Erystyka czyli Sztuka prowadzenia sporów [2 ed.]
 8308011403

  • 0 0 0
  • Like this paper and download? You can publish your own PDF file online for free in a few minutes! Sign Up
File loading please wait...
Citation preview

(D

ARTHUR

Schopenhauer E rys tyka czyli sztuka prowadzenia sporów

Arthur Schopenhauer (1788-1860) Filozof niemiecki. Główne dzieło: „Świat jako wola i przedstawienie” (1818). Metafizyk pesymizmu, nauczał, że istotą świata jest ślepy popęd istnienia, „wola”, źródło cierpień. O dziejach ludzkich powiadał: Semper eadem, sed aliter („Zawsze to samo, ale inaczej”). Sam żył z odziedziczonego kapitału. Podstawowe idee wziął od Kanta i Hindusów, a najchętniej cytował Greków i moralistów francuskich. Jeśli raczył przetłumaczyć jaką sentencję grecką, to po łacinie. Prawdziwy filozof tj. miłośnik mądrości: o logice, o pojęciach — wedle pamiętnikarza — mówił jak zakochany o swojej miłości. Ale nie mędrzec: życiem niezupełnie poświadczał swoje nauki (za głupców miał tych, którzy by się tego domagali od fdozofa). Ironista, szyderca, mizantrop. Kochał zwierzęta, swojego pudla nazwał Atmą („duszą świata”). W konstrukcjach intelektualnych sugestywny dialektyk. Znakomity pisarz. Wpłynął potężnie na inteligencję europejską i lite­ raturę (na Nietzschego np., na Tomasza Manna), a u nas twórcy Młodej Polski „z ksiąg Schopenhauera czerpali smutek” (mówi Czesław Miłosz). W „Erystyce” (ok. 1830), frapującym dziełku z pogranicza logiki i retoryki, sklasyfikował nie­ uczciwe sposoby argumentacji, podał instruktywne przykłady, pokazując, jak zwalczać fortele logiczne i sofizmaty.

Schopenhauer

ARTHUR

Schopenhauer Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporow

Przełożyli z niemieckiego BOLESLAW I LUCJA KONORSCY

Przedmowa TADEUSZA KOTARBIŃSKIEGO

WYDAWNICTWO LITERACKIE KRAKÓW

Tytuł oryginału

Die eristische Dialektik

® Copyright for the Polish edition by

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1973, 1976

Okladkf projektował Janusz Bruchnalski

Na I skrzydełku fot. A. Schopenhauera z sierpnia 1850 Ilustracje Szymona Kobylińskiego Redaktor Stefan Gira

Redaktor techniczny Wanda Zarychlowa

Printed In Poland Wydawnictwo Literackie, Kraków—Wrocław ¡984 Wydanie ¡11 Dodruk da wydania z ¡983 w nakładzie 20 000 egz. / rzut 10000 egz. ukończono w styczniu 1984 Ark. wyd. 3. Ark. druk. 6,25 Papier offset, ki. V, 70X100 cm. 70 g Zam. nr 702[83 TMł. Cena zł 40,— Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego Kraków, ul. Manifestu Lipcowego ¡3

ISBN 83-08-01140-3

Przedmowa

W literaturze logiczno-metodologicznej lat naj­ nowszych daje się zauważyć nawrót do zagadnień z pogranicza logiki, dydaktyki i retoryki. Zna­ mienna jest w tym względzie na przykład dzia­ łalność brukselskiego grona analityków myślenia prawniczego pod wodzą Ch. Perelmana, autora dzieła pt. Traiti de I’argumentation (opracowanego wspólnie z panią L. Olbrechts-Tyteca) z r. 1958. Rozważa się tu formy i walory argumentacji nie z punktu widzenia poprawności jej struktury, lecz z punktu widzenia sprawności w okazywaniu za­ mierzonego efektu, mianowicie akcesu słuchacza do treści bronionych. Niezależnie od tego prądu nabiera wartości nurt inny, rośnie zainteresowanie ogólną teorią sytuacji i działań konfliktowych. Aby się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki chociażby artykuł Normana A. Baileya z Queens College w Nowym Jorku, ogłoszony pt. Towards a praxeological Theory of Conflict, Autor nawołuje do po­ głębionego badania sposobów jak najskuteczniej­ szego brania się do rzeczy przydatnych w walce, rozumianej jako splot działań dwu przynajmniej przedmiotów dążących do celów niezgodnych. Atoli spór — to rodzaj walki, a erystyka, czyli kunszt prowadzenia sporu — to z jednej strony składnik ogólniejszego kunsztu umiejętności argu­ mentacji, z drugiej zaś — poszczególny przypadek sztuki walczenia. Przykładami innych odmian

walki są: walka militarna, konkurencja handlowa, różne zawody typu sportowego, różne gry inte­ lektualne, jak szachy itp. To, że erystyka jest zastosowaniem ogólnej teorii walki (którą można by nazwać agonistyką), starałem się pokazać w artykule pt. L'éristique — cas particulier de la théorie de la lutte, ogłoszonym w numerze 21—24, z r. 1963, czasopisma „Logique et Analyse”. Otóż przedmiot niniejszej rozprawki Schopen­ hauera należy niewątpliwie do erystyki tak szeroko rozumianej, stanowi jednak tylko jej fragment. Idzie autorowi o takie chwyty, których używają w sporze ci, co za wszelką cenę — a więc i za cenę prawdy, słuszności, poprawności wywodu — chcą koniecznie „postawić na swoim”, zrobić tak, żeby było uznane, że oni mają rację. Tę technikę nierzetelnego przepierania swojej sprawy w sporze nazywa Schopenhauer „dialektyką erystyczną”, przez dialektykę rozumiejąc (zgodnie z genezą słowa) umiejętność rozważania kwestii w drodze rozmowy. Bardzo dobrze, że ukazuje się w przekładzie polskim ten jego dawny utwór zasługujący na przypomnienie. Wszak dobrze jest uprzytomnić sobie różne możliwe fortele wykrętne, aby wiedzieć, na co można być narażonym w sporach z ludźmi nierzetelnymi. A tym pożyteczniejsza to ksią­ żeczka, że bardzo mało na ten temat można przeczytać po polsku. Co więcej — mało można przeczytać o tym w ogóle, chociaż trudno po­ twierdzić domysł autora (patrz strona 44), że próbuje on zacząć uprawiać pole dotąd nie upra­ wiane. Stary to bardzo fach: znawstwo sztuczek szalbierczych w sporze. W starożytnej Helladzie kultywowano ich analizę nader wnikliwie. Za-

7 chował się na przykład traktat Maximosa O za­ rzutach trudnych do odparcia (Peri ton alyton antitheseon, por. Rhetores Graeci, wyd. Walz, t. V, Stuttgart — Tübingen 1883). Nie słyszałem, by ten przegląd chwytów „dialektyki erystycznej” był tłumaczony na jakiś język nowoczesny. Tadeusz Kotarbiński Warszawa, 16 sierpnia 1968 r.

Uwagi wstępne

»)

Artur Schopenhauer, filozof niemiecki (1788— 1860), stworzył — wychodząc z teorii Kanta — własną filozofię metafizyczną, w której świat zewnętrzny zależy od istnienia osobowości. Jego głównym dziełem jest Światjako wola i przedstawienie. Filozofia Schopenhauera zawiera pewne elementy filozofii hinduskiej, które doprowadzają do ne­ gowania woli życia; jest ona na wskroś pesy­ mistyczna. Dzieła i wybitna indywidualność tego myśliciela miały duży wpływ na niemiecką filozofię i sztukę XIX w. i na kulturę europejską. Niniejsze dziełko zawarte jest w pośmiertnym wydaniu obszernej spuścizny Schopenhauera. Filozofia Schopenhauera jest częściowo uwa­ runkowana poglądami jego epoki, których dzisiaj częstokroć nie uznajemy, które często zaś wprost odrzucamy. Jako przykłady można by tu podać: wiarę w kapitalizm jako niewzruszoną podstawę bytu***); kwietyzm i egocentryzm; razi nas roz­ różnianie „ludzi z gminu” i „ludzi lepszego stanu” albo „honoru rycerskiego” i „honoru kupieckiego”. Nie odpowiada nam również teza o wrodzonym złym charakterze człowieka oraz pesymistyczny pogląd na możliwości rozwoju i szczęścia ludzkiego. ♦> częściowo zaś także i Schellinga, którego^zresztą zwalczał. **) Patrz na przykład Aforyzmy o mądrości tycia. Przełożył, wstępem i przypisami opatrzył Jan Garewicz, Warszawa 1970. Rozdz. Ul. O tym, co kto posiada.

IO

Pogląd Schopenhauera na dialektykę i jej definicja odbiegają znacznie od dzisiejszej definicji tej dyscypliny, zwłaszcza jeśli chodzi o dialektykę marksistowską. Jak wiadomo, terminowi „dialektyka” nadawano różną treść w rozmaitych epokach rozwoju umysłowego ludzkości. Stąd też, patrząc dziś z perspektywy wieków, termin ten jest wielo­ znaczny. Negatywny stosunek do niektórych dzie­ dzin systemu filozoficznego Schopenhauera nie powinien jednak prowadzić do negacji wszyst­ kich szczegółów tego systemu. .Dorobek filozo­ ficzny Schopenhauera miał wielkie znaczenie kulturotwórcze i niektóre traktaty jego pióra nie tylko dzięki trafności i konsekwencji, ale także i dzięki tematyce bliskiej zagadnieniom współ­ czesnym warte są, aby się z nimi zapoznał polski czytelnik, aby je studiował, a nawet aby niektóre jego wskazania stosował w praktyce. Taki cha­ rakter ma m. in. traktat, który tu został prze­ tłumaczony. Wspomnieliśmy już, że pojęcie „dialcktyka” jest u Schopenhauera zupełnie inne niż we współ­ czesnej filozofii marksistowskiej. Jak wiadomo, marksistowska metoda dialektyczna polega na traktowaniu przyrody jako łącznej całości, w której wszystkie przedmioty i zjawiska wzajemnie od siebie zależą; w przyrodzie wszystko znajduje się w stanie ciągłego ruchu, stale się coś w niej tworzy i rozwija, stale coś zanika i ginie. Przy­ czyną tych zmian i rozwoju jest ścieranie się sprze­ czności. Wskutek gromadzenia się nieznacznych, niezauważalnych i ciągłych przemian mogą powsta­ wać raptowne skoki i przetwarzanie się drobnych ukrytych zmian ilościowych w wyraźne podsta­ wowe przemiany jakościowe.

11

d)

Schopenhauer wywodzi swoje pojęcie dialektyki z filozofii antycznej, szczególnie zaś z pism Arystotelesa; po pewnym przekształceniu tego terminu dochodzi do przeciwstawiania sobie dwóch pojęć: logiki i dialektyki, dokładnie je od siebie odgraniczając; dialektyka u Schopenhauera — to (w skrócie) sztuka rozmawiania, w szczególności zaś sztuka dyskutowania, polegająca na wspólnym myśleniu obu rozmówców lub dyskutantów. Mo­ żemy, nie przesądzając ogólnej wartości jego de­ finicji, przyjąć ją — jako definicję umowną — w ograniczonym zastosowaniu tylko do jednego przedstawionego tu dzieła, jako zamkniętego w so­ bie układu logicznego. Wartość wniosków, do któ­ rych w tym układzie dochodzi Schopenhauer, nie zależy od tego, czy akceptujemy jego definicję dialektyki, czy też zastąpimy ją inną lub czy inaczej ją nazwiemy. Wielką pomyłką byłoby traktowanie Erystyki Schopenhauera jako zbioru reguł stosowanych w praktyce po to, aby wykazać, że się ma rację w sporze nawet wtedy, gdy jest się świadomym tego, że obiektywna słuszność i prawda są po stronic przeciwnika/ Takie traktowanie wyłożonej przez Schopenhauera sztuki prowadzenia sporów byłoby nic tylko sprzeczne z moralnością, ale również sprzeczne z kilkakrotnie podkreślanym stanowiskiem autora. Nic należy się dać zwieść tym, że autor, podając różne swoje „sposoby”, używa czasami pierwszej osoby lub formy: „na­ leży", „trzeba" itp. Jest to tylko sprawą stylu, formą pisarską i nie znaczy bynajmniej, że autor identyfikuje się z ewentualnym wykonawcą owych „sposobów". Czytelnik zaś nie powinien traktować tego dzieła jako vademécum podczas prowadzenia

12

sporu, przeciwnie, wszystkie podane tu „sposoby” i „chwyty” powinien w zasadzie zdecydowanie odrzucić i je zwalczać; w wyjątkowych tylko i ostatecznych przypadkach inoże jakiegoś z tych sposobów użyć, odpłacając przeciwnikowi pięknym za nadobne. Jednakże — jak piszemy o tym niżej — faktem jest, że niezwykle często podczas dyskusji spotykamy się z metodami erystycznymi, bądź u przeciwnika, bądź też — może nawet bezwiednie — u samego siebie. Największą zaletą tej książeczki jest jej siła demaskatorska. Podana tu „osteología” erystyki oraz zbiór rozmaitych „sztuczek” czy „sposobów” przedstawiających me­ tody erystyczne pozwalają nam wyczulić się na te sprawy oraz, wychwytywać niewłaściwe lub nieuczciwe argumenty przeciwnika. Taki jest cel główny tej rozprawy. Rozwój parlamentaryzmu przyczynił się na całym świecie do zwiększenia znaczenia wszelkiego rodzaju debat i dyskusji; znaczenie to wzrasta w ustroju socjalistycznym, dlatego też sprawa ta ma szczególnie doniosłe znaczenie w warunkach polskich. Jedną z podstaw systemu rządów w kra­ jach socjalistycznych jest kolektywne podejmo­ wanie decyzji. Jednakże taki mechanizm zawiera w sobie konieczność dyskusji w każdej ważnej kwestii, nie można bowiem przypuścić, że na ogół wszyscy członkowie kolektywu są co do niej a priori jednomyślni. Przeciwnie, w przypadkach jednomyślności kolektywne załatwianie jakiejś sprawy jest właściwie zbędne, a nabiera ono waloru dopiero wtedy, gdy zdania są podzielone, gdy rozmaite przeciwstawne poglądy ścierają się ze sobą, gdy zachodzi dyskusja. Ponieważ każdy z jej uczestników stara się możliwie gruntownie

