Family photographs 9788396420787


120 58 466MB

Polish Pages 401 Year 2022

Report DMCA / Copyright

DOWNLOAD PDF FILE

Recommend Papers

Family photographs
 9788396420787

  • Commentary
  • Uploaded by the original copyright holder Wieslaw Musialowski.
  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

Fotografie r@dzinne Wiesław Musiałowski

Wiesław Musiałowski

Fotografie rodzinne

Rzeszów 2022

Fotografie rodzinne All rights are reserved. No part of this publication may be reproduced, stored in a retrieval system or transmitted in any form or by any means, electronic, mechanical, photocopying, recording or otherwise, without prior permission of the author. BN (PL) ISBN 978-83-964207-8-7

Wiesław Musiałowski, portret, Jaśmina Parkita 2011 Projekt graficzny i redakcja tekstu Przemysław Musiałowski

(CC BY 3.0 PL) (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Polska) Fotografie: E. Musiałowska, W. Musiałowski, P. Musiałowski

Po raz pierwszy opublikowano w 2022 Rzeszów 2022

SPIS TREŚCI Dom I …......................................….………………6 Dom II ….........................………………………….52 Dom III …….......................……………….……….73 Dom Zima ………….........................……..………83 Góry ….…………...................………….…………110 Góry Zima .…………….............……….……….…158 Z Zewnątrz ……….……...................………….…184 Ozdoby ……..………....................…….…………187 Przyroda ……….……...................…….…………229 Zwierzęta ……………………………………….……291 W.Musiałowski ….…..............…..………….......301 K.Musiałowska ….…..............…..….……………313 I.Musiałowska ….…...............…..…………….…323 P.Musiałowski ….…...............…..…………….…329 Holandia, Niemcy, Polska ….…...................…336 Odrestaurowane portrety ….…………….......…379

DOM I

Moja przystań Otwieram okno w jesienny poranek, bo wiatr kołacze i ze snu wyrywa, abym zobaczył stoki mgłą zasłane i oszronione szczyty mógł podziwiać, okruchy słońca chwytać w puste dłonie, zanieść na zbocza soczystej zieleni, rozsypać wokół, niechaj las zapłonie, a przed zmierzchaniem w barwny łuk zamieni kropelki rosy mieszkające w kwiatach, na torfowiskach, łąkach, nieużytkach, niech zmrok rozjaśni różowa poświata i najpiękniejszą w moim życiu przystań. Wiesław Musiałowski

DOM II

W dolinach Mówią: daleko do ludzi, do świata, a nam najprościej z bukową kolebką piąć się po stoku, gdy góra garbata, wypalić fajkę bez specjalnych roszczeń; a nam tu pięknie od czasu do czasu, kiedy część tęczy za szczytami pęknie i rozproszona po łąkach wśród lasów wpadnie przed zmrokiem w sieć złudnych pajęczyn; a nam tu dobrze od wieków po wieki, skarbów szukamy w zrujnowanym dworze i łzy ze wstydu umkną pod powieki, gdy odnajdziemy zwykły polny kamyk. Wiesław Musiałowski

DOM III

DOM ZIMA

Małe ojczyzny Jak uświęcone w korzeniach ojczyzny, gdzie dzieci drzewa z pomarszczoną korą, usadowione na znak ojcowizny, opatulone przed mrozem z pokorą, między zaspami tunel w świat za płotem, niebo rozpięte na bukach u stoku, rozpołowione słońca złotym grotem, stadko sikorek w zamieci obłoku, wciąż przypisane do tego podwórka słupki wierzbowe na Wniebowstąpienie i do przedsionka serdecznego furtka, odkąd się snują dawnych duchów cienie, a śnieg tak sypie i wiatr ślad zawiewa, jakby się z życia naśmiewał, naśmiewał. Wiesław Musiałowski 19/01/2004

Podróż do Królestwa Bieli Chociaż ciemność zapada w przykuchennej izbie, ona nadal na służbie u smutków codziennych, porzuconych rupieci, rzeczy bezimiennych, przecież w nocy być może ktoś pogadać przyjdzie. Zasiedziały się razem: pustka, nicość, duchy w opowieści o twierdzy uwikłanej w mroczność, więc zapyta czy może sprawę dusz poruczyć, które w wiecznej zmarzlinie związane z wyrocznią. Tropi własne wspomnienia, idąc śladem po torach kilkunastu przystanków: ktoś zdejmuje buty, wysiadają już nerwy, żołdacy i trupy, i kierunek wskazuje ramię semafora. Przysypane po dachy śpią w stepie chutory z tej przedziwnej podróży do Królestwa Bieli, gdzie prócz wilków zgłodniałych, zza drutów psów sfory szczerzą zęby w uśmiechu, by truchłem się dzielić. Wiesław Musiałowski

