kryteria, redaktorzy znaleźli się pod ciągłym ostrzałem, a ich gazetom grożono zamknięciem22. Powróciły najgorsze wspomnienia z czasów dekretów karlsbadzkich. Berlińczycy rzewnie wracali do czasów, kiedy Metternich i „książę kartaczy”, późniejszy król i cesarz Wilhelm I, musieli zbiec do Londynu w obawie o swoje życie. Następca tronu powrócił do Berlina, ze zwierzyny zmienił się w łowcę. Represje miały się jeszcze wzmóc. Urzędnicy używali wszystkich do­ stępnych środków, aby móc sprawować kontrolę nad stolicą. Nadużycia władzy stały się częścią berlińskiego życia, co podsycało nieufność wo­ bec rządzących. Niesławnym przykładem takiej polityki były wydarzenia po zamachu na życie króla 22 maja 1850 roku. Młody oficer podbiegł do monarchy z okrzykiem „Niech żyje wolność!”, celując w niego z pistole­ tu. Mimo że król został ledwie draśnięty, incydent ten wykorzystano jako pretekst do rozpoczęcia nowych ataków na rewolucjonistów. Varnhagen zauważył sarkastycznie, że „szczególnie irytujący” był fakt, iż niedoszły zabójca był wojskowym, a „byłoby niezwykle korzystne, jeśli okazałby się jednocześnie członkiem demokratycznego stowarzyszenia lub czytel­ nikiem demokratycznych gazet!”. Z końcem 1850 roku jedyną liberalną reformą społeczną, jaką zachowano w Berlinie, było zezwolenie na palenie na ulicach23.

Zniewolenie niosło ze sobą jeszcze więcej negatywnych konsekwencji. Podczas rewolucji berlińczycy walczyli o rozszerzenie praw lokalnej policji. Tak się stało, ale jej zadaniem nie była już obrona nowych praw i wolności. Zamieniono ją w paramilitarną organizację będącą kolejnym narzędziem kontroli. Dokładna wiedza na temat realiów lokalnych i szeroka sieć infor­ matorów pozwoliły jej z łatwością śledzić podejrzanych o rewolucyjne za­ miary. Prezydenci policji stali się ważnymi figurami, ich władza objęła wie­ le aspektów życia miasta - chociażby straż pożarną, służbę oczyszczania

Od

rewolucji do

Realpolitik

201

miasta czy konstrukcję łaźni publicznych, kanalizację, udzielanie zezwoleń na budowę. Wszystko to zapewniało jeszcze dokładniejszą kontrolę nad „wrogami państwa”. Współczesne instrukcje opisywały „niezawodne kaj­ danki pruskiego policjanta dla kłopotliwych zatrzymanych”, a także radzi­ ły, gdzie młodzi rekruci powinni podczas rewizji szukać skrytek na nie­ legalne gazety i czasopisma. Magazyn pod tytułem „W Szkole Policyjnej” zamieścił rysunek przedstawiający „stary pruski chwyt policyjny”. Oficer trzyma dobrze ubranego, aczkolwiek najwyraźniej „niewygodnego libera­ ła” za szyję i spodnie24. Pierwszym prezydentem policji po 1848 roku został Karl Ludwig von Hinckeldey, który miał złą sławę za bezlitosne trakto­ wanie „czerwonych demokratów” i determinację w usuwaniu wszystkich śladów rewolucji z miasta. Nawet słynne berlińskie Litfasssaule (kolumny ogłoszeniowe) wykorzystywano jako narzędzie kontroli społecznej. Sam Mark Twain opisywał je podczas swojej wizyty w Berlinie w 1891 roku jako „ładne okrągłe filary, [...] wysokie na osiemanście stóp i szerokie jak głowa dzika” i nawet zaproponował przeniesienie tego pomysłu do Stanów Zjednoczonych. Kolumny wymyślił niejaki Ernst Litfass, nadworny drukarz Fryderyka Wilhelma IV. Pierwszą postawił przed swoim domem, aby wy­ razić sprzeciw wobec nowego zakazu dotyczącego obwieszczeń. Ku jego irytacji kolumny zaczęli wykorzystywać do swoich celów ci sami ludzie, przeciwko którym próbował się buntować. Hinckeldey szybko zrozumiał potencjał tych filarów i kazał je ustawić w wielu centralnych punktach miasta. Berlińczycy mieli zakaz rozwieszania plakatów w miejscach do tego niewyznaczonych, a żeby zamieścić informację na kolumnie, musieli uzyskać specjalne pozwolenie. Rzecz jasna, prowadzono rejestr osób, które próbowały zgłosić materiały politycznie nieodpowiednie. Represje poszły jeszcze dalej. Nowy system policyjny przewidywał pro­ cesy przeciwko komunistom i demokratom. Prasę kontrolowano za pomocą podatków i nowego systemu licencji. Zwolniono wszystkich pracowników administracji państwowej mających liberalne poglądy, nauczyciele pozo­ stawali pod ciągłą obserwacją, podczas inspekcji w fabrykach uważnie szukano wszelkich przejawów politycznej zawieruchy, szpiegowano nawet samego króla i jego dworzan. Administracja berlińska stała się pełnopraw­ nym organem władzy konserwatywnego rządu. Awans zależał teraz nawet nie tyle od neutralnej postawy politycznej, ile od właściwego zaangażowa­ nia. Prusy mogły mieć konstytucję i respektować literę prawa, ale w prak­ tyce kontrolę nad urzędnikami i wojskiem sprawowały konserwatywne siły

202

Berlin. Metropolia Fausta

starego reżimu. Wielu berlińczyków akceptowało nowy system jako działa­ jący „w najlepszej intencji” i dobry dla „ochrony” przed wzmagającą się falą radykalizmu. Zmiana ta była widoczna w stosunku do Hinckeldeya. Jego rządy zakończyły się głośnym pojedynkiem, który zamienił go ze zniena­ widzonej persony w bohatera miasta25. Przemiana Hinckeldeya zaczęła się w 1856 roku, kiedy szef policji zor­ ganizował nocną obławę na ekskluzywny klub hazardowy w Hotel du Nord. Hinckeldey wdał się w dyskusję z aroganckim hrabią von Rochow-Plessenem, który sprzeciwił się wieczornemu najściu. Kłótnia zakończyła się rzuceniem przez hrabiego rękawicy. Pojedynki nie były wówczas w Ber­ linie rzadkością, ale rozgrywały się najczęściej między „ludźmi honoru” lub mężczyznami o jednakowym statusie społecznym. Według zapisów Karla Gottlieba Svareza, współautora Allgcmcincs Landrecht fur die Prcussischen Staaten (pruski kodeks prawa) z 1794 roku, tylko „oficerowie i szlachta” powinni mieć prawo pojedynkowania się; „kiedy mężczyzna nienależący do żadnego z tych stanów zainicjuje lub przyjmie wyzwanie na pojedynek, działanie to będzie rozpatrywane jako próba zabójstwa, co podlega odpo­ wiednim karom”. W XIX wieku pojedynki między członkami klasy średniej stawały się coraz bardziej powszechne, nadal jednak przystępowano do nich z zachowaniem surowych zasad kodeksu honorowego. W 1870 roku dwóch berlińskich kelnerów nielegalnie pojedynkowało się na pistolety i dlatego nie zostali „honorowo zatrzymani” w Zamku, ale zesłani do zu­ pełnie „niehonorowego” więzienia. Jak opisał ich sprawę pruski minister sprawiedliwości hrabia Friedrich zu Eulenburg, „skazani należą do klasy społecznej, w której nie ma zwyczaju rozwiązywać sporów za pomocą po­ jedynku”26.

Ze względu na różnicę klasową między szefem policji a hrabią wyzwanie wydawało się wielu dosyć niesprawiedliwe. Co więcej, pojedynek na śmierć i życie z użyciem pistoletu był najczęściej zarezerwowany dla najgorszych występków, jak na przykład zdrada. W przypadku zniewagi takiej jak ta pojedynkowano się zazwyczaj na szpady, uznawane za mniej niebezpiecz­ ne. Niemniej jednak tego zimnego marcowego poranka 1856 roku dwaj mężczyźni i sekundanci spotkali się w berlińskim lasku Jungfernheide.

Wybrano pistolety, mężczyźni odeszli na wyznaczoną odległość, odwró­ cili się i na znak strzelili do siebie. Szef policji chybił, ale jego przeciwnik podporucznik Rochow-Plessen, świetny strzelec, trafił go prosto w klat­ kę piersiową. Hinckeldey nie wydusił z siebie słowa, lecz „cicho obrócił

Od

rewolucji do

Realpolitik

203

się w drugą stronę, padł na ziemię i wyzionął ducha”. Niespodziewanie znienawidzony wizerunek szefa policji się odmienił. Został on okrzyknię­ ty przez berlińczyków „wielkim obrońcą wolności” i „sprawiedliwym pru­ skim urzędnikiem”, który uczynił wiele w kierunku modernizacji miasta. Czyż bowiem nie wprowadził nowego systemu kanalizacji, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się chorób, czyż nie był odpowiedzialny za „nowocze­ sny system odprowadzania ścieków”, który owszem, sprawiał, że smród w mieście stał się nie do zniesienia, ale znacznie przyczynił się do moder­ nizacji systemu zarządzania odpadami? Czyż nie wprowadził nowych praw zapewniających ochronę zdrowia i bezpieczeństwo pracownikom fabryk oraz surowych przepisów przeciwpożarowych? Czyż nie chronił biednych berlińczyków przed junkrami, co „przypłacił życiem”? W jego uroczysto­ ściach pogrzebowych uczestniczyło dziesięć tysięcy mieszkańców miasta27. Następstwem rewolucji były głównie gorycz i rozczarowanie. Tymczaso­ wy parlament w Berlinie został rozproszony, a ogólnoniemiecki parlament we Frankfurcie de facto się załamał, zanim jeszcze król pruski odmówił przyjęcia „korony z rynsztoka”. Przez całe lata pięćdziesiąte XIX wieku każ­ dego roku Niemcy opuszczało ćwierć miliona ludzi. Wielu najbardziej ener­ gicznych, nowoczesnych obywateli opuściło swój kraj i przeprowadziło się do Ameryki Północnej, szukając wolności, którą odebrano im w ojczyźnie. Większość liberałów, którzy pozostali w Berlinie, porzuciła daremne próby przeprowadzenia reform politycznych. W stosunku do potężnej władzy państwowej byli bezsilni. Próbowali przekonać samych siebie, że trzyklasowe prawo wyborcze i konstytucja są lepszym rozwiązaniem niż krwawa rewolucja lub restrykcyjny system - jak na przykład ten panują­ cy w sąsiedniej Austrii. Bildungsbiirgcrtum, wyedukowane mieszczaństwo, powróciło do swojego wygodnego życia sprzed rewolucji, ciesząc się presti­ żem i przywilejami, które zapewniały im pozycję w środowisku akademic­ kim lub urzędniczym. Niektórzy znaleźli ujście dla swoich liberalnych idei w spokojnym świecie reform administracyjnych. Ponownie otwarto teatry, rodziny spędzały miłe popołudnia w ulubionych parkach czy nad jeziorami. W modzie byli Wagner i Schopenhauer 28. Nawet generał Wrangel zdobył pewną popularność, nazywano go teraz „Papa Wrangel”, często cytując na salonach jego dowcipy. Ówczesny żart opowiada o małym chłopcu, który spotkał generała spacerującego wzdłuż Unter den Linden. Na jego widok malec przestał gwizdać i zamilkł. Wzruszony tym gestem szacunku Wran­ gel poprosił go, aby kontynuował, na co chłopiec odpowiedział: „Kiedy

204

Berlin. Metropolia Fausta

pana widzę, chce mi się śmiać, a kiedy się śmieję, nie mogę gwizdać!”. W „Kladderadatsch” pokazano serię komicznych rysunków ilustrujących przemianę Wrangla z zarozumiałego junkra w miłego staruszka. Dowcipy te były tak naprawdę oznaką niemocy. Wrangel może i stał się łubianą po­ stacią, ale to właśnie on - a nie liberałowie - kontrolował Berlin. Z niepowodzenia wystąpień 1848 roku wyciągnięto naukę, że ani gwał­ towna industrializacja, ani rozkwit burżuazji nie przyczynią się do żadnej fundamentalnej zmiany w społecznej czy politycznej strukturze Prus. Ros­ ła liczba arystokratów w korpusie oficerskim, policja miała coraz mocniej­ szą pozycję, stare majątki i nieruchomości pozostawały w tych samych rękach29. Zdawało się, że junkrzy chcą zachować Berlin jako senną stolicę na skraju Europy rządzoną zgodnie z doktryną oświeconego absolutyzmu.

Liberałowie może i porzucili bieżącą politykę, ale nie porzucili nadziei na zjednoczenie Niemiec. Skoro nie poskutkowało zjednoczenie na poziomie politycznym, chcieli tego dokonać poprzez ekonomię i przemysł. Rewo­ lucja przemysłowa, która przechodziła przez Anglię, powoli docierała na wschód. Wielu berlińczyków było gotowych wyzbyć się swoich aspiracji politycznych na rzecz świata gospodarki. Surowy realizm wkrótce zajął miejsce romantycznego nacjonalizmu epoki rewolucji. Nadeszła epoka Realpolitik, w której godzono się na polityczne ograniczenia i je akcepto­ wano. W Berlinie rozpoczęła się „pierwsza rewolucja przemysłowa”, rozwi­ nął się przemysł stalowy, handel węglem, przemysł maszynowy, przemysł włókienniczy, a także wielką wagę przykładano do rozwoju kolejnictwa. Druga rewolucja nastąpi niedługo później, jej domeną będzie elektrycz­ ność, chemikalia i leki. Termin Realpolitik został ukuty przez Ludwiga Augusta von Rochaua w 1853 roku. Dokładnie oddawał ducha tamtych czasów30. Przekaz był bardzo prosty. Liberalni nacjonaliści ponieśli w 1848 roku klęskę, gdyż nie rozumieli twardych realiów polityki. Parlamenty w Berlinie i Frankfurcie, bez faktycznej władzy, wpływu na armię i stosunki międzynarodowe, były z góry skazane na porażkę. Po tych doświadczeniach Niemcy wiedzieli już, że muszą być twardzi i pozbawieni sentymentów. Muszą lepiej rozumieć sytuację geopolityczną, wojskową, a nade wszystko gospodarczą, gdyż to właśnie te czynniki wpłyną na powstanie zjednoczonych Niemiec. W 1869 roku Rochau pisał, że do wolności trzeba będzie dojść nie poprzez zmiany polityczne, lecz przez „przejęcie własności”. Osiągnięcie jedności Niemiec

Od rewolucji do Realpolitik

205

było dla niego niczym niesamowite spotkanie biznesowe łączące ze sobą różne oddziały jednego przedsiębiorstwa. Berlinem zawładnął „nowy re­ alizm”. Miejsce czczonych do tej pory filozofów, poetów i literatów zajęli hi­ storycy i ekonomiści lub - jak sami woleli siebie nazywać - „narodowi eko­ nomiści”. Nowi myśliciele wierzyli, podobnie zresztą jak Marks, że historia ludzkości oparta jest na naturalnych prawach ekonomicznych, których zrozumienie stanie się kluczem do przyszłości. Po 1848 roku ekonomia była głównym przedmiotem zainteresowań liberalizmu politycznego, sam ten termin stał się zresztą równoznaczny z nowym ruchem narodowym. Liberałowie zaczęli koncentrować się na handlu, pieniądzach, władzy, produktywności, opinii publicznej i polityce ekonomicznej, o jakiej nigdy wcześniej nie słyszano. Najbardziej zagorzali zwolennicy tych poglądów działali właśnie w Berlinie. Nowi ekonomiści berlińscy wyobrażali sobie, że w przyszłości to Prusy, a nie Austria, zostaną gospodarczym centrum Niemiec. Motorem tej zmiany miał być Niemiecki Związek Celny (Zollverein)31. Przed jego utworzeniem w 1834 roku w każdym z trzydziestu ośmiu państw niemieckich obowią­ zywały inne, często przestarzałe średniowieczne przepisy handlowe. Sam Berlin do lat osiemdziesiątych XIX wieku otoczony był murem celnym. Cła były jedną z najbardziej uciążliwych przeszkód na drodze do zjednoczenia Niemiec i liberałowie od dawna domagali się ich zniesienia. Już w 1830 roku rewolucjoniści zaatakowali wiele posterunków celnych na terenie całych Niemiec, zrównali z ziemią budynki i bramy oraz wyrzucili pracujących w nich urzędników na ulice. W 1848 roku spalono wszystkie placówki cel­ ne na terenie Berlina. Analizując procesy zjednoczeniowe w Niemczech, nie można pominąć instytucji Związku Celnego. Jego powstanie, do którego przyczynił się Bismarck, było początkiem funkcjonowania wspólnej gospo­ darki narodowej i dominacji Prus nad Austrią32. Kongres wiedeński rozbił Prusy na niepołączone ze sobą terytoria, któ­ rych krańce rozciągały się na odległość ponad siedem i pół tysiąca kilome­ trów ze wschodu na zachód. W 1818 roku kraj wprowadził nową ustawę celną, dzięki której między prowincjami powstała strefa wolnego handlu. Wymagało to włączenia się do związku mniejszych krajów. Niektóre z nich, jak Anhalt, sprzeciwiały się układowi wykluczającemu Austrię. Propozycję odrzucił także Metternich, nazywając ją „państwem w państwie”. Pomimo to już w 1834 roku wiele państw połączyło się z Prusami, między innymi

Saksonia, Frankfurt i Badenia.

206

Berlin. Metropolia Fausta

W latach czterdziestych i pięćdziesiątych Berlin wykorzystywał Związek Celny w działaniach na rzecz jedności Niemiec. Minister finansów Chri­ stian von Motz otwarcie mówił o „niezależnej polityce w celu zjednoczenia Niemiec”, przekonując, że „jedność polityczna” jest „naturalną konsekwen­ cją jedności handlowej”. W 1844 roku liberał z Brunszwiku pisał: „Związek Celny stał się żyznym podłożem dla idei jedności”. We wrześniu 1862 roku premierem Prus został Bismarck. Pragnął on zapewnić Prusom hegemoniczną pozycję w rodzącym się państwie niemieckim, jednocześnie utrzy­ mując największego rywala - Austrię - poza granicami Związku Celnego. Szansa nadarzyła się tego samego roku, kiedy Bismarck podpisał traktat handlowy z Francją. W 1865 roku Austria zażądała przyłączenia do Związ­ ku Celnego. Bismarck zaszantażował małe i średnie państwa niemieckie, grożąc rozwiązaniem całego związku, jeśli jego członkowie zagłosują za włączeniem Austrii. Berlin kontrolował wówczas dziewięćdziesiąt procent przemysłu wydobywczego i metalowego, dwie trzecie przemysłu ciężkiego i prawie cały przemysł włókienniczy na terenie Niemiec. Mniejsze kraje wsparły Bismarcka, kandydatura Austrii została więc odrzucona33. W lipcu 1862 roku, mimo sprzeciwu Austrii, Berlin oficjalnie uznał nowo powstałe królestwo Włoch, czym jeszcze bardziej pogłębił konflikt ze swoim rywa­ lem. Prusy przyjęły rolę gospodarczego przywódcy Niemiec, teraz stawały się także przywódcą politycznym. Zwycięstwo Prus w wyścigu o zjedno­ czenie Niemiec było jedynie kwestią czasu. Kontrola nad Związkiem Celnym stała się niezwykle istotną sprawą dla rosnącej potęgi Berlina. Lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte XIX wieku były okresem nadzwyczajnego wzrostu gospodarczego - do całych Niemiec dotarła rewolucja przemysłowa, co pragnęły wykorzystać władze stolicy. Niektórzy liberalni urzędnicy propagowali reformy gospodarcze przez in­ stytucje takie jak Pruskie Ministerstwo Handlu. Jedną z najważniejszych postaci był „ojciec promowania pruskiej działalności gospodarczej” Peter Christian Beuth, który ciężko pracował, aby zrobić z Berlina przemysłową potęgę. Beuth był ministrem handlu, wspierania działalności gospodarczej i budownictwa. W 1821 roku założył Stowarzyszenie Wspierania Przemysłu w Prusach i Instytutu Handlu. Był także twórcą Stowarzyszenia do spraw Poszerzania Wiedzy Przemysłowej, utworzył w Berlinie znaczną liczbę szkół technicznych - między innymi Berlińską Szkołę Handlu i Przemysłu w 1823 roku, a Stowarzyszenie Architektów i Inżynierów oraz Szkołę Artyleryjsko-Inżynierską w 1822 roku. Zaplanował budowę nowej placówki

Od

rewolucji do

Realpolitik

207

celnej przy Kupfergraben, współpracował z Schinklem przy tworzeniu podręcznika Vorblider fur Fabrikanten and Handwerker oraz przewidział powstanie Związku Celnego Środkowych i Południowych Niemiec oraz Prus i Hesji. Duże wrażenie zrobiły na nim wycieczki do uprzemysłowio­ nej Wielkiej Brytanii. Tamtejsze miasta uznawał za wzór do naśladowania. Spędził całe miesiące, podróżując po Anglii, Szkocji i Walii, odwiedzając fabryki i rozmawiając z tamtejszymi magnatami przemysłu. W 1826 roku wybrał się tam wspólnie z Schinklem, aby zbadać potencjał nowej, indu­ strialnej architektury. Od brytyjskich przedsiębiorców przejął wiele pla­ nów i pomysłów, jak chociażby nowoczesny system miejskich dzielnic prze­ mysłowych i odrzucenie niewydajnego systemu pracy na akord. To także Beuth stał za organizacją pierwszej Pruskiej Wystawy Przemysłu i Handlu w Berlinie, która odbyła się w parku Treptower - w miejscu, gdzie obecnie znajduje się rozległy cmentarz żołnierzy Armii Radzieckiej z grobami pię­ ciu tysięcy poległych czerwonoarmistów. Wystawa okazała się ogromnym sukcesem i choć nie mogła się równać z Wielką Wystawą w Londynie, i tak robiła niesamowite wrażenie: 176 wystawców przygotowało 998 wystaw,

które zwiedziło 750 tysięcy gości34. Beuth i jego współcześni poświęcali wiele czasu na badania, finansowa­ nie i promowanie mechanizacji w każdy możliwy sposób. Utrzymywał on przyjazne stosunki z wszystkimi młodymi przemysłowcami tamtych cza­ sów: „Hummel, Egells, Freund, Borsig, Hoppe, Tappert, Wóhlert, Arnheim, Ade, Hamann, Siemens, Schwartzkopff, bracia Mullerowie, Kunheimowie i Kahlbaumowie - wszyscy byli jego przyjaciółmi, a większość uczniami”35. Beuth wspierał innowacyjność i wykorzystanie na gruncie niemieckim no­ wych zagranicznych technologii. Dla przykładu, w 1827 roku sprowadził do Berlina ekipę Brytyjczyków, którzy zainstalowali w mieście oświetle­ nie gazowe. Ministerstwo nadzorowało udzielanie nowym firmom dotacji; w 1822 roku fundusze otrzymały między innymi huta żelaza Egellsa oraz odlewnia żeliwa i fabryka maszyn Borsiga, założona w 1837 roku36. Wspie­ rano edukację zawodową, nagradzano najlepsze nowe produkty i projekty powstałe w Berlinie. Pruski rząd mocno angażował się w sprawy gospodar­ cze, co wyróżniało miasto nawet na tle brytyjskich gigantów przemysłu, a już na pewno na tle innych miast niemieckich - Lipsk był na przykład kontrolowany z odległego Drezna. Dobrobyt i bogactwo stały się dla re­ wolucjonistów ważniejsze niż walka o sprawy polityczne, jednak pomi­ mo wprowadzanych innowacji Berlin nadal pozostawał w tyle za bardzo

208

Berlin. Metropolia Fausta

uprzemysłowionymi miastami Wielkiej Brytanii. Jedno jest pewne - coś trzeba było z tym zrobić. W połowie XIX wieku Berlin mógł ponieść porażkę w wyścigu o miano potęgi przemysłowej. W pewnym stopniu wynikało to z oparcia znacznej części gospodarki na włókiennictwie. Pod koniec XVIII wieku uczyniło to Berlin największym centrum przemysłowym Niemiec. Mundury tam wy­ produkowane nosiła nie tylko armia pruska, ale także Amerykanie i Ro­ sjanie. Po rewolucji 1848 roku sprzedaż i produkcja tekstyliów gwałtow­ nie spadły. Natomiast ze względu na niekorzystne położenie geograficzne w mieście brakowało surowców. Odległość dzieląca Berlin od wschodnich prowincji Prus bogatych w węgiel kamienny, brunatny czy rudy żelaza była zbyt duża. Miasto musiało przekształcić się w ośrodek przemysłowy, który skupowałby surowce i produkował z nich gotowe towary. Stało się to moż­ liwe dzięki najbardziej spektakularnemu wynalazkowi rewolucji przemy­ słowej - kolei37.

Na wschodnim skraju Askanischer Platz stoi ceglana ruina, pozostałość po Anhalter Bahnhof-jednym z największych i najwspanialszych dworców kolejowych, jakie kiedykolwiek zbudowano w Europie. Jedynie portal wej­ ściowy przetrwał wojenne zniszczenia i rozbiórkę, przeprowadzoną w la­ tach pięćdziesiątych XX wieku. Nadal można na nim dostrzec pozostałości misternych, pięknych terakotowych płaskorzeźb. Kwiaty, wieńce i winoro­ śle wiją się dokoła samotnych figur przedstawiających personifikacje dnia i nocy. Pomiędzy nimi znajdował się niegdyś wielki zegar, który witał po­ dróżnych z Frankfurtu, Bazylei, Lipska, Monachium czy Drezna. Dziś jest to jedynie ceglana obręcz, przez którą widać tylko fragment berlińskiego nieba. Za portalem rozciąga się rozległa przestrzeń, którą niegdyś zajmo­ wała ogromna hala dworcowa - wysoka na 34 metry, szeroka na 62 i długa na 170 metrów. Mimo że niewiele z niej zostało, ta „katedra przemysłu” pozostaje wyraźnym symbolem bogactwa i potęgi Berlina. Z takiej budowli berlińczycy mogli być naprawdę dumni38. Zainteresowanie koleją wzrosło jeszcze w czasach przedrewolucyjnych. W 1826 roku sam Goethe narzekał, że „koleje, poczta ekspresowa, parow­ ce i wszystkie inne środki transportu to wszystko, na czym zależy świa­ tu”. Pierwsza linia kolejowa na terenie Niemiec połączyła w 1835 roku Norymbergę i Fiirth, pierwszą pruską linię otwarto we wrześniu 1838 roku39. W samo południe niewielka lokomotywa wyruszyła w kłębach pary

Od

rewolucji do

Realpolitik

209

z Berlina, by czterdzieści minut później dotrzeć do Zehlendorfu, gdzie tłum w ekstazie rzucał w jej kierunku kwiaty i kapelusze. Następca tronu oso­ biście wspierał nowy i śmiały środek transportu - wedle jego słów „żelaz­ ne wagony będą teraz przemierzać cały świat i żaden człowiek ich nie powstrzyma”. Król natomiast ledwie wzruszył ramionami - jego zdaniem skrócenie podróży do Poczdamu o parę godzin „nie przyczynia się znacznie do poprawy jakości ludzkiego życia”. Wyrażona przez króla dezaprobata ani trochę nie przygasiła powszechnego entuzjazmu; kolej szturmem zdo­ była serca Niemców40. Pierwsza linia kolejowa łącząca Berlin z Poczdamem okazała się tak­ że wielkim sukcesem finansowym, co doprowadziło do lawiny spekulacji i wzrostu zainteresowania prywatnych inwestorów budową nowych odcin­ ków. Już wkrótce ułożono setki kilometrów nowych błyszczących szyn w 1842 roku z Dessau do Kóthen, do Szczecina w 1843, do Frankfurtu nad Odrą w 1842, do Wrocławia i Hamburga w 1846 roku. Linię Berlin-Poczdam przedłużono do Magdeburga w 1846 roku. W 1848 roku na terenie Niemiec długość torów wynosiła 5 tysięcy kilometrów. W 1870 roku licz­ ba ta sięgnęła już 18 810 kilometrów. Berlin znalazł się u zbiegu jedena­ stu prężnie działających linii, stając się największym centrum kolejowym w Europie. Przebiegało tędy wiele międzynarodowych połączeń. Podró­ żujący z Paryża do Moskwy przez Warszawę oraz z Mediolanu i Wiednia do Skandynawii siłą rzeczy musieli się zatrzymać w Berlinie. Na mapach kolejowych z tamtych czasów stolica Prus wygląda jak wielki czarny pająk,

którego sieć sięga najdalszych zakątków Europy. Podróżny, który przybył do Berlina, musiał zmierzyć się z ogromną liczbą stacji rozsianych po całym mieście. Nie istniał tu bowiem dworzec głów­ ny - sytuację komplikował otaczający miasto stary mur celny. Peryferyjne stacje stały się z czasem charakterystycznymi punktami orientacyjnymi, a w miarę upływu lat coraz bardziej zachwycały swoją udziwnioną i rozbu­ dowaną architekturą. Wiele z nich dało początek nowym centrom rozwoju miasta. Wokół dworców jak grzyby po deszczu powstawały place, hotele i restauracje, mające spełnić zachcianki wszystkich przybyszów. W poło­ wie XIX wieku Hamburger Bahnhof zastąpiono wielkim Lehrter Bahnof, obsługującym pociągi do Hanoweru i Hamburga, a dworce Stettin, Potsdamer i słynny Anhalt odnowiono w ostentacyjnym stylu neogotyckim lub naśladującym renesansowy41. Przypływ podróżnych wkrótce dał się we znaki miastu. W miejsce konnego omnibusu, który regularnie przemierzał

210

Berlin. Metropolia Fausta

dziesięciokilometrową trasę wzdłuż muru celnego, w latach sześćdziesią­ tych XIX wieku zbudowano pierwszą trasę S-Bahnu (kolejki miejskiej), prze­ cinającą mur i ułatwiającą przemieszczanie się między stacjami. Stare mury i bramy zrównano z ziemią, a tory rozbudowano. Berlin stał się pierwszym miastem na kontynencie z funkcjonalną siatką miejskich połączeń kolejo­ wych. Równocześnie modernizowano inne środki transportu: rozległy sys­ tem kanałów dodatkowo rozszerzono i poprawiono jego przepustowość42. W latach 1845-1870, równolegle z budową kolei, trwała „wielka epoka bu­ dowy dróg w Prusach”. Długość głównych dróg w kraju zdążyła się podwoić w latach 1840-1860. Poszerzono i wybrukowano ulice Berlina. Niektórzy mieszkańcy protestowali w obawie przed dramatycznymi zmianami, któ­ re wywoływane były przez nowe środki transportu. August Orth narzekał w 1871 roku, że ruch uliczny zabił nastrój miasta, stare uliczki zaś „zupełnie zatraciły swoje znaczenie”, ale młodzi przemysłowcy zaczęli się czuć swo­ bodnie, wiedząc, że mogą liczyć na regularne dostawy węgla, żelaza i in­ nych niezbędnych surowców. Ta pewność pozwalała im śmielej inwestować. Kolej odegrała też niemałą rolę w umocnieniu politycznej pozycji mia­ sta. Linie kolejowe były początkowo finansowane przez prywatnych in­ westorów, jednak wojskowi planiści szybko zrozumieli ich niebywały po­ tencjał strategiczny43. Opracowano skomplikowany plan, według którego wydawano pozwolenia na budowę nowych połączeń lub odmawiano ich44. Pruska fascynacja nowym środkiem transportu była zupełnie przeciwna poglądom upartego austriackiego generała Staffa, który odrzucał ten „idio­ tyczny pomysł” i nie wierzył, że kolej pewnego dnia stanie się ważnym elementem wojskowej strategii. Austriacy podjęli fatalną decyzję o sprze­ daży linii kolejowych w północnych Włoszech francuskiej firmie dokładnie w momencie, kiedy przygotowywali się do wojny z Francją. Odrzucając nową technikę, sprowadzili na siebie upokarzającą porażkę w bitwie pod Sadową w 1866 roku, kiedy to Prusacy wykorzystali pociągi dla osiągnięcia naprawdę niszczycielskiego skutku45. Pozostałe kraje Europy nie zapomniały o znaczeniu pruskiej kolei. W 1991 roku brytyjski „Spectator”, przestrzegając przed utworzeniem no­ wej Europy zjednoczonej na wzór federalnych Niemiec, cytował Niemców opisujących siebie jako „lokomotywę” europejskiego zjednoczenia. Autor twierdził, że „w kolei jest coś archetypicznie niemieckiego [...]; pociągi zajmują ważne miejsce w niemieckiej mitologii [...]; niemieckie pociągi są punktualne i solidne, są symbolem siły przemysłu i potęgi państwa”. Kolej

Od rewolucji do Realpolitik

211

zrobiła dla Niemiec to, co „geografia dla Wielkiej Brytanii”. W latach dzie­ więćdziesiątych XIX wieku pociąg był synonimem niemieckiej skuteczności i upartego dążenia do uzyskania korzyści dla państwa. Niemiecki pisarz Wilhelm Raabe powiedział kiedyś: „Cesarstwo niemieckie powstało w mo­ mencie budowy pierwszej linii kolejowej”. Berlińczycy widzieli na własne oczy, jak system kolei zmienił słabe, bezkształtne Prusy w kraj tak potężny, że mógł podporządkować sobie całe Niemcy. Kolej umieściła Berlin w sercu Europy, dzięki czemu do dziś pozostaje jednym z jego symboli46. Berlińscy wojskowi byli zainteresowani nie tylko rozwojem linii ko­ lejowych; wspierali też ekspansję przemysłową. Zacierali ręce na myśl o większych dostawach broni, armat, amunicji, mundurów i leków. Prze­ mysł znaczy potęga. Jednak nowe rodzaje broni, lokomotywy i maszyny nie powstały dzięki junkrom; stali za tym nieznani jeszcze ludzie, jak Egells, Pflug, Wóhlert czy Schwartzkopff. Dzięki Związkowi Celnemu, reformom gospodarczym i kolei Berlin zyskał dostęp do surowców takich jak stal, żelazo i węgiel. W latach 1848-1857 produkcja surówki hutniczej w grani­ cach Związku Celnego wzrosła o 250 procent, produkcja węgla o 138 pro­ cent, a wydobycie rudy żelaza i węgla kamiennego o ponad jedną trzecią47. Co więcej, w latach 1850-1860 kolejowy transport towarowy w Prusach wzrósł siedmiokrotnie. Wszystko to stanowiło podwaliny sukcesu nowych ludzi - berlińskich przedsiębiorców.

Jednym z tych, którzy cały swój sukces zawdzięczali własnej ciężkiej pracy, był zaangażowany liberał, przemawiający nad grobami poległych w rewo­ lucji marcowej 1848 roku - August Borsig. Zaczynał jako stolarz, w 1823 roku trafił do szkoły zawodowej, w roku 1825 dołączył do załogi niewiel­ kiej odlewni żelaza po to, by kilka lat później zacząć prowadzić swój włas­ ny zakład w podwórzu jednej z berlińskich kamienic czynszowych. Jego pierwszy kontrakt polegał na zamontowaniu pomp w fontannach przy pa­ łacu Fryderyka Wielkiego w Sanssouci. W 1836 roku udało mu się zebrać kwotę potrzebną na zakup niewielkiej działki na rogu Thorstrasse i Chaussestrasse w dzielnicy Moabit. W lipcu 1837 roku wytwarzał już tam pierw­ sze żelazne elementy. Zdobył zamówienie na produkcję stu siedemnastu tysięcy gwoździ kolejowych dla nowej linii Berlin-Poczdam. Za zarobione pieniądze natychmiast kupił silnik parowy o mocy dwunastu koni i zlecił żołnierzom z pobliskich baraków pracę przy miechach. Następnie skupił uwagę na lokomotywach.

212

Berlin. Metropolia Fausta

W latach 1850-1870 berliński rynek został całkowicie zdominowany przez lokomotywy Borsiga. Zaczął od kopiowania brytyjskich projektów, jednak stosunkowo szybko zmodyfikował je na własne potrzeby. Już w 1841 roku został okrzyknięty bohaterem, gdyż jego nowa maszyna „zniszczyła mit brytyjskiej prędkości”, przejeżdżając trasę między Berlinem a Jiiterbogiem o dziesięć minut szybciej niż jej brytyjski konkurent, model Ste­ phensona48. Pod koniec lat czterdziestych główna hala zakładów Borsiga była tak wielka, że mogło się w niej zmieścić dwadzieścia pięć lokomotyw jednocześnie. Emmanuel Friedlander, krzykliwy sprzedawca węgla, tak opisywał berlińskiego giganta: „Zbliżający się z daleka widzi piętnaście ko­ minów wyrzucających z siebie kłęby dymu, słyszy także trzy kolosalne ma­ szyny parowe wprawiające w ruch całą maszynerię. Hala główna otoczona mniejszymi budynkami i wysokimi kominami przypomina małe miasto”. W 1850 roku Borsig jako właściciel największego prywatnego przedsię­ biorstwa w mieście zatrudniał już tysiąc dwustu robotników. W czasach budowy linii Berlin-Poczdam praktycznie wszystkie elementy sprowadza­ no zza granicy. Borsigowi udało się to zmienić. W latach pięćdziesiątych to Berlin zaopatrywał całą Europę w urządzenia kolejowe - od torów, kabli i ekwipunku sygnałowego po same lokomotywy. Jego sukces był świetnym przykładem na to, że można rozwinąć prężne centrum przemysłowe, nie mając bezpośredniego dostępu do surowców. Droga dla przyszłych pokoleń przedsiębiorców została przetarta. O karierze Borsiga mówiono: Vom Handwerksburschen zum Millionar - od czeladnika do milionera. Borsig pozostawał wierny swoim poglądom z 1848 roku, a fabrykę uzna­ wał za własny wkład w postęp cywilizacyjny. Marzył, że nadejdzie dzień, kiedy cała stolica, robotnicy i naukowcy „będą wspólnie pracować pod czuj­ nym okiem wielkiego przedsiębiorstwa przemysłowego”. Swoją słynną wil­ lę z rozległymi ogrodami, ptakami i roślinami tropikalnymi postawił tuż obok fabryki, aby „wprowadzać piękno i harmonię” do życia powstającego społeczeństwa przemysłowego. Jego ideologia przejawiała się we wszyst­ kich jego czynach, jednak najbardziej widoczna była podczas uroczystości organizowanych z okazji rocznic otwarcia poszczególnych fabryk. Pierwszy wielki jubileusz obchodzono 20 września 1846 roku, w dniu, w którym z linii produkcyjnej zjechała setna lokomotywa. Przybrany kwiatami silnik stał się ulubieńcem całego Berlina. Małe dzieci patrzyły na niego w za­ chwycie, piękne panny w fantazyjnych kapeluszach plotkowały na jego temat, sam król i królowa podziwiali to arcydzieło techniki. Tego typu

Od rewolucji do Realpolitik

213

prezentacje odbywały się dosyć często, jednak najbardziej wystawna odby­ ła się 21 sierpnia 1858 roku, po ukończeniu prac nad tysięcznym silnikiem. Uroczystość była wyrazem hołdu dla Augusta Borsiga. Wszystko, czym się zajmował, miało podkreślić wagę historyczną i kulturową jego misji, a także upamiętnić „pokojową rewolucję”, która ogarnęła Prusy w związku z wybudowaniem nowych fabryk49. Lokalna gazeta dzielnicy Moabit ogło­ siła, że Borsigowie planują wielkie przyjęcie „w paradnym stylu renesan­ sowych książąt”. Do willi zaproszono wszystkich mieszkańców Moabitu. Trzydzieści tysięcy ludzi jadło, piło i bawiło się na terenie fabryki. Wieczo­ rem Albert, syn Augusta, wystawił niezwykłą sztukę w teatrze Viktoria, jej autorem był redaktor „Kladderadatsch”. Z perspektywy czasu trudno sobie wyobrazić, że ktokolwiek mógłby chcieć obejrzeć to pompatyczne, ekstra­ waganckie przedstawienie - wiemy jednak, że ówczesnym robotnikom się podobało. Sztuka miała formę quasi-greckiego dramatu ukazującego przy­ gody wścibskiego Hansa Dampfa wśród olimpijskich bogów. Barwnie opi­ sano tam trwającą od niepamiętnych czasów boską rywalizację: Wulkan, Merkury, Minerwa i Wenus biegali po scenie, wymachując swoimi miecza­ mi i walcząc między sobą. Główny bohater, młody mężczyzna, przerwał ich pojedynek i oznajmił, że potrafi okiełznać siłę pary, a co za tym idzie jest potężniejszy od bogów. Reprezentował „szczyt osiągnięć cywilizacji przemysłowej” i zapowiadał „świt nowej złotej ery”. Para wodna była jedy­ ną rzeczą, która mogła pojednać walczących bogów i działające przeciwko sobie siły oraz pozwolić im szczęśliwie żyć wspólnie. Pod koniec przedsta­ wienia Wenus zwracała się do Wulkana z okrzykiem: „Tak, tak! Para rządzi teraz światem / Ja i ty jesteśmy jej wiernymi sługami!” Przesłanie polityczne tej sztuki było dosyć oczywiste. Albert Borsig, po­ dobnie jak jego ojciec, miał nadzieję ujrzeć utworzenie silnego zjednoczone­ go państwa niemieckiego. W końcowym fragmencie sztuki Minerwa, „bogi­ ni maszynerii i sztuki wojny”, pojawia się na scenie w otoczeniu wszystkich elementów potrzebnych do stworzenia „silnych Niemiec”: wody, węgla, żelaza, ognia, Ojca Renu, czterech wiatrów, oprócz tego gnomów, krasnali i cyklopa dźwigającego różne towary produkowane przez Borsiga. „Wielki przemysł” - bohaterowie śpiewali chórem - może „zjednoczyć naród nie­ miecki, wykorzystując zarówno narzędzia wojny, jak i pokoju”. Na samym końcu na scenę wprowadzano makietę „Borussii”, tysięcznej lokomotywy. „Wspaniała «Borussia»” miała „rewolucyjne właściwości”, „spajała ze sobą Niemcy” i przynosiła „narodowi niemieckiemu pracę, poczucie celowości

214

Berlin. Metropolia Fausta

i szczęścia”, „zapewniając ludziom przyszłość oraz materialne i duchowe bogactwo”. Pociągi Borsiga wiozły Niemców w kierunku zjednoczenia50. Nie wszyscy widzieli rozwój przemysłu w tak pozytywnym świetle. Pe­ wien współczesny autor pisał o nowej kategorii „człowieka poniżonego”, która powstała za sprawą Borsiga i jego przemysłu ciężkiego. Inny nazy­ wał jego fabrykę „koszmarną izbą tortur [...], głośną, brudną, nieludzką”. Niektórzy okrzyknęli parę „Demonem Dampfem”, wielkim wrogiem ruj­ nującym dotychczasowe życie, i nawoływali do zatrzymania go za wszel­ ką cenę. Te głosy były jednak nieliczne, dla większości liberalnych berlińczyków industrializacja stanowiło domenę przyszłości. Fabryka Augusta Borsiga stała się największym tego typu zakładem w dzielnicy Moabit - la tcrre Moab, jak zwykł ją nazywać - a bezpośrednia okolica wokół Chausseestrasse i Oranienburg Tor zamieniła się w pierwsze nowoczesne centrum przemysłowe Berlina. Sukces Borsiga nie był odosobniony. W 1800 roku w tym rejonie mieści­ ło się sto trzydzieści siedzib małych firm. W 1849 roku ich liczba sięgnęła dwóch tysięcy. Huta Egellsa połączyła się z fabryką torped Schwartzkopffa, w 1838 roku Pflug wybudował fabrykę wagonów, w 1843 roku Wóhlert otworzył fabrykę maszyn, a rok później odlewnię żelaza. Nowe fabryki po­ trzebowały pracowników, dzielnica powiększyła się dwadzieścia pięć razy w niespełna pięćdziesiąt lat. Populacja wzrosła z 6534 osób w roku 1858 do 159 791 w 1900 roku. Mieszkańcy byli zafascynowani nowym, przemysło­ wym krajobrazem miasta. Nazywali je „krainą ognia” lub „herkulesowym Berlinem”. Pewien eseista twierdził, że Chausseestrasse stało się „cudem świata”, z „każdym kominem wyrzucającym z siebie kłęby gęstego dymu i snopy iskier, jak gdyby było to miasto samego Wulkana”. Lista firm założonych w Berlinie tamtego okresu pozostaje aktualna do dziś. Schering, Borsig, AEG, Siemens, Osram, AGFA i dziesiątki innych wykorzystało koniunkturę i rozrosło się do niespotykanych wcześniej roz­ miarów. Koncern Scheringa zaczynał w 1852 roku od małej placówki zwa­ nej Zieloną Apteką, szybko jednak rozpoczął produkcję nowych cudow­ nych leków: chloroformu i kokainy. Schering zrobi fortunę na pionierskim zastosowaniu leków syntetycznych - w ten sposób unikał importowania surowców51. Berlin stał się centrum produkcji jeszcze jednej używki - al­ koholu. Rozkwitały destylarnie i warzelnie. Aktiengesellschaft fur Anilinfabrikation, czyli AGFA, zaczynała od produkcji aniliny, szybko jednak stała się głównym producentem materiałów fotograficznych, instrumentów

Od

rewolucji do

Realpolitik

215

optycznych i narzędzi precyzyjnych. W ślad za AGF-ą poszły inne firmy i wkrótce Berlin przewodził w Niemczech w produkcji mikroskopów, in­ strumentów nawigacyjnych i narzędzi medycznych. Loewe zmienił swoją małą fabrykę narzędzi w gigantyczny koncern produkujący broń oraz amu­ nicję i mógł śmiało rywalizować chociażby z Kruppem z Zagłębia Ruhry. W tym samym czasie Berlin stał się centrum niemieckiego przemysłu tekstylnego. Produkcję odzieży rozpoczęli w XVIII wieku hugenoci, szyjąc mundury dla pruskiej armii. W XIX wieku sukiennicy pożyczyli technologię z Wielkiej Brytanii i założyli nowoczesne fabryki. Przedsiębiorcy Valentin Manheimer z Magdeburga czy David Levin uczynili z Hausvogteiplatz główny ośrodek handlu tkaninami. Berlin okrzyknięto „niemiecką stolicą mody”, chociaż w Europie wyśmiewano go za niewolnicze trzymanie się paryskich projektów. Nowe fabryki wytwarzały najróżniejsze dobra, od dętek rowerowych po mosiężne ozdoby. Berlińczycy wykazywali się niezwykłą pomysłowością. Jeden z przedsiębiorców wpadł na pomysł produkowania dla pruskiej armii „kiełbasek” ze zmielonego groszku, które dłużej zachowywały świeżość niż te z mięsa. Ktoś inny wyprodukował margarynę, „masło robotników”, z tłoczonego oleju palmowego, jeszcze ktoś inny - izolowany termos. Mia­ sto rozrastało się w oszałamiającym tempie, każdego roku powstawały set­ ki nowych firm. Berlińczycy słynęli ze sprawności technicznej. Ówczesny dowcip opisuje dwóch Bawarczyków w barze, jeden z nich jak szalony po­ trząsa solniczką, z której nie wypada ani jedno ziarnko. Siedzący nieopodal Prusak zuchwale chwyta za widelec i przebija nim dziurki w zatkanym pojemniku. „Przeklęci Prusacy!” - Bawarczyk woła do swojego towarzy­ sza - „we wszystkim są najlepsi!”. Dwie największe firmy założone przez dwóch najsłynniejszych przedsiębiorców ucieleśniały wszystkie zalety ów­

czesnych Prus. Były to firmy Wernera Siemensa i Emila Rathenaua. Dzięki niepowstrzymanemu rozwojowi rynku prasowego berlińczycy mogli korzystać z szerokiego dostępu do informacji. Założone w latach czterdziestych czasopisma osiągnęły gigantyczne nakłady, a o Berlinie mówiono nawet jako o „mieście gazet”. Berlin był miejscem pracy profe­ sjonalnych dziennikarzy i pełnoetatowych redaktorów. Wielu z nich miało wielkie ambicje polityczne - między innymi konserwatyści jak Hermann Wagener i Joseph Jórg, liberał Eduard Lasker czy socjalista Ferdinand Lassalle52. Nie brakowało oczywiście głosów krytyki pod adresem nowe­ go popularnego medium. Burckhardt i Nietzsche byli oburzeni sztucznym

216

Berlin. Metropolia Fausta

obrazem świata kreowanym przez gazety, a także pretensjonalnym przeko­ naniem czytelników, że dzięki gazetom są dobrze zorientowani - podczas gdy w rzeczywistości byli karmieni niezupełnie prawdziwymi, a czasem fałszywymi informacjami. Jak ujął to Theodor Fontane: „Ze stu osób dzie­ więćdziesiąt dziewięć po prostu bezmyślnie powtarza to, co przeczytało w gazecie, nic poza tym”. Nowego medium nie można było już powstrzy­ mać, gazety pobudzały rozwój drukarstwa i działalności wydawniczej. Ber­ lin wkrótce zagroził pozycji Lipska, tradycyjnego ośrodka drukarskiego53. W mieście rozwijała się też komunikacja innego rodzaju. Na długo przed wynalezieniem telegrafu w stolicy Prus przekazywano sobie wiadomości na odległość za pomocą alfabetu flagowego nadawanego z wież kościel­ nych. Zmiany systemu komunikacji dokonał Werner Siemens, stając się tym samym jednym z najwybitniejszych przemysłowców berlińskich54. Urodził się w Hanowerze w 1816 roku. Został kadetem armii pruskiej i uczęszczał do Szkoły Artyleryjsko-Inżynierskiej w Berlinie, którą ukoń­ czył w stopniu podporucznika artylerii. Od zawsze fascynowały go nowe przedmioty i wynalazki, w wolnym czasie eksperymentował z nowo od­ krytą elektrycznością. Po raz pierwszy dał o sobie znać w 1842 roku, kie­ dy mimo sprzeciwu krytyków opatentował galwaniczny proces pozłacania i platerowania. Jego brat sprzedał ów patent pewnej brytyjskiej firmie za astronomiczną wówczas kwotę tysiąca pięciuset funtów. To Siemens jako pierwszy zdał sobie sprawę z potęgi telegrafu elektrycznego. Opracował metodę izolowania przewodów napowietrznych, co pozwoliło na instalo­ wanie ich wzdłuż linii kolejowych. Pierwszy tego typu kabel został zamon­ towany w 1847 roku wzdłuż słynnej linii Berlin-Poczdam. Jeszcze w tym samym roku Siemens połączył siły z inżynierem Johannem Georgiem Halske. We dwóch założyli przy Schóneberger Strasse niewielki warsztat zatrudniający garstkę pracowników. W 1914 roku firma zatrudniała już ponad sześćdziesiąt tysięcy osób. Przedsiębiorstwo Siemens-Halske spe­ cjalizowało się w układaniu kabli telegraficznych i podwodnych. Jednym z jego najbardziej niezwykłych osiągnięć była naziemna linia telegraficzna rozciągająca się między Wielką Brytanią a Indiami, przechodząca przez tereny Prus, Rosji i Persji. Jej budową zajmowały się trzy firmy Siemensa pod kontrolą Indoeuropejskiej Firmy Telegraficznej z siedzibą w Londynie. Pierwsze wiadomości przesłano tą drogą w 1867 roku.

Siemens był wybitnym wynalazcą, jego inwencji zawdzięczamy wie­ le urządzeń elektrycznych. Prawdopodobnie najważniejszym z nich jest

Od

rewolucji do

Realpolitik

217

dynamo elektryczne, zaprezentowane po raz pierwszy na Wystawie Świa­ towej w Paryżu w 1867 roku. Pierwsza w historii winda działająca w no­ wojorskim domu handlowym była napędzana parowo. W 1881 roku Sie­ mens opracował windę elektryczną, która zdobyła uznanie za swoją cichą i płynną pracę. Był zafascynowany wszystkimi dziedzinami transportu. Zbudował nawet pomysłową miniaturową kolejkę, która posłużyła póź­ niej jako model podczas konstruowania pełnowymiarowego elektrycznego trolejbusu. Elektryczne tramwaje Siemensa i Halskego pomknęły ulicami Lichterfelde w 1881 roku, a wkrótce połączyły wszystkie dzielnice miasta. W tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych Alexander Graham Bell konstruuje telefon. Nie zważając na oficjalne stanowisko władz, Sie­ mens jest zdeterminowany, aby przeszczepić nowy wynalazek na grunt Berlina. Pierwszych dwustu użytkowników zaczęło korzystać z telefonu w 1880 roku. Tego samego roku ulice Berlina rozświetlone zostały przez elektryczne latarnie. Do lat dwudziestych XVIII wieku mieszkańcy tego miasta funkcjonowali nocą w całkowitej ciemności. Jedynie od listopada do marca, podczas tak zwanych ciemnych miesięcy, około jednej trzeciej gospodarstw domowych wystawiało przed drzwi lampę naftową. Na wpro­ wadzenie lamp gazowych zareagowano oburzeniem, miały one rzekomo „zły wpływ na moralność, osłabiały lęk przed Panem i ciemnością nocy”. Zamontowane przez Siemensa pół wieku później oświetlenie elektrycz­ ne spotkało się z dużo cieplejszym przyjęciem, a nawet entuzjazmem. Pierwszą lampę ustawiono przed restauracją Bauer przy Friedrichstrasse w 1880 roku, pierwszą w pełni oświetloną elektrycznie ulicą została Leipziger Strasse. Wieczorami berlińczycy gromadzili się wokół „magicznych świateł” i czekali na moment ich włączenia. Wrażenie musiało być pioru­ nujące. Nigdy wcześniej nie widziano w nocy tak wyraźnie, nigdy wcześniej cienie nie były tak ostre. Pomimo ogromnych kosztów-jeden kilowat ener­ gii elektrycznej kosztował czterdzieści fenigów, ponad dwukrotnie więcej niż gaz - dla władz Berlina oświetlenie całego miasta było kwestią ambi­ cji. Pierwszy kolorowy neon reklamujący papierosy Manoli natychmiast okrzyknięto niezwykłą atrakcją, jednak już znacznie wcześniej kluby przy Friedrichstrasse przyciągały klientów niebieskimi, zielonymi i czerwonymi światłami. Największym rywalem Siemensa był szarmancki mężczyzna Emil Rathenau. Jego syn Walther zostanie zamordowany w okresie Republiki Weimarskiej. Urodzony w Berlinie w 1838 roku, Emil studiował inżynierię

218

Berlin. Metropolia Fausta

w szkole technicznej i pracował jako kreślarz w firmie Borsiga w Moabicie. Długo podróżował po Anglii, po powrocie do Prus zakupił niewielki zakład budowy maszyn znajdujący się w przerobionej do tego celu sali tanecznej przy słynnej Chausseestrasse. Czterdziestu robotników zaczęło pod jego nadzorem wytwarzać silniki parowe, wyposażenia gazowni, a także re­ kwizyty dla Opery Państwowej - jednym z pierwszych kontraktów Rathenaua była budowa statku do Afrykanki Meyerbeera. Jego życie zmieniło się w 1881 roku, kiedy na wystawie w Paryżu ujrzał żarówkę elektryczną Edisona. Podczas jego pogrzebu syn Walther mówił:

Kiedy Emil Rathenau po raz pierwszy zobaczył tę małą świecącą żarów­ kę, miał wizję, w której cały świat był pokryty siecią miedzianych kabli. Widział prąd elektryczny płynący z jednego kraju do drugiego, niosący nie tylko światło, ale i energię - życiodajną energię, która będzie oży­ wiać gospodarkę i przyczyni się do rozwoju cywilizacji. Poprzysiągł, że poświęci swoje życie elektryczności55.

W 1883 roku Rathenau założył firmę Deutsche Edison-Gesellschaft fur angewandte Elektricitat (Niemieckie Towarzystwo Edisonowskie Zastosowań Elektryczności), aby wprowadzać wynalazki Edisona na rynek berliński. To właśnie przy okazji produkcji pierwszych żarówek po raz pierwszy popadł w konflikt z Siemensem. Żaden nie mógł prześcignąć drugiego w ilo­ ści produkowanych lamp. Po długiej i kosztownej potyczce dwaj giganci doszli do porozumienia - ustalili, że Siemens będzie miał wyłączność na produkcję białych żarówek z żarnikiem węglowym, a Deutsche Edison-Gesellschaft na żarówki żółte. Berlińczycy kibicowali rywalizującym ze sobą fabrykom, jakby były drużynami sportowymi. Wkrótce Rathenau po raz kolejny wyzwał Siemensa na pojedynek, projektując i budując elek­ trownie. Pierwsza z nich, postawiona przez Elektrownie Miejskie, przynio­ sła Rathenauowi fortunę. Na bazie mniejszych firm powstało Allgemeine Elektricitats-Gesellschaft, które zasłynęło w 1891 roku ułożeniem między Lauffen a Frankfurtem nad Menem pierwszego międzymiastowego kabla elektrycznego o długości stu siedemdziesięciu pięciu kilometrów. Dzięki Siemensowi i Rathenauowi elektryczność wyparła parę, a Berlin pozosta­ wał centrum przemysłowym aż do wybuchu pierwszej wojny światowej56. Ta nowa siła zawładnęła wyobraźnią berlińczyków, a ich nieskończenie długi katalog zniewag wzbogacił się o wyrażenia takie jak „skrzyżowane

Od

rewolucji do

Realpolitik

219

kable”, „słaby prąd” i potrzeba „nowej żarówki”. Z właściwą sobie arogancją nazywali swoje miasto „światłem świata” czy „miastem świateł”; określe­ nia te odegrają ważną rolę w tworzeniu obrazu nowoczesności i metropolii, którą Berlin stał się na początku XX wieku57.

Kolej i nowe zakłady przemysłowe pochłaniały gigantyczne ilości surow­ ców, a ich nienasycone apetyty zdawały się wołać: „pieniędzy, pieniędzy, więcej pieniędzy!” Aby sprostać tym oczekiwaniom, powstała Behrenstrasse, nowa dzielnica finansowa. W czasach absolutyzmu na terenie Nie­ miec bankowość była rozwinięta szczególnie w miastach rezydencjalnych, gdzie mimo kościelnego zakazu lichwy żydowscy bankierzy (Hoffaktorcn i Hofagenten) byli odpowiedzialni za finanse dworu58. Ród Rothschildów wywodzi się właśnie od agenta finansowego jednego z najzamożniejszych niemieckich książąt, elektora Hesji-Kassel. Inni, jak Kaullas ze Stuttgar­ tu, Kaskelowie w Dreźnie czy Oppenheimowie w Kolonii, również zdomi­ nowali książęce dwory. W wolnych miastach, Hamburgu i Bremie, gdzie nie docierała władza książąt, sytuacja kształtowała się zupełnie odwrot­ nie - bankowość w zasadzie nie istniała. Berlin był wyjątkiem. Wprawdzie Hohenzollernowie zatrudniali bankierów (na przykład Ephraima Veitela), podlegali oni jednak pewnym ograniczeniom narzuconym przez pruskie przepisy prawne59. Brak tradycji bankowości umożliwił nowym przedsię­ biorcom stworzenie nowoczesnego systemu finansowego na miarę XIX wie­ ku. W momencie zjednoczenia Niemiec Berlin był finansową stolicą kraju. Inne spojrzenie na bankowość Berlin zawdzięcza nowej grupie żydow­ skich rodzin, przede wszystkim Mendelssohnów i Mendelssohnów-Bartholdych, Bleichróderów-Schwabacków, Magnusów, Warschauerów i Plautów. Byli oni bankierami nowych czasów. Szybko przejęli stare prywatne ban­ ki, którym brakowało środków, aby sprostać rosnącym potrzebom stolicy. Duży popyt na pieniądze od rządu i konsorcjów kolejowych60 doprowadził do powstania banków z kapitałem akcyjnym, na przykład Berliner Handels-Gesellschaft. Pierwszy niemiecki nowoczesny bank kredytowy, Darmstadter, założono w 1853 roku. Z początku napotkał znaczny opór, zarówno ze strony małych rodzinnych banków, jak i konserwatywnej elity pruskiej; ta liczyła na utworzenie dużego banku państwowego, nad którym mogła­ by sprawować kontrolę. Fryderyk Wilhelm IV zażądał zamknięcia nowe­ go banku, który jego zdaniem był „obrzydliwym przykładem francuskiej spekulacji i korupcji”. Bismarck wystąpił w jego obronie, a miał ku temu

220

Berlin. Metropolia Fausta

swoje powody. Nowy bank zagrażał bezpośrednio Rothschildom, którzy byli sprzymierzeni z Austrią. Bismarck mógł w ten sposób zadać cios swoim wrogom w Wiedniu. Jakiekolwiek były jego motywy, zwycięstwo banku Darmstadter nad środowiskami konserwatywnymi otworzyło drogę dla wielu nowych, podobnych instytucji. W latach sześćdziesiątych nawet najbardziej konserwatywne kręgi w Prusach musiały uznać fakt, że małe banki nie spełniają wymogów, jakie narzucała ekspansja przemysłowa, w przeciwieństwie do spółek akcyjnych. Siedziby większości banków znajdowały się oczywiście w Berlinie. W 1856 roku David Hansemann założył bank Diskonto, niedługo później powstały Berliner Handels-Gesellschaft i Berliner Bankverein61. Wkrótce także takie banki jak Darmstadter czy Dresdner przeniosły swoje siedziby do Berlina. W latach siedemdziesiątych „D-Banki” - Diskonto Gesellschaft, Deutsche Bank, Dresdner Bank i Darmstadter - odgrywały istotną rolę w gwałtow­ nej industrializacji, bo zwiększały kapitał nowych przedsiębiorstw; kapitał, który na przykład w Wielkiej Brytanii zapewniały władze miasta Londyn. Tutaj natomiast banki łączyły bankowość komercyjną z długoterminowym finansowaniem przemysłu, zapewniały także kapitał inwestycyjny dla pewnej liczby nowych podmiotów w przemyśle ciężkim - dzięki czemu uzyskiwały kontrolę nad istotnymi sektorami gospodarki62. Zadaniem za­ łożonego w Berlinie w 1875 roku Reichsbanku było kontrolowanie wszyst­ kich nowych instytucji finansowych. Gospodarcze znaczenie Berlina stale rosło. W 1850 roku w Prusach suma banknotów znajdujących się w obiegu wynosiła 18 milionów, w 1875 roku było to już 290 milionów. Dostatek i stabilizację odzwierciedlał wygląd berlińskiej dzielnicy bankowej. Biegnąca równolegle do Unter den Liden Behrenstrasse zachwycała marmurowymi pałacami, które symbolizowały niepodważalną wiarę w nowy system. (Po wojnie ruiny starych banków zostały rozebrane, a kamienne bloki użyto do budowy zoo w NRD). Bankie­ rzy stali się rozpoznawalnymi osobistościami. Carl Fiirstenberg zaskarbił sobie sympatię berlińczyków ciętym dowcipem - opisując kolację wydaną przez pruskiego ministra finansów, powiedział: „Madame Ministrowa za­ prezentowała się w głębokim, ale niefortunnym dekolcie, podobnie jak jej mąż, który również paradował z odkrytym deficytem”. Na pytanie, czy wie, kto umarł danego dnia, odpowiadał: „Dziś może umrzeć każdy!”. Her­ mann Sudermann w głośnej sztuce Sodoma Endc nie omieszkał wspomnieć o nowym statusie Gersona von Bleichródera. Jeden z bohaterów, Weisse,

Od

rewolucji do

Realpolitik

221

mówi: „Nie wszyscy możemy stać u szczytu osiągnięć ludzkości, razem z Goethem, Bismarckiem i Bleichróderem. [...] Jednak jeśli otworzysz ga­ zetę na prowincji, znajdziesz w niej moje imię”63. Nowa giełda była ściśle związana z transformacją przemysłową. W la­ tach 1851-1857 na terenie Prus założono sto dziewiętnaście spółek akcyj­ nych. W drugim roku działalności berlińska giełda odnotowała „znaczne obroty akcjami i udziałami zarówno w obiegu krajowym, jak i zagranicz­ nym, w celach inwestycyjnych, a także spekulacyjnych”64. Handel w mie­ ście opierał się na zbożach, węglu i żelazie, potrzebne też były pieniądze na rozwój innych gałęzi przemysłu - od hutnictwa po włókiennictwo. Zasoby klasy posiadającej były ograniczone, a finansowanie biznesu z własnego kredytu i kapitału było ryzykowne, dlatego też nawet w latach pięćdziesią­ tych przedsiębiorcy często zwracali się do społeczeństwa, by zebrać środki trwałe do wykorzystania ich później w rozmaitych projektach. Posiadanie akcji szybko stało się modną rozrywką, symbolem statusu społecznego i do­ brym tematem grzecznościowej pogawędki wśród nowych członków klasy średniej. Pieniądze pochodzące z przemysłu pozwalały podejmować kolej­ ne inwestycje, a Berlin przeżywał czas dobrobytu i z pozoru niekończący się szybki wzrost. Niezmiernie optymistyczna i bogata klasa średnia za­ częła zmieniać społeczne oblicze Berlina. Pod koniec XIX wieku nadejdzie złota era Besitzbiirgertum. Przedstawiciele ówczesnej klasy średniej zawdzięczali wszystko własnej ciężkiej pracy. Często byli synami rzemieślników lub zdolnych robotników jak Borsig - czy wynalazcami - jak Siemens, który zarobił fortunę w kil­ ku gałęziach przemysłu dzięki wytrwałości i niemałym umiejętnościom.

Mężczyźni ci nie aspirowali do tytułów szlacheckich, natomiast pracowali, by uzyskać niedziedziczne tytuły, bardzo pożądane jeszcze do lat dziewięć­ dziesiątych XIX wieku. Otrzymanie tytułu Kommcrzienrat lub Geheimer Kommcrzienrat (tajny radca) oznaczało, że dany przedsiębiorca osiągnął pełnię sukcesu65. Tytuł mógł znacznie poprawić pozycję jego firmy i zdol­ ność kredytową. Tytuły te przyznawał król z rekomendacji ministra handlu, natomiast osoby publiczne, szlachta i inni dygnitarze, udzielały poparcia. Synowie często rekomendowali swoich ojców, na przykład z okazji nadcho­ dzącego jubileuszu firmy. Do 1886 roku każdy kandydat poddawany był rygorystycznemu procesowi selekcji. Ubiegający się o tytuł musiał być wła­ ścicielem lub współwłaścicielem firmy odnoszącej sukcesy i aktywnie brać udział w jej prowadzeniu; rozwijać nową gałąź przemysłu lub wzmacniać

222

Berlin. Metropolia Fausta

pozycję Prus w przemyśle poza granicami kraju; powinien mieć na koncie własne działania charytatywne lub we współpracy z Kościołem czy wła­ dzami miejskimi; w jego fabrykach musiały panować dobre warunki pracy, musiał być uznanym i prominentnym obywatelem. W Berlinie dodatko­ wo każdy kandydat musiał posiadać fortunę o wartości minimum milio­ na marek, kandydatom z prowincji wystarczała połowa tej kwoty. Bardzo wyraźnie zaznaczone były też wymogi polityczne - kandydat musiał być „politycznie godny zaufania”. Tendencje do liberalizmu były przeszkodą na drodze do tytułu, trzeba było je nadrabiać innymi kwalifikacjami. Kan­ dydatom sprzyjającym opozycji było niezwykle trudno przejść przez cały proces, natomiast liberalni aktywiści i jawni zwolennicy Partii Postępowej (Fortschritspartei) byli odrzucani od razu. Taka droga awansu była wyrazem pewnego rodzaju merytokracji w mieście, w którym rządziły podział klasowy i kodeks honorowy. W wy­ niku obowiązywania tych zasad wiele tytułów trafiło w ręce żydowskich przedsiębiorców. Kilkadziesiąt lat później Holocaust będzie tym trudniej­ szy do zrozumienia, że Berlin zawdzięczał swoją pozycję w dużej mierze grupie żydowskich przedsiębiorców. Bez ich wpływu stolica Prus nigdy nie osiągnęłaby ekonomicznych i finansowych szczytów Europy XIX wieku. W przeciwieństwie do Zagłębia Ruhry, gdzie większość utytułowanych przedsiębiorców nie była Żydami, w Berlinie stanowili oni czterdzieści pro­ cent. Szacowano, że wytwarzali połowę obrotów całego miasta66. Ich sukces przyciągnął więcej Żydów do Berlina, tak więc do 1870 roku osiemdziesiąt procent pruskich Żydów się tam przeniosło. Żydzi odgrywali znaczącą rolę w przemyśle i usługach. Nieżydowscy milionerzy zajmowali się głównie węglem, żelazem, stalą, metalurgią czy przemysłem maszynowym, Żydzi zaś odnosili największe sukcesy w bankowości, wytwórczości i handlu gałęziach gospodarki bardzo mocno rozwiniętych w stolicy Prus. Historię berlińskiego przemysłu kształtowały prominentne rodziny żydowskie, nie tylko bankierów i handlarzy - na przykład Reichenbeimowie i Goldschmidtowie działali na rynku tekstylnym, producenci jedwabiu Meyerowie cieszyli się królewskim patronatem, rodzina Liebermanów miała bogate tradycje kupieckie, zrobiła fortunę na surówce bawełnianej, była także pio­ nierem w dziedzinie mechanizacji produkcji. Żydzi zajmowali też znaczącą pozycję w sektorze warzelnictwa i destylacji, a także w usługach. Dzięki całemu wytworzonemu w mieście kapitałowi to w Berlinie podejmowano wszystkie ważne decyzje gospodarcze, kosztem Frankfurtu nad Menem,

Od rewolucji do Realpolitik

223

Kolonii, Hamburga i innych starszych ośrodków. Berlin nigdy nie był wolny od antysemityzmu, ale Żydzi cieszyli się tu dużą swobodą i coraz częściej postrzegano ich jako szanowanych członków berlińskiej socjety. Jednym z przejawów tej akceptacji były przyznawane im odznaczenia i tytuły. Fakt, że kandydat do danego wyróżnienia był Żydem, często pojawiał się w raportach jako drobna wada, niedyskwalifikująca, o ile zainteresowany kierował się w swoim zachowaniu chrześcijańskimi lub „patriotycznymi” wartościami. Nierzadko bycie liberałem, a nawet katolikiem, było większą przeszkodą w awansie na stanowisko tajnego radcy. W jednym z raportów zaznaczono, że „kandydat, choć jest Żydem, w biurze zatrudnia głównie chrześcijańskich pracowników” lub że „choć jest Żydem, zawsze działa w duchu chrześcijaństwa” czy nawet: „[...] jest Żydem i tradycyjnym libe­ rałem, ale w czasach potrzeby staje się szczerym patriotą, dlatego właśnie mianowanie go jest jak najbardziej wskazane”67. Dopiero pod koniec XIX wieku, kiedy wzmógł się antysemityzm rasowy, takie nominacje stały się rzadkością. Jednym z wpływających na ten stan rzeczy czynników stała się zazdrość o rosnący prestiż i bogactwo, które jeszcze nie tak dawno były wyłączną domeną osiadłych berlińczyków. Rozwój gospodarczy Berlina na przestrzeni całego XIX wieku jest jed­ nym z największych tego typu sukcesów w historii, tym bardziej nieocze­ kiwanym, że nastąpił po porażkach w czasach napoleońskich. Na początku stulecia Berlin był gospodarczym zaściankiem dogorywającym na wschod­ nim skraju Europy. Kiedy Napoleon zdobywał miasto, znajdował się tu tyl­ ko jeden - do tego uszkodzony - silnik parowy, należący do Królewskiej Fabryki Porcelany. W porównaniu z brytyjskimi miastami przemysłowymi tego okresu, jak na przykład Birmingham czy Manchesterem, Berlin był ledwie małą wioską otoczoną piaszczystymi nieużytkami. Nie było to dobre miejsce dla rozwoju gospodarczego giganta. Mimo to w ciągu kilku tylko dekad stolica Prus przeobraziła się w najpotężniejszy ośrodek przemysło­ wy w Europie. Żadne inne europejskie miasto nie wydobyło się z mroku

tak szybko, ale też żadne tak bardzo nie upajało się swoim sukcesem. Pod koniec wieku Berlin rozwijał się w zdumiewającym tempie, wyprzedzając w wartości produkcji przemysłowej swoich największych rywali - Paryż i Londyn. Oszałamiający był też przyrost populacji. W 1800 roku Berlin liczył 915 tysięcy mieszkańców, w 1890 już 2 miliony, a w 1914 roku osiąg­ nie zawrotne 4 miliony, zapewniając sobie tytuł największego miasta w Europie. Za transformacją Berlina stała wybuchowa mieszanka wielu

224

Berlin. Metropolia Fausta

czynników - był to wynik i samego bycia stolicą Prus, ale też wprowadze­ nia kolei, starań Bismarcka o rozwój Związku Celnego i powstania nowej klasy berlińskich przedsiębiorców. Pomimo fantastycznego sukcesu gospodarczego nastroje społeczne w mieście były dalekie od ekscytacji. Próby przeprowadzenia reform po­ litycznych się nie powiodły, reformy społeczne wprowadzano bardzo nie­ chętnie, a każdego miesiąca do miasta przybywały setki tysięcy ludzi. Ci, którzy zapełniali nowe fabryki i kamienice czynszowe, niedługo staną się częścią potężnej siły. Pod koniec stulecia Berlin będzie odgrywał rolę za­ równo konserwatywnej stolicy Niemiec, jak i ośrodka skupiającego nie­ miecką klasę robotniczą, zwanego Czerwonym Berlinem.

Rozdział Piąty

Czerwony Berlin Później czy prędzej I tak od pieniędzy Wszystko zależy. Ach, ta bieda!

Faust, cz. I

pewne deszczowe popołudnie w październiku 1836 roku czarno-żółty dyliżans pocztowy wjechał do Berlina. Na chodnik wysiadł młody student. Właśnie napisał do swej ukochanej w Bonn:

W

Die zwei Himmel Auf der Reise nach Berlin Wagen. Die Berge ziehen, die Walder fliehen. Weg von dem sehnenden Blick Sie lassen keine Spur zuriick1. Nie był to obiecujący początek. Po znalezieniu pokoju w starym domu Les­ singa przy Mittelstrasse (w towarzystwie „kulturalnych ludzi”) mizerny młodzieniec, z twarzą ozdobioną dość smętnymi wąsami i rzadką brodą, wyszedł zapisać się na uniwersytet. Gdyby pozostał w Nadrenii, świat mógł­ by uniknąć mnóstwa konfliktów i rozlewu krwi, ale berlińskie przeżycia odmieniły jego losy i przeobraziły popijającego, pojedynkującego się stu­ denta z prowincji w twórcę socjalizmu naukowego i przywódcę międzyna­ rodowego ruchu komunistycznego. Trzeba wybaczyć berlińczykom, że nie

226

Berlin. Metropolia Fausta

zwrócili uwagi na przybycie Karola Marksa (zmuszonego do wyjazdu do Berlina przez ojca, zmęczonego jego chuligańskim zachowaniem w Bonn), ale już niebawem mieli o nim usłyszeć2. A Marks był tylko jednym z całego szeregu komunistycznych świętych, którzy pielgrzymowali do uprzemysłowiającego się miasta: Fryderyk Engels, Ferdinand Lassalle, August Bebel, Karl Liebknecht, Karol Radek, Róża Luksemburg i nawet Lenin, który był w Berlinie dwanaście razy i który potem prześlizgnął się przez Niemcy, by wywołać rewolucję w Rosji - wszyscy oni pojawili się w tym nowym centrum europejskiego ruchu klasy robotniczej. W okresie od przybycia Marksa do końca pierwszej wojny światowej to rozwijające się miasto prze­ mysłowe było nazywane Czerwonym Berlinem i stanowiło ważny symbol, którym szczyciła się lewica, a który wywoływał lęk, a nawet nienawiść, u wszystkich pozostałych. Kiedy Marks po raz pierwszy przyjechał do Berlina, zastał miasto ogarnięte przedrewolucyjnym napięciem. Rzucił się w wir działania rady­ kalnych kręgów studenckich, wstąpił do Klubu Doktorów (Doktor Klub), grupującego żarliwych młodych ludzi, spotykających się przy kawie i czyta­ jących prasę (osiemdziesiąt tytułów) w czytelni Cafe Stehely. Ekscytowali się oni najnowszymi pracami Młodych Niemców jak Heinricha Heinego, Ludwiga Bornego, Karla Gutzkowa i Theodora Mondta3. Najważniejsze, że właśnie w Berlinie Marks zapoznał się z dziełami najwybitniejszego berliń­ skiego filozofa: Georga Wilhelma Friedricha Hegla4. „Tylko jeden człowiek mnie rozumie, a nawet i on nie całkiem”5 - wzdy­ chał Hegel pod koniec życia. Narzekanie na niego było powszechne; styl Hegla był enigmatyczny, a potęgował to fakt, że wiele jego dzieł zostało opublikowanych na podstawie notatek do wykładów, na dodatek wystę­ powały trudności w odcyfrowaniu bardzo brzydkiego i nieczytelnego cha­ rakteru pisma. Heinrich Floris Schopenhauer nazwie prace Hegla „czystym nonsensem”, stworzonym przez „powiązanie bezsensownego i przesadnego szeregu słów, które wcześniej były znane tylko w domu wariatów” i które w rezultacie dały „najbezczelniejszą mistyfikację, jaka kiedykowiek mia­ ła miejsce [...] i która pozostanie jako pomnik niemieckiej głupoty”6. Nie pomogło, że Hegel próbował tylko ująć całą ludzką wiedzę w jedną spój­ ną filozofię dziejów. Niezależnie od tak ostrej krytyki jego dzieło odbyło, według słów Engelsa, „tryumfalny pochód trwający przez dziesięciole­ cia”, a potem zostało wykorzystane do usprawiedliwienia dwóch najistot­ niejszych - i wzajemnie się wykluczających - zjawisk w historii: rozwoju

Czerwony Berlin

227

szowinistycznego nacjonalizmu pruskiego i powstania naukowego socjali­ zmu. Hegel miał ten wątpliwy zaszczyt, że odwoływali się do niego zarów­ no Wilhelm II, jak i Marks. Przyszedł na świat w Stuttgarcie w 1770 roku i z trudem utrzymywał się przez wiele lat jako biedny i nieznany wykładowca, zwierzając się swemu przyjacielowi Schleglowi, że często bywa głodny. Jego dom w Jenie został zaatakowany przez żołnierzy Napoleona, a on sam podczas pobytu w No­ rymberdze i Heidelbergu ledwo uszedł z życiem. Jednak w chwili przyjazdu do Berlina w 1818 roku był już znanym autorem Nauki logiki i Encyklopedii nauk filozoficznych. Obchodził uroczyście dzień urodzin w towarzystwie drugiej ikony raczkującego narodu niemieckiego - Goethego. Hegel był przede wszystkim wytworem swej epoki. Golo Mann powie­ dział o nim: „Tak jak historia polityczna epoki wiedzie szlakiem Napoleona, tak jej historia duchowa - szlakiem Hegla”7. Niektórzy dopatrują się w jego pracach rozpaczliwego poszukiwania odpowiedzi na wyzwania, jakie wy­ nikły z zawirowań politycznych, które przeszły przez Europę w latach jego młodości. Według Hegla najważniejszym aspektem egzystencji była zasa­ da, że wszystko, każda idea i każda sytuacja, musi ulec zmianie, zostać odrzucona i zastąpiona przez swe przeciwieństwo. Jeśli jest pokój, wybuch­ nie wojna, a chociaż jej skutkiem będzie gwałt, ból i rozlew krwi, w koń­ cu walczące strony dojdą do jakiegoś pojednania, które stworzy „wyższy etap”, wyższą całość. Jednak ten nowy stan rzeczy nie potrwa wiecznie i także zrodzi swe przeciwieństwo, a proces ten będzie się stale powtarzał. Ta dialektyka dokonała radykalnego zwrotu w historii, obejmując wszyst­ kie dziedziny życia, od sztuki do filozofii, mody i polityki. Zdaniem Hegla wielki dualizm historii - rozdział tego, co publiczne, od tego, co prywatne, i rozziew między jednostką a społeczeństwem - zostanie pewnego dnia zniesiony przez ten nieubłagany proces. Dopiero wtedy człowiek zyska sa­ moświadomość i spełni się duch dziejów - Geist8. Hegel zmarł w 1831 roku, a jego zwolennicy natychmiast podzielili się na dwie antagonistyczne grupy: staroheglistów i młodoheglistów. Ci pierw­ si byli ultrakonserwatywni i w końcu wykorzystali jego obronę wszechpo­ tężnego państwa - Machtstaat - do usprawiedliwienia przeprowadzonego przez Bismarcka zjednoczenia Niemiec w 1871 roku, a ich przedstawiciele już w XX wieku legitymizowali niemiecki szowinizm i militaryzm. Z tego powodu Hegel bywa określany rozmaicie, jako ojciec nacjonalizmu i zwia­ stun totalitaryzmu, ale chociaż bronił Machtstaat, to sugerowanie, że mógł

228

Berlin. Metropolia Fausta

przewidzieć tego rodzaju skutki swej doktryny lub popierałby późniejszą politykę głoszoną w jego imieniu, jest podejściem ahistorycznym. Byłby na pewno zbulwersowany, widząc swój wizerunek wyzierający ponuro z kart utworów nazistowskiej propagandy9. Inni uczniowie Hegla, młodohegliści, uważali, że jego praca dowodzi czegoś zupełnie innego. Ich zdaniem dialektyka Hegla oznacza, że to, co jest „racjonalne” dziś, stanie się „irracjonalne” jutro, a wszystko, co istnieje, od religii, kultury po politykę, musi ulec zniszczeniu, by można było uto­ rować drogę dla czegoś nowego, lepszego. Mając Hegla za przewodnika, zaczęli potępiać własne społeczeństwo10. Hegel przez całe życie był człowiekiem religijnym, ale jego następcy uznali, że się mylił. Korzystając z jego własnej metodologii, starali się wy­ kazać, że religia jest ludzkim wymysłem, którego czas minął. W 1835 roku, cztery lata po śmierci Hegla, David Friedrich Strauss napisał Das Lcbcn Jesu (Życie Jezusa), w którym użył dialektyki, by „udowodnić”, że Nowy Testament to tylko mit. W swej Kritik der evangelischeri Geschichte der Synoptiker Bruno Bauer zaprzeczał, by Jezus był Synem Bożym, a Ludwig Feu­ erbach w O istocie chrześcijaństwa próbował wykazać, że nie istnieje Bóg jako stwórca człowieka, ale raczej człowiek jako stwórca Boga („Bóg nie jest niczym innym jak istotą człowieka”) To właśnie Feuerbachowi przy­ pisuje się modne obecnie powiedzenie „Jesteś tym, co jesz” - chodziło mu o to, że człowiek nie jest ukształtowany na obraz Boga, bo ma tylko natu­ rę biologiczną11. Arnold Rugę został przywódcą młodoheglistów w okresie Wiosny Ludów w 1848 roku i używając Heglowskiego „terroru rozumu”, atakował wszystko wokół, od polityki po romantyzm. Wzywał do zakoń­ czenia efemerycznego liberalnego teoretyzowania i głosił, że demokracja nie jest czymś, co się po prostu staje, ale trzeba ją wywalczyć, wykorzy­ stując zasady nauki i rozumu. Strofował Niemców za ich bierną postawę wobec polityki, tak jak „wobec pogody”. W 1838 roku Arnold Rugę i The­ odor Ernst Echtermeyer powołali pismo „Hallesche Jahrbiicher fur deutsche Wissenschaft und Kunst”, które przyciągało radykalnych myślicieli; zostało zakazane przez rząd pruski w 1841 roku, a Rugę musiał uciekać do Paryża, ale zanim to się stało, on i inni, głównie Bruno Bauer, wywarli znaczny wpływ na młodego Marksa12. Marks był urzeczony nowymi ideami popularnymi w latach trzydzie­ stych w Berlinie i napisał do ojca, że coraz bardziej zbliża się do współczes­ nej filozofii. Ojciec sarknął, że po prostu zamienił „zabawy z kuflem piwa

Czerwony Berlin

229

na bieganie samopas w todze uczonego, z rozczochranymi włosami”, ale Marks mówił poważnie i już zaczął zwalczać kłopotliwe dziedzictwo Heg­ la13. Zgadzał się z Heglem, że społeczeństwo zmierza w kierunku Utopii, ale jego zdaniem ludzie muszą tworzyć własną historię, mimo że często w warunkach, jakich sami nie wybierali. W tym celu muszą działać poli­ tycznie. Hegel zamieszał Marksowi w głowie, który przerobił jego pasywne poglądy na wezwanie do działania. Epitafium na grobie Marksa na cmenta­ rzu Highgate brzmi: „Filozofowie jedynie tłumaczą świat na różne sposoby. Chodzi o to, żeby go zmieniać”. W Berlinie Marks pochłaniał teorie młodoheglistów: religia to dla niego „opium dla mas”, konieczne jest działanie polityczne, by stworzyć dosko­ nałe społeczeństwo; można zbudować idealny świat, jeśli będzie się po­ stępować według racjonalnych, naukowych zasad. Jednak jeszcze w tym momencie początkujący student nadal wykazywał większe zainteresowa­ nie kawiarniami, teatrami i salonami Berlina niż dzielnicami robotniczymi w północnej części miasta; dopiero później, w Paryżu, po raz pierwszy dostrzegł „szlachetność ” w „zniszczonych pracą” ciałach robotników i od­ krył „czynnik sprawczy w historii” - proletariat. Dopiero wtedy heglowskie koncepcje, którymi przesiąkł w Berlinie, dopasował do szerokiego systemu tłumaczącego, w jaki sposób społeczeństwo jest zdominowane przez wal­ kę klasową pomiędzy kapitalistami a robotnikami, i wyjaśniającego, że gdy robotnicy zdobędą świadomość klasową, rozpoczną rewolucję, walcząc o komunistyczne społeczeństwo, w którym będzie panował powszechny dostatek, znikną klasy społeczne i ideologia, państwo stanie się przeżyt­ kiem, a wszyscy ludzie będą żyć razem w pokoju i dobrobycie. Była to kusząca wizja i chociaż Marks wyjechał z Berlina w 1841 roku jako nie­ znany właściwie wykładowca, w chwili jego śmierci w 1883 roku wszyscy w Czerwonym Berlinie będą mieli jego imię na ustach. Miasto się rozwijało, rewolucja przemysłowa powodowała nieubłagane zmiany, a miejska klasa robotnicza przeobrażała się w samodzielną siłę. Nowe robotnicze obszary na północ od bramy Oranienburg Tor staną się wkrótce podatnym gruntem dla rewolucyjnych idei głoszonych przez Marksa i jego uczniów.

Radykałowie, młodohegliści i sam Marks dojrzevyali w szczególnie ponurej fazie dziewiętnastowiecznej industrializacji. Berlin nie stanowił tu wyjątku. W powstających fabrykach z zasady panowały okropne warunki: wielogo­ dzinny dzień pracy, wyzysk i brutalność. Jeszcze przed przybyciem Marksa

230

Berlin. Metropolia Fausta

coraz więcej osób zaczynało zdawać sobie sprawę - jakkolwiek przyjezdni mogli dostrzegać pomyślny rozwój przemysłowego Berlina - że dla wielu jego mieszkańców jest on naprawdę dzikim i strasznym miejscem. Ówcze­ sne plakaty przedstawiają miasto nawiedzone przez ohydnego czarnego dia­ bła krążącego nad gmachami i czekającego, by pożreć tych głupców, którzy zdecydują się przekroczyć jego bramy14. Matki w wioskach Marchii Bran­ denburskiej straszyły dzieci owym diabłem i zdemoralizowaniem „Szatań­ skiego Berlina”, a konserwatyści wskazywali na ryzyko tolerowania takiej wylęgarni radykalizmu. Jednak większość tworzącej się klasy robotniczej, skupionej w przepełnionych przemysłowych dzielnicach biedy, w ogóle nie chciała mieszkać w Berlinie; byli to imigranci, którzy z konieczności na­ płynęli do miasta, gdy nie mogli już dłużej żyć po staremu na wschodzie. Berlińczycy stworzyli mnóstwo mitów na swój temat, a jednym z naj­ bardziej trwałych jest wyobrażenie „typowego berlińczyka”. Każdy prze­ wodnik wycieczek, miejscowy historyk czy knajpiany filozof będzie się długo rozwodził na temat zbiorowej inteligencji, lekceważenia władzy, podejrzliwości wobec przywódców i tradycyjnej tolerancji, jakie uosabia prawdziwy berlińczyk. Na pewno na dowód tego będzie wciąż przytaczał średniowieczny przykład Berliner Unwille albo uwagi Goethego dotyczą­ ce zuchwałego miejscowego temperamentu, albo wreszcie cytował córkę królowej Wiktorii, opisującej berlińczyków jako „zarośniętych, najeżonych [...]; mają ostry język, mówią z sarkazmem o wszystkich i wszystkim”. Jednak jak wiele podobnych współczesnych mitów, i ten ma głównie dzie­ więtnastowieczną genezę. Jest prawdą, że Berlin zawsze był magnesem przyciągającym imigrantów, a wszyscy oni, od Wenedów i francuskich hugenotów po żydowskich kupców czy holenderskich i czeskich rzemieślni­ ków, odcisnęli swoje piętno na mieście, ale nic nie mogło się równać z falą ludzi, którzy napłynęli do Berlina z Saksonii i ziem na wschód od Łaby w ciągu XIX wieku i w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku. W 1900 roku ponad sześćdziesiąt procent berlińczyków było imigrantami lub dzieć­ mi nowo przybyłych, a ten wskaźnik wzrósł jeszcze w zawrotnym tempie w latach 1900-1914, gdy podwoiła się liczba ludności miasta15. Przyjezd­ ni twierdzili, że Berlin wygląda raczej jak Nowy Jork lub Chicago niż ja­ kiś jego europejski odpowiednik i że rozwija się w nim podobna kultura. Wystarczy zajrzeć do aktualnej książki telefonicznej: nadal znaleźć w niej można popularne nazwiska czeskie, morawskie i polskie, ale tych niegdyś pozbawionych środków do życia obcokrajowców połączyła nie wspólnota

Czerwony Berlin

231

językowa czy religijna, lecz ubóstwo i strach, hala fabryki czy wynajęte baraki. To właśnie ci przymusowi imigranci, a nie ich wcześniejsi odpowiednicy, sprawili, że narodził się karykaturalny wizerunek berlińczyka grubiańskiego, twardego, szydzącego i pogardliwie traktującego innych. Powody masowej migracji do miasta były złożone, ale chodziło przede wszystkim o to, że na ziemiach wschodnich nie było warunków do życia dla dużej liczby ludności wiejskiej. Jadąc z Berlina przez Marchię Bran­ denburską do Polski lub przez Meklemburgię, Pomorze, Prusy Zachodnie i Wschodnie, mijało się niemal bezkresną mozaikę piaszczystych pól, gdzie­ niegdzie widać było sosnowe zagajniki i niewielkie wioski. To właśnie tu­ taj mieszkali junkrzy - następcy osadników przybyłych na te tereny wraz z zakonem krzyżackim - którzy gwałtownie bronili swych przywilejów. Niektórzy z nich byli równie biedni jak farncuscy hobereaux, którzy musieli zostawać w łóżku, gdy ich jedyne spodnie były w naprawie, ale większość niemieckich posiadaczy ziemskich w XIX wieku bogaciła się dzięki racjo­ nalnym metodom produkcji rolnej, zastosowaniu nawozów mineralnych Liebiga i nowoczesnych narzędzi dostosowanych do piaszczystej ziemi16. Później dopiero przeżywali kłopoty, gdy import taniego zboża z Rosji i Ameryki odbił się niekorzystnie na produkcji, ale przez większą część XIX wieku dobrze im się wiodło i odegrali szczególnie ważną rolę w odbu­ dowie Prus po wojnach napoleońskich. Rewolucję agrarną, do której doszło po zwycięstwie, przyspieszyły reformy wprowadzane w latach 1807-1821, ale chociaż zwiększyły one produkcję rolną i wzmocniły siłę junkrów, mia­ ły też nieprzewidziane skutki. Poddani mogli „kupować” wolność od pa­ nów feudalnych za połowę ziemi, na której pracowali, więc zostawały im na ogół małe nieurodzajne poletka, z których nie można było wyżyć. Tylko nieliczni mogli sobie pozwolić na zakup nasion, narzędzi rolniczych czy zapasów na zimę, a skoro pańskie lasy, pastwiska i wspólne pola były już niedostępne, mało kto mógł się utrzymać przez długi czas. Powstała drama­ tycznie uboga warstwa wieśniaków, złożona z byłych chłopów pańszczyź­ nianych, którzy wałęsali się po kraju, zbierając drewno, kłusując po lasach, żebrząc lub kradnąc17. Nowe rozległe posiadłości rolne powstawały kosztem własności chłopskiej i w latach 1811-1890 liczba wielkich majątków ziem­ skich na wschód od Łaby wzrosła o dwie trzecie. Ich właściciele stawali się coraz potężniejsi i wywierali olbrzymi wpływ na pruski (potem niemiec­ ki) rząd. Jednocześnie coraz większa wydajność sprzyjała wzrostowi liczby ludności - tylko w latach 1840-1860 wyniósł on w Prusach dwadzieścia

232

Berlin. Metropolia Fausta

sześć procent - ale skoro mniej ludzi było potrzebnych do pracy na roli, bezrobocie także rosło. Wiele osób powędrowało do nowych miast prze­ mysłowych18. W końcu XIX wieku tysiące imigrantów przybyły tam z Prus Zachodnich i Wschodnich, Brandenburgii, Pomorza i Meklemburgii. Co gorsza, nadmiar rąk do pracy w rolnictwie wystąpił wtedy, gdy w Związku Północnoniemieckim wprowadzono wolny handel i gdy zała­ mał się średniowieczny system cechowy. Przed 1810 rokiem jedynie garst­ ka uprzywilejowanych ludzi mogła otrzymać tytuł mistrza cechowego, ale prawa o wolnym handlu odrzuciły surowe przepisy określające warunki przystąpienia do cechu, obowiązujące złotników, jubilerów, wytwórców mebli, kamieniarzy czy wielu innych rzemieślników. W 1820 roku na każ­ dy tysiąc mieszkańców Prus przypadało trzydziestu mistrzów i czeladni­ ków, ale liczba ta podwoiła się do 1850 roku. Niezrzeszeni rzemieślnicy musieli pracować we własnych domach lub wynajmować się w charakterze pomocników przy naprawach zniszczonych mebli czy kościelnych sreber, a początkujący, wobec masowej produkcji towarów, mogli utrzymać się na powierzchni jedynie stale wydłużając czas swej pracy. Wielu po prostu się poddawało i przenosiło do Berlina19. Rewolucja przemysłowa równie mocno uderzyła w tradycyjne wytwórstwo wiejskie. W początkach XIX wieku w samych Prusach było pół mi­ liona niewielkich warsztatów Iniarskich i wełnianych i dziesiątki tysięcy prządek. Wraz z rozwojem nowych fabryk włókienniczych w miastach całej Europy dla robotników wytwórni tradycyjnych zaczęła się walka o życie. Niedożywione dzieci wysyłano do pracy już w wieku czterech lat; Huhn (kurczak) w menu mógł równie dobrze oznaczać Hund (psa); nawet w komentarzach społecznych Kaysslera zaczęły się pojawiać żarty na te­ mat kanibalizmu, podobne do satyry Swifta na temat irlandzkich dzieci, uważane za niezbyt odległe od prawdy przez tych, którzy odwiedzili te ziemie. Obserwacja Lingueta, że „można być pewnym, że [miasto], gdzie większość ludzi niemal przymiera głodem, to takie, w którym większość pracuje przy czółenkach tkackich”, była trafna dla znacznej części terenów wschodnich20. Nie ulegało wątpliwości, że wiejscy tkacze prowadzą walkę skazaną na niepowodzenie. Iskrą zapalającą beczkę prochu był głód. Od 1843 roku Prusy doświad­ czały corocznych klęsk nieurodzaju zboża i ziemniaków, a rozruchy gło­ dowe stawały się coraz częstsze w Berlinie po 1845 roku. Do tego czasu robotnicy wydawali około siedemdziesięciu procent swoich dochodów na

Czerwony Berlin

233

jedzenie - okropna sytuacja, zważywszy że według wielkiego liberalnego uczonego Rudolfa Virchowa wartość realnej płacy robotników spadła w la­ tach 1844-1847 o czterdzieści pięć procent21. W 1845 roku wybuchła re­ wolucja kartoflana, podczas której na ulicach Berlina doszło do zamieszek spowodowanych niekończącym się brakiem żywności i wybuchem epide­ mii tyfusu, choroby, której sprzyjało niedożywienie22. Rozruchy zostały stłumione przez wojsko. Sytuacja jednak była jeszcze gorsza na Śląsku. Tkacze lnu nie mogli konkurować z nowymi metodami produkcji maszy­ nowej, sprowadzonymi z Wielkiej Brytanii - byli bez grosza i głodowali. Na tyfus zachorowało około osiemdziesięciu tysięcy osób, z czego szesna­ ście tysięcy zmarło zimą. Tysiące ludzi swój gniew skierowało przeciwko miejscowym kupcom i pośrednikom, rozpaczliwie i nadaremnie próbując zdobyć jedzenie i w jakiś sposób odwrócić kierunek zmian przyniesionych przez rewolucję przemysłową. Tkacze obwiniali bogatych pośredników, których nienawidzono za afiszowanie się z powozami, strojami i majątka­ mi ziemskimi, podczas gdy zwykli ludzie byli głodni. W 1844 roku trzystu tkaczy zaatakowało ich fabryki i domy, niszcząc sprzęty i paląc spisy dłu­ gów. Nie zajmując się stadami „niemieckich luddystów”, którzy rzucili się na nich z kijami i widłami, kupcy poprosili wojsko pruskie o interwencję, a wojskowi, zaniepokojeni powtarzającymi się pogłoskami o szerzącej się w Europie rewolucji, zgnietli ową rewoltę bardzo brutalnie23. W spokojniejszych czasach taki incydent zostałby wkrótce zapomniany, ale dzieje buntu śląskich tkaczy stały się jednym z pierwszych wielkich zbiorowych mitów tworzącej się klasy robotniczej; bo rzeczywiście wyda­ rzenia te odpowiadały przekonaniu Marksa, że kapitalizm przemysłowy musi nieuchronnie prowadzić do degradacji i zubożenia - pauperyzacji robotników. Heinrich Heine napisał o rozruchach na Śląsku wiersz Tkacze

śląscy, temat podjęli również Gerhart Hauptmann w swej niesamowitej, poruszającej - i zakazanej - sztuce Tkacze oraz Kathe Kollwitz na czarnych litografiach pod tym samym tytułem. Kwestia ta pojawiała się także w ese­ ju Franza Mehringa HauptmanrTs Weber w książce Friedricha Kaysslera Die Weber. Soziales Drama (Tkacze. Dramat społeczny) i była przypomi­ nana przez wielu lewicowych pisarzy berlińskich w XIX wieku. Przerażeni i głodujący tkacze wiejscy nigdy się nie dowiedzieli, jakie zajęli miejsce w historii, ale spakowali swoje rzeczy i wyruszyli do Berlina, dołączając do masy nowo przybyłych. Świadectwa tego exodusu dawno zniknęły pod naporem bardziej dramatycznych wydarzeń, do jakich doszło potem na

234

Berlin. Metropolia Fausta

terenie wschodnich Niemiec i Polski. Dzisiaj może najbliższym odpowied­ nikiem tamtych opuszczonych osad porozrzucanych na wschód od Łaby są przejmująco ciche wsie wokół Czarnobyla na Ukrainie. Wszędzie widać tam ślady nagłego wyjazdu: pozostały małe, jaskrawo pomalowane drew­ niane domki wzdłuż zakurzonej drogi, stare butelki stojące rzędem na ku­ chennym parapecie, ławeczki, na których zwykli rozmawiać sąsiedzi, rdze­ wiejące druty nadal zamykające puste klatki dla kurczaków, oświetlone promieniami słońca na skraju zarośniętych ogrodów. W latach osiemdzie­ siątych XX wieku to strach przed promieniowaniem zmusił mieszkańców do wyprowadzki; w połowie XIX stulecia przyczyną był głód, ale w końcu skutek był taki sam: pozbawieni innej możliwości ludzie musieli emigrować w poszukiwaniu lepszego życia. W 1847 roku wschodnie prowincje opuściło czterysta tysięcy chłopów, kupców i rzemieślników, w 1870 roku wyjechało osiemset tysięcy, a ponad dwa miliony Niemców emigrowało z kraju w latach 1850-1870. Spośród 133 700 emigrantów oficjalnie zarejestrowanych w Berlinie w 1870 roku (wielu się nie rejestrowało) ponad połowę stanowili mężczyźni w wieku produkcyjnym. Liczba ludności w mieście wzrosła do miliona po demobili­ zacji po wojnie 1871 roku; dwadzieścia lat później się podwoiła, a w 1914 roku wynosiła cztery miliony. Większość nadal napływała ze wschodu; tyl­ ko w 1911 roku z różnych terenów Niemiec przybyło do Berlina 1 046 162 ludzi, z Rosji 97 683, natomiast z zachodnich krajów takich jak Holandia zaledwie 7611 osób i 3682 z Włoch24. Na krańcach rozrastającego się Ber­ lina powstały wielkie miasteczka namiotowe pełne zdesperowanych ludzi mających nadzieję na pracę - starszych mężczyzn muszących wyżywić ro­ dziny, ale z małymi kwalifikacjami, albo młodych niewykształconych wie­ śniaków niewiedzących nic o życiu w mieście. Wielu miało nadzieję, że za­ robi tyle pieniędzy, by kupić bilet do Ameryki, ale wpadało w pułapkę biedy. Masowe migracje stanowiły niespodziankę dla władz, ale zobojętniali radni miejscy udawali, że nic niezwykłego się nie dzieje, i odmawiali przy­ byszom zaopatrzenia, licząc, że kłopotliwi goście po prostu gdzieś odejdą25. W końcu rząd pruski musiał rozkazać berlińskiej policji przygotowanie pla­ nów nowych osiedli mieszkaniowych, jednak dopiero w 1858 roku młody architekt, inżynier budowlany James Hobrecht został wyznaczony do opra­ cowania planów dużych dzielnic dla nowo przybyłych. Cztery lata zabrało Hobrechtowi sporządzenie Bebauungsplans der Umgebungcn Berlins; był to typowy przykład pruskiej roboty: doskonały, drobiazgowy, wszechstronny,

Czerwony Berlin

235

ale zasadniczo błędny. Prezydent policji, który zarządzał miastem, bardzo podobnie jak prefekt departamentu Sekwany - Paryżem, mógł natychmiast odrzucić projekt Hobrechta, ale połączenie nieustannego napływu ludzi z zapotrzebowaniem na tanie mieszkania dla robotników przemysłowych skłoniło go do podjęcia nieszczęsnej decyzji, która zmieniła „Ateny nad Szprewą” w największy robotniczy slums w Europie26. Gdy chłopi tłoczyli się w miasteczkach namiotowych, wewnątrz murów miejskich budowano olbrzymie domy, w których wkrótce mieli zostać zakwaterowani jak praw­ dziwi więźniowie. Nikt w Europie nie zauważył, że Hobrecht został wyznaczony do opraco­ wania planu Berlina, bo wszystkie oczy były zwrócone na Paryż i na archi­ tekta barona Haussmanna. Ludwik Napoleon podczas pobytu na wygna­ niu w Londynie w latach 1838-1840 był pod wrażeniem nowej zabudowy wokół Regent Street, którą mijał, udając się do swej kochanki w St John’s Wood27. Po powrocie do Paryża polecił Haussmannowi, by zrobił coś na wzór Londynu. Haussmann, kierując się hasłami „powietrze, otwarte prze­ strzenie, perspektywa”, stworzył miasto tak piękne i rozległe, że nic mu ni­ gdy nie dorównało28. Rue de Rivoli, Champs Elysees, Place Vendóme i Place de la Concorde stały się przedmiotem zazdrości w całej Europie i były na­ śladowane na świecie, tak jak wcześniej Wersal. Burmistrz Jules Anspach przekształcał tak centrum Brukseli; w Mexico City w 1860 roku cesarz Maksymilian otworzył najdziwniejszą imitację Champs Elysees nazwaną Paseo de la Reforma, która miała połączyć azteckie miasto z zamkiem Chapultepec. Również większość miast włoskich zyskała główne arterie wzorowane na tych Haussmannowskich, prowadzące z centrum do nowo budowanych dworców kolejowych, w tym Via Nazionale w Rzymie i Via Independenza w Bolonii. Rekonstrukcja Florencji z 1864 roku była niewol­ niczym naśladownictwem stylu Haussmanna, nawet wiedeński Ring opiera się na stworzonych przez niego wzorcach29. Nie wszyscy współcześni cenili prace Haussmanna. Delvau sarkał, że Paryż „to już nie Ateny, tylko Babilon! To już nie miasto, tylko dworzec!”. Jego zdaniem miasto Balzaca zostało zniszczone, a Paryż nie jest już ni­ czym więcej niż „pozbawionym smaku cyrkiem”. Hobrecht także należał do krytyków Haussmanna, ale z innych powodów. Dla niego Paryż Hauss­ manna nie był wystarczająco dobrze zorganizowany, był za mało funkcjo­ nalny i nie mógł zapewnić mieszkań dla rosnącej liczby ludności. Wobec

236

Berlin. Metropolia Fausta

tego w wielkim planie Hobrechta znalazło się niewiele miejsca na okazałe bulwary i rozległe ulice. Od wieków architekci, od Albertiego po Le Corbusiera, starali się stwo­ rzyć idealne miasta, ale przez cały czas ludzie, te nieobliczalne i trudne istoty, nie chcieli się dostosować do ich koncepcji. Fryderyk Wielki na po­ czątku popełnił błąd, gdy w 1747 roku wydał prawo budowlane dla Berli­ na zezwalające spekulantom nieruchomościami na wybudowanie „ideal­ nych” trzypiętrowych budynków wokół Leipziger Platz. Werner Hagemann w napisanej w latach trzydziestych XX wieku pracy Das steinernc Berlin (Berlin z kamienia) podkreślał z gniewem, że te ściśnięte budynki stały się najbardziej pogardzanymi mieszkaniami w Berlinie: „Fryderyk, zwany Wielkim, był zbyt zajęty pisaniem francuskich poematów do spółki z Wol­ terem, by zrozumieć, że z wyniosłą obojętnością rozstrzygał o pomyślno­ ści lub cierpieniu setek tysięcy ludzi”30. Hobrecht z kolei chciał stworzyć znaczną liczbę gęsto zaludnionych osiedli mieszkaniowych pomiędzy sta­ rymi murami celnymi a linią kolei okrążającej miasto. Pogardzał Londy­ nem, twierdząc, że bogaci żyją tam w eleganckich dzielnicach, podczas gdy ubodzy mieszkają na terenach, na które wkracza „jedynie policjant lub pisarz szukający sensacji”31. Berlin Hobrechta miał być „zintegrowany ”, z drogimi mieszkaniami od frontu oraz małymi, ciemnymi, tanimi od tyłu. Po naszkicowaniu olbrzymiego ringu wokół miasta (plan z 1862 roku nie został nigdy ukończony) podzielił teren na place o powierzchni czterystu metrów kwadratowych, poprzecinane siatką łączących je dróg. Przekazał je przedsiębiorcom budowlanym, wychodząc z założenia, że dodadzą małe boczne uliczki, rozległe parki, alejki spacerowe i ogrody, by porozdzielać od siebie owe kwartały. Inwestorzy zignorowali wszystkie apele o zrobie­ nie trawników oraz ścieżek i zabudowali każdy dostępny kawałek ziemi wielkimi prostokątnymi siedmiopiętrowymi pudłami z cegieł, przegrodzo­ nymi kolejnymi betonowymi podwórzami. Nie mogło powstać nic mniej przypominającego założenia Haussmanna, a te nieszczęsne budynki stały się ponurymi, rojnymi, wzgardzonymi berlińskimi Hintcrhdfe - domami otoczonymi skomplikowanym układem wewnętrznych podwórców. W ciągu dekady całe kilometry tych czerwono-beżowych ceglanych budynków jak rak rozpełzły się po mieście. Pokoje były małe i słabo oświetlone, z kiepskim dostępem powietrza, urządzenia okropne, a sytu­ ację pogarszał stały napływ nowych przybyszów, którzy zajmowali każ­ dy dostępny kawałek przestrzeni. Podobnie jak wielu ekspertów w owych

Czerwony Berlin

237

czasach, Hobrecht szacował, że Berlin przez co najmniej sto lat nie osiągnie poziomu czterech milionów mieszkańców; w rzeczywistości przekroczył ten próg w ciągu kilkudziesięciu lat. Gwałtowny przyrost ludności i pre­ sja mieszkaniowa były pożywką dla coraz ordynarniejszych spekulacji na tym rynku; w latach 1871-1872 powstało w stolicy czterdzieści towarzystw budowlanych z kapitałem 194 milionów marek; w roku 1860 zbudowano 9878 mieszkań, w 1870 zaś już 14 618. Na polach Weddingu, Kreuzberga i Prenzlauer Berg jak grzyby po deszczu powstawały kamienice czynszo­ we, a miejscowi chłopi z dnia na dzień stawali się milionerami. Zmiany zachodziły w tak zaskakującym tempie, że nawet spokojny socjolog Rudolf Eberstadt powiedział, że poczucie zagubienia może okazać się niezwykle groźne dla zdrowia, a Georg Simmel ostrzegał przed niszczącym wpływem coraz bardziej nerwowego trybu życia - Stcigerung des Ncrvenlcbens32. Zbudowane przez Hobrechta czynszówki są nadal ponure. Jako student­ ka mieszkałam w Berlinie Wschodnim w typowym Hintcrhdfe, który nie był „odkażany” (synonim oznaczający odnowienie) i prawie nie zmienił się od czasów przedwojennych. Jedyne drzwi z ulicy prowadziły do krótkie­ go ciemnego korytarza, który z kolei otwierał się na pierwsze z czterech obskurnych podwórek, o powierzchni dwudziestu ośmiu metrów kwadra­ towych, bo tyle trzeba było, by mógł się na nim zmieścić wóz strażacki. Zsyp na śmieci był koło wejścia, drewniane okna i drzwi miały spróchniałe framugi, a szarozielony tynk, w kolorze charakterystycznym dla krajów ko­ munistycznej Europy, odpadał z wilgotnych ścian. Przytłaczający dziewięt­ nastowieczny charakter tego miejsca był tym bardziej nieprzyjemny, że łączył się z wrażeniem rozkładu i strachem, uczuciami powszechnymi na ulicach Honeckerowskiego Berlina, a potęgowała je jeszcze obecność szcze­ gólnych lokatorów na parterze, „opiekunów” ze Stasi (zajmowali zwyk­ le najlepsze mieszkania), którzy wyglądali zza brudnych firanek, sprawdza­ jąc, kto wchodzi lub wychodzi. Moje mieszkanie było na najwyższym pię­ trze i składało się z dwóch ponurych prostokątnych pokoi i małej kuchni, wyłożonej turkusowym plastikiem i wyposażonej jedynie w kilka starych urządzeń. Jednym z najprzyjemniejszych sprzętów był piec kaflowy opala­ ny brykietami z kopcącego węgla brunatnego. Musiałam je zimą przynosić raz na tydzień z piwnicy. Podwórze na tyłach było całkowicie odizolowane od ulicy; wieczorem można było się wychylić przez okno i wdychać miesza­ ninę zapachów śmieci, dymu węglowego i kiełbasy unoszących się w ciem­ nościach albo przysłuchiwać się wybuchającym gwałtownie kłótniom,

238

Berlin. Metropolia Fausta

przerywanym jedynie odgłosem czyichś kroków na podwórku na dole. Jednak niezależnie od minusów mojego lokum w Berlinie Wschodnim pod koniec XX wieku było ono luksusowe w porównaniu do warunków życia pierwszych mieszkańców tej kamienicy33. W 1870 roku, gdy zbudowano ten budynek, Berlin miał największą gęstość zaludnienia w Europie. Każdy mały budynek liczył pięćdziesięciu trzech mieszkańców, w upiornym Dickensowskim Londynie - zaledwie ośmiu; na przełomie wieków na hektar przypadało aż tysiąc osób. W każ­ dym pokoju żyło przeciętnie pięć osób, ale według berlińskich dokumen­ tów, które są z natury niekompletne, w 27 tysiącach izb mieszkało po sied­ miu lokatorów, w 18 400 po ośmiu, w 10 700 po dziewięciu, a w wielu gnieździło się nawet ponad dwudziestu. Niewielkie mieszkanko takie jak moje mogło być zajmowane nawet przez piętnaście osób. Ponad sześćdzie­ siąt tysięcy „oficjalnie” mieszkało w piwnicach na węgiel; wzdrygam się na samą myśl, że ludzie mogli żyć w mojej wilgotnej, dusznej piwnicy, której ściany lśniły od szlamu, a dokoła masa szczurów biegała w ciemnościach34. Niektóre tereny nawet wówczas miały złą sławę z powodu przelud­ nienia. Czynszówki między Luisenstadt a Landwehrkanal mieściły ponad dwieście pięćdzieisąt rodzin, ale ta liczba nie obejmowała tysięcy Schlaftburschen lub Schlaftmadchen, którzy wynajmowali łóżko tylko na kilka go­ dzin dziennie, lub Trockenwohner, zajmujących pokoje w budujących się po­ mieszczeniach, gdzie jeszcze tynk nie wysechł. Spis ludności w 1905 roku wykazał, że w co najmniej 63 425 domach byli tacy lokatorzy „na godziny”, a część z nich miała małe dzieci35. Najbardziej osławiony był Meyers Hof w dzielnicy Wedding, zbudowany przy niemiłej ulicy, znanej później z gra­ fiki George’a Grosza Morderstwo na tle seksualnym przy Ackerstasse. Sześć kamienic czynszowych ciągnęło się na długość stu pięćdziesięciu metrów przy szerokości ulicy jedynie czterdzieści metrów, co dawało efekt długie­ go ciemnego tunelu, z którego nie ma wyjścia. Według magazynu „Architekten Verein” w trzystu mieszkaniach żyło ponad dwa tysiące osób; tyle było w chwili ukończenia budowy, ale liczba ta rosła. Dawało to pożywkę chorobom i epidemiom; i rzeczywiście śmiertelność niemowląt w Weddingu jeszcze w 1905 roku wynosiła czterdzieści dwa procent36. Zabudowa została zniszczona podczas bombardowań w 1944 roku, a ostatnią ocalałą część rozebrano dziesięć lat później, by stworzyć miejsce pod osiedle Ernst-Reuter. Do dziś przetrwała jedynie z pozoru ładna pseudorenesansowa fasada, przylegająca do jednego z sąsiednich budynków37.

Czerwony Berlin

239

Warunki sanitarne w tych nędznych czynszówkach do wynajęcia były zupełnie nieodpowiednie - tylko kilka wychodków przeznaczono dla każ­ dej z kamienic; pod koniec XIX wieku zaledwie osiem procent budynków mieszkalnych w Berlinie miało własne WC. Nawet mieszkańcy zamożnych dzielnic bywali budzeni w nocy przez odgłosy turkocących po ulicach, chy­ botliwych wózków, do których kobiety zbierały ścieki, a następnie wyle­ wały je do rzeki. I znowu urzędnicy miejscy zlekceważyli nawoływania do zmiany. Kiedy mieszkańcy z Prenzlauer Berg skarżyli się, że na dziesięć mieszkań przypada tylko jedna toaleta, oficjalna typowa odpowiedź władz pruskich brzmiała: skoro większość ludzi jest poza domem przez większą część dnia, gdy „na ogół oddaje się stolec”, toalety służą jedynie dziesięciu czy jedenastu kobietom, a skoro „jedno posiedzenie zajmuje średnio trzycztery minuty, do pięciu, jeśli dodać czas na poprawienie ubrania, co nie jest konieczne w przypadku kobiet... nawet rezerwując dziesięć minut na jedno posiedzenie, to nadal pozostaje dość czasu przez dwanaście godzin dnia dla siedemdziesięciu dwóch osób na skorzystanie z toalety”38. Wzdłuż ulic przez dziesiątki lat płynęły rynsztokami ścieki. Oczywiście, powszech­ ne były epidemie tyfusu i innych chorób; cichym zabójcą była cholera w 1831 roku jej wybuch uśmiercił około dwóch trzecich spośród tych, któ­ rzy zachorowali, w tym Hegla, a straszna epidemia z 1866 roku skłoniła liberalnego uczonego Rudolfa Virchowa do propagowania rozwoju systemu sanitarnego w rodzaju prac kanalizacyjnych Rieselfelder39. Epidemia ospy w 1871 roku dotknęła tak wiele osób, że władze berlińskiego garnizonu ze­ zwoliły pracownikom służby zdrowia rozstawić namioty szpitalne na placu defiladowym na łąkach Tempelhof, w tym samym miejscu, w którym bracia Wright będą wkrótce testować swe samoloty. Zmarło wówczas 6478 berlińczyków, co nie dziwi, bo jedyną receptą na tę „chorobę biedaków” była zupka z rzepy. Róża Luksemburg napisała, że codziennie w Berlinie umie­ rają bezdomni, powaleni przez głód i zimno, ale „nikt ich nie zauważa, szczególnie policyjne raporty’1*0. Szerzyły się choroby weneryczne. Virchow szacował, że około 3,8 procent żołnierzy w pruskiej armii i mniej więcej 5 procent ogółu mieszkańców Berlina jest nimi zarażonych. Jednak w tym stuleciu wielką narodową plagą była gruźlica. Z jakichś powodów uznano ją za romantyczną chorobę; mówiono, że zabijając, jednocześnie przyno­ si „promieniującą urodę”, a można ją było „leczyć”, stosując tylko opium. Biedakom, którzy na nią zachorowali, konowały zalecały dziwne eliksiry, puszczanie krwi, środki przeczyszczające i gorące okłady, co nie przynosiło

240

Berlin. Metropolia Fausta

specjalnej poprawy. Według Virchowa około piętnastu procent wszystkich zgonów w Prusach w 1860 roku należało przypisać gruźlicy, a wiele tysięcy ludzi dogorywało, kaszląc i pocąc się w warunkach nieprzypominających zupełnie wspaniałych dekoracji Traviaty. Liczba migrantów stale rosła wraz z upływem stulecia i nawet przepeł­ nione czynszówki nie mogły sprostać coraz większym potrzebom miesz­ kaniowym. Tysiące ludzi sypiało na podwórkach, dworcach kolejowych i w rozmaitych prowizorycznych schronieniach; niektórzy musieli skiero­ wać się do osławionych przytułków takich jak Ochsenkopf przy Alexanderplatz lub Rummelsburg. Zjawisko bezdomności potęgowały dni poboru czynszów, 1 kwietnia i 1 października, gdy tysiące ludzi, którzy nie mieli jak uregulować wysokich należności, lądowało na ulicach. Świadkowie opisywali rodziny siedzące w przygnębieniu na ulicach pomiędzy swoim dobytkiem albo ciągnące go na wózkach; ulice w Luisenstadt wokół Bramy Brandenburskiej czy Laustizer Platz były tak zapchane spiętrzonymi wyso­ ko meblami i rozmaitymi sprzętami, że nie można było tamtędy przejść. Podczas szczególnie ponurych wielkanocnych eksmisji w 1872 roku tylu ludzi znalazło się na ulicy, że zmusiło to władze miasta do wybudowania tymczasowych pomieszczeń w Moabicie; w latach 1900-1905 schronisko przy Fróbelstrasse przyjmowało dwa tysiące osób każdej nocy. Jednak dla większości jedynym rozwiązaniem było zamieszkanie pod mostem albo na opuszczonym placu budowy, w stajni, w pustych wagonach kolejowych czy w magazynach. Kilka rodzin koczujących przy bramie Stralau Tor wy­ ciągnęło na ląd starą barkę rzeczną i zamieszkało pod nią; było to novum, które wkrótce stało się lokalnym znakiem rozpoznawczym. Władze miały mało współczucia dla rodzin pozbawionych środków do życia i często były naprawdę brutalne, niszcząc ich koczowiska. Po wielka­ nocnych eksmisjach w 1871 roku dziesiątki ludzi osiedliło się wokół Blumenstrasse i bramie Kottbus Tor, a ponieważ brygadzie straży pożarnej do lipca nie udało się ich usunąć, wysłano w tym celu policję. Tylko w jednej bitwie ulicznej sto pięćdziesiąt dziewięć osób zostało poranionych do krwi pocięto ich szablami41. W następnym roku podczas innych rozruchów poli­ cja zerwała białą flagę z czerwonym orłem - godłem Brandenburgii - którą pewien stolarz przytwierdził do drzewca jako symbol wiecu. Stolarz wyjął dużą czerwoną chustkę do nosa i przypiął ją do masztu na miejsce tam­ tej. Była to pierwsza czerwona flaga w Berlinie od czasów Wiosny Ludów w 1848 roku. Prokurator był tak tym zaniepokojony, że zmusił socjalistów,

Czerwony Berlin

241

którzy wcale nie byli bezpośrednio zamieszani w te walki, do zapłacenia utraconych dochodów właścicielom budynków42. Policja miała tendencję do nadmiernej reakcji na wszystkie wypadki, które przypominały 1848 rok, kiedy berlińczycy wyrwali kamienie z bru­ ku, by spowolnić kawalerię i piechotę, wnosili pociski na wyższe piętra i zrzucali je na oddziały wojska, a nawet próbowali dusić żołnierzy, którzy wtargnęli do ich domów. Jednak dla nowo powstającej klasy robotniczej tego rodzaju walki uliczne stały się częścią lokalnej kultury, jednoczącej biedaków przeciwko berlińskiej policji. Oznaczały one radykalny rozłam pomiędzy „niższą klasą społeczną” a władzami miasta. Jak to ujął Joachim Ringelnatz: „Die Dichter und die Maler, / Und auch die Kriminaler, / Die kennen ihr Berlin” (Poeci i malarze, a także przestępcy, wszyscy znają swój Berlin)43. Starając się zaplanować doskonałe miasto, James Hobrecht mimowol­ nie stworzył labirynt czynszówek, bocznych przejść, ukrytych pomieszczeń i innych kryjówek. Nic dziwnego, że nowe dzielnice trudno było kontrolo­ wać. Gdy liczba ludności gwałtownie wzrosła, poziom przestępczości także się podniósł, a wielka grupa złodziei, zbrodniarzy, prostytutek, szantaży­ stów i szpicli wypełniała ciemne zaułki ciągnące się od Alexanderplatz ku północy i północnemu wschodowi oraz na przedmieściach południowe­ go Berlina. Bezdomność i żebractwo uznano za nielegalne w 1843 roku, a ustawa o ubogich albo „Elberfeld System” zmuszały ludzi złapanych na popełnieniu drobniejszych przestępstw do robót publicznych, ale te kary nie przyniosły większego ograniczenia działalności przestępczej. Dzielnice nędzy Berlina mogłyby przypominać Chicago z lat dwudziestych XX wieku (a nawet Moskwę z lat dziewięćdziesiątych), bo normą stały się tam wymu­ szenia, czarny rynek i rozmaite wątpliwe interesy. Miasto zyskało reputację „miejsca perwersji, przestępczości i zła”. Dóblin nazwał Berlin „szczególnie zdeprawowanym miastem grzechu, połączonym siecią pociągów, zatłoczo­ nym podburzonymi wołami roboczymi [...], których płuca, wypełnione trującymi oparami z fabryk, wydają śmiertelny charkot [...]. Tu wszystko gniło od początku’114.

Władze Berlina z ociąganiem stawiały czoło przyczynom tego problemu, czyli ubóstwu i przeludnieniu, ale dążyły nieustannie do sprawowania kontroli politycznej i do przywrócenia w mieście standardów moralnych. Lcx Heinze (prawo Heinzego), z 1900 roku było próbą naprawy moralnej.

242

Berlin. Metropolia Fausta

Zawierało listę rzeczy zakazanych, które uznano za obraźliwe, wymienio­ no „obsceniczną literaturę, obrazy lub przedstawienia” i „obiekty przezna­ czone do obscenicznego użytku’115. Szef berlińskiej policji Horst Windheim powołał wyszydzaną Sittenpolizei, czyli rodzaj policji obyczajowej, która tropiła podejrzane typy na ulicach, robiła naloty na dostawców prezerwa­ tyw, na zakłady fryzjerskie czy drogerie, by skonfiskować nieprzyzwoite fotografie lub środki, które mogły być użyte do antykoncepcji lub do innych „zdegenerowanych celów”46. Oczywiście głównym celem tej policji była szerząca się kobieca, męska i dziecięca prostytucja, charakterystyczna dla miast, w których rozwijał się przemysł. Odmiennie niż w Hamburgu, Paryżu czy Wiedniu burdele zosta­ ły zakazane w Berlinie w połowie XIX wieku. Do kontaktu między klientem a prostytutką dochodziło więc w kawiarni, knajpie, w tancbudzie czy przy głównym ciągu handlowym. Kobieta mogła zarejestrować się na policji i je­ śli obiecała, że będzie się trzymać z daleka od ośrodków kulturalnych czy rządowych, dworców kolejowych, muzeów, pałaców i koszar oraz innych „wrażliwych miejsc”, mogła zapewnić sobie „pracę” bez obawy aresztowa­ nia. Jednak z szacunkowej liczby pięćdziesięciu tysięcy prostytutek w Berli­ nie tylko cztery tysiące było zarejestrowanych47. Abraham Flexner w książ­ ce o prostytucji cytuje wypowiedź jednej z nich: „Nur die Dummen werden inscribiert” („Tylko głupi się rejestruje!”). Opisuje on niepowtarzalny styl berlińskich prostytutek: powłóczyste spojrzenie, wystudiowany krok, ubra­ nie przyciągające uwagę, długie wpatrywanie się w witrynę kawiarni. Przy­ wołuje też zabawne sceny, gdy policja odstawiała na komisariat niczemu niewinne mieszczanki, które rzekomo patrzyły się na kogoś „zachęcająco”. Zdaniem Hansa Ostwalda łatwo było popełnić pomyłkę: Na ulicach pomiędzy Dworcem Zoo a Wittenbergplatz i wzdłuż Kurfiirstendamm o każdej porze dnia są tłumy spacerowiczów, wśród któ­ rych dominują kobiety... i nie wiadomo: może jest ona córką lub żoną mężczyzny idącego obok - bo tutaj wyraźną oznaką półświatka jest także styl ubierania się. A może ta zwykła kobieta nieopodal nakłania do nierządu48.

Nieodłącznym skutkiem szerzącej się prostytucji była wielka liczba nie­ chcianych ciąż. Liczba nieślubnych dzieci wzrosła w połowie XIX wieku. W 1750 roku było ich w Berlinie około czterech procent, w latach 1816-1820

Czerwony Berlin

243

odsetek ten wynosił już 18,3 procent. Następnie w latach 1866-1870 spadł do 14,5 procenta, ale to i tak było bardzo dużo w porównaniu do średniej dla całych Prus, która wynosiła 7 procent49. Dodajmy do tego tak zwaną epidemię aborcji pod koniec XIX wieku50. Max Hirsch, słynny berliński gi­ nekolog i propagator holistycznego podejścia do zdrowia kobiety, próbował zmniejszyć presję wywieraną na kobiety dokonujące aborcji, dowodząc, że współczesny tryb życia, a szczególnie praca w fabrykach w smrodliwym powietrzu, ciemnościach, hałasie, szkodliwych oparach i unoszącym się szklanym lub metalicznym pyle, przyczynia się do wysokiego poziomu po­ ronień. Podkreślał również, że ciężka praca fizyczna, marne warunki życia, duża zachorowalność na ospę, grypę, cholerę, tyfus, gruźlicę i syfilis a wszystko to groziło w berlińskich dzielnicach biedy - wystawiają ko­ biety na wysokie ryzyko niedonoszenia ciąży51. Jednak policja twierdziła, że aborcji jest zbyt wiele, by tłumaczyć je powodami podawanymi przez Hirscha, a świadectwa nowych ubezpieczeń zdrowotnych wykazywały, że dziesięć procent podopiecznych cierpiało ze względu na skutki ubocz­ ne nielegalnie przeprowadzonych aborcji. Część kobiet łamała sobie ręce i nogi, wyskakując z tramwajów, inne musiały być leczone ze wstrząsu lub hipotermii po wyłowieniu z kanału Landwehr, ale większość trzeba było ratować z powikłań wywołanych przez pseudolecznicze środki rozprowa­ dzane przez szarlatanów i oszustów żerujących na ich rozpaczy. Jednym z wielu niebezpiecznych sposobów na spędzenie płodu stosowanych przez te, które nie mogły sobie pozwolić na dobrego lekarza, było zjadanie setek fosforowych główek od zapałek, co praktykowano aż do wydania w 1907 roku zakazu stosowania tej substancji52. W dodatku wiele kobiet umiera­ ło z powodu zapowietrzonych strzykawek, niewysterlizowanych narzędzi lub wewnętrznych obrażeń odniesionych podczas nielegalnego zabiegu; śmiertelność w związku z komplikacjami poaborcyjnymi wynosiła dwa­ dzieścia pięć procent, a Pruski Urząd Statystyczny szacował, że ponad dwa procent berlinianek umiera z tego powodu53. Aborcji dokonywały kobiety ze wszystkich warstw społecznych i w różnym wieku, ale najczęściej doty­ czyło to robotnic fabrycznych, prostytutek, szwaczek i służących, które nie miały żadnej ochrony, nawet jeśli sprawcą ciąży był ich pracodawca, i nie mogły sobie pozwolić na „odpowiednią” opiekę. Kryzys w tej dziedzinie stał się w końcu sprawą polityczną; w lipcu 1871 roku nawet konserwatywna „Kreuzzeitung” wyrażała zaniepokojenie w związku ze wzrastającą liczbą „bezimiennych grobów” znajdowanych na terenie miasta.