13

f)

i efektywnie uzasadnić swój pogląd — odmienny może od opinii ogółu — można w ten sposób osiągnąć wszechstronno naświetlenie przedmiotu sporu. Dyskusja staje się zatem jedną z naj­ powszechniejszych przesłanek do osiągnięcia wła­ ściwych decyzji zarówno w sprawach mniej lub bardziej ważnych, jak i najdonioślejszych. Za­ uważmy, że dyskusje toczą się i muszą się toczyć w najrozmaitszych ośrodkach i na wielu szcze­ blach: w radach narodowych, wojewódzkich i gminnych, w zjednoczeniach i zakładach przemysłowych, w administracji, szkolnictwie itd. Wykrywanie błędów w dyskusjach, uja­ wnianie stosowanych ewentualnie metod erystycznych uzyskuje tu zatem znaczenie, społeczne i polityczne tak wielkie, że błędem byłoby jego niedocenianie: Przysłuchując się uważnie wszelkim dyskusjom i sporom, jakich jest się świadkiem nieomal co­ dziennie, i to w najrozmaitszych środowiskach: w miejscach pracy, na posiedzeniach i zebraniach, podczas spotkań towarzyskich, a nawet i w roz­ mowach rodzinnych, niezwykle często obserwuje się stosowanie erystycznych chwytów, dyskusyjnych wymienionych przez Schopenhauera. Ściśle mó­ wiąc, żadna dyskusja nie jest od nich wolna. To się tyczy również słowa drukowanego, arty­ kułów gazet i wszelkiego rodzaju korespondencji. Widać stąd, jak bardzo odlegli jesteśmy od typu owego idealnego dyskutanta, którego sylwetkę rysuje Schopenhauer w zakończeniu swego dziełka. Ale wszelkie dyskusje czy spory mają także swoje osobiste; psychologiczne pobudki, na któ­ rych tle powstają; trudno przypuścić, aby pobudki te miały zawsze charakter ideowy lub akademicki,

i4

g)

przypadki takie są raczej rzadkie. Przeważnie dyskutanci posługujący się metodami erystycznymi mają przed oczyma jakieś — ukryie oczywiście — cele osobiste, może prestiżowe, może materialne, może jeszcze jakieś inne. Z punktu widzenia etyki trudno jest takie cele ukryte nazwać „czy­ stymi”. Mamy tu przed sobą niewątpliwie dzia­ łanie nieetyczne, jakkolwiek często gradacja tej „nieetyczności” nie jest wysoka. Tak czy owak, są to zawsze zjawiska negatywne. Można chyba przyjąć, że jedną z najważniej­ szych cech kultury społeczeństwa jest jego dążenie do działalności zgodnej z zasadami etyki. Postęp różnych społeczeństw w tej dziedzinie zachodzący w miarę upływu wieków (a nawet i dziesięcioleci) można wykazać na licznych konkretnych przy­ kładach. Odsłania się tu wyraźnie rola, jaką w tym procesie ma również i walka ze stosowa­ niem metod erystycznych. Banalne wprawdzie, ale prawdziwe jest twierdzenie, że chcąc wroga pokonać, należy go dobrze poznać. Zmiany w psy­ chice, które tu postulujemy w imię postępu etyki, dokonują się nadzwyczaj powoli. Skoro jednak naszym pragnieniem jest te procesy pobudzać i przyspieszać, to rozpowszechnienie i studiowanie tej książeczki wydaje się ze wszech miar celowe. Język Schopenhauera, którym włada po mistrzowsku, ma koloryt subiektywny, emocjo­ nalny. Jest żywy, często rubaszny, czasami trochę burszowski i niedbały. Częściowo przestarzały — dziś lub nawet już za czasów autora — w wy­ razach, pedantyczny w budowie zdań, wpada miejscami w slang lub staje się nawet nieścisły. Tak na przykład o pojęciach Schopenhauer mówi czasami „Dinge”, innym razem podaje przykłady

i5

h)

nieporadne (np. homonimy na str. 51). Archaiczne jest także przestankowanie. Wielkie zaangażo­ wanie autora w opisywanych zjawiskach dopro­ wadza czasami do wybuchu niepohamowanej pasji, do szyderstwa i ironii. Tłumaczom wydawało się, że przy przekła­ daniu muszą w wielu miejscach zrezygnować z wierności słownej i stylistycznej, że naślado­ wanie niektórych niedbalości stylu nie byłoby zrozumiałe dla czytelnika i tak samo nie mogłyby być rozumiane różne szczególiki dotyczące aktu­ alnych kiedyś spraw, dawno już minionych. We wszystkich tych przypadkach tłumacze starali się odtworzyć raczej podstawowe myśli autora, możliwie ściśle dostosowując się do jego intencji. Napotykało to częstokroć na znaczne trudności: nie chcąc nic uronić z myśli autora tłumacze w pierwszej redakcji dokonali przekładu możliwie dosłownego; jednakże długość i zawiłość zdań oraz trudności tekstu wymagały wprowadzenia zmian w celu uproszczenia go i dostosowania do ducha języka polskiego. Przy dokonywaniu tych zmian była jednakże w pierwszym rzędzie za­ chowana wierność w stosunku do myśli i intencji autora. Jak już wspomniano, Dialektyka erystyczna należy do dzieł wydanych dopiero po śmierci Schopenhauera. Pozostawione przez niego ręko­ pisy mają za sobą długą historię. Pomyłki spadko­ bierców Schopenhauera sprawiły, że kilkanaście ręcznie przez niego pisanych brulionów dostało się do antykwariatów, skąd przeszły w ręce pry­ watne. Okoliczność ta stanowi przyczynę, że prace te w licznych wydaniach dzieł filozofa w ogóle nie figurują; niektóre z nich ■— jak

I6

i Erystyka — zostały nawet zapomniane *). Według naszych obecnych wiadomości istnieją ) ** cztery niemieckie źródłowe wydania Erystyki zawarte w dziełach: a) Aus Arthur Schopenhauer's handschriftlichem Nachlass. Hrsg, von Julius Frauenstädt, Leipzig 1864; b) Arthur Schopenhauer's handschriftlicher Nach­ lass. Hrsg, von Eduard Grisebach. Bd. II, Leipzig 1892; c) Arthur Schopenhauers sämtliche Werke. Hrsg, von Paul Deussen. Bd. VI hrsg. von Franz Mockrauer, München 1923; d) Arthur Schopenhauer'. Der handschriftliche Nachlass. Teilsammlung. Hrsg, von Arthur Hübscher. Bd. III. Berliner Manuskripte (1818—räjo'j, Frankfurt am Main 1970. Wybór właściwej podstawy przekładu pol­ skiego stanowi bardzo istotny element jego war­ tości, dlatego też konieczne było porównanie i klasyfikowanie wymienionych wyżej wydań z punktu widzenia ich zupełności i wierności w stosunku do oryginału. Przy ocenie tekstu pierwodruku tłumacze oparli się na opinii Grisebacha, który pisze m. in. (Wydawn. Ph. Reclam, t. 2, s. 191): „Dialektyka Erystyczna wydana została przez Frauenstädta w r. 1864... jednakże w sposób zupełnie niewłaściwy (brakuje w niej nie tylko poszczególnych wyrazów i zdań, lecz całych ustępów) ...” Grisebach motywuje

•> Informację tę podała Katedra Filozofii Uniwer­ sytetu Humboldta w Berlinie. O istnieniu czwartej pozycji d) dowiedzieliśmy się dopiero w r. 1975 i tym się tłumaczy nieuwzględnienie tej pozycji w I wydaniu tej książeczki.

>7 w dalszym ciągu swe przekonanie, że „Frauenstadt przedstawił tekst oryginalny” (Erystyki) „w stanie zniekształconym”. Edycja Deussena (której tom szósty, zawie­ rający Erystykę, opracowany i wydany został przez Mockrauera) uważana jest przez źródła miarodajne (np. F. Ueberweg, Grundriss der Geschichte der Philosophie. Vierter Teil, Berlin 1923; włoska Enciclopedia Filosófica, vol. V, G. C. Sansoni * Editore Firenze 1969) za dzieło przekazujące tekst absolutnie poprawny i zupełny, dokładnością swoją przewyższający wszystkie wydania poprzed­ nie. Tekst Erystyki w tej edycji opiera się na rękopi­ sie i zawiera liczne adnotacje autora opuszczone w wydaniach wcześniejszych. Tekst Erystyki w wydaniu Hiibschera jest prawie identyczny z tekstem edycji Deussena; pewne różnice polegają na oznaczeniach tekstologiczpych (np. numeracja kart rękopisu); poda­ wanie tych oznaczeń nie wydajc się niezbędne w przekładzie tego dziełka. Po tych ustaleniach tłumacze zdecydowali się przyjąć wydanie Deussena—Hiibschera (oraz komentarze Mockrauera) jako podstawę prze­ kładu polskiego (jednakże autorski przypis biblio­ graficzny do Sposobu 16 zastąpiono wg Griscbacha, s. 191, podaniem wycinka części pierwszej PtyAWóiti Schopenhauera, jako pożytecznym uzu­ pełnieniem tekstu głównego). W przekładzie po­ minięto kilka drobnych przypisów, w których Schopenhauer odsyła do innych swoich prac., a których pozostawienie miałoby dla polskich czytelników wartość problematyczną. Sprawą istotną jest dala powstania Erystyki; nie jest ona ustalona ściśle. Według przypuszczeń

i8

1)

wspomnianych wyżej wydawców, Mockrauera i Hiibschera, data zakończenia pracy Schopenhau­ era nad Eryslyką przypada na lata 1830—1831. Pierwszy i jedyny do r. 1973 — polski prze­ kład Erystyki dokonany został przez znakomitego krytyka literackiego Jana Lorentowicza (pt. Sztuka prowadzenia sporów, Warszawa 1893; II wyd. tamże 1902). Ta dziś już prawie zapomniana książeczka stanowi piękny, ale raczej zupełnie wolny przekład wybranych części rozprawy wiel­ kiego filozofa. Na zakończenie pragniemy serdecznie podzię­ kować Panu Prof. Drowi Tadeuszowi Kotarbiń­ skiemu za słowa zachęty, za kilkakrotne prze­ czytanie maszynopisu, za szereg trafnych i cennych uwag, wreszcie za piękne spolszczenie greckich i łacińskich cytat. Dziękujemy również za okazaną pomoc Panu Prof. Drowi G. Stiehlerowi, Kierowni­ kowi Katedry Filozofii Uniwersytetu Humboldta w Berlinie. Miło nam także wyrazić naszą wdzięcz­ ność i uznanie Panu Stefanowi Górze za szczególnie wnikliwą redakcję książeczki.

Bolesław i Lucja Konorscy IMt, 1. 10. 1075.

ARTHUR

Schopenhauer Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów

Dialektyka erystyczna Wyrazy „logika” i „dialektyka” już ü starożytnych były stosowane jako syno­ nimy; pomimo iż XoytÇeo&ai, czyli przemyśliwać, zastanawiać się, obliczać; — a SiaXeyea&at, rozmawiać, to dwa bardzo różne pojęcia. Termin „dialektyka” (SiaXexTtx/), SiaXexTtxT) KpayptaTeta, SiaXexrcxoç av-rçp ’>) jako pierwszy (według słów Diogencsa Lacrtiosa) stosował Platon; widzimy, że Platon w Fajdrosie, Sofiście, Państwie lib. 7 itd. przez to słowo rozumiał stałe użytkowanie rozumu i wprawianie się w tej czynności. Arystoteles używa wyrazu ra SiaXsxrixa w tym samym znaczeniu; podobno jednak (jak podaje Laurentius Valla 2)) początkowo stosował on wyraz Xoyixiq w tym samym sensie. Znajdujemy u niego Xoyixaç Suo/epeiaę, i. c. argutias, 7rpOTaaiv Xoytxïjv, anoptav Xoyixyp 3). — Zgodnie z tym SiaXexTixvj byłaby starszą nazwą niż Xoyix»). Cycero i Kwintylian używają w tym samym ogólnym znaczeniu „Dialectica” i „Logica”. Gic. in Lucullo: Dialecticam inventant esse, veri et falsi quasi disccptatricem. - Stoici cnim judicandi vins diligenter persecuti sunt, ea

22 scientia, quam Dialecticen appellant. Cic. Topica, c. 2. — Quinct. lib. [XII, 2]: itaque haec pars dialecticac sivé illam disputatricem dicere malimus4>; to ostatnie wydaje mu się zatem łacińskim ekwiwalentem wyrazu SiaXexTtxT]. (Tyle wg Petri Rami dialectica Audomari Talaei praelectionibus illustrataB). 1569.) Takie stosowanie wyrazów „logika” i „dialektyka” jako synonimów utrzymało się w średniowieczu i w czasach nowożytnych aż do dnia dzisiejszego. W cza­ sach nowszych jednak stosowano częściej, szczególnie u Kanta, pojęcie „dialektyki” w ujemnym sensie „solistycznej sztuki dysku­ towania” i z tego powodu dawano pierwszeń­ stwo nazwie „logika”, która wydawała się bardziej niewinna. Jednakże obie nazwy z natury rzeczy oznaczają to samo i w ostat­ nich latach uważane są znów za synonimy. 2ałuję, że „dialektyka” i „logika” od tak dawna uchodzą za synonimy; czuję się więc nie bardzo uprawnionym do rozgra­ niczania ich znaczenia, na co miałbym ochotę; zdefiniowałbym wtedy „logikę”' (od koyi&a&at, przcmyśliwać, obliczać, — oraz od koyoę, słowo i rozum, które są nicrozdzielne) jako „naukę o prawach myśle­ nia, tan. o sposobach działania rozsądku” — „di alek tykę” zaś (od SiaXeyeahai — roz­

23

mawiać; w każdej rozmowie zaś komunikuje się albo fakty, albo poglądy, tzn. ma ona charakter albo historyczny, albo komunika­ tywny) —jako „sztukę dyskutowania” (słowo to należy rozumieć w sensie nowocze­ snym). — Wtedy oczywiście przedmiotem logiki dającym się określić a priori, bez do­ mieszek empirycznych, są prawa myślenia,/ działanie rozsądku (koyoę). Działanie takie występuje wtedy, gdy rozsądek po­ zostawiony jest sobie bez żadnych przeszkód, zatem podczas samotnego myślenia jakiejś rozsądnej istoty, która niczym nic byłaby wprowadzona w błąd. Dialektyka nato­ miast zajmowałaby się współdziałaniem dwóch rozsądnych istot, które myślą jedno­ cześnie; jeżeli nie zgadzają się ze sobą, tak jak dwa synchronicznie chodzące zegary, to wynika stąd dyskusja, tzn. walka urny-' słowa. Gdyby chodziło tylko o czysty rozum, to obie te osoby musialyby się ze sobą zgodzić. Niezgodność powstajc z różnic, które cechują poszczególne indy­ widualności i które stanowią zatem element empiryczny. Logika, nauka o myśleniu, tzn. o działaniu czystego rozumu, mogłaby zatem być skonstruowana czysto apriorycz­ nie, dialektyka zaś przeważnie tylko aposteriorycznie, a mianowicie: bądź na

24 podstawie uzyskanej doświadczalnie znajo­ mości zakłóceń czystego rozumowania, które powstają wskutek indywidualnych różnic objawiających się podczas wspólnego my­ ślenia dwóch rozsądnych istot, bądź też na podstawie znajomości środków, które stosują obaj dyskutanci przeciwko sobie, gdy każdy z nich clice przedstawić swój indywidualny sposób myślenia jako poprawny i obiektywny. Albowiem taka już jest natura ludzka, że gdy podczas wspólnego myślenia, SiaZeyeaSai, tzn. wymiany zdań (przy wykluczeniu roz­ mów o charakterze historycznym) A spo­ strzega, że myśli B różnią się od jego wła­ snych myśli o tym samym przedmiocie, wówczas A nie rewiduje najpierw swoich własnych myśli, by znaleźć w nich błąd, lecz^Zaezyna doszukiwać się błędów w my­ śleniu przeciwnika; widać stąd, że człowiek z natury swojej zawsze clice mieć rację; a co wynika z tej jego właściwości, o tym uczy dyscyplina, którą chcialbym nazwać dialektyką; aby jednak uniknąć niepo­ rozumienia, nazwę ją „dialektyką eryśtyczną”. Jest to zatem nauka o wrodzonej człowiekowi chęci, by zawsze mieć rację. Dialektyką > * erystyczna —- to *> [Dopisek przed tekstem:] Starożytni uważają logikę i dialcktykę za synonimy. Nowsi również. Mniin

sztuka dyskutowania w taki sposób, aby zachować pozory racji, a więc per fas et nefas0)*>. Zdarza się bowiem, że ktoś zdaniem jednak [ostatnie trzy słowa przekreślone przez autora]. ♦) Nazwa erystyka byłaby tylko ostrzejszym określeniem tego samego pojęcia. Arystoteles (wg Diog. Laert. V, 28) łączył retorykę i dialektykę, których celem miało być przekonywanie, to TClíhxvov; poza tym zaś analitykę i filozofię, których cekin jest prawda: AtaXexTDcq Se eoti te/vt) Xoycov 8t’ Tję avaaxEua^opiEV ti 7) xaTaaxEuaíopEv sĘ Ep (Top. I, c. 1 i 12) — przy czym nie jest ustalone, że te wnioski są fałszywe, ale także nie, że są (jako takie) prawdziwe; albowiem nie o to tu chodzi. Lecz cóż to jest innego niż sztuka uchodzenia za mającego rację, niezależnie od tego, czy w gruncie rzeczy ma się rację czy nie? Jest to zatem, jak powiedziano na początku, sztuka uzyskiwania pozoru prawdy, nie bacząc na samą sprawę. Arystoteles dzieli właściwie, jak to już powiedzieliśmy, wnioski na logiczne i dialektyczne, a dalej 3) na erystyczne (tu się mieści /irystyka), w których słuszna jest forma wnioskowania, jednakże same twierdzenia lub ich treść nie są prawdziwe, a tylko wydają się prawdziwymi; oraz wreszcie 4) na wnioski solistyczne (sofistyka), w których forma wnioskowania jest błędna, wygląda jednak jak prawdziwa. Wszystkie trzy ostatnie rodzaje należą właściwie do dialektyki erystycznej, ponieważ ich celem jest nie prawda obiektywna, lecz tylko jej pozór, aby — całkiem niezależnie od prawdy — zacłiować swoją rację. Toteż książka o wnioskach solistycznych została wydana później i osobno; była to ostatnia księga dialektyki.