Jeszcze wiosny nie będzie Jeszcze wiosny nie będzie – śnieg leży na stokach, szpaki nie przyleciały – tęsknimy za nimi, jeszcze trzeba poczekać – śpią w zimy okowach, najpiękniejsze półdzikie – ogniste storczyki, tęsknimy za stokrotek – najbielszym dywanem, za kwiczołem, co szuka – dżdżownic w trawie rano, tęsknić trudno tak bardzo – że nie chce się mówić, ale tęsknić nam łatwiej – pod bzem na podwórku rozmawiając ze sobą – czy z przyzwyczajenia nie napiszę, bo po co – pisać nie na temat. Wiesław Musiałowski

Biały tron Niech donośny dzwonków ton wznieci wiry w kłębach chmur, czas budować biały tron, hen na szczytach szarych gór. Mknijcie wichry w dolin mrok, potynkujcie nagi stok, czarodziejską nucąc pieśń na zamieci hojnej cześć, strójcie drzewa w mroźną szadź, szklijcie wyrwy leśnych dróg, napełnijcie śniegiem kadź, niech przedwiośnie śpi… u wrót. Wiesław Musiałowski

Lodowaty rapsod Wam się spełniło, choć broń Panie Boże kwiatów, gdy w oknach nawet mróz pobłądzi. A na tej mapie w karłowatym borze dzieci bawiła układanka w sągi, szczapa do szczapy pokornie się tuląc, gdy wiatr nawiewał śnieg bielszy w krzywizny, niż dłonie matki. Okryte koszulą mostek i głębia lodowatej blizny, bo się udało zniknąć w zaspach czasu. Lecz bezimienne karty odkryjecie drzew wyrąbanych umarłego lasu, kiedy w lazury ulecą zamiecie. Wiesław Musiałowski 10/6/2004

GÓRY

Stan przejściowy A wyjdźże słoneczko, wychyl się zza chmur, rozświetl promykami stoki smutnych gór. Zatańcz wśród listowia, igły jodeł kraś, porusz wskazówkami, by rozbudzić w nas siłę spoglądania w zakamarki puszcz, otwórz drzwi do wiedzy, która jest tuż, tuż: w paprociach, wśród krzewin, na jaworach, w mchu, na halnych polanach, w kalinie, jałowcach, w tęczy ukrytego pod kamieniem pstrąga, pod mostem drewnianym na spróchniałych nogach, w skałach wodospadów i pomniejszych progów, gdzie woda spieniona spływa w małą głębię; zajrzyj też do gniazda – tam dzikie gołębie potrzebują ciepła, bo pisklęta w nocy przytulają siebie – a życie się toczy na przekór i w zgodzie, jakby równocześnie: za płotem, na grani, w obejściu i lesie. Wiesław Musiałowski 7/8/2019

Jak świt Jam wstał, jak świt — ty śpisz, bo noc: ja mam wśród gór swój dom — dwóch żyć — i szczyt, i kadź, i tkam tę nić, co mknie przez mrok i ma tę moc, bo dał ją zmierzch, bym chciał nią szyć — tę pieśń, co lśni wśród traw — pęk ros, gdy wczas — wstał świt i łka już kos, by mógł się zwierz — pod dach znów skryć. Więc łań mknie sznur, by zjeść choć kłos, gdyż świt ma nieść — nad mgły ciecz par, by chmur paść kłąb i dać ten dar — cnych dań, co wziąć ma dzień jak trzos i trząść nim wkrąg, by sprał go skwar — na wzór tych hal, bo chcą już pić ten miód od chmur — by móc nim żyć i nieść za mur — swój wdzięk i czar. Wiesław Musiałowski

Jak liście Jeśli sierotom złocistej jesieni, to tylko w kraju, gdzie wydobywają z jaworów, buków — pośród przodków cieni, bo te się ciągle umierając, mają. Jeśli ubogim ręce opadają jak złote listki, bez prawa ciążenia, — to, co być musi, nigdy się nie zmienia, i bogatymi bardziej umierają. Jeśli się wszystko zamyka w przestrzeni nad koronami blaskiem promienistym, to nic się poza tą barwą nie zmieni… znów się odrodzą w drzewie wielolistnym. Wiesław Musiałowski