244

Berlin. Metropolia Fausta

Straszne warunki pracy robotnic w fabrykach czy służących w prywat­ nych domach przyczyniły się do rozkwitu w Berlinie ruchu na rzecz praw kobiet. Koncepcja emancypacji kobiet dotarła do Niemiec z Francji, gdzie zamożne niewiasty w rodzaju Aurory Dupin, szerzej znanej jako George Sand, wzywały do walki o równouprawnienie już w latach trzydziestych XIX wieku. Stosunek do tego ruchu był w Berlinie raczej wrogi. Kiedy w 1835 roku berlińczyk Karl Ferdinand Gutzkow opublikował powieść Wally dic Zwciflcrin o wyemancypowanej kobiecie, książka została zakaza­ na, a autor trafił na miesiąc do więzienia za naruszenie krajowego prawa o „zniesławianiu” religii chrześcijańskiej. Młodohegliści w latach czterdzie­ stych także zaczęli popierać równouprawnienie, ale nie oferowali prak­ tycznej pomocy. Pierwsze aktywne grupy w Berlinie stworzyły liberalnie nastawione kobiety, które chciały nauczyć dziewczęta zasad prowadzenia gospodarstwa domowego i wyposażyć je w umiejętności, które pomogą im radzić sobie w mieście. Louise Otto-Peters, znana już ze swych femini­ stycznych artykułów i jednej powieści Dic Freunde oraz wierszy w rodzaju Licder cines dcutschcn Mddchcns, założyła w 1865 roku Allgemeine Deu­ tsche Frauenverein (Ogólnoniemiecki Związek Kobiet)54. Grupa ta wyda­ wała pismo „Neue Bahnen”, żądając prawa do edukacji kobiet i równych szans na rynku pracy. W tym samym roku powstało także bardziej kon­ serwatywne Towarzystwo na rzecz Rozwoju Zatrudnienia Kobiet, mają­ ce pomagać młodym dziewczynom w znalezieniu pracy w „szanowanych domach” i przygotowywać je do nowych „kobiecych zawodów” w rodzaju guwernantki czy nauczycielki. Pisarki Helene Lange czy Gertrud Baumer wydawały feministyczne książki, na przykład biografię historyczki i powie­ ściopisarki Ricardy Huch, która była pierwszą w Niemczech kobietą z dok­ toratem, obronionym w 1891 roku. Opisywały w niej, jak Huch musiała jechać do Szwajcarii, by zdobyć ten tytuł, bo niemieckie uniwersytety nie przyjmowały kobiet na studia55. Natomiast ugrupowania socjaldemokra­ tyczne były pod silnym wpływem słynnej pracy Augusta Bebla Dic Frau und der Sozialismus, wzywającej do przyznania kobietom równych praw, w tym opieki medycznej, i podjęcia wielu innych działań poprawiających ich życie, i to wszystko, zanim powstały setki kół samopomocowych czy organizacji charytatywnych wspierających takie zmiany56. Przed pierwszą wojną światową socjaldemokratyczny ruch kobiet w Berlinie był najwięk­ szą organizacją tego typu na świecie, zrzeszającą ponad sto siedemdziesiąt tysięcy członków.

Czerwony Berlin

245

Mimo wszystko robotnicy przemysłowi, zarówno kobiety, jak i mężczyź­ ni, musieli znosić ciężką pracę fizyczną, niskie płace, minimalne zabezpie­ czenie, przeludnione mieszkania, niedostateczne wyżywienie oraz groź­ ne, otępiające i chorobotwórcze warunki pracy. Już w 1828 roku generał von Horn skarżył się, że dzieci z przemysłowych dzielnic są tak „ograniczo­ ne w rozwoju fizycznym i umysłowym”, że nie będą się nadawać do służ­ by w wojsku. Ta obawa przyczyniła się do wydania pierwszych przepisów chroniących pracowników: dzieci nie powinny pracować dłużej niż dzie­ sięć godzin dziennie. Jednak nadal dochodziło do nadużyć i wiele dzieci spędzało dzieciństwo bez dostępu do nauki, zmuszonych do przebywania w otoczeniu brudnych i hałaśliwych maszyn57. Czas pracy dorosłych wzrósł z dwunastu, czternastu godzin dziennie w latach czterdziestych XIX wieku aż do siedemnastu w latach siedemdziesiątych, a jeśli żywiciel rodziny za­ chorował, szybko jej dochody mogły spaść poniżej minimum socjalnego58. Szczególnie wyniszczający był przemysł odzieżowy. Kobiety zmuszano do pracy w tych strasznych zakładach za głodowe płace w skrajnie poniża­ jących warunkach; pewna prasowaczka, Ottilie Baader, opisywała swoje życie jako niekończącą się szarą harówkę, w której mijały lata, a ona na­ wet nie zauważyła, że „była kiedyś młoda”59. Niskie koszty pracy utrzymy­ wały konkurencyjność niemieckiego przemysłu tekstylnego. W 1895 roku w Berlinie było prawie pięciuset wielkich kupców odzieżowych, którzy eksportowali towary na cały świat, już po wysokiej cenie. Kobiety szyjące i prasujące w podłych zakładach Berlina dożywały przeciętnie do wieku dwudziestu sześciu lat60. Robotnicy przemysłowi stanowili w 1900 roku 55-60 procent ogółu miesz­ kańców Berlina; w Londynie było to 43 procent, a w Paryżu 38 procent61. I mimo to nadal niewielu wpływowych berlińczyków zdawało sobie sprawę z tego, co dzieje się na przedmieściach, lub się tym przejmowało. Najwy­ żej zamożni pasażerowie nowej kolejki miejskiej za kilka fenigów mogli kątem oka spojrzeć na niebezpieczne, tajemnicze dzielnice, bez koniecz­ ności wyjścia na ulicę62. W Berlinie Bdrenfiihrcr (przewodnicy po barach piwnych) proponowali wycieczki kolejką Nordring nad „innym” Berlinem, podczas których żądni przygód turyści mogli zobaczyć „puls” północ­ nych dzielnic położonych za mostem Weidendamm, zamieszkanych przez „masy” (Mcnschcnmasse). Można było zbadać „ciemne tereny”, a dopóki ktoś zachowywał się „taktownie”, to nawet jeśli był obcokrajowcem, mógł

246

Berlin. Metropolia Fausta

„zgłębiać nocne życie i doświadczać go bez niepotrzebnych obaw”. Jednak przewodnicy radzili mimo wszystko, by „lepiej zostawić kobiety w hotelu” i mieć przy sobie dokumenty „na wypadek policyjnego Razzia [nalotu]”63. Dla większości berlińczyków z klasy średniej ubóstwo stanowiło rodzaj naruszenia porządku. Franz Held tak to ujął: Chorzy żebracy z głodnymi oczami Wyciągają rękę po marnego feniga, A idąca zadowolona publika rzuca: „I policja to toleruje!”64.

Jak określił to Georg Hermann, różne tereny Berlina były „światami osob­ nymi”. Jednak byli tacy, którzy spoglądając na te wielkie ceglane budynki i stło­ czonych w nich ludzi, dostrzegali przyszłą siłę. Engels pisał, jak burżuazja rozwiązuje w praktyce kwestię mieszkaniową: „Wylęgarnie epidemii, naj­ haniebniejsze jaskinie i lochy, w których kapitalistyczny sposób produkcji co noc zamyka jak w więzieniu naszych robotników - te nie zostają usunię­ te, te zostają tylko... p r z e n i e s i o n e! ”; nie znikną, dopóki nie znikną wa­ runki, które do tego doprowadziły. „I dopóki istnieje kapitalistyczny system produkcji, dopóty jest niedorzecznością chcieć rozwiązać oddzielnie kwe­ stię mieszkaniową albo jakąkolwiek inną sprawę społeczną dotyczącą losu robotników” - kontynuował65. Komuniści wierzyli, że ta stłoczona masa stanie się wkrótce potężną siłą i zacznie działać. Przed upadkiem muru centrum Berlina Wschodniego było drętwym sanktuarium fałszywej wersji historii ruchu robotniczego w Niemczech. W Święto Pracy plastikowe wizerunki przywódców proletariatu noszono na defiladzie po Unter den Linden przed na siłę zebranym tłumem, by zo­ brazować ich rolę w rozwoju klasy pracującej. Marks, Engels, Liebknecht, Róża Luksemburg, a w końcu sam Erich Honecker byli umieszczeni wysoko na liście komunistycznych bohaterów; Berlin był właściwie przedstawia­ ny jako główna arena gładkiego przechodzenia od jednego przywódcy do następnego, od słabej socjaldemokracji do żywotnej partii komunistycz­ nej, od upadającego kapitalizmu do państwa robotniczego, od jednego etapu historii do następnego. Piskliwy głos Ericha Honeckera docierał do znudzonych Młodych Pionierów, których zmuszano do stania z kwiatami

Czerwony Berlin

247

i transparentami i śpiewania Międzynarodówki’, ta zresztą w latach osiem­ dziesiątych XX wieku straciła cały swój pierwotny sens. Prawdziwa historia ruchu robotniczego w Niemczech była znacznie bar­ dziej złożona i nie tak prosta, jak przedstawiała to gładka wizja upowszech­ niana przez Honeckera i jego rząd. Mieszkańcy NRD mogli być areszto­ wani za głoszenie takich poglądów, ale wcale nie było oczywiste, że to właśnie Marks i Engels staną się duchowymi przywódcami berlińskiego proletariatu. Berlin był znany początkowo jako miasto liberalizmu; partia socjalistyczna przyjęła marksizm niemal przypadkowo. Marks był ignoro­ wany w Berlinie aż do swej śmierci; jego Manifest komunistyczny stał się popularny dopiero później, gdy reimportowali go jego następcy, i nawet Kapitał był lepiej znany za granicą niż w kraju. Rozwój siły politycznej robotników nie zaczął się od proletariatu, który był wykluczony z udzia­ łu w życiu politycznym, ani nie zapoczątkowali go radykalni intelektualiści w rodzaju młodoheglistów. Pierwszymi przywódcami robotników nie byli wcale marksiści, ale zamożni liberałowie mieszkający w eleganckim cen­ trum miasta - ci sami ludzie, którzy najpierw wspierali Marksa, a których on potem znienawidził. Liberałowie byli naiwni, ale działali w dobrej wierze. Bettina, żona po­ ety romantycznego Achima von Arnima i autorka Goethes Briefwechscl mit einem Kinde, była tak zaszokowana beznadziejną sytuacją nieszczęsnych robotników podczas epidemii cholery w 1831 roku, że napisała Dics Buch gehórt dem Kónig, jedną z pierwszych prac krytykujących stosunki spo­ łeczne w Berlinie66. Książka została zignorowana przez Fryderyka Wilhel­ ma III i dopiero w latach pięćdziesiątych zaczęły powstawać towarzystwa charytatywne zajmujące się osobami pozbawionymi środków do życia, a garstka szczęśliwych wybrańców spośród berlińskiej biedoty uzyskała zapomogę od miasta w wysokości trzech talarów i dwóch srebrnych groszy na miesiąc, co ledwie starczało najedzenie. Osoby prywatne czasami orga­ nizowały bezpłatne kuchnie: w samym tylko 1871 roku Kuchnia Ludowa (Volkskiiche) Liny Morgenstern wydała 2,2 miliona porcji żywności. Poja­ wiały się dziesiątki podobnych inicjatyw charytatywnych, jak na przykład liberalny Bildungsvereine, założony w celu propagowania „poprawy moral­ nych i ekonomicznych warunków życia klasy pracującej”67. Jak na ironię, opłaty za członkostwo w tego typu organizacjach i stawiane wymagania były tak wysokie, że ich podopieczni, „prości robotnicy”, trzymali się od nich z daleka68.

248

Berlin. Metropolia Fausta

Liberalne podejście do robotników widać na przykładzie życzliwego i mającego dobre intencje Hermanna Schulzego-Delitzscha. Nie intereso­ wała go filozofia ani rewolucja - przeciwnie, wierzył w możliwość przyjścia z praktyczną pomocą proletariatowi Berlina. Postulował potrzebę wpro­ wadzenia gospodarki wolnorynkowej, wolność zrzeszania się i swobodny wybór zawodu przy zniesieniu starych ograniczeń cechowych. W polityce głosił pogląd, że klasa średnia powinna zjednoczyć się z robotnikami, by zapobiec takim klęskom jak ta po 1848 roku69. Jednak jego plany miały zasadniczą wadę. Schulze-Delitzsch i jego współpracownicy uważali, że robotnicy nie powinni brać bezpośredniego udziału w polityce, dopóki nie zdobędą wykształcenia, nie pozbędą się przesądów, nie wyjdą z nieświado­ mości - wtedy dopiero zyskają „przepustkę do społeczeństwa obywatelskie­ go”. Mówiąc o „robotnikach”, miał na myśli ambitnych ludzi, którzy chcieliby wejść do klasy średniej, a nie nieokreśloną masę mieszkańców ubogich dzielnic. Próbował wprowadzić w życie swe koncepcje stowarzyszeń kredy­ towych i konsumenckich, zakładając kooperatywy robotniczo-konsumenckie i producenckie, które miały umożliwić robotnikom samozatrudnienie i dać niezależność finansową. Wspierał utworzenie Powszechnego Związku Pomocy Społecznej dla Klasy Robotniczej, który miał zabezpieczać dodatko­ we fundusze na emerytury pracownicze. Jednak do większości tych „robot­ niczych” organizacji wstępowali bardzo nieliczni robotnicy, a niektóre jak Niemiecki Związek Narodowy (Deutscher Nationalverein) wprowadziło tak wysokie opłaty członkowskie, że udział robotników był w ogóle wykluczo­ ny. Schulze-Delitzsch mógł traktować robotników jako „honorowych człon­ ków”, ale w praktyce nie mieli oni żadnej władzy ani nic do powiedzenia w „swoich” organizacjach. Przywódcy Partii Postępowej (Fortschrittspartei) nazywali robotników „filarami rodzącego się narodu niemieckiego”, jednak twierdzili, że muszą się oni najpierw nauczyć żyć jak klasa średnia, zanim dostaną prawa polityczne. Wszystkie te ugrupowania odrzucały kon­ cepcję powszechnego prawa wyborczego dla mężczyzn. Było nieuchronne, że wraz z rozwojem industrializacji robotnicy staną się coraz lepiej zorga­ nizowani, bardziej niezależni i będą czuć się coraz mocniej urażeni liberal­ nym paternalizmem. Pierwsze grupy stworzone przez samych robotników i z myślą o nich pojawiły się w Berlinie w latach sześćdziesiątych. Podobnie jak ich liberalni poprzednicy, pierwsi prawdziwi działacze robotniczy mieli skromne postulaty i - tak jak Schulze-Delitzsch - chcieli wprowadzić proste konkretne rozwiązania ułatwiające pracę w fabrykach

Czerwony Berlin

249

i życie w ubogich dzielnicach oraz umożliwiające ludziom wyjście z bie­ dy dzięki zatrudnieniu70. Dwaj najwybitniejsi to Friedrich Held, głęboko zaniepokojony warunkami pracy robotników przemysłowych i popularny wśród maszynistów kolejowych dzięki opublikowaniu Lokomotivc, oraz Stephan Born, wydawca „Das Volk”, najbardziej wyrafinowanej spośród gazet robotniczych. Obaj studiowali pisma Marksa i Engelsa, ale odrzucali wezwanie do rewolucji, podkreślając, że przyniosłaby ona jedynie anar­ chię. Byli poprzednikami tych działaczy związkowych, którzy opowiadali się za przemyślaną organizacją ruchu, wywieraniem nacisku politycznego i stałą poprawą warunków, a nie za gwałtownym obaleniem systemu. W la­ tach sześćdziesiątych XIX wieku w Berlinie powstało ponad sześćdziesiąt ugrupowań robotniczych, łącznie z towarzystwami edukacyjnymi oraz roz­ maitymi fundacjami zakładanymi przez klasę średnią. Tragedia polegała na tym, że te skromne żądania zostały zlekceważone przez władców Prus. Reformatorzy byli praktycznymi i przyzwoitymi ludźmi, którzy po prostu chcieli zapewnić nowym warstwom niższym odpowiednie miejsce w społe­ czeństwie. „Czwarta klasa” na razie nie wzywała do rewolucji, a większość jej członków nadal chciała być częścią istniejącego systemu. Jednak elita, od nowego cesarza (1871) po rzeszę nowych przemysłowców, przerażona zagrożeniem swych pozycji, z góry odrzucała wszelkie zmiany, opowiada­ jąc się za jeszcze surowszymi represjami, zakazem tworzenia organizacji robotniczych i aresztowaniem ich przywódców. Ostatecznie brak akceptacji tych pierwszych postulatów przyczynił się do radykalizacji ruchu robotni­ czego. To nie Schulze-Delitzsch ani Friedrich Held wprowadzą robotników do polityki; zrobią to spadkobiercy radykalnej tradycji, którzy już w 1848 roku mieli nadzieję na upadek parlamentu we Frankfurcie podczas kolejnej rewolucji. Ich przywódcą był młody człowiek, który nie cierpiał liberałów i nienawidził Schulzego-Delitzscha - Ferdinand Lassalle. Lassalle jest niezwykłą postacią w historii Berlina. Stanowił splot sprzeczności: przywódca robotniczy pozujący na arystokratę, działacz tęskniący za karierą naukowca, a także przyjaciel dwóch najpotężniejszych wrogów w XIX wieku - Marksa i Bismarcka. To właśnie Lassalle przeciw­ stawiał się liberalnemu planowi działania i tłumaczył robotnikom, że ich żądania powinny iść dalej niż zaszczytny dostęp do klasy średniej. I to on wprowadził Czerwony Berlin na polityczną mapę Europy71. Już jako uczeń we Wrocławiu Lassalle był przekonany, że jest stworzony do wyższych celów, i zwierzał się w swym dzienniku: „Gdybym się urodził

250

Berlin. Metropolia Fausta

jako królewicz czy książę, byłby ze mnie arystokrata ciałem i duszą. A tak, ponieważ jestem skromnym synem mieszczańskim, zostanę w swoim cza­ sie demokratą”72. Jako dwudziestojednolatek poznał Heinricha Heinego, na którym zrobiła wrażenie jego inteligencja i wnikliwość; w tym samym roku został też przedstawiony hrabinie Hatzfeldt, która toczyła spektaku­ larną sprawę rozwodową ze swym prostackim mężem. Lassalle, poruszo­ ny raczej społecznymi uwarunkowaniami tego związku niż ciężkim losem kobiety, pomógł jej wygrać ów jeden z najbardziej sensacyjnych procesów rozwodowych XIX wieku. Wdzięczna hrabina w zamian za to ufundowała Lassalle’owi dożywotnią rentę, dzięki której mógł się poświęcić karierze politycznej. Rzucił się w wir radykalnej działalności i wyjechał do Nadre­ nii, by współpracować ze swym idolem, Karolem Marksem. Lassalle został oddanym członkiem kręgu wyznawców Marksa, a po­ licja w Dusseldorfie wkrótce odnotowała jego „energię i siłę przekonywa­ nia”, „szerokie lewicowe zapatrywania” i „wcale niemałe zasoby finanso­ we”, co sprawiało, że był najgroźniejszym przeciwnikiem działającym na własnych warunkach. Jednak w 1857 roku Lassalle poważnie pokłócił się z Marksem i przeniósł się sam do Berlina. Gdy Marks pracował samotnie w British Library, Lassalle kręcił się po Berlinie, agitując za zmianą i na­ mawiając robotników do działania. Marks określał „domniemanego dykta­ tora robotniczego” mianem „śmiesznej postaci”. Pewnego razu stwierdził, że „Lassalle uważa się nie tylko za największego naukowca, najbardziej wnikliwego myśliciela, najbardziej utalentowanego badacza itp., ale tak­ że za Don Juana i rewolucyjnego kardynała Richelieu”73. Mężczyźni nie zgadzali się w trzech zasadniczych sprawach: Marks uważał, że rewolucja jest nieuchronna, a Lassalle nie podzielał tego poglądu, stojąc na stanowi­ sku, że trzeba stworzyć państwo, w którym klasa robotnicza będzie mieć rzeczywistą władzę polityczną. Po drugie, Marks twierdził, że państwo jako takie zaniknie, a Lassalle widział w nim przyszłego gwaranta praw robotniczych. Po trzecie, Marks wierzył w Międzynarodówkę, podczas gdy Lassalle był przekonany, że zmiany należy wprowadzać w obrębie poszcze­ gólnych państw. W latach pięćdziesiątych wszyscy, którzy ich znali, wie­ dzieli, że już się nie cierpią. Marks z goryczą obserwował, że Lassalle zdobył szturmem Berlin i urządził się w pięknym mieszkaniu przy Bellevuestrasse 13, które ozdo­ bił mnóstwem drogich dzieł sztuki i bezcennych książek. W poniedziałki wieczorem można go było spotkać u Fanny Lewald na kolacji; w kolejne

Czerwony Berlin

251

dni tygodnia odwiedzał salon Varnhagenów lub Liny Dunker, a sam przyj­ mował u siebie wszystkie liczące się osoby, od Ernsta Dohma po księcia von Piickler-Muskaua. Musiał dziwnie wyglądać na tle czerwonych aksa­ mitnych kotar i marmurowych kolumn, pomstując na niepewną przyszłość klasy robotniczej, lub gdy przy zwyczajowym szampanie i haszyszu po­ ruszał kwestie fatalnych warunków pracy w fabrykach. W wolnym cza­ sie rzeczywiście ciężko pracował dla sprawy proletariatu, pisząc broszury i obchodząc fabryki w swych pięknych ubraniach, cylindrze i białych ręka­ wiczkach, by pouczać zgromadzoną publiczność, jak ma walczyć ze swymi kapitalistycznymi wyzyskiwaczami. Decydujący moment nadszedł w 1862 roku. Wówczas liberalny Niemiec­ ki Związek Narodowy wysłał delegację robotniczą na Wystawę Światową w Londynie. Goszczący w tym mieście byli tak poruszeni, że po powrocie postanowili wezwać do zwołania Ogólnoniemieckiego Kongresu Robotni­ czego. Spotkanie odbyło się w tym samym roku w Berlinie, gdzie wybrano delegatów na planowaną konferencję w Lipsku. Liberałowie, którzy począt­ kowo popierali tę koncepcję, byli przerażeni, gdy stwierdzili, że wybrani delegaci nie są członkami ich ugrupowania, ale radykalnymi demokratami nawołującymi do walki o powszechne równouprawnienie i utworzenie od­ rębnej partii robotniczej. Liberałowie wiedzieli, że spowoduje to zmniej­ szenie poparcia dla ich partii. Schulze-Delitzsch przystąpił do zmasowa­ nej kampanii przeciwko Kongresowi. Delegaci musieli wobec tego zwrócić się do jedynego człowieka w Berlinie, który mógł ich poprzeć: Ferdinanda Lassalle’a. Pierwszego marca 1863 roku Lassalle wyłożył swoje zasady w „Otwartej odpowiedzi” (Offcnes Antwortschreiberi); wyjaśnił, że liberałowie są jego zaciekłymi wrogami. „Spiżowe prawo płacy”74 oznacza, że kapitaliści za­ wsze będą utrzymywać robotników w ubóstwie, dopóki układ nie zostanie zniszczony, ale jedyną drogą prowadzącą w tym kierunku jest oddzielenie się od liberałów i utworzenie własnej partii politycznej75. Berlińscy robotnicy podzielili się na dwie grupy: popierającą Schulzego-Delitzscha i opowiadającą się za Lassalle’em. Mimo to w 1863 roku marze­ nie o stworzeniu partii proletariackiej się spełniło i powstał Powszechny Niemiecki Związek Robotniczy (Allgemeiner Deutscher Arbeiterverein). Był to przełomowy moment w historii Niemiec76. Jak na ironię, to właśnie nienawiść do liberałów zbliżyła Lassalle’a i Bismarcka, doprowadzając do najbardziej niezwykłej przyjaźni w całym

252

Berlin. Metropolia Fausta

XIX wieku. Paczka listów znalezionych w 1928 roku ujawniła, że obaj mieli wiele wspólnego, nie tylko pałali żądzą władzy. Lassalle pisał do swej ko­ chanki: „Czy wyglądam, jakby miała mnie zadowolić jakaś drugoplanowa rola w królestwie? [...] Nie! Będę działał i walczył, ale będę także się cieszył owocami tej walki”. Coś takiego równie dobrze mógł powiedzieć Bismarck. Ich przyjaźń była wykalkulowaną grą polityczną: Lassalle chciał, by Bismarck pomógł mu obalić konstytucję Prus przez ograniczenie gospodar­ czej wszechwładzy kapitalistów i zapewnienie robotnikom bezpieczeństwa socjalnego; Bismarck zaś, znacznie bardziej sprytny, pragnął wykorzystać Lassalle’a i groźbę walki o powszechne równouprawnienie do podporząd­ kowania sobie liberałów77. Bismarck posłużył się Lassalle’em do złamania centrystów, a potem go porzucił. Lassalle nie żył na tyle długo, by zdążyć wziąć odwet. Można sobie tylko wyobrazić westchnienie ulgi, jakie rozległo się w dwóch odległych częściach Europy, gdy Bismarck i Marks dowie­ dzieli się o śmierci Lassalle’a w pojedynku, jaki stoczył o swą kochankę 28 sierpnia 1864 roku. Mimo że dożył tylko trzydziestu dziewięciu lat, był kluczową postacią w historii berlińskiego ruchu robotniczego. Karl Kautsky napisze później: „O ile tylko powstanie niemieckiej socjaldemokracji może być rozpatrywane jako dzieło jednego człowieka, to jej twórcą był Ferdinand Lassalle”. Jednak gdy zabrakło jego przywództwa, berliński proleta­ riat był skazany na przyłączenie się do marksistów, wywierających na nich nacisk z południa Niemiec.

Po śmierci Lassalle’a Powszechny Niemiecki Związek Robotniczy nadal zdobywał poparcie, ale w 1869 roku pojawiła się rywalka: Socjaldemo­ kratyczna Partia Robotników (Sozialdemokratische Arbeiterpartei), kiero­ wana przez Augusta Bebla i Wilhelma Liebknechta; została założona na zjeździe w Eisenach. Szybko stała się dominującą siłą polityczną wśród proletariatu na południu Niemiec. Ta dziwaczna i słabo zorganizowana grupa działała pod hasłem: „Precz z sekciarstwem, precz z kultem przy­ wództwa, precz z jezuitami, którzy w słowach uznają naszą wartość, ale zdradzają nas w czynach”. Rozpaczliwie pragnąc uzyskać wiarygodność, Liebknecht i Bebel przyłączyli się do marksistowskiej I Międzynarodówki78. Dzięki temu marksiści zyskali w Niemczech mocne podstawy, a ich ideolo­ gia stała się fundamentem ruchu robotniczego. W gruncie rzeczy głęboki rozdźwięk, który psuł początkowe relacje między eisenachczykami a lassalczykami, dotyczył nie tyle różnic w po­ dejściu do Marksa, ile sprzecznych zapatrywań na kwestię niemieckiej

Czerwony Berlin

253

państwowości. Lassalczycy popierali zjednoczenie Niemiec pod egidą Prus, podczas gdy Liebknecht i Bebel, którzy byli Saksończykami, nienawidzili Prus i Berlina. Wczesne wystąpienia ich partii roją się od wezwań do „wszystkich demokratów nienawidzących Prus”, by przyłączyli się do nich, ale po zjednoczeniu Niemiec oba ugrupowania były pod takim obstrzałem władz, że musiały albo współpracować, albo zniknąć. Z konieczności do­ szły do porozumienia i w maju 1875 roku na kongresie w Gocie utworzyły Socjalistyczną Partię Robotników Niemiec (Sozialistische Arbeiterpartei Deutschlands), jednak - wobec braku takiej indywidualności jak Lassalle była ona zdominowana przez marksistów, mających poglądy odmienne od lassalczyków. Jak na ironię, sam Marks odmówił udziału w kongresie z po­ wodu obecności lassalczyków i energicznie przystąpił do pisania Krytyki programu go tajs kiego. Na ulotce upamiętniającej kongres Marks i Lassalle stoją ramię w ramię, ale spoglądają w dwie różne strony79. Niezależnie od trudnych początków nowa partia stała się największą i najlepiej zorganizowaną partią w Europie i zaczęła wywierać niezwykle silny polityczny, ekonomiczny, społeczny i kulturalny wpływ na klasę ro­ botniczą Berlina. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy było to, że berlińscy robotnicy nie mieli w mieście swoich korzeni. Większość z nich była imi­ grantami, nieprzynależącymi pod względem społecznym czy kulturalnym do żadnej lokalnej wspólnoty ani Kościoła, co sprawiało, że byli podatni na idee socjalizmu. Tworzyli nowe organizacje w postaci klubów politycz­ nych, towarzystw śpiewaczych (w 1880 roku było ich dwieście), krajo­ znawczych i rowerowych czy rozmaitego typu stowarzyszeń kulturalnych i społecznych, w których rozrywka mieszała się z indoktrynacją poli­ tyczną. Początkowo kobiety dyskutowały na temat swych praw podczas spotkań przy szyciu; młodzież gromadziła się, by uczcić ofiary 1848 roku, i chadzała na ich groby, mimo że policja konfiskowała wieńce, które nosili na cmentarz Friedrichshain. Wszystkie te organizacje były skrom­ niejszą wersją partii burżuazyjnych, ale biedocie odpowiadały ich mark­ sistowski żargon, rewolucyjna retoryka i naiwny optyzmizm, więc ich popularność gwałtownie rosła. A co najważniejsze, socjaliści zaczęli mo­ bilizować setki tysięcy imigrantów i robotników do walki o prawo głosu. Przedstawiciele establishmentu byli zaszokowani fantastycznym sukce­ sem socjalistów. Socjaliści, którzy po raz pierwszy wzięli udział w wyborach do władz miejskich Berlina w 1883 roku i zdobyli pięć miejsc, tak naprawdę weszli

254

Berlin. Metropolia Fausta

na arenę niemieckiej historii w 1871 roku, gdy uzyskali 124 tysiące głosów i wprowadzili dwóch posłów do Reichstagu. W wyborach 1874 roku ich poparcie wzrosło do 352 tysięcy głosów i dziewięciu posłów, a w 1877 roku mieli jeszcze o czterdzieści procent głosów więcej, co dało im dwunastu przedstawicieli w Reichstagu. Ta nowa siła polityczna przeraziła Bismarcka, który zaczął szukać pretekstu do pozbycia się tego zagrożenia, mogącego wstrząsnąć potężnym cesarstwem. W 1878 roku dostał szansę.

Jedenastego maja stary cesarz Wilhelm I jechał powozem po Unter den Linden, podziwiając widoki i nasłuchując odgłosów miasta, gdy ukryty za dorożką mężczyzna zerwał się i wystrzelił w jego kierunku. Chybił, a po schwytaniu jak obłąkany powtarzał mechanicznie, że chciał tylko zwrócić uwagę na ciężki los klasy robotniczej. Z powodu tego wyznania Bismarck natychmiast spróbował wprowadzić antysocjalistyczne ustawy, ale to mu się nie udało, bo wyszło na jaw, że mężczyzna został właśnie wydalony z partii ze względu na skrajne poglądy. Drugiego czerwca 1878 roku ce­ sarz ponownie jechał Unter den Linden, gdy Karl Nobiling strzelił do niego z okna pobliskiego domu, raniąc około trzydziestoma kulami ze śrutem w twarz, ramiona i plecy. Napastnik popełnił następnie samobójstwo. Ce­ sarz, mocno krwawiąc, został przewieziony do pałacu i tym razem rekon­ walescencja trwała kilka miesięcy. Bismarck nie tracił czasu na zajmowanie się stanem zdrowia władcy; odwiedził go dopiero po tygodniu. Natomiast radośnie zawołał: „To teraz rozwiążemy Reichstag!”, pospieszył do parlamentu i zaczął forsować an­ tysocjalistyczne ustawy. Zdecydowanie większa grupa konserwatystów z klasy średniej i stara arystokracja poparły kampanię Bismarcka i osta­ tecznie Reichstag przyjął nowe przepisy stosunkiem głosów 221 do 149. Po tym głosowaniu ogłoszono, że SPD, lewicowy odłam Partii Postępowej i katolicka partia Centrum są wrogami państwa, a pierwsze postanowienie nowej ustawy brzmiało: „Zrzeszenia, których celem jest obalenie istnieją­ cego państwa lub porządku społecznego środkami postulowanymi przez socjaldemokratów, socjalistów lub komunistów, są zakazane”. Robotnicy, którzy nigdy nie słyszeli o Nobilingu i raczej lubili starego cesarza, byli zaszokowani, widząc policję panoszącą się w ich dzielnicach w odwecie za popełnioną zbrodnię. Tereny pzemysłowe wkrótce znalazły się w oblężeniu: aresztowano setki osób, a sześćdziesięciu siedmiu czoło­ wych przywódców socjalistycznych otoczono i deportowano z miasta bez

Czerwony Berlin

255

żadnych przesłuchań i bez zapewnienia pomocy ich rodzinom. Policja za­ mknęła najpopularniejsze kluby i stowarzyszenia robotnicze. Prasa socja­ listyczna została zakneblowana: w 1878 roku zakazano działalności czter­ dziestu pięciu z czterdziestu siedmiu głównych gazet, w tym „Vorwarts”, „Die neue Rundschau”, „Die Zukunft” i „Berliner Freie Presse”; ponad sto pięćdziesiąt czasopism i ponad tysiąc dwieście nieregularnych publikacji zostało poddanych ostrym naciskom, a wszelkie „socjaldemokratyczne, socjalistyczne lub komunistyczne stowarzyszenia, zgromadzenia i publika­ cje” zostały zakazane. Bismarck usprawiedliwiał swą akcję przed opinią publiczną, ogłasza­ jąc, że potworny czyn Nobilinga był inspirowany przez „socjalistycznych agitatorów”, a powszechna reakcja w Berlinie była nieprzyjemna i skrajna. Policja otrzymywała donosy na wiele osób za niegroźne uwagi „przeciw­ ko cesarzowi”, przy czym sądy rozpatrywały wszystkie oskarżenia z całą powagą. Kobieta, która zażartowała: „Cesarz przynajmniej nie jest bied­ ny i potrafi się zatroszczyć o siebie!”, trafiła na osiemnaście miesięcy do więzienia. Tylko jednego dnia w czerwcu 1878 roku berliński sąd skazał siedem osób łącznie na dwadzieścia dwa lata i sześć miesięcy więzienia za „obrazę cesarza”. Apelowano do pracodawców, by zwalniali wszystkich robotników o socjalistycznych zapatrywaniach, i większość się do tego sto­ sowała. Bismarck tak bardzo wyolbrzymiał groźbę „czerwonej zarazy”, że ludzie szczerze uwierzyli w niebezpieczeństwo nieuchronnego upadku po­ rządku społecznego i politycznego, jeśli nie zostanie zahamowana działal­ ność wszystkich lewicowych organizacji. Otto Vossler zauważył kiedyś, że atak Bismarcka na socjalistów został przeprowadzony z taką fanatyczną za­ jadłością, jakiej nie zastosowano nawet wobec najgorszych zewnętrznych wrogów kraju w chwili wojny. W Niemczech, z założenia nowoczesnym konstytucyjnym państwie, socjaliści zostali potraktowani w sposób absur­ dalny. Skutek był odwrotny do zamierzonego. Polityka Bismarcka wcale nie doprowadziła do likwidacji partii, prze­ ciwnie - nie tylko ją wzmocniła, ale i zradykalizowała. „Bohaterskie lata”, jak je określono później, dały początek dziesiątkom mitów popularnych wśród robotników. Niektóre z tych opowieści opierały się na faktach; dzia­ łacze rzeczywiście wymykali się nocą, by rozwieszać czerwone sztandary na mostach, budynkach użyteczności publicznej, nawet na pomniku Fry­ deryka Wielkiego. Nowa gazeta partyjna „Der Sozialdemokrat”, założona w Zurychu we wrześniu 1879 roku i wydawana przez Georga Vollmara,

256

Berlin. Metropolia Fausta

a potem przez Eduarda Bernsteina, była przemycana do Berlina wraz z in­ nymi pismami. Partyjna poczta dostarczała ponad trzy tysiące sześćset rozmaitych broszur wydrukowanych przed 1879 rokiem, a chociaż tysiąc pięciuset członków partii znalazło się w więzieniach i socjaliści musieli zwołać swój kongres za granicą, działacze berlińscy nadal organizowali tajne zebrania w całym mieście. Istniejący w ukryciu świat zbuntowanych robotników stał się pożywką lewicowej legendy. Jeden z typowych propa­ gandowych filmów socjalistycznych z lat dwudziestych XX wieku przedsta­ wia nielegalne zebranie w czynszówce przerwane nagle przez policję, która mimo że przetrząsa całe mieszkanie, niczego nie znajduje. Gdy policjanci wychodzą, przystają, wypinają pierś ozdobioną srebrnymi guzikami i sa­ lutują przed wielkim popiersiem uśmiechniętego cesarza umieszczonym na półce przy drzwiach. Po ich wyjściu socjaliści podnoszą rzeźbę i po­ kładając się ze śmiechu z policyjnego „kultu cesarza”, wyciągają ukryty tam rulon papieru. Niezależnie od wartości propagandowej takich filmów podkreślały one, że policja nie mogła powstrzymać organizowania zebrań, pogrzebów, spotkań urodzinowych, pikników czy innych zgromadzeń, podczas których wymieniano informacje i omawiano masowe demonstra­ cje; nie mogła zmusić robotników do potępienia uwięzionych; nie mogła przeciwstawić się życzliwemu traktowaniu ludzi skazanych na wygnanie, jak Ignaz Auer i Heinrich Rackow. Nic nie mogła zrobić, gdy ludzie ustawili się wzdłuż chodników, by okazać szacunek wiekowemu Augustowi Beblowi prowadzonemu do więzienia w towarzystwie ukochanego kanarka i sterty książek80. Tak bezduszne traktowanie niewinnych ludzi przekonało wiele osób do wstąpienia do partii skupiającej uciskanych, biedotę, robotników fabrycznych i mieszkańców ubogich dzielnic81. (Później, gdy naziści prze­ prowadzali o wiele bardziej brutalne „oczyszczanie” robotniczych dziel­ nic Berlina, socjaldemokraci i komuniści łudzili się, że ponownie uda im się wygrać z policją, tak jak w opowieściach o „bohaterskich latach”, ale nie wzięli pod uwagę faktu, że skala represji stosowanych przez nowego wroga była znacznie większa i groźniejsza niż prześladowania z czasów Bismarcka). Kiedy w końcu Bismarck zrozumiał, że jego odwetowa polity­ ka zawiodła, postanowił uciec się do sposobu, po jaki nigdy by nie sięgnął Hitler w stosunku do pogardzanej radykalnej lewicy: pójścia na ustępstwa. Bismarck nie był przyzwyczajony do przegrywania batalii, więc sko­ ro nie mógł zastraszyć robotników, uznał, że może uda się ich przekupić. Ta głęboka zmiana została spowodowana przez wiele czynników, w tym

Czerwony Berlin

257

wiarę w tradycję pruskiego paternalizmu państwowego, uosabianego przez Fryderyka Wielkiego, który sam nazwał się „królem żebraków”, oraz przez Napoleona III. Bismarck uważał, że kiedyś król „zapewnił sobie lojalność i wierność chłopów dzięki wprowadzeniu odpowiednich społecz­ nych praw”. Przede wszystkim Bismarck pozostawał pod wpływem swo­ jego przyjaciela Disraelego, którego poznał podczas kongresu berlińskiego w 1878 roku. W powieści Sybit Disraeli opisał dwie grupy, „między którymi nie ma kontaktów ani wzajemnej sympatii [...]. To Bogaci i Biedni”. Podob­ nie jak Bismarck, był zaszokowany tym, że są w Berlinie ludzie, którzy żyją „na niższym poziomie niż Portugalczycy lub Polacy, poddani Rosji albo lazzaroni w Neapolu”. Brytyjski premier zrobił na Bismarcku takie wraże­ nie, że ten umieścił jego fotografię na biurku obok „mojego władcy, mojej żony i mojego przyjaciela”, a kiedy represyjna polityka zawiodła w Niem­ czech, to właśnie Disraeli zainspirował Bismarcka do przeprowadzenia re­ form społecznych. Pierwsze państwowe ubezpieczenia zostały ogłoszone przez cesarza w 1881 roku. Ubezpieczenia zdrowotne wprowadzono w 1883 roku i do 1913 roku objęły one ponad czternaście milionów pracowników; ubez­ pieczenia od wypadków przy pracy weszły w życie w 1884 roku, wraz z najbardziej przemyślanym i całościowym zbiorem regulaminów pracy ze wszystkich rozporządzeń dotyczących fabryk w Europie. Jednocześnie w Berlinie ukończono wiele projektów: w najgęściej zaludnionych dziel­ nicach Friedrichshain, Wedding i Kreuzberg otwarto szpitale, zbudowano nowy system kanalizacyjny, w 1881 roku ukończono nową rzeźnię central­ ną i nowe targowiska oraz wzniesiono setki szkół. Mimo że zmiany te były dalekosiężne, okazały się zbyt małe i znacznie spóźnione. Robotnicy oczywiście z radością korzystali z tych wszelkich udogodnień, ale nie zamierzali zapomnieć o niedawnych represjach ani marzeniach o zasadniczej zmianie stosunków politycznych. Świadectwem całkowitej ignorancji berlińskiej klasy rządzącej był jej

gwałtowny opór wobec skromnych propozycji Bismarcka. Nacjonalistycz­ nie nastawiony historyk Heinrich von Treitschke stwierdził, że robotnicy są „ubodzy i powinni takimi pozostać”, a najwyższe wartości kultury i polityki nigdy nie były przeznaczone dla mas, ponieważ „miliony muszą orać, kuć i heblować po to, by tysiące mogły zajmować się badaniami naukowymi, malarstwem i rządzeniem”. Jego zdaniem „masy na zawsze muszą pozostać masami”, a „biedny człowiek powinien wiedzieć, że jego użalanie się nad

258

Berlin. Metropolia Fausta

sobą - czemu nie jestem bogaczem? - nie jest ani o włos bardziej sensowne od ubolewania, że nie jest następcą niemieckiego tronu”82. W cesarskim Berlinie były tysiące ludzi o podobnych zapatrywaniach i właśnie oni spra­ wiali, że jakikolwiek kompromis z umiarkowaną lewicą był niemożliwy. Zetknąwszy się z takim nieprzejednaniem, socjaldemokraci stawali się jeszcze bardziej radykalni. Prezentowana przez nich rosnąca nienawiść do władz, swobodne poglądy na rodzinę, ataki na religię, internacjonalizm czy wręcz ostre przeciwstawianie się niemieckiemu patriotyzmowi stawiały ich w coraz gorszym świetle w oczach szanowanej części społeczeństwa. Nie poprawiały sytuacji deklaracje zasłużonych przywódców takich jak Bebel, który twierdził, że chce „pozostać śmiertelnym wrogiem burżuazyjnego społeczeństwa i jego porządku politycznego, by podkopywać warunki jego istnienia, a jeśli będzie to możliwe, zniszczyć je całkowicie”83. Obie strony zaczęły się nawzajem obawiać i nienawidzić, a podział ten w 1889 roku tak scharakteryzował ówczesny prezydent policji: Antagonizm między klasami zaostrza się i przepaść oddziela robot­ ników od reszty społeczeństwa. Wśród socjalistów rośnie nadzieja na zwycięstwo. Niemiecka partia socjalistyczna zajmuje pierwsze miejsce w Europie dzięki swej świetnej organizacji. Ma wybitnych przywódców, zwłaszcza Bebla i Liebknechta, i jest zjednoczona. Nadal ukazuje się tajna prasa pomimo przeprowadzanych konfiskat. Stale rozwija się ruch związków zawodowych, a partia może się spodziewać znaczących suk­ cesów w następnych wyborach do Reichstagu84.

Jednak „bohaterskie lata” doprowadziły także do tego, że partia socjal­ demokratyczna stworzyła własny świat i stała się tak samowystarczalna, że zaczęła tracić kontakt z normalnie funkcjonującym państwem - a ta izolacja powstrzymała ją od przekształcenia ruchu robotniczego w partię demokratyczną o szerokiej bazie społecznej, co miałoby kluczowe politycz­ ne znaczenie. Gdyby elita polityczna była tego świadoma i otwarta na pro­ blemy robotników, mogłaby działać na ich korzyść; gdyby później SPD za­ proponowała robotnikom pełny udział w rządzeniu, pseudomarksistowski program partii mógłby niebawem zostać odrzucony, a radykałowie mogliby zintegrować się ze społeczeństwem. Jednak brakowało skutecznego syste­ mu parlamentarnego i robotnicy mieli poczucie, że w nowych Niemczech nie ma dla nich miejsca. Ci, którzy próbowali działać w ramach państwa,

Czerwony Berlin

259

przekonywali się, że państwo ich odrzuca i lekceważy. Nawet amerykański ambasador James Gerard był poruszony na tyle, że powiedział, iż berliń­ scy robotnicy „prawdopodobnie pracują dłużej i mają mniej z życia niż wszyscy inni pracujący ludzie na świecie”. Jednak arogancki Wilhelm II kontynuował anachroniczną politykę swoich poprzedników, przy każdej okazji głosząc, że uważa „każdego socjaldemokratę za wroga cesarstwa i ojczyzny [...]; ta banda zdrajców to ludzie tego typu, że nie zasługują na miano Niemców [...], a ich partia musi być wyrwana z korzeniami do ostatniej odnogi”. Ostatecznie ani Bismarck, ani cesarz, ani nikt inny nie mógł na dłużej za­ hamować rozwoju klasy robotniczej i wzrastającej siły lewicy. W 1890 roku istnienie Czerwonego Berlina było już faktem. SPD stała się największą partią w Niemczech, zbierając ponad półtora miliona głosów. Jej centrum było najpotężniejsze miasto robotnicze w Europie, a proletariat zaczął wy­ wierać wpływ na wszystkie aspekty życia w nim. Przez dziesięciolecia Berlin pozostawał zaściankiem w dziedzinie kultury, daleko w tyle za innymi niemieckimi miastami rezydencjonalnymi, nie mówiąc już o takich ośrodkach jak Paryż czy Londyn. Kiedy w 1843 roku odwiedził go Balzac, z niesmakiem odniósł się do jego prowincjonalizmu: „Wyobraź sobie Genewę zagubioną na pustyni i masz już pojęcie o Berli­ nie - napisał. - Może któregoś dnia zostanie stolicą Niemiec, ale zawsze będzie stolicą nudy”. Sytuacja jeszcze się pogorszyła za Wilhelma II, który aktywnie przeciwdziałał artystycznym impulsom docierającym z deka­ denckiego Paryża i innych miast. Jednak niezależnie od kontrolowania przez cesarza instytucji takich jak Akademia Sztuk Pięknych nawet on nie mógł całkowicie zdławić wpływu zagranicy na Berlin. Przeciwstawiali mu się dzielni berlińscy pisarze jak Julius Meier-Graefe, mecenasi jak „czer­ wony hrabia” Harry Kessler, dyrektorzy muzeów jak Hugo von Tschudi, marszandzi w rodzaju Paula Cassirera czy wydawcy dzienników takich jak „Pan” lub „Kunst und Kiinstler”, promujący współczesnych artystów, od Maneta do Degasa i od Strindberga do Ibsena. To z kolei zachęcało do działania nowe pokolenie artystów z Berlina, którzy odmawiali two­ rzenia przestarzałej sztuki dworskiej i chcieli poruszać sprawy życia co­ dziennego. Jak to przedstawił dramaturg Samuel Lublinski: „Przyszłość jest prawdą. Nasze buchające parą lokomotywy, niespokojnie stukające maszyny, nasza biegłość techniczna i nauka - tam właśnie znajdujemy

260

Berlin. Metropolia Fausta

prawdę, która powinna być jedynym przedmiotem zainteresowań współ­ czesnego poety”85. Wyrażając ducha czasów, wielu młodych początkujących autorów ryzy­ kowało swoją karierę. Konserwatywni krytycy otwarcie pomijali większość największych dziewiętnastowiecznych pisarzy i odrzucali tych berlińczyków, którzy się z nimi utożsamiali. Wściekle atakowali Balzaca, który miał dodatkowy minus jako ulubiony autor Karola Marksa, a jego cykl Komedia ludzka krytykowali za „niebezpieczne oceny” społeczeństwa. Jednak kry­ tycy nie powstrzymali jego pracy ani napływu do Berlina dzieł Francuzów: braci Goncourtów i Emila Zoli; Rosjanina Lwa Tołstoja czy Norwega Hen­ ryka Ibsena. W latach osiemdziesiątych XIX wieku grupa młodych pisarzy: Johannes Schlaf, Hermann Conradi, Karl Henckell i Gerhart Hauptmann przeniosła się do Berlina, założyła kluby literackie, takie jak „Durch” przy Spittelmarkt, i zaczęła tworzyć w nowym stylu. Pierwsi „berlińscy naturaliści”, bracia Hart, opublikowali zbiór Kritische Waffengangc w 1884 roku po przeczytaniu Rougon-Macquartów Zoli. W Kritischen Jahrbuch napisa­ nym pięć lat później stwierdzili: „Do 1880 roku nie było młodości, żadnej literackiej młodzieży. Teraz jest tutaj i z nimi (młodymi) w naturze, ruchu, podnieceniu, burzy”86. Karl Bleibtreu w podobnym duchu pisał w Revolution der Literatur, a po nim Arno Holz, który w Das Buch der Zeit jako pierwszy pokazał życie berlińskich mas pracujących. Webercolonie nad jeziorem Miiggelsee we Friedrichshagen na przedmieściach Berlina stała się miejscem spotkań Koła Friedrichshagen, do którego należeli Heinrich i Julius Hartowie, Wilhelm Bólsche i Bruno Wille. Podczas spotkań dysku­ towali oni o książkach Gerharta Hauptmanna, Franka Wedekinda, Augusta Strindberga i wielu innych. Naturaliści i ich zwolennicy odrzucali klasy­ cyzm, a w zamian za to - jak to ujął Eugen Wolff - przedstawiali „alkoho­ lizm, prostytucję, żebraków i samobójców, zdegenerowanie, bestialstwo, rozkład małżeństwa, pracę dzieci, choroby wywołane biedą i niewolnicze uzależnienie od maszyn”87. Erwin Bauer twierdził, że „nowoczesny Berlin” wyraża ideały rewolucji francuskiej: wolność, równość i braterstwo”88. Kult takich wartości pomógł stworzyć nowy teatr, który eksplodował na berliń­ skiej scenie w 1887 roku. Po elektryzujących występach paryskiego Theatre Librę w Berlinie właśnie w tym roku grupa artystów poruszona pokazanymi spektaklami postanowiła przeciwstawić się cesarskim cenzorom i utworzyć własny ze­ spół. W kwietniu 1889 roku bracia Hartowie spotkali się z Maximilianem

Czerwony Berlin

261

Hardenem i wydawcą Theodorem Wolffem w restauracji Kempiński przy Leipziger Strasse; po kilkugodzinnej dyskusji wznieśli toast za powstanie Freie Biihne Verein. Jako że było to „stowarzyszenie”, policja nie bardzo mogła kontrolować jego program. Nowy dyrektor Otto Brahm tak scharak­ teryzował jego działalność: „Stworzyliśmy wolną arenę dla nowoczesności. W centrum naszych przedsięwzięć winna stać sztuka; nowa sztuka, przed­ stawiająca rzeczywistość i przyszłość”89. Nic dziwnego, że pierwsze plakaty Lessingtheater wkrótce zapowiadały berlińską premierę Upiorów Ibsena. Ta wyjątkowa sztuka, poruszająca dotąd temat tabu - dziedzicznego syfili­ su, zaszokowała pruderyjną publiczność berlińską, ale zezwolono teatrowi na dalszą działalność. Natomiast premiera drugiej sztuki Przed wschodem słońca Gerharta Hauptmanna okazała się jednym z najbardziej pamiętnych wieczorów w dziejach berlińskiego teatru. Jeszcze zanim kurtyna poszła w górę, na widowni panowała nerwowa atmosfera. Gdy rozpoczęło się przedstawienie, aktorzy zupełnie nie mogli przebrnąć przez pierwszy akt z powodu szyderstw i gwizdów publiczności. Napięcie wciąż rosło, aż w końcu, podczas obrazowej sceny porodu, w te­ atrze doszło do wielkiej bijatyki na pięści wszystkich ze wszystkimi; ludzie pchali się w kierunku sceny, próbując pobić aktorów, a jakiś rozwścieczony lekarz rzucił kleszczami medycznymi w głównego bohatera. T\m razem zakazano wystawiania tej sztuki, a Wilhelm II na dobre zrezygnował z abo­ namentu do „królewskiej loży” w Deutsches Theater90. Gerhart Hauptmann nadal prowadził batalię przeciwko berlińskiej cen­ zurze, pisząc kolejne sztuki krytykujące istniejący system i podkreślające niedolę i desperację berlińczyków z marginesu społecznego. Jego Wnie­ bowzięcie Hanusi jest ponurą historią o kruchości egzystencji w biednych dzielnicach. Umiera tam matka Hanusi, a ona sama jest okrutnie bita przez ojca alkoholika. Dziewczynka zostaje zabrana do schroniska dla ubogich, gdzie ma wizje i umiera z ran. Szczury ukazują beznadzieję życia w ber­ lińskich budynkach na wynajem. Młode małżeństwo Johnsów gnieździ się z innymi ludźmi, którzy są już tak zezwierzęceni, że „stali się” szczura­ mi wybierającymi odpadki, obgryzającymi, obwąchującymi je i rzucają­ cymi się na wszystko. Doprowadzają jednego człowieka do morderstwa, a bohaterkę do samobójstwa, ale na końcu te odrażające postacie zostają przedstawione jako ofiary społeczeństwa, które odmawia im jakiegokol­ wiek poczucia własnej godności. Najsłynniejsze dzieło Hauptmanna Tka­ cze, odnoszące się także do zagadnienia psychologii tłumu, ukazuje tym

262

Berlin. Metropolia Fausta

razem ludzi zahipnotyzowanych i kontrolowanych przez niesamowicie monotonny stukot wrzecion, który dominuje nad sceną. Ten ostry atak na istniejący porządek społeczny został zakazany dlatego, że „jest to otwarte wezwanie do zamieszek”, ale liberalna prasa broniła sztuki. Fritz Stahl chwalił ją na łamach „Deutsche Warte”, że jest to „największe jak dotąd dzieło niemieckiego naturalizmu”, a Julius Hart pisał, że nie była to „z pew­ nością rewolucyjna mowa partyjnego polityka, lecz po prostu ludzki głos ukazujący olbrzymie cierpienie, miłość i nienawiść”. Zespół teatralny sta­ nął przed sądem i wygrał tylko dzięki temu, że sąd uznał, że wysokie ceny biletów „wykluczyły obecność znaczącej liczby robotników na przedstawie­ niu”. Mimo to Hauptmann został odrzucony przez kulturalne towarzystwo; książę Chlodwig zu Hohenlohe-Schillingsfurst nazwał jego Wniebowzięcie Hanusi „monstrualnie głupią sztuką... socjaldemokratyczno-realistyczną, a jednocześnie pełną chorego sentymentalnego mistycyzmu, wykańczającą nerwowo, ogólnie odrażającą. Na końcu poszliśmy do Borcharda, by wrócić do normalnego ludzkiego stanu przy szampanie i kawiorze”91. Nienawiść do Hauptmanna sięgnęła nawet berlińskiego uniwersytetu; jeszcze w listopa­ dzie 1922 roku Stowarzyszenie Berlińskich Studentów zbojkotowało przy­ jęcie wydane z okazji jego sześćdziesiątych urodzin, bo uznano, że nie jest „Niemcem silnego charakteru”. Jak na ironię, socjaldemokraci nie przyszli z pomocą tym wojującym ar­ tystom, ale okazali zakłopotanie i dezorientację, które będą ich prześlado­ wać także w późniejszych latach. Na nieszczęście dla nich Marks nigdy nie wyjaśnił, czy dyktatura proletariatu powinna doprowadzić do powstania zupełnie nowego rodzaju sztuki, czy też po rewolucji nadal można będzie cenić sztukę burżuazyjną. Nie wspomniał, czy klasa robotnicza powinna odrzucić, czy przejąć dotychczasową kulturę ani czy odrzucająca go sztu­ ka powstająca w systemie kapitalistycznym jest akceptowalna. Po śmierci Marksa Engels próbował bezskutecznie uporać się z tymi zagadnieniami, ale lokalni przywódcy berlińscy, jak Bebel i Liebknecht, uważali za znacz­ nie ważniejsze zadanie dojście do władzy niż bezproduktywne zajmowanie się malarstwem i teatrem. W końcu ustalono, że „nowa sztuka” ma być optymistyczna, pozytywna, inspirująca i podnosząca na duchu. Powinna napełniać robotnika ciepłymi uczuciami do towarzyszy-rewolucjonistów i wskazywać drogę do świetlanej przyszłości; takie podejście jako logiczny wniosek zostanie wprowadzone w Związku Radzieckim w okresie stali­ nowskim. Do tej pory nie było miejsca na depresyjne, realistyczne obrazy

Czerwony Berlin

263

życia w biednych dzielnicach. Socjaldemokraci odmówili poparcia Hauptmanna, ponieważ - jak to ujął Eduard Bernstein - jego dzieła „przedsta­ wiają ludzkie cierpienie bez wskazania żadnych środków zaradczych”. Marksizm, jak się wydaje, miał magiczne zaklęcie na wszelkie społeczne bolączki, więc „nie można było dopuścić, by robotnicy wychodzili z teatru zrozpaczeni”92. Próby stworzenia alternatywnych, „inspirujących” dzieł socjaldemo­ kratycznych zakończyły się fiaskiem. W czerwcu 1890 roku Bruno Wille otworzył teatr robotniczy Freie Volksbiihne przy Czeskim Browarze we Friedrichshainie i aby uczynić go dostępnym dla mas, obniżył koszt wstę­ pu do pięćdziesięciu fenigów i sprzedawał bilety na loterii dla dwóch ty­ sięcy członków związków zawodowych i członków SPD. Przedsięwzięcie zrobiło spektakularną klapę, głównie z powodu sztuk, które na bieżąco odnosiły się do marksistowskiego rozwiązywania problemów społecznych i były ogłupiająco nudne. Przywódcy socjaldemokracji popierali wszelkiego rodzaju kicz oderwany od rzeczywistości, w czym zdumiewająco przypo­ minali oficjalnych przedstawicieli kultury cesarskiego Berlina. Wzmacniali w ten sposób „prostacką, miałką sztukę burżuazyjną”, której według swych deklaracji nienawidzili. Natomiast nie znajdowali żadnych wartości w li­ teraturze naturalistycznej ani nowoczesnym teatrze. Głos Wilhelma Liebknechta był typowy: „Nie mam czasu, by chodzić do teatru, i nie widziałem żadnego przedstawienia we Freie Buhne”. Po przeczytaniu sztuk uznał je za „rozczarowujące”. „Nie będę wymieniał nazwisk, ale moim zdaniem w dra­ matach jiingsten Deutschland nie ma ducha socjalizmu czy ruchu socjalistycz­ nego”93. Inny pogląd wyraziła pani Piscator: „Proletariuszy nie obchodził te­ atr proletariacki. Zmarł on nieopłakiwany w kwietniu 1921 roku”-napisała. Jedyną formą prawdziwie robotniczej kultury, uznawanej zarówno przez awangardę, jak i partię, był wodewil. Właśnie on stworzył obraz mieszkań­ ca dzielnic biedy i upowszechnił w całym mieście. „Prawdziwy berlińczyk”, jakiego znamy dzisiaj, jest w przeważającym stopniu wytworem dziewięt­ nastowiecznego kabaretu. Pierwsze występy kabaretowe w Berlinie odbywały się w lokalnych knajpach, których w robotniczym mieście były tysiące; w latach osiemdzie­ siątych XIX wieku jedna przypadała na stu trzydziestu pięciu berlińczyków94. W małych zadymionych salkach mających scenki, zwane brettlami, przy piwie, wódce, chlebie, kiełbaskach lub gęstej zupie można było posłu­ chać miejscowych komików opowiadających dowcipy lub proste historyjki

264

Berlin. Metropolia Fausta

z życia miasta. Pierwszym prawdziwym kabaretem był Uberbrettl, otwarty w styczniu 1901 roku przez Ernsta von Wolzogena, który miał nadzieję na przeniesienie do Berlina tradycji Montmartre’u i prezentowanie satyry po­ litycznej i muzyki przed niewielką widownią. Kabaret okazał się sensacją i do jesieni powstały ni mniej, ni więcej tylko czterdzieści trzy podobne, w tym legendarny Schall und Rauch95. Właściciele teatrów należących do klasy średniej także dostrzegli potencjał przedstawień w lokalnych knaj­ pach i w swoich teatrach: Tonhallen Theater (1870), Bellevue (1872), Neues Amerikanisches Reichs Theater (1887) czy Reichshallen Theater (1877) wystawiały rewie i wszystkie w ciągu kilku lat odeszły od konwencjonal­ nych programów w stronę wodewilu, poszukując w knajpach talentów i ucząc amatorów zachowania na scenie. Nawet Wintergarten, ze swym olbrzymim szklanym hallem o powierzchni dwóch tysięcy trzystu metrów kwadratowych, w 1887 roku przekształcił się w wodewil i stał się najbar­ dziej prestiżową sceną tego rodzaju w Europie. Kabaretowe pismo z 1902 roku odnotowało, że „Julius Baron, były dyrektor Wintergarten, był za­ pewne pierwszą osobą, która zbudowała wielki i szeroki pomost pomiędzy artyzmem wodewilu a społeczeństwem burżuazyjnym ”, przejmując ordy­ narny język ulicy i dostosowując go do klasy średniej. Najbardziej cięta satyra była często cenzurowana na mocy Lcx Hcinze, ale najlepsze występy kabaretowe ukrywały swą krytykę pod płaszczykiem podwójnych znaczeń, zrozumiałych tylko dla miejscowej publiczności. Po­ wstał typ „berlińskiego bohatera”: plebejskich dorożkarzy, domokrążców, praktykantów szewskich czy ludzi stojących na rogach ulic i wynajmują­ cych się do każdej pracy (Eckcnsteher). O ile starzy berlińczycy mogli być śmieszni, lecz raczej powolni i flegmatyczni, o tyle nowi berlińczycy byli sprytni, oblatani, nadążający za gorączkowym tempem wielkiego miasta; słabo wykształceni, lecz inteligentni, pewni siebie, pogardliwi, głupi, wul­ garni i mówili berlińską gwarą (Berlincrisch) w sposób bardziej agresywny od swych poprzedników. Nowy berlińczyk podważał autorytety, bezpo­ średnio krytykował dwór, a pośrednio - cesarza, wyśmiewał się z oficjalnej berlińskiej kultury, kpił ze służalczości wobec armii pruskiej i wszystkie­ go, co dotyczyło burżuazji lub życia wyższych klas. Żartował z wysiłków Wilhelmińskich urzędników państwowych, którzy wykorzystując Kościół, utwierdzali lojalność, patriotyzm i moralność, i ze współczuciem odnosił się do uciskanych grup ludności, od prostytutek i więźniów po ludzi pozo­ stających w jarzmie kolonializmu, oraz Polaków i katolików dotkniętych

Czerwony Berlin

265

przez Kulturkampf Bismarcka. Był odporny, amoralny i liberalny; mówiąc krótko - reprezentował to wszystko, co było obłożone anatemą przez ofi­ cjalną kulturę. Mcycrs Konvcrsations - Lexikon z 1874 roku objaśniał, że „berlińczyk jest zawsze szybki w ripostach, zawsze zdolny do znalezienia ostrego, sugestywnego, zręcznego sformułowania na temat każdego wyda­ rzenia czy zjawiska”, a nowo przybyli uczyli się go naśladować, bo inaczej zawsze byliby traktowani jak autsajderzy. W XX wieku taki wizerunek berlińczyka został przyjęty jako fakt historyczny zarówno przez miejscowych, jak i cudzoziemców. Dziewiętnastowieczny mit stał się rzeczywistością.

Niezależnie od tego, że popularny kabaret cieszył się powodzeniem wśród przedstawicieli klasy średniej, pruscy urzędnicy nadal sprawowali ścisłą kontrolę nad „wyższymi przejawami” sztuki, a podejrzenia o tendencje rewolucyjne objęły nie tylko teatr naturalistyczny, ale i nowe formy ma­ larstwa i rzeźby. Osoby niepodporządkowujące się przyjętej oficjalnie linii były odrzucane przez akademię, a Franz Servaes ostrzegał młodych ar­ tystów przybywających do Berlina, że muszą liczyć się z tym, że zostaną nazwani „beztalenciami”, muszą być „tak twardzi jak stal - albo pójdą na dno” i muszą „nauczyć się dobierać kolory do siły napędowej”96. W 1892 roku Stowarzyszenie Artystów Berlińskich ośmieliło się zaprosić Edvarda Muncha z wystawą jego prac, ale reakcja konserwatystów była natych­ miastowa i decydująca. Munch został określony jako twórca „wulgarny i odrażający”, jego dzieła jako „pozbawione formy”; nazywano go „brutal­ nym, okrutnym, a nawet bezlitosnym beztalenciem”. Wystawę zamknięto po zaledwie dwóch dniach. Obraźliwe ataki kontynuowano. Na wystawę w akademii w 1898 roku Walter Leistikow przeznaczył bardzo piękny ob­ raz Grunewaldsce, który wyraźnie nawiązywał do francuskich impresjo­ nistów. Dzieło ukazywało spokojne jezioro w wieczornym świetle, stojące obok drzewa rysowały się na tle ciemnego nieba, a wzdłuż brzegu wiła się niewielka ścieżka. Autor wiązał z obrazem duże nadzieje, ale jego praca została odrzucona przez akademię. Richard Israel uznał jednak, że jest na tak wysokim poziomie, że kupił go i ofiarował Galerii Narodowej, gdzie zwrócił na niego uwagę cesarz. Dyrektor galerii Hugo von Tschudi nie­ długo po odrzuceniu obrazu przez akademię próbował przekonać cesa­ rza do zakupu kilku obrazów francuskich impresjonistów. Miał nadzieję, że pokazując mu utrzymane w tym samym stylu wybitne dzieło „malarza z Marchii Brandenburskiej”, uzyska poparcie dla swojego pomysłu. Stało

266

Berlin. Metropolia Fausta

się odwrotnie. Wilhelmowi nie spodobało się dzieło Leistikowa, oświad­ czył, że jest okropne i zupełnie nie przypomina prawdziwego krajobrazu. Był tego pewien nie tylko dlatego, że osobiście „znał Grunewald”, ale też dlatego, że „poza wszystkim innym jest także myśliwym”97. Tschudi musiał zrezygnować i było już jasne, że sale akademii pozostaną niedostępne dla Leistikowa. W 1898 roku on i dziesięciu innych artystów, w tym Lovis Corinth i Max Slevogt, wystąpiło na znak protestu z akademii i utworzy­ ło Stowarzyszenie XI, które dało początek ugrupowaniu Berlińska Secesja (Berliner Secession)98. Przewodniczącym został Max Liebermann. Pierwsza wystawa skupionych w Secesji artystów odbyła się w niewielkim budynku w ogrodzie Theater des Westens przy Kantstrasse; świeżo przygotowane ściany były jeszcze tak wilgotne, że obrazy musiały być zdejmowane wie­ czorem i wieszane ponownie rankiem z obawy przed zniszczeniem. Więk­ szość oficjalnie uznanych artystów nie chciała mieć nic wspólnego z tą galerią; Menzel, pytany, czy będzie tam wystawiał, „spluwał z pogardą”. Jednak mimo wszystko galeria odniosła sukces i przeniosła się do więk­ szego lokalu. Przewodnik z 1905 roku informował turystów, że Secesja przeprowadziła się na Kurfurstendamm 208: „Regularne letnie wystawy od maja do września. Małe, ale przejmujące [...]. Oficerowie niech przy­ chodzą w cywilnych ubraniach!” (cesarz zagroził karami oficerom odwie­ dzającym galerię)99. Pomimo lekceważenia ze strony oficjalnych czynni­ ków galeria zaprezentowała berlińczykom wiele najwybitniejszych dzieł z końca XIX wieku. Młody handlarz sztuką Paul Cassirer sprowadzał do Berlina obrazy Moneta, Maneta, Renoira, Toulouse-Lautreca, Whistlera, Israelsa, Beardsleya i Maillola oraz rzeźby Rodina i to właśnie on zapoznał Niemcy z nieznanym dotąd Cezanne’em. Podczas podróży do Kopenhagi Leistikow zobaczył malarstwo van Gogha i przywiózł jego obrazy do ga­ lerii. Według Corintha „wprawiły one berlińczyków w zakłopotanie [...]; było sporo ironicznych uśmieszków i wzruszania ramionami”, ale Secesja wytrwale wystawiała dzieła van Gogha na długo przed tym, zanim zdobył powszechne uznanie100. Galeria pokazywała także coraz większą liczbę ar­ tystów niemieckich i wkrótce zawitały tam prace Beckmanna, Grossmanna, Purrmanna, Walsera obok obrazów Hansa Baluschka, Lovisa Corintha, Kathe Kollwitz, Heinricha Zillego i Franza Skarbiny. Industrialny Berlin stał się po raz pierwszy dopuszczalnym „tematem” malarstwa; zaczęto pokazywać przygnębienie i pustkę życia w robotni­ czym mieście. W 1889 roku Lesser Ury zaprezentował swe pierwsze „sceny

Czerwony Berlin

267

uliczne”. Dzieło Skarbiny Gleisanlagen im Nordcn Berlina przedstawia mał­ żeństwo robotnicze brnące przez śnieżną breję na wiadukcie kolejowym, na tle posępnych kominów i zardzewiałego żelastwa, skąpane w sztucz­ nym lodowatym świetle. Ubogie, nędznie ubrane kobiety tłoczą się przed fabryką na tle żółtawego nieba, czekając na wyjście mężów z pracy, na obrazie Hansa Baluschka Mittag bei Borsig, Berlin Landschaft zaś ukazuje przemykającą obok głównej linii kolejowej i rzędu kamienic samotną po­ stać kobiecą, która usiłuje ukryć niewielki czerwony wieniec niesiony na socjalistyczną demonstrację. Baluschek uchwycił ducha nowego Berlina, który jest „jak szczęśliwy spekulant, pozbawiony wychowania i kultury, odgrywający nową rolę godnie, bez podłości”. Litografie Heinricha Zillego powstały w jakieś mierze z inspiracji od­ kryciami doktora Ebelina, który po rozmowach z dziećmi z berlińskich dzielnic biedy ustalił, że „70 procent nie ma pojęcia, jak wygląda wschód słońca; 76 procent nie wie, co to jest rosa; 82 procent nigdy nie widziało skowronka, a połowa nigdy nie słyszała kumkania żaby”. Zille pokazywał ludzi gnieżdżących się na wysokich piętrach w wynajętych mieszkaniach, do których prowadziły wąskie schody, lub żyjących w paskudnych wilgot­ nych piwnicach lub w cuchnących budach bez dostępu powietrza i słońca. „Tutaj można było zabić człowieka tak łatwo, jakby się po prostu użyło sie­ kiery” - komentował cierpko Zille101. Jego rysunki dla popularnych gazet miały jednocześnie wymowę tragiczną, dowcipną i ironiczną; jeden z nich przedstawiał chłopca krzyczącego do matki, by zrzuciła doniczkę, ponie­ waż jego umierająca na gruźlicę siostra chciała posiedzieć w ogrodzie. Jednak najbardziej poruszające i pełne pasji były dzieła Kathe Kollwitz. Tworzyła wstrząsające obrazy głodu, chorób i brudu, śmierci w dzielnicach robotniczych, ludzkich tragedii rozgrywających się za ścianami czynszo­ wych budynków. Cesarz nie pozwolił Stowarzyszeniu Artystów Berlińskich przyznać jej Złotego Medalu: „Ależ, panowie, medal dla kobiety-wykrzyk­ nął. -To już naprawdę byłoby za wiele”. Z pewnością nie pomogło jej to, że zachęcała do „rewolucyjnego podejścia”, tworząc cykl grafik do zakazanej sztuki Hauptmanna Tkacze102. Wszyscy ci artyści osiągnęli oszałamiającą sławę w okresie Republiki Weimarskiej, ale w kajzerowskim Berlinie byli samotnymi nowatorami. Uznany krytyk Broder Christiansen drwił pewnego razu, że naturalistów interesuje jedynie to, „co głupie, ostre, zjadliwe, odrażające i pospolite [...]. Nieszczęśliwi ludzie Berlina na obrazach Heinricha Zillego [...] stanowią

268

Berlin. Metropolia Fausta

nie tyle oskarżenie społeczne, ile raczej środek mający wywołać silne pobu­ dzenie nerwowe. Ich rozkład daje impuls sztuce, a w dziełach Zillego rzad­ ko brakuje latryny”. Herwath Walden opublikował fantastyczny artykuł wymieniający po prostu epitety używane przez berlińskich krytyków do określenia nowoczesnych artystów. Mogłyby się one równie dobrze znaleźć w katalogu hitlerowskiej Wystawy sztuki zdegenerowancj-, były tam między innymi: „poszukiwacze sensacji”, „pstrokato ubarwione chamy”, „Murzyni w surdutach”, „Hotentoci przebrani w koszule”, „wściekłe głupki”, „gów­ niane, śmieszne ciołki”, „blagierzy” i „horda pomalowanych wyjących dzi­ kusów”103. Przemysłowej biedocie Berlina trudno było w tych dniach poniżenia, ucisku, niezrozumienia i nienawiści dostrzec, że z pozoru kwitnące pań­ stwo Wilhelmińskie zmierza ku upadkowi, a śmiertelny cios spadnie pod­ czas bezmyślnej rzezi pierwszej wojny światowej. W latach 1871-1914 nie zmieniło się nędzne życie w fabrykach i czyn­ szówkach, a artyści próbujący zwracać uwagę na niższe warstwy społeczne byli odrzucani przez oficjalną kulturę i bogacącą się cesarską stolicę, która ciągle się rozwijała.

Rozdział Szósty

Cesarski Berlin Wokół niej promienna gloria, Blask bije od jej wawrzynu; Imię jej Nike, Wiktoria, Bogini wszelkiego czynu.

Faust, cz. II, akt I

esarski Berlin, krzykliwa, parweniuszowska stolica Rzeszy Niemiec­ kiej, pojawił się na arenie światowej nagle w 1871 roku. W ciągu krót­ kiego, czterdziestosiedmioletniego okresu kajzerowskiej historii zmienił się z prowincjonalnego zaścianka w ostentacyjnego giganta, i dla większości berlińczyków sama jego wielkość i bogactwo stanowiły wystarczający do­ wód, że ich miasto w końcu odniosło sukces. Berlin nie był już tylko miastem rezydencjonalnym, ale stał się stolicą Rzeszy. Tu znajdowały się sejm, urzę­ dy, banki, przedsiębiorstwa i rozwijający się przemysł. Wydawało się, że perspektywy są nieograniczone, panował powszechny optymizm, a miasto stało się wizytówką nowego, dynamicznego państwa niemieckiego. Tylko nieliczni zamożni berlińczycy dostrzegali, że ich stolica jest szowinistycz­ na, zmilitaryzowana i niedemokratyczna, bo większość z nich zapamiętała schyłek XIX wieku jako złoty okres w historii Berlina. Jak powiedział jeden z bohaterów sztuk Gerharta Hautpmanna: „Berlin jest wspaniały! [...] Jest najwspanialszym miastem na świecie! Berlin to życie”1.

C

270

Berlin. Metropolia Fausta

Szesnastego czerwca 1871 roku berlińczycy obudzili się w odświętnym mieście. Szare budynki wzdłuż Unter den Linden zasłonięte były dekoracja­ mi i flagami, a Brama Brandenburska tonęła w zieleni. Artyści z Akademii Sztuk Pięknych, tacy jak Gustav Richter, Carl Becker, Otto Heyden, Georg Bleibtreu i Adolph von Menzel, od maja pracowali nad dekoracją trasy od Halle Tor do Lustgarten, którą miały tryumfalnie defilować pruskie wojska. Nad pięcioma ulicami rozpięto wielkie płócienne pomalowane zadaszenia, a na fasadzie akademii wisiały portrety zwycięskich dowódców wojsko­ wych2. Do południa dziesiątki tysięcy ludzi wypełniło centrum miasta, przepychając się, by zdobyć najlepsze miejsce, i roztrącając grupki uczniów, które już stały wzdłuż dobrze oznakowanej trasy pochodu i ćwiczyły wier­ szyki oraz patriotyczne piosenki w rodzaju Hurrah! Hurrah! Germania Freiligratha. Sens tego oczekiwania był oczywisty - oznaczał nadejście nowej epoki Berlina, pruskiego miasta, które miało właśnie zostać uznane za stolicę cesarstwa. Prusy pokonały Francję, Niemcy zostały zjednoczone, a Berlin miał sprawować nad nimi władzę. Nagle w pewnej odległości pojawiła się grupa ludzi i tłum zaczął wiwa­ tować. W pierwszym rzędzie nie było cesarza Wilhelma I, lecz prawdziwy bohater dnia, książę Otto von Bismarck. Za nim kroczyli feldmarszałek hrabia Helmuth von Moltke i generał Albrecht von Roon, przedstawiciele pruskiej siły militarnej. Dopiero później ukazał się stary cesarz, idący wol­ no, a za nim jego synowie. Dalej podoficerowie nieśli osiemdziesiąt jeden francuskich sztandarów z orłami do złożenia u stóp nowego pomnika Fry­ deryka Wilhelma III, tak bardzo upokorzonego przez Napoleona Bonapar­ te pół wieku wcześniej. Następnie maszerowały czterdzieście dwa tysiące żołnierzy w mundurach galowych, niektórzy udekorowani wieńcami lauro­ wymi, tak że przypominali maszerujących w starożytnym Rzymie. Parada trwała pięć godzin, a dla Berlina oznaczała początek nowej epoki, czasu pokoju i pomyślności, ekstrawagancji i energii, wielkości i siły, rozwoju przemysłu i nowoczesności. Berlin po raz kolejny określał się na nowo, tym razem przekształcając się w potężną stolicę o znaczeniu światowym. Nawet liberalnie nastawio­ nego Fontanego, największego i najbardziej krytycznego spośród dziewięt­ nastowiecznych pisarzy berlińskich, ogarnęło poczucie dumy i patrioty­ zmu. Panował radosny nastrój, a później, gdy oddziały Landwehry wróciły do domów, pisarz Sebastian Hensel obserwował, jak po Unter den Linden spacerowali mężczyźni z żonami i dziećmi3.

Cesarski Berlin

271

Jednak takie przejawy spokojnego cywilnego życia miały niebawem zniknąć, zdominowane przez najgorsze aspekty pruskiego militaryzmu. Ostatni cesarz dał oficerom faktycznie nieograniczoną władzę nad „swo­ im” miastem, w którym mogli się zachowywać, jak chcieli; w gruncie rze­ czy cesarz uważał się raczej za naczelnego wodza stojącego ponad sztabem generalnym, ministerstwem wojny i gabinetem wojskowym. Wilhelm von Hahnke, szef gabinetu wojskowego w latach 1888-1901, twierdził, że armia „powinna pozostać osobnym organizmem, do którego nie wolno dopuszczać żadnych krytycznych oczu”4. Podlegli mu oficerowie stali się jeszcze bar­ dziej agresywni, umacniając stereotyp Berlina jako jądra wąsko pojętego nacjonalizmu prusko-germańskiego. Pisarz Jankowski wyraził opinię ogółu, kiedy powiedział, że Berlin „żywi się wojną i tyje dzięki wojnie”, a po latach Churchill odniesie się do kajzerowskich Prus jako ucieleśnienia niemieckie­ go zła. Do zwycięstwa, które pozwoliło święcić tryumf w 1871 roku, przy­ czynił się jeden z najbardziej wpływowych i najbardziej kontrowersyjnych berlińczyków, człowiek, który otwierał ową paradę - Otto von Bismarck5.

*** Szekspir powiedział o Juliuszu Cezarze:

Rozkroczył się on na tym ciasnym świecie Jak Kolos, a my, maluczcy jak mrówki, Przechodzić musim między olbrzymimi Jego nogami i zerkać, azali Gdzieś w kącie sobie nie upatrzym grobu. [...] Ludzie panami są swoich przeznaczeń6.

Opis ten pasuje do Bismarcka. Niemcy mogłyby wcale nie zostać zjedno­ czone, a Berlin mógł nigdy nie stać się stolicą Niemiec, gdyby u steru Prus nie stał ten polityczny geniusz, prowadzący je do potęgi dzięki uprawianej przez siebie szczególnej odmianie Realpolitik. Bismarck umiał stworzyć i utrzymać pełen sprzeczności system oraz zachować na wpół feudalny styl sprawowania władzy w państwie nowoczesnym pod innymi względami. Gdy zmarł, ten starannie opracowany układ wzajemnej kontroli różnego rodzaju organów przestał istnieć, ustępując miejsca zaciekle agresywnemu

272

Berlin. Metropolia Fausta

nacjonalizmowi cesarza Wilhelma II. Jednak Bismarck nie był podżega­ czem wojennym, jak się często sądzi, i nie angażował się w konflikty dla własnej korzyści. Był genialnym technikiem władzy, której użył najpierw do stworzenia państwa narodowego, a potem do jego ochrony. Sercem stworzonego przez niego organizmu była stolica, Berlin. Bismarck urodził się w posiadłości ojca w Schónhausen 1 kwietnia 1815 ro­ ku. Kultywował tradycję junkrów i traktował Berlin z głęboką podejrzli­ wością, ale jego matka, córka znanego urzędnika pruskiego, w swoim czasie doradcy Fryderyka Wielkiego, była pełna podziwu dla tego miasta i zapoznawała syna z miejskim stylem życia. To właśnie dzięki niej zdo­ bywał edukację we wspaniałej berlińskiej szkole w Graue Kloster i to ona nauczyła go, że życie może być czymś więcej niż doglądaniem zaniedba­ nych majątków ojca i popijaniem w klubach oficerskich. Chociaż Bismarck zaprzeczał później swemu pochodzeniu z klasy średniej, to matka pierwsza otworzyła mu oczy na fascynujący świat polityki7. Już w początkach jego kariery można znaleźć klucz do przyszłego suk­ cesu. Najpierw ukończył uniwersytet w Getyndze, gdzie pochłonęły go nie tyle poglądy liberalnych kolegów, ile literatura, a szczególnie porywające dzieła sir Waltera Scotta. Potem studiował w Berlinie, zdał surowe egza­ miny państwowe do służby cywilnej, przez rok był w wojsku, a następnie niespodziewanie przez osiem lat pomagał ojcu w prowadzeniu podupa­ dającego majątku. Pomimo deklarowanego zamiłowania do junkierskiej tradycji lata w Schónhausen mijały mu powoli. Jego brat twierdził później, że Otto często spędzał całe godziny, marząc o wspaniałych potyczkach i swej przyszłej chwale. Kiedy wybuchła rewolucja 1848 roku, zdecydował, że nadszedł czas działania. Zebrał chłopów ze swej posiadłości i przygoto­ wywał ich do marszu na Berlin, by ratować obleganego króla. Chociaż jego misja się nie powiodła, postanowił wówczas, że będzie aktywnie uczestni­ czył w sprawach państwowych. Objął stanowisko urzędowe i doprowadził do tego, że został przedstawicielem Prus we Frankfurckim Zgromadzeniu, gdzie nabył prawdziwej pogardy dla parlamentaryzmu. Następna funkcja, ambasadora w Sankt Petersburgu, pozwoliła mu poznać korzyści płyną­ ce z autokratycznego reżimu carskiego, dla którego miał pewien podziw, podczas gdy pobyt w Paryżu sprawił, że z lekceważeniem odnosił się do osłabionych Francuzów.

Wszędzie, gdzie się znalazł, okazywał miłość dla wszystkiego, co pru­ skie; pisał do przyjaciela w Berlinie, że „gdy tylko byłby przekonany, że coś

Cesarski Berlin

273

jest w interesie zdrowej i uzasadnionej polityki Prus, z jednakową satys­ fakcją widziałby [pruskie] wojska ostrzeliwujące Francuzów, Rosjan, Ang­ lików bądź Austriaków”. Jego surowy patriotyzm przybliżał go do innych junkrów - zagrożonych rozwojem przemysłu i miejskiej klasy robotniczej a kiedy doszło do rozgrywki między liberalnymi posłami a królem, Bismarck chętnie przystąpił do zaplanowanego działania na własny rachunek8. Konflikt, który pchnął Bismarcka do władzy, a który ostatecznie pod­ ważył siłę pruskiego mieszczaństwa, koncentrował się na kwestii refor­ my wojskowej. Do konfrontacji doszło w 1860 roku, gdy parlament miał rozpatrzeć nowe prawo wprowadzające w życie reformy von Roona, prze­ widujące odszkodowanie za trzyletnią obowiązkową służbę wojskową, obejmującą sześćdziesiesiąt trzy tysiące poborowych rocznie i osłabiającą popularną Landwehrę, stworzoną przez Scharnhorsta i Boysena podczas wojen napoleońskich. Starzy liberałowie w parlamencie byli przeciwni re­ formom, ale obie strony trwały przy swoim, dopóki król nie zdecydował się na rozwiązanie sejmu i rozpisanie nowych wyborów. Właściwie zrobił to dwukrotnie. Wynik go rozczarował, bo największym ugrupowaniem stała się Partia Postępowa (1861), skupiająca liberalnych urzędników państwo­ wych9. Wilhelm I był bardzo zmartwiony - jaki sens miało sprawowanie władzy królewskiej, skoro nie mógł nawet określić podstawowych zasad polityki wojskowej? W końcu nie mógł dłużej utrzymywać takiego stanu i gdy ogłoszono wyniki powtórnych wyborów, napisał list abdykacyjny. Walka między berlińczykami a Hohenzollernami przechyliła się na korzyść obywateli, gdy konserwatywny ultrarojalistyczny kandydat został zapro­ ponowany na stanowisko premiera Prus. Był to Otto von Bismarck i tym razem parlament zatwierdził nominata. Wiadomość o możliwej abdykacji króla przeraziła junkrów, którzy wie­ dzieli, że jeśli Wilhelm odejdzie, zastąpi go syn, Fryderyk III. Miał on li­ beralne poglądy, nie będzie więc mu zależeć na ochronie ich feudalnych przywilejów. Chcąc zachować na tronie Wilhelma, minister wojny Albrecht von Roon postanowił wykorzystać ostatnią szansę i wysłał pilny telegram do Bismarcka. Miał natychmiast wracać z Paryża. „Każda chwila zwłoki jest niebezpieczna! - napisał Roon. - Spiesz się!”. Bismarck przyjechał do Berlina 20 września 1862 roku, a dwa dni później, podczas spaceru w Babelsbergu, przekonał króla, by podarł list o abdykacji, i zapewnił go, że obejmie stanowisko premiera nawet przy braku większości w parlamen­ cie i bez uchwalenia budżetu - innymi słowy: nielegalnie. Król narzekał:

274

Berlin. Metropolia Fausta

berlińczycy „obetną panu głowę, a potem na Opernplatz mnie pod moimi oknami. Pan skończy jak Strafford, a ja jak Karol I”. Jednak Bismarck znał berlińczyków lepiej. Pamiętał upadek rewolucji 1848 roku, brak działania, obawę przed prawdziwymi rozruchami. Berlińczycy „tylko gadali, a nie działali”, a parlamentarzyści byli najgorsi ze wszystkich. Byli jedynie „ga­ dułami i nie umieli rządzić Prusami [...]; wiedzieli tak mało o polityce jak my w naszych studenckich latach”. Konserwatywna „Kreuzzeitung” przewidywała, że Bismarck „przezwycięży wewnętrzne trudności dzięki śmiałej polityce zagranicznej”. Redakcja miała rację. Kiedy stanął przed Komisją Budżetową, wkrótce wbił posłom do głów swój przekaz wygłoszo­ ny tryumfalnym podniesionym głosem: „Niemcy nie patrzą na liberalizm Prus, tylko na ich potęgę. [...] problemów współczesności nie rozstrzyga się przemówieniami i uchwałami większości - to był wielki błąd lat 1848 i 1849 - tylko krwią i żelazem!”10. Nieszczęsny pakt z Babelsbergu zawarty między Bismarckiem i królem oznaczał początek dwudziestoośmioletnich rządów Żelaznego Kanclerza, który prawdziwość swych słów potwierdził, jednocząc Niemcy siłą11. Geniusz Bismarcka polegał na umiejętności przekształcenia liberalnego nacjonalizmu z opozycyjnej ideologii w integralną część własnej polity­ ki i na uczynieniu z zasady wspólnoty narodowej czynnika jednoczącego stolicę i całe Niemcy. Przed okresem rządów Bismarcka junkrzy i konser­ watyści byli zdecydowanie przeciwni zjednoczeniu Niemiec, bo obawiali się nieuchronnej utraty władzy. Próby działania na rzecz jedności podej­ mowali liberałowie, radykałowie i członkowie Partii Postępowej. Żywili nadzieję, że uda się to przeprowadzić pod auspicjami demokratycznych Prus, które miały, jak sądzili, zagwarantować demokrację parlamentar­ ną, wolność słowa i cała masę innych praw i przywilejów. Arnold Rugę ujął to w następujący sposób: „Prusy z ich całym odrażającym policyjnym barbarzyństwem są jedynym ratunkiem dla Niemiec”12. Bismarck w zasa­ dzie zapewnił obu grupom to, czego chciały: zachował tradycyjną władzę junkrów, ale dał liberałom zjednoczone Niemcy, osiągając w ciągu pięciu miesięcy to, czego innym ludziom nie udało się przez pięć dziesięcioleci. Fakt, że odniósł sukces, nie posługując się metodami demokratycznymi, tylko „krwią i żelazem”, wielu osobom nie odpowiadał, ale wielkość jego dokonań zagłuszyła głosy sprzeciwu i zmieniła dotychczasowych liberałów w żarliwych zwolenników nowej Rzeszy. Bismarck, von Moltke i pruscy junkrzy mieli stać się bohaterami zjednoczonych Niemiec.

Cesarski Berlin

275

Pierwszą z trzech wojen stoczył Bismarck z Danią w 1864 roku. Szybkie zwycięstwo spowodowało, że jego sojusznik, Austria, otrzymał terytorium Holsztynu, a Prusy zagarnęły Szlezwik i szybko umocniły obecność Nie­ miec nad morzem poprzez port w Kilonii. Wojna stworzyła nowych wro­ gów i nowe obawy w Prusach: Francuz Emile Ollivier stwierdził z goryczą, że „Anglia zawiodła Francję, Francja zawiodła Anglię, a obie zawiodły Eu­ ropę”13. Bernhard von Billów powiedział kiedyś, że dla Bertiego, księcia Walii, słowo „Niemiec” stało się synonimem „prostackiego kaznodziejstwa, musztry i brutalnej siły”, a gdy jego żona Alexandra pochodząca z Danii dowiedziała się, że ich drugi syn został tytularnym pułkownikiem pułku pruskiego, wykrzyknęła: „Więc mój Jureczek wchodzi w prawdziwe życie, brudny, umundurowany i w pikielhaubie niemieckiego żołnierza! Nigdy bym nie pomyślała, że zobaczę w życiu coś takiego!” Dania została łatwo pokonana i Bismarck zwrócił wzrok ku Austrii. Wiele osób w Berlinie było przeciwko tej wojnie, uznając ją za coś w rodza­ ju Brudcrkrieg, wojny domowej. Bismarckowi udało się sprowokować kon­ flikt, gdy odmówił podpisania austro-pruskiego porozumienia i twierdził, że Prusy mają takie same prawa do Holsztynu jak do Szlezwika. Austria uznała za konieczność obronę swego nowego terytorium. Oba kraje wkrót­ ce stanęły przeciwko sobie. Historyk Wilhelm Oncken nie miał wątpliwo­ ści, że to Bismarck chciał wojny i ją sprowokował, i nazwał brak zgody w sprawie Szlezwika-Holsztynu krokiem równoznacznym z „deklaracją wojny przeciwko Austrii i jej sojusznikom”14. Kiedy zaczęła się wojna siedmiotygodniowa, Prusy były znacznie mniej­ szym krajem niż Austria. Imperium Habsburgów miało trzydzieści pięć milionów poddanych, wspieranych przez czternaście milionów z kilku mniejszych państw niemieckich. Prusy liczyły zaledwie dziewiętnaście milionów ludzi. Jednak Berlin miał pewne atuty. Prusy dysponowały „naj­ nowocześniejszą armią” dowodzoną przez „wspaniałego taktyka”, feldmar­ szałka Helmutha von Moltkego, a ich technika, sieć transportu, oddziały i uzbrojenie „nie miały sobie równych”. Decydujące starcie rozegrało się pod Sadową (Kóniggratz), gdzie podczas pierwszej nowoczesnej bitwy w historii stanęło naprzeciwko siebie pół miliona żołnierzy i trzy tysiące dział. W ciągu kilku godzin strona austriacka poniosła klęskę. W trakcie jednej bitwy Prusy zniszczyły austriackie zabiegi o przewodzenie proceso­ wi jednoczenia Niemiec i koncepcja Grossdeutsch, Wielkich Niemiec, zo­ stała zapomniana15. Dominacja Berlina nad jego odwiecznym rywalem,

276

Berlin. Metropolia Fausta

Wiedniem, została krwawo wywalczona na polu bitwy pod Sadową. Jeden z liberalnych przywódców politycznych, Gustav Mevissen, pisał o pruskich wojskach wracających do Berlina: „Nie mogę otrząsnąć się z wrażenia [...]. Nie jestem wielbicielem Marsa [...], ale trofea wojenne rzucają magiczny czar nawet na dziecko pokoju. Spojrzenie mimowolnie łączyło się z inny­ mi, a duch podążał za niekończącymi się szeregami żołnierzy, głoszącymi chwałę boga chwili - sukcesu”16. Zwycięstwo Prus zaszokowało cały świat, ale najbardziej Francję. Za­ smucony Adolphe Thiers doszedł do wniosku, że „to Francja została poko­ nana pod Sadową”, a jego rodacy byli jeszcze bardziej przestraszeni siłą Prus niż po wojnie z Danią. Jedyną nadzieją Francji na utrzymanie dominu­ jącej roli w Europie było zachowanie odrębnych państw niemieckich, było jednak wiadomo, że Bismarck dąży do zjednoczenia Niemiec pod egidą Prus i rządów z Berlina. W Paryżu zdawano sobie również sprawę, że by zrealizować ten cel, Bismarck musi zwycięsko stoczyć decydującą walkę z Francją. Ani król pruski Wilhelm I, ani Napoleon III nie chcieli wojny, więc fakt, że wbrew ich woli Bismarck doprowadził do tego, że przed upływem czterech lat obaj spotkali się na polu bitwy, dowodzi jego pomysłowości, sprytu i bezwzględności. Berlin otrzymał nowy status w wyniku tej batalii. „Wojna - oświadczył generał Helmuth von Moltke - jest niezbędną czę­ ścią boskiego urządzenia świata”17. Ludzie także mogli wszczynać wojny i to było właśnie to, co zrobił Bismarck. Zanim zapanował wszechogarniąjący nacjonalizm, wiele państw oferowało swe opustoszałe trony cu­ dzoziemskim książętom. Gdy Mołdawia i Wołoszczyzna zjednoczyły się, tworząc Rumunię, zaoferowały władzę królewską szwabskim Hohenzol­ lernom, dalekim kuzynom pruskiej rodziny panującej. Karol I Hohenzollern-Sigmaringen był księciem Rumunii w latach 1866-1881, a potem jej królem. W tym samym czasie Hiszpanie zdetronizowali swego nieudol­ nego i zdeprawowanego Burbona i także poszukiwali nowego kandydata na króla. Zaproponowali tron innemu księciu z rodu Hohenzollernów, co rozwścieczyło Francuzów. Już utrata pierwszego z tych tronów była bole­ sna, ale hiszpańska propozycja wprost przeraziła naród, który obawiał się, że zostanie okrążony przez Prusy i ich sojuszników od południa i wschodu bez jednego wystrzału. Minister spraw zagranicznych Napoleona III, książę de Gramont, oświadczył, że „honor i interesy Francji są w niebezpieczeń­ stwie”, i zagroził, że jeśli Hohenzollernowie obejmą tron w Hiszpanii, Fran­ cja rozpocznie wojnę18. Król Wilhelm był nastawiony pokojowo i zachęcał

Cesarski Berlin

277

kuzyna, by się wycofał, ale gdy Bismarck dowiedział się, że może nie dojść do wojny, wściekł się. Wojna z Francją była istotą jego planu, w dużym stop­ niu dlatego, że wiedział, iż tylko wojna może skłonić południowe państwa niemieckie do przystąpienia do nowej Rzeszy. Musiał więc jakoś sprowo­ kować konflikt z Francją19. Wilhelm był pewien, że kryzys został zażegnany, i postanowił odpocząć w eleganckim uzdrowisku Ems. Jednak książę de Gramont, który dokonał właśnie jednego z największych wyczynów w historii dyplomacji, nie był zadowolony i pragnął doprowadzić do tego, by Prusy obiecały nie wtrącać się już więcej do spraw Hiszpanii. Kilka dni później wysłał do Ems am­ basadora Benedettiego, który podczas miłego spaceru po ogrodzie niby przypadkiem wpadł na króla. Zgodnie z instrukcjami Gramonta Benedetti zażądał, by Prusy nie tylko wycofały wszelkie obecne roszczenia dynastii Hohenzollernów do hiszpańskiego tronu, ale zrzekły się ich na zawsze. Król grzecznie odmówił i kazał swemu sekretarzowi Abekenowi wysłać depeszę do Bismarcka informującą o tej rozmowie. Nie myśląc więcej na ten temat, oddalił się na spoczynek. W tym samym czasie Bismarck w swym domu w Berlinie jadł kolację z Moltkem i Roonem. Wszyscy trzej ubolewali tego wieczoru, że wojna z Fran­ cją zdaje się bardziej odległa niż kiedykolwiek wcześniej. Bismarck i Moltke podzielali odczucia Roona, że Bóg mógłby „zabrać ich stare kości”, gdyby tylko dane im było pójść na wojnę z Francją. Bismarck rozważał złożenie dymisji20. Nagle dostarczono im depeszę. Bismarck wziął ją, przeczytał i krzyknął z radości. Zaczął szybko coś bazgrać na papierze i usuwając część tekstu Wilhelma, przerobił łagodny przekaz informacyjny na coś w rodzaju zwięzłego wypowiedzenia wojny. Oryginalny telegram składał się z dwóch długich akapitów pełnych dy­ plomatycznych formułek i nieszkodliwych sformułowań. Jeden fragment wyjaśniał, że francuski ambasador „przedstawił Jego Królewskiej Wysoko­ ści w Ems żądanie, by upoważnił go do zadepeszowania do Paryża, że Jego Wysokość Król zobowiązuje się, że nigdy nie zgodzi się, by została pono­ wiona kandydatura jakiegokolwiek Hohenzollerna” [na tron hiszpański]”. Jednak dalej w łagodniejszym tonie król wyjaśniał: „Nie zgodziłem się na to, po raz ostatni tak żarliwie, mówiąc mu, że takich zobowiązań nie śmiał­ bym i nie mógłbym złożyć d tout jamais. Naturalnie powiedziałem mu, że nie dostałem dotąd żadnej wiadomości, a skoro on wcześniej niż ja został poinformowany przez Madryt i Paryż, mógł ponownie przekonać się, że mój

278

Berlin. Metropolia Fausta

rząd nie ma nic wspólnego z tą sprawą”. Jednak Bismarck opuścił drugą część tego akapitu, zostawiając jedynie ostre, prowokacyjne stwierdzenie. W oryginale znalazło się długie wyjaśnienie, że król oczekiwał informa­ cji od Bismarcka, i z tego względu nie mógł dać odpowiedzi księciu Benedettiemu. Bismarck usunął również ten fragment i zakończył depeszę spre­ parowaną frazą: „Jego Wysokość Król wskutek tego odmówił ponownego przyjęcia francuskiego ambasadora i wysłał mu wiadomość przez swego adiutanta, że Jego Wysokość nie ma nic więcej do powiedzenia ambasado­ rowi”. W rezultacie Bismarck przerobił całą depeszę na o wiele ostrzejszą i bardziej opryskliwą, niż wyobrażał ją sobie król, i zupełnie zmienił jej znaczenie21. Moltke się cieszył, a Roon stwierdził, że gdy pierwotna nota brzmiała jak szamada (hasło do odwrotu), to ta nowa jak pobudka (ha­ sło do ataku). Bismarck powiedział: „Gdybym nie tylko opublikował ten tekst [...] od razu w gazetach, ale także przekazał go telegraficznie do wszystkich naszych ambasad, byłby on znany w Paryżu przed północą, a ze względu zarówno na zawartość, jak i sposób publikacji zadziałałby jak czerwona płachta na galijskiego byka”. Bismarck rozesłał tę depeszę bez konsultacji z królem. Jak przewidział, opis sprawy zamieściła berlińska „Norddeutsche Zeitung” i tej samej jesz­ cze nocy wiadomość została podchwycona po obu stronach Renu. Napole­ ona III poinformowano o dwulicowości Prus. Nie miał innego honorowego wyjścia niż wypowiedzenie wojny. Kiedy zobaczył tekst, to - jak zaświad­ czył hrabia Waldersee będący wówczas w Paryżu - był tak grób (grubiański), że „nie mogłem prawie uwierzyć, iż jest to możliwe”. Poranne wydania gazet w Paryżu były jadowicie antypruskie, a w poprzek tytułowych stron wydrukowano wezwania „Nad Ren!”, „Na Berlin!”22. Kiedy biedny nieświadomy niczego Wilhelm obudził się następnego dnia rano, był zaszokowany, słysząc najświeższe nowiny. „To oznacza woj­ nę!” - powiedział ze smutkiem i natychmiast wyjechał do Berlina, zdecydo­ wany przeszkodzić fatalnemu rozwojowi wypadków. Bismarck wyprzedzał go jednak zawsze o kilka kroków. Premier przywitał władcę na dworcu i przekonał go, że ogłoszenie powszechnej mobilizacji jest jedynym rozsąd­ nym wyjściem dla Prus. Potrafił być przekonujący. Dziewiętnastego lipca 1870 roku Francja wypowiedziała wojnę szykującym się do niej Prusom. Berlińczycy nic nie wiedzieli o manipulacji Bismarcka przy depeszy em­ skiej. Narastało w nich patriotyczne uniesienie i oburzenie na Francuzów. Tysiące ludzi ruszyło w stronę pałacu, śpiewając: „Jestem dumny, że jestem

Cesarski Berlin

279

Prusakiem”. Deklarowali lojalność wobec króla i wykrzykiwali obelgi pod adresem Francuzów za wciągnięcie niewinnej armii pruskiej w wojnę. Baronowa Spitzenberg wyraziła powszechne nastroje, pisząc: „W Berli­ nie panuje wielkie podniecenie. [...] Francuzi nie mogli rozegrać sprawy mniej inteligentnie [...]; zamiast nas dzielić, zdołali dokończyć zjednocze­ nia Niemiec”. Heinrich Sybel pisał: „Tłumy w podnieceniu przetaczały się tam i z powrotem; ludzie ściskali się nawzajem ze łzami radości w oczach, a gromkie okrzyki ku czci króla Wilhelma wzbijały się w powietrze”. Europa jeszcze raz była świadkiem, jak niewielkie Prusy stawały w szranki z europejską potęgą; Francja była przecież przez dwieście lat największym mocarstwem na kontynencie.Tylko nieliczni wierzyli, że Pru­ sy mogą wygrać z nią wojnę. Jak się okazało, większość nie miała racji. Ponownie nie doceniła zabójczej mieszanki dążeń Bismarcka i Moltkego, mających wsparcie skutecznej, silnej i dobrze poinformowanej armii. Woj­ na francusko-pruska była okropna i krwawa; Theodor Fontane pojechał na front wkrótce po kapitulacji Napoleona III i był zaszokowany widokiem okrucieństw i rozlewem krwi. Sam o mało nie został rozstrzelany jako szpieg, gdy próbował odnaleźć rodzinną wioskę Joanny d’Arc. Również Adolph Menzel był poruszony scenami rozgrywającymi się na polach bi­ tew i stwierdził, że teraz już wie, „skąd Schliiter wziął wizerunki masek na dziedziniec Zbrojowni”23. Napoleon III skapitulował po bitwie pod Sedanem, a rocznica tego wydarzenia stała się niemieckim świętem naro­ dowym. Republika Francuska, ogłoszona w niesławnym Hotel de Ville, stawiała czoło oblężeniu Paryża, mając nieodpowiednie zapasy i zdemo­ ralizowane wojska. Początkowo większość Europejczyków wierzyła, że Francja jest agreso­ rem, i sympatyzowała z Prusami, ale opinia publiczna zwróciła się prze­ ciwko nim podczas czteromiesięcznego bombardowania Paryża. Tę nie­ chęć umocniło jeszcze przyłączenie siłą Alzacji i Lotaryngii. Liberalnie nastawiony następca pruskiego tronu Fryderyk przestrzegał, że jeśli Prusy będą zbyt wojownicze, nie będą „dłużej postrzegane jako niewinna ofiara francuskiej agresji, lecz raczej jako arogancki zwycięzca. Naród myślicieli i filozofów, poetów i artystów, idealistów i entuzjastów” zostanie uznany za „naród zdobywców i niszczycieli”24. Na pruskich generałach nie robiły wrażenia takie sentymentalne nie­ dorzeczności25. Prowadzili zwycięską wojnę, wykuwając imperium dzię­ ki miażdżeniu swojego największego historycznego wroga; Paryż jeszcze

280

Berlin. Metropolia Fausta

nawet nie skapitulował, gdy Bismarck postanowił ogłosić zjednoczenie Nie­ miec. Wybrał znakomity moment. W chwili, gdy Prusy pokonywały wszyst­ kich naokoło, nikt, nawet inni niemieccy książęta, nie śmiał mu odmówić. Niemieckie dowództwo wojskowe, król, Bismarck, pruski dwór i członko­ wie rządu oraz przedstawiciele Związku Północnoniemieckiego zebrali się w Wersalu, a wraz z nimi dwory dwudziestu niemieckich książąt. Osiem­ nastego stycznia 1871 roku „przedstawiciele narodu” zostali wezwani do wspaniałej Sali Zwierciadlanej Ludwika XIV i musieli obserwować, jak król Wilhelm I zostaje ogłoszony cesarzem niemieckim (Dcutscher Kaiser). Za jednym zamachem Berlin stał się stolicą zjednoczonych Niemiec. Nie wszyscy Niemcy byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Południo­ we państwa niemieckie zgodziły się przyłączyć, ale wielu nie odpowiadały dominacja Prus i wykluczenie Austrii - oraz Wiednia - z nowej Rzeszy. Niektórzy skarżyli się, że nie można mówić o „zjednoczeniu” kraju pomi­ mo jej utworzenia, skoro jedna trzecia niemieckojęzycznej ludności Europy żyje poza granicami cesarstwa. Ponadto Niemcy pozostały krajem poszcze­ gólnych regionów: nadal w obrębie Rzeszy istniały królestwa, takie jak Saksonia i Bawaria, wielkie księstwa (na przykład Hesja) i wolne miasta, takie jak Hamburg czy Brema - wszystkie dumne ze swej tożsamości. Wy­ bór Berlina na stolicę nie cieszył się popularnością w większości pozosta­ łych państw niemieckich. Wiele osób w Norymberdze, Frankfurcie i innych miejscach uważało, że ich miasta byłyby lepsze, zasługują na to bardziej, a co najważniejsze, byłyby ośrodkami antypruskimi; przede wszystkim Mo­ nachium postrzegało się jako konkurent Berlina, szczególnie jako centrum artystyczne. Książę Otto Bawarski podzielał te odczucia, mówiąc: „Nie po­ trafię nawet opisać [...], jak nieskończenie smutny i zraniony czułem się podczas tej uroczystości [...]. Wszystko było takie zimne, takie dumne, takie olśniewające, takie efekciarskie i pyszne, bezduszne i puste”26. Nie tylko Niemców ogarnęła rozpacz. Wielu konserwatywnych Prusa­ ków było zaniepokojonych utratą swego małego królestwa i nawet król Wil­ helm płakał, zdruzgotany tym, co uznawał za zniszczenie korony swych pruskich poprzedników. Nigdy nie chciał być cesarzem Niemiec, ale pod dyktatem polityki Bismarcka nie miał wielkiego wyboru. Ostentacyjnie odmówił podania Bismarckowi ręki podczas ceremonii, a wkrótce usły­ szano, jak mamrotał, że „nie było łatwo być królem przy takim kanclerzu”. Bismarck nie przejął się tym wszystkim27. Spełnił swe marzenie, by zo­ stać przywódcą Drugiej Rzeszy. Zakończył dwustuletni okres mieszania się

Cesarski Berlin

281

Austrii we wszystkie niemieckie sprawy i tradycję partykularyzmu Starej Rzeszy. Zdusił niemiecki dualizm i Związek Północnoniemiecki oraz unice­ stwił stare Prusy. Bismarck był teraz gotowy do objęcia władzy w Berlinie. Chciał zostać kanclerzem i ministrem spraw zagranicznych Niemiec oraz premierem Prus, a także zacząć rządzić krajem, w którym Reichstag nie miał żadnej realnej władzy, naród zaś nie miał powszechnej reprezentacji ani żadnej karty praw. Niegdysiejsi liberałowie stawali się coraz bardziej konserwatywni, a w Niemczech rozwijał się coraz bardziej agresywny szo­ winizm28. Te kierunki rozwoju przyczyniły się do upowszechnienia po 1945 roku ahistorycznej tezy, że naród niemiecki poszedł własną odrębną drogą (Sondcrwcg), nie przekształcając się „poprawnie” w zachodnią demokra­ cję liberalną na wzór Anglii czy Stanów Zjednoczonych. Teza była absur­ dalna; zresztą Niemcy nie były wyjątkiem - Rosja także odmówiła pójścia tak zwaną właściwą ścieżką - a wyobrażenie, że historia toczy się zgodnie z jakimiś wytyczonymi „kursami”, jest zbytnim uproszczeniem. W każdym razie Bismarck utrudniał stworzenie stabilnego systemu parlamentarnego i zachował część najbardziej uciążliwych cech pruskiego rządu. Właśnie ta nieelastyczność doprowadziła w końcu do całkowitego upadku tej władzy29. Po 1871 roku władza polityczna Berlina gwałtownie się poszerzyła. Stał się wówczas siedzibą rządu federalnego, łącznie z jego organem wyko­ nawczym - cesarzem i kanclerzem, którzy osobiście kontrolowali wszelkie aspekty polityki zagranicznej i wojskowej Niemiec zgodnie z jedenastym artykułem konstytucji, głoszącym, że „przewodnictwo w Związku nale­ ży do króla Prus, który będzie w tej roli określany Cesarzem niemieckim” („Das Prasidium des Bundes steht dem Kónige von Preupen zu, welcher den Namen Deutscher Kaiser fiihrt”). Przede wszystkim Berlin skorzystał na uchwaleniu konstytucji z 1871 roku, bo został centralnym ośrodkiem dwu­ dziestu pięciu państw związkowych. Chociaż każde z nich miało własne zgromadzenie przedstawicielskie, wszystkie miały też swych przedstawi­ cieli w Bundesracie (Radzie Związku) i w Reichstagu (Sejmie), wybiera­ nym w wyborach (obowiązywało powszechne, równe, bezpośrednie oraz tajne prawo wyborcze dla mężczyzn, którzy ukończyli dwadzieścia pięć lat). Bundesrat i Reichstag zarządzały większością spraw związanych z niemiec­ kim handlem, transportem, komunikacją, patentami, opłatami za przejazdy i kwestiami gospodarczymi. Pojedyncze państwa decydowały o własnych

282

Berlin. Metropolia Fausta

siłach policyjnych, edukacji, ochronie zdrowia, ale i tak wszystkie ważniej­ sze rozwiązania musiały przejść przez Bundesrat w Berlinie, zdominowany przez pruski rząd krajowy. Był to archaiczny niedemokratyczny system par­ lamentarny reprezentujący posiadaczy ziemskich, arystokratów i junkrów. System wyborczy związany był bowiem z wysokością podatków płaconych przez kandydata30. Prusy, jako największe państwo mające siedemnaście spośród pięćdziesięciu ośmiu głosów w Radzie Związku, mogły kontrolować większość istotnych decyzji rządu Rzeszy. Struktura polityczna władz sa­ mego Berlina także odzwierciedlała konserwatyzm; wybieralny burmistrz miasta musiał być zatwierdzony przez cesarza i wbrew woli ogromnej rze­ szy miejskiego proletariatu trzystopniowy system wyborczy zapewniał wy­ bór człowieka politycznie „pewnego”, jak było w przypadku kilkakrotnego zwycięzcy, „obywatelskiego” burmistrza Adolfa Wermutha, zarządzającego miastem do 1920 roku31. Z punktu widzenia polityki nie było wątpliwości, że to Bismarckowski Berlin stanowi ośrodek decyzyjny Rzeszy. Berlińczykom odpowiadał ten nowo uzyskany status ich miasta, więc wielu z nich odłożyło na bok wszelkie zastrzeżenia i upajali się siłą i pozjednoczeniowym władztwem. A przede wszystkim zaczęli zarabiać pieniądze. W ciągu kilku miesięcy po wielkiej paradzie zwycięstwa Berlin szybko się wzbogacił; jego majątek powiększył się dzięki pięciu miliardom fran­ ków odszkodowania napływającego z Francji. Felix Philippi napisał: „Każ­ dy, każdy leciał jak ćma w płomień [...]; rynek przeżywał szał optymizmu; zdobywano miliony, pieniądze leżały na ulicy; dobrobyt narodu wzrósł do, jak się wydaje, niewyobrażalnego poziomu. Deszcz złota spadł na pijane miasto”32. Rozwijał się gwałtownie przemysł, liczba ludności szybko rosła, a wspaniałe lata grynderskie cechowało szaleństwo luksusu i materializmu (Griinderzeit, okres założycielski, termin odnoszący się nie tylko do ce­ sarstwa, ale również do licznych powstających wówczas przedsiębiorstw). Na wiele lat po utworzeniu cesarstwa zapanował pokój. Bismarck osiąg­ nął wszystko, co chciał dzięki akcji zbrojnej; obecnie starał się unikać kon­ fliktów, uprawiając zrównoważoną politykę zagraniczną, w której kierował się zasadami Realpolitik. Przeżył w 1873 roku krach na giełdzie, który oznaczał zniszczenie liberalizmu gospodarczego, i ulepszył swój wszech­ stronny system ustawodawstwa socjalnego. Wkrótce na dobrze prosperują­ cą nową stolicę padł cień. Przed laty mieszkańcy popierający rewolucję nie­ nawidzili „księcia kartaczy”, usiłującego zdławić wystąpienia w 1848 roku, ale w latach osiemdziesiątych stary cesarz Wilhelm I był już szanowaną

Cesarski Berlin

283

i łubianą postacią. Rewolucyjna agitacja przeniosła się do ubogich dziel­ nic i bocznych uliczek, a zamożni obywatele stali się gorącymi zwolenni­ kami nowego systemu, który przyniósł im dobrobyt. W 1888 roku kawiarnie i biura obiegła plotka, że cesarz zachorował; lojalni poddani zgromadzili się pod oknami pałacu w oczekiwaniu na no­ winy, a komunikaty ogłaszano co kilka godzin. Cesarz zmarł w wieku dzie­ więćdziesięciu jeden lat, po krótkiej chorobie, siedemnaście lat po prokla­ mowaniu cesarstwa. Przez kilkadziesiąt lat następca tronu Fryderyk Wilhelm czekał na ubo­ czu na objęcie władzy, kultywując swe liberalne zapatrywania i utrzymując wraz z żoną Wiktorią własny dwór przy Unter den Linden. W swoim czasie, w dniu ślubu księcia z najstarszą córką królowej Wiktorii, młodzi wycho­ wankowie Eton radośnie popychali królewską karetę z dworca kolejowego do pałacu w Windsorze, a młody Fryderyk był w Anglii naprawdę popularny. Z księciem gentlemanem wiązano skrycie wielkie nadzieje na przyszłość; jego upodobanie do brytyjskiego liberalizmu i nienawiść do Bismarcka spra­ wiały, że był jedynym człowiekiem, który mógł z powodzeniem przeciwsta­ wić się wszechwładzy junkrów. Wiele osób liczyło również, że wprowadzi monarchię konstytucyjną wzorowaną na angielskim systemie władzy. Jed­ nak los stanął na przeszkodzie. Para przez trzydzieści lat czekała na objęcie tronu, ale kiedy w końcu Fryderyk na nim zasiadł (jako Fryderyk III), był już śmiertelnie chory. Rak gardła, który spustoszył jego organizm, sprawił, że nie mógł mówić, a oddychał jedynie przez srebrną rurkę wepchniętą do tchawicy. Jego choroba spowodowała wielkie napięcie w stosunkach między Anglią i Niemcami; niemieccy lekarze już wcześniej uznali bowiem jego no­ wotwór za złośliwy i prawdopodobnie uratowaliby mu życie, przeprowadza­ jąc natychmiastową operację, ale Wiktoria zaufała błędnej diagnozie swego szkockiego lekarza. Skazała tym samym swojego męża na przedwczesną śmierć i doprowadziła do wybuchu w Berlinie antyangielskich nastrojów33. Fryderyk Wilhelm, tragiczna i raczej zapomniana postać, rządził ze swego pałacu w Berlinie zaledwie przez 99 dni, a jego śmierć utorowała drogę do władzy jego dwudziestodziewięcioletniemu synowi, cesarzowi Wilhel­ mowi II. Rok 1888 został później nazwany „rokiem trzech cesarzy”34. Był to jednocześnie początek końca cesarskiego Berlina.

Objęcie władzy przez Wilhelma II oznaczało tragedię dla Niemiec, bo chociaż był niewątpliwie inteligentny i bystry, był jednocześnie próżny,

284

Berlin. Metropolia Fausta

arogancki i nierozważny35. Niektóre z tych cech wynikały z jego trudnej młodości; matka niemal zmarła przy porodzie i przez pewien czas nikt się nie zajmował dzieckiem, które urodziło się ze zniekształconą ręką. Kie­ dy nieszczęsny chłopiec dorastał, musiał znosić bolesne kuracje szokowe, przyjmować odstręczające lekarstwa zalecane przez znachorów i kąpać się we krwi świeżo zarżniętych zwierząt, by przywrócić sparaliżowanej ręce sprawność. Książę zmuszał się do jazdy konnej, pomimo że stale spadał z konia z braku poczucia równowagi; uczył się, jak ukrywać chorą rękę pod zbyt okazałym mundurem lub opierając ją na rękojeści szabli36. Dążenie do przezwyciężenia fizycznej słabości połączone z wiarą, że Bóg wybrał go na króla, sprawiły, że stał się arogancki i w pewien sposób despotyczny. Jego przyjaciel książę von Eulenburg zauważył, że Wilhelm pałał czystą żądzą krwi podczas polowań w Puszczy Rominckiej. Sprawiało mu satysfakcję obserwowanie „dyszących ze strachu, ogarniętych paniką dzikich zwierząt, gdy rzucały się bezustannie w najdalsze zarośla”. Dla Wilhelma nie było ni­ czym nadzwyczajnym zabicie tysiąca sztuk w ciągu tygodnia, a kiedy miał czterdzieści trzy lata, wystawił pomnik dla upamiętnienia pięćdziesięciu tysięcy upolowanych przez siebie zwierząt. Był nieuprzejmy dla ważnych gości na dworze, których często prowokował w obraźliwy, a nawet sady­ styczny sposób; czasem zmuszał ich do uprawiania gimnastyki na pokładzie swojego jachtu, „wiecznie pływającego kasyna”, popychając ich, gdy się wy­ ginali lub klęczeli37. Zyskał sławę „showmana Europy”, „koronowanego me­ galomana”, człowieka, „pragnącego, by co dzień były jego urodziny”. Max Weber nazwał go „cesarskim klownem”, Bismarck skarżył się, że jest jak balon unoszony nagłymi podmuchami wiatru i nawet pobłażliwa królowa Wiktoria określiła go pewnego razu jako „zapalczywego, zarozumiałego, upartego młodzieńca pozbawionego wszelkich uczuć”38. Gdy umarł jego ojciec, młody książę natychmiast przystąpił do zacie­ rania wszelkich śladów po nim i objął kontrolę nad miastem. Robert von Dohme wspominał, jak jeszcze w dniu śmierci Fryderyka III kazał oto­ czyć pałac i uwięził matkę w jej pokojach, bo rzekomo wysyłała jakieś ważne dokumenty do Anglii. Przetrząsał rządowe papiery, usuwając ślady po znienawidzonych rodzicach i niszcząc wszystko, co mogło podważyć jego autorytet. Potem zaprosił do pałacu schlebiających mu przyjaciół. Jego pragnienie, by rosła imperialna potęga Niemiec, i chęć rywalizacji z Ang­ lią oznaczały, że wojsko dostało w Berlinie wolną rękę, a cywile musieli się przyzwyczaić do tego, że są popychani na ulicach przez aroganckich

Cesarski Berlin

285

oficerów. Wilhelm nigdy nie lubił Berlina i był szczęśliwy, gdy zapełniali go ludzie tacy jak on sam. Berlińczycy coraz częściej byli utożsamiani przez resztę świata z najbardziej aroganckimi, militarystycznymi, ekspansjonistycznymi tendencjami pruskiego wojska. Liberałów uciszono, a „czerwoni radykałowie” musieli zejść do podziemia. Wszechobecność armii wynikała z samego procesu powstawania ce­ sarstwa. Nowe państwo nie zostało stworzone przez zwykłych Niemców, ale przez wojsko, junkrów i Bismarcka za pomocą „krwi i żelaza”. Berlin, zamiast przekształcić kraj w liberalny i demokratyczny, stał się centrum jeszcze bardziej zmilitaryzowanej machiny. Do chwili, gdy młody niemądry cesarz pchnął swój naród na skraj wojny, było już za późno, by ludzie od­ zyskali kontrolę nad własnym losem. Na pierwszy rzut oka okres cesarski wygląda na stabilny i kwitnący, ale ziarna zniszczenia zostały zasiane już podczas uroczystości wojskowej w Sali Zwierciadlanej Luwru w 1871 roku. „W Berlinie powietrze śmierdzi prochem” - mawiano. Podczas gdy wi­ dok umundurowanych oficerów na Piccadilly w Londynie czy Polach Eli­ zejskich w Paryżu zazwyczaj oznaczał, że trwa jakaś uroczystość państwo­ wa, w Berlinie był czymś normalnym. Wojsko zawsze nadawało ton życiu miasta, ale niezależnie od atmosfery dawnych wojskowych defilad armia pozostawała zdecydowanie oddzielona od codzienności cywilów, zarówno za czasów króla kaprala Fryderyka Wielkiego, jak i Wilhelma I. Oficerowie tworzyli mocno zżytą grupę pobożnych, oszczędnych i skromnych ludzi związanych z Kościołem protestanckim i z monarchą - nie grali na przy­ kład w polo, bo zanadto ujawniało podział na biednych i bogatych. Pro­ wadzili ciche, nawet refleksyjne życie; stary hrabia Helmuth von Mokkę, który pochodził z ubogiej rodziny, przetłumaczył wielkie dzieło Gibbona Zmierzch i upadek Cesarstwa Rzymskiego, by pokryć wydatki związane ze swą nominacją do Sztabu Generalnego. Większość oficerów musiała czekać do czterdziestki, a nawet pięćdziesiątki, zanim mogli się ożenić. W elitar­ nych pułkach gwardii czy kawalerii obowiązywała zasada Fryderyka II, że „tylko szlachta jest dość szlachetna, by dowodzić”, i żadna suma pieniędzy, stanowisko, prestiż, wpływy społeczne lub polityczne nie mogły przeła­ mać bariery urodzenia. Cesarz naprawdę znał osobiście każdego spośród trzech tysięcy swych oficerów arystokratów. Ten dotychczasowy sposób życia zmienił się za czasów Wilhelma II39. W ciągu kilku lat po objęciu tronu Wilhelm powiększył korpus ofi­ cerski do dwudziestu tysięcy osób; w latach 1880-1913 liczba oficerów

286

Berlin. Metropolia Fausta

i żołnierzy zwiększyła się o sto procent40. Czyniono wiele, by poszerzyć społeczne zaplecze rekrutowanych, ale zamiast stworzyć bardziej umiar­ kowany system zgodny z zasługami, osiągnięto wprost przeciwny efekt. Potęga arystokracji nie została wcale złamana; w sześćdziesięciu dwóch procentach pułków pruskich ponad pięćdziesiąt osiem procent oficerów pochodziło ze starych szlacheckich rodów, szesnaście pułków miało zaś wyłącznie oficerów arystokratów. Chociaż rekruci wywodzący się z klasy średniej mogli obecnie zajmować stanowiska wojskowe do stopnia puł­ kownika, oficerowie ze szlachty tworzyli niemal cały Sztab Generalny, liczący w 1914 roku sześćset dwudziestu pięciu oficerów. Minister wojny von Heeringen krytykował plany powiększenia pruskiej armii, bo mogło­ by to doprowadzić do włączenia w jej skład grup społecznych „napraw­ dę nieodpowiednich do uzupełnienia korpusu oficerskiego”, narażając ją na „demokratyczne wpływy”. Żydów traktowano z ledwie ukrywaną po­ gardą - w całym wojsku pruskim w latach 1878-1910 nie było ani jed­ nego oficera zawodowego pochodzenia żydowskiego 41. Przedstawiciele burżuazji, którzy mieli tyle szczęścia, by otrzymać nominację oficerską, w praktyce wyrzekali się swoich korzeni i niewolniczo naśladowali sposób zachowania, ideały i zajęcia arystokratycznych kolegów. Wojsko skłaniało do tego, prowadząc indoktrynację i stosując przymus, by nauczyć żołnie­ rzy, co mają myśleć i robić. Okazywanie dumy narodowej było nakazem każdego dnia, a jak to ujął polski pisarz Józef Ignacy Kraszewski, armia „jest szkołą, która uczy niezawodnie”42. Nowym rekrutom mówiono, że wojsko jest „jedynym stałym punktem wśród wirów, skałą w morzu re­ wolucji zagrażającej nam ze wszystkich stron, talizmanem lojalności, pal­ ladium księcia”. Albrecht von Roon powiedział swoim żołnierzom: „Teraz waszą ojczyzną jest wojsko, bo to jedyne miejsce, do którego nie prze­ niknęły skażone i niespokojne elementy”. Rekruci mieli składać przysięgę niezachwianej lojalności, która już na początku XX wieku doprowadziła do zaniku poczucia osobistej odpowiedzialności wśród żołnierzy w znacz­ nie większym stopniu niż w wojskach innych krajów zachodniej Europy. Taka postawa osiągnie szczyty absurdu w okresie władzy nazistów, gdy oficerowie, powołując się na przysięgę, odmawiali działania przeciwko Hitlerowi, chociaż wiedzieli, że prowadzi on naród do zguby. Zapomnieli lekcji z Taurogów43. Nowi oficerowie w czasach Wilhelmińskich przekraczali wszystkie gra­ nice, a wielki historyk Eckhart Kehr napisał, że „pruski porucznik, który do

Cesarski Berlin

287

tej pory był na ogół dość skromny”, zmienił się w „nieznośnego zarozumial­ ca w epoce Wilhelma”. Pisarz Józef Weyssenhoff oświadczył zaś: „Każdy wie, że Berlin jest wschodnim miastem, co oznacza brak smaku [...], ale fakt, że Francuzi, Anglicy czy Włosi są pewni siebie, nie jest dla cudzo­ ziemca tak bardzo irytujący jak arogancka postawa pruskiego oficera czy dyrektora banku”. Większość osób odwiedzających Berlin była zdumiona samą liczbą umundurowanych mężczyzn, niegrzecznie rozpychających się na ulicach. Amerykański ambasador James Gerard napisał:

Pewnego razu w Berlinie poszedłem na wyścigi z moim szwagrem i wy­ kupiłem miejsca w loży. Kiedy przyglądaliśmy się biegnącym koniom, jakiś pruski oficer z żoną usiedli w naszej loży. Zwróciłem na to uwa­ gę jednemu z bileterów, ale odpowiedział, że nie ośmieli się poprosić pruskiego oficera o opuszczenie miejsca, i dopiero po wezwaniu szefa bileterów i pokazaniu mu mojej odznaki Jockey Club i paszportu amba­ sadora mogłem znowu zasiąść w mojej loży. Ambasador zauważył, że nawet podczas krótkiej rozmowy na ulicy oficero­ wie „stale poniżają cywilów”44. Kiedy cesarz szedł do opery czy teatru, to­ warzyszący mu oficerowie nie tylko zajmowali większość miejsc, ale także uwielbiali zakłócać przedstawienia. Żołnierze mogli wysyłać pocztą wiel­ kie pakunki, pisząc po prostu na wierzchu paczki „Militaria”. Oficerowie nadal rozwiązywali spory za pomocą pojedynków, a uchybienie temu zwy­ czajowi honorowemu oznaczało zwolnienie z wojska. Niemal codziennie w całym Berlinie odbywały się defilady i manewry; Fritz von Unruh skarżył się, że sen przerywa mu „każdego ranka dźwięk trąbki w koszarach pie­ choty naprzeciwko”, i wyrażał irytację z powodu niekończących się parad wymuszających wstrzymanie ruchu. Jednak niezależnie od licznych skarg berlińczycy wysoko cenili sobie wojskowy system wartości. Wydawało się, że każdy nosi mundur. Urzędni­ cy państwowi i miejscy nosili ciemne stonowane marynarki; taksówkarze mieli płaszcze z czerwonymi lamówkami i cylindry; nawet Fryderyk Engels pisał do siostry z Berlina: „[...] a tu widzisz mnie w moim mundurze, bar­ dzo romantycznym i artystycznym surducie”. Sybille Bedford porównała Berlin z Londynem, narzekając, że „mundury przestały być ubiorem zawo­ dowym, mają stroić jak pióra, podnieść rangę właściciela i odpowiednio przyciągać”. W sztuce Carla Zuckmayera jeden z bohaterów, Schlettow,

288

Berlin. Metropolia Fausta

stwierdził, że noszenie cywilnych ubrań w Berlinie jest jak „pół dania, i to bez musztardy”. Posłuszeństwo berlińczyków wobec munduru doszło do granic absur­ du. W październiku 1906 roku oddział dwudziestu żołnierzy dowodzonych przez „kapitana” przybył na dworzec w Kópenick, pomaszerował do miasta i zajął budynek ratusza. „Kapitanem” był w rzeczywistości Friedrich Wil­ helm Voigt, bezrobotny szewc i drobny przestępca, który kupił stęchły stary mundur w sklepie ze starzyzną, kazał oddziałowi żołnierzy spotkanemu na ulicy iść za sobą - co wykonali, nie stawiając żadnych pytań - i bezczelnie polecił burmistrzowi „z rozkazu Jego Cesarskiej Wysokości”, by wydał mu pieniądze z kasy miasta. Burmistrz mógł mieć jakieś wątpliwości na widok tego dziwnego człowieczka, ale moc munduru była przemożna. Przeka­ zał „kapitanowi” ponad cztery tysiące marek - wówczas była to olbrzymia suma. „Kapitan” wziął pieniądze, zrobił z kompanią w tył zwrot i natych­ miast zniknął. Został złapany po kilku dniach, ale berlińczycy, kiedy usły­ szeli o jego figlu, śmiali się donośnie, a cesarz był nawet na tyle ubawiony, że zwolnił go z więzienia po dwóch latach. Wszelkie zarzuty przeciwko żołnierzom nabranym przez „kapitana” zostały oddalone, ponieważ „bez wahania wykonywali rozkaz oficera”. „Kapitan z Kópenick” został berliń­ skim celebrytą: gazeta „Die Welt am Montag” opublikowała z nim długi wywiad; Voigt przyjmował publiczność w arkadach na Unter den Linden i sprzedawał swoją historię utrwalaną na specjalnie nagrywanych płytach. Kilka z nich znaleziono w 1966 roku w magazynie staroci i przekazano do Muzeum Kópenick45. Carl Zuckmayer napisał o nim sztukę, na podstawie której powstał później popularny film. Jakkolwiek było to zabawne, histo­ ria „kapitana z Kópenick” ukazuje żałosną i powszechną uległość berliń­ czyków wobec wszelkiej władzy w skali nie do pomyślenia w żadnej innej europejskiej stolicy. Śmiejąc się z niego, berlińczycy śmiali się z własnej słabości.