26

obiektywnie biorąc ma rację, jednak w oto­ czeniu, czasem zaś nawet i w nim samym, powstaje wrażenie, że racji nie ma; może to nastąpić wtedy, gdy przeciwnik obalił nasz dowód, co mu się poczytuje za obalenie samego twierdzenia, jakkolwiek mogą istnieć jeszcze inne dowody tego twierdzenia. W ta­ kim przypadku sytuacja przeciwnika będzie oczywiście odwrotna: wydaje się, że ma rację, podczas gdy obiektywnie biorąc jej nie ma. Więc obiektywna prawda jakiegoś twierdzenia a przekonanie o jego słuszności dyskutantów i słuchaczy — to są bardzo różne rzeczy. (Dialcktyka zajmuje się właśnie tą drugą sprawą). Z czego to pochodzi? — Z tego, że czło­ wiek jest zły z natury. Gdyby tak nie było, gdybyśmy byli z gruntu uczciwi, tobyśmy się w każdym sporze starali tylko o to, aby dojść do prawdy, nie bacząc na to, czy zgadza się ona z naszym pierwotnie wygło­ szonym zdaniem, czy też ze zdaniem prze­ ; ** ciwnika byłoby to rzeczą obojętną albo przynajmniej całkiem drugorzędną. Ale tak jak się rzeczy mają, jest to sprawa główna, wrodzona zaś próżność, tak szczególnie drażliwa na punkcie zdolności umysłowych, *• (Patrz łacińskie Topica i Elenchi’>.)

przedmowy Bulilrgo do ksiąg

Рет fes et nefas (do str. 25 h

28

nie cltce dopuścić do tego, aby nasze pier­ wotne twierdzenie okazało się fałszywe, a twierdzenie przeciwnika słuszne. Wyda­ wałoby się wobec tego, że każdy powinien by po prostu starać się nie wysuwać innycli twierdzeń jak tylko słuszne i w tym celu najpierw myśleć, a potem dopiero mówić. U większości ludzi jednak do wrodzonej próżności dołącza się jeszcze gadatliwość i urodzona nieuczciwość. Ludzie gadają, zanim jromyślą; jeżeli zaś potem widzą, że twierdzenie ich było biedne i że nie mają racji, to pragną jednak, aby się chociaż wydawało, jak gdyby było na odwrót. Dążenie do prawdy, które bywa chyba na ogól jedynym bodźcem podczas wysuwania pozornie słuszne go twierdzenia, zoslaje teraz e alkeiwie ie- usunięte1 przez próżność; co słu­ szne, ma się wydawać nie słusznym i odwrot­ nie. Jednakże nawet tę nieuczciwość, to ob­ stawanie: przy twierdzeniu, które już nam samym wydaje się błędne:, można jeszcze usprawiedliwić. Często na początku sporu jesteśmy jeszcze przekonani o prawdziwości swego twierdzenia; potem jednak wydaje: się, że- argument naszego przeciwnika je obala; jeśli teraz elarny za wygraną, to czasem później się okażc, że: jednak mie­

29

liśmy rację: dowód nasz wprawdzie był błędny, ale mógł przecież istnieć inny słuszny dowód; po prostu właściwy argument nic wpadł nam od razu do głowy. Stąd powstaje u nas zasada zwalczania kontrargumentu nawet wówczas, gdy wydaje się on słuszny i trafny, w przekonaniu, że ta słuszność jest tylko pozorna i że w ciągu dyskusji znajdziemy jeszcze jakiś inny argument słu­ żący bądź do obalenia twierdzenia prze­ ciwnika, bądź do potwierdzenia naszej prawdy w jakiś inny sposób. Wskutek tego jesteśmy prawic zmuszeni do nieuczciwości w dyskusji, a przynajmniej łatwo się poddajemy tej pokusie. W ten sposób słabość naszego rozumu i przewrotność naszej woli wzajemnie się wspierają. Z tego wynika, że w dyskusji zazwyczaj walczymy nic tyle o prawdę, ile o słuszność naszego twierdzenia, jak gdyby pro ara et fbcis Io), postępując per fas ct nefas 6), a jak wykazaliśmy, nie­ łatwo .jest postępować inaczej. Toteż zazwyczaj każdy chcc post; wić na swoim, nawet jeżeli w tej chwili własne twierdzenie jemu samemu wydaje się nie­ słuszne lub wątpliwe Potrzebnych do ; . .. _S______

♦> Marli i a v< H i zaleca władcy wyzyskanie każdej chwili ¡daiiości swego sąsiada w celu zaatakowania go; w przeciwnym bowiem razie sąsiad będzie mógł kiedyś

30

tego środków dostarcza każdemu w pewnym stopniu jego własna chytrość i złe skłonności; uczy tego codzienne doświadczenie. Każdy więc ma swoją przyrodzoną dialektykę, tak jak ma swoją przyrodzoną logikę, lecz pierwsza nie kieruje nim bynajmniej tak pewnie, jak ostatnia. Nikt się tak łatwo nie decyduje na to, aby myśleć lub wnio­ skować wbrew prawom logiki: błędne sądy zdarzają się często, błędne wnioski zaś nader rzadko. Zazwyczaj nie brak ludziom przy­ rodzonej logiki, natomiast raczej brak przy­ rodzonej dialektyki. Jest to dar natury roz­ dzielony nierówno, podobnie jak nierówno rozdzielona jest umiejętność podejmowania sądów, podczas gdy rozum rozdzielony jest wykorzystać chwilę jego własnej słabości. Inaczej by było, gdyby panowały rzetelność i uczciwość; skoro jednak nie można się tego spodziewać, to samemu również nie trzeba się nimi posługiwać, gdyż złą za to otrzyma się zapłatę. — Tak samo jest w dyskusji: choćbym przy­ znał rację przeciwnikowi, gdy wydaje mi się, że ma słuszność, to jednak jest więcej niż wątpliwe, czy on postąpiłby tak samo w przypadku przeciwnym; raczej będzie on działał per nefas *), przeto i ja tak muszę czynić. Łatwo powiedzieć, że należy doszukiwać się tylko prawdy i nie faworyzować własnego twierdzenia; nie można jednak przypuszczać, że tak samo postąpi przeciwnik; przeto i nam tego nie wolno. Poza tym, gdybym cltcial poniechać własnego już poprzednio prze­ cież przemyślanego twierdzenia, skoro tylko mi się wy­ daje, że mój przeciwnik ma rację, to łatwo mogłoby się zdarzyć, że pod wpływem chwilowego wrażenia odrzu­ ciłbym prawdę dla fałszu.

3'

właściwie równo. Często bowiem na skutek pozornej tylko argumentacji dajemy się za­ skoczyć i wycofujemy się, gdy właśnie mamy rację, albo też na odwrót; a ten, kto wy­ chodzi zwycięsko z jakiegoś sporu, zawdzię­ cza to bardzo często nie tyle słuszności swojego rozumowania przy przedstawianiu twierdzenia, ile sprytowi i zręczności podczas jego obrony. Najlepsze jest tu, jak zawsze, to co jest wrodzone *>, jednakże wprawa oraz przemyślenie sposobów, za pomocą których obala się przeciwnika albo którymi on się zazwyczaj posługuje, aby obalić nas, mogą nam bardzo pomóc zostać mistrzami w tej sztuce. A zatem, chociaż logika w grun­ cie rzeczy nie może właściwie dać prak­ tycznych korzyści, to jednak czasem może je dać dialektyka. Wydaje się również, że Arystoteles swoją właściwą logikę („anali­ tykę”) przedstawił głównie jako podstawę oraz przygotowanie do dialektyki i że ona właśnie była dla niego sprawą główną. Logika zajmuje się samą formą twierdzeń, dialektyka zaś ich zawartością lub substancją, tzn. ich treścią; dlatego też zajmowanie się formą jako czymś ogólnym powinno po­ przedzać zajmowanie się treścią jako czymś szczególnym. ♦) Doctrina sed vim promovet insitam. Hor. u>

32

Arystoteles określa cel dialektyki nic tak wyraźnie, jak ja to uczyniłem; podaje on co prawda jako główny jej cel dyskutowanie, równocześnie jednak także odnajdywanie prawdy *>. Na dalszym miejscu powiada znów: twierdzenia należy traktować filozo­ ficznie według prawdy, dialektycznie zaś według pozoru, czyli według aprobaty lub zdania innych (8o^a 12>), Top. I, 12. Wpraw­ dzie odróżnia i rozgranicza on świadomie twierdzenia zawierające obiektywną prawdę od twierdzeń, których celem jest uzyskanie uznania lub aprobaty; jednakże rozróżnienie to nic jest ostre i nie prowadzi do przypi­ sania tych ostatnicli dialektycc ** >. Do jego *> Top. I, 2. Z drugiej struny Arystoteles w księdze dc cknchis sophisticis nazbyt się stara oddzielić dialektykę od sofistyki i erystyki; różnica między nimi ma pt»legać na tym, że wnioski dialektyczno mają być prawdziwe pod względem formy i treści, natomiast wnioski erystycznc lub sofistycznc mogą być fałszywe (różnią się one tylko celem, którym — w przypadku erystyki — jest: „mieć zawsze rację”, w przypadku zaś sofistyki — tylko uzyskanie w ten sposób szacunku bądź też zarobienie pieniędzy). Sama słuszność jakichś wy|M)wicdzi nigdy nic jest dostatecznym kryterium, aby służyć do ich klasyfikowania; najmniej pewny w tym względzie czuje się sam dyskutant; nawet wynik dyskusji nie wnosi tu całkowitej pewności. Musimy zatem przez pojęcie „di a lek tyka” u Arystotelesa rozumieć także sofistykę, rrystykę i peirastykę lł>, które łącznie można zdefiniować jako sztukę zachowania swej ¡arii w dyskusji. Najbardziej pomocna jest tu oczywiście w pierwszym rzędzie sama słuszność nasz» i wypowiedzi.

33

reguł dotyczących tych ostatnich celów do­ łączane są często inne dotyczące pierwszych. Dlatego uważam, że Arystoteles niezu­ pełnie rozwiązał swoje zadanie *>. Arysto­ teles na swój naukowy sposób, metodycznie i nadzwyczaj systematycznie zaatakował w Topicis wykładnię dialektyki; zasługuje to na podziw, chociaż cel, który w tym co jednak z jednej strony nie zawsze wystarcza z powodu charakteru naszego rozmówcy, z drugiej zaś nie zawsze jest konieczne ze względu na jego słabą inteligencję. Muszą tu być zatem stosowane inne jeszcze chwyty niezależnie od tego, czy obiektywna racja jest po naszej stronie czy nie; chwyty te właśnie dlatego mogą być użyte nawet wtedy, gdy obiektywnie biorąc nie mamy racji, co do czego zresztą prawie nigdy nie ma pewności. Zdaniem moim należy granicę między dialektyką i logiką uwydatnić wyraźniej, niż to uczynił Arystoteles, a mianowicie pozostawić logice sprawę prawdy obiek­ tywnej w zakresie formalnym, dialektykę zaś ogra­ niczyć do wykazania własnej racji w sporach: sofistyki zaś i erystyki nie należy tak wyraźnie oddzielać od dialektyki, jak to widzimy u Arystotelesa, ponieważ różnica między nimi polega na ustaleniu obiektywnej materialnej prawdy. Rzecz ta nie jest na pewno dla nas z góry zupełnie jasna, możemy natomiast powiedzieć jak Piłat: co jest prawdą? — albowiem veritas est in puteo, ev (łuf)źj aXtjOeta (Sentencja Demokryta: Diog. Laert. IX, 72). Latsvo jest powiedzieć, że celem sporu jest jedynie wydobycie na jaw prawdy; jednakże nie wiadomo przecież jeszcze, gdzie ona się znajduje, i często mylą nas zarówno argumenty przeciwnika, jak i nasze własne. Poza tym re intcllccta in verbis simus faciles »•>. Ponieważ zaś dialektyką ogólnie uważana jest za równoważną z logiką, wobec tego naszą dyscyplinę nazwiemy dialectica eristica, dialektyką erystyczną.— *> Należy zawsze ściśle rozróżniać przedmiot danej dyscypliny od przedmiotu każdej innej.

34 przypadku jest praktyczny, nie został w pełni osiągnięty. Po rozważeniu w Aná­ ly t i cis pojęć, sądów i wniosków z punktu widzenia czystej formy Arystoteles prze­ chodzi następnie do treści, przy czym właściwie ma już do czynienia tylko z po­ jęciami, a w nich przecież zawarta jest treść. Twierdzenia i wnioski same w sobie są tylko formą: pojęcia stanowią ich treść . ** — ♦) Pojęcia jednak można ująć w pewne kategorie jak: genus i species1’), przyczyna i skutek, właściwość i jej przeciwieństwo, posiadanie i brak itp.; do tych kategorii stosuje się kilka zasad ogólnych: są to loci, Tonoi 18>. — Na przykład locusem przyczyny i skutku jest: „Przyczyna przyczyny jest przyczyną skutku”, w zastosowaniu: „Przyczyną mego szczęścia jest moje bogactwo; zatem ten, który mnie uczynił bogatym, jest sprawcą mego szczęścia”. Loci przeciwieństw: bądź 1) wykluczają się wzajemnie, np. prosty i krzywy; bądź 2) znajdują się w tym samym podmiocie: np. skoro miłość ma swe siedlisko w woli (emłh>pv)Tixov*1,2))> to z nienawiścią jest to samo. — Jeżeli jednak nienawiść tkwi w uczuciu (SupoziSsę “>), to i miłość także. — Jeżeli nie można duszy nadawać koloru białego, to nie można i czarnego. — 3) Jeśli brak stopnia niższego, to brak i wyższego; jeżeli człowiek nie jest sprawiedliwy, to nie jest również życzliwy. — Widać stąd, że loci — to pewne prawdy ogólne dotyczące całych ka­ tegorii pojęć; do kategorii tych można się od­ nieść w zdarzających się czasem poszczególnych przypadkach, gdy chcemy zaczerpnąć z nich argumentów lub powołać się na nie jako na coś ogólnie zrozumiałego. Większość z nich jest jednak złudna i zachodzi tu wiele wyjątków: na przykład istnieje locus, że przeciwstawne rzeczy odpowiadają przeciw­ stawnym warunkom, np. cnota jest piękna, występek zaś brzydki. — Przyjaźń jest życzliwa, wrogość zaś nie­ życzliwa. — A jednak: rozrzirtność jest wadą, więc

35 Tok jego myśli jest następujący. Każda dyskusja zawiera tezę lub problem (różnią się one tylko formą) oraz twierdzenia mające skąpstwo byłoby' cnotą; błazny mówią prawdę: wobec tego mędrcy by kłamali; nie, to nie wychAdzi. Śmierć to zanikanie, zatem życie byłoby powstawaniem: nie­ prawda. [Dopisek] Przykład zwodniczości takich topoi: Scotus Erigena w księdze de praedestinatione ai> cap. 3 cltce odpierać twierdzenia heretyków, którzy przyjmują u Boga [dwojakie] praedestinationes ludzi (jedno: zbawienie dla wybranych, drugie: potępienie dla wyklętych); używa w tym celu (Bóg wie skąd wziętego) toposu: „Omnium, quae sunt Ínter se contraria, necesse cst eorum causas ínter se esse contrarias; unam eriim eandemque causant diversa, Ínter se contraria efficere ratio prohibet” No tak! Ale experientia docet21>, że przez to samo ciepło glina twardnieje, a wosk mięknie; i sto rzeczy podobnych. Pomimo to topos ten ma pozory słuszności. Arystoteles jednak rozwija spokojnie swoje rozumowanie właśnie na tym toposie, co nas już nie obchodzi. Zbiór takich loci wraz z odpowiednimi przeciw­ stawieniami zestawił Baco de Verulamio pod tytułem Colores boni et mali. — Można je tu stosować jako przykłady. Bacon nazywa je sofizmatami. [Dopisek autora — wcześniejszy] Jako loeus można także traktować argument wysunięty przez Sokratesa przeciwko Agatonowi w Uczcie: Agaton przypisywał miłości wszelkie najlepsze właściwości, piękno, do­ broć itd. Sokrates odparł: „Poszukuje się, czego się nie posiada; miłość poszukuje piękna i dobra, a więc ich nie posiada *' as>. [Dopisek] Wydawałoby się, że istnieją ogólnie obo­ wiązujące prawdy, które można stosować do wszystkiego i za pomocą których można rozstrzygać wszelkie naj­ rozmaitsze nawet przypadki, nie zajmując się ich specy­ ficznymi własnościami. (Prawo kompensacji, to całkiem niezły loeus). Nie jest to jednak możliwe, ponieważ pojęcia powstają przez abstrahowanie od różnic i dlatego obejmują najrozmaitsze rzeczy, co się znów uwydatnia, gdy za pomocą pojęć grupuje się przedmioty najróżno3»

36 służyć do ich rozwiązania. Chodzi przy tym zawsze o stosunek pojęć do siebie. Przede wszystkim istnieją cztery odmiany takich stosunków. W celu określenia pojęcia po­ szukiwane są mianowicie: bądź 1) jego de­ finicja, bądź 2) jego genus I7>, bądź 3) jego swoista istotna cecha, proprium, i8iov 28>, bądź też 4) jego accidens 28>, tj. jakakolwiek właściwość, wszystko jedno czy coś swoistego i wyłącznego czy też nie, słowem jakiś orzecznik. Do jednego z tych stosunków sprowadza się problem każdej dyskusji. Sta­ nowi to podstawę całej dialcktyki Arysto­ telesa. W jej ośmiu księgach przedstawia on wszystkie wzajemne stosunki między po­ jęciami, jakie mogą wyniknąć z przytoczo­ nych czterech odmian, i podajc także reguły dla każdego z tych stosunków: mianowicie, jakie miejsce powinno zajmować jedno po­ jęcie względem drugiego, aby stanowiło jego proprium28», jego accidens ss>, jegogenus ł7>, jego definitum, czyli definicję; poucza, jakie błędy można łatwo popełnić w tym zesta­ wieniu, na co wobec tego należy zwracać rodniejsze, a tylko wedle pojęć nadrzędnych orzeka. Jest rzeczą naturalną, ż«- człowiek czując się zagrożony podczas dyskusji siara się ratować za ]M>inocą jakiegoś ogólnego toposu. Lcx paisinioniac natura«-2®) — to także loćus; tak samo: natura nihil facit frustra87).— (Późniejszy dopisekJ ’lak, wszystkie przysłowia — to loci o tendencji pt antycznej.