Jesienna godzina Spójrz! — płatki białe, jak śnieg pierwszy, jak obrus lniany na święta. Ja? — tamte święta pamiętam: świec ciepłe cienie na stół kładziesz, a powiew oddechu w nieładzie, grą barw zabawia i z piór… skwierczy. Patrz! — z dymu wiję ten wiersz krótki: dla mgieł nad łąką jesienną wrzosami słaną i senną, rżysk, pól i lasów — na cześć — wieszczom! Ja? — wiem, że ledwie szeleszczą, słów prostych strofy… Ty? — tkasz smutki! Wiesław Musiałowski

Doskonałość Patrzę przez okno, a tam, tak odświętnie szpaki w swym domku z trawy układają nadzieję – o niej potrafią tak pięknie gaworzyć: przecież nieraz tak się działo: to nic, że śniegiem w kwietniu przysypało, bo jutro słońce znów ogrzeje szczęście i pąki wierzby – tej banalnej z wierszy, mało istotnej, bo już opiewano jakieś płaczące na skwerach śródmiejskich wyhodowane, iż płakać by mogły. A u mnie tylko posiwiałe jodły pną się nad buki, nad ścieżki, alejki, jakbym się wspinał ostatni i pierwszy, i mógł zrozumieć, czemu śpiewniej rano. Może to wina słuchu, albo mego brak doświadczenia w tej materii trudnej, bo przycichają jedynie w południe, i zastanawiam się nadal dlaczego. Wiesław Musiałowski

Ballada z pogranicza Zamknięci w bukach, żołnierze nie wyjdą, bo są jak listwa uwięzieni mrozem, bez karabinów i serc przestrzelonych, a na bagnetach przerdzewiałe rysy w bunkrach porosłych runem zapomnienia czuwają w podziemiach, na połoninach, ale nikt nie słyszy duchów niejednej z pogranicza wojny — w umysłach opowieść, czy wierząc w świętość — chichoczą i szydzą? Czemużeś smutna, że musisz być naga, a wieczność pędzi i spotkanie bliżej, niż stąd w Zaświaty. Czy zbyt ufna jesteś, że grawitacja po prostu nie działa, kalendarz, i zegar? — Nie masz nic w zastaw ani też na sprzedaż — nie znasz kierunku, skoro uleciałaś, aby tam spojrzeć, gdzie się kończy przestrzeń, nie wiesz, kiedy przyjdzie, bo odkąd pytasz — nikt nie odpowiada. Wiesław Musiałowski

Dar mchów Tajnością tchnie sprężysty łan i zwierza trop ukrywa. Porasta pnie i blizny ran szmaragdem łat zakrywa. Zielony znak półmrokiem lgnie wędrowcom tycząc drogi: z północy szlak promieniem mknie, rzucając blask pod nogi. Wilgoci dar - przetrwania sól, co grzybni życia - strawą, by rydzów czar okrasił bór — jesieni barwą rdzawą. Wiesław Musiałowski

Jesień Wrzesień zagląda do chałup ubogich, krasnale z bajek szukają mchu w lesie, o dobrobycie echo wieści niesie, jawory liśćmi kolorów złotawych utulą do snu poszarzałe trawy na zboczach stoków, a buki czerwone chwycą promienie w gałęzi ramiona, ludzie i drzewa okryją się szronem i już nie będzie zimno aż do wiosny, na pożegnanie dmuchnie halny w żagle pierzastym chmurom – białe będą czarne, lecz i z czarnego może biel się zrodzić, bo śnieg jest takiej niezwykłej urody, iż można patrzeć i pochwycić gwiazdkę, aby choć chwilę mogła w dłoni jaśnieć. Wiesław Musiałowski

Koniektura Więc ciągle zbieraliśmy innych doświadczenia na szlakach i bezdrożach, z gruzowisk omszałych, bo nam się wydawało, że bieszczadzka ziemia zawiera jakiś okruch spraw niedokonanych, a gdyby spojrzeć w oczy - tak szczerze - dogłębnie, to widać całą przeszłość: chaty kryte strzechą i cmentarz bliżej Boga, ludzi i gołębie, którym wciąż opowiada zagubione echo: już nigdy niech nie dzwoni zardzewiały budzik - zaszliśmy tak daleko, że nikt nie usłyszy i po południu przecież nie ma kogo budzić; zamknięty rozdział księgi na granicy ciszy, lecz śmierć wpisała przeszłość w bezimienne kości i puste oczodoły, patrzące na siebie z wyrzutem lub być może z potrzeby miłości, tak aby zapamiętać — że pod jednym niebem. Wiesław Musiałowski