Nieskazitelnie czyste miasto było dobrze zarządzane i działało bardzo sprawnie; Christian Otto stwierdził pewnego razu, że „w żadnym innym niemieckim mieście nie przywiązuje się tak wielkiej wagi do prawa jak tutaj”. I chociaż miasto było czyste, sprawiało przytłaczające wrażenie, a większość gości uznawała je za zimne i „zdezynfekowane”. Mieszkańcy byli aroganccy i wyniośli. Ignacy Paderewski uznał bary i kawiarnie za zbyt tłumne i hałaśliwe, a jednocześnie bez wyrazu i „szczerego śmiechu”, z kolei pisarz Bolesław Prus w liście do żony wyjaśniał: „Berlin jest piękny -

Cesarski Berlin

289

zbyt piękny [...]; i zimny jak lód”. Francuski autor Jules Laforgue, zapro­ szony na dwór cesarski na rozmowę z cesarzową Augustą, narzekał na przygniatającą atmosferę Berlina, którą oddał w książce Berlin, la courct la ville46. Opisywał, że w jego rodzimej Francji już od konduktorów w pocią­ gu czuje się tchnienie absyntu i wolności i słyszy, jak jeden pyta drugiego: „Zobaczę cię jeszcze dziś wieczorem?”, podczas gdy w Niemczech „personel jest zmilitaryzowany, nie odzywa się ani słowem, ale zajmuje się prowadze­ niem pociągu, wykonując to samo zadanie i wczoraj, i dzisiaj”. Był zdumio­ ny, widząc, że gdy jakiś oficer mijał grupę żołnierzy, stanęli wyprostowani, tupiąc nogami w miejscu, dopóki nie przeszedł; sceny takie powtarzały się „codziennie w całym Berlinie”47. Carl Ludwig Schleich i jego przyjaciele, pisarze Strindberg i Hartleben, o mało nie zostali aresztowani za próbę zmierzenia krzywizny ziemi na rogu Unter den Linden i Friedrichstrasse. Kraszewski wyraził opinię, że nawet wśród cywilów widać, że „albo byli, albo będą żołnierzami”. Przejmowali sposób bycia swych wojskowych po­ bratymców i traktowali przyjezdnych tak, „jakby mieli przynieść im buty”. Kraszewski uznał miasto za „nieprzyjemne, uporządkowane, poważne, po­ słuszne i zdyscyplinowane [...], jakby w stanie permanentnego oblężenia”. Nie tylko żołnierze przemierzali ulice sztywnym odmierzonym krokiem, jak maszyny, ale także „naśladowali ich uliczni sprzedawcy, woźnice, por­ tierzy, a nawet żebracy”. Róża Luksemburg była jeszcze bardziej krytyczna. „Berlin zrobił na mnie upiorne wrażenie - pisała. - Jest zimny, bez gustu, to olbrzymie koszary pełne kochanych aroganckich Prusaków, z których każdy wygląda, jakby połknął kij, którym właśnie został pobity”. Ten nowy militaryzm wielu ludziom się nie podobał; po krótkiej wizycie w 1898 roku Wesenhof ubolewał, że „nic nie pozostało ze wzniosłego idealizmu, którym kierowała się filozofia, poezja, a czasem nawet polityka w Niemczech. [...] Gdzie jest stara kolebka sztuki, współtwórczyni gotyku, ojczyzna Diirera, Goethego i Heinego? Już nie ma jej w Berlinie”.

W tym czasie berlińska zamożna klasa średnia stawała się bogatsza, niż mogła to sobie wymarzyć. Przedstawiciele starej liberalnej warstwy Bil-

dungbiirgertum (wykształconej klasy średniej) zostali zepchnięci na mar­ gines i chociaż nadal mieszkali w cichej eleganckiej dzielnicy Tiergarten, oddawali się przyjemnej lekturze gazet i uczestniczyli w wykładach na uniwersytecie, nie mogli wygrać z nowym krzykliwym obliczem kultury Berlina48. Berlin uosabiał dziewiętnastowieczny literacki wzorzec „starych”

290

Berlin. Metropolia Fausta

i „nowych” pieniędzy, ale „nowe” pieniądze zwyciężyły. Na przełomie wie­ ków w mieście były dziesiątki milionerów, a czterdzieści pięć rodzin posia­ dało majątki sięgające niewiarygodnej sumy trzech milionów marek każdy. Nazwiska Siemens, Borsig, Ullstein, Gerson, Mosse czy Wertheim stały się synonimem nowego bogactwa i w różnych dziedzinach życia właśnie te rodziny tworzyły kwitnące centrum nowego Berlina49. Mimo to nadal po­ zostawały wykluczone z politycznego, wojskowego i towarzyskiego życia Berlina czy Poczdamu, o czym w dalszym ciągu decydowała siedmiotysięczna berlińska arystokracja, stanowiąca mniej niż jeden procent ogó­ łu mieszkańców. W Anglii edukacja w szkołach państwowych, mianowa­ nie na wysokie stanowisko polityczne lub zdobycie tytułu szlacheckiego mogły poprawić pozycję dziewiętnastowiecznych rodzin przemysłowców w hierarchii establishmentu, ale w Berlinie było to niemożliwe, bo istniała wyraźna linia podziału między arystokracją a całą resztą. Zamiast two­ rzyć własną niezależną kulturę, nowi bogacze naśladowali klasy wyższe, rywalizowali ze sobą o uznanie na dworze cesarskim i próbowali umieścić synów w korpusie oficerskim lub wydać córki za mąż za młodszych sy­ nów z mniej znaczących rodów szlacheckich. Wielu nowobogackich rościło sobie pretensje do „klejnotów rodowych” i kupowało stare niedochodowe majątki junkrów w nadziei, że udzieli im się prestiż dawnych mieszkańców. Jeździli konno, polowali, kolekcjonowali sztukę, działali charytatywnie i walczyli o członkostwo Union Club czy cesarskiego Klubu Automobilistów. Ten „neofeudalizm” wyśmiewały niezliczone karykatury i artykuły, ale był on faktem w cesarskim Berlinie. Identyfikacja z istniejącym systemem prowadziła także do starań burżuazji o ordery, medale i godności, co w szczytowym okresie istnienia Drugiej Rzeszy sięgnęło poziomu śmieszności. Przedstawiciele burżuazji nie mogli otrzymać takich szlacheckich orderów państwowych jak Order Orła Czar­ nego czy Orła Czerwonego, ale nie było ograniczeń przy mniej ważnych odznaczeniach. Przedsiębiorcy i rozmaici specjaliści walczyli o zaproszenia na coroczny cesarski Ordenfest; a tam stary pałacowy sługa mógł zostać posadzony obok oficera mającego order Pour le Merite za zasługi wojskowe na polu bitwy, zaś artysta mógł sąsiadować z wytwórcą broni. Berlińczycy mieli obsesję na punkcie rang: kiedy madame Anna Jesipowa koncertowała w pałacu cesarskim, nalegała, by tytułować ją „nadwornym muzykiem”; ty­ tuł całkowicie bez znaczenia, ale pianistka używała go do śmierci50. Kiedy zachorował wielki dziewiętnastowieczny historyk Rankę, gazety z powagą

Cesarski Berlin

291

informowały: „Rzeczywisty tajny radca profesor doktor von Rankę miał niespokojną noc”. Żony profesorów i doktorów oczekiwały, by zwracać się do nich: „profesorowo”, „doktorowo”, często też ludzie przyjaźniący się ze sobą od wielu lat używali we wzajemnych kontaktach tych niewygodnych tytułów. Theodor Storm napisał kiedyś, że „nawet w wykształconych krę­ gach w Berlinie jednostka nie jest oceniana na podstawie swego charakte­ ru, lecz poprzez stanowisko, ordery i tytuły”. Jak podkreślił ambasador Ge­ rard, głupi nacisk na puste etykietki sprawiał, że „prości ludzie zadowalali się kawałkiem wstążki (orderowej), a nie prawem głosu i podtrzymywali system, który pozbawiał ich szansy na prawdziwy życiowy rozwój”51. Niezależnie od restrykcji politycznych nowi bogaci berlińczycy prowa­ dzili cudowne życie, a ich optymizm i zamożność szybko zmieniały wygląd stolicy. Sybille Bedford pisała o „wielkich pieniądzach, wielkich przedsię­ wzięciach, wielkich budowlach, wielkich ideach”. Berlin rozwijał się z iście „Wagnerowskim rozmachem”. Pewien przyjezdny z Polski, który w XIX wie­ ku porównywał Wiedeń i Berlin, stwierdził: „Wiedeń jest wielkim panem, podupadłym, lecz dumnym, i w pański sposób okazuje obojętność wobec przyszłości. Berlin jest nuworyszem, gburowatym wieśniakiem, przeświad­ czonym o tym, że co zdobędzie, zachowa”. Zaczęto nazywać Berlin parweniuszowską stolicą Europy: hałaśliwą, nachalną i chełpliwą. A nigdzie nie było to tak widoczne jak w stylu budowli wzniesionych po 1871 roku. Jeden z najbardziej ostrych w swojej wymowie obrazów Adolpha von Menzla Bcati Possidents na pierwszy rzut oka wygląda jak holenderska sce­ na rodzajowa z początków XVII wieku. Po chwili widać, że obraz został namalowany w 1888 roku. Przedstawia schludną, zadowoloną z siebie burżuazyjną parę małżeńską, stojącą przed balkonem swojej nowej willi w oto­ czeniu ogrodników, artystów i innych ludzi zajętych przekształcaniem jej w „historyczną” siedzibę. Menzel uznawał te wielkie megalomańskie re­ zydencje za ledwie „świeżo malowane falsyfikaty”, równie fałszywe jak sam ten obraz52. Wszystko w cesarskim Berlinie było budowane na pokaz. Ogromne nowe kamienice mieszkalne i niby-pałace wyrastały w Charlottenburgu i w nowych „osiedlach willowych”. Wielkie budowle wyglądały imponująco, ale były stawiane z tanich cegieł pokrytych tynkiem i stiukami. Isherwood opisał je jako „nędzne monumentalne sejfy wypchane zmatowiałymi kosztownościami”. Miasto początkowo zrobiło wrażenie na Bolesławie Prusie, ale niebawem pisał: „Chciałbym zobaczyć coś małego i prostego [...]. Domy w Berlinie są po prostu przeładowane ozdobami -

292

Berlin. Metropolia Fausta

a zza pałaców widać browary, i spoza wieżyczek fabryczne kominy. Nawet kościoły w Berlinie toną pod naporem takich prywatnych domów”. Maximilian Harden stwierdził, że domy buduje się tak, by nowi berlińczycy mo­ gli „popisać się przed ludźmi z naprzeciwka”. Miały „monumentalne fasady, obliczone na zrobienie wrażenia, nawet jeśli mieszkańcy naprawdę miesz­ kali w ciasnych sypialniach na samej górze”53. Georg Hermann opisał typo­ wą willę z napisami „Nur fur Herrschaften” i „Bitte Schuhe abputzen!” na skraju ozdobnego ogrodu z pożółkłymi miniaturowymi jodełkami i nowy­ mi popiersiami Dantego, Lutra i Apolla Belwederskiego54. Christian Fried­ rich Hebbel oświadczył, że na pierwszy rzut oka Berlin przypomina Paryż i Rzym, ale nie należy przyglądać się zbyt dokładnie, bo place są tandetne, a budowle „niesolidne”. Architektura tego okresu nie była jednolita, nie powstał więc żaden nowy „berliński styl”, który by zastąpił pruski z XVIII wieku55. Osiedla willowe w Berlinie przypominały raczej te z Beverly Hills, Rano w stanie Nevada niż Knightsbridge w Londynie, naśladując wzorce skopiowane z in­ nych epok i kultur. Rathenau opisał te tereny jako pełne rozmaitych tanich i drogich szkaradzieństw rodem z sennych majaków: „Mamy tu asyryjską świątynię obok patrycjuszowskiej siedziby z Norymbergi, nieco dalej jest coś z Wersalu, potem wspomnienie Broadwayu, Włoch, Egiptu - koszmarne płody politechnicznej pijanej wyobraźni”56. Christian Morgenstern napisał skecz na ten temat dla kabaretu Schall und Rauch: milioner Kalkschmidt opowiada przerażonemu staremu profesorowi, że chce zbudować restau­ rację nie zanadto w „dawnym bawarskim stylu”, lecz na wzór „weneckiego kościoła”. Ma tam być mnóstwo „wielkich obrazów, i wszystkie pozłacane, pomalowany sufit, prawdziwy marmur z Carrary, stare drewniane rzeźby, kolumny i wielkie witrażowe okna”; a kiedy profesor próbuje oponować, Kalkschmidt poucza go: „Nie zna pan współczesnego Berlina, Herr Professor”57. Adolf Behne skarżył się, że nie można już dostrzec ścian, bo całe są zakryte „kariatydami, kolumnami, kartuszami, popiersiami”58. Niektó­ re projekty były jeszcze bardziej na pokaz: w 1894 roku rodzina Wollank z Panków zbudowała orientalny pałac w kształcie świątyni hinduskiej na sztucznej wyspie umieszczonej na pobliskim jeziorze. Spłonął on po kilku latach. Oczywiście cesarz Wilhelm II musiał przewyższyć swoich podda­ nych. Cecilienhof (tam od 17 lipca do 2 sierpnia w 1945 roku odbywała się konferencja poczdamska) był niezwykłą kopią angielskiej rezydencji wiejskiej. Mieścił się w nim między innymi pokój zbudowany w kształcie

Cesarski Berlin

293

kajuty okrętowej podwieszonej na skórzanych pasach, by można było być ukołysanym do snu jak podczas morskiej podróży. W swym szaleństwie nakazał jego wykończenie, gdy Niemcy zaczynały już przegrywać pierwszą wojnę światową. Nieważne były koszty, liczył się efekt. Według Spendera nawet najnędzniejsze kamienice nigdy nie wyzbyły się „pewnych pretensji do reprezentowania stylu pruskiego ze względu na eksponowanie orłów, hełmów, tarcz i olbrzymich pośladków uzbrojonych amorków”59. Powieść Nasz wspólny przyjaciel Karola Dickensa opowiada o obiegu nowych pieniędzy w dziewiętnastowiecznej Europie. Rodzina Veneeringów była typowym przykładem nowobogackich: [Państwo Veneeringowie] mieli wyłącznie nowe meble, wyłącznie no­ wych przyjaciół, wyłącznie nową służbę, nowe srebro stołowe, nową ka­ retę, nową uprząż i konie. Ich portrety były nowe, a sami państwo Veneeringowie stanowili małżeństwo zaślubione o tyle świeżo [...] wszystkie sprzęty i przedmioty były starannie polerowane na wysoki połysk - od zdobnych nowiuteńkim herbem krzeseł w hallu do najbardziej nowo­ modnego fortepianu [...]. Urządzenie domu znajdowało niejaki odpo­ wiednik w gospodarzach, których powierzchowność trochę nazbyt za­ latywała warsztatem i sprawiała wrażenie lepkiej od świeżej politury60. Veneeringowie równie dobrze mogliby mieszkać w cesarskim Berlinie. Wnętrza nowych willi były nawet jeszcze bardziej dziwaczne niż ich fa­ sady. Wypełniały je kolumny, rzeźby i schody. Z sufitów zwisały gipso­ we cherubinki i kiście winogron, wielkie pokoje uginały się pod ciężarem ciemnych pluszowych mebli, ozdobnych luster, grubych dywanów, długich zasłon, donic z palmami; z fontann tryskał szampan i co kilka miesięcy wymieniano rośliny w ogrodach i cieplarniach. W Berlinie krążyły miliar­ dy marek, a beneficjenci wydawali je na luksusy. Siegfried Kracauer, szef działu felietonów w berlińskim wydaniu „Frankfurter Zeitung”, napisał, że wszystko w stolicy „błyszczy i jest zupełnie nowe”. Nawet nieco uboższym żyło się lepiej. Ponad dwie trzecie berlińczyków wynajmowało mieszkania, co umożliwiało większą mobilność. Pokoje w mieszkaniach już nie były przechodnie; te dla służby i sypialnie oddzielono od części ogólnodostęp­ nej - sprzyjało to większej prywatności lokatorów. Życie w mieście stało się łatwiejsze dla wszystkich: naftowe, a potem gazowe lampy zastąpi­ ły świece, podłogi z linoleum łatwiej było utrzymać w czystości, a duże

294

Berlin. Metropolia Fausta

brykiety opałowe i zapałki pozwalały na łatwiejsze ogrzewanie domów. Szybko rozwijał się sektor usług, mający zaspokoić kaprysy i oczekiwania bogatych61.

Od momentu zjednoczenia Berlin w pełni zdawał sobie sprawę ze swego statusu i porównywał go ze statusem innych europejskich stolic. Prusy po­ konały Francję i Austrię na polach bitew, a teraz chciały przewyższyć Paryż i Wiedeń pod względem przepychu i luksusu. Nowe wielkie domy towaro­ we zbudowane pod koniec wieku szybko stały się symbolem prawdziwej lokalnej, a nawet narodowej dumy. Domy Tietz, KaDeWe i Wertheim to sy­ nonim nowego zurbanizowanego Berlina; zaopatrywały klientów w tysiące wspaniałych towarów z całego świata62. Hermann Tietz był typowym nowym berlińczykiem: pełnym optymi­ zmu, energii i śmiałości. Aby wybudować swój wielki sklep, musiał wy­ burzyć dom opisany w sztuce Lessinga /Winna von Barnhelm. Chociaż zniszczenie miejsca uwiecznionego przez wielkiego narodowego twórcę byłoby nie do pomyślenia jeszcze przed dekadą, to w nowym Berlinie nie kierowano się sentymentami. Tietz cieszył się, że sprowadza nieznane do­ tąd towary do miasta; najpierw na parterze sprzedawał pomidory, choć zajęło trochę czasu, zanim podejrzliwi berlińczycy przekonali się do tych świeżych wodnistych „owoców”. Ryż, dotychczas towar luksusowy, stał się ogólnie dostępny. Tietz nie był jedyny - pierwszym dużym domem towa­ rowym w nowej zachodniej części stolicy był Kaufhaus des Westens, czyli KaDeWe, który później został słynnym antykomunistycznym emblematem Berlina Zachodniego. Wyjątkowo wyrafinowany i wykwintny budynek był novum, bo łączył przestrzeń handlową z centralnym biurem sprzedaży biletów komunikacyjnych czy teatralnych, salonem piękności, kawiarnią i innymi usługami, dotychczas mieszczącymi się w oddzielnych lokalach63. W 1909 roku otworzył podwoje po kosztownej modernizacji piękny sklep Sarottiego przy prestiżowej Leipziger Strasse. Rok później przestał istnieć. Budynek został zburzony, by zrobić miejsce dla najbardziej oka­ załego ze wszystkich berlińskich domów towarowych, Wertheima, wznie­ sionego niewiarygodnym kosztem dwunastu milionów marek64. Wszystkie te nowe duże sklepy wyglądały jak większe wersje burżuazyjnych willi, wyposażone w wielki hall wejściowy, olbrzymie kandelabry, klatki scho­ dowe, mozaiki i lustra, jednak niezwykle nowoczesny projekt Messela dla Wertheima był najkosztowniejszy. Schody, fontanny i palmy podświetlało

Cesarski Berlin

295

sto tysięcy lampek, a delikatnie różowe płytki dostarczyła manufaktura należąca do cesarza. Solidne ściany zastąpiło szkło, dodając budynkowi lekkości i sprawiając, że wydawał się bardziej przestronny, a ludzie przy­ chodzili tylko po to, by zobaczyć nowe atrium oświetlone od góry. Berlińczycy pokochali to nowe miejsce i nazwali je „najwspanialszym domem towarowym świata”; tłumnie przybywali tam na zakupy i po to, by oglądać i być samym oglądanym. Same domy towarowe nie mogły jednak wykreować Wcltstadt. Harden zauważył, że „nie można znaleźć niczego, co dałoby się porównać ze skle­ pem Wertheima [...]; ci, którzy po raz pierwszy przybywają do Berlina, muszą wierzyć, że wkraczają na obszar najbogatszego miasta w Europie. Dopiero ci, którzy zostaną dłużej [...], zobaczą, że bogata fasada jedynie olśniewa, a widowisko zaczyna jawić się jako tandetne i miałkie”65. Cesar­ ski Berlin błyszczał, ale brakowało mu treści i głębi, co było widoczne we wszystkich dziedzinach, od architektury po modę. W przeszłości tylko nieliczni berlińczycy mieli kontakt z zachodnimi trendami w modzie, ale teraz chcieli nadrobić stracony czas. Mężczyźni, którzy nie nosili bród w latach czterdziestych ze względu na „liberalne” skojarzenia, zaczęli obnosić się z „cesarskimi bokobrodami”, spopularyzo­ wanymi przez Franciszka Józefa i Wilhelma II. Żony i córki chciały być odpowiednio ubrane na kolacje, bale i przechadzki po Unter den Linden, a nowe fasony były nie tylko kopiowane, ale i upiększane w warsztatach Berlina, by były „lepsze niż w Paryżu”. Skończyły się skromne empirowe suknie i loczki z epoki biedermeieru, w których kobiety wyglądały raczej jak „matki, a nie kochanki”; obecnie najważniejsza była obfitość. Kape­ lusze musiały być szersze, spódnice bardziej sute, buty wyższe, materia­ ły bardziej kolorowe niż gdziekolwiek indziej, suknie zaś stały się jeszcze bardziej kosztowne i dziwaczne. Nawet żurnal „Die Modę” lamentował, że „moda ma obecnie tendencję do skrajności”. Kapelusze zaczęły osiągać nie­ słychane rozmiary, wystając mocno poza linię ramion; w teatrach usilnie proszono, by kobiety zostawiały je w szatni. Były tak wielkie, że według „Berliner Tageblatt” pasażerowie w tramwajach zakładali się, czy modna dama zmieści się w wejściu. Dla obcokrajowców te rozpaczliwe wysiłki, by przyćmić inne stoli­ ce mody w Europie, były żałosne; gdy Jules Laforgue wyjechał z Fran­ cji na dwór w Berlinie, „miał nadzieję, że to rozproszy jego wyobrażenie o okropnym guście Niemców”, ale wizyta dała wręcz przeciwny rezultat.

296

Berlin. Metropolia Fausta

Stwierdził, że pomimo całych swych pieniędzy berlińskie kobiety po pro­ stu nie mają poczucia stylu. „Każda rzecz tak bardzo nie pasuje do innej, że często wygląda to groteskowo”. Ogólne wrażenie było przerażające, bo „mieszkanka Berlina nigdy nie ma odpowiednio uczesanych włosów, nigdy nie nosi właściwego obuwia, jej chód nie ma gracji, ruchy są zbyt zwy­ czajne, głos za mocny i monotonny”66. Dla pisarza Kazimierza Przerwy Tetmajera nawet słowa „brzydkie, paskudne, straszne” były zbyt łagodne, by opisać kobiety, które spotkał w Berlinie. Komentarze o berlińczykach czynione przez Francuzów, Rosjan, Au­ striaków, Anglików czy Włochów były jednak skażone mieszaniną zdumie­ nia, zazdrości i lęku przed tą nowobogacką stolicą, która wyrosła pośród nich. Kiedy Berlin był małym prowincjonalnym miastem, nikt nie zwracał uwagi, jak jego mieszkanki się ubierają, ale nagle okazało się to ważne. Eu­ ropejczycy zaczęli się interesować tym dziwnym miejscem w Marchii Bran­ denburskiej. Po raz pierwszy w swej historii miasto stało się przystankiem w dziewiętnastowiecznej wersji Grand Tour odbywanej przez osoby prag­ nące poznać sztukę wojny67. Około 1900 roku milion osób rocznie przy­ bywało tu drogami wodnymi i kolejowymi okrążającymi miasto, a małe wilgotne gospody z dawnych lat ustąpiły przed najnowszym zjawiskiem na horyzoncie Berlina - wielkimi hotelami. W końcu XIX wieku wielkość i styl hoteli uważano za miarę wspania­ łości miasta, a berlińczycy pragnęli zmierzyć się na tym polu ze swymi rywalami. Wystartowali bardzo późno - pierwszy naprawdę wielki hotel zasługujący na określenie grand, elegancki Kaiserhof, został zbudowany dopiero w 1875 roku. Cesarz na jego widok powiedział, że nie widział ni­ gdy „czegoś takiego”, a Bismarckowi elegancki budynek z piaskowca spodo­ bał się do tego stopnia, że uparł się, by tam właśnie odbyła się konferencja (berlińska) w 1878 roku, w trakcie której mocarstwa europejskie starały się powstrzymać rosyjską ekspansję na Bałkanach68. Inni hotelarze próbowali powtórzyć sukces Kaiserhofu i wkrótce wokół Friedrichstrasse i Unter den Linden konkurowały z sobą Hotel de Romę, Kónig von Portugal, Central Hotel, Hotel d’Angleterre i wykwintny Bristol. W 1914 roku Berlin miał dwanaście wielkich hoteli z 3355 pokojami. Wkrótce stały się one ważnym miejscem akcji powieści, a niebawem także filmów; Vicki Baum, która na­ pisała Ludzi w hotelu, pracowała jako pokojówka w Bristolu, a Greta Garbo swoją słynną filmową kwestię „Chcę być sama” wyszepcze w jednym z pokoi hotelu Adlon69. Wszystkie pozostałe hotele blakły w porównaniu

Cesarski Berlin

297

z tym właśnie „najlepszym adresem w Berlinie”, słynnym hotelem Adlon pod numerem 1 (obecnie nr 77) przy Unter den Linden. Adlon został otwarty ponownie w 1997 roku, ale u każdego, kto bywał w nim przed wojną, samo wspomnienie jego nazwy dalej wywołuje tęskne westchnienie. Nocą w salach balowych tańczyły debiutantki i zagraniczni dygnitarze, a głowy państw i wielcy przemysłowcy przebywali w swych wspaniałych apartamentach. Hotel zawdzięcza swoje powstanie pechowi hrabiego Rederna, który pewnej nocy przegrał śliczny pałac Schinkla, gra­ jąc na pieniądze z królem Anglii. Musiał sprzedać posiadłość, a kupił ją Lorenz Adlon, który zburzył pałac (co odpowiadało zniszczeniu budowli Wrena w Londynie) i z błogosławieństwem cesarza zbudował hotel. Po­ dobnie jak dom towarowy Wertheima, hotel uosabiał nowe życie miasta: był wielki, wystawny i od parteru po ostatnie piętro pełen fresków, dywa­ nów, wyszukanych wyrobów ze szkła i srebrnych ornamentów; dzwonki wzywające służbę zostały zastąpione przez światełka, a sto czterdzieści łazienek wykończono onyksem i marmurem. „Cud z Wielkiego Berlina” stał się kolejnym znakiem rozpoznawczym i powodem do dumy, a w styczniu 1908 roku berlińskie pismo „Innendekoration” bez ironii nazwało hotel Adlon symboliczną budowlą, która „przyćmiewa wszystkie inne, nie tylko w Berlinie czy w Niemczech, ale nawet w Nowym Jorku, Paryżu i Lon­ dynie”. Podkreślono, że Adlon „jest wielki i ważny, bo głośno obwieszcza światu, że Niemcy są bogate!”70. Berlińczycy w swej burzliwej przeszłości znosili długie okresy niedo­ żywienia i ubóstwa, co może tłumaczyć, dlaczego rozkwit i sukces tak bardzo wiązał się dla nich zjedzeniem. Właściciele grand hoteli prześcigali się w budowie wielkich restauracji i jadalni, ciągnąc korzyści z tego, że burżuazja nadal utożsamiała obżarstwo z osiągnięciem powodzenia. Wi­ zerunek berlińskiego przedsiębiorcy niemieszczącego się w kamizelce, ale napychającego się kolejną kiełbasą, tak brutalnie sportretowanego przez George’a Grosza czy Ottona Dixa, nie był daleki od prawdy. Pewien ame­ rykański przybysz żartował, że berlińskie damy nie są w stanie wysiedzieć bez jedzenia na całym przedstawieniu Hamleta, kanapki z wędzoną szynką spożywają więc między aktami; w zamożnych domach normą był przynaj­ mniej jeden posiłek złożony z siedmiu dań w ciągu dnia71. Głównie jednak chodziło o ilość, a nie o jakość. Kuchnia opierała się na tradycyjnym chłopskim jedzeniu - Conrad Alberti opisywał intensyw­ ny zapach smażeniny, alkoholu i kiszonej kapusty zmieszany z dymem

298

Berlin. Metropolia Fausta

papierosowym, wypełniający lokalną knajpę, w której „skoro był to czwar­ tek”, na główne danie serwowano Eisbein (golonka)72. Pewien Francuz skarżył się, że w „delikatesach” mógł dostać jedynie surową kiełbasę, a w piekarni tylko ciemny chleb. Podstawowymi artykułami żywnościo­ wymi w Berlinie pozostawały przetwory, od ogórków kiszonych po kiszo­ ną kapustę, a wywodziło się to jeszcze z czasów, kiedy Fryderyk Wielki zmuszał swych poddanych do kupowania ogromnych ilości soli. Popular­ ne były także miejscowe ryby, w tym karp, pstrąg, węgorz i marynowany śledź, oraz takie specjały jak Boulettcn (małe kotleciki mielone), kotlety wieprzowe i przede wszystkim piwo. Posiłki należały do stałego rytuału; Arno Holz żartował w Phantasus, że rodzina pamięta dzień jego urodzin, ponieważ przypomniała sobie, „że jedli pieczeń ze śliwkami na lunch, a ja przyszedłem na świat w porze kawy”. Restauracje były równie dziwaczne jak hotele; restauracja Rheingold w Adlonie witała cztery tysiące klien­ tów wnętrzem przypominającym raczej nawę średniowiecznej katedry niż salę jadalną; do popularnych należały: Borchardt, Dessel, Cafe Kranzler i Kempiński przy Leipziger Strasse (ta ostatnia nazywana Cafe Egomania od klientów megalomanów). Berlin miał się dobrze, ale nadal rozpaczliwie próbował dogonić europej­ skich konkurentów. Berlińczycy, z nowymi pieniędzmi i nowym wyglą­ dem, nie mogli zrozumieć, dlaczego inni są stale tak krytyczni wobec nich i dlaczego nie spieszą się z uznaniem wielkości ich miasta. Cesarz boleśnie odczuwał podrzędną pozycję swej stolicy w Europie. W 1896 roku napisał: „Berlin jest wielkim miastem, światowym miastem (chyba?)”. Nie był Pa­ ryżem, o którym wyraził się tak: Paryż jest ogólnoświatowym domem publicznym; na tym polega jego atrakcyjność [...]. W Berlinie nie ma niczego, co mogłoby oczarować cu­ dzoziemca, z wyjątkiem kilku muzeów, zamków i żołnierzy. Po sześciu dniach z czerwoną książką w ręku [bedekerem - przyp. red.] zobaczył już wszystko i wyjeżdża z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Berlińczyk nie widzi tego tak jasno i będzie bardzo zirytowany, gdy mu się o tym powie73.

Jednak niezależnie od tych szorstkich słów Wilhelm II gorąco pragnął, by miasto odzwierciedlało potęgę Niemiec. Chciał, by odwiedzający

Ces/\rski Berlin

299

zachwycali się pomysłowością i bogactwem jego mieszkańców, „potężnym, zdumiewającym i prawie niezrozumiale gwałtownym postępem [...], wyni­ kiem zjednoczenia niemieckich ludów w jedną wspólną Ojczyznę”. Mimo wszystko niepewność i postawa obronna przebijają ze słów: „Im bardziej potrafimy wywalczyć sobie ważną pozycję na całym świecie, tym bardziej ludzie z wszystkich klas i zawodów naszego narodu powinni pamiętać, że objawia się w tym działanie Bożej Opatrzności. Gdyby Nasz Pan nie powierzył nam wielkich zadań, nie obdarzyłby nas wielkimi zdolnościa­ mi”. Z takim przeświadczeniem Wilhelm zabiegał o uczynienie z Berlina symbolicznego centrum narodu. Romantyczną wersję historycznej roli miasta umacniano na każdym kroku, od lokalnych muzeów historycznych po ogromne pomniki wojenne, skrzydlatą boginię zwycięstwa (Siegessaule, Kolumna Zwycięstwa) i wizerunki bogini Beroliny, a wszystko pokryte starożytnymi symbolami takimi jak orły, liście dębowe i wieńce laurowe74. Muzea, szkoły i malarstwo patriotyczne miały upowszechniać narodową ikonografię. Idea rywalizacji z Wiedniem i Paryżem nigdy w Berlinie nie zanikła75. Zwłaszcza Bismarck gorąco chciał naśladować Paryż Napoleona - wzoru­ jący się na Rzymie okresu cesarstwa - który uważał za przykład idealnej stolicy cesarskiej. Wielkie wrażenie zrobiły na nim napoleońskie pomniki wojenne, a kolumna z Place Vendóme z przetopionych dział spod Austerlitz, która uwieczniała wyczyny Napoleona, stała się wzorem dla jego własnej Kolumny Zwycięstwa w Berlinie76. Obecność papieża Piusa VII na uroczy­ stości koronacji Napoleona na cesarza (1804 roku) i propozycja, aby został on we Francji, znalazły odbicie w dążeniu do stworzenia „Watykanu Półno­ cy” w Berlinie. Bismarckowi podobało się wytyczenie szerokich ulic przez Napoleona, takich jak Rue du Rivoli, a Champs Elysees przypadły mu do gustu do tego stopnia, że na ich wzór zbudował Kurfurstendamm, by połą­ czyć centrum miasta z eleganckim przedmieściem Grunewald77. Napoleon chciał uczynić z Paryża centrum kultury Europy i nie tylko złupił najwięk­ sze skarby sztuki dla Musee Napoleon, ale także zrabował całe archiwa z okupowanych krajów, pragnąc utworzyć wielkie centralne archiwum dla całej Europy; jeśli Berlin nie mógł tego osiągnąć, przynajmniej mógł bu­ dować szkoły, muzea i biblioteki. Paryż był niekwestionowanym admini­ stracyjnym i politycznym centrum Francji i chociaż Ludwik XIV przeniósł stolicę kraju do Wersalu, Napoleon przywrócił ją w dawnym miejscu, po­ mijając (podobnie jak później Bismarck) partykularne interesy drobnych

300

Berlin. Metropolia Fausta

książąt. Bismarck wprowadził do nowej stolicy Niemiec wiele elementów przejętych z napoleońskiego Paryża. Jednak o ile dla Bismarcka to Paryż był ideałem, o tyle młody Wilhelm II coraz częściej spoglądał na innego rywala - Londyn. Cesarz wręcz obsesyjnie zamierzał prześcignąć nowego przemysłowego i wojskowego giganta Europy; kraj, w którym spędził najszczęśliwsze dni swej młodości78. Anglia miała kolonie, wielkie bogactwa, wspaniałe bu­ dowle, potężną flotę i wiele innych rzeczy, a Wilhelm miał dziecięcą wiarę, że wszystko, czego dokonała Anglia, Niemcy mogłyby zrobić jeszcze lepiej. Skoro Londyn miał wielkie hotele, trzeba było je postawić w Berlinie. Sko­ ro w Londynie były muzea i domy towarowe, Berlin musiał ich mieć dwa razy tyle. Kaiser Wilhelm Gesellschaft, utworzony w 1909 roku, miał być „Oxfordem w Dahlem”. Ogród Botaniczny w Lichterfelde ze swym arboretum, stawami i kolekcjami roślin krajowych i zagranicznych rywalizował z Kew Gardens, podobnie jak wzniesiona w 1906 roku Wielka Szklarnia Tropikalna będąca konstrukcją ze szkła i żelaza. Kiedy Wilhelm II uznał, że Prusy potrzebują nowej Biblioteki Królewskiej, architekt Ernst von Ihne otrzymał tylko jedną instrukcję: musiała być większa i lepsza niż czytelnia w British Library. Po drugiej wojnie został z niej tylko szkielet z wielkim zniszczonym zegarem, który zatrzymał się na godzinie 6.30, gdy gmach został zbombardowany, ale wcześniej rzeczywiście była tam największa czytelnia na świecie. Kosztowała berlińczyków dwadzieścia pięć milionów marek. Budowanie na pokaz okazało się dość niepraktyczne: nie tylko wiel­ ka kopuła zwielokrotniała każdy szept, ale też wnętrze było tak trudne do ogrzania, że studenci musieli siedzieć przy pracy w zimowych płaszczach, a historyk Droysen - jak widziano - miał zawsze stopy okutane wielkim zielono-czarnym kocem. Jednak cesarz był zadowolony z efektu. Współzawodnictwo między Londynem a Berlinem trwało dalej. Lon­ dyn miał Pałac Westminsterski i wspaniały nowy gmach Foreign Office, Berlin więc musiał mieć Reichstag, coś „wielkiego, ciężkiego i cesarskie­ go”. Nie chodziło oczywiście Wilhelmowi o zrobienie czegoś dla polity­ ków, których zresztą tak nienawidził, że po wyjściu z wystawy Niemieckie kolonie oświadczył, że chciałby mieć spreparowane głowy wszystkich po­ słów nadziane na kije, tak jak te, które właśnie obejrzał. Nazywał budynki parlamentu Reichsaffenhaus - „małpiarnią Rzeszy” i sprzeciwiał się na­ wet „rewolucyjnej” inskrypcji nad portalem „Dem Deutschen Volke” (Na­ rodowi Niemieckiemu)79. Została ostatecznie dodana w ponurych dniach

Cesarski Berlin

301

1916 roku. O kontrakt na budowę Reichstagu ubiegało się stu osiemdzie­ sięciu trzech architektów, ale w 1882 roku ogłoszono, że zwyciężył toporny projekt Paula Wallota. Pseudorenesansowy budynek z łukami i przesadnie wielką kopułą będzie później odgrywał kluczową rolę w historii Berlina: podpalony po dojściu nazistów do władzy; służący jako arena krwawej walki wręcz między Rosjanami i Niemcami w maju 1945 roku; tkwiący za murem jako ważny symbol Berlina Zachodniego, a w końcu zwieńczony nową szklaną kopułą przez angielskiego architekta sir Normana Fostera jako widomy znak zjednoczonego ponownie miasta. Jednak na początku był po prostu jeszcze jednym pustym symbolem dorabiającej się stolicy cesarstwa. Zjawiska odnoszące się do życia politycznego miały niebawem objąć także życie religijne narodu. W Berlinie istniały już hotele, wspaniałe bu­ dowle publiczne i obiekty przemysłowe, a teraz Wilhelm II postanowił wy­ budować w stolicy wielką katedrę. Nie zamierzał być skromny: miała to być ni mniej, ni więcej tylko centralna świątynia „największej protestanckiej dynastii w Europie”. Bądź co bądź, Kościół zachęcał do niekwestionowanej lojalności wobec Hohenzollernów. Do chwili objęcia tronu przez Wilhelma II Kościół protestancki zawsze wspierał władzę świecką, a ta postawa wywodziła się jeszcze od samego Marcina Lutra. Niezależnie od wzniosłych apeli w sprawie wolności inte­ lektualnej, jeśli chodzi o kwestie polityczne, Luter był konserwatystą i na­ uczał, że każdy musi się modlić do Boga, ale musi być też posłuszny swemu księciu. Na terenach protestanckich związki między Kościołem a władcą umocniły się na dobre w XVII wieku; w Berlinie Hohenzollernowie mia­ nowali wiernych kaznodziejów kalwińskich na swych urzędników i wy­ chowawców - konsekwentnie umieli oni łączyć oddanie Bogu ze służbą państwową80. Wskutek wojen napoleońskich rozmaici teologowie, w tym berliński profesor Schleiermacher, autor kazań Ober dic Religion (1799), naciskali na stworzenie Kościoła, który formalnie połączyłby wszystkich luteran i kalwinistów (reformowanych) w Prusach i północnych Niem­ czech, i w 1817 roku, w trzechsetlecie reformacji, Fryderyk Wilhelm III powołał do życia Kościół państwowy. Stał się on filarem pruskiej władzy. Pod koniec XIX wieku konserwatyści byli coraz bardziej przerażeni widmem rewolucji; jak to ujął Rankę: „Cały porządek rzeczy [...] jest za­ grożony przez siły anarchistyczne”. Jedyną drogą przeciwdziałania nie­ bezpiecznym ideom głoszonym przez socjaldemokratów i rewolucjonistów

302

Berlin. Metropolia Fausta

była „chrystianizacja” Prus i zachęcenie ludzi do powrotu do Kościoła, co odpowiadało polityce państwa. W tym celu Bismarck zaczął wtrącać się w nominacje kościelne, wyłączając z dostępu do stanowisk młodoheglistów i innych ludzi podejrzewanych o sprzyjanie radykalnym poglądom. Jego koncepcje polityczne wpłynęły także na stosunek państwa do niemieckich katolików. Osobiście Bismarck nie był antykatolicki, ale chciał ograniczyć siłę katolickiej partii Centrum i uznał, że religia jest odpowiednim pretek­ stem do osiągnięcia tego celu: „Nie chodzi o walkę między wiarą i brakiem wiary. To, z czym mamy do czynienia, to odwieczna walka o władzę, tak stara jak sama ludzkość Walka zaczęła się w 1864 roku, gdy papież Pius IX ogłosił encyklikę Quanta cura wraz z Syllabusem, w których potępił błędy liberalizmu i do­ magał się podporządkowania państwa i nauki autorytetowi Kościoła. Bi­ smarck uznał, że jest to wyzwanie dla jego własnej pozycji politycznej i roz­ pętał Kulturkampf. Katolicy zostali zaszufladkowani jako piąta kolumna, która ośmiela się stawiać Rzym ponad Berlinem; w rezultacie byli dyskry­ minowani, księżom nie pozwolono dłużej pracować w służbie państwowej; rząd pruski określił oficjalne warunki uzyskania święceń przez katolickich duchownych, a katolickie szkoły były szykanowane82. Polityka Kulturkampf wywołała skutki odwrotne do zamierzonych, przyczyniając się jedynie do zjednoczenia katolików przeciwko Bismarckowi i budząc dla nich współ­ czucie ze strony niekatolików w całych Niemczech. Zrezygnowano z tej polityki w 1875 roku. Jednak przekonanie, że żadna religia nie powinna działać wbrew interesom państwa, ale raczej pobudzać patriotyzm i lojal­ ność, utrwaliło się w czasach Wilhelma II. Młody cesarz wierzył, że jest narzędziem Boga na ziemi i że krytyko­ wanie jego polityki jest występowaniem przeciwko woli Bożej. Oczekiwał całkowitej lojalności ze strony Kościoła protestanckiego, ale sam z kolei chciał uczynić z Berlina „Watykan Północy”. Uważał za „hańbę”, że Londyn ma katedrę św. Pawła, Paryż ma Notre Damę, Rzym Watykan, a Berlin nie ma nic poza niewielką liczbą małych średniowiecznych i osiemnastowiecz­ nych kościołów. Niemcy zostały zjednoczone, cztery piąte ich ludności sta­ nowią protestanci, więc trzeba stworzyć odpowiedni symbol w centrum kraju. W 1884 roku Wilhelm zarządził budowę katedry w Berlinie (Berliner Dom). Zburzono stary kościół, niegdyś przerobiony przez Schinkla, i na tym miejscu wzniesiono masywną budowlę w stylu późnego włoskiego re­ nesansu, górującą ponad Zamkiem, Reichstagiem i Arsenałem83.

Cesarski Berlin

303

Uroczyste otwarcie katedry odbyło się w 1905 roku na fali obchodów narodowych, a kazanie wygłoszone przy tej okazji wyrażało pełne po­ parcie dla ryzykownej zagranicznej i wewnętrznej polityki Wilhelma II. W 1914 roku tamtejsze kazania towarzyszyły młodym berlińczykom idą­ cym na wojnę, a dwadzieścia lat później katedra miała się stać centrum nazistowskiego Kościoła państwowego i miejscem odprawiania nazistow­ skich ceremonii, w tym dziwacznego ślubu Góringa. Po zbombardowaniu i splądrowaniu jej podczas wojny została częściowo odbudowana za Eri­ cha Honeckera, zarówno po to, by nagrodzić tych wschodnioniemieckich protestantów, którzy popierali jego skorumpowany reżim, jak i po to, by podkreślić „dumę i legalność” NRD. Nadal jest jedną z najbardziej kontro­

wersyjnych budowli Berlina. W maju 1993 roku w centrum zjednoczonego Berlina odbyła się uroczy­ stość kończąca pięćdziesięcioletni okres, kiedy katedra nie spełniała swoich funkcji, ale dzień ten nie był udany. Chociaż część członków kongregacji była szczerze wzruszona ceremonią, wielu berlińczyków narzekało na zbyt kosztowny projekt odbudowy i podkreślało, że pieniądze te powinny zo­ stać przeznaczone na bardziej naglące potrzeby, takie jak przeciwdziała­ nie skrajnie prawicowemu radykalizmowi czy pomoc uchodźcom z Bośni. Wydarzenie całkowicie różniło się od pełnego pychy i arogancji widowiska z 1905 roku, które tak dobitnie demonstrowało związki między Kościołem protestanckim a Wilhelmińskimi Niemcami. Katedra nie była jedyną świątynią zbudowaną w tym czasie. Cesarzowa podzielała zamiłowanie Wilhelma II do ponurej neogotyckiej architektury i miała obsesję na punkcie budowania kościołów: wzniesiono czterdzieści dwa kościoły w niespełna dziesięć lat. Dziesiątki tych powstałych z cegły lub piaskowca budowli nadal stoi w starych dzielnicach robotniczych, gdzie miały oddziaływać na zeświec­ czony proletariat. Przed okresem rządów Wilhelma kościoły w Berlinie zwykle miały za patronów świętych lub postaci biblijne, ale nowe świąty­ nie nosiły nazwy związane z samymi Hohenzollernami. Jednym z najsłyn­ niejszych berlińskich symboli był neoromański kościół na północnym krań­ cu Kurfurstendamm, Kaiser Wilhelm-Gedachtniskirche (Kościół Pamięci), zbudowany ku czci ogólnie szanowanego dziadka Wilhelma II. Architekt Franz Schwechten stworzył dziwny, niby-późnogotycki kościół z Nadrenii, za który zamożni berlińczycy zapłacili z własnych kieszeni, a wystrój był jeszcze bardziej kolorowy, bo cesarz nalegał, żeby było jak najwięcej tablic,

304

Berlin. Metropolia Fausta

rzeźb i złoto-niebiesko-różowych mozaik. Kościół został konsekrowany w 1895 roku w Dniu Sedanu w atmosferze wzrastającego nacjonalizmu i dumy, a po drugiej wojnie światowej istniejąca ruina stała się niezwyk­ łym i poruszającym symbolem Berlina Zachodniego. Gerhard Masur na­ zwał tę świątynię „jednym z niewielu budynków, których wartość podnio­ sła się po zbombardowaniu i zniszczeniu przez pożar”84. Za panowania Wilhelma II powstały dziesiątki innych wystawnych bu­ dowli. Berlin nie był jeszcze wówczas miastem zjednoczonym (nastąpiło to w 1920 roku) i autonomiczne dzielnice budowały własne ratusze, wyrażają­ ce ich zawziętą lokalną dumę85. Charlottenburg, który uważano za najlepiej prosperujące miasto cesarstwa, wzniósł ogromny ratusz z piaskowca, by podkreślić swe znaczenie; nie chcąc pozostać w tyle, mieszkańcy śródmie­ ścia Berlina zbudowali w 1869 roku „Czerwony Ratusz”. Nadal stanowi on charakterystyczny punkt miasta ze swą ceglaną konstrukcją, dziewięciosiedmiometrową niby-renesansową wieżą i trzydziestoma sześcioma czer­ wonymi panelami z terakoty, na których przedstawiono historię Berlina86. Także budynki handlowe stawały się coraz większe i bardziej ozdobne; ban­ ki i biura naśladowały renesansowe lub neogotyckie pałace; Towarzystwo Ubezpieczeniowe Victoria przy Lindenstrasse miało monumentalną fasadę o długości stu trzydziestu metrów; Kwatera Główna Cesarskiej Marynarki ze swymi ośmiuset biurami wyrażała nowe ambicje militarne Wilhelma. Na Hitlerze zrobiła takie wrażenie, że przekształcił ją w Kwaterę Główną Wehrmachtu. Wilhelm nie starał się zachować starych budowli, jeśli sta­ nęły mu na drodze. Rathenau opisywał, jak Gendarmenmarkt miał zostać wydłużony, wciąć się w Leipziger Strasse i dalej biec aż do starej Akademii Sztuki, by utworzyć „nową i olbrzymią Via Triumphalis”, natomiast z lewej i prawej strony Unter den Linden miały być wzniesione Kaisermonumcntc, które sięgałyby do fasady nowego wielkiego gmachu opery, a przed kawiarnią Josty Eck planowano monumentalną kaskadę przypominającą fontannę di Trevi87. Piękna opera przy Unter den Linden miała zostać zastą­ piona olbrzymim neogotyckim obiektem - Wilhelm ignorował głosy sprze­ ciwu, które znalazły ujście w popularnej piosence ulicznej: „Był sobie raz gmach opery...” Jedynie wybuch pierwszej wojny światowej powstrzymał te zniszczenia. Historyzujący styl cesarski, którego pierwszym przykładem był olbrzymi pseudorenesansowy budynek berlińskiej giełdy zbudowany przez Hitziga w 1864 roku, naśladowały liczne muzea, galerie, teatry, uni­ wersytety, banki i prywatne wille. Hitzig wzniósł w nim także budynek

Cesarski Berlin

305

Banku Rzeszy przy Jagerstrasse i pseudorenesansowy gmach główny Wyż­ szej Szkoły Technicznej. U szczytu mody na historyzm budowle naśladują­ ce style renesansowy, gotycki, barokowy i klasycystyczny były bezładnie wymieszane. Pod koniec epoki Wilhelmińskiej w krajobrazie Berlina domi­ nowały ciężkie jarmarczne gmachy, a duże fragmenty średniowiecznego i Fryderycjańskiego miasta na zawsze zniknęły. Wilhelm miał ogromne oczekiwania wobec swej stolicy, ale chociaż pró­ bował uczynić z niej wielkie centrum kultury europejskiej, często tłamsił samych artystów i dusił nowe trendy, które rzeczywiście mogły umieścić Berlin na szczycie. Wszystkie style od impresjonizmu po naturalizm na­ zywał „sztuką z rynsztoka”. Podczas gdy Schiele, Freud i Klimt szukali sposobów, by ukazać wewnętrzny rozpad Wiednia, narzucanie przez dwór w Berlinie przestarzałych militarystycznych wzorców skłoniło wie­ lu wybitnych niemieckich pisarzy i artystów do wyjazdu. Schopenhauer

nienawidził Berlina, uznając go za „psychologicznie i moralnie przeklęte gniazdo”, i przeniósł się do Frankfurtu, Wagner pozostał w Bawarii, Jacob Burckhardt odmówił przyjęcia tutejszej profesury; już w 1846 roku uważał Berlin za „odrażający, brzydki, podły, niemiły aż do złośliwości, a przy tym wszystkim na szczęście śmieszny”; Nietzsche pogardzał głupimi burżuazyjnymi cechami miasta; Brahms wyjechał po krótkim pobycie88. W końcu w cesarskim Berlinie pozostał tylko jeden wielki pisarz i stał się jego najbardziej przenikliwym krytykiem. Był to Theodor Fontane, który za błyszczącą powłoką dostrzegł konflikty i niepokoje kładące się cieniem na rozwijającym się mieście cesarskim. Fontane urodził się niedaleko Berlina i spędził młodość, jeżdżąc po Mar­ chii Brandenburskiej ze swym pogrążonym w długach ojcem. To doświad­ czenie zainspirowało go potem do napisania w latach 1862-1882 słynnych Wanderungen durch dic Mark Brandenburg, a w 1889 roku Fiinf Schlósscr. Jego rodzina była zbyt biedna, by mogła płacić za jego ogólne wykształce­ nie, został więc posłany do szkoły zawodowej w Berlinie, po jej ukończeniu kształcił się zaś na aptekarza. Mimo wszystko mógł pojechać do Londynu, skąd wrócił do Berlina, by poświęcić się poezji. Przystąpił do literackiego stowarzyszenia Tunnel iiber der Spree. Program stowarzyszenia, napisany przez Arno Holza, zaczynał się od słów: „Zola, Ibsen, Lew Tołstoj. Świat

kłamie ich słowami”, a kończył się okrzykiem: „Nasz świat nie jest roman­ tyczny, nasz świat jest tylko nowoczesny!”. Dziennikarze, artyści i pisarze

306

Berlin. Metropolia Fausta

sprzyjali młodemu Fontanemu. Każdy członek stowarzyszenia miał pseu­ donim: Theodor Storm to „Tannhauser”, Emanuel Geibel to „Bertran de Born”, Fontane zaś to „Lafontaine”. Po krótkim okresie pracy w gazecie w Londynie Fontane wszedł do zespołu konserwatywnej „Kreuzzeitung” i zaczął z zapałem pisać o Berlinie89. Jego artykuły, listy, a przede wszyst­ kim powieści przedstawiały żywy obraz cesarskiej stolicy. To, co pisał Fon­ tane, pozwalało rozumieć pretensje nowobogackich, upadek wykształconej klasy średniej, walkę robotników, arogancję oficerów, wyobcowanie arysto­ kracji i uniwersalne problemy, takie jak rodowa duma, honor, namiętność, małżeństwo i cudzołóstwo, życie i śmierć w zuchwałym cesarskim mieście. Przede wszystkim zajmował się presją społeczną, która w sztywnej hierar­ chii nowego Berlina przyczyniała się do niszczenia prawdziwej miłości. Napisał serię berlińskich powieści, które ukazywały wszystkie sfery życia, a zawierały tyle humoru, łagodnej ironii i współczucia, że wyrosły znacz­ nie poza zwykłą krytykę. Powieści poruszały podobne tematy: Rozdroża, Bezdroża (Jrrungen, Wirrungeri) opisuje niemożność zawarcia małżeństwa przez dziewczynę z klasy robotniczej z oficerem, Stina zaś skupia się na zakazanej miłości szlachcica i kobiety z klasy średniej i kończy się śmiercią. Die Poggenpuhls opowiada o wdowie po pruskim junkrze i jej zubożałych dzieciach, uratowanych dzięki talentowi jednej z córek, której obrazy ku­ puje bogaty żydowski bankier; Jenny albo gdy się złączą serca dwa (Frau Jenny Treibel) jest kąśliwą krytyką snobizmu nowobogackiej rodziny. Effi Briest, niemiecki odpowiednik Anny Kareniny, jest historią młodej kobiety, która żyje w małżeństwie bez miłości, a kiedy jej mąż odkrywa stare listy miłosne do niej, zostaje wygnana i umiera w samotności. Fontane miał wie­ le naturalnego współczucia dla starych urzędników, profesorów, sędziów, prawników, lekarzy i dziennikarzy, którzy tworzyli część zróżnicowanej grupy niemającej swej organizacji politycznej, a których świat powoli był wypierany przez materialistyczne i militarystyczne życie Berlina. Te uczu­ cia wyraża jego ostatnia powieść Der Stechlin, w której opisuje poważnego szlachcica Dubislava von Stechlina i jego spotkania z przedstawicielami wszystkich warstw społeczności Berlina. Dubislav i hrabia Barby zostali przedstawieni jako szanowne anachroniczne postaci ze znikającego świata. Fontane chwalił skromność i prawość Dubislava, okazując wzgardę nieznoś­ nemu pyszałkowi Gundermannowi, który właśnie otrzymał od cesarza prawo używania przyimka „von”. Dzieła Fontanego są wyjątkowym i nie­ ocenionym obrazem życia cesarskiego Berlina i gwałtownie zachodzących

Cesarski Berlin

307

w nim zmian, jednak on sam pomimo swego całego dowcipu, inteligencji, wnikliwości i krytycyzmu był przez długi czas ignorowany. Przejrzał berlińczyków na wskroś, pisząc w liście do Georga Friedlandera w 1884 roku, że „berlińczyk pozostaje egoistycznym ograniczonym prowincjuszem” i chociaż miasto nadal się powiększa, „rządzi w nim naśladownictwo, naj­ mniejszy wspólny mianownik i poważana miernota”90. Epoka wilhelmińska zrodziła wielu nadzwyczajnych artystów, pisarzy i architektów, od Fontanego po Messla, i była świadkiem narodzin nowych prądów, poczynając od ekspresjonizmu, a kończąc na nowoczesnej prze­ mysłowej architekturze Berlina. I chociaż wielu przybyszów było rozczaro­ wanych jego zbyt wystawnym i wątpliwej jakości stylem, to robiły na nich wrażenie wielkie domy towarowe, dworce kolejowe, hotele i obiekty prze­ mysłowe. Nie tyle Reichstag czy katedra, ile raczej zakłady Borsiga i nie­ zwykła wytwórnia turbin z 1909 roku zbudowana przez Behrensa dla AEG sprawiały, że Berlin postrzegano jako miasto pełne energii, nowoczesne, przypominające Chicago. Berlin zyskiwał w odbiorze nie z powodu ambi­ cji Wilhelma, lecz jakby wbrew nim. To nowe kabarety i rewie starały się pokazać Berlin jako Weltstadt. Claire Waldoff śpiewała o „wielkomiejskim” charakterze stolicy w piosence Lindenlicd, w której główna ulica Berlina była porównywana z bulwarami Paryża i Wiednia. Widowiska rewiowe w Metropolu ostentacyjnie prezentowały utwory wychwalające zalety mia­ sta; przebojami były: Donnerweter - tadellos! Paula Linckego z 1908 roku oraz Halloh! Dic grosse Revue tego samego autora z 1909 roku, Chauffeur-in’s MetropoU! Rudolfa Nelsona z 1912 roku czy spektakl bezczelnie zatytuło­ wany Das muss man seh’n! W rewiach tych gloryfikowano konsumpcjonizm i kosmopolityczną naturę wielkiego miasta i reklamowano nowe formy rozrywek, wiązane później wyraźnie z okresem Republiki Weimarskiej, takie jak sześciodniowe wyścigi kolarskie, boks czy nowe urządzenia na plaży nad jeziorem Wannsee i lunaparki. Jedna z piosenek z przedstawie­ nia w Metropolu w 1910 roku, zatytułowanego Hurra! Wir lebcn noch!, posunęła się nawet do umieszczenia Berlina daleko przed innymi europej­ skimi stolicami: „Gdy tylko dzień zamienia się w noc, Londyn zamyka się szczelnie!”91. Kiedy ktoś ubolewał, że Berlin jest głupi i parweniuszowski, przedstawienia tłumaczyły, że to dlatego, iż miasto jest tak bardzo nowe Mctropolinchen. Piosenka w rewii Das muss man seh’n! mówiła o tym, że Berlin ciągle próbuje odkryć swoje możliwości: „Przeżywam dziwactwa

młodości, bo jestem nadal młodą metropolią”.

308

Berlin. Metropolia Fausta

Odniesienia do nowoczesności Berlina miały niewielki wpływ na „ofi­ cjalną kulturę” nadzorowaną przez Wilhelma II. Cały czas trzymał w ry­ zach kabaret za pomocą surowej cenzury zakazującej treści „obscenicznych” i krytykowania polityki. Cesarz na przykład zakazał oficerom oglądania przedstawienia Donncrwcter- tadellos!, ponieważ to wyrażenie - „A niech mnie, doskonale!” - było jednym z jego ulubionych, a zostało bezlitośnie wyśmiane w spektaklu. Jego ogólne poglądy na sztukę zostały jasno wy­ rażone w mowie Dic wahre Kunst z 1901 roku, kiedy tak ocenił wszystko, co nowoczesne: „Sztuka powinna pomagać w kształceniu ludzi; jeśli sztu­ ka jedynie maluje nędzę jeszcze brzydszą niż w rzeczywistości, popełnia grzech przeciwko narodowi niemieckiemu”. Sztuka w jego mieście miała raczej „podawać dłoń, by podnieść na duchu, a nie poniżać”. Dzieła sztuki czy architektury, jakie zamawiał, winny ukazywać wielkość, a nie słabość Berlina. Istniało więc stałe napięcie między „uznaną” sztuką a wielkimi trendami ogarniającymi resztę Europy92. Filarem życia kulturalnego Berlina pozostawała muzyka - w pewnym stopniu dlatego, że była mniej podatna na cenzurę niż teatr. Na począt­ ku XIX wieku koncerty zdobyły popularność wśród przedstawicieli burżuazji. Berlin przyciągał muzyczne sławy, z Paganinim i Lisztem na czele, utrzymywał chóry takie jak Sing-Akademie i Philharmonisher. Berlin był muzykalnym miastem, które chlubiło się szkołami jak Musikhochschule i Stern’sches Konservatorium, orkiestrami takimi jak Hofkapelle czy To­ warzystwo Filharmoników, założone w 1826 roku. Akademia Muzyczna, utworzona w 1869 roku, prezentowała utwory Schumanna, Wagnera, Brahmsa i Dvofaka, a Filharmonicy Berlińscy, orkiestra powstała w 1882 roku, grali pod dyrekcją Richarda Straussa, Piotra Czajkowskiego, Gustava Mahlera i Edvarda Griega. Berlińczycy wielbili muzyków, a małe porcelanowe popiersia i fotografie Wagnera, Brahmsa czy Saint-Saensa w rodzaju tych, jakie i dziś można znaleźć w domach nauczycieli muzyki w Europie Środkowej, sprzedawano w kioskach obok podobizn skrzypków Eugene’a Ysaye’ego, Pabla Sarasatego, Augusta Wilhelmja czy pianistów d’Alberta, Rubinsteina, Liszta, Clary Schumann, hrabiego Zichy (grającego tylko lewą ręką). Wspaniały Hans von Billów po wysłuchaniu uwertury do opery Oberon Carla Marii von Webera powiedział do swej orkiestry: „To brzmi, jakby wzywał pułk ciężkiej kawalerii, a to mają być elfy!”. Jednak niezależnie od wysokiego poziomu wykonawczego nieliczni muzycy po­ trafili znieść życie w dusznym zmilitaryzowanym mieście, a Rubinstein

Cesarski Berlin

309

przyznał nawet: „Berlin obraża moją duszę!”. Paderewski był zaszokowa­ ny konserwatywnym gustem słuchaczy, a chociaż nazwał miasto jednym z największych ośrodków muzyki na świecie, powiedział cicho, że „tradycje Handla, Bacha, Mozarta i Beethovena są traktowane z taką śmiertelną po­ wagą i z taką czołobitnością, że stali się oni niemal fałszywymi bożkami”. Felix Mendelssohn-Bartholdy skarżył się na berlińskie sprzeczności, które z kolei wpływały na życie muzyczne miasta: „[...] wielkie pretensje, małe osiągnięcia, dokładna krytyka, żałośni artyści; liberalne ideały i kłębiący się na ulicach królewscy słudzy”93. Hans von Bulów dał pożegnalny koncert w Berlinie w 1892 roku krótko po wystąpieniu Wilhelma potępiającego wszystko, od socjalizmu po nowoczesną sztukę; po długotrwałym aplauzie Billów zwrócił się do młodego cesarza z sarkazmem: „Wasza Wysokość był w ostatnich dniach łaskaw poinformować nas, że najlepszą drogą dla zrzęd, by poprawić nieszczęsny i żałosny stan ojczyzny, jest strzepnięcie niemieckiego kurzu z kapci i wyjechanie najszybciej jak się da. Zrobię to niezwłocznie i proszę przyjąć moje pożegnanie”. Mówiąc to, wyjął z rę­ kawa chusteczkę do nosa, przetarł lakierowany pulpit i zszedł z podium. Wyjechał z Berlina na dobre: wrócił tylko raz na koncert niedługo przed swoją śmiercią w lutym 1894 roku94. Niewiele innych szanowanych postaci ośmieliło się tak otwarcie przeciwstawić poglądom cesarza. Podobnie konserwatywne podejście widoczne było w operze. Tak jak na koncertach, publiczność w operze przestała być wyłącznie arystokratyczna. Opera stała się istotną częścią życia kulturalnego dziewiętnastowiecznej burżuazji. Nowi widzowie domagali się romantycznych i patriotycznych tematów, a twórcy operowi spełniali te prośby. Berlin miał dziesiątki sal operowych, w tym Theater des Westens otwarty w 1896 roku, Komisches Oper istniejącą od 1905 roku, Krolloper w Tiergarten, Deutsches Opernhaus w Charlottenburgu z 1912 roku (po podziale Berlina po drugiej woj­ nie światowej została ona zastąpiona ponurą zachodnioberlińską Deutsche Oper) i starą Hofoper (Opera Królewska). Caruso w latach 1906-1913 rok­ rocznie śpiewał w Berlinie. Berlińczycy mieli dziwny zwyczaj zezwalający gwiazdom-solistom na śpiewanie w ojczystym języku, więc można było usłyszeć w trakcie jednego spektaklu Erwina Bootha śpiewającego po an­ gielsku, Rossiego po włosku, a chór po rosyjsku. Jednak nie było wątpliwo­ ści, że w wilhelmińskim Berlinie jest tylko jeden maestro - Richard Wagner. Wagner czerpał inspiracje z życia berlińskiej klasy średniej i wyrażał je w muzyce. Utwory polityczne, takie jak Kaiscrmarsch (Marsz cesarski)

310

Berlin. Metropolia Fausta

skomponowany w 1871 roku na berlińskie obchody zwycięstwa, pisał rzad­ ko; na ogół był apolitycznym krytykiem swojej epoki, mimo że wybierał tematy, które odpowiadały światowym tendencjom narastającego szowini­ zmu. Wagner nie chciał tworzyć „czystej muzyki”, ale Gesamtkunstwerk skończone syntetyczne dzieło sztuki, które w trakcie wieczoru przekształ­ ci podzieloną, wyobcowaną publiczność burżuazyjną we wspólnotę. Jego dzieła, charakteryzujące się crescendami i pasażami chromatycznymi, mia­ ły przenosić słuchacza na coraz wyższe poziomy uniesienia, by pod koniec mógł się zanurzyć w świecie honoru, chwały i historii, w porównaniu z któ­ rym otaczający go świat materialny jawiłby mu się jako niemądry i wulgar­ ny95. Wagner był niezmiernie popularny. Kiedy w 1876 roku przyjechał do Berlina na przedstawienie Tristana i Izoldy w Operze Królewskiej, został otoczony przez tłum; po wystawieniu Pierścienia Nibelunga w Victoria-Theater pięć lat później tysiące szalonych wielbicieli zebrało się na ulicach, by wiwatować na jego cześć, zamożne damy rywalizowały zaś między sobą, która go lepiej podejmie i spełni każdy jego kaprys. Wilhelm II nie lubił jednak żadnych nowinek w operze. Kiedy w Ber­ linie odsłaniano pomnik Wagnera, cesarz spytał: „Dlaczego właściwie lu­ dzie robią tyle hałasu o tego Wagnera? Był przecież tylko dyrygentem, niczym więcej niż dyrygentem - i to całkiem zwykłym”. A skoro repertu­ ar Opery Królewskiej musiał być przez niego zaakceptowany, pozostawał przestarzały i przebrzmiały. Awersja cesarza do nowych utworów i niena­ wiść jego żony do dziewiętnastowiecznych tematów związanych ze zmy­ słowością, dekadencją i zepsuciem sprawiły, że najbardziej nowatorskie dzieła tego okresu nie były grane w Berlinie. Wielki Richard Strauss wy­ stawił około tysiąca spektakli w Operze Królewskiej w ciągu niemal dwu­ dziestu lat, gdy był jej kapelmistrzem, ale premiery własnych oper musiał przenieść do Drezna, bo uważano, że są zbyt odważne jak na Berlin. Do najbardziej obraźliwego incydentu doszło, gdy jego wielki utwór Salome został zakazany, ponieważ cesarzowa nie mogła znieść tej niesamowitej muzyki, aluzji o charakterze seksualnym i dzikiego erotycznego tańca. Nie była odosobniona: hrabia Dietrich von Hiilsen-Haseler uznał barona Ochsa auf Lerchenau z opery komicznej Kawaler srebrnej róży {Der Rosenkavalief)96 za „zbyt lubieżnego i wulgarnego” - zabawna uwaga jak na człowieka, który później zmarł na atak serca, tańcząc przed cesarzem w kostiumie baletnicy. Hipokryzja nigdy nie przeszkadzała dworzanom

Wilhelma97.

Cesarski Berlin

311

Negatywny wpływ cesarza był jeszcze bardziej widoczny w teatrze. Władca czuł głęboką niechęć do awangardy i miejsca takie jak Freie Buhne, gdzie wystawiano wyłącznie wielkie sztuki Ibsena, Strindberga, Hauptmanna i Wedekinda, były oficjalnie ignorowane. W zamian za to berlińczykom serwowano mdłą papkę narodowych dramatów. Często gra­ no historyczne sztuki Ernsta von Wildenbrucha, takie jak Die Quitzows, zniekształcające wyczyny berlińskich rycerzy-rabusiów z epoki przed Ho­ henzollernami. Theater des Westens w Charlottenburgu był zawsze nudny; jego pseudorenesansowy gmach zaprojektowany przez Bernharda Sehringa „z troski o sztukę” był później opisywany jako jeden z największych grze­ chów czasów cesarstwa. Jednak najbardziej drętwy ze wszystkich był cesarski Kónigliche Schauspielhaus, którego dyrektor hrabia Georg Hiilsen-Haseler zamawiał tylko to, co „Jego Wysokość” może zaaprobować. Pewien krytyk po obejrzeniu w 1905 roku przedstawienia Książę Hambur­ gu powiedział, że całość była „nieodpowiednia i sztuczna”, a aktorzy grali „poniżej poziomu”. Mówiono, że już lepsze są spektakle w Neues Theater, Lessingtheater i Kleines Theater, chociaż pieniądze, dotacje, ordery, deko­ racje i oficjalne pochwały spływały na ulubieńców cesarza. Artyści tacy jak Max Reinhardt walczyli dalej, wystawiając w Deutsches Theater lub Kammerspiele dzieła Wedekinda, Shawa i Czechowa. Po pierwszej wojnie otworzyli słynny Grosses Schauspielhaus i dopiero wtedy ich przedstawie­ nia stały się „akceptowalne”98. Wilhelm nie lubił współczesnej sztuki na równi z nowoczesnym teatrem. Oddziaływała na niego, tak jak na jego rówieśników, osiemnastowieczna interpretacja klasycznej kultury greckiej, uznającej istnienie absolutnego ideału artystycznego99. Odrzucał wszelkie formy nowoczesnej sztuki, na­ dal zakazywał wystawiania francuskich impresjonistów i atakował miej­ scowych przedstawicieli Berlińskiej Secesji. Jego zdaniem byli „wulgarni”, „beznadziejnie głupi” i „rewolucyjni”100. Na całym świecie artyści i krytycy zwracali baczną uwagę na Maxa Liebermanna, Lovisa Corintha, Kathe Kollwitz, Maxa Slevogta, Ernsta Barlacha i Maxa Beckmanna, ale u siebie byli oni traktowani z takim lekceważeniem, że poruszony Franz Servaes na­ zwał Berlin „pomywaczką Europy”101. Rewanżując się za ich konformizm, cesarz dał swym nominatom wolną rękę w kontrolowaniu berlińskiego świata sztuki. Konserwatywny przewodniczący Akademii Sztuk Pięknych, Anton von Werner, miał się wkrótce stać dla malarstwa tym, czym Georg Hiilsen-Haseler był dla opery.

312

Berlin. Metropolia Fausta

Werner przejmował upodobania swego mistrza. Jego zdaniem malar­ stwo historyczne było najwłaściwsze dla nowoczesnych artystów, a tematy zaczerpnięte z historii narodu były najważniejsze ze wszystkich. Sztuka i nacjonalizm uzupełniały się nawzajem, skoro malarstwo miało przedsta­ wiać wielkość niemieckich dziejów, a także wskazywać widzowi decydujące momenty w historii świata. Jednocześnie Werner odnosił się do wszelkich przejawów nowoczesnej sztuki jako do czegoś „strasznego” lub „bezwar­ tościowych śmieci”, a nawet obraził berlińską prasę liberalną, narzekając, że „sztuka była lepsza, gdy krytycy byli lepsi”. W przypadku człowieka, który twierdził, że „nie ma współczucia, zrozumienia i wytłumaczenia dla historycznego braku geniuszów”, zdumiewa, że nie potrafił dostrzec wiel­ kich współczesnych talentów, poczynając od Maneta, a kończąc na Munchu. Aprobował zapomnianych obecnie artystów: Franza Krugera, Eduarda Gaertnera, Oswalda Achenbacha i Ernsta Hildebrandta. Najwyższe piętro Galerii Narodowej w Berlinie nadal jest świadectwem jego kiepskiego sma­ ku; po jednej z wizyt amerykański krytyk James Huneker napisał w 1913 roku: „Widok takiej ilości zmarnowanej pracy, kilometrów płócien zalanych brudnym złym malarstwem podnosi mi ciśnienie”102. Hans Rosenhagen na­ rzekał, że Werner zrównał Bonnata z Rembrandtem, Antona Graffa z Holbeinem, a Gustava Richtera z Reynoldsem, i kończył, stwierdzając: „Kiedy się wie, że Herr von Werner jest jednym z artystów doradzających cesarzo­ wi [...], nie można się dziwić, że tak wiele sztuki bez znaczenia toruje sobie drogę do tronu, podczas gdy żadnego z malarzy tworzących sztukę naszych czasów nie można znaleźć nigdzie w pobliżu pałacu”103. Artystą wyrażającym ducha epoki był przyjaciel cesarza, Adolph Menzel, jeden z nielicznych wybitnych malarzy berlińskich akceptowanych przez dwór. Droga do sławy Menzla zaczęła się od litografii ilustrujących książki Fryderyka Wielkiego. Jego wczesne obrazy, szczególnie krajobrazy w ro­ dzaju Domów i podwórzy w śniegu, przypominały płótna Corota czy Constable’a (które znał). Był otwarty na nowe idee, co widać na jego obrazach przedstawiających urządzenia i obiekty przemysłowe, takich jak Walcow­ nia żelaza z 1875 roku. To epokowe dzieło ukazuje ogromną odlewnię szyn, z przepastnym wnętrzem oświetlonym blaskiem płynnego żelaza, gdzie czterdziestu robotników uwija się, by podnieść sztabę i umieścić ją na kół­ kach, a na pierwszym planie widać młodą dziewczynę, która przyniosła im chleb w koszyku. Dzieło jest pewnym nawiązaniem do Kamieniarzy Cour­ beta. Menzel wkroczył na nowy teren obrazami takimi jak Podróż przez

Cesarski Berlin

313

wieś (1892), jednym z pierwszych malowideł przedstawiających podróż koleją. Tego typu prace skłoniły Theodora Fontanego do stwierdzenia, że Menzel jest możliwy tylko w Berlinie - „tak naprawdę Berlin był dla niego koniecznością”104. Niestety, im bardziej Menzel był sławny, tym bardziej postrzegano go jako kronikarza wystawnego dworu Wilhelma. Zaczęło się to od malowania Fryderyka Wielkiego, przede wszystkim od obrazu Koncert na flecie w Sanssouci przedstawiającego życie w pałacu, który zawsze robił wrażenie na rządzących, od Wilhelma II po Hitlera. Następnie Menzel malował dworskie bale, gale i orszaki, za co był coraz surowiej krytykowany przez innych artystów. Nawet przyjaciel i wielbiciel Menzla, Fontane, nazwał go kiedyś „wspaniałą małą błyskotką”, a kiedy malarz otrzymał najwyższe pruskie odznaczenie, Gerhart Hauptmann uznał go za zdrajcę sztuki: „Wyobraź go sobie, jak dostaje Order Orła Czarnego: co za potworne bluźnierstwo!”105. Liebermann, zaprzyjaźniony z Menzlem, powiedział o nim, że pomimo wiel­ kich ambicji pozostał zacofany i prowincjonalny „jak wszyscy Brandenburczycy”106. Chociaż go podziwiał, uważał, że jest artystą minionych czasów, lekceważącym impresjonizm za jego „nieostre linie” i „lenistwo”. Krytyk sztuki Julius Meier-Graefe twierdził, że istnieje właściwie dwóch odrębnych Menzlów: jeden to „impresjonista”, a drugi „malarz Fryderyka Wielkiego”107. Niezależnie od potępienia, jakie na niego spadło, trzeba jasno powie­ dzieć, że realistyczne portrety wielkich ludzi lub ilustracje historycznych wydarzeń zostały przez Menzla namalowane z biegłością, jakiej nie osiąg­ nął żaden inny berliński malarz z jego pokolenia. Podziw Wilhelma II dla jego dzieł historycznych sprawił, że Menzel stał się bywalcem na dworze, a kiedy zmarł w 1905 roku, wszyscy, w tym odświętnie umundurowani oficerowie, utworzyli orszak z tyloma flagami, że Oskar Loerke skomento­ wał rzecz następująco: „Wyglądało to bardziej na karnawał niż pogrzeb”. Cesarz osobiście szedł za trumną; jedynym europejskim artystą uhono­ rowanym tak przez swego monarchę był niezrównany Velazquez, zmarły w 1660 roku. Nie ulegało wątpliwości, jaką część twórczości Menzla po­ dziwiał cesarz, który powiedział: „Najbardziej wyróżniający się niemiecki artysta [...], oczywiście nie ten Menzel, który w swych scenach ulicznych, krajobrazach i wnętrzach wyprzedził dążenia młodszego pokolenia, nie, ale ten pośmiertny kronikarz starego Fritza”108. Berlińskie zbiory sztuki nigdy nie mogły się równać z tymi istniejącymi w mających długą historię miastach rezydencjalnych jak Monachium czy

314

Berlin. Metropolia Fausta

Drezno, a tym bardziej z kolekcjami Luwru czy Ermitażu. Na szczęście Wilhelm nie miał nic przeciwko „Starym Mistrzom” i robił wszystko, by podnieść berlińskie galerie obrazów do poziomu ich konkurentów. Dzięki ludziom takim jak Karl Osthaus, Hugo von Tschudi, Ernst Wichert, a przede wszystkim Wilhelm von Bodę był bliższy osiągnięcia tego celu, niż można było oczekiwać. Berlin ma wielki dług wobec Wilhelma von Bodego109. Sam będąc znako­ mitym historykiem, miał świetne oko do odnajdywania zagubionych dzieł lub odkrywania fałszerstw. Krążyła legenda, że natknął się na obraz Fransa Halsa na wozie na pchlim targu i kupił go za pięćdziesiąt marek. Rozpoczął swą błyskotliwą karierę od zbierania brązów z epoki renesansu, ale wkrót­ ce skupił wokół siebie wspaniałą grupę specjalistów i historyków. Wraz z nimi przekształcił Berlin w główny europejski rynek sztuki i centrum dziennikarstwa poświęconego sztuce. Stworzył sieć „donosicieli” - jednym z nich był jego przyjaciel Hainhauer - którzy informowali go, czy cokol­ wiek interesującego jest do kupienia w Paryżu czy Rzymie. Był wyjątkowo czarującym człowiekiem i zdołał omamić większość sławnych prywatnych kolekcjonerów, w tym magnata węglowego Eduarda Arnholda i barona pra­ sowego Rudolfa Mossego. Przyjaźnił się z właścicielem kopalni Oskarem Huldschinskym, w którego kolekcji były dzieła Fransa Halsa, Botticellego i Rembrandta, a także z innymi osobistościami, takimi jak Jacoby, zbieracz sztuki japońskiej, i Eugen Gutmann, założyciel Dresdner Bank, posiadacz prac van Dycka, Ruisdaela, Rubensa, Tintoretta i Rembrandta. Bodę ściśle współpracował z cesarzem przy przekonywaniu kolekcjonerów, by prze­ kazali swe zbiory berlińskim muzeom; kiedy ewentualny darczyńca został „namierzony”, Bodę sugerował, by Wilhelm II zaprosił go „na kawę” - pod­ czas takiego spotkania cesarz mógł obiecać kolekcjonerowi zaszczyty i ty­ tuły, jeśli przekaże swe skarby państwu. Nabytki Bodego dla Berlina były naprawdę efektowne i obejmowały dzieła Filippo Lippiego, Diirera, Botti­ cellego, Belliniego, Rembrandta, Rafaela, Correggia, Veronesego, Tycjana i wielu innych. Felix Braun napisał kiedyś z Wiednia, że był zaskoczony, gdy zobaczył w Berlinie obrazy, które „utracono z naszego Hofmuseum”, Jacob Burckhardt stwierdził zaś w 1882 roku, że „nigdzie indziej nie ma szansy na obcowanie z najlepszymi dziełami sztuki pochodzącymi z tak wielu okre­ sów”. Kaiser-Friedrich Museum, które wyrosło nad Szprewą zwieńczone olbrzymią kopułą, zapełniały skarby zgromadzone przez Bodego. Zostało ono następnie przemianowane na Bodę Museum na jego cześć110.

Ces/\rski Berlin

315

Jednak zdobycie dzieł „Starych Mistrzów” cesarzowi nie wystarczało; nie umknęło jego uwagi, że inne europejskie stolice tworzą kolekcje skar­ bów archeologicznych i etnograficznych, rywalizujące z galeriami sztuki, i podczas gdy British Museum i Luwr są pełne greckich posągów i egipskich mumii, Berlin pozostaje daleko w tyle. Jak zwykle dążenia Wilhelma II wiązały się z pragnieniem podniesienia znaczenia Niemiec. W XIX wieku nowe muzea i instytuty archeologiczne czy etnograficzne podtrzymywały zapał do zdobywania kolonii, co w tam­ tych czasach stanowiło kolejny powód do narodowej dumy. Niemcy późno przystąpiły do wyścigu o kolonie; w gruncie rzeczy Bismarck był przeciw­ nikiem idei uganiania się po świecie w poszukiwaniu terenów z obawy, że zakłóci to troskliwie wypracowaną przez niego równowagę w Europie. Jed­ nak latem 1884 roku pod naciskiem niemieckich nacjonalistów, handlow­ ców, bankierów i przedsiębiorców, szukających za morzem rynków zbytu i surowców, a także otrzymawszy pomoc od Anglii (wdzięcznej za poparcie w Egipcie), zmienił zdanie i w ciągu kilku lat zdobył Afrykę Południowo-Zachodnią (Namibia), Niemiecką Afrykę Wschodnią (Tanzania), Togo i Ka­ merun w zachodniej Afryce, Archipelag Bismarcka (Wyspy Salomona) i większą część Nowej Gwinei. Uzyskanie kolonii nie było szczególnym suk­ cesem: większość terenów w Afryce Południowo-Zachodniej „nadawała się jedynie na kopalnie diamentów”, a Niemiecka Afryka Wschodnia była niezamieszkana; do wybuchu pierwszej wojny światowej osiedliło się tam je­ dynie dwadzieścia pięć tysięcy Niemców. Kolonie stanowiły jednak źródło wielkiej dumy. Domy towarowe Berlina i specjalistyczne sklepy sprzeda­ wały całe masy tropikalnych ubrań i dziwnego wyposażenia. W stolicy po­ wstały: Niemieckie Towarzystwo Kolonialne, Loteria Kolonialna, Kongres Kolonialny i Wojska Kolonialne. Niemcy na równi z innymi Europejczykami czuli się „siłą cywilizacyjną” i nikt nawet nie mrugnął, gdy na przykład pro­ fesor doktor Emil Steudel snuł rozważania, czy lepiej użyć „sznura czy bi­ cza z hipopotama, by ustawić robotników z plantacji w szeregu”111. W tym właśnie czasie szybko pojawiły się muzea: Etnologii, Sztuk i Rzemiosł, Kolonialne oraz Historii Naturalnej. Także Muzeum Morskie, zbudowane w 1906 roku, było przede wszystkim pretekstem do prezentowania coraz bardziej nacjonalistycznej propagandy nawołującej do utworzenia wielkiej niemieckiej floty, koniecznej do obrony kolonii i szlaków handlowych. Najpierw berlińscy archeolodzy prężyli muskuły w Afryce Północnej. Groźny przywódca Muhammad Ali przez wiele lat nie dopuszczał żadnych

316

Berlin. Metropolia Fausta

Europejczyków na swe odwieczne terytoria, ale berliński egiptolog Karl Lepsius zdołał uzyskać u niego audiencję i wymienić kilka sztuk pruskiej porce­ lany na zezwolenie na zabranie ze sobą wszystkich skarbów, jakie znajdzie. Było to wielkie osiągnięcie. Lepsius wrócił do Berlina w 1850 roku ze skrzy­ niami i pudłami pełnymi zabytków, aż Francuzi i Brytyjczycy pozielenieli z zazdrości. Niemieccy archeolodzy nigdy nie tracili czasu, doskonaląc swą teoretyczną i praktyczną wiedzę i aktywnie uczestnicząc w polityce zagra­ nicznej swojego kraju. Podobnie jak ich francuscy i brytyjscy koledzy, dzia­ łali również jako wojskowi szpiedzy, gromadząc informacje wywiadowcze na temat miejscowej sytuacji politycznej i przekazując je swoim rządom. Jednocześnie odkopywali skarby starożytnego Egiptu, Babilonii, Asyrii, Mezopotamii i Grecji. Zainteresowanie kulturą delty Nilu osiągnęło szczyt podczas budowy Kanału Sueskiego i doprowadziło do utworzenia w Berli­ nie Muzeum Egipskiego, fantastycznej kolekcji, w której nadal znajduje się oszałamiające popiersie Nefertiti (Nefretete). Znalazł je Ludwig Borchardt w 1912 roku w Tell el-Amarna. Podczas budowy linii kolejowej do Mekki zgromadzono kolekcję sztuki islamskiej. Pałac Mszatta (w Jordanii), który stał na trasie, został zburzony, ale w 1903 roku sułtan słabnącego Imperium Osmańskiego, chcąc przypochlebić się cesarzowi, ofiarował Berlinowi wspa­ niałą czterdziestopięciometrową kamienną fasadę pałacu. Jest ona w Mu­ zeum Pergamońskim, nazwanym tak od niezwykłego ołtarza z Pergamonu. Miasto to w starożytności rywalizowało z Atenami, ale zostało zapomniane przez ludzi Zachodu na kilkaset lat, do chwili, gdy niemiecki archeolog Carl Humann odkrył je ponownie w 1878 roku. Spędził on trzydzieści lat na pro­ wadzeniu wykopalisk i rekonstruowaniu olbrzymiej kamiennej kolumnady z wielkim fryzem, na którym ukazano Dzeusa walczącego z tytanami na górze Olimp. Brama Targowa z Miletu, wzniesiona przez bogatych miesz­ kańców miasta w 120 roku n.e. za panowania cesarza Hadriana, ze swy­ mi gigantycznymi dwupoziomowymi kolumnami korynckimi z marmuru, wkrótce także znalazła się w Muzeum Pergamońskim. Tę bajeczną bramę znali kupcy z wielu kultur, ale konstrukcja została zniszczona w wyniku trzęsienia ziemi około 1000 roku, a wydobyto ją i przetransportowano do Berlina w 1905 roku112. Dział zwany Muzeum Azji Przedniej został zbu­ dowany po to, by wyeksponować fantastyczną Bramę Isztar z Babilonu, wzniesioną u szczytu wpływów Nabuchodonozora w 580 roku p.n.e. Nadal olśniewa zwiedzających wspaniałą glazurowaną cegłą w kolorze niebie­ skim z wyobrażeniami pięćset siedemdziesięciu pięciu mitycznych zwierząt.

Cesarski Berlin

317

Berlin wydał także innych pionierów: w 1873 roku Heinrich Schlie­ mann odkrył ruiny Troi. Kopał przez cenne warstwy w poszukiwaniu mia­ sta króla Priama i odnalazł jego bajeczny skarb, unikatową złotą biżuterię. Jego żona Sophia przedstawiła ją potem na jednej z najsłynniejszych foto­ grafii XIX wieku. Znalezisko zmieniło trendy w modzie w całej Europie, w większym stop­ niu niż późniejsze odkrycie grobowca Tutanchamona w Dolinie Królów, i nie było żadnej eleganckiej kobiety w okresie grynderskim, która by nie miała przynajmniej jednej sztuki biżuterii wzorowanej na skarbie Priama. Uważano, że skarb Trojan przepadł w płomieniach drugiej wojny świato­ wej; w rzeczywistości w 1945 roku był przechowywany w bunkrze w zoo i został ukradziony przez sowieckie wojska. Wraz z dziesiątkami innych dzieł był pokazywany podczas wspaniałej wystawy w Muzeum Sztuk Pięk­ nych im. Puszkina w Moskwie. Widok wszystkich kolonialnych artefaktów w sercu Marchii Brandenbur­ skiej wzmacniał przekonanie, że Berlin jest wielką i potężną stolicą, a cesarz podtrzymywał te uczucia, wystawiając dziwaczne pomniki sobie samemu. Od 1871 roku berlińczyków ogarnęła fala nacjonalizmu i militaryzmu, która znalazła odbicie w „kulcie kajzera” - Kaiserkult. Jak grzyby po deszczu wy­ rastały posągi i popiersia Bismarcka, Wilhelma II, von Roona i von Moltkego, w tym trzy olbrzymie, dotąd stojące samotnie na placu Grosser Stern. Ponad pięćdziesiąt posągów Bismarcka wystawiono w jednym tylko 1890 roku, a kolejne mniejsze wersje wytwarzano ze szkła i brązu na domowy uży­ tek. Wszystkie towary, od wódki po marynowane śledzie, nosiły nazwy ku czci Żelaznego Kanclerza. Nawet dorośli mężczyźni mdleli na myśl o za­ mieszkaniu w mieście Bismarcka; Hermann Bahr napisał w 1884 roku: „Jeszcze dzisiaj serce bije mi szybciej, gdy przypomnę sobie, jak wychodzi­ łem z dworca Anhalter: być w tym samym mieście co Bismarck, oddychać tym samym powietrzem [...], tu, [gdzie on] spaceruje wśród ludzi!”. Dzieci uczono, jak wielki jest cesarz; kiedy słońce świeciło, berlińczycy mówili, że to Kaiserwcttcr; dzieci z bogatszych rodzin ubierano w wojskowe stroje i husarskie szyszaki. Kiedy Wilhelm II zaczął rozbudowywać flotę, małych chłopców poprzebierano w granatowe marynarskie ubranka ze złotymi guzikami i czapkami z napisami „SMS Rugen” czy „SMS Helgoland” na otoku. Podczas swej wizyty w 1897 roku Rubinstein był zdumiony, widząc, że ponad połowa mężczyzn w Berlinie naśladuje cesarza i „z entuzjazmem

318

Berlin. Metropolia Fausta

przyjęła sposób noszenia wielkich wąsów w kształcie litery W”. Dorośli ludzie niewolniczo kopiujący tak dziwny styl wydali mu się groteskowi. Wilhelm II marzył o postawieniu na każdej ulicy w mieście wielkich rzeźb i pomników, które przyćmiłyby antyczne odpowiedniki. Była to we­ dług niego ważna droga wykazania swojej historycznej legitymacji, demon­ stracja władzy i siły niemieckiej stolicy oraz jej nowej pozycji w świecie. Nie rozumiał, że od początków XIX wieku zmieniło się nastawienie do sztuki. Wielkie i znaczące dzieła sztuki nie musiały już być wierne dotychczasowej tradycji, wyżej się ceniło te, które potrafiły z nią zerwać. W dużym stop­ niu przez romantyczną koncepcję twórczego ducha uważano, że artyści mają być oryginalni, wyemancypowani, „wolni”. Wilhelm odrzucał takie myślenie - jego zdaniem sztuka miała odzwierciedlać historyczną wiel­ kość państwa pruskiego i nowej stolicy w Berlinie113. Wielkie pomniki na­ rodowe, które fundował, miały przypomnieć berlińczykom dawne świetne zwycięstwa. Miały też być tłem dla różnego rodzaju parad i uroczystości. Kiedy anioły w znanym filmie Wima Wendersa Niebo nad Berlinem (Himmcl iiber Berlin) zebrały się, by przyjrzeć się samotnemu miastu, wybrały jeden z najbardziej imponujących punktów obserwacyjnych, wierzchołek Siegessaule, sięgający znacznie ponad Bramę Brandenburską. Masywny obiekt został wzniesiony dla upamiętnienia zwycięskich kampanii Bismarcka przeciwko Danii, Austrii i Francji i symbolizował chwałę i wielkość im­ perialnej stolicy. Konstrukcja z czerwonego szwedzkiego granitu została ozdobiona zdobycznymi lufami armatnimi i mozaikami ukazującymi lekko ulepszoną wersję dziejów pruskich zwycięstw na przestrzeni wieków, a na szczycie kolumny umieszczono kobiecą figurę z brązu, boginię zwycięstwa, Wiktorię. Chodziło także o upamiętnienie zjednoczenia Niemiec, ale w du­ chu prawdziwie pruskiego szowinizmu zapomniano przedstawić wkład ja­ kichkolwiek innych państw niemieckich. Był to tylko jeden z dziesiątków olbrzymich pomników wzniesionych przez cesarza. Wilhelm nie tolerował nudnych osamotnionych postaci w „starym sty­ lu”; zamawiał zawsze wizerunki bohaterów (zwykle Prusaków) stojących pośród dział, udrapowanych flag, aniołów, przerażających zwierząt i tym podobnych rzeczy. Jego ulubionym rzeźbiarzem był Reinhold Begas, który zaprojektował większość pomników, od pomnika Schillera po monument Bismarcka przy Kaiserplatz, a także najbardziej nadęty ze wszystkich - naro­ dowy pomnik cesarza Wilhelma I. Postać cesarza, „Wilhelma Zwycięskiego”, wyrastała nad aniołami, końmi i olbrzymimi lwami, czym zdobyła miano

Cesarski Berlin

319

„Wilhelma w jaskini lwów”. Cesarz hojnie nagradzał swych ulubieńców rozmaitymi zaszczytami i medalami; w 1905 roku odznaczył Orderem Orła Czarnego nawet hrabiego Górtza, autora upiornego pomnika Coligny’ego, ustawionego przed Zamkiem. Władca nie był zbyt taktowny, a jego za­ mówienie na nowy posąg Rolanda114 było jednym z mniej rozsądnych pomysłów. W średniowiecznych miastach hanzeatyckich posąg Rolanda symbolizował nie tylko wolny handel, ale także polityczną niezależność mieszkańców. Wolne miasto Brema szczyci się najstarszym i najpiękniej­ szym posągiem Rolanda, stojącym przed ratuszem. Jednak Hohenzoller­ nowie wkrótce po dojściu do władzy w 1440 roku w Berlinie zniszczyli wszystkie symbole lokalnej autonomii i wrzucili tutejszy posąg do rzeki. Oryginału nigdy nie odnaleziono, ale w geście dobrej woli Wilhelm II za­ mówił na jego miejsce jedenastometrową statuę z czerwonego granitu. Hi­ storia była bowiem narzędziem do umacniania narodowej dumy. Prezento­ wana treść miała niewiele odniesień do aktualnych wydarzeń, a posąg był bezsensownym kiczem. Mimo wszystko najbardziej przesadną formą historyzmu był najdziwniejszy pomnik epoki, Siegesallee (Aleja Zwycięstwa). Wilhelm był przekonany, że Berlin osiągnął wielkość dzięki jego przod­ kom, a pomnik miał upamiętnić ich działania na przestrzeni wieków. Ale­ ja miała siedemset metrów długości i ciągnęła się przez Tiergarten, od Kónigsplatz po Kemperplatz, wzdłuż osi Siegessaule do miejsca z nową fontanną Rolanda. Po bokach stały trzydzieści dwa ekspresyjne pomni­ ki Hohenzollernów z kararyjskiego marmuru, od dwunastowiecznego margrabiego Albrechta Niedźwiedzia po cesarza Wilhelma I. Berlińczycy wkrótce nazwali to urbanistyczne założenie „Puppenallee” (aleją Kukieł) i śmiali się, że posąg margrabiego Henryka Dziecięcia (Heinrich das Kind) z XIV wieku wygląda dokładnie tak jak na złośliwej karykaturze Heinri­ cha Zillego. Oscar Bie, wydawca „Neue deutsche Rundschau”, powiedział w 1902 roku, że „jest tam tylko pięć czy sześć rzeźb, które mogą poruszyć współczesnego odbiorcę”, Rathenau zaś krytykował „feudalizm” projektu. Marmurowe rzeźby z Siegesallee zostały zdemontowane przez aliantów w 1947 roku, część z nich została odnaleziona pogrzebana w błotach obok przepompowni nad kanałem Landwehr. Podczas otwarcia alei Wilhelm wygłosił w Zamku przemówienie pro­ pagujące „międzynarodowe uznanie dla niemieckiej rzeźby”. Na początku oświadczył, że za jego panowania sztuka Berlina osiągnęła „jakość rzad­ ko spotykaną nawet w renesansie” i porównał Michała Anioła z Begasem

320

Berlin. Metropolia Fausta

na korzyść tego ostatniego. Przestrzegł „swoich” artystów, by nie podążali błędną drogą „nowej sztuki”, i w końcu stwierdził, że „sztuka, która prze­ kracza prawa i zakazy wyznaczone przeze Mnie, przestaje być sztuką”115. Wilhelm chciał uczynić z Berlina największe miasto świata. Uważał, że mu się udało. Mawiał, że „obserwuje przenikliwym wzrokiem” wszystkie kierunki w sztuce, i twierdził, że chociaż widział wiele wspaniałych miast, Berlin stał się teraz „najpiękniejszym z nich”116. W rzeczywistości w najlep­ szym razie przekształcił go w zabawną graciarnię, a w najgorszym w znie­ nawidzony symbol buty, arogancji i pruskiego militaryzmu. Oscar Bie krytykował polityczny nadzór nad sztuką. Powiedział, że pod­ czas gdy we Florencji Medyceuszy arystokracja i mecenasi nie mieszali się do spraw artystów i rzemieślników, w kajzerowskim Berlinie Siegesallee była ostatnim śladem dawno przebrzmiałej kultury Ludwika XIV, a wysta­ wa Meyerheima była jedynie „teatralną pokazówką”. Według Oscara Bie oficjalna sztuka zwalczała ruch secesji, dzięki której swoboda „otworzyła sobie drzwiczki”117. Przerwa Tetmajer stwierdził, że „przerażająca i idio­ tyczna Aleja Zwycięstwa ze swymi nadętymi oficerami na paradzie i swą ponurą groźną powagą stanowi doskonały obraz Prus”. I dalej: „[...] to najbardziej upiorne znane mi miasto i za każdym razem, kiedy tam jestem, mam takie samo wrażenie”. Nawet książę Bliicher oświadczył: „Berlin wydaje się tak ostentacyjnie czysty i parweniuszowski, że jego całkowity brak stylu graniczy z wulgarnością”. Natomiast Jules Laforgue skarżył się, że z pałacu książęcego, w którym mieszkał, wszędzie widział „kolumny i posą­ gi [...]. Mam pięć okien, a wszystko, co widzę, to pomniki otoczone oficera­ mi w monoklach”. Kraszewski ubolewał nad stylem wojskowym posągów: „Niemożliwe jest tutaj istnienie cywilnych bohaterów - napisał. - Nawet pomniki i posągi noszą tu mundury”, a Berolina, uzbrojona bogini zwycię­ stwa, jest „zdecydowanie męska, silna i otyła oraz ma poważny wyraz twa­ rzy”. Karl Baedeker nie przyznał ani jednej gwiazdki żadnemu cesarskiemu pomnikowi, stwierdzając, że Berlin nie może „równać się pod względem starożytności czy godnych zainteresowania miejsc historycznych z innymi wielkimi stolicami Europy”118. Jedyny pozytywny komentarz odnosił się do „wzorowej czystości” Berlina - w gruncie rzeczy słaba pochwała. Berlin był pompatyczny, a nie wielki, teatralny, a nie królewski, efekciarski, a nie elegancki i napuszony, a nie wspaniały. Jego prawdziwym skarbem były architektura przemysłowa i próby wprowadzenia do miasta nowoczesnej sztuki, a nie wysiłki cesarza, by przewyższyć dokonania renesansu. Berlin

Cesarski Berlin

321

był miastem, które za bardzo starało się zrobić wrażenie i w ten sposób stawało się obiektem drwin; jak to powiedział Fontane w 1898 roku: „co do Berlina, to cały szyk i elegancja zniknęły”. Obelgi raniły głęboko. Afront Baedekera mocno uraził Wilhelma i spra­ wił, że jeszcze bardziej chciał on udowodnić wartość swojej stolicy na arenie międzynarodowej. Jeśli nie mógł osiągnąć tego poprzez kulturę, mógł zrobić to siłą. Jego nastawienie zmieniło się z przyjaznego współza­ wodnictwa w agresywny nacjonalizm, a wielu berlińczykom, którzy czuli się odizolowani i rozżaleni, zaczął odpowiadać coraz bardziej wojowniczy szowinizm. Cesarz i jego współpracownicy dobrze ich wyćwiczyli. W an­ kiecie przeprowadzanej na przełomie stuleci spytano berlińczyków, kto był najważniejszym Niemcem w XIX wieku. Większość wymieniła Bismarcka, a potem cesarza Wilhelma I. Za największego myśliciela uznano Helmutha von Moltkego, który pokonał Darwina i Schopenhauera. Największym artystą miał być Adolph von Menzel, a rzeźbiarzem Reinhold Begas. Jako największe wydarzenie w historii świata wymieniono utworzenie Rze­ szy Niemieckiej, a w odniesieniu do Berlina - wyznaczenie go na stolicę zjednoczonych Niemiec119. Odpowiedzi wskazywały na dramatyczne połą­ czenie prowincjonalizmu i żarliwego nacjonalizmu, który ogarnie miasto w następnej dekadzie i pchnie berlińczyków do walki w pierwszej wojnie światowej. W ciągu kilku dziesiątków lat Berlin przerodził się z zaścianka w najpotężniejszą stolicę na kontynencie, ale ten wspaniały płomień miał zgasnąć w skrwawionych okopach Francji i Flandrii.

Rozdział Siódmy

Ku Wielkiej Wojnie Znów wojna! Mądry nierad tego słucha.

Faust, cz. II, akt IV

iedy Berlin został ogłoszony stolicą zjednoczonych Niemiec, wydawało się, że nic nie może już powstrzymać błyskawicznego wzrostu jego po­ tęgi. Max Weber był szczerze zaskoczony bogactwem i pędem nowoczesnej metropolii z jej „tramwajami, podziemną koleją, elektrycznymi [...] lampa­ mi, wystawami, salami koncertowymi, restauracjami, kafejkami, kominami fabrycznymi, masami kamieni oraz dziką feerią dźwięków i kolorów”. Berlińczycy tęsknili do zjednoczenia, ale ich skumulowane oczekiwania stano­ wiły dla miasta zbyt wielki ciężar. Wynikały z tego napięcia jeszcze większe niż przed 1871 rokiem. „Dzika feeria” wspomniana przez Webera ukryła głębokie podziały, które wyszły na jaw, gdy koniunktura się załamała. W połowie XIX wieku Berlin był polem walki, na którym ścierały się najbardziej dominujące idee ówczesnego świata. W okresie przed zjedno­ czeniem Niemiec stanowił doskonały przykład tryumfu kapitalizmu i po­ stępu, uosabiał nowoczesność oraz był ostoją społeczeństwa, dla którego najważniejsze wartości to sukces i przemysł. Pomimo to nawet w latach największego rozkwitu słychać było głosy sprzeciwu wobec polityki mia­ sta: nie brakowało takich, którzy bali się zmian, byli podejrzliwie nasta­ wieni do nowych kierunków, z pogardą odnosili się do zarabiających coraz więcej bogaczy za nic mających tradycyjne wartości. Zjednoczenie Niemiec

K

324

Berlin. Metropolia Fausta

w 1871 roku przesłoniło początek konfliktu między dwoma zupełnie prze­ ciwstawnymi światopoglądami - z jednej strony stali ci, którzy opowiadali się za nowoczesnością, z drugiej zaś ci, według których postęp skutecznie niweczył wszystkie istotne dla Niemiec wartości. Walka rozgorzała między kosmopolitami a agrariuszami, między postępowcami a konserwatystami, między „ziemią” a „asfaltem”. Te podziały społeczne uwydatniło pewne wydarzenie, dzisiaj już raczej zapomniane - krach na giełdzie z 1873 roku1. Z perspektywy czasu widać, że katastrofy finansowej nie można było uniknąć, zwłaszcza po latach rozrzutnego wydawania pieniędzy i spekula­ cjach, których fala ogarnęła Berlin po 1871 roku. Pokonani Francuzi dosyć szybko spłacili pięć miliardów franków należnych reparacji. Giełdę opa­ nował szał - na bok poszła oszczędność i skromność, perspektywa szyb­ kiego wzbogacenia się przyciągała coraz więcej nowych przedsiębiorców. W relacjach z tamtych czasów czytamy o gorączce, która nie ominęła na­ wet najbardziej opanowanych i rozsądnych inwestorów. Te ostentacyjne zachowania może i przerażały Nietzschego czy wzbudzały odrazę Jacoba Burckhardta, jednak całkowicie zelektryzowały większość mieszkańców Berlina. W latach 1871-1874 odnotowano wzrost wydajności produkcji o piętnaście procent. Powstało aż osiemset pięćdziesiąt siedem nowych fabryk z łącznym kapitałem akcyjnym sięgającym powyżej 1,4 miliona talarów. Dobra koniunktura na rynku nieruchomości pozwoliła na nowe inwestycje od Wilmersdorfu po Grunewald i od Schónebergu po Kurftirstendamm. W niektórych rejonach miasta ceny wzrosły o ponad sześćset procent w porównaniu ze stawkami z 1871 roku. Wyłonił się nowy typ berlińczyka - Grunder (założyciel), który zachęcał zwykłych ludzi do zakupu akcji różnego rodzaju przedsiębiorstw, nawet tych najbardziej niepewnych. Berlińczycy lokowali pieniądze w nieruchomości, giełdę, nowe banki, za­ kłady chemiczne, fabryki i koleje. W samym roku 1872 powstało niemal dwa razy tyle nowych fabryk, ile w ciągu całego poprzedniego stulecia. Przez pierwsze kilka lat nowe przedsiębiorstwa przynosiły oszałamiają­ ce zyski, zachęcając właścicieli do coraz większych, ryzykownych inwe­ stycji. Konserwatywna i mało przedsiębiorcza klasa średnia była kuszona obietnicą szybkiego wzbogacenia się i w krótkim czasie znalazła się na fali wzrostu gospodarczego2. Ci, którzy wstrzymali się od inwestycji, posępnie patrzyli na swoich przyjaciół paradujących teraz po ulicach w nowych ele­ ganckich ubraniach i mieszkających w rezydencjach w zamożnych dziel­ nicach miasta.

Ku Wielkiej Wojnie

325

Jeden spośród inwestorów i przedsiębiorców Berlina stał się prawdzi­ wym symbolem tamtych czasów - był to przemysłowiec żydowskiego po­ chodzenia Bethel Henry Strousberg3. U szczytu kariery miał on dziesiątki fabryk, kopalni, linii kolejowych, a także wspaniały pałac na Wilhelmstrasse 70, nieopodal Bramy Brandenburskiej (który później stanie się siedzibą ambasady brytyjskiej), dzięki czemu uplasował się wśród najbogatszych ludzi w Niemczech. Jego interesy nie zawsze były jednak czyste. Urodził się w Prusach, spędził dwadzieścia lat w Londynie, gdzie jako redaktor dwóch czasopism handlowych miał możliwość zetknięcia się z brytyjskim środo­ wiskiem biznesowym. Jego pierwszą pracą na terenie Niemiec była funkcja agenta angielskich finansistów, którzy mieli koncesję z 1862 roku na budo­ wę linii kolejowej z Tylży do Insterburga (ob. Czerniachowsk) w Prusach Wschodnich. Szybko udało mu się przejąć kontrolę nad inwestycją, a idąc za ciosem, wybudował kilka kolejnych linii. Strousberg był postacią kon­ trowersyjną - nie dlatego, że miał pieniądze i odnosił sukcesy, takich było setki w Berlinie, ale raczej ze względu na sposób, w jaki gromadził swoją fortunę. Unikał banków, wołał sprzedawać udziały drobnym ciułaczom. Przyciągał uwagę potencjalnych kupców, zamieszczając reklamy w lokal­ nych gazetach; nierzadko wręczał redaktorom łapówki w zamian za pisa­ nie korzystnych dla niego artykułów - na przykład opisujących korzyści płynące z budowy danej linii kolejowej. Potrafił też przekonać szlachtę i wyższych urzędników, aby zasiadali w radach zarządów jego przedsię­ biorstw, tym samym je uwiarygadniając. Założył oficjalnie niezależne firmy budowlane i finansowe, będące w rzeczywistości filiami jego firmy kolejo­ wej. Wykonawcom płacił w akcjach, ale jako że zwykle potrzebowali oni gotówki, szybko je upłynniali. Ceny akcji spadały, co nie było korzystne dla innych inwestorów. Strousberg pozostawił po sobie mnóstwo bankructw, szybko stał się w Niemczech postacią znienawidzoną oraz celem ataków antysemitów. Engels mówił o nim w 1869 roku: „Strousberg jest bez wąt­ pienia największym człowiekiem Niemiec. Ten facet zostanie następnym niemieckim cesarzem! [...1 Jego zasadą jest oskubywanie inwestorów i jed­ noczesne sprawiedliwe traktowanie dostawców i innych przemysłowców’**. Kiedy źródło gotówki pochodzącej z reparacji wojennych zaczęło wysy­ chać, imperium Strousberga znalazło się na skraju upadku, razem z całą niemiecką gospodarką. Krach na giełdzie w Wiedniu w maju 1873 roku był znakiem ostrzegawczym. Werner Siemens pisał wtedy do swojego brata: „Burza nad Wiedniem jest groźniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, piorun

326

Berlin. Metropolia Fausta

może uderzyć w każdej chwili”. Berlińczycy zignorowali jednak złowrogie wieści z południa. Dwudziestego ósmego października 1873 roku pękła pruska bańka. Vereins-Bank Quistorp ogłosił bankructwo, w jego ślady poszło dwadzie­ ścia siedem kolejnych. Nastąpił krach na giełdzie berlińskiej. Szybko stało się jasne, że upadek niemieckiej gospodarki był częścią ogólnoświatowego kryzysu; według słów Engelsa „było to jedno z tych wydarzeń, które za­ trzęsły posadami burżuazyjnego społeczeństwa”. Przed budynkiem giełdy wybuchały bójki i przepychanki, wszyscy chcieli jak najszybciej sprzedać swoje bezwartościowe skrawki papieru. Narastał gniew, ludzie tracili swoje oszczędności, domy i firmy. Hans Blum pisał:

Upadły firmy kolejowe i budowlane, duże fabryki, spółki akcyjne, spółki z nieograniczoną odpowiedzialnością [...]. W tym samym czasie set­ ki osób odkryły, że straciły swoje oszczędności, a udziałowcy spółek z nieograniczoną odpowiedzialnością stanęli przed perspektywą utraty swoich majątków, by spłacić wierzycieli5. Gazety donosiły na okrągło o makabrycznych samobójstwach. Berlińczycy stanęli w obliczu długiej zimy bankructw i pogrzebów. Z perspektywy czasu widać, że skutki „wielkiego kryzysu ery Bis­ marcka” były wyolbrzymione. Rzeczywiście wielu drobnych inwesto­ rów straciło swoje majątki, a ceny na moment dramatycznie spadły, ale industrializacja kraju postępowała w zasadzie bez zahamowań. W sa­ mym tylko roku 1874 założono niemal dziewięćset nowych firm, płace były stabilne6. Krach na giełdzie odbił się jednak na życiu berlińczyków. Przedstawiciele Mittelstand (klasy średniej) najwyraźniej zapomnieli, że na własną odpowiedzialność zainwestowali majątki, omamieni obietnicą szybkiego zysku. Zamiast zaakceptować porażkę jako rezultat podjętego ryzyka, żalili się nad własnym losem, nazywając krach „współczesną ka­ tastrofą” i „najczarniejszym dniem w historii”. Pielęgnowali swoje rany, plotkując o korupcji i oszustwach Griinderów i racząc się opowieściami o szkodliwym wpływie kapitalizmu. Dla tych, którzy ucierpieli w wyniku krachu, Berlin stał się symbolem wszystkiego, co złe w nowych Niem­ czech. Ich rozczarowanie znalazło ujście w protekcjonalizmie, zawziętym nacjonalizmie, antysemityzmie i ostrej reakcji przeciwko „zagranicznym wpływom”.

Ku Wielkiej Wojnie

327

Pod względem politycznym pierwszą z wielu ofiar krachu giełdowego był gospodarczy liberalizm7. Przed zjednoczeniem Bismarck promował ka­ pitalizm wolnorynkowy, ale upadek giełdy odsłonił podatność niemieckiego rynku na tani import ziarna z Rosji i Ameryki, żelaza z Anglii czy tekstyliów z Lotaryngii. Junkrzy i przemysłowcy żądali wprowadzenia ogromnych ceł na zagraniczne towary, co miało chronić ich przedsiębiorstwa. Bismarck przystał na tę propozycję, wprowadzając „mariaż żelaza i żyta”8. Małym inwestorom, teraz ostrożniejszym w stosunku do wolnego ryn­ ku, interwencja państwa wydawała się „sprawiedliwa”. Bismarck poszedł w ślad za Fryderykiem Wielkim i odrzucił leseferyzm na rzecz skompli­ kowanej mieszanki taryf ochronnych i reform społecznych, co nazwał „ponownym założeniem Rzeszy”9. Berlin stał się centrum protekcjonizmu. Narodowa partia liberalna powoli przekształcała się w prorządowy esta­ blishment, mimo że liberalizm określano jako „szarą międzynarodówkę”, równie niebezpieczną jak „czerwona”. Słowa takie jak „nadprodukcja” i „spekulacja” odbierano jako synonimy obelgi. Krach zniweczył jedność Berlina, na nowo podkreślił podziały klasowe. Szansę na zdobycie majątku i władzy ponownie zdawała się mieć tylko garstka wybranych10. Na odrzuceniu liberalnej polityki skorzystali członkowie potężnej koali­ cji agrarno-przemysłowej. Potęga junkrów była zadziwiająca. Byli anachro­ nizmem w nowoczesnym państwie opartym na przemyśle, nie mieli swoje­ go odpowiednika w Stanach Zjednoczonych, Francji ani Wielkiej Brytanii, a mimo to udało im się wraz z armią i cesarzem zająć pozycję obrońców narodowej dumy. Twierdzili, że należące do nich wielkie majątki feudalne były niezbędne dla funkcjonowania niemieckiej gospodarki, nawet po tym, jak krytycy tacy jak Max Weber wykazali mylność tego stwierdzenia. Nade wszystko nadal zasilali szeregi elity w armii, co w rezultacie prowadziło do spopularyzowania wojskowych wartości i kodeksu postępowania w ca­ łym społeczeństwie11. Nawet w okresie gwałtownej industrializacji cywile czuli się mniej ważni niż oficerowie; jak ujął to Wehler: „Na każdym kroku widać było militaryzm w społeczeństwie: większość szlachty występowała przed sądem w mundurach, na ulicy ustępowano oficerom z drogi, byłych podoficerów zatrudniano jako oficjeli pocztowych, a w liceach ćwiczenia z musztry były ważną częścią wychowania fizycznego”. W tym samym cza­ sie wielu najpotężniejszych przemysłowców berlińskich porzuciło liberal­ ne idee i przyjęło światopogląd konserwatywny, naśladując arystokrację, rywalizując o pozycje w wojsku i wydając swoje córki za niższą szlachtę.

328

Berlin. Metropolia Fausta

Starzy Borsigowie i Siemensowie, którzy żyli i pracowali w swoich fabry­ kach, ustąpili miejsca nowemu pokoleniu przedsiębiorców, zarządzających firmami z zacisza przestronnych podmiejskich willi bądź nowo nabytych, pseudoarystokratycznych posiadłości wiejskich. Bismarckowi udało się utworzyć silną antyliberalną koalicję składającą się z junkrów, konserwa­ tystów i przemysłowców. Jak ujął to Fritz Stern: „Dokładnie w momencie modernizacji Niemiec ponownie zaczęto wychwalać anachroniczne i eko­ nomicznie nieopłacalne zachowania społeczeństwa”12. Krach miał także jeszcze bardziej złowieszcze oblicze. Wraz z odrzu­ ceniem nowoczesności i lękiem przed zmianą wzrosła popularność poglą­ dów volkistowskich (yolkisch), zwłaszcza wśród tysięcy tych, którzy zna­ leźli się w potrzasku i byli przerażeni otaczającymi ich ze wszystkich stron metamorfozami. Zaliczali się do nich sklepikarze, sprzedawcy, pomniejsi urzędnicy, nauczyciele, rzemieślnicy, farmerzy i kupcy z Mittclstand, któ­ rych dawne przywileje straciły na znaczeniu. W liście z 1894 roku Fontane pisze: „Urzędnik powoli stacza się na dno, jest to jednak niezależne od nie­ go [...], [inni] dziesięciokrotnie przewyższają go, jeśli chodzi o pieniądze, i w konsekwencji w innych aspektach”13. Ci mężczyźni i kobiety desperacko próbowali utrzymać się na powierzchni, robili wszystko, aby nie stoczyć się do ponurego świata pracujących nędzarzy. Obwiniali materializm i inne „zagraniczne” pomysły o zrujnowanie ich dotychczasowego życia. Richard Wagner nie mówił tylko za siebie, kiedy narzekał, że zjednoczone Niemcy powstały kosztem „niemieckiego ducha”. Nietzsche twierdził: „Zdobycie władzy okupuje się drogo: władza ogłupia... Niemców zwano ongi naro­ dem myślicieli: myślą oni dziś jeszcze? [...] Deutschland, Dcutschland ilber alles, obawiam się, że to kres filozofii niemieckiej”14. Strach, zazdrość i pa­ nika wzbudziły głęboką podejrzliwość wobec liberalizmu, kosmopolityzmu i pogoni za nowoczesnością, uosabianych przez „wyczerpane” zachodnie demokracje. Brak zaufania nie był niczym nowym. Berlińczycy miewali okresy, kiedy za wszelką cenę próbowali dorównać Londynowi, Paryżowi czy Rzymowi, często jednak kiedy tylko się okazywało, że nie dadzą rady zbliżyć się do zachodnich rywali, całkowicie odrzucali ich wpływy. Ta rywalizacja zaczę­ ła się jeszcze przed wojną trzydziestoletnią, kiedy miasto było odizolowane od Europy Zachodniej. Nie docierał tu renesans, a mieszkańcy nie mogli się pochwalić osiągnięciami porównywalnymi z intelektualnymi, artystycz­ nymi i kulturalnymi zdobyczami Włoch czy Francji, a nawet innych miast

Ku Wielkiej Wojnie

329

niemieckich, jak Norymberga czy Augsburg. Luter i reformacja uczyniły z ubóstwa wartość pożądaną, sprzyjały idealizmowi nasyconemu antyracjonalizmem, pogardą dla ziemskich uciech i głęboką podejrzliwością wo­ bec dekadenckiego Zachodu15. Nie było więc zaskoczeniem, że luteranizm został przyjęty w Berlinie z dużym entuzjazmem. Czynione przez kolejnych władców próby przeciwstawienia się temu nurtowi zawsze kończyły się niczym16. Kiedy Fryderyk Wielki chciał zakoń­ czyć okres stagnacji panującej w Berlinie, spoglądał ku Francji - zbudował kopię Wersalu, mówił po francusku, ubierał się według francuskiej mody i sprowadzał do swojej stolicy paryskich dworzan. Francuzi ze swoją intelektualizującą arogancją, kosmopolityzmem i indywidualizmem trzymali się możliwie z dala od pozbawionych gustu berlińczyków. Ci zaś pocieszali się, twierdząc, że ich głęboka duchowość i moralność są o wiele więcej warte od płytkiej egzystencji wymuskanych, wypudrowanych pasożytów z francuskiego dworu17. Wywyższanie kultury francuskiej ustało po śmierci Fryderyka. Niemieccy myśliciele zaczęli na nowo podkreślać wagę tożsamo­ ści historycznej, własnego języka, zwyczajów, mody, idei i stylu. Immanuel Kant nie był małostkowym nacjonalistą, twardo opowiadał się za ideałami rewolucji francuskiej, jednak jego próby połączenia wiary i rozumu wpły­ nęły na idealistyczne poglądy romantyków od Fichtego po Schellinga. Po wojnach napoleońskich idee rewolucji francuskiej utożsamiano nie z uni­ wersalną emancypacją, lecz z wrogiem. Nastrój ten uchwycił Beethoven, wykreślając dedykację Eroiki dla samozwańczego cesarza Napoleona („Geschrieben auf Bonapart”), a na jej miejsce skrobiąc słowa: „Dla uczczenia pamięci wielkiego człowieka”18. Niebawem zaczęły wyłaniać się nowe nurty niemieckiego nacjonalizmu podkreślające wagę „narodowej społeczności”. Według koncepcji Volksgeist i Nationalgeist autorstwa Johanna Gottfrieda Herdera tożsamość narodowa nie brała się z oświeceniowego rozumu czy uniwersalizmu, ale z historii, języka i zwyczajów. Dla Hamanna Berlin był biedną wersją Paryża, rojącą się od pseudo-Francuzów, którzy mędrkują i niszczą prawdziwego niemieckiego ducha. Friedrich Schiller podkreś­ lał w swoich pismach potrzebę spojrzenia w głąb swojego wnętrza, aby przeciwstawić się ograniczeniom społeczeństwa. Podczas berlińskich wy­ kładów Hegel tłumaczył, że Geist (duch) realizuje misję poprzez wybrane narody. Podobne idee głosili między innymi Kórner, Jahn, Arndt, Fichte podkreślali oni wyższość kultury niemieckiej i niesłychane bohaterstwo niemieckiego ludu. Wiele z tych początkowo dosyć łagodnych koncepcji

330

Berlin. Metropolia Fausta

zostało zapożyczonych i przeinaczonych przez niemieckich neoromantyków i zaciekłych nacjonalistów końca XIX wieku. Proklamowanie Rzeszy przez Bismarcka w 1871 roku było ukoronowa­ niem aspiracji przeciętnych obywateli - prawdziwych Niemców, którzy od lat przeciwstawiali się francuskiej tyranii. Berlin jako nowa stolica stał się ogniskiem nowych nadziei: „Rzym, Paryż, Londyn są miastami przeszłości mówiło się wtedy - Berlin jest stolicą świata przyszłości”. Krach z 1873 roku odsunął w dal marzenia o niekończącym się bogactwie, do którego dopro­ wadzić miały ekonomiczna i polityczna jedność, kapitalizm, materializm czy liberalizm19. Niemcy poszukiwali nowego sposobu, aby dowieść swojej wartości i utworzyć nową tożsamość. Właśnie w takim momencie zajadły nacjonalizm stał się niesłychanie popularny. Rezultat tej zmiany okaże się dramatyczny w skutkach nie tylko dla Berlina, ale i dla całej Europy. Ci, którzy ucierpieli podczas krachu, obrócili się przeciwko nowoczes­ nemu kosmopolitycznemu miastu. Glagau, dziennikarz, który stracił cały swój majątek, pisał: „Jak prędko chwała, dopiero co zdobyta, zbladła i znik­ ła!”. Panowało przekonanie, że Berlin stał się „wstrętnym siedliskiem zła”, które doprowadzi do zagłady niemiecką kulturę i upodli niemiecki lud. Podniosły się głosy potępiające „zmechanizowane i sztuczne życie” wiel­ kiego miasta. Oburzeni mieszkańcy stolicy i innych części Niemiec zaczęli za zaistniały stan rzeczy oskarżać „obcokrajowców i Żydów, którzy steru­ ją Berlinem”, a także poszukiwać wartości, z którymi oni, „wywłaszczeni Niemcy”, mogliby się utożsamić. Prawdziwi Niemcy nie potrzebowali ko­ minów fabrycznych ani giełdy - wszystko, co było im potrzebne, to Volk, lud. Kiedy drastyczne realia współczesnego świata zdawały się działać na ich niekorzyść, spoglądali wstecz w stronę mistycznej przeszłości będącej w rzeczywistości wytworem zbiorowej wyobraźni. U szczytu gwałtownej gorączki kapitalizmu postanowili odrzucić to, co nowoczesne, i otoczyć się wszystkim innym, od ruchów odwołujących się do natury po wiejski romantyzm, od wegetariańskiego pacyfizmu po mistykę „krwi i ziemi”20. Nowoczesny Berlin, „Nierządnica Babilonu”, stanowił podatny grunt dla nowych ideologii. Konserwatyści, tacy jak Oswald Spengler, wiązali rozwój miasta z upadkiem tradycyjnych wartości, nazywając „czerwonych berliń­ skich robotników” „mieszkańcami miasta bez korzeni”21. Rozkwit Berlina zbiegł się w czasie z ekspansją amerykańskich miast gigantów, takich jak Nowy Jork czy Chicago. Amerykanizm był jednak postrzegany w Europie jako zjawisko negatywne. Socjolog Werner Sombart narzekał, że podczas

Ku Wielkiej Wojnie

331

gdy Wiedeń był europejskim bastionem sprzeciwu wobec amerykanizmu, Berlin był „jego ofiarą”. Karla Schefflera drażniły zarówno krzykliwy amerykanizm Berlina, jak i jego liczna populacja mniejszości narodowych, a także silny materializm, brak kultury oraz duch pionierski, który przy­ pominał mu nastrój „amerykańskich i australijskich miast powstających głęboko w buszu”. Według niego ulicom Berlina brakowało „esencji, swo­ istego charakteru. Place to puste przestrzenie bez wymiaru ani formy, domy nie pasują do ulic, są krzykliwe i rzucają się w oczy, jednak nie daje to żadnego efektu”. W swojej słynnej książce Berlin, cin Stadtschicksal pi­ sał, że „we współczesnym berlińczyku trudno odnaleźć choćby mały ślad prawdziwego gentlemana”; tutejsza populacja składa się z „nudnych i dręt­ wych” przyjezdnych, którzy „przybyli do miasta ze wschodnich równin, omamieni obietnicami amerykanizmu” - było to „funkcjonalne miasto nad Szprewą”22. Andersen Nexo pisał: „Po kilku miesiącach w Berlinie ujrzałem dwóch mężczyzn, którzy na ulicy zdjęli kapelusze na powitanie. To było prawdziwe doświadczenie zobaczyć w tej wieży Babel dwie osoby, które się znają”. Narzekał na wyobcowanie, które powodowało, że „wiele osób zawierało małżeństwa poprzez anonse w gazetach”. Berlin przerażał ludzi, ponieważ był tak bezlitosny, nieludzki, zaawansowany technologicznie po prostu tak nowy. W ówczesnym przewodniku Baedekera czytamy: „Trzy czwarte budynków jest dosyć nowoczesnych”. Księżna Bliicher nazwała Berlin „ostentacyjnie czystym i nowobogackim”, a Karl Scheffler „stolicą

nowoczesnej brzydoty”23. Wyobcowanie było w tamtych czasach często powracającym tematem dyskusji. Wielkie miasto demonizowały zarówno lewica, która nie znosiła alienacji robotników, jak i antymiejscy konserwatyści i pesymiści, którzy opłakiwali rozpad tradycyjnej społeczności niemieckiej. Kierowały nimi inne pobudki, jednak wszyscy widzieli w Berlinie różne stadia brutalności i bestialstwa24. Poeta Alfred Lichtenstein twierdził, że na widok Berlina „świat się wali, oczy się zamykają”, Otto Glagau zaś opisywał czasy, w których najpoważniejsze i najnikczemniejsze zbrodnie są na porządku dzien­ nym: morderstwa, włamania, napady i kradzieże [...]; oszustwa i mal­ wersacje są prawdziwą plagą, liczba samobójstw przybrała rozmiary epidemii. Włóczędzy i żebracy wałęsają się stadami, więzienia i aresz­ ty są przepełnione, a liczba procesów cywilnych i karnych, bankructw i przejęć ciągle rośnie.