37 uwagę za każdym razem, gdy się samemu taki stosunek ustala (zaraczsua^sw), wre­ szcie jak można to ustalenie obalić (avaazsuaCew), jeśli zostało podane przez kogoś innego. Sformułowanie każdej takiej reguły lub każdej takiej ogólnej zależności pomiędzy tymi kategoriami pojęć nazywa rorcoę (topos), loeus i podaje 382 takich totoi (topoi): stąd tytuł Topica. Poza tym dodaje jeszcze kilka ogólnych reguł o dyskusjacłi w ogóle; reguły te nie są jednak bynajmniej wyczerpujące. Topos (TOTroę) nie jest więc czymś czysto materialnym, nie odnosi się do określonego przedmiotu lub pojęcia, lecz dotyczy zawsze stosunku całych kategorii pojęć, który może być wspólny dla bardzo wielu pojęć, jeżeli tylko rozpatrywać je mając na uwadze jedną z czterech wymienionych wyżej odmian, co zdarza się w każdej dyskusji. Tym czterem odmianom podporządkowane są znowu dal­ sze kategorie. Rozważania są przy tym wciąż jeszcze poniekąd formalne, choć nie tak ściśle formalne jak w logice, która zajmuje się treścią pojęć, jednak w sposób formalistyczny; logika mianowicie pedaje, jak treść pojęcia A powinna się ustosunkować do treści pojęcia B, aby jedno móc przed­ stawić jako genus 17> drugiego lub pro-

38

priům 28>, lub accidens2"), lub definicję lub też zgodnie z podporządkowanymi im rubrykami o przeciwieństwie (avrixeigEvov), o przyczynie i skutku, o własności i braku itd.; a dookoła takiego stosunku ma się obracać każda dyskusja. Większość reguł o tych zależnościach, które właśnie jako Torroi (topoi) podaje Arystoteles, wy­ pływa w naturalny sposób ze stosunku między pojęciami, co każdy sam rozumie; każdemu zależy na tym, aby przeciwnik przestrzegał tych reguł, tak jak to się dzieje w logice; łatwiej bowiem w poszczególnych przypadkach stosować te reguły lub też zauważyć ich zaniechanie, niż zapamiętać odpowiedni abstrakcyjny topos. Dlatego też w praktyce korzyść z tej dialektyki nie jest zbyt duża. Prawie wszystko, co tu Arysto­ teles mówi, jest samo przez się zrozumiałe; zdrowy rozum sam na to wpada. Przykłady: „Jeżeli stwierdza się genus 17> jakiejś rzeczy, to musi jej także przysługiwać pewna spe­ cies tego genus; gdy to się nic sprawdza, twierdzenie jest mylne; tak na przykład mówią, jakoby dusza znajdowała się w ruchu; musiałby to zatem być jakiś określony gatunek ruchu: lot, chód, wzra­ stanie, zanikanie itd. — jeżeli tego nic ma,

39 to dusza nie znajduje się w ruchu. —- A więc jeśli coś nie należy do żadnej species, to nic należy do żadnego genus. To jest topos (roTtoę)”. Ten topos nadaje się tak samo do wysunięcia argumentu, jak i do jego obalenia. Jest to totco 215 brzmi, jak następuje: „Po pierw­ sze, obalenie argumentu: jeśli przeciwnik jako właściwość przedstawia coś, co można spostrzec tylko za pomocą zmysłów, to źle przedstawia rzecz, albowiem wszystko co zmysłowe staje się niepewne, gdy tylko opuszcza się teren zmysłów. Na przykład przeciwnik podajc jako właściwość słońca, że jest ono najjaśniejszą gwiazdą przesuwa­ jącą się nad ziemią; — taka wypowiedź nic nie jest warta, bo gdy sionce zaszło, nie wiemy, czy znajduje się nad ziemią, po­ nieważ nic jest już w obrębie naszych spo­ strzeżeń zmysłowych. — Po drugie, wy­

40

sunięcie argumentu: właściwość jest po­ dana słusznie, jeżeli wybiera się ją tak, że jej nie spostrzegamy zmysłami, albo też tak, że ją spostrzegamy zmysłami, ale istnieje niezależnie od nich, na przykład: niecli będzie podane jako właściwość powierzchni, że uprzednio została ufarbowana; jest to co prawda cecha zmysłowa, lecz taka, o któ­ rej wiemy, że istnieje, więc przykład jest słuszny”. — Tyle, aby dać pojęcie u dialektyce Arystotelesa. Wydaje mi się, że nie osiąga ona celu, toteż starałem się wykonać to inaczej. Topica Cycerona zaś są naśla­ downictwem z pamięci dzieła Arystotelesa, nadzwyczaj płytkim i marnym. Cycero zu­ pełnie nie ma wyraźnego pojęcia, czym jest i do czego służy topos, toteż paple ex ingenio 30>, co mu ślina na język przyniesie, i przystraja bogato swe wywody przykła­ dami prawniczymi. Jest to jedno z naj­ gorszych jego dzieł. W celu właściwego ugruntowania dia­ lekt y ki należy, nic bacząc na prawdę obiek­ tywną (którą zajmuje się logika), traktować ją tylko jako sztukę, przy której stosowaniu ma się zawsze rację, co oczywiście będzie łatwiejsze, jeżeli w tej sprawie istotnie- racja jest po naszej stronie. Dialektyka jako taka

41 ma tylko uczyć, jak się bronić przed atakami wszelkiego rodzaju, szczególnie zaś przed nieuczciwymi, a także: jak można samemu atakować twierdzenia innych nie popadając w sprzeczność z własnymi tezami i nie pozwalając ich obalić przeciwnikowi. Należy wyraźnie rozgraniczyć znajdowanie obiek­ tywnej prawdy od sztuki forsowania swoich twierdzeń jako prawdziwych; pierwsze — to zupełnie inna KpaypaTeta 31), to sprawa roze­ znania, myślenia, doświadczenia, i nie ma takiej sztuki, która tu mogłaby pomóc; drugie zaś —jest cerem dialektyki. Zdefinio­ wano ją jako logikę pozorów. Niesłusznie: nadawałaby się ona wówczas tylko do obrony błędnych twierdzeń; jednak również i temu, kto ma rację, potrzebna jest dialektyka do obrony tej racji; i trzeba znać nieuczciwe chwyty, by móc się im przeciwstawiać, a nawet samemu je stosować i pokonywać przeciwnika jego własną bronią. Z tych powodów zatem w dialekty»e pi a w da obiek­ tywna musi być odsunięta na bok lub też traktowana jako coś przypadkowego, przy czym cała uwaga musi skoncentrować się na tym, jak obronić swoje twicidzenie oiaz obalić twierdzenie przeciwnika. W regułach dialektyki nie należy uwzględniać obiek­

42

tywnej prawdy, bo przeważnie nie wiadomo, gdzie ta prawda się znajduje *>. Często sami nie wiemy, czy mamy rację, czy nie; często w nią wierzymy, a mylimy się, często zaś wierzą W' nią obaj partnerzy; albowiem veritas est in puteo (ev Pu&cp aXv)9sta 15> Democrit.); przy powstawaniu sporu Za­ zwyczaj każdy uważa, że prawda jest po jego stronie; podczas trwania sporu oby­ dwaj zaczynają o tym wątpić; dopiero jego zakończenie ma doprowadzić do prawdy i ją utwierdzić. Tym wszystkim zatem dialektyka nic ma się zajmować, podobnie jak fechtmistrz nie powinien interesować się tym, kto ma właściwie słuszność w sporze, który doprowadził do pojedynku: chodzi tu tylko o to, aby trafiać i odparowywać. Podobnie jest z dialektyką: jest ona umy­ słową szermierką i tylko jeśli określimy ją w ten sposób, możemy ją przedstawić jako dyscyplinę naukową. Jeżeli bowiem ma­ my na celu czysto obiektywną prawdę, to powracamy znów do logiki; jeżeli natomiast celem naszym jest przepro•> Veritas est in puteo, ev fłuihp ôtX’zjOcta ’•>, sentencja Dcinokryta, Diog. I.acrt. IX, 72. Często dwaj przeciwnicy zawzięcie się kłócą, po­ tem zaś każdy idzie do domu przyswoiwszy ■ sobie zdanie swego rozmówcy; po prostu zamienili się poglą­ dami.

43

wadzenie dowodu błędnych twierdzeń, to otrzymujemy li tylko sofistykę; w obu przypadkach trzeba by założyć, że wiemy już, co obiektywnie jest prawdą lub nie­ prawdą; to jednak rzadko wiadomo z góry. Właściwym pojęciem wyrazu „dialcktyka” jest zatem, jak już przedstawiono wyżej: szermierka umysłowa służąca do wykazania swojej racji w dyskusji; co prawda nazwa „erystyka” byłaby stosowniejsza, a najsto­ sowniejsza byłaby chyba: dialektyka erystyczna: Dialéctica eristica. Jest ona nader pożyteczna i niesłusznie została zaniedbana w ostatnich czasach. W tym sensie dialcktyka ma być tylko zredukowanym do pewnego systemu i do pewnych reguł podsumowaniem oraz przed­ stawieniem sztuczek, którymi posługuje się większość ludzi, skoro tylko zauważają oni, że prawda w sporze nic jest po ich stronie, a pomimo to chcą mieć rację. Z tych po­ wodów w naukowej dialcktycc byłoby zu­ pełnie niecelowe uwzględniać i odkrywać prawdę, gdyż nie ma to miejsca w owej pierwotnej i naturalnej dialcktycc, która dąży jedynie do tego, aby mieć rację. Głównym zadaniem naukowej dialektyki w tym sensie jest przeto przedstawienie ¡analizowanie owych nieuczciwych

44 chwytów w dyskusji po to, aby w rze­ czywistych sporach móc od razu je poznać i udaremnić. Dlatego właśnie, przedstawia­ jąc w taki sposób naukową dialektykę, musimy przyznać, że jej końcowym celem jest pozorna racja, nie zaś obiektywna pra­ wda. Nie wiem o niczym, co by zostało w tym sensie napisane, a rozglądałem się na wszyst­ kie strony ♦>. Jest to zatem pole jeszcze nie uprawiane. Aby dojść, do celu, należałoby czerpać z doświadczenia i obserwować, jakie sztuczki lub sposoby stosują obie strony w często zdarzających się sporach. Powta­ rzające się w różnych formach chwyty lub sposoby należy potem uogólnić i przedstawić pewne ogólne stratagemata M>, które mogą być pożyteczne zarówno do własnego użytku, jak i do udaremniania tych sztuczek, gdy posługuje się nimi przeciwnik. Pracę niniejszą należy uważać za pierw­ szą próbę tego rodzaju. *> Według Diogenesa Laertiosa wśród licznych pism retorycznych Tcofrasta, które wszystkie zaginęły, było je­ dno o tytule: A-fovtaTizov TTjt; 7tept spiaTtxouc koyouę Óewpiaę "O. To było chyba coś o naszym problemie.

45 Podstawa wszelkiej dialektjki

Przede wszystkim należy rozważyć, co jest istotne w każdej dyskusji, co się podczas niej właściwie dzieje. Przeciwnik formułuje pewną tezę (albo my to czynimy, to wszystko jedno). Istnieją dwa sposoby (modi) i dwie drogi, by ją zwalczyć. 1) Sposoby: a) modus ad rem 3I>, b) modus ad hominem 35> lub ex concessis30>; tzn. albo wykazujemy, a) że twier­ dzenie nie zgadza się z naturą rzeczy, z absolutną prawdą obiektywną; albo b) że nic zgadza się z innymi twierdzeniami prze­ ciwnika lub założeniami, na które się on zgodził, czyli ze względną prawdą subiek­ tywną; to ostatnie ma tylko charakter wzglę­ dny i nie ma związku z prawdą obiekty­ wną. 2) Drogi: a) obalenie twierdzenia bez­ pośrednie; b) pośrednie. Bezpośrednie ata­ kuje tezę u jej przyczyn, pośrednie — u jej skutków. W działaniu bezpośrednim wyka­ zujemy, że teza nie jest słuszna, w pośl ednim zaś — że słuszną być nie może. 1) Na drodze bezpośredniej możemy postępować dwojako. Albo wykazujemy

46 przeciwnikowi, że przesłanki jego twier­ dzenia są błędne (nego majorem; mino­ rem 37>); albo też akceptujemy przesłanki, wykazujemy jednak, że dane twierdzenie z'nich nie wynika (nego conseąuentiam 38>); atakujemy tu zatem konsekwencję, formę wnioskowania. 2) Na drodze pośredniej stosujemy albo a) apagogę 30>, albo b) instan­ cję40». a) Apagoga: przyjmujemy twierdzenie przeciwnika za słuszne i łączymy je z innym twierdzeniem uznawanym powszechnie za prawdziwe; jeśli teraz z obu tych twier­ dzeń — traktowanych jako przesłanki do dalszego wnioskowania — wysnuwamy pe­ wną konkluzję wyraźnie błędną, bo sprze­ czną bądź z naturą rzeczy *>, bądź z innymi twierdzeniami przeciwnika, zatem niesłuszną bądź ad rem85», bądź ad hominem 38> (Socrates in Hippia maj. et alias 41)), to wynika stąd, źc i pierwotne twierdzenie przeciwnika było błędne; albowiem ze słusznych prze­ słanek wynikają zawsze słuszne twierdzenia, jakkolwiek z błędnych nie zawsze wynikają błędne. ♦> Jeżeli po prostu przeczy ona jakiejś niewątpliwej prawdzie, to doprowadziliśmy przeciwnika ad absurdurn4i

47 b) Instancja, eycrraoię, exemplum in contrarium 40): obalenie ogólnego twierdze­ nia za pomocą przeprowadzenia bezpośred­ niego dowodu poszczególnych przypadków znajdujących się w zakresie tego twierdzenia; jeśli wiadomo, że twierdzenie dla nich nie jest słuszne, to i ogólne twierdzenie musi być błędne. Takie jest rusztowanie podstawowe, szkie­ let każdej dyskusji: mamy tu jej osteologię. Albowiem do tego sprowadza się w zasadzie każda dyskusja. Wszystko to jednak może odbywać się na tle rzeczywistym albo tylko pozornym, za pomocą prawdziwych albo nieprawdziwych argumentów. I właśnie dla­ tego, że trudno coś pewnego o tym ustalić, dyskusje bywają takie długie i takie zacięte. Również i przy podawaniu reguł ogólnych nie możemy oddzielić prawdy od pozorów, bo z góry nawet sami dyskutanci nie mają co do tego pewności; dlatego też podaję poniżej sposoby lub chwyty bez względu na to, czy objective 43> ma się rację czy nie; bo takiego rozeznania samemu się nie ma i to powinno dopiero wyniknąć ze sporu. Poza tym przy każdej dyskusji lub w ogóle przy każdej argumentacji jakaś jedna rzecz musi być uzgodniona, by służyć jako pod­

48 stawa do osądzenia danej kwestii: contra negantem principia non est disputandum 44). Sposób 1. Uogólnienie. Rozszerzać wy­ powiedź przeciwnika poza jej naturalną gra­ nicę, interpretować ją możliwie ogólnikowo, akceptować ją w jak najszerszym sensie i traktować przesadnie; własną wypowiedź zaś utrzymywać w możliwie ograniczonym sensie, zawęzić w możliwie ciasnych grani­ cach; albowiem im bardziej ogólnikowe jest twierdzenie, tym bardziej jest ono narażone na ataki. Środkiem zaradczym na to jest dokładne ustalenie puncti lub status controversiae 4S>. Przykład 1. Powiedziałem: „Anglicy są pierwsi w dziedzinie dramatu”. Przeciwnik, próbując zastosować metodę instantia 41), odpowiedział, że jak wiadomo, Anglicy nie mają osiągnięć w muzyce, zatem także i w operze. Odparowałem to wzmiankując, że muzyka nie jest zawarta w pojęciu sztuki dramatycznej, która obejmuje tylko tra­ gedię i komedię; przeciwnik wiedział o tym bardzo dobrze, próbował jednak tak uogólnić moją wypowiedź, aby odnosiła się do wszel­ kich dzieł teatralnych, a więc i do oper, a zatem i do muzyki — po to, by mnie w ten sposób pokonać.