Za szczytem Wśród dolin bezkresnych za szczytem, co dzieli i łączy zarazem - rozlało się niebo błękitem i trwając od wieków obrazem: modlitwą i moją i twoją do Boga nie zawsze jednego - gdyż mego przybrali złud zbroją, zaś twego powlekli martwego na stosy płonące rozpaczą, by wskrzeszał ruiny gorące. Lecz łzami nadziei wciąż znaczą granice dwóch Bogów łączące. Wiesław Musiałowski

Błądzenie Odchodzą cienie, noc zawłaszcza szczyty, spóźniony księżyc nie rozświetla mroku, mgła otuliła lepką bielą stoki, idąc na oślep i strachem podszyty, szukasz swej ścieżki - do domu, do celu, lecz się nie przejmuj, jest nas tutaj wielu. Mój dom za bramą, jesteśmy druhami, jak te bliźnięta od tej samej matki i nie rozwiążesz beze mnie zagadki, co było kiedyś i co jest przed nami - chodź, poprowadzę pod krzyż na rozstaju, gdzie ratunkowe koła dostarczają. Wiesław Musiałowski

Kto? Kto rannego zwierza poił wodogrzmotów mgieł obłokiem? — Ów potoczek ból ukoił, opatrzyło słonko okiem, opatrzyły cieniem drzewa i ukryły leśne głusze, kołysankę bór zaśpiewał, łkała paproć pióropuszem. Drżały płaczem mateczniki, wirowały łzy tęczami. Kondolencje ślą koniki — echo niesie żal nad mgłami. Wiesław Musiałowski

Magia Bo nie ma takiej magii, kolorów i ludzi, którym piękno na co dzień zmieszane w tej dawce, odpowiednio dobranej, by żyć aż do śmierci: a my choć trochę starsi — my, bieszczadzkie dzieci, idziemy wprost przed siebie, by rano się budzić i myśleć jak się unieść nad góry latawcem. I spojrzeć, co w dolinach zdarzyło się nocą, czy drzewa posiwiały, mgielnym szyte ściegiem, czy serpentyny nadal bywają tak kręte, czy malarz jest jak żagiel na swoim okręcie, czy wszystko to sen jakiś — wspomnienia z grzechotką w łódce z kory, co płynie wraz z potoku biegiem. Lecz rzeczywiście wszystko nadal na swych miejscach: kamienie, mosty, przęsła, droga nad urwiskiem, przystanek i kościółek i ławki podobne, chociaż czas — czasem smutnym pokrywa je chłodem, gdy przycupną strachliwi na chwilę po przejściach, aby głód zaspokoić, który mają w sercach. Wiesław Musiałowski

Ikona Rozsypańca Rozsypańca lśniąc ikona - łez wylanych przenośnia narodzeniem traw upstrzona, wpuści ducha przedwiośnia. Zmartwychwstaniem czas pokona i na skrzydłach uniesie, niczym ptaków śpiew rozgłośnia - hen za szczyty przeniesie niedostępnych gór i kniei. Napojona łzą ze źródeł martwej ciszą nadziei, zrzuci piętno czczych szczudeł: pasów bieli, szarości, obolałych źdźbeł nagości - przetrwalników ziarn przyszłości jeszcze śpiącej murawy. Stary bunkier kulawy, tchnący pleśnią przeszłości, coraz bardziej koślawy, wysłuchaniem skarg ugości. Wiesław Musiałowski

GÓRY ZIMA

Cisza Kiedy osiny płoche liście zrzucą, mróz zwabi potok w płytkie rozlewisko, w zmarzniętym lesie kruki się nie kłócą i śnieg wymości ścieżkę kamienistą. Gdzieś na obrzeżu ostoi świerkowej skrzydlaty owoc samodzielnie spada, albo trop zwierza istny po ponowie w promieniach słońca wolno się zapada, szerzej i głębiej, aż do nieistnienia, marne w ów czas to z pozoru nasiono liście ogrzeją i przygarnie ziemia, i będzie wzrastać dla innych osłoną, wokół plastyczną otoczone ciszą, ale patrzący ślepo nie usłyszą. Wiesław Musiałowski