332

Berlin. Metropolia Fausta

Rathenau zauważył, że lekarze coraz częściej muszą leczyć pacjentów, którzy tak bardzo przywykli do zabudowanych obszarów miejskich, że cier­ pią na Platzangst - lęk przed otwartymi przestrzeniami. Berliński socjolog Georg Simmel twierdził, że mieszkaniec miasta jest codziennie poddawany działaniu nienaturalnych bodźców, a „gospodarka, praca i życie towarzy­ skie” stworzyły rzeczywistość, która zbyt mocno kontrastuje z „powolnym, rodzinnym, równym rytmem” egzystencji na wsi. Mieszkaniec wielkiego miasta musiał więc wytworzyć „organ chroniący go przed zakłóceniami i wahaniami płynącymi ze środowiska zewnętrznego”25. Kryzys współczesności stał się inspiracją dla wielu konserwatywnych krytyków, od Wilhelma Heinricha Riehla po Oswalda Spenglera, który gar­ dził nowym Berlinem i był zadowolony, że mógł wykorzystać rozczarowa­ nie odczuwane przez Mittelstand26. Houston Stewart Chamberlain, Niemiec z wyboru, atakował demokrację, liberalizm i Żydów. W 1881 roku Paul de Lagarde potępił Rzeszę jako niewystarczająco niemiecką i poparł osadnic­ two w Rosji, której część chciał nazwać „Germanien”27. W niezwykle po­ pularnej jeszcze do czasów nazistowskich książce Rcmbrandt ais Erzichcr (Rembrandt jako wychowawca) Julius Langbehn opisywał słynnego mala­ rza jako niemieckiego artystę i wykorzystywał jego postać do zilustrowa­ nia poglądu, jakoby kultura niemiecka przewyższała wszystkie inne. Autor był jawnym przeciwnikiem miast i szerzącego się w nich intelektualizmu. Twierdził, że „może się tak zdarzyć, iż na końcu rolnik zabije profesora; to, co wrodzone w naturze Niemców, zostanie zdominowane i wyparte przez to, co sztucznie narzucone”28. Niektórzy teoretycy agitowali za prawdzi­ wymi zmianami społecznymi. W 1892 roku Wilhelm Forster założył swo­ ją pseudochrześcijańską organizację Ethische Gesellschaft (Towarzystwo Etyczne), Moritz von Egidy zgromadził zaś wokół siebie niewielką grupę wyznawców nowej pacyfistycznej religii. Spotykali się regularnie w jego berlińskich apartamentach, aby poznawać duchowe, utopijne i mistyczne siły natury29. Wszystkich ich łączyły wspólne przekonania na temat okropieństw współczesności i potrzeby odbudowania prawdziwie niemieckiego stylu życia30. W tym bogactwie volkistowskich idei najczęściej poruszanym tematem była potrzeba przeprowadzenia nowej rewolucji, która miałaby doprowa­ dzić do duchowej odnowy narodu niemieckiego, a także odtworzenia mi­ tycznych Niemiec pełnych małych miasteczek, chłopów i drobnych rze­ mieślników wierzących w teutońskie mity i gloryfikujących walkę zbrojną.

Ku Wielkiej Wojnie

333

Nowi Niemcy wzywali do eliminacji tak wyraźnie widocznych w stolicy sztucznych podziałów klasowych, partyjnych czy religijnych. Obiektem ich zainteresowań był cały wszechświat, widzieli go bowiem jako kosmos przepełniony tajemniczą siłą, który w pełni można pojąć, jedynie otaczając się niemieckim krajobrazem, w ojczyźnie Volku. Młodzi berlińczycy, nie mogąc podróżować w góry, nad rzeki i w ciemne lasy Niemiec, stworzyli romantyczną wersję niemieckiej Kultur. Oparli ją na wspólnej historii, kul­ turze i języku oraz na wierzeniach prachrześcijan, którzy przez tysiące lat zamieszkiwali ich świętą ziemię oraz przelewali krew w jej obronie. Życie wiejskie z jego wartościami rodzinnymi i ciężką pracą zestawiano z de­ kadenckim materializmem nieudolnych mieszkańców miasta - jak moż­ na było dotknąć niemieckiej ziemi, skoro została zalana asfaltem? Idea Volksgcmcinschaft, mistycznej wspólnoty Volku, przybrała parareligijną formę. Skierowana była przeciwko wszystkim „nieniemieckim” zdrajcom: socjalistom, katolikom, Żydom, masonom, Słowianom, Europejczykom z Zachodu, kapitalistom, kosmopolitom, obcokrajowcom i wszystkim in­ nym, którzy zamieszkiwali „chore miasto w sercu Niemiec”. Jak grzyby po deszczu powstawały nowe stowarzyszenia i kluby poświęcone ochronie niemieckiej kultury. Istniało nawet Bund fur deutsche Schrift (Stowarzy­ szenie Niemieckiego Pisma), które odrzuciło antykwę na rzecz „prawdziwie niemieckiego” gotyckiego kroju zwanego frakturą (Fraktur), wzorowanego na średniowiecznych manuskryptach31. Rasizm był nieodłączną częścią ruchu volkistowskiego, i to właśnie w tym czasie - na długo przed powstaniem nazizmu - po raz pierwszy zaczęto wykorzystywać etnologię i antropologię dla udowodnienia wyż­ szości rasy germańskiej. Wybrane fragmenty Darwinowskiej teorii ewolucji w połączeniu z ponownym odkryciem prac Mendla z dziedziny genetyki utwierdziły w 1900 roku wielu naukowców w przekonaniu, że wszystkie ludzkie cechy (łącznie z inteligencją) wykształciły się na drodze ewolu­ cji. Dosyć szybko koncepcje te okrzyknięto „czystą nauką”. Mówiono, że w ciągu tysięcy lat Niemcy wyewoluowali jako „rasa wyższa”, którą nale­ żało teraz chronić przed „zakażeniem” przez „rasy niższe”. W 1904 roku założono Archiv fur Rassen und Gesellschafts-Biologie (Archiwum Teorii Rasowej i Biologii Społecznej). W jego zbiorach znajdowały się rzędy wo­ skowych głów przedstawiające różne „typy” rasowe, tabele kolorów oczu i przyrządy do pomiaru czaszek - które później wykorzystywane będą do odróżniania Aryjczyków od nie-Aryjczyków32. Dla nacjonalistów zachętą

334

Berlin. Metropolia Fausta

był też rasistowski aspekt prowadzonego przez Bismarcka kulturkampfu, który zaczął się jako atak na katolików, lecz wkrótce stał się kampanią wy­ mierzoną przeciwko wszystkim mniejszościom narodowym (a zwłaszcza Słowianom), które stanowiły wówczas ponad dziesięć procent populacji Rzeszy33. Na przełomie wieków wprowadzono nowe przepisy rasowe. Na przykład w 1908 roku w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej za­ kazano zawierania mieszanych małżeństw i anulowano te już istniejące. W 1913 roku doktor Fischer opublikował książkę o burskich mężczyznach i hotentockich kobietach, Die Rchobothcr Bastards, w której sugerował przy­ znanie im „możliwie minimalnej ochrony [...] jako rasie gorszej od naszej”. Jednak najbardziej zdradziecką formą rasizmu w Berlinie było uprzedze­ nie do Żydów, które po krachu na giełdzie w 1873 roku przekształciło się w jawny antysemityzm.

Podobnie jak w większości ośrodków europejskich, uprzedzenie do Żydów było nieodłącznym elementem berlińskiego życia. Pomimo to mieszkańcy miasta byli zawsze dosyć tolerancyjni. Nie było tu żydowskiego getta ani nawet żydowskiej dzielnicy. Oświecenie i rewolucja francuska złagodzi­ ły średniowieczne uprzedzenia. W XIX wieku równouprawnienie zbiegło się w czasie z nowymi możliwościami, jakie dawała rewolucja przemysło­ wa. W rezultacie wielu Żydów rozpoczęło pełne sukcesów kariery w wielu dziedzinach, od rynku wydawniczego po medycynę, od wytwórstwa po bankowość. Populacja Żydów w Berlinie wzrosła w latach 1871-1910 z po­ niżej pięćdziesięciu tysięcy (przy ogólnej liczbie ludności osiemset dwadzie­ ścia sześć tysięcy) do stu siedemdziesięciu tysięcy (przy ogólnej populacji powyżej dwóch milionów). Rozmiar sukcesu dziewiętnastowiecznej dia­ spory żydowskiej Berlina można wyobrazić sobie, patrząc na zrekonstru­ owaną wspaniałą synagogę przy Oranienburg Strasse, stanowiącą od lat sześćdziesiątych XIX wieku centrum kultury żydowskiej, czy też cmentarz Weissensee, do dziś pozostający jednym z najważniejszych punktów na mapie miasta34. Weissensee otwarto w 1880 roku, po przepełnieniu stare­ go cmentarza żydowskiego. Pośród stu tysięcy nagrobków znaleźć można takie nazwiska jak Rathenau, Tietz, Mosse czy Ascherode35. Życie Żydów nigdy nie było jednak sielanką, w Berlinie byli zarówno „niezmiernie uży­ teczni, jak i niezmiernie znienawidzeni”36. Szczególnie smutnym zjawiskiem był antysemityzm narastający w mie­ ście, które swoje bogactwo, dostatek i potęgę zawdzięczało w dużym stopniu

Ku Wielkiej Wojnie

335

Żydom. Pogarda dla osiągniętego przez nich sukcesu uczyniła z nich cel ataku nowych ideologów37. Anglik Shepard Thomas Taylor tak pisał o Ber­ linie lat siedemdziesiątych XIX wieku: „Żydzi zamieszkują najlepsze domy w najlepszych dzielnicach, jeżdżą po okolicy w najelegantszych ćquipagcs oraz pojawiają się w operach i teatrach, wzbudzając całkiem sporo zazdro­ ści wśród mniej zamożnych chrześcijańskich berlińczyków”38. Pomimo po­ siadanego bogactwa berlińscy Żydzi nie mogli cieszyć się pełnią praw oby­ watelskich - wciąż nie mogli służyć w armii ani w dyplomacji, nie mieli też dostępu do tradycyjnych przywilejów arystokratycznych. Często stawali się obiektem zniewag i nadużyć39. Bankier Bismarcka, Gerson von Bleichróder, był pierwszym Żydem, któremu nadano tytuł szlachecki, pomijając obo­ wiązkową konwersję na chrześcijaństwo. Większość elity skrupulatnie go jednak unikała. Mimo że wydawał miliony marek na dorównanie arysto­ kracji i urządzanie wystawnych przyjęć, tak zwane liczące się rodziny ra­ czej nie przyjmowały jego zaproszeń. Podczas jednego z dworskich balów żaden z gości nie chciał zatańczyć z jego żoną. W końcu zmuszono do tego młodego oficera, który powróciwszy do swoich przyjaciół, przeprosił ich za złamanie kodeksu pułkowego przez zatańczenie z Żydówką40. Katarzyna Radziwiłłowa była zaskoczona szerzącym się antysemityzmem:

Berlin nie jest Paryżem. W stolicy nowego Cesarstwa Niemieckiego, po­ dobnie jak w Rosji, nadal istnieją uprzedzenia, które dawno już zniknęły we Francji. Jednym z nich jest wstręt przed uściśnięciem ręki Żyda na powitanie, a także odwiedzenie go w domu lub przyjęcie u siebie [...]. Nie ma na świecie innego miasta, gdzie naród Izraela byłby tak pogar­ dzany, przysparzając jednocześnie społeczeństwu tyle korzyści41. Wraz z krachem na giełdzie wielu berlińczyków obróciło się przeciwko Ży­ dom, których obwiniali za swoje niepowodzenia. Najbardziej oczywistym celem ataków był Strousberg, wtrącony do więzienia dla dłużników w Mos­ kwie po tym, jak rozpadło się jego imperium. Biedny i samotny zmarł w Berlinie w 1884 roku. Nienawiść dotknęła wszystkich żydowskich spon­ sorów i bankierów, nawet Bleichróder otrzymywał listy z pogróżkami: „Jak mogłeś dopuścić, żeby coś takiego mi się przytrafiło?’1*2. W ciągu kilku tygo­ dni od krachu wszystko, co żydowskie, stało się obiektem ataków. Liberalna prasa, będąca w większości własnością Żydów, została oskarżona o konspirowanie przeciwko naiwnym inwestorom. Żydów obwiniano o celowe

336

Berlin. Metropolia Fausta

wykorzystywanie Niemców. Po Berlinie krążyła plotka, jakoby szanowane żydowskie rodziny bankierów i przemysłowców ani trochę nie ucierpia­ ły podczas krachu. Wielu rozwścieczonych berlińczyków wierzyło słowom Glagaua, kiedy twierdził (zresztą niezgodnie z prawdą), że „dziewięćdzie­ siąt procent Grundcr i spekulantów, którzy spowodowali krach, to Żydzi”43. Podczas kryzysu lat siedemdziesiątych XIX wieku środowisko berlińskie stało się wymarzonym podłożem antysemityzmu. Wilhelm Riehl nazwał miasto „królestwem Żydów”, a w 1870 roku Constantin Frantz twierdził, że Berlin „bardziej przypomina stolicę Rzeszy Żydowskiej niż Niemiec­ kiej”44. Niektórzy zaczęli doszukiwać się w społeczności żydowskiej „cen­ trum międzynarodowej konspiracji podkopującej niemiecki charakter i bu­ rzącej porządek europejski”; słowa takie jak „nowoczesny” i „żydowski” używano zamiennie w atakach na Berlin. Nowa fala pogardy dla miasta była nierozerwalnie związana z antysemityzmem. Sztukę nowoczesną, a zwłaszcza ekspresjonizm, łączono z „żydowskością”, natomiast najważ­ niejszych krytyków, w tym Alfreda Kerra i Siegfrieda Jacobsohna, oskar­ żano o stronniczość, gdyż sami byli Żydami45. Nietzschego przerażała ro­ snąca fala niechęci do Żydów, w 1885 roku pisał: „Nie spotkałem jeszcze żadnego Niemca, który byłby przychylny Żydom’146. W Ludzkie, arcyludzkie próbował wytłumaczyć ten fenomen takimi słowami: „[...] cały problem żydowski istnieje tylko w obrębie państw narodowych, w tym znacze­ niu, że na tym gruncie ich zdolność do czynu i wyższa inteligencja, ich kapitał ducha i woli gromadzony z pokolenia na pokolenie w długiej szko­ le cierpienia muszą wszędzie dochodzić do takiej przewagi, która budzi zazdrość i nienawiść [...]’M7. Pisał też o tym, że „we wszystkich narodach współczesnych szerzy się ta literacka zagłada - i to tym bardziej, im więcej one robią grymasów nacjonalistycznych - aby Żydów, jako kozły ofiarne za wszelkie możliwe publiczne i wewnętrzne niedomagania, pod nóż pro­ wadzić”48. Nietzsche mógł uważać „młodego giełdowicza żydowskiego” za „najwstrętniejszy wynalazek rodzaju ludzkiego”, jednak w przeciwieństwie do wielu mu współczesnych wiedział, że narodowi żydowskiemu zawdzię­ czamy „człowieka najgodniejszego miłości (Chrystusa), najbardziej prawe­ go mędrca (Spinozę), najpotężniejsze księgi i najobfitsze w skutki prawo obyczajowe”. Co więcej, Nietzsche podkreślał, że to Żydzi „w najmrocz­ niejszym okresie średniowiecza, kiedy ciężka powłoka chmur, idąca z Azji, zaległa nad Europą, wtedy właśnie żydowscy wolnomyśliciele, uczeni i le­ karze [...] podtrzymywali sztandar oświaty i niepodległości umysłu [...];

Ku Wielkiej Wojnie

337

ich także usiłowaniom niemało należy zawdzięczać [...]; łańcuch cywili­ zacji, który łączy nas obecnie ze światłem starożytności grecko-rzymskiej, nie został zerwany”49. Nietzsche pisał, że antysemici to ci, którzy nie mogą darować Żydom, że mają Geist i pieniądze: „Antysemici - to kolejna nazwa na Schlechtweggekommcnen [ci, którym się nie powiodło]”50. Pomimo kry­ tyki antysemityzm stawał się coraz popularniejszy. Skierowany był już nie tylko przeciwko outsiderom, ale także zasymilowanym członkom berliń­ skiej społeczności. Najniebezpieczniejsze stało się to, że antysemityzm nie opierał się już na religii, lecz na rasie. W 1879 roku Wilhelm Marr opublikował głośny pamflet Der Sieg des Judentums iiber das Germanentum (Zwycięstwo żydostwa nad germańskością), w którym tłumaczy dlaczego w walce przeciwko „obcym” antyse­ mityzm o podłożu rasowym powinien zastąpić wywodzącą się jeszcze ze średniowiecza religijną niechęć do Żydów. Nawet jeśli „ci ludzie” mieszka­ liby w Niemczech od pokoleń, mówili po niemiecku, wpływali na rozwój niemieckiej kultury i zginęli na wojnie w obronie Niemiec, nie byli i nigdy nie będą prawdziwie „niemieccy”, gdyż należeli do innej rasy. Koncepcję tę podchwycił berliński profesor filozofii i ekonomii Eugen Diihring w swojej książce z 1881 roku pod tytułem Die Judcnfrage ais Rassen - Sittcn - and Kult urfragę (Kwestia żydowska jako problem rasy osadnictwa i kultury). Uczył on swoich studentów, że Żyd zawsze rodzi się zepsuty i gorszy, niepo­ równywalny ze szczerym, prostolinijnym i honorowym Niemcem. Jako fakt naukowy przyjmowano pogląd, według którego cechy rasowe były deter­ minowane przez ziemię ojczystą danej grupy. Niemcy byli więc tajemniczy­ mi Lichtmenschen, którzy wynurzyli się ze starodawnych ciemnych lasów północy, podczas gdy Żydzi byli ludźmi pustyni - płytkimi, jałowymi, po­ zbawionymi kreatywności pasożytami. Ta i inne teorie poparte pseudonau­ kowymi faktami trafiły na podatny grunt - społeczne stereotypy dotyczące Żydów były niezwykle rozległe, można było im przypisać wszystkie proble­ my nękające Niemców51. Złowrogi kapitalizm, nowoczesność, materializm, korupcja, socjalizm i zgnilizna moralna - winą za to wszystko można było obarczyć Żydów. „Rasa - owa niezmienna wartość - decydowała o tym, że Żyd nie mógł nigdy zostać Niemcem. [...] W kontekście krwi, jako eliksiru germańskiego myślenia rasowego, Żydzi stanowili «kwintesencję wiecznej obcości»”52. Przed 1878 rokiem berliński antysemityzm nie miał podłoża poli­ tycznego. W tym roku Adolf Stócker, który łączył Żydów z socjalizmem

338

Berlin. Metropolia Fausta

i obwiniał ich za podburzanie proletariatu przemysłowego, założył swoją Partię Chrześcijańsko-Społeczną. Była to pierwsza partia w Berlinie otwar­ cie głosząca poglądy antysemickie53. W latach osiemdziesiątych konserwa­ tyści zaczęli wykorzystywać ten nowy fenomen polityczny i coraz częściej gromadzili się w takich stowarzyszeniach jak na przykład Rolne Stowarzy­ szenie Posiadaczy Ziemskich. Jego członkowie wierzyli między innymi, że Żydzi są genetycznie niezdolni do uprawiania ziemi. Tolerancyjna postawa z początku wieku ustąpiła miejsca wzrastającemu napięciu między Żydami a chrześcijanami. Wymyślano coraz to nowe nieoficjalne bariery społecz­ ne. Jak ujął to jeden z prawników, było to „wypaczenie konstytucji przez administrację”54. Antysemityzm był coraz bardziej widoczny. W 1880 ro­ ku Berlin zelektryzowała „afera tramwajowa”. Pewnego dnia dwóch na­ uczycieli jadących tramwajem konnym wygłaszało na głos antysemickie komentarze55. Po pewnym czasie zirytowany żydowski pasażer podszedł do nich i poprosił o ciszę. Dwaj mężczyźni, zamiast zamilknąć, zaczęli obrzucać Żyda wyzwiskami. Szybko wywiązała się sprzeczka, którą za­ kończyła dopiero interwencja policji. Gdy relacja z incydentu znalazła się w gazetach, publika opowiedziała się po stronie nauczycieli. Jeden z nich otrzymał nawet publiczne owacje po tym, jak stwierdził, że to wydarzenie było „częścią historycznej potyczki między Niemcami a Żydami”56. Fakt, że bohaterowie „afery tramwajowej” byli nauczycielami, był nie­ zwykle istotny. Idee volkistowskie zaczęły bowiem odgrywać coraz większą rolę wśród ruchów młodzieżowych i w szkołach57. Pierwszy prawdziwy nie­ miecki ruch młodzieżowy powstał jeszcze w trakcie wojen napoleońskich. Działalność Friedricha Jahna znalazła odbicie w ruchu korporacyjnym (Burschenschaften), który miał na celu propagowanie germańskiej kultury i nauczanie młodzieży o ich dziedzictwie. Pod koniec wieku podobne ruchy stworzyły cały obrządek pseudogermańskich rytuałów składających się po prostu z prostackiego pijaństwa i pojedynkowania się na dowód lojalności wobec niemieckich tradycji. Na każdym kroku podkreślano „niemieckość”, zatem w rytuałach nie mogli uczestniczyć obcokrajowcy ani Żydzi. Po 1906 roku Żydzi nie mogli też należeć do bractw ani pojedynkować się z niemieckimi nacjonalistami. Szrama na twarzy jako pamiątka po poje­ dynku była wówczas ceniona, o Żydach mówiono jednak, że są „niegodni broni”. Strukturę Verein Deutscher Studenten (Związku Niemieckich Stu­ dentów) oparto na Burschenschaften. Jego członkowie promowali nacjo­ nalizm i antysemityzm także w XX wieku50.

Ku Wielkiej Wojnie

339

Łagodniejszy w poglądach ruch Wandervogel (Wędrowny Ptak) zapo­ czątkowany został w gimnazjum w podmiejskiej dzielnicy Berlina, Steglitz; hasłem organizacji było „młodzież między sobą”. Jej członkowie odrzucali kult nowoczesnego miasta na rzecz starych pieśni ludowych, kultu natury i niemieckiego krajobrazu. W tych czasach często można było zauważyć grupki młodych berlińczyków zmierzających na piesze wycieczki na wieś lub dłuższe wyprawy krajoznawcze poświęcone zwiedzaniu zabytków i miejsc ważnych dla niemieckiej kultury. Wszystko po to, by „wydostać się z murów Berlina”59. W ślad za Wandervogel poszły inne ruchy młodzie­ żowe - zwolennicy miejskich działek, nudyści, fani niemieckiego folklo­ ru. Ci ostatni poszukiwali regionów kraju nietkniętych cywilizacją - bez kolei, asfaltu czy tłumów60. W 1890 roku powstał nowy antypostępowy ruch Heimatkunde (Wiedza o Ojczyźnie). Osoby, które do niego należały, poszukiwały swoich starodawnych korzeni na przedmieściach miasta pod hasłem „Los von Berlin” (z dala od Berlina). Najważniejszą z grup pozo­ stawała jednak ta założona przez Karla Fischera w podmiejskim Stieglitz. Traktował on członków swojej „Dzikiej Hordy” jak równych sobie i często prowadził z nimi długie dyskusje. Był ubóstwiany przez swoich podopiecz­ nych, którzy wyciągali ku niemu rękę w geście powitania, chórem krzycząc „Heill”. Fischer będzie później wymieniany jako założyciel i lider całego ruchu Wandervogel. Większość podobnych grup dobrowolnie przyjęła za­ łożenia nowego volkistowskiego nacjonalizmu. Studenci i młodzież, którzy nie zgadzali się z nowymi poglądami, stali się celem prześladowań dla fanatycznych członków Verein Deutscher Studenten, zwanego też Kyffhauserbund, ultranacjonalistycznego i monarchistycznego ruchu stawiającego sobie za cel oczyszczenie Niemiec ze wszystkich obcych wpływów. Jego członkowie odrzucali „sterylność miejskiego życia” i czuli głęboką potrzebę przeprowadzenia nie do końca określonej „rewolucji ducha” oraz ponownej germanizacji kraju. Wszystkie te idee niebawem przeniesiono do szkół. Kryzys nowoczesno­ ści mocno dotknął nauczycieli. Stracili wiele ze swoich wpływów i prestiżu na rzecz powstającej bogatej klasy średniej. Przyjęcie poglądów nowych volkistowskich nacjonalistów było im bardzo na rękę. Friedrich Diesterweg stworzył program mający zwalczać kosmopolityzm Berlina z poziomu ławki szkolnej. Twierdził, że celem edukacji jest „stworzenie niemieckiej świadomości [...] i poczucia przywiązania do wszystkich, którzy mówią po niemiecku, mieszkają na niemieckiej ziemi”, a jednocześnie „wzbudzenie

340

Berlin. Metropolia Fausta

nienawiści do wszystkiego, co obce”. W 1881 roku utworzono Generalną Niemiecką Unię Szkolnictwa, będącą związkiem nauczycieli i akademików pragnących promować niemiecki język i kulturę. Osiem lat później pruski edykt królewski nakazał kontrolowanie wszystkich podręczników, a w ra­ zie wątpliwości napisanie ich na nowo - wszystko to, by upewnić się, że pomoce naukowe głoszą teorie zgodne „z interesem państwa”. Dzieci miały styczność z nowym nacjonalizmem od najwcześniejszych lat szkolnych aż po ostatnie lata nauki na uniwersytecie. Uniwersytet w Berlinie był jednym z większych osiągnięć stolicy Nie­ miec w XIX wieku. Po skromnym początku w 1809 roku stał się ważnym ośrodkiem akademickim Europy, skupiającym najbardziej szanowanych uczonych, lekarzy, prawników, socjologów i historyków tamtych czasów. W 1877 roku na studia zapisało się ponad dwa tysiące osób, pod koniec wieku liczba ta zwiększyła się trzykrotnie61. Ośrodki akademickie w Ber­ linie i innych miastach, na przykład w Heidelbergu czy Getyndze, przeży­ wały okres rozkwitu. Wydziały naukowe przyciągały takie osobistości jak Hermann von Helmholtz, Rudolf Virchow, Adolf von Harnack, Robert Koch (zdobywca Nagrody Nobla z 1905 roku za prace nad gruźlicą i cholerą, pro­ wadził założony w roku 1885 na uniwersytecie berlińskim Instytut Higie­ ny, a także Królewski Instytut Chorób Zakaźnych założony w 1890 roku), Gustav Kirchhoff (wynalazca spektroskopu), Heinrich Hertz (odkrywca fal radiowych), Wilhelm Roentgen (odkrywca promieniowania X), Paul Ehrlich (opracował metodę leczenia syfilisu), psycholog Wilhelm Wundt i chemik Justus von Liebig. W 1890 roku w Niemczech pracowało już dwu­ krotnie więcej wykładowców akademickich niż w Wielkiej Brytanii. Uni­ wersytety stały się też ważnymi ośrodkami nauk społecznych. W Berlinie mieszkali, pracowali i wpływali na życie akademickie filozofowie tacy jak Eduard Hartmann, Wilhelm Dilthey, Ernst Cassirer czy Edmund Husserl, socjologowie: współtwórca tej dyscypliny Max Weber, Ferdinand Tónnies czy Georg Simmel, historycy: Theodor Mommsen, Heinrich von Treitschke, Leopold von Rankę, biblista Julius Wellhausen, Friedrich Delitzsch (któ­ ry odszyfrował asyryjski i sumeryjski oraz wyszkolił większość asyriologów tamtego okresu), historycy ekonomii: Gustav von Schmoller i Ludwig Joseph Brentano, a także lingwista zajmujący się językiem niemieckim Wilhelm Scherer62. Uniwersytet nigdy nie rozwiązał jednak swojego naj­ większego problemu - konfliktu między Gcist a Macht (duchem a władzą).

Ku Wielkiej Wojnie

341

Prestiż uczelni dawał akademikom niemal boski status i pozwalał nauczać nonsensów, których nie kwestionowano63. Osobie wychowanej na przykład w tradycji anglosaskiej bardzo trudno będzie zrozumieć szacunek, jakim do dziś cieszą się niemieccy profesoro­ wie. Postawa ta wykształciła się pod koniec XIX stulecia, kiedy to nastąpiła wyraźna zmiana w archetypie profesora - typowy niechlujny, obszarpany nauczyciel, którego Kurt Tucholsky opisywał jako nieżonatego mężczyznę „w zmiętym kapeluszu i wygniecionym płaszczu”, wówczas urósł do rangi szanowanej figury. Wilhelm von Humboldt zwykł mawiać, że to eduka­ cja, a nie urodzenie, jest „prawdziwym wyznacznikiem szlachectwa”. Pod koniec XIX wieku profesorów zaczęto traktować zupełnie inaczej. Elita naukowa gardziła bowiem wszystkim, co kojarzyło się ze „studiami zawo­ dowymi” bądź interesami przynoszącymi pieniądze, dlatego na celowniku znalazła się nowa bogata burżuazja berlińska. Niebawem zaczęły pojawiać się opowieści, w których studenci opisywali swoje niemal metafizyczne doznania podczas wykładów szanownych profesorów, „czysto niemieckich ludzi” niezwiązanych z brudnym światem polityki i pieniędzy, dążących do wyższego celu, jakim jest wiedza. Z końcem XIX wieku środowisko uniwer­ sytetu berlińskiego stało się ośrodkiem poparcia dla nacjonalizmu i volkistowskiej ideologii, a jego profesorowie byli ich naczelnymi głosicielami. Zaakceptowanie podobnych zachowań było związane ze strukturą uniwersytetu i jego zależnością rządu. Uniwersytety były instytucjami państwowymi, profesorowie pełnili funkcję urzędników państwowych, a rządowa pensja była im niezbędna do przeżycia. Niektórzy ministrowie edukacji mieli aktywny wpływ na to, kto był zatrudniany na uniwersyte­ tach. Chcieli mieć bowiem pewność, że nauczanie prowadzone jest według oficjalnie zatwierdzonego programu. Friedrich Althoff, pruski minister oświaty w latach 1897-1907, otwarcie groził profesorom, że zostaną uka­ rani, jeśli ich poglądy będą odbiegać od tych zaaprobowanych przez rząd cesarski. W 1899 roku Hans Delbruck, profesor historii na uniwersytecie berlińskim, za krytykę rządowej polityki germanizacji w Szlezwiku-Holsztynie, został postawiony przed sądem dyscyplinarnym. Pozostał na uczel­ ni, gdyż przed dużą publicznością wygłosił mowę popierającą rządową po­ litykę morską, poza tym wstawili się za nim jego uniwersyteccy koledzy64. Żaden socjaldemokrata nie miał szans na owocną karierę akademicką. Przepisy wprowadzone w 1898 roku przez pruski rząd mówiły, iż „celowe promowanie idei socjaldemokratycznych [jest] sprzeczne z zajmowaniem

342

Berlin. Metropolia Fausta

stanowiska nauczycielskiego na królewskim uniwersytecie”. W rzeczywi­ stości prawo to spisano zwłaszcza po to, by pozbawić stanowiska Leo Aronsa, młodego wykładowcę na wydziale fizyki uniwersytetu berlińskiego, ak­ tywnie zaangażowanego w politykę socjalistyczną 65. Nominacje profesorskie były zazwyczaj polityczne, kandydatom z „nie­ właściwymi” poglądami często odmawiano stanowisk. Na studia przyjmo­ wano głównie młodzież z Bildungsbiirgertum, a procedura rekrutacyjna na stanowiska Ordinari.cn (kierowników katedr) była tak przeprowadzana, że przyszłego akademika całkowicie uzależniała od profesora, u którego się habilitował. Dostęp do zawodu mogło jednak zablokować tajne głosowanie członków rady uniwersyteckiej. Prowadziło to do wykluczenia ze środowi­ ska wszystkich osób o radykalnych poglądach, a także Żydów. Pod koniec wieku na uniwersytecie szerzył się już antysemityzm, w 1909 roku prawie dwanaście procent wszystkich wykładowców w mieście było pochodzenia żydowskiego, niewielu było jednak profesorami. W tym samym roku nie istniał ani jeden wydział, na którym pracowałby stuprocentowo żydowski profesor. Profesorowie zaczęli nauczać studentów zgodnie z volkistowską ideologią, a ich zdanie rzadko kiedy było kwestionowane. Uniwersytety dążyły do utrzymania obowiązującej struktury władzy66. Nigdzie jednak nie było to tak widoczne jak na wydziałach historycznych. Po zjednoczeniu Niemiec od historyków oczekiwano pomocy w stwo­ rzeniu nowej tożsamości narodowej. Większość posad w Berlinie zajmo­ wali konserwatywni historycy, którzy chętnie pomagali w spisaniu nowej spójnej wersji historii. Jednym z najbardziej wpływowych badaczy był Le­ opold von Rankę, według którego historia powinna zostać przedstawiona „wie es eigentlich gewesen” (jak naprawdę było). Jego zdaniem celem ba­ dań historycznych powinno być zaś utrzymanie i rozwój potęgi państwa, zwłaszcza państwa niemieckiego, które - jak sam mawiał - było „żyjącym, indywidualnym, unikatowym bytem”67. Swoją pracą Rankę położył podwa­ liny pod nacjonalistyczną pruską szkołę historyczną, powstałą pod koniec XIX wieku. Na początku swoich karier młodsi historycy, tacy jak Droysen, Sybel i Treitschke, identyfikowali się z niemieckim liberalizmem i ostro krytykowali polityczny konserwatyzm Rankego. Po zjednoczeniu zmienili jednak poglądy, uznając wyższość kultury niemieckiej nad pozostałymi, a nawet konieczność istnienia Berlina jako silnej stolicy państwa. W pracy Die Deutschcn bei ihrem Eintritt in die Gcschichtc (Niemcy w momencie wejścia do historii) Heinrich von Sybel pisał, że źródłem germańskiej religii

Ku Wielkiej Wojnie

343

jest głębokie instynktowne odczucie przyrody i że to przyroda wprowadza Volk do historii i kultury ludzkości. Agresywną politykę kolonialną i mi­ litarną broniono za pomocą pieczołowicie wyselekcjonowanych tekstów historycznych. Friedrich Naumann zdefiniował niemiecki nacjonalizm jako potrzebę rozszerzania wpływów na cały świat68. Inni skupiali się na wro­ dzonej wyższości Niemiec i ich „świętej misji zachowania i rozpowszech­ niania niemieckiej Kultur11. Historycy tacy jak Troeltsch i Hintze wychwa­ lali zalety Kultur i twierdzili, że to po stronie Niemców leży obowiązek uświadomienia reszcie świata, jak wspaniałe jest niemieckie malarstwo, rzeźba, literatura i filozofia. Wyścig z Francją nareszcie dobiegł końca. Ber­ lin nie musiał się już ścigać, był po prostu lepszy. Dla zafascynowanych germańskością samozwańczych strażników Kultur oczywiste było to, że niemieckie dziewice są bardziej niewinne, niemiecka lojalność bardziej bezinteresowna, a niemiecka kultura bogatsza i głębsza niż ta w Paryżu czy gdziekolwiek indziej69. Heinrich von Treitschke zastąpił Rankego na stanowisku profesora hi­ storii w Berlinie i stał się jednym z najbardziej wpływowych historyków w kraju, a jednocześnie niezwykle szanowaną osobistością. Studenci stali po kilka godzin w kolejkach, by móc wysłuchać jego wykładu. Na ulicy witano go z pełnym szacunkiem i czcią, a jego słowa powielano i roz­ powszechniano wśród tych, którzy nie mieli możliwości ich usłyszeć. Był niemieckim szowinistą, a jego pięciotomowa Deutsche Geschichte im neuzehnten Jahrhundert (Historia Niemiec w XIX wieku) zawierała wezwania do odrzucenia jarzma przeszłości i zanurzenia się w Volku. Według niego zadaniem każdej jednostki było „zapomnieć się i poczuć się częścią całości. Trzeba zdać sobie sprawę, jak mało istotne jest pojedyncze życie w porów­ naniu z całym Volkiem”. W latach 1879 i 1880 opublikował serię wpływo­ wych artykułów w „Preussiche Jahrbiicher”, w których opowiadał się za zniszczeniem socjalizmu, twierdził, że ubóstwo klasy robotniczej powinno być stanem permanentnym, i przestrzegał swoich studentów przed plagą obcokrajowców. W jednym z artykułów zawarł brzemienne w skutki słowa, które za kilkadziesiąt lat odbiją się echem w całych Niemczech: „Żydzi są naszym nieszczęściem” („Die Juden sind unser Ungliick”)70. Treitschke niestrudzenie walczył o wzmocnienie wpływu Niemiec na arenie międzynarodowej. Przez ponad dwadzieścia lat podsycał nacjona­ listyczną gorączkę w Berlinie. Gloryfikował wojnę, podnosząc ją do ran­ gi niemieckiego przeznaczenia, dzięki któremu naród wkrótce oczyści się

344

Berlin. Metropolia Fausta

z „grzechu i materializmu” i stanie się europejską potęgą. Uczył przyszłych przywódców, między innymi Alfreda von Tirpitza, który stał za morską ekspansją Niemiec, czy Heinricha Classa, założyciela Ligi Pangermańskiej71. Oklaski wybuchły podczas jednego z jego wykładów, kiedy krzy­ czał: „Państwo to nie jest Akademia Sztuk! To jest władza!”. Profesorowie i wykładowcy wpajali swoim studentom podziw dla wojska i przemysłowców, którzy w końcu kierowali polityką nacjonalizmu i szo­ winizmu z biur znajdujących się zaledwie kilka przecznic od uniwersytetu. Na przełomie wieków dominującymi poglądami w Berlinie było popieranie ekspansji kolonialnej, zwalczanie separatyzmu w Polsce, dążenie do prze­ wagi na morzu i do jedności narodu w obliczu widma socjaldemokracji. Uważano, że niemiecka Kultur powinna zostać przekazana innym nacjom, a Berlin oczyszczony z „obcokrajowców i Żydów”. Zwolennicy tej ideolo­ gii poszukiwali politycznych sojuszników we wszystkich „środowiskach konserwatywnych ”, od liberalnych nacjonalistów po radykalną prawicę. Zjednoczyli siły z Unią Związków Zawodowych, Ligą Pangermańską, Ligą Wojskową, Stowarzyszeniem Kolonialnym, Ligą Morską i wieloma innymi grupami, których członków łączyły zamiłowanie do czystości rasy i Volkstumu oraz głęboki sprzeciw wobec polityki parlamentu i liberalnych war­ tości. Mocno zmilitaryzowana Liga Pangermańska pod przywództwem Classa miała swoich członków w radach ponad stu innych organizacji, na­ leżeli do niej politycy, ważni urzędnicy, wykładowcy uniwersyteccy i prze­ wodniczący związków studenckich72. Jeszcze bardziej ekstremalny był Deutschbund (Związek Niemiecki), założony w 1894 roku przez Friedricha Langego, redaktora „Deutsche Zeitung”, zupełnie pochłoniętego ideologią volkistowską i rasizmem. Wydawane przez związek czasopismo „Riinen” zdobiła swastyka. Agresywny, radykalny szowinizm sięgnął zenitu w 1914 roku, kiedy w radosnej atmosferze berlińczycy wysłali swoją młodzież na wojnę, przekonani, że rychłe zwycięstwo uczyni ich naród najpotężniej­ szym na świecie. Nacjonalizm był powszechny w całej Europie przed 1914 rokiem, ale w porównaniu z berlińskim wydawał się bardziej powściągliwy. Większość mieszkańców stolicy Niemiec wspierała misję narodową i wierzyła, że ich miasto wyłoni się z konfliktu zbrojnego jako najważniejsza i najpotężniejsza stolica świata. Szeroka akceptacja polityki zagranicznej i militarnej pod­ niosła prestiż stojących za nią liderów. Studenci, profesorowie, politycy,

Ku Wielkiej Wojnie

345

junkrzy, sklepikarze, wydawcy gazet i politycy stali murem za cesarzem i jego generałami. Chociaż wzrost popularności napastliwego nacjonalizmu można prześledzić wstecz do momentu krachu na giełdzie w 1873 roku, struktury militarne i dyplomatyczne, które doprowadziły do wojny, były spuścizną po polityce Ottona von Bismarcka. Niedorzecznością byłoby oczywiście twierdzić, że to Bismarck spowo­ dował pierwszą wojnę światową, ani tym bardziej, że był odpowiedzialny za dojście Hitlera do władzy. W przeciwieństwie do swoich poprzedników gardził pangermanizmem i szowinizmem, którego fala ogarnęła kraj pod koniec wieku. Zaplanował trzy wojny, nigdy jednak nie wierzył w niemiec­ kie inherentne prawo dominowania nad wrogami. Po wygranej z Austrią musiał powstrzymywać Wilhelma I przed przejęciem jej terytorium i zor­ ganizowaniem parady zwycięstwa w sercu Wiednia. W 1870 roku pokłócił się z Moltkem, gdy próbował przeszkodzić mu w planach podbicia Paryża. W świecie rządzonym przez pięć wielkich potęg - Niemcy, Francję, Au­ strię, Rosję i Wielką Brytanię - jego strategią „zawsze był sojusz trojga”. Bismarck utorował jednak drogę do wojny, utrzymując reakcyjną strukturę polityczną w dosyć już przecież nowoczesnym państwie niemieckim. Kiedy odsunięto go od władzy, nie było poza nim nikogo, kto potrafiłby operować tym skomplikowanym systemem. Historia zna wielu wybitnych przywódców przekonanych o tym, że nikt nie potrafi ich zastąpić. Żelazny Kanclerz do nich się zaliczał. Bismarck był mężem stanu już od ponad ćwierćwiecza, kiedy dwudziestodziewięcioletni Wilhelm II wstąpił na tron, i miał pewność, że utrzyma swoje stanowi­ sko na Wilhelmstrasse. To on przygotowywał młodego Wilhelma do roli cesarza, ucząc go, że Niemcy jedynie z pozoru są państwem konstytucyj­ nym i że jako cesarzowi będzie przysługiwała mu nieograniczona władza, a aura mistyczności otaczająca Hohenzollernów obdarowała go „specjal­ nym geniuszem” i „boskim prawem”. Bismarck miał jednak nadzieję, że cesarz w trakcie swoich rządów będzie polegał na jego radach i pozwoli mu trzymać pieczę nad polityką. Podsycając megalomanię Wilhelma, nie­ świadomie zgotował sobie koniec. Cesarz dosyć szybko stracił cierpliwość do siedemdziesięciotrzyletniego polityka, o którym mówił jako o „zwykłym słudze państwa”. Stoecker zacytował kiedyś takie słowa Wilhelma: „Po­ zwolę staruszkowi się pokręcić przez jakieś sześć miesięcy, a później będę rządził sam”, a hrabia Waldersee szepnął do niego: „Jeśli Fryderyk Wielki miałby takiego kanclerza, z pewnością nikt nie nazwałby go «Wielkim»”73.

346

Berlin. Metropolia Fausta

Do pierwszego nieporozumienia między cesarzem a kanclerzem doszło z powodu odmiennego podejścia do polityki socjalnej. Wilhelm chciał wpro­ wadzić ustawodawstwo, które pomogłoby najbiedniejszym robotnikom w najbardziej zapuszczonych dzielnicach Berlina. Chodziło mu o ustawowe ograniczenia pracy dzieci i kobiet. Bismarck był temu otwarcie przeciw­ ny, nazywając ten krok „humanitarnym nonsensem”. Twierdził, że byłoby to na rękę socjalistom, i koniec końców udało mu się zablokować zmianę przepisów74. W rewanżu Wilhelm zaczął go ignorować. Bismarck próbował ponownie wprowadzić stary dekret z 1852 roku, by każdy minister pru­ ski musiał rozmawiać z cesarzem zawsze w obecności kanclerza, jednak Wilhelm do tego nie dopuścił. Napięcie rosło. Bismarck, pragnąc pokazać młokosowi, gdzie jego miejsce, zaprezentował mu dokumenty, w których car nazwał cesarza „źle wychowanym człowiekiem złej wiary”75. Choć Wil­ helm zdawał się pokonany, trzy dni później podważył autorytet Bismarcka w polityce zagranicznej. Bismarck zagroził dymisją, jak zresztą robił to już wielokrotnie za rządów poprzedniego kajzera. Tym razem Wilhelm nie na­ brał się na ten blef i 18 marca 1890 roku przyjął jego rezygnację. Moment ten uchwycił brytyjski magazyn „Punch” w jednej z najlepszych karykatur w historii, zatytułowanej Dropping thc Pilot (Wyrzucenie pilota). Przed­ stawia ona nieodpowiedzialnego młodego cesarza opartego nonszalancko o barierkę wielkiego statku, obserwującego starego Bismarcka w mundurze marynarki wojennej schodzącego z okrętu po małej drabince76. Bismarck był niepocieszony takim obrotem wydarzeń i rozgniewany na swoich współpracowników, którzy go zawiedli. Niezwłocznie opuścił Berlin, zatrzymując się tylko na chwilę, aby zabrać ze sobą setki skrzyń dokumentów i kilka tysięcy butelek wina ze swojej kanclerskiej piwniczki. Dwudziestego ósmego marca ze słowami „żegnaj, mój stary mistrzu” złożył bukiet róż na grobie Wilhelma I. Dzień później opuścił stolicę. Tłumy zdu­ mionych berlińczyków wyszły na ulice oddać cześć kanclerzowi, nie było wśród nich jednak młodego cesarza. Nawet ze swojej samotni Bismarck nie przestawał rzucać obelg w stronę władcy, podobno obracał nawet monety tak, żeby nie musieć patrzeć na jego „fałszywą twarz”. Dni jego potęgi dobiegły końca77. Od tej chwili Wilhelm podważał reputację Bismarcka przy każdej moż­ liwej okazji. Przez większość czasu udawało mu się utrzymać go z dala od Berlina, był jednak przerażony, kiedy dowiedział się, że Bismarck zaakcep­ tował zaproszenie Kuno von Moltkego na przyjęcie urodzinowe odbywające

Ku Wielkiej Wojnie

347

się w stolicy. Do wiadomości berlińczyków nie podawano wielu szczegółów na temat konfliktu między Żelaznym Kanclerzem a Wilhelmem. Dwudzie­ stego pierwszego stycznia 1894 roku Bismarck pojawił się w Berlinie w at­ mosferze tryumfu, przekroczył Bramę Brandenburską i podążając wzdłuż Unter den Linden, znalazł się przed pałacem. Aby zachować pozory, Wil­ helm znalazł się wśród wiwatującego tłumu, głośno śpiewającego Dcutschland, Deutschland iibcr allcs. Kiedy tylko obaj weszli do pałacu, cesarz znowu zaczął ignorować starego kanclerza i zesłał go na banicję do jego posiadłości we Friedrichsruh. Dom Bismarcka stał się celem pielgrzymek dla grup fanatycznej młodzieży i organizacji nacjonalistycznych, których członków gospodarz chętnie witał ze swojego balkonu, wznosząc toast lampką szampana. Była to ostatnia rzecz, jaką mógł zrobić dla Niemiec, które tak wytrwale tworzył przez wiele lat. Fontane powiedział później, że potęga monarchii Hohenzollernów okazała się silniejsza niż „geniusz i fałsz” Bismarcka. Kiedy zmarł w lipcu 1898 roku, nie urządzono mu pań­ stwowego pogrzebu. Zgodnie ze swą wolą został pochowany we Friedrich­ sruh. Wilhelm był zmuszony uczestniczyć w uroczystościach ze względów na swój wizerunek, był jednak oschły i niegrzeczny oraz odmówił złożenia kondolencji rodzinie. Szesnastego czerwca 1901 roku w Berlinie odsłonięto pomnik ku czci Bismarcka; Wilhelm nie pojawił się na uroczystościach. Na wieść o tym, w jaki sposób cesarz traktuje Bismarcka, zagniewany amba­ sador francuski mówił: „Cokolwiek by mówili lub robili, Niemcy nigdy nie będą wielkim narodem”. Po pogrzebie Bismarcka nie było już nikogo, kto mógłby powstrzymać Wilhelma. Nie istniał w praktyce rząd Cesarstwa - kanclerz i sekretarz spraw zagranicznych mogli jedynie służyć cesarzowi radą i to on sprawo­ wał całkowitą kontrolę nad armią. Jedynie car Rosji i sułtan Imperium Osmańskiego mogli cieszyć się porównywalną władzą. Był to dosyć grote­ skowy stan rzeczy jak na tak nowoczesne, uprzemysłowione państwo. Za­ ślepiony własną wszechmocą, otoczony pochlebcami, którzy nie ważyli się go krytykować, przekonany o osobistej więzi z samym Bogiem, Wilhelm II rozpoczął przygotowania do wojny, która - jak stwierdzi to później jego wuj Edward VII - stanie się „najwspanialszą porażką w historii”. Mirabeau powiedział, że „wojna jest narodowym przemysłem Prus”. Pru­ ska armia była potężna, zanim Wilhelm II zasiadł na tronie, ale w ostat­ nich latach cesarstwa stała się jeszcze bardziej arogancka. Oficerowie

348

Berlin. Metropolia Fausta

usprawiedliwiali swoje zachowanie, przypominając krytykom, że gdyby nie armia, Niemcy nigdy by się nie zjednoczyły, a Berlin nadal byłby tylko prowincjonalną stolicą. Zwycięstwo z 1871 roku nazywano „tryumfem mo­ ralności”, wspaniałym zwycięstwem (Sieg) z góry ustalonym przez historię jako nagroda za niemiecką perfekcję. Gustav Riimelin nazwał ją „jedynym wzorem do naśladowania dla ludzkości [...]. Trudno znaleźć lepszy przy­ kład wydarzenia, które tak wyraźnie zmieniło układ sił na scenie świa­ towej, zmusiło osoby dotychczasowe mające wpływ do schowania się za kurtyną, zaś tych, którzy stali z boku, zaprowadziło na sam środek sceny”. Według Gustava Freytaga nigdy wcześniej żadna armia nie niosła ze sobą „takiego ciepła, takiej inspiracji i [nie nadawała] głębokiego, poetyckiego sensu faktowi, że walka na polu bitwy służyła wyższemu, etycznemu ce­ lowi”. Zwycięstwo było „z góry wiadome”, „logiczne”, „słuszne” i „sprawie­ dliwe”. Nowi przemysłowcy byli zawsze chętni do współpracy z armią przy produkcji broni, złączyli więc siły z junkrami. Nawet wtedy, gdy Nietzsche ostrzegał, że to szaleństwo musi się skończyć katastrofą lub porażką, „a na­ wet śmiercią niemieckiej kultury”, jego przestroga trafiała w próżnię. W latach 1900-1914 decyzje Wilhelma dotyczące polityki obronnej i zagranicznej kraju można uznać za coraz bardziej kontrowersyjne i nie­ dorzeczne. Berlin stał się największą i najbogatszą stolicą najpotężniejsze­ go państwa na kontynencie. Przechwalano się i chełpiono, ale mało kto zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką pociągała za sobą ta po­ zycja. Zamiast szanować swoich sąsiadów, Niemcy coraz bardziej ostenta­ cyjnie wymachiwali flagami, śpiewali pieśni narodowe i wysławiali zalety niemieckiej rasy. Berlińczycy z wszystkich grup społecznych przesiąkali propagandą podkreślającą wagę historycznej potyczki Germanów z Gala­ mi i Słowianami. Podczas rozmów w Hadze w 1899 czy 1907 roku żadna z europejskich potęg nie chciała poruszać tematu wprowadzenia limitów w armiach. Naciskała na to berlińska delegacja, która twierdziła, że byłoby to „krzywdzące” w stosunku do Niemiec78. Zaufanie między potęgami ma­ lało, ale krytykę swojej polityki zagranicznej władze w Berlinie puszczały mimo uszu. August Bebel w ostatnim przemówieniu w Reichstagu mówił: Wydarzy się katastrofa [...]; szesnaście do osiemnastu milionów ludzi, kwiat młodzieży wielu narodów, wyruszy, by spotkać się na polu bitwy, wszyscy wyposażeni w zabójczą broń. Jestem przekonany, że ten marsz zakończy się wielką porażką [w tym momencie wielu zgromadzonych

Ku Wielkiej Wojnie

349

wybucha śmiechem] - zgoda, śmialiście się z tego już wcześniej, ale ten moment nadejdzie. [...] Jaki będzie tego skutek? Masowe bankructwa, masowe nieszczęście, masowe bezrobocie i wielki głód. Jak możecie temu zaprzeczać?79

Zagłuszał go śmiech na sali obrad. W końcu z prawicowej ławy dało się słyszeć zdecydowaną odpowiedź: „Herr Bebel, po każdej wojnie sprawy przybierają coraz lepszy obrót”. Zważywszy na to, że takie nastawienie dominowało w berlińskich kuluarach władzy, trudno się dziwić, że seria uchybień w polityce zagranicznej doprowadziła do wojny. Pierwszą z nich można datować na rok 1890, kiedy stało się jasne, że precyzyjnie zaplanowana polityka zagraniczna Bismarcka wejdzie w ży­ cie80. Głównym doradcą cesarza był podejrzany i tajemniczy baron Frie­ drich von Holstein, „szara eminencja”. Był on przyjacielem Żelaznego Kanc­ lerza do momentu, gdy ten był już na skraju upadku - wtedy ofiarował swoją lojalność towarzyszom cesarza: hrabiemu Philippowi Friedrichowi, księciu Eulenburgowi i Bernhardowi von Biilowowi. Dzięki nim wzmocnił swoje wpływy w Urzędzie Spraw Zagranicznych (Auswartiges Amt), na­ rzucając politykę nowemu kanclerzowi Capriviemu prosto ze swojego biura przy Wilhelmstrasse 76. Holstein rzadko pojawiał się publicznie, unikał wystąpień i oficjalnych stanowisk. Osobiście spotkał cesarza tylko dwu­ krotnie pomimo rozlicznych zaproszeń na wizyty w pałacu. Nazywano go „Potworem z Labiryntu”81. W 1890 roku to on doprowadził do wygaśnięcia trzyletniego traktatu reasekuracyjnego, popychając Rosję prosto w ramio­ na Francji82. Traktat reasekuracyjny miał złożoną historię, mniej więcej chodziło w nim jednak o zapewnienie, że jeśli Rosja lub Niemcy zostaną zaatako­ wane, drugi kraj pozostanie co najmniej neutralny wobec konfliktu. Kie­ dy traktat przestał obowiązywać, Rosja stała się realnym zagrożeniem za wschodnią granicą Niemiec. Pomyłkę niemieckiej dyplomacji szybko wy­ korzystała Francja i już w lipcu 1890 roku francuski dowódca admirał Gervais wznosił w Moskwie toast, mówiąc: „Piję za świętą Moskwę, wielki rosyjski naród i jego szlachetnego cara”83. Francja i Rosja otaczały Niemcy z obu stron. Na tym przykładzie widać zupełny brak rozeznania Wilhelma II, który nie zrobił nic, aby naprawić ten katastrofalny błąd. Co gorsza, wybrał akurat ten moment, aby odepchnąć od siebie swojego naturalnego sojusz­ nika, Wielką Brytanię.

350

Berlin. Metropolia Fausta

Jeśliby kazać moim przodkom z Hanoweru wybrać jeden kraj, który da­ rzą największą sympatią (oczywiście oprócz Niemiec), z pewnością byłaby to Wielka Brytania. Służyli jej królom i walczyli w jej wojnach jako sprzy­ mierzeńcy. Mój prapraprapraprapradziadek Bernhard von Moltke stracił dwóch synów pod Waterloo. Wielu hanowerczyków chętnie naśladowało brytyjski styl życia, często podróżowało na Wyspy, tam się uczyło i zakła­ dało rodziny. Przyjaźń tę kultywowały również potężne kupieckie rodziny z miast hanzeatyckich, od lat handlujące z Brytyjczykami - a nawet Ber­ lin, który łączyły z Londynem stare układy wojskowe i dyplomatyczne. Berlińczycy mogli zazdrościć królowej Wiktorii bogactwa i imponujących rozmiarów imperium brytyjskiego, chcieli jednak brać z niego przykład, nie zaś je niszczyć. Brytyjczykom ich germańscy kuzyni mogli wydawać się odrobinę prowincjonalni, chociaż z pewnością woleli wchodzić w sojusz z nimi niż ze swoimi dawnymi rewolucyjnymi wrogami - Francuzami czy też autokratycznymi Rosjanami. Mimo to Wilhelmowi wystarczyło niecałe dwadzieścia lat, by skutecznie zerwać więzi łączące te dwa państwa przez całe wieki. Stosunek Wilhelma do kraju jego matki od zawsze wahał się między sentymentalną miłością a silną zazdrością. Jego krewni jednocześnie fa­ scynowali go i doprowadzali do wściekłości. Cesarz popadał w stan głębo­ kiej frustracji, obserwując, jak brytyjskie imperium bez większego wysiłku poszerza swoje wpływy i zdobywa coraz lepszą pozycję. Reagował, popi­ sując się swoimi osiągnięciami. W 1903 roku podczas kolacji dla byłych pruskich i hanowerskich oficerów ryknął: „Nie możemy zapominać, że pod­ czas bitwy pod Waterloo to niemieckie legiony i wojska Bluchera ocaliły brytyjską armię i księcia Wellingtona od niechybnej klęski”. Jego wybuch nie był ani taktowny, ani zgodny z prawdą historyczną. Wiele spraw złożyło się na postawę Wilhelma wobec Wielkiej Brytanii. Ważna była rywalizacja między nim a jego wujem Bertiem (późniejszym królem Edwardem VII), która zaczęła się podczas wyścigów jachtowych w Cowes. Na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku Wilhelm odwiedzał Cowes prawie każdego roku, zawsze jednak zachowywał się niegrzecznie i nieobliczalnie. Naciskał, aby traktować gości zgodnie z pełnioną przez nich funkcją, tak aby to on był najważniejszym gościem, a nie książę Walii. Kiedy w 1895 roku przegrał wyścig, zrobił rzecz nie do pomyślenia - wniósł skargę na zasady obowiązujące w klubie. Po tym, jak Bertie przysiągł, że nigdy więcej nie będzie się z nim ścigać, Wilhelm postanowił zorganizować

Ku Wielkiej Wojnie

35]

własne regaty w Kilonii. Jego eksperyment okazał się klapą. Przy akompa­ niamencie orkiestry dętej i w towarzystwie oficerów stukających obcasami ciężko było odtworzyć przyjemną atmosferę relaksu, tak charakterystyczną dla brytyjskich zawodów. W regatach uczestniczyli jedynie mniej znaczący arystokraci i bogaci Amerykanie, którym imponował fakt, że dostali zapro­ szenie na zawody od koronowanej głowy. Porażka zmotywowała Wilhel­ ma do poszukiwania nowych sposobów na zaimponowanie Brytyjczykom. Jako posiadacz honorowego stopnia marynarki zaczął wysyłać wiadomości do władz brytyjskiej floty, w których tłumaczył, w jaki sposób mogą ulep­ szyć swoje statki. Po otrzymaniu jednego z takich listów lord Salisbury zauważył w rozmowie z lordem George’em Hamiltonem, że wygląda to tak, jakby kajzer był „niespełna rozumu”. Poprosił królową Wiktorię, aby pora­ dziła Wilhelmowi przyjąć bardziej „spokojną postawę, zarówno w polityce, jak i przemowach, które wygłasza zdecydowanie zbyt często”. Najpierw teoretycy, tacy jak Mac-Mahon, a po nich właściwie wszyscy zdali sobie sprawę, że w czasach imperializmu, kiedy kładziono nacisk na handel zamorski i ekspansję kolonialną, największą potęgą będzie to pań­ stwo, które zgromadzi największą flotę. Admirał von Tirpitz, który stu­ diował na uniwersytecie u Treitschkego, przekonał Wilhelma, że jednym sposobem na dorównanie Wielkiej Brytanii jest wzmocnienie floty pancer­ nikami84. W przeszłości Prusy nie wykazywały prawie żadnego zaintereso­ wania podbojem morskim, polegając wyłącznie na wojskach lądowych. Pru­ ska admiralicja powstała w 1853 roku, chociaż nie miała żadnych statków, żadnych oficerów, marynarzy ani nawet żadnej morskiej bazy do momentu, kiedy Bismarck przejął Kolonię w 1863 roku. Wilhelm II był zdetermino­ wany, aby zmienić ten stan rzeczy. W 1898 roku przeforsowano pierwszą ustawę o flocie i podjęto decyzję o budowie dziewiętnastu okrętów. Dwu­ nastego czerwca 1900 roku stosunkiem głosów 201 do 103 przyjęto drugą ustawę mimo otwartych sprzeciwów ze strony zasiadających w Reichstagu socjalistów - między innymi Augusta Bebla i Karla Liebknechta, którzy pro­ testowali przeciwko finansowaniu budowy statków z podwyżek podatków. Nowe okręty miały być wodowane co cztery miesiące przez kolejne pięć lat. Wilhelm obiecał oficerom berlińskiego garnizonu: „To, co mój dziadek zrobił dla swojej armii, ja zrobię dla mojej marynarki”85. Nacjonalizm, który rozwijał się w Berlinie od kryzysu ekonomiczne­ go, zaowocował szerokim poparciem dla ekspansjonistycznej polity­ ki morskiej Wilhelma. Zwiększenie liczby kolonii, faktorii handlowych

352

Berlin. Metropolia Fausta

i rozprzestrzenianie niemieckich wpływów było w interesie organizacji pangermańskich. „Powiedzenie Niemcom, że powinni powstrzymać swoją Wcltpolitik - mówił Wilhelm - jest tym samym, jakby ojciec zwrócił się do syna: Ty nieznośny chłopcze, gdybyś cały czas nie rósł, nie musiałbym ci co chwilę kupować nowych spodni”. Przebywając w swojej kwaterze w Berli­ nie, admirał Tirpitz deklarował, że niemiecka ekspansja zamorska jest „nie do powstrzymania, niczym prawo natury”. Ernst Hassę, jeden z założycieli Ligi Pangermańskiej, podzielał te poglądy: „Potrzebujemy terytoriów, na­ wet jeśli należą do obcokrajowców. Chcemy móc kształtować naszą przy­ szłość zgodnie z naszymi potrzebami”. Sytuacja zdecydowanie wymagała „więcej pancerników”. Wojny burskie stały się dla Tirpitza pretekstem do podwojenia złożonego wcześniej zamówienia. Wiadomość o niechybnie zbliżającej się wojnie po raz pierwszy trafiła do berlińczyków za sprawą niesławnego „telegramu do Krugera”. Kiedy Leander Starr Jameson najechał na osadników, berlińskie gazety urąga­ ły Brytyjczykom, oskarżając ich o próbę zmiażdżenia „dzielnych Burów” i oznajmiając, że Niemcy nigdy nie pozwolą im „stłumić Transwalu”86. Ce­ sarz pragnął nawet wysłać do Afryki wojska, przekonano go jednak, aby poprzestał na telegramie do Krugera: „Chciałbym szczerze pogratulować [...], że Pańska akcja przeciwko uzbrojonej bandzie [Brytyjczyków], któ­ rzy najechali na Pana kraj, zakończyła się sukcesem”. Berlińskie gazety z radością poparły podjętą przez Transwal próbę uzyskania niepodległości i wyzwolenia się spod jarzma Brytyjczyków, a także pogratulowały sa­ mym Niemcom zajęcia takiego właśnie stanowiska w międzynarodowym konflikcie, który sprzyjał koncepcji Weltmachtu. Brytyjczycy byli wściekli i londyńczycy dali upust swojej złości, niszcząc witryny niemieckich skle­ pów. Obraz Niemiec zaczął zmieniać się na gorsze. Relacje między Wielką Brytanią a Niemcami pogorszyły się jeszcze bardziej podczas powstania bokserów w Chinach. Wybuchło ono niespo­ dziewanie w 1899 roku, kiedy chińscy aktywiści mający dosyć dominacji zagranicznych mocarstw zmusili Europejczyków do schronienia się w dy­ plomatycznej dzielnicy Pekinu. Wilhelm pragnął zmiażdżyć powstanie i pomścić śmierć niemieckiego posła, barona von Kettelera. Wysłał więc do Chin swoje wojska, odprawiając je słowami: „Nie bierzcie żadnych jeńców! Kto wpadnie w wasze ręce, jest wasz! Tak samo jak przed tysiącem lat Hunowie pod wodzą Attyli zyskali sławę, a o ich potędze do dzisiaj mówią nam przekazy i baśnie, również wy utrwalcie imię Niemców w Chinach

Ku Wielkiej Wojnie

353

na następne tysiąc lat - tak aby nigdy więcej żaden Chińczyk nie odważył się spojrzeć krzywo na Niemca”87. Niemcy przybyli na miejsce zbyt późno, aby mieć realny wpływ na sytuację. Irytowali tylko Brytyjczyków, masze­ rując po Pekinie w wielkich słomkowych kapeluszach, o których Waldersee mówił: „Tak wygląda według jakiegoś modnego berlińskiego krawca [...] odpowiednie nakrycie głowy na kampanię na Wschodzie”88. Jedynym osiągnięciem Wilhelma w tej kampanii było powiązanie armii niemieckiej z terminem „Hunowie” na najbliższe kilkadziesiąt lat. Niemcy obawiały się Rosji tak bardzo, że nie zdecydowały się poprzeć brytyjskiej polityki w Chi­ nach w 1901 roku, co nie pomogło w poprawieniu niemiecko-brytyjskich relacji89. Pod koniec wieku Brytyjczycy oficjalnie zmienili swojego europejskiego sojusznika, podpisując w 1904 roku traktat z Francją i w 1907 roku cntcntc z Rosją. Brytyjski król spotkał się z carem Mikołajem II w Estonii w 1908 roku; spotkanie ułożyło się tak dobrze, że car mianował go admirałem floty. Wilhelm gorzko narzekał na „krąg zła”, który otoczył jego państwo. Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że to jego własne decyzje pociągnęły za sobą niekorzystne dla Niemiec zmiany na scenie politycznej Europy. W 1911 roku gazety berlińskie zelektryzowała dziwaczna historia „Niemca w opałach”, która rozegrała się w odległym Maroku. Wydarzenie to stało się kolejnym krokiem do całkowitej izolacji Niemiec. Przez lata Niemcy i Francja rywalizowały między sobą o kontrolę nad Marokiem. W 1880 Francja, Hiszpania, Niemcy, Włochy, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone podpisały konwencję wspierającą niepodległość Maroka, ale w 1911 roku Francuzi uznali, że przebywający w Fezie obywatele francuscy znajdują się w niebezpieczeństwie i potrzebują natychmiastowej ochrony w postaci francuskiego korpusu ekspedycyjnego. Jeśli Francja mogła tak łatwo przejąć północ tego afrykańskiego kraju, co powstrzymywało Niem­ ców od zajęcia południa, prawdopodobnie bogatego w złoża naturalne? Był jednak pewien problem - w Maroku nie mieszkali żadni Niemcy. Kanclerz Bethmann-Hollweg postanowił przekonać całą Europę, że jest inaczej. Nakłonił Wilhelma do wysłania kanonierki Pantera do portu Agadir i rozkazał biednemu Niemcowi, Hermannowi Wilbergowi, przejść pie­ szo sto dwadzieścia kilometrów z Mogadiru do Agadiru. Kiedy wyczerpany, wygłodzony nieszczęśnik w końcu dotarł na miejsce, wzięto go „pod opiekę niemieckiej marynarki”. Niemieckie gazety wychwalały odwagę żołnie­ rzy, publikowały historię „Niemca w opałach” ze wszystkimi szczegółami,

354

Berlin. Metropolia Fausta

a także nieprawdziwe opowieści o osadnikach, którym grożą ataki ze stro­ ny lokalnych plemion. Nacjonaliści wyszli na ulice, skandując: „Zachodnie Maroko - niemieckie!”, „Kiedy wyruszamy?”. Jednak już w połowie sierp­ nia stało się jasne, że żadna inna europejska potęga nie zaryzykuje wojny w imię niemieckich żądań, i 4 listopada 1911 roku Niemcy się wycofali. Kajzerowi oddano „bezużyteczny kawałek Konga”. W Berlinie wybuchły ostre protesty, nawet liberalne gazety pisały, że Francuzi splamili honor Niemców i zrobili z nich pośmiewisko. Sir Edward Grey, brytyjski minister spraw zagranicznych, komentował: „Z wielkiej góry, jaką był rozpoczęty przez Niemców kryzys, został mały kamień - fragment terytorium kolo­ nialnego w Afryce”. Kiedy Bethmann-Hollweg pojawił się w Reichstagu, aby wytłumaczyć obecną sytuację, został wygwizdany przez wszystkich na sali. Kryzys w Agadirze przyczynił się do wzrostu napięcia między Niem­ cami a Brytyjczykami. Winston Churchill powiedział: „Działania Niemców w Agadirze zmuszają nas do rozważenia ich żądań w świetle prowadzonej przez nich polityki i stosowanych metod”90. Niemcy mieli teraz nowego, potężnego wroga. Wielu berlińczyków wierzyło propagandzie, według której pozostałe potęgi europejskie robią wszystko, by jak najbardziej osłabić Niemcy, oraz coraz ostrzej żądają poszerzenia swoich międzynarodowych wpływów. To właśnie w tym czasie Max Weber opisywał zmiany zachodzące w jego rodakach, zauważając „uderzający brak wdzięku i godności w zachowa­ niu”. W gazetach publikowano teorie spiskowe o zdradzie państw są­ siedzkich91. W 1910 roku zmarł Edward VII (Bertie, „Wielki Okrążacz”), Brytyjczycy podjęli więc próbę nawiązania relacji z Niemcami. W lutym 1912 roku brytyjskiego ministra wojny Richarda Haldane’a wysłano do Berlina na rozmowy z Bethmannem-Hollwegiem, Tirpitzem i cesarzem. Porozumienie zawisło na włosku, gdyż Niemcy zażądali, aby Wielka Bryta­ nia zobowiązała się do neutralności w razie przyszłej wojny francusko-niemieckiej92. Wojna między Niemcami, Austrią, Rosją i Francją wydawała się przesądzona, ale nie było jasne, czy Wielka Brytania zainterweniuje w eu­ ropejskim konflikcie. W grudniu 1912 roku na Bałkanach szalała wojna między zjednoczonymi siłami Czarnogóry, Serbii, Bułgarii i Grecji a Turcją. Brytyjczycy wysłali Niemcom ostrzeżenie, aby nie stawali po stronie Au­ strii, jeśli ta zdecyduje się zaatakować Serbię. Wilhelm był wściekły. Osiem­ nastego grudnia zwołał zebranie swojej „rady wojennej”, w skład której wchodzili między innymi Tirpitz, Moltke, Heeringen ze sztabu marynarki

Ku Wielkiej Wojnie

355

i Muller, szef Gabinetu Marynarki. Kajzer potępił zachowanie Wielkiej Bry­ tanii i zaakceptował projekt wojny prewencyjnej przeciwko Rosji. Moltke zaaprobował go słowami: „Im szybciej, tym lepiej”. Bethmann-Hollweg próbował odzyskać zaufanie Brytyjczyków, poszukując dyplomatycznego rozwiązania konfliktu bałkańskiego93. A jednak międzynarodowa rywali­ zacja, przygotowania wojenne, napięcie na Bałkanach, rosnący lęk Niem­ ców przed Rosją i powracający temat wojny prewencyjnej zrodziły poczucie tego gorącego lata 1914 roku, że wojna w Europie jest nieunikniona94. Ele­ ganckie damy plotkowały u Borcharda o nadejściu wojny - była ona kolej­ nym wydarzeniem towarzyskim - a młodzi mężczyźni nie mogli doczekać się momentu, kiedy włożą mundury i pomaszerują na front w imię Niemiec. Wojna była już tylko kwestią czasu. W latach poprzedzających pierwszą wojnę światową uwagę cesarza zajmo­ wały międzynarodowe porażki jego dyplomacji, ale też w Berlinie doszło w tym czasie do wielu niepokojących incydentów. Za gwałtownym wzro­ stem liczby ludności nie poszło zwiększenie produkcji żywności. Państwo pomagało producentom rolnym w zamian za poparcie polityki rozbudowy floty. Doprowadziło to jednak do znacznej podwyżki cen podstawowych produktów spożywczych. To z kolei wywołało niepokój wśród mieszkań­ ców Berlina (szczególnie w łatach 1903 i 1912), który przyczynił się do wzrostu poparcia dla socjaldemokratów. Nie było więc zaskoczeniem, że podczas wyborów w 1912 roku, w czasie drugiego kryzysu, socjaldemokra­ ci zdobyli znaczną większość głosów oddanych przez berlińczyków, a także więcej mandatów niż jakakolwiek inna partia w Niemczech - 110 spośród 397. W Berlinie kandydaci z ramienia socjalistów od tej pory zaczęli regu­ larnie osiągać 55-90 procent poparcia, pomimo że ich wpływ na polity­ kę lokalną był ograniczony, a w 1912 roku socjaldemokraci mieli w rzą­ dzie tylko jednego przedstawiciela95. Władzę sprawował cesarz, junkrzy i przemysłowcy, coraz bardziej zaniepokojeni rosnącym zainteresowaniem lewicą. Kryzys konstytucyjny, który doprowadził do upadku Bismarcka, nadal nie został rozwiązany i ani cesarz, ani następcy Bismarcka - tacy jak Caprivi, Hohenlohe czy von Bulów - nie potrafili powstrzymać pogłę­ biania się podziału między kanclerzem, Reichstagiem, cesarzem i jego dworem, pruskimi ministerstwami i rządem, potężnymi przemysłowcami oraz posiadaczami ziemskimi i mniejszymi grupami interesu. Największym zmartwieniem berlińskiej elity i klasy średniej był fakt, że nie mogły one

356

Berlin. Metropolia Fausta

już rywalizować z lewicą, której liczba zwolenników wciąż rosła. Zamiast iść na kompromis, Wilhelm nieustannie atakował lewicowych polityków i wyborców, mówiąc o nich, że są niegodni zaufania i nielojalni, i jeszcze bardziej ich do siebie tym zrażając. Wtórował mu kanclerz von Billów, we­ dług którego najważniejszym zadaniem całego narodu było „zwalczanie socjaldemokracji i doprowadzenie jej do stanu szczątkowego”96. W tym sa­ mym czasie Wilhelm próbował wzmocnić poparcie dla siebie w środowisku patriotycznym, organizując wspaniałe fety - jak na przykład tę z okazji upamiętnienia dwusetlecia urodzin Fryderyka Wielkiego. Konserwatyw­ na prasa skupiała się natomiast na wyścigu zbrojeń, morskiej ekspansji i zdobyczach kolonialnych. Wilhelm stawał się coraz bardziej nierozważ­ ny. Przed powrotem z wyprawy do Palestyny rozkazał udekorować Berlin flagami - jakby do miasta wracał co najmniej zwycięski bohater wojenny. W 1906 roku Zedlitz pisał: „Cesarz jest bardziej autokratyczny niż kiedykol­ wiek”. Pomimo że nadal cieszył się stosunkowo dużą popularnością wśród poddanych, jego wiarygodność była podważana na każdym kroku. Jednym z najbardziej szkodliwych dla jego wizerunku incydentów była afera Eulenburga z 1906 roku, kiedy to pozbawiony skrupułów redaktor postanowił ujawnić zgniliznę moralną szerzącą się na dworze97. W latach poprzedzających wojnę jedną z ulubionych rozrywek klasy średniej było czytanie bulwarowych gazet zamieszczających mnóstwo hi­ storyjek z życia dworu. Magazyny takie jak „Berliner Illustrierte Zeitung” były pełne ilustracji przedstawiających „cesarza polującego w Sandringham” czy „królową Augustę Wiktorię von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg na Hofballu”, a także plotek z dworu i wnikliwych dyskusji dotyczących aktualnej mody. Nie brakowało też satyry, niemal każdy nu­ mer „Kladderadatsch” zawierał żartobliwe rysunki wyśmiewające dziwacz­ ne decyzje cesarza i jego upodobanie do cudacznych strojów, jednak szcze­ góły z życia prywatnego władcy i jego rodziny pozostawały tematem tabu. Wszystko to miało się zmienić wraz z pojawieniem się na scenie politycznej Maximiliana Hardena. Harden był synem berlińskiego kupca jedwabnego, polityką zaintere­ sował się już w młodym wieku. Obsesyjnie nienawidził cesarza, a w 1892 roku założył pismo „Die Zukunft” (Przyszłość), krytyczne wobec Hohen­ zollernów i służalczej burżuazji. Jego wstręt do dworu podsycał sam Bis­ marck, który po tym, jak młody cesarz odsunął go od władzy, bardzo chętnie przekazywał Hardenowi plotki. Harden opublikował dziesiątki

Ku Wielkiej Wojnie

357

krytycznych artykułów, nakład jego pisma był jednak zbyt mały, aby móc wpłynąć na opinię publiczną. Żeby zatrząść całym Berlinem, potrzebował czegoś na miarę „afery naszyjnikowej”, pikantnego skandalu, który zawsty­ dzi całą rodzinę królewską. Szansa nadeszła w 1906 roku. Zwolnionego przez cesarza barona von Holsteina połączyła z redak­ torem Hardenem nienawiść do kajzera i jego świty. Bezpośredni atak na samego Wilhelma był zbyt niebezpieczny, jako cel obrali sobie więc jego przyjaciół - a w szczególności księcia Philippa zu Eulenburga. Eulenburg był członkiem jednego z najstarszych i najbardziej szanowa­ nych pruskich rodów szlacheckich. Wysoki, elegancki, przystojny i dowcip­ ny- potrafił zapewnić cesarzowi niebanalną rozrywkę, przekonywał go do ubierania się w coraz to bardziej fikuśne stroje, pomagał mu projektować nowe paski i inne elementy wojskowych mundurów. Przyszedł też z pomo­ cą przy rozwiązaniu kilku problemów dyplomatycznych, jednak jego głów­ nym talentem - wedle słów jednego z jego przyjaciół - był „niezrównany dar do opowiadania anegdot, którymi potrafił zabawiać całą Europę od rana do nocy”; dysponował „niekończącym się zasobem dykteryjek i dowci­ pów na każdy możliwy temat”. Jego przyjaźń z samozwańczym Allerhóchsteselber, Najwyższym, uczyniła z niego oczywisty cel ataków. Holstein był pewien, że Eulenburg ma negatywny wpływ na cesarza, a grupa prominentnych członków Koła Liebenberg, spotykających się regu­ larnie w jego pałacu, utrzymuje „zdradzieckie kontakty” z rządami Wiel­ kiej Brytanii i Francji. Wierzył też, że to właśnie Eulenburg przyczynił się do upadku Wilhelma. W zdobytych od Holsteina informacjach Harden uj­ rzał zalążek skandalu seksualnego, który zatrzęsie dworem w posadach. W czerwcu 1907 roku opublikował artykuł, w którym oskarżał księcia Phi­ lippa zu Eulenburga oraz hrabiego Kuno von Moltkego, cesarskiego adiu­ tanta, o skłonności homoseksualne, pisząc o Susslichkcit („słodkości”) Molt­ kego. W ten sposób złamał jedno z najświętszych tabu cesarskich Niemiec. W tamtych czasach stosunek do homoseksualizmu cechowała hipokry­ zja; takie kontakty były niezwykle popularne wśród klasy wyższej, szcze­ gólnie między członkami elitarnych pruskich korpusów oficerskich, za gra­ nicą ukuto nawet termin „niemiecka rozpusta”98. Bulwarówki skrupulatnie unikały jednak kompromitowania elity. Gazety wykazały się szczególną delikatnością w kwestii skandalu, który dotknął samego cesarza. Fritz Krupp, dobry przyjaciel Wilhelma i dziedzic rodzinnej fortuny, był dobrze znany ze swych homoseksualnych skłonności99. Kiedy akurat nie zabawiał

358

Berlin. Metropolia Fausta

się w swojej erotycznej grocie na wyspie Capri, podróżował wzdłuż wy­ brzeży Morza Śródziemnego w poszukiwaniu urodziwych młodzieńców, których wysyłał później z liścikiem polecającym do eleganckiego hotelu Bristol w Berlinie. Młodzieńców zatrudniano tam bez pytania, a gdy do hotelu przyjeżdżał Krupp, zwalniano ich z obowiązków po to, by mogli uczestniczyć w orgiach. Umiłowanie Kruppa dla młodych chłopców wy­ szło na jaw po ukazaniu się artykułu w socjaldemokratycznym piśmie „Vorwarts”, w którym dokładnie opisano, dlaczego został wygnany z wy­ spy Capri. Krupp wołał popełnić samobójstwo, niż stanąć przed sądem100. Pomimo pogrążających go dowodów większość gazet zdecydowała się go bronić. „Der Tag” pisał, że socjaldemokraci są winni „barbarzyństwa” i „brutalnie zrobili z Fritza zwierzynę łowną”. Cesarz oskarżył ich z kolei o „morderstwo odważnego członka Rzeszy”101. Gdyby nie gazety, wstrętna afera zostałaby szybko zapomniana. Podobne incydenty nie były rzadkością. Podczas odwiedzin Wilhelma w posiadłości jego przyjaciela, księcia Maximiliana Egona zu Fiirstenberga, szef Gabinetu Wojskowego generał hrabia Dietrich von Hiilsen-Haseler pojawił się na przyjęciu ubrany w różowe baletowe tutu przybrane wień­ cem róż. Z gracją wirował po pomieszczeniu, zatrzymał się dopiero przed samym cesarzem w pożegnalnym ukłonie i niespodziewanie dostał ataku serca. Stężenie pośmiertne nastąpiło, zanim gościom udało się przebrać zmarłego generała z powrotem w mundur. Mimo to Hiilsenowi-Haselerowi wyprawiono wojskowy pogrzeb z należnymi honorami102. Niechęć do rela­ cjonowania życia prywatnego dotyczyła przede wszystkim głowy państwa. W tym czasie wiadomo było, że król Wirtembergii romansuje z mechani­ kiem, król Bawarii z woźnicą, brat Franciszka Józefa, arcyksiążę Ludwik Wiktor - „Luzi-Wuzi” - z masażystą, a syn samego Wilhelma, książę Eitel Fritz, jest homoseksualistą. Owszem, setki prominentnych obywateli stało się przedmiotem dochodzeń prowadzonych przez niemieckiego komisarza kryminalnego pod zarzutem złamania przepisów z artykułu 175 kodeksu karnego, jednak przebieg śledztw utajniono. Rewelacje dotyczące Eulenburga i Moltkego dla pewnego grona nie były więc niespodzianką, jednak dla większości berlińskiej burżuazji okazały się prawdziwie szokujące. „Die Welt am Montag” oskarżał „die perverse Kamarilla” o zmuszenie liberal­ nego kanclerza Capriviego do ustąpienia, z kolei Harden pisał 17 listopada 1906 roku w „Die Zukunft”, że Eulenburg był „niezdrowym romantycz­ nym wizjonerem”, który wspierał cesarza w jego szkodliwym przekonaniu

Ku Wielkiej Wojnie

359

o swojej własnej nieomylności i „niezrównanym błogosławieństwie”. Ce­ sarz zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa i szybko odciął się od grona za­ ufanych przyjaciół, publicznie pozbawiając ich statusu i grożąc wygnaniem z majątków. Cała sprawa prawdopodobnie zostałaby zapomniana, gdyby nie fakt, że Kuno von Moltke wykazał się brakiem rozsądku i pozwał Maximiliana Hardena do sądu, rozpoczynając - jak się później okaże - jeden z najbardziej sensacyjnych procesów w historii Berlina. Harden przez ostatnią dekadę pieczołowicie gromadził informacje o ce­ sarzu i jego świcie, wykorzystując kontakty wśród służby, wysoko posta­ wionych dworzan i informatorów strategicznie rozmieszczonych po całym mieście. Dzięki szerokim znajomościom wszedł w posiadanie szczegóło­ wych informacji dotyczących prawie każdej potencjalnie interesującej go osoby i potrafił wykorzystać ten materiał, by uzyskać jak największy efekt. Podczas procesu zaskoczył publiczność, twierdząc, że cały dwór cesarski jest zatruty „podniecającą romantyczną atmosferą”, i sugerując, że nikt z tego otoczenia (a już na pewno nie cesarz) nie ma pojęcia o faktycznej sy­ tuacji politycznej. Największą sensację wzbudziły przytoczone przez niego „zeznania naocznych świadków” opisujące potajemne spotkania Moltkego i Eulenburga, między innymi schadzkę w lesie. Hardenowi udało się wypeł­ nić cztery długie rozprawy zarzutami złego prowadzenia się. Przedstawił ponad sześćdziesiąt świadków, w tym młodego rybaka, który w wieku sie­ demnastu lat zabrał pruskich szlachciców na wycieczkę pojezierze, gdzie dopuścili się „nieprzyzwoitych czynów”103. Prawdziwym celem Hardena nie było jednak ujawnienie homoseksualnych związków między dworza­ nami, lecz raczej zdemaskowanie wpływu, jaki ta grupa mężczyzn miała na cesarza. Mimo wszystko nadal znalazło się wielu obrońców Wilhelma i jego otoczenia. Hrabia Robert Zedlitz-Triitzschler pisał: „Wydaje się, że w przypadku zarówno księcia Eulenburga, jak i Moltkego nie ma żadnych dostatecznych dowodów [...], cała ta sprawa jest wynikiem moralnego fa­ natyzmu żywiącego się hipokryzją”. Przyjaciel Eulenburga powiedział póź­ niej, że żałuje, iż od razu nie „zbił'szpicrutą lub nie zastrzelił” Hardena, gdyż „dobrzy ludzie z góry zakładają, że wszystkie oskarżenia wniesione przez tego sprytnego, ale niezbyt skrupulatnego pisarza są prawdziwe”. Dowody przeciwko oskarżonym okazały się jednak przytłaczające, a proces zdemaskował skrzętnie ukrywany przed opinią publiczną świat homosek­ sualizmu, szantażu i oszustw. Pogląd, że cesarz otaczał się niebezpieczny­ mi ludźmi o wątpliwym charakterze, ugruntował się na dobre.

360

Berlin. Metropolia Fausta

Reputację Wilhelma jeszcze bardziej nadwyrężyła afera z „Daily Tele­ graph” z 1908 roku, w której odzwierciedlały się problemy krajowe i zagra­ niczne. Podczas swojej wizyty w Londynie cesarz pragnął naprawić relacje niemiecko-brytyjskie. Treść jego nieformalnej rozmowy z generałem bry­ gady Edwardem Montagu-Stuartem-Wortleyem została przez rozmówcę spisana i wysłana do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie rzekomo zezwolono na jej publikację. Tekst „wywiadu” przekazano redakcji „Daily Telegraph”, w której wzbudził niemałą sensację104. Zamiast wpłynąć na po­ prawę relacji między dwoma zwaśnionymi potęgami, tylko wszystkich ziry­ tował uwagami cesarza. Rosjan i Francuzów uraziło to, że zdaniem cesarza proponowali koalicję przeciwko Brytyjczykom w czasie wojen burskich. Za­ niepokoił Japończyków sugestią, że rozbudowuje flotę „na wypadek ewen­ tualnej obrony na wschodzie”, Brytyjczyków rozwścieczył, twierdząc, że to oni sami nieustannie odrzucają jego szczere próby poprawy relacji między dwoma państwami. Niemców zaś zezłościł, dając do zrozumienia, że nie wierzy w parlament, a także poparciem Brytyjczyków w wojnach burskich (które były w Niemczech mało popularne). Grey, brytyjski minister spraw zagranicznych, pisał: „Niemiecki cesarz [...] jest jak pancernik płynący pod pełną parą i z całą mocą śrub, ale bez steru - któregoś dnia rozbije się o coś i spowoduje katastrofę”105. Afery Eulenburga i „Daily Telegraph” podważyły zaufanie do zdolno­ ści Wilhelma, by rządzić państwem. Sytuacji nie poprawił fakt, że cesarz zamiast wybrać się do Hamm, gdzie niedługo po wybuchu afery „Daily Telegraph” w wypadku górniczym zginęło trzysta osób, nie przerwał po­ lowania. Ta gruboskórność zirytowała wielu obywateli; austriacki amba­ sador był zaskoczony, widząc, że berlińczycy odwrócili się od swojego ce­ sarza: „Tak duże niezadowolenie z władz, nigdy wcześniej niewystępujące w historii Prus, połączyło wiele środowisk”. Socjaliści natychmiast zażądali ograniczenia władzy monarchy; nawet konserwatyści otwarcie krytyko­ wali cesarza. „Berliner Tageblatt” pisał: „Wydarzenia ostatnich kilku dni sprawiły, że Niemcy nie będą dłużej zezwalać, aby ich najważniejsze inte­ resy zależały od nastroju jednej osoby, której impulsy wność po raz kolejny dała się im we znaki”. Cesarz był zdumiony tymi atakami, zamiast jednak zmienić swoje zachowanie, winą za ostanie niepowodzenia obarczył von Biilowa i go zwolnił. System Bismarcka się załamywał. Wilhelm II martwił się względną słabością armii. Helmuth von Moltke „młodszy” uświadomił cesarzowi, że

Ku Wielkiej Wojnie

361

w nadchodzącej wojnie „kluczowe wydarzenia rozegrają się na lądzie przy użyciu armii”; 2 grudnia 1911 roku cesarz wprowadził prawo, które miało finansować jego militarną machinę. „Zamierzam przeforsować tę ustawę o armii, niezależnie od kosztów [...]. Niech tylko ten bzdurny Reichstag spróbuje się mi sprzeciwić!” - pisał. Kiedy w 1913 roku wybuchła „afera w Zabern” I06, w której oskarżono oficerów stacjonujących w Alzacji o znę­ canie się nad okolicznymi mieszkańcami, berlińczycy zaczęli narzekać na zbyt szerokie przywileje wojska107. Zbiegło się to w czasie z gospodarczą re­ cesją, wzrostem bezrobocia i podwyżką cen. Kanclerz Bethmann-Hollweg i wielu innych było przerażonych wizją, że lewica może zdobyć poparcie rozczarowanej klasy średniej. Sztab Generalny radził niepokój spowodo­ wany problemami wewnętrznymi zrównoważyć przygotowaniami do woj­ ny, gdyż nic tak szybko nie odbuduje poparcia dla cesarza jak wygrana z Francją czy Rosją. Artykuły opisujące zagraniczne „okrążenie” i „zdrady” coraz częściej pojawiały się w berlińskiej prasie. Dużo też mówiło się o pla­ nach zbudowania przez Rosję szlaku fortec wzdłuż jej zachodniej granicy, o wprowadzeniu we Francji obowiązkowej trzyletniej służby wojskowej, a także o niestabilności Austro-Węgier. Marsdenowi Hartleyowi, amery­ kańskiemu artyście mieszkającemu w Berlinie w latach 1914-1915, udało się uchwycić ten kult wojny na obrazie Portret niemieckiego oficera. Płótno wypełnił oznakami, flagami i medalami dominującymi w wizerunku mia­ sta. Obraz zadedykował swojemu kochankowi, młodemu oficerowi Kar­ lowi von Freyburgowi108. Dla tych ludzi wojna była wspaniałą przygodą, nie mogli doczekać się bitwy. Tak długo wyczekiwany początek konfliktu zbrojnego nadszedł wraz z kryzysem bałkańskim w 1914 roku.

Bismarck mawiał, że następną wojnę wywoła „jakaś przeklęta, idiotyczna sprawa na Bałkanach”. Jego przepowiednia spełniła się 28 czerwca 1914 roku, kiedy arcyksiążę Franciszek Ferdynand został zamordowany przez bośniackiego Serba, Gavrilo Principa. Morderstwo pociągnęło za sobą falę decyzji dyplomatycznych, które w rezultacie doprowadziły do wojny. Dwudziestego ósmego lipca Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, zbombardowały Belgrad i sprowokowały Rosję do dołączenia do konfliktu. Pierwszego sierpnia Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji, a dwa dni później Francji. „Wojna, która zakończy wszystkie wojny”, miała stać się najkrwaw­ szym, najbardziej bezsensownym konfliktem w dotychczasowej historii świata. Każda z uczestniczących w niej potęg dołączała do walki z wielką

362

Berlin. Metropolia Fausta

brawurą i pewnością siebie. Francja czekała czterdzieści trzy lata na okazję do zemsty na niemieckich „zbrodniarzach z 1871 roku”, Rosja nie mogła się doczekać, aby powstrzymać negatywny dla siebie proces trwający od momentu porażki na Dalekim Wschodzie w 1905 roku i upokorzenia na Bałkanach w 1908 roku, Austro-Węgry zaś musiały walczyć, żeby utrzymać w całości upadające imperium. Berlińczycy, którzy ledwie kilka miesięcy wcześniej obrócili się prze­ ciwko swojemu kajzerowi, byli podekscytowani perspektywą wojny i sta­ nęli za nim murem - był to pierwszy przypadek w historii, kiedy wszyscy mieszkańcy stolicy Niemiec zjednoczyli się w imię wspólnej sprawy. Każda grupa chciała jednak wynieść z konfliktu inne korzyści. Junkrzy i wojskowi traktowali pewne zwycięstwo jak szansę na podniesienie swojego presti­ żu i utrzymanie się przy władzy. Rząd miał nadzieję, że wojna odwróci uwagę opinii publicznej od problemów kraju. Berlińscy przemysłowcy za­ cierali ręce na możliwość zwiększenia produkcji broni, taboru kolejowego, infrastruktury elektrycznej, chemikaliów i tekstyliów, a także poszerzenia zagranicznych rynków zbytu. Dla młodzieży wojna była ucieczką od nudy wygodnego, choć dusznego świata burżuazji. Socjaliści i robotnicy widzieli w niej szansę na utworzenie demokratycznych Niemiec oraz rozbicie de­ spotycznej Rosji i potężnego imperium brytyjskiego. Niezależnie od moty­ wów przeważająca większość ludności i członków wszystkich partii - od Centrum po socjaldemokrację - zjednoczyła się w patriotycznej gorączce. Nawet lewicowi działacze antywojenni odsunęli się w cień. Walther Rathenau zapyta później: „Gdzież byli ci, którzy wiwatowali radośnie 1 sierpnia 1914 roku? Tam byli prawie wszyscy [...], wśród nich wielu dobrych socja­ listów”. Berlińczycy entuzjastycznie poparli wojnę. Trzydziestego pierwszego lipca - kiedy Niemcy postawili Rosjanom ultimatum z żądaniem odwoła­ nia w ciągu dwunastu godzin mobilizacji, w przeciwnym razie mieli roz­ począć działania wojenne - w kraju panował nastrój oczekiwania i eks­ cytacji. Pierwszego sierpnia berlińczycy od rana gromadzili się na Unter den Linden i kłębili się przed zamkiem cesarza. Ich podenerwowane, lecz rozemocjonowane twarze uchwycił Max Beckmann na grafice zatytuło­ wanej Deklaracja wojny (Die Kriegserklarung, 1914). Pod kioskami wiły się kolejki czekających na najnowsze wydania gazet, nawet robotnicy wyszli na ulicę, w obliczu wojny ze „słowiańskimi hordami” z Rosji zapomniawszy o swojej socjalistycznej retoryce. O piątej przed bramą zamku pojawił się

Ku Wielkiej Wojnie

363

policjant. Rosja nie odpowiedziała na ultimatum. Ogłoszono powszechną mobilizację. Nastroje nagle się zmieniły. Tłum zaintonował hymn narodowy. Roz­ legły się histeryczne wiwaty, ludzie padali sobie w ramiona, wymachiwali flagami, dęli w rogi, gwizdali i machali chusteczkami109. Motłoch podszedł pod rosyjską ambasadę, ambasadora i jego współpracowników zaatako­ wano kijami. „Rosyjskich szpiegów” pobito na śmierć w centrum miasta. Rozprzestrzeniło się wiele fałszywych plotek - Rosjanie rzekomo zatruli wodę jeziora Miiggelsee i chowali się po mieście w kobiecych przebraniach. Ta szpiegowska gorączka dosięgnie wkrótce przedstawicieli państw alianc­ kich. Wiele niewinnych osób zostało pojmanych na ulicy i natychmiast zastrzelonych110. Mobilizacja zmieniła oblicze Berlina. Armia znalazła się pod państwo­ wą jurysdykcją, w Berlinie swoją kwaterę główną miał III Korpus Armijny. Większość młodych rekrutów zasiliła 5. i 6. Dywizję oraz 5. i 6. Brygadę (3. Dywizji Gwardii), a także Rezerwowy Korpus Gwardii (Garde-Reserve-Korps)111. Mężczyźni udali się do wyznaczonych miejsc, gdzie wydawano mundury i broń, formowano w kompanie, kompanie w bataliony, do nich dołączano kawalerzystów, cyklistów, artylerzystów, oddziały medyczne, kuchnie i kuźnie połowę. Jednostki porozsyłano wzdłuż granicy. Berlin był centrum ogromnej operacji obejmującej tysiące czołgów i miliony żołnierzy. Kiedy maszerowali przez ulice miasta w stronę stacji kolejowych, ze strzel­ bami, w pikielhaubach i z plecakami, setki mieszkańców wiwatowało i rzu­ cało kwiaty. W przeddzień wybuchu wojny aktorka Tilla Durieux pisała:

Każda twarz wygląda na szczęśliwą. Mamy wojnę! W kawiarniach i re­ stauracjach orkiestry grają bez przerwy Heil dir im Sicgcrkranz i Dic Wacht am Rhein, wszyscy słuchają na baczność. Czyjeś jedzenie stygnie, czyjeś piwo się grzeje - nieważne, mamy wojnę! Ludzie stoją w kolejce, żeby przekazać wojsku swoje automobile [...]. Żołnierze na dworcach dostają góry kanapek, kiełbas i czekolady. Cóż za obfitość wszystkiego: ludzi, jedzenia, entuzjazmu!112

Na ulicach Berlina zaczęły pojawiać się wypisane kredą hasła; „Każdy strzał trafi w Rosjanina” i „Każde uderzenie zgładzi Francuza” należały do najpopularniejszych. W Berlinie zakończyła się epoka kosmopolityzmu. Przemianowano wszystkie miejsca mające obco brzmiące nazwy: Cafe

364

Berlin. Metropolia Fausta

Piccadilly zmieniło się w Kaffee Vaterland, hotel Bristol przy Unter den Linden zlikwidowano, hotel Westminster zmienił się w Lindenhof, hotel Cumberland mógł zachować swoją nazwę tylko dlatego, że książę Cum­ berland był spokrewniony z cesarzem, znak Confiserie musiał jednak znik­ nąć. Zabroniono używania słowa chauffcur, zamiast tego proponowano najpierw termin „kierowca wozu spalinowego”, później Schauffocr. Chcia­ no wyeliminować także słowo bonbon, dopóki pewien cukiernik z Breslau [Wrocławia] nie powiedział, że przestanie używać tego słowa tylko wte­ dy, kiedy oficer wydający ten zakaz przestanie nazywać siebie francuskim określeniem „generał”. Bonbon więc pozostał. W porównaniu z szalonym okazywaniem emocji w Berlinie reakcje Wiednia czy Petersburga wypadły blado. Berlińczycy wierzyli, że ich kraj walczyć będzie w „słusznej wojnie”, „wojnie obronnej”, a przede wszystkim chcieli dowieść, że Niemcy mają poważne ambicje zaistnienia na scenie międzynarodowej. Wiara w słuszność własnej sprawy i we własną spra­ wiedliwość, a także w niewinność armii skłoniły berlińczyków do poparcia działania, za które Berlin zostanie potępiony przez resztę Europy - inwazji na neutralną Belgię. Od początku wiadomo było, że wojna obejmie nie tylko Rosję. Ze wzglę­ du na zazębiający się system europejskich sojuszy nie ulegało wątpliwo­ ści, że Niemcy będą musiały prowadzić wojnę na dwa fronty - z Rosją i Francją. Hrabia Alfred von Schlieffen, szef sztabu armii pruskiej w la­ tach 1891-1905, biorąc pod uwagę zasadę koncentracji sił, sugerował, że Niemcy powinny najpierw zniszczyć Francję, a dopiero później zwrócić się w stronę potężnej, lecz fatalnie zorganizowanej armii rosyjskiej. Jego zda­ niem kampania francuska nie powinna potrwać dłużej niż sześć tygodni. Spodziewał się zwycięstwa na miarę „współczesnej bitwy pod Kannami”, całkowitego zniszczenia wroga na zachodzie. Ten plan zakładał przejście przez Belgię113. Niemcy dali Belgom wybór. Jeśli nie stawią oporu, po wojnie otrzyma­ ją niepodległość, a w nagrodę może nawet część terytorium Francji. Jeśli zablokują armii niemieckiej drogę, zostaną potraktowani jak wrogowie. Belgia wybrała to drugie rozwiązanie. O szóstej rano 4 sierpnia 1914 roku Herr von Below-Saleske (niemiecki minister pełnomocny) doręczył notę do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Brukseli, zawierającą oświadczenie, że w związku z odrzuceniem „propozycji złożonych w najlepszej intencji” Niemcy będą zmuszone zaatakować.

Ku Wielkiej Wojnie

365

W Berlinie zgromadził się Reichstag. Po poruszającej mszy w nowej ka­ tedrze posłowie przeszli na drugą stronę ulicy, do Białej Sali na zamku. Cesarz wstał i przemówił: „Wojnę sprowokowała Serbia wspierana przez Rosję”. „Hańba!” - odkrzyknęli zebrani. Po oświadczeniu, że Niemcy zosta­ ły okrążone, Wilhelm kontynuował: „Od dzisiaj nie uznaję żadnych partii, tylko Niemców!” i wezwał przywódców, aby wystąpili i uścisnęli jego dłoń. Zrobili to, bez wyjątku, w atmosferze „szalonego podniecenia”114. Chwi­ lę później, dwie minuty po godzinie ósmej rano, pierwsza fala żołnierzy w mundurach/c/dg/ au przekroczyła belgijską granicę w okolicach Gemmerich, pięćdziesiąt kilometrów od Liege. Belgijscy żandarmi otworzyli ogień ze swoich wartowni. Wojna na zachodzie się rozpoczęła115. „Będziecie w domu, zanim liście opadną z drzew” - tymi słowami ce­ sarz żegnał rekrutów opuszczających Berlin w pierwszym tygodniu sierp­ nia. Mając w pamięci szybkie rozstrzygające wojny Bismarcka, większość wierzyła mu na słowo. Hrabia Haseler spodziewał się zjeść śniadanie w Cafe de la Paix w Paryżu w Dzień Sedanu. Matki wręczały swoim synom li­ sty z wypisanymi nazwami perfum i ubrań, które chciały, by przywieźli im z paryskich domów mody na sezon zimowy. Bethmann-Hollweg pisał o „wszechogarniającym narodowym uniesieniu” i „absolutnym entuzja­ zmie wszystkich grup społecznych”, Tirpitz chwalił „moralną wyższość, z jaką nasz naród podjął perfidnie rzuconą rękawicę”. Hertling obserwował „wspaniałą falę patriotyzmu, która zalała cesarstwo”. Księżna Bliicher tak przedstawiała nastrój w Berlinie: „Podniecenie i entuzjazm, które ogarnęły miasto, są doprawdy gigantyczne. Cesarz jest teraz najbardziej uwielbia­ nym człowiekiem”. Obserwowała maszerujących obok niej żołnierzy obwie­ szonych girlandami kwiatów i śpiewających Dic Wacht am Rhcin. „Wydaje mi się, że te słowa będą dźwięczeć w moich uszach aż do śmierci. Całe życie w Niemczech wydaje się poruszać w rytm tej melodii”116. Niewielu rozumia­ ło jeszcze skutki inwazji na Belgię. Kiedy ogłoszono wybuch wojny, berlińczycy byli przekonani, że Wielka Brytania odmówi zaangażowania się w konflikt z Niemcami. Brytyjczycy rzeczywiście niechętnie patrzyli na wdawanie się w potyczki na konty­ nencie. Gdy do Londynu dotarły wieści o bombardowaniu Sarajewa, na Trafalgar Sąuare zebrali się protestujący przeciw działaniom wojennym; uważali, że Anglia nie powinna iść na wojnę ramię w ramię z rosyjski­ mi „kryminalistami krymskimi” ani tym bardziej z Francuzami. Wielu w tym Lord Kanclerz Loreburn (Robert Threshie Reid) - wierzyło, że „ta

366

Berlin. Metropolia Fausta

czysto francuska kłótnia” jest zupełnie niepotrzebna117. Wielka Brytania mogła pozostać neutralna, ale w końcu przegłosowano forsowaną przez sir Edwarda Greya i Winstona Churchilla ingerencję w kryzys. Na wieść o inwazji na Belgię tłumy ludzi zgromadziły się na Whitehall, aby wymóc na rządzie wstawienie się za niewielkim neutralnym krajem. W dzień in­ wazji Brytyjczycy postawili Niemcom ultimatum - mieli wycofać się przed północą lub spodziewać się wojny. Berlin był zaskoczony tymi wieściami. Jak Brytyjczycy mogli się zacho­ wać tak perfidnie? Bethmann-Hollweg powiedział brytyjskiemu ambasa­ dorowi, że jego kraj zrobił rzecz „nie do pomyślenia”, to tak, jakby „zadać cios od tyłu komuś, kto walczy o życie z dwoma innymi napastnikami”, że Wielka Brytania zostanie obwiniona o wszystkie okropne następstwa swojej decyzji. „A wszystko to - mówił - z powodu jednego słowa: «neutralność», tylko dla świstka papieru”. Zdanie to odbiło się echem w wie­ lu zakątkach świata, niosąc hańbę Niemcom i ich stolicy. Cesarz stał się „Bestią z Berlina”, a miasto „domem Hunów”. Czwartego sierpnia tłumy łudzi wyległy na Whitehall, zebrani śpiewali God Savc thc King, demo­ lowano niemieckie sklepy, a nawet obrzucano kamieniami jamniki118 w Hyde Parku. Niemców mieszkających w Anglii zmuszono do wyjazdu. Angielska żona księcia Bliichera, Evelyn, udała się na wygnanie razem ze swoim mężem. Opisywała nastrój „smutku i zgorzknienia [...]. Wszyscy obwiniali Berlin za źle przeprowadzone negocjacje”119. Tej nocy Lord Grey spojrzał podobno na panoramę St James’s Park z okna swojego gabinetu w ministerstwie spraw zagranicznych i powiedział: „W całej Europie gasną latarnie”. Każda z europejskich stolic stała na krawędzi wybuchu wojny, naj­ bardziej było to jednak widoczne w Berlinie. Wśród tłumu krążyły plotki o sojuszach i zdradach. Nagle, tuż po ósmej 4 sierpnia, na ulicach zaczęły pojawiać się setki plakatów i ulotek. „Anglia wypowiada wojnę Niemcom. Brytyjski ambasador poprosił o swój paszport”. Berlińczycy pospieszyli na Unter den Linden i Wilhelmstrasse. Sir Horace Rumbold przebywał wów­ czas na terenie brytyjskiej ambasady, napisał później: „Niemal natychmiast po tym, jak ujrzeliśmy pierwsze plakaty, usłyszeliśmy wycie zebranego przed budynkiem tłumu, mimo że od ulicy dzieliły nas dwa bardzo duże pokoje. Wycie nie ustawało, przypominało mi japoński tajfun”. Brytyjczycy przeszli do pokoju od frontu ambasady i zapalili światło. Kamienie rzucane z ulicy momentalnie wybiły szyby.

Ku Wielkiej Wojnie

367

Zerknąłem na ulicę. Od krawężnika do krawężnika była wypełniona tłumem porządnie ubranych ludzi, było wśród nich wiele kobiet. Dwóch czy trzech policjantów na koniach na próżno próbowało powstrzymać demonstrantów przed wspinaniem się na parapety. Tłum szalał z wściek­ łości i buczał: „Precz z Anglią! Śmierć angielskiemu narodowi sklepika­ rzy! Zdrajcy rasy! Mordercy!”. Jakiś mężczyzna wdrapał się na parapet i zbił okno. Jego parasolka wpadła do pomieszczenia, później pokazano ją w „The Times”. Inny świadek pisał:

Z pewnością żadne inne cywilizowane społeczeństwo nigdy w historii nie dało się tak ponieść obsesyjnemu, brutalnemu tłumowi, żądnemu brytyjskiej krwi, jak wtedy w Berlinie 4 sierpnia 1914 roku. Niekon­ trolowany gniew wydobył z ludzi wszystkie zwierzęce emocje i mor­ dercze instynkty, pozbawiając ich zdrowego rozsądku. Jeśli w zasięgu ich wzroku znalazłby się sir Edward Goschen120 lub jakikolwiek inny Englander, niewątpliwe zostałby rozerwany na kawałki.

Bliicherowi trudno było zrozumieć ten „absolutny wstręt [do Anglii], zwłasz­ cza kiedy myślę o niemal przesadzonych wyrazach uwielbienia i admiracji, które nie tak dawno były wszechobecne”121. Ludziom powiązanym z Anglią radzono nosić amerykańskie znaczki, rozmawianie po angielsku przez te­ lefon lub w miejscu publicznym było oczywiście zabronione. W pewnym momencie w mieście zaczęła krążyć plotka, że Japończycy wypowiedzieli wojnę Brytyjczykom. Setki ludzi zbiegły się pod ambasadą i skandowały: „Niech żyje Japonia! Niech żyje Japonia!” do momentu, kiedy na zewnątrz nie pojawił się ambasador i nie powiedział zebranym, aby się rozeszli. Se­ kretarz stanu w Urzędzie Spraw Zagranicznych Gottlieb von Jagow wyznał brytyjskiemu ambasadorowi, że jest „zawstydzony” zachowaniem swoich rodaków, którzy zostawili „niezmywalną plamę na honorze Berlina”. Jego głos był jednak odosobniony. Stare więzy łączące Europejczyków zrywały się, już niebawem codziennością staną się propaganda, oszustwa i bru­ talność. Za murami zamku dało się słyszeć tej nocy żałosne westchnienie ludzi, którzy doprowadzili Berlin do tego stanu - kajzera i jego świty wy­ trąconych z równowagi wydarzeniami rozgrywającymi się na ich oczach. Bethmann pokręcił głową i spytał: „Jak na litość boską mogło do czegoś takiego dojść?”

368

Berlin. Metropolia Fausta

Poparcie dla wojny napędzały zażarty nacjonalizm i ideologia volkistowska. Oba kierunki rozwijały się w mieście po kryzysie w 1873 roku, a swój nowy poziom fanatyzmu osiągnęły we wrześniu 1914 roku. Stare różnice odeszły w niepamięć wobec nieuniknionego zwycięstwa. Młodzi mężczyźni maszerujący LJnter den Linden z kwiatami zatkniętymi w lufy, dziełami Nietzschego w plecakach i patriotycznymi pieśniami na ustach odsunęli na bok waśnie i różnice, by rozkoszować się nie tylko dumą z by­ cia Niemcem, ale też wiarą w walkę o Volk i Vaterland. Berlin odegrał klu­ czową rolę w utworzeniu nowego ruchu, a teraz, po przewidywanym osta­ tecznym zwycięstwie, stanie się najpotężniejszym miastem Europy. Niemcy nie będą już musieli się obawiać Rosji na wschodzie, Francja i Anglia będą zaś zmuszone słuchać żądań z Wilhelmstrasse122. Przekonanie, że konflikt zbrojny zakończy się w ciągu sześciu tygodni, i „przepowiednia krótkiej wojny” pociągnęły za sobą niezwykłe zmiany w Berlinie. Socjaldemokraci głosowali za rządowymi kredytami wojennymi odwrotna postawa byłaby „niepatriotyczna”. Reichstag zrzekł się swoich uprawnień i zawiesił działalność do grudnia, kiedy to „wojna będzie wy­ grana”. Wojna zatarła podział na lewicę i prawicę oraz biednych i bogatych. Nawet Bethmann-Hollweg powiedział demokracie Conradowi Haussmannowi, że wojna stworzyła prawdziwą niemiecką „jedność” i „naród” oraz zmniejszyła podziały klasowe, a po niej nastąpią „nowe czasy” i „upadną wszystkie bariery”. Ludzie ze wszystkich klas rozkoszowali się myślą o łu­ pach wojennych. Pangermaniści mieli najbardziej ekstremalne poglądy, ale nawet zwolennicy narodowego liberalizmu, tacy jak Gustav Stresemann, opowiadali się za przejęciem ziem rosyjskich. Natomiast wśród członków katolickiej partii Centrum byli zwolennicy niemieckiej dominacji Europy, tacy jak Matthias Erzberger, którzy sprzeciwiali się przedwczesnemu po­ kojowi. Nawet umiarkowani socjaliści mówili o aneksji terytorialnej. Prze­ mysłowcy tacy jak August Thyssen, Emil Kirdorf czy Karl Rochling pragnęli uzyskać od rządu obietnicę, że wkrótce zaanektowane zostaną francuskie kopalnie w Briey-Longwy. Komitet Wojenny niemieckiego przemysłu na­ legał, aby Bethmann-Hollweg raczej przeciągał wojnę, zamiast dążyć do pokoju - bo to mogłoby zmusić Niemcy do opuszczenia Belgii. Wiele osób chciało ujrzeć aneksję terytoriów Francji i Belgii. Czterystu pięćdziesięciu niemieckich profesorów podpisało dokument popierający niemiecką eks­ pansję w 1915 roku. Opowiedziała się za nią większość berlińskich profe­ sorów, którzy zrobili tak wiele dla legitymizacji nacjonalizmu. Niektórzy

Ku Wielkiej Wojnie

369

nawet sugerowali, że Niemcy powinny obrać cesarstwo Napoleona za mo­ del przyszłej struktury kraju, wcielając Rosję i Francję. Pełna aneksja Bel­ gii była wspólnym celem. Nawet historyk Friedrich Meinecke, który miał nadzieję na pokój we wrześniu 1914 roku, zapewniał: „Chcemy zdobyć dla siebie więcej przestrzeni, by móc swobodnie oddychać i zapewnić sobie bezpieczeństwo na najbliższe sto lat”123. Umiarkowany Hans Delbriick twierdził, że Niemcy pragną czuć się bezpiecznie, co „możemy osiągnąć tylko podbojem”. Winckler nawoływał do włączenia do kraju „starych nie­ mieckich ziem” - Belgii i Luksemburga, a profesor Theodor Schiemann żądał aneksji także na wschodzie. Wilhelm Solf, sekretarz stanu w Urzę­ dzie do spraw Kolonii Rzeszy, powiedział: „Pragnienie wyrwania naszym wrogom tak wielu terenów, jak to będzie możliwe, wyrażają już nie tylko pangermaniści, ale Niemcy z wielu kręgów i środowisk”. Poparcie dla nie­ mieckiego ekspansjonizmu spopularyzował Friedrich Naumann w swojej książce Mitteleuropa (Europa Środkowa) mówiącej o federacji środkowo­ europejskiej z przewagą gospodarczą Niemiec. W miarę jak francuskie i belgijskie miasta kapitulowały w obliczu zbliżającej się armii niemieckiej w Berlinie rozbrzmiewały dźwięki dzwonów, w całym mieście dekorowano domy i słychać było tryumfalne salwy armatnie. Filozof Max Scheler napi­ sał o niemieckim bombardowaniu katedry w Reims: „Jeśli katedra mogłaby myśleć i czuć, na pewno zdałaby sobie sprawę, że siła kanonady armat to ta sama siła, która niegdyś stworzyła to boskie gotyckie arcydzieło”124. Pomimo początkowych sukcesów Niemcy szybko przekonali się, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. Pragnęli pokonać Francję, zanim zwrócą się ku Rosji, jednak powstrzymanie Rosji okazało się łatwiejsze, niż sądzo­ no. Walki na wschodzie skumulowały się w bitwie pod Tannenbergiem, która uświadomiła berlińczykom, że naprawdę są w stanie wojny. W kam­ panii wzięły udział setki tysięcy żołnierzy, niebawem do Niemiec zaczęły wracać pociągi z młodymi rekrutami dramatycznie okaleczonymi i ran­ nymi. Po Berlinie krążyły opowieści o manewrze, który zmusił Rosjan do wycofania się w stronę dwóch dużych jezior, gdzie się potopili. Jeden ze świadków mówił, że nigdy nie zapomni

krzyków umierających ludzi i rżenia koni [...], widok tysięcy mężczyzn szamocących się w wodzie razem z końmi, bronią i amunicją był tak straszny, że skierowaliśmy w ich stronę nasze karabiny maszynowe, aby ulżyć ich cierpieniom. [...] W tym samym czasie zniszczyliśmy całą

370

Berlin. Metropolia Fausta

brygadę kawalerii, pięćset ludzi na białych koniach, wszyscy zabici, stłoczeni tak blisko, że zostali w pozycji stojącej125.

Rosyjska armia poszła w rozsypkę, rozstrzygające zwycięstwo przypadło Niemcom. Hindenburg i Ludendorff zajęli miejsce Wilhelma jako najwięksi bohaterowie dnia. Sprawy miały się jednak zupełnie inaczej na froncie zachodnim. Wtarg­ nięcie na terytoria Belgii i Francji zostało w ostatniej chwili znacznie osła­ bione decyzją von Moltkego o transferze dwóch korpusów do Prus Wschod­ nich. Francuzi przeprowadzili kontratak i powstrzymali napór wojsk nie­ mieckich. W listopadzie 1914 roku front stanął w miejscu. Pozostanie tam w zasadzie na długie, krwawe cztery lata. Powszechne poparcie dla dzia­ łań zbrojnych wynikało z obietnicy „szybkiej wojny”. Dopiero po okropnej, krwawej porażce w pierwszej bitwie pod Ypres dowództwo uświadomiło sobie, że obiecane szybkie zwycięstwo jest już poza zasięgiem niemieckiej armii. Każdego dnia ginęły tysiące ludzi, siły francusko-brytyjskie w bez­ pośrednich starciach próbowały odciągnąć armię niemiecką od Paryża i zniweczyć „niezawodny” plan Schlieffena. Rząd był tak mocno przekonany, że jego precyzyjna strategia przynie­ sie zwycięstwo jeszcze przed Bożym Narodzeniem, że nie przygotował żadnego planu na wypadek kontynuacji wojny. W październiku 1914 roku w pośpiechu organizowano nowe jednostki. Berlińczycy mieli teraz słu­ żyć w sześciu pułkach piechoty (nr 201-206); jesienią 1914 roku tworzono też pułki ochotnicze dla młodych mężczyzn poniżej dwudziestego drugiego roku życia. Wyjaśniałoby to, dlaczego dwadzieścia procent uczniów Gim­ nazjum im. Cesarza Wilhelma poległo na polu bitwy. Berliński przemysł metalowy, a także inne gałęzie przemysłu pogrążyły się w chaosie. Nagle zabrakło rąk do pracy, wzrosły też płace - przedsiębiorstwa robiły wszyst­ ko, by znaleźć pracowników. Wprowadzono politykę Zuriickstellung, która pozwalała osobom posiadającym szczególne umiejętności wrócić do Ber­ lina z frontu. W samym tylko 1914 roku wezwano z powrotem siedemset osób126. Zapasy amunicji wyczerpały się w październiku tego roku. Alianci mogli zaopatrywać się w broń na wolnym rynku, ale sprawa była bardziej skomplikowana dla Kriegsrohstoffabteilung (Departamentu Zaopatrzenia w Broń) i Służby Zaopatrzenia Amunicyjnego, które ograniczała między­ narodowa blokada nałożona na Niemcy. Niemieccy oficerowie, przedsię­ biorcy i rozmaite podejrzane typy zmuszeni byli do przetrząsania nawet

Ku Wielkiej Wojnie

371

najbardziej odległych zakątków Europy w poszukiwaniu nielegalnej broni. Kapitan von Rintelen, młody oficer marynarki, dostał polecenie zdobycia karabinów maszynowych, „nawet jeśli trzeba by je przywieźć z Księżyca”. W Kopenhadze udało mu się znaleźć magazyny pełne broni niedawno za­ kupionej przez Rosjan. Udając Anglika, opracował skomplikowany wybieg, który miał umożliwić jej zakup. Całą operację udaremnił jego adiutant, starszy szeregowy z Prus. Zapomniawszy, że jest po cywilnemu, podszedł do stołu podczas spotkania, stuknął obcasami i perfekcyjnym niemieckim zaproponował swojemu kapitanowi cygaro. Braki w amunicji powiększyły się jeszcze bardziej, kiedy Niemcy rozpo­ częli intensywnie wykorzystywać przeciwko aliantom łodzie podwodne. Niemiecka marynarka była zamknięta w portach, ale zabójcze U-Booty grasowały po morzach i oceanach, za cel obierając wszystkie wrogie jed­ nostki, ale także statki pasażerskie kursujące między Europą a Ameryką Północną. Zatopienie Lusitanii odebrano w Berlinie jako moralne zwycię­ stwo „nad tymi, którzy nielegalnie próbują zagłodzić Niemców”, za granicą zostało jednak jednogłośnie potępione. Mieszkający w Berlinie Amerykanie zerwali kontakty z Niemcami, a ich gazety propagowały antyniemiecką postawę. Co gorsza, amerykańska amunicja zaczęła zasilać wojska państw alianckich. Produkowane w Stanach pociski uważano za szczególnie śmier­ cionośne, nie były bowiem odlewane z żelaza jak te europejskie, lecz ze stali, „diabolicznego wynalazku”. Były też żebrowane i żłobkowane, przez co po uderzeniu rozpadały się na tysiące drobnych kawałków wyrzucanych z gigantyczną siłą. Na początku 1915 roku niemieckie naczelne dowództwo armii otrzymało komunikat z frontu: „Już nie wiemy, co począć, aby bronić się przed amerykańską amunicją”. Kryzys i gigantyczne straty poniesione pod Verdun doprowadziły w sierp­ niu 1916 roku do rewizji polityki zbrojeniowej. Kontrolę nad produkcją amu­ nicji przeniesiono z Ministerstwa Wojny do Kriegsamtu (Urzędu Wojny). W 1916 roku Hindenburg postanowił, że jedynym sposobem na zrekompen­ sowanie braku żołnierzy jest wykorzystanie w walce najnowszej techniki i znaczne zwiększenie produkcji broni. Powstał zatem program Hindenburga, by wykorzystać wszystkie możliwe środki do produkcji jeszcze większej ilości ładunków wybuchowych, moździerzy i karabinów. Hindenburg po­ wierzył pieczę nad Urzędem do spraw Surowców Waltherowi Rathenauowi, dzięki któremu Niemcy wytrwały w wojnie tak długo - nie tylko ze względu na jego politykę mianowania na ważne stanowiska raczej przemysłowców

372

Berlin. Metropolia Fausta

niż urzędników127. Nie minęło wiele czasu, a Berlin musiał oddawać wszyst­ kie surowce, które mogłyby się przydać w fabrykach broni. Z początku wy­ korzystywano tylko złom i fragmenty ogrodzeń, później przetapiano też dzwony kościelne i piszczałki organowe, a do 1915 roku w Berlinie nie ostał się już żaden miedziany dach. Dzielnica Spandau przekształciła się w cen­ trum przemysłu zbrojeniowego, w którym znalazło zatrudnienie sto dwa­ dzieścia tysięcy osób. W dzielnicy Moabit produkowano zaś gaz musztardo­ wy. Z fabryk wytaczały się niezliczone wózki pełne szklanych pojemników, które ładowano od razu do pociągów jadących na zachód. Mimo wszystkich prób wytwarzania jak największej ilości broni dla żołnierzy walczących na froncie berliński przemysł nadal borykał się z po­ ważnymi niedoborami - brakowało zarówno rąk do pracy, jak i surowców, a sytuacja nieustannie się pogarszała. Zwiększono liczbę robotników, wy­ dłużono czas pracy - ponad dwa tysiące firm berlińskich przyjęło nowych pracowników, ale wysoka śmiertelność na froncie ograniczała też liczbę potencjalnych robotników. W lipcu 1917 roku w berlińskich fabrykach bra­ kowało niemal sześć tysięcy osób. Zapotrzebowanie na siłę roboczą nie­ ustannie przewyższało faktyczną liczbę pracowników - było tak aż do koń­ ca wojny128. W raporcie Verband Markischer Arbeitnachweise z 1916 roku czytamy: „Niedobór pracowników sięga takich proporcji, że możliwości systemu Zuruckstcllung nie zaspokajają potrzeb przemysłu”129. Berlin był wielkim miastem w dużym stopniu uzależnionym od impor­ towanej żywności, zatem aliancka blokada szczególnie dawała mu się we znaki. Racjonowanie żywności już pierwszej zimy powodowało kłopoty. Róża Luksemburg pisała: „Ani śladu po dawnej ekstazie i patriotycznych demonstracjach ulicznych. [...] Nie ma już pociągów pełnych rezerwistów, które ruszały z dworców przy akompaniamencie radosnych okrzyków pięknych panien. Zza okien pociągów nie widać uśmiechniętych twarzy”. Z początku limitowano jedynie produkcję alkoholu i zamykano ulubione berlińskie Kncipen. Góry kiełbas i czekolady z 1914 roku musiały ustąpić miejsca wodnistej zupie i rzepie. W lutym 1915 roku Berlin był pierwszym niemieckim miastem, w którym rozdawano kartki na chleb. Zapasy mięsa i mąki kontrolowało państwo, a ziemniaki, smalec, jajka i mleko podle­ gały racjonowaniu - w Charlottenburgu pieczenie ciasta uznano za prze­ stępstwo. Sezon zimowy 1915/1916 nazywano „rzepową zimą”, w maju 1916 roku na trzy tygodnie zamknięto wszystkie zakłady rzeźnicze. O lu­ dziach przechodzących z kolejki do kolejki przed sklepami mówiono, że

Ku Wielkiej Wojnie

373

tańczą „maślanego poloneza”. Kobiety często wstawały w środku nocy, aby zająć jak najlepsze miejsce pod sklepem. Aby zabić nudę, zajmowały się robótkami ręcznymi i robiły na drutach, niektóre nawet zabierały ze sobą maszyny do szycia. Najczęściej powtarzanym słowem berlińskiego dialektu było Ersatz - zamiennik; kawa, dżem, mydło i chleb zrobione z mąki ziem­ niaczanej stały się normą, a pozbawieni skrupułów handlarze łatwo bo­ gacili się, sprzedając popiół zamiast pieprzu lub skrobię zmieszaną z sodą zamiast masła. W 1916 roku doszło do takiego chaosu, że rząd sformował Kriegsernahrungsamt, czyli KEA (Wojenny Urząd do spraw Żywienia), mimo to odpowiednie uregulowanie rozdziału żywności okazało się bar­ dzo trudne. Berlińczycy dostawali teraz dwa jajka w miesiącu, niewielką ilość mięsa i garść warzyw; wszystkie racje wydzielano po okazaniu kartek żywnościowych. Rolnicy oraz osoby z odpowiednimi koneksjami korzystali z tradycyjnego systemu barterowego, bogaci zaś mogli zdobywać towary poza wyznaczonymi kanałami dystrybucji. Los większości berlińczyków zależał od dobrej woli chomików i spekulantów. Inflacja galopowała, śred­ nia płaca przestała wystarczać na podstawowe towary. W przeciwień­ stwie do Paryża czy Londynu w Berlinie kwitł czarny rynek130. Przed zimą 1917 roku nie udały się zbiory ziemniaków, co doprowadziło do głodu. W garnkach lądowały szczury, a na cotygodniowym targu we wschodnim Berlinie latem wybuchły zamieszki. W 1918 roku spożycie mięsa spadło do poziomu dwunastu procent spożycia przedwojennego; konsumpcja jajek do trzynastu procent, a ryb do pięciu procent131. Według słów burmistrza Ber­ lina głód zaczął „zbierać swoje żniwo w miejskich szpitalach”. Berlińczycy musieli stawić czoło mroźnej zimie - temperatura pozostawała poniżej zera przez cały miesiąc, w lutym 1917 roku średnia najniższych temperatur wy­ niosła zaś -18,5°C. Transporty utykały w korkach, spośród dwóch tysięcy wagonów, które docierały do miasta każdego dnia, nie można było rozła­ dować tysiąc dwustu. Spowodowało to duże niedobory węgla. „Vorwarts” narzekało 11 grudnia 1917 roku:

[Urzędnicy] rozpisali plan dystrybucyjny, rozdzielili racje między po­ szczególne dzielnice, wydzielili kartki pojedynczym osobom i wydaje im się, że wykonali swoje obowiązki. Jak, gdzie, którędy i czy w ogóle jakiś węgiel zostanie gdzieś dostarczony, wcale ich nie obchodzi. [...] Każdy, kto ma odpowiednie koneksje, aby dowiedzieć się, że zbliża się transport węgla, ustawi się w kolejce albo poprosi kogoś, by stanął za

374

Berlin. Metropolia Fausta

niego - i dopiero wtedy ma szanse cokolwiek zdobyć. Inni odchodzą z pustymi rękoma - chorzy, starzy i ci, którzy całymi dniami pracują132.