49

Na odwrót, można tu uratować własną wypowiedź zawężając ją bardziej, niż to było naszym pierwotnym zamiarem, o ile tylko użyte wyrażenie na to pozwala. Przykład 2. A mówi: „Pokój z r. 1814 zwrócił niezależność także wszystkim nie­ mieckim miastom hanzeatyckim”. B stosuje to, co nazywa się instantia in contrarium 41>, mówiąc, że na skutek tego właśnie pokoju Gdańsk utracił niezależność nadaną mu przez Bonapartego. A ratuje się, jak nastę­ puje: „Powiedziałem: wszystkim niemieckim miastom hanzeatyckim; Gdańsk zaś by! polskim miastem hanzeatyckim”. _ Tego chwytu uczy już Arystoteles (Topica lib. VIII, c. 12, 11). Przykład 3. Lamarck (Philosophie zoologique, vol. I p. 203) twierdzi, że polipy nie mają żadnego czucia, ponieważ nie po­ siadają nerwów. Jest jednak pewne, że po­ lipy postrzegają, kierują się bowiem ku światłu posuwając się kunsztownym sposo­ bem z gałązki na gałązkę i chwytają swoją zdobycz. Z tego powodu przypuszczano, że ich masa nerwowa jest równomiernie roz­ łożona w masie całego ciała, że jest niejako w nią wtopiona. Najwyraźniej .bowiem po­ strzegają, nie mając osobnych narządów



zmysłowych. Obala to tezę Lamarcka i dla­ tego argumentuje on dialektycznie, jak na­ stępuje: „Wobec tego wszystkie cząstki ciała polipów musiałyby być zdolne do każdego rodzaju czucia, a także do ruchu, do woli, do m y ś 1 e n i a; wtedy polip miałby w każdym punkcie swojego ciała wszystkie organy naj­ doskonalszego zwierzęcia; każdy taki punkt mógłby widzieć, wąchać, smakować, sły­ szeć itd., a nawet myśleć, rozumować, wnio­ skować; każda cząsteczka jego ciała byłaby doskonałym zwierzęciem i sam polip stałby wyżej niż człowiek, ponieważ każda jego cząsteczka miałaby wszystkie uzdolnienia, które posiada człowiek tylko jako całość. Poza tym nie ma powodu, aby nie roz­ szerzyć tego twierdzenia o polipie również na monadę, najmniej doskonałą ze wszyst­ kich istot, i wreszcie na rośliny, które przecież także żyją itd.” — Stosując takie dialek­ tyczne sztuczki pisarz zdradza, iż w gruncie rzeczy wie, że nie ma racji. Z wypowiedzi „całe ich ciało wykazuje czucie dla światła, jest zatem unerwione” dochodzi on do twier­ dzenia, że cale ciało myśli. Sposób 2. Zastosować homonimię *•> w celu rozszerzenia wypowiedzi również na pojęcia, które oprócz jednakowego brzmienia

5i

wyrazu mają mało lub też nic wspólnego z rzeczą omawianą; następnie zaś wyraźnie tę wypowiedź obalić i w ten sposób wywo­ łać wrażenie, że się obaliło samo twier­ dzenie. Uwaga. Synonimy są to dwa wyrażenia dla tego samego pojęcia; homonimy — to dwa pojęcia określone przez ten sam wyraz. (Patrz Aristot. Top. Lib. I, cap. 13). Wy­ razy : głęboki, ostry, wysoki, użyte raz w od­ niesieniu do ciał, innym razem zaś w od­ niesieniu do dźwięków — to homonimy; rzetelny i uczciwy — to synonimy. Chwyt ten można uważać za identyczny z sofizmem ex homonymia 48>; lecz wyraźny sofizmat homonimii w rzeczywistości nie może zmylić nikogo. Omne lumen potest extinguí Intellectus est lumen Intellectus potest extinguí 47)

Od razu widać, że mamy tu 4 terminy 48>: lumen we właściwym sensie i lumen w sensie przenośnym. Jednakże metoda ta zawodzi w przypadkach subtelniejszych, szczególnie zaś wtedy, gdy pojęcia wyrażone przez tę samą nazwę są zbliżone i przechodzą jedno w drugie. 4»

52

Przykład 1 *>. A: Nie jest Pan jeszcze wtajemniczony w misterie filozofii Kanta. B: Ach, misterie! nie chcę nic o tym słyszeć. [Przykład 2.] Ganiłem jako niemądre takie pojęcie honoru, według którego czło­ wiek traci honor, jeżeli został obrażony, chyba że odpowiada jeszcze większą obrazą albo doznaną zniewagę zmywa krwią swoją lub swego przeciwnika; jako powód poda­ łem, że prawdziwy honor nie może być naruszony tym, co nam się wydarzyło, lecz jedynie tym, co uczyniliśmy sami; każdemu bowiem może się wszystko przytrafić. — Przeciwnik bezpośrednio zaatakował podany powód; wykazał mi jasno, że kupiec, któ­ remu niesłusznie zarzuca się oszustwo, nie­ uczciwość lub niedbalstwo w swoim zawo­ dzie, został zaatakowany w swoim honorze, który ucierpiał jedynie przez to, co owego kupca spotkało, i który może być restytuo­ wany tylko przez ukaranie napastnika i od­ wołanie oszczerstwa. — Przeciwnik stosując homonimię podsunął *) Przypadki specjalnie wymyślone nigdy nie są dostatecznie subtelne, by kogoś zmylić j należy je zatem czerpać z praktyki własnego doświadczenia. Byłoby bardzo dobrze, gdyby nadać każdemu z po­ dawanych tu Sposoliów jakąś krótką trafnie dobraną nazwę, za pomocą której można by w razie potrzeby zarzucić komuś użycie tej lub innej sztuczki w dyskusji.

53 tu zatem pojęcie honoru mieszczań­ skiego, inaczej zwanego dobrym imie­ niem, który można naruszyć przez oszczer­ stwo, zamiast pojęcia honoru rycer­ skiego, zwanego też point d’honneur 1B>, który można naruszyć przez obrazę. I po­ nieważ ataku na honor mieszczański nie można puścić płazem, lecz trzeba go obronić przez publiczne odwołanie, to tak samo nie można puścić płazem ataku na honor ry­ cerski, lecz trzeba go odparować jeszcze cięższą zniewagą i pojedynkiem. — Jest to zatem pomieszanie dwóch zasadniczo różnych rzeczy przez homonimię wyrazu „honor”, a więc mutatio controversiae E0), po­ wstała przez homonimię. V Sposób 3. Przyjąć twierdzenie *> wygło­ szone w sensie relatywnym, хата ti, ręlątive S1>, jak gdyby było wygłoszone w sensie ogólnym, simpliciter, axÄojt;, absolute E2>, albo przynajmniej ująć je pod zupełnie in­ nym kątem i z tego punktu widzenia je obałaę. Przykład podany przez Arystotelesa jest następujący: Murzyn jest czarny, jeśli zaś chodzi o zęby — jest biały; zatem jest *> Sophisma a dieto secundum quid ad dictum simpliciter 5“>. To jest Arystotelesa drugi elencltus sopilisticus e£o> rrfi, Xe(eo»ę: —то àtrXoiç, ptj ànXoç аХХа 7tň, v) tou, ýj tots, •/) про? Tt XsyettSott. De sophist, eienchis, c. 5.

54

czarny i równocześnie nie jest czarny. — Jest to przykład wymyślony, który nikogo na serio nie wprowadzi w błąd; weźmiemy natomiast przykład z doświadczenia. Przykład. Podczas rozmowy o filozofii przyznałem, że mój system broni i chwali kwietystów. — Wkrótce potem rozmowa zeszła na temat Hegla i wówczas powie­ działem, że po większej części pisał on non­ sensy, przynajmniej zaś jest w jego dziełach wiele takich miejsc, w których autor wypi­ suje słowa, czytelnik zaś musi wkładać w nie sens. — Przeciwnik nie próbował obalić tego ad rem 34>, lecz zadowolił się wysunięciem argumentum ad hominem SS): „że niby przed chwilą pochwaliłem kwietystów, a oni na­ pisali również dużo nonsensów”. — Zgodziłem się na to, sprostowałem je­ dnak, że nie chwaliłem kwietystów jako filozofów i pisarzy, zatem nic z powodu ich osiągnięć teoretycznych, lecz jako ludzi, z powodu ich działania, a więc tylko pod względem praktycznym; podczas gdy u Hegla jest mowa o osiągnięciach teore­ tycznych. — W ten sposób atak został od­ parowany. Pierwsze trzy sposoby są zbliżone; wspólne jest w nich to, że przeciwnik właściwie mówi nic o przedmiocie sporu,

Sposób 3: relative — absolute (do str. 33).

56

lecz o czymś innym; byłaby to zatem ignoratio elcnchi S5>, gdybyśmy pozwolili zbyć się w taki sposób. — Albowiem we wszystkich podanych przykładach to, co mówi przeciwnik, jest prawdziwe i znajduje się nie w rzeczywistej, lecz tylko w pozornej sprzeczności z tezą; zaatakowany przez niego neguje więc konsekwencję jego wniosku, przeciwstawia się zatem wnioskowaniu pro­ wadzącemu ze słuszności jego twierdzenia do niesłuszności naszego. Jest to zatem bez­ pośrednie obalenie jego obalenia per negationem consequentiae S8). Nie należy przyjmować nawet słusznych przesłanek, jeżeli przewiduje się niedogodne dla nas konsekwencje. Przeciwko temu służą następujące dwa środki, sposoby 4. i 5. Sposób 4. Jeżeli chce się dojść do pewnego określonego wniosku, to nie należy dawać przeciwnikowi możności przewidzenia tego, lecz należy starać się, aby przyjął w rozmowie nasze luźne i rozproszone prze­ słanki wcale tego nie zauważając, inaczej przeciwnik będzie próbował stosować naj­ rozmaitsze szykany. Albo też, jeżeli jest wątpliwe, czy przeciwnik się na to zgodzi, wysuwamy przesłanki tych przesłanek, sto­ sujemy prosylogizmy B,) i staramy się, aby zaakceptował przedstawione bez ładu i po­

57

rządku przesłanki kilku takich prosylogizmów. W ten sposób ukrywamy swą grę, aż przeciwnik przyjmie wszystko, co nam jest potrzebne; kierujemy zatem sprawę z daleka ku naszemu celowi. Reguły te podaje Arystot. Top. Lib. VIII, c. 1; nie wymagają one przykładu. Sposób 5 *>. Jako dowód swojej tezy mo?na stosować również przesłanki błędne, mianowicie wtedy, gdyby się przeciwnik nie zgodził na prawdziwe, bądź dlatego, że nie uznaje ich słuszności, bądź też bo widzi, że nasza teza zaraz by z nich wynikła; należy wówczas stosować twierdzenia, które są niesłuszne same w sobie, ale są słuszne ad hominem 3S), i argumentować z punktu widzenia przeciwnika ex concessis 3G). Pra­ wda bowiem może wynikać również i z błęd­ nych przesłanek, chociaż nigdy nic fał­ szywego nie wynika z przesłanek prawdzi­ wych. Tak samo można obalać błędne twierdzenia przeciwnika za pomocą innych błędnych twierdzeń, które on jednak uważa za prawdziwe. Albowiem skoro ma się do czynienia z określoną osobą, trzeba stosować jej sposób myślenia. Jeżeli nasz przeciwnik na przykład jest wyznawcą jakiejś sekty, której nie uznajemy, to możemy wobec niego > Dotyczy tekstu poprzedniego.

58

stosować tezy tej sekty jako principia 5R). Aryst. Top. VIII, c. 9. Sposób 6. Stosuje się ukrytą petitio principiiS9) postulując to, czego miałoby się dowieść, a więc: albo 1) zmienia się nazwę, np. zamiast „honor” mówimy „dobre imię”, zamiast „dziewictwo” — „cnota” itd.; to samo dotyczy pojęć zbliżonych; zamiast „zwierzęta czerwonokrwiste” mówimy „krę­ gowce”, albo 2) to, co jest dyskusyjne jako szczegół, jest łatwiejsze do przyjęcia jako ogólnik, np. zamiast twierdzić, że nauka medyczna jest niepewna, postuluje się nie­ pewność całej ludzkiej wiedzy. 3) Jeżeli vice versa 60> dwie rzeczy wynikają jedna z dru­ giej i jedna daje się dowieść, postuluje się drugą. 4) Jeżeli należy dowieść czegoś ogól­ nego, doprowadza się do przyjęcia każdego szczegółu z osobna (przeciwieństwo do nru 2). (Aristot. Top. VIII, c. 11.) Dobre reguły dotyczące ćwiczeń dia­ lektycznych znajdują się w ostatnim roz­ dziale Topik Arystotelesa. Sposób 7. Jeżeli dyskusja jest prowa­ dzona w sposób ścisły i formalny i jeżeli chcemy zrozumieć się możliwie dokładnie, to ten, kto postawił tezę i ma jej dowieść, stosuje wobec przeciwnika taktykę zapytań; czynimy to w celu wyzyskania jego odpo-

59

wicdzi do udowodnienia prawdziwości wła­ snego twierdzenia. Ta erotcmatyczna 61> me­ toda była stosowana szczególnie w czasach antycznych (nazywa się też sokratyczną). Do tej metody odnosi się rozważany sposób oraz kilka następujących potem (wszystkie w wolnym opracowaniu wg Arystote­ lesa Liber de elenchis sophisticis 13>, c. 15): Pytać wiele naraz i obszernie, aby ukryć to, na czym nam w odpowiedziach prze­ ciwnika najbardziej zależy, natomiast argu­ mentację własną w oparciu o to, co już zostało przyznane, przedstawiać szybko; al­ bowiem ci, którzy orientują się powoli, nie mogą dokładnie śledzić biegu rozumowania i przeoczają ewentualne błędy oraz braki we wnioskowaniu. Sposób 8. Doprowadzać przeciwnika do złości: albowiem w złości nie jest on w stanic prawidłowo rozumować i dopilno­ wywać swoich korzyści. Sprowokować do złości można przez jawnie niesprawiedliwe traktowanie lub przez szykany i w ogóle przez bezczelne zachowanie się. Sposób 9. Stawiać pytania nic w tej kolejności, jakiej by wymagało właściwe wnioskowanie, lecz stosować rozmaite prze­ sunięcia. Wtedy przeciwnik nic wie, do

6o czego się zmierza, i nie może niczemu za­ pobiec; poza tym można wówczas wyzyskać jego odpowiedzi, zależnie od tego, jak wy­ padają, do różnych wniosków, nawet i do przeciwnych. Zachodzi tu podobieństwo ze sposobem 4. polegające na tym, że należy maskować swoje postępowanie. Sposób 10. Jeżeli się spostrzega, że prze­ ciwnik umyślnie odpowiada negatywnie na pytania, których potwierdzenie byłoby do­ godne dla naszej tezy, to należy pytać o coś, co jest przeciwieństwem tej tezy, tak jak gdybyśmy chcieli na to otrzymać pozytywną odpowiedź; przynajmniej zaś dać mu do wyboru oba pytania, żeby nie zauważy], na którym z nich nam zależy. Sposób 11. Jcżeli stosujemy indukcję 92> i przeciwnik przyznajc nam rację w poszcze­ gólnych przypadkach, z których indukcja się składa, to nie trzeba go pytać, czy zgadza się także na ogólną prawdę, która z tych przypadków wynika, lecz należy wprowadzić ją później tak, jak gdyby była już ustalona i uzgodniona; czasami przeciwnik sam uwie­ rzy, że się na nią zgodził, i tak też będzie się wydawać słuchaczom. Pamiętają oni bowiem liczne dotyczące pojedynczych przy­ padków pytania, które chyba nmsialy pro­ wadzić do jakiegoś celu.