Za szczytem Zima. Ja lubię tropy. I odciski, i śnieg, też lubię - biały pod stopami kiedy na drodze jeszcze nie tak śliski, jak kilometry, które wciąż przed nami. I sannę lubię - kto nie lubi koni, i pochodniami oświetlonej chwili, kiedy zapachem czas. Na odwilż dzwoni? Nie jestem pewien, czy się znów nie myli. Nie jestem pewien. Pewność czasem zwodzi, niczym kochanka - miłość ślepej nocy. Słońce w świetlistym obłoku zachodzi, by snów granicę przed zmrokiem przekroczyć. Wiesław Musiałowski

Dziwna aura Czy coś jest piękniejszego od bieli w dolinach, gdy pierwszy śnieg przyprószy zszarzałe listowie, a nad szczytami wisi niebo granatowe, jakby się kolorami z czasem zamieniły, zamieć wciska się w kąty, w kominie zawodzi, jak niemowlę czy starzec o odmiennym losie i w tej samej chałupie splątały się głosy wiatru z ludzkim kwileniem w porachunkach zgody, a kiedy się przemieszczą każdy w swoją stronę, wiatr przez szpary na zewnątrz, oni pod pierzynę, to zapomną do rana o tej odrobinie chłodu z ciepłem na bakier — nie ma — przedawnione. Wiesław Musiałowski

Nadejście zimy Słońce kłania się nisko, gasząc czasu lichtarze, stroi białe ołtarze, przeto zima już blisko. Wiesław Musiałowski

Czar zimy Wiatr spadł na grań. Śnieg kładł zasp mur. Brnie w biel szyk sań. Szron szkli płóz sznur. Mróz ściął bieg wód. Zwierz mknie przez lód. Wiesław Musiałowski

Z ZEWNĄTRZ

OZDOBY

Chciałbym Chciałbym mieć ciało wykute ze stali, i mięśnie twarde, niczym lita skała, i smoczą paszczę, która żarem spali ostatnią Hydrę, co się nam ostała. Chciałbym mieć ogród kwitnący różami: brzemienne łany dla tych, co nie siali i móc rozdawać wonny kwiat z kolcami bezdusznym karłom, co się tu ostali. Wiesław Musiałowski

Dwa serca Gdy się jesiennie toczy krąg pomiędzy strzały, i drogę swą przemierza po obwodzie promień, to chociaż nie ogrzewa kory pni omszałych, lecz jeszcze mrok rozproszy, jak gasnący płomień, aby bezlistnym siewkom omusknąć głowiny. Choć pod okapem winny spać w cieple, beztrosko, lecz nie jednako wszystkim przed zachodem czyni: giętkim, półsuchym, i tym, co koślawe rosną. Zaiskrzy w oczach nocy, by wilki i sowy alfabetycznie drogę fluoryzowały, jak te świetliki złudne i pradawne bogi: podobne różnym sercom – twór niedoskonały. Lecz czasem, nam odróżnić przyczynę łomotów... czy od lęku przestrzeni, czy też od omłotów. Wiesław Musiałowski

Dwa światy Kiedy się czasem zasmucisz jak słonko za chmurą na chwilę, albo w zachodu godzinie, gdy w trawy półsenne zapada cicho by kwiatów nie płoszyć spóźnionych pokrzywnic gromada, idę i zbieram ich nuty i zwiewną melodię układam, którą po burzy zanucę, niech tańczą dla ciebie motyle. Mogę ci z liści ułożyć tych lat kalejdoskop magiczny, krąg wielobarwnych pór roku z kolorów zależnych niezmiennie, które w swej szacie nietrwałej jesienno-zimowo-wiosennej będą się mienić słowami wiązanki od wszystkich odmiennej, prostej jak droga ku szczęściu z odcieniem prawdziwie lirycznym. Mogę cię zabrać ze sobą na pokład cudownej fregaty, rozpiąć jej żagle z obłoków i płynąć, gdzie zechcesz, kochana, albo słowiczym akordem przywabiać wspomnienia do rana. Kiedy będziemy w przestworzach szybować na wietrze jak ptaki, może się uda zobaczyć tak różne na ziemi dwa światy.