Każdego miesiąca tysiące berlińczyków umierało z głodu lub z powodu chorób wywołanych niedożywieniem. Limitowano także rozrywki. Teatry, muzea i targi uliczne zamknięto tuż po wybuchu wojny. Cięcia dotknęły transport publiczny i elektryczność latarnie uliczne gasły o pierwszej w nocy. Niektóre kluby miały pozwolenie na działalność, ich programy artystyczne stawały się jednak coraz bardziej oschłe i poważne, na scenie poruszano tematy śmierci na froncie i braków zaopatrzenia w kraju. Jedna z piosenek opisujących rządowe próby prze­ konania kobiet do noszenia sukienek z włókna celulozowego kończyła się poniższym wersem: „Panna Modnisia dostosowuje się do powagi sytuacji, a gentleman na to: «Ta papierowa sukienka, cóż za ostatni krzyk mody!»”. Pieśni o „wielkich”, od Zeppelina i Tirpitza po Hindenburga i Fryderyka Wielkiego, przeplatały się z utworami nacjonalistycznymi jak Hymn niena­ wiści do Anglii Ernsta Lissauera czy piosenkami Claire Waldoff opartymi na motywach starych żołnierskich pieśni. Życie codzienne podlegało re­ strykcjom. W 1915 roku pułkownik von Kessel w imię „porządku” rozpoczął aresztowania i przeszukiwania mieszkań. Boże Narodzenie w tym roku było szare i posępne. Księżna Bliicher zapamiętała „blade, pogrążone w smutku, ubrane na czarno kobiety, które sunęły ulicami. Niektóre z nich niosły swój smutek dumnie, niczym koronę, podczas gdy inne upadały pod ciężarem zbyt ciężkim do uniesienia”. Na mszy w szpitalu zakonnym o północy zbie­ rali się „ranni żołnierze, pielęgniarki, zakonnice i blade kobiety o złamanych sercach”. Pod koniec 1916 roku brakowało wełny i bawełny, ubrania racjonowano, a niegdyś kwitnący berliński przemysł tekstylny wypluwał z fabryk tylko mundury. Buty robione ze skóry marnej jakości i szarego płótna szybko się rozpadały. Antysemityzm rósł w siłę, Żydów oskarżano o chomikowanie towarów i spekulacje. Raport landrata z rejonu 21. Korpusu Armii brzmiał dosyć typowo: „Populacja wyraża niechęć wobec faktu, że Żydów traktuje się na preferencyjnych warunkach, zwłaszcza w instytucjach związanych z gospodarką wojenną. [Wojna] jest często opisywana słowem Geldkrieg [wojna o pieniądze]. Komentarze w rodzaju: «Wojna jeszcze się nie skoń­ czyła, bo Żydzi nie zarobili jeszcze tyle, ile chcieli» nie są rzadkością”133. Kiedy mężczyźni wyruszali na front, miastem zaczynały rządzić kobie­ ty. Na początku zajmowały się pielęgniarstwem, opieką nad jeńcami czy

Ku Wielkiej Wojnie

375

pracą dla Czerwonego Krzyża, prowadziły tramwaje konne i wozy poczto­ we, a także organizowały kuchnie połowę. Niezależne finansowo kobiety zakładały niewielkie domy opieki - w domu Frau von Inhre przy Bellevuestrasse schronienie znaleźli żołnierze, którzy stracili wzrok. W berlińskiej placówce Narodowej Służby Kobiet (Nationaler Frauendienst) pracowało ponad siedem tysięcy kobiet, które rozdzielały pomoc państwową wdowom i sierotom wojennym. Uczyły one inne kobiety, jak gotować bez mleka, jajek czy tłuszczu, oraz pomagały wdowom i najbiedniejszym znaleźć pra­ cę w szwalni czy przy pakowaniu paczek wysyłanych na front. W marcu 1915 roku kobiety były już zatrudniane w sektorach gospodarki do tej pory zastrzeżonych dla mężczyzn - bankowości i ubezpieczeniach, w urzędach wojskowych i rządowych, w fabrykach broni ciężkiej i na kolei. Kobiety pracowały przy produkcji wszystkiego, od chemikaliów, sprzętu elek­ trycznego i żelaza po narzędzia pomiarowe i wyroby skórzane. To kobiety wykopały i zbudowały sporą część berlińskiego metra. W Berlinie wiodło im się znacznie gorzej w porównaniu z mieszkankami Wielkiej Brytanii czy Francji - napięcie związane z koniecznością pracy było tu dużo wyż­ sze. W grudniu 1917 roku odsetek kobiet wśród pracowników zakładów chemicznych, metalowych czy maszynowych wynosił ponad pięćdziesiąt procent, dwukrotnie więcej niż w Paryżu czy Londynie. Rozluźniono re­ gulacje zdrowotne - młode matki w Paryżu nie musiały pracować, w Ber­ linie owszem. Mimo że istniały przepisy zakazujące pracy w nocy, nikt ich nie przestrzegał. Sześćdziesięciogodzinny tydzień pracy nie był niczym wyjątkowym. Do tych wszystkich problemów dochodziły ciągłe niedobory żywności. Jak pisano w raporcie Gewerbe-Aufsicht: „Wyczerpanie w pracy było na porządku dziennym, gdyż pracownice - niektóre z nich niedawno urodziły lub miały małe dzieci - cierpiały z powodu niedożywienia”134. Wiele kobiet chorowało na gruźlicę; wskaźnik śmiertelności wśród mło­ dych ludzi w wieku od dwudziestu dwóch do dwudziestu dziewięciu lat wzrósł do trzydziestu dwóch osób na dziesięć tysięcy w 1917 roku. Dużą część ofiar stanowiły kobiety, które prawdopodobnie cierpiały na ukrytą gruźlicę już od dzieciństwa, a teraz poddały się chorobie w wyniku wy­ czerpania, niedożywienia, zimna i złej wentylacji w fabrykach. Ta nagła zmiana ról społecznych stanowiła początkowy bodziec do późniejszej wal­ ki o prawa kobiet. Ówcześnie możliwości, które otworzyły się przed kobie­ tami, były tylko i wyłącznie spowodowane brakiem wystarczającej męskiej siły roboczej.

376

Berlin. Metropolia Fausta

Oblicze Berlina się zmieniło: stare konie, osły, a nawet słonie z cyrku Hagenbecka zaprzęgnięto do powozów rozwożących węgiel z pociągów. Ekipy złożone z jeńców wojennych budowały drogi w okolicach Lichterfelde, natomiast brytyjskich żołnierzy przetrzymywano na terenie toru wy­ ścigowego Ruhleben. Dostawali oni paczki z domu i nierzadko byli lepiej odżywieni od berlińczyków. Jeden z uciekinierów został ponownie pojma­ ny tylko dlatego, że zaczął jeść na stacji kanapki z białego pieczywa. Kiedy tylko ujrzeli to przechodnie, otoczyli go i zaczęli wypytywać, gdzie udało mu się dostać ten delikatesowy produkt. Życie w Berlinie było przygnębiające. Strony gazet zapełniły się czar­ nymi krzyżami i nazwiskami tych, którzy zginęli „bohaterską śmiercią”. Listy ofiar wywieszane przed gmachem Ministerstwa Wojny przy Dorotheenstrasse z dnia na dzień były coraz dłuższe. Codziennie kłębiły się przed nimi tłumy niespokojnych kobiet poszukujących wzmianek o swoich braciach, ojcach i mężach. Inne dowody toczącej się w oddali rzezi ujrzeć można było w Nachlass Bureau, gdzie rosły sterty małych przedmiotów ze­ branych na polach bitew, a przydatnych przy identyfikacji poległych. Znisz­ czone i zakrwawione papierośnice, skrawki papieru, zdjęcia, haftowane chusteczki z monogramami, podarte listy i biżuteria czekały na kogoś, kto je rozpozna. Dzięki wracającym do domu rannym żołnierzom wiadomo było, że całe pułki trzeba było wymieniać co kilka miesięcy. Pierwszy Pułk Gwardii nie był wcale wyjątkowy, jeśli chodziło o rotację żołnierzy - zmie­ niano ich pięciokrotnie między bitwą nad Marną a 1916 rokiem. Pewnego dnia w berlińskiej kolejce ludzie zaczęli wyśmiewać się z kobiety, która nieustannie strzelała palcami. Siedzący obok niej mężczyzna powiedział: „Nie śmiejcie się z mojej żony, panie i panowie... ona straciła wszystkich pięciu synów”. Blichtr cesarskiego Berlina szybko się skończył, miasto okazało się brzydkim miejscem pełnym brutalności. George Grosz pisał w 1916 roku: Berlin, do którego powróciłem, był miastem zimnym i szarym. Ruchli­ we kawiarnie i piwniczki z winem podkreślały mrok ponurych, nieogrzanych dzielnic mieszkalnych. Ci sami żołnierze, którzy nie tak dawno w pijackim odurzeniu tańczyli, śpiewali i wtulali się w ramiona prostytutek, teraz wyczerpani, nadal pokryci błotem z okopów, cięż­ ko powłóczyli nogami, wlokąc swoje bagaże z jednej stacji kolejowej na drugą. [...] Rysowałem ludzi pijących, ludzi wymiotujących, ludzi

Ku Wielkiej Wojnie

377

z zaciśniętymi pięściami wyklinającymi do księżyca, ludzi grających w karty na grobach zamordowanych przez nich kobiet. [...] Rysowałem sceny z życia armii oparte na szkicach, które zrobiłem w czasie mojej służby. [...] Rysowałem żołnierzy bez nosów, kaleki ze stalowymi koń­ czynami, dwóch medyków unieruchamiających agresywnego kawalerzystę za pomocą końskiej derki, jednorękiego żołnierza salutującego zdrową ręką w stronę odznaczonej medalami kobiety, która poczęsto­ wała go biszkoptem, starego pułkownika z rozpiętym rozporkiem tulą­ cego się do pielęgniarki i personel szpitala opróżniający wiadra pełne ludzkiego mięsa do wielkiego dołu. Narysowałem szkielet w stroju re­ kruta łykający swoje lekarstwa135.

Okropne historie docierały do berlińczyków za pośrednictwem pielęgnia­ rek, które wysłuchiwały opowieści rannych - o tym, jak mężczyźni w oko­ pach byli zmuszeni patrzeć na śmierć swoich przyjaciół zaledwie kilka me­ trów od nich na ziemi niczyjej, nie mogąc wykonać żadnego ruchu w ogniu karabinów maszynowych; jak nieustannie kazano im wychodzić z okopów, bo „jeśli nie idziesz do przodu, zginiesz”; jak w święta Bożego Narodzenia zamilkły wystrzały, a mężczyźni z obu stron śpiewali razem kolędy i grali w piłkę po to, by następnego dnia znów toczyć walkę na śmierć i życie. Mło­ dy żołnierz Willy Kurtz szczerze nienawidził siedzenia w okopach: „Bywały całe tygodnie, kiedy moje stopy ani razu nie były suche. [...] Większość czasu całe moje ciało było mokre. Siedzieliśmy tam, pogrążeni w smutku, nienawidząc życia, jednak ciągle odczuwając strach przed rozkazem do ataku”136. Cesarz pod specjalną ochroną udał się pod Verdun, na teren bi­ twy, która spowodowała niewyobrażalne cierpienia żołnierzy. W 1916 roku zginęło tam tysiąc osób na każdy metr kwadratowy. Kiedy cesarz dowie­ dział się o całej kompanii wysadzonej przez francuską minę, nie mógł dojść do siebie przez wiele dni. „Kalekie brygady” składały się z okaleczonych, ale nadal zdolnych do pracy ludzi. Ich zadaniem było grzebanie zmarłych. W miejscach takich jak nad Sommą, Ypres czy Vimy Rouge nierzadko musieli chować cztery tysiące ciał dziennie. Pod koniec wojny tych godnych współczucia, wyczerpanych, rannych, wygłodzonych żołnierzy niemiec­ kich wysłano na pierwszą linię frontu, aby walczyli ze świeżymi siłami amerykańskimi. Ranni odmawiali poddania się operacjom, które mogłyby pomóc im w powrocie do zdrowia, z obawy przed ponownym skierowaniem na front. Największym marzeniem każdego żołnierza było zostać trafionym

378

Berlin. Metropolia Fausta

w kostkę lub stopę, bo wtedy trafiał do szpitala polowego - z dala od po­ cisków, błota, szczurów, trujących gazów, nieustannego hałasu i śmierci. Młody oficer artylerii Carl Zuckmayer wrócił na front po zaledwie tygo­ dniowym pobycie w szpitalu z powodu poważnej rany głowy. Ledwo stał na nogach, kiedy kapitan korpusu medycznego kazał mu wracać na pole bitwy - to tak, jakby był już wystarczająco zdrowy, by zginąć: „do tego potrzebni są nam młodzi oficerowie”. Innych rekrutów traktowano równie okrutnie. W okopach służyli Kokoschka, Bariach i Klinger, którzy później przeleją swoje wspomnienia na papier w postaci przerażających rysunków i grafik. Przygnębiający obraz Ernsta Kirchnera Autoportret jako żołnierz uchwycił jego obsesyjny lęk przed ponownym wcieleniem do armii: „Nowy pobór rezerwistów depcze mi po piętach i kto wie, czy nie przyjdą po mnie znowu”. Przedwojenny autoportret Beckmanna jako przystojnego, eleganc­ kiego mężczyznę zamienił się w posępny obraz umęczonego wojną, przera­ żonego żołnierza. Otto Dix, całą wojnę spędziwszy na froncie, wykorzystał swoje doświadczenia przy tworzeniu brutalnego i szokującego cyklu pięć­ dziesięciu akwafort zatytułowanych Wojna. Zginęło wielu utalentowanych berlińskich poetów i artystów. Grosz pisał o nich: „Moi przyjaciele posie­ kani, porzuceni, oszukani, zaczarowani przez szarych towarzyszy w rzezi! [...] Trup na trupie, rosną szeregi i sterty zzieleniałych, gnijących ciał - to wszystko mogłoby się już skończyć!”137. Któregoś razu podczas mojej pracy we wschodnim Berlinie w latach osiemdziesiątych natknęłam się na dziwaczną kolekcję sztucznych kończyn z drewna, metalu, gumy i tkanin, które wykonano dla okaleczonych we­ teranów pierwszej wojny światowej. Znajdowały się tam setki makabrycz­ nych przedmiotów uświadamiających skalę obrażeń spowodowanych przez odłamki i kule: niestaranne protezy nóg, blaszki do wypełniania dziur w czaszkach, szklane oczy, sztuczne nosy oraz kiepskie, prymitywne za­ wiasy służące za kolana czy łokcie. Ponad cztery miliony Niemców odniosło rany w trakcie wojny. Berlin był ważnym ośrodkiem medycznym, mimo że pozostawał znacznie oddalony od frontu138. Przez szpital Rudolfa Virchowa przewinęło się ponad dwieście tysięcy osób, w szpitalu wojskowym w Buch w czasie wojny przebywało trzydziedzieści tysięcy, a szpital Charite zapew­ niał 1175 łóżek. Istniały też specjalistyczne szpitale prowadzone przez or­ ganizacje religijne. Berlińskie szpitale w czasie wojny wyleczyły 253 tysiące osób, nie licząc pacjentów klinik, centrów rekonwalescencyjnych i placó­ wek opieki długoterminowej139. Kiedy George’a Grosza ponownie wezwano

Ku Wielkiej Wojnie

379

na służbę, próbował się utopić w latrynie, wysłano go więc do szpitala, aby mógł dojść do siebie. Pisał: „W szpitalu karmili nas suszonymi warzywami, kawą z rzepy i syntetycznym miodem, który wyżerał nasze wnętrzności”. Pewnego poranka obudził się obok berlińskiego woźnicy, któremu wybuch oderwał połowę brzucha. Powiedział Groszowi, że nie może znaleźć swoich nóg. „Próbował wskazać mi coś swoim powyginanym środkowym palcem, ale jego dłoń i palce zawiodły go po raz kolejny. Wydał z siebie półświadomy jęk i zapadł w śpiączkę. Tej nocy zmarł [...] bezkształtny kłębek ciała”. Mężczyzna leżący z drugiej strony został postrzelony w krocze:

„Więcej się już z dziewczynami nie zabawi” - powiedział sanitariusz. Sierżant miał na ten temat inne zdanie. „Nie wierz mu, chłopcze - po­ cieszał. - Zrobią ci nowego, świeżutkiego wacka z cholernego drewna. Nie takie rzeczy już tu widzieliśmy. A sztuczne nogi, moim zdaniem, do wielu rzeczy znacznie lepiej się nadają niż te prawdziwe, na przykład do przeklętych biegów przez płotki czy skoków wzwyż”140.

Inny mężczyzna w tym samym pokoju bez przerwy puchł, robił się coraz większy i większy. Sąsiad Grosza opowiadał mu o podobnym przypadku jego przyjaciel zagazowany w okopach spuchł tak bardzo, że „wyglądał jak pieprzony balon”. Jeszcze inny szpitalny towarzysz Grosza stracił rozum po przeżyciach na froncie i bez przerwy bełkotał: „Właśnie rozkazano nam iść na front [...], nie mieliśmy stalowych hełmów, ale cała reszta była w po­ rządku [...]. Potem poszliśmy tą cholerną drogą z bali, wiesz którą, tam za­ uważyliśmy tych sukinsynów [...]. Mój boże, moja głowa była jak krwawy worek z piaskiem”. Rannego zawinięto w końską derkę i przewieziono do Berlina, gdzie cały czas krzyczał: „Ja tylko chcę pozbyć się tego cholernego piasku, czy wy nie widzicie tego pieprzonego piasku?”

*** Armie na froncie zachodnim powoli wykrwawiały się na śmierć w tragicz­ nej wojnie na wyczerpanie, w której każda ze stron coraz bardziej despe­ racko próbowała przełamać obronę przeciwnika. Starano się za pomocą zasieków zapędzać piechotę w strefę śmierci, budowano szachownice za­ kamuflowanych betonowych bunkrów z bronią maszynową, aby móc zabić jeszcze więcej ludzi. Próbowano rozmieszczać swoje okopy poza zasięgiem

380

Berlin. Metropolia Fausta

ognia nieprzyjaciela, tworzono skomplikowane sieci podziemnych tuneli, jak aliancki labirynt w Arras, w którym mieściło się trzydzieści tysięcy lu­ dzi; eksperymentowano z użyciem gazu, starano się zbudować wozy opan­ cerzone i czołgi, którym jakimś sposobem może uda się przedostać przez gęste błoto. Warunki na froncie były równie przerażające dla obu stron. Z końcem działań liczba poległych po stronie Niemiec sięgnęła 1,2 miliona młodych ludzi, co stanowiło połowę młodzieży kraju. Mój pradziadek, ge­ nerał Henry Thoresby Hughes, służył podczas wojny we Francji i Flandrii, a w 1918 roku stał na czele Komisji Grobów Wojennych Wspólnoty Naro­ dów, która organizowała budowę pomników ku czci poległych141. Walki ustały, ale konieczne były jeszcze negocjacje dotyczące terenów - wijące się błotniste drogi i okopy, z zasiekami z drutów kolczastych były tak znisz­ czone bombami, odłamkami i karabinami maszynowymi, że trudno było dokładnie ustalić, gdzie rozgrywały się poszczególne starcia. To, co pozo­ stało na polach bitew, było przerażające: zużyte łuski, konserwy, łopaty, bagnety, powykręcane kawałki metalu, zwoje drutu kolczastego, upiorne drewniane budki posterunków i wszędzie ludzkie szczątki - ręce, frag­ menty szczęk, nogi wyłaniające się z błota okopów, leżące na dnie lejów po bombach, przykryte skrawkami gnijących mundurów na ziemi niczyjej. Tysiące nieznanych żołnierzy, tysiące młodych ludzi po obu stronach nadal spoczywa w nieoznaczonych mogiłach. Prawdopodobnie najbardziej spektakularną bronią wynalezioną w celu zaskoczenia i złamania drugiej strony była bomba, która miała zostać zrzu­ cona na Berlin. Już przed 1918 rokiem stolica Niemiec była powszechnie uważana przez aliantów za symbol niemieckiego zła i chcieli oni odpłacić się berlińczykom za naloty na ich miasta. Od pierwszych dni wojny zeppeli­ ny zrzucały bomby na Paryż i chociaż hrabia Talleyrand mówił, że „bomba z zeppelina nie da rady zatopić pancernika”, budziły one w mieście wielkie przerażenie. Przed 1918 rokiem obie strony zbudowały bombowce; Niemcy przeprowadzili siedemnaście nalotów na Paryż, zabijając 303 mieszkań­ ców i raniąc 539. Moja babka Angielka pamięta, jak ze strachem patrzyła na spadający niemiecki samolot zestrzelony nieopodal jej domu w Surrey. „Gruba berta”, działo kalibru 420 milimetrów, było zaprojektowane spe­ cjalnie po to, by osłabiać francuskie morale. W kwietniu 1918 roku założo­ no Royal Air Force (RAF, Królewskie Siły Powietrzne), których zadaniem było wzmocnienie siły Wielkiej Brytanii w powietrzu. Brytyjski samolot wielosilnikowy mógł udźwignąć dziewięćsetkilogramowe bomby, które

Ku Wielkiej Wojnie

381

zrzucano na miasta graniczne: Trewir, Kolonię czy Moguncję. W paździer­ niku 1918 roku Lloyd George uznał, że Brytyjczykom „należy się prawo do odrobiny zemsty”, powinni więc spróbować zbombardować Berlin. RAF opracował strategię ataku - samoloty miały wylecieć z Norfolku, zrzucić ładunki nad Berlinem i wylądować w Pradze. Plan ten miał wielką wartość propagandową, ale nie przyczyniał się wcale do zwiększenia przewagi stra­ tegicznej nad Niemcami. Tym miała zająć się polityka. Kiedy w lutym 1917 roku w Rosji wybuchła rewolucja, w Berlinie wi­ dziano w tym szansę na zawarcie separatystycznego pokoju we wschodniej Europie. Przewrót bolszewicki, wycofanie się Rosji z wojny i traktat brzeski dały Niemcom nową nadzieję na wygraną. Jednak oczekiwane korzyści militarne nie nadeszły. Negocjacje były długie i trudne, a niemieckie woj­ ska musiały zostać na wschodzie, aby utrzymywać tam porządek; zboże z Ukrainy nie dotarło tak szybko, jak się tego spodziewano. Mimo wszystko to nie upadek Rosji, lecz przystąpienie Stanów Zjednoczonych do wojny w 1917 roku miało doprowadzić do jej zakończenia. Klęska Niemiec była tylko kwestią czasu. Berlińscy nacjonaliści nie chcieli przyjąć do wiadomości oznak zbliża­ jącej się klęski. W swoim pamiętniku 10 lipca 1917 roku Walther Rathenau zapisał: „Sama okupacja Paryża nie wystarczy, aby zaspokoić apetyt naszych aneksjonistów, trzeba byłoby do tego dodać jeszcze Londyn”142. Utworzona w 1917 roku radykalna prawicowa Niemiecka Partia Ojczyź­ niana (Deutsche Vaterlandspartei), kierowana przez admirała Alfreda von Tirpitza i Wolfganga Kappa, wymogła na rządzie ustawienie nieopo­ dal Reichstagu wielkiego paskudnego pomnika Hindenburga w mundu­ rze. Berlińczycy mogli kupować „gwoździe zwycięstwa”, które następnie wbijali w statuę. Zebrane pieniądze miały sfinansować wielką ostateczną ofensywę, która - jak wielu wierzyło - zakończy się zwycięstwem. Wiarę w zwycięstwo podsycała coraz bardziej wojownicza i ostra propaganda zalewająca miasto. W 1917 roku Hiram Johnson powiedział przed amerykańskim Sena­ tem: „Pierwszą ofiarą wojny jest prawda”. Od 1916 roku Naczelne Dowódz­ two miało całkowitą kontrolę nad sprawami wojskowymi i cywilnymi, włączając w to przepływ informacji i propagandę. Od samego początku rząd nie przedstawiał opinii publicznej prawdy na temat niepowodzeń na froncie zachodnim. Admirał Hintze odmówił rozpowszechniania wiado­ mości o porażce nad Marną, gdyż jego zdaniem kluczowe było „wypieranie

382

Berlin. Metropolia Fausta

się porażki” i „podtrzymywanie patriotyzmu wśród niemieckich obywa­ teli”. Niewielu berlińczykom udało się przebić przez ten mur propagandy, kłamstw i oszustw - większość była przekonana, że zbliża się zwycięstwo, a niemiecka armia sukcesywnie przejmuje kontrolę nad całą Europą. Kiedy Paul von Hindenburg i Erich Ludendorff ogłosili, że 21 marca 1918 roku rozpocznie się wielka niemiecka ofensywa na froncie zachodnim, tak zwa­ na bitwa cesarza, berlińczycy zaczęli szykować się do świętowania, a na­ główki gazet radośnie oznajmiały: „Teraz ich mamy!”. Niestety nie miały racji. Na starcie z aliantami wysłano siedemset pięćdziesiąt tysięcy ludzi i sześć tysięcy ciężkich karabinów, ale niemiecki atak został odparty. Kolej­ ne starcie nad Marną w lipcu również zakończyło się porażką sił niemiec­ kich. Kampania okazała się tak ogromną klapą, że w pewnym momencie Hindenburg zabronił komukolwiek wypowiadania się na temat sytuacji wojsk, chyba że miał do powiedzenia coś pozytywnego. Tylko w tych wal­ kach Niemcy straciły osiemset tysięcy ludzi, a morale na froncie zaczę­ ło upadać. Jesienią 1918 roku totalna porażka była tuż-tuż, ale jeszcze 28 września Ludendorff miał czelność napisać w raporcie, że „zwycięstwo jest w jego zasięgu”. Berlińczycy jeszcze w ostatnim miesiącu wojny ma­ rzyli o zwycięstwie, ale ich nadzieje okazały się płonne. To, co ich spotka, będzie od zwycięstwa bardzo odległe.

Rozdział Ósmy

Gorzkie następstwa wojny Mefistofeles: O, nie! to już nie dla mnie, bądź spokojny, Te niewolnictwa i tyrani wojny. Nudne to; zanim dojdą do porządku, Znów się zaczyna wszystko od początku; I żeby to się spostrzegł który z ludzi, Że Asmodeusz za plecami judzi! O wolność walczą; gdybyż jednak czasem Kto inny walczył, nie fagas z fagasem!

Faust, cz. II, akt II

lice i place Berlina nawiedzane są przez duchy wojny. Ich obecność wyczuwa się na starych pruskich placach defiladowych czy w masyw­ nych koszarach z wieżami naśladującymi styl Tudorów i małymi okien­ kami zbudowanymi tak, by oddzielić żołnierzy od mieszkańców. Duchy nawiedzają też neogotycki pomnik autorstwa Schinkla na Kreuzbergu upa­ miętniający żołnierzy armii pruskiej poległych w wojnach wyzwoleńczych z Napoleonem; siedzą w wybudowanej z cegieł i armat Siegessaule na cześć wojen Bismarcka oraz zerkają z gigantycznych brązowo-zielonych twarzy feldmarszałków von Roona i von Moltkego stojących samotnie pośród kor­ ków przy Grosser Stern. Ducha wojny widać w architekturze z czasów Hit­ lera: w zimnych murach Stadionu Olimpijskiego oraz w wypalonej fasadzie Ministerstwa Lotnictwa, które - dzięki solidnej konstrukcji - przetrwało

U

384

Berlin. Metropolia Fausta

bombardowania Wilhelmstrasse. Duch wojny tkwi w olbrzymim stalinow­ skim pomniku Żołnierzy Radzieckich, którzy zginęli w 1945 roku, zdoby­ wając Berlin ulica po ulicy. Unosi się także nad kilkoma pozostawionymi płytami muru, a także nad spalonym i wyszczerbionym dachem wieży frontowej Kaiser-Wilhelm-Gedachtniskirche, symbolu powojennego Berli­ na Zachodniego i pamiątki po drugiej wojnie światowej. Wszystkie te wy­ darzenia odcisnęły swoje piętno na obliczu miasta i zostały w jakiś sposób upamiętnione. Wszystkie - z wyjątkiem Wielkiej Wojny z lat 1914-19181. Można schodzić nogi po ulicach Berlina, na próżno godzinami poszu­ kując jakiegoś wielkiego pomnika upamiętniającego ten straszny konflikt. Zbiorowe mogiły oraz Totcnburgcn (mauzolea) znajdują się daleko na terytorium Francji, Belgii czy Polski; w samym Berlinie „wojna kończą­ ca wszystkie wojny” nie ma żadnego specjalnego pomnika, żadnego od­ powiednika londyńskiego cenotafu czy katafalku spod paryskiego Łuku Triumfalnego2. Podczas wojny mieszkańcy Hackney, Ealing i Camberwell spontanicznie tworzyli miejsca pamięci o tych, którzy polegli w bitwie, a apogeum takich działań nastąpiło w 1918 roku. Ukończono wówczas budowę ogromnego miejsca kultu w Hyde Parku w Londynie. Bardzo szyb­ ko pokryło je dziesięć tysięcy wieńców uwitych z kwiatów3. Nawet już w czasie wojny berlińczycy wstrzymywali się od podobnych form żałoby. Ograniczali się do organizowania prywatnych ceremonii żałobnych lub uroczystości wbijania gwoździ w statuę Hindenburga, gdy zbierali jedno­ cześnie środki na pokrycie wydatków wojennych. W latach dwudziestych tymczasową formą upamiętnienia Wielkiej Wojny miał być pomnik Schinkla na cześć zwycięstwa nad Napoleonem; zaplanowano wtedy wzniesienie nowego monumentu, którego jednak nigdy nie wybudowano. Późno, bo w 1931 roku, osiemnastowieczna neoklasycystyczna wartownia przy Unter den Linden - Nowy Odwach - została uroczyście przekształcona w Grób Nieznanego Żołnierza, przy czym popełniono błąd. Niewielu berlińczyków ów grób odwiedzało, reszta Niemców uważała zaś, że jest „zbyt pruski” lub „zbyt berliński”, by reprezentować żołnierzy z Bawarii czy Nadrenii poległych w czasie, gdy stolica straciła jakąkolwiek zdolność jednoczenia narodu. Zbyt trudno było znieść świadomość śmierci setek tysięcy młodych ludzi i przypomnienie klęski. Jedynie naziści pragnęli wykorzystywać ob­ raz pokonanych bohaterskich żołnierzy w celach propagandowych, zastę­ pując proste rytuały pompatycznymi ceremoniami, które zacierały różnice pomiędzy owymi żołnierzami a ich własnymi „męczennikami”, takimi jak

Gorzkie następstwa

wojny

385

Horst Wessel. Jednak większość organizowanych przez nich obchodów odbywała się raczej lokalnie, z dala od podupadłej stolicy, obwinianej te­ raz o porażkę Niemiec4. W 1946 roku wnętrze Nowego Odwachu uszko­ dzonego przez wybuchy bomb zostało potraktowane na równi ze wszyst­ kimi innymi nazistowskimi pomnikami - czyli zburzone. Wskrzesili go w 1960 roku mieszkańcy Niemiec Wschodnich, oddając cześć „ofiarom fa­ szyzmu i militaryzmu”. Wtedy komunistyczna warta krokiem defiladowym powróciła na Unter den Linden, tworząc coś w rodzaju odrażającej parodii hitlerowskich uroczystości z 1933 roku. I tak Berlin na dobre utracił jedyny centralny pomnik upamiętniający pierwszą wojnę światową. Niewiele osób zwróciło na to uwagę. Ów istotny akt zapomnienia zaskakuje w mieście, którego dalsze losy były tak dalece związane z wojną. Chociaż Berlin nie leżał bezpośrednio na linii frontu, po czterech długich latach walki dumna stolica stała się już tylko cieniem dawnej świetności. W latach 1918-1924 przeżywała kolejne traumatyczne wydarzenia, od upadku monarchii po rewolucję listopadową i powstanie Spartakusa; od utworzenia freikorpsów i krwawych zamachów politycznych po pucz Kappa-Liittwitza, który poprzedzał działania Hitlera; i wreszcie od traktatu wersalskiego (wraz z wynikłą zeń hiperinflacją) po upadek wszelkich tradycyjnych wartości, które niegdyś spajały cesarskie miasto. Wojna zbrutalizowała życie w mieście, wyjałowiła je, słowem poczyniła szkody, po których Berlin właściwie nigdy nie doszedł do sie­ bie. Pierwszą falę kryzysu wywołały szokujące wieści o porażce na froncie zachodnim. Spadły one na niespodziewające się niczego miasto jak grom z jasnego nieba. Berlińczycy, którzy włączyli się do wojny w 1914 roku, byli przekonani, że nie mogą przegrać. Wojna miała być wspaniałą przygodą przynoszącą ich nowemu imperium prosperity, ogromny przyrost terytorium, potęgę i szacunek. Do Bożego Narodzenia 1914 roku nie udało się zwyciężyć, ale Niemcy walczyli dalej. Linie frontów zamarły w bezruchu, listy ofiar sięga­ ły setek tysięcy osób, życie cywilów stawało się coraz trudniejsze, jednak Niemcy wciąż walczyli w przekonaniu, że ich poświęcenie i straty zostaną w końcu obficie wynagrodzone. Sama natura tej wojny sprawiała, że berlińczykom trudno było przewidzieć jej wynik. Podczas gdy w 1945 roku przerażeni i pozbawieni nadziei obserwowali, jak Armia Czerwona kroczy ku nim przez Prusy Wschodnie i Polskę, w czasie pierwszej wojny świato­ wej mieli świadomość, że linia frontu niemal bez większych przesunięć

386

Berlin. Metropolia Fausta

znajduje się gdzieś w odległej Francji i Flandrii. Do 1918 roku nawet centy­ metr niemieckiego terytorium nie był okupowany przez siły sojusznicze co miało dowodzić nieuchronności przyszłego zwycięstwa. Ta wielka iluzja była podtrzymywana przez Naczelne Dowództwo, cho­ ciaż wojna przeciągała się z roku na rok, a obietnice stawały się coraz bardziej absurdalne: Niemcy pozostawią sobie terytorium Belgii, będą pa­ nować nad sporym kawałkiem Francji, zatrzymają wszystkie zdobycze na wschodzie i zażądają wyniszczających reparacji wojennych od Brytyjczy­ ków i Francuzów5. Niemieccy generałowie najwyraźniej wierzyli własnym materiałom propagandowym; Walter Gropius wspominał, że jako młody oficer podsłuchał generała Ludendorffa, gdy ten pogardliwie zaśmiał się na wieść o tym, że Stany Zjednoczone dołączyły do państw sprzymierzo­ nych. „Amerykanie? - parsknął - Ba!”6. Nawet w ostatnich dniach września 1918 roku Berlin był zalany skrajnie nacjonalistyczną propagandą. Sztuki takie jak Der Hias, która gloryfikowała szlachetne poświęcenie się na woj­ nie, gromadziły tłumy widzów; zresztą w londyńskim West Endzie również codziennością były filmy patriotyczne, jak Fifi - the Daughter of the Regi­ ment. Kroniki filmowe Oskara Messtera, Messter Wochc, ukazywały heroizm żołnierzy ochoczo wysadzających mosty i biorących jeńców; gazety dono­ siły o komentarzu kajzera z marca 1918 roku: „Kiedy angielska delegacja przybędzie prosić o pokój, musi najpierw uklęknąć przed niemieckim sztan­ darem”; filmy Bufa (Bild- und Filmamt) miały czelność wychwalać ofensy­ wę Ludendorffa nawet wtedy, gdy od zachodu wlewały się do Niemiec siły sprzymierzonych, a między marcem na lipcem państwo straciło milion lu­ dzi. Owo samooszukiwanie się osiągnęło niezwykłe rozmiary: 27 września 1918 roku berlińskie dzienniki ogłosiły, że wojna została wygrana7. W rzeczywistości armia niemiecka w ciągu całego 1918 roku bardzo szybko traciła siły. W środku lata marszałek Foch rozpoczął ogromną kontr­ ofensywę przeciwko oddziałom Ludendorffa, a 3 sierpnia sir Douglas Haig zaproponował przeprowadzenie ataku czołgowego spod Amiens, co spowo­ dowało całkowite zniszczenie sześciu dywizji niemieckiej 2. Armii. Ósme­ go sierpnia czołgi zepchnęły Niemców z powrotem na linię Hindenburga na terenie Francji. Dwudziestego piątego września rozpoczęto ostateczny atak na froncie zachodnim. Amerykanie zbombardowali tereny na linii Mozy, w ciągu trzech godzin wystrzeliwując więcej pocisków artyleryj­ skich niż w ciągu całej wojny secesyjnej. Dwa dni po tych wydarzeniach nastąpiła potężna francuska ofensywa na Las Argoński. Dwudziestego

Gorzkie

następstwa wojny

387

siódmego września armia brytyjska sforsowała front, a dzień później to samo uczynili Belgowie. Piętnastego września Francuzi zaatakowali w Gre­ cji i dzięki pomocy ponownie powołanej do życia armii serbskiej mogli po­ konać sojusznika Niemiec - Bułgarię. Dwudziestego dziewiątego września kraj ten poprosił o pokój, zostawiając tym samym ogromną wyrwę z połu­ dniowej strony Niemiec i narażając na atak Konstantynopol. Już wcześniej zdziesiątkowana armia turecka zawarła rozejm z Brytyjczykami. Armia austro-węgierska została zaatakowana podczas wycofywania się z Włoch i dosłownie unicestwiona - milion żołnierzy zginęło, a osiemset tysięcy zostało wziętych do niewoli. Jeszcze parę dni wcześniej urzędnik niemiec­ kiego Urzędu Spraw Zagranicznych, który śmiał wspomnieć o możliwości porażki, został zdymisjonowany za swoją bezczelność8. Teraz nawet Hindenburg i Ludendorff musieli przyznać, że ponieśli klęskę9. Dwudziestego dziewiątego września stanęli przed cesarzem oraz ministrem spraw zagra­ nicznych Paulem von Hintzem i oznajmili, że wojna została przegrana10. Następnego dnia przywódcy wszystkich partii politycznych zostali wezwani do Reichstagu; wielu wierzyło, że nareszcie usłyszy wiadomość o obiecywanym od dawna zwycięstwie. Gdy ujawniono prawdę, zapadła głucha cisza. Friedrich Ebert zbladł jak ściana, a przywódca partii kon­ serwatywnej Ernst von Heydebrand und der Łasa zacisnął pięści i krzyk­ nął: „Zostaliśmy okłamani i oszukani!”. Wieści rozeszły się błyskawicz­ nie. Jak mogło do tego dojść? Czy rzeczywiście Naczelne Dowództwo ich oszukiwało? Czy poświęcenie całego młodego pokolenia poszło na marne? W zimnym, ponurym i przygnębiającym roku 1918 cesarski Berlin zaczął się rozpadać na oczach mieszkańców. Niektórzy nie potrafili stawić czoła rzeczywistości i kurczowo uchwycili się przekonania, że jeśli walki potrwa­ ją jeszcze kilka tygodni, to może uda się wygrać; jednak kiedy żołnierze zaczęli wracać do domów na przepustkę, a wraz z nimi dotarły opowieści z pierwszej ręki o monstrualnych stratach poniesionych na frontach, cierp­ liwość berlińczyków się skończyła. Bardzo szybko zwrócili się przeciwko monarchii i obarczyli ją całą odpowiedzialnością za wojnę; była to gorz­ ka reakcja na nieskończony potok kłamstw. Nagle, jak spod ziemi, wyro­ sło przed rządem najgorsze z możliwych zagrożeń - powtórka z rewolucji w Rosji. Mała, cicha dzielnica Wilmersdorf niedaleko Nollendorfplatz to dziś spokojne przedmieście z małymi domami, antykwariatami i targowiskami. W 1918 roku wyglądała zupełnie inaczej11. Na ulicach roiło się od dziwnie

388

Berlin. Metropolia Fausta

wyglądających ludzi, w dzielnicy znajdowało się wiele restauracji, skle­ pów, kawiarenek, pralni, salonów fryzjerskich itp. Wszystkie oznaczenia były napisane cyrylicą. Kiedy kierowcy omnibusów docierali na Biilowstrasse, krzyczeli „Russlandl”, ponieważ było to centrum emigracji rosyj­ skiej, miejsce, gdzie ci, którzy uciekli przed rewolucją bolszewicką, mogli się zatrzymać - zanim nie pojechali dalej do Londynu, Paryża czy Ame­ ryki12. Do roku 1918 mieszkało w Berlinie pięćdziesiąt tysięcy Rosjan, do 1922 - sto tysięcy, a dwa lata później już trzysta tysięcy. Byli wśród nich dosłownie wszyscy: poeci, artyści, arystokraci, żołnierze, muzycy i pisarze od Vladimira Nabokova do Borisa Pasternaka i od Władimira Majakowskie­ go do Maksima Gorkiego13. Ilja Erenburg był zafascynowany mieszaniną ludzi, których los rzucił razem w jedno miejsce: „Niektórzy uciekli tu przed terrorem, inni przed głodem, a jeszcze inni dlatego, że zastrzelili swojego sąsiada. To, kto wyjechał, a kto został w kraju, jest kwestią przypadku [...]; przypadek zadecydował o losie milionów ludzi”14. Alfred Dóblin przywołał wspomnienie pierwszej fali emigrantów - nie byli biedni i nie całkiem pa­ sowali do berlińskich dzielnic klasy robotniczej; zamiast tego byli „nieźle ubraną burżuazją, która wołała spędzać czas w zachodniej części miasta i chadzała na bale. Doczekali się też własnego rosyjskiego kabaretu w Der Blaue Vogel’n5. Jednak gdy okazało się, że bolszewicy nie są jedynie tym­ czasowymi intruzami, ich życie stało się trudniejsze. Kosztowne klejnoty poszły pod zastaw, elegancki ubiór nędzniał w oczach, a okrutne karyka­ tury zaczęły ukazywać staczanie się rosyjskiej emigracji z poziomu osób z towarzystwa do poziomu kierowców taksówek. Wszystkich tych emigran­ tów łączyła wynikająca z osobistych doświadczeń wiedza o prawdziwej sile bolszewików i szybkości, z jaką potrafi uderzyć rewolucja16. Ze wszystkich europejskich stolic Berlin najżywiej reagował na wia­ domości z Rosji. Burżuazja, fabrykanci i posiadacze nieruchomości oraz umiarkowani socjaldemokraci z przerażeniem przyjmowali pogłoski o tym, jak bolszewicy strzelają do właścicieli, linczują oficerów i przejmują włas­ ność prywatną. Jednak radykalni robotnicy Czerwonego Berlina postrze­ gali rewolucję jako wspaniałe osiągnięcie i strategię, którą mogliby wyko­ rzystać we własnym kraju. Niezależnie od zapatrywań wszyscy zobaczyli, jak w ciągu kilku dni mała i nikomu nieznana grupka ludzi może przejąć władzę nad jedną z największych światowych potęg - i nikt nie miał żad­ nych wątpliwości, że taka sytuacja może powtórzyć się w Berlinie17. Z tego powodu ogłoszenie pod koniec września klęski na froncie zachodnim

Gorzkie

następstwa wojny

389

oraz rosnący niepokój zelektryzowały miasto. Lenin bacznie obserwował z Moskwy całą sytuację; chciał zobaczyć, jak stolica Niemiec przeistacza się w centrum nowej „rewolucji światowej”. Zainteresowanie Lenina tą kwestią sięgało okresu sprzed 1914 roku, ale jego aktywne zaangażowa­ nie w nadchodzącą falę niepokojów społecznych można śledzić dopiero od początku roku 191718. Wielki paradoks w dwudziestowiecznej historii Berlina polega na tym, że dojściu Lenina do władzy najbardziej sprzyjali niemieccy generałowie, a nie radykalni przedstawiciele berlińskiej klasy robotniczej. Dowódcy uwa­ żali, że mają powód, by go popierać. W 1917 roku ich armia została uwię­ ziona między dwoma frontami śmiertelnej wojny; wojny, o której Naczelne Dowództwo wiedziało, że nie jest w stanie dłużej jej prowadzić. Musiało za wszelką cenę wyeliminować Rosję, a jedyną szansą było spowodowanie zamieszek wewnętrznych. Amerykański ambasador Gerard zameldował do Waszyngtonu już w 1915 roku, że Niemcy przeczesują obozy jenieckie, zaopatrują radykałów w pieniądze i fałszywe dokumenty i wysyłają ich do kraju, aby walczyli z caratem19. W 1917 roku surowa zima w Piotrogrodzie doprowadziła do ograniczenia dostaw żywności i energii, co w konsekwen­ cji przyniosło narastającą falę strajków, które stawały się coraz bardziej brutalne, aż w końcu w garnizonie piotrogrodzkim wybuchł bunt. Car za­ niechał jakichkolwiek działań. Podobnie jak Ludwik XVI w 1789 roku, wie­ rzył, że ma do czynienia jedynie z zamieszkami, a nie rewolucją. Gdy jego ludzie 27 lutego stracili kontrolę nad ulicami miasta, było już zbyt późno, by działać. Mikołaj II został obalony, a władzę przejął Rząd Tymczasowy. Ku rozgoryczeniu Niemców Kierenski odmówił wycofania się Rosji z wojny. Naczelne Dowództwo niemieckie postanowiło spróbować ponownie. Gromada „rosyjskich ekspertów” informowała wówczas rząd, że jego największą szansą jest bezwzględny uchodźca polityczny, Włodzimierz Iljicz Lenin, wegetujący wtedy na emigracji w Szwajcarii20. Alexander Parvus uważał go za „znacznie bardziej rozszalałego” niż Kierenski, co potwierdzał hrabia Ulrich Brockdorff-Rantzau. W groźnej tajnej depeszy do Urzędu Spraw Zagranicznych napisał:

Bezwarunkowo musimy teraz starać się o wytworzenie w Rosji jak naj­ większego chaosu. [...] Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy [...], aby pogłębiać rozbieżności między partiami umiarkowanymi a ekstremi­ stycznymi, ponieważ jesteśmy w najwyższym stopniu zainteresowani,

390

Berlin. Metropolia Fausta

by te ostatnie wzięły górę, jako że rewolucja będzie wówczas nieuchron­ na i przybierze formy, które muszą podkopać stabilność państwa rosyj­ skiego21.

Bethmann-Hollweg wydał instrukcje, by Lenin jak najszybciej został prze­ wieziony ze Szwajcarii do Rosji. Starania Niemców, by obalić wrogi rząd od środka, nie były czymś nowym: sfinansowali oni działania zdrajcy Josepha Caillaux, uwięzione­ go później przez Francuzów, i sir Rogera Casementa, straconego potem w Wielkiej Brytanii - jednak w przeciwieństwie do swoich poprzedników Lenin okazał się dobrą inwestycją. Doskonale rozumiał, dlaczego Niemcy go potrzebują, i wymusił na nich ustępstwa, a nawet dyktował warunki, na jakich miał się odbyć jego transport przez kraj pogrążony w wojnie22. Trzydziestego pierwszego marca asystent sekretarza stanu von Stumm wysłał zaszyfrowaną depeszę do ambasadora Romberga w Berlinie: „Pilne! Podróż rosyjskich emigrantów przez Niemcy powinna się odbyć bardzo szybko, ponieważ ententa przedsięwzięła już środki zaradcze w Szwajca­ rii”23. Wbrew późniejszej legendzie pociąg zapewniony przez Ludendorffa nie był zapieczętowany, ale traktowany jako „jednostka eksterytorialna”; Nadieżda Krupska potwierdziła później, że nie było żadnej kontroli baga­ żu ani paszportów. Tożsamość wszystkich trzydziestu dwóch pasażerów wciąż pozostaje tajemnicą, chociaż wiadomo, że Lenin, Krupska, Zinowjew i Radek znajdowali się wśród dziewiętnastu bolszewików przewożonych tym pociągiem. Wczesnym popołudniem 11 kwietnia 1917 skład wjechał do Berlina i zatrzymał się na stacji Potsdamer Platz. Lenin czekał tam dwadzieścia godzin, by zostać zabranym pod eskortą policji do kolejne­ go pociągu, podstawionego już na Stettin Bahnhof. Stamtąd odjechał do nadbałtyckiego portu Sassnitz (Sośnica). Niemcy zadbali o to, by dotarł do Piotrogrodu najedzony, dobrze ubrany i wypoczęty. Lenina na Dworcu Fińskim witały rozradowane tłumy, a orkiestra grała Marsyliankę, jednak niezupełnie był zwycięskim bohaterem, jak to później przedstawiano w komunistycznej propagandzie. Wielu jego wcześniejszych zwolenników teraz odrzucało jego radykalne poglądy; Stalin uznał Tezy kwietniowe „za schematyczne i niepoparte faktami”, a kolegium bolszewic­ kiej gazety „Prawda” odmówiło wydrukowania Tez pod pretekstem awarii maszyn drukarskich. Dopiero po długich dyskusjach Leninowi udało się przeforsować swój osławiony program wzywający do rewolucji. Miała ona

Gorzkie następstwa

wojny

391

zaowocować przekazaniem całej władzy radom, zniesieniem armii i zastą­ pieniem jej milicją ludową, nacjonalizacją ziemi, połączeniem wszystkich banków w jeden Bank Narodowy pod nadzorem Rady Delegatów Robot­ niczych, przejęciem kontroli nad rolnictwem i przemysłem oraz odnowie­ niem międzynarodówki („stworzenie międzynarodówki rewolucyjnej”). Lenin obiecał również, że jeśli mu się powiedzie, położy kres wojnie24. Chociaż rosyjscy radykałowie mieli zastrzeżenia do Lenina, Niemcy byli zachwyceni swoim nowym podopiecznym. Czwartego kwietnia ich agent zameldował ze Sztokholmu: „Przyjazd Lenina do Rosji udany. Działa do­ kładnie tak, jak sobie życzymy”. W nagrodę rząd wojskowy stale wpłacał spore sumy na konto bolszewików w Diskontogesselschaft w Berlinie, po­ syłał pieniądze wszyte w płaszcze niezawodnych agentów, a nawet druko­ wał fałszywe banknoty do użytku w Rosji. Eduard Bernstein oszacował, że do czasu rewolucji październikowej Niemcy wydali na bolszewików ponad pięćdziesiąt milionów marek - to więcej niż dziewięć ton w złocie25. Lenin przystąpił do obalania Rządu Tymczasowego. Mimo że używał rozwlekłej retoryki, myślał stricte w kategoriach strategii militarnej. Tak jak Napoleon wierzył, że o zwycięstwie lub porażce w bitwie przesądza nastawienie ludzi, i to znacznie wcześniej, niż naprawdę dojdzie do starcia. Stworzył wrażenie, nawet u swoich ofiar, że porażka Rządu Tymczasowe­ go jest przesądzona. Rewolucja październikowa, kiedy wreszcie nadeszła, była zwykłym zamachem stanu, brutalną, przemyślaną próbą przejęcia władzy. Okazała się skuteczna nie dlatego, że Lenin miał powszechne poparcie (bo go nie miał), lecz dlatego, że był przebiegły, bezwzględny i bardzo sprzyjało mu szczęście. Grupka radykałów, która ostrożnie weszła do Pałacu Zimowego, niezbyt przypominała imponujące hordy Eisenstei­ na, nie miało to jednak większego znaczenia. Po zamachu zastosowano w praktyce radę, jakiej Marks udzielił po upadku Komuny Paryskiej: nie można współpracować z istniejącymi instytucjami politycznymi, społecz­ nymi i ekonomicznymi - trzeba je zmiażdżyć, tak jak miażdży się insekta. Po rewolucji październikowej Lenin rządził za pomocą dekretów, likwidu­ jąc wszystkich, którzy stanęli mu na drodze - poczynając od 5 stycznia, kiedy zostało rozwiązane Zgromadzenie Konstytucyjne; w istocie to Lenin wskazał Hitlerowi i Stalinowi przyszły model postępowania z prawdzi­ wymi lub domniemanymi wrogami. Podobnie jak jego następcy, nie miał skrupułów w stosunku do swoich ofiar; cel miał uświęcić nawet najbardziej barbarzyńskie środki.

392

Berlin. Metropolia Fausta

W tym czasie bcrlińczycy niewiele wiedzieli o zamiarach Lenina. Terror nie rozszalał się jeszcze na dobre i konserwatyści - którzy niebawem będą żyli w strachu, patrząc na wywieszane w ich mieście czerwone flagi świętowali doniesienia o zwycięstwie Lenina, a wszystko to w błogiej nie­ świadomości, że pomogli wykreować potwora. Najważniejsze, co się teraz liczyło, to złożona przez Lenina obietnica natychmiastowego wycofania się Rosji z wojny. Pokój nie nastał jednak wystarczająco szybko dla Niemców i kiedy Lenin próbował jeszcze opóźniać podpisanie traktatu, zaatakowali Rosję. Do 2 marca posunęli się na tyle daleko, że zbombardowali Piotrogród. Zmusiło to Lenina do pospiesznego przeniesienia stolicy do Moskwy, gdzie pozostała do dziś. Niemcy pomogli mu dojść do władzy; teraz zmusili go, by podpisał drakoński traktat brzeski (3 marca), który w dosłownym znaczeniu ulokował Berlin w centrum Europy pierwszy raz w jej historii26. Z pozoru traktat brzeski był bajecznym osiągnięciem Berlina, czyniąc zeń centralny punkt rozległego imperium wschodniego, które spełniło marzenie Naumanna z 1915 roku o aneksji terenów rozpościerających się od Bałtyku po Ukrainę i Kaukaz. Obszary Litwy, Inflant, Ukrainy i Polski miały się stać kordonem sanitarnym, a Rosja miała całkowicie zostać wy­ pchnięta z kontynentalnej Europy. Liczono, że olbrzymie zasoby natural­ ne na zajętych terenach pokryją zapotrzebowanie wojenne oraz podniosą prestiż niemieckiego imperium. Kajzer zdecydował, że zostanie księciem Kurlandii, i spędzał długie godziny na projektowaniu nowego herbu mają­ cego zachwycać wizerunkami turów, które według niego tam mieszkały. Austriacki arcyksiążę poprosił, aby uczynić z niego króla Ukrainy, a przy­ rodni brat cesarza zażądał królestwa Finlandii. Rosja została pozbawiona terytorium tak dużego jak Austro-Węgry i Turcja razem wzięte; utraciła pięćdziesiąt sześć milionów ludzi, jedną trzecią ogółu linii kolejowych, siedemdziesiąt dziewięć procent zasobów żelaza, osiemdziesiąt dziewięć procent zasobów węgla i dwadzieścia sześć procent przemysłu27. Nabytki jedynie rozpaliły niemieckie żądze. Berlińscy generałowie marzyli o posia­ daniu Adriatyku i Morza Egejskiego, kontrolowaniu Turcji, Zatoki Perskiej i Suezu oraz Bałtyku; o drogocennej rudzie żelaza ze Szwecji i przemyśle ciężkim w Lotaryngii, Saarze i Czechach; o przełamaniu brytyjskiej bariery morskiej oraz podbiciu Egiptu i Afryki Północnej. Berlińczycy byli dumni ze swojego nowego statusu, jednak było to zwycięstwo pyrrusowe. Nadzieja na dostawy żywności i zaopatrzenia nie ziściła się, a kontrolowanie nowo podbitych terenów wymagało miliona żołnierzy, którzy byli desperacko

Gorzkie następstwa wojny

393

potrzebni we Francji28. Kiedy cesarz skrzętnie gryzmolił swój nowy herb, front zachodni zmierzał ku upadkowi. W tym samym czasie Lenin wziął na cel Berlin, mówiąc Trockiemu, że „bez niemieckiej rewolucji zbankru­ tujemy”29. Lenin dobrze znał Berlin. Odwiedzał go często, mieszkał tam nawet przez jakiś czas w 1895 roku, kiedy niemieccy lekarze ratowali mu życie po za­ paleniu płuc, a następnie w 1912 roku. Mówił swojej siostrze, że „czuje się tam prawie jak w domu”. Był pod wrażeniem przemysłowej potęgi Berlina i nie miał wątpliwości, że niemieccy robotnicy przeprowadziliby rewolu­ cję, gdyby dano im odpowiedniego przewodnika: „Niemiecka rewolucja jest daleko ważniejsza niż nasza”. Tusz na traktacie brzeskim nie zdążył jeszcze wyschnąć, a Lenin już słał do Berlina pieniądze, zapasy i agentów, przekształcając niedawną carską ambasadę na Unter den Linden w po­ tężne centrum dowodzenia bolszewików30. Wciąż nagabywał niemieckie Naczelne Dowództwo o pieniądze, w niezwykłym dokumencie napisanym 14 sierpnia 1918 roku wyraźnie zaś odwoływał się do finansowania dzia­ łalności komunistów. W liście do Jana A. Bierzina twierdził: „Korzystam z okazji i spieszę z pozdrowieniami. Z głębi serca dziękuję za publikacje: nie wydawajcie pieniędzy i nie traćcie sił na publikacje w trzech (czy czterech) językach i na ich rozprowadzanie. Berlińczycy podeślą jeszcze trochę grosza: jeśli te szumowiny odważą się z tym spóźnić, poskarżcie mi się f o r m a 1 n i e. Wasz Lenin”31. Pewnego przyjemnego kwietniowego poranka w 1918 roku berlińczycy zmierzający do pracy zobaczyli coś osobliwego. W najbardziej konserwa­ tywnej części starego miasta nad wielką rosyjską ambasadą na Unter den Linden unosił się gigantyczny czerwony sztandar ozdobiony sierpem i mło­ tem. Wkrótce potem pojawił się ogromnych rozmiarów transparent z na­ pisem: „Proletariusze wszystkich krajów - łączcie się!”. To dotarł do Berli­ na nowy ambasador, Adolf Joffe. Przez ponad dwa tygodnie do budynku ambasady wnoszono setki waliz, pudeł i akt wypełnionych radzieckimi dokumentami. Towarzyszyła im „obstawa” mająca immunitet dyploma­ tyczny, którą w rzeczywistości stanowiło trzystu uzdolnionych agitatorów bolszewickich będących tuż po przeprowadzonej właśnie rewolucji. Od początku było jasne, że Joffe nie ma zamiaru grać roli konwencjonalne­ go ambasadora. Kategorycznie odmówił spotkania z kajzerem, udziału w powitalnych przyjęciach i imprezach, na których się go spodziewano,

394

Berlin. Metropolia Fausta

i znieważył rząd, spraszając „niebezpiecznych radykałów i wrogów kraju” na zebranie w ambasadzie. Dzięki Leninowi Joffe był bogaczem. Na konto w samym tylko banku Mendelssohn & Co. wpłacono czternaście milionów marek, a on wydawał je na finansowanie bolszewickich gazet, listów, spotkań i działań oficerów. Pociągi wyładowane po brzegi przesyłkami dyplomatycznymi przyjeżdżały z Rosji wypchane tak naprawdę rewolucyjną propagandą, a Niemcy nie mogli zrobić nic, by je zatrzymać. Joffe po mistrzowsku prowadził oszukań­ czą grę, zacieśniając znajomości z berlińskimi kapitalistami i przemysłow­ cami, które w takiej czy innej formie przetrwały do okresu nazistowskie­ go. Był także w stanie przekonać berlińskich przemysłowców i bankierów, że tak naprawdę nie interesuje go rewolucja, a używa jej retoryki jedynie z cynicznych powodów politycznych. Ci, zaślepieni własnym interesem, już latem 1918 roku wysyłali prestiżowe delegacje handlowe do Moskwy. Joffe chwalił się Leninowi, że „dyrektor Deutsche Banku odwiedza nas regularnie, Mendelssohn wyczekiwał z niecierpliwością spotkania ze mną, a Solomonssohn przychodził już ze trzy razy pod różnymi pretekstami”. Lenina równie mocno interesowały kontakty z radykalną lewicą. Umiarkowana Socjaldemokratyczna Partia Niemiec ze swoją ogromną siedzibą w Berlinie i milionem członków była największą partią polityczną świata, rozpoznawalną na arenie międzynarodowej jako kierująca marksi­ stowskim ruchem robotniczym. Lenin nią pogardzał. Nienawidził jej przy­ wódców, ponieważ walczyli o stopniowe zmiany w ramach demokracji, a nie o rewolucję. Nienawidził ich, bo wspierali wojenne wysiłki cesarza, bo otwarcie byli przeciwni dyktaturze jednej partii i terrorowi. Nienawidził ich, bo zagrażali jego autorytetowi wśród robotników bardziej niż „skaza­ ne na porażkę” klasa średnia i wyższa32. Socjaldemokraci odwzajemniali nienawiść. Ogromną przepaść, jaka ich oddzielała, opisał działacz SPD Karl Kautsky w Dyktaturze proletariatu. Później w Terrorismus und Kommunismus (Terroryzm i komunizm) spiorunował Lenina i jego metody. Bez wsparcia socjaldemokratów Lenin musiał polegać na niewielkim odłamie, który oddzielił się od partii w 1916 roku. Nazwany imieniem przywódcy rzymskiej rebelii niewolników, Związek Spartakusa prowadzony był przez najbardziej niezwykłe osoby w historii tego okresu, Różę Luksemburg i Karla Liebknechta. „Czerwona Róża”, drobna postać o polsko-żydowskich korzeniach wi­ dywana na berlińskich wiecach z „burżuazyjnym” parasolem i w dużym

Gorzkie następstwa wojny

395

kapeluszu, przez lata pracowała dla Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, po czym wyjechała do Rosji. Do Berlina dostała się nielegalnie przez Bydgoszcz, uciekając przed carską policją. By uniknąć deportacji, zawarła zaaranżowane małżeństwo. Luksemburg była idealistką, któ­ ra z poświęceniem oddawała się teorii rewolucji, i chociaż większą część wojny spędziła w więzieniu za działalność wywrotową i zdradę stanu, to dalej przewodziła radykalnej lewicy. Jej prace szmuglowała na zewnątrz przyjaciółka działaczki, Clara Zetkin. Luksemburg założyła komunistyczny dziennik „Rotę Fahne” („Czerwony Sztandar”), o którym Silvia Rodgers napisała później: „[wypełniony był] wezwaniami do strajków, do wypusz­ czenia więźniów politycznych, do walki o prawa kobiet i równą płacę, pisano o Wielkiej Brytanii jako wyzyskiwaczu ludzi o ciemnym kolorze skóry, o walce klas [...]. A ponad wszystko, kiedy to tylko było możliwe, szkalowano Socjaldemokratyczną Partię Niemiec, której politycy mieli umiarkowane poglądy”33. Karl Liebknecht był prawnikiem i synem umiar­ kowanego właśnie socjaldemokraty, ale w przeciwieństwie do ojca żywił namiętną nienawiść do armii i monarchii. Nerwowy i energiczny, z małymi okularami zsuwającymi się na wynędzniałą twarz, był niezłomnym agita­ torem. Po raz pierwszy został aresztowany w 1907 roku za pisanie broszur pacyfistycznych. Po miesiącach grzebania na froncie rosyjskim poległych żołnierzy pełen oburzenia wrócił do Berlina i zaczął z sukcesem prowadzić agitację przeciwko wojnie. Lenin pokładał w nim duże nadzieje. W swojej przemowie na Dworcu Fińskim w 1917 roku zadeklarował nawet poparcie dla Liebknechta i niemieckiej rewolucji. Berlińscy robotnicy w pierwszych latach wojny byli niezwykle potulni, jednak w 1917 roku coraz niechętniej poddawali się kontroli. Ciągłe braki w zaopatrzeniu i ogólne zmęczenie wojną zaczęły wydawać plon34. Głębo­ ko pogardzano tymi, którzy bogacili się na wojnie, a zarobione pieniądze trwonili w hotelach, oraz oficerami, którzy-jak ujęła to księżna Bliicherraczyli się bażantami i szampanem, podczas gdy na ulicach ludzie umierali z głodu. Zapamiętała „twarz mężczyzny przyciśniętą którejś nocy do szkla­ nych drzwi Esplanade, wyrażającą nienawiść i wstręt na widok eleganckich oficjeli wewnątrz, którzy nie robili wrażenia oszczędnych, jak byłoby to sto­ sowne w takich czasach”. Złość nie towarzyszyła jedynie dotkniętym biedą cywilom. Pewien młody oficer, który musiał patrzeć na śmierć swoich ludzi od serii z karabinu maszynowego, tego samego wieczoru z obrzydzeniem obserwował, jak najwyżsi przedstawiciele władz na wielkim bankiecie

396

Berlin. Metropolia Fausta

z nonszalancją dyskutują o wojnie. „Mógłbym ich wszystkich pozabijać mówił. - Jesteśmy [...] w połowie kalekami; oni myślą, że najlepiej byłoby wysłać nas jako «mięso armatnie»; możemy zginąć i nie byłaby to żadna strata dla kraju”. Rozgoryczenie rosło, a mające znamiona zdrady demon­ stracje na ulicach były coraz bardziej powszechne i brutalne. Berlin stał się centrum politycznych starć pomiędzy weteranami a nacjonalistami; w maju 1917 roku berliński prawnik Erich Kuttner, ranny w czasie bity pod Verdun, zorganizował okaleczonych weteranów do walki o świadczenia i pomoc. Namawiał ich, by domagali się zakończenia wojny; wynikiem jego działań było powstanie Bund der Kriegsbeschadigten und Kriegsteilnehmer. Organizacja stawała się coraz bardziej radykalna. Siódmego stycznia 1918 roku, kiedy okaleczeni weterani zakłócili wiec Niemieckiej Partii Oj­ czyźnianej (Deutsche Vaterlandspartei) na Alexanderplatz, która postulo­ wała przedłużenie wojny, zostali zaatakowani i wielu z nich na znak pro­ testu odesłało swoje odznaczenia admirałowi Tirpitzowi. Zubożały Berlin mógł im zaoferować tylko niewielką pomoc i życie zmusiło niejednego z nich do żebrania na ulicach35. Księżna Bliicher 1 maja 1916 roku widziała hotel Esplanade otoczony kordonem policji po tym, jak tłum wtargnął do środka i ukradł z kuchni cały zapas chleba. Każdy, kto nosił futro albo biżuterię, był postrzegany jako Kriegswinner (spekulant wojenny) i musiał się liczyć z tym, że zostanie pobity lub obrabowany. Ludzie już wcześniej rozmawiali o buntach, zamieszkach i rozruchach. Z rokiem 1917 ich cierpliwość za­ częła się wyczerpywać. Szesnastego kwietnia tego roku zdumiewający swą liczebnością pochód mieszkańców (trzysta tysięcy) przemaszerował w pro­ teście przeciwko ograniczeniu racji chleba o połowę. Liebknecht został aresztowany tego samego dnia za zorganizowanie wiecu antywojennego na Potsdamer Platz; pięćdziesiąt tysięcy robotników przyszło na jego pro­ ces, by go wesprzeć. Potem, w 1918 roku, Berlinem wstrząsnęła najpoważ­ niejsza w jego historii fala strajków. Prawie pięćset tysięcy pracowników zakładów metalowych i zbrojeniowych odeszło od swoich stanowisk pracy i zażądało nie tylko żywności, ale też „szybkiego doprowadzenia do pokoju [...] zgodnie z zasadami określonymi przez rosyjskich komisarzy ludowych w traktacie brzeskim”36. Wściekłe tłumy przewracały tramwaje i autobusy, rewolucyjni mężowie zaufania przeczesywali miasto, nakłaniając personel robotniczy i wojskowy, by dołączył do ich sprawy, a przy głównych ulicach zawisły dziesiątki czerwonych flag. Hindenburg napisał do generała Wil­ helma Groenera, że berlińscy robotnicy powinni zostać ukarani albo, jak

Gorzkie następstwa

wojny

397

to ujął, „bardziej uświadomieni”. Ogłoszono stan oblężenia i zabroniono drukowania robotniczych gazetek. Siedem berlińskich wielkich zakładów przemysłowych powierzono pieczy wojska, pod Bramą Brandenburską po­ stawiono na stałe pięćdziesięciu policjantów, a mieszkańcom nakazano pra­ cować zgodnie z przepisami stanu wojennego. Tysiące robotników zaan­ gażowanych w protesty zostało wysłanych do okopów. Berliński garnizon w końcu stłumił strajki, ale sama ich skala poważnie wystraszyła rząd. W gruncie rzeczy to rozmiar berlińskich protestów pchnął Ludendorffa do katastrofalnej w skutkach ofensywy marcowej37. Upadek dyscypliny przypieczętowała demoralizacja oddziałów na linii frontu. Bolszewicy od traktatu brzeskiego agitowali niemieckich żołnierzy na wschodzie, zachęcali do bratania się z nimi, więc tysiące niemieckich wojskowych i jeńców wojennych było systematycznie narażonych na od­ działywanie propagandy bolszewickiej. Niemiecka armia została zinfiltrowana na tyle dobrze, że w październiku 1918 roku generał Max Hoffmann, szef Sztabu Ober-Ost, odmówił wykorzystania wojsk z Ukrainy, twierdząc, że „nasza zwycięska armia na froncie wschodnim przeszła zgnilizną bolszewizmu. Znaleźliśmy się w momencie, w którym nie odważylibyśmy się przenieść pewnych wschodnich dywizjonów na zachód”38. Niektórzy zostali odesłani do koszar w Berlinie, niosąc ze sobą leninowskie hasło „pokoju

i chleba”. „Rozkład” linii frontu trwał dalej przez całą wiosnę 1918 roku. Nie­ kończąca się rzeź oznaczała, że także starsi mężczyźni, w tym lewicujący robotnicy fabryczni, byli teraz wcielani do wojska i wysyłani do okopów. Nieśli oni jednak ze sobą robotnicze hasła. Wkrótce dołączyli do nich przy­ wódcy styczniowych strajków, wysłani na front za karę; dało to niepożą­ dany efekt połączenia rewolucjonistów z i tak już zdemoralizowanymi od­ działami. Front również został dosłownie zarzucony „listami Spartakusa”, które otwarcie potępiały wojnę i cesarza. Docierały one do żołnierzy ukryte w pustych workach po piasku i w skrzyniach z zaopatrzeniem; Liebknecht wysyłał nawet tysiące listów pocztą39. Propaganda miała ogromny wpływ na zmęczone i głodne wojsko, kiedy więc oddziały rezerwistów szły już na pozycje, wycofujący się z pierwszej linii żołnierze drwili z nich i krzyczeli „Wracajcie! Wracajcie!”. Gropius napisał, że „nastroje na froncie stają się niebezpieczne dla rządu, i dzięki Bogu!” Na koniec dodał także: „Przez cztery lata poświęcałem wszystko tej szalonej wojnie i traciłem, traciłem, traciłem, podczas gdy wielu z tych, którzy siedzieli w domach, tuczyło się

398

Berlin. Metropolia Fausta

naszym kosztem [...]. Cóż za ponure przeznaczenie - poświęcić wszystko, co czyni życie wartym zachodu, dla najbardziej wątpliwej idei patrioty­ zmu! Od dwóch tygodni nie mamy chleba [...]. Zachodzę w głowę, co się z nami stanie’140. Oddziały przygotowujące się do obchodów Dnia Sedanu uczyniły coś nie do pomyślenia - odśpiewały Marsyliankę w samym sercu

stolicy Niemiec. Drastyczny spadek morale mógłby zostać powstrzymany, gdyby osta­ teczna ofensywa Ludendorffa się powiodła. Jednak jego porażka była początkiem końca cesarskiego Berlina. Do 1918 roku miasto straciło całe przedwojenne bogactwo. Racje żywieniowe ponownie ograniczono, węgiel był praktycznie niedostępny, a przez miasto przetaczała się epidemia grypy, pochłaniając dziennie trzysta osób - głównie młodych kobiet41. Centrum było nędzne i opuszczone; wybitych okien nie naprawiano, ludzie mdleli na ulicach, inni rozszarpywali leżące tam martwe konie i zanosili kawał­ ki mięsa do lodowatych domostw. Spożycie tłuszczów spadło do poziomu dwunastu procent w stosunku do tego przed wojną; gwałtownie wzrosła przestępczość w szaleńczej walce o pożywienie. Lokalne władze odnoto­ wały coraz więcej kradzieży dokonywanych przez uzbrojone gangi: „Brak żywności powodował nowy rodzaj nadużyć: były to codzienne grabieżcze wyprawy kolejowe na wieś, skąd zabierano duże ilości jedzenia, posługując się perswazją lub siłą’142. Max Weber przedstawił niszczący skutek „ponad czterech lat zastrzyków z kamfory i morfiny na podtrzymanie emocji - ża­ den naród nie przetrwał czegoś takiego”. W swoim wierszu Wojna Georg Heym pisał o demonie, który wzywa ludzi do walki, o rzekach „pełnych krwi” i o „niezliczonych trupach wśród sitowia leżących, i wielkich ptakach śmierci, które kryją je swą bielą”; kończył: „wielkie miasto znikło w żół­ tych kłębach dymu, w brzuch otchłani pustej niemo się rzuciło”43. Philipp Scheidemann powiedział, że nie było nadziei na podbudowanie morale obywateli: „To kwestia ziemniaków. Nie mamy już mięsa [...]; bieda jest tak straszna, że można się zastanawiać, czym jeszcze żywi się północny Berlin i jak może istnieć Berlin wschodni?’144. Kiedy front wreszcie się załamał, Ludendorff i Hindenburg bezzwłocz­ nie zabrali się do tłumienia rewolucji. Kanclerz Hertling ustąpił, zastąpił go badeński następca tronu książę Maksymilian. Powstał nowy rząd par­ lamentarny, który miał być odpowiedzialny nie przed cesarzem, ale przed Reichstagiem. Berlińczycy przez stulecia wyczekiwali takiego ustroju, ale w tym momencie to nie wystarczało. Wszyscy chcieli natychmiastowego

Gorzkie następstwa

wojny

399

zakończenia wojny, jednak wybór był tylko pomiędzy obaleniem cesarza a likwidacją całego systemu. Miasto balansowało na krawędzi rewolucji. Wypuszczenie Liebknechta z więzienia na mocy powszechnej amnestii ogłoszonej przez nowy rząd przybliżało to drugie rozwiązanie. Tysiące robotników z całego Berlina towarzyszyło przystrojonemu kwiatami po­ wozowi Liebknechta. Scheidemann był zdumiony: „Żołnierze odznacze­ ni Krzyżem Żelaznym nieśli Liebknechta na ramionach! Któż jeszcze trzy tygodnie temu mógłby marzyć, że to będzie możliwe?”. Była to swoista miara jego znaczenia dla Lenina, bo kiedy relacja dotarła do Rosji, ogłoszo­ no dzień wolny od pracy, tramwaje przestały jeździć, zamknięto fabryki, a Lenin, Stalin i Swierdłow (człowiek, który zamordował cara) wysłali mu telegram wyrażający „bezpośrednio [...] nasze najgorętsze pozdrowienia ”. Lenin nazwał demonstracje „widoczną oznaką” nowej epoki „zwycięskiego socjalizmu”. Jeśli chodzi o Liebknechta, zaczął natychmiast mobilizować robotników, przekonując ich, że pokój przyjdzie tylko wtedy, gdy cesarz zo­ stanie zmuszony do abdykacji. Sytuacja w stolicy była nieznośnie napięta. Iskrą, która rozpaliła rewolucję listopadową, był bunt w Kilonii, portowym mieście na północy Niemiec. Obsesja kajzera na punkcie niemieckiej marynarki wojennej była jedną z głównych przyczyn wybuchu pierwszej wojny światowej. Kaprys historii sprawił, że pancerniki nigdy nie zostały użyte, ponieważ stały „unierucho­ mione” w porcie, a wojnę na morzu toczyły U-Booty. Kiedy wieść o porażce Ludendorffa dotarła do admirała Reinharda Scheera, zdecydował się ocalić przynajmniej honor marynarki i wydał rozkaz ataku, „śmiertelnej szarży” prosto w serce floty brytyjskiej45. W swojej nieświadomości wierzył, że da to Niemcom lepszą kartę przetargową podczas negocjacji pokojowych. Marynarze w Kilonii mieli na ten temat inne zdanie. Pozostające w por­ tach „żelazne więzienia” zmieniły się w siedliska radykalizmu - do 1918 roku załogi przeszły na stronę bolszewików; marynarz Richard Stumpf wspomi­ na, że pod koniec wojny „rutyną stały się masowe odmowy wykonywania rozkazów”. Było jasne, że wojna jest już przegrana, toteż ludzie nie mieli zamiaru ryzykować życia w straceńczych misjach i odmawiali zaopatry­ wania okrętów lub wychodzenia w morze. Bunt rozprzestrzenił się tak­ że wkrótce wśród pracowników kilońskich doków i 4 listopada 1918 roku wściekli marynarze wylegli na ulice, żądając „unicestwienia militaryzmu,

zakończenia społecznej niesprawiedliwości i obalenia klasy rządzącej”. Przede wszystkim pragnęli szybkiego zakończenia wojny46.

400

Berlin. Metropolia Fausta

Wieści o buncie rozeszły się błyskawicznie i rady wyrosły jak grzyby po deszczu w całych Niemczech. Dziewiątego listopada rewolucja dotarła do Berlina i setki tysięcy ludzi pustoszyło ulice, niszcząc wszystko, co miało jakikolwiek związek ze starym ładem, który kosztował życie milion dwie­ ście tysięcy osób. Rady żołnierskie zakładane były na wzór bolszewickich, a robotnicy z fabryk grozili strajkiem generalnym, jeśli cesarz nie ustąpi. Konserwatyści byli przerażeni: znów działo się to samo co w Rosji. Kiedy do Maksymiliana von Baden dotarły pogłoski o tym, że tysiące zbuntowanych marynarzy zmierza do Berlina, przerwał linię kolejową Berlin-Hamburg. Wszędzie na świecie panowało poczucie, że Berlin upada. Gdy pierwsze wiadomości na temat buntu pojawiły się w Waszyngtonie, Breckinridge Long, asystent sekretarza stanu, stwierdził: „To najgorsze wieści od wielu miesięcy. Jeśli są prawdziwe, oznaczają nastanie bolszewizmu w Niem­ czech”. William Bullitt powiedział prezydentowi Wilsonowi, że cesarz został obalony i walka o władzę toczy się teraz pomiędzy umiarkowany­ mi socjalistami (jak Victor Adler i Scheidemann) a członkami Związku Spartakusa (Liebknechtem i Mehringiem). Napisał, że „nie da się unik­ nąć konkluzji, że zapanowanie socjaldemokracji na całym kontynencie europejskim jest nieuniknione, a otwartą kwestią pozostaje to, czy przej­ ście w socjaldemokrację odbędzie się łagodnie i pokojowo pod przywódz­ twem umiarkowanych przywódców klas robotniczych, czy też chaotycznie i krwawo przy dominacji bolszewików”. Było jasne, którą z opcji popierali Amerykanie; Lansing nazywał bolszewików „bandą morderców [...] atrak­ cyjnych dla kryminalistów i niesprawnych umysłowo”. Gdy Lenin zaofe­ rował mieszkańcom Berlina pszenicę w zamian za lojalność wobec idei Związku Spartakusa, Lansing oznajmił Waszyngtonowi, że ideologia jest obecnie sprawą nieistotną, bo w Berlinie liczy się tylko żywność. Można to prościej ująć w ten sposób: „Puste żołądki oznaczają [władzę] bolszewików, a pełne żołądki oznaczają brak bolszewików”. Ten pogląd podzielał młody porucznik pilot Campbell, który zanotował: „Oni są głodni, bardzo głodni [...]. Po Berlinie krąży jedno pytanie: kiedy przyjdą żołnierze amerykań­ scy albo brytyjscy i dadzą nam jedzenie? [...] Boją się, że nie otrzymają pożywienia, dopóki nie minie lęk przed rewolucją bolszewicką”. Gdy tłu­ my gromadziły się na ulicach, Philipp Scheidemann mówił ze znużeniem: „Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by utrzymać lud w ryzach”. Do południa 9 listopada dziesiątki tysięcy uzbrojonych robotników no­ szących czerwone opaski na ramieniu, z karabinami odwróconymi lufą do

Gorzkie następstwa

wojny

401

dołu na znak protestu opanowało ulice. Szli pieszo lub jechali ciężarów­ kami udekorowanymi czerwonymi sztandarami uszytymi z bel materiału ukradzionego z berlińskich sklepów; obserwatorzy zdumieni byli ilością czerwonej tkaniny, którą udało im się gdzieś znaleźć mimo poważnego niedoboru tekstyliów. Co zamożniejsi berlińczycy pierzchali, gdy tłum pod ich oknami śpiewał Międzynarodówkę-, niektórzy kupowali sobie policyjną ochronę, jednak w ciągu paru godzin policja również zniknęła. Wojsko odmówiło strzelania do robotników, a żołnierze zaczęli atakować oficerów; wojowniczy tłum pluł na nich, bił ich, zrywał im emblematy i medale albo wrzucał do Szprewy. Wysocy rangą oficerowie zniknęli z pola widzenia, kiedy bandy łaziły od domu do domu; generał von Beseler otrzymał ano­ nim ostrzegający go, że jego dom również znajduje się na „czarnej liście”, zatem gdy tłum dotarł pod jego drzwi, oznajmiono mu, że generał nie wró­ cił jeszcze z Warszawy. Wielu nie miało tyle szczęścia. Kiedy niemiecka delegacja opuszczała Berlin w celu podpisania zawieszenia broni, miasto pogrążone było w chaosie; 9 listopada Berlin ogarnęła rewolucja. Istniała obawa, że jeśli cesarz nie abdykuje, a rząd nie zostanie zreformowany, Ber­ lin padnie łupem bolszewików. Maksymilian von Baden zorientował się, że cesarz będzie musiał odejść, więc 9 listopada o 11.30 dyskretnie przekazał władzę socjaldemokratom. Przez agencję prasową Wolffa wystosował na­ stępujące oświadczenie: „Nasz cesarz i władca zdecydował zrzec się tronu”. W rzeczywistości Wilhelm jeszcze się wahał i o swojej „abdykacji” został poinformowany parę godzin później47.

W 1915 roku ród Hohenzollernów, a wraz z nim cesarz, obchodził pięć­ setną rocznicę swojej obecności w Marchii Brandenburskiej. Podczas ob­ chodów szczycił się, że dynastia rządzić będzie po wsze czasy. Pod koniec wojny było to tylko czcze wspomnienie, a cesarz był cieniem dawnego sie­ bie. Przedstawiciel niemieckiego Urzędu Spraw Zagranicznych w Genewie opisał go następująco: „Właściwie już nie istnieje. W Berlinie nikt się z nim nawet formalnie nie konsultuje [...]. Jest traktowany jak irytujące dziecko, które plącze się pod nogami i wchodzi w drogę’M8. Od ponad roku można było także kwestionować jego popularność wśród żołnierzy; kiedy dokony­ wał inspekcji wojsk w 1917 roku, żołnierze otrzymali rozkaz rozładowania broni i oddania swoich bagnetów. Armia gardziła synem cesarza kronprinzem Fryderykiem Wilhelmem chociażby dlatego, że wysłałby ich na śmierć w okopach ubrany w swoje spodenki do tenisa. Żarty na temat kajzera

402

Berlin. Metropolia Fausta

z upływem czasu stawały się coraz bardziej gorzkie: „Jak sądzisz, w której rodzinie wszystkich sześciu synów przeżyje wojnę?”49. W zimnym szarym mroku 9 listopada 1918 roku pośród zamieszania związanego z rozkwi­ tającą rewolucją ogłoszono w Berlinie abdykację cesarza. Proklamowano pierwszą niemiecką republikę demokratyczną, a parę dni później nastąpi­ ło zawieszenie broni. Ludendorff miał świadomość, że dla Niemiec to już koniec wojny; wiedział też, że alianci nie są skłonni do negocjacji z woj­ skową dyktaturą. Z tego powodu powierzył Berlinowi zadanie utworze­ nia demokracji parlamentarnej i zalecił apelować do aliantów o pokojowe porozumienie na podstawie czternastu punktów prezydenta Wilsona. Ce­ sarz czekał na wieści, które odmieniłyby los Niemców w wojnie, jednak na próżno. Generał Groener zasugerował, że cesarz zachowałby tron, gdyby sam poszedł na front i dał się zranić, mimo to Wilhelm odmówił. Jedynym możliwym posunięciem była abdykacja50. Ogłoszenie abdykacji powitano entuzjastycznie wśród rewolucjonistów, ale było ono bardzo silnym wstrząsem dla nacjonalistów, konserwatystów i klasy średniej. Kajzer znaczył dla nich to, w co wierzyli; był symbolem wszystkich pragnień i ambicji, które pielęgnowali od czasu zjednoczenia: zapewniał niemieckiemu społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa i wspól­ nego celu. Wraz z jego odejściem cały gmach się zawalił. Nagle ich życie zostało zrujnowane, a po ulicach krążyły wściekłe tłumy. Młodzi oficero­ wie woleli popełnić samobójstwo, niż żyć bez monarchy. Czary goryczy dopełniało poczucie zdrady, poczucie, że cesarz powinien iść razem z nimi na front i zginąć jak bohater lub przynajmniej „dać się zranić”, zgodnie z propozycją Groenera, tym samym zachowując tron dla swoich synów51. Sprawa ta pozostawiła bez odpowiedzi jedno z największych pytań w hi­ storii Niemiec, a mianowicie: czy gdyby jakaś forma monarchii przetrwała, Niemcy dekadę później powierzyliby swoje pragnienia i ambicje Hitlerowi? Jakkolwiek by było, liczne grupy berlińczyków, oszołomionych potworno­ ścią zdarzeń z przerażeniem obserwowanych z zacisza mieszkań i willi, zakopały swoje kosztowności i modliły się o szybki kres otaczającej ich burzy. Friedrich Ebert został kanclerzem. Gdy setki tysięcy robotników i żoł­ nierzy maszerowało ulicami miasta, Philipp Scheidemann wbiegł do Reich­ stagu, by powiedzieć kolegom o tej nominacji. Budynek stał się ogromną bazą wojskową. „Żołnierze wchodzili i wychodzili; wielu z nich było uzbro­ jonych. [...] Korytarz przy głównym wejściu prezentował dramatyczny

Gorzkie

następstwa wojny

403

widok. Karabiny ustawione w piramidy. Z dziedzińca dochodziło rżenie koni. W holu tysiące przemieszczających się bezładnie ludzi wydawało się mówić lub krzyczeć coś jednocześnie”52. Po przekazaniu informacji Scheidemann postanowił przekąsić coś w restauracji w Reichstagu. Berlińska polityka miała wkrótce zmienić się w farsę. Posiłek Scheidemanna został przerwany wiadomością o tym, że Liebknecht zmierza do zamku, by wezwać do utworzenia republiki wzorowanej na Rosji Radzieckiej. Jeśli Scheidemann chciał powstrzymać zamach sta­ nu przeprowadzony przez członków Związku Spartakusa, musiał od razu przemówić do tłumu. Jak sam to ujął: „Ktokolwiek byłby w stanie wprawić w ruch masy, czy to «po bolszewicku» z zamku, czy «socjaldemokratycznie» z Reichstagu, wygrałby. Widziałem już szaleństwa Rosjan, zastępujących terror carski terrorem bolszewickim. Nie! Nie w Niemczech”. Zostawił swój obiad i o godzinie drugiej po południu gwałtownie otworzył wysokie za­ chodnie okna biblioteki Reichstagu. „Tysiące rąk podniosło się, machając czapkami i kapeluszami. Krzyki tłumu rozbrzmiewały głośnym echem. Nagle wszystko umilkło”. Scheidemann wygłosił krótką mowę, w której opisał horror wojny i cierpienie zrodzone z klęski. Na zakończenie, niemal jako dodatek, krzyknął do tłumów: „Stara zmurszała monarchia runęła. Niech żyje nowe! Niech żyje Republika Niemiecka!”. Gdy świadkowie tych wydarzeń wiwatowali, Scheidemann po cichu wrócił do swojego obiadu53. Jak wielu przedstawicieli umiarkowanej socjaldemokracji, Ebert chciał utworzenia monarchii konstytucyjnej, ale pospiesznej deklaracji Scheide­ manna nie dało się już odwołać. Ta wymuszona przemowa dała początek republice, której tak naprawdę nikt nie chciał; zapoczątkowała system rzą­ dów, który przez większą część swego kłopotliwego istnienia miał być zale­ dwie tolerowany, dopóki nie znajdzie się lepsze rozwiązanie. Nawet w dniu swojego powstania republika była w ogromnym niebezpieczeństwie. Wysłuchawszy mowy Scheidemanna, rozentuzjazmowany tłum pognał w kierunku zamku. Na jego dachu powiewała ogromna czerwona płachta. Zaledwie dwie godziny po deklaracji Scheidemanna wygłoszonej z okna Reichstagu Liebknecht wyszedł na balkon, z którego w 1914 roku cesarz ogłaszał mobilizację, i wykrzykiwał: „Proklamuję Wolną Socjalistyczną Re­ publikę Niemiec, w której skład powinni wchodzić wszyscy Niemcy [...]. Wyciągamy ku nim ręce i nawołujemy do dokończenia Rewolucji Świato­ wej. Ci spośród was, którzy chcą Rewolucji Światowej, niech wzniosą ręce do przysięgi”54. Ludzie równocześnie unieśli ręce i wiwatowali.

404

Berlin. Metropolia Fausta

Socjaldemokraci mieli nadzieję, że da się po prostu zignorować Liebknechta. Stworzyli prawowity rząd Niemiec i pogratulowali sobie sukcesu „rewolucji”. Ich zwolennicy wychwalali przemowę z Reichstagu jako po­ czątek nowej ery w niemieckiej polityce; „Frankfurter Zeitung” pisała, że „zwycięskie poczucie wolności i braterstwa opanowało cały naród”, The­ odor Wolff w „Berliner Tageblatt” twierdził zaś, że „największa z rewolucji jak nagła porywista wichura powaliła reżim cesarstwa [...]. Jeszcze wczo­ raj rano, przynajmniej w Berlinie, wszystko było jak zawsze; po południu nic z tego już nie istniało”. Ernst Troeltsch był większym realistą; w swoich Listach widza z 10 listopada napisał o Berlinie: „Wszystko tu jest jakoś przy­ gaszone, jak ludzie, o których losie zdecydowano gdzieś hen daleko [...]”55. Dla wszystkich samozwańcza „rewolucja listopadowa” socjaldemokratów była nią tylko z nazwy. Kajzer został obalony, a wojna zakończona. Socjal­ demokratom dano władzę, w dużym stopniu dlatego, że państwa sprzy­ mierzone odmówiły negocjacji z niemieckim rządem wojskowych. Bardziej wyglądało to na zwykłe przekazanie władzy niż rewolucję, bardziej przy­ pominało upadek Francji w 1871 roku niż rewolucję z 1789 roku. Ze swo­ jej strony Liebknecht odmówił zaakceptowania nowego status quo i mając wciąż w uszach krzyki tłumu, obiecał walczyć dalej. W ostatniej próbie zin­ tegrowania członków Spartakusa z nowym rządem Ebert zwołał kongres Rad Rzeszy w wielkiej, okrągłej hali Circus Busch. Trzy tysiące delegatów zagłosowało za poparciem socjaldemokratów Eberta. Władze wykonaw­ cze SPD i Niezależnej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (Unabhangige Sozialdemokratische Partei Deutschlands, USPD) po raz kolejny zaprosiły Liebknechta do dołączenia do nich, ale odmówił. Zamiast tego opowiadał się za wojną domową. Przez następne trzy miesiące nikt nie był pewny, co robić. Socjaldemo­ kraci byli u władzy, ale nie mieli pomysłu, jak rządzić, a ponadto utracili kontrolę nad ulicą. Niewielu wierzyło, że republika przetrwa do następnego roku. Berlin poniósł koszty rozejmu: sprzymierzeni przejęli samochody i po­ ciągi, co odbiło się na berlińskim systemie transportu, który wciąż obsługi­ wał milion pasażerów dziennie; ilość węgla zużywanego przez gospodar­ stwa domowe spadła o dwadzieścia siedem procent pomiędzy kwietniem 1918 roku i marcem 1919 roku, a zużycie gazu i elektryczności odpowiednio o osiemdziesiąt sześć i siedemdziesiąt dziewięć procent. Gwałtownie zamy­ kano zakłady przemysłowe, panował powszechny głód, śmiertelne żniwo

Gorzkie

następstwa wojny

405

zbierała epidemia grypy hiszpanki i narastał gniew przeciwko rządowi, który uważano za nieudolny. Tłumy młodych ludzi jeździły ciężarówka­ mi, terroryzując przechodniów i żądając od nich „dołączenia do rewolucji”. Chociaż wszyscy nosili się na czerwono, tylko kilku mogło powiedzieć, że było naprawdę socjaldemokratami, członkami Związku Spartakusa lub in­ nej partii. Pewien adiutant pisał do swojego dowódcy: „Nieporządek, brak dyscypliny, grabieże, bezprawne konfiskaty i przeszukiwania domów [...]. Wojsko robi, co chce, koszary są jak domy wariatów. Wartownie nie istnie­ ją. Rady żołnierskie są na każdym kroku i w każdej alejce. Prawdziwymi władcami Berlina są brak dyscypliny, występek i chaos [...]. Dzień i noc bez­ sensowne strzelanie z podniecenia i strachu”56. Księżna Bliicher powiedzia­ ła: „Berlin, najczystsze i najbardziej uporządkowane z europejskich miast, jest teraz pogrążone w największym bałaganie i w idealnym bezhołowiu [...]; każdy przeżywa wstrząs z wściekłości, rozpaczy, głodu i zimna”. Sytu­ acji nie poprawiało masowe bezrobocie, które sięgnęło w Berlinie w lutym 1919 roku poziomu 276 420 osób57. Niektóre przedsiębiorstwa, takie jak zakłady odzieżowe i wytwórnie papieru, zaczęły się rozwijać, ale przemysł zbrojeniowy zwalniał coraz większą liczbę pracowników, szczególnie ko­ biet; Deutsche Maschinenbau AG musiał w lutym 1919 roku zwolnić wszyst­ kie zatrudnione kobiety, podobnie postąpiły fabryki gumy Runge-Werke w Spandau, a mężczyznom skrócono drastycznie dzień pracy58. Berlin w cza­ sie wojny stracił szesnaście procent populacji. Teraz przyciągał powraca­ jących z frontu żołnierzy i tysiące uchodźców wojennych, którzy napły­ wali z Poznania, Prus Wschodnich i Rosji, prowadząc do nagłego wzrostu ludności o ponad dwieście trzydzieści tysięcy osób w okresie pomiędzy 1 listopada 1918 roku i 31 stycznia 1919 roku. Wielu ludzi było bezdom­ nych, bezrobotnych i podatnych na agitację tych, którzy obiecywali rady­ kalną zmianę. Byli to przede wszystkim wszelkiej maści „rewolucjoniści”, ale szybko zaczęli dominować członkowie utworzonej przez Liebknechta rady żołnierskiej złożonej z dezerterów, maruderów i urlopowanych woj­ skowych. Jego sześćdziesięciotysięczne „oddziały szturmowe” grasowały po Berlinie, oddając się pijaństwu i grabieży. Gdy chciały przeszukać jakiś dom, łaskawie sygnalizowały ofierze swój zamiar, wieszając granat na klamce drzwi wejściowych. Liebknecht ze swymi funkcjonariuszami przystąpił do okupowania ważnych budynków, zaczynając od siedziby konserwatywnej gazety „Lokal Anzeiger”. Robotnicy ze Związku Spartakusa pod kierunkiem Róży Luksemburg zaczęli drukować własną gazetę „Rotę Fahne”59.

406

Berlin. Metropolia Fausta

Wzrastające zamieszanie w Berlinie napawało optymizmem Lenina i Liebknechta. Widzieli oni rewolucję listopadową jako pierwszy krok do przejęcia przez siebie władzy; podobnie rewolucja lutowa Kierenskiego, która obaliła cara, zwiastowała sukces Lenina60. Teraz druga faza mogła się rozpocząć na dobre. W styczniu 1919 roku Lenin wysłał swojego agenta Karola Radka z powrotem do Berlina, by pokierował wydarzeniami we­ dług wzorca rewolucji z października 1917 roku. Radek był potrzebny, by żołnierze, robotnicy i bezrobotni obalili tymczasowy rząd Eberta i zakłó­ cili styczniowe wybory do Zgromadzenia Narodowego. Lenin wiedział, że w tych wyborach Związek Spartakusa nie zwycięży. Tak jak w Rosji dwa lata wcześniej, wytworzony chaos miał dać szansę przejęcia władzy. Wraz z nadejściem nowego roku berlińczycy wyczuli, że coś się może wydarzyć. Ulice stały się nagle znacznie niebezpieczniejsze, atmosfera - bar­ dziej napięta. Otto Schmalhausen, żołnierz, który właśnie wrócił z frontu zachodniego, zapamiętał, że na Hohenzollerndamm miał do czynienia z ma­ jętnym człowiekiem proponującym mu darmowy pobyt i posiłek, jakim były kotlety cielęce, pod warunkiem że zostanie u niego na noc i będzie chronić jego rodzinę. Kiedy odmówił, dostał butelkę wina Chateati-Lafite na rzecz „bezpieczeństwa w przyszłości”. George Grosz także spacerował po Berlinie tuż przed wybuchem powstania Spartakusa i stwierdził, że ulice są puste nie tylko ze względu na godzinę policyjną, ale też z powodu ogólnie panującego strachu. Było dziwnie ciemno, ponieważ elektrownie na ogół nie pracowały w związku ze strajkami albo dlatego, że okupowali je członkowie Związku Spartakusa. „Zapach wojny domowej wisiał w powietrzu [...], sztukaterie odpadały od domów, okna były wybite, a w wielu sklepach opuszczono że­ lazne żaluzje, chociaż przez nie i przez szyby można było zobaczyć tylko ma­ nekiny, które nie były odkurzane od lat”. Mimo to [Grosz] „przedostał się do małej portierni - wielu ludzi, nie mogąc znieść strachu i życia w stłoczeniu, wdrapywało się na strychy i strzelało na chybił trafił w kierunku wszystkie­ go, co widzieli, ptaków czy ludzi”61. Zwykli mieszkańcy byli uzbrojeni we wszelkiego rodzaju broń, od mauzerów po karabiny maszynowe. Krwawe powstanie Spartakusa zaczęło się na dobre 5 stycznia 1919 roku. Wywołała je decyzja Eberta o zwolnieniu berlińskiego socjalisty z USPD Emila Eichhorna ze stanowiska prezydenta policji. Związek Spartakusa zaapelował do proletariatu Berlina: „Wymaszerujcie masą! Wasza wolność od tego zależy, wasza przyszłość od tego zależy! Przyszłość rewolucji od tego zależy!”. Demonstracje rozpoczęły się przy komendzie głównej policji

Gorzkie

następstwa wojny

407

na Alexanderplatz, ale wkrótce rozciągnęły się na wschodnią i zachodnią stronę Kónigsstrasse. Rewolucyjni liderzy przemawiali z balkonu Regierungsbank, a przywództwo Związku Spartakusa głosowało w przeważa­ jącej mierze za obaleniem rządu Eberta. Hrabia Kessler wspominał, że wi­ dział dwa pochody: jeden utworzony przez socjaldemokratów (SPD) i drugi przez Związek Spartakusa. Obie grupy wyglądały tak samo: „Ten sam rodzaj ubrań, machali tymi samymi czerwonymi flagami i poruszali się takim sa­ mym powłóczystym krokiem. Ale niosą transparenty, wrzeszczą na siebie, gdy się mijają, a może nawet będą do siebie strzelać, nim skończy się dzień”. W ciągu kilku godzin jego podejrzenia się sprawdziły.

Popołudniem demonstracje stały się bardzo gwałtowne, a do zmierzchu Związek Spartakusa zajął wszystkie ważne budynki rządowe w centrum miasta. Szóstego stycznia dwieście tysięcy robotników przyłączyło się do strajku generalnego i rozwścieczonego tłumu na ulicach. Zaatakowano Agencję Telegraficzną Wolffa i siedziby gazet Ullsteina, Mossego i Scherla62. Biura gazety „Vorwarts” na Belle-Allianz-Platz zostały ponownie zajęte, a cały nakład skonfiskowano i wyrzucono do Szprewy. Strzelcy kontrolowali szczyt Bramy Brandenburskiej, Unter den Linden, Charlottenburger Chaussee i północną część Kónigsstrasse. Opanowano drukarnię rządową, przejęto wszystkie berlińskie stacje kolejowe i ogromny browar Bótzowa, zaatakowa­ no Reichstag. Liebknecht był tryumfalnie obwożony po mieście, w obstawie pojazdów z karabinami maszynowymi zamontowanymi na dachach. Obwo­ łano go berlińskim „Leninem”, mającym powtórzyć sukces bolszewików z In­ stytutu Smolnego. Pewny swego Związek Spartakusa przygotował dokument oznajmiający: „Rząd Eberta - Scheidemanna został zdymisjonowany”. Jed­ nak Berlin różnił się od Petersburga. Bez wiedzy Spartakusa socjaldemokraci już wcześniej zawarli tajną umowę z wojskiem i planowali je wykorzystać63. Kiedy zmilitaryzowane państwo się rozpada, zawsze są tacy, których oburza jego upadek. Cesarz odszedł, jednak podstawowa społeczno-eko­ nomiczna struktura Niemiec pozostała praktycznie nietknięta. Ebert nie wprowadził żadnych poważnych reform. Kiedy Rada Pełnomocników Ludowych (Rat der Volksbeauftragten) wezwała Zgromadzenie Naro­ dowe do sporządzenia projektu konstytucji, biurokracja, sądownictwo, oświata, instytucje religijne i przede wszystkim armia trwały na swych dotychczasowych pozycjach. W obliczu gróźb zwolenników Związku Spar­ takusa umiarkowany rząd socjalistyczny uznał, że jego jedyną szansą na

408

Berlin. Metropolia Fausta

przetrwanie będzie współpraca z dotychczasowymi ciemiężycielami. Ta decyzja wpłynęła na całą przyszłość Republiki Weimarskiej, a nawet na

rzeczywisty los Niemiec. Pierwszy krok w kierunku tego sojuszu brzemiennego w skutki zrobiono już 9 listopada, w dniu, w którym Scheidemann i Liebknecht osobno ogło­ sili powstanie republiki64. Później tej nocy Ebert powrócił do swojego no­ wego prywatnego biura na Wilhelmstrasse. Nagle zadzwonił telefon. Kiedy odebrał, okazało się, że rozmawia z szefem sztabu, generałem Groenerem, który telefonował z centrali wojskowej w Spa. Groener poinformował go, że cesarz właśnie poleciał do Holandii i Niemcy potrzebują nowego rządu, który zostałby poparty przez korpus oficerski i nadzorował masową de­ mobilizację we Francji. Zaoferował, że odda armię do dyspozycji Eberta, „aby walczyć przeciwko bolszewizmowi”, jednak pod jednym warunkiem: ma się nigdy nie wtrącać w interesy wojska65. Pierwszy kanclerz, a przy­ szły prezydent pierwszej Republiki Niemieckiej, w tajemnicy przystał na te żądania, w praktyce obiecując zachowanie dawnych tradycji wojskowych Prus, nawet w demokratycznej republice. Teraz, otoczony przez tłum zwo­ lenników Spartakusa, wezwał wojsko na pomoc. Miał wszelkie powody, by myśleć, że razem zwyciężą, bo właśnie zetknął się z ich nową tajną siłą, z tak zwanymi freikorpsami. Zaledwie dwa dni przed powstaniem Spartakusa Ebert został zabrany przez swojego ministra obrony, „krwawego psa”, Gustava Noskego w za­ skakującą podróż do małego miasteczka Zossen na skraju Berlina66. Gdy wysiadł z samochodu, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Tutaj, na nie­ wielkim pokrytym śniegiem placu apelowym, stały cztery tysiące dobrze wyszkolonych oddziałów, które wyglądały jakby właśnie zeszły z cesarskiej pocztówki. Pierwszy raz w pruskiej historii przegląd wojskowy zorganizo­ wano przed cywilem i był to radosny widok dla człowieka zdesperowane­ go. Ebert nie mógł wiedzieć, że niektóre z tych oddziałów niedługo zagrożą jego własnemu rządowi i będą bazą dla Oddziałów Szturmowych Hitlera (Sturmabteilungen, SA). W tym momencie uważał, że mogą one przywró­ cić porządek w mieście, w którym zapanował chaos.

Powstanie freikorpsów było prawie nieuniknionym skutkiem rozpadu ar­ mii w 1918 roku. Kiedy po podpisaniu zawieszenia broni dziewięć berliń­ skich dywizji piechoty dowlokło się do domów, żołnierze stanęli wobec ponurej przyszłości. Parada na ich cześć była smutnym wydarzeniem: na

Gorzkie

następstwa wojny

409

Bramie Brandenburskiej powieszono kilka girland z zieleni, część hełmów przystrojono dębowymi liśćmi, a wśród cesarskich barw powiewało kilka brązowych flag symbolizujących nową republikę. Pomimo tych przygoto­ wań nastrój był raczej melancholijny. Zginęło znacznie powyżej miliona młodych żołnierzy, ponad cztery miliony zostało rannych, a na każdych jedenastu Niemców przypadała jedna ofiara konfliktu. Z trzystu pięćdzie­ sięciu tysięcy młodych mężczyzn z centralnych dzielnic Berlina, którzy zo­ stali wcieleni do wojska, nie żyły pięćdziesiąt cztery tysiące. Szacuje się też, że z obszaru całego Berlina trzysta pięćdziesiąt tysięcy osób zginęło na wojnie67. I mimo takiego poświęcenia armia niemiecka przegrała wojnę. Oddziały z trudem maszerowały w zimnie, a na twarzach żołnierzy nadal widać było niedolę i cierpienia przeżyte w okopach. Kapelan Raymund Dreeling opisał ich jako znużonych ludzi oszołomionych klęską i zdumio­ nych nową sytuacją: „Nieogolone twarze skryte pod hełmami są zmizerniałe, wyniszczone głodem i długim niebezpieczeństwem, ściśnięte i skurczone do granic nakreślonych przez przerażenie, odwagę i śmierć”. Niewątpliwie, gdyby armia zwyciężyła, setki tysięcy berlińczyków przyszłoby witać żoł­ nierzy kwiatami i pieśniami, jak wiele razy wcześniej, i przyjęłoby ich z po­ wrotem do społeczeństwa. Jednak tym razem przygnębione wojsko szybko się rozpierzchło i stało się łatwą zdobyczą dla każdego, kto zaoferował jedzenie, schronienie i przyszłość. Część z tych ludzi, nieprzekonana przez lewicę, była idealnymi rekrutami do freikorpsów. Freikorpsy zaczynały skromnie. Pierwsze formacje wywodziły się z legendarnych i elitarnych batalionów, które przeprowadzały samobójcze ataki, przedostając się przez ziemię niczyją do okopów wroga; oficerowie zawsze mieli poniżej dwudziestu pięciu lat - oczekiwano, że będą „fizycz­ nie doskonali”, a okrzyknięto ich „nowymi ludźmi”. Byli także bezlitośni później Hermann Góring odnosił się do nich z szacunkiem jako do ludzi, którzy po wojnie nadal pozostali „brutalami”. Freikorpsy przyciągały do siebie także zwykłych żołnierzy - tych, którzy nie mieli dokąd pójść; tych za młodych, by trafić na front, a chcących „zrobić coś” dla kraju, albo zu­ pełnie innych - przerażonych groźbą bolszewizmu, którzy wierzyli, że do­ łączenie do oddziału będzie oznaką patriotyzmu. Na początku freikorpsów używano do tłumienia komunistycznych rewolt w całych Niemczech oraz by zapewnić jakąś ochronę młodej republice. Oddziały te zrobiły także wiele dla podtrzymania militaryzmu i agresji napędzających prawicowe

grupy paramilitarne w latach dwudziestych XX wieku68.

410

Berlin. Metropolia Fausta

Noskemu zaimponował kształt nowych grup i oficjalnie zatwierdził je w styczniu 1919 roku. Za zgodą Eberta w opuszczonej szkole żeńskiej w Dahlem założył kwaterę główną, wyposażając ją we wszystko, co po­ trzebne, począwszy od pokoju z mapami sztabowymi, a kończąc na nadaj­ nikach radiowych. Gdy członkowie Związku Spartakusa zaczęli zajmować Berlin, Noske przygotował się do bitwy i 9 stycznia wydał rozkaz wymar­ szu. Tej nocy liczące tysiąc dwieście osób oddziały freikorpsu z Pułku Poczdamskiego zaczęły się przemieszczać w kierunku Belle-Allianz-Platz. Strzelano do każdego, kto podszedł na dziesięć kroków od nich. Pierwszym celem był budynek redakcji „Vorwarts” w dzielnicy, w której siedziby miało wielu wydawców prasy. Słynne fotografie radykałów strze­ lających sponad wielkich rolek papieru gazetowego wykorzystywano póź­ niej w każdym enerdowskim podręczniku historii, pomijając fakt, że po kilku godzinach niemal każdy z nich został schwytany lub zabity. Słabo zorganizowani bojownicy ze Związku Spartakusa nie mieli żadnych szans wobec granatników i czołgów Pułku Poczdamskiego. Jego członkowie na­ wet po wywieszeniu białej flagi przez radykałów kontynuowali bombardo­ wanie, a po kapitulacji siedmiu ludzi pobili na śmierć lub zabili na miejscu. Po tym sukcesie Noske wydał rozkaz zlikwidowania wszystkich pozosta­ łych punktów oporu utrzymywanych przez członków Związku Spartakusa w Berlinie. Zamożni berlińczycy, którzy ukrywali się przed bolszewickim zagrożeniem, wyszli na balkony, by wiwatować na cześć freikorpsów. Ich zwolennik Artur Iger opisał to następująco: [...] niezapomniany pochód [...]. Człowiek za człowiekiem, twarze jak­ by odlane z brązu, ramię w ramię, wspaniałe postacie, wyzwoliciele Berlina [...], a za nimi kolumna więźniów - hańba dla ich mundurów trzystu członków Związku Spartakusa, w tym trochę kobiet; zdają się gotowi na powieszenie [...]. Jedna myśl ożywia tłum, jedno uczucie spowija grono radosnych kobiet i mężczyzn i opanowuje młodzieńców, którzy przetrwali terror: złoczyńcy nie zwyciężyli w tej zbrodniczej grze, piękna metropolia nad Szprewą nie została zniszczona przez tę ludzką mierzwę69.

Nocą 11 stycznia doszło do okrutnej i krwawej bitwy, gdy próbowano odbić ceglany budynek komendy policji na Alexanderplatz. Następnego dnia oddziały stacjonujące w pięknym pałacu Charlottenburg uderzyły

Gorzkie następstwa wojny

411

z południa, a wojska z Eden Hotel wyruszyły na Unter den Linden70. Trzy­ nastego stycznia jednocześnie zaatakowały Berlin freikorps Strzelców Maerckera (z kwaterą główną w Kronprinzenpalais), grupa Roedera mająca kwaterę w Szkole Wiktorii, oddział Wissela z terenu parku Treptower oraz 17. Ochotnicza Dywizja generała von Helda stacjonująca w ratuszu Neukólln. Wkraczały równocześnie do danego kwartału, przeprowadzając obławę na podejrzanych radykałów i wypłaszając zwolenników Związku Spartakusa, którzy usiłowali strzelać z dachów okupowanych budynków. W całym Berlinie doszło do krwawych walk ulicznych, ale tym razem freikorpsy przejęły kontrolę. Ich członkowie ustawili karabiny maszyno­ we na głównych placach w centrum miasta i odbili Bramę Brandenbur­ ską, spychając zwolenników Spartakusa do małych punktów oporu, które potem brutalnie zdławiono71. Trzynastego stycznia zrewolucjonizowani związkowcy ogłosili zakończenie strajku generalnego, ale gdy robotnicy nie rozeszli się po pokojowej demonstracji pod Reichstagiem, oddziały pod wodzą generała Liittwitza otworzyły do nich ogień z karabinów ma­ szynowych. W ciągu kilku sekund zabito czterdzieści dwie osoby, a sto pięć zostało rannych. Noske twierdził, że demonstracja przerodziła się w „insurekcję”, i wprowadził stan wojenny w północnych Niemczech, zgniatając wszystkie wywrotowe organizacje i zabijając dziesiątki podej­ rzanych ekstremistów. Przypominało to czerwiec 1848 roku w Paryżu, z tym że rolę Cavaignaca („czerwcowego rzeźnika”) odgrywał Gustav Noske. Taki był koniec powstania Spartakusa. Poniosło ono ostatecznie klęskę ze względu na przewagę sił wojska, ale także z powodu nieudolności własnych przywódców. Pomimo odwa­ gi swych członków Związek Spartakusa był beznadziejnie podzielony72. Róża Luksemburg, teoretyczka tego ugrupowania, protestowała przeciwko styczniowemu powstaniu na terenach, na których proletariat nie był jesz­ cze „gotowy” do spełnienia swojego historycznego zadania. Karol Radek odparł, że proletariat nigdy nie będzie „gotowy”, ale zawsze trzeba go po­ prowadzić do celu. Kiedy Luksemburg zaatakowała go, zarzucając wspie­ ranie Leninowskiej taktyki, Radek ripostował, że jest naiwną idealistką, bo nawet bolszewicy byli słabi i odizolowani, a przetrwali głównie dzięki swej bezwzględności. „Jak możesz zaprzeczać potrzebie terroru w takich oko­ licznościach [...] praktycznie wobec klas, na które historia wydała wyrok śmierci?” - pytał, na co Luksemburg odparła, że należy on do „kategorii kurewskiej”. Wszystko to nie sprzyjało rewolucyjnej harmonii73.

412

Berlin. Metropolia Fausta

„Słabość” Luksemburg wywołała u Radka wątpliwości co do bezwzględ­ ności berlińskich członków Związku Spartakusa. Sam wycofał swoje popar­ cie dla powstania, mając nadzieję, że później nieudolnych przywódców nie­ mieckich zastąpią ludzie postępujący zgodnie z bolszewickimi wzorcami74. Decyzję o rozpoczęciu powstania podjął Karl Liebknecht, jednak człowiek okrzyknięty przez Lenina następnym przywódcą politycznym Niemiec okazał się nieskuteczny, wyrachowany i kompletnie niezorganizowany. Był kiepskim taktykiem, nie miał wielkiego planu. Gdy jego oddziały zajęły budynki i dworce kolejowe, nie dostały żadnych dalszych rozkazów i nawet Luksemburg przyznała, że demonstracje 9 stycznia były największe, „ale najmniej potrzebne” w historii Berlina. Nie było żadnego odpowiednika Piotrogrodzkiego Wojskowego Komitetu Rewolucyjnego, by pokierować działaniami w Berlinie. Liebknecht nie był Leninem. Po stłumieniu powstania dowódcy freikorpsów postanowili schwytać prowodyrów Spartakusa. Ebert zaoferował dziesięć tysięcy marek za aresz­ towanie Radka. Szybko złapano go wraz z Georgiem Ledebourem, Ernstem Meyerem, Leonem Jogichesem i Hugonem Eberleinem. Jednak Karl Lieb­ knecht i Róża Luksemburg uniknęli obławy. Wydaje się, że Luksemburg nie zdawała sobie sprawy z grożącego jej wielkiego niebezpieczeństwa i kon­ tynuowała pisanie artykułów do „Rotę Fahne”. Jeden z nich nosił gorzki tytuł Dic Ordnung herrscht in Berlin (Porządek panuje w Berlinie). Lieb­ knecht ukrył się w robotniczej dzielnicy Neukólln, ale w nocy 14 stycznia przeniósł się na bardziej zamożną Mannheimer Strasse w Wilmersdorfie. Luksemburg i Wilhelm Pieck dołączyli tam do niego. Nagle o dziewiątej wieczorem patrol Gwardyjskiej Dywizji Strzelców Konnych otoczył budy­ nek po uzyskaniu informacji od „zaufanego sąsiada”. Zatrzymał przywód­ ców Spartakusa i zabrał ich do Eden Hotel na przesłuchanie. Luksemburg i Liebknecht byli przesłuchiwani osobno. Zwolniono ich bez zarzutów. Liebknecht wyszedł pierwszy. Kiedy opuścił obity pluszem pokój, tęgi żołnierz freikorpsu Runge walnął go z całej siły kolbą w gło­ wę. Oszołomiony i krwawiący Liebknecht został wrzucony do czekającego przed budynkiem auta, które ruszyło w stronę Tiergarten. Kierowca udał, że samochód się zepsuł. Liebknechta wypchnięto w stronę ciemnego lasu. Przez chwilę się zataczał, po czym zaczął iść. Po kilku krokach dostał strzał w plecy75. Luksemburg wyszła po Liebknechcie. Runge ponownie walnął kolbą, tym razem ofierze pękła czaszka. Kobietę wpakowano do drugiego auta.

Gorzkie

następstwa wojny

413

Po kilku minutach dobito ją w jadącym samochodzie strzałem w głowę, tak że mózg rozprysnął się po pojeździć. Jej ciało wyciągnięto i zrzucono z mo­ stu Lichtenstein do Landwehrkanal. Zwłoki przebiły cienką warstwę lodu i zniknęły w ciemnej toni. Odnaleziono je w maju następnego roku. Róża Luksemburg i Karl Liebknecht w oczach zwolenników Komunistycznej Par­ tii Niemiec (KPD) stali się męczennikami i jej najważniejszymi symbolami. Jednak większa część berlińczyków odetchnęła z ulgą, ciesząc się z usunię­ cia bolszewickiego zagrożenia. Mało kto zdawał sobie wtedy sprawę, jak wielkim kosztem tego dokonano. Przemoc nie ustała po pokonaniu Związku Spartakusa; w gruncie rze­ czy te dwa brutalne morderstwa wyznaczyły początek nowego rodzaju bestialstwa, zabójczej walki pomiędzy komunistami a radykalną prawicą, kontynuowanej także w okresie nazistowskim. Dziewiętnastego stycznia 1. Freikorps opanował całe miasto, śledząc radykałów i zapewniając, że zostali oni „zastrzeleni w trakcie próby ucieczki” lub „zabici, bo stawiali opór podczas aresztowania”. Wielu ludzi po osadzeniu w areszcie po prostu znikało; dziesiątki niezidentyfikowanych ciał trafiły do miejskich kanałów, tak jak zwłoki Róży Luksemburg76. Noske zaczął używać siły, by stłumić za­ mieszki w innych częściach Niemiec - w Bremie, Zagłębiu Ruhry czy w Hal­ le. Zaczęto powszechnie stosować taktykę taką jak w Berlinie, a wkrótce zostanie ona wykorzystana przeciwko samemu rządowi. Piętnastego stycz­ nia 1919 roku „Manchester Guardian” donosił: „Przerażająca militarna ma­ szyneria, która wydawała się ostatecznie zmiażdżona, powstała ponownie z zadziwiającą gwałtownością. Pruscy oficerowie kroczą ulicami Berlina, żołnierze maszerują, krzycząc i strzelając na komendę. W rzeczywistości Ebert i Scheidemann prawdopodobnie dostali więcej, niż było w umowie”. Haase pisał, że „kasta oficerska jeszcze nigdy nie pokazała tak wspaniale swoich możliwości jak teraz [...];duch wojskowy nigdy nie objawił się w tak nieprzyjemny sposób jak w tej chwili”. W drugim tygodniu marca USPD i KPD wezwały do przeprowadzenia w Berlinie strajku generalnego w odpowiedzi na wyborcze zwycięstwo Niemieckonarodowej Partii Ludowej (Deutschnationale Volkspartei, DNVP) i przymusowe rozwiązanie rad żołnierskich77. Członkowie tych partii przy­ stąpili do ataku na posterunki policyjne w całym mieście. Noske rozpuścił plotkę, że członkowie Spartakusa z zimną krwią zamordowali sześćdzie­ sięciu oficerów policji, i wysłał czterdzieści dwa tysięcy żołnierzy freikorpsów, zwanych „Białym Terrorem”, pod dowództwem pułkownika Wilhelma

414

Berlin. Metropolia Fausta

Reinharda i kapitana Pabsta z Gwardyjskiej Dywizji Strzelców Konnych. „Każdy proletariusz noszący broń” miał zostać „natychmiastowo straco­ ny”. Okrucieństwo marcowych walk było straszne: strzelano w plecy tym, którzy się poddali, wymierzono karabiny maszynowe w grupę sowieckich marynarzy, którzy skapitulowali, a dwudziestu ośmiu z nich zabito z zimną krwią. Komuniści i członkowie freikorpsów czatowali na siebie w bocz­ nych ulicach, po czym torturowali przeciwnika, zanim dźgnęli go nożem lub zastrzelili. Obie strony do woli używały moździerzy i ciężkiej artylerii. W walkach ulicznych zginęło ponad siedemdziesięciu ludzi Noskego i ty­ siąc dwustu zwolenników KPD. Obserwując sceny rozgrywające się wokół, hrabia Kessler doszedł do wniosku, że „każdej makabry w najbardziej bez­ litosnej wojnie domowej dopuszczają się obie strony. Zasiane teraz [ziarna] nienawiści i goryczy wydadzą owoce. Niewinni ludzie zapłacą za to okru­ cieństwo”78. Udzielanie przez SPD dalszego wsparcia freikorpsom pozbawiło złu­ dzeń wiele osób, które popierały partię podczas rewolucji listopadowej. Rilke widział całe to przedsięwzięcie jako porażkę; dla niego rząd był taki sam jak wcześniej „i cechuje go dawny brak osobowości”. Paul Cassirer określał obecnie rewolucję jako „wielki szwindel”, jedyną różnicą było to, że „kil­ ku kuzynów” objęło parę stanowisk, a hrabia Kessler podczas obchodów Święta Pracy w 1919 roku zauważył, że ludzie byli „w żałobie narodowej po nieudanej rewolucji”. Stan wojenny zniesiono 6 grudnia, lecz nie odstąpiono od wojskowej bru­ talności i „nadwyżki” - dochodziło do morderstw z zimną krwią i stosowa­ nia zasady odpowiedzialności zbiorowej. Ogólne przyzwolenie na przemoc stanowiło część wojennej spuścizny, ale szokowało gości, którzy widzieli uporządkowaną cesarską stolicę przed 1914 rokiem. Berlin przesiąknął

dramatycznymi wspomnieniami wojennymi: inwalidzi wojenni i naśladu­ jący ich oszuści kręcili się po wszystkich głównych ulicach; nadal kwitł handel bronią. Niektórzy, jak Erich Maria Remarque i Hermann Hesse, ak­ tywnie występowali przeciwko przemocy, ale mało kto ich słuchał. George Grosz pisał: [...] czasy z pewnością były nienormalne. Wszystkie hamulce moralne zdawały się zanikać. Cały kraj zalały rozpusta, pornografia i prostytucja [...]. Miasto było ciemne, zimne i rozplotkowane. Ulice zamieniły się

Gorzkie

następstwa wojny

415

w dzikie wąwozy, w których straszyli mordercy i handlarze kokainą. Ich znakiem był metalowy pręt lub zabójcza wyłamana noga z krzesła. Ludzie odrzucali wszelkie wiadomości, jednak szeptali o tajnych ma­ newrach Czarnej Reichswehry czy nowo utworzonej Czerwonej Armii79.

Wszystkich prześladowała obsesyjna myśl o śmierci, kiedy ludność Berlina dziesiątkowała okrutna pandemia grypy: tylko w grudniu 1918 roku zmar­ ły 4732 osoby80. Miasto pełne było tysięcy wojennych weteranów, „którzy nie potrafili odnaleźć drogi powrotnej z okopów do fabryki. W każdym razie nie było żadnej stałej pracy nawet dla tych, którzy jej poszukiwali”. Berlin zaczął przyciągać ekstremistów, którym bardzo odpowiadało sto­ sowanie języka czasu wojny w politycznym dyskursie. Dla członków rady­ kalnej lewicy czy prawicy polityka nie była już kwestią kompromisu, lecz to­ talnej wojny - bitwą mającą doprowadzić wyłącznie do całkowitej destrukcji wroga. Freikorpsy stały się symbolem kontynuowania wojennego brater­ stwa młodych mężczyzn, działających na rzecz „zmiażdżenia rewolucji, zmiażdżenia bolszewików, zmiażdżenia Polaków na Górnym Śląsku”. Ich członkowie chcieli pobić „przeklęte czerwone kobiety”, „bolszewickie kur­ wy” na śmierć. Czerpali ze swych działań sadystyczną rozkosz. Morderstwa polityczne stały się codziennością, a bojówkarze rozmawiali o niebywałej przyjemności zabijania, o „władzy miecza”. Ernst von Salomon zapamię­ tał służbę we freikorpsie jako czas podniecenia i śmierci: „Byliśmy bandą bojowników pijanych z namiętności do świata; bojowników pełnych pożą­ dania, rozkoszujących się działaniem”. Znany pisarz Hermann Lóns okreś­ lił człowieka jako istotę w gruncie rzeczy prymitywną, którą zniszczyły „nieniemieckie” ośrodki miejskie, takie jak Berlin. Chociaż Ernst Jiinger był skomplikowaną postacią i niesłusznie uchodził za zwolennika nazizmu, jego dzieło wychwalające szlachetność Niemców w boju i „nową rasę” stworzoną do wojny podsycało militarystyczne zapały. W Der Kampfals inneres Erlebnis opisał walkę jako czas, „gdy krew szybciej krąży w mózgu i żyłach, jak przed od dawna pożądaną nocą miłości, lecz o wiele goręcej, bardziej sza­ leńczo”. Przedstawiał wojnę jako „ojca wszechrzeczy” i ostrzegał, że „pod powłoką każdego postępu kulturalnego i technologicznego pozostajemy nadzy i surowi jak ludzie lasu i stepu [...]. To jest nowy człowiek, zwiastun burzy, szczególny wytwór centralnej Europy”81. Na rogach ulic w mieście naklejano brutalne, „prymitywne” plakaty o sadystycznym i pornograficz­ nym wydźwięku. Śmierć i przemoc ukazywano jako sprawy przyziemne.

416

Berlin. Metropolia Fausta

Zaczęły wychodzić tanie powieści i tandetne serie wydawnicze, które były często okropnym połączeniem okrucieństwa i seksu, co ukazywały już same tytuły, takie jak „Jack tajemniczy zabójca dziewic”. Powieść Scharfrichtcr von Berlin (Oprawca z Berlina) Victora von Falka na trzech tysią­ cach stron plastycznie opisywała morderstwa, pobicia, przeraźliwe tortury i perwersje seksualne, a została sprzedana w ponad milionie egzemplarzy. Sztuki teatralne także były pełne przemocy. W 1918 roku Max Reinhardt wystawił Puszkę Pandory Franka Wedekinda, w której główna bohaterka, słodka Lulu, jest sugestywnie zarzynana przez Kubę Rozpruwacza. Nowy kabaret był makabryczny i prymitywny, skecze nie wyrażały już pewności siebie cesarskiej stolicy, ale ukazywały jej porażkę: „Berlinie, Berlinie, nie jesteś wcale tym, czym byłeś - Friedrichstadt wygląda teraz jak Myslowitz [obskurny, prowincjonalny rejon]”. W tym okresie powstawały brutalne skecze i piosenki; Klabund napisał tekst: „Chodź, daj mi trochę kasy, kocha­ nie... Chcę chlać i hulać, kupić śliczny domek - albo raczej całun”82. Nowi bohaterowie delektowali się morderstwem dla zabawy: w swoich Pogod­ nych morderstwach Klabund opowiada historię lesbijki, która dodała mężo­ wi truciznę dojedzenia i radośnie obserwowała, jak umiera. Piosenki Franza Hessla były pełne przerażających historii o skrajnej biedzie; w Kamiennej kołysance nocny stróż powiesił się z rozpaczy, a „mały chłopiec śmieje się, gdy on się męczy; i inne dzieci szydzą i drwią, tańcząc wokół kamiennego bloku”. Tytułowa bohaterka Wróżki Waltera Mehringa robi „dziwce Elli” nielegalną aborcję w „obskurnej, cuchnącej piwnicy”, a później zostaje za­ bita dla pieniędzy, które na tym zarobiła. Erich Kastner uchwycił poczucie bezradności w powojennym Berlinie: „Wszyscy razem jedziemy na tym sa­ mym wózku przez noc. Czujemy, że nasza podróż była na próżno; wszy­ scy razem na tym samym wózku [...]. Zdaje się, że przegraliśmy walkę”83. Psychiatra Ludwig Binswanger był zbulwersowany powszechną moral­ ną zgnilizną i starał się ją wyjaśnić poczuciem klęski. Jego zdaniem patrio­ tyzm wyrodził się w „okrutną nienawiść”. Ostrzegał, że pragnienie kom­ pletnej anihilacji wroga z czasów wojny zostało przeniesione bezpośrednio do życia cywilów. Pozbawione normalnych zahamowań cechujących przed­ wojenne społeczeństwo, wojsko atakowało „wrogów”, jakby nadal było na froncie. Kryminolodzy zauważyli, że ludzie nigdy wcześniej nienotowani popełniali brutalne czyny i tłumaczyli to doświadczeniami z lat wojny oraz fatalną społeczno-ekonomiczną sytuacją w stolicy. W powieści Pont i Anna Arnolda Zweiga były oficer i członek freikorpsu dokonuje okrutnego

Gorzkie następstwa wojny

417

morderstwa podczas gwałtu, a czyn ten pochwalają jego koledzy. Berlińczycy wydawali się obecnie uodpornieni na przemoc; pewien naoczny świadek opisał, jak mężczyźni, którzy właśnie skończyli walkę, „bez najmniejszego wahania wycierali ręce splamione krwią i wprost po ulicznych bijatykach wchodzili do kabaretów, by tańczyć, pić i jeść z kobietami”. Doszło nawet do wielu osławionych przypadków, kiedy seryjni mordercy obdzierali swoje ofiary ze skóry i poddawali je obróbce, by sprzedać jako zawekowane kozie mięso albo zakonserwowaną wieprzowinę. Zbijali na tym fortunę na czar­ nym rynku. Perwersja w literaturze stanowiła zaledwie odbicie obłędu, w jaki popadło społeczeństwo. Szalona sztuka, która zaczęła powstawać tuż po wojnie, także odzwier­ ciedlała to moralne zepsucie. Jednym z jej nurtów był dadaizm, atak na tradycyjne wartości, szermujący hasłem „Sztuka to gówno”. Narodził się w Cabaret Voltaire w Zurychu, a został sprowadzony do Berlina przez Ri­ charda Huelsenbecka w 1919 roku. Dadaistów przeraziła rzeź dokonana podczas pierwszej wojny światowej i chociaż byli kojarzeni z radykalną le­ wicą, pragnęli po prostu demaskować szaleństwo świata ogarniętego woj­ ną, stawiając go na głowie84. Brali udział w spotkaniach w Romanisches Cafe i porannych niedzielnych matinees w tanim niewielkim teatrze na West Endzie, puszczając wodze szalonemu anarchizmowi i nihilizmowi. Walter Mehring wykrzykiwał wiersze w takt akompaniamentu wystukiwa­ nego na maszynie do pisania, John Heartfield i „Dadazof Raoul Hausmann” Schmalhausen (w melonikach i żółtych okularach) wychodzili na scenę pijani i miotali wyzwiskami w „filary społeczeństwa” oraz publiczność. George Grosz gorliwie czytał „Propagandadę” z Dadaconu Baadera, zbioru przypadkowo posklejanych wycinków z gazet, albo oddawał mocz na ob­ razy artystów z establishmentu. Schwitters zaś z kawałków śmieci budo­ wał „posągi”, tytułując je na przykład Świetność i upadek Niemiec w trzech

odsłonach, a Huelsenbeck i Raoul Hausmann robili wyścigi maszyny do szycia z maszyną do pisania; kiedy ta druga „przegrała”, Huelsenbeck roz­ trzaskał ją na scenie. W znacznym stopniu improwizowane występy zawsze obstawiała policja, która nie potrafiła jednak opanować nieuniknionych hałaśliwych bójek. Imperialny obłęd, który doprowadził Niemcy do wojny, był wyśmiewany na każdym kroku: na pierwszej dadaistycznej wystawie Rudolf Schlichter wystawił olbrzymi manekin z głową świni przebrany za niemieckiego generała i zatytułował go Powieszony przez rewolucję, a wiel­ kie pokraczne Kaleki wojenne Otto Dixa kuśtykały na obrazku na ścianie

418

Berlin. Metropolia Fausta

poniżej. Stefan Zweig po wysłuchaniu jednego z wierszy Mehringa napisał: „Wszystkie wartości uległy zmianie [...]; nie szanuje się żadnej tradycji, żadnego kodeksu moralnego”. Im bardziej burżuazyjni krytycy dawali się im nabierać, tym bardziej dadaiści nimi gardzili85. Ruch zaczął słabnąć, w miarę jak artyści stawali się coraz bardziej cyniczni wobec rewolucji listopadowej i porażki powstania Spartakusa, jednak w wielu ich później­ szych dziełach nadal widać było gwałtowną niezgodę na świat. Dzieła niemieckich ekspresjonistów i artystów z grupy Neue Wilde także ukazywały skutki wojny i nadzieję, że rewolucja zatrze wszelkie jej ślady. W 1914 roku młodzi niemieccy ekspresjoniści poszli na querrafesta z szaloną idealistyczną wiarą, że przyniesie ona zasadniczą zmianę. Georg Heym uchwycił dominujący nastrój, mówiąc: „Gdyby tylko była wojna, był­ bym znowu zdrowy; wszystko jest takie nudne”. Masowa rzeź szybko po­ łożyła koniec takim poglądom. Gropius pisał z frontu w 1918 roku, że jest „siny z wściekłości, zakuty w kajdany przez tę szaloną wojnę, która zabija jakikolwiek sens życia [...]. Wojna zrujnuje ludzi”. Powstała w końcu 1918 roku Novembergruppe była odpowiedzią nie­ mieckich ekspresjonistów na wojnę i rewolucję rosyjską. Malarz Max Pechstein i rzeźbiarz Rudolf Belling pragnęli „złączenia sztuki z rewolucją”. Do­ łączyło do nich wielu znamienitych artystów - w tym malarz Emil Nolde, architekci Walter Gropius i Erich Mendelsohn (który zaprojektował słynne obserwatorium astronomiczne Wieżę Einsteina w Poczdamie), dramaturg Bertolt Brecht, kompozytorzy Kurt Weill i Paul Hindemith oraz handlarz sztuką Alfred Flechtheim. Ich pierwszy manifest głosił: „Przyszłość sztuki i powaga tej godziny popychają nas, rewolucjonistów ducha (ekspresjoni­ stów, kubistów, futurystów), w kierunku jedności i bliskiej współpracy”. Ruch miał osiągnąć „nowe zjednoczenie sztuki i życia”, nieustannie głoszo­ no hasła „świętej solidarności” malarzy i poetów. Wybuchowa intensyw­ ność i gorycz sztuki miały wyrażać „najbardziej rozszalałą erę w historii ludzkości”. Przy całej swej ambicji ekspresjoniści i przedstawiciele weryzmu raczej ukazywali niepewność czasów niż jakąkolwiek utopijną przyszłość. Wy­ raziste płótna wypełniali zawiłymi obrazami śmierci. Przedstawiali wizje powstające pod wpływem morfiny, kokainy i heroiny - używek modnych wśród awangardy; pokazywali berlińskie gangi i odstręczające kafejki. Poznawali rytuały erotyczne i dziwaczne kulty zrodzone w beznadziei tamtych dni. Sztuki takie jak dramat Ernsta Tollera Dic Wandlung mówiły

Gorzkie

następstwa wojny

419

o wojnie - aktorzy przebrani za szkielety tkwili w sztucznym okopie. Filmy ukazywały makabryczne życie miasta: w Cieniach (Schattcn-Eine nachtliche Halluzination) Arthura Robisona było pełno zła, śmierci, snów, mediów, magików, ukrytych darkroomów, ożywionych ścian. W późniejszym dziele Fritza Langa Doktor Mabuse hrabia Told pytał doktora, dlaczego sądzi, że ekspresjonizm jest po prostu grą: „A dlaczego nie? Dzisiaj wszystko jest grą”. Gabinet doktora Caligari Roberta Wienego z 1920 roku był najsłyn­ niejszym filmem ekspresjonistycznym, stworzonym jakby z dziwnych, po­ krętnych planów ciemnych dachów i zaułków, z nikczemnym bohaterem skradającym się w zaciemnionym mieście. Rudolf Kurtz w swej recenzji podkreślił, że Wiene uchwycił nastrój panujący w Berlinie, mieście

zrozpaczonych dusz schwytanych w sieci losu [...], delirium i halucyna­ cji, wywodzących się z o wiele dzikszych czasów, związanych z ciem­ nymi ulicami, krzykliwymi komendami republikańskich oddziałów, ochrypłym skrzeczeniem ulicznych krasomówców - w mieście przybra­ nym w najgłębsze ciemności, opanowanym przez radykalnych rewolu­ cjonistów, ze szczękiem karabinów maszynowych, kajdan, ze snajpera­ mi na dachach i wybuchami ręcznych granatów.