6i Sposób 12. Jeżeli jest mowa o ogólnym pojęciu, które nie ma własnej nazwy, lecz musi być określone obrazowo przez porów­ nanie, to musimy wybrać od razu takie porównanie, które będzie korzystne dla na­ szego twierdzenia. Tak np. w Hiszpanii nazwy dwóch partii politycznych, serviles i liberales 63>, na pewno zostały wybrane przez ostatnią. Nazwę „protestanci” na pewno wybrali oni sami, to samo można powiedzieć o ewan­ gelikach; określenie „kacerz” natomiast po­ chodzi od katolików. Dotyczy to także nazw, które bardziej odpowiadają danej rzeczy; np. jeżeli przeciwnik zaproponował jakąś zmianę, nazywamy ją nowinką, albowiem słowo to ma w sobie coś złośliwego. Odwrotnie postępujemy, jeżeli propozycja wychodzi od nas. W pierwszym przypadku należy wymienić jako przeciwieństwo „istnie­ jący porządek”, w drugim: „zacofanie”. — To, co ktoś bezstronny i nic mający ubocz­ nych celów nazwałby „kultem” lub „pu­ bliczną nauką religii”, nazwałby zwolen­ nik „pobożnością” lub „bogobojnością”, przeciwnik zaś „bigoterią” lub „zabobonem”. W gruncie rzeczy jest to subtelna petit io principii 59>: to, co dopiero ma być dowie­ dzione, wkładamy już z góry w nazwę,

62 w wyraz, z którego by to potem wynikało przez analityczne wnioskowanie. Co jeden nazywa „zabezpieczeniem” jakiejś osoby lub jej „prewencyjnym zatrzymaniem”, to samo nazwie przeciwnik „zamknięciem w więzie­ niu”. — Mówca często zdradza już z góry swój zamiar przez nazwę, jaką wybiera dla danej rzeczy. Jeden mówi „duchowny”, inny — „klecha”. Ze wszystkich chwytów i sposobów ten jest używany najczęściej i po prostu instynktownie. Przykłady: gorąca wiara fanatyzm. — Potknięcie lub flirt zdrada małżeńska. — Dwuznacznik sprośność. — Kryzys finansowy s bankructwo. — „Przez wpływy i stosunki” „przez łapow­ nictwo i nepotyzm”. — „Szczera wdzięcz­ ność” sś „dobra zapłata”. — Sposób 13. Chcąc spowodować, aby przeciwnik przyjął naszą tezę, wypowiadamy również i antytezę pozostawiając mu wybór między nimi; tę antytezę przedstawiamy tak jaskrawo, że przeciwnik, aby nie wpaść w paradoks, musi przyjąć naszą tezę, która przy porównaniu wydaje się sensowniejsza. Np. przeciwnik ma przyznać, że każdy powinien wykonać wszystko, co mu nakazuje jego ojciec; pytamy wtedy: „czy należy rodzicom być we wszystkich sprawach po­ słusznym czy nieposłusznym?” — Albo też,

63

jeżeli mówi się, że jakaś rzecz występuje często, wówczas zapytujemy, czy przez wyrąz „często” należy rozumieć mało czy dużo przypadków; na to przeciwnik odpowie: „dużo”. Jest to tak, jak gdyby się położyło szare obok czarnego i wtedy można je na­ zywać białym; gdy się zaś kładzie je obok białego, można je nazywać czarnym. Sposób 14. Bezczelnym manewrem mo­ żna nazwać zachowanie następujące: dajmy na to, że na kilka pytań przeciwnik dał odpowiedzi niezgodne z zamierzonym przez nas wnioskiem; pomimo to traktujemy ten wniosek jako dowiedziony i tryumfalnie go wygłaszamy. Jeżeli przeciwnik jest nieśmiały albo głupi, my zaś dysponujemy dużą bez­ czelnością i dobrym głosem, to taka sztuka może się świetnie udać. Należy to do przy­ padku „fallacia non causae ut causae” e4). Sposób 15. Jeżeli wygłosiliśmy twier­ dzenie paradoksalne, którego dowód sprawia nam kłopot, to przedstawiamy przeciwni­ kowi do przyjęcia lub do odrzucenia byle jakie twierdzenie słuszne, jakkolwiek nie oczywiste, tak jak gdybyśmy z niego chcieli wysnuć dowód. Jeśli je przeciwnik przez podejrzliwość odrzuci, to doprowadzamy go ad absurdum42) i tryumfujemy; jeżeli je natomiast akceptuje, to okazuje się, że po-

64 wiedzieliśjny coś rozsądnego, i czekamy, jak się dyskusja dalej potoczy. Możemy także zastosować dodatkowo podstęp opisany po­ przednio twierdząc, że w ten sposób nasz paradoks został dowiedziony. Aby tak po­ stępować, trzeba być krańcowo bezczelnym; ale z doświadczenia wiemy, że takie przy­ padki się zdarzają i że są ludzie, którzy to wszystko robią instynktownie. Sposób 16. Argumenta ad hominem 30> lub ex concessis 36) *>. Przy każdym twier*> [Przypis wg wydania Grisebacha:] Prawda, z któ­ rej wysnuwa się wnioski, może być prawdą obiektywną o ważności ogólnej i wtedy uzyskany dowód jest хат’ aXrjíleiav, secundum veritatem 65>. Tylko taki dowód ma właściwie wartość i ma rzeczywiste znaczenie. — Bywa jednak tak, że prawda, z której się wnioskuje, jest ważna tylko dla tej osoby, której czegoś chcemy dowieść i z którą na przykład dyskutujemy. Przeciwnik nasz wypowiedział np. jakieś twierdzenie, które bądź stanowi jego przesąd, bądź też zbyt pośpiesznie zgodził się na nic podczas sporu; na tym twierdzeniu opieramy swój dowód — ma on wówczas charakter хат’ av&portrov, ad hominem ,г>. Zmuszamy przeciwnika do tego, aby zgodził się na nasze twierdzenie, ale nie zgłaszamy żadnej prawdy ogólnej; dowód nasz służy wtedy tylko dla tego przeciwnika, poza tym zaś dla nikogo innego. Jeżeli np. mój przeciwnik jest wielkim zwolennikiem Kanta, ja zaś opieram swój dowód na jakiejś wypowiedzi Kanta, to dowód ten jako taki jest ad hominem. Jeżeli jest on mahometaninem, to mogę oprzeć swój dowód na jakiejś cytacie z Koranu, co już będzie dla niego wystarczające, wciąż jednak tylko ad hominem. — Przykład takiego argumentum ad hominem z filozofii starożytnej znajducmy w liście Epikura do Menoikosa [wdanym w 10-tej

65

dzeniu przeciwnika musimy badać, czy ono w jakiś sposób, choćby tylko pozornie, nie znajduje się w sprzeczności z czymś, co przeciwnik powiedział lub przyznał wcze­ śniej, bądź też z regułami jakiejś szkoły, sekty, którą on pochwała i aprobuje, lub z postępowaniem zwolenników tej sekty — choćby nawet zwolenników nieszczerych i pozornych — bądź wreszcie z jego własnym sposobem postępowania. Jeżeli np. przeciwnik broni samobójstwa, krzy­ czymy zaraz: „To dlaczego sam się nie powiesisz?” A jeśli twierdzi na przykład, że pobyt w Berlinie jest nieprzyjemny, natychmiast zawołamy: „To dlaczego nie wyjeżdżasz pierwszą ekstrapocztą?” Jakąś szykanę zawsze będzie można wynaleźć. Sposób 17. Gdy przeciwnik atakuje nas jakimś kontrargumentem, możemy się nieraz księdze Diog. Laertiosa: Epikur polemizując ze słynnym epigramem Theognisa: Ap/rp pev , to wystarczy zbijać to kontr­ argumentem ad hominem (ex concessis 38)); w ogóle będzie krócej, jeżeli zamiast pro­ wadzić długą dyskusję o prawdziwej istocie rzeczy, podamy jakieś argumentum ad ho­ minem, o ile tylko taki argument nam się nasuwa. Sposób 22. Jeżeli przeciwnik żąda od nas, abyśmy wyrazili zgodę na coś, z czego bezpośrednio wynikałby sporny problem, to odmawiamy, podając to za petitio principii 69>; albowiem tak samo przeciwnik, jak i słuchacze będą skłonni uważać jakieś twierdzenie pokrewne problemowi za iden5'

68

tyczne z problemem; w ten sposób pozba­ wiamy przeciwnika najlepszego argumentu. Sposób 23. Opór i sprzeczka pobudzają człowieka do przesady. Możemy więc prze­ ciwnika drażnić swym oporem, tak aby on swoje twierdzenie, które przy odpowiednim ograniczeniu może nawet być słuszne, roz­ szerzył poza granicę prawdy; jeżeli teraz odeprzemy jego przesadną wypowiedź, to wywołamy wrażenie, jak gdybyśmy obalili także jego twierdzenie pierwotne. Sami na­ tomiast musimy mieć się na baczności, aby się sprzeciwem nie dać skusić do przesady lub do rozszerzenia własnego twierdzenia. Często sam przeciwnik będzie się starał rozszerzyć naszą wypowiedź poza jej pier­ wotne znaczenie; musimy temu natychmiast zapobiec, sprowadzając go z powrotem do ścisłego brzmienia naszej wypowiedzi sło­ wami: „tyle powiedziałem i nic ponadto”. — Sposób 24. Fabrykowanie konsekwencji. Z wypowiedzi przeciwnika wyprowadza się sztucznie przez fałszywe wnioskowanie i prze­ kręcanie pojęć twierdzenia, które wcale nie były w niej zawarte ani też nie były za­ mierzone, które są natomiast absurdalne albo niebezpieczne; ponieważ teraz wydajc się, jakoby z wypowiedzi przeciwnika wy­ nikały takie twierdzenia, które są sprzeczne

69 zc sobą albo z uznanymi prawdami, więc możemy to traktować jako pośrednie oba­ lenie twierdzenia, apagoge 89>; jest to zatem znów zastosowaniem metody fallacia non causae ut causae 61). Sposób25. Sposób ten dotyczy apa­ goge przez instancję, exemplum in contrarium 40>. E7raytóY7), inductio 6S>, wymaga przytoczenia wielu przypadków, na których można oprzeć twierdzenia; przy 30) zaś wystarcza podanie tylko jednego przy­ padku niezgodnego z tym twierdzeniem i wtedy już jest ono obalone. Taki przypadek nazywa się instancją, ev, ani nawet argumentum ad hominem 35), to sto­ suje się argumentum ad auditores tzn. zarzut niesłuszny, którego błędność jednak widoczna jest tylko dla znawcy; znawcą takim jest przeciwnik, ale znawcami nie są słuchacze. W ich oczacłi więc jest on pobity, zwłaszcza gdy przez ten zarzut twier­ dzenie jego zostaje w jakiś sposób ośmieszone; albowiem do śmiechu ludzie są zawsze sko­ rzy, a śmiejących się mamy wówczas po naszej stronie. Aby wykazać nieważność za­ rzutu, przeciwnik musialby wdać się w długie wywody i sięgać do podstaw nauki lub do innych źródeł; lecz niełatwo znajdą one zrozumienie u słuchaczy. Przykład. Przeciwnik mówi: „Podczas powstawania gór pierwotnych masa, z której wykrystalizowały się później granit i wszelkie inne górotwory, była płynna wskutek ciepła, a więc stopiona; temperatura wynosiła prawdopodobnie ok. 200° R i masa wy­ krystalizowała się pod pokrywającą ją po­ wierzchnią morza”. — Stosujemy teraz ar­ gumentum ad auditores mówiąc, że przy takiej temperaturze, a nawet o wiele wcze­ śniej, już przy 80°R morze by dawno wy­ parowało i unosiło się w powietrzu jako para. Słuchacze śmieją się. Aby nas pobić,

73

przeciwnik musialby wykazać, że punkt wrzenia zależy nie tylko od temperatury, lecz również i od ciśnienia atmosferycznego; gdyby mniej więcej połowa wody morskiej unosiła się w powietrzu w postaci pary, to ciśnienie podwyższyłoby się tak bardzo, że nawet przy 200°R woda nie doszłaby jeszcze do wrzenia. — Jednakże do takiego wy­ jaśnienia nie może dojść, gdyż dla niefizyków wymagałoby to całego wykładu (Mitscher­ lich, Abhdlg. d. Beri. Akad. 1822). Sposób 29. Jeżeli spostrzegamy, żc za­ czynamy przegrywać *>, to możemy zasto­ sować dywersję, tzn. rozpoczynamy nagle mówić o czymś zupełnie innym, jak gdyby to należało do rzeczy i było argumentem przeciwnym. Można to zrobić w ramach przyzwoitości, o ile dywersja w ogóle jeszcze dotyczy thema quaestionis 70>, albo wręcz bezczelnie, jeżeli dotyczy to tylko prze­ ciwnika, a ze sprawą nie ma zupełnie nic wspólnego. Tak np. podkreśliłem z uznaniem, że w Chinach nie ma szlachty z urodzenia i żc urzędy otrzymuje się jedynie na pod­ stawie egzaminów. Mój przeciwnik twierdził, że uczoność tak samo nie uprawnia do sprawowania urzędów, jak szlachetne uro*> Patrz sposób 18.

74 dzcnic (które zresztą wysoko ceni). — Gdy następnie zauważył, że jego sprawa bierze zły obrót, natychmiast dokonał dywersji mówiąc, że w Chinach wszystkie stany pod­ legają karze przez bastonadę, co łączył znowu z częstym piciem herbaty i obie te rzeczy stawiał Chińczykom jako zarzut. — Gdyby się ktoś chcial wdawać w to wszystko, pozwalając się odwieść od tematu, to wy­ puściłby z rąk wywalczone już zwycięstwo. Dywersja staje się bezczelna, gdy opu­ szcza się całkowicie sprawę quacstionis i za­ czyna mniej więcej tak: „A niedawno Pan również twierdził, że...”. Wówczas bowiem dywersja staje się poniekąd atakiem oso­ bistym, o czym będzie jeszcze mowa przy roztrząsaniu ostatniego sposobu. Ściśle biorąc, jest ona stopniem pośrednim pomiędzy argumentum ad personam71>, które tam będzie omawiane, a argumentum ad hominem 3S>. Do jakiego stopnia sztuczka powyższa jest jakby wrodzona, przejawia każda kłótnia między pospolitymi ludźmi; gdy mianowicie jeden czyni drugiemu zarzuty osobiste, to ten bynajmniej nie stara się icli odeprzeć, lecz ze swej strony stawia teraz przeciw­ nikowi zarzuty osobiste, pozostawiając na uboczu tamte, jemu samemu poczynione,

75

a więc jakby się na nie zgadzając. Postępuje on jak Scipio, który zaatakował Kartagińczyków nie w Italii, lecz w Afryce. Na wojnie tego rodzaju dywersja może być przydatna; w kłótni jest ona szkodliwa, ponieważ postawione zarzuty nic zostają odparte i słuchacz dowiaduje się wiele złego o obu stronach. W dyskusji ten sposób jest używany faute de mieux 72>. Sposób 30. Argumentum ad verccundiam 73>. Zamiast uzasadnień używa się tu autorytetów odpowiadających wiado­ mościom posiadanym przez przeciwnika. — Unusquisque mavult credcrc. quam judicarc74>, mówi Seneka. Wygramy łatwe, mając po swojej stronie jakiś autorytet, który jest szanowany przez przeciwnika; dla niego zaś istnieje tym więcej ważnych autorytetów, im bardziej ograniczone są jego wiadomości i zdolności. Jeżeli stoi on pod tym względem na bardzo wysokim poziomic, to liczba tych autorytetów będzie bardzo mała lub nic będzie ich wcale. Co najwyżej uzna on autorytet fachowców w mało mu znanych dziedzinach nauki, sztuki lub rze­ miosła, a i to z nieufnością. Prości ludzie natomiast mają głęboki respekt dla wszel­ kiego rodzaju fachowców. Nie wiedzą oni o tym, że kto z pewnej rzeczy robi profesję.