Wiesław Musiałowski

PRZYRODA

Gdy Dzień… Gdy dzień wszedł w cień - na stok się kładł i wił mgieł szal u stóp, jak tiul, wtem szok - ni jęk, ni bas... strach padł - gdy dzień wszedł w cień - na stok się kładł... Stał miś, o krok, jak kloc... zmysł zbladł i ściął mnie z nóg, to kniej - stał król, gdy dzień szedł w cień - na stok się kładł i wił mgieł szal u stóp… jak tiul. Wiesław Musiałowski

Afilacja pór roku Zasmuciło twarz słoneczko ogromem szarości, zaścieliło gór łóżeczko przepychem barwności: Zimie - bielą mości łoże. Jesieni - pszenicznie. Latem - złoci niczym zboże. A wiośnie? - lirycznie. Okrasiło barw tonacją zbudzonych lecz sennych, rozpieszczając korelacją zieleni płomiennych. Rozkochany czas czerwieni jesiennych kolorów w wielki płomień las zamieni spełnieniem amorów. Kropla rosy łka porankiem, uśpiona zmierzchaniem, ulatując tęczy wiankiem, powraca zaraniem. Wiesław Musiałowski

Jesień Tak poetycznie górski las się mieni: żółtozłociste gdzieniegdzie kurczęta, tudzież perliczek szare pacholęta, i karmazynki w sukienek czerwieni, a na obrzeżu w koralach z płomieni stadko indyczek — dla oka przynęta — zatem kolory łatwo zapamiętać gromady drobiu w gasnącej zieleni. Zziębnięty promyk zbiera pióra gęsi: z dutek układa jesienny materac, zaś puch najbielszy whaftuje w godziny igłą modrzewia, by poszewka z tęczy każdego roku rozkwitała nieraz na cyferblacie srebrnej pajęczyny. Wiesław Musiałowski

Wędrowiec Rzuca światło w mrok zachodzącego słońca, zerkając przez muślinowe zasłony mgieł, tańczy z cieniem puchacza, płosząc struchlałe myszy, podgląda zakochanych, zbierających żniwo zalotów. Wiesław Musiałowski

Igraszki jesiennego promyka Gór ocean wymościł promyk słonecznej jesieni, listki bukom pozłocił, spłynął nieśmiało ku ziemi. Brał za kibić leszczynę, ach, jak srebrzyście szumiała! Musnął blaskiem kalinę, twarz jej wstydliwa kraśniała. Polnych maków purpurą, usta jarzębin całował, brązu lśniąc kuwerturą, sęki modrzewiom licował. Atramentu kroplami zdobił jałowców korale. Jesiennymi igrcami bawił nomadę wytrwale. Znikał, tańczył, czarował, wyrył autograf na klonie, rozpromieniony wirował. Usiadł zmęczony… w ambonie. Wiesław Musiałowski

Dwa światy Kiedy się czasem zasmucisz jak słonko za chmurą na chwilę, albo w zachodu godzinie, gdy w trawy półsenne zapada cicho by kwiatów nie płoszyć spóźnionych pokrzywnic gromada, idę i zbieram ich nuty i zwiewną melodię układam, którą po burzy zanucę, niech tańczą dla ciebie motyle. Mogę ci z liści ułożyć tych lat kalejdoskop magiczny, krąg wielobarwnych pór roku z kolorów zależnych niezmiennie, które w swej szacie nietrwałej jesienno-zimowo-wiosennej będą się mienić słowami wiązanki od wszystkich odmiennej, prostej jak droga ku szczęściu z odcieniem prawdziwie lirycznym. Mogę cię zabrać ze sobą na pokład cudownej fregaty, rozpiąć jej żagle z obłoków i płynąć, gdzie zechcesz, kochana, albo słowiczym akordem przywabiać wspomnienia do rana. Kiedy będziemy w przestworzach szybować na wietrze jak ptaki, może się uda zobaczyć tak różne na ziemi dwa światy.