Niektórzy artyści, którzy zdobyli sławę w Berlinie przed 1914 rokiem, przedstawiali jeszcze bardziej potworne obrazy powojennego miasta: Heinrich ZiHe nadal malował nędzę miejskiego proletariatu, Kathe Kollwitz poza „świątobliwą głową” zamordowanego Karla Liebknechta - ukazywała cierpienia ludzi w pełnych przemocy dzielnicach biedy, Meidner podkreślał grozę miejskiego życia, a Kirchner przedstawiał groteskowe, krzykliwe, zdeformowane prostytutki panoszące się w mieście86. George Grosz i Otto Dix prześcigali się nawzajem, malując tuzy czarnego rynku, zabójców z freikorpsów, kalekich weteranów czy morderców popełniających zbrodnie na tle seksualnym. Rysunki Dixa ukazujące byłego żołnierza, który stracił większą część ust, opierały się na serii fotografii Ernsta Friedricha z książki Krieg dcm Kriege! Były to obrazy na tyle makabryczne, że wzmocniły wiarę w popularny mit o istnieniu tajnych szpitali dla ludzi tak ohydnie okaleczo­ nych, że nie pozwalano im z nich wychodzić87. Dziennik Wielanda Herzfeldego Neue Jugend stał się źródłem nowego agresywnego stylu; Franz Jung roztrząsał tematy współczesnego życia w poezji, John Heartfield zaś two­ rzył kolaże z motywami trumien, masek śmierci i dziwnymi symbolami,

420

Berlin. Metropolia Fausta

które budziły trwogę u niewtajemniczonych. Jego praca, jak ujął to Grosz, „odzwierciedlała ducha epoki, świata w procesie rozczłonkowania”. Nawet wielki rozkwit twórczości, który zawdzięczano rosyjskim imigrantom, za­ barwiony był rozlewem krwi; ojciec Nabokova został zamordowany pod­ czas zamieszek w berlińskim teatrze. Stefan Zweig, nienawidzący Berlina, traktował miasto jako centrum szaleństwa, George Grosz zaś nazwał je „wrzącym kotłem”. Absolutnie nie było to miejsce skłaniające pozostałą część Niemiec do politycznej lojalności ani budzące zaufanie reszty świata.

Nie było bardziej dramatycznego dowodu nagłego upadku świetności Berlina niż decyzja o zwołaniu posiedzenia Zgromadzenia Narodowego z dala od stolicy, w małym miasteczku Weimar. Od połowy XVI do końca XIX wieku Weimar przyciągał szanowane postacie, takie jak Lucas Gra­ nach, Jan Sebastian Bach, Friedrich Schiller, Ferenc Liszt i przede wszyst­ kim Johann Wolfgang Goethe. Ebert świadomie wykorzystał propagandę wojenną sprzymierzonych, która odróżniała pruski, berlińsko-poczdamski militaryzm od humanistycznej tradycji Weimaru, ale tak naprawdę głównie bał się, że Berlin jest zbyt niebezpieczny i za mało stabilny, by pełnić funk­ cję centrum republiki. Kiedy na ulicach Berlina panował chaos, Weimar był spokojny, cichy, prowincjonalny i bezpieczny; kiedy Berlin akceptował dziwną dekadencką moralność, Weimar reprezentował ogólnoniemieckie wartości. Decyzja była jednak naiwna. Problemy Berlina nie różniły się od tych, z którymi borykał się cały naród; w rozległym ośrodku miejskim były one po prostu bardziej widoczne. W 1848 roku niemieccy liberałowie szczerze wierzyli, że wprowadzenie w życie frankfurckiej konstytucji da początek liberalnym Niemcom; teraz twórcy Republiki Weimarskiej mieli nadzieję, że ich konstytucja ukształ­ tuje wielu przekonanych demokratów i szybko zasklepi powojenne rozła­ my. Nie chcieli dostrzec, że Niemcy nigdy nie były demokracją i że ludzie jeszcze nie zrozumieli zasady odpowiedzialności indywidualnej, której taki system wymagał. Dla nowych grup młodych komunistów i prawicowych bojówek, wypatrujących radykalnych rozwiązań wobec „kompromitacji” z 1918 roku, „bezsilna” demokracja weimarska stała się symbolem poli­ tycznej słabości. Peter Suhrkamp zauważył, że nawet w pierwszych dniach ludzie opowiadali się za koncepcją kultu bohatera, który doprowadzi do po­ wolnej zmiany konstytucjonalnej: „Bez bohaterów nic nie czują. Rezygnują, poddają się. Nigdy nie opanowali trudności, niebezpieczeństw i surowych

Gorzkie

następstwa wojny

421

praw rzeczywistości”. Weimar reprezentował świat marzeń, a kiedy 6 lu­ tego 1919 roku otwarto Zgromadzenie Narodowe, rozczarowanie całego wyczekującego narodu było nieuniknione. Dla społeczeństwa pamiętającego pompatyczność olśniewających uro­ czystości państwowych pierwsze posiedzenie Zgromadzenia Narodowego okazało się strasznym zawodem. Nie było żadnych sztandarów, mundurów, koni czy wielkich przemówień, nie było kajzera, rodziny cesarskiej ani pa­ rad wojskowych; jedynie kilku zwykłych ludzi w cywilnych ubraniach, po­ włócząc nogami, udało się do tymczasowej siedziby parlamentu. Pierwsze spotkanie zwołano w Deutschen Nationaltheater. „Pokój gotycki” został zbudowany ze zniszczonych dekoracji do Lohengrina i miał przypominać Pałac Westminsterski (miejsce posiedzeń brytyjskiego parlamentu), lecz nie udało się stworzyć takiego wrażenia. Inne gesty symboliczne również oka­ zały się nietrafione. Nowy rząd zdecydował się na czarno-czerwono-złotą flagę z 1848 roku, była ona jednak wysoce niepopularna wśród Niemców. Preferowali tradycyjne kolory czerni, bieli i czerwieni; ciągle opisywali żół­ ty jako „musztardowy” przypominający „kurze gówno” lub „ropę”. To nie przypadek, że Hitler wskrzesił cesarskie kolory na nazistowskiej swastyce. Kontrowersje związane z barwami narodowymi odzwierciedlały jedynie brak legitymacji republiki jako całości, a panujący kryzys pogarszał jej sy­ tuację. Zaledwie pięć miesięcy po swoich narodzinach Republika Weimar­ ska musiała przyjąć kolejny druzgocący cios: traktat wersalski. Podczas wojny berlińczycy wykazywali rzadko spotykaną niezdolność zrozumienia skutków własnych działań. Mimo że obdarzeni dowcipem i in­ teligencją, nie mieli samokrytycyzmu, który przygotowałby ich do porażki i jej następstw. Owa ślepota przybierała wiele form. Jakkolwiek Berlin po 1871 roku napawał się swym statusem stolicy silnych Niemiec, jego miesz­ kańcy byli niezadowoleni, że w oczach państw ententy uchodził za ostoję silnego pruskiego militaryzmu. Otwarcie demonstrowali poparcie dla zato­ pienia Lusitanii czy zajęcia neutralnej Belgii, ale nie mogli zrozumieć, dla­ czego aliancka propaganda jest im tak jawnie wroga nie tylko podczas, ale i po wojnie. Chociaż w 1914 roku zdecydowanie popierali szowinistyczne, agresywne cele wojenne Niemiec, nie przyjmowali konsekwencji tej polity­ ki, do końca tłumacząc się, że „zmusiły ich” do walki rosyjska „brutalność” i „okrążenie” przez państwa ententy. Samooszukując się w ten sposób, ber­ lińczycy oczekiwali na ustalenie warunków pokoju. Mimo że na rozmowy w Paryżu nie zostali zaproszeni ich przedstawiciele, Niemcy wychodzili

422

Berlin. Metropolia Fausta

z założenia, że będą traktowani sprawiedliwie, jako jeden z równoupraw­ nionych narodów. Uważali, że po zakończeniu potwornej wojny ich rola na scenie światowej pozostanie taka sama, jakby nic się nie zdarzyło pomię­ dzy 1914 a 1918 rokiem. Przeżyli gorzkie rozczarowanie, którego się nie

spodziewali. Tekst traktatu dotarł do Berlina 8 maja. Cios był bardzo silny. Okazało się, że jest gorzej, niż zakładał najbardziej pesymistyczny scenariusz. Francja zażądała Alzacji-Lotaryngii i miała przez piętnaście lat okupować zachod­ ni brzeg Renu oraz obszar Saary88. Polsce przypadł ważny przemysłowy rejon Górnego Śląska, a Prusy Zachodnie miały stać się polskim „koryta­ rzem” dającym dostęp do morza. Pas tych ziem dodatkowo odgradzał Prusy Wschodnie od reszty Niemiec. Niemiecki dotąd Gdańsk stawał się wolnym miastem. Niemcy miały ponadto zrzec się kolonii, liczebność armii miała zostać zredukowana do stu tysięcy ludzi, a Sztab Generalny rozwiązany. Po­ siadanie przez nich sprzętu wojskowego, w tym samolotów, ciężkich pojaz­ dów (takich jak czołgi) i dużych statków, zostało zakazane. Niemcy straciły trzynaście procent swojego terytorium (70 tysięcy km2), dziesięć procent populacji (6 milionów), piętnaście procent ziemi uprawnej, siedemdziesiąt pięć procent złóż rud żelaza, szesnaście procent areału upraw pszenicy, czternaście procent - żyta. Jednym z najbardziej bolesnych i upokarzają­ cych zapisów traktatu był artykuł 231 zawierający zdanie o „winie wojen­ nej”, który obarczał Niemcy pełną odpowiedzialnością za wywołanie wojny. Nie miało to realnego znaczenia dla państw ententy, ale całkowicie zdys­ kredytowało traktat w oczach większości Niemców89. Reakcje wahały się od osłupienia na lewicy do goryczy i nacjonalistycznego rozżalenia w centrum i po prawej stronie sceny politycznej. Nawet USPD i pacyfiści chcieli rewi­ zji postanowień traktatu; uważali, że złożyli broń, oczekując miłosierdzia i zrozumienia, a teraz byli bezbronni. Berlin miał się stać symbolem poko­ nanego narodu, a nie stolicą w rozkwicie, więc ludzie zebrani przed siedzi­ bą amerykańskiej misji wojskowej krzyczeli: „Gdzie jest naszych czternaście punktów? Gdzie jest wasz «sprawiedliwy pokój?»”90. Obywatelom państw ententy przebywającym w mieście doradzono, aby ubierali się po cywilne­ mu, by uniknąć ataków na ulicach. Kanclerz oskarżył siły ententy o dążenie do zrobienia z Niemców „niewolników i helotów [...] pracujących przymu­ sowo za drutem kolczastym i więziennymi kratami”. Demokrata Conrad Haussmann lamentował: „Jeśli nasze wojsko i nasi robotnicy wiedzieli­ by 5 i 9 listopada, że tak ma wyglądać pokój, armia nie złożyłaby broni”.

Gorzkie następstwa

wojny

423

W Berlinie wraz z nadejściem ostatecznego terminu przyjęcia posta­ nowień narastało napięcie. Niemcom dano czternaście dni na podpisanie traktatu, do 23 czerwca do godziny dziewiętnastej. Jeśliby tego nie zrobili, zostaliby najechani. Wojna teoretycznie wciąż trwała i niektórzy uważali, że Niemcy powinni walczyć dalej. Wielu jednak wiedziało, że byłby to już bój beznadziejny. Dziewiętnastego czerwca Scheidemann ustąpił ze sta­ nowiska kanclerza, nie będąc w stanie podpisać dokumentu, od którego każdemu ręka by „uschła”. Socjaldemokratyczny rząd nie chciał go pod­ pisać, ale nie miał innego wyjścia. Traktat wersalski został ratyfikowany na godzinę przed ostatecznym terminem przez nowego ministra spraw za­ granicznych Hermanna Mullera, w sobotę 23 czerwca w Sali Lustrzanej. Prawicowe gazety w Berlinie ukazały się z grubą czarną opaską żałobną na pierwszej stronie. Ogólnoniemiecka „Deutsche Zeitung” pisała: „W pała­ cu, w którym w chwalebnym 1871 roku zostało proklamowane Cesarstwo Niemieckie w całej swej wielkości, dzisiaj niemiecki honor zostaje złożony do grobu. Nie zapomnijcie tego! Naród niemiecki będzie dzięki ciężkiej pracy parł do przodu, aby odzyskać należne mu miejsce pośród innych narodów. Wtedy przyjdzie zemsta za hańbę roku 1919”. Wszyscy Niem­ cy uznali traktat wersalski za najbardziej odwetowy dokument w historii ludzkości, a Berlin za niewinną, osamotnioną stronę konfliktu otoczoną morzem mściwych wrogów. Prawica opowiadała się naturalnie przeciwko traktatowi, ale nawet umiarkowani politycy byli wstrząśnięci. Max Weber powiedział: „Jednak nowy ład, wytwór tej okrutnej klęski i hańby, raczej nie zdoła zapuścić korzeni”91. Liberalny hrabia Kessler pisał o swoim ol­ brzymim przygnębieniu; czuł się „tak, jakby całe życie w duszy umarło”. Nie ma wątpliwości, że warunki pokoju były zemstą, ale powszechnie użalając się nad sobą, berlińczycy łatwo zapomnieli, że sami grozili wro­ gom wysokimi kontrybucjami wojennymi w przypadku swojej wygranej. W gruncie rzeczy od 1914 roku aż do nieudanej ofensywy w 1918 roku otwarcie głosili, że pokonani będą musieli zapłacić za każde niemieckie cierpienie. Zwłaszcza Anglia i Francja miały zostać „zrujnowane”. Nie ma żadnego powodu, by nie wierzyć w te plany. W 1871 roku Bismarck zapew­ nił Berlinowi bogactwo, wyrywając od pokonanej Francji sumę dwa razy większą od tej, jaką Niemcy wydały na wojnę, a w 1917 roku tylko nieliczni berlińczycy protestowali przeciwko drakońskiemu traktatowi brzeskiemu, który - jak zauważył niezależny socjalista Hugo Haase - był o wiele gor­ szy od Wersalu. Mieszkańcy Berlina pozostali niewzruszeni na wszystkie

424

Berlin. Metropolia Fausta

argumenty. Friedrich Meinecke w ich imieniu pisał, że wszystkie narody i kraje są winne, ale „grzechy popełnione przez państwa ententy od 1918 ro­ ku były prawie bezprecedensowe”. Skutki traktatu ostatecznie uderzyły w sprzymierzonych. Spowodowały nie tylko upokorzenie Niemiec i utratę przez nie terytoriów (co były w sta­ nie znieść), ale też społeczny i ekonomiczny upadek destabilizujący na­ ród. Nastąpiło zjednoczenie sił reakcji, która później wystąpiła przeciwko Europie. To nowy, socjaldemokratyczny rząd, zastępujący stary porządek cesarski, którego przedstawiciele zostali przezwani „przestępcami listopa­ dowymi” (Novembcrvcrbrechcr')> dostarczył skrajnej prawicy potężnej broni propagandowej. Atakowała nią raczkującą demokratyczną republikę. Mi­ liony Niemców potajemnie żądało zemsty i chętnie słuchało demagogów, którzy obiecywali zmiażdżyć przeciwnika. Wraz z traktatem wersalskim pojawiła się Dolchstosslcgende, „legenda o ciosie zadanym w plecy” - teoria spiskowa, która o porażkę obwiniała nie wojskowych, ale „sabotażystów, gangsterów, spekulantów wojennych, socjalistów i Żydów mieszkających w Berlinie”. To sugestywne i silne przekonanie powstało wcześnie, bo już 9 listopada 1918 roku generał Friedrich von der Schulenburg krzyczał: „Nasi żołnierze będą utrzymywać [...], że dostali cios w plecy od swych towarzyszy broni z marynarki oraz żydowskich spekulantów wojennych i dekowników”. Trzy dni później generał Heinrich Scheuch zadeklarował, że „jeśli kiedyś ktokolwiek będzie twierdzić, że Niemcy zostali pokonani w tej wojnie, historia nazwie to kłamstwem. Niech nigdy nie opuści cię przekonanie, że wracasz do domu niepokonany!” Jednym z największych orędowników tego kłamstwa był Adolf Hitler, który uczynił je głównym tematem Mein Kampf. Na początku swej działalności w kółko powtarzał to samo, opisując, że gdy leczył się po ataku gazowym, dowiedział się o rewo­ lucji i klęsce: „Czy za to ginęli żołnierze z sierpnia i września 1914 roku?” Twierdził, że to właśnie haniebny traktat wersalski skłonił go do wejścia w politykę. Krzyk podniosły także Niemieckonarodowa Partia Ludowa DNVP), Niemiecka Partia Ludowa (Deutsche Volkspartei - DVP), związki oficer­ skie, nowo utworzona Reichswehra i kręgi akademickie złożone z profe­ sorów i studentów skupionych w miastach uniwersyteckich. Rewolucja

listopadowa i ustanowienie republiki stały się symbolem zniszczenia tra­ dycyjnych wartości niemieckich. Volkistowskie i antysemickie stowarzy­ szenia zaczęły jawnie i legalnie działać w centrum Berlina, natomiast

Gorzkie

następstwa wojny

425

tajne ugrupowania terrorystyczne kultywujące tradycję freikorpsów bar­ dzo brutalnie przeprowadzały rozmaite ataki. „Mordy kapturowe” stały się środkiem walki i ich ofiarą padły dziesiątki osób, w tym zwolennik re­ publiki Matthias Erzberger, zamordowanyw 1921 roku za „zbrodnię podpi­ sania zawieszenia broni w 1918 roku”, i wielki polityk Walther Rathenau, zamordowany w 1922 roku, bo był Żydem, intelektualistą, wpływowym i szanowanym członkiem rządu92. Głosy potępiające to morderstwo i po­ waga uroczystości jego pogrzebu państwowego w Berlinie były zagłuszane przez ostre wystąpienia prawicy. Zabójców i pomagających im wspólników chronili ich sympatycy w Reichswehrze, policji i kręgach sędziowskich. Na dwadzieścia dwa morderstwa popełnione przez lewicę surowo ukarano siedemnastu sprawców, w tym dziesięciu skazano na śmierć, natomiast na trzysta pięćdziesiąt cztery morderstwa popełnione przez prawicę w latach 1918-1922 tylko jeden sprawca został ukarany93. Grupy strażników oby­ watelskich, złożone z bezrobotnych byłych oficerów i przestępców, nadal panoszyły się w mieście, do woli mordując, pałując i bijąc ludzi oskarża­ nych o „niepatriotyczną” działalność. Freikorpsy i pokrewne organizacje cywilne były coraz bardziej nieposłuszne wobec rządu. Maszerowały pod znakiem swastyki, która była ich symbolem znacznie wcześniej, niż przy­ jął ją Hitler, wyczekując upadku znienawidzonej republiki. Teoretycy tacy jak Oswald Spengler, Arthur Moeller van den Bruck, Alfred Rosenberg czy Anton Drexler tworzyli intelektualne zaplecze antyliberalizmu, antysemi­ tyzmu i antykomunizmu, które nasilą się w następnej dekadzie. Grosz opi­ sywał berlińczyków jako zagubionych w niepewnym świecie, „jak łodzie podczas sztormu” zmierzające ku katastrofie. Było tylko kwestią czasu, by doszło do próby zastąpienia prawa siłą. Czekali mniej niż rok. Pierwszą próbą przejęcia stolicy był niesławny „marsz na Berlin”, czyli pucz Kappa-Liittwitza. W lutym 1920 roku minister obrony Noske zgod­ nie z postanowieniami traktatu wersalskiego nakazał rozwiązanie jednego z najsilniejszych oddziałów freikorpsów w Berlinie, Brygady Ehrhardta. Generał Walther von Liittwitz odmówił, wzywając do rozwiązania nowe­ go Zgromadzenia Narodowego i polecając Ehrhardtowi i jego wspólniko­ wi Wolfgangowi Kappowi zajęcie stolicy. Kiedy 13 marca zaniepokojony rząd dowiedział się o trzeciej w nocy o tych planach, uciekł z Berlina po­ ciągiem do Drezna, a następnie do Stuttgartu. Członkowie rządu, każdy tylko z jedną walizką, bardziej przypominali grupę ubogich uchodźców niż pochodzących z wyborów przywódców państwa. O godzinie siódmej

426

Berlin. Metropolia Fausta

rano żołnierze freikorpsów przemaszerowali buńczucznie przez Bramę Brandenburską i zajęli dzielnicę rządową. „Potrzebujemy dwóch rzeczy, porządku i pracy - oświadczył Liittwitz. - Agitatorzy będą bezwzględnie likwidowani”. Jedynym liczącym się członkiem rządu przebywającym jesz­ cze w Berlinie był tajny radca Arnold Brecht, który wezwał do strajku ge­ neralnego. Na berlińczykach, zmęczonych miesiącami terroru freikorpsów, nie zrobiły wrażenia groźby Liittwitza. Wystąpili przeciwko Kappowi i jego oddziałom. Doszło wówczas do jedynego skutecznie przeprowadzonego w stolicy strajku generalnego. Chociaż Kapp zajmował całą dzielnicę rządową, miasto stanęło. Wszyst­ kie dostawy, łącznie z gazem i wodą, zostały odcięte. Nie kursowały tram­ waje, urzędy i fabryki nie pracowały, ludzie pozaciągali żaluzje, zaryglo­ wali drzwi i zostali w domach. Wojsko wyczuło panujący w Berlinie nastrój i ostatecznie wycofało się z poparcia dla puczystów94. Skompromitowany Kapp zbiegł do Szwecji, a ponure oddziały Brygady Ehrhardta opuściły miasto, znacząc trasę pomordowanymi cywilami, ku czci których Gropius wzniósł później swój słynny pomnik95. Wyjazd Kappa przyniósł republice ulgę, ale wytchnienie miało nie trwać długo. To niepowodzenie posłużyło jako negatywny wzór dla Hitlera, który zdecydował się przeprowadzić włas­ ny piwiarniany pucz i pomaszerować na Berlin w 1923 roku.

Istnieją tysiące obrazów ukazujących bezsensowną przemoc i szalony upa­ dek moralności w Berlinie tuż po pierwszej wojnie światowej. Część z tych najbardziej poruszających nie odnosi się do morderstw i rozlewu krwi, ale przedstawia zniszczenia, z którymi musieli się zmierzyć zwykli ludzie, usiłujący przetrwać kolejny głęboki kryzys, jaki spadł na Berlin. Obrazy pokazują robotników próbujących przynieść do domów wypłatę w koszach na bieliznę, kobiety kupujące jednego ziemniaka za taczkę papierowych banknotów albo dzieci bawiące się bloczkami bezwartościowych pieniędzy o nominale miliarda marek. Ledwie skończył się pucz Kappa, a w Berlinie nastała hiperinflacja. Inflacja zaczęła się podczas wojny i w pewnym stopniu była wyni­ kiem błędnej polityki fiskalnej cesarstwa. Rząd finansował wojnę głów­ nie poprzez pożyczki i obligacje, a nie z podatków, zaś gospodarka wo­ jenna jedynie przysłoniła spadek rzeczywistej wartości marki. Przywódcy państwa podejmowali i takie ryzyko, przekonani, że pokonane państwa sprzymierzone wkrótce zwrócą poniesione wydatki. Te rachuby zawiodły.

Gorzkie

następstwa wojny

427

Hiperinflację wywołały reparacje na rzecz sprzymierzonych mocarstw, ustalone ostatecznie na konferencji w Paryżu w styczniu 1921 roku96. Początkowo od Niemiec zażądano oszałamiającej kwoty 269 miliardów marek w złocie i chociaż podczas konferencji londyńskiej kilka miesięcy później sumę tę obniżono do 132 miliardów, to i tak wysokość odszkodo­ wania pozostała niewyobrażalna. Prasa berlińska z gniewem informowała, że do 1966 roku Niemcy będą płacić rocznie dwa i pół miliarda marek w złocie, a potem półtora miliarda rocznie do 1988 roku, i protestowała, by dzieci marniały w „niewoli za długi”97. Inflację napędził także dodruk pieniędzy związany z „polityką wywiązywania się” (Erfiillun^spolitik), wprowadzoną przez kanclerza Wirtha w 1921 roku w złudnej nadziei, że sprzymierzeni ulitują się nad zrozpaczonym narodem98. Ostatecznym bodźcem dla rozwinięcia się nieokiełznanej hiperinflacji było wkroczenie Francji do Zagłębia Ruhry w 1922 roku pod pretekstem niedostarczenia przez Niemcy na czas zarekwirowanych słupów telegra­ ficznych. Było jasne, że Francja chce oderwać Nadrenię i Zagłębie Ruhry od reszty Niemiec. Berlińczycy byli oburzeni i wezwali do strajku oraz bierne­ go oporu na okupowanych terenach. Skończyło się to katastrofą. Strajk oznaczał, że rząd musiał nagle przeznaczyć ogromną sumę na płace; w samym tylko Berlinie trzeba było wypłacić zasiłki dla stu tysięcy robotników z zakładów metalurgicznych99. Koszty strajku zdewastowa­ ły i tak chwiejną gospodarkę niemiecką i mogły zostać pokryte jedynie poprzez dodruk pieniędzy. Inflacja wymknęła się spod kontroli i wartość marki zupełnie się załamała100. W 1921 roku kurs marki spadł z przed­ wojennego poziomu czterech do siedemdziesięciu pięciu marek za dolara. W lutym 1923 roku było to już czterdzieści osiem tysięcy marek. Czwarte­ go października 1923 roku dolar był wart czterysta czterdzieści milionów marek, a 20 listopada 4200 miliardów. W szczytowym momencie inflacji papierowe pieniądze były zupełnie bezwartościowe: pakowano je w karto­ ny i sprzedawano na makulaturę po cenie niższej niż stare kości i szmaty. Emeryt, który przed wojną zainwestował pokaźną sumę stu tysięcy marek, odkrywał, że jego konto w 1923 roku ma wartość jedynie kilku centów. Berlin ponownie stał się stolicą europejskich samobójców; raporty donosiły o licznych przypadkach zrozpaczonych ludzi, którzy wycofywali całe swe oszczędności, by za te pieniądze po raz ostatni przejechać się przez miasto tramwajem lub kupić znaczek na list i wysłać go przed popełnieniem sa­ mobójstwa. Ludzie nosili do domu pensje w olbrzymich skrzynkach; zanim

428

Berlin. Metropolia Fausta

zdążyli je wydać, nawet trzy trylionowe banknoty były już bez rzeczywistej wartości101. Ponad trzysta papierni i dwa tysiące pras drukarskich pracowa­ ło przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, by dostarczać pieniądze do Reichsbanku; stare banknoty były przestemplowywane, by podnieść ich no­ minalną wartość, a pieniądze drukowano nawet w redakcjach gazet. W tym samym czasie załamały się dostawy żywności, zapanowało powszechne niedożywienie, z trudem powstrzymywane przez garkuchnie powstające w całym mieście. Chłopi w pobliskich wsiach bogacili się, żądając cennych przedmiotów w zamian za kilka jajek czy ziemniaków, chociaż zdarzały się także często przypadki walki na śmierć i życie o zbiory z okolicznych pól. Mimo to i tak „pociągi chomików” zawożące ludzi na przedmieścia były zapchane. Jeszcze wiele lat później rozmaici przybysze dziwili się, widząc zapuszczone chłopskie domy wypełnione miśnieńską porcelaną, obrazami, pianinami i pięknymi meblami, stanowiącymi zdobycz z czasów inflacji. Zaufanie do republiki runęło pod wpływem fali strachu, paniki, strajków i nieszczęść, tak przejmująco ukazanych w porażającej tetralogii Dóblina Novcmbcr 1918. Krach podkopał strukturę miasta i zniszczył wiarę klasy średniej w system demokratyczny. Zmiótł z powierzchni ziemi stare proste wartości: zapobiegliwość, tradycję skrupulatnego oszczędzania i silną ety­ kę pracy, które w przeszłości doprowadziły Berlin do rozkwitu. Sytuację pogarszali kupcy zwani spekulantami (Schicber lub Raffkes), mający dostęp do twardej waluty i mogący kupować towary w Niem­ czech, by sprzedać je za granicą i wrócić z żywnością czy innymi artyku­ łami pierwszej potrzeby, oferując je po niewyobrażalnych cenach i czę­ sto w oszukańczej formie. Owi handlarze oraz banki i zakłady przemysłu ciężkiego z dostępem do kredytów skupowali wszelkie trwałe aktywa: fa­ bryki, kopalnie, zapasy surowców, sklepy, gospodarstwa rolne; wszystko, co mogło zachować swą prawdziwą wartość. Najbardziej obrotnym Raffkc był Hugo Stinnes, Strousberg lat dwudziestych, który zbudował olbrzymi dochodowy koncern przemysłowo-handlowy, składający się z hut żelaza i stali, floty handlowej, zakładów transportowych i przetwórstwa drewna. Karykatury przedstawiają go jako złowrogą postać patrzącą z tryumfem na Berlin. Był powszechnie znienawidzony przez ludzi stojących na skraju ruiny. Co gorsza, widziano, jak owi nowobogaccy w ostentacyjny sposób trwonili pieniądze na rozrywki i luksusy, żłopiąc szampana, zajadając się kawiorem i powtarzając slogan: „Życie trwa tak krótko, a śmierć tak dłu­ go”102. Kabaretowa piosenka brzmiała: „Drogi trupku, zatańczmy przy tej

Gorzkie

następstwa wojny

429

trumnie, wykrzykując: 3-7-0 marek jest stawką za jednego dolara... i też do ślicznej małej chatki babci i do hipoteki numer jeden i numer dwa”’03. Berlin zaczął także przyciągać obcokrajowców ze względu na niskie ceny w mieście. Chociaż życie przeciętnego berlińczyka było, jak to ujął Grosz, „zupełnie odmienne”, miasto

na wierzchu się pieniło i wiele osób brało tę pianę za jego prawdziwe oblicze [...]. Szczególnie cudzoziemców porywały wesoły wir, hulasz­ cze życie nocne, tak zwana swoboda ekspresji i rozkwit sztuki. Jednak tuż pod powłoką tej skrzącej się frywolności leżało bagno bratobójczej nienawiści, wewnętrznych waśni, a oddziały nawet wtedy ustawiały się w szeregu do decydującej walki104. Wielu berlińczyków nienawidziło owych kombinatorów, którzy u siebie byli biedakami, ale w Berlinie okazywali się nieprawdopodobnie boga­ ci. Podczas gdy miejscowi walczyli o wyrzucone niedopałki papierosów i głodowali, zjadając szczury i ptaki, przyjezdni byli na każde skinienie obsługiwani w najwspanialszych hotelach Berlina. Można było kupić rząd eleganckich kamienic lub wynająć Filharmoników Berlińskich na całą noc za jedyne sto dolarów. Ciężka praca nic teraz nie znaczyła; można było prosperować jedy­ nie dzięki przestępstwom, czarnemu rynkowi lub prostytucji. Berlińczycy doświadczali odwrócenia wartości i nowego relatywizmu moralnego, w formie o wiele ostrzejszej niż po katastrofie 1873 roku, i do połowy lat dwudziestych wiele więzów łączących rozmaite warstwy klasy średniej Berlina zostało całkowicie zerwanych. Można było spotkać emerytowa­ nych generałów czy dyplomatów pobierających świadczenia w stałej wyso­ kości, jak szperają po ulicach w poszukiwaniu odpadków jedzenia. Arnold

Bauer wspominał „tragedię starych zrozpaczonych ludzi, ludzi otrzymu­ jących niskie stałe emerytury [...], którzy po prostu nie mogli pojąć, co się właściwie dzieje”. Trzeba było usunąć z centrum miasta pomniki, bo były okradane przez zbieraczy złomu; zewsząd znikały klamki, skrzynki pocztowe, balustrady ogrodowe, dachówki i wszystko, co można było za­ brać. Dziewczynki dwunasto- czy czternastoletnie prostytuowały się po szkole za aprobatą rodziców. Liczba narodzin nieślubnych dzieci wzrosła do dwudziestu dwóch procent wszystkich urodzeń w 1917 roku (w tym samym czasie w Londynie było to cztery-pięć procent), ale śmiertelność

430

Berlin. Metropolia Fausta

wśród nieślubnych dzieci osiągnęła w 1920 roku niezwykły poziom trzystu niemowląt na tysiąc urodzeń105. Zaspokajano wszelkiego rodzaju seksualne perwersje, a hotele takie jak Excelsior czy Adlon zatrudniały „własne” mę­ skie i żeńskie prostytutki do obsługi gości. Gdy wszystko toczyło się coraz gorzej, sam Berlin rzucił się w orgię tańca, picia, pornografii i prostytucji, mając sfromułowanie je m’en fous jako hasło dnia. Im wyższe były ceny, tym bardziej hulano, tym większe było szaleństwo nocnych klubów, tym szybsze tańce, tym głośniej grały jazz-bandy, tym więcej było kokainistów. Ale nie były to radosne tańce tak zwanych szalonych lat dwudziestych (Goldcnc Zwanziger) - był to obłąkańczy taniec zapomnienia, taniec rozpaczy. Inflacja pozostawiła trwały ślad w berlińskiej kulturze: postacie zała­ manych ludzi wypełniają znane płótna Baluschki, Skarbiny, Zillego i Gro­ sza. W 1922 roku Karl Hubbuch namalował scenę na moście Miihlendamm: bezrobotni przewoźnicy stoją wokół pijani i nieogoleni, obojętni wobec fak­ tu, że jeden z nich próbował właśnie się zabić. Gustav Stresemann stwier­ dził, że „pracownikom umysłowym i przedsiębiorcom z klasy średniej, któ­ ra stanowiła tradycyjną podporę kraju, zapłacono za ich poświęcenie dla państwa podczas wojny pozbawieniem wszelkiej własności i proletaryzacją”. W powieści Ericha Marii Remarque’a na temat inflacji Czarny obelisk pewna wdowa wyjaśnia, jak jej mąż popełnił samobójstwo, gdy bank nie pozwolił im wycofać oszczędności całego życia z lokaty terminowej. Buchmendel Stefana Zweiga opowiada o żonie niemal ślepego inkasenta, która potajemnie sprzedała jego drogocenną kolekcję rysunków za resztki jedze­ nia106. Stary człowiek z dumą pokazuje swe skarby kupcowi, nie wiedząc, że ma przed sobą jedynie bezwartościowe kawałki papieru. Dla ludzi z ze­ wnątrz Berlin był emocjonującym wirem zmysłowych przyjemności, ale dla większości berlińczyków było to życie w piekle. Dopiero po wprowadze­ niu nowej waluty, marki „rentowej” (Rentenmark), w 1923 roku, gdy kurs z trylionów marek spadł do jednej, berlińczycy znowu zaczęli doświadczać poczucia stabilizacji. Pierwsza wojna światowa była strasznym punktem zwrotnym w histo­ rii Berlina. Sen o potędze utonął w falach przemocy, rewolucji i rozkładu, a stracone możliwości i okropne błędy tamtych lat stanowiły podłoże dla radykalizacji miasta i w końcu umożliwiły Hitlerowi sięgnięcie po władzę. Jednak nawet w atmosferze nadciągającej zagłady berlińczycy byli w sta­ nie wolno tworzyć nową tożsamość swego miasta. Przez kilka krótkich lat będzie ono przeżywało okres rozkwitu kultury-jeden z największych, jaki

Gorzkie

następstwa wojny

431

widziano na Zachodzie. Jak magnes Berlin będzie przyciągał najzdolniej­ szych artystów, kompozytorów, aktorów, reżyserów teatralnych, twórców filmowych i architektów XX wieku. Kultura Republiki Weimarskiej będzie promykiem nadziei w okresie pomiędzy wcześniejszymi latami cierpienia a tymi, które miały niebawem nadejść.

Rozdział Dziewiąty

Szalone lata dwudzieste Ach, Boże! długa sztuka, A krótkie życie nasze. Faust, cz. I

historii czasem zdarza się sytuacja, kiedy jakieś miasto wykracza poza swoją zwyczajną rolę i staje się legendą. W IX wieku wszyscy Europejczycy, od Genui i Walencji aż po Flandrię, w uniesieniu słuchali opowieści o oszałamiającym Konstantynopolu, mieście wznoszącym się ma­ jestatycznie nad Bosforem - o jego olśniewających komnataach wysadza­ nych klejnotami, pałacach o pozłacanych fasadach i ruchomych posągach, z których w dni świąteczne płynęły wino i miód. Nawet mimo zniszczenia przez krzyżowców w 1204 roku ta wspaniała metropolia przez całe wieki wpływała na wyobraźnię Europejczyków. Chociaż żadne miasto nie mogło się równać z Konstantynopolem, niektóre stały się podobnymi symbolami zdolnymi wywołać w ówczesnych umysłach wspaniałe obrazy. Wspomnie­ nie starożytnych Aten nadal wpływa na wiele aspektów kultury europej­

W

skiej, od architektury po filozofię. Kopuła Brunelleschiego do dziś podkreśla znaczenie piękna florenckiego renesansu, a pełne gracji postacie z Bal w Moulin dc la Galctte Renoira odzwierciedlają esencję paryskiej bclle ćpoąue. W porównaniu z resztą świata Berlin zawsze był uważany za kulturalny zaścianek; nigdy nie było mu dane nawet zbliżyć się do statusu Paryża czy Konstantynopola. W tragicznym okresie po zakończeniu pierwszej wojny

434

Berlin. Metropolia Fausta

światowej nic nie wskazywało, aby mogło się to niebawem zmienić. Jed­ nak właśnie wtedy Berlin zaskoczył świat, stając się epicentrum kultural­ nej eksplozji, która radykalnie przeobraziła dotychczas wątpliwą opinię o nim. Niespodziewanie miasto zrzuciło jarzmo pruskiego imperializmu i przekształciło się w bezsprzeczną stolicę nowoczesności i „szalonych lat dwudziestych”. Podobnie jak we wszystkich legendach, w tej o Berlinie z czasów Repu­ bliki Weimarskiej prawda przeplata się z fikcją. Opowieści te ujrzały świa­ tło dzienne po upadku republiki, do którego doprowadzili naziści. Dopiero po 1945 roku zaczęto spoglądać wstecz i wspominać Republikę Weimarską jako cudowny okres zawieszenia między arogancją i ceremonialnością cza­ sów imperialnych a nieopisanym mrokiem hitlerowskich Niemiec. Dopiero artyści wygnani z kraju po 1933 roku docenili bezpowrotnie miniony czas, kiedy Berlin zaakceptował swoją nową „nieniemiecką” nowoczesność i roz­ koszował się pędem, światłem, amerykanizacją, moralną swobodą oraz pasją eksperymentowania. Tę legendę tworzyły dekadenckie, zadymione kluby jazzowe, nagie tancerki i przybytki takie jak Haus Vaterland czy Wintergarten, które emanowały swego rodzaju mrocznym czarem. Powojenny obraz tych czasów balansował na granicy sentymentalizmu i kiczu, pomi­ jając jednocześnie to, jak wiele kultura weimarska zawdzięczała ideolo­ giom z końca XIX wieku i jak bardzo była osadzona w nazizmie. Nie ulega jednak wątpliwości, że w międzywojennym Berlinie wydarzyło się coś nie­ zwykłego. Przez te kilka oszałamiających lat miasto przyciągało mnóstwo rozmaitych talentów niewidzianych do tej pory nigdzie w Europie. Berlin zaprezentował całemu krajowi nową wizję współczesności. Ostatecznie Niemcy ją odrzuciły, ale nie przeszkodziło jej to w rozprzestrzenieniu się na cały świat1. Lista osiągnięć artystów tamtego okresu jest naprawdę imponująca i za­ wiera chociażby powieści takie jak Berlin Alexanderplatz czy Na Zachodzie bez zmian, filmy Fritza Langa, Josefa von Sternberga i Billy’ego Wildera, satyry George’a Grosza czy chłodne obrazy Christiana Schada. Wymienić należy także wspólne dzieło Brechta i Weilla - Operę za trzy grosze, a tak­ że architekturę i sztukę twórców związanych z Bauhausem: Maxa Beckmanna, Ottona Dixa, Mięsa van der Rohe, Waltera Gropiusa, Laszló Moholy’ego-Nagya czy Wassilija Kandinskiego; wspomnieć też trzeba ponętne utalentowane gwiazdy: Josephine Baker, Gretę Garbo i Marlene Dietrich, muzykę Wilhelma Furtwanglera, Ottona Klemperera, Arnolda Schónberga

Szalone lata dwudzieste

435

oraz pracę redaktorów takich jak Samuel Fischer, przez którego biuro przy Mohrenstrasse przechodziły książki Tomasza Manna, Hermanna Hessego, Gerharta Hauptmanna, Stefana Zweiga, Carla Zuckmayera, Hugona von Hofmannsthala, Alfreda Dóblina i wielu innych gigantów tamtych czasów2. Kulturalne odrodzenie po spustoszeniach pierwszej wojny światowej czę­ sto wiąże się właśnie z talentem weimarskich artystów. W rzeczywistości sytuację, która to umożliwiła, zawdzięczamy nie tylko artystom, lecz także ciężkiej pracy polityków takich jak Walther Rathenau czy Gustav Stresemann i zmieniającej się roli Niemiec na scenie politycznej Europy. W pierwszych latach po wojnie berlińczykom trudno było odnaleźć swo­ je miejsce w świecie, od którego tak wyraźnie próbowano ich odepchnąć w Wersalu3. Jako lojalni obywatele berlińczycy nadal nie przyjmowali do wiadomości, jaką rolę w latach poprzedzających wojnę odegrali ich agre­ sywni dowódcy wojskowi, kulturalny szowinizm i szaleńcze depesze wy­ syłane z Wilhelmstrasse. Zamiast tego antyniemieckie uprzedzenia innych europejskich potęg tłumaczyli długoletnią „izolacją” i „okrążeniem”, a póź­ niej także decyzją cesarza, który pozwolił na wygaśnięcie traktatu rease­ kuracyjnego z Rosją. Niechęć wobec postanowień traktatu wersalskiego skłoniła wielu Niemców do odwrócenia się od Zachodu. Dlaczego mieliby bowiem popierać demokratyczną europejską politykę opartą na francusko-brytyjskim porozumieniu czy też próbować - jak ujął to Carl Mierendorffw pewnym sensie „pokonać traktat wersalski” po tym, jak zostali tak źle potraktowani przez Francję i Wielką Brytanię?4 Ci, którzy wierzyli w taką wersję historii, pragnęli, aby nowy rząd odbudował swój nadszarpnięty autorytet, przywracając silną pozycję Niemiec na arenie międzynarodowej. Swoje inicjatywy kierowali nie na Zachód, ale w stronę Rosji. Niedługo po tragicznym powstaniu Spartakusa pojmano leninowskiego szpiega Karola Radka i osadzono go w izolatce w berlińskim więzieniu. Po postanowieniach traktatu wersalskiego nagle przeniesiono go do luksuso­ wych kwater, pozwolono mu kontaktować się z samym Leninem, a nawet namawiano do przyjmowania gości. W swoim „więziennym salonie” zaba­ wiał jego bywalców, wśród których byli zarówno prominentni bolszewicy, jak i najwyżej postawieni członkowie byłego rządu cesarskiego5. Ci ostatni mieli nadzieję, że Radek pomoże im wprowadzić w życie traktat z Rosją, który mógłby stać się przeciwwagą dla postanowień wersalskich. Oba kraje zjednoczyła potrzeba niezwłocznego zlikwidowania nowego państwa pol­ skiego, nazwanego „wersalskim bękartem”.

436

Berlin. Metropolia Fausta

Już od czasów rozbiorów pod koniec XVIII wieku Niemcy i Rosjanie uważali swoich polskich sąsiadów za kłopotliwych, bo nie chcieli oni zaak­ ceptować obcej dominacji. Generał von Seeckt stwierdził, że powstanie no­ wej Polski było „nie do zniesienia” i „nie do pogodzenia z potrzebami życio­ wymi Niemiec”6. „Polska - pisał - musi zniknąć i zniknie z powodu swoich wewnętrznych słabości oraz Rosji, z naszą pomocą”7. Potrzeba wymazania Polski z mapy była tak silna, że Niemcy byli nawet gotowi na tolerowanie Armii Czerwonej w swoich granicach, nie zdając sobie sprawy, że Lenin pomimo wielu ugodowych zapewnień nadal miał nadzieję na wzniecenie w Berlinie rewolucji8. Kiedy w 1920 roku Polacy odparli Armię Czerwoną podczas Bitwy Warszawskiej, zwanej cudem nad Wisłą, Niemcy byli wściek­ li, wciąż nie zdawali sobie sprawy, że Lenin zamierzał wejść na teren ich państwa po tym, jak zmiażdży Polskę. Bitwa Warszawska słusznie nazywa­ na jest jedną z najbardziej przełomowych bitew w historii, powstrzymała bowiem rozprzestrzenianie się bolszewizmu na zachód, skłaniając Lenina do ponownego przemyślenia strategii opartej na agresywnym ekspansjo­ nizmie i wprowadzenia polityki „socjalizmu w jednym kraju”9. Natomiast nieświadoma znaczenia tej bitwy niemiecka prawica zwiększyła wysiłki w celu nawiązania współpracy z posłusznymi sojusznikami bolszewickimi. Miała skrytą nadzieję, że dzięki tym kontaktom uda się jej popchnąć Rosję z powrotem w objęcia kapitalizmu. Dziwaczny slogan wypuszczony przez niemiecki Urząd Spraw Zagranicznych głosił: „Bolszewicy ocalą nas od bolszewizmu”10. Raporty demaskujące dwulicową politykę Rosji zostały przez Niemców zignorowane i 16 kwietnia 1922 roku zachodnie mocarstwa mogły jedynie bezradnie obserwować, jak dwóch politycznych wyrzutków podpisuje je­ den z najbardziej kontrowersyjnych dokumentów tych czasów, układ w Rapallo11. Traktat umorzył wszystkie odszkodowania wojenne między Rosją a Niemcami, zawierał także tajny protokół, który podważał postanowienia traktatu wersalskiego i zezwalał Niemcom na produkcję broni i szkolenie swoich wojsk na ziemiach rosyjskich. Trocki ogłosił, że porozumienie jest kolosalnym sukcesem, a na IV Kongresie Międzynarodówki w 1922 roku Karol Radek wypowiadał się przychylnie o „wzajemnej potrzebie” istnienia niemiecko-rosyjskiej więzi. W oczach berlińczyków był to poważny krok naprzód; gazeta „Tagliche Rundschau” opisywała układ jako „wydarzenie historyczne o randze światowej” i gorąco popierała sojusz z krajem Tołsto­ ja i Dostojewskiego. Tylko niektórzy, między innymi Walther Rathenau,

Szalone

lata dwudzieste

437

zamiast zajmować się poprawą relacji z Rosją, starali się przekonać Zachód do ponownego przemyślenia postanowień wersalskich. Od 1871 roku berlińczycy uważali swoje miasto za „most łączący Wschód z Zachodem”, równie bliskie Rosji co demokratycznej Francji czy Anglii. Nigdy nie mogli zdecydować się jednoznacznie, czy czuli się bardziej zachodnioeuropejsko czy prorosyjsko, wybrali więc taktykę nieustannych zagrywek i ciągłej rywalizacji. Okres Republiki Weimarskiej nie przyniósł zmian. W latach dwudziestych Berlin nie przestał zabiegać o względy Rosji, ale po układzie w Rapallo postanowił ponownie wyciągnąć dłoń w stronę Zachodu. Prowadzenie takiej dwutorowej polityki stało się możliwe, kiedy po 1919 roku osłabła niechęć Amerykanów i Brytyjczyków do pokonanego narodu niemieckiego. Gdy Niemcom przedstawiono do podpisania traktat wersalski, nie zda­ wali sobie oni jednak sprawy z kłótni i sprzeczek, które przez wiele tygodni hamowały prace nad dokumentem. Powiedziano im, że warunki układu są pospiesznym kompromisem między tymi, którzy pragnęli zemsty, a tymi, którzy rozsądnie nawoływali do zawarcia pokoju12. Zwolennikiem najbar­ dziej mściwej postawy był Clemenceau, opowiadał się bowiem za jeszcze większymi ustępstwami na rzecz Francji i Polski; wielu zaś amerykańskich wysłanników - od Johna Fostera Dullesa po Normana H. Davisa stojącego na czele ekspertów z USA - próbowało udaremnić te starania13. Podob­ no pewnej nocy przed podpisaniem traktatu prezydent Wilson wyszeptał: „Gdybym był Niemcem, nigdy bym tego nie podpisał”14. Generał Smuts pisał w listach do Lloyda George’a i Wilsona, że francuska polityka osła­ bienia Niemiec „raz a dobrze” zakończy się klęską - jego zdaniem kraj ten był zbyt potężny, aby poddać się takiej opresji. Z perspektywy czasu wielu obserwatorom wojna zaczęła się wydawać „paskudnym wypad­ kiem”, który „przytrafił się” z powodu „międzynarodowego wyścigu zbro­ jeń”. Zaczęto mówić o odnowieniu relacji z Niemcami, które „zostały już wystarczająco ukarane”. John Maynard Keynes w swojej książce Economic Consequcnces of Pcace (O gospodarczych skutkach pokoju) stwierdził, że Niemcy potraktowano zbyt surowo, a politycy podkreślali, że gospodarcza odbudowa tego kraju jest niezbędna dla poprawy stabilności w Europie Środkowej. Liczono też, że Niemcy, jeśli zostaną przyjęte z otwartymi ra­

mionami przez Europę Zachodnią, zaniechają sztucznego mariażu z Rosją i pomogą w obronie przed bolszewizmem rozszerzającym się na zachód. W 1922 roku takie poglądy odcisnęły już swoje piętno na samym tekście

438

Berlin. Metropolia Fausta

traktatu wersalskiego, modyfikacji uległo wiele artykułów, wiele z nich nie weszło w życie. Unieważniono żądanie postawienia przed sądem dziewięciuset Niemców - w tym samego cesarza - i sądzenia ich jako „zbrodniarzy wojennych”, gdyż osłabiłoby to i tak niezbyt mocny rząd. W rezultacie pro­ cesy odbyły się tylko w sześciu przypadkach15. Tymczasem alianci zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, jak niewiele korzyści będą mieli z reparacji, skoro niemiecka gospodarka legła w gru­ zach. Niemcy oczywiście byłyby zdolne zapłacić należne sumy, ale w tym celu musiałyby polegać na zwiększonym eksporcie - co było niezupełnie możliwe w Europie wyniszczonej wojną. Niemcy mogłyby też zamiast go­ tówki przekazywać gotowe towary, jednak alianci nie chcieli osłabić swo­ jego własnego przemysłu, przyjmując towary zza granicy. Brytyjczycy jako jedni z pierwszych zaakceptowali istniejący stan rzeczy i mimo gniewu Francuzów zaczęli tracić zainteresowanie spłatą reparacji, przyjmując kurs bardziej wyrozumiałej polityki i porzucając tym samym plan Lloyda George’a, który chciał wycisnąć z Niemców jak z cytryny wszystko, co możliwe. Brytyjski ambasador w Berlinie zdawał sobie sprawę z rosnącego poparcia Stanów Zjednoczonych dla Niemiec; mówił, że nawet amerykańscy biz­ nesmeni mieli „proniemieckie” nastawienie16. Ta zmiana poglądów zbiegła się w czasie z wprowadzeniem przez Stresemanna nowej waluty - mar­ ki „rentowej” (Rcntcnmark) - i zakończeniem stawiania biernego oporu Francuzów w Zagłębiu Ruhry. Układ w Rapallo tymczasowo powstrzymał aliancką życzliwość, jednak w 1924 roku alianci i Niemcy zaakceptowali zaproponowany przez Amerykanów plan Dawesa, który zmniejszał corocz­ ną kwotę spłacanych reparacji17. Zahamowano inflację, przeorganizowano niemiecki system finansowy i ustalono, że Niemcy mogą korzystać z kre­ dytów udzielanych im przez państwa alianckie. Pomoc ta szybko osiągnęła gigantyczną skalę: między rokiem 1924 a 1931 Niemcy otrzymali (głównie od Amerykanów) trzydzieści trzy miliardy marek w krótkoterminowych pożyczkach. Dzięki nim lata dwudzieste w Berlinie były czasem dostatku, rozwoju, szybkich pieniędzy i optymizmu18. Niewielu mieszkańców stolicy zdawało sobie sprawę, że za dobrobytem stoją ogromne kredyty. Krótko­ trwałe korzyści miały radykalny wpływ na życie w mieście. W 1918 roku Max Weber porównywał sytuację w Niemczech do zamętu po wojnie trzydziestoletniej i przewidywał, że powrót do przedwojennego stylu życia będzie długą i trudną przeprawą. Nie miał racji. W ciągu zale­ dwie kilku miesięcy od wprowadzenia planu Dawesa Berlin ponownie stał

Szalone lata

dwudzieste

439

się jednym z przodujących ośrodków przemysłowych w Europie. Inflacja zniwelowała długi, pieniądze z kredytów płynęły do miasta szerokim stru­ mieniem, a produkcja szybko wróciła do przedwojennego poziomu. W cią­ gu pięciu lat od 1924 roku wartość niemieckiego eksportu się podwoiła, a w 1929 roku była już o dwanaście procent per capita wyższa niż w 1914. Niemcy ustępowały w eksporcie jedynie Stanom Zjednoczonym, za granicę sprzedawały też więcej gotowych produktów niż jakikolwiek inny kraj na świecie19. James W. Angell pisał o tym okresie jako o „najbardziej spekta­ kularnej odbudowie w całej historii gospodarczej świata”. Na koniunkturę gospodarczą dobrze wpłynęły sukcesy w polityce za­ granicznej. Gustav Stresemann, który sprawował urząd ministra spraw za­ granicznych od 1923 roku do śmierci w roku 1929, chciał wyjścia Francu­ zów z Zagłębia Ruhry w lipcu 1925 roku i podpisania traktatu w Locarno. Dokument ten miał zagwarantować, że ani Niemcy, ani Francja, ani Belgia nie będą siłą zmieniać granic. „Duch Locarno” napawał mieszkańców Berli­ na optymizmem20. We wrześniu 1926 roku Niemcy stały się członkiem Ligi Narodów, a w styczniu 1927 roku zakończyła działalność Aliancka Komi­ sja Kontrolna czuwająca nad rozbrajaniem Niemiec. Gospodarcze zbliżenie Francji i Niemiec już trwało, gdy w 1928 roku niemieccy dyplomaci poma­ gali Francji i USA w mediacjach przy podpisaniu paktu Brianda-Kellogga. W planie Younga z sierpnia 1929 roku ponownie obniżono kwoty należnych reparacji, zniesiono kontrolę wojskową państw alianckich, a w 1930 ro­ ku wojska okupacyjne opuściły całą Nadrenię21. W książce Der Zusammenbruch des deutschen Idealismus (Upadek niemieckiego idealizmu) Paul Ernst ogłosił początek „nowej epoki [...], która będzie zupełnie inna”. Była to obietnicą stabilności, dostatku i przyzwoitego życia. Ekonomiczne i polityczne ożywienie lat dwudziestych wpłynęło na Ber­ lin bardziej niż na jakiekolwiek inne niemieckie miasto. Niespodziewanie przed niemiecką metropolią otworzyła się świetlana przyszłość. Berlin przestał być sztywnym bastionem imperializmu, a stał się głównym ośrod­ kiem nowoczesności. Kompozytor George Antheil wrócił do miasta w po­ łowie lat dwudziestych i zastał je zupełnie inne od tego, które pamiętał: „Znowu świeciły elektryczne lampy. Czerwone dywany, całkiem nowe, le­ żały na podłogach eleganckich hoteli. Ludzie znowu używali mosiężnych klamek. W 1923 roku w całym mieście nie można było znaleźć ani jed­ nej mosiężnej klamki, ponieważ pod osłoną nocy wszystkie natychmiast

440

Berlin. Metropolia Fausta

kradziono”. Henryk Mann nazywał Berlin „miastem nadziei i podniecenia”. „Przyszłość - mawiał - w Berlinie pojawia się szybciej niż gdzie indziej” i każdy, kto chce zobaczyć, jak będą wyglądać niebawem całe Niemcy, po­ winien przyjechać do ich stolicy. „Tak - Berlin będzie uwielbianą stolicą, chociaż sam nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy”22. Jedną z najważniejszych zmian było przeprowadzenie reformy admini­ stracyjnej miasta pod kontrolą nadburmistrza (Oberburgermcistera) Gustava Bossa23. Przez lata Berlin był zbiorem luźno połączonych ze sobą gmin miejskich, takich jak Charlottenburg, Kópenick, Lichtenberg, Neukólln, Schóneberg, Spandau i Wilmersdorf, a także pięćdziesięciu dziewięciu gmin wiejskich i dwudziestu siedmiu majątków ziemskich. Wszystkie były nieformalnie nazywane Berlinem, ale dzielące je różnice często uniemoż­ liwiały rozrost i rozwój miasta jako całości. Do centralizacji władzy przy­ czyniła się wojna i w 1920 roku dzielnice połączono administracyjnie obszar miasta powiększył się z 66 km2 do 878 km2. Berlin był niekwe­ stionowanym centrum kraju. Z Wilhelmstrasse nadal kierowano polity­ ką zagraniczną, w stolicy miały swoje siedziby główne banki i instytucje finansowe, a także wielkie zakłady przemysłowe, od Siemensa i Scheringa po wytwórnię Sarotti i AEG. Miasto rozrastało się, w miarę jak ludzie wprowadzali się do nowych rozległych dzielnic podmiejskich, a duże fir­ my, wykorzystując sieć kanałów i połączeń kolejowych, mogły przenieść się dalej od centrum. W 1928 roku Siemens zakończył elektryfikację wszystkich głównych i podmiejskich linii kolejowych, a w listopadzie tego

roku powstało Berlińskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne (BVG), które zarządzało największym systemem komunikacji publicznej w ówczesnym świecie. Liczba ludności rosła w oszałamiającym tempie - z 1,9 miliona do 3,8 miliona mieszkańców w niewiele ponad dekadę. W 1933 roku w mieście mieszkało już 4,2 miliona osób, co plasowało Berlin na trzecim miejscu listy największych miast na świecie, zaraz po Londynie i Paryżu. Berlińczycy byli niezwykle dumni z rozmiarów i potęgi swojego miasta. Chętnie więc powrócili do przedwojennego zwyczaju przypominania o statusie Berlina jako Weltstadt w nagłówkach gazet: „Mamy 1,5 miliona więcej mieszkań­ ców niż Paryż. Mamy 500 tysięcy linii telefonicznych i najwięcej telefonów w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Mamy najszybsze metro na świecie”. Rząd republiki podsycał optymizm, pożyczając coraz więcej pieniędzy i wydając je na wszystkie możliwe strony24. Berlin zyskał nowe ulice i linie kolejowe, nowe kanały i budynki mieszkalne, nowe programy zatrudnienia

Szalone lata dwudzieste

441

i opieki społecznej, nowe fabryki i szpitale25. Miasto wyglądało jak jeden wielki plac budowy. Na samą rekonstrukcję Opery Berlińskiej przeznaczo­ no aż czternaście milionów marek. Berlin skupiał artystów, poetów, pisarzy i architektów. Były tu pieniądze, pulsowało życie, działały muzea, teatry, opery, sale koncertowe, gazety i imperia wydawnicze, polityczne kabarety, studia filmowe. Cała infrastruktura, którą zaczęto tworzyć pod rządami kajzera, nareszcie uwolniła się od Wilhelmińskich ograniczeń. Cenzura była tu najbardziej liberalna w całej Europie. Błękitny anioł został zakaza­ ny w Paryżu, w Berlinie zaś przyjęty bez zastrzeżeń. W nowym tygodniku „Weltbiihne” wychwalano wolność seksualną i pacyfizm, natomiast atako­ wano tradycyjne wartości klasy średniej. Kurt Tucholsky mógł produkować filmy o tytułach takich jak Aus eincs Manncs Madchcnjahrcn (Sceny z dzie­ ciństwa mężczyzny jako dziewczynki) bez obawy o oskarżenia o „obrazę moralności”. Wojna i szalejąca hiperinflacja zrujnowały stary system warto­ ści, a nowoczesne poglądy stały się częścią nowej kultury. Najlepsze muzea kupowały nowe obrazy i rzeźby, w operach grano atonalne kompozycje, Otto Dix został profesorem, a teoretycy sztuki tacy jak Carl Einstein i Max Dvofak wprowadzili abstrakcjonizm i ekspresjonizm do głównego nurtu sztuki europejskiej. Galeria Herwartha Waldena jako jedna z pierwszych

na kontynencie wystawiała prace Legera, Chagalla, Mondriana, Paula Klee, Hansa Arpa, Kurta Schwittersa, Laszló Moholy’ego-Nagya i Roberta Delaunaya; dopiero później pokazywano je w Paryżu. Powszechna akceptacja dla nowoczesności nagle przekształciła awangardę, tak skutecznie tłamszoną za czasów kajzera, w nową elitę kulturalną. W ciągu zaledwie kilku lat Berlin uprzątnął struktury pozostałe po daw­ nym imperialnym świecie i pokonał nędzę lat powojennych. Carl Zuckmayer mówił, że Berlin przyciąga talenty i energię ludzką „z siłą równą tornadu”. Mówiono, że Berlin jest jak „niezwykle pociągająca kobieta znana ze swojej oschłości i kokieterii”, która mimo że nazywano ją arogancką, snobistyczną parweniuszką, niekulturalną i prostacką, rozpalała fantazje i wzbudzała pożądanie u wszystkich mężczyzn. „Każdy jej pragnął, a ona wabiła każ­ dego [...]. Ten, kto ją posiadł, posiadł cały świat”26. W nowych zdecentra­ lizowanych Niemczech inne miasta także podniosły swój status. W Dessau rozwijał się Bauhaus, w Hanowerze pracował Kurt Schwitters, w Dreźnie Otto Dix. Jednak zdecydowaną większość niemieckich artystów i pisarzy ciągnęło do stolicy27. Miejscowi żartowali, że „słynni berlińczycy” pocho­ dzili częściej z Hanoweru, Dusseldorfu, Pragi czy Londynu niż z samego

442

Berlin. Metropolia Fausta

Berlina. Willy Haas mówił: „Ledwie kilku ze znajomych mi berlińczyków jest prawdziwymi berlińczykami”, ale „stać się berlińczykiem - nie było trudnym zadaniem”. Uwielbiał „bezwzględność tego miejsca”, „nieopisaną dynamikę, zamiłowanie do pracy, gotowość do przyjęcia ciosu - i mimo to dążenie naprzód”28. Berlin był miastem imigrantów i „outsiderów”, którzy niespodziewanie wysoko awansowali w hierarchii nowego społeczeństwa. Herwarth Walden twierdził, że berlińczycy mają nawet swój własny dialekt, zrozumiały jedynie dla nich samych i Rosjan. „Mówią nim prawdziwi ber­ lińczycy na całym świecie, ale nie usłyszysz go w Berlinie”. Nawet prosty­ tutki podrywały klientów słowami: „Ja też nikogo tu nie znam”. Alfred Kerr nazwał lata dwudzieste „nową peryklejską epoką”, a Brecht pisał: „Czuję się jak w domu w tym mieście z asfaltu”. Peter Gay opisywał stary Berlin jako imponujący, nowy zaś jako „urzekający”. Wyjazd do Berlina był prag­ nieniem każdego „kompozytora, dziennikarza czy aktora. Z wyśmienitymi orkiestrami, stu dwudziestoma gazetami i czterdziestoma teatrami Berlin był miejscem dla ambitnych, energicznych i utalentowanych. Niezależnie od tego, gdzie zaczynali swoje kariery, to tutaj i dzięki temu miastu stawali się sławni”29. Była też inna, mniej zachwycająca strona rozwoju miasta, do której przyczyniły się wojna i hiperinflacja. W 1923 roku pisarz Georg Kaiser został skazany na rok więzienia za kradzież, bo nie chciał, by jego rodzina głodowała. Inflacja zniszczyła dawne życie. Tęsknił za nim eseista Siegfried Kracauer: Wśród przedstawicieli wolnych zawodów - lekarzy, pisarzy, dzienni­ karzy, aktorów - podwójne profesje są już niemal regułą; goni się bez ustanku za każdą możliwością zarobku; swobody tej gleby dla wszel­ kiego duchowego zatrudnienia i dla plastycznej pielęgnacji tego, co ideowe, już nie ma. Zniknęło poczucie, że ma się zapewnioną strawę na starość, bezpieczną przystań dla człowieka żyjącego nerwami [...]30.

Pisarze i malarze zwrócili się w stronę nowoczesnych środków przekazu, takich jak dziennikarstwo czy fotografia. Postać znękanego dziennikarza zależnego od wydawcy i zachcianek rynku zajęła miejsce eleganckiego pisarza z fajką i stała się symbolem nowego intelektualisty lat dwudzie­ stych. Niektórym nie było w smak, że stary wzorzec życia erudyty został zepchnięty w cień, by ustąpić przed producentami kultury masowej, ale

Szalone lata

dwudzieste

443

większość berlińczyków zaakceptowała tę zmianę. Nowe podejście promo­ wało tanie dziennikarstwo i gloryfikowało niezbyt inspirującą sztukę tylko dlatego, że przyczepiono im łatkę nowoczesności. W ten sposób podważono niemiecki stereotyp opanowanego romantycznego artysty i otwarto drogę dla nowej kultury XX wieku. Zmiana atmosfery uwidoczniła się we wszystkich formach sztuki. Nie­ stabilną atmosferę lat powojennych oddawały przerażające szaleństwo Gabinetu doktora Caligari, okropieństwa Berlina widziane oczami Meidnera, makabryczne wizje Grosza i Dixa, krytyka filmu niemego Wilhelm Tell autorstwa Kastnera, obrazy powykręcanych kończyn okaleczonych weteranów i szorstka parodia typowa dla kabaretu politycznego. Teraz jednak uznano to wszystko za zbyt męczące i niemodne - zamiast spoglą­ dać w przeszłość w czasy wojny i rewolucji, kierowano się ku świetlanej przyszłości. Max Weber zaczął krytykować ekspresjonizm i nawoływał do poszukiwania bardziej wyważonej, spokojnej formy sztuki. Rudolf Kayser, wydawca „Neue Rundschau”, zauważył, że tendencja do poszukiwania no­ wego realizmu i obiektywizmu stała się widoczna we wszystkich dziedzi­ nach życia31. Nawet główny ekspresjonista Paul Kornfeld odwrócił się od

własnego kierunku, pisząc w swojej komedii Palmę oder der Gckranktc: „Nie chcemy słyszeć więcej o wojnie, rewolucji i zbawieniu świata! Bądź­ my skromni i zwróćmy naszą uwagę w stronę [...] bardziej codziennych spraw”. Historyk sztuki Gustav Friedrich Hartlaub poszukiwał określenia, którym można byłoby opisać nowy poważny nastrój. W 1923 roku ukuł termin Neue Sachlichkeit, Nowa Rzeczowość. W latach dwudziestych kul­ turę Berlina będzie charakteryzować obiektywizm i racjonalizm. Teraz nie

liczyła się już wojna, która rozerwała kraj na strzępy, ani tym bardziej nie­ udana rewolucja; miasto mogło zacząć żyć od nowa. Także artyści mogli zrobić krok naprzód32. Nowy realizm był przesycony tęsknotą za pewnego rodzaju całością, wyrażał entuzjazm wobec aktualnego stanu rzeczy, raczej nie orędował za zmianami. Mogłoby się wydawać, że Niemcy nareszcie przestali poszuki­ wać swojej tożsamości pośród ciemnych lasów, zamglonych szczytów i mi­

tycznych opowieści. Postanowili odnaleźć swoje miejsce w rzeczywistym świecie z jego przemysłem, bezwzględnością i miejską brzydotą. Berlin był motorem transformacji kultury europejskiej, która ze sztuki mieszczańskiej weszła w zjadliwy świat kultury masowej. W połowie lat dwudziestych termin Neue Sachlichkeit odnosił się już do wszystkich dziedzin sztuki, od

444

Berlin. Metropolia Fausta

filmu po teatr, od kabaretu po malarstwo. Tytułowa piosenka ze słynnej rewii Es licgt in der Luft zaczynała się od słów: „Es Liegt in der Luft eine Sachlichkeit” (Realizm wisi w powietrzu). Berlin uosabiał postęp i suk­ ces. Ten nowy duch został uchwycony przez Henry’ego Nelsona w rewii z 1926 roku Es geht schon besser (Będzie lepiej). Na berlińskich artystów wywierała także wpływ rosyjska awangarda, która dotarła do miasta po podpisaniu traktatu brzeskiego.

*** Dzisiaj wiemy, że odważna próba Lenina, który pragnął stworzyć nowy wspaniały świat sowieckiego komunizmu, została skompromitowana i legła w gruzach. Jednak w latach dwudziestych w Berlinie, zwłaszcza w środowisku lewicowych intelektualistów, nie było wcale takie oczywi­ ste, że eksperyment ten poniesie porażkę. W czasach porewolucyjnych wielu nadal wierzyło w kuszące teorie marksistowskiego determinizmu ekonomicznego i pompatyczne obietnice bolszewików. Lenin głosił ko­ nieczność „industrializacji” i „elektryfikacji”, a jego państwo zdawało się uosobieniem postępu. W pierwszym okresie swojego istnienia, zanim jesz­ cze Stalin zmiażdżył awangardę, Związek Radziecki został opanowany przez szał eksperymentowania, a lista rosyjskich artystów odwiedzających Berlin w latach dwudziestych była doprawdy imponująca. W 1918 roku założono Arbeitsrat fur Kunst (Robotniczą Radę Sztuki), która zbierała się w Berlinie pod przywództwem architektów Waltera Gropiusa i Brunona Tauta. W spotkaniach uczestniczyło wielu artystów z Europy Wschodniej, takich jak Marc Chagall, Naum Gabo czy Kazimierz Malewicz. Niejeden z nich pozostał i pracował w mieście; w 1922 roku liczbę mieszkających w Berlinie Rosjan szacowano na ponad dwieście tysięcy. Wydawano sześć rosyjskich gazet, działało dwadzieścia rosyjskich księgarni, funkcjonowały nawet rosyjskojęzyczne kabarety, kawiarnie i teatry33. W 1922 roku w Ga­ lerie van Diemen odbyła się słynna Pierwsza Wystawa Sztuki Rosyjskiej, zorganizowana pod patronatem Ludowego Komisariatu Oświaty i Sztuki; dochody z niej przeznaczono „na rzecz głodujących w Rosji”. Zgromadzono tam dzieła artystów takich jak El Lissitzky, Wassily Kandinsky i Kazimierz Malewicz. Rok później Władimir Majakowski w swoim eseju Dzisiejszy Ber­ lin cieszył się, że Rosjanie na Kurfiirstendamm, zwanym także „Nepskim Prospektem” [od NEP-u], nie czuli się już jak uchodźcy uciekający przed

Szalone

lata dwudzieste

445

rewolucją, ale bardziej jak „prawdziwi przedstawiciele Rosji”, chętni do przypieczętowania przyjaźni między dwoma narodami34. Rosyjscy i wę­ gierscy konstruktywiści, tacy jak Laszló Moholy-Nagy, wypracowali nowy styl oparty na „pracy, technice i organizacji”. Artyści chcieli porzucić swoje „mieszczańskie studia” na rzecz fabryk; nowy styl przyjęli nawet dadaiści tacy jak Grosz czy Heartfield. „Sztuka umarła - oznajmili. - Niech żyje nowa mechanicystyczna sztuka Tatlina!” Rosjanie zakładali galerie i cza­ sopisma, w tym trójjęzyczny „Weszcz” („Objet”, „Gegenstand”); pismo za­ znajamiało berlińczyków z twórczością Prokofjewa i petersburskich pisarzy Pilniaka i Zamiatina. Pragnęli zerwać z tradycjonalistycznymi instytucjami świata sztuki czy też - jak ujął to Ladowski - pokazać, że „przyszłość należy do tych, którzy są nadzwyczajnie nieutalentowani artystycznie”. Chcieli też zburzyć mury, które tradycyjnie oddzielały sztukę od życia codziennego. Podobna inspiracja stała za najważniejszym z osiągnięć Republiki Weimar­ skiej - Bauhausem35. Szkołę Bauhausu założył Walter Gropius niedługo po swoim powrocie z frontu do kraju w 1919 roku. Z początku miała siedzibę w Weimarze, w końcu przez Dessau trafiła do Berlina, gdzie działała do momentu rozwią­ zania przez Hitlera. Gropiusowi zależało na zniwelowaniu granic między sztuką a rzemiosłem. Miał on nadzieję łączyć ze sobą ludzi niczym średnio­ wiecznych budowniczych - strzeliste katedry wznosili przecież wspólny­ mi siłami kamieniarze, snycerze, witrażyści, malarze i złotnicy. „Pracując nad budowlami przyszłości, puśćmy w niepamięć snobistyczne podziały”mówił. Nowe budownictwo miało „spajać kilka dziedzin - architekturę, rzeźbę i malarstwo - w jednej formie wznoszącej się do nieba dzięki set­ kom rąk utalentowanych rzemieślników, jako kryształowy symbol nowej wiary”. W miarę upływu lat członkowie Bauhausu, podobnie zresztą jak ich rosyjscy odpowiednicy, zafascynowali się techniką. Maszyny nie były już traktowane jako zdehumanizowane twory, lecz raczej jako integralna część całego społeczeństwa. Budynki były „maszynami mieszkalnymi” od­ zwierciedlającymi - według słów Schlemmera - „amerykańskiego ducha, postęp, cuda techniki, najnowsze wynalazki i środowisko miejskie”. Miały

stać się symbolem nowego życia miejskiego36. Grupa architektów i artystów zgromadzonych wokół Gropiusa kształ­ towała dynamiczny i twórczy styl nowej szkoły. Berlińczycy wkrótce wprowadzili się do budynków zaprojektowanych przez Ericha Mendelso-

hna, Hansa Poelziga, Hansa Scharouna, Josefa Albersa czy braci Brunona

446

Berlin. Metropolia Fausta

i Maxa Tautów. Ozdabiali mieszkania nowymi grafikami Lissitzky’ego, słuchali utworów Hindemitha i Bartoka, czytali książki złożone czcion­ kami Herberta Bayera, wziąwszy sobie do serca słowa Kurta Schwittersa, zdaniem którego Niemcy powinni porzucić ozdobne pismo gotyckie. W 1928 roku podziwiali na scenie przedstawienie Oedipus Rcx (Król Edyp) Igora Strawińskiego ze scenografią Moholy’ego-Nagya, kupowali płótna Paula Klee i Wassilija Kandinsky’ego, siadali na krzesłach z metalowych rurek autorstwa Marcela Breuera [tzw. krzesło zawieszane, fotel „wassily”] i pracowali w biurach według projektu Mięsa van der Rohe. Hasło „mniej znaczy więcej” odnoszono do wszelkich form projektowania, od prostego czajnika po wielki zespół mieszkalny. Nic nie było zbyt małe ani zbyt mało ważne. Mój dorastający w Holandii wuj pamięta, że jego kuzyn Paul Citroen, członek Bauhausu, zlecił Gropiusowi zaprojektowanie domku letniego dla swojej rodziny. Żaden detal nie uszedł uwagi architekta: od klamek i framug okiennych po lampy, meble i tapety - wszystko było wymyślone specjalnie dla tego konkretnego budynku. Ci z berlińczyków, którzy mieli szczęście mieszkać w jednym z osiedli zbudowanych w duchu Bauhausu, również mogli się cieszyć podobnym przywiązaniem do detali. Styl przyjął się bardzo szybko; zaledwie dwa lata po tym, jak burmistrz Boss narzekał na bryłę sklepu kuśnierskiego Herpicha przy Leipziger Stras-

se, budynkowi przyznano specjalny status ochronny. Oglądając Berlin z lotu ptaka, zauważyć można charakterystyczny kształt podkowy, który zdominował okolicę Fritz-Reuter-Allee. Ten zadzi­ wiający budynek to zespół Britz (Hufeisensiedlung) projektu Brunona Tauta; jeden z wielu kompleksów mieszkaniowych zamówionych przez wła­ dze w odpowiedzi na trudną sytuację na rynku nieruchomości w latach

powojennych. Tysiące przybyszów musiało się gnieździć w piwnicach, na ciasnych poddaszach lub dzielić się pokojami na zasadzie rotacji. Rząd, pragnąc udowodnić swoje socjalistyczne zapędy i zapracować na więk­ szą popularność, zdecydował się na wprowadzenie austriackiego modelu zakładania nowych osiedli. Zadanie zlecono grupie architektów, w skład której wchodzili między innymi: Martin Wagner, Hans Scharoun, Walter Gropius i Bruno Taut. W ten sposób powstały jedne z najsłynniejszych bu­ dynków Berlina, wśród nich: wspomniany Britz, Grossiedlung w Siemensstadt z 1685 domami, Onkel Toms Hiitte (Chata Wuja Toma), nazwane tak na pamiątkę starej gospody, budynki Carla Legiena na Prenzlauer Berg i Friedricha Eberta w ReinickendorF7. To tylko niektóre z nich, w całym

Szalone

lata dwudzieste

447

mieście wzniesiono wiele osiedli pełnych światła i otwartych przestrzeni, z wygodnymi pokojami i pięknymi ogrodami, z centralnym ogrzewaniem, ciepłą wodą, świetlicami, a nawet głośnikami transmitującymi programy radiowe38. Budynki te powstawały w ekscytujących czasach fantazji moderni­ stycznych, kiedy architekci szczerze wierzyli w to, że mogą stworzyć nowy rodzaj człowieka poprzez odpowiednie zaprojektowanie otaczającej go przestrzeni. W Berlinie ten sposób projektowania odniósł sukces, ponie­ waż nie stał się powszechny. Gdy tych architektów wydalono z Niemiec w 1933 roku, ich sztywny modernizm przyjął się na innych terenach, po pierwsze dlatego, że uciekali oni jak najdalej od tyranii Hitlera, a po dru­ gie, że twórcy tacy jak Gropius czy Mieś van der Rohe doskonale potrafili wypromować swoje pomysły. Dosłownie każde ich słowo traktowano z na­ maszczeniem. Powstały monstrualnej wielkości projekty, które sprawiły, że nowe miasta z początkowo dobrze obmyślonymi chodnikami i tunela­ mi, zamiast być idealnym domem dla „modelowych ludzi”, stały się raczej schronieniem dla dilerów narkotyków i złoczyńców. Później podobne wy­ paczenia doprowadziły do skompromitowania idei modernistycznej archi­ tektury. Warto jednak cofnąć się w czasie i spojrzeć na kilka zachowanych w Berlinie obiektów, które przypominają o świeżości, kreatywności, rze­ miośle i wizji początkowo charakteryzujących architektów nowego kierun­ ku. Trudno nawet porównać płynnie zaokrąglone naroża Shell-Haus Emila Fahrenkampa z 1930 roku na Reichpietschufer, falującą fasadę budynku i delikatne okna odbijające wodę z pobliskiego kanału z brutalną masą be­ tonowych bloków, które rozprzestrzeniły się po całej Europie po 1945 roku. Niesamowita elektrownia ze spektakularnymi kominami w Rummelsburgu była cudem nowej architektury industrialnej. Budynek szkoły ogólno­ kształcącej w Neukólln projektu Brunona Tauta, nieudolnie skopiowany po wojnie w Wielkiej Brytanii, był praktyczną i interesującą alternatywą dla dusznych szkół z epoki wilhelmińskiej. Nowe budowle odzwierciedlały wiarę w to, że nowoczesne technologie mogą kszałtować świat właściwie bez ograniczeń. Przez krótki moment wy­ dawało się, że modernistyczna utopia lat dwudziestych stanie się rzeczywi­ stością39. Planowanie urbanistyczne zostało „zracjonalizowane”. Za wpro­ wadzeniem systemów kanalizacyjnych i wodociągowych poszła poprawa stanu zdrowia i higieny. Prawie zupełnie udało się w ten sposób zwalczyć masowe zachorowania na ospę, cholerę i gruźlicę. Argumentowano, że

448

Berlin. Metropolia Fausta

skoro racjonalizacja przynosi tak widoczne korzyści, jeśli chodzi o stan zdrowia, z pewnością pomoże w pozbyciu się innych bolączek współczes­ nego społeczeństwa. W połowie lat dwudziestych postawiono więc na lepsze budownictwo mieszkaniowe, ubezpieczenia społeczne i zdrowot­ ne oraz inne podobne reformy. W swojej autobiografii Henry Ford twier­ dził, że społeczeństwo może wyeliminować biedę poprzez modernizację i poprawę wydajności. Zarówno rząd, jak i związki zawodowe namawiały do przyjęcia fordyzmu - wprowadzenia wyższych płac i krótszego czasu pracy oraz zwiększenia bezpieczeństwa w fabrykach. Jak na tamte czasy były to prawdziwie rewolucyjne postulaty, reformatorzy nie wzięli jednak pod uwagę kruchości i słabości niemieckiej gospodarki. Niemcy nie mogły sobie jeszcze pozwolić na tak kosztowny projekt. Głosy ostrzegające przed nadmiernym wydawaniem pożyczonych pieniędzy przechodziły bez echa.

Dla ludzi w średnim wieku postęp połowy lat dwudziestych wydawał się nie do zatrzymania. To przekonało wielu intelektualistów do nadania nowo­

czesności głębszego sensu, niż na to zasługiwała. Nagle zaczęli twierdzić, że współczesny Berlin zawiera w sobie nową „energię” lub spektakularną moc, która może pomóc w stworzeniu „nowego człowieka”. Wyglądało to tak, jakby wierzyli, że tylko kipiąca spod powierzchni nowoczesność zagoi niemieckie rany i zrekompensuje niestabilne politycznie i ekonomicznie czasy. Wołanie o radykalną zmianę ustało; Erenburg zostawił Berlin dla Moskwy pod koniec 1923 roku, zdegustowany brakiem rewolucji: „Dwa lata spędziłem w burzy, kiedy nagle się zorientowałem, że wiatr osłabł. Prawdę mówiąc, byłem skonsternowany”40. Reszta rzuciła się w wir no­ wego trendu. Opisy Berlina trzeźwych skądinąd obserwatorów roiły się od emocjonalnych określeń. Doktor Willy Hellpach nazwał berlińczyków

homines novi, Adolf Behne wcześniej oświadczył, że ulice stworzyły „nowy typ osoby”, według Marcela Breuera ruch uliczny i pieszy był „dramatem Wielkiego Miasta”, a Julius Meier-Graefe rzekł, że Berlin jest „tak prężny, iż mógłby dzisiaj osiągnąć pełnię, a jutro ponownie zostać rozdarty”. Nawet zwykle opanowany Stresemann nazwał go „Metropolią Potęgi Umysłu”. Wraz z upływem lat wydawało się, że intelektualiści całkowicie stracili poczucie proporcji w odniesieniu do tej nowej i nowoczesnej przestrzeni. Na ogół krytyczni, byli teraz urzeczeni ideą Beiiincr Luft (powietrza Ber­ lina), które rzekomo potrafiło sprawić wszystko, od wywołania pierwot­ nego impulsu do leczenia kaca. Wtórowali Conradowi Albertiemu, który

Szalone

lata dwudzieste

449

w latach siedemdziesiątych XIX wieku opisał „nerwowe, nieustannie drżą­ ce powietrze Berlina” jako „działające na ludzi jak alkohol, morfina, ko­ kaina, ekscytujące, inspirujące, relaksujące, śmiertelne; powietrze miasta światowego”. W Berlinie doszło do głosu powszechne pragnienie upięk­ szania tych elementów składających się na życie miasta, które występują normalnie we wszystkich dużych ośrodkach; zmiany miały dotyczyć ruchu ulicznego, hałasu, szybkości, techniki, maszyn, węzłów komunikacyjnych, domów towarowych. W swej świetnej pracy Filozofia pieniądza Georg Simmel pisał o potrzebie zaskakiwania zblazowanych mieszkańców Berlina coraz bardziej „ponętnymi” ekspozycjami, by nawet zakup okien stawał się formą rozrywki w tym nerwowym, niespokojnym mieście41. Wiersz Walte­ ra Mehringa jest nadal cytowany przez berlińczyków jako dowód ich nie­ gdysiejszej otwartości: „Wio! Wzdłuż lip! Galop! Galop! Pieszo, na koniach, w parach! Z zegarkiem w ręku i kapeluszem na głowie. Nie ma czasu! Nie ma czasu! Nie ma czasu!”*2. Otto Elsner był pod takim wrażeniem ruchu w latach dwudziestych, że wydał osobistą, pełną wyrazów uznania broszu­ rę o Berlinie, w której zachwycał się „rosnącym tempem” życia w sercu Nie­ miec i czterema milionami ludzi „w pospiesznym kroku!”. Werner Sombart nazwał Berlin „najszybszym miastem świata”. W Um die Schdnhcit dergrossen Stadt (O pięknie dużego miasta) August Endell prowadził czytelnika przez różnorodne dzielnice Berlina, zapewniając, że duże miasto jest nową Heimat ze środowiskiem tak pięknym, skomplikowanym i interesującym

jak żadne inne miejsce w naturze: „Pomimo tych wszystkich brzydkich budynków, mimo hałasu, mimo wszelkich wad, które ktoś może tu znaleźć, duże miasto jest dla tego, kto ma oczy, cudem piękna i poezji”*3. Wychwalano rozwój techniczny: berlińczycy uważali film za swój własny miejski wynalazek, ponieważ pierwszy publiczny pokaz odbył się w berlińskim Wintergarten44. Opiewano pociągi i nowe połączenia komu­ nikacyjne: po zwolnieniu z więzienia Franciszek Biberkopf, bohater Berlin Alexanderplatz Dóblina, nabrał otuchy, czytając nazwy pociągów i stacji S-Bahnu; nawet oschły Siegfried Kracauer zdawał się prawdziwie poru­ szony „ciężkimi pociągami ekspresowymi mknącymi w kierunku słyn­ nych miast jak Warszawa czy Paryż”. Kolej była nadal wykorzystywana do promocji centralnej pozycji Berlina w Europie. Heiner Muller nawet się nie wzdrygnął, pisząc, że Berlin jest jak „pole magnetyczne” pomię­ dzy „zachodnim i wschodnim biegunem”. Twierdził, że Anhalter Bahnhof wyznaczał punkt, gdzie „kończy się Święte Imperium Rzymskie Narodu

450

Berlin. Metropolia Fausta

Niemieckiego”, a Schlesischer Bahnhof to „zachodnia brama Bałkanów”. Próbował nawet zademonstrować związek Berlina z miastami Ameryki, ustawiając wyimaginowane linie kolejowe biegnące przez Berlin od Sta­ nów Zjednoczonych do Chin. Dla niego, jak i każdego mieszkańca Berlina, porównania do Stanów stały się powodem do dumy. Gdy Rathenau pisał: „Ateny nad Szprewą są martwe, a ze Szprewy wyłania się Chicago”, miało to być obelgą. Jednak berlińczycy lat dwu­ dziestych uważali to za komplement. Stany Zjednoczone po katastro­ falnej wojnie światowej jawiły się jako kraj sukcesu; jak ujął to historyk Arthur Rosenberg: Ameryka była „dobrym pomysłem”. Berlińczycy pa­ trzyli z utęsknieniem przez Atlantyk i starali się odkryć w sobie cząstkę Ameryki w Europie. Julius Meier-Graefe nieoczekiwanie ogłosił, że berliń­ czycy mają siłę amerykańskich kolonizatorów, na ogół zaś powściągliwy Herwarth Walden nazwał Berlin „stolicą Stanów Zjednoczonych Europy” i „Ameryką w mikrokosmosie”. Nawet lewicujący radykałowie nie mieli nic przeciwko po tym, jak Stalin obwieścił w 1924 roku, że Rosjanie mu­ szą przyjąć „kombinację amerykańskiej rzeczowości i rosyjskiego ducha rewolucyjnego”, aby podtrzymać rozwój przemysłu. Berlińczycy pragnęli towarów w stylu amerykańskim i zdopingowali niemieckie fabryki do pro­ dukcji motocykli, radioodbiorników, żarówek, wind, schodów ruchomych, suszarek do włosów, elektrycznych żelazek Siemensa, tosterów AEG, od­ kurzaczy Protosa, elektrycznych maszyn do pisania Mercedesa, dyktafo­ nów Prograph, temperówek Jupitera i kalkulatorów BUG45. „Amerykań­ skie kredensy kuchenne” urosły do symbolu nowoczesnego domu. Ludzie wzięli amerykańskość na serio: hale maszynistek, centrale telefoniczne, urzędy pocztowe, nowe i lśniące „racjonalne fabryki” pełne cyferblatów, przełączników i wnękowych lamp sufitowych „udowadniały” - jak okreś­ lił to Ilja Erenburg w 1927 roku - że Berlin został „apostołem amerykańskości’*6. Amerykańskie trendy skopiowane z hollywoodzkich filmów były dostępne w „pałacach konsumpcjonizmu”, domach towarowych, które Edwin Redslob nazwał „akademiami nowoczesnej kultury życia”. Richard Ziegler namalował Vor den Schaufenstern. (Przed oknem wystawowym): na obrazie wystrojone damy wpatrują się pożądliwie w wystawione towa­ ry; Karl Hubbuch stworzył płótno Der Traum des Tietzmadchen (Marzenie dziewcząt od Tietza) przedstawiające kobiety z oczami bez wyrazu fanta­ zjujące o zakupach. Jedną z najbardziej udanych rewii w okresie Republi­ ki Weimarskiej, Es liegt in der Luft, napisaną przez Marcellusa Schiffera

Szalone

lata dwudzieste

451

i Mischę Spoliansky’ego, wystawiano w domu handlowym. Sparodiowano w niej urzędników, występujących w roli klientów47. Nowy dom towarowy Kardstadt na Hermannplatz był monumentalnym budynkiem, chwalonym zwłaszcza za piętnastometrowe kolumny oświetleniowe, które mogłyby pomóc w kierowaniu samolotów na lśniące nowością lotnisko Tempelhof. „Bórsen Courier” głosił, że była to świetlna drabina „do Światowego Miasta Berlina”, a „Berliner Tageblatt”, komplementując budynek, zapewnił swo­ ich czytelników, że Kardstadt wzbudził zainteresowanie w Ameryce. Wer­ ner Hegemann opisywał go w sposób zarezerwowany zazwyczaj dla ro­ mantycznej zadumy nad pięknem natury: kiedy ciemność spada na „żywą istotę domu handlowego”, można zobaczyć „wysoką kolumnę światła, jej srebrny snop przecina ciemne niebo, [a] utopijny świat techniki ożywa ni­ czym w bajecznych powieściach Juliusza Verne’a czy Wellsa’148. Fascynacja tym, co nowoczesne, osiągnęła skrajność. Niektórzy uwie­ rzyli Siergiejowi M. Trietjakowowi, kiedy domagał się „faktografii rzeczy” w formie biografii lasów, węgla, żelaza, lnu, bawełny, papieru, lokomotyw i fabryk. „Potrzebujemy ich”, ogłosił gorliwie. Część utrzymywała, że skoro drewno i kamień były stare i drobnomieszczańskie, wszystkie nowe struk­ tury muszą być zrobione z „nowoczesnego” żelaza, szkła i betonu. Inni, któ­ rych nie było stać na nowe budynki, po prostu rozbijali stare dziewiętnasto­ wieczne cacuszka. Tynkowali balustrady, a fasady okładali „nowoczesnym” cementem. Neobarokowy hotel Excelsior naprzeciw Anhalter Bahnhof był jednym z wielu budynków oszpeconych w taki sposób. Popularne stało się tłumaczenie rosyjskiej powieści Cement Fiodora Gładkowa, zaś prace amerykańskiego artysty Charlesa Sheelera, takie jak Skyscrapcrs (Drapacze chmur) z 1922 roku czyjego zdjęcia z fabryk Henry’ego Forda, wychwalano za gloryfikację świata, w którym miłość do tego, co organiczne i naturalne,

zastąpiono uwielbieniem dla maszyn. Jednym z najbardziej niezwykłych wydarzeń była wystawa Berlin im Licht (Berlin w świetle) w październiku 1928 roku. Wzniesiono wielki pro­ stokątny filar z napisem oznajmiającym, że miasto jest obecnie „światową stolicą” światła, a plakaty i gazety wychwalały sztuczny blask rozświetlają­ cy Berlin nocą. Światło było „nowoczesne”, a wobec tego „dobre”. Christian Morgenstern zwracał się do Berlina: „Kocham cię we mgle i nocą, kiedy two­ je kontury się zamazują - a przede wszystkim w nocy, kiedy twe okna błysz­

czą, a ludzie ożywiają twoje kamienie’149. Kirchner pisał: „[...] współczesne światła miast w połączeniu z ruchem ulicznym stale dostarczają mi nowych

452

Berlin. Metropolia Fausta

bodźców. To nowego rodzaju piękno rozchodzi się po całym świecie”. Leger podzielał ten nastrój, gdy pisał: „Berlin jest nowoczesny, nowoczesny dzięki swym światłom [...]; to wojna wypowiedziana nocy [...]. Światło o szóstej, o północy, o czwartej, nieustająca jasność. Paryż jest miastem różnych od­ cieni szarości. Berlin to po prostu jeden słup światła”. Isherwood doszedł do wniosku, że berlińczycy kochają nowoczesną sygnalizację świetlną i jasne latarnie, zaś August Endell twierdził, że można docenić piękno metropolii dopiero wtedy, gdy jej brzydkie fasady są „przyobleczone w światło”. Stara volkistowska koncepcja mówiąca o tym, że Niemcy, których ciągle otacza mrok, dążą do słońca i są prawdziwymi Lichtmenschcn - ludźmi światła przerodziła się w nową obsesję, i nawet sceptyczny zazwyczaj Kurt Weill napisał z okazji wystawy piosenkę Berlin im Licht. Wiele przedstawień rewiowych gloryfikowało światło, łącznie z musicalem Dic Lichter von Berlin (Światła Berlina) Nelsona z 1927 roku, a popularny przebój Paula Linckego (Gliihwiirmchen-Idylla) zachęcał robaczka świętojańskiego, by „świecił, świecił”50. Znowu zaczęła dochodzić do głosu typowa berlińska arogancja: Londyn nie był „prawdziwą metropolią”, bo zamierał o północy. Berlin stał się modelem nowego wielkiego miasta, ponieważ jego mieszkańcy bawili się pod sztucznym nieboskłonem do wczesnych godzin porannych. Naiwność widać było w nadziei, że ktoś mógłby zmierzyć „nowoczes­ ność” liczbą wystaw w domu handlowym czy świateł na ulicach. Sefton Delmer miał rację, mówiąc, że berlińczycy „lubią myśleć o sobie jako o mieście światowym; to była raczej środkowozachodnia idea, amerykań­ ska idea miasta odnoszącego sukcesy. A tak naprawdę Berlin był wielce prowincjonalny i został przesadnie upiększony i przekształcony przez no­ stalgię”51. Erich Kastner żartował ze skłonności berlińczyków do promowa­ nia miasta za pomocą liczb: „Spójrzmy na Berlin ze statystycznej strony. Możesz znaleźć wszystko, co zechcesz, w granicach tego miasta: 190 firm ubezpieczających na życie i 916 hektarów cmentarzysk”52. Mimo wszystko w najlepszych latach dwudziestych większość berlińskich artystów i inte­ lektualistów przyjęła nowy trend ze śmiertelną powagą. Widać to było wy­ raźnie w przejściu od ekspresjonizmu do obsesji na punkcie wszystkiego, co wiąże się z życiem miasta.

W 1924 roku praktycznie wszyscy ekspresjoniści opuścili ruch na rzecz Neue Sachlichkeit. Carl Zuckmayer, którego pierwsza sztuka Am Kreuzberg była kwintesencją ekspresjonizmu, teraz nazywał styl sztucznym,

Szalone lata

dwudzieste

453

a nawet histerycznym, i witał osamotnionego dotąd Bertolta Brechta jako pisarza przyszłości. Hans Richter, dotychczas malarz ekspresjonistyczny, stał się konstruktywistycznym twórcą filmowym; Hans Fallada, który za­ debiutował rewolucyjną powieścią Der jungę Gcodeschal, teraz stworzył Co dalej, szary człowieku?; Georg Kaiser, sławny dzięki niepokojącemu Holle, Weg, Erdc, napisał lżejszą sztukę Ncbencinandcr, wystawioną z kubistyczną dekoracją zaprojektowaną przez George’a Grosza53. Coraz częściej widać było u artystów tendencję do wykorzystywania nowych środków technicznych - ze zmiennymi skutkami; utwory takie jak Berlin Alcxanderplatz czy Opera za trzy grosze zostały przerobione na filmy. Moholy-Nagy eksperymentował z fotografią, Hindemith stworzył nowe mechaniczne in­ strumenty; Brecht ułożył Pieśń maszyn i wychwalał pisanie poezji na ma­ szynie. Schlemmer twierdził: „[...] jeśli dzisiejsze sztuki kochają maszynę, technikę i organizację, jeśli dążą do precyzji i porzucenia wszystkiego, co niejasne i marzycielskie, to sugeruje to instynktowne wyparcie się chaosu i pragnienie znalezienia formy odpowiedniej dla naszych czasów”. W pracach artystów Neue Sachlichkeit zdarzały się sceny wiejskiej bło­ gości, jednak niedługo miały zapanować kontrastujące z nimi nacjonali­ styczne obrazy „krwi i ziemi”. Berlin przyciągał artystów, a teraz „tematy wielkiego miasta” znalazły się w centrum ich uwagi. Reprezentatywne były zarówno drzeworyty Kurta Wolffa z 1925 roku zwane Dic Stadt, jak i Bilder der Grofistadt Carla Reissnera. Kurt Jooss stworzył balet Grojśstadt, Robert Seitz i Heinz Zucker zaś opublikowali antologię Um uns dic Stadt, do której Lion Feuchtwanger, Walter Mehring i Kurt Tucholsky napisali swoją „poezję wielkiego miasta”. Tym, który przede wszystkim podbił ich wy­ obraźnię, był nowy miejski berlińczyk. George Grosz tworzył nieprzyjem­ nie demaskujące portrety jak ten, który przedstawiał pijanego poetę Maxa Herrmanna-Neissego siedzącego w fotelu w swoim mieszkaniu; Otto Dix malował drastyczne obrazy ukazujące wynędzniałe prostytutki i bywal­ ców nocnych klubów, uchwycił typ „nowej mieszkanki Berlina” w portrecie dziennikarki Sylvii von Harden oraz zakwestionował pokrętną sprawność przerażającego doktora Hansa Kocha, trzymającego strzykawkę i szlauch i groźnie stojącego obok stalowego fotela ginekologicznego. Ogromne zim­ ne oczy powtarzające się w twórczości Christiana Schada ukazywały samą esencję berlińskiej Neue Sachlichkeit. Z płócien wyzierają poważne blade twarze, jak ta hrabiego Saint Genois d’Anneaucourt stojącego między dwie­ ma postaciami prostytutek bądź transwestytów. Na innym obrazie artysty

454

Berlin. Metropolia Fausta

masturbują się dwie przyjaciółki (Zwci Freundinneri), co wielu odbierało niemalże jak pornografię, ale Schad przedstawił kobiety, jakby były znu­ dzonymi, nieczułymi automatami. Namalował też autoportret, na którym ubrany jest w jaskrawo zieloną przezroczystą koszulę, obok na szezlongu leży obojętna naga modelka, a w tle wybija się kwiat narcyza. Nawet męż­ czyźni na płótnie Rudolfa Schlichtera Trcffcn der Fetischisten (Spotkanie fetyszystów) wydają się znużeni nagimi kobietami rozpartymi na krzesłach lub opierającymi się o schody wyłożone czerwonym aksamitem i mającymi na sobie jedynie długie czarne skórzane buty. Seks został zredukowany do autoerotyzmu, a ludzie jedynie do roli miejskich maszyn54. Nowy rzeczowy duch przeobraził nawet uświęcone królestwo muzyki. Kultura muzyczna berlińczyków od dawna należała do najbardziej rozwi­ niętych w Europie, a Berlin w czasach cesarstwa miał znakomite orkiestry i szkoły muzyczne. Erich Kleiber nie prosił o coś niewyobrażalnego, gdy nalegał na sto trzydzieści prób do nowej opery; berlińczycy, mając Filhar­ moników pod dyrekcją Wilhelma Furtwanglera, jako wykładowcę w Akade­ mii Muzycznej Artura Schnabla, jako dyrygenta Berlińskiej Opery Państwo­ wej Ottona Klemperera i Ericha Kleibera w Operze Miejskiej, przywykli do wszystkiego, co najlepsze. Jednak w połowie lat dwudziestych muzycy i kompozytorzy usiłowali przyswoić sobie nową „racjonalną” muzykę atonalną i wpływy jazzu. Próbowali także zasypać przepaść między starą elitą odbiorców a nową masową publicznością, która się narodziła dzięki upo­ wszechnieniu gramofonu i radia55. Kompozytor Ferruccio Busoni, opisany przez swego studenta Kurta Weilla jako najlepszy pianista pokolenia, zapo­ znawał Berlin z muzyką Debussy’ego, Deliusa i Sibeliusa. Po jego śmierci dzieło to kontynuował w Akademii Muzycznej jego następca, Arnold Schónberg. Utworami Von Heute auf Morgen i Erwartung ten mistrz muzyki atonalnej całkowicie odmienił dotychczasowe życie muzyczne miasta. Hanns Eisler opisywał nowy mechanicystyczny styl jako „manifest nerwowości, histerii, paniki, zmieszania, straty, przerażenia [...]; podstawową cechą muzyki Schónberga jest strach” - stwierdził. Schónberg przyciągnął do Berlina innych twórców z wiedeńskiej szkoły dodekafonicznej z Antonem Webernem i Albanem Bergiem na czele56. Wozzeck. miał premierę w Operze Państwowej w 1925 roku. Była to doskonała dwunastotonowa struktura muzyczna rozwijająca się, podczas gdy tragiczny główny bohater, nieszczęs­ ny prosty żołnierz, szamotał się pod wielkimi delikatnymi drzewami falu­ jącymi jak ukwiały i wykpiwającymi jego pokorę, zbrodnię i samobójstwo.

Szalone lata dwudzieste

455

Efekt był piorunujący. Konserwatyści znienawidzili spektakl: jeden z kry­ tyków nazwał go w „Germanii” „genialnym pretekstem, sensacyjnym pre­ tekstem, ale jednak tylko pretekstem!”, ale w „Vorwarts” podkreślano, że kompozytor podniósł „brutalność pojedynczego losu do duchowego pozio­ mu doświadczenia nierealnego, sennego, oderwanego od świata”. Berlin przyciągał też innych wyjątkowych muzyków, od rosyjskiego pieśniarza Fiodora Szalapina, przez młodego fenomenalnego Yehudiego Menuhina, po wspaniałego Louisa Armstronga; podczas Berlińskiego Fe­ stiwalu Muzycznego w 1929 roku prezentowano utwory Richarda Straussa, Brunona Waltera, Furtwanglera, Klemperera, Toscaniniego, Casalsa i Thibauda. W 1928 roku Hanns Eisler napisał w „Berliner Skizzenheft”, że ga­ zety codzienne niezmiennie zawierały trzy strony poświęcone dyskusjom o koncertach rozmaitych orkiestr, recitalach pianistycznych i piosenkach; w Berlinie w sezonie odbywało się każdego wieczoru osiem, dziesięć kon­ certów. „Co się dzieje? - pytał Eisler. - Czy chodzi o zaspokojenie głodu sztuki (Jny, Oxford 1970, s. 31-38.

34

James J. Sheehan, German H istoty 1770-1886, Oxford 1993, s. 327. She-

ehan wspaniale opisuje kulturę tego okresu, zob. rozdz. Culturc in the Revolutionary Era, s. 324-371.

35

Ferenc Liszt, Karolina von Wittgenstein, Berlioz and his „Harold” Symphony,

Berlin 1855, w: Donald Jay Grout, Claude V. Palisca, A History of Western Musie, London 1993, s. 661.

36

Mowa o Osobliwym żywocie muzycznym kompozytora Józefa Berlingera

w dwóch częściach głównych. Jest to fragment HerzensergiePungen eines kunstlie-

benden Klosterhruders (Wynurzenia serdeczne rozmiłowanego w sztuce braciszka zakonnego). Wyd. poi.: Pisma teoretyczne niemieckich romantyków, oprać. Tadeusz Namowicz, Biblioteka Narodowa, seria II, nr 246, Wrocław 2000 (przyp. red.).

37

Gordon Craig omawia dyskusję o kulturze romantyzmu w rozdz. 9, The Ro-

mantics, w swojej pracy The Germans, Harmondsworth 1984, s. 190-212; więcej o Czarnym Strażniku: tamże, s. 193.

38

Na grobowcu Rousseau nieopodal Genewy wyryto inskrypcję „Natura i wol­

ność”. Więcej o jego wczesnych wędrówkach zob. Matthew Josephson, Introduction, w: tegoż, The Essential Rousseau, New York 1974, s. ix-xi. Więcej o wpływie

Rousseau na niemieckich romantyków i związkach między francuskimi i niemiec­ kimi romantykami zob. Jacąues Droz, Le romantisme allemand et TEtat. Resistance

et collahoration dans TAllemagne napoleonienne, Paris 1966. 39

Friedrich Hólderlin, Chleb i wino, przeł. Antoni Libera.

514

Berlin. Metropolia Fausta

40

Cyt. za: Gordon Craig, The Gcrmans, s. 193.

41

Caspar David Friedrich, Mnich nad brzegiem morza, 1808-1810, Staatliche

Museen zu Berlin - Preussischer Kulturbesitz, Nationalgalerie; Wędrowiec nad morzem mgły, 1818, Hamburger Kunsthalle; Dwaj mężczyźni kontemplujący księ­

życ, 1819, Staatliche Kunstsammlungen Dresden, Gemaldegalerie Neue Meister. 42

Friedrich Hólderlin, Fantazja wieczorna, przeł. Antoni Libera.

43

Joseph von Eichendorff, Sehnsucht, cyt. za: Leonard Forster, The Penguin

Book of German Verse, Harmondsworth 1959, s. 318.

44

Gotthilf Heinrich von Schubert, Die Symbolik des Traumes, Berlin 1814; zob.

też: Franz Rudolf Merkel, Der Naturphilosoph Gotthilf Schubert und die deutsche Romantik, Miinchen 1913.

45

Friedrich Hólderlin, Hyperiona pieśń Losu, przeł. Antoni Libera.

46

Novalis (Fryderyk von Herdenberg), Hymny do nocy, przeł. Tadeusz Newlin-

-Wagner. Warszawa 1923.

47

To zdanie zainspirowało Mahlera do stworzenia symfonii Zmartwychwstanie.

48

Friedrich Schlegel, Fragmenty, przeł. Carmen Bartl, Wydawnictwo Uniwer­

sytetu Jagiellońskiego. Kraków 2009, s. 167-168.

49

Notatki Ludwiga Tiecka na szkicach Novalisa do Henryka von Ofterdingena,

cyt. za: Gordon Craig, The Gcrmans, s. 197. 50

Joseph von Eichendorff, Intimations and the Present [oryg. Ahnung und Ge-

genwart], 1815, cyt. za: Gordon Craig, The Gcrmans, s. 197.

51

Dla romantyków przestawienie się z radykalnego indywidualizmu na kult

zintegrowanej wspólnoty Volku, odrzucającego idee Oświecenia, w tym doktrynę prawa naturalnego i kontraktu społecznego, było stosunkowo łatwe. Państwo to był żywy twór połączony więzami krwi i historią, o czym po raz pierwszy pisał Adam Muller. Zob.: Koppel S. Pinson, Modern Germany..., s. 43; James J. Sheehan,

German History..., s. 374.

52

Johann Gottlieb Fichte, Rede an die deutsche Nation, Berlin 1808. W czter­

nastym wykładzie Fichte usprawiedliwia swoją rolę, twierdząc, że wszyscy pozo­

stali odmówili działania: „Jeden z was powinien tu podejść i zapytać mnie - co

daje tobie, spośród wszystkich Niemców, prawo gromadzenia tu nas i zastrasza­ nia? [...] Odpowiem, że jestem jedynym, który to czyni, bo nikt nie zrobił tego

samego dla mnie. Zachowałbym ciszę, gdyby przede mną byli inni głoszący to

samo”. Mówi potem zgromadzonym, że jeśli mają odwagę działać, „ujrzą nie­

mieckiego ducha powstałego z popiołów, doświadczą odrodzenia tego narodu ze zdwojoną siłą”. 53

Cyt. za: Hagen Schulze, The Course of German Nationalism..., s. 52. Schulze

cytuje także wiersz Brentana podżegający do walki: „Bajonette / Um die Wette /

State die Kette / Nieder an des Flusses Bette / Das kein Deutschlands Feind sich rette”.

Przypisy

54

515

Ernst Moritz Arndt, Geist der Zeit, Berlin 1814, cz. 3, s. 430. Więcej o Kleiście

zob. Das Grab am klcincn Wannsee, w: Heinz Steinberg, Grosse Literatur in der

grossen Stadt licrlin, Berlin 1995, s. 107-118; zob. też: James J. Sheehan, German History..., s. 380. 55

Cyt. za: John Robert Seeley, Life and Times of Stein..., t. 2, s. 77.

56

Tamże, t. 3, s. 9.

57

Zob. Hagen Schulze, The Course of German Nationalism..., s. 51 i n.

58

Porucznik Heinrich August Vossler, żołnierz Wielkiej Armii, pisał w pamięt­

niku o tej sierpniowej pogodzie; odnotował, że dni były niezwykle upalne, a noce

chłodne. „Te gwałtowne zmiany temperatur wpływały na nasze zdrowie, a co za tym idzie - na stan całej armii. Od Dorogobuża widzimy wielu, czasem bardzo

wielu żołnierzy, którzy zostali na drodze, bo nie mieli siły iść dalej, zmarli, nie doczekawszy pomocy”. Heinrich A. Vossler, With Napoleon in Russia 1812, przeł. Walter Wallich, London 1969, s. 59.

59

Cyt. za: John Robert Seeley, Life and limes of Stein..., t. 3, s. 32. Inny żoł­

nierz, Jakob Walter, wspomina drogę powrotną z Moskwy. W Dubrownie widział płonące wsie i słyszał „przeraźliwe hałasy i lamenty, które nie cichły nawet na

minutę. Znowu umierali ludzie, często zamarzali na śmierć. Ci ludzie zmierzali w stronę ognia, ale rzadko pozwalano im tam dojść, więc umierali z dala. Często wykorzystywano ciała zmarłych jako siedziska, aby żywi nie musieli siedzieć na

śniegu”. Jakob Walter, The Diary of a Napoleonie Foot Soldier, red. Mark Raeff,

Moreton-in-Marsch 1997, s. 72.

60

Wykresy francuskiego inżyniera Charlesa Josepha Minarda (1781-1870)

pokazują fatalne skutki inwazji Napoleona na Rosję za pomocą sześciu zmien­

nych, między innymi rozmiaru armii, jej położenia, kierunku ruchu i tempera­

tury w różnych dniach podczas odwrotu z Moskwy. Zmniejszenie armii z 50 ty­ sięcy do 28 tysięcy podczas przekraczania Berezyny w temperaturze -20°C czy z 28 tysięcy nad Berezyną do 12 tysięcy w Smorgoniach, gdzie temperatura spa­ dła do -30°C, jest szokujące nawet dziś. Charles Joseph Minard, Carte figurative Russie des pertes successives en hommes de 1’Armće Franęaise dans la campagne de Russia 1812-1813.

61

Ludwig Rellstab, Aus mcinem Leben, t. 1, Berlin 1861, s. 165.

62

Gustav Parthey, Jugenderinnerungen, t. 1, Berlin 1907, s. 332.

63

Straty Berlina w wyniku wojen i okupacji napoleońskiej spisano w: Paul

Schwartz, lierlins Kriegsleiden in der Franzosenzeit. Ein zeitgemasses Kapitel aus

der Vergangcnheit, Berlin 1917. 64

Cyt. za: John Robert Seeley, Life and Times of Stein..., t. 3, s. 382.

65

Cyt. za: tamże, s. 432.

66

Dalej: „Jedynie szesnaście lat temu, kiedy chcieliśmy się wreszcie po­

zbyć Francuzów, Niemcy były wszędzie

Rozmowa między Goethem

516

Berlin. Metropolia Fausta

a Eckermannem, 14 marca 1830 roku. Johann Peter Eckermann, Rozmowy z Gocthem, przeł. Krzysztof Radziwiłł, Janina Zeltzer, t. 2, Warszawa 1960, s. 202-203. 67

Wydarzenia te były jeszcze nieszkodliwe. Deutsche Burschenschaft zaczęło

gwałtownie szerzyć nacjonalizm i antysemityzm dopiero w 1881 roku, wcześniej organizacja ta nie odgrywała większej roli.

68

Cyt. za: John Robert Seeley, Life and limes of Stein..., t. 3, s. 430.

69

Bezkrytyczny opis biedermeierowskiego Berlina zob. Paul Weiglin, Berliner

Biedermeier. Lebcn, Kunst und Kultur in Alt-Berlin zwischen 1815-1848, Bielefeld 1942; zob. też: Mariannę Bernhard, Das Biedermeier. Kultur zwischen Wiener Kon­ gres* und M(irzrevolution, Dusseldorf 1983.

70

Chodzi o niemiecką kulturę mieszczańską okresu 1815-1848; nazwa po­

chodzi od postaci filistra Gottlieba Biedermeiera, fikcyjnego autora wierszy mię­ dzy innymi Ludwiga Eichrodta (przyp. red.).

71

Gerhard Krienke, Der schulische Aspekt der Kinderarbeit in Berlin 1825-

1848. Zur Sozial- und Schulgeschichte der preussischen Hauptstadt, „Der Bar von Berlin” 1969, nr 18, s. 94-121.

72

Więcej o zmianie moralności i pozycji rodziny zob. Thomas Nipperdey, Ger­

many from Napoleon to Bismarck..., s. 109-111, 510. 73

Cyt. za: Dieter Vorsteher (red.), Die Reise nach Berlin, Berlin 1987, s. 235.

74

„Droga z Greenwich do Londynu jest bardziej ruchliwa niż większość najpo­

pularniejszych ulic Berlina, tak wielu ludzi można tu spotkać jadących i idących” kontynuował Karl Philipp Moritz. Cyt. za: Roy Proter, London. A social History,

Harmondsworth 1994, s. 165; zob. też: Ernst Wickenberg (red.), Karl Philipp Mo­

ritz, Miinchen 1987, s. 327. 75

O Schinklu zob.: Michael Snodin (red.), Karl Friedrich Schinkel: A Universal

Man, London 1991; Paul Ortwin Rave, Berlin: Stadtbauplanc, Strassen, Briicken,

Torę, Pldtze, Berlin 1981.

76

Cyt. za: Dieter Vorsteher (red.), Die Reise nach Berlin, s. 30.

77

Cyt. za: Michael Snodin (red.), Karl Friedrich Schinkel..., s. 131.

70 Tamże, s. 132. 79

Też gotyk powracał do łask, dzięki wpływom następcy tronu, który wspierał

jedność Niemiec. To on zlecił budowę Friedrichwerder Kirche w 1830 roku. Johan­

nes Sievers, Bauten fur den Prinzen von Preusscn, Berlin 1985, s. 45-46. 80

Gottfried Riemann, Schinkel’.* Buildings and Plans for Berlin, w: Michael

Snodin (red.), Karl Friedrich Schinkel..., s. 23. 81

Heinrich Heine, Reisebilder, Frankfurt-am-Main 1980, s. 235.

82

Cyt. za: Marc Henry, Trois villcs, Vienne, Munich, Berlin, Paris 1917.

Przypisy

517

Rozdział czwarty Od rewolucji do Realpolitik

1

Theodor Schieder, Partikularismus und Nationalbewusstscin, w: Werner

Conze, Staat und Gesellschaft im deutschen Vormarz, Stuttgart 1962, s. 15-23;

zob. też: Gustav Mayer, Die Anfangc des politischcn Radikalismus im vormarzlichen

Preussen, w: Hans-Urlich Wehler (red.), Radikalismus, Sozialismus und biirgerliche

Demokratic, Frankfurt-am-Main 1969, s. 7-107.

2

3 maja 1831 roku, po tym, jak polscy żołnierze wyruszyli walczyć za swoją

ojczyznę, Wagner zauważył, że był jedynym nie-Polakiem zaproszonym na ban­

kiet z okazji rocznicy uchwalenia pierwszej polskiej konstytucji - uznał to za „spe­ cjalne wyróżnienie. [...] Przez cały wieczór orkiestra dęta nieprzerwanie grała polskie piosenki ludowe, na przemian radosne i smutne, do których wykonywania

dołączali wszyscy zebrani. Piękna pieśń Trzeci maja wywołała szczególny entu­

zjazm. Lzy i okrzyki radości mieszały się w niesamowitym zgiełku, dopóki grupa

gości nie przeszła do ogrodu, gdzie pary kochanków szeptały sobie czułe słówka, wśród których co chwilę przewijało się słowo «Ojczyzna». Wkrótce noc okryła ciemnością tę rozpustną zabawę. Ten nierealny wieczór posłużył mi później jako

inspiracja do skomponowania uwertury pod tytułem Polonia''. Richard Wagner, My lifc [Mcin Leberi], przeł. Andrew Gray, New York 1992, s. 61. 3

Wolfgang Hallgarten, Studien iiber die deutsche Polenfreundschaft in der

Periode der Marzrevolution, Miinchen-Berlin 1928. Jeden z polskich rewolucjo­ nistów, Ludwik Mierosławski, cieszył się wielkim powodzeniem u berlińskich

kobiet.

4

James J. Sheehan, German History 1770-1866, Oxford 1993, s. 446; zob.

też: William Jacob, A View ofthe Agriculture, Manufactures, Statistics and State of Society of Germany and Parts of Holland and France, London 1820, s. 222.

5

Thomas Nipperdey, Germany from Napoleon to Bismarck 1800-1866, przeł.

Daniel Nolan, Dublin 1966, s. 268.

6

Nie wszystkie gazety niemieckie wspierały zachodzące w Berlinie zmiany.

Niektóre były nastawione antyprusko, jak na przykład wydawana w Monachium katolicka „Historisch-politische Blatter fur das katholische Deutschland”. Więcej o ewolucji niemieckich gazet i czasopism zob. Kurt Koszyk, Deutsche Prcsse im 19.

Jahrhundert, Berlin 1966. 7

Adolf Glassbrenner był jednym z wielu liberalnych autorów, którzy podwa­

żali sensowność cenzury, chociażby w swoim dziennku Berlin, wie es ist und trinkt. Przyjaźnił się z Adelbertem von Chamisso, Heinrichem Heinem i Willi-

baldem Alexisem. Adolf Glassbrenner, Berlin, wic es ist und - trinkt, 32 t., Berlin 1832-1850. Zob. też: Rainer Rosenberg, Literaturvcrhaltnisse im deutschen Vor-

marz, Berlin 1975; Ilja Mieck, Von der Reformzeit zur Revolution (1806-1847),

518

Berlin. Metropolia Fausta

w: Wolfgang Ribbc (red.), Gcschichte Herlincs, t. 1, Von der Fruhgeschichtc his zur Industrialisicrung, Miinchen 1987, s. 537.

8

Więcej o reakcji Berlina na dojście do władzy Fryderyka Wilhelma IV i jego

wczesnych reformach zob. Bernt Engelman, llcrlin. Eine Stadt wie keine Andere,

Berlin 1986, s. 112-117. Zob też: Wilhelm Schoof, Die Gebruder Grimm in Iterlin, Berlin 1964. 9 Fryderyk Wilhelm IV dobrze zdawał sobie sprawę z niepokojów panujących w Europie. W listach, które wymieniał z królową Wiktorią, widać jego obawę

przed rewolucją zagrażającą wszystkim koronowanym głowom Europy. List Fry­ deryka Wilhelma IV do królowej Wiktorii, 27/28 lutego 1848 roku, w: Hans Jessen

(red.), Die deutsche Revolution 1848/9 in Augcnzugen berichten, Dusseldorf 1968,

s. 35. 10 Wydarzenia rewolucji 1848 roku w Berlinie zostały przedstawione w: Adolf

Wolff, llerliner Revolutions-Chronik. Darstellung der llerliner llewegung im Jahre

1848 nach politischcn, socialen und literarischen Heziehungen, Berlin 1851. Zob. też: Eduard Bernstein, Die Gcschichte der llerliner Arbeiter-llcwegung. Ein Kapitel

zur Gcschichte der deutschen Sozialdemokratic, Berlin 1907; Gunter Richter, Zwischcn Revolution und Reischsgriindung (1848-1870), w: Wolfgang Ribbe (red.), Gcschichte llcrlins, t. 2, Von der Marzrcvolution his zur Gegenwart, Miinchen 1987, s. 607-630.

11

Deklaracja reprodukowana w: Walter Grab (red.), Die Revolution von 1848,

Miinchen 1980, s. 53.

12

W rzeczywistości tego samego dnia król spotkał się z generałem Wilhel­

mem von Ditfurthem, komendantem Berlina, oraz innymi wojskowymi, aby omó­

wić rozmieszczenie wojsk w mieście. August von Schóler, „Adjutantenjournal”, 18 marca 1848 roku, w: Hans Jessen (red.), Die deutsche Revolution..., s. 75. 13

Thomas Nipperdey, Germany from Napoleon to Hismarck..., s. 531.

14

Veit Valentin, 1848. Chapters of German History, London 1965, s. 199.

15

Reprodukcję oryginalnego dokumentu z 18/19 marca 1848 roku znaleźć

można w: Hans Jessen (red.), Die deutsche Revolution..., s. 75. 16

Dla zwiedzających przygotowano nawet specjalne mapy, w ten sposób łat­

wiej było im zidentyfikować groby bohaterów. Jedną z najbardziej imponujących

była litografia zawierająca imiona wszystkich 183 poległych. Plan vom Fricdrichshaine hei lierlin (mit Anordnung der Gruber und den Namen der Marzgefallenen), litografia, Berlin Staatsbibliothek, dział rękopisów, YB 17141 gr. 17

Cyt. za: Veit Valentin, 1848..., s. 214-215. Owa „dobra wola” dawała się

zauważyć na ulotkach z tamtych czasów, które przedstawiały Fryderyka Wilhel­ ma IV w pozytywnym świetle i mówiły o „braterstwie” oraz „kooperacji”. Sigrid Weigel, Flugschriftliteratur 1848 in lierlin. Gcschichte und Óffentlichkeit einer volkstilmlichen Gattung, Stuttgart 1979, s. 20.

Przypisy

18

519

Thomas Nipperdey, Germany from Napoleon to Bismarck..., s. 977; zob. też:

Manfred Botzenhart, Deutscher Parlamentarismus in der Revolutionszeit 1848-

1850, Dusseldorf 1977, s. 183.

19

Bismarck zawsze uważał, że niemożliwe jest odmienienie pruskiej armii;

mówił do opozycji w 1850 roku: „Próbujcie, jeśli chcecie [...], nigdy nie uda się

wam zmienić pruskiej armii [...]; zawsze będzie to wojsko króla, wobec którego posłuszeństwo to honor!”. Lothar Gall, liismarck. Der weissc Revolutiondr, Frankfurt-am-Main 1980, s. 78.

20

Alexis de Tocqueville, Oeuvres completes. Dancien regime et la Revolution, t. 2,

Paris 1952, s. 69. 21

Veit Valentin, 1848..., s. 427; Thomas Nipperdey, Germany from Napoleon

to liismarck..., s. 605.

22

Zgodnie z dekretem z 13 listopada 1848 roku „Die Reform”, „Die Zeitungshal-

le”, „Die Locomotive”, „Die Republik”, „Die Volksblatter”, „Die ewige Lampe”, „Der

Krakehler”, „Kladderadatsch” miały zostać „zawieszone”. Pod dokumentem podpisał

się generał Wrangel. Kurt Koszyk, Deutsche Presse..., s. 120-126. Zob. też: Ursula Koch, Der Tcufel in Berlin. Von der Mdrzrevolution bis zu Bismarck* Entlassung. Illustriertc politische Witzblatter einer Metropole 1848-1890, Koln 1990. Kiedy zdelega­ lizowano „Rheinische Zeitung” Marksa, po Berlinie zaczął krążyć rysunek: Marks jako Prometeusz przykuty do prasy drukarskiej, a pruski orzeł dziobie jego ciało.

23

Werner Siemens wspominał radość, jaka ogarnęła mieszkańców Berlina po

ogłoszeniu tych reform w marcu 1848 roku. Hrabia Lichnowsky wdrapał się na

stół i oznajmił zgromadzonemu przed Zamkiem tłumowi: król odesłał żołnierzy i zgodził się na wprowadzenie reform. „Kiedy ktoś zapytał, czy naprawdę zezwo­

lono na reformy, hrabia odpowiedział: «Tak, panowie, na wszystkie!”. «Palenie też?», zapytał kto inny. «Tak, palenie też» - dało się słyszeć odpowiedź. «Nawet w Tiergarten?” - «Tak, panowie, palenie jest teraz legalne nawet w Tiergarten>».

Zdziałało to cuda”. Późniejsze wycofanie reform objęło wszystkie zmiany z wy­ jątkiem prawa do palenia, co w 1848 roku aktywiści uznali za prawdziwą obelgę.

Werner von Siemens, Lebenserinnerungen, Berlin 1901, s. 48. Jak ujął to Hajo Holborn: „Reakcjonizm zniweczył wszystkie wysiłki rewolucjonistów i liberałów całej Europy”. Hajo Holborn, A History of Modern Germany 1840-1945, London

1969, s. 112. Pamiętniki Varnhagena pozostają jednym z najważniejszych źródeł

wiedzy na temat rewolucji i jej następstw. Karl August Varnhagen von Ense, Tagebiichcr, Lipsk 1863. 24 Schulung und Einsatz von Polizei and Schutzmannschaft - Der altpreussische

Polizeigriff, reprodukcja w: Gottfried Korff, Reinhard Riirup (red.), Berlin, Berlin. Die Ausstellung zur Geschichte der Stadt, Berlin 1987, s. 185. 25 Więcej o karierze Hinckeldeya zob. Gunter Richter, Zwischcn Revolution und Reichsgriindung, w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschichte Berlins, t. 1, Von der

520

Berlin. Metropolia Fausta

Friihgcschichtc bis zur Industrialisierung, Miinchen 1987, s. 647-654; zob. też: Wolfram Siemann, Deutschlands Ruhe, Sicherheit und Ordnung. Die Anfdngc der

politischcn Polizei, 1806-1866, Tiibingen 1985.