76

ten kocha nic tę rzecz, lecz swój zarobek — ani o tym, że kto pewną rzecz wykłada, przeważnie słabo ją zna, albowiem jeśli ją studiuje gruntownie, nie pozostaje mu za­ zwyczaj czasu na jej nauczanie. Dla gminu jednak istnieje bardzo wiele autorytetów, które szanuje. Jeśli zatem nie znajdujemy autorytetu odpowiedniego, to trzeba się po­ służyć pozornym i zacytować, co ktoś tam powiedział, choćby w innym sensie lub w innych warunkach. Najskuteczniej dzia­ łają zwykle takie autorytety, których prze­ ciwnik w ogóle nic rozumie. Ludzie niewykształceni mają szczególny szacunek dla retorycznych kwiatków greckich lub łaciń­ skich. W razie potrzeby można nie tylko przekręcać cytaty, ale po prostuje fałszować, a nawet podawać takie, które są wyłącznie własnym wymysłem: przeciwnik przeważnie nic ma pod ręką książki i zresztą nie umiałby się nią posługiwać. Najładniejszym przy­ kładem tego jest francuski pleban, który nie chcąc brukować ulicy przed swoim domem, do czego byli zmuszeni inni obywatele, przytoczył werset biblijny: pavcant illi, ego non pavcbo 75>. 1 to przeko­ nało przełożonych gminy. Również i za­ korzenione przesądy dają się zastosować jako autorytety; albowiem większość ludzi

77

myśli jak Arystoteles: á pev noXXot? Soxei, Taura ye ewai «papei? 78> (zdaje się w Etyce Nikomach.). Doprawdy, nie ma tak absur­ dalnego poglądu, którego by ludzie nie przyjęli jako własny, o ile tylko potrafi im się wmówić, że pogląd ten został przyjęty przez ogół. Przykład działa tak na ich myślenie, jak na ich czyny. Są oni jak owce, które idą za swoim baranem, gdziekolwiek ich prowadzi; łatwiej im umrzeć, niż myśleć. Jest to bardzo dziwne, że zdanie ogółu ma dla nich tak wielkie znaczenie, skoro przecież sami widzą po sobie, w jaki sposób przyj­ muje się zdania, mianowicie zupełnie bez rozumowania i tylko na skutek przykładu. Tego nie wiedzą jednak, bo nie mają żadnego samokrytycyzmu. — Tylko wybrani mówią jak Platon: rotę koXXoi? 7toXXa Soxei co oznacza, że gmin ma pełno dziwactw w głowie i kto by się chciał tym zajmować, miałby dużo roboty. Powszechność jakiegoś poglądu nie jest, poważnie mówiąc, żadnym dowodem, nie daje nawet prawdopodobieństwa słusz­ ności. Ci, którzy tak twierdzą, przypuszczają chyba, 1) że oddalenie w czasie pozbawia ową powszechność jej siły dowodowej; ina­ czej bowiem musicliby powrócić do wszyst­ kich dawnych błędnych zapatrywań, któ­

78

re kiedyś były powszechnie uważane za prawdę, np. do systemu Ptolemeusza, lub też np znowić katolicyzm we wszystkich krajacii protestanckich; — 2) że oddalenie w przestrzeni działa w ten sam sposób; inaczej powszechność zdania u wyznawców buddyzmu, chrześcijaństwa i islamu musiałaby wprawić ich w zakłopotanie. (Według Benthama, Tactique des assemblées légis­ latives ,8>, vol. 2, p. 76). To, co się nazywa zdaniem ogółu, jest, ściśle biorąc, zdaniem dwóch lub trzech osób i o tym przekonalibyśmy się, gdybyśmy mogli obserwować powstawanie takiego ogól­ nie przyjętego poglądu. Zauważylibyśmy wtedy, że tylko dwie lub trzy osoby najpierw to zdanie przejęły od innycli albo wypo­ wiedziały same, a inni z uprzejmości uwie­ rzyli, w przekonaniu, iż rzecz była grun­ townie zbadana. Uważając tych pierwszych za dostatecznie kompetentnych, przyłączyło się do tego zdania najpierw kilku następnych. Tym znowu uwierzyło wielu innych, którzy z lenistwa woleli po prostu uwierzyć od razu, zamiast podjąć mozolne badania. I tak z dnia na dzień narastała liczba tych leni­ wych i łatwowiernych zwolenników; gdy bowiem taki pogląd przyjęła już znaczna liczba osób, wówczas następni uważali, że

79

to się mogło stać tylko dzięki słuszności tego poglądu. Pozostali zaś byli teraz zmuszeni uznawać to, co już zostało ogólnie uznane, jeżeli nie chcieli uchodzić za niespokojne głowy, które się opierają ogólnie uznanym poglądom, lub za zarozumialców, którzy chcą być mądrzejsi od całego świata. Po­ dzielanie tego poglądu stało się obowiązkiem. Nieliczni, którzy są zdolni do wydawania własnycłi sądów, muszą teraz milczeć; ci zaś, którym wolno mówić — to ludzie nie­ zdolni do własnego zdania i własnego sądu, którzy są tylko echem cudzych poglądów; tym gorliwiej jednak i tym fanatyczniej ich bronią. Nienawistny jest im bowiem każdy myślący inaczej, i to nie tyle z powodu odmiennego poglądu, ile z powodu zuchwal­ stwa, jakie wykazuje wypowiadając własne zdanie; rzecz taka im się nigdy nie zdarza i w gruncie rzeczy są tego świadomi. — Krótko mówiąc, bardzo mało ludzi umie myśleć, ale jakiś pogląd clicc mieć każdy 79>. I cóż pozostaje tu innego, jak przejąć gotowy pogląd od innych, zamiast wypracować go samemu? — Co znaczy wobec tego głos stu milionów ludzi? — Tyle, ile np. jakiś fakt, który można znaleźć u stu pisarzy histo­ rycznych, zanim się nic dowiedzie, że wszyscy odpisywali jeden od drugiego, tak że w końcu

8o

wszystko sprowadza się do jednej jedynej wypowiedzi. (Według Bayle’a Pensées sur les comètes 80>, vol. I, p. 10).

„Dico ego, tu dicis, sed denique dixit et ille: Dictaque post toties, nil nisi dicta vides” 81>. Pomimo to w sporze z prostymi ludźmi można poglądy powszechne stosować jako autorytet. Okazuje się w ogóle, że jeżeli kłócą się ze sobą dwie osoby z gminu, to przeważnie używają autorytetów jako broni, którą za­ dają sobie ciosy. — Jeżeli z takim człowie­ kiem ma do czynienia jakaś lepsza głowa, to najbardziej wskazane jest zastosować tę samą broń dobierając ją do słabej strony przeciwnika. Albowiem na nacisk wywierany przez dowody będzie on, ex hypothesi 82>, nieczuły jak jakiś nowy Zygfryd 83), zrogowaciały w swojej niezdolności do myślenia i sądzenia. Spór przed sądem wiedzie się właściwie jedynie przy pomocy autorytetów, miano­ wicie autorytetu prawa, które jest ustalone; rozumowanie sprowadza się tu do znalezie­ nia odpowiedniej zasady prawnej, tzn. auto­ rytetu, który w danym przypadku znajduje zastosowanie. Dialektyka zaś ma tu dość swobody, ponieważ w razie potrzeby oma-

8i

wianą sprawę oraz formulę prawną, które sobie nie odpowiadają, przekręca się tak długo, aż można je uważać za odpowiada­ jące sobie; to samo można zrobić w przy­ padku odwrotnym. Sposób 31. Gdy nie znajdujemy odpo­ wiedzi na przesłanki przeciwnika, możemy z subtelną ironią zgłosić swoją niekompe­ tencję. „To, co Pan mówi, przechodzi moje słabe możliwości pojmowania; być może, że to bardzo słuszne, ale ja tego nie mogę zrozumieć i powstrzymuję się od wydania jakiegokolwiek sądu”. — W ten sposób in­ synuuje się słuchaczom, którzy nas szanują, że chodzi tu o nonsens. Tak np. wielu pro­ fesorów starej eklektycznej szkoły po uka­ zaniu się „Krytyki czystego rozumu”, a ra­ czej wtedy, gdy zaczęła wywoływać sensację, oświadczyło: „My tego nie rozumiemy”, i wydawało im się, że w ten sposób sprawa będzie zakończona. — Gdy jednak kilku zwolenników nowej szkoły wykazało im, że oświadczając tak naprawdę mieli rację i źc rzeczywiście nie rozumieli tego dzielą, wów­ czas bardzo im się popsuł humor. Sposób ten można zastosować tylko wtedy, gdy się ma pewność, że jest się bardziej szanowanym przez słuchaczy niż przeciwnik; np. gdy profesor występuje przc6

ciwko studentowi. Właściwie należy to je­ szcze do poprzedniego sposobu, jest to bo­ wiem podkreślenie własnego autorytetu za­ miast argumentów, i to w sposób szczególnie złośliwy. — A oto chwyt odwrotny: „Przy Pańskiej wielkiej przenikliwości zrozumiałby to Pan z łatwością, i to tylko moja wina, że rzecz źle przedstawiłem”, — po czym bę­ dziemy mu sprawę tak kłaść łopatą do głowy, że musi ją zrozumieć nolens volens i jasne się stanie, iż przedtem jej naprawdę nie rozumiał. —- Odparcie ataku zatem zacho­ dziło tu tak: przeciwnik chciał nam insy­ nuować „nonsens”, a myśmy mu dowiedli „brak rozumu” — i to wszystko z największą grzecznością. Sposób 32. Przeszkadzające nam twier­ dzenie przeciwnika możemy łatwo usunąć lub też’ przynajmniej uczynić podejrzanym, zaliczając je do jakiejś nienawistnej nam kategorii pojęć, i to nawet wtedy, gdy za­ chodzi tylko słabe podobieństwo lub inne luźne powiązanie, jak np. w powiedzeniach: „To jest manicheizm; to arianizm; to pelagianizin; to idealizm; to spinozyzm; to panteizm; to brownianizm; to naturalizm; to ateizm; to racjonalizm; to spirytualizm; to mistycyzm itd., itd.” 84). — Czynimy tu dwa założenia: I) że. owo twierdzenie jest

83

rzeczywiście identyczne z tą kategorią albo przynajmniej jest w niej zawarte; wołamy wówczas: „O, to już znamy!” — i 2) że cala ta kategoria pojęć została już odrzu­ cona i nie może zawierać prawdziwego słowa. — Sposób 33. „Może to słuszne w teorii; w praktyce jest to jednak fałszywe”. — Sto­ sując taki sofizmat uznaje się przyczyny, a przeczy skutkom; w przeciwieństwie do reguły: a ratione ad rationatum valet consequentia 8S). — Owo twierdzenie zakłada coś, co jest niemożliwe: co jest słuszne w teorii, musi się zgadzać i w praktyce; jeżeli się nie zgadza, musi istnieć błąd w teorii; coś zostało przeoczone i nie uwzględnione, coś jest zatem fałszywego w teorii. Sposób 34. Jeżeli przeciwnik na jakieś pytanie albo argument nie daje odpowiedzi bezpośredniej lub informacji, lecz stara się jej uniknąć przez inne pytanie, przez od­ powiedź pośrednią lub też przez coś zgoła nie należącego do tematu, i dąży w innym kierunku, to jest to pewny znak, że natra­ filiśmy (czasami bezwiednie) na jego jakiś słaby punkt; jest to jakby względne „za­ milknięcie” ze strony przeciwnika. Należy więc ten slaby punkt atakować i nie puścić 6«

84

przeciwnika z miejsca; i to nawet wtedy, kiedy jeszcze nie widzimy, na czym właści­ wie polega ta słaba strona, na którąśmy natrafili. — Sposób 35, dzięki któremu, o ile tylko da się on zastosować, wszystkie inne sposoby stają się zbędne: zamiast działać argumen­ tami na intelekt, należy działać za pomocą motywów na wolę; wtedy zarówno prze­ ciwnik jak i słuchacze, o ile tylko leży to w ich wspólnym interesie, natychmiast ra­ zem przyłączają się do naszego zdania, choćby nawet pochodziło ono prosto z domu wariatów; albowiem jeden lut woli zazwy­ czaj tna większe znaczenie niż cetnar ro­ zumu i przekonania. Co prawda daje się to wykonać tylko w specjalnych warunkach. Jeżeli można przeciwnikowi dać do zrozu­ mienia, że gdyby jego zdanie zwyciężyło, zaszkodziłoby to dotkliwie jego interesom, wówczas odrzuci je tak prędko, jak gdyby nieostrożnie dotknął gorącego żelaza. Np.: duchowny broni jakiegoś filozoficz­ nego dogmatu — niech mu ktoś zwróci uwagę, że jego wypowiedź godzi pośrednio w jakiś podstawowy dogmat jego kościoła, to natychmiast zaprzestanie. Ziemianin chwali doskonałą mechani­ zację w Anglii, gdzie jedna maszyna parowa

85

wykonuje pracę wielu ludzi; zwracamy mu uwagę, że wkrótce maszyny parowe będą ciągnąć wozy i że wtedy konie jego wielkiej stadniny bardzo spadną w cenie; — więcej nie potrzeba! W takich przypadkach każdy ma uczucie: „Quam temcre in nosmet legem sancimus iniquam!” 80) Tak samo postępujemy, jeżeli słuchacze należą do tej samej co my sekty, do tego samego cechu, zawodu lub klubu itd., prze­ ciwnik zaś nie. Choćby jego teza była ze wszech miar słuszna, z chwilą gdy na­ potykamy, że jest sprzeczna ze wspólnymi interesami np. takiego cechu itd., wszyscy słuchacze będą uważać argumenty prze­ ciwnika za słabe i marne, choćby były doskonałe, natomiast nasze za słuszne i traf­ ne, choćby nawet były wyssane z palca; chór słuchaczy będzie nas głośno aklamował, a przeciwnik odejdzie ze wstydem. Sami słuchacze zaś przeważnie święcie wierzą, że glosowali z czystego przekonania, albo­ wiem to, co jest dla nas niekorzystne, za­ zwyczaj wydaje się naszemu intelektowi absurdalne. Intellcctus luminis sieci non est 87* etc. Ten sposób można by nazwać „uchwyceniem drzewa za korzeń”; zwykle nazywa się argumentum ab utili 88>. Sposób 36. Zadziwienie i oszołomienie

86

przeciwnika potokiem bezsensownych słów. Polega to na tym, że „Przecz każdy sądzi, gdy usłyszy słowa, że muszą też zawierać jakiś sens”. [Faust I, w. 2565—66]

Jeśli jeszcze do tego przeciwnik w skrytości ducha świadomy jest swojej słabości, jeżeli jest przyzwyczajony do tego, że nieraz słyszy rzeczy, których nic rozumie, i za­ chowuje się przy tym, jak gdyby je rozumiał, to można mu zaimponować plotąc z po­ ważną miną jakieś uczone i głębokie non­ sensy, przy których wszystko w głowic mu się miesza; podajemy je właśnie za naj­ bardziej niezaprzeczalny dowód naszej tezy. Ten fortel, jak wiadomo, został użyty w ostat­ nich czasach przez kilku filozofów w stosunku do całej niemieckiej publiczności z najświet­ niejszym sukcesem. Skoro jednak cxcmpla odiosa sunt 8!’>, można wziąć przykład star­ szej daty z „Vicar of Wakefield” Goldsmitha 90), p. 34. Sposób 37 (który powinien być jednym z pierwszych). Jeżeli sprawa przeciwnika jest słuszna, ale na nasze szczęście obrał on dla niej dowód niedobry, to łatwo nam przychodzi ten dowód odeprzeć, po czym udajemy, że odparliśmy tym samym całą

Sposób ostatni: argumentum ad personaru (do sir. 88).