Wiesław Musiałowski

Jaskółki Rok już odfrunął i wy odfruwacie, słoneczny sierpień żegna i zaprasza, abyście wiosną zbudowały gniazda, a my w kieracie, chodzimy wokół — monotonia czasu, kręci się z nami — wyrocznia pokoleń, która układa karty na tym na stole, blotek i asów: dla kogo szczęście, a komu pod nogi kwieciem usłane rozmrożone łąki, komu łez słonych — na wieki rozłąki, a komu kłody. Weźcie ze sobą i na skrzydłach nieście, zapach jesieni, tęczę pajęczyny; i opowiedzcie, o wiośnie i zimie, słowiańskich pieśniach. Wiesław Musiałowski

Jednostajność A słońce chyba na zachodzie gaśnie, w koronach buków topi się w zieleni, i Noc zasiada jak król na tron właśnie, i w księżycowej poświacie się mieni. I wciąż się dzieje — wieki przemijają: księżyc nie urósł, nie zmalało słońce, nie liczy potknięć myśliwy i zając, żaden początek nie spotka się z końcem. Wrony krakają, chociaż nie wiem o czym — podobno niosą w dziobach podmuch zimny, i tak się składa, że łzawią mi oczy, bo czas zamienia zimy urodziny w pogrzeb jesieni. Ostatni wędrowcy siądą na chwilę, tak jak przed podróżą z domownikami przysiadali obcy, niczym stokrotka z najpiękniejszą różą. I taka Ziemia, gdzie każdemu miejsca wody i tlenu, ognia i popiołu: bogatym, żebrakom, po przejściach — bez wyróżników — ugości pospołu. Wiesław Musiałowski

ZWIERZĘTA

Tygrysek Mam pieska, imieniem Tygrysek, i kotka, co wabi się Łysek. Co prawda, psy kotów nie lubią, gdyż koty miauczeniem się chlubią. Lecz Łysek wyjątkiem w tym względzie, on z gracją zachowa się wszędzie: przywabi Tygryska mruczeniem, nie zrazi przeciągłym miauczeniem.

Wiesław Musiałowski

W.MUSIAŁOWSKI

Wciąż chciałbym Wciąż chciałbym od przeszłości uczyć się wymagań z wykopalisk, zapisków, legend, przepowiedni, wierzyć, że w Testamencie zapisana saga, przekonać o czymś może tych powyżej średniej, a oni nie umieją albo sami sobie przeczą, gdy w niszy jutra słuchając, nie słyszą, bo im się marzą ciągle sny pozagrobowe na podobieństwo zwidów w najprostszych sposobach spowiedzi i niedzielnych pieśni, bo się spełnić musi, jeżeli tego zwyczajnie zapragną, że król wraz z dworzanami biskupa przynaglą, by w imię Ojca, Syna służył jak pośrednik. Wiesław Musiałowski

Pośredniość Nie będzie rozgrzeszenia, bo: zimą mi ciepło, oraz wróblowi sytość żytnią darowałem, i nie zaznałem biedy odzianej w paletko, a to, jak martwe słowo - jak spowiedź nietrwałe; i niech mnie już nie ciągnie za język spowiednik, za kratę odpowiedzi, gdzie przecinek, średnik - wystarczy przecież kropka. Pełnia końca zdania czy błędem stylistycznym, czy też zaniechania? I tu się wyspowiadać mogę, iż pośrednio starałem się zaniżyć mojej winy średnią. Wiesław Musiałowski

K.MUSIAŁOWSKA

Do Matki Tak mało mogę, ledwie pacierz jaki i kogo prosić — Jezusa, Maryję, żeby choć umieć odczytać te znaki, które mi kreślisz. Czemu tylko we śnie? Więc okłamujesz, że w zaświatach żyjesz, jeżeli prawda, tak rani boleśnie! Zawsze mówiłaś o wszystkim uczciwie, a teraz więzisz niepotrzebnie myśli, jak ziarna chleba strącone na niwie kosą żniwiarza, jakby w dobrej wierze — to tak, jak z Tobą — i czasem się przyśnisz, i porozmawiać nie chcesz ze mną szczerze. Choć jesteś przy mnie, jednak zbyt daleko, by dotknąć można przezroczystej twarzy… Już prawie sięgam — lecz ulatasz lekko, jakbyś szydziła z tej ludzkiej niemocy i po raz któryś chciałbym się odważyć, i śnić na jawie, gdy otworzę oczy. Nie dziw się zatem — można przecież zwątpić. Gdyby choć poczuć, ale jesteś cieniem, więc nie powinnaś zbyt surowo sądzić. Zrozumiesz pewnie, bo przecież umiałaś dzielić się ze mną gościnnym sumieniem. Wiem, że wybaczysz, tak jak wybaczałaś potknięcia wszelkie (miałem ciasne buty). To pewnie wina szewca albo mody, bo ja przez życie do butów przykuty szedłem beztroski, gdzie mnie prowadziły. Może to szczęście? — że w czas niepogody tak źle skrojone, tęgo w stopy piły. Wiesław Musiałowski