26

Dokładny opis pojedynku sporządzony przez naocznego świadka przyto­

czono w: Otto Corvin, Ein Lcbcn vollcr Abenteuer, t. 1, Frankfurt-am-Main 1934, s. 194. Rytuał pojedynku zachował się niemal do końca XIX wieku. Siedemnastego

czerwca 1864 roku Bismarck zaszokował opinię publiczną Berlina, wyzywając na pojedynek liberalnego naukowca Rudolfa Virchowa, gdyż ten zakwestionował jego prawdomówność. Trudne negocjacje zakończyły się sukcesem i pojedynek się nie odbył. Fritz Stern, Gold and Iron. Bismarck, Bleichroder and thc Building ofthe

German Empire, London 1977, s. 55.

27

Niektóre źródła podają liczby sięgające stu tysięcy. Gunter Richter, Zwischen

Revolution und Reichsgriindung, w: Wolfgang Ribbe (red.), Gcschichtc Bcrlins, t. 2, s. 650.

28

Więcej o „nagłej fascynacji” Schopenhauerem zob.: Hajo Holborn, A History

of Modern Germany 1840-1945, s. 121. O Wagnerze w Berlinie zob. Adolf Weis-

smann, Berlin ais Musikstadt. Gcschichtc der Oper und des Konzcrts von 1740 bis 1911, Berlin 1911.

29

W 1865 roku 65 procent oficerów armii pruskiej było szlachcicami, którzy

zajmowali wszystkie wysokie stanowiska. W 1856 roku 41,1 procent z 12 339

majątków w Prusach znajdowało się w rękach burżuazji, nie przekładało się to

jednak na wzrost jej potencjału politycznego. Thomas Nipperdey, Germany from

Napoleon to Bismarck..., s. 140.

30

Ludwig August von Rochau, Grundsatze der Rcalpolitik, Berlin 1853-1869.

Zob. Harold James, A German Identity 1770-1990, London 1989, s. 62-63. 31

Relacja o powstaniu Związku Celnego jednego z jego założycieli i mistrza

wolnego handlu zob. Rudolf Delbriick, Lcbenserinnerungen, 2 t., Leipzig 1905. Na

temat Friedricha Lista i jego walki o zniesienie ceł zob. Paul Gehring, Friedrich List und Deutschlands politisch-okonomische Einhcit, Leipzig 1956.

32

William O. Henderson, The Zollvercin, Cambridge 1939. Henderson praw­

dopodobnie przecenia wkład Związku Celnego w zjednoczenie Niemiec. Krytykę jego poglądów znaleźć można w: James J. Sheehan, German History..., s. 504.

33

Ilja Mieck, Preussiche Gewerbepolitik in Berlin 1806-1844, Berlin 1965, s. 129.

34

Atmosferę wystawy uchwycił w swoim dzienniku Heinrich Eduard Koch-

hann, którego szczególnie zachwyciła ekspozycja Borsiga. Dostał on za nią pierw­ szą nagrodę, „po czym jego imię było na ustach wszystkich”. Kochhann był dum­ ny, że berlińskie ekspozycje przyćmiły te z Ruhry. Heinrich Eduard Kochhann, Tagebucher, t. 3, Berlin 1905-1907, s. 47.

35

Walther Kiaulehn, Berlin. Schicksal einer Weltstadt, Miinchen 1980, s. 140.

Wspieranie Egellsa przez Beutha zob. Laurenz Dempts, Die Maschinenbauanstalt

Przypisy

521

von Franz Anton Egells und dic ncue Berliner Eisengiesserci - ihre Bedeutungfiir dic

Industrialisierung Berlins, „Berliner Geschichte. Dokumente, Beitrage, Informationen” 1980, nr 1, s. 15.

36

Laurenz Demps, Dic Maschinenbauanstalt..., s. 18.

37

Jak ujął to Peter Bley, „przekształcenie Berlina w stolicę Rzeszy i indu­

strialną metropolię Niemiec było nierozerwalnie złączone z utworzeniem roz­ ległej sieci transportu kolejowego ”. Peter Bley, Eisenbahnknotenpunkt Berlin, w:

Jochen Boberg i in. (red.), Exerzicrfeld der Modernę. Industrickultur in Berlin im

19. Jahrhundert, Miinchen 1984, s. 114. Zob. też: Rainer Fremdling, Eisenbahnen und deutsches Wirtschaftswachstum 1840-1970, Dortmund 1979.

38

Helmut Maier, Berlin Anhalter Bahnhof, Berlin 1987, s. 238-240.

39

Jeden ze świadków pierwszego przejazdu pociągu między Fiirth a Lipskiem

pisał, że na peronie i dokoła tłoczył się „niewyobrażalny tłum” wiwatujący na wi­ dok wydostającej się z lokomotywy pary. Ruszający pociąg spłoszył konie, słychać było płaczące dzieci. Według świadka było to niesamowite osiągnięcie: „[...] ileż wiedzy, doświadczenia, eksperymentów, dedukcji, percepcji, geniuszu i szczęścia trzeba było zgrać, by zaprojektować i zbudować taką maszynę”. Friedrich Schulze,

Dic ersten deutschen Eisenbahnen Niirnberg-Fiirth und Lcipzig, Leipzig 1917. Rela­ cję jednej z pierwszych podróży pociągiem między Berlinem a Królewcem znaleźć

można w: Robert von Mohl, Lebens Erinnerungen, t. 2, Stuttgart 1902, s. 366.

40

Rozwój kolei promował wytrwale August von der Heydt, który przez czter­

naście lat był pruskim ministrem handlu. Zob. Friedrich Liitge, Deutsche Sozialund Wirtschaftsgeshichte, Berlin 1952, s. 367. Friedrich List zachwycał się, że te­

raz „setki tysięcy ludzi” będą mogły zmienić swoje życie, łatwo przemieszczając

się po niemieckich terenach. Friedrich List, Schriften, Redcn, Briefe, t. 3, Berlin 1927-1936, s. 161.

41

Berlińczycy sławili swoje nowe stacje. Dla przykładu, „Illustrirte Zeitung”

w numerze z 15 czerwca 1880 roku poświęcił sporo miejsca nowym, wielkim

dworcom kolejowym w mieście. 42

Heinz Jung, Wolfgang Kramer, Dic Strassenbahn, w: Jochen Boberg i in. (red.),

Exerzierfeld der Modernę..., s. 129. Zob. też: Peter Bley, Berliner S-Bahn. 140 Jahre Technikgeschichte, Dusseldorf 1988; Sigurd Hilkenbach, Wolfgang Kramer, 125 Jahre

Strassenbahnen in Berlin, Dusseldorf 1982. O kanałach berlińskich zob.: Werner Natzschka, Berlin undseine Wasserstrassen, Berlin 1971; Heinz Trost, Zwischen Havel, Spiec und Dahmc. Aus der Geschichte der Berliner Fahrgastschiffuhrt, Hamburg 1989.

43

Friedrich List potrafił niezwykle obrazowo przedstawić potencjał kolei nie

tylko ze względu na rozwój gospodarczy, ale także ze względu na możliwość tak­

tycznego wykorzystania położenia geograficznego Prus. Dzięki kolei można było szybko przemieszczać wojsko i zaopatrzenie w każde miejsce. Friedrich List, Schrif­ ten, Redcn, Briefe, t. 3, s. 155-270.

522

Berlin. Metropolia Fausta

44

Pionierem taktycznego wykorzystania transportu kolejowego był Helmuth

von Moltke, od 1857 szef pruskiego Sztabu Generalnego. Już w 1843 roku pisał, że każda nowa inwestycja kolejowa daje „militarną przewagę”. Zob. Helmuth von

Moltke, Wclchc Riicksichten kommen bel der Wahl der Richtung von Eisenbahnen in Bctracht?, w: Vermischte Schriften des Grafen Helmuth von Moltke, t. 2, Berlin

1982, s. 228. 45

E.M. Earle, Makers of Modern Strategy, Princeton 1941, s. 150.

46

Niekwestionowany status kolei widać było w piśmiennictwie tamtych lat. Bro­

szury i opowiadania często nosiły tytuły w rodzaju: Rcchts und links der Eisenhahn. W gazetach pojawiały się ogłoszenia dotyczące sprzedaży biletów na luksusowe

pociągi sypialne relacji Londyn-Berlin-Triest; ilustracje przedstawiały eleganckie kobiety i gentlemanów raczących się śniadaniem w wagonie restauracyjnym (/m

Restaurationswagen der Berlin-Anhalter Eisenhahn). Dieter Vorsteher (red.), Die Reisc nach Berlin, Berlin 1987, s. 81-92; zob. też: Kónigl. Preuss. Ministers d. óffentlichen Arbeiten, Berlin und seine Eisenbahnen 1848-1896, 2 t., Berlin 1896.

47

Wartość produkcji surówki hutniczej w granicach Związku Celnego wzrosła

z 24 milionów marek w 1848 roku do 66 milionów marek w 1857 roku, zaś pro­ dukcji węgla - z 25 do 62 milionów; z kolei sprzedaż rudy żelaza i węgla zwięk­

szyła się z 45 do 135 milionów marek. Hans-Ulrich Wehler, The German Empire

1871-1918, przeł. Kim Traynor, Leamington Spa 1989, s. 16.

48

Das Fest der tausendsten Locomotive, „Die Gartenlaube ” 1858, s. 54; zob. też:

Kurt Pierson, Borsig - ein Name geht um die Welt, Berlin 1973; Dieter Vorsteher,

Eisengisscrei und Maschinenbauanstalt zu Berlin, Berlin 1983.

49

Albert Borsig pragnął oddać hołd swojemu ojcu, który zmarł niedługo po

wyprodukowaniu pięćsetnej lokomotywy. Dieter Vorsteher, Das Fest der 1000. Locomotive. Ein neues Sternbild iiber Moabit, w: Tilmann Buddensieg, Henning

Rogge (red.), Die nutzlichen Kiinste, Berlin 1981, s. 90-98; Das Fest der tausendsten Locomotive, „Die Gartenlaube” 1858, s. 541.

50

Dieter Vorsteher, Mythos vom Dampf, w: Jochen Boberg i in. (red.), Exerzier-

feld der Modernę..., s. 80-87.

51

Więcej na temat industrializacji Berlina zob. Gerhard Masur, Imperial Ber­

lin, London 1971, s. 125-149. Więcej o Scheringu zob. Maria Borgmann, Die chemische Industrie, w: Jochen Boberg i in. (red.), Exerzierfeld der Modernę..., s. 344.

52

Gazety odzwierciedlały coraz większy kosmopolityzm miasta. Rudolf Mos-

se, ówczesny właściciel „Berliner Tageblatt”, mówił: „Ten, kto pisze dla Berlina,

pisze dla całego cywilizowanego świata”. Cyt. za: Gerhard Masur, Imperial Ber­ lin..., s. 70; zob. też: Kurt Koszyk, Deutsche Presse..., s. 244-249.

53

W Berlinie opracowano proces kopiowania fotografii na miedziane lub cyn­

kowe płytki. Pozwoliło to na osiągnięcie półtonów i usprawniło proces druku.

Peter de Mendelssohn, Zeitungsstadt Berlin, Berlin 1982, s. 138.

Przypisy

54

523

Georg von Siemens, Geschichte des Hauses Siemens, 3 t.» Miinchen 1947-

1952, tu: t. 1, s. 258. Więcej o rozwoju Siemensstadt w Berlinie zob. Wolfgang

Ribbe, Wolfgang Schache, Siemensstandort Nonnendamm. Industrielle Randwanderung und Industriehau in Berlin um die Jahrhundertwende, Berlin 1984.

55

Walther Rathenau, Geddchtnisredefiir Emil Rathenau, w: tegoż, Gcsammcltc

Schriften, t. 5, Wirtschaft, Staat und Gesellschaft, Berlin 1929, s. 11-21; zob. też:

Ernst Robert Pinner, Emil Rathenau und das elektrische Zeitalter, Leipzig 1918. 56

Udział Siemensa i Rathcnaua w rozwoju przemysłu elektrycznego w Berlinie

udokumentowany został w wydanym w 1984 roku w Berlinie Wschodnim tomie 100 Jahre Stromfiir Berlin. 1884-1984. Ein Streifzug durch unsere Geschichte in

Wort und Hild. Więcej o rozwoju oświetlenia ulicznego zob. Senator fur Bau- und Wohnungswesen, Berlin West, 300 Jahre Strassenbeleuchtung in Berlin, Berlin 1988.

57

Więcej informacji o niezwykłym rozwoju berlińskiego przemysłu i nowych

dzielnicach miasta założonych przez przedsiębiorców znaleźć można w dwóch

tomach wydanych pod auspicjami Historische Kommission zu Berlin (nr 6, 39): Ingrid Thienel, Stadtewachstum und Industrialisierungsprozess des 19. Jahrhun-

derts. Das Berliner Beispiel, Berlin 1971; Otto Biisch (red.), Untcrsuchungen zur Geschichte der druhen Industrialisierung, vornehmlich im Wirtschaftsraum Berlin/

Brandenburg, Berlin 1971; zob. też: Otto Wiedfeldt, Statistische Studicn zur Entwicklungsgeschichte der Berliner Industrie von 1720 bis 1890, Leipzig 1898. 58

Francis L. Carsten, The Court Jews. A Prelude to Emancipation, „Yearbook

of the Leo Back Institute” 1958, nr 3, s. 140-156; Heinrich Schnee, Die Hoffi-

nanz und der modernę Staat. Geschichte und System der Hoffaktoren an dcutschen Furstcnhofcn in Zeitalter des Absolutismus, 6 t., Berlin 1953-1957 - zwł. t. 1, Die

Institution des Hoffaktorentums in Brandenhurg-Prcusscns. 59

Powszechne przywileje objęły Daniela Itziga w 1761 roku. Berliner Histori-

schen Kommission beim Friedrich-Meinecke-Institut der Freien Univeristat Berlin, Die Judcnburgerbucher der Stadt Berlin 1809-1851, t. 4, Berlin 1962, s. 690-692. 60

W.E. Mosse, Jews in the German Economy. The German-Jewish Economic Elitę

1820-1935, Oxford 1987, s. 37.

61

Hans-Ulrich Wehler, The German Empire 1871-1918, s. 184.

62

Tamże, s. 18.

63

Hermann Sudermann, Sodoms Ende: Drama in 5 Akten, Berlin 1891. Wię­

cej o Fiirstenbergu: Gerhard Masur, Imperial Berlin..., s. 148; Hans Fiirstenberg,

Carl Fiirstenberg. Die Lebensgeschichte eines dcutschen Bankiers, 1870-1914, Berlin

1930. Berlińską dzielnicę finansową opisano w: Hans Weber, Bankplatz Berlin, Koln 1947. 64 Helmut Bóhme, Prolegomena zu einer Sozial- und Wirtschaftsgeschichte Deutschlands, Frankfurt-am-Main 1972, s. 48. Więcej o rozwoju berlińskiej giełdy

zob. Georg Buss, Berliner Boise von 1685 bis 1913, Berlin 1913.

524

Berlin. Metropolia Fausta

Tytuły niedziedziczne to Kommerzienrat i Gchcimer Kommerzienrat (Gehe-

65

imraf), przyznawał je Kgl. Staatsminister fur Handel, Gewerbe und óffentliche Arbeiten. Zob. fascynujący rozdział w: W.E. Mosse, Jews in the German Economy..,

s. 69-95. Jacob Toury bada wzrastający wpływ Żydów na przemysł Prus w porów­

66

naniu z innymi grupami społecznymi. Jacob Toury, Der Eintritt der Juden ins

deutsche Biirgentum, w: Hans Liebeschiitz, Arnold Paucker (red.), Das Judentum

in derdeutschcn Umwelt, 1800-1850, Tiibingen 1977, s. 230. Zob. też: Stefi Jersch-Wenzel, Juden and „Franzosen” in der Wirtschaft des Raumcs Berlin/Brandenburg zur Zeit das Merkantilismus, Berlin 1978.

67

W.E. Mosse, Jews in the German Economy..., s. 72.

Rozdział piąty Czerwony Berlin

„Dwa niebiosa. W drodze do Berlina w powozie. Góry za nami, lasy w oddali.

1

Niknąć z oczu nie pozostawiły śladu”. Karl Marx, Die zwci Himmcl, w: Karl Marx,

Friedrich Engels, Gesamtausgabe (MEGA), Berlin 1975, t. 1, s. 483. O przybyciu Karola Marksa do Berlina zob. Fritz J. Raddatz, Karl Marx. Eine politische Biogra-

phic, Hamburg 1975, s. 30. Wczesne lata życia Karola Marksa omawiają m.in.: Saul K. Padover, The Man

2

Marx, New York 1978; Isaiah Berlin, Karl Marx: His Life and Thought, New York

1973.

Na temat Klubu Doktorów zob. Richard Friedenthal, Karl Marx. Scin Lebcn

3

und seine Zeit, Mimchen 1981, s. 153. O Heinrichu Heinem zob. Max Bród, Hein­

rich Heine, Amsterdam 1934. Ludwig Borne częściowo krytykował „kult” Goe­ thego, podkreślając, że nie wykorzystał on swej pozycji do jakiejkolwiek zmiany

społecznej, do „przeciwstawienia się nikczemności”. Żarliwie zwalczał też anty­ semityzm, pisząc: „Niektórzy mnie odrzucają, bo jestem Żydem, inni przepraszają mnie za to; a jeszcze inni za to chwalą. Ale oni wszyscy o tym myślą [...]”. Ludwig Borne, Gesammelte Schriften, Milwaukee 1858, s. 31. O Arnoldzie Rugę zob. Sam-

tliche Werke, 10 t., Mannheim 1847-1848. 4

Marks zaczął studiować Hegla podczas rekonwalescencji pod Berlinem po

chorobie płuc. Zainspirowało go to do wyjazdu do Berlina, gdzie chciał serdecznie wspierać wszystkich biedaków wystających na skrzyżowaniach ulic. Na temat

wpływu Hegla na Marksa, zob.: Sidney Hook, From Hegcl to Marx, New York 1935. 5

Will Durant, The Story of Philosophy. The Lives and Opinions of the great

Philospohers ofthe Western World, New York 1967, s. 233. Dzieła wszystkie Hegla zostały opublikowane jako: Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Werke, 20 t., Frank-

furt-am-Main 1976.

Przypisy

6

525

Heinrich Floris Schopenhauer, Parerga and Paralipomcna, przeł. E.F.G. Pay-

ne, t. I, Oxford 1974, s. 24. 7

Golo Mann, Niemieckie dzieje w XIX i XX wieku, przeł. Andrzej Kopacki,

Olsztyn 2007, s. 56.

8

Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Wykłady z filozofii dziejów, t. 1-2, przeł.

Janusz Grabowski, Adam Landman, Warszawa 1958; zob. też: Richard Norman, Sean Sayers, Hegel, Marxand Dialectic, Brighton 1980, s. 25-46.

9

O „staroheglistach” zob. John Toews, Transformatom of Hegelianism 1805-

1846, w: Frederick C. Beiser (red.), The Cambridge Companion to Hegel, Cam­ bridge 1995, s. 378-391.

10

David McLellan, The Young Hegelians and Karl Marx, London 1980.

11

O Feuerbachu zob.: tamże, Bruno Bauer, s. 48-83; Eugene Kamenka, The

Philosophy of Ludwig Feuerbach, London 1970; Feuerbach. „Ein Mann ist was er isst”, w: Koppel S. Pinson, Modern Germany. Its Historyand Civilisation, New York

1963, s. 72. 12

O ich przyjaźni świadczy korespondencja, zob. np. list Bruna Bauera do

Karola Marksa z 12 kwietnia 1841 roku: Fritz J. Raddatz, Karl Marx..., s. 48. 13

David McLellan, Karl Marx, New York 1975, s. 33; tegoż, The Young Hegel...,

s. 6-7. 14

Zob. plakat Paula Grulicha Damon Berlin. Aufzeichnungcn cines Obdachlo-

sen, Deutscher Verlag GmbH 1907, Berlin Staatsbibliothek PK (Fb 4300). 15

Na przykład w 1875 roku na ogólną liczbę ludności 964 539 tylko 41,2

procent ludzi urodziło się w Berlinie. Szczegółowe dane dotyczące wzrostu liczby mieszkańców Berlina z podziałem na dzielnice znaleźć można w pracy Michaela Erbego, Bevolkerungsentwicklung, w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschichte Berlins, t. 2, Von der Marzrevolution bis zur Gegenwart, Miinchen 1987, s. 693-699. Na temat

polskich imigrantów zob. Gottfried Hartmann, Polen in Berlin (Demographische

Entwicklung'), w: Stefi Jersch-Wenzel, Barbara John (red.), Von Zuwandercrn zu

Einheimischen. Hugcnotten, Juden, Bóhmen, Polen in Berlin, Berlin 1990, s. 604625. Według Hartmanna ponad 53 procent nieniemieckich imigrantów mówiło po polsku (wraz z Mazurami i Kaszubami); drugą pod względem liczebności grupą

byli mówiący po rosyjsku - 9,9 procent. 16

Koppel S. Pinson, Modern Germany..., s. 222; zob. też: Werner Conze, Na-

tionalsbildung durch Trcnnung. Deutsche und Polen im preussischen Ostcn, w: Otto

Pflanze (red.), Inncnpolitische Prohleme des Bismarck-Reiches, Miinchen 1983, s. 95-119.

17

Ingeborg Weber-Kellermann, Landlcben im 19. Jahrhundcrt, Miinchen 1987,

s. 25.

18

Hans-Ulrich Wehler, The German Empire 1871-1918, przeł. Kim Traynor,

New York 1985, s. 9-24, tu: s. 11. Zob. też: Klaus J. Bade (red.), Auswanderer -

526

Berlin. Metropolia Fausta

Wandcrarbcitcr-Gastarbcitcr. Bevolkerung. Arbeitsmarkt und Wandcrung in

Deutschland seit der Mitte des 19. Jahrhunderts, 2 t., Ostfildern 1984; Jan Kaźmierczak, Polacy w Berlinie. Przyczynek do historii wychodźstwa polskiego w Berlinie

i po prawym brzegu Łaby, Inowrocław 1937. 19

Thomas Nipperdey, Germany froni Napoleon to Bismarck 1800-1866, przeł.

Daniel Nolan, Dublin 1986, s. 198.

20

Friedrich Kayssler, Die Weber. Soziales Drama. Auf Wunsch Sr. Durchlaucht

von Serenissimus fur eine Sondervorstellung bearbeitet vom Freiherrn von Kinder-

mann [fragmenty], „Schall und Rauch”, 25 października 1901. 21

Eugene N. Anderson, The Social and Political Conflict in Prussia, 1858-1864,

Lincoln 1954, s. 440; Ernst Klein, Die Entwicklung der Landwirtschaft 1800-1930, Wiirzburg 1960. Zob. też: Max Weber, Die Varhaltnisse der Landarbeiter im ostlichcn Dcutschland, Schriften des Vereins fiir Socialpolitik, z. 55, Leipzig 1892.

22

O rewolucji kartoflanej w Berlinie zob. Johann Friedrich Geist, Klaus

Kurvers, Das Berliner Mietshaus 1740-1862, t. 1, Miinchen 1980, s. 336-339.

23

Reinhart Koselleck, Staat und Gesellschaft in Prcussen 1815-1848, w: Wer­

ner Conze (red.), Staat und Gesellschaft im deutschcn Vormdrz 1815-1848, Stutt­ gart 1962, s. 102.

24

Tylko w 1911 roku przybyło do Berlina 1,3 miliona ludzi. Zob.: Jurgen

Schutte, Peter Sprengel (red.), Die Berliner Modernę 1885-1914, Stuttgart 1987, s. 96; Michael Erbe, Bevolkerungsentwicklung, w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschich­

te Berlins, t. 2, s. 698. 25

Były pewne próby opracowania planów dla wzrastającej liczby ludności,

np. w 1853 roku Die Fluchtlinie fiir Gcbdude und bauliche Anlagcn an Strassen und

Platzen wird von dem Polizeiprasident bestimmt, ale mało w praktyce zrobiono i w latach pięćdziesiątych planowanie władz miejskich nie było właściwie niczym

więcej niż utarczkami między inwestorami a ludźmi pragnącymi usprawnić trans­ port miejski. Ogólny brak działania sprowokował Engelsa do gwałtownego, ale ra­

czej niesłusznego, ataku na całą gospodarkę mieszkaniową w Prusach. Friedrich Engels, Zur Wohnungsfrage, Dusseldorf 1882 [W kwestii mieszkaniowej, przeł. Ka­

zimierz Błaszyński, Warszawa 1949]. 26

Najbardziej zjadliwa książka na temat reform to: Werner Hagemann, Das

steinerne Berlin. Geschichte der grdsstcn Mietskasernenstadt der Wclt, Berlin 1930;

zob. też: Ingrid Thienel, Industrialiserung und Stadtewachstum, die Wandcl der Hauptsiedlungs-formen in der Umgebung Berlins 1800-1850, w: Otto Biisch (red.), Untersuchungen zur Geschichte der friiheren Industrialisierung vornehmlich im

Wirtschaftsraum Berlin/ Brandenburg, Berlin 1971; Emmy Reich, Der Wohnungs-

markt in Berlin von 1840-1910, Miinchen 1912, s. 59. 27

Po powrocie z wygnania Ludwik Napoleon wysłał do Anglii w 1848 roku

komisję do zbadania tamtejszego budownictwa mieszkaniowego; poprosił także

Przypisy

527

o opublikowanie w 1850 roku opracowania angielskiego architekta Henry’ego

Robertsa The Dwclling ofthe Labouring Classcs. Zob. Proposition dc M. dc Mclun (Nord) sur Tassainissement et 1’interdiction des logements insalubres, „Annales de

la Charite” 1849, s. 445, cyt. za: Nicolas Bullock, James Read, 77ic Movcmcnt for

Housing Reform in Germany and France 1840-1914, Cambridge 1985, s. 295-297. 28

David H. Pinkney, Napoleon III and the Rcbuilding of Paris, Princeton 1958,

s. 25.

29

Pamiętniki Haussmanna świetnie pokazują jego niezwykle ambicje dotyczą­

ce przebudowy Paryża; zob. Baron Haussmann, Mcmoircs du Baron Haussmann: Grand Travaux dc Paris, 2 t., Paris 1979. O wpływie Haussmanna zob. Mark Giro-

uard, Cities and People. A Social and Architectural History, Yale 1985, s. 285-300. 30

Werner Hagemann, Das steinerne Berlin..., s. 295.

31

O Hobrechcie i Berlinie zob. Ernst Heinrich, Der „Hobrcchtplan", „Jahrbuch

fur brandenburgische Landesgeschichte” 1962, nr 13, s. 41.

32

Georg Simmel, Die Grossstddte und das Geistesleben, przedruk w: Jurgen

Schutte, Peter Sprengel (red.), Die Berliner Modernę..., s. 125. O zagospodaro­

waniu terenów zob. Jutta Wietog, Der Wohnungsstandard der Untcrschichten in Berlin. Eine Betrachtung anhand des Mietsteurkatastrcs 1848-1871 und der

Wohnungsaufnahme 1861-1871, w: Werner Conze, Ulrich Engelhardt (red.), Arbeiterexistenz im 19. Jahrhundert. Industrielle Wclt, t. 33, Stuttgart 1981,

s. 114-137.

33

Jak to wyraził Gustav Schmoller w 1887 roku: „Wykładając tę psychologicz­

ną prawdę bez ogródek: warunki są tak straszne, że może dziwić, że skutki nie są jeszcze gorsze. Jest tak tylko dlatego, że znaczna część klasy robotniczej potrafi

zachować w tych podłych dziurach zasób wartości moralnych, przekonania reli­ gijne czy poczucie przyzwoitości z dawniejszych czasów; dlatego najgorsze jeszcze

nie nadeszło”. Gustav Schmoller, Ein Mahnrufin der Wohnunngsfrage, „Jahrbuch fur Gesetzgebung, Verwaltung und Volkswirtschaft im deutschen Reich” 1887,

s. 429-430, cyt. za: Nicolas Bullock, James Read, The Movemcnt for Housing

Reform..., s. 67. 34

Piwnice naprawdę „lśniły”; badania przeprowadzone przez Sanitatspoli-

zei w 1850 roku - niezbyt deszczowym - wykazały, że w jednej na dziesięć za­ mieszkanych piwnic w Berlinie stoi woda, sięgająca nawet sześćdziesięciu sześciu

centymetrów. E. Krieger, Uber die Kellerwohnungen in Berlin, Berlin 1855. Wy­ słannik miejski Bóckelmann opisywał stan mieszkań w latach osiemdziesiątych

jako opłakany. W jednej kamienicy czynszowej mieszkało „dwieście pięćdziesiąt

rodzin czy jakichś grup [...]. Ogólnie sprawy wyglądają tak źle, że już nie może

być gorzej. Ponadto należy wspomnieć o zwykłym brudzie. Widzę łóżka, o ile można je tak nazwać, całe czarne od brudu. Myślałem, że w takim pomieszcze­ niu, które opisałem, nie ma w ogóle miejsca do spania; widząc rodzinę z piątką

528

Berlin. Metropolia Fausta

dzieci, zastanawiałem się, jak oni wszyscy śpią. Czworo spało w jednym łóżku, inni na podłodze, na słomie lub stercie szmat. Nie wyobrażajcie sobie, że zawsze

taki pokój zajmuje jedna rodzina; o nie! Tu i ówdzie są dwie, a nawet znam przy­ padki, że trzy rodziny żyją w jednym pokoju, w tym jedna z nich z czworgiem dzieci, z których trójka nadal musi pozostawać w kołyskach”. Cyt. za: Nicolas

Bullock, James Read, The Movcmcntfor Housing Reform..., s. 60. Dane dotyczące

gęstości zaludnienia po 1874 roku za: Statistischcs Jahrbuch der Stadt Berlin; zob. też: Gerd Hohorst, Jurgen Kocka, Gerhard A. Ritter (red.), Sozialgeschichtliches Arbcitsbuch, t. 2, Materialen zur Statistik des Kaiserrciches 1870-1914, Miinchen

1978, s. 113-119; Martin J. Daunton (red.), Housing the Workers. A Comparative

History, 1850-1944, Leicester 1990, s. 30.

35

Tylko w 1875 roku dwadzieścia jeden procent rodzin w Berlinie było takimi

Schlafleutc; w niektórych dzielnicach dziesięć procent ludności żyło w ten sposób,

ale problem braku izb mieszkalnych sięgał lat czterdziestych XIX wieku. Johann Friedrich Geist, Klaus Kiirvers, Das Berliner Mietshaus..., t. 1, s. 441. 36

Dane o śmiertelności wśród dzieci w Berlinie od 1874 roku ogłaszano rok­

rocznie w Statistischcs Jahrbuch der Stadt Berlin; zob. też: Michael Erbe, Bevólkerungsentwicklung, w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschichte Berlins, t. 2, s. 698.

37

Kurt Pomplun, Pomplun’s grosscs Berlin Buch, Berlin 1985, s. 195-199.

38

Taki stosunek rażąco kontrastował z podejściem liberalnych reformatorów

takich jak Victor Aime Huber, który w 1861 roku napisał: „Współczesne warunki mieszkaniowe zwykłego pracownika, biedoty, wielkiej masy ludzi są już teraz jed­ ną z największych i najbardziej palących społecznych niegodziwości dzisiejszego

świata, a wraz ze wzrostem populacji będzie coraz gorzej, chyba że zło zostanie natychmiastowo i efektywnie poddane silnym i daleko idącym środkom przeciw­

działania”. Victor Aime Huber, Wohnungsfrage: dic Hilfe, cyt. za: Nicolas Bullock, James Read, The Movementfor Housing Reform..., s. 43. 39

Rudolf Virchow, Uberdie Kanalisation Berlins, Berlin 1868. Ogólne spojrze­

nie na wkład Virchowa zob. Alfons Fischer, Geschichte des deutschcn Gesundheitswesens, Hildesheim 1965. O skutkach epidemii cholery w Berlinie w 1866 roku zob. August Hirsch, Dic Cholera-Epidemie des Jahres 1866 in Berlin. Vom Statistischen Standpunkte gcschildert, „Berliner Stadt - und Gemeinde-Kalender und

Stadtisches Jahrbuch fur 1867”, s. 309. Hirsch zauważył, że kobiety wydawały

się bardziej narażone na zachorowanie niż mężczyźni, głównie dlatego, że to one czyściły zakażone ubrania i pościel. 40

Rosa Luxemburg, Gesammelte Werke, t. 3, Im Asyl, Berlin 1984, s. 88.

41

Eduard Bernstein, Die Geschichte der Berliner Arbeiterbewegung, t. 1, Berlin

1928, s. 261.

42

Walther Kiaulehn, Berlin. Schicksal einer Weltstadt, Miinchen 1980, s. 170.

43

Tamże, s. 505.

Przypisy

44

529

Alfred Dóblin, Das markische Ninive, „Der Sturm”, 10 marca 1910, s. 5. Ogól­

ną dyskusję o zbrodniach w nowych miastach przemysłowych zob. Howard Zchr,

Crime and. thc Development of Modern Society. Patterns ofCriminality in Ninctecnth-

century Germany and France, London 1976. 45

Powyższa klauzula została dodana do Kodeksu Karnego: „Każdy, kto ekspo­

nuje obiekty przeznaczone do obscenicznego użytku w miejscach publicznych lub

kto reklamuje lub promuje takie obiekty w przestrzeni publicznej podlega karze po­ zbawienia wolności do jednego roku oraz grzywnie w wysokości do 1000 marek lub jednej z tych kar”. Ernst Huber, Deutsche Verfassungsgeschichte seit 1789, t. IV, Struk­ tur and Kriscn des Kaiserreichs, Stuttgart 1969, s. 284. Jak podkreślił James Woycke,

dotyczyło to także antykoncepcji, ponieważ obsceniczność została już zdefiniowana przez Reichsgericht (Sąd Rzeszy) jako „cokolwiek co godzi w publiczne poczucie wstydu w seksualnym sensie”. James Woycke, Birth Control in Germany 1871-1933,

London 1988, s. 51. Prawo Heinzego, zob.: Robin Lenman, Art, Society and thc Law in Wilhelminę Germany: thc LexHeinze, „Oxford German Studies” 1973,8, s. 86-113.

46

Hans Schneickert, Die gewerbsmassige Ahtrcibung und dereń Bekiimpfung,

„Monatsschrift fur Kriminal-Psychologie”, 1906, 2, s. 633.

47

„Kievskie Vesti”, 10 grudnia 1907. Zob. też: Lynn Abrams, Prostitutes in

Imperial Germany, 1870-1918: Working Girls or Social Outcasts?, w: Richard J. Evans (red.), The German Underworld. Deviants and Outcasts in German History, London 1988, s. 202.

48

Abraham Flexner donosił, że gdy prostytutki były pytane, czy będą się re­

jestrować na policji, odpowiadały: „Nur die Dummen werden inscribiert!” (Tylko

głupi się rejestruje). Abraham Flexner, Prostitution in Europę, New York 1914, s. 157; Hans Ostwald, Die Berlinerin. Kultur- und Sittengeschichte Berlins, Berlin

1921, s. 641. Ostwalda i Flexnera cytował Charles W. Haxthausen, ”A New Beau-

ty”: Ernst Ludwig Kirchner’s Images of Berlin, w: Charles W. Haxthausen, Heidrun Suhr (red.), Berlin Culture and Metropolis, Minneapolis 1990, s. 79. Friedrich Sass

zauważył, że w latach czterdziestych XIX wieku nie było rzadkością zobaczyć czternastoletnie prostytutki na ulicach Berlina. Friedrich Sass, Berlin in seiner neuesten Zeit und Entwicklung, Berlin 1846, s. 171. 49

Thomas Nipperdey, Germany from Napoleon to Bismarck..., s. 109.

50

James Woycke, Birth Control in Germany..., s. 68-88.

51

Max Hirsch, Frauenerwerbsarbeit und Frauenkrankheit, „Monatsschrift fur

Geburtshilfe und Gynakologie” 1913, nr 38, dodatek, s. 319.

52

Często używano innych substancji, by wywołać poronienie: kulek ołowiu,

rtęci i arszeniku. Berlinki korzystały także z książki o ziołowych środkach Johanna Stariciusa Geheimnisvoller Heldenschats, wyd. 1: 1616.

53

Pruski Urząd Statystyczny szacował, że z sześćdziesięciu tysięcy zgonów

kobiet w Prusach w 1927 roku, kiedy opieka została już udoskonalona, trzy i pół

530

Berlin. Metropolia Fausta

tysiąca z nich mogło zostać uznanych za „ukryte” zgony poaborcyjne - przy

których podano inne powody. Wraz ze zgonami określonymi jako poaborcyjne liczba ta mogła sięgać pięciu tysięcy. James Woycke, Birth. Control in Germany...,

s. 77.

54

Geschichtc Friiuclcins von Sternheim autorstwa Sophie von La Roche było

pierwszą niemiecką powieścią przedstawiającą kobietę równą mężczyźnie. 55

Gertrud Baumer, Die Geschichtc der Fraucnbewcgung in Deutschland, w: He-

lene Lange, Gertrud Baumer (red.), Handhuch der Fraucnbewcgung, cz. 1, Berlin

1901, s. 1-158. O Ricardzie Huch zob. Marie Baum, Lcuchtcnde Spur. Das Lchcn Ricarda Huchs, Tiibingen 1950.

56

August Bebel, Die Frau and der Sozialismus, Zurich 1879 [Kobieta i socja­

lizm, Kraków 1907].

57

Gustav Rasch był przerażony, gdy zorientował się, że normą dla dzieci

z dzielnic nędzy powyżej ósmego roku życia był brak zabawy na zewnątrz, ponie­ waż „musiały iść do fabryki i swoimi malutkimi delikatnymi paluszkami nawle­ kać nitkę” od szóstej rano do siódmej czy ósmej wieczorem. Przyglądał się zmia­

nie wracającej z fabryki do domu: były to dzieci „blade, marnie ubrane, chłopcy i dziewczyny, wiele w łachmanach, wiele bez skarpet i butów”. Nie zachowywały

się jak beztroska młodzież, lecz „szły wolno i cicho jak dorośli i dojrzali ludzie”. Kiedy spytał o to lokalnego inspektora, odpowiedziano mu, że nic się nie zmieni, skoro biedni postrzegają własne potomstwo jako „pracowników, którzy mogą za­

robić pieniądze”. Gustav Rasch, Die dunkeln Hauser von Berlin, Wittenberg 1863,

s. 133; zob. Też „Die beruflich Zukunft der Kinder” w: Johann Friedrich Geist,

Klaus Kiirvers, Das Berlincr Mietshaus..., s. 287.

58

Podczas pierwszej debaty dotyczącej skrócenia dnia pracy do maksymalnie

dziesięciu godzin Herr Schechard spytał znajomych polityków, czy mogliby „być

obojętni na te biedne dzieci muszące wstawać wcześnie o piątej rano, kiedy jest

zimno i zła pogoda [...]; są zaciągane przez swoje matki do fabryki, która bardziej przypomina więzienie; nawet wasze serca mogłoby to złamać”. Cyt. za: Wolfgang

Kóllmann, Die industrielle Revolution. Quellen zur Sozialgeschichte Grossbritanniens und Deutschlands im 19. Jahrhundert, Stuttgart 1961, s. 41.

59

Ottilie Baader, Ein steinigcr Weg. Lcbenserinnerungen, Berlin 1921, s. 15.

60

Annemarie Lange, Das wilhelminische Berlin, Berlin 1984, s. 42; zob. też:

Rosmarie Beier, Frauenarbeit and Frauenalltag im deutschen Kaiserreich. Zur Le-

benssituation Berlincr Heimarbeiterinnen der Bekleidungsindustrie 1880-1914, Frankfurt-am-Main 1983. Jak pisał Robyn Dasey: „Kobiety, a szczególnie zamęż­ ne kobiety, zajmowały się najgorzej płatnymi, najmniej higienicznymi i często

najbardziej wyczerpującymi pracami, takimi jak: praca w cegielni, zbieranie łachmanów, praca w pralni czy w hotelu. Zakłady zatrudniające ogromne liczby

kobiet - tekstylne, odzieżowe i przetwórstwa spożywczego - charakteryzowały

Przypisy

531

się najniższymi płacami i najdłuższymi godzinami; tam zamężne kobiety były na

ogół nawet bardziej pokrzywdzone niż te stanu wolnego”. Robyn Dasey, Womcn's Worfc and the Family: Women German Workers in licrlin and Hamburg beforc thc First World War, w: Richard J. Evans, W.R. Lee (red.), The German Family, London

1981, s. 221-249.

61

Jay Winter, Jean-Louis Robert, Capital Cities at War. London, Paris, licrlin,

Cambridge 1997, s. 34. 62

Schmoller zauważył, że „te mieszkania pracujących i biednych, środowisko

większej części populacji naszych współczesnych wielkich miast przemysłowych, nie są nigdy odwiedzane przez ucywilizowanych członków naszego społeczeń­ stwa - nie licząc policjantów, komorników, jałmużników i księdza; doktor prawie

w ogóle nie przychodzi, bo biedaków na to nie stać. Dobrze usytuowane i wyedu­

kowane klasy nigdy nie widzą nędzy, w rzeczywistości nie chcą jej widzieć”. Gustav Schmoller, Ein Mahnrufin der Wohnungsfragc, „Jahrbuch fur Gesetzgebung”,

t. 11, 1887, s. 429-430, cyt. za: Nicolas Bullock, James Read, The Movcment for Housing Reform..., s. 66.

63

Berlin fur Kcnncr. Ein Bdrenfiihrer bei lag and Nacht, Berlin 1912.

64

Franz Held, Auf der Weidendammer Briicke, w: Trotz Alledcm! Einiges aus

meinem Schatzhaus, Berlin 1894, s. 115.

65

Fryderyk Engels, W kwestii mieszkaniowej, s. 64.

66

Bettina von Arnim, Dies Buch gehort dcm Konig, Berlin 1921; zob. też: Dic

Entstehung des „Konigsbuchs”, w: Johann Friedrich Geist, Klaus Kiirvers, Das Herlincr Mictshaus..., s. 214-231.

67

Lina Morgenstern, Gedenkblatt zum 25. jahrigen Jubilaum des Kindcrschut-

zvcreins, Berlin 1894, Berlin Staatsbibliothek PK (Fd 10831). 68

Thomas Nipperdey, Germanyfrom Napoleon to Bismarck..., s. 552, 654-667.

O liberalizmie kobiet zob. także: Dorothea Frandsen, Dic dcutschc Fraucnhcwc-

gung bis 1914: Die Liberalcn, w: Liselotte Funcke (red.), Dic Liberałem Frciscin, um anderefrei zu machcn, Stuttgart 1984, s. 27-56; Dieter Fricke i in. (red.), Dic

burgcrlichen Parteien in Dcutschland. Handbuch der Gcschichtc der hurgerlichcn Parteien und anderer burgcrlicher Intcressenorganisationen vom Vormdrz bis zum

Jahrc 1945, t. 2, Leipzig 1970, s. 285-295. 69

Hermann Schulze-Delitzsch, Dic Kulturaufgabe der Mcnschhcit crfordert dic

Krafte allcr und dic gcmcinsame Arbcit gibt das gemeinsamc Recht, w: Schriftcn und Rcdcn, t. 4, Berlin 1909-1913, s. 7. 70 Rita Aldenhoff, Schulze-Delitzsch. Ein Beitrag zur Gcschichtc des Libcrali-

smus zwischcn Rcvolution und Reichsgriindung, Baden-Baden 1984. 71

Shlomo Na’aman, Lassallc, Hanover 1970. Życie Lassalle’a było inspiracją

dla George’a Mereditha do napisania powieści The Tragic Comcdians.

72

Cyt. za: Golo Mann, Niemieckie dzieje w XIX i XX wieku..., s. 157.

532

Berlin. Metropolia Fausta

73

Marks odniósł się też do Lassalle’a jako do „jiidische Niggcr Lassalle”; zob.

Fritz J. Raddatz, Karl Marx..., s. 256-291.

74

Według tzw. spiżowego prawa płacy w razie uzyskania lepszych warunków

zaraz powiększy się podaż siły roboczej, co obniży płace.

75

Ferdinand Lassalle, Rcdcn und Schriften, red. Ludwig Maenner, Berlin 1926,

s. 221.

76

Eduard Bernstein, Dic Geschichte der Berliner Arbeiterbewegung, t. 1, s. 261.

77

Bismarck odpowiedział także na program radykalno-demokratycznych

środków Lassalle’a. W latach 1883-1890 wprowadził „państwowy socjalistycz­

ny” program obowiązkowych ubezpieczeń osób starszych od następstw chorób i

wypadków, ale połączył go z antysocjalistyczną ustawą z 19 października 1878

roku. K.E. Boen, Sozialpolitische Problemc und Bestrebungen von 1848 bis zur Bis-

markischen Sozialgesetzgcbung, „Vierteljahrschrift fur Sozial- und Wirtschaftsge-

schichte” 1959, nr 46, s. 29-44. 78

O wspólnej walce Liebknechta i Bebla przeciwko lassalczykom zob. Ursula

Herrmann i in., August Bebel. Eine Biographie, Berlin 1989, s. 85.

79

Karol Marks, Fryderyk Engels, Krytyka programu gotajskiego, w: tychże,

Dzieła, t. 19, Warszawa 1972.

80

O odpowiedzi Bismarcka na próbę zabójstwa podjętą przez Nobilinga zob.

Walter Henry Nelson, The Soldier Kings. The House of Hohenzollern, New York 1970, s. 319-322; o Beblu zob. Ursula Hermann i in., August Hebel, s. 186. O narzu­ caniu antysocjalistycznych praw w Berlinie zob. Walter Póls, Staat und Sozialde-

mokratie im Bismarck-Reich. Dic Tatigkeit der Politischen Polizei bcim Polizeiprdsidenten in Berlin in der Zeit des Sozialistengesetzes, „Jahrbuch fur die Geschichte

Mittel- und Ostdeutschlands” 1965, nr 14, s. 200-221. 81

Julius Bruhns, Es klingt im Sturm ein altes Lied: Aus der Jugendzeit der So-

zialdemokratie, Berlin 1921. Zob. też: Alex Hall, By other means: the legał struggle

against the SPD in Wilhelminę Germany 1890-1900, „Historical Journal” 1974,

t. XVII, s. 322-324. O tworzeniu mitu „bohaterskich lat” zob. Michael Schneider, Gewerkschaften und Emanzipation. Methodologische Problemc der Gewerkschaftsgeschichtsschreibung, „Archiv fur Sozialgeschichte” 1977, t. 17, s. 404-444.

82

Heinrich von Treitschke, Sozialismus und seine Gónncr, cyt. za: Andreas

Dorpalen, Heinrich von Treitschke, New Haven 1957, s. 198. 83

Cyt. za: James J. Sheehan, German Liberalism in the Nineteenth Century,

Chicago 1978, s. 143.

84

Reinhard Hóhn, Dic Vaterlandslosen Gesellen, Kóln-Opladen 1964, cyt. za:

Gerhard Masur, Imperial Berlin, London 1971, s. 105.

85

Samuel Lublinski, Die Bilanz der Modernę, Berlin 1904, s. 3. Cesarz Wil­

helm II wzmocnił kontrolę, nie pozwalając akademii na wybór swoich nominatów. W 1908 roku na przykład zawetował nominację Andersa Zorna i Alberta Besnarda,

Przypisy

533

ponieważ nie podobała mu się ich praca. Zob. sprawozdanie z 19 czerwca 1908 roku, w: „Archiv der Akademie der Kiinste”, Friedensklasse des Orden Pour le

merite, sekcja 3, nr 7. O niezwykłym wkładzie Cassirera w sztukę berlińską zob.

Paul Cassirer, X. Jahrgang: Ausstcllung 1-10, Berlin 1907-1908 oraz dyskusję w: Peter Paret, 77ic Berlin Secession. Modernizm and Its Encmics in Imperial Ger­ many, Cambridge, Mass., 1980, s. 93-96.

86

Heinrich, Julius Hart, Kritischcn Jahrbuch, t. 1, Leipzig 1889, s. 3.

87

Eugen Wolff, Die jiingste deutsche Literaturstromung and das Princip der Mo­

dernę, w: Die literarische Modernę. Dokumente zum Selbstverstandnis der Literatur urn die Jahrhundertwende, Frankfurt-am-Main 1971, s. 37.

Erwin Bauer, Die „Modernen” in Berlin und Munchen, w: Jurgen Schutte,

88

Peter Sprengel (red.), Die Berliner Moderne..., s. 208. Otto Brahm, Zum Beginn, „Freie Biihne fiir modernes Leben”, 29 stycznia

89

1890, s. 1.

Adalbert von Hanstein, Das jiingste Deutschland, Leipzig 1905, s. 172; zob.

90

też: Alfred Dreifuss, Deutsches Theater Berlin, Berlin 1987, s. 118. 91

Chlodwig zu Hohenlohe-Schillingsfurst, Denkwiirdigkeitcn, t. 2, Stuttgart

1907, s. 507.

92

Relacje między socjalizmem a artystami były złożone. W 1924 roku historyk

sztuki Julius Meier-Graefe przyznał, że pomimo zainteresowania życiem ludzi

pracujących artyści generalnie pozostawali z dala od ich świata: „[...] stąd czer­

paliśmy wzorce do naszych obrazów i historii; poza tym to było zło konieczne jak autobus czy znaczek pocztowy - wobec którego było się tak biernym jak to

możliwe. Pisaliśmy dramaty społeczne, jednak nigdy nie myśleliśmy o socjali­

zmie”. Julius Meier-Graefe, Einleitung, w: tegoż, Die doppelte Kurve, Berlin 1924,

s. 9-10; zob. też: Gerhard Masur, Imperial Berlin, s. 247; Peter Paret, The Berlin

Secession..., s. 159. 93

Wilhelm Liebknecht, Briefaus Berlin, „Neue Zeit” 1890/1891,1.1, s. 709-711.

94

O historii kabaretu berlińskiego zob. Peter Jelavich, Berlin Cabaret, Har-

vard 1993, s. 30-35. Na temat wyobrażenia „typowego berlińczyka” zob. np. Hans

Meyer, Der richtige Berliner, Berlin 1911. 95

Schall und Rauch (Dźwięk i Dym) - kabaret literacki założony w 1901 roku

między innymi przez Maxa Reinhardta (przyp. red.).

96

Franz Servaes, Moderne Monumentalmalcrei, „Neuen deutsche Rundschau”

1896, s. 541.

97

Lovis Corinth, Das Leben Walter Leistikows. Ein Stiick Berliner Kultur-

geschichte, Berlin 1910, Die Bilder aus der Mark und die Griindung der Berliners Sezession, s. 55. Na temat monachijskiej wystawy zob. artykuł Leistikowa pod pseudonimem: Walter Selber, Die Affaire Munch, „Freie Biihne” 1892, t. 3,

s. 1297.

534

Berlin. Metropolia Fausta

98

Początkowo Secesja miała sześćdziesięciu ośmiu członków. Max Lieber-

mann był przewodniczącym, Walter Leistikow pierwszym sekretarzem, a człon­ kami zarządu byli malarze: Ludwig Dettmann, Otto Engel, Oscar Frenzel i Curt Herrmann oraz rzeźbiarz Fritz Klumsch. Protokoły zarządu obejmujące okres od

19 stycznia do 25 marca 1899 roku zostały opublikowane jako „Protokol Buch der Vorstand Sitzungen der «Berliner Sezession»”. Zob. także: Peter Paret, 77ie Berlin

Scccssion..., s. 59. 99

Walther Kiaulehn, Berlin..., s. 310; zob. też: Peter Selz, German Expressio-

nist Painting, Berkeley 1974. 100

Był to przedsmak tego, co - mówiąc słowami Petera Gaya - odmieniło

wszystkie aspekty kultury i „zmusiło zachodnią cywilizację do zmiany punktu

widzenia, do zaakceptowania nowego poczucia wrażliwości, nowego stylu filozo­

ficznego, nowego rodzaju zrozumienia życia społecznego i ludzkiej natury”. Peter

Gay, Freud, Jews and Other Germans, New York 1978, s. 22.

101

Zille jest znany najbardziej z karykatur berlińskich dzielnic biedy, ale był

także uznanym fotografem. Zob. Winfried Rankę, Heinrich Zille. Photographien

Berlin 1890-1910, Miinchen 1923. O jego krytyce społeczeństwa zob. tenże, Hein­

rich Zille vom Milijoh ins Milicu. Heinrich Zillcs Aufsticg in der Berliner Gesellschaft, Berlin 1979, s. 166-191.

102

Kiedy Kollwitz została zgłoszona w 1897 roku do nagrody, minister kultury

Robert Bossę napisał w swoim raporcie do cesarza Wilhelma II: „Sugestia nagrody dla graficzki Kathe Kollwitz daje mi powody do niepokoju. Artystka wystawiła cykl małych grafik i litografii, który zatytułowała Powstanie tkaczy. Przedstawiał on cierpienie tkaczy i ich rodzin [...]. Techniczna biegłość prac, jak również ich po­ tężna, energiczna ekspresja mogą, jak się wydaje, uzasadniać decyzję jury z czysto

artystycznego punktu widzenia. Ale z punktu widzenia tematu jej pracy [...] nie

wierzę, że mogę zarekomendować ją do uznania przez państwo”. Minister Robert Bossę do Wilhelma II, 23 maja 1897 roku, Merseburg, Kóningliches Geheimes CMl-Cabinett, Rep. 2.2.a, nr 20564, s. 200-202. Zob.: Peter Paret, The Berlin

Secession..., s. 21-22; Hans Kollwitz (red.), Ich sah die Welt mit liebevollen Blicken.

Kathe Kollwitz. Ein Lehen in Selbstzeugnissen, Wiesbaden 1979. 103

Herwarth Walden, Lexikon der dcutschen Kunstkritik. Zusammengestellt aus

Zeitungsberichten iiber den Herhstsalon, „Der Sturm” 1913, nr 182-183, s. 115.

Walden zacytował ponad piędziesiąt obraźliwych zdań zaczerpniętych z recenzji.

Zawierały one słowa takie jak: Neuigkeitsjager, Bunthautigc Tolpel, Neger im Frack,

Hottentotten im Oberhemd, Hordę farhespritzender Briillaffen, Tollwiitige Pinselein, Scheusslicher and Lacherlicher Klumpen, Bastardtalente, Bluff, Neue Wahnsinnsu-

niformen. Jednocześnie Nikolaus Pevsner nazwał „akceptowanych” artystów „ar­ tystycznym proletariatem obejmującym wielu przeciętnych mężczyzn [...]”. Niko­

laus Pevsner, Academies ofArt, Past and Present, New York 1973, s. 223.

Przypisy

535

Rozdział szósty Cesarski Berlin

1 Gerhart Hauptmann, Neue Tragikomodie, w: Hans-Egon Hass (red.), Gerhart

Hauptmann. Sdmtlichc Wcrke, 11 t., Frankfurt-am-Main-Berlin 1962-1974, t. 9, s. 382. 2

Menzel namalował także w sepii gwasz zatytułowany Malarze gruntujący

płótno (1871), ukazujący artystów wykańczających jeden z wielkich portretów

wiszących z boku budynku. Berlin, Kupferstichkabinett (SZ Menzel N 1180).

3

Sebastian Hensel, Ein Lcbensbild aus Deutschalnds Lehrjahren, Berlin 1903,

s. 298.

4

Cyt. za: Hans-Ulrich Wehler, The German Empire 1871-1918, przeł. Kim

Traynor, Leamington Spa 1989, s. 149. 5

Istnieją setki rozpraw na temat Bismarcka. Najwięcej informacji przynoszą

jego listy, dzienniki, mowy i pamiętniki. Zob.: Otto von Bismarck, Die gcsammelte

Wcrke, 15 t., Friedrichsruh Edition, Berlin 1924-1935; Horst Kohl (red.), Bismarck-Jahrbuch, 6 t., Berlin 1894-1899; tenże (red.), Die politischc Rcden des Fiirstcn

Bismarck, 13 t., Stuttgart-Berlin 1920; Hans Rothfels (red.), Otto von Bismarck. Briefe, Góttingen 1955. Najlepsze biografie to: Erich Eyck, Bismarck. Lcbcn und Wcrke, 3 t., Ziirich 1941-1944; Arnold Oskar Meyer, Bismarck: Der Mensch und

der Staatsmann, Stuttgart 1949; Lothar Gall, Bismarck der weisse Rcvolutionar, Frankfurt-am-Main 1980. W pracy Galla są odniesienia do ważnych dokumentów,

które zostały wydane, i tych, które opuszczono w dziełach zebranych. 6

William Szekspir, Juliusz Cezar, przeł. Józef Paszkowski, akt I, scena 2.

7

Bismarck, chociaż nie był szczególnie blisko z matką, napisał później, że

chciała, by „nauczył się dużo i dużo osiągnął”. Otto von Bismarck, Die gcsammelte

Wcrke, t. 14, s. 66. 8

Bismarck postawił sprawę jasno, że najważniejsze są dla niego Prusy,

i stwierdził, iż nie dopuści, by wielkie królestwo Prus zostało „zniszczone w śmier­ dzącym sosie łagodnego południowoniemieckiego sentymentalizmu”. Friedrich

Meinecke, Weltbiirgertum und Nationalstaat, Berlin 1908, s. 360.

9

Hans-Ulrich Wehler, The German Empire..., s. 22; zob. też: Julius Heyder-

hoff, Paul Wentzcke (red.), Deutschcr Libcralismus im Zeitalter Bismarcks. Einc

politischc Bricfsammlung, 2 t., Bonn 1925-1926. 10

Cyt. za: Horst Kohl (red.), Die politischc Rcden des Fiirstcn Bismarck, t. 2, s. 38

[tu przekład za: Wielkie mowy historii, t. 2, Warszawa 2006, s. 92]. 11

Gerhard Ritter, Die prcussischcn Konservativcn und Bismarcks deutschc Poli-

tik, 1858-1876, Heildelberg 1913, s. 75.

12

Arnold Rugę, Dcutschland und Ósterrcich, „Das Jahrhundert 1859”, cyt. za: Kop-

pel S. Pinson, Modern Germany. Its Histoiy and Civilisation, New York 1963, s. 118.

536

Berlin. Metropolia Fausta

13

Cyt. za: Arthur James Grant, Europę in thc Nineteenth Century, London 1927,

s. 321.

14

Wilhelm Oncken, Das Zeitalter des Kaisers Wilhelm, t. 1, Berlin 1890, s. 517.

15

Analiza bitwy i ponowna ocena pruskiej mitologii narosłej wokół niej zob.

Gordon Craig, 77ic Battle of Koniggriitz. Prussia’s Victory over Austria 1866, Lon­ don 1964. Na temat reakcji w Europie, której „wszystkie oczekiwania zostały za­

wiedzione”, zob. Thomas Nipperdey, Germany from Napoleon to Bismarck, 1800-

1866, Dublin 1966, s. 700. 16

Cyt. za: Koppel S. Pinson, Modern Germany..., s. 140-141.

17

Helmuth von Moltke, list do J.K. Bluntschliego, 11 grudnia 1880 roku, w:

Feldmarschall Helmuth Graf von Moltke, Erinnerungen, Briefe, Dokumente, Stutt­ gart 1922.

18

Dokumenty odnoszące się do Hohenzollernów i sukcesji hiszpańskiej zna­

leźć można w: Charles Bonnin (red.), Bismarck and thc Hohenzollern Candidature

for thc Spanish Throne: The Documents in thc German Diplomatic Archivcs, przeł. Isabella M. Massey, London 1957.

19

Jednak, jak wykazał Michael Howard w znakomitym studium na temat

wojny francusko-pruskiej, większość Europejczyków w latach sześćdziesiątych

XIX wieku uznawała konflikt między Francją i Niemcami za bardziej lub mniej nieunikniony. Michael Howard, The Franco-Prussian War. The German Invasion of

France, 1870-1871, London 1979, s. 40-42.

20

Otto von Bismarck, Die gesammcltc Werke, t. 6, Berlin 1924-1932, s. 1597.

21

Tekst depeszy jest cytowany w: tamże, t. 6b, s. 368-371; zob. też: Robert H.

Lord, Origins ofthe Franco-Prussian War, London 1924, s. 111; hrabia Benedetti przedstawia własną wersję w: Count Benedetti, Ma Mission en Prusse, Paris 1871,

s. 87.

22

Michael Howard, 7/ic Franco-Prussian War..., s. 55; Alfred Graf von Wal-

dersee, Dcnkwiidigkeiten, red. Heinrich Otto Meissner, t. 1, Stuttgart 1922-1925,

s. 79.

23

Cyt. za: Claude Keisch, Marie-Ursula Riemann-Reyher (red.), Adolph Menzcl

1815-1905: Between Romaniticism and Impressionism, Yale 1996, s. 345. Menzel

wspomina o maskach umierających wojowników autorstwa Schliitera na dzie­ dzińcu Zbrojowni w centrum Berlina.

24

Friedrich III, Das Kriegstagebuch von 1870-1871, red. Heinrich Otto Meis­

sner, Berlin 1926, s. 240. 25

O postawie w armii pruskiej zob.: Gordon Craig, The Politics ofthe Prussian

Army 1640-1945, Oxford 1955, s. 205-215; Fritz Honig, Gefechtshilder aus dem

Kriege 1870-1871, Berlin 1891-1894; Helmuth Carl Bernhard Graf von Moltke, MilitarischeKorrespondenz. Aus den Dienstschriften des Krieges 1870-1871, Berlin

1897.

Przypisy

26

537

Cyt. za: Fritz Stern, Gold and Iron, Bismarck, Bleichrodcr, and thc Building

of German Empire, London 1977, s. 146. Sir Robert Morier napisał do barona

Stockmara z Berlina, że „nieporównywalne sukcesy, jakie stały się udziałem nie­ mieckiej broni, a w konsekwencji absolutna władza, jaką naród niemiecki zdobył w Europie, przyczynią się do zmiany niemieckiego charakteru, i to niekoniecznie na lepsze. Arogancja i poczucie władzy są cechami, które mogą się w tych wa­

runkach rozwinąć w rasie teutońskiej [...]”. Robert Morier, Mcmoirs and Letters

of thc Right Hon. Sir Robert Morier, G.C.B.from 1826 to 1876, t. 2, red. Rosslyn

Wemyss, London 1911, s. 243. Zob. też: Michael Howard, The Franco-Prussian

War..., s. 455-456. 27

Niezwykłą naturę relacji Bismarcka i Wilhelma I oddaje ich korespondencja,

zob. William I, 77ie Correspondence of William / and Bismarck, with other letters

from and to Prince Bismarck, przeł. J.A. Ford, London 1915. O poglądzie dziewięt­

nastowiecznych Prusaków na powstanie Rzeszy i tego skutki zob. Heinrich von Sybel, Dic Begriindung des deutschen Reiches durch Wilhelm I, 5 t., Miinchen 1890.

28

O przemianach niemieckiego liberalizmu od lat sześćdziesiątych zob.: Fried­

rich C. Sell, Die Tragodie des deutschen Liberalismus, Stuttgart 1953; Otto Klein-Hattingen, Geschichte des deutschen Liberalismus, 2 t., Berlin 1911; zbiór listów

polityków tej epoki, w: Julius Heyderhoff, Paul Wentzcke (red.), Deutscher Libera­

lismus im Zeitalter Bismarcks... 29

Wiara, że Niemcy podążają Sonderweg i nie udało im się „w porę” rozwinąć

w państwo zachodniej demokracji liberalnej, była w rezultacie odwrotem od dzie­ więtnastowiecznego poglądu, że Niemcy rozwijają się w inny, ale lepszy sposób

niż zachodnie demokracje. Chociaż prawdą jest, że Niemcy stały się nowoczesnym

krajem przemysłowym bez pozbycia się struktury władzy opartej na junkierstwie (przeprowadzono wiele ważnych badań o społecznych skutkach tej sytuacji),

przekonanie, że rozwój narodu może toczyć się „właściwą” lub „niewłaściwą” dro­ gą, opiera się na uproszczonym pojęciu determinizmu historycznego. Niestety, ówczesna krytyka ze strony historyków „społecznych”, że historia Niemiec może być zrozumiana jedynie poprzez „oddolne” spojrzenie na doświadczenia zwy­

kłych ludzi, jest także jednostronna. Nikt nie zauważył-jak się zdaje - że najpeł­ niejsza historia to ta, która próbuje połączyć wszystkie te perspektywy: historię

kultury i społeczeństwa z bardziej „tradycyjną” historią wojskowości i dyplomacji. Dyskusja na ten temat była ważna dla niemieckiej historiografii, zwłaszcza w la­ tach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Świetne jej podsumowanie

zob.: Georg G. Iggers, Introduction, The Social Politics of History, Leamington Spa 1985, s. 1-48; tenże, The German Conception of History. The National Tradition of Historical Thought from Herder to thc Present, Middletown 1968; Hans-Ulrich

Wehler (red.), Deutsche Historiker, 9 t., Góttingen 1971-1982; Robert G. Moeller,

The Kaiserreich Recast? Continuity and Changes in Modern German Historiography,

538

Berlin. Metropolia Fausta

„Journal of Social History” 1983/1984, nr 17, s. 655-682; zob. też krytyczne uję­

cie: James J. Sheehan, What is German History? Rcflections on the Role ofthe Nation in Germany History and Historiography, „Journal of Modern History” 1981,

nr 53, s. 1-23.

30

Wyniki wyborów w latach 1871-1912 zob. Michael Erbe, lierlin im Kaiser-

reich (1871-1918), w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschichte lierlins, t. 2, Von der Miirz-

revolution bis zur Gegenwart, Miinchen 1987, s. 772-773; roczne statystyki zob. Statistischcs Jahrbuch der Stadt lierlin. Ówczesna krytyka systemu zob. Eduard Bernstein, Die łterliner Arbeiterbewegung von 1890 bis 1905, Berlin 1924.

31

Wermuth opisał swą długą i interesującą karierę burmistrza Berlina w pa­

miętnikach: Adolf Wermuth, Ein Heamtenleben, Berlin 1922. 32

Felix Philippi, Alt lierlin, Berlin 1913-1915, s. 25-26, cyt. za: Gordon Craig,

Germany, 1866-1945, Oxford 1984, s. 81.

33

Cesarzowa nalegała, by był leczony przez sir Morella Mackenziego, który

żle zdiagnozował jego raka. Moreli Mackenzie, The Fatal lllness of Frederick the

Noble, London 1888; zob. też: R. Scott Stevenson, Moreli Mackenzie: The Story of

a Victorian Tragcdy, London 1946; Michael Freund, Das Drama der 99 lagę: Krankhcit and Tod Friedrichs III, Koln 1966.

34

O cesarzowej i jej niechęci do Bismarcka zob. wstęp jej autorstwa w: Rennell

Rodd, Frederick, Crown Prince and Emperor: A Hiographical Skctch Dedicated to His Memory, with an Introduction by Her Majesty the Empress Frederick, London 1888.

35

Ogólne prace o Wilhelmie II zob.: Wilhelm Schliissler, Kaiser Wilhelm II,

Schicksal and Schuld, Góttingen 1962; Lawrence Wilson, The Incredible Kaiser:

A Portraitof William II, London 1963; Anton Ritthaler, Kaiser Wilhelm II: Herrscher

in einer Zeitwende, Koln 1958. Zob. też: William II, The Emperor’s Speeches: lleing a Selectionfrom the Speeches, Edicts, Letters and Telegrams ofthe Emperor Wiliam II, przeł. Louis Elkind, London 1904; Wilhelm II, Ercignisse and Gestaltcn aus den Jahren 1878-1918, Leipzig 1922.

36

Dzieciństwo Wilhelma było jeszcze smutniejsze z powodu tyranii jego wy­

chowawcy Hinzpetera, który napisał samochwalcze wspomnienie o swym wpły­

wie na cesarza. Georg Hinzpeter, Kaiser Wilhelm II: Eine Skizze nach der Natur gezeichnet, Bielefeld 1888. 37

Hrabia Robert Zedlitz-Triitzschler, marszałek dworu Wilhelma II w latach

1903-1915, zauważył, że chociaż cesarz okazywał dziecinną radość po zabiciu jelenia, potrafił być niezwykle niegrzeczny wobec swoich gości. Pewnego razu

cesarz uznał, że minister rolnictwa Victor von Podbielski nie przekazał wystar­ czająco wysokiej dotacji na tereny łowieckie w Puszczy Rominckiej. Zaatakował

go po kolacji „z tak kąśliwym sarkazmem, że zapędził go do kąta. W końcu, kiedy ton głosu cesarza stał się władczy i poważny, mnister nie miał wyjścia i mógł tyl­

ko wystękać: «Jak Jego Wysokość sobie życzy». Dla takiego człowieka, za jakiego

Przypisy

539

uchodził pruski minister, była to bardzo poniżająca i żałosna sytuacja”. Robert

Zedlitz-Trutzchler, Twelve Ycars at thc Imperial German Court, London 1924, s. 32. 38

List królowej Wiktorii do pruskiego następcy tronu z 25 lutego 1859 roku,

cyt. za: Alan Palmer, The Kaiscr, Warlord ofthe Second Reich, London 1978, s. 39. 39

Gordon Craig, The Politics ofthe Prussian Army..., s. 236-140.

40

Hans-Ulrich Wehler, The German Empire..., rozdz. The Army, s. 146-155,

tu: s. 148.

41

Kanclerze cesarstwa podczas sesji Reichstagu nosili wojskowe mundury;

podczas narad na dworze królewskim kanclerz Bethmann-Hollweg, zaledwie ma­

jor, siedział dalej przy stole, za pułkownikami i generałami. Hans-Ulrich Wehler, The German Empire..., s. 156-160, tu: s. 160. Zob. też: Karl Demeter, The German

Officcr Corps in State and Society 1650-1945, London 1965. W latach 1885-1914 żaden Żyd nie został awansowany na oficera rezerwy w pruskim wojsku, a ta

dyskryminacja wzmacniała antysemityzm wśród szeregowych żołnierzy. Na ten temat zob. Werner T. Angress, Prussia’s Army and thc Jewish Reserve Officcr Con-

troversy Before World War I, „Leo Baeck Institute Yearbook” 1972,1.17, s. 19-42. 42

Cyt. za: Albrecht Graf von Roon, Denkwurdigkciten, 1.1, Berlin 1905, s. 154.

43

Prusko-rosyjska konwencja o neutralności, podpisana w Taurogach przez

generała Hansa Yorcka na przekór królowi w grudniu 1812 roku, otwierała gra­ nice dla carskiej armii, umożliwiając obu siłom wspólne ściganie Francuzów na terenie Prus. Pozwoliło to Prusom pokonać Francję w wojnach wyzwoleńczych.

44

James W. Gerard, My Four Ycars in Germany, London 1917, s. 46.

45

Wolfgang Heidelmeyer (red.), Der Fali Kopenick, Frankfurt-am-Main 1968.

W 1906 roku popiersie „berlińskiego indywiduum Voigta”, „kapitana z Kopenick”,

zostało umieszczone w Castans Panoptikum (Gabinet Figur Woskowych) w Berli­ nie; oryginał znajduje się obecnie w Museum der Stadt Wien (175.711.S). 46

Jules Laforgue, Berlin, la couretla villc, Paris 1887 (przeł. Anneliese Botond

jako: Berlin, Der Hofund die Stadt, [Frankfurt-am-Main 1970]). Laforgue napisał także wiele artykułów na temat Berlina, w tym kilka o życiu artystycznym miasta

w latach osiemdziesiątych XIX wieku, zob. np.: „Gazette des Beaux-Arts” i „Chro-

nique des arts et de curiosite”. 47

Jules Laforgue, Berlin..., s. 66.

48

Klaus Vondung (red.), Das wilhclminischc Bildungsbiirgertum. Zur Sozialgc-

schichte seiner Idcen, Góttingen 1976, rozdz. Zur Lagę der Gchildctcn in der wilhelminischcn Zcit, s. 20-33. 49 Rudolf Martin szacuje, że w 1908 roku było już w Prusach 747 milionerów.

Zob. Rudolf Martin, Jahrhuch des Vcrmogcns und Einkommens der Milliondre in

Prcussen, Berlin 1912, s. XII. Zob. też: Erich Achterberg, Berliner Hochfinanz. Kai-

ser-Fiirsten-Milliondre um 1900, Frankfurt-am-Main 1965. 50

James W. Gerard, My Four Ycars in Germany, s. 78.

540

Berlin. Metropolia Fausta

51

Tamże, s. 82.

52

Beati Possidcntes Adolpha Menzla z 1888 roku z kolekcją Georga Schafera,

Euerbach. Zob. Peter-Klaus Schuster, MenzeBs Modernity, w: Claude Keisch, Marie-

-Ursula Riemann-Reyher, Adolph Menzel..., s. 155. 53

Maximilian Harden, Die Krisis, „Die Zukunft” 1901, nr 37, s. 51.

54

Georg Hermann, Werkc, t. 2, Stuttgart 1922, s. 7.

55

Najbliższy „oficjalnej” kulturze był Wilhelmiński „rzymski barok”, chociaż

istniały też pewne interesujące dokonania w architekturze przemysłowej i urzędo­ wej, zob. Michael Erbe, Berlin im Kaiserreich, w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschichte Berlins, t. 2, s. 762; zob. też: Julius Posener, Berlin auf dem Wege zu einer neuen

Architektur. Das Zeitalter Wilhelms II, Miinchen 1979.

56

Cyt. za: Jurgen Schutte, Peter Sprengel (red.), Die Berliner Modernę 1885-

1914, Stuttgart 1987, s. 64.

57

Christian Morgenstern, Die Bierkirche-Eine Berliner Szene, w: Juhilaumsaus-

gabe in vier Banden, t. 1, Miinchen 1979, s. 230.

58

Adolf Behne, Bruno Taut, „Der Sturm” 1914, nr 198/199, s. 184.

59

Stephen Spender, World within World, London 1977, s. 121.

60

Karol Dickens, Nasz wspólny przyjaciel, przeł. Tadeusz Jan Dehnel, Warsza­

wa 1971, s. 25; zob. też: Fritz Stern, Gold and Iron..., s. 159.

61

Goerd Peschken, Wohnen in der Metropolc, w: Jochen Boberg i in. (red.),

Exerzierfeld der Modernę. Industriekultur in Berlin im 19. Jahrhundert, Miinchen

1984, s. 208-219. 62

O handlu w Berlinie zob. Richard Schachner, Markte und Markthallen fur

Lebensmittel, Berlin 1914. 63

Dom towarowy Kaufhaus des Westens (KaDeWe) został zbudowany przez

Johanna Emila Schaudta. Zob. Peter Giittler (red.), Berlin Brandenburg. Ein Architekturfiihrer, Berlin 1990, s. 73.

64

Walther Kiaulehn, Berlin, Schicksal einer Weltstadt, Miinchen 1980, s. 31.

65

Maximilian Harden, Die Krisis, s. 53.

66

Jules Laforgue, Berlin..., s. 107.

67

Większość osiemnastowiecznych gości przyjeżdżała do Berlina ze względu

na zainteresowanie wojskiem i „sztuką wojny”. Dopiero w XIX wieku Berlin stał

się celem podróży turystycznych. Boris I. Krasnobaev (red.), Reiscn und Reisebeschreibungen im 18. und 19. Jahrhundert ais Quellen der Kulturbeziehungsfor-

schung, Berlin 1980. 68

Dwa pierwsze wielkie hotele w Berlinie to Hotel de Róme i Hotel d’Angleter-

re, a następnie Kónig von Portugal i Hotel de Brandebourg. Pierwszy Grand Hotel, zbudowany w latach 1873-1875, który kosztował olbrzymią kwotę 165 tysięcy

marek, spalił się niedługo po swym otwarciu, 10 października 1875 roku. Został ponownie otwarty rok później, ale zdystansował go już w tym czasie nowy Bristol.

Przypisy

541

Zob. Bodo-Michael Baumunk, Grand Hotel, w: Dieter Vorstehcr (red.), Dic Rcise nach Berlin, Berlin 1987, s. 192-198; zob. też: Das Grand Hotel, w: Gottfried Korff,

Reinhard Riirup (red.), Berlin, Berlin. Dic Ausstellung zur Gcschichtc der Stadt,

Berlin 1987, s. 204-211. 69

Vicki Baum, Menschen im Hotel, Berlin 1929 [wyd. poi.: Ludzie iv hotelu,

przeł. Zofia Petersowa, Warszawa 1986]. O filmie z Gretą Garbo kręconym w ho­

telu Adlon zob.: Gottfried Korff, Reinhard Riirup (red.), Berlin, Berlin..., s. 462. 70

Pewien krytyk narzekał, że Adlon jest tak ozdobny, że aż w złym guście,

zob. Maximilian Rapsilber, Hotel Adlon, Berlin 1908, s. 10.

71

Walther Kiaulehn, Berlin..., s. 216.

72

Conrad Alberti, Wer ist der Stdrkere? Ein sozialcr Roman aus dcm modernen

Berlin, t. 1, Leipzig 1888, s. 82. 73

Cyt. za: Hans Herzfeld, Das Hauptstadtprohlem in der Gcschichtc. Festgahc

zum 9O.Geburstag Friedrich Mcincckes Jahrbuchfiir Gcschichtc des dcutschcn Osten,

t. 1, Tiibingen 1952, s. 168. Zob. też: Gerhard Masur, Imperial Berlin, London 1971, s. 126. 74 Ówczesna ocena zob. Richard Bormann, Die Bau- und Kunstdcnkmalcr von

Berlin. Mit ciner gcschichtlichen Einlcitung von P. Clausewitz, Berlin 1893. 75

Interesujące studium o relacjach między Berlinem a Paryżem zob. Pierre-

-Paul Sagave, Berlin und Frankreich 1685-1871, Berlin 1980.

76

Siegessaule Johanna Heinricha Stracka, 1873 rok. Zob. Peter Giittler (red.),

Berlin Brandenburg..., s. 63. 77

Dieter Hildebrandt, Unter den Linden, Berlin 1981.

78

O rywalizacji Wilhelma z Londynem zob. Robert K. Massie, Drcadnought.

Britain, Germany, and the Corning ofthe Great War, London 1992. 79

Reakcja cesarza jest opisana w: Michael S. Cullen, Der Rcichstag. Die Ge-

schichte eines Monuments, Berlin 1983, s. 246.

80

W XVII wieku Philipp Spener i August Hermann Francke uważali, że praw­

dziwy chrześcijanin nie potrzebuje wyrafinowanych nabożeństw, ale powinien

spędzić życie, próbując zrozumieć Boga dzięki modlitwie.

81 Gordon Craig, Germany..., s. 72. 82 Środki te miały odwrotny skutek, bo zjednoczyły katolików i wywołały falę

współczucia ze strony wielu niekatolików w Niemczech; Bismarck wycofał się z Kulturkampfw końcu lat osiemdziesiątych.

83

Wschodni Niemcy także uznali tę katedrę za własną; o budowie katedry

dość jednostronnie pisał Karl-Heinz Klingenburg, Der Bcrliner Dom. Bauten, Idecn und Projekte vom 15. Jahrhundert bis zur Gegenwart, Berlin 1987.

84

Gerhard Masur, Imperial Berlin; zob. też: Vera Frowein-Ziroff, Die Kaiscr-

-Wilhelm-Geddchtniskirchc. Entstchung und Bedeutung, Berlin 1982. 85

Gerhard Masur, Imperial Berlin, s. 141.

542

Berlin. Metropolia Fausta

Zburzono wówczas dwadzieścia pięć starych berlińskich domów, by zrobić

86

miejsce pod ratusz. Jego budowa kosztowała osiem milionów marek. Uroczystość otwarcia ratusza w 1869 roku pochłonęła kolejne pół miliona. Gunter Richter,

Zwischen Rcvolution und Reichsgriindung (1848-1870), w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschichte Bcrlins, t. 2, s. 684.

Walter Rathenau, Impressionen, Leipzig 1902, rozdz. Die schiinste Stadt der

87

Welt9 s. 148. 88

List Jacoba Burckhardta do Eduarda Schauenburga z 5 grudnia 1846 roku, w:

Jacob Burckhardt, Briefc, red. Max Burckhardt, t. 3, Basel 1955, s. 41. Cesarz Wilhelm sądził, że jeśli Niemcy mają „pozostać wzorem dla innych narodów”, cały naród musi

popierać właściwą sztukę, opartą na klasycznych wartościach: „Może to być osią­

gnięte tylko wtedy, gdy sztuka wyciąga rękę, by podnieść ludzi na wyższy poziom, zamiast staczać się do rynsztoka”. Mowa cesarza Wilhelma II z 18 grudnia 1901 roku, w: Johannes Penzler (red.), Dic Reden Kaiser Wilhelms II, t. 3, Leipzig 1907, s. 62.

89

Do jedenastu berlińskich powieści należą: Vbr dcm Sturm, Schach von

Wuthcnow, LAdultera, Cecilc, Irrungen, Wirrungcn, Stine, Frau Jenny Treibel, Effi Briest, Dic Poggenpuhls, Mathilde Mohring i Der Stechlin. Zob. też: Henry Garland,

The Berlin Novels of Theodor Fontane, Miinchen 1919; Gordon A. Craig, U ber Fon­ tane, Miinchen 1997.

90

List Theodora Fontanego do Georga Friedlandera z 21 grudnia 1884 roku,

cyt. za: Hans-Heinrich Reuter, Fontane, t. 1, Miinchen 1968, s. 499. 91

Peter Jelavich, Berlin Cabaret, Harvard 1993, s. 109.

92

Cesarz Wilhelm podkreślał, że jeśli sztuka ukazuje tylko nędzę, to „popeł­

nia grzech przeciwko narodowi niemieckiemu”. Mowa z 18 grudnia 1901 roku, w: Johannes Penzler (red.), Die Reden Kaiser Wilhelms II, t. 3. Na temat poglądów

Wilhelma II na sztukę Berlina zob. Gerhard Masur, Imperial Berlin, s. 203-253. 93

List Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego do Karla Klingsmanna z 15 lipca

1841 roku, w: Rudolf Elvers, Die Mendelssohns in Berlin, Berlin 1983, s. 38.

94

Walther Kiaulehn, Berlin..., s. 272.

95

Thomas Nipperdey, Germany from Napoleon to Bismarck..., s. 468.

96

Libretto napisał Hugo von Hofmannsthal.

97

Emil Ludwig, Kaiser Wilhelm II, przeł. Ethel Colburn Mayne, London 1926,

s. 349. Strauss był często krytykowany przez ludzi z kręgu cesarza; rzeźbiarz Fritz Klimsch wspominał wieczór w domu Antona von Wernera, kiedy poproszono

Straussa, by zagrał na pianinie swoje trio. Pod koniec występu Werner powiedział

Straussowi, że „lepiej niech pozostanie przy Beethovenie”, niż ma komponować

taką dziwną muzykę; Strauss się tylko uśmiechnął. Fritz Klimsch, Erinnerungen und Gedanken eines Bildhauers, Berlin 1952, s. 37.

98

Peter Paret, The Berlin Secession. Modcrnism and Its Enemies in Imperial

Germany, Cambridge, Mass., 1980, s. 107.

Przypisy

99

543

W mowie z 18 grudnia 1901 roku cesarz Wilhelm II oświadczył: „Kiedy

stajemy przed wspaniałymi śladami klasycznej starożytności, ogarnia nas jedno uczucie: oto tu panuje odwieczne stałe prawo, prawo piękna i harmonii, prawo

estetyki [...]; jesteśmy dumni, gdy szczególnie wspaniałe osiągnięcie zasłuży na pochwałę: to jest dokładnie tak dobre jak sztuka powstała tysiąc dziewięćset lat

temu”. Zob. Johannes Penzler (red.), Dic Redcn Kaiser Wilhelma II, t. 3, s. 60.

100

Wiele osób podzielało to nastawienie; w 1893 roku Alfred Lichtwark, dy­

rektor Hamburg Kunsthalle, powiedział po wizycie w Salonie w Berlinie: „Nie

chcę wywołać w was obrzydzenia całościowym raportem na temat tej wystawy. Wydała mi się bardziej żałosna niż kiedykolwiek. W Berlinie rządzi brutalna

odmiana sztuki akademickiej, stosująca kolory bardziej wulgarne niż w rze­

czywistości, powstające portrety są bardziej pospolite niż modele”. Alfred Lich­ twark, liriefe an dic Kommission fur dic Verwaltung der Kunsthalle, „Kunst und

Kiinstler” 1922-1923, nr 21, s. 48-49, cyt. za: Peter Paret, The Berlin Secession...,

s. 12. 101

Zob. katalog wystawy prac Lovisa Corintha w Galerii Narodowej w Berlinie

w 1996 roku od 2 sierpnia do 20 października. Peter-Klaus Schuster, Christoph

Vitalie, Barbara Butts (red.), Lovis Corinth, Miinchen 1996. 102

Hrabia Harry Kessler także uskarżał się na oficjalny gust i pewien jego

wpływ na wystawy. W lipcu 1904 roku pojechał do Londynu, by wziąć udział

w specjalnej komisji Izby Lordów do zbadania publicznych wydatków na sztukę.

Wyjaśnił tam, że niemiecka skłonność do używania cesarskiej administracji, aby ustalała, jakie tematy należy prezentować i kto powinien to robić, oznacza, że „artyści, którzy naprawdę tworzą, są wypychani przez amatorów lub ludzi, którzy w taki czy inny sposób zdobyli dużą władzę w Stowarzyszeniu”. Select Committee

on the Chantrye Trust, Parliamentary Papers, t. 1 (Reports, 5, luty-sierpień 1904

roku), s. 179. Raport był publikowany w: Harry Kessler, Derdeutsche Kiinstierhund, Berlin 1904, s. 13. Zob. też: Peter Paret, The Berlin Secession..., s. 135-136. 103

Hans Rosenhagen, Dic nationalc Kunst in Berlin, „Die Zukunft” 1897, nr 20,

s. 430. O Wernerze zob. Peter Paret, The Berlin Seccssion..., s. 12-20; Anton von Werner, Erlebnisse und Eindriicke, 1870-1890, Berlin 1913.

104

Theodor Fontane do Georga Friedlandera, 21 grudnia 1884 roku, cyt. za:

Hans-Heinrich Reuter, Fontane, t. 1, s. 499. 105

Gerhart Hauptmann, Tagebuch 1892-1894, red. Martin Machatzke, Berlin

1985, s. 243.

106

Max Liebermann, Gcsammelte Schriften, Berlin 1921, s. 122.

107

Ten pogląd został zakwestionowany przez wspaniałą wystawę dzieł Men-

zla prezentowaną w Musee d’Orsay, National Gallery w Waszyngtonie i National-

galerie w Berlinie, zorganizowaną przez Claude’a Keischa, kuratora berlińskiej galerii, i Marie-Ursulę Riemann-Reyher, kuratorkę działu druków i rysunków

544

Berlin. Metropolia Fausta

w Staatliche Museen w Berlinie. Zob. wspaniały katalog: Claude Keisch, Marie-

-Ursula Riemann-Reyher (red.), Adolph Mcnzel... 108

Cyt. za: Franęoise Forster-Hahn, Adolph Mcnzel: Readings between Nationa-

lism and Modcrnity, w: Claude Keish, Marie-Ursula Riemann-Reyher (red.), Adolph

Mcnzel..., s. 103. 109

Wilhelm von Bodę, Mcin Leben, 2 t., Berlin 1930; Hugo von Tschudi, Ge-

sammclte Schriftcn zur neucrcn Kunst, red. D. Schwedeler-Meyer, Miinchen 1912. 110

Zob. Walther Kiaulehn, Berlin..., rozdz. Bodę und seine Sammler, s. 313-

333. Bodę Museum (do 1956 roku Kaiser-Friedrich Museum) znajduje się na Wy­

spie Muzeów. Na ten temat zob. Renate Petras, Die Bautcn der Berliner Museum-

sinscl, Berlin 1987. 111

Zob. katalog z Niemieckiej Wystawy Kolonialnej, na której pokazano kły

słoni, pistolety, bębenki, włócznie i tarcze, Deutsche Kolonial-Ausstellung im Rah-

men der Gewcrbc-Ausstellung im Treptower Park, Berlin 1896, Landesarchiv Berlin, Rep.250 Acc.1623; zob. też rzeźbione drewniane postaci i przedmioty przywiezio­ ne z Kongo czy Angoli w Museum fur Vólkerkunde, na przykład drewniane figury w SMPK, dział Afryka (III).

112

W 1884 roku Alfred Messel (projektant domu towarowego Wertheima)

otrzymał zlecenie na projekt nowego „Museum fur Original - Sculpturen und Gipsabguesse, Pergamon-Museum. Museum fur Abguesse nach den Antiken Scul­ pturen, Olympia Museum”. Ostatecznie powstało Muzeum Pergamońskie przy

Kupfergraben, zaprojektowane przez Messla i Ludwiga Hoffmanna, wzniesione

w latach 1912-1930. Obecnie znajduje się tam zachodnia część ołtarza pergamońskiego z II wieku p.n.e. Oryginalne plany budynku są dostępne w TUB, Plansam-

mlung der Universitatsbibliothek (15661). 113

Richard Muther, Wilhelm II und die Kunst, w: Aufsatze iiher bildende Kunst,

t. 2, Berlin 1914, s. 198.

114

Nazwa posągów nadnaturalnej wielkości przedstawiających rycerza z gołą

głową i podniesionym mieczem, stawianych na rynkach albo głównych placach

miast północnoniemieckich. 115

„Die wahre Kunst: Ansprache an die bei der Ausgestaltung der Siegesallee

beteiligten Kiinstler, gehalten beim Frestmahl im Kóniglischen Schloss aus Anlass

der Enthiillung der letzten Denkmalsgruppe am 18. Dezember 1901”. Ernst Johann (red.), Reden des Kaisers. Ansprachen, Predigten und Trinkspriiche Wilhelms II, cyt. za: Jurgen Schutte, Peter Sprengel (red.), Die Berliner Modernę..., s. 572. 116

Axel Matthes (red.), Reden Kaiser Wilhelms II, Miinchen 1976, s. 12.

1,7 Oscar Bie, Sezession, „Neue deutsche Rundschau” 1990, t. 2, s. 658. 118 Karl Baedeker, Berlin und Umgcbung, Leipzig 1906, s. 54.

1,9 Die Bilanz des Jahrhunderts, „Berliner Illustrirte Zeitung” 1898.

Przypisy

545

Rozdział siódmy

Ku Wielkiej Wojnie Hans Rosenberg (red.), Grossc Deprcssion und Hismarckzeit. Wirtschaftsa-

1

blauf, Gesellschaft und Politik in Mitteleuropa, Berlin 1967.

2

Więcej o zmianach w niemieckiej gospodarce w drugiej połowie XIX wieku

zob. Walther E. Hoffman, Das Wachstum der dcutschen Wirtschaft scit der Mittc des 19. Jahrhundert, Berlin 1965.

3

Walther Kiaulehn, Berlin. Schicksal einer Weltstadt, Miinchen 1980, s. 149-

150. Strousberg spisał swoje doświadczenia przedsiębiorcy po bankructwie firmy, zob. Bethel Henry Strousberg, Dr Strousberg und sein Wirken, Berlin 1876.

4

Gordon R. Mork, The Prussian Railway Scandal of 1873: Economics and Poli-

tics in the German Empire, „European Studies Review” 1971, nr 1, s. 35-48. Zob.

też: Heinrich Steubel, Das Verhdltnis zwischen Staat und lianken aufdcm Gebiete des Prcussischen Anlcihcwcsens von 1871-1913, Berlin 1935.

5

Cyt. za: Gunter Richter, Zwischen Rcvolution und Rcichsgriindung, w: Wolf­

gang Ribbe (red.), Geschichte Bcrlins, t. 2, Von der Mdrzrevolution bis zurGcgcnwart, Miinchen 1987, s. 682. Hans Blum był synem demokratycznego męczen­

nika rewolucji z 1848 roku, Roberta Bluma, i autorem Die Deutsche Revolution

1848-49, Leipzig 1898. 6

Peter Pulzer, The Rise of Political Anti-Semitism in Germany and Austria,

London 1988, s. 21.

7

Więcej o skutkach kryzysu zob. Hans Rosenberg (red.), Grossc Deprcssion

und Bismarckzeit..., s. 187. 8

Skrytykował to Friedrich Naumann, który w „Demokratie” oskarżył popie­

rających takie stanowisko o to, iż „udają, że boją się [czerwonego widma], aby roz­ szerzyć swoje własne interesy”. Cyt. za: Hans-Ulrich Wehler, The German Empire 1871-1918, przeł. Kim Traynor, Leamington Spa 1989, s. 75. Zob. też: Hans-Heinrich Herlemann, Von Ursprung des dcutschen Agrarprotektionismus, w: Eberhardt

Gerhardt i Paul Kuhlmann (red.), Agrar wirtschaft und Agrarpolitik, Koln 1969,

s. 188-192; Hans-Jiirgen-Puhle, Agrarische Intcressenpolitik undpreussischcr Kon-

servatismus im Wilhelminischen Reich, 1893-1914, Bonn 1975. 9

W latach 1763-1768 Fryderyk Wielki wprowadził taryfy wspierające nowe

przedsięwzięcia handlowe i przemysłowe, takie jak kanały czy drogi. Wielu od­

woływało się do tych przepisów. Zob. np. Shulamit Volkov, The Rise of Popular Antimodernism in Germany. The Case ofthc Urban Master Artisans, 1873-1896,

Princeton 1978, s. 10-12. 10 Bogactwo literatury wyrażającej sprzeciw wobec „kapitalizmu ” i „moder­ nizmu” było oszałamiające. Jedynym wartym uwagi był tekst wielkiego przed­ siębiorcy budowlanego, który próbował uświadomić berlińczykom pozytywne

546

Berlin. Metropolia Fausta

zmiany związane z napływem kapitału. Zob. Georg Haberland, Ans mcincm Lebcn, Berlin 1931. Później, po pierwszej wojnie światowej, Alfred Dóblin berlińczykom spo­

11

glądającym wstecz z nostalgią przypomni, aby nie zapominali, „o konserwatyw­

nym terrorze Izby Pruskiej. O niezależnej władzy junkrów. O farsie Reichstagu.

O jeszcze większej farsie Czarno-Niebieskiego Bloku. O czczeniu oficerów”. Alfred

Dóblin, Republik, „Die neue Rudshau” 1920, nr 1, s. 79. 12

Fritz Stern, Gold and Iron. Bismarck, Bleichriider, and the Building of the

German Empire, London 1977, s. 160. 13

Theodor Fontane, Briefe an seine Familie, t. 2, Berlin 1924, s. 302, cyt. za:

Fritz Stern, Gold and Iron..., s. 227.

14

Friedrich Nietzsche, Zmierzch bożyszcz, czyli jak filozofuje się młotem, przeł.

Stanisław Wyrzykowski, Warszawa 1906, s. 58.

15

Isaiah Berlin, Pokrzywione drzewo człowieczeństwa, przeł. Magda Pietrzak-

-Merta, Maciej Tański, Warszawa 2004, rozdz. Apoteoza woli romantycznej: bunt przeciwko mitowi idealnego świata, s. 186, 192, 196.

16

Piotrowi Wielkiemu również nie udało się wypromować kultury Zachodu

w Rosji, jednak położenie geograficzne nie było jedyną przyczyną takiego stanu rzeczy. Pomimo sąsiadowania z Niemcami i Rosją Polska często spoglądała na Za­

chód i naśladowała jego kulturę. O sprzeciwie wobec Zachodu w dziewiętnasto­ wiecznej Rosji pisał Timofiej N. Granowski w gniewnym liście do Aleksandra I.

Hercena z 1854 roku: „Dla Ciebie, tak odległego od Rosji, Piotr nigdy nie będzie

zrozumiały. Patrząc na grzechy Zachodu, zwracasz się ku Słowianom i jesteś gotów ofiarować im pomocną dłoń. Jeśli mieszkałbyś tutaj, miałbyś inne zdanie [...]”, cyt.

za: Hugh Seton-Watson, The Russian Empire 1801-1917, Oxford 1989, s. 279.

17

Isaiah Berlin, TheAge ofthe Enlightenment. The Eighteenth-Ccntury Philoso-

phers, Oxford 1978, rozdz. Johann Georg Hamann, s. 271.

18

Ludwig van Beethoven, /// Symfonia Es-dur, op. 55, zw. Eroicą. Dedykacja

została zmieniona na poniższą: „Sinfonia eroica, composta per festeggiare il souvenire di un grand’ Uomo” (Symfonia bohaterska dla uczczenia pamięci wiel­ kiego człowieka).

19

Więcej o nacjonalizmie, zob. np.: John C. G. Róhl, Germany without Bis­

marck: The Crisis of Government in the Second Reich, 1800-1900, London 1967; George W. F. Hallgarten, Imperialismus vor 1914, Miinchen 1951. Więcej o reakcji

Berlina na zmiany gospodarcze, zob.: Henry Vizetelly, Berlin Under the New Empi­ re, 2 t., New York 1968 (pozycja opublikowana po raz pierwszy w 1879).

20

Te motywy leżały u podstaw Heimatroman i Bauernroman, które później

przekształciły się w literaturę Blut und Boden Trzeciej Rzeszy. Autorem jednego

z pierwszych dzieł tego typu był Wilhelm Heinrich Riehl. Utrzymywał on, że kultura Volku wykształca się na jego ziemi. Twierdził też, że niemieckie miasta

Przypisy

547

zniszczyły naturalną harmonię Volku. Wilhelm Heinrich Richl, Land and Lcutc,

Stuttgart 1867. 21

Spengler, podobnie jak wcześniej niemieccy romantycy, uważał kulturę za

metodę ekspresji historycznych wartości. Wyraźnie oddzielał wyższą „kulturę” od zwyczajnej „cywilizacji”. Według niego ci z Kultur mieli także „duszę”, cywiliza­

cja zaś była „najbardziej zewnętrznym i sztucznym stanem, do jakiego ludzkość jest zdolna”. George L. Mosse, The Culture of Western Europę. The Ninctcenth and

Twentieth Centurics, London 1988, s. 1. 22

Karl Scheffler, Iłerlin, ein Stadtschicksal, Berlin 1910, [reprint: 1989], s. 200.

23

Karl Baedeker, Iłerlin and Its Environs: Handbook for Travellers, Leipzig

1903, s. 50. 24

Klaus Bergmann, Agrarromantik und Grossstadtfcindschaft, Meisenheim-

-am-Glan 1970, s. 23-25.

25

Georg Simmel, The Metropolis and Mental Life, w: Donald N. Levine (red.),

On lndividuality and Social Forms: Sclected Writings, Chicago 1971, s. 325.

26

Więcej o powstaniu volkistowskiego (yolkisch) nacjonalizmu i rasistowskie­

go antysemityzmu zob. George L. Mosse, Kryzys ideologii niemieckiej. Rodowód

intelektualny Trzeciej Rzeszy, przeł. Tadeusz Evert, Warszawa 1972, s. 29-193; zob. też: Fritz Stern, The Politics ofCultural Despair: A Study in the Rise of Germanie Ideology, Berkeley 1961.

27

Więcej o Chamberlainie zob. George L. Mosse, Kryzys ideologii niemiec­

kiej..., s. 127-133, zob. też: Houston Stewart Chamberlain, Die Grundlagen des

XIX. Jahrhunderts, 2 t., Miinchen 1932. Więcej o Paulu de Lagardzie zob.: Ludwig Schemann, Paul de Lagarde, Leipzig 1919; Paul de Lagarde, Deutsche Schriften,

Góttingen 1910, s. 10-18. 28

Julius Langbehn, Rembrandt ais Erzieher, Leipzig 1900; zob. też: George

L. Mosse, Kryzys ideologii niemieckiej..., s. 62-70.

29

Więcej o Ethische Gesellschaf” Wilhelma Forstera zob. George L. Mosse,

Kryzys ideologii niemieckiej..., s. 70 i n. O Moritzu von Egidy zob. Heinrich Dries-

mans, Moritz von Egidy. Sein Lcbcn und Werk, t. 2, Dresden 1900, s. 86-112. 30

Ten „prawdziwie niemiecki” styl życia coraz częściej utożsamiano z ide­

ami średniowiecznego społeczeństwa wiejskiego. Wielkie współczesne miasta,

zwłaszcza Berlin, stanowiły dokładne przeciwieństwo tego ideału. Zob. np. Wil­ helm Heinrich Riehl, Land und Leute, s. 98-101.

31

Stowarzyszenie powstało w 1910 roku, frakturę przejęli naziści, jednak po

1945 roku praktycznie zaprzestano używania tego kroju pisma. 32

Jak ujął to Peter Gray, wartościujący epitet „aryjski” „przywoływał wyso­

kiego, jasnowłosego, lojalnego, kochającego rodzinę, ale też bojowo nastawione­

go mężczyznę. Członkowie tej rasy wyraźnie kontrastowali z Semitami, którzy stwarzali zagrożenie osłabienia cywilizacji swoim chorowitym potomstwem,

548

Berlin. Metropolia Fausta

kupieckim światopoglądem i dekadenckim modernizmem”. Peter Gray, The Culti-

vation ofHatred. The Bourgeois Expericnce: Victoria to Freud, London 1996, s. 77.

33

Lech Trzeciakowski, The Kulturkampf in Prussian Poland, New York 1990,

s. 115-140 [zob. Lech Trzeciakowski, Kulturkampf w zaborze pruskim, Poznań

1970].

34

Gottfried Korff, Reinhard Riirup (red.), Berlin, Berlin. Dic Ausstellung zur

Gcschichtc der Stadt, Berlin 1987, s. 257; Hermann Simon, Die Neue Synagogę Berlin. Gcschichtc, Gcgenwart, Zukunft, Berlin 1991, s. 9-14.

35

Alfred Etzold, Judische Friedhófe in Berlin, Berlin 1987, s. 75-82.

36

Fritz Stern, Gold and Iron..., s. xix.

37

Reinhard Riirup, The Tortuous and Thorny Path to Legał Equality, „Jew Laws”

and Emancipatory Legislation in Germany from the Latc Eightecnth Century, „Leo

Baeck Institute Yearbook” 1986, t. 31, s. 6.

38

Shepard Thomas Taylor, Reminiscences of Berlin during the Franco-Ger­

man War of 1870-71, London 1885, s. 238. cyt. za: Fritz Stern, Gold and Iron...,

s. 466-467.

39

Berliński antysemityzm skłonił Walthera Rathenaua do wypowiedzenia

słów: „Der Jude ist ais Burger zweiter Klasse in die Welt getreten” (Żyd przyszedł na świat jako obywatel drugiej kategorii). Baronowa Hildegard Spitzemberg pisa­

ła o żydowskim bankierze Albercie von Goldschmit-Rotschildzie, że traktowano go bardzo różnie. Raz był wychwalany, chwilę później traktowany w niezwykle

poniżający sposób. Hildegard von Spitzemberg, Das Tagebuch der Baranin Spit­

zemberg gcb. Freiin von Vernhuler, Aufzeichnungen aus der Hofgesellschaft des Hohenzollernreiches, red. Rudolf Vierhaus, Góttingen 1960, s. 57.

40

Historię Bleichródera spisał Fritz Stern w swojej świetnej książce Gold and

Iron; ten incydent opisuje Gerhard Masur, Imperial Berlin, London 1971, s. 88.

41

Paul Vasili, La Societe de Berlin, Paris 1884, s. 152-153. Fritz Stern tłumaczy,

że książę Paul Vasili to pseudonim księżnej Katarzyny Radziwiłłowej. Fritz Stern, Gold and Iron..., s. 463.

42

Fritz Stern, Gold and Iron..., s. 183 I n.

43

Otto Glagau, The Social Question is the Jewish Question, w: Harold James,

A German Identity 1770-1990, London 1989, s. 101.

44

Constantin Frantz, Der Fdderalismus ais das leitende Prinzip fur die sozia-

le, staatliche und internationale Organisation unter besonderer Bczugnahme auf

Deutschland, Mainz 1879, s. 267. 45

Fritz Stern, Gold and Iron..., s. xviii.

46

Friedrich Nietzsche, Poza dobrem i złem, przeł. Paweł Pieniążek, Kraków

2005, s. 164. 47

Tenże, Ludzkie, arcyludzkie, przeł. Konrad Drzewiecki, Warszawa 1908,

s. 383-384

Przypisy

549

48

Tamże.

49

Tamże.

50

Friedrich Nietzsche, Pisma pozostałe 1876-1889, przeł. Bogdan Baran, War­

szawa 2009.

51

Więcej o antysemityzmie wśród intelektualistów (np. u Paula de Lagarde’a

i Constantina Frantza) zob. Fritz Stern, The Politics ofCultural Despair... 52

Daniel Jonah Goldhagen, Gorliwi kaci Hitlera. Zwyczajni Niemcy i Holocaust,

przeł. Wiesław Horabik, Warszawa 1999, s. 65. 53

Adolf Stócker, przywódca ruchu chrześcijańsko-społecznego, pisał w bro­

szurze z 1881 roku: „Podkreślałem, że rewolucja społeczna ma być przezwycię­

żona zdrową reformą społeczną opartą na chrześcijańskich wartościach [...].

Nie chcę kultury, która nie jest germańska ani chrześcijańska. Dlatego walczę przeciwko żydowskiej dominacji”. Siedem lat później założył Robotniczą Partię

Chrześcijańsko-Społeczną. Koppel S. Pinson, Modern Germany. Its History and Civilisation, New York 1963, s. 167. 54

Daniel Jonah Goldhagen, Gorliwi kaci Hitlera..., s. 71.

55

Eleonorę Sterling tak pisze o rozpowszechnianiu poglądów antysemickich:

„Owa doktryna nienawiści rozprowadzana jest wśród ludzi za pomocą niezliczo­

nych ulotek, plakatów i artykułów prasowych. Na ulicach i w gospodach «burzyciele motłochu* wygłaszają pełne nienawiści mowy i rozdają wśród ludności petycje [...]. Agitacja prowadzona jest nie tylko przez ulicznych i kawiarnianych

mówców, ale także tych, którzy uważają się za «wzorowych chrześcijan*”. Cyt.

za: tamże, s. 63. 56

Więcej o jawnym antysemityzmie w Berlinie zob. Michael Erbe, Berlin im

Kaiserreich (1871-1918), w: Wolfgang Ribbe (red.), Gcschichtc Bcrlins, t. 2, s. 767.

57

George L. Mosse, Kryzys ideologii niemieckiej..., s. 197-303.

58

Więcej danych o nacjonalizmie w szkołach w epoce wilhelmińskiej znaleźć

można w fascynującej analizie tekstów szkolnych: Erich Weymar, Das Sclbstvcrstandnis der Deutschen, Stuttgart 1961. Jak zaznaczył Fritz Stern, idee te nie osła­

bły w kolejnych latach; „tysiące nauczycieli w republikańskich Niemczech, którzy

za młodu czcili Lagarde’a czy Langbehna, było niezwykle ważnych dla tryumfu narodowego socjalizmu [...]”. Fritz Stern, The Politics ofCultural Despair..., s. 291. 59

Walter Z. Laąueur, Young Germany. A History of the German Youth Movc-

mcnt, London 1961; Hans Bluher, Wandervogel. Gcschichtc ciner Jugendbewcgung, Berlin 1916; Friedrich Barwald, Das Erlebnis des Staates in der deutschcn Jugend-

bewegung, Berlin 1921. Ciekawe materiały znaleźć można w Archiv der deutschen

Jugendbewegung, Burg Ludwigstein, Witzenhauen, między innymi egzemplarze

czasopisma „Der Wandervogel”, plakaty i pamflety skierowane do młodych. 60

Zob. np. Amalie Altmann-Reich, Evas Riickkchr ins Paradies, „Berliner Illu-

strirte Zeitung” 1903, nr 28, s. 436; Hugo Hóppener, Kalendcrblatt des deutschen

550

Berlin. Metropolia Fausta

Bundcsder Vcrcinefiir naturgemdsse Lchcns- und Hcilweise, Berlin 1928. Materiały

o ruchach nudystycznych znajdują się w Berlinische Galerie, Findus Archiv.

61

Bernhard vom Brocke, Hochschul- und Wissenschaftspolitik in Prcussen und

im dcutschcm Reich 1882-1907, w: Peter Baumgart (red.), Bildungspolitik in Preussen zur Zcit des Kaiserreichs, Stuttgart 1980, s. 1-118; zob. też.: Michael Erbe, Berlin im Kaiserreich..., s. 778-782.

62

Leonore Koschnick, Zentrum der Wissenschaften, w: Gottfried Korff, Rein-

hard Riirup (red.), Berlin, Berlin..., s. 290-302; zob. też: Max Lenz, Geschichte der koniglichcn Fricdrich-Wilhelms-Univeristdt zu Berlin, 4 t., Halle 1910. 63

Zob. np.: Fritz K. Ringer, The Dccline ofthe German Mandarins: The German

Academic Community, 1890-1993, Cambridge, Mass., 1969. 64

Gordon Craig, Germany, 1866-1945, Oxford 1984, s. 201.

65

Więcej o Aronsie zob. Annemarie Lange, Das wilhelminische Berlin, Berlin

1984, s. 407.

66

Gordon Craig, Germany..., s. 194.

67

O wyższości państwa pruskiego zob. Leopold von Rankę, Zwiilf Biicher

preussicher Geschichte, 3 t., red. Goerge Kiintzel, Miinchen 1930.

68

Friedrich Naumann, Mitteleuropa, Berlin 1915, s. 61; zob. też: Theodor

Heuss, Friedrich Naumann, Berlin 1937.

69

Podobne poglądy wyraził cesarz w mowie wygłoszonej z okazji odsłonięcia

Siegessaule. Jeśli sztuka niemiecka stanowiła idealną dziedzinę, to dlatego, że „my,

Niemcy, bez przerwy czerpaliśmy z tych wielkich ideałów, podczas gdy inni zupeł­

nie je zatracili. Niemcy nade wszystko mają chronić te wspaniałe idee, pielęgno­ wać je i utrwalać [...]”. Cesarz Wilhelm II, przemówienie z 18 grudnia 1901 roku,

w: Johannes Penzler (red.), Die Reden Kaiser Wilhelms II, t. 3, Leipzig 1907, s. 61.

70

„Zdanie «Żydzi są naszym nieszczęściem** znalazło się w artykule Treit-

schkego Unsere Aussichten w «Preussische Jahrbucher**”. Wielu przemysłowców,

polityków, akademików, między innymi Theodor Mommsen, zareagowało opu­ blikowaniem deklaracji, w której nazwało rzeczony artykuł „hańbą”. Wymianę

zdań przytoczono w: Walter Boehlich, Der Berliner Antisemitismusstreit, Frank-

furt-am-Mein 1965; zob. Gerhard Masur, Imperial Berlin, s. 113-114; zob. też:

Peter Pulzer, The Rise of Political Anti-Semitism..., s. 337-338. Swoimi tekstami

Treitschke przyczynił się do rozpowszechnienia i zaakceptowania antysemityzmu w Berlinie.

71

Roger Chickering, We Men W ho Feel Most German: A Cultural Study of the

Pan-German League, 1886-1914, London 1984, s. 10.

72

Samochwalczą ocenę Classa dotyczącą Ligi Pangermańskiej znaleźć można

w: Heinrich Class, Widerden Strom, Leipzig 1922.

73

Cytat z Adolfa Stoeckera za: Walter Frank, Hofprediger Adolf Stoecker und

die christlichsoziale Bewegung, Hamburg 1935, s. 183; Waldersee jest cytowany

Przypisy

551

w: Otto von Bismarck, Gedanken und Erinncrungen, t. 3, red. Robert Lucius von Ballhausen, Berlin 1920, s. 35. 74

Otto von Bismarck, Gesammelte Wcrke, t. 15, s. 493.

75

Car napisał, że Wilhelm był „un garęon mai elevć et de mauvais foi”.

J. Alden Nichols, Germany after Bismarck: The Caprivi Era, 1890-1894, Cam­ bridge, Mass., 1958, s. 24.

76

Dropping the Pilot, „Punch”, 22 marca 1890.

77

Więcej o wyjeździe Bismarcka z Berlina zob. Robert K. Massie, Drcad-

nought: Hritain, Germany, and the comingoftheGreat War, London 1992, s. 97-100. Bismarck dawał upust swojemu gniewowi na rządy Wilhelma i jego „popularny absolutyzm”, zob. Otto von Bismarck, Gessamcltc Wcrke, t. 15, s. 640.

78

Brytyjczycy także nie byli skorzy do ustępstw. Więcej o bezkompromisowo-

ści Wielkiej Brytanii i porażce konferencji haskich zob.: George P. Gooch i Harold Temperley (red.), British Documents on the Origins ofthc War, t. 6, London 1930,

s. 67-70; zob. też: Viscount Edward Grey of Falloden, Twcnty-Five Ycars, t. 1, Lon­ don 1925, s. 148.

79

Cyt. za: Jonathan Steinberg, Yesterday’s Dcterrcnt: Tirpitz and the llirth of

the German Battle Fleet, New York 1965, s. 195. 80

Zob. Volker R. Berghahn, Germany and the Approach of War in 1914, London

1973, s. 42; zob. też: Imanuel Geiss, Der lange Wcg in die Katastrophe: Die Vorgcschichte des ersten Weltkrieges 1815-1914, Miinchen 1990. 81

Friedrich von Holstein, The Holstein Papers: The Memoirs, Diaries and Cor-

respondence of Friedrich von Holstein, red. Norman Rich i M.H. Fischer, New York 1955; Joachim von Jiirenberg, His Excellency the Spectre: The Life ofFritz von Hol­

stein, London 1933. Więcej o relacjach Biilowa z Holsteinem zob. Bernhard von Biilow, Memoirs, 4 t., Boston 1931-1932, szczególnie t. 4.

82

Więcej o wrogości Holsteina wobec traktatu zob. Friedrich von Holstein,

The Holstein Papers..., t. 2, s. 271-272; więcej o rosyjskich próbach odwrócenia tej decyzji zob. Hans Lothar von Schweidnitz, Dcnkwiidigkciten, red. W. von Schweid-

nitz, t. 2, Berlin 1927, s. 435-438. 83

Cyt. za: Bernhard von Biilow, Memoirs..., t. 4, s. 639. Nawet Fontane wspo­

mina wrogość w stosunku do Rosji w swojej powieści Die Poggenpuhls, napisanej w latach 1891-1895, po wygaśnięciu Riickversicherungsvertrag. Bohaterka książki

twierdzi, że Leo okryje się sławą podczas „kolejnej wielkiej rosyjskiej bitwy”. The­ odor Fontane, Die Poggenpuhls, w: tegoż, Werke, Schriftcn und Briefc, red. Walter Keitel, Helmuth Nurnberger, Dusseldorf 1970, s. 485.

84

Tirpitz długo próbował przekonać cesarza, aby armię wyposażyć raczej

w pancerniki niż w krążowniki. Na przykład 3 stycznia 1896 roku w liście do

Wilhelma pisał: „Nawet największa marynarka Europy byłaby skłonna do ugo­

dy z nami, jeśli dysponowalibyśmy dwoma lub trzema doskonale wyszkolonymi

552

Berlin. Metropolia Fausta

eskadrami”. W czerwcu deklarował: „Sytuacja militarna w Wielkiej Brytanii wy­

maga użycia pancerników w tak dużej ilości, jak to tylko możliwe”. Cyt za: Jona­ than Steinberg, Yestcrday*s Deterrent: Tirpitz and the Iłirth of the German liattlc

Flect, New York 1965, s. 230. 85

Cyt. za: Holger H. Herwig, 77ic German Naval Officer Corps, Oxford 1976,

s. 18. Więcej o podwyżce podatków zob. Volker Berghahn, Der Tirpitz-Plan, Dus­ seldorf 1971, s. 248.

86

List Wilhelma II do Mikołaja II z 2 stycznia 1896 roku, cyt. za: Neil F. Grant

(red.), The Kaiscr*s Letters to the Tsar, London 1920, s. 30. 87

O relacjach Biilowa z Holsteinem zob. Bernhard von Billów, Memoirs..., t. 1,

s. 418; zob. też: Richard O’Connor, The Spirit Soldiers: A Historical Narrative ofthe

Hoxer Rehellion, New York 1973, s. 84 [cytat z „mowy huńskiej” cesarza Wilhelma II za: Wielkie mowy historii, t. 2, Warszawa 2006, s. 168].

88

Cyt. za: Robert K. Massie, Dreadnoaght..., s. 285. Massie podkreśla, że sam

Waldersee „chodził wszędzie z widoczną wstążką swojego Orderu Orła Czarne­ go i buławą marszałka polnego”. Wersję wydarzeń spisaną z punktu widzenia

samego Walderseego znaleźć można w: Alfred von Waldersee, A Field MarshaCs Mcmoirs, London 1924, s. 208-211.

89

Wzrost napięcia między tymi dwoma krajami w 1904 roku znajdował od­

zwierciedlenie w strachu Niemców, którzy wierzyli, że Brytyjczycy planują wy­ przedzający atak na Niemcy, aby powstrzymać przygotowania wojenne ich mary­

narki. George W. Monger, The End of Isolation: Iłritish Foreign Policy 1900-1907, London 1963, s. 73.

90

Winston S. Churchill, The World Crisis 1911-1918, t. 1, London 1922, s. 67.

91

Stanowisko Niemiec wobec wojny bałkańskiej 1912-1913 i pojednawcza od­

powiedź na brytyjskie obawy o linię kolejową Berlin-Bagdad umożliwiły czasową

poprawę relacji między dwoma państwami. Więcej na ten temat, a także interesu­ jący opis czynników, które doprowadziły do pierwszej wojny światowej, znaleźć

można w: Niall Ferguson, The Kaiser’s European Union, w: tegoż (red.), Virtual History. Alternatives and Counterfactuals, London 1997, s. 240. Zob. też: John

B. Wolf, The Diplomatic History ofthe liaghdad Railway, Columbus 1936.

92

Volker R. Berghahn, Germany and the Approach of War..., s. 59. Zob. też:

Jonathan S. Steinberg, Diplomatic ais Wille and Vorstellung: Die Hcrliner Mission Lord Haldanes im Fchruary 1912, w: Herbert Schottelius, Wilhelm Diest (red.), Marinę und Marinepolitik im kaiserlichen Deutschland, Dusseldorf 1972.

93

„Radę wojenną” opisywał Fritz Fischer w Krieg der lllusionen jako byt, który

od tego momentu decydował o polityce Niemiec. Opinię tę podważyło wielu na­

ukowców, którzy twierdzili, że Fischer wyolbrzymił niemieckie zapędy wojenne. Zob. Wolfgang J. Mommsen, „Central European History” 1973, 6, nr 1; zob. też:

Gordon Craig, Germany..., s. 332.

Przypisy

94

553

Więcej o przygotowaniach Niemiec do wojny zob. Imanuel Geiss, Der langc

Weg in dic Katastrophe...; zob. też: James Toll, The Origins ofthc First World War,

London 1984, s. 186. 95

Paul Meuriot, Lc Reichstag imperial, 1871-1912, etude de dćmographic poli-

tique, „Journal de la societe de statistiąues de Paris” 1914, s. 72.

96

Pomimo znaczącego sukcesu berlińska klasa średnia była stosunkowo mało

liczna w porównaniu z rozrastającą się klasą robotniczą. W 1914 roku tylko pięć

i

pół procent populacji zarabiało powyżej trzech tysięcy marek. Dieter Groh, Ne-

gative Integration und revolutionarer Attentismus: Dic deutsche Sozialdemokratie

am Vorahend des ersten Weltkriegs, Frankfurt-am-Main 1973, s. 315. 97

Więcej o karierze Hardena zob. Bjoern Uwe Weller, Maximillian Hardcn

und dic „Zukunft", Bremen 1970.

98

Wyrok śmierci dla pewnego kawalerzysty, oskarżonego o spółkowanie ze

swoim koniem, niewzruszony Fryderyk II złagodził jednym rozkazem: „Przenieść

do piechoty!”. Walter Henry Nelson, The Soldier Kings, The Housc of Hohenzollern, New York 1970, s. 206.

99

Opis jego życia i więcej na temat homoseksualizmu w dziewiętnastowiecz­

nych Niemczech znaleźć można w: William Manchester, TheArms of Krupp 1587-

1968, Boston 1968, s. 206-232. 100

Krupp aufCapri, „Vorwarts”, 15 listopada 1902.

101

Harbarismus, „Der Tag”, 27 listopada 1902.

102

Cała ta afera, wedle słów marszałka dworu, była naprawdę nadzwyczaj­

na. „Po kolacji goście zgromadzili się w okazałej sali imponującego zamku, na

półpiętrze schodów grała orkiestra. Nagle hrabia Hiilsen-Haseler pojawił się wśród zgromadzonych przebrany za balerinę [...] i zaczął tańczyć. Wszyscy byli

zachwyceni, gdyż tańczył nadzwyczaj świetnie, poza tym było coś niezwykłe­

go w fakcie, że szef Gabinetu Wojskowego, przebrany za kobietę, prezentuje pas-seul”. Po jego śmierci zgromadzeni „pospiesznie zamienili go z baleriny w żoł­ nierza”. Emil Ludwig, Kaiser Wilhelm II, przeł. Ethel Colburn Mayne, London 1926,

s. 348-349. 103

Norman Rich, Friedrich von Holstein. Politics and Diplomacy in the Era of

Rismarck and William II, t. 2, Cambridge 1956, s. 790. 104

Friedrich vom Holstein, The Holstein Papers..., 1.1, s. 203-206.

105

Cyt. za: Robert K. Massie, Drcadnought..., s. 685.

106

Zabern (franc. Saverne) - miejscowość we Francji w departamencie Dolny

Ren. 107

Afera w Zabern doprowadziła do głosowania nad wotum nieufności dla

Bethmanna-Hollwega. Hans-Ulrich Wehler, Der Fali Zabern. Ruckblick auf einc

Verfassungskrise des wihclminischen Kaiserrcichcs, „Die Welt ais Geschichte” 1963, s. 23-36; zob. też: Erwin Schenk, Der Fali Zabern, Stuttgart 1927.

554

Berlin. Metropolia Fausta

108

Marsden Hartley, Portrait ofa German Officcr, 1914, Metropolitan Museum

of Art, Alfred Stieglitz Collection; Painting No. 48, lierlin, 1913, Brooklyn Mu­

seum, New York. Zob. też: Marsden Hartley, Trihal Ethics, „Dial”, listopad 1916. 109

Friedrich Meinecke był właśnie w trakcie przeprowadzki z Freiburga do

Berlina i komentował „wojenną gorączkę”, która ogarnęła stolicę. Zob. Friedrich

Meinecke, Strassburg/Freiherg/Berlin, 1901-1919, Errinerungen, w: tegoż, Autobiographische Schriftcn, t. 8, red. Eberhard Kessel, Stuttgart 1969, s. 220-225.

110

Według relacji księżnej Bliicher pewna Brytyjka, która odwiedziła ją

w sierpniu 1914 roku, twierdziła, że „właśnie widziała pojmanie szpiega na uli­

cy. Miał na sobie damski strój, tłum go wygwizdał i doprowadził na komisariat, zastrzelono go przy próbie ucieczki. Nie mogę przestać się zastanawiać, czy ci

wszyscy «szpiedzy» ścigani na ulicach nie są przypadkiem najzwyczajniej w świę­

cie niewinnymi ludźmi. Wrodzone okrucieństwo i dzikość zdają się wzmagać na samo słowo «wojna»”. Evelyn Blticher, An English Wifc in lierlin. A Private Memoir

of Evcnts, Politics, and Daily Life in Germany Throughout the War and the Social Revolution of 1918, London 1920, s. 13.

1,1 O poborze zob. Histories oftwo hundred and fifty-one divisions ofthe German

army which participated in the war (1914-1918) compiledfrom the records ofthe intelligence section of the generał Staff, American Expeditionary Forces, Chaumont 1919. 1,2 Tilla Durieux, Meine crsten neunzig Jahre, Berlin 1971, s. 212-213.

113 Hans-Ulrich Wehler, The German Empire..., s. 152. Więcej o Schlieffenie

zob.: Alfred Schlieffen, liriefe, Góttingen 1958; Gerhard Ritter, Der Schlicffenplan,

Kritik eines Mythos, Miinchen 1956. Mity wokół planu Schlieffena ujawniły się w kuriozalnej wymianie listów opublikowanych w „Spectator” w 1987 roku.

114 Obsesja dotycząca „okrążenia” nie osłabła; po wysłuchaniu wiadomości

z 30 lipca 1914 roku Wilhelm stwierdził, że „Wielka Brytania, Francja i Rosja kon-

spirują [...] przeciwko nam, planują wspólnie nas zniszczyć [...]. Martwy Edward VII jest potężniejszy niż ja, żywy”. Cyt. za: Emil Ludwig, Kaiser Wilhelm II, s. 394. 1,5 Inwazję na Belgię opisuje Barbara W. Tuchman, Sierpniowe salwy, przeł.

Maria Janina i Andrzej Michejdowie, Warszawa 2014, s. 141-157. 116 Evelyn Bliicher, An English Wife in lierlin..., s. 24.

1,7 Trzydziestego pierwszego lipca dziewiętnastoosobowy gabinet Asąuitha był jeszcze głęboko podzielony: jedni opowiadali się za neutralnością (Morley,

Burns, Simon, Beauchamp i Hobhouse), drudzy za interwencją (Grey i Churchill),

pozostali byli niezdecydowani (Crewe, McKenna, Haldane i Samuel, według Fergusona także Lloyd George, Harcourt i Asąuith). Pogwałcenie neutralności Belgii

oraz decyzja Moltkego o przejściu przez cały kraj, a nie tylko przez niewielki ob­ szar, były wydarzeniami, pod wpływem których cały gabinet zmienił zdanie, co

w efekcie ocaliło liberalny rząd. Niall Ferguson, The Kaiser’s European Union, w: tegoż (red.), Yirtual History..., s. 275.

Przypisy

555

118 Rasa psów pochodząca z Niemiec. W angielskim używa się nazwy niemiec­

kiej dachshund (przyp. red.). 1,9 Evelyn Bliicher, An English Wife in Berlin...., s. 24. 120

Brytyjski ambasador w Berlinie.

121

Reakcja Berlina na wybuch wojny opisana jest w: James W. Gerard, My

Four Years in Germany, London 1917, s. 107-153. 122

Najważniejsza powojenna analiza kwestii niemieckiej odpowiedzialności

za wybuch wojny w 1914 roku to: Fritz Fischer, Gcrmany's Aims in the First World

War, w: tegoż, War of lllusions: German Policies from 1911 to 1914, London 1975.

123

Friedrich Meinecke pisał do swojego przyjaciela Alfreda Dove’a we wrześ­

niu 1914 roku: „Nasi przeciwnicy przypisują nam plany utworzenia nowego Ce­

sarstwa Rzymskiego, ale przecież nie od razu Rzym zbudowano. Prawdą jest, że słychać różne głosy dotyczące nowego podziału terytoriów na kontynencie. Mówi się, że Tirpitz uważa Antwerpię za niezbędną oraz że Belgia ma być podzielona

na cztery części (jedna dla nas, jedna dla Holandii, jedna dla Francji, którą chcą

oszczędzić, i jedna dla Luksemburga) - co mnie osobiście się nie podoba. Siła na­ szego państwa wynika ze zwartości i jedności, które nie powinny być osłabiane

opornymi dodatkami. Oczywiście, musimy pokonać Anglię, tak aby uznawała nas za światową potęgę o równych prawach. Wierzę, że mamy wystarczająco siły, aby

to uczynić - pomimo chwilowych problemów w północnej Francji”. List Friedricha Meineckego do Alfreda Dove’a z 25 września 1914 roku, s. 47, cyt. za: Gordon Craig, Germany..., s. 341.

124

Cyt. za: Helmut Kuhn i in. (red.), Die deutsche Universitdt im Dritten Reich,

Miinchen 1966, s. 26. 125

Rozegrana między 27 a 29 sierpnia 1914 roku bitwa pod Tannenbergiem

i stoczona kilka dni później bitwa nad jeziorami mazurskimi zakończyły się zdzie­ siątkowaniem armii rosyjskiej przez 8. Armię Ludendorffa. Niemiecki opis bitwy pod Tannenbergiem znaleźć można w: Chef des Stabes der I Division von Reiche-

nau, Schlachtfelder in Ostpreussen, Kónigsberg 1916, s. 62-67; zob. też: Norman Stone, The Eastern Front, 1914-1917, London 1975. 126

Liczba robotników, którzy wrócili do Berlina podczas Zilruckstellung, wy­

niosła 700 w 1914 roku, 21 400 w 1915, 24 900 w 1916, 27 600 w 1917 i 18 900 w 1918. Pr.Br.Pre. 30 Berlin C, Jahresberichte der Gewerbe-Aufsicht, n. 1958,

Brandenburg, Landeshauptarchiv. 127

Gerhard Hecker, Walther Rathenau undsein Verhdltnis za Militiir and Krieg,

Boppard 1983, s. 201-268. 128 Jay Winter, Jean-Louis Robert, Capital Cities at War: London, Paris, Berlin

1914-1919, Cambridge 1997, s. 174-175. 129 „Reichsarbeitsblatt” 1916, t. 14, s. 974; zob. też: Jay Winter, Jean-Louis

Robert, Capital Cities at War..., s. 174-175.

556

Berlin. Metropolia Fausta

13° problem czarnego rynku był tematem wielu dyskusji w Berlinie czasu woj­ ny. Gazeta „Berliner-Lokal-Anzeiger” przeprowadziła całą kampanię przeciwko handlu węglem na czarnym rynku, wzywając do utworzenia spisu klientów; dzia­

łało to jedynie w marcu 1918 roku. 131

Jurgen Kuczyński, Geschichte des Alltags des deutschen Volk.es, 1600 bis

1945, t. 4, Berlin 1982, s. 450.

132

„Vorwarts”, 11 grudnia 1917. A wszystko to mimo ogromnej liczby posad

urzędniczych i organizacji utworzonych w celu rozwiązania tego problemu, jak na przykład powołany w lutym 1917 Reichkommissar fur die Kolhlenwerteilung

(Komisarz Rzeszy do spraw Dystrybucji Węgla), założony w sierpniu 1917 Koh-

lenstelle Gross-Berlin (Berliński Urząd Węglowy), Deputation fur die Kohlenversorgung (Departament Zaopatrzenia w Węgiel) czy prywatna firma Berliner

Brennstoffbeschaffungsgesellschaft GmbH (Spółka Berlińskie Zaopatrzenie w Opał). 133

Cyt. za: Jurgen Kocka, Facing Total War: German Socicty 1914-1918, War-

wick 1984, s. 123. 134

Pr.Br.Rep. 30 Berlin C nr 1466: Jahresherichte der Gewerbe-Aufsicht, nr

1958, w: Brandenburg Landeshauptarchiv (LHA), s. 269-275; zob. też: Jay Winter, Jean-Louis Robert, Capital Cities at War..., s. 190.