88

tezę. W gruncie rzeczy sprowadza się do tego, że podajemy argumentum ad hominem 3S> za argumentum ad rem 34>. Jeżeli ani jemu, ani słuchaczom żaden lepszy dowód nie przychodzi do głowy, tośmy zwyciężyli. — Na przykład ktoś podaje ontologiczny dowód istnienia Boga, który to dowód bardzo łatwo daje się zbić. W taki właśnie sposób zły adwokat może przegrać dobrą sprawę: chce on usprawiedliwić ją paragrafem, który nie jest dla niej odpo­ wiedni, właściwy zaś nie przychodzi mu do głowy. Sposób ostatni. Jeżeli się spostrzega, że przeciwnik jest silniejszy i że w końcu nie będzie się miało racji, to atakuje się go w sposób osobisty,, obraźliwy, grubiański. Polega to na tym, że (mając i tak już sprawę przegraną) porzuca się przedmiot sporu i zamiast tego atakuje się osobę prze­ ciwnika w jakikolwiek bądź sposób; można by to nazwać argumentum ad personam 7ł>, w odróżnieniu od argumentum ad hominem; przy tym ostatnim odchodzi się od przed­ miotu sporu pojmowanego czysto obiek­ tywnie i atakuje się to, co przeciwnik o tym powiedział lub przyznał. Natomiast przy ataku osobistym odchodzi się całkowicie od przedmiotu i natarcie kieruje się na osobę

89

przeciwnika; postępuje się więc w sposób krzywdzący, złośliwy, obraźliwy, grubiański. Jest to odwołanie się od sił duchowych do sił cielesnych lub zwierzęcych. Z reguły tej korzysta się chętnie, bo każdy jest zdolny do jej zastosowania; toteż używa się jej nader często. Powstaje teraz pytanie, jaką regułą ma się wtedy posługiwać druga strona. Jeżeli bowiem postąpi tak samo, to wynik­ nie z tego bijatyka, pojedynek lub proces o obrazę. Bardzo by się mylił ten, kto by myślał, że wystarczy samemu nie atakować osobiście. Bo jeśli się komuś spokojnie wykazuje, że nie ma racji i że zatem sądzi i myśli fałszy­ wie, co ma miejsce przy każdym dialek­ tycznym zwycięstwie, to drażni go to bar­ dziej niż jakieś grubiańskie, obraźliwe wy­ rażenie. A dlaczego? Dlatego że, jak mówi Hobbes, De cive, c. 1 : Omnis animi voluptas, omnisque alacritas in eo sita est, quod quis habeat, quibuscum conferens se, possit mag­ nifiée sentire de se ipso #1>. — Dla człowieka nie ma nic droższego niż dogodzenie jego próżności i żadna rana nie boli bardziej niż rana zadana właśnie próżności. (Z tego też pochodzą zwroty, jak „Honor jest droższy niż życie” itp.) Dogodzenie próżności po­ wstaje głównie przy porównywaniu siebie



z innymi pod wszelkim względem, szcze­ gólnie zaś pod względem sil umysłowych. Zachodzi to właśnie effective 92 > i bardzo wyraźnie w dyskusji. Wynika stąd rozgory­ czenie u zwyciężonego, pomimo że nie został skrzywdzony, i dlatego też sięga on .do ostatniego środka, do tego ostatniego spo­ sobu, którego nie da się uniknąć, choćby druga strona zachowywała się grzecznie. Zimna krew może jednak i tutaj być po­ mocna; a mianowicie na osobiste ataki przeciwnika odpowiadamy spokojnie, że to, co powiedział, nie należy do tematu; do tego tematu natychmiast wracamy dowodząc mu w dalszym ciągu, że nic ma racji, i nic zważając na jego obraźliwe zachowanie, a zatem tak jak Temistokles mówi do Eurybiadesa : TraraÇov pev, axouaov Se 93>. Nie, każdy jednak tak potrafi. Najlepszą radą jest zatem ta, którą podajc już Arystoteles w ostatnim rozdziale Topik : Nie dyskutować z pierwszym lepszym, lecz tylko z takimi, których znamy i o których wiemy, że mają dość rozumu, aby nie prawić takich absurdów, których sami się muszą potem wstydzić. Należy dyskutować za po­ mocą argumentów, nie zaś za pomocą apo­ dyktycznych wypowiedzi, należy argumen­ tów tych wysłuchiwać i w nie wnikać.

9i

Należy wreszcie dyskutować z ludźmi, którzy cenią prawdę, lubią słyszeć słuszne argu­ menty także z ust przeciwnika i są dość sprawiedliwi, aby móc znieść świadomość, że nie mają racji, jeżeli prawda jest po drugiej stronie. Wynika stąd, że wśród setki ludzi znajdzie się może jeden, z którym warto dyskutować. Reszta niech mówi co chce, bowiem desipere est juris gentium 94). Pamiętajmy o tym, co mówi Voltaire: La paix vaut encore mieux que la vérité 98), a pewne przysłowie arabskie brzmi: „Na drzewie milczenia dojrzewa jego owoc — pokój”. W istocie rzeczy, dyskusja jako gimna­ styka myśli daje często obopólną korzyść służąc sprawdzeniu własnego rozumowania, a także powstawaniu nowych poglądów. Jednakże obaj dyskutanci muszą być mniej więcej równi sobie pod względem erudycji i inteligencji. Jeżeli jednemu z nich brakuje pierwszej, to nie zrozumie wszystkiego, nie będzie au niveau 98>. Brak inteligencji na­ tomiast doprowadzi go do rozgoryczenia, które go skłoni do nieuczciwości i do pod­ stępów, w końcu zaś do grubiaństwa.

Nic ma istotnej różnicy pomiędzy dys­ kusją in colloquio přiváto s. familial i '7|

92

a disputatio solemnis publica, pro gradu98’ itd.; chyba ta, że podczas ostat­ niej wymaga się, aby respondent miał zawsze rację w stosunku do oponenta i dla­ tego w razie potrzeby Praeses mu pomaga; — podczas ostatniej również argumentuje się bardziej formalnie i argumenty7 swoje za­ zwyczaj ujmuje się w ścisłą postać ostateczną.

Przypisy (opracowane z udziałem prof. Tadeusza Kotarbińskiego)

*> Dialektyka, postępowanie dialektyczne, człek dia­ lektyczny *> Lorenzo Valla (1406—1457), wykładał na uniwersy­ tecie w Pavii. Zwalczał filozofię scholastyczną. Wzmianka dotyczy dzieła „Dialecticarum disputationum libri III”. *) Trudności logiczne, przesłankę logiczną, bezdroże logiczne Dialektyka została wynaleziona jako niby umie­ jętność rozeznawania tego, co jest prawdą a co fałszem. Cic. in Lucullo. — Stoicy mianowicie pilnie kroczyli ścieżkami sądzenia za przewodem umiejętności, którą nazywali dialektyką. Cíe. Tópica c. 2. — Wolimy po­ wiedzieć, że ta część dialektyki polega na dyskutowaniu. Quinct. lib. XII, 2. — s> „Piotra Ramusa Dialéctica objaśniona wykładami Audomarusa Talaeusa”.— Pierre de la Ramće (Petrus Ramus, 1515—1572), profesor na Uniwersytecie Parys­ kim. Zwalcza! logikę arystotelesowską w pracy „Dialccticae partitiones” (późniejszy tytuł: „Institutiones dialecticae”) i „Animadversiones in dialecticam Aristotelis”. Audomarus Talaeus (Omer Talon) (ok. 1510—1562), humanista, z pochodzenia Irlandczyk, przyjaciel Piotra de la Ramće. •> wszelkimi dozwolonymi lub nie dozwolonymi środ­ kami ' ’> Dialektyka jest to sztuka uzasadniania lub oba­ lania tego lub owego sposobem pytania i odpowiadania w toku rozmowy.

94 8> prawdopodobne *> Johann Gottlieb Buhle (1763—1821), filolog niemiecki, sporządził krytyczną, komentowaną edycję giecko-łacińską: „Aristotelis opera omnia...”, vol. I—V, Biponti 1791-^-1804; tu chodzi o vol. III z 1791 r., s, 5 i 505. ,0' w obronie ojczyzny i domu 11 ’ Kauka wsźakże rozwija silę wrodzoną (Horacy, Carmina IV, 4, 33). mniemanie, pogląd t3) o wybiegach sofistycznych sztuka wypróbowywania ,5> Prawda leży głęboko (w głębokiej studni). Jeżeli rzecz zrozumieliśmy, możemy ją łatwo wyrazić słowami (por. Cicero, De fin. III, 16). 171 «rodzaj- (genus), gatunek (species) 18) loci, TO7TOI (liczba mnoga od locus, totco^), dosłownie: ,,miejsca”, powszechnie uznane twierdzenia, prawdy ogólne, służące za punkt wyjścia w rozumowaniu (mówiono także: „loci communes”, .„miejsca wspólne”, rzyli w pierwotnym znaczeniu: „komunały”) zdolność pożądania (termin Platoński na okre­ ślenie życia popędowego) namiętność (w filozofii Platona: uczucie i wola pod­ porządkowane rozumowi, przeciwieństwo poprzedniego) *9 o przeznaczeniu 22> przeznaczenia . *3’ Przyczyny wszystkich rzeczy, które są sprzeczne, muszą również być sprzeczne; albowiem rozum nie pozwala, aby z jednej i lej samej przyczyny wynikały rzeczy sprzeczne. (Scotus Eriugena, Dc praedestinatione Ul. 2). *0 doświadczenie uczy *bl Por. „Uczta” Platona (XXI, 200 E, 201 U, w-prze­ kładzie Wł. \Vilwicki Natura nic nie czyni na próżno (z Arystotelesa). 2!ł> (swoista) właściwość 20) przypadłość, cecha przypadkowa 3”> z głowy 31 > czynność 32) Roztrząsania o przepieraniu się, z dziedziny teorii wywodów eryslycznych. 33) fortele w walce 3,) sposób odwołujący się do rzeczy; (argumentom ad rem: dowód odwołujący się do rzeczy) 35> sposób odwołujący się do człowieka; (argumentom ad hominem: dowód odwołujący .się do człowieka, z którym jest spór) 38l na mocy tego, na co przystaje przeciwnik 37> neguję przesłankę większą lub mniejszą 3“) neguję konsekwencję 3tt) dowód apagogiczny: dowód wynikający z nie„ możliwości twierdzenia przeciwnego 40) przykład przeciwieństwa 411 Socrates in Hippia maj. [ore] et alias — Sokrates w „Hippiaszu Większym” i gdzie indziej; chodzi m. in. o rozdz. XVIII (por. komentarz W. Witwickiego w wy­ daniu: „Platona Hippiasz Mniejszy. Hippiasz Większy, lon”, Warszawa 1959, s. 128—129). 42) Metoda polegająca na wyciągnięciu z twierdzenia wniosku absurdalnego, wskutek czego samo lwsadzenie staje się absurdalne. 43ł obiektywnie -ji4) Z kimś, kto neguje zasady, nic należy dyskutować.

96 *•> tego, o co spór się toczy *•> w logice: dwuznaczność 4’> Każde światło można zgasić. Rozum jest światłem. Rozum można zgasić. *’> Tak zwany „błąd czterech terminów”. W po­ prawnym sylogizmie muszą być trzy terminy: większy, średni i mniejszy. Błąd czterech terminów powstaje, gdy zamiast jednego terminu średniego w sylogizmie wystę­ pują dwa, ze względu na jego dwuznaczność. *’> punkt honoru zmiana przedmiotu sporu ’*> w odniesieniu do czegoś •’> simpliciter: po prostu; absolute: bezwzględnie ta), s To jest sofizmat polegający na wywodzie zdania orzekającego po prostu ze zdania orzekającego tylko w odniesieniu do czegoś. — Arystotelesowy drugi wybieg solistyczny, spośród wybiegów „zewnętrznych w stosunku do mowy: po prostu zamiast nie po prostu, ale ze względu na to: jak, bądź gdzie, bądź kiedy, bądź względem czego”. “> zgubienie wątku rozumowania “) przez negowanie tego, co wynika 57) Jest to sylogizm, który występuje jako część niekońcowa naszego wnioskowania składającego się z łań­ cucha sylogizmów. ••> podstawy, twierdzenia podstawowe użycie tezy dowodzonej jako przesłanki dowodu odwrotnie •*» polegająca na stawianiu pytań •’> wnioskowanie od szczegółów do ogólności •’> „służalcy" (zwolennicy monarchii al»o: tnrj) i „wolni” („liberałowie") •*> potraktowanie czegoś, co nie jest przyczyną, jako przyczyny

97 C5> wedle prawdy 66> Najlepiej by było dla ziemian nie przychodzić na świat I nie wpatrywać się w blaski jaskrawego słońca, A przyszedłszy na świat, jak najprędzej przekroczyć wrota Hadesu I lec w objęciach wielkiej ziemi. [tłumaczenie Tadeusza Kotarbińskiego] •’> Jeżeli mówi tak z przekonania, to dlaczego nie odbiera sobie życia? łatwo by to było wykonać, jeśliby tego chciał poważnie; ale jeśli mówi tak dla śmiechu, to pustosłowi w sprawach wymagających decyzji. •») odwrócenie kierunku argumentu *•> argument odwołujący się do słuchaczy ’•> temat sporu ’•> argument natury osobistej ,2> w braku czegoś lepszego ’’) argument odwołujący się do poważania ’•> Każdy woli wierzyć, niż wydawać własny sąd (por. Seneca, De vita beata I, 4). ’*) Niech się trwożą inni, ja się nie zatrwożę! (Gra słów: franc, „paver” — brukować, lac.: „pavere" — trwożyć się; niedokładny cytat z Wulgaty, Jerem. 17, 18). ’*> Uznajemy domniemanie pospólne (por. Ethica Nicom. X. 2). Szerokie kola rozmaitym hołdują mniemaniom (zob. Politeia IX, IV, 576). ’•> „Taktyka zgromadzeń ustawodawczych”. Jeremy Bentham (1748—1832), angielski prawnik i filozof, twórca tzw. „kierunku utylitarnego”, dążącego do zapew­ nienia możliwie największego szczęścia jak największej liczbie osób, ”) Jest to zniekształcony cytat z Berkeleya: „Mało ludzi myśli, ale każdy chce mieć swoje zdanie” (por. 1

98 „Trzy dialogi między Hylasem i Filonousem”, Warszawa 1956, s. 235). M) „Myśli różne o kometach” (1681), dzieło filozo­ ficzne przeciwko zabobonom historycznym. •*> Mówię ja, mówisz ty, a wreszcie powiedział j tamten. Po tyłu powiedzeniach widzę już tylko same powiedzenia. •*> zgodnie z przypuszczeniem •’> Bohater germańskiej sagi, który kąpiąc się we krwi zabitego smoka uzyskał skórę zrogowacialą, odporną na poranienia. M> manicheizm: sekta uznająca równorzędność bóstw złego i dobrego; arianizm: sekta nie uznająca boskości Chrystusa; pelagianizm: sekta nie uznająca grzechu pierwo­ rodnego i nieodzowności łaski Bożej dla zbawienia; spinozyzm: filozofia Spinozy; pan teizm: pogląd przyjmujący, że wszechświat jest Bogiem; brownianizm: doktryna teologa J. Browna (1784— 1858) dotycząca pokuty; naturalizm: pogląd uznający tylko naturę, bez nad­ przyrodzonego objawienia; ateizm: zaprzeczenie istnieniu Boga; racjonalizm: odrzucanie wszystkiego, czego rozum nie może pojąć; spirytualizm: przekonanie, żc świat materialny jest wytworem ducha; mistycyzm: wiara w tajemniczy związek duszy z Bogiem. •’> Wywód następstwa z racji jest wywodem po­ prawnym. »•) Jakże nieopatrznie zgadzamy się z prawem nie­ sprawiedliwym godzącym w nas samych! (Horacy, Sat. I, 3, 67).

99 ”> Rozum [ludzki] nie odznacza się trzeźwym spoj­ rzeniem [lecz podlega wpływom woli i uczuć] (Franci­ szek Bacon, Novum organum. Z oryginału łacińskiego przełożył Jan Wikarjak. Warszawa 1955, I 49, s. 72). argument odwołujący się do użyteczności ••) Przykłady są niechętnie widziane. ”> Oliver Goldsmith (1728—1774) sentymentalny pisarz angielski, w powieści Pleban z Wakefuldu daje sie­ lankową pochwalę wsi. •>) Dobre samopoczucie człowieka polega na tym, by móc być o swoich walorach dobrego zdania przy porównaniu z kimkolwiek innym (Hobbes, Dc cive I, 5). •*> faktycznie “> Bij, ale wysłuchaj ! (Plutarch, Themistokles 11,20). “) Ludzie mają prawo być głupimi. •*< Spokój jest jeszcze więcej wart niż prawda (Voltaire, Pocme sur la loi naturelle, 4me partie, v. 105— 106). •*) na poziomie •’> w rozmowie prywatnej lub poufnej **> uroczysta dyskusja publiczna, dyskusja dla osią­ gnięcia stanowiska

SPIS TREŚCI

Przedmowa (Tadeusz Kotarbiński)............................. Uwagi wstępne (Bolesław i Lucja Konorscy) ...

5 9

Arthur Schopenhauer Dialektyka erystyczna . . »............................................ 21 Podstawa wszelkiej dialektyki............................................ 45

Przypisy tłumaczów (opracowane z udziałem Tadeusza Kotarbińskiego)............................................ 93

Tadeusz Kotarbiński (1886-1982) „Idzie autorowi o takie chwyty, których używają w sporze ci, co za wszelką cenę — a więc i za cenę prawdy, słuszności, poprawności wywodu — chcą konie­ cznie «postawić na swoim», zrobić tak, żeby było uznane, że oni mają rację. Tę technikę nierzetelnego przepierania swojej sprawy w sporze nazywa Schopenhar «dialektyką erystyczną»... Bardzo dobrze, że ukazuje się w przekładzie iskim ten jego dawny utwór zasługujący na przypomnienie. "Wszak dobrze uprzytomnić sobie różne możliwe fortele wykrętne, aby wiedzieć, na co być narażonym w sporach z ludźmi nierzetelnymi. A tym pożyteczniejsza “czka, że bardzo mało na ten temat można przeczytać po polsku. Co v\ mało można przeczytać o tym w ogóle, chociaż trudncF potwierdzić don ■»ra, że próbuje on zacząć uprawiać pole dotąd nie uprawiane. Stary ... fach: znawstwo sztuczek szalbierczych w sporze. W starożytnej Helladzie vano ich analizę nader wnikliwie”.