Nocne rozmowy Powiedzcie, Matko, choćby tylko we śnie, a Wam uwierzę, że tam, tak być może, że jest: bezgłośnie, bezszumnie, bezwietrznie, bo kiedy ucho do grudy przyłożę, to ona dziwnie o złączeniu szepcze, że zespoleni musimy pozostać i nie rozdzielą żadne przeciwności, że przekształceni przybierzemy postać filozoficznej — bezsłownej miłości; ale nie chcecie zdradzić tajemnicy, albo jesteście do końca niepewna, a mnie się zdaje, że jak piosnka zwiewna, kpicie przekornie, niczym kolędnicy. Wiesław Musiałowski

I.MUSIAŁOWSKA

Mojej Irenie Pamiętaj, nie płacz, lecz ciesz się, że przyszła tak nagle jak wiatr, który zdmuchnął świeczkę, jak tamta burza, co umilkła wreszcie, i na modlitwę czas ten wykorzystaj: pomódl się, proszę, za dary od Boga, że mnie uwolnił od spraw tak przyziemnych — wówczas zrozumiesz, iż jest tam przyjemniej, bo nie ogarnia już mnie żadna trwoga, że jutro znowu będzie tak bolesne — że Ty się martwisz, ale nie ma po co — w mojej siwiźnie gwiazdy już migocą i tli nadzieja, iż wszystko doczesne było cudowne — dzięki Tobie, Luba! — Lepsza od innych, bo Cię wyszukałem na wiejskiej niwie, wraz z Twym pięknym ciałem, i potrafiłaś za tę miłość czuwać dniami, nocami, byłaś przy mnie zawsze, i nic tych wspomnień nie jest w stanie zatrzeć! Wiesław Musiałowski

Krótki wiersz o wiecznej miłości Wiosna za oknem pachnie pierwszym deszczem, mimo iż jesień włosy oszroniła — kocham cię jeszcze. Nie odjedziemy tym samym pociągiem, bo inną trasę wytyczyło życie — kocham cię ciągle. Słowa nadziei, które w wiersz układam, rzuć na mogiłę i pamiętaj Miła — kocham cię nadal. Chociaż w nieznane niesiony rozpędem, może cię spotkam w bezkresnym błękicie — i kochać będę. Wiesław Musiałowski

P.MUSIAŁOWSKI

Działkowy strach Działkowy strachu, ubrany wytwornie — w zniszczone buty, kapelusz ze słomy, na którym wrona zasiadła dostojnie i zerka w tę dal, gdzie las zasępiony — tobie na pewno się marzą podróże w te łany pszenne, pola ukwiecone, byś mógł zatracić swą strachową duszę, pędząc radośnie w horyzontu stronę… Lecz stoisz tutaj, wiecznie zamyślony, nie mogąc pojąć skąd ograniczenie, a twoja dusza zawsze rozdwojona na jednoczesną bezsiłę i chcenie. Zabawna to rzecz, mój drogi strachu — mieć tyle na własność i zarazem nie mieć. Przemysław Musiałowski

Uczta W obszernej sali rysowanej kołem — stół, co się kręgiem wpisuje w to koło. Liczni służący — ociernione czoło — co się z czułością zajmują tym stołem. Myślą bogowie w więziennej wolności, czy jest ta krzywda utkana miłością i któż posadził przy stole wieczności — strach zabierając i troski ludzkości. Przemysław Musiałowski

HOLANDIA NIEMCY POLSKA

A gdyby tobie, brzezino A gdyby tobie brzezino dano taki dar w liściach zawarty, to byś szeptała modlitwę rano w niebo otwarte o czwartej: o ciepłe deszcze na te zasiewy, które dźwigają się z ziaren; o bezdeszczowe lipca zaśpiewy, te powtarzane, słów parę. A gdyby jeszcze dano ci słyszeć ptaków miłosne wołanie, to byś wsłuchana w tę słodką ciszę prosiła - głośniej, mój Panie. Do kołysania gdyby ci ręce i na biegunach kołyskę, to byś bujała - Panu w podzięce za szczęście nagle rozbłysłe. Jeszcze ci serca, duszy, sumienia, i na tę podróż by nogi niosąc z uporem ciężar imienia, gdy wertepami są drogi. Wiesław Musiałowski

ODRESTAUROWANE PORTRETY