135

George Grosz, The Autobiography of George Grosz. A Smali Yes and a Big No,

przeł. Arnold J. Pomerans, New York 1982, s. 80. 136

Cyt. za: Siegfried Knappe, Ted Brusaw, Soldat. Rcflections of a German

Soldicr 1936-1949, New York 1992, s. 140. 137

Wiele z tych poruszających dzieł - w tym płótna artystów takich jak Ernst

Bariach, Max Beckmann, Otto Dix, Conrad Felixmuller, George Grosz, Erich Hec-

kel, Willy Jaeckel, Ernst Ludwig Kirchner, Kathe Kollwitz, Will Kiipper, Wilhelm

Lembruck, Ludwig Meidner, Max Pechstein, Josef Scharl, Max Slevogt i poległy pod Ypres w 1915 roku Albert Weisgerber - znalazło się na wystawie zbiorowej w Barbican Gallery w Londynie w 1994 roku; ich reprodukcje znajdują się w ka­

talogu. Zob. Richard Cork, A Bitter Truth: Avant-Garde Art and the Grcat War, London 1994.

138

Zob. np. przejmujące fotografie z Berlin Bildarchiw PK przedstawiające ka­

lekich weteranów wykonujących „ćwiczenia”, w: Gottfried Korff, Reinhard Riirup (red.), Berlin, Berlin..., s. 361. 139

W szpitalu Rudolfa Virchowa leczono ponad dwieście tysięcy ludzi,

a w szpitalu wojskowym w Buch w czasie wojny przebywało trzydzieści tysięcy osób. W Berlinie w każdym momencie konfliktu przebywało około pięciu tysięcy

rannych; dla porównania: londyńskie szpitale miały 36 664 łóżka, z czego około

dwadzieścia tysięcy zajmowali oficerowie i żołnierze. 140

George Grosz, The Autobiography..., s. 89.

Przypisy

141

557

Report of the Special Committee, Fourth Session, Thirteenth Parliament,

1920, w: Canadian Battlefields Memorials Commission, Canadian Rattlefield Mcmorials, Ottawa 1929, s. 76.

142

Walther Rathenau, Walther Rathenau. Industrialist, ilankcr, Intcllectualand

Politician. Notes and Diaries 1907-1922, red. Hartmut Pogge von Strandmann,

Oxford 1985, s. 228.

Rozdział ósmy Gorzkie następstwa wojny

1 Staraniom o stworzenie narodowego pomnika, który uhonorowałby poleg­ łych w walkach przedstawicieli narodu, stawały na przeszkodzie podziały politycz­ ne i lokalne niesnaski. Brak zgodnego stanowiska w sprawie znaczenia wojny i upo­

litycznienie doświadczeń wojennych znalazł odbicie również w ostrych dyskusjach nad charakterem i symboliczną treścią pomników. Czy Wielka Wojna miała zostać

upamiętniona jako chwalebny rozdział w historii narodu czy jako katastrofa? James M. Diehl, The Thanks ofthe Fatherland. German Vcteransafter the Sccond World War, Chapel Hill 1993, s. 18. Zob.: Wolfgang Ribbe, Iłemerkungen zur nationalen Symbo­ lik in der Weimarer Republik, w: Aus Theorie und Praxis der Geschichtswissenschaft.

Fcstschrift fur Hanz Herzfeld zum 80. Geburstag, Berlin 1982, s. 181-187; Meinhold

Lurz, Kriegerdenkmaler in Dcutschland, t. 4, Weimarer Republik, Heidelberg 1985. 2

Więcej na temat zróżnicowanego stosunku do upamiętnienia wojny zob.

Alan Borg, War Memorials. From Antiquity to the Prescnt, London 1991. 3

„Pall Mail Gazette”, 2 września 1918.

4

George L. Mosse, Fallcn Soldiers. Reshaping the Memory of the World Wars,

Oxford 1990, s. 7-8. 5

W roku 1916 cesarz zdecydował, że król Belgii nie zostanie wpuszczony do

swojego kraju po zakończeniu wojny, a „wybrzeże Flandrii musi należeć do nas”; w lipcu 1915 roku grupa 1347 intelektualistów podpisała petycję uzasadniają­

cą ekspansjonistyczne cele wojny. Tuziny takich przykładów są przywoływane w: Fritz Fischer, Griff nach der Weltmacht: Die Kriegszielpolitik des kaiserlichen

Dcutschland 1914-1918, Dusseldorf 1964, s. 198. 6

Reginald Isaacs, Gropius. An lllustrated liiography of the Creator of the liau-

haus, London 1991, s. 58.

7

Więcej na temat propagandy i powszechnego przekonania o pewnym zwy­

cięstwie zob.: Ludwig von Knesebeck, Die Wahrheit uberdie Propagandafeldzug und Deutschlands Zusammenbruch, Miinchen 1927; Harold D. Lasswell, Propagan­

da Technique in the World War, New York 1927. 8

Złudzenie to wynikało po części ze skłonności Ludendorffa do okłamywania

własnego rządu; odmówił on zdania kanclerzowi Hertlingowi, wicekanclerzowi

558

Berlin. Metropolia Fausta

Payerowi i ministrowi spraw zagranicznych Hintzemu szczerej relacji z pogarsza­ jącej się sytuacji na froncie. Generał Oldershausen wrócił z Berlina, by poinfor­ mować Ludcndorffa, że „ludzie w Berlinie zajmujący wysokie stanowiska ocenili ogólną sytuację zbyt korzystnie” i nie mają pojęcia o aktualnym stanie rzeczy.

Robert B. Asprey, The German High Command at War. Hindenburg and Ludendorff and the First World War, London 1994, s. 462-463.

9

Jeszcze w sierpniu 1918 roku Ludendorff twierdził, że może wygrać wojnę:

„Miałem podczas tej wojny pięć okazji, by wycofać oddziały, a ostatecznie poko­ nałem wrogów. Czemu nie miałoby się to powtórzyć i szósty raz?”. Karl Graf von

Hertling, Ein Jahr in der Reichskanzlci. Errinerungen an die Kanzlerschaft meines Vaters, Freiburg 1919, s. 145-146.

10

Zdumiewające, że nawet w takim momencie Hindenburg uważał, iż Niemcy

wciąż powinny próbować zachować obszary Longwy i Briey we Francji na mocy jakiegoś porozumienia pokojowego. Paul von Hintze powiedział mu, że Niemcy

nie mają odpowiedniej pozycji, aby dyktować warunki. Erich Eyck, The Generals and Downfall ofthc German Monarchy 1917-1918, „Transactions of the Royal Hi-

storical Society” 1952, t. 2, s. 63; Robert B. Asprey, 77ic German High Command...,

s. 468. Zob. także: Gerhard Schultze-Pfaelter, Hindenburg: Pcace, War, Aftcrmath,

przeł. C.R. Turner, London 1931. 11

Olga Djakova (red.), Lcitfaden fur Russen in Berlin, Berlin 1922, s. 28-30.

12

Doskonały przegląd tego okresu znaleźć można w katalogu wystawy pre­

zentowanej w 1996 roku w Martin-Gropius-Bau w Berlinie oraz w Muzeum im. Puszkina w Moskwie. Irina Antonova, Jórn Merkert (red.), Berlin - Moscow/Mo-

scow - Berlin 1900-1950, Miinchen 1995, s. 89-125.

13

Klaus Kandler i in. (red.), Berliner Begcgnungen. Ausldndische Kiinstler in

Berlin 1918 his 1933, Berlin 1987, s. 47. 14

Ilia Ehrenburg, Menschen Jahre Leben, t. 2, Munich 1965, s. 515 [wyd.

poi.: Ludzie, lata, życie obejmuje lata 1918-1921; Erenburg był w Berlinie w 1922 roku].

15

Roman Gul, Russland in Deutschland, New York 1978, s. 75-80; Alfred

Dóblin, Ein Kerl muss cine Meinung haben. Berichte und Kritikcn 1921-1924, Miinchen 1976, s. 32.

16

Alfred Dólling, Das Schicksal des russischen Emigrantcn - Stationcn des Exils -

Konstantinopel - Paris - Berlin - zuriick nach Russland, Berlin 1926; Andrej Belyj [Andriej Bieły], Eine der Wohnstatten des Schattenreichs, przeł. Brigit Veit, Lenin­

grad 1922. 17

Z. A. Zeman (red.), Germany and the Revolution in Russia 1915-1918, London

1950, s. 44-45. 18

Norman Stone, Europę Transformed 1878-1919, London 1983, s. 218-219.

19

James W. Gerard, My Four Years in Germany, London 1917, s. 301-302.

Przypisy

20

559

Więcej na temat niemieckiego wsparcia dla Lenina zob. Richard Pipes, Re­

wolucja rosyjska, przeł. Tadeusz Szafar, Warszawa 2012, s. 408-413. 21

Hrabia von Brockdorff-Rantzau, ambasador niemiecki w Kopenhadze, do

ministra spraw zagranicznych (ściśle tajne), 2 kwietnia 1917 roku, cyt. za: Alexander Sołżenicyn, Lenin in Ziirich, przeł. H.T. Willets, London 1975 [tu cyt. za:

Richard Pipes, Rewolucja rosyjska, s. 409]. 22

W sprawie związków Lenina z Niemcami polegałam na: Richard Pipes, Ro­

sja bolszewików, przeł. Władysław Jeżewski, Warszawa 2005, s. 238-248; Richard

M. Watt, The Kings Depart. The Tragcdy of Germany: Vcrsailles and the German Revolution, London 1968.

23

Cyt. za: Alexander Sołżenicyn, Lenin in Ziirich, s. 221.

24

Włodzimierz Iljicz Lenin, O zadaniach proletariatu w obecnej rewolucji [ Tezy

kwietniowe], w: tegoż, Dzieła wybrane, Warszawa 1955, t. 2 (pierwodruk: „Praw­ da” 1917, nr 26).

25

Eduard Bernstein, Die dcutsche Rcvolution, t. 1, Berlin 1921, s. 187-188.

26

Więcej na temat stosunku Sztabu Generalnego Niemiec do traktatu brze­

skiego zob.: Winfried Baumgart, Von Brest-Litovsk zur dcutschcn Novembcrrevolution, Góttingen 1971; tenże, Deutsche Ostpolitik 1918, Miinchen 1966. Zob. także:

John W. Wheeler-Bennett, Brest-Litovsk. The Forgotten Peacc, London 1938. 27

A. J.P. Taylor, The Course of German History, London 1985, s. 203-204.

28

Bez względu na reformę Rathenaua wojsku niemieckiemu wciąż brakowało

wyposażenia, a przede wszystkim ludzi. Organizowanie wojsk na wschodzie mia­

ło katastrofalny wpływ na wojnę we Francji. Gerald D. Feldman, Army, Industry and Labor in German 1914-1918, Princeton 1966, s. 91-93. 29

Przemawiając do członków partii 7 marca 1918 roku, Lenin ogłosił, że „jest

absolutną prawdą, że bez niemieckiej rewolucji zbankrutujemy”. Włodzimierz

Iljicz Lenin, Ausgewahlte Werkc, Berlin 1925, s. 493. 30

Traktat uzupełniający, do podpisania którego zobowiązywał traktat brze­

ski, został podpisany przez państwa centralne 27 sierpnia 1918 roku. John W. Wheeler-Bennett, Brest-Litovsk... 31

List Lenina do Jana A. Bierzina z 14 sierpnia 1918 roku, cyt. za: Richard

Pipes, l'he Unknown Lenin, Yale 1996, s. 53. 32

Margarete Buber-Neuman, Kriegsschaupldtze der Weltrevolution. Ein Bericht

aus der Praxis der Komintern 1919-1943, Frankfurt-am-Main 1973, s. 9.

33

Silvia Rodgers, Red Saint, Pink Daughtcr. A Communist Childhood in Berlin

and London, London 1996, s. 10.

34

Robotnicy popadali w coraz większe przygnębienie. Poseł Reichstagu Con­

rad Haussmann zauważył, że „społeczeństwo nie odczytuje już komunikatów woj­ ska [...]. Ludzie zaniepokojeni są tylko coraz bardziej kwestią jedzenia i brakiem ubrań”. Robert B. Asprey, The German High Command..., s. 403.

560

Berlin. Metropolia Fausta

35

Jay Winter, Jean-Louis Robert, Capital Cities at War. London, Paris, Berlin

1914-1918, Cambridge 1997, s. 101. 36

Berlińscy hutnicy byli raczej skłonni zignorować swoją partię oraz unię han­

dlową i wesprzeć Związek Spartakusa. Ralph H. Lutz, Fali ofthe German Empire 1914-1918, t. 2, Pało Alto 1932, s. 233. Z perspektywy uczestnika opisuje te wyda­

rzenia Richard Muller, Vom Kaiserreich zur Republik: Einhetrag zur Geschichte der

revolutiondren Arbieterbewegung wahrend des Weltkriegcs, t. 2, Berlin 1924. 37

Był to jeden z istotnych czynników, chociaż nadrzędnej przyczyny należy

upatrywać w obawie, że będzie musiał zaatakować, zanim przybędą duże siły Amerykanów. Richard M. Watt, The Kings Depart..., s. 142. Pełne współczucia

podejście do strajków przedstawia Annemarie Lange, Das wilhelminische Berlin, Berlin 1967, s. 732-733.

38

Max Hoffmann pozostawił niezwykły zapis z pierwszej wojny światowej

w pamiętnikach. Max Hoffmann, Diaries and Other Papers, red. Karl Novak, przeł.

Erica Sutton, London 1929.

39

Przemówienia i fragment „Listów Spartakusa” autorstwa Karla Liebknech-

ta opublikowano w: Karl Liebknecht, The Futurę Belongs to the Pcople, New York 1918, s. 85.

40

Cyt. za: Reginald Isaacs, Gropius..., s. 55.

41

Więcej na temat wyniszczającego wpływu epidemii grypy zob.: Tabellen

iiberdie Bevolkerungsvorgdnge Berlins, Berlin 1918.

42

Jurgen Kocka, Klassengesellschaft im Krieg. Deutsche Sozialgeschichte 1914-

1918, Góttingen 1973, s. 147.

43

W przekładzie Andrzeja Lama.

44

Cyt. za: Ralph H. Lutz, Fali ofthe German Empire..., t. 2, s. 382.

45

Charles Vidil, Les Mutineries de la marinę allemande, Paris 1931, s. 151.

46

Marynarz Stumpf z załogi pancernika Helgoland stojącego w Kilonii napi­

sał o rewolucji w swoim dzienniku. Zob. Richard Stumpf, Private War of Seaman Stumpf, red. Daniel Horn, London 1969, s. 211-215. O planach ataku na flotę

brytyjską (plan operacyjny nr 19) zob. H.E.H. von Waldeyer-Hartz, Admirał von Hipper, Berlin 1933, s. 237.

47

Trzydziestego października cesarz Wilhelm narzekał w rozmowie z Hin-

denburgiem: „Rząd księcia Maksymiliana próbuje mnie wyrzucić!”, a 1 listopada

zadeklarował emisariuszowi z Berlina: „Nie myślę o porzuceniu tronu ze względu na kilkuset Żydów i tysiąc robotników. Powiedz to swoim panom w Berlinie”. Alan

Palmer, The Kaiser, Warlord ofthe Second Reich, London 1978, s. 209. Ogłoszenie

Agencji Wolff Press zostało wydane 9 listopada 1918 roku. Zob. Maximilian von

Baden, Memoirs, t. 1, London 1928, s. 198-200.

48

Ralph H. Lutz, Fali ofthe German Empire..., t. 2, s. 473.

49

Theodor Wolff, Through 7Vvo Decades, London 1936, s. 122.

Przypisy

50

561

Po 9 listopada Scheidemann zanotował, że przetrwanie cesarza było nie­

możliwe. Philipp Scheidemann, Der Zusammenbruch, Berlin 1921, s. 210.

51

Kuno Graf von Westarp, Das Ende der Monarchie am 9 November 1918, Ber­

lin 1952, s. 61-63; G.R. Halkett, The Dear Monster, London 1939, s. 107; Wilhelm

Groener, Lcbcnserinnerungen, Góttingen 1957, s. 485-486. 52

Carl Zuckmayer, A Part of Myself, London 1970, s. 178.

53

Philipp Scheidemann, Memoiren, t. 2, Dresden 1928, s. 522-523. Wydarze­

nia te zostały opisane w: Alex de Jonge, The Weimar Chronicie. Prclude to Hitler,

London 1978, s. 25-49. 54

Deklaracja Liebknechta została opisana w: Ruth Fischer, Stalin and German

Communism. A Study in the Origins ofthc State Party, Cambrige, Mass., 1948, s. 60. Zob. także: Gerhard A. Ritter, Susanne Miller (red.), Dic deutsche Revolution 1918-

1919, Dokumente, Hamburg 1975. 55

Ernst Troeltsch, Spektator-Bricfe. Aufsatze iiber dic deutsche Revolution und

die Weltpolitik 1918-1922, Tiibingen 1924, s. 33. Zob. także: Koppel S. Pinson, Modern Germany. It’s Histoiy and Civilization, New York 1963, s. 365.

56

Cyt. za: Alex de Jonge, The Weimar Chronicie..., s. 31.

57

Klaus Dettmer, Arheitslose in Berlin. Zur politischen Gcschichtc der Arbeits-

losenbewegung zwischen 1918 und 1923, Berlin 1977, s. 51-57. Zob. też: Richard Geary, Dick Geary (red.), The German Unemployed, experiences and conscąuenccs ofmass unemployment from the Weimar Repuhlic to the Third Reich, London 1987.

58

Jay Winter, Jean-Louis Robert, Capital Cities at War..., s. 217.

59

Przywódcy wydali także Manifest Spartakusa wzywający ludzi do walki:

„Proletariusze wszystkich krajów! To musi być ostatnia wojna! Jesteśmy to win­ ni dwudziestu milionom zabitych ofiar; jesteśmy to winni naszym dzieciom; je­

steśmy to winni ludzkości”. Manifest został opublikowany w „New York Times” 29 listopada 1918 roku. 60

Richard Pipes, Rosja bolszewików, s. 178-179; inne spojrzenie zob. Klaus

Mammach, Der Einfluss der russischen Februarrewlution und dergrossen Oktoberre-

volution aufdie deutsche Arbeiterklasse. February 1917-Oktober 1918, Berlin 1955. 61

George Grosz, The Autobiography of Georga Grosz. A Smali Yes and a Big No,

przeł. Arnold J. Pomerans, London 1982, s. 95. 62

Robert Scholtz, Ein unruhiges Jahrzehnte: Lebensmittelunruhe, Masscnstre-

iks und Arbeitslosenkrawalle in Berlin 1914-1923, w: Manfred Gailus (red.), Póbelexzesse und Volkstumulte in Berlin. Zur sozialgeschichte der Strasse (1830-1980), Berlin 1984, s. 79-122. 63 Liebknecht próbował zdobyć poparcie dla Eichhorna na 23 listopada, ale

marsz został powstrzymany przez Otto Weisa. Wiec z 7 grudnia na Siegesallee był znacznie skuteczniejszy. A.J. Ryder, The German Revolution of 1918-1919, Cam­

bridge 1967, s. 184.

562

Berlin. Metropolia Fausta

64

Konstytucja, napisana przez grupę prawników pod kierunkiem Hugo Preussa,

określała Niemcy jako republikę. Na jej czele miał stać prezydent wybierany przez

naród co siedem lat; prezydent miał mianować kanclerza, głównych urzędni­ ków państwowych i być zwierzchnikiem sił zbrojnych. Miał także nadzwyczaj­ ne uprawnienia w sytuacji zagrożenia, by uporać się z wewnętrznymi buntami

i

wprowadzić stan wyjątkowy w razie zamieszek [art. 48]. Ludzie opracowujący

projekt konstytucji mieli nadzieję, że prezydent i Reichstag będą wspólnie kiero­ wać polityką Niemiec, ale, jak podkreślił Paul Bookbinder, powinni byli słuchać

prawnika Carla Schmitta, który uważał, że konstytucja w rzeczywistości dawała

prawdziwą władzę prezydentowi, i który pisał: „[...] ktokolwiek podejmuje decy­

zje w sytuacjach wyjątkowych, jest suwerenem”. Konstytucja łączyła rozwiązania

brytyjskiego systemu parlamentarnego, sowieckich rad robotniczych i amerykań­

skiego systemu prezydenckiego. Przede wszystkim wypowiadała się w imieniu narodu: „Das Deutsche Volk, einig in Seine Stammen und von dem Willen beseelt,

sein Reich in Freiheit und Gerechtigkeit zu erneuen und zu festigen, dem inne-

ren und dem ausseren Frieden zu dienen und den gesellschaftlichen Fortschritt zu fórden, hat sich diese Verfassung gegeben” („Naród niemiecki... ożywiony wolą odnowienia i umocnienia Rzeszy w wolności i sprawiedliwości, pragnie­

niem służenia pokojowi w kraju i za granicą oraz dalszemu postępowi społeczne­

mu, ustanawia tę Konstytucję”; zob. Carl Schmitt, Dic Diktatur von den Anfangen der modernen Souverdnitdt bis zum proletarischen Klassenkampf, Miinchen 1938,

s. 180; Paul Bookbinder, Weimar Germany, New York 1996, s. 43.

65

Wilhelm Groener, Lebenserinnerungen, s. 473-476; zob. też: Alex de Jonge,

The Weimar Chronicie..., s. 28; John Wheeler-Bennett, The Ncmcsis of Power: The German Army in Politics 1918-1945, London 1953, s. 21-22.

66

Wizyta Noskego i Eberta w Zossen została opisana przez Ludwiga R. von

Maerckera, Vom Kaiserheer zur Reichswehr, Leipzig 1921, s. 64. Zob. też: Gustav

Noske, Von Kici bis Kapp, Berlin 1920, s. 61-70. 67

Jay Winter, Jean-Louis Robert, Capital Cities at War..., s. 59-60. Rozbież­

ność danych liczbowych wynika z rozróżnienia na Berlin przed 1920 rokiem i póź­ niej, kiedy obszar miasta powiększył się po przyłączeniu przedmieść. 68

Robert G.L. Waite, Vanguard of Nazism. The Free Corps Movement in Post-

-War Germany, 1918-1923, Cambridge, Mass., 1952, s. 22-23.

69

Noske z dumą opowiadał o tych „monarchistach” i byłych oficerach, których

zwerbował, a którzy już byli „pobici i wypluci”. Cyt. za: Gustav Noske, Von Kieł bis

Kapp, s. 70. Noske napisał tę książkę, by uzasadnić swe działania wobec Kongresu Partii Socjaldemokratycznej w 1919 roku.

70

Tę bitwę szczegółowo opisał Werner T. Angrees, Stillborn Revolution. The

Communist liidfor Power in Germany, 1919-1923, Princeton 1963; zob. też: Ri­ chard M. Watt, The Kings Depart..., s. 240-274.

Przypisy

71

563

Karl Heinz Luther, Die Nachrevolutionaren Machtkampfc in licrlin. Novembcr

1918 bis Marz 1919, „Jahrbuch fur die Geschichte Mittel- und Ostdeutschlands” 1959, s. 187-221. 72

Wbrew późniejszej komunistycznej wersji zdarzeń Związkowi Spartakusa

nie udało się zostać reprezentantem berlińskich robotników. Wschodnioniemiecką wizję przedstawia np. artykuł Die Griindung der Spartacusgruppc, w: Wolfgang

Biittner (red.), Geschichte, Berlin 1985. Zob. także: Karl Retzlaw, Spartacus. Auf-

steig und Niedergang eines Parteiarbeiters, Frankfurt-am-Main 1972, s. 64; Eberhard Kolb, Die Arbeiterrate in der dcutsche Innenpolitik 1918-1919, Frankfurt-am-Main 1978, s. 48.

73

Komentarze Luksemburg na temat Radka zob. J.P. Nettl, Rosa Luxemburgt

t. 2, London 1966, s. 471. 74

Karl Radek, Erinnerugen, przeł. O.E. Schuddekopf, „Archiv fur Sozialge-

schichte” 1962, t. 2, s. 95; aby poznać ciekawą historię jego życia, zob. Stefan

Heym, Radek, Miinchen 1995. 75

Dochodzenie w sprawie zamordowania Karla Liebknechta i Róży Luksem­

burg zostało opisane w Der Mord an Karl Liebknecht und Rosa Luxcmburg. Zusammenfassende Darstellung des gesamten Untersuchungsmatcrials mit ausfuhrlichcm

Prozessbericht, Berlin 1920. 76

Pruska komisja dochodzeniowa zaraportowała, że podczas styczniowych

zamieszek zginęło 196 ludzi, a podczas powstania marcowego - 1175. Statystyki zostały opublikowane w „Vorwarts” 9 kwietnia 1919 roku.

77

Wybory do Zgromadzenia Narodowego odbyły się 19 stycznia 1919 roku.

DNVP otrzymała 16,4 miliona głosów, a SPD - 11,4 miliona, chociaż w samym Berlinie głosy oddawano na lewicę. Christian Engeli, Wolfgang Haus (red.),

Quellen zum modernen Gemcindeverfassungsrccht in Dcutschland, Stuttgart 1975, s. 579-600.

78

Harry Graf Kessler, Tagebiicher 1918-1937, Frankfurt-am-Main 1961, s. 27;

opis walk ulicznych zob. Richard M. Watt, The Kings Dcpart..., s. 203-273.

79

Zob. np. Max Beckmann, Noc (1918-1919), Kunstammlung Nordhein-West-

falen, Dusseldorf - przedstawia sadystyczne traktowanie rodziny, prawdopodob­

nie rewolucjonistów. Mężczyzna był torturowany i uduszony, kobieta na pierw­

szym planie - rozebrana i zgwałcona, potem przywiązana do okiennej ramy. Zob. także: Max Ernst, The Iłelowing ofa Savagc Soldicr, 1919, Arturo Schwarz, Milan; Otto Dix, Płacz, 1919, Kunstgalerie, Gera, Saksonia. 80 Tabellen iiher die ltevolkerungsvorgdnge llerlins, Berlin 1918. Zobacz także:

F. Bumm (red.), Deutschlands Gesundheitsverdltnisse unter dcm Einfluss des Wclt-

krieges, t. 1, Stuttgart 1928; Jay Winter i Jean-Louis Robert, Capital Cities at War..., s. 480-485.

81

Ernst Jiinger, Der Kampfals inneres Erlcbnis, Berlin 1922.

564

Berlin. Metropolia Fausta

Klabund, Ich baumlc mit dc Beene, w: Dorothea Gotfurt, While Fm Sitting on

82

thc Fcnce, London 1967, s. 47. 83 Walter Mehring, Die Kartenhexe; Erich Kastner, Wir sitzen uli im gleichen

Zug, w: Dorothea Gotfurt, While Fm Sitting on thc Fencc, s. 57-65. 84

Peter Jelavich, Berlin Cabarct, London 1996, s. 144.

85

O dadaistach związanych z Berlinem zob: Karl Riha (red.), Duda Berlin:

Tcxtc, Manifeste, Aktionen, Stuttgart 1977; także: Walther Mehring, Berlin Dada: Eine Chronik, Zurich 1959. 86 Kathe Kollwitz, Die Lebenden dem Toten. Erinnerung an den 15. Januar 1919,

Gedenkblatt fur Karl Liebknecht, Kassel, Arbeitsgemeinschaft Friedhof und Denkmal, Stiftung Zentralinstitut und Museum fur Sepulkralkultur; Conrad Felixmiil-

ler także stworzył litografię przedstawiającą Karla Liebknechta i Różę Luksem­ burg, Menschcn uber der Wclt, muzeum w Wiesbaden.

87

Zob. dla przykładu jego Skin Graft, na którym pokazany jest żołnierz siedzą­

cy na łóżku; jedną stronę twarzy ma normalną, ale z drugiej strony ma złamany nos przechylony w kierunku rozciętego policzka, przez który widać rząd zębów.

Górna część głowy ukazuje wnętrzności w miejscu oderwanej skóry. Otto Dix, Skin Graft, 1924, Muzeum Brytyjskie, Londyn.

88

Obszar Saary miał być pod zarządem Ligi Narodów.

89

O Wersalu zob. Eberhard Kolb, Die Weimarer Republik, Miinchen 1984,

s. 28-33; na temat artykułu 231 traktatu wersalskiego i „winy wojennej” zob.

Alma Luckau, The German Delegation at the Parts Peace Conference, New York 1941, s. 242. 90 Urlich Heinemann, Die verdrangte Niederlage. Politische Óffcntlichkeit und

Kriegsschuldfrage in der Weimarer Republik, Góttingen 1983. 91

Cyt. za: Golo Mann, Niemieckie dzieje w XIX i XX wieku, przeł. Andrzej Ko-

packi, Olsztyn 2007, s. 370. 92

Artykuł na temat zabójstwa Rathenaua i „mordów kapturowych” stwier­

dzał, że „zabójstwo dr. Walthera Rathenaua jest 378 mordem politycznym w Niemczech od powstania republiki, a część prasy podkreśla, że w 353 przypad­

kach sprawcy albo uciekli, albo zostali uniewinnieni przez reakcyjne sądy”. The

German Republic’s Trail of Blood, „Literary Digest”, 8 lipca 1922.

93

Heinrich Hannover, Elisabeth Hannover, Politische Justiz 1918-1933,

Frankfurt-am-Main 1966, s. 60-78.

94

„Vossische Zeitung”, 24 marca 1920.

95

Denkmal der Marzgefallenen (1921 [?]) Waltera Gropiusa stoi na starym

cmentarzu w Weimarze. W liście do Donalda Egberta z 14 października 1948 roku

napisał on: „Betonowy pomnik w Weimarze upamiętniał nie tylko robotników, ale ludzi z różnych kręgów, którzy padli w kapputsch [sic!]. Został zamówiony przez

Staatsrat w ministerstwie weimarskim, które było socjaldemokratyczne ”.

Przypisy

96

565

Harold James, The German Slump. Politics and Economics 1924-1936,

Oxford 1987, s. 41; Gustav Stolper, German Economy 1870-1940, New York 1940,

s. 355-367.

97

Hermann Aubin, Wolfgang Zorn (red.), Handbuch derdeutschen Wirtschafts-

-und Sozial-geschichte, t. 2, Stuttgart 1976, s. 700.

98

Zob. Koppel S. Pinson, Modern Germany..., s. 429. Rathenau negocjował

z Komisją Odszkodowawczą w Paryżu, zob. Walther Rathenau, Industrialist, Han­

ke r, Intellectual und Politician. Notes and Diarics 1907-1922, red. Hartmut Pogge von Strandmann, Oxford 1983, s. 288-290.

99

O strajku i jego konsekwencjach zob. Oskar Rusch, DerStreik in derRerlines

Metallindustric im Jahre 1929, Berlin 1920. 100

O skutkach inflacji zob. Heinrich August Winkler, Von der Revolution zur

Stabilisierung. Arbeitcr und Arbeiterbewegung in der Weimerer Republik 1918 bis 1924, Berlin 1984. 101

Hans Ostwald, Sittengeschichte der Inflation. Ein Kulturdokumcnt aus den

Jahren des Marksturzes, Berlin 1931, s. 30-32.

102

Pogardę dla tych, którzy przeżyli wojnę bez draśnięcia i w dobrobycie,

wyraża np. obraz Hubertusa Marii Davringhausena Profiter. Przedstawia on sklepikarza siedzącego w nowoczesnym nieskalanym wnętrzu przy biurku,

z kieliszkiem wina, pudełkiem cygar i wiszącym obok telefonem. Kunstmuseum, Dusseldorf.

103

George Grosz, The Autobiography..., s. 95.

104

Tamże, s. 115.

105

Jay Winter, Jean-Louis Robert, Capital Cities at War..., s. 458.

106

Erich Maria Remarąue, Czarny obelisk, przeł. Adam Kaśka, Warszawa

1983; Stefan Zweig, Meisternovollen, Frankfurt-am-Main 1970.

Rozdział dziewiąty

Szalone lata dwudzieste 1 Na temat kultury Republiki Weimarskiej zob. przede wszystkim: Peter Gay,

Weimar Culture. The Outsider as Insider, Harmondsworth 1988. Zob. też: Jost Hermand, Frank Trommler, Die Kultur der Weimar Republik, Miinchen 1978; Walter

Laąueur, Weimar. A Cultural History, 1918-1933, London 1974. 2 3

Peter Gay, Weimar Culture..., s. 138. Jak to powiedział Volker Berghahn: „Korzeni powojennego militaryzmu

można się doszukiwać nie tylko w głębokiej mobilizacji ludności [...], ale także w klęsce, której szerokie rzesze narodu zdecydowanie nie chciały zaakceptować”. Volker R. Berghahn, Militarism. The History of an International Debatę 1861-1979,

Leamington Spa 1981, s. 33.

566

Berlin. Metropolia Fausta

[Carl Mierendorff „chciał dynamicznej odnowy w duchu socjalizmu ludo­

4

wego pod charyzmatycznym przywództwem oraz mobilizacji bojowo nastawio­

nych formacji masowych”. Zob. Detlev J.K. Peukert, Republika Weimarska. Lata

kryzysu klasycznego modernizmu, przeł. Barbara Ostrowska, Warszawa 2005, s. 232 - dop. red.]. Jest to prawdziwe zwłaszcza w odniesieniu do organizacji

paramilitarnych: Stahlhelmu, Jungdeutscher Orden i Rotfrontkampferbund, ale takie poglądy miały powszechną aprobatę. Volker R. Berghahn, Der Stalhelm,

Bund der Frontsoldaten 1918-1935, Dusseldorf 1966, s. 91-94. Wśród gości Radka byli: minister finansów Wirth, generał von Seeckt i szef

5

wydziału rosyjskiego w Urzędzie Spraw Zagranicznych, Adolf „Ago” von Maltzan.

Radek’s „Political Salon" in Berlin 1919, „Soviet Studies” 1951/1952, nr 3, s. 411-430.

6

Seeckt niczego bardziej nie pragnął niż współdziałania dwóch mocarstw

w celu wymazania Polski z mapy Europy i przywrócenia granic z 1914 roku.

Pogląd ten prezentował przy wielu okazjach. Jego memorandum z 11 września 1922 roku i inne dokumenty ujawniają głęboką nienawiść do Polski. Hans Meier-Welcker, Seeckt, Frankfurt-am-Main 1967, s. 343-344. Zob. także: Deutsch-sow-

jetische liezichungcn von den Vcrhandlungen in Brest-Litovsk bis zum Abschluss des Rapallo-Vcrtrages, t. 2, Berlin Ost 1967; Harvey L. Dyck, Weimar Germany and Soviet Russia 1926-1933, New York 1966.

7

Cyt. za: Friedrich von Rabenau, Seeckt. Aus seinem Lcbcn 1918-1936, Leip-

zig 1940, s. 194. Zob. też: Wipert von Bliicher, Deutschlands Weg nach Rapallo, Wiesbaden 1951, s. 152; Reginald H. Phelps, Aus den Seekt-Dokumentation: Die Verabschiedung Seeckts 1926, „Deutsche Rundschau”, wrzesień 1952.

8

Graf von Brockdorff-Rantzau, który został niemieckim ambasadorem w Mo­

skwie po podpisaniu traktatu w Rapallo, nazwał Lenina i jego rząd „zwykłymi przestępcami”, ale nie powstrzymało go to przed wprowadzeniem w życie traktatu

z korzyścią dla Niemiec. W 1919 roku oświadczył, że Niemcy powinny „zmniejszyć rozmiary klęski wojskowej”, bo „w ostatecznej walce powinniśmy być zwycięzca­

mi”. Układ z Rosją sowiecką stanowił część tej strategii. George W.F. Hallgarten,

General von Seect and Russsia, 1920-1922, „Journal of Modern History” 1949, nr XXI, s. 28-34. Zob. też: Gustav Hilger, Alfred C. Meyer, The Incompatibile Allics,

New York 1953, s. 91. 19

Lenin powiedział przy okazji wojny, że upadek Polski stwarza wyjątkową

okazję do obalenia całego ładu wersalskiego. „Rozbijając armię polską, rozbi­ jamy pokój wersalski, na którym opiera się cały system obecnych stosunków

międzynarodowych. Gdyby Polska stała się radziecka... pokój wersalski został­ by zburzony i cały system międzynarodowy ustanowiony dzięki zwycięstwom nad Niemcami runąłby”. Jedynie klęska sowieckiej Rosji pokrzyżowała te plany.

Cyt. za: Richard Pipes, Rosja bolszewików, przeł. Władysław Jeżewski, Warsza­ wa 2005, s. 193.

Przypisy

10

567

Było to echo równie kuriozalnego sloganu lansowanego przez socjalde­

mokratów Scheidemanna w obronie cesarza, który w chwili wybuchu pierwszej

wojny światowej oświadczył: „Bronimy ojczyzny, by ją podbić”. Gerhard Masur,

Imperial lierlin, London 1971, s. 267. 11

Na temat zmian po Rapallo i zaangażowania Rathenaua zob. David Felix,

Walter Rathenau and thc Weimar Rcpublic. The Politics of Rcparations, London 1971, s. 127-147. Korzyści dla przemysłu niemieckiego omawia Hartmut Pogge von Strandmann, Grossindustrie and Realpolitik. Deutsch-sowjctisch Handclsbczichungcn in der

Weimar Republik, „Historische Zeitschrift” 1976, t. 222, s. 265-341; zob. też: Her­ bert Heilbig, Dic Tragcr der Rapallo-Politik, Góttingen 1958; Theodor Schieder, Dic

Entstehungsgeschichte des Rapallo-Vcrtrates, „Historische Zeitschrift” 1967, t. 204. 12

Rzeczywiście negocjacje nie były zbyt serdeczne. O postawie Wilsona zob.

Ray Stannard Baker, Woodrow Wilson and World Scttlcmcnt, t. 3, Gloucester,

Mass., 1930, s. 460-468. 13

Andre Franęois-Poncet, Der Weg von Vcrsailles bis Potsdam. Dic Geschichtc

der Jahre 1919 bis 1945, Mainz-Berlin 1964, s. 68-69 [tyt. oryg. Dc Versailles a Potsdam: la France et le probleme allemand contcmporain 1919-1943].

14

Amerykanie później odmówili ratyfikacji traktatu. Ferdinand Czernin,

Versailles 1919. The Forces, Evcnts and Personalities that Shapcd thc Treaty, New

York 1964, s. 397-421.

15

Erich Eyck, Geschichtc der Wcimarcr Republik, 1.1, Vom Zusammcnbruch des

Kaisertums bis zur Wahl Hindenburgs, Ziirich—Stuttgart 1957, s. 255. 16 Świadczą o tym dzienniki wicehrabiego d’Abernon, brytyjskiego ambasa­

dora w Berlinie w latach 1920-1926. Na temat jego przyjaźni ze Stresemannem zob. Edgar Viscount dAbernon, An Amhassador ofPeacc: Pagcs from thc Diary of

Viscount dAbernon, t. 1, London 1929-1930, s. 290. 17

Nacjonaliści sprzeciwili się planowi Dawesa, twierdząc, że wypłata jakich­

kolwiek odszkodowań jest afrontem dla narodu niemieckiego. Stresemann był

kąśliwie atakowany. Porównywano jego sytuację do sytuacji skazańca, który oca­ leje, jeśli nauczy królewskiego konia latać. Nie można było odmówić podjęcia

próby, „ponieważ król, koń lub ja moglibyśmy umrzeć”, a nigdy nie wiadomo, bo

„może koń nauczy się latać”. Anneliese Thimme, Gustav Stresemann, cinc politi-

schc Iłiographie zur Geschichtc der Wcimarcr Republik, Frankfurt-am-Main 1957, s. 70.

18

Hugh Quigley, Robert T. Clark, Rcpublican Germany: A Political and Econo-

mic Study, London 1928, s. 119. 19 O znaczeniu niemieckiego handlu morskiego dla odbudowy gospodarki zob. Henry Meyer (red.), The Long Gcncration. Germany from Empire to Ruin 1913— 1945, New York 1973, s. 12. Zob. też: Ferdinand Friedensburg, Dic Wcimarcr Re­

publik, Frankurt-am-Main 1957, s. 211.

568

Berlin. Metropolia Fausta

20

Wielu nacjonalistów było przeciwnych, bo chociaż porozumienie gwaranto­

wało zachodnie granice Niemiec, zatwierdzało także utratę Alzacji i Lotaryngii.

W przeddzień konferencji przygotowania zostały zakłócone „uporczywymi pogłos­

kami o planowanym przez niemieckich nacjonalistów zabójstwie dr. Stresemanna, by uniemożliwić mu podpisanie układu z aliantami w sprawie bezpieczeństwa Europy na zasadach określonych przez traktat wersalski. Odkrycie spisku przez berlińską policję, jak się przypuszcza, wywołało dziwne zachowanie dr. Strese-

manna i dr. Luthra, którzy opuścili specjalny niemiecki pociąg reprezentacyjny w Bellinzonie i pojechali do Locarno wczoraj po zapadnięciu zmierzchu”. „New

York Times”, 5 października 1925. Zob. też: Jon Jacobson, Locarno Diplomacy.

Germany and the West 1925-1929, Princeton, NJ, 1972; Werner Link, Die amerikanischc Stabilisierungspolitik in Dcutschland 1921-1932, Dusseldorf 1970. 21

Zostało to unicestwione przez głębokie przygnębienie pod koniec lat dwu­

dziestych i podsunęło „spektakularne usprawiedliwienie reżimu nazistowskiego”. Harold James, The German Slump. Politics and Economics 1924-1936, Oxford 1987, s. 7. Zob. też: John W. Wheeler-Bennett, Information on the Reparation Settlcment,

Reing the Rackground and History of the Young Plan and the Hague Agreements, 1929-1930, London 1930. 22

Cyt. za: Peter Gay, Weimar Culture..., s. 139.

23

Zjednoczenie formalnie nastąpiło 27 kwietnia 1920 roku za urzędowania

nadburmistrza Wermutha, ale to jego następca nadburmistrz Boss był odpowie­ dzialny za wprowadzenie reformy w życie. Na temat wkładu tych dwóch osób zob.

Henning Kohler, Die Schaffung von Gross-Rerlin und der Starz Wermuth i Politik and Verwaltung: Die ,Ara Ross1, w: Wolfgang Ribbe (red.), Geschichte Rerlins, t. 2, Von

der Marzrevolution his zur Gegenwart, Miinchen 1987, s. 815-875. Zob. też: Chri­ stian Engeli, Gustav Ross. Oherbiirgermeister von Re rlin 1921-1930, Stuttgart 1971. 24

Po wojnie wydatki rządowe w stosunku do dochodu narodowego wzrosły

z 14,5 procenta w latach 1910-1913 do 24 procent w latach 1925-1929. Ponadto większa część tych nakładów była kontrolowana przez władze centralne. Wydatki

Rzeszy przekraczały 40 procent wszystkich wydatków rządowych w 1913 roku,

ale w 1925 roku wydatki republiki osiągnęły już 45 procent. Podczas gdy przed wojną większość nakładów Rzeszy była przeznaczona na wojsko, w 1925 roku

było to tylko 9 procent. Harold James, The German Slump..., s. 39. 25

Otto Biisch, Die Rerliner Kommunalwirtschaft in der Weimarer Epoche, Berlin

1960. 26

Carl Zuckmayer, „Warum den Weinen...”, w: tegoż, Ais wiir’s ein Stuck von

mir. Horen der Freundschaft, t. 2, Frankfurt-am-Main 1976, s. 325.

27

Na temat artystów z innych miast, takich jak Drezno, Monachium, Karls­

ruhe, Kolonia, Dusseldorf i Hanower, zob. Sergiusz Michalski, Neue Sachlichkeit. Malarei, Graphik und Photographie in Dcutschland 1919-1933, Koln 1992.

Przypisy

28

569

Peter Gay, Weimar Culture..., s. 135; zob. też: Willy Haas, Erinnerungcn,

Berlin 1960; tenże, Sitten und Kultur in Nachkricgsdeutschland, Berlin 1932.

29

Peter Gay, Weimar Culture..., s. 135.

30

Siegfried Kracauer, Das Ornament der Masse, Frankfurt-am-Main 1977,

s. 93. [Cyt. za: Detlev J.K. Peukert, Republika Weimarska, przeł. Barbara Ostrow­ ska, Warszawa 2005, s. 174; fragmenty szkicu Ornament z ludzkiej masy ukazały

się w: Wobec faszyzmu, red. Hubert Orłowski, Warszawa 1987, s. 11-22].

31

Por. Max Weber, Gesammelte Aufsdtze zur Wisscnschaftslehre, Tiibingen

1951, s. 526. 32

Hans Gotthard Vierhuff, Die Neue Sachlichkeit. Malcrie und Fotografie, Koln

1980, s. 9. 33

Zob. np.: Boris Pasternak, Briefc aus Berlin; Andrej Belyj, Wic schon es in Ber­

lin ist, w: Fritz Mierau (red.), Russen in Berlin 1918-1933, Leipzig 1988, s. 56-74. Zob. też: Sergej Tretjakow, Gesichter der Avantgardc. Portrats-Essays-Briefe, Ber­ lin 1985; Vladimir Nabokov, Śmiech w ciemności, przeł. Ariadna Demkowska-Bohdziewicz, Warszawa 1993; Erich Bucholz, Bcgegnung mit osteuropaischen Kiinstlern, w: Avantgarde Osteuropa 1910 bis 1930, Berlin 1967; Klaus Kandler (red.), Berliner Begegnungen. Auslandische Kunstler in Berlin 1918-1933, Berlin 1987.

34

Igor Siewierianin, Mayakovsky Berlin Heutc, Berlin 1923, s. 55; zob. też:

Kynaston McShine, Berlinart 1961-1987, New York 1987, s. 52. 35

Istnieje olbrzymia literatura na temat Bauhausu, zob. np.: Marcel Francisco-

no, Walter Gropius and the Creation ofthe Bauhaus at Weimar, Urbana, 111., 1971; Hans M.Wingler, The Bauhaus, Cambridge, Mass., 1962; Karl-Heinz Hiiter, Das Bauhaus in Weimar, Berlin 1976. O Bauhausie w Berlinie zob. Peter Hahn (red.), Bauhaus. Berlin. Auflosung Dessau 1932, Schliessung Berlin 1933, Berlin 1985.

36

Gropius określił podstawowe reguły, od „standaryzacji” po „racjonalizację”:

Walter Gropius, Die neue Architektur und das Bauhaus-Grundziige und Entwic-

klung. Einer Konzeption, Mainz-Berlin 1965. 37

O ówczesnych poglądach na problemy mieszkaniowe zob. Martin Wagner

(red.), Das neue Berlin. Grofistadtprobleme, Berlin 1929. Wagner odpowiadał za

budowy w dzielnicy Schóneberg; w 1924 roku pracował dla Deutsche Wohnungsfiirsorge AG (DEWOG) i z Brunonem Tautem planował Hufeisensiedlung w Britz.

38

Siedlungsbau, w: Norbert Huse, „Neues Bauen”- 1918 bis 1933. Modernę

Architektur in der Weimarer Republik, Miinchen 1975, s. 91-103. 39

Barbara Miller Lane, Architccture and Politics in Germany 1918-1945, Cam­

bridge, Mass., 1968, rozdz. The New Architccture and the Vision of a New Society,

s. 41-69. 40 John Willet, The New Sobriety. Art and Politics in the Weimar Period 19171933, London 1987, s. 79. 41 Georg Simmel, Filozofia pieniądza, przeł. Andrzej Przyłębski, Warszawa 2012.

570

Berlin. Metropolia Fausta

42

Walter Mering, Heimat Berlin, Berlin 1920: „Der Linden lang! Galopp! Ga-

lopp! / Zu Fuss, zu Pferd, zu Zweit! / Mit der Uhr in der Hand, mit’m Hut auf’m

Kopp / Keine Zeit! Keine Zeit! Keine Zeit!”.

43

August Endell, Dic Schonheit der grossen Stadt, Stuttgart 1908, s. 23.

44

Jerzy Toeplitz, Historia sztuki filmowej, t. 2, 1918-1928, Warszawa 1956;

Michael Hanisch, Auf dcm Spuren des Filmgeschichte, Berlin 1991; Uta Berg-Ganschow, Wolfgang Jacobsen, ...Film ...Stadt ...Kino ...Berlin..., Berlin 1987. Wiele

oryginalnych plakatów filmowych zgromadzono w Stiftung Deutsche Kinema-

thek, Berlin. 45

Wiele z tych przedmiotów zgromadzono w Siemens Museum w Monachium

oraz w Berliner Kraft-und Licht (bewag) AG Geratesammlung, Berlin. Zob. też: Rosmarie Beier, Rationalisierung der Arbcit, w: Gottfried Korff, Reinhard Riirup

(red.), Berlin, Berlin. Dic Ausstcllung zur Gcschichtc der Stadt, Berlin 1987, s. 401410.

46

Jednym z symboli epoki był Kraftwerk Rummelsburg, elektrownia w Rum-

melsburgu. Zbudowana według planów Gustava Klingenberga, zaczęła działać

w 1925 roku dla AEG i w 1927 roku wytwarzała już dwieście siedemdziesiąt

tysięcy kilowatów. Berlińczycy byli dumni, że pracują w niej „największe turbiny

na świecie” i że ma jedno z najnowocześniejszych centrów kontroli, jakie w ogóle powstały.

47

Michał Spoliansky i Marcellus Schiffer nie odnieśli takiego sukcesu przy

okazji innej produkcji o „domu towarowym” zatytułowanej Rufcn Sie Herm Plim!,

w której krytykowali konsumpcjonizm. Bohaterem był kierownik dużego domu

towarowego gnębiony przez kolejnych wściekłych klientów. W „Schaufensterreklame” Siergiej Trietjakow nazwał Berlin miastem stworzonym dla konsumery-

zmu, wszystko tam „wyasfaltowane, oszklone, wypolerowane jak lustro”. Siergiej Tretjakow, Nu kupite ich!, „Krasnaja riva” 1931, nr 27, s. 7.

48

Na temat fascynacji Ameryką i modernizmem w Republice Weimarskiej zob.

Bodo-Michael Baumunk, Dic schnellste Stadt der Wclt, w: Gottfried Korff, Rein­

hard Riirup (red.), Berlin, Berlin..., s. 459-512. 49

Christian Morgenstern, Melancholie. Gedichtc, Berlin 1906, s. 37.

50

Paul Lincke początkowo napisał piosenkę Gluhwurmschen, Gluhwurmschen

flimmre do swej operetki Lysistrata w 1902 roku.

51

Alex de Jonge, The Weimar Chronicie. Prclude to Hitler, London 1978, s. 130;

zob. też: Sefton Delmer, Weimar Germany, London 1972.

52

Kastner generalnie krytykował Republikę Weimarską za dowartościowy­

wanie pisarzy z nurtu Neue Sachlichkeit. W swej przenikliwej powieści o depresji

Fahian. Historia pewnego moralisty nazwał Berlin gigantycznym miastem z kamie­

nia zepsutym do cna: „We wschodniej dzielnicy rezyduje występek, w centrum oszustwo, w północnej - nędza, w zachodniej nierząd, a nad wszystkimi czterema

Przypisy

571

stronami wisi zagłada”. Erich Kastner, Fabian. Historia pewnego moralisty, przeł.

Maria Wisłowska, Warszawa 1961, s. 129. Zob. też szkic opisujący pierwsze wra­ żenia autora z Berlina: Erich Kastner, Mcine sonnigc Jugcnd, w: Rudolf Walter Leonhardt (red.), Kastnerfur Erwachsene, Koln 1966. 53

Joan Weinstein, The End of Exprcssionism. Art and the November Revolution

in Germany 1918-1919, Chicago 1990, s. 242. 54

Christian Schad, Sclbstbildnis mit Modeli (1927), w zbiorach prywatnych;

Zwei Freundinnen (1928), w zbiorach prywatnych; Rudolf Schlichter, Treffen der Fetischisten (1921), w zbiorach prywatnych, reprodukowane w: Sergiusz Michal­

ski, Neuc Sachlichkeit..., s. 24-51. 55

O pierwszych programach radiowych zob. Funkstundc Berlin AG. Rund um

den Rundfunk, w: Barbel Schrader, Jurgen Schebera, Kunst-Metropolc Berlin 1919-

1933, Berlin 1987, s. 176-196. 56

Nadal istniała wrogość wobec nowej sztuki. Czwartego czerwca 1929 roku

Schónberg napisał do Wilhelma Furtwanglera, narzekając na zmiany w progra­

mie: „Drogi Panie Doktorze [...] Jestem nieco rozczarowany, że znowu nie wyko­ nał Pan moich kawałków na orkiestrę po scenach rozgrywających się w Berlinie, ale mimo wszystko uważam, że syczenie było prostacką impertynancją zarówno

wobec Pana, jak i wobec mnie”. Cyt. za: Catherine Lorenz (red.), Arnold Schónberg 1874-1951. Lebensgeschichte in Begegnungen, Wien 1992, s. 121.

57

Giinther Riihle, Theaterfiir die Republik im Spiegel dcrKritik, 1.1, Frankfurt-

-am-Main 1998, s. 24-25.

58

Oliver Sayler twierdzi, że to właśnie Max Reinhardt sprawił, że Berlin po

pierwszej wojnie światowej znów stał się miastem teatralnym. Oliver M. Sayler,

Max Reinhardt and His Theatre, przeł. Mariele S. Gudernatsch, New York 1968, s. 37. 59

Zob. o relacjach Piscatora z partiami politycznymi: Erwin Piscator, Teatr

polityczny, przeł. Roman Szydłowski, Warszawa 1983, s. 49-59. 60

Na temat pierwszej wizyty Brechta w Berlinie 21 lutego 1920 roku zob. Wer­

ner Mittenzwei, Das Leben des Bertolt Brecht oder Der Umgang mit den Weltrdtseln,

Berlin 1987, s. 154-158. 61

Alfred Kerr jednak chwalił przedstawienie Lotte Lenyi. Hrabia Harry Kessler

napisał, że była to „pasjonująca produkcja, w stylu Piscatora, prymitywna i prole­ tariacka”. Harry Kessler, Tagehiichcr 1918-1937, Frankfurt-am-Main 1961, s. 349.

62

Robert Walser, Aufsiitze, Frankfurt-am-Main 1985, s. 87.

63

Dla Dóblina takie zachowanie było równoznaczne ze zdradą ideałów z 1918

roku; zob. Alfred Dóblin, Novembcr 1918. Eine deutschc Rcvolution, cz. II, t. 1, Verratenes Volk, Miinchen 1948. 64 Sentymentalny obraz życia kawiarnianego stworzył Jurgen Schebera: Da-

mals in Romanischcn Cafe..., Berlin 1988. Zob. też: Peter Hielscher, Das Gedrange

der Namen, w: Gottfried Korff, Reinhard Riirup (red.), Berlin, Berlin..., s. 431-442.

572

Berlin. Metropolia Fausta

65

Eberhard Roters, Cafć und Cabaret, w: Eberhard Roters, Bernhard Schulz

(red.), Ich und dic Stadt. Mensch und Grofatadt in der deutschen Kunst des 20. Jahrhunderts, Berlin 1987, s. 109-130.

66

Thomas Mann, Bctrachtungen eines Unpolitischcn; zob. też: Martin Swales,

In Dcfence of Weimar: Thomas Mann and the Politics of Republicanism, w: Alan

Bance (red.), Writerand Society in Weimar Rcpublic, Edinburgh 1982, s. 1-12. 67

„O polityce wołałbym nie mówić [...]. Komunizm, tak jak ja go rozumiem,

zawiera wiele pierwiastków dobrych i ludzkich: jego celem ostatecznym jest li­ kwidacja państwa w ogóle, które zawsze będzie państwem przemocy, humaniza­ cja i uzdrowienie świata przez jego odpolitycznienie. Kto w gruncie rzeczy byłby

temu przeciwny?”. Tomasz Mann, Listy 1889-1936, wyd. Eryka Mann, przeł. Wan­

da Jedlicka, Warszawa 1966, s. 215-216. 68

Jednak, jak to ujął Golo Mann, „Czarodziejska góra stała się powieścią reprezen­

tatywną dla lat Stresemanna, dziełem, z którego pełną garścią można było czerpać inspirację i rozrywkę wysokiej próby, ale nie naukę, jaka płynie z decyzji”. Golo Mann,

Niemieckie dzieje w XIX i XX wieku, przeł. Andrzej Kopacki, Olsztyn 2007, s. 401.

69

Kurt Tucholsky, Gcsammelte Werke, t. 2, red. Mary Gerold-Tucholsky, Fritz

J. Raddatz, Hamburg 1962, s. 790. 70

Cyt. za: Peter Jelavich, Berlin Cabaret, Harvard 1993, s. 144.

71

Michael Stark, Deutsche Intellektuclle 1910-1933, Heidelberg 1984, s. 275.

72

Nagranie skeczu przygotował Paul Morgan w 1930 roku; cały tekst został

wydrukowany w: Zeitungsparodie, „Frechheit”, wrzesień 1929. Zob. Peter Jelavich, Berlin Cabaret, s. 200. 73

Peter Jelavich, Berlin Cabaret, s. 198; Kurt Robitschek, 5 Jahre Kabarett

der Komiker, „Frechheit”, wrzesień 1929. W 1926 roku Robitschek posunął się do stwierdzenia, że „sztuczna forma umarła”. Alan Lareau, The Wild Stage: Literary Cabarets ofthe Weimar Rcpublic, Columbia 1995, s. 184-185. 74

Walter Laąueur, Weimar..., s. 710.

75

Zob. np. piosenkę Friedricha Hollandra, Der Spuk persónlich, w: Spuk in der

Villa Stern, Berlin 1931. Na temat klęski „Weltbuhne” zob.: Peter Gay, Weimar Cul-

ture..., s. 78; Martin Broszat, Der Staat Hitlers, Miinchen 1969, s. 94; Istvan Deak, Weimar Germany’s Left-Wing Intellectuals. A Political Histoty of the „Weltbuhne” and Its Cirde, Berkeley 1968.

76

Dorothy Rowe, Desiring Berlin. Gender and Modernity in Weimar Germany,

w: Marsha Meskimmon, Shearer West (red.), Visions ofthe ‘Neue Frau’. Women and

the Visual Arts in Weimar Germany, Aldershot 1995, s. 143-144. 77

O prawie głosu zob. Gabrielle Bremme, Dic politische Rolle der Frau in

Deutschland, Góttingen 1956; zob. też: Clare Mende, Darfdie Frau ihr Wahlrecht

wieder aufgehen?, „Deutsche Stimmen” 1925, t. XXXVII, nr 2, s. 28-32. 78

Siegfried Kracauer, Das Ornament der Masse, s. 46.

Przypisy

79

573

Błękitny anioł był kręcony w marynarskiej spelunce w Hamburgu, ale po­

wszechnie kojarzy się z Berlinem. Na temat produkcji tego obrazu zob. Thierry de

Navacelle, Sublime Marleno, London 1984, s. 30-35; zob. też: Siegfried Kracauer, Od Caligariego do Hitlera. Z psychologii filmu niemieckiego, przeł. Eugenia Skrzywanowa, Wanda Wertenstein, Gdańsk 2009.

80

O ewolucji tego gatunku filmowego zob. Siegbert S. Prawer, CaligarCs Chil-

dren. The Film as lale of Terror, Oxford 1980, s. 8; zob. też: John D. Barlow, Ger­

man Expressionist Film, Boston 1992. 81

O wykorzystaniu przez Piscatora filmu jako dokumentu w spektaklach zob.

Erwin Piscator, Teatr polityczny, s. 78-92.

82

Film ten był zakazany przez krótki czas, pozwolono go pokazywać dzięki gwał­

townym protestom prasy lewicowej, której eksperci uznawali go za jeden z najwy­ bitniejszych niemieckich filmów, na przykład Heinz Liidecke w „Magazin fur Alle”

z czerwca 1933 roku. O przychylnej ocenie Miinzenberga zob. Gertrudę Kiihn, Film und

revolutionare Arbeitcrbewegung in Deutschland 1918-1932, t. 2, Berlin 1975, s. 93-128. 83

O „ekranowej parze” zob. Max Cichocki, Ingeborg Jessulat, Du warst mein schon-

sten Liebcstraum. Lilian Harvey, Willy Fritsch. Dos klassische Liebespaar, Berlin 1973. 84

Wolf von Eckardt, Sander L.Gilman, Bertolt Brecht’s Berlin. A Scrapbook of

the Twenties, London 1993, s. 96-97. 85

Klaus Budziński, Die Muse mit der scharfen Zunge. Von Cabarctzum Kaha-

rett, Miinchen 1961, s. 104-126, 182-187.

86

Przegląd berlińskich kabaretów zob. Von A(dmiralspalast) his Z(illeball). Das

Reich der Unterhaltung, w: Barbel Schrader, Jurgen Schebera, Kunst-Metropole

Berlin..., s. 108-175. 87

Waldoff później twierdziła, że „zakochała się namiętnie w Berlinie” już kil­

ka minut po przybyciu. Franke Deizzner-Jenssen, Die zehnte Muse Kaharettistcn

erzdhlen, Berlin 1982, s. 167. Zob. też: Peter Jelavich, Berlin Cabaret, s. 100-104; Claire Waldoff, Weesste noch...! Aus meinen Erinnerungen, Dusseldorf 1953. 88

Peter Jelavich, Berlin Cabaret, s. 118; Kurt Tucholsky, cyt. na s. 135.

89

Kurt Tucholsky, „Politische Couplets” list do Hansa Ericha Blaicha z 6 marca

1920 roku, w: Kurt Tucholsky, Ausgewiihlte Bricfe 1913-1935, Reinbek 1962, s. 76.

90

Kabareciarz i aktor Willi Schaeffers, który śpiewał piosenki Tucholsky’ego

w okresie Republiki Weimarskiej, został wielką gwiazdą pod rządami nazistów;

Claire Waldoff nadal cieszyła się wówczas popularnością. O kabarecie w Trzeciej Rzeszy zob. Volker Kiihn (red.), Deutschlands erwachen: Kabarett unterm Haken-

kreuz 1933-1945, Weinheim 1989. 91 Gunter Berghaus, G irlkultur-Fcminism, Americanism and Popular Culture in Weimar Germany, „Journal of Design History” 1988, nr 1, s. 193-219.

92

Rewię Drunter und Driiber wystawiono w Theater am Nollendorfplatz we

wrześniu 1923 roku. Jeden z recenzentów nazwał ją „potworną ofertą ludzi,

574

Berlin. Metropolia Fausta

kostiumów i nagości” z setkami „show-girls” w przezroczystych strojach. Rewia wylansowała piosenkę Waltera Kallo, która miała stać się czymś w rodzaju hym­ nu Berlina: „Solang noch Untern Linden die alten Baume bliihn, kann uns nichts

iiberwinden - Berlin bleibt doch Berlin”. Otto Schneidereit, licrlin. Wie es Weint und Lacht. Spaziergange durch licrlins Operettcngeschichte, Berlin 1976, s. 232.

Fritz Giese, Girlkultur. Vergleichc zwischen amerikanischem und europdi-

93

schem Rhythmus und Lcbensgcfilhl, Miinchen 1925. 94

Alfred Polgar, Girls (1926), w: Auswahl: Prosa aus vierJahrzchntcn, Reinbek

1968. s. 186. 95

Walter Benjamin, Bernhard Reich, Rcvue oder Theater, „Der Querschnitt”

1925, t. 5, nr 2, s. 1043. 96

Peter Jelavich, Herlin Cabaret, s. 157.

97

Raport policyjny z 16 maja 1921 roku, Brandenburgisches Landeshauptar-

chiv (Thl504f); raport policyjny z 9 sierpnia 1926 roku (jw.), cyt. za: Peter Jela-

vich, Herlin Cabaret, s. 164. 98

Lotte H. Eisner, Eldorado. Homosexuelle Frauen und Mdnner in Herlin 1850-

1950, Berlin 1984.

99

Piosenka z rewii Es liegt in der Luft opowiada o dwóch przyjaciółkach nie­

zadowolonych ze swych mężów, które spędzają czas na zakupach. Peter Jelavich zauważa, że z tekstu jasno wynika, iż mają one lesbijski romans. Peter Jelavich, licrlin Cabaret, s. 192. Tekst piosenki zob. Michał Spoliansky, Marcellus Schiffer,

Es liegt in der Luft: 5 Haupt Schlager, Berlin 1928. 100

Felix Gilbert, A European Past. Memoirs 1905-1945, New York 1988, s. 67.

101

Woskowe popiersie „Madame Dimanche, die gehórnte Frau aus Paris” znaj­

duje się w Wiedniu w Museum der Stadt Wien (175.711/4). Na temat panoptikum

i Luna-Parku zob. Bodo-Michael Baumunk, Luna-Park und Metropol, w: Gottfried Korff, Reinhard Riirup (red.), Herlin, Herlin..., s. 411-430. 102

Na temat Haus Vaterland zob. Ingę von Wangenheim, Mein Haus Vaterland.

Erinnerungen ciner jungen Frau, Berlin 1950. 103

O życiu pięściarza w weimarskim Berlinie i jego przyjaźni z Brechtem, Gro­

szem oraz Dietrich zob. Max Schmeling, Erinnerungen, Frankfurt-am-Main-Berlin 1977, s. 47-197. 104

Hagen Schulze, Die Weimarer Republik, Berlin 1982, s. 125.

105

Zob. Marlene Dietrich, Jestem po to, by kochać mnie. Wspomnienia, przeł.

Eliza Borg, Maria Przybyłowska, Warszawa 1993, s. 82-86.

106

Thierry de Navacelle, Sublime Marlene, s. 38-71.

107

Paul Erich Marcus, Heimwch nach dem Kurfustendamm. Aus licrlins glan-

zvollsten Tagen und Ndchten, Berlin 1952, s. 14; zob. też: Anton Gili, A Dunce between Flames. Herlin bctwccn the Wars, London 1993, s. 108-109; Lothar Fischer,

Anita Herber, Berlin 1984.

Indeks nazwisk

Abeken Heinrich Tli Achenbach Oswald 312 Ackermann Charbel 11 Adalbert zob. Wojciech, święty Adami, przeor klasztoru w Murrhardt 98 Ade, berliński przemysłowiec 207 Adler Victor 400 Adlon Lorenz 297 Adolf II, władca Holsztynu 63 Agricola Johannes 86 Albers Josef 445 Albert Eugen d’ 308 Alberti Conrad 30, 297, 448 Alberti Leone Battista 236 Albrecht Niedźwiedź, pierwszy margrabia brandenburski 57-59, 62, 63, 68, 102, 319 Aleksander I Romanow, cesarz rosyjski 147 Aleksander III Wielki, król Macedonii 75 Aleksandra Duńska, królowa Wielkiej Bry­ tanii 275 Alembert Jean Le Rond d’ 141 Alexis Willibald 73 Alfieri Vittorio 141 Alfred Wielki, król Wessexu 51 Allison James 11 Altdorfer Albrecht 87 Althoff Friedrich Theodor 341 Ammianus Marcellinus 45 Andersen Nexo Martin, właśc. M. Andersen 331 Andrć Johann 140 Angell James W. 439 Anneaucourt Saint Genois d’, hrabia 453 Anspach Jules 235 Antheil George 439

Anzelm z Havelbergu, biskup 58 Apmann Marlene 11 Arjouni Jakob 24 Arminiusz, wódz Cherusków 42 Armstrong Louis 455 Arndt Ernst Moritz 154,167, 170,171, 173, 176, 329 Arnheim Simon Joel 207 Arnhold Eduard 314 Arnim Bettina (Elisabeth) von 156, 183, 247 Arnim Ludwig Achim (Joachim) von 76, 156, 167,168, 183, 247 Arnold Karl 459 Arons Leo 342 Arp Hans Peter Wilhelm 441 Ascherode, pochowany na Weissensee 334 Askańczycy, ród margrabiów 68 Attyla, wódz Hunów 46, 352 Auer Ignaz 256 August Ferdynand, książę pruski 126 August III, król polski 119 Augusta Wiktoria, cesarzowa niemiecka 289, 356 Austen Jane 162 Azeglio Taparelli Massimo d’ 193 Baader Johannes 417, 461 Baader Ottilie 245 Bach Carl Philipp Emanuel 125,134, 140 Bach Johann Christian 134 Bach Johann Christoph Friedrich 134 Bach Johann Sebastian 122,125, 181, 309, 420 Bacon Francis 130,160 Baedeker Karl 320, 321, 331

576

Berlin. Metropolia Fausta

Bahr Hermann 317 Baker Josephine, właśc. Freda Josephine McDonald 28, 434, 468 Bakri, al- Abu Abdullah 48 Baldung Hans, zw. Grien 86, 87 Baluschek Hans 24, 266, 267, 430 Balzac Honoró de 235, 259, 260 Barbier, francuski prawnik 132 Barós Jean 121 Bariach Ernst 311, 378 Baron Julius 264 Bartoszewski Władysław 11 Bartoszewski Władysław T. 7, 12 Bartok Bela 446 Bassermann Albert 457 Bauer Arnold 429 Bauer Bruno 228 Bauer Erwin 260 Baum Vicki (Hedwig) 296, 464 Baumer Gertrud 244 Bayer Herbert 446 Beardsley Aubrey Vincent 266 Bebel August 27, 226, 244, 252, 253, 256, 258, 262, 348, 349, 351 Becher Johannes R. 461 Becker Carl 270 Becker Nikolaus 190 Beckmann Max 266, 311, 362, 378, 434 Bedford Sybille 287, 291 Beethoven Ludwig van 128, 144, 161, 162, 165, 179, 182, 184, 309, 329 Begas Reinhold 318, 319, 321 Behne Adolf 292, 448 Behnisch Gunter 31 Behrens Peter 307 Bell Alexander Graham 217 Belling Rudolf 418, 473 Bellini Giovanni 314 Below-Saleske Claus von 364 Bendow Wilhelm 468 Benedetti Vincent, hrabia 277, 278 Benjamin Walter 470 Berber Anita 468, 471, 477, 478 Berg Alban 27, 454 Berge Andreas 134 Bergner Elisabeth 457, 464 Berlin sir Isaiah 10 Berlioz Hector 181 Bernard z Clairvaux, święty 61 Bernini Giovanni Lorenzo 109, 111 Bernoulli Johann (Jean) 110 Bernstein Eduard 256, 263, 391 Benie, książę Walii zob. Edward VII

Beseler Hans Hartwig von 401 Bethmann-Hollweg Theobald von 353-355, 361, 365, 366, 368, 390 Beuth Christian Peter 206, 207 Beyme Karl Friedrich von 151 Bie Oscar 319, 320 Bierzin Jan A. 393 Biester Johann 134 Binswanger (Otto) Ludwig 416 Bismarck Otto von 26, 32, 75, 78, 80, 198, 205, 206, 219-221, 227, 249, 251, 252, 254-257, 259, 265, 270-285, 296, 299, 300, 302, 315, 317, 318, 321, 326-328, 330, 334, 335, 345-347, 349, 351, 355, 356, 360, 361, 383, 423 Blankenfelde Johann von 66 Blankenfeldowie, ród niemiecki 66, 86 Błażek Josefa 472 Błażek Rosa 472 Bleibtreu Georg 270 Bleibtreu Karl 260 Bleichróder Gerson von 27, 220, 221, 335 Bleichróder-Schwaback, żydowska rodzina 219 Bliicher Gebhard Leberecht von, książę Wahlstatt 150, 183, 320, 366, 367 Bliicher, księżna zob. Wahlstatt Evelyn von, księżna Bliicher Blum Hans 326 Bodę Wilhelm von 314 Bodt Jean de 111 Boissierie Sulpice 185 Bolesław I Chrobry, król Polaków 55, 56 Bólsche Wilhelm 260 Bonaparte Napoleon zob. Napoleon I Bona­ parte Bononcini Giovanni Battista 110 Booth Erwin 309 Borchardt Ludwig 316 Born Stephan 249 Borne Ludwig, właśc. Lob Baruch 192, 226 Borromini Franscesco, właśc. F. Castelli 111 Borsig Albert 213 Borsig August 27, 194, 196, 207, 211-214, 218, 221, 290, 307, 328 Bosch Hieronim 87 Boss Gustav 440, 446 Boswell James 127 Botticelli Sandro, właśc. Alessandro Filipepi 314 Boyen Hermann von 154, 172 Boyle sir Robert 130 Bożo, biskup Merseburga 60

Indeks

Brahm Otto 261, 456 Brahms Johannes 165, 305, 308 Brandenburg Friedrich Wilhelm von 198 Brandt Willy 35 Brauchitsch Manfred von 472 Braun Eduard 459 Braun Felix 314 Brecht Arnold 426 Brecht Bertolt 24, 97, 418, 434, 442, 453, 457, 460, 473, 477 Bredow, rycerz-rabuś z Brandenburgii 70 Brentano Bettina zob. Arnim Bettina von Brentano Clemens 76, 156, 165, 168, 183 Brentano Ludwig 340 Breuer Marcel Lajos 446, 448 Briand Aristide 439 Briest Karolinę von 156 Brockdorff-Rantzau Ulrich von, hrabia 389 Brosse Salomon de 111 Brueghel Pieter (st.) 87 Brunelleschi Filippo 433 Buffon Georges Louis Leclerc de 131 Bullitt William 400 Biilow Bernhard von, książę 275, 349, 350, 355, 356, 360 Biilow Hans Guido von 308, 309 Biilow Heinrich von 150 Buntschuh Kunz 87 Burckhardt Jacob 215, 305, 314, 324, 305, 314, 324 Burbonowie, dynastia francuska 189 Burger Gottfried August 135 Burkę Edmund 144 Burleigh Michael 10 Busch Ernst 467, 468 Busoni Ferruccio 454 Buttmann Philipp Karl 153 Caillaux Joseph 390 Campbell Douglas 400 Canetti Elias 26, 459 Caprivi Leo von, hrabia 349, 355 Carlyle Thomas 75 Caruso Enrico 309 Casals Pablo 455 Casanova di Seingalt Giacomo Girolamo 129 Casement sir Roger 390 Cassirer Ernst 340 Cassirer Paul 259, 266, 414 Cavaignac Louis-Eugene 411 Cecil Edgar Algernon Robert Gascoyne, lord Salisbury 351 Celsius Anders 128

nazwisk

577

Cezanne Paul 266 Chagall Marc 441, 444 Chamberlain Houston Stewart 78, 332 Chamisso Adelbert von, właśc. Louis Char­ les Adćlaide de Chamissot de Boncourt 156,157,171 Chateaubriand Franęois Rene de 132 Chiron Louis 472 Chlodwig I, król Franków 50 Chodowiecki Daniel 121,135,140 Chopin Fryderyk 190 Christiansen Broder 267 Christo, właśc. Dżawaczew Christo 18, 33 Churchill sir Winston Leonard Spencer 354, 366 Ciechanowiecki Andrew 11 Citroen Paul 446 Class Heinrich 344 Claudius Matthias 135 Clausewitz Carl von 154,172 Clemenceau Georges 437 Coligny Gaspard 319 Collini Cosimo Alessandro 139 Condillac Etienne Bonnot de 131 Conąuest Robert 11 Conradi Hermann 260 Constable John 312 Cook James 141 Corelli Arcangelo 109,110 Corinth Lovis 266, 311 Corot Jean Baptiste Camille 312 Correggio, właśc. Antonio Allegri 314 Courbet Gustave 312 Craig Gordon Alexander 11 Craig Margaret 11 Cranach Lucas (mł.) 86, 87 Cranach Lucas (st.) 86, 87, 420 Cromwell Oliver 108 Criiger Johann 95 Czajkowski Piotr I. 308 Czechow Anton P. 311 Cziaureli Michaił 24 D’Abernon Edgar Vincent, wicehrabia 455 Dahlmann Friedrich Christoph 190 Dahrendorf Ralf, lord 10 Darwin Charles 79, 321,333 Davis Norman H. 437 Dawes Charles Gates 438 Debussy Claude Achille 454 Degas Edgar-Hilaire-Germain 259 Delaunay Robert 441 Delbriick Hans 341, 369

578

Berlin. Metropolia Fausta

Delitzsch Friedrich 340 Delius Frcderick 454 Delmer Sefton 452 Dclvau Alfred 235 Descartes Rene (Kartezjusz) 109, 130 Devrient Ludwig 156 Diagilew Siergiej P. 24, 455 Dickens Charles 238, 293 Diderot Denis 131, 132 Diepgen Eberhard 30 Diesterweg Friedrich 339 Dietrich Marlene, właśc. Maria Magdale­ na von Losch 28, 434, 465, 467, 471, 475-477 Dilthey Wilhelm 340 Disraeli Benjamin, hrabia Beaconsfield 32, 257 Dix Otto 24, 27, 297, 378, 417, 419, 434, 441,443,453,459 Dóblin Alfred 24, 28, 241, 388, 428, 435, 449, 458, 460, 461, 477 Dohm Christian Wilhelm von 134 Dohm Ernst 251 Dohme Robert von 284 Dostojewski Fiodor M. 436 Dreeling Raymund 409 Drexler Anton 425 Droysen Johann Gustav 77, 78, 300, 342 Druzus Starszy 42 Diihring Eugen 337 Dulles John Foster 437 Dunker Lina 250 Dupin Aurorę zob. Sand George Durer Albrecht 85, 86, 168, 289, 314 Durieux Tilla 363, 459, 464 Dvofak Antonin 308 Dvorak Max 441 Dyck Antoon van 103, 109, 314 Ebelin, doktor 267 Eberlein Hugo 412 Eberstadt Rudolf 237 Ebert Friedrich 387, 402-404, 406-408, 410, 412,413, 420, 446 Echtermeyer Theodor Ernst 228 Edison Thomas Alva 218 Edward VII, właśc. Albert Edward, król Wielkiej Brytanii i Irlandii 275, 347, 350, 354 Egells Franz Anton 207, 211, 214 Egidy Christoph Moritz von 332 Ehrhardt Hermann 425, 426 Ehrlich Paul 340

Eichendorff Joseph von 156, 157, 162, 164, 167 Eichhorn Emil 406 Einstein Carl 441 Eisenman Peter 16 Eisenstein Siergiej M. 391, 456, 466 Eisler Hanns 454, 455, 457, 468 Eitel Friedrich Hohenzollern, książę pruski 358 Ellis Hellen 10 Elsner Otto 459 Endell August 39, 449, 452 Engels Fryderyk 79, 80, 192, 226, 246, 247, 249, 262, 287, 325, 326 Eosander Johann Friedrich 111 Erenburg Ilja G. 388, 448, 450 Ernst Paul 439 Erzberger Matthias 368, 425 Eulenburg Philipp Friedrich von, książę zob. Philipp Friedrich, książę Eulenburg Euler Leonhard 128 Eyck Nicolaas van 92 Fahrenkamp Emil 447 Falk Victor von 416 Falkę Erich von 69, 70 Falkenstein Vogel von 194 Fallada Hans, właśc. Rudolf Ditzen 453,470 Fallersleben Hoffmann von zob. Hoffmann August Heinrich Farnese Odoardo 82 Ferdynand II Habsburg, cesarz rzymsko-niemiecki 89 Feuchtwanger Lion 453 Feuerbach Ludwig 228 Fichte Johann Gottlieb 77, 134, 141, 144, 153, 155, 168-170, 172, 174-176, 179, 183, 329 Finek Werner 467, 468 Fischer Eugen 334 Fischer Karl 339 Fischer Samuel von 435 Fishwick Michael 10 Flechtheim Alfred 418 Fleming Henryk, biskup warmiński 63 Fleming Paul 96 Flexner Abraham 242 Foch Ferdynand 386 Fontane Theodor 24, 27, 37, 47, 196, 216, 270, 279, 305-307, 313, 321, 328, 347 Ford Henry 448, 451, 470 Forster Jerzy Adam (Johann Georg Adam) 141

Indeks nazwisk

Forster Wilhelm 332 Foster sir Norman 33, 301 Fouquć Friedrich de la Motte 156 Franciszek Ferdynand, austriacki arcyksiążę 361 Franciszek I, cesarz Austrii zob. Franciszek II, cesarz rzymsko-niemiecki Franciszek I, król Francji 125 Franciszek II, cesarz rzymsko-niemiecki 145 Franciszek Józef I, cesarz austriacki 295, 358 Francke August Hermann 139 Frank Charlotte 19 Frank Walter 81 Frankel, dyrektor szkoły rabinicznej 137 Franklin Benjamin 130 Frantz Constantin 336 Freiligrath Ferdinand 189, 270 Freud Sigmund 305 Freund, berliński przemysłowiec 207 Freyburg Karl von 361 Freytag Gustav 95, 348 Friedlander David 137, 153 Friedlander Emmanuel 212 Friedlander Georg 307 Friedrich Caspar David 164, 183 Friedrich Ernst 419 Friesen Friedrich 171 Frisch Johann Christoph 140 Fritsch Willy 466 Froberger Johann Jakob 95 Froelich Carl 466 Fromery Pierre 121 Fryderyk I Hohenzollern, król pruski, elek­ tor brandenburski (jako Fryderyk III) 100, 108-113 Fryderyk II Hohenzollern, zw. Wielkim, król pruski 14, 22, 25, 26, 100, 106, 118-130, 132-134, 138, 139, 141, 143, 145, 146, 148, 149, 156, 157, 182, 236, 257, 272, 285, 298, 312, 313, 327, 329, 345, 356, 374, 467 Fryderyk II Żelazny, elektor brandenburski 72-74 Fryderyk III, cesarz niemiecki 273, 279, 283, 284 Fryderyk III, elektor brandenburski, zob. Fryderyk I Hohenzollern, król pruski Fryderyk V, król Czech 88 Fryderyk VI Hohenzollern, elektor branden­ burski 71, 72 Fryderyk Wielki, zob. Fryderyk II Hohen­ zollern, król pruski

579

Fryderyk Wilhelm, zw. Wielkim Elektorem, elektor brandenburski i książę Prus 14, 97-110 Fryderyk Wilhelm I, król pruski 100,113-117 Fryderyk Wilhelm II, król pruski 141,145,146 Fryderyk Wilhelm III, król pruski 128,145— 147, 149, 171, 174, 175, 179, 184, 247, 270, 301 Fryderyk Wilhelm IV, król pruski 181,192194,196, 201, 219 Fryderyka Zofia Wilhelmina, księżniczka pruska 125 Fuggerowie, ród niemiecki 66 Furstenberg Carl 220 Furtwangler Wilhelm 28, 434, 454, 455 Fuseli Henry zob. Fiissli Johann Heinrich Fiissli Johann Heinrich 77, 166

Gabo Naum, właśc. N. B. Pewzner 444 Gaertner Eduard 312 Galileusz, właśc. Galileo Galilei 109 Gall Anonim 55 Galsworthy John 455 Garbo Greta, właśc. Grela Lovisa Gustafsson 28, 296, 434, 466 Garibaldi Giuseppe 193 Garton Ash Timothy 10 Gauss Carl Friedrich 153 Gay Peter 11, 442 Gedicke Lampertus 117 Geibel Emanuel 306 Gentz Friedrich von 144 George Heinrich 457 Gerard James Watson 259, 287, 291, 389 Gerlach Philipp 123 Gerron Kurt 468 Gerson Herrmann 290 Gibbon Edward 285 Giese Fritz 470 Gilbert Felix 471 Gilkes Jon 10 Gilly Friedrich 182 Girard, handlarz sztuką 125 Glagau Otto 330, 331, 336 Gluck Christoph Willibald 134 Gładkow Fiodor W. 451 Gneisenau August Wilhelm Anton, hrabia Neidhardt von 144, 150, 154,171, 172 Goethe Johann Wolfgang von 21, 22, 24, 25, 27, 76, 129,135,136,139,140,142, 143, 145, 157-160, 169, 178, 179, 184, 208, 221, 227, 230, 289, 420 Gogh Vincent van 266

580

Berlin. Metropolia Fausta

Goldschmidtowie, żydowska rodzina przed­ siębiorców 222 Goltz Bogumił 163 Goncourt de, bracia 260 Góring Hermann 32, 303, 409 Gorki Maksim, właśc. Aleksiej M. Pieszkow 388 Górres Johann Joseph von 172, 191 Górtz, hrabia zob. Schlitz Emil von, hrabia Górtz Goschen sir Edward 367 Gottsched Johann Christoph 132 Gótzen Friedrich Wilhelm von 154 Gotzkowsky Johann Ernst 121 Graff Anton 312 Gramont, Antoine Agenor, książę de 277 Graun Carl Heinrich 126 Greco El, właśc. Dhominikos Theotokopulos 109 Greflinger Georg 96 Grey sir Edward, wicehrabia Grey of Fallodon 354, 360, 366 Grieg Edvard 308 Grillparzer Franz 182 Grimm Jacob Ludwig Karl 77,153, 168, 192 Grimm Wilhelm Karl 77, 153, 168, 192 Grimmelshausen Hans Jakob Christoffel von 96, 97 Grock zob. Wettach Adrien Groener Wilhelm 396, 402, 408 Gropius Walter 27, 386, 397, 418, 426, 434, 444-447, 460, 477 Grossmann Rudolf 266 Grosz George 24, 27, 238, 297, 376, 378, 379, 406, 414, 417, 419, 420, 425, 429, 430, 434, 443, 445, 453, 473 Griinewald Matthias 87 Gryphius Andreas 96 Gryphius Marianna 96 Grzegorz V (Bruno z Karyntii), papież 54 Gubitz Friedrich Wilhelm 170 Gundahar, król Burgundów 46 Gustaw II Adolf, król Szwecji 90, 93 Gutmann Eugen 314 Gutzkow Karl Ferdinand 189, 226, 244 Haas Willy 442 Haase Hugo 413, 423 Habsburgowie, dynastia niemiecka 88, 99, 105, 115, 275 Hadrian, cesarz rzymski 316 Hagemann Werner 236 Hagenbeck Karl 376

Haig sir Douglas, hrabia 386 Hahnke Wilhelm von 271 Hainhauer Oscar 314 Haldane Richard Burdon, wicehrabia Haldane of Cloan 354 Hals Frans 314 Halske Johann Georg 216, 217, 329 Hamann Johann Georg 76, 139, 159 Hamann, berliński przemysłowiec 207 Hameln Thilo von 65 Hamilton George, lord 351 Handel Georg Friedrich 309 Hansemann David 220 Harden Maximilian, właśc. M. Felix Ernst Witkowski 26, 39, 261, 292, 295, 356359 Harden Sylvia von 453 Hardenberg Karl August von 150, 155, 161, 177 Harnack Adolf von 340 Harring Harro 190 Hart Heinrich 260 Hart Julius 260, 262 Hartlaub Gustav Friedrich 443 Hartleben Otto Erich 289 Hartley Marsden 361 Hartmann Eduard von 340 Hartung Fritz 81 Harvey Lilian 466, 473 Haśek Jaroslav 457 Haseler, hrabia zob. Hiilsen-Haeseler Georg von Hassę Ernst 352 Hastings Max 11 Hatzfeldt Sophie von, hrabina 250 Hatzfeldt zu Trachenberg Franz Ludwig von 147 Haugwitz Christian von 151 Hauptmann Gerhart 27, 28, 233, 260-263, 267, 269, 311, 313, 435, 455, 456, 460, 477 Hausmann Raoul 417, 461 Haussmann Conrad 368, 422 Haussmann Georges Eugene 235, 236 Haydn Joseph 128, 134 Heartfield John, właśc. Helmut Herzfeld 417, 419, 445, 460 Hebbel Christian Friedrich 292 Heeringen August von 354 Heeringen Josias von 286 Hegel Georg Wilhelm Friedrich 27, 144, 146, 153, 191, 192, 226-229, 239, 329 Hegemann Werner 451

Indeks nazwisk

Heine Heinrich, właśc. Heine Harry Chaim 24, 157, 181, 187, 189, 192, 226, 233, 250, 289 Heinse Johann Jakob Wilhelm, właśc. J. W. Heintze 158 Heinze Gotthilf 241 Held Franz 246 Held Friedrich 249 Held Siegfried von 411 Hellpach Willy Hugo 448 Helmholtz Hermann von 340 Helmold z Bozowa 63 Henckell Karl 260 Henryk Hohenzollern, książę pruski 127, 152 Henryk I zw. Ptasznikiem, król niemiecki 51 Henryk II Dziecię, margrabia brandenbur­ ski 319 Henryk II Święty, cesarz rzymsko-niemiecki 56 Henryk VIII, król Anglii 86, 87 Henryk z Antwerpii 59 Hensel Sebastian 270 Herder Johann Gottfried von 75, 76, 139, 142, 144, 157, 329 Hermann Georg 30, 246, 292, 475 Hermann, wódz germański zob. Arminiusz, wódz Cherusków 184 Herpich, właściciel sklepu kuśnierskiego 446 Herrmann-Neisse Max 453 Hertling Georg von, hrabia 365, 398 Hertz Heinrich Rudolf 340 Herwegh Georg 189 Herz Henriette 27, 135, 141, 147, 152, 156, 171 Herzfelde Wieland 419 Hesse Hermann 414, 435 Hesse, obywatel Berlina 195 Hessel Franz 416 Hesterberg Trudę 464, 468 Heydebrand und der Łasa Ernst von 387 Heyden Otto 270 Heym Georg 398, 418 Hildebrandt Ernst 312 Hinckeldey Karl Ludwig von 201, 202 Hindemith Paul 418, 446, 455 Hindenburg Paul von Benckendorff und von 370, 371, 374, 382, 387, 396, 398 Hintze Otto 343 Hintze Paul von 381, 387 Hirsch Leon 468

581

Hirsch Max 243 Hitler Adolf 26, 30, 32, 73, 74, 128, 198, 256, 286, 304, 313, 345, 383, 385, 391, 402, 408, 421, 424-426, 430, 445, 447, 462, 463, 467, 473, 478 Hitzig Georg Heinrich Friedrich 304 Hitzig Julius Eduard 156 Hobbes Thomas 109 Hobrecht James 234-237, 241 Hoenegg Matthias Hoe von 104 Hoffmann August Heinrich, zw. Hoffmann von Fallersleben 189,191 Hoffmann ET. A. (Ernst Theodor Amadeus) 156, 162,165 Hoffmann Max 397 Hoffmann-Axthelm Dieter 30 Hofmannsthal Hugo von 435, 455, 456 Hohenlohe-Schillingsfiirst Chlodwig zu, książę 262, 355 Hohenzollern Friedrich Wilhelm von 401 Hohenzollernowie, ród niemiecki 72-74, 83, 85, 100-102, 127, 140, 219, 273, 276, 277, 301, 303, 311, 319, 345, 347, 356, 401 Holbach Paul Henri Thiry d’ 131 Holbein Hans (mł.) 86, 87, 312 Holck Henrik 92 Hólderlin Johann Christian Friedrich 144, 163-167, 184 Hollaender Friedrich 463, 464, 468 Holrausch, pracownik uniwersytetu w Ber­ linie 153 Holstein Friedrich von, baron 349, 357 Holz Arno 260, 298, 305, 460 Honecker Erich 17, 37, 237, 246, 247, 303 Hooke Robert 130 Hoppe, berliński przemysłowiec 207 Horn August Wilhelm von 245 Howard sir Michael 11 Hóxter John 459 Hubbuch Karl 430, 450, 459 Huch Ricarda 95, 244, 460 Huelsenbeck Richard 417 Hufeland Christoph Wilhelm von 153 Hugenberg Alfred 467 Hughes Henry Thoresby 380 Huldschinsky Oskar 314 Hulsen-Haeseler Georg von, hrabia 311 Hiilsen-Haseler Dietrich von, hrabia 310, 358,365 Humann Carl 316 Humboldt Alexandervon 14, 141,150,152, 169,196

582

Berlin. Metropolia Fausta

Humboldt Wilhelm von 14, 141, 150, 152, 153, 169, 177, 179-181,341 Hummcl Gustav 207 Huneker James 312 Hunowie, plemię koczownicze 352 Husserl Edmund 340

Ibn Churradazbih, geograf z IX w. 49 Ibrahim ibn Jakub, właśc. Abraham Ben Ja­ kub z Tortosy 48, 49 Ibsen Henrik 27, 259-261, 305, 311 Iffland August Wilhelm 144, 175 Iger Artur 410 Ihne Ernst Eberhard von 300 Ildico zob. Krymhilda 46 Isherwood Christopher William Bradshaw 24, 291,467 Israel Richard 265 Israels Josef 266 Itzig Daniel 137

Jabłoński Daniel Ernest 110 Jacob William 190 Jacobsohn Siegfried 336 Jacoby John 192, 314 Jaeckel Willy 459 Jagow Gottlieb von 367 Jahn Friedrich Ludwig 171, 175, 176, 178, 179, 329, 338 Jaksa z Kopanicy, książę połabskich Sprewian 59 Jakub II, król Anglii 104 James Harold 11 Jan I Askańczyk, magrabia brandenburski 59, 67 Jan II Kazimierz, król polski 99 Jan Zygmunt Hohenzollern, elektor bran­ denburski 105 Jankowski, pisarz 271 Jefferson Thomas 180 Jelavich Peter 469 Jerzy Wilhelm, elektor brandenburski 8991,97 Jesipowa Anna N. 290 Jessner Leopold 456 Jezus Chrystus 336 Joachim I, elektor brandenburski 86 Joachim II, elektor brandenburski 86 Joanna d’Arc, święta 279 Jobst, magrabia brandenburski 71 Joffe Adolf 393, 394 Joffe Victoria 11 Jogiches Leon 412

Johnson Hiram 381 Jones Barry 11 Jooss Kurt 453 Jordan Wilhelm 81 Jórg Joseph 215 Józef II, cesarz rzymsko-niemiecki 128 Judyta, siostrzenica Ottona III 56 Julius Gustav 192 Juliusz Cezar 42, 271 Jiinger Ernst 415 Justynian I Wielki, cesarz bizantyński 46 Jużny Jasza 467 Kahlbaumowie, bracia, berlińscy przemy­ słowcy 207 Kaiser Georg 442, 453, 460 Kalkstein-Stoliński Chrystian Ludwik 100 Kandinsky Wassily 27, 434, 444, 446 Kant Immanuel 76,132,141,142,144,169,182 Kapp Wolfgang 381, 385, 425, 426 Karl August, książę Weimaru 157 Karol I, król Anglii, Szkocji i Irlandii 274 Karol I Hohenzollern-Sigmaringen, król Ru­ munii 276 Karol VI Habsburg, cesarz rzymsko-nie­ miecki 118 Karol Wielki, król Franków i cesarz rzymski 48, 50, 51, 75 Karol Wilhelm Ferdynand, książę Brunszwiku 123 Kartezjusz zob. Descartes Rene Kasjusz Dion 43 Kaskelowie, ród z Drezna 219 Kastner Erich 416, 443, 452, 468 Katarzyna II, cesarzowa rosyjska 120 Katarzyna Wielka zob. Katarzyna II, cesa­ rzowa rosyjska Katarzyna, służąca pastora w Brandenbur­ gu 95 Kaufmann Thomas DaCosta 11 Kaullas, ród ze Stuttgartu 219 Kautsky Karl 252, 394 Kayser Rudolf 443 Kayssler Friedrich 232, 233 Kazimierz V, książę szczeciński 73 Kehr Eckhart 286 Keitel Wilhelm 32 Kellogg Frank Billings 439 Kepler Johannes 109 Kerr Alfred 336, 442 Kessler Harry, hrabia 259, 407, 414, 423 Ketteler Clemens von, baron 352 Keynes John Maynard, baron of Tilton 437

Indeks nazwisk

Kierenski Aleksandr F. 389, 406 Kipling Rudyard 45 Kirch Gottfried 110 Kirchhoff Gustav Robert 340 Kirchner Ernst Ludwig 378, 419, 451, 459 Kirdorf Emil 368 Klabund, właśc. Alfred Hcnschke 416 Klee Paul 441, 446 Kleiber Erich 454 Klein Ernst 134 Kleist Heinrich von 23, 156, 170 Klemperer Otto 28, 434, 454, 455 Klibansky Raymond 10 Klimt Gustaw 305 Klinger Friedrich Maximilian von 158 Klinger Max 378 Klopstock Friedrich Gottlicb 139, 142, 144 Knobelsdorff Georg Wenzeslaus von 125, 126 Koch Hans 453 Koch Robert 340 Kochanowski Jan 85 Kocka Jurgen 37 Kóckritz Karl Leopold von 151 Koestler Arthur 473 Kohl Helmut 29 Kokoschka Oskar 378, 459 Kollhoff Hans 31 Kollwitz Kathe 27, 233, 266, 267, 311, 419 Kónigsmark Hans Christoff von 92 Konstantyn I Wielki, cesarz rzymski 75 Kopernik Mikołaj 85 Korda sir Alexander, właśc. Sdndor Laszlo Kellner 466 Kórner Karl Theodor 167, 175, 329 Kornfeld Paul 443 Kotzebue August Friedrich von 144, 170, 179, 180 Kracauer Siegfried 22, 293, 442, 449, 464, 465 Kracht, rycerz-rabuś z Brandenburgii 70 Kraszewski Józef Ignacy 286, 289, 320 Krebs Konrad 86 Krell Max 459 Krotoszin Anton 472 Kruger Franz 312 Kruger Stephanus Johannes Paulus, zw. Oom Paul 352 Krupp Friedrich Alfred (Fritz) 215,357,358 Krupska Nadieżda K. 390 Krymhilda, germańska księżniczka 46 Krystyna z dynastii Wazów, królowa Szwe­ cji 98

583

Kunheimowie, bracia, berlińscy przemy­ słowcy 207 Kurtz Rudolf 419 Kurtz Willy 377 Kuttner Erich 396 Kutuzow (Golcniszczew-Kutuzow) Michał I. 173

La Mettrie Julicn Offray de 130, 139 La Roche Carl von 152 Ladowski, krytyk sztuki 445 Laforgue Jules 289, 295, 320 Lagarde Paul dc 332 Lancret Nicolas 125 Landauer, krytyk berlińskiego erotyzmu 471 Lang Fritz 27, 419, 434, 460, 465, 467 Langbehn Julius 332 Lange Friedrich 344 Lange Helene 244 Lansing Robert 400 Laqueur Walter Z. 462 Lasker Eduard 215 Lassalle Ferdinand 215, 226, 249-253 Lassberg Christel von 160 Laube Heinrich 95, 189 Launay dc la Haye de 122 Le Corbusier, właśc. Charles-Edouard Jeanneret 236 Le Vau Louis 111 Ledebour Georg 412 Leger Fernand 441, 452 Legien Carl 446 Lehndorff Ernst von 119 Leibniz Gottfried Wilhelm 32, 110, 113, 131, 138 Leistikow Walter 23, 265, 266 Lenin Włodzimierz I., właśc. W. I. Uljanow 26, 27, 226, 389-395, 399, 400, 406, 411,412,435, 436, 444 Lenne Peter Joseph 182 Lenz Jakob Michael Reinhold 158 Leon III, papież 50 Lepsius Karl Richard 316 Lessing Gotthold Ephraim 24, 134-140, 142, 294 Levin David 215 Levin Rahel zob. Varnhagen von Ense Rahel Lewa Id Fanny 250 Lewis Phil 10 Libeskind Daniel 15, 33 Lichnowsky Karl Max von, książę 161 Lichtenstein Alfred 331

584

Berlin. Metropolia Fausta

Lichtwark Alfred Liebermann Max 27, 266, 311, 313 Liebermanowie, żydowska rodzina przed­ siębiorców 222 Liebig Justus von 231, 340 Liebknecht Karl 27, 32, 226, 246, 351, 394397, 399, 400, 403-408, 412, 413, 419 Liebknecht Wilhelm 252, 253, 258, 262, 263 Lietzen Nikolaus von 66 Lincke Paul 307, 452 Lindów von, hrabia 71 Linne Carl von (Linneusz Karol) 128 Linguet Simon-Nicholas Henri 232 Linneusz Karol zob. Linne Carl von Lion Margo 468, 471 Lippi Filippo 314 Lissauer Ernst 374 Lissitzky El, właśc. Lazar M. Lisicki 444, 446 Liszt Ferenc 162, 308, 420 Litfass Ernst 201 Liwiusz, właśc. Titus Livius 42 Lloyd George David, hrabia Lloyd George of Dwyfor 381,437,438 Lloyd Rebecca 10 Locke John 130, 131 Loerke Oskar 313 Loewe Ludwig 215 Lombard Johann Wilhelm 151 Long Breckinridge 400 Lóns Hermann 415 Lotar III z Supplinburga, cesarz rzymsko-niemiecki 57 Louvain Richier de 137 Lublinski Samuel 259 Lucjusz Domicjusz Ahenobarbus 42 Liicken Iwar von 459 Ludendorff Erich 370, 382, 386, 387, 397399, 402 Ludwik Filip 1, król Francuzów 193 Ludwik II, król bawarski 155 Ludwik Napoleon Bonaparte zob. Napoleon III Ludwik Wiktor Habsburg, arcyksiążę Au­ strii 358 Ludwik XIV, król Francji 101,103,104,124, 299, 320 Ludwik XVI, król Francji 132, 144, 389 Luiza, królowa pruska 146, 148, 150, 171, 183 Luksemburg Róża 23, 27, 226, 239, 246, 289, 372, 394, 395, 405, 411-413

Luksemburgowie, ród margrabiów 68 Luter Marcin (Luther Martin) 26, 86, 178, 183, 301, 329 Liittwitz Walther von 385, 411, 425, 426 Lutzów Adolf von 175

Macaulay Thomas Babington, baron 119 Machiavelli Niccoló 73 Machnow Fiodor A. 472 Mac-Mahon Edme Patrice Maurice de 351 Maercker Georg 411 Magnusowie, żydowska rodzina 219 Magnusson Warren 10 Mahler Gustav 308 Maier Charles S. 11 Maillol Aristide 266 Majakowski Władimir W. 444 Maksymilian Badeński zob. Max von Baden, książę Maksymilian Ferdynand Józef, cesarz Mek­ syku 235 Malewicz Kazimierz 444 Mammen Jeanne 459 Mander Kareł van 85 Manet Edouard 259, 266, 312 Mangold Klaus 34 Manheimer Valentin 215 Mann Golo, właśc. Gottfried Angelo Mann 74, 227 Mann Heinrich 28, 440, 461, 463 Mann Thomas 95, 435, 460, 477 Mansfeld Peter Ernst von 89 Manteuffel Ernst Christoph von, hrabia 99 Manteuffel Otto von 198 Marcks Erich 81 Marek Aureliusz, cesarz rzymski 45 Maria Teresa, cesarzowa 119, 120 Marks Karol zob. Marx Karl Heinrich Marx Karl Heinrich 27, 191, 192, 205, 226229, 233, 246, 247, 249, 250, 252, 253, 260, 262 Marr Wilhelm 337 Marwitz Friedrich August von der 171 Massary Fritzi, właśc. Friederike Massaryk 464 Mastiaux Kaspar Anton von 129 Masur Gerhard 304 Maupertuis Pierre Louis Moreau de 125, 139 Maurycy, święty 55 Max von Baden, Maksymilian Badeński, książę 398, 400, 401 Maximilian Egon II, książę Fiirstenberg 358

Indeks nazwisk

May Joe, właśc. Joseph Otto Mandel 466 Medyceusze, florencki ród kupiecki 66, 320 Mehring Franz 233 Mehring Walter 400, 416-418, 449, 453, 457, 459, 462, 468 Meidner Ludwig 24, 419, 443, 459 Meier-Graefe Julius 259, 313, 448, 450 Meinecke Friedrich 369, 424 Mendelsohn Erich 418, 445 Mendelssohn Moses 27, 136-140, 142 Mendelssohn-Bartholdy Felix 181, 309 Mendelssohn-Bartholdy, żydowska rodzina 219 Mendelssohonowie, żydowska rodzina 219 Menuhin sir Yehudi 455 Menzel Adolph von 24, 266, 270, 279, 291, 312,313, 321 Mercier Pierre 121 Mesmer Franz Anton 165 Messel Alfred 294, 307 Messter Oskar (Eduard) 386 Metternich Klemens Lothar Wenzel von 179, 191, 193, 200, 205 Mevissen Gustav 276 Meyer Conrad Ferdinand 95 Meyer Ernst 412 Meyerbeer Giacomo, właśc. Jakob Liebmann Meyer Beer 181, 218 Meyerheim Paul Friedrich 320 Michalski Sergiusz 11 Michał Anioł, właśc. Michelangelo Buonarotti 109, 319 Michelet, handlarz sztuką 125 Mickiewicz Adam 190 Mielke Erich 17, 37 Mierendorff Carl 435 Mieś van der Rohe Ludwig 27, 434, 446, 447 Mieszko I, książę polski 53-55 Mieszko II Lambert, król polski 56 Mietz, portier w Romanisches Cafe 459 Mikołaj II Romanow, car rosyjski 353, 389 Milton John 109 Minnelli Liza 467 Mirabeau Honoró Gabriel Riąueti de, hrabia 117, 347 Moeller-Bruck Arthur van den 425 Moholy-Nagy Laszló 27, 434,441,445,446, 453, 457 Molier zob. Molióre Moliere, właśc. Jean-Baptiste Poąuelin 124, 455

585

Moltke Bernhard von 350 Moltke Helmuth Johannes Ludwig von (mł.), hrabia 354, 355, 360, 370 Moltke Helmuth Karl Bernhard von (st.), hrabia 27, 270, 274-279, 285, 317, 321, 345,383 Moltke Kuno von 347, 357-359 Mommsen Theodor 340 Mondrian Piet, właśc. Pieter Cornelis Mondriaan 441 Mondt Theodor 226 Monet Claude 266 Monro Robert 93 Montagu Mary Wortley 113 Montagu-Stuart-Wortley Edward 360 Montaigne, generał 101 Monteskiusz zob. Montesąuieu Charles-Louis de Secondat Montesąuieu Charles-Louis de Secondat 131,132 Moreck Curt 474 Morelly Etienne-Gabriel 131 Morgan Paul 467 Morgenstern Christian Otto 292,451 Morgenstern Lina 247 Mórike Eduard 184 Moritz Karl Philipp 156, 181 Morshauser Bodo 24 Moscherosch Johann Michael, pseud. Philander von Sittewald 95 Mosse Rudolf 290, 314, 334, 407 Motz Christian von 206 Mozart Wolfgang Amadeus 128, 134, 145, 162, 182, 309 Muhammad Ali 315 Muller Adam Heinrich 166,168 Muller Georg Alexander von 355 Muller Heiner 449 Muller Hermann 423 Muller K. M., publicysta „Der Freimuthige” 170 Muller Wilhelm 157,167 Mullerowie, bracia, berlińscy przemysłow­ cy 207 Munch Edvard 27, 265, 312 Munzenberg Willi (Wilhelm) 466 Muret Eduard 105 Mylius Christlob 136

Nabokow Władimir W. 388 Nabuchodonozor I, król Babilonii 316 Nahl J. A., właściciel manufaktury 125 Naimark Norman 11

586

Berlin. Metropolia Fausta

Napoleon I Bonaparte, cesarz Francuzów 26, 128, 142, 145-151, 154-157, 168177, 180, 183, 223, 227, 270, 299, 329, 369, 383, 384, 391 Napoleon III, cesarz Francuzów 235, 257, 276, 278, 279 Naumann Friedrich 78, 343, 369, 392 Nelson Henry 444 Nelson Rudolf 307, 452, 468 Nelson Sophie 10 Nering Johann Arnold 111, 112 Neron Druzus zob. Druzus Starszy Neumann Franz Leopold 460 Newton sir Isaac 130 Nicolai Christoph Friedrich 27, 123, 126, 134-137, 139-142 Niebuhr Barthold Georg 150, 151, 153, 177, 179 Nietzsche Friedrich Wilhelm 26, 215, 305, 324, 328, 336, 337, 348, 368 Nikolaus Paul 467 Nipperdey Thomas 199 Nobiling Karl 254, 255 Nolde Emil, właśc. E. Hansen 418 Norbert z Xanten, święty 61 Noske Gustav 408, 410, 411, 413, 425 Novalis, właśc. Friedrich Leopold von Hardenberg 77,166,167 Oktawian August, cesarz rzymski 42 Olivier Johann Heinrich Ferdinand 77 Ollivier Emile 275 Oltmanns Jabbo 153 Oncken Wilhelm 275 Opel Fritz von 472 Ophiils Max, właśc. Maximilian Oppenhe­ imer 466 Opitz Martin 96 Oppenheimowie, ród z Kolonii 219 Orlik Emil 459 Orth August 210 Osthaus Karl 314 Ostwald Hans 242 Otto Bogaty, hrabia Ballenstedt 57 Otto Christian 288 Otto I Bawarski, król Bawarii 280 Otto II, magrabia brandenburski 59 Otton I Wielki, cesarz niemiecki 51-54 Otton I, margrabia brandenburski 62 Otton II, cesarz niemiecki 52, 53 Otton III, cesarz niemiecki 54-56 Otton III, margrabia brandenburski 67 Otto V Leniwy, elektor brandenburski 68

Otto-Peters Louise 244 Oudinot Nicolas Charles 175 Pabst Waldemar 413 Paderewski Ignacy Jan 288, 309 Paganini Niccoló 308 Palm Johann 145 Parrish Kate 10 Parthey Gustav 174 Parvus Alexander 389 Pasternak Boris L. 388 Pechstein Max 418 Permoser Balthasar 114 Pesne Antoine 125 Pettyfer Stephen 11 Pflug Friedrich Adolf 211 Philipp Friedrich, książę Eulenburg 202, 284, 349, 357-360 Philippi Felix 282 Pieck Wilhelm 412 Pilniak Boris A., właśc. B. A. Vogau 445 Piotr I Wielki, car rosyjski 75, 128 Piscator Erwin 456, 458, 460, 465 Piscator, żona Erwina Piscatora 263 Pitt William (st.), hrabia Chatman 119 Pius IX, papież 302 Pius VII, papież 299 Plautowie, żydowska rodzina 219 Pliniusz Starszy 42 Plotho von, ród baronów 62 Poelzig Hans 445, 456 Polgar Alfred 470 Póppelmann Matthaus Daniel 114 Posejdonios z Rodos 42 Pott Johann Heinrich 125 Poussin Nicolas 109, 163 Praetorius Michael 95 Princip Gavrilo 361 Prittwitz Karl Ludwig Wilhelm Ernst von 193 Proffitt Stuart 10 Prokofjew Aleksandr A. 445 Prus Bolesław, właśc. Aleksander Głowacki 289, 291 Przerwa Tetmajer Kazimierz zob. Tetmajer Kazimierz, Przerwa Przybysław-Henryk, książę Stodoran 58, 59 Piickler-Muskau Hermann von 251 Pufendorf Samuel von 109 Purcell Henry 109 Purrmann Hans Marsilius 266 Puszkin Aleksander S. 128 Putlitz, rycerz-rabuś z Brandenburgii 70 Pypes Samuel 130

Indeks

Quantz Johann 137 Quesnay Franęois dc 140, 141 Quitzow Dietrich von 70-72 Quitzow Hans von 70-72

nazwisk

587

Riemann-Reyher Marie-Ursula Riemenschneider Tilman 73 Rilke Rainer Maria 414 Ringelnatz Joachim, właśc. Hans Bótticher 241 Racine Jean Baptiste 109 Rintelen Franz von 371 Rackow Heinrich 256 Robertson Anna 10 Radek Karol, pierwotnie Kopel Sobelsohn Robison Arthur 419 27, 226, 390, 406, 411, 412, 435, 436 Robitschek Kurt 461, 467 Radziwiłłowa Katarzyna, z domu Rzewu­ Rochau Ludwig August von 204 ska 335 Rochling Karl 368 Rafael, właśc. Raffaello Santi, Raffaello Rochow-Plessen von, hrabia, podporucznik Sanzio 314 202 Ramler Karl 137 Rodgers Silvia 395 Rankę Leopold von 77, 78, 153, 301, 340, Roe sir Thomas 94 342 Roeder Dietrich Hermann von 411 Rathenau Emil Moritz 215, 217, 218 Romberg Gisbert von 390 Rathenau Walther 27, 217, 218, 292, 304, Róntgen Wilhelm Conrad 340 319, 332, 334, 362, 371, 381, 435, 436, Roon Albrecht von 27, 270, 273, 277, 278, 450 286, 317, 383 Rathenowowie, ród niemiecki 66 Rosenberg Alfred 425 Rauch Christian Daniel 127, 181 Rosenberg Arthur 450 Raule Benjamin 103 Rosenhagen Hans 312 Redern Friedrich Wilhelm von, hrabia 297 Rossi Ernesto 309 Redslob Edwin 450 Rothschildowie, rodzina żydowskich ma­ Reiche Johannes 62 gnatów finansowych 219, 220 Reichenbeimowie, żydowska rodzina Rousseau Jean-Jacques 132, 141, 158,163 przedsiębiorców 222 Rubens Peter Paul 103, 109, 314 Reichesowie, ród niemiecki 66, 86 Rubinstein Anton G. 308 Reid Robert Threshie, hrabia Loreburn 365 Rudolf II, cesarz 85 Rugę Arnold 228, 274 Reil Johann Christian 153 Rugler Hermann 81 Reimer Georg Andreas 171 Riihs Friedrich 153 Reinhard Wilhelm 413 Reinhardt Max 311, 416,456,460,465,467 Ruisdael Jacob van 103, 314 Rumbold sir Horace 366 Reissner Carl 453 Riimelin Gustav von 348 Rellstab Ludwig 174 Remarque Erich Maria, właśc. E. Paul Re- Runge Otto Wilhelm 412 Rungenhagen Carl Friedrich 181 mark 414, 430 Rembrandt, właśc. Rembrandt Harmensz Ruttmann Walter 24 van Rijn 103, 109, 312, 314 Sabatke Manfred 31 Renoir Augustę 266, 433 Sack, organista z Berlina 134 Rethel Alfred 166 Sade Donatien Alphonse Franęois de 131 Reynolds sir Joshua 312 Saint-Saens Camille 308 Rheydt Celly de 470, 471 Saint-Simon Claude Henri de Rouvroy de, Richardson Phyllis 10 hrabia 124 Richelieu Armand Jean du Plessis de 99, Salomon Ernst von 415 108,250 Sand George, właśc. Aurorę Dudevant 244 Richie Fraser 12 Sand Karl 179 Richie Heather 11 Sandrart Joachim von 97 Richie Karl Wilhelm 11 Sarasate Pablo de 308 Richter Gustav 270, 312 Savigny Friedrich Carl von 153, 171, 183, Richter Hans 453 Riehl Wilhelm Heinrich 332, 336 192

588

Berlin. Metropolia Fausta

Scarlatti Alessandro 110 Schad Christian 27, 434, 453, 454, 459 Schadow Johann Gottfried 147, 175, 181 Scharnhorst Gerhard Johann von 150, 154, 155,176 Scharnhorst-Boysen, twórca Landwehry 273 Scharoun Hans 445, 446 Schauble Wolfgang 37 Scheer Reinhard 399 Scheerbart Paul 30 Scheffler Karl 39, 331 Scheidemann Philipp 398-400, 402, 403, 407, 408, 413, 423 Scheler Max 369 Schelling Friedrich Wilhelm Joseph 144, 153,164, 192, 329 Schenck Hans 87 Schenkendorf Max von 167 Scherer Wilhelm 340 Schering Ernst Christian Friedrich 214 Sched August 407 Scheuch Heinrich 424 Schickele Rene 460 Schiele Egon 305 Schiemann Theodor 369 Schiffer Marcellus 450 Schiller Friedrich von 95, 135, 142, 144, 158, 169, 318, 329, 420, 455 Schinkel Karl Friedrich 23, 27, 174, 182187, 207, 297, 302, 383, 384 Schlaf Johannes 260 Schlegel August Wilhelm von 157, 169 Schlegel Friedrich von 76, 141, 157, 162, 167-169 Schlegel Karolina 156 Schleich Carl Ludwig 289 Schleiermacher Friedrich Daniel Ernst 150, 153, 155, 157, 171, 301 Schlemmer Oskar 445, 453 Schlichter Rudolf 417, 454 Schlieffen Alfred von, hrabia 364, 370 Schliemann Heinrich 317 Schliemann Sophia 317 Schlitz Emil von, hrabia Górtz 319 Schliiter Andreas (Andrzej) 110-112, 127, 279 Schmalhausen Otto 406, 417 Schmalz Theodor von 153, 155 Schmeling Max (Maximillian Adolph Otto Siegfried) 459, 473 Schmiddecke, właścicielka straganu owo­ cowego 195

Schmoller Gustav von 340 Schnabel Artur 454 Schneckenburger Max 191 Schnitzler Arthur 460 Schón Theodor von 150, 151 Schónberg Arnold 24, 28, 434, 454 Schong Karl 467 Schopenhauer Arthur 203, 305, 321 Schopenhauer Heinrich Floris 226 Schottelius Justus Georg 99 Schubert Franz 162, 167 Schubert Gotthilf Heinrich von 165 Schulenburg Friedrich-Werner von der, hra­ bia 424 Schulenburg-Kehnert Friedrich Wilhelm von der 147 Schultes Axel 19, 31, 37 Schulze-Delitzsch Franz Hermann 248, 249, 251 Schumann Clara, z domu Wieck 308 Schumann Robert 162, 165, 308 Schiitz Heinrich 95 Schwartzkopff Louis 207, 211, 214 Schwarzenberg Adam zu, hrabia 91 Schwechten Franz 303 Schwitters Kurt 417, 441, 446 Scott sir Walter 272, 468 Seeckt Hans von 436 Sehring Bernhard 311 Seitz Robert 453 Servaes Franz 265, 311 Seveloh Alfred 470 Shakespeare William 139, 161, 271, 455 Shaw George Bernard 77, 311, 455 Sheehan James J. 11, 161 Sheeler Charles 451 Shirer William L. 24 Sibelius Jean, właśc. Johann Julius Chri­ stian Sibelius 454 Siegel, właściciel cukierni 192 Siemens Ernst Werner von 27, 207, 215218, 221, 290, 325, 328 Simmel Georg 237, 332, 340, 449 Simmel Paul 470 Sittewald Philander von zob. Moscherosch Johann Michael Skarbina Franz 266, 267, 430 Slevogt Max 266, 311 Smirke Robert 186 Smith Adam 130, 151 Smith David, sir 10 Smuts Jan Christiaan 437 Solf Wilhelm Heinrich 369

Indeks nazwisk

Solomonssohn, gość Joffego 394 Sołżenicyn Aleksandr I. 45 Sombart Werner 330, 449 Sonja, modelka Christiana Schada 459 Sontag Henriette 156 Speer Albert 23, 30, 33 Spender Stephen 293 Spener Philipp Jacob 116, 139 Spengler Oswald 330, 332, 425 Speyer Wilhelm 473 Spinoza Baruch 336 Spitzenberg Therese von, baronowa Zessner 279 Spoliansky Mischa (Michał) 451 Spontini Gaspare 181 Srbik Heinrich von 81 Stael-Holstein Annę Louise Germaine de 135, 139, 160, 176 Staff, generał austriacki 210 Stagemann Friedrich August von 151 Stahl Fritz 262 Stalin Józef W. 390, 391, 399, 450 Steffin Dorothea 115 Stein Charlotte von 129 Stein Heinrich Friedrich Karl vom und zum 14, 150-152, 155, 169, 171, 173, 174, 176, 177, 179 Stendhal, właśc. Henri Beyle 39 Stephenson George 212 Stern Fritz 11, 328 Sternberg Joseph von, właśc. Jonas Sternberg 28, 434, 466, 475, 476 Steudel Emil 315 Stieglitz Charlotte 161 Stieler Kaspar 96 Stifter Adalbert 95 Stimmann Hans 30 Stinnes Hugo 428 Stócker Adolf 337 Storm Theodor 291, 306 Strafford Thomas Wentworth 274 Strauss Botho 24 Strauss David Friedrich 228 Strauss Richard 308, 310, 455 Strawiński Igor F. 446 Streckfuss Adolf 78 Stresemann Gustav 368, 430, 435, 438, 439, 448, 460, 461 Strindberg Johan August 259, 260, 289, 311 Strousberg Bethel Henry 325, 335, 428 Stuck Hans 472 Stumm Ferdinand Carl von 390 Stumpf Richard 399

589

Sudermann Hermann 220 Suhrkamp Peter 420 Svarez Karl Gottlieb von 134, 202 Svendson Erik 11 Swierdłow Jaków M. 399 Swift Jonathan 232 Sybel Heinrich von 77, 78, 100, 279, 342 Sylwester II (Gerbert z Aurillac), papież 55 Szalapin Fiodor I. 455 Szatmari Eugen 472 Szekspir zob. Shakespeare William Szostakowicz Dmitrij D. 24 Tacyt, Publius Cornelius Tacitus Caecina 40, 43-45, 75, 78, 79 Talleyrand-Pćrigord Hćlie de, książę 380 Tappert, berliński przemysłowiec 207 Tasiemka Hans 459 Tatlin Władimir J. 445 Taut Bruno 444-447 Taut Max 446 Taylor Shepard Thomas 335 Telemann Georg Philipp 110,134,140 Tennyson Alfred 75 Tetmajer Kazimierz, Przerwa 296, 320 Theyss Caspar 87 Thibaud Albert 455 Thiers Adolphe 276 Thomasius Christian 131,132 Thyssen August 368 Tieck Ludwig 156, 167,168, 192 Tietz Hermann 294, 334 Tilly Johann Tserclaes von 89, 90 Tintoretto Jacopo, właśc. J. Robusti 314 Tirpitz Alfred von 344, 351, 352, 354, 365, 374, 381, 396 Tocqueville Charles Alexis de, hrabia 199 Toland John 110 Toller Ernst 24, 418, 461 Tołstoj Lew N., hrabia 260, 305, 436 Tónnies Ferdinand 340 Toscanini Arturo 455 Toulouse-Lautrec Henri de 266 Trajan, cesarz rzymski 43 Tralles Johann Georg 153 Treitschke Heinrich von 39, 77, 78, 100, 257, 340, 342, 343, 351 Trietjakow Siergiej M. 451 Troeltsch Ernst 343, 404 Troschke Ernst Friedrich von 155 Trott zu Solz Levin von 11 Tschudi Hugo von 259, 265, 266, 314 TUcholsky Kurt 341,441,453,462,468,469

590

Berlin. Metropolia Fausta

Tudorowie, dynastia angielska 383 Turgot Annę Robert Jacques 131 Tutanchamon, król Egiptu 317 l\vain Mark 201 Tyberiusz, cesarz rzymski 42 l\cjan, właśc. Tiziano Vecellio 314

Ullstein Leopold 27, 290, 407 Unruh Fritz von 287, 455 Unverzagt Wilhelm 81 Ury Lesser 266, 459 Valetti Rosa, właśc. R. Vallentin 468 Varnhagen von Ense Karl August 141, 156, 171, 200, 250 Varnhagen von Ense Rahel 27, 135, 141, 142, 156, 157, 250 Varzi Achille 472 Vasili Paul, książę zob. Radziwiłłowa Kata­ rzyna Veit Dorothea 141, 152 Veitel Ephraim 219 Velazquez Diego Rodriguez de, właśc. D. R. de Silva y Velazquez 109, 313 Verdi Giuseppe 191 Vermeer Jan van Delft 109 Verner Jules 451 Veronese Paolo, właśc. P. Caliari 314 Viertel Berthold 466 Virchow Rudolf 27, 233, 239, 240, 340, 378 Voigt Wilhelm Friedrich 288 Vollmar Georg von 255 Voltaire, właśc. Franęois-Marie Arouet 124, 125, 130-132, 137, 139, 140, 236 Voss Christian Friedrich 137, 155 Vossler Heinrich August 255

Wackenroder Wilhelm Heinrich 156, 162, 168 Wacław, książę czeski, święty 75 Wagener Hermann 215 Wagner Martin 446 Wagner Richard 46, 77, 181, 190, 203, 291, 305,308-310, 328 Wahlstatt Evelyn von, księżna Blucher 331, 365, 366, 374, 395, 396, 405 Waldeck Benedict 197 Waldemar Fałszywy 68 Waldemar Wielki, margrabia brandenbur­ ski 68 Walden Herwarth, właśc. Georg Lewin 268, 441, 442, 450 Waldersee Alfred von, hrabia 278, 345, 353

Waldoff Claire 307, 374, 468 Wallenstein Albrecht von 89, 90, 93 Wallot Paul 301 Walser Karl 266 Walser Robert 458 Walter Bruno, właśc. B. Walter Schlesinger 455 Warens Franęoise-Louise de 132 Warus, Publius Quinctilius Varus 42, 184 Warschauerowie, żydowska rodzina 219 Wasilczikow Maria 24 Wassermann Jakob 460 Watteau Jean-Antoine 125 Weber Carl Maria von 27, 162, 181, 308 Weber Max 284, 323, 327, 340, 354, 398, 423, 438, 443 Webern Anton 454 Wedekind Frank, właśc. Benjamin Franklin W. 260, 311,416, 456, 459 Wedel von Uchtenhagen, ród 58 Wehler Hans-Ulrich 327 Weigel Valentin 106 Weill Kurt 24, 418, 434, 452, 454 Weinert Erich 462 Wellejusz Paterkulus 42, 43 Wellhausen Julius 340 Wellington Arthur Wellesley, książę 350 Wells Herbert George 451 Wenders Wim 24, 318 Werfel Franz 455, 460, 473 Wermuth Adolf 282 Werner Anton von 311, 312 Werner Zacharias 157 Wertheim Georg 290, 294, 295, 297 Wesenhof Józef 287 Wessel Horst 385 Westarp Kuno von, hrabia Wettach Adrien, zw. Grock 472 Wette Wilhelm M. L. de 153 Whistler James Abbott McNeill 266 Wichert Ernst 314 Wichmann z Magdeburga, arcybiskup 58 Wiechert Ernst 462 Wieland Christoph Martin 157, 180 Wiene Robert 419 Wiktoria, cesarzowa niemiecka 283 Wiktoria, królowa Wielkiej Brytanii i Irlan­ dii 230, 283, 284, 350, 351 Wilberg Hermann 353 Wilcynski Karl 468 Wildenbruch Ernst von 71, 311 Wilder Billy, właśc. Samuel Wilder 28, 434, 466

Indeks

Wilhelm I Holenderski, hrabia Holandii i król niemiecki 65 Wilhelm I, cesarz niemiecki 128, 200, 254, 270, 273, 276-280, 282, 285, 318, 319, 321, 345, 346 Wilhelm II, cesarz niemiecki 32, 227, 259, 261, 266, 272, 283-287, 292, 295, 298305, 307-311, 313-315, 317-321, 345354, 356-358, 360, 370, 401, 402, 441 Wilhelmj August 308 Wille Bruno 260, 263 Williams sir Charles Hanbury 127 Willmann Michael 103 Wilson (Thomas) Woodrow 400, 402, 437 Winckler, historyk niemiecki 369 Windheim Horst 242 Wirth Joseph 427 Wissel, dowódca oddziału freikorps 411 Wittelsbachowie, ród margrabiów 68 Wittgenstein Piotr, książę 155 Wóhlert Friedrich 207, 211, 214 Wojciech, święty 54, 55 Wolf Friedrich August 153 Wolf Markus 37 Wolff Christian 132 Wolff Eugen 260 Wolff Kurt 453 Wolff Theodor 261, 404 Wollankowie, rodzina z Panków 292 Wolter zob. Voltaire Wolzogen Ernst von 264 Wrangel Friedrich Heinrich von 197-200, 203, 204

nazwisk

591

Wrcn sir Christophcr 109, 297 Wright Orville 239 Wright Wilbur 239 Wunderwald Gustav 458 Wundt Wilhelm 340 Yorck von Wartenburg Johann David Lu­ dwig 154,174 Young Owen 439 Ysaye Eugene 308 Zamiatin Jewgienij I. 445 Zedlitz-Triitzschler Robert, hrabia 356, 359 Zeppelin Ferdinand von 374 Zichy Geza, hrabia 308 Ziegler Richard 450 Zille Heinrich Rudolf 24, 266-268, 319, 419, 430 Zimmcrmann Helga 31 Zinowjew Grigorij J., właśc. Hersz Radomylski 390 Zofia Charlotta, królowa pruska 110 Zofia Luiza, królowa pruska 112 Zofia Wilhelmina zob. Fryderyka Zofia Wil­ helmina Zola Emil 260, 305 Zschokke Matthias 24 Zucker Heinz 453 Zuckmayer Carl 28, 288,378,435,441,452 Zweig Arnold 416 Zweig Stefan 28, 418, 420, 430, 435 Zygmunt I Luksemburski, cesarz rzymski 71 Zygmunt, margrabia brandenburski 70

Przekład: Zofia Kunert Redakcja: Ryszarda Krzeska Korekta: Anna Jaroszuk, Jadwiga Kosmulska Indeks zestawiła: Urszula Drabińska Projekt okładki i stron tytułowych: Krzysztof Rychter Fotografia wykorzystana na I stronie okładki: © The Print Collector/Hulton Archive/Getty Images

Skład i łamanie: www.pagegraph.pl Druk i oprawa: Edica, Poznań Książkę wydrukowano na papierze Creamy 70 g, vol. 2.0, dostarczonym przez ZiNG

Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o. 00-391 Warszawa, al. 3 Maja 12 tel./faks (22) 646 05 10, 828 98 08 [email protected] www.gwfoksal.pl

ISBN 978-83-280-2109-9

Berlin - pełna wewnętrznych sprzeczności, niedokończona metropolia, miasto zmienne i kapryśne, rozdarte między wielkimi politycznymi wizjami, podążające raz po raz za charyzmatycznym przywódcą. Berlin na tle europejskich stolic wypada dość blado, nie jest ani piękny, ani wyrafinowany, ani nawet korzystnie położony, ma jednak własny, choć nieco szorstki urok. To miasto feldmarszałków i artystów; naznaczone piętnem militaryzmu, ale będące zarazem istotnym ośrodkiem kultury europejskiej. Alexandra Richie z dużą erudycją i lekkością prowadzi czytelnika przez meandry historii Berlina: od jego średniowiecznych, słowiańskich początków, przez zdobycze władców nowożytnych przede wszystkim Fryderyka Wielkiego - po Republikę Weimarską i szalone lata dwudzieste. Książka urodzonej w Kanadzie badaczki to nie tylko historia w wymiarze lokalnym - to dzieje Niemiec, a także całej Europy widzianej przez pryzmat tego niezwykłego miasta.

W przygotowaniu tom drugi opisujący burzliwe losy Berlina w drugiej połowie XX wieku.

Znakomita książka. Wszyscy, których przyciąga Berlin, będą się nią rozkoszować. Ci, którzy nie przepadają za tym miastem, zmienią zdanie po jej przeczytaniu.

„Daily Telegraph"

cena sugerowana 59.99 zl ISBN 978-83-280-2109-9

liiiniilDiiiI 788328 